Crown of Eire - Irlandia AAR

Temat na forum 'CK - AARy' rozpoczęty przez Król Jegomość, 25 Maj 2005.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Rozgrywkę zaczynam od trzeciej krucjaty księstwem Meath na poziomie średni (na razie lenna angielskiego) jednak nie jest chyba trudne do odgadnięcia, że niebawem cała Irlandia będzie moja - tymczasem nie chcę zaczynać gry od save'a w którym od 1066 zjednoczyłem Irlandię, od księstewka angielskiego może być ciekawie. Wraz ze wzrostem siły mego władztwa będę mógł podwyższać poziom trudności. Konwencja AARa jest dość oryginalna, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba.

    Crown of Eire - Irlandia AAR

    Irlandia, legendarna Eire, szmaragdowa wyspa w dawnych czasach rządzona była przez potężny ród O'Brienów. Rozpad królestwa pomiędzy synów ostatniego króla przyniósł ze sobą zacofanie i nieprowadzące do czegokolwiek poza dewastacją biednych hrabstw wojny między możnymi rodami. Rosnąca coraz bardziej w siłę Anglia wykorzystała to i zajęła znaczne obszary Szmaragdowej Wyspy, ustanawiając tam swoją jurysdykcję i rozdając irlandzką ziemię swoim własnym wielmożom. Z dawnych najwazniejszych księstw - Munsteru, Leinsteru, Connachtu i Ulsteru pozostały słabowite państwa, które jedynie zjednoczone pod rozsądnym przywództwem mogły przeciwstawić się najeźdźcy zza zimnych wschodnich wód, którym Święty Jerzy patronuje. Takowego jednak nie było skąd szukać i Irlandia była skazana na stopniowy upadek i przechodzenie w coraz większej mierze pod władanie angielskie.

    Historia ta zaczyna się w Anglii pod koniec grudnia roku pańskiego 1186, w zamku książęcym w Kornwalii. Oto bowiem król Henryk wysyła swojego młodszego syna, Johna, do tej pory jedynie miejscowego hrabiego, aby objął władzę w opanowanym przez monarchię księstwie Meath i rozpoczął zdobywanie tamtejszych ziem dla Anglii. Tymczasem starszy syn, Richard otrzymuje godność dowódcy królewskich armii, które ma poprowadzić do zwycięstwa w zbliżającej się wojnie na kontynencie.

    Drugiego dnia stycznia okręty angielskie dobiły do skutego lodem portu w Dublinie - mającego być od tej pory siedzibą księcia. Władztwo podobno było znaczne, i choć na pierwszy rzut oka widać było, iż ziemie są biedne, to John cieszył się, iż nikt już nie powie o nim "Jan bez ziemi". Zaraz wyładowaniu części rzeczy została mu zaprezentowana jego główna posiadłość, oraz ludzie, których obowiązkiem będzie służyć mu radą, oddaniem i mieczem.


    [​IMG]

    Służba krzątała się po zamku jak w ukropie, zamykając okiennice i uszczelniając wszelkie szpary w drewnianych dobudówkach siedziby książęcej w Dublinie. Angielscy żołnierze w czerwonych opończach i talerzowatych hełmach czyścili broń, a ich dowódcy rozstawiali straże przy drzwiach. Liczniejsze niż zwykle. Uważniejsze niż zwykle. Z wiadomej przyczyny - książę nadchodził. Z tejże samej przyczyny w głównej sali, w której przed wiekami ucztowali królowie Irlandii zawieszono na ścianie wielki, wyszywany złotymi i srebrnymi nićmi herb - złote lwy Anglii i biały orzeł Meath na szkarłatnym polu. W kominkach i paleniskach trzaskał wesoło ciepły ogień. Trzaskanie to było bardzo miłym kontrastem dla lodowatego wiatru wyjącego na dworze. Widząc jakie postępy się tu dokonały od ostatniego rządcy, książę na pewno miał powody do zadowolenia. W zbrojnej świcie wszedł, niemal wbiegł do sali. Zgarbiony i zezłoszczony. Odziany w purpurowe, pyszne szaty, o kręconych włosach i bardziej pyszałkowatych aniżeli dumnych rysach. I bynajmniej nie wyglądał na zadowolonego.
    - Zatem, Guillaume, przedstaw mi mój dwór. - Zwrócił się do patrzącego bystro mężczyzny w zielonym odzieniu, o srebrnych włosach. Skinał też na służbę aby podała mu cieplejszy płaszcz i zażądał przygrzewania posiłku. Co z tego, że nie była pora. Co z tego, że ognie dopiero się rozpalały. Jedzenie miało być ciepłe, bo tak sobie tego życzył i tyle.
    - Jak sobie życzysz, mój książę. - odparł Gulliaume O'Donnaghaile, skłonił się lekko po czym przedstawił jednego ze stojących naprzeciw świty, wysokiego mężczyznę w ciężkiej zbroi, o długich kasztanowych włosach i twarzy przeciętej na skos przez bliznę. Był to brat Gulliama, Amaury. John spodziewał się, że być może brat wspiera brata, ale miał podstawy sądzić, iż ów Amaury to jeden z najlepszych wodzów i rycerzy zarazem, jakich tylko Eire widziała. To on pokonał ostatniego księcia Munsteru, którego stolica stała się teraz własnością księstwa. Eve O'Braonain była niezbyt utalentowaną, za to brzydką i bardzo niesympatyczną niewiastą której już było ze czterdzieści wiosen. Etiennette była córką zmarłego na zapalenie płuc zarządcy majątków - dzięki swoim talentom i urokowi osobistemu dawała sobie radę na stanowisku dziedzicznym po ojcu, i aż do małżeństwa miała ów przywilej zatrzymać. Sophie O'Catasaigh była otyłą "mamuśkowatą" osobą, w sam raz na ochmistrzynią, jeśli nie piastunkę dla dzieci. John powierzył im stanowiska, które uważał za nadające się dla nich, jąkając się przy tym często, bowiem jeśli sprawa bywała kłopotliwa, to John jąkał się zawsze. Spoglądał przy tym gniewnie to na świtę, to na rękojeść swego miecza. O chichocie w obecności księcia nie było mowy. Nowo mianowany kanclerz Guillaume zawołał:
    - Koniec! Wracajcie do pracy! Książę musi odpocząć i na lud ciemny czasu tracić nie będzie.
    Czeladź i straż opuściła salę. Potem książę i dwór. Wicher otworzył okiennicę z łoskotem i rozwiał popioły na palenisku.

    Służba sennie włóczyła się po zamku, czasem wychodziła przez bramę na plac aby porozmawiać ze znajomymi, czy kupić coś do zjedzenia dla rodzin zamieszukujących kamieniczki i drewniane domostwa zbite w ciasne uliczki wokół siedziby książęcej w Dublinie. Angielscy żołnierze w czerwonych opończach i talerzowatych hełmach drzemali wsparci o broń, a ich dowódcy grali w kości w północnej baszcie. Straże były mniej liczne niż wczoraj. Mniej uważne niż wczoraj. Z wiadomej przyczyny - książę dziś z rana wyruszył wraz z dworem, aby obejrzeć stan księstwa i objechać wszystkie swe ziemie, a także poznać wielmożów będących jego lennikami.

    [​IMG]

    Książę był seniorem licznych rodów władających ziemiami od Dublina aż po Munster. Wschodnią granicę władztwa wyznaczały lasy starej, nie skrywającej niechęci do Meath księżnej Leinsteru Mc Murchady, zachodnią zaś bezkresne połacie szmaragdowych wzgórz Connachtu władanych przez bitnego rycerza O'Connora. Kanclerz Guillaume miał pomysł aby zyskać sobie poparcie rycerstwa przez zorganizowanie polowania i późniejszej uczty na cześć księcia. Koncept ów sam John poparł i skierował się wraz ze świtą do ziemi Osraige. Szóstka walecznych braci Mc Domnailów, w których żyłach krew O'Brienów płynęła, a ludzie mawiali, iż stwora wszelkiego ze swych lasów przegnali, potwierdziło hołd władcy raz jeszcze i udało się razem z nim na południe. Jedenastego stycznia, wraz z pozostałymi wielmożami - Georgem z Urmumu, Anglikiem przybyłym wraz ze zwycięskimi wojskami i znającymi się na handlu, ale też na żegludze i omijaniu morskich węży braćmi Mc Carthy rozpoczęli łowy.

    [​IMG]

    John nie lubił zbytnio polowań, przynajmniej od jakiegoś czasu. Zwłaszcza nie cierpiał polować w towarzystwie starszego brata, który zawsze ubijał mu zwierzynę pod nosem, nie dając się wykazać. Zwłaszcza, że John był kiepskim łowcą. I po polowaniu nie potrafił walczyć o swoje. Zbyt się jąkał, gdy przychodziło do awantury, kto w łani grzbiet posłał szyp celnie. Jeden z myśliwych ze świty prowadził jego konia za udzę. Było zimno, na drzewach zalegała masa śniegu. Jednak spod białego puchu widać było zieloność iglaków i czarne, splecione konary. Irlandia była krajem wyjątkowo tajemniczym - książę mógł więc na chwilę zapomnieć o swej zawiści do brata i ojca, i wsłuchać się w jedną z wielu miejscowych opowieści przy rozpalonym ogniu. Zwłaszcza gdy nad ogniem przypiekała się dziczyzna, i nikt spośród zmarzniętych myśliwych nie miewał wątpliwości, kto najlepiej strzela tu z kuszy w silnego zwierza.

    Zsiadł z konia i ostrożnie zagłębiał się w gęstwinę. Niestety, śnieg skrzypiał mu głośno pod butami. Idący z przodu Amaury dał ręką wolną od myśliwskiej włóczni znak, aby się zatrzymać. Przed nimi jakaś grupa ludzi robiła o wiele więcej rumoru. I nie byli to ludzie z Meath, ani jego lenn. John wycofał się, wsiadł na konia po czym ruszył naprzód z resztąświty. Tak, aby ci w zielonych płaszczach go widzieli. Był synem króla Anglii. Był księciem Meath. Był władcą tych ziem, i zamierzał pokazać Leinsterczykom, kto tu rządzi.
    - Kkkkk... kto narusza granice mmmych zzzziem?! Nie wiecie przez czyje lasy ssssstąpacie i czyczyczy... czyją zwierzynę płoszycie?
    Nie widząca zbytnio przez zaspy swojego rozmówcy kompania odpowiedziała rykiem śmiechu. Potem któryś zawołał.
    - Lasy te do księżnej Mc Murchada należą! A ty, wędrowcze, jąkajło nie masz czego tu szukać, boś ty pewnie i nie pasowan, ale kmiotek.
    Dla energicznego księcia to było za dużo. Był święcie przekonany o swojej sprawności bojowej. Był święcie przekonany o swoim celnym oku. Postanowił odpowiedzieć więc na zniewagę bardzo silnymi i ostrymi argumentami. Przyłożył kuszę do policzka i wystrzelił. Chciał trafić swojego rozmówcę. Trafił rozbawionego osiłka stojącego tuż obok, ale najważniejsze było, że "jąkajło" nagle zaczął wzbudzać respekt na tyle duży, aby Leinsterczycy z krzykiem "Za księżną, śmierć Meathskim słabeuszom, precz z Anglikami!" ruszyli do ataku. Amauremu nie spodobał się awanturniczy charakter rozwiązania sprawy - ale już w nie takich awanturach brał udział. Skoczył więc z krzykiem wraz z resztą świty księcia na przeciwników. Tymczasem Leinsterskim łucznikom fakt, że strzelali do syna króla Anglii wcale nie odbiarał celnego oka. Strzały gnały ze świstem naprzód, nie martwiąc się, iż mkną na księcia Meath. Groty nie sprawiały wrażenia skonsternowanych faktem, iż ubijają wierzchowca pod władcą tych ziem. John spadł więc z konia i upadł twarzą w zaspę, jeden z Leinsterczyków skoczył ze wzniesionym do ciosu toporem, aby skończyć o spór w kwestii prawa do łowów w tych lasach. Zakończył jednak jego wyprawę szybki cios Amaurego. Z tyłu na Leinsterczyków wpadło sześciu, ścigających się na wyprzódki w walce braci McDomnailów, ostatecznie wyjaśniając ludziom księżnej, że ich miejsce łowów leży po wschodniej stronie lasu.

    Świta księcia siedziała przy ogniu, wielu poranionych. Ich książę był w nizełym nastroju, choć zwierzyna dziś przepadła, to postanowił i uzgodnił wiele spraw. Koniec był nierządu i tradycyjnych, rodowych rządów - dopilnował, aby cała władza była sprawowana przez feudałów. Poza tym, postanowił, iż niedługo przystąpi do wojny z Leinsterem, i z powodu lasu miał powód do wojny z tym księstem. Ale większa wojna miała dopiero zaistnieć z Connachtem, który miał podobnie liczne siły co Meath. John więc, zadowolony z dobrze zaczętych rządów wsłuchiwał się w słowa starego barda O'Neila:
    -Dawno, dawno temu, gdybym tam był ,teraz by mnie tam nie było. Gdybym był tam teraz w tamtym czasie, miałbym nową starą opowieść do zasnucia przy tym ogniu... lub w ogóle nie miałbym nic do powiedzenia...

    Bliźniaczy temat usunąłem - E
     
  2. Zatem, gdy łowy zakończono i prawo przypieczętowano dziesiątego dnia marca roku 1187, książę John rozesłał kilku swych rycerzy, w tym przede wszystkim onych osławionych braci z rodów znamienitych, co we swych włościach żadnych powinności nie mieli, bowiem ich ojcowie władali nadal. Rozesłał tychże we wszystkie strony świata, aby małżonki dlań poszukali i wszystko załatwili oni, bowiem sam obwiał się, aby jego cechy żadnej urodziwej białogłowy nie zniechęciły od zamążpójścia. Poszukiwania trwały trochę czasu, ale dnia 29 marca okręty powróciły. Tymczasem książę rozkazał Etienette, która piastowała urząd majordoma aby podliczała zyski z podatku, jaki ściągnąć można będzie z okazji ślubu książęcego. Wielu ludzi domyślało się, iż nasz pan miłościwy mariaż zawierał, by po raz ostatni być może przed śmiercią w bitwie szczęścia na tym świecie zaznać.

    [​IMG]


    [​IMG]

    Był to ciepły jak na październik dzień, 5 tego miesiąca. Książę przyodzian w czerwono-złote szaty siedział wyprostowawszy się dumnie na drewnianym, zdobionym książęcym tronie, obok niego, na mniej już ozdobnym krześle zasiadała księżna, małżonka jego, Elisabeth de Garlande, trzymając małżonka za rękę. W jej otoczeniu przebywało paru możnych, młodych rycerzy francuskich, którzy razem z nią przybyli do tej tajemniczej ziemi - była przecież ulubioną dwórką króla słodkiej Francji, kochaną przez wszystkich na dworze. Jej uroda i czarujące spojrzenie i sposób bycia kontrastowały, były wręcz przeciwieństwem dla Johna, który był może niezbyt brzydki, ale wiecznie skwaszony i niezadowolony. Starał się jednak wyglądać na kochającego męża, przynajmniej w otoczeniu całego dworu, bo, co by nie mówić, obecność francuskich dworaków i przychylność ich monarchy była mu bardzo na rękę. Włądztwo jego wzbogaciło się nieco ostatnio, za sprawą podatku pobranego z okazji ślubu, jak też i nieubogiego posagu wybranki. Z zamyślenia wyrwało go zawołanie kanclerza Guillaume'a:
    - Wpuścić, naszego gościa! Książę, oto szanowny hrabia...
    Strażnicy w sali przestali chrapać wsparci o włócznie i cały szpaler wyprostował się dumnie. Do sali wszedł gruby, bogato odziany mężczyzna, którego tusza i nadęta mina świadczyła także o sprawowaniu jakiegoś urzędu nadanego przez króla.
    - ...Huges z Westmorland!
    Hrabia Huges z Westmorland ukłonił się dwornie i oddał należyte honory parze książęcej. Potem zaś jego dwór, oraz dworacy z Meath udali się do baszty północnej, by tam omawiać sprawy wielkiej wagi...

    Wielmożny hrabia Huges z Westmorland odjechał jednak z Dublina z lpustymi rękami. Pierwszą bowiem sprawą, jaką osiągnąć chciał, było przekonanie księcia Johna do podjęcia krzyża i wyruszenia przeciw poganom. Pan nasz jednak, środków na takie przedsięwzięcie pozbawion, odmówić był zmuszon, zwłaszcza, iż hrabia rozkazu ze stolicy apostolskiej nie przynosił, a jedynie domniemaną wolę papieską wyrażał. Kolejnym zaś zakończonym zaś niepowodzeniem aspektem jego wizyty była prośba o rękę Etienette, na co jednak książę nasz nie przystał...

    25 stycznia roku Pańskiego 1188, nie troskając się, iż księżna już od dni pierwszych listopada była brzemienną, książę, zaniepokojon wysokimi podatkami i rewoltą na ziemi sąsiada swego zachodniego, O'Connora wydał rozkaz zebrania armii na granicy. Jeszcze tego samego dnia otwarcie wypowiedział wojnę sąsiadowi, argumentując ją swoimi prawami do kilku wiosek i miasteczek przygranicznych.

    [​IMG]

    Dobrze zorganizowane siły Meath bez większego kłopotu pobiły niewieliczne zastępy wroga, którzy uciekając w panice przed panem Dublina skryły się w warownym zamku na skałach

    [​IMG]

    Obóz armii Meath pogrążony był jeszcze w półśnie, jednak coraz liczniejsze straże starały się zachować jak największą czujność. Obóż leżał nad brzegiem morza bowiem oblegany, warowny zamek O'Connora w Sligo leżał na wzgórzach na wybrzeżu. Do chrapania śpiących Irlandczyków dołączał też szept rozmów dobiegający z namiotu książęcego. Oto książę John kończył właśnie negocjacje w obecności hrabiego Ulsteru. Oto sam papież dekretem "Pax Dei" nakazał Ulsterczykom zakończyć działania wojenne i przestać nękać bezbronne wioski Meath. Miało to wielkie znaczenie, marszałek Amaury zaś stwierdził, że niesmak po grabieżach i tak pozostanie, i być może uda sięzyskać księcu większą przychylność wśród irlandczyków, jeśli, w przeciwieństwie do ich włąsnych panów, zastosuje się do sugerowanej przez marszałka zasady "wojna zamkom, pokój hatom" Tego samego dnia, w południe, zarówno legat, jak i hrabia opuścili obóz. Zaczęto szykować się do kontynuacji oblężenia.

    [​IMG]

    Słońce już chyliło się ku zachodowi. Zmęczeni walką zołnierze księstwa Meath wrócili do obozu po całodniowych, bezskutecznych walkach. Nagle ktoś z tłumu zawołał, ręką wskazując morze.
    - Anglicy! Angielskie statki na horyzoncie!
    Niebawem potężne kogi królewskie, wyładowane zapoatrzeniem, końmi, z których niebawem wyszło bez mała półtora tysiąca zbrojnych dobiły do brzegu. Marszałek Amaury był bardzo zadowolony, mógł bowiem rozwinąć szyk i zacząć lepiej działać. Wszyscy byli bardzo zadowoleni z obrotu spraw. Doszły też ich wieści, iż armia angielska liczy sześć tysięcy zbrojnych i zaczęła już zdobywać ziemie ich wrogów. Sam król podobno ruszył na... Ulster. John nie miał jednak jak rozwinąć szkrzydeł, ani popisać się lepszym działaniem. Był niezbyt zadowolony z obrotu spraw, bowiem armiami angielskimi dowodził jego brat, Richard. Szala zwycięstwa w wojnie miała się definitywnie przechylić na stronę księcia Meath.

    [​IMG]
     
  3. Jednego dnia dwie wielkie łaski Boże na głowę księcia Johna spłynęły, bowiem tego samego dnia wielkie zwycięstwa odniosły jego zastępy nad butnymi O’Connorami, zaś małżonka jego Elisabeth powiła syna, któremu na chrzcinach nadano imię Amaury

    14 września roku Pańskiego 1188 marszałek Amaury zastosował w boju taktykę, o której wodze i rycerze prawić będą jeszcze do zimy – nakazał wybudować na dwóch przeciwległych wzgórzach górujących nad wąską kotlinką wysokie, drewniane wieże, które obsadził łucznikami. Wyjście z kotlinki zastawił wozami i wbitymi w ziemię palikami. W chwili gdy Connachtczycy i ich sprzymierzeńcy ruszyli szturmem, zasypywani celnie strzałami z trzech stron, ludzie księcia skryci wśród drzew zawalili ściętymi pniakami drugie wyjście z kotliny. Żaden z nieprzyjaciół Meath nie wyszedł żywy lub wolny z tejże kotliny.


    [​IMG]

    Fale rytmicznie, z łoskotem uderzały o przybrzeżne skały. Jeszcze do niedawna krzyk morza zagłuszały nieco odgłosy wrzącej na lądzie bitwy. Ale teraz od strony lądu słychać było radosne okrzyki, szczęk uderzeń mieczami w umba tarcz, i łupania drzewcami halabard o ziemię. Powietrze rozdzierał radosny ryk. Connacht padł. Książę John, w troszkę poharatanej zbroi kroczył dumnie po salach zdobytej siedziby O’Connorów, oparłszy dłoń na rękojeści miecza. Był z siebie dumny, bo poprowadził osobiście szturm na oczach braciszka. I zabił jednego z dworzan O’Connorów. Ale nie był dość dumny z siebie, ani tym bardziej szczęśliwy. Z wiadomych przyczyn. To jego brat, Richard zatknął angielski sztandar ze złotymi lwami na głównej wieży zamku. Przez tłum poranionych, ale radujących się zwycięstwem żołnierzy i rycerzy z Meath przecisnął się Amaury.
    - Mój panie, wygraliśmy! Rozkazałem już zostawić grupę ludzi jako załogę zamku, części miejscowych zleciłem odbudowę fortyfikacji... za jakiś tydzień formujemy się w kolumny i wracamy do domu, książę.
    - Nie wracamy do domu!!! – Ryknął wściekły John, nawet się przy tym nie zająknąwszy.
    - Eee... jak rozkażesz, mój panie.

    Ryszarda nie było w Ulsterze, choć bardzo pragnął i tam powojować. Zatem w Ulsterze John miał świetną okazję poprawić sobie humor. Nic go nie obchodziło, że papież nakazał złożyć książętom broń. „Pokażę ci, bracie. Teraz to ja zatknę sztandar na zdobytej baszcie, a moje imię będzie wymawiane z trwogą...”

    Ludzie zaczęli szemrać, gdy wojska Johna ruszyły na Ulster. Tymczasem dowiedziawszy się o tym Sophie O'Catasaigh ze wściekłości nabawiła się wrzodów na żołądku, i bardzo z ich powodu cierpiała. 3 grudnia 1188 roku wojna dobiegła końca. Zwycięstwo księstwa Meath było całkowite. Nadszedł z dawna oczekiwany czas pokoju. Państwo O’Connorów oddane pod władzę księcia, w Sligo z władzy Richarda powstało podległe bezpośrednio podległe królowi biskupstwo, co gniewało niepomiernie Johna. Ulster równieżstał się lennem Meath. Wojna skończyła się w grudniu, chleba brakło a wilki włóczyły się po lasach. Rycerze książęcy i on sam wielokrotnie na łowy z sokołami na lekką, lub kuszami na ciężką źwierzynę się wyprawiali, stąd jadło biorąc, by chleb prosty pospólstwu ostawić. Gdy w końcu nastała wiosna książę niechętnie, lecz sprzedał jeden z młynów lichwiarzowi, by uzyskać pieniądze na naprawę zmęczonej wojną gospodarki kraju.

    [​IMG]

    Pochmurnego dnia 4 listopada roku 1189 Sophie nękana chorobą wyzionęła ducha i udała się do domu Pana. Nawet książę wzruszył się i okazał światu lepszą część duszy swej – nakazał we wszytkich irlandzkich parafiach modlić się za dwórkę, która tyle chleba i resztek z książęcego stołu zabierała i rozdawała pośród głodnych. Niewiele potem Jego Świątobliwość rozpoczął jej proces beatyfikacyjny

    Tuż pod koniec zimy 1190 roku książę zamyślił nie dać się głodzić tak, jak to miało miejsce w 1188 i nakazał uprawiać chłopom zasiewy w trójpolówkę. Na wiosnę tego roku zmarł świątobliwy papież Urban, a potrójną tiarę Rzymską przywdział Absalon ze Skanii, zaś swym legatem obrał możnego księcia Mieszka z Wielkopolski.

    Latem książę zniósł podatek tarczowy ze swych lenników, oraz wykupił młyn z rąk lichwiarza. W ostatnich dniach tej pory roku umarł sędziwy Gulliaume.

    Następne lata płynęły, a ludzie odchodzili – do swych dawnych towarzyszy w niebie dołączył stary, ostatni z rycerzy O’Connorów, Conchobar. John zachował się jednak bardzo łaskawie, i nie sprawiał kłopotów w zajęciu chrabstw Connachtu przez jego synów, pomimo iż ich ojciec był jego śmiertalnym wrogiem. W październiku 1191 roku Elisabeth była w błogosławionym stanie. W niedługo książę wdał się w spór z rycerstwem. Zarządczyni jego włości, Etienette nadała przywileje handlowe mieszkańcom miast i miasteczek, co rozgniewało możnych. John jednak objął stronę pospólstwa miejskiego. 4 sierpnia 1192 księżna powiła drugiego syna, któremu dano na imię Charles.

    W lipcu roku przyszłego papież Absalon zakończył swą posługę apostolską wśród żywych. We wrześniu książę posłał syna Amaurego pod opiekę i wychowanie swego zdolnego marszałka, by tam szkolił się w wojennym rzemiośle.


    [​IMG]

    11 stycznia 1194 księżna Elisabeth znów była brzemienna, ku radości księcia i dworu. Miesiąc potem książę zaniepokojony biedą i marnym stanem księstwa wprowadził wyjątkowo wysokie podatki. Szeryfowie odpowiedzialni za porządek i egzekwowanie praw na jego ziemiach mieli nawet prawo używać pomocy lokalnych garnizonów do wymuszania podatku od opornych. Tymczasem mały Amaury starał się pomagać poddanym ojca w niedoli, ku złości Johna. Jednak łaskawość chłopca przyczyniła się do nieco większej przychylności wśród ludzi, a dworzanie byli zdania, iż dzielny i łaskawy chłopak będzie w przyszłości wspaniałym księciem i godnym następcą ojca.

    10 września 1194 nasza piękna księżna pani Elisabeth de Garlande powiła córkę której dano na imię Ailbe.


    [​IMG]

    Książę John siedział z założonymi rękami na przykrytej wilczą skórą dębowej ławie i wpatrywał się obojętnie w ogień tańczący na palenisku. Za dwułukowym oknem słońce zachodziło za szmaragdowymi wzgórzami, straże na murach zamku w Dublinie zmieniały się. Ci, którzy stali cały dzień mieli okazję przepić żołd w karczmach i pójść do swych rodzin, nowe warty zaś były zmuszone drzemać wsparci na halabardach i włóczniach, co nie było już takie komfortowe i obiecujące. Elisabeth grała wdzięcznie na harfie jakąś tajemniczą, miejscową, celtycką pieśń z której John prawie nic nie rozumiał, bo bardziej obchodzili go Anglicy lub Francuzi, a nie jego poddani Irlandczycy.

    Tymczasem do komnaty wszedł na czworakach mały Charles. Jhon, nie zmieniając obojętnego wyrazu twarzy wziął malca na kolana i przypomniało mu się jak sam był mały. Ach, jak starsi bracia śmiali się z tego, że się jąkał! A gdy się śmiali, a ojciec zwał go przygłupkiem on jąkał się tylko jeszcze bardziej. Popatrzył na uśmiechniętą buźkę synka.
    - T... t... tata?
    Ekchm?! – John omal nie spadł z ławy. Wytrzeszczonymi ze zdziwienia wpatrywał się w Charlesa, który teraz rączką wskazał palenisko.
    - O... o... og... og... gień!
    „Nie tylko nie to. Jeśli nie ja, to nie mój syn. No cóż, to trochę potrwa”

    Strażnicy przed drzwiami do komnat książęcej pary instynktownie zaczynali się rozbudzać z leniwego letargu, w jakim byli dopóki nikt ich nie pilnował. Było już po zmroku – książę powinien więc wściekle drzeć się z komnaty o swoje zachcianki – kaszę, mięsiwa czy dodatkowy koc – inwencja samolubnego księcia nie miała granic jeśli chodziło o zachcianki. Ale dziś w komnatach książęcych słychać było tylko ciche dźwięki harfy, i powtarzane przez księcia i jego młodszego syna słówka. Za pięć lat Charles miał sobie mawiać „To nieprawda, co ludzie czasem powiadają o mym ojcu – te bajęty o lenistwie i próżności. Wdzięczny jestem ojcu, że nauczył mnie uczciwości i sumiennego pracowania nad sobą.”

    29 listopada pobożny książę Mieszko z Wielkopolski zmarł, a obowiązki legata papieskiego objął osobiście cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego – Henryk.

    9 stycznia książę John Anjou, książę Meath, Connacht i Ulsteru nadał sam sobie tytuł księcia Munsteru. Już tylko jedno trzy hrabstwa irlandzkie, jedno królewskie służalcze biskupstwo i księstwo... księstwo Ulster, stały na jego drodze do zdobycia korony Eire


    [​IMG]
    ________________________________________________________________________________________

    OT skasowano - AAR zamknięty - w celu kontynuowania proszę zgłosić się do administracji forum.
    Raferti
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie