Bułgaria - Lew Bałkan

Temat na forum 'CK - AARy' rozpoczęty przez Jedrek, 9 Grudzień 2005.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Jedrek

    Jedrek Ten, o Którym mówią Księgi

    [center:56f21f2ea4][​IMG]
    България - Лев Балкан
    AAR Bułgarią 1066-????
    [/center:56f21f2ea4]

    Europejska historia narodu bułgarskiego rozpoczyna się na przełomie II i III wieku naszej ery, gdy pierwsze plemiona tego (azjatyckiego wówczas) ludu pojawiły się na rozległych równinach przedpola Kaukazu. Pierwszym zorganizowanym państwem bułgarskim była tak zwana Wielka Bułgaria, zlokalizowana pomiędzy rzeką Doniec a wybrzeżem Morza Czarnego. Państwo to jednak nie przetrwało zbyt długo - założona w VI wieku naszej ery, ostatecznie rozpadła się pod koniec VII wieku pod naporem Chazarów.

    Rozdzielone plemiona bułgarskie rozproszyły się we wszystkich kierunkach - część z nich przeszła na islam i założyła tak zwaną Bułgarię Kamską, zlokalizowanej między rzekami Wołga i Kama. Inne wróciły na nadkaspijskie stepy, gdzie zostały szybko zasymilowane przez Chazarów.

    Trzecia grupa natomiast dotarła na ziemie nadczarnomorskie, gdzie dowodzone przez chana Asparucha wojska bułgarskie rozbiiły w 680 roku oddziały rzymskie. Cesarz bizantyjski wyraził wkrótce po tym wydarzeniu zgodę na utworzenie przez Bułgarów niepodległego państwa na terenach obecnej Besarabii i Dobrudży. Data ta (681 rok) jest uważana powszechnie za datę narodzin nowożytnego państwa bułgarskiego. Stolica zlokalizowana została w Plisce.

    W ciągu następnych 150 lat małe państwo bułgarskie szybko rozrosło się terytorialnie - w 813 roku, za rządów chana Kruma, Bułgaria zajmowała tereny obecnej Rumunii, części Mołdawii, ówczesnego Księstwa Adrianopolu, a oddziały bułgarskie oblegały Konstantynopol. W ten sposób Bułgaria stała się groźnym konkurentem dla Serbii i Bizancjum w walce o hegemonię na Bałkanach.

    [center:56f21f2ea4][​IMG]
    Chan Krum - budowniczy fundamentów państwa bułgarskiego[/center:56f21f2ea4]

    Pod rządami chana Borysa I, Bułgarzy (Którzy już jakiś czas wcześniej zatracili swe azjatyckie cechy i ulegli kompletnej asymilacji przez Słowian) przyjęli chrzest - miało to miejsce w roku 864. Sam Borys porzucił pogański tytuł chana, przyjął imię Michael i przybrał, znane chociażby z Rusi, miano kniazia. W niedługo potem Kościół w Bułgarii wywalczył niezależność od patriarchy Konstantynopola.

    Pod rządami Simeona I Wielkiego (893 - 927) wojska bułgarskie rozbiły Rzymian pod Bulgarophygon w Tracji, co uczyniło na sto lat Bułgarię hegemonem Bałkanów. Inną zasługą Simeona było przyjęcie tytułu cara, co dodatkowo wzmocniło prestiż nowopowstałego Carstwa. Co ważne, miał on poparcie ówczesnego papieża - co było dodatkowym atutem godzącym w Bizancjum. Niestety, wraz ze śmiercią pierwszego cara kończy się "Złoty Wiek Bułgarii".

    [center:56f21f2ea4][​IMG]
    Simeon I Wielki - pierwszy car Bułgarii i pogromca Greków[/center:56f21f2ea4]

    Inwazja bizantyjska w 1002 roku zapoczątkowała długą i krwawą wojnę, której punktem kulminacyjnym była bitwa pod Kleidion w 1014 roku, gdzie zniszczeniu uległy główne siły Carstwa - ponad 15.000 wojów zostało pochwyconych i (już po bitwie) oślepionych. Wiktoria ta zapewniła cesarzowi Bazylemu II przydomek Bulgaroktonos, czyli "Bułgarobójca".

    [center:56f21f2ea4][​IMG]
    Bazyli II Bulgaroktonos - człowiek, który rzucił Bułgarię na kolana[/center:56f21f2ea4]

    W naszej wersji historii rok 1018 to wygaśnięcie oporu Słowian, koniec Carstwa Bułgarii i początek trwającej niemal 200 lat okupacji bizantyjskiej.

    Ale kości Historii mogły potoczyć się zupełnie inaczej...
     
  2. Jedrek

    Jedrek Ten, o Którym mówią Księgi

    Początki...

    Dobra, dobra, dodałem słówko "ówczesnego" przed "Księstwa Adrianopolu". Będzie? :)

    Pora na drugi update:
    [center:1bd16b56b0]___________________________________________________________________________[/center:1bd16b56b0]

    24 XII 1066
    Warna


    Wieczorny wiatr z pewnym trudem wdzierał się do sypialni przez nieszczelności zasłoniętego grubą kotarą okna. Pomimo późnej pory, podmuch ten nie niósł ze sobą suchego mrozu późnej zimy - takowe w Bułgarii były tak rzadkie, że nawet najstarsi członkowie carskiego dworu nie pamiętali, kiedy miały miejsce ostatnie prawdziwe mrozy.

    Smak prawdziwej zimy był tym bardziej obcy młodemu władcy bułgarskiemu, Jakowowi Warneńskiemu. Nic więc dziwnego, że już ten ledwie chłodnawy, przesiąknięty wilgocią deszczu podmuch, wystarczył by zmobilizować monarchę do opuszczenia swojego siedziska i szczelniejszego zasunięcia zasłon. Następnie wrócił on do swego obitego grubą tkaniną fotela, znajdującego się w zasięgu ciepła bijącego z kominka i powrócił do rozmyślań...

    Jakow lubił takie chwile - półmrok komnaty, trzaskający ogień, zapach osmalonego drewna, odgłosy służby i żony krzątających się w komnatach na dole...

    Brakowało mu tylko ojca.

    Pamiętał, jak jeszcze dziesięć lat temu zwykli siadać w świetle rozdygotanego płomienia i rozmawiać o przeszłości, o bohaterskiej walce Bułgarów z Rzymianami. Dzięki tym opowieściom o dawnych czasach ojciec zapisał się w pamięci Jakowa jako ktoś szczególny - nie tylko jako rodziciel, ale też jako wzór cnót i ideałów, znacznie bliższy od postaci takich jak Roland czy król Artur. Jaka szkoda, że podczas tego wigilijnego wieczoru już go między nimi nie było...

    Gdy Jakow miał cztery lata, jego ojciec Josif, wówczas szerzej nieznany komes małej, podwarneńskiej wioski, opuścił ją razem z drużyną wiernych wojów, by walczyć z "helleńskim diabłem" w osobie cesarza Konstantyna IX. Mało to Jakowa obchodziło - wolał bawić się z rówieśnikami, miast intrygować się mrocznym światem wielkiej polityki. Jak każde czteroletnie dziecko.

    [center:1bd16b56b0][​IMG]
    Konstantyn IX - "helleński diabeł"[/center:1bd16b56b0]

    Minęło kilka wiosen - nie pamiętał ile dokładnie. Do rodzinnej wsi wracali pojedynczy jeźdźcy, przynoszący matce Jakowa wieści od męża. Opowiadały one o wiktoriach Josifa, o tym, jak jego wojska plądrują kolejne miasta rzymskie, o tym, że koniec wojny i jego powrót są już bliskie. Jednak Josif nie wracał.

    Gdy Jakow miał dziewięć lat, wszelki kontakt z ojcem się urwał. Mijały kolejne miesiące - do wioski nie zawitał ani jeden posłaniec, matka zaczęła szykować się do podjęcia żałoby.

    I wtedy wszystko się zmieniło.

    Był piękny, upalny dzień. Jakow, wraz ze swymi rówieśnikami, bawił się na polach okalających wieś. W pewnym momencie radosną sielankę rozdarł tętent końskich kopyt, uderzających w twardą, wypaloną słońcem ziemię. W chwilę potem na horyzoncie, otoczeni obłokiem kurzu, pojawili się jeźdźcy. Dzieci, przerażone znanym z opowieści matek i nocnych mar widokiem stalowych rycerzy, padły na ziemię. W kilka minut potem metaliczna nawała przetoczyła się nad ich plecami. Tylko cud sprawił, że żadne z nich nie zginęło stratowane. Gdy huk kopyt umilkł, Jakow pognał czym prędzej do wioski. Spodziewał się najgorszego - widoku rzymskich jeźdźców masakrujących wojów, porywających kobiety i dzieci, plądrujących spichlerze...

    Nic takiego jednak nie zastał. Wprost przeciwnie - groźni rycerze znajdowali się na centralnym placu wioski, otoczeni przez grupę rozentuzjazmowanych wieśniaków. Stalowi jeźdźcy przepychali się nawzajem, tak jakby kogoś w tym tłumie szukali. I znajdowali - co kilka minut rozlegał się okrzyk radości, taki, jaki towarzyszy tylko ponownemu zjednoczeniu się rozbitej przed laty rodziny.

    Gdy tylko Jakow zbliżył się do tłumu, ujrzał, że jeden z rycerzy, zakuty w złoconą płytówkę z rzymskim orłem na piersi, obejmuje jego płaczącą matkę. Spod otwartej przyłbicy hełmu widać było pooraną bliznami twarz jego ojca, Josifa.

    Od tamtego czasu wszystko się zmieniło - ojciec Jakowa, zwycięzca Konstantyna IX podczas oblężenia Adrianopolu w 1054, człowiek który po śmierci imperatora zdołał zawrzeć układ z cesarzową Teodorą, odtwórca bułgarskiej potęgi i pogromca Rzymian, mógł wrócić do rodzinnej wsi. Ale nie na długo - po kilku miesiącach opuścił ją, przenosząc się do nowej stolicy Bułgarii, Warny. Tam też odbyła się jego oficjalna koronacja.

    [center:1bd16b56b0][​IMG]
    Cesarzowa Teodora - podpisanie układu pomiędzy nią a Josifem Warneńskim pozwoliło na odrodzenie się Bułgarii[/center:1bd16b56b0]

    A teraz mijał już ósmy rok od śmierci ojca - ósmy rok od dnia, kiedy to na barki Jakowa spadła odpowiedzialność za dzieło ojca, którego mapa wisiała wyhaftowana na przepięknym gobelinie po drugiej stronie pomieszczenia...

    Rozmyślania cara przerwało łomotanie masywnej kołatki, zawieszonej u dębowych drzwi komnaty.
    - Wejść. - Rozkazał Jakow.
    - Wasza wysokość. - Z lekkim ukłonem do sypialni wkroczył majordomus Wiaczesław. - Caryca kazała poinformować, że wieczerza już gotowa.
    - Dobrze. - Odrzekł car. - Przekaż, że za kilka minut zejdę.
    - Oczywiście. Czy coś jeszcze?
    - Tak. Zawołaj swoją rodzinę i jak najszybciej do nas dołącz. Marszałek Blaz i reszta dworu też powinni być obecni.
    - Jak tylko rozkażecie, wasza miłość.
    - To nie był rozkaz, Wiaczesławie. To było zaproszenie. Dobra, idźcie już. - Zakończył rozmowę Jakow. Majordomus ponownie się ukłonił i opuścił komnatę.

    Jakow po chwili powstał z fotela. Cóż, wróci do rozmyślań któregoś innego wieczoru. Inna rzecz, że jeżeli wieczerzę organizuje jego Katrina, to powinna ona być co najmniej świetna i nie wypadałoby się na nią spóźnić...

    [center:1bd16b56b0][​IMG]
    Bułgaria AD 1066
    [/center:1bd16b56b0]

    [center:1bd16b56b0]Dynastia Warneńska:

    [​IMG]
    Josif I Warneński, ojciec Jakowa

    [​IMG]
    Anna, żona Josifa, matka Jakowa

    [​IMG]
    Jakow Warneński

    [​IMG]
    Katrina Trpimirowicz - córka Petara Kresimira Trpimirowicza (króla Chorwacji), żona Jakowa[/center:1bd16b56b0]
     
  3. Jedrek

    Jedrek Ten, o Którym mówią Księgi

    Wojna z Piegczynami - część pierwsza

    28 II 1069
    Wybrzeże Morza Czarnego, pogranicze komitatów Warna i Dobrudża


    Wschodzące słońce oświetlało sunącą wąskim, nadbrzeżnym traktem kolumnę wojska. Na jej czele stało dwóch zakutych w stalowe zbroje rycerzy - car Jakow Warneński oraz jego wierny marszałek, Blaz Terter. Za ich plecami przesuwały się dwie kolumny lekko- i ciężkozbrojnych jeźdźców. Cały pochód zamykali żołnierze piesi - zapięci w skórzane kaftany i uzbrojeni głównie w drewniane piki i prymitywne topory - nie sprawiali wrażenia groźniejszych od jeźdźców - ale to właśnie od nich mógł zależeć ostateczny wynik nadciągającej bitwy.

    Car Jakow z najwyższym trudem ukrywał podenerwowanie. Gdy osiem dni temu na jego dwór w Warnie przybył posłaniec z naddunajskiego komitatu Gałacz, niosąc ze sobą wieści o złupieniu przygranicznych wiosek przez Piegczynów pod wodzą chana Kabuksina, nie wzbudziło to zbytnich emocji. Pogańscy Piegczynowie byli od dawien dawna znanym zagrożeniem, praktycznie bez przerwy łupiącym naddunajskie wsie, które po wyzwoleniu się Bułgarii spod okupacji rzymskiej nie były już dłużej chronione przez elitarne katafrakty.

    [center:097ed060a6][​IMG]
    Chan Kabuksin - wódz Piegczynów[/center:097ed060a6]

    O powadze sytuacji car i jego świta dowiedzieli się dopiero w trzy dni później, gdy do Warny dotarł kolejny posłaniec od komesa Ticha. Wedle jego relacji, siły Kabuksina nie składały się z pojedynczych grup łupieżczych, lecz tym razem Dunaj przekroczyła potężna, licząca ponad dwa tysiące wojowników armia.

    [center:097ed060a6][​IMG]
    Komes Tich - pierwsza ofiara ordy Kabuskina[/center:097ed060a6]

    Wobec powyższego, zadecydowano wysłać do wszystkich komitatów listy mobilizacyjne, podczas gdy sam car, razem z nieodłącznym Blazem, ruszył do wyznaczonego na pograniczu komitatów Warny i Dobrudży punktu zbiorczego.

    - Blaz... - Rzucił Jakow do jadącego po jego prawicy marszałka.
    - Słucham, wasza wysokość. - Marszałek nie odwracał głowy, bacznie lustrując wijącą się przed nimi ścieżkę.
    - Ile jeszcze drogi mogło nam zostać do Gardłowa? - Niżne Gardłowo, niewielka wieś położona w wąskim pasie płaskiego gruntu między zboczami gór a brzegiem morza na pograniczu dwóch komitatów, została już jakiś czas temu wybrana na punkt zborny wojska w razie wybuchu wojny.
    - Ze trzy stadiony do zakrętu, potem pięć kolejnych wybrzeżem i już jesteśmy na miejscu. - Odparł nie bez uśmiechu Blaz. Gardłowo było jedną z kilku przygranicznych wsi, wydzielonych z obszaru królewszczyzny i przekazanych marszałkowi. Poza tym była jego ulubioną, jeśli chodziło o wyprawy na polowania - nic więc dziwnego, że potrafił tam trafić nawet nocą z zawiązanymi oczami. - Tak czy inaczej, najgorszy kawałek drogi już dawno za nami.
    - Doskonale... Mam nadzieję, że komesi pojawią się szybko. Jeśli Tich nie przesadzał w swych opowieściach, to Piegczynowie mogą się okazać gorszą plagą niż wszystkie plagi egipskie razem wzięte. Musimy...
    Głos Jakowa został nagle zagłuszony przez tętent kopyt dobiegający zza ukrytego za niewielkim pagórkiem zakrętu. Po niecałej minucie wyjechał zeń zapięty w skórzany, nabijany ćwiekami kaftan z herbem rodu Terterów - dwuczęściową wieżą na czerwonej tarczy. Spod metalowego hełmu patrzyła zaś w stronę Jakowa brodata twarz z drobnymi, brązowymi oczami. Jakow i Blaz poznali ją niemal od razu.
    - Georgi! Co za miła niespodzianka! - Krzyknął na widok swojego kuzyna Blaz. Nie mów, że jesteście już gotowi?
    - Jakżeby inaczej. Trzy chorągwie, każda po trzystu pięćdziesięciu wojów, czekają w obozie za Gardłowem. Oczywiście, całość sił jest do waszej dyspozycji, wasza wysokość. - Rzekł Georgi Terter, komes Drystry, skłaniając lekko głowę.
    - Doskonale! - Odrzekł z uśmiechem Jakow. - Jeśli reszta komesów przybędzie równie szybko, powinniśmy jeszcze przed końcem kwietnia dotrzeć do Gałaczu i pokonać Piegczynów. A teraz szybko, do Gardłowa. Mam nadzieję, że zaszczycisz nas swoim towarzystwem, Georgiju?

    [center:097ed060a6][​IMG]
    Blaz Terter - marszałek Jakowa[/center:097ed060a6]

    16 V 1069
    Warna


    Wiosenny deszcz z cichym stukotem uderzał o grube mury warneńskiego grodu. Dla większości poddanych Katriny taka pogoda to nic dobrego - ani w pole wyjść zboża dojrzeć, ani zwierzęta na pastwiska wyprowadzić. Ich pani jednak lubiła deszczowe dni - dawały one choć chwilę wytchnienia dla carycy, na której barkach spoczywała pod nieobecność męża większość obowiązków związanych z zarządzaniem domeną królewską. Oczywiście, pomagali jej dworzanie - mistrzyni szpiegów Maria Tzamplakon i kanclerz Dragota Karwuna byli dla niej wielkim wsparciem, jednak to na barkach Katriny spoczywała największa odpowiedzialność. Co więcej, jej praca cieszyła się uznaniem w całej domenie - nawet zwykli chłopi nazywali ją "matuszką Katriną".

    Ale raz na jakiś czas mogła oddalić się od tych obowiązków i spędzić dzień z dziećmi. Starsza, mająca półtora roku, córeczka Biełosława i czteromiesięczny Josip byli jej największą radością.

    Radosną idyllę przerwał odgłos kołatki.
    - Wejść.
    - Wasza wysokość... - Do sypialni wkroczył kanclerz Karwuna - Proszę mi wybaczyć zuchwałość... Ale mamy wieści od cara. Posłaniec przed chwilą dostarczył tą wiadomość. - W wyciągniętej ręce Dragoty znajdował się rulon pergaminu.
    - Doskonale. Czy coś jeszcze?
    - Nie, wasza wysokość. Jeszcze raz przepraszam. - Dragota skłonił się i opuścił komnatę. Katrina czym prędzej złamała pieczęć i zaczęła czytać:

    Moja jedyna Katrino!

    Wierzę, że u Ciebie i naszych dzieci wszystko w najlepszym porządku. Tęsknię do was - i mam nadzieję, że wy też. Na szczęście, dzień mojego powrotu jest już niedaleki.

    Gdy nasze wojska dotarły w kwietniu pod mury Gałaczu, oczom naszym odkrył się potworny widok - oto gród Konstantyna Ticha płonął, a za jego palisadą szaleli piegczeńscy barbarzyńcy, paląc, rabując i mordując. Sam komes Tich zamknięty został w drewnianej klatce na rynku, gdzie poganie, wraz z chanem ich, Kabuksinem, zrobili sobie z niego istne pośmiewisko. Wyglądało na to, że gród nie padł po oblężeniu - ale że Pieczynowie albo zdobyli go poprzez szturm, albo poprzez jakiś diabelski fortel wojenny.

    Na szczęście, niewielka grupka wojów, z komesem Georgijem Terterem na czele, zdołała się wedrzeć do grodu poprzez wyłom w palisadzie i w bezksiężycową noc wyzwolić Ticha. Niestety, cena, jaką ponieśliśmy za uratowanie Konstantyna jest wielka - komes Terter zginął, powalony strzałem z pogańskiego łuku. Na szczęście, wojowie nasi zdołali wynieść poza Gałacz jego ciało, tak że został on złożony w chrześcijańskim grobie, a nie wydany na pastwę pogan. Sam Kabuksin wycofał się główną częścią swoich sił poza Dunaj, gdzie, wedle marszałka Tertera, sposobi się do kontruderzenia. Musimy szybko odbić Gałacz, zanim bezbożnicy powrócą..

    Za kilka tygodni powinien dotrzeć do Warny Konstanty Tich. Zaopiekujcie się nim - jest bardzo osłabiony i obawiam się, że nie będzie w najbliższym czasie w stanie powrócić do swojego grodu. Postanowiłem zrobić użytek z jego talentu teologicznego i uczynić go metropolitą - rozkaż kanclerzowi rozpocząć przygotowania do ceremonii.

    Opiekuj się Biełosławą i Josipem. Wkrótce wojna się skończy, Gałacz zostanie odbity, pogan spotka zasłużona kara, a ja z Bożą łaską wrócę do Warny.

    Twój mąż
    Jakow


    [center:097ed060a6][​IMG]
    Josip - pierworodny syn i jedyny dziedzic tronu Bułgarii

    [​IMG]
    Georgij Terter - bohaterski komes Drystry[/center:097ed060a6]

    6 VI 1069
    Gdzieś w pobliżu grodu Gałacz


    Przewidywania marszałka Blaza sprawdziły się. Miesiąc po wycofaniu się za Dunaj, hordy Kabuksina powróciły i podjęły próbę przebicia się do wciąż niezdobytego Gałaczu. Chociaż ich pierwsze natarcie zakończyło się klęską, to oddziałom Jakowa zabrakło sił, by odrzucić wroga z powrotem za Dunaj. Wynik bitwy o Gałacz pozostał jeszcze nierozstrzygnięty.

    Podczas odwrotu Piegczynów, oddziały Jakowa złupiły kolumnę, w której poganie transportowali niewolników, porwanych podczas rajdów na przygraniczne wioski. Wśród wyzwolonych jeńców był Uros z Karwuny, którego wrodzony zmysł taktyczny i smykałka do dowodzenia zapewniły Bułgarom szereg zwycięstw nad cofającymi się Piegczynami. Nic więc dziwnego, że szybko przejął on stanowisko marszałka wojsk bułgarskich, zastępując, wciąż przybitego śmiercią kuzyna, Blaza.

    [center:097ed060a6][​IMG]
    Uros z Karwuny - następca Blaza Tertera na stanowisku marszałka[/center:097ed060a6]

    Był on również głównym architektem planu, którego dzisiejsze wykonanie miało raz na zawsze przetrącić siły Ordy Piegczynów i zmusić Kabuksina do uległości...

    Polana, na której zgromadzone zostały chorągwie piesze pod wodzą Blaza, otoczona była z dwóch stron gęstym lasem. Jej środkiem zaś biegł główny trakt prowadzący z obozu Kabuksina do wciąż oblężonego Gałaczu. Jakow i Uros, każdy stojący na czele innego zgrupowania jazdy, byli ukryci w lesie. Na tyle głęboko, by nie zostać wykrytym przez maszerujących pogan, na tyle głęboko zaś, by uderzyć w przeciągu kilku minut od umówionego sygnału.

    Co by nie powiedzieć o poganach, nie byli oni tchórzami; gdy tylko pierwsi zwiadowcy poinformowali chana o bułgarskich piechurach blokujących trakt, Kabuksin zdecydował się na frontalny szturm. Nic w tym dziwnego - armia Piegczenów była ogromna, o połowę większa od kilku chorągwi Blaza.

    Z lasu szturm wyglądał niesamowicie - ogromna fala wojska, ciągnąca się przez całą polanę, runęła na piechurów Tertera. Siły Kabuksina zadawały im ogromne straty - jednakże ściana drzew uniemożliwiała rozwinięcie sił i pozwalała Bułgarom wytrwać.

    W pewnym momencie przez zgiełk bitwy przedarł się świdrujący jęk rogu.

    - To Uros! To był sygnał do ataku! - Krzyknął Jakow, wyciągając z pochwy swój miecz i wskazując jego ostrzem w hordę pogan. Zamaskowani do tej pory piechurzy wypełzli spod zeszłorocznych liści i zaczęli przewalać podcięte wcześniej drzewa. Gdy ostatni konar z łoskotem opadł na ziemię, torując drogę kawalerii Jakowa, carski giermek odpowiedział na sygnał Urosa dmąc w swój róg.

    W kilka minut potem Jakow i Uros, jadąc na swoich rumakach ramię w ramię, zamknęli pierścień okrążenia wokół Piegczenów. Poganie zostali otoczeni poprzez gęsty las, jeźdźców Jakowa i jego wiernego marszałka, oraz ofiarnych niczym Spartanie piechurów Blaza. Zaczęła się rzeź...

    Osłaniany doskonałym, rzymskim pancerzem, zdobytym ponad trzydzieści lat temu przez jego ojca podczas honorowego pojedynku z rzymskim strategosem, Jakow siekł pogan swym mieczem niczym jeździec Apokalipsy. W pewnym momencie jego uwagę przykuła grupka Piegczenów, usiłująca skupić się w obronnej formacji przy skraju lasu. Wyglądało to tak, jakby usiłowali chronić przed atakiem jakiegoś jeźdźca, którego hełm zdobił pokaźnych rozmiarów koński ogon.

    - Na niewiernych! - Ryknął car, wskazując czarną kitę ostrzem miecza. - Za Carstwo i Święty Krzyż!

    [center:097ed060a6][​IMG]
    Siły piegczeńskie i bułgarskie podczas bitwy o Gałacz[/center:097ed060a6]

    [center:097ed060a6]* * *[/center:097ed060a6]

    W kilka godzin później Jakow, Uros i Blaz spoczywali we wnętrzu carskiego namiotu w obozowisku pod Gałaczem. Jakow, lekko raniony podczas walki toporem w przedramię, przemywał ranę źródlaną wodą z bukłaka. W rogu namiotu spoczywała złocona zbroja płytowa z dwugłowym rzymskim orłem oraz inicjałami świętej pamięci strategosa Aleksandra Lakonosa. Obok niej zaś leżał noszony zazwyczaj przez chanów tatarskich skórzany hełm z częściowo obciętym podczas bitwy końskim ogonem. Głowa byłego właściciela natomiast... Cóż, może jej sępy zbytnio jeszcze nie naruszyły?

    - A więc, bracia - Uśmiechnął się Uros, wznosząc kielich wina do toastu - chyba nie będzie przesadą, jeśli powiem, że dzisiejsza wiktoria to zwieńczenie wyprawy Piegczyńskiej!
    - Święte słowa, marszałku. Rozbicie Ordy, śmierć Kabuksina... - Twarz Blaza rozciągnęła się w mściwym uśmiechu - Teraz pozostaje tylko odbić Gałacz i czekać, aż Orda Piegczynów się rozpadnie. I, co najwspanialsze, śmierć Georgija wreszcie została pomszczona krwią jego morderców...
    - A do tej pory... Świętujmy, bracia! Mamy za sobą ciężki dzień, jeden z wielu, jak się obawiam... - Westchnął Jakow, sącząc krwisty, szlachetny napój przez swą krzaczastą brodę.
     
  4. Jedrek

    Jedrek Ten, o Którym mówią Księgi

    18 X 1069
    Przeprawa przez Dunaj


    Zimny, zmieszany z drobnymi z drobnymi kroplami deszczu, wiatr kołysał rachityczną, pośpiesznie holowaną poprzez rwące wody Istru. Na jej pokładzie, skulone w niewielkiej, częściowo tylko chroniącej przed wiatrem budce, znajdowały się trzy postacie: car Jakow, jego mistrzyni szpiegów Maria oraz marszałek Uros.

    - Mario, zapewne zastanawiasz się, czemu wezwałem cię z Warny w tak nietypowe miejsce o tak nietypowej porze? - W głosie Jakowa słychać było pewne stwierdzenie, a nie pytanie.
    - Prawda. Caryca Katrina niepokoi się nieobecnością waszej wysokości, nie rozumie, dlaczego zdecydowaliście się na kontynuowanie wyprawy pomimo rozpadu Ordy... Wspólnie z kanclerzem Dragotą również się nad tym zastanawiamy...
    - A czy to nie jest oczywiste?! - Do dyskusji wtrącił się marszałek Uros. - Ile już razy spychaliśmy Piegczynów za Dunaj, tylko po to, by po kilku latach na nowo odpierać ich zalew? Sam przeżyłem już trzy najazdy, za każdym razem tracąc wszystko i budując życie od nowa... Trzeba z tym raz na zawsze skończyć!
    - Ale przecież Piegczyni już nie wrócą! Kabuksin nie żyje, Orda w rozsypce, nowy chan musiał uciec na tereny Kumanów...
    - To jest hydra! Hydra, której łeb trzeba przypalić, zanim zdąży odrosnąć! - Kłótnia gwałtownie się zaogniła.
    - Dosyć! - Siłą rozdzielił Marię i Urosa Jakow - Uros, wyjdź i sprawdź, czy prąd nie znosi promu, Mario, muszę cię wtajemniczyć w pewną sprawę.
    - Oczywiście wasza wysokość. - Marszałek, cały czerwony na twarzy, posłusznie skłonił się i opuścił trzęsącą się od uderzeń wiatru budkę. Wyglądało na to, że prom został jednak nieco zniesiony przez bystre wody Istru - wskazywał na to potok przekleństw, spływający z ust Urosa na któregoś z wojów kierujących przeprawą.

    - A więc słucham, wasza wysokość. - W oczach Marii błysnęły ogniki zaciekawienia.
    - Otóż... - Car zawiesił na chwilę głos, uważnie zastanawiając się nad doborem słów. - Otóż podczas oblężenia Gałaczu miała miejsce wyjątkowo niezręczna sytuacja. Pewna szatańska dziewka z okolicznej wsi zwiodła mój wzrok i...
    - Myślę, że wiem o co chodzi. Rozumiem, że wasza wysokość ma teraz mały sekret do ukrycia przed carycą? Jak by to rzec... Bękarta? - Co by nie mówić o Marii, nie można było zaprzeczyć, że jest ona domyślna. Nic w tym dziwnego - ostatecznie z jakiegoś powodu została mistrzynią szpiegów.
    - Dokładnie. Co gorsza jest to chłopak, imieniem Drzisław. Kazałem zatrzymać dziewkę i jej syna w Gałaczu i pilnować ich jak oka w głowie... Ale co dalej? Ufam ci Mario i wierzę, że jesteś w stanie mi to doradzić.
    - Cóż... Przede wszystkim, na dziecko trzeba mieć oko. Nie trzymać je pod zamknięciem - ale nie dopuścić, by poznało prawdę o swoim pochodzeniu. Najlepiej odebrać je matce i szybko znaleźć rodzinę zastępczą.
    - Da się wykonać. Co więcej, myślę, że mam już odpowiednich kandydatów...

    [center:Dafa104720][​IMG]
    Drzisław Warneński, największy sekret cara Jakowa[/center:Dafa104720]

    5 III 1070
    Obóz Szaru-Chana, stepy nad Donem


    Zima na stepie nigdy nie była przyjazna ludziom - ostry klimat, dodatkowo oziębiany przez lodowaty, porywisty wiatr, wysysający z powietrza wszelkie ślady wilgoci sprawiał, że tylko najsilniejsi i najbardziej hardzi koczownicy decydowali się zostać na tych rozległych pustkowiach na stałe.

    Jednymi z nich byli Kumanie, potomkowie tureckich ludów, które niegdyś zepchnięte zostały na zachód przez nacierających Hunów. Hardzi, odporni na trudy i szaleńczo odważni - Połowcy (Bo tak ich też zwano) dla mieszkańców Rusi byli czymś wielekroć gorszym, niż wszyscy jeźdźcy Apokalipsy razem wzięci. Za to dla bratnich ludów pogańskich stanowili coś na kształt ideału wojownika - rola podobna do Spartan w starożytnej Helladzie.

    [center:Dafa104720][​IMG]
    Szaru-Chan, wódz Kumanów[/center:Dafa104720]

    A teraz pomocy u nich przybył szukać Tatus, świeżo upieczony chan Piegczynów. Ostatnie pół roku, które minęło od śmierci Kabuksina, spełzło mu na konsolidowaniu władzy i rozprawianiu się z innymi pretendentami do tytułu władcy - co nie mogło rzecz jasna odbić się korzystnie na przebiegu wojny z bułgarskimi zdrajcami. Aż do niedawna wydawało mu się, że Piegczyni mogą walczyć z Bułgarami sami. Że uda im się zjednoczyć i przejść do kontruderzenia, zanim będzie za późno.

    [center:Dafa104720][​IMG]
    Chan Piegczynów Tatus [/center:Dafa104720]

    Tak się jednak nie stało.

    Najpierw przegrana bitwa o Muntenię, potem zajęcie grodu przez cara Jakowa i rzeź załogi... A do tego wieści o tym, że car szykuje kolejne wyprawy w głąb piegczeńskich ziem. Te trzy rzeczy przeważyły - jeśli Piegczyni chcieli przetrwać, musieli poszukać protekcji silniejszych - czyli właśnie Kumanów.

    Koń Tatusa zatrzymał się przed największym z obozowych namiotów. Na zatkniętych przed wejściem do niego proporcach, szarpany stepowym wichrem, powiewał znak Kumanów - czarny, stepowy kuc na jasnożółtym tle. Długa droga z Akermanu właśnie dobiegła końca - za chwilę chan Piegczynów albo odwróci los swojego ludu, albo jako zuchwały, przepełniony pychą głupiec zostanie stracony w przypływie gniewu Szaru-Chana...

    25 X 1070
    Obozowisko Bułgarów, północna Muntenia


    Wnętrze carskiego namiotu kipiało wręcz od złota i przepychu. Złocone proporce, z zawieszonymi na nich herbami dynastii Warneńskiej i innych wielkich rodów Bułgarii, lśniące, wypolerowane do połysku płyty pancerzy i blachy ciężkich, dwuręcznych mieczy... Wydawało się wręcz, że znajduje się nie we wnętrzu wielkiego, bądź co bądź, ale jednak namiotu, tylko w samej sali tronowej Jakowa.

    Taki też był zamiar cara - ostatecznie, nie będzie to zwykła audiencja, tylko podpisanie pokoju, kończącego ponad dwuletnią wojnę - wręcz nie przystoi, by dokonano tego w byle jakim otoczeniu.

    Na dźwięk fanfary wszyscy obecni w namiocie, poza samym carem, zerwali się na równe nogi. Dwóch wojów, pełniących funkcję gwardii przybocznej, rozchyliło poły tkaniny zasłaniające wejście. Po kilku chwilach do wnętrza wkroczyły dwie postacie - Szaru-Chan, wódz rozbitych podczas wielkiej bitwy o Muntenię oddziałów kumańskich, oraz jego prawa ręka, chan Borç. Na ich poharatanych bliznami twarzach widać było z najwyższym trudem tłumiony podziw. Gdy doszli do tronu, padli na twarz w pogańskim geście wiernopoddaństwa.

    - O wszechmocny chanie bułgarski Jakowie, pogromco Piegczynów i gromicielu naszych wojsk, władco Muntenii i... - Potok wypowiadanych łamaną greką, chwalących czyny Jakowa, słów lał się z ust Szaru-Chana bez końca. Car nie miał złudzeń; chan Kumanów najchętniej wbiłby mu między żebra nóż - ale nie w tej sytuacji. I kto by pomyślał, że Bułgarię i tym razem uratował jedynie upór jednego człowieka...

    Gdy w kwietniu do wojsk stacjonujących w świeżo zdobytej Muntenii dotarły wieści o przekroczeniu Dunaju przez oddziały Kumanów, od razu stało się jasne, że nowy chan Piegczynów jest o wiele ostrożniejszy od Kabuksina - i że tym razem zwycięstwo może należeć do niego. Skarbiec carski był niemal pusty, armia wyczerpana... Nawet marszałek Uros skłaniał się ku oddaniu Szaru-Chanowi Muntenii i wycofaniu się za Dunaj. Tylko upór Jakowa pozwolił na kontynuowanie wojny.

    I jak się miało okazać, racji i tym razem leżała po stronie cara - szybka interwencja dyplomatyczna u ruskiego księcia Prońska, jego najazd na ziemie Kumanów i spalenie obozu Szaru-Chana, pyrrusowe (Ale jednak) zwycięstwo Bułgarów w północnej Muntenii... Wszystko to złożyło się na ostateczny triumf.

    [center:Dafa104720][​IMG]
    Bitwa o Muntenię (30 IX - 21 X 1070)[/center:Dafa104720]

    - Powstań, Szaru-Chanie, władco Kumanów i Piegczynów. - Jakow wyciągnął swoją prawicę w stronę chana. - Twój gest, choć szlachetny, niczego nie zmienia - musicie uznać naszą siłę. Chyba, że chcecie przerwać to spotkanie i kontynuować tą bezsensowną wojnę?
    - Nie, chanie Bułgarów. Zbyt wielu moich braci poległo, by dalej stawiać czoła waszemu Bogu i jego poplecznikom. - Wyrecytowane formułki sprawiały wrażenie wręcz przyjacielskich. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie w oczy Kumana, by odgadnąć jego prawdziwe uczucia.
    - A więc. Czy zrzekacie się praw do ziem Muntenii, wrogości do Carstwa oraz jego wasali i zobowiązujecie się zapłacić daninę w złocie w wysokości stu talentów? - Tutaj kanclerz Dragota odczytał postanowienia traktatu pokojowego.
    - Tak. - Szaru-Chan nawet nie podniósł głowy, by spojrzeć w oczy zwycięzcom.

    [center:Dafa104720][​IMG]
    Bułgaria Anno Domini 1070[/center:Dafa104720]
     
  5. Jedrek

    Jedrek Ten, o Którym mówią Księgi

    23 XII 1070
    Warna


    Tej zimy pogoda sprawiła Bułgarom niespodziankę – ostry mróz, połączony z silnymi opadami śniegu, zablokował trakty wzdłuż całego wybrzeża Carstwa. Specjalnie opłacani robotnicy dwoili się i troili, by utrzymać trzy główne drogi w stanie jako tako przejezdnym, lecz ich wysiłki przynosiły jedynie tymczasowe skutki – po kilku dniach biały pył niweczył je kompletnie.

    Ale nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło – po raz pierwszy od wielu tygodni Jakow mógł skupić się na sprawach innych jak dyplomacja i gierki polityczne. Na przykład na własnej rodzinie. Josip i Biełosława rośli jak na drożdżach – powoli należało się zacząć zastanawiać nad kierunkiem ich dalszej edukacji.

    Siedząc w obitym materiałem fotelu, Jakow usiłował wyobrazić sobie przyszłość syna i jedynego dziedzica. Jego dziadek i ojciec pozostawili po sobie krwawe dziedzictwo żelaza – ale czy to małe dziecko kiedykolwiek sięgnie po miecz, by siać śmierć? Nie wydawało mu się. Cóż, do momentu podjęcia decyzji zostało jeszcze sporo czasu.

    Innym problemem był Drzisław. Wiedzę o nim i jego rozwoju car czerpał z dwóch źródeł – od Marii oraz od dobrze opłacanych ludzi z grodu gałackiego. Szansa na to, że Josip i jego przyrodni brat kiedykolwiek wejdą sobie w drogę była minimalna – ale ostrożności niegdy nie za wiele.

    No i trzeci problem, niestety polityczny. Rzym, niegdyś moloch i hegemon Bałkan, począł się rozpadać. Nowy cesarz, Romanos Diogenes, okazał się być przywódcą zdolnym, aczkolwiek pechowym. Rozpad Cesarstwa rozpoczął się już jakiś czas temu, gdy książę Armenii Mniejszej, Ropuen Roubenid, ogłosił secesję i podpisał sojusz antyhelleński z Bułgarią. Przez dwa kolejne lata za jego przykładem ruszyli inni możnowładcy, doprowadzając do lokalnych konfliktów, a nawet otwartych wojen domowych. Tracja, Macedonia, Attyka… Krainy te wydawały się być gotowe do zalania przez słowiańską falę.

    [center:e632b32375][​IMG]
    Romanos IV Diogenes[/center:e632b32375]

    - Tata, tata, oś! – Zaseplenił mały Josip, ciągnąc za nogawkę ojcowskich spodni.

    Cóż, w święta to rodzina powinna mieć bezwzględne pierwszeństwo, czyż nie?

    8 I 1071
    Trakt Tyronowo – Warna


    - Diabelska pogoda! – Przez wichurę przebił się głos przewodnika. – Że też udało nam się doczekać takiej zimy!

    Pogoda zaiste była paskudna. Wąskie, i tak z trudem przejezdne, górskie szlaki pokryły się warstewką lodu, a silny wiatr sypał śniegiem prosto w oczy podróżników.

    Droga z Zadaru do Tyronowa była stosunkowo lekka – co prawda trzeba było nadłożyć sporo drogi, tak by ominąć rzymską Serbię, ale nie był to wielki problem – zamieszkujący tereny na północ od Dunaju Madziarzy byli życzliwi dla Słowian i nie sprawiali chorwackiej kolumnie problemów.

    Za to od Tyronowa rozpętało się istne lodowe piekło… Wydawało się, że nagle kolumna trafiła z ciepłych Bałkan na smaganą biczem zimy Ruś.

    [center:e632b32375][​IMG]
    Skazimierz Sandomierski przebija się przez góry Bułgarii[/center:e632b32375]

    - Czy daleko jeszcze do grodu cara Jakowa? – Spytał się Skazimierz Sandomierski, poseł Korony Chorwacji do cara Bułgarii i człowiek, dla którego zorganizowano całą tą karawanę.
    - Dwieście, trzysta stadionów, zależnie od tego, które ścieżki zasypał śnieg. Tak czy inaczej, za dwa-trzy dni będziemy już w Warnie. – Przewodnik, krzepki, bułgarski góral, znał te góry jak własną chatę – a może nawet lepiej.
    - Doskonale. – Skazimierz poklepał mały, skórzany woreczek zawieszony u swojego pasa, w którym znajdowały się glejty od króla Chorwacji, Petara Krzesimira Trpimirowicza, teścia Jakowa i suzerena Skazimierza. Następnie okrył szczelnie twarz wełnianym szalem i skupił się na podążaniu za majaczącym w zamieci przewodnikiem.

    Po kilku minutach jego myśli poczęły błądzić. Błądzić w kierunku ukochanej ojczyzny, utraconej na zawsze…

    Dziesięć lat temu Skazimierz był zwykłym rycerzem, właścicielem niewielkiego skrawka Sandomierszczyzny i lennikiem polskiego władcy, Bolesława Śmiałego. Jego ziemie zamieszkiwało wielu schizmatyków – jako osoba wierząca, ale otwarta, starał się być wobec nich wyrozumiały i tolerancyjny. Rzecz jasna, byli ludzie, którym się to nie do końca podobało.

    Stanisław… Stanisław ze Szczepanowa, biskup Krakowa i metropolita u boku Bolesława… To przez niego i jego chęć dławienia bizantyjskiej schizmy, Skazimierz stracił wszystko co posiadał.

    Najpierw nadeszły ukazy z Krakowa, nakazujące wysiedlić ortodoksów na ziemie kijowskie. Komendy tej Skazimierz nie mógł po prostu posłuchać – wśród prawosławnych miał wielu przyjaciół. Palił kolejne powiadomienia, ostrzegał znajomych… W końcu nadszedł koniec maskarady i katastrofa – drużyny wojów, pod osobistą komendą Bolesława i Stanisława, zaczęły palić cerkwie, konfiskować majątki i mordować „niewiernych”. Zaiste, pod tym względem Bolesław był szczodry - rzucał śmiercią na lewo i na prawo...

    [center:e632b32375][​IMG]
    Bolesław Śmieły podczas rzezi schizmatyków[/center:e632b32375]

    Sam Skazimierz został zmuszony do ucieczki. Najpierw na Ruś, do Kijowa, potem przez Konstantynopol i Serbię do katolickiej Chorwacji. Tam ród Trpimirowczów udzielił mu schronienia i, paradoksalnie, zapewnił prawosławnemu renegatowi i konwertycie miejsce do życia. Skazimierz spędził w Zadarze prawie siedem lat.

    A teraz musiał po raz kolejny opuścić miejsce, które zwykła nazywać domem i ruszyć jako poseł na dwór cara Bułgarii, gdzie miał działać jako następca niedawno zmarłego Iwana Wukica. Oby i ta podróż nie okazała się być kolejnym wygnaniem…

    [center:e632b32375][​IMG]
    Skazimierz Sandomierski[/center:e632b32375]

    13 I 1071
    Warna


    - A więc, waćpanie Sandomierski… - W głosie Jakowa wciąż pobrzmiewała nutka podejrzliwości. – Widzę, że posiadacie listy żelazne od mojego drogiego teścia, Petara Krzesimira i zasługujecie na wszelką cześć. Mimo to, muszę was ostrzec – przez najbliższy czas odpowiednie osoby będą baczyć nad waszym zachowaniem. Dopilnuję jednakże osobiście, by nie było to w żaden sposób dla was uciążliwe.
    - Zrozumiałem, wasza wysokość. Cieszę się, że udało mi się zaskarbić tak szybko nawet częściowe zaufanie. – Mało wyszukana formułka, nauczona jeszcze podczas służby na dworze Piasta, wyszła ze skłonionych ust Skazimierza.
    - Doskonale. Wezwę was, gdy tylko zajdzie taka konieczność. W razie potrzeby Jadwiga jest do waszej dyspozycji. - Jakow skłonieniem ręki wskazał na kruczoczarnowłosą dwórkę po prawej stronie tronu.
    - Oczywiście. – Skazimierz skłonił się raz jeszcze i opuścił komnatę tronową. W ślad za nim podążyła Jadwiga. Car jeszcze przez chwilę wpatrywał się w okute żelazem drzwi, po czym jakby od niechcenia, klasnął w dłonie. Zza znajdującego się za tronem przepierzenia wynurzyła się Maria.
    - Tak panie?
    - Czy możemy zaufać temu Polanowi? – W głosie Jakowa tym razem brzmiała pewna nuta – opinia mistrzyni szpiegów, niezależnie od jej tonu czy treści, byłaby tylko radą, a nie czymś wpływającym w znacznym stopniu na decyzję cara.
    - Uczynisz, jak zechcesz, panie. Dla mnie ten człowiek godzien jest naszego zaufania – otwarty na świat, biegły w retoryce… Ryzyko niewielki, potencjalny zysk wielki. – Zakończyła wymijającą odpowiedzią Maria.

    [center:e632b32375]* * *[/center:e632b32375]

    Obóz gwardii komitatu Mesembria
    Pogranicze Mesembrii i Tracji


    - Wodzu! Wodzu! – Uwagę dowódcy patrolu zwrócił krzyk wojownika, biegnącego udeptanym szlakiem prowadzącym do granicy z Cesarstwem. Za jego plecami dwóch innych wojów prowadziło spętanego grubym sznurem człowieka.
    - Wodzu, wróciliśmy. – Wydusił z siebie wojownik, gdy tylko staną przed siedzącym na koniu dowódcą.
    - Doskonale. A cóż to za zdobycz? – Twarz przełożonego rozjaśnił uśmiech. – Jeniec wygląda na możnego, na piersi ma trackiego gryfa…
    - Najpewniej, wodzu. Ale pies ten ani raczy rzec cokolwiek. Nawet Borysław nie zdołał nic z niego wydusić. – Mówiąc to, woj. Wskazał głową na potężnie zbudowanego kompana.
    - Nic to. Przekażcie mi cały majątek tego Hellena i połowę jego złota. Resztę rozdzielcie między siebie. Iwan…
    - Tak panie! – Odkrzyknął krzepki, żylasty gwardzista.
    - Biegnij do najbliższej cerkwi i sprowadź jakiegoś popa. Nie chce pies po naszemu, to zmusimy go do mówienia w ich narzeczu!
    - Jeszcze jedno, wodzu. Miał przy sobie to. – Borysław podał swojemu przełożonemu zwinięty pergamin.
    - Mapa… - Oczy dowódcy patrolu rozszerzyły się. Pergamin przedstawiał mapę Tracji, od Adrianopolu aż po Bosfor, zapełnionej czerwonymi symbolami zamków i greckimi napisami.
    - Przygotujcie posłańca do Warny. Car powinien zobaczyć to coś jak najszybciej! - Krzyknął.

    [center:e632b32375][​IMG]
    Cesarstwo Bizantyjskie Anno Domini 1070[/center:e632b32375]
     
  6. Jedrek

    Jedrek Ten, o Którym mówią Księgi

    17 V 1072
    Warna


    Rok 1071 minął w Bułgarii spokojnie. Car, niechętny prowadzeniu wojny z osłabionym, lecz wciąż silnym Rzymem, skupił się na rozbudowywaniu gospodarki państwa. Jak na drożdżach rosły, lokalizowane na bogatych złożach żelaza, kopalnie w komitatach Mesembria, Dobrudża i okolicach samej Warny.

    Niektórym dworzanom jednak nie w smak był pokój ze znienawidzonymi Hellenami. Grupa rycerska, zwana „Niedźwiedziami”, co rusz organizowała wypady do cesarskiej Tracji, licząc na sprowokowanie basileosa Diogenesa i wciągnięcie Rzymu w wojnę na wiele frontów.

    Przeciwwagą dla ludzi marszałka Urosa była grupa skupiona wokół kanclerza Dragoty i powoli uzyskującego coraz większe wpływy na dworze Skazimierza. Dążyli oni do utrzymania pokoju, zostawiając jednak furtkę do ewentualnych walk w przyszłości i utrzymując żywe kontakty ze zbuntowanymi dworami Armenii Mniejszej, Nicei, Tracji, Adrianopola, Trapezuntu oraz Ikonium.

    Obydwie te grupy przez niemal cały rok toczyły ze sobą cichą wojnę podjazdową o wpływy. Zakończyła się ona kilka miesięcy temu, gdy marszałka Urosa przykuła do łoża groźna choroba.

    Wizja wojny z cesarzem Diogenesem została tymczasowo zażegnana. Ale kto wie, co przynieść może przyszłość…

    Takimi oto myślami wypełniony był umysł cara Jakowa, gdy wspólnie ze swym orszakiem wracał ze swej wyprawy do dzikiej, wciąż nieposkromionej, Muntenii. Komitat ten, chociaż stosunkowo łatwo schrystianizowany (W czym pomogła dokonana przez Szaru-Chana rzeź kilku piegczeńskich wiosek), cały czas pozostawał zamieszkany przez rdzennych mieszkańców. Byli to dobrzy i karni wojownicy – lecz ich dzikość i gwałtowność budziły wzajemne uprzedzenia. Podróże cara do Muntenii miały zmienić ten stan rzeczy.

    Nagle na przedzie kolumny doszło do jakiegoś incydentu – kobieta z dzieckiem na rekach usiłowała sforsować chroniący władcę kordon. Oczywiście, nie miała ona szans – po kilku chwilach gwardziści Jakowa prowadzili ją spętaną. Zaintrygowany car wezwał dowódcę awangardy.
    - Przyjacielu, cóż to za konfuzja tam z przodu się wydarzyła? – Zapytał, gdy barczysty gwardzista stanął przed jego obliczem.
    - Jakaś opętana kobieta usiłowała dostać się przed wasze oblicze. – Mruknął wyrażnie zdegustowany wojownik. – Oczywiście, jej zuchwałość zostanie odpowiednio ukarana.
    - A jakiż to ta niewiasta miała powód, by nas niepokoić?
    - Twierdzi, że wasza wysokość jest ojcem jej dziecka. – Z politowaniem rzekł dowódca. Przez twarz Jakowa przemknął ledwo dostrzegalny grymas zdziwienia. Przecież to niemożliwe…
    - Jak nazywa się ta niewiasta? – Spytał z kamienną już twarzą car.
    - Terter, panie. Jelena bodajże.
    Po plecach Jakowa przemknął lodowaty dreszcz.
    - Dobrze… Dobrze wiedzieć. – Szybko dokończył władca. – Dopilnuj, by ta zuchwała kobieta została należycie ukarana. Nikt w Warnie nie będzie oczerniał rodu mojego ojca!

    Woj skłonił się i odjechał z powrotem na czoło kolumny. Jakow tymczasem intensywnie usiłował odtworzyć przebieg wydarzeń…

    Dziesięć miesięcy temu o odejście z carskiego dworu poprosiła daleka krewna byłego marszałka Tertera, Jadwiga. Była ona dobrą znajomą Jakowa i, pomimo zaawansowanego wieku, doskonałą opiekunką dla Biełosławy i Josipa. Gdy starcze osłabienie zmusiło ją do rezygnacji, Jakow osobiście zobowiązał się odeskortować Jadwigę do siedziby Terterów poza wałami Warny. Zorganizowana tam uczta byłą suta – zakrapiana (A raczej zalewana) ruską wódką i bułgarską rakiją.

    Następne co pamiętał Jakow, to pobudka u boku córki Jadwigi, Jeleny. Cóż, nawet carowi zdarzają się chwile słabości… I wygląda na to, że przyszedł czas na zapłacenie ich ceny.

    Wchodząc do własnej komnaty we wnętrzu warneńskiej twierdzy, Jakow miał już ułożony plan działania. Na szczęście, w szeregach gwardii więziennej znajdowała się wielu przekupnych wojów. Odpowiednio opłaceni, powinni dopilnować, by Jelena i jej bękart nigdy więcej nie ujrzeli światła dziennego…

    5 IV 1075
    Brzeg Dunaju, granica komitatu Gałacz


    - Świetnie… Bardzo dobrze… No mały, będą z ciebie ludzie! – Powtarzał co chwila Iwan, spadkobierca starego rodu gałaczańskich wojów, prowadząc za uzdę niewielkiego kuca, na którego grzbiecie siedział drobny, świeżo postrzyżony chłopak. Młodzian ów niedawno został przeznaczony do stanu rycerskiego, a Iwanowi oddano zaszczyt roztoczenia nad nim opieki.

    Nie dało się ukryć, uczeń i jego mistrz stanowili dobraną parę. Iwan, który był częstym gościem na gałaczańskim grodzie, bardzo polubił przybranego syna carskiego namiestnika. Drzisław był inteligentnym dzieckiem, sprawnym w mowie i kochającym ojcowskie bajania o wojnach z Piegczynami. A były one znacznie dłuższe, niż te, które opowiadał pięć lat temu Iwan swym dzieciom…

    W listopadzie 1073 roku oddziały chorwackie, kierowane przez następcę Petara Krzesimira, króla Stjepana Trpimirowicza, uderzyły na naddniestrzańskie ziemie Kumanów i Piegczynów. Krucjata ta, początkowo zakończona sukcesem, szybko obróciła się w pasmo chorwackich klęsk. Chorwacja Stepowa – rozciągający się od grodu Tirgowitse po brzegi Dniepru obszar – po śmierci Stjepana w 1074 roku i objęciu władzy przez jego niepełnoletniego syna Rada, poczęła się rozpadać. Część grodów przyłączyła się do rządzonych przez Arapadów Węgier, inne ogłosiły niezależność, część ponownie zalała fala pogan.

    [center:e4b66eaf95][​IMG]
    Radu Trpimirowicz[/center:e4b66eaf95]

    Trwałe okazały się być jedynie zdobycze bułgarskie – komitat Oltenii włączony został w obszar królewszczyzny w maju roku 1074. Wagi tego wydarzenia nie było w stanie przyćmić nawet wycofanie się marszałka Urosa z życia dworskiego, spowodowane ostrym zapaleniem płuc, które przykuło „Niedźwiedzia” do łoża na stałe. Jego dni wydawały się być policzone.

    [center:e4b66eaf95][​IMG]
    Bitwa o Oltenię - ostatnia bitwa Urosa[/center:e4b66eaf95]

    [center:e4b66eaf95][​IMG]
    Podział ziem Piegczynów
    LEGENDA:
    ZIEMIE CHORWACKIE
    ZIEMIE BUŁGARSKIE
    [/center:e4b66eaf95]

    Iwanowi szkoda było dawnego druha spod oblężonego Gałaczu… Przeszli razem wiele, wspólnymi siłami dali radę inwazji Kabuksina…

    Ale teraz mógł tylko dopilnować, by ten oto brzdąc stał się godnym następcą jego mentora. Chłopak miał smykałkę do walki konnej, winien stać się wyśmienitym jeźdźcem i, w przyszłości, rycerzem.

    - Dobra, Drziska. Teraz spróbuj samemu. Iskierka nie jest tak niespokojna, na jaką wygląda. – Uśmiechnął się, wypuszczając z rąk uzdę kuca. Koń zamrugał oczami, wyraźnie zaskoczony odzyskaną swobodą, po czym spokojnym krokiem ruszył przed siebie.

    16 IV 1078
    Warna


    Kolejne lata mijały jak powoli przewracane karty Biblii. Zarządzana sprawną ręką Katriny, wspierana talentem dyplomatycznym Skazimierza, Bułgaria rozwijała się szybko i dynamicznie. Sojusz z Armenią Mniejszą oraz rozpad Chorwacji, najechanej i zajętej przez Serbów, zapewniał Carstwu stabilizację i bezpieczeństwo.

    Niestety, nie wszędzie życie przebiegało równie gładko. Ród warneński przeżywał ciężkie dni. Narodziny Bożydara w dzień Bożego Narodzenia roku 1074 były ostatnim radosnym wydarzeniem.

    [center:e4b66eaf95][​IMG]
    Bożydar Warneński[/center:e4b66eaf95]

    Ponura seria rozpoczęła się dwa lata temu, gdy wyczekiwany z wytęsknieniem poród czwartego dziecka Katriny zakończył się przyjściem na świat martwego dziecka.

    W kilka miesięcy później ukochana córka Jakowa, Biełosława, nagle zachorzała podczas odbywania praktyk w jednym z mesembryjskich klasztorów. Obydwa te wydarzenia odbiły się cieniem na całym warneńskim dworze – o dziwo, sytuacją najbardziej przejął się Skazimierz. Polak ten, oprócz pełnienia funkcji kanclerza, odpowiadał za nadzór nad edukacją dzieci Jakowa i bezpośrednio nauczał Josipa. Przeżywany stres w znaczący sposób odbił się na kondycji Sandomierskiego.

    Dzisiaj zaś cały gród warneński wstrzymał oddech w oczekiwaniu na narodziny kolejnego dziecka cara. Jakow, Skazimierz, Dragota… Prawie wszyscy dworzanie zgromadzili się w korytarzach prowadzących do carskich komnat, gdzie dokonać miał się cud narodzin.

    Sam Jakow nerwowo przemierzał korytarz, zbyt podenerwowany, by zakłócić operację swoją obecnością. Każda przerwa w dobiegających z komory jękach Katriny sprawiała, że car stawał bez ruchu, nasłuchując. W pewnym momencie ciszę rozdarł krzyk nowo narodzonego człowieka.

    Szybkim susem Jakow dopadł do dębowych drzwi, nacisnął ich klamkę… I wpadł na biegnącego Dragotę, który do tej pory asystował przy porodzie.
    - Wasza wysokość… Wasza wysokość, to córka! – Wydyszał, składając ręce w dziękczynnym geście. – Jest zdrowa, Bóg się nad nią zmiłował!
    - Wezwijcie metropolitę Ticha! – Krzyknął car, gdy tylko odzyskał odebraną przez szczęście mowę. – Ochrzcijcie ją Marija, na cześć najświętszej panienki!
    - Niech się tak stanie. – Skłonił się Dragota i pobiegł w głąb korytarza, w stronę komnat Ticha.

    [center:e4b66eaf95][​IMG]
    Marija Warneńska[/center:e4b66eaf95]

    1 VIII 1079
    Gród Tirgowitse, centrum komitatu Tirgowitse


    Główna sala grodu tirgowitskiego, przystrojona wspaniałymi tkaninami, obwieszona proporcami z bułgarskimi lwami i wołoskimi orłami, była niemal gotowa na wielką ceremonię. Kilka osób cały czas jednak krzątało się po komnacie, dbając o to, by żaden detal nie zakłócił uroczystości.

    W pewnym momencie dzwon zawieszony na jednej z wież grodu począł bić – znak, że odprawiana w cerkwi uroczysta msza dziękczynna dobiegła końca i że za chwilę do komory dotrą car Jakow, hrabina Tigrowitse, Desisława Frangepán, kanclerz Sandomierski i reszta biorących udział w ceremonii nadaniu tytułu Księcia Wołoszczyzny carowi Bułgarii.

    Jakow długo czekał na tą chwilę. Zajęcie ziem Piegczynów oznaczało przede wszystkim eliminację pogańskiego zagrożenia dla Bułgarii – prestiż płynący z podboju i chrystianizacji bezbożników miał dopiero drugorzędne znaczenie.

    O Wołoszczyznę konkurowały ze sobą trzy państwa – Węgry, Chorwacja i Bułgaria. Madziarzy dążyli do supremacji militarnej, Chorwaci obsadzali natomiast ziemie Chorwacji Stepowej własnymi hrabiami i komesami, dążąc do integracji nowych ziem z macierzą.

    Gdy wydawało się, że Stjepan Trpimirowicz wyjdzie z tego wyścigu zwycięsko, nadszedł cud – śmierć Stjepana, niepełnoletniość Rada i nałożona na dwór w Zadarze ekskomunika sprawiły, że Chorwacja Stepowa poczęła się rozpadać. Większość hrabiów przeszła na stronę Węgier, jedynie hrabina Frangepán, po wieloletnich negocjacjach, zdecydowała się złożyć hołd Jakowowi.

    [center:e4b66eaf95][​IMG]
    Hrabina Frangepán[/center:e4b66eaf95]

    [center:e4b66eaf95]* * *[/center:e4b66eaf95]

    - A więc, hrabino Frangepán… Czy zgadzacie się na przekazanie naszemu panu i władcy, Jakowowi Warneńskiemu, zwierzchnictwa nad grodem Tirgowitse i jego ziemiami? – Skazimierz, z charakterystycznym dla niego polskim zaśpiewem, przeczytał pierwszą część aktu wasalnego.
    - Tak. – Hrabina Frangepán odparła, skłaniając głowę.
    - Czy przyjmujesz gwarancję nienaruszalności terotorialnej komitatu Tirgowitse, aż do twego odejścia do Pana w niebiesiach?
    - Zgadzam się.

    W tym momencie z carskiego tronu powstał zakuty w swą złotą płytówkę Jakow. Obok niego stanął jeden z poddanych hrabiny, dzierżący w rękach ciemnobłękitny proporzec z wyszytym na nim złotym orłem wołoskim. Jakow przyklęknął na jedno kolana, biorąc brzeg sztandaru w dłoń i przykładając go do ust.
    - W imię Chrystusa Pantokratora, na krew mego ojca Josifa i matki Anny, na chwałę Simeona Wielkiego, Borysa i wszelkich starożytnych carów naszego ludu, obejmuję w posiadanie tytuł Księcia Wołoszczyzny oraz wieczną władzę nad dawnymi ziemiami Piegczynów. – Wyrecytował powolnym, cichym choć wyraźnym, głosem Jakow. Gdy ostatnie echo przebrzmiało w murowanej Sali, car powstał, ściągnął prawą rękawicę i wręczył ją nowemu wasalowi.
    - Hrabino Fragépan, przyjmij tą oto rękawicę jako symbol nadania ci na nowo ziemi i grodu Tirgowitse oraz jako gwarancję ich nienaruszalności. Rządź tym komitatem dalej, tym razem ku pomnożeniu chwały naszego Carstwa oraz naszego pana w niebiesiach!
    - Niech się tak stanie. – Hrabina chwyciła rękawicę i głębokim skłonem oddała hołd swojemu nowemu władcy, na którego piersi iskrzył się złotem orzeł Laokonosów.
    ________________________________________________________________________________________

    OT skasowano - AAR zamknięty - w celu kontynuowania proszę zgłosić się do administracji forum.
    Raferti
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie