C.O.S.A. Coop Nights AARs

Temat na forum 'Inne Gry AAR' rozpoczęty przez SaS TrooP, 14 Sierpień 2010.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    [​IMG]

    ArmA 2
    Combat Operations Specialists Attachment
    After Action Report - Odcinek 1

    "Czarnoruski Blues"


    Uczestnicy:
    Andegawen - Sekcja Szturmowa
    Andegawen SL - SaS TrooP
    Andegawen Marksman - Freezen360
    Andegawen MG - Tenk (niestety gra nie dopisała, więc nawet nie walczył ;/)
    Andegawen RPG - KubX
    Andegawen Scout - PrzemoC

    Jagiellon - Helikopter Mi-8MT
    Jagiellon Pilot - GibsoN

    Celem dzisiejszego coopa było zniszczenie czedackich nielegalnych składów amunicji niedaleko Myszkino. Zadania podjęła się 5-cio osobowa grupa Polskich Sił Specjalnych wspieranych helikopterem Mi-8. We wcześniejszych dniach zginęło w walkach aż 12 polaków, jeden Rosomak i jeden BMP-1 uległ zniszczeniu.
    Rozpoczęliśmy misję z wysuniętej bazy operacyjnej Mieszko (F.O.B. Mieszko), niedaleko Pogorowki. Mapa dostępna tutaj. Zdesantowaliśmy się na północ od Myszkino niezauważeni. Nasz scout udał się przodem i potwierdził lokalizację skrzynki (znaliśmy ją dzięki skanom UAV). Po potwierdzeniu lokacji celu, grupa szturmowa dowodzona przeze mnie uderzyła na przeciwnika, zwiadowca osłaniał nasze tyły. Przystrzelaliśmy ogniem ciągłym całą okolicę. Okazało się, że przeciwnik nie wystawił czujek, a same skrzynie był pilnowane przez dwóch Czedaków z AK-74 i AK-47 oraz jednego nieuzbrojonego oficera. Dodatkowo, cel został sprytnie ukryty na końcu leśnej drogi, przy wraku starej przyczepy. Gdy podeszliśmy na 10 metrów do celu, grupa osłoniła mnie, a ja podbiegłem do skrzynek, zastrzeliłem obu strażników, zabezpieczyłem oficera i zaminowałem skrzynie. Znaleźliśmy także nieobsadzonego Datsuna z karabinem PKM, który także został zaminowany.
    Po chwili ładunki wybuchły, a my wróciliśmy na LZ. Pilot nadleciał, ale nie zauważył dymu, który (przez moją nieuwagę) nie został rzucony. Problem został jednak szybko rozwiązany i bezpiecznie wróciliśmy do bazy.

    Pochwycony oficer zeznał, że w koorynatach 019062 znajduje się nielegalny punkt przerzutowy, gdzie prawdopodobnie znajduje się znacznie więcej broni. Przezbroiliśmy się, uzupełniliśmy amunicję i ponownie skierowano nas w rejon działań. LZ wyznaczono na zachód of Łopatina, a więc na północ od 019062 (na mapie wyżej jest to polna droga odchodząca na lewo od drogi głównej Łopatino-Myszkino). Pilot udał się na międzynarodowe lotnisko Wybor celem podjęcia nas po akcji.

    Rozpoczęliśmy powolne czołganie się na południe, zwiadowca prowadził (uzbrojony w SWD). Zwiad zameldował o około 10 przeciwnikach przy skrzynkach z bronią i czeskiej ciężarówce V3S Praha, tym samym potwierdzając sam cel. Z powodu problemów technicznych strzelca KM było nam ciężej, ale daliśmy radę. Większość obstawy patrolującej teren zginęła z dobrze wykonanej zasadzki typu I, następnie razem z marksmanem zaszturmowałem same skrzynie, które zabezpieczyłem eliminując kolejnych dwóch wrogów. Gdy zebraliśmy się przy skrzyniach, wezwałem pilota, który miał nas podjąć. W tym samym momencie Zwiadowca zameldował o grupie zbliżającej się do nas. Długo nie umieliśmy się porozumieć co do ich pozycji, gdy finalnie to nastąpiło, byli nie więcej niż 150 metrów od nas. Nawiązaliśmy walkę, nie ukrywam że straciłem kontrolę nad oddziałem (spanikowaliśmy). Na szczęście nasze umiejętności strzeleckie wzięły górę i wyeliminowany bez problemu wrogi oddział.
    W momencie gdy pilot podchodził do lądowania, zwiadowca złożył najbardziej hardkorowy raport jaki słyszałem:

    W tym momencie rozkazałem oddziałowi zebrać się an dymie, ktory tym razem rzuciłem zawczasu, szybko zaminowałem skrzynie i wysadziłem je stojąc znacznie bliżej niż powinienem. Na szczęście nic się nie stało, a ostrzał najprawdopodobniej zdezorientowanego wroga bardzo niecelny. Bez większych stresów wsiedliśmy do Mi-8, który zabrał nas do FOB Mieszko. Misja została wykonana.

    Czarnoruski Blues: Misja wykonana pomyślnie
    Straty własne: Brak, helikopter minimalnie uszkodzony
    Straty przeciwnika: 14 potwierdzonych eliminacji, 1 POW, 1 ciężarówka, 1 techniczny
    Siły wroga na mapie: około 120-200 żołnierzy i paramilitarnych

    PS: Straty pojazdów i polaków to efekty wcześniejszych prób, parę tygodni temu.
    PSS: Dziś poszło całkiem gładko, ale pierwsza (a dokładniej druga) próba zakończyła się baaardzo szybko :F
    [video=youtube;z_OTDmwrbCE]http://www.youtube.com/watch?v=z_OTDmwrbCE[/video]​
     
  2. Macgie

    Macgie Ten, o Którym mówią Księgi

    To jest Arma II?

    Odcinek super i będę czytać, tylko nie porzucaj!
     
  3. Arekus

    Arekus Ten, o Którym mówią Księgi

    Fajna grafika jest w ArmieII z tego co widzę.
     
  4. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    Tak to ArmA 2, a my sami jesteśmy chyba klanem, choć tak się nie nazywamy, starającym się trzymać realiów prawdziwego pola walki z jednoczesnym wyeliminowaniem błędów.
    Następnym razem więcej skrinów i ew. dokładniejszych opisów - pomysł na AARy z naszych gier przyszedł wczoraj i to dość spontanicznie, dlatego nie byliśmy przygotowani.

    Gramy na poważnie co piątek, więc w okolicach soboty należy spodziewać się odcinków. Jeśli zagramy coś poważniejszego w tygodniu raczej też się zdarzą.
     
  5. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    [​IMG]

    ArmA 2
    Combat Operations Specialists Attachment
    After Action Report - Odcinek 2

    Trening CQB


    Uczestnicy:
    Jedynka - SaS TrooP
    Dwójka - PrzemoC
    Trójka - GibsoN
    Czwórka - Freezen360
    Kamerzysta - KubX
    Server: GibsoN
    Data: 20100818

    Dziś C.O.S.A. ponowiła szkolenie CQB na nowym, większym Killhousie tylko z celami OPFOR (bez terrorysta-zakładnik jak wcześniej), a także bez celów wstających. Trening założył 4-ro osobowy oddział wyposażony we wschodnią broń. Ćwiczymy szturmy wojskowe i tylko takie, tj. bez rozkładu/planu pomieszczeń i bez użycia granatów innych niż odłamkowe.
    Mimo pewnych problemów znaczna większość wejść udała się, nie doszło do żadnych wypadków z bronią, zaś Killhouse został wykonany w 100 procentach.
    Będziemy powtarzać takie szkolenia, gdyż mimo sukcesów część uczestników czasem myliła lub spóźniała wejścia.
    Po raz pierwszy wprowadziliśmy także "Szturm 123", który stosowany jest w wypadku wielokrotnych pomieszczeń z zaalarmowanym przed chwilą przeciwnikiem (tu: gdy trafiliśmy zagrażający nam cel w innym pomieszczeniu)

    Film z treningu:
    [video=youtube;eoifiM82pFs]http://www.youtube.com/watch?v=eoifiM82pFs[/video]
     
  6. Milven

    Milven Ten, o Którym mówią Księgi

    Ja bym na przyszłość prosił o filmiki z realnych walk (znaczy się z botami w ARMIe, a nie z filmikami z Iraku czy Bałkanów:D)

    Choć ujrzenie treningu też było ciekawe. Nawet fajny killhouse.
     
  7. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    [​IMG]

    ArmA 2
    Combat Operations Specialists Attachment
    After Action Report - Odcinek 3

    "Urwis"


    Uczestnicy:
    Zhou Enlai TL - SaS TrooP
    Zhou Enlai Marksman - PrzemoC
    Zhou Enlai Automatic Rifleman - Freezen360 (W.I.A.)
    Zhou Enlai Medic - Tenk (K.I.A.)
    Zhou Enlai Grenadier/AT - GibsoN
    Server: GibsoN
    Data: 20100820

    Sytuacja na afrykańskiej wyspie Duala jest tragiczna. Wypromowany przez Pekin dyktator północnej Demokratycznej Republiki Molatii uzbroił się u naszych producentów, a także u Rosjan. Przekaz naszego rządu był jasny: żadnej wojny z Afrenią. Niestety, owy dyktator - Idi Nima - nie usłuchał nas. Operacja zakończyła się klapą, wciąż lepiej wyposażone wojska Afrenii zatrzymały natarcie Molatii i teraz szykują się do kontruderzenia wzdłuż głównych dróg na północy. Pod żadnym pozorem nie możemy pozwolić Afrenii aneksję Molatii, to znaczyłoby koniec naszych wpływów na Duali. PLA zdecydowało się działać...
    Celem misji była fizyczna eliminacja Idi Nimiego i jego starego generała, Mummara Ifadakiego nim zrobi to proamerykański rząd z Josefem Erereyn na południu.

    Do zadania skierowano pięcioosobową grupę chińskich sił specjalnych, kryptonim Zhou Enlai. Śmiałkowie zostali wyrzuceni łodzią niedaleko pozycji wyjściowych czołgów Afreńskich, przy Ursanie. Grupa weszła w posiadanie nowoczesnego wielozadaniowego pojazdu EQ-2050 z wielkokalibrowym karabinem maszynowym i naszpikowanym karabinami i wyrzutniami przeciwpancernymi, zdolnym pokonywać afrykańską sawannę nawet z szybkością90 km/h.

    Zadziwiająco szybko po rozpoczęciu misji, afreńskie T-72A i BMP-2 wspierane piechotą zaczęły deptać nam po piętach. Bezlitosne działa 125mm torowały sobie drogę przez przestarzałe czołgi naszych pseudo sojuszników, T-34/85, Type 59 i T-55A. Unikając dróg, skierowaliśmy się na północ, pod wzgórzami 95 i 52, na szczęście niezauważeni. Wkrótce passa od południowych odwróciła się i ich wojska utknęły pod miastami Canto i Nubak. Przejazd - jak wspominałem - był całkiem bezpieczny, wyeliminowaliśmy jedynie działko ZSU-23 na wzgórzu 63 (obok 52, na tej mapie nie widać) i około 10 minut manewrowaliśmy po lesie, obawiając się o życie i zdrowie naszego środka transportu (i arsenału). Na szczęście, dzięki pomocy GibsoNa wymanewrowałem i kontynuowaliśmy podróż.

    Po 20 minutach dotarliśmy do Maluri, uprzednio oglądając widowiskową walkę nocną pancernego patrolu Molatii z ich Afreńskimi odpowiednikami. Na nasze, de facto, nieszczęście słabe T-55 i T-34/85 ani na moment nie powstrzymały T-72, które wytłukły cały pluton w jedną minutę nie będąc niepokojonym. Na nasze nieszczęście, gdyż nie planowaliśmy operować w tamtej części Molatii (oglądaliśmy bitwę z około 2 kilometrów), ale widać, że opóźnienie północnych jest.. wątpliwe.

    Nie odważyliśmy się wjechać na obwodnicę na wschód od Maluri, za Canto, obawiając się patroli wroga. Zdecydowaliśmy przejść przez same zabudowania, gdzie po krótkiej walce zastrzeliliśmy trzech przeciwników. Środek nocy i Chińczycy z noktowizorami zawstydzili tubylców!

    Kontynuowaliśmy marsz na północ w kierunku obwodnicy. Xibo nie stanowiło dla nas zagrożenia, zaś Casinda okazała się nieobsadzona. Po około godzinie nawiązaliśmy kontakt z sprzyjającą nam partyzantką Molatii, która miała za zadanie przejąć władzę w kraju po śmierci Nimiego. Partyzantów było jedynie ośmiu, ale za to dobrze uzbrojonych i z wysokim morale. Niestety, ktoś musiał pomóc murzynom w ataku. Wybór padł na naszego medyka, Tenka (błędem było oddzielić go od oddziału, o czym przekonaliśmy się potem). Razem z naszym sanitariuszem guerilla ruszyła do walki i uderzyła na główną bazę Nimiego (na zachód od Pumado) od północnego zachodu, z lasu. Zadaniem grupy uderzeniowej dowodzonej przeze mnie był atak od północy i jak najszybsza eliminacja odsłoniętych celów, których obstawa była zajęta walką z powstańcami.

    [​IMG]
    Grupa uderzeniowa podchodzi pod cel

    [​IMG]
    Gra ma przepiękną grafikę, w ogóle to najlepsza gra na świecie, ale jest noc i niewiele widać. Tu: unoszący się dym w miejscu walki powstańców z garnizonem

    Grupa szturmowa ruszyła z kopyta od północy, eliminując ochronę kompleksu właśnie z tej strony. Jakkolwiek dojazd przez strefę wojny był aż nazbyt spokojny, mój komentarz po 30 sekundach walk mój komentarz brzmiał następująco:
    Przy drodze stał czołg T-55A, którego wyeliminowałem strzałem z PF89.
    Setki pocisków zaczęło śmigać w powietrzu, na szczęście wyposażyliśmy się w broń z tłumikami (QBZ-95, nasz Automatic niósł QBB-95). Po ciężkiej strzelaninie wyeliminowaliśmy północną straż i wkroczyliśmy do close-combatu. Po około 2 minutach walki zginął Idi Nami. Ostrzeliwał nas z G-36C razem z dwoma najemnikami z Czarnorusi. Zginał na miejscu trafiony w głowę. Po potwierdzeniu eliminacji celu ruszyliśmy do serca bazy, gdzie ukrywał się Mummar Ifadak. W międzyczasie ranny został Freezen, postrzał w nogę zmusił go do osłaniania nam tyłów. Wtedy właśnie przydałby się Tenk, który był sanitariuszem - niestety, nie mogliśmy go wywołać, co utrudniło nam życie, dość wyraźnie.

    Po ciężkiej strzelaninie i z prawie pustymi magazynkami dotarliśmy do największego budynku w bazie, dawnej remizy strażackiej. Dokuczał nam jeden wyjątkowo upierdliwy strażnik, który ostrzeliwał nas z AK-47 z dystansu około 150 metrów, który był nieosiągalny dla naszych stłumionych QBZ-95. Odpowiedzieliśmy mu dość okrutnie... kolejnym PF89, tym razem należącym do GibsoNa. Cały budynek się zawalił, a strażnik zginął. Jak się okazało, był to niemal ostatni przeciwnik w tym rejonie. Sprawdziliśmy remizę i dorwaliśmy Ifadaka w wieży tegoż budynku.

    [​IMG]
    GibsoN przygotowuje PF89, ja go osłaniam. Zaraz zniszczy budkę strażniczą

    Teraz jednak pojawił się nowy problem. Transport rannego i odnalezienie tenka. Nasz samochód został w bazie rebeliantów, dlatego wróciłem po niego z GibsoNem, podczas gdy PrzemoC osłaniał swojego kolegę. Widać było patrole wroga zaalarmowane strzelaniną. Próby odnalezienia tenka lub jego ciała przez naszego strzelca wyborowego okazały się nieefektywne - sam omal nie zginął od granatu rzuconego przez marudera.
    Na szczęście szybko sprowadziliśmy pojazd i pod ostrzałem ewakuowaliśmy się z powrotem na północ.

    Wszyscy rebelianci zginęli w trakcie ataku, w tym dwóch od naszych broni. Używali oni mundurów kradzionych z magazynów Idiego Nimy, więc w nocy wyglądali niemal identycznie. Friendly fire zresztą miał miejsce także z ich strony. Część partyzantów nie brała jednak udziału w ataku i obiecaliśmy im pomoc a także zapowiedź powrotu na wyspę większymi siłami i wsparcie w wojnie z Afrenią. Tymi słowami pożegnaliśmy się i udaliśmy się w drogę powrotną, do punktu startu, gdzie miały nas podjąć siły sojusznicze.

    Ewakuacja nastąpiła bez większych problemów. Nerwowo było ponownie obok wzgórza 63 przy Canto, gdzie najpierw ostrzelaliśmy patrol Molatii, prawdopodobnie niedobitki, który przy pewnych stratach zniknął nam z oczu i podszedł z drugiej strony. Gdyby nie mój wrzask granat prawdopodobnie oddział by zginął. Chwilę potem wyeliminowaliśmy kolejne niedobitki, tym razem dezerterów z armii Afrenii, zaś chwilę potem podjechał na naszą pozycję czołg, który został wyeliminowany z ciężkiej wyrzutni PF98 i wybuchł natychmiast. Nikt nie przeżył.

    [​IMG]
    Ewakuacja po walce, zdjęcie znad karabinu maszynowego na EQ-2050

    [​IMG]
    Ewauacja, chwilę przed walką z maruderami

    [​IMG]
    GibsoN i jego PF98 vs. T-34/85. GibsoN Sprite, czołg pragnienie

    Finalnie, po trwającej 1,5h misji wróciliśmy na pozycje wyjściowe. Pekin będzie zadowolony. Nowego watażkę rebeliantów wrzuci się na pozycję prezydenta i podział sił na wyspie nie ulegnie zmianie...

    Urwis: Misja wykonana pomyślnie
    Straty własne: Jeden lekko ranny (ja), jeden dwukrotnie postrzelony w nogi (Freezen360), jeden zabity (tenk, jak się okazało, zginął od granatu w czasie walki i zaległ w trawach), 8 sprzyjających nam rebeliantów
    Straty przeciwnika: 2 czołgi wyeliminowane (T-55A oraz T-34/85), około 20-30 wrogich żołnierzy w bazie Nimiego, kolejnych 10-15 w strzelaninach w trakcie dojazdu lub ewakuacji. Potwierdzonych mamy 39 eliminacji, razem z załogami. Szacujemy je na poziomie około 35.
    Siły wroga na mapie: Około 120 atakujących afreńczyków z około 8-10 pojazdami, około 160-200 broniących się molatianów razem z około 10-20 pojazdami.

    [​IMG]
    Słit focia na Naszą-Klasę :* :p
    Po akcji, ja robię zdjęcie, Freezen leży, PrzemoC klęczy, GibsoN stoi.
     
  8. Milven

    Milven Ten, o Którym mówią Księgi

    Ciekawy mod. Dwa państwa których armie mogłyby się zmieścić nawet w mojej szkole:)
     
  9. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    [​IMG]

    ArmA 2
    Combat Operations Specialists Attachment
    After Action Report - Odcinek 4

    "Dominacja"


    Uczestnicy:
    NAPA TL - SaS TrooP (W.I.A.)
    NAPA Machinegunner - Freezen360
    NAPA Sniper - GibsoN
    NAPA Scout - KubX (W.I.A.)
    NAPA Rifleman - Szlamek
    NAPA Rifleman - PrzemoC
    NAPA Rifleman - Argorden (M.I.A.)
    Server: GibsoN
    Data: 20100927

    Wojna domowa w Republice Czarnorusi trwa. Siły rządowe uzyskały pewną przewagę w ostatnich tygodniach, gdyż przez długi czas pokłóceni przywódcy z Chernogorska zalegalizowali Partię Narodową (Narodova Patya, NAPA), która skutecznie zwalczała Czedaków w północnych częściach Zagorii, zbuntowanego regionu Czarnorusi. Teraz, gdy siły NAPA wspierają Wojska Obrony Czarnorusi (WOC) rząd przechodzi do ofensywy.
    Grupa żołnierzy NAPA zostaje wysłana na wyspę Uteś na południowych wodach terytorialnych Republiki celem eliminacji tamtejszych sił Czedaków, które zostały odizolowane. Wyspa jest jednak największą enklawą powstańców na południu i mimo odcięcia WOC utracił jedną z dwóch miast na niej, do tego lotnisko, a nawet główną bazę wojskową na wyspie. Siły rządowe zmalały do wzmocnionego plutonu, który z trudem utrzymuje swoje pozycje. Zadaniem sił NAPA jest wykonanie szeregu zadań. Żołnierze doświadczeni w walkach nieregularnych zrobią to lepiej niż poborowe wojska rządowe.

    Mapa Utesi
    Zaczynamy w małej wysuniętej bazie obserwacyjnej na północny-wschód od miasta Kamienny. Do naszej dyspozycji jest ciężarówka Ural, która jest załadowana pewną ilością sprzętu. Sprzęt nie jest najlepszej jakości. ASK-74U, karabiny SKS, M16A2 to szczyt naszej siły ognia. Wsparcie zapewnia karabin "snajperski" CZ550 (jego osiągi zmuszają mnie do użycia cudzysłowa) a także pewna ilość jednorazowych granatników przeciwpancernych M72A2 LAW i min przeciwpiechotnych POMZ-2. Zadania do wykonania to: sprawdzenie prawdopodobnie opuszczonej bazy, sprawdzenie helikoptera Mi-8, który został zestrzelony 2 dni temu, eliminacja przywódcy powstańców w zajętej bazie WOCu, a także eliminacja ukradzionej przez czedaków wyrzutni BM-21 Grad oraz zniszczenie wrogiego posterunku.

    Rezygnuję z sprawdzenia helikoptera. Ostatnim razem zginęło tam aż sześciu członków NAPA* na wskutek ostrzału z broni wielkokalibrowej. Plan zakłada sprawdzenie bazy i pozyskanie jakiejś broni wsparcia (strzelec KM niesie SKSa), która znajduje się między Kamennym a Lotniskiem. Nastepnie udamy się na górę 88 na południowy-wschód od bazy gdzie rozstawiamy karabin maszynowy DsHKM mający ostrzelać bazę ponad 600 metrów dalej. Z tej samej góry planujemy dokonać zwiadu i ocenić siły przeciwnika w okupowanej bazie wojskowej między lotniskiem a Striełką.

    Po uzbrojeniu się jedziemy ciężarówką w kierunku porzuconej bazy i zatrzymujemy się blisko, jedynie 150 metrów od niej. Po dokonaniu zwiadu przez naszego snajpera zostajemy zauważeni w czasie przygotowań szturmu na bazę Mała, licząca jedynie 5 osób grupa czedaków wybiega nam na spotkanie. Wywiązuje się niebezpieczna strzelanina, na szczęście zarówno oni jak i my nie mamy granatów; czedacy giną, na szczęście bez strat po naszej stronie. Przeszukujemy ich ciała zabierając RPK-74, w międzyczasie oddział chodzi po niezauważonej minie przeciwpancernej, która na szczęście nie wybucha. Gdy zostaje zauważona opuszczamy bazę w około 4 sekundy i w drugie tyle jesteśmy 100 metrów od ładunku (i bazy).

    [​IMG]
    Przygotowania do szturmu na bazę.

    [​IMG]
    Zauważyliśmy minę, po oczyszczeniu bazy.

    [​IMG]
    Osławiony DsHKM, antybohater wieczora.


    Uspokajam oddział, na szczęście nie ma tutaj problemów i uznajemy, że baza została sprawdzona. W tej sytuacji dozbrajamy się w ciężarówce i wyruszamy w kierunku wzgórza 88, gdzie operuje jeden z patroli WOCu i snajperzy. Tak rozstawiamy DsHKM. Niestety, to stary ruski szajs. Karabin zacina się i nie da się z niego strzelać. W tej sytuacji porzucamy go i za cel obieramy sobie wzgórze 63 zaraz na wschód od bazy czedaków. Na owym wzgórzu stroi ZSU-23 na samochodzie Ural, który odpowiada za nasze poprzednie porażki. Po krótkim namyśle organizujemy się i wychodzimy w kierunku plaży, na południe od wzgórza 88. Puszczam mojego najbardziej fuksiarskiego żołnierza przodem. Gość przeżył eksplozję starego Saaba wysadzonego w powietrze 10kg trotylu (i jego cztery obroty 20 metrów nad ziemią), to przeżyje i to. Na szczęście działko nie strzela i udaje nam się niezauważonym przejść rzez plażę. Tam układamy się na głazach. Widzimy połowę ciała strzelców. Ich kąt ustawienia nie pozwala trafić nas, tak więc błyskawicznie rozstawiamy teleskop snajperski. Obliczam dystans, strzał raczej prosty - 454 metry. Snajper strzela i eliminuje załogę. Czedacy jednak nie odpuszczają i działko obsadza kolejno 4 żołnierzy, którzy zostają trafieni przez spanikowanego już snajpera. Celność ostrzału powalająca nie była, ale skuteczna i tylko to się liczy. Zostawiam snajpera z dwoma ludźmi a sami idziemy w kierunku działka. Po drodze napotykamy pojedynczego marudera, lecz ginie nim daje radę cokolwiek zrobić. Sprawdzamy jego ciało. AK-74 z granatnikiem. Biorę, choć nienawidzę Kostyera, ktoś musi. Snajper obserwuje wzgórze i nasze plecy, a mój team pilnuje mnie, gdy sprintując otwieram szoferkę, wyrzucam zakrwawionego czedaka i odjeżdżam uralem. Zabieram drużynę i wracamy nad skały. Tam opracowujemy plan ataku na bazę wroga. Snajper i jeden ze strzelców wezmą działko na wzgórze 66 zaraz na północ od lotniska, skąd mogą obserwować bazę i prowadzić ostrzał. My zaś obchodzimy wzgórze 54, które jest de facto granią 50 metrów na południe od bazy.

    [​IMG]
    Dodajemy otuchy PrzemoCowi przed biegiem plażą. "Przeżyłeś Saaba, przeżyjesz i to!"

    [​IMG]
    Przed atakiem na Urala. Już ja się dowiem kto k**** siedzi, bo wtedy byłem po drugiej stronie skały.


    Gdy ciężarówka jest gotowa, atakujemy. Raport nie jest zachwycający. 20-25 ludzi w środku + BRDM-2 z działkiem 14,5mm. Wypadamy z krzykiem zza grani i - jak planowaliśmy - walimy do piechoty na gołym polu z granatników GP-25, M79, LAWów, granatów ręcznych i wszystkiego co ma ogień ciągły. Wrogowie, spanikowani, odpowiadają tym samym. Nigdy nie miałem szczęścia, dostałem albo odłamkiem albo czymś nieco większym. Ból mnie oślepia, padam na ziemię i tracę przytomność.
    Jęczę coś bezsensownie, raz na jakiś czas pulsuje mi świadomość. Dosłownie przebłyski życia.
    *błysk*
    Widzę zieloną trawę na Utesi, drżę niespokojnie.
    *błysk*
    Widzę błękitne niebo. Jedyna myśl jaka mi przychodzi do głowy to:
    *błysk*
    Słyszę z oddali jakąś wrzawę, ziemia drży, chyba od granatów.
    *błysk*
    Widzę nad sobą Kałasznikowa. Jakaś silna ręka bierze mnie za kaptur i ciągnie w tył. Myślę sobie, że to cholerna kostucha po mnie przyszła.
    *błysk*
    Karabin znika mi zza głowy. Widzę człowieka w boonie-hacie i woodlandowej bluzie, który nachyla się nade mną. Czuję cholernie nieprzyjemne ugniatanie klatki piersiowej
    *błysk*
    *błysk*
    *błysk*
    Seria błysków znów mnie oślepia. Czuję się jakbym nagle znalazł się na bazarze. Jakieś krzyki, wrzaski, strzały, eksplozje. Gwałtownie nabieram powietrza, jakbym nurkował parę minut w jeziorze Pobeda, pod tamą, co miałem w zwyczaju będąc dzieckiem.
    Panicznie rozglądam się wokół, patrzę jak gość wyrzuca zużytą strzykawkę.
    Patrzę na mój bok, który jest tylko trochę czerwony. Szybki plaster nie puszcza już jakiś. To dobrze, krwawienie jest niewielkie. Powoli wracają mi zmysły.
    Człowiek, w którym rozpoznałem Szlamka wstrzykuje mi jeszcze morfinę. Po parudziesięciu sekundach czuję się nieźle. Zbierając swoje siły, rozkazuję natychmiastowy odwrót na pozycje wyjściowe. Drużyna osłania mnie gdy się wycofujemy. Po 3 minutach ostatecznie zerwaliśmy kontakt.

    [​IMG]
    PrzemoC na działku ZSU osłania nasz atak na bazę.

    Najprawdopodobniej wyeliminowaliśmy większość oporu w bazie. ZSU wystrzeliwuje właśnie ostatnie pudło ciężkich pocisków po czym podejmuje się jedynie obserwacji. Z bazy nikt nie wybiega, to dobrze. Nakazuję drogę w kierunku lotniska. Dokonujemy dosć niebezpiecznego manewru przejścia blisko niesprawdzonej pozycji przeciwnika, ale chcę przeprowadzić drużynę na lepsze miejsce do ewentualnej obrony. Paczką ładunku wybuchowego załatwiamy płot i wkraczamy na opuszczone lotnisko. Widzimy tu jedynie 2 ciała, jednego czedaka zabitego przez naszego snajpera oraz żołnierza rządowego. Oglądam przez lornetkę jego ciało. Nie myliłem się, jest zaminowane. Każę ludziom utrzymać pozycję. Razem z moim wybawcą pożyczamy sobie starusieńką Wołgę którą jedziemy na full gazie pod wzgórze 88. Tam wspinamy się i zabieramy naszego urala. Wracamy do bazy i uzupełniamy amunicję w pojeździe, ekipa z zdobycznym truckiem z ZSU dołącza do nas i porzuca ciężarówkę.

    Po paru minutach wóz ugina się od amunicji i leków. Wracamy do wzgórza 88, gdzie jeden ze snajperów użycza nam swojego SWD (CZ550 został wystrzelany) i docieramy łąką na lotnisko. Ural radzi sobie znacznie lepiej niż Wołga. Tam znudzona drużyna dozbraja się i idziemy sprawdzić bazę. Chcemy wysadzić mur, choć można go obejść kawałek dalej by osiągnąć efekt paniki i zaskoczenia i zaszturmować obiekt.
    Bomba zostaje po pewnych perypetiach podłożona i mur znika z mapy. Wchodzimy do środka, jak się okazuje chyba nikogo nie ma. Sprawdzamy zakamarki. Wszyscy nie żyją.
    W międzyczasie nas strzelec decyduje się (bez mojej wiedzy) sprawdzić uszkodzonego BRDMa-2. Gdy wsiada do niego, amunicja wybucha i wóz dosłownie rozrywa się na kawałki. Szukamy Argordena, nigdzie go nie ma. Zrezygnowani sprawdzamy bazę dalej i nagle strzały!
    Przy ognisku, w trawie ktoś leży. Oddział chowa się, a ja na prośbę podwładnego wysyłam tam granat 40mm. Po chwili wchodzą tam nasi. 3 ciała. Dwóch okazuje się już jakiś czas temu zakończyć swój żywot, trzeci jest nieprzytomny. Propozycja dobicia rannego zostaje odrzucona. Po dłuższych walkach udaje nam się go ocucić. Staje się naszym jeńcem, WOC się nim zajmie**. W bazie nareszcie znajdujemy sensowny sprzęt: karabin PKM dla żądnego krwi Frizena, Ak-74 z optyką dla Szlamka i góry amunicji. W końcu posiadam granaty dymne, tak ważne dla dowódcy. Następnym celem jest zniszczenie lub przejęcie wyrzutni MB-21 Grad w wiosce Striełka. Plan zakłada ponowny marsz na południe w kierunku plaży i atak na Striełkę z południa, od linii drzew i skał przy morzu.

    [​IMG]
    W drodze na lotnisko w Uralu wypełnionym sprzętem. Oczy PrzemoCa.

    Niestety zostajemy zauważeni. Do tego w najgorszej chwili, ponieważ szybkie tempo jakie jąłem dyktować finalnie pozbawia sił naszego strzelca KM, który niemal traci przytomność ze zmęczenia. Ostrzał jest niewiadomego pochodzenia, ale niewiarogodnie celny. Strzelec KM w końcu się dźwiga, ratują go prawdopodobnie jedynie moje granaty dymne. Po chwili kontynuujemy marsz gotowi na wszystko, cała wioska może się na nas zbiec. O dziwo marsz przebiega spokojnie i podchodzimy pod wioskę. Nagle słyszę silnik ciężarówki. Padamy na ziemię gotowi do walki. Nagle wyjeżdża niebieski cywilny ural kierowany prawdopodobnie przez osobę nieuzbrojoną. Nie słyszałem nigdy o jakichś anty-czedackich bojówkach na Utesi, ale jednak są! Ciężarówka na pełnej prędkości przejeżdża obok Grada i w tej chwili niemal ogłusza nas ogromna, niszczycielska eksplozja która niszczy całą okoliczną zabudowę***. Stoimy i gapimy się w szoku na to co zaszło. natychmiast reorganizuję zespół i ruszamy plażą obok wioski spodziewając się kontaktu. Wspinamy się an klify na zachód od wioski nie widząc w Striełce nikogo. Najpewniej wielu czedaków zginęło bądź zostało rannych w zamachu bombowym, reszta była zbyt zajęta gaszeniem pożarów by w ogóle obsadzać swoje stanowiska. Przed nami ostatni cel. Zniszczyć posterunek czedaków na skrzyżowaniu na północ od Striełki.

    [​IMG]
    Reakcja oddziału po zamachu. Oczy PrzemoCa


    Najpierw podkradamy się pod latarnię morską. Nie spodziewamy się nikogo, ponieważ właśnie w jej kierunku ZSU wystrzelało resztki amunicji. Tak też jest; uszkodzony (niezdatny do jazdy) UAZ z karabinem DsHKM i trzy ciała. Ku naszej radości jeden z trupów na wyrzutnię przeciwlotniczą Strela, zaś drugi granatnik RPG-7W. Ja biorę granatnik, a KubX zestaw MANPADS. Plan zakłada ostrzelanie posterunku ze wszystkiego co mamy i znów szturm od strony plaży. Wiemy, że w pobliżu jest kolejny wrogi BRDM-2. Nasza czujność na wskutek licznych sukcesów zmalała. Nie chcę teraz nikogo stracić. KubX odpala rakietę, my zaś ostrzeliwujemy wioskę. Gdy dym opada okazuje się, że parę osób stoi z rękami na głowie. Powoli podchodzimy pod posterunek, gdy nagle słyszymy silnik BRDMa. Błyskawicznie przygotowujemy RPG i LAWy. Wychodzimy na drogę i nagle dosłownie metr ode mnie przejeżdża wóz. BRDM z dużą szybkością nas mija i wtedy trafiam go bezpośrednio w tył. Siłą uderzenia jest tak silna, że pojazd wywala się na dach, a załoga wypada z jego resztek martwa. Chwilę potem konsternacja - pojazd ma rządowe malowania...

    Do teraz nie wiadomo co doprowadziło do takiej sytuacji. Prawdopodobnie pojazd zabłądził i ostrzelał również posterunek, a gdy doszło do ostrzału z naszych granatników spanikowany chciał się wycofać i został wzięty za wóz wroga.

    [​IMG]
    Trafiony BRDM przez moje RPG-7.

    Okazało się, że cały posterunek poddał się, a straty spowodowane przez nasz ostrzał były minimalne. Zadanie zostało zrealizowane, acz nie bez strat.

    [​IMG]
    BRDM-2 i jego załoga...

    [​IMG]
    ...a także bliżsi i dalsi znajomi

    Urwis: Misja wykonana pomyślnie
    Straty własne: Jeden ranny (ja), jeden draśnięty (KubX), jeden zabity (Argonden), wypadek z BRDMem. Ponadto w walkach w innych częściach wyspy zginęło nawet 5-10 żołnierzy rządowych, jeden BRDM-2 zniszczony przez ogień własny.
    Straty przeciwnika: Potwierdzone eliminacje łącznie 40 przeciwników, nieznane straty zadane przez naszych sojuszników, wiele razy słyszeliśmy z oddali strzały. Szacuję je na około 5-10 zabitych, 2x BRDM-2
    Siły wroga na mapie: Około 60-70 przeciwników, lekkie pojazdy jak Urale, UAZy, BRDMy.

    * - Pierwsza próba, dopiero po drugiej wykonaliśmy misję.
    ** - Nie można nic robić z jeńcami, ale oni stoją i nie podnoszą broni. Trochę szkoda, ale nie można mieć wszystkiego.
    *** - To było wyjątkowo dziwne. AI w tej misji minowało strategiczne lokacje. Prawdopodobnie zaminowali jeden z paru wjazdów na plac gdzie stała ta wyrzutnia rakietowa i cywilna ciężarówka musiała na tę minę najechać. Eksplozja zniszczyła Grada :D
     
  10. Milven

    Milven Ten, o Którym mówią Księgi

    Co oznaczają gwiazdki?
     
  11. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    Poprawione.
     
  12. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    [​IMG]

    ArmA 2
    Combat Operations Specialists Attachment
    After Action Report - Odcinek 5

    "Chirurgiczne Uderzenie"


    Uczestnicy:
    Delta - oddział sił specjalnych
    Delta SL - SaS TrooP
    Delta Automatic Rifleman - Freezen360
    Delta RTO - PrzemoC
    Delta Medic - KubX
    Delta RPG - John/Python

    Yankee - samolot AC-130 i dwóch pilotów
    Yankee Pilot - GibsoN (K.I.A.)
    Yankee Gunner - Argonden (K.I.A.)
    Server: GibsoN
    Data: 20100903

    Na największe lotnisko w centralnym Takistanie wjechały dwie czarne Wołgi, takie same jak te, które w PRLu rzekomo porywały dzieci.
    Pilnujący bramy czarnoruscy strażnicy zaskoczeni wczesną godziną wycelowali w samochody i je zatrzymali. Cały czas obserwując pojazdy przez muszkę i szczerbinkę karabinów AK-74 podeszli pod samochody, które jakby na rozkaz otwarły przyciemniane szyby. Strażnicy odskoczyli, a ich koledzy, którzy zostali z tyłu, nie rozumiejąc tej reakcji zaczęli coś do siebie w panice krzyczeć. Z samochodu rozległ się głos.
    - Spokojnie panowie! Nie jesteśmy wrogami! Nie tego się spodziewaliście, ja wiem, ale sytuacja nieco się skomplikowała i musieliśmy... pożyczyć co nieco. - krzyknął ze środka mężczyzna prostym angielskim.
    - Kim jesteście? - zapytał dowódca warty przy branie lotniska w Rasmanie.
    - Pewno wiecie. O delcie albo Yankee coś kojarzycie?
    - Nie. Wysiadaj i sobie pogadamy, jak nie to was podziurawimy. - odkrzyknął wyraźnie zestresowany żołnierz ONZ.
    - Jak wolicie, poruczniku!
    "Skąd on wiedział, że jestem porucznikiem?", zastanawiał się dowódca warty.
    Z samochodu wysiadł mężczyzna w kamuflażu dość zbliżonym do multicamu, na głowie miał typowo muzułmańskie nakrycie głowy, turban. Ciężka kamizelka taktyczna w woodlandzie nadawała mu groźnego wyglądu. Jego twarz była jednak spokojna, wychodząc zdjął noktowizor z twarzy i położył go na masce, razem z rękami.
    Czarnorusin nieco się rozluźnił.
    - A o ósemce kier słyszeliście? - zapytał mężczyzna, nieco szczerząc zęby.
    - Opuścić broń! - rozkazał porucznik. - Tak słyszeliście. Witajcie. I w ogóle co to za przybycie. Spodziewaliśmy się was co najmniej za godzinę, a już zupełnie nie Wołgami!
    - Możemy nimi wjechać? Jesteśmy nieźle ściorani.
    - Jasne. Jeśli mogę spytać? Cel?
    - Na razie nie możecie, poruczniku. Było nerwowo.
    Mężczyzna w turbanie wsiadł z powrotem do Wołgi i oba samochody wjechały na teren lotniska. Jechały podziurawionym asfaltem jeszcze ze dwie minuty, a potem zatrzymały się przy barakach. Baza była niemal opuszczona, większość żołnierzy już spała, tylko tam i ówdzie przemykały małe oddziały, które zerkały z chęcią na swoje pokoje w barakach. Samochody niemal ignorowano. Żołnierze byli ospali i prawdopodobnie skoro warta ich puściła, to oni nie muszą się wtrącać.
    Z pierwszego samochodu ponownie wysiadł facet w turbanie, tym razem wydobył także skróconego HK-416 z optyką i przewiesił go sobie przez ramię.
    Następnie pojazd opuścili żołnierze ubrani podobnie, acz pierwszy miał twarz zasłoniętą chustą i dzierżył RPG-7, teraz już rozładowane, zaś drugi był wyjątkowo luźno ubrany. Miał raptem parę ładownic i żadnej kamizelki. Na jego głowie siedział boonie-hat, a w jego rękach widać było wyciągany właśnie plecak. Symbol czerwonego rombu świadczył o profesji żołnierza - sanitariusz.
    Z drugiego samochodu wyszedł, a w zasadzie wypełzł żołnierz podobnie ubrany do grenadiera RPG, ale ten dzierżył ręczny karabin maszynowy FN Minimi, także z optyką. Tuż za nim wyszedł ostatni z oddziału Delta, radiooperator z ciężkim radiem AN/PCR-77 na plecach. Na jego głowie leżała dziarsko zadarta w górę czapka.
    Stali przez chwilę w milczeniu.
    - Udało nam się? - spytał cicho RTO.
    - Taa, chyba tak! - głośniej odpowiedział dowódca oddziału, którym był mężczyzna w turbanie.
    - To było ********, panowie, wręcz ********** ********. - podsumował sanitariusz.
    Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
    - Nie ma co tu teraz gadać. - rzekł SL. - wszyscy do baraków, debriefing o siódmej, ja nadam komunikat do HQ.

    PrzemoC wszedł do baraku. Jego dwóch kolega z kompanii, Tenk, spał i nawet się nie ruszył. Rzucony na biurko z ciężkim łoskotem karabin maszynowy także nie poruszył komandosem. PrzemoC zabrał ręcznik i ruszył do łazienki. Rozebrał się i wskoczył pod prysznic. Oparł się rękami o ścianę i oddychał głęboko przez kilka sekund jak woda polewała go po niewielkim irokezie na jego niemal łysej głowie. "Że niby się nie przejmować, taa", pomyślał. "To nawet nie był fail, to była tragedia".

    - Przygotować się do skoku! - zarządził kapitan samolotu C-130, gdzieś w górach centralnego Takistanu. - Jesteśmy nad DZ za 30 sekund".
    Pasek noktowizora uwierał potylicę. "Nie czas teraz na to!", pomyślał PrzemoC, chowają swoją czapkę głęboko do kieszeni, by nie stracić jej w czasie skoku.
    - SaS, szykuj się! - znów zabrzmiał głos interkomu, rozlewając się w obszernej, acz poza pięcioma mężczyznami pustej ładowni samolotu.
    - Dobra, pamiętajcie! Od mojego skoku odliczać do 5 sekund i potem skakać! Najpierw ja, potem PrzemoC, nastepnie Freezen, John i KubX - zawołał SaS TrooP, ich Squad Leader.
    Te 10 sekund ciągnęło się w nieskończoność.
    - Nad DZ, GO! GO! GO! - głos pilota ponownie wstrząsnął wnętrzem metalowego monstrum.
    SaS TrooP otworzył drzwi i runął w czarną otchłań. Następny był PrzemoC. Nienawidził tego. Cholerny facet od logistyki nie załadował do samolotu masek gazowych. Nie mogli skakać z 5000 lub 10000 metrów, jak lubił najbardziej, bo miał czas się pozbierać i uspokoić. Ciśnienie spowodowałoby utratę przytomności i prawdopodobnie zginęliby rozsmarowując się na kamieniach Takistanu niczym marmolada.
    "Raz, dwa, trzy, cztery... pięć!", odliczył w myślach PrzemoC i rzucił się w nocne niebo.
    Zimne powietrze uderzyło go w twarz. "1800 metrów to nie tak dużo, wytrzymasz!", wmawiał sobie. Wiatr wyciskał łzy z jego oczu, które niemal od razu zamarzały. Rozłożył szeroko ręce i nogi by zmniejszyć szybkość i leciał. łzy polały się na noktowizor, skutecznie rozmazując obraz. Walczył ze sobą, by go zdjąć i rzucić w czarną przestrzeń pod nim, ale wtedy nie zauważyłby ziemi. Nie ufał przesadnie automatycznym systemom, które informowały go o wysokości i szybkości spadania. To w końcu góry, metry nad poziomem morza skakały w górę i dół jak oszalałe.
    600 metrów nad ziemią nareszcie ją ujrzał. Poczuł się lepiej, znaaaacznie lepiej. Teraz tylko wyczuć te 400 metrów i szarpać. Zaczął się modlić. Koledze z roku spadochron na takim szkoleniu się nie otworzył. Tempo opadania było tak wolne, że miał dobre 20 sekund, by zdać sobie sprawę z jego sytuacji. Przy uderzeniu o ziemię jego głowa rozlała się w promieniu około 20 metrów, a mimo dokładnego wysprzątania obszaru i zakamuflowania tego incydentu można było jeszcze natknąć się na drobinki czaszki przez parę dni, co przyprawiało go o mdłości.
    Przypomniał sobie kawał o rosyjskim marynarzu w Liberii i nieco się uspokoił. 420 metrów. "Ciągniemy!"
    Szarpnął linkę, która - na szczęście! - zadziałała. Spadochron zaczął się powoli otwierać. Ten fragment był najgorszy. Ziemia zbliża się nieubłaganie, a ty wciąż spadasz jak kamień. I wtedy, dokładnie 200 metrów nad ziemią, czarny spadochron zajarzył. Nagła siła opróżniła mu płuca. Poczuł się, jakby dostał w brzuch kamieniem. Dlatego właśnie nienawidził skoków HALO. Szybko chwycił spadochron i zaczął nim skręcać, jednocześnie wyciągając małego GPSa z kieszeni na piersi. Wg. mapy kierował się prosto na DZ. Zresztą nie musiał tego sprawdzać - dosłownie 50 metrów przed nim SaS TrooP robił to samo. Gdzieś tam w oddali widział opadającego KubXa. Zachichotał, powietrze było już na tyle ciepłe by mu na to pozwolić. "Ten sobie pobiega, hehehe!", pocieszał się. Zawsze tak jest, że gdy człowiek się boi, stara się rozmawiać albo śmiać, to taki odruch obronny organizmu, by nie zwariować.
    Gdy tylko dotknął stopami ziemi, zaczął biec, by nie wywrócić się na twarz i nie pokaleczyć. Gdy już opanował siłę rozpędu, gładko padł na ziemię, pozwalając by spadochron przeleciał nad nim, a następnie szybkimi ruchami uwolnił się od płótna. Zdjął broń z pleców i rzucił do najbliższego krzaka, gdzie przeczyścił szybko noktowizor.
    Następnie przyłożył HK-416 do ramienia i szybko przeskanował okolicę z optyką ACOG. Gdy upewnił się, że nigdzie nie ma turbaniarzy zawołał po cichu:
    - SaS?
    - Tutaj! Na lewo od ciebie, 50 metrów! - usłyszał istotnie 50 metrów po swojej lewej w krzakach.
    - Spadochron?
    - Zostaw.
    - Nie pakować?!
    - Nie ma na to czasu, musimy się szukać i zająć pozycje obserwacyjne.
    - Mogą go znaleźć.
    - Niech sobie znajdują w cholerę w tych egipskich ciemnościach,a jeśli nawet to dobrze, zapamiętają nas.
    Westchnął i dogonił swojego Squad Leadera.

    John z łoskotem uderzył o ziemię. To był jego pierwszy HALO w warunkach bojowych i cudowne było lądowanie na 40 stopniowym stoku. Ledwo wyhamował łapiąc się drzewa i po krótkiej walce odciął spadochron. "23kg mniej, nareszcie!". To cholerne RPG ciążyło mu na ramieniu, a głowice w plecaku wrzynały w plecy, ale sam zaproponował to zamiast prostego granatnika AG-36.
    Rozejrzał się i pokręcił głową z dezaprobatą. "Gdzie ja ***** jestem, żal.pl a nawet .com!". Wg. GPSu wylądował na południowy-zachód od DZ, blisko wioski Garmarud, gdzie znajdował się ich cel. "Niedobrze!". Wstał, przygotował broń i ślizgając się po sypkim gruncie ruszył na północny wschód.
    "Pewno i tak lepiej niż KubX, hehe. On skakał ostatni, zapewne jest gdzieś za mną.", myślał. W tym samym czasie żołnierze zaczęli nawoływać się przez radio. SaS TrooP, PrzemoC dotarli już do DZ, które było także punktem zbiórki i napotkali siedzącego tam i nieźle wkurzonego Freezena, którego optyka okazała się być niemożliwa do użycia z noktowizorem, a co za tym idzie de facto nie mógł strzelać. Brakowało tylko strzelca RPG i sanitariusza. W tym czasie John już generalnie średnio wiedział, gdzie jest. Był najmłodszym z ekipy i bardzo nie chciał teraz zlamić. Gdy KubX zaoferował, że go poszuka, bo musi być gdzieś między nim a DZ, John nieco się uspokoił. Przycupnął przy krzaku i zaczął się rozglądać. Po paru chwilach ktoś wyszedł w jego kierunku. Gdy zobaczył człowieka w dość rozwianym ubraniu już chciał strzelać, ale boonie-hat na głowie tamtego rozwiał jego wątpliwości.
    - KubX! - zawołał.
    Sanitariusz wączył radio.
    - Mam go. Idziemy do DZ! - zapowiedział i ruszyli razem.

    5 minut potem oddział zwiadowczy o kryptonimie Delta szedł w kierunku wioski Garmarud, a dokładniej na wzgórze 2231, skąd można było obserwować wioskę. Ósemka Kier, pułkownik Muhhamad Aziz był ostatnim wysokim rangą oficerem Takistańskiej Armii Narodowej, która przejęła kontrolę nad krajem parę lat temu. Republikańskie Siły Zbrojne i sprzyjająca im milicja pozbyły się rojalistów, którzy współpracowali z USA i sojusznikami. Nic dziwnego, że gdy Takistan został dotknięty kryzysem generalicja TAN wytoczyła SCUDy w kierunku swojego sąsiada, Karzegistanu, który eksportował ropę do większości mocarstw, Koalicja zareagowała. Prowadzona przez USA, wsparta przez Wielką Brytanię, Niemcy, Republikę Czeską, ONZ (Czarnoruś), a także przez grupę C.O.S.A. zaledwie tydzień temu zmusił republikanów do kapitulacji. Zaczął się trwający jakiś czas okres okupacji, po którym władza zostanie przywrócona rojalistom. C.O.S.A. co prawda nie była faktycznym sojusznikiem USA, ale zdecydowała się poprzeć ten kraj, ponieważ nareszcie posiadała własny sprzęt, własne siły zbrojne i przywódcy aż palili się, by wykorzystać je w warunkach bojowych i pozwolić żołnierzom zdobyć bezcenne doświadczenie.
    Niestety, C.O.S.A. nie brała udziału w samych walkach z wrogim rządzie i posiadają w Takistanie bardzo ograniczone siły, które muszą także dzielić na Czarnoruś, Dualę, a także Lingor, gdzie sytuacja wygląda chwilowo dramatycznie, acz szczegóły nie są jeszcze znane.
    Chcąc zaskarbić sobie sympatię miejscowej ludności, C.O.S.A. stara się współpracować z cywilami. Tutaj jednak pojawia się problem: Osemka Kier chowa się w Garmarudzie, ostatniej poza pobliskim Garmsarem enklawie wycofanych w góry sił takistańskich. Miasto jest zaludnione i należy zminimalizować straty. Dodatkowo cała okolica jest patrolowana przez milicję, więc zabójstwo przy pomocy np. karabinu snajperskiego może okazać się śmiertelne dla zespołu Delta. Amerykanie wypożyczyli nam jednak samolot AC-130, najdroższą wojskową maszynę świata, by ostrzelać dom Aziza. Delta ma ustalić jego pozycję, a także potwierdzić tożsamość celu, by nie ostrzelać bezbronnych cywilów.

    John szedł przedostatni w oddziale, zwarto kolumną. Tempo było słabe, ponieważ ewentualne bojówki takistańskie mogły ich wziąć za własny patrol, co pozwoliłoby im uniknąć wykrycia. Tak też się stało. Delta dotarła na wzgórze 2231 niezauważona. SaS TrooP podzielił oddział. Sam poszedł z RTO bliżej miasta, zaś John, KubX i Freezen mieli osłaniać lidera, a także nasze plecy.
    Prognozy były wątpliwe. SaS TrooP i PrzemoC, wyposażony w namiernik laserowi nie potrafili zidentyfikować celu. Yankee zameldowała o gotowości bojowej, za chwilę mieli zacząć krążyć nad wioską i czekać na sygnał, by łupnąć w dom Aziza z działa 105mm.
    John słyszał o wielu przeciwnikach w wiosce. "Oby nas nie zauważyli", powiedział. Podobno było ich ponad 20, wspieranych BRDMem-2, zaś okolicę ciągle patrolował BTR-60. Żeby było zabawniej, w pewnej chwili przejechał nawet T-34/85. John już nie żałował swojej decyzji z RPG-7. Nagle usłyszał dalekie buczenie. Szybko się uspokoił, to było nasze AC-130.
    - Ciekawe gdzie jest? - zagadał do kolegów.
    - Pewno nad nami, wisi sobie bezpiecznie. Aż dziw, że je stąd słychać. - odparł jeden z nich.
    Po paru sekundach ciszy odezwał się SaS TrooP.
    - No ***** mać, mają włączone światła!
    - Co? - spytał zdezorientowany PrzemoC.
    - No patrz, za nami. To oni, ewidentnie mają włączone światła!
    Obrócił się nie tylko PrzemoC, ale i cały oddział. Faktycznie, AC-130 leciał nie dość, że nisko, to jeszcze świecił się jak choinka. Drużynę ogarneła nagła panika.
    - Co oni robią!? - pytał się KubX.
    W tej chwili John usłyszał głośne dudnienie z wioski. Wyjrzał zza skały.
    BRDM-2 wypuszczał liczne krótkie salwy w kierunku samolotu, który zaczął zniżać lot.
    SaS jak oparzony wyszarpał słuchawkę radiooperatorowi.
    - Yankee, tu Delta, Yankee, tu Delta, wyłączcie świata, jarzycie się jak choinka! Powtarzam, wyłączcie światła, strzelają do was! Odbiór?
    Ale samolot nie odpowiadał. Nadal zniżał lot. SaS TrooP ponowił wezwanie, nadal bez odpowiedzi.
    Po raz pierwszy John poczuł zimne ukłucie grozy. Włos zjeżył mu się na głowie, a po skórze przeszły ciarki. "*****!", pomyślał, gdy samolot zniknął za górami Takistanu. Po krótkiej chwili dało się usłyszeć jedynie ciche "bum!". Nic nie dało się zobaczyć, ani błysku, ani dymu. Jedynie... "bum".
    - Yankee, tu Delta, zgłoście się, odbiór? - cicho wzywał Squad Leader.
    Po dwóch długich minutach panowała tylko cisza w eterze.
    Przerwał ją Freezen, panicznie informując o wrogim patrolu, który zbliżał się z tyłu. SaS TrooP kazał natychmiast wszystkim dołączyć do niego i położyć się. Wszyscy trzymali oddział na muszce. Bojownicy przeszli niespełna 30 metrów od Delty, ale nie zauważyli komandosów. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
    - Skąd ta ulga panowie? Nie mamy samolotu.
    I znów zapadła cisza. John razem z innymi obserwował teraz wioskę, ale to nie ona była problemem. W głowie operatora RPG kłębiły się różne myśli, przede wszystkim: "Jak wrócimy do domu?", a potem "Co z misją".
    Ciszę ponownie przerwał SaS TrooP.
    - Dobra panowie, dwa wyjścia. Wersja A, atakujemy tę wioskę i de facto giniemy próbując dostać tego ********a. Wersja B, w tej chwili zarządzam odwrót i na piechotę robimy truchtem 6 kilometrów, bo tyle jest do Rasmanu. Głosujemy. Ja jestem za wersją B, nie chcę mieć swojej pierwszej porażki.
    - Wersja B. - powiedział Freezen.
    - Wersja A. - wypowiedział się PrzemoC.
    - A. - powiedzieli zgodnie KubX i John.
    Znów cisza.
    - Dobrze więc, wybór jest wasz. Przejdziemy na wzgórze 2286, na południe od Garmarudu i zaatakujemy od strony Garmsaru. Tego się nie spodziewają. Jesteśmy nieliczni i mobilni, więc nie zdążą przysłać wsparcia z tamtejszej bazy. Sprzątamy go i wynosimy się, nieważne w jaki sposób.
    - Jak przeżyjemy, hehe! - zaznaczył złośliwie Freezen. - I jak ja kogoś trafię!
    - Nie kracz, idziemy!
    Przeprawa poszła łatwo. Kiszłaki między Garmarudem a Timurkalajem był nieobsadzone. Przeszedł tamtędy co prawda patrol, ale skręcił z powrotem w kierunku wioski. John ponownie szedł przedostatni, ale teraz Delta chciała zajmować jak najmniej miejsca, więc formacja nie miała znaczenia. Szybki skok przez drogę i atak na wzgórze 2286, które okazało się być nieobsadzone. Parę minut obserwacji, nadal brak celu. Spokojna droga z wzgórza do zabudowań przy drodze, szturm, znów brak przeciwnika. Wszystko opuszczone.
    - Na pierwszy cel idzie ten BTR-60, który patroluje drogę. Jesteśmy około 400 metrów od wioski, więc jeśli nawet coś usłyszą, to chwile im zajmie zorientowanie się o co chodzi. Wtedy podejdziemy do wioski wzdłuż drogi. Z tego co widzieliśmy ten odcinek jest obsadzony najsłabiej. Niszczymy BRDMa, a potem trzeba, no... ich wszystkich zabić.
    - To będzie dość hardkorowe. - zauważył PrzemoC.
    - Będzie. Oni nie mają noktowizorów, my tak. Jeśli poniszczymy im latarnie, będzie ciemno jak w ***** u murzyna. Wtedy będziemy mieli przewagę. Szturmy na budynki ćwiczyliśmy, więc nie powinno być z tym problemów.

    [​IMG]
    Pierwszy tracer był prawdopodobnie śmiertelny. Dostał bezpośrednio PILOT, prosto w głowę. Pech był po prostu nieprawdopodobny

    [​IMG]
    John poczuł zimne ukłucie grozy

    [​IMG]
    Obserwacja wioski

    Freezen starł ręką pot z czoła, po czym zorientował się, że ręka także była spocona. Zaklął. Nie dość, że pot ze zmęczenia, to jeszcze ze strachu. Przez cholerną optykę nie był w stanie normalnie celować. Miał ochotę ją teraz zerwać, bo na demontaż nie było czasu.
    SaS TrooP rozmieścił ludzi. PrzemoC udał się za kamienie po drugiej stronie drogi, John przygotował RPG-7 i klęczał za budynkiem. KubX osłaniał tyły. Znudzony automatic rifleman udał się na dach, gdzie oparł broń o obmurowanie. Czekali. Światła BTRa zalewały góry wokół nich, ale wóz wyjątkowo nie chciał się pokazać. SaS dziarsko klęczał na środku drogi i lornetką obserwował asfalt. Po paru długich minutach pojazd wyjechał zza wzniesienia. Prosto na Delte.
    - Jedzie. - zakomunikował krótko SaS. - John, szykuj się. Strzelaj, kiedy będziesz gotowy. W wypadku jakichkolwiek komplikacji wszyscy mają ogień wolny.
    John podniósł RPG i niczym kowboj z westernów stanął na środku drogi, by po chwili kucnąć i wziąć go na muszkę. Załoga była chyba wyjątkowo znudzona, nawet bardziej niż Freezen, bo omietli kiszłaki i strzelca na środku drogi światłem i nie zareagowali. Freezen patrzył, jak John podpuszcza wóz na 50 metrów. Miał załadowaną głowicę kumulacyjno-tandemową PG-7VR.
    Trafiony BTR nie miał szans. Pocisk niemal rozerwał wóz na strzępy. Załoga zginęła na miejscu, zaś ich pojazd zmienił się w kupę śmieci na drodze. John wycofał się i zabezpieczył granatnik.
    - Świetna robota! - pogratulował mu SaS.
    Cały oddział zebrał się w kiszłaku. Freezen był ostatni. Musieli się zbierać nim zlecą się goście, a najlepiej jeszcze przeprowadzić atak. Zostawili wrak BTRa, któremu raz po raz wybuchała amunicja lub gaz i rzucili się w noc.
    Po paru minutach byli już na przedmieściach Garmarudu. SaS coś planował, ale Freezena interesowało jak strzelać bez optyki i trafiać, jeśli pocisk smugowy jest zaledwie co piąty nabój. Wg. planu automatic rifleman - czyli on - miał udać się do jednego z domów przy drodze i czekać na sygnał. Powinien wtedy dostać światły z racy i ostrzeliwać przeciwnika.
    Bez zbędnych ceregieli wciąż wkurzony Freezen udał się na dach owego budynku i zakomunikował, że "tu jest dobrze i tu będzie siedział", co spotkało się z aprobatą Squad Leadera.
    Komandos obserwował, jak jego koledzy podchodzą niskim murkiem do pasa do pierwszy zabudowań wioski. Niemal zostali zauważeni przez dwuosobowy patrol milicji, ale w ostatniej chwili zdążyli się schować. Następnie ustawili się przy murze przy drodze, skąd cichaczem wyjrzał SaS TrooP. Potwierdzając pozycję i niezaalarmowanie BRDMa, dał Johnowi zielone światło. Ten wydobył RPG, tym razem słabszy pocisk PG-7VL i skutecznie zniszczył pojazd, który spłonął niemal od razu. Chwilę potem odpalono racę w kolorze czerwonym, która zakała dolinę jasnym światłem, a Freezen nareszcie zrobił to co lubił - nacisnął spust.
    W międzyczasie reszta Delty szybko wyeliminowała najbliższy patrol, który napotkany na otwartej przestrzeni nie miał najmniejszych szans. Gdy pierwszy atak furii Freezena minął, z nieprzyjemnym uczuciem stwierdził, że chyba jednak nikogo nie trafił. "Debilna optyka!", podsumował. Obserwował, jak reszta Delty porusza się na granicy wioski i po kolei sprawdza pomieszczenia, a następnie wychodzi na jej prawą flankę i sprząta okna. Cała operacja trwała dobre 10 minut, wg. informacji, jakie docierały do Freezena sprzątnięto co najmniej dwudziestu, w tym paru, którzy próbowali uciec samochodem LandRover.
    Pojawił się problem: nigdzie nie było Aziza.
    - Ja wiedziałem, że tak będzie... - wymamrotał Freezen.
    - Jak go tu nie ma, to trudno. - powiedział SaS. - Została nam ostatnia część miasta do sprawdzenia. Mam też złą wiadomość. W trakcie strzelaniny zginął cywil, a dokładnie kobieta. Niedobrze panowie!
    I Freezen ponownie obserwował, jak jego oddział sprząta "dzielnicę", jeśli można tak nazwać te parę zabudowań. Raz na jakiś czas strzelał do czegoś, co wydawało się być przeciwnikiem. Raz nawet został ostrzelany, i to przez coś ciężkiego, chyba PKM, jednak jego drużyna wyeliminowała zagrożenie. Nikt nie został ranny. Wioska została oczyszczona bardzo szybko i sprawnie, ale Ósemki Kier nie było nigdzie. Nagle krzyknął PrzemoC:
    - Hej, widzę jakiegoś kolesia na górze, tam! Chyba ucieka i ma mundur i chyba beret na głowie!
    - Po ***** to gadasz! - zawołał SaS. - Strzelaj!
    PrzemoC, a także będący koło niego KubX natychmiast wycelowali w uciekiniera i załadowali w niego jeden magazynek po drugim. Niestety, dystans wynosił około 400 metrów i ostrzał z słabego kalibru 5,56mm okazał się nieskuteczny.
    Nie mogąc brać udziału w polowaniu, Freezen oparł karabin o ziemię i usiadł zasmucony.

    [​IMG]
    Świetna robota!

    [​IMG]
    Marsz w kierunku wioski

    [​IMG]
    Zaraz zacznie się atak
    - John, ze mną na środek wioski! - zawołał SaS TrooP.
    - Tu może jeszcze ktoś żyć!
    - Sram na to, za mną!
    SaS pobiegł na łeb na szyję w poszukiwaniach tego LandRovera, którym Takibowie chcieli uciec. Gdy go znalazł, otworzył drzwi, wykopał truchło kierowcy i pasażera. Nie dość, że kluczyk był w stacyjce, to silnik nadal był włączony. Squad Leader zakrzyknął z radości.
    Zawrócił, po czym omal nie przejechał Johna, który nie nadążył. Po krótkiej nerwowej wymianie zdań jechali już obaj na pełnym gazie po drodze, z której zjechali w pobliżu kiszłaków, które swego czasu przekraczali. Nawigowani przez pozostałych w wiosce komandosów szybko zlokalizowali zmęczonego już Aziza. SaS TrooP zatrzymał wóz, ale to Johnowi przypadło najważniejsze trafienie. Powalił Ósemkę Kier celnym strzałem w plecy, a następnie dobił serią, na wypadek gdyby przeżył. Gdy trafienie zostało potwierdzone, rozległ się paniczny wrzask PrzemoCa:
    - Czołg! Czołg zbliża się od strony Timurkalaj!

    KubX uciekał razem z PrzemoCem do najbliższego zabudowania, podczas gdy T-34/85 sunął powoli, niezaalarmowany wydarzeniami sprzed paru minut. Załoga jak gdyby nigdy nic siedziała na włazach jak w serialu "Czterej pancerni i pies".
    - Słuchaj KubX - powiedział PrzemoC. - Jak przejedzie obok nas wyskoczę i sprzątnę cała wieżę serią. Ty mnie osłaniaj!
    Krótkie skinienie głowy było potwierdzeniem. Widząc spalonego BRDMa, załoga zaczęła wiercić się niespokojnie. Gąsienicy miażdżyły ziemię obok kryjówki PrzemoCa i KubXa. Ziemia trzęsła się niespokojnie.
    W międzyczasie SaS coś wrzeszczał i kazał Johnowi biec z RPG w rękach do wioski, żeby wesprzeć walczących. Wrzaski były jednak ignorowane. Liczyła się tylko załoga. Jak jeden mąż żołnierze wyskoczyli zza rogu i ostrzelali ogniem automatycznym wieżyczkę. Załoga została posiekana przez kule i zsunęła się wgłąb pojazdu. Przez pierwszą chwilę kierowca nie wiedział co się dzieje i kręcił się niespokojnie, zamknąwszy właz. Poznając los swoich kolegów, natychmiast odjechał na pełnym gazie w kierunku Imaratu, przejeżdżając przy okazji dwóch spanikowanych cywilów.
    Po chwili dobiegł zziajany SaS TrooP i jeszcze bardziej zziajany John, który omal nie stracił przytomności ze zmęczenia. Wioska wciąż była czysta, ale SaS podjął decyzję o jak najszybszej ucieczce do Rasmanu. Należało znaleźć jakiś transport. Wybór padł na obecne w wiosce dwie Wołgi, do tego koloru czarnego.
    - Będziemy porywać dzieci i je zjadać jak Żydzi w PRLu! - żartowali niektórzy.
    - To nie żydzi byli, tylko sataniści!
    - Nieważne, w każdym razie porywali dzieci.
    Po dłuższej chwili ekipa była gotowa do wyjazdu. Pierwszy samochód prowadził SaS, drugi Freezen. W pierwszym obok kierowcy siedział John, a za nimi usadowił się KubX. Freezenowi towarzyszył PrzemoC z powodu plotek o przynoszeniu przez niego szczęścia. W wypadku Freezena sprawa miała się dokładnie ambiwalentnie.
    - Dobra panowie, full speed przez całą drogę. Kierowca jedzie i stara się nie rozwalić, bo ciśniemy bez świateł, pasażerowie go nawigują GPSami. Nie zatrzymujemy się i tylko drogami krajowymi. Stąd cały czas prosto przez Imarat do Bastamu. Zjeżdżamy tylko drugim zjazdem w prawo. Na pierwszym będzie jeszcze więcej ***** i tego nie przeżyjecie. Gotowi?
    - Taa! - powiedział Freezen, w końcu rad, że być może COŚ się będzie działo.
    KubX włączył GPSa i ruszyliśmy. Od razu szybkość wbiła go w siedzenie, ale o to właśnie chodziło. Czarna Wołga w czarnej nocy bez świateł wprowadziła niemałe zamieszanie w szeregach wroga. Wyjechaliśmy na pół kilometra od Garmarudu i napotkaliśmy wrogi patrol na skraju drogi. Piechociarze zaczęli się w panice rozglądać kto, co, jak, skąd jedzie, ale nie zdążyli. Dwóch arabów zostało przejechanych, ich wnętrzności rozlały się po szybie. KubXa zebrało na mdłości, ale nie takie rzeczy na studiach medycznych widział. Kawałek dalej kawalkada napotkała starego znajomego: to czołg T-34 uciekał w panice z miejsca zdarzenia. Mignął tylko KubXowi przez okno, gdy oba samochody wyminęły pojazd. Nadszedł czas na wioskę Imarat. Kierowcy wbili pedały gazu prawie w asfalt i wioska została za oddziałem bardzo, bardzo daleko. Co ciekawe, nikt nie strzelał do komandosów.
    - Panowie, oni chyba nie wiedzą o nas. Jedźmy tak dalej to może nikt nas nie ostrzela!
    Marsz był kontynuowany. Za oknem KubXa przewijały się całe patrole takibów, ale żaden, zupełnie żaden nie rozpoznał w nas wroga, co najwyżej zdziwienie malowało się na ich ogorzałych wojną twarzach, ale nie reagowali wrogo. Ku większemu jeszcze zdziwieniu KubXa nawet przez Bastam, chroniony przez wozy bojowe, przedarli się bez ani jednego wystrzału.
    Po paru minutach jazdy zostali zatrzymani przed bramą na rasmańskie lotnisko przez strażników z ONZ...

    [​IMG]
    Wyjeżdżamy z Garmarudu

    [​IMG]
    Wioska Basman, zero reakcji od strony przeciwnika

    [​IMG]
    Po akcji. Mamy talent do słit foci w środku nocy. PrzemoC robi zdjęcie, na podstawie opisu postaci można się domyśleć kto jest kto. Acz słit focia po jednak nie najlepiej wykonanej misji boli

    Chirurgiczne Uderzenie: Misja wykonana pyrrusowo
    Straty własne: Samolot AC-130, 2 pilotów. Chciałem zorganizować akcję ratunkową, ale okazało się, że obaj piloci nie żyją.*
    3 cywilów zginęło.
    Straty przeciwnika: Potwierdzone eliminacje 22 wrogów, prawdopodobnie 5-6 rannych. 1x BRDM-2, 1x BTR-60. Ósemka Kier wyeliminowana.
    Siły wroga na mapie: Około 150 partyzantów, liczne pojazdy bojowe, głównie T-34/85 i T-55A w Garmsarze. Na szczęście nie ruszyli się.

    * - jako obserwator jesteś mewą. Piloci dzielnie latali nad przed twarzami, co zepsuło klimat i zrezygnowaliśmy z sprawdzenia wraku.
     
  13. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    [​IMG]

    ArmA 2
    Combat Operations Specialists Attachment
    After Action Report - Odcinek 6

    "Czerwony Krzyż"


    CZĘŚĆ 1


    Uczestnicy:
    Grupa Operatorów C.O.S.A.:
    SF TL/RPG - SaS TrooP (K.I.A.)
    SF NCO/Rifleman - Tenk (K.I.A.)
    SF Grenadier - GibsoN
    SF Marksman/Scout - PrzemoC
    SF Automatic Rifleman - Freezen360
    SF Medic - KubX

    Server: SaS TrooP
    Data: 20100917/20100918

    Czerwony Krzyż: Misja wykonana pomyślnie, jednak ze sporymi stratami (33%) i z wykonaniem jedynie najważniejszego zadania (brak wykonania celów drugorzędnych)
    Straty własne: 2 operatorów C.O.S.A., utracono łódź patrolową RHIB. Około 5-6 żołnierzy wojsk rządowych zginęło w obronie Lamentin
    Straty przeciwnika: Szacowane straty przeciwnika to aż 75-85 ludzi, 1x BTR-40, 1x BRDM-2, 1x BTR-40 porwany (odzyskany przez przeciwnika). Około 10-18 zabitych w ataku na Lamentin
    Siły wroga na mapie: Około 200-250 partyzantów, liczne pojazdy bojowe, głównie BTR-40, BRDM-2, T-34/85, M113, BTR-60 i T-55A
     
  14. Macgie

    Macgie Ten, o Którym mówią Księgi

    Najlepszy AAR w tym dziale. Świetnie się czyta, nie tylko tekst, ale i gadki w waszym klanie. Odwalasz świetną robotę :)
     
  15. infantryman

    infantryman Ten, o Którym mówią Księgi

    Ach, wyspa Everon! Boże, znam jej każdy centymetr kwadratowy, tyle razy grałem na niej w Operation Flashpoint w trybie CTI... Co ciekawe jest to całkiem dokładna kopia chorwackiej wyspy Krk, tylko ze zmienionymi nazwami miejscowości. Muszę ją kiedyś odwiedzić, z orientacją na niej na pewno nie miałbym trudności ;).

    http://maps.google.com/maps?f=q&sou...5.070611,14.642715&spn=0.255559,0.617294&z=11
     
  16. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    [​IMG]

    ArmA 2
    Combat Operations Specialists Attachment
    After Action Report - Odcinek 6

    "Czerwony Krzyż"


    CZĘŚĆ 2


    Uczestnicy:
    Pozostałości SF C.O.S.A.:
    SF TL - GibsoN (K.I.A.)
    SF Medic - KubX (K.I.A.)
    SF Automatic Rifleman - Freezen360 (K.I.A.)

    Siły Wsparcia - wojska regularne C.O.S.A.:
    Alpha SL - SaS TrooP (K.I.A.)
    Alpha MG - Tenk (K.I.A.)
    Alpha AT - PrzemoC* (M.I.A.)

    Server: SaS TrooP
    Data: 20100918

    PrzemoC obserwował nogę drewnianego krzesła leżąc na zimnej, betonowej podłodze. Owa noga wzbudzała (chcąc nie chcąc obiekt absolutnie normalny) niemałe zainteresowanie, ponieważ raz dzieliła się na cztery, a raz komandos widział tylko jedną. Jego zainteresowanie skupiało się na tym elemencie mebla jeszcze przez około 15 sekund. Dopiero wtedy wzrok PrzemoCa wrócił do siebie, a szumienie w głowie nieco ucichło, jednak wciąż operatorowi ciężko było pozbierać myśli.
    Potężne uderzenie w nerkę nagle oczyściło jego umysł, do którego jednak wdarł się ból i niesamowita chęć opróżnienia żołądka. Potężna ręka chwyciła go za niewielkiego irokeza na głowie i pociągnęła w górę. Do oczu napłynęły mu łzy. Kolejne uderzenie. Tym razem w cios w żołądek, co jedynie potwierdziło jego obawy.
    PrzemoC z trudem złapał powietrze, tytanicznym wysiłkiem zachłysnął się nim, po czym najeżył niczym kot i puścił pawia na podłogę.
    - Ludzki organizm to doprawdy interesujący temat. - rzekł zimny głos nad nim. - Zastanów się nad tym. Od dwóch dni nic nie jadłeś, a jednak nadal masz czym rzygać.
    Po zakończonej ekstrakcji żółci z brzucha PrzemoC opadł bezwładnie na podłogę. Znów dyszał ciężko.
    - Rozumiem, że twój stan utrudnia ci filozofowanie, ale wiesz, czym jest perpetuum mobile? - usłyszał ponownie głos nad sobą.
    W pomieszczeniu zapadła złowroga cisza, która utrzymywała się przez parę długich sekund.
    - Wiesz ***** czy nie?! - tym razem ton człowieka górującego nad operatorem wykazywał wyraźne zdenerwowanie.
    Z wielkim trudem PrzemoC, wciąż leżąc na ziemi, pokiwał przecząco głową. Drugi mężczyzna w pomieszczeniu powili przyklęknął obok.
    - Tak właśnie sadziłem. Dziwicie się, że przegrywacie. Kasa wam tylko w głowach, burżuazyjny wyzysk, wasze trepy jak ty są po prostu bezmózgie. - wysyczał do ucha PrzemoCowi. - Patrz. - dodał powoli.
    Komandos jęknął, gdy muskularna ręką ponownie chwyciła za irokeza i szybkim ruchem przesunęła niemal bezwładną głowę prosto nad rzygowiny.
    - Jedz. - znowu syczący głos z góry.
    Nozdrza torturowanego uderzył gorzki zapach ciepłej cieczy. Stęknął.
    - Żryj. - rozkazał głos z góry. - Wyliż wszystko. Dobrze, że zarzygałeś dziurę w posadzce, przynajmniej wszystko spłynęło.
    PrzemoC nie wykonał najmniejszego ruchu. Wiedział, że ból i tak nastąpi, po prostu przygotowywał się na niego.
    - Ogłuchłeś? - usłyszał ciche pytanie. Chwilę potem jego głowa uniosła się zadziwiająco wysoko nad ziemię razem z głośnym szuraniem. Gdy jego "towarzysz" wstał, ostatnim co PrzemoC zobaczył były spodnie w radzieckim jeszcze kamuflażu KLMK, tzw. "jaja na trawie" używane przez sowietów w latach '80, a także ciężkie, czarne skórzane buciory. Spodnie utrzymywał pas, na którym zwisał w kaburze pistolet maszynowy Vz.61 Skorpion. Wyżej torturowany nie dał rady podnieść głowy, więc tors i twarz torturującego okazała się niemożliwa do ustalenia.
    Uchwyt na irokezie nagle osłabł i głowa PrzemoCa runęła w dół. Z głośnym łoskotem uderzył o swoje wymiociny przy okazji rozbijając (ponownie) nos i łuk brwiowy. Świat zawirował mu wokół głowy, chciał ponownie nabrać powietrza, ale z przerażeniem zauważył, że topi się. Zebrał resztki sił pozostałych w jego nagim, obolałym ciele i uniósł głowę, ale w tym momencie dopadła go karząca ręka oficera politycznego sił komunistycznych i ponownie docisnęła.
    - Skąd jesteś, bo nie z EDF! - wrzasnął do wierzgającego oficer. - Nazwisko! Jednostka! Kraj! Kto was wysłał, kto uzbroił, kto wynajął, jeśli jesteś najemnikiem! Mów, albo skończysz jak twoi kumple!
    Na chwilę oprawca uniósł głowę operatora, by ten mógł coś wygadać.
    - Turysta... - wychrypiał.
    Znów uderzenie i topienie w wymiocinach.
    - Wyliż wszystko, bękarcie! - wrzasnął komunista. - Twoi republikańscy ziomkowie będą żarli swoje rzygi aż zdechną, jak ty! ****** "turysta". Komandos *****. Chciałem pokrzyżować nasze stalinowskie ambicje!
    Skoczył na plecy PrzemoCa i całą siłą rąk docisnął go do ziemi. Ten próbował jakoś uwolnić uścisk, jednak zmęczenie i pozycja skutecznie mu to uniemożliwiły.
    Po parunastu sekundach operator C.O.S.A. opadł bezwładnie, jego ciało przestało się poruszać. Oficer zwolnił uścisk i wyciągnął go z kałuży, a następnie uderzył z całej siły otwartą dłonią w oba policzki. Gdy to nie poskutkowało, sięgnął po stojący nieopodal kubeł wody i chlusnął w twarz PrzemoCowi. Ten ocknął się nagle, jego wzrok nie zdradzał niczego.
    - Żyjesz? Hehehe! - zaśmiał się chrapliwie komunista i nadepnął czarnym butem prosto na nagie genitalia komandosa. Ten jęknął przeciągle i zwinął się w kulkę.
    - Jasina!
    Drzwi pokoju otwarły się i do środka wszedł żołnierz ubrany podobnie do oficera, jednak zamiast beretu miał stalowy - także radziecki - hełm.
    - Kapral Jasina melduje się, panie poruczniku! - żołnierz trzasnął obcasami i zasalutował polskim salutem, z jedynie dwoma palcami u skroni.
    - Nasz znajomy... - spojrzał na jęczącego operatora i splunął na niego. - ...ma już chyba dosyć na dziś. Wyniesiesz teraz jego osobę do klatki tudzież celi, jak to niektórzy jęli nazywać, a następnie wypierzesz mi uniform. Finalnie zamkniesz salę... albo nie. Najpierw wyślesz tu tego ciecia z Figari, żeby posprzątał bo nas kolega nieco dziś nabrudził.
    - Koleś z Figari siedzi tylko za szmugiel, panie poruczniku! - zameldował Jasina. - I to niewielki. Jeśli pan pozwoli, ułatwię mu nieco dziś pracę.
    Oficer polityczny uśmiechnął się, a następnie zrobił dwa kroki do stojącego nieopodal biurka i podjął z niego okrągłe, korekcyjne okulary.
    - Ależ oczywiście, jak uważasz. To w sumie nie moja sprawa. - rzekł spokojnym tonem i sięgnął po ręcznik, by wytrzeć spoconą twarz i dłonie, wciąż ubrudzone flegmą więźnia.
    Tym razem to kapral Jasina otworzył drzwi i zawołał w korytarzu szeregowego Vigora.
    Po chwili do pokoju wpadł człowiek małej postury, także w hełmie. Jedyna różnica polegała na widocznych ładownicach na brzuchu i karabinie AKS-47 w rekach. Vigor rozejrzał się niespokojnie po pokoju, po czym powoli wsunął broń na plecy.
    - Dobrze się czujesz Vigor? - zapytał Jasina. - Zawsze jak cię wołam to wpadasz, jakby atakowali!
    - Przepraszam, panie kapralu!
    - Nie nadajesz się do tej roboty, szeregowy! Nie wiem co ty robisz w tym więzieniu, ale to jakaś farsa.
    - Jasina, to ja zajmuję się przydziałami środków ludzkich na terenie tej placówki! - usłyszał za sobą głos porucznika.
    - Oczywiście! Przepraszam! - wydukał szybko po czym - wyraźnie speszony - rozkazał chwycić Vigorowi PrzemoCa za prawe ramię, a sam zrobił to samo za lewę.
    Zaczęli taszczyć jego ciało brzuchem w dół i starannie wycierać podłogę. Gdy wyeliminowali już większość biologicznych i chemicznych zanieczyszczeń wyciągnęli więźnia na zewnątrz. Kolejne pomieszczenie wyglądało niemal identycznie, jednak zamiast pokoju 5x5 metrów był korytarz o szerokości trzech, ale długi na aż piętnaście. Znów bez litości zawlekli PrzemoCa niemal na sam koniec, do przedostatniej celi, które była wyraźnie mniejsza. Porucznik prawdziwie nazywał ją klatką, ponieważ ciężko było się w niej położyć, a co dopiero rozciągnąć. Miała może około 1,5x1,5 metra. W jej wnętrzu nie było dosłownie nic, jedynie mały dołek na fekalia. O łóżku (czy już w ogóle oknie!) można było zapomnieć. Brak był oświetlenia i okienka w drzwiach, które były de facto zbite z drewna i obłożone nieco twardszą niż zwykle tekturą. Fakt tak słabego zabezpieczenia wejścia mógłby razić, gdyby nie bardzo dokładne "przygotowanie" podejrzanego zaraz po przybyciu i utrzymywanie jego "gotowości" każdego dnia. Powód mógłby także być inny; drzwi były jedynym źródłem tlenu w pomieszczeniu, i ich szczelna blokada mogłaby po prostu zabić więźnia.
    Jasina i Vigor wrzucili PrzemoCa do klatki i bez słowa zamknęli drzwi, odchodząc. Po paru sekundach walki z samym sobą, komandos odpłynął.

    ***​

    Żołnierz Gwardii Narodowej wojsk republikańskich przewiesił swojego AK-47 przez ramię i podniósł wbitą w ziemię chorągiewkę. Zaczął nią machać, dając sygnał helikopterowi Mi-8MT dając kodem Morse'a sygnał otwierający duże, białe "H" dla maszyny. Helikopter ciężko opadł, ale szybko ustabilizował swoją pozycję; wydawało się, że lada chwila przechyli się i zetnie pobliską kupkę drzew, zamieniając swój wirnik w setki śmiercionośnych odłamków, które posiekają strefę ewakuacji medycznej z obleganego Lamentin.
    Żołnierz przeklinał swoje położenie, gdy jego brytyjski kamuflaż DPM wirował mu na skórze, wznoszony silnym prądem powietrza tworzonym przez helikopter. Przepustowość jego narodowego lotnictwa okazała się nadzwyczaj wręcz wątpliwa, wygospodarowano zaledwie dwa śmigłowce. Do tego czerwoni rozstawili działka ZSU-23 na gąsienicach i ciężarówkach Ural na całym swoim terytorium ze szczególnym naciskiem na wybrzeże, by lotnictwo republikanów nie okrążało linii frontu. Siły tzw. "pomarańczowych" były rozcięte zarówno na północy (Montignac) jak i na południu (Levie), no i do tego to nieszczęsne Lamentin.
    "Dobrze, że ci goście tu są. Co nie zmienia faktu, że trzeba być kompletnie *******ym, żeby desantować się w mieście obleganym i skazanym na klęskę, do tego bez szansy wybicia się z okrążenia...", myślał żołnierz obserwując siedmioosobowy oddział C.O.S.A. opuszczający maszynę.
    - Dobrze, że chociaż macie broń osobistą, drugi helikopter przywiózł jej bardzo niewiele. Głownie części zamienne do tej przejętej em sto trzynastki, trochę worków na piach i ziemię, no i leki. - powitał wsparcie.
    - Dobrze wiedzieć, dziękuję, żołnierzu! - odezwał się dowódca grupy C.O.S.A. - Gdzie znajdę sierżanta o pseudonimie "GibsoN". Mimo wyższego stopnia podporządkuję się jego komendzie, ma większe doświadczenie.
    - Zapewne nadzoruje budowę umocnień w Lamentin. Nie mogę panów zaprowadzić, jest nas zbyt mało, bym mógł opuścić stanowisko, ranni będą potrzebować mojej pomocy. W Lamentin są regularni, oni pana pokierują. - odparł pomarańczowy.
    - Dziękuje za te cenne informacje, żołnierzu. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
    Żołnierz bacznie obserwował komandosów, gdy ci rzucili się pędem w kierunku Lamentin. Mimo świetnego wyszkolenia i wyposażenia poznanych przez niego wcześniej operatorów w pełnym znaczeniu tego słowa, nosili się niczym lumpy. Każdy wyglądał inaczej, mieli niedbałe nakrycia głowy, od czapek po boonie haty. Tymczasem ci? Dobrze zawiązane buty, mocne pasy, ciasno obwieszone kamizelki taktyczne oraz hełmy. Robili niesamowite wrażenie, ludzi dumnych i pewnych siebie.
    "Takich już widziałem. Zwykle źle kończyli", pomyślał gwardzista i wszedł do szpitala polowego.

    - Porucznik SaS TrooP**, panie sierżancie! - dowódca sił regularnych COSy.
    - ********y wręcz perfect timing! - rzekł GibsoN. - pół mojego teamu szlag trafił na ostatniej akcji, a do tego obu dowódców. Pomarańczowi okopali się w mieście, ale mam tu tylko wzmocnioną drużynę. Właśnie zwiększyliście naszą liczebność o jakieś 65-70%.
    - Ile mamy czasu? - zapytał SaS TrooP.
    - Zbyt mało, by nawet teraz panu odpowiadać! - odparł GibsoN i wskazał ceglany budynek niedaleko umocnień. - Tam mamy sztab. W tym cholernym punkcie, już nawet nie pamiętam którym, no ale te cholerne składy paliwa. Były tam ******* cztery działa D-30 122mm.
    - Skąd wiecie?
    - Poznaliśmy je tej nocy. Rozwaliły do końca jednego z BRDMów, które tutaj mieliśmy i zmasakrowała BMP-2, które chcieliśmy przejąć. ********e.
    Po wyjątkowo krótkim (z powodu równie wyjątkowo nie sprzyjających warunków) dowódcy uzgodnili, że podzieli się grupę na 3 buddy-teamy po 2 osoby: Freezen z SaS TrooPem, GibsoN z KubXem i PrzemoC z Tenkiem. Pierwszy budy-team pozostanie w tym sztabie, a następnie uda się na centralną część umocnień i wspomoże rządowych. Druga grupka obsadzi zdobyte dzień wcześniej M113 i będzie szybko przemieszczać się w rejon walki. Ostatni zespół zablokuje drogę od Le Moule przy pomocy Gustava niesionego przez PrzemoCa.

    Ledwo ustalono role, gdy w powietrzu rozniósł się jeżący włosy dźwięk "dum-dum-dum... dum!", a potem zapadła krótka cisza.
    - Łoż *****... - podsumował zaistniałe wydarzenie małomówny Freezen.
    W całym mieście rozerwały się szrapnele z dział D-30, jednego z lepszych radzieckich wynalazków. Ziemia drżała przy uderzeniu potężnego kalibru, by po chwili jej resztki w epicentrum szybowały całe metry nad ziemią w obłokach dymu, który rozchodził się niczym okręgi na wodzie. Ostrzał okazał się dość szczęśliwy.
    [​IMG]
    Żaden pocisk nie spadł za blisko samych umocnień, jedynie w opuszczone centrum miasta i ziemię niczyją. Dwóch żołnierzy republikańskich jednak wyraźnie przestraszyło się huku i rozpoczęło paniczny odwrót. Gdy SaS i Freezen zawracali ich, Team Leader zastanawiał się, gdzie tak naprawdę chcieli uciekać. "W ich chwilowej sytuacji siedziałbym na barykadach do *****nia. Nie wyobrażam sobie, co ci czerwoni robią z jeńcami i nie chcę wiedzieć", pomyślał SaS TrooP.
    Wykorzystując chwilowe osłabienie ostrzału komandosi zajęli pozycje obronne. Pozostali trzej żołnierze C.O.S.A.*** zginęli jednak w ostrzale. Były to jedyne straty zadane przez działa D-30.
    - Widzę ich, wybiegają z lasu na wschodzie! - zawołał nagle Freezen i mocniej złapał swojego FN Minimi.
    Krótka komenda GibsoNa.
    - Ogień wolny.
    Automatic Rifleman**** ostrzelał przeciwnika paroma krótkimi seriami, ale znów odezwały się działa.
    [​IMG]
    Ten ostrzał jednak nie przyniósł eksplozji, ale zasłonę dymną dla atakujących. Obrońcy (poza jednym strzelcem wyborowym) utracili widok na atakujących, którzy wykorzystali zamieszanie na ukrycie się za małą niecką. Po krótkiej chwili wypadli z niej z krzykiem strzelając na ślepo. Przerażeni pomarańczowi zrobili to samo. Pociski 7,62x39 oraz 7,62x51 (z dzierżonych przez EDF G3 i FN FALów) przecięły ziemię niczyją. Do kawalkady dołączyły się czterysta szesnastki*****, a także siejący postrach M2 na M113, która w międzyczasie zmieniła pozycje. Takiej sile ognia i pozycjom obronnym czerwoni nie mogli sprostać. Uderzenie całego plutonu lekkiej piechoty (~30 ludzi) zostało rozbite w puch z jednym zabitym żołnierzem rządowym.
    Znów nad polem walki zapadła cisza. Po krótkich oględzinach i opatrzeniu zadraśnięć, a także stwierdzeniu, że budynek dowodzenia oberwał w trakcie ostrzału i chwieje się w posadach zastanowiono się co dalej.
    W między czasie PrzemoC obsadzał statyczny karabin FN MAG58 osłaniający drogę do Le Moule. Obok bunkra leżał przygotowany do strzału Gustav. Obserwując drogę i wypatrując ewentualnych pojazdów opancerzonych, słuchał jak SaS TrooP i GibsoN postanawiają sprawdzić pobojowisko w poszukiwaniu jakiejkolwiek sprawnej broni przeciwpancernej.
    PrzemoC opuścił bunkier.
    - Hej, panowie! - zawołał. - Sprzątnąłem na bank jednego z RPG-7. Nawet w miarę pamiętam gdzie leży. Jego głowice i rura mogłyby nam się przydać!
    - Dasz radę go wskazać? Nie pozwolę ci wyjść na gołe pole, skoro masz ważną funkcję. - odkrzyknął SaS.
    - FN MAG ma tracery, mogę w przybliżeniu ostrzelać to miejsce. - zakrzyknął znów AT.
    - Dobra. Ja pobiegnę po wyrzutnię, ty wskażesz jej położenie, a reszta mnie osłoni. Tam mogą być niedobitki. - znów zawołał dowódca regularnych.
    PrzemoC usłyszał potem jedynie krótkie zaaprobowanie planu. Zasiadł z powrotem za karabinem i krótkimi seriami wskazywał kierunek, gdzie powinien udać się SaS. Po około minucie (I jednej taśmie) PrzemoC wstrzymał ogień, ponieważ zwiadowca akurat podnosił rurę. Okazało się, że RPG-7 u komunistycznej lekkiej piechoty ma jedynie słabe głowice PG-7V i odłamkowe OG-7V.
    - Jeśli przyjadą czołgi, jesteśmy - drodzy państwo - w *****! - poinformował TL, gdy wrócił na barykady.
    Żołnierze mocniej ścisnęli broń w oczekiwaniu na kolejną falę atakujących. Dobrze wiedzieli, że czerwoni dysponują wyraźnie większymi siłami, a dokładniej kompanią zmechanizowaną, być może wspartą czołgami.

    Kompania nie kazała na siebie czekać długo.
    - Gąsienice, to na bank gąsienice. - powiedział KubX. - Czuję to.
    - Ja zaś czuję fejla, mości panowie! - odrzekł Freezen.
    - Kurrrwa, jeszcze jedno słowo! - krzyknął SaS. - Nie tego nam teraz potrzeba.
    Chwila ciszy.
    - To raczej nie czołg panowie. Jakoś tak bardziej turkocze... - poinformował GibsoN.
    - O *****! HIND OD LE MOULE! - ten wrzask postawił wszystkich na nogi niczym co najmniej 2-3 kawy. Istotnie, nie były to gąsienice, lecz śmigła.
    - ****, ****! **** głęboka! - wrzeszczał GibsoN biegając bezwładnie w kółko.
    Mi-24 leciał nisko, zaledwie 40 metrów nad ziemią, czasem nawet trzydzieści. Pierwszym przelotem maszyna zapoznała pozostałych członków imprezy z działaniem działka YakB 12,7mm i tylko cud, wg. PrzemoCa ********y wręcz cud sprawił, że nikt nie zginał od ponad setki pocisków, które przecięły linie obrony.
    Helikopter leniwie zatoczył koło nad Lamentin, zawisnął około 150 metrów dalej, spokojnie obrócił się i uderzył rakietami niekierowanymi S-5. SaS TrooP i Freezen w popłochu uciekli do bunkra na drodze do Lamentin-Montignac, zaś PrzemoC i Tenk nie zostali jeszcze zauważeni. GibsoN i KubX, gdy panika już minęła, obsadzili ponownie M113 i ostrzelali Mi-24, co nieco zbiło je z tropu i szybko zaprzestało ataku, przeleciało nad miastem i znów dokonało obrotu.
    PrzemoC zastanawiał się gdzie podziali się pomarańczowi, którzy w liczbie dziesięciu dosłownie pół minuty wcześniej obsadzali stanowiska na barykadzie. Teraz była ona pusta i tylko jeden strzelec wyborowy zwijał się na bunkrze, gdzie ukrywali się SaS TrooP z gotowym granatnikiem oraz Freezen osłaniający go. Wykorzystując przewagę pancerza, Hind powoli nadleciał nad miasto i znów uderzył, tym razem zarówno rakietami jak i działkiem. Widać było, że piloci są niedoświadczeni, bo mimo ogromu amunicji odłamkowej nikt nie został nawet ranny. W pewnym momencie, gdy helikopter przelatywał nad miastem a M113 nadal strzelała SaS TrooP wyskoczył z bunkra i strzelił do Łani z RPG-7, niestety niecelnie.
    [​IMG]
    Kolejny nawrót zwiększył niepewność obrońców. Trzecia taśma na karabinie M2 była w przygotowaniu, lufa niemal płonęła, a śmigłowiec wciąż latał. Humor totalnie zepsuło pojawienie się wg. SaS TrooPa dwóch czołgów T-55A na drodze z Montignac. Kolejny ostrzał wyraźnie uszkodził infrastrukturę, część budynków zaczęła się rozpadać. Czwarta taśma była w przygotowaniu, gdy Hind robił kolejny nawrót. Tym razem - na szczęście! - załodze M113 udało się w końcu przestrzelić szybę pilota i strzelca. Załoga Hinda zginęła rozerwana na kawałki potężnym kalibrem, a sam helikopter roztrzaskał się w centrum miasta w potężnej eksplozji, która zmiotła obszar mieszkalny.
    Obrońcy zakrzyknęli radośnie.
    - To przełom! - zawołał któryś.
    - To czołgi ***** mać! - wrzasnął PrzemoC.
    I znów nastała cisza.

    PrzemoC wybiegł z gotowym do strzału Gustavem wprost na T-34/85 jadące od Le Moule. Bezpośrednie trafienie z takiego kalibru zabiło całą załogę i rozerwało pojazd na strzępy. W tym samym czasie czołgi jadące od Montignac znalazły się w zasięgu SaS TrooPa, ale nie mógł on oddać strzału, gdyż osłaniający spalonego teraz T-34 BRDM-2 zablokował ogniem zaporowym bunkier. PrzemoC znów wybiegł na gołe pole i strzelił zajętemu pojazdowi w tył. Pocisk zabił załogę, ale nie spalił pojazdu. W tej samej chwili we wnętrzu bunkra, gdzie znajdował się SaS TrooP i Freezen coś wybuchło i umocnienie zawaliło się. PrzemoC poczuł zimne ukłucie strachu. Sięgnął po radio.
    - GibsoN, GibsoN, nie wiem co z SaSem, ale ja lecę na ziemię niczyją po nowe głowice i jakieś inne RPG. Wystrzelałem Gustava. Gibson? Potwierdź.
    GibsoN jednak potwierdzić nie mógł. Bo nie żył.

    Dwa T-55A i jeden T-34/85 wlały się na umocnienia i skruszyły resztki oporu, gdy PrzemoC przeszukiwał ciała lekkiej piechoty z pierwszej fali. W międzyczasie zginął Tenk, który zaalarmowany utratą GibsoNa próbował nawiązać kontakt z dowódcą sił regularnych, którego wadliwa wyrzutnia rozerwała na strzępy w momencie wystrzału, a walący się budynek zmiażdżył Freezena.

    PrzemoC odnalazł wyrzutnię i już chciał po nią sięgnąć, ale musiał szybko rzucić się w krzaki. Na górce obok pojawił się żołnierz. "Cholerni maruderzy", zaklął w myślach. TO nie byli jednak maruderzy. Najpierw pokazał się kilku, potem cały oddział. Komandos przylgnął do zimnych ciał komunistów, gdy podeptał po nim cały pluton piechoty atakujący Lamentin.

    Pozostałych przy życiu dwóch żołnierzy pomarańczowych próbowało utrzymać się w jednym z budynków, ale ich G3 nie mogły nic poradzić na rozjeżdżającego ich T-55.

    PrzemoC uciekał do lasu, skąd przyszła pierwsza fala, chcąc wykorzystać powstałą na chwilę lukę w siłach przeciwnika. Musiał wymanewrować Przejeżdżające obok (także w kierunku Lamentin) transportery M113 i BTR-60, ale finalnie dotarł do lasu.

    KubX próbował wymanewrować czołgi i wyrwać się z miasta tak jak zrobił to PrzemoC, ponieważ wciąż utrzymywał z nim słąby kontakt radiowy. Niestety, gdy przekraczał ulicę został rozerwany serią z trzech BTRów-40 z komandosami komunistów na pokładzie.

    PrzemoC zatrzymał się pod krzakiem w środku lasu, by odsapnąć. W pobliżu nie widział nikogo.

    BTRy wyjechały na ostatni bastion, czyli szpital polowy z dwoma żołnierzami Gwardii Narodowej i przystrzelały obrońców, puszczając z dymem także pobliski składzik paliwa. Defetystycznie nastawiony starszy szeregowy Vojtaszek, urodzony w Tyrone w 1984 roku i jedyny komitet powitalny, jaki otrzymała C.O.S.A. na Everonie zginał od serii z PKT na T-55, gdy eliminował załogę jednego z BTRów-40. Jego ciało spoczęło na stosie razem z dziewiętnastką innych. Sześć uniformów w multicamie podobno dobrze się paliło.

    [​IMG]

    PrzemoC akurat omijał Le Moule i chciał udać się w kierunku St. Phillipe, gdy zatrzymał się obok niego uzbrojony UAZ. Komandos nawet nie próbował się bronić. Położył broń, uklęknął i założył ręce na karku. Cios kolbą pozbawił go przytomności.

    ***​

    Drzwi celi otwarły się gwałtownie. Do środka wszedł kapral Jasina. Uśmiechnął się od ucha do ucha i poprawił pas.
    - Witaj golasie hehe, porucznik chcę cię widzieć.
    Pociągnął operatora C.O.S.A. za ramię i zawlókł korytarzem do pokoju przesłuchań.

    Czerwony Krzyż - Obrona Lamentin: Misja przegrana
    Straty własne: dziewięciu z dziesięciu żołnierzy C.O.S.A., jeden zaginiony, status nieznany. 12 żołnierzy wojsk republikańskich (100% garnizonu Lamentin).
    Straty przeciwnika: Szacowane straty to około 35-42 zabitych, 1x T-34/85, 1x BRDM-2, jeden Mi-24D Hind zestrzelony. Przejęta uprzednio M113 zniszczone.
    Siły wroga na mapie: Kompania piechoty zmechanizowanej (~120 ludzi, 5 czołgów i 7-8 innych pojazdów bojowych).

    ___________________
    * - PrzemoC musiał nas wcześniej opuścić dzień wcześniej. Jego żołnierza SF nie liczymy ani do strat, ani do ocalałych. Po prostu "znika" :p
    ** - Używam nicków z wczoraj, żeby wygodniej się pisało. Nie będę przecież unikać mojego nicku tylko dlatego, że raz zginałem na misji :p
    *** - Wyjątkowo w skład grupy wchodziły także AIki.
    **** - Nie znam odpowiednika tej klasy w polskim języku, który zresztą cudownie debilną wręcz nomenklaturę militarną, dlatego używam wersji angielskiej. Jakby ktoś nie wiedział: to strzelec ręcznego karabinu maszynowego. Nie mylić ze strzelcem KM.
    ***** - HK-416/417 jest podstawową bronią małokalibrową grupy C.O.S.A.
     
  17. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim


    ArmA 2
    Combat Operations Specialists Attachment
    After Action Report - Odcinek Specjalny 1

    Real Ops: C.O.S.A. vs. 7BSR


    [​IMG]


    Uczestnicy:
    WEST
    7 Brygada Szybkiego Reagowania
    Czeskie Siły Specjalne

    CZ TL - Aztek (K.I.A.)
    CZ Operator - DarkMnich (K.I.A.)
    CZ Sniper - Ghost
    CZ MG - PlazmaPL
    CZ Operator - GROM (K.I.A.)

    EAST
    Combat Operations Specialists Attachment
    Takistańskie Siły Specjalne

    TK TL - SaS TrooP
    TK MG - Freezen360 (K.I.A.)
    TK Medic - KubX
    TK Sniper - PrzemoC
    TK Grenadier - Tenk

    Server: SaS TrooP
    Data: 20101001

    Definicja:
    RealOps lub RealTac to tryb gry niespotykany w ądnej innej grze, w czym zresztą nie ma nic dziwnego, przecież seria Armed Assault i jej ojciec Operation Flashpoint (oczywiście tylko pierwszy) są równe oryginalne jak i RealOps/Tac.
    Tryb też można w skrócie nazwać jako "obustronny coop". Misje nie są zwykle nawet w najmniejszy stopniu oskryptowane, max. to punkty trasy (definiujące ruch AI). Obszar działań jest zwykle szeroki (w tym przypadku nieco okrojony, jedynie 5x4km), a sama misja zwykle tylko do jednorazowego rozegrania.
    Na terenie działań znajdują się punkty o znaczeniu strategicznym np. składy amunicji, paliwa, warsztaty, a także generalicja obu stron. Gracze pełnią zwykle funkcję jednostki sił specjalnych.
    Dlaczego obustronny coop? Ponieważ wszystkie lokacje strategiczne są obsadzone przez jednostki AI, których nie brakuje także na szlakach, zarówno lądowych jak i powietrznych (a nawet morskich).
    Grą RealOps kieruje zwykle Game Master. Pech chciał, że tym razem prawidłowego Game Mastera zabrakło. Jego praca wygląda w ten sposób, że na podstawie liczebności graczy po obu stronach i wielu innych czynnikach określa zadania dla obu stron. Robi to jednak w ten sposób, że gracze po stronie WEST nie wiedzą jakie zadania otrzymała strona EAST... i vice versa. Mądry GM nie wskazuje także zadań przecinających się. Po grze, która za chwilę opiszę widać zresztą, że drogi obu stron mogą przeciąć się zupełnie przypadkiem, lecz najciekawsze jest powolne kierowanie graczy na siebie.
    Jako, że Game Mastera tym razem nie było:
    - Ustaliliśmy z Aztekiem liczebność naszych wojsk (po 10 oddziałów piechoty, 5 pojazdów lekkich, 5 broni stacjonarnych, 5 lokacji strategicznych oraz jeden oficer na stronę).
    - Ja wymyślałem lokacje strategiczne dla EAST, oni dla WEST w osobnych plikach misji, byśmy nie widzieli rozstawienia nawzajem.
    - Przesłaliśmy oba pliki do osoby trzeciej, która połączyła misje o wymyśliła po 10 zadań na stronę w oparciu o lokacje strategiczne...
    - ...które wylosowaliśmy 20 minut przed grą, by przejść do fazy planowania.

    After Action Report - EAST


    ZADANIE #1: Dokonać zwiadu w wiosce Nur jednocześnie nie ulegając wykryciu przez garnizon tejże wioski. - NIEWYKONANE (wcześniejszy koniec misji)

    ZADANIE #2: Wyeliminować Czeskiego oficera na zachód od Nur. - WYKONANE (nie potwierdzono trafienia, wcześniejszy koniec misji)

    ZADANIE #3: Przejąć ciężarówki z paliwem w rafinerii okupowanej przez Czechów i odwieźć je do rafinerii Lalezar, będącej wciąż pod takistańską kontrolą - NIEWYKONANE (wcześniejszy koniec misji)


    Przygotowania:

    Przygotowania sprawiły nam nie lada problem. Musieliśmy grać nie dość, że bez naszej paczki, to jeszcze po stronie OPFORu. Minęło wiele tygodni od naszej ostatniej misji z użyciem broni Układu Warszawskiego, co wymusiło indywidualne ćwiczenia każdego z żołnierzy w swojej specjalizacji. Jak pokazała praktyka, albo to nabój 5,45x39/7,62x54R jest taki *******y, albo to my tak *******ie strzelamy :mrgreen:

    Plan:
    Zadania w zasadzie nawet nam "spasowały". Mój plan zakładał natychmiastowe opuszczenie obozu i marsz na północ, górami. W punkcie RV mieliśmy się zastanowić nad dalszymi poczynaniami, ale wstępne założenie było następujące: "przeciskamy się" między obozem a sztabem oficera, zajmujemy stanowisko obserwacyjne na zachód od Nur, gdzie dokonujemy rozpoznania. Następnie atakujemy stanowisko czeskiego dowódcy od północy, by po jego eliminacji wrócić do naszego obozu, dozbroić się i przy wsparciu AI zaatakować rafinerię.

    Wykonanie:
    Opuściliśmy obóz z delikatnym opóźnieniem. Naszym największym problemem było lekkie wyposażenie (nie dysponowaliśmy nawet najlżejszą bronią przeciwpancerną) oraz niemożność użycia pojazdów, gdyż nie mogliśmy sobie pozwolić na trzymanie się dróg. Fenomenalny LandRover z bezodrzutowym działem SPG-9 musiał pójść w odstawkę.

    [​IMG]
    Snajper sprawdza swoją broń

    [​IMG]
    Opuszczamy obóz

    [​IMG]
    I wymarsz

    Maszerowaliśmy bardzo długo, gdyż wyposażenie na długi patrol zmuszało nas do odpoczynku co około 200 metrów, zwłaszcza dla strzelca KM (31kg na plecach + 10 w rękach, PKM). Dotarliśmy do odległego o zaledwie 1km punktu RV po - bagatela! - około 20 minutach. Dobrze przeczytałem mapę - lokacja była wyśmienita. Liczne skały i krzaki uniemożliwiały nasze zauważenie i zapewniały dogodny odwrót, gdyby coś poszło nie tak.

    [​IMG]
    Dalszy marsz

    [​IMG]
    Blisko stanowiska obserwacyjnego, punkt RV


    Rozstawiłem perymetr obserwacyjny i wraz z PrzemoCem zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu bezpiecznej lokacji do przekroczenia pobliskiej drogi i marszu do Nur. Po około 3 minutach stwierdziłem, że droga prawdopodobnie jest czysta. Dobrze, że nasz snajper miał bystrzejszy wzrok.
    W chwili gdy chciałem już się podnosić, usłyszałem raport:
    Po kolejnej minucie poza namierzonym oddziałem amerykanów niedaleko obozu namierzyliśmy jeszcze zamaskowane stanowisko karabinu M240. W tej sytuacji o próbie przeniknięcia tuż pod nosem nieprzyjaciela nie było już mowy.
    Gdy zapoznawałem się z mapą ponownie usłyszałem raport, najpierw jeden, a potem już całą masę wrzasków:
    Jestem dość chudym człowiekiem, takie sytuacje mi nie sprzyjają. Jak nadal będę tracił po 1 kilo przy takiej akcji, to umrę na anoreksję...
    Cały squad wbił się w krzaki dosłownie w dwie sekundy. I drugie tyle potem po Freezenie niemal przejechał wzmocniony Humvee używane przez czeskie sił specjalne. Mknąc ponad 50km/h pojechał w górę, w kierunku oficera. Kolejna minuta minęła na ocieraniu czół u tekstach w stylu:
    Po wcześniejszych grach mam już nawet teorię: ja lub Freezen przyciągamy pecha, a dzięki niesamowitemu szczęścia PrzemoCa zwykle udaje nam się (no dobra, mi!) przeżyć. Gdy już nieco ochłonęliśmy, zarządziłem odwrót w kierunku naszych linii, by przemyśleć potencjalne ruchy. Przyjąłem dwa fakty:
    1. West otrzymali zadanie sprawdzenia lub ewakuacji konwoju, ataku na oficera lub wzmocnionego stanowiska ze składem amunicji w górach. Była to wersja generalnie dogodna, dawała nam dużo czasu i być może spotkamy ich w czasie odwrotu. To my będziemy przygotowani, nie oni.
    2. 7BSR musi ochraniać lub ewakuować oficera z rejonu walki. To znaczyło dla nas najgorsze: natychmiastowy kontakt z żywymi graczami oraz mus bezpośredniego uderzenia na nich. Bez broni przeciwpancernej nie mogliśmy przeprowadzić zasadzki na ich ewentualny konwój.
    Zdecydowałem się ryzykować i zaatakować oficera od południa, teoretycznie najmniej sprzyjającej lokacji, ale umożliwiającej bezpieczną ewakuację.

    [​IMG]
    Odwrót...

    [​IMG]
    ...I planowanie nowej ścieżki

    Po kolejnym, trwającym 15 minut marszu byliśmy w pobliżu wzgórza, z którego chcieliśmy poprowadzić ostrzał. Tym razem kompletnie nie było rozmów i ani razu nie zdarzyło się, by ktoś pomylił swój perymetr. Marsz przebiegł bez przeszkód i szybko, biorąc pod uwagę, że pokonaliśmy porównywalny dystans, w tym część szybkim biegiem, a nie tylko truchtem, jak to zwykle mieliśmy w zwyczaju.

    [​IMG]
    W drodze po oficera

    Gdy zajęliśmy pozycje obserwacyjne, po cichu wysunęliśmy się za skały. Przyznam, że spodziewałem się celnego strzału w PrzemoCa od strony ich snajpera. Tak się jednak nie stało. Po około 5 minutach namierzyliśmy już cywilnego LandRovera, prawdopodobnie wóz służbowy oficera. Nasz cel był osłaniany przez dwa oddziały amerykańskiej (!) piechoty, razem 18 żołnierzy. Nie zaobserwowaliśmy snajperów ani broni stacjonarnej. Czech zapewne siedział w jednym z dwóch budynków, które były w naszym polu widzenia.
    Zajęliśmy pozycje. Jako że oddziały amerykanów był rozproszone, strzelec KM miał ich przystrzelać i związać walką, ja oraz snajper mieliśmy zostać na pozycji, a medyk wraz z grenadierem udać się nieco bliżej i razem naszym celem była eliminacja garnizonu, szturm budynku, zabójstwo celu i ewakuacja, być może zdobycznym LandRoverem.
    Rozkazałem rozpocząć ostrzał. KubX i Tenk bez przeszkód dotarli do skały i włączyli się do walki. Zaskoczeni amerykanie przez pierwszą minutę nie odpowiadali ogniem. Niestety, przeliczyłem się w jednej kwestii: dystans. Było to około 500 metrów, co dla takiej broni jak PKM jest nie nada wyczynem, FN-FAL (KubX) także raczej już wymiękał, o moim AK-74 i Tenkowym M16A2 z M203 nie wspomnę. Naprawdę skuteczny ostrzał mógł prowadzić jedynie snajper z SWD, ale nie, gdy strzela do nas na ślepo niemal 20 osób. A tak właśnie było, gdy amerykanie w końcu ustalili naszą pozycję. Po dwóch żołnierzy z M249 w każdym oddziale położyło zaporowy na skały. Teraz już wiedziałem, jak czuły się ofiary nabojów Freezena w naszych wcześniejszych grach.
    Mimo to dystans nas dzielący był zbyt wyraźny. Walka trwałą już dobre 3 minuty, a efektów nie było widać. W pewnym momencie zostałem nawet draśnięty odłamkiem skały, ale poza lekkim krwawieniem, które zabandażowałem bez pomocy medyka i słabym zastrzykiem morfiny (na wszelki wypadek) nic mi nie było.
    Po kolejnych dwóch minutach zaczęliśmy opróżniać plecaki. Spodziewałem się, że moje 6 zapasowych magazynków do AK spokojnie spełni moje wymagania, ale tak się nie stało. Ze zgrozą patrzyłem na ubywający zapas amunicji u mnie i u moich ludzi. łusek przybywało, ale ofiar u przeciwnika nie...
    Po chwili draśnięty został także Tenk, jednak pod czujnym okiem KubXa został doprowadzony do porządku.
    Gdy mijała siódma minuta walki, byliśmy już prawie "empty", to samo zresztą z amerykanami. Powoli rozważałem możliwość odwrotu, ponieważ szturm bez uprzedniego przetrzebienia sił nieprzyjaciela (i ew. zmuszenia ich do odwrotu) byłby samobójstwem. Wtedy rozgrywka weszła w decydującą fazę, bowiem 7-ma BSR akurat wracała z operacji na naszym terytorium. Opancerzonym Humvee...

    Przynajmniej zaskoczenie było mniejsze niż - jak się później okazało - u nich. W końcu spodziewaliśmy się tego, ale żeby tak szybko?! Doprawdy, ta brygada reaguje szybko, nawet bardzo. Ale i tak gdybyśmy mieli pojazd, to bylibyśmy lepsi nom nom nom... :mrgreen:

    [​IMG]
    Tuż przed rozpoczęciem ataku

    Wracając do tematu. Humvee wyjechał zza skały, na szczęście już wiedzieliśmy gdzie są. Przerzucam się na moje Uzi, wybiegam na nasze tyły i zauważam jadącego na mnie Humvee. Dystans wynosił około 20 metrów. Obciążenie dwóch kilogramów w gaciach utrudniło mi ewakuację, ale w ostatnim momencie zniknąłem za skałą, tuż za serią z pół calówki. Wtedy nastąpiło coś z czego nie jestem dumny: utraciłem kontrolę nad sytuacją. Nie miałem pomysłu jak należy zniszczyć tak opancerzony pojazd, który w międzyczasie wyjechał prosto na nas. Oddział odskoczył, PrzemoCa minęło o łokieć. Niestety, Freezen nie miał tyle szczęścia: prowadził ostrzał w kierunku pojazdu do samego końca i zginał zmiażdżony 1,5 tony metalu. Jak się okazało, prawdopodobnie nas uratował, ponieważ zastrzelił strzelca przez dziesięciocentymetrową dziurę w wieży.
    Pojazd na chwilę utknął na skałach. Wtedy olśniło PrzemoCa, a także i mnie, że przecież mamy... ładunek wybuchowy! 10kg trotylu i semteksu, gdyby trzeba było coś wysadzić. A fakt, że PrzemoC stał akurat tuż obok pojazdu, w którym załoga ściągała z wieży trupa i próbowała ponownie obsadzić kaem, dał mu dużo czasu. Problem jednak pojawił się już po chwili: karabin został obsadzony i bardzo pragnął nam okazać swoje niezadowolenie zaistniałą sytuacją. Zainteresował się mną. Zrobiłem coś kompletnie chorego, ale de facto był oto jedyne wyjście z sytuacji. Uciekłem... pod kaem. Kąt nie pozwolił mu go dosięgnąć, a pojazd nadal nie próbował się cofać, więc puki co byłem bezpieczny. Po chwili PrzemoC zameldował gotowość do odpalenia bomby. Z łatwością wymanewrowałem ważący 50 kilogramów karabin i uciekłem za skałę. PrzemoC był jednak równie spanikowany jak ja i parę razy nie usłyszał komendy odpalenia. W końcu nastąpiło to jednak i Humvee natychmiast się zapalił. Przez chwilę myśleliśmy, że z niego wyjdą, ponieważ taki ładunek tylko go spalił, zamiast wysłać na orbitę. Na szczęście tak się nie stało, załoga zgineła od wstrząsu. Po chwili 7BSR poddała walkę, ponieważ żył tylko jeden ich żołnierz*

    Przedstawiam filmik z końcówki RealOps, czyli początek ataku na oficera:
    [video=youtube;hVl4Fw0qA_4]http://www.youtube.com/watch?v=hVl4Fw0qA_4[/video]


    After Action Report - WEST (by Aztek)

    ZADANIA:
    ZADANIE #1: Opanować punkt Takibów na szczycie Dżabal As-Saraj (wykonane)
    ZADANIE #2: Dokonać zwiadu w celu sprawdzenia statusu konwoju US Army (wykonane)

    ZADANIE #3: Zniszczyć stanowisko obrony przeciwlotniczej wroga (niewykonane, śmierć drużyny)


    Misję rozpoczęliśmy przy jeziorze Czarsu, w północno wschodniej części Takistanu. Tam znajdowała się nasza baza polowa. Do dyspozycji oddano nam trzy pojazdy lekkie, dwa opancerzone, oraz trzy skrzynie z bronią. Strzelec KM zabrał M60, snajper Dragunov, a pozostali karabiny szturmowe M4A3. Oprócz tego każdy posiadał stały ekwipunek. Dodatkową amunicję i medykamenty spakowaliśmy do pojazdu - M1151 HMMWV (M2).
    Na początek zdecydowaliśmy się sprawdzić nasze struktury obronne. Pojechaliśmy odwiedzić czeskiego oficera, po drodze zahaczając o dwa kluczowe punkty. Wszędzie wszystko wyglądało w porządku - AI stały na warcie, pojazdy były gotowe do wyruszenia, a ukryte gniazda obsadzone. Następnie ruszyliśmy w stronę Pola Naftowego Nagara - 1. Tam znajdowało się zadanie dotyczące ciężarówek z paliwem. Zostawiliśmy tam snajpera, a sami udaliśmy się na wschód. Znowu minęliśmy oficera i znowu wszystko wydawało się być OK. Pojechaliśmy sprawdzić status konwoju US Army. W czasie podróży nie spotkało nas nic nadzwyczajnego. Po dojechaniu na miejsce zabezpieczyliśmy teren i zaczęliśmy sprawdzać ciała. Nikt nie przeżył. W konwoju uczestniczyło kilka pojazdów. Wpadliśmy na pomysł, aby uszkodzonego M1025 HMMWV (Mk19) stojącego na początku naprawić za pomocą stojącej na końcu ciężarówki naprawczej MTVR. Tak też zrobiliśmy. W związku z tym, że nie odnieśliśmy żadnych strat, a nasz sprzęt był pokaźny wyruszyliśmy do oddalonego o 3km kolejnego zadania. Był to Punkt Takibów na szczycie Dżabal As-Saraj.
    Zatrzymaliśmy się na drugim, oddalonym o ok. 1500m szczycie i stamtąd stopniowo podjeżdżając rozpoczęliśmy ostrzał. Punkt ten składał się z co najmniej dwóch karabinów stacjonarnych, oraz dwóch bunkrów. Na nasze szczęście karabiny te pilnowały wschodu i zachodu, a my uderzyliśmy od strony południowej. Po serii w Mk19 do akcji ruszył opancerzony HMMWV z działem. Dużo Takibów w dalszym ciągu żyło, byli schowani za workami z piaskiem i innymi przeszkodami. Jednak dla M2 nie był to duży problem. Wysiedliśmy, rozejrzeliśmy się i stwierdziliśmy, że zadanie zostało wykonane. Wtedy chwila szczęścia dla całej brygady - na środku punktu, pod uszkodzoną siatką maskującą stały trzy duże skrzynie z bronią. Żołnierze natychmiast rzucili się na nie i nabrali tyle ekwipunku, ile tylko dali radę. W pojeździe wylądowały cztery wyrzutnie RPG-7 i pełny zapas amunicji. Po przemyśleniu sprawy stwierdziliśmy, że zdobytego w poprzednim zadaniu trzeba porzucić, ponieważ nie miał on już amunicji, a nie mieliśmy dostępu do składów tejże. Wiele osób nalegało, aby bezpośrednio stamtąd ruszyć do ostatniego zadania - obrony przeciwlotniczej, jednak uznałem że lepiej będzie wrócić do bazy i odpocząć. Wsiedliśmy więc do HMMWV i ruszyliśmy. Wracaliśmy tą samą drogą, którą wcześniej jechaliśmy. I znowu stwierdziliśmy, że warto odwiedzić oficera w jego domu. Tym razem jednak nie wszystko było po staremu...
    Zbliżaliśmy się do niego, gdy nagle usłyszeliśmy strzały. Zatrzymaliśmy się i staraliśmy namierzyć skąd do nas strzelają. Powiedziałem:
    Wtedy zaczęły się schody. Pod wpływem emocji wydałem rozkaz natychmiastowego podjechania na górkę, z której było widać cel. Wtedy śmiech i łzy...
    Podjechaliśmy, a tu nagle widzimy "plecy" naszych żywych przeciwników. Niestety, wszystko działo się zbyt szybko - nie trafiłem w ani jednego przeciwnika. Bardzo szybko zostałem zdjęty z pozycji strzelca. Zabity został również nasz kierowca. W pojeździe została jedna osoba - prawdopodobnie był to Kpr. GROM. Na początku objął ponownie stanowisko strzelca, ale również nikogo nie trafił, grenadier przeciwnej drużyny schował się po lufą działa, potem nasz człowiek przesiadł się na kierowcę i próbował przejechać żołnierzy C.O.S.A. Również bezskutecznie. W końcu do roboty wziął się szef przeciwnej drużyny, SaS TrooP, który wystrzelał dwa magazynki z Micro UZI aż w końcu zabił ostatniego żołnierza 7BSR uczestniczącego w tamtej akcji. A żeby nie było za nudno, grenadier C.O.S.A. podłożył ładunek wybuchowy pod nasz pojazd. Przez chwilę nasunęła się myśl "Suicide Bomber", jednak on sam przeżył. Co prawda pozostał nasz snajper (po dwóch godzinach spędzonych w tym samym miejscu miał już urojenia), oraz mnóstwo AI, jednak stwierdziliśmy że misję należy już zakończyć.


    Straty:
    WEST:
    6 zabitych żołnierzy, 2 żołnierzy AI (USA), czeski oficer oraz 3 graczy 7BSR, 1x Humvee (Up-Armoured) zniszczony.
    EAST:
    10 żołnierzy zabitych, 9 bojówkarzy sił nieregularnych TK (w trakcie misji w wykonaniu 7BSR), 1 gracz COSA.

    * - w Humvee zginęło trzech. Czwarty musiał wcześniej opuścić grę, więc nie liczymy go do strat.
    ** - oficer istotnie został wyeliminowany, jednak nie byliśmy w stanie potwierdzić eliminacji celu i nawet gdyby gra trwała dalej moglibyśmy tego nie zrobić. Jest to trudne do określenia.

    Podsumowanie i prośba o ocenę:
    COSA:
    Uważam, że zdolność bojowa sił Combat Operations Specialists Attachment była bardzo wysoka. Wzorowo wykonaliśmy zadanie ponosząc niewielkie straty. Mam zastrzeżenia do samego siebie, ponieważ kompletnie straciłem kontrolę nad sytuacją w trakcie uderzenia graczy 7BSR. Nasza mobilność i w tym przypadku spieszenie zapewniły nam jednak przewagę.
    7BSR:


    Dlaczego prośba o ocenę? Trudny do określenia jest wynik końcowy starcia. COSA uważa, że doszło do naszego zwycięstwa ponieważ:
    - Wyeliminowaliśmy graczy strony przeciwnej i to oni poddali walkę (końcówka filmiku na YT), mimo ich osiągnięć.
    - Zachowaliśmy zdolność operacyjną (4 żołnierzy zdrowych i zdolnych do walki).
    - Oficer, mimo iż nie został potwierdzony, zginął. Zadanie zostało więc wykonane.

    7BSR twierdzi, że był remis, ponieważ:
    - Wciąż żył jeden operator (snajper), który znajdował się daleko od miejsca wydarzeń.
    - 7BSR wykonała dwa zadania, a my tylko jedno.
    - Ponieśliśmy nieco większe straty w ludziach.

    COSA jest gotowa przeprowadzić więcej gier z 7BSR, zarówno RealOps/Tac jak i JointOps (coop w wykonaniu dwóch różnych grup) i twierdzi, że zapowiada się dobra i owocna współpraca. Jednak prosimy Was, Drodzy Czytelnicy, o wskazanie zwycięscy tej walki. Nie ma bowiem Game Mastera, który mógłby zrobić to za Was!


    *******************
    OGŁOSZENIA PARAFIALNE:
    Jeszcze w ramach reklamy chciałbym zalinkować zarówno naszą stroną internetową dostępna pod adresem http://c-o-s-a.cba.pl/ a także stroną grupy 7BSR, której adres to http://arma2.cba.pl/news.php

    ORAZ:
    Nasza grupa jest otwarta, każdy posiadacz oryginalnej kopii gry ArmA 2 oraz dodatku Operation Arrowhead może grać z nami, jeśli tylko jest na tyle dojrzały, by móc przestrzegać rozkazów i posiada pewne pojęcie o przebiegu realistycznych starć.
    Jeśli ktoś nie jest zainteresowany, a posiada tę grę, to poszukujemy chętnych na stanowisko Game Mastera, który mógłby nadzorować rozgrywkę w czasie przyszłych rozgrywek RealOps
    Zapraszamy!
     
  18. finker

    finker Ten, o Którym mówią Księgi

    Genialne Panowie :) I takie pytanko. Ile czasu spędzacie przy takim jednorazowym scenariuszu?
     
  19. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    Różnie. Ten był jednak dość krótki, jedynie 1,5 godziny. Najkrótszy coop jaki graliśmy to było odbijanie tankowca z rąk somalijskich piratów (nie opisywałem tego), co trwało około 35 minut razem z uzbrajaniem się. Najdłuższa misja to była chyba "Chirurgiczne Uderzenie", około 4 godziny. Warto zwrócić uwagę też na fakt, że misje mogą sie czasem nie udać. Część z opisanych AARów to np. drugie podejście. Zwykle próbujemy jednak max. 2 razy, jeśli misja jest naprawdę dobra to 3.
     
  20. Milven

    Milven Ten, o Którym mówią Księgi

    Hmm,operacja odbijania tankowca wygląda fajnie. Może byście zrobili coopa z tego raz jeszcze i pokazali?
     
  21. finker

    finker Ten, o Którym mówią Księgi

    Hmm...

    SaS a powiedz ile czasu tygodniowo poświęcacie na grę wspólną. Domyślam się, że takie wspólne zabawy 7BSR nie należą do częstych. Ale sami wewnątrz COSA na pewno częściej się spotykacie.

    Co do Waszego ostatniego COOPa to ja bym go wycenił na remis. Drużyna 7BSR nie została całkowicie wyeliminowana. Gdybyście nie przerwali gry to pewnie byście wygrali. Ale skoro gra przerwana, to remis. Szczególnie, że 7BSR zdążyło wypełnić dwa z trzech zadań, czyli zupełnie ciała nie dali.
     
  22. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    Tylko, że nie ma w RealOps ograniczenia czasowego i byśmy wykonali te zadania, a ja uznałem przerwanie gry za de facto akt kapitulacji. Mogliśmy teraz jak gdyby nigdy nic załatwić tego oficera i wykonać resztę zadań. Osobiście specjalizuję się w operacjach zwiadowczych i działaniach nieregularnych i nigdy nie sprawiało mi problemów zrywanie kontaktu.
    Spotykamy się zwykle w soboty na treningach. Osobiście w Armę nie grywam w tygodniu, bo jestem zajęty przygotowywaniem misji lub naszych reskinów i nie dosypiam, ale ekipa grywa w mało wymagające misje, jak Warfare czy Serial Killer. Coop to jest ogólne pewne wydarzenie, no i nie może się przejeść :p
     
  23. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    [​IMG]

    ArmA 2
    Combat Operations Specialists Attachment
    After Action Report - Odcinek 7

    "Scythe-North-West"


    Uczestnicy:
    C.O.S.A. Alpha 1:
    COSA Squad Leader - Tenk
    COSA Team Leader - SaS TrooP
    COSA Machinegunner - PACO
    COSA Automatic Rifleman - Freezen360
    COSA RTO - PrzemoC
    COSA Medic - KubX
    COSA Grenadier - GibsoN
    COSA Rifleman/Grenadier - John/Python

    Server: SaS TrooP
    Data: 20101022
    Żołnierz Nowej Armii Takistańskiej leniwie podniósł oczy znad gazety. Było samo południe, temperatura na zewnątrz wynosiła 33 stopnie Celsjusza. W pełnym wyposażeniu, z G3 opartym o krzesło, nawet siedząc w budce strażniczej pływało się we własnych wypocinach. Strażnik lubił czystość i bardzo dbał zarówno o siebie jak i o swój mundur, ale mina mu zrzedła. O to jechały bowiem w jego stronę dwa LandRovery - jeden uzbrojony, z karabinem PKT na stanowisku pasażera obok kierowcy i z masywnym granatnikiem AGS-17. Obsadzony był przez żołnierzy C.O.S.A., którzy właśnie przyjechali z bazy w Rasman. Drugi LandRover prowadzony był przez amerykańskiego żołnierza w ACU i nie posiadał żadnego uzbrojenia. Strażnik niestety nie widział co było na pace.
    Oba pojazdy zatrzymały się przed szlabanem. Kierowca pierwszego wozu bez słowa pokazał dokumenty i powiedział coś po arabsku. Takistańczyk z grymasem spojrzał na dokumenty, bowiem czuł jak tumany kurzu przyklejają się do jego spoconej skóry. Krótka wymiana zdań (łamaną angielszczyzną, bowiem kierowca nic po arabsku poza powitaniem rzec nie potrafił) ostatecznie otworzyła szlaban i oba LandRovery wtoczyły się do Wysuniętej Bazy Operacyjnej Scythe.

    Pojazdy zostały upchnięte do wąskiej strefy garażowej. Przeznaczona na 3 pojazdy, mieściła teraz aż pięć, ponieważ standardowe wyposażenie FOBu Scythe to 2 LandRovery uzbrojone oraz jeden nieuzbrojony. Gdy goście opuścili swe środki transportu zaprowadzono ich do bunkra dowodzenia, który znajdował się w górnej lewej części bazy. Tam czekała już grupa operatorów C.O.S.A. o pseudonimach: Tenk, SaS TrooP, PACO, Freezen, PrzemoC, KubX, Gibson oraz John/Python, z których część miała wyraźne parcie na szkło, albowiem Harris Press był jednym ze słynniejszych korespondentów wojennych stacji AAN News. Siły C.O.S.A. miały być finalnie poznane całemu światu jako pełna jednostka bojowa, bowiem przerzut sił na Takistan ostatecznie się zakończy.

    Kamerzysta Pressa rozstawił kamerę i był gotów do nagrywania.
    - Witam serdecznie, mówi Harris Press prosto z Wysuniętej Bazy Operacyjnej sił NATO o pseudonimie Scythe, od organizacji tutaj stacjonującej - Combat Operations Specialists Attachment, czyli C.O.S.A. Nawiązanie wydaje się być odległe, jednak operatorzy tejże grupy pochodzą przede wszystkim z polski, gdzie słowo "kosa" znaczy właśnie "scythe". Ci dzielni żołnierze przejęli FOBa Scythe na własność zaledwie dla tygodnie temu, ale już wyprowadzili pierwszą głęboką operację patrolową na obszarze Central Takistan-North-West, w okolicy wiosek Nagara i Nur, w tej pierwszej zresztą utrzymują garnizon. Już za chwilę poznamy przebieg tej operacji, ponieważ porozmawiamy - mamy nadzieję! - zarówno z liderem całej operacji jak i jego podwładnymi.
    O to i on! Żołnierzu, możesz się nam przedstawić?
    - Tenk, panie Press. Lider patrolu Central Takistan-North-West, czyli CTNW. Jakieś pytania w kierunku mojej osoby?
    - Tak, panie... Tenk. Pana stopień, jeśli można?
    - Nie.
    - Ah tak, rozumiem. Czy byłby pan w stanie poświęcić mi pięć minut?
    - Oczywiście. Opinia publiczna z pewnością chce dowiedzieć się co nieco o naszej działalności!

    [​IMG]

    Harris Press: Żołnierz COSA, "tenk", jak rozumiem? Jestem HArris Press z AAN News i chciałbym poprosić pana jako dowódcę wczorajszej operacji o udzielenie krótkiego wywiadu. Poswięci mi pan chwilkę?

    Tenk: nie tenk, rozmawia pan z Tenk'iem

    Harris Press: Bardzo przepraszam, słyszałem jednak, że jest pewna rozbieżność w zapisie pana pseudonimu. Więc Tenk, czy mógłbyś opisać przebieg wczorajszego patrolu Central Takistan-North-West?

    Tenk: Nie ma czego opisywać, zwykły rutynowy patrol. Dzień jak co dzień
    Harris Press: Pewnych akcji jednak nie da się ukryć. Rozmawiałem z pana przełożonym w bazie w Rasman. Zezwolił on mi rzucić okiem na przebieg działań. Podobno patrol rozwinął się w bitwę na ogromną skalę?

    Tenk: Tak to prawda, ale trudno to nazwać bitwą, to raczej była rzeź. Uzbrojeni bojownicy byli tak zaskoczeni naszym atakiem, że zanim zdążyli zlokalizować nasze pozycje to połowa z nich była już martwa lub była w trakcie odwrotu.

    Harris Press: Dlaczego zdecydował się pan działać sam, niemal bez wsparcia zarówno sił Nowej Takistańskiej Armii jak i wsparcia innych żołnierzy COSA?

    Tenk: Nie było czasu na wzywanie posiłków i oczekiwanie ich przybycia. Trzeba było natychmiast działać. Miałem do dyspozycji ogromną siłę ognia i doskonałych kompanów broni, musiało się udać.

    Harris Press: Rozumiem. Czy może pan określić ewentualne zniszczenia, straty materialne i osobowe zadane siłom takibów w czasie tej operacji?

    Tenk: Ciał było tyle, że w ferworze walki nie było czasu na liczenie. Ale niewątpliwie wróg poniósł znaczne straty osobowe. Podczas operacji oddział szturmowy pod dowództwem SaS TrooP'a odnalazł i zniszczył składowisko broni i amunicji.

    Harris Press: A jaki jest fenomen braku strat osobowych po stronie COSA mimo wyraźnej przewagi liczebnej przeciwnika?

    Tenk: Przede wszystkim ostrożność, racjonalne myślenia i doskonałe wyszkolenie podkomendnych.

    Harris Press: Rozumiem. A jak wygląda życie w FOBie Scythe i współpraca z rządem Takistańskim?

    Tenk: Nie jest łatwo, jak to na wojnie. Kurz, ciasnota, ciągła presja wywołana możliwymi atakami bojowników. Czas mija naprawdę w ślimaczym tempie. Ale dajemy rade, nie mamy innego wyjścia. Co do współpracy z rządem Takistańskim, wolałbym nie wypowiadać się w tej kwesti jeśli można.

    Harris Press: Oczywiście. A jak wygląda bariera językowa i kulturowa w bazie?

    Tenk: Nasi chłopaki po jednej stronie, reszta bandy po drugiej. Nikt z naszych im nie ufa, pilnujemy swoich gratów i nie wchodzimy sobie w drogę.

    Harris Press: Rozumiem. Dziękuję bardzo za udzielenie wywiadu. Życzę także dalszych sukcesów sił COSA na przyszłość!
    Tenk: Oby tak. Dziękuje.


    [​IMG]


    Gdy tenk wrócił do swoich obowiązków zarządzono 5 minut przerwy. Press, wciąż z mikrofonem w ręku, który wydawał się być do niego przyklejony, wyszedł z bunkra i przeciągając się rozejrzał dookoła. Gdy zauważył zgarbionego żołnierza przechodzącego nieopodal, natychmiast do niego podbiegł. Przypuszczenia dziennikarza okazały się zgodne z prawdą - był to GibsoN, jeden z członków patrolu. Musiał najwyraźniej opuścić bunkier w trakcie wywiadu z jego dowódcą.
    - Przepraszam! - zawołał Amerykanin i podbiegł do komandosa.
    - Nazywam się Harris Press, AAN News. Czy chcielibyście, żołnierzu, udzielić krótkiego wywiadu dotyczącego patrolu Taki...
    - Nie. - beznamiętnie przerwał mu GibsoN i udał się do swojej kwatery.
    - Ah tak, rozumiem - wymamrotał Press. - W każdym razie dziękuję! - zawołał i przeklinając pod nosem wrócił do bunkra.
    Gdy tylko wszedł do środka zobaczył przed sobą kolejnego żołnierza. Uśmiechnął się i zaczął:

    [​IMG]

    Harris Press: Żołnierzu, czy chcielibyście udzielić wywiadu dotyczącego patrolu Central Takistan-North-West?

    KubX: Jeśli to konieczne, to oczywiście.

    Harris Press: Bardzo dziękuję. Żołnierzu, mógłbyś się przedstawić i opisać swoją funkcję w oddziale?

    KubX: Byłem jednym z 4 członków grupy wsparcia, moją rolą była opieka na życiem i zdrowiem reszty oddziału. Przede wszystkim kryłem tyły, gdy reszta oddziału walczyła. Myślę, że dzięki temu ja i moi kompani odnieśliśmy duży sukces, gdyż nie raz zostaliśmy zaatakowani od flanki czy tyłu. Byłem ważnym elementem i czuję, że wywiązałem się ze swojego zadania.

    Harris Press: Jest to więc dowód na to, że zabezpieczenie tyłów to odpowiedzialna funkcja. Czy grupa operowała sama na terenie wroga, że groziło jej okrążenie i atak od tyłu?

    KubX: Byliśmy gotowi na taką ewentualność. Znaliśmy miejscowe siły powstańcze - nieraz już z nimi się ścieraliśmy. Byliśmy niemal pewni, że spróbują nas oflankować. Mimo tego i tak nas zaskakiwali, ale obyło się bez żadnych strat.

    Harris Press: Co może nam pan powiedzieć o wyposażeniu, sile i woli walki Takibów? Jeśli mogę naturalnie spytać. Na zachodzie istnieją różne wersje, od bojowników o wolność aż do dzikich psychopatów obdzierających ze skóry złapanych więźniów. Jakie czynniki przeświadczył o nie ponoszeniu strat przez siły C.O.S.A.?

    KubX: Przede wszystkim opanowanie i wyszkolenie. Takibowie nie mają pomysłu na walkę. Spora grupa zajmuje nas walką frontalną podczas gdy mniejsze oddziały próbują nas okrążać.Do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Mieliśmy przewagę psychologiczną i technologiczną. Takibowie walczą starą zdobyczną bronią, która często odmawia posłuszeństwa. Jednak mimo wszystko - nie należy ich nigdy lekceważyć.

    Harris Press: Jak rzekł Sun Tsu, zasada pierwsza jego Sztuki Wojny, "Nigdy nie lekceważ przeciwnika"?

    KubX: Dokładnie to miałem na myśli. Lekceważąc przeciwnika, którego znamy usypiamy swoją czujność - może to przewidzieć i zaskoczyć nas z łatwością.

    Harris Press: A co na wasze działania ludność cywilna. Co by się stało ,gdyby takibem był jeden z ojców w np. Nagarze, którą kontrolujecie?

    KubX: Staramy się im zapewnić spokój i bezpieczeństwo. Niestety wojna nie oszczędza nikogo i nie daje upustu kobietom, dzieciom, starszym. Tutaj przetrwa tylko najsilniejszy i ten, kto będzie umiał wybrać mniejsze zło.

    Harris Press: A ty KubX, jako lekarz z zawodu cywilnego, jesteś postrzegany lepiej? Czy asystowałeś w np. porodzie czy leczeniu lokalnej ludności. Czy twoja obecnosć przyczynia się do zmniejszenia liczby "szamanów" i negatywnych skutków ich działań?

    KubX: Ludzie traktują mnie jako obcego. Gdy próbuję im pomóc to patrzą na mnie jak na mordercę. Po częsci mają rację - jednak im się nie dziwię. Sami nie wiedzą co jest dobre a co złe. Na tle wydarzeń, których są świadkami trudno odróżnić im co lepsze a co gorsze. Mimo tych przeciwności staram się jak najbardziej służyć swoimi umiejętnościami - odebrałem kilka porodów, pomogłem wielu ludziom, wielu ludzi także odprowadziłem na tamten świat. Nie można ich winić za nieufność. Byłoby to za duże wypaczenie.

    Harris Press: Rozumiem i dziękuję za udzielenie wywiadu.

    [​IMG]

    - KubX filozof, hehe! - usłyszał za sobą sanitariusz.
    - Każdy ma własny pogląd. - odparł KubX i uśmiechnął się do PrzemoCa. - A jaki jest twój?
    - Zaraz zobaczysz, hehe - ponownie zaśmiał się radiooperator.
    Rozmowę natychmiast wyłapał wiecznie czujny Harris Press i natychmiast zwrócił się do PrzemoCa:

    [​IMG]

    Harris Press: Żołnierzu, czy chcielibyście udzielić wywiadu dotyczącego patrolu Central Takistan-North-West?

    PrzemoC: Pod warunkiem, ze nie zajmie to więcej niż 10 min, reporterze.

    Harris Press: Naturalnie, rozumiem, że ma pan inne zajęcia.

    PrzemoC: Jesteśmy na służbie, a to jest strefa czerwona.

    Harris Press: Żołnierzu, czy możesz się przestawić i opisać swoją funkcję na patrolu?

    PrzemoC: Koledzy wołają na mnie "PrzemoC", co ma pewne uzasadnienie... Właściwie to albo obsługuje radio, albo czyszczę pomieszczenia ze snajperką.

    Harris Press: Rozumiem. Jakieś szczególne upodobania, strzelectwo sportowe?

    PrzemoC: Bingo! Kocham mój H&K 417 ACOG'iem. Snajperką tez nie pogardzę. ale przy tutejszym wietrze jest raczej mało użyteczna. I ludzie mówią, że mam farta... Więc zwykle robię tu za mięso armatnie.

    Harris Press: Czy może pan powiedzieć coś więcej na temat służby w FOB Scythe i samych patroli. Jakie są relacje żołnierze-ludność cywilna i takibowie-ludność cywilna?

    PrzemoC: Żołnierze Nowej Armii Takistańskiej są w dobrych stosunkach z cywilami - wielu z nich ma tu swoje rodziny. Służba jest dla nich w pewnym sensie konieczna - mogą w ten sposób chronić bliskich przed reżimem i bojówkami Takibów.
    Oddziały 2-3 razy dziennie napotykają wysunięte patrole wroga nawet w bezpośredniej odległości od FOB'u Scythe. Wczoraj dranie podeszli na 500m. Narobili nam niezłego zamieszania, ale obyło się bez strat po naszej stronie.

    Harris Press: A więc siły COSA mimo, można rzec, butności wroga absolutnie kontrolują sytuację? A jak sprawa wygląda w górach gdzie przeprowadzony był patrol? Czy coś się zmieniło po tej operacji?

    PrzemoC: Czy się zmieniło? No ba! Patol przerodził się w śmiały rajd na wrogie tyły. Sami chłopcy z 3 plutony załatwili bez strat jakichś 70 takibów i skład broni, patrole przy drogach posłały do piachu ze 30. Wszystko kosztem lekkich uszkodzeń w pewnym BRDM'ie... W każdym razie, takibów od rana nie widać, co jest ewenementem biorąc pod uwagę co wyrabiali przez ostatnie dni...

    Harris Press: A więc w Wysuniętej Bazie Operacyjnej "Scythe" panują zdecydowanie optymistyczne spojrzenia na wykonywaną przez żołnierzy misję?

    PrzemoC: Rzekłbym raczej, że mieszane. O ile dowódca FOB'u jest wściekły przez brawurę i zuchwałość żołnierzy, głównodowodzący jest w niebo wzięty .Ponoć osobiście chce ich odznaczyć. W każdym razie - morale wzrosło.

    Harris Press: Doskonale, rozumiem. W takim razie ostatnie pytanie: Jak wygląda współpraca w FOBie z siłami rządowymi? Kwestia bariery językowej, ewentualnych więźniów...

    PrzemoC: Więźniami zajmują się bezpośrednio rządowi - mało kto z nas zna arabski. To oni chwytają tych frajerów, choć zwykle to tylko biedacy który im w jakiś sposób podpadli - takich odsyłamy z kwitkiem. Z angielskim większość rządowych styka się tak często jak z wodą i mydłem - rzadko. Ale oni i tak tylko siedzą w FOB'ie...

    Harris Press: A więc chwilowo stan NTA prezentuje się miernie?

    PrzemoC: Jeśli mowa o potencjał lingwistyczny, jestem w stanie się zgodzić. Ale to cwaniaki. Wielu z nich to byli partyzanci i żołnierze. Wszyscy to wiedzą, ale nikt o tym nie mówi. W każdym razie - szanujemy się na wzajem. Raz było nieprzyjemnie - jeden z naszych pomachał do nich lewą ręką. Ponoć wczoraj wypadł z jadącego LandRovera i rozbił sobie ten durny łeb...

    Harris Press: Rozumiem, jednak zmierzam bardziej ku zdolnością bojowym, morale. Jak wiemy na przykład ANA często ucieka na sam widok wroga.

    PrzemoC: Zwykle unikają kontaktu przez rozkazy. Dowódca FOBU' to, mówiąc między nami, chojrak. Zgrywa twardziela, ale boi się strat. Rządowi zwykle wracają, meldują o obecności wrogą, zbierają kolegów i wracają na miejsce kontaktu. Wczoraj jednak paru z nich wykazało się inicjatywą i załatwili całkiem pokaźną liczbę złych kolesi.

    Harris Press: Hah, czyli jednak nie jest tak źle. Naturalnie Wytnie się fragment o dowódcy FOBu, nie chcę panu robić problemów. Życzę więc powodzenia na przyszłość i dziękuję za udzielenie wywiadu PrzemoC!

    PrzemoC: Cała ********** przyjemność po mojej ***** stronie!


    - Dobre, to było naprawdę dobre! - powiedział Press, wyszczerzył zęby i klepnął PrzemoCa w ramię. - Takich kolesi jak ty potrzebujemy tu w Takistanie!
    Radiooperator nic nie powiedział, jedynie uśmiechnął się od ucha do ucha i także klepnął dziennikarza w ramię, na wskutek czego ten prawie nie upadł na ziemię. Wychodząc PrzemoC zobaczył jedynie KubXa, którego dłoń spoczywała na jego twarzy.
    - Dobra, czy ktoś jeszcze jest chętny? - zawołał Harris Press i odczekał dwie sekundy, po czym wskazał palcem na jednego z obecnych w bunkrze. - może ty?
    - Ja, yyyy... - odparł wyraźnie zdezorientowany komandos.
    - Choć, będzie fajnie! C'mon! To tylko telewizja, nie musisz się wstydzić. - zachęcił dziennikarz i chwytem delikatnym, acz nie znoszącym sprzeciwu wypchnął żołnierza przed kamerę, na co ten wymamrotał: "Czuję fejla...".


    Harris Press: Witam żołnierzu, czy byłbyś chętny udzielić krótkiego wywiadu dotyczącego patrolu Central Takistan-North-West?

    F360: Tak.

    Harris Press: Czy możesz nam się przestawić żołnierzu i określić swoją funkcję na wczorajszym patrolu?

    F360: Witam, nazywam się Freezen i pełnię rolę strzelca karabinu maszynowego.

    Harris Press: Jakie są twoje ogólne odczucia dotyczące wczorajszego patrolu?

    F360: Dobre, nasza drużyna bardzo dobrze się spisała, nawet podczas silnego ostrzału zachowaliśmy zimną krew i wykonaliśmy nasze zadanie.

    Harris Press: Co według ciebie pozwoliło patrolowi przeżyć i wykonać zadanie?

    F360: Głównie nasze wyszkolenie oraz sprzęt.

    Harris Press: A dowodzenie w czasie patrolu?

    F360: Nasz dowódca po raz kolejny pokazał że został stworzony do tej roli, nie popełnił żadnego błędu.

    Harris Press: Freezen, jaki jest twój stosunek do przeciwnika?

    F360: Mimo iż są to terroryści to szanuje ich. Zlekceważenie wroga to największy błąd jaki może popełnić żołnierz.

    Harris Press: Czy możesz nam opisać osiągnięcia ostatniego patrolu?

    F360: Według mnie bardzo dobrze wyszła nam współpraca miedzy dwoma fire-team'ami.

    Harris Press: A współpraca z Nową Takistańską Armią?

    F360: Spisali się bardzo dobrze.

    Harris Press: Co sądzisz o różnicach kulturowych i językowych dzielących was i takistańczyków?

    F360: Udaje nam się nawzajem dogadać, mimo iż różnice miedzy kulturami są duże, udaje nam się współpracować bez żadnych problemów.

    Harris Press: A ludność cywilna i jej pogląd na sprawę?

    F360: Staramy się utrzymać dobre kontakty z cywilami, Ludzie cieszą się że inne kraje pomagają im przetrwać te trudne lata wojny.

    Harris Press: A kwestia ich zaufania do was?

    F360: Nie wszyscy ludzie nam ufają. Takie osoby nie są zbyt rozmowne i nie są skłonni pomagać nam w walce z terroryzmem jednak nasza w tym rola aby zapewnić im bezpieczeństwo oraz zdobyć ich serca.

    Harris Press: Rozumiem Freezen i dziękuję za wywiad. Powodzenia!

    F360: Ja również dziękuje!


    [​IMG]

    Gdy tylko wywiad dobiegł końca Freezen uciekł sprzed kamery i schronił się w najmniej widocznym punkcie bunkra.
    - Spokojnie kolego, wcale nie było fejla! - rzekł Press. - Nie każdy lubi wystąpienia publiczne, ty raczej nie, ale wcale nie było źle. - uśmiechnął się.
    Rozejrzał się po bunkrze.
    - Jeszcze jacyś chętni? - spytał.
    Gdy przez chwilę nikt nie odpowiadał, zwrócił się w stronę żołnierza stojącego w pobliżu.
    - Może ty byś spróbował?
    - Dlaczego nie? - odparł komandos i stanął przed kamerą.

    [​IMG]

    Harris Press: Witam żołnierzu, czy zgodziłbyś się udzielić krótkiego wywiadu?

    PACO: Jasne!

    Harris Press: Czy możesz nam się przedstawić i określić swoją funkcję w wczorajszym patrolu?

    PACO: Byłem operatorem karabinu maszynowego w grupie wsparcia.

    Harris Press: Czy mógłbyś nam coś powiedzieć o wczorajszym patrolu Central Takistan-North-West?

    PACO: Wyruszyliśmy po południu, nie było ciężko, aczkolwiek napotkaliśmy sporo nieprzyjaciół.

    Harris Press: Co twoim zdaniem przeważyło o waszym sukcesie?

    PACO: Klarowne decyzje podejmowane przez naszych dowódców i zgranie całej ekipy.

    Harris Press: Co sądzisz o swoich przeciwnikach? Czy Takibowie potrafią walczyć, czy mają jakieś szanse na obalenie rządu w Zagrabadzie?

    PACO: Mają silne nastawienie bojowe, bardzo szybko się uczą technik używanych podczas walki ogniowej, to czy mają szanse obalić rząd Zargabadu pozostawię bez komentarza.

    Harris Press: A co możesz nam powiedzieć o swoich takistańskich sojusznikach?

    PACO: To są ludzie, którym zależy na pokoju w kraju, jak by mogli to by nie dotknęli żadnej broni, są szkoleni przez dobrych specjalistów z tego co wiem, ale i tak daleko im do takich umiejętności jakimi dysponuje nasza frakcja.

    Harris Press: A bariery językowe i kulturowe? Jak sobie z nimi radzicie, jak je przełamujecie?

    PACO: Wypowiem się tylko za siebie, jestem tolerancyjny i szanuję ich kulturę, co do barier językowych, to znikają po dwóch godzinach wspólnej degustacji fajki wodnej.

    Harris Press: Interesujące. W bazie można więc pić i zażywać narkotyki?

    PACO: W bazie jest zabronione, i wszyscy tego przestrzegają, natomiast my jesteśmy na etacie, mamy godziny wolne od pracy i odwiedzamy mieszkańców poza bazą, aby poznać ich zdanie na temat konfliktu i naszego bytowania w tym kraju.

    Harris Press: Więc stosunki z ludnością cywilną są pozytywne? Skoro mieszkańcy zapraszają was do swoich domów, to kontakt utrzymany jest na wysokim poziomie? Ufają wam?

    PACO: Nie wszyscy są do nas przyjacielsko nastawieni, szanujemy ich zdanie, niektórzy się boją odwetu ze strony bojowników za utrzymywanie z nami kontaktów, stąd ich wrogość wobec nas, co do ufności, czy pan zaufa obcemu człowiekowi znając tylko jego imię i nazwisko?

    Harris Press: Z pewnością miałbym obiekcje. Bardzo dziękuję za wywiad Paco i życzę powodzenia w przywracaniu porządku na Takistanie!

    PACO: Bywaj!


    Po zakończonym wywiadzie PACO takżę opuścił bunkier i wrócił do swoich zadań.
    - Zdaje się, że zostałeś jeszcze ty, żołnierzu. - Press zwrócił się do komandosa z założonymi rękami przy wejściu.
    - Zgadza się. - odparł żołnierz.
    - Jak mniemam to ty jesteś SaS TrooP, lider fireteam'u szturmowego na patrolu?
    - Zgadza się. - powtórzył SaS.
    - To może staniesz przed kamerą.
    - Co prawda nie mam dziś dnia, ale niech będzie. - machnął ręką i stanął przed pomocnikiem dziennikarza i jego urządzeniem rejestrującym.


    Harris Press: Witaj żołnierzu, czy zgodziłbyś się udzielić nam krótkiego wywiadu?

    SaS TrooP: Dobrze, ale jednak tylko krótkiego.

    Harris Press: W takim razie cy mógłbyś się przedstawić i określić swoją funkcję na patrolu Central Takistan-North-West?

    SaS TrooP: Mówią na mnie SaS TrooP już od bardzo dawna, jestem zwykle liderem jakiegoś fireteam'u albo niszczę wszystko co ma koła, najlepiej owinięte gąsienicami.

    Harris Press: Rozumiem. Co możesz nam rzec na temat wczorajszego patrolu.

    SaS TrooP: Gadał Pan z PrzemoCem i Frizem? Bo my zwykle sprowadzamy przy pomocy pecha na nasz zespół nieszczęście, a ******** fuks PrzemoCa na ratuje. To miał być rutynowy patrol. Faktu zlecenia się na nas połowy lokalnej populacji się nie spodziewaliśmy.

    Harris Press: Jaka jest tajemnica faktu, że wyszliście z tego bez szwanku.

    SaS TrooP: Brak koordynacji u przeciwnika mimo całkiem dobrej mobilności oraz doktryna wyższości sił ognia, jaką zastosowaliśmy.

    Harris Press: Czym ona się objawia?

    SaS TrooP: Oj, długo by tłumaczyć, a wywiad ma być krótki.

    Harris Press: Rozumiem. Jak pan postrzega siłę i działania Nowej Takistańskiej Armii?

    SaS TrooP: Podobnie jak moi poprzednicy. Jestem w stosunku do nich raczej na TAK, do czasu aż nie zwieją w czasie bitwy i przez to nie wpadniemy w jakieś *****. Wtedy zrobi się w FOBie nieciekawie.

    Harris Press: A jak wygląda kwestia różnic językowych i kulturowych?

    SaS TrooP: Bywało gorzej. Generalnie do świata islamu mam bardzo negatywne podejście, jednak chwilowy stan mi nie przeszkadza. Ciężko jest się dogadać, ale zwykle w każdym squadzie jest jakiś takistaniec który chociaż na poziomie podstawowym porozumiewa się po angielsku. Do tego ja interesuję się lingwistyką prywatnie i coraz lepiej chwytam arabski.

    Harris Press: Rozumiem. Jak postrzega was ludność cywilna.

    SaS TrooP: To pytanie jest dość problematyczne. Ludność generalnie raczej nie jest nam wroga, ale obawia się represji ze strony bojowników. Wyraźnie nie ufają stanowi NTA. I do czasu aż nie udowodnimy im, że jesteśmy w stanie zapewnić bezpieczeństwo w regionie taka wrogość pozostanie.

    Harris Press: Możecie określić kiedy to nastąpi?

    SaS TrooP: Wtedy, gdy wszyscy bojownicy zginą. A żeby to osiągnąć nie będziemy się wahać także przed walką we wioskach i maistach.

    Harris Press: Hmm, rozumiem. Dziękuję ci bardzo za udzielenie wywiadu.

    SaS TrooP: Proszę.

    [​IMG]

    Gdy SaS TrooP odsunął się sprzed obiektywu, jego miejsce w centrum zajął dziennikarz.
    - Jak państwo widzą. - zaczął. - Siły COSA wiedzą po co stacjonują na Takistanie i jaki jest ich cel. Ci chłopcy nie zawahają się użyć siły by ustanowić porządek, jednak zgodnie twierdzą, że siła nie zostanie zastosowana przeciwko cywilom. Kamera ANN News zostanie w FOBie Scythe i na północnym Takistanie jeszcze przez pewien czas. Będziemy na bieżąco relacjonować działania sił COSA a także innych sprzymierzeńców. Zostańcie więc z nami i obserwujcie przywracanie porządku.
    Harris Press, AAN News, FOB Scythe, Centralny Takistan.

    Central Takistan-North-West: Misja wykonana pomyślnie
    Straty własne: Brak potwierdzonych strat, jeden BRDM-2 w barwach Nowej Takistańskiej Armii lekko uszkodzony.
    Straty przeciwnika: Potwierdzone eliminacje około 65 bojowników, wyeliminowano jeden stacjonarny DsHKM. Zabezpieczono a następnie zniszczono jedno nielegalne składowisko broni.
    Siły wroga na mapie: Około 40-220 przeciwników, lekkie pojazdy jak LandRovery, statyczne działka ZSU-23 i karabiny DsHKM.


    Wysunięta Baza Operacyjna Scythe:
    [​IMG]

    Starsze AARy można przeczytać na naszej stronie internetowej: http://www.cosapl.webd.pl/cosa/
     
  24. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    [​IMG]

    ArmA 2
    Combat Operations Specialists Attachment
    After Action Report - Odcinek 8

    "Łapanka"


    Uczestnicy:
    C.O.S.A. Alpha:
    COSA Squad Leader - SaS TrooP
    COSA Grenadier - GibsoN
    COSA RPG - John/Python
    COSA Rifleman - Argorden

    C.O.S.A. Bravo
    COSA Team Leader - PrzemoC
    COSA Medic - KubX
    COSA Automatic Rifleman - Freezen360
    COSA LMG Ammo Bearer - PACO

    Server: GibsoN
    Data: 20101029

    Na pustyni w nocy jest zawsze zimno. Operatorzy C.O.S.A. dobrze znali to uczucie po wcześniejszych operacjach, ale daleko było im do przyzwyczajenia. Trzęsąc się z zimna dobierali ekwipunek. Za 15 minut mieli być gotowi do drogi.
    Celem operacji było uwięzienie przywódcy bojowników takistańskich, Farida Sabeta. Sabet dopiero co został namierzony przez amerykański wywiad, a C.O.S.A. - chcąc nie chcąc lekka piechota - wyznaczona została do błyskawicznej akcji schwytania warlorda. Bojówkarz ukrywał się w opuszczonej kopalni całkiem niedaleko FOBa Warrior, jednak z pewnych względów US Army chciało utrzymać w tajemnicy tę operację.
    Utrudnieniem była pogoda. Po raz pierwszy od tygodni w tym rejonie Takistanu przechodził niż co wiązało się z opadami oraz silną mgłą. Widoczność w najgorszym przypadku nie przekraczała 30 metrów, a w chwilach gdy mgła nieco opadała - 80-100 metrów.

    Zdecydowałem się podzielić grupę na dwa fireteam'y. Fireteam mój (szturmowy): Ja (HK417), GibsoN (HK416+AG36), Argorden (HK416), John (HK416+RPG7). Fireteam drugi, (wsparcia): PrzemoC (HK417), Freezen (Minimi), PACO (HK416+Amunicja do Minimi), KubX (G36C + leki). Do naszej dyspozycji oddano dwa Landrovery dla sił specjalnych (5 osób załogi: kierowca, strzelec PKT na stanowisku obok kierowcy, operator granatnika AGS-17, 2 pasażerów). Jeden Landrover na fireteam - taka była moja decyzja.
    Najpierw wyjechaliśmy z FOBa Scythe przez Nagarę aż do wioski Gospandi, gdzie zdecydowałem się rozdzielić. Mimo złej pogody chciałem przeprowadzić zwiad, a dopiero potem zaplanować atak, jednak ustalone z góry było, że:
    1. Grupa Szturmowa (Alpha) uda się na wzgórze na północ od kopalni i stamtąd spróbuje dostrzec ewentualną ochronę, a nawet nasz cel. Gdy zaczniemy atak, zejdziemy po zboczu i wkroczymy do kopalni od strony zamkniętego szybu. Plan także zakładał ciche podejście między ewentualnymi patrolami takibów. Celem drugorzędnym była eliminacja ewentualnych umocnień statycznych lub mobilnych by ułatwić zadanie grupie Bravo.
    2. Grupa Wsparcia (Bravo) miała zająć pozycję na zakręcie drogi prowadzącej do kopalni. Następnie, gdy Alpha zwiąże się walką z przeciwnikiem, grupa przy pomocy LandRovera szturmuje główne wejście i eliminuje skupiska nieprzyjaciela. Dodatkowo, założyłem ewentualną ucieczkę poszukiwanego. Przyjmując, że miałaby się ona odbyć drogą, Bravo miała zatrzymać Farida Sabeta i rozpocząć odwrót.

    Po około 10 minutach obie grupy dotarły na swoje pozycje. Zdecydowałem się zostawić Rovera Alphy w bezpiecznym miejscu i rozpoczęliśmy zejście pod kopalnię. Widoczność sięgała 30 metrów, więc nie było mowy o jakimkolwiek rozpoznaniu. W międzyczasie gdy Bravo powoli podprowadzała pojazd pod drogę my minęliśmy już o włos dwa patrole takibów. Było jednak wciąż ciemno (powoli świtało) a oni byli na granicy widoku, więc na szczęście nie zostaliśmy zauważeni.

    Niestety, operacja posypała się około 100 metrów od zabudowań (których jeszcze nie widzieliśmy...). Argorden oddał strzał przypadkowy z niewyciszonej broni personalnej. Naturalnie bojownicy nie zignorowali tego dźwięku. Dosłownie po 20 sekundach strzelały do nas przez mgłę 2 PKMy. Rozkazałem odwrót, a Bravo przygotowało pojazd do walki. Po około 3 minutach skutecznie zerwaliśmy kontakt, jednak karabiny maszynowe biły na ślepo w naszą stronę. Dystans i widoczność zrobiły swoje - nawet nie widzieliśmy padających pocisków, ale i tak skutecznie motywowały nas do narzucenia szybszego tempa. W trakcie odwrotu wyeliminowaliśmy około 4 wrogów, prawdopodobnie czujki takibów.
    Gdy odwrót Alphy został zakończony zrewidowaliśmy plan: po przygotowaniu się mieliśmy zejść raz jeszcze w dół i nawiązać walkę z nieprzyjacielem, który prawdopodobnie będzie nas ścigać. Odwrót istotny miał więc przeobrazić się w odwrót pozorowany. Po odciągnięciu bojowników od samej kopalni, Bravo miało uderzyć wg. planu i zdobyć zabudowania oraz - w miarę możliwości - przejąć nasz cel.
    Wyruszyliśmy więc raz jeszcze eliminując paru samotnych wrogów bez większego problemu. Ponownie przeliczyłem się; bojownicy, wykorzystując swoją przewagę zaczęli nas obchodzić z dwóch kierunków, o czym przekonaliśmy się dosłownie w 2 minuty po ponownym zejściu. Zostaliśmy ostrzelani przez ponad 10 wrogów z trzech stron. W sytuacji otoczenia i odcięcia odwrotu ponownie przerwałem atak i wycofaliśmy się na pozycje wyjściowe. Jednocześnie okazało się, że wielkokalibrowy karabin maszynowy okupuje wejście do kopalni, który przystrzelał Bravo oraz uszkodził ich LandRovera unieruchamiając go.
    Walcząc o życie jakimś cudem uciekliśmy za wzgórze (wybijając ponad 15 nieprzyjaciół) i zawróciliśmy do naszego pojazdu. Nawiązując kontakt z Bravo, zapowiedzieliśmy połączenie sił na ich pozycji do 3 minut. Tak też się stało, przejazd terenówką po wertepach nie przyniósł żadnych niespodzianek. Siły takibów musiały być wyjątkowo nieliczne, jednak dobrze dowodzone. Przy skutecznym wykorzystaniu mgły, jedna mała grupka podeszła nawet pod Bravo na 50 metrów. Gdyby nie zostali zauważeni moglibyśmy ponieść straty.
    Rozumiejąc trudną sytuację, w której się znaleźliśmy, zadecydowałem o ostatniej próbie: wejściu frontalnym przy wykorzystaniu przewagi sprzętowej i atucie nowego Rovera. Problem był jeden: nie znaliśmy położenia owego DsHKMa. Dowódca Bravo, PrzemoC i jego operator Minimi zgłosili się na ochotników do akcji zwiadowczej mającej na celu eliminację tego zagrożenia. Podeszli więc tuż pod wejście by omal nie zginąć. Karabinem okazał się BTR-40, który - widząc grupę skautów - zaczął jeździć wokół i starał się wyeliminować naszą grupę. PrzemoC natychmiast zasłonił się dymem, ale pojazd nie odpuszczał. Zdecydowałem się osobiście pokierować LandRoverem (strzelcem był GibsoN) i dotrzeć od odciętej grupy. Dystans wynosił raptem 100 metrów, ale przy takiej mgle wydawało się to niezłym kawałem. W międzyczasie PrzemoC próbował wykończyć wóz wroga z LAWa, ale nie uzyskał pozycji do strzału (ciągle był przystrzelany). Dopiero kolejny dym i wkroczenie naszego samochodu, który skutecznie przepłoszył bojówkarzy, umożliwiło ewakuację tej dwójki. Widząc jednak, że żadne podejście jest niemożliwe ostatecznie przerwałem operację. Kłopotem była teraz ewakuacja drużyny - nie zmieścilibyśmy się do jednego pojazdu.
    Plan ewakuacji zakładał powrót całej Alphy do FOBu Scythe i obsadzenie helikoptera Huey, by podjąć Bravo, które w międzyczasie wycofa się na zachód i znajdzie miejsce na lądowisko.
    Odwrót Alphy trwał około 10 minut i odbył się bez przeszkód. Bravo także mimo początkowych trudności bez większych problemów zerwało kontakt. Po 10 minutach PrzemoC i jego fireteam dotarł na szczyt jednego ze wzgórz, a Alpha obsadziła Hueya i zorganizowała ewakuację. Fatalna pogoda zmusiła pilota do lotu z szybkością max. 110km/h. Odbyło się jednak bez przeszkód i Bravo zostało bezpiecznie podjęte. Wróciliśmy do bazy po półtorej godziny od startu operacji.

    Łapanka: Misja niewykonana
    Straty własne: Brak strat osobowych, utracono 1x LandRover uzbrojony.
    Straty przeciwnika: Potwierdzone eliminacje około 26-32 bojowników, nie złapano Farida Sabeta.
    Siły wroga na mapie: Około 20-50 przeciwników, jeden lub dwa BTRy-40.
     
  25. finker

    finker Ten, o Którym mówią Księgi

    Ten odcinek mi sie zdecydowanie bardziej podoba niz poprzedni. Ciekaw jestem co chcieliscie zrobic Argordenowi za ten przypadkowy wystrzal z broni persolnalnej. Jak rozumiem bawil sie swoja Beretta, tak w czasie podejscia? :)

    Czemu tak kiepsko jestescie wyposazeni w bron przeciwpancerna. Wiem ze nie jest to moze wyposazenie, ktore lubicie nosic ze soba. Ale to juz ktorys raz kiedy ciezki sprzet wam uniemozliwia, czy znacznie utrudnia zadanie. Z waszego skladu wynika ze mieliscie RPG. Nie piszesz nic o probach zdjecia BTRa nim. Tylko o LAWie. Jesli sami sobie wybieracie sprzet przed misja, to czemu nie jestescie przygotowani na taka ewentualnosc?

    Po za tym odcinek na swietnym jak zwykle poziomie. Czekam na kolejny.
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie