E pluribus unum - USA AAR

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez Oktawian, 25 Maj 2009.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Na początek dane techniczne:
    HoI II DD Armageddon v. 1.2 (pierwszy odcinek na 1.0, dwójkę przed chwilą pobrałem)
    Scenariusz 1936
    Normalny/Wściekły
    Pełne przejęcie PP
    Demokracje wypowiadają wojny
    Rok zakończenia: 1964 (przynajmniej tak zamierzam)
    Tytuł znaczy "Z wielości jedność" i w l. 1776 - 1956 był dewizą Stanów Zjednoczonych Ameryki.
    Co tam z dodatków: SKIFF, Paczka Zoora, i być może coś jeszcze.
    Za moment pojawi się część właściwa.
     
  2. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek I - Kilka informacji na początek

    Kończył się rok 1935, nadchodził nowy, 1936. Miał on być rokiem wyborów prezydenckich. Wyborów, które byłyby sprawdzianem poparcia, jakim Amerykanie darzą Rooseveltowy „New Deal”. Na nieszczęście twórcy tego projektu, od rozpoczęcia swojej kadencji uczynił Prezydent kilka fatalnych posunięć, przez co znaczna część społeczeństwa straciła doń zaufanie.
    Samo wprowadzenie „Nowego Ładu” spotkało się z ostrą krytyką – zarówno prawicy, jak i lewicy. Libertarianie mówili o próbie wprowadzenia gospodarki centralnie planowanej przez Roosevelta (jakby na potwierdzenie jego rząd nawiązał stosunki dyplomatyczne ze Związkiem Sowieckim, co prawica ostro krytykowała), konserwatyści nazywali tą politykę ekonomiczną „Żydowskim Ładem”, a „trust mózgów” – „praniem mózgu”. Lewica z kolei (z gubernatorem Luizjany, Hueyem Longiem na czele) uważała, że reformy są zbyt mało radykalne, i że bogatym powinno się odebrać nadwyżki finansowe oraz rozdać je biednym. W kwietniu 1933 FDR w części spełnił te postulaty – obywatelom USA skonfiskowano posiadane przez nich złoto, z tym, że nie oddano go potrzebującym, a schowano do skarbu państwa (potem pewnie powydawano na inwestycje, ale ludzie byli wściekli…)
    Również w polityce zagranicznej Roosevelt konsekwentnie tracił elektorat. Wspomnieliśmy już o uznaniu Związku Sowieckiego. Ta decyzja nie była aż tak fatalna, bowiem za Rooseveltem stali w większości wyborcy lewicowi i centrolewicowi (za wyjątkiem mieszkańców Południa). Natomiast złożona w marcu 1934 r. obietnica przyznania Filipinom niepodległości do 1946 r. wywołała falę oburzenia. Przecież za te wyspy Amerykanie zapłacili galonami krwi!
    Prezydent postanowił w jakiś sposób odzyskać poparcie społeczeństwa. Okazja do tego nadarzyła się w grudniu 1933 r. Kongres przegłosował poprawkę do Konstytucji znoszącą prohibicję. Prezydent oczywiście podpisał ją i podniósł trochę swoje notowania.
    Również polityka ekonomiczna przyniosła jakieś korzyści – ludzie zaczęli odczuwać poprawę warunków bytu (ciekawe, czy ci, których ograbiono ze złota przestali się boczyć na Prezydenta…), dzięki inwestycjom wielu znalazło pracę.
    Partia Demokratyczna widać uznała, że to wystarczy, i na konwencji wyborczej w Filadelfii udzieliła Rooseveltowi i wiceprezydentowi Johnowi N. Garnerowi kredytu zaufania, nominując ich do nadchodzących wyborów.

    [​IMG]
    Franklin D. Roosevelt

    Na konwencji Republikanów w Cleveland walkę o nominację stoczyło trzech kandydatów. Byli to: gubernator Kansas, Alfred M. (zwany „Alfem”) Landon, Senator William E. Borah oraz Kongresman William Lemke. Mianowano tego pierwszego, wraz z jego kandydatem na wiceprezydenta, Frankiem Knoxem.
    Obaj panowie należeli do frakcji RINO* i nie należeli do największych przeciwników „Nowego Ładu”, co zdziwiło znaczną część elektoratu Republikanów.

    [​IMG]
    Alf M. Landon

    Tymczasem zostawmy kandydatów i ich kampanie a przyjrzyjmy się stanowi U.S. Army, najważniejszym badaniom nad nowym sprzętem dla niej, oraz wydarzeniom na arenie międzynarodowej.
    ---
    Wojska lądowe składają się z sześciu korpusów armijnych (1., 2., 3., Kawaleria Stanów Zjednoczonych, Siły Obrony Filipin i SO Kanału). W skład każdego z nich wchodzi jedna dywizja (oprócz USC są to same dywizje piechoty). Pomijając już fakt, że mają do dyspozycji przestarzały sprzęt, to i tak stanowczo za mało, jak na kraj o takim potencjale jak Stany Zjednoczone.

    [​IMG]
    Siły lądowe i miejsce ich stacjonowania

    Siły powietrzne prezentują się równie miernie, to ledwie sześć eskadr (2 myśliwców i 4 bombowców taktycznych). Jedynie flota jest dość silna.
    Na szczęście Departament Obrony już (dopiero?) w grudniu 1935 r. zdał sobie sprawę z ułomności Armii Amerykańskiej i zdecydował się na ogłoszenie poboru. Ochotnicy mieli zostać uformowani w 22 dywizje piechoty, które miały zostać skierowane na wyspy Pacyfiku. W rejonie tym może dojść w przyszłości do konfrontacji z Japonią – lepiej być na nią przygotowanym.

    [​IMG]
    Nowoformowane oddziały

    [​IMG]
    Najważniejsze badania

    ---
    2. I. – Umowa między dwoma Cesarzami: Mandżukuo przekazało Japonii obszar wokół miasta Silinhot (na mapie poniżej - ciemnożółty - tereny Japonii, bladożółty - tereny Mandżukuo, ciemnożółte w bladożółtej obwódce - Silinhot).
    [​IMG]

    21. I – Zmarł Jerzy V, na tron Wielkiej Brytanii wstąpił Edward VIII. Czas jaki na nim spędzi będzie zależny od tego, czy JE William Cosmo Gordon Lang, abp. Canterbury zezwoli mu na małżeństwo z amerykańską rozwódką, Wallis Simpson, i zgodzi się koronować ją na królową tego wyspiarskiego kraju.
    [​IMG]

    Jeszcze na zakończenie: aktualny sondaż poparcia dla kontrkandydatów na urząd Prezydenta Stanów Zjednoczonych:
    [​IMG]

    ---
    *-RINO, Republicans In Name Only (Republikanie tylko z nazwy). Frakcja Partii Republikańskiej mająca poglądy przynajmniej w części niezgodne z linią tejże partii (przeważnie liberałowie, którzy z różnych względów nie wstąpili do Partii Demokratycznej, z obecnych polityków np. John S. McCain).
     
  3. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek II - Arrirvederci, Italia!

    W lutym nastąpiło kilka ważnych dla świata wydarzeń, jednak miejscem żadnego z nich nie były Stany Zjednoczone. Zapewne była to cisza przed burzą, bowiem w marcu… O tym, co w marcu, będzie jeszcze napisane. Tymczasem przyjrzyjmy się wydarzeniom, które miały miejsce nie tylko po za granicami USA, ale także po za kontynentem amerykańskim.

    17. II – Wybory w Hiszpanii wygrał Front Ludowy (tj. koalicja partii liberalnych, centrolewicowych, socjaldemokratycznych, socjalistycznych i komunistycznych). Premierem pozostał Manuel Portela Valladeras, natomiast Kortezy wybrały prezydentem Manuela Azańę Diaza (mimo, iż kadencja Niceta Alcali Zamorry jeszcze trwała!)
    [​IMG]

    26. II – W Japonii miała miejsce nieudana próba zamachu stanu.
    [​IMG]

    27. II – Włochy dokonały aneksji Abisynii.
    [​IMG]
    Na zielono posiadłości Włoch, ciemnoróżowa obwódka - przedwojenne granice Abisynii

    Zdarzenie to spotkało się z ostrą reakcją międzynarodową. Na nieszczęście dla Mussoliniego dwa dni później odbyła się sesja Zgromadzenia Ligi Narodów.
    Oddelegowani na nią przedstawiciele poszczególnych państw właśnie kończyli rozmowy kuluarowe. Sala, w której miało odbyć się posiedzenie powoli zaczęła się zapełniać i delegaci zajmowali swoje miejsca przy prostokątnych stołach. Na dość długi czas zapanował olbrzymi rozgardiasz. A to hałasowały przesuwane stale krzesła, a to szum rozmów stawał się coraz intensywniejszy. Przedstawiciele państw mających miejsca blisko siebie nadal prowadzili ze sobą konwersacje. Również delegaci tego samego państwa toczyli ze sobą dyskusje na temat polityki jaką przyjmą podczas sesji.

    [​IMG]
    Kolejna sesja Ligi Narodów...

    W pewnym momencie szum rozmów doszedł do pewnego poziomu i zatrzymał się na nim. Po kwadransie, może dwóch, zaczął stopniowo przycichać.
    Po kolejnych trzech kwadransach siedzący na ładniejszym niż delegaci fotelu, dodatkowo w podwyższonym miejscu sali, mężczyzna lat około 60 z resztkami siwych włosów po bokach i z tyłu głowy i czarnym wąsem pod nosem poprawił znajdujące się na tymże nosie okulary typu pince nez i przybliżył do siebie mikrofon.
    Jak nietrudno się domyślić, był to Joseph Avenol, sekretarz generalny Ligi.
    - Szanowni delegaci! – Rozpoczął przemówienie. – Pragnę powitać Was na kolejnej sesji Zgromadzenia Ligi Narodów. Zgodnie ze statutem naszej organizacji najpierw zajmiemy się omówieniem i głosowaniem nad wnioskami, które na poprzedniej sesji odroczono na „przyszłość”, potem natomiast przejdziemy do spraw bieżących. Wówczas też, jak jest panom doskonale wiadome, każdy będzie mógł złożyć wniosek do rozpatrzenia. Sądzę, iż to wszystko, o czym należało powiedzieć na początek. Teraz sprawy odroczone… - tu padł jakiś tytuł „odroczonej sprawy” i nastąpiła burzliwa dyskusja. Długo omawiano kwestie odłożone, nas jednak one nie interesują. Pominiemy więc tę część obrad i przejdziemy od razu do ważnego dla nas fragmentu.
    Avenol ponownie zabrał głos:
    - Zatem przechodzimy do spraw bieżących. Czy są jakieś wnioski?
    Yvon Delbos, jeden z francuskich delegatów rozejrzał się niespokojnie po kolegach. W jego oczach malowało się pytanie: „już?”
    Pierre Flandin, minister spraw zagranicznych Francji, jakby na potwierdzenie, kiwnął głową.
    Delbos podniósł rękę.
    - Słucham pana? – Zwrócił się doń Sekretarz.
    Francuz poprawił mikrofon.
    - Panie sekretarzu, szanowni zebrani! W związku z niedawną wojną włosko – abisyńską, którą Liga Narodów potępiła – w tym momencie nastąpiła krótka, ale dająca się zauważyć przerwa – składam wniosek o wykluczenie Włoch z szeregów Ligi, a także o nałożenie embarga na włoskie towary. Proponuję także, aby do nałożenia tegoż embarga nakłonić również państwa do Ligi nienależące. Dziękuję za uwagę.
    - No, dobra robota. – Pogratulował mu Flandin i drugi francuski delegat.
    W tym samym czasie Avenol poddał wniosek pod debatę zgromadzonych. Najpierw udzielono głosu Włochom.
    - Nasz kraj, owszem, najechał na Abisynię. Jednak, proszę państwa, KTO podnosi rwetes o to? Otóż, jak wszyscy widzieliśmy i słyszeliśmy, awanturę rozpętała Francja. Biedni, mali, pozbawieni jakichkolwiek terytoriów zamorskich Francuzi! Pragnę panu przypomnieć, panie Delbos, że ze wszystkich państw świata to Francja właśnie ma największe posiadłości na kontynencie afrykańskim. Czyżby aż tak ważny był dla niej ten prymat i aż tak bała się go utracić, że z taką zazdrością patrzy na zdobycze kolonialne Włoch? A może Francja, posiadając większość ziemi afrykańskiej uznaje się jej właścicielem i rości sobie pretensje do tego, by decydować kto może mieć tam kolonie a kto nie? Zaręczam PT. delegatów francuskich, że tak nie jest! Dziękuję za uwagę i radzę zgromadzonym dobrze przemyśleć tę sprawę.
    Rękę w górę podniósł Edward Wood, 3. wicehrabia Halifax, przedstawiciel Wielkiej Brytanii. Głosu mu rzecz jasna udzielono.
    - Przypominam panu, że tematem prowadzonej przez nas dyskusji nie jest kolonializm i to, kto jest władcą Afryki, tylko napaść na Abisynię i w konsekwencji bezprawna okupacja tego kraju przez Włochy. A odpowiedzi na pytanie: „dla czego zaatakowaliście Abisynię” nie udzielił pan.
    - Po pierwsze, wicehrabio Halifax ja zwracam się do pana pańskim tytułem i żądam, aby i mi okazywano ten szacunek. Po drugie: nikt nie zadał pytania o cel naszego ataku na Abisynię, więc nie było co odpowiadać. Ponieważ jednak pan, wicehrabio Halifax chce wiedzieć dla czego to uczyniliśmy, zaspokoję pańską ciekawość. Wojna wybuchła, ponieważ murzyńscy kacykowie najeżdżali miasta na naszych terytoriach: Somali i Erytrei. Wielokrotnie wysyłaliśmy do Jego Cesarskiej Mości prośby o powstrzymanie tych napadów, jednak nie przynosiły one rezultatów. W końcu Włochy same postanowiły położyć kres temu procederowi mając na uwadze dobro mieszkańców Somali i Erytrei.
    - Tylko dla czego, hrabio di Cortelazzo, zamiast zadowolić się pokonaniem kacyków, rozpętaliście wojnę przeciw Cesarstwu Abisynii?
    - Ponieważ, wicehrabio Halifax, armia abisyńska zamiast pomóc nam zwalczyć to szkodnictwo, wzięła je w obronę. Zaatakowała nas bez wypowiedzenia wojny, musieliśmy się bronić. Przecież kiedy was, Brytyjczyków, zaatakowali w Indiach Sipajowie też się broniliście, czyż nie? Po za tym akcja wojsk abisyńskich była jawnym dowodem tego, że rząd Cesarstwa Abisynii wspiera bandytyzm tych kacyków, być może nawet jest jego centrum. Musieliśmy zatem to centrum zlikwidować.
    Głos zabrał Paul baron van Zeeland, przedstawiciel Belgii.
    - Przecież ten problem można było rozwiązać innymi metodami: mogliście nałożyć na Abisynię sankcje gospodarcze i poprosić Wielką Brytanię i Francję o to samo. Pozbawiona możliwości handlu z sąsiadami Abisynia musiałaby podjąć działania przeciw kacykom.
    - Ośmiela się nas pouczać przedstawiciel kraju, który po, pokojowym co prawda, przejęciu Konga zaczął je tak wykorzystywać i taki terror zaprowadził, że murzyni wskutek ciężkiej pracy i głodu zaczęli masowo umierać. My nie mamy zamiaru wykorzystywać Abisynii w ten sposób nawet w połowie.
    - Nadal nie wiemy jednak dla czego Abisynia stała się częścią Włoch. Przecież po tej interwencji mogliście zmusić Cesarza do tego, by zaprzestał prowadzenia takiej, a nie innej polityki.
    - Wicehrabio Halifax, a czy Wielka Brytania po pokonaniu Aszantich, Zulusów i Afrykanerów i kogo tam jeszcze, zmuszała ich do prowadzenia innej polityki czy zagarniała ich terytoria?
    - To nie jest odpowiedź. – Upomniał hrabiego di Cortelazzo Pierre Flandin. – Po za tym, Wielka Brytania ćwierć wieku przyznała niepodległość Egiptowi.
    - No właśnie. P r z y z n a ł a, a żeby przyznać, musiała przedtem rządzić Egiptem.
    - Powiedziałeś im, Galeazzo. – Usłyszał chwilę potem od kolegi siedzącego po jego prawej stronie.
    Faktycznie, nikt się nie odzywał, ale nikt też nie wiedział, czy jest to efektem braku argumentów czy niechęcią polemizowania z demagogiczną retoryką ministra spraw zagranicznych Królestwa Włoch.
    - Widzę, że temat najwyraźniej wyczerpano, zatem przechodzimy do głosowania. – Po pięciu minutach ciszy odezwał się Joseph Avenol. – Kto jest za wnioskiem Francji niech podniesie rękę.
    Gest ten wykonali przedstawiciele Australii, Belgii, Czechosłowacji, Danii, Francji, Grecji, Hiszpanii, Holandii, Indii Brytyjskich, Kanady, Norwegii, Nowej Zelandii, ZPA, Jugosławii, Szwajcarii, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Albanii, Austrii, Finlandii, Luksemburga, Chin, Estonii, Litwy, Łotwy, Irlandii, Meksyku, Iraku, Turcji, Afganistanu i ZSRS.
    - Dziękuję, proszę opuścić ręce. Kto jest przeciw wnioskowi Francji niech podniesie rękę.
    Teraz uczyniło to zdecydowanie mniej przedstawicieli. Byli to jedynie delegaci Portugalii, Rumunii, Bułgarii, Węgier i oczywiście Włoch.
    Zgodnie z decyzją Zgromadzenia Ligi Narodów Włochy zostały z niej wyrzucone i nałożono na nie sankcje gospodarcze. Warunkiem powrotu Italii do organizacji i zdjęcia z niej sankcji było przyznanie Abisynii niepodległości.
    - Jeśli myślą, że to uczynimy, są skończonymi idiotami. – Stwierdził Ciano w rozmowie z rumuńskim delegatem.
    ---

    [​IMG]
    Aktualny sondaż poparcia dla Roosevelta i Landona

    Franklin D. Roosevelt trzymał w ręku gazetę z aktualnym sondażem poparcia dla kontrkandydatów. Już w styczniu było źle, a teraz stan się pogorszył. Prezydent wezwał do siebie jednego ze współpracowników.
    - Dzień dobry, panie Prezydencie.
    - Witaj, Jake. – Odparł Roosevelt i wyciągnął doń rękę.
    Doradca uścisnął prawicę swojego pracodawcy.
    - Sytuacja robi się mało korzystna. Jeszcze w listopadzie miałem 80% poparcia teraz spadło mi do sześćdziesięciu paru i jak sądzę, będzie ciągle spadać. Powoli, ale nieubłaganie i w listopadzie może już być 50 na 50… Poradź coś, przyjacielu.
    - Po pierwsza, musi Pan kontynuować dotychczasową politykę ekonomiczną. Osoby, które znajdą dzięki niej zatrudnienie, będą tę zasługę przypisywać Panu. Po drugie – mógłby Pan posłuchać Ligi Narodów i nałożyć embargo na Włochy...
    - Co to to nie. - Przerwał Jake'owi Roosevelt. - Chyba oszalałeś, mamy tracić na handlu z Włochami tylko dla tego, że podbili jakiś kraj na drugiej półkuli?
    - Byłoby to dobre posunięcie, Republikanie nie mogli by Panu wytknąć popierania faszyzmu.
    - Nie, Jake. Za dużo na tym stracimy. Niech Republikanie gadają co chcą. Jak ludzie odczują poprawę warunków bytu (także dzięki włoskim towarom) to nie będą tego nawet słuchać.
    - Widzę, że Pana nie przekonam. Mam jeszcze trzecią opcję: zorganizujmy w marcu wiec wyborczy. Spotka się pan z elektoratem osobiście, opowie o swoim programie, odpowie na pytania zadawane przez ludzi. To powinno powiększyć pańskie notowania.
    - Oby…
     
  4. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Nie mogę się powstrzymać :(

    Cośtam z Obermenem kombinujemy. Przydałby się ktoś chętny to wypróbowania AI.

    ---------- Post dodany 20:49 ---------- Poprzedni post dodano o 16:34 ----------

    Odcinek III - Demokraci indoktrynują

    Na miejsce wiecu Jake zaproponował trzy miasta: Seattle (Waszyngton), Filadelfię (Pensylwania) i Nowy Jork (NJ).
    Ponieważ najwięcej (47 elektorów) było do wygrania w tym ostatnim mieście, wybór Roosevelta padł właśnie na nie.
    Rozpoczęły się gorączkowe przygotowania do wiecu, których opis jednak podarujemy sobie, od razu zajmując się nim samym. Tylko przedtem podamy do wiadomości czytelnika najważniejsze wydarzenia miesiąca.

    7. III – Niemcy zajęły zdemilitaryzowaną do tej pory strefę Nadrenii.
    [​IMG]
    Na szaro - Niemcy, niebieska obwódka - terytorium Nadrenii

    18. III – Mussolini rozbestwił się. Włochy po zwycięskiej wojnie z Abisynią postanowiły wysunąć roszczenia do jugosłowiańskiego wybrzeża Adriatyku.
    [​IMG]
    Jasnozielony - Włochy, ciemnozielony - roszczenia Włoch

    21. III – Zmarł George H. Dern, gubernator Utah, członek Partii Demokratycznej.
    [​IMG]

    Warto nadmienić, że wszystkie te wydarzenia przeszły w Stanach bez większego echa. Ameryka oczekiwała teraz na wiec Roosevelta i mało co po za tym ją frapowało.
    ---
    Jake kręcił się jeszcze po pokoju i palił papierosa. W pewnym momencie zatrzymał się.
    - Chyba powoli można zaczynać. Mam nadzieję, że pamięta pan wszystko, panie Prezydencie? – Zwrócił się do Roosevelta.
    - Pamiętam.
    - Dobrze. – To powiedziawszy Jake poprawił krawat. – Zatem wychodzę, powiem to i owo, a potem pan wyjedzie stąd i zacznie swój monolog. Dobrze by jednak było, gdyby ktoś panu pomógł, wjechać samemu wózkiem na scenę, to nie będzie łatwe…
    - O to chodzi. Niech ludzie zobaczą, że mają silnego prezydenta.
    - Jak pan woli. – Po tych słowach Jake wyszedł z pomieszczenia, przeszedł kilka kroków i znalazł się na scenie w obszernej sali hotelu „Amercia”*, gdzie zwykle występowały jazzbandy, albo inne orkiestry.
    - Witam wszystkich Demokratów i sympatyków naszej partii zgromadzonych tutaj w dzisiejszy wieczór. Zapewne wielu spośród was zastanawia się nad tym, jakie jest zdanie naszego stronnictwa na wiele nowych tematów, z którymi do tej pory nie mieliśmy do czynienia. Być może chcecie też dowiedzieć się dokładniej co myślimy o różnych sprawach, o których sąd wyraziliśmy dawno temu, a wy już zapomnieliście. Dziś o wszystkim opowie nam sam prezydent Roosevelt!
    Po tych słowach przez salę przelała się fala braw, wiele osób zaczęło skandować: „ROOSEVELT, ROOSEVELT!”
    Wkrótce potem prezydent pojawił się na scenie, podjechał do specjalnie przygotowanej, niskiej mównicy i poprawił trochę mikrofon.
    - Dobry wieczór, Amerykanie! Zgodnie z tym, co powiedział wam już pewnie Jake Peterson, opowiem dziś o polityce Partii Demokratycznej. Może zacznę od ekonomii. – W tym momencie prezydent zaczerpnął powietrza. – Jak wszyscy wiecie, od kilku lat gospodarkę naszą trawi kryzys. A może raczej trawił, bo strategia Demokratów przyniosła rezultaty w walce z nim. Przedsiębiorcy sami nie potrafili sobie poradzić, potrzebna więc była interwencja państwa. Spotkało się to początkowo z pewnym oporem, jednak dziś, z perspektywy czasu, widać, iż było to posunięcie słuszne. Dzięki inwestycjom „New Dealu” wielu ludzi znalazło pracę, wzrósł dochód narodowy i PKB. Oznaczało to także poprawę warunków bytu. Dla tego też, z wielkim jednak oporem wewnętrznym, odmówiłem narzucenia embarga na Włochy. Z kraju tego pochodzi zbyt wiele towarów, po które sięgają Amerykanie. Wszyscy wiemy, że faszyzm jest to rzecz straszna, jednak dobro mieszkańców naszego państwa jest ważniejsze od podjęcia walki z nim. Mam nadzieję, że zrozumiecie ten krok – jest to poświęcenie konieczne. Zbyt wiele na handlu z Włochami zyskujemy. Jeśli chodzi o inne aspekty polityki zagranicznej, to tak jak już powiedziałem, należy zwrócić Filipinom niepodległość do 1946 r. To miejsce z innego kręgu kulturowego niż Stany Zjednoczone. Jest też rzeczą ważną stale ocieplać stosunki ze Związkiem Sowieckim. Gospodarka tamtego kraju, niezależna od mechanizmów rynkowych, pozostała nienaznaczona przez kryzys, a to oznacza, iż przemysł tego państwa nadal produkuje pełną parą, a to z kolei oznacza, że możemy bez obaw sprowadzać stamtąd potrzebne produkty, w przeciwieństwie do wielu państw Europy, które nadal boją się wysyłać towary za granicę. Ponadto system socjalny Związku Sowieckiego powinien być dla nas wzorem. W kraju tym ujednolicono wiek emerytalny i każdy, kto go przekroczył, otrzymuje należne pieniądze. Ma to zagwarantowane w państwowym banku. U nas ludzie starsi nierzadko cierpią nędzę. Czy tak powinno być? Zejdźmy teraz trochę na południe od ZSRS – do Japonii. Kraj ten jest nam nieprzyjazny i za kilka lat może dojść do konfliktu między Ameryką a Cesarstwem. Aby należycie się do niego przystosować Departament Obrony zdecydował się obsadzić wszystkie posiadłości Stanów na Pacyfiku dość silnymi garnizonami. To powinno odstraszać Japonię. To wszystko, co przychodzi mi do głowy. Są jakieś pytania?
    - Henry Hoskins, „The Washington Post”. Pana słowa to jeden wielki pean na cześć Związku Sowieckiego. Tymczasem jest to kraj w którym w łagrach i więzieniach umierają miliony ludzi, a drugie tyle nie ma co jeść. O tym jednak pan milczy.
    - To bzdura, rozpowszechniana przez wrogie ZSRS, przeważnie faszystowskie państwa, takie jak Polska, Niemcy, Włochy czy Japonia.
    - Polacy mieszkają blisko Rosji, przez prawie półtora wieku byli pod jej okupacją. Znają ten kraj na tyle dobrze, że chyba można im wierzyć…
    - Polska była okupowana nie przez Związek Sowiecki a przez Carat. Przez to Polacy są uprzedzeni.
    - Polska stoczyła wojnę ze Związkiem Sowieckim. Polacy opowiadali o warunkach panujących w rosyjskiej niewoli. Pozwoli pan, że użyję eufemizmu: nie były one komfortowe… - Dziennikarz nie poddawał się.
    - Rosjanie mówili to samo o polskiej niewoli.
    Hoskins machnął ręką i odszedł.
    - Ktoś jeszcze? – Zadał pytanie Jake.
    - Bob Johnson, „The New York Times”. Z pańskich słów z jednej strony bije ostra, antyfaszystowska retoryka, z drugiej jednak – nie chce pan w żaden sposób karać państw faszystowskich za ich haniebne czyny…
    - Zbyt mocno odbiłoby się to warunkach bytowych społeczeństwa. Nie chcemy przecież, aby ludzie, którzy dopiero co otrząsnęli się z kryzysu, znów w niego wpadli.
    - John Jackson, „Boston Globe”. Czemu jest pan aż takim orędownikiem przyznania niepodległości Filipinom?
    - Ponieważ to kraj katolicki i hiszpańskojęzyczny. Totalnie różny od protestanckich i anglojęzycznych Stanów Zjednoczonych. Nie można ich na siłę zmuszać do przyjęcia obcej kultury.
    - Ale przecież Ameryka zapłaciła za Filipiny daninę krwi!
    - No właśnie. Nie po to takim wysiłkiem wyrywaliśmy Filipiny z ucisku Hiszpanii, aby samemu je ciemiężyć. To byłoby niesprawiedliwe.
    Dziennikarze nie mieli już pytań, jednak odezwał się grubszy jegomość, sądząc po wymowie, Teksańczyk.
    - Obadiasz Autumnfield, zaniepokojony Teksańczyk. Panie prezydencie jeszcze jedno pytanie: co z murzynami?
    - Po staremu.
    - Aha. Dzisiaj mówi pan, że po staremu, jak będzie pan gadał z czarnuchami, to naobiecuje im pan nie wiadomo czego i takie błędne koło się zamknie. Ja proszę pana, jestem z Teksasu i o tej zarazie mam wyrobione zdanie. Jestem też porządnym chrześcijaninem i nie rozumiem, jak może pan zadawać się z tym ateistycznym ścierwem, Związkiem Sowieckim, a tym bardziej zachwalać jego gospodarkę. Mam olbrzymie ranczo, zabierze mi je pan i stworzy tam „National Agriculture Farm”**? Po tym, jak skasował mi pan 20% majątku zabierając całe złoto, mogę się tego spodziewać. Mam w ***** taki biznes i będę pierwszym w rodzinie, który zagłosuje na Republikanów. Wymaga tego ode mnie mój obywatelski i chrześcijański obowiązek. Do widzenia. – To powiedziawszy, Autumnfield opuścił salę trzaskając drzwiami.
    Mimo to był wyjątkiem, reszcie zebranych (może dla tego, że nie byli z Teksasu) słowa prezydenta podobały się. Miało to odbicie w sondażach…
    [​IMG]

    Wykres taki (z tym, że czarno - biały) trzymał właśnie w ręku Alf M. Landon.
    - Psiakrew, cienko. Johnie, obejrzyj to.
    - Co to takiego, Alf?
    - Zobacz. – Odpowiedział kandydat na urząd prezydenta i podał znajomemu gazetę. John obejrzał ją ze wszystkich stron i dość mocno się zmartwił.
    - Faktycznie, niedobrze.
    - Masz jakiś pomysł, co zrobić z tym fantem?
    - Skopiować.
    - Co?
    - Skopiować wiec. I miejsce, w którym się odbędzie.
    - Bez przesady. Ludzie przypną nam łatkę: „Małpują Demokratów” i będzie lipa.
    - Nie chodzi mi o salę, ani o hotel, ani nawet o miasto, tylko o STAN! Alf, Nowy Jork to jest 47 elektorów. Musisz ich wygrać!
    - Łatwo powiedzieć…
    - W kwietniu zorganizujemy wiec w Albany. Masz o tyle łatwiej, że będziesz mógł dokładnie przeanalizować wypowiedź Roosevelta i wytknąć mu wszystkie błędy, kłamstwa itd. On nie mógł cię tak przemaglować.
    - Diabelski plan, tylko, że Albany to dziura.
    - Ale też stolica Nowego Jorku. Po za tym sądzę, że ludzie będą chcieli cię posłuchać i ściągną z całego stanu. Choćby po to, żeby zrobić porównanie z Rooseveltem.
    ---
    Rozwój technologii w USA:
    23. III – Lepszy model artylerii przeciwpancernej
    29. III – Wczesna artyleria polowa


    * - Mój wymysł.
    ** - Państwowe Gospodarstwo Rolne.
     
  5. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek IIII - Odpowiedź Republikanów

    Alf Landon wszedł na mównicę w sali posiedzeń rady miejskiej Urzędu Miasta w Albany.
    - Pragnę wszystkich gorąco powitać na wiecu wyborczym Partii Republikańskiej w Albany! Swoją wypowiedź podzielę na kilka części. Najpierw podejmę polemikę z przemówieniem pana prezydenta sprzed miesiąca. Franklin D. Roosevelt odmawia narzucenia embarga na Włochy, bo jak sądzi, ludzie zbyt wiele na tym stracą. Przecież od Włoch kupujemy jedynie fiaty, makarony i wina. Czy to aż tak dużo i czy dzięki temu Amerykanie pławią się w luksusie? Nie sądzę. Do lepszych warunków życia bardziej potrzebne byłoby im choćby złoto, które, przypomnę państwu, ekipa prezydenta Roosevelta wam skasowała! Według mnie, wszystkim mieszkańcom Stanów Zjednoczonych należy wypłacić równowartość strat poniesionych w wyniku tego barbarzyństwa.
    Przejdźmy dalej – prezydent uważa, że koniecznie trzeba przyznać niepodległość Filipinom. Argumentuje to tym, że mieszkają tam mówiący po hiszpańsku katolicy i że nie możemy ciemiężyć wolnego narodu. Dziękuję, panie Roosevelt! Właśnie dowiedziałem się, że Kalifornia i Nowy Meksyk są zamieszkane przez protestantów! Stany Zjednoczone nie są państwem połączonym na trwałe z jakąś religią, jest to zapisane w naszej Konstytucji. Czyżby prezydent jej nie czytał? Zatem nie powinien pełnić tak wysokiego urzędu w państwie. Po za tym, pragnę prezydentowi przypomnieć dewizę naszego państwa: „E pluribus unum” – „Z różnorodności jedność”.
    Pan Roosevelt pisze też hymny na cześć Związku Sowieckiego, nie znając nawet realiów tego kraju. Zachwala wysokie emerytury i podobno „doskonały” stan gospodarki ZSRS, nie wierząc relacjom ludzi, którzy z tym systemem mieli do czynienia przez o wiele dłuższy czas niż on: mieszkańcom państw ościennych, więzionych w rosyjskich obozach czy też, najwiarygodniejszej moim zdaniem w tej sprawie: emigracji rosyjskiej.
    To chyba wszystkie błędy, jakie w swoim przemówieniu popełnił pan prezydent, zatem przejdę do kwestii polityki zagranicznej. Część swojego zdania już przedstawiłem, teraz czas na resztę.
    Powinniśmy zaostrzyć kurs wobec państw faszystowskich. Prezydent zarzeka się, że tego nie zrobi, ponieważ włoskie towary są zbyt cenne. Jak już powiedziałem, jest to nieprawdą. Proponuję, abyśmy zastosowali się do apelu Ligi Narodów. To znacznie wzmocniłoby jej niezbyt mocną pozycję. Sądzę też, że Stany Zjednoczone mogłyby wstąpić do Ligi, przecież były jej pomysłodawcą. Brak naszego kraju znacznie obniża jej autorytet na arenie międzynarodowej.
    Należy powoli, ale systematycznie wychodzić z izolacjonizmu. Przez wiele lat Republikanie popierali tę politykę, jednak teraz widzimy, iż była ona błędna. Tak duże i ludne państwo jak Stany Zjednoczone nie może być nieobecne na arenie międzynarodowej, mało tego – powinno być na niej bardzo aktywne.
    W tej materii to by było na tyle. Jeśli chodzi natomiast o kwestie obrony naszego państwa, to tutaj akurat propozycja Demokratów jest całkiem rozsądna, choć nieco skąpa.
    Moim zdaniem garnizony to zbyt mało. Powinniśmy jeszcze rozbudować Flotę Pacyfiku, głównie o nowoczesne pancerniki i lotniskowce oraz pobudować na naszych posiadłościach w tamtym regionie umocnienia.
    To wszystko, co chciałem państwu powiedzieć. Ma ktoś jakieś pytania?
    - Henry Hoskins, „The Washington Post”. Mógłby pan poinformować nas o ewentualnym składzie pańskiego przyszłego rządu?
    - Oczywiście. Jak państwo wiecie, wiceprezydentem zostanie kolega Frank Knox. Sekretarzem stanu zostanie natomiast wybitny specjalista w dziedzinie stosunków międzynarodowych - Artur H. Vandenberg.
    - Proszę pana, ale to izolacjonista, a pan w swoim programie pragnie odchodzić od izolacjonizmu...
    - Zgadza się, że kolega Vandenberg ma poglądy na sprawy zagraniczne nieco różne od moich, jednak jest znakomitym ekspertem, który siedzi w nich już od ponad ćwierćwiecza. Zresztą, tak jak powiedziałem, z drogi izolacjonizmu mamy zamiar schodzić bardzo powoli i żadnych rewolucji, przynajmniej na początku, nie będzie.
    - Sądzę jednak, że mianowanie twardogłowego izolacjonisty na to stanowisko nie przyśpieszy zmian... Jednak jak będzie zobaczymy. Tymczasem chciałbym poznać nazwiska pozostałych kandydatów na sekretarzy.
    - Sekretarzem handlu zostanie Daniel C. Roper. Jest on umiarkowanym przeciwnikiem „Nowego Ładu”, a konkretniej - jego najbardziej socjalistycznych elementów. Sekretarzem bezpieczeństwa planuję natomiast mianować Franka Murphy'ego, byłego gubernatora generalnego Filipin.
    - Te kandydatury są już trochę mniej sprzeczne z pańskim programem niż Arthur Vandenberg, jednak jest ich trochę mało...
    - Na razie nie mam więcej „pewniaków” - pozostałe departamenty są mniej istotne i będę się nad nimi zastanawiał później.
    - W takim razie dziękuję za uwagę.
    - Również dziękuję.
    Prelegentowi zadano jeszcze trochę pytań, ale nie były one zbyt interesujące, więc pominiemy je milczeniem.
    Samo spotkanie kandydata na urząd prezydenta z wyborcami można zaliczyć do udanych, czego odbiciem były jego notowania w sondażach.


    [​IMG]

    ---
    Wydarzenia na świecie w kwietniu:

    2. IIII - Zamach stanu w Grecji. Stanowisko premiera, w miejsce konserwatysty Konstantinosa Demetrizisa, obejmuje faszysta Joannis Metaxas. Wszystko to z poparciem króla Jerzego II.
    [​IMG]

    ---
    Rozwój technologii w USA:
    6. IIII - Podstawowy lekki krążownik
    30. IIII - Tankietka


    AAR zamknięty i wyczyszczony. Jeśli pojawi się wena, kontaktować się z funkcyjnymi działu.
    Biedrona

     
  6. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek V - Szarża słonia

    Alf Landon siedział przy biurku i przeglądał jakieś dokumenty. Na niektórych nanosił piórem różnego autoramentu uwagi. W pewnym momencie usłyszał pukanie do drzwi. Podniósł z blatu okulary, włożył je na nos, zaprosił gościa do środka, a gdy ten zaczął popychać drzwi do przodu – wstał z krzesła.
    W drzwiach pokazał się John. Landon zaproponował mu, aby usiadł i gdy obaj zajmowali już miejsca w fotelach odezwał się ponownie.
    - Napijesz się czegoś, herbaty, a może whisky?
    - Nie, dziękuję. Nie dysponuję taką ilością czasu, jaką bym chciał.
    Po odmowie, kandydat na prezydenta zmienił temat.
    - Muszę przyznać, że twój pomysł był całkiem niezły, przyjacielu. – Powiedział do gościa. – Zaatakowaliśmy Roosevelta dość mocno i jego przewaga nade mną jest bardzo nikła. Teraz trzeba by go dobić. Masz jakiś pomysł?
    John zastanowił się chwile, pogładził ręką swoją bródkę oraz pokręcił wąsa, po czym odparł:
    - Można by zorganizować debatę radiową. Sądzę, że Roosevelt to kupi.
    - To dość interesująca propozycja. W jakim radiu miałaby się odbyć debata?
    John po raz kolejny zajął się na moment swoim wąsem, po czym odparł:
    - Najlepsze będzie chyba radio WMAL.
    - Dobrze zatem. Możesz poinformować Roosevelta, że proponuję mu debatę radiową w WMAL, najlepiej na początku przyszłego miesiąca.
    - W jaki dzień?
    - Szóstego, tj. w sobotę. Najlepiej wieczorem. Wtedy wszyscy będą już po pracy i debata dotrze do jak największej liczby obywateli.
    - Dobrze zatem. Postaram się jak najszybciej porozmawiać o tym z Rooseveltem. – Po tych słowach wstał. – Mam jeszcze kilka innych spraw do załatwienia, więc muszę już iść. Do widzenia.
    - Do widzenia. – Odpowiedział Landon i podał mu rękę.
    ---
    Posiedzenie rządu właśnie się kończyło. Prezydent podawał dłoń wszystkim wychodzącym sekretarzom i żegnał ich słowami „Do widzenia.”. Ministrowie odpowiadali mu w identyczny sposób.
    Zakończone właśnie zebranie było o tyle istotne, że dotyczyło polityki zagranicznej i, co oczywiste, zbliżających się wyborów. Roosevelt stwierdził, że Landon idzie w górę w sondażach w wyniku braku podejmowania działań przeciwko agresywnym państwom, takim jak Włochy czy Niemcy. W związku z tym rząd postanowił przy kolejnym wybryku Hitlera, Mussoliniego czy Keisukego nałożyć sankcje ekonomiczne na, odpowiednio, Niemcy, Włochy lub Japonię.
    - Aczkolwiek do takiego „wybryku” może minąć sporo czasu. – Zauważył podczas posiedzenia sekretarz stanu, Cordell Hull.
    - Owszem, ale jeżeli zaczniemy karać ich teraz, cztery miesiące po upadku Abisynii i dwa miesiące po zajęciu Nadrenii, to ludzie zauważą, że ściągamy pomysły Landona i tylko na tym stracimy. – Odpowiedział Roosevelt.
    Chwilę po tym, gdy przypomniał sobie tę sytuację z sali wyszedł Cordell Hull. Uścisnął rękę prezydenta, jednak nie od razu się pożegnał.
    - Następnego razu może już nie być. Zanim HMK coś zrobi, my możemy obudzić się po wyborach, już z ręką w nocniku.
    - Siejesz nastroje defetystyczne, Cordell. Po powrocie do domu idź spać, może ci przejdzie. Gdyby nie my, Ameryka tonęła by w kryzysie. Ludzie chyba będą o tym pamiętać.
    - Kiedy Landon właśnie wykorzystuje „Nowy Ład” do swoich celów – zauważ, panie prezydencie, że w kwietniu, podczas wiecu, odwołał się do odebrania ludziom ich złota przez nasz rząd. Zohydzenie ludziom „Nowego Ładu” wcale nie musi być trudne. Dobry polityk i z gó*na zrobi złoto, lub na odwrót. Do widzenia.
    - Do widzenia. – Odpowiedział nieco zaskoczony Roosevelt.
    Niedługo po wyjściu wszystkich sekretarzy, również i Roosevelt zamierzał opuścić salę posiedzeń i udać się do swoich pokojów w Białym Domu, jednak wcześniej sekretarka poinformowała go, że dzwonił „ktoś ważny od Landona” i prosił o rozmowę z prezydentem.
    - Niech mnie pani z nim połączy. – Polecił prezydent.
    Chwilę później Roosevelt trzymał już słuchawkę, w której słyszał głos Johna.
    - Panie prezydencie, pan Landon proponuje panu debatę radiową.
    - Kiedy miała by się ona odbyć?
    - Szóstego czerwca, na antenie WMAL. Zgadza się pan?
    Roosevelt zastanowił się chwilę.
    - Ze swojej strony nie mam nic przeciwko, ale muszę skonsultować tę decyzję z kilkoma osobami. Udzielę panu odpowiedzi w przeciągu tygodnia. Pańskie nazwisko?
    - O’Higgins. John O’Higgins. Dziękuję, do widzenia.
    - Do widzenia.
    Po rozmówieniu się na ten temat z Jakem, Roosevelt przyjął propozycję.

    [​IMG]

    ---
    Wydarzenia na świecie w maju 1936 roku:
    2. V - Czang Kaj-Szek podpisuje zawieszenie broni z komunistycznymi buntownikami, a kilka dni później zawiera sojusz z większością tzw. "panów wojny".
    [​IMG]

    12. V - Zwycięstwo prawicy w wyborach na Kostaryce. Prezydentem został Otto C. Fernandez, a premierem - Adolfo U. Castro.
    [​IMG]
    ---
    Rozwój technologii w USA:
    12. V. - Wczesna dywizja piechoty



    Witam po przerwie ;) Zmieniamy czcionkę i jedziemy dalej.
    PS. Ale obrzydliwe emoty <błeh>
     
  7. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek VI - Słoń versus Osioł

    W studiu, w którym miała odbyć się debata pierwszy pojawił się Alf Landon. Chociaż było to radio i chociaż po za spikerem, Johnem, Jakem, no i Rooseveltem nikt nie mógł go zobaczyć, ubrał się bardzo elegancko i włożył czerwoną muchę. Na jego okularach nie było widać ani śladu kurzu. Szybko jednak zdjął je z nosa i położył na stoliku, na którym znajdowało się również kilka kartek – przygotowanych na wypadek, gdyby jego pamięć zawiodła.
    Na miejscu, które miał potem zająć Roosevelt siedział teraz John i omawiał z kandydatem na urząd prezydenta jakieś detale i inne duperele.
    - Jeśli dobrze to rozegramy będziemy mieli szansę po raz pierwszy od dawna prześcignąć Roosevelta w sondażach. A to jest warte zachodu. – Zauważył na koniec, po czym zmienił temat. – Będę w sali obok. Mogę coś doradzić?
    - Proszę bardzo.
    - Z całym szacunkiem, ale niech pan tego nie spieprzy, dobrze?
    - Zrobię co w mojej mocy.
    - Powodzenia. – Zakończył John i opuścił studio.
    - Dziękuję.
    Pięć minut później do pomieszczenia wjechał na wózku inwalidzkim Franklin D. Roosevelt.
    Gdyby o wyniku debaty miał decydować ubiór – już byłby przegranym. Na jego szczęście o tym decydowały inne czynniki.
    - Dzień dobry. – Powitał go Landon.
    - Witam pana. – Odparł Roosevelt i podał mu rękę, którą Alf uścisnął.
    Przez kolejne pięć minut urzędujący prezydent i osobnik chcący odebrać mu to stanowisko siedzieli obok siebie i rozmawiali o mniej lub bardziej ważnych sprawach. Potem w studiu pojawił się spiker.
    - Dzień dobry.
    - Dzień dobry. – Odpowiedzieli kontrkandydaci. Spiker uścisnął ich dłonie.
    - Panowie znają formułę pojedynku? – Nie czekając jednak na odpowiedź kontynuował. – Na wszelki wypadek ją panom przypomnę. Będę zadawał panom pytania, to zresztą jest chyba oczywiste. W jednej „kolejce” zadam jedno pytanie na które odpowie najpierw jeden, a potem drugi z panów. Gdy skończą mi się pytania – zadam panom pytania od radiosłuchaczy – od maja mogli oni wysyłać do naszego radia listy z pytaniami. Dziś odczytam te ciekawsze. Panowie zgadzają się?
    - Oczywiście. – Odparł Roosevelt.
    - Sure.
    - Bardzo dobrze. Zatem, wchodzimy na antenę. 3, 2, 1.
    W tle odezwała się jakaś melodia. Gdy zaczęła cichnąć, do głosu powrócił spiker.
    - Dobry wieczór państwu! Nazywam się Terry Barnes i mam zaszczyt poprowadzić to, na co od maja czekały całe Stany Zjednoczone – debatę radiową Roosevelt – Landon. Na początek krótko przedstawię formułę debaty – najpierw będę zadawał pytania, na które będą musieli udzielić odpowiedzi obaj kontrkandydaci. Następnie przeczytam kilka pytań, które nadesłaliście do naszego radia drogą listowną. A zatem zaczynamy. Pierwsze pytanie – jak wg. panów ma wyglądać polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych. Może na początek pan prezydent Roosevelt.
    FDR wziął głęboki oddech.
    - Jak państwo doskonale wiedzą, od zawsze byłem przeciwnikiem izolacjonizmu. Mam zamiar kontynuować politykę większego otwierania się na świat – pierwsze kroki zostały już wszak poczynione, USA uznały Związek Sowiecki.
    - Tak, tu jest się czym chwalić, naprawdę. Pan uznał twór który trudno nazwać państwem. Ba! Nazywając je bandytą czynię mu honory. – Wtrącił się Landon.
    - Panie gubernatorze, proszę nie przerywać. – Wtrącił się spiker. – Panie prezydencie, niech pan kontynuuje.
    - Mamy również zamiar zaostrzyć kurs wobec państw faszystowskich – takich jak Niemcy, Włochy czy Japonia. Po wojnie w Abisynii postanowiliśmy nie nakładać sankcji na Włochy, kierując się interesem naszego narodu. Następnym razem nie będziemy już jednak tak pobłażliwi.
    - A Liga Narodów?
    - W przeciągu najbliższych pięciu lat nie planujemy akcesu do Ligi.
    - Teraz pan, panie Landon.
    - Pan prezydent Roosevelt zdaje się ukradł komuś kilka rozwiązań. Ale czego się spodziewać po człowieku, który 100 mln obywateli USA ukradł złoto i kamienie szlachetne.
    - Panie gubernatorze!
    - Nie mogę milczeć wtedy, gdy wyrządza się gwałt moim współobywatelom.
    - Z tych pieniędzy stworzono wiele spośród dzieł „Nowego Ładu”.
    - Osobiście wolę sam decydować co robię ze swoimi pieniędzmi. To, czy kupię sobie krowy czy wesprę budowę tamy to wyłącznie moja sprawa.
    - Panowie, zajmujemy się polityką zagraniczną.
    - Przepraszam. Pomysł z nakładaniem sankcji na Włochy, Niemcy i Japonię pochodzi ode mnie, więc chyba nikogo nie zdziwię, mówiąc, że również zamierzamy je nałożyć. Również pragnę, aby Ameryka była aktywniejsza na arenie międzynarodowej. Moim zdaniem USA powinny przystąpić do Ligi Narodów już w 1938 roku i będę robił wszystko, aby tak się stało. Chciałbym również podpisać z Wielką Brytanią pakt, na mocy którego nasze państwa wzajemnie broniłyby swoich posiadłości na Pacyfiku.
    - Dziękuję. Teraz gospodarka. Panie prezydencie?
    - „Nowy Ład” sprawdza się – USA rozwija się. Nie mam zamiaru zmieniać polityki gospodarczej.
    - Cóż, niezwykle lakoniczna wypowiedź. Mister Landon?
    - „Nowy Ład” nie sprawdza się – USA nie rozwija się. Mam zamiar zmienić politykę gospodarczą. – Po tym ewidentnym sparodiowaniu Roosevelta, AML przeszedł do konkretów. – Przede wszystkim mieszkańcom zostaną wypłacone dywidendy za utracone złoto i metale szlachetne. Skończę również z wypłacaniem zapomóg dla bezrobotnych – to oburzające, żeby ludzie, którzy ciężko pracują i raczyli jakoś znaleźć pracę mają utrzymywać stada nierobów społecznych. To przeczy sprawiedliwości. Republikanie oraz gabinet prezydenta Landona zakończą również to swoiste centralne planowanie w gospodarce. Przedsiębiorcy odzyskają dawną swobodę działania, co jak sądzę, przyniesie bardzo pozytywne efekty.
    - A co z Filipinami? Panie Landon…
    - Utrzymać przy naszym kraju jako terytorium, a za kilkadziesiąt lat mianować kolejnym stanem.
    - Jest pan pewien? – Ledwo wybełkotał zaskoczony spiker.
    - A słyszał pan o „boskim przeznaczeniu”?
    - Obiło mi się o uszy. A pan, panie prezydencie?
    - Do 1946 roku należy przyznać Filipinom niepodległość.
    - Czy przewidują panowie jakieś zmiany w prawie bądź wprowadzanie poprawek do konstytucji? Panie prezydencie?
    - Raczej nie.
    - Panie gubernatorze?
    - Na razie zamierzamy przesunąć termin objęcia urzędu przez prezydenta ponownie na czwartego marca. Obejmowanie urzędu 20 stycznia to jakaś paranoja.
    - Jeśli można wiedzieć, to kto będzie prezydentem od 20 stycznia do 4 marca? Może przedłużycie mi mandat? – Zagadnął z nutą ironii Roosevelt.
    - Skądże, obowiązki prezydenta będzie pełnił spiker Izby Reprezentantów. Czyżby nie znał pan konstytucji? Zatem nie powinien być pan prezydentem.
    - To chyba wszystkie moje pytania. Teraz ciekawsze pytania od radiosłuchaczy. „Jaki będzie skład pańskiego rządu, jeśli pan wygra, panie Landon? Fred Morrison.”
    - Nie znam jeszcze wszystkich nazwisk, ale wymienię te najważniejsze – wiceprezydentem zostanie kolega Frank Knox, sekretarzem stanu – Artur Vandenberg, sekretarzem skarbu – Daniel C. Roper, sekretarzem sprawiedliwości – Frank Murphy. Resztę postaram się skompletować do wrześniowych wyborów w Maine, tak, aby obywatele tego stanu wiedzieli na kogo głosują.
    - Dziękuję. Kolejne pytanie, również do pana gubernatora: „Co zamierza pan uczynić w kwestii obronności kraju?”
    - Częściowo odpowiedziałem już na to pytanie: mam zamiar podpisać pakt z Wielką Brytanią dotyczący bezpieczeństwa na Pacyfiku. Chciałbym również, aby na każdej z naszych pacyficznych kolonii stacjonował dobrze przeszkolony garnizon U.S. Army, a nie jak do tej pory – małe i ochotnicze oddziały milicji. Pragnąłbym również rozbudować flotę.
    - Teraz pytanie do prezydenta Roosevelta. „Panie prezydencie, jeśli pozostanie pan na stanowisku, to jakie nowe inicjatywy gospodarcze zostaną podjęte przez pański rząd?”
    - Będziemy starali się wybudować więcej elektrowni, takich jak chociażby Boulder Dam na rzece Kolorado, dzięki temu zapobiegniemy powodziom, a dostęp do prądu uzyska o wiele więcej ludzi, zwłaszcza tych biednych, niż ma to miejsce teraz.
    - Dziękuję. I ostatnia kartka, o niezwykle interesującej treści. Pozwolę sobie zacytować: „Roosvelt, fuck you, stupid nigger. Obediah Autumnfield.” Jakieś słowa komentarza?
    - Może puszczę to mimo uszu. – Odparł Roosevelt.
    - W takim razie dziękuję za uwagę i do usłyszenia. Słuchaliście radia WMAL, audycję prowadził Terry Barnes, a jego gośćmi byli: prezydent Franklin D. Roosevelt.
    - Do widzenia.
    - I kandydat na to stanowisko: Alfred M. Landon.
    - Do usłyszenia.
    ---
    W opinii Amerykanów bardziej przekonywający był Landon, co odbiło się w sondażach.
    [​IMG]

    ---
    Wydarzenia na świecie w czerwcu:
    11. VI - wybory parlamentarne we Francji wygrywa lewicowa SFIO. Tekę premiera obejmuje jej lider, Leon Blum.
    [​IMG]

    Tego dnia wybory odbyły się również w Czechosłowacji, gdzie zwyciężyła Republikańska Partia Rolników i Drobnego Chłopstwa, a tekę premiera otrzymał generał Jan Syrovy.
    [​IMG]

    Kilka dni później parlament Czechosłowacji zmienił konstytucję. Na mocy poprawki zniesiony został urząd premiera, a szefem rządu został prezydent. Nowym prezydentem połączone izby parlamentu wybrały Jana Syrovego. Nie obyło się bez protestów społecznych - Czesi i Słowacy uważają, że głowa państwa posiada zbyt dużą władzę i powinien być wybierany w wyborach powszechnych.*

    20. VI - Wybory w Szwecji nieoczekiwanie wygrywa Liga Chłopska, jednak jej przewaga nad innymi ugrupowaniami nie jest wielka, co może doprowadzić do przedterminowych wyborów. Póki co udaje jej się sformować gabinet, na którego czele stanął Axel Pehrsson - Bramstorp.
    [​IMG]

    * - Taka bajka wymyślona na potrzeby tego, że w HoI II w przypadku zwycięstwa prawicy w 1936 w Czechosłowacji i głową państwa i szefem rządu zostaje Jan Syrovy.
     
  8. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek VII - España en todo el cielo está claro*

    Franklin D. Roosevelt niezbyt dobrze pamiętał co robił 17 lipca. Siedział przed biurkiem, podpisywał jakieś dokumenty, rozmawiał z kilkoma członkami rządu. Grunt, że strasznie go to zmęczyło. Teraz miał zamiar iść spać i odpocząć. I właśnie, gdy ubrany w koszulę nocną siedział na krawędzi łóżka z zamiarem przykrycia się kołdrą, zadzwonił telefon.
    „Kto to może być o tej porze, do cholery?” – Pomyślał prezydent i podniósł słuchawkę. Wiedział, że jego numer zna góra 10 osób w państwie, więc zrezygnował z formalności.
    - Słucham?
    - Panie prezydencie, w Hiszpanii wybuchła wojna domowa! – W słuchawce słychać było Cordella Hulla, sekretarza stanu.

    [​IMG]
    Wystąpienia społeczne w Hiszpanii przerodziły się w wojnę domową...

    - Co takiego? – Roosevelt krzyknął z niedowierzaniem.
    - Generałowie Franco, Sanjurjo, Mola, Cabanellas i Davila zbuntowali się przeciwko rządowi w Madrycie. Więcej póki co sam nie wiem, będę pana informował na bieżąco o rozwoju sytuacji.
    - Będę panu wdzięczny. Czy teraz mogę już iść spać?
    - Oczywiście panie prezydencie. Dobranoc.
    - Dobranoc.
    Po odpowiedzi Roosevelta Hull odłożył słuchawkę.
    Następnych kilka dni minęło Rooseveltowi na dość wytężonej pracy. USA musiały przyjąć jakieś stanowisko wobec wojny hiszpańskiej. Ostatecznie wyrażono ubolewanie z powodu przerodzenia się kryzysu politycznego w brutalną wojnę, ale jednocześnie stwierdzono, że Stany Zjednoczone nie mają zamiaru interweniować w tej sprawie, ani działać na rzecz zakończenia wojny.
    Jednak potem nastąpiło kilka wydarzeń, które zaprzeczyły tej deklaracji.
    Był dwudziesty lipca i Roosevelt pracował nad czymś w gabinecie. Gdy zamierzał zrobić sobie przerwę i zapalić papierosa zadzwonił telefon.
    - Panie prezydencie, pan sekretarz Hull do pana. – Oznajmiła sekretarka.
    - Niech wejdzie.
    Gdy Rooseveltowy papieros był już w ¼ wypalony, we drzwiach pojawił się Cordell Hull. Podszedł do biurka, uściskał wyciągniętą dłoń prezydenta i zajął wskazane przezeń miejsce.
    - O co chodzi?
    - Mam dla pana ważną wiadomość.
    - Słucham.
    - Włochy i Niemcy postanowiły wysłać pomoc militarną dla buntowników hiszpańskich.

    [​IMG]

    - Jak duża jest to pomoc?
    - Tego nie wiem. Są to wiadomości tajne, aczkolwiek w przeciągu tygodnia – trzech sekretarz Friedman powinien się dowiedzieć.
    - W takim razie… - Roosevelt zaciągnął się papierosem i na moment utopił w myślach. – W takim razie musimy nałożyć sankcje ekonomiczne na Włochy i Niemcy. Ludziom izolacjonizm chyba przestaje się podobać – zauważyli, że Hitler dobrze żyje z Japonią, a Japonia dąży do konfliktu na Pacyfiku. Inaczej nie popieraliby tak Landona i jego antyizolacjonistycznej retoryki. Po za tym, tak jak pan gubernator raczył zauważyć, z Włoch i Niemiec nie sprowadzamy niczego cennego.
    - Jeśli mogę wiedzieć, czemu zauważa pan to dopiero teraz? Idealna sytuacja do nałożenia sankcji była już w lutym, po zakończeniu wojny abisyńskiej…
    - Omyliłem się co do nastrojów i oczekiwań Amerykanów. Izolacjonizm przestaje im się podobać. Teraz jest idealna szansa na naprawienie błędu z lutego.
    Jednak gdy tydzień później Związek Sowiecki wysłał pomoc materialną i ochotników do Hiszpanii w celu wsparcia sił republikańskich – Roosevelt wykazał się niekonsekwencją i ponownie stał się zatwardziałym izolacjonistą. O nałożeniu sankcji nie mogło być mowy.

    [​IMG]

    ---

    Tymczasem Alf Landon, oskarżony przez część społeczeństwa o „sprzyjanie kolorowym dzikusom” postanowił odpowiedzieć na te paszkwile. Poniższy tekst wydrukowało kilka gazet na terytorium całego państwa:

    ---

    [​IMG]
    Sondaż przedwyborczy NYT z końca lipca 1936 r.

    ---

    Raport z frontu:
    Wojska nacjonalistów zdobyły Barcelonę, Majorkę, Minorkę, El Aaiun oraz przejęły kontrolę nad wyspą Lanzarote. Dużo bardziej imponujące są postępy wojsk rządowych. Zdołały one odzyskać kontrolę nad Huescą, Valladolidem i Siguenzą. Wprawdzie są to jedynie trzy miasta, jednak o zdecydowanie większym znaczeniu dla przebiegu wojny niż piachy El Aaiun czy ośrodki wczasowe na Balearach i Wyspach Kanaryjskich.

    [​IMG]
    Mapa przedstawia aktualną linię frontu i ziemie w posiadaniu oddziałów wiernych rządowi (kolor pomarańczowy) i buntowników (kolor żółty).

    ---

    Rozwój technologii w USA:
    4. VII - Podstawowy Niszczyciel
    11. VII - Agrochemia


    * - Nad całą Hiszpanią niebo jest bezchmurne. Hasło w Radiu Ceuta, które dało początek Hiszpańskiej Wojnie Domowej.
     
  9. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek VIII - Obiad

    Teraz przyjdzie nam opuścić na jakiś czas Landona i Roosevelta oraz gonitwę do Białego Domu i Kapitolu. Udamy się na niedzielny obiad do znanego nam Obediasza Autumnfielda. Tego dnia pan Autumnfield zaprosił do siebie swojego przyjaciela, okolicznego farmera, Freda Johnsona.
    Obaj panowie interesowali się polityką, obaj nie lubili murzynów i uważali się wzajemnie za przyjaciół.
    Obediasz siedział na werandzie swojego domu w białej koszuli w czarną kratę i dżinsach, na stoliku obok położył biały kapelusz. Gładził się ręką po wciąż jeszcze kasztanowych, ale siwiejących już wąsach. Właśnie miał zamiar nalać sobie do szklanki jeszcze trochę coca – coli, gdy zobaczył nadchodzącego przyjaciela i jego małżonkę.
    Wstał i wyszedł na ich spotkanie.
    - Witaj, mój drogi Fryderyku! – Huknął, gdy zbliżyli się do siebie i wyciągnął doń rękę. Fred ją uścisnął.
    - Cześć
    - Witam także szanowną panią! – Powiedział do Małgorzaty, małżonki Freda i uchwyciwszy jej wyciągniętą dłoń, ucałował ją. – Zapraszam w moje skromne progi.
    Trzyosobowa grupa weszła do wnętrza domu, gdzie goście przywitali się z małżonką Obediasza, a także jego synem, Jeremiaszem. Po powitaniach mężczyźni (za wyjątkiem Jeremiasza, który pochłonięty był lekturą jakiejś książki o historii Wielkiej Brytanii) opuścili dom i usiedli przy stoliku na werandzie. Fred położył swój kapelusz obok nakrycia głowy Obediasza.
    Początkowo rozmawiali o przysłowiowej o różnych głupotach, jednak temat szybko zaczął się przekształcać i w końcu Fred wypalił:
    - Jednak nadal, drogi Obediaszu, nie rozumiem jednego. Czemu chcesz głosować na Republikanów?
    - Bo Roosevelt to kłamca. - To powiedziawszy Autumnfield wychylił szklankę coli. - Zauważ, że kiedy rozmawia z nami, mówi, że murzyni zostaną jak są. A kiedy gada z czarnuchami to im obiecuje niewiadomo co. A to, że zlikwiduje miejsca „tylko dla białych” w autobusach, a to, że murzyni na uniwersytetach będą mogli siedzieć wymieszani z białymi etc. Temu człowiekowi nie wolno ufać, to fałszywa męta, kłamca.
    - Sądzisz, że Landon będzie lepszy?
    - Przynajmniej nie zachowuje się, jak gdyby był czarny.
    - Ale Republikanie przecież zlikwidowali niewolnictwo, a także swoją idiotyczną polityką doprowadzili południowe stany do ruiny i wystąpienia z Unii.
    - Mam to gdzieś. To było dawno, a Demokraci z wiosny na wiosnę lewaczeją coraz bardziej. Nie mogę głosować na lewaków, nie tak mnie matka wychowała. Może zresztą Landon zatrzyma pęd tych dzikusów ku zrównaniu w prawach z białymi.
    - Nigdzie nie wspomniał, że popierałby takie rozwiązanie.
    - Nigdzie go też nie potępił. Bądź co bądź, każdy będzie lepszy od Roosevelta. Nie pamiętasz już ile pieniędzy straciłeś przez tego gnojka?
    - Była to całkiem spora fortunka.
    - Sam widzisz. A Landon mówi, że odda nam te pieniądze. Choćby z tego powodu na niego zagłosuję. Powtarzam, że od Roosevelta lepszy będzie k a ż d y.
    - A gdyby i Landon nas zawiódł?
    - Można dać mu spróbować, a jeśli nas zawiedzie to się coś wymyśli. Cztery lata to nie aż tak dużo czasu.
    Wtedy też podano do stołu, więc obaj panowie przerwali na chwilę rozmowę, wstali z krzeseł i z werandy przenieśli się do pokoju gościnnego, gdzie zajęli miejsca przy stole.
    Podczas obiadu kontynuowali jednak dyskusję. Fred nadal szukał dziury w całym, chociaż argumenty Obediasza dały mu co nieco do zrozumienia i nie był już tak pewny tego, że Demokraci są „dobrzy” a Republikanie – „źli”.
    - No dobrze, ale powiedz mi, co ci się nie podoba w izolowaniu się od świata?
    - To, że Japonia nas średnio lubi. Zresztą, z wzajemnością. Jeśli nie przestaniemy się bawić w ślimaka, to pewnego dnia możemy obudzić się z ręką w nocniku. Kilka dywizji to za mało, żeby się obronić, a mobilizacja i szkolenie zajmą za dużo czasu. Dla tego warto znaleźć sobie sojuszników przeciwko Cesarzowi i jego admirałom, a w międzyczasie zacząć wzmacniać armię.
    - A Liga Narodów?
    - Przy jej pomocy łatwiej będzie nam wywierać nacisk, na kraje, z którymi źle żyjemy. Kto w Lidze Narodów odważy się sprzeciwić Stanom Zjednoczonym?
    - Związek Sowiecki. Wielka Brytania i Francja też by mogły, ale generalnie nie miałyby po co.
    - Sam widzisz. – Obediasz tryumfował. – Pomysły Landona nie są takie najgłupsze. Przynajmniej nie wszystkie. Wejście do Ligi Narodów da nam dość sporo możliwości.
    - A Filipiny? Na cholerę nam stan, w którym żyłoby 17 mln dzikusów?
    - Nie czytasz gazet? Landon ładnie to wyjaśnił. Tam można by dać ziemię bezrobotnym białym. Ci, co za leniwi są do orki mogli by znaleźć mnóstwo innych prac – a to przy budowie dróg, mostów czy kolei. Mój starszy syn wyraził już chęć wyjazdu. Za dużo książek przygodowych się naczytał, ale niech jedzie. Im więcej białych na Filipinach tym lepiej.
    Na to oburzyła się żona Obediasza.
    - Chyba mu na to nie pozwolisz? To zbyt niebezpieczna eskapada!
    - Moja droga, Jeremiasz jest już dorosły, czyż nie?
    - Oczywiście. - Odparł milczący do tej pory chłopak.
    Fred gryzł oraz przełykał w tym czasie kawałek befsztyku i zastanawiał się. Gładził się przy tym po wąsach. Gdy Jeremiasz powiedział "oczywiście" postanowił wrócić do rozmowy.
    - Muszę przyznać, że jakiś sens to ma.
    - Obediasz Autumnfield nie wymyśla bezsensownych rzeczy. – Odpowiedział Obediasz i zaśmiał się.
    - Nie, wcale. Nie pamiętasz już, jak raz przez ciebie o mało nie potopiliśmy się w Rio Grande?
    - No dobra, raz mi się zdarzyło.
    - Albo jak w czasie Wielkiej Wojny o mało co nie wpadliśmy w łapy Niemców?
    - Co to jest dwa przy setkach tysięcy innych, godniejszych uwagi pomysłów.
    - Albo jak w Wielkiej Brytanii zaraz po wojnie policja nas zgarnęła, bo pomyliłeś burdel z domem pewnej szanownej damy? To był zresztą twój pomysł, żeby odwiedzić burdel.
    Po tych słowach żony siarczyście uderzyły mężów w policzki, a po chwili wszyscy wybuchnęli śmiechem.
    ---

    [​IMG]
    Pomimo prób obrony ze strony Landona, paszkwile na jego osobę odnoszą pewien skutek - traci kolejny procent poparcia.

    ---

    Raport z frontu:
    W Hiszpanii żadna ze stron nie uzyskała zdecydowanej przewagi. Mimo tego, że siły Republiki odzyskały Burgus, Saragossę i Salamankę, to i Nacjonaliści nie są w zdecydowanej defensywie - zdobyli Ibizę, Ifni Tarragonę i Jaen, odbili również Valladolid, z którego wyprowadzili zakończone sukcesem natarcie na Madryt. Utrata stolicy i przejęcie tamtejszego przemysłu przez buntowników jest poważnym ciosem dla rządu Hiszpanii. Nacjonaliści mają teraz możliwości, aby przejść do kontrofensywy...

    [​IMG]


    PS. Zgodnie z moimi założeniami Obediasz ma być w AARze postacią dość ważną (a z biegiem czasu coraz ważniejszą), więc od czasu do czasu odcinki będą traktowały o jego osobie. Jego przyjaciel też się jeszcze pojawi.
     
  10. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek VIIII - Sensacja w Maine!


    Nie wiadomo dla czego wybory w Maine odbywają się we wrześniu, a nie w listopadzie – jak w reszcie kraju. Taki kaprys mieli twórcy prawa tego stanu i tak już zostało. Wybory w Maine są jednak zawsze dobrym sprawdzianem dla kontrkandydatów – pokazują kto ma większe szanse na zwycięstwo w całym kraju. Przy okazji zaspokajają również ciekawość wyborców – wiemy już na kogo swoje głosy odda pierwszych pięciu elektorów (chyba, że pojawi się tzw. „niesforny” elektor, jednak stan Maine stosuje wobec nich kary, więc trafiają się oni nader rzadko), znamy nazwiska trzech pierwszych Reprezentantów i pierwszego Senatora nowej kadencji. Dla tego też wrześniowy termin głosowania w Maine, choć dziwny i nieco śmieszny, nie jest niczym złym.

    [​IMG]
    Mapa stanu Maine

    Zwłaszcza, że stan ten jest przez to odwiedzany przez wiele osobistości politycznych, w tym samych kandydatów, którzy wolą na miejscu dowiedzieć się, czy pierwsze starcie okaże się dla nich szczęśliwe czy pechowe, a ponieważ liczenie głosów zajmuje około tygodnia – pozostają tam przez ten czas.
    Identycznie było w roku 1936. Zarówno Roosevelt jak i Landon zjawili się w Maine i obaj w tym też stanie oddali głos.
    Przez cały dzień lokale wyborcze pełne były głosujących, często do gablot i urn ustawiały się długie kolejki. Tłok był taki, że gdyby ktoś zechciał sfałszować wybory nie miałby z tym problemu, bo komisje i mężowie zaufania poszczególnych partii (w jednym z lokali w Auguście mężem zaufania Republikanów był Landon, a w jednym w Portland z ramienia Demokratów porządku pilnował Roosevelt) z powodu tłoku na całe godziny tracili z oczu urnę. Spokojnie można ją było wynieść, podmienić głosy i przynieść spowrotem. Nikomu jednak na szczęście takie pomysły nie chodziły po głowie, chociaż, gdy zaczęto liczyć głosy niejeden mógł pomyśleć, że ktoś jednak przy urnach majstrował.
    Co kartka, to szok – krzyżyk przy Landonie lub nazwisku republikańskiego kandydata do Izby Reprezentantów bądź Senatu. A z każdą kartką sensacja była coraz większa. Demokraci i Roosevelt byli zaznaczeni na co którejś tam z kolei kartce i ani razu, za wyjątkiem jednego lokalu (jak nie trudno się domyślić – w Portland) nie wyszli na prowadzenie.
    To było nieprawdopodobne – kandydat Republikanów prowadził błyskotliwą kampanię, w sposób momentami innowacyjny i bezczelny (czego dobrym przykładem była debata radiowa), ale żeby był aż tak skuteczny? Prawda, że Maine było stanem z reguły popierającym Republikanów, ale zawsze trafiało się hrabstwo, dystrykt, okręg, lub chociaż kilka lokali, w których Demokraci zdobywali większość. Przecież po ostatnich w tym stanie wyborach do Kongresu dwóch na trzech Reprezentantów było Demokratami. A teraz taka olbrzymia przewaga Republikanów.
    Nie, to było zdecydowanie niemożliwe.
    Ale przecież tak właśnie było. Landon i Republikanie odnieśli w Maine przytłaczające zwycięstwo.
    Po tygodniu od głosowania, kiedy wyniki ostatecznie się potwierdziły w ich sztabie wybuchła euforia, Demokraci nie ogłosili jednak żałoby.
    - Jedna jaskółka wiosny nie czyni. – Odparł przedstawiciel tej partii na pytanie dziennikarki New York Timesa dotyczące nastrojów w partii po klęsce w Maine.
    Dużo bardziej dziennikarzy interesowali jednak Republikanie. Landon był bombardowany pytaniami, ale nie czuł się tym przytłoczony. Jako prezydent będzie musiał udzielać wywiadów znacznie częściej, myślał, więc wolał się do tego przyzwyczajać.

    [​IMG]
    Landon (drugi z prawej) i jego drużyna

    - Czy tak niespodziewanie pomyślny dla pana wynik wyborów w Maine jest zaskoczeniem?
    - Poniekąd na pewno. Populistyczne poglądy Roosevelta są w kraju bardzo popularne. Nie sądziliśmy, że aż tylu mieszkańców Maine ma ich dość.
    - Stan ten jednak zawsze popierał Republikanów. Czy to trochę nie umniejsza pańskiej wygranej?
    - Absolutnie! Po ostatnich wyborach do Kongresu Demokraci wygrali w dwóch okręgach na trzy, jakie znajdują się w tym stanie. Teraz odzyskaliśmy nasz bastion, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni.

    [​IMG]
    Reprezentanci ze stanu Maine - Clyde H. Smith i Ralph O. Brewster. Na zdjęciu brakuje Jamesa C. Olivera

    [​IMG]
    Nowy - stary Senator z Maine - Wallace H. White

    - Na koniec trochę dziwne pytanie: co sądzi pan o wrześniowym terminie głosowania w Maine?
    - Nie mam nic przeciwko. To zabawna tradycja, coś jak Dzień Świstaka.
    - Dziękuję.
    - Również dziękuję.
    Chwilę później John zagadnięty o to, co sądzi o nadchodzących, listopadowych wyborach w pozostałej części kraju huknął na całą salę:
    - As Maine goes, so goes the country*!
    Ten, będący efektem spontanicznej radości pana O’Higginsa, krzyk stał się przez resztę września, październik oraz część listopada głównym hasłem wyborczym Republikanów.
    A ile było w nim prawdy, o tym kiedy indziej.

    ----

    [​IMG]
    Po sukcesie w Maine poparcie dla Landona w reszcie kraju wzrasta...

    ---
    Raport z frontu:
    Wojna nie ukazuje zdecydowanej przewagi żadnej ze stron. Mimo zdobycia Madrytu nacjonaliści nie odważyli się na przejście do większej kontrofensywy. Mimo zdobycia Salamanki, Guadalajary i Albacete utracili kontrolę nad Valladolidem, Jaen i Barceloną. W koloniach nie doszło do żadnych zmian stanu posiadania. Sytuacja jest więc niejasna i zagmatwana, przypomina obraz Salvadora Daliego.

    [​IMG]

    ---

    Wydarzenia na świecie we wrześniu:
    29. VIIII - Liga Chłopska nie zdołała utrzymać większości parlamentarnej dłużej niż trzy miesiące, a brak dominującej siły w Rikstagu doprowadził do rozwiązania parlamentu przez króla Gustawa V i rozpisania nowych wyborów. Zakończyły się one klęską Ligi, zwyciężyła w nich Partia Socjaldemokratyczna i tekę premiera ponownie, po krótkiej przerwie, objął Per Albin Hansson. Partia Axela Pehrssona - Bramstorpa pozostała jednak drugą siłą w szwedzkim Sejmie.
    [​IMG]

    ---

    Rozwój technologii w USA:
    10. VIIII - Podstawowa rafineracja ropy
    12. VIIII - Wczesny czołg


    * - Jak poszło Maine, tak pójdzie reszta kraju.
     
  11. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek X - Zamachy, przewroty, rewolucje...

    Październik roku 1936 był miesiącem nietypowym. Nie ze względu na inną pogodę niż zwykle o tej porze roku, czy też na to, że w zakładach buckmaherskich zanotowano rekordowe wygrane. W miesiącu tym wybuchło mnóstwo zamachów stanu i doszło do wielu zmian na szczytach władzy w różnych państwach. Większość z nich pominiemy i omówimy jedynie lakonicznie, jednak jednemu przyjrzymy się uważniej.
    Siódmego października w wyniku nasilających się protestów społecznych i wzrastającego niezadowolenia ludności generał Anastasio Somoza obalił prezydenta Juana Batistę Sacasę oraz zawiesił konstytucję*. Zapowiedział również dążenie do porozumienia z ludnością. Kreując się jednak na męża opatrznościowego postanowił nie przyjmować „ofiarowanego” mu urzędu prezydenta, który ostatecznie objął mianowany przez Somozę Carlos Jarquin. Pierwszą decyzją nowej głowy państwa było powierzenie urzędu premiera swojemu patronowi. Somoza urząd ten przyjął „z bólem serca” i „z poczucia obowiązku” jak zapewnił w swoim przemówieniu wygłoszonym w Zgromadzeniu Narodowym.

    [​IMG]

    Dla Ameryki przewrót ten był o tyle istotny, że Nikaragua była jej klientem i dotychczasowe władze zapewniały amerykańskim firmom monopol na rynku tego kraju.
    Prezydent Roosevelt postanowił dowiedzieć się, czy ta korzystna sytuacja ulegnie zmianie, czy też pozostanie w dalszym ciągu taką, jaką była. W tym celu poprosił ambasadora USA w Nikaragui, Boaza Longa o przeprowadzenie rozmowy z Somozą.
    Long poprosił u audiencję u premiera 11 października i został jeszcze tego samego dnia poinformowany, że premier z radością przyjmie go następnego dnia o szesnastej.
    Było to tempo, jak na warunki środkowoamerykańskie bardzo szybkie, uwzględniając nawet fakt, że o audiencję u wasala prosił przedstawiciel seniora.
    Rozmowa miała toczyć się w cztery oczy, więc przy znajdującym się w gabinecie premiera stole wykonanym z jakiegoś egzotycznego drewna siedział tylko on, ambasador i oczywiście tłumacze.
    - Prezydent Roosevelt pragnie się dowiedzieć, czy dotychczasowa polityka Nikaragui wobec Stanów Zjednoczonych nie ulegnie zmianie… - Rozpoczął Long.
    - Może pan przekazać panu prezydentowi Rooseveltowi, że żadne zmiany nie nastąpią. United Fruit Company utrzyma monopol na przetwórstwo nikaraguańskich owoców. Również inne amerykańskie firmy utrzymają swój stan posiadania.
    - Cieszy mnie to, że nowe władze Nikaragui nie zamierzają niszczyć tak dobrych relacji między naszymi państwami.
    - Wasza Ekscelencjo, niech pan nie będzie śmieszny. I ja i pan wiemy doskonale, że znajduję się tu tylko i wyłącznie dla tego, że albo mam wasze poparcie, albo jeszcze nie wiecie czy mi go udzielić. To nie pan powinien mnie prosić o utrzymanie przywilejów amerykańskich w Nikaragui, tylko ja pana o utrzymanie się przy władzy.
    Long był zaskoczony. Zdawał sobie sprawę z tego, że Somoza nie jest szalonym, antyamerykańskim populistą, i że dotychczasowy kurs polityki Nikaragui zostanie z pewnością zachowany. Ale żeby tak bez pozorów, prosto w twarz przyznać się, iż jest się tylko marionetką?
    - Niech się pan przyzna. – Kontynuował Somoza. – Przysłano tu pana z poleceniem: „Sprawdź Somozę. Jak będzie pokorny i potulny, to pozwolimy mu żyć. Inaczej może mu pan przekazać, że 10 Dywizja Gwardii Narodowej i 1 Dywizja Marines są w drodze.” Czyż nie tak?
    - Może nie do końca tak, ale bardzo podobnie. – Ambasador nadal był zaskoczony.
    - Więc powiem tak: zgadzam się. Oczywiście, nie za darmo. Mam pewne warunki. Nie będziecie mi niuchać w to kogo zamykam do więzień, oczywiście, o ile nie będą to Amerykanie. Zresztą, nie będę zamykał Amerykanów. Nie będziecie też interesować się tym, co z tymi więźniami będę robił. Mogę ich nawet jeść – a Stanom Zjednoczonym nic do tego. Nie będzie wam też przeszkadzało to, że nie będę przestrzegał zasad konwencji haskiej i genewskiej – mam w tym kraju mnóstwo komunistów i muszę z nimi jakoś walczyć. To, że będę bił te gnidy też nie będzie wam przeszkadzać. W zamian za to będę siedział cicho i robił co mi będziecie kazać. Zgadza się pan na taką umowę?
    - Muszę poinformować Waszyngton.
    Somoza wskazał ręką na stojące po jego lewej stronie biurko, a konkretniej – na znajdujący się na nim telefon.
    - Proszę zadzwonić.
    Ambasador wykręcił jakiś numer, odczekał chwilę, a gdy odezwała się sekretarka poprosił o połączenie z Waszyngtonem. Po dwóch minutach czekania telefon odebrał Franklin D. Roosevelt.
    - Słucham?
    - Mówi Boaz Long, ambasador w Nikaragui.
    - Jak pańskie zadanie?
    - Ja właśnie w tej sprawie. Pan premier Somoza zgadza się robić co mu każemy, zobowiązuje się wspomagać nasze firmy na terenie swojego kraju, ale stawia kilka warunków.
    - Jakich?
    - USA ma nie interesować się tym kogo, w jakiej liczbie oraz gdzie zamyka, co robi z komuchami i tym, że łamie Konwencję Haską oraz Genewskąi, dopóki nie zacznie tym szkodzić Ameryce. Ale jak zapewnia pan premier – nigdy nie wystąpi przeciwko Ameryce, bo nie oszalał. Aha, tak, rozumiem. Dziękuję, do widzenia. – Zakończył Long i odłożył słuchawkę.
    - I? – Dość niegrzecznie spytał Somoza.
    - Prezydent kazał mi przekazać, że pan jest skurwysynem. – Na twarzy Somozy odmalował się niepokój. – Ale naszym skurwysynem.

    ----

    [​IMG]
    Na miesiąc przed wyborami - wracamy do punktu wyjścia...

    ---

    Raport z frontu:
    Zgodnie z wyrażonym przez nas ostatnio życzeniem sytuacja zaczyna się rozjaśniać. Nacjonaliści przeszli do zdecydowanej ofensywy, wypychając siły Republiki z całego centrum kraju. Dwunastego października zajęty został Badajoz, a trzy dni później właściciela po raz kolejny zmieniła Huelva. Na północy, zdobyciem Burgosu, buntownicy przerwali oblężenie La Corunii, a na północnym wschodzie dotarli do Ebro, a w połowie miesiąca sforsowali ową rzekę i zajęli Saragossę. Zdobyli również Barcelonę i Huescę. Na południu gen. Franco zajął Murcię, co doprowadziło do podziału sił Republiki w tamtym rejonie. W tej sytuacji jedynym sukcesem wojsk republikańskich pozostaje odbicie Tarragony i kilkukrotna obrona Valladolidu.

    [​IMG]

    ---

    Wydarzenia na świecie w październiku:
    1. X. - Zamach stanu w Boliwii. Prezydent Luis Tajeda zostaje obalony przez Enrique Finota, który zostaje prezydentem i Davida Toro Ruivolę, który obejmuje nowo utworzony urząd premiera. Zamachowcy twierdzą, że "dążą do demokratyzacji kraju po okresie dyktatury prezydenta Tajedy".
    [​IMG]

    5. X - W Polsce prezydent Ignacy Mościcki zdymisjonował z urzędu premiera Mariana Zyndrama - Kościałkowskiego i mianował na jego miejsce Felicjana Sławoja Składkowskiego. Towarzyszyło temu kilka zmian na stanowiskach ministerialnych.
    [​IMG]

    8. X. - W Peru władzę przejęli konserwatyści na czele z Oscarem Benavidesem Larreą (prezydent) i Ernestem Montagnem Sanchezem (premier). Nowe władze kraju zapowiedziały, że będą dążyć do odebrania Ekwadorowi terytorium Iquitos. Stosunki między państwami zostały zerwane.
    [​IMG]

    11. X. - W wyborach w Finlandii zwycięstwo odniosła agrarystyczna Partia Centrum, a nowym premierem został Kyösti Kallio.
    [​IMG]

    14. X. - W Paragwaju doszło do rewolucji. Lewicowi wojskowi obalili i zamordowali prezydenta Eusebio Ayalę. Jego miejsce zajęła junta, której przewodzą pułkownik Rafael Franco i Eugenio Garay.
    [​IMG]

    17. X - W kolejnym po Nikaragui państwie satelickim Stanów Zjednoczonych, Panamie, dochodzi do zmiany władzy. Prezydentem zostaje Juan Demostenes Arosemana, a premierem - Carlos Zavala. Nowe władze Panamy poinformowały rząd Stanów Zjednoczonych o tym, że ich polityka wobec USA będzie identyczna z polityką ich poprzedników.
    [​IMG]

    20. X. - Co się odwlecze, to nie uciecze. W lutym premiera Keisuke usiłowało obalić wojsko, jednak w związku z brakiem poparcia ze strony Cesarza rewolta upadła zanim się rozpoczęła. W październiku Keisuke został obalony przez członków swojej partii, tym razem z pełnym poparciem Cesarza. Nowym premierem został Hirota Koki.
    [​IMG]

    26. X - Na Kubie władzę przejęli Miguel Gomez y Arias oraz Gerardo Machado.
    [​IMG]

    ---

    Rozwój technologii w USA:
    18. X - Doktryna zniszczenia pola walki
    21. X - Stanowiska badania i testowania rakiet


    * - Taka bajka wymyślona na potrzeby głupich nazw eventów w HoI II, żeby nie odmóżdżać ludzi, to wyjaśniam, że Somoza rządził Nikaraguą od 1933 roku.
     
  12. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Wyjaśnienia dzisiaj, nie bez powodu, u góry:
    * - Czy kraj poszedł jak Maine poszło?
    ** - Dom wariatów w Londynie.
    ***- Chodzi oczywiście o futbol amerykański. Piłkę nożną Amerykanie zwą soccerem (co można tłumaczyć jako skarpetowiec, ale zapisany z błędem ortograficznym).

    Odcinek XI - Does the country go as Maine goes?*

    Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych przyciągają do urn rzesze wyborców. Również w wyborach parlamentarnych frekwencja jest tam olbrzymia, ale jednak mniejsza. Nawet kiedy i jedne i drugie odbywają się jednocześnie (a tak było właśnie w 1936 roku), kartek z głosowania prezydenckiego jest więcej, niż tych z nazwiskami kandydatów do Senatu bądź Izby Reprezentantów. Zapewne jest to spowodowane tym, że prezydent ma silniejszą pozycję od Kongresu, co wyraża się między innymi w możliwości wetowania ustaw.
    Dość powiedzieć, że w 3 listopada, tak jak we wrześniu w Maine, tłok w lokalach wyborczych był olbrzymi.
    Do jednego z takich lokali w Teksasie wszedł właśnie otyły mężczyzna, w wieku około czterdziestu lat, z kasztanowym, siwiejącym wąsem pod nosem. Ubrany był w białą, skórzaną kurtkę i dżinsy, a na swoim lewym biodrze do kowbojskiego pasa przypiął kaburę z rewolwerem. Na głowie miał biały kapelusz.
    Tuż za nim wtoczył się chudszy człowiek, również wąsaty. Ubrany był w czerwoną koszulę w czarną kratę i oczywiście dżinsy. Podobnie jak swój kompan do pasa przymocował kaburę z rewolwerem.
    My tę dwójkę znamy. Znał ją także cały Teksas od Pustyni po Rio Grande. Byli to oczywiście Obediasz Autumnfield i Fred Johnson.
    - Z drogi, przejście! – Wrzeszczał Autumnfield. – Mieszkałem w Teksasie jak wy robiliście w pampersy!
    - Wie co mówi. – Dodał Johnson. – Przejście, murzyni (oczywiście nie było tam żadnego murzyna, ale Fred lubił w ten sposób obrażać innych). Idą honorowi obywatele Dallas, San Antonio i w ogóle całego Teksasu.
    - Żeby tylko tyle! My piliśmy z generałem Lee! – Dodał Autumnfield, czym wywołał śmiech większości zebranych.
    - Sami widzicie, czarnuchy. Jak ktoś ma tu prawo zagłosować to nie tylko najpierw my, ale w ogóle, tylko my.
    - Co za hołota… - Zauważył jakiś wyborca.
    - Co mówisz, smyku?
    - Fred, daj skurwysynkowi spokój. Ma jeszcze mleczko pod noskiem... - Próbował uspokoić kolegę Obediasz, a ludzie ponownie zareagowali śmiechem - takie awantury z tymi dwoma ludźmi zdarzały się nader często. Przeważnie kończyło się mordobiciem.
    - Słuchaj no, dzidziusiu. - Fred nie rezygnował. - Jak ty ssałeś mamusi cyca, myśmy walczyli w Wielkiej Wojnie. Okaż trochę szacunku weteranom.
    - Wy dwaj weteranami? O ile byliście kiedyś w Europie, to chyba w Colney Hatch*! – Odpowiedział rozgniewany młodzieniec.
    - Sam tego chciałeś. – Odparł Fred i podszedł do niego. Rękę skierował ku kaburze, odpiął ją i wyciągnął rewolwer. Jednocześnie drugą ręką zaczął czegoś szukać w kieszeni od spodni.
    Na widok lufy wycelowanej w nos rozmówca oburzył się.
    - Oskarżę pana o napaść!
    Fred miast odpowiedzi wyciągnął lewą rękę z kieszeni, zaciśniętą w pięść.
    - Ja nie żartuję!
    W tym momencie Fred błyskawicznie przesunął pięść w kierunku twarzy rozmówcy. Młody człowiek już się zasłonił, gdy dłoń zatrzymała się tuż przed jego okiem i w ułamku sekundy została otwarta, ukazując Legion of Merit i zmiętoloną wstążkę barwy purpurowej.
    - Następnym razem uważajcie kogo obrażacie. Zwłaszcza w Teksasie, kolego. – Zakończył Fred i schował kolta.
    - Panowie, jesteście szaleni! – Zawołał, a raczej wycedził, bo Legia Zasługi zrobiła na nim spore wrażenie.
    - A i owszem. Trzeba być szalonym, żeby grać w futbol** naprzeciw niemieckich okopów!
    - Tak, i powodować lawinę, żeby zasypała oddziały Austriaków.
    - Amerykanie nie walczyli na froncie włoskim!
    - Myśmy walczyli.
    - Tak jest. Myśmy walczyli. Myśmy robili tyle rzeczy, że wy ich nie zrobicie przez półtora swojego marnego żywota, panie?
    - Montgomery.
    - O, fajne nazwisko. Tak się przypadkiem nie nazywał ten brytolski podpułkownik, który przegrał do mnie 1000 funtów? – Zagadnął Obediasz.
    - Tak… czekaj, miał jeszcze takie zabawne imię… Bernard. Jak włoski alfons.
    - Zgadza się, Bernard Law Montgomery. Nie zapłacił mi całej sumy. Jak go kiedyś znajdę, to go zmuszę, żeby oddał mi brakujące 2500£.
    - Jakie 2500, skoro przegrał tylko 1000!?
    - Odsetki, panie Montgomery. Odsetki.
    - Dobra, Obe, koniec tego kabaretu. Bierzemy karty i głosujemy. Panie Roosevelt, szykuj się na klęskę!
    - O właśnie. A jak się dowiem, że ktoś głosował na tą lewacką mętę, Roosevelta, to wam flaki powypruwam!
    W takiej atmosferze swoje głosy oddało dwóch naczelnych kabareciarzy Teksasu i jak nietrudno się domyślić, to była przyczyna, dla której ich żony postanowiły głosować o innej godzinie i w innym lokalu.
    Podobnej atmosfery nigdzie w ten wtorek chyba nie było, i nic w tym dziwnego. Takich ludzi w całej Ameryce było tylko dwóch. Wszędzie indziej było dużo poważniej – każdy zastanawiał się kto wygra i jaką Amerykę to zwycięstwo będzie oznaczać.
    A dwóch weteranów Wielkiej Wojny dużo wcześniej wiedziało kto ma wygrać i innej możliwości w ogóle nie brało pod uwagę.
    Gdy oni jednak odstawiali swój cyrk na pewnej teksańskiej wiosce, której nazwy nie raczymy sobie przypomnieć, w stanach Wschodniego Wybrzeża rozpoczynało się liczenie głosów.
    Nie licząc Vermontu i Pensylwanii, z której pochodził Landon, i w której Republikanie uzyskali miażdżącą przewagę, wszędzie indziej kandydaci szli łeb w łeb – w Nowym Jorku wygrał Landon, ale przewagą tylko jednego głosu. W Nowym Jersey natomiast identyczną przewagę nad kontrkandydatem miał Roosevelt.
    Wyniki wyborów w „Pasie Biblijnym” ukazały ewidentne przywiązanie do tradycji – w Wirginii, obu Karolinach, Georgii, Florydzie i Kentucky tryumfował Roosevelt. Jednak rezultat z Alabamy okazał się sensacją – zwyciężył Landon!
    Liczenie głosów trwało około tygodnia i wyniki były „w kratkę” – np. w Missisipi wygrał Landon, a w Tenessee – Roosevelt.
    W końcu doliczono się 22,681,862 głosów na Landona i 21,752,648 na Roosevelta. Zatem w głosowaniu powszechnym tryumfował Landon. Jednak w USA obowiązuje system elektorski i ta przewaga bynajmniej nie oznaczała jego tryumfu. Teraz należało sprawdzić w jakich stanach tryumfował kandydat Republikanów. Maine, New Hampshire, Vermont, Massacheusets, Nowy Jork, Pensylwania, Deleware, Wirginia Zachodnia, Ohio, Indiana, Illionois, Michigan, obie Dakoty, Nebraska, Arkansas, Missisipi, Alabama, oczywiście Kansas, którego mieszkańcy jak jeden poparli swojego gubernatora, a także… Teksas! Największe, najpotężniejsze ogniwo “Pasa Biblijnego” i dawnej Konfederacji nagle opuściło Demokratów! Widać wielu myślało jak Obediasz.
    Ale ilu to elektorów? 5, 4, 3, 17, 47, 36, 26, 8, 14, 29, 19, 4, 4, 7, 9, 9, 9, 11, 23. To razem 287. Wszystkich elektorów jest 531. Więc grubo ponad połowa! Landon wygrał! Landon zwyciężył! Po czterech latach Roosevelt będzie musiał opuścić Biały Dom!

    [​IMG]

    [​IMG]

    - The country goes as Maine goes!!! – Krzyczał oszalały z radości John.
    Republikanie odnieśli również sukces w wyborach do Izby Reprezentantów, gdzie zdobyli 219 miejsc, przy 203 miejscach Demokratów, 8 Progresywnej Partii Wisconsin i 5 Partii Pracy Farmerów. Porażkę poniosły Słonie jedynie w wyborach uzupełniających do Senatu, gdyż odbywały się one w stanach, które popierały Osły. Mimo to powiększyli liczbę swoich miejsc w Izbie Wyższej z 24 do 29.

    [​IMG]
    Porównanie składu Senatu 74 Kongresu ze składem Senatu 75 Kongresu

    ---

    Raport z frontu:
    Siły nacjonalistyczno - rojalistyczne kontynuują natarcie. Dni, kiedy Franco, Cabanellas, Davila i Mola bronili jedynie istniejącego stanu posiadania i utrzymywali jakoś bunt przy życiu minęły. Teraz z każdym dniem odnoszą kolejne zwycięstwo, kroczą od tryumfu do tryumfu. W listopadzie pierwszy z nich opanował Valencię, drugi zdobył Valladolid, trzeci poskromił Basków zajmując Oviedo, San Sebastian i Bilbao. Generał Mola natomiast odbił Tarragonę, utracił jednak kontrolę nad Huescą. Mimo to do końca roku nacjonaliści powinni złamać opór resztek sił rządowych i zakończyć wojnę.

    [​IMG]
     
  13. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XII - Ostatnia prosta

    Grudzień był przedostatnim miesiącem urzędowania prezydenta Roosevelta. Miałby ich przed sobą jeszcze kilka, gdyby nie fakt, że najpierw sam, razem z Partią Demokratyczną, przesunął termin obejmowania urzędu przez elekta z 4 marca na 20 stycznia.
    Niemal pewnym jest, że w grudniu Roosevelt raczej nie skakał z radości, a przeciwnie – był przygnębiony.
    Zostawimy jednak prezydenta z jego problemami, przedstawimy natomiast czytelnikowi raport o stanie państwa na koniec roku 1936.
    Podobny raport stworzyli sekretarze rządu Roosevelta i miał on mu zostać przekazany 1 stycznia 1937 roku.
    ---
    W gospodarce nasz kraj osiąga bardzo dobre wyniki. Rośnie produkcja energii elektrycznej, stali, gumy czy ogólnie pojęty dóbr konsumpcyjnych. Wzrasta również wydobycie ropy naftowej i systematycznie zwiększają się zasoby skarbu państwa. Nowy prezydent zapowiedział, że zwróci Amerykanom zrabowane im przez Roosevelta złoto i kamienie szlachetne (a raczej ich równowartość w dolarach), jednak w związku z utrzymaniem Senatu w rękach Demokratów mogą pojawić się z tym problemy.

    [​IMG]

    Prowadzone są intensywne badania nad poprawieniem jakości rolnictwa, kompania Forda pracuje nad ulepszeniem systemu zaopatrzenia armii w żywność, amunicję i inne potrzebne towary, a zakłady w Winchesterze zajęły się modyfikowaniem uzbrojenia kawalerii.
    Ta formacja jest coraz mniej popularna i powoli wychodzi ze służby, jednak lepiej, aby te resztki, które pozostaną, były dobrze wyposażone i wyszkolone. Resztę natomiast należy przeszkolić tak, aby mogła służyć w piechocie bądź lotnictwie.
    A propos lotnictwa. Zakłady Boeing i Curtiss – Wright opracowuję nowe modele samolotów dla amerykańskiej floty powietrznej.

    [​IMG]

    W zakresie obronności naszego kraju realizowany jest Plan "Bezpieczeństwo Pacyfiku", zapoczątkowany już w grudniu 1935 r. Do tej pory garnizony obsadziły większość będących w naszym posiadaniu wysp Oceanu Spokojnego na półkuli północnej. W styczniu zakończy się uzupełnianie załóg oddziałów na Hawajach i będzie można przejść do zwiększania obronności wysp południowych.

    [​IMG]

    W międzyczasie prowadzony jest też pobór do jednostek, które będą stacjonowały na kontynencie amerykańskim – żołnierze są kierowani do dwóch dywizji piechoty i jednej pancernej.

    [​IMG]

    Wszystkie rekrutowane i szkolone oddziały zwiększą nasze, niezbyt pokaźne, siły lądowe, na które składa się w chwili obecnej 12 dywizji piechoty, 8 garnizonów, 1 dywizja kawalerii, 1 dywizja Gwardii Narodowej i tylko 1 dywizja pancerna (jednak i tak jest to postęp w stosunku do grudnia 1935 r., kiedy dysponowaliśmy 3 dywizjami piechoty, 3 garnizonami, 1 dywizją kawalerii i nie posiadaliśmy żadnej dywizji pancernej!). Mała liczba tanków jest bez wątpienia naszym największym zmartwieniem...

    [​IMG]

    Nasza flota w przeciągu roku została zasilona trzema lub czterema okrętami, w tym jednym lotniskowcem (USS "Yorktown").
    Stan posiadania lotnictwa nie zwiększył się – Sekretariat Wojny uznał, że najpierw należy zwiększyć mizerne siły lądowe, a później brać się za powiększanie i tak dość sporej floty powietrznej.

    ---

    Raport z frontu:
    Nacjonaliści zakończyli wojnę na północy i wschodzie kraju. Generał Mola wkroczył do Huesci, a gen. Cabanellas w wyniku Operacji Czarny Orzeł zajął centralną Aragonię i dotarł do Morza Śródziemnego. Francisco Franco mając przeciwko sobie większość sił Republiki, skierowanych na południe z całego kraju celem obrony resztek państwowości, zdobył jedynie Jaen. W styczniu rozpocznie się jednak ofensywa, która powinna zmiażdżyć zdemoralizowane już wojska rządowe i zakończyć wojnę domową. Warto nadmienić, że w rękach Republiki pozostał teraz obszar w znacznym stopniu pokrywający się z granicami Emiratu Grenady z 1492 r.
    [​IMG]

    ---

    Wydarzenia na świecie w grudniu:

    11. XII - W wyniku wyborów powszechnych w Irlandii przy władzy utrzymuje się partia Fianna Fail, premierem zostaje jej lider, Edward de Valera, a pierwszym prezydentem Irlandii zostaje wybrany ostatni jej gubernator, Donald Buckley (również FF)
    [​IMG]

    12. XII - Nie uzyskawszy od arcybiskupa Canterbury, Williama Longa, zgody na małżeństwo z rozwódką Wallis Simpson, Edward VIII postanowił abdykować. Na tronie zastąpił go jego brat, Albert, przyjmując imię Jerzego VI. Na ręce nowego monarchy premier Stanley Baldwin złożył rezygnację z urzędu, uważając abdykacje Edwarda VIII za swoją porażkę. W jego miejsce Król pierwszym ministrem mianował Neville'a Chamberlaina.
    [​IMG]

    18. XII - Po niecałych dwóch miesiącach rządów na Kubie Miguel Gomez y Arias oraz Gerardo Machado zostali obaleni przez wojsko. Nowym prezydentem został Federico Laredo Bru, a premierem - faktyczny przywódca puczu - Fulgencjo Batista.
    [​IMG]

    ---

    Rozwój technologii w USA:
    9. XII - Wczesna dywizja górksa


    Tym razem odcinek niezbyt długi, za to z dużą liczbą obrazków.

    Czyszczę i zamykam.

    Dżemik
     
  14. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XIII - Zmiana warty

    [​IMG][​IMG]
    Ustępujący gabinet Roosevelta i nowy - Landona

    Landon kręcił się w tę i z powrotem po wynajętym pokoju hotelu „Columbia” w Waszyngtonie, z którego miał o godzinie dziesiątej odjechać do Kapitolu celem złożenia ślubowania (razem z 75 Kongresem) przed Prezesem Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Zastanawiał się nad planami na najbliższe dwa lata i tym, czy da się je wykonać. Ponieważ Demokraci utrzymali większość w Senacie stanęło to pod olbrzymim znakiem zapytania. Pozostawało mieć nadzieję, że w listopadzie 1938 r. Republikanie utrzymają większość w Izbie Reprezentantów i zwiększą swój stan posiadania w Senacie.
    Wypłacenie odszkodowań było jednak sprawą na tyle istotną, że należało ją uchwalić już teraz, najlepiej na sesji styczniowo – lutowej. Tylko to wiązałoby się z koniecznością przepuszczenia jakiegoś projektu Demokratów, co elektowi nie koniecznie się uśmiechało. Zawsze jednak można było nie zdradzać przynajmniej części planów i odczekać, aż Osły zgłoszą jakąś ustawę, którą w gruncie rzeczy Republikanie będą popierać, jednak nie ujawnią tego zbyt prędko i „łaskawie” zgodzą się, w zamian za przepuszczenie przez Senat ustawy o odszkodowaniach.
    Tak, to chyba dobry plan. Tylko czy Demokraci zgłoszą coś takiego, czy też będą wymyślać jedynie ustawy, które Republikanów będą co najmniej mierzić?
    To nie dawało elektowi (za godzinę już pełnoprawnemu prezydentowi) spokoju. Wszystko zależy od szczęścia.
    ----

    [​IMG]
    Charles E. Hughes - przewodniczący Sądu Najwyższego USA

    W tym samym czasie równie zdenerwowany Charles Evans Hughes kręcił się po Wschodnim Portyku Kapitolu. Wszystko było już gotowe do odbioru przysięgi głowy państwa oraz mniej ważnych urzędników. I nie to frapowało Hughesa, takie przysięgi odbierał już kilkakrotnie. Sędzia był niecierpliwy jak kobieta w kolejce do ginekologa, ponieważ miał odbierać przysięgę republikańskiego prezydenta. On – były Słoń (z członkostwa zrezygnował, aby zostać prezesem Sądu Najwyższego) – musiał cierpieć nieustannie przysięgi Demokratów. Dodatkowo, Osły były głównymi kandydatami do zwycięstwa w tych wyborach. Tymczasem polegli. Niewielką różnicą głosów i zachowali władzę nad Senatem, jednak Izba Reprezentantów oraz urząd Prezydenta przejęli Republikanie. A on – Charles Evans Hughes – wciąż nie mógł w to uwierzyć. Jak Tomasz Apostoł – pragnął dotknąć dowodu na potwierdzenie plotki. I już wkrótce dowód miał przed nim stanąć we własnej osobie…
    ----​
    Elekt wyszedł na korytarz, wsiadł do windy, zjechał na parter, wydostał się z hotelu i wsiadł do stojącej tuż przed nim limuzyny.
    W samochodzie oprócz Landona byli jeszcze wszyscy sekretarze, czyli Arthur Vandenberg, Daniel C. Roper, Frank Murphy, Frank B. Rowlett, Douglas McArthur, William H. Standley, Oscar Westover (ostatni dwaj byli również sekretarzami w gabinecie Roosevelta) oraz wiceprezydent Frank Knox. Kilka innych pojazdów wiozło nowych Senatorów i Reprezentantów.
    Po piętnastu minutach jazdy samochody dotarły do Kapitolu. Obszaru pilnowało wojsko, żołnierze stali też po obu stronach drogi, którą mieli przejść zaprzysięgani. Landon przewodził pochodowi, za nim szedł Knox, a jeszcze dalej mniej znaczące osobniki. Im człowiek mniej znaczył, tym był bardziej z tyłu. Dla odmiany, kolejność przysięgania miała być dokładnie odwrotna. Najpierw jakiś reprezentancik z najmniejszą ilością głosu, Landon na końcu.
    Kiedy w końcu weszli do Wschodniego Portyku w Kapitolu wszyscy zajęli przewidziane dla siebie miejsca, rozpoczęła się krótka uroczystość, po której rozpoczęto składanie przysięgi. Jeden po drugim podchodził przed oblicze Charlesa Hughesa, Prezesa Sądu Najwyższego, podnosił rękę w geście salutu rzymskiego i wygłaszał treść przysięgi. Landonowi już to trochę zbrzydło, bo było 435 Reprezentantów, 96 Senatorów, kilku sekretarzy. O, kilku sekretarzy. Jeszcze tylko wiceprezydent i będzie przysięgał on, trzydziesty drugi prezydent Stanów Zjednoczonych.
    Knox powiedział właśnie „tak mi dopomóż Bóg” i można było zaczynać. Wiceprezydent odszedł na krzesło, a ze swojego wstał Landon. Zrobił te kilka kroków, uniósł rękę do góry i wypowiedział słowa przysięgi:
    - Uroczyście ślubuję, że będę wiernie wykonywać urząd Prezydenta Stanów Zjednoczonych i najlepiej jak to możliwe zachować, chronić i bronić Konstytucję Stanów Zjednoczonych. Tak mi dopomóż Bóg.
    Rękę opuścił na dół i zaczęło się zbieranie gratulacji. Najpierw od Sędziego, który zanim objął tę funkcje był Republikaninem, potem od kolegów, a nawet ustępujący prezydent pogratulował mu.
    Potem, ponieważ było właśnie troszkę po dwunastej, zebrani udali się na uroczysty obiad. Po nim wielu, w tym nowy prezydent, udało się do zborów na msze. Kiedy wrócili musieli zabrać się do ciężkiej pracy. O jej pierwszych dniach napiszemy już jednak kiedy indziej.

    [​IMG]
    Zmiana gospodarza Białego Domu odbiła się w świecie szerokim echem....

    ----
    Raport z frontu:
    „Na Półwyspie Iberyjskim bez zmian” chciałoby się rzec i sparafrazować Ericha Marię Remarque'a. Mimo ciągłych ataków nacjonalistów siły rządowe utrzymują dotychczasowy stan posiadania - Malagę, Almerię, Maroko Hiszpańskie i południową część Sahary Hiszpańskiej. Franco ma jednak nadzieję, że wojna skończy się do połowy lutego.
    [​IMG]

    ----​

    Wydarzenia na świecie w styczniu:

    11. I - W Hondurasie prawdziwy cud! Tiburcio Carias Andina przegrał wybory. Nowym prezydentem został Jose Zuniga Hueta, a premierem Juan B. Valladere. Nowa głowa państwa, zapytana o to co czuje po wyborczym zwycięstwie odparła, że nie wierzy w to, co się stało. Nowy rząd zapowiedział utrzymanie dobrych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi.
    [​IMG]

    ----​


    Rozwój technologii w USA:
    3. I. - Obwodowe warsztaty naprawcze pojazdów
    16. I. - Podstawowa dywizja kawalerii


    Znowu powracam, po trzymiesięcznym urlopie. Tym razem postaram się, żeby takich przerw już nie było.
     
  15. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XIIII - New Deal

    „Spiesz się powoli” mawiał August i nie pomylił się. Cierpliwość Landona i Republikanów opłaciła się. Znaleźli w końcu sposób na przekonanie Demokratów do zagłosowania za ustawą o odszkodowaniach dla ludzi pozbawionych przez Nowy Ład złota i kamieni szlachetnych. Zbliżał się okres nominacji sędziowskich i Partia Demokratyczna koniecznie chciała, aby stanowisko sędziego Sądu Federalnego objął w końcu przedstawiciel jakiejś mniejszości. Wybór Osłów padł na najliczniejszą grupę – czyli czarnych. W związku z tym od końca stycznia Partia Demokratyczna rozpoczęła akcję promocyjną na rzecz mianowania Williama Henry’ego Hastiego sędzią Sądu Federalnego Stanów Zjednoczonych.
    To było coś, na co Landon czekał. W gruncie rzeczy nie miał nic przeciwko murzynowi na stanowisku sędziego, ale Demokraci nie musieli o tym wiedzieć. W związku z tym ich liderzy w Izbie Reprezentantów oraz Senacie – panowie William Bankhead i Joseph Robinson zostali zaproszeni do prezydenta. Aby ten nie był na „przegranej pozycji” w rozmowie miał brać udział także wiceprezydent Frank Knox.
    Gabinet prezydenta był pokojem dość sporych rozmiarów. Znajdował się tam jednocześnie długi stół i biurko, a także kilka szaf. Ściany obite były drewnem, na którym wyrzeźbiono nie mało reliefów w stylu antycznym. Ponieważ w konwersacji miały brać udział ponad trzy osoby, rozmowa miała toczyć się przy stole. Przy wizytach mniejszych grup dyskusje bądź pogawędki na banalne tematy odbywały się przy biurku.
    William Bankhead i Joseph Robinson zajęli wskazane im miejsca. Pierwszy z nich był szczupłym, kiedyś rudym, a obecnie siwiejącym człowiekiem z prostym nosem i szerokimi ustami na twarzy. Drugi natomiast był nieco bardziej krępy i chyba niższy (przynajmniej takie sprawiał wrażenie siedząc na krześle), twarz miał okrągłą i z powodu łysiny nieco wydłużoną, co u każdego kto na niego patrzył sprawiało wrażenie jakiejś dziwnej, atoli istniejącej, sprzeczności. Resztki włosów Robinson miał siwe i wyglądał już na nieboszczyka, którym za pół roku miał się stać na wieki wieków. Póki co trzymał się jeszcze życia i musiał słuchać wywodu prezydenta Stanów Zjednoczonych.

    [​IMG][​IMG]
    Joseph Robinson i William Bankhead

    - Oczywiście, rozumiem, że chcecie, aby w końcu murzyn został sędzią Sądu Federalnego. Ja także to rozumiem i osobiście nie odczuwam żadnej awersji do murzynów. – Wykładał Landon poprawiając co chwila okulary. – Sami jednak rozumiecie, że moi nowi wyborcy, czyli Teksas, Missisipi, Alabama i Arkansas poczują się oszukani, jeśli spełnię waszą prośbę.
    - Czyżby bał się pan utraty poparcia i władzy? – Spytał się Bankhead.
    - Nie, panie Reprezentancie. Uważam tylko, że wiążą mnie instrukcje moich wyborców. Południe dało mi swój głos, ponieważ miało dość dwuznacznej polityki Partii Demokratycznej.
    - Co pan przez to rozumie?
    - Panie Robinson, niech pan nie będzie śmieszny. Nie my dwaj wiemy, że białym wyborcom demokraci obiecywali utrzymanie segregacji rasowej, a czarnym – jej zniesienie. Południe nie chciało, aby taka sytuacja miała dłużej miejsce, więc odwróciło się od was.
    - Nie my dwaj wiemy, panie prezydencie, że nie całe Południe pana poparło. – Odparł Bankhead.
    - Panowie, pragnę przypomnieć, że mamy rozmawiać o nominacji pana Hastiego na stanowisko Sędziego Sądu Federalnego. – Wtrącił wiceprezydent Frank Knox.
    - Słuszna uwaga, Frank. – Pochwalił go prezydent i kontynuował. – Jak już mówiłem, nie odczuwam negatywnych uczuć w stosunku do murzynów, i Partia Republikańska nigdy takich wobec nich nie żywiła. Jednak wiążą mnie instrukcje moich wyborców, nawet, jeśli nie jest to w żaden sposób potwierdzone prawnie. Wolę być uczciwy. Oczywiście, nie przekreśla to szans Williama H. Hastiego na otrzymanie posady sędziego. Moi wyborcy muszą wszak otrzymać rekompensatę – skoro zawiodłem część z nich, chcę także wywołać wśród nich sympatyczniejsze odczucia względem mojej osoby.
    - To jest? – Zadał pytanie Robinson.
    - Właśnie do tego dążę, panie przewodniczący pro tempore. Ja podpiszę nominację sędziowską dla Williama Henry’ego Hastiego, jeśli Senat uchwali przysłaną z Izby Reprezentantów Ustawę o Odszkodowaniach. Deal?
    Joseph Robinson naradził się przez chwilę z Williamem Bankheadem, i jako ten, który reprezentował izbę wyższą (był zatem ważniejszy od swego kolegi) odparł:
    - Deal.
    - W takim razie wypijmy za Nowy Ład*! – Krzyknął wesoło Landon, jednocześnie zażartowawszy z polityki Demokratów, co zabolało nieco jego rozmówców. Mimo to napili się przyniesionej przez lokaja whisky. Samo zaś głosowanie nad oboma projektami miało odbyć się w marcu.
    Landon odniósł swój pierwszy sukces, choć liczył się z możliwością, że na południu mianowanie czarnego sędzią może zostać uznane za zdradę interesów państwowych USA i jego nowych przyjaciół obróci szybko we wrogów.

    [​IMG]
    William Henry Hastie - mimowolny sprawca zamieszania

    ----​

    Wydarzenia na świecie w lutym:

    14. II - Zgodnie z założeniami kontrrewolucyjnej generalicji na czele z Francisco Franco Hiszpańska Wojna Domowa zakończyła się do połowy lutego. Zmasowanym natarciem na Malagę, Almerię i Grenadę zniszczono resztki sił wiernych rządowi, a samych przywódców II Republiki pojmano i obecnie oczekują na proces. Prawdopodobnie zostaną skazani na śmierć.
    [​IMG]

    ----​

    Rozwój technologii w USA:
    24. II - Podstawowy samolot bezpośredniego wsparcia.


    ----​

    * - Gra słów. Angielskie "deal" oznacza zarówno umowę, jak i ład.
     
  16. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XV - Dixie

    Zaraz na początku marcowej sesji Siedemdziesiątego Piątego Kongresu Stanów Zjednoczonych odbyło się głosowanie nad odszkodowaniami. Zgodnie z zawartą w lutym umową Demokraci poparli ten plan w zamian za to, że pod uchwaloną przez Senat nominacją Williama H. Hastiego na sędziego Sądu Federalnego USA znalazł się podpis prezydenta Landona. Mimo, że ludzie generalnie cieszyli się z odzyskania swoich pieniędzy, zawsze znaleźli się tacy, którzy zaczęli psioczyć na murzyńskiego sędziego. Nie trudno się domyślić, że najwięcej takich było w stanach dawnej Konfederacji. A konkretnie – w Teksasie.

    [​IMG]

    - I co ku*wa, zawsze taki mądry jesteś, Obe! – Na grubego kolegę darł się chudy wąsacz. – Nie głosujmy na Roosevelta, wybierzmy Landona! No, i co ku*wa? Teraz masz. Mamy murzyna w Sądzie Federalnym. Tego ku*wa chciałeś, pie*dolony seksoholiku?
    - Zamknij się, bo ci ku*wa zaraz w mordę wy*ebię i się skończy. – Grubas nie pozostał dłużny chudzielcowi.
    - Co, chcesz się bić, grubasie? A proszę bardzo!
    - Zamknij się krowi mózgu!
    - Bo?
    - Zamknij się, ku*wa!
    - No, już, i co?
    - Po pierwsze. Nigdy nie mówiłem, że Landon jest idealny. Po drugie, przynajmniej odzyskaliśmy nasze pieniądze. Po trzecie, mógł wygrać Roosevelt, a wtedy murzyn i tak by został sędzią, bo to był pomysł Dup*kratów, żeby go nominować, za to nie byłoby pieniędzy. - Tu Obediasz przerwał na chwilę wywód i zaczerpnął świeżego powietrza. - Chociaż w jednym masz rację, Landon to jakiś ślimak. – Wypalił Obediasz.
    - Czemu ku*wa ślimak, idioto? – Fred zadał pytanie, które przyszło by do głowy chyba każdemu.
    - Nie lubię tego słowa. Es en ej aj el. Oblecha.
    - Jesteś poku*wiony.
    Kłótnia trwałaby zapewne jeszcze dłużej, gdyby nie to, że Obe, jakby to nie był on, postanowił zakończyć burdę, spiął konia (obaj panowie jechali konno z rancza Obediasza na ranczo Freda) i nakazał koledze spokój.
    - Sam się ku*wa uspokój. – Usłyszał w odpowiedzi.
    - A może zamiast się dąsać dasz mi dojść do słowa?
    - No już ku*wa dobra. – Odpowiedział w końcu Fryderyk pocierając swojego czarnego wąsa.
    - Wreszcie. A teraz słuchaj uważnie. Już? Bardzo dobrze. – Gadał bardziej sam do siebie obserwując mimikę twarzy kolegi. – Więc tak. Republikanie zaczynają ślimaczeć…
    - Skończ, jasna cholera, ze ślimakami!
    - Shut up, moron. Słuchaj mnie. Już? Very good. So. Republikanie zaczynają ślimaczeć i murzynieć. Ale my znajdziemy na nich sposób. Dajemy im termin do wyborów prezydenckich (wybory do Kongresu są mało ważne, i tak rządzi Wielki Wódz z Białego Tipi), a jak się nie zmienią i ześlimaczą oraz zmurzynią do końca, to my wtedy założymy własną partię i wystawimy własnego kandydata na prezydenta.
    Fred zrobił oczy jak koła młyńskie.
    - Ty to jo. Znowu masz jakiś genialny pomysł. I kto nas niby poprze?
    - Dixie pójdą za nami, choćby cholera nie wiem co. Pokaż mi pięciu białych na południe od Wirginii, którzy oddadzą głos na zwolenników zniesienia segregacji rasowej. Jeszcze tych co normalniejszych Demokratów i Republikanów wciągniemy do swojej partii.
    - A co jeszcze miałaby ta partia proponować, bo sama segregacja to trochę mało? – Fred postanowił zainteresować się projektem przyjaciela.
    - Zastąpienie federacji konfederacją. Większe prawa dla każdego stanu. Jak bambusy w Michigan chcą Murzynów i Indian na stanowiska gubernatorów, to niech sobie mają. Mam ich głęboko. Natomiast my nie chcemy i nikt nam ich nie narzucić.
    - Yeah, that’s good. - Fredowi chyba spodobała się ta idea.
    - Zniesienie zbędnych urzędów centralnych, typu Sąd Najwyższy czy Sąd Federalny. Zniesienie praw federalnych. Każdy stan będzie miał własne prawa, niezależne od siebie. Wspólny będzie tylko prezydent, polityka zagraniczna, wojenna i parlament. Cholera wie czy Izba Reprezentantów byłaby potrzebna. Sam Senat z jednym przedstawicielem każdego stanu spokojnie by wystarczył. I prawo wystąpienia z konfederacji dla każdego stanu. Teraz tylko Teksas ma ten przywilej, ale to niesprawiedliwe. Inni też powinni mieć takie prawo.
    - To ludzie mogą kupić. A flagę też zmieniamy?
    - Dixie is good, but I don’t think so. Old glory się przyjęła. Nie ma potrzeby jej zmieniać i utożsamiają się z nią wszyscy Amerykanie, a nie tylko nasze kochane południe.
    - Wielką pieczęć?
    - Zamknij się, Fred.
    - Hymn?
    - Shut up, Fred.
    - Stolicę?
    - Fu*k off, moron.
    Potem obaj wybuchnęli śmiechem i odjechali w stronę zachodu słońca, bądź jak kto woli – rancza Freda Johnsona.

    ----​

    Nie licząc południa odszkodowania przyjęły się jednoznacznie dobrze i na Sędziego Hastiego przymknięto oko. Landon miał za sobą pierwszy znaczący sukces i zaliczył pierwszy punkt kontrolny w drodze do wyborów roku 1938, w których celem było zdobycie Senatu przez Republikanów.

    ----​

    Wydarzenia na świecie w marcu:

    4. III - Ochotnicy Włoscy i Niemieccy, którzy wspierali kontrrewolucyjne siły w wojnie domowej w Hiszpanii z rozkazu Duce i Führera rozpoczęli powrót do domu. Lotnicy obrali kurs na lotniska w swoich ojczyznach, natomiast żołnierzy innych formacji generał (teraz mianowany generalissimusem) Franco odesłał na koszt Hiszpańskiej Marynarki Wojennej okrętami.
    [​IMG][​IMG]
    Po ponad pół roku ciężkich walk Corpo Truppo Volontarie i Legion Kondor wracają do domu...
     
  17. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XVI - La cosa nostra

    Koniec Hiszpańskiej Wojny Domowej oznaczał powstanie w Europie nowego państwa, które przyjęło nazwę Państwo Hiszpańskie. Miało odciąć się ono od nieudolnej Republiki oraz przeżywającej permanentny kryzys od początku XX stulecia Monarchii. Dla tego Franco, choć zdeklarowany monarchista, nie zaproponował nikomu powrotu na tron. Generalissimus nadał Hiszpanii nową konstytucję, w której przyznawał sobie tytuł Caudillo (Wodza) Hiszpanii i według której stawał się dożywotnią głową państwa. Parlament stracił na znaczeniu – zmniejszył się jego stan liczebny, a wszyscy członkowie byli mianowani przez Caudilla. Nowy rząd (którego głową również był Wódz) zaczął zabiegać o uznanie na arenie międzynarodowej. Efektem tej pracy było między innymi spotkanie ministra spraw zagranicznych Państwa Hiszpańskiego – Francisca Gómeza i sekretarza stanu Stanów Zjednoczonych Ameryki – Arthura Vanderberga w budynku Kortezów, w Madrycie. Po wstępnych formalnościach, obaj panowie przy pomocy tłumaczy rozpoczęli rozmowę.

    [​IMG]

    - Proszę wybaczyć, Wasza Ekscelencjo, warunki jakie panują w dumnej niegdyś stolicy Hiszpanii, ale sam pan rozumie – wojna zrobiła swoje, a my dopiero odbudowujemy naszą stolicę.
    - Rozumiem doskonale. Nie przyszliśmy tu rozmawiać o dekoracji wnętrz tylko o wzajemnych stosunkach hiszpańsko – amerykańskich. – Zapewnił sekretarz, rozejrzał się jednak po obdrapanych ścianach, pełnych licznych dziur po kulach czy pociskach artyleryjskich.
    - Cieszę się, że tak szybko znaleźliśmy wspólny język. – Odpowiedział Gómez, po czym kontynuował. – Mam nadzieję, że nic nie stoi na przeszkodzie do wzajemnego uznania się naszych państw i wymiany ambasadorów?
    - Również nie widzę tutaj problemu. Zarówno my mamy, jak i wy macie już odpowiednie budynki, problem stanowi jedynie wymiana właścicieli.
    - Caudillo powinien wkrótce wytypować odpowiednią osobę.
    - Sądzę, że i nasz prezydent wkrótce to uczyni.
    - Skoro podstawowe sprawy już omówiliśmy, możemy przejść do interesów. Czy USA mogłoby pożyczyć jakieś sumy pieniężne Hiszpanii? Rozpaczliwie potrzebujemy środków na odbudowę kraju, a niestety, większość pieniędzy pochłonęła wojna.
    - Chwilowo nasz kraj nie posiada takiej ilości pieniędzy, która umożliwiła by wypłacenie komukolwiek pożyczki. Dużą część tegorocznego budżetu spożytkowano na odszkodowania dla mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Moglibyśmy natomiast zawrzeć umowę na wymianę surowców.
    - To będzie możliwe dopiero po wznowieniu wydobycia. Trzy czwarte spośród naszych kopalni jest w gruzach.
    - W tym wypadku niestety musimy poprzestać na wzajemnym uznaniu się. O interesach pomówimy, kiedy będziemy dysponować środkami potrzebnymi do ich realizacji.
    - Niech i tak będzie. Dziękuję za rozmowę, do widzenia.
    - Do widzenia.
    Po tych słowach obaj ministrowie wstali i rozeszli się.

    ----​

    Józef del Chieni siedział sam w przedziale trzeciej klasy pociągu relacji Nowy York – Chicago. Czytał jakąś gazetę sportową, ale był zawiedziony. Z dwóch powodów – po pierwsze była po angielsku, więc rozumiał ¼ zawartości, po drugie, nie było nic o piłce nożnej, a tam, gdzie powinno być (słowo football Józef potrafił rozpoznać) były zdjęcia jakichś ubranych w kaski mięśniaków i opisy sytuacji (touchdown) charakterystycznych bardziej dla rugby. Sama gra była do rugby jednak mało podobna. Zrezygnowany Włoch zwinął gazetę w rulon i wywalił przez okno prosto do jakiejś rzeki.
    Był młodym, góra dwudziestokilku letnim człowiekiem z południa Włoch. Twarz miał pokrytą czarnym, szorstkim zarostem, co dawało mu wygląd bandyty. Powyżej miał kupę czarnych, zmierzwionych kudłów. Dość długi czas nie mytych. Cóż, ostatnie kilka tygodni życia spędził bądź to na zbieraniu pieniędzy na podróż, bądź to na samej podróży z Catanii do Chicago. Do porzucenia ojczystego miasta i Italii nakłoniły go listy brata, który pisał, że jest milionerem i jak to dobrze mu się nie żyje w Chicago. Mimo, iż żaden list nie zawierał zaproszenia, Józef postanowił się wybrać doń.
    - Lepsze to niż ten syf na wyspie. – Myślał.
    Dodatkowo, ich ojciec miał pewne problemy z jedną z Rodzin. Rodzina nie lubiła mieć problemów więc spaliła im dom, a sam ojciec dostał kulkę w głowę. Matkę zabrali do domu wariatów, a Józef nie miał sam co robić w mieście. Wprawdzie sprawnie działająca policja szybko wytropiła zamachowców i morderców, ale prawdziwy winowajca pozostał na wolności. Mimo zapewnień, że policja jest na tropie, i wkrótce zleceniodawca zamieszania wyląduje w obozie karnym w Abisynii, Józef wolał się wynieść do brata. Udziałów raczej mi nie zaproponuje – myślał – ale przynajmniej zostanę jego pracownikiem i skończą się problemy. Tak zastanawiając się nad sobą, Józef wyciągnął kopertę, na której widniał adres brata.

    Franciszek del Chieni
    18 Aleja
    C5O12 Chicago

    Dotarcie do Kikago, jak Józef wymawiał nazwę miejscowości*, zajęło mu mnóstwo czasu. Najpierw wystąpienie o wizę. Obecność brata w Stanach i przynależność wuja do NPF znacznie to ułatwiły. Potem zakup biletu na najgorszą klasę najgorszej łajby jaka płynęła w możliwie najbliższym terminie do Nowego Yorku. Potem znalezienie pociągu do Kikago, którym nie wiadomo, czy pojechałby, gdyby nie to, że oszukał kasjera – zabrakło mu centa do biletu, ale wcisnął sprzedawcy, że dał tego grosza, ale ten upuścił go na podłogę. Kiedy grubas schylił się, żeby potwierdzić bądź obalić tę teorię, Józef chwycił bilet i wsiadł do odjeżdżającego właśnie pociągu.
    „Zaczyna się wesoło.” – Pomyślał.
    W samym pociągu było nudno jak diabli. Gazeta, którą kupił jeszcze w porcie, byłaby jedyną rozrywką, gdyby pisało tam coś o cywilizowanych sportach, jak calcio czy rugby. A tam tylko jakiś bazeball**, dziki football etcaetera. O koszu coś było, ale nic nie rozumiał, więc wywalił gazetę przez okno.
    Wkrótce pociąg miał zresztą dojechać do Kikago, więc nie była by mu potrzebna.
    Po kwadransie lokomotywa wyraźnie zwolniła, a pociąg zatrzymał się. Józef wyjrzał przez okno. Tabliczka z napisem Chicago informowała go, że jest na miejscu.
    Del Chieni wyszedł z pociągu i zaczął rozglądać się po peronie.
    „Cholera, gdzie teraz?”
    Zaczepił jakiegoś przechodnia i zaczął nawijać łamaną angielsko – włoską mową.
    - Emiscusi, my amico. Can ti ….
    - Ah! Italiano! Ciao, amico!
    - Możesz mi powiedzieć którędy się dostanę na 18 Aleję?
    - Wsiądź w taksówkę.
    - Nie mam pieniędzy.
    - W takim razie musisz iść prosto przez pół miasta, aż dotrzesz do ulicy Granta. Skręć w nią, a tam dojdź do drugiej przecznicy i skręć w lewo.
    - Grazie, amico.
    - Non problemo. Ciao.
    - Ciao.
    Józef zastosował się do rad krajana. Szedł we wskazanym kierunku i oglądał obskurną zabudowę. Jak może tu mieszkać tylu Włochów? – Zastanawiał się. Dodatkowo było mu zimno. We Włoszech o tej porze jest już lato, wsiadł więc w statek, jakby był piłkarzem i miał grać mecz. A tu zimno jak cholera. Jak na złość był wieczór i robiło się coraz zimniej.
    Kiedy w końcu trafił na ulicę Granta był nieco zszokowany. Większe skupisko menelstwa i żulerii niż Catania. Najpierw trafił na jakiegoś pijanego człowieka, który mało co go nie staranował.
    - O… przepraszam… Dobry… - Wybąkał przechodzień i beknął.
    - Che? – Wydobył z siebie zdumiony Józef, język polski był mu bowiem równie obcy jak angielski.
    - Odsuń się pan, ku*wa.
    - Parla come un essere umano!***
    - Pie*dol się, Italiańcu. – Odparł Polak i minął Włocha.
    Później Józef wpadł jeszcze na murzyna, któremu musiał sprać mordę, bo głupi czarnuch obraził się za nazwanie go „negro”. Swoją drogą, sam szukał zaczepki. Nie musiał pytać się o fajki.
    W końcu doszedł we wskazane miejsce i omal nie doznał zawału serca. Niebieskie oczy wyszły mu na wierzch. Tam, gdzie spodziewał się ujrzeć pałac zobaczył rozwalającą się melinę.
    - Ku*wa mać. Musiało mi się coś pomylić.
    Porównał jednak numer i wszystko się zgadzało.
    Jego wątpliwości rozwiały się zupełnie, gdy otworzyły się drzwi i wyszło z nich pięciu gości, w tym jego brat.
    - Francesco, mon fratello****! – Krzyknął uradowany Józef.
    - Giuseppe? E questo è buono*****! – Odparł Franciszek i uściskał się z bratem. Po chwili jednak oprzytomniał. – Co ty tu ku*wa robisz?
    - Pisałeś, że jesteś milionerem. Więc przyjechałem, żeby się nająć do roboty. W Catanii to wiesz, syf. Po za tym, rodzice nie żyją. Lergottagli ich wykończyli.
    - Ku*wa, genialnie. Chcesz robotę? To bierz gnata, musimy przetrzepać skórę pewnemu Żydowi, który nie chcą płacić za ochronę. A o rodzicach opowiesz mi później.
    - Co ku*wa? To spier*alam z Catanii przed mafią i trafiam do Kikago tylko po to, żeby samemu zostać członkiem rodziny?
    - Nie pie*dol, bierz tego jeb*nego gnata.
    Ponieważ Józefowi nie zostało nic lepszego do roboty wziął wspomnianego gnata, którego wciskał mu brat i poszedł za nim i drużyną.
    Franciszek był do brata podobny, ale obcinał się na łyso. Zarost miał niemal identyczny, z tą różnicą, że zapuścił wąsy. I ubrany był bardziej adekwatnie do pory roku – na biały sweter ubrał czarną skórzaną kurtkę.
    - O co tu ku*wa chodzi?
    - Później, fratello. Umiesz się z tym obchodzić?
    - Pokaż mi Włocha z południa, który nie umie się obsłużyć bronią.
    - Przynajmniej znasz podstawy. Tak trzymaj.
    Na takiej rozmowie upłynęła im ta chwila, która dzieliła ich od małej fabryki mydła, połączonej z mieszkaniem. Szyld głosił „Mordehay Rosenberg - Soap factory”.
    - Jesteśmy na miejscu. – Powiedział Franciszek. Jeden z ludzi, którzy szli z nimi kazał mu zapukać do drzwi. Gdy nikt nie otwierał, najsilniejszy z tej włoskiej grupki (Józef później dowiedział się, że nazywa się Quetoni) wyważył mocnym kopniakiem drzwi.
    - Dalej Żydku, wyłazić, ale już. – Zawołał Quetoni.
    Nikt się jednak nie pojawił.
    - Ku*wa, nie rozumiecie po angielsku? – Krzyknął inny Włoch.
    W końcu w wywalonych drzwiach pojawił się ubrany na czarno, brodaty osobnik. Dochodził pięćdziesiątki.
    - Zapomniało się, jaka był umowa, co?
    - Nie było mnie w domu, dzisiaj wróciłem dopiero.
    - Na kur*ach byłeś, co? Dawaj pieniądze, bo będziemy musieli odesłać cię na łono Abrahama.
    - Zlituj się, signor! Już przynoszę!
    Żyd na chwilę zniknął, po czym wrócił z pękiem dolarów.
    - Co to ku*wa jest? – Huknął Włoch, gdy przeliczył pieniądze, zdaje się, przywódca grupy.
    - Dziewięćset dolarów…. – Wybąkał Rosenberg.
    - Żałosny człowieczku! Umawialiśmy się na tysiąc sto!
    - Signor Tonetto! Mnie nie stać na więcej!
    - Ja ci ku*wa dam! Chłopaki, ładuj broń!
    - Czekaj, signor! – Żyd był ewidentnie przestraszony. – Pogrzebał w swoim czarnym ubraniu i wyciągnął złoty zegarek. – Wart co najmniej dwieście dolarów.
    - Twoje szczęście, Ebreo******. Chłopaki, spadamy. – Zawyrokował Tonetto. Po drodze podzielił kasę, biorąc dla siebie najwięcej, zaś Józefowi zostawiając najmniej. I tak nowy miał farta, że cokolwiek dostał. Widać lider uznał, że skoro jest bratem Francesca, to należy do tej mini-rodzinki.
    Pod domem Franciszka kompania rozstała się. Został tylko on i jego brat.
    - Powiesz mi w końcu o co tu ku*wa chodzi? – Z wyrzutem powiedział Józef i rzucił się na fotel. Tercję później żałował tej decyzji. Zapadł się po biodra i nie mógł się wydostać. W materacu i deskach była dziura. – Wyciągnij mnie stąd, do ku*wy nędzy! - Krzyknął na brata.
    Franciszek pomógł mu wstać, zrobił coś, co smakiem przypominało kawę i zabrał się za spowiedź.
    - Słuchaj więc. Te wszystkie opowieści o milionach to lipa.
    - No co ty nie powiesz. - Ironicznie odparł brat.
    - Pisałem to, żeby rodzice się nie martwili. Sam szwędam się z Robertem i jego ekipą. Dostaję za to marne grosze, ale staram się być przydatny. Im bardziej Tonetto cię szanuje, tym więcej kasy buli. Póki co dostaję czwartą stawkę na dziesięciu ludzi, nie jest najgorzej.
    - Was jest dziesięciu? Ku*wa. Przecież nawet najmniejsza rodzina może was zniszczyć.
    - Dla tego nie wchodzimy im w drogę. Z jedną mamy nawet „układ o przyjaźni”. Kiedy inna familia nas napadnie, oni nam pomagają. W zamian za robótki, których oni nie tkną, typu transport morfiny do Kanady.
    - Zaj*biście. Jeszcze lepsze jest to, że pewno tu zostanę - pieniędzy na powrót nie mam, a od ciebie nic nie chcę, skur*ysynu. Cudownie. Nie ma to jak rodzina. Pewnego dnia wyj*bię ci w papę za te bajki o miliardach. Ale teraz chce mi się spać….


    * - Ciekawostka dla zainteresowanych. Włosi ch czytają jak k.
    ** - To nie błąd, tylko zapis fonetyczny włoskiej wymowy takiego słowa.
    *** - Mów po ludzku!
    **** - Franciszku, mój bracie!
    ***** - Józef? A to dobre!
    ****** - Żydzie

    Jeśli ktoś zna w jakimś stopniu język włoski to prosiłbym o zweryfikowanie tych informacji. Opierają się one głównie na translejtorze, więc mogą być wadliwe.
     
  18. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Rozdział XVII - Porachunki

    Od kiedy Józef, przez swego brata, a później także i całą bandę zwany po prostu „Giu”, trafił do Chicago i zaczął pracować dla Ludwika Tonetto całe jego życie uległo niejakiej rewolucji. Nienawidzący mafii sam stał się teraz mafiosem.
    Tonetto zlecał mu różne roboty, często te najbardziej obrzydliwe, których nikt by się nie podjął. Młodszy del Chieni był nowy, potrzebował pieniędzy i był gotów zrobić wszystko. I to dosłownie wszystko. Pewnego dnia Tonetto zaprosił go do siebie, co zdarzało się coraz częściej.
    - Ciao, Giu! Mon amico! - Rzucił gruby, łysiejący Włoch, któremu strzeliły już cztery krzyżyki.
    - Ciao, Lodovico. Po co mnie tu zaprosiłeś?
    - Giu, po co ty taki bezpośredni jesteś? Jak jakiś Angol, a nie Włoch. My, Włosi musimy pobabulić, poplotkować, popi*rdolić i dopiero wtedy przechodzimy do interesu. Nie to, co ci nudni Amerykanie.
    - Słuchaj, Ludwik. - Józef przerwał mu. - Prawdę rzekłszy, gó*no mnie to obchodzi. Nie mam zwyczaju pie*dolić, bo muszę zarobić trochę kasy. Tkwię po uszy w gó*nie i wk*rwia mnie taka paplanina. Mogłem się zapisać do czarnych koszul i wyjechać do Abisynii. Byłoby to samo, a cieplej i Gruby Ben lepiej płaci.
    - Nie przesadzaj. Płacę ci i tak duże stawki. Pniesz się najszybciej z tych wszystkich skurw*synów, mon amico. Ale to w tobie lubię – agresywny jesteś. Ci us*ani Italiańcy nie mają jaj. Potrafisz odstrzelić kolesiowi ptaszka i nie wzbudza to w tobie odruchu wymiotnego. A taki Questioni – byk jak ch*j, jakby ci wy*ebał w papę to przez tydzień szukałbyś mordy pod opuchlizną i nie mógł byś własnego wacka zobaczyć przy szczaniu. A, uwierz mi, bał się odstrzelić łeb szefowi chicagowskiego FBI!
    - To mnie nie dziwi. Ja też bym się bał.
    - Ej tam. On nawet do głupich policjantów boi się strzelać. Dla tego tu jest, swoją drogą. Jego chcieli zaciągnąć do Abisynii, to na Morzu Śródziemnym wyskoczył ze statku. Zabrał go najbliższy statek grecki płynący do Ameryki. Mordę ci obije, ale nigdy cię nie zastrzeli.
    - Ludwik. Jak chcesz se ku*wa obgadywać różnych kutachów z Włoch, Anglii, Ameryki, Chin czy Palestyny to se ***** sprowadź tu Questioniego. Ja nie mam na to czasu. - Józef tracił cierpliwość i miał ochotę odstrzelić coś Ludwikowi.
    - Czekaj, amico, czekaj! Dobrze, że mi przypomniałeś. Mi właśnie o Żydów idzie. Przywódca pewnego żydowskiego gangu, niejaki Rosenkrantz oddał w zeszłym tygodniu ducha Jahwe. Dzisiaj go grzebią. Na pogrzebie będzie nowy przywódca nieobciągniętych – Izaak Schermann. Zlikwiduj go, ok?
    - Genialnie. A masz dla mnie sztuczną bródkę i czarne ubranie? Myślisz, że pójdę na jego pogrzeb jako Włoch i dostanę się tam nie zauważony?
    - Ty ku*wa nie jesteś Włochem. Jesteś dokładny jak Szwed. - Z rezygnacją i wyrzutem powiedział Tonetto.
    - Nie pie*dol, amico.
    - Dobra, słuchaj. Dam ci kasę na czarne ubranie. Bez brody się obejdzie. Tylko włóż czarne okulary. Niebieskookiego zaj*bią na miejscu. Pogrzeb jest za godzinę, na żydowskim cmentarzu. Wiesz gdzie? – Józef kiwnął głową. – Schermanna poznasz od razu. Tłusty rudzielec, będzie miał honorowe miejsce. Dodatkowo, nie ma jednego oka.
    Ludwik dał Józefowi pieniądze i wyjaśnił gdzie może się zaopatrzyć w odpowiednie ubranie. Giu pożegnał się, prosząc o nieprzynoszenie kwiatów na swój pogrzeb. Wyjście cało z tłumu Żydów po zabójstwie ich przywódcy zakrawało na kpinę, ale Józefowi było wszystko jedno.
    Po kilku minutach znalazł się w sklepie, zaopatrzył się w odpowiedni sprzęt, poszedł do restauracji, aby w razie, gdyby go zasiepali, umierać najedzonym i udał się na cmentarz.
    Zdążył dokładnie we właściwy moment. Ściemniało się już i pogrzeb się rozpoczynał. Wszedł niezauważony. Dokonał szybkiego rozeznania w terenie, zauważył Schermanna, a także….
    Jakiegoś Chińczyka, który stał zakneblowany tuż przed trumną. Do Chińczyka kilku Żydów mierzyło z pistoletu.
    Del Chieni miał dziwne wrażenie, że Chińczyk go obserwuje, i wie kto on. Nie czekając jednak długo, wyciągnął pistolet, tak, aby Żydzi nie widzieli (żółtek jednak zauważył), wymierzył w serce Schermanna, nacisnął spust i ukatrupił na miejscu. Potem szybko skoczył za najbliższy grobowiec. Miał szczęście, że był on duży, gdyż żydowska mafia szybko zorientowała się skąd padł strzał i rozpoczęła poszukiwania. Gdy tylko zbliżyli się zbyt blisko padli trupem, a del Chieni oddalił się do następnego grobowca. Kryjąc się za nimi miał zamiar dostać się na ulicę i przeżyć tę rozwałkę.
    W powstałym wśród Żydów zamieszaniu tymczasem, Chińczyk oswobodził się od opieki goryli i zaczął się czołgać w kierunku del Chieniego. Dotarł doń, gdy ten chował się za czwartym już grobowcem i katrupił kolejnego Żyda.
    - Ej, ty. – Szepnął Chińczyk. – Niezły ku*wa jesteś. Możesz mnie rozwiązać?
    - Się robi. – Lakonicznie odparł Józef i spełnił prośbę Chińczyka. – Na trzy cztery, biegnij za mną. Trzy, cztery.
    Ruszyli do kolejnego grobu, potem kolejnego, potem schowali się za śmietnikiem i wyszli tylną bramą. Mrok znacznie ułatwił im ucieczkę.
    Gdy byli już w bezpiecznym miejscu, dość daleko od cmentarza, Chińczyk ponownie się odezwał.
    - Ku*wa, niezły jesteś. - Powtórzył. - Sam wykończyłeś pół żydowskiej mafii!
    - Ty mi lepiej powiedz co tam robiłeś? – Obecnością więźnia na żydowskim pogrzebie zainteresował się Józef.
    - Widzisz no. Swego czasu pomogłem staruszkowi Rosenkrantzowi zejść ze świata. W akcie odwetu mieli mnie złożyć w ofierze na jego pogrzebie.
    - Zamiast tego mamy ofiarę Izaaka. – Ironicznie zauważył del Chieni, nie przejmując się barbarzyństwem żydowskich mafiosów.
    - Słuchaj no, kolego. Jesteś niezły, przydałby mi się ktoś taki. Prowadzę bukmachera na ulicy Lincolna. Wpadnij tam. Będę potrzebował takiego zabijaki, i to pewnie niedługo. A swoją drogą, ***** ze mnie. Zapomniałem się przedstawić. Czy Siang.
    - Giuseppe del Chieni.
    - Żegnaj.
    - Ciao, amico.
    I rozeszli się.

    ----​

    Wydarzenia na świecie w maju:

    4. V - Hitler zaproponował Mussoliniemu zawarcie paktu skierowanego przeciwko komunizmowi, jednak Duce odmówił. Stwierdził, że w Niemczech i Włoszech komunistów już nie ma, w Hiszpanii też, komunistyczne partie w innych krajach to problem tych państw, a zniszczenie centrum komunizmu oznaczało by wojnę, do której nie są jeszcze gotowi.
    [​IMG]

    11. V - W wyniku wyborów w Szwajcarii stanowisko Prezydenta Federalnego obejmuje Giuseppe Motta.
    [​IMG]

    ----​

    Rozwój technologii w USA:
    24. V - Podstawowy myśliwiec przechwytujący.
    29. V - Częściowo zmotoryzowane dywizje kawalerii.



    Coscer Nostra się jednak pojawiła :)
     
  19. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XVIII - O Wiśni, co drażniła Smoka

    Dziesiątego czerwca Japonia wypowiedziała wojnę Chinom. Japońscy żołnierze po Mandżurskiej stronie zostali rzekomo ostrzelani przez grupy chińskich żołnierzy na moście Marco Polo w Pekinie. Prawdopodobnie sam most Japończycy opanowali dużo wcześniej i sami wystrzelali swoich żołnierzy, bądź też, co bardziej prawdopodobne, więźniów, przestępców czy chorych psychicznie ubranych w mundury Armii Kwantuńskiej. Tak czy inaczej, premier Hirota Koki w porozumieniu z Jego Cesarską Wysokością zdecydował się wypowiedzieć Chinom wojnę.

    [​IMG]

    Pogrążony do tej pory w anarchii kraj, jak jeden mąż stanął po stronie Czang Kaj-Szeka w walce przeciwko Japończykom. Sibei San Ma poparło rząd w Nankinie jeszcze tego samego dnia, tak samo jak pierwsza ofiara agresji – Szansi. Później dołączyły się Junnan (11. VI), Kwang-Si (12. VI), a nawet stojący do tej pory na uboczu Ujguristan (15. VI). Wojska tych państw zostały podporządkowane Armii Chińskiej, której głównodowodzącym jest generalissimus Czang. Jednocześnie komuniści Mao Ce-Tunga zapowiedzieli, że nie wezmą udziału w tym „śmiesznym imperialistycznym konflikcie”. Neutralny pozostał także Tybet.
    Nie od dziś wiadomo, że Japonia i Stany Zjednoczone nie żyją ze sobą w przyjaźni. Zdecydował o tym koniec Wielkiej Wojny i, niesprawiedliwy zdaniem Cesarza i japońskiej armii, podział wysp poniemieckich na Pacyfiku. Japończycy uznali, że jako główna siła w tej części świata powinni byli otrzymać wszystkie poniemieckie kolonie, co prowadziło do częstych starć dyplomatycznych między USA a Krajem Kwitnącej Wiśni.
    Teraz rząd Stanów Zjednoczonych nie mógł stać na uboczu, gdy nadarzyła się okazja do zaszkodzenia Japonii. Oczywiście nie chodziło tu o podpisanie sojuszu z Chinami i atak od drugiej strony. Byłoby to nierozważne i nie spotkało by się z aprobatą Amerykanów, tym bardziej, że same pomysły wsparcia Chin również nie przypadły większości do gustu. W gabinecie prezydenta pojawił się natomiast plan wymiany handlowej między USA i Państwem Środka. Polegała by ona na skupowaniu chińskiego srebra za złoto po zawyżonej cenie. Chińczycy, otrzymując więcej złota niż warte było srebro, zyskiwali by środki na zakup sprzętu wojskowego.
    Plan ten został dość łatwo przesunięty przez obie Izby Kongresu, ze względu na to, że Demokraci nie mogli przebić jakiegoś ważnego dla siebie projektu w Izbie Reprezentantów. Aby zyskać głosy Republikanów, poparli „Akt Pitmana”, jak później nazwano ustawę.

    [​IMG]

    Jednocześnie sekretariat stanu razem z sekretariatem finansów i Bankiem Federalnym opracowali plan udzielenia pożyczek wojennych Chinom.
    W związku z uchwaleniem tych różnych ustaw, planów, aktów etcaetera do Sekretariatu Stanu zaproszono ambasadora Republiki Chin w Stanach Zjednoczonych, Jego Ekscelencję Wanga Czeng-Tina.
    - Jak zapewne panu wiadomo – rozpoczął rozmowę Arthur Vanderberg – Japonia i Stany Zjednoczone nie są to kraje darzące się wzajemnie zbyt dużą sympatią. Takie tam kłótnie o wulkaniczne wypryski na Pacyfiku.
    - Znam historię najnowszą.
    - Tym lepiej. Wy jesteście teraz w stanie wojny z Japonią, w czym my widzimy możliwość znacznego osłabienia Cesarstwa. Jest to jednak możliwe tylko w wypadku wygranej Chin.
    - My jesteśmy sto lat za Japonią, to wręcz niemożliwe. – Z rezygnacją zauważył Wang.
    - I dla tego prezydent Landon chce, abyście nadrobili te sto lat. Proponujemy wam następujący układ handlowy – będziecie wydobywać srebro, za które my będziemy płacić wam złotem. Zdecydowanie powyżej wartości. Za zdobyte w ten sposób środki będziecie mogli zaopatrzyć się w broń.
    - To bardzo korzystna wymiana, muszę ją skontaktować jednak z Nankinem.
    - Niech pan się wstrzyma. – Pohamował Chińczyka Vanderberg. – To nie wszystko. Proponujemy również Chinom pożyczkę wojenną – otrzymacie od nas 100 ton różnych potrzebnych wam teraz produktów, takich jak żywność, broń, woda, ubrania, buty etc.
    - Nie będzie nas stać na spłacenie tego.
    - Spokojnie. O spłacie porozmawiamy już po wojnie. Proszę teraz skontaktować się z Nankinem.
    Wang ukłonił się nisko i odszedł, by spełnić prośbę sekretarza. Czang Kaj-Szek wyraził zgodę.

    ----​

    Później udzielono Chinom jeszcze tzw. II Pożyczki Wojennej – wysłano im 5 tysięcy baryłek ropy naftowej, czyli prawie 19 tysięcy litrów. To znacznie wzmocniło możliwości obronne Państwa Środka. Sama decyzja o wsparciu Chin spotkała się z niechęcią przyzwyczajonych do izolacjonizmu Amerykanów.

    [​IMG]
    II Pożyczka Wojenna

    ----​

    ----​

    Wydarzenia na świecie w czerwcu:

    12. VI - W wyborach parlamentarnych w Belgii zwycięża Partia Liberalna, a Paul - Emile Janson zastąpił na stanowisku premiera Pawła, barona van Zeelanda z Partii Katolickiej.
    [​IMG]

    22. VI - W obliczu zagrożenia ofensywą japońską najlepiej rozwiniętego technologicznie regionu Chin, to jest wybrzeża, rząd w umowie z przedsiębiorcami, zdecydował się przenieść przemysł na zachód kraju. Jest to o tyle trudne, że w Chinach praktycznie nie ma dróg.
    [​IMG]
     
  20. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XVIIII - Wielka ucieczka

    Bywały i takie dni, kiedy Józef nie miał nic do roboty. Wtedy chodził do bukmachera u Sianga, aby obstawić wynik jakiegoś meczu. Obojętne mu było, czy chodziło o nogę, kosza, baseball czy ten dziki football. Byle dużo płacili. Czasem trafiało się tez jakieś zlecenie, za które płacił osobiście Czy. To była prawdziwa okazja.
    W środku lipca wypadł akurat taki dzień. Jednak, kiedy wszedł do środka, zamiast spodziewanych kolejek do okienek, zobaczył tłumek uzbrojonych Chińczyków. Na jego czele stał wysoki Azjata z włosami starannie zaczesanymi w przedziałek.
    - Ej, Czy. Co tu się dzieje? – Odezwał się doń Józef.
    - Gratuluję, Giu. Wpadłeś właśnie w zasadzkę.
    - O co tutaj ku*wa chodzi?
    - Żydzi obstawili budynek. Sprowadzili posiłki z Nowego Yorku i Zachodniego Wybrzeża. Każdego, kto się wychyli zamordują. Padł już pan Tang, natomiast pan Pong musi się stąd czym prędzej wydostać. Problem polega na tym, że jeśli wsiądzie do samochodu, będą go mogli dopaść i zabić.
    Położenie było faktycznie krytyczne. Żydzi mogli w każdej chwili przypuścić szturm na budynek, a mieli znaczną przewagę liczebną.
    - Słuchaj, pomogę wam. Wsiądę do tego jeb*nego wozu za pana Ponga i odciągnę uwagę Żydów. W końcu to na nim chyba mu zależy? Wówczas zwiększę wasze szanse, a pan Pong uda się na swoje spotkanie.
    - No cóż, w zasadzie, tak. Chcą jeszcze mnie dopaść, ale to inna historia. - Wybełkotał jakoś Czy, był bowiem zbyt oszołomiony deklaracją Włocha.
    - Kiedy już odciągnę ich uwagę ty i pan Pong spokojnie opuścicie budynek, tudzież przedtem wymordujecie tych rycerzyków, co was oblegają. - Józef przedstawiał swój szalony plan. - Pojadę najpierw do Paxtone Hall, a stamtąd – lasem – do granicy z Kanadą. Po drodze postaram się zabić jak najwięcej Żydów. Masz może PM-a?
    - Człowieku, to ***** szaleństwo! Uj*bią cię milę za Chicago i zostawią w rowie! - Zdołał w końcu coś powiedzieć Siang.
    - Masz ku*wa PM-a? – Powtórzył Giu.
    - Znajdzie się. – Odparł z rezygnacją Siang. - Ale człowieku, nie rób tego. Zaj*bią cię. Z-A-J-E-B-I-Ą! Rozumiesz?
    - Nie. A teraz słuchaj. Nad granicą zjadę do stacji benzynowej, stamtąd do ciebie zadzwonię.
    - Wtedy mnie tu już nie będzie. - Czy chyba pogodził się z planem Italianiego. - Masz, tu jest adres mojego drugiego bukmachera. Tam się spotkamy. – Wręczył Włochowi wizytówkę.

    ----​

    Del Chieni wsiadł niezauważony do czarnego Forda pana Ponga. Tam natychmiast ruszył, aby Żydzi nie mogli poznać, że w samochodzie siedzi niechińczyk. Wprawdzie auto miało przyciemniane szyby, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Wkrótce zaroiło się od motocyklistów w czarnych ubraniach.
    - Starozakonne dupki złapały przynętę. – Zaśmiał się Józef i dodał gazu.
    Mijał obskurne dzielnice Chicago, jadąc w kierunku północno – zachodnim, czyli dokładnie na Paxtone Hall. Za nim telepali się żydowscy motocykliści.
    W końcu, po kwadransie jazdy tabliczka „Chicago” oznajmiła koniec miasta. Teraz wystarczyło jechać prosto przed siebie, a w najbliższej wiosce skręcić w las. Wszystko byłoby proste, gdyby nie grupa kilkunastu, czy wręcz kilkudziesięciu Żydów za nim. Jeden podjechał zbyt blisko. Józef otworzył okno, nacisnął spust PM-a i wkrótce asfalt został ozdobiony mózgiem ofiary. Przed dotarciem do Paxtone Hall Józef położył trupem jeszcze jednego Żyda.
    Dwóch innych rozbiło się, kiedy w samej wiosce skręcił nagle w las i przejechał między dwoma drzewami. Żydowscy kierowcy nie zdążyli w porę wykręcić i uderzyli w drzewa. Wybuch wyrwał je z korzeniami i spopielił, a dodatkowo zabił trzech kolejnych rajdowców.
    - Ihaaa! Rozwałka! – Huknął po włosku Józef.
    Las gęstniał, a on musiał wyszukiwać sobie drogę. Dobre było jedynie to, że Żydzi nadal nie zdali sobie sprawy, że gonią przynętę. I to, że póki co, straty są jedynie po ich stronie. Samo przeciskanie się między drzewami było trudne. Zwłaszcza, że spowalniało jego wóz, bardziej niż ich motocykle.
    Cała gra byłaby zapewne przegrana, gdyby nie szybki refleks Józefa – jeden Żyd podjechał tuż koło samochodu i popatrzył się przez szybę. W pewnym momencie krzyknął.
    - Ej, chłopaki!.... – Nie zdołał dokończyć, ponieważ seria z PM-a rozwaliła jego głowę. Zapewne miał zamiar powiedzieć, że ten w środku to nie jest pan Pong.
    Sam Giu zamknął tymczasem okno i jechał dalej. Nie dość, że było coraz gęściej (dzięki czemu rozwaliły się jeszcze ze cztery motocykle), to drogę przeciął mu strumień.
    - Ku*wa!
    Na szczęście nie był zbyt głęboki i Włoch łatwo go przejechał. Po drugiej stronie dojechał do małej, polnej dróżki. Skręcił nią w prawo, aby powrócić do drogi Paxtone Hall – Granica. Obrócił się za siebie i z zadowoleniem zauważył, że w strumyku poprzewracało się kilka motorów. Ścigało go teraz góra dziesięć osób.
    - Niezła ***********a. - Pomyślał, po czym dodał gazu, przejechał przez most na kolejnym strumieniu i dostał się na asfaltową, porządną drogę.
    Miał szczęście. Tuż obok jechała mała furgonetka przewożąca olej w beczkach i butelkach. Del Chieni przyspieszył, i z maksymalną prędkością, na jaką stać było Forda, uderzył w pojazd. Beczki i butelki z olejem wypadły na ulicę, tłukąc się niemiłosiernie. Furgonetka wpadła w poślizg, zaś jej kierowca miał pecha - wyleciał przez szybę, poleciał trochę w powietrzu i spadł na asfalt. Złamał sobie bark.
    W zasadzie, nie był to pech, a szczęście. Mógł zginąć.
    Cała ulica za plecami Józefa została zapaprana śliskim paskudztwem oraz odpryskami szkła. Gdy tylko Żydzi w to wjechali, natychmiast stracili kontrolę nad motocyklami, niektórym na dodatek szkło przebiło opony. Kilku wyszło z tego z poharataną twarzą. Jeden, straciwszy władzę nad pojazdem, wypadł na drogę, twarzą dokładnie na roztłuczoną butelkę. Przebiło mu nos, oczy i gardło. Nie zdążył nic pomyśleć i już witał się z Abrahamem.
    Giu dojechał tymczasem na stację benzynową, wysiadł z pojazdu, jakby nigdy nic i udał się do budki z telefonem. Wykręcił podany mu przez Czy Sianga numer. Odezwał się tam jakiś głos.
    - Mogę prosić Czy Sianga?
    Po chwili proszony przez Józefa odezwał się po drugiej stronie.
    - Ty ku*wa żyjesz! Ty ku*wa jednoosobowa pier*olona w d*pę armio! Odciągnąłeś jedną trzecią ich sił, z resztą daliśmy se radę! Pan Pong żyje i chciałby cię poznać! Przyjedź do mnie, mam tu dla ciebie trochę kasy! Ty ku*wa skurczysynu jeb*ny! Jak będę kiedyś robił interesy z diabłem to ciebie do niego wyślę! Nie dość, że zrobisz im w piekle burdel, jakiego nigdy nie widzieli, to jeszcze przeżyjesz, a ja na tym zarobię! - Ekscytował się Chińczyk. W zasadzie nie można mu się dziwić.
    - Dobra, nie pie*dol. - Podsumował po swojemu Józef, jakby wrócił z majówki, a nie eskapady na której z każdą spaloną pintą paliwa zbliżał się niebezpiecznie do śmierci. - Jadę do ciebie odebrać nagrodę i poznać pana Ponga. Serwus. - I odłożył słuchawkę.

    ----​

    Raport z frontu:
    Japonia rzuciła na Chiny gros swoich dywizji - zarówno zwykłe oddziały, jak i Armię Kwantuńską. Nietrudno się jednak dziwić. Kraj do podbicia mają ogromny, chociaż zadanie ułatwia im rozbicie polityczne kraju. Utrudniają natomiast wszyscy. Związkowi Sowieckiemu, podobnie jak i Stanom Zjednoczonym nie zależy na wzroście znaczenia Japonii, więc wysłali Czang Kaj-Szekowi wsparcie. Biuro Polityczne Komitetu Centralnego Wszechzwiązkowej Partii Komunistycznej /bolszewików/ wystosowało również list do odpowiedniego organu Komunistycznej Partii Chin, w którym ostro potępiło Mao Ce-Tunga za neutralność w wojnie. Stany Zjednoczone natomiast udzieliły Chińczykom III Pożyczki Wojennej, tym razem wspomagając ich żywnością i innymi niezbędnym dla armii wyposażeniem. Czang zaś wykorzystuje wojnę do wzmocnienia swojej pozycji. W wyniku zawarcia sojuszu wszystkie wojska tzw. baronów przeszły pod jego kontrolę, co pozbawiło ich dawnych przywódców znaczenia. Najboleśniej odczuł to Yan Si-Szan, który pod koniec miesiąca zostaje pozbawiony władzy nad Szansi i wysłany na przegląd wojsk rezerwy w Siebei San Ma. Same postępy japońskie nie imponują. Zajęli ledwo połowę dawnego władztwa Yana.
    [​IMG]
    Kreska żółta - linia frontu w dniu wybuchu wojny, linia zielona - dawny zasięg Szansi

    Wydarzenia na świecie w lipcu:

    22. VII - Chiny kontynuują przenoszenie przemysłu na zachód kraju.
    [​IMG]

    ----​

    Rozwój technologii w USA:
    5. VII - Podstawowe urządzenia szyfrujące
    15. VII - Podstawowe decymetrowe radiowe stacje ostrzegawcze
    17. VII - Podstawowy myśliwiec eskortujący
     
  21. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XX - Plany

    Corpus Christi było jedynym większym, nie licząc Galvestone, portem w Teksasie. Tam przybywała większość statków płynących gdzieś z południa do USA, stamtąd wypływały statki płynąc na południe. Na jeden z takich okrętów czekał właśnie Jeremiasz Autumnfield. Postanowił zrealizować w końcu swoje przyrzeczenie i wypłynąć na Filipiny. Ojciec pożyczył mu trochę pieniędzy i chłopak miał środki na wykupienie pokaźnego terenu ziemi. Targu postanowił dobić dopiero na miejscu – „nigdy nie kupuj kota w worku” mawiał jego ojciec i nigdy się nie pomylił. Mawiał też, żeby darowanemu koniowi nie zaglądać w zęby i też się nie pomylił. Był jednym z bogatszych ludzi w Teksasie. Teraz jego syn miał zamiar stać się najbogatszym człowiekiem na Filipinach. Droga do tego daleka, ale może się uda.
    Póki co, oczekując na przybycie statku, siedział w knajpie w porcie i jadł stek z frytkami. Sierpień w Teksasie jest gorący, więc zapijał to galonami coca – coli.
    Statek miał przybyć za jakiś kwadrans. Przez ten czas Jeremiasz dojadł obiad do końca, wypił jeszcze ze trzy kufle coli i wyszedł na zewnątrz. Najpierw zapalił papierosa, a gdy ten się skończył – zaczął rzuć tytoń.
    Chłopak był dość wysokim ciemnym brunetem. Informacje o ilości jego włosów były jednak zwykle pilnie strzeżone przez noszony na głowie, podobnie jak u ojca, kapelusz. W przeciwieństwie do swojego staruszka nie był gruby. Miał też lekką wadę wzroku, przez co zielone oczy przeważnie były schowane za okularami typu pince – nez.
    Jeremiasz jeszcze raz spojrzał na zegarek. Zostało pięć minut. Stwierdził, że warto by poczytać sobie jakąś gazetę. Najlepiej sportową. Chłopak był dziwnym Amerykaninem – lubił piłkę nożną. Nudziły go sporty halowe, takie jak koszykówka czy hokej, chociaż były zdecydowanie bardziej „amerykańskie” od soccera. Jedynie zamiłowanie do futbolu amerykańskiego zgadzało się z zamiłowaniami większości amerykanów. Nie lubił natomiast baseballa. Nie uważał za nic mądrego latanie wkoło boiska i uderzanie śmiesznej piłki śmieszną pałką. I po co jeszcze te głupie rękawice? A, i najgłupsza z głupot. Baseball jest wrogiem Ameryki! Przez niego głupia młodzież chodzi w jakichś śmiesznych czapeczkach zamiast kapeluszach. A kapelusz to przecież Ameryka!
    Ponieważ w tytułach takich jak „Sport” czy „Texas Sportsman” raczej za dużo o soccerze by się nie dowiedział, postanowił kupić coś innego. Podszedł do okienka i za ćwierćdolarówkę nabył „Soccera”.
    Tak się jednak złożyło, że do portu wpłynął właśnie statek, więc Jeremiasz schował gazetę do kieszeni, wziął walizy i ruszył ku rampie.
    Za sobą pozostawiał dziki, pustynny, ale ucywilizowany już Teksas. Przed nim rozciągało się nieznane i, jak tuszył, ciekawe przygody!

    ----​

    Mniej więcej w tym samym czasie, tylko kilka tysięcy mil na północ, w Chicago, pewien niesympatyczny Włoch siedział w gabinecie pewnego Chińczyka, który darzył go estymą mniej więcej tej wielkości, co przeciętny jego rodak, Żółtego Cesarza bądź Yu I Wielkiego.
    - Słuchaj, Giu. Mam ofertę w sam raz dla ciebie. Każdemu innemu zabrakło by jaj, ale nie tobie. Chcesz być bogaty? Tak bogaty jak ja, albo jeszcze bogatszy?
    - Kto by ku*wa nie chciał. - Padła lakoniczna i pełna ironii odpowiedź Włocha.
    - Chcesz być najbogatszym Włochem w Chicago?
    - Nie pie*dol, OK.?
    - No już dobrze. Słuchaj. Trzeba przystąpić do ostatecznego rozwiązania kwestii Żydowskiej, jak mawia pewien pan za oceanem. Zresztą, przyjaciel twojego premiera.
    - No, i?
    - Już, już. Żydzi są praktycznie w rozsypce. Teraz trzeba pozbawić ich tylko środków finansowania, tak, aby w Chicago przestali cokolwiek znaczyć. W tym celu musimy dokonać napadu na bank.
    - Zaczyna mi się podobać.
    - Na to liczyłem. Moi chłopcy ukradli z Urzędu Rozgospodarowania Terenów w Chicago plany banku niejakiego Chaima Wenzela. To dość dobrze znany bank, połowa Chicago trzyma tam pieniądze.
    - To ten taki duży, czerwony budynek ze złotym napisem „Wenzel & co.”. Koleś ma niezłą kasę. - Giu wiedział o co chodzi.
    - A my go zrujnujemy. Musimy teraz opracować plan napadu. Zajmie nam to trochę, ale nie dość, że będziemy bogaci, to zniszczymy Żydów. - Zatarł ręce Chińczyk.
    - Wchodzę w to.
    - No to deal. – I panowie podali sobie ręce.

    ----​

    ----​

    Raport z frontu:
    Japońska ofensywa straciła tempo i w zasadzie przestała istnieć. Do kontrofensywy przeszedł natomiast Czang Kaj-Szek. Duża w tym zasługa amerykańskiego wsparcia, dzięki któremu chińscy żołnierze mają co jeść, pić, w czym chodzić i czym napędzać silniki pojazdów. Na północy Japończyków wypchnięto na dawną granicę chińsko - mandżurską, na południu natomiast odzyskano dość spory fragment dawnego Szansi.
    [​IMG]
    Czarna kreska - przebieg frontu z 31 lipca
     
  22. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XXI - Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami sam sobie poradzę....

    Włosko – chiński plan napadu na bank nie był skomplikowany. Pod siedzibę banku miała podjechać, furgonetka przemalowana w barwy banku i rzekomo zabrać pieniądze do innej filii. Aby uwiarygodnić to działanie zdecydowano, iż będzie się ona poruszać w eskorcie dwóch policyjnych radiowozów. Józef ukradł takowe spod jednej z komend policji w Chicago. W sprawie popełnionych przez niego przestępstw toczyło się już kilka śledztw, żadne nie przynosiło jednak rezultatu, ponieważ del Chieni nie miał w zwyczaju zostawiać świadków swoich działań.
    Był więc nieuchwytny, a teraz miał się zebrać na kolejne zuchwalstwo. Posiadał już zespół odpowiedni do tego – wyciągnął z więzienia kierowcę rajdowego (do prowadzenia furgonetki), którego posadzono tam za prowadzenie po pijaku, najął też dawnego szyfranta wojskowego, który miał mu pomóc z sejfem. Resztą mieli zająć się Chińczycy i Włosi. Z tym, że Włosi zaczęli robić pewne problemy. Tonetto gwałtownie sprzeciwił się napadowi na bank. Uważał, że ryzyko wpadki jest zbyt duże.
    Zresztą, już od dłuższego czasu nie podobały mu się zbyt zażyłe kontakty Józefa del Chieniego z Chińczykami. Pewnego razu cała banda zebrała się na jakiejś melinie, aby wyjaśnić ten problem raz na zawsze. Było duże prawdopodobieństwo użycia przemocy. Początkowo wszyscy siedzieli, jednak wraz ze zwiększaniem się poziomu natężenia kłótni wstali, i darli się na stojąco.
    - Ostatnimi czasy próbuje się podważyć moją pozycję w tej grupie. Jestem z tego bardzo niekontent. – Zaczął Ludwik.
    - Pier*olisz, Lodovico. – Wtrącił Józef.
    - Daj mi ku*wa skończyć! – Wybuchnął przywódca. – Twoje kur*wskie pojawienie się, skur*ysynu doprowadziło do tego! Byłem niekwestionowanym liderem, a teraz co? Liżesz d*pę Chińczykom i myślisz, że możesz się tu szarogęsić, co?
    - Uspokój się ku*wa!
    - Daj mi ku*wa skończyć! Wpada do was, - „nie, to nie właściwe słowo”, pomyślał Ludwik - do mnie, - „to też, ku*wa nie” - do nas i mówi „zrobimy napad na bank!”. Nawet się mnie ku*wa nie pyta! Nie okazuje mi szacunku! Józef del Chieni jest gó*nem! Słyszycie, gó*nem!
    - Uspokój się, ku*wa! – Wrzasnął po raz drugi Giu. – Słuchajcie teraz ku*wa mnie!
    - Widzicie, rządzi się, psoj*bak je*any!
    - Milcz! Ten oto Robert Tonetto pokazał kim jest naprawdę. Jest małostkowym przywódcą małej bandy. Chce być jej niekwestionowanym liderem i zabrania się wam bogacić. Sam ma jej w ch*ja dużo, bo zgarnia pieniądze od rodziny Quoppolich za wasze zadania! I nie chce, żebyście wy mieli za dużo. Je*any skur*ysyn chce, żebyście byli biedni, żarli gó*no i wykonywali roboty, które ktoś jemu zleca. Nawet nie stworzył własnej mafii, choć był w stanie. To on jest gó*nem, on!
    - Dobrze gada! – Ktoś krzyknął.
    - Głosujmy! Jesteśmy w Ameryce! Demokracja! – Szalał ktoś inny. – Kto chce, żeby ojcem chrzestnym został Józef del… - w tym momencie samozwańczy marszałek Sejmu dostał potężny cios w mordę od Tonetta.
    - Tyle będzie tu demokracji. Ja jestem ojcem chrzestnym i mówię, żadnego napadu na bank! Po tej akcji możemy wszyscy wpaść do pierdla.
    - Codziennie możemy wpaść do pierdla. Każda, najdrobniejsza nawet akcja w twoim imieniu, może nas kosztować więzienie. – Odezwał się milczący do tej pory Franciszek.
    - Właśnie! A teraz możemy przynajmniej zarobić kupę kasy i być bogaci. Jak prawdziwa rodzina, a nie prymitywny włoski gang! – Podniecił się inny Włoch.
    Demokrata doszedł tymczasem do siebie i znów jak najęty agitował za wyborami.
    Kilku siedzących jeszcze w fotelach, bądź na krzesłach, Włochów wstało i poparło go.
    - Żadnych ku*wa wyborów! Czy wy jesteście KU*WACHORZY?! – Huczał zwariowany Tonetto. – Questioni, za*eb tego skur*ysyna! – Krzyknął na swojego wiernego siepacza, wskazując na Józefa.
    Olbrzym bez słowa podszedł do młodszego z del Chienich i już uniósł potężną pięść, która pozbawiła by Józefa świadomości i zgniotła bunt w zarodku, gdy nagle, z dziurą w głowie, padł na ziemię.
    Franciszek del Chieni chuchnął w dym wydobywający się z rewolweru.
    - Zmazałem swoją winę? – Zapytał brata.
    - Tak, teraz jesteśmy kwita. – Odparł Józef, po czym odwrócił się do Tonetta. – W ten sposób, demokratycznie, zostałeś obalony, kolego Tonetto. W imieniu rodziny del Chienich skazuję cię na śmierć.
    Robert poczuł się faktycznie nieswojo. Padł na kolana i zaczął się odsuwać.
    - Ty ku*wo! Dałem ci wszystko! Byłeś moim przyjacielem.
    - Zaufałeś złemu człowiekowi, amico. – Chłodno odparł Józef.
    - Nie, ku*wa, proszę, nie! – Błagał Robert. – Dam ci co tylko zechcesz! Samochody! Kobiety! Miliony!
    - Wolę napaść na bank.
    - Ku*wa, zlituj się! Nie zabijaj!
    - Sam powiedziałeś: „Józef, ty to masz zimną krew, nie jak ci ******* Italiańcy.”. To teraz masz.
    - Nieeee! – Były to jego ostatnie słowa. Gdy tak darł się, Józef nacisnął spust i przebił na wylot czaszkę Ludwika Tonetto. Jego trup osunął się bezwładnie na ziemię. Del Chieni kopnął go z pogardą. Odwrócił się w kierunku tłumu. Odchrząknął znacząco.
    - Teraz ja…. – przerwał na chwilę, wskazał na brata i poprawił – my dwaj tu rządzimy. Mam być tytułowany ojcem chrzestnym, ku*wa jasne?
    Wszyscy pomachali głową z niejakim entuzjazmem.
    - No, to teraz słuchajcie mnie. Plan jest taki….

    ----​

    ----​

    Raport z frontu:
    Japończycy znów przejęli inicjatywę, chociaż nie idzie im lekko. Odbili wprawdzie Jining (24 września) i zachowali kontrolę nad Czionkaczang, jednak o to drugie miasto musieli stoczyć długą bitwę materiałową. Piętnastego września Chińczycy po długiej walce zajęli miasto, jednak Armia Kwantuńska odbiła je dziewięć dni później. Walki o Czionkaczang trwają dalej. Pod koniec miesiąca rząd USA udzielił Chińczykom IIII Pożyczki Wojennej.
    [​IMG]

    ----​

    Wydarzenia na świecie we wrześniu:

    2. VIIII - W Boliwii lewicowy generał German Busch Beccera obalił rząd Davida Ruivoli oraz zmusił do rezygnacji ze stanowiska prezydenta Enrique Finota i ogłosił, że zajmuje jego miejsce. Zamiast rządu utworzono Radę Wojenną. Junta zniosła wprowadzony w październiku zeszłego roku urząd Premiera Boliwii. Warto wspomnieć, że poprzedni rząd zdobył władzę właśnie w wyniku zamachu stanu.
    [​IMG]

    25. VIIII - Wybory w Norwegii ponownie wygrywa Partia Pracy, a jej lider - Johan Nygaardsvold pozostaje premierem rządu Jego Królewskiej Mości Haakona VII.
    [​IMG]

    ----​

    Rozwój technologii w USA:
    3. VIIII - Doktryna bombowców nurkujących
     
  23. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XXII - Rozbijanie banku

    W pewien zimny, październikowy, późny wieczór, gdy słońce dawno już zaszło, pomalowana na szaro furgonetka z logiem Wenzela wjechała na tylny plac banku w asyście dwóch radiowozów. Zatrzymała się tuż koło miejsca, gdzie pojazdy takie zwykle odbierały pieniądze. Wysiadł z niej wysoki brunet ubrany w skórzaną kurtkę. Wyglądał na każdego, tylko nie na bankowego przewoźnika.
    Drzwi, przed które zajechały pojazdy, pilnowało dwóch ludzi.
    - Coście za jedni? – Bąknął stojący po prawej.
    - Po pieniądze.
    - Po jakie pieniądze?
    - No, odprowadzić z banku i przesłać do drugiej filii.
    - Pan Wenzel nie zamawiał na dzisiaj takiej furgonetki.
    - Zamawiał, coś musiało ci się pomylić, amico. – Odparł Włoch, szybko wyciągnął z kabury pistolet z tłumikiem i wypalił najpierw jednemu, a potem drugiemu, prosto w głowę. Następnie podszedł do drzwi. Były to pancerne wrota z licznymi zabezpieczeniami. Włoch gwizdnął i z furgonetki wyszło trzech ludzi – dwóch o posturze wrestlerów i jeden nieco mniej tęgi. Zapaśnicy podnieśli zwłoki strażników, a ten trzeci, bez słowa, podszedł do drzwi. Złamanie zabezpieczeń zajęło mu chwilę i po sekundzie wszyscy dostali się do skarbca. Włoch gwizdnął po raz kolejny i z jednego z radiowozów wyszedł Czy Siang.
    - Dokąd teraz? – Lakonicznie spytał go Włoch, gdy ten znalazł się wewnątrz.
    - To proste. Musimy zjechać na dół, do skarbca. Tam jednak może być niezła ochrona. Wenzel raczej pilnuje swojej fortuny 24 godziny na dobę.
    - Dobra, a gdzie jest winda?
    - Chodź za mną. Tylko przygotuj pistolet, tam też może być goryl. – Chińczyk odwrócił się. – Wy tak samo, jazda! – Krzyknął szeptem na resztę ekipy rozglądającą się bez sensu po pomieszczeniu.
    Przeszli przez salę, wydostali się na korytarz, tam na pierwszym zakręcie udali się w lewo i stanęli przed windą. Tam faktycznie też stał ochroniarz.
    - Co wyście za jedni?
    - Twoje koszmary senne. – Odparł Giu i strzelił. Trup opadł bezwładnie na posadzkę.
    Rabusie wsiedli do windy i wzięli tam ze sobą ciało strażnika. Lepiej nie zostawiać zbędnych śladów. A plamę krwi mogą zauważyć dopiero rano, lub jak zapalą światło.
    Na dole czekała na nich nieprzyjemna niespodzianka. W zasadzie to nie niespodzianka, bo byli do niej przygotowani. Kiedy otwarły się drzwi windy zobaczyli mnóstwo ochroniarzy.
    - Ej, coście za jedni?
    - Mamy wybrać pieniądze i zabrać je do innego banku.
    W tym momencie któryś z goryli zauważył trupa znajdującego się w tyle windy.
    - A to co? – Zapytał podejrzliwie.
    - Twoja teściowa! – Odparł jakiś Włoch i rzucił trupem w ochroniarza. Rabusie skorzystali z okazji i pochowali się w różnych zakamarkach pomieszczenia, strzelając do ochroniarzy.
    Starali się jak mogli, ale tamci szybko włączyli alarm. Jakby na złość, dość spora część przestępców padła trupem.
    Na szczęście po kwadransie wszyscy ochroniarze byli martwi. Minusem było tylko to, że włączyli alarm. To może się źle skończyć.
    „Na szczęście na górze są nasi, przebrani za policjantów. Coś wykombinują.” – Pomyślał Giu i z tymi, którzy przetrwali strzelaninę udał się do sejfu.
    Dla byłego wojskowego szyfranta, Jana Johnesa, rozpracowanie mechanizmu był to pikuś. Szybko się z nim uporał i wkrótce oczy bandytów ujrzały sztabki złota, szuflady pełne dolarów, a także inne cenne rzeczy, takie jak walizki z funtami czy frankami szwajcarskimi.
    - Jesteśmy bogaci! – Krzyknął jakiś Włoch.
    - Jeszcze nie. Najgorsze jest to, że będziemy musieli brać to na kilka rat. Dobra, uwijać się, raz, dwa. – Komenderował Giu.
    Rabusie zaczęli napełniać worki i walizki złotem i banknotami, a później szybko wynosili to na górę. Ryzykowali możliwością spotkania się z policją, ale na szczęście były tam tylko dwa radiowozy obsadzone mafiosami.
    Podczas pierwszego przenoszenia pieniędzy na górę, Józef dowiedział się od brata, że gdy tylko wicedyrektor banku usłyszał alarm, zbiegł na podwórko. Był mile zaskoczony spotkaniem policji i Franciszek uspokoił go, że policja panuje nad sytuacją. Ponieważ jednak natręt domagał się zejścia na dół, otrzymał cios pałką w potylicę i zapanował spokój.
    Po dziesięciu rundkach furgonetka i radiowozy były już tak ciężkie, że więcej by nie uwiozły. Postanowiono więc zakończyć napad i zwinąć się do kryjówki.
    - To było za łatwe. – Powiedział Józef do brata, gdy siedzieli w radiowozie i opuszczali teren banku.
    Jakby na potwierdzenie jego słów, gdzieś w tyle pojawił się inny policyjny pojazd.
    - *****. – Skomentował Giu. – Japatti, gazu! – Krzyknął na kierowcę.
    Pojazd był jednak zbyt ciężki od zrabowanych kosztowności. Radiowóz niebezpiecznie się zbliżał. 50, 25, 10 jardów! Są martwi! A przynajmniej skończeni.
    - Szybciej ku*wa!
    - Nie mogę!
    - Szybciej!
    - Nie da rady!
    - Daj spokój, Giu, mam lepszy pomysł! – Krzyknął Franciszek. Radiowóz już prawie się z nimi zrównał.
    - Jaki?
    - Zejdź z fotela!
    Giu zsunął się na podłogę radiowozu, a jego brat ukląkł przed fotelem i podniósł go do góry. Józef zrobił wielkie oczy, a tymczasem jego brat wyciągnął LKM.
    - Przezorny zawsze ubezpieczony. – Powiedział Franciszek i dziarsko mrugnął do brata, po czym bezpardonowo wybił tylną szybę i dał serią po przednim oknie radiowozu. Policjanci wysunęli się martwi.
    - Jak tamci nie będą się długo odzywać, to wyślą następnych, i to w całkiem sporych ilościach.
    - Do tego czasu musimy być w kryjówce.
    - Gazu!
    Jechali jeszcze jakieś trzy kwadranse i wprawdzie drogę zajechał im jeden radiowóz, jednak Franciszek szybko go unieszkodliwił i do kryjówki dojechali spokojnie. Tam opróżnili samochody z pieniędzy, zrobili nimi (samochodami, nie pieniędzmi) kilka błędnych tropów i utopili w jakimś okolicznym jeziorze.
    Cała akcja skończyła się wraz ze świtem, a następnego dnia FBI miało kupę roboty i czuło się naprawdę bezradne.

    ----​

    ----​

    ----​

    Raport z frontu:
    Toczą się kolejne ciężkie walki o Czionkaczang. Po trzech lub czterech bitwach toczących się od 10 do 29 października miasto opanowują ostatecznie Chińczycy. Do pełnego sukcesu w wojnie brakuje jednak wiele. Armia Kwantuńska wetuje sobie bowiem tę stratę zdobyciem Datong (20 października) i umocnieniem frontu północnego.
    [​IMG]

    ----​

    Wydarzenia na świecie w październiku:

    11. X - Wybory w Brazylii zwycięża, jak nie trudno się domyślić, dyktator tego kraju, Getulio Vargas. Zostaje on prezydentem na drugą kadencję.
    [​IMG]

    ----​

    Rozwój technologii w USA:
    14. X - Doktryna zniszczenia operacyjnego

     
  24. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XXIII - Konflikt interesów

    Wzrost zorganizowanego bandytyzmu w Chicago był zauważalny gołym okiem z najdalszego zakątka Stanów Zjednoczonych. Porachunki mafijne między Chińczykami (w przymierzu z niektórymi Włochami) a Żydami obrosły w całym kraju do miana legendy. Nie bez echa przeszła też informacja o powstaniu w tym mieście nowej Rodziny. Jej przywódca zdobył jakiś czas temu ogromną fortunę (nie wiadomo do końca jak, jednak jakiś miesiąc temu dokonano napadu na bank Chaima Wenzla i zrujnowano tym samym tego, powiązanego z półświatkiem, żydowskiego bankiera….) i teraz kaptował ludzi do pracy u siebie. Wywoływał tym wściekłość innych familii, co prowadziło do kolejnych wojen i porachunków. W listopadzie nowa Rodzina dopiero raczkowała, ale zanosiło się na to, że będzie wielką potęgą. Zwłaszcza, że korzystała z pomocy, dużo mogących w tamtej części kraju, Chińczyków. Ich przywódcy zresztą niedawno również zdobyli sporo pieniędzy.
    Bandytyzm w Chicago zwrócił na siebie uwagę całego kraju, a w szczególności Waszyngtonu. Biały Dom i Kapitol nie były tymi zdarzeniami zbyt uszczęśliwione. Zdecydowano się więc rozprawić z mafiami siłą. Raz, a dobrze.
    W tym celu sekretarz spraw wewnętrznych, pan Frank Murphy wezwał do siebie szefa FBI – Johna Edgara Hoovera.
    Hoover był ponad czterdziestoletnim mężczyzną, nie szczupłym, ani nie grubym, z widoczną jednak tendencją do tycia. Jego nos przypominał małego, nieco spłaszczonego kartofla. Włosy miał obcięte na tak zwanego „jeża”.

    [​IMG]
    John Edgar Hoover

    Gdy wszedł do gabinetu Murphy’ego zajął wskazane mu miejsce naprzeciw sekretarza.
    - Wie pan, co dzieje się w Chicago? – Zaczął Murphy bez żadnych ceregieli. Było to zresztą bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
    - Cała Ameryka wie.
    - Więc czemu FBI nic z tym nie robi, do ku*wy nędzy!? – Huknął Murphy.
    - Nie jest to zbyt łatwe. – Odparł Hoover. – Po tym słynnym napadzie na bank próbowaliśmy ich złapać, ale narobili tyle fałszywych śladów, że to się w głowie nie mieści. Dopiero niedawno znaleźliśmy wozy, których użyli do akcji. Wyłowiliśmy je z chol*rnego bajora sporo na południe od Chicago. Sama rdza.
    - Wujowi Samowi nie podoba się wasze tempo. Prezydentowi zależy na bezpieczeństwie kraju.
    - To oczywiste. – Podsumował wypowiedź Murphy’ego Hoover.
    - Cieszę się, że to rozumiesz. – Odparł sekretarz. – Więc zrób coś z tym Chicago, do cho*ery!
    - Nie jest to takie łatwe. Będę potrzebował więcej pieniędzy. Gangsterzy rozbili niedawno jeden z największych banków w Stanach Zjednoczonych. Wie pan, ile razy więcej od nas mają?
    - Sądzę, że to duża liczba.
    - Bardzo duża, panie sekretarzu. – Odparł Hoover. – Będzie walka i będą efekty, jak będą pieniądze. Inaczej nic nie zrobię. A, niech mi pan wierzy, mam zamiar *****ć tych skurw*synów.
    - Bardzo dobrze, Hoover. Tak trzymaj. Pieniądze dostaniesz, jeszcze dziś porozmawiam o tym z Wujem Samem. Demokraci wyjątkowo go popierają, więc będzie łatwo.

    ----​

    Jozafat Dean wysiadł właśnie z taksówki. Był dość ważnym politykiem Partii Progresywnej, choć sama Partia Progresywna była mało ważna. Nie mogła się poszczycić zbyt wielką liczbą Reprezentantów, ani Senatorów, zaś jej największy sukces miał miejsce ćwierć wieku temu, gdy Theodore Roosevelt, jako jej kandydat, zajął drugie miejsce w wyborach prezydenckich. Dla tego też Jozafat postanowił skorzystać z propozycji, którą usłyszał wczoraj przez telefon.
    - Chcesz, żeby wzrosło znaczenie twojej partii? Przyjedź na ulicę Waszyngtona 18 jutro, około południa.
    Jozafat nie wiedział kto dokładnie tam mieszka, słyszał jednak, że nie dawno ktoś kupił ów dom. Posiadłość była faktycznie spora – posiadała też duże podwórze. Gdy Dean wysiadł z taksówki, skierował się w jej stronę.

    ----​

    Józef del Chieni siedział w przepysznie urządzonym gabinecie. Krzesło, na którym trzymał swoją tylnią część ciała było obite najdroższą skórą, jaką mógł znaleźć w Chicago. Na ścianie wisiało lustro oprawione w szczerozłotą ramę. Obok wisiał oryginalny obraz jakiegoś niderlandzkiego malarza. Biurko, na którym del Chieni trzymał nogi, było wykonane z dębu i nieźle wypolerowane – błyszczało się jak szkło w słońcu. Sam Józef bawił się niewielką książeczką. Był to, jak można było wywnioskować z napisu na okładce, paszport amerykański. Niedawno kupiony (to właściwsze słowo niż wyrobiony). Dużymi, drukowanymi literami na drugiej stronie było napisane:

    JOSEPH DEL CHIENI​

    Ojciec chrzestny był bardzo zadowolony ze swojego paszportu – mile łechtał on jego próżność. Zadowolenie to pozwalało mu zapomnieć o zdenerwowaniu w jakie wprawił go pewien incydent. A zresztą, nie ważne.
    Józef rzucił paszport na stół i wziął do ręki pióro. Wykonano je na specjalne zamówienie, ze srebra.
    Czy mogło być lepiej? Prowadził mnóstwo intratnych interesów, kręcił film, na którym miał zbić miliony i kupił kasyno. A jeszcze miesiąc temu był jedną z największych łajz społecznych w Stanach Zjednoczonych.
    - La vita è bella!* – Mruknął do siebie.
    Zatopił by się w tym samozachwycie na dobre, gdyby nie to, że odezwał się głos służącego.
    - Przybył ten pan, którego wczoraj kazał pan sprowadzić!
    - Niech wejdzie. – Odparł Józef.
    Chwilę później Jozafat Dean wszedł do gabinetu ojca chrzestnego.
    - Dzień dobry, panie Dean. – Powitał go del Chieni.
    - Dzień dobry, mister….? – Dean zdał sobie sprawę, że nie zna nazwiska swego rozmówcy.
    - Del Chieni, Joseph del Chieni. – Giu amerykanizował się w zastraszającym tempie. Pal licho, że zamiast Giuseppe powiedział „Joseph” – w owych czasach tłumaczenie imion było powszechne i jego niestosowanie było uważany za brak kultury. Problem w tym, że „del Chieni” powiedział przez cz, a nie k.
    - Miło mi.
    - Mnie również. Może przejdziemy od razu do rzeczy?
    - Słucham pana uważnie.
    - Pańska partia nie należy do największych, prawda?
    - Owszem, niestety.
    - A chce pan, aby do takich należała?
    - Kto by nie chciał.
    - Dobra odpowiedź. Ja mogę sprawić, aby była jedną z głównych sił politycznych w kraju. Jednak, nie za darmo.
    - Ciekawa propozycja…
    - Będę finansował waszą partię. Oczywiście, nie osobiście, nie jestem zbyt lubiany przez pewne środowiska. Będą to jednak robili moi ludzie i pieniądze będą wypłacane w miarę regularnie. Warunkiem, aby tak było jest to jedynie, żeby na szczytach władzy (kiedy się pan tam dostanie) bronił pan mojej Rodziny przed różnymi dziwnymi pomysłami różnych dziwnych ludzi. Guzik mnie obchodzi jak to będzie wyglądało. Łapówy, zastraszenia, szantaże, gila mnie to. Wchodzi pan w to?
    Jozafat Dean czuł się nieco zakłopotany. Targały nim sprzeczne uczucia. Zgodzić się, to złamać monopol Republikanów i Demokratów na władzę, ale też zaprzedać się mafijnym mordercom. Nie zgodzić się, to utrzymać obecną sytuację, ale pozwolić zniszczyć mafię. Trudny wybór.
    - Muszę się zastanowić.
    - Pozwoli pan, że panu pomogę. – Odparł Józef. – Jakie jest pańskie marzenie?
    Pytanie wydało się Jozafatowi dziwne.
    - Słucham. – Józef nie ustępował.
    - No cóż…. Kupić kawał ziemi na Florydzie i wybudować tam sobie małą posiadłość…. – Odparł niepewnie Dean.
    - Proszę bardzo, proszę powiedzieć ile, gdzie, i jak szybko. Dorzucam gratis trzy samochody....

    ----​

    ----​

    Raport z frontu:
    Chińczycy, mimo, że ich sprzęt jest dużo starszy i gorszy jakościowo od japońskiego, walczą dzielnie i.... skutecznie. Dziesiątego listopada po kilku potyczkach wkraczają do Tiencinu, który jednak tracą po osiemnastu dniach ciężkich starć. W międzyczasie zachodnie skrzydło frontu odzyskuje Tatung, który okazuje się być zdobyczą trwalszą od Tiencinu. Zastanawiającym jest fakt, że Japończycy nie korzystają ze swej potężnej floty i nie podejmują prób desantu na chińskie wybrzeże.
    [​IMG]

    ----​

    Wydarzenia na świecie w listopadzie:

    11. XI - Wybory parlamentarne w Australii wygrywa Partia Pracy. Nowy gubernator, Alexander G. Arkwright (kilka dni wcześniej zastąpił Izaaka Isaacsa) tekę premiera wręczył Johnowi J. Curtinowi. Trzeba przyznać, że to dość sensacyjne zwycięstwo.
    [​IMG]

    ----​

    Rozwój technologii w USA:
    22. XI - Wczesny niszczyciel czołgów
    30. XI - Podstawowy czołg lekki



    * - Życie jest piękne
     
  25. Oktawian

    Oktawian Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XXIIII - Podsumowanie roku 1937

    Jak co roku, w grudniu, prezydent Stanów Zjednoczonych otrzymywał raport o stanie państwa i jego porównanie z poprzednim rokiem. Alf Landon zabrał go do swojego gabinetu, gdzie zajął się uważnym studiowaniem dokumentu, połączonym z piciem kawy.

    ----​

    W porównaniu z zeszłym rokiem liczba posiadanych przez nasz kraj surowców strategicznych niezbyt się zwiększyła, lub nawet spadła. Jest to spowodowane tym, że najważniejsze z nich – ropa naftowa i żywność – są masowo wysyłane do Chin w ramach pomocy wojennej.
    Jeśli chodzi o rozwój technologiczny, to nasze najlepsze zespoły również przerzuciły się na badania nad wynalazkami, które bardziej przydadzą się podczas wojny niż pokoju. Planiści ze Sztabu U.S. Army opracowali nawet nową doktrynę wojenną zwaną „Spowalnianiem”. Aktualnie zajmujemy się ulepszeniem czołgów, artylerii polowej, artylerii przeciwpancernej i przeciwlotniczej. Trwają również prace nad wyodrębnieniem marines jako oddzielnego rodzaju wojsk, a nie tylko innego autoramentu piechoty bądź marynarki wojennej.

    [​IMG]

    Prowadzony jest intensywny pobór i szkolenia żołnierzy. Związane jest to głównie z planem „Bezpieczeństwo Pacyfiku”, który zrealizowano w tym roku w 1/3, czy też nawet ¼ (wszystko zależy od widzimisię Sekretariatu Obrony, według założeń pierwotnych zrealizowana była nawet połowa). Na wyspy ma zostać skierowanych jeszcze pięć dywizji garnizonowych oraz jedenaście piechoty. Trwa również nabór do brygady artylerii oraz dywizji pancernej. Nasze wojska pancerne są śmiesznie małe w porównaniu nawet z Kanadą (posiadamy ledwo 4 dywizje tego rodzaju sił). Trwa rozbudowa autostrady Los Angeles – San Diego.

    [​IMG]

    Wracając do sił zbrojnych. W porównaniu z minionym rokiem przybyło 13 dywizji piechoty, 3 dywizje pancerne, 10 dywizji garnizonowych, 2 dywizje Gwardii Narodowej. Jest to całkiem spory postęp, jednak wyłącznie w siłach lądowych. Sekretariat Obrony, mimo zmiany władz w Białym Domu i Izbie Reprezentantów, nadal stoi na stanowisku, że flota i lotnictwo są dostatecznie silne, natomiast wojska lądowe – śmiesznie małe (z danych wywiadowczych wiemy, że Japonia posiada 144 dywizje piechoty (wliczając górali i marynarzy) oraz 6 dywizji pancernych.

    [​IMG]

    Gros tych sił wiążą Chińczycy (ok. 110 dywizji piechoty, jednak głównie bardzo przestarzałej, pamiętającej Cesarza), i co stoi nieco w sprzeczności z podaną informacją o ich wyposażeniu technicznym – czynią to bardzo skutecznie. Od wybuchu wojny działania militarne są bardzo pozycyjne i niezbyt mobilne. W porównaniu z sytuacją z lipca, kiedy to wybuchła wojna, Japończycy ponieśli prawie same straty – latem podchodzili pod Żółtą Rzekę, dziś są daleko na północ od niej. Są teorie, które mówią, że tak liczne straty były celowym działaniem Czang Kaj-szeka, który chciał osłabić lokalnego władykę, Yena Si-Szana (z powodzeniem). Obecnie front przebiega w północnej części dawnego Szansi, a Chińczycy byli kilkakrotnie blisko odzyskania dawnej stolicy kraju – Pekinu. Mimo to, w porównaniu z sytuacją z listopada, Japończycy odnieśli sukces - ponownie zajęli Czionkaczang (15. XII)

    [​IMG]

    ----​

    Wydarzenia na świecie w grudniu:

    11. XII - W wyborach parlamentarnych w Irlandii po raz kolejny zwycięża Fianna Fail. Edward de Valera zostaje ponownie mianowany przez prezydenta Donalda Buckleya premierem Zielonej Wyspy.

    [​IMG]

    ----​

    „Takie raporty są bez sensu. Nie dowiaduję się z nich niczego nowego.” - Pomyślał Landon odłożywszy teczkę. W tym samym momencie za oknem coś wybuchło. Filiżanka z kawą wypadła prezydentowi z ręki i zawartość (głównie fusy, ale było tam też trochę płynu) wylała się na dokument, zaś sam Landon wpadł trochę mocniej w obity skórą fotel.
    „Co się dzieje, cholera jasna?” - Zastanowił się prezydent, po czym obrócił się i zobaczył fajerwerki. Spojrzał na zegarek. Biła północ.
    - Jasny gwint, na śmierć zapomniałem o nowym roku. - Powiedział na głos.


    Odcinek z grudnia, tradycyjnie, krótki tak, że krótszy już być nie może.
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie