Va'esse deireadh aep eigean... - Nilfgaard AAR Coś się kończy... Prolog Karp Gdy armie Nilfgaardu kierowały się na północ, podbijając i podporządkowując kolejne kraje, za cel mając Jarugę, cesarz Torres stał przy niedawno wybudowanym sztucznym stawie. Znajdował się on praktycznie w centrum Miasta Złotych Wież, za pałacem. Niektórzy uważali cesarza Torresa za człowieka dziwnego, a dzisiejsze wydarzenie wcale tego nie zmieniło. Na uroczystość zaproszeni zostali najwybitniejsi ludzie w Nilfgaardzie: ministrowie, generałowie, głowy największych szlacheckich rodów i najpotężniejsi czarodzieje. Poza cesarzem, najwięcej uwagi skupiano na Fergusie var Emreisie, młodemu lecz ambitnemu mężczyźnie, z potężnego rodu szlacheckiego. Torres był już stary, gdy ten młodzieniec zdobywał coraz większe wpływy w polityce. Jednak, wróćmy do naszej uroczystości, jaką było oficjalne otwarcie... sztucznego stawu. Było już po przemówieniu, pozostało przejść do czynów. Z złotej misy Torres ostrożnie wyjął małego jeszcze karpia z przyczepionym na stale złotym medalem, a następnie wpuścił go do stawu. Może to był zbieg okoliczności, może jakieś magiczne wydarzenie, może zrządzenie losu. Kto wie? Jednak gdy ryba dotknęła wody, idealnie w tym miejscu początek miał potężny dźwięk, podobny do wybuchu. Objął on całe Miasto Złotych Wież, Nilfgaard. Poza kilkoma ludźmi, wszyscy zgromadzeni wokół sztucznego stawu w ten słoneczny dzień padli na ziemię. Coś było jednak nie tak. Przed chwilą było znacznie cieplej, co więcej, w tym rejonie nigdy nie padał śnieg! Cesarz spojrzał w niebo, które było inne. Rozległa się panika, sam Torres skrył się w pałacu. Fergus var Emreis był zadowolony. Mimo że skołowany, nowa sytuacja mu odpowiadała. W wyniku nacisków jego sprzymierzeńców, jak i jego samego na cesarza, ten uznał go za swego doradcę, a nawet podpisał dokument, mający oddać tron w ręce rodu var Emreis, jeśli Torres umrze bez prawnego potomka. Tak, Fergus był z pewnością zadowolony po nadzwyczajnym posiedzeniu. Lecz w żadnym świecie nie ma nic za darmo, czyż nie? Ceną za to był czas ambitnego mężczyzny, który miał nadzorować ekspedycje i badania nad nowym światem. Dziwiło go głównie to, czemu magowie zatracili swe umiejętności. Póki co skazano na możliwość koniunkcji sfer, która do dziś dnia jest zjawiskiem tajemniczym. Jednak to przekroczyło wszystkie oczekiwanie – o ile w poprzedniej, objęła cały świat, a nawet kilka światów, to tutaj przeniosło się jedynie jedno miasto. Co gorsza, ledwie pięć tysięcy żołnierzy tworzyło armie cesarską. Fergus spojrzał na posłańca, który nieszczęśliwie musiał stać i czekać, aż on się namyśli. -Wyślij zwiadowców w wszystkich kierunkach. Póki co nie możemy zrobić wiele, nie znając nawet okolicy. Ich głównym celem ma być nie tyle stworzenie map, a wybadanie stopnia zaawansowania tutejszych cywilizacji, o ile te istnieją. Przygotować także szybki i dobrze chroniony transport dla mnie. Mam zamiar sam zająć się dyplomacją, dyplomaci mimo wszystko nie znają całej sytuacji. Rozesłać także heroldów, mających uspokajać ludność. Wcisnąć im jakąś propagandę czy coś, nie jestem specem od tego. Zrozumiano? Wykonać! Fergus zaczął przyglądać się swoim paznokciom. I myśleć nad tym, kiedy będzie wydawał rozkazy nie w czyimś imieniu, a swym własnym. Z korona na głowie. Było źle. Po prostu źle, Fergus wiedział o tym. Trafili w sam środek jakiegoś państwa, jednego z wielu w tym świecie. Państwa rozwiniętego mniej więcej na równi z Nilfgaardem. Była jeszcze jedna dziwna rzecz w związku z koniunkcją. Była nim znajomość tutejszego języka na równi z Nilfgaardzkim. Cesarz wiedział jednak, że po podbiciu tych ziem, całą ludność będzie trzeba uczyć dialektu zwycięzców ku chwale Miasta Złotych Wież. Z tego co powiedzieli mu zwiadowcy, tutejsze państwo nazywane jest jakimś zakonem. Było to dziwne dla Fergusa, który podobnych tworów nie widział w swoim świecie. Był pewien, że będzie trzeba przyjąć ich religie. Albo przekonać ich, że Nilfgaard zesłali bogowie, i mają się przyłączyć do niego dla ich chwały. Fergus uśmiechnął się ironicznie. Zakonnicy są przeważnie wierzący, a kto kiedykolwiek widział miasta pojawiające się znikąd w świecie bez magii?
Va'esse deireadh aep eigean... - Nilfgaard AAR Coś się kończy... Odcinek pierwszy Nowy świat Dali się nabrać. Fergus nie miał pojęcia, kim jest ich Jezus, o jaki krzyż chodzi ani żadnej z tych rzeczy, lecz udało mu się. Szczęście uśmiechnęło się do niego i zakon przyjął zwierzchnictwo Nilfgaardu, uznając ich za jakieś anioły. Kto to jest, Fergus także nie miał pojęcia, lecz rozesłał swoich ludzi, by wybadali tą tajemniczą religię. Jadąc konno z powrotem do Miasta Złotych Wież, nie wracał tylko z radosną nowiną. Za nim jechał wóz, obładowany mapami oraz księgami, mającymi pomóc poznać historie tego świata jak i aktualną sytuacje polityczną Cesarstwa. Magowie będą mieli dużo do roboty. Powiedział i uśmiechnął się ironicznie. Nigdy nie przepadał za magami, którzy mieli zbyt duże wpływy za czasów Torresa. On planował je skrócić, lecz teraz to było łatwiejsze – czarodziej bez mocy, to jak żołnierz bez broni. Prawie nic nie znaczą, lecz nadal należy się liczyć z ich wpływami. W końcu to oni trzymają w ręku większość wiedzy zgromadzonej w Nilfgaardzie. Młody var Emreis osobiście nie miał nic przeciwko nim, jednak uważał ich za gigantyczną przeszkodzę w jego planach. Odtworzenie Nilfgaardu na tutejszych ziemiach potrzebowało silnego, stanowczego władcy, którym oczywiście miał być Fergus. Mimo to, póki co nie mógł się ujawnić, lecz powoli kończył pajęczynę intryg. -Nilfgaard jeszcze nie jest znany pod swą prawdziwą nazwą, panie. Tutejsi uznają nas za Zakon Krzyżacki, który oddał nam niedawno władzę. Dzięki temu ludzie nie powinni się buntować, nadal uznając nas za prawowitych władców. Odziedziczyliśmy także roszczenia terytorialne, jakie Zakon miał na południu i północnym wschodzie. Powinniśmy zachować jeszcze przez jakiś czas tytuł tego całego zakonu, nie ujawniając się, dzięki czemu będziemy mieli korzystną sytuację polityczną. Powinniśmy także przyjąć religię tutejszych, co wzmocni naszą władzę w rejonie jak i pozycje międzynarodową. - Fergus wziął głębszy oddech. Byli tu w trójkę – on, cesarz Torres oraz czarodziej var Anahid. Ten ostatni był jedną z niewielu osób, mogącą zagrozić pozycji rodu var Emreis jak i jego ambitnego przedstawiciela, przez co z jego opinią należało się liczyć. Jednak młodzieniec nie miał się czego bać. Póki co. -Popieram Fergusa var Emreisa. Ma całkowitą rację i zgadzam się z nim w 100 procentach. Jednak chciałbym wtrącić kilka słów. Przestudiowałem przez te kilka godzin kilka map i ksiąg, poznając naszą aktualną sytuacje. Powinniśmy się skupić głównie na rozwoju ekonomi i nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z innymi państwami. Ponadto do czasu uzyskania znaczenia jak i potęgi, powinniśmy się kryć pod nazwą zakonu. Cesarz milczał. Myślał, mimo starości, nadal zachował sporą jasność umysłu, co było niebezpieczne. Lecz w tym wypadku, interesy Nilfgaardu, rodu var Emreis, cesarza jak i czarodziei splotły się w jeden, wielki, nazywający się przetrwanie i rozwój. -Tak. Dziękuje za wasze rady. - odezwał się zmęczony Torres. Dziwne wydarzenie, nie wiedząc czemu, bardzo go osłabiło. -Lecz pozwólcie, że sam zdecyduje. Należy wybadać religie tutejszych a potem zaadaptować ją na nasze warunki w taki sposób, by i Nilfgaardczycy byli zadowoleni, ale także inne państwa uznały nas za swoich. Głównym celem dyplomatów będzie wzmocnienie stosunków z silniejszymi państwami, jednak za żadną cenę nie zawierać z nimi sojuszy. Nad ekspansją pomyśli się później, teraz jednak potrzebujemy czegoś innego. Potrzebujemy silnej ekonomi, która udźwignie przyszłe podboje. Powinniśmy podzielić kraj na mniejsze regiony i większe prowincje, jak za starego Nilfgaardu. Ty się tym zajmiesz, Fergusie. Liczę na Ciebie. Tak, to wszystko. Możecie się rozejść. Nilfgaardczycy są wspaniałym narodem dla tyranów. Zdyscyplinowani, posłuszni i wierni. Nie pragną jakiś wielkich praw, a jedynie godnego życia. Daj im to, a będziesz ubóstwiany i nie zapytają się o żaden cel jakiegokolwiek działania, nie niszczącego ich życia. Nawet nie rozumiejąc celu, pójdą za tobą. To była wielka zaleta Nilfgaardczyków. Tylko dzięki temu religia, zwana katolicyzmem, zapanowała w ciągu kilku tygodni w Mieście Złotych Wież. Dawne świątynie przerobiono na kościoły, kapłani zmienili starych bogów na nowego. Mimo to, ludzie nadal sądzili, że wierzą w to samo. W praktyce właśnie tak było, gdyż religie panującą w tym państwie można by nazwać „katolicyzmem Nilfgaardzkim”, albo wyodrębnić nawet całkiem nową religię. Fergusowi to nie przeszkadzało, chodziło tak naprawdę jedynie o pozory. Co więcej, zdobywał spory szacunek zagranicznych władców, gdyż jako pierwszy on, a nie Torres wziął chrzest. Sieć intryg powoli oplatało gardło cesarza. Wystarczyło jedynie poczekać i pociągnąć za sznurki. „Zakon Krzyżacki” a tak naprawdę nowy Nilfgaard, miał idealnie taką samą politykę jak dawne cesarstwo. Ziemie, które przeszły pod jego władanie, musiały się podporządkować. Pewne było, że w Mieście Złotych Wież, mówić mogą jedynie najpotężniejsze rody i czarodzieje. Ci, bez mocy stracili sporo na znaczeniu, co spowodowało, że na najważniejsze sprawy w państwie mieli szlachcice jak i sam cesarz. Nie zmieniało to jednak faktu, że synonimem słowa władzy, był Nilfgaard. Właśnie mieszkańcy stolicy dyktowali warunki, to do cesarza musieli przyjeżdżać zarządcy prowincji, a nie on do nich. Jedynie niektóre kwestia zostawały w woli danych regionów, głównie dotyczące nieruchomości jak i sądownictwa niższych klas społecznych (szlachta mogła się odwoływać o rozprawę w Nilfgaardzie, czarodziei chronił immunitet). Mimo wykształcenia szlachty i czarodziei, niższe klasy społeczne były przesądne, wierzące w najróżniejsze bzdety, jak choćby to, że czarny kot przynosi pecha. Mimo to, nie starano się z tym walczyć, gdyż taki lud łatwiej było kontrolować w wypadku buntów. Czasem nawet rozpuszczano fałszywe przesądy, które na krótko dawały pewien określony efekt. Nilfgaard wspierał własnych kupców, nakładając wysokie cła dla przybyszów z zagranicy oraz wspierając, czasem nawet nielegalnie, swoich własnych. Fergus var Emreis miał zamiar w pierwszej kolejności zająć się właśnie tym, widząc więcej korzyści z wolnego handlu niż zamknięcia swoich rynków. Mimo że armia nie miała swego motta, pasowałoby do niej „nacierać”. Siły zbrojne Nilfgaardu opierały się na armii lądowej, składającej się z żołnierzy zawodowej. Powszechnie znana była zasada „najlepszą obroną jest atak”. Mimo to, wyższe stopnie oficerskie były dostępne jedynie dla szlachetnie urodzonych, jednak niektórzy z cesarzy nadawali tytuły szlacheckie dla najlepszych dowódców z niższego stanu, by pozwolić mu na dalszą karierę, jednak były to rzadkie przypadki. Mimo wysokich wpływów arystokracji, kolejni cesarze blokowali wszelkie próby uwłaszczenia chłopów i mieszczaństwa. Byli oni wolni, jedynie musieli płacić podatki oraz czynsze, choćby za wynajem zakładów czy pól. Była to podstawa ekonomi Nilfgaardzkiej, niezbędnej do utrzymania potężnej armii. Ta jednak teraz nie powodowała strachu innych władców. Podzielona była na dwie osobne armię. Pierwsza, ta ważniejsza, nazywana była Armią Cesarską, składającą się z rdzennych Nilfgaarczyków, którzy pojawili się tu wraz z miastem. Dowodził nią Kees aep Meara. Liczyła ona jedynie 3 tysiące pieszych i tysiąc konnych. Druga armia zwana była Zakonną, gdyż została odziedziczona poprzez wchłonięcie Zakonu. Liczyła ona aż 10 tysięcy pieszych i 6 tysięcy konnych, będąc tym samym główną siłą uderzeniową. Dowodził nią jednak nie miejscowy, a członek jednego z potężniejszych rodów szlacheckich Nilfgaardu, Vreemde de Rideaux. Fergus stał przy jednej z map, jaką otrzymał. Był w swej prywatnej komnacie jedynie z magiem, który przedstawił się jako Lamarr. Objaśniał on jedynie sytuacje polityczną, która przedstawiała się całkiem dobrze. Nilfgaard należał do sojuszu, obejmujące całe północne wybrzeże morza, zwanego Bałtyckim. Co więcej, państewko na południu było związane z nim hołdem lennym, a tamtejszy władca miał przyjechać do Torresa by go złożyć. Poza państwami na północnym wschodzie, Nilfgaard raczej nie miał powodów do zatargów z innymi państwami. Stosunki były neutralne, raczej ciepłe, które powinny się niedługo polepszyć, dzięki misjom dyplomatycznym, wysłanym z Miasta Złotych Wież. Nie wiedzieć czemu, nadal pokazuje się nazwa Kurland. Proszę to zignorować i wyobrazić sobie, że jest tam napisane „Nilfgaard” Aktualnie Nilfgaard kontroluje 4 duże miasta, otoczone sporą ilością wiosek i mniejszych miasteczek. Największym z nich i najbogatszym jest oczywiście Miasto Złotych Wież. W wyniku przeniesienia, co zdziwiło mieszkańców, Nilfgaard zaczął leżeć nad morzem. Port był na tyle blisko, że cesarz podniósł koszt prawie wszystkich działek, obniżając jedynie te, które mogły połączyć miasto z morzem. Co więcej, region ten był na przecięciu ważnych szlaków handlowych, więc przybywało tu wielu kupców, co jeszcze bardziej zwiększało zyski miasta. Drugie miasto leżało w rejonie Inflant, chodzi tu oczywiście o Rygę. Miało podobne zyski to leżący w Estonii Tallinn i Połock, które został jednak podbity siłą, bez żadnych uzasadnionych roszczeń terytorialnych Zakonu. ------------ Vanilia wersja 1.09 + własne modyfikacje Shield i flagi Nilfgaardu zrobił mi Ober (wielkie dzięki )