Dumne Imperium...

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez Sleeper_, 21 Sierpień 2009.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Sleeper_

    Sleeper_ Zbanowany

    Dumne Imperium - AAR Japonią, od 20 czerwca 1944 roku

    Rozdział I - Porwanie

    Có można powiedzieć o Wojnie na Pacyfiku? Ogólnie rzecz biorąc, bardzo dużo. Była krwawa, zacięta, okrutna, pochłonęła wiele ofiar...

    Najśmieszniejsze jest to, że gdy człowiek próbuje powiedzieć wiele, w rezultacie, ku swojemu zaskoczeniu nie mówi nic, albo bardzo mało. Widzi (czuje) to każdy z nas, a myśli te, lub chociaż podobne, sprecyzował Tolkien.

    Ach, Drogi Panie!

    Nie mówmy zatem o Pearl Harbour, Midway, walkach o Filipiny, Indonezję, Birmę, Indie, czy setki innych małych, zapomnianych bitew. Chociaż zginęły setki tysięcy, może nawet miliony ludzi, a każda z tych potyczek miała udział w ogólnym bilansie, o tym się nie mówi. Ale te milczenie daje Obraz Grozy, prawidzwe oblicze walk, o których dzisiaj kręci się tandetne filmy, pisze kretyńskie książki (oczywiście wyłączając dzieła, które zasługują na miano "porządnych").


    * * *

    Zacznijmy opowieść od momentu, gdy los zaczyna odwracać się od Imperium Wschodzącego Słońca, kiedy to Amerykanie nieubłaganie, z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc, coraz bardziej zbliżają się do Japonii, usiłując położyć kres tej krwawej wojnie.

    * * *

    William Harrison był wybitnym biologiem Oksfordzkiego uniwersytetu. Laureaut wielu prestiżowych nagród, ceniony profesor miał bujne, czarne, choć miejscami już siwiejące włosy, okulary, pod którymi kryły się błękitne, głębokie oczy. Ubrany w krótkie, pobrudzone ziemią spodnie i wyblakłą koszulę, pochylał się właśnie nad jakimś wyjątkowo ciekawym okazem rośliny. Mimo pięćdziesięciu trzech lat wciąż odznaczał się niezwykłą energią i gotowością do pracy.

    - Panie, my musieć stąd iść, tu niebezpiecznie!

    Ostrzeżenie wyrzekł stojący obok niski Chińczyk w komicznym kapeluszu. Przewodnik Harrisona przez cały czas ich pobytu tutaj rozglądał się niespokojnie i poganiał profesora.

    - Spokojnie! - krzyknął zniecierpliwiony William. - Do tej pory nic się nam nie stało, dlaczego teraz nagle miałby zza krzaków wylecieć uzbrojony Japończyk?

    - Może dlatego, że w wioska jest garnizon. - odparł zgryźliwie, nieco łamaną angielszczyzną Chińczyk.

    - Nie płacę ci za to, żebyś mnie straszył. Dwa tysiące funtów to chyba dobra cena za takie ryzyko.

    - Jeszcze o tym porozmawiamy. - rzekł chytrze przewodnik. - Tymaczsem spieszyć się!

    William wrócił wściekły do swojej pracy. Nie przyjechał tu po to, aby kłócić się z miejscowymi ludźmi. Specjalna praca o azjatyckiej florze dla "National Geographic" byłaby wspaniałym uwieńczeniem jego kariery. Wreszcie mógłby rzucić pracę w uniwersytecie, kupić duży dom gdzieś na wsi i prowadzić dostatnie życie aż do śmierci.

    - Taki jak ty nigdy nie doceni piękna tych roślin. - powiedział profesor, bardziej do siebie niż do swojego towarzysza, jednocześnie próbując ostrożnie wyjąć okaz z ziemi. - Wiesz co to jest?

    Nikt mu nie odpowiedział.

    - Ha, milczysz. Właściwie sam nie wiem... Hmmm...

    Obrócił roślinkę w dłoniach.

    - Zrobiłem błąd, że nie zabrałem z domu książek. Hej, możemy już wracać!

    Dalej cisza.

    - Kao?

    Nic.

    Harrison podniósł się z ziemi i obejrzał się za siebie. To, co zobaczył, zmroziło mu krew w żyłach.

    Jego przewodnik leżał nieżywy na ziemi, a z głebokiego rozcięcia na jego szyi obficie sączyła się krew. Obok stało trzech Japończyków, z pogardliwymi uśmiechami wpatrujących się w profesora. Zanim ten ostatni zdążył coś zrobić, czwarty żołnierz, który podkradł się do niego, uderzył go lufą w głowę, pozbawiając przytomności.

    Ciemność i cisza... Ile to wszystko trwało? Nie wiadomo... Ważne, że profesor Harrison obudził się gdzieś w ciemnej celi. Była niewielka, światło wpuszczały jedynie dwa malutkie okna. William spostrzegł, że przez klapkę w żelaznych i solidnie wyglądających drzwiach patrzą na niego jakieś oczy. Gdy spojrzenia więźnia i (najprawdopodobniej) strażnika spotkały się, klapka uległa zatrzaśnięciu.

    Gdzie on, do diabła jest?

    Siedział na pryczy może z dziesięć minut, gdy na cichym korytarzu rozległy się kroki. Gdy usłyszał szczęk klucza, podniósł się z posłania.

    Do celi wszedł mężczyzna dość wysoki, postawny i dobrze zbudowany mężczyzna. Odznaczał się charakterystyczną czapką z daszkiem i wąsami. Wyciągnął rękę do Harrisona.

    - Witam, jestem marszałek Hisaichi Terauchi. - przemówił całkiem niezłą angielszczyzną.

    Profesor uścisnął ją, choć nadal przyglądał się generałowi z nieufnością.

    - Proszę się nie obawiać. Pan jest.... profesor Harrison, jeśli dobrze zrozumiałem?

    - Skąd pan wie?

    - Z wizytówki, którą przy panu znaleziono.

    William nic nie odpowiedział. Był kompletnie ogłupiony, zachowanie wroga zbiło go z tropu.

    - Gdzie ja jestem?

    - Gdy tylko otrzymałem telefon o pojmaniu brytyjskiego uczonego, wysłałem samolot . Przewieziono pana do Shant.

    - Dlaczego mnie nie zabiliście?

    Terauchi parsknął śmiechem.

    - Dlaczego mielibyśmy pana zabijać? Tak szybko chcesz się żegnać z życiem? Nieczęsto spotykamy w Chinach białych ludzi.

    Generał wyjął z kieszeni papierosa i zapalił.

    - W każdym razie jutro wsiądzie pan na statek płynący do Tokio. Sądzę, że pan premier zechce z panem porozmawiać.

    Mrugnął do niego po przyjacielsku i odszedł. ​


    * * * ​


    [​IMG]

    Niepowodzenia w wojnie spowodowały, iż japońskie dowództwo zostało zmuszone do radykalnej zmiany taktyki. Po pierwsze, postanowiono zaprzestać działań ofensywnych w Birmie, przy jednoczesnym przejściu do defensywy i ustanowieniu linni obronnych na dużych rzekach i Syjamskich górach.

    [​IMG]

    Drugim krokiem było cofnięcie się na dogodniejsze pozycje w Chinach (z myślą o przyszłej ofensywie na szeroką skalę). ​


    [​IMG]

    Najważniejszym postanowieniem był rozkaz o rozpoczęciu ofensywy na południowym odcinku frontu, mającej na celu zamknęcie kotła i zniszczenie większości sił chińskich. W tym celu rozpoczęto ściąganie 23 nowych dywizji - w operacji miała wziąć udział między innymi Armia Kwantuńska w całej swej okazałości.

    [​IMG]

    Przewaga techniczna Amerykanów nie pozwalała na rozpoczęcie równej walki na morzu. Postanowiono więc unikać wielkich, rozstrzygających bitew, skupiając się na niszczeniu małych zgrupowań.

    Zaczęto też ściąganie samolotów na Wyspy - miały one zapobiec nasilającym się bombardowaniom. ​


    [​IMG]

    Koniec rozdziału pierwszego...

    Od razu mówię, że odcinki będę dawał dosyć rzadko... ;] Proszę o oceny, krytyka i propozycje bardzo mile widziane ;)
     
  2. Sleeper_

    Sleeper_ Zbanowany

    Dumne Imperium - AAR Japonią od 20 czerwca 1944 roku

    Rozdział II - Dziecko wojny

    Podróż do najkrótszych nie należała.

    Faktycznie, drugiego dnia do portu w Shant zawinął okręt, eskortowany przez japońskiego niszczyciela, którego nazwy profesor Harrison nie znał i, faktycznie, już po kilku chwilach William znalazł się na jego pokładzie, wpatrując się w stojących na brzegu wojskowych, którzy uważnie "odprowadzali" go wzrokiem.

    Profesor przypuszczał, iż ów statek wiózł zaopatrzenie do wojsk w Chinach, zabrano go "przy okazji". Z resztą, nie uczestniczył w życiu załogi. Siedział w wyznaczonej mu kajucie, jedynie od czasu do czasu opuszczając ją, by skorzystać z toalety lub po prostu rozprostować nogi. We wszystkich tego typu wypadach towarzyszyli mu dwaj milczący strażnicy, niespuszczający z oczu jeńca.

    Posiłki przynoszono mu prosto do kajuty. Jako, że po zjedzeniu rzadkiej zupy lub kawałka kotleta Harrisona ogarniała niezwykła senność, profesor uznał, że Japończycy czymś go podtruwają.

    Trzeciego dnia od wypłynięcia z Shant William obudził się na wojskowych noszach. Jego dwaj nieodłączni towarzysze przez okres podróży nieśli je w kierunku stojącej przy jakimś budynku ciężarówki.

    A więc był już w Tokio!


    * * *


    Wojna niewiele zmieniła w życiu mieszkańców Hiroszimy, a przynajmniej nie w życiu Akane Katsui - wszystko biegło dawnym rytmem. Ta młoda, bo zaledwie dwudziestosześcioletnia dziewczyna, pracowała właśnie w sklepie, wnosząc ciężkie skrzynki do niewielkiego, drewnianego domku, w którym to mieścił się rodzinny interes.

    Właśnie wniosła ostatni ładunek.

    - Mamo! Skończyłam! - zawołała. - Czy mogę już sobie iść?

    - Nie zawracaj mi głowy, dziewczyno! - usłyszała w odpowiedzi.

    Akane uznała to za zgodę. Umyła twarz i ręce w stojącym nieopodal wiadrze z wodą i pobiegła uliczką, wzdłuż drewnianych domków.

    Biegła dopóki, dopóty nie opuściła miasta. Dopiero na tle zielonych łąk i kwitnących drzew można było w pełni docenić jej urodę: sięgające ramion, czarne włosy, zgrabny nos, głębokie, szare oczy...

    Wreszcie na horyzoncie pojawiło się niewielkie gospodarstwo. Przy starym, dziewiętnastowiecznym domku znajdował się spory kawałek ziemi, na którym pasły się konie. Nieopodal płynął bystry strumyk. Gdy Akane znalazła się już blisko, spostrzegła inną dziewczynę, siedzącą na drewnianej ławce.

    - Hinata! - przywitała ją.

    Osoba nazwana Hinatą, podobnie jak Akane miała czarne włosy, ale typ jej urody był inny. Posiadała chytre, brązowe oczy, gęste, krzaczaste wręcz brwi, niewielkie usta, sprawiające wrażenie zaciśniętych. Wszystkie te elementy nadawały jej groźny wygląd.

    - Co się stało? - zapytała Akane. - Twój brat powiedział mi, że chcesz pilnie mnie widzieć.

    - Chodź za mną. - odpowiedziała Hinata.

    Obie dziewczyny puściły się biegiem przez pole. Po niedługim czasie dotarły do lasu. Przedzierały się przez gąszcz około 10 minut, aż wreszcie ujrzały wielkie, wiszące na drzewie płótno.

    - Hinata... - szepnęła Akane. - Wiesz, co to znaczy?

    - Wiem. - odparła przyjaciółka. Uniosła zwisające płótno, ukazując ciało jakiegoś nieprzytomnego mężczyzny. Czoło miał poplamione krwią, a wojskowy mundur zdobiła naszywka z amerykańską flagą.

    Akane z wrażenia usiadła na pobliskim kamieniu.

    - To Amerykanin. - pisnęła.

    - Wiem. - warknęła Hinata. - Co mam z nim zrobić?

    Obie dziewczyny zmierzyły go wzrokiem. Niewątpliwie wymagał natychmiastowej pomocy medycznej, odpoczynku i opieki, ale nikt tutaj nie mógł mu takowej zapewnić. Wszelka pomoc wrogowi po wykryciu mogła zostać ukarana.

    Ale Akane podjęła już decyzję.

    - Spróbujmy go podnieść. Zabierzemy go do ciebie, do domu, opatrzymy i zastanowimy się, co dalej.

    Hinata zbladła, ale posłuchała przyjaciółki i podeszła do mężczyzny. ​


    * * *

    - Witam, profesorze Harrison. Jestem Hideki Tojo.

    Człowiek, który siedział naprzeciwko Williama posiadał wąsy, okrągłę okulary i dobrodzuszne oczy. Ubrany był w wojskowy mundur. Jego ogólny wygląd sprawiał wrażenie nieco komiczne, profesor jednak czuł falę chłodu zalewającą go od stóp do głów, gdy rozmówca uśmiechał się bądź mrugał. Pozostało mu jedynie nieufnie patrzeć na premiera spode łba.

    - Czy coś się stało? - zapytał z troską japoński premier.

    - Owszem. - szepnął Harrison. - Zostałem porwany, jakim prawem? Nie jestem żołnierzem, przybyłem do Chin w celu przeprowadzenia badań.

    - Badań, pan powiada... - Tojo jakby się nieco zamyślił. - Drogi przyjacielu, znalazł się pan w strefie okupacji japońskiej, proszę się nie dziwić aresztowaniu tym bardziej, że nieco... różni się pan od miejscowej ludności. Nasi żołnierze równie dobrze mogli wziąć pana za szpiega.

    - Mimo to nie jestem szpiegiem!

    Premier puścił tę uwagę mimo uszu.

    - Żądam uwolnienia mnie!

    - Obawiam się, iż to niemożliwe. Wszelkie przyjazdy obcokrajowców na terytorium Chin wymagają zgody rządu chińskiego. Musi pan napisać wniosek do premiera Jingwei.

    - Przecież wy ściągnęliście mnie tutaj bez żadnych problemów! - krzyknął z niedowierzaniem Harrison. - Dlaczego tu jestem i dlaczego jeszcze żyję?

    - Widzi pan - rzekł Tojo, patrząc rozmówcy prosto w oczy. - Biolodzy dla Cesarstwa Japonii ostatnio są szczególnie cenni, zwłaszcza tak wybitni, jak pan.

    - Co pan przez to rozumie?

    - W Mandżukuo wybuchło niebezpieczeństwo epidemii. Nasi naukowcy dzień i noc pracują, aby je zażegnać, chcą wynaleźć szczepionkę, antidotum, jednak bezskutecznie. Sam pan rozumie, jak rozbieżne mogą być myśli naukowe naszych państw, mam rację?

    - Oczywiście. Ale w czym ja mam pomóc?

    - Liczymy na to, iż weźmie pan udział w pracach. Nie tylko przyspieszymy rozpatrzenie pańskiego wniosku o przybycie do Chin, ale także sowicie panu zapłacimy. Co pan na to?

    - Hmmm... zgoda, ale na czym dokładnie będzie polegała moja praca?

    - Przede wszystkim pojedzie pan w okolice Harbinu, do oddziału badawczego numer 731. Doktor Ishii wszystko panu wytłumaczy. Mniemam, że zna się pan nieco na zarazkach dżumy i cholery?

    - Tak, rzecz jasna.

    - Doskonale! Nawet pan nie wie, jak Cesarstwo jest panu wdzięczne. Zatem proszę podpisać.

    Harrison, podpisując, kątem oka spoglądał na Tojo, który łakomym i dzikim wzrokiem śledził powstający podpis.


    * * *

    [​IMG]

    Oprócz budowy nowoczesnych lotniskowców, łodzi podwodnych i niszczycieli nowa strategia japońska zakładała sformowanie nowych dywizji piechoty - ze względu na potrzeby Armii Kwantuńskiej, jak i konieczności wzmocnienia obrony samej Japonii, zagrożonej przecież bezpośrednim desantem. Badania, którym nadano priorytet skupiały się przede wszystkim na rozwoju artylerii oraz rozwijaniu tych wojskowych gałęzi, które były najważniejsze w oporze przeciwko Stanom Zjednoczonym. ​


    [​IMG]

    [​IMG]

    Zgodnie z planem, rozpoczęto ofensywę. Kilka godzin przed nią jednak komuniści dokonali ataku na siły Mongolii Wewnętrznej, zmuszając je do odwrotu. Manewr ten nie ma najmniejszego znaczenia, gdyż dyslokowane dywizje są przesuwane między innymi w ten region. Główne wydarzenie, czyli ofensywa Japonii w celu utworzenia kotła postępowała błyskawicznie.


    [​IMG]

    [​IMG]

    Wkrótce osiągnięto spodziewany cel, okrążając 32 dywizje chińskie, nie dając im nawet możliwości ucieczki. Prawie natychmiast po tym sukcesie rozpoczęto atak na Ganzhou i Chao'an. Pierwszy atak skończył się niepowodzeniem, ze względu na niesprzyjający teren, drugi natomiast przyniósł kolejne zwycięstwo. W niedługim czasie potem przypuszczono szturm na Shaoyang, wypierająć wojska Kuomintangu. Wszystkie ataki podjęte zostały przy wsparciu lotnictwa, które królowało nad Chinami.


    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    Siły Kuomintangu robiły wszystko, aby nie dopuścić do odwrotu Armii Kwantuńskiej, atakowały więc bez żadnego przygotowania poszczególne formacje. Te niewielkie zwycięstwa z pewnością nie pomogą im domyślić się, co czeka Chiny w niedalekiej przyszłości...

    [​IMG]

    Stany Zjednoczone również nie dały o sobie zapomnieć, chociaż przeprowadzały ataki w sposób żałosny. Pojedyncze dywizjony bombowców nie miały szans z przemyślaną japońską obroną myśliwską. Jedynym sukcesem aliantów był atak Wielkiej Brytanii (25 czerwca) na port w Singapurze, gdzie uszkodzono kilka okrętów transportowych.


    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    Nastąpiło kilka niespodziewanych kontrataków wojsk Kuomintangu na nieosłonięte tereny - bandyci jednak szybko zostali wyparci, a dyslokowane dywizje i wiedza przekazana przez Niemców na pewno pomoże w przyszłości raz na zawsze rozwiązać tego typu problemy.


    [​IMG]

    [​IMG]

    Koniec rozdziału II


    Chyba walnę w pierwszym poście spis treści, co? ;]
     
  3. Sleeper_

    Sleeper_ Zbanowany

    Dzięki ;)

    No więc jest tak jak mówi Mały - dołączy jako przywódca potężnego Mandżukuo ;)

    ---------- Post dodany 24.08.2009 o 19:51 ----------Poprzedni post został napisany 23.08.2009 o 11:20 ----------

    Dumne Imperium... - AAR Japonią od 1944 roku

    Rozdział III - Grunt to rodzina


    Nie zważając nawet na wybijający ósmą rano zegar w kącie George Harrison siedział w fotelu, rozglądając się po bogatym wnętrzu pokoju, w którym się znajdował. Nie zauważył nawet, jak drzwi otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł starszy mężczyzna, w okularach i w szkarłatnym szlafroku.

    - George, mój chłopcze!

    George odwrócił się, spoglądając na przybysza.

    - Profesorze Fox, miło widzieć pana w dobrym zdrowiu!

    Fox uśmiechnął się do niego, siadając na fotelu naprzeciwko.

    - Czy coś się stało? To dość wczesna wizyta.

    - Proszę mi wybaczyć... Znaleźliśmy się jednak w trudnej sytuacji.

    Chłopak zamilkł na chwilę, jakby szukając odpowiednich słów, po czym przemówił:

    - Gdy mój ojciec wybierał się do Indii, aby prowadzić swoje badania, matka zleciła oficerowi Jamesowi, aby miał na niego oko. Szybko jednak okazało się, że ten gdzieś zniknął.

    - Tak, tak, racja... słyszałem o tym. Podobno jednak go odnalazł?

    - Nie tyle odnalazł, co podążał jego tropem. Ojciec przedostał się przez Tybet do Chin, gdzie dalej pracował. James regularnie słał matce telegramy, pisał, że wszystko w porządku.

    - I cóż?

    - Okazało się, iż ojciec zniknął, gdy był w pobliżu miejscowości okupowanej przez Japończyków. Zdaje sobie pan sprawę, co to oznacza?

    Profesor Fox pobladł.

    - Ale... pojmano go? Bardzo przykro to słyszeć, bardzo... William był moim bliskim przyjacielem.

    - To, że go schwytano, nie musi oznaczać, że nie żyje. - rzekł George opanowanym głosem. - I tu mam pewną prośbę.

    - Ależ, drogi chłopcze, w czym ja mogę pomóc?

    - Proszę o pomoc w uzyskaniu pozwolenia na wyjazd do Chin.

    Fox zbladł tak, że jego głowa zlała się z idealnie białą ścianą za jego plecami.

    - Żartujesz sobie, tak?

    - Jestem w pełni poważny. Proszę tylko o tą jedną rzecz.

    - Ja nie wiem...

    - Proszę!

    Profesor spojrzał Georgowi prosto w oczy, jakby chcąc odgadnąć jego myśli.

    - Chłopcze... - rzekł powoli. - Ja ci nie tylko pomogę, ja pojadę z tobą.

    Chłopak wytrzeszczył oczy.

    - Poważnie?!

    Fox uśmiechnął się.

    - Jestem w pełni poważny. Myślę, że moja wiedza i doświadczenie przydadzą się w tej wyprawie. No, ale teraz już zmykaj, powiadomię cię w swoim czasie.

    Zamyślił się na chwilę, po czym dodał:

    - Rozumiem, że ani słowa twojej matce?

    George tylko mrugnął i opuścił pomieszczenie.


    * * *

    Amerykanin zdrowiał w mgnieniu oka, mimo polowych warunków, w jakich dane było mu wypoczywać. Ani Hinata, ani Akane nie mogły ugościć go w swoich domach, więc urządziły prowizoryczny szałas w lesie. Niczego mu tam nie brakło: same zbudowały zadaszenie, przy użyciu starej pryczy, kilku koców i puchowej poduszki stworzyły całkiej wygodne posłanie. W pobliżu stało dwa wiadra czystej wody oraz kilka kawałków mięsa i chleba. Dziewczęta odwiedzały go dwa razy dziennie, uzupełniając skromne zapasy "rozbitka".

    Żadna z nich nie znała angielskiego, on również nie operował japońskim. Ich komunikacja przy pomocy prostych gestów sprowadzała się do pytań takich jak: "Jesteś głodny?" czy "Czegoś ci trzeba?".

    Amerykanin okazał się całkiem sympatycznym, porządnie zbudowanym mężczyzną w okolicach trzydziestki. Gdy w zasięgu wzroku pojawiały się Akane i Hinata niosące ciężkie wiadra z wodą, mimo rany podnosił się z łóżka i pomagał im.

    Przyjaciółki zdawały sobie sprawę, że przybysz nie może przebywać tutaj w nieskończoność, on również zastanawiał się, jakie będą jego dalsze losy. Mimo wielkiej troski, jaką obdarzyły go Akane i Hinata nie miał pewności, że nie doniosą na niego lub osobiście go nie skrzywdzą.

    - Hinata - rzekła pewnego razu Akane podczas pokonywania drogi do "szpitala". - Wywieźmy go.

    - Co? - odpowiedziała jej pytaniem.

    - Wywieźmy. - powtórzyła Akane. - Nie może tu przebywać w nieskończoność.

    - Chyba sobie żartujesz! Co miałybyśmy z nim zrobić? Związać i wrzucić do rzeki? Wydać armii?

    - Nie, oczywiście, że nie... Ukryjmy go. Kilkadziesiąt kilometrów stąd mieszkają członkowie katolickiej misji, pochodzą z Francji. Jeśli tylko się zgodzą, Amerykanin mógłby zostać u nich.

    - To szalony pomysł! - oburzyła się Hinata. - Wszyscy obcokrajowcy są inwigilowani!

    Akane jednak wbiła w nią proszące spojrzenie.

    - Nawet nie myśl, że przystanę na takie ryzyko! To cholernie niebezpieczne!

    - Hinata, proszę... Moja matka zaczyna coś podejrzewać, dlaczego tak często wychodzę... Jeśli tak dalej pójdzie, dowie się, o co chodzi. Nie sądzę, by była tak wyrozumiała jak my, zwłaszcza po tym, co spotkało dziadków.

    - Dobrze, ale ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Zrobisz to sama.

    Akane rozpromieniła się.

    - Dziękuję!

    - Nie masz za co być mi wdzięczna. To raczej ciebie ten Amerykanin powinien całować po nogach.


    * * *

    27 czerwca ruszyła kolejna ofensywa, tym razem wymierzona przeciw skrajnie lewicowym siłom działającym na południu Chin. Do 5 lipca opanowano Wuzhou, Guilin i Nanning. Tej klęsce nie zapobiegła nawet operacja sił Kuomintangu w rejonie Hanhou - Nacjonaliści musieli przejąć pełną władzę w prowincjach Xibei San Ma.

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    W przebiegu walk powietrznych nadal zmieniało się bardzo niewiele - Amerykanie, Brytyjczycy, a nawet Australijczycy i Francuzi próbowali używać lotnictwa bombowego, Powietrzne Siły Japonii jednak bardzo szybko udaremniali te ataki. Nawet nieśmiałe wprowadzanie osłony dla bombowców przez aliantów nie spełniało pokładanych oczekiwań.

    Od czasu do czasu nasze bombowce morskie spotykały okręty alianckie, zrzucając nań bomby. Niektóre z ataków skończyły się całkowitym zatopieniem celów, zaś inne jedynie lekkimi uszkodzeniami. ​


    [​IMG]

    [​IMG]

    Magazyny surowców zaczynały świecić pustkami. Brakowało energii i ropy. Braki próbowano rekompensować surowcami z Mandżukuo i Mongolii, a także umowami handlowymi z Syjamem i Związkiem Radzieckim. Wszystkie te działania okazały się niewystarczające i mało efektywne, dlatego też duże nadzieje zaczęto pokładać w zdobyciu magazynów chińskich. ​


    [​IMG]

    Amerykanie na morzu w sposób jasny i oczywisty królowali. Mimo utraty kilku zabłąkanych okrętów, wkrótce wytoczyli przeciw Japończykom najcięższy sprzęt. Nowoczesne amerykańskie pancerniki zmusiły do odwrotu z mórz koreańskich ugrupowanie japońskie, zaatakowały też siły nieopodal Tokio. Próby przełamania tej blokady skończyły się na stratach kilku mniejszych statków po obu stronach i poważnym uszkodzeniu japońskiego lotniskowca. Japońskie dowództwo przekonało się, iż nawet Wyspy Macierzyste nie są już bezpiecznym miejscem - rozpoczęto poszukwiania bezpiecznej bazy morskiej.

    Podjęto postanowienie zwiększenia sił lotniczych specjalizujących się w atakowaniu okrętów.


    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    Koniec rozdziału III


    Od autora:
    1) Niestety, pomysł z Małym na Mandżukuo nie wypalił, ze względu na nasze ślimaczące się nety ;]
    2) Do pierwszego posta dodam spis treści
    3) Następny odcinek już ze SKIFFem
    4) Jeśli macie jakieś propozycje, to piszcie!

    AAR wyczyszczony i zamknięty. W razie chęci kontynuowania, kontaktować się z funkcyjnymi działu.
    Biedrona

     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie