Stracone lata

Temat na forum 'Darkest Hour - AARy' rozpoczęty przez Nuke, 22 Sierpień 2011.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Stracone lata


    Spis treści:
    Prolog (I) - Rok 1950
    Prolog (II) - Rok 1950
    Prolog (III) - Lata 1952-53
    Prolog (IV) - Lata 1954-55
    Prolog (V) - Rok 1956



    Prolog (I)

    Rok 1950





    28 czerwiec 1950 r., Berlin, Kancelaria Rzeszy, Gabinet Fuhrera


    Fuhrer w ostatnich dniach coraz częściej przesiadywał w swoim gabinecie. Nie było w tym niczego dziwnego - od tygodnia trwały walki o Waszyngton. Wódz Wielkiej Rzeszy niecierpliwił się. Ta przedłużająca się kampania zaczęła już działać mu na nerwy. Chciał wrócić do swojego ukochanego Berghofu, żony i córek, chciał uwolnić się od tego zatęchłego budynku pełnego biurokratów, w którym niegdyś spędzał całe miesiące planując wojnę. Jego wojnę... Z rozmyślań wyrwało go łomotanie do drzwi.
    - Proszę wejść - rzekł Hitler, zastanawiając się kto śmie zakłócać mu spokój.
    Do pokoju wpadła z rozwianym włosem jedna z jego sekretarek, Traudl Junge. Fuhrer od razu poznał, że ma mu coś ważnego do powiedzenia, bo zapomniała o salucie i okrzyku na jego cześć. Ostatnio bardzo przywiązywał do tego wagę.
    - Moja droga Traudl, co się stało?
    - Mein Fuhrer... - wyszeptała rozdygotana trzydziestolatka - Waszyngton padł... Truman w niewoli... Zwyciężyliśmy... Sieg Heil!

    [​IMG]




    3 lipiec 1950 r., Berlin, Kancelaria Rzeszy, Sala Audiencyjna


    W Sali Audiencyjnej zebrała się cała wierchuszka Wielkiej Rzeszy. Z Ameryki przybyli Reischmarschallowie Guderian, Manstein, Rundstedt, Rommel i Goering oraz Grossadmiralowie Doenitz i Raeder. Pojawili się ministrowie Rzeszy: Goebbels, Bormann, Ribbentrop, Schacht i Speer. Nie zabrakło oczywiście Reichsfuhrera SS, Heinricha Himmlera i szefa Abwehry, generała Hansa Ostera. Cel posiedzenia był jasny - co dalej? Co dalej z Rzeszą, co dalej z Unią, co dalej z podbitą Ameryką...
    - Przejdźmy od razu do rzeczy - zaczął Fuhrer. - Nie jesteśmy na zjeździe partyjnym, więc nie będę was raczył długimi, ogłupiającymi przemowami. Pokonanie Ameryki to wielkie zwycięstwo, ale jeszcze większym będzie utrzymanie zdobytych ziem. Nie będę ukrywał, że ostatnie bitwy w tej wojnie mocno zachwiały moją poglądem na stan Wehrmachtu. Z tego co mi wiadomo Reichsfuhrer Himmler przygotował już swoje memorandum na temat okupacji Ameryki. Potem omówimy pozostałe kwestie.
    Fuhrer usiadł i skinął na Himmlera.
    - Tak, Generalplan Amerika jest gotowy - zaczął Himmler. - Nazwa jest analogiczna do Generalplan Ost, który przygotowałem po pokonaniu Związku...
    - Do rzeczy - wtrącił Manstein, patrząc z odrazą na Himmlera. Ich trwający od kilku lat konflikt nie był dla nikogo tajemnicą.
    Himmler zmrużył swoje małe oczy i kontynuował:
    - Przygotowałem trzy możliwe rozwiązania. Pierwsza z nich to pełna okupacja Ameryki i uważam, że...
    - ... ten pomysł nie ma racji bytu - dokończył za niego Manstein.
    - A niby dlaczego pan tak uważa, Herr Reichsmarschall? - Wycedził Himmler.
    - Ponieważ takie rozwiązanie leży poza możliwościami Wehrmachtu. Pragnę panu przypomnieć, że zaledwie kilka miesięcy temu jedynie użycie bomb atomowych pozwoliło nam na przełamanie frontu. Gdyby nie to przegralibyśmy wojnę, a w najlepszym razie nadal siedzieli w okopach na brzegu Mississipi.
    - Jeśli uważa pan, że Wehrmacht nie poradzi sobie z tym zadaniem, z chęcią wyślę do Ameryki kolejne oddziały Waffen SS i Einsatzgruppen - powiedział z przekąsem Himmler.
    - Tak, Waffen-SS jest świetną formacją, zwłaszcza w odwrocie - powiedział szyderczo Manstein, a pozostali Reichsmarschallowie uśmiechnęli się kpiąco. - Oczywiście nie chcę tu umniejszać umiejętności wojskowych Reichsmarschalla Rommla i feldmarszałka Modela - kontynuował, kłaniając się lekko Rommlowi. - To nie ich wina, że mieli takich, a nie innych żołnierzy.
    - Chyba zapomniał pan o stłumieniu przez SS kilkunastu powstań w Europie - powiedział skrzywiony Himmler. - W działaniach okupacyjnych SS spisywało się bez zarzutu.
    - Nie ma pan pojęcia o okupacji, Herr Reichsfuhrer. SS tylko wymorduje ludzi, którzy mogliby pracować dla Rzeszy.
    - Ma pan lepszą propozycję?
    - Wydawało mi się, że to pan miał przygotować rozwiązanie tego problemu, a nie ja.
    - Tak - rzekł coraz bardziej zdenerwowany Himmler. - Drugim rozwiązaniem jest stworzenie kilku - lub nawet kilkunastu - państw na gruzach USA i Kanady.
    - Amerykanie na to nie pójdą - odezwał się Ribbentrop. - Nie po tym co im zrobiliśmy, nie po tym jak wystawiliśmy do wiatru German American Bund. Chociaż w oczach opinii światowej takie rozwiązanie na pewno przyniosłoby nam sporo popularności.
    - Teraz to my kreujemy opinię światową - rzekł Fuhrer. Te wydumane pomysły Himmlera coraz bardziej odbierały mu nadzieję na znalezienie rozwiązania jeszcze dziś. - Jak odbierają ten pomysł Reichsmarschallowie?
    Po raz pierwszy odezwał się Guderian, bądź co bądź dowódca wszystkich wojsk walczących w Ameryce.
    - Zgadzam się z Reichministrem Ribbentropem. Jeśli zdecydujemy się na wasalizację Ameryki i tak przez dłuższy czas będziemy musieli utrzymywać tam spore wojska. Poza tym aprowizacja Wehrmachtu pogarsza się, ale z tego powinien już tłumaczyć się Reichsminister Speer.
    - To nie jest wina Ministerstwa uzbrojenia i amunicji! - Speer wstał. - Nie mamy wpływu na gospodarkę Rzeszy.
    - Myśli pan, że utrzymywanie gospodarki w jako takim stanie przez jedenaście lat wojny to łatwe zadanie? - Wtrącił się Schacht. - Gdyby nie rabunkowa polityka w Ostkommissariats i wsparcie Zjednoczonego Królestwa, to...
    - Dosyć! - Fuhrer jednym słowem uciął dalszą dyskusję. Właśnie przez takie kłótnie swoich palatynów w ostatnich latach częściej przebywał w Berghofie niż w Berlinie. - Przerzucanie się winą nic nie da. Herr Reichsfuhrer, proszę o przedstawienie ostatniej możliwości.
    - Ostatnia możliwość, i, jak sądzę, najbardziej prawdopodobna, to utworzenie kilku niewielkich stref okupacyjnych na wybrzeżach Ameryki. Zbudowalibyśmy tam kombinaty przemysłowe i bazy wojskowe, a gdy nasza gospodarka trochę odetchnęłaby rozpoczęlibyśmy ekspansję. Chyba, że Reichsmarschall Manstein ma jakieś obiekcje - powiedział zgryźliwie Himmler.
    - Tak, mam. Niby kto ma pracować w tych kombinatach? Jeńcy amerykańscy, których kazał pan zabić?
    - Nie wszyscy zostali zabici. W samym Waszyngtonie pojmaliśmy ich blisko pół miliona. Na początek wystarczy. Poza tym jest jeszcze ludność cywilna...
    - ... która tuła się gdzieś za linią frontu. Ci ludzie nie będą pracować dobrowolnie. Jak zamierza pan ich do tego zmusić?
    - To nie jest wielki problem - wtrącił się Goebbels. - Proszę dać mi kilka dni, Mein Fuhrer, a Amerykanie grzecznie ustawią się w kolejki do pracy w naszych obozach.
    - Proszę wybaczyć, Herr Reichsminister, ale w tym przypadku nawet pańskie kłamstwa ich nie przekonają - rzekł Guderian. - Zniszczyliśmy ich ojczyznę, odebraliśmy wolność, zgładziliśmy miliony ich braci. Żadna propaganda ich nie skłoni do ukorzenia się przed nami.
    - Są inne sposoby, znacznie skuteczniejsze, Herr Reichsmarschall - odezwał się Himmler. - Nasi żołnierze przetoczą się przez Amerykę raz jeszcze, tym razem rabując co się da i niszcząc to, czego nie zdołają zabrać. Amerykanów szybko dopadnie głód. To ich skłoni do przejścia na naszą stronę.
    - Dosyć prymitywny sposób, ale skuteczny - rzekł Fuhrer. - Chyba niczego lepszego nie uda nam się wymyślić. Zatwierdzam ten projekt. Przejdźmy do spraw wojskowych.
    - Mein Fuhrer, musimy wpierw omówić kwestię naszych specjalnych... eee... jeńców - powiedział Goebbels. - Mosley od dłuższego czasu domaga wydania w jego ręce Churchilla i Windsorów.
    - Zaproponujcie mu utworzenie międzynarodowego składu sędziowskiego. Zaproście Brytyjczyków, Polaków, Chińczyków... To powinno go zadowolić - odrzekł Fuhrer. - Osądzimy wówczas wszystkich, polityków, monarchów i wojskowych. Oczywiście wyrok będzie tylko jeden.
    Zapowiedź kolejnego ludobójstwa spłynęła po wszystkich jak woda po kaczce. Po krótkiej pauzie Fuhrer kontynuował:
    - Musimy zastanowić się co zrobić z Wehrmachtem. Osobiście uważam, że nie powinniśmy popełniać błędu naszych sojuszników. Mówię tu o demobilizacji wojska.
    - Mein Fuhrer, nawet gdybyśmy chcieli to nie moglibyśmy tego zrobić - powiedział Guderian. - Ba, Wehrmacht potrzebuje kolejnych dywizji. Po upadku Waszyngtonu od razu wysłałem do OKW rozkaz mobilizacji kolejnych pół miliona żołnierzy. Stworzymy z nich jakieś czterdzieści dywizji. To powinno wystarczyć do utrzymania nowych terytoriów na Pacyfiku i w Ameryce.
    - Dobrze, bardzo dobrze... - mruknął Fuhrer. - Wezwijcie Morella... - sapnął i opadł na krzesło...


    [​IMG]




    3 lipiec 1950 r., Berlin, Kancelaria Rzeszy, Ogrody Kancelarii, kilka godzin po zebraniu w Sali Audiencyjnej


    - Fuhrer się starzeje, dzisiejszy atak to nie był pierwszy raz - mówił przyciszonym głosem Guderian. - Po powrocie z Ameryki rozmawiałem z Beckiem, mówił, że na zebraniach w OKW Fuhrerowi często zdarzało się mdleć.
    - Nic dziwnego, mając tyle zmartwień ostatnio... - odpowiedział Manstein, rozglądając się czy nikt ich nie podsłuchuje. - Jak myślisz, długo jeszcze pociągnie?
    - Bo ja wiem... Zauważyłeś, że strasznie trzęsą mu się ręce? Zresztą... Na zebraniu wydawał się być jakiś nieobecny...
    - Posłuchaj mnie. Morell pewnie wyśle Fuhrera z powrotem do Berghofu. Pojedziemy tam, może weźmiemy ze sobą też Goebbelsa i Ribbentropa. Porozmawiamy na spokojnie. Pewnie domyślasz się, do czego zmierzał, zanim zemdlał?
    - Mówisz o Czangu?
    - Tak. Musimy omówić to w ściślejszym gronie. To zbyt poważna sprawa.
    - Dobrze... Ale uważaj na Himmlera. Coś czuję, że niedługo będziemy mieli z nim problemy...


    -------------------------------------------
    No cóż, czas na zapowiadaną od jakiegoś czasu kontynuację mojego aara. Odcinki będę starał się wypuszczać jak najczęściej, ale jak ktoś zapyta 'kiedy następny odcinek?' to pójdzie do piekła:Devil: 'Prologi' będą krótsze, będą dłuższe, ale na rok 1970 nie napalajcie się w tym miesiącu. Ani pewnie w następnym;) Tymczasem: enjoy!

    Link do tego, co działo się przed: 1934-50
    Link do tego, co działo się po: 2010


     
  2. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Stracone lata

    Prolog (II)

    Rok 1950



    5 lipiec 1950 r., Berghof, Rezydencja Fuhrera

    - Jak pan się czuje, Mein Fuhrer? - Zapytał z troską Goebbels.
    Dwa dni po przerwanym posiedzeniu w Kancelarii Rzeszy najbliżsi współpracownicy Fuhrera zebrali się w jego prywatnej rezydencji w Berghofie. Sam Fuhrer czuł się nieco lepiej niż w Berlinie - w końcu po dwóch tygodniach wrócił wreszcie do domu. Zalecenia doktora Morella były jasne - żadnych rozmów o polityce w obecności Fuhrera, jednak zakaz ten w zupełności zignorowano.
    - Trochę lepiej, Herr Reichsminister, trochę lepiej - mruknął cicho Fuhrer.
    - Mein Fuhrer, proszę nam wybaczyć, że zakłócamy panu spokój, po tym... wypadku - zaczął Manstein. - Uznaliśmy jednak, że sprawy, których nie zdążyliśmy omówić są zbyt pilne by czekać na pański powrót do zdrowia.
    - Żadnych skrupułów - uśmiechnął się lekko Fuhrer. - Właśnie to podoba mi się w moich Reichsmarschallach.
    - Mein Fuhrer, z tego co zrozumieliśmy chciał pan przejść do tematu naszego największego sojusznika... - powiedział Guderian.
    - Tak, Herr Reichsmarschall. Jesteśmy w dosyć ścisłym gronie, więc nie muszę ukrywać, że ostatnie posunięcia Chińczyków są niepokojące. Niestety mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie niż ostudzanie ich imperialnych zapędów.
    - Z całym szacunkiem, Mein Fuhrer - zaczął Ribbentrop - ale czy nie popełniliśmy błędu wcześniej? Może trzeba było poprzeć Japończyków, a nie Chińczyków?
    - Teraz jest już zbyt późno by to zmienić. Mleko się rozlało, a dywagacje w stylu 'co by było gdyby...' nic nam nie dadzą. Lepiej zastanówmy się co zrobić, by Czang nas nie przerósł.
    - On już nas przerósł, Mein Fuhrer - odrzekł ponuro Guderian. - Chińczycy mają blisko dwa razy większą armię lądową niż nasza. Nie muszę chyba nikogo przekonywać do tego, że ich zdolności mobilizacyjne znacznie przewyższają nasze. Poza tym ich wojska nie są rozrzucone po całym świecie. Od pokonania Japonii Chiny praktycznie nie walczyły, pomimo że de facto byli w stanie wojny z Aliantami. Czang świetnie to rozegrał.
    Fuhrer zamyślił się na chwilę.
    - A co z naszym lotnictwem i marynarką, co z naszym potężnym przemysłem? Przecież przewyższamy Chiny pod tym względem!
    - Mein Fuhrer, proszę mi wybaczyć, ale ma pan chyba niepełny obraz sytuacji - powiedział spokojnie Manstein. - Luftwaffe jest w krytycznym stanie, w Ameryce musieliśmy opierać się głównie na pomocy Włochów i Polaków. Jeśli Goering nie podejmie się znacznej rozbudowy lotnictwa to cały czas będziemy skazani na samoloty sojuszników. Jedyna nasza powietrzna siła to rakiety, ale w Ameryce zużyliśmy niemal cały zapas. Gdyby Chiny zaatakowały dzisiaj to nie zdołalibyśmy się obronić.
    - Czang nie zaatakuje ani dziś, ani jutro - rzekł Ribbentrop. - Jego władza musi okrzepnąć. Nie mówi się o tym, ale w samym Kuomintangu istnieje silna frakcja opozycyjna. Na razie Chiny odnoszą same sukcesy, ale co będzie, gdy przytrafi im się spektakularna porażka? Byłem przecież w Chinach trzy lata temu, widziałem jak to wygląda od środka. Zresztą Chińczycy muszą sobie poradzić z wchłonięciem północnych Indii i południowej Syberii. Ugryźli zbyt wiele i teraz nie chcą się zadławić.
    - Ile daje nam pan czasu? - Zapytał Fuhrer.
    - Może dziesięć lat, może piętnaście... Dynamika Chin jest zbyt duża, nie zapominajmy, że ledwie dwadzieścia lat temu to państwo było bardzo zacofane, a dziś to druga potęga na świecie, nie tylko militarna, ale też gospodarcza.
    - Wychowaliśmy tego gada na własnej piersi - mruknął Fuhrer. - Musimy odsunąć wojnę jak najdalej. Herr Ribbentrop, proszę poinstruować odpowiednio Curtiusa. Przez jakiś czas będziemy musieli chuchać i dmuchać na Czanga. Ale w końcu będziemy musieli rozwiązać ten problem so oder so.
    - Mein Fuhrer, proszę mieć na uwadze, że gdy już wybuchnie wojna to my będziemy stroną broniącą się. Przez całą wojnę to my cały czas atakowaliśmy, a kolejna wojna może mieć zupełnie inny charakter - zauważył Manstein.
    - Co za problem - odezwał się Guderian. - Mamy coś, czego Chińczycy nie będą mieli zbyt szybko.
    - I tu się pan myli, Herr Reichsmarschall - rzekł Ribbentrop. - Podczas mojego pobytu w Chinach Curtius pokazywał mi tajne raporty wywiadu. Już za kilka lat Chińczycy będą mieli bomby jądrowe. Pracują też nad odpowiednimi rakietami. Myślę, że nie zaatakują zanim nas nie dogonią. Ale wyścig atomowy już się zaczął.
    Na dłuższą chwilę zapadła cisza. Fuhrer wydawał się nad czymś usilnie myśleć.
    - Ural - rzekł. - To miała być nasz granica. To granica Europy, granica naszego świata. Tam będziemy się bronić. Z dala od serca Rzeszy. Herr Guderian, Herr Manstein... Stworzycie plan obrony. Weźcie sobie do pomocy kogo chcecie, ale nie wtajemniczajcie ich we wszystkie szczegóły. A zwłaszcza...
    Ręce Fuhrera spoczywająca na kocu okrywającym jego nogi zaczęły nagle dygotać.
    - A zwłaszcza... Him... - Fuhrer nie zdążył skończyć, gdyż znów zemdlał.
    - Zawołajcie Morella! - Krzyknął Goebbels.

    8 lipiec 1950 r., Prywatna rezydencja Reichsmarschalla Mansteina nad jeziorem Teupitz

    - Cóż, chyba niedługo przyjdzie nam wybierać nowego Fuhrera - rzekł Manstein. - Rozmawiałem z Morellem, mówił, że te ataki będą coraz częstsze. Podejrzewa Parkinsona.
    - Chcesz wynieść na stanowisko wodza kogoś z armii? - Zapytał Guderian.
    - Nie ma mowy, Wehrmacht i Panzerwaffe nie będą mieszać się w politykę. Raeder i Doenitz mają zbyt małe wpływy, Goering to zatęchły grubas bez osobowości, a poza tym ciągle się narkotyzuje. Nikt z wojskowych nie nadaje się na Fuhrera, nawet my - zaśmiał się Manstein.
    - Chyba, że Himmler.
    - Himmler jest rzeźnikiem, a nie wojskowym. Zresztą sam słyszałeś co powiedział Fuhrer zanim zemdlał. Albo domyśl się czego nie zdążył powiedzieć.
    - Sądzisz, że Fuhrer chce usunąć Himmlera?
    - Usunąć go? Nie, to zbyt niebezpieczne. Stoi za nim całe to jego SS. Z drugiej strony jak przyjdzie co do czego to Gestapo nie opowie się za nim. Od dawna wiadomo, że kłócą się o kompetencje. Oni nie potrafią ze sobą współpracować, zupełnie jak Wehrmacht i Waffen-SS.
    - Więc kogo proponujesz? Kuternogę Goebbelsa?
    - Masz lepszego kandydata? Co z tego, że jest kaleką, ważne, że potrafi porwać za sobą tłumy, a w przypadku wojny z Chinami to będzie bardzo ważne.
    - Musimy zastanowić się co zrobić z Himmlerem w przypadku śmierci Fuhrera. Wątpię, by zaakceptował Goebbelsa jako Fuhrera.
    - To już wasz problem.
    - 'Wasz'? Jak to?
    - Odchodzę na emeryturę. Stworzę oczywiście ten plan obrony, ale potem idę prosto do Fuhrera i składam rezygnację. Mam już tego dosyć.
    - Dosyć czego?
    - Dosyć tych politycznych gierek, dosyć tego bagna jakim jest Kancelaria Rzeszy, dosyć tych sztywnych i niezdolnych do samodzielnego myślenia kretynów z OKW. A przede wszystkim mam dosyć uczestniczenia w tym ludobójstwie.
    - Ech, ty i te twoje wyidealizowane poglądy - westchnął Guderian. - Bierzmy się do roboty. Najpierw nazwa. Jakoś zawsze przychodziły nam do głowy świetne nazwy.
    - Oprócz kampanii w Ameryce - uśmiechnął się pod nosem Manstein.
    - Tak... Ale dalej uważam, że Unternehmen Amerika to była dobra nazwa.
    - Za bardzo śmierdzi mi Himmlerem. Może Valhalla? Fuhrerowi to się spodoba, znasz jego ciągotki do nordyckiej mitologii.
    - Niech będzie. A więc Unternehmen Valhalla...

    [​IMG]

    Przypomniało mi się, że Model jednak był feldmarszałkiem:p
     
  3. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Stracone lata

    Prolog (III)

    Lata 1952-53



    3 sierpień 1952 r., Berlin, Kancelaria Rzeszy, Sala Audiencyjna


    - Mein Fuhrer, to naprawdę poważna sytuacja! - Mówił podniesionym głosem Ribbentrop. - Te wszystkie raporty dobitnie świadczą o tym, że w Ameryce Południowej niedługo wybuchnie wojna. Nie wiemy jakie będą jej skutki, ale na pewno nie będą dobre dla nas.
    - Herr Reichsminister, proszę mi nie imputować, że nie zdaję sobie sprawy z tego co wyrabiają ci przeklęci Latynosi - wymamrotał niewyraźnie Fuhrer. - Nie wiem tylko jakie to ma dla nas znaczenie? Co za różnica kto będzie kontrolował te bezużyteczne terytoria...
    - Mein Fuhrer, ale z Wenezueli pochodzi blisko osiemdziesiąt procent ropy potrzebnej do zaopatrzenia wojsk stacjonujących w Ameryce. Rafinerie w Teksasie nie pracują jeszcze na tyle sprawnie byśmy mogli uniezależnić się od dostaw z Maracaibo - wytłumaczył Speer.
    - Więc zróbcie coś by zaczęły pracować sprawniej - warknął Fuhrer. W ostatnich miesiącach zrobił się bardzo drażliwy.
    - To nie takie proste, Mein Fuhrer - odrzekł Schacht. - Ciągle brakuje nam ludzi do pracy. Widocznie Amerykanie jeszcze nie przymierają głodem jak przepowiadał Herr Reichsfuhrer.
    - Chyba nie chce mi pan zarzucić, że nie dość dobrze wypełniłem swoje obowiązki - powiedział groźnie Himmler.
    - Oczywiście, że nie, Herr Reichsfuhrer - pośpiesznie odpowiedział Schacht, choć zmrużył oczy z obrzydzeniem. - Uważam jednak, że powinniśmy zintensyfikować działania, które skłonią Amerykanów do pracy.
    Fuhrer wydawał się być zniecierpliwiony. Że też dałem się namówić na to cholerne zebranie, pomyślał.
    - Herr Reichsmarschall - zwrócił się do Goeringa. - Po zakończeniu zebrania proszę o wydanie Luftwaffe odpowiednich rozkazów. Amerykanie szybko przybiegną szukać ratunku w naszych enklawach gdy zbombardujemy ich wioski.
    - Mein Fuhrer, nie rozwiązaliśmy jednak problemu Ameryki Południowej - zaczął Bormann. - Uważam, że musimy przywrócić porządek na tym kontynencie. Pokojowo lub nie.
    - Herr Reichsleiter, nie widzę sensu w ponownym podboju Ameryki - rzekł Guderian. - Myślę, że lepszym wyjściem byłoby wsparcie jednej ze stron konfliktu... Ze względów militarnych opowiedziałbym się za Brazylijczykami, wydają się być najsilniejszym państwem na kontynencie.
    - Zgodzę się z panem, Herr Reichsmarschall - powiedział Schacht. - Brazylia jest jednym najszybciej rozwijających się państw Unii. Myślę, że poparcie Brazylijczyków pozwoli nam na zwiększenie naszych wpływów gospodarczych w tym kraju.
    - A co z Wenezuelą? - Zapytał Bormann. - Myślę, że wybuch wojny może nam pozwolić na szybkie zajęcie Maracaibo i dyktowanie warunków Wenezuelczykom. Dzięki temu zaoszczędzimy sporo Reichsmarek na kupnie ropy.
    - Które trafią do twojej kieszeni przeklęty złodzieju - mruknął cicho Guderian.
    - Mówił pan coś, Herr Reichsmarschall? - Zapytał Fuhrer.
    - Nie, nic...

    15 grudzień 1952 r., Berlin, Kancelaria Rzeszy, Sala Audiencyjna

    - Musimy go zabić, już dawno o tym mówiłem, jeszcze zanim go wybrano - grzmiał Himmler.
    - Chyba pan oszalał, nie ma pan pojęcia co to za ryzyko, Sikorski i Jacini nigdy się na to nie zgodzą, nie mówiąc o Franco czy Salazarze! - Krzyczał Goebbels.
    - Co tu się do diabła dzieje!? - Zapytał głośno Fuhrer wchodząc do swojego gabinetu.
    Palatyni Fuhrera już dawno nie widzieli go stojącego na własnych nogach. Gdy po wojnie przybywali na spotkania z nim, Fuhrer siedział na krześle przy biurku lub na fotelu w swojej rezydencji w Berghofie. Od dłuższego czasu Fuhrer nie pojawiał się też publicznie, ograniczając się do wygłaszania przemówień przez radio. Dopiero teraz zobaczyli jak szura nogami z trudem utrzymując równowagę. Ręcę złożył za plecami - zapewne by ukryć drżenie dłoni.
    - Mein Fuhrer, dziś rozpoczęliśmy zebranie bez pana, proszę nam to wybaczyć - powiedział lekko Guderian.
    Fuhrer dotarł na swoje miejsce i usiadł. Widać było, że jest zdenerwowany.
    - Jak rozumiem mówiliście o Rarkowskim. Chcę panów uspokoić. Rozmawiałem telefonicznie z marszałkiem Sikorskim i przewodniczącym Jacinim. Zgadzają się z naszą polityką. Natomiast marszałek Franco i premier Salazar wykazują zastanawiający brak zainteresowania tą kwestią. Co panowie proponują?
    - Wyślijmy Skorzenego, już raz mu się udało - rzekł Himmler.
    - Mein Fuhrer, proszę dać mi trochę więcej czasu - powiedział błagalnie Goebbels. - Jeszcze kilka tygodni, jeszcze kilka kolejnych represji wobec katolików i papież ugnie się.
    - Niestety nie mam tego czasu, Herr Reichsminister - powiedział jakby z bólem Fuhrer. - Herr Reichsfuhrer, niech Skorzeny rozpocznie przygotowania. Nie chcę słyszeć o żadnej wpadce.

    5 marzec 1953 r., Watykan, Apartamenty papieża Pawła VI

    Skorzeny szedł powoli korytarzem. Wokół panowała zupełna cisza. Zupełnie jak dziewięć lat wcześniej, gdy przybył tu zabić Piusa XII. Czwarte drzwi na lewo licząc od schodów. Nikt go nie zatrzyma, nikt nie przybiegnie na pomoc papieżowi. Gwardziści zostali przekupieni, zakonnice i księża zastraszeni. Drzwi do sypialni otwierają się. Papież, zupełnie nieświadomy swojego końca, śpi spokojnie. Skorzeny podchodzi do łóżka i chwyta jedną z poduszek. Po kilku minutach ciało Ojca Świętego nieruchomieje...

    18 marzec 1953 r., Watykan, Balkon Bazyliki św. Piotra




    [​IMG]
     
  4. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Stracone lata

    Prolog (IV)

    Lata 1954-55





    20 kwiecień 1954 r., Berlin, Siegplatz przed Reichstagiem

    Na Placu Zwycięstwa od tygodnia trwały przygotowania do wielkiej egzekucji. Ustawiono wielką szubienicę, gotowy był już szpaler, którym skazańcy mieli kroczyć na śmierć. Tuż przed schodami prowadzącymi do Reichstagu zbudowano wysoką lożę, skąd wierchuszka Unii miała obserwować przedstawienie...

    Równo o godzinie 15 rozpoczęła się egzekucja. W kuluarach przewijały się niesmaczne żarty o prezencie urodzinowym od Rzeszy dla Fuhrera - wszak w tym dniu Adolf Hitler obchodził sześćdziesiąte piąte urodziny. Z wygodnego fotela stojącego w pierwszym rzędzie mógł obserwować zagładę swoich wrogów.
    - George Smith Patton! - Spiker wykrzyknął nazwisko pierwszego ze skazańców.
    - Wielokrotnie ścierał się z naszymi wojskami, nie tylko w Ameryce, ale też w Japonii - Guderian szepnął do ucha Fuhrerowi.
    Fuhrer tylko pokiwał lekko głową. Za Pattonem podążyli kolejni najwyżsi dowódcy US Army: Marshall, Eisenhower, Bradley, Taylor i MacArthur.
    - Ernest Joseph King!
    - Dowodził amerykańską Flotą Atlantyku, ale udało mu się zatopić tylko dwa niszczyciele - mruknął Raeder.
    Za admirałem Kingiem na szafot podążył również Chester Nimitz, a także dowódcy USAAF: Carl Spaatz i Henry Arnold.
    - Bernard Law Montgomery!
    - Walczył z nami w Afryce Północnej i Kanadzie - Guderian ponownie schylił się ku Fuhrerowi.
    Po Montgomerym na szubienicy pojawili się Harold Alexander, Arthur Harris, Charles Portal i Andrew Cunningham.
    - Charles Andre Joseph Marie de Gaulle!
    - Ścigałem go po dwóch kontynentach, dopadłem go dopiero w Nigerii - powiedział ze złością von Rundstedt.
    Po de Gaulle'u przyszła kolej na jeszcze dwóch Francuzów: admirała Darlana i generała de Lattre de Tassigny.

    Egzekucje monarchów nie przyniosły żadnych ciekawych uwag. Jedynie król Edward VIII spuścił wzrok podczas wieszania jego brata, Jerzego. Przyszła kolej na przywódców Aliantów. Po śmierci kolejnych prezydentów i premierów większości państw Europy nadszedł czas na wielki finał. Na szubienicę przyprowadzono Winstona Churchilla i Harry'ego Trumana. Fuhrer z trudem powstał z fotela. Podobnie uczynił Oswald Mosley, który patrzył na Churchilla z wyraźnym podekscytowaniem. Do skazańców podszedł spiker z mikrofonem.
    - Czy chcecie coś powiedzieć przed śmiercią? - Zapytał, zasłaniając ręką mikrofon.
    Truman pokręcił głową zrezygnowany, ale Churchill wyrwał spikerowi mikrofon.
    - Tylko jedno. Nadejdzie czas, gdy będziecie walczyć na swojej ziemi. Nadejdzie czas, gdy to wasi ludzie będą umierać. Nadejdzie czas, gdy to wasza krew będzie przelewana. Nadejdzie czas...

    30 wrzesień 1954 r., Wilhelmshaven, Stocznia Kriegsmarinewerft


    Z przemówienia Grossadmirala Karla Doenitza.

    [​IMG]

    23 kwiecień 1955 r.


    Pokój trwał zaledwie pięć lat. Pięć lat wcześniej mówiono, że zakończyła się ostatnia wojna w dziejach ludzkości. Pogląd opierano na założeniu, że na świecie ostał się już tylko jeden hegemon, jedno supermocarstwo, zdolne do kolejnego podboju świata gdyby zaszła tak potrzeba. Może i tak było, może Wielka Rzesza naprawdę była w stanie ponownie powalić na kolana resztę świata. Jednak nawet niemieckie imperium nie było w stanie przez dłuższy czas utrzymywać w ryzach swoich wasali. Ledwie dwa lata po podboju Ameryki Łacińskiej Niemcy opuścili ten rejon, ograniczając się do wymiany handlowej z Latynosami. Jednak Fuhrer miał rację twierdząc, że sojusz z tak niskimi rasami, przemieszanymi z Indianami, urąga ideom Unii. Latynosi długo nie utrzymali spokoju na swoim kontynencie. Rękę do tego przyłożył także Fuhrer, który najpierw dał podpalaczom krzesiwo, a później nieudolnie próbował ugasić wzniecony przez nich płomień.

    U podstaw nowego konfliktu leżały dawne nieporozumienia, sięgające jeszcze mitycznych lat walki o niepodległość, a także nowe, sprezentowane przez Fuhrera wraz z nowymi, uległymi wobec Niemców władzami. O ile Brazylijczycy, Argentyńczycy czy Chilijczycy z radością powitali powrót Niemców - wszak niegdyś, na przełomie lat 30. i 40. byli sojusznikami Rzeszy, szybko podbitymi przez Amerykanów - to pozostałe narody Ameryki Łacińskiej wolały nadal trzymać się na uboczu. Siłą narzucone rządy nie przetrwały długo, ale Fuhrer niezbyt tym się przejął. Za cenę lojalności był gotów pozwolić swoim sojusznikom uprawiać ich ogródki tak jak sobie życzyli.

    Nowe granice ustalone po Unternehmen Unvorstellbar miały rozwiązać konflikty terytorialne, z którymi Ameryka Łacińska borykała się od dłuższego czasu. Jednak osiągnięcie kwadratury koła okazało się niemożliwe. Udostępnienie Boliwii dostępu do morza spotkało się, co oczywiste, ze sprzeciwem Chile. Co więcej odebranie Chilijczykom wysp na Pacyfiku oraz ich części Ziemi Ognistej również ochłodziło stosunki pomiędzy Santiago a Berlinem. Kolejny dawny sojusznik Niemiec - Argentyna - była również niezadowolona. Najpierw odmówiono jej Falklandów, później odebrano wschodnią część Tierra del Fuego. Podział Gujany Brytyjskiej pomiędzy Wenezuelę a młode państwo gujańskie nie zadowalał żadnej ze stron. Pretensjami Ekwadoru nikt się nie przejmował - państwo usadowione między peruwiańskim młotem a kolumbijskim kowadłem nie miało zbyt wielkiej szansy na spełnienie swoich żądań. W Ameryce Środkowej tylko Meksyk mógł być w miarę zadowolony - chociaż połowa Teksasu to i tak było mniej niż oczekiwał. Pozostałe państwa nie zmieniły swoich granic, jedynie Gwatemala szybko wchłonęła Belize.

    Dziś, 23 kwietnia 1955 roku, iskra wznieciła pożar, którego już nie udało się ugasić. Boliwia napadła na Paragwaj, odnawiając zakończony dwadzieścia lat wcześniej konflikt. Niemal bezużyteczny obszar Gran Chaco znów stał się zarzewiem wojny. Zupełnie jak niegdyś w Azji, jeden konflikt wywołał kolejne - klocki domina zostały pchnięte i już nic zdołało ich zatrzymać. Chile skorzystało z okazji i uderzyło na Antofagastę, boliwijski port nad Pacyfikiem, ledwie sześć lat wcześniej należący do Chilijczyków. Do wojny natychmiast przyłączyła się Brazylia, chcąc raz na zawsze wybić Boliwijczykom z głowy pomysł korekty granic. Argentyna, bojąc się o zachwianie równowagi na kontynencie, wypowiedziała wojnę Paragwajowi, Chile i Brazylii. W głowach argentyńskich polityków już przewijały się bliżej nieokreślone pomysły odtworzenia La Platy i dominacji w Ameryce Południowej.
     
  5. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Stracone lata

    Prolog (V)

    Rok 1956


    7 maj 1956 r.

    Nowy konflikt przypominał raczej pierwszą, niż drugą wojnę światową. Trudne warunki terenowe, brak dobrze wypracowanej doktryny wojennej i zrównoważenie sił obu sojuszy nie pozwalał na szybkie rozstrzygnięcie. Pierwsze walki rozpoczęły się o przesmyk Misiones, klin, który wbijał się między wojska brazylijskie i paragwajskie. Argentyńczycy, chronieni przez trzy rzeki, fortyfikacje i lotnictwo startujące z pobliskiego lotniska w Corrientes, twardo bronili się przez dłuższy czas. W takiej sytuacji Brazylijczycy musieli szukać innych sposobów na rozbicie argentyńskiej armii.

    Chile, choć formalnie było w stanie wojny z Argentyną, skupiało się jedynie na froncie boliwijskim. Ograniczyło się jedynie to pozostawienia niewielkich garnizonów do obrony andyjskich przełęczy, w których armia argentyńska mogła próbować szczęścia. Argentyńczycy jednak, zajęci problemami na północy, ani myśleli o angażowaniu sił w pozbawionych odpowiedniej infrastruktury górach. Trwały natomiast walki o pustynne okolice Antofagasty. Choć teren ten był odpowiedni do przeprowadzenia szybkiego natarcia, to Chilijczycy po prostu nie posiadali wystarczającej ilości jednostek zmotoryzowanych, a nawet zwykłej kawalerii. Ich armia, oparta na górskiej piechocie, nie była przystosowana do wykonywania tak błyskawicznych manewrów, które były rozpoznawczym znakiem Wehrmachtu. Mimo to chilijska ofensywa nie napotykała większych trudności. Boliwijczycy byli zupełnie nie przygotowani do obrony swojego wybrzeża, rzucając gros sił na granicę z Paragwajem i Brazylią.

    Boliwijczycy w pierwszym etapie wojny odnosili spore sukcesy. Błyskawiczne uderzenie na równiny Gran Chaco doprowadziło do ich szybkiego zajęcia. Planowano także z marszu zająć Asuncion, jednak coraz trudniejsze warunki terenowe i przede wszystkim rzeka Paragwaj powstrzymały pochód boliwijskiej armii. Atak brazylijski, rozpoczęty miesiąc po rozpoczęciu wojny, w kierunku La Santisima Trinidad niemalże odciął większość sił Boliwijczyków od reszty kraju. By uniknąć pełnego okrążenia musieli wycofać się z Gran Chaco przez argentyńską część Andów.

    Kolejna ofensywa Brazylijczyków była śmiałym uderzeniem poprzez Cobiję bezpośrednio na La Paz. Jednak góry i sformowane naprędce jednostki powstrzymały uderzenie armii brazylijskiej, a wycofujące się przez Andy jednostki zaatakowały prawe skrzydło wojsk chilijskich, nacierających na stolicę od południa. Zbliżająca się zima przyniosła impas na froncie boliwijskim i oddech dla wojsk paragwajskich, które mogły w większym stopniu wesprzeć Brazylijczyków w walkach o Misiones. Pomimo zwiększenia wysiłków na zlikwidowanie klina, Argentyńczycy nadal nie dali się wypchnąć ze swoich pozycji. Zbliżająca się wiosna i mająca niedługo nadejść pomoc niemiecka skłoniły Brazylijczyków do szukania innego rozwiązania.


    [​IMG]


    Zgodnie z decyzjami podjętymi przez Fuhrera cztery lata wcześniej, Niemcy podali pomocną dłoń Brazylijczykom. Przez Atlantyk popłynęły masy niemieckiego sprzętu wycofanego już z użytku - czołgi średnie Panther III, niszczyciele czołgów JagdPanther, a także część starych Dornierów Do-17. Do Rio de Janeiro przybył także nowy szef sztabu Oberkommando der Wehrmacht, generał Hermann Almendinger, wcześniej jeden ze sztabowców Reichsmarchalla Mansteina. Wzmocnieni sprzętem i wiedzą Niemców, Brazylijczycy przygotowali wielką wiosenną ofensywę, która miała złamać opór Argentyńczyków.

    8 marca brazylijskie jednostki ruszyły przez Gran Chaco w kierunku Resistenci, a następnie Corrientes, by odciąć siły argentyńskie w Misiones. Jednocześnie Paragwajczycy zaatakowali klin by uniemożliwić Argentyńczykom wycofanie sił na zagrożony odcinek. Dwa tygodnie później Brazylijczycy zbliżali się już do ujścia La Platy. Urugwaj, naciskany przez Brazylijczyków i Niemców, nie zgodził się na ewakuowanie otoczonych jednostek argentyńskich przez swoje terytorium i port w Montevideo. Mimo to Argentyńczycy zdołali zatrzymać pochód Brazylijczyków na zaimprowizowanej linii obronnej na lewym brzegu La Platy.

    W drugiej połowie kwietnia sojusz brazylijski zintensyfikował działania przeciwko 'twierdzy Misiones' i umocnionym rejonom w Andach boliwijskich. Rozbicie zgrupowań wrogich wojsk mogło odblokować armie paragwajskie i chilijskie, które dobiłyby Argentyńczyków. Kolejny impas na południu postanowiła wykorzystać Wenezuela. Do tej pory wstrzymywała się z atakiem na Gujanę, ale przedłużająca się wojna skłoniła Wenezuelczyków do przyłączenia się do konfliktu. Ryzykowali co prawda także starcie z Brazylią, która gwarantowała niepodległość Gujany, ale ostatecznie zdecydowano się na wojnę.

    Brazylijczycy, pomimo że utknęli w Andach i na linii La Platy, natychmiast zorganizowali grupę uderzeniową, która zaatakowała Wenezuelczyków od południa, w kierunku na Ciudad Bolivar i Barinas. Gujańczycy natomiast twardo bronili się na granicy, wyprowadzając także kilka kontrataków na terytorium Wenezueli. Szybkiemu upadkowi Wenezueli zapobiegli Niemcy, a konkretnie generał Almendinger, który zabronił Brazylijczykom przekraczania Orinoko. Brazylijczycy, choć niechętni, musieli zgodzić się na to.

    Działania Almendingera były implikowane przez rozkazy z Berlina. Już wcześniej przygotowano plany przegrupowania kilku dywizji z Kampfgruppe Fallschirm na Kubę, skąd miała zdesantować się w rejonie Maracaibo i zabezpieczyć tamtejsze rafinerie. Kłopoty Wenezuelczyków na froncie były doskonałą okazją do wykonania tego planu. Jedynym zagrożeniem byli Brazylijczycy, którzy mogli ubiec Niemców i dlatego też Almendinger zablokował dalsze posuwanie się Brazylijczyków na północ.


    [​IMG]


    4 lipiec 1956 r., Warszawa, Belweder, Apartamenty marszałka Władysława Sikorskiego

    - ... i pamiętajcie, nie możecie pozwolić na rozpad... - mówił z trudem Naczelnik. - ... jeśli wybuchnie wojna będziecie musieli siłą utrzymać Ukrainę i Białoruś... musimy zachować dostęp do morza...
    - Panie marszałku, proszę się nie przemęczać - powiedział marszałek Anders. Już wczoraj ustalono, że w razie śmierci Sikorskiego zostanie nowym Naczelnikiem Państwa. Z oficjalną nominacją czekano tylko na odejście Sikorskiego.
    - Tak... Tak... Teraz pan pewnie będzie Naczelnikiem... To spodoba się Niemcom... W końcu pańscy przodkowie byli Niemcami... Ale proszę pamiętać, gdy wybuchnie wojna Polska będzie sama... Nikt nam nie pomoże...
    - Co też pan mówi, panie marszałku! Przecież jesteśmy tak daleko od Uralu...
    - Dla Chińczyków to żadna przeszkoda... Mają... ma...
    - Wezwijcie lekarza! - Krzyknął Anders.



    15 lipiec 1956 r.

    Konflikt w Ameryce Południowej rozszerzył się. Tym razem wojna wybuchła na uboczu, tam, gdzie Niemcy nie mieli interesów, a Brazylia nie gwarantowała czyjejś niepodległości. Kolumbia i Peru, początkowo planujące pokojowy rozbiór Ekwadoru, nie zdołały dojść do porozumienia. Sam Ekwador był zbyt słaby by obronić swoją niepodległość. Obaj agresorzy najpierw rozpoczęli ataki mające na celu zdobycie jak największych kęsów przed rozstrzygnięciem konfliktu między sobą. Kolumbijczycy zajęli całe ekwadorskie wybrzeże wraz z Quito, natomiast Peruwiańczycy umocnili swoją północną granicę na Amazonce. Obie strony, równie silne, nie były w stanie przechylić szali na swoją korzyść. Wojna trwała jeszcze przez wiele lat, nie przynosząc rozstrzygnięcia...


    [​IMG]


    12 październik 1956 r.

    Jedna z wojen wreszcie się zakończyła. Boliwijczycy w końcu musieli się poddać, pod koniec lata kontrolując tylko niewielki skrawek terenu wokół stolicy. Następnie Brazylijczycy wraz z sojusznikami uderzyli na Argentyńczyków ze wszystkich możliwych kierunków. Odparcie skoncentrowanego ataku było już ponad siły wyczerpanej armii argentyńskiej. Rząd w Buenos Aires musiał skapitulować - zaraz po podpisaniu odpowiedniego aktu podał się do dymisji.

    Sojusz brazylijski narzucił pokonanym ciężkie warunki. Boliwijczycy musieli uczynić co następuje:


    • Zrezygnować z jakichkolwiek żądań terytorialnych wobec Paragwaju, w szczególności żądań do Gran Chaco;
    • Oddać Chile port w Antofagaście i przywrócić północną granicę do stanu sprzed Unternehmen Unvorstellbar;
    • Zrezygnować z jakichkolwiek żądań terytorialnych wobec Brazylii, w szczególności żądań do regionu Acre;
    • Zredukować armię do 20 tys. żołnierzy;
    • Wypłacić odszkodowania zwycięskiej stronie, których wysokość będzie ustalona w późniejszym czasie.
    W ramach tymczasowej okupacji przygranicznych terytoriów, Boliwia musiała przekazać:


    • Prowincję Sucre Chile;
    • Prowincję La Santisima Trinidad Paragwajowi.
    Okupacja tych terytoriów miała trwać do 12 października 1971 r. (15 lat).

    Natomiast rząd argentyński zobowiązał się do następujących działań:


    • Rezygnacja z pretensji do Falklandów i Ziemi Ognistej;
    • Redukcja armii do 50 tys. żołnierz;
    • Wypłata odszkodowań zwycięskiej stronie, których wysokość będzie ustalona w późniejszym czasie.
    W ramach tymczasowej okupacji przygranicznych terytoriów, Argentyna musiała przekazać:


    • Prowincja Chaco Paragwajowi;
    • Prowincja Corrientes Brazylii;
    • Prowincje Salta, San Miguel de Tucuman, San Juan, Mendoza, Viedma, Neuquen, Trelew, Comodoro Rivadavia, El Calafate, Rio Galleges Chile.
    Okupacja tych terytoriów miała trwać do 12 października 1971 r. (15 lat).


    [​IMG]


     
  6. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Stracone lata

    Prolog (VI)

    Lata 1957-58


    3 styczeń 1957 r., Wenezuela, dzielnica portowa Maracaibo

    - ******** tą robotę - powiedział jeden z dokerów. - Mam już dosyć targania tych pieprzonych skrzyń.
    - Nie chrzań, wolisz zostać wysłany na front? Chodzą słuchy, że Jimenez chce zmobilizować kolejne dywizje - odrzekł jego kolega.
    - Na froncie przynajmniej daliby nam coś jeść. Od miesiąca żyję na suchym chlebie i solonych rybach.
    - Tja, na froncie prędzej zarobisz kulkę od jakiegoś brazylijskiego żołdaka... Ty, patrz, to nasi? - Zapytał, wskazując na niebo.
    Na horyzoncie zaroiło się od czarnych punktów, które szybko zbliżały się do portu.
    - Zwariowałeś, przecież my nie mamy aż tylu samolotów!
    Kilka maszyn przeleciało z hukiem nad portem. Na skrzydłach dało się dostrzec czarne krzyże...

    [​IMG]

    Pomysł zajęcia roponośnych terenów wokół Maracaibo zrodził się w głowach niemieckich notabli gdy tylko dostrzeżono pierwsze oznaki zbliżającego się konfliktu w Ameryce Południowej. Początkowe plany, datowane na wczesne lata 50. wskazują, że niemieccy Reichsmarschallowie zamierzali przeprowadzić klasyczny desant morski na cieśninę łączącą jezioro Maracaibo i Zatokę Wenezuelską. Jednak ogromny rozwój lotnictwa jaki dokonał się w Wielkiej Reszy w połowie dekady sprawił, że Reichsmarschall Kurt Student, dowódca nowopowstałego Kampfgruppe Fallschirm, opracował zupełnie nowy plan zdobycia rafinerii i portu.

    Niemieccy wojskowi nieraz narzekali na niewielkie wsparcie z powietrza niesione przez Luftwaffe. Wehrmacht, Panzerwaffe i Waffen-SS były skazane na sojusznicze lotnictwo - głównie włoskie i polskie. Po zakończeniu wojny Reichsmarschall Hermann Goering wydał dyrektywy nakazujące w praktyce utworzenie Luftwaffe od nowa. Stare Dorniery Do-17 zezłomowano, przekazano za grosze sojusznikom lub wysłano za Atlantyk Brazylijczykom. Niemieckie wytwórnie lotnicze - Messerschmitt, Junkers, Heinkel, Arado, Blohm & Voss, Dornier, Fieseler, Focke Wulf czy Henschel miały początkowo opracować jak najnowocześniejsze modele nowych samolotów - z pomocą sojuszniczych wytwórni, a także poprzez zmuszenie amerykańskich konstruktorów do współpracy. Wykorzystanie nowinek technicznych jak silniki rakietowe i odrzutowe, układ skrzydeł delta czy w końcu napęd ponaddźwiękowy pozwoliło na stworzenie takich cudów techniki jak Lippisch P.13a czy Horten Ho 229. W kolejnej fazie pod pretekstem 'integracji gospodarczej w obrębie Unii' niemieckie wytwórnie przejęły firmy w sojuszniczych państwach - od tej pory gros wyprodukowanych samolotów zasilał Luftwaffe. Około roku 1955, zaledwie pięć lat po zakończeniu wojny, Luftwaffe miało najwięcej maszyn na stanie, co więcej - były to najnowocześniejsze samoloty.

    KG Fallschirm zaczęło rodzić się w bólach już podczas II Wojny Światowej. Teorie wspierania działań na froncie desantami spadochroniarzy powstały w połowie lat 30. Przed wojną dobrze rozwnięte wojska powietrznodesantowe posiadał jedynie Związek Radziecki. Wehrmacht użył jedynie kilku pułków sformowanych z naziemnego personelu Luftwaffe, które brały udział podczas Fall Gelb. W późniejszych latach z braku wystarczająco nowoczesnych maszyn spadochroniarze nie byli używani. Dywizje powietrznodesantowe formowali także Brytyjczycy i Amerykanie, ale przygniatająca przewaga w powietrzu lotnictwa Unii sprawiła, że były one wykorzystywane jedynie jako elitarne dywizje piechoty.

    Właśnie podczas walk w Ameryce Reichsmarschall (wówczas feldmarszałek) Student szczególnie zainteresował się możliwością wykorzystania spadochroniarzy jako trzeciej formacji specjalnej w szeregach Wehrmachtu (po KG Marine i Gebirgsarmee SS). W wielu przypadkach, jak na przykład podczas przełamywania frontu na Florydzie, użycie spadochroniarzy pozwoliłoby na uniknięcie strat poniesionych przez zrzucenie bomby atomowej na Columbię i Charleston. Pod koniec wojny Student spośród swoich żołnierzy (dowodził sześcioma dywizjami piechoty morskiej) wyselekcjonował najsilniejszych i najlepiej wyszkolonych. Podobną selekcję przeprowadził w pozostałych jednostakch KG Marine. Wybrańcy zostali wysłani do Jaeger Kampfschule, gdzie przeszli dodatkowe szkolenia. Tam powstał zalążek KG Fallschirm. Podczas pierwszego powojennego poboru najlepszych kandydatów szkolono na spadochroniarzy. Formowano kolejne dywizje, docelowo tworząc ich dziewięć. Luftwaffe szybko zapewniła nowej Kampfgruppe środki transportu. Początkowo wykorzystywano szybowce transportowe Messerschmitt Me 321 Gigant, a w 1956 r. do służby wprowadzono ich rozwojową wersję - Me 323 Gigant. To właśnie te samoloty pojawiły się nad portem w Maracaibo wczesnym rankiem 3 stycznia.

    Plan operacji zakładał zajęcie miasta z portem, a następnie zagarnięcie pól naftowych i rafinerii. Po modyfikacji planu przez Studenta KG Fallschirm miało zająć całe wybrzeże jeziora Maracaibo. Oprócz desantu spadochroniarzy całą operację miały wspierać okręty Floty Karaibskiej, które miały również dostarczyć do portu ciężki sprzęt. Ze względu na problemy logistyczne operacja była coraz bardziej odsuwana w czasie. Ostatecznie Student musiał jeszcze raz zmienić plany - początkowo udział w desancie miały wziąć trzy dywizje jednocześnie, ale brak wystarczającej liczby samolotów zmusił Niemców do wysyłania dywizji pojedynczo.

    W pierwszej fazie operacji dwa pułki - Fallschirmjäger-Regiment 5 i Fallschirmjäger-Regiment 8 - z 3. Fallschirmjäger-Division zostały zrzucone nad portem w Maracaibo 3 stycznia 1957 r. punktualnie o godzinie 7. Operacja zajęcia portu przebiegła bezproblemowo - zaskoczeni pracownicy portowi nie stawiali oporu. 5. Pułk zajął się opanowaniem dzielnic leżących na wschód od Drogi nr 5. 8. Pułk skupił się na zajęciu mostu im. generała Rafaela Urdaneta. Wschodni kraniec mosty został opanowany przez kolejny pułk - Fallschirmjäger-Regiment 9 - który został zrzucony w rejonie miasteczka Santa Rita. Po zabezpieczeniu mostu 9. Pułk podążył na południe, pomiędzy drogami nr 3 i nr 17, w kierunku na miejscowość Cabimas i dalej na Ciudad Ojeda.

    Po południu zrzucono kolejne trzy pułki (10., 11. i 12.), tym razem z 4. Fallschirmjäger-Division. Pułki 10. i 11. miały zająć 'wrota' do Maracaibo - cypel San Carlos, wyspę Toas, a także miejscowość Altagracia i leżące na północ od niej zakłady petrochemiczne. Następnie 11. Pułk ruszył dalej na północ, ku podmokłym terenom nadmorskim by opanować wschodni kraniec cieśniny. Opierając swoją prawą flankę o drogę nr 3. dotarł do wybrzeża Morza Karaibskiego wieczorem tego samego dnia. 12. Pułk miał za zadanie wylądować na północnym skraju Maracaibo by wesprzeć 5. Pułk w zajęciu całego miasta.

    Morski aspekt operacji ograniczał się do blokowania niewielkiej floty wenezuelskiej oraz dostarczenia sprzętu oraz zapewnienia środków ewentualnej ewakuacji dywizji. Rankiem 4 stycznia do portu dotarły pierwsze transportowce ze sprzętem - czołgami E-50 Standartpanzer, niszczycielami czołgów Elefant, działami samobieżnymi GW Panther oraz pojazdami pancernymi SdKfz 402. Tymczasem z bazy na Antylach Holenderskich wyruszył krążownik KMS Hugo von Pohl, wspierany przez trzy niszczyciele typu Hamburg (Z91, Z92 i Z93) oraz pięć fregat typu Amsterdam (F5, F9, F13, F17 i F18). Wszystkie okręty były uzbrojone w wyrzutnie rakietowe. Flotyllą dowodził kontradmirał Bachmann.

    4 stycznia nastąpiło połączenie przyczółków utworzonych przez Pułki 9. i 11. w rejonie La Palmity. Przed południem 10. Pułk zajął cały cypel San Carlos, docierając do drogi nr 6 i nawiązując łączność z 12. Pułkiem. Przez kolejne dwa dni trwało rozszerzanie przyczółka coraz bardziej na zachód. 5 stycznia całe Maracaibo było już w rękach Niemców. Nieliczni żołnierze stacjonujący w mieście zostali rozbrojeni, podobnie jak policja. Ludność cywilna była tak zszokowana nagłym atakiem na miasto, że nie stawiała żadnego oporu. Niemcy w pierwszych dniach operacji nie ponieśli żadnych strat.

    Niemiecka interwencja nie wywołała żadnych reperkusji politycznych. Jedynie ambasador Wenezueli w Berlinie wysłał do Fuhrera notę protestacyjną. Ribbentrop nawet nie wspomniał o niej Hitlerowi. Sam Fuhrer miał już tylko iluzoryczną władzę - wszyscy czekali na jego śmierć i ostateczne starcie o sukcesję. Tymczasem Brazylijczycy zapewnili Almendingera o uznaniu niemieckich roszczeń wobec Maracaibo. Opracowywano już też plany okrojenia Wenezueli. Przygotowania do rozbioru tego państwa stały się faktem.

    II faza operacji obejmowała znaczne rozszerzenie przyczółka na zachodnim brzegu jeziora Maracaibo oraz umocnienie się na brzegu wschodnim. Zajęcie lotniska La Chinita pozwoliło na przerzucenie do posiłków dla 3. i 4. Dywizji oraz dyslokowanie kolejnej dywizji - 2. Fallschirmjäger-Division, która miała zostać użyta w IV fazie operacji. Tymczasem trwał marsz na zachód. 10 stycznia osiągnięto granicę z Kolumbią na północy oraz Sierra De Perija na południu. Po otrzymaniu raportów wywiadu, według których Wenezuelczycy mieli wycofać z frontu co najmniej jedną dywizji do obrony przez niemieckim desantem, Almendinger rozkazał generalną ofensywę na południowym odcinku frontu by zablokować ruch wenezuelskich wojsk. Brazylijczycy otrzymali pozwolenie na przekroczenie Orinoko i marsz na Caracas. Gujańczycy natomiast mieli zatrzymać się na granicy terytoriów, które miały im przypaść po wojnie.

    III faza została przyspieszona błyskawicznymi postępami wojsk brazylijskich. 2. Fallschirmjäger-Division zostałą użyta wcześniej - 4. Pułk został przerzucony na wschodni przyczółek, który znacznie poszerzono, docierając miejscami nawet do Andów Karaibskich. Pułki 5. i 12. ruszyły wzdłuż Sierra De Perija na południe, docierając do Parku Narodowego im. Juana Manuela. W kolejnej fazie 4. Pułk na południe, gdzie dotarł do planowanej granicy niemieckiej enklawy - Sierra La Culata. Tymczasem Pułki 9. i 11. umocniły granicę wschodnią na Andach Karaibskich. Dwa kolejne pułki z 4. Dywizji - 6. i 7. - zostały przerzucone do południowej części pasma Sierra De Perija i Parku Narodowego. Tam połączyły się z czołówkami 4. Pułku. W ostatniej fazie Pułki 5. i 12. zajęły resztą Sierra De Perija. Cała operacja zakończyła się w połowie stycznia. Straty niemieckie ograniczyły się do zaledwie kilkunastu lekko rannych żołnierzy i kilku uszkodzonych maszyn. KG Fallschirm co prawda nie miało okazji zmierzyć się z wojskami przeciwnika, ale sprawdziło się jako formacja szybkiego reagowania, potrafiąca szybko umocnić i rozszerzyć przyczółki oraz przygotować natarcie.

    [​IMG]

    8 luty 1957 r.

    Caracas padło pod naporem brazylijskich wojsk. Prezydent Marcos Perez Jimenez został obalony. Brazylijczycy wybrali na jego następcę admirała Wolfganga Larrazabala, dowódcę floty wenezuelskiej, który zgodził się na współpracę, a wcześniej pozostawał w opozycji do Jimeneza. Larrazabal dzień po upadku stolicy podpisał akt kapitulacji. Do Caracas przybył prezydenci Brazyliii i Gujany - Getulio Vargas i Forbes Burnham, którzy mieli podpisać pokój z rządem Larrazabala. Stronę niemiecką reprezentował generał Almendinger. Wenezuelczycy mieli uczynić co następuje:

    • Zrezygnować z jakichkolwiek żądań terytorialnych wobec Gujany, w szczególności żądań do zachodniej Gujany z Georgetown;
    • Oddać Gujanie terytoria dawnej Gujany Brytyjskiej;
    • Zredukować armię do 20 tys. żołnierzy;
    • Wypłacić odszkodowania zwycięskiej stronie, których wysokość będzie ustalona w późniejszym czasie.
    W ramach tymczasowej okupacji przygranicznych terytoriów, Wenezuela musiała przekazać:
    • Prowincję Ciudad Bolivar Brazylii.
    Okupacja tych terytoriów miała trwać do 9 lutego 1972 r. (15 lat).

    Natomiast w myśl oddzielnej umowy między Larrazabalem i Almendingerem Wenezuelczycy mieli uczynić co następuje:

    • Uznać obecność wojsk niemieckich w rejonie Maracaibo;
    • Przekazać Wielkiej Rzeszy kontrolę nad rejonem Maracaibo;
    • Przy współpracy z wojskami niemieckimi przesiedlić mieszkańców Enklawy Maracaibo na terytorium Wenezueli;
    • Zobowiązać się do pozostawienia całego inwentarza zakładów przemysłowych, nieruchomości oraz infrastruktury w nienaruszonym stanie.

    27 luty 1958 r.

    Pokonana Argentyna przeżywała o wiele większe problemy niż Boliwia czy Wenezuela. Przede wszystkim okupacja blisko dwóch trzecich terytorium i ogromne reparacje wojenne narzucone przez Brazylię, Chile i Paragwaj spowodowały ogromny regres gospodarczy. Po drugie tuż po podpisaniu aktu kapitulacji z kraju po prostu uciekł prezydent Juan Perón. Przez Boliwię i Wenezuelę dotarł do Hiszpanii, gdzie schronienia udzielił mu marszałek Franco. Tymczasem w Argentynie zapanował chaos. Przez kilka dni zwycięska strona po prostu nie miała z kim negocjować warunków pokoju. Dopiero przejęcie władzy przez generała Jose Domingo Molinę Gomeza pozwoliło na zaprowadzenie chwilowego porządku w kraju.

    Na okupowanych terytoriach sytuacja znacznie się różniła. Chilijczykom, kontrolującym największą część Argentyny, doskwierał syndrom przykrótkiej kołderki. Ograniczyli się jedynie do największych miast, ośrodków przemysłowych i najważniejszych dróg. Na prowincji władzę sprawowali lokalni przywódcy, najczęściej kolaborujący z Chilijczykami. W strefach brazylijskiej i paragwajskiej było zupełnie inaczej. Okupanci szybko przestali kryć się z chęcią utrzymania zdobytych terenów po upłynięciu 15 lat. Rozpoczęto integrację administracyjną i gospodarczą, a niedługo potem także kulturalną. Wszelkie przejawy sprzeciwu Argentyńczyków były natychmiast tłumione siłą.

    Okrojona Argentyna musiała borykać się z urażoną dumą, problemami gospodarczymi, a w końcu izolacją polityczną. Ochłodzeniu uległy nawet stosunki z Boliwią. Kilka miesięcy po zakończeniu wojny zamordowany został generał Gomez, a jego następca, Eduardo Lonardi, sprawował władzę zaledwie przez kilka tygodni. W końcu na dłuższy czas prezydentem został kolejny wojskowy, generał Pedro Eugenio Aramburu. Jego rządy doprowadziły do jeszcze większego kryzysu gospodarczego, a także do dalszych utarczek dyplomatycznych z sąsiadami. Mimo to Aramburu nadal posiadał poparcie armii, która tłumiła protesty Argentyńczyków.

    W kraju popularność zaczęli odzyskiwać justycjaliści. W wielu kręgach opowiadano się za obaleniem reżimu Aramburu i przywróceniu do władzy Peróna. Przestano obwiniać go o porażkę w wojnie, zrzucając winę na nieudolnych generałów. Największą organizacją skupiającą ludzi o takich poglądach była Montoneros. Jej członkowie zamierzali doprowadzić do rewolucji, która usunie Aramburu i przygotuje grunt pod powrót Peróna. Rozpoczęto tworzenie małych grup partyzanckich, które potajemnie były wspierane przez Brazylię, Paragwaj i Chile. Trójka zwycięzców liczyła na przywrócenie porządku w Argentynie, co przyspieszyłoby spłatę reparacji, a także na dogadanie się z Perónem.

    Sam Juan Perón przez większość pobytu za oceanem przebywał w Hiszpanii. Kilkukrotnie wyjeżdżał jednak do Rzeszy by szukać pomocy dla swojej ojczyzny. Jedynym człowiekiem, który zgodził się go wysłuchać był Heinrich Himmler. Kilkukrotnie spotykali się w willi Himmlera w Vichy. Nić porozumienia, jaka nawiązała się między nimi miała mieć wielkie znaczenie w późniejszych latach. Tymczasem Himmler i Franco zorganizowali Perónowi przerzut do Argentyny w razie upadku Aramburu.

    Na początku 1958 r. armia rozpędziła kolejne ze zgromadzeń w Buenos Aires. Montoneros uznali to za sygnał do rozpoczęcia rewolty. Niemal całą wschodnią Argentynę objęła guerilla. Aramburu został porwany i zamordowany. Na zachodzie władzę przejęli jednak ugrupowania niechętne Perónowi. Ważnym graczem była nadal armia. W takich warunkach, pod koniec lutego 1958 r., do Argentyny powrócił Perón. Na lotnisku był witany przez tłumy swoich zwolenników, ale szybko przekonał się, że przejęcie władzy nie będzie takie proste. Udało mu się przekonać do współpracy część armii, ale wojna domowa trwała aż do 1962 r.

    [​IMG]

     
  7. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Stracone lata

    Prolog (VII)

    Rok 1960





    8 czerwiec 1960 r., Berghof, Rezydencja Fuhrera

    - He... Herr Goebbels... Proszę posłuchać...
    W ostatnich miesiącach swojego życia Fuhrer stracił jakąkolwiek władzę. W Berlinie nie było go od pamiętnej egzekucji niemal sześć lat temu. Przez większość czasu spędzanego w Berghofie przebywał w łóżku lub fotelu przed kominkiem, od czasu do czasu oglądając stare, przedwojenne filmy. Coraz rzadziej odwiedzali go palatyni - jedynie Goebbels zachował resztki wierności i przyjeżdżał do Berghofu co najmniej raz w miesiącu. Powoli Fuhrer godził się z nieuniknioną śmiercią, pomimo kłamstw Morella, który wróżył mu jeszcze kilka dobrych lat życia. Zaczął też zastanawiać się nad wyborem swojego następcy. Wiedział, że nie będzie miał na to wpływu, jeśli... No właśnie. Jeśli. Musiał zaufać jedynemu człowiekowi, który jak dotąd nigdy go nie zdradził. Jedynemu człowiekowi, który był popularny i który zdołałby zapanować nad ambicjami wojskowych. Ministrowi propagandy, Josephowi Goebbelsowi.

    - Jest... Jest pan jedynym człowiekiem... któremu mogę zaufać - powiedział z trudem Fuhrer. - Musi... Musi pan doprowadzić moje dzieło do końca...
    - Mein Fuhrer, o czym pan mówi? - Odrzekł Goebbels. Słuchając słów Fuhrera początkowo odrzucał coraz bardziej natarczywą myśl. Myśl, której nie śmiał sformować przez prawie trzydzieści lat wiernej służby...
    - Umieram... Niewiele czasu mi pozostało... Muszę... Muszę mieć pewność, że ktoś doprowadzi moje dzieło do końca... Pan musi...
    - Mein Fuhrer, ależ oczywiście, że nie pozwolę by Niemcy odstąpiły od ideałów narodowego socjalizmu! - Goebbels nadal odsuwał od siebie tą myśl. A może to było po prostu marzenie, które ukrywał przed sobą przez te lata...
    - Nie chodzi mi... Nie chodzi mi o ogłupianie Niemców... To... To coś znacznie większego... Niemcy potrzebują wodza... Kogoś... Kogoś, kto przeprowadzi ich przez te trudne czasy...
    - Mein Fuhrer, ale Niemcy mają wodza - pana. Morell daje panu jeszcze wiele lat życia, jeszcze wiele zwycięstw przed panem!
    - Nie wierzę mu... Już mu nie wierzę... Nie chce mi powiedzieć prawdy... Ale ja widzę jak patrzy na mnie moja żona... Moje córki... Wszyscy mnie opuścili... Tylko pan tu jest...
    Fuhrer przerwał na chwilę.
    - Wiem, że zrobi pan to co trzeba... Niech pan współpracuje z Guderianem i Mansteinem... To dobrzy narodowi socjaliści... Ale niech się pan wystrzega Himmlera...
    - Mein Fuhrer, czy chce pan powiedzieć, że...
    - Tak, to chcę powiedzieć - przerwał mu Hitler, już mocniejszym głosem. - Chcę żeby pan został nowym Fuhrerem. Ja niedługo odejdę... Już niedługo...
    Fuhrer wyciągnął rękę spod koca, którym był przykryty, i sięgnął do szafki nocnej. Wyciągnął z szuflady jakąś kartkę, zapisaną dosyć dużymi literami. Goebbels zauważył, że ręka Fuhrera nie drżała. Ona wprost dygotała. Wziął od Fuhrera ową kartkę i spróbował przeczytać koślawie napisany tekst.



    - Mein... Mein Fuhrer... - wydukał Goebbels.
    - Pamiętaj... Musicie zniszczyć Himmlera... Tylko jeśli wróg wewnętrzny zostanie pokonany będziecie w stanie pokonać... pokonać wroga zewnętrzengo...
    - Mein Fuhrer... Poświęcił pan dosyć mało miejsca swojej rodzinie...
    - Ach... Dobrze, że pan o tym wspomina... Moje córki...
    Fuhrer zamyślił się na chwilę.
    - Walkiria... Walkiria powinna wyjść za mąż... Proszę zadbać o to by poznała się z synem Reichskommissara Hessa... Jestem winien to Rudolfowi...
    - A co z Germanią?
    - Germania... Nie! - Fuhrer nagle się zdenerwował, a na jego bladych policzkach wystąpiły rumieńce. - Musi ją pan odsunąć, odsunąć od wszystkiego! Ona jest zła... W niej siedzi coś złego...
    Fuhrer opadł na poduszki.
    - Starałem się wychować swoje córki jak najlepiej - powiedział cicho - ale Germania... Przejęła wszystkie moje wady... Nie można jej dopuścić do władzy... Krypta... Krypta...
    - Mein Fuhrer, o czym pan mówi?
    - Linz... W Linzu jest krypta... Pamięta pan jak zaprosiłem swoich krewnych ze Zjednoczonego Królestwa, prawda?
    - Tak... Ale nie nigdy ich nie poznałem - powiedział nieledwie z żalem Goebbels. - Mieliśmy dosyć trudny okres w Berlinie, nie mogłem przyjechać do Berghofu...
    - Na szczęście moi ludzie zajęli się nimi... Musiałem ich ukryć... Wiedziałem, że zbliża się moja ostatnia godzina... A nie mogłem pozwolić by uzurpowali sobie prawo do władzy w Rzeszy... Nie... Na to nie mogłem pozwolić...
    - Mein Fuhrer, dalej nie wiem dlaczego wspomniał pan o jakiejś krypcie...
    - Tego dowie się pan już po mojej śmierci...

    [​IMG]




    28 czerwiec 1960 r., Berlin, Siegplatz przed Reichstagiem

    W dziesiątą rocznicę zakończenia II Wojny Światowej do Berlina zjechali się najwyżsi prominenci nazistowskich władz. Nie zabrakło także wojskowych - choć przyjazdu odmówił Reichsmarschall Manstein. Nie spodziewano się pojawienia Fuhrera - Morell w praktyce zakazał mu opuszczania Berghofu.

    Wielka parada wojskowa miała rozpocząć się dokładnie o 16:49, dokładnie dziesięć lat po zatknięciu flagi ze swastyką na resztkach dachu Białego Domu - ostatniego bastionu Amerykanów. Do Berlina specjalnie ściągnięto superciężki czołg PzKpfw VIII Maus, dla którego zbudowano nawet specjalny tor. Potężna Mysz miała przejechać przed Reichstagiem w otoczeniu trzech czołgów E-50 Standartpanzer. Na berlińskim niebie miała pojawić się eksadra bombowców Ho 229. Po demonstracji potęgi niemieckich sił zbrojnych miał odbyć się całonocny bankiet.

    Parada już trwała, gdy w loży dla najważniejszych palatynów Fuhrera zrobiło się małe zamieszanie. Kilku rosłych żołnierzy w czarnych mundurach - niegdyś z emblematami SS, teraz ze stylizowaną literą H - nakazało zrobić miejsce w środku loży. Po chwili wszyscy obecni poderwali się z krzeseł i wykonali salut. Pomiędzy żołnierzami pojawił się wózek inwalidzki, pchany przez największego z nich. Na wózku siedział Fuhrer.

    Pojawienie się Wodza było zaskoczeniem dla większości, a najbardziej dla Goebbelsa, który zaledwie trzy tygodnie temu widział w jakim stanie jest Hitler. Fuhrer był ubrany w swój stary mundur, ręce trzymał złożone na piersiach - na saluty odpowiedział jedynie kiwnięciem głową. Wózek podjechał do barierki i dwóch żołnierzy pomogło Fuhrerowi wstać. Hitler spojrzał na wiwatujący tłum i podniósł z trudem swoją prawą rękę. Trzymał ją wyprostowaną przez kilka sekund, po czym opadł z powrotem na wózek. Oczy miał zamknięte, a jego twarz zrobiła się trupioblada. Gdzieś w tłumie dało się usłyszeć znaną już na pamięć formułkę 'wezwijcie Morella!'...

    Reichsmarschall Guderian rozejrzał się szybko. Korytarzem do loży biegł już zasapany Morell, ale Guderian dostrzegł jeszcze kogoś. W mroku korytarza mignęły okrągłe okulary... Po chwili usłyszał krzyk Morella:
    - Fuhrer nie żyje!
    Guderian dopadł do stolika z telefonem i pośpiesznie wykręcił numer do kwatery głównej OKW w Zossen.
    - Mówi Guderian. Połączcie mnie z Almendingerem!
    Po chwili usłyszał w słuchawce głos swojego szefa sztabu.
    - Słucham, Herr Reichsmarschall.
    - Hermann, na chwilę zapomnijmy o tytułach. Fuhrer nie żyje. Wiesz co to oznacza?
    - Masz... Masz na myśli Himmlera?
    - Tak. Przygotuj wszystko. Za dwie godziny przywiozę Goebbelsa.

    Guderian odłożył słuchawkę i wrócił do loży. Ciało Fuhrera ułożono już na noszach i przygotowano do wyniesienia. Goebbels dyktował do mikrofonu naprędce napisane oświadczenie.

    - Herr Reichsminister... - zwrócił się do Goebbelsa Guderian. - Już czas. Musimy jechać do Zossen. Tak jak to ustaliliśmy.
    - Tak, Herr Reichsmarschall... Himmler już uciekł?
    - Prawdopodobnie pojechał do siedziby Gestapo. Mam nadzieję, że Diels nie zdradzi... Mniejsza o to, samochód już czeka, musimy się pośpieszyć...

    [​IMG]




    28 czerwiec 1960 r., Zossen, Kwatera Główna Oberkommando der Wehrmacht

    Droga do Zossen trwała niecałą godzinę. W końcu kawalkada samochodów przetoczyła się przez pilnie strzeżoną bramę głównej kwatery OKW. W sali narad już czekali Reichsmarschallowie Rundstedt, Rommel i Goering oraz Grossadmiralowie Raeder i Doenitz. Był obecny także generał Almendinger.
    - Panowie - zaczął Guderian. - Chyba wszyscy zostali już powiadomieni o śmierci Fuhrera. Zgodnie z jego wolą nowym Wodzem ma zostać Reichsminister Goebbels.
    Guderian przerwał na chwilę, a później zaczął mówić, ważąc dokładnie każde słowo.
    - Jest niepodważalnym faktem, że to armia jest teraz najsilniejszym graczem. Bez naszego poparcia władza nowego Wodza będzie iluzoryczna. Chciałbym więc... Chciałbym więc by zaprzysiężenie Herr Goebbelsa zostało przegłosowane.
    Czy on zwariował, pomyślał Goebbels. Himmler mógł już zacząć pucz, a on wymyślił sobie jakieś głosowanie...
    - Sądzę, że nie będzie potrzebne - powiedział swoim grubym głosem Goering. - Przed waszym przyjazdem już to omówiliśmy. W pełni popieramy Herr Goebbelsa jako nowego Fuhrera.
    Goebbels z trudem ukrył swój szok. Goering, jeden z głównych konkurentów o sukcesję po Hitlerze, tak łatwo zgadza się na jego nominację...
    - Dziękuję panom - powiedział cicho Goebbels. - Nie wiem jednak jak zareagują na to pozostali Reichsministrowie... Zwłaszcza Reichsleiter Bormann...
    - O Bormanna niech pan się nie... - Goeringowi przerwał telefon. Almendinger szybko podniósł słuchawkę.
    - Mówi Almendinger, o co chodzi?

    29 czerwiec 1960 r., Zossen, Kwatera Główna Oberkommando der Wehrmacht

    Wiadomość o puczu Himmlera nie rozeszła się nawet poza Brandenburgię. Wszyscy wtajemniczeni członkowie
    Rady Rzeszy zjednoczyli się w staraniach o usunięcie Himmlera. Goebbels po opuszczeniu Berghofu trzy tygodnie wcześniej od razu skontaktował się z Guderianem. Rozpoczęto przygotowania do przejęcia władzy po śmierci Fuhrera. Tuż po przyjeździe Guderiana i Goebbelsa do Zossen odcięto wszelką łączność Berlina ze światem. Wojska biorące udział w paradzie wojskowej szybko obtoczyły miasto. Himmler, choć ogłosił się nowym Fuhrerem Wielkiej Rzeszy nie kontrolował nawet całego Berlina. Nikt z mieszkańców z stolicy nie udzielił dobrowolnie pomocy watahom żołnierzy SS włóczących się po mieście. Nikt nie poparł Himmlera, oprócz największych fanatyków z SS. Nawet Gestapo przyjęło postawę wyczekującą, po cichu kontaktując się z Zossen.

    Najwyżsi wojskowi Rzeszy wraz Goebbelsem przez minioną noc zastanawiali się jak odbić Berlin z rąk Himmlera. Obecność generała Almendingera traktowano jako znak czasu - do grona najważniejszych osób w państwie dołączył stosunkowo młody oficer, a nie któryś z zasłużonych marszałków.
    - Musimy przede wszystkim złapać Himmlera - mówił Guderian. - Zgniecenie tych resztek SS nie będzie stanowić problemu...
    - Herr Reichsmarschall, nie możemy dopuścić do jakichkolwiek strat wśród cywili - rzekł Goebbels. - Nie zgodzę się na żadną akcję, w której zginie choć jeden Niemiec.
    - SS-mani to też Niemcy - powiedział z przekąsem Rommel.
    - To już nie są Niemcy. Zdradzili ojczyznę. Gdy pozbędziemy się już Himmlera wyślemy ich na Syberię - powiedział sucho Goebbels.
    - Tym będziemy martwić się później. Zastanawiam się czy nie wypróbować tych nowych E-50... - zamyślił się Guderian.
    - Lepiej wezwij Studenta i jego spadochroniarzy.
    Wszyscy odwrócili się w kierunku drzwi, w których pojawił się Reichsmarschall Manstein.
    - Erich? Co ty tu u diabła robisz? - Zapytał zaskoczony Guderian.
    - Myślisz, że jak przeszedłem na emeryturę to możecie mnie już o niczym nie powiadamiać? - Odpowiedział Manstein, uśmiechając się krzywo. - Mam z Himmlerem rachunki do wyrównania, pamiętasz?

    30 czerwiec 1960 r., Berlin

    Nad stolicą Niemiec, podobnie jak trzy lata temu nad Maracaibo, pojawiły się Giganty, a na niebie szybko zaroiło się od spadochroniarzy. Pojedyncze patrole SS zostały błyskawicznie rozbrojone. Żołnierze KG Fallschirm przeszukiwali dom po domu, coraz bardziej zbliżając się do serca miasta - Reichstagu. I choć Berlin był szczelnie otoczony to Himmlerowi udało się zbiec. Razem z Kaltenbrunnerem, Wolffem, Skorzenym i kilkunastoma żołnierzami SS przedarł się przez kordon Wehrmachtu na północ. W Kilonii porwał jeden z prototypowych okrętów podwodnych wraz z trenującą na nim załogą. Zanim w Zossen zorientowano się w sytuacji Himmler był już prawie na Atlantyku. W pościg natychmiast ruszyły wszystkie dostępne okręty Kriegsmarine i U-Bootwaffe, ale zdrajcy nie udało się dopaść. Trop urwał się na południowym Atlantyku...

    2 lipiec 1960 r., Buenos Aires, Apartamenty prezydenta Juana Peróna

    Drzwi gabinetu prezydenta otworzyły się.
    - Herr Himmler! Jak minęła podróż? - Zapytał łamaną niemczyzną Perón.
    - Dziękuję, Herr Perón, dobrze - odpowiedział Himmler. - Czy ukrył pan mój okręt?
    - Tak, wszystko jest bardzo dobrze zorganizowane - powiedział gorliwie Perón. - Marynarze są pilnowani przez moich najlepszych żołnierzy.
    - Świetnie. Proszę im przekazać by nie czynili im krzywdy. Drobna... perswazja... uczyni z nich prawdziwych narodowych socjalistów. Tymczasem musimy omówić kwestie wojskowe. Z tego co wiem to sytuacja pańskich wojsk...

    13 lipiec 1960 r., Berlin

    [​IMG]




     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie