Otchłań AAR

Discussion in 'HoI II - AARy' started by sieka, Jan 30, 2009.

Thread Status:
Not open for further replies.
  1. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek I
    „Ciemne chmury nad Europą”

    Dobijała 12, kiedy pierwszy statek pasażerski wrócił z Holenderskiej Republiki Sowieckiej. W Great Yarmouth dawno nie było tak tłoczno. Młody, około 27letni, pasażer opuścił pokład jako jeden z pierwszych. „Anglia jest zawsze taka sama” - pomyślał spoglądając na niebo, na którym szare chmury przesuwały się szybko ustępując następnym, identycznym. Powietrze pachniało morzem i kropił delikatny kapuśniak. Mężczyzna szybko rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś zadaszenia bądź poczekalni. Od razu znalazł mają obleśną budę i czym prędzej pobiegł w jej stronę.
    - Ian! Ian! Czekaj! – to Pancy Clarkson, można powiedzieć nowo poznany kolega – Lecisz zapalić?
    - A widzisz inną rozrywkę? Samochody podjadą po nas dopiero za pół godziny nie będę stać jak kołek i marznąć, kręcenie się po dokach na tej pogodzie też jest nie dla mnie. Chodź poczęstuję cię.
    Mężczyźni ledwo zmieścili się w małej drewnianej budce, Ian wyciągnął swoje papierosy „Złota Belgia” i obdarował jednym swojego kolegę. Wiedział, że Clarkson wypalił swoje wszystkie papierosy wczoraj w nocy.
    - Dobry był sylwester co? Częściej musimy walić na kontynent na takie imprezy!
    - Obyśmy mieli jeszcze szansę Pancy, wojna wisi w powietrzu. Podobno gdyby wybuchła podróż przez morze dla cywilów byłaby trudniejsza, a warto zauważyć, że i na ten wyjazd czekaliśmy w kolejce 2 lata, tak więc wtedy będzie niemal niemożliwa. Możemy się tylko cieszyć, że wyjazd wypadł akurat teraz w porze sylwestrowej.
    - Masz racje Ian. Masz racje, oddam ci za fajki jak wrócimy do Norwich okej?
    - Nie ma sprawy, swoją drogą dziwne, że mieszkamy tak blisko a do tej pory na siebie nie wpadliśmy, obyśmy na następne spotkanie nie czekali 27lat hehe.
    Po kilku chwilach oboje byli znudzeni już rozmową i w ciszy palili papierosa. Ponieważ mróz zaczynał stawać się coraz mocniejszy to też zarówno Pancy, Ian jak i wiele innych osób oczekujących na samochody ucieszyło się, że kierownik wycieczki już zwołał wszystkich do siebie.
    - Słuchajcie uważnie! Za chwilę wszyscy przejdziecie kontrole. Nic z bagażem, po prostu strażnicy sprawdzą waszą tożsamość i rozsadzą was po samochodach. Wejdźcie do tamtego ceglastego budynku z napisem Curling. I usiądźcie.
    Ian doskonale wiedział, że czeka ich jeszcze minimum następne 20 minut siedzenia i gapienia się w przestrzeń. Wszedł do starego budynku, widok zastany wewnątrz bardzo go zdziwił. Z zewnątrz rozdrapany blok, w środku był kompletnie odnowiony. Mężczyzna usiadł na brązowym wypoczynku i ściągnął czapkę. Na ścianie naprzeciwko znajdowała się wielka nowiutka mapa. „Obrzydliwa” pomyślał w pierwszym odruchu, aczkolwiek z braku lepszych zajęć zaczął ją oglądać.
    [​IMG]
    Podział administracyjny Europy Sowieckiej

    Po chwili do izby, w której siedziało kilka osób wszedł rosły oficer i zaczął wyczytywać listę, a kolejni ludzie wychodzili drzwiami, które zostawił otwarte. „IAN WRIGHT!”, na te słowa mężczyzna podniósł się przeszedł do następnego pomieszczenia, a tam przechwycił go młodszy i niższy rangą żołnierz, doszli do końca długiego korytarza i wyszli na podwórze gdzie stały 4 samochody.
    - Imię?
    - Ian
    - Nazwisko?
    - Wright
    - Data urodzenia?
    - 14 stycznia 1909 roku
    - Miejsce zamieszkania?
    - Norwich – ta kontrola przestawała być przyjemna, Ian zaczął się zastanawiać o co w tym wszystkim chodzi.
    - Od kiedy należy pan do Partii?
    - Od 5 lat.
    - Dziękuje, proszę wsiąść do tamtego czarnego samochodu, o tam na końcu pod płotem.
    Podróż do domu mijała długo, ale w końcu po małej godzince, dwa pojazdy zjechały do Norwich a pozostałe pojechały drogą do Londynu. W końcu auta zaparkowano przed dworcem kolejowym. Pasażerowie wysiedli, otrzymali swoje bagaże i rozeszli się do domów. Ian miał szczęście gdyż akurat jego kamienica znajdowała się dość blisko, około 15 minut spacerkiem. Już na klatce mężczyzna poczuł zapach, o którym zdążył zapomnieć w ciągu krótkiego wyjazdu. Gęsty zapach gotowanej kapusty wypełniał powietrze, każda część ciała Wrighta pragnęła jak najszybciej znaleźć się w domu i wypić kawę. Kiedy wszedł do domu przypomniał sobie, że przecież dopiero co wrócił z Holandii, a nie robił zakupów na zapas żeby nic się nie popsuło. Nie było niczego, ani kawy, ani chleba, ani chociażby herbaty. Ian musiał jeszcze raz wyjść na klatkę. Zapukał w sąsiednie drzwi.
    - Dzień dobry pani Thompson, właśnie wróciłem, jestem padnięty i mam do pani wieeeelką prośbę. Mogła by mi pani zrobić kubek kawy? Obiecuję, że jak tylko nabiorę trochę sił to odkupię całą puszkę! – Powiedział Wright i uśmiechnął się od ucha do ucha, wiedział, że starsza sąsiadka na pewno przygotuję mu nawet miskę czarnego lekarstwa jeśli tylko by o to poprosił.
    - Oj kochaniutki już wróciłeś z wojaży? A może wejdziesz i poopowiadasz trochę?
    - Jak tylko się ogarnę trochę, rozpakuję walizy i takie tam, okej? – Ian nie miał siły odmawiać pani Thompson, od czasu śmierci jej męża czuł, że potrzebuje ona towarzystwa i jego pomocy, którą zawsze mu odwzajemniała. I choć była w podeszłym wieku to rozum miała bystry i zawsze można było z nią porozmawiać. Można powiedzieć, że ta stara kobieta była najlepszą przyjaciółką Wrighta.
    - Oj tak tak, wiadomo, że odpoczynek, rzecz niezbędna. Zaparzę kawę i przyniosę panu do domu, na wszelki wypadek, gdyby pan palił na balkonie albo się mył położę na stoliczku w kuchni w porządku?
    - Pani Thompson, jest pani złotą kobietą!
    Ian wrócił do domu, zaniósł walizy do sypialni. Kiedy je otworzył i zobaczył ile czasu mu to zajmie niemal odruchowo sięgnął po „złote belgijskie”. Wyszedł na balkon i odpalił papierosa. Kiedy wrócił zobaczył, że na stoliczku leży kawa i kilkudniowa już gazeta. „Złota kobieta” – pomyślał Wright. Wziął łyka i począł czytać „Głos Sowiecki”. Jego uwagę natychmiast przykuł artykuł z drugiej strony:





    [​IMG]
    Pakiet reform "Horner - Platts-Mills"


    „Jakie to szczęście, że nie pracuję w wojsku” - pomyślał Ian Wright i odłożył gazetę. Rozpoczął rozpakowywać torby, uwinął się w tym w kilka chwil i skoczył na pogawędkę do pani Thompson.



    -----------------------------------------------------
    Techniczne:
    Gram na Armageddonie z najnowszymi patchami.
    Poziom trudności Normalny/Tchórzliwy
    To mój pierwszy AAR liczę na konstruktywną krytykę i garść ciepłych słów.
     
  2. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Dokładnie tak, ale na potrzeby gry będzie wymyślę nową etymologie słowa Sowiecki. Nie ma co się obawiać. Zresztą specjalnie wybrałem Abyss żebym nikomu się nie musiał znajomością tłumaczyć.
    ===============

    Dodano:
    Otchłań AAR

    Odcinek II
    „Ładna pogoda, nieprawdaż?”



    „Złączyliśmy się ludzie pracujący,
    Socjalizm wspólnie budujący.
    Przeciw złemu co z zewnątrz otacza
    I granice śmierci wyznacza

    Europo Sowiecka ojczyzno nasza!
    Tyś zaspokoisz! Jesteś jak kasza!
    Gdzie Jorg Sorensen i Ian Viethalaar
    Złączyli nas razem i dali swój dar!

    Wszystkie narody zjednoczone,
    Pod jednym sztandarem wyznaczone,
    Misje mamy następującą,
    By krzewić socjalizm drogą niszczącą!

    Europo Sowiecka ojczyzno nasza!
    Tyś zaspokoisz! Jesteś jak kasza!
    Gdzie Jorg Soernsen i Ian Viethalaar
    Złączyli nas razem i dali swój dar!”

    Odśpiewawszy hymn wszyscy udali się do swoich biur. Była to obowiązkowa czynność w każdym zakładzie pracy punkt 08:05 wyśpiewywano pieśń narodu. Ian nie miał nic przeciwko takiemu apelowi, działało to na niego jak kawa, a dodatkowo motywowało do dalszej pracy. Mężczyzna wszedł do swojego biura. Była to dość duża izba, w której przez ciemny kolor drewna i niedostateczną liczbę okien ciągle trzeba było mieć zapaloną lampkę pod ręką. Za jego biurkiem, które znajdowało się idealnie po środku wisiała wielka flaga Europy Sowieckiej. Po lewej stronie flagi widniało zdjęcie Jorga Sorensena, natomiast z prawej strony w ramce widniał Ian Viethalaar. W centralnej części flagi, gdzie krzyżował się sierp i młot widoczny był portet Saula de Groota. Był to starszy mężczyzna grubo po pięćdziesiątce. Siwiejący, aczkolwiek mający bystre spojrzenie. To on teraz sprawował stanowisko Najwyższego Wodza, wybierany był przez Rade Robotniczą Europy Sowieckiej. Co do pozostałych dwóch panów to są oni twórcami państwa. W drugiej połowie XIX wieku napisali manifest, który uzupełniał zapiski Marksa i Engelsa. Ponieważ w Imperium Brytyjskim coraz częściej dochodziło do strajków i wystąpień robotniczych królewscy dygnitarze musieli sprowadzić do ochrony swojej władzy wojska ze wszystkich zakątków świata. Tak się wydarzyło, że żołnierze wystąpili przeciwko swoim dowódcom i przystąpili do rewolucji. Ta „wylała” się z Anglii na kontynent i choć udało się jej zalać całą Europę to doszło do zjawiska fali wstecznej i w odpowiedzi na komunizm zaczęły powstawać nurty skrajnie prawicowe, Prusycyzm czy Carycyzm. Przewrotom oparły się jedynie Hiszpania, Portugalia, Francja czy Imperium Osmańskie. Z licznych mikro rewolucyjnych państewek, które wtedy powstawały i łączyły się w coraz większe do dziś ostały się jedynie Rzym i Europa Sowiecka (pomijając oczywiście kraje spoza Starego Kontynentu). Tyle wiedział przeciętny obywatel, żadnych dat, żadnych bitew. Anarchia, która w tamtym okresie zapanowała była największym tego typu zjawiskiem w skali świata. Ian Wright jeszcze raz zbadał uważnie okiem portrety po obu stronach flagi. Sorensen i Viethalaar, oni przeżyli rewolucje i byli pierwszymi Naczelnymi Wodzami, to był jedyny czas, kiedy to stanowisko sprawowały dwie osoby, chociaż może wcale nie koniecznie, 27 latek nie mógł tego pamiętać. Wiedział tylko, co konsekwentnie wciskano mu do głowy przez te 9 lat nauki, że człon Sowiecka jest na pamiątkę naszych wodzów „SOrensen-VIEThalaar”. Na początku nazwę te zapisywano So-Viet, jednak z czasem uproszczono ją do formy dzisiejszej.
    Ian Wright zasiadł za biurkiem, jego praca była w miarę w przyjemna w porównaniu do poprzednich. Ale od początku, już jako 16 letni chłopiec skończył szkołę z bardzo dobrymi wynikami, zwłaszcza z języków obcych co ważne (ważne dlatego, iż każde dziecko w Europie Sowieckiej musiał uczyć się obowiązkowo dwóch języków: angielskiego + dodatkowo do wyboru: niemiecki, francuski, holenderski i duński). Wright był wyjątkowy, pochłaniał obce dźwięki. Na dzień dzisiejszy umiał już język Goethego, Szekspira, Moliera. W mowie posługiwał się również językiem Carela de Vos van Steenwijka i włoskim. Rozumiał rosyjski. Aż dziw, że od 16 do 22 roku życia tułał się po różnych fabrykach, a i w kopalni zdarzyło mu się pracować. Wtedy zrozumiał, że żeby coś osiągnąć musi zapisać się do partii. Jeszcze tego samego roku zdał wszystkie egzaminy kwalifikacyjne. Wykazał się ponadprzeciętną wiedzą o rewolucji, instrumentach systemu i działaniu państwa sowieckiego. Tak więc od 1931 roku pracował jak urzędnik. Na dzień dzisiejszy jego zajęciem było tłumaczenie różnych dokumentów państwowych. Była to praca o tyle łatwa co nudna i monotonna. Codziennie zwały identycznych akt w identycznych językach. Nie narzekał, jednak bo zarabiał całkiem nieźle, chociaż kartki i tak ograniczyły jego możliwości konsumpcyjne. Nie miał tego nikomu za złe, wiedział, że tylko system sowiecki jest w stanie utrzymywać przy życiu cały organizm państwowy. Widział luki tego rozwiązania ale wierzył w równość obywateli.
    Po godzinie pracy do jego biura wbiegła niewysoka kobieta, około 40lat.
    - Panie Wright! Natychmiast na aulę! Wszyscy! Szybko! – po czym uciekła.
    Ian podniósł się i zaczął biec długim korytarzem, w całym budynku panował straszny galimatias. Wszyscy stanęli na baczność, na małe podwyższenie na środku sali wszedł Tom Smith, Sekretarz miasta Norwich.
    - Moi drodzy, zwołałem was tutaj by przekazać wam ważną wiadomość – był on wyraźnie zdyszany i przestraszony – Australazja wypowiedziała nam wojnę! – w tym momencie podniosła się wielka wrzawa, blady strach padł na każdego – Wracajcie do swoich biur, każdy z was dostanie szczegółowe partyjne instrukcje.
    W pierwszej chwili, nikt nie chciał ruszyć, ale widok trzech wojskowych oficerów przy wyjściu sprawił, że każdy posłusznie zwrócił się w kierunku swojego stanowiska.
    [​IMG]
    3 stycznia 1936 roku - wypowiedzenie wojny ES przez Australazję
    Reszta dnia wlokła się niemiłosiernie, kiedy w końcu Wright skończył zauważył, że minęła już 15, w momencie, w którym wychodził wpadł na wysokiego żołnierza. Oboje odskoczyli po czym ten drugi spokojnym krokiem wszedł do biura Iana.
    - Pan Wright, zgadza się?
    - Tak, jakiś problem?
    - Żaden, proszę przyjąć tę kopertę i przeczytać jej zawartość w domu. Znajdzie pan w środku szczegółowe informacje na temat naszego konfliktu z Australazją.
    - Dziękuję. – rzekł Wright po czym wyszedł z biura, przeszedł ulicą zwycięstwa i po około 15 minutach był już przed domem, szybkim krokiem wszedł po schodach kamienicy na drugie piętro, wpadł do kuchni, wyciągnął z szuflady nową paczkę „Złotych belgijskich”, wyszedł na balkon i w ciągu 30 minut przeczytał cały dokument. Tak naprawdę dokument można był okroić do kilku stron. Właściwie kluczowe były tak na prawdę tylko zdania:
    Ian Wright uśmiechnął się w duszy i pobiegł do pani Thompson z małym sekretem. Ta, jednak wcale nie zdawała się być zdziwiona. Mówiła, że ona pamięta jak gorsze cyrki się odwałało. Sama była w partii przez kilka lat po czym została wydalona za ‘odchylenia’. Ian wrócił do siebie i resztę dnia spędził na słuchaniu audycji z muzyką poważną.
     
  3. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek III
    „Pizza i spaghetti”






    Można powiedzieć, że poznanie Clarksona odmieniło życie Wrighta z dnia na dzień. Pancy jest w partii już od 12 lat (dzisiaj ma 30) i został wybrany do specjalnej delegacji, która ma pojechać do Republiki Rzymu. Ponieważ w ekipie brakowało tłumaczy sam Clarkson poręczył za Iana i w ten sposób Wright poleci do Budapesztu na specjalny szczyt, w którym wezmą udział sami sekretarze spraw zagranicznych.
    - Nie wiem czemu się tak denerwujesz Ian… Ja rozumiem, że to wielka przygoda pojechać za granice mogą tylko wybrani ale to chyba nie powód żeby aż tak tracić głowę, – powiedziała pani Thompson – Ja najdalej byłam w Londynie i mogę ci poręczyć, że Norwich jest najlepszym miejscem na świecie!
    - Nie wiem, nie wiem… Bardzo się przejmuję, a co jeśli nie będę znał jakiegoś słowa? Pancy poręczył za mnie, a tak się składa, że akurat włoski nie jest moją specjalnością!
    - Na pewno dasz sobie radę, jesteś taki rezolutny. A teraz z łaski swojej spójrz co ci przyniosłam – Wright skończył się ubierać i wyszedł z sypialni. Widok jaki zastał zbił go z tropu – Kawa? Gazeta? Placek? To dla mnie?
    - Oj tak, chyba nie sądziłaś, że zapomnę! Wszystkiego najlepszego Ian, masz dzisiaj urodziny! – Pani Thompson chwyciła jubilata i uściskała bardzo mocno – poza tym jesteś jedyną osobą jaką mam, będę tęsknić, kiedy wyjdziesz. Jesteś dla mnie jak syn.
    - Ależ nie przesadzaj – Ian był mocno zmieszany sam zapomniał o urodzinach, poza tym dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że przez ten tydzień pani Thompson będzie zupełnie sama, robi jej to drugi raz w ciągu miesiąca (sylwester w Holandii) – Przywiozę ci coś z Budapesztu, co mamo? – oboje zaczęli się śmiać.
    Minęło jeszcze kilka chwil zanim sąsiadka wyszła od Wrighta. Zaraz po tym Ian zjadł kawałek placka, zapalił papierosa i zaczął pić kawę. Na pierwszej stronie widniał wielki czerwony, a może brązowy przez kłopoty z tuszem, napis „GAZETA ROBOTNICZA – WYDANIE WOJENNE”, wszystkie tytuły od 3 stycznia mają ten dopisek, chodzi o to żeby szerzyć strach i niepewność. Czasami samemu Wrightowi zdawało się, że teraz wszystko jest zupełnie inne i, że lada moment jego kamienica może stać się celem dla bomby. Zaraz potem wracał na ziemię i zdawał sobie sprawę z tego, że to tylko partia nakręca te spirale i nie ma się czego obawiać. Chociaż zagrożenie ataku ze strony Australazji było nie większe od tego, że zaraz upadnie system sowiecki to wszędzie na ulicach porozklejane były plakaty z informacjami jak udzielać pierwszej pomocy, co robić w trakcie nalotu czy gdzie należy się udać by wstąpić do armii. Na drugiej stronie gazety uwagę Wrighta przykuł artykuł „Konferencja w Budapeszcie, czyli co, gdzie i jak”. Ian prześledził wzrokiem kilka pierwszych linijek:

    I tak dalej, i tak dalej. Ian wiedział to wszystko. Tego samego dnia zaprosił do siebie kilku kolegów z żonami. Wszyscy razem pili za „rychły koniec wojny” i wznosili toasty za „Wodza de Groota”. Nazajutrz Wright obudził się o 7 rano. Punkt 10:00 podjechał po niego Clarkson i pojechali do Londynu, odlot trochę się opóźnił ale po drugiej popołudniu 15 stycznia 1936 roku ze stołecznego lotniska wyruszył sterowiec do Hamburga. Dla Wrighta był to pierwszy lot w życiu, chociaż wehikuł, którym lecieli należały raczej do przeszłości to rząd posiadał kilka takich maszyn, które wyglądały znacznie lepiej od samolotów. W Niemczech nastąpiła przesiadka do pociągu i wieczorem wszyscy znaleźli się w Dystrykcie Węgierskim Republiki Rzymskiej. Ian zakochał się w Budapeszcie od pierwszego wejrzenia, zostawiał on daleko w tyle wszystkie angielskie miasta, które znał. Nie było tu tylu obskurnych kamienic z czerwonej cegły tak popularnych na wyspach. Dodatkowej elegancji miastu dodawał fakt, że było ono ukryte pod białym puchem. Samochody podwiozły całą delegacje do hotelu, w którym na każdego czekał osobny pokój. Wright choć padnięty czuł, że musi się przespacerować i pooddychać świeżym powietrzem. Odebrał tylko klucze i wyszedł na zewnątrz. W porównaniu do tego czekało go przez następnych kilka dni pierwszy wieczór był bardzo przyjemny. Wracając do hotelu postanowił iść dłuższą drogą przechodząc przez Most Rewolucji, który był najpiękniejszym miejscem w całym Budapeszcie. Widok świecącego miasta, ukrytego pod grubą pierzyną z białego puchu był dla Wrighta bardzo przejmujący. To co rzuciło się Ianowi w oczy to fakt, iż ciągle chodziło zanim dwóch mężczyzn. W różnych odległościach ciągle śledziło każdy jego krok. Jeden z nich był szczupły, wysoki i ciemny, „Włoch” – pomyślał, a drugi wyglądał nijak „Węgier”. Po chwili zdał sobie sprawę, iż są to po prostu ochroniarze, którzy chodzą zanim jako, że jest on uczestnikiem szczytu.
    [​IMG]
    Budapeszt nocą, na pierwszym planie pomnik kawalerzysty szerzącego rewolucje, a z tyłu budynek sądu,w którym odbywa się konferencja na temat przyszłości komunizmu w Europie i wspólnych perspektyw państw robotniczych
    Następne dni mijały Wrightowi wyjątkowo nudno. Tłumaczył zwały papierów i umów, wiele razy był on pośrodku nudnych rozmów różnorakich speckomisji. Na 19 stycznia wyznaczono Ianowi wielkie zadanie, będzie on głównym tłumaczem w rozmowie pomiędzy sekretarzami spraw zagranicznych Europy Sowieckiej a Republiki Rzymu. To właśnie ten dialog ma być zwieńczony podpisaniem stosownych umów jeśli oczywiście wcześniej dojdzie do odpowiednich postanowień we wszystkich komisjach.
     
  4. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek IV
    „Budapeszt”


    19 stycznia zbliżał się wielkimi krokami. W związku z zaszczytną rolą jaka przypadła Ianowi miał on 2 dni wolnego żeby się rozluźnić. W tym czasie spacerował ulicami Budapesztu i pojechał na wycieczkę nad jedno z największych jezior Europy, które znajdowało się w Dystrykcie Węgierskim – Balaton. Udało mu się również porozmawiać z wieloma prostymi ludźmi i okazało się, że życie w Republice Rzymskiej różni się znacznie od życia w Norwich, czy w Utrechcie. Pierwsza i podstawowa sprawa: społeczeństwo tego państwa nie do końca wierzy w słuszność systemu, Ian nie wiedział nawet, że ktoś może uważać komunizm za coś chybionego tymczasem w Dystrykcie Węgierskim po raz pierwszy w życiu słyszał jak szary obywatel krytykował ideę „każdemu po równo”.
    - Przecież to głupota! – ściszonym głosem powiedział Miklos, właściciel małego sklepiku z pamiątkami – Tak naprawdę żerujemy na północnej części Dystryktu Włoskiego i na Dystrykcie Czeskim! Tylko dlatego ludzie się nie buntują, mają świadomość tego, że jesteśmy utrzymankami.
    - Tak, tak… Poproszę dwie miniaturki pomnika kawalerzysty.
    - Dobry wybór! Pięknie wykonana…
    Nazajutrz sklepiku nie było, podobno pan Miklos zmarł na zawał, a jego stara żona z rozpaczy wskoczyła do Dunaju. Ian nie miał wątpliwości co się stało, „dobrze tak skurczybykowi!” myślał. Wright akceptował ograniczenia w imię równości, wierzył, że wyrzeczenia dla wyższego dobra mają sens. Był pod wrażeniem działania systemu tajnej policji w Republice Rzymskiej, w Europie Sowieckiej często zdarzało się, że ludzie krytykowali otwarcie władze, jednak rzadko spotykała ich śmierć. Najczęściej karano wykluczeniami z różnych organizacji, zresztą społeczeństwo izolowało od siebie odrzutków. Przypomniała mu się pani Thompson. Wiele razy opowiadała mu o tym jak była w partii, została z niej wyrzucona za „odchylenia”. Ian zdał sobie nagle sprawę z tego, że nigdy z nią o tym nie rozmawiał, chociaż wiele razy go to zastanawiało co może być ważniejsze od zdrowego rozsądku. Mu też nie wszystko się podobało ale wiedział, że poświęca się w imię czegoś więcej co było ważniejsze od jego egoistycznych zachcianek. Myślał jakie wartości może mieć człowiek, który nie chce wspólnego dobra i sam skazuje siebie na samotność w kamienicy?
    18 stycznia odbył się bankiet w restauracji niedaleko hotelu, z początku Ian nie sądził, że to może zakończyć się jakoś inaczej niż zazwyczaj. Szczerze nie cierpiał takich imprez. Wiele anonimowych twarzy, przepych. Usiadł z boku wyciągnął papierosy Victoria (pierwszy w życiu Wrighta tytoń smakowy) i zaczął delektować się grą zespołu. Po kilku nudnych rozmowach dosiadł się do niego Pancy.
    - Jak się bawisz? – Clarskon był wyraźnie upity co bardzo przeszkadzało Ianowi.
    - Dobra muzyka, smaczne papierosy, czego chcieć więcej? – Wright wydał z siebie pusty śmiech, jednakże brzmiał on dla jego otępiałego kolegi dość przekonująco.
    - Może jakieś kobietki? Hm? Tamta dziewczyna chciałaby z Tobą porozmawiać. – Wskazał na średniego wzrostu, drobną, lokowaną brunetkę – Przemyśl to, wydaje się być miła. – powiedziawszy to wstał i odszedł.
    Wright wyraźnie się speszył wstał, wziął płaszcz i postanowił dopalić papierosa w drodze do hotelu. Kiedy wyszedł usłyszał za sobą cichy głos, krzyczący jego imię z wyraźnie obcym akcentem, dziewczyna szła za nim. Przystał, oparł się o ogrodzenie i poczekał. Ona zaczęła rozmowę łamaną angielszczyzną po czym Ian zaproponował przejście na włoski.
    - Nudzą cię imprezy? – spytała nieśmiało starając się nawiązać kontakt.
    - Tak wiesz nie przepadam za taką anonimowością, poza tym za duży hałas i takie tam. Skąd znasz moje imię?
    - Pancy nam o tobie opowiadał. Zakolegował się z moją koleżanką.
    - A jak ty się nazywasz?
    - Maria. Chcesz to możemy iść do mnie na dworze jest strasznie zimno.
    - Hm, sam nie wiem… - Ian nie był obyty z kobietami i wyraźnie się wahał co zrobić z propozycją – Przed północą i tak muszę być w hotelu.
    - Nie kłam, przecież macie bankiet nikt nie będzie sprawdzać, o której wrócicie. Jeśli nie chcesz iść to powiedz po prostu, a nie wymyślaj.
    - Nie o to chodzi… No dobra, przekonałaś mnie.
    Okazało się, że Maria, mimo iż ma dopiero 24 lata to już 12 lat jest w partii, najpierw była w sekcji młodzieżowej, a po ukończeniu wszystkich szkół w 1932 wstąpiła w szeregi już właściwej organizacji. Była twardogłową komunistką. W jej sypialni wisiały portrety wszystkich wodzów w historii Republiki Rzymskiej. Włączyła muzykę po czym oboje usiedli na kanapie i zaczęli rozmawiać ze sobą. Do tego doszedł alkohol i w końcu Ian musiał skapitulować i złamać swoje zasady zostając u Marii na noc. Kiedy obudził się rano dziewczyna dała mu swój adres i powiedziała, żeby wpadł do niej jeszcze jak będzie w Budapeszcie i pisał jej listy.
    Wright wcale nie miał na to ochoty, poszedł do hotelu przebrał się w świeży garnitur i udał się do budynku sądu. Zasiadł wygodnie na fotelu w poczekalni i zapalił papierosa, do spotkania została jeszcze mała godzinka więc skoczył do bufetu. Chwilę później był już na najważniejszej części całego kongresu w Budapeszcie. Pośród nudnych rozmów skeretarze wypowiedzieli kilka istotnych kwestii, które zaciekawiły Iana. Dowiedział się on wszystkiego na temat zbrojeń w swoim kraju.
    [​IMG]
    Plany rozbudowy wojska w pierwszej połowie 1936 roku
    Po niespełna godzinie umowa była już podpisana, zresztą można było to zrobić dużo szybciej gdyż wszystko dogadały wcześniej specjalne komisje, a sama rozmowa była raczej niekończącą się wymianą uprzejmości. Nie udało się, jednak spisać paktu , który stworzył by sojusz będący przeciwwagą dla porozumienia wojskowego pod batutą Prus. Jeden aneks dawał, jednak nadzieje, że tak się może zdarzyć
    Specjalnie podano datę późniejszą aby dodać dramatyzmu negocjacjom. Również umowę opublikowano z 3 dniowym poślizgiem. Ostatni dni Ian spędził na niczym. Tułał się bez celu po ulicach Budapesztu, który teraz nie wydawał mu się już tak ciekawy. Z ciekawości i z nudy, jak sobie sam to tłumaczył, postanowił skoczyć do Marii.
    Widok, który zastał w jej domu odebrał mu mowę. W domu pełno było czerwieni. Dziewczyna została brutalnie zamordowana w odwecie za śmierć starego sklepikarza i kilku innych osób wciągu ostatnich dni przez aparat władzy. Jej piękne, młode ciało leżał bestialsko zadźgane w kałuży jeszcze świeżej krwi. Republika Rzymska była krajem dużo mniej przewidywalnym niż Europa Sowiecka gdzie żaden ruch oporu praktycznie nie istniał. Goryle, którzy śledzili Wrighta natychmiast wezwali policje, ta zabezpieczyła teren zbrodni. Nazajutrz Ian przeczytał w gazecie, że Maria Valkhova popełniła samobójstwo. Nikt nie znał prawdy, nikt prócz Wrighta, lokalnych dygnitarzy i dwóch ochroniarzy chodzących za uczestnikiem szczytu. Totalnie przygnębiony, nie chciał widzieć Budapesztu więcej.
    Kiedy 22 stycznia zwołano konferencje podsumowywującą kongres nie było końca wiwatom i toastom. Nawet Ian na ten jeden dzień postanowił wyczyścić swój umysł z demonów, które go dręczyły i cieszył się jak małe dziecko, mimo że znał dokładnie treść dokumentu i niepublikowanego aneksu dużo wcześniej.
    Jeszcze tego samego dnia cała delegacja wróciła na wyspy.
    [​IMG]
    Podpisanie umowy o przyjaźni pomiędzy RR a ES 22 stycznia 1936
     
  5. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek V
    „Kości zostały rzucone”



    22 stycznia na lotnisku pod Londynem nie było końca wiwatom, kiedy sterowiec wrócił z kongresu. Tłumy ludzi z flagami Europy Sowieckiej czekały wokół portu lotniczego i sam Harry Politt, który przybył przywitać delegacje. Każdy został specjalnie odznaczony, a sekretarz Dutt wygłosił blisko godzinne przemówienie. Wright jako jak delegat drugiej rangi otrzymał Order Czerwonej Gwiazdy. I małe pismo, z podziękowaniem.
    [​IMG]
    Kamienica, w której mieszka Ian Wright
    Do Norwich wrócił dopiero po północy kompletnie padnięty. Nazajutrz, gdy tylko się ubrał i zjadł pół bułki, wyciągnął z torby miniaturkę pomniku kawalerzysty rewolucjonisty i zaprosił do siebie panią Thompson.
    - Oj Ian, nie trzeba było. Jak się czujesz? Czy nie mam racji, że Norwich jest najlepsze?
    - Tak, wszędzie dobrze ale najlepiej w domu. – skłamał Wright – Pokaże pani coś jeszcze – i wyciągnął kartonik z otrzymanym wczoraj orderem.
    - Mój bohater! Słyszałam, że wszystko się wam udało! I co dałeś sobie radę z włoskim?
    - Prawdę powiedziawszy tak, bardzo łatwy język. A wie pani co nam serwowali w restauracji? Makaron z mięsem i sosem trochę jakby pomidorowym ale nieco gęstszym, nie wiedziałem czym to jeść na początku. Rzymianie nazywają to spaghetti.
    Rozmawiali tak jeszcze kilka chwil po czym rozległo się pukanie do drzwi. Wright poderwał się, otworzył drzwi i zobaczył dwie postacie. Jedną znał bardzo dobrze, to Pancy Clarkson, druga natomiast wyglądała bardzo elegancko i niedostępnie, była dla niego zupełnie anonimowa.
    - Możemy Ian? Państwowe sprawy. – dodał ściszonym głosem jego kolega.
    - Oj to ja już nie będę przeszkadzać. – dodała pani Thompson po czym wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
    Wright czuł się niepewnie, wyciągnął popielniczkę i zaoferował każdemu papierosy (nikt nie przyjął) i zapalił.
    - Panie Ianie moje nazwisko Curringham. – powiedział dostojnym, ciepłym głosem tajemniczy mężczyzna – Ojczyzna doceniła pana zasługi na kongresie i z tej okazji mam dla pana mały prezencik – wyciągnął z kieszeni plik kartek na luksusowe produkty – proszę to przyjąć w podzięce od państwa.
    - Ależ nie trzeba, to naprawdę wielki zaszczyt i sam wyjazd był dla mnie nagrodą! – Wright zaczął kurtuazyjnie odmawiać, aczkolwiek podarek przyjął.
    - A teraz konkrety. – ciągnął Curringham – Mamy ciekawą ofertę pracy w Sekretariacie Spraw Zagranicznych w związku z naszą wzmożoną działalnością dyplomatyczną w ostatnim czasie.
    - Nie dziękuję, – ku zdziwieniu zebranych Ian szybko odmówił – moje miejsce jest tutaj w Norwich. Mogę tłumaczyć różne teksty ale to wszystko proszę mnie źle nie zrozumieć. – za późno mina Curringhama zmieniła się diametralnie.
    - A co jest dla ciebie Ian takiego w Norwich czego nie znajdziesz w Londynie?! Ta stara zrzęda za ścianą?! Wyobraź sobie, że wiemy więcej niż sądzisz Wright! Ale nie myśl sobie, że będziemy cię wyciągać za uszy z tej dziury! Znasz pana Clarksona? Do jutra o 10 możesz zmienić zdanie. – Mężczyzna wstał, a krzesło przewróciło się robiąc straszny hałas, po chwili jego mina z powrotem zrobiła się łagodna – Zastanów się, zastanów się. – po czym wyszedł z mieszkania.
    - Ian, przemyśl to… Twoja decyzja może wiele kosztować nie tylko ciebie.
    Wright poczuł tępy ból w żołądku. Spojrzały na kartki, które dostał. Nowe radio, drogie alkohole, rower czy samochód (na który, zresztą i tak go nie stać). „Po pierwsze” – pomyślał i sięgnął po „złote belgijskie”. Wypalił 3 papierosy jeden za drugim. Po czym zaczął przechadzać się po kuchni. Nagle nie wytrzymał napięcia, zarzucił płaszcz i wyszedł przespacerować się po Norwich. Nie wiedział dokąd i gdzie. Zaczynało się robić szaro i nagle zatrzymał się i zaczął obserwować swoje miasto. „Kominy i obleśne kamienice, to wszystko co mam” – pomyślał. Ian podjął decyzje. Nie chciał dłużej gnić w tej „śmierdzącej puszce” jak czasami w głowie nazywał to miejsce. Londyn był jego przeznaczeniem, ojczyzna się tego domaga, ona tego chce, w takim razie on też musi skoro jest jej częścią.
    [​IMG]

    Norwich wieczorem

    24 stycznia Ian obudził się później niż zwykle bo dopiero po 8. Ubrał się najlepiej jak mógł, zjadł bułkę z masłem, zrobił sobie mocną kawę i wypalił 2 papierosy. Dwa kwadranse po dziewiątej był już w lokalnym biurze i od razu udał się do pokoju numer 112, w którym siedział Clarkson.
    - Tak będzie lepiej, przecież wiesz. Jesteśmy przyjaciółmi. – powiedział – Curringham siedzi w izbie X3 w piwnicy. Strażnicy wiedzą, że mają cię wpuścić. Powodzenia stary.
    Ian przeszedł do końca długiego korytarza i skręcił do klatki schodowej. Wszedł do piwnicy, dwóch mężczyzn w czarnych, obcisłych uniformach tylko przyjrzało mu się badawczo. Stanął przed pomieszczeniem, w którym miał zacząć się nowy etap jego życia i kiedy zabierał się do pukania drzwi same się otworzyły, a do środka zaprosił go znajomy głos.
    - Tak więc podjąłeś decyzje. Słusznie. Usiądź na krześle. – zaprosił go ruchem ręki na samotne krzesło, przed nim znajdowało się grube metalowe biurko, na którym stała mała lampka, za meblem znajdował się czarny skórzany fotel, na którym z całą pewnością przesiedywał Curringham. Z tyłu znajdował się rząd ciężkich metalowych szaf. – Gratuluje, gratuluję… Jak myślisz Ian, dlaczego to akurat ciebie zaprosiliśmy do bliskiej współpracy?
    - Ponieważ biegle władam kilkoma językami. – odpowiedział niepewnie jakby bał się porywczej natury swojego rozmówcy.
    - Bzdura, ponieważ jesteś czysty jak łza, wiesz ile złożono na ciebie donosów w ciągu 27 lat twojego życia? Strzelaj!
    - No nie wiem, nie mam pomysłu naprawdę.
    - Ani jednego, jesteś czysty, jesteś idealny Wright! Rozumiesz? Jesteś człowiekiem systemu, jesteś przedstawicielem nowej rasy homo sovietus! – Ian czuł jak rośnie w nim poczucie własnej wartości z każdym wypowiedzianym przez Curringhama słowem. – Masz tylko jeden problem, wiesz ile razy kogoś nam wydałeś?
    - Hm, nie pamiętam takiej sytuacji… - rzekł wyraźnie zmieszany, teraz poczuł się winny i zawstydzony. Zdał sobie sprawę z tego, że zawiódł państwo.
    - No właśnie Wright, ani razu… - ten natychmiast otworzył usta żeby zacząć się tłumaczyć ale gestem ręki dano mu do zrozumienia, że to nie koniec wypowiedzi - I wiem co możesz chcieć powiedzieć „Nie było potrzeby”. Gówno prawda. Zdajesz sobie sprawę z tego kto koło ciebie mieszka?
    - Pani Thomspon.
    - Tak, ja rozumiem, że ona ci nigdy nie podpadła ale nie zastanawiało cię to czemu żyje sama? Została wydalona z partii dyscyplinarnie. Otóż Sue Thompson miała męża, wiesz co on zrobił? Podłożył ładunek wybuchowy w biurze kierownika tutejszej fabryki. Od razu został rozstrzelany. Twoja sąsiadka natychmiast złożyła protest i powiedziała, że woli żyć w samotności niż uczestniczyć w systemu łajz. – Na twarzy Iana natychmiast pojawiło się zmieszanie – Tak właśnie powiedziała. Na wszelki wypadek, gdybyś ciągle wierzył w czystość tej kobiety, pokaże ci coś. Alan! – Z ciemnego kąta w pokoju wyłoniła się postać w czarnym obcisłym uniformie, której Wright wcześniej nie zauważył. – podaj mi teczkę z donosami na Sue Thompson. – Mężczyzna poszukał chwilę w szafie poczym przyniósł opasłą aktówkę. – Widzisz? To są donosy na tę starą jędzę! Czytaj, czytaj ten akapit.
    - Dosyć! Na twoje szczęście ta wiedźma nigdy nie spaczyła twoich myśli. Jak widzisz pani Thompson ma dość barwną przeszłość i jest zagrożeniem dla system. Wright, naprawdę chcesz z nami współpracować?
    - Tak pani Curringhamie, teraz nie ma już tu dla mnie miejsca – powiedział z obrzydzeniem Ian. W jego głowie tliła się tylko jedna myśl „Jak ta baba mogła uśpić moją czujność, pod maską starej niewinnej, samotnej kobiety widniała twarz wroga” , twarz, którą Wright się brzydził.
    - Świetnie, w takim razie aby ostatecznie zerwać z przeszłością i zacząć nowe życie musisz zrobić coś jeszcze. Alan! Mężczyzna w czarnym uniformie podszedł i położył na biurku obok akt drewnianą szkatułkę, po czym oddalił się z powrotem w cień. – Otwórz Ian, śmiało!
    Ten podniósł wieko szkatułki i zobaczył w środku coś co dosłownie go sparaliżowało – pistolet.
    - Panie Curringham, ja, ja…
    - Dosyć tych ceregieli Wright! – krzyknął. – Nie będzie pan miotać mną jak pionkiem! Albo pan jest gotów iść krok dalej albo chce pan marnować swój talent i swoje predyspozycje przy tłumaczeniu nic nie znaczących papierów! Ta kobieta nie zasługuje na to by żyć! Jest chorą i starą komórką naszego młodego ciała! Jeśli ktoś ma wreszcie pokazać jej, że nie może bezkarnie kpić z systemu i być jak pasożyt to nie kto inny jak właśnie pan! – Zdzielił Iana w twarz z taką siłą, że ten padł na ziemie. – Przeproś!
    - Pani Curringham, ja przepraszam, pójdę dzisiaj i wypełnię swoją powinność. – Wright poczuł wstyd, że musiał doprowadzić prawego człowiek do takiej złości, czuł się jak pies, który rozumie błędy dopiero kiedy zostanie uderzony.
    Resztę dnia Ian spędził w centrali, gdzie robił dosłownie wszystko, był mierzony, ważony, przechodził badania lekarskie. Żegnał się z współpracownikami, przetłumaczył kilka tekstów, które zaległy na jego biurku w trakcie pobytu w Budapeszcie. Budynek opuścił dopiero po 20, było już ciemno w kieszeni płaszcza miał schowany pistolet. Czuł jak wszystko się w nim gotuje, nigdy nie przypuszczał, że ta miła sąsiadka spod szóstki to stara recydywistka. Traktował ją jak matkę, a ta bezczelnie go oszukiwała przez tyle lat. W końcu doszedł do kamienic, zapach gotowanej kapusty, który był jak zawiesina dzisiaj wyjątkowo mu nie przeszkadzał. Wszedł szybko po schodach i skręcił do swojego mieszkania. W środku zapalił papierosa po czym wyciągnął pistolet i wyszedł po raz ostatni do pani Thomspon…
    [​IMG]
    Narzędzie zbrodni?
     
  6. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek VI
    „Nowy wspaniały świat”




    Ian zapukał i odczekał chwilę. Teraz czuł tylko tępy ciężar w czaszce i wiedział, że tylko jedno może go oczyścić.
    - Kochany, to Ty? O tej porze? – pani Thompson była w starym, wyblakłym szlafroku.
    - To poważna sprawa mogę wejść? Poprosiłbym bardzo o kawkę. – przyjął zdyszany ton głosu, by zabrzmieć jak najdramatyczniej. Nie miał ochoty na wymyślanie historii i nie chciał odpowiadać na jakiekolwiek pytania.
    - Oj już, dla Ciebie wszystko drogi. Opowiadaj. – sąsiadka odwróciła się tyłem i ruszyła do kredensu gdy nagle padł strzał, który przeszył jej ramię. Upadła na ziemie robiąc przy tym straszny hałas. – IAN?! IAN, CZY TO TY? – zaczęła krzyczeć. Wright zrobił krok w jej stronę po czym kopnął ją w brzuch.
    - Zamknij się stara babo! Jak mogłaś oszukiwać mnie przez tyle lat? Myślałaś, że będziesz mogła bezkarnie kpić z systemu?
    - Ian, przestań wygadywać głupstwa… - głos pani Thompson wyraźnie się załamał – Przecież wiesz, że nie nigdy nie zrobiłabym ci krzywdy…
    Twarz Wrighta przybrała gniewny grymas, nad okiem zaczęła mu pulsować mała żyłka, a jego zazwyczaj starannie ułożone włosy rozsypały się po spoconym czole. – Widziałem twoje teczki! Znam Twoją przeszłość i wiem kim był twój maż! Partia otworzyła mi oczy, pokazała jaki prusak (skrajnie obraźliwe określenie, miało podwójne znaczenie, z jednej strony robak a z drugiej wróg państwa) mieszkał tuż obok mnie! Zamilcz i weź się przestań się kompromitować w ostatniej chwili swojego życia! – W tej chwili twarz pani Thompson stała się blada ze strachu.
    - Ian, ja cię weryfikowałam, miałam dostarczać partii dane o tobie. Dzięki mnie jesteś teraz w tym miejscu. – Na twarzy Wrighta zaczęło malować się głębokie zdziwienie – Ja i ten młody chłopak, który ostatnio do ciebie przyszedł, uwierz mi Ian!
    W tym momencie pistolet wystrzelił po raz drugi, a w pokoju zaległa grobowa cisza.
    - Żałosny widok, – powiedział do siebie – możecie wejść. – Tak jak przewidywał do pokoju weszło dwóch mężczyzn w obcisłych czarnych uniformach i zabrało zwłoki pani Thompson. Wright przeszedł do swojego mieszkania, włączył audycje z muzyką poważną i odpalił papierosa. „Już jutro Londyn” – pomyślał. Nagle usłyszał jak czarna karetka, którą przybyli przedstawiciele „Sostrawe” odjeżdża. „Sostrawe” była to tajna policja, jej członkowie nosili na sobie czarne ubrania, długie kozaki prawie do kolan, obcisłe spodnie z elastycznego materiału, grube paski przy których najczęściej wisiała wielka, twarda pałka, koszule tego samego koloru co reszta kostiumu. Do tego skórzane rękawiczki i przepaska z flagą swojego państwa na przedramieniu. Włosy najczęściej mieli średniej długości zaczesane na bok. Kobiety nosiły koki. Nazwa organizacji była skrótem od Sowiecka Straż Wewnętrzna.
    Nazajutrz Ian poszedł od rana do swojego starego biura z tym, że od razu udał się do pokoju X3. Curringham spytał czy wszystko się udało, otrzymał odpowiedź twierdzącą. Wyraźnie zadowolony powiadomił Wrighta o tym, iż za godzinę pojedzie on do Londynu do swojego nowego mieszkania.
    - Nawet się nie zdążyłem spakować, da mi pan trochę więcej czasu?
    - Nie ma potrzeby, weź z domu tylko to co uważasz za najważniejsze. Nowy lokal będzie w pełni umeblowany w najlepszej klasy sprzęt. Będziesz miał tam również szafę pełną ubrań. Wszystkie szyte na miarę, będą pasowały do ciebie jako pracownika sekretariatu, te łachy, które nosisz na sobie dzisiaj nie są warte twojej nieskazitelnie czystej duszy Wright. Przy okazji pan Clarkson chciał ci przekazać gratulacje niestety nie zdążył, pojechał do Newcastle weryfikować kolejnych ewentualnych członków wewnętrznej partii. Sam rozumiesz? Nieprzypadkowo poznałeś Pancyego. Miał sprawdzić czy faktycznie jesteś taki czysty na jakiego wglądałeś z papierów. Efekt przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Jesteś ideałem. Londyn na ciebie czeka. Nie zatrzymuję cię już. Alan! – z mroku wyłonił się strażnik - podwieź pana Wrighta do domu.
    - Ależ nie trzeba, przejdę się. Zapalę papierosa i kupię gazety.
    - Jak wolisz, jak wolisz.
    Ian wrócił do kamienicy, rozejrzał się po tym starym mieszkaniu i stwierdził, że zmieści się w jednym kartonie. Zabrał kilka książek i order, który dostał za kongres w Budapeszcie a także pismo z podziękowaniami. W ostatniej chwili cofnął się jeszcze po plik kartek na produkty luksusowe, chociaż czuł po kościach, iż nie będzie miał okazji ich użyć. Kiedy wyszedł z mieszkania czarna limuzyna już stała przed kamienicą. Wsiadł do niej i ruszył do Londynu.
    [​IMG]
    Order Czerwonej Gwiazdy
    Około południa był na miejscu. Wysiadł zobaczył swój nowy lokal. Był niesamowity. Curringham kazał mu zatrzymać pistolet bo jak powiedział „W sekretariatach każdy taki ma”. Następnie udał się do nowego biura, poszedł wybrać sobie służbowy samochód i umówił się na inicjacje, którą przechodzi każdy nowy człowiek w wewnętrznej partii, polegała ona na rozmowie z sekretarzem, któremu się było podległym. Następnie udał się na małe zakupy spożywcze. Kiedy wrócił do mieszkania widok jaki zastał w środku odebrał mu mowę. Oto w jego kuchni siedział sobie Rajani Palme Dutt.
    - Witaj Ian, słyszałem, że jesteś nowy w Londynie? Chciałem ci pogratulować i wyjawić pewien sekret. Ale od początku. Nie chciałem żebyś był narażony na stres jaki mógłby ci towarzyszyć przy okazji wielkiej uroczystej inicjacji dlatego postanowiłem wpaść do ciebie, mam nadzieję, że nie jesteś zły? Otóż nie muszę cię wprowadzać do wielkiej polityki gdyż znasz WSZYSTKIE postanowienia kongresu w Budapeszcie. Sprawiałeś tam wrażenie osoby niesamowicie profesjonalnej i dlatego tutaj jesteś. Tamten wyjazd był ostatnim sprawdzianem dla ciebie jako homo sovietusa. Na moje pismo sam Wielki Wódz – wskazał ręką na ściane gdzie wisiał jego portret. – Saul de Groot zaakceptował twoją nominację. Przepraszam, że nie dopuszczam cię do głosu ale bardzo mi się spieszy, długo siedziałem czekając na ciebie w mieszkaniu ale jak widzę byłeś na zakupach. To do jutra. Podobno byłeś już w swoim biurze tak więc podaruje sobie szczegóły. Masz jakieś pytania?
    Ian zupełnie nie wiedział co powiedzieć, pożegnał się ze swoim przełożonym i poszedł spać.
    Tymczasem 26 stycznia okazał się wielkim dniem. Wojna na dobre przyszła do Europy! Najpierw o 9 rano świat obiegła wiadomość, iż Indochiny pogwałciły wolność Chin, a jak wiadomo za ciosem musiała pójść przynajmniej Rosja ( gdyż tylko ta posiadała granicę lądową). A następnie o 12 cała Europa Sowiecka zamarła, Republika Rzymska postanowiła zakończyć rządy nacjonalistów na starym kontynencie. Informacja ta sprawiła, że całe sekretariat spraw zagranicznych dosłownie eksplodował. Komuniści zza Dunaju nie dawali wcześniej znaków, że zamierzają ruszyć z pozycji przygranicznych, a teraz wysyłali kolejne depesze, w których żądali jasnej deklaracji, kiedy Europa Sowiecka przyłączy się do wojny.
    [​IMG]
    [​IMG]
    Początek wielkiej wojny - 26 stycznia 1936 roku
    Ian wrócił do domu dopiero po północy, był totalnie wyczerpany. Na stoliczku nocnym leżała koperta w środku wiadomość od Curringhama. Jej końcówka sprawiła, że Wright sięgnął po jeszcze kilka papierosów zanim usnął.

     
  7. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    W pewien sposób również jest mi miło, gdyż "Rok 1984" to moja ulubiona książka ale z drugiej strony chciałem stworzyć coś niepowtarzalnego. Byłoby to nie lada sztuką biorąc pod uwagę, że zarówno w moim "utworze" jak i w książce Orwella opisana jest rzeczywistość w komunistycznej Brytanii będącej częścią jakiegoś większego bytu politycznego.
    ===============

    Dodano:
    Otchłań AAR

    Odcinek VII
    „Krwawy poniedziałek”



    [​IMG]
    Dover w 1936
    Ian czekał w porcie już od 11, zapalił papierosa i wsiadł do samochodu ponieważ okropnie padało. „Pogoda jak pod psem” – pomyślał i zaczął jeść kanapki, które uszykował sobie gdyż z pośpiechu nie zdążył już ze śniadaniem w domu. Przeczytał gazety, które ze strachem traktowały o zbliżającej się, do Europy Sowieckiej, wojnie. Jednocześnie zapoznał się z planami mobilizacyjnymi, które były w dodatkowym biuletynie dostępnym tylko dla członków wewnętrznej partii. Znajdował się tam projekt plakatu, który miał namawiać mężczyzn do wstąpienia do armii.
    [​IMG]
    Projekt plakatów, które od jutra mają pokryć całą Europę Sowiecką
    Idealnie o 11:50 Ian spojrzał na zegarek. Wyciągnął parasol i postanowił wypalić ostatniego papierosa tuż przed śmiercią Clarksona. Kiedy wyszedł i schował się pod małą budką przy, którymś z portowych budynków spotkała go niemiła niespodzianka.
    - Hej Ian! Czekaj! – To Pancy – Idziesz zapalić? Mogę z Tobą?
    - Nie ma sprawy, chodź. – Z drugiej strony ofiara sama mu się nawinęła – Poczęstować cię?
    - Tak, o „Złote Belgijskie” ? Fajek ciągle nie zmieniłeś? A właśnie zapomniałem ci pogratulować awansu. Jaki jest Londyn?
    - Przyjemny, zobacz jaką furę sobie sprawiłem. – Kiedy Pancy się odwrócił i wychylił zza budki Wright wyciągnął pistolet i przyłożył mu lufę do potylicy. – Śmierdzący gnój! – po czym chciał wystrzelić ale pistolet się zaciął, a Ian jeszcze kilkakrotnie pociągnął za spust dopóki nie dostał ciosu z łokcia w twarz i nie padł na ziemię.
    - Ty zdrajco! Jak mogłeś to zrobić?! – Pancy wyciągnął pistolet zza pazuchy i wymierzył nim w Wrighta – Chcesz uciec do Prus?! Boisz się, że cię wydam?!
    - Jakie to ma znaczenie? – po czym rzucił niesprawnym gnatem w twarz Clarksona tak, że temu spadły na ziemie okulary, które natychmiast Ian przydepnął gdy się podnosił. Pancy oddał strzał na ślepo, który jednak chybił po czym otrzymał mocne uderzenie w twarz. Wright natychmiast wyrwał broń z ręki swojego niedoszłego oprawcy i oddał celny strzał w jego głowę.
    - Kretyn, przez niego cały płaszcz mam w wodzie z kałuży, a zaraz zafajda mi jeszcze samochód… - wziął zwłoki i przyciągnął je pod auto po czym załadował je na tylną kanapę.
    Kiedy wjechał do garażu sekretariatu natychmiast zawołał do siebie strażnika z Sostrawe i nakazał mu posprzątać swoją maszynę. Po czym wjechał na górę windą i wszedł do biura, gdzie czekał na niego plik dokumentów od Dutta. Na pierwszej stronie leżała mała karteczka z ręcznym pismem.

    Kiedy Ian czytał dokument zdał sobie sprawę co wydarzy się na dniach. Całe wojska były skoncentrowane na kontynencie. To przeraziło Wrighta, wyspy były nie obstawione przez ani jedną dywizje. Pewność siebie wojskowych musiała być bardzo wielka. Raport wyglądał tak jakby wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Zresztą po wydarzeniach z Budapesztu wcale by się nie zdziwił gdyby okazało się, że wszystkie istotne dokumenty są już dawno zatwierdzone i to są po prostu jakieś dodatkowe aneksy dla sztabu armii rzymskiej. W papierach, które zalegały na biurku Wrighta były również super tajne raporty o badaniach technologicznych prowadzonych przez naukowców i zespoły badawcze z Europy Sowieckiej. W skład tych wszystkich dokumentów wchodziły również osobiste notatki szefa sztabu.
    [​IMG]
    Rozmieszczenie sowieckiej armii

    Po 23 do gabinetu Wrighta wszedł Dutt.
    - Udało ci się Ian?
    - Tak towarzyszu sekretarzu.
    - Rano też?
    - Tak. Poszło jak z płatka.
    - To świetnie. Wright, wybacz jest jeszcze jedno zadanie, a widzę, że w tym jesteś dobry. Ambasador Prus właśnie znajduje się w budynku. Mam genialny plan, na górze czeka na niego jeden z naszych działaczy, dam ci za chwilę identyczny pistolet jaki posiada Otto Muller. Zabijesz tego człowieka, do którego on się wybiera ,a który skądinąd jest nie do końca czysty. Zlikwidujesz go, kiedy ambasador wejdzie do pokoju zobaczy martwego członka partii nie będzie mógł się logicznie wytłumaczyć. Następnie zakujemy go w kajdany i zrobimy wielki skandal. To jest nam potrzebne Ian.
    - Zabijanie jest ciężkie panie Dutt…
    - Wiem , Wright obiecuje, że to pierwsze i ostatnie zlecenie ode mnie. Zrozum mnie, nie mamy wyjścia. Proszę, ubierz rękawiczki. Pokój 110a.

    Ian po raz drugi dzisiaj miał zabić. Wszedł do gabinetu wskazanego przez Dutta i wycelował w tłustego mężczyznę za biurkiem.
    Oddał trzy strzały w klatkę piersiową starego grubasa. Schował broń i udał się do pokoju Sekretarza Dutta. Ten odebrał narzędzie zbrodni i powiedział Wrightowi, że jutro ma wolne. Równocześnie podziękował za całą pracę jaką dzisiaj wykonał i dał mu duża wódkę „Czerwona”.
    Ian z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku położył się spać.
     
  8. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek VIII
    „Londyn - Mediolan”


    [​IMG]
    Nikt w najczarniejszych snach nie przewidział jakie będą polityczne konsekwencje skandalu. Mający być sprawą wewnętrzną między Prusami a Sowietami, rozrósł się do rangi międzynarodowej. 28 stycznia prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej kazał wracać wszystkim ambasadorom za ocean, a dzień później (czego można się było spodziewać) przysłano wiadomość, która wstrząsnęła całym sekretariatem. USNA wchodzi w stan wojny z państwem sowieckim. Jakiś stary pracownik, który przyniósł Wrightowi kolejne depesze do tłumaczenia mające być wysłane do Republiki Rzymu powiedział, że tak pracowitych dni nigdy tu nie było. Jeszcze raz musiał on tłumaczyć identyczną notkę jak wczoraj. Okazało się, że zapomniał dołączyć jej do tajnej wiadomości wczoraj. Dotyczyła ona rozwoju myśli technologicznej w laboratoriach i zakładach Europy Sowieckiej.
    [​IMG]
    Zagubiony aneks
    Praktycznie wraz z wypowiedzeniem wojny przez USNA, cały sekretariat dowiedział się o utracie Bermudów. Co przemilczano w prasie. Przekazywano natomiast wiadomości o niezwykle bohaterskich wyczynach marynarzy na Atlantyku w walkach z flota demokratów, co było oczywiście nieprawdą. Pierwszego lutego Wright odczytał pismo na fikcyjnym pogrzebie.
    Mimo, iż spalono same trumny wszyscy płakali. Kilku kobietom, które miał swoich synów w wojsku powiedziano ,że umarli. Tak naprawdę siedzieli oni w porcie w Dover podobnie jak cała flota. Liczono się, jednak z tym, że i tak umrą więc postanowiono ich uśmiercić już teraz by podnieść morale masy i zachęcić wszystkich do pracy. Społeczeństwo miało było zwarte, teraz nawet jeśli ktoś nie wierzył w system pracował aby przeżyć. Wright uznał to za idealny pomysł złączenia wszystkich ludzi.

    1 lutego Ian w trybie pilnym poleciał do Mediolanu razem z Duttem, gdzie spotkali się z sekretarzem generalnym Republiki Rzymskiej. Wright po raz kolejny tłumaczył super tajne rozmowy na szczycie. Luigi Longo przekonywał go, że jego państwo potrzebuje natychmiastowej pomocy militarnej gdyż front na Bałkanach jest praktycznie nie obstawiony. Dutt wykonał telefon do Londynu i po dwudziestu minutach wrócił.
    - Ian, powiedz temu skończonemu kretynowi, że jutro ruszymy…
    - Panie Longo – zaczął Wright – komunizm znowu zjednoczy się w walce przeciwko nacjonalistycznym odchyleniom Europy. Proszę się nie obawiać. Nasze wojska przekroczą jutro granicę.
    Sekretarz generalny Rzymu był w siódmym niebie. Spotkanie było trzymane przez wszystkich w tajemnicy, nazajutrz gazety podały informacje, iż na mocy traktatów podpisanych w Budapeszcie wypowiedzieliśmy wojnę Cesarstwu Pruskiemu. O 9:00 wszystkie stacje radiowe przerwały nadawanie i zaczęło się przemówienie wielkiego wodza Saula de Groota.

    [​IMG]

    O 23 do pokoju Iana wpadł Dutt.
    - Wychodziłeś? - spytał sapiąc przy tym ciężko
    - Właściwie to nie, wiesz sam ile jest teraz pracy. Członkowie sztabu nie znają włoskiego i praktycznie wszystkie decyzje trzeba tłumaczyć, a za wielu ludzi u nas w tym języku mówić nie potrafi. Mam nadzieję, że wojskowa nowomowa, o której mi wspomniałeś szybko zostanie opracowana.
    - Tak właśnie, tak… - Dutt wyglądał na wyraźnie zdenerwowanego. – Wright muszę ci kogoś przedstawić – Do pokoju wszedł wysoki mężczyzna w otoczeniu dwóch agentów Sostrawe – to sekretarz spraw tajnych, w skrócie zajmuje się on wywiadem i kontrwywiadem. Kim to Ian, Ian to Kim. Dobra, załatwcie to między sobą ja muszę uciekać.
    - Witaj Ian, mam dla ciebie małe zadanie. Słyszałem, że jesteś w tym dobry. - uśmiechnął się i rzucił na blat biurka fotografie. - Musisz zabrać temu człowiekowi tajne dokumenty, które leżą u niego w domu i go zabić. Kolaboruje z Niemiaszkami. Mieszka w Edynburgu. Pojedziesz tam z Curringhamem. Jutro to załatwicie. Dzisiaj się lepiej wyśpij. Ja mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia: w biurze obok, właściwie to nie jest zbyt osobiste więc – Kim podniósł rękę, a dwaj strażnicy w czarnych uniformach przeszli do gabinetu obok. Po chwili krzyków zza ściany, słychać było wybijane okno i wrzask człowiek. Wright podbiegł do okna i zobaczył, że na chodniku leży w kałuży krwi Tim Brook z sąsiedniego biura. Odwrócił się i spojrzał na sekretarza spraw tajnych. – Był zwykłym śmieciem, nie myśl o nim. Nigdy go nie było. To do następnego, nie zawiedź mnie.
    - Chwila ale dlaczego ja? Curringham nie może go zabić?
    - Nie ten koleś do, którego jedziecie to Alan Smith, on go zna i wie czym on się zajmuje. Nie oddałby dokumentów tylko od razu wynikła by strzelanina. Zrozum, nie chcemy cię nadwyrężać ale masz atut w postaci anonimowości. Robisz to dla narodu.

    I
    an natychmiast wziął płaszcz i wyszedł z biura. Wyszedł z domu i pojechał do mieszkania. Na klatce schodowej zastał go niezwykły widok. Na korytarzu niedaleko drzwi wejściowych do jego apartamentu stało kilku agentów Sostrawe, a obok twarzą do ściany rząd ludzi z rękami złożonymi na karku.
    - Co to ma znaczyć? – zapytał Wright pierwszego z brzegu strażnika.
    - Niemcy mieszkający w bloku. Nie ma o czym gadać. Chce się pan zabawić? W łazience jest jedna z nich, ale mogę powiedzieć oficerowi żeby skończył szybciej.
    Ian rozchylił usta i spojrzał na niego z obrzydzeniem.
    - Nie… nie mam czasu. – po czym wszedł do domu.
    Po kwadransie, kiedy palił usłyszał kilkanaście strzałów z pistoletu i szybkie kroki. „Już po nich” – pomyślał. Skończył papierosa i poszedł spać.
     
  9. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek IX
    „Tragiczna śmierć”

    O 8 rano Ian wstał i skoczył do kiosku po gazetę. Na pierwszej stronie widniał wielki napis „ŚMIERĆ WRZODOM!”. Nawiązanie do wczorajszego wystąpienia de Groota. Wright przeczytał dwa, trzy artykuły gdy rozległo się pukanie do drzwi.
    - Proszę! – do mieszkania wszedł Curringham.
    - Cześć Ian, smacznego. – powiedział ironicznie widząc, że ten znowu pali papierosa i pije kawę. – Przyłączę się do śniadanka jeśli nie masz nic przeciwko. – I wyciągnął ze srebrnej papierośnicy „złotego belgijskiego”.
    - Też palisz tylko te? Te drogie fajki są obleśne i kosztują ze dwa, trzy razy tyle co nasze.
    - Masz racje. Dobra stary po jaraniu jedziemy. Do Edynburga jedzie się jakieś 6 – 7 godzin.
    Ian zrozumiał tę delikatną sugestię, zaciągnął się jeszcze dwa razy i zgasił papierosa. Po czym wyszli.
    Wsiedli do samochodu Curringhama i ruszyli w drogę.
    - Właściwie Wright, to piastujesz teraz wyższe stanowisko ode mnie. Więc możesz mi mówić po imieniu. Nazywam się Andy.
    - Nie ma sprawy. Cholerna pogoda.
    Cały dzień padało. W pewnym momencie Curringham rozpoczął poważną rozmowę.
    - Ian nie gryzie cię to zabijanie? – Na twarzy Wrighta pojawiło się zdziwienie.
    - Jesteś pierwszym kto mnie o to pyta, szczerze mówiąc dziwna sprawa ale da się przeżyć.
    - Ty na pewno przeżyjesz co innego twoje ofiary, hehe. A tak serio to wiesz, podobno niektórzy ludzie ciężko to przechodzą.
    - Ja nie robię tego dla siebie, ani dla ciebie. W jakiś sposób oddaje przysługę ojczyźnie.
    - Tak, masz rację. Wiesz jesteś niesamowity już od pierwszych chwil, kiedy dostałem raporty o Ianie Wrightcie wiedziałem, że jest w tobie coś niezwykłego. Nie było na ciebie ani jednego donosu. To coś co zdarza się rzadko nawet w skali całego kraju. Miałeś szczęście żeśmy cię odkryli w tej dziurze.
    - Dobrze, że już mnie tam nie ma. Robota w sekretariacie to coś fantastycznego. Wiesz ciągle jakieś depesze i takie tam. Wielka polityka jest dla mnie stworzona.
    - Może kiedyś sekretarzem zostaniesz. – na te słowa Curringham szturchnął kolegę łokciem i zaśmiał się. – A wiesz gdzie wczoraj byłem? W życiu nie uwierzysz.
    - Werbowałeś kogoś?
    - Gówno tam, mam też inne ciekawe rzeczy do roboty. Byłem w sekretariacie kultury na wydziale literatury, jako inspekcja rozumiesz? Co ja tam widziałem! Magazyn, wielka hala i od podłogi do sufitu w starych książkach. A to już końcówka serii. Wiesz o czym mówię? Co 5 lat wszyscy zdają książki i dostają nowe wydania.
    - Nie do końca rozumiem.
    - Zobacz, rok temu oddałeś na przykład „Manifest Komunistyczny” Marksa i Engelsa, nie?
    - No tak i wszystkie inne tytuły.
    - Tak właśnie! Co 5 lat jest taka akcja, zbiera się wszystkie książki i zawozi do różnych magazynów, w ciągu roku ludzie dostają to co oddali tylko, że nowe wydania. I w ten sposób sekretariat może kontrolować przeszłość.
    - Podaj jakiś przykład.
    - Hm, nawet ten „Manifest”. W pierwotnej wersji było tam trochę miejsca o religii.
    - O czym?!
    - No właśnie, widzisz. Nie wiesz o co chodzi, to pojęcie było zbędne więc usunięto je i dzisiaj młodzi ludzie tacy jak ty nie wiedzą co to takiego. A wiesz kim jest bóg? – Ian spojrzał na Curringhama ze zdziwieniem. – Hehe to dobrze. Nieważne. Ludzie nie muszą zawracać sobie głowy takimi bzdurami.
    - Dobra nie ważne… I co się dzieje z takimi książkami, które leżą w magazynie?
    - Przerabia się je lub spala. W między czasie sztaby ekspertów pracują nad nowymi, modyfikują delikatnie treść tak by wykreślić zbędne szczegóły.
    - I po co to?
    - Mimo tego, że jesteś dość inteligentny czasami sprawiasz wrażenie tępaka. Zobacz, jeśli ktoś dzisiaj jest zbędny jak bóg czy członkowie ruchów kontrrewolucyjnych, o których niegdyś pisano dla przestrogi. Wymazuje się ich.
    - A co z książkami, które niegdyś opisywały ważne problemy, a które dzisiaj się przedawniły podobnie jak te postacie?
    - Pozycje takie się zabiera, a później się nie oddaje nowych. Ludzie zazwyczaj nie zauważają braku tytułu. Jeśli tak to mówi się im, że to musiała być pomyłka i niedługo odzyskają swoją zgubę. Najczęściej wtedy zapominają o tym. Jak ktoś ma dużo dziwnych książek to jest logiczne, że jest wrogiem narodu, podobnie gdy ktoś za wszelką cenę stara się odzyskać to co bezpowrotnie stracił. Dzięki temu również państwo ma stały wgląd i monitoruje biblioteczki proletariatu.
    - Sprytne. – powiedział z podziwem Ian.
    [​IMG]
    Cel podróży, dom na przedmieściach Edynburga
    Jechali tak kilka godzin, Trochę rozmawiali, mieli dwa postoje na papierosy aż w końcu dojechali na miejsce.
    - To tutaj, Ian spisz się dobrze.
    - Mam wprawę jak to powiedział pan Kim.
    Wright wyszedł z auta, przeszedł na drugą stronę ulicy i zapukał. Drzwi otworzył szczupły łysy mężczyzna w okularach.
    - Dzień dobry towarzyszu, ja z sekretariatu spraw zagranicznych. Przyjechałem po dokumenty. – Okazał mu swoją legitymacje.
    - Witam panie Wright, proszę wejść. Zaraz panu je podam. – Wszedł do salonu i wrócił z szarą otwartą kopertą. – Proszę.
    - Dziękuję. – Ian wypuścił z rąk długopis, którym się bawił. – ojej. – Poczekał chwilę, gdy mężczyzna się pochylił Wright pociągnął za spust. – Nie ma sprawy sam podniosę.
    Wyszedł z domu i poszedł do auta. Wsiadł do środka i zaczął wyciągać dokumenty.
    - Możemy jechać? – spytał Curringham, po czym odpalił samochód.
    - Hej, hej czekaj! To czyste kartki, podał mi złe dokumenty. Poczekaj chwilę. Przewietrz się i zapal fajkę. – Oboje wyszli z auta po czym Ian ruszył w stronę domu. Nagle fala uderzeniowa rzuciła Iana metr w przód. Gdy wstał odruchowo spojrzał za siebie. Samochód stał w płomieniach, a Curringham leżał na trawniku. Wright natychmiast do niego podbiegł.
    - Andy! Andy! Żyjesz?
    - Ian… - z trudem oddychał. – Ian… To był zamach, w samochodzie była bomba… Ian, mieliśmy umrzeć… Ian… Ty będziesz następny… - W tym momencie jego głowa opadła na ziemie.
    W głowie Wrighta było milion myśli: „A jeśli Curringham ma rację?”, „Czym sobie zawiniłem?”, „Nie bądź śmieszny Ian, jesteś w porządku”. W przypływie zimnej krwi wszedł jeszcze raz do domu człowieka od dokumentów. Ciała nie było, ślady krwi prowadziły na podwórko. Kiedy doszedł do drzwi prowadzących na tyły zobaczył, że odjeżdża samochód Sostrawe. Serce podskoczyło mu do gardła, znalazł telefon i wykręcił numer do biura Dutta.
    - Panie sekretarzu.
    - Kto mówi?
    - Wright.
    - Wright? – powiedział wyraźnie zdziwiony.
    - Tak, powiem panu coś co pana zainteresuje. Te dokumenty to białe kartki, nic na nich nie ma.
    - Naprawdę?
    - No właśnie tak…
    - Ian wracaj do Londynu.
    - Samochód eksplodował… Curringham nie żyje.
    - Psia krew! Czekaj w tym domu, zaraz kogoś po ciebie podeślę.
    Wright, usiadł na kanapie, włączył radio i odsłuchał wiadomości z frontu. Niedługo potem wpadł po niego agent Sostrawe. W Londynie byli dopiero po północy.
     
  10. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek X
    „Czarna śmierć”

    Ian leżał przypięty do zimnego metalowego blatu kompletnie nagi. Nagle do pokoju weszło dwóch mężczyzn Dutt i Kim Philby. Sekretarze spojrzeli na niego z pogardą po czym pierwszy zaczął przemawiać.
    - No Wright, nie spodziewaliśmy się, że okażesz się taką szumowiną. Jak śmiałeś zrobić to państwu?
    - Jesteś śmierdzącym, gówno wartym prusakiem! – dodał drugi po czym wbił Ianowi nóż w bok i posypał świeżą ranę solą – Do góry z nim! – do pomieszczenia weszło dwóch agentów Sostrawe i ustawiło blat pod kątem 90 stopni do podłogi. – Teraz przekroczysz granicę bólu i powiesz nam co widzisz. – Nagle strażnicy zaczęli dźgać skrępowanego nożem. Robili to bez ustanku nie zwracając uwagi na krzyki Iana, który już ledwo żył. W tym momencie podszedł do niego Dutt i uderzył go z pięści w twarz z taką siłą, że Wright był totalnie zdezorientowany (potylica ze znaczną prędkością natrafiła na blat), dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że pluję krwią a jego zęby zwisają mu z buzi.
    - DOSYĆ TEGO! CZAS ZACZĄĆ SHOW! – krzyknął Philby po czym do pomieszczenia wszedł Saul de Groot! Sam wielki wódz! W rękach trzymał zwłoki, którymi rzucił w Iana. Nagle ciało wstało z podłogi, był to Curringham.
    - Ty będziesz następny Wright! Zginiesz! Zdradziłeś nas! – Po chwili do okrzyków przyłączyli się wszyscy – ZDRAJCA! ZDRAJCA! ZDRAJCA!
    -Nie! Nie! Nie! – Ian siedział na łóżku. Był sam w pokoju hotelowym. „Znowu ten koszmar” – pomyślał i położył się na boku.
    Od śmierci Curringhama niemal co noc budził się przynajmniej dwa razy. Generalnie pewnie nawet by się nie bał wizji z ostatnich słów swojego kolegi gdyby nie dwa wydarzenie. Pierwsze miał miejsce z nich miało miejsce 8 lutego. Ian wracał z pracy i gdy próbował zahamować nagle usłyszał huk i pedał przestał działać. Tuż przed zakrętem otworzył drzwi i wyskoczył z auta. Skończyło się na siniakach.
    Druga sytuacja to 11 lutego. Okazało się, że Republika Indii, dołączyła do paktu pruskiego i wypowiedziała wojnę komunistom. O 19 Wright postanowił pojechać do domu gdyż był już skrajnie zmęczony. Każdy poprzedni dzień pracy kończył dopiero po drugiej w nocy. Obudzili go o 22 dwaj agenci Sostrawe. Przekazali mu wiadomość, że w jego biurze około 21 nastąpiła eksplozja. „Prawdopodobnie zwarcie jakieś instalacji ” – powiedzieli.
    [​IMG]
    Republika Indii wchodzi w stan wojny z Europą Sowiecką
    W takich okolicznościach wypowiedzenie wojny przez Imperium Osmańskie Afrykańskiemu Państwu Robotniczemu 16 lutego potraktował jak dar od niebios. Od razu załapał się do delegacji. Chociaż tak naprawdę nie był potrzebny gdyż urzędowym językiem w APR był angielski. W czasie kongresu w Johannesburgu był raczej obserwatorem prac różnych komisji i stałym bywalcem różnych bankietów. „W tłumie jestem bezpieczniejszy” – myślał. Unikał on również kontaktów z Duttem, chociaż oczywiście nie udało się od nich całkowicie uwolnić. Sekretarz ciągle podkreślał jak strasznie przykro mu z powodu śmierci Curringhama. Obawy Wrighta były tak wielkie, że nie jadał posiłków w darmowej hotelowej restauracji tylko wychodził do tanich barów. Starał się również nie zostawać z kimś sam na sam.
    [​IMG]
    Pakt pruski wszedł w stan wojny z Afrykańskim Państwem Robotniczym
    22 lutego odbył się wielki bankiet, na który przybyli wszyscy wielcy obu krajów. Również wielu szarych członków partii (co jasne głównie z APR) było obecnych na spotkaniu. Ian siedział sam przy stoliku i palił papierosa gdy nagle podeszła do niego czarnoskóra kobieta.
    - Dzień dobry – powiedziała łamaną angielszczyzną. – Można?
    - Ależ proszę.
    - Nazywam się Cindy Crawl, a Ty?
    - Ian Wright.
    - Jesteś z tamtych?
    - Tak.
    - Nie jesteś zbyt rozgadany? Chcesz się napić.
    - Piję tylko whisky. Tego chyba tutaj nie macie.
    - Ależ jest. Poczekaj skoczę po coś.
    Dziewczyna miała na oko ze dwadzieścia lat. Wyglądała jakby nie była obyta z bankietami. Była taka niewinna. Przypominała mu jego samego sprzed miesiąca gdy był w Budapeszcie. Kiedy wracała Wright dopiero zwrócił uwagę na jej wspaniałe ciało. Było mu trochę szkoda, że najpóźniej za 2 dni delegacja wraca do Londynu, tak może miałby czas ją poznać.
    - Proszę! I co nie ma whisky? Jest whisky!
    - To bardzo miłe Cindy, ale jak już załatwiłaś to może razem wypijemy?
    - Nie ma sprawy.
    Gadali tak kilka godzin gdy nagle sala bankietowa zaczęła się wyludniać.
    - Skoczymy do mnie Ian?
    Wyraźnie skołowany nie wiedział co powiedzieć. Z jednej strony w jakiś sposób ta młoda kobieta go pociągała ale z drugiej nie miał w zwyczaju chodzić do łóżka z kimś kogo nie znał. Taka sytuacja miała miejsce jak dotąd tylko raz w Budapeszcie, wyraźnie ośmielony alkoholem kiwnął twierdząco.
    Po przybyciu do mieszkania Cindy natychmiast zaczęli się całować, kiedy wpadli do jej sypialnie Ian zwrócił uwagę, że kobieta podciąga swoja sukienkę jakby czegoś pod nią szukała. Złapał jej dłoń, a na końcu poczuł nóż. Uderzył ją w twarz i wyszarpnął jej broń z ręki. Crawl leżała na łóżku i ze strachem spoglądała na Wrighta.
    - To ci kazali zrobić?! Zabić mnie?! – na te słowa kobieta zaczęła płakać. – Nie kłam! Mów!
    - Przepraszam cię. Powiedzieli, że dostanę za to podwyżkę, że mnie awansują. Nie chciałam – szlochała ciągnąc dalej – ale wtedy zaczęli mnie bić. Powiedzieli, że jeśli tego nie zrobię to umrę ja. – W głębi duszy Ian współczuł jej ale wiedział, że nawet teraz nic nie może na to poradzić. – Rozumiesz już? Nie miała wyboru. Najgorsze kiedy zobaczyłam jaki jesteś przystojny i jak fajnie nam się gadało. Chciałam to zrobić kiedy będziesz spać jak już skończymy uprawiać seks. – i znowu zaczęła płakać.
    - Nie martw się Cindy wszystko będzie dobrze. – przytulił kobietę, a ta zaczęła go całować – nie, przepraszam, muszę iść do łazienki.
    Wright wpadł do toalety i umył twarz. Nie wiedział co robić. Uznał, że pani Crawl i tak go zabije gdy pójdzie spać, wracać do siebie też nie wchodziło w grę bo poszłaby za nim. Kiedy wyszedł z łazienki, czarnoskóra kobieta ciągle leżała na łóżku, jednak tym razem przykryta. Wright zaczął krążyć po pokoju. Nagle Cindy przemówiła.
    - Przepraszam Ian. – Wyciągnęła spod kołdry pistolet i oddała strzał w kierunku Wrighta, który jednak okazał się chybiony. Ten podbiegł do niej i kopnął ją w twarz po czym wyciągnął swoją broń i wycelował w jej głowę.
    - Nie błagam cię, zrobię wszystko. Możesz mnie gwałcić całą noc, oddam ci wszystko co mam błagam cię. Widzę w tobie dobro! Wright proszę… - w tym momencie kula znalazła się w jej głowie.
    Ian zszedł z łóżka i zaczął płakać. Wiedział, że teraz nie zabił w niczyje imię. To był po prostu morderstwo. Przez chwilę nosił się z zamiarem samobójstwa ale nie miał odwagi przyłożyć lufy do głowy. Łkał jeszcze kwadrans po czym spojrzał za okno, był środek nocy. Ubrał się i opuścił mieszkanie Cindy. Od razu wybrał się do pokoju Dutta by mu o wszystkim donieść.
    - Rety Ian? Jesteś cały? Jutro dostaniesz specjalną ochronę i będziesz trzymać się przy mnie. Nie możemy ryzykować twojego życia.
    Przez cały następny dzień Wright był rozbity. Co jakiś czas wychodził do łazienki i płakał. Nie mógł zrozumieć tego co się stało. Ta kobieta mogła żyć, była nieskazitelnie czysta. Zrobiła to bo bała się o własne życie.
    Dla państw komunistycznych 26 lutego okazał się wielkim świętem. W Johannesburgu podpisano układ, który oznaczał ni mniej ni więcej jak to, że APR dołączyło do sojuszu zawartego między Europą Sowiecką a Republiką Rzymską. Nazajutrz cała delegacja wyruszyła do Londynu.
    [​IMG]
    Efekt spotkania w Johannesburgu
     
  11. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek XI
    „Życzenia”


    Po powrocie do Londynu natychmiast zaczęto zabiegać o spotkanie w Montevideo. Głównie wynikało to z faktu, iż tamtejsze państwo komunistyczne Libertadores samo garnęło się w objęcia Europy Sowieckiej. Ian miał trochę mniej pracy niż przed wyjazdem do APR, a to ze względu na opracowanie wspólnej nowomowy wojskowej. Ujednolicano i skracano słowa. Wright rzadko zajmował się czymś co byłoby związane z tym projektem ale wiedział mniej więcej o co chodzi. Na przykład słowo „kocioł” po angielsku brzmiało ono „kettle” natomiast po włosku „caldia”. Generałowie jednak zapisywali ten wyraz jako „kedia”. Właściwie to nie sami osobiście. Niektórzy oficerowie poszli na specjalne kursy i posługując się słownikami tłumaczyli depesze do sztabu Republiki Rzymskiej.
    Po Afryce również, Ian praktycznie przestał sypiać. Był wrakiem człowieka. Jego ręce ciągle się trzęsły, a żeby zasnąć musiał wypić co nieco whisky. Wypalał dwie paczki papierosów dziennie i ledwo tłumaczył depesze. W końcu wszyscy zauważyli, że coś jest nie tak. 28 lutego do jego biura wszedł Dutt.
    - Słuchaj Wright, nie wyglądasz najlepiej.
    - To przejściowe, sam rozumiesz, jakiś szok po zamachowy czy coś takiego.
    - Nie przejmuj się, Ian. Tamtejszy sekretariat spraw tajnych podjął wszelkie działania żeby dowiedzieć się kto nakazał tej kobiecie zabicie ciebie. Nie ma powodu do obaw. Gdzie jak gdzie ale w Londynie jesteś bezpieczny zrozum to. Państwo cię potrzebuje. – Wright przytaknął chociaż wcale nie był przekonany. Siedzieli tak naprzeciwko siebie gdy nagle Dutt wyciągnął z kieszeni mały pojemniczek z tabletkami w środku – Ian dam ci coś. Te leki ci pomogą, uspokoją cię i wyciszą. Mogą nieco przytępić twoje zmysły więc nie przesadzaj! Maksymalnie jedna dziennie! Aha i jeszcze coś. Nie zapijaj ich alkoholem. Z tego co wiem raczej pijesz od święta ale wolałem cię ostrzec. Na dzisiaj możesz już iść do domu. Jak chcesz to jutro też nie przychodź, odpoczynek jest ci potrzebny. Wright jesteś naszym najlepszym człowiekiem. Nie możemy cię stracić tak jak Curringhama. Twoja strata byłaby niewybaczalna.
    [​IMG]
    Tajemnicze tabletki


    Ian wyszedł z biura z tabletkami. Nie wiedział co właściwie dał mu Dutt. Był przekonany, że to jakaś trucizna. „Wejdę do domu i wywalę” – pomyślał. Szedł przez Londyn i obserwował życie ludzi. Byli przerażeni, partia cały czas podtrzymywała zagrożenie bombardowaniem. Dodatkowo uruchomiono specjalny program w radiu, na którym całą dobę nadawano informacje jak zachować się w obliczu różnych form ataku wroga. Co godzinę każdy kanał przypominał ludności o tym, że wojna toczy się „Tuż za waszymi oknami”. Oczywiście Wright wiedział, że to nie prawda. Na żadnym odcinku frontu wojska Europy Sowieckiej nie cofnęły się ani o kilometr. Jedyne co podawano ludziom zgodnie z prawdą to ciężkie walki o miasto Saarbrucken, które ciągle przechodziło z rąk do rąk.
    Szedł tak ulicą i nagle usłyszał znajomy głos.
    - Ian! Ian! – Odwrócił się odruchowo to był kolega z Norwich, Alan Cork – Hej towarzyszu Wright! – powiedział z uśmiechem na twarzy. – Nie pożegnałeś się! Myśleliśmy, że umarłeś! Jak powiem wszystkim, że cię spotkałem to nie uwierzą!
    - Czemu miałbym nie żyć? – rzekł wyraźnie zaniepokojony.
    - No wiesz – zbliżył się do Iana i ściszył głos – ludzie coraz częściej „znikają” ostatnimi czasy.
    - Ach tak, nie nic z tych rzeczy. Jak widzisz jestem cały i zdrów. Co robisz w Londynie?
    - Kończę szkolenie. Niedługo jadę na front. Wiesz, co można powiedzieć to można powiedzieć ale ojczyznę trzeba kochać i szanować. Z resztą jeśli ta pruska horda najedzie na wyspy to nie będzie czasu na walkę. A ty? Wybierasz się na wojnie?
    - Nie, pracuję w sekretariacie spraw zagranicznych. – na tę informacje usta Corka rozchyliły się. – Uznali, że moja znajomość języków się przyda. A co u Alice?
    - Alice została w domu. Nie miałem okazji ci powiedzieć, jest w ciąży!
    - Ojej gratuluję, na pewno twój dzieciak będzie dumny, że jego tata walczy dla niego, dla matki, dla systemu.
    - O tak Ian. Ej dobra stary ja uciekam. Jakby co to ja nie zmieniłem miejsca zamieszkania, przyjedź do nas jak ten koszmar się skończy.
    - Tak, przyjadę.
    Wright wrócił do domu i był w jeszcze gorszym nastroju niż zwykle. Zatęsknił za klitką w Norwich. Zapalił papierosa i włączył audycję z muzyką poważną. Zasłuchał się i przypomniał sobie o tajemniczych tabletkach od Dutta. Usiadł przy biurku. I zaczął pisać.

    Po chwili stwierdził, że to idiotyczne. Pisał świetne przemówienia na cześć innych ale w tym momencie nie potrafił napisać niczego o sobie. W gruncie rzeczy po wyjeździe do Afryki był dla siebie nikim. Gardził sobą. Wziął opakowanie i wyciągnął jedną z tabletek. Połknął i położył się spać.
    Ku swojemu zdziwieniu obudził się o 8 rano. Był cały, czuł się trochę głodny. Wstał, zrobił sobie śniadanie i zaparzył kawę. Włączył muzykę poważną i zaczął sobie gwizdać pod nosem. Zobaczył pudełeczko na medykamenty na blacie i szczęśliwie stwierdził, że Dutt go nie oszukał. To naprawdę działało. Był wyraźnie rozluźniony. Poszedł na most nad Tamizą i z dumy obserwował Londyn. Tabletki brał jeszcze kilka dni, następnie odłożył i stwierdził, że nie jest tak źle. Dodatkowo cieszył się razem z całym narodem gdy okazało się, że na spotkaniu w Montevideo doszło do wejścia Libertadores do sojuszu antynacjonalistycznego. W przeciwieństwie do szarych obywateli wiedział, że tego samego dnia Konfederaci wypowiedzieli wojnę Europie Sowieckiej. Oczywiście nie można było zakłócić nastroju święta i tę informację podano dopiero dzień później. Wright tłumaczył kolejne depeszę i wydawało się, że znowu wyszedł na prostą.
    [​IMG]
    [​IMG]
    Wydarzenia z 5 marca 1936 roku


    7 marca, kiedy wróciła delegacja Ian natychmiast pobiegł żeby pogratulować Duttowi. Naród wiwatował, dodatkowo podano informacje o zwycięstwie pod Saarbrucken, chociaż tak naprawdę walki wciąż tam trwały. Sukcesy były potrzebne żeby rozładować napięcie i strach. Partia zwiększyła nawet przydział na czekoladę i mięso czerwone. Oczywiście nikt nie zauważył, że wobec ostatnich obniżek dzisiejsza podwyżka jest raczej symboliczna. Nic nie mogło przeszkodzić w świętowaniu. Do pokoju Iana wbiegł nagle jakiś mężczyzna i oddał strzał w jego stronę. Wright szybko skrył się pod biurko. Padło jeszcze kilka strzałów i po chwili słychać było tylko szarpanie za spust.. „Magazynek” pomyślał i wstał. Człowiek z obłędem w oczach biegł na niego, niestety był zbyt zawzięty i nie zauważył otwartego okna. Po krótkiej szarpaninie okazało się ono jego ostatnim wyjściem. Chwilę później go gabinetu wpadł agent Sostrwe.
    - Na chodniku. – powiedział z uśmiechem Ian. Tym razem, jednak nie był on wcale przestraszony. Tabletki zbyt stępiły jego umysł. Wydawało się, że ktoś chce to wykorzystać. Wright jednak nie był w stanie tego zauważyć.
    Nazajutrz pracował on jak zwykle, gdy do pokoju wkroczył dobrze mu znany mężczyzna z pokoju obok. Był zastępcą sekretarza Dutta.
    - Ian, przyszedłem żeby cię zabić. Podobno bierzesz tabletki? – wyraz twarzy Wrighta zmienił się z chwili na chwilę. Nagle jakby cały czar cudownego otępienia minął.
    - Tak biorę. Po co tutaj jesteś? – mężczyzna zaczął płakać.
    - Mam wystrzelić do ciebie cały magazynek, mam sprawić, że staniesz się sitem. Ale ja… ja nie dam rady! Nie mogę! – łkał coraz głośniej. – Mam żonę i dzieci. Wiem co się wydarzy dzisiaj zabiję ja, a jutro zabiją mnie!
    - Strzelaj.
    - Nie… Wybacz mi, że musiałem ci to powiedzieć. Jesteś na celowniku partii.
    - Co?! Ale co ja zrobiłem?
    - Nic, Wright ty niczego nie rozumiesz? System cię oszukał, otępił i zniewolił! Byłeś ich palcem na spuście! Bezmyślnym narzędziem! Otwórz oczy! Już jesteś trupem! Twoja śmierć to kwestia czasu! Najpierw bomba w samochodzie potem tych kilka małych zamachów. Następnie ta dziwka w Afryce! Wiesz ile myśmy jej szukali żeby odpowiadała naszemu kanonowi urody? Nawet ona choć była tak blisko zawiodła. Była dobrą uwodzicielką ale kiepskim zabójcą. Nie udało się nic. Dostałem ultimatum! Do jutra masz nie żyć albo to ja umrę. Ale ja nie mam siły! Rozumiesz to? - Ian milczał. Z jednej strony ten człowiek nic nowego mu nie powiedział, jednakże z drugiej potwierdził wszystkie jego najczarniejsze przypuszczenia. – Masz tabletki przy sobie?
    - Tak.
    - Daj jedną. – Wziął i wyszedł do pokoju obok. Po chwili Wright usłyszał strzał. Łzy same napłynęły mu do oczu. Spojrzał za okno i zdał sobie sprawę, że oni nie odpuszczą.
     
  12. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Czytelnik mój Pan.
    Generalnie w tym odcinku odszedłem od przecinka przed "jednak" czasami faktycznie dziwnie to brzmi. Zresztą doczytałem, że nie zawsze stoi on przed tym wyrazem. W gimnazjum uczono mnie czegoś innego stąd moje przyzwyczajenie.
    ===============

    Dodano:
    Otchłań AAR

    Odcinek XII
    „Śmierć przychodzi we śnie”


    „Spokojnie Ian, wszystko będzie dobrze” – myślał. Wstał i wybiegł na korytarz udając zaciekawienie. Agencie Sostrawe wynieśli z pokoju naprzeciwko zwłoki. Wrócił do biura i z trudem przetłumaczył kilka tekstów po czym wstał od biurka i postanowił wrócić do domu. Ubrał płaszcz i wyszedł. Miał wrażenie, że widzi to biuro po raz ostatni. Nie było mu go specjalnie żal. Został tutaj przeniesiony po nieudanym zamachu i eksplozji w swoim starym gabinecie. Wszystko było idealne. Ciężkie drewniane biurko z kilkudniowymi śladami po pociskach wyraźnie odstawało od reszty. Ściany były do połowy pokryte ciemnobrązowymi panelami, a górna część była pomalowana na kremowo. Po lewej stronie od drzwi znajdował się wielki regał z książkami. Nie przeczytał żadnej z nich. Na wprost za biurkiem znajdowały się dwa okna . Symetrycznie ułożone względem środka ściany. Idealnie za fotelem, na którym przesiadywał Wright wisiała flaga Europy Sowieckiej z portretami przywódców identycznie rozmieszczonymi jak w jego biurze w Norwich. Po prawej stronie stała mała ława a za nią jasny wypoczynek.
    Zamknął drzwi i ruszył przed siebie wzdłuż korytarza. Wsiadł do windy i zjechał na parter. Zszedł po wielkich schodach i skierował się w stronę domu. W połowie drogi postanowił pozwolić sobie, na krótki spacer po Londynie. Kilka razy mijał zgrupowania żołnierzy. Ostatnio sporo się ich kręciło po stolicy. Tego dnia spadł śnieg, co było na szczęście (dla nie lubiącego go Wrighta) rzadkością tej zimy, dzisiaj naprawdę sporo go było na chodnikach i ulicach. Trochę czasu minęło i zaczęło się robić późno, wieczór był idealnie nieskazitelny. Biały puch prószył z nieba przecinając blade światło z latarni. Ian skręcił w nieznane mu uliczki i nagle pożałował swojego wyboru. Przed nim stała karetka Sostrawe. Wszystko skręciło mu się w żołądku ale postanowił umrzeć z podniesionym czołem. Po chwili usłyszał trzaski. Z kamienicy obok wybiegł mężczyzna w piżamie a za nim dwóch agentów. Pierwszy raz Wright widział kobietę w tym czarnym uniformie. Spotkanie to nie było mimo wszystko zbyt fortunne gdyż wystrzeliła ona serie pocisków do uciekającego. Biały śnieg zaczął nasiąkać ognistoczerwoną krwią. Ian wzdrygnął się ale w milczeniu przeszedł dalej.
    [​IMG]
    Londyn w śniegu. Na zdjęciu widać siedzibę sekretariatów i miejsce obrad rady robotniczej.


    Potwierdziły się jego przypuszczenia. Sostrawe nigdy nie zabiją nikogo z partii. Wright zaczął układać sobie wszystko w głowie. Agenci nie mogli tego zrobić. Partia zbyt obawiała się ewentualnego buntu gdyby straciła kontrolę nad strażnikami. Wykorzystywała ona do swoich celów młodych twardogłowych komunistów. Z jednej strony Ian nie chciał mieć w tej chwili nic wspólnego z tą organizacją, a z drugiej ciągle wierzył w ideały systemu. Nie wiedział co zrobić. Kochał de Groota i ideały młodości, wiedział, że nie zrobił nic złego ale nie mógł znieść świadomości, że stał się zbędny.
    [​IMG]
    Kamienica podobna do tej gdzie mieszkał Ian Wright w Londynie. Zdjęcie zimowe.


    Po około 15 minutach wrócił do domu i usiadł w kuchni. Zapalił papierosa i zaczął myśleć nad wyjściem z sytuacji. Nie mógł wytrzymać i zaczął płakać. Wiedział co się musi wydarzyć. Znał swój los. Partii nie dało się oszukać. Włączył audycje z muzyką poważną po czym położył się na podłodze. Obserwował swoje mieszkanie i dym tytoniowy, który przybierał różne kształty. Leżał tak jeszcze kilka godzin gdy o drugiej w nocy pod dom, w którym mieszkał podjechały auta. Stanął w oknie, z boku aby pozostać niezauważonym i zobaczył karetkę Sostrawe i srebrną limuzynę. „Szczęście, że zgasiłem światło” – pomyślał. Nagle idealna cisza w pomieszczeniu ustała. Usłyszał hałasy na klatce schodowej. Szybko zamknął drzwi na klucz (czego zwykle nie robił, z wyjątkiem gdy gdzieś wychodził) i schował się w szafie w sypialni. Po chwili do mieszkania ktoś wpadł i oddał strzał na ślepo. Przeszedł przez salon i wszedł do izby, w której ukrywał się Wright.
    - Gdzie jesteś Ian?! Wyłaź śmieciu! Podziurawię cię paskudna gnido! – Strzelił dwa razy w łóżko. Po czym do pokoju weszło jeszcze kilka osób.
    - Mówiłeś, że będzie w domu! – Zidentyfikował głos Dutta.
    - No wchodził tutaj, naprawdę! Jak de Groot’a kocham!
    - Łżesz!
    - Nie! Może jest na strychu?
    - Kłamca! – Dutt uderzył go z wielką siłą, a ten padł na podłogę. – Zróbcie z nim porządek.
    Agenci podbiegli do mężczyzny i zaczęli go kopać w brzuch i głowę.
    - Myślałeś, że możesz oszukiwać system? – ciągnął sekretarz – Otóż jesteś w błędzie. Alanie Corku! Jesteś śmieciem! Po pierwsze dlatego, że chciałeś wydać starego kolegę! Po drugie ponieważ jesteś gównem, które całe życie haruje i umiera z dala od domu nie dokonawszy niczego!
    - Panie Dutt przysięgam! – Ian teraz faktycznie rozpoznał głos swojego niegdyś przyjaciela – On tutaj jest.
    - Ale Ciebie nie ma! – rozległ się strzał. – Wynieście zwłoki. Psia krew!
    Pół godziny później Wright wyszedł z szafy. Był przybity. Jeśli nawiedzają go już w środku nocy i nawet w jego domu to co mógł zrobić. Nie miał żadnych szans. Mężczyzna z pokoju obok, który wczoraj popełnił samobójstwo, miał racje. „Jestem martwy” – pomyślał. Resztę nocy przesiedział w kącie. Wright powitał świt ulgą, wypalił papierosy i przebrał się. Z samego rana wyszedł do sekretariatu. Szedł ulicą i postanowił kupić paczkę fajek bo ostatnią wypalił jeszcze w domu, a pragnienie nikotyny jeszcze nigdy nie było tak wielkie jak właśnie teraz. Opracował tajny plan działania. Nie wiedział czy się powiedzie ale miał nadzieję, że wszystko się uda. Pierwsza faza przeszła bez zakłóceń. Druga też wyglądała obiecująco. O 7 rano korytarze były niemal puste. W końcu doszedł do celu swej podróży. Wiedział, że to tam za drzwiami czeka go ostateczne starcie.
    Zapukał i wszedł. Przy biurku siedział wyraźnie zdziwiony jego obecnością przełożony Wrighta.
    - Dzień dobry towarzyszu, – Rzekł Ian i zamknął za sobą drzwi. - musimy porozmawiać.
     
  13. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek XIII
    „Ostatni raz”


    Ian spokojnie wszedł do gabinetu po czym usiadł na krześle ustawionym przed biurkiem. Dutt wyglądał na zdziwionego i przestraszonego. Wright zaczął rozmowę.
    - No więc towarzyszu sekretarzu udało mi się pana zastać w biurze. Chciałem podziękować za uratowanie mi życia dzisiejszej nocy. – Ian zrobił najnaturalniejszy uśmiech na jaki było go stać i wyciągnął rękę.
    - Za co? – spytał wyraźnie skonfundowany Dutt.
    - Niech pan nie będzie taki skromny. Dzisiaj w nocy wpadł do mnie ten zbir Alan Cork. Na powitanie wystrzelił kulę. Ja wtedy szybko schowałem się pod łóżkiem, całe szczęście, że mnie nie zauważył! Chwilę później wpadł pan z agentami i uratował mi życie. Ale miałem fart, że akurat ktoś w ogóle przechodził. – Wright zobaczył minę Dutta, który próbował zebrać myśli do kupy.
    - Nie ma sprawy Ian, jesteś jednym z naszych najlepszych ludzi. Akurat ścigaliśmy tego nędznego prusaka gdy zauważyliśmy, że wszedł do Twojego domu. Myśleliśmy, że jesteś martwy. Później ciebie nie było, uznaliśmy, iż pewnie gdzieś zabalowałeś. Ja w to nie chciałem wierzyć bo ty, taki przykładny pracownik, wiedziałem, że nie zrobiłbyś tego ojczyźnie. – kamień spadł Ianowi z serca, wyglądało na to, że wszystko się uda – Będziemy musieli pomyśleć nad przyznaniem ci jakieś specjalnej opieki!
    - Nie trzeba! Chciałbym złożyć wypowiedzenie.
    - Co?! Wright wiesz, że cię potrzebujemy tutaj na miejscu!
    - Niech mi pan wybaczy panie sekretarzu. Ojczyzna mnie wzywa na front. – powiedział podniośle – Ludzie giną za nas, nie mogę sobie wybaczyć, że siedzę za biurkiem. Chciałbym walczyć w imię de Groota!
    Głowa Dutta pierwszy raz została wypełniona w stu procentach przez Iana. Nie wiedział co zrobić. Wiedział, że jest on twardogłowym komunistą ale żeby do tego stopnia. Postanowił przedyskutować sprawę z kimś innym.
    - Wright co ja z tobą mam. Powinienem być dumny, że w takich ciężkich czasach bohaterowie rosną mi przed nosem. Pójdę przedyskutować sprawę z Kimem Philbym. Poczekaj tutaj. Za półgodzinki będę. Nalej sobie wody jak chcesz. Popielniczka leży na ławie. Dobra idę.
    I zamknął za sobą drzwi. Ian poczuł olbrzymi ciężar. Udało mu się opanować na tamten moment ale teraz znowu zaczął cały dygotać z nerwów. Rozejrzał się po pomieszczeniu, sięgnął po papierosa i zaczął palić. Przechadzał się po gabinecie kilka chwil gdy nagle popiół z fajki zleciał na podłogę. „To chyba jedyne wyjście” – pomyślał. Gdy skończył podszedł do okna i otworzył je. Londyn z tak wysokiego piętra wyglądał naprawdę przerażająco. Kominy wypełniały każdy niebieski skrawek nieba ciemnym jak smoła dymem. Gdzieś w dole po Tamizie pływały statki, a ludzi i nieliczne samochody wyglądali jak myszy chodzące bez ładu i składu. Podniósł nogę i wspiął się na parapet. Teraz już cały się trząsł. Wiedział, że to jedyne wyjście, że nic więcej mu nie pozostało. Coś jednak kazało mu wejść z powrotem do gabinetu 75a. Wiele razy słyszał historie o cudownie ocalałych ludziach, którzy spadali na trawniki czy krzaki. Wiedział, że jeśli przeżyje to partia nie będzie miała interesu w zgładzaniu go gdyż będzie nieszkodliwy, a nie chciał reszty życia spędzić w łóżku czy z drewnianymi nogami. Zrobił krok w tył i usiadł na krześle ale wciąż nie mógł się uspokoić.
    [​IMG]
    Industrialny Londyn nocą


    Spojrzał na portret de Groota. Mężczyzna spoglądał na niego swoim spojrzeniem i napełniał jego serce nadzieją. Wright głęboko wierzył w komunizm. Czuł podskórnie, że ludzie muszą się razem gromadzić i trzymać ze sobą. Wiedział, że pojedyncza jednostka jest skazana na śmierć, tylko masa mogła uratować człowieka. Nigdy niczego mu w życiu nie brakowało. System się sprawdzał. Zapalił drugiego papierosa i pomyślał o tym jak mieszkał w Norwich. Tam wszystko było łatwe, tłumaczył jakieś nic nie znaczące kwitki, chodził z kolegami do pubu. Tam też poznał jedną miłość swojego życia, która niespodziewanie popełniła samobójstwo w jego 21 urodziny. Już nawet udało im się załatwić wspólne mieszkanie a tu taka strata. Długo musiał się otrząsać z jej śmierci ale w końcu się udało i dzisiaj rzadko miał ją przed oczami. Kiedy skończył drugą fajkę i schował ręce do kieszeni poczuł w lewej pistolet, ten sam, którym zabił panią Thompson, Pancyego Clarksona, tajemniczego mężczyznę od dokumentów czy piękną afrykańską kobietę. Zacisnął na nim dłoń i wyciągnął ze spodni. „Niech historia zatoczy koło” – powiedział po cichu i wymierzył lufą w czoło. Położył palec na spuście i nacisnął.
    [​IMG]
    Saul de Groot - Wielki Wódz


    Tymczasem kilka pomieszczeń dalej Dutt i Philby prowadzili zażartą dyskusję gdy nagle usłyszeli huk.
    - Pewnie znowu jakąś rurę upuścili przy remontach, na łeb idzie dostać! – powiedział sekretarz spraw tajnych – Nie możemy go puścić rozumiesz? Jeszcze nigdy w historii nie puściliśmy człowieka, który znał tak dużo, a na którego był wyrok.
    - Ale na wojnie i tak zdechnie! Codziennie zdycha tyle ludzi to czemu mu by się miało udać? Puścimy go na jakieś skrócone kursy i niech sobie radzi w okopach! Ja już nie mogę tracić sił bo mu się ciągle jakoś udaje!
    - Nie krzycz na mnie! Nie życzę sobie tego. Mówiłem od początku „daj go mnie, a ja to załatwię” ale nie! Ty wiesz najlepiej!
    - Kim, puśćmy go na ten front. – Dutt powiedział już niemal błagalnym tonem.
    - Podpiszesz papier. Gdyby coś się stało to Ty zapłacisz za to swoją drogą, Ja umywam ręce.
    - Dziękuję! – Po czym Philby wymierzył mu cios w twarz.
    - Jesteś słaby Dutt. Ile pociągniesz na swoim stanowisku? Jesteś dla mnie nikim. Nie chcę cię więcej widzieć w tym biurze. Podpisuj i wyłaź.
    - Dobrze, a teraz zejdź mi z oczu.
    Sekretarz spraw zagranicznych szedł korytarzem. Otworzył drzwi od biura, w którym był Wright. Ian siedział na kanapie z mocno zaczerwienionymi oczami jakby przed chwilą płakał.
    - Coś się stało?
    - Nie, po prostu pomyślałem, że to być może jeden z moich ostatnich dni tutaj. Rozumiesz? Ale cóż ojczyzna mnie wzywa. – skłamał Wright. „Dlaczego akurat teraz musiały mi się skończyć naboje?” – pytał sam siebie. – Powołanie to powołanie. Taka biurowa robota chyba nigdy nie była dla mnie.
    - Ojczyzna jest z ciebie dumna Ian, jedziesz na front. Daj mi legitymacje żebym podstemplował koniec twojej działalności. Jutro przyjdzie do ciebie porucznik Norman i wyjaśni ci co i jak.
    - Dziękuję panie Dutt.
    - Nie zawiedź nas Wright! Umieraj za ojczyznę, to znaczy walcz!
    - Tak jest sekretarzu, - Ian wstał i ruszył w stronę drzwi wyjściowych, nagle odwrócił się jeszcze na chwilę – może jeszcze się zobaczymy więc, do zobaczenia.
    - Do zobaczenia Wright! – powiedział Dutt z nadzieją, że taka chwila nigdy nie nastąpi.
     
  14. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Taka specyfika mojego "dzieła".
    W planach mam już bardziej konwencjonalnego AARa ale to dopiero po Otchłani. Nie chcę się zabierać za kilka AARów na raz bo wtedy wszystkie na tym stracą. Poza tym wydaję mi się, że wiele osób mogłoby mi mieć za złe gdybym nagle uśmiercił Iana.
    ===============

    Dodano:
    Straciłem save aczkolwiek postanowiłem obejść problem w inny sposób i nie potrzebuję pomocy.
    ===============

    Dodano:
    Otchłań AAR

    Odcinek XIV
    „Skandynawskie piekło”

    - Dajesz! Dajesz! – krzyczał szeregowy Brook, kiedy Wright ostatnim tchem dobiegał do mających za chwilę odpłynąć transportowców. Ostrzał wroga był bardzo silny, a w dodatku ewakuacja była kiepsko zorganizowana i dość prowizoryczna. – Wiedziałem, że dasz radę Ian!
    - Było ciężko, Szwedzi otaczają nas ze wszystkich stron. Gdyby nie te statki to byłaby krwawa łaźnia.
    - Zresztą nie tylko tutaj. – powiedział majestatycznym tonem oficer Gohein – Podobno całe wybrzeże, od Vardo po Trondheim, padło. Oczywiście to tylko plotki ale jeśli tak to będzie oznaczać, że tracimy strategiczną przewagę na tym froncie.
    - To by byłaby duża strata Ciekawe kiedy wyjdą pierwsze jednostki norweskie? – zapytał Ian.
    - Trudno powiedzieć. Ich przemysł nie zorganizował się jeszcze do końca, a w dodatku jeśli faktycznie nie udało nam się utrzymać tego pieprzonego wybrzeża to znaczy, że nasze jednostki długo będą musiały bronić tego, w sumie już bardziej przyczółku niż faktycznego frontu.
    2 września cały oddział był w Londynie w celu reorganizacji. Oprócz utraty sporej części Norwegii, Europa Sowiecka straciła również wielu ludzi i cenny sprzęt. Jednostki trzeba było formować na nowo. Wright pierwszy raz od 10 marca widział stolicę. Najpierw walczył chwilę na froncie pruskim, a następnie został przeniesiony do Skandynawii gdy ta w lipcu wypowiedziała wojnę komunizmowi. Tam widział najgorsze rzeczy w swoim życiu. Kilka razy był krok od śmierci i nawet błagał sam siebie żeby dał się zabić, ale instynkt przetrwania zawsze wygrywał z pragnieniami. Teraz siedział w koszarach i czytał gazetę. Nadrabiał spore zaległości, na wojnie nie ma czasu na wielką politykę, jest tylko ucieczka od ostateczności. Te kilka miesięcy na froncie zburzyły jego przypuszczenia na temat tego jak potoczy się konflikt. Szybko udał się zepchnąć oddziały pruskie do Polski, gdzie zresztą okopują się do dziś. Cesarstwo Rosyjskie pokazało na co je stać, gdy wszyscy mieli je w głębokim poważaniu, ono w ciągu dwóch miesięcy podbiło najmłodsze państwo świata – Republikę Kozacką. Ta wiadomość spadła na wszystkich jak grom z jasnego nieba. Długo nikt nie chciał wierzyć w to co się wydarzyło. Chociaż podobno ceną za ten spektakularny triumf w Europie jest utrata sporych terenów na dalekim wschodzie na rzecz Chińczyków, którzy zresztą świetnie dają sobie radę na wojnie zarówno z Rosją jak i z Indochinami.
    Lipiec był w ogóle miesiącem cudów nie tylko ze względu na aneksje Kozaków ale głównie za sprawą traktatu paryskiego. Politt i Roosvelt podpisali tam porozumienie na mocy, którego Bermudy wracają do Europy Sowieckiej ale USNA ma gwarancję, że po podbiciu Konfederatów przez Libertadores, ci drudzy nie będą szukać kolejnego konfliktu na kontynencie amerykańskim. Miesiąc później, w sierpniu żołnierze Czerwonej Armii (określenie na wszystkie komunistyczne siły) oswobodzili Norwegię. Utworzenie kolejnego państwa sowieckiego na pierwszy rzut może wydawać się bez sensowne aczkolwiek Wright posiadał teorię, która wszystko tłumaczyła. „Żeby zdestabilizować sytuacje w Skandynawii” – twierdził i był blisko racji, zresztą sam uznał taki scenariusz za bardzo ciekawy. Niestety 1 września siły szwedzkie wykurzyły wszystkich komunistów z niegdyś swojego terytorium, na zachodnim wybrzeżu półwyspu.
    [​IMG]
    Sytuacja w Europie 1 września 1936roku


    Nagle zaczął bić dzwon w wielkim, aczkolwiek ciasnym pomieszczeniu pełnym kanadyjek zrobiło się naprawdę tłoczno. Wszyscy wstali i ruszyli do wyjścia. Był to sygnał na apel, bądź jedzenie. Ian zaczął przeciskać się między innymi żołnierzami. Budynek koszar był brudny i niemal sypiący się. Na ścianach wychodziła wilgoć, a myszy i szczurzy śmigały pod nogami jak kule ponad głowami w piekle Narvik. Towarzysze broni byli wygłodzeni i nieogoleni. Każdy śmierdział potem. W pomieszczeniach było tak duszno, że co niektórzy mdleli i trzeba było ich wynosić na powietrze. Kiedy w końcu wszystkim udało się opuścić budynek stanęli w szeregu na małym placu.
    - Żołnierze! – zaczął jakiś nieznany Wrightowi generał – Wykazaliście się w Norwegi wielkim bohaterstwem! Ojczyzna jest z was dumna, dostałem dwa listy gratulacyjne, jeden od Saula de Groota, który pozwolę sobie wam przeczytać i drugi od władz naszych skandynawskich przyjaciół, będzie on skopiowany i przybity na wszystkich tablicach informacyjnych, kto będzie chciał to sobie przeczyta. – Mężczyzna wyciągnął list od wielkiego wodza.
    W tym momencie wszyscy zaczęli wiwatować i bić brawo. Ian nie mógł powstrzymać łez wzruszenia, wiedział, że to co robi jest jego formą podziękowania dla wszystkich, którzy tworzyli Europę Sowiecką. Szeregowiec Brook wpadł w jego objęcia i razem cieszyli się z tego, że wielki wódz, sam wielki wódz podziękował im za to co zrobili. Po kilkukrotnym odśpiewaniu hymnu wszyscy ruszyli na stołówkę i nawet obleśne rozgotowane ziemniaki nigdy nie smakowały tak dobrze jak dziś.
    Na wieczornym apelu wszyscy dowiedzieli się jakie mniej więcej są plany dla ich dywizji. Desant na tyłach wroga gdzieś na Bałtyku. „Znowu zimna woda” – pomyślał Wright i poszedł zapalić papierosa. W palarni było tłoczno, kilka osób grało w karty przy stolikach, a reszta zaciągała się źle ubitymi fajkami pod ścianami. Dzisiejszy dzień był, jednak jakby trochę inny. Ian dał się nawet namówić na partyjkę makao, czego zwykle nie robił. Kiedy wrócił do wielkiej, ciasnej „sypialni” natychmiast udał się do swojej kanadyjki i usnął z uśmiechem na twarzy. Śmierdzący pot był dzisiaj zapachem zwycięstwa.


    ============================================
    Proszę o wyrozumiałość.
    Straciłem save ale okazało się, że mam na kompie jakąś starą grę Europą Sow. i można dopisać trochę fabuły 'za kulisami' AARa jakby. Mam nadzieję, że nie wygląda to źle. Teraz może się trochę masakra zacząć bo nie czytałem nigdy książek o wojnie z perspektywy jakiegoś konkretnego żołnierza. Proszę o komentarze i wyrozumiałość.
     
  15. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek XV
    „Niespodzianka”


    Przez następne dwa dni koszary tętniły życiem. Specjalnie dla żołnierzy organizowano specjalne kursy, w których dowódcy tłumaczyli taktykę na najbliższy czas. Wszyscy przygotowywali się do operacji „Żelazny łabędź”. Miała ona polegać na desancie na tyłach sił szwedzkich. Miał on się odbyć pod koniec września. Nie było jeszcze dokładnie jasne gdzie. Przedstawione były dwa plany, jeden zakładał lądowanie w okolicach Królewca co umożliwiło by przecięcie wszystkich możliwych dróg zaopatrzenia dla wojsk skandynawskich w północnej Polsce i zmusiło by do dostarczania go drogą morską przez Bałtyk, gdzie na transportowce czekałyby łodzie podwodne. Druga koncepcja była bardziej wszechstronna. Desant miał odbyć się Łotwie. Po zdobyciu Rygi żołnierze mieli by zająć się marszem na północ w stronę miasta nazwanego na cześć twórcy ustroju skandynawskiego Jorga Leniego – Leningradu. Zaletą tego wyjścia było to, iż najprawdopodobniej ze Sztokholmu przyszedłby rozkaz o opuszczeniu Polski w celu obrony tego niezwykle ważnego dla Szwedów miejsca. Co umożliwiłoby bezkrwawe zdobycie Elbląga czy Gdańska i zaangażowanie większej ilości sił w walkę z nacjonalistami. Jako szeregowy żołnierz Wright nie miał wpływu na decyzje aczkolwiek widział małe szansę na powodzenie ewentualnego desantu w okolicach Rygi. Uważał on również, iż ustalanie takiej operacji już miesiąc przed samym atakiem jest zbyt dalekowzroczne i być może się okaże, że desant trzeba będzie przeprowadzić w Lubece.
    - Hej! Ian, idziesz grać w karty? – spytał Brook.
    - Nie stary. Wiesz, że tego nie lubię.
    - Twoja strata. – Szeregowiec spojrzał na niego ze zdziwieniem – Coś cię gryzie? Prawie się nie odzywasz.
    - Wydaje ci się. Hm Nick, a może papieros?
    - Skończył mi się tytoń.
    - Ja mam na ostatniego – skłamał Wright – no to trudno. Miłej gry.
    „Aż tak bardzo go nie lubię” – pomyślał Ian. Poznali się z Brookiem w trakcie kampanii skandynawskiej. Tworzyli razem z innymi pięcioma kumplami świetną paczkę. Niestety nie wszyscy mieli tyle szczęścia co on. Harry Oswald zginął w trakcie zdobywania Oslo. Granat rozerwał go na strzępy. Świadkiem tego wydarzenia był Adolf Herzlig, który umarł w czasie osławionej „bohaterskiej” ucieczki z Narvik, rosły Szwed, który później musiał skapitulować przed ogniem Iana i właśnie Nicka, nabił go na bagnet. Pozostali nie doczekali jutra w trakcie nalotu na prowizoryczny obóz pod Trondheim. Byli to belgijscy bracia. Wyglądali identycznie, nikt nie mógł ich rozróżnić więc mówiono do każdego z nich Vincent. Razem się narodzili i razem skończyli.
    O 17 dzwonek zerwał wszystkich na apel. Po raz kolejny przemawiał do nich, z prowizorycznego podwyższenia zrobionego z kilku skrzynek, generał Clerk.
    - Chińczycy, ci którzy tak twardo stawiali opór zostali zaatakowani przez naszych japońskich braci! Szanowny sekretarz Politt kazał wam przekazać, że jest to nowy etap w historii komunizmu. Najliczniejszy naród świata będzie musiał się podporządkować robotniczym ideałom albo zostanie pokonany w nierównej walce z żołnierzami niosącymi wartości, które ocalą świat. Anarchistyczna hołota, którą są mieszkańcy Republiki Chińskiej nie zasługują na życie w obecnym jego kształcie. Niestety w obecnej chwili nasza armia nie jest w stanie wspomóc japończyków, a jak wiecie Saul de Groot nie lubi pustych gestów w związku z czym dalsze środki w tej sprawie nie będą podejmowane. Jakieś pytania?
    Wśród żołnierzy obeszło się bez większych emocji, nikt nie czuł się związany z tą sprawą. Wszyscy wiedzieli, że ta wojna, o której powiedział generał Clerk nie jest ich wojną. Po kliku minutach plac zupełnie opustoszał.
    [​IMG]
    Widok na koszary z lotu ptaka


    Mimo że, był wrzesień słońce niemiłosiernie grzało, jeszcze kilka dni temu Ian dałby sobie odciąć rękę za to, żeby poczuć jego ciepłe promienie na twarzy, dzisiaj jednak była to dla niego wielka udręka. Siedział w cieniu drzewa i myślał o perspektywach na najbliższy czas. Nie czuł się zbyt komfortowo w koszarach, które były ledwie pięć kilometrów od Londynu. Zastanawiał się co będzie po wojnie, jeśli przeżyje. Czy partia pozwoli mu żyć w normalnych warunkach? Głos rozsądku mówił, że nie. Serce uważało natomiast, że doceni ona jego męstwo i odwagę. Przecież poświęca się dla systemu. W głowie ciągle pobrzmiewały słowa wypowiedziane tak dawno temu przez nieżyjącego Curringhama „Jesteś idealny, czysty. Jesteś homo sovietus”. Czuł dumę. Sięgnął po nóż i zaczął oglądać swoje odbicie w jego klindze. Miał 27 lat, a wyglądał minimum o dziesięć starzej. Kilkudniowy zarost, tłusta rzadka grzywka opadająca na czoło, podkrążone oczy. „Ty będziesz następny”, tak też powiedział Curringham, mylił się. „Nawet najwięksi się mylą” – pomyślał. Wiedział, że taki błąd mógł się zdarzyć.
    Wright ruszył w stronę palarni, gdy nagle obok niego przemknął samochód. Wzniósł on tumany kurzu. Po chwili, jednak opadły, a oczom jego ukazał się widok, który zamroził krew w żyłach. Serce zaczęło podskakiwać mu do gardła, a pot zrosił jego czoło jak nigdy. Karetka Sostrawe. Obraz niemal zapomniany. Ian wiedział, że nie jest już w partii. Immunitet, który miał minął. Z wozu wyszło dwóch agentów, instynktownie ruszyli oni do budynku administracji. Wright przyspieszył i gdy wpadł do palarni nawet nie zauważył jak wypalił dwa papierosy, które były zarazem ostatnimi z przydziału tytoniu jaki mu przysługiwał. Dla zapomnienia przerażającego widoku skusił się nawet na partyjkę makao ale gdy dwa razy z rzędu przegrał postanowił wyjść się przewietrzyć.
    - To ten tam! – powiedział jakiś żołnierz i wskazał palcem na Wrighta, agenci ruszyli w jego stronę.
    „To koniec pomyślał Ian” i stanął jak wryty w miejscu. Nie miał sił żeby uciekać. Wiedział, że to nieuniknione. Teraz dopełniało się jego przeznaczenie. Dwóch mężczyzn w czarnych uniformach, nawet teraz mimo temperatury jaka panowała, z wciągniętymi koszulami zapiętymi na ostatni guzik, podeszło do Iana.
    - Nazwisko? – niemal wypluł słowo jeden z agentów.
    - Wright. – teraz jego uszy wypełniał już tępy, permanentny pisk. Strażnicy spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.
    - Nie wie pan gdzie jest szeregowiec Jools?
    - Niestety nie – kamień spadł Ianowi z serca.
    - Musimy szukać dalej. – i odeszli bez słowa.
    „Ile razy jeszcze mi się poszczęści?” – zapytał sam siebie w duchu. Wiedział, że kiedyś go złapią, że pewnego dnia będzie musiał przeżyć tortury i umrzeć jak zwierze. Jednego tylko nie rozumiał – „Dlaczego ja?”, rozmyślał nad tym wiele razy ale nie był ani kroku bliżej odpowiedzi na to pytanie. Wszedł do budynku koszar i usiadł na skraju swojego łóżka. Rozejrzał się po swoich towarzyszach broni. Niektórzy pisali listy do żon czy matek, inni grali w karty bądź warcaby. On nie miał nikogo. Opadł na poduszkę i zaczął wyobrażać sobie, że słucha muzyki poważnej, którą tak bardzo kochał.
    [​IMG]
    Poddasze budynku, gdzie swoje łóżko ma Ian Wright
     
  16. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek XVI
    „Japońskie podchody”


    Najbliższe 10 dni minęło wszystkim pod znakiem ulew. Po wielkich upałach nadszedł deszcz, mimo że wszyscy o niego błagali to po kilku godzinach stał się przekleństwem. Wszelkie ćwiczenia były wykonywane na błocie, które dostawało się dosłownie wszędzie. Żołnierze wracali do koszar gdzie panował większy smród niż zwykle. W dodatku woń potu mieszała się z ostrym zapachem stęchlizny. Jedyny plus był taki, że myszy było trochę mniej.
    - Hej! Hej! Cisza! – krzyknął jakiś żołnierz spod ściany, który jako jedyny miał dostęp do radia – Słuchajcie!
    [​IMG]
    Jedno z dwóch wypowiedzeń wojny przez Japonię, drugie dotyczyło Australazji.


    Wszyscy spojrzeli na siebie. Wiedzieli co się stało. Szczecin został zajęty przez armię skandynawską. Rozległ się dzwon i mimo ulewy wszyscy musieli wyjść na apel. Generał Clerk stał z parasolką i czekał aż wszyscy się zbiorą. Po chwili, kiedy żołnierze niemrawo wychodzili z budynków oddał strzał w górę.
    - Jeszcze raz do cholery zobaczycie jak się tak wleczecie to was pozabijam! Nie robię tego dla siebie zaszczute psy! Musicie poznać informację dnia.
    - Ale my już wiemy co się wydarzyło – krzyknął Wright.
    - Ach wiecie? – powiedział ironicznie generał, zszedł z podwyższenia i zaczął zbliżać się do Iana – Wiesz co się wydarzyło? To powiedz wszystkim.
    - Japonia wypowiedziała wojnę Australazji i Szwecji, a ci drudzy zajęli Szczecin. – Nie zdążył jeszcze skończyć zdania, kiedy potężny cios generała uderzył go w brzuch. Spadając na ziemie Wright zdążył jeszcze poczuć kopnięcie w twarz.
    Leżał tak kilka godzin i gdy w końcu się obudził był cały przemoczony. Dodatkowo czuł olbrzymi ból. Z ogromnym problemem się podniósł i ruszył w stronę budynku, w którym mieszkał. Był bardzo słaby. Przewrócił się jeszcze dwa razy i dopiero w swoim odbiciu w kałuży zauważył, że całe jego oko jest dosłownie fioletowa, a twarzy nie widać spod grubej warstwy błota. Po około pięciu minutach udało mu się wejść na piętro. Kiedy otworzył drzwi do zatłoczonego poddasza w środku zaległa cisza. Dało się usłyszeć bombardowanie okien przez krople deszczu czy popiskiwania mysz. Usiadł na skraju łóżka, a w środku znowu zrobiło się gwarno.
    - Ale odwaliłeś Wright. – zagadał go natychmiast Brook.
    - Co się działo? Długo tam leżałem?
    - Jakąś godzinę. Clerk nie kazał cię ruszać. Mówił, że nie ma mowy o żadnym ataku na Szczecin, że były zakłócenia i nie wolno wierzyć w to co rzekomo słyszeliśmy bo to może być sprawka wywiadu szwedzkiego, który specjalnie podsyła nam złe informację żeby zabić naszego ducha walki. Ale nie uda im się. Generał mówił też, iż jeśli ktoś wygłosi następnym razem taką bzdurną tezę zostanie potraktowany dużo mniej łagodnie niż ty. Zresztą bez sensu żeś się w ogóle odzywał! Trzeba było siedzieć cicho.
    - Mam już dosyć tego pieprzonego deszczu.
    - Nie ty jeden Ian, chcesz skoczyć na fajkę?
    - Nie mam tytoniu żeby sobie robić skręty, kiedy pada człowiek częściej sięga po papierosa i już cały straciłem. Zresztą sam wiesz, nawet w palarni tak nie śmierdzi jak tutaj.
    - Masz rację. Dam ci swój. Oddasz mi jak będziesz miał. – Brook uśmiechnął się do niego szczerze. Podobnie jak Ian nie miał nikogo. Nie miał do kogo wracać. – To jak?
    - Dobra, daj mi tylko chwilę żebym się wytarł chociaż.
    Kiedy weszli do palarni okazało się, że jest ona pusta.
    - No to nieźle, pierwszy raz się nam chyba tak upiekło.
    - W sumie jest późno więc zazwyczaj jest tutaj mało ludzi o tej porze.
    - No ale tak nie było nigdy. – powiedział Brook i usiadł na krześle. Miał nieco ponad 20 lat, nosił wąsa i był sporo niższy od Wrighta. Jego bystre brązowe oczy ciągle szukały miejsca, na którym mogły by się skupić. Na prawym policzku widniała mała blizna. „Jakaś śruba mi wyskoczyła w fabryce” – mówił. Pochodził z Manchesteru i od zawsze był robotnikiem. Wierzył w system aczkolwiek trudno o nim było powiedzieć, że jest twardogłowym komunistą. Raczej nigdy nie zagłębiał się w teorie. Do armii zaciągnął się bo chciał poczuć smak przygody.
    - Co będziesz robić po wojnie? – spytał Wright.
    - Wąchał kwiatki od spodu! – odpowiedział i oboje zanieśli się śmiechem – Nie no, nie wiem. Kupa czasu jeszcze. Jak mnie nie zabiją to może w wojsku zostanę. Czemu pytasz?
    - Ach tak po prostu.
    - A Ty?
    - Nie wiem jeszcze.
    - Może byś się do partii zapisał? Znasz tyle języków i jesteś dość inteligentny. – Brook uśmiechnął do Wrighta.
    - Nie sądzę. Taka nudna biurkowa robota jest nie dla mnie. – skłamał.
    - Na polu bitwy za to dajesz sobie radę.
    - Chcesz zagrać w warcaby? – Wright wyraźnie chciał zmienić temat, a to jedyne co było pod ręką.
    - Może być.
    W jednostce spędzili jeszcze kilka nudnych dni. 25 września udali się do Kopenhagi. Misja „Żelazny łabędź” miała zacząć się lada dzień. Dla zrelaksowania się wszyscy dostali dzień wolnego. Stolica Duńskiej Republiki Sowieckiej nie zachęcała jednak do spacerów. Naloty szwedzkie zrobiły tutaj swoje. Miejscowa ludność chodziła wystraszona i ciągle spoglądała na niebo czy przypadkiem nic nie leci. Pogoda psuła się z dnia na dzień. Było gorzej niż w Anglii. Mieszkali w piwnicach jakiś starych kamienic. Jedyną zaletą były dwuosobowe izby. Drugiego dnia pobytu w Kopenhadze Ian udał się do kawiarni, gdzie miał zamiar wysłuchać koncertu muzyki poważnej. Niestety w połowie imprezy do sali weszło około dziesięciu agentów Sostrwe i wyciągnęło wszystkich ludzi związanych z lokalem bardziej zawodowo, włącznie z muzykiem. Po około pięciu minutach z podwórka dało się usłyszeć strzały. Tajna policja działa idealnie, nie tylko na wyspach ale również tutaj w Danii. Nikt nigdzie nie mógł czuć się bezpiecznie jeśli coś ukrywał. Aparat działał bez zarzutu. Ian wrócił do prowizorycznej jednostki i opowiedział o wszystkim Brookowi.
    - Widzisz stary, bo to jest tak, że lepiej siedzieć z boku i nic nie robić. Ja mam czyste sumienie. Nie przejmuję się tym po prostu.
    - A jeśli ci ludzie byli niewinni? – Nick spojrzał na niego z zdziwieniem – No wiesz, może ktoś się pomylił?
    - W co ty wierzysz? Sostrawe działa jak zegarek. Oni się nigdy nie mylą, jeśli muszą kogoś zabić to tylko dlatego, że sobie na to zasłużył. Nikt się przed nimi nie ukryje. A czemu ty się tak tym przejmujesz?
    - Sam nie wiem.
    - Na muzyce poważnej świat się nie kończy. Jak nie tutaj to w Królewcu sobie posłuchasz.
    - Masz rację.
    - I powiem ci coś jeszcze Wright. Jeśli coś ukrywasz to nie mów mi tego. Szanuję cię ale wrogowie systemu nie mają czego tutaj szukać. Wydałbym cię bez dwóch zdań. – Wright spoważniał i spojrzał na Brooka.
    - Wydałbyś mnie?
    - Tak. – powiedział Nick po czym parsknął śmiechem. – Ale wiesz, gdyby babcia miała wąsy to by był dziadek. Gdybym ja coś przeskrobał też byś powiedział. Taki nasz obowiązek. Dobranoc Ian, nie myśl o tych ludziach, oni byli źli i zasłużyli na to co dostali.
    [​IMG]
    Królewiec. Cel operacji "Żelazny Łabędź"
     
  17. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Dziękuję za miłe słowa teraz, kiedy są tak bardzo potrzebne w obliczu gwałtownej zmiany stylistycznej.
    ===============

    Dodano:
    Otchłań AAR

    Odcinek XVII
    „Koniec świata”


    [​IMG]
    Wybrzeże Bałtyku w okolicach Królewca

    27 września wsiedli na transportowce. Pogoda była wyjątkowo dobra, mimo chłodu świeciło słońce, którego promienie delikatnie połyskiwały na tafli Bałtyku. Płynęli w milczeniu kilka godzin aż w końcu jeden z wyższych stopniem żołnierzy zaczął przemawiać.
    - Towarzysze! Dzisiaj zdobędziemy Królewiec. Operacja „Żelazny łabędź” składa się z trzech etapów. – ciągnął dalej, a wszyscy zwrócili swoje głowy w jego stronę. Widać było, że na innych statkach również zaczyna się podobna scenka. – Pierwszy z nich polegał na rozbiciu sił morskich Szwedów, skądinąd wiedzieliśmy, że stacjonują one właśnie w tych okolicach. Wczoraj doszło do największej jak dotąd bitwy morskiej w trakcie naszych zmagań na tej wojnie. W ciągu jednego spotkania na dno poszedł jeden lotniskowiec, jeden pancernik, jeden ciężki krążownik i tyle samo niszczycieli. – żołnierze choć zupełnie niemieli pojęcia o czym mówił ich dowódca uśmiechnęli się z dumą – Można powiedzieć, że rozbiliśmy trzon szwedzkiej floty. Drugi etap to sprawne desantowanie się na plażach. W całej operacji wyrzucimy się w trzech miejscach. Jedno jest na północ od Królewca. Tam pójdą najmniejsze siły piechoty, które mają za zadanie zrobić tylko przyczółek dla wystawienia tam dywizji pancernej. Podobno plaże są praktycznie nie obstawione. Większość sił skandynawskich znajduję się w północnej Polsce. Drugi desant przeprowadzimy w Piławie. Nasze zgrupowanie transportowców jest najważniejsze. Gdyż popłynie dalej i wpadnie bezpośrednio Do Królewca, który już wtedy powinien być otoczony. Szybko poradzimy sobie ze Szwedami. – rzekł i spojrzał na horyzont. – Jeśli dobrze mi się wydaje, a rzadko się mylę, to Piława powinna być zajęta lada moment.

    [​IMG]
    "Żelazny Łabędź" - kolejne kolory oznaczają kolejne fazy operacji


    Ian próbował się zdrzemnąć ale nie dawał rady. Został zerwany z łóżka w Kopenhadze o 3 nad ranem. Płynęli już kilka godzin i lada moment mieli się desantować. Od początku zresztą mówili im, że „już za chwilę”, „bądźcie cierpliwi”, „mówiłem już, że niedługo będziemy?!” i tak w kółko. Do tego potwornie chciało mu się palić. Teraz, gdy tylko zamykał oczy słońce dawało mu do zrozumienia, że musi być w ciągłej gotowości bojowej.
    - Mam nadzieję, że karabin mi się nie zatnie, - Brook po raz kolejny próbował nawiązać dialog – wtedy byłaby katastrofa.
    - Tak…
    - Zrobimy im rewanż za Narvik, co nie?
    - Tak…
    - Hej Ian, rozchmurz się! Patrz jaka ładna pogoda, kiedy ostatnio widziałeś słońce?
    - Tak…
    - A idź do diabła Wright, zresztą właśnie tam płyniemy. Skopię dupę tym zasranym blondasom. Wystrzelamy ich jak kaczki.
    Kilka chwil później przepływali obok Piławy, wyglądało na to, że miasto zostało zdobyte bez żadnych komplikacji.
    - Za niedługo będziemy w Królewcu, przygotujcie się. – krzyknął dowódca oddziału.
    - Hej stary, zapal to. – powiedział jakiś nieznajomy szeregowiec obok.
    - Co to?
    - „Szczęściarz”
    - To znaczy?
    - Nie chcesz to nie palisz.
    - Nie no daj daj. – Wright zaciągnął się i zaczął się potwornie krztusić. Czy to możliwe żeby narkotyk był tak normalnie dostępny i to tak daleko od kraju? Nie zdążył odpowiedzieć sobie na to pytanie, kiedy najwyższy stopniem żołnierz z przodu zaczął przemawiać, a Ian zaciągnął się owym skrętem jeszcze kilka razy.
    - Towarzysze! Przyszedł dzień srogiego rewanżu, Królewiec będzie naszą zemstą. Zemstą socjalizmu. Zemstą za naszych przyjaciół! Tych, którzy musieli umrzeć w arktycznym piekle na północy Norwegi. Nie oszczędzajcie nikogo ani niczego. Każdy nasz jeden martwy brat musi być pomszczony minimum trójką Szwedów. Warto dodać również fakt, iż przed wojną to miasto należało do Prus, tak więc okazja do rewanżu jest podwójna. Macie sprawić żeby Królewiec stał się tragedią dla wszystkich ludzi, którzy odrzucają komunizm. Dajcie nauczkę wszystkim, którzy ignorują jedyne ideały godne pochwały. Skażcie na śmierć każdego kto będzie próbował stawiać wam opór zarówno czynny jak i bierny. – kolory stawały się dla Iana coraz jaskrawsze, a każde wypowiedziane słowo świdrowało jego głowę, był wściekły. – Robicie to dla Saula de Groota, dla waszych rodzin, dla partii. Ale przede wszystkim macie to robić dla siebie. Na te kilka chwil zabijanie ma być dla was przyjemnością. Macie być bezlitośni. Królewiec ma być zrównany z ziemią. – Po tych słowach nad ich głowami przeleciały wielkie stalowe ptaki i zrzuciły wybuchowe jajka nad pruskie miasto, tak przynajmniej wydawało się Wrightowi. – Te bombowce zaczęły dzieło, które my skończymy. Na mój rozkaz, bądźcie gotowi! - nastąpiła chwila, która dla żołnierzy na statkach trwała wieczność - TERAZ!
    Wszyscy wyskoczyli z transportowców i ruszyli w stronę Królewca. Ian nie słyszał niczego, odgłos bombardowania były dlań jak dźwięki bębnów, które miały zagrzewać go do walki. Warkot karabinów maszynowych wybijał rytm, do którego on zabijał ludzi. Płonące budynki wiły się przed nim jak wielkie węże, a on sam biegł przed siebie i wrzeszczał. Chciał zabijać, taki był jego jedyny cel. Nie ważne było dlaczego, ważne żeby to zrobić. Wpadł z kilkoma innymi żołnierzami do jakieś kamienicy, która ostała się przed nalotem. Nogą wywarzył drzwi do izby i cofnął się za ścianę. Dwóch kolegów z pierwszego rzędu padło ale natychmiast reszta jego towarzyszy z nim samym wpadła do środka i pomściła kompanów. Kule świszczały i cięły powietrze jak noże rozdzierające płótno. Kiedy Wrightowi skończył się magazynek bez zastanowienia zaczął uderzać bagnetem na ślepo. Przynajmniej dwóch Szwedów musiało skapitulować przed siłą jego i jego ostrza. Po chwili wszyscy żołnierze opuścili budynek i podpalili go. Jakaś kobieta przebiegała akurat przez ulicę żeby błagać ich o litość. Któryś z nich podszedł do niej i kopnął ją w brzuch, a po chwili postrzelił ją w nogę i poszedł dalej. Dwudziestoparoletnia dziewczyna wiła się z bólu, gdy Ian postanowił okazać jej litość roztrzaskując jej czaszkę kolbą swojego karabinu o krawężnik. Żołnierze Armii Czerwonej byli jak dzika horda. Biegli przed siebie, a każdy metr za nimi stawał się cmentarzem ludzkości. Za głównymi oddziałami szły zastępy agentów Sostrawe w specjalnych grubych uniformach. Zbierali oni zwłoki i tworzyli z nich małe górki, a następnie podpalali. Blokada miasta udała się idealnie. Po godzinie do miasta wjechały pierwsze kolumny czołgów, które dopełniały dzieła piechoty. Wright był w transie, nic nie mogło przerwać dzieła, które tak starannie tworzył. Żołnierze szwedzcy umierali dziesiątkami. Ludność cywilna Królewca nie miała sił się bronić, ucieczka nie miała sensu. Ulice miasta wyglądały jakby przed chwilą spadł na nie deszcz krwi, jej wielkie kałuże tworzyły się wszędzie. Ludzkie głowy były jak kapusta na polu. Nawet w najczarniejszych snach agenci specjalnych oddziałów Sostrawe nie widzieli czegoś takiego. Ian mimo wyczerpania nie zamierzał przestawać, kontynuował rzeź.
    [​IMG]
    Królewiec 27 września 1936 roku


    Pod wieczór oddziały zaczęły się powoli organizować na nowo. Efekty zamroczenia narkotykowego zaczęły się kończyć. Oczom żołnierzy okazał się widok piekła, Królewca. Wright spojrzał na ten krajobraz i nie chciał wierzyć, że to wszystko mógł zrobić człowiek. Jego oczy zaszkliły się, a płonące budynki utrwaliły się we łzach, które spływały po jego policzkach.
    - To im pokazaliśmy co? – do Iana podszedł Brook i poklepał go po plecach.
    - Pokazaliśmy całemu światu… - Wright zacisnął oczy i spuścił głowę.
    - Ta… Patrz co zdobyłem. – I wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. – To co? Za zwycięstwo?
    - Za komunizm! – krzyknął Wright bez przekonania i wyciągnął jednego.
    - Czegoś takiego mogli dokonać tylko panowie świata – powiedział jakiś nieznajomy żołnierz ze skrętem tytoniowym w ustach.
    Po chwili podjechała ciężarówka, a z niej wysiadł jakiś generał i zaczął rozmawiać z innym – tutejszego oddziału. Jakiś szeregowiec, który podsłuchał rozmowę, wszedł na ruiny i zaczął krzyczeć.
    - MISJA UDANA! MISJA UDANA!
    Wszyscy zaczęli wiwatować i oddawać strzały w niebo. Co ciekawe Wright nie zauważył żadnych jeńców. Każdy skandynawski żołnierz na terenie Królewca umarł. Zginął jak zwierzę. Ian odszedł trochę na bok, złapał się za głowę i zaczął płakać. Wiedział, że nie takiej wojny chciał. W ciągu dosłownie jednego dnia umarło około stu tysięcy ludzi. Wright spojrzał na niebo, które w ciągu dnia zachmurzyło się ale nie uroniło ani jednej łzy. Obejrzał swoje ręce, które były brudne od krwi, podobnie jak mundur i twarz. Również karabin nią ociekał, bagnet był po prostu czerwony. 27 września 1936 roku okazał się końcem pewnej epoki w historii świata.

    [​IMG]
    Królewiec po wielkiej rzezi
     
  18. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek XVIII
    „Cena”

    Królewiec, niegdyś wielki port, jeszcze około tygodnia był świadkiem dantejskich scen. Żołnierze dostali wolną rękę. Zachęcano ich wręcz do gwałtów czy kradzieży. „Miejscowa ludność jest zbyt przesiąknięta nacjonalizmem żeby było sens ją resocjalizować” – mówili dowódcy. Większość z komunistów świetnie się bawiło widząc uciekające i kryjące się w ruinach młode dziewczyny czy strzelając do starców, którzy wychodzili z płonących budynków. Ianowi, jednak nie było do śmiechu. Jedyne co odpowiadało mu w tej sytuacji to fakt, że udało się mu znaleźć podczas jednego z patroli niemal nietkniętą piwnice jakiegoś sklepu z papierosami. Tak więc przez następne kilka dni chodził po zgliszczach miasta i palił tytoń. Zresztą jak wszyscy. Żołnierze tułali się po pustych ulicach, czasami wchodzili do budynków, bądź podkładali pod nie ogień dla zabawy. Wright siedział w prowizorycznych koszarach na przedmieściach Królewca i oglądał jego panoramę.
    - Hehe, ale dzisiaj wyrżnęliśmy numer z chłopakami to ci mówię. – zaczął Brook.
    - No co się stało? – zapytał od niechcenia Ian.
    - Więc idziemy w trójkę i nagle jakaś dziewczyna przebiega przez ulice, to my wiesz sru, seria w niebo i krzyczymy, że ma się zatrzymać. Ja ją złapałem, a chłopaki weszli do budynku, gdzie ta mała biegła a tam jej siostra z koleżanką…
    - Domyślam się co się działo dalej. – powiedział Wright żeby zmienić temat. Od jakiegoś czasu słuchał tylko o tym. Nick okazał się idealnym żołnierzem na takie czasy. – Nie wiesz co dalej z nami będzie?
    - Podobno za 3 dni, to będzie 5 październik, wsadzą nas na statki i desantem zajmiemy pomorze gdańskie i pas ziem od Wisły do Królewca.
    - Mhm, - Ian to doskonale wiedział, w końcu też był na apelach. – fajkę?
    - A daj, zakurzę z tobą przyjacielu. – to słowo wydawało się coraz mniej na miejscu w nazywaniu ich relacji. Chociaż Brook wcale nie czuł żeby coś między nimi się popsuło.
    - Chcesz iść ze mną na miasto dzisiaj?
    - Możemy się przejść.
    [​IMG]
    Ulica Królewca

    Do Królewca szło się około dwudziestu minut. Widok ulic sprawiał, że ciarki przechodziły po plecach. Niebo było kompletnie szare, słońce nie przedostawało się przez chmury w żadnym jego punkcie. Szli tak gdy nagle wpadli w jakąś boczną uliczkę. Z kamienicy dało się usłyszeć kobiecy krzyk po niemiecku.
    - Co to znaczy? – spytał natychmiast Brook.
    - Ona krzyczy pomocy.
    Ruszyli na podwórze kamienicy, gdzie zza małego muru, którego wyjścia były przysypane kamieniami dobiegał odgłos. Natychmiast zaczęli odgarniać gruz i po chwili okazało się, że po środku czegoś co niegdyś mogło być jakąś niedokończoną izbą (na co wskazywał brak sufitu) siedziała młoda kobieta. Na oko około 20 lat.
    - To co? Zabieramy ją do góry tej kamienicy?
    - Możemy… - wzruszył ramionami Wright.
    Nick wziął ją za rękę. Chociaż dziewczyna wyglądała źle, widać było głód w jej oczach, być może już, któryś dzień z rzędu siedziała w tym miejscu. Ian poszedł za nimi. Brook wyglądał na strasznie podnieconego perspektywą najbliższych kilku, kilkunastu minut. Wbiegał po schodach, aż w końcu wypatrzył jakąś izbę z materacem. Kobieta, którą trzymał za rękę ledwo dotrzymywała mu kroku i co chwilę się potykała.
    - Ej, to stań przed drzwiami i pilnuj czy nikt nie idzie? – zagadał go Brook.
    - Okej. – Ian wyszedł na chwilę z pomieszczenia ale coś nie dawało mu spokoju. Wrócił do niego po chwili i zobaczył jak dziewczyna próbuje się wyszarpać z uścisku szeregowego Armii Czerwonej. Nie mógł na to patrzeć, kopnął Nicka. Ten padł na ziemie i spojrzał niego z wyrzutem.
    - Wiedziałem, że coś z tobą nie tak! Co współczujesz jej? Ona na to zasługuje i tylko na to! Powinna mi dziękować, że chce ją w ogóle dotknąć!
    - O co ci chodzi? Nie widzisz co robimy? Ona się boi!
    - Przecież ona nie zasługuję na to żeby żyć!
    - Jest człowiekiem! Jak ja albo ty. Wszyscy jesteśmy równi!
    - Łżesz! – Brook wstał i wyciągnął broń – NACJONALISTA!
    Młoda kobieta podbiegła i wytrąciła Nickowi pistolet z ręki, który wystrzelił w sufit izby, a Wright bez zastanowienia wyciągnął swój i oddał strzał w stronę niegdyś kolegi. Po chwili Nick leżał na ziemi sztywny, a Ian oparł się o ścianę i opadł. Dziewczyna stała chwilę z rękami przy ustach jakby była zła na siebie za to co zrobiła i po chwil zaczęła poprawiać swoją brudną od kurzu spódnice.
    - Pewnie nie znasz niemieckiego ale dziękuję nieznajomy. – właśnie wychodziła z pomieszczenia, gdy Wright odparł jej w tym samym języku.
    - Drobiazg… - kobieta stanęła jak wryta i wróciła do pomieszczenia.
    - Jak masz na imię?
    - Ian. Wiesz, nie powinienem był tego robić…
    - Jesteś inny niż reszta żołnierzy, jesteś komunistą?
    - Nie wiem kim jestem. Teraz, – spojrzał na zwłoki Brooka – teraz jestem nikim i jestem martwy.
    - Jesteś wielki. Mam na imię Hanna i mam dziewiętnaście lat jeśli cię to interesuję.
    - Hanna, nie jesteś tu bezpieczna i wiesz, że nie mogę ci pomóc. Zresztą moje życie też teraz jest w niebezpieczeństwie.
    - Wierzysz w boga?
    - W kogo?
    - Boga?
    - Nie znam jego założeń.
    - Bóg to nie jest ideologia. On jest naszym ojcem.
    - Ja nie mam ojca, umarł gdy byłem małym dzieckiem, zresztą matka też. Poza tym nie wyglądamy zbyt podobnie więc skąd przypuszczenie, że jesteśmy rodzeństwem?
    - Nie o to chodzi. W co wierzysz?
    - W ideały komunizmu. – Hanna spojrzała za okno i na zrujnowaną, opustoszałą klatkę schodową.
    - Moi rodzice tutaj umarli wiesz? To miasto tętniło życiem. To są twoje ideały?
    - Nie ja tego chciałem.
    - Wiesz ile siedziałam w tych ruinach na podwórku?
    - 5 dni? –spytał i wzruszył ramionami, jego wzrok wciąż utkwiony był w martwym Brooku.
    - Tak! – dziewczyna zaczęła płakać – Przez pierwsze 3 dni przychodziła do mnie matka i mówiła mi co się dzieje. Była sama, ojca zabiliście pierwszego dnia. Szukała kogoś kto pomoże jej odgarnąć ten gruz. Przynosiła mi trochę jedzenia i nadziei. 2 dni temu przestała przychodzić i od tamtego czasu nikt się nie pojawiał. – Ianowi zaszkliły się oczy i wyciągnął z puszki sucharka po czym podarował go Hannie. – Przyjechałam tu z rodzicami żeby wypłynąć statkiem pasażerskim do Calais, a stamtąd do Dijon, gdzie mieszka moja ciotka. Niestety, najpierw wojska rzymskie, a później szwedzkie zajmowały to miasto i blokowały port. Ale dopiero wy zrobiliście to.
    - Masz rodzinę w Królestwie Burbonii? – zapytał z zaciekawieniem Ian
    - Jakie to ma znaczenie i tak umrę tutaj. – dziewczyna zaczęła płakać i usiadła obok Iana, który ją przytulił.
    - Palisz? – Hanna podniosła czerwone oczy i utkwiła je w jego ustach.
    - Palę… - szepnęła – Moja mama mi nie kazała. Ona i ojciec byli przeciwnikami papierosów. Nie miałam dymu w płucach od jakiś trzech tygodni. – Wright podarował jej papierosa. – Dziękuję panie Ianie.
    - Mów mi po prostu Ian.
    - Dobrze Ian.
    [​IMG]
    Ruiny miasta

    Siedzieli tak oparci o ścianę kilka godzin, kiedy nagle zaczęło się ściemniać.
    - Co teraz zrobimy? – spytała dziewczyna.
    - Mam pewien pomysł ale nie do końca wiem „co dalej”. Ubrałabyś mundur Brooka.
    - Przecież to szaleństwo! – krzyknęła dziewczyna
    - Jeśli będziesz cicho siedzieć i włożymy ci jakieś koce pod mundur to będzie dobrze.
    - On ma wąsa?
    - Słuchaj, mogłem cię zgwałcić, zabić, torturować. Mogę cię tutaj zostawić i powiedzieć, że Nicka zabił jakiś niedobitek skandynawski ale nie zrobię tego. Oferuję ci pomoc bo jesteś tego warta.
    - A co potem? – spytała speszona dziewczyna.
    - Za 2 dni płyniemy do Gdańska. Stamtąd spróbujemy uciec do Królestwa.
    - Nie przyjmą zbiega. Poza tym jak chcesz przebyć ponad 1000 kilometrów do granic burbońskiej?
    - Na pewno przyjmą ciebie. Drugiego jeszcze nie wiem. – Dziewczyna spojrzała na niego i pocałowała go, Wright nie protestował, nie miał sił. Pół godziny później byli w obozie. Hanna dostała się nie zauważona.
     
  19. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek XIX
    „Czerwone sztandary”

    Następnego dnia Hanna i Ian z samego rana wyruszyli do Królewca. „Im dalej od koszarów tym bezpieczniej” – mówiła. Dziewiętnastoletnia dziewczyna była zdaniem Wrighta bardzo piękna, chociaż on sam traktował ją bardziej jak kogoś kogo musi ochraniać niż jak kogoś z kim mógłby żyć. Miała jasną cerę i długie czarne włosy (Niestety jeszcze przed ubraniem munduru Brooka musiała je obciąć, właściwie Ian musiał. Kobieta zaczesała włosy w warkocz, a on przeciął je nożem). Mimo młodego wieku jej talia była już w pełni ukształtowana. Z pochodzenia była, jak sama mówiła, Polką. Nazywała się Hanna Kwiatkowska i razem z rodzicami planowała uciec przed wojną, która coraz bardziej zbliżała się do jej domu w Wilnie. Ciotka Krystyna Bounel mieszkała wraz z mężem w Dijon i zaoferowała im lokum u siebie. Dziewczyna potrafiła biegle mówić po francusku, hiszpańsku, niemiecku i polsku. Pi razy drzwi mówiła po szwedzku i angielsku, co było wielkim problemem, gdyż w armii mówiono tylko w tym języku, na szczęście trzymała się blisko Iana raczej z tyłu grupy.
    - Ile razy mam ci powtarzać, że masz mówić do mnie Hania.
    - A co to za różnica?
    - No właśnie jest, brzmi milej.
    - Daj spokój. – zaciągnął się papierosem – Co jest takiego w tym miejscu, do którego mnie prowadzisz?
    - Zobaczysz.
    Zbliżali się do budynku, który wyglądał jak wielki sąd, bądź ratusz. Kiedy weszli do środka widok zatkał Iana. Nie było drewnianych pięter tylko wielka przestrzeń. Sklepienie znajdowało się bardzo wysoko nad ich głowami. W dachu była dziura (po bombardowaniu) przez, którą dostawał promień słońca. Pomieszczenie było niemal puste. Okna, które nie został wybite były kolorowe i przedstawiały różne obrazy. Dwa rzędy ławek były symetrycznie rozłożone względem biegnącego przez środek, brudnego od kurzu, dywanu. Na końcu w małym zagłębieniu, na podwyższeniu znajdował się duży blat. Nad nim wisiał krzyż z jakimś mężczyzną. Delikatny ruch ręki Hanny zamknął jego rozchylone usta.
    - Zatkało? – zapytała i zachichotała pod nosem.
    - Co to takiego?
    - Kościół, w Anglii takich nie ma?
    - Są takie budynku ale najczęściej są wypełnione drewnianymi piętrami, gdzie znajdują się różne biura.
    - Nie mów tak głośno! – szturchnęła go łokciem.
    - Au! Czemu?
    - Musimy zachować ciszę! To dom Boga!
    - Poznam go? – Hanna znowu się zaczęła śmiać.
    - Możliwe. Chodź usiądziemy w ławce. – weszli między rząd siedzeń, a Hania zwinnym ruchem ręki odgarnęła z nich kurz i spoczęła. - Teraz uklęknij na tę deseczkę pod nami. Złóż ręce tak jak ja i módl się.
    - Co mam zrobić?
    - Porozmawiaj z Bogiem. Tylko nie na głos! – dodała, gdy zauważył, że Ian zaczął otwierać usta.
    Dla Wrighta cała ta sytuacja była absurdalna. Budynek może i był piękny ale nic z tego nie wynikało. Udawał, że coś mówi, a odpowiadała mu cisza. Po jakiś pięciu minutach usiadł prosto i wyciągnął papierosa. Hanna spojrzała na niego z wyrzutem.
    - Jak możesz?
    - Przecież to i tak ruiny, zresztą nikt mi nie odpowiedział.
    - Bo się nie starałeś.
    - Dobra módl się w spokoju, a ja sobie zapalę.
    - Oszalałeś chyba! Natychmiast schowaj papierosa! – Ian spojrzał na nią ze zdziwieniem. „Dlaczego ją to tak bulwersuje?” – pomyślał i odłożył fajkę.
    - No dobra, dobra już go nie ma. Rób co swoje i wychodzimy.
    Po kwadransie byli na zewnątrz. Niebo było dzisiaj wyjątkowo słoneczne, chociaż temperatura był raczej jesienna. Minęli kilka razy inne patrole ale obyło się bez żadnych incydentów. Dzisiaj w Królewcu było już jakby spokojniej. Może to słońce rozleniwiało żołnierzy, a może po prostu niektórzy dopiero zaczynali rozumieć co tutaj się wydarzyło. Nazajutrz mieli wyruszyć do Gdańska. Według przekazanych im informacji miasto było praktycznie nie obstawione, czyżby Szwedzi bali się, że inne miejsca mogą podzielić los tego?
    - I co w Gdańsku zrobimy? – spytała Hanna. Dziewczyna naprawdę się bała, Wright miał inne podejście. W końcu już kilka razy uciekał spod topora.
    - Dołączymy się do jakieś brygady, która ruszy na Szczecin. Jak widzisz armia nie jest perfekcyjnie zorganizowana. Bez problemu się przedostaniemy. Ja bym się raczej martwił co może się wydarzyć tam. Myślałem żebyśmy złapali jakiś pociąg towarowy i dojechali nim do jakiegoś większego miasta. Później będziemy dokonywać decyzji na bieżąco.
    - Myślisz, że tak po prostu uda nam się uciec?
    - Musimy w to wierzyć.
    - A co chcesz zrobić jeśli królestwo nie udzieli ci azylu? – spytała Hanna, a jej oczy się zaszkliły.
    - Jeszcze nie wiem. – dokładnie wiedział co zrobi. Chciał odprowadzić małą i wystrzelić sobie w głowę.
    - Ian, mówiłeś, że nie masz rodziny. Co się z nimi stało?
    - Ojca wiecznie nie było w domu. Gdy tylko się pojawiał matka płakała, mówiła że to nie jest kwestia jego myśli tylko tego czy ona i ja będziemy mogli żyć. Pewnego dnia zniknął. Później przyjechali po nią. Mnie umieścili w czymś na kształt internatu, gdzie uczyłem się do 16 roku życia. Byłem pupilkiem mojego wychowawcy, pana Rose. To on uczył mnie języków i dostarczał mi książek do ich nauki. Przez kilka lat tułałem się po fabrykach, a później trafiłem do biura skąd po 5 latach, - Wright zamilknął na chwilę – skąd po 5 latach trafiłem do armii. – Nie mógł powiedzieć przecież dziewczynie, że był w aparacie partyjnym, że zabijał niewinnych ludzi.
    - To straszne co mówisz, więc nie masz nikogo do kogo mógłbyś się udać?
    - Nie, zresztą wydaję mi się, że i tak by mnie od razu znaleźli. Tak sobie myślę, że chyba wrócę na front. Spróbuję pokonać tę podróż drugi raz.
    -Nie ma co pisać najczarniejszego scenariusza Ian. – Hanna przytuliła się do niego i zaczęła mówić coś pod nosem w swoim ojczystym języku.
    [​IMG]
    5 października wszyscy wstali o 4 nad ranem i udali się na apel. Na podwyższeniu stał jakiś generał i po kilku minutach zaczął przemawiać.
    - Królewiec spłonął. Miasto to musiało ulec przed naszą siłą. Wykazaliście się niezwykłym męstwem, które po powrocie do waszych domów z pewnością zostanie docenione. Dzisiaj czeka nas poważne zadanie. Desantami zajmiemy całe wybrzeże od Królewca po Gdańsk. Wiecie jak będziecie rozdzieleni więc co ja będę gadał. Tak naprawdę spotkaliśmy się tutaj w poważniejszym celu. Żołnierze! Baczność! – Po chwili wszyscy odśpiewali hymn, który z tysięcy gardeł brzmiał dumniej niż kiedykolwiek, a jego słowa jeszcze nigdy tak topornie nie przechodziły Ianowi przez usta. – Muszę wam oznajmić ważną informację. Po wielu dniach żmudnych negocjacji dzisiaj w nocy podpisano układ z Japonią. – W tym momencie generał został zagłuszony przez okrzyki radości z większości gardeł.
    - Ian czemu oni krzyczą? – szepnęła Hanna.
    - PRRS podpisało układ z Europą Sowiecką.
    Po kilku godzinach wszyscy płynęli w stronę Gdańska. Zbici jak sardynki w puszce. Nagle jakiś piany dowódca obrócił się w stronę żołnierzy.
    - Wiecie czym się różni dzisiejszy desant od ostatniego? – wszyscy kiwali głową – Dzisiaj bierzemy jeńców i zachowujemy wstrzemięźliwość seksualną. – na statku wybuchnął śmiech, przemawiający wziął łyka z piersiówki i ciągnął – Dzisiaj to panie będą prosić panów a nie na odwrót. – te słowa spotkały się z kolejnymi salwami rozpaczliwego rechotu tępych żołnierzy. Po dwóch godzinach podobnych „żartów” wysiedli w Gdańsku. To miasto wyglądało jakby było opuszczone. W szybach mieszkań widać było czerwone flagi, a miejscowy garnizon poddał się bez walki.
    [​IMG]
    Sytuacja po lądowaniu wojsk sowieckich

    3 armie natychmiast zostały posłane na Szczecin.
    - A nie mówiłem?
    - Ty to masz łeb. Nie wierzę, że odprowadzisz mnie pod samą granicę.
    - Nie martw się o to. Będzie dobrze. – uspokoił ją Ian.
    - Hej Wright! Brook! Idźcie po namiot. Tutaj się rozbijemy. Szturm na sam Szczecin nastąpi jutro. – krzyknął inny znajomy szeregowiec – Mamy się dobierać w grupy.
    Na szczęście dla Hanny okazało się, że brakło „szesnastek” i trzeba było rozdawać „dwójki”. W tym przypadku wybór partnera do noclegu był oczywisty. Ian wyraźnie zmęczony marszem usiadł i zapalił papierosa na trawce. Przed nim znajdował się istny las namiotów. Wszedł do środka swojego i położył się na boku tyłem do Polki. Dziewczyna natychmiast się do niego przysunęła i przytuliła.
    - Dziękuję ci za to co robisz.
    - Nie ma sprawy. – odrzekł Wright i próbował ruchem ciała odgarnąć rękę Hanny.
    - Mogłeś mnie tam zgwałcić i zabić.
    - Nie mogłem. Nie dawałem już rady temu wszystkiemu. – dziewczyna przysunęła się bliżej tak, że Ian poczuł jej ciało na swoich plecach. – Nie będziemy tego robić, nie zrozum mnie źle. Po pierwsze jesteś za młoda dla mnie, po drugie jestem zbyt zły dla ciebie, po trzecie jesteśmy w obozie gdzie lada moment, ktoś może przechodzić i nas usłyszeć.
    - Chciałabym się chociaż do ciebie przytulić. – powiedziała Hania i zacisnęła palce.
    - Nie będę się z tobą szarpać. Rób jak chcesz.
     
  20. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Była brudna na twarzy. Mogła nosić chustę na ustach i hełm na głowie. Do tego jak napisałem w jednym z odcinków miała koce pod mundurem żeby nie było widać różnic anatomicznych. Włosy obciął jej Wright. Odrobina wyobraźni i wszystko da się ukryć.
    Dzisiaj będzie jeden odcinek. Informuję również, że w sobotę mam studniówkę (w związku z czym tego dnia odcinek raczej się nie pojawi), jutro chciałbym zdążyć z jednym ale nie wiem jak to będzie bo mam dodatkową historię. W niedziele liczyłbym na dwa, gdyż od poniedziałku do środy/czwartku będę w Katowicach u kolegi. To wypada też na pierwszy tydzień ferii w związku z czym wydaję mi się, że do ich końca (jeśli po powrocie utrzymam tempo) uda mi się zamknąć historię Iana Wrighta.
    ===============

    Dodano:
    Otchłań AAR

    Odcinek XX
    „I klasa”


    Szturm na Szczecin zgodnie z oczekiwaniami zaczął się z samego rana. Ian bardzo bał się o życie towarzyszki. „Trzymaj się za mną, a nic złego ci się nie stanie” – uspokajał Hannę i trochę też siebie. Pędzili w okopach, a kule latały nad nimi jak muchy nad martwym zwierzęciem. Żołnierze ginęli po obu stronach barykady. W końcu udało im się wyjść z labiryntu ziemistych tuneli i schować za jadącym czołgiem. Dosłownie pół minuty później w miejscu, w którym przed chwilą stali wybuchnął granat. Wright pruł karabinem ile miał kul w magazynku. W pewnym momencie Hania zaciągnęła go do jakiegoś zabudowania, małe ruiny domku na przedmieściach. Za nimi wpadło kilku następnych mężczyzn, jeden klepnął dziewczynę w plecy i krzyknął „Świetny pomysł panie Brook”. Ustawili się w oknach i rozstawili cięższe działka, z których strzelali we wrogie pozycje.
    - Czołgi przejechały! Biegniemy dalej! – krzyknął jeden z nich i natychmiast wszyscy zwinęli sprzęt i zaczęli biec dalej. 15 minut później rozpoczął się potężny nalot na Szczecin. Hanna mimo wyczerpania starała się biec, wiara i nadzieja wyzwalały w niej olbrzymie pokłady wcześniej nie odkrytych sił. Wright był pod wrażeniem zawziętości dziewczyny, która co jakiś czas chwytała za broń chociaż mimo kilku kursów Iana, nie potrafiła się nią zbyt dobrze posługiwać. Wieczorem siły sowieckie został odepchnięte i z ogłoszeniem wiktorii trzeba było trochę poczekać.
    Walki trwały jeszcze kilka dni. Każdego z nich Hanna i Wright drżeli o swoje życie. Dziewczyna solidnie modliła się po kilkanaście minut dziennie. Jak mówiła nigdy jeszcze nie robiła tego tak starannie.
    - Gdy w grę wchodzi życie nie pozostaje nic innego jak rozmowa z ojcem.
    - Mam nadzieję, że bóg cię usłucha.
    - Powiedział mi, że czuwa nad nami.
    - To świetnie… - powiedział ironicznie Ian i zaciągnął się papierosem. Hanna udawała, że tego nie słyszy.
    - Który dzisiaj? – spytała dziewczyna.
    - Wydaje mi się, że dziesiąty.
    - Nie dam dłużej rady, – powiedziała łamiącym głosem – to mnie przerasta. Widok tylu zabitych ludzi, wojna jest okropna. Do tego wszystkiego naprawdę nie mam już sił!
    - Proszę cię, uspokój się. Szwedzi są na wykończeniu. Jutro będzie po akcji, zobaczysz.
    I faktycznie miał racje. 11 października resztka sił skandynawskich wycofała się do Bydgoszczy. Stamtąd miało pójść uderzenie na Gdańsk. Kiedy rozgościli się w zajętym Szczecinie Ian szybko skierował się na dworzec kolejowy.
    - Nie ma możliwości żeby cywilnie dojechać, wszelkie połączenia są na razie zablokowane.
    - Co teraz zrobimy?
    - Myślałem o tym żebyśmy złapali się na jakiś towarowy. Najpierw musimy ukraść jakieś ubrania i walizki.
    - To się da załatwić, nie?
    - Nie powinniśmy mieć problemów.
    Odzież zyskali na jakimś prowizorycznym targu, który rozłożyli Niemcy. Było ciężko, Hanna miała dosłownie resztę pieniędzy, a bonów sowieckich nikt tutaj nie honorował. Nowo kupione ciuchy schowali do walizek, a w mundurach udali się na stację kolejową. Ian udawał, że jest inspektorem wojskowym i zaczął zagadywać jakiegoś tubylca z obsługi.
    - I co panie? Ciężka wojna?
    - Ciężka bo ciężka, ale pracy nie ma! Tylko towarowe kursują!
    - A to ciekawe! W głąb sowieckiej krainy?
    - Tak.
    - Możesz mi powiedzieć towarzyszu, które dokąd zmierzają? – spojrzał na Hannę, która udawała, że notuje w zeszycie każde słowo starszego mężczyzny.
    - No mogę. Tamte dwa, jadą na Gdańsk. Z tamtego toru odjeżdżają na Hamburg a z tego na Lubekę.
    - Hm, rozumiem, rozumiem. Brook, zanotuj, że obsługa wie co i jak. – Dziewczyna nie podnosząc głowy dalej pisała.
    - A zna pan godziny odjazdów i przyjazdów.
    - No tak.
    - To kiedy odjedzie następny do… Hamburga?
    - Do Hamburga to wieczorem odjeżdżają.
    - Dziękuję towarzyszu! Służ dobrze nam wszystkim.
    - Tak jest towarzyszu. – kiedy odeszli mężczyzna puścił po niemiecku soczystą wiązankę po adresem okupantów.
    - Wygląda na to, że jak dobrze pójdzie to jutro nad ranem będziemy w Hamburgu!
    [​IMG]


    O 22 pociąg podjechał do peronu, po krótkiej inspekcji odjechał. W między czasie Udało się Wrightowi i dziewczynie schować między kontenerami. Obojgu wydało się dziwne, że pociąg jedzie praktycznie nie zabezpieczony. Chociaż w głębi duszy coś mówiło Ianowi, że pewnie wszystkie siły zostały rzucone na front, stąd spokój. Oboje usiedli na jednej z środkowych platform okryli się płaszczami i zasnęli. W zasadzie to Hanna zasnęła. Wright nie spał całą noc. Był wykończony ale szczęśliwy. Zastanawiał się co takiego by się stało gdyby go złapali. „Zapewne zabiliby na miejscu” – odpowiedział sobie w duszy. Zapalił papierosa i spojrzał na dziewczynę. Była taka piękna. Dopiero teraz zauważył, że gdzieniegdzie wokół nosa rozsiane ma delikatne piegi. Nijak nie przypominała ona jednak jego pierwszej wielkiej miłości z Norwich. Monica, była mniej więcej w jej wieku, kiedy zniknęła miała mniej więcej tyle samo lat. Była niską drobną blondynką. Ciągle coś mówiła i wszędzie był jej pełno. Nie miał pojęcia czemu się zabiła. Po godzinie wypalił drugiego i zaczął rozmyślać o Curringhamie. „Homo sovietus”, teraz wiedział, że jeśli ten gatunek naprawdę istnieje to jest skazany na wymarcie. System, jego zdaniem, miał się sam udusić sobą, likwidując młodych, prężnych, którzy mogliby być odtrutką na szarość starczego betonu. Teraz wiedział, że komunizm nigdy nie będzie w stanie istnieć w zgodzie ze światem. Zdał sobie sprawę z tego czemu partia chciała go zlikwidować, był zwyczajnie „za dobry”. Oni nie lubili konkurencji, pławili się sobą i to im najlepiej wychodziło. Równość ludzi była absurdem, pustym sloganem. „Jak mogłem być tak ślepy” – zapytał siebie. W tej chwili naszła go jeszcze jedna myśl. Ale jeśli nie to, to co? Nie znał innego wyjścia, poza komunizmem nie było niczego w jego głowie. Zamierzał o tym pogadać z Hanią gdy ta tylko się obudzi. Na razie jej piękna głowa spoczywała na jego ramieniu pogrążona w snach.
    Około szóstej nad ranem pociąg zaczął zwalniać i nagle zatrzymał się w szczerym polu.
    - Gdzie jesteśmy? – spytała dziewczyna wyraźnie zdziwiona zastanym widokiem.
    - Nie mam pojęcia ale na Hamburg to mi to nie wygląda. - odpowiedział Ian i wychylił się zza kontenera.
    Nagle zobaczył jak kilku agentów Sostrawe podeszło do jakiegoś rolnika, który uprawiał okoliczne pole.
    Wywiązała się mała awantura. Do wieśniaka podbiegły trzy kobiety. Wright uciszył Hannę i wyostrzył słuch.
    - Dasz nam córki, a my zabijemy tylko ciebie. Co ty na to?
    - Nie dam wam niczego, precz z mojej ziemi! Jestem obywatelem Europy Sowieckiej i nie życzę sobie takiego traktowania łotry! – strażnicy zaczęli się śmiać po czym dwóch rzuciło córki na ziemie i związało ich ręce sznurem, a pozostali dwaj zastrzelili męża i żonę.
    - To będziemy mieć zabawy.
    - Tylko odnotuj to w protokole. – w tym momencie nastąpił kolejny wybuch śmiechu.
    - Srotokole! – salwy rechotu – Ciekawe czy ten wsiun, naprawdę nie wiedział, że wszystko jest wspólne nawet jego córeczki. No dziewczyny zabawimy się.
    Hanna zaczęła szlochać, Wright natychmiast przytulił ją do swojej piersi tak żeby nikt ich przypadkiem nie usłyszał. Po chwili pociąg ruszył.
    - Czemu oni to robią? Przecież to był „wasz” człowiek! – Polka nie była w stanie powstrzymać łez.
    - Uspokój się, nic nie możemy poradzić. Ich jest co najmniej czterech. Nie możemy im pomóc, zrozum to!
    Dziewczyna była rozdygotana ale przestała się rzucać. Zapaliła papierosa i oboje siedzieli w milczeniu. Po godzinie hałasy znowu poderwały Iana na nogi. Agenci wyrzucili dziewczyny z pędzącego pociągu. Złowroga radość malowała się na ich twarzach.
    - Co to było?
    - Nic Haniu, siedź. Zdaje się, że dojeżdżamy do miasta.
    Nie minęło 15 minut jak pociąg znowu się zatrzymał tym razem w mieście. Wright i dziewczyna szybko uciekli z platformy i udali się do pobliskiego lasu. Tam przebrali się z wojskowych ubrań w bardziej cywilne. I ruszyli do centrum. Hamburg był bardzo dużym miastem, „jak Londyn” - pomyślał. Na szczęście podobnie jak inne komunistyczne był dobrze oznaczony i honorowano tutaj bony, których Ian miał całkiem sporo. Podjechali tramwajem do centrum i udali się do kawiarni, gdzie zaczęli rozmyślać co dalej. W końcu z braku pomysłów Wright zaczął czytać gazetę. Nagle podniósł głowę i rzucił dziennik na stół.
    - Hanna, mam świetny pomysł.
    - Hm? – bez przekonania mruknęła dziewczyna.
    - Pociąg byłby dość ryzykowny, zwłaszcza cywilny gdzie mogli by nam zrobić kontrolę. Proponuję statek, widzę, że dzisiaj coś odpływa i słuchaj tego „Statek Karl Marks: Hamburg – Calais – Dover”.
    - Jak dostaniemy bilety? – spytała z zaciekawieniem.
    - Pytanie jak dostaniem się do ładowni. W sumie nie takie rzeczy już robiliśmy, co nie? – na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech.
    [​IMG]
    Hamburg
     
  21. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    To jakiś żarcik? Nie zrozumiałem. Jeśli chodzi o to czy wyzwolę Polskę to nie. Przecież nie mam odpowiednich ziem.
    ===============

    Dodano:
    Otchłań AAR

    Odcinek XXI
    „Niespodziewane spotkanie”


    Statek pasażerski Karl Marks wypłynął z portu w Hamburgu, a jedna ze skrzyń w ładowni natychmiast się otworzyła. Wright i Hanna przedostali się na pokład. Włamanie się pod pokład poszło dużo łatwiej niż się spodziewali. Ian, znowu w mundurze, zaczął zagadywać jakiegoś pachołka wnoszącego toboły. W tym czasie dziewczyna wskoczyła do jakiegoś większego bagażu. Mężczyzna zaoferował pomoc żeby na miejscu wykorzystać nieuwagę członka obsługi i schować się między walizami, skrzyniami, kontenerami.
    - Ian, jesteś tutaj?
    - Już idę Hania. Widzisz tamtą szparę? To drzwi na pokład.
    - Będą otwarte? – spytała dziewczyna ze strachem.
    - Jak nie to przesiedzimy w tej ciemnicy kilkanaście godzin. – powiedział spokojnie Wright..
    - Chyba kpisz. Niezła ta sukienka co sobie kupiła, nie?
    - Wyglądasz ślicznie… - powiedział Ian ale czując zbliżającą się Hannę wstał. – Idę zobaczyć czy drzwi są otwarte.
    Wstał i nieomal zabiwszy się kilka razy doszedł do wyjścia. Serce mu stanęło nacisnął klamkę i…
    - Chodź tutaj. Wychodzimy stąd.
    Następnie kilkanaście minut błądzili korytarzami po czym wpadli do jakieś kabiny gdzie siedział dwóch marynarzy i grało w karty.
    - Znowu ci cholerni turyści – powiedział po angielsku licząc, że nikt nie zrozumie. – Wyprowadzisz ich Mike?
    - Nie ma sprawy… - młodszy z nich wstał i łamanym francuskim powiedział – Za mną. Tu nie wolno być! – 5 minut później byli na pokładzie. – Prosimy więcej tutaj nie wchodzić.
    - Żaden problem! – powiedziała Hanna i słodko uśmiechnęła się do marynarza.
    Przywitało ich morze, chociaż za nimi wciąż doskonale widać było ląd. Przespacerowali się po pokładzie po czym weszli do bufetu. Dziewczyna natychmiast przysiadła się do jakiegoś małżeństwa płynącego do Calais. Przedstawiła Wrighta jako swojego męża chociaż ten nawet koło niej nie siedział stał przy ladzie i rozmawiał z kimś z obsługi, kiedy dotrą do Francji. Jednym okiem dodatkowo badał pokład czy nie ma żadnych podejrzanych typów. Wyszedł na pokład żeby poobserwować morze i zapalić papierosa.
    „Czy to możliwe, że to już koniec?” – myślał. Spojrzał na Hannę, która żartowała sobie z parą, a następnie zwrócił wzrok ku wielkiej wodzie. Nagle podszedł do niego ktoś wyraźnie upity. W pierwszej chwili Ian udawał, że tego nie widzi ale kiedy jegomość zaczął mu coś mówić, a woń alkoholu zaczęła wyciskać Wrightowi łzy obrócił się do niego. Widok wrył go w ziemie. Pijak miał garnitur typowy dla partyjniaków, w pierwszej chwili Wrightowi zaczęło wywracać wnętrzności. „Nie, to jakiś zły sen” - pomyślał i wszedł na wyższy pokład, gdzie czekało na niego coś jeszcze gorszego. Grupka mężczyzn z partii spojrzała na Iana, a jeden podszedł i popchnął go do tyłu.
    - To piętro jest nasze francuski śmieciu! – koledzy ryknęli śmiechem. – Spieprzaj stąd ślimaki jeść!
    Wright próbował wstać ale inny równie upity partyjniak kopnął go w brzuch.
    - Anarchistyczny prusak! – krzyknął inny.
    - Hej co tam się dzieje? – na pokład wyszedł jakiś dygnitarz i zrobił krok w tył na widok Iana, go zresztą też wgniotło w ziemie. Przed nim z rozchylonymi ustami stał Dutt. Pijani członkowie partii rozeszli się na wszystkie strny.
    - Niech pan wstanie i pójdzie za mną. – podał rękę i ruszył w drugą stronę. Doszli do jakieś kabiny i sekretarz wpuścił go przodem, a następnie zamknął za sobą drzwi i zaczął krzyczeć.
    - Nie mam pojęcia Wright co Ty tutaj do cholery robisz! Siadaj na krześle! Miałeś być na froncie, miałeś być martwy!
    - Wiem co się miało ze mną stać panie Dutt. – powiedział ze stoickim spokojem Ian. Udało mu się zachować powagę chociaż wewnątrz cały dygotał.
    - Wright, Wright ja nie chciałem. To nie był mój pomysł, służyłeś mi dobrze!
    - Teraz ma pan pijaną hordę.
    - Heh, chcesz się napić whisky? – zapytał chcąc uspokoić sytuację.
    - Bardzo chętnie. Można u pana palić? Upity towarzysz przerwał mi papierosa.
    - Nie przeszkadzaj sobie Ian – po czym rozlał trunek do szklanek. – Co robiłeś przez ten cały czas?
    - Byłem na kilka chwil w Prusach, później Norwegia, a następnie w Królewcu.
    - Dostałbyś sporo odznaczeń gdybyś wrócił z Królewca, wiesz Wright?
    - I kulkę w łeb na przywitanie. – powiedział obojętnym tonem Ian widząc jak sekretarz nerwowo krząta się i próbuje nie wyjść źle. – Jak wyjaśnicie to ludziom?
    - Oni już uwierzyli w to, że im się to należało. Piszą peany pochwalne na cześć męskich żołnierzy. My podkładamy de Grootowi przemówienia, a on hipnotyzuje naród.
    - Widzę, że już nie rozmawiasz ze mną jak z idiotą?
    - Dorosłeś Wright, te pół roku cię zmieniło. Teraz jesteś kimś. Przydałbyś się nam, jak chcesz mogę cię zabrać stąd do Londynu.
    - Gówno prawda Dutt! – Ian zerwał się na nogi, a sekretarz za biurkiem dosłownie zapadł się w siedzenie. – Gówno prawda! Masz tu kibel?
    - Za tymi drzwiami są dwa boksy. Prawy nieczynny.
    Ian wszedł do łazienki, która wyłożona była drewnem. Po lewej znajdowała się umywalka, na wprost jedna muszla a po prawej druga. Wright udał, że zamyka drzwi od mini pomieszczenia z kiblem i schował się koło umywalki. Tak jak przypuszczał po chwili wpadł Dutt i oddał z furią kilka strzałów w zamknięte drzwi. Ian kopnął go i wycelował w niego pistolet.
    - Co to miało znaczyć? Myślisz, że jesteś cwany, że nie znam waszych mechanizmów? Wiem, że matce bez wahania w imię niczego wystrzelałbyś magazynek w plecy! – Sekretarz leżał skulony w kącie i cały dygotał. – I co teraz mi powiesz, ze to nie specjalnie gnoju? Niespecjalnie to ja mogę ci łeb odstrzelić! – Z każdym kolejnym słowem Wright coraz bardziej się nakręcał. – MAM TO ZROBIĆ?! – kopnął Dutta brzuch – Pytam cię szmaciarzu czy mam to zrobić?!
    - Nie, Ian… Proszę cię… - sekretarz leżał i płakał – Ian zrobię co będziesz chciał.
    - Gadasz jak ta dziwka z Afryki, którą na mnie nasłałeś. – spojrzał na jego wyprostowaną wzdłuż ściany rękę. – Wypuść broń. – Niemal mechanicznie palce się wyprostowały, a delikatny ruch nadgarstkiem popchnął pistolet w stronę Wrighta, który ciągle mając na muszce leżącego chwycił broń i schował do tylnej kieszeni. – Chcesz zapalić?
    - Jesteś wspaniały. – Ian nie mógł go zabić – Zrobię co zechcesz.
    - Wypisz mi przepustkę do Królestwa Burbonii. Zapomnę, że cię widziałem.
    - Tego nie mogę zrobić. Po pierwsze, nie mam tutaj odpowiednich druków, po drugie wszystkie są kontrolowane, a wiedz, że nasza siatka szpiegów jest świetnie rozwinięta i bez problemu by cię znaleźli.
    - Daj mi fajki zatem. – Dutt podał mu papierosy – Zabieram twój pistolet. Módl się żeby w Calais mnie wypuścili.
    - Ian… przepraszam…
    - Łżesz. Ja cię nie widziałem. Ty mnie nie widziałeś. Sprawa zamknięta. Swoją droga jak to jest, że nie masz ochrony?
    - Wszystko idzie na front, mamy poważne braki. Tniemy ochronę gdzie się da. Zresztą kto z tych Francuzów w ogóle mnie zna? Ryzyko zamachu było żadne.
    - Mhm. To do następnego Dutt.
    - Na razie Ian… Powodzenia!
    Kiedy Wright zszedł na dół Hanna od razu do niego podbiegła, przytuliła się i pocałowała.
    - Gdzie byłeś? Nic nie powiedziałeś! Martwiłam się o ciebie! – spokojnie opowiedział jej całą historie po czym oboje pogrążyli się w rozmyślaniach przy „złotych belgijskich”. Po chwili dziewczyna przerwała ciszę – Czemu go nie rozwaliłeś?
    - Umarłbym na miejscu. Za duży skandal i takie tam. Rozumiesz? – Polka przytuliła się do niego i on odwzajemnił gest.
    - Nie chciałabym cię stracić.
    - Nawet mnie nie masz.
    - Do czasu Ian. Za kilka godzin się przekonamy co się z nami stanie.
     
  22. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek XXII
    „Państwo Bounel”


    O 5 rano, 13 października noga Iana pierwszy raz stąpnęła na gruncie demokratycznego państwa. Fakt ten mimo wszystko ani trochę go nie uspokoił. Wiedział, że gdyby podszedł do niego jakikolwiek przedstawiciel służb mundurowych i zechciał go wylegitymować to mógłby szykować sobie miejsce w głowie na kulkę.
    - Daj spokój. – powiedziała Hanna, kiedy jechali pociągiem relacji Calais – Paryż. – Nie zdajesz sobie sprawy z tego jak wielu Anglików tutaj mieszka.
    - Ale oni mają papiery. Jakieś podziemie organizowało im pobyt i takie tam.
    - Ian, proszę cię. Zresztą po co ktoś miałby cię legitymować? Wyglądasz porządnie!
    - Wyglądam jak kryminał. – Powiedział Wright i przejrzał się w lusterku. Rzadka grzywka przyklejona była do brudnego czoła. Nigdy nie zapuszczał brody ani wąsów ale teraz jego zarost był naprawdę pokaźny. Do tego podkrążone i czerwone ze zmęczenia, oczy. – Papierosy się kończą, już tylko cztery.
    - Mam jeszcze całą paczkę, którą dałeś mi w Królewcu.
    - Jesteś wielka. No to za wolność! – i odpalił.
    W Paryżu byli dopiero o 12 i tu zaczynały się problemy. Nie mieli dość pieniędzy żeby kupić bilety. Dla Wrighta prawdziwym gestem desperacji była sprzedaż zegarka, który dostał w wieku 22 lat za zapisanie się do partii. Kupił go od niego mężczyzna handlujący właśnie czasomierzami.
    - A! Takiego okazu jeszcze nie widziałem. – powiedział ze zdziwieniem – Mam cichą nadzieję, że legalnie zdobyty.
    - A wyglądam na zabójcę?
    - Kto to wie, - zaśmiał się po czym dodał – jesteś zza granicy?
    - Nie ma co gadać, dobra spieszę się na pociąg. To do widzenia.
    Tak naprawdę wcale się nigdzie nie spieszył. Poszedł do Hanny i pokazał jej zdobyte pieniądze. Ta otworzyła szeroko oczy i zamknęła jego dłoń z banknotami.
    - Za to możemy nawet do Madrytu pojechać i z powrotem.
    - Nie wiem gdzie jest Madryt ale brzmi obiecująco.
    - Kiedyś tam pojedziemy, na razie Dijon. – zaśmiała się dziewczyna.
    Rozsiedli się wygodnie w przedziale i Wright zaczął czytać gazetę. Na środkowej stronie był wielki artykuł o wojnie, gdzie różne osoby wypowiadały się za lub przeciwko dołączeniu do konfliktu, Królestwo Burbonii było bowiem jedynym państwem na świecie, któremu udało się zachować neutralność.
    W obozie „pro” znajdowało się zdjęcie jakiegoś generała, który miał dziwnie brzmiące nazwisko. Wright zaczął czytać wypowiedź, która miała tłumaczyć tutejszej ludności dlaczego warto umierać.
    Wright zaśmiał się w duchu i zastanawiał się kiedy ten pan był ostatnio na wojnie. Nie chcąc czytać reszty absurdalnych argumentów od razu przeszedł do kolumny „kontra”. Na samej górze widniało zdjęcie tęższego pana w okularach.
    Ian przeczytał gazetę i ze smutkiem stwierdził, że cała retoryka tego pisma jest prowojenna. Zresztą to nie było charakterystyczne tylko dla „Gońca paryskiego”, niedługo potem do przedziału wsiadło dwóch mężczyzn po czym zaczęło narzekać na rząd i właśnie w pewnym momencie doszli do momentu konfliktu. Oboje opowiedzieli się za przystąpieniem do działań zbrojnych i skrytykowali rządzących za opieszałość i tchórzostwo.
    - A rok temu ich wybraliśmy! Rok temu! Gdyby wiedział, że przez 5 lat będą nami rządzić debile i cioty to bym się z milion razy zastanowił!
    - Zasrany hiszapniec Diaz! – dodał drugi.
    Wysiedli jakieś dwie stacje przed Dijon i wtedy Ian natychmiast zwrócił się w stronę Hanny, która kilka chwil wcześniej się obudziła.
    - Jak to jest, że oni tak na głos krytykują rządzących? – spytał ze strachem w głosie.
    - Mogą, tutaj panuje demokracja.
    - Co?
    - Urwałeś się z choinki? Nie wiesz kim jest bóg, co to jest demokracja.
    - Wybacz, że nikt mi nie powiedział!
    - Oni sami decydują kto nimi rządzi dlatego mają pełne prawo krytykować dygnitarzy.
    - Sami? Ale to przecież nonsens. To dlaczego teraz nie odwołają tego rządu skoro im nie odpowiada?
    - Muszą przyjść wybory? – powiedziała dziewczyna wyraźnie zażenowana i znudzona rozmową o polityce.
    - Co?
    - Wybory Ian?! Dostają karteczki, gdzie zaznaczają kto nimi ma rządzić i tak jest raz na pięć lat.
    - Przecież oni nie wiedzą czego chcą! Ten system jest chory!
    - Jest dziwny ale ma i swoje plusy.
    - Na przykład? – spytał Wright z triumfalnym uśmiechem myśląc, że dziewczyna nic nie odpowie.
    - Na przykład sami o sobie decydują, mogą krytykować władzę, są wolni, ich rozumy nie są zniewolone.
    - A mój niby jest? – powiedział z wyrzutem, pewny swojej wartości.
    - Ian, nie wiedziałeś kim jest bóg, co to jest demokracja. Ci ludzie wiedzą co to jest ateizm, czyli nie wierzenie w nic. – dodała widząc zdziwioną minę Wrighta – Wiedzą co to jest komunizm. Ich rozumy są otwarte, ja też wiem ale to tylko dlatego, że mam ciotkę tutaj. Tak też bym nie wiedziała i mówiła, że jestem ponadczłowiekiem, a inne narody to psy, które zjadają swoje dzieci i kopulują na ulicach.
    Ian dał za wygraną. Dopiero teraz poczuł, że przez tyle lat nie miał nic przeciwko systemowi sowieckiemu tylko dlatego, że nie znał niczego innego.
    - Zobacz, jak zjesz jednego kotleta to on będzie najlepszy i najgorszy jednocześnie, lecz jeśli zjesz dwa lub trzy to już wiesz, który jest naprawdę. Jak tobie tłumaczyli ustrój Królestwa Burbonii? – dodała dziewczyna.
    - Mówili mi, że to dzika kraina. Na tronie siedzi jeden człowiek, który rozkazuje wszystkim, a każdy kto sprzeciwia się jego woli umiera.
    - Brednie Ian. Zapalmy i nie gadajmy o polityce bo mnie to męczy.
    Około 21 byli w Dijon. Hanna nauczyła się adresu swojej cioci na pamięć jeszcze, kiedy mieszkała w Wilnie. Okazało się, że mieszka ona raczej na przedmieściach, a z dworca to była daleka droga. Po godzinie błądzenia wreszcie dotarli. Krystyna z mężem mieszkała w wielkim białym domu, który był wyraźnie za duży jak na tylko dwie osoby. Dziewczyna podeszła do drzwi i zapukała, otworzył jej nieznajomy mężczyzna.
    - Pan Bounel?
    - W rzeczy samej. Z kim mam przyjemność? – spytał patrząc z niesmakiem na dwójkę brudnych przybyszów po drugiej stronie framugi.
    - Hanna Kwiatkowska. – na te słowa szczęka dosłownie opadła Bounelowi.
    - Krysia! Krysiu! Szybko! Hania przyjechała! – po chwili w drzwiach ukazała się ciotka dziewczyny, która nie zwracając uwagi na nic od razu ją wyściskała.
    - Wejdźcie do środka. – powiedziała spoglądając z uśmiechem na Wrighta myśląc zapewne, że jest on chłopakiem siostrzenicy. – My się chyba nie znamy? – Hania szybko przejęła inicjatywę.
    - Ciociu wejdźmy do środka. – kiedy tylko zamknęły się drzwi oznajmiła ściszonym tonem – To jest Ian, uciekł z armii sowieckiej, uratował mnie w Królewcu i przywiózł aż tutaj. Gdyby nie on pewnie dzisiaj moje zwłoki leżałyby zgwałcone i do połowy spalone w jakiś ruinach, umarłabym. – dodała widząc jak jej krewni zmieniają wyraz twarzy.
     
  23. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek XXIII
    „Wakacje”

    Rodzina Hanny okazała się bardzo gościnna. Mimo początkowych oporów pozwolili Ianowi zamieszkać w ich domu i ukrywać go na czas wojny. W zamian za to Wright zobowiązany był do opowiadania Jeanowi Bounelowi o Europie Sowieckiej. Pan domu był właścicielem największej sieci piekarni w całym królestwie. Mieszkał on w Dijon chociaż często bywał również w Paryżu. Miejsce to było wyborem jego żony, która miała dość stolicy. Był on również lewicowym działaczem w związku z czym centroprawica przy władzy bardzo go irytowała i należał do wielkiej rzeszy malkontentów wiecznie krytykujących rząd. Ich wspólne rozmowy były bardzo budujące, Bounel opowiadał mu o demokracji, wolnym rynku i historii świata, a Wright rewanżował się opowieściami o systemie sowieckim. „A wiesz Ian, u nas wiele osób wierzy w ideały komunizmu. Nawet takie partie legalnie istnieją. Może kiedyś zorganizujemy jakieś spotkanie z nimi i opowiesz im o tym wszystkim co tam się wyprawia” – mówił. Tymczasem jednak Wright mieszkał na poddaszu rezydencji Jeana, miał duże łóżko i biurko. Jadał tam posiłki i mógł palić papierosy. Popołudniu, gdy mieszkanie opuszczała już gosposia Bounelów wychodził on do ogrodu, który był otoczony wysokim żywopłotem. Jego obecność w tym domu była dobrze ukrywana. Ian nie miał jednak prawa narzekać, codziennie świeża gazeta, paczka fajek i jedzenie. Żyć nie umierać.
    Pani Krystyna natomiast była Polką, która uciekła do Francji na początku lat trzydziestych i udało się jej uzyskać tutejsze obywatelstwo. Była podobna do Hanny ale oczywiście zdecydowanie starsza. Jej siostra bliźniaczka była zresztą matką dziewczyny poznanej w Królewcu. Bounelowa ciężko przeżyła śmierć swojej rodziny. Płakała przez cały wieczór. „Mówiłam, że coś się stanie, że ta wojna jest zła! Mówiłam Marii: przyjeżdżajcie szybko!”. Nie zdążyli. Krystyna podobnie jak jej mąż szybko przyzwyczaiła się do Iana. Na drugi dzień poszła mu kupić trochę ubrań i przewertowała szafę Jeana żeby znaleźć tam coś dla przybysza. W przeciwieństwie do swojego towarzysza życia nie rozmawiała ona z Wrightem prawie w ogóle o polityce, bardziej interesowała ją jego przyszłość, kiedy po kilku dniach rozmów stwierdziła, że jest on nieszkodliwy i warty zaufania zaczęła nawet swatać go ze swoją siostrzenicą. Hania zresztą przychodziła prawie co noc do Iana i umilała mu życie na poddaszu. Palili razem papierosy i leżeli na łóżku.
    - Jak ten koszmar się skończy Jean załatwi ci obywatelstwo i wyprowadzimy się od cioci. – powiedziała pewnego razu Polka.
    - Wyprowadzimy? My? Ja i ty? – zdziwił się Wright.
    - Zrozum, że nie uciekniesz przede mną. Uratowałeś mi życie i nie wiem czy ktokolwiek kiedykolwiek zrobi dla mnie więcej niż ty.
    - Ty ratujesz mi je teraz.
    - Daj spokój głuptasie. – odpowiedziała dziewczyna, uśmiechnęła się i przytuliła do eksżołnierza armii czerwonej.
    Dni mijały Wrightowi sielsko, mimo że był tak naprawdę uwięziony do 16 na poddaszu Bounelów, a nawet później nie mógł wychodzić z ich domu. Zaczął zajmować się czytaniem książek dosłownie hurtowo. Jego umysł był, jak u małego dziecka, chłonny niczym gąbka. Codziennie rano Hania przynosiła mu kilka gazet i śniadanie, a następnie schodziła pomagać ciotce. Ian wycinał artykuły z gazet na pamiątkę. Dodatkowo zaczął pisać dziennik, w jakimś znalezionym na strychu pustym zeszycie, opisywał w nim dosłownie wszystko. Raz streszczał doniesienia prasowe, innym razem obrazował jego zbliżenia z Hanną, a czasami z braku lepszych pomysłów notował to jak smakowało mu śniadanie. Czuł głęboką fascynacje nowym światem, który dopiero co poznał. Pewnego dnia zaczął przeglądać jakiś stary atlas świata, gdzie znalazł absurdalne kraje, takie jak Rzeczpospolita Obojga Narodów, Państwo Kościelne czy Cesarstwo Austriackie. Bounel starał się tłumaczyć mu historie dziejów świata ale czasu było zdecydowanie za mało żeby wszystko zawrzeć w tych, krótkich wykładzikach. Przez jakiś czas rozważali nawet razem zatrudnienie prywatnego nauczyciela Wrightowi ale uznali, że ryzyko jest za duże.
    Któregoś wieczora Wright przechodził przez dom i usiadł w salonie razem ze wszystkimi żeby porozmawiać. Gaworzyli taki kilkanaście minut i nagle Ian całkowicie się wyłączył. Dopiero teraz, mimo że był u Bounelów już prawie 2 tygodnie zauważył gramofon. Zaczął błagać Jeana żeby ten coś włączył. Wszyscy zaczęli śmiać się z komizmu zaistniałej sytuacji, a pan domu podszedł do sprzętu.
    - Mozart czy Beethoven?
    - To znaczy ja chciałby muzykę. – powiedział wyraźnie skołowany Wright.
    - Tak ale jaki kompozytor?
    - Aha, McCain? De Groot? (wódz sowietów był również muzykiem)
    - Niestety nie mam takich… - odpowiedział zasmucony i zdziwiony Bounel – Na pewno znasz Mozarta. – i włączył „Małą muzykę nocną”. Już pierwsze dźwięki wbiły Iana w fotel. Słyszał dużo klasyki ale czegoś takiego jeszcze nigdy. To co docierało do jego uszu miało dusze. Każdy dźwięk starannie wypełniał jego głowę. Czuł jak piękno tego utworu otacza go, przytula i wznosi ku gwiazdom. Leżał na fotelu z głową odchyloną do tyłu i zamkniętymi oczami. Najmniejszy szmer, pociągnięcie smyczków zdawało się przechodzić przez całe jego ciało.
    - Ma pan więcej czegoś takiego? – spytał Wright gdy zaległa cisza, a wszyscy spoglądali ze zdziwieniem w jego stronę.
    - Mam sporo płyt. Myślę, że powinien ci się spodobać Beethoven. – podszedł do gramofonu i zmienił płytę – dziewiąta symfonia, Ludwig von Beethoven zadedykował ją władcy pruskiemu Fryderykowi Wilhelmowi III.
    Ten utwór zrobił na Wrighcie jeszcze większe wrażenie niż poprzedni. Pełna patosu i przepychu konstrukcja utworu bombardowała jego ciało. Ian miał wrażenie, że uczestniczy w czymś niezwykłym w pewnym momencie łzy same zaczęły spływać mu po policzkach.
    - Przepraszam. – powiedział zmieszany, gdy tylko ucichły ostatnie pociągnięcia smyczków.
    - Nie się nie stało. – zaintrygowany pan Bounel dodał po chwili – Chcesz zagrać na pianinie?
    - Nie potrafię. – odparł Wright.
    - Ależ Ian, spróbuj. – Niestety uciekinier usiadł przed instrumentem i po kilkukrotnym naciśnięciu różnych klawiszy dał sobie spokój. W czym jak w czym ale tutaj miał rację. Żeby poprawić mu nastrój Bounel poprosił Krystynę aby coś zagrała.
    - No to będzie Szopen, polski kompozytor. – Dźwięki pianina już po chwili wypełniły cały pokój. Każdy kolejny utwór usłyszany przez Wrighta była coraz piękniejszy, mimo iż muzykę lubił od zawsze to dopiero we Francji usłyszał ją taką jaka powinna być. Po krótkim występie pani domu Wright wyszedł zapalić razem z Jeanem i Hanną.
    - Jeśli chcesz to może mógłbym ci załatwić gramofon na górę. Powinienem mieć jakiś stary. – powiedział Bounel – Dorzucę ci kilka starych płyt i będziesz mógł sobie słuchać muzyki zawsze po 16.
    - Nie chcę sprawiać problemów.
    - Ależ Ian, nie narzekamy na brak pieniędzy. Dzieci mieć już nie będziemy. Uratowałeś Hanię. Chcemy się odwdzięczyć. Widziałem jak przeżyłeś te odsłuchy. Nie bądź taki zestresowany.
    - Jak mówiłem, nie chcę sprawiać problemów jak ma pan jakiś stary to może mi pan zanieść na górę i płyty też, zwłaszcza tego Beethovena.
    - Zobaczę jutro co się da zdziałać. Piłeś kiedyś wino?
    - Raz ale mi nie smakowało. Wolę Whisky.
    - Gówno prawda. Pewnie nie piłeś francuskiego wina. Hania, skocz i powiedz cioci żeby wyciągnęła wino z piwnicy.
    - Tak wujku. – przytaknęła dziewczyna, zgasiła papierosa i ruszyła do domu.
    - Za chwilę skosztujesz nektaru życia Ian. – powiedział z uśmiechem Jean.
    [​IMG]
    Gramofon Bounelów


    ================================================
    Proszę o pozostawianie chociaż po jednym komentarzu bo przez to muszę czekać żeby odcinki się nie złączyły później. Z góry dziękuję.
     
  24. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Otchłań AAR

    Odcinek XXIV
    „1 września”

    Ian leżał na swoim łóżku i czytał kolejny świetny dramat Szekspira – „Makbet”. Na dworze było pochmurno. Pogoda przypominała tą znaną z Anglii. „W końcu to już listopad” – pomyślał Wright spoglądając na kartkę z kalendarza przypiętego do framugi drzwi. Dzisiaj w całej Burbonii obchodzi się święto wszystkich świętych. Dla ekskomunisty idea tego dnia była absurdalna. „Przecież oni nie żyją? To tylko martwe ciała?”, niestety Bounelowie okazali się nieubłagani i pojechali na cmentarze, dziwne miejsca gdzie chowa się ludzi. W Europie Sowieckiej wszystkie zwłoki palono, co prawda odbywały się pogrzeby ale to był tylko krótki rytuał spopielenia i tyle. Oczy Iana zaczęły się kleić, mimo dość wczesnej pory, toteż postanowił on skoczyć na dół i zrobić sobie kawę. Schodził po schodach i oglądał dom Bounelów. Była to bardzo duża willa, w której przeważały jasne kolory. Wright zaparzył napój i zaczął palić papierosa. Wyjrzał przez okno i zaczął obserwować co się działo przy ulicy. Ludzie spacerowali ubrani na czarno i rozmawiali jakby nie chcieli zostać usłyszani. „Absurdalne święto” – pomyślał jeszcze raz i wziął porządnego łyka, czarnej jak smoła, kawy.
    Gospodarze wrócili dopiero po 22. Byli jeszcze na grobach w Paryżu.
    - Jak się bawiłeś Ian? – spytała Krystyna z przekąsem.
    - Nie narzekałem ale miło, że już jesteście. A jak u was?
    - Gdybyś ty wiedział jaką Bounelowie mają liczną rodzinę.
    - To prawda, - wtrącił się Jean – jestem najmłodszy z sześciorga rodzeństwa, a widzisz sam, że świeżością nie grzeszę. – usiadł na fotelu – 53 lata, jak to minęło…
    - Ale wygląda pan dobrze. Na pewno lepiej niż ja gdy się poznaliśmy.
    - To nie była akurat sztuka. – powiedział i uśmiechnął się. – Kochanie włączysz radio?
    - Nie ma sprawy. – krzyknęła z kuchni Krystyna i przełączyła mały przycisk.
    - Zaraz będą wiadomości. – oznajmił Bounel. I faktycznie po kilku chwilach głos spikera zaczął podsumowywać dzień.
    [​IMG]
    Aneksja Norwegii


    - Co o tym myślisz? – spytał Jean.
    - O aneksji czy audycji? – upewniał się Ian.
    - O tym i o tym.
    - No więc co do aneksji. Myślę, że to lepiej dla żołnierzy, którzy tam walczą. Norwegia nie jest przyjemnym miejscem zwłaszcza teraz zimą. Byłem tam i na południu, bliżej Oslo i na północy w Narwiku, gdzie nie ma już nic.
    - Ale to może załamać ofensywę sowiecką przecież?
    - Pan niczego nie rozumie? Wojna to nie jest 5 armia zajmująca Trondheim, wojna to cierpienie setek tysięcy ludzi. Wojna to upadek człowieka. Upadek świata. Bitwa to nie ruchy czołgów i latające kule. Pole bitwy to taki cmentarz, gdzie jedną noga jest się w grobie a drugą poza nim. – powiedział Ian i spojrzał z wyrzutem na Jeana.
    - Być może łatwo mi mówić ale ja oceniam to teoretycznie…
    - Teoretycznie?! Ludzie na wojnie nie umierają teoretycznie tylko giną naprawdę. Przepadają jak kurz. Znikają w statystykach. – przerwał Wright po czym wyszedł z pokoju na poddasze zapalić papierosa. Po chwili za nim wpadła Hanna.
    - Ian… To co powiedziałeś, byłeś niesamowity. Jean siedzi na fotelu w bezruchu i nie wie co robić. Powinieneś wszystkim opowiedzieć o tym co przeżyłeś.
    - To nie takie łatwe, kiedy inni nie chcą słuchać.
    - Zejdziesz na audycję o Królewcu?
    - Tak, zostawisz mnie teraz samego?
    - Jeśli chcesz. – odparła dziewczyna i spuściwszy głowę wyszła z pomieszczenia. Wright padł na łóżko i zaczął płakać. Nienawidził wojny i siebie, spoglądał na swoje ręce splamione krwią i miał ochotę wystrzelić pistoletem ostatni raz… w swoją głowę. Podszedł do plecaka, który leżał pod ścianą i wyciągnął z niego broń, gdy nagle drzwi od pokoju otworzyły się po raz drugi.
    - Przepraszam cię Ian. – powiedział skruszonym głosem Jean.
    - Nic się nie stało, nie mogę wymagać od ciebie żebyś wiedział czym jest wojna. – odpowiedział Wright i schował pistolet z powrotem.
    - Chodź na wino. Nie ma o czym gadać. Nie musimy słuchać o Królewcu.
    - Ale chcę.
    Pomysł słuchania o masakrze okazał się chybiony. Kilku ekspertów w studiu przekonywało słuchaczy, że masakra jest niemożliwa.
    Po około 15 minutach Krystyna i Hanna wybiegły z salonu i zaczęły płakać. Ian wypalał właśnie czwartego papierosa i lada moment gotów był wstać i ruchem ręki zakończyć „żywot” radia. Kwadrans później audycja dobiegła do końca.
    - Parszywi kłamcy!– krzyknął Wright. Jean siedział jak wbity i dopiero dzwonek do drzwi sprawił, że się podniósł. Kobiety zbiegły do kuchni, a Ian uciekł na strych i zaczął podsłuchiwać co się dzieje na dole.
    - Kto to może być o tej porze. – powiedziała Krystyna, a jej mąż odpowiedział na to pytanie otwierając drzwi od domu.
    - Dobry wieczór. – powiedział wysoki szczupły mężczyzna z delikatnym wąsem i w niebieskim mundurze.
    - O komisarz Henry, co pan robi u nas o wpół do pierwszej w nocy?
    - Tajna sprawa, mogę wejść? – dodał przyciszonym głosem.
    - Więc o co chodzi?
    - Gdzie jest pan Wright? – wszyscy spojrzeli z zdziwieniem.
    - Nie rozumiem o czym mówisz.
    - Jean proszę cię, wiemy, że ukrywasz zbiega z wojny. Jeśli nam go nie wydasz to gwarantuję ci, że jutro przyjdą do ciebie komuniści i zabiją go na miejscu. Nie chcemy zrobić mu krzywdy, musimy przewieźć go w bezpieczniejsze miejsce.
    - Mój dom jest bezpieczny!
    - Gdyby był taką fortecą to byśmy nie wiedzieli, że kogoś tu ukrywasz na poddaszu od przeszło dwóch tygodni.
    Pół godziny później Ian, siedział spakowany na dole i czekał na sygnał od Henrego.
    - Ile to może potrwać? – zapytała dziewczyna.
    - Na pewno dadzą wam widzenia Haniu, nie płacz już. – powiedziała ciotka.
    Około drugiej w nocy pod domu podjechała niebieska karetka i Wright zajął miejsce z tyłu na długich ławeczkach razem z komisarzem. Żegnał dom, którego jak sądził nigdy już nie zobaczy.
     
  25. sieka

    sieka Ten, o Którym mówią Księgi

    Poprawione oba błędy. JURIemu chodziło o to, że najpierw piszę o Szwecji jako republice a później monarchii. A co do błędu znalezionego przez Sitra. Kiedy urich śpi budzą się błędy. Odcinek dzisiaj koło 13/14
    ===============

    Dodano:
    Otchłań AAR

    Odcinek XXV
    „Pomieszczenie XX3F”

    Wright siedział w bezruchu i spoglądał na swoje buty. Nie miał odwagi podnieść głowy. Czuł wielki kamień w żołądku. „Czemu do siebie nie wystrzeliłem?” – myślał. Teraz było już za późno. Pistolet leżał na strychu, a on jechał w karetce. Nagle mimowolnie uniósł wzrok. Przed nim na ławeczce siedział mężczyzna w długim brązowym prochowcu spod, którego wystawał niebieski mundur.
    - Witaj, nazywam się Henry. Piastuję wysokie stanowisko w aparacie bezpieczeństwa Królestwa Burbonii. Między innymi jestem szefem policji w Dijon, stąd znał mnie pan Bounel ale nie tylko tym się zajmuję. Papierosa? – spytał wyciągając srebrną papierośnice, Wright przyjął propozycje – Niezłego figla nam spłatałeś. Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, że jesteś jednym z pierwszych w kolejności do zlikwidowania przez wywiad sowiecki, zresztą to nie ma znaczenia. Teraz już jesteś bezpieczny.
    - Gdzie mnie wieziecie?
    - To jest ściśle tajne. Ale jeśli cię to interesuję to będziesz miał widzenia z kimś z Bounelów, minimum jedno na dwa tygodnie.
    - Kiedy mnie uwolnicie?
    - Potrzymamy cię trochę Ian. Później spróbujemy ci dorobić nową tożsamość i wywieziemy cię gdzieś daleko od centrum kraju.
    Jechali następną godzinę w milczeniu co jakiś czas tylko popalając papierosy. Po jakimś czasie Wright postanowił rozpocząć rozmowę.
    - I co? Jak teraz będę mieszkał?
    - Damy ci cele, w której będziesz miał łóżko, biurko i dostarczane jedzenie. Raz dziennie będziesz miał prawo wyjść pochodzić w kółko na dworze. Jesteś jednym z najlepiej strzeżonych ludzi w tym kraju.
    - Ale po co?
    - Jesteś bardzo cenny. Masz wielką wiedzę o Europie Sowieckiej. W dodatku nasz wywiad planuje przewrót w tym kraju. Potrzebujemy zaplecza, które będzie mogło urządzić tamtejszą ziemie zgodnie z demokratycznymi zasadami.
    - Nie znam się na rządzeniu.
    - To się poznasz, zresztą politycy z reguły się nie znają. – dodał i zaśmiał się pod nosem.
    - Komisarzu Henry, jesteśmy na miejscu ! – krzyknął kierowca.
    - Wspaniale. Ian włóż płaszcz i idziemy.
    Kiedy wyszedł z karetki zobaczył , że jest przed jakimś ogromnym budynkiem. W środku było zupełnie ciemno, zresztą to akurat nikogo nie dziwiło w końcu był środek nocy. Ku zdziwieniu Wrighta zamiast wejść głównymi drzwiami zaczęli okrążać wielki blok i weszli małym wejściem od tyłu, od razu schodami do piwnicy. Szli długim wąskim korytarzem, gdzie okna umieszczone były na wysokości ich oczu. Blade światło księżyca padało na drzwi do kolejnych izb. Zeszli jeszcze piętro niżej. Tam trzeba było już zapalić lampy. Ich blask oślepił Iana, który dopiero po krótkiej chwili dogonił Henrego. Nagle komisarz otworzył drzwi do któreś z cel, widok był dość zaskakujący za framugą znajdował się kolejny długi korytarz, Ruszyli nim i szli tak do końca gdzie skręcili w prawo. Minął moment kiedy znaleźli się przed wielkimi metalowymi wrotami. „Pomieszczenie XX3F, Henry otworzył je bardzo delikatnie ale mimo to i tak pisk przeszył każdego.
    - Proszę Ian, twój nowy dom. Przynajmniej na jakiś czas. Za tamtymi drzwiami masz łazienkę. Za tamtym małym okienkiem będą czekać na Ciebie różne rzeczy, gazety, śniadanie i takie duperele. W nogach łóżka masz swój uniform. Jeśli byś czego potrzebował to naciskasz ten guziczek przy wyjściu, w 5 minut ktoś powinien się zjawić. Na biurku położyłem ci podręcznik do historii, który może trochę rozjaśni ci świat. Kartki i długopis są w tamtej szafeczce. Postaram się załatwić radio aczkolwiek tutaj, pod ziemią możesz mieć problem z odbiorem.
    - A gramofon i płyty Beethovena?
    - Zobaczę co da się zrobić. – powiedział wyraźnie zdziwiony Henry. – Aha, i jeszcze jedno. Bym zapomniał. – Wyciągnął z papierośnicy 3 fajki. – Masz, pierwszą paczkę dostaniesz jutro, a wiem, że ta noc może być dla ciebie ciężka. – i wyszedł.
    Ta noc była ciężka. Wright krzątał się po pokoju. Z jednej strony był bardzo zmęczony, a z drugiej zbyt zdenerwowany żeby tak po prostu się położyć spać. Blade światło w pokoju dodatkowo pogłębiało ten stan. Papierosy od policjanta starczyły ledwie na 30 minut. Wright nie wiedział, o której poszedł spać gdyż tutaj to on kontrolował czas. Lampę wyłączył gdy wydawało mu się, że jest koło 6 rano.
    Obudził się kompletnie nie wyspany. Rozejrzał się po pomieszczeniu i stwierdził, że to jednak nie był sen. Zdał sobie sprawę z tego jak bardzo jest głodny i podszedł do okienka. Odsunął je i zobaczył, że w środku leży gazeta, papierosy i kartka papieru.
    Zrobił jak w instrukcji i faktycznie po kilku chwilach już objadał się jajkiem sadzonym. Po śniadaniu odłożył talerz tam skąd go wziął i położył się na łóżku żeby zapalić, tak dla lepszego trawienia. Reszta dnia (jak sądził) minęła mu na czytaniu podręcznika do historii. Właściwie to co tam znalazł tylko usystematyzowało jego wiedze zdobytą u Jeana. W środku lektury jakiś strażnik przyszedł wyprowadzić go na powietrze. Niebo było szare, a niebieski uniform nie dostatecznie chronił przed listopadowym chłodem, który dosięgał nawet Francji. Po około kwadransie młody mężczyzna zapytał go czy już chce wracać, Ian odparł twierdząco i ruszyli w stronę izby.
    Każdy kolejny dzień był taki sam. O tym, który dzisiaj jest nie pozwalała zapomnieć mu jedynie gazeta, którą czytał codziennie rano. Brakowało mu wszystkiego lub raczej wszystkich. Hanny, Jeana i Krystyny. Czuł się bardzo samotnie praktycznie nie rozmawiał z nikim. Henry w ciągu pierwszego tygodnia ani razu do niego nie przyszedł. Któregoś dnia wziął kartkę i długopis i zaczął pisać.
    Po czym schował list do okienka. Kiedy obudził się następnego dnia dostał krótki formularz. Miał wybrać osobę, z którą chcę się spotkać, datę i miejsce. Z tym, że ostatnia pozycja była zamknięta (Restauracja/Kino/Park). Natychmiast wypełnił kartkę po czym wypalił papierosa i pomyślał: „Byle do 14”.
    Kolejne dni miały niemiłosiernie długo. 9 listopada do pokoju wszedł strażnik.
    - Nie możemy wysłać pańskiego listu. – powiedział chłodno.
    - Przecież wysłałem go 3 dni temu?
    - Nie, 3 dni temu doszedł on do komisji cenzorskiej. Nie możemy go wysłać, zawiera tajemnicę państwową.
    - Ale jak będę chciał to jej to powiem na spotkaniu? W czym problem?
    - Na spotkaniu to jest pana sprawa ale teraz nie może pan. Jeśli list trafi w niepowołane ręce? Wywiad sowiecki nie śpi. Mamy pełną teczkę dokumentów, w których są raporty o ich przeróżnych nieudanych akcjach. Jeśli mi pan nie wierzy to mogę panu pokazać.
    - Nie trzeba. Dziękuję za troskę.
    - Panie Wright, nie robimy niczego na złość. Przy okazji mam coś dla pana. Niech pan uchyli okienko. – Ian zrobił co trzeba, w środku stał gramofon i około tuzina płyt. – I jeszcze mały prezent ode mnie, to płyta z muzyką jazzową. Wiem, że nigdy jej pan nie słuchał ale szansę zawsze można dać czemuś nowemu.
    - Tak. Ma pan rację, dziękuję.
    - Trzymaj się Ian. – powiedział strażnik i zamknął drzwi.
     
Thread Status:
Not open for further replies.

Share This Page

  1. This site uses cookies to help personalise content, tailor your experience and to keep you logged in if you register.
    By continuing to use this site, you are consenting to our use of cookies.
    Dismiss Notice