A more perfect Union - USA AAR (Kaiserreich mod)

Discussion in 'HoI II - AARy' started by Zoor, Jul 6, 2008.

?

Trzydziestym trzecim prezydentem Stanów Zjednoczonych zostanie...

Poll closed Sep 17, 2009.
  1. Charles Curtis (Partia Republikańska)

    0 vote(s)
    0.0%
  2. John Nance Garner (Partia Demokratyczna)

    0 vote(s)
    0.0%
  3. John Silas "Jack" Reed (Połączone Syndykaty Ameryki - CSA)

    0 vote(s)
    0.0%
  4. Huey Pierce Long (America First)

    0 vote(s)
    0.0%
Thread Status:
Not open for further replies.
  1. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Technikalia:
    Kaiserreich Beta IV
    Flagpack własny
    Żetony własne
    Trudność: normalny/agresywny*


    [​IMG]

    A more perfect Union
    Prolog



    Chociaż gospodarka Stanów Zjednoczonych przeżyła okres gwałtownego wzrostu podczas Wojny Światowej, z bankami i fabrykami zaopatrującymi wysiłek wojenny ententy, lata dwudzieste okazały się katastrofalne. Militarny i polityczny upadek Francji i Wielkiej Brytanii dał do zrozumienia, że jakiekolwiek amerykańskie inwestycje, czy pożyczki dla tych dwóch krajów są nieodwołalnie stracone. Niemiecka dominacja nad światowym handlem przyczyniła się do wyparcia Ameryki z rynków Europy, Afryki, Azji, a nawet części Ameryki Południowej. Nastąpiła powoli postępująca ale nie dająca się opanować recesja, a jej nieuchronnym następstwem był zaogniający się konflikt społeczny.

    Aż do tej pory system dwupartyjny utrzymał się w mocy. Demokraci i Republikanie solidarnie wspierali amerykański przemysł i wielkie przedsiębiorstwa, a wszelkie ekstremistyczne grupy rozdrobnione były na zwalczające się wzajemnie frakcje. Jednak nieudolne rządy administracji Hoovera podczas jego drugiej kadencji spowodowały znaczące przechylenie się politycznej szali. Uformowały się dwie wielkie koalicje – z jednej strony populistyczna i technokratyczna prawica, z drugiej szerokie porozumienie mającej rewolucjonistyczne zapędy lewicy. Obie przygotowują się do walki o to, aby ich kandydat zasiadł w Białym Domu jako trzydziesty drugi prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki.
    W wyniku wyborów prezydenckich 1936 roku Herbert Hoover ustąpi ze stanowiska, a nadzieje na jego objęcie ma dotychczasowy republikański wiceprezydent Charles Curtis, wraz ze swoim partnerem Frankiem Knoxem. John Nance Garner, wspierany przez Henry’ego A. Wallace’a jest kandydatem Demokratów.
    Ameryka Przede Wszystkim – Partia Związkowa (America First-Union Party) wyznaczyła Huey Longa, gubernatora Luizjany na swojego kandydata. Popierana głównie przez rolnicze regiony Południa i Środkowego Zachodu, nowa partia łączy tradycyjny populizm z neokapitalizmem, domagając się redystrybucji dóbr i państwa dobrobytu, jednak w ryzach silnej, zcentralizowanej struktury korporacyjnej, kontrolowanej przez przekonaną o swej wyższości elitę gospodarczą i polityczną.
    Połączonym Syndykatom Ameryki (Combined Syndicates of America) przewodzi Jack Reed, który podczas swojego pobytu w Rosji rozgrzanej do czerwoności najpierw rewolucją, a potem wojną domową postanowił zanieść ją także do swojej ojczyzny. Zjednoczywszy różniące się w wielu kwestiach organizacje socjalistów, syndykalistów i komunistów, CSA zdobyły poparcie wśród niezadowolonych z warunków życia i płacy robotników wielkich miast w samym sercu kraju.

    Wszystkie strony przygotowują się do wyborów, starając się jednocześnie powstrzymać swoich zwolenników od aktów przemocy. Jednak, na wypadek, gdyby zwycięstwo nie przypadło im w udziale, dwie radykalne partie stworzyły silne ochotnicze organizacje paramilitarne, które w zdominowanych przez nie obszarach szybko mogłyby zastąpić władze federalne.
    Wreszcie, inaczej, niż reszta kraju, Kalifornia i pozostałe stany zachodnie przeżywają okres prosperity dzięki handlowi morskiemu z Rosją i Japonią i nie są chętne, aby zaakceptować jakikolwiek radykalny program polityczny.

    [​IMG]

    Biały Dom, 1 stycznia 1936
    godz. 4:36 czasu waszyngtońskiego​


    -Do widzenia, panie ambasadorze. Mam nadzieję, że w niedługim czasie znów zaszczyci nas pan swoją obecnością – Lou Hoover, żona prezydenta Stanów Zjednoczonych żegnała właśnie ostatnich gości opuszczających tradycyjne przyjęcie noworoczne w Białym Domu. Jej męża nie było jednak nigdzie widać, tak jak i wiceprezydenta, z którym spędzał sporo wolnego czasu. Przez niemal siedem lat bliskiej współpracy obaj politycy zżyli, a nawet zaprzyjaźnili się ze sobą. Jednak w jednym z okiem zachodniego skrzydła wciąż paliło się światło...
    -I mówię ci, Charlie, że te małe brudasy w wielkich kapeluszach nawet nie kiwną palcem. Nawet palcem! O tak! – prezydent wychylił kolejną szklaneczkę whisky.
    -A jak kiwną, to się ich – wybełkotał, pokazując przy tym niedwuznaczny gest, sugerujący, co chciałby zrobić z południowymi sąsiadami.
    -Daj spokój, daj spokój – próbował utemperować go Curtis – ciesz się lepiej, że Lou jeszcze cię nie...
    Drzwi do Gabinetu Owalnego otworzyły się z impetem, pomimo swej masywności. Stojąca w nich Pierwsza Dama była wyraźnie wściekła.
    -Herbercie Clarku Hooverze! – wrzasnęła na męża tak głośno, że niemal wypłynął na stół alkohol z butelki – To ja sama żegnam gości, a ty chlejesz tu na umór, zamiast zachowywać się, jak na prezydenta przystało!
    -Zaraz ci to wszyst... – zaczął prezydent, lecz prawo do głosu najwyraźniej nie zostało mu udzielone.
    -Zamknij się, tych twoich wyjaśnień mam serdecznie dość! No i nie gap się tak – podnieś tę swoją prezydencką dupę i marsz na górę – natychmiast.
    -Ale Lou, to tylko tak wygląda – próbował ratować sytuację wiceprezydent – my tu tak naprawdę nic nie...
    -Nie pogarszaj sytuacji, Charlie, bo za moment nie ręczę za siebie. Słodki Jezu, ty się ledwo na nogach trzymasz – prezydentowa zmierzyła wzrokiem męża – chodź tu, sam to ty do sypialni się nie doczołgasz. A pan wiceprezydent natychmiast pojedzie do siebie. Bez dyskusji.
    Obaj mężczyźni posłusznie spełnili polecenia pierwszej damy, zdoławszy nawet jeszcze zgasić światło.
    Nieco później, już na drugim piętrze Białego Domu, spitego niemal do nieprzytomności prezydenta żona siłą wepchnęła do pokoju.
    -Rozbieraj się i do łóżka – wycedziła przez zamknięte zęby, a od takich poleceń odwrotu nie było.
    -Dla ciebie, kochanie, wszystko – wymamrotał Hoover, po czym zaczął wykonywać ruchy, które miały chyba imitować erotyczny taniec, ale w jego obecnym stanie wyglądały raczej na podrygiwanie pingwina ze złamanymi skrzydłami.
    - Nie ma mowy – rzuciła zimno pani Hoover – pamiętaj, że wieczorem masz wygłosić orędzie do narodu, więc bądź łaskaw wytrzeźwieć do tego czasu – rzuciła i wyszła, trzaskając drzwiami, prezydenta zostawiając samego w sypialni.
    -Do grobu mnie ta kobieta wpędzi – mruknął jeszcze do siebie, po czym w ubraniu wwlókł się na łóżko i zasnął twardym, alkoholowym snem. ​



    [​IMG]

    =========================================================
    *Poziom trudności później pewnie podnoisę, na razie taki jest mi potrzebny do jakiegokolwiek działania
    Miałem najpierw skończyć nowy odcinek Czeskiego snu, ale piszę go z drugiego komputera, a mniej czasu mogłem mu poświęcić.
    Acha - wybór Stanów Zjednoczonych na pierwszy rzut oka może wydać się kiepski - na gołym DD to państwo jest dość nudne. Ale na Kaiserreichu dzieje się dużo, ciekawie i często nieprzewidywalnie - więc zapraszam do czytania.
     
  2. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union
    Styczeń 1936


    Odcinek 1
    The Address
    (Orędzie)



    Dworzec kolejowy
    Battle Creek, Michigan
    1 stycznia 1936, godz. 11:46


    Na peronie, z którego odjechać miał za kilka minut pociąg do Detriot stało jedynie kilkunastu pasażerów. Reszta, aby uniknąć zimowego chłodu, postanowiła poczekać w holu dworca do ostatniej chwili. Nieco oddaleni od głównej grupy podróżnych i ich rodzin stali dwaj młodzi mężczyźni w długich płaszczach. Jeden z nich trzymał oburącz pokaźnych rozmiarów walizkę.
    -I mówię ci, Sam, gdzie znajdziesz takie zabawy sylwestrowe, jak u nas? No gdzie? W tym twoim Detroit... nooo – wielkie miasto, dym z kominów, tramwaje na ulicach, te wszystkie światła – ale przyznasz, że dziewczyny najlepsze są u nas, nie?
    -Andy, tobie ciągle tylko jedno w głowie. Wiesz co, jakbyś się znalazł w mojej sytuacji te klika lat temu, to nie w głowie by ci były panienki. Ale nieważne – jak wrócisz do domu, to podziękuj mamie jeszcze raz za wszystko. I wiesz co, jest jedna rzecz, której nigdzie indziej nie ma... pociąg już podjechał, muszę zaraz iść.
    -Poczekaj jeszcze chwilę, muszę ci coś powiedzieć – zaczął niepewnie młodszy z braci – chciałem to zrobic już wcześniej, ale wiesz, tak właściwie to...
    -Wykrztuś to wreszcie – poganiał go Sam – nie ma już na to czasu.
    -Dobra, powiem wprost – zamierzam wstąpić do marynarki – wyjął z kieszeni pomiętą ulotkę, podając niepewnie rozmówcy, któremu krew uszła z twarzy pomimo mrozu.
    Dammit, Andy, przecież to jakieś kompletne bzdury. „Powstańcie Amerykanie, wasz kraj i wolność jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie” – ty w to wierzysz? Przed kim oni chcą się bronić – przed robotnikami, którzy pracują za grosze? A może przez Murzynami z Południa, co? No nie, mój brat zwariował – przecież dobrze wiesz, że to wszystko ich wina – ich, a nie milionów ludzi, którzy klepią biedę kiedy oni żyją w luksusie. Ten rząd jest zły do szpiku kości, a ty chcesz im pomagać! Nonsens! Kompletny nonsens!
    -Hej, nie krzycz tak, bo ludzie się oglądają... ty myślisz, że co? Że będę mieszkał tu do końca życia? Gdzie ja tu znajdę pracę, hę? A może mam pracować w fabryce, jak ty za jakieś marne grosze i w zimnie dzielić pokój z czterema innymi facetami? Mówiłeś tak? Mówiłeś – więc już wolę, żeby było mi chociaż ciepło. I może trochę świata jeszcze zwie...
    -A, wiesz ty co, rób sobie co chcesz – tylko nie mów, że cię nie ostrzegałem. Cześć – Sam odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku pociągu.
    -Hej, nie obrażaj się o takie mał... Sam! Sam!
    Nie widząc żadnej reakcji ze strony brata, wrócił do domu, myśląc po drodze o sprzeczce i swoich wielkich marynarskich marzeniach.

    [​IMG]
    Ulotka, którą Andy pokazał bratu


    Biały Dom
    Waszyngton, DC
    8 stycznia 1936, godz. 15:12


    Gabinet prezydenta Hoovera wypełniały kłęby tytoniowego dymu. Rozmowy z przebywającym z wizytą w USA premierem i ministrem spraw zagranicznych Kanady, Mackenzie Kingiem, przeciągała się, a w dodatku nic nie wskazywało na to, żeby miała szybko się zakończyć...
    -Jeszcze raz pragnę zapewnić, że w sprawie Banku Karaibskiego Rząd Jego Królewskiej Mości wyraża ubolewanie i solidarność z poszkodowanymi obywatelami amerykańskimi, jednak...
    -Jednak Kanada nie może interweniować w sprawy suwerennego państwa – wtrącił się prezydent - Słyszałem już to klika, może kilkanaście razy, odkąd na jaw wyszło, że Federacja Karaibska czerpie środki z operacji finansowych amerykańskiej mafii.
    -Nie to chciałem panu powiedzieć – delikatne sygnały zostały już wysłane, a teraz czekamy na odzew. Jeśli go nie będzie... cóż – zastanawiamy się nad podjęciem bardziej radykalnych kroków.
    -Przyjazna polityka Stanów Zjednoczonych wobec Karaibów może się skończyć, jeśli rząd w Georgetown nie ukróci tego procederu. A to może oznaczać oziębienie stosunków z resztą Commonwealthu, czego oczywiście nie chcemy. Mamy jednak dla gubernatora Lethema propozycję nie do odrzucenia – jeżeli Bank Karaibski zaprzestanie prania brudnych pieniędzy – zamierzamy ożywić wymianę handlową, jeśli nie – nałożymy na Federację embargo handlowe.
    -Niezupełnie rozumiem, co ma z tym wspólnego Kanada? – zdziwił się premier, strzepując popiół z papierosa do secesyjnej popielniczki.
    -W najbliższym czasie sami przekażemy nasze, powiedzmy, ultimatum odpowiednim członkom karaibskiego rządu, ale chcielibyśmy, żeby również pan wpłynął delikatnie na Lethema, sugerując przynajmniej rozważenie naszej propozycji.
    -To niewątpliwie bardzo ciekawe i godne przemyślenia rozwiązanie, panie prezydencie. Oczywiście przemyślę je. – twarz Kinga nie pozostawiała jednak złudzeń – ta batalia została właśnie przegrana. Być może udałoby się odwrócić jeszcze kolej rzeczy, ale w tej samej chwili zadzwonił ten telefon. Hoover poderwał się, by podnieść czerwoną słuchawkę, przepraszając jednocześnie gościa za ten niezbyt szczęśliwy zbieg okoliczności.
    -Proszę poczekać, to nie potrwa długo – zapewnił gospodarz, podnosząc słuchawkę z widełek.
    -Hoover. Co się dzieje? Jestem tu jakby trochę zajęty...
    - Elmer Holt, gubernator Montany. Przepraszam, że przeszkadzam, sir, ale mamy problem. Duży problem.
    -I to nie mogło poczekać jeszcze kilkadziesiąt minut, tak? – prezydent był wyraźnie podenerwowany brakiem wyczucia czasu u Olsona.
    -Obawiam się, że nie mogło, sir. Grupa zbrojnych milicji jakieś dwie godziny temu opanowała miasto Anaconda i ogłosiła wystąpienie Minnesoty z Unii.
    -CO?! Jak pan śmie dzwonić z tym dopiero teraz?! – wrzeszczał do słuchawki Hoover. Natychmiast, powtarzam – natychmiast wprowadzi pan w całym stanie czerwony alarm i niech się pan modli, żeby ta zaraza nie rozeszła się na inne rejony. Żegnam. – słuchawka runęła z impetem na widełki, niemal łamiąc się w pół.
    -Obawiam się, panie premierze, że naszą rozmowę będziemy musieli dokończyć kiedy indziej... – powiedział spokojnie Kingowi. Pozwoli pan, że odprowadzę go jedynie do drzwi, ale sytuacja jest nadzwyczaj nagląca.
    -Oczywiście. Jeśli tylko potrzebujecie jakiejś pomocy, Kan...
    -Dziękuję bardzo, ale chyba poradzimy sobie sami.
    Gdy kanadyjski premier zniknął już w korytarzu, prezydent rzucił się do drzwi swojej sekretarki.
    -Grace – chcę tu mieć Hurleya* i szefów sztabów. Za piętnaście minut. Wiceprezydenta powiadomię sam.
    -Piękny mamy początek roku – mruknął do siebie jeszcze, chwytając za klamkę.

    [​IMG]
    Bunt w Anacondzie i podjęte zawczasu środki zaradcze


    Fragmenty Orędzia o stanie Unii
    Waszyngton, DC
    11 stycznia 1936


    „Panie przewodniczący, panowie senatorowie i reprezentanci tego wspaniałego narodu!
    Przychodzi mi wypełnić mój konstytucyjny obowiązek w chwili, gdy kraj nasz znalazł się nad przepaścią. Po raz pierwszy od czasów amerykańskiej wojny domowej zbrojne grupy buntowników ogłosiły wystąpienie swojego stanu z Unii, (...) ale nie ma i nie może być zgody na tego typu działania! (...)
    Głównym czynnikiem kształtującym sytuację Ameryki w minionych dwunastu miesiącach był pogłębiający się kryzys ekonomiczny, doprowadzający do eskalacji niezadowolenia społeczeństwa, wyrażającego się w licznych strajkach, demonstracjach, a w ostatnich dniach przybierającego drastyczne i katastrofalne w skutkach formy (...) Sprawą priorytetową dla państwa jest ich uspokojenie i położenie fundamentów pod złagodzenie, a w konsekwencji – odwrócenie tego niepokojącego trendu i poprawę sytuacji ekonomicznej zwykłego obywatela (...)
    Nasze stosunki z innymi narodami układają się pomyślnie (...) nie byliśmy w stanie wojny z innym państwem, a współpraca z sąsiadami daje nadzieję na dalszą poprawę stosunków z krajami obu Ameryk, a także z wielkimi potęgami, takimi jak (...) także poprzez współpracę gospodarczą i wymianę handlową. Rok miniony przyniósł wzrost importu i eksportu pomimo zapaści ekonomicznej. Wszelkie towary, których nie jesteśmy w stanie wytworzyć na miejscu, płyną szerokim strumieniem z całego świata. (...) Chciałbym podkreślić w tym miejscu znaczenie naszego strategicznego partnerstwa ekonomicznego z Brazylią, które obu naszym wielkim narodom przynoszą wielkie korzyści (...)
    Zarówno armia, jak i marynarka wojenna utrzymane są na dobrym poziomie, a ich reorganizacja pozwoli jeszcze skuteczniej bronić w razie potrzeby interesów Ameryki zarówno na obu oceanach, jak też na morzach Azji i Karaibów. (...)
    Powzięliśmy wiele kroków, aby dostosować się do zmieniających się warunków politycznych i ekonomicznych, w jakich przyszło nam działać. Obywatele, ogólnie rzecz ujmując, szeroko współpracowali ze służbami federalnymi wszędzie tam, gdzie to było konieczne, (...) jednak znaleźli się też Amerykanie, którzy zawiedzeni polityką Waszyngtonu postanowili w najgorszy możliwy sposób upomnieć się o swoje prawa (...), których naczelny celem jest podzielenie i rozbicie tego narodu. Jesteśmy zawsze skłonni do dialogu, ale jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek podniesie rękę na demokratycznie wybrane władze federalne i stanowe, niezależnie od tego, czy będzie to w Anacondzie, w Montanie, czy w Nowym Jorku, może być pewien, że rękę tę niechybnie straci, (...) zostanie schwytany, osądzony i ukarany. Niech Bóg błogosławi Amerykę!”

    [​IMG]
    Prezydent Hoover przemawiający w Kongresie...


    [​IMG]
    ...i australazjatycka reakcja na orędzie

    Podczas, gdy prezydent wygłaszał swoje orędzie, do Montany zmierzała już dywizja kawalerii z Denver pod dowództwem generała majora Hodgesa. Dotarcie na odległość pozwalającą na rozpoczęcie działań zaczepnych planuje się na drugiego kwietnia. Dziesiątego czerwca do Salt Lake City przeniesiona zostaje 2nd USAAF Bombardment Group, jako środek pomocniczy w walce z separatystami montańskimi. Dziewięć dni później zostaje wzmocniona przez 1st USAAF Bombardment Wing, stacjonujące dotychczas w bazie lotnictwa Andrews pod Waszyngtonem. Pierwsze loty rozpoznawcze zaczynają się 29 stycznia, a dzień później na infrastrukturę w okolicach Anacondy spadają pierwsze bomby. Dotychczasowa faza operacji nie przynosi spektakularnych sukcesów, jednak dzięki zwiadowi lotniczemu można w miarę precyzyjnie określić liczebność buntowników na około dziesięć tysięcy ludzi. Prasa obszernie rozpisuje się o tym fakcie, a radykalne ugrupowania zacierają ręce, pragnąc wykorzystać wykorzystanie wojska przeciw „zwykłym Amerykanom” w swej politycznej, jak na razie, walce z rządem.


    Wiadomości ze świata:

    4 stycznia: Samotny zamachowiec zabija na moskiewskiej ulicy Aleksandra Kiereńskiego, przez przeszło piętnaście lat prezydenta Rosji. W wyniku zamachu premier Miliukow podaje rząd do dymisji, która zostaje przyjęta przez wybranego na nadzwyczajnej sesji Dumy nowego rosyjskiego przywódcę – Wiktora Czernowa, wywodzącego się z grona eserowców. Wybór nowego szefa rządu pochłania prawie dwa tygodnie, w trakcie których siły porządkowe starają się przywrócić porządek nad kontrolowanymi przez władze centralne ulicami Moskwy i Piotrogrodu. Ostatecznie następcą Miliukowa zostaje 17 stycznia mienszewik Irakli Cereteli.

    [​IMG]
    Nowi przywódcy Rosji - Wiktor Czernow i Irakli Cereteli

    8 stycznia: Trzymany dotychczas w szachu przez stacjonujące na granicy siły rosyjskie, chan mongolski Roman Ungern von Sternberg korzysta z chaosu, jaki panuje u jego północnego sąsiada, aby skierować w stronę Chin swoje żądania terytorialne. Według jego planu, zjednoczona Wielka Mongolia obejmować ma tereny, znajdujące się obecnie pod władaniem Republiki Fengtien, Cesarstwa Qing oraz Xibei Sian Ma. Chociaż oficjalnie potępiły ten krok wszystkie trzy zainteresowane kraje oraz Japonia, Rosja zachowuje neutralność, co bardzo cieszy rząd w Urdze.

    [​IMG]
    Niektóre z roszczeń terytorialnych chana

    9 stycznia: Nawiązane zostają stosunki handlowe ze Związkiem Brytanii, pomimo protestów ambasadora kanadyjskiego, w Londynie podpisana zostaje umowa o dostawach ropy naftowej w zamian za zapłatę w twardej walucie. Dobre warunki wynegocjowane przez stronę amerykańską dają nadzieję na zacieśnienie współpracy w przyszłości.

    11 stycznia: Na ręce ambasadora amerykańskiego w Canberrze, Normana Armoura, złożona zostaje nota z oficjalnym poparciem polityki prezydenta Hoovera w sprawie secesjonistów. Konfederacja Australazjatycka deklaruje także wsparcie w negocjacjach z buntownikami, jeśli zajdzie taka potrzeba.

    20 stycznia: Umiera król Kanady Jerzy V, nie spełniwszy przed śmiercią swojego największego marzenia o powrocie na Wyspy Brytyjskie. W geście solidarności z Kanadyjczykami, flaga na ambasadzie w Ottawie opuszczona zostaje do połowy masztu. Nowym monarchą zostać ma popularny wśród społeczeństwa książę Walii, Edward, który decyduje się na oficjalne poparcie polityki premiera Kinga już w pierwszych dniach swojego panowania. Zastrzega sobie jednak możliwość zmiany tej decyzji, jeśli uzna to za stosowne. Zawiedzeni takim kursem są zarówno wygnańcy ze Zjednoczonego Królestwa, domagający się wojny ze Związkiem Brytanii, jak tajni radcy, szukający rzeczywistej władzy dla siebie.

    [​IMG]
    Trumna z ciałem Jerzego V wystawiona na widok publiczny

    27 stycznia: W Niemczech zakończyła się trwająca niemal trzy tygodnie konferencja poświęcona reformie edukacji w tym kraju. Zgromadzeni na niej profesorowie i specjaliści w dziedzinie pedagogiki przyjęli deklarację, wzywającą do wpojenia młodym ludziom pozytywnych wzorców obywatela płynących ze starożytnej Grecji.

    [​IMG]



    ========================================================
    *sekretarz wojny
     
  3. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union
    Luty 1936


    Odcinek 2
    Le diable ne dort jamais
    (Diabeł nigdy nie śpi)




    Kładka dla pieszych przy bramie zakładów Forda
    Detroit, Michigan
    12 lutego 1936, godz. 14:02


    Przy barierce od strony wielkiego szyldu Ford Motor Company stało kilku mężczyzn, pozując fotografowi, który uwiecznić chciał przywódców jednego z największych protestów robotniczych w ostatnich latach.
    -Proszę przesunąć się nieco w lewo, panie Frankensteen. Właśnie tak, dziękuję bardzo. A teraz, panowie, proszę o uśmiech dla Detroit New...
    -Macie natychmiast opuścić kładkę! – krzyknął przez megafon jakiś nieznany człowiek na dole. – Niepodporządkowanie się zaowocuje użyciem siły!
    -Walter, co robimy? – Robert Kanter, lider United Auto Workers był wyraźnie niespokojny.
    -Nie odważą się. Nie z tymi wszystkimi dziennikarzami i reporterami dookoła. Po prostu się nie odważą. Dobra, rób pan szybko to zdjęcie i kończymy. Chyba nasi „gospodarze” nie będą zbyt mili, jak tu zostaniemy.
    Dziennikarz podniósł ciężki aparat, lecz w tym samym momencie po schodach z obu stron wbiegło kilkudziesięciu mężczyzn z pałkami w rękach.
    -Wynoście się stąd, już! – wrzasnął któryś z nich. Nie chcecie, taa... Uuu...rewolucji się wam zachciało, bandyckie ścierwo? Jazda stąd!
    Pierwsze ciosy padły dosłownie moment po błysku flesza. Dla czterech przodowników dzisiejszej manifestacji rozpoczęło się istne piekło. Kilku oprychów złapało Frankensteena i, trzymając mu ręce wykręcone do tyłu, bili, i kopali go po całym ciele. W nie lepszej sytuacji znalazł się Reuther i pozostali – Fordowscy „funkcjonariusze” Zrzucili ich ze schodów, zadając raz za razem ciosy pałkami, kiedy już leżeli na ziemi. Oszczędzili początkowo jedynie J.J. Kennedy’ego, który jednak zrzucony został z kładki wprost na bruk, spadając z wysokości około dziesięciu metrów. Cały ten spektakl brutalności odbywał się w blasku fleszy do czasu, gdy któryś z napastników, zbyt zajętych dotąd znęcaniem się nad lezącymi już mężczyznami, zwrócił uwagę na dziennikarzy.
    -Łapcie te pieprzone aparaty! – wrzasnął – Rozwalcie je!
    Reporterzy zaczęli w popłochu uciekać z miejsca zdarzenia, ale tylko kilku udało wydostać się bez obrażeń. Jednym z tych nielicznych, któremu udało ocalić się klisze, był fotograf Detriot News, Scotty Kilpatrick, który ukrył je pod tylnym siedzeniem swojego samochodu, oddając pozostawione na widoku puste zbirom z fabryki Henry’ego Forda.


    [​IMG]
    Wynajęci przez Forda przestępcy biją przywódców związkowych


    Dzielnica robotnicza
    Detroit, Michigan
    12 lutego 1936, godz. 14:41


    Obskurny pokój, w którym jedyne meble stanowiły dwa skrzypiące łóżka, stolik i rozpadająca się szafa pełny był śmierdzącego dymu z tanich papierosów, popularnych wśród fabrycznych robotników. Nad rozłożoną na stoliku szachownicą siedzieli pochyleni Sam i jego przyjaciel Tom, z którym już od pięciu lat pracował na jednej zmianie.
    -Twój ruch, Tommy – powtórzył Sam już któryś raz z rzędu – pospiesz się, nie mamy przecież całego dnia.
    -Poczekaj, przecież widzisz, że myślę. Może tym razem wreszcie z tobą wygram.
    -Ta, akurat... – Tom był jednym z tych ludzi, którym nie szła nigdy żadna gra – od szachów, przez pokera, aż po Chińczyka – miał po prostu koszmarnego pecha. – no to się rusz w końcu.
    -Okay, to ja ci tu – i co teraz mi zrobisz? – triumfalnie uniósł głowę w górę.
    -Wiesz, co ci zrobię? No to patrz – w jego oczach pojawił się blask zwycięzcy. Szach – mat – Sam przestawił swoją wieżę na nieprzewidzianą przez przeciwnika pozycję.
    -To co, gramy jeszcze raz? – spytał pokonany z niewielką dozą nadziei w głosie.
    -Wiesz co, chyba już nie zdążymy – stwierdził, patrząc przez niezbyt czyste okno na brukowaną ulicę. We trzech się nie da, a właśnie do domu wraca Simms...
    Chwilę później drzwi zaskrzypiały z charakterystycznym dla siebie dźwiękiem kilkuletniego zaniedbania, a do mieszkania wkroczył rosły Murzyn w rozpiętej na dwa guziki koszuli. Wszyscy mówili na niego Simms, chociaż tak naprawdę na imię miał Bob. nikt zdawał się o tym jednak nie pamiętać.
    -Czołem, chłopaki. Mam dla was takie wiadomości, że pospadacie z tych waszych łóżek z wrażenia. Ale siedźcie, bo zbyt przyjemnie to one nie będą.
    -Więc o c... – nie zdążył nawet zacząć Tom. Jedną z niewątpliwych zalet czarnego lokatora było natychmiastowe przechodzenie do konkretów.
    -Nie uwierzycie, ale jakieś zbiry pobiły Reuthera, Frankensteena i innych przywódców UAW, nie wspominając o kilkunastu dziennikarzach z lokalnej prasy. Kennedy’ego nawet zrzucili z kładki, a potem prawie zatłukli na śmierć. Mówią, że Ford wynajął włoską mafię, żeby załatwiła sprawę, ale nikt nikogo za rękę nie złapał – jeszcze. no co tak się gapicie?! Mówcie coś, do ciężkiej cholery!
    -Holy ****, Simms, czy ty wiesz, czym to się skończy? Jeżeli teraz robotnicy wyjdą na ulicę... to będzie jakaś pieprzona masakra – mówił z narastającym przerazeniem w głosie Sam. A potem Ford tak przykręci śrubę, że pół miasta nie będzie wiedziało, jak się nazywa.
    -Hej, hej, hej, Sammy, a jak ty to sobie niby wyobrażasz, co? Oni nas biją dzisiaj, a jutro nas pomordują. Z tym trzeba zrobić coś już dzisiaj! Teraz! Już! Koniec z tym lizaniem butów, panowie! Dobrze przecież znamy to hasło – „Fordyzm to zamordyzm” – i teraz niby mamy pozwolić, żeby wzięli nas za mordy jeszcze ciaśniej. O nie, nie ze mną te numery!
    -Tom, tylko spokojnie. Na mieście chodzi wiadomość, że nie ma być żadnych rozruchów, bo to tylko daje im powody do zaostrzania polityki – próbował uspokoić ich Murzyn. Jest znacznie lepszy sposób na walkę z kapitalistami.
    -Tak? a niby to jaki, co? – rozgorączkowany mężczyzna ciągle nie dawał za wygraną.
    Przez umysł Sama przeszedł jednak impuls zrozumienia.
    -Przyłączymy się wszyscy do związków...

    [​IMG]
    Strajkujący robotnicy w fabryce Forda

    Restauracja Tau Dastarchan
    Karaganda, Orda Alajska
    19 lutego 1936, godz. 20:43

    -Sądzi więc pan minister, że spalenie siedziby władz kolonialnych w Guilin było jedynie dziełem szaleńca? – ambasador William H. Hornibook wyraźnie zdziwił się sugestią swojego rozmówcy. Naszym zdaniem ten złapany na miejscu zdarzenia nieszczęśnik posłużył jedynie za pretekst...
    -Pretekst do czego, panie ambasadorze? Przecież AlgOstAsien to świetnie prosperująca firma i państwo, przede wszystkim... niemniej jednak może mieć pan rację – kryzys na berlińskiej giełdzie dotknął także i Chiny. Moim zdaniem, choć mówię to panu całkowicie poufnie i nieoficjalnie, lepiej by było, gdyby Niemcy nawet zaostrzyli środki bezpieczeństwa – destabilizacja ich strefy wpływów mogłaby nieść za sobą daleko idące skutki dla całego regionu. A wtedy powstałyby warunki idealne dla Bloku Buddyjskiego – alaski minister spraw zagranicznych, Zarubek Rajbajew aż drgnął na samą myśl o konsekwencjach.
    -Nie przeceniajmy jeszcze sojuszu Mongolii i Tybetu, który nie ma przemysły ani dobrze rozwiniętej armii. Ich siły zbrojne są zbyt małe, by cokolwiek zdziałać, także w przypadku Tybetańczyków wojna musi zamienić się w obronę himalajskich przełęczy. Raczej nie są zdolni do działań na odpowiednią skalę. Martwi nas natomiast inny fakt – udział Tybetu w wojnie z Xibei san Ma, bo na pierwszy rzut oka widać, że w ten kraj jest wymierzone niedawne porozumienie, zmusi Chińczyków do rozproszenia sił, co da pole do popisu Mongołom. I dlatego mam do pana prośbę. Stany Zjednoczone nie posiadają placówki dyplomatycznej w Lhasie, natomiast Orda Alajska owszem. I zważając na naszą wieloletnią przyjaźń...
    -...chciałby pan, żeby amerykański punkt widzenia był reprezentowany przez nasze służby dyplomatyczne, jak w przypadku Filipin i Junnanu? Jest to ciekawe rozwiązanie, ale obawiam się, że niemożliwe do wprowadzenia – proszę zwrócić uwagę na zasadnicze różnice związane z pozycją tych państw. Natomiast mogę zaproponować ewentualne pośrednictwo w stosunkach Waszyngtonu z Lhasą.
    -Ależ oczywiście, przecież nic innego nie miałem na myśli. Orda jest naszym strategicznym partnerem w tej części Azji – i co podkreślam na każdym kroku – równorzędnym. Jestem pewien, że zdołamy dojść do satysfakcjonującego obie strony porozu... – przerwał, ponieważ kelner właśnie przyniósł nowe danie. Egzotyczna potrawa nie przypominała ambasadorowi niczego, co jadł do tej pory, więc niepewnie patrzył na zawartość swojego talerza.
    -Proszę najpierw spróbować sosu – jest naprawdę wyśmienity – zasugerował minister.
    -Dziękuję, faktycznie doskonały. A wracając do naszego tematu – chcemy zachować w jak najlepszym stanie wymianę handlową z tą częścią świata, którą wojny w oczywisty sposób rujnują, więc, szczerze mówiąc, potrzebujemy partnera, który zgodziłby się wystąpić w roli mediatora w przypadku ewentualnych napięć. A mówiąc całkowicie szczerze – trudne współżycie z waszym południowym sąsiadem nauczyło was rozwiązywania najtrudniejszych kryzysów.
    -Wie pan, ambasadorze, znam fakty, nie musi ich pan mi przypominać. Ale zapomina pan o jednym – z Turkiestanem wciąż balansujemy na krawędzi – a to powoduje, że choć nasza polityka zbieżna jest w wielu kwestiach, nie możemy pozwolić sobie na zbyt intensywne działania w Chinach – a ta wymiana handlowa, o której pan wspomniał, może załamać się jak źle rozstawiona jurta – jeśli nie wspomoże się AlgOstAsien – w najbliższym czasie to raczej tam upatrywać trzeba źródła kłopotów...


    [​IMG]
    Wynik amerykańsko - alaskich konsultacji politycznych

    Koniec lutego przyniósł pierwsze starcia z montańskimi secesjonistami, którzy zmierzając na południe, postanowili przekonać również ludność stanu Wyoming do porzucenia gwieździstego sztandaru i przejścia pod opiekę Kanady, z którą, pomimo krytycznego stanowiska premiera Kinga, ciągle wiążą swoją przyszłość. Dwudziestego piątego pierwsze oddziały dywizji kawaleryjskiej generała Hodgesa napotkały przeciwnika w rejonie miasta Rock Springs. Pomimo przewagi w wyszkoleniu i poziomie zaawansowania uzbrojenia, armia amerykańska nie zdołała zatrzymać pochodu rebeliantów. Na jej niekorzyść działały głównie warunki terenowe – wysokie góry ułatwiły ukrycie się ludziom Richardsa, co z kolei pozwoliło zaatakować główne siły kawaleryjskie z bezpiecznej odległości. Niemożność znalezienia przeciwnika i zmęczenie spowodowane długą wędrówką z Denver zmusiło dowódcę do wycofania się na bezpieczne pozycje na północ od Grand Junction. Po raz pierwszy w tej wojnie użyto też przeciwko Amerykanom lotnictwa – dotychczasowe ataki skupiały się głównie na infrastrukturze kolejowej i mostach na okupowanych terenach, jednak przemieszczanie się buntowników górskimi szlakami, z dala od głównych dróg, wymusiło bezpośrednie działania z powietrza. W przeciągu trzech dni od rozpoczęcia nalotów, stan liczebny wojska secesjonistów spadł o około dziesięć procent. Zgodnie z przewidywaniami, jego część zawróciła na północ, co potwierdza w swoich raportach zwiad lotniczy. Prasa krytykuje nieudolność naczelnego dowództwa i samego generała Hodgesa, domagając się jego odwołania ze stanowiska. Działania zbrojne zamierza wykorzystać również lider America First, Huey Long, który zapowiedział wielką konwencję partii, która w pierwszych dniach marca ma odbyć się w Nowym Orleanie.

    [​IMG]
    Chociaż bitwa została przegrana, lotnictwo zadaje buntownikom ciężkie straty

    Wiadomości ze świata:

    1 lutego: W katedrze anglikańskiej w Ottawie odbyła się koronacja królewska „Księcia Ludu” – popularnego wśród Kanadyjczyków Edwarda VIII. Depesze gratulacyjne popłynęły niemal z całego świata, za wyjątkiem państw syndykalistycznych, osobiście gratulacje i życzenia pomyślności złożył też nowemu monarsze prezydent Hoover obecny na ceremonii. Krytycy wskazują na fakt, iż nie upłynął nawet tydzień od pogrzebu Jerzego V, a zgodnie z obyczajem, żałoba po odchodzącym królu powinna trwać co najmniej kilka miesięcy.

    2 lutego: Rządzący francuską Czwartą Republiką, obejmującą tereny afrykańskich posiadłości kolonialnych Francji reżim wojskowy podejmuje decyzję o przeprowadzeniu ogólnopaństwowego spisu ludności i inwentarza. Borykająca się z trudnościami ekonomicznymi tak zwana Francja Narodowa szuka na gwałt nowych źródeł dochodu – planuje się opodatkowanie tradycyjnych obszarów aktywności ekonomicznej koczowników z Sahary i Sahelu – w tym przeprowadzanie karawan. Ludność miejscowa niechętnie odnosi się do pomysłu rządu w Algierze, co może doprowadzić do jeszcze większych, niż do tej pory, napięć. Marszałek Petain postawił sobie jednak za punkt honoru przeprowadzenie tegoż spisu.

    [​IMG]
    Marszałek Petain - główny orędownik przeprowadzenia spisu

    3 lutego: Dominującą pozycję na dworze w Delhi zdobywa koalicja głosząca konieczność większej centralizacji państwa złożonego z różnych księstw i księstewek. Przewodząca jej partia Rashtravadi zauważa też konieczność modernizacji gospodarczej, co wywarło znaczny wpływ na podjętą dzień wcześniej decyzję o budowie wielkiej tamy na rzece Jamunie.

    4 lutego: Najczarniejszy dzień w historii berlińskiej giełdy – w ciągu kilku godzin główne indeksy spadły o ponad dwadzieścia dziewięć procent, a rynek akcji, których ceny podbijane były w minionych kilkunastu miesiącach przez handel spekulacyjny, załamał się, doprowadzając wiele osób do utraty oszczędności całego życia. Pomimo prób ratowania sytuacji, kolejne dni przynosiły dalsze spadki i tak pozostało aż do końca miesiąca. Panika w Niemczech przeniosła się też do Holandii, której gospodarka silnie związana jest z niemiecką – giełda amsterdamska straciła 31% w ciągu dwóch dni, ale tu wstrząs nie był aż tak dotkliwy dla przeciętnego obywatela.

    [​IMG]
    Niemiecki minister gospodarki - Hjalmar Schacht, podjął działania mające na celu ratowanie giełdy, jednak nie zdały się one na wiele

    5 lutego: Pierwsze orędzie radiowe Edwarda VIII wywołuje entuzjazm w Kanadzie. Król zapowiada stopniowy odwrót od polityki imperialnej i odzyskania Wysp Brytyjskich na rzecz skupienia się na Ameryce. „Dwudziesty wiek będzie wiekiem Kanady” – pod takim hasłem monarcha zamierza przystąpić do budowy mocarstwa gospodarczego i politycznego na wielką skalę. Przemówienie, choć pozytywnie odebrane wśród społeczeństwa, wywołuje jednak falę cichej krytyki ze strony wygnańców z Brytanii, których wpływy topnieją z każdym dniem.

    12 lutego: Spalone zostało główne biuro AlgOstAsien GmbH znajdujące się w Giulin. Jako sprawcę wskazano nacjonalistę chińskiego, Lee-Hom Rena, który dwie godziny po podłożeniu ognia znajdował się na miejscu, przyglądając się pożarowi. Po trzech godzinach „intensywnego przesłuchania”, jak głosi oficjalny komunikat, przyznał się do winy, a kilka dni później został osądzony i powieszony. Wśród rdzennej ludności zapanowało oburzenie, ponadto powszechne stało się przekonanie o złej woli gubernatora von Falkenhausena.

    [​IMG]
    Wątpliwości obserwatorów wzbudzają metody, jakimi posłużyła się administracja von Falkenhausena przy wskazaniu winnego podpalenia

    16 lutego: Do stolicy Tybetu, Lhasy, przybywa mongolski minister spraw zagranicznych, Ferdynand Ossendowski, który za zadanie ma przekonanie rządu tybetańskiego do zawarcia sojuszu z Mongolią. Ku ogromnemu zdziwieniu społeczności międzynarodowej, pokojowo do tej pory nastawieni lamowie przyjmują propozycję i podpisują porozumienie powołujące do życia Blok Buddyjski. Jednocześnie premier i regent Tybetu, Reting Rimpocze ogłasza konieczność przywrócenia pod władzę Dalajlamy wszystkich historycznych ziem tybetańskich, które leżą głównie na terenach zajmowanych przez Junnan i Xibei San Ma. Państwa chińskie zgodnie potępiają ekspansjonizm Lhasy, ale nie są w stanie nic zrobić, aby mu zapobiec.

    [​IMG]
    Nowe żądania terytorialne Lhasy - owoc podpisanego porozumienia z Mongolią

    18 lutego: Przywódca Wolnego Państwa Środkowoafrykańskiego (Freistaat Mittelafrika), Herman Goering podpisuje w Dar es Salaam formalny sojusz z Cesarstwem Niemieckim. Biorąc pod uwagę coraz częściej pojawiające się głosy o konieczności rewizji granic kolonii afrykańskich, przymierze z największą potęgą świata da rządowi Goeringa mocny argument przetargowy, jeśli w przyszłości prowadzone będą na ten temat jakieś negocjacje.

    20 – 23 lutego: Long Jun, „prezydent” Junnanu od dłuższego czasu prowadził dyplomatyczną wojnę z watażkami z okolic miasta Baoshan, jednak ci, domagając się coraz większej niezależności, komplikowali stosunki władzy w tym chińskim państwie. Na dwudziestego lutego wyznaczony został termin konferencji pojednawczej w Kunmingu, jednak okazała się ona sprawnie zastawioną pułapką – od czasu przybycia na nią, nikt już władców Baoshan nie widział. Ich oficerowie wywołali jednak bunt mieszkańców miasta, co doprowadziło do szybkiego wycofania się stamtąd wojsk junnańskich.

    [​IMG]
    Według niektórych dziennikarzy za buntem w Baoshan stoją tybetańscy lamowie, a wersję tę nieśmiało potwierdza rząd Long Juna

    27 lutego: Federacja Karaibska, zaniepokojona widmem embarga handlowego ze strony Stanów Zjednoczonych postanawia negocjować nowe porozumienie handlowe. Po kilkunastu dniach rozmów widoczne są pierwsze efekty, jednak rządy obu państw uważają wynegocjowane porozumienie za nie do przyjęcia i nakazują ponowne wszczęcie rozmów.

    =========================================================
    Cóż - najpierw odcinek miał się ukazać wczoraj, potem dzisiaj rano - przepraszam jeszcze raz za opóźnienia, ale nie czuję się dzisiaj zbyt dobrze i dokończenie pisania i wybieranie screenów było dla mnie naprawdę ciężkie.
    Mimo wszystko, zapraszam do komentowania.
     
  4. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union
    Marzec 1936


    Odcinek 3
    The house of rising South
    (Dom wschodzącego Południa)



    Stadion Tulane
    Nowy Orlean, Luizjana
    9 marca 1936, godz. 17:01



    Trybuny nowoorleańskiego stadionu futbolowego pękały w szwach. Pomimo wietrznej pogody na wielką konwencję America First z całego kraju przyjechały dziesiątki tysięcy działaczy i sympatyków partii, a także kilkanaście tysięcy mieszkańców samego Nowego Orleanu, którzy dumnie tworzyli największy sektor, oznaczony słupkami z napisem „Luizjana”. Wszyscy czekali jednak na główne wydarzenie wieczoru – przemówienie luizjańskiego gubernatora, Hueya Longa, po którym spodziewano się wiele tego dnia. Wreszcie, po kilku minutach nerwowego oczekiwania, wszedł na podium, witany przez wiwatujący i skandujący jego nazwisko tłum.
    -Dziękuję wam! – zaczął – Dziękuję wam za przybycie, za pokazanie, że Ameryka jest tutaj! Dziękuję mieszkańcom Nowego Orleanu za tak gościnne przyjęcie! – ręką uciszył widownię po chwili oklasków – Dziękuję wszystkim, którzy przyjechali dzisiaj z bliska i z daleka – Luizjanie, Ohio, Kentucky, Nowemu Jorkowi, Kalifornii, Teksasowi, Florydzie, Illinois, Missouri – dziękuję wam! – na całym stadionie powiewały jak szalone gwiaździste flagi i transparenty – Dziękuję wreszcie – tu na chwilę przerwał, czekając na ciszę – dziękuję Montanie i Wyoming, za to, że pomimo bomb, które wysyła w ich stronę ich własny rząd, nie bali się przyjechać tu dzisiaj i pokazać, że to oni są prawdziwą Ameryką! Dziękuję wam wszystkim!
    Wiem, że wielu z was spodziewa się kolejnej mowy o niesprawiedliwości społecznej, jak nawiedza ten kraj – ale wszyscy wiemy, że to, co toczy Amerykę jak rak, zostanie przezwyciężone. Bo każdy człowiek ma prawo do godnego życia, nie tylko kilkunastu, którzy posiadają więcej, niż sto dwadzieścia milionów – każdy człowiek jest królem! (...) ale nie o tym chciałem wam dzisiaj powiedzieć – bo zebraliśmy się tu w zgoła innym celu. Spójrzcie na siebie – na tego człowieka siedzącego obok, na tych, którzy stoją tu, na murawie – to wy jesteście Ameryką jutra! To my jesteśmy Ameryką jutra! To w was jest siła, żeby zmienić ten kraj i wypełnić to, co Ojcowie Założyciele zapisali w konstytucji – każdy człowiek jest równy i ma prawo do szczęścia! (...) a nie, jak rząd w Waszyngtonie, który nie dba już o to, żeby Amerykanie żyli godnie, już nie próbuje zaradzić kryzysowi, w jaki wpędziły ten kraj lata nieudolnych rządów (...) podczas których bogacili się bogacze, a biedni jedynie biednieli. Bóg zaprosił wszystkich do swojego stołu na ucztę, więc dajmy wszystkim nadzieję na równy w niej udział (...) nie dajcie się jednak zwieść, moi przyjaciele. Wiem, że przychodzą do was marksiści, syndykaliści i bolszewicy, którzy obiecują wam to samo (...) nigdy jednak nie mówiąc całej prawdy o swoich zamierzeniach. nie powiedzą wam nigdy, że przyjdzie zapłacić za nie zniewoleniem i bezbożnym państwem. (...) To nie jest amerykański styl życia, który obiecaliśmy chronić! - wznoszący okrzyki słuchający przemówienia zagłuszyli na chwilę Longa.
    Co mamy robić? – pytacie więc. Część z was mówi – powinniśmy prosić rząd o pomoc – i ma absolutną rację. Jednak nasz rząd nie jest już naszym rządem! Nie jest naszym rządem grupa, która zsyła bomby na Amerykanów domagających się swoich konstytucyjnych praw! ci, którzy wysyłają Amerykanina, aby walczył przeciw Amerykaninowi, nie mają prawa reprezentować naszego wspaniałego narodu! (...) tak jak pewnej kobiecie z Wyoming, którą spotkałem kilka dni temu, a której męża i syna aresztowano pod pozorem pomagania „buntownikom” i która nie miała za co opłacić lekarza – tak wam teraz mówię – trzeba skończyć ze zbrodniczą siecią powiązań, która zalęgła się w Waszyngtonie, dlatego właśnie zdecydowałem się kandydować na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych! – usłyszawszy te słowa, oczekiwane od dłuższego czasu, tłum wpadł w ekstazę – każda flaga, każda chorągiewka, transparent, czy tablica na stadionie były wzniesione wysoko w powietrze, a widownia machała nimi zawzięcie.
    ...anie nic zrobić bez was – okrzyki tłumu ciągle zakłócały jego słowa – bo to robię to nie dla siebie, ale dla was – dla tej kobiety z Wyoming, dla inwalidy wojennego z Luizjany, który musi żebrać na ulicach, bo mizerna renta nie pozwala mu na przeżycie, dla wszystkich was – z Południa i Północy, Wschodu i Zachodu, z wybrzeży i gór, lasów i prerii – protestantów, katolików, chrześcijan i niechrześcijan – wszystkich was, którzy kochacie ten kraj!

    [​IMG]
    Przemówienie Longa porwało tłumy zgromadzone na nowoorleańskim stadionie


    Battle Creek, Michigan
    9 marca 1936, godz. 16:19


    ...wszystkich was, którzy kochacie ten kraj! – ryczał głośnik ustawionego w salonie radia. – Nie jest ważne, czy... – odbiornik zamiast przemówienia w Nowym Orleanie zaczął transmitować jedynie szumy i trzaski. Andy próbował przy nim coś majstrować, zmieniać stacje, ale nic to nie dało. Zdenerwowany uderzył wreszcie pięścią w drewnianą obudowę.
    -Zostaw to, może gdzieś jest burza i dlatego nie słychać – próbowała uspokoić go matka. – Słuchasz tych przemówień już od półtorej godziny, więc może to czas, żebyś się przewietrzył? Polityka nigdy cię do dobrego nie zaprowadzi – zawsze to powtarzałam.
    -Ale wiesz, mamo, oni chyba mają rację... samoloty bombardują amerykańskie domy, grupka kapitalistów trzyma całe bogactwo w swoich łapach – to się musi skończyć – i to jak najszybciej.
    -No, nie bądź takim chojrakiem – jeszcze parę tygodni temu chciałeś wstąpić do marynarki – i co teraz? Już ci się odwidziało?
    -Oj, sama wiesz, że to nie tak – próbował się tłumaczyć – wyobraź sobie, że wstępuję do marynarki, a potem każą mi ostrzelać... no nie wiem, powiedzmy, że Nowy Jork – jak byś się wtedy czuła, co? Mając syna mordercę? Wiesz co, chciałem, naprawdę chciałem, ale już nie mogę. I tyle.
    - No tak, wychowałam idealistę... gdyby jeszcze te twoje ideały się nie zmieniały jak chorągiewka na wietrze. Zresztą z Samem jest to samo – tyl...
    -Proszę cię, nie porównuj mnie znowu do niego – ile można? - wtrącił się - Sam to, Sam tamto, a teraz wstąpił do związku zawodowego i strajkuje gdzieś w Detroit, chodzi na marsze i inne bzdury – on się niby nie miesza w politykę, co? – zdenerwowany prawie wykrzyczał to matce.
    -Ale on to co innego – to wszystko przez tego czarnego, tego Simmsa – to on ich namawia do złego – Sama i jego kolegów. A ty przed życiem też nie uciekniesz, mój drogi. Przyjdzie listonosz z kartą poborową, to zobaczymy, jak zaśpiewasz...
    -A może nie przyjdzie – a bo to ja sam jeden jestem na świecie? Dlaczego nie mają powołać kogoś innego – na przykład Jima, albo Eddy’ego, tylko mnie? Albo niech wezmą jakiegoś czarnego - skoro tak ich nie lubisz, to ci będzie lżej. A zresztą myślisz, że w wojsku też nie ma ludzi niezadowolonych z rządu? Oj, gwarantuję ci, że na pęczki ich znajdziesz.
    -Skończ. Skończ już z tą polityką, bo jeszcze mi o żydach i masonach zaczniesz opowiadać.
    -Nie przesadzaj, dobrze? Nie będę tropić żadnego spisku, bo go nie ma – ale sama przyznasz, że jeszcze kilka miesięcy temu trudno było uwierzyć Longowi, a tym bardziej syndykalistom – a teraz wyjdziesz na ulicę i tylko o nich ludzie rozmawiają. Jeszcze kilka stłumionych siłą wystąpień i administracja Hoovera padnie – a może nawet i bez tego. Coś jest na rzeczy...
    -Nie kracz, tylko lepiej wyjdź już na to powietrze – przegoniła Andy’ego matka, przezornie czyniąc przy tym znak krzyża.

    [​IMG]
    Typowe amerykańskie radio z lat 30. XX wieku

    Kapitol
    Waszyngton, DC
    17 marca 1936, godz. 13:08


    -W innych okolicznościach być może mógłbym przyznać panu rację, panie wiceprezydencie – nuncjusz apostolski Amleto Cicognani był wyraźnie poruszony stanowiskiem Curtisa – ale sam Ojciec Święty głęboko zaniepokojony jest audycjami ojca Coughina.
    -Ekscelencjo – zaczął łagodnie Curtis – doskonale rozumiemy stanowisko Rzymu w tej sprawie, jednak nie możemy nic zrobić, mamy związane ręce. Pierwsza poprawka do naszej konstytucji gwarantuje wolność słowa, co dotyczy także radia... niw widzę więc możliwości zamknięcia mu ust przez państwo.
    -Ależ tak, oczywiście, to przecież absolutnie zrozumiałe. Czy jednak nie mogą zostać użyte, że tak powiem... bardziej niekonwencjonalne metody? Nie zawsze przecież rząd musi działać tak otwarcie...
    -Proszę posłuchać – zwykle możemy pozwolić sobie na takie kroki, jednak w obecnej sytuacji, wobec kryzysu w Montanie i Wyoming – cóż – to byłby gwóźdź do trumny dla tej administracji, a przecież niedługo mamy wybory....
    -I dla zdobycia stanowiska jest pan skłonny pozwolić temu... temu szaleńcowi na jego antysemickie i rasistowskie przekazy? Każdej niedzieli słucha go przecież pięćdziesiąt milionów ludzi – to prawie połowa pańskiego kraju! – duchowny nie krył swojego wzburzenia. –A to wszystko w dodatku oczernia twarz kościoła katolickiego w Ameryce, na co zgody być nie może!
    -Z tego, co wiem – odparł podenerwowanemu rozmówcy – żadna z tych audycji nie została wyemitowana w imieniu kościoła katolickiego – przykro mi, ale kazania, których słucha tylu ludzi, którzy również są wyborcami, wygłasza osoba prywatna. niech Watykan interweniuje w tej sprawie – nie możemy przecież tego zakazać – prosiłbym jednak, żeby odbywało się to w kościołach i w mediach, a nie na politycznych salonach. Wolność słowa chroni także i was, a jeżeli ktoś poczuje się urażony, zawsze może skierować się do sądu federalnego... nie przypominam sobie jednak takich przypadków.
    -Przedstawia pan wolność słowa jako broń obosieczną, ale dobrze – niech tak będzie. Ojciec Coughin zapewne dalej będzie wygłaszał swoje kazania, na co zapewne zareaguje sam papież – ale proszę pamiętać, że katolicy to też wyborcy – którzy mogą wybrać nie tylko pańską kandydaturę... więc nikomu z nas nie opłaci się ta wojna. Może przynieść jedynie straty po obu stronach – proszę to sobie dobrze przemyśleć.
    -Dobrze więc. Stany Zjednoczone potraktuję tę sprawę jako wewnętrzny spór w pańskim kościele i damy wam wolną rękę w jej rozwiązaniu. Kazda kolejna próba nacisku zostanie jednak potraktowana jako mieszanie się Federacji Włoskiej w politykę suwerennego państwa, a to zaciąży na naszych stosunkach – gwarantuję to ekscelencji. To spotkanie możemy chyba uznać za zakończone...

    [​IMG]
    Chociaż sam papież Pius XI zaangażował się w sprawę Coughina, nuncjuszowi nie udało się przekonać amerykańskich władz do stanowiska Kościoła


    Wobec nieudanej potyczki z siłami secesjonistycznymi, do jakiej doszło pod koniec lutego, dowództwo US Army postanowiło podjąć radykalniejsze, niż dotąd, kroki. Odstąpiono od planu pochwycenia oddziału „generała” Richardsa na rzecz jego ostatecznego unicestwienia. Przez niemal trzy tygodnie dzień po dniu bombowce taktyczne z baz rozsianych po całym kraju nękało buntowników w ich górskich twierdzach. Bezpośrednie straty rebeliantów wzmagane były przez nasilające się z czasem dezercje, co zostało przewidziane w nowym planie. Aby zapobiec wystąpieniu nowych ognisk buntu, w jak największej tajemnicy bombardowani byli również zmierzający z powrotem do Montany dezerterzy. Dopiero osiemnastego marca do akcji wkroczyła znów, już zreorganizowana i dobrze zaopatrzona, dywizja kawaleryjska generała Hodgesa, której zadaniem było, odmiennie, niż w poprzednim starciu, zlokalizowanie ostatnich ognisk oporu na zalesionych terenach wokół Rock Springs, a także odbicie samego miasta, które wciąż pozostawało w nieprzyjacielskich rękach. Rozbici i osłabieni psychicznie secesjoniści składali broń oddział za oddziałem, aż w końcu, po trzydniowych walkach, poddał się sam Richards wraz z większą częścią swojego sztabu. można jednak domniemywać, że co najmniej kilkanaście małych zgrupowań kontynuować będzie walkę partyzancką, toteż konieczne będzie utrzymanie obecności wojskowej w możliwie bliskiej odległości. Pomimo ostrej krytyki, jak padła z ust Longa, nie planuje się zmniejszenia stopnia kontroli, jaki został wprowadzony na terenie objętych powstaniem stanach do czasu unormowania się sytuacji i przywrócenia administracji cywilnej lojalnej wobec legalnego rządu stanów Zjednoczonych.

    [​IMG]
    Ostatnia bitwa secesjonistów "generała" Richardsa zakończyła się dla nich klęską

    Wiadomości ze świata:

    1 marca: Ludowe powstanie kierowane przez watażków rządzących junnańskim miastem Baoshan spaliło na panewce. wcześniejsze wyeliminowanie przywódców na spotkaniu u „prezydenta” Long Yuna doprowadziło do chaosu w szeregach buntowników. Chociaż część oficerów poprowadziła oddziały do ataku na oddalone o sto kilkadziesiąt kilometrów inne duże miasto – Xiaguan, atak ten zakończył się niepowodzeniem po kilkunastu godzinach. wojska rządowe nie tylko powstrzymały rozwój rebelii, ale rozbiły też broniące dostępu do samego Baoshan oddziały. coraz popularniejsza staje się wersja o współudziale Tybetańczyków, którzy roszczą sobie prawa do tych terenów w zorganizowaniu powstania.

    4 marca: Udający się na obchody Dnia Imperium w Ottawie gubernator Konfederacji Australazjatyckiej, Stanley Bruce, ginie w wyniku wypadku lotniczego, do którego doszło na Pacyfiku, na południe od Hawajów. Chwilowy brak przedstawiciela króla kanadyjskiego powoduje aktywne działania grup ekstremistycznych, między innymi syndykalistów, ale także sił demokratycznych, żądających przyspieszonych wyborów. Premier Billy Hughes zdołał jednak zapanować nad sytuacją i za pomocą wojska stłumił wszelkie dążenia do zmiany ustroju państwa, tym samym przynajmniej na jakiś czas przynosząc spokój Australazji. W dobie kryzysu sam przejął tymczasowo obowiązki gubernatorskie, zachowując jednak pełnię władzy. Tego samego dnia nowym szefem rządu mianowany został George Pearce.

    [​IMG]
    Premierzy Australazji: nowy i odchodzący

    5 marca: W znacznym stopniu uzależniona od importu brytyjskich surowców energetycznych (głównie węgla) Irlandia postanawia rozwinąć własny przemysł górniczy. Długotrwałe debaty w rządzie i parlamencie na temat kształtu przyszłej kompanii węglowej stają na projekcie całkowicie kontrolowanej przez państwo spółki, co minister gospodarki Sean MacEntee ogłasza wielkim zwycięstwem gabinetu, pomimo krytyki ze strony opozycji, domagającej się przynajmniej częściowego udziału inwestorów prywatnych w przedsięwzięciu.

    [​IMG]
    Przykład Irlandii pokazuje, że coraz więcej państw daży do surowcowej samowystarczalności

    6 marca: Niespełna trzy tygodnie po pożarze, który strawił kwaterę główną w Guilin, AlgOstAsien GmbH przenosi biura naczelnych dyrektorów do Nanchang, miasta położonego w rejonie raczej rolniczym. Zdaniem gubernatora von Falkenhausena ma to dać czas na spokojne zreorganizowanie administracji na dość spokojnym, jak dotąd terenie. Nie wiadomo jeszcze, czy zostaną podjęte na tym obszarze wzmożone środki bezpieczeństwa, co w świetle lutowych wydarzeń wydaje się jednak dość prawdopodobne.

    8 marca: Wizyta ministra spraw zagranicznych Francji, księcia Louisa Grimaldiego w Waszyngtonie przebiegła w przyjaznej atmosferze. Rozmowy, które dotyczyły między innymi zbliżającego się kongresu międzynarodówki syndykalistycznej w Paryżu oraz współpracy transatlantyckiej zarówno w wymiarze gospodarczym, jak i politycznym, zakończyły się podpisaniem obustronnej deklaracji przyjaźni między narodem francuskim i amerykańskim. Godny wspomnienia jest też fakt, że książę zachował dyplomatyczne milczenie, pytany o wydarzenia w Montanie i Wyoming – w prywatnych rozmowach z prezydentem i sekretarzem stanu poparł politykę silnej reakcji na secesjonistyczne wystąpienia.

    [​IMG]
    Serdeczne przyjęcie ministra Grimaldiego w Stanach Zjednoczonych zbliżyło do siebie "obie wielkie Republiki"

    Najpoważniejszy od kilkudziesięciu lat kryzys między Haiti a Dominikaną. Prezydent tej ostatniej, „El Benefactor” Rafael Trujillo od kilku tygodni prowadził czystkę etniczną wśród ludności murzyńskiej posługującej się językiem francuskim. Każdy, kto nie potrafił wymówić hiszpańskiego „r” w słowie perejil – pietruszka, zabijany był na miejscu. Tak zwana „masakra pietruszkowa” spowodowała gwałtowny protest Haitańczyków, którzy zażądali ustąpienia Trujillo ze stanowiska – wszelkie żądania zostały jednak kategorycznie odrzucone.

    [​IMG]
    Odrzucenie haitańskiego ultimatum przez prezydenta Trujillo doprowadziło tylko do jeszcze większej eskalacji przemocy

    Kolejna gospodarka ugina się pod ciężarem czarnego poniedziałku – Hiszpania, która od zakończenia wielkiej wojny posiadała bardzo silne związki handlowe z Niemcami, odczuwać zaczyna skutki kryzysu na własnej skórze, co w najbliższym czasie musi prowadzić do zubożenia ludności, a co za tym idzie – do wzrostu niezadowolenia, a być może nawet kryzysu społecznego.

    10 marca: Rozpoczyna się wojna o pietruszkę – siły haitańskie, od dwóch dni rozmieszczone na granicy z Dominikaną, wkraczają o świcie na terytorium tego państwa w celu ochrony własnych obywateli żyjących na tym terenie. Być może zaczęło się właśnie ponowne zjednoczenie wyspy, która od dziewiętnastego wieku pozostaje podzielona. Jako strona atakująca, Haiti nie zostaje jednak potępione przez społeczność międzynarodową, która ostro skrytykowała politykę El Benefactora.

    [​IMG]
    Tak, jak można było przewidywać - Santo Domingo znów stanęło w ogniu.

    12 marca: Kryzys gospodarczy przenosi się na kontynent amerykański. Brazylia, głęboko zależna od eksportu kawy i innych podstawowych produktów odczuła go niezwykle silnie. W pierwszych kilkudziesięciu godzinach po krachu na berlińskiej giełdzie zamówienia na kawę spadły o trzydzieści procent, nadal spadając w kolejnych dniach. Pomimo umiarkowanego rozwoju przemysłu w rejonie Sao Paulo i Rio de Janeiro, rząd nie jest w stanie samodzielnie zaradzić zapaści – jako że kraj ten silnie uzależniony jest od importu wysokiej klasy towarów z zewnątrz, zapada decyzja o podtrzymaniu wymienialności reala na markę niemiecką. Ekonomiści różnie oceniają możliwe skutki tej decyzji – są jednak zgodni – Brazylię czeka ciężki okres.

    [​IMG]
    Brazylijski minister gospodarki, Washington Luis Pereira, stanowczo sprzeciwia się zaostrzeniu polityki handlowej Sao Paulo

    Kolejna odsłona wojny haitańsko – dominikańskiej – poproszona o pośrednictwo i pomoc wojskową dla Haiti Federacja Karaibska odmawia mieszania się w wewnętrzne spory swoich sąsiadów, czekając na rozwój wypadków możliwe podpisanie rozejmu po kilkunastu dniach walk. Nieoficjalnie przyznaje się jednak, że użycie siły będzie możliwe w przypadku okupacji któregoś z walczących krajów przez wroga.

    13 marca: Niepokoje na ulicach Kalkuty, stolicy Bengalu. Trwający już od kilkunastu lat spór ideologiczny o przyszłość indyjskiego socjalizmu przerodził się w walki uliczne, w wyniku których rannych zostało kilkadziesiąt osób. Zwołana na nadzwyczajnym posiedzeniu Rada Najwyższa podjęła po wielogodzinnej burzliwej debacie uchwałę o przyjęciu nowej doktryny, nakierunkowanej na rozwój socjalizmu jedynie w granicach państwowych, a niesienie go do innych narodów nastąpić ma dopiero w momencie wypełnienia założeń Marksa. sprawców rozruchów aresztowano i postawiono przed sądem.

    [​IMG]
    Sąsiedzi Bengalu mają nadzieję na ocieplenie stosunków z tym państwem dzięki doktrynie socjalizmu w jednym kraju

    16 marca: Marzenia Kanadyjczyków o wyzwoleniu się spod widma dążenia do wyzwolenia Wysp Brytyjskich okazały się płonne. Wygnańcy, którzy pomimo zabiegów premiera Kinga wciąż odgrywają poważną rolę w państwie, szczególnie w Sztabie Generalnym, przekonali Edwarda VIII o konieczności współpracy w budowie nowoczesnego Imperium. Czy będzie to oznaczać nowy wyścig zbrojeń, a może nawet konflikt ze Związkiem Brytanii? Na razie nie wiadomo.

    Ciąg dalszy przywracania spokoju w Australazji – po ekspresowym procesie o zdradę państwa i narażenie obywateli na śmierć luba kalectwo, przywódcy ruchów próbujących przejąć z początkiem miesiąca władzę zostają powieszeni podczas publicznej egzekucji. Metody gubernatora Hughesa potępiła Kanada i inne państwa Commonwealthu, ale ten zasłania się wyrokiem niezawisłego sądu.

    [​IMG]
    Według informatorów Los Angeles Herald, za skazującymi wyrokami w Canberrze stoi australazjatycki szef służb bezpieczeństwa, James McCarthy

    19 marca: Francja, która przygotowywała się do pierwszego kongresu III Międzynarodówki od 1927 roku, jest wreszcie gotowa na przyjęcie delegatów z całego świata. Zbudowany wzgórzu Montmartre, na gruzach bazyliki Sacré-Cœur pałac kongresowy przez trzy majowe dni gościć będzie członków niemal każdej syndykalistycznej, socjalistycznej, czy bolszewickiej partii na świecie. Europejskie monarchie, Commonwealth oraz Stany Zjednoczone zapewne bacznie śledzić będą kongresowe postanowienia.

    21 marca: Federacja Karaibska, która w ostatnim czasie dużą rolę przykłada do osiągnięcia samowystarczalności gospodarczej odniosła wielki sukces. Parlament przyznał rządowi środki na eksploatację nowo odkrytych pól naftowych na Trynidadzie. Nierozstrzygnięte pozostaje pytanie, czy groźba embarga handlowego ze strony USA i ciągle nierozstrzygnięte negocjacje wpłynęły na decyzję deputowanych w Georgetown.

    [​IMG]
    Odkrycie i eksploatacja złóż naftowych Trynidadu stwarza konkurencję dla stosunkowo drogiej ropy z innych państw Ameryki Łacińskiej

    22 marca: Odmiennie, niż Karaiby postanowiła działać Boliwia. Rząd tego państwa, przygnieciony ciągnącym się latami kryzysem gospodarczym postanowił wystawić na sprzedaż wszystkie przedsiębiorstwa państwowe nieprzynoszące dochodów – czyli w praktyce cały sektor publiczny, od górnictwa, przez transport i wodociągi, aż po edukację i służbę zdrowia. Prezydent Jose Tejada Sorzano oraz minister gospodarki Moritz Hohschild przekonują, że tylko w ten sposób da się zapobiec dalszemu rozkładowi państwa – społeczeństwo pozostaje jednak sceptyczne, a lokalne ugrupowania lewicowe zapowiedziały już protesty na ulicach miast.

    28 marca: Hiszpański kryzys gospodarczy doprowadził w krótkim czasie do masowych protestów antyrządowych, które w większości kierowane były przez anarchosyndykalistyczny sojusz CNT-FAI. Minister bezpieczeństwa, Miguel Ponte Manso de Luniga podjął radykalne kroki, osadzając w aresztach większość z przywódców tego ruchu. Uspokoiło to sytuację jedynie na krótką metę, jednak dało siłom królewskim czas na opracowanie spójnego planu działania.

    [​IMG]
    Aresztowanie przywódców ugrupowań lewicowych może przynieść chwilę wytchnienia, ale może też zaszkodzić hiszpańskiemu rządowi

    30 marca: Dalszy ciąg niepokojów w Hiszpanii – po radykalnej lewicy przyszedł czas na radykalną prawicę. Karlistowski pretendent do tronu, Xavier de Borbon – Parma wygłosił w Burgos płomienne przemówienie, w którym wezwał państwa katolickie do budowy porozumienia gospodarczego, które pomogłoby przejść przez zapaść gospodarczą obronną ręką.

    [​IMG]
    Jak dotąd, inne kraje katolickie sceptycznie odnoszą się do propozycji przedstawionych w Burgos, jednak skłonne są do negocjacji.



    [​IMG]

    =========================================================
    Udało mi się wreszcie wysmażyć kolejny odcinek, ciekaw jestem waszych reakcji na wydarzenia zarówno w kraju, jak i na świecie, także, jak zwykle, zapraszam do komentowania.
    Jeszcze jedna uwaga techniczna - od kolejnego odcinka kolory niektórych panstw na mapie świata zostaną nieco zmienione, co może wywołać małą dozę dezorientacji, ale robię to po prostu zapobiegawczo, ze względu na wydarzenia, które mogą, choć wcale nie muszą nadejść.
    Kolejny odcinek - przedstawiający koleje Wielkiej Wojny - już niedługo.
     
  5. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union


    Retrospekcja 1
    Der Erste Weltkrieg
    (Wojna światowa)



    Jedna z sal dusznego starego budynku Stanowego Uniwersytetu Nebraski zapełniona była mniej więcej w połowie przez kilkudziesięciu studentów, oczekujących na wykładowcę. Gwar rozmów ucichł, gdy otworzyły się sfatygowane drzwi i przeszedł przez nie liczący około czterdziestu lat niski mężczyzna. Stanął za katedrą, rozejrzał się po zgromadzonych i zaczął, jak miał w zwyczaju:
    -Witam państwa na wykładzie. Ostatnim razem powiedzieliśmy sobie o początkowym przebiegu wielkiej wojny, dzisiaj natomiast doprowadzimy ją do końca. Jakieś pytania? Dobrze – nie widząc żadnej ręki w górze, doktor Peter Simons był wyraźnie ukontentowany.
    Kiedy zaczynał się rok tysiąc dziewięćset siedemnasty, żadna ze stron nie była pewna swojego położenia strategicznego. W Niemczech zaczęły się niepokoje społeczne, w miarę jak brytyjska blokada morska zacieśniała się, a braki w zaopatrzeniu pogłębiały. Hindenburg poinformował w tej sytuacji kanclerza, że – cytuję – „sytuacja wojenna mogłaby być jedynie cudem gorsza, niż jest obecnie” – koniec cytatu. Odwrócenie się szczęścia na korzyść Rosji w roku wcześniejszym oznaczało, że wiele dywizji pozostawało związanych na wschodzie, zdaniem wielu generałów pozostawiając front zachodni zbytnio narażony na nieprzyjacielski atak. Natarcie alianckie pod Sommą doprowadziła do osłabienia i zbytniego rozciągnięcia niemieckich linii obronnych. W międzyczasie Austro – Węgry ucierpiały znacznie w wyniku ofensywy Brusiłowa, a dodatkowo ich sytuację komplikowały wystąpienia o charakterze nacjonalistycznym w całej CK Monarchii. Również w Turcji ataki rosyjskie wyparły Turków z większej części Armenii, jednak po drugiej stronie barykady sprawy wyglądały równie blado...

    Zawiasy starych drzwi zaskrzypiały i z wolna wyłonił się z powstałej szpary rozczochrany student w luźnej koszuli.
    -Aaa... witamy, panie Jones, witamy. Najwyraźniej sądzi pan, że uzyskał już stopień naukowy doktora i wykłady go nie obowiązują, czyż nie? – złośliwie zauważył wykładowca, podczas gdy młody mężczyzna zajmował miejsce w najbliżej położonej ławce.
    -Cholerny Mongoł – zasyczał do siebie. – co prawda imię i nazwisko prowadzącego zajęcia sugerowały anglosaskie pochodzenie, jednak kruczoczarne włosy i śniada cera wskazywały na domieszkę azjatyckiej krwi, która w stanie zamieszkałym prawie wyłącznie przez białych musiała budzić zaciekawienie, a czasem i niechęć.
    -Co pan tam mówi, panie Jones?
    -Nic, przepraszałem za spóźnienie – odparł nieco bezczelnym tonem.

    -Dobrze, więc skoro jesteśmy już w komplecie – spojrzał na swojego najnowszego słuchacza –przejdziemy do opisu sytuacji po drugiej stronie frontu – jego miarowy, niemal zegarowy głos miał tę właściwość, że połowa studentów szybko przestawała go słuchać. – Działania nad Sommą stanowiły koronny dowód na kruchość i zbyteczność wielkich frontalnych natarć, a setki tysięcy żołnierzy zginęły za parę kilometrów ziemi. Na południu, armie Włoch utrzymywały linię rzeki Isonzo, ale wywierana na nie presja z każdym dniem zwiększała się. Brytyjczycy utknęli u wejścia do Palestyny i w Mezopotamii, podczas gdy w Rosji szalała rewolucja. Niemcy na zachodzie wycofali się na linię Hindenburga – ogromny system fortyfikacji, który dał entencie panowanie nad znacznymi obszarami, ale skrócił i znacznie wzmocnił linie obronne państw centralnych.

    [​IMG]
    Linia Hindenburga - widok z lotu ptaka

    Po wydarzeniach tych nastąpiły dwie alianckie ofensywy – brytyjska w rejonie miasta Arras, która zakończyła się umiarkowanym sukcesem oraz francuska pod Chemin des Dames, która okazała się katastrofą, prowadząc do upadku Nivelle’a, francuskiego szefa sztabu, ktorego zastąpił Philippe Petain. Jego pierwsze zadanie polegało na uciszeniu rozprzestrzeniających się buntów, w czym okazał się bardzo skuteczny, jednak mimo wszystko siły Francji sparaliżowane były prawie do końca roku.
    W tym samym czasie upadała Rosja. Car abdykował w marcu, a jego miejsce zajął Rząd Tymczasowy, który rządził aż do wczesnego listopada, do czasu aż rewolucja bolszewicka obaliła go, dając sygnał do rozpoczęcia rosyjskiej wojny domowej. Nowa ekipa rządząca podpisała w styczniu tysiąc dziewięćset osiemnastego upokarzający pokój w Brześciu Litewskim, kończąc tym samym udział Rosji w wojnie i dając pole manewru licznym armiom Niemiec i Austro – Węgier, które można było przerzucić na inne fronty. Dalsze złe wiadomości nadeszły z Italii – wielka ofensywa pod Caporetto w październiku zepchnęła armię włoską na linię rzeki Piawy, którą, pomimo swojego tragicznego położenia zdołali utrzymać – niemalże cudem – w czasie wszystkich austriackich ataków. Jedynym światełkiem w tunelu było dla ententy zdobycie Bagdadu w marcu i całkowite podporządkowanie sobie Mezopotamii. – przerwał na chwilę, pokazując ważniejsze miejsca wskaźnikiem na rozpostartej obok dużej mapie Europy podczas konfliktu.
    -Ostatnie miesiące przyniosły jednak kilka dobrych dla trójporozumienia – w Palestynie Allenby zdołał przełamać obronę wokół Gazy i zdobyć Jerozolimę, a brytyjska ofensywa pod Cambrai okazała się niezwykle skuteczna dzięki elementowi zaskoczenia i użyciu na szeroką skalę czołgów, które z łatwością mogły przełamywać linie okopów.
    Jeżeli chodzi o działania morskie, rok siedemnasty zaczął się od powtarzanych w kółko przez niemieckich admirałów żądań zaaprobowania nieograniczonej wojny podwodnej w celu zagłodzenia Brytanii. Chociaż taktyka taka musiała okazać się skuteczna, prawdopodobnie wciągnęłaby Stany Zjednoczone do wojny, czego cesarz Wilhelm chciał koniecznie uniknąć – więc żądania te zostały odrzucone, a Ameryka pozostała neutralna. Większość roku wypełniły potyczki na Morzu Północnym, podobne do tych z lat wcześniejszych, jednak impas, który nastąpił po nierozstrzygniętej bitwie jutlandzkiej, dający entencie przewagę został wkrótce przełamany. Wielu obserwatorów twierdziło, że Kaiserlische Marine całą wojnę spędzi w portach ze strachu przed Royal Navy, a system konwojów zniweczy działania U-Bootów, ale w pierwszym tygodniu listopada flota niemiecka jeszcze raz wyszła w morze aby raz na zawsze przełamać aliancką blokadę handlową. Pod dowództwem admirała von Hippera Niemcy odnieśli wielki sukces, zwyciężając nad Brytyjczykami w drugiej bitwie jutlandzkiej jedenastego dnia tego miesiąca. straty po obu stronach były wyrównane, jednak zbyt pewna siebie Royal Navy była w szoku i wycofała się do Scapa Flow, gdzie lizała rany, podczas gdy Niemcy grasowali na Atlantyku.

    [​IMG]
    bolszewicy maszerujący ulicami Piotrogrodu

    -Jeżeli panowie tam z tyłu nie chcą uczestniczyć w wykładzie, droga wolna – tylko niech się im nie wydaje, że z egzaminu też zostaną zwolnieni – szepty przeradzające się stopniowo w coraz głośniejsze rozmowy w tylnej części sali jak zwykle przeszkadzało Simonsowi.
    -Dobrze – a teraz przejdziemy do roku tysiąc dziewięćset osiemnastego – to dotyczy też państwa w tyle.
    Obie strony zbliżały się w tym roku do porażki lub zwycięstwa – kwestia ta pozostawała wciąż nierozstrzygnięta. Upadek Rosji dał państwom centralnym możliwość przerzucenia setek tysięcy żołnierzy na zachód, do Włoch i Grecji, która przyłączyła się jesienią do ententy. Odnowiona brytyjska blokada morska znów się jednak zacieśniała, a Turcja wydawała się powoli przybliżać do krawędzi upadku. Dość nieoczekiwanie, niemiecki sztab generalny przyjął postawę defensywną, licząc na to, że eksploatacja dóbr Ukrainy i innych krajów wschodnich zniweluje efekty blokady. Dało to też czas na przygotowanie wielkiej ofensywy w tysiąc dziewięćset dziewiętnastym, która przetoczyła się z oszałamiającą siłą. Żeby dopomóc sukcesowi, przeprowadzone zostały mniejsze natarcia, które doprowadziły do zmiecenia z powierzchni ziemi sił alianckich pod Salonikami, co odciążyło Turcję i pozwoliło na efektywną koncentrację wojsk w roku następnym.
    W międzyczasie, dowódcy brytyjscy i francuscy ustalili, że na froncie zachodnim potrzebna jest wielka ofensywa, która przełamie niemieckie pozycje obronne jeszcze przed przybyciem wojsk z Rosji. Tak zwana wielka ofensywa zachodnia zaplanowana na marzec zakładała jednoczesny atak w co najmniej pięciu miejscach na całej linii okopów. Chociaż storpedowało to możliwość zmasowanego ataku i przełamania frontu w jednym miejscu, alianci uważali, że niemieckie rezerwy nie będą w stanie bronić wielu miejsc na raz. Czyniono także próby powtórzenia nowej taktyki zastosowanej pod Cambrai, jednak zaskoczenie przeciwnika nie było możliwe przy ataku na taką skalę. co więcej, niemiecka decyzja o przejściu do defensywy oznaczała, że na froncie znajdą się skuteczne przeciw czołgom działa. W takich okolicznościach, ofensywa ledwo ruszyła, a już została zatrzymana. silne pozycje obronne na Linii Hindenburga okazały się zbyt trudną przeszkodą dla ententy. Jedynie brytyjski atak na Lille okazał się sukcesem – z czego zdano sobie jednak sprawę podczas ewakuacji na Wyspy. Na innych odcinkach cała operacja okazała się jedynie kosztowną stratą czasu, która kosztowała życie ośmiuset tysięcy żołnierzy.
    Wraz z gaśnięciem ofensywy alianckiej na początku czerwca, Niemcy rozpoczęli operację Teutonberg – zmasowany atak sprzymierzonych na Grecję – w szczególności zaś na ważne strategicznie Saloniki. Generał Ludendorff posłużył się tą ofensywą w celu przetestowania nowej metody walki użytej już w ataku na Rygę – zakładała ona użycie małych drużyn piechoty, przenikających za linię wroga przed nadejściem głównego uderzenia – jeszcze raz taktyka ta okazała się niebywale skuteczna. W czasie gdy Austriacy i Bułgarzy przygwoździli aliantów na północy, przez centralną Grecję przetoczyły się wojska niemieckie, zmuszając Brytyjczyków do ewakuacji z Peloponezu wraz z pozostałościami greckich sił zbrojnych.
    Upadek Hellady dopełnił się, kiedy Niemcy wrócili pod Saloniki, likwidując ostatnie ogniska oporu. Oblężenie miasta trwało niemal pięć miesięcy, do dwudziestego ósmego grudnia, kiedy to ostatni żołnierze trójporozumienia ewakuowali się. Na Bliskim Wschodzie natomiast miało miejsce wydarzenie, które przeszło do historii jako najwybitniejsze użycie kawalerii w dziejach – Allenby zorganizował potężne natarcie na pozycje tureckie pod koniec września i zdołał okrążyć niemalże osiemdziesiąt procent sił ottomańskich, zajął Damaszek i Syrię, i ciągle posuwał się naprzód. Resztki wojsk tureckich, pospiesznie wzmocnione przez sojuszników, wycofały się na wyżyny Anatolii.

    [​IMG]
    Allenby wkracza do Jerozolimy

    -Ile mamy jeszcze czasu? – wykładowca niepewnie spojrzał na zegar wiszący na ścianie – cóż... zdążymy, niech się państwo nie cieszą na zapas. Proszę skupić swoją uwagę na mapie po lewej stronie – po wielobarwnej planszy znów przesuwał się wskaźnik.
    -Rok tysiąc dziewięćset dziewiętnasty – planowana od przeszło dwunastu miesięcy ofensywa niemiecka, dla której świetnym polem do wdrożenia nowych taktyk, sprzętu i działań logistycznych stała się Grecja, miała ruszyć lada dzień – a wraz z nią – austriacka operacja Radowitz, której celem było przełamanie oporu włoskiego na linii Piawy przez atak od strony Trydentu. wielką rolę odegrać miała także Reichsheera, której cztery elitarne dywizje alpejskie wyznaczone zostały do roli szpicy natarcia.
    Wielka ofensywa wiosenna rozpoczęła się drugiego marca. Niemieckie armie – pierwsza i ósma zaatakowały Francuzów pod St. Mihel, na południe od Verdun. Taktyka Ludendorffa sprawdziła się raz jeszcze, aczkolwiek z mniejszym sukcesem, niż w Rydze i Salonikach.
    Po pięciu dniach krwawych walk Niemcom udało się wbić się głęboko we francuskie pozycje, przez które przelewały się wręcz rezerwy, tym razem skrupulatnie przygotowane.
    Armia cesarska posuwała się szybka na południe i zachód. Sama twierdza Verdun została otoczona czternastego marca, natomiast szesnastego padło Nancy. Dywizje alianckie w mgnieniu oka przegrupowały się, aby zapobiec natarciu, jednak spotkały się z wrogiem na rzeką Marną i bardzo prawdopodobny wydawał się kolejny pat, jednakże dwudziestego szóstego siły niemieckie wyprowadziły kolejny atak, tym razem na Rheims. Chociaż przygotowano go w pośpiechu i niezbyt dokładnie, i tak okazał się skuteczny – ententa, której wojska zostały rozciągnięte do granic możliwości, nie zdołała utrzymać pozycji obronnych w tym rejonie. po upadku miasta linie obronne nad Marną zostały oflankowane – w ten właśnie sposób – Simons energicznie machał wskaźnikiem – co w zestawieniu ze świetnymi umiejętnościami niemieckich generałów – albo szczęśliwym zbiegiem okoliczności, jak mawiają złośliwi – umożliwiło, poprzez natarcie w kierunku Chateau-Thierry, rozbicie armii francuskiej na dwie i uniemożliwienie odwrotu znad Marny w kierunku Paryża. Francuzi wycofywali się głównie na południe, ale części udało się dotrzeć do stolicy. Wojna pozycyjna prowadzona była już tylko na północy, wzdłuż głównych linii brytyjskich.
    Niemcy skierowali się na północ i... dobranoc panu – tak, mówię do pana – proszę wyjść i przemyśleć swoje postępowanie. Jeżeli to pana nie interesuje, zawsze może pan kopać rowy – zauważył, widząc przysypiającego studenta. Dobrze, kontynuujmy.

    [​IMG]
    Katedra w Rheims ostrzelana podczas ataku

    Niemcy skierowali się na północ i południe, aby okrążyć Paryż – wskaźnik przesuwał się w niewiarygodnym tempie. W tym samym czasie atak we Włoszech, od strony Trydentu, jak państwo zapewne pamiętają – pozwólcie mi mieć jeszcze jakieś złudzenia – trwał w najlepsze, dodatkowo podsycony przez wycofanie części sił ententy do Francji. Państwa centralne stanęły na rogatkach Werony i Vicenzy dwudziestego czwartego marca, a Włosi wycofywać zaczęli się w tylko im właściwym tempie spod Piawy, jednak dla wielu było już za późno. Pomimo silnego oporu ze strony dywizji australijskiej, która utrzymywała sama drogę do Padwy przez trzy dni, sprzymierzeni osiągnęli wybrzeże Adriatyku na południe od Wenecji jedenastego kwietnia, odcinając ponad sześćdziesiąt procent włoskiej armii.
    morale włoskie gwałtownie spadało, dokładnie tak, jak pod Caporetto, więc już ósmego czerwca ostatnie ognisko oporu w kotle pod Wenecją zostało ugaszone i zaczęło się ciężkie oblężenie samego miasta. Przybycie znacznej części armii ułatwiło znacznie obronę, ale zarazem utrudniło rozdysponowanie zaopatrzenia – na szczęście marynarka austriacka nie była w stanie zablokować portu i niezbędne dobra przybywały drogą morską. Jednocześnie jednak wojska CK Monarchii posuwały się na południe, zamierzając zdobyć Rzym przed końcem roku. We Francji natomiast Paryż został okrążony na początku maja i zwycięskie siły niemieckie zatrzymały się, by dokonać przegrupowania przed kolejną ofensywą, co jednak okazało się błędem, jako że Brytyjczycy w tym czasie wycofali się z wolna w kierunku portów nad kanałem La Manche, więc kiedy Niemcy rozpoczęli nowy marsz w stronę wybrzeża w czerwcu, większa cześć sił armii królewskiej ewakuowała się dzięki przeprowadzonej wielkiej operacji morskiej. Kilka jednostek belgijskich również zostało przewiezionych na Wyspy, jednak wrócili niedługo po kapitulacji ich kraju.
    Zarówno we Francji, jak i we Włoszech ententa przeprowadzała odwrót na pełną skalę – Paryż i Wenecja znajdowały się w stanie oblężenia, podczas gdy niemieckie, austriackie i bułgarskie armie nacierały na południe w tempie, które wydawało się być nieprawdopodobne w porównaniu z wojną pozycyjną prowadzoną w minionych latach. Rzym padł w końcu pierwszego sierpnia, a pięć dni później król Wiktor Emmanuel III podpisał bezwarunkową kapitulację wobec Niemiec, obawiając się ciężkich warunków, jakie mogłaby postawić Austria. Upadek Italii pozwolił także na ofensywę na południu Francji – Marsylia padła we wrześniu, ale było już wiadome, że Francja przegrała. Czwartego października, kiedy Paryż znajdował się jedynie kilka miesięcy od kapitulacji, rząd francuski, wzorem włoskiego, także poddał się Niemcom, a jego decyzję niewątpliwie przyspieszyło rosnące niezadowolenie wśród klasy robotniczej. wobec tego, Zjednoczone królestwo pozostało jedynym mocarstwem alianckim, chociaż na wschodzie Japonia radziła sobie całkiem nieźle.

    [​IMG]
    Francuzi uciekający przed natarciem niemieckim

    W Turcji – mapa po prawej, proszę państwa – Allenby został odwołany do obrony Francji, a jego następca, sir William Marshall wyprowadził dwa ataki na pozycje ottomańskie, lecz bezskutecznie – jedynie z powodu braku ludzi, ponadto możliwość pomocy Turkom ze strony sojuszników w roku następnym budziła spore obawy i było jasne, że Brytania znalazła się w poważnych tarapatach.
    -Dobrze – zbliżamy się do końca, więc proszę obudzić tę panią w rogu, nie będziecie mnie musieli państwo słuchać już zbyt długo. Wojna zbliża się ku końcowi, ale trzeba jeszcze powiedzieć co nieco o działaniach na morzu... otóż aby wspomóc ofensywę wiosenną, flota niemiecka otrzymała rozkaz atakowania każdego napotkanego nieprzyjacielskiego statku. Dotyczyło to w szczególności marynarki francuskiej, która stała na krawędzi otwartego buntu. Rajdy krążowników na konwoje zaopatrzeniowe były rzadsze, niż spodziewała się Royal Navy, co doprowadziło do katastrofalnej w skutkach polityki wycofywania konwojowania, której skutkiem był jedynie drastyczny skok ataków U-Bootów. W dodatku niemieckie statki zaopatrywały się często w hiszpańskich portach, pomimo oficjalnej neutralności tego kraju. Tym samym działania przeciwko Francuzom przybrały znacząco na sile i zasięgu. Brytyjczycy jednak wydzielili pojedyncze okręty, które miały objąć dowództwo nad flotami francuskimi – o dziwo plan ten się powiódł i – dość ironicznie – Francuzi ewakuowali Brytyjczyków z kontynentu, co doprowadziło do upadku ich własny kraj. Ostatnie miesiące roku to głównie oddawanie pola przez RN na rzecz coraz bardziej zadziornego von Hippera, którego koronnym osiągnięciem było w tym czasie zatopienie lotniskowca HMS Furious czwartego października, w dniu kapitulacji Francji.

    [​IMG]
    Admirał von Hipper - pogromca Royal Navy

    -Ile zostało nam czasu? – Simons znów spojrzał na zegar, tym razem nie był jednak zadowolony z tego, co zobaczył. – Musimy zaraz kończyć, więc resztę wojny omówię krótko, jako że i tak nic się praktycznie nie działo.
    -Jedynym teatrem działań lądowych pozostał Bliski Wschód. niemieckie i austro – węgierskie posiłki wyparły Brytyjczyków z Palestyny na ufortyfikowaną linię Kanału Sueskiego, której nie udało się nigdy sforsować. Podejmowano także sporadyczne próby zniszczenia Home Fleet, ale sukcesy na tym polu nie zaliczają się raczej do wielkich. Otwarcie rynków Francji i Włoch pozwoliło jednakże Niemcom na zniwelowanie skutków słabnącej już blokady handlowej. W rezultacie doszło do pata, który trwał do samego podpisania tak zwanego „honorowego pokoju” pomiędzy ententą a państwami centralnymi. Austria zajęła się problemami wewnętrznymi, jakich nastręczał rozdmuchany nacjonalizm, natomiast Niemcy zdołali zgnieść rewolucję bolszewicką w Rosji. Po podpisaniu pokoju trójporozumienie mogło z czystym sumieniem przystąpić do budowy nowego światowego porządku...
    To już wszystko na dziś, dziękuję państwu. Na następnym wykładzie omówimy warunki pokoju i sytuację w latach dwudziestych.


    =========================================================
    Ta pierwsza retrospekcja ma charakter głównie informacyjny, więc nie jest pewnie równie porywająca jak poprzednie części ;) - ale ze względu na zmienioną w modzie historię musiałem wyjaśnić co nieco. Mam nadzieję, że mimo wszystko się wam podobało.
    kolejny odcinek będzie już tradycyjnym przedstawieniem wydarzeń z kwietnia 1936 roku.
    Jeszcze jedna wielka prośba - jeżeli ktoś mógłby napisać, jaki rodzajnik należy wstawić w tytule, będę niezmiernie wdzięczny.
     
  6. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union
    Kwiecień 1936


    Odcinek 4
    Les preparations
    (Przygotowania)



    Kapitol
    Waszyngton, DC
    14 kwietnia 1936, godz. 13:48



    -Tak, dziękuję, panie redaktorze. Wie pan, że zawsze z radością udzielam wywiadów pańskiemu dziennikowi. Ale spotkać możemy się dopiero jutro – wiceprezydentowi Curtisowi przerwał dzwonek drugiego aparatu ustawionego na masywnym biurku. – Przepraszam, ale musimy kończyć – to sprawa nie cierpiąca zwłoki. Do usłyszenia, panie redaktorze, oddzwonię do pana. – odłożył słuchawkę na widełki, podnosząc jednocześnie zamontowaną w tym telefonie.
    -Curtis na linii.
    -Witaj, Charlie – odezwał się ciepły głos prezydenta – pewnie wszyscy ci już gratulowali, ale pozwól, że i ja to zrobię. Ta ustawa to prawdziwy majstersztyk, a co więcej – z pewnością podniesie twoje notowania.
    -Daj spokój, podziękować należy raczej kongresmanowi Stimsonowi, który przepchnął ją przez te wszystkie głosowania. Niemniej jednak – dziękuję. A skoro mówisz już o notowaniach – faktycznie, mam nadzieję, że uda się dzięki temu zabrać kilka głosów elektorskich Demokratom w wyborach – głównie w stanach z dużą mniejszością indiańską. Ale wiesz już pewnie, co mówią – Curtis wymyślił obywatelstwo dla Indian, żeby przypodobać się swoim ziomkom... – powiedział z nutą rezygnacji.
    -Zawsze coś gadają – i ty wiesz o tym najlepiej. Ale cóż – mam nadzieję, że uda się dzięki temu przywrócić stabilizację w zbuntowanych stanach – takie pojednawcze gesty są ważne.
    -Pożyjemy, zobaczymy – chociaż wydaje mi się, że się mylisz – liczyłbym raczej na bardziej postępowe rejony, jak Kalifornia, czy Wschodnie Wybrzeże – Montana i Wyoming potrzebują czasu, żeby dojść do siebie – ale przecież im w tym pomożemy – głos wiceprezydenta zabrzmiał złowrogo, jakby jego intencje nie były do końca czyste.
    Jest jeszcze coś – nie powinniśmy lekceważyć ludzi Longa – wielu Południowcom na pewno się to nie spodoba, a frakcja Kuhna w America First rozpowiada, że przymierzamy się do nadania praw Murzynom...
    -Przecież to jakiś nonsens – zdziwił się Hoover – ale faktycznie, na południu możemy podkopać sobie poparcie...
    -Które i tak jest już mizerne – dokończył Curtis – musimy zastanowić się, co zrobimy z tym fantem – ale to nie jest chyba rozmowa na telefon. Wpadnij do mnie, jak będziesz miał chwilę wolnego czasu
    -Zanim skończę, Charlie – chciałbym zapytać o jeszcze jedną rzecz – co myślisz o przywódcy meksykańskich syndykalistów, tym całym Toledano? Po śmierci Zapaty wydaje się być oczywistym spadkobiercą jego urzędu.
    -No cóż – sytuacja chyba trochę wymknęła nam się spod kontroli – ale nad grobem poprzednika nie wygłosił mowy skierowanej przeciwko Stanom, więc może nasze relacje ułożą się lepiej, niż do tej pory – chociaż muszę ci powiedzieć, że po cichu liczyłem na to, że uda się objąć władzę wojskowym – a tak mamy ciągle bastion czerwonych na południu i nic się nie zmieniło – wiceprezydent wypowiadał te słowa bardziej z żalem, niż ze złością.
    -Ale spójrz na to z drugiej strony – takie wyjście musi trzymać w szachu Kanadę i Karaiby, więc moim zdaniem mamy szansę coś skubnąć z tego tortu. Jak tylko uda nam się zakończyć pomyślnie sprawę Montany, powinniśmy wdać się w negocjacje pokojowe między Wenezuelą a Haiti – to może być nasza szansa na powrót go gry na tej półkuli, tym bardziej, że Ottawa i Georgetown nie robią w tej sprawie dosłownie nic...
    -Nie wspominając już o tym, że korzystnie wpłynie to na wizerunek republikańskiego kandydata na prezydenta... – uśmiechnął się do słuchawki Curtis. Przedyskutujmy to jeszcze raz, w cztery oczy. Dziś wieczorem?
    -Zgoda – na twarzy Hoovera również zagościł uśmiech.


    [​IMG]
    Organizacje zabiegające o prawa rdzennych Amerykanów urządziły w wielu miastach pochody i manifestacje w dniu głosowania



    Dzielnica robotnicza
    Detriot, Michigan
    30 kwietnia 1936, godz.17:20


    Pomalowane na biało drzwi wejściowe zaskrzypiały niemiłosiernie – co miały w zwyczaju robić zresztą od kilku już lat – gdy pojawił się w nich rosły Murzyn z przewieszonymi przez ramię czerwonymi płachtami materiału. Obrzucił szybkim spojrzeniem współlokatorów siedzących w milczeniu przy lekturze związkowej gazety.
    -Cześć, chłopaki – przywitał się krótko – siedzicie tu sobie w najlepsze, a w oknach co?
    -Jak to co? – spytał zdziwiony Tom.
    -No właśnie nico – odparł. Wyjrzyj za okno z łaski swojej to się dowiesz...
    -O żesz w mordę, faktycznie... – na ulicy powiewały licznie wywieszone czerwone i związkowe flagi, wśród których można było dostrzec także kilka narodowych.
    -Sam, weź się rusz, bo chyba tylko ty wiesz, gdzie tu się kij od szczotki podziewa – trzeba je na jurto przygotować – powiedział czarnoskóry, rozwijając przyniesione ze sobą chorągwie – tę tu dostaliśmy w przydziale od związku, więc tym bardziej wypada – pokazał jedną z nich, czarno – czerwoną z wykonanym na środku znakiem CSA.
    -Simms, sam szukaj sobie tego drąga, mnie po wczorajszym głowa pęka. Matko, już nigdy więcej nie tknę alkoholu... sprawdź za zasłoną w kuchni, tam jeden powinien być. Drugi jest chyba gdzieś w piwnicy, ale jego to już sam poszukam – tam jest przynajmniej cisza i spokój...
    -Amerykańskiej nie masz zamiaru wywiesić, tak jak w zeszłym roku? – podczas gdy Sam wychodził na korytarz przy akompaniamencie skrzypiących zawiasów, Toma ogarnął przypływ patriotycznych uczyć.
    -Tommy, a jak myślisz? Nie, nie mam zamiaru podpisywać się pod polityką, jaką uprawia banda tłustych kapitalistów z Waszyngtonu. Po tym, jak wysłali na klasę robotniczą w Montanie wojsko - mogą mi skoczyć.
    -Ale pojednawcze gesty też przecież są – na przykład ta ustawa o Indianach – nie dawał za wygraną.
    -A ilu jest tych Indian? No, sam siebie o to spytaj. Sto tysięcy? Dwieście? A teraz pomyśl sobie ilu jest w tym kraju czarnych... no właśnie. I podczas gdy te dupki w Waszyngtonie zajmują się pierdołami, prawdziwych problemów nikt z nich nie ruszy – i powiem ci, dlaczego. Boją się stracić władzę – dobrze wiedzą, że prawie wszyscy by głosowali na Reeda w wyborach!
    -Może masz trochę racji – ale gdyby to Hoover obiecywał prawa obywatelskie dla wszystkich, to poszlibyście za nim? Ta dyskusja chy... –nie zdążył dokończyć zdania.
    -...chyba do niczego nie prowadzi, co? Posłuchaj, Tommy – prezydent może obiecywać czarnym prawa wyborcze, zwolnienia z podatków, a nawet złote góry – ale dobrze wiemy, że to nie zadziała. Tylko dla syndykalistów Murzyn nie jest śmieciem w tym cholernym kraju – bez urazy, oczywiście. W której innej partii masz kolorowych we władzach? W żadnej – odpowiedział sam sobie. Która w ogóle zwraca się do kolorowych z propozycjami reform? Żadna. Chyba rozumiesz, o co tu chodzi. A teraz – rzucił odsłaniając zasłonę – pomóż mi wywiesić w oknie tę czerwoną flagę.
    Dwaj robotnicy z fabryki Forda mocowali się chwilę z zatknięciem czerwonego sztandaru w wystający ze ściany uchwyt.
    -Będzie to jutro świetnie wyglądać – tylko gdzie jest Sam, powinien już tu być z tym drągiem, o którym wspomniał...


    [​IMG]
    Czerwone flagi powiewające przed centralą CSA w Chicago z okazji Międzynarodowego Święta Robotników

    Departament Sprawiedliwości
    Waszyngton, DC
    30 kwietnia 1936, godz. 12:00



    -Panie dyrektorze, agent Brown do pana – sekretarka szefa FBI, Raya Wilbura, nieco znudzonym głosem zapowiedziała kolejnego gościa w jednym z tych miejsc w Waszyngtonie, gdzie niewielu chciałoby wejść z własnej woli.
    -Niech wejdzie, dziękuję, Susan – odpowiedział jej równie obojętnym głosem. W drzwiach gabinetu pojawił się wysoki brunet dobiegający czterdziestki. Już na wstępie zaskoczyła go ciemność, jaka pomimo południa panowała w gabinecie – szczelnie zasunięte zasłony pozwalały jedynie na przemykanie się wąskich strumyczków światła.
    -Zły znak – mruknął cicho do siebie, ściskając w ręce zimną klamkę.
    -Proszę siadać – przeszedł do kornetów Wilbur – zapewne domyśla się pan, dlaczego został tu wezwany.
    -W istocie – podejrzewam, że ma to związek z moją kartoteką – nie myślałem jednak, że sprawa zajdzie tak daleko...
    -Więc mylił się pan. Zobaczmy, co my tu mamy – tasiemka wiążąca obie okładki tomu akt została szybko rozwiązana – niech pan tak nie patrzy, Brown. Już nic pan nie zmieni – siedzący naprzeciwko swojego mocodawcy agent pobladł wyraźnie na twarzy – taaa... mam czytać, czy przyzna się pan sam? Nie? Dobrze... nieautoryzowane rewizje w domach podejrzanych, zakładanie nielegalnych podsłuchów, sprzeciwianie się przełożonym, a w rezultacie działanie na własną rękę, pobicie przesłuchiwanych – siedemnaście razy w ciągu minionych sześciu miesięcy – w tym trzy razy ze złamaniem kości. Czytać dalej?
    -Nie... – wyjąkał blady jak ściana funkcjonariusz.
    -Widzicie, Brown, mamy na was takie papiery, że możemy wysłać was do pudła do końca waszego cholernego życia. A to by nie były miłe lata – uwierzcie mi. Zapewne się pytacie, dlaczego siedzicie w gabinecie szefa FBI, a nie w celi z czterema murzyńskimi gwałcicielami, co? Otóż widzicie, damy – dam ci drugą szansę.
    -Dzię...
    -Nie ciesz się tak, człowieku. Być może jesteś s****ysynem, co widać zresztą w tych papierach, ale nie - idiotą. I wiesz, że tę szansę przyjdzie ci ciężko okupić. Ale... ale – masz też cholerne szczęście. Dostaniecie awans, Brown – na jeszcze bardziej bladej twarzy zagościł wyraz zdumienia – lecicie do Montany.
    -Yes, sir! – z zaskoczenia nie wiedział za bardzo, jak zareagować na tę propozycję nie do odrzucenia – czy mogę jednak wiedzieć, w czym tkwi haczyk?
    -Widzicie, idiotą nie jesteście na pewno – wręcz przeciwnie. Haczyk, haczyk, takie brzydkie słowo... specjalne okoliczności – widzicie – już lepiej. Sztuczka polega na tym – zawiesił na chwilę głos – że nie będziecie tam czyścić kibli, tylko zostaniecie szefem nowego biura... gratuluję awansu, agencie.
    -Sir, ja wciąż mało z tego pojmuję... to byłoby zbyt piękne, jak na rzeczywistość – skrzywił się, co zostało natychmiast odnotowane przez zwierzchnika.
    -Ach tak... brawo. Jak możecie się domyślać, sprawa wygląda znacznie ciekawiej – to wasze nowe biuro znajdować się będzie w Anacondzie, w samym sercu tej cholernej rebelii. Jako że lokalna policja przyłączyła się do buntowników parę miesięcy temu, zbudujecie tam od podstaw siły porządkowe – tym ludziom nie można ufać. Dlatego właśnie wybraliśmy was – głos Wilbura ocieplił się nieco – macie tam zaprowadzić porządek, ja nie dbam, jak to zrobicie. Ale jeśli się wam noga powinie – tobie, albo jednemu z twoich podwładnych – cela będzie gotowa. Mam nadzieję że to jasne?
    -Yes, sir! – kiedy mam zjawić się na nowym stanowisku?
    -Od razu do rzeczy, co? Za to was lubię, Brown, pomimo całej reszty. Podpiszesz parę papierów u Susan, spakujesz się i lecisz. Samolot masz o szóstej. A ta pękata teczuszka... niech na razie zostanie w moim gabinecie...


    [​IMG]
    Działania szefa FBIdają mieszkańcom regionów opanowanych wcześniej przez separatystów nikłą szansę na spokojne życie

    Kwiecień przyniósł zakończenie działań bojowych w konflikcie z montańskimi separatystami. Rozbite siły rebeliantów kontynuowały ucieczkę na północ, w góry otaczające miasto Anaconda, jednak dywizja kawalerii generała Hodgesa nieustannie ścigała je, wyłapując raz po raz pojedyncze oddziały. Dziesiąty kwietnia zostanie zapamiętany jako dzień wyzwolenia całego stanu Wyoming spod okupacji. Rock Springs, największy ośrodek miejski znajdujący się dotychczas pod wrogą kontrolą zostało zajęte praktycznie bez walki – mieszkańcy przywitali amerykańskie wojsko z umiarkowanym entuzjazmem, nie podzielając w większości poglądów swoich północnych sąsiadów. Marsz do samej Anacondy, gdzie bunt miał swój początek, potrwał jednak jeszcze dziewiętnaście dni. Tam z kolei pierwszym widokiem, jaki spotkał wyzwolicieli, były zamknięte okiennice, zabite deskami niektóre okna i witryny sklepowe – najwyraźniej secesjonistyczna propaganda zdziałała w tym rejonie wiele złego i trudno będzie odbudować zaufanie do rządu federalnego. Niemniej jednak, do wyzwolonych rejonów wysłane zostały siły Federalnego Biura śledczego, które na mocy dekretu prezydenta oraz odpowiednich uchwał legislatur stanowych pełnić będą rolę sił bezpieczeństwa w okresie przejściowym między wycofaniem się regularnej armii a przywróceniem administracji cywilnej.
    Zauważyć można również sukcesy amerykańskiej myśli technicznej. Szóstego kwietnia stocznia Norfolk Naval Yards zaprezentowała prototypowy model nowego niszczyciela, któremu nadano roboczą nazwę USS Somers. Nie wiadomo jednak, czy jednostki tego typu znajdą zastosowanie w US Navy, gdyż całe dostępne na obecną chwilę środki przeznaczane są na ukończenie lotniskowca USS Lexington. Ten sam zespół inżynierski otrzymał jednak zlecenie skonstruowania nowego typu krążownika lekkiego, co pozwala snuć pozytywne domysły co do stanu floty wojennej w przyszłości.
    Wojsko zostało zaznajomione także z najnowszą konstrukcją zakładów Hort - Centerpillar. Zainteresowane narastającym rozwojem broni pancernej i ciągników gąsienicowych biuro projektowe przedstawiło w pełni funkcjonalny przykład tankietki. Z tego, co udało się ustalić prasie, która nie została zaproszona na pokaz, generałowie wypowiadają się pozytywnie o nowej broni, żałują jednak, że przewidziany na ten rok budżet Departamentu Wojny nie pozwoli na zakup tego typu uzbrojenia, które przeznaczone będzie, jak się zdaje, głównie na eksport.


    [​IMG]
    Najnowsze dzieła amerykańskiej myśli technicznej


    Wiadomości ze świata:


    2 kwietnia: Sekretarz stanu, Henry L. Stimson odbywa podróż do krajów skandynawskich, której punktem kulminacyjnym jest spotkanie ze szwedzkim królem Gustawem V w Sztokholmie. Monarcha wyraził swoje ubolewanie z powodu ostatnich zajść, do jakich doszło w Montanie i Wyoming, zwrócił również uwagę na problem wojny haitańsko – dominikańskiej. Według oficjalnej propozycji, jaka wpłynęła już na piśmie do ambasady amerykańskiej w tym kraju kilka dni wcześniej, Szwecja proponuje swoje pośrednictwo w negocjacjach pokojowych między skłóconymi stronami jako państwo neutralne, nie mające bliższych związków politycznych z żadną z nich, a tym samym gwarantujące swą bezstronność. Propozycja spotkała się z zaciekawieniem sekretarza stanu, który określił ją jako „ważną i interesującą inicjatywę”, zwracając jednak uwagę na pozostającą w mocy doktrynę Monroe.


    [​IMG]
    Chociaż spotkanie przebiegało w przyjaznej atmosferze, królowi szwedzkiemu nie udało się wywrzeć większego wpływu na plany Departamentu Stanu


    Kolejna odsłona kryzysu hiszpańskiego – w odwecie za aresztowanie przywódców ruchu, CNT – FAI dokonuje zamachów na szefa służb bezpieczeństwa, autora planu zatrzymań, Miguela Ponte Mansó de Zúnigę oraz szefa wywiadu wojskowego, Jose Ungrię Jimeneza. Dalsza radykalizacja nastrojów społecznych prowadzi do załamania porządku społecznego. Codziennością stają się uliczne demonstracje i bijatyki między zwolennikami króla a skrajną lewicą, jak i też prawicą, co zwiastować może jeszcze większe problemy nadciągające nad ojczyzną torreadorów. Dodatkowo kryzys podsycany jest przez sam rząd, który, co prawda wzbogacił się o nowego ministra do spraw bezpieczeństwa, jednak kwestia obsadzenia stanowiska szefa służb wywiadowczych pozostaje nierozstrzygnięta, co skutecznie paraliżuje w nich proces decyzyjny.


    [​IMG]
    Miejsce zamordowanego ministra bezpieczeństwa zajął Pedro Sainz Rodriguez. Stanowisko szefa wywiadu pozostaje nieobsadzone

    6 kwietnia: Autarkiczne dążenia rządu Republiki Wenezueli, połączone z sukcesami gospodarczymi Federacji Karaibskiej na polu przemysłu naftowego prowadzą do odebrania wszystkim zagranicznym spółkom prawa do wydobywania wenezuelskiego czarnego złota. Symboliczne odszkodowania, które zdecydował się wypłacić rząd w Caracas nie zadowoliły praktycznie żadnej z kompanii naftowych, które posiadały w tym kraju swoje zakłady. Działania ministra gospodarki Pedra Beauperthuy’ego popierają jedynie państwa syndykalistyczne, a także kontrolowana przez grupy lewicowe prasa w państwach demokratycznych. Pozostaje mieć nadzieję, że krytyka, jaka podniosła się w społeczności międzynarodowej w stosunku do całego gabinetu prezydenta Eleazara Lopeza Contrerasa, nie popchnie go w objęcia radykałów.


    [​IMG]
    Krytyka ze strony społeczności międzynarodowej skupiła się na prezydencie Eleazarze Contrerasie i ministrze gospodarki, Pedro Urichu


    7 kwietnia: Napięta po śmierci prezydenta Kiereńskiego sytuacja w Rosji powoli stabilizuje się. Lewicowy rząd Irakliego Cereteliego wyciąga rękę do samowładnych dotychczas regionów tego olbrzymiego państwa, w szczególności tych oddalonych od stolicy. Przyjęta przez Dumę Państwową ustawa uznaje bowiem komuny wiejskie i sowiety (rady), jakie z biegiem czasu utworzyły się w pozostawionych samym sobie miastach za organy władzy państwowej. Dzięki temu utemperowane zostały dążenia separatystyczne części regionów przy jednoczesnej poprawie stosunków Moskwy z prowincją. Przeciwko takiemu rozwiązaniu protestują jednak konserwatyści i środowiska arystokratyczne – prawosławny ruch „Wiara i Lud” uznał działania rządu za „zdradę świętej Rusi”, a jego przywódcy religijni obłożyli kilku ministrów ekskomuniką.


    [​IMG]
    Uznanie już istniejących form samorządu za legalne organy władzy przysporzy niewątpliwie popularności rządowo Cereteliego na prowincji


    9 kwietnia: Noew rozdanie polityczne w Ameryce Środkowej – prezydent Zjednoczonych prowincji, Juan Bautista Sacasa, proponuje Panamie zawiązanie sojuszu militarnego podczas spotkania na szczycie, do jakiego doszło w Panama City. Oficjalnie porozumienie, które wejść ma w życie z początkiem maja, nie jest skierowane przeciwko komukolwiek. Obserwatorzy przyznają jednak, iż toczone w kuluarach rozmowy wskazują na sprzysiężenie się tych krajów przeciwko syndykalistycznej Centroameryce. Powstaje zatem pytanie, czy kontynent amerykański czeka kolejna wojna, tym razem zaledwie o krok od kontrolowanego przez Stany Zjednoczone Kanału Panamskiego. Chociaż Waszyngton milczy w tej sprawie, mówi się o możliwości podjęcia radykalnych działań, jeśli interesy USA zostałyby naruszone.


    [​IMG]
    Prezydenci Sacasa i de la Madrid oczekują, że w obliczu podpisania sojuszu uda się zmusić Centroamerykę do ustępstw politycznych i handlowych

    Wyłoniony po burzliwym kongresie rządzącej partii rząd Bengalu ogłasza pierwsze propozycje reform, które mają przynieść sukces doktryny socjalizmu w jednym kraju – przyjęty kurs polityczny manifestuje się w postaci przyjęcia ustawy o reformie rolnej. Wbrew niektórym radykalnym środowiskom, które chciałyby zanieść zacofanej i pogrążonej wciąż w systemie kastowym wsi postęp natychmiast, przekształcenia podzielone zostaną na kilka etapów, a ich wdrożenie potrwa być może nawet wiele lat. Ludowy komisarz gospodarki, Lal Bahadur Shastri, ma nadzieję, że uspokoi to napięcia społeczne, które mogłyby przerodzić się w zamieszki w wypadku gwałtownych zmian.


    [​IMG]
    Ludowy komisarz gospodarki, Lal Bahadur Shastri zamierza w najbliższym czasie odbyć podróz po terenach wiejskich, aby osobiście sprawdzić zaawansowanie we wprowadzaniu planu rządu


    10 kwietnia: W wieku pięćdziesięciu siedmiu lat umiera wieloletni prezydent Meksyku, przywódca zwycięskiej rewolucji, Emiliano Zapata. Spowodowany wyniszczającym organizm trybem pracy zawał serca okazał się szokiem dla otoczenia głowy państwa. Trzy dni później, podczas pogrzebu, mowę na cześć zmarłego wygłasza przewodniczący partii socjalistycznej, Vicente Lombardo Toledano, który zdołał zagwarantować sobie pełnię władzy, pomimo zakusów części kręgów wojskowych. nie jest jeszcze znany kurs, jaki Meksykanie obiorą po śmierci swojego wielkiego wodza, jednak nie powinien odbiegać on zbytnio od dotychczasowego, jako że dwaj politycy ściśle ze sobą współpracowali. Waszyngton wystosował depeszę kondolencyjną do władz w Mexico City, jednak wąski krąg wtajemniczonych wie o udziale amerykańskiego wywiadu MI-8 w całej sprawie.


    [​IMG]
    Chociaż przewodniczący Toledano nie został jeszcze zaprzysiężony na stanowisko prezydenta, uznaje się, że nastąpi to w najbliższej przyszłości


    Napięcia, jakie wywołuje na Dalekim Wschodzie polityka chana mongolskiego, Romana von Ungern Sternberga wydają się słabnąć. Pomimo utworzenia z Tybetem Bloku Buddyjskiego i roszczeniach terytorialnych względem wielu państw chińskich, tajemniczy przywódca z Urgi w oficjalnym komunikacie zaprzeczył pogłoskom, jakoby szykował się do napastniczej wojny skierowanej przeciwko Xibei San Ma. Być może posunięcie to stanowi reakcję na odradzającą się siłę Rosji, jednak aby zapewnić sobie nowe terytoria, chan musiałby uderzyć, kiedy jest ona jeszcze słaba – czyżby mongolski przywódca popełnił właśnie jeden z największych błędów politycznych w swoim życiu?


    [​IMG]
    Chan mongolski może nigdy nie odzyskać starożytnych mongolskich ziem, jeśli będzie zbyt długo zwlekać z rozpoczęciem wojny


    11 kwietnia: Kryzys hiszpański wkracza w kolejną fazę – dochodzi do nieudanej próby aresztowania pozostających wciąż na wolności przywódców anarchistów i syndykalistów, jednak nie udaje się ująć żadnego z nich. Centralne dowództwo policji skłania się ku teorii o wysoko postawionym krecie działającym wśród funkcjonariuszy, który skutecznie udaremnia wszelkie działania przeciwko lewicowym radykałom, jednak nie podejmują próby jego wytropienia podczas gdy liderzy zdelegalizowanych organizacji schodzą do podziemia.

    14 kwietnia: Przeprowadzona gwałtownie i bez wyraźnego planu prywatyzacja praktycznie całej boliwijskiej gospodarki prowadzi do wytworzenia się w tym kraju potężnych różnic klasowych w niezwykle krótkim czasie. Szerokie masy bezrobotnych, ofiar masowych zwolnień w przejętych przez zagraniczny kapitał zakładach żyją na granicy wegetacji, a pozostała część, której poszczęściło się i zachowała źródło dochodu, nie znajduje się wcale w dużo lepszym położeniu. Garstka kapitalistów, która kontroluje teraz kraj stanowi jedyną grupę społeczną żyjącą w dobrobycie, podczas gdy ludowe masy cierpią z powodu nędzy. Boliwijscy syndykaliści określają tę sytuację mianem „państwa mafijnego”, a w wielu miastach wybuchają gwałtowne zamieszki i protesty.


    [​IMG]
    Boliwia wkracza w jeden z najtrudniejszych okresów w swojej historii i zanosi się na to, że prywatyzacja przyniesie znacznie więcej szkód, niż pożytku


    16 kwietnia: W Georgetown podpisane zostało wreszcie długo negocjowane porozumienie handlowe z Federacją Karaibską. Chociaż kompromis nie zadowala do końca żadnej ze stron, obaj negocjatorzy określają go jako ważny krok ku pogłębieniu współpracy Stanów Zjednoczonych i Karaibów w przyszłości, co jest bardzo prawdopodobne w przypadku zaogniania się konfliktów międzynarodowych w tej części świata.

    18 kwietnia: Zaniepokojone sytuacją w Hiszpanii władze niemieckie postanawiają raz na zawsze wyrugować wpływy obcych ideologii, aby nie dopuścić do rozruchów na masową skalę w przyszłości. Pierwszym celem cesarskich sił bezpieczeństwa staje się Wolny Związek Robotników Niemieckich, który zostaje zdelegalizowany, a jego działalność – zakazana. Germański porządek i precyzja nie zawodzą – policji udaje się pochwycić wszystkich jego prominentnych działaczy, spychając boleśnie tym dotkniętą organizację do podziemia. nie wiadomo jednak, czy zdoła się ona podnieść po tak wielkiej klęsce.


    [​IMG]
    Aresztowania przywódców związkowych są owocem wspólnej akcji sił policyjnych i wywiadu oraz współpracy ich szefów - Johanna von Bernstorffa oraz Carla von Schuberta


    30 kwietnia: nieoczekiwany zwrot akcji w Ameryce Środkowej – na dwa dni przed ratyfikacją sojuszu między Zjednoczonymi Prowincjami a Panamą, prezydent tej ostatniej, Harmodio Arias de la Madrid, ginie z rąk syndykalistycznego rewolwerowca. O zamach oskarża się Centroamerykę, ale zajęty tłumieniem zamieszek w stolicy, nowy gabinet panamski, kierowany przez Juana Demosthenesa Arosemanę, decyduje się na odstąpienie od przymierza z północnym sąsiadem – jest to jedna z pierwszych decyzji tej administracji. Niepokoje w Panamie wprawiają w zakłopotanie Waszyngton, który postawił garnizon w rejonie Kanału Panamskiego w stan najwyższej gotowości.


    [​IMG]
    Konsekwencje opuszczenia sojuszu ze Zjednoczonymi Prowincjami mogą być dla rządu Panamy tragiczne, jeśli zajdzie potrzeba wysłania na ulice wojska

    Dzień wcześniej, niż na całym świecie, w Republice Obojga Sycylii rozpoczyna się świętowanie Pierwszego Maja. Zgodnie z tradycją, zanim ulicami miast przejdą pierwszomajowe pochody, szlak przecierają barwne korowody dzieci z lokalnych szkół. Na centralnym placu Neapolu odbyła się wielka uroczystość zaprzysiężenia nowych pionierów – podobne ceremonie odbywają się w całym kraju, a prominentni członkowie partii zachęcają dzieci, jak co roku, aby nie zapomniały o zaproszeniu swoich rodziców i dziadków na robotnicze święto.


    [​IMG]


    ==========================================================
    Po długiej przerwie ukazuje się wreszcie nowy odcinek. Mam nadzieję, że czytanie było dla was przyjemnością i wynagrodziło, przynajmniej częściowo, długie oczekiwanie. Kolejny powinien ukazać się szybciej, mniej więcej w przyszłym tygodniu, kilka dni po nowym epizodzie "Czeskiego snu".

    Od ostatniego odcinka minęło ponad 30 dni w związku z tym AAR oczyszczam i zamykam. W przypadku chęci kontynuowania zgłoś się do kogoś z HOI Officium w celu ponownego otwarcia.
    Shogu
     
  7. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union
    Maj 1936


    Odcinek 5
    Debout, les damnés de la terre
    (Wyklęty powstań, ludu ziemi)


    Pałac Ludowy
    Paryż, Francja
    10 maja 1936, godz. 16:47



    -...ale musi pan przyznać, Mr. Reed, że ta budowla robi wrażenie. Jak Francuzi się za coś zabiorą, to zawsze mają wspaniałe efekty. Wspaniałe, doprawdy – zachwycał się meksykański delegat na Pierwszy Kongres Trzeciej Międzynarodówki, minister Eduardo Hay – muszę namówić przewodniczącego Toledano, żeby odwiedził kiedyś to miejsce. Możemy się tu naprawdę wiele nauczyć – kontynuował, strzepując popiół z tłustego cygara do marmurowej popielniczki w korytarzu.
    -Nie ma możliwości, żebym się z wami nie zgodził, towarzyszu. kiedy pomyśli się, jakie to było przedsięwzięcie... niemal całe wzgórze wywiezione pod Paryż! Naprawdę, nie ma drugiego takiego miejsca na świecie – choć Meksyk też mógłby postarać się o coś podobnego – cała Ameryka Łacińska nie wyszłaby z podziwu przez długie lata – uśmiechnął się przewodniczący CSA na myśl o tak postępowym budynku na miejscu Nuestra Señora de Guadalupe. Ale nie o tym mieliśmy rozmawiać...
    -No tak, prawda. Nie wiem, jak moje stanowisko przyjmie rząd meksykański, ale po waszym przemówieniu nie pozostanie nam nic innego, niż zapowiedzieć wsparcie dla amerykańskiego robotnika. Jeszcze dzisiaj zamierzam zatelefonować w tej sprawie do Mexico City i jestem niemal w stu procentach pewien, że będziemy mogli wspólnie ogłosić nawiązanie bliskiej współpracy. Nawiasem mówiąc, jeszcze raz gratuluję wystąpienia – tak długich oklasków długo jeszcze na tym kongresie nie będzie – ogorzała twarz Latynosa pojaśniała, a po chwili wydała z siebie kłąb tytoniowego dymu.
    -W takim razie cieszy mnie to niezmiernie – w Chicago od dawna czekają na podobne wieści. Ale – bez zbędnego rozgłosu – sami wiecie, jak to u nas wygląda – zasugerował konfidencjonalnie, po czym wymienił uścisk dłoni z jakimś azjatyckim delegatem, żywo referującym coś w nieznanym Reedowi języku.
    -Na czym to skończyliśmy? Ach tak, nie potrzebujemy wielkich deklaracji, towarzyszu. Zostawmy je imperialistom, niech się puszą w swoich pałacach – nas interesuje cicha, ale konkretna pomoc. Nie jest to wprawdzie czas i miejsce na omawianie szczegółów, ale jeśli moglibyście odwiedzić mnie w mojej kwaterze dziś wieczorem, byłbym naprawdę wdzięczny – jak myślicie, towarzyszu? Przywiozłem wspaniały przykład amerykańskiej solidarności w przemyśle spirytusowym – uśmiechnął się szeroko, po czym puścił oko do Haya.
    -Skoro tak, nie mogę odmówić, Mr. Reed. Wolę robotników trzeba... - urwał w pół zdania, odwracając głowę w stronę przechodzącego wolno mężczyzny w nienagannie skrojonym garniturze.
    -Halo, towarzyszu Pivert – zawołał, machając ręką – możemy prosić na słówko – podczas gdy Meksykanin okazywał swoją bezpośredniość, Amerykanin myślał, że spali się ze wstydu – starał się robić jednak dobrą minę do złej gry, uśmiechając się niewinnie w stronę podążających korytarzem.
    -Camarades – skinął głową Francuz, niemal niezauważalnie puszczając do Reeda oko – najwyraźniej dobrze rozumiał jego zakłopotanie – zapewne słyszeliście to już dziś wielokrotnie, ale i ja muszę powtórzyć za innymi – wasze wystąpienie, Mr. Reed, może okazać się centralnym punktem całego naszego zjazdu. Zamierzałem rozmawiać z Brytyjczykami o wspólnej deklaracji poparcia dla działań CSA, ale niestety musieliśmy przełożyć rozmowę na jutro...
    -Nic nie szkodzi – i tak wolelibyśmy, aby ewentualne wsparcie nie było aż tak akcentowane przez naszych zagranicznych partnerów. Reżim burżuazyjny w Waszyngtonie może poczuć się zagrożony, jeśli powstanie jakakolwiek forma popierającej nas koalicji, nie wspominając już o prawicowych ekstremistach Longa... nie czas jeszcze na takie deklaracje. Być może...
    -Kiedy zasiądziecie w Białym Domu, hmm? - wtrącił się Hay, ale czując na sobie wzrok Piverta natychmiast umilkł, powracając do swojego cygara.
    -Wbrew pozorom, powiedzieliście bardzo ważną rzecz, camarade. Mr. Reed, nasze poparcie oczywiście będzie zorganizowane tak, aby nie przeszkodzić wam w działaniu – które ma na celu przejęcie władzy, jak mniemam... Właśnie – nie ogłosiliście jeszcze swojego startu w wyborach prezydenckich, tymczasem prawicowcy już od kilku tygodni prowadzą kampanię. Czy nie ucieka wam aby czas?
    -Poradzimy sobie, nie warto się o to martwić. Nasi aktywiści już przekonują niezdecydowanych w terenie, a trzeba pamiętać, że klasa robotnicza w Ameryce to potęga, której nie da się zatrzymać. Spokojnie więc, cierpliwości. Wszystko we właściwym czasie, comrade – ton głosu Amerykanina zdawał się sugerować, że wybory już zostały rozstrzygnięte.
    -Vraiment, jesteście niczym Benjamin Franklin na nowe czasy – takich wizjonerów wasz kraj właśnie potrzebuje. A wracając do kwestii pomocy waszym rodakom, myślę, że jest coś, co moglibyśmy już dziś dla was zrobić...

    [​IMG]
    Jackowi Reedowi gratulowało jeszcze kilkudziesięciu ważniejszych delegatów na Kongres III Międzynarodówki


    Nieujawnione miejsce
    16 maja 1936, godz. 20:23




    -...więc o co ci chodzi, Douglas? Z-15 zaczął wczoraj nadawać z Paryża i jego meldunki okazały się bardzo przydatne – szef wywiadu wojskowego, William F. Friedman nie do końca rozumiał intencje swojego rozmówcy... lub przynajmniej zręcznie to maskował.
    -Pozwól więc, że ci wyjaśnię. Twój Z-15 faktycznie może i coś tam przekazuje – nie wnikam w treść tych wiadomości. Jest tylko jeden, a właściwie dwa malutkie problemy – odparł MacArthur z kpiną w głosie.
    -Otóż, mój drogi, kongres bolszewików trwa już dobre dwa tygodnie, podczas których o przebiegu obrad dowiadywaliśmy się z prasy, a twoi ludzie nawet palcem nie kiwnęli, żeby coś z tym zrobić. Po drugie, nie wiem, czy wiesz, ale Francuzi doskonale zdają sobie sprawę, że mają kreta – i nie zdziwiłbym się, gdyby te meldunki zawierały wkrótce same brednie. Przykro mi, Bill, ale to są fakty. I proszę, daj mi skończyć, bo lista zażaleń jest dłuższa – podarujmy sobie Boliwię, bo ograniczenie tam działalności jestem jeszcze w stanie zrozumieć – ale dopuszczenie do zamachu stanu w Panamie to czysty skandal i amatorszczyzna. Czy to ja mam wam mówić, do jasnej cholery, gdzie należy za wszelką cenę bronić naszych interesów – uniósł się generał, po czym sięgnął do stojącej przed nim filiżanki z herbatą.
    -Odpowiem ci tak, jakbym odpowiedział wszystkim innym – zwyczajnie nie mamy na to pieniędzy. Przez tę rebelię w Montanie FBI dostało większość środków, które były przewidziane dla nas. Ot, taki psikus. Ale mamy przynajmniej szczęście, że syndykaliści postanowili nie angażować większych środków w Amerykę Łacińską – w przyszłości to da nam pole do manewru, jednak teraz – Friedman bezradnie rozłożył ręce – nie mogę nic obiecać, sorry...
    -Taa... wiesz co – w zasadzie nic mnie to nie obchodzi, skąd weźmiecie środki – możecie nawet sprzedawać broń azjatyckim watażkom – ale jeśli ta nieudolność będzie dalej tolerowana u twoich podwładnych... cóż, chyba będziemy musieli się prędzej, czy później pożegnać. A co do poparcia dla lewackich ruchów w praworządnych krajach – chyba uszło twojej uwadze, że największy aplauz zebrał nasz drogi przyjaciel Reed... Oczywiście, wiem co powiesz – gestem ręki uciszył już szykującego ripostę współpracownika – sprawy wewnętrzne to nie twoja działka. Ale to nie jest już sprawa wewnętrzna, więc łaskawie zacznij działać, jak na dyrektora wywiadu przystało, Bill. Bolszewicy powieszą nas na latarniach, jeśli uda się im przejąć władzę – a tego obaj przecież nie chcemy.
    -Tak jest – odpowiedział z lekko widocznym strachem w głosie – niedługo zabierzemy się do bardziej wytężonej pracy.
    Dobrze się maskuje – pomyślał MacArthur – cóż, wydaje się, że jego dni na stołku są już policzone. Uśmiechnął się nieznacznie, po czym upił solidny łyk ciepłej herbaty.


    Battle Creek, Michigan
    14 maja 1936, godz. 14:03



    -Patrz, jak jedziesz, matole jeden! - krzyknął Andy do oddalającego się samochodu, który o mało co go nie potrącił. Teraz jedynie stał z z wściekłością na purpurowej twarzy, patrząc w stronę, w którą pojechało auto.
    -Hej, człowieku, uspokój się trochę, nie możesz chodzić ciągle taki nabuzowany – próbował załagodzić sytuację Jim, jeden z jego kumpli jeszcze z piaskownicy.
    -Dobrze gada – wtrącił się trzeci z chłopaków, imieniem Edward, niski brunet o wiecznie przetłuszczonych włosach – daj sobie luz, man. Rozerwij się trochę, odstaw te gazety, strzel piwko z kolegami, co ty na to? Może poszlibyśmy trochę się zabawić dziś wieczorem, hm?
    -Gdzie niby? Wszystkie tancbudy dzisiaj zamknięte, jak na złość, do knajp lepiej od jakiegoś czasu nie zaglądać, chyba że masz chęć wprawić sobie złote zęby, a na zielonej trawce pić nie będę, jak jakiś, za przeproszeniem, żul.
    -Aleś wyskoczył z tym porównaniem – od razu tam żul... fakt, zdarzyło się nam czasami zabalować pod chmurką, ale przyznasz, że było przyjemnie – powiedział Jim, klepnąwszy Andy'ego w plecy, choć z twarzy tego ostatniego można było odczytać ni to powątpiewanie, nie to lekkie zawstydzenie.
    -To co, może chociaż do kina dasz się wyciągnąć? Powinno być dzisiaj dość pustawo, więc będziemy mieć jakieś pół sali dla siebie. Co ty na to?
    -A wiesz chociaż, co grają? Może i bym poszedł, ale na coś porządnego, chociaż wątpię, żeby coś takiego się znalazło...
    -No, tak w zasadzie, to żadnej gazety nie mam – przyznał Ed – ale z tego, co pamiętam, to będzie jakiś zagraniczny kryminał, chyba niemiecki, chociaż nie, może francuski – nieważne – skwitował, widząc brak entuzjazmu u rozmówców – jest jeszcze na pewno kanadyjska komedia, podobno całkiem niezła, przynajmniej tak pisali...
    -A nie masz w zanadrzu czegoś amerykańskiego? Nie mam zamiaru chodzić na zagraniczne filmy, kiedy nam się kraj wali. I zanim powiecie, że znowu uprawiam politykę, to przyznam wam rację, a ta bitwa pod Rockefellerem najlepiej wam to udowodniła!
    -Dobra, Andy, skończ, pogadamy o tym innym razem – Jim próbował zdusić możliwą uliczną debatę w zarodku – jeśli pozwolicie, to ja zasugeruję wam film. Western. Z jednym z tych młodych aktorów, którzy tak pną się do sławy. Mój brat go widział i szczerze polecał. Będzie patriotycznie, jak zwykle, a w dodatku odprężysz się porządnie. Zaraz sobie przypomnę, jak się nazywał ten gość, który – przez młodą postać mignął błysk odkrycia – Reagan, Ronald Reagan. Wiecie, który. To co myślicie? Zbieramy się wieczorem?
    -Jestem za, chociaż jeszcze zobaczymy – niepewnie zapowiedział Edward.
    Andy skwitował propozycję jedynie krótkim skinieniem głowy.
    -Myślicie, że uda nam się wyciągnąć Franka? Ostatnio jakoś taki przygaszony chodzi...
    -Wiesz co, wątpię. Z tego co wiem, to wczoraj siedział w kościele i dzisiaj też zamierzał iść na jakieś nabożeństwo, więc chyba nie, chociaż nie wiem.
    -Dzisiaj do kościoła? Przecież mamy czwartek – zdziwił się Jimmy.
    -Ale on jest przecież katolikiem, deklu jeden – brunet przejawiał wyraźne rozdrażnienie niewiedzą swojego kumpla.
    -Papież im podobno umiera, czy coś – w radiu mówili dzisiaj rano – więc siedzą i się modlą przez cały czas.
    -To może powinniśmy mu złożyć jakieś wyrazy współczucia, albo coś... nie, to w zasadzie głupi pomysł. To co, o której ma się zacząć ten seans?


    [​IMG]
    Ronald Reagan - jedna z wschodzących gwiazd Hollywoodu



    Palazzo Chigi
    Rzym, Federacja Włoska
    28 maja 1936, godz. 09:38


    -Cóż, eminencjo, czas chyba, abym wyjaśnił, dlaczego tak bardzo nalegałem na spotkanie – po półgodzinnym sprawdzaniu gruntu pod negocjacje ambasador amerykański przy Watykanie, Breckinridge Long, czuł się na tyle pewnie, by rozpocząć trudniejszą część rozmowy z kardynałem Ottavianim, który nieźle udał zdziwienie oświadczeniem ambasadora.
    -Tak... powiem to wprost – przegraliście już tę wojnę, czy tego chcecie, czy nie. Oczywiście, gratuluję zdobycia klasztoru na Monte Cassino dzisiejszej nocy, ale wszystko wskazuje na to, że wasi wrogowie urządzili sobie wyścig do Rzymu.
    -Prawda, prawda, to wszystko niestety prawda. Ale co zrobić, wola boska – duchowny wzniósł oczy ku niebu – modlimy się tylko o to, aby to Austriacy zajęli Wieczne Miasto, zanim zrobią to syndykaliści. Ale nie przyszedł pan tu, aby zdawać mi raport o bieżącej sytuacji, czyż nie? Przejdźmy więc do rzeczy, proszę – najwyraźniej dość bezczelne stwierdzenie rozmówcy nie wywarło na papieskim ministrze zbyt wielkiego wrażenia.
    -Skoro eminencja tego sobie życzy – dobrze. Jak obaj wiemy, w Watykanie pracuje spora ilość personelu pochodzącego ze Stanów Zjednoczonych. Mam obowiązek, w imieniu prezydenta Hoovera, dbać o bezpieczeństwo naszych obywateli, a doszły mnie słuchy, iż planujecie zakrojoną na szeroką skalę ewakuację z Rzymu – twarz purpurata zamieniła się na te słowa w bezkształtną maskę – nie próbujcie mnie zwodzić, nie jest trudno się tego dowiedzieć w obecnym, excusez le mot, bajzlu. Są jednak dwa haczyki – raz, że taka operacja będzie dość kosztowna, dwa – niebezpieczna, chyba że zamierzacie już szyć sobie nowe bandery na wasze statki. Dlatego proponuję wam pomoc. Możemy wywieźć obywateli USA na pokładzie naszych własnych jednostek – w ten sposób wam oszczędzimy fatygi, a sami będziemy mieć pewność, że nic im się nie stanie.
    -To nawet ciekawa propozycja, muszę to przyznać. Przemyślimy ją na pewno – wstępnie mogę powiedzieć, że jest ona uczciwa, ale ostatnie słowo należeć będzie do Ojca Świętego. Jestem jednak przekonany, że podjąłby swoją decyzję szybciej, gdybyście zgodzili się także na przewóz innych osób, bądź też przedmiotów szczególnie ważnych dla Kościoła – kardynał zmienił po tych słowach pozycję w fotelu na wygodniejszą, najwyraźniej czuł się dosyć pewnie.
    -Wiecie, eminencjo, na wywiezienie stąd gromady Europejczyków, czy innych obcokrajowców zgody nie może być, gdyż byłoby to zaprzeczeniem jednej z głównych doktryn, do jakich przywiązują wagę Stany Zjednoczone. Przykro mi, ale tu nie jestem władny zrobić nic. Ale jeśli chodzi o te „przedmioty”, jak je eminencja raczył określić... mniemam, iż chodzi o jakiegoś rodzaju dzieła sztuki, czyż nie?
    -Nie tylko, ale w głównej mierze – przyznał duchowny. Jesteśmy w stanie pokryć koszty ich wywozy z Rzymu na pokładzie statków, czy też samolotów państw neutralnych. Oczywiście nie możemy zabrać ze sobą wszystkiego, chodzi nam tu o rzeczy po pierwsze cenne, po drugie – mobilne. Za wyjątkiem, być może... - tu zawahał się przez chwilę – wkroczenia wojsk austriackich. Ale to już szczegóły, które może omówić odpowiedni personel waszej ambasady i naszego MSZ.
    -Szczerze mówiąc, będę musiał skonsultować się jeszcze z Waszyngtonem w sprawie przewozu sztuki, ale sam przyznam, że perspektywa wywiezienia wszystkich tych dzieł do Paryża jako zdobyczy wojennych nie jest zbyt pocieszająca... więc zrobię wszystko, żeby temu zapobiec.
    -I proszę pamiętać, Mr. Long, że katolicy to duża grupa wyborców w pańskim kra... - nie zdążył dokończyć kardynał.
    -W moim kraju pański Kościół świadczy wyłącznie usługi religijne, nie polityczne, więc lepiej zostawmy ten temat. Szczegóły ewentualnej współpracy może omówić odpowiedni personel naszej ambasady i waszego MSZ. Odezwę się do was być może jeszcze dziś.
    -Wspaniale – niemal zakrzyknął Ottaviani, zacierając ręce z błyskiem o oku.


    [​IMG]
    Palazzo Chigi - siedziba papieskiego MSZ


    W maju na tereny Montany i Wyoming powracać zaczął spokój i porządek – regularne oddziały kawaleryjskie pod dowództwem generała Hodgesa poczyniły przygotowania do powrotu do stałej bazy w okolicach Denver, natomiast obowiązek utrzymania pokoju spoczął na barkach agentów FBI, którzy przejęli pełną kontrolę nad lokalnymi siłami policyjnymi. Federalne Biuro Śledcze zaczęło również organizować na nowo życie społeczno – gospodarcze stanu, za przyzwoleniem władz ustawodawczych i gubernatora – pod jego kontrolę oddano, między innymi, lokalną służbę zdrowia oraz organizację potrzebnego jej zaopatrzenia, które zwozić trzeba było ciągle ze stanów ościennych, jako że lokalni wytwórcy w większej części wciąż odmawiali współpracy z organami federalnymi. Rozszerzenie kompetencji Biura przyniosło ze sobą oczywiście zwiększenie liczby agentów na miejscu, a także, o czym nie wiedzieli ani mieszkańcy, ani montańska policja, stosowanie nie do końca legalnych metod dozoru obywateli. Wszystko to ma jednak na celu przywrócenie konstytucyjnego porządku i przygotowanie Montany do wyborów prezydenckich, które odbędą się już za niecałe pół roku.
    Niespokojna sytuacja w północno – zachodniej części kraju oddziałuje też na pozostałe regiony. Dwunastego maja nastąpiło otwarcie eksperymentalnej, nowoczesnej rafinerii ropy naftowej należącej do Standard Oil Company. Wydarzeniu temu towarzyszyły protesty aktywistów syndykalistycznych, którzy koczowali w okolicy już kilka dni wcześniej w obawie przed interwencją sił policyjnych. Dość spokojną manifestację zakłócili jednak zwolennicy Ameryki Przede Wszystkim Longa, którzy postanowili stanąć w obronie przedsiębiorczości przeciwko „bolszewickiemu dyktatowi”. W bitwie, jaka wywiązała się przy spotkaniu obydwu grup, udział wzięło kilkaset osób, z czego wiele odniosło obrażenia. Najciężej rannych przewieziono do szpitala po akcji specjalnych oddziałów policji, wspieranych przez Gwardię Narodową.
    Dzień po zamieszkach, do jakich doszło w Wirginii, znany producent broni, Colt Manufacturing Company, zorganizował wystawę prezentującą nowe umundurowanie i wyposażenie jego projektu przeznaczone dla dywizji piechoty. Na zamkniętej prezentacji dla wojska dokonano także pokazu nowego uzbrojenia, w tym nowoczesnego karabinu M1, który w przeciągu kilkunastu miesięcy ma szansę zastąpić pochodzące jeszcze sprzed Wielkiej Wojny uzbrojenie US Army.
    Tego samego dnia, na konferencji w Departamencie Rolnictwa dyskutowano o wsparciu rządowym dla modernizacji obszarów wiejskich. Przyjęty plan zakłada dotacje dla firm, które zaproponują nowe rozwiązania dotyczące mechanizacji produkcji rolnej, która, choć wciąż stoi na światowym poziomie, odbiega jednak od rozwiązań przyjętych ostatnio w Niemczech, czy w Związku Brytanii. Najpewniejszym kandydatem do przejęcia przeznaczonych na ten cel środków wydaje się być Union Carbide, której inżynierowie już od pewnego czasu prowadzili analizy teoretyczne, natomiast teraz postanowili przekuć je w realne rozwiązania.


    [​IMG]
    Zaprezentowane przez Colt Manufacturing Co. uzbrojenie i wyposażenie pozwuli US Army mierzyć się z najlepszymi na świecie



    Wiadomości ze świata:


    1 maja: Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy – w niemal wszystkich państwach świata na ulice wylegają robotnicy i popierający ich działacze polityczni. W tłumnych przemarszach wyrażali wsparcie dla mającego się odbyć w początku miesiąca założycielskiego kongresu Międzynarodówki Syndykalistycznej. W niektórych przypadkach przeciwko demonstrantom wysłano siły policyjne, co obszernie opisywały lewicowe dzienniki wieczorne w wielu zakątkach globu. Oczy całego świata zwrócone były jednak na Francję, gdzie już tradycyjnie, od kilkunastu lat obchody przebierają największe rozmiary, a tamtejsi działacze, z Marceau Pivertem na czele, skierowali do klasy pracującej wezwanie do organizowania zakładowych komitetów i partii politycznych, które zlikwidowałyby nierówności społeczne i niesprawiedliwość spowodowaną rządami kapitalistów i obszarników.


    2 maja: Premier Kanady, Mackenzie King, wraz ze swoim gabinetem przygotowują projekt unowocześnienia kanadyjskiej gospodarki. Kompleksowy plan obejmować ma zarówno kwestie ekonomiczne, jak też społeczne i militarne, które posłużą dalszej integracji społeczeństwa wobec rozbieżnego pojmowania interesu narodowego przez różne grupy. Pakiet ten, zwany ustawą C-7 został poddany pod głosowanie w parlamencie i przekazany do dalszych prac w komisjach. Niestety, pomimo wysiłków strony rządowej, aby w przygotowaniu go wzięły udział wszystkie większe partie polityczne, Izba Gmin przegłosowuje projekt rządzącej Partii Liberalnej, jednak dopiero przyszłe głosowania przyniosą finalny kształt całego projektu.

    [​IMG]
    Komentatorzy określają ustawę C-7 najważniejszym sprawdzianem dla premiera Kinga od dnia, w którym objął urząd


    3 maja: Pierwszy kongres III Międzynarodówki rozpoczął się w Paryżu. Początkowo jednak, sprawy polityczne i społeczne przesłaniają pokazy kulturalne i debaty filozoficzne organizowane we francuskiej stolicy. Awangardowa sztuka przyciąga, według mediów, szerokie rzesze widzów, co propaganda skrzętnie wykorzystuje, przedstawiając Francję jako kraj wolności, równości i braterstwa w myśl wiekowego hasła rewolucjonistów. Powoli zaczynają także zjeżdżać się delegaci z wielu państw i kontynentów, którzy reprezentują ruchy syndykalistyczne i komunistyczne działające zarówno legalnie, jak i w ukryciu. Szczególnym aplauzem cieszą się przedstawiciele państw afrykańskich i azjatyckich, kreowani na ofiary burżuazyjno - arystokratycznego terroru, jednak największą wagę polityczną mają przyjazdy wysłanników państw otwarcie kierujących się ideologiami lewicowymi: Meksyku, Bengalu, Gruzji, Sycylii i Brytanii.


    4 maja: Boliwia staje w ogniu – radykalna polityka rządu prawicowego przynosi szansę radykałów, którzy korzystając z głębokiego kryzysu państwa i niezadowolenia społeczeństwa, rozpoczynają regularną walkę na ulicach – wpierw z oddziałami policji, potem zaś, w miarę postępów w zbliżaniu się do ośrodków rządowych – z gwardią prezydencką, która, pomimo dobrego, jak na Amerykę Południową, wyposażenia, ulega przybyłym z gór i tropikalnych lasów bojówkarzom syndykalistycznym. Wojska prorządowe zostają w końcu rozbite, a pałac prezydencki zajęty po trwających całą noc walkach, w których reprezentacyjna i stara budowla znacznie ucierpiała. Korzystając jednak z dobrej passy, Narodowy Ruch Rewolucyjny, skupiający większość sił lewicy w kraju, wynosi na stanowisko prezydenta Alfonso Gumicio Reyesa, który zapowiada odwrót od „antyspołecznej i zdradzieckiej” polityki poprzedniej ekipy.

    [​IMG]
    Stara i nowa administracja Boliwii stanęły naprzeciwko siebie w boju na śmierć i życie


    5 maja: Trwają prace nad kanadyjską ustawą C-7. Podczas debaty nad gospodarczą częścią pakietu proponowanego przez rząd Kinga padają propozycje nacjonalizacji części potrzebnych krajowi fabryk w przypadku wojny. Zwolennicy tej opcji argumentują, że poprzedni konflikt przyniósł znaczne trudności, jeśli chodzi o wolnorynkowe reguły gospodarki i zaopatrzenie w zgodzie z nimi oddziałów wyruszających na front. Chociaż mogłoby to ograniczyć w znacznym stopniu biurokrację, minister amunicji, C.D. Howe, sprzeciwia się takiemu pomysłowi, optując za subsydiami dla przedsiębiorców, którzy chcieliby przekwalifikować swoje zakłady na produkcję wojenną, co, według niego, podniosłoby efektywność zaopatrzenia armii kanadyjskiej w potrzebne jej uzbrojenie. Przy stanowczym poparciu gabinetu, jego propozycja zostaje przyjęta głosami głównie partii rządzącej, przy sprzeciwie konserwatystów.

    8 maja: Podczas przemówienia inaugurującego główną część obrad kongresu założycielskiego III Międzynarodówki, przewodniczący francuskiego Komitetu Uzdrowienia Publicznego, Marceau Pivert, w płomiennym przemówieniu zachęcił zgromadzonych na sali delegatów, aby po powrocie do swoich krajów podejmowali wszelkie możliwe środki w celu zaprowadzenia rządów ludowych. Tych, którzy przybyli z państw już syndykalistycznych, przekonywał do skutecznego utrwalania władzy ruchów lewicowych, zwracając uwagę na różnorodność w doktrynach, która nieraz przeszkadza w porozumieniu pomiędzy partnerami. Pomimo tego, według Piverta, Międzynarodówka powinna zjednoczyć się, aby obalić międzynarodową burżuazję i jej kapitalistyczną podbudowę.
    W tym samym dniu amerykański wywiad wojskowy próbował umieścić swojego agenta w otoczeniu jednego z ważniejszych delegatów, co jednak spaliło na panewce. Szczęśliwie, agent nie został wykryty i może okazać się przydatny w przyszłości.

    [​IMG]
    Wystąpienia Piverta wysłuchało kilkuset delegatów zgromadzonych na sali obrad oraz, za pośrednictwem radia, kilkadziesiąt milionów ludzi na całym świecie


    9 maja: Kolejny dzień obrad paryskiego kongresu – tym razem zaniepokojeni społeczną sytuacją Hiszpanii Francuzi, w nadziei na rychłą rewolucję u swego południowego sąsiada, deklarują poparcie dla głównej centrali syndykalistów na Półwyspie Iberyjskim: CNT – FAI. O to samo proszą inne kraje, ale jedynie Związek Brytanii deklaruje bezwarunkową pomoc – inne państwa wolą zająć się swoimi problemami wewnętrznymi. Mimo to, delegat hiszpański jest niezmiernie zadowolony z takiego stanu rzeczy, co odbija się szerokim echem w prasie europejskiej i południowoamerykańskiej.

    10 maja: Francja, Brytania i Meksyk zagwarantowały swoje poparcie dla Jacka Reeda, którego przemówienie nagrodzono jak dotąd najdłuższymi na Kongresie oklaskami. Tak jawne opowiedzenie się po stronie CSA może pogrążyć nie tylko już nie najlepsze stosunki Stanów Zjednoczonych z Meksykiem i Francją, ale także z Brytanią, z którą dotychczas Waszyngton przebywał w serdecznych, można by nawet rzec – przyjacielskich – stosunkach. Działania Departamentu Stanu ograniczyły się jednak tylko do wysłania noty dyplomatycznej Francuzom, w której wyrażono zaniepokojenie rozwojem sytuacji, mając na uwadze ważne dwustronne umowy handlowe.

    [​IMG]
    Poparcie udzielone Reedowi przez państwa syndykalistyczne może doprowadzić do znacznego oziębienia się stosunków między nimi, a Waszyngtonem

    Interesy USA zostały nadszarpnięte także w Ameryce Łacińskiej. Pomimo niedawnego sojuszu między Panamą a Zjednoczonymi Prowincjami, syndykalistom udało się przejąć władzę w Panama City poprzez określany szumnie mianem rewolucji wojskowy pucz. Rząd, który ukonstytuował się jeszcze tego samego dnia, z Floydem N. Brittonem na czele wypowiedział umowę sojuszniczą, a także zagroził przejęciem strefy Kanału Panamskiego w przypadku planów wysłania dodatkowego kontyngentu żołnierzy amerykańskich w ten rejon. Zjednoczone Prowincje powstrzymały się jednak od ataku na południowego sąsiada, tłumacząc się skomplikowaną sytuacją wewnętrzną Panamy, maskując tym samym nieporadność swojego własnego rządu i rosnące w kręgach żołnierskich poparcie dla radykalnej lewicy.

    [​IMG]
    Niemożność obrony Strefy Kanału metodami wojskowymi powoduje, że należy sięgnąć po bardziej subtelne środki

    11 maja: Ciąg dalszy kanadyjskich zmagań parlamentarnych z ustawą C-7 – tym razem omawiane były kwestie możliwego uzawodowienia armii. W przeciwieństwie jednak do zamierzeń gabinetu, Izba Gmin postanowiła rozszerzyć powszechny obowiązek służby wojskowej, wprowadzając przepis o mobilizacji każdego mężczyzny będącego w stanie nosić broń w przypadku zagrożenia macierzystych ziem Kanady lub nowej wielkiej wojny światowej. Wywołało to żywiołowy protest Michaela Duplesisa, deputowanego z Quebecu, który przez kilkadziesiąt minut blokować mównicę, sprzeciwiając się przelewaniu krwi francuskojęzycznych Kanadyjczyków za interesy wygnańców z Wielkiej Brytanii. Próby doprowadzenia niepokornego posła do porządku przez Speakera nie dały rezultatu, wskutek czego obrady przerwano aż do dnia następnego, co było wystarczającym powodem do przerwania protestu.

    Kongres Międzynarodówki, pomimo niedawnych rewolucji w Boliwii i Panamie, które zgłosiły chęć przyłączenia się do tego ruchu, uznaje Amerykę Łacińską za drugorzędny teatr działań w walce o „wszechświatową solidarność robotniczą”. Z jednej strony jest to pocieszające, gdyż tradycyjny obszar wpływów Waszyngtonu pozostanie mniej lub bardziej związany z USA, ale z drugiej – środki syndykalistów przeznaczone mogą być na destabilizację dużo ważniejszych ze względów gospodarczych, a dopiero w drugiej kolejności – politycznych regionach.

    [​IMG]
    Być może podporządkowanie Stanom Zjednoczonym rządu panamskiego okaże się łatwiejsze przy braku poparcia Paryża dla Ameryki Łacińskiej

    12 maja: W walce o rewolucję światową jednym z pierwszych priorytetów Międzynarodówki będzie udział kobiet w pracy ręka w rękę z mężczyznami. Choć w niektórych państwach kapitalistycznych podczas wojny większość zakładów produkcyjnych działała w głównej mierze dzięki kobietom, dla dość konserwatywnych społeczeństw europejskich deklaracja taka okazać może się niemałym szokiem. W przyjętej rezolucji delegaci nie ukrywali, iż głównym ich celem jest pobudzenie kobiet w tych krajach, w których pełnią wciąż drugorzędną rolę polityczną – zachęcali je o walkę o prawa wyborcze, ekonomiczne i zrównanie statusu z mężczyznami we wszystkich dziadzinach życia, rozpoczynając przez walkę o odpowiednie zapisy w konstytucjach. Dwa dni później władze Bengalu ogłaszają plan zjednoczenia Indii dzięki wspólnej pracy obojga płci, co spotyka się z potępieniem znajdującej się na południu subkontynentu Federacji Książęcej.

    [​IMG]
    Zrównanie pozycji kobiet i mężczyzn może okazać się dla Indii rewolucją na miarę wypędzenia angielskich kolonizatorów

    Przez Boliwię przetacza się fala nacjonalizacji. Rząd syndykalistyczny, w porozumieniu ze sprzyjającą mu częścią poprzedniej ekipy ogłosił upaństwowienie wszystkich żywotnych dla interesów państwa dziedzin gospodarki i ponowne przyjęcie do pracy zwolnionych przez zagranicznych „inwestorów” pracowników. W sytuacji odpływu kadry zarządzającej utrzymanie poziomu usług i produkcji może okazać się jednak trudne, jeśli nie niemożliwe. Być może pogrążona w kryzysie Boliwia cofnie się przez nieodpowiedzialną politykę do poprzedniego stulecia, prowadząc do zupełnego upadku swojej państwowości, stwarzając przykład dla przyszłych pokoleń na to, jak nie należy przeprowadzać reform.


    14 maja: Niemcy przeżywają wydanie nowej książki wojennej, opartej na pamiętniku bohatera z frontu zachodniego i kampanii rosyjskiej – Adolfa Hitlera. „Adolf Hitler: Mein Kampf” zbiera bardzo pozytywne recenzje w prasie i jeszcze przed jej pokazaniem się na rynku zostały wykupione prawa do nakręcenia na jej podstawie filmu. Pomimo kryzysu ekonomicznego, w księgarniach trzeba zapisywać się w specjalnie tworzonych komitetach kolejkowych, tak wielkie jest zainteresowanie. Również sam protagonista odbiera wyrazy czci swoich rodaków, a na jego grobie można znaleźć wieńce z dedykacją „Chwała Hitlerowi”, które to hasło rozpropagował wydawca powieści.


    15 maja: Dwie największe potęgi syndykalistyczne – Francja i Brytania wydają wspólną deklarację potępiającą „biały terror”. Dokument, w oczywisty sposób skierowany przeciwko Niemcom i Kanadzie, staje się także inspiracją dla ruchów lewicowych w innych częściach świata, w związku z czym mnożą się ataki „odwetowe” na władze i służby bezpieczeństwa na wszystkich kontynentach. Przywódcy Międzynarodówki odcinają się jednak oficjalnie od aktów przemocy, propagując walkę metodami pokojowymi. Nieoficjalnie mówi się jednak o tym, że większość z zamachów sponsorowana była przez sygnatariuszy apelu.

    [​IMG]
    Chociaż największy oddźwięk deklaracja wywarła w Berlinie, Ottawie i Algierze, również inne państwa zastanawiają się nad podjęciem odpowiednich kroków zaradczych

    Aby załagodzić napięcia społeczne, a tym samym przedłużyć swoją władzę, Rada Dyrektorów AlgOstAsien GmbH zadecydowała o nawiązaniu współpracy z lokalnymi elitami, z których pochodzić będą nowi ministrowie w Radzie Zarządzającej. Ponadto, wszystkie tradycyjne struktury społeczne oraz w niektórych przypadkach – polityczne. Stanowi to poważny zwrot w polityce tego azjatyckiego państwa po wprowadzeniu represji ze stycznia w wyniku spalenia głównego biura w Guilin. Nacjonaliści chińscy domagają się jednak pełnej sinoizacji kompanii i opuszczenia jej terenów przez niemieckich kolonizatorów, którzy wciąż oskarżani są o biedę i zacofanie w części Chin.


    16 maja: Coraz bardziej możliwe wydaje się zagrożenie wojną na Półwyspie Apenińskim – zajmująca południową jego cześć Republika Obojga Sycylii zabiega na paryskim kongresie o poparcie Międzynarodówki dla jaj planów „drugiego Risorgimento”, w oczywisty sposób wymierzonego przeciwko Federacji Włoskiej pod przewodnictwem papieża. Sycylijczycy musieli się jednak spotkać z rozczarowaniem – z bardziej znaczących członków organizacji jedynie Francja zagwarantowała swoją pomoc w aspekcie gospodarczym i militarnym, pozostałe delegacje zapowiedziały jedynie wsparcie polityczne, bądź też kulturalne.

    [​IMG]
    Poparcie udzielone przez Francję Sycylii stawia papierskie Włochy w wyjątkowo trudnym położeniu

    Niespokojnie zaczyna robić się w Japonii – niedawny list Brytyjczyków i Francuzów potępiający „biały terror” kolportowany jest nielegalnie w środowiskach robotniczych. Szczególnie widoczne było to w okręgu Niigata, który stanowi ważne centrum przemysłowe Kraju Kwitnącej Wiśni, a w którym pracownicy fabryk zorganizowali demonstrację wzywającą do nieposłuszeństwa rządowi cesarskiemu. Protesty okazały się tragiczne w skutkach – po fiasku działań policji, na ulice miasta wysłano wojsko z misją stłumienia rozruchów. Strzelanina do której doszło, zakończyła się bilansem kilkudziesięciu ofiar śmiertelnych oraz kilkuset rannych, ponadto na obszarze całego cesarstwa rozważa się wprowadzenie stanu wojennego.


    17 maja:Kongres syndykalistów zdominowany został, wbrew wcześniejszym ustaleniom, przez sprawę niemiecką. Planowana na ten dzień debata o roli ruchu robotniczego w przezwyciężeniu światowego kryzysu zakończyła się już po trzech godzinach, nie wzbudzając większego zainteresowania. Większość delegatów w jej trakcie znajdowała się poza Pałacem Ludowym, na konferencji zorganizowanej w obronie związków zawodowych działających w Rzeszy – najbardziej radykalni delegaci domagali się wypowiedzenia wojny cesarskim Niemcom, jednak rząd francuski stanowczo uciszył takie spekulacje, ogłaszając po raz kolejny, iż Międzynarodówka to organizacja całkowicie pokojowa. Nieoficjalnie jednak, dzięki agentowi o kryptonimie Z-15, umieszczonym w sekretariacie Kongresu, Waszyngton dowiedział się o nieuniknionym konflikcie francusko – niemieckim, na który jest jeszcze, zdaniem Francji, po prostu zbyt wcześnie.

    [​IMG]
    Chociaż wojenne zapędy cześci twardogłowych syndykalistów zostały ukrócone przez Francuzów, ich prawdziwe intencje nakazują przemyślenie polityki wobec ich kraju

    Szykują się przetasowania terytorialne w Afryce – kontrolowane przez Niemców Wolne Państwo Środkowoafrykańskie proponuje Portugalii rozmowy w sprawie przyszłego losu ich kolonii – Angoli i Mozambiku. Premier Salazar na wieść o tym wpada we wściekłość, karząc wyrzucić afrykańskiego emisariusza. Nie wygląda jednak na to, aby administracja Goeringa łatwo dała za wygraną – skoro wysunęli teraz propozycje, niewykluczone, iż w niedalekiej przyszłości pojawią się po prostu żądania.

    Bengal, wsparty moralnie przez III Międzynarodówkę, rozpoczyna na swoim terenie reformy administracyjne, mające na celu ostateczną unifikację kraju pod względem prawno – urzędowym. W dłuższej perspektywie zmiany te mają prowadzić do wytworzenia się nowej warstwy biurokratów na wzór francuski i gruziński. Negatywne strony przyjętych rozwiązań, jak na przykład powstanie de facto nowej kast kontrolującej państwo, uchodzą uwadze sojuszników politycznych Bengalu i dziennikarzy w większości zachwyconych perspektywą „ucywilizowania” wciąż na wpół anarchistycznych i niekiedy określanych jako dzicy mieszkańców, nie bacząc na wielowiekowe dokonania kultury Hindusów i innych grup etnicznych zamieszkujących rejon delty Gangesu.

    Administracja została poddana również reformom w Rosji – socjaldemokratyczny rząd Cereteliego, przymierzając się do napisania nowej konstytucji rosyjskiej, wyznacz Moskwę na nową stolicę państwa, kończąc tym samym spór z Piotrogrodem, jednak rozpalając na dobre burzliwą debatę w Dumie Państwowej, podczas której atakują go przedstawiciele wszystkich właściwie ugrupowań parlamentarnych, łącznie z rządzącą koalicją. Protesty jednak na nic się nie zdają – rozpoczęto przygotowania do przeniesienia rządowymi pociągami archiwów kilku ministerstw, znajdujących się w Piotrogrodzie oraz wydzierżawienia opuszczonych w ten sposób budynków inwestorom prywatnym.

    [​IMG]
    Ustanowienie Moskwy stolicą jest zapewne częścią planu konsolidacji władzy realizowanego przez rząd Cereteliego

    Nad ranem, dnia siedemnastego maja Roku Pańskiego 1936, w Pałacu Apostolskim umiera zwierzchnik Kościoła katolickiego, Ojciec Święty Pius XI. Według oficjalnego komunikatu Stolicy Apostolskiej, papież od kilku tygodni dość poważnie chorował, jednak w kilku dniach poprzedzających zgon jego stan znacznie się pogorszył. Katolicy na całym świecie uczestniczą w nabożeństwach żałobnych, natomiast do Rzymu spływają kondolencje i wyrazy współczucia. Ciało zmarłego przygotowywane jest do wystawienia na widok publiczny, a tymczasowy zarząd nad Watykanem, jako kardynał kamerling, przejmuje Theodor Innitzer, niegdyś arcybiskup Wiednia.
    Nie bacząc na owe tragiczne wydarzenia, Cesarstwo Austriackie przekazuje włoskiemu MSZ notę dyplomatyczną, w której żąda korony włoskiej dla potomka bocznej linii Habsburgów – księcia Józefa von Ostrreich-Toskana, zwanemu w kraju Giuseppi, a który pełni aktualnie funkcję dowódcy armii federalnej. Stolica Apostolska kategorycznie odmawia, natomiast kardynał Innitzer zwołuje przebywających w promieniu pół dnia drogi pociągiem kardynałów na przyspieszone konklawe w stanie wyższej konieczności, które ma wybrać ekspresowo nową głowę Kościoła. Zamiar ten udaje się zrealizować pomyślnie i jeszcze tego samego dnia w oknie bazyliki św. Piotra pojawia się Ojciec Święty Juliusz IV, czyli sam Innitzer. Rozwścieczeni Austriacy wypowiadają papieskim Włochom wojnę.

    [​IMG]
    Śmierć Ojca Świętego Piusa XI...

    [​IMG]
    ...i reakcja ze stwony Wiednia

    18 maja: Wrogie działania rządu panamskiego zmusiły amerykański wywiad wojskowy MI-8 do podjęcia zdecydowanych akcji – skoro niemożliwe okazało się zwiększenie kontyngentu w strefie Kanału Panamskiego, podjęto próbę przerzucenia agenta na obszar niemalże otwarcie wrogiego Stanom Zjednoczonym państwa – podczas próby przekroczenia granicy został jednak zastrzelony przez panamską straż graniczną, jak potem tłumaczył tamtejszy rząd – całkowicie przez pomyłkę. Jest to kolejna klęska szefa wywiadu, Williama Friedmana, którego pozycja staje się z każdym dniem słabsza.

    [​IMG]
    Wobec nieudanej akcji wywiadu, trzeba będzie pomyśleć nad szczegółowym zanalizowaniem jego niedociągnięć

    19 maja: Zakończył się założeniowy kongres III Międzynarodówki. Nie podpisano, co prawda, żadnej deklaracji końcowej, jednakże dokumenty sporządzone w jego trakcie stanowić mają podstawę działań ruchu syndykalistycznego na kolejne lata. Chociaż i tak przedłużony o niemal dwa tygodnie z powodu ilości omawianych zagadnień, zjazd zakończył się, zdaniem obserwatorów, pod wpływem wydarzeń we Włoszech i związanego z nimi zamieszania w szeregach francuskich i sycylijskich, co stanowić może przesłankę o włączeniu się tychże państw do konfliktu włoskiego w najbliższym czasie.


    24 maja: Niespokojnie od kilku dni było na granicy włosko – sycylijskiej. Chociaż obie strony patrzyły na siebie dotąd z nieufnością, teraz okazywać zaczęły sobie jawną wrogość, podsycaną przez płynącą z ust lewicowych agitatorów i katolickich fanatyków propagandę. Wczesnym rankiem, nieopodal posterunków sycylijskiej Straży Przybrzeżnej, doszło do strzelaniny, nie pierwszej zresztą na tym obszarze w przeciągu tygodnia. Tym razem zginął jednak sycylijski żołnierz, kapral Marcone, którego śmierć podano jako przyczynę wypowiedzenia wojny Federacji Włoskiej przez Republikę Obojga Sycylii. Wojska sycylijskie przekraczać zaczęły w wielu miejscach granicę, napotykając jednak na znaczny opór przeciwnika. Z pomocą bratniemu narodowi przybyła Francja, która kilka godzin później, bez wypowiedzenia wojny, najechała północne Włochy, pod pretekstem „ochrony ludności francuskojęzycznej przed naporem niemieckim”. Federacja znalazła się tym samym w sytuacji bez wyjścia, jako że nie jest ona na tyle silna, by prowadzić działania zbrojne na trzech frontach jednocześnie.

    [​IMG]
    Wobec agresji sycylijsko - francuskiej, papieska Federacja Włoska znalazła się w potrzasku

    25 maja: Parlament Kanady zakończył trwające przez trzy tygodnie prace nad ustawą C-7, która zostaje przyjęta, pomimo pojawiających się ze wszystkich opcji na scenie politycznej słów o zgniłym kompromisie, który tak naprawdę niewiele daje. Jedynie gabinet Mackenziego Kinga zdaje się być zadowolony z przekazanego Izbie Lordów projektu, którego zatwierdzenie wydaje się być już zupełną formalnością. Jak mówią krytycy kongresu Międzynarodówki – Kanadyjczycy potrafili przynajmniej przelać na papier swoje końcowe ustalenia, w przeciweiństwie do syndykalistów.


    Wojna włoska - kalendarium
    Po wypowiedzeniu wojny Federacji Włoskiej przez Cesarstwo Austriackie, wojska tego ostatniego wyprowadziły jeszcze tego samego dnia atak w regionie Mediolanu, który zajęli 18 maja. Ten sam dzień przyniósł również przegraną dla wojsk papieskich bitwę pod Ferrarą – wygląda na to, iż linia obrony na Padzie okazała się wielką klapą strategów włoskich. Być może dzieje się tak dlatego, że czołowy wojskowy tego kraju przebywa obecnie w Austrii.
    19 maja wojnę Włochom wypowiadają parlamenty lokalne Galicji i Bośni, choć ma to znaczenie jedynie symboliczne. Tego samego dnia Ferrara wpada w ręce austriackie.
    21 maja parlament Węgier uchwalił deklarację wojny, dołączając do koalicji habsburskiej, natomiast trzon sił cesarskich skutecznie wyprowadza natarcie na Bolonię, tracąc jednak Mediolan, który jeszcze wiele razy przechodzić będzie z rąk do rąk.
    23 maja do walki przystępuje Chorwacja, natomiast siły Austriaków ponownie zwyciężają pod Bolonią i Ferrarą, zatrzymując tym samym kontrnatarcia włoskie i jeszcze dobitniej potwierdzają ten stan dzień później.
    24 maja Federacja Włoska znalazła się w potrzasku, atakowana od północy przez Francuzów, natomiast od południa – przez Sycylijczyków.
    25 maja to natomiast dziań pierwszego ważnego sukcesu armii papieskiej – zajęty został klasztor na Monte Cassino, który daje strategiczną przewagę w całym regionie, przez co przynajmniej na jednym odcinku frontu łatwiej będzie się utrzymać. W tym samym czasie Francja wygrywa jednak bitwę o Niceę, zajmując miasto i kontynuując marsz w kierunku Genui, która pada kilkadziesiąt godzin później.
    26 maja – dwa ataki austriackie zostają powstrzymane na przedpolach Mediolanu, którego bronią dzielnie dywizje Juliusza IV.
    28 maja Sycylijczycy próbują odzyskać Monte Cassino, jednak wszelkie ataki spalają na panewce, pomimo wzrastającego wsparcia artyleryjskiego i lotniczego.
    29 maja ma miejsce ostatnia bitwa w tym miesiącu – nieudana z punktu widzenia Włochów operacja mająca na celu przepędzenie Francuzów z opanowanej przez nich Genui.

    [​IMG]
    Front włoski na przełomie maja i czerwca 1936


    [​IMG]

    ==========================================================
    Odcinek powinien właściwie nazywać się "Powrót zza grobu", ale możecie uznać go za prezent na Boże Narodzenie ;). Kolejny ukaże się już w 2009 i nie będzie takich monstrualnych rozmiarów, jak obecny. Wszystkim, którzy dotarli do tego momentu, a także tym, którzy nie dotarli albo obejrzeli tylko screeny, życzę wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku.
    Stay tuned.
     
  8. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union
    Maj 1936


    Odcinek 6
    We, the People
    (My, Naród)


    Dzielnica robotnicza
    Detroit, Michigan
    5 czerwca 1936, godz. 17:16



    Zajmowane przez Sama i jego kolegów mieszkanie spowijał gryzący nieprzyjemny dym, który pomimo otwartego okna nie chciał się ulotnić. Postronny obserwator mógłby domniemywać, iż w środku zaczyna się właśnie pożar, jednak rzeczywistość dawała zgoła inną, bardziej prozaiczną odpowiedź – źródłem dymu był przygotowywany właśnie na węglowej kuchni obiad.
    -Dammit, Sammy, chcesz nas zaczadzić, czy co? Jeszcze parę takich akcji i cała kamienica padnie tu trupem – denerwował się Tom.
    -No jasne, oczywiście wszystko przeze mnie, jak zwykle zresztą. Gdybyś nie wiedział, to ci jeszcze raz przypomnę – to nie ja wymyśliłem tę idiotyczną akcję bojkotu zakładowych stołówek, tylko jacyś szaleńcy ze związków... a zresztą sam ich wtedy poparłeś, więc cierp. Jak przyjdzie twoja kolej, to ciekawe, czy też cienko zaśpiewasz... o ile nas nie spalisz żywcem – na twarzy Sama pojawił się szelmowski uśmiech.
    -Dobra, masz rację... ale to nie zmienia faktu, że zaraz tu przyjedzie straż pożarna. A co do tego bojkotu – to on jest faktycznie potrzebny, ale nam nie wychodzi, jak zresztą widać. Przypilnuj przez chwilę tej kuchni, może jak otworzę drzwi, to trochę wywieje tego cholerstwa... - Tom nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę wejścia do mieszkania.
    -Jak tam sobie chcesz – mruknął Sam, niechętnie obracając się w stronę garnków. Jego przyjaciel tymczasem chwycił za klamkę, przy czym nie zdążył jej nacisnąć, słysząc znajome skrzypienie. „Muszę wreszcie naoliwić te zawiasy” - pomyślał. W korytarzu, na który wyleciał kłąb dymu, stał Simms i z krzywym uśmiechem spoglądał na współlokatora.
    -Podsłuchiwałeś! Wiesz co, jak mogłeś, ty bezczelny...
    -Ano... - przerwał mu Murzyn – i miałem z was naprawdę niezły ubaw. A teraz zejdź mi łaskawie z drogi, Tommy – zdecydowanym krokiem wszedł do mieszkania.
    -Hej, Sam. Widzę, że cię zagonił do garów – cóż, tak bywa – skomentował, prezentując dumnie swoje uzębienie. A jak już tu stoisz, łap – Simms rzucił w stronę Sama worek z jakimiś nasionami, które okazały się być fasolą. Tom obrzucił go pytającym spojrzeniem.
    -Wiem, wiem, dzisiaj jest twoja kolej. Ale po pierwsze – mam dzisiaj dobry humor – zaraz powiem wam, dlaczego – a po drugie, dostałem tę fasolę całkiem tanio, a ona ma jedną zaletę – nie da się jej spalić, right? no i ci Gwatemalczycy, czy skąd oni tam są, mają jej już serdecznie dość. Nie pytajcie o szczegóły – widząc zdziwione twarze towarzyszy, uprzedził pytanie – to długa historia, sam nie znam wszystkich szczegółów.
    -No, w porządku, ale w tak dobrym nastroju tośmy już cię dawno nie widzieli... coś jest na rzeczy, mam rację? - Sam widocznie przeczuwał jakaś niezwykłą wiadomość.
    -Hej, hej, człowieku, po kolei... Otóż stojący tu przed wami Robert B. Simms, murzyński robotnik z fabryki Forda, wrzuć wreszcie tę fasolę do garnka, Sam, a nie tak patrzysz, jak sroka w gnat, został właśnie – przerwał na chwilę celem zbudowania większego napięcia – delegatem na kongres CSA w Chicago! Chłopaki, taka rzecz zdarza się raz w życiu!
    -Zaraz, zaraz – to znaczy, że będziesz wybierać kandydata na prezydenta? Simms, ty cholerny farciarzu! Człowieku, gdybym tylko mógł pojechać tam z tobą – rozmarzył się Tom.
    -Sorry, mate – pokręcił głową Murzyn – ale bilet mam tylko dla jednej osoby, wejściówkę zresztą też. Nie da rady. Ale w jednym masz rację – faktycznie mi się poszczęściło. No, ale działalność związkowa na coś się wreszcie przydała, a nie tylko idź na demonstrację, bojkotuj stołówkę, rozlep plakaty, czy inne takie bzdury.
    -Zaraz, zaraz, to ty chcesz powiedzieć, że to są bzdury? Taki działacz jak ty nam to mówi? To po co jedziesz na ten cały kongres, co? Zajadać sobie lunchyki z jakimiś bonzami? A my tu wszyscy z głodu niedługo pomrzemy...
    -Po pierwsze, nie pomrzecie, po drugie: bojkot się niedługo skończy, bo powoli uginają się pod naszymi żądaniami. Niby zamknięcie stołówek to dla nich oszczędność, ale nasze... argumenty... mocno przemawiają im do głowy, więc przestań biadolić. Ale jeśli komukolwiek wypaplasz, że wiesz o przebiegu negocjacji, to nie chciałbym być w twojej skórze – twarz Murzyna przybrała srogi wygląd, niepodobny do tego, który dobrze znali jego koledzy – tu się rozgrywają dużo większe rzeczy, ale ja wam, oczywiście, nic nie mówiłem. Rozumiemy się?
    -Jasne – chórem przytaknęli obaj.
    -To kiedy wyjeżdżasz? - zapytał jeszcze zaciekawiony Tom.
    -Kongres zacznie się dziesiątego, więc dziewiątego rano już mnie tu nie będzie. Za pół tygodnia z lekkim hakiem będziecie mieć ode mnie spokój na kilka dni. Ale nieważne – rzucił, oglądając się w stronę kuchni – co tam z tą fasolą?


    [​IMG]
    Podwórze kamienicy, w której mieszkali Sam, Tom i Simms


    Centrala CSA
    Chicago, Illinois
    14 czerwca 1936, godz. 13:44



    Simms czuł się nieswojo na sali obrad, gdzie przebywali obecnie wszyscy delegaci. Być może i było tam sporo robotników fabrycznych, z którymi można było łatwo znaleźć wspólny język, nawet spora grupa Murzynów oddelegowanych z różnych stanów, w szczególności z Południa, ale ciągle coś nie dawało mu spokoju. Pierwsze zetknięcie z wielką polityką niewątpliwie wstrząsnęło nim – zakulisowe rozmowy, nagabywania przedstawicieli różnych stronnictw i frakcji, a przede wszystkim traktowanie szeregowych przedstawicieli klasy robotniczej jak maszynek do oddawania głosów obróciło w perzynę wyobrażenia o solidarności i braterstwie, nie wspominając nawet o ambicjach młodego mężczyzny z Detroit. No, ale przynajmniej jedzenie było dobre – zawsze to miła odmiana po kilkunastu dniach własnego gotowania. Szczerze mówiąc, nudziło mu się – oczekiwanie na wyniki ostatniego już głosowania mogło być ekscytujące dla niektórych chłopaków ze Środkowego Zachodu, ale nie dla Simmsa, który starał się raczej nie zmącić powagi sytuacji głośnym ziewnięciem, które zbierało się w nim od jakiegoś czasu. Wreszcie, zza kulis ozdobionych różnokolorowymi sztandarami związków zawodowych i narodowymi wyszedł prowadzący obrady sekretarz, nieznany mu bliżej niejaki Hoan – nigdy wcześniej o nim nie słyszał, najwyraźniej facet musiał pracować gdzieś głęboko w centrali na jakimś mało eksponowanym stanowisku. W kilka chwil zdołał dokonać jednak rzeczy niemożliwej – zwrócił na siebie uwagę niemal całej sali, a trzykrotne zapukanie w trzeszczący nieco za bardzo mikrofon tylko dopełniło dzieła. Cisza, jak i tak panowała w tym miejscu, stała się grobowa – gdyby w powietrzu latały jakieś owady, z pewnością można by usłyszeć brzęczenie ich skrzydeł...
    -W głosowaniu numer osiemdziesiąt siedem, mającym na celu obranie kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych – zaczął sucho i bezceremonialnie, wygłaszając słowo za słowem niczym automat z filmów Chaplina – udział wzięło pięciuset czterdziestu trzech delegatów. Większość potrzebna do wyboru wynosiła dwustu siedemdziesięciu dwóch. Głosów nieważnych oddano czternaście. Na Jamesa Matticka oddano głosów sto pięćdziesiąt jeden – zgromadzenie niemalże eksplodowało od burzy oklasków, jaka zalała salę obrad od podłogi aż po sam sufit.
    -Jack! Jack! - krzyczał ktoś ze środkowych rzędów.
    -Reed na prezydenta! Jack Reed! Jack Reed! CSA! - wtórowały mu inne głosy rozsiane po cały pomieszczeniu. Jedynie zwolennicy Matticka mieli skwaszone miny, choć i oni przyłączyli się do owacji.
    -Ależ proszę państwa o spokój! - niemalże krzyknął do mikrofony sekretarz.
    -Proszę dać mi skończyć odczytywanie protokołu – powiedział już spokojniej, nerwowo postukując jednak w podium. Czyżby i on należał do przegranego stronnictwa?
    -Na Johna Reeda oddano głosów trzysta siedemdziesiąt siedem, przeto towarzysz Reed zostaje wybrany na kandydata Połączonych Syndykatów do urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki! - Salę ponownie zagłuszyły gromkie oklaski, podczas których zwycięzca, z dumnie podniesioną głową, zmierzał w kierunku podium.
    -Ech, szkoda... myślałem, że wybiorą Matticka. Ten Reed jakoś mi się nie podoba, wiesz... - szepnął Simmsowi klaszczący na lewo od niego Howard, na oko czterdziestoparoletni mieszkaniec Colorado.
    -No co ty – odpowiedział tak samo cicho czarnoskóry – przecież wiadomo było od początku, kto wygra to głosowanie. A kontrkandydat był potrzebny tylko do przeprowadzenia demokratycznej procedury.
    -Więc twierdzisz, Bob, że nie jesteśmy w niczym lepsi od Longa, który sam si nominował, skoro cały ten kongres to wielka lipa?
    -O nie, absolutnie! - głośne syknięcie zwróciło na siebie uwagę klaszczących wokół delegatów – To, że przywódca ma silne poparcie o niczym nie przesądza, jeśli dopuszcza do siebie różne opinie, a nie słucha tylko siebie, jak ten... - zmełł w ustach przekleństwo – Long i jego banda rasistów... ale patrz, Reed jest już na mównicy. Posłuchaj, może ciebie też przekona.
    -Towarzysze, bracia – zaczął syndykalistyczny lider – dziękuję wam za tak gorące owacje i tak fantastyczne przyjęcie mnie jako kandydata na ten wspaniały urząd. Jeszcze raz wam dziękuję, ale proszę, usiądźcie już – delegaci z wolna zajmowali swoje miejsca, a owacje ustępowały ciszy i skupieniu.
    -Dzisiejszy dzień jest dniem historycznym. Jest dniem historycznym nie dlatego, że wybraliście mnie na kandydata na urząd prezydenta. Nie, dzień ten tworzy historię, ponieważ po raz pierwszy od ponad stu pięćdziesięciu lat to naród, nie wąskie elity, upomniał się o władzę. Przypomnijcie sobie pierwsze słowa Deklaracji Niepodległości, towarzysze - „My, Naród”! I to nie ludzie z Waszyngtonu, którzy zajmują przez dziesiątki lat te same stanowiska są owym narodem, jesteście nim wy! Jesteśmy nim my! - krzyczał niemal do mikrofonu.
    -Jesteśmy nim my, tu właśnie zgromadzeni. Robotnicy i intelektualiści. Farmerzy i górnicy. Marynarze i lekarze. My wszyscy. Widzicie, towarzysze, efekty naszej pracy. To wreszcie naród, lud zamieszkujący tę wspaniałą ziemię przychodzi, aby upomnieć się o swoje prawa, aby wydrzeć je elicie polityków i bankierów, aby zwyciężyć w drugiej amerykańskiej rewolucji – rewolucji bezkrwawej, demokratycznej, bo zarówno ja, jak i wy nie chcemy przelewu krwi... ale niech nasi wrogowie nie myślą, że mogą nas bezkarnie dlatego atakować. Robotnik amerykański nie będzie poniżany od tej pory już nigdy, przez nikogo! - przez salę przetoczyła się burza oklasków, uciszona jednak po chwili przez samego Reeda.
    -Tu zaczyna się wasza rola, towarzysze. Proszę was dzisiaj, zanieście to, co tu słyszycie do swoich central związkowych, fabryk i rodzin. Niech zepsuty system kapitalistyczny padnie pod naporem mas ludowych niosących światu pochodnię syndykalizmu! A jego światło najjaśniej zaświeci w Stanach Zjednoczonych Ameryki!
    Chociaż Reed kontynuował swoje przemówienie, Simms niewiele z niego pamiętał. Kiedy po powrocie do Detroit współlokatorzy zapytali go o przebieg kongresu, był w stanie opowiedzieć o praktycznie wszystkim, oprócz mowy kandydata na prezydenta. Wiedział jednak jedno – właśnie rozpoczęła się walka. I nieważne, co mówiła góra – to będzie bój na śmierć i życie...


    [​IMG]
    Jedna z manifestacji poparcia dla decyzji Kongresy - Nowy Jork, 15 czerwca 1936


    Okolice Waszyngtonu
    Dystrykt Kolumbii
    20 czerwca 1936, godz. 07:14


    -Spóźnia się. Myślisz, że ściąganie go tu dwa dni po nominacji jest dobrym pomysłem? - szef FBI spojrzał na siedzącego obok generała MacArthura, jednak trudno mu było dostrzec na niej jakieś emocje w półmroku, jaki osnuwał pomieszczenie.
    -Sam dobrze wiesz, że nie mamy wyjścia. Friedmana nie mogłem dłużej trzymać na stanowisku, bo to by się skończyło kolejnymi rewolucjami na naszym podwórku. A Smith... cóż, to stanowczy człowiek, w dodatku sumienny, a co najważniejsze – mamy na niego kwity... chociaż to, co usłyszy, może go troszkę zszokować... Damn, ile twoi chłoptasie mogą wozić go po mieście? Na twoim miejscu nieźle bym ich za to zrugał, Ray.
    -Cóż, to nie do koń... - przerwał, usłyszawszy kroki na drewnianych schodach prowadzących na piętro domu. Po chwili drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł, a właściwie wleciał nowy szef amerykańskiego wywiadu, Gerald K. Smith. Agenci FBI zamknęli za nim drzwi i ciągnęli mu opaskę z oczu. Kiedy zobaczył, kto zasiada za biurkiem, zdziwił się jak mało kiedy.
    -Co? Jak to? Ja śmieliś... - zadawał nieskładnie pytania, wyraźnie oburzony, jednak generał szybko doprowadził go do porządku.
    -Siadaj – burknął, wskazując krzesło – mamy ci do powiedzenia parę ważnych rzeczy. Takich, o których nie mówi się na oficjalnych odprawach. Zapewne wiesz, dlaczego twój poprzednik poleciał ze stołka, prawda? Ale i tak ci o tym przypomnimy... otóż pan Friedman pracował uczciwie, sumiennie i tak dalej – tylko nie zrobił jednej rzeczy – nie zapobiegł trzem rewolucjom na naszym własnym zapleczu, a jego ludzie nie umieli nawet przedostać się tam, gdzie trzeba – więc Friedman grzeje teraz ciepłą posadkę w Departamencie Rolnictwa, a na jego miejscu siedzicie wy, Smith.
    -Jesteście obaj porąbani – dyrektor MI-8 z wściekłością wpatrywał się w rozmówców – po prostu porąbani...
    -Nie tak szybko, Smith, nie tak szybko... bo widzisz, mamy na ciebie takie ładne papierki. Wiemy, że kontaktowałeś się z Longiem, czyż nie – głos Wilbura był spokojny, jednak dało się w nim wyczuć nadchodzące niebezpieczeństwo – ale to było dawno i nieprawda, i, prawdę mówiąc, niewiele nas to obchodzi. Ale to – podsunął Smithowi kopertę – może cię pogrążyć na zawsze... Proszę bardzo, zajrzyjcie sobie do środka – po wyciągnięciu zawartości twarz szefa wywiadu zmieniła momentalnie kolor z czerwonego na trupio blady.
    -Fajne, nie? - MacArthur wydawał się być rozbawiony całą tą sytuacją – więc jak, będziemy współpracować, czy mamy to podesłać, komu trzeba?
    -Nie zrobicie tego. Gdybyście chcieli ujawnić te zdjęcia, nie powołaliby mnie na szefa wywiadu, więc możecie sobie je teraz wsadzić.
    -No popatrz, Douglas, jaki to on inteligentny... faktycznie, nie zamierzamy tego nikomu wysyłać – jeszcze. Jesteś nam potrzebny, Smith, a ile czasu zabawisz na stanowisku, to już zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Bo widzisz, masz tę jedną dobrą cechę, że nienawidzisz bolszewizmu i to cię z nami łączy.
    -I tu przechodzimy właściwie do sedna – wtrącił się generał – bo widzisz, bolszewicy, czy jak wolisz, syndykaliści, rozzuchwalili się ostatnio aż zanadto. Słyszałeś pewnie, co wygadywał Reed na tym ich kongresie... a jeżeli nie, to sobie w gazecie poczytaj. Widzisz, zamierzamy nie dopuścić do tego, żeby ta banda lewackich terrorystów przejęła w tym kraju władzę. I ty nam w tym pomożesz.
    -Ciekawe niby jak?! Ludzie, wy naprawdę jesteście porąbani. Jak prezydent się o tym dowie...
    -A myślisz, że prezydent o niczym nie wie, robaczku? Oficjalnie może nie, ale tak naprawdę od dłuższego czasu przymyka na nas oko – Smith drgnął nerwowo na swoim krześle – sekretarza wojny też lepiej nie nachodzić. Myślisz, że kto pomógł nam załatwić te fotki, hm? Więc siedź cicho i słuchaj dalej: mamy pod sobą wszystkie służby specjalne i trochę naprawdę opiniotwórczej prasy. Resztę kontroluje kto inny, ale ciebie to nie powinno interesować. Myślisz, że nie uda nam się wpłynąć na wyniki wyborów? - dyrektor MI-8 pokręcił głową – No to się grubo mylisz, chłopie. Ale dobrze, nie wyjaśniliśmy ci jeszcze twojej roli w całym tym przedsięwzięciu. Douglas, pozwolisz?
    -Oczywiście – odparł z uśmiechem MacArthur. Z tego, co udało się ustalić naszym skromnym siłom wywiadowczym za czasów Friedmana, czerwoni z Europy szykują pokaźną pomoc dla CSA i ich sojuszników. I teraz uważaj: większość z tych rzeczy ma zostać przewieziona przez Meksyk i Centroamerykę, a także Panamę. O nie, nie tak prędko – rzucił, widząc błysk w oku Smitha – nie zamierzamy wcale niszczyć, czy przejmować tych transportów. One mają znaleźć się w Stanach, ale z małymi dodatkami, jakie przerzucą do nich nasi agenci., Do tego parę incydentów granicznych, podstawieni przez FBI pośrednicy, standardowa robota. Nie oznacza to jednak, że macie puścić to wszystko niesprawdzone. Chcę wiedzieć, co zawiera każda skrzynia przewieziona przez granicę, czy to jasne?
    -Tak jest – odparł niechętnie szef wywiadu.
    -No, więc załatwione. Dalsze instrukcje dostaniesz we właściwym czasie, na razie zapoznaj się ze swoim poletkiem. I pamiętaj o zdjęciach, niech cię zmotywują do lepszej pracy, bo widzisz, ciebie nie zamierzamy na razie przenosić do Departamentu Rolnictwa po dymisji... Jesteście wolni, Smith. Agenci odwiozą was do biura, tym razem już bez opaski na oczach. Odmaszerować.
    Smith wstał niechętnie i udał się w stronę drzwi, w których zniknął, a za nim dwaj agenci. Słychać było jeszcze kroki na schodach, kiedy Wilbur odezwał się do generała:
    -Nie przeholowaliśmy nieco? Nie jestem pewien, czy te zdjęcia podziałają tak, jak powinny...
    -Spokojnie. On już wie, że jest teraz na naszej łasce. Jeśli spróbuje się wygłupiać, to się go doprowadzi do porządku. Czas zabawy się skończył, Ray, czy tego chcesz, czy nie. A to, że akurat my musimy utrzymać Amerykę na właściwym torze, zaczyna mnie coraz bardziej przerażać...


    [​IMG]
    Generał MacArthur w otoczeniu zaufanych współpracowników


    Bunkier pod Palazzo Chigi
    Rzym, Federacja Włoska
    29 czerwca, godz. 02:10


    -Wasze modlitwy najwyraźniej nie pomogły, eminencjo – kąśliwie stwierdził ambasador Long – wygląda na to, że Rzym zajmą niedługo Francuzi, a nie Austriacy. I to dużo szybciej, niż się tego spodziewaliście.
    -Panie ambasadorze – odrzekł kardynał Ottaviani – nasze wojska robiły wszystko, co w ich mocy, żeby opóźnić to natarcie, ale się nam nie udało. Z Sycylijczykami walczyło się dużo prościej, niż z Francuzami, to prawda, ale jest jeszcze sporo czasu na dokonanie ostatnich porządków. Mniemam, że wasi obywatele zostali już ewakuowani?
    -Tak, już kiedy obce wojska zbliżyły się do miasta na odległość stu kilometrów postanowiliśmy rozpocząć ewakuację... ale teraz są już tylko czterdzieści kilometrów stąd, więc lepiej będzie, żeby i ambasada zmieniła swoją lokalizację. Razem z personelem przetransportujemy te wszystkie cenne przedmioty, które zdeponowaliście u nas przed kilkoma dniami. Byłaby to wielka szkoda, gdyby kolejne cenne dzieła sztuki uległy zniszczeniu, jak wasz słynny posąg Dawida...
    -Niestety, taka jest wojna, Mr. Long – zasępił się kościelny hierarcha – mamy jednak nadzieję, że kiedy Rzym padnie – proszę na mnie tak nie patrzeć, to tylko kwestia czasu – zdołamy uniknąć podobnych wypadków.
    -Cóż, to już niekoniecznie będzie zależeć od was, eminencjo... tym bardziej, że francuskie lotnictwo nie zasypuje gruszek w popiele i wszyscy widzimy tego skutki.
    -Tak, faktycznie ma pan rację, ambasadorze. Na szczęście najcenniejsze obiekty nie stały się celem bombardowań, więc proszę nie tracić nadziei – kardynał nie był chyba sam przekonany co do wypowiadanych przez siebie słów.
    -Wasza nadzieja na niewiele się zda, kiedy znajdziecie się w zasięgu wrogiej artylerii, a biorąc pod uwagę tempo zbliżania się syndykalistów, stanie się to całkiem niedługo, więc tym ważniejsza jest sprawna ewakuacja. Właśnie teraz ciężarówki z waszymi cennymi dziełami powinny wyjeżdżać spod amerykańskiej ambasady. Miejmy tylko nadzieję, że żołnierze nie będą zatrzymywać poczty dyplomatycznej na każdym punkcie kontrolnym...
    -Nawet jeśli, to mają przecież upoważnienia od naszego Ministerstwa Kultury, prawda? O ile dobrze pamiętam, powinny zostać wam przesłane jakieś trzy – cztery dni temu. Nie macie ich, czyż nie? - zapytał niepewnie.
    -To prawda, takie dokumenty nigdy do nas nie dotarły z tego, co mi wiadomo... winny jest chyba cały ten wojenny chaos...
    -Chaos... był na początku i rządzi po... - przerwał, słysząc niemiłe dla ucha skrzypienie otwieranych grubych drzwi schronowych, w których pojawił się funkcjonariusz Gwardii Szwajcarskiej.
    -Eminencjo, panie ambasadorze – zasalutował przepisowo żołnierz – z przykrością muszę powiadomić panów, że francuskie kolumny nadchodzące od północy znajdują się już około dwudziestu kilometrów od miasta, natomiast opór z naszej strony pozostaje wciąż... - szukał przez chwilę odpowiedniego słowa – śladowy. W związku z tym, jeśli mamy rozpocząć ewakuację, to już naprawdę ostatni moment.
    -Dobrze – stwierdził duchowny – niech wszystko przebiega zgodnie z planem ustalonym wcześniej, kapitanie. Panie ambasadorze, chyba czas się pożegnać – wyciągnął rękę do Amerykanina – Miło było z panem współpracować, pomimo tych niewielkich zgrzytów. Do widzenia i niech was Bóg prowadzi... - obaj mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, po czym Long udał się do wyjścia, jednak zatrzymał się w pół drogi.
    -Eminencjo... jeśli zajdzie taka potrzeba, to na „Manitobie” znajdzie się dla pana miejsce. Gdyby coś się zdarzyło... proszę po prostu dać znać – propozycja ambasadora była szczera, choć obaj wiedzieli, że nierealna.
    -Dziękuję, Mr. Long – odparł Ottaviani – ale muszę wypełnić jeszcze jedną misję, którą zlecił mi Ojciec Święty. Niemniej jednak zachowam w pamięci pańską życzliwość. A teraz powinniśmy już chyba udać się każdy w swoją stronę...


    [​IMG]
    Jedna z ciężarówek użytych do przewozu skrzyń z dziełami sztuki


    Czerwiec upłynął spokojnie w porównaniu z pozostałymi miesiącami tego roku. Przywracanie porządku na terenie zbuntowanych niedawno stanów postępowało sprawnie dzięki udziałowi FBI w zarządzaniu dostępna infrastrukturą i wycofaniu regularnych oddziałów wojskowych z tego terenu. Pojawiać zaczęły się jednak głosy wzywające do ograniczenia roli służb federalnych w zarządzaniu Montaną i Wyoming, a także do zniesienia restrykcji, jakie zostały nałożone na ich mieszkańców. Szanse na taki obrót sprawy są jednak póki co nikłe, a wzmożone środki bezpieczeństwa utrzymane zostaną prawdopodobnie aż do listopada, aby umożliwić odpowiednie przeprowadzenie wyborów prezydenckich. Większa część społeczności lokalnej współpracuje jednak z agentami Biura, co dla decydentów w Waszyngtonie stanowi koronny dowód (zaraz obok braku właściwie jakichkolwiek protestów) na skuteczność przyjętej przez władze centralne strategii. Gorzej jednak przychodzi zapewnienie bezpieczeństwa międzynarodowego, szczególnie jeśli chodzi o „miękkie podbrzusze” Stanów Zjednoczonych. Podejmowane przez MI-8 kolejne akcje szpiegowskie wymierzone w Panamę kończą się fiaskiem, a jeden z agentów zostaje pojmany przy próbie nielegalnego przekroczenia granicy, co wywołuje międzynarodowy skandal dyplomatyczny i odwołanie Williama Friedmana ze stanowiska dyrektora wywiadu.
    W drugiej dekadzie miesiąca zebrał się w Chicago krajowy kongres Połączonych Syndykatów Ameryki, na którym delegaci ze wszystkich zakątków państwa debatowali na temat przyjętych w Paryżu decyzji oraz o jak najwierniejszym przeniesieniu ich na grunt amerykański. Żaden z obserwatorów nie spodziewał się jednak, że syndykaliści okażą się tak zgodni co do swoich decyzji – dotychczasowe podziały tegoż bloku na wiele wzajemnie podkopujących swoją pozycję frakcji pozwalało sądzić, iż obrady będą przebiegać w nerwowej atmosferze, natomiast stało się dokładnie odwrotnie. Istotną rolę odegrał w tym przedsięwzięciu mentor środowisk lewicowych – Aleksander Berkman (zmarły kilkanaście dni po zamknięciu Kongresu), który w liście skierowanym do obradujących delegatów zachęcał do jedności i wsparcia III Międzynarodówki poprzez przyjęcie zaleceń płynących z Europy dla całego świata. Wyniki poszczególnych głosowań i debat przyczyniły się także do szybkiego i spokojnego wyboru kandydata CSA na prezydenta, którym został już w drugim głosowaniu Jack Reed. Jego wystąpienie, w którym nawoływał do podjęcia wszelkich starań o rozszerzenie poparcia dla jego kandydatury wywołało falę protestów ze strony działaczy America First, którzy zorganizowali kilkadziesiąt demonstracji i pikiet „w obronie Ameryki przed zalewem bolszewizmu”. Sprawą zainteresowały się również służby specjalne, które mogą wywrzeć znaczący wpływ na wynik listopadowych wyborów prezydenckich.
    Kongres urastał powoli do rangi głównego wydarzenia medialnego czerwca, jednak szybko po jego zakończeniu prasa, radio i telewizja znalazły sobie inny obszar zainteresowań. Można powiedzieć, że szyki syndykalistom pokrzyżowała sama natura, zsyłając na kraj falę upałów, jakiej próżno szukać w historii ostatnich lat. Sięgające powyżej trzydziestu pięciu stopni temperatury utrzymujące się przez wiele dni skutecznie odciągnęły zarówno zwykłych obywateli, jak też polityków od wygłaszania radykalnych opinii i organizowania protestów – zmęczony żarem lejącym się z nieba naród nie interesował się podobnymi inicjatywami, koncentrując się raczej na zapewnieniu sobie choć odrobiny chłodu. Ukrop zbiera też powoli swoje śmiertelne żniwo – ludzie starsi masowo padają ofiarami zawałów i udarów słonecznych, pomimo pomocy, jaką organizują dla nich lokalne władze. Według meteorologów, najgorsze ma dopiero nadejść, a słupek rtęci w kolejnych miesiącach zatrzymać może się powyżej kreski oznaczonej liczbą czterdzieści.
    Pomimo upałów, prace badawcze w Stanach Zjednoczonych idą pełną parą. Piętnastego czerwca zespół działający w Departamencie Wojny pod dowództwem generała Douglasa MacArthura przedstawia plan unowocześnienia zaplecza medycznego US Army. Nowy system szpitali polowych, który bazuje na doświadczeniach zdobytych w czasie walk z partyzantami w Montanie i Wyoming, pozwoli zredukować w niewielkim, ale istotnym stopniu straty wynikające z niedostatecznego wyposażenia oraz wyposażenia wojskowego personelu medycznego. Wdrożenie systemu nadzorować będzie Wydział Kontroli Departamentu Wojny, natomiast zespół generała MacArthura podejmuje się opracowania podłoża teoretycznego pod ewentualne przyszłe działania zbrojne. Potrzebę taką zgłaszali liczni oficerowie już od dłuższego czasu, wskazując na przestarzałe punkty regulaminu i szkolenia wojskowego, co stawiało Amerykę w tyle nie tylko za potęgami europejskimi, ale także za Kanadą.


    [​IMG]
    Alekszander Berkman - czołowy ideolog syndykalizmu amerykańskiego. Ikona za życia, ale czy też po śmierci?


    Wiadomości ze świata:​


    2 czerwca: Na potkaniu, do jakiego doszło w posiadłości karlistowskiego pretendenta do tronu Hiszpanii, Xaviera de Borbon – Parmy, podpisano deklarację o utworzeniu bloku ekonomicznego zrzeszającego państwa katolickie Starego Kontynentu. Pod sporządzonym na miejscu dokumentem podpisali się przedstawiciele Portugalii, Irlandii oraz Federacji Włoskiej. Ze względu na prowadzone działania wojenne, poparcia nie wyraziła Austria, której delegat uczestniczył również w obradach. Monarcha Habsburgów skłania się ku statusowi obserwatora, bądź też członka stowarzyszonego, jednak odmawia jakiegokolwiek oficjalnego omunikatu w tej sprawie do czasu rozstrzygnięcia wojny włoskiej. Warto również zaznaczyć, iż kongres przysporzył poparcia hiszpańskiemu stronnictwu karlistów, które coraz zuchwalej zaczyna patrzeć na możliwość uzyskania władzy w Madrycie w nadchodzących wyborach parlamentarnych.

    [​IMG]
    Przedstawiciele Ministertw Spraw Zagranicznych oraz Gospodarki czterech krajów gościli w Hiszpanii zaproszeni przez karlistów.

    Światowy kryzys gospodarczy zaczyna być dostrzegalny na Ukrainie. Gospodarka tego kraju od czasu zakończenia Wielkiej Wojny opierała się głównie na handlu zbożem, którego głównym odbiorcą były Niemcy. W obecnej sytuacji, rząd niemiecki woli jednak subsydiować własnych rolników, aby zapobiec zubożeniu wsi i wzrostowi radykalnych nastrojów społecznych, toteż wymiana z Ukrainą gwałtownie topnieje w ostatnich miesiącach. Kontrolujący większość urzędów i wojska właściciele ziemscy obawiają się, czy uda im się utrzymać obecną wysoką pozycję na terenach wiejskich, na których od lat narastał konflikt społeczny między panem a chłopem, któremu w sukurs przychodzi od niedawna coraz silniej Partia Socjaldemokratów Ukrainy kierowana przez Nikitę Chruszczowa.

    6 czerwca: Fale reform wdrażanych w Chinach przez cesarza Pu Yi nie kończy się, jak przewidywali niektórzy sinolodzy, a wręcz przeciwnie – nabiera coraz szybszego tempa. W odpowiedzi na wzmagające się problemy gospodarcze wielu krajów świata, Pekin zapowiada przekształcenie zacofanej gospodarki Cesarstwa Qing w „azjatyckiego tygrysa”, jednak aby tego dokonać, potrzebne będą znaczne nakłady środków na zwiększenie produkcji surowców, jeśli państwo nie chce popaść w zależność od importu podstawowych półproduktów. Pu Yi zgadza się z takim oglądem sytuacji i w porozumieniu ze swoim ministrem gospodarki wprowadza w życie plan podniesienia produkcji na rynek zarówno rodzimy, jak też zagraniczny. Ze wzrostem produkcji górnictwa ma iść także wzrost produkcji rolnej, która przyczyni się do lepszego wyżywienia niezliczonej rzeszy nowych robotników.

    [​IMG]
    W opracowaniu planu reform kluczową rolę odegrał Fu Zuoyi, cesarski minister ds. gospodarczych.

    9 czerwca: Prymat Niemiec w gospodarce światowej widoczny jest szczególnie w czasach obecnego kryzysu. Po Holandii, Hiszpanii i Ukrainie, których przyszłość wygląda coraz bardziej mgliście, kolejne uderzenie spadło na Afrykę. W latach dwudziestych przez terytorium Etiopii i Afryki Środkowej wybudowano linię kolejową, służącą do transportu surowców mineralnych z wnętrza kontynentu do portów nad Morzem Czerwonym, skąd statkami docierały one do Niemiec i ich krajów satelickich. Zmniejszający się popyt na rudy metali i węgiel sprawił jednak, że utrzymywanie tak kosztownego przedsięwzięcia przez Berlin stało się nieopłacalne. Od kwietnia trwały przymiarki do sprzedaży udziałów w spółce zarządzającej Koleją Afrykańską, jednak negocjacje prowadzone z Addis Abebą i Dar es-Salaam przedłużały się, natomiast straty rosły z każdym dniem. W końcu, oba zainteresowane państw uległy pod presją możliwej odsprzedaży całości infrastruktury zarządzanej przez spółkę inwestorowi prywatnemu, wyłonionemu w drodze przyspieszonego przetargu, a umowa została podpisana, chociaż stosunki między stronami rozmów nieznacznie ucierpiały.

    13 czerwca: Honduras, główny eksporter bananów w Ameryce Środkowej, dotknięty został „zarazą panamską”, która niszczy doszczętnie tegoroczne zbiory. Jak ustalili naukowcy, jest to odmiana miejscowego grzyba,m która atakuje bananowce przy samych korzeniach, nie dając im żadnych szans na przetrwanie. Rząd w Tegucigalpie szuka gorączkowo rozwiązania problemu, wiedząc, że Honduras w przypadku kryzysu gospodarczego wywołanego załamaniem eksportu padnie z całą pewnością ofiarą kolejnej lewicowej rewolucji. Aby zapobiec totalnemu upadkowi gospodarki, a co za tym idzie, państwa, wdrożona zostaje uprawa roślin, które powinny być odporne na działanie grzyba. Pospiesznie przeprowadzone badania nie dają jednak żadnej pewności, czy metoda ta okaże się skuteczna.

    [​IMG]
    W zapobieżenie katastrofie ekonomicznej zaangażował się osobiście Roberto Michelleti Bain, odpowiedzialny między innymi za sprawy rolnictwa Hondurasu.

    17 czerwca: Skandal dyplomatyczny na osi Stany Zjednoczone – Panama. Władze panamańskie, zdominowane przez syndykalistów i lewicowców wszelkiej maści dokonują przechwycenia agenta amerykańskiego wywiadu podczas próby przekroczenia granicy ze Strefą Kanału Panamskiego. Amerykanin kubańskiego pochodzenia, Jose Luis Diaz, zostaje zatrzymany pod zarzutem szpiegostwa przez straż graniczną i odeskortowany do Panama city, gdzie zaczynają się przygotowania do pokazowego procesu. Nieugiętość rządu w sprawie przekazania obywatela USA Waszyngtonowi prowadzi do zerwania jakichkolwiek rozmów kilka dni później, co może w przyszłości doprowadzić do zupełnego zerwania stosunków dyplomatycznych. Póki co, w Kongresie złożona została ustawa wcielająca w życie embargo handlowe wymierzone w Panamę, jednak Izba Reprezentantów odrzuciła projekt. Sprawa Diaza stała się też gwoździem do trumny szefa amerykańskiego wywiadu, Williama Friedmana, którego zastąpił na stanowisku Gerald Smith.

    [​IMG]
    Być może konieczne okaże się wzmocnienie garnizonu Strefy Knału Panamskiego w związku z nieprzewidywalną sytuacją polityczną.

    19 czerwca: Sytuacja wewnętrzna Litwy staje się powoli niepokojąca. Korzystając z osłabienia Niemiec oraz wzmożonych nastrojów nacjonalistycznych w społeczeństwie, grupa działaczy narodowych występuje z petycją do parlamentu o uchwalenie poprawki do konstytucji odbierającej językowi niemieckiemu status języka urzędowego. Pomysł ten popiera grupa posłów, którzy składają stosowny projekt. W wyniku nacisków kręgów zbliżonych do króla Mendoga III, zmuszeni są jednak do wycofania się z tej propozycji, w wyniku czego na ulicach Wilna, Kowna i kilku mniejszych miast dochodzi do demonstracji społecznych i starć z siłami policyjnymi. Spontaniczna reakcja społeczeństwa nie jest jednak w stanie zmienić polityki rządu, który silne związki z Berlinem przedkłada nad dobro własnych obywateli ku zadowoleniu wąskiej grupy niemieckiej arystokracji.

    [​IMG]
    Król Mendog III, sam z pochodzenia Niemiec, stawia dobre stosunki z Rzeszą na pierwszym miejscu.

    Dziewiętnasty czerwca jest dniem niezwykłym w historii Ukrainy – nazwany przez prasę „dniem trzech gabinetów” stanowi dowód na to, jak wrażliwa jest równowaga polityczna we wschodniej Europie. W wyniku mowy Chruszczowa, nazywanego „ludowym hetmanem” w Radzie Najwyższej, w której wezwał do natychmiastowego przeprowadzenia reformy rolnej, odebrania ziemi obszarnikom i rozszerzenia praw wyborczych na całą ludność tego kraju, upada rząd Pawła Skoropackiego. Nowym premierem zostaje sam Chruszczow, któremu król Wasyl I wręcza przed południem nominację. Przywódca socjaldemokratów czuje się na tyle pewnie, zważywszy na ogromne poparcie, jakie otrzymuje od niższych warstw społeczeństwa, że zapowiada plan przekształcenia Ukrainy w silne państwo w przeciągu zaledwie stu dni. Zamysł ten, opierający się na wywalczeniu Kijowowi niezależności poprzez wzmocnienie sił zbrojnych, wywołuje jednak popłoch wśród właścicieli ziemskich i burżuazji, która obawia się, iż nowo powołane wojska posłużą do przeprowadzenia lewicowego puczu, toteż wysyłają swoich przedstawicieli do monarchy, który wzywa do siebie szefa rządu krótko po godzinie dwudziestej, wręczając mu dymisję. Trzecim w przeciągu kilkunastu godzin premierem zostaje Omeljan Senyl, bardziej umiarkowany w swoich dążeniach. Upadek rządu Chruszczowa niesie za sobą jednak niepokojące reperkusje, jako że robotnicy i chłopi wychodzą na ulicę, żądając przywrócenia go na stanowisko.

    [​IMG]
    Ostatecznie zadanie sformułowania nowego gabinetu przypadło Omeljanowi Senykowi, jednak nowy premier ma przed sobą trudne zadanie uspokojenia niepokojów społecznych.

    24 czerwca: Odkrycie znacznych pokładów boksytów na Jamajce, należącej do Federacji Karaibskiej. Konieczność importowania praktycznie stu procent zużywanych przez gospodarkę tego państwa materiałów rzadkich stanowiła jej największą słabość. Kiedy już pojawiła się szansa na przezwyciężenie tych trudności, pojawił się kolejny problem – inwestycja w wydobycie okazałaby się bardziej kosztowna, niż rząd w Georgetown był w stanie zapłacić. Naturalne w tym momencie propozycje, aby uzyskać kredyt na preferencyjnych warunkach w Banku Karaibskim bądź też w Kanadzie zostały storpedowane przez członków parlamentu obawiających się kosztów jego spłaty, a także zobowiązań międzynarodowych, jakie mogłyby wynikać z jego zaciągnięcia, także Jamajka musi poczekać na swoją szansę jeszcze przez co najmniej kilkanaście miesięcy, jeżeli nie lat.

    29-30 czerwca: Wojna włoska, pierwszy od lat konflikt zbrojny w Europie, ma się ku końcowi. Dwudziestego dziewiątego czerwca, w godzinach porannych, na przedpolach Wiecznego Miasta rozegrała się przedostatnia bitwa między wojskami papieża a syndykalistyczną Francją. Żołnierze włoscy, których morale zostało poważnie nadszarpnięte serią klęsk, jakich ich armia doznała w ostatnich dniach, próbowali przenieść starcie do miasta, licząc na lepsze warunki obrony, jednak systematycznie wypierani byli z kolejnych dzielnic Rzymu, aż w końcu kontrolowali jedynie lotnisko, z którego kilka godzin wcześniej odleciał papieski samolot. O godzinie siedemnastej i ten ostatni punkt oporu upadł, a desperacka próba odbicia stolicy przez przebywające w pobliżu oddziały zakończyła się klęską. Syndykalistom nie udało się, co prawda, pojmać papieża, lecz w ich ręce wpadł kardynał Ottaviani, który, jako najwyższy rangą członek włoskiego rządu, podpisał dzień po upadku Wiecznego Miasta akt kapitulacji, na mocy którego wszystkie pozostające na wolności siły Federacji Włoskiej złożyć miały broń i poddać się Francuzom. Większość szeregowych żołnierzy wybrała jednak dezercję, a co za tym idzie, do obozów jenieckich trafiła jedynie niewielka część armii.

    [​IMG]
    Upadek Rzymu staje się niebezpiecznym precedensem na Starym Kontynencie. Pytanie, czy syndykaliści poprzestaną na Włoszech, pozostaje otwarte

    Wojna włoska – kalendarium:
    1 czerwca – Siły Federacji Włoskiej kontynuują natarcie na Sycylijczyków, odnosząc pewne sukcesy, z których najważniejszym jest wyparcie się wroga spod miasta Pescara.
    3 czerwca – Kolejny austriacki atak na Mediolan zostaje odparty przez Włochów, jednak przechodzące z rąk do rąk miasto z każdym dniem niszczeje, natomiast mieszkańcy odczuwają dotkliwie przerwy w dostawach wody i prądu.
    7 czerwca – Tym razem nie udało się obronić Mediolanu, z którego w popłochu uciekają niedobitki włoskiej armii. Po zaciętych i krwawych walkach wydaje się, że miasto znajdzie się na stałe pod habsburską kontrolą.
    10 czerwca – Włosi próbują jeszcze raz odbić Mediolan, jednak pozycje austriackie okazują się zbyt trudne do zdobycia. Poprzez swoją dominację w regionie, Austria odcina od kontaktu z Rzymem regiony Turynu i Grenoble.
    11 czerwca – Wydaje się, że w walce z Austriakami nie wszystko stracone – zwycięska ofensywa pod Bolonią udowadnia, że w tej wojnie może być jeszcze choćby wątły cień nadziei dla Federacji.
    12 czerwca – Swoją operację na północy zaczynają Francuzi, którzy opanowują prawie z marszu Grenoble, nie napotykając większego oporu. Bezsensowny w tej sytuacji kontratak włoski odparty zostaje z wielką łatwością.
    14 czerwca – Siły Włoch w Turynie i okolicach zostają kompletnie rozbite przez Austriaków. Część z żołnierzy próbuje się przedostać (z mieszanym jednak skutkiem) przez granicę szwajcarską. W tym samym dniu ostatkiem sił udaje się zatrzymać natarcie na Bolonię i Austria umacnia się ponownie w rejonie tego miasta.
    15 czerwca – Rozpoczyna się wyścig o Turyn, jak że swoją próbę zdobycia miasta podejmują także Francuzi. Chociaż ich szanse wydają się znikome, udaje im się opanować cały interesujący ich region niemalże w mgnieniu oka.
    17 czerwca – Baza morska w La Spezii zostaje opuszczona przez Włochów, którzy ulegają naporowi wojsk francuskich, co może mieć przykre konsekwencje dla floty włoskiej, jako że zostaje ona pozbawiona swojej największej ostoi na Półwyspie Apenińskim.
    22 czerwca – Francuzi z marszu zajmują Florencję, po czym podejmują próbę odcięcia Austrii dostępu do Rzymu poprzez atak na Rimini nad Adriatykiem, zakończony kompletnym sukcesem.
    24 czerwca – nieudana ofensywa papieska na Rimini kosztuje życie wielu żołnierzy, jednak jej podjęcie wydaje się logiczne dla rzymskich strategów, którzy woleliby, aby to wojska austriackie zajęły Wieczne Miasto.
    26 czerwca – Nieoczekiwany zwrot akcji – Austria, zamiast Francji, zajmuje Rimini i kontynuuje ofensywę w stronę Pescary, należącej do Republiki Obojga Sycylii.
    29 czerwca – Francuzi są o krok od kompletnego opanowania Rzymu. Bitwa, która zapowiadała się na najzacieklejszą w całej tej wojnie, zostaje zakończona po zaledwie kilku godzinach na korzyść syndykalistów. Juliusz IV ucieka samolotem na Sardynię, jednak zostawia w stolicy swojego ministra spraw zagranicznych, którego zadaniem będzie podpisanie aktu kapitulacji.
    30 czerwca – Wojna włoska kończy się. Na mocy aktu kapitulacyjnego wszystkie tereny zajmowane aktualnie przez Federację Włoską przekazane zostają pod zarząd Związku Gmin Francuskich, a okupowane części Republiki Sycylijskiej zostają jej zwrócone. Status ziem zajętych przez Austrię pozostaje na razie niejasny.

    [​IMG]
    Podzielony Półwysep Apeniński. Zarzewie nowego konfliktu?



    [​IMG]

    =================================================================
    Taka mała uwaga techniczna w związku z ostatnią aferą wokół prezydenta Kaczyńskiego i pewnej jego publikacji w amerykańskiej prasie:
    Mój (tzn. AARowy) Washington Times nie ma nic wspólnego z gazetą wydawaną przez Kościół Zjednoczeniowy wielebnego Moona. Nie popieram tej gazety, nie czytam, w życiu na oczy nie widziałem. To tyle ;).

    Czyszczę i zamykam.

    Dżemik
     
  9. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    It's alive!

    [​IMG]

    A more perfect Union
    Lipiec 1936


    Odcinek 7
    Man of Steel
    (Człowiek ze stali)


    Joe's Old Style Inn
    Chicago, Illinois
    11 lipca 1936, godz. 14:27


    Był spóźniony już prawie pół godziny – i dobrze pamiętał, że czego, jak czego, ale przychodzenia z takim opóźnieniem szef nie lubi. Nieraz już zresztą widział rezultaty podobnego lekceważenia – on sam zaliczał się jednak do grona tych ludzi, którzy mogli sobie na to pozwolić. Skręcił swoim czarnym samochodem w boczną uliczkę prowadzącą na podwórko restauracji, po czym zaparkował go między dwoma podobnymi pojazdami. Poprawił jeszcze krawat, założył kapelusz, po czym wszedł do budynku tylnymi drzwiami. Już w przykuchennym korytarzu czuł, że dzisiaj atmosfera będzie napięta... a może po prostu stres mącił mu trzeźwy osąd. Przeszedł szybko przez utrzymaną w zielonej kolorystyce główną salę, przystanął na chwilę, po czym wziął głęboki oddech i otworzył wrota do jaskini lwa.
    W zadymionym pomieszczeniu, za długim stołem siedziało już kilkunastu ludzi, z niskim, wąsatym osobnikiem ubranym w prostą koszulę. Niewielu na pierwszy rzut oka mogłoby stwierdzić, że to właśnie on kontroluje większość chicagowskiego półświatka.
    -Spóźniliście się, Hammer – rzucił gniewnie, nie odrywając wzroku od papierów – ale siadajcie – wskazał miejsce nowo przybyłemu, podnosząc do ust fajkę.-Na czym to skończyliśmy? Ach tak... wyobraźcie sobie, Hammer, że twoi ludzie przysporzyli nam ostatnio kłopotów. Poważnych kłopotów – zamilkł na chwilę – wyobraźcie sobie, że jeden z waszych chłopców bierze forsę od FBI – i oczywiście nic o tym nie wiedzieliście, jak zwykle. Tak właściwie to zastanawiam się , po cholerę was jeszcze trzymam – po tych słowach twarz oskarżanego zmieniała kolor to na czerwony, to na trupio blady.
    -Josifie Wissarionowiczu... – zaczął niepewnie, ale nie zdążył nawet zacząć się bronić.
    -Zostawcie nas samych – nakazał Steele i natychmiast wszyscy obecni w gabinecie, poza Hammerem, wstali i wyszli na zewnątrz, w większości kierując się do baru.
    -A teraz posłuchaj – po pierwsze, jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie po rosyjsku przy innych, to ci nogi z **** powyrywam, jasne?! No to dobrze – na twarzy Steele'a pojawiło się coś na drwiącego uśmiechu.
    -Kto jest tym kretem? - nie wytrzymał, po prostu musiał to wiedzieć – jeśli go dorwę, to...
    -To co, William? - Gruzin zaakcentował szczególnie to ostatnie słowo – zabijesz go, będziesz torturował, kobietę mu zgwałcisz? Daj spokój, mamy przecież swoje sposoby, jeszcze się nam przyda. Możemy teraz wodzić federalnych za nos, a Reed nam to sowicie wynagrodzi. Właśnie, skontaktujesz się z nim jeszcze dzisiaj, ale dyskretnie – nie chcemy mu przecież psuć opinii przed wyborami. A tak w ogóle – przeszedł na rosyjski – to wiesz, że Ukraina wypowiedziała sojusz Niemcom?
    -Nie, pierwsze słyszę – odpowiedział zdziwiony – myślicie, towarzyszu, że to Chruszczow miesza?
    -Chruszczow? A kim on niby dla nas jest? Rewolucjonista za grosze, głupiec, który nie rozumie, że kapitalizmu nie dobije się w Kijowie, ani nawet w Moskwie. Zresztą wątpię, żeby miał taką siłę przebicia po tym, jak jego rząd upadł po tych kilku godzinach. Interesów też nie chce robić z nami, ale z Berią – więc obchodzi mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. A my, wspierając naszego drogiego towarzysza Reeda, wbijemy kapitalistom nóż w plecy.
    -Wszystko zgodnie z waszym planem, Józefie Wissario... przepraszam. Wszystko zgodnie z waszym planem, towarzyszu Steele. Moim zdaniem, powinniśmy jednak przejść do bardziej zdecydowanych działań, tym bardziej, że zbliżają się już wybory. Zorganizujmy jakiś strajk na początek, pogadam z kim trzeba w centrali związkowej – zresztą wydaje mi się, że oni tylko czekają na jakąś większą zadymę. A potem – potem możemy nasłać na nich policję, to podniesie syndykalistom popularność.
    -Walka z reżimem, co? Nie powiem, podoba mi się wasz pomysł – poczekajcie z nim tylko aż przejdą te upały. W takim ukropie źle robi się rewolucję – tym razem uśmiech na wąsatej twarzy wydawał się szczery. Dobra, zawołaj chłopaków... poczekaj – zreflektował się – przekonasz po spotkaniu Jake'a, żeby poszedł z tobą do knajpy, teatru, na dziwki – coś wymyślisz – ale upij go, a potem – przesunął palcami po szyi – lepiej, żeby człowiek był martwy, niż wiedział zbyt dużo... No dalej, idź po nich – zawołał już po angielsku, po czym wyraźnie obserwował Hammera znikającego na chwilę w drzwiach. Nie podobał mu się jednak wyraz twarzy towarzysza – ale tak trudno dzisiaj o zaufanych ludzi...


    [​IMG]
    FBI, co prawda, umieściło agenta w organizacji Steele'a, jednak nie wie, że był to daremny wysiłek.


    Dzielnica robotnicza
    Detroit, Michigan
    16 lipca 1936, godz. 10:03


    Niezły to był mecz – chociaż Simms nie interesował się zbytnio sportem, a w szczególności hokejem na lodzie – dobre to dla białasów – to jednak obejrzenie go z kolegami (i następująca potem popijawa) były miła odmianą od codziennego życia. Myślał nad tym przez chwilę, próbując otworzyć zalepione oczy – nie chciał nawet dociekać, kto świeci mu prosto w twarz, ale z wolna podniósł się i rozejrzał wokół – w mieszkaniu było pusto – no tak, przecież Sam i Tommy musieli pójść dzisiaj na ranną zmianę – biedacy, dobrze będzie, jeżeli się o coś nie zabiją...
    Wsłuchiwał się w odgłosy otoczenia, wydawało mu się, że dzieci z sąsiedniego podwórka właśnie dręczą kota (czy one nie powinny być o tej porze w szkole?), chociaż był to zapewne jedynie efekt wczorajszego picia. Jak na złość, nie mógł znaleźć nic do jedzenia – więc albo wszystko zjedli – a o to ich nie podejrzewał – albo gdzieś wszystko schowali... nie, to głupi pomysł. Przetrząsnął kieszenie w poszukiwaniu drobnych, które mógłby wydać na śniadanie, zajrzał jeszcze do zamykanej na klucz kasetki, w której trzymał skromne oszczędności (nie ufał z zasady bankom – wolał sam dbać o swoje pieniądze), po czym założywszy buty i świeżą (choć to pojęcie względne) koszulę wyszedł na ciasną klatkę schodową. Jak zwykle prawie potknął się o złamany stopień (nie dość, że są takie wąskie, to jeszcze najeżone pułapkami) i klnąc, na czym świat stoi, wyszedł na świeże powietrze, które w pierwszej chwili zemdliło go, ale zaraz potem nieco rozjaśniło umysł. Nie miał ochoty na dłuższe spacery, więc poszedł tylko do sklepu starego Perkinsa, który od niepamiętnych czasów znajdował się tuż za rogiem. Był to typowy sklepik „Mydło i powidło”, jakich wiele znaleźć można było wówczas w Detroit.
    -Dzień dobry, panie Perkins – przywitał się od progu.
    -Witaj, Simms, czym mogę ci dzisiaj służyć? To, co zwykle, czy może dzisiaj kupujesz coś innego?
    -Nie, dzisiaj tylko chleb i jakaś kiełbasa, ale nie za droga. No i gazeta. „Workers Daily”.
    -Wiesz, tego mi nie musisz mówić. Czeka na ciebie tu już od rana. Ostatni egzemplarz dzisiaj. Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe, ale pozwoliłem sobie ją przejrzeć pobieżnie.
    -It's okay – rzucił Murzyn szybko. Jest dzisiaj coś ciekawego?
    -Wyobraź sobie, że w Australii znowu strzelali do ludzi. Jakieś robotnicze demonstracje, czy coś w tym stylu. Poza tym, to, co zazwyczaj – piszą, że Francuzi dokonują kolejnych przełomów naukowych... chociaż gdyby tyle ich było, to ludzie waliliby tam drzwiami i oknami, tak mi się przynajmniej wydaje. No i jest jeszcze analiza dokonań tego syndykalisty z Ukrainy.
    -Ukraina... to gdzieś w Rosji, prawda? - zamyślił się Simms. Muszę przyznać, że nie interesuję się zbytnio tak dalekimi krajami. Niby było coś na kursie w centrali i na zjeździe w Chicago, ale nie wiem, co to ma do rzeczy w Ameryce.
    -Święta racja, chłopcze, święta racja – przytaknął sprzedawca – ale z drugiej strony, skąd wiesz, co szykują ci spasieni decydenci? Może wpakujemy się w jakąś wojnę, wiesz co, założę się, że niektórzy do dziś żałują, że nie wysłaliśmy wojska do Europy te dwadzieścia lat temu... ale ty za młody jesteś, nie możesz tego dobrze pamiętać.
    -No cóż, być może tak jest, a może niekoniecznie. Poproszę jeszcze paczkę Lucky Strike'ów i to będzie wszystko.
    -A może coś na kaca, hm? Coś mizernie wyglądasz po wczorajszym meczu – Perkins zawsze wiedział, co przydałoby się jego klientom.
    -Nie, raczej sobie poradzę – wsadził papierosy do kieszeni, pożegnał się ze sprzedawcą, po czym z wolna poszedł w stronę domu.

    [​IMG]
    Red Wings zdobyli wprawdzie Puchar Stanleya, ale ważniejsze jest to, że Kanadyjczycy odjechali z niczym...

    Clark Hotel
    Kansas City, Missouri
    22 lipca 1936, godz. 21:59


    Telefon rozdzwonił się w najmniej odpowiednim momencie. Zresztą, tego dnia żaden nie zadzwonił wtedy, kiedy trzeba – cóż, takie jest już prawo konwencji partyjnych. Mężczyzna w apartamencie prezydenckim z wolna wstał z fotela, odłożył czytaną książkę na stolik, po czym podniósł słuchawkę. Zero odpoczynku, pomyślał.
    -Wiceprezydent Curtis, słucham – powiedział już nieco zmęczonym głosem.
    -Witaj, Charlie – rozległ się ciepły głos prezydenta Hoovera – wiesz na pewno, po co dzwonię, ale i tak muszę powiedzieć to oficjalnie – gratuluję ci nominacji, za parę miesięcy przejmiesz mój gabinet i ten cały syf, który po mnie zostanie – zaśmiał się.
    -Spóźniłeś się, wiesz – z przekąsem zauważył Curtis. Garner zadzwonił już chwilę po tym, jak wszedłem do tego hotelu. Zresztą nie tylko on... nie uwierzysz, ale przed chwilą rozmawiałem z Reedem. Swoją drogą, nie miał do powiedzenia niczego nowego, jedynie te swoje zwyczajne bzdury, oczywiście w dużo grzeczniejszej formie.
    -Na twoim miejscu bym go nie lekceważył, wiesz... może się okazać, że to on będzie głównym przeciwnikiem w tych wyborach i... - nie zdążył dokończyć, kiedy rozmówca ciął mu się w słowo.
    -Boże, Herbert, czy wyście się z Demokratami dogadali? Nie uwierzysz, ale oni powiedzieli dokładnie to samo. Dodali jeszcze tylko parę zdań o zwarciu szeregów przed radykałami i że prawdopodobnie będziemy musieli współpracować – nie, żebym się z tym nie zgadzał, ale to brzmiało prawie jak wezwanie do poddania się – a my to musimy wygrać, rozumiesz?
    -Hej, hej, po co te nerwy? Spokojnie, jeszcze dokopiemy Demokratom, ale mają sporo racji i obaj o tym dobrze wiemy. Miejmy tylko nadzieję, że w pierwszym głosowaniu odpadną ekstremiści – bo o wygranej za jednym zamachem nie mamy chyba co marzyć...
    -Right, nie ma co się denerwować na zapas. I te akademickie dywagacje, kto odpadnie, a kto zostanie w kampanii, możemy sobie podarować. Bo to będziemy albo my, albo Garner – CSA ani America First nie mają szans. Jeszcze chyba o tym nie wiedzą, ale i tak są załatwieni...
    -Najbardziej nieprzewidywalne wybory w historii tego kraju rozstrzygnięte na samym początku... nie powiem, żeby podobał mi się ten pomysł, ale innego wyjścia chyba nie mamy. Oby tylko to nie wypłynęło na wierzch... a tak na marginesie – to jest bezpieczna linia?
    -Tja, tak samo jak wtedy, w dwudziestym siódmym – roześmiali się obaj.
    -Żarty żartami, ale jest coś, o czym wolałbym porozmawiać, mając pewność, że nikt nas nie podsłucha, chociaż możemy to załatwić już w Waszyngtonie, po twoim powrocie. Znajdziesz chyba trochę czasu, zanim zaczniesz jeździć po kraju, prawda?
    -Tak, myślę, że tak, chociaż sztab uważa, że dużą część roboty powinien zrobić Knox, szczególnie w tych stanach, które są najpewniejsze, chociaż ja się z nimi nie zgadzam – bo jak niby w dzisiejszych czasach określić, gdzie nie poprą Longa albo Reeda? Po prostu się nie da. Próbowałem ich przekonać, ale są uparci jak osły...
    -Jak osły, mówisz? Może to w takim razie Demokraci, a nie Republikanie...
    -Nie, przestań, proszę, dość już tych żartów. Chociaż może coś w tym jest. Spróbuję jeszcze jutro zmobilizować sztab i porozmawiać z nimi przed przemówieniem. Jeszcze jeden dzień tej przeklętej konwencji i można będzie odpocząć, chociaż też nie na długo. Matko kochana, kiedy to się skończy... - westchnął Curtis.
    -Wiesz co, Charlie – jeśli wygrasz te wybory – to najwcześniej gdzieś w czterdziestym pierwszym, a może nawet później, czego ci z całego serca życzę. Naprawdę.
    -Dzięki, Herbert. Przepraszam cię, ale muszę już kończyć – wolę choć trochę wyspać się przed tym jutrzejszym wystąpieniem. Dobranoc – i jeszcze raz dziękuję.
    -No tak... do zobaczenia pojutrze, w takim razie. Dobranoc – słyszał jeszcze dźwięk odkładanej na widełki słuchawki, po czym zrobił to samo, co jego rozmówca.
    Tymczasem w apartamencie prezydenckim Clark Hotel w Kansas City rozległ się dźwięk dzwonka. Curtis odłożył dopiero co wziętą do ręki książkę, po czym z wolna ruszył w stronę aparatu. „zamęczą mnie”, pomyślał jeszcze, po czym odebrał kolejne połączenie.

    [​IMG]
    Clark Hotel - Kansas City, Missouri - widok współczesny

    Biuro gubernatora
    Nowy Orlean, Luizjana
    28 lipca 1936, godz. 12:32


    Huey Long siedział za swoim gubernatorskim biurkiem, próbując skupić się na codziennej pracy. Przez dobijające kraj upały kampania zwolniła na tyle, że mógł poświęcić się codziennym sprawom stanu, ale temperatura na tyle mu dokuczała, że i tu trudno było o koncentrację – nawet wentylatory i zasłonięte do połowy zasłony nie dawały pożądanego efektu.
    Siedział tak aż przyszedł jego zastępca z centrali America First, który wyglądał tego dnia na wyjątkowo zaaferowanego. Jedynym celem jego wizyty było, jak się miało okazać, przekazanie małej kartki, na której znajdowało się zapisane starannym pismem jedno zdanie: „W Forcie Sumter brakuje wody”.
    -Znakomicie – powiedział do siebie, zacierając z błyskiem w oku ręce – doprawdy znakomicie...


    Lipiec upłynął w Ameryce głównie pod znakiem upałów, które skutecznie utrudniały życie wschodnim i centralnym częściom kraju, sięgając jednak swoimi gorącymi mackami w niektóre dni aż po Kalifornię i południową Kanadę. Z tego też powodu życie polityczne ucichło na tyle, że kampania wyborcza, która w innych okolicznościach zaczęłaby się już na dobre, była dopiero w powijakach. Ataki, jakie kierowali na siebie wzajemnie poszczególni kandydaci nie przybrały jeszcze w tym miesiącu swojej oczekiwanej formy, co przełożyło się na małe zainteresowanie prasy, która wolała raczej zająć się analizą gospodarki i spraw międzynarodowych, natomiast mniej miejsca, niż zwykle poświęciła wydarzeniom dziejącym się w kraju, z wyjątkiem imprez sportowych i kulturalnych.
    Pewne uspokojenie nastrojów przyniosły też obchody Dnia Niepodległości, przygotowywane dość zgodnie przez wszystkie cztery wielkie partie. Tegoroczne święto okazało się wyjątkowe także z innego powodu – Springfield Armory postanowiła urozmaicić tradycyjny pokaz fajerwerków przez zaprezentowanie nowego modelu haubicy. Zarówno zgromadzeni na prezentacji wojskowi, jak i cywile wprost urzeczeni byli nowym dziełem konstruktorów ze stanu Kansas, zgodnie przyznając, że jeszcze za administracji Hoovera powinno się złożyć rządowy kontrakt i wprowadzić je na wyposażenie US Army.
    Podobnej wagi wydarzenie, chociaż nie aż tak nagłaśniane, nastąpiło w Norfolk tydzień później – grupa oficerów marynarki, na czele z sekretarzem wojny, dokonała inspekcji prototypowego modelu krążownika lekkiego, który, jak to określił anonimowy urzędnik z Waszyngtonu: „okazał się ciekawą zabawką pływającą po oceanie, na którą i tak nie mamy i nie będziemy mieć pieniędzy”. Niewątpliwie jednak, nowy okręt stanowi dobrą bazę dla przyszłych konstrukcji, które mogą zostać wprowadzone do służby po wyjściu Stanów Zjednoczonych ze stagnacji gospodarczej.
    Niewątpliwym hitem miesiąca jest jednak zdarzenie z innej dziedziny, a mianowicie mecz o mistrzostwo w hokejowej lidze NHL między Detroit Red Wings a Toronto Maple Leafs. Po zażartej walce, zakończonej wynikiem 4:2 dla Amerykanów, Puchar Stanleya powrócił po rocznej przerwie do kraju. Nie da się stwierdzić na pewno, co zjednoczyło naród mocniej – czwarty lipca, czy walka o sportowe trofeum, faktem jest jednak, że bezpośredniej relacji z meczu wysłuchało kilkadziesiąt milionów obywateli, którzy chociaż na jeden dzień porzucili polityczne uprzedzenia. Co prawda, gdzieniegdzie doszło do zamieszek, były one jednak na tyle niewielkie, że lokalne siły policyjne bez trudu powstrzymywały ich eskalację. Nawet szefowie policji w poszczególnych miastach i stanach przyznawali jednak, że po protestach politycznych, zwykła sportowa chuliganeria spowodowana świętowaniem zwycięstwa zbyt dużą ilością alkoholi, jest miłą odmianą.
    Sukcesom w aspektach pozostających niejako na świeczniku towarzyszą jednak porażki w tych bardziej skrytych – w przeciągu całego miesiąca szef MI-8, Gerald Smith, podejmował wysiłki mające na celu odbudowanie amerykańskiej siatki szpiegowskiej w szczególnie ważnych dla bezpieczeństwa narodowego rejonach, a także w tych krajach, których działania mogą prowadzić do zaognienia się sytuacji na świecie. Próby zainstalowania agentów w Meksyku, Boliwii Centroameryce oraz Panamie zakończyły się niepowodzeniem, kontakt z wysłanymi oficerami został zerwany, a Departament Wojny podejrzewa, że mogą znajdować się albo w tamtejszych więzieniach, albo po prostu zostali rozstrzelani w trakcie wykonywani swoich obowiązków. Dodatkowo, w czasie wizyty dyplomatycznej przedstawiciela Departamentu Stanu w Gwatemala City w celu konsultacji dyplomatycznych doszło do skandalu, kiedy odkryto, iż jeden z członków delegacji próbował zwerbować członka centroamerykańskiego MSZ, który okazał się jednak oficerem policji politycznej tego państwa. Jedynym w zasadzie jasnym punktem działalności wywiadowczej USA w lipcu było zakonspirowanie agenta w Związku Brytanii, w jednej z amerykańskich instytucji handlowych. MI-8 ma nadzieję, że pozwoli to na zdobycie informacji niejako u źródła problemu, lub przynajmniej pozwoli na przybliżenie się do niego.

    [​IMG]
    Przynajmniej przez jeden dzień naród amerykański odłożył na bok swary i kłótnie.
    Happy Independence Day!

    Wiadomości ze świata:

    2 lipca: Światowy kryzys gospodarczy dotknął relikt dominacji Ententy w Chinach – władza cywilna Miast Legackich, skorumpowana i dbająca jedynie o własne interesy już od dłuższego czasu zmuszona była do współpracy z różnymi podziemnymi organizacjami przestępczymi. Teraz jednak, w sytuacji, kiedy przemyt (głównie broni) na tereny AlgOstAsien GmbH zwiększył się kilkunastokrotnie, a pusty skarb nie pozwala od kilku miesięcy wypłacać pensji miejscowym urzędnikom i siłom porządkowym, bossowie chińskich triad coraz śmielej sięgają po władzę. W zorganizowanym w Ningbo spotkaniu pomiędzy przewodniczącym Rady Zarządzającej Cecilem Clementim a najbardziej wpływowymi przywódcami podziemia ustalono, że ci ostatni obejmą w zarząd kilka agencji rządowych, między innymi odpowiedzialnych za bezpieczeństwo wewnętrzne oraz sprawy zagraniczne, pozostawiając Europejczykom jedynie kontrolę nad sprawami wojskowymi. Stanowi to niejako jedynie usankcjonowanie stanu faktycznego utrzymującego się od jakiegoś czasu, także wbrew twierdzeniom części prasy, nie można mówić tu o żadnej rewolucji, czy też pokojowej sinoizacji.

    Podczas gdy w Chinach dochodzi do przemian, które wydawały się naturalną ewolucją systemu, po drugiej stronie globu, we Włoszech, dochodzi do wydarzenia niemalże bezprecedensowego. Wojska francuskie okupujące północną cześć Półwyspu Apenińskiego mają wycofać się na mocy porozumienia, jakie zawarł Paryż z Neapolem – na miejsce wycofujących się Francuzów powołana ma zostać w niedługim czasie cywilna administracja podporządkowana Republice Obojga Sycylii. Dzieje się to w sytuacji, kiedy nie został podpisany żaden traktat pokojowy z Federacją Włoską, która jest wciąż uznawanym przez światową społeczność podmiotem prawa międzynarodowego. Natychmiastowy protest wystosowała Austria, zajmująca wschodnie Włochy, która dla zachowania bezpieczeństwa międzynarodowego pozostawi jednak swoje siły okupacyjne na tym obszarze.

    [​IMG]
    Republika Obojga Sycylii przejęła również w zarząd bratnie tereny francuskojęzyczne w okolicach Nicei i Grenoble.

    2 – 9 lipca: Pomimo komplikującej się sytuacji we Włoszech, a może wręcz dzięki niej, postępuje proces wdrażania w życie projektu katolickiego bloku ekonomicznego. Parlament Irlandii ratyfikuje podpisane w Burgos porozumienie już drugiego lipca, a w przeciągu siedmiu dni czynią to także Portugalia oraz północnowłoski rząd na uchodźstwie przebywający w Madrycie. Trwają także dyskusje w Hiszpanii na temat przystąpienia do paktu, jednak skomplikowana i niestabilna sytuacja polityczna skutecznie powstrzymuje władze od zajęcia jakiegokolwiek zdecydowanego stanowiska w tej kwestii w obawie przed zamieszkami, jakie mogłyby wywołać w tej sytuacji ugrupowania lewicowe.

    3 lipca: Departament Stanu podejmuje próbę mediacji w wojnie haitańsko – dominikańskiej. Na zaproszenie sekretarza Stimsona odpowiada jednak jedynie Dominikana i jej przedstawiciele zjawiają się w San Juan (Puerto Rico), aby omówić plan wyjścia z kryzysu spowodowanego wojną o pietruszkę. Nie jest to pierwsza poważna próba zażegnania konfliktu – wcześniej swoje wsparcie deklarowały już Szwecja oraz Federacja Karaibska, jednak ich wysiłki mające na celu zaprowadzenie pokoju na Santo Domingo spaliły na panewce. Obecnie żadna ze stron nie podejmuje większych działań ofensywnych, dając chwilę wytchnienia ludności cywilnej, która znacznie podczas kilku pierwszych tygodni starć.

    [​IMG]
    Rozmowy z tylko jedną stroną konfliktu nie mogą przynieść spodziewanego rezultatu - trwają starania o spotkanie z Haitańczykami.

    9 lipca: Polityczne trzęsienie ziemi w Europie Wschodniej – Ukraina, dotychczas wierny sojusznik cesarskich Niemiec, zrywa wszelkie więzi militarne z tym państwem, odmawiając nawet prawa pobytu nielicznej misji wojskowej znajdującej się w Kijowie. Powody tak niecodziennej decyzji rządu Omeljana Senyka są skrzętnie ukrywane przed opinią publiczną, jednak tajemnicą poliszynele jest, że był to jeden z warunków pokojowego zdymisjonowania ekipy Nikity Chruszczowa. Możliwe jest, że w tej sytuacji Ukraina zwróci się w stronę Rosji, która pod rządami Cereteliego powoli wychodzi z okresu kolejnej wielkiej smuty. Jak będzie jednak wyglądać sytuacja tego kraju w przyszłości, okaże się dopiero za jakiś czas – na razie pozostaje ona niepewna.

    [​IMG]
    Pomimo zerwania sojuszu militarnego, Ukrainę wiążą wciąż z Niemcami silne koneksje ekonomiczne.

    15 lipca: Autorytarne działania rządu Australazji przybierają na sile po demonstracjach ulicznych, do których doszło w największych miastach Australii i nowej Zelandii. Protestujący, którzy domagali się reform demokratycznych po tym, jak rząd w Canberze nakazał zamknięcie jednej z poczytnych opozycyjnych gazet, rozpędzeni zostali przez siły policyjne. Pierwszy raz od kilkudziesięciu lat jednak, na Antypodach użyto do tego celu oddziałów konnych, które siały panikę wśród próbujących uciec demonstrantów. Ogółem zatrzymanych zostało ponad dwa tysiące osób, jednak wyjątkiem była tu Australia Zachodnia, w której gubernator zakazał użycia broni przez siły porządkowe – tak jednak do przywrócenia porządku użyto wojska, w starciu z którym padły ofiary śmiertelne. Chociaż protesty skończyły się po kilku dniach, dość szybko tracąc na sile, społeczeństwo nieufnie odnosi się do premiera Pearce'a i gubernatora generalnego, Billy Hughesa, który pozwala sobie na coraz większą niezależność względem Ottawy.

    Poszerza się kontrolowana przez Japonię Wschodnioazjatycka Sfera Dobrobytu – do sojuszu wojskowego łączącego Tokio z Władywostokiem przystąpiła Republika Fengtien, kontrolująca tereny historycznej Mandżurii. Komentatorzy oceniają fakt podpisania przez ten kraj traktatu sojuszniczego jako próbę zrównoważenia przez Cesarstwo wpływów niemieckich w Chinach, a także postawienia w szachu innych państw chińskich, przede wszystkim zaś – Cesarstwa Qing, które zapoczątkowując proces reform może doprowadzić do znacznych przetasowań terytorialnych i politycznych w tej części świata. Czy dojdzie jednak do zastąpienia Pu Yi na smoczym Tronie w pekińskim Zakazanym Mieście przez nowego władcę – to wiedzą tylko tajemniczy przywódcy Kraju Kwitnącej Wiśni.

    [​IMG]
    Trio azjatyckich tygrysów - cesarz Hirohito, Najwyższy Władca Wszechrosji Aleksander Kołczak oraz prezydent Zhang Zuolin.

    21 lipca: Wyspy Japońskie przeżywają burzliwy okres, którego początków należy szukać w protestach w mieście Niigata kilka miesięcy temu. Siły polityczne stojące za robotnikami, domagającymi się wyższych pensji i lepszych warunków pracy – w tym także radykalni syndykaliści – zdołali rozszerzyć strajki i demonstracje na prawie cały kraj. Nie mogąc poradzić sobie z tym problemem za pomocą negocjacji, ani też środków policyjnych, rząd w Tokio decyduje się na najbardziej śmiały krok, jaki tylko może podjąć – wprowadza bowiem stan wojenny na terenach objętych robotniczą rewoltą i znosi na nich wszelkie swobody obywatelskie. W ten sposób gabinet premiera Inukai chce zakończyć kryzys i zmusić protestujących do podjęcia strajku, jednak jego działania zwiększają jedynie społeczne niezadowolenie, co skutkuje, między innymi, kilkunastoma atakami na posterunki policji i armii w przeciągu ostatniej dekady lipca.

    [​IMG]
    Główni architekci stanu wojennego - premier Tsuyoshi Inukai i minister spraw wewnętrznych Takeji Kawamura.



    [​IMG]


    =========================================================
    Postanowiłem wskrzesić tego Frankensteina... na eufi nie było mnie przez ładny szmat czasu, ale wróciłem razem z AARem. I tym razem zamierzam doprowadzić go do końca, jakikolwiek by on nie był (jeśli w ogóle znajdzie się ktoś, kto będzie chciał czytać moje wypociny...). Jak zwykle czekam na Wasze uwagi co do odcinka i zawczasu zapowiadam kolejny - ukaże się w przyszłym tygodniu, przed weekendem.
    Pozdrawiam,
    Zoor
     
  10. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union
    Sierpień 1936


    Odcinek 8
    La guerre secrète
    (Tajna wojna)


    Departament Wojny
    Waszyngton, DC
    20 sierpnia 1936, godz. 18:06


    Od kilku godzin trwała już narada w gabinecie sekretarza Hurleya, której głównym (a w zasadzie jedynym) przedmiotem była sytuacja w zbuntowanych niedawno stanach Montana i Wyoming. Jak dotąd, zebrani zdążyli wysłuchać już kilku raportów, w tym obszernego sprawozdania szefa FBI, Raya Wilbura, z którego wynikało, że zasadnicze zagrożenie ze strony ekstremistów i lokalnych separatystów zostało kompletnie zminimalizowane i nie przewiduje się żadnych dalszych ekscesów przed listopadowymi wyborami. Wśród słuchaczy był jednak jeden człowiek, któremu wydawało się to zbyt optymistyczną, wręcz naiwną, wizją – a był nim Douglas MacArthur, który zbyt dobrze znał Wilbura, aby nabrać się na jego sztuczki. Korzystając z nadarzającej się przerwy w obradach, postanowił zasięgnąć mniej oficjalnej opinii u źródła. Odciągnął więc dyskretnie współpracownika na balkon, po czym zaczął prosto, po żołniersku:
    -Możesz mi powiedzieć Ray, what the **** was that? Wybacz, ale możesz mydlić oczy Hurleyowi, nawet samemu cholernemu prezydentowi, ale wszystkich tak łatwo nie nabierzesz. W co ty grasz, ha?
    -Spokojnie – spojrzał rozmówcy prosto w oczy – nie na widoku – ściszył głos niemal do szeptu – dobra, wiem, że sytuacja nie jest aż tak prosta... ale gdybym teraz o wszystkim powiedział tym kluchom, natychmiast zleciałbym ze stanowiska. Na to nie możemy sobie pozwolić, Douglas. Nie w tej chwili... zresztą, znając ciebie, twoi agenci patrzą FBI na ręce, nie mylę się, co?
    -Patrzą na ręce – to za dużo powiedziane. Po prostu obserwują bacznie sytuację. Ale że zorganizowane milicje ciągle działają w podziemiu – to nawet wie małe dziecko. Takie średnio rozgarnięte. A co do moich agentów – muszą się nieźle nagimnastykować, żeby ich meldunki nie wpadły w ręce Smitha. Zresztą, cała ta jego działalność to tylko marnotrawstwo pieniędzy. Ten cały pomysł z jego zainstalowaniem może się okazać strzałem w kolano. Ale teraz to nieważne – dopóki nie wywinie jakiegoś numeru, można go trzymać, zresztą... nieważne, ściany mają uszy.
    -Racja. Myślisz, że powinniśmy przenieść się w jakieś inne miejsce – zasugerował Wilbur, aczkolwiek niechętnie.
    -Niech skończy się tylko ta cholerna narada, to porozmawiamy swobodniej. Ale Montany i tak ci nie odpuszczę. Na to nie licz, bo twoje sposoby mi się nie podobają. Przed kim chcesz to ukrywać, co? Przecież i tak wszyscy wiedzą, że twoi ludzie działają nie do końca zgodnie z prawem, więc po co to bajdurzenie w tym sprawozdaniu?
    -Cóż, mam tylko jeden powód – kampania wyborcza. Być może w armii informacje nie wypływają na zewnątrz, FBI też jest relatywnie bezpieczne, ale Departament Wojny... stary, przecież to istne bagno. Jeśli jakikolwiek wywiad świata nie ma tu swoich wtyczek, to dam sobie rękę uciąć – albo i coś innego – puścił oko do MacArthura. To samo jest z dziennikarzami – moje wtyczki śledzą ich wtyczki i tak dalej.
    -Mniejsza ryba zjada większą... - skrzywił się generał.
    -I o to właśnie chodzi. Zresztą nie jestem nawet pewien, czy – przysunął się do rozmówcy – sam sekretarz nie chlapie czegoś podczas swoich wizyt w burdelu... przyznam ci, że dziwię się Hooverowi, że jeszcze jakoś ciągnie ten kraj z taką ekipą. Jeżeli Curtis nie przegra przez nich wyborów, to to będzie cud boski – ale to już nie nam rozstrzygać, chociaż może być z tym ciężko – CSA mobilizuje swoich ludzi w kilku stanach do liczenia głosów, a to może oznaczać tylko jedno.
    -Niedobrze – Long pewnie zrobi to samo. Ironia losu, wiesz, żeby ratować demokrację, trzeba będzie samemu wejść do gry – westchnął cicho.
    -Masz na myśli... - nie dokończył, widząc skinienie głowy generała.
    -Dokończymy tę rozmowę po naradzie. To naprawdę nie jest miejsce na takie dyskusje.

    [​IMG]
    Budynek Departamentu Wojny, Waszyngton

    Departament Wojny
    Waszyngton, DC
    20 sierpnia 1936, godz. 19:20

    -Naprawdę mogliby dać sobie spokój z tymi swoimi prognozami. Przecież ci idioci nie mają zielonego pojęcia, co się dzieje – korytarz był pusty, więc Wilbur pozwolił sobie na kolejną kąśliwą uwagę – chociaż przyznam, intencje mają szczytne... niektórzy.
    -Nie ma się co wściekać, skoro sam wprowadzasz ich w błąd – MacArthur wyjął z kieszeni munduru mały klucz – zresztą, czy politycy kiedykolwiek mieli pojęcie o tym, co naprawdę dziej się w tym kraju? Sto lat temu, pięćdziesiąt – być może. Ale po piętnastu latach zapaści gospodarczej też byś chyba zaczął żyć we własnym świecie. Ray, oni to, że cała administracja Hoovera nie powariowała, to jest jej największe osiągnięcie. Tędy – wskazał na boczny korytarz – pojedziemy na dół windą.
    -Ta, a przy okazji ta podobno zdrowa na umyśle sitwa dała Longowi i bolszewikom pole do manewru. I nie robi z tym absolutnie nic. Wiesz co, myślę, że oni będą się cieszyć, jeśli przegrają te wybory. Przynajmniej zdejmie to z nich odpowiedzialność, Doug. Przecież oni już nawet niespecjalnie starają się to ukryć – kończąc zdanie, obserwował, jak generał otwiera niepozornie wyglądające drzwi.
    -I właśnie dlatego chcę zaatakować ekstremistów ich bronią. Jak zjedziemy na dół – nacisnął guzik oznaczony cyfrą -4 – to zobaczysz, co mam na myśli.
    Resztę drogi w dół pokonali w ciszy, którą przerwało dopiero szarpnięcie kabiny i rozsunięcie się skrzypiących drzwi, za którymi ciągnął się oświetlony zamkniętymi w metalowych klatkach lampami.
    -Oficjalnie zaraz za kolejnymi drzwiami zaczną się pomieszczenia MI-8, więc przynajmniej nikt się tu nie kręci – bez przepustki ani rusz – wyjaśnił MacArthur – ale wywiad już dawno tu nie rezyduje, nawet część magazynowa jest pusta. Oficjalnie. A tak naprawdę... zresztą sam zobacz – strażnik, który pojawił się jakby znikąd otworzył potężne pancerne wrota – zapraszam do środka.
    Obecni w pomieszczeniu żołnierze zasalutowali, po czym zabrali się z powrotem do wykonywanych wcześniej zajęć. Generał zaprowadził gościa jeszcze dalej w głąb bunkra, wskazując na proste, obite blachą drzwi oznaczone numerem MJ-12. Uchylił je tylko, zachęcając Wilbura do wejścia i rozejrzenia się. Zrobiwszy to, szef FBI nie mógł uwierzyć własnym oczom – znajdujące się na biurku i pólkach analizy poczynań Reeda i Longa nie przykuwały aż tak wzroku, jak wielka mapa kraju, podkolorowana gdzieniegdzie różnymi kolorami. Podpisy na legendzie głosiły: „Stany stracone – CSA”, „Stany stracone – America First”, „Stany pewne – Republikanie”, „Stany pewne – Demokraci”. Niepokolorowane obszary wyjaśnione były jako „Stany do ugrania” - i to ich było najwięcej. Wilbur spojrzał z lekkim niedowierzaniem na MacArthura.
    -O mój Boże – wydusił z siebie – ty naprawdę chcesz to zrobić...
    -Nie chcę, Ray. Uwierz mi, naprawdę nie chcę – ale muszę...
    W gabinecie zaległa na moment głucha cisza.

    [​IMG]
    Bunkier pod Departamentem Wojny - widok współczesny

    Centrala CSA
    Chicago, Illinois
    23 sierpnia 1936, godz. 11:59


    -Są już? - rzucił Reed w stronę asystenta, który odpowiedział krótkim skinieniem głowy.
    -Ilu?
    -Pełna sala, towarzyszu Reed. Kilka miejsc niezajętych, ale i tak więcej, niż się spodziewaliśmy.
    -Doskonale. Skoro wszystko na miejscu – popraw sobie tę marynarkę, idziemy – zaordynował i pewnym krokiem wszedł na do sali, zajmując zawczasu przygotowane miejsce za niewielką, lecz solidną mównicą. Wśród dziennikarzy zapanowało poruszenie, które jednak szybko ustało, uciszone przez gospodarza spotkania.
    -Szanowni państwo – zaczął – spotykamy się tu dzisiaj, ponieważ w Ameryce stała się wczoraj rzecz haniebna, za którą winni muszą ponieść odpowiedzialność. Otóż, w godzinach popołudniowych czasu San Francisco, wiceprezydent Curtis, przebywający w Kalifornii w sprawach swej kampanii wyborczej, spotkał się w serdecznej atmosferze z gubernatorem generalnym Australazjii, Williamem Hughesem – starał się wymówić to nazwisko z wyjątkową pogardą. Możecie się państwo dopytywać, co jest dziwnego w spotkaniu na szczycie i kurtuazyjnej wizycie głowy obcego państwa – można, oczywiście, powiedzieć, że nic, prawda? Fałsz, drodzy państwo, fałsz!Wiceprezydent, podejmując człowieka, który ma na rękach krew setek australijskich i nowozelandzkich robotników, pokazał, że popiera jednoznacznie jego działania – i nie jest to pierwszy raz, kiedy obecna administracja – w tym właśnie republikański kandydat na prezydenta – sprzeniewierzają się woli narodu, który wyniósł ją do władzy. Przypomnijcie sobie Detroit kilka miesięcy temu, przypomnijcie sobie pacyfikowanie pomniejszych strajków w całym kraju przez siły policyjne. Ale to nie wszystko – wystarczy popatrzeć choćby na działania sekretarza stanu, Henry'ego Stimsona, który na cele swoich podróży dyplomatycznych wybiera jedynie kraje deklarujące otwartą wrogość do sprawy robotniczej. Obecnie bawi on w tak zwanej Francji Narodowej, czyli po prostu u imperialistycznego rządu posiadaczy ziemskich i kapitalistów, którzy przez lata gnębili lud francuski, aż zostali wypędzeni do Algierii. Z kolei jutro ma pojawić się w Madrycie, gdzie nie tylko przyjmie go premier odpowiedzialny za represje na przywódcach ruchu ludowego, ale także, jak można wyczytać z oficjalnego planu podróży, papież Juliusz IV, prowadzący otwartą wojnę z narodem włoskim, na którego życzenie jedną trzecią Półwyspu Apenińskiego okupuje Austria.
    Syndykaty stanowczo sprzeciwiają się takim działaniom – bratanie się ze zbrodniarzami pokazuje jasno i ostatecznie moralne bankructwo administracji Hoovera, jednak jeśli zechce ona kontynuować dotychczasową politykę – śmiało, panowie, nie możecie zrobić nic lepszego, żeby otworzyć wyborcom oczy. Proszę bardzo, czekają na was jeszcze rasiści z Afryki Południowej, niemieccy wyzyskiwacze w Chinach i Afryce – w końcu oni wszyscy też podzielają wasze „tradycyjne” wartości. Wracając jednak do sedna sprawy – jakie mamy w tym momencie gwarancje, że rząd nie wyprowadzi wojska na ulice w celu tłumienia demonstracji na amerykańskiej ziemi? Żadne, szanowni państwo – żadne. W najbliższych dniach zbierze się Komitet Wykonawczy CSA, który zastanowi się, jakie podjąć działania w celu zapobieżenia przemocy i rozlewowi krwi naszych rodaków. Dziękuję państwu za uwagę, jeśli są jakieś pytania, proszę – momentalnie w górę poszybowały niemalże wszystkie ręce na sali, a poszczególni dziennikarze zaczęli przekrzykiwać jeden drugiego.
    -Proszę bardzo – Reed wskazał na siedzącego w drugim rzędzie mężczyznę.
    -Panie przewodniczący, odniósł się pan do spotkań przedstawicieli administracji z reprezentantami nie do końca demokratycznych państw. Jak natomiast skomentuje pan podobne kontakty członków wysokich władz CSA z Meksykanami, Francuzami, czy choćby Bengalczykami?
    -Widzi pan, popełnia pan zasadniczy błąd, próbując wrzucić do jednego worka kraje stosujące przemoc w imię obrony partykularnych interesów kapitalistów z tymi, w których po okresie budowy sprawiedliwych stosunków społecznych, co, przyznaję, miało często burzliwy przebieg, odeszło się od rozwiązań siłowych na rzecz dialogu – spojrzał pobłażliwie na żurnalistę. Chyba nie sugeruje pan, że we Francji nie istnieje demokracja? Byłem tam w maju i widziałem na własne oczy. Następne pytanie, proszę – wskazał na kolejnego dziennikarza.
    -Steve Calaghan, „Daily Worker of Canada”. Towarzyszu przewodniczący, czy pańskim zdaniem można powiązać obecną aktywność dyplomatyczną Stimsona i wizytę Hughesa w San Francisco ze skandalem, jaki miał miejsce w zeszłym miesiącu w Gwatemali?
    -Szanowny panie, nie tylko z tamtymi wydarzeniami – w oku Reeda pojawił się groźny błysk – powiem więcej, skandaliczny ciąg, w jaki wpadł Departament Stanu, zaczął się, moim zdaniem dużo wcześniej. Wystarczy tu przypomnieć serdeczne podjęcie w Waszyngtonie księcia Grimaldiego, czy też skandale szpiegowskie, do jakich dochodziło w Panamie i innych krajach Ameryki Środkowej. Odpowiadając na pańskie pytanie wprost – tak, widzę taki związek, co więcej, jest to rozmyślne doprowadzanie Stanów Zjednoczonych do izolacji i kompletnej ruiny. W dzisiejszych czasach nie można tak po prostu ignorować połowy świata i nie ponieść żadnych konsekwencji – zamilkł na chwilę – celem CSA i moim jest odmiana tego stanu rzeczy. Proszę bardzo, pani w trzecim rzędzie.
    -Dziękuję, panie przewodniczący – odezwała się dziennikarka. Sylvia Hodges, „Washington Post”. Chciałam zapytać o niezwykle interesująca kwestię, mianowicie o udział chicagowskiego bossa mafii, Joe Steele'a w pańskiej kampanii, szczególnie pod względem finansowym. Dobrze poinformowane źródła twierdzą, że Steele przekazywał na rzecz CSA duże sumy pieniędzy w ostatnich miesiącach, a jego gangsterzy zajmują większość miejsc w lokalnych komisjach wyborczych w stanach Illinois i Michigan. Jeśli pan może, prosiłabym o odniesienie się do sprawy.
    -Ja nie wiem, czy pani zdaje sobie sprawę z wagi oskarżeń, jakimi pani rzuca – twarz Reeda przyjęła kolor żywej czerwieni – po pierwsze, Steele jest znanym i szanowanym działaczem związkowym, po drugie, nie mam żadnych informacji o tym, czy przekazywał pieniądze CSA – może być pani pewna, że ani cent z nich nie zasilił konta mojej kampanii. Wreszcie, nie ingeruję w obsadę komisji wyborczych, pani wybaczy, ale byłoby to zwyczajnie śmieszne, gdyby kandydat na prezydenta zajmował się rzeczami takiej wagi. To sprawa tylko i wyłącznie lokalnych społeczności. Dziękuję państwo bardzo – wycedził przez zęby, próbując opanować wściekłość – to było już ostatnie pytanie. W pozostałych kwestiach proszę kontaktować się z moim rzecznikiem. Do widzenia – pomimo zgiełku, jaki powodowali próbujący przekrzyczeć się wzajemnie dziennikarze, opuścił salę bez słowa.

    [​IMG]
    Konferencje prasowe odbywały się na terenie całego kraju

    Battle Creek, Michigan
    30 sierpnia 1936, godz. 17:32


    -Cholerna maszyna, znowu się zacięła – Andy zdenerwowany kopnął w „jednorękiego bandytę”. I kasa poszła się bujać... - mruknął do siebie. A jak tam u was, chłopaki?
    -U mnie nic, jak na razie – krzyknął Edward z sąsiedniego rzędu, natomiast Jim, o dziwo, nie dawał znaku życia.
    -Hej, człowieku! - zawołał Andy po odejściu od automatu – żyjesz tam w ogóle?
    Kiedy tylko zobaczył przyjaciela, zrozumiał, dlaczego nie odezwał się – jak zaczarowany stał i patrzył w wyłaniające się w wielkiej ilości dziesięciocentowe monety.
    -No no no, chyba ktoś rozbił dzisiaj bank – zażartował. Masz w ogóle w co to zabrać? Jakiś worek by się przydał, alboco... Hej, Ed, zobacz, komu przytrafił się szczęśliwy dzień!
    -No to chyba – zaczął z szelmowskim uśmiechem – wiemy, kto nam dzisiaj stawia drinki. A tak na serio – gratulacje, stary – poklepał zwycięzcę po plecach, aż wypadło mu z rąk kilka monet.
    -Dzięki, chłopaki. Spoko, dzisiaj mogę stawiać aż do upadłego, tylko pomóżcie mi przenieść tę stertę złomu. Gdzie ja to niby zapakuję, co? Dobra, chodźmy z tym do kasy – zaproponował, kiedy koledzy ulżyli mu z ciężarem mamony – nie będziemy dźwigać ich aż do baru...

    Leicester Streey
    Battle Creek, Michigan
    30 sierpnia 1936, godz. 17:48


    Pogoda tego dnia była kiepska. Oprócz wysokiej temperatury, na którą już od dobrych dwóch miesięcy narzekało pół miasta, śmigający ulicami wiatr, suchy i gorący jak samo piekło, skutecznie zatrzymywał mieszkańców w domach – pomimo późnego popołudnia jedynie z rzadka można było zaobserwować kogoś na powietrzu. Mniej więcej w połowie drogi do baru Jacka, chłopaków zatrzymało dwóch dżentelmenów w jasnych garniturach. Na próbę wyminięcia reagowali blokowaniem chodnika, więc wyglądało na to, że wyraźnie czegoś chcą.
    „Będą z tego kłopoty” - pomyślał Andy.
    -Dzień dobry, panowie – zaczął jeden z nieznajomych. Chcielibyśmy powiedzieć wam parę słów, które być może odmienią wasze życie – uśmiechnęli się obaj serdecznie.
    -Ta, jasne – bezczelnie odpowiedział Jim. Jesteście od Longa, czy z CSA, co? Idźcie sobie z tą agitacją gdzieś indziej. My was nie potrzebujemy, co nie? - spojrzał porozumiewawczo w stronę kolegów.
    -Nie przychodzimy od polityków, nie mamy z nimi nic wspólnego – wytłumaczył drugi mężczyzna, wyjmując z wewnętrznej kieszeni jakieś ulotki – chcemy wam tylko powiedzieć, że Królestwo Boże jest już blisko i nadchodzi czas nawrócenia, gdyż, jak powiada Pismo...
    -Dziękujemy bardzo, raczej nie jesteśmy zainteresowani. Możecie sobie iść dalej i głosić koniec świata. Nas to naprawdę nie robi żadnego wrażenia – Jima zawsze irytowali uliczni kaznodzieje – jeśli macie coś konstruktywnego do powiedzenia – macie trzy sekundy. Trzy, dwa, jeden, żegnam – gestem pokazał im, gdzie mają się wynieść.
    -Może jednak pańscy towarzysze zechcę nas wysłuchać – nie dawali za wygraną.
    -Posłuchajcie – odezwał się spokojnie Ed – towarzyszy już nam wystarczy u Reeda, pewnie zauważyliście, że jacyś mafiozi robią wam ostatnio w mieście konkurencję – uśmiechnął się krzywo – a znając życie, za tydzień przyjadą tu ludzie Longa, więc będzie niewesoło. Oni namawiają nas na głosowanie, wy zapewne na zostanie w domach. A nas w tej chwili interesuje tylko to, żeby nam nikt nie zajął stolika w knajpie. Do widzenia panom – rzucił nieco oziębłym tonem, po czym po prostu przeszedł między dwoma zaskoczonymi jegomościami. Andy i Jim zrobili dokładnie to samo, pozostawiając rozmówców na środku chodnika.
    -Dobra, idźmy wreszcie się napić – zaordynował po drodze Ed ku uciesze kolegów.

    [​IMG]
    Równiez na wybrzeżu Wielkich Jezior ożna było spotkać ulicznych kaznodziejów


    Tego, że obecna kampania wyborcza będzie inna od poprzednich, spodziewali się wszyscy. Mało kto jednak podejrzewał, że nowi liczący się w wyścigu do białego Domu kandydaci – Jack Reed i Huey Long – wniosą aż taką energię i niespotykaną dotąd brutalność oskarżeń. Niemal codziennie w kontrolowanych przez syndykalistów gazetach pojawiały się nowe oskarżenia odnośnie moralności, legalności objęcia urzędu i źródeł finansowania gubernatora Luizjany. Południe natomiast nie pozostawało dłużne, publikując obszerne relacje z krajów syndykalistycznych, skupiając się głównie na łamaniu prawa przez „brutalne czerwone dyktatury”. Nieco z boku tego wszystkiego stali natomiast Republikanie i Demokraci – chociaż większą wagę media przywiązywały do poczynań Curtisa, wskazując na liczne gafy, jakie popełniał, a także na obciążającą go w pewnym stopniu politykę całej administracji Hoovera, Garner nie pozostawał w tyle, skupiając się na agitacji prowadzonej przez struktury terenowe. Jako kandydat w najmniejszym stopniu zamieszany w bieżące afery, cichy i wyważony w swoich wypowiedziach, stał się przedmiotem analiz wskazujących na to, że może się stać czarnym koniem tych wyborów. Mimo to, konkurenci, skupieni na walce między sobą, nie przejęli się nimi zbytnio, poza Curtisem, który tradycyjnie atakował słabe strony Demokraty. W cieniu tych wydarzeń pozostawali ludzie MacArthura, skrupulatnie zbierający informacje na temat nastrojów społecznych i jeśli ktokolwiek znał prawdopodobny wynik głosowania, to właśnie generał.
    Gdyby nie było kampanii wyborczej, sierpień należałoby uznać za jeden z najspokojniejszych miesięcy roku – skupieni na nadchodzących wyborach politycy ograniczyli niepodporządkowane jej formy aktywności do niezbędnego minimum. Najważniejszym wydarzeniem, do jakiego doszło w ciągu tego miesiąca, było potępienie wojny haitańsko – dominikańskiej przez Kongres i zapowiedź sankcji ekonomicznych, w ostateczności zakończonych całkowitym embargiem handlowym, jeśli konflikt nie zakończy się do dnia pierwszego września. Poza tym, sekretarz stany, Henry Stimson odbył szereg podróży zagranicznych na zaproszenie państw ościennych – 15 sierpnia podjęty został w Bogocie przez prezydenta Pumarejo – rozmowy dotyczyły głównie sytuacji na Karaibach oraz w Boliwii – Kolumbijczycy, podobnie jak rząd amerykański, zaniepokojeni są rosnącymi wpływami syndykalistów na kontynencie, pomimo szczątkowego wsparcia ze strony innych członków Międzynarodówki. Od 20 do 14 sierpnia trwa podróż Stimsona do Afryki i Europy – odwiedza najpierw Algier, „tymczasowa” stolicę Francji Narodowe, a później Madryt, gdzie spotyka się z papieżem Juliuszem IV, co wywołuje protesty środowisk lewicowych zarówno w kraju, jak i za granicą – podobnie jak w przypadku jednodniowej wizyty australijskiego gubernatora generalnego, Billy'ego Hughesa, który spotkał się w San Francisco z wiceprezydentem Curtisem. Część komentatorów upatruje w tym wydarzeniu poważy cios, jaki zadał swojej kampanii kandydat na prezydenta.

    [​IMG]
    Być może urzędnicy niższego szczebla powinni podejmować zagranicznych gości w czasie kampanii wyborczej

    Żywo komentowane wydarzenie polityczne odciągały uwagę mediów od spraw wojskowych – dowództwo US Navy zdecydowało, że będzie to najlepszy czas na przemieszczenie II Floty z Zachodniego Wybrzeża do Norfolk w stanie Virginia. Przy okazji rejsu, samoloty z pokładu USS Saratoga dokonały zwiadu w rejonie Acapulco, gdzie mieści się jedna z głównych baz marynarki meksykańskiej. Ku zaskoczeniu admirała Starka, koordynującego operację, odkryto jedynie kilka małych okrętów i prawdopodobnie jeden okręt podwodny. Podobne działania podjęto również u wybrzeży Panamy, demonstrując lewicowemu reżimowi potęgę amerykańskiej marynarki i przypominając mu o ochronie przez nią strefy Kanału Panamskiego.
    Union Carbide, wiodąca ostatnio firma w USA w zakresie nowoczesnych środków produkcji rolnej, zaprezentowała 25 sierpnia nowe środki agrochemiczne, które mogą uczynić uprawę roli dużo wydajniejszą, niż do tej pory. Farmerzy ze stanów rolniczych niechętnie patrzą jednak na nowoczesne rozwiązania – z powodu kiepskiego stanu gospodarki nie stać ich na inwestycje, nie mają również większych szans na wystarczające ku temu subsydia rządowe, więc produktu UC znajdą te same rynki zbytu, co inne amerykańskie wynalazki – Niemcy, Kanadę i Australię oraz, w mniejszym stopniu, inne kraje świata.

    [​IMG]
    Panama natychmiastowo wystosowała propozycję handlową

    Wydarzenia ze świata:


    5 sierpnia: Ku zaskoczeniu opinii międzynarodowej, jak i mieszkańców Rosji, rząd Irakliego Cereteliego dochodzi do serdecznego porozumienia z Kościołem prawosławnym. Przez zdominowaną przez eserowców i mienszewików Dumę przeprowadza bowiem nowelizację konstytucji rosyjskiej, która gwarantuje prawosławiu status religii państwowej. Wywołuje tym samym euforię kręgów konserwatywnych, a dotychczas wrogo nastawione do niego duchowieństwo odprawia na terenie całego kraju nabożeństwa dziękczynne. Z drugiej strony, istnieje niebezpieczeństwo zbytniego włączenia się Cerkwi do polityki, co może zaowocować wzrostem napięć społecznych, czego pierwszym przejawem mogą być demonstracje radykalnych związków robotniczych odwołujących się do tradycji bolszewickiej. Jak na razie natomiast, perspektywy Rosji na przyszłość zaczynają rysować się w jaśniejszych barwach.

    Podobnie, jak nikt nie spodziewał się zwrotu Cereteliego w stronę prawosławia, tak też niewielu podejrzewało, że w jednym z najbardziej demokratycznych do niedawna państw Starego Kontynentu możliwe będzie odsunięcie w czasie wyborów. Rząd szwedzki, zupełnie niespodziewanie, postanowił odwlec przewidywane na przełom sierpnia i września wybory parlamentarne, zaniepokojony rosnącą popularnością lokalnych kół syndykalistycznych. Doprowadziło to do jego szybkiego upadku, który jednak, jak się zdaje, wliczony był w polityczną kalkulację – nowym premierem został radykalny reprezentant prawicy, Martin Ekstrom, który uznał za swoje główne zadanie zniszczenie lewicy jeszcze przed dniem, w którym obywatele udadzą się do urn. Kiedy jednak ów dzień nastąpi – pozostaje to wielką niewiadomą.

    [​IMG]
    Kres demokracji w Europie?

    6 sierpnia: Polityczne trzęsienie ziemi w Kraju Kwitnącej Wiśni. Zamieszki, jakie rozszerzały się w Japonii po protestach w Niigata, ucichły co prawda po wprowadzeniu stanu wojennego, jednak mała grupa spiskowców dokonała skutecznego zamachu na życie premiera Ikunai. Cesarz Hirohito, zszokowany tą wiadomością, postanowił, poi zasięgnięciu opinii swoich doradców, rozwiązać parlament, wprowadzając rządy wojskowe. Nie jest jednak pewne, czy będzie to wystarczający środek zapobiegawczy, który doprowadzi do powrotu spokoju na ulice miast – chociaż duża część społeczeństwa odebrała posunięcie monarchy przychylnie, nie brakuje również głosów krytyki.

    8 sierpnia: Orda Alajska, jeden z głównych graczy w Azji Centralnej, od momentu swojego powstania boryka się z poważnym problemem, jakim jest wieloetniczność i brak porozumienia między poszczególnymi narodami zamieszkującymi jej terytorium. Doliczając do tego wpływy państw ościennych – Rosji, Turkiestanu oraz Unii Dońsko – Kubańskiej, popierających swoich rodaków rysuje się obraz zgoła nieciekawy. Tej skomplikowanej sytuacji próbowano zaradzić niejednokrotnie, ale niemożność pogodzenia ze sobą interesów Rosjan, skupiających w swoich rękach większość przemysłu i handlu, ludności muzułmańskiej, wywodzącej się głównie z niższych klas społecznych oraz Kozaków, którzy zdominowali armię alajską jest główną przeszkoda ku stworzeniu rządu jedności narodowej, toteż chan Ali Bukaiklianow postanowił powierzyć bezpieczeństwo kraju tym ostatnim, mając nadzieję na utrzymanie spokoju i równowagi między rosnącymi w siłę sąsiadami.

    [​IMG]
    Nowy premier Ordy, Aleksandr Dutow i chan Ali Bukaiklianow

    11 sierpnia: Xavier, pretendent do tronu hiszpańskiego, wygłasza w Burgos kolejne przemówienie, transmitowane przez radio w całym kraju, w którym zachwala swoje sukcesy dyplomatyczne w tworzeniu katolickiego bloku ekonomicznego i uzasadniając tym swoje roszczenia. Przekonywał, że nadaje się na króla w większym stopniu, niż stary i schorowany Alfons XIII. Chociaż osoby związane blisko z dworem potępiły przemowę, nie zrobił tego rząd, po cichu stając po stronie Xaviera. Wygląda więc na to, że kraj podzielony konfliktami między radykalną prawicą, lewicą oraz siłami umiarkowanymi, stanie także w obliczu wojny na górze pomiędzy królem a jego rządem. Wydaje się jednak, że może być w niej jedynie jeden zwycięzca – nie będzie nim jednak żadna z walczących stron.


    [​IMG]

    ===========================================================
    Cóż - lepiej późno, niż wcale - ale w związku ze zbliżającą się sesją jest dużo roboty, więc przyjemności trzeba było odstawić nieco na bok :(.
     
  11. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union
    1 - 11 września 1936


    Odcinek 9
    Point of no return
    (Punkt bez powrotu)

    Montgomery, Alabama
    2 września 1939, godz. 15:03


    Było zimno. Po trzymiesięcznej fali upałów, jaka trawiła Amerykę, przyszło wreszcie upragnione ochłodzenie – nic jednak za darmo – od kilku dni na całym Południu niemiłosiernie lał deszcz. W strugach wody swoją służbę pełnili policjanci z Montgomery, rozstawieni tego dnia po dwóch na każdym skrzyżowaniu znajdującym się na trasie spod budynku stanowego Kongresu aż po kampus uniwersytecki. Działacze America First dostali zgodę na przemarsz ulicami miasta i zamierzali z niej skorzystać pomimo paskudnej pogody. Wzbudzili zresztą zainteresowanie mieszkańców – co kilkadziesiąt metrów można było dojrzeć mniejsze lub większe grupki głównie młodych ludzi. Do tego dochodziły jeszcze okna udekorowane flagami narodowymi nie tylko w budynkach mieszkalnych ale także na biurowcach i kościołach. Przy jednym z nich wyznaczono miejsce dwom funkcjonariuszom, którzy sami nie mogli pohamować ciekawości.
    -Jak myślisz, John, dużo ich będzie? - zapytał pierwszy z nich, dobrze zbudowany sierżant przed czterdziestką, który nigdy nie mógł dojść do ładu ze swoją czapką.
    -A bo ja to niby wiem? W gazetach pisali dzisiaj że parę tysięcy nawet, ale kto by tam wierzył pismakom. Co gazeta to inne rzeczy wypisują, banda cholerna... zresztą zobaczymy. W Teksasie podobno zdemolowali po drodze jakiś sklep, czy coś takiego. Wiesz co – przysunął się nieco do kolegi, kończąc ściszonym głosem – mam nadzieję, że w żadne bójki się nie wdadzą, bo co nas dwóch na tysiąc dryblasów...
    -Słyszałeś? - przerwał mu sierżant – chyba słyszałem jakieś hałasy od tamtej strony – więc albo idą, albo... nie, to głupie – przyznał, zanim w ogóle zdążył rozwinąć myśl.
    Faktycznie, pochód partii America First nadchodził, robiąc przy tym niesamowite wrażenie – prowadzony przez dzierżącego flagę narodową młodzieńca – mógł mieć ze dwadzieścia lat, raczej nie więcej – przesuwał się w całkowitej ciszy, przerywanej jedynie rytmicznymi uderzeniami podeszew o bruk. Widać było, że ludzie Longa zorganizowali się wyśmienicie – a przynajmniej takie wrażenie można było odnieść w pierwszym momencie. Po ubranych w mundury aktywistach – czy też bojownikach, jak woleli sami się nazywać – następowała grupa młodzieży wręczającej przechodniom i policjantom ulotki – ci ostatni w większości początkowo protestowali przeciwko ich przyjęciu, tłumacząc się względami służbowymi, jednak po krótkiej wymianie zdań zwykle ulegali.
    -No i po co wziąłeś te śmieci? Stary nas zabije, jak to znajdzie – z gniewem w głosie zauważył sierżant – wyrzuć to ****o, póki jest okazja, John.
    -Przestań, chyba na mnie nie doniesiesz, co? Zresztą wziąłem to tylko z grzeczności. Nawet nie zamierzam przeczytać – skłamał, ale jego partner najwyraźniej tego nie wyczuł.
    -O matko, co to jest? Kontrmanifestacja, czy co? - wskazał na ciągnącą ulicą grupę (czy może raczej tłum) demonstrantów niosących setki flag, także konfederackich i wiele transparentów. Co chwilę krzyczeli jakieś hasła, śpiewali albo wymachiwali pięściami (a niekiedy również bronią) wq stronę policji.
    -Matko, co za rednecki – powinni zwinąć tych uzbrojonych. Cholerna druga poprawka... - westchnął John, patrząc na kolejnych Południowców migających mu zza flag Konfederacji.

    [​IMG]
    Jedna z grup milicji konfederackich obecna na paradzie


    Detroit, Michigan
    5 września 1936, godz. 9:20


    Stali naprzeciw siebie jak dawni rewolwerowcy z Dzikiego Zachodu przemnożeni przez tysiące – robotnicy z Detroit nie mieli wyjścia – kapitalistom nie można ufać skoro łamią podpisane porozumienia. Policjanci – dostali wyraźne rozkazy, aby nie dopuścić do przerodzenia się demonstracji w zamieszki. Patrzyli tak jedni na drugich, czekając, aż któraś ze stron pierwsza da sygnał do ataku, bądź odwrotu – było w tym coś z pierwotnych instynktów – jak u zwierząt szczerzących kły i zjeżających sierść, aby przegonić rywala. Cisza w końcu przestała wystarczać – pojawiły się pierwsze hasła i okrzyki – wszystkie typowe dla tego typu manifestacji. Nic nowego, rutyna. Trzeba było jednak dopełnić rytuału, pokazując swoją siłę – tarcze z wymalowanym napisem „Detroit Police” utworzyły szczelny mur odgradzający pierwsze szeregi od demonstrantów. Jak zwykle – powinni jeszcze chwilę pokrzyczeć i wycofać się za bramę zakładu – a na wejście tam potrzebna będzie już zgoda z góry. Nie dostaną jej – co najwyżej zostawią tu kilkunastu funkcjonariuszy i parę samochodów.
    Wszystko szło według planu – do czasu – pieprzone służby porządkowe firmy! – gdzie my właściwie byliśmy? - nie mógł sobie przypomnieć opowiadający o akcji policjant. Chrysler? GM? Nieważne. Pamiętał jednak rosłego Murzyna obserwującego tyły – pierwszy spostrzegł uzbrojonych w pałki „porządkowych” - zbiry z ulicy, ot co! I rozpętało się piekło – ktoś krzyknął coś o zdradzi i potrzasku, a potem – cóż, jak zwierzęta w klatce – rzucili się i na ludzi właścicieli, jak też na policję. Nie było czasu na żale – chociaż niektórzy sympatyzowali z robotnikami – w ruch poszły solidne, ciężkie pałki – zakup z zeszłego roku, ale do tej pory ani razu nie użyte – okładali nimi każdego, kto się nawinął, odciągając leżących do tyłu i zakuwając ich w kajdanki. Jakiś facet mocno oberwał, następnego dnia pisały o nim wszystkie gazety – na ofiary po tej właściwej stronie oczywiście nikt nie zwrócił uwagi – oprócz szefa policji, który osobiście zjawił się z odwiedzinami w szpitalu u trzech chłopaków, którzy dostali koktajlem Mołotowa – skąd je wytrzasnęli – nie mam pojęcia. I że niby wtedy zaczęliśmy lać ich jeszcze mocniej? A co mieliśmy zrobić? Strzelać? Dzięki Bogu nikt nie spanikował... chociaż gdyby jeden z demonstrantów miał przy sobie broń – mogłoby się to źle skończyć. Bardzo źle.
    Po tej akcji coś się zmieniło – coś pękło w szeregach policji – wierzcie mi, wiem, co mówię – podobno rewolucji nie wywołuje się w dwa dni, ale jeśli kiedyś... nie chciałbym stanąć po przeciwnej stronie barykady, co moi towarzysze z posterunku. Towarzysze... tja...

    [​IMG]
    Brutalność zarówno policji, jak i demonstrantów w Detriot została dobrze udokumentowana

    Podziemia Departamentu Wojny
    Waszyngton, DC
    10 września 1936, godz. 23:46


    Co za dzień... Douglas MacArthur siedział przy swoim biurku w podziemnym bunkrze pomimo późnej pory, zagłębiając się w analizy przedstawione mu przez zespół. Ostatnie wydarzenia nie przysporzyły aż tak wielkiej popularności radykałom, ale do wyborów pozostały jeszcze dwa miesiące. Tylko dwa miesiące – tymczasem mapa przedstawiająca wyborcze preferencje w poszczególnych stanach zapełniła się już kolorami prawie w całości.
    -Trudno będzie coś ugrać – mamrotał do siebie generał, spoglądając na nieliczne niepokolorowane jeszcze stany. Szlag by to, co za burdel... A po dzisiejszym jeszcze pewnie wszystko cholera weźmie – myślał głośno, trzymając w dłoni raport na temat bijatyki, do której doszło między syndykalistami a zwolennikami Longa w St. Louis.
    -Pierwsze strzały tej kampanii... taa, jakby podczas każdej policja waliła do ludzi – odłożył teczkę, sięgając po telefon. Zawahał się jednak przez chwilę i skierował dłoń w stronę butelki whiskey. Mruczał coś niezrozumiale, patrząc na wlewający się do szklaneczki płyn. Był już dzisiaj zmęczony – siedział tak w milczeniu przez chwilę, zastanawiając się, czy ma wypić nalany alkohol, myśląc przy tym także o zamieszkach w St. Louis. Po raz pierwszy od momentu, kiedy podjął postanowienie o zmianie wyników tych wyborów, poczuł się bezradny.
    -Jeśli tak dalej pójdzie – próbował przekonać sam siebie, wyobrażając sobie drugiego MacArthura na fotelu w rogu pokoju – to nawet fałszowanie wyników nic nie da... ****a mać! - wrzasnął, ciskając szklankę w stronę drzwi. Zanim rozbiła się z impetem o ścianę, po całym gabinecie rozniosły się kropelki brunatnego płynu.
    -Walter! - zawołał głośno jedynego obecnego jeszcze o tej porze w podziemiach żołnierza. Po chwili w drzwiach stanął niski blondyn z dystynkcjami porucznika.
    -Na rozkaz, sir! - powiedział dość spokojnie, lecz w jego ruchach widać było niepokój. „no to ładnie” - pomyślał generał - „teraz to jeszcze moi ludzie będą się mnie bali...”
    -Posłuchaj, Walter – gestem przywołał go do siebie, jakby chcąc wprowadzić nieco bardziej przyjazną atmosferę – siadaj – wskazał mu krzesło naprzeciwko biurka – ściągnij mi tu Wilbura i najlepiej jeszcze generała Stillwella, ASAP.
    -Sir? - odważył się zapytać żołnierz – jest dwunasta w nocy, a generał Stilwell przebywa na urlopie, trudno będzie go w ogóle znaleźć...
    -Dobra, odpuść sobie Stilwella – ale szef FBI... wiesz co, zaczekam z tym do jutra rana. Idź do domu i dobrze się wyśpij – kto wie, co będzie jutro... odmaszerować!
    -Yes, sir! - odpowiedział młody oficer, zasalutował sztywno, po czym wyszedł z pomieszczenia, zerkając jednak niepozornie na rozbite szkło.
    -Weź się w garść, Douglas – wymamrotał do siebie, wstając powoli – nie mogą widzieć cię w takim stanie... - wyciągnął jeszcze z barku drugą szklankę, tym razem jednak szkoda mu było rozlewać tę whiskey. Wypił i skierował się w stronę drzwi. Prawie mechanicznie zamknął wszystkie drzwi i kraty, po czym wszedł do windy.

    Departament Sprawiedliwości
    Waszyngton, DC
    11 września 1936, godz. 8:12


    Ray Wilbur zwykł był spóźniać się do pracy paręnaście minut – ale w końcu szefowi FBI nikt nie będzie tego wypominał. Nie inaczej było też jedenastego września.
    -Dzień dobry, sir – usłyszał zaraz po wejściu do biura od swojej sekretarki, przed którą znajdował się stosik dzisiejszej poczty i różnych dokumentów.
    -Dzień dobry, Susan – odpowiedział z uśmiechem – te papiery to wszystko, co dzisiaj przyszło?
    -Jak na razie tak, ale mają dostarczyć jeszcze jakieś analizy. I... sir, w pańskim gabinecie jest generał MacArthur. To chyba coś ważnego, bo był tu już pół godziny temu...
    -Dziękuję – wziął z biurka podsunięte przez podwładną dokumenty, po czym wszedł do swojego gabinetu, szukając wzrokiem gościa – siedział w jego własnym fotelu, wyraźnie znudzony czekaniem.
    -Witaj, Ray – zaczął – zamknij drzwi, proszę.
    -Co? - zdziwił się Wilbur, odkładając papiery na stolik – Masz w tym jakiś ukryty cel, czy tak tylko przyszedłeś mnie odwiedzić?
    -Zamknij drzwi – powtórzył wojskowy, tym razem z większym naciskiem. Poskutkowało, już w chwilę potem słychać było szczęk klucza w zamku.
    -No dobra, mógłbyś przynajmniej wstać z m o j e g o miejsca, Douglas?
    -Okay, okay, sorry. Ale posłuchaj – zniżył głos – gdybym chciał wpaść na ploty, to bym cię odwiedził w domu. Sprawa jest poważna.
    -No mów, zamieniam się w słuch.
    -Otóż... damn, ledwo mi to przejdzie przez gardło, ale cóż... jest niedobrze, a nawet beznadziejnie, stary. Do wyborów zostały dwa miesiące, tak? - Wilbur kiwnął głową – no właśnie. Twoje FBI organizuje obsadę komisji wyborczych, to wiemy obaj, nawet nieźle to idzie. Ale jest jeden problem... nastroje się radykalizują, bolszewicy tłuką się z Longiem, policja strzela do ludzi – to nie przysporzy popularności właściwym kandydatom. Curtis jest już skończony, może poza Kalifornią, ale ich reszta kraju już raczej nie interesuje, Garner siedzi cicho, zamiast poważnie walczyć z ekstremistami, tego nie da się wygrać, Ray. Po prostu się nie da. Popełniliśmy... nie, ja popełniłem błąd. Ta wczorajsza masakra jest tego najlepszym przykładem.
    -Przepraszam cię, Douglas, ale do czego ty zmierzasz? Przecież przez dwa miesiące te tendencje można jeszcze odwrócić. Zresztą, w ostateczności pozostanie zawsze Kongres...
    -Nie rozumiesz, Ray, czyż nie? - z rezygnacją w głosie niemalże wyszeptał generał – Jeżeli nie doprowadzimy do tego, że któryś z kandydatów wygra w kolegium, CSA i America First zakwestionują wyniki, to więcej, niż pewne. Jest tylko jedno rozwiązanie... - słowa te zabrzmiały cokolwiek złowrogo.
    -Chcesz przekonać jednego z kandydatów do wycofania się? To się nie uda, nie masz szans. Róbmy, co do nas należy, jakoś z tego wyjdziemy – chyba nawet samego Wilbura niezbyt przekonało to, co właśnie powiedział.
    -Nie – odparł już bardzie zdecydowanym tonem MacArthur – zamierzam jeszcze dzisiaj jechać do prezydenta. Acha, proszę cię, żebyś zmobilizował FBI w kluczowych rejonach, to może okazać się bardzo ważne.
    -Mój Boże, Douglas, co ty zamierzasz zrobić?! - zapytał wyraźnie wystraszony.
    -Wprowadzić stan wojenny...

    [​IMG]
    Siedziba Departamentu Sprawiedliwości - widok współczesny

    Biały Dom
    Waszyngton, DC
    11 września 1936, godz. 9:46


    -Słucham?! - oburzył się prezydent Hoover, wysłuchawszy propozycji MacArthura – Chce pan, generale, żebym wprowadził w całym kraju stan wojenny z powodu jakichś zamieszek? Czy pan w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, co mówi?!
    -Panie prezydencie, jeśli pan pozwoli... - odpowiedziała mu tylko grobowa cisza – sytuacja w kraju jest dużo poważniejsza, niż „tylko jakieś zamieszki”. Nie wiem, jakie raporty przesyłają panu analitycy Białego Domu – twarz głowy państwa poczerwieniała jeszcze bardziej – ale sztab US Army od dawna spodziewał się takiego scenariusza, jak się okazało – słusznie. Jeżeli podobnych wydarzeń będzie przybywać w tym tempie – a sytuacja staje się z dnia na dzień coraz gorsza – to może się okazać, że nie doczekamy tych wyborów tak, czy siak, panie prezydencie...
    -Generale, pan przecież doskonale wie, że jeśli żaden z kandydatów nie uzyska większości...
    -Wiem, panie prezydencie – wszedł w słowo – ale to nie daje nam gwarancji, że ekstremiści, przede wszystkim bolszewicy, nie zaczną tutaj rewolucji. Przy tym muszę powiedzieć, że nie chcę tu dyktatury – jedynie odroczenia wyborów na jakiś czas. Proszę spojrzeć na przykład Szwecji w zeszłym miesiącu, albo choćby na Japonię, panie prezydencie – przerwał, widząc wzniesioną dłoń Hoovera.
    -Generale – zaczął wolno, cedząc każdą sylabę przez zęby – Japończycy wprowadzili rządy wojskowe dopiero, kiedy zabito im premiera pomimo wcześniejszych środków ostrożności, więc proszę nie stawiać mi ich za wzór.
    -Nie zgodzę się z panem, sir – replikował – nie możemy sobie pozwolić na doprowadzenie tego kraju do stanu, w którym znalazła się Japonia. Regularne bitwy na ulicach, zabójstwo premiera, o którym pan wspomniał... kogo mieliby zamordować w Ameryce, sir? Pana? - prezydenta przeszył nieprzyjemny dreszcz – Czy może wiceprezydenta Curtisa? Zgadzam się, nie żyjemy w Kraju Kwitnącej Wiśni... nasza sytuacja jest dwa razy gorsza. Proszę nie zapominać, że oprócz syndykalistów – wymówił to słowo niemal z obrzydzeniem - mamy jeszcze Longa i jego bandę. A to oznacza nie mniej, nie więcej, tylko wojnę domową... proszę jeszcze raz przemyśleć moją propozycję, sir. Być może naprawdę warto...
    -Generale – odpowiedział już nieco uspokojony Hoover – załóżmy nawet, że to, co pan mówi, ma sens. Załóżmy... Ale czym, na Boga, chce pan utrzymać porządek? US Army? Widział pan przecież akcję w Montanie. Jeśli macie problem z lokalnymi milicjami, to co dopiero z dobrze zorganizowanymi oddziałami, hm? A może chce pan wykorzystać właśnie te lokalne milicje, generale? To byłby ciekawy pomysł, nieprawdaż? Dać się zinfiltrować przeciwnikowi – doskonałe rozwiązanie, doprawdy – kpił sobie z rozmówcy.
    -Jest jeszcze FBI...
    -Tak, racja. Wszechpotężne Federalne Biuro Śledcze. Wysłali agentów z całego kraju do Montany, żeby jako tako zapewnić normalne funkcjonowanie stanu. Nich pan mnie nie rozśmiesza...
    -Nie zgodzę się z pańską opinią, sir. Uważam, że mamy wszystkie potrzebne środki do utrzymania porządku aż do momentu, w którym odbędą się przełożone na późniejszy termin wybory.
    -Generale – powiedział już zupełnie spokojnie – powiedzmy, że rozumiem pański patriotyzm, ale dopóki to ja jestem prezydentem, wybory będą odbywać się demokratycznie. Nie będzie żadnego stanu wojennego, zawieszenia konstytucji ani innych niedemokratycznych praktyk. Jeżeli my nie będziemy grać fair, to czego mamy się spodziewać po Longu i Reedzie? A panu... cóż, doradzałbym udanie się na jakiś urlop. Niech pan odpocznie, nabierze dystansu na łonie natury, to dobrze p[anu zrobi. Do widzenia, generale – wskazał wymownie na drzwi. MacArthur opuścił gabinet, kręcąc głową. Po chwili prezydent sięgnął po telefon.
    -Grace, połącz mnie z szefem Secret Service – polecił sekretarce.
    -Tu Hoover. Dajcie ogon na MacArthura. Tak, dwadzieścia cztery. Dziękuję – odłożył słuchawkę na widełki.

    [​IMG]
    Trudny wybór prezydenta Hoovera


    Początek września przyniósł w Ameryce koniec fali upałów, która poważnie dawał się we znaki w całym kraju, od Nowego Jorku po San Francisco. Gwałtowny gdzieniegdzie front atmosferyczny przyniósł kilka dni silnych deszczy, dających ulgę milionom amerykanów. Nikt jednak nie zwróci życia ponad pięciu tysiącom, głównie starszych, ludzi, którym Matka Natura odebrała życie podczas tej największej katastrofy w dwudziestowiecznej historii stanów Zjednoczonych. Jednakże, chociaż temperatura powietrza opadła, narasta gorączka polityczna, która, być może, na zawsze zmieni kraj.
    Trzeciego września Kongres podejmuje decyzję o nałożeniu całkowitego embarga handlowego na produkty pochodzące z Haiti i Dominikany, czyli uczestników niesławnej „wojny o pietruszkę”. Zgodnie ze wcześniejszymi zapowiedziami, normalna wymiana przywrócona zostanie dopiero w momencie, w którym obie strony podpiszą porozumienie pokojowe oraz wycofają się z okupowanych terenów. Dla zachowanie ciągłości dostaw dla US Army, których część przechodziła przez ręce pośredników działających właśnie w tych dwóch karaibskich państwach, podpisano stosowne umowy z Hondurasem i Związkiem Południowej Afryki.
    Szeroko opisywane w prasie krajowej są testy nowego czołgu, jakie przeprowadzono na poligonie w stanie Kentucky. Nowa konstrukcja, nazywana w kręgach wojskowych T4E1 jest dziełem firmy Hort – Caterpillar i zastosowano w niej kilka rozwiązań wzorowanych na podobnych maszynach z innych krajów świata. Chociaż szczegółowe specyfikacje techniczne owiane są tajemnica, pierwsze, co da się zauważyć, to stosunkowo duża masa. Jak spekulują eksperci z dziedziny techniki wojskowej, przyszłość należeć będzie właśnie do ciężkich czołgów, które rozwiną się do iście monstrualnych rozmiarów, co pozwoli na zamontowanie na nich wielu wież, które będą mogły prowadzić ostrzał we wszystkich kierunkach jednocześnie.
    Niewątpliwie najważniejszym wydarzeniem w początkach września, o którym jednak nie mówiono głośno, była propozycja skierowana do prezydenta Hoovera przez generała Douglasa MacArthura. Padły w niej sugestie zawieszenia konstytucji oraz wprowadzenia stanu wojennego na okres kilku miesięcy, jednakże prezydent stanowczo odrzucił taką możliwość, nakazując generałowi udanie się na urlop, podczas którego mógłby przemyśleć swoje stanowisko. Dobrze poinformowane źródła twierdzą, że MacArthur nie został odwołany ze stanowiska szefa sztabu US Army tylko dlatego, żeby nie wprowadzać niepotrzebnego zamieszanie przed nadchodzącymi wyborami...

    [​IMG]
    Parametry czolgu T4E1

    Wiadomości ze świata:

    2 września: Zaczyna się kolejny etap modernizacji podjętej przez Cesarstwo Qing. Cesarz Pu Yi wyraził osobiste zainteresowanie sprawami rolnictwa i górnictwa, polecając opracować Radzie Ministrów sposób na zwiększenie produkcji w tych sektorach. Minister gospodarki, Fu Zuoyi zaproponował, aby wypracowane nadwyżki przeznaczane były na eksport w celu polepszenia bilansu handlowego państwa. Decyzja ta wywołała niewielkie protesty zarówno na wsi, jak i w miastach, głównie wśród biednej ludności, wśród której wpływy zyskują sobie radykalne organizacje religijne. Protestujący domagali się, aby zwiększona ilość produkowanego zboża zasiliła rynek wewnątrzchiński, tak aby wszyscy Chińczycy, a nie tylko klasy rządzące, mogli skorzystać z reformy.

    [​IMG]
    Reformy - droga do gwiazd, czy donikąd?

    W mieście Bourges we Francji zaczął się pierwszy Międzynarodowy Festiwal Sztuki. Impreza, która na długo przed otwarciem przyciągnęła uwagę całego świata stała się okazją do zaprezentowania dzieł słynnej francuskiej szkoły realistów, jak i innych syndykalistycznych twórców z Brytanii, Republiki Obojga Sycylii, Rosji, a nawet Stanów Zjednoczonych. Centralnym elementem wystawy, który cieszy się największym powodzeniem wśród odwiedzających, stał się mural namalowany przez Diego Riverę, słynnego meksykańskiego malarza, od wielu lat wiernego sprawie robotniczej. Związek Gmin Francuskich chce dzięki festiwalowi ocieplić swój wizerunek, nadszarpnięty w niektórych państwach przez majowy kongres III Międzynarodówki.

    Podczas gdy we Francji tłumy zachwycają się sztuką, za Kanałem La Manche trwa polityczny spektakl na wielką skalę. Zebrał się bowiem Kongres Związków Zawodowych, który jest najwyższą władzą ustawodawczą w tym państwie, choć jego sesje odbywają się jedynie w razie potrzeby – na co dzień zastępowany jest organem niższego szczebla. Omawiane na nim sprawy prezentują niezwykłą rozpiętość – od kwestii polityki zagranicznej aż po plany gospodarcze. Do podjęcia decyzji w sprawie tych ostatnich doszło szóstego września, kiedy to po burzliwej kilkudniowej debacie przegłosowano propozycje radykalnego odłamu brytyjskich socjalistów, który postuluje zwiększenie kontroli Londynu nad poszczególnymi gałęziami przemysłu, a przy tym jego rozbudowę i wzrost efektywności poprzez wprowadzanie nowoczesnych technologii. Nowym komisarzem do spraw przemysłu zostaje lider maksymalistów, jak zwykło się nazywać to stronnictwo, Oswald Mosley.

    [​IMG]
    Czy Związek Brytanii postanowi przegonić Francję pod względem siły przemysłu?

    3 września: Cesarskie Niemcy odczuwają przypływ narodowej dumy w rocznicę zwycięstwa nad armią Napoleona III pod Sedanem. W całej Rzeszy odbywają się parady wojskowe, politycy wygłaszają przemówienia, a w zakładach pracy i szkołach organizowane są spontanicznie, lub też w sposób zorganizowany, uroczyste apele upamiętniające ten dzień. W orędziu skierowanym do Narodu, cesarz Wilhelm II zaapelował o podtrzymanie narodowego ducha w świecie zdominowanym przez kryzys gospodarczy, który w szczególnie silnym stopniu dotknął Niemcy. Naród najwyraźniej zgadza się ze swoim monarchą – można usłyszeć wiele opinii na temat niezawodności Reichswehry, która dałaby radę i dzisiejszym wojskom francuskim, gdyby zaszła taka potrzeba.

    [​IMG]
    Czy armia niemiecka zdoła powtórzyć zwycięstwo pod Sedanem w wojnie z syndykalistyczną Francją?

    ===========================================================
    Zamiast się uczyć piszę kolejny odcinek... typowe.
    Jak zwykle, komentarzei pytania mile widziane ;).
    Acha - i jeśli ktoś mógłby zaproponować lepsze tłumaczenie dla tytułu odcinka, bedę wdzięczny.
     
  12. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union


    Retrospekcja 2
    ¡Viva la revolución!
    (Niech żyje rewolucja!)



    Nazywam się Paweł Iwanowicz Grigoriew, przez dwadzieścia pięć lat służyłem państwu, którego już nie ma – gdybym pisał memuary, zapewne zacząłbym jakoś podobnie. Ale to nie ma być pamiętnik – sam właściwie nie wiem, po co to piszę – być może chcę jeszcze ulżyć sumieniu przed śmiercią...

    Mateczkę Rosję opuściłem, jak się miało okazać, po raz ostatni, w roku 1916. Na polecenie Jego Imperatorskiej Wysokości, cara Mikołaja Aleksandrowicza miałem udać się do Paryża, aby podjąć obowiązki w tamtejszej ambasadzie. Podróż przez pół Europy ogarniętej wojenną pożogą... szaleństwo, jednak rozkazu danego przez Imperatora usłuchać trzeba. Dostałem dzień na spakowanie się, fałszywy szwedzki paszport, dzięki któremu miałem swobodnie dostać się do Francji i pewną sumę pieniędzy na na przejazdy koleją i statkiem. Żegnało mnie piękne lato – zieleniące się drzewa i kwieciste ogrody stolicy, jeziora Finlandii... i te długie letnie dni, których tak mi brakuje na obczyźnie. Nie pierwszy raz przyszło mi posługiwać się fałszywymi dokumentami, jednak na granicy za Szwecją ogarnął mnie pewien niepokój. Bagaże były co prawda w porządku, obawiałem się jednak, że podczas kontroli popełnię błąd, który może kosztować mnie długie lata więzienia, a kto wie – może nawet życie. Nic takiego się jednak nie stało i jako Henrik Sundström wjechałem bezpiecznie na terytorium sąsiada.
    Po drodze zatrzymałem się w Sztokholmie – muszę przyznać, ze miasto zrobiło na mnie duże wrażenie – przede wszystkim zachwycało ilością wysp i mostów, jakie się w nim znajdują – przypominało mi pod tym względem Piotrogród. O architekturze nie mam natomiast zbyt wysokiego zdania – poza kilkoma pięknymi budynkami, jak na przykład Storkyrkan (katedra lokalnego biskupa luterańskiego, we wnętrzu znajduje się tam okazała rzeźba świętego Jerzego walczącego ze smokiem) niewiele można tam było zobaczyć – muzea i galerie sztuki oczywiście warte są odwiedzenia, lecz na zwiedzenie ich potrzeba kilku dni, którymi, niestety, nie dysponowałem. Z głównego dworca tamtejszej kolei wyjechałem porannym pociągiem do Malmö, skąd powinienem statkiem bezpiecznie przepłynąć do Bretanii – wokół Wysp Brytyjskich, co wydłużało podróż o kilka dni, jednak wojna rządzi się swoimi prawami. Na pokładzie nie zażywałem wielu rozrywek – moje zajęcia ograniczały się w zasadzie do spożywania posiłków w towarzystwie niezwykle interesujących często osób, jak na przykład pewnej hrabiny, której nazwiska, niestety, już nie pomnę – ale samej osoby zapomnieć nie sposób, lecz dżentelmenowi nie wypada wspominać o pewnych sprawach... Była to moja pierwsza tak długa podroż morska i przyznać muszę, że Neptun potraktował mnie wyjątkowo brutalnie – minęliśmy już Szkocję od strony północnej, kiedy, podczas popołudniowej partii brydża, zerwał się niesłychanie silny sztorm, wywracający nawet szklanki z alkoholem. Musieliśmy przerwać partię – a grzechem byłoby nie napisać, że brydżystą byłem wówczas wyśmienitym i cała gra szła w zasadzie po mojej myśli – z natury i jej sił zwyciężyć się jednak nie da – prędzej można by pokonać już armie kaisera Wilhelma. Przez resztę dnia i całą noc pozostać musiałem w swojej kajucie, walcząc jak umiałem najlepiej, z nacierającymi falami. Przez resztę trasy podobne wydarzenia nie powtórzyły się jednak i szczęśliwie zawinęliśmy do portu w Breście, gdzie podziwiać mogliśmy potężne okręty francuskiej marynarki – jak się później miało okazać, na niewiele się one zdały w starciu z Niemcami.

    [​IMG]

    Święty Jerzy walczacy ze smokiem - katedra w Sztokholmie


    Do Paryża przybyłem w na początku lipca – miasto było faktycznie tak piękne, jak je przedstawiali – chociaż na początku całe wydawało mi się takie samo. Trochę to denerwowało, ale szybko przyzwyczaiłem się i poznałem francuską stolicę lepiej – zresztą zanim na dobre podjąłem nowe obowiązki, ambasador von Wahl dał mi trochę czasu na zapoznanie się z miastem. Poświęciłem te parę dni głównie na zwiedzanie – pod tym względem Francuzi mieli się czym pochwalić. Nie starczyłoby roku, aby to wszystko obejrzeć. Już sam widok z Wieży Eiffla zapierał dech w piersiach, nie mówiąc już o poszczególnych budowlach z bliska. Szkoda, że w czasie rewolucji bolszewicy wysadzili tak wiele pięknych obiektów. Az przykro było patrzeć na te ruiny, niegdyś tak dumnie górujące nad miastem. Kiedy myślę o tym, co urządzili na Montmartre... mój Boże, jak mogli? Jak mogli? Francuzi...
    Początkowo praca w ambasadzie przebiegała dość typowo – stosy dokumentów, raporty dla Piotrogrodu, nawet nasze słynne liczenie pociągów i barek na Sekwanie – choć to odbywało się w wynajętych na fałszywe nazwiska mieszkaniach. Słowem – nic ekscytującego, jednak wszystko dopięte na ostatni guzik. Nie pracowaliśmy, oczywiście, dwadzieścia cztery godziny na dobę – wieczorami czerpaliśmy z nocnego życia miasta – na ile pozwalały nam nasze wynagrodzenia, ma się rozumieć – ale i tak było co robić. Teatry, opery, kabarety... okrutnie nami poniewierał Czerwony Młyn, ale zawsze dawaliśmy się sponiewierać z chęcią. No i kasztany – nie tylko te z placu Pigalle – w całym mieście było ich mnóstwo, po prostu zajadaliśmy się nimi. Co to były za czasy, najlepsze lata mojego życia, przyznaję szczerze. Wówczas nie byłem jeszcze świadom wydarzeń, które mają nadejść.
    Pierwszym szokiem była dla nas rewolucja lutowa w lutym (na francuski to będzie marzec) 1917 roku. Wiedzieliśmy wprawdzie dobrze, że nastroje śród ludu są złe, że żołnierze zaczynają coraz częściej dezerterować, ale nikt z nas nie wyobrażał sobie, że sprawy przybiorą aż tak drastyczny obrót. Strajki nie były dla nas niczym nowym – jak i tłumienie ich przez wojsko i policję – mieliśmy zawczasu przygotowane odpowiednie komunikaty i odpowiedzi dla wścibskich dziennikarzy, o niektórych politykach nie wspominając. Nawet początkowe bunty żołnierzy nie wstrząsnęły personelem ambasady jakoś specjalnie – nie z takimi zagrożeniami Rosja już sobie radziła. Potem jednak wszystko potoczyło się lawinowo – po raz pierwszy od lat nie wiedzieliśmy, jak mamy zareagować, jakie wyjaśnienia przedstawić – sytuacja zmieniała się dosłownie z godziny na godzinę, a my, siedząc w tym przeklętym Paryżu, dowiadywaliśmy się o wszystkim z opóźnieniem, lub nawet gorzej – z radia. O telegrafie mogliśmy zapomnieć – nie dość, że wojna spowodowała, iż większość kabli była dla nas niedostępna, to jeszcze po tamtej stronie nikt nie odpowiadał. O wydarzeniach w Piotrogrodzie, rabowaniu sklepów, bitwach ulicznych, zdemolowaniu siedziby Ochrany, dowiedzieliśmy się przypadkiem, dzięki zaprzyjaźnionym dyplomatom szwedzkim. Boże, co za poniżenie – Szwedzi wiedzieli lepiej, co dzieje się w naszej stolicy! Trzy dni później abdykował car, było to dla nas nieprzyjemną niespodzianką, tym bardziej, że brat Jego Imperatorskiej wysokości odmówił przyjęcia korony. Komu mieliśmy podlegać od tej pory? Ministerstwo Spraw Zagranicznych działało normalnie, my także pracowaliśmy, jak gdyby nic się nie stało – czekaliśmy na nowego monarchę... lub dalszy rozpad państwa – czy Rosja mogła istnieć bez cara? Zapewne tak, chociaż wielu z nas obwiniało później wielkiego księcia Michała za uchylanie się od odpowiedzialności, która na nim spoczęła.

    [​IMG]

    Wiosna 1917 - rosyjscy żołnierze, czasami ranni, uciekają z frontu


    Pozostawaliśmy pracownikami ambasady JCM do września, kiedy to oficjalnie ogłoszono republikę w Piotrogrodzie. Dobre sobie, rząd, który ledwo może utrzymać najważniejsze miasta podejmuje reformy ustrojowe – do tego jeszcze bolszewicka Rada Piotrogrodzka, która zyskiwała coraz większe poparcie wśród robotników – Niemcy wiedzieli, co robią, przysyłając do kraju Lenina, choć i bez niego zapewne wygraliby wojnę. Rosja rozpadała się na naszych oczach i coraz bardziej obawialiśmy się o warunki pokoju, jakie narzuci nam Berlin... długo to jednak nie potrwało – jakiś miesiąc później mieliśmy rewolucję. Drugą. Bolszewicką. Kiereński i Rząd Tymczasowy nie zrobili nic, żeby jej zapobiec. Nic! Oddanie Moskwy i Piotrogrodu praktycznie bez walki było największą głupotą, jaka mogła się wydarzyć. Najgorszy jednak był fakt, że nie mieliśmy nad sobą już żadnego zwierzchnictwa – MSZ nie przysyłało już żadnych instrukcji, nie mówiąc nawet o pieniądzach, zresztą nie wiedzieliśmy w ogóle, czy jeszcze istnieje coś takiego, jak MSZ... Pamiętam propozycję, którą złożył nam wtedy Iwan, nazwisko pominę – zrobił potem dużo dobrego – poprzyjmy oficjalnie klikę Lenina, być może w ten sposób da się przynajmniej zagwarantować dopływ środków finansowych... szaleństwo. Gdyby się dowiedział o tym ambasador – wolę w ogóle nie myśleć, co mogłoby się stać. Byliśmy więc placówka dyplomatyczną państwa, które już nie istniało – dobrze chociaż, że pomagali nam paryscy Rosjanie, choć z czasem byliśmy zmuszeni ograniczyć naszą działalność do minimum – zainteresowanie ambasadą spadło niemal do zera. Nadal jednak liczyliśmy pociągi i statki w nadziei na kontakt z jakimkolwiek rosyjskim rządem. Gdzieś w głębi duszy wiedzieliśmy jednak, że to może nigdy nie nastąpić.
    Przez parę miesięcy żyliśmy jak gdyby nic się nie stało, jednak w listopadzie1918 roku zwyczajnie zabrakło nam funduszy – część z nas dorabiała na boku już od jakiegoś czasu, jednak tera okazało się, że wszyscy musimy poszukać sobie nowego zajęcia – nie było to proste, zważywszy na wojnę i coraz większe sukcesy Niemców – Francuzi stali się nieufni w stosunku do cudzoziemców, chociaż z drugiej strony rąk do pracy brakowało w fabrykach – wyobraźcie sobie dyplomatę pracującego w fabryce! Skończył się dla nas czas kabaretów i koniaku – musieliśmy po prostu zarobić na codzienne utrzymanie. Część z nas zatrudniła się w charakterze kelnerów – było to stosunkowo dobre zajęcie, choć dużych pieniędzy nie przynosiło. Mieliśmy też wyspecjalizowaną ekipę czyszczącą srebra w jednym z hoteli – każdy zarabiał jak mógł najlepiej... Niestety, zrezygnować musieliśmy z wynajmowanych w mieście mieszkań – wpierw przenieśliśmy się do lokali, w których wcześniej spędzaliśmy długie godziny wpatrując się w przepływające barki, w końcu zaś – musieliśmy zaadaptować na własny użytek część pomieszczeń ambasady.

    W marcu 1919 zaczęła się wielka ofensywa Niemiec – było jasne, że celem jest Paryż – większość przedstawicielstw dyplomatycznych ewakuowała się na południe, głównie do Bordeaux, gdzie spodziewano się także wkrótce francuskiego rządu, my jednak zostaliśmy w stolicy, choć ambasador dał nam pozwolenie wyjechania, jeśli uznamy to za konieczne – kilka osób opuściło nas wtedy, nie słyszałem o nich już nigdy potem. Armia Kaisera okrążyła nas już kilka tygodni później – ludzie dobrze tu pamiętali czasy Komuny Paryskiej, toteż zaczęli wznosić umocnienia wszędzie, gdzie tylko się dało – jednak nie wszyscy. Zaczynało się to dosyć niewinnie, od wieców gromadzących po kilkadziesiąt osób w parkach i na placach, jednak prędko ta część rządu, która nie zdołała już wyrwać się Niemcom, zorientowała się, że chodzi tu o coś więcej – wystarczyło posłuchać przemów i spojrzeć na transparenty. Wiece przerodziły się szybko w manifestacje, manifestacje w pochody – policja i wojsko ledwo dawały sobie radę z utrzymywaniem porządku. Na pierwsze starcia też nie trzeba było długo czekać – a my dobrze wiedzieliśmy, do czego to doprowadzi. Bolszewizm dosięgnie nas we Francji – taka była powszechna opinia wśród nas, byłych dyplomatów. Po robotnikach, którzy ogłosili strajk generalny (jakby było jeszcze o co walczyć w ten sposób przyszedł czas na bunt żołnierzy – potyczki na pałki i kamienie zmieniły się w regularną wojnę w mieście – tymczasem stojący dookoła Germańcy tylko się śmiali... w końcu jednak zadali płonącemu – dosłownie i w przenośni – miastu długo wyczekiwany coup de grace. Francja poddała się, a my, jako obywatele szwedzcy (mieliśmy na szczęście wciąż nasze podrobione dokumenty), myśleliśmy tylko, jak wydostać się z tego piekła. Okazji jednak nie było – co gorsza, nie było też pracy – strajk doprowadził większość zakładów do ruiny – więc poznaliśmy, co znaczy bieda – oczywiście nie taka, jak rosyjska, dzięki Bogu...

    [​IMG]

    1919 - Niemiecka parada na Champs-Élysées


    Rząd poddał się bezwarunkowo – było wiadome, że ententa przegrała tę wojnę – ile mogła zdziałać samotna Anglia? Okupacja przyniosła chwilę wytchnienia od ciągłych walk ulicznych w Paryżu – zresztą rozszerzyły się z wolna na całą Francję – ale po sformowaniu tymczasowej administracji – cóż, okrzyknięto zdradę narodową i powrócono do strajków i starć z policją. O dziwo, Niemców zostawili w spokoju – zresztą ci też tylko biernie się przyglądali, najwyraźniej zadowoleni, że Francuzi robią u siebie dokładnie to samo, co ich agent Lenin w Rosji. Tak... w ojczyźnie działo się coraz gorzej (chociaż na początku wydawało się, że to w ogóle niemożliwe) – bolszewicy zawarli w Brześciu pokój z państwami centralnymi, oddając pół kraju w imię zduszenia białych – takiej zdrady nie widzieliśmy jeszcze nigdy na oczy, w ogóle nie wyobrażaliśmy sobie takiego rozwoju wypadków. Najgorsze było jednak to, że majątek mojej rodziny w Małorosji dostał się w jakieś przypadkowe ręce, a co stało się z nimi... Bóg jeden raczy wiedzieć – znaku życia od tego czasu nie dali, mam tylko nadzieję, że żyją gdzieś jeszcze... Wszystko przepadło, w dodatku paryżanie zaczęli atakować budynki należące do zagranicznych placówek dyplomatycznych,. W tym i naszą ambasadę – choć to już określenie nieco na wyrost – tablica była już dawno zdjęta, a flaga rosyjska – cóż – dawno schowana do kufra. Wiem, zachowaliśmy się jak wyrodne dzieci – ale co mieliśmy zrobić, skoro nasza matka umarła? Nawet raportów i notatek nikt już nie pisał – atmosfera rozluźniła się do tego stopnia, że nawet nasi wywiadowcy zaczęli opowiadać przy kieliszku historie, za ujawnienie których jeszcze parę lat temu czekałaby ich kula w łeb...
    Nie muszę chyba pisać, jakim zaskoczeniem było dla nas sformowanie nowego rządu rosyjskiego na kongresie w Omsku – przynajmniej pisały o tym francuskie gazety. Odżyła w nas nadzieja, może jeszcze uda się wyciągnąć kraj z tej straszliwej zapaści. Nawet fakt przewodzenia nowemu zjednoczonemu frontowi przez Kiereńskiego potraktowaliśmy z umiarkowanym optymizmem, chociaż sam nie mogłem mu ciągle wybaczyć ucieczki z Piotrogrodu w październiku 1917... i okazało się, że miałem rację – nie minęły trzy miesiące od maja 1919, kiedy to podpisali ugodę, a już zaprosili do współpracy Niemców. Niemców! Nie za darmo, oczywiście – zgodzili się na oddanie wszystkich ziem, których wcześniej zrzekli się bolszewicy. Zdrada, jeszcze gorsza od obalenia cara... wszystko przepadło – teraz już na dobre. Większość z dawnych pracowników ambasady nie wiedziała nawet, jakie obywatelstwo będzie im przysługiwać po wojnie. Po wojnie... jeśli przeżyjemy rewolucję we Francji i chaos w Rosji, może będzie nawet jakieś „po wojnie”...

    [​IMG]

    Pokój i wolność w Sowdepii - plakat propagandowy białogwardzistów


    Mieliśmy jednak bardziej przyziemne zmartwienia, niż wzajemne przepychanki białych generałów – na ulicach Paryża, ba, całej Francji, pełno było zbrojnych grup socjalistycznych milicji,złożonych głównie ze zdemobilizowanych żołnierzy. Miał się powtórzyć znany scenariusz – dwuwładza, chociaż istniało i działało jeszcze Zgromadzenie Narodowe, to większą rolę odgrywała i tak rada związków zawodowych, która w końcu wezwała do powtórzenia scenariusza rosyjskiego. I zaczęło się szaleństwo – Paryż zapłonął po raz drugi, plądrowany przez czerwone bandy, na prowincji chłopi odbierali panom ziemię, paląc przy tym, gwałcąc i mordując arystokrację i klasy wyższe. Nawet część policji przyłączyła się do rewolucjonistów, walcząc z dawnymi kompanami, którzy barykadowali się w pałacach i kościołach, ostrzeliwując przechodzących ludzi z wież i okien. Nigdy nie zapomną masakry, jaka rozegrała się pod wieżą Eiffla, na której zainstalowali karabiny maszynowe – musieli sprowadzić działa, żeby uciszyć ich warkot – prawie burząc przy tym symbol miasta. Podobnie było na Montmartre – tyle że bazyliki Sacré Cœur bolszewicy nie oszczędzili, wysadzając ją w powietrze wkrótce po wyparciu z niej nielicznych sił rządowych. Po wszystkim, kiedy udałem się na wzgórze, żeby zobaczyć ruiny na własne oczy – nogi ugięły się pode mną na sam ich widok. Francja przestała dla mnie istnieć wraz z tym kościołem. W międzyczasie jednak, siła i częstotliwość ataków na członków starego establishmentu – a był nim każdy, kto zajmował jakąś pozycję w aparacie urzędniczym Republiki – wzrastała w postępie geometrycznym. Wstyd przyznać, ale z pomocą przyszli nam Niemcy... zaoferowali transport w bezpieczne miejsce dla dyplomatów i ich rodzin – jako jedni z nielicznych zgodziliśmy się, choć część została jeszcze na miejscu. Boże, co to był za widok – Rosjanie na ciężarówkach eskortowani przez niemieckie samochody opancerzone – jednak chyba po to, żebyśmy nie uciekli, niż żeby powstrzymać tłum od strzelania do nas. W ten sposób po dwóch tygodniach przekroczyliśmy graniczne posterunki Szwajcarii, bezpieczni, lecz już bez prawa powrotu. Bezdomni.

    [​IMG]

    Bazylika Sacré Cœur - fotografia nie odda piękna zburzonej świątyni


    Francuski Rząd Tymczasowy ewakuował się wkrótce po nas, udając się do Algierii. Niemcy uznali władzę bolszewików w Paryżu, zawierając z nimi osobny traktat pokojowy, w którym nowa Francja zrzekała się roszczeń do Alzacji i Lotaryngii, uznanie marionetkowego państwa w Belgii, i wypłatę ogromnych reparacji wojennych. Na szczęście zdołali jednak ograniczyć wpływy największych radykałów, jakobinów polujących na burżuazję. Przynajmniej w ten sposób nieco cywilizacji wróciło do tego sponiewieranego kraju...

    [​IMG]
    Lozanna, 12 maja 1925​
     
  13. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union
    12 - 30 września 1936


    Odcinek 10
    Tremblement de terre
    (Trzęsienie ziemi)


    Northeast Public Radio
    Albany, Nowy Jork
    22 września 1936, godz. 7:03


    -Już trzynasty dzień strajkują wszystkie zakłady produkcyjne w Albany i przylegających do miasta hrabstwach – czytał kolejną wiadomość spiker radiowy. Od dwóch tygodni to samo, jedynie zmieniające się liczby. I tak już po raz siedemnasty w tym roku. Jak nie w stolicy stanu, to w Nowym Jorku. Albo nawet w Bostonie, Pittsburghu, czy innych miejscach. Wszyscy zdążyli już się przyzwyczaić i nawet nie zwracali specjalnej uwagi na wieści o kolejnych protestach.
    -Załogi, reprezentowane przez centralę CSA w stanie Nowy Jork, domagają się wypłat zaległych wynagrodzeń oraz wprowadzenia systemu zabezpieczeń socjalnych. Jak dotąd, władze pozostały w zasadzie obojętne wobec żądań, jednak planowana na dzisiaj demonstracja przed biurem gubernatora i Kapitolem*, na której organizatorzy spodziewają się ponad dwudziestu tysięcy osób, ma być jasnym sygnałem skierowanym zarówno do polityków, jak i przedsiębiorców – wziął głęboki oddech, jednak w taki sposób, aby żaden dźwięk nie przedostał się do mikrofonu.
    -Wczorajszy mecz futbolowy – drzwi do studia otworzyły się dość głośno, pokazał więc, że powinno się je zamknąć – pomiędzy New York – przerwał mu hałas dobiegający zza pleców, po którym w całym pomieszczeniu zgasło światło. Obrócił się odruchowo, jednak trudno było mu cokolwiek dostrzec oprócz czterech sylwetek na tle ściany.
    -Wstawaj – poleciła jednak z nich, wymierzając w stronę prezentera coś, co było chyba rewolwerem. Usłuchał polecenia, zresztą nie miał raczej innej możliwości.
    -Panowie, to jakieś nieporozumienie – chciał jakoś wytłumaczyć absurdalność sytuacji, ale jednocześnie myślał intensywnie nad swoimi kontaktami z różnymi ciemnymi typami – określenie pasowało tu jak ulał...
    -Zamknij się! - warknął inny intruz – Masz siedzieć cicho dopóki nie załączą – żarówki zaświeciły elektrycznym blaskiem – prądu... Hank, pismo – szturchnął stojącego po prawej Murzyna, który wyciągnął z kieszeni koszuli złożoną na cztery ulotkę, po czym podał ją radiowcowi.
    -Czytaj! - polecił rosły blondyn z brzuszkiem, który przewiesił sobie przez ramię karabin myśliwski. Spiker przejrzał je pobieżnie, nie dowierzając własnym oczom. Spojrzał niepewnie na napastników, jakby chciał upewnić się, czy to dzieje się naprawdę.
    -Do mikrofonu, palancie – warknął ten z wycelowanym rewolwerem, odbezpieczając broń. Zakładnik, bo rozumiał, że taką rolę przyjdzie mu zagrać, zasiadł na swoim krześle, po czym głosem znanym dobrze większości mieszkańców miasta zaczął:
    -Szanowni państwo, drodzy słuchacze... - robił długie pauzy, jakby chciał odwlec wszystko w czasie – przerywamy nasz regularny program, aby odczytać komunikat Frontu Wyzwolenia Nowej Anglii – odchrząknął, co wywołał nieco nerwową reakcją trzymającego go na muszce mężczyzny.
    -Obywatele! Rodacy! Skończył się czas panowania skorumpowanych i dbających tylko o własne interesy elit w Waszyngtonie! W dniu dzisiejszym, dwudziestego drugiego września tysiąc dziewięćset trzydziestego szóstego roku, powołany został niezależny Rewolucyjny Rząd Nowego Jorku i Nowej Anglii, który przynosi wyzwolenie wszystkim uciskanym przez kapitalistów i politykierów. Przejął on władzę z rąk dawnego reżimu i jest obecnie jedynym legalnie działającym przedstawicielstwem ludu na obszarze dawnego stanu Nowy Jork. Elementy reakcyjne, dążące do obalenia wyniesionych przez naród władz, będą ścigane przez oddziały Rewolucyjnej Gwardii Ludowej. Nie bójcie się! Wyzwolenie wreszcie nadeszło! Niech żyje rewolucja! Podpisano: generał Nicholas MacTavish, przewodniczący RRNJiNA.
    Matko, co za piramidalne bzdury – pomyślał, oddając obwieszczenie czarnemu bojownikowi i spokojnie włączając jakiś patriotyczny marsz.
    -Panowie, nie chcę się wam narzucać, ale – spojrzał jeszcze raz w lufy wyciągniętej broni, zdecydował się jednak zaryzykować – za paręnaście minut może być tu policja. Przetrzymując mnie w niewoli niewiele osiągniecie – starał się, żeby brzmiało to jak najbardziej wiarygodnie. Odpowiedział mu głośny śmiech.
    -Ano – przyznał blondyn – przyjedzie tu policja. Rewolucyjna! - tym razem śmiech zabrzmiał o wiele bardziej złowieszczo...

    [​IMG]
    W szeregach Rewolucyjnej Gwardii Ludowej znaleźć mozna było równiez oddzieły kobiece

    Biały Dom
    Waszyngton, DC
    22 września 1936, godz. 9:36


    Dzień zaczynał się leniwie dla prezydenta Hoovera – po sprzeczce z MacArthurem dwa tygodnie temu nie mógł przez kilka dni usiedzieć na miejscu, ale teraz, po wysłaniu generał na przymusowe wakacje, odzyskiwał powoli spokój – jednak nie bez pomocy swojej szkockiej przyjaciółki, do której zaglądał wieczorami w tajemnicy przed żoną. Jeszcze tylko cztery miesiące - myślał – kadencja się skończy i będę mógł odejść na zasłużoną emeryturę. Żegnajcie stresy!
    Optymizm pierwszego obywatela zgasł jednak równie szybko, jak się pojawił – za sprawą tego przeklętego telefonu, który stał na biurku w Gabinecie Owalnym. Dzwonił przez dobre trzy minuty, zanim Hoover w ogóle go usłyszał zza zamkniętych drzwi łazienki.
    Niechętnie podniósł słuchawkę – wolałby raczej wyrwać kabel z gniazdka i na dobre pozbyć się problemu. No to po udanym dniu – przemknęło mu przez myśl.
    -Hoover, słucham. Co tam dla mnie dzisiaj macie? Wojna, rewolucja, zatkana kanalizacja, hm?
    -Panie prezydencie, tu pułkownik Menendez, Secret Service – zaczął ktoś niepewnie po drugiej stronie, jakby zastanawiał się nad zasłyszanym kiepskim żartem – mamy powtórkę z Montany...
    -Co?! Gdzie? I dlaczego, do ciężkiej cholery, dzwoni z tym pan, a nie gubernator?!
    -Dwie godziny temu buntownicy zajęli Albany, ogłaszając niepodległość Nowego Jorku. Z gubernatorem nie mamy kontaktu, podejrzewamy, że został wzięty do niewoli.
    -Tylko Albany? Nowy Jork jest czysty?
    -Yes, sir. Nie mamy żadnych doniesień o niebezpieczeństwie w NYC, FBI zapewnia, że kontroluje sytuację.
    -Dobrze... zrobimy tak: za dziesięć minut chcę mieć na swoim biurku pełny raport o tych bandytach, za dwadzieścia – pański szef zjawi się w Gabinecie Owalnym. I ściągnijcie mi MacArthura.
    -Ależ, sir, generał przebywa obecnie w Teksasie...
    -To wyślijcie samolot, nie obchodzi mnie, jak to zrobicie, byle szybko. To wszystko, dziękuję – bez słowa pożegnania odłożył słuchawkę z głośnym trzaskiem, po czym otworzył drzwi do biura sekretarki.
    -Janet – zaczął najspokojniej, jak tylko mógł – za dwadzieścia minut ma się zjawić u mnie Wilbur. Przekaż mu, że sprawa jest nagląca i najwyższej wagi. Proszę, nie pytaj o nic w tej chwili – odpowiedział na pytający wzrok kobiety. I tak sama do wszystkiego dojdzie, jak zwykle...

    Najgorsze i najbardziej przeciągające się w nieskończoność dwadzieścia minut prezydentury trzydziestego drugiego prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Chwile, które spowodowały, że poważnie zaczął żałować, że nie posłuchał MacArthura. I wątpliwości – kto jest winny, bo ktoś winny musi być, to chyba jedyna pewna rzecz tego rana. Gdzie była policja? FBI? I co to za grupa, ci rebelianci? Chodził w kółko po gabinecie, próbując uspokoić się papierosami wypalanymi jeden za drugim. Cygar szkoda na tak podłą okazję. Kiedy czytał wreszcie otrzymaną teczkę z raportem (dlaczego przyniesienie jej to tak długo?), miał jeszcze większy mętlik w głowie. Robotnicy – czyżby CSA? Reed kompromitujący się na dwa miesiące przed wyborami? Bez sensu... I kim, do ciężkiej cholery jest ten „generał” MacTavish? Czekał na odpowiedzi, które nie nadchodziły. Aż wreszcie zjawili się w Gabinecie Owalnym – Wilbur, Moran, dyrektor USSS** i generał Craig, powiadomiony przez MacArthura.
    -Siadajcie, panowie – gospodarz wskazał gościom miejsca, po czym sam opadł na swój fotel.
    -A teraz – kontynuował – czy ktoś może mi wyjaśnić, co tu się dzieje, do ciężkiej cholery?!

    [​IMG]
    Zarówno współcześnie, jak i w przeszłości, znakiem rozpoznawczym Secret Service były przyciemniane okulary

    Departament Wojny
    Waszyngton, DC
    23 września 1936, godz. 1:13


    Douglas MacArthur ćmił powoli fajkę na dachu Departamentu Wojny, patrząc na nocną panoramę Waszyngtonu. Wyłączone w większości okien światła, nieliczne samochody na ulicach – prawie dwieście tysięcy pracowników administracji, którzy spędzą tu jedynie cztery lata, po czym rozproszą się po całym kraju wraz z rodzinami... Nawet neony trudno było zauważyć – miasto mogło kojarzyć się raczej z jakaś zapadłą dziurą, a nie ze stolicą wielkiego państwa. Ciemności pomagały jednak myśleć – a tym generał zajmował się wyjątkowo intensywnie po powrocie z przymusowych wakacji. Kiedy tak stał, wpatrując się w horyzont, dołączył do niego Ray Wilbur, dyrektor Federalnego Biura Śledczego.
    -Mogę ci zająć chwilę? - zapytał nieśmiało.
    -Oczywiście, mów, co ci leży na wątrobie – usłyszał w odpowiedzi, jednak nie dodało mu to pewności siebie. Zresztą dziś był to wyjątkowo deficytowy towar wśród najwyższych urzędników w państwie...
    -No więc, chodzi o to, że... właściwie to nie wiem, jak ci to powiedzieć. Najlepiej chyba wprost – odchrząknął lekko – składam jutro... w zasadzie już dzisiaj – rezygnację na ręce sekretarza. Czyjaś głowa musi polecieć, a najlepiej będzie, jeśli spadnie właśnie moja. Douglas, ja wiem, jak to może wyglądać, ale to naprawdę konieczne. Prawda jest taka, że schrzaniłem robotę. Dokumentnie.
    -Hej, czy ty sobie żarty strugasz, Ray? Posłuchaj sam siebie, człowieku. Gdzie tu twoja wina? No gdzie, ja się pytam? Lokalny oddział dał ciała, więc niech oni się tym martwią. A akurat ty jesteś zbyt cenny, żeby tak odejść przed wyborami. Poczekaj jeszcze te dwa miesiące, przyjacielu. Tylko dwa miesiące... albo chociaż do czasu rozbicia tych przeklętych buntowników. Pomyśl o tym, co?
    -Myślałem wystarczająco długo, ale jednocześnie sądziłem, że ty mnie akurat zrozumiesz. Dwa miesiące, mówisz – prychnął – tylko... to są aż dwa miesiące, a Hoover... Hoover nie puści tej afery płazem. Gdyby to zrobił, pogrzebałby szanse Curtisa na Biały Dom. Jakby nie patrzeć, muszę to zrobić.
    -No nie, daj spokój, człowieku. Miałeś ciężki dzień, ja to rozumiem, ale żeby od razu poświęcać się na ołtarzu ojczyzny... nie rób z siebie męczennika, Ray. I tak nikt nie uwierzy w twoje szlachetne intencje. Odczekaj z tym parę dni, dywizja Stilwella sobie poradzi z tą... tfu! ...rewolucją, prezydentowi przejdzie szał, to i można będzie działać na spokojnie. Teraz nie jest dobry czas na tak radykalne ruchy – ale oczywiście zrobisz, co uznasz za słuszne. Przecież nie zamknę cię w klatce pod strażą – zażartował.
    -Ale tu nie chodzi tylko o działania w terenie, chociaż w zasadzie też... zobacz, moi ludzie ani nie zapobiegli przejęciu miasta przez bandytów, ani nie poinformowali na czas prezydenta, ba! Nawet ja nie wiedziałem kompletnie nic. Wiesz, jak głupio było mi dzisiaj rano, jak Moran zdał obszerny i dość szczegółowy raport Hooverowi, a ja mogłem jedynie świecić oczami i tłumaczyć się, że największy wysiłek wkładamy obecnie w Montanę i mafię Steele'a? Co, może jeszcze miałem mu powiedzieć, że agenci FBI szykują w Nowym Jorku – urwał, widząc niespokojny ruch generalskiej ręki.
    -Proszę cie, nie tutaj. Jeśli zjadę jeszcze dzisiaj na dół, będziemy mogli porozmawiać spokojnie. A jeśli chodzi o Secret Service, to nie daj ponieść się chorej ambicji. Zrób porządek z terenowymi strukturami – przecież to nie twoja wina, że pracują z tobą idioci – i działaj dalej. Naprawdę, zastanów się, czy warto.
    -Gdyby tobie udało się przekonać Hoovera dwa tygodnie temu, dzisiaj w ogóle byśmy na ten temat nie rozmawiali. Szkoda, że najlepsze pomysłu okazują się słuszne dopiero po fakcie. Cześć – odwrócił się i wszedł na klatkę schodową prowadząca na główny korytarz budynku.
    -Cześć... zadzwoń, jeśli się na coś zdecydujesz – powiedział generał, chociaż i tak wiedział, jak skończy się ta historia. Stał jeszcze przez parę minut na dachu, wpatrując się w senne miasto. Przegrał. Wtedy, w Białym Domu i teraz – ale już definitywnie. Tego jednego mógł być w pełni pewien... cóż, pozostało tylko zatrzeć ślady i poszukać nowego rozwiązania. Od bitwy pod Albany ważniejsza jest wojna w Waszyngtonie. Tajna wojna... la guerre secrète.

    [​IMG]
    Waszyngton nocą - spokój skrywający niewidzialne wojny

    Dzielnica robotnicza
    Detroit, Michigan
    28 września 1936, godz. 16:08


    -No to, panowie – zaczął Tom, odchodząc od cicho grającego w kuchni radia – po rewolucji. Właśnie mówili, że ostatni bojownicy skapitulowali przed generałem... ech, mniejsza o nazwisko. Szkoda, nie? Że rozbili tak szybko naszych...
    -No... - kiwnął głową Sam – szkoda. Ale z drugiej strony, to byli nieźli narwańcy, że chcieli wyzwolić akurat Nowy Jork. Ja tam nie wiem, ale to chyba od początku było wiadomo, że po paru dniach będzie over.Gdyby ogłosili niepodległość na, powiedzmy, Florydzie, albo gdzieś na Środkowym Zachodzie, może mieliby jakieś szanse. Ale tak... - przerwał, wzruszając ramionami.
    -A pomyśleliście, że to wszystko może być nie tak? - wtrącił się Simms, zagryzając ogórka. Może to nie robotnicy, ale rządowi agenci, hm? Na dwa miesiące przed wyborami wyciągają swojego asa z rękawa, żeby zniszczyć szanse Reeda na prezydenturę...
    -On coś wie... Simms, ty jak zwykle coś wiesz, ale nie chcesz nam powiedzieć – Sam wycelował palec we współlokatora. Tom przyznał mu rację skinieniem głowy.
    -No dobra... ale o tym, co zaraz wam powiem cicho, nawet własnej matce... a ty, Tommy, jeśli piśniesz coś Rachel, to zacznij od razu się pakować.
    -No, tylko bez takich, man. Dawaj, co tam ci powiedzieli na zebraniach partyjnych – zaśmiał się Tom.
    -Jak tylko zaczęła się ta... rewolucja... w Albany – mówił tak cicho, że ledwie go było słychać – całe kierownictwo biegało, jak po gorącym węglu. Ktokolwiek za tym stoi, nie ma związku z CSA. Ani z oddziałem w Detroit, ani z Chicago. Ta demonstracja, która miała odbyć się tego samego dnia, była widocznie tylko przykrywką. Nie, nie wiem, kto to wszystko zorganizował – uprzedził pytanie kolegów – a artykuły z gazet czytali wszyscy. Tak à propos, Tommy – w radiu podali, czy złapali tego samozwańczego generała?
    -No, nie słyszałem raczej...
    -I wszystko jasne – mruknął Murzyn.
    -Co niby jasne, Simms?
    -Jeśli go nie złapali, to musiał mieć jakieś związki z Waszyngtonem. Tak po prostu uciec zapewne się nie dało, złapaliby go swoi albo armia. Gdyby się poddał, to by go pokazali dziennikarzom, jak tego buraka z Montany pół roku temu. A nie ma dziada – to nie ma wątpliwości. Ktoś pozwolił mu się wymknąć niepostrzeżenie. Pytanie tylko – kto to zrobił, skoro miasto zostało zajęte przez wojska rządowe?
    -Może po prostu się ukrywa w jakiejś norze? Organizuje partyzantkę albo po prostu zaszył się gdzieś w podziemiu? Nie wyciągaj pochopnych wniosków, mate.
    -Może, może, może... ale biorąc pod uwagę jego przeszłość... nie, znowu nie wiem nic ponadto, co pisali w gazecie, dajcie spokój – spojrzenia współlokatorów zaczynały go drażnić – podejrzewam, że szedł na pasku FBI. Były pułkownik, weteran zagranicznych misji... no, idealny materiał na agenta...
    -A o tym, że wywalili go z wojska za przemyt, to już nie wspomnisz? O współpracy z mafią też nic? Simms, z całym szacunkiem, ale gadasz jakieś piramidalne bzdury. Nawet jeśli gangsterzy w NY grają z władzami w jednej drużynie, to jeszcze niczego nie dowodzi. A może to właśnie mafia zrobiła to przedstawienie, żeby zniszczyć jakieś kompromitujące materiały? Przecież musieli takie trzymać w budynkach stanowych... to by była historia jak z filmu. Przepraszam was, chłopaki, ale muszę wyjść na chwilę – Sam wstał, rozkładając ręce. Taka karma – uśmiechnął się.
    -Tylko nie spędź tam całego dnia – wyszczerzył zęby czarnoskóry lokator. Ale ja i tak twierdzę, że to rządowi agenci i mnie nie przekonasz, że jest inaczej.
    -A jeśli, to co? - Tom próbował ciągnąć temat. Właściwie... to chyba i tak cię nie przekonamy. Ty wiesz po prostu więcej, chociaż w życiu się do tego nie przyznasz...

    [​IMG]
    Również klasy wyższe z zapartym tchem śledziły relację z Albany

    Odrzucając propozycję wprowadzenia stanu wojennego i odroczenia wyborów na czas nieokreślony, wysuniętą przez Douglasa MacArthura, prezydent Hoover miał nadzieję na spokojne doprowadzenie kraju do dnia wyborów. Tym bardziej zatem dotkliwym ciosem musiał okazać się dla głowy państwa bunt, do którego doszło w Albany, stolicy stanu Nowy Jork, już dziesięć dni po rozmowie z generałem (22 września). Korzystając ze sprzyjających warunków – paraliżu miasta przez trwający od kilku tygodni i stale rozszerzający się strajk oraz zaplanowane na feralny dzień demonstracje robotnicze, grupa rewolucjonistów pod przewodnictwem Nicolasa Mac Tavisha, byłego pułkownika Marines, odznaczonego Brązową Gwiazdą za bohaterską postawę w czasie interwencji na Haiti w roku 1916, zdobyła nad ranem najważniejsze budynki władz stanowych oraz ośrodki informacyjne, ogłaszając secesję stanu i zamiar oderwania całej Nowej anglii. Zarówno FBI, jak i policja lokalna zaskoczone były wybuchem rewolucji, chociaż szeregowi funkcjonariusze nierzadko przyłączali się do bojowników, aresztując przełożonych i oddając komisariaty w ręce Rewolucyjnej Gwardii Ludowej. Jedyny w zasadzie opór siły rebeliantów napotkały przy ataku na budynek stanowego Kapitolu oraz siedzibę gubernatora, które, bronione przez Secret Service, utrzymały się na tyle długo, aby skontaktować się z Waszyngtonem i poinformować o swojej dramatycznej sytuacji.
    Na naradzie zwołanej w Białym Domu kilka godzin po zajściu, prezydent Hoover, po wysłuchaniu opinii szefów Secret Service, FBI oraz generała Marshalla, zastępującego nieobecnego w stolicy MacArthura, zarządził podjęcie wszelkich niezbędnych kroków w celu przywrócenia porządku publicznego oraz obrony integralności terytorialnej Stanów Zjednoczonych. Należy przez to rozumieć przede wszystkim skierowanie do Albany 1 Dywizji Piechoty pod dowództwem generała Stilwella, a także użycie lotnictwa bojowego US Army – wpierw do celów rozpoznawczych, a następnie do ograniczonych ataków na wrogie cele – charakterystyka obszaru działań oraz mnogość obiektów cywilnych praktycznie uniemożliwiała podjęcie bardziej zdecydowanych działań, podobnych do wcześniejszej interwencji w Montanie i Wyoming.
    Dyrektor Federalnego Biura Śledczego, Ray L. Wilbur, wziął na siebie pełną odpowiedzialność za dopuszczenie do wybuchu powstania, składając na ręce Sekretarza Sprawiedliwości dymisję następnego dnia po wydarzeniach albańskich. W przeciągu tygodnia przekazał swoje obowiązki J. Edgarowi Hooverowi, który został wyznaczony na tymczasowego komisarza FBI, który sprawować ma to stanowisko do dnia wyznaczenia swojego następcy przez kolejnego prezydenta, po jego styczniowym zaprzysiężeniu. Biorąc pod uwagę dobre stosunki Hoovera z Demokratami, wydawać się może, że jest to przedwyborczy ukłon w stronę senatora Garnera – tak też komentuje tę nominację umiarkowana prasa – jedynie związane z radykalnymi ugrupowaniami tytuły doszukują się tu zmowy, czy wręcz spisku mającego na celu scementowanie dotychczasowego podziału wpływów w Kongresie.

    [​IMG]
    Ray L. Wilbur i J. Edgar Hoover - stary i nowy dyrektor FBI

    Do pierwszych walk pomiędzy siłami rządowymi a buntownikami doszło 24 września na przedmieściach Albany. Pierwsza DP „Big Red One” generała Stilwella po dwudniowym marszu natknęła się wczesnym popołudniem na wysunięte pozycje Rewolucyjnej Gwardii Ludowej, wypierając przeciwnika z podmiejskiego dworca kolejowego po krótkiej walce. Kilku pojmanych gwardzistów okazało się nieocenionym źródłem informacji o zajmowanych przez buntowników budynkach i dzielnicach miasta, co pozwoliło zaoszczędzić wiele ludzkich istnień. Mówiąc bardziej obrazowo – dostarczyło bardziej precyzyjnych danych dla lotnictwa, które przed finalnym atakiem na stolicę Nowego Jorku przystąpiło do zdecydowanego ataku na pozycje rebeliantów. Żołnierz amerykański pokazał w trwającej prawie cztery doby bitwie swoje dobre wyszkolenie, chociaż przestarzały sprzęt utrudniał konfrontację z nieprzyjacielem, szczególnie w przypadku walk ulicznych i odbijania poszczególnych budynków, w których ukrywali się buntownicy.
    Rewolucyjna Gwardia Ludowa stopniowo wypierana była z poszczególnych dzielnic Albany, chociaż najcięższe starcia miały miejsce do samego końca w centrum miasta, wokół zamienionego w twierdzę stanowego Kongresu. Propozycja, aby zaatakować gmach z powietrza została kategorycznie odrzucona z powodu ciosu, jaki jej wykonanie mogłoby wywrzeć na morale mieszkańców, jednak głównym powodem, który jednak nigdy poza ścisłe grono kadry dowódczej, był strach przed skandalem, jaki mogłyby wywołać media – a konsekwencje na dwa miesiące przed wyborami mogłyby być niewyobrażalne...

    Podejmując rozpaczliwe próby ucieczki, rewolucjoniści podpalili Nowojorski Kapitol. Budynku nie udało się uratować[/i]​

    Wiadomości za świata:

    16 września: Kongres Związków Zawodowych obradujący w brytyjskiej stolicy przyjmuje nowy plan militarny dla Wyspy. Zwycięska propozycja zakłada decentralizację sił zbrojnych i powołanie trzech niezależnych armii dla Anglii, Walii i Szkocji, podporządkowanych jednak wspólnemu dowództwu. Komentatorzy zastanawiają się, czy może być to wyraz ogólnego trendu dążenia do autonomizacji poszczególnych części Brytanii lub wręcz podziału państwa w niedalekiej przyszłości. Jak na razie jednak, politycy obradujący w Londynie kategorycznie zaprzeczają podobnym insynuacjom. Niclas y Glais, jeden z głównych orędowników nadania republikom związkowym większej niezależności, zrugał ostro dziennikarza Edinburgh Herald, który na jednej z konferencji prasowych odważył się zapytać o niepodległość Szkocji. „Tworzymy wielką brytyjską rodzinę i nie ma powodu, by ją rozbijać” - mówił.

    18 września: Sytuacja finansowa Brazylii stała się tragiczna, co widać wyraźnie w wyczerpaniu rezerw złota tego kraju. Rozpaczliwa próba obrony kursu reala, wbrew staraniom ministra gospodarki, Washingtona Pereiry doprowadziła do historycznego minimum wartości brazylijskiej waluty. Dodatkowych trudności nastręcza również spadek popytu na główne produkty eksportowe kraju nad amazonką – plantatorzy kawy zagrozili marszem na Sao Paulo, jeśli straty spowodowane niemożliwością zbycia za granicą ich plonów nie zostaną w jakiś sposób zrekompensowane. W obliczu z trudem dopinającego się bilansu wydatków i dochodów (które, swoją drogą, również spadają w zastraszającym tempie), regionalne interesy poszczególnych prowincji narażają reżim G. Vargasa na poważne kłopoty.

    [​IMG]
    Pozycja brazylijskiego ministra gospodarki została poważnie nadszarpnięta w wyniku działań podległych mu służb

    21 września: Kolejny sukces frakcji autonomistów na odbywającym się w Londynie Kongresie Związków Zawodowych. W ciągu kilku dni, podczas których omawiany był nowy kurs polityki zagranicznej, obecny minister spraw zagranicznych, Niclas y Glais, zdołał przekonać delegatów do ocieplenia stosunków z Kanadą. Choć do niedawna było to niemożliwe, dzisiejsza Brytania próbuje wyciągnąć rękę w stronę Ottawy. Największy wpływ na tak odważny krok wywarło chyba pojawiające się ostatnio coraz częściej w lokalnych mediach oraz wypowiedziach wysoko postawionych urzędników widmo wojny z Ententą. Tak więc świat może być właśnie świadkiem całkiem nowego politycznego rozdania, które, kto wie, może przynieść kiedyś pojednanie między zwaśnionymi częściami dawnego Imperium. Na początek musi jednak wystarczyć próba nawiązania stosunków dyplomatycznych między dwoma najpoważniejszymi graczami tego spektaklu.

    24 września: Związek Brytanii przygotowuje się do zmiany warty na szczytach władzy – dotychczasowa głowa państwa i przewodniczący Kongresu Związków Zawodowych, Philip Snowden, ogłosił swoją rezygnację ze stanowiska, zamykając tego dnia obrady w Pałacu Westminsterskim. Chociaż złożenie dymisji oraz udanie się na polityczną emeryturę zapowiadał już od dłuższego czasu, niewątpliwie wpływ na ogłoszenie tej decyzji miały niektóre ustawy i plany przyjęte przez delegatów, w szczególności związane z nawiązaniem stosunków dyplomatycznych z Kanadą oraz podziałem armii związkowej. Jeszcze tego samego dnia były już przewodniczący otrzymał list podpisany przez przeszło stu siedemdziesięciu ludzi polityki, nauki i kultury, wzywający go do choćby honorowego przewodniczenia obradom do samego końca. Chociaż propozycji tej nie przyjął, zgodził się na obserwowanie kolejnych debat aż do czasu wyłonienia jego następcy.

    [​IMG]
    Snowden usunął się w cień - kto jednak zostanie kolejnym przywódcą Brytanii? Nie wiadomo...



    [​IMG]


    *stanowym
    **United States Secret Service
    =================================================================================================
    Gazety nie dalem, ale już jest. Przepraszamy za usterki ;).
     
  14. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union
    Październik 1936


    Odcinek 11
    Brown sugar
    (Brązowy cukier)


    Biuro FBI
    Anaconda, Montana
    9 października 1936, godz. 15:03


    Zamknął i zapieczętował za sobą drzwi do gabinetu – być może przesadzał ze środkami ostrożności, ale zadanie, które wykonywał przez ostatnie miesiące, nie należało do tych, z którymi należy się obnosić. Szczęk klucza w zamku, mlaśnięcie dociskanej pieczęci i koniec. Piątkowe popołudnie – weekend. Dwa dni spokoju przed kolejnym młynem zaczynającym się w poniedziałek... czyżby?
    Krótko pożegnał się ze swoją nadgorliwą sekretarką, która, jak zwykle zostawała w pracy po godzinach – swoją drogą, niezła z niej dziewczyna – sumienna, a w dodatku całkiem ładna – ale może to też był celowy wybieg Wilbura. Trzeba się kontrolować, pomyślał, mijając portret Waszyngtona wiszący na półpiętrze. Dostojny jak zwykle prezydent wydawał się patrzeć na niego z wyrzutem tego dnia, jakoś tak inaczej, niż zwykle. Zresztą, to nie miało znaczenia. Sorry, George, ale to nie twoja gra... rozłożył przed obrazem ręce w przepraszającym geście, patrząc jednocześnie, czy nikt go nie widzi, i zszedł do głównego holu. Do widzenia, panie Palmer – chociaż chyba powinien powiedzieć mu... zresztą nieważne. Pchnął obiema dłońmi podwójne drzwi i mrużąc oczy (chociaż był październik, słońce dawało popalić w to piątkowe popołudnie) skierował się na parking, gdzie stał, w tym samym miejscu, co zawsze, jego służbowy samochód. Ford CX nie był może szczytem marzeń – znacznie bardziej wolał model B, ten z 1934 roku, ale cóż – na niego chyba nie miał co liczyć. Otworzył drzwi, rzucił aktówkę na fotel pasażera i przekręcił kluczyk w stacyjce – silnik jak zwykle zakrztusił się na początku (może dobrze byłoby oddać go do mechanika?), ale zaraz potem jednak zaskoczył i wóz ruszył z piskiem opon, co zwykle bardzo denerwowało parkingowego stróża.
    Droga do domu zabrała mu jedynie nieco ponad pięć minut – równie dobrze mógłby wrócić pieszo – ale tak wciąż było bezpieczniej, w końcu od rebelii minęło ledwie niecałe pół roku. Stanął prawie bezpośrednio pod drzwiami trzypiętrowej kamienicy, całkiem pokaźnej jak na to miasto, szybko udając się do środka. Aktówka! Dobrze, że sobie przypomniał – gdyby ją zgubił, miałby pewnie nieliche problemy, a już nie raz widywał wybite szyby w autach. Wdrapał się po schodach na drugie piętro, poszperał chwilę w kieszeni w poszukiwaniu kluczy, otworzył ostrożnie oba zamki i wszedł do swojego mieszkania. Rozejrzał się po nim dobrze – cholera, polubił to miejsce, chociaż w porównaniu z jego waszyngtońskim lokum nie wydawało się imponujące. Bez zastanowienia skierował się do kuchni – musiał zjeść jeszcze coś na szybko, potem mógł już nie mieć czasu. Przeszukał wszystkie szafki, wyciągając w końcu kilka jajek, cebulę i nieco już zeschniętą kiełbasę. Jajecznica być może bardziej pasowała rano, ale nie lubił bawienia się w konwenanse. Chwilę później pałaszował już przygotowany posiłek, szukając jednocześnie wzrokiem walizki – tej mniejszej, w końcu miał wyjechać na weekend, prawda? Zaśmiał się cicho sam do siebie, po czym odstawił talerz do zlewu. To mieszkanie miało jednak coś w sobie – a dobrze wyposażona kuchnia, ba, nawet własna łazienka - tylko dodawały mu uroku.
    Przerzucił szafę w poszukiwaniu najpotrzebniejszych ubrań – dodatkowe spodnie, parę koszul i bielizna znalazły się, w nieładzie, co prawda, ale zawsze, w wyciągniętej już walizce. Przy okazji trzy razy więcej ubrań wylądowało na łóżku, podłodze, a nawet parapecie. Posprzątać można zawsze później – chociaż nie, tym razem lepiej zrobić to od razu. Wszystko złożone w piękną kostkę (nie, to chyba za dobrze wygląda) ułożył z powrotem na właściwe półki. Schylił się jeszcze do szuflady, w której trzymał bieliznę – w końcu porządny człowiek nie będzie tydzień w jednych gaciach chodził – a skoro się za takiego uważał... rzucił garść szortów i skarpet na wierzch, po czym zatrzasnął walizkę z głośnym hukiem. Dokumenty mógł zawsze wziąć do aktówki – i tak też zrobił. Przetrząsnął biurko w poszukiwaniu jakichś ważniejszych papierów, na szczęście niczego nie znalazł poza paroma raportami, które kiedyś „zapomniały się” wysłać do centrali. Resztę wyjął i spalił we wnętrzu kuchni. Tak na wszelki wypadek. Wszystko, co do joty – oprócz jednego papierka, który miał mu znacząco ułatwić życie. Spojrzał na zegarek – zostało mu tylko czterdzieści minut, a przecież trzeba jeszcze kupić bilet. Wziął zarówno walizkę, jak i aktówkę, wychodząc zamknął za sobą dokładnie drzwi, po czym udał się prosto na dworzec kolejowy. Nie ma to jak wyjazd na weekendowy wypoczynek – uśmiechnął się szyderczo do własnych myśli.

    [​IMG]
    Ford CX pędzacy ulicami miasta

    Centrala CSA
    Chicago, Illinois
    12 października 1936, godz. 12:03


    -Przecież powiedziałem, że towarzysz Reed nie przyjmuje – twarz portiera była niewzruszona jak blok granitu – zresztą i tak nie był pan umówiony, prawda?
    -Nie, nie byłem, ale to ważne. I poufne – próbował przekonać upartego ciecia. Na próżno.
    -Nie ma mowy. Pan przyjdzie jutro albo pojutrze. Dzisiaj nie i koniec. A pan w ogóle ma legitymację związkową? - zdziwiony petent pokręcił głową – Prasową? Też nie? To czego pan tu w ogóle szuka? - dziwił się. Tamten zachowywał spokój, ale we wnętrzu chciał rozszarpać swojego rozmówcę. Chociaż trudno było to nazwać rozmową.
    -Proszę pana – zaczął najłagodniejszym tonem, na jaki mógł się zdobyć – to jest dla mnie sprawa życia i śmierci. Jutro mogę nie mieć okazji, żeby to oddać – spojrzał głęboko w oczy mężczyzny.
    -A co? Ścigają pana niby, że tak panu spieszno? - portier odsunął się o krok, chcąc jakby uniknąć potencjalnego niebezpieczeństwa.
    -Powiem wprost – jest dwunasta, czyli już prawdopodobnie mnie szukają. Do środy będą wiedzieć, gdzie jestem, a potem – cóż, wątpię, żeby obeszli się ze mną łaskawie – westchnął ciężko.
    -Że kto? Policja? Federalni? A może Batman, co? - zaśmiał się z własnego dowcipu, ale zaraz umilkł, widząc, że tamtemu nie jest do śmiechu. Zamarł zupełnie, widząc przed oczyma legitymację FBI.
    -Pojutrze przeczyta pan o mnie w gazetach, niezależnie od tego, co pan w tej chwili zrobi – rzucił, udając zrezygnowanie – A czy mi pan wierzy, czy nie, to... - nie dokończył, nie zdążył.
    -Weź mi to pan sprzed nosa – niemal krzyknął cieć.
    -Proszę tylko o jedno: niech pan przekaże tę kopertę towarzyszowi Reedowi. On będzie wiedział, gdzie mnie szukać.
    -Dobra już, dobra. Ale wynoś się pan, bo tacy to tylko kłopoty przynoszą. No już – sio!
    -Do widzenia panu – odpowiedział uprzejmie, obrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi. Tak podobnych do tamtych... z oddali słyszał jeszcze tylko portiera krzyczącego do telefonu: „Jimmy, chodź u mnie na chwilę zastąpić. Nie wiem, jakiś świr, alboco, nie wiem. I to na jednej nodze, dalej!”. Był o krok bliżej realizacji swojego celu. Zamówił spod centrali taksówkę i wrócił do hotelu.
    Najgorsze było czekanie. Przyjdą, czy nie przyjdą? Leżał tak, rozmyślając. Boże, jakie to porąbane – los człowieka w rękach jakiegoś ciecia... Minęła druga po południu, potem trzecia, zszedł do restauracji na obiad, skonsumował danie, którego oryginalnej nazwy nawet nie próbował wymówić, po czym wrócił na górę. Drzwi zamknięte – to dobrze, chociaż dla pewności sięgnął do ukrytej pod marynarką kabury. Uchylił, zajrzał ostrożnie – chyba nikogo nie było w środku. Sprawdził jeszcze łazienkę – czysto. Walizka, aktówka, wszystko na swoim miejscu. Próbował czytać gazetę, ale mu to nie wychodziło, był zbyt spięty. Spokojnie, powtarzał sobie. Musisz się rozluźnić, no dalej, c'mon... zegar wybił czwartą.
    Pięć, dziesięć, dwadzieścia, wpół do piątej. Ciche pukanie do drzwi. Zerwał się na równe nogi, wyjmując broń. Ostrożnie podszedł do drzwi.
    -Kto tam? - zapytał, siląc się na spokojny ton.
    -Obsługa hotelowa, panie Pearson. Przyszliśmy wymienić ręczniki. - odpowiedział głos po drugiej stronie.
    Nacisnął klamkę, ale ostrożnie, trzymając broń za plecami drugą ręką. Odbezpieczył pistolet, na wszelki wypadek. Zobaczył dwóch postawnych gości w garniturach. Ta sama pozycja, co u niego. Ręce z tyłu – nie miał szans.
    -Słucham panów? - zapytał głupkowato, licząc na więcej czasu.
    -Panie Pearson, a może agencie Brown – zaczął ten z lewej – Pan pójdzie z nami.
    -Proszę oddać broń – dorzucił drugi facet w ciemnych okularach.
    *****, Secret Sevice – przemknęło mu przez myśl, ale ostrożnie przekazał pistolet tamtemu. I tak już nic nie ugra. A pojutrze... pojutrze przeczytają o nim w gazetach.
    Zanim wyprowadzili go przed hotel, jeden z nich sprawdził jeszcze pokój Browna, zabierając wszystkie dokumenty. Skubańcy, nieźle ich tam wyszkolili. Zeszli na dół, recepcjonista zadał jeszcze jakieś idiotyczne pytanie, na które nie usłyszał odpowiedzi. Jeden ruch ramion musiał mu w tym przypadku wystarczyć. Polecili mu wsiąść do samochodu, sadzając między sobą na tylnym siedzeniu. Kierowca odjechał bez słowa. Cisza. Ta okropna cisza, której nie mógł zagłuszyć nawet głośno pracujący silnik... Kluczyli potem jakoś strasznie długo jakimiś bocznymi uliczkami, skutecznie zabierając mu resztki orientacji. W końcu wjechali przez odrapaną, czerwoną bramę na jakieś podwórze. Wyprowadzili z wozu (Jesus H. Christ, teraz to mnie już na pewno ubiją!) i sprowadzili przez obskurne drzwi do jakiejś piwnicy. Brown schodził po skrzypiących drewnianych stopniach, prawie potykając się mniej więcej w połowie. W końcu zostawili go samego. Tak po prostu, po cichu. Był więc sam w zatęchłej dziurze, z której już nigdy mógł się nie wydostać. Nie zauważył jednak z początku wąskiego promienia światła zza kolejnych drzwi. Zmusił się do trzeźwego myślenia, rozejrzał po pomieszczeniu – tylko gołe ściany – i ruszył w kierunku światła. Ledwo zdążył pociągnąć klamkę (klamki w piwnicy? Coś tu zwyczajnie nie gra...), kiedy usłyszał głos z wyraźnym wschodnim akcentem.
    -No dalej, Brown, wchodźcie tu wreszcie.
    Posłuchał – i po chwili jego oczom ukazał się niewysoki człowiek z wąsem ćmiący fajkę. Świdrował go oczami, uśmiechając się jednocześnie, ale jakoś tak złowieszczo.
    -Proszę, proszę – zaczął gospodarz – agent Brown we własnej osobie. Musi dokuczać wam ten cholerny chicagowski wiatr, co? - puścił do niego oko. Albo mu się tak po prostu wydawało.
    -Proszę, proszę – odparł przekornie – Joe Steele we własnej osobie. Muszę przyznać, że pańscy ludzie działają całkiem efektownie – podszedł do solidnego biurka, za którym siedział gangster.
    -A wy za to macie stalowe nerwy, Brown. Wasi poprzednicy zwykle robili w spodnie... niezbyt przyjemny widok, muszę przyznać. Ale do rzeczy. Macie w tej swojej aktówce zapewne ciekawe rzeczy. A że Reed nalegał, żebyście wrócili w całości... po prostu sobie porozmawiamy. Siadajcie – wskazał tamtemu stojące w rogu krzesło.
    -Zanim zaczniemy, mam jeszcze tylko pytanie – dlaczego trafiłem akurat tu, a nie gdzieś indziej? - Steele roześmiał się, chyba szczerze.
    -Oj, Brown, Brown... taki z was chojrak, a najprostszych rzeczy skojarzyć nie umiecie... my tu jesteśmy, jakby to ująć... takim Secret Service – ciasne piwniczne pomieszczenie prawie zatrzęsło się od śmiechu mafioza.

    [​IMG]
    Chicago - miaso o tyle piękne, co tajemnicze

    Biały Dom
    Waszyngton, DC
    14 października 1936, godz. 13:14


    O, jest pan nareszcie – powitał tymczasowego szefa FBI prezydent Hoover – niech pan się rozgości, usiądzie wygodnie, może cygaro? Albo kieliszek koniaku? - tamten jedynie pokręcił głową zajmując jeden z foteli w Gabinecie Owalnym.
    -Skoro jesteśmy już w komplecie, to może przejdźmy do rzeczy... - niecierpliwił się wiceprezydent Curtis, jakoś dziwnie pobladły tego dnia – Czy to prawda, dyrektorze? Nie, niech pan nie odpowiada na to pytanie. Lepiej będzie powiedzieć od razu, co macie na tę szuję – zagryzł zęby, jakby nie chciał powiedzieć czegoś więcej.
    -Panowie – zaczął nieśmiało – po pierwsze, większość z rewelacji Browna jest prawdą, niestety. Po drugie, na razie dysponujemy tylko jego teczką sprzed wyjazdu do Montany, a tam jest niewiele. Ot, parę kryminalnych drobiazgów i przekroczenia uprawnień. Gdybyśmy to wyciągnęli w zeszłym tygodniu, dałoby się go ******. Teraz to już bez znaczenia. A jak już wspomniałem, obecnej teczki po prostu nie ma. Być może dyrektor Wilbur mógłby powiedzieć więcej, ale...
    -Wyjechał z powrotem na Środkowy Zachód – przerwał mu prezydent – wiemy, próbujemy ściągnąć go z powrotem, ale to potrwa co najmniej do wieczora.
    -No dobrze – wtrącił się Curtis – nie możecie przymknąć gościa? Za zdradę tajemnic państwowych na przykład? - sięgnął po kieliszek z koniakiem – Wie pan, jaki to będzie miało wpływ na wynik wyborów? Nie jest pan głupi, więc nie będę tego tłumaczył. Takie coś pod naszym nosem. Administracja wydymana bez wazeliny, dyrektorze!
    -Hej, Charlie, uspokój się, proszę – gospodarz próbował załagodzić sytuację – FBI zrobi wszystko, co w ich mocy, prawda? - zaakcentował to ostanie słowo, wbijając oczy w gościa – Panie Hoover, my będziemy dementować te pogłoski, a pańscy ludzie – niech zrobią wszystko, żeby więcej nie przedostało się do mediów. Nie obchodzi mnie, jak to zrobicie.
    -Mister President, nie wiemy nawet, gdzie delikwent się znajduje, to nie będzie takie proste. Zresztą w montańskim radiu już pojawiły się nowe rewelacje. Obawiam się, że nie możemy tego zahamować... - rozłożył bezradnie ręce.
    -Panie Hoover – Curtis wstał z fotela – nie obchodzi mnie, co pan i pańscy ludzie zrobią żeby ****** tego ********a. Możecie go nawet zabić, jeśli zajdzie taka potrzeba, ****o mnie to obchodzi, rozumiesz, człowieku?! Jakiś ***** nie zrujnuje mojej kampanii na samym finiszu, nie dopuszczę do tego! I zanim coś powiesz... - nie dokończył, syknął jedynie z bólu, po czym wrócił do pozycji siedzącej.
    -Wszystko w porządku, Charlie? - zaniepokoił się prezydent – Wody? Powietrza?
    -Daj spokój, Herbert, to tylko zmęczenie. Szkoda byłoby przegrać w takim stylu, nieprawdaż? - spojrzał smutno, zupełnie inaczej, niż jeszcze przed chwilą.
    -Panie wiceprezydencie – szef FBI próbował jakoś wybrnąć z sytuacji – jeżeli zlikwidujemy Browna teraz, to jeszcze bardziej zaszkodzimy pańskiej kampanii i wszyscy będziemy musieli pożegnać się ze stołkami. Chociaż nie powinienem... ale radziłbym wykorzystać sytuację do ataku na Reeda. Jakiś mały proces o ujawnienie tajemnicy państwowej, podpuści pan media i wszystko da się odkręcić.
    -Nie interesują mnie duperele, Hoover. Chcę jego... o Jezu – jęknął – głowy. Na. Złotej. Tacy. Zrozumiano?! A teraz przepraszam na chwilę, muszę chyba zaczerpnąć powietrza... - podniósł się i powoli odszedł w stronę drzwi prowadzących do ogrodu.
    -Nic mi nie jest – rzucił jeszcze, znikając w przejściu.
    -Dyrektorze – prezydent był wyraźnie poirytowany – proszę nie brać uwag Curtisa na poważnie. Wściekłość mu minie, a tymczasem przygotuje się odpowiednie oświadczenia dla prasy. Pańska w tym głowa, żeby znaleźć dowody na współudział Wilbura w tym wszystkim. Wie pan, ceniłem go jako współpracownika... w zasadzie to nie wiem, dlaczego to panu mówię... ale po ujawnieniu tej jego zakulisowej gierki, bo nie wątpię, że to on stał za tym wszystkim, oczywiście mam na myśli same działania w Montanie, a nie obecne rewelacje, będzie się musiał gęsto tłuma... - przerwał, obracając się w kierunku korytarza, z którego dobiegł głuchy dźwięk. Obaj mężczyźni poderwali się, podbiegając do drzwi, za którymi leżał na podłodze wiceprezydent, trzymający się za klatkę piersiową.
    -Jest pan wolny, dyrektorze – krzyknął prezydent, po czym podbiegł do współpracownika – Charlie, co ci jest? Serce? - nie usłyszał nic w odpowiedzi – Lekarza! - krzyknął jeszcze, zanim wstał, żeby poszukać jakiejkolwiek pomocy. No to po kampanii, pomyślał sobie ponuro.

    [​IMG]
    Frank Knox - czyżby wkrótce 34. prezydent Stanów Zjednoczonych?



    Październik zdominowany został przez kampanię wyborcza, powoli zmierzającą do wielkiego finału. Jego przedsmak amerykanie odczuli już w drugiej dekadzie miesiąca, kiedy to dotychczasowy szef grupy specjalnej FBI w Montanie, agent George Brown, ujawnił kulisy działalności Biura w okresie po stłumieniu pierwszego w tym roku powstania. Opinia publiczna doznała szoku, słysząc o nielegalnych metodach zdobywania dowodów, braku poszanowania korespondencji prywatnej, używaniu przemocy podczas przesłuchań, a nawet naciskach na lokalne media, aby przedstawiały rzeczywistość w bardziej sprzyjającym Waszyngtonowi świetle. Syndykaliści, którzy znaleźli się w posiadaniu potwierdzających te rewelacje dokumentów, przypuścili bezpardonowy atak na administrację Hoovera, wzywając urzędującego prezydenta do ustąpienia, a jego zastępcę – do wycofania się z wyścigu do Białego Domu. Cios w ten sposób zadany Republikanom nie byłby być może aż tak dotkliwy (przygotowano stosowne oświadczenia dementujące zarówno niektóre z oskarżeń, jak też udział najwyższych władz w nielegalnej działalności FBI), gdyby nie reakcja wiceprezydenta Curtisa, który jeszcze tego samego dnia przeszedł zawał serca. Jego ciężki stan zdrowia i długa rekonwalescencja sprawiły, że kampania Grand Old Party wyraźnie wyhamowała. Człowiekiem, który skorzystał na tym najbardziej, był Demokrata John Nance Garner, który, porównując obecnie rządzącą ekipę z radykałami zarówno po prawej, jak i lewej stronie sceny politycznej, z cichego i nie rzucającego się w oczy kandydata stał się głównym aktorem w ostatnich tygodniach października.
    Zupełnie na uboczu natomiast znalazł się MacArthur i jego wysiłki do do przewidzenia, bądź nawet wpłynięcia na wynik wyborów. Pozbawiony wsparcia ze strony FBI działać musiał dużo ostrożniej, niż w poprzednich miesiącach, co podaje w wątpliwość sens całego jego przedsięwzięcia. Na dodatek, najbliższy współpracownik generała, Ray L. Wilbur, postawiony został w roli kozła ofiarnego w związku z działaniami Browna, które de facto sam zainicjował. W tej sytuacji, chociaż przebywał od czternastego października w Waszyngtonie, ani razu nie nawiązał kontaktu z MacArthurem, aby nie ściągać na niego niepotrzebnych podejrzeń.
    W przeciwieństwie do konspiratorów, legalnie działający wywiad kontynuuje swoją działalność, odnosząc pewne sukcesy – udaje się bowiem wyśledzić przepływy pieniędzy, z których sfinansowany został bunt w Albany. Ślad, jak się okazało, nie wiedzie wcale do Chicago, a dużo dalej – do zarejestrowanej w Meksyku spółki handlowej. MI-8 zdołała umieścić w otoczeniu jej władz swojego agenta, który, być może, dostarczy dalszych, ciekawych informacji na temat związków separatystów z zagranicznymi siłami politycznymi. Niejako tradycyjnie jednak, podjęte próby założenia siatek szpiegowskich w innych krajach kończą się porażką – kontakt ze zwerbowanymi w Boliwii urzędnikami urywa się, natomiast dwaj agenci wysłania do Dominikany i Haiti nie dali znaku życia po wylądowaniu na wyspie.
    Kolejne sukcesy Stany Zjednoczone odniosły na polu rozwoju technicznego: dwudziestego drugiego października Newport News Shipbuilding przedstawia Departamentowi Wojny zamówione kilka miesięcy wcześniej rozwiązania techniczne dla lekkich lotniskowców. US Navy zastanawia się obecnie nad rozpoczęciem budowy pierwszego okrętu tego typu – w warunkach niedostatecznych nakładów na budowę maszyn standardowej wielkości, admirałowie zastanawiają się, czy nie będzie to przełomowa decyzja, która pozwoli Ameryce na utrzymanie się w wyścigu o dominację na morzach i oceanach, przynajmniej w lokalnym wymiarze. Również na płaszczyźnie teoretycznej odnotowano pewien progres – bazując na doświadczeniach lotnictwa z walk w Montanie oraz ostatnio – w stanie Nowy Jork, generał Rickenbacker wraz z zespołem przedstawili koncepcję, którą ochrzcili mianem „zniszczenia pola walki”. Przedstawione przez nich rozwiązania skupiają się na bezpośrednim ataku sił powietrznych na piechotę i pojazdy nieprzyjaciela, wykonywane przez specjalnie skonstruowane do tego celu samoloty szturmowe. Chociaż w przyszłych bitwach (jeśli do takich dojdzie) US Army mogłaby zapewne wymiernie skorzystać z podobnych rozwiązań, to jednak znikome środki przeznaczane na zakup nowego uzbrojenia stawiają całą sprawę pod znakiem zapytania.

    [​IMG]
    Artystyczny fotomontaż pokazujący jak mógłby w przyszłości wyglądać lekki lotniskowiec US Navy


    Wiadomości ze świata:

    2 października: Przebywający na stałe w Szanghaju rząd Republiki Korei na wychodźstwie zwrócił się z prośbą do władz chińskich o wsparcie w dążeniach do odzyskania niepodległości przez to państwo. Władze w Pekinie okazały się jednak nieprzychylnie nastawione do wszelkich działań mogących wywołać w najbliższej przyszłości konflikt z Japończykami. Polecili zatem delegacji, która spotkała się z ministrem Wangiem Zuaznxu, zwrócenie się do Australijczyków o pomoc. Negocjacje w australazjatyckiej ambasadzie, rozpoczęte jeszcze tego samego dnia, przyniosły w końcu wymierne korzyści – Canberra zobowiązała się do przeprowadzania szkoleń wojskowych dla Koreańczyków, wysyłania zaopatrzenia oraz środków finansowych dla ugrupowań niepodległościowych na Półwyspie Koreańskim. Można zatem przypuszczać, że nieunikniony jest konflikt Australazji z Japonią – pytanie tylko, czy ograniczy się on do płaszczyzny dyplomatycznej.

    [​IMG]
    Postawa Chin mających u boku potężną Japonię nie może dziwić

    4 października: Seria niefortunnych wypadków, do których doszło w portach Sydney, Melbourne i Auckland doprowadziła do powstania tworu wręcz dziewiętnastowiecznego – tajnego i nielegalnego związku zawodowego robotników portowych. Ugrupowanie to, stawiające sobie na cel poprawę warunków pracy poprzez naciski na środowiska polityczne, zaczęło drażnić rząd oraz samego gubernatora Hughesa. Po wysunięciu żądań płacowych przez swoją legalną przybudówkę, po którym doszło do zakończonych fiaskiem rozmów, pojawiły się kolejne postulaty – tym razem odnośnie czasu pracy i zwiększenia ilości dni wolnych w roku. Jak miało się okazać, przelało to czarę goryczy – porty obstawione zostały przez policję i wojsko, a przywódcy robotniczy – wyprowadzeni i aresztowani. Australazja nie ulegnie wymuszeniom. Nigdy.

    5 października: Zaskoczenie na Półwyspie Apenińskim – powszechnie uważany za tchórzliwy naród włoski sięgnął po broń w walce z austriackim okupantem. Wczesnym rankiem posterunki żandarmerii cesarskiej w Ferrarze zaatakowane zostały przez zbrojne grupy i wyparte do miejskiego garnizonu. Według oficjalnych komunikatów prasowych Wiednia, zginęło siedemnastu Włochów oraz pięciu Austriaków, jednak walki trwały nadal. Niestety dla ruchu niepodległościowego, nie udało się wyprzeć zupełnie wojsk z miasta, co poskutkowało przejęciem inicjatywy przez siły okupacyjne. Do godziny dwudziestej zamieszki, czy też „powstanie”, jak szumnie nazwały to zajście sycylijskie media, zostały stłumione. Nie jest jasna również przynależność polityczna rebeliantów, a co za tymm idzie – źródła finansowania. Jeżeli należy szukać ich w Neapolu – może być to przyczynek do kolejnej wojny o panowanie w Italii.

    [​IMG]
    Nieudany zryw przeciwko austriackiemu panowaniu - zadra w stosunkach Neapolu z Wiedniem

    6 października: Dania na skraju przepaści – reformy gospodarcze podjęte parę miesięcy temu przez rząd Thorvalda Stauninga oraz rozwój przemysłu na Islandii nie powstrzymały gwałtownego spadku duńskiego handlu zagranicznego. Głównym partnerem Kopenhagi był w tym wymiarze Berlin, a trwający już ponad dziewięć miesięcy kryzys gospodarczy w Niemczech skutecznie ograniczył możliwość sprzedaży towarów na tamtejszym rynku. Skutkiem tego firmy duńskie ogłaszają bankructwa na masową skalę, prowadząc do wzrostu bezrobocia oraz radykalizacji poglądów politycznych znacznej części społeczeństwa. Czy kolejne państwo europejskie znajdzie się pod władzą syndykalistów? Wydaje się to bardzo prawdopodobne.

    [​IMG]
    Minister gospodarki Alsing Andersen przekonał do swoich planów resztę rządu Stauninga

    7 października: Gyula Gömbös, jeden z najbardziej wpływowych polityków węgierskich w ostatnich latach, umarł z powodu choroby nerek w budapesztańskim szpitalu rządowym. Jego rodacy zapamiętają go jako nieprzejednanego przeciwnika syndykalizmu, który uwazał za główną zarazę toczącą świat współczesny. W celu jego zwalczenia gotów był wprowadzić na Węgrzech dyktaturę, by potem dokonać wyprzedzającego uderzenia z pomocą Austrii i Niemiec. Chociaż w ostatnich latach usunął się w cień, to jednak sprawowana przez niego funkcja szefa wywiadu państwowego była, zdaniem znawców naddunajskiej polityki, jedynie przykrywką dla znacznie poważniejszego wpływu, jaki wywierał na losy swojego kraju. Opuszczone przez niego stanowisko objął kilka dni później Ferenc Rajniss, prawicowy radykał, wiążący sukcesy Międzynarodówki z żydowskim spiskiem.

    8 października: Gorące debaty wstrząsają delhijskim parlamentem, a w szczególności jego wyższą izbą złożoną z lokalnych książąt. Powodem jest rządowy plan rozbudowy marynarki wojennej i bazy morskiej w Karaczi, wspierany przez środowiska brytyjskie w Indiach. Ten niewątpliwie kosztowny projekt wzbudza kontrowersje szczególnie wśród książąt nie posiadających granicy morskiej w swoich władztwach – dobrze słyszalne są głosy, iż jedynie księstwa nadbrzeżne powinny udźwignąć ciężar stworzenia floty, która pozwoliłaby na osiągnięcie dominacji w regionie. W sytuacji, w której niemożliwe staje się pogodzenie obydwu frakcji, premier Golightly ogłasza zawieszenie planu na jakiś czas – w praktyce przekreślając go kompletnie.

    [​IMG]
    Admirał Ali Rehman Khan będzie mógł dowodzić co najwyżej flotyllą łupin kokosowych...

    Prezydent Republiki Kolumbii – Alfonso Lopez Pumarejo gościł z wizytą w amerykańskiej stolicy. Podczas dwudniowego pobytu w Waszyngtonie spotkał się zarówno z prezydentem Hooverem, jak i z kandydatami startującymi w listopadowych wyborach. Wiceprezydentowi Curtisowi życzył jak najszybszego powrotu do zdrowia oraz przekazał przesłanie od narodu kolumbijskiego. Wszyscy pretendenci do prezydenckiego fotela otrzymali natomiast wyroby tradycyjnego rękodzieła indiańskiego oraz zaproszenie do odwiedzenia Bogoty. Zwieńczeniem wizyty było podpisanie umowy o współpracy kulturalnej i technicznej między oboma państwami, w ramach której kilkudziesięciu najzdolniejszych studentów kolumbijskich otrzyma możliwość kształcenia się na amerykańskich uczelniach na koszt Stanów Zjednoczonych.

    [​IMG]
    Kolumbijski prezydent szuka poparcia dla swojej idei Wielkiej Kolumbii - niestety, trafił pod zły adres...

    14 października: Mongołowie decydują się na budowę mocarstwa gospodarczego – uznając brak surowców naturalnych za główną przeszkodę w stworzeniu dominującej potęgi na północ od Jangcy, chan Ungern von Sternberg nakazuje poszukiwania nowych złóż na terenie całego kraju. Spodziewać się można jednak, że ekspedycje poszukiwawcze zapuszczą się również na teren sąsiednich państw, wywołując tym samym incydenty graniczne. Jedynie zagadkowy przywódca w Urdze wie, czy nie stanie się to zarzewiem nowego konfliktu granicznego z Xibei San Ma lub co gorsza – z osłabioną i powoli podnoszącą się z gruzów Rosją.

    24 października: Sekretarz stanu Henry Lewis Stimson przybył z wizyta do Gwatemali, gdzie spotkał się z premierem Federacji Środkowoamerykańskiej, Victorem Gutierrezem. Głównym tematem obrad była sytuacja gospodarcza w Ameryce Środkowej oraz rozbieżne zdania co do właściwego modelu gospodarczego, jaki winien być realizowany przez państwo. Amerykańskiemu szefowi dyplomacji zależało przede wszystkim na przekonaniu gospodarzy do wprowadzenia reform wolnorynkowych, w zamian za podpisanie preferencyjnych porozumień handlowych, które pozwolą na rozwój tamtejszej gospodarki. Podpisano porozumienie, w myśl którego w ciągu trzech miesięcy Centroameryka przyjmie ustawę pozwalającą chłopom oraz drobnym rzemieślnikom na sprzedaż swoich produktów na targowiskach w dużych miastach. Dotychczas ta część handlu wewnętrznego kontrolowana była ściśle przez Ministerstwo Gospodarki i Planowania.

    [​IMG]
    Stimsonowi udało się nieco naprawić nadwątlone po nieudanych akcjach szpiegowskich relacje

    26 października: Kończy się okres braku przywództwa w Związku Brytanii. Kongres Związków Zawodowych obradujący od miesiąca w Londynie wyznaczył na nowego przewodniczącego Komitetu Stałego, najwyższej instytucji politycznej na Wyspach, Toma Manna, cenionego działacza socjalistycznego jeszcze w czasach przedrewolucyjnych. Osiemdziesięcioletni nowy przywódca brytyjski jest jednak oceniany jako swego rodzaju substytut z powodu niemożności wybrania kandydata otwarcie popierającego jedną z frakcji obecnych na Kongresie. Tak więc Brytyjczycy doczekali się sędziwego męża opatrznościowego in spe, jednak najbardziej prawdopodobne jest, że ten jeśli nie umrze szybko, yto nie będzie miał dość sił na poskromienie politycznej wojny podjazdowej w kraju.

    [​IMG]
    Kongres wybrał na przywódcę starca - być może więc niedługo trzeba bedzie zwołać kolejną elekcję

    27 października: Woda na młyna dla zwolenników Jacka Reeda – australazjatycki minister spraw zagranicznych, Vernon Sturdee, składa wizytę w Waszyngtonie. Podjęty w kordialnej atmosferze przez Hoovera i Stimsona, staje się, wraz z całą republikańską administracją, obiektem dzikich ataków prawie całej lewicowej prasy, od tytułów umiarkowanych aż po związany bezpośrednio z CSA dziennik Workers Daily. Oliwy do ognia dolało jeszcze nieoficjalne spotkanie z przebywającym akurat w stolicy gubernatorem Longiem, które „przypadkiem” uwiecznił jakiś nadgorliwy reporter – zdjęcia te zalały dosłownie pierwsze strony gazet następnego dnia. Po wylocie z USA, minister Sturdee odwiedził jeszcze szereg krajów europejskich.

    30 października: Norwegia, niewielkie państwo w północnej Europie, niezbyt bogate i dotknięte przez światowy kryzys gospodarczy, zwróciło się do Brytanii z propozycją zacieśnienia stosunków pomiędzy oboma tymi krajami. Łagodnie lewicujący rząd w Oslo, pod przywództwem Johana Nygaardsvolda, zaniepokojony wzrostem popularności radykalnej prawicy w sąsiedniej Szwecji szuka najwyraźniej partnera, który mógłby zapewnić nienaruszalność norweskich granic. Przekonany Niclasa y Glaisa, odpowiedzialnego w Londynie za sprawy międzynarodowe, Tom Mann wygłasza przemówienie, w którym entuzjastycznie odnosi się do idei kooperacji, czyniąc jednocześnie dość nieśmiałe, ale zauważalne uwagi odnośnie rozprzestrzenienia świata syndykalistycznego na Skandynawię. Oba rządy przygotowują się do powołania specjalnej komisji, która zajmie się przygotowaniem odpowiednich traktatów i wspólnych instytucji.

    [​IMG]
    Morze Północne - tylko tyle i aż tyle dzieli nowych partnerów od siebie

    Allenby nie żyje! Chłopcy sprzedający popołudniowe gazety w całej Kanadzie wykrzykiwali to hasło ile sił w młodych gardłach. Legendarny zdobywca Jerozolimy z czasów Wielkiej wojny, generał Edmund Allenby, który przebywał na emeryturze w swojej podottawskiej rezydencji od 1925 roku, odszedł spokojnie w wieku 75 lat. Szczegóły nie zostały podane publicznie ze względu na szacunek, jakim stary dowódca cieszył się w gronie wygnańców z Wysp Brytyjskich. Sam król Edward VIII wygłosił podczas nabożeństwa żałobnego, a później także nad grobem mowy pochwalne, w których dał wyraz swojej tęsknoty za starą ojczyzną, które to uczucie podziela ogromna część jego poddanych. Ciekawy w tych okolicznościach może być fakt złożenia Kanadyjczykom kondolencji przez Londyn – być może est to pierwszy znak nadchodzącej odwilży.


    [​IMG]


    ======================================================================================================
    Nareszcie jest nowy odcinek - pierwszy po konwersji save na Betę V (plus moje drobne autorskie modyfikacje). Samo grzebanie w pliku zajęło mi sporo czasu, ale to mój pierwszy raz był, więc wybaczcie ;).
    Mogę od razu zapowiedzieć, że w kolejnym odcinku bedziecie mogli poczytać sobie o wyborach - wreszcie tych właściwych. Stay tuned.

    Acha - prosiłbym też jakiegoś miłego admina o wyrzucenie tej ankiety, jesli się da to zrobić ;).
     
  15. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union
    1 - 15 listopada 1936


    Odcinek 12
    So say we all
    (Tak mówimy wszyscy)


    Dzielnica robotnicza
    Detroit, Michigan
    3 listopada 1936, godz. 21:05


    Gdzieś w oddali błyszczały światła wieżowców Downtown, rozpalające wieczorne niebo setkami sztucznych gwiazd. Równie sztucznie brzmiał głos, w który wsłuchiwały się miliony mieszkańców stanów Zjednoczonych. Prezydent Hoover wygłaszał gdzieś w waszyngtońskim zaciszu jedno ze swoich ostatnich orędzi, chociaż kto wie, może nagrał je wcześniej tego dnia albo w ogóle jeszcze przed wyborami. Głośnikom radia było jednak wszystko jedno, nadawały kolejne spokojne i banalne zdania, jak gdyby była to co najmniej boska deklaracja końca świata – robiły to z należytym namaszczeniem, trzeszcząc niemiłosiernie w skromnie urządzonym pokoju.
    -...dlatego też, moi rodacy – powtórzył po raz wtóry wkrótce ustępujący przywódca – jako jeden naród oddaliśmy hołd demokracji i wszystkim wielkim zasadom, na jakich zbudowany jest ten kraj. I chociaż niektórzy będą po dzisiejszych wyborach mówić o podziałach, bądźcie dobrej myśli. Wiem, że dziś wybraliśmy słusznie, jakikolwiek nie miałby okazać się nasz wybór. Gratuluję wam zatem tak licznego zgromadzenia się przy urnach... – irytujący pisk zagłuszył przez chwilę transmisję - ...i z radością powitam... - stary odbiornik zaczął wydawać z siebie jedynie niezrozumiałe trzaski, pomimo usilnych prób dostrojenia częstotliwości.
    -Wyłącz to, Tommy – mrugnął do niego Simms – nie ma co słuchać starego pierdziela. Na Boże Narodzenie mógłby puścić to samo, a i tak nikt by się nie zorientował – machnął ręką Murzyn. Jego współlokator zawahał się jeszcze przez chwilę, kręcąc gałką, jednak dość szybko przekręcił pokrętło radia, wprowadzając do pokoju głuchą ciszę.
    -No – zatarł ręce czarnoskóry, uśmiechając się zawadiacko – Sam, skocz no do kuchni po jakieś szkło, mamy okazję do opicia – powiedział szybko, jak to miał w zwyczaju, sięgając jednocześnie do szafki po flaszeczkę jakiegoś szlachetnego płynu. Po chwili na stole stanęły trzy szklanki, wprawdzie nie od kompletu, ale nikomu to przecież nie przeszkadzało.
    -To za co pijemy? - zainteresował się Tom, lustrując wzrokiem wnętrze butelki.
    -Po pierwsze... za zwycięstwo, panowie. Za towarzysza Reeda, przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych! - rozlał nieco mętny płyn, po czym wszyscy szybko spełnili toast.
    -Chu... mocne – wykrztusił z siebie Sam – Simms, ty naprawdę wierzysz, że Reed wygra? - spojrzał prosto w oczy rozmówcy – Wiesz, ja nie kwestionuję, że ma poparcie wśród robotników, ale czy to ie będzie zbyt mało? Nie wiem, zastanawiam się nad tym już od jakiegoś czasu...
    -Cóż, tu nie chodzi tylko o Biały Dom, wiesz... i to nie jest tu chyba najważniejsze, przynajmniej jeszcze nie teraz, bo widzicie: zgarniemy na pewno kilka, może nawet około dziesięciu foteli gubernatorskich, nowe miejsca w Kongresie i stanowych legislaturach...
    -Oho, trudne słowo – zażartował sobie Tom, szturchając lekko Murzyna – jednak czegoś was tam nauczyli na tym kursie – roześmiał się z własnego żartu.
    -Właśnie – odparł Simms, nieco skwaszony – i spójrzcie jeszcze na fotele szeryfów, sędziów okręgowych, burmistrzów i tak dalej – przecież mamy miażdżącą przewagę.
    -No dobra, ale to tutaj. A co z Południem, Kalifornią i tak dalej? Pomyśl o Teksasie, hm? Wyobrażasz sobie kowbojów w kapeluszach wymachujących czerwonymi flagami? E no, Mary, pognajta bydło, bo na pochód trza nam iść – zakrzyknął, parodiując południowy dialekt.
    -Powoli, nie robimy tu rewolucji. Czekajmy na wyniki, a jeśli będą dobre... a obiecuję wam, że będą... to małymi krokami będziemy mogli budować bardziej sprawiedliwy ustrój. We Francji, w Anglii, a nawet w Gruzji mają na przykład darmową opiekę zdrowotną dla wszystkich. A co mamy u nas? Ludzie umierają na pospolite choroby, na które nawet w Meksyku mają lekarstwa. Wybaczcie, koledzy, ale jeśli uda nam się wprowadzić prawa socjalne nawet tylko w Michigan, to reszta kraju się do nas przekona. Ale nie gadajmy bez sensu, napijmy się – rozlał kolejną kolejkę do szklanek. Wypili jeszcze dwie kolejki w ciągu, wznosząc toasty za zdrowie i pomyślność.
    -Dobrze, chłopaki... zanim jeszcze sobie golniemy, muszę coś wam powiedzieć – Simms wyprostował się na krześle – właściwie to wyciągnąłem tę flaszkę nie z powodu wyborów, tylko mojego wyjazdu... - rozłożył ręce w przepraszającym geście.
    -Na jak długo? I gdzie, przede wszystkim? - zapytał ciekawski jak zwykle Tom.
    -Do Chicago, mój drogi, na kilka miesięcy. Komitet wybrał mnie do udziału w szkoleniach wyższego stopnia. Być może macie przed sobą przyszłą związkową szychę – uśmiechnął się szeroko, pokazując swoje śnieżnobiałe zęby.
    -No, to gratulacje, brachu! Wiesz, wkręć nas tam gdzieś, jak już trafisz do Centrali – Sam puścił porozumiewawczo oko.
    -A tam, właściwie żadna w tym moja zasługa. Najważniejszy argument to chyba mój kolor skóry. Jak zwykle walka z kapitalistycznym rasizmem... No, ale niech tam który poleje, na pohybel cholernym rasistom...

    [​IMG]
    A na kogo TY głosowałeś?

    Departament Stanu
    Waszyngton, DC
    14 listopada 1936, godz. 09:45


    -Pan sekretarz zaraz pana przyjmie – sekretarka próbowała uspokoić podenerwowanego meksykańskiego ambasadora – Może tymczasem napije się pan kawy? Może być też herbata, jeśli pan woli – dodała, spoglądając na czerwoną spinkę do krawata, jedną z tych, które zwykli nosić funkcjonariusze reżimu zza Rio Grande.
    -Dziękuję bardzo, ale muszę odmówić. Nie spodziewam się, żebym miał tu zagościć na dłużej – ton dyplomaty pozostawał uprzejmy, jednak w głosie dało się wyczuć dużą dozę pewności siebie, wręcz arogancji. Właściwie to mu się nie dziwię, pomyślała kobieta, kiedy drzwi do gabinetu jej szefa otworzyły się i wyszedł przez nie rosły Azjata z jednego z tych śmiesznych chińskich państewek.
    -Do widzenia, panie radco.
    -Do widzenia – wymamrotał, opuszczając pokój. Ambasador Gonzalez wkroczył za to do „jaskini lwa”, jak nazywano tu biuro Sekretarza, nie czekając na zaproszenie.
    -Panie sekretarzu! - zaczął w tonie, który mieszkańcowi środkowej Europy mógłby przypominać narzekającego Żyda – Dzień dobry – w porę zreflektował się.
    -Witam, w czym mogę pomóc? - odpowiedział mu Stimson, podnosząc głowę znad stosu papierów.
    -Dobrze pan wie, o co mi chodzi. Przychodzę tu oficjalny protest mojego rządu przeciwko powołaniu w pańskim kraju zbrodniczej organizacji wymierzonej w mniejszość meksykańską w USA, jak też w samą Republikę.
    -Pan wybaczy, ale nie do końca rozumiem. Proszę usiąść, porozmawiajmy spokojnie – wskazał na stojący pod oknem stolik i fotele. Obaj mężczyźni zajęli miejsca, spoglądając na siebie przy tym uważnie.
    -Sprawa jest prosta, panie sekretarzu. Przedwczoraj wasz południowy pupil Long zarejestrował w sądzie stanu Luizjana swoją prywatną armię. Tych Minute Men! To jest zwyczajny skandal, który nie będzie tolerowany przez mój kraj, panie sekretarzu. Jeżeli tylko zaczną się jakieś incydenty graniczne z udziałem grup bandyckich, będziemy interweniować, możecie być tego pewni – ambasador uderzył pięścią w szklany blat.
    -Póki co, nie było chyba doniesień o takich zajściach – zdziwił się Stimson – zresztą, jeżeli organizacja Longa działa legalnie, nie możemy w tej sprawie nic zrobić. Nie mamy wpływu na decyzje sądów, to chyba zrozumiałe... - zauważył, że na twarzy gościa pojawił się przez chwilę grymas niezadowolenia.
    -Obaj dobrze wiemy, że można zdziałać dużo, nie tykając nawet tej rejestracji. Zmobilizujcie FBI, cokolwiek, możecie wywrzeć nacisk na te wasze milicje...
    -Panie ambasadorze! Posuwa się pan za daleko w w swoich sugestiach. Rząd amerykański nie kontroluje, powtórzę do jeszcze raz: nie kontroluje żadnych lokalnych milicji. To samo, pozwolę sobie uprzedzić pańskie pytanie, odnosi się do kół strzeleckich, łowieckich i wszelkich organizacji związanych z bronią palną. Zresztą nie widzę żadnego powodu do podjęcia jakichkolwiek działań przeciwko America First. Hasła, którymi się posługują, to jeszcze nie powód do wszczęcia postępowania – proszę pamiętać o wolności słowa, jaka panuje w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli natomiast ma pan jakieś dalsze uwagi, Departament Spraw Wewnętrznych jest tu odpowiednim urzędem. Ja, oczywiście, przyjmę pański protest do wiadomości, ale tu kończą się moje uprawnienia – sekretarz rozłożył ręce.
    -Być może administracja waszego prezydenta Hoovera myśli już tylko o ciepłej emeryturze – cedził każde słowo Meksykanin – ale nasza Republika przedkłada interesy klasy pracującej nad urzędnicze partykularyzmy... więc radzę jeszcze raz zastanowić się nad stanowiskiem Waszyngtonu. Skoro rozkład zaszedł u was aż tak daleko – uśmiechnął się szyderczo – być może kiedyś będziemy musieli przyjść wam z pomocą, żeby ratować to, co jeszcze zostało...

    [​IMG]
    Jeden z teksańskich oddziałów Minute Men - utworzony jednak dopiero kilka tygodni po wyborach...

    Departament Wojny
    Waszyngton, DC
    15 listopada 1936, godz. 10:22


    Douglas MacArthur i Ray Wilbur stali na dachu Departamentu Wojny, obserwując poranny ruch uliczny i kołka fajkowego dymu, które raz po raz wypuszczał z ust generał.. Jeszcze kilka dni temu ich spotkanie byłoby niezbyt rozsądnym pomysłem – ale na kilka godzin przed ogłoszeniem wyników wyborów prezydenckich można było pozwolić sobie na podobną nonszalancję. Zresztą dla tych dwóch sam komunikat, jaki wyda federalna komisja wyborcza, nie miał większego znaczenia.
    -Wiesz już, co chcesz robić po zakończeniu tej całej afery z Albany, Ray? - zagaił po dłuższej chwili ciszy generał.
    -Zastanawiam się nad powrotem na uniwersytet. Po tak stresującej pracy to będzie niezły wypoczynek... i jeszcze mi za to zapłacą – posmutniał na moment – ale może czekają mnie jeszcze jakieś ciekawsze stanowiska, kto wie... A ty, Ike? Zamierzasz rozwiązać MJ-12 i zająć się tylko sztabem, czy dalej będziesz tu, a raczej tam – wskazał ręką znajdujące się kilka metrów pod ziemią piwnice - spiskował?
    -Być może... ale bez zaplecza nie ma co liczyć na efekty. Hoover, ale twój następca, nie prezydent, nie jest dobrym partnerem do takich działań, poza tym trzeba będzie też zdjąć Smitha ze stanowiska. Zrobi się bałagan, mówię ci. A od stycznia... zobaczymy. Przyjdą lepsze albo gorsze czasy, ale to ci powie pierwsza lepsza wróżka – zażartował, zaraz potem nagradzając własne poczucie humoru solidnym zaciągnięciem się dymem - W każdym bądź razie przenoszę organizację głębiej, mam zamiar ograniczyć ją do naprawdę zaufanych osób, dla ciebie też znajdzie się miejsce, jeśli będziesz chciał, oczywiście. Nie ma sensu utrzymywać jej o obecnym kształcie.
    -No widzisz... już mam pierwsza ciekawszą propozycję. Może coś z tego będzie, ale na razie... sam wiesz. Lepiej trzymać się na dystans, najlepiej przez przynajmniej pól roku. Do tego czasu media zapomną o całej sprawie.
    -Ta, dziennikarze – generał splunął gdzieś na bok – hieny po prostu. Niech żyje nasza kochana wolność prasy, cholera... ale wiesz, myślę, że od jutra zajmą się kompletnie innym tematem, jeszcze sami nie przypuszczają, jaką będą mieli pożywkę – roześmiał się gorzko.
    -Uważasz, że ponieśliśmy porażkę? - byłego szefa FBI zaintrygował ton wypowiedzi przyjaciela- no wiesz, z organizacją przebiegu głosowania...
    -I tak, i nie. Powiedziałbym, że byłem idiotą, myśląc, że uda mi się wpłynąć na wyniki, chociaż dzięki naszym ludziom częściowo to na pewno się udało, więc tego nie zrobię. Ale... - zawahał się przez chwilę – za dużo nieprzewidzianych wydarzeń weszło nam w drogę, z zawałem serca Curtisa i tym cholernym powstaniem na czele. Nikt nie mógł przewidzieć, jaki w zasadzie będzie ostateczny rezultat, chociaż zapewne i Reed, i Long kantowali równo w swoich stanach.
    -I stąd to ponowne liczenie głosów, co? I zobacz, na co to im przyszło... oj, będą zaskoczeni, oj będą...
    -Nie kpij, bo sam się mocno zdziwiłeś, widząc moje zestawienia. Nie, to niemożliwe. Żartujesz, Ike, to jakiś absurd – naśmiewał się z porannej reakcji swojego rozmówcy – zresztą z początku sam nie chciałem uwierzyć. Cokolwiek będzie, będzie ciekawie, mówię ci.
    -Yeah, tu masz rację. Chociaż wolałbym zwykłą nudę. Jak przed Wielką Wojną. Teraz to wszystko jakieś popieprzone jest – westchnął – Masz jakieś plany na najbliższy miesiąc, oprócz zwinięcia organizacji?
    -Nie wiem. W tej sytuacji zwyczajnie nie wiem. Nie jestem nawet pewien, kto teraz rozdaje karty...

    [​IMG]
    Sąd Najwyższy - miejsce, w którym wszystko stanie się jasne dla milionów Amerykanów

    Stany Zjednoczone w pierwszej połowie listopada żyły przede wszystkim wyborami prezydenckimi, w których startowało, w odróżnieniu od większości poprzednich, aż czterech liczących się kandydatów. Ta bezprecedensowa sytuacja przyciągała uwagę prasy zarówno w kraju, jak i za granicą już na kilka miesięcy przed głosowaniem, jednak prawdziwa eksplozja analiz i artykułów poświęconych wszystkim możliwym wariantom, jeśli chodzi o wyniki, nastąpiła drugiego listopada – w ostatni dzień przed udaniem się amerykanów do urn. Niewtajemniczonym w arkana amerykańskiej polityki Europejczykom zasady naświetliła, jak zwykle, prasa, przypominając, że wraz z prezydentem dokonuje się wyboru szeregu mniej znaczących urzędników, od gubernatorów aż po burmistrzów i lokalnych szeryfów. Z tego, co udało się ustalić lokalnym komisjom wyborczym, którym asystowali przedstawiciele władz na poziomie okręgowym, frekwencja była wysoka, choć nie rekordowa – szacuje się, że około siedemdziesięciu siedmiu procent uprawnionych oddało swój głos. Gazety sprzyjające poszczególnym ugrupowaniom szybko przedstawiały spekulacje na temat zwycięstwa faworyzowanych przez nie kandydatów. Jednocześnie jednak, wszystkie cztery partie zaangażowały się w kontestowanie wyników na poziomie stanowym, co doprowadziło do ponownego liczenia głosów w kilku stanach w różnych regionach kraju. Niechlubne pierwszeństwo należy pod tym względem do Kentucky, w którym Sąd Najwyższy nakazał ponowienie liczenia pięć razy, w tym cztery tylko w jednym okręgu Paducah. Mieszkańcy jego stolicy złośliwie zauważali, że jest to zapewne wynik enigmatycznego proroctwa dobrze znanej w tamtych stronach wróżbitki Salome, które zamieściła w styczniu jedna z lokalnych gazet. Niezależnie jednak od tego, czy siły nadprzyrodzone wmieszały się w rezultaty, czy te nie, Federalna Komisja Wyborcza nakazała utajnienie wyników samych wyborów prezydenckich do momentu wydania oficjalnego komunikatu, co nastąpić ma piętnastego listopada w samo południe.

    [​IMG]
    Październikowe wybory przypominały bardziej przepychankę, niż święto demokracji

    W reakcji na wzrost siły syndykalistów na północy, Huey Long rejestruje w Luizjanie stowarzyszenie Minute Men, w praktyce będące paramilitarną siłą America First – zdobycie przewagi na szczebli lokalnym praktycznie na obszarze całej niegdysiejszej Konfederacji oraz brak zaufania do rozmaitych agencji federalnych, z FBI na czele doprowadziło do wcielenia w życie niemalże leninowskiej zasady ochrony rewolucji wszelkimi możliwymi środkami. Pojawiające się na ulicach miast patrole milicyjne wzbudzają jednak nierzadko wrogość policjantów, jednak nie dochodzi do starć - „zaniepokojeni sytuacją ojczyzny obywatele”, pouczani przez funkcjonariuszy nie uzurpują sobie praw właściwych legalnym stróżom prawa, ograniczając się do zaznaczenia swojej obecności, niejako na przekór wszelkim organizacjom lewicowym.
    Listopad to jednak nie tylko miesiąc wielkiej polityki – premiera długo oczekiwanej książki „Przeminęło z wiatrem” autorstwa Margaret Mitchell przyciąga zarówno środowiska krytyków literackich, jak i zwykłych Amerykanów. Okrzyknięte zaraz po premierze powieścią roku i typowane jako zdobywca przyszłorocznej nagrody Pulitzera dzieło przedstawia historię osadzoną na Południu w czasach wojny secesyjnej – dla wielu jest to wierne odwzorowanie obecnej sytuacji w Ameryce. Część literatów sympatyzujących z partią Longa udowadnia natomiast, iż cały zamysł powieści stanowi przekaz poparcia dla ich ruchu, co wywołuje natychmiastową reakcję CSA, oskarżających autorkę o promowanie rasizmu i zadawnionych uprzedzeń. Zupełnie niezamierzenie, literatura staje się przedmiotem walki politycznej, co pokazuje, jak niewielka iskra potrzebna jest, aby wysadzić beczkę prochu, którą stały się współczesne Stany Zjednoczone.

    [​IMG]
    Tak niewielka rzecz, a tak gorący spór...

    Raport o stanie świata:

    2 listopada: Niespokojnie na azjatyckim Środkowym Wschodzie. Islamski Emirat Turkiestanu w osobie samego władcy, Mohammeda Alima Chana zobowiązuje się wziąć w opiekę rzekomo prześladowanych muzułmanów zamieszkujących Ordę Alaską. Rząd tej ostatniej zapewnia, iż przestrzega zasady wolności wyznania, jednak w ostatnim czasie daje się zauważyć promocje prawosławia, łączącego mniejszości rosyjską i kozacką, natomiast islam traktowany jest jako religia drugorzędna, właściwa dla prostego ludu, nie natomiast dla warstw rządzących. Pojawiające się pogłoski o rychłym przejściu alaskiego prezydenta, Ali Chana Bukaiklianowa, na chrześcijaństwo, choć kompletnie niepotwierdzone, jedynie dolewają oliwy do ognia, powodując groźby dżihadu słane do Alasz – Kali przez radykalnych duchownych z południa kraju.

    [​IMG]
    Zapowiedź wojny, czy czcza gadanina? Czy sytuacja wymknie się spod kontroli?

    Nowym mistrzem świata w boksie zostaje pochodzący z Flandrii – Walonii Gustave Roth. Pokonawszy już w czwartej rundzie przez nokaut swojego rywala, pochodzącego z Austrii Heinza Lazeka, zdobywa tytuł w najlepszym stylu. Okrzyknięty przez prasę „czołgiem z Brukseli” nowy bohater narodowy Flamandów i Walonów, wraca do ojczyzny niczym starożytny rzymski triumfator. W ceremonii powitalnej, która odbyła się już na lotnisku, sam król Adalbert złożył gratulacje zwycięzcy, porównując jego wyczyn do osiągnięć antycznych greckich herosów. Zaznaczył przy tym jednak, że nie życzy swojemu poddanemu zwykłego końca, jaki spotykał starożytnych bohaterów, a pragnie, by ten, zachowując swój mistrzowski pas jeszcze przez wiele lat, sławił imię Królestwa w świecie.

    [​IMG]
    Gustave Roth - idol tysięcy Flamandów i Walonów

    5 listopada: Brytania świętuje rocznicę spisku prochowego przeprowadzonego w XVII wieku przez Guya Fawkesa. To tradycyjne angielskie święto w czasach socjalizmu zyskało nową wymowę – zamiast pokazami fajerwerków czcić uratowanie monarchii, sławi się postać zamachowca, jako protoplasty czerwonych rewolucjonistów. „Kiedy królobójstwo staje się cnotą, a spisek – szlachetnym czynem, człowiek staje się dziką bestią” - zwykli mawiać wygnańcy z Wysp, którzy znaleźli schronienie w Kanadzie. Niezależnie od tego jednak, Brytyjczycy bawią się, nie zważając na ideologiczną wymowę nadana temu świętu przez Londyn. „Dajcie spokój, to nie urodziny króla, żeby robić z tego powodu sensację” - komentował jeden z mieszkańców Worcestershire w rozmowie z amerykańskim dziennikarzem.

    [​IMG]
    Guy Fawkes - bohater dla jednych, zdrajca dla drugich

    Hiszpanią wstrząsają protesty, organizowane przez CNT – FAI. Ulice wszystkich znaczniejszych miast pełne są sympatyzujących z syndykalistami i anarchistami robotników, którzy domagają się złagodzenia represji nałożonych przez rząd na ich centralę związkową. Chociaż oficjalnego stanowiska Madrytu w tej sprawie nie przedstawiono, w kuluarach mówi się o nienegocjowaniu z bandytami. Jedynymi zadowolonymi z takiego rozwoju sytuacji są karliści, którzy liczą na powiększenie swoich wpływów dzięki konfliktowi między rządem a radykalną lewicą. Rolę mediatora próbował przyjąć biskup Barcelony, Josep Miralles y Sbert, jednak jego propozycja zostaje odrzucona przez obie strony.

    [​IMG]
    Co ciekawe, za miejsca zbiórek często służyły demonstrantom areny corridy

    13 listopada: Podjęty w zeszłym miesiącu przez rząd Danii program ratunkowy na czas kryzysu gospodarczego przyniósł już pierwsze skutki. Radykalne ograniczenie wydatków budżetowych, ratuje co prawda sytuację fiskalną Kopenhagi, pogrążając jednak gospodarkę w głębokiej recesji. Brak pomocy dla chwiejących się na granicy upadłości przedsiębiorstw prowadzi do bezprecedensowej fali bankructw, która omija jedynie odległe od metropolii tereny Islandii i Grenlandii. Minister odpowiedzialny za obecny stan rzeczy, Alsing Andersen, składa na ręce premiera Stauninga dymisje, którą ten jednak odrzuca, nakazując winowajcy wypicie piwa, którego sam nawarzył i opracowanie nowej strategii.

    [​IMG]
    Czyżby upadek gospodarczy kierował Danię w stronę upadku politycznego?

    Podróżujący po Ameryce premier rządu IV Republiki Francuskiej, zwanej popularnie Francją Narodową, zawitał do Waszyngtonu w przeddzień ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich. Nie ukrywający swojej sympatii dla idei Hueya Longa polityk zapowiada jednak, iż jego kraj współpracować będzie z każdym amerykańskim prezydentem, jeżeli ten wyrazi taką wolę. Spotykając się z wiceprezydentem Curtisem, oprócz przekazania życzeń szybkiego powrotu do pełnego zdrowia, wyraził również żal z powodu niesprzyjających okoliczności politycznych do odwiedzenia Nowego Orleanu, jednak wystosował specjalny telegram do zamieszkującej to miasto francuskojęzycznej ludności.

    [​IMG]
    Planując wizytę na 13 listopada, premier Coty zapewne spodziewał się możliwości złożenia gratulacji prezydentowi - elektowi

    14 listopada: Podobnie, jak i w Stanach Zjednoczonych, w Królestwie Szwecji odbywają się wybory. Większość miejsc w parlamencie obsadzona zostaje przez umiarkowaną prawicę, której przywódcy, Axelowi Pehrssonowi – Bramstorpowi, król Gustaw V powierza stanowisko premiera. Niemalże pierwszą decyzja nowego szefa rządu jest zapowiedź liberalnych reform gospodarczych, które mają zapewnić Szwecji los inny, niż siostrzanej Danii. Krytycy takiego rozwiązania wskazują jednak na rozwarstwienie społeczne, do którego może dojść w dość zamożnym dotychczas kraju oraz na los odległej Boliwii, której władcy również wierzyli w wszechpotężny wolny rynek, popychając kraj w ramiona rewolucji.

    [​IMG]
    Nie spełnił się rysowany przez lewicę czarny scenariusz zakładający zwycięstwo radykalnej prawicy

    Brytania daje dowód na rzeczywiste obranie nowego kursu w polityce zagranicznej – delegacja People's Foreign Office spotyka się z politykami austroazjatyckimi, aby omówić potencjalną umowę kulturalną, jaka mogłyby podpisać w przyszłości oba te państwa. Chociaż jest to nie w smak Ottawie oraz, nie ma co ukrywać, niektórym bardziej radykalnym politykom zarówno w Londynie, jak i w Canberze, potencjalne korzyści, w przyszłości być może również ekonomiczne, przeważają tu nad ideologią, przyczyniając się do minimalnego w tym momencie, ale jednak, odprężenia. Należy jednak zaznaczyć, iż oba kraje nie utrzymują ze sobą oficjalnych stosunków dyplomatycznych, a wszelkie negocjacje prowadzone są przez specjalnie do tego celu powołane organizacje „pozarządowe”.

    [​IMG]
    Niclas y Glais i Vernon Sturdee - czy to możliwe, żeby podali sobie kiedyś ręce?

    15 listopada: Ważne zmiany szykują się w południowych Chinach, zarządzanych przez AlgOstAsien GmbH. Rada Dyrektorów spółki zarządziła, we współpracy z gubernatorem von Falkenhausenem, degermanizację swojego wizerunku. Świadomi utraty popularności w społeczeństwie, spowodowanej faworyzowaniem cudzoziemców zarówno w sferze gospodarczej, jak i politycznej członkowie elit południowochińskich oddadzą więcej władzy w ręce autochtonów. Na ile okaże się to jednak propagandową zagrywka, a na ile faktycznym złagodzeniem dominacji wysłanników Berlina, okaże się za kilka miesięcy, kiedy plan ten wejdzie w pełni w życie. Tak, czy inaczej, można jednak spodziewać się reakcji zarówno ze strony Cesarstwa Qing, jak i Niebiańskiego Królestwa, konsekwentnie protestującego przeciw rządom „najeźdźców”.

    [​IMG]
    Wraz ze zmianą wizerunku von Falkenhausen może być zmuszony do przejścia na mniej eksponowane stanowisko.

    ========================================================================================
    Jeżeli spodziewaliście się po tym odcinku wyniku wyborów prezydenckich - cóż, przepraszam, że Was zawiodłem. Możecie być jednak pewni, że co nieco wyjaśni się w kolejnym (który ukaże szybciej, niż zwykle). Tymczasem zapraszam do udziału w ankiecie i oczywiście do komentowania - wszelkie pytania i sugestie są jak zwykle mile widziane.
     
  16. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union
    15 - 30 listopada 1936


    Odcinek 13
    Russian roulette
    (Rosyjska ruletka)


    Jackson Park
    Chicago, Illinois
    18 listopada 1936, godz. 13:02



    Padało. Pomimo tego jednak, pod ustawioną pod pomnikiem Republiki sceną zgromadziło się kilkadziesiąt tysięcy osób. Dziennikarze, działacze robotniczy z czerwono – czarnymi sztandarami oraz zwykli mieszkańcy miasta przyszli wysłuchać oświadczenia towarzysza Reeda w sprawie wyniku wyborów. Trzy dni musiały minąć od ich oficjalnego ogłoszenia, by ktokolwiek odważył się zająć stanowisko, jedynie media uderzyły we właściwy dla nich ostatnimi czasy histeryczny ton. Wszyscy tymczasem ociekali wodą lejącą się z nieba, próbując zająć miejsce na alejkach lub skrawkach trawnika, które nie zamieniły się jeszcze w bagno. Kiedy jednak do mównicy podszedł oczekiwany przez wszystkich człowiek, kałuże przestały się liczyć – tłum zaczął napierać do przodu, powstrzymywany jedynie przez zaimprowizowane siły porządkowe.
    -Witajcie, towarzysze – rozpoczął Reed, pozdrawiając zgromadzonych ręką.
    -Witaj – odpowiedział mu głos wydobywający się z tysięcy gardeł, chwilę później zastąpiony przez powtarzające się okrzyki na cześć Syndykatów oraz samego ich przewodniczącego.
    -Dziękuję wam za tak liczne przybycie. W obecnej sytuacji musimy pokazać, że jesteśmy silniejsi, niż kiedykolwiek wcześniej. Amerykańscy robotnicy, farmerzy, postępowi intelektualiści oraz wszyscy nasi sympatycy wiedzą, że wygraliśmy te wybory! - przerwał na chwilę, ustępując miejsca burzy oklasków.
    -Zwyciężyliśmy! Nie zwyciężył John Reed, CSA, czy jakakolwiek organizacja. To naród odniósł swoje zwycięstwo. Wy. My – poprawił się szybko – I nie damy kapitalistom odebrać sobie tego sukcesu! - kolejna fala braw przetoczyła się przez park.
    -Zwracam się więc do was, panowie bankierzy, politycy i posiadacze: wasze oszustwa wyjdą na jaw szybciej, niż się tego spodziewacie. To my reprezentujemy Amerykę jutra, podczas gdy wy zatrzymaliście się dwadzieścia lat temu. Czy tego chcecie, czy nie, wasz czas się skończył! Nie ma już tego robotnika z roku 1916. Stoją dzisiaj przed wami nowi ludzie nowych czasów – odwrócił się w kierunku grupy stojącej nieco na lewo od sceny, wymachującej flagami pomimo deszczu.
    -Towarzysze, nie jesteśmy już dawno takimi, jakimi chce nas widzieć waszyngtoński establishment. Prosty człowiek, pracujący za grosze z poczucia boskiej misji – prychnął pogardliwie – i raz na dwa lata zmieniający partię, na którą głosuje z powodu czczych obietnic odszedł i nigdy nie powróci na tę ziemię! Nie ma już miejsca dla zabobonów i ciemnoty, które próbuje się nam wcisnąć! I to samo odnosi się do wszystkich układzików, kolesiostwa i korupcji, z jaką można zetknąć się na każdym kroku. Sto tysięcy za ustawę stanową, milion za federalną – koniec z tym! Nawet jeśli uda się im tak zamieszać, że stojący przed wami Jack Reed nie zasiądzie w Białym Domu, mogą być pewni, że zostaną rozliczeni ze wszystkiego. Również ze swojego ostatniego oszustwa! - tłum zaczął po raz kolejny skandować głośno.
    -Nie damy sobie wmówić, że nasza sprawa jest zaprzeczeniem wszystkiego, o co walczyli do tej pory Amerykanie. Znacie te oskarżenia, rzucane bezczelnie przez polityków wszystkich opcji, znam je i ja. Dzisiaj przyszedł czas, aby na nie odpowiedzieć! Posłuchajcie zatem, panowie w waszyngtońskich biurach i członkowie Longowskich band na południu. Posłuchajcie krzyku z tych gardeł, panowie Coughlin, Hoover i Curtis! Rządy ludu są wszystkim, o co walczyli dwa wieki temu wszyscy żołnierze Waszyngtona, zbiegli niewolnicy ciemiężeni przez obszarników na Południu, wreszcie, tak znienawidzeni przez was robotnicy, stojący dziś tu, w Chicago! I ani wy, ani wasz siedzący na stosach ciał ofiar Ku Klux Klanu bóg nie odbierzecie nam moralnego prawa do kontynuowania tej walki. Nie ma powrotu do dawnego porządku! - wzniósł lewą rękę szybkim ruchem, natomiast prawą schwycił powiewającą przy mównicy flagę narodową.
    -Nie ma powrotu! Nie ma powrotu! - odpowiedzieli mu słuchacze.
    -Cokolwiek dzisiaj nie powiecie gazetom, radiu i telewizji w Waszyngtonie, nie jesteście nam w stanie odebrać naszego zwycięstwa, wielce szanowni panowie – położył akcent na te trzy ostatnie słowa. Możecie powtarzać sobie, że Reed jest zagrożeniem dla tego kraju, jednak nie omamicie po raz kolejny milionów ludzi! W przeciwieństwie do was, to my niesiemy Amerykanom lepsze jutro – kontynuował w podobnym stylu jeszcze przez kilkanaście minut, przerywając co rusz, aby dać zgromadzonym w parku tłumom okazję do wyrażenia w ten, czy inny sposób swojej aprobaty. Jedynie zasiadający w wyznaczonym sektorze zagraniczni obserwatorzy zachowywali większą powściągliwość. Szczególnie widoczne było to w przypadku dwóch brytyjskich delegatów, sprawiających wrażenie przebywania w nieco innym świecie.
    -Co o tym myślisz, Fairfax? Niezły kawał przemówienia, prawda? - szturchnął rodaka jeden z nich.
    -Nie wiem, Carstairs... nigdy nie zrozumiem chyba tych Amerykanów... chociaż z tymi Francuzami bywało jeszcze gorzej. Nienawidzę zupy cebulowej – wzdrygnął się.
    -Absolutna racja... poczekaj, co on właśnie powiedział?


    [​IMG]
    Chicagowski Park Jacksona - widok współczesny


    Battle Creek, Michigan
    20 listopada 1936, godz. 17:26



    -...dlatego uważamy, że to przewodniczący Reed wraz z Syndykatami stoją za fałszerstwem wyborczym – skrzeczało radio. To oni, wraz z tak zwanym „towarzyszem Steelem” oraz płatnym oszczercą Brownem odpowiadają za zamęt, jaki nastąpił w tym wspaniałym kraju. Przyznaję, że sami zdobyliśmy wiele ważnych stanowisk w południowych stanach, jednak w skali całego kraju ponieśliśmy porażkę. Przyjmujemy ją jednak z pokorą, nie zapowiadając szaleńczego marszu po całą władzę. Ale... jeśli zajdzie kiedyś potrzeba obrony Ameryki przed bezbożnym syndykalizmem, jesteśmy gotowi oddać życie za ojczyznę – słuchającemu przemówienia Andy'emu przerwała matka, wołając go do kuchni. Że też akurat w takim momencie, no – pomyślał.
    -Już idę, mamo – rzucił niechętnie, odchodząc od odbiornika – Słuchałem przemówienia – powiedział jej z wyrzutem.
    -I co, ciekawe przynajmniej? Czy po raz kolejny obrzucają się błotem? Daj sobie spokój z tą polityką, wziąłbyś się lepiej do nauki, albo jakąś porządną pracę w okolicy znalazł. Oj, wy, młodzi, to macie problemy – westchnęła ciężko.
    -To są problemy wszystkich, mamo – próbował ripostować.
    -Tak? To rozumiem, że twoich kolegów też? A szczególnie pewnie tych, którzy zamiast skreślić kandydata, dopisywali Reagana albo Myszkę Mickey. Zbuntowani jesteście, a we własne gniazdo robicie, Andy – spojrzała na syna, machając przy tym ścierką trzymaną w ręce – Ty może nie, ale inni... szkoda gadać, wiesz.
    -No, tośmy sobie porozmawiali, naprawdę... Mam po coś iść, czy tak tylko mnie wołałaś? - burknął.
    -Właściwie, to mógłbyś iść do pani Coppers po jajka, zanim zamknie sklep, ale idź i słuchaj tego radia, skoro tak bardzo ci zależy. No, żywo – powiedziała, patrząc prosto w jego zmieszane oczy.
    -Dobra, dzięki – odpowiedział szybko, wracając do pokoju. Przemowa Longa skończyła się już, z głośników płynęły jedynie gromkie brawa. Już miał ochotę kląć, na czym świat stoi, ale dziennikarz, który komentował całe wydarzenie streścił wszystko dość dokładnie. I chociaż publiczne radio zwykle niechętnie odnosiło się do charyzmatycznego Południowca, przez całe to zamieszanie związane z wyborami zmieniło trochę swoje nastawienie – można było odnieść wrażenie, że w przeciwieństwie do histerycznie reagujących syndykalistów, to America First jest, obok tradycyjnych partii, głosem rozsądku zarówno w Waszyngtonie, jak i w terenie.
    -Będzie o czym pogadać z chłopakami – przemknęło mu przez myśl – tylko skąd mama wiedziała, że głosowali na aktora? Cholera, chyba nie możemy spotykać się już w domu...
    Zbiegł po schodach, obiecując matce, że pobiegnie szybko po te jajka, czy coś tam, po czym wyszedł z domu, a raczej należałoby powiedzieć – wyparował – z głośnym trzaskiem drzwi. W sklepie znalazł się niecałe dwie minuty później, jednak nie on interesował go najbardziej – równie dobrze mógłby pójść tam następnego dnia rano. Naprzeciwko witryny znajdowała się jednak budka telefoniczna, którą szczególnie sobie upodobał (jednak chyba tylko dlatego, że była najbliżej). Przeszedł przez ulicę, szperając po kieszeniach w poszukiwaniu dziesięciocentówki (drogo, ale cóż zrobić), wrzucił monetę i wykręcił numer do Jima. Przywitał się uprzejmie z jego ojcem, po czym rozpoczął właściwą rozmowę z kumplem.
    -Cześć Jimmy, słuchałeś przemówienia? - zaczął bez ogródek.
    -Daj spokój – usłyszał w odpowiedzi – jutro Demokraci oskarżą Longa, a potem Republikanie Demokratów. I tak będzie bez końca.... chociaż nie... w końcu wezmą się za łby i będziemy mieli walki na ulicach. Bóg jeden wie, do czego to szaleństwo doprowadzi, Andy.
    -No, sam się nad tym zastanawiam. Wiesz co, zbierz chłopaków i spotkamy się tam, gdzie zwykle, co? Na siódmą powinniśmy się wyrobić. Posiedzimy przy piwku, pogadamy na spokojnie itd... - złapał się na puszczeniu oka do tarczy telefonu.
    -Siódma trzydzieści i stoi. Resztę zbiorę sam, ale wątpię, żeby Frank chciał przyjść. Jakieś tam problemy rodzinne, wiesz...
    -No. Wiem. To na razie. Dzwonię z budki, rozumiesz...
    -Ta. Na razie – obaj odłożyli słuchawki w tym samym momencie. Że też ten głupi automat nie wydaje reszty, pomyślał i udał się w drogę powrotną do domu. Odda te jajka, wyjdzie przed kolacją, a potem posprzeczają się, jak zwykle, o politykę, nie będą się do siebie odzywać przez parę dni, a w końcu i tak będą się z tego śmiać...


    [​IMG]
    Huey Long kategorycznie odciął się od oskarżeń wysuwanych przez Reeda... odpowiadając tą sama bronią


    Kapitol
    Waszyngton, DC
    27 listopada 1936, godz. 14:09



    -Niech wyjmie pan notatnik, możemy zaczynać – z ciepłym uśmiechem powiedział wiceprezydent.
    -Dziękuję bardzo, w takim razie przejdźmy do rzeczy – odpowiedział mu dziennikarz, rozglądając się po gabinecie - Panie wiceprezydencie, po pierwsze gratuluję powrotu do zdrowia po pańskiej, wyczerpującej, zdaje się, chorobie.
    -Dziękuję, ale prosiłbym o darowanie sobie komentarzy na temat mojej rekonwalescencji. W tym czasie pozostawałem z boku, jeśli chodzi o bieżącą politykę, ale bardziej sporadyczne kontakty z mediami nie oznaczały zarzucenia pracy. Może być pan pewien, że na bieżąco zajmowałem się wszystkim, co do mnie należy. Teraz przyszedł jednak czas na doprowadzenie pewnych spraw do końca i czuję się zobowiązany do dobrego zdania urzędu mojemu następcy.
    -Skoro odniósł się pan do wyborów, pytanie samo ciśnie się na usta: Charles Curtis zostanie kolejnym prezydentem USA? - poza skrzypieniem ołówka o papier i gwarem zza okna nie było przez chwilę nic słychać..
    -Nie odpowiem panu na to pytanie – odpowiedział mu rozmówca, składając ręce jak do modlitwy – jest to oczywiście jedna z możliwości, ale nie jestem Bogiem, nie znam więc przyszłości.
    -Ale byłby pan najbardziej zadowolony z takiego obrotu spraw, czyż nie? - nie dawał za wygraną.
    -Ujmę to tak: będę najbardziej zadowolony z najlepszego wyboru, jaki podejmie Kongres w styczniu. Jeżeli zdecyduje się wybrać mnie, przyjmę ten wybór z radością.
    -Nie obawia się pan przy tym gwałtownych protestów społecznych? Syndykaliści na północy, Minutemen na południu – nie są to chyba zbyt sprzyjające panu oraz całej obecnej administracji siły...
    -Panie redaktorze, nie demonizujmy pozostałych kandydatów. Jestem pewien, że nawet w tak napiętej i niezwykłej sytuacji uda się nam osiągnąć kompromis. Proszę zresztą zauważyć, że gubernator Long sam zaproponował nam współpra...
    -Przeciwko Reedowi – wtrącił się dziennikarz – czy to aby nie zagranie samobójcze? Kolejny prezydent, kimkolwiek będzie, stanie w ten sposób w obliczu wojny z pierwszą siłą polityczną w tym kraju. Zatem czy taki układ ma szanse przetrwania? A jeśli tak, to za jaką cenę? Czy Republikanie szykują się do rządów koalicyjnych z America First?
    -W tym momencie musimy skupić się na wyłonieniu nowego przywództwa, więc zbyt wcześnie na takie pytania, panie redaktorze – odpowiedział powoli, akcentując każde słowo.
    -Ale jakieś rozmowy są prowadzone?
    -Nie potwierdzam i nie zaprzeczam – odparł wiceprezydent, już spokojniej – lecz to jednak leży w gestii urzędników niższego szczebla. I, zanim pan zapyta: nie, nie są to rozmowy koalicyjne.
    -Rozumiem. Dziękuję, to mi wystarczy. Ale... - zawahał się – zanim przejdziemy do kolejnego tematu: czy nie uważa pan, że sposób wyboru nowej głowy państwa jest, co tu dużo mówić, po prostu niedemokratyczny? Ostatnio często usłyszeć można nawoływania do wprowadzenia kolejnej poprawki do Konstytucji – wbił wzrok w dygnitarza, próbując go chyba prześwidrować na wylot.
    -Panie redaktorze... sytuacja jest inna, niż zwykle, przyznaję to bez ociągania się, ale zarzucanie naszemu systemowi odejścia od demokracji jest nie na miejscu. Prawda, ostatecznego wyboru dokona Kongres, ale został on wybrany przez naród, we w pełni demokratycznych wyborach. Czy taka odpowiedź pana zadowala? - po chwili zdał sobie sprawę z bezsensowności tego pytania.
    -Nie, panie wiceprezydencie. Zapomniał pan bowiem dodać, że mamy tu do czynienia ze składem wybranym dwa lata temu. Przez ten czas sytuacja dość radykalnie się zmieniła, nie sądzi pan? Być może warto by rozważyć głosowanie w odnowionym składzie. W końcu jest rok 1936, nie '34. Wygląda więc na to, że będziemy mieli znacznie zaniżoną pulę głosów na przewodniczącego Reeda, a zbyt wysoką... na tradycyjnych kandydatów... - rzekł z triumfalnym uśmiechem.
    -W tej sprawie proszę zwrócić się do senatorów i kongresmanów, zapewniam, że każdy wybierze w zgodzie z własnymi przekonaniami. A znając tych ludzi, mogę zapewnić, że nie raz się państwo zdziwicie, widząc rezultaty. Jeśli zaś chodzi o sam system... cóż, czas na dyskusje o nim nadejdzie po zaprzysiężeniu nowych przedstawicieli narodu.
    -A jeśli naród sam zażąda zmian, jak na przykład protestujący w szałasach na National Mall ludzie? Oprócz obstawienia tego miejsca kordonem policji administracja Hoovera nie zrobiła nic, żeby zbliżyć się do nich. Czy tak ma wyglądać nowe oblicze Unii, panie wiceprezydencie? - wyszczerzył bezczelnie zęby.
    -Demonstranci zebrali się tam nielegalnie, nie reagując na wezwania do rozejścia się. W tej chwili władze miejskie, nie centralne, zapewniają minimalny poziom bezpieczeństwa i opieki zdrowotn... - przerwał, usłyszawszy strzały gdzieś za oknem, w oddali – wpierw pojedyncze, później powtarzające się coraz częściej. Przeprosił uprzejmie dziennikarza, proponując mu dokończenie wywiadu w innym terminie. Nie zdawał sobie jednak jeszcze sprawy, iż jego ostatnia wypowiedź będzie następnego dnia cytowana przez większość stacji radiowych w Ameryce...


    [​IMG]
    Większość rannych w wyniku stłumienia demonstracji stanowili ludzie poparzeni przez przypadkowe zaprószenie ognia w trakcie strzelaniny


    Powyborcza histeria – wyrażenie to oddaje najlepiej stan, w jakim znalazła się Ameryka w drugiej połowie listopada. Ogłoszenie wyników wyborów prezydenckich, które z zapartym tchem śledzili zarówno politycy, jak i cały naród, jedynie podgrzało atmosferę, nie dając ostatecznych rezultatów. Chociaż cześć komentatorów wskazywała na możliwość zaistnienia takiego scenariusza, wszystkie cztery wielkie partie konsekwentnie zapowiadały zwycięstwo swoich kandydatów. Kraj stanął w obliczu niezwykłej sytuacji – po raz pierwszy od roku 1820 o wyborze nowego prezydenta oraz jego zastępcy zdecydować musi Kongres, a nie obywatele. Co prawda, rozwiązanie to, wynikające z dwunastej poprawki do Konstytucji, zostało uznane za ważne i demokratyczne przez większą cześć sceny politycznej, to jednak lakoniczne komentarze oraz zapowiedzi walki o poparcie senatorów i kongresmenów ustąpiły miejsca wzajemnym oskarżeniom o zakulisowe działania i fałszowanie głosów w najważniejszych stanach – pozornie bez sensu, jako że do lokalnych sądów wpływały już wnioski o ponowne przeliczenie głosów – jednak użyteczne, jeśli weźmie się pod uwagę siłę radykalnych organizacji na Południu i w rejonie Wielkich Jezior.
    Pierwszym, lecz najbardziej znamiennym symptomem zmian było przemówienie Jacka Reeda w chicagowskim parku Jacksona, w którym oskarżył wszystkich swoich oponentów o mieszanie przy urnach. Wystąpienie to, utrzymane w bardzo emocjonalnym tonie, piętnowało rzekomą korupcje, jaka toczyć ma waszyngtońskie elity, odwoływało się również do rewolucji, które wybuchły w Europie prawie dwadzieścia lat wcześniej. Szeroko relacjonowane przez ogólnokrajowe radiostacje, stało się od razu obiektem ataków religijnej prawicy, głównie z powodu wyraźnie wrogiego stosunku do religii, który dało się odczuć po przewodniczącym CSA. Większe zamieszanie wywołał jednak zarzut ręcznego sterowania przez Demokratów komisją wyborczą Nowego Jorku – stanu, który posiadał najwięcej, bo aż 47 elektorów i zwycięstwo w którym przybliżyłoby, być może, fotel prezydencki do Jacka Reeda.

    [​IMG]
    Nie tylko Amerykanie włączyli się w wyborczą walkę - powyżej plakat kolportowany przez francuskich syndykalistów w USA

    Jak to zwykle bywa, akcja wywołała reakcję – w tym przypadku ze strony Hueya Longa. Dwa dni po wystąpieniu Reeda odniósł się do jego zarzutów o fałszerstwa wyborcze, odpowiadając dokładnie tym samym. Wskazywał głównie na nadspodziewanie dobre wyniki syndykalistów w Pennsylvanii, Kentucky oraz Missouri, jednak przyznał przy tym, że poniósł porażkę i nie ma już szans na Biały Dom, jednak zapewniał, że pogodził się z takim rezultatem i poprze najlepszego kandydata podczas głosowania w Kongresie, które, zgodnie z prawem, powinno odbyć się przed zaprzysiężeniem nowego gabinetu 20 stycznia. Przedstawiciele tradycyjnych partii wysoko oceniali w wywiadach udzielanych prasie postawę gubernatora Luizjany, deklarującego walkę o utrzymanie spokoju w kraju.
    Z ukrycia całej sprawie przyglądały się tajne służby podporządkowane MacArthurowi. Jak przyznał później sam generał, wynik ogłoszony piętnastego listopada był dla niego zaskoczeniem – i to pomimo pojawiających się plotek o zaangażowaniu wojska w liczenie głosów w szczególnie ważnych regionach. Departament Wojny stanowczo odciął się od tych insynuacji, zaznaczając jednak, że udział w komisjach wyborczych jest osobistą decyzją każdego obywatela i nikt nie zabronił żołnierzom wyrazić swojego patriotyzmu w sposób, jaki uznają za stosowny. Plotka zaczęła jednak żyć własnym życiem, powracając jeszcze nieraz w kolejnych tygodniach i miesiącach. Co ciekawe, CSA nie podjęły tematu, by zaszkodzić jeszcze bardziej republikańskiej administracji, tym samym zapewniając spokój przedstawicielom rosyjskiej mafii, której ludzie, współpracując od lat z radykalną lewicą, prowadzili własne zakulisowe operacje, które miały ukazać masowe poparcie dla Syndykatów.
    Ostrożne, a następnie nieco bardziej śmiałe podchody praktykowane przez polityczne elity przekładały się na wzrost niezadowolenia wśród zwykłych amerykanów. Niemalże tradycyjnie, kilka ważnych zakładów produkcyjnych zostało zatrzymanych przez strajkujące załogi, Południowcy rozmiłowali się w licznych pochodach, przemarszach i demonstracjach w obronie demokracji i „naszego stylu życia” i tylko Zachodnie Wybrzeże pozostawało względnie spokojne, jak zwykle niezbyt zainteresowane awanturami w odległych i wyraźnie uboższych regionach. Z tychże jednak zaczęły spływać do Waszyngtonu grupy manifestantów, którzy okupowali ulice i wejścia do najważniejszych budynków federalnych, by w końcu założyć dwa rywalizujące ze sobą miasteczka namiotów i szałasów – położone przy schodach prowadzących na Kapitol syndykalistyczne oraz zdominowane przez działaczy America First i Minutemanów przy pomniku Waszyngtona. Ze względów bezpieczeństwa zostały odgrodzone od siebie kordonem policji miejskiej, a gdy zaczęły się starcia z funkcjonariuszami – podjęto próbę przeniesienia ich w inne, bardziej oddalone od siebie miejsca, co przy zajadłości ich „mieszkańców” skończyło się porażką. Stan quasi - oblężenia utrzymywał się przez kilka dni, aż do niefortunnego zajścia 27 listopada, kiedy to przypadkowy wystrzał doprowadził do chaotycznej strzelaniny, w której zginęło ponad 150 osób, a nieco powyżej 530 zostało rannych. Jak można się było spodziewać, wywołało to polityczną burzę, połączoną z demonstracjami i starciami ulicznymi na terenie niemal całego kraju. Jedynie ogłoszenie przez prezydenta Hoovera żałoby narodowej uspokoiło na kilka dni lawinę wzajemnych oskarżeń, coraz poważniejszych i zmierzających w bardzo niebezpiecznym dla Ameryki kierunku.

    [​IMG]
    Protesty i walki uliczne wybuchały coraz częściej na terenie całego kraju


    Raport o stanie świata:

    16 listopada: Z wizytą do Buenos Aires udaje się niemiecki minister spraw zagranicznych, Friedrich Werner von der Schulenburg. Powszechnie ocenia się tę wizytę jako reakcję na brazylijskie prośby o pożyczkę skierowane do Paryża. Zważywszy na silne związki Argentyny, a później – La Platy z Rzeszą, jest to wyjaśnienie prawdopodobne, chociaż niektóre dzienniki brukowe wydawane w Europie sugerują, że były to raczej rozmowy w sprawie podpisania sojuszu wojskowego wymierzonego w syndykalistów zarówno na Starym Kontynencie, jak i w Ameryce Łacińskiej. Pogłoski te zostały jednak zdementowane przez platinejskiego premiera, Marcela T. Alevara.

    [​IMG]
    Współpraca niemiecko - platinejska - wystarczająco dużo, by pchnąć Brazylię w ręce Francji?

    Odbudowa potęgi Rosji nastąpi dzięki silnej bazie przemysłowej – takie deklaracje można było usłyszeć w Dumie Państwowej w dniach poprzedzających głosowanie nad planem reform gospodarczych przygotowanych przez rząd Cereteliego. Minister spraw gospodarczych, Nikołaj Krestinski, proponując program industrializacji tego wielkiego, ale wciąż zacofanego pod względem ekonomicznym kraju, opierał się częściowo na doświadczeniach francuskich, co zostało skrytykowane przede wszystkim przez koła wojskowe i kościelne, które przygotowały swoje propozycje, skupiające się na dofinansowaniu armii lub wzroście produkcji i poziomu życia na wsi. Przyjęcie tej przełomowej, na co mają nadzieję komentatorzy i koalicyjni politycy, ustawy dokonało się głównie za sprawą delikatnej, aczkolwiek skutecznej interwencji ambasady szwedzkiej, dość, której pracownicy przekonywali poszczególnych polityków o zaletach rozbudowy przemysłu, nawet za cenę centralizacji gospodarki.

    [​IMG]
    Rosyjski minister Krestinski będzie miał dużo pracy, jeśli chce wywalczyć dla swojwj ojczyzny mocarstwową pozycję

    Tybetańscy lamowie gościli w Lhasie gościa, jakiego dawno nie mieli okazji podejmować – Ferdynand Ossendowski, mongolski minister spraw zagranicznych, osobiście zjawił się, aby przekazać życzenia długiego życia i głębokiej mądrości Dalajlamie XIV. Dziecko, będące, jak wierzą tybetańscy buddyści, wcieleniem Buddy, nie stanowiło jednak centralnego elementu wizyty Polaka w służbie wielkiego chana. Po oddaniu hołdów przystąpiono do rozmów o charakterze gospodarczym, ze szczególnym naciskiem na wysłanie z Urgi ekspedycji geologicznej, która miałaby przeczesać Dach Świata w poszukiwaniu złóż rzadkich minerałów i ropy naftowej. Mnichom nie w smak było jednak wpuszczanie cudzoziemców na teren ich państwa, przynajmniej nie za cenę, jaką zaproponował Ossendowski.

    [​IMG]
    Nieustępliwość Mondo, człowieka odpowiedzialnego za zarząd gospodarką w Tybecie, zamieniła wizytę Ossendowskiego w wycieczkę krajoznawczą

    19 listopada: Przedstawiciele Niemiec, Hiszpanii, Turcji oraz Francji Narodowej złożyli w egipskim MSZ oficjalne protesty w związku z organizowanym przez Kair Kongresem Panarabskim. Zapowiadany jako wydarzenie stulecia, które przyćmi swoją doniosłością nawet niedawny zjazd Międzynarodówki w Paryżu, ma stać się okazję do pokazania całemu światu wspaniałości kultury arabskiej. Zaproszeni z niemalże całego Bliskiego Wschodu oraz Afryki Północnej uczeni, pisarze duchowni, artyści, politycy, a nawet kucharze uświetnią swoją obecnością stolicę kraju nad Nilem, a przede wszystkim – wybudowaną od podstaw nowoczesną dzielnicę, przygotowaną specjalnie na tę okoliczność. Już teraz porównuje się ów zjazd z organizowanymi niegdyś Wystawami Światowymi, a kto wie – być może przyćmi je on swoją wspaniałością.

    [​IMG]
    Król Egiptu, Abbas II, wiąże z przyszłym kongresem nadzieje na objęcie przywództwa w całym świecie arabskim

    20 listopada: Niemieccy militaryści, spoglądający z podziwem na najpotężniejszą flotę wojenną świata, z lekkim szokiem przyjęli decyzję kanclerza von Papena o sprzedaży trzech krążowników Mittelafryce. SMS Braunschweig, SMS Hessen i SMS Regensburg, obsadzone przez szczątkowe załogi, odpłyną wkrótce w kierunku Czarnego Lądu, wzmacniając siły tamtejszej marynarki. Chociaż okręty te nie były najnowocześniejszymi w cesarskiej służbie, przekazanie ich siłom kolonialnym zostało skrytykowane tym bardziej, że plany modernizacji Kaiserlische Marine realizowane są z opóźnieniem, co może doprowadzić do utraty palmy pierwszeństwa przez Niemcy na rzecz intensywnie rozwijających program morski brytyjskich i francuskich syndykalistów, lub, w co wierzy duża część niemieckiego społeczeństwa – Japonii, która pomimo problemów wewnętrznych rośnie na nową światową potęgę.

    [​IMG]
    SMS Brauschweig - niegdyś duma cesarskiej floty, dziś w służbie udzielnego księstwa Hermanna Goeringa

    22 listopada: Obserwowany w ostatnich miesiącach wzrost potęgi organizacji przestępczych na południowo – wschodnim wybrzeżu Chin osiągnął swój szczyt w momencie, gdy zdominowana przez triady Rada Legacka podjęła uchwałę o rozszerzeniu obszaru autonomicznego na cały obszar sięgający od Szanghaju aż go Maoming. AlgOstAsien GmbH zareagowała a jedynie wręczeniem noty protestacyjnej, w której nie uznała decyzji Rady, nie stwarzając jednak de facto żadnych problemów z oddaniem władzy w najważniejszych miastach regionu. Do tej pory Miasta Legackie pozostawały jedynie wydzielonymi enklawami handlowymi, teraz natomiast stają się poważną siłą w walce o dominację w podzielonym i skłóconym wewnętrznie Państwie Środka.

    [​IMG]
    Coraz bardziej niestabilna sytuacja w Chinach to ogromna szansa dla Japonii...

    23 listopada: Coraz silniej daje się zauważyć zbliżenie rosyjsko – alaskie. Chociaż etniczni Rosjanie przegrali walkę o dominację w Alasz-Kali, ustępując miejsca zamieszkującym te tereny Kozakom, ostatni zwrot w polityce turkiestańskiej i pojawiające się coraz częściej żądania terytorialne pchają Ordę w ramiona Moskwy. Seria spotkań i konsultacji dyplomatycznych między tymi dwoma państwami – wpierw 20 listopada w Carycynie, a następnie – w Ałma – Acie zaowocowały komunikatem wydanym przez rząd Aleksandra Dutowa, w którym zapowiedziano podpisanie nowego traktatu o przyjaźni i współpracy. Nieoficjalnie wiadomo też, iż alaskie Ministerstwo Obrony przygotowuje się do zniesienia instytucji żołnierza zawodowego za namową dyplomatów rosyjskich, co rzekomo poprawić ma możliwości obronne kraju.

    [​IMG]
    Z takim sprzymierzeńcem Turkiestan niestraszny dzielnym Kazachom



    [​IMG]


    ========================================================================================
    Kolejny odcinek mojej telenoweli wyborczej... rodził się w bólach, w dodatku zbyt długo - ale brak komentarzy pod poprzednią częścią nie nastraja pozytywnie do pisania.
    Właściwie to nie wiem, co o tym myśleć - czyżby nikt nie chciał zadać sobie tyle trudu, żeby przeczytać odcinek choć pobieżnie i napisać parę słów, wytknąć jakieś błędy, zapytać o coś, zasugerować jakieś wyjście etc... moderatorzy te posty i tak kiedyś usuną. Cóż, najwyżej No, ale wystarczy tego żalu.

    Co do wyników ankiety - wszyscy je teraz już widzą - muszę przyznać, że większość miała rację (przynajmniej w części ;)).

    Czyszczę i zamykam.

    Goliat
     
  17. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    [​IMG]

    A more perfect Union
    Grudzień 1936


    Odcinek 14
    Vanitas vanitatum
    (Marność nad marnościami)


    Kwatera dowódcy
    Fort Carson, Colorado
    8 grudnia 1936, godz. 02:59


    Wszystkie przedmioty i rupiecie na biurku majora Wilkinsa podskakiwały w takt skrzeczącego, niezwykle głośnego i irytującego dzwonka telefonu. Oficer, wyrwany z błogiej drzemki, otworzył powoli oczy, a kiedy zorientował się już, że zasnął na służbie, poderwał się, podnosząc jednocześnie słuchawkę.
    -Wilkins, słucham – odebrał regulaminowo, starając się, by brzmiało to jak najbardziej normalnie.
    -Coś długo nie podnosiliście tej słuchawki, majorze – powiedział nieznajomy głos – spaliście pewno na służbie, co? - zaśmiał się tajemniczy ktoś.
    -Oświadczam stanowczo, że nie – odparł starając się stłumić ziewnięcie – Przepraszam, ale z kim mam przyjemność o tak późnej porze?
    -Dobra, dobra, nie tłumaczcie się już... - odrzekł tamten. Też to kiedyś przerabiałem – rzucił niedbale. Tu MacArthur. Obudźcie, majorze, generała Hodgesa... i zanim się zapytacie, to nie może czekać. Jeżeli podam wam kod, to i tak jesteście zbyt niscy szarżą, żeby go znać – prychnął. No, dalej, bystro!
    -Tak jest! - niemal krzyknął, prężąc się na baczność. - Proszę poczekać chwilę, sir – położył słuchawkę na biurku, po czym skierował się do prywatnej części domu. Rzadko kiedy wchodził do „świętego świętych”, jak określali kwaterę generała żołnierze z pewnej kompanii, zdominowanej przez starozakonnych młodzieńców. Szukał po drodze włączników światła, macając ściany trochę po omacku – zaciągnięte na noc zasłony wybitnie nie pomagały w tym zadaniu. Wreszcie doszedł do schodów i pozostały tylko jedne drzwi do pokonania – ale te należało otworzyć z najwyższą atencją. Zapukał kilka razy, wpierw po cichu, później coraz głośniej. Szarpnął w końcu klamkę, wchodząc do prywatnej sypialni starego. Ten wpatrywał się w Wilkinsa zabójczym wzrokiem, wskazując dłonią na budzik stojący na nocnej szafce.
    -Sir, generał MacArthur prosił, żeby pana obudzić – wyszeptał major.
    -No dobrze, już schodzę – odpowiedział tamten, szukając pod łóżkiem pantofli – czego ten stary pierdziel chce o tej porze... - mruknął niby to do siebie. - Jake, oczywiście tego nie słyszałeś – puścił do podwładnego oko; nie miał w zwyczaju gniewać się na kogoś, kiedy nie musiał. Spokojnie zszedł na parter, gasząc po sobie światła na korytarzu.
    -Bądź tak dobry i nastaw wodę, proszę – polecił majorowi który zaraz zniknął gdzieś w kuchni, o czym przypominały różne odgłosy i rumoty, wydobywające się z pomieszczenia. Hodges tymczasem podniósł słuchawkę, zastanawiając się, jak długo MacArthur musiał na niego czekać. Kocha to poczeka, pomyślał, uśmiechając się krzywo.
    -Tu Hodges, słucham. O co chodzi o tak pogańskiej godzinie, Douglas?
    -Anaconda na bis, Hicks. Tym razem jesteś potrzebny w Południowej Dakocie.
    -Daj spokój, żartujesz sobie chyba. Nie mogłeś mi tego przekazać rano, tylko budzisz mnie w nocy? - warknął z wyrzutem. - Wiesz co, to ja już lepiej pójdę spać...
    -Posłuchaj, bo chyba jeszcze się nie obudziłeś – odpowiedział stanowczo – rano to twoja dywizja wyjdzie z koszar i skieruje się na północ, więc przestań pierdzielić jakieś bzdury, tylko łaskawie włóż mundur i zasuwaj do sztabu, jasne?
    -Yes, sir... zakładam, że wiadomości już tam poszły, right? - zapytał kąśliwie.
    -Poszły. I zapewne niedługo sami do ciebie zadzwonią. Wygląda na to, że święta spędzisz gdzieś pod Rock Springs.
    -Wiesz, że żona mnie zabije, prawda? - zażartował niemrawo.
    -Jeśli ona tego nie zrobi, to ją wyręczę – odgryzł się MacArthur.
    -Spokojnie, nie będziesz musiał... chyba. Daj mi tylko wsparcie z powietrza, najlepiej wszystko, co się da, to wyrobimy się przed Gwiazdką.
    -Will do, mate. Trzymaj się... i powodzenia.
    -Do usłyszenia, mam nadzieję, że niedługo – odparł, odkładając słuchawkę. Stał przez chwilę sam na sam z własnymi myślami. Przerwał mu świst czajnikowego gwizdka dobiegający z kuchni. Piętnaście minut nic nie zmieni, pomyślał. Starczy czasu na jakąś szybką kawę, w sztabie też pewnie wszyscy jeszcze śpią...


    [​IMG]
    Skrzyżowanie głównych ulic Rapid City, lata 20. XX wieku.


    Battle Creek, Michigan
    26 grudnia 1936, godz. 13:43


    -Zanim pojadę, mam jeszcze dla ciebie niespodziankę, Andy – rzucił jakby od niechcenia Sam, odkrawając sobie kawałek świątecznej pieczeni – a właściwie nie powinienem tak tego nazwać... no, nieważne – odchrząknął.
    -Po więc do rzeczy – ponaglił go zniecierpliwiony brat – powinniśmy szykować się na nabożeństwo. Podobno wielebny Jones ucieszył się, widząc cię w kościele. Przynajmniej mama tak mówiła wczoraj wieczorem. Próbowałeś już tego ciasta od pani Tigh? - zmienił nagle temat.
    -Ciasta? Nieee – uśmiechnął się szeroko. A że do kościoła się idzie na Gwiazdkę – taka tradycja w końcu, nie? Zdziwiłbyś się,gdybyś zobaczył, kto w Detroit do nich śmiga w co ważniejsze święta... chyba tylko żeby się pokazać. Świetne to mięso. Po prostu poezja... no co, raz na ruski rok mam takie specjały – tłumaczył się, spoglądając, czego by tu jeszcze spróbować. Ale – wrócił do głównego wątku – chcę ci zaproponować wyjazd. Do Detroit – nie spodziewał się aż do takiego zdziwienia na twarzy brata, a na pewno nie szeroko otwartych oczu i ust.
    -Co? - wystękał jedynie tamten.
    -No... to, co słyszysz – odpowiedział łajdackim tonem – więc nie rozdziawiaj tak tej paszczy. Siedzisz w tej dziurze bez żadnych szans na przyszłość, pracę... Boże, na cokolwiek! Na uniwersytet nawet, gdybyś się dostał, to i tak nie miałbyś z czego zapłacić za czesne, do wojska chciałeś iść, ale zmieniłeś poglądy, sam pomyśl.
    -Nie wiem. Niby to jest trochę kuszące – zadumał się – ale powiem ci, że to chyba nie jest dobry pomysł. Toć w Detroit mnie zabiją... - spojrzał niepewnie na brata.
    -I tu się właśnie mylisz, widzisz... to nie jest tak, że u nas biegają jacyś bojówkarze z Tommy Gunami i wyłapują ludzi, którzy mają inne poglądy. Takie rzeczy to na Południu raczej. Zresztą powiedz: nie ciągnęło cię zawsze, żeby zobaczyć kawałek świata? Od zawsze to powtarzałeś, prawda? Dajmy sobie spokój z polityką, a wszystko będzie dobrze.
    -No dobra, powiedzmy, że gdybym nawet się zgodził... to podejrzewam, że żeby zakręcić się za jakimś zajęciem, nawet u was trzeba zmarnować parę ładnych tygodni, prawda? A co w tym czasie z mieszkaniem? Z jedzeniem? Nie jestem w końcu synem Rockefellera – obserwował, jak Sam pałaszuje kolejny kawałek mięsa.
    -Spokojnie, ostatnio sporo zaczyna się zmieniać. Po wyborach niektórym kapitalistom się trochę odmieniło, a i robotnicy mają więcej do powiedzenia, więc wkręcenie cię do Forda nie będzie takie trudne. W razie czego... mieszkać będziesz miał gdzie, w moim mieszkaniu zwolnił się pokój, a resztę biorę na siebie. Zgoda? - wyciągnął rękę nad zastawionym stołem.
    -Tak na próbę, powiedzmy... no dobra, zgoda. Ale ani mru mru o moich poglądach politycznych. Może i ładnie przedstawiasz tamtejszą sytuację, ale i tak nie do końca ci wierzę. I tak właściwie... to nie wiem, czy tak naprawdę się zdecyduję – rozłożył przepraszająco ręce.
    -Ej, nie rób teraz numerów. Zdecydowałeś się, tak?
    -No niby tak, ale wiesz...
    -Nie ma „no bo wiesz” - powiedział z wycelowanym w Andy'ego palcem – jak ci się nie spodoba, to wrócisz i tyle.
    -Jest jeszcze jeden problem – zauważył – Jak ja to wszystko powiem matce?
    -O to akurat nie masz się co martwić, ok? Biorę to na siebie... właściwie to ona już wie...


    [​IMG]
    Świąteczna choinka w szałasie nowojorskich bezrobotnych - nie wszyscy mieli powody, aby świętować.


    20 mil na południe od Rock Falls
    Dakota Południowa
    26 grudnia 1936, godz. 13:58


    Słyszeli jedynie przeraźliwe dzwonienie po wybuchu granatu. Cholerni rebelianci nauczyli się wreszcie zastawiać zasadzki... dla nich to i tak za późno, ale widać, że byli zdesperowani. Kilku żołnierzy US Army kryło się za drzewami, ostrzeliwując raz po raz pozycje tamtych. Coraz lepiej słyszeli już terkot swojej broni, kochany i znienawidzony jednocześnie... któryś z nich postanowił odpłacić buntownikom pięknym za nadobne, odpinając zza pasa własny granat. Wyciągnął zawleczkę i rozległo się głośne „Fire in the hole!” i faktycznie coś w oddali eksplodowało, ale chyba za blisko. Dla rzucającego jednak nie miało to żadnego znaczenia. Padł na śnieg po cichu, niemal niezauważony w symfonii pędzących przez powietrze pocisków i jedynie przypadkowy wystrzał jego karabinu uświadomił pozostałym, co tak w zasadzie się stało. Z drugiej strony umilkły wystrzały, tamci chyba postanowili się wycofać... a może tylko przygotowywali kolejną zasadzkę...
    Krew spływała spokojnie, rysując śmiertelne wzory na zalegającym na ziemi białym puchu. Jakoś tak głupio było na to patrzeć – było w tym coś przerażającego, ale zarazem – chyba pięknego w jakiś pokręcony sposób. Krzyki i nawoływania nic nie dały, chociaż wszystko przeprowadzili niemalże dokładnie tak, jak nauczyli się na ćwiczeniach, przynajmniej do czasu ujrzenia twarzy towarzysza. Z uśmiechem nieprzyjemnie kontrastowały jakby szklane, nieobecne oczy i paskudna rana na skroni. Ktoś przyklęknął, by opuścić powieki nieszczęśnika i odmówić krótką modlitwę, ktoś inny wymiotował właśnie, podpierając się ręką o pień starej sosny. Nie byli żółtodziobami – po wyprawie na Anacondę mieli już dość widoku śmierci – ale wtedy to było inaczej. Jak dotąd, umierali inni... ktoś uprzątnie ciało, ale amunicją i broń trzeba wziąć ze sobą – nie ma co zostawiać ich dla jakichś pieprzniętych milicjantów. Zostanie tylko ta czerwona plama na śniegu. A w końcu i ją przysypie. Jak w przyrodzie – ciągle naprzód.
    Kilka dni później siedzieli w zaimprowizowanej kantynie w Rock Falls, opijając poległych towarzyszy broni – zarówno tych, którzy odeszli całkiem niedawno, jak i tych wcześniejszych, z poprzedniej wyprawy. W większości czuli się parszywie, nawet alkohol - a trzeba przyznać, że nie oszczędzali na nim – nie poprawiał humoru. Kazano im strzelać do rodaków, do innych Amerykanów, do własnych rodaków, podobno w obronie niepodległości i demokracji – ale czy ktokolwiek jeszcze w to wierzył?
    -Gdzieś mam taką wolność, chłopaki... - rzucił, a właściwie wywarczał jeden z żołnierzy, patrząc tępo w kieliszek – niech się inni martwią, ja wysiadam.
    -Bełkoczesz, James. Niby z czego zamierzasz wysiąść? - odbił piłeczkę dowódca kompanii.
    -Ze wszystkiego... z tego cholernego wojska, strzelania do ludzi, wysłuchiwania propagandy... polej ktoś, bo mnie zaraz skręci. Dzięki, stary – zwrócił się w stronę młodego kolegi, ostatniego nabytku oddziału – bo widzicie, czasami zastanawiam się, czy to w ogóle ma jakiś sens... tak sobie myślę... mój brat ma ranczo w Kolorado, więc w razie czego będę miał co robić. Jak nas jeszcze raz napuszczą na cywilów, to mam to gdzieś – prychnął, po czym pochłonął szklankę wódki. Dowódca tymczasem patrzył na niego podejrzliwie, jakby zastanawiał się, co myśleć o tej wypowiedzi. Zdrada, zapowiedź dezercji, czy po prostu trudne czasy? Wszystkiego chyba po trochu...
    -Bloody hell, myślę, że on ma rację – wtrącił się Sean, Irlandczyk z pochodzenia – w końcu nawet nasze żołnierskie gazety piszą o tych walkach ulicznych na wschodzie. A ludzie i tak wiedzą więcej... i mówią różne rzeczy – dodał szeptem.
    -Kapralu O'Neill,zamilcz z łaski swojej, bo zaczynacie przekraczać granicę – przerwał ostro dowódca – wiesz, nie chcę, ale muszę...
    -Niby co? Tajemnica wojskowa? Aha... niedługo się spokojnie nie będzie można odlać nawet... Boże kochany... ciekawe, czy wyniku wyborów tez każą nam bronić – przerwał, śmiejąc się szyderczo – Och, zapomniałem, przecież to w Waszyngtonie wiedzą lepiej, kogo wysłać do Białego Domu. A jedyne, czego potrzebowali, to męczennika. No i sobie go zrobili... - wstał od stolika, nie zważając na innych żołnierzy i zanim reszta kompanii wróciła do kwater, jego już nie było. Wyśpi się, to przestanie gadać bzdury, mówili. Przeliczyli się... jak dziesiątki innych. FBI i żandarmeria i tak miały pełne ręce roboty...


    [​IMG]
    Wojna zbiera swoje krwawe żniwo.


    Instytut Karola Marksa
    Chicago, Illinois
    27 grudnia 1936, godz. 13:25


    -Wesołych po świętach, towarzysze – z urzekającym uśmiechem Simms witał się z kolegami z kursu. W Chicago wreszcie nabrał pewności siebie, choć właściwie i w Detroit mu jej nie brakowało – jednak lepsze warunki życia, dobry garnitur, fryzura, miejsce w hotelu przy Instytucie – wszystko to powodowało, że ta zbieranina zalęknionych robotników, drobnych rolników ze Środkowego Zachodu i lewicujących intelektualistów przerodziła się w zgrany kolektyw, z każdym dniem coraz bardziej oddany sprawie. Syndykaty potrafiły zatroszczyć się o swoich ludzi...
    -Tylko bez zabobonów, Bob – odpowiedział mu pewien Azjata, do niedawna dziennikarz w prowincjonalnej gazecie w Oregonie. Chwilę potem cała grupa roześmiała się, jakby usłyszała naprawdę dobry żart.
    -No przecież do religii się nie odnoszę, Charlie. Zresztą, powiedz mi, do której? Chrześcijaństwo, judaizm, islam, hinduizm, mam wymieniać dalej? I wszystkie uzurpują sobie jedyną i niezmienianą prawdę. Powiem ci – puścił oko po swojemu – że jeśli jacyś bogowie kiedyś istnieli, to pozabijali się w tej walce o dominację, więc możesz być ateistą bez obawy, że będziesz smażył się w jakimś piekielnym kotle. I, że tak powiem, chwała Bogu – wywołał kolejną salwę śmiechu tym ostatnim zdaniem.
    -Dobra, dobra, ty już tak nie fircykuj, towarzyszu. Zobaczymy, co powiesz na zajęciach z historii wyznań religijnych... jeśli się w ogóle odbędą przed przerwą zimową, bo słyszałem, że mamy podobno odbyć jakieś praktyczne szkolenie. A przynajmniej tak słyszy się w centrali, podobno.
    -Plotki, plotki, plotki. Jakie szkolenie praktyczne, co? Mamy szykować strajki, czy rozdawać ulotki, co? A może zapewniać wsparcie ideologiczne cierpiącym robotnikom? Wiesz, Charlie, wysoko cenię twój zapał, ale wiesz co... jakbyś poszedł w tłum, to byś chyba zaczął jakąś cholerną rewolucję – odpowiedział mu gniewny pomruk ze strony rozmówcy i umiarkowane dźwięki wsparcia ze strony pozostałych kursantów – a teraz – kontynuował – lepiej idźmy wszyscy coś przegryźć, wykładu naszego ulubieńca i tak nie będzie – wskazał na woźnego, który właśnie odchodził od świeżo przybitych na drzwiach ogłoszeń.
    -W zasadzie to i tak go nie lubiłem – wtrącił się ktoś – taki w zasadzie efekciarz. Mam kuzyna w Montanie, na wsi pod siedliskiem całego tego bajzlu...
    -I? - syknął rozdrażniony przytykami Simmsa Azjata.
    -No i nic. Żadnych żandarmów na ulicach, rewizji, podobno spokojniej, niż w Chicago. A w dodatku mówi, że federalni pomogli postawić na nogi służbę zdrowia po całej tej rebelii i leczyli ludzi za darmo. Wyobrażacie sobie coś podobnego tutaj? Bez ubezpieczeń... mnie tam się to podoba.
    -Ciekawe... jeśli to prawda, to powiem wam jedno: albo ktoś nas okłamuje i jesteśmy w niezłej ***ie, albo nie i wtedy tylko jeden będzie mieć kłopoty. Skąd wy właściwie pochodzicie, towarzyszu? - niegdysiejszy dziennikarz spojrzał podejrzliwie w stronę pobladłego nieco rozmówcy.
    -Z Teksasu, a co? - odpowiedział niepewnie, zmieniając kolor na lekko zielony.
    -To by tłumaczyło wasze prawicowe odchylanie, kolego – odrzekł tamten zgryźliwie – Może ktoś powinien dowie...
    -Starczy! - przerwał surowo Murzyn – dajcie sobie spokój, bo zaraz skoczycie sobie do gardeł... albo jeszcze gorzej – stanął między nimi, wyciągając ręce na boki – W Detroit nieraz brali mnie za radykała, ale fanatyzmu nam nie trzeba, right? - obaj skinęli głowami,choć trochę niechętnie - A teraz idźmy do tej cholernej stołówki... albo nie, posłuchacie, co mam do powiedzenia. Odmowa nie wchodzi w grę, kolego – spojrzał na tego zapalczywego.
    -Ale...
    -Żadnych ale – uciął Simms – ten cały agent Brown to kawał szui, która ma do rozegrania jakiś własny interes... a póki co, mam wrażenie, że wszystkich wodzi nas za nos. Jak nie on, to „towarzysz” - prychnął – Steele i jego gangsterska banda. Coś jest na rzeczy, tylko my stoimy zbyt nisko, żeby wiedzieć na pewno...


    [​IMG]
    Zbrojna rewolucja - marzenie fanatyków, czy ponura przyszłość?


    Droga do Rock Falls
    Dakota Południowa
    27 grudnia 1936, godz. 7:13


    -Gdzie oni są, sir? - pytał towarzysza czający się w krzakach mężczyzna. Od kilkudziesięciu minut obserwowali ciągnącą się między wzgórzami drogę, którą miał jechać jakiś konwój.
    -Stul pysk – odpowiedział mu tamten, wyraźnie starszy, bacznie wpatrując się w jakiś tylko sobie znany punkt. - Daj mi lornetkę, natychmiast – kazał tamtemu i po chwili miał już sytuację jak na dłoni. Sznur pojazdów eskortowany przez kilkunastu kawalerzystów wyłaniał się właśnie zza niewielkiego gaju. - Spójrz – zwrócił się do tamtego – i co widzisz?
    -Cztery ciężarówki, parę koni, z tyłu chyba motocykl. I jakiś zwykły samochód w środku. Ale wojskowy, otwarty, może uda się zobaczyć, kto jest w środku... - wyregulował ostrość i aż zamarł z wrażenia. - Panie kapitanie, chyba będzie to pan musiał sam zobaczyć... - tamten tylko zatarł ręce ze złowrogim uśmiechem.
    -No to już wiemy, kiedy... a teraz leż i się nie ruszaj – zakomenderował.
    Wtapiał wzrok w nadjeżdżającą kolumnę, powoli zbliżającą się do kamiennego słupa upamiętniającego chyba weteranów wojen indiańskich, chociaż równie dobrze mógł to być niegdyś zwykły drogowskaz. Pierwsi minęli go jeźdźcy, niektórzy przyglądali się domniemanemu pomnikowi ciekawie, wymieniając między sobą jakieś uwagi. -Przygotuj się – rozkazał najciszej, jak tylko mógł tamtemu. Młody aż dygotał z przejęcia. -Spokojnie – zwrócił się do podkomendnego – zaraz będzie po wszystkim...
    Pierwsza ciężarówka przejechała punkt krytyczny, za nią druga. Punkt bez powrotu, pomyślał. Pomyślał o młodym. Dzieciak jeszcze, ale dobrze rokuje na przyszłość...
    -Trzy... - zaczął odliczanie, widząc cel – dwa... - oby tylko chłopak nie schrzanił – jeden... - bo nas chyba rozstrzelają po powrocie – BUM! - usłyszał jeszcze opadającą rączkę detonatora i zaczęło się przedstawienie. Kula ognia pojawiła się zamiast samochodu w samym środku konwoju, przerażone konie zaczęły galopować szaleńczo przed siebie, zanim żołnierze zdołali je uspokoić. Ciężarówki posłało gdzieś na pobocze, jedynie ta na początku i końcu wyszły z miarę bez szwanku i to właśnie z nich wysypywać zaczęli się dzielni obrońcy Ameryki, elita US Army... - starszy bojownik splunął na ich widok, przyglądając się jednocześnie, jak opadający pył odsłania obraz kompletnie zmasakrowanego samochody z niegdyś otwieranym dachem.
    -Zwijamy się – rzucił krótko. W zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi na przemykające wśród krzaków dwie postaci...

    Kilka godzin później wszystkie stacje radiowe w kraju podały wiadomość o żołnierskiej śmierci generała Hodgesa.


    [​IMG]
    Cortney Hicks Hodges - pierwszy od niepamiętnych czasów amerykański generał, który zginął na wojnie.


    Ostatni miesiąc roku Pańskiego 1936 obfitował w Ameryce w wydarzenia przyciągające uwagę całego świata. Na pierwszy plan wysunęło się kolejne powstanie ludowe, do którego tym razem doszło w Dakocie Południowej. Grupy uzbrojonych milicjantów zajęły pod wieczór, siódmego grudnia kluczowe obiekty w Rock Springs, wliczając w to stacje radiowe oraz redakcje głównych dzienników lokalnych. W nadawanej na żywo odezwie Ruchu Odrodzenia słyszalne były głównie postulaty gospodarcze oraz żądania subsydiów federalnych dla trudno radzących sobie w czasach światowego kryzysu gospodarczego farmerów oraz niewielkich przedsiębiorstw, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się „bezbożnego syndykalizmu”, ale zapowiedź secesji w przypadku niespełnienia przez administrację Hoovera postulatów została zaakcentowana równie mocno, jak żal do władz centralnych o opuszczenie stanu w potrzebie.
    Jedyną odpowiedzią na ten „otwarty przejaw buntu”, jak określił te zdarzenia wiceprezydent Curtis w wywiadzie dla „Washington Post” było skoncentrowanie w bazach lotniczych otaczających matecznik rebeliantów niemalże całych Sił Powietrznych US Army, które już kilka dni później przystąpiły do bombardowania pozycji rebeliantów usytuowanych przy rogatkach głównych miejscowości oraz co ważniejszych drogach. Podczas gdy z powietrza spadały na buntowników bomby (które jednak nie przerzedziły zbytnio ich szeregów, wywierając jednak poważny efekt psychologiczny), z Kolorado wyruszyła uczestnicząca już w tłumieniu wcześniejszego buntu w Montanie 1. Dywizja Kawalerii generała Hodgesa. W tej napiętej sytuacji na dalszy plan zeszły starcia polityczne, choć główne ugrupowania opozycyjne zdecydowanie potępiły wysyłanie wojska na amerykańskich obywateli. Jedynie niektórzy Republikanie oraz integralistyczna część America First wyraziła swoje poparcie dla interwencji zbrojnej.
    Pierwsze walki lądowe miały miejsce 19 grudnia – po nieco ponad tydzień trwającym marszu zmęczone, ale gotowe do boju oddziały kawalerzystów starły się z wysuniętymi liniami obrony przeciwnika, którego siły szacowano w tym momencie na około siedem i pół tysiąca ludzi. Początkowe starcia przebiegały niemalże całkowicie według planu, mającego na celu zlikwidowanie głównych punktów oporu jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Jak miało się jednak później okazać, secesjoniści przygotowali na US Army pułapkę, która jednak nie zaskoczyła generała, po doświadczeniach spod Anacondy przygotowanego do radzenia sobie z podobnymi sytuacjami. Powstańcy stopniowo ustępowali pola wojskom federalnym, w rzeczywistości zbierając jednak informacje potrzebne do realizacji swojego prawdziwego celu – obrony Rock Falls „do ostatniego żołnierza”, jak szumnie zapowiadali przywódcy buntowników. Założenie to, trzeba przyznać, realizowane było dość dobrze, narażając atakujących na ciężkie straty, jednak zaprawieni w bojach weterani, w porę wycofując się i korzystając ze wsparcia podstawowej artylerii małego kalibru zdołali je zredukować, pomimo ciężkich w niektórych momentach walk ulicznych. Ostatecznie ostatnie ogniska oporu poddały się 28 grudnia, kończąc rebelię, która kosztowała życie ponad siedem tysięcy mieszkańców Dakoty oraz prawie czterystu żołnierzy 1. Kawaleryjskiej, w tym jej dowódcy, generała Courtneya Hodgesa...
    „Mała wojna domowa”, jak określił rebelię New York Times, zepchnęła na boczny tor wcześniejsze deklaracje polityczne, a przede wszystkim orędzie prezydenta Hoovera, w którym deklarował poparcie dla swojego następcy, kimkolwiek by on nie był. Scena polityczna przyjęła słowa głowy państwa z mieszanymi uczuciami – syndykaliści ogłosili swój sukces, natomiast umiarkowani Republikanie i Demokraci zdawali się być zaskoczeni takim obrotem spraw – i chociaż niektórzy oskarżali prezydenta o kapitulację przed radykałami, to niektórzy wspominali nieśmiało, że w zasadzie oświadczenie Hoovera nie ma żadnego znaczenia...


    [​IMG]
    "Pamiętaj o siódmym grudnia!" - bunt w Dakocie stał się główną pożywką dla waszyngtońskiej propagandy.


    Raport o stanie świata:


    1 grudnia: Kolejny raz kolumbijska delegacja rządowa gości w Waszyngtonie, tym razem pod przywództwem ministra spraw zagranicznych, Ernesta Gonzaleza Piedrahity. Goście z Bogoty rozmawiali z sekretarzem Stimsonem o wzmocnieniu współpracy politycznej w celu utrzymania pokoju w Ameryce Łacińskiej. Głównym tematem poruszanym podczas rozmów był konflikt na Santo Domingo, jednak strona amerykańska uprzejmie, acz stanowczo storpedowała propozycję wspólnego rozwiązania tamtejszego kryzysu, głównie w obawie o dalszy spadek prestiżu Stanów Zjednoczonych w regionie.

    3 – 17 grudnia: Brytyjski Sekretarz Generalny Kongresu Związków Zawodowych, Arthur Horner, udał się w długą podróż po Europie Wschodniej, odwiedzając kraje, z którymi Londyn utrzymywał dotychczas jedynie śladowe stosunki dyplomatyczne. Finlandia, Bułgaria, Grecja i Serbia to główne przystanki trwającego prawie dwa tygodnie „tournée”, wpisującego się w przyjętą niedawno strategię ocieplania wizerunku Związku na arenie międzynarodowej. Oprócz wymiaru oficjalnego, wizyty te miały też wymiar skryty, który, być może, da Brytyjczykom szanse na dalsze wzmocnienie swojej pozycji: podczas pobytu w poszczególnych stolicach odbyły się rozmowy z przedstawicielami Francji Narodowej, Australazjii, a nawet Kanady. Być może jest to początek przełomu w brytyjskiej polityce zagranicznej.

    [​IMG]
    Jeżeli Niemcy postanowią dyplomatycznie ukrócić zabiegi Brytyjczyków, podróż Hornera będzie miała jedynie wartość turystyczną...

    6 grudnia: Hiszpania znalazła się w centrum zainteresowania świata z powodu trzydniowej wizyty, z którą przybył do Madrytu kanclerz von Papen. Chociaż jedynym formalnym rezultatem rozmów było podpisanie układu wojskowego, na mocy którego niemieccy oficerowie posłużą jako doradcy w sprawach wyszkolenia i uzbrojenia armii hiszpańskiej. Pojawiają się jednak spekulacje o możliwym wsparciu Berlina w sprawie francuskich protestów związanych z rzekomym przetrzymywaniem w Hiszpanii więźniów politycznych. W tym samym czasie w Lizbonie odbywał się szczyt transiberyjski, z udziałem ministrów gospodarki Hiszpanii i Portugalii, na którym nakreślono plan zniesienia granicy celnej między oboma państwami do roku 1939.

    9 grudnia: Wprowadzony niedawno w Japonii stan wojenny zamienił się w prawdziwą wojnę, kiedy w głównych miastach koreańskich uzbrojony tłum zaatakował urzędy i posterunki cesarskiej policji. Wspierani przez australazjatycki rząd Koreańczycy postanowili zawalczyć o niepodległość swojej ojczyzny, a widząc niemożność dyplomatycznego rozwiązania sporu z Tokio, sięgnęli po broń, całkowicie opanowując południową część kraju. Dzień później, z wygnania w Szanghaju powrócił Yi Gang, jeden z braci ostatniego cesarza Korei, którego rząd tymczasowy powitał z pełnymi honorami oraz poprosił o ponowne objęcie narodu opieką przez prawowitego władcę. W czasie, kiedy w Seulu i innych miastach świętowano, gazety japońskie donosiły o niewypowiedzianych okrucieństwach, jakich mieli doznawać przebywający w południowej Korei wierni poddani Hirohito.

    [​IMG]
    Uihwa i Hirohito - czy na Dalekim Wschodzie znajdzie się miejsce dla kolejnego cesarza?

    W Miastach Legackich następuje powolny proces przejmowania władzy z rąk jednego z najpotężniejszych przywódców półświatka, „Wielkiego Ucha” Du. Chociaż w warunkach światowego kryzysu gospodarczego ów mafioso zdołał zapewnić sobie znaczną kontrolę nad sprawami gospodarczymi w poszczególnych wolnych miastach, w szczególności zaś w Szanghaju i Hong Kongu, to jednak rozszerzenie granic państwa kosztem terenów AlgOstAsien GmbH wytrąciło mu z ręki wpływy polityczne. Coraz częściej bowiem władze wolą współpracować z mniejszymi organizacjami przestępczymi z interioru, niż z potężnymi triadami, na co mają również wpływ pogłoski o szaleństwie króla podziemia – mówi się, że każdą swoją decyzję konsultuje z wyroczniami, dzięki czemu udało się zmusić go do płacenia swoistej regularnej daniny dla Rady.

    Kanada, idąc za przykładem Niemiec, postanowiła sprzedać przestarzałe okręty, służące dotąd w Royal Navy, Federacji Karaibskiej. Okręty te (lekki krążownik, niszczyciel oraz transportowiec) po Wielkiej wojnie przystosowane zostały do celów cywilnych, jednak do służby wróciły kilka miesięcy po ucieczce rodziny królewskiej z Wysp Brytyjskich. Obecnie, zdaniem premiera Kinga, stanowią tylko i wyłącznie obciążenie dla budżetu państwa i pozbycie się ich w ten lub inny sposób stanowi jedyne rozwiązanie problemu. Wobec zaniechania rozbudowy marynarki wojennej przez Delhi, naturalnym wyborem stały się Karaiby, których premier, Arthur Cipriani, podpisał w Ottawie stosowną umowę.

    [​IMG]
    Stare okręty mogą przydac się przynajmniej do celów szkoleniowych.

    Szybujące w górę wskaźniki bezrobocia, państwo na skraju bankructwa i społeczeństwo domagające się coraz głośniej głów premiera i ministrów – taki obraz był jeszcze niedawno codziennością w Danii, która jako jeden z pierwszych krajów europejskich poległa w walce z kryzysem gospodarczym. Wobec zagrożenia lewicową rewolucja oraz niepokoju o przyszłość tego kraju wyrażonego przez cesarza Wilhelma II, król Christian X postanowił podjąć decyzję tyle odważną, co ryzykowną – zapowiedział, że osobiście pokieruje pracami rządu do czasu, gdy jego królestwo wróci na nogi, a poddanym będzie się znów żyło dostatnio... a przynajmniej do czasu, gdy niemieckie wojska nie będą zagrażać południowej granicy.

    10 grudnia: Syndykalistyczny zamęt w Brazylii kończy się rewolucją w tym największym kraju Ameryki Południowej, kiedy władze decydują się na zaaresztowanie popularnego trybuna ludowego, Astrojildo Pereiry, oskarżając go o zdradę stanu, gdy zażądał ustąpienia prezydenta da Silvy, w przeciwnym razie – grożąc szturmem na pałac prezydencki i przejęcia rządów siłą. Rząd odpowiedział natychmiast: otoczył dom oskarżonego kordonem policji i wojska, uniemożliwiając mu wydostanie się oraz odcinając łączność telefoniczną. Na wieść o tym, sympatyzujące z ruchem lewicowym masy ludowe, głównie biedota zamieszkała w dzielnicach nędzy, ruszyła w kierunku rezydencji głowy państwa, domagając się wypuszczenia swojego bohatera. Szacowano, że około trzydziestu procent żołnierzy poparło owo wystąpienie, toteż w celu zapobiegnięcia wojnie domowej, prezydent zgodził się na spełnienie żądań tłumu. Kilka godzin później siedział już w zaplombowanym pociągu, mającym wywieźć go poza granice Brazylii, bez prawa powrotu.

    [​IMG]
    Czy rewolucja przyniesie zaostrzenie konfliktu brazylijsko-platinejskiego?

    14 grudnia: W Kraju Kwitnącej Wiśni odbywają się „wybory”, mające wyłonić skład nowego rządu – w praktyce prawo do głosowani w nich mają jedynie cesarz raz wąska grupa urzędników, ze względu na panujący w państwie stan wojenny oraz walki na Półwyspie Koreańskim. Ostatecznie pogrzebane zostają nadzieje na ponowną demokratyzację Japonii w najbliższym czasie – zdecydowaną większością głosów zwycięża stronnictwo księcia Konoe oraz barona Hiranumy, przychylające się raczej do autorytarnych metod rządzenia, jednak dla zagwarantowania spokoju, kontroli nad poszczególnymi ministerstwami oraz „pomyślności Nipponu”, Hirohito wyznacza ludzi związanych z wojskową frakcją Tōseiha na szefów najważniejszych resortów, nie pozostawiając premierowi wielkiego pola manewru.

    [​IMG]
    Ugaki Kazushige - nowy japoński "oberpremier", pełniący w praktyce rolę szefa rządu.

    18 grudnia: Ku końcowi ma się kryzys na wyspie Haiti, czyli tzw. „wojna o pietruszkę”. Niestety, nie udało się go zażegnać drogą pokojową, pomimo nacisków zarówno ze strony Stanów Zjednoczonych , jak też i innych państw, głównie latynoamerykańskich. Wojska lojalne wobec dominikańskiego prezydenta, „el Benefactora” Trujillo przebiły się przez linie obronne Haitańczyków, spychając ich do samej stolicy, Port-au-Prince, której upadek jest obecnie jedynie kwestią kilku tygodni. Pod koniec miesiąca sekretarz Stimson złożył półoficjalną wizytę w Dominikanie, aby doprowadzić do podpisania przez oba zwaśnione państwa traktatu pokojowego – Dominikańczycy jednak nie chcieli nawet słyszeć o podobnym rozwiązaniu, nawet pod groźbą wprowadzenia kolejnych sankcji.

    [​IMG]
    Wizyta Stimsona, choć przyniosła efekty gospodarcze, powinna zostać uznana za dyplomatyczną porażkę.

    23 grudnia: Na dwa dni przed Bożym Narodzeniem w Monachium ginie z ręki zamachowca – anarchisty niemiecki ambasador w Austrii, Albert Dufour-Feronce. Zabójcę udaje się schwytać kilka godzin później, kiedy wsiada do pociągu relacji Monachium – Bukareszt. Policji udaje się ustalić, że po przekroczeniu granic rumuńskich miał nadzieję na przepłynięcie Morza Czarnego i ucieczkę do Gruzji. Wydarzenie to wywołało panikę na ulicach największych miast Rzeszy – tłumy protestowały przeciwko francuskim zakusom, oskarżając Paryż o zaplanowanie morderstwa. Inne zdanie na ten temat wyraził natomiast kanclerz von Papen, który przekonywał, iż wymierzenie sprawiedliwego wyroku zamachowcowi to wystarczające zadośćuczynienie. Biorąc jednak pod uwagę ostatni wzrost przestępczości w Niemczech, dalsze obniżenie poczucia bezpieczeństwa obywateli może doprowadzić skutków iście nieprzewidywalnych.

    28-30 grudnia: Państwa centralne pogrążają się w żałobie po śmierci dwóch wielkich dowódców z czasów Wielkiej Wojny. Pierwszy w objęcia śmierci wpada szef niemieckiego Sztabu Generalnego, generaloberst Hans von Seeckt, zwany przez swoich podwładnych „Sfinksem” z powodu niezwykłego talentu organizatorskiego, który pozwolił utrzymać wojenny poziom wyszkolenia niemieckiej armii nawet w czasie pokoju, przy znacznie zmniejszonych nakładach finansowych. Na stanowisku zastąpił go generał młodszego pokolenia, Fritz Bayerlein.
    Dwa dni później odchodzi z tego świata arcyksiążę Fryderyk, były głównodowodzący wojsk CK Monarchii i jedna z żywych legend Austrii. Jedynie włoscy syndykaliści ucieszyli się z jego zgonu, wciąż mając w pamięci upokorzenie, jakiego doznali od Austriaków na początku lat 20.

    [​IMG]
    Niemcy i Austro-Węgry pogrążają się w żałobie, pamiętając jednakże o swych planach na przyszłość.



    [​IMG]


    ======================================================================================
    No i jest kolejny powrót zza grobu - nawet już nie liczę, który to. Jak zwykle liczę na Wasze komentarze do odcinka.

    AAR wyczyszczony i zamknięty. W razie chęci kontynuowania, kontaktować się z funkcyjnymi działu.
    Biedrona
     
Thread Status:
Not open for further replies.

Share This Page

  1. This site uses cookies to help personalise content, tailor your experience and to keep you logged in if you register.
    By continuing to use this site, you are consenting to our use of cookies.
    Dismiss Notice