Gathering storm...

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez PIAJR, 4 Listopad 2010.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. PIAJR

    PIAJR Ten, o Którym mówią Księgi

    Prolog

    [​IMG]

    Stali w grupie pod magazynem. Niektórzy z nich mieli za sobą naprawdę długą drogę. Nie jeden poznał co to znaczy niewola. Nie jeden z nich wiedział co to znaczy być głodnym i przez wiele dni wyobrażać sobie tylko jak wygląda jedzenie. Najwyższy, przedwojenny sierżant starał się utrzymywać w grupie jakiś porządek. Co i rusz groźnie pokrzykiwał i próbował zdyscyplinować swoją gromadę. Nie trzeba chyba dodawać, że szło mu to co najmniej opornie. Młodzi ludzie stracili już zaufanie do swoich dowódców, stracili już poczucie bezpieczeństwa jakie daje armia. Na przykład najmłodszy, osiemnastoletni Paweł z Krakowa. Na własne oczy widział jak Niemcy podpalają jego kamienicę. Jak w pożarze ginie cała jego rodzina, sąsiedzi i ich córka, do której od dawna smalił panewki. Przed dziesięć dni szedł wzdłuż szosy, aż wreszcie natrafił na jakieś ponure pobojowisko, na którym zabrał zabitemu żołnierzowi karabin. Tak uzbrojony przeszedł przez Tatry, a potem dostał się tu, terytorium mandatowego, przekazanego Polsce przez rząd brytyjski i francuski.
    Zupełnie inną historię mógłby opowiedzieć Michał. Wysoki blondyn z Warszawy. Załapał się na kampanię wrześniową. W czasie walk udało mu się dosłużyć do stopnia kaprala, jednak po kapitulacji stało się dla niego jasne, że w stolicy nie ma do czego wracać. Własna żona zaczęła zadawać się z niemieckim oficerem. Myślała, że jego już nie ma. Cóż… niech tak sobie myśli. On pewnego dnia wróci z orzełkiem na czapce i powie jej co o niej myśli. Tymczasem do grupy podszedł wysoki oficer w polskim mundurze. Spokojnie zatrzymał się koło stołu, a następnie powiedział spokojnym opanowanym głosem.
    - No, to panowie, kto chce do wojska?
    - Wszyscy, chcemy do wojska, panie poruczniku! – zawołał przedwojenny sierżant.
    - Doprawdy? – na twarzy oficera pojawił się smutny uśmiech – Dobrze panowie. Wyglądacie nawet trochę jak wojsko. Trzeba was jeszcze nauczyć trochę kultury i będziecie mogli z powodzeniem zająć się paleniem papierosów, opowiadaniem niestworzonych historii o swoich wojennych przygodach i tym podobnych historyjek, w które nikt poza miejscowymi ******* nie uwierzy. Dlatego też, aby nieco ułatwić wam zadanie, sugeruję aby każdy z was, który ma za sobą choćby podstawowe szkolenie wojskowe zrobił krok do przodu.

    Godzinę później, koszary

    [​IMG]

    Sierżant Adamiak usiadł na polowym łóżku i pogładził orzełka przypiętego do czapki. Przez chwilę wrócił myślami do swojego domu w Wilnie. W taki dzień jak dziś zazwyczaj siedział po powrocie z pracy nad gazetą. Potem gdy przejrzał już dokładnie prasę, włączał radio i razem z żoną jedli obiad. Kiedy to tak było, po raz ostatni? Dwudziestego sierpnia? Może dwudziestego piątego, gdy pomiędzy pierwszym, a drugim daniem zauważył leżącą na komodzie kartę powołania. Chyba tak… to było chyba wtedy. Adamiak założył czapkę i wyszedł z pomieszczenia. Na zewnątrz stało kilku rekrutów. Trzymali w dłoniach papierosy i obserwowali nadchodzącego sierżanta z lekkim niepokojem. Domyślali się, że na widok starszego rangą należy przyjąć odpowiednią postawę, ale nie mieli zielonego pojęcia jak to zrobić, aby nie narazić się na ingerencję w ich sprawy osobiste. Wreszcie Adamiak nie wytrzymał i podszedł do grupy.
    - Jak się wita starszego stopniem?
    - My…
    - Co wy? Jakie wy! – warknął Adamiak – Napiszcie do mamy, żeby się za was modliła! Bo ja was nauczę kultury!
    - Tak jest – zawołał chłopak stojący nieco z boku.
    - Jak się nazywasz? – mruknął sierżant zwracając się do młodzieńca.
    - Zygmunt Koźlarz.
    - Skąd jesteś?
    - Dakar, panie sierżancie.
    - A w Polsce skąd?
    - Nie wiem, panie sierżancie. Nigdy tam nie byłem….
    Adamiak pokiwał głową i odszedł. Do wojska trafiali również i tacy. Dzieci emigrantów, którzy nigdy wcześniej nie byli w kraju. Będzie musiał się zająć tym chłopakiem, sprawiał dobre wrażenie i umiał się w miarę porządnie zameldować, choć zdaniem sierżanta można to było zrobić lepiej. Podobnie jak wszystko w tym przeklętym obozie szkoleniowym. No, może poza żarciem. To było naprawdę bardzo dobre…

    Warszawa, Mokotów

    - A więc panowie, proszę powtarzać za mną. W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii panny Królowej Korony Polskiej, kładę swe ręce na ten święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru o i wyzwolenie jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił aż do ofiary mego życia. Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Związku Walki Zbrojnej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało…

    Piętnaście głosów podjęło słowa przysięgi. Gdy dotarli do ostatniego wyrazu, przyjmujący przysięgę mężczyzna w prochowcu uśmiechnął się lekko i dokończył.
    - Przyjmuję was w szeregi żołnierzy Armii Polskiej, walczącej z wrogiem w konspiracji o wyzwolenie Ojczyzny. Waszym obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku. Zwycięstwo będzie Waszą nagrodą, zdrada karana jest śmiercią. A teraz proszę pojedynczo opuścić to mieszkanie. Mój podwładny kapitan „Ryś” skontaktuje się z wami w najbliższym czasie.
    Po chwili z drugiego pokoju wyszedł starszy mężczyzna w czarnym garniturze. Spokojnie zapalił papierosa i powiedział półgłosem.
    - Krucjata dziecięca.
    - Może i masz rację – odparł przyjmujący przysięgę – To jeszcze dzieci. Ale za to kochają swoją matkę ojczyznę.
    - Czego nie można powiedzieć o wielu innych – odparł spokojnie drugi – Jeżeli nawet będą brali czynny udział w walce to nastąpi to dopiero…
    - Módl się aby to nigdy nie nastąpiło – odparł pierwszy i ponuro spojrzał na kompana – Jak sądzisz ilu z nich zginie jeśli dostaniem rozkaz? Co to są straty akceptowalne?
    - Nie ma czegoś takiego i my obaj dobrze o tym wiemy – na twarzy przybysza pojawił się grymas – Pamiętasz tamten dzień pod Mokrą? Co? Kazimierz?
    - Pamiętam – odparł zapytany – Tak samo jak na długo zapamiętam dzień dzisiejszy.
     
  2. PIAJR

    PIAJR Ten, o Którym mówią Księgi

    Rozdział 1 „Co się wydarzyło 9 marca 1936 roku?”

    [​IMG]

    Minister Beck był już gotowy do wejścia na pokład samolotu. Czekał jeszcze tylko na ostatnie rady od prezydenta Mościckiego, który kręcił się w pobliżu. Wszyscy byli bardzo przejęci, no może poza pilotem, który ze stoickim spokojem stał oparty o skrzydło transportowego Junkersa i palił ostatniego przed długim lotem papierosa. Poza Mościckim i Beckiem po pasie kręcili się również minister Kasprzycki, generałowie Sosnkowski i Rómmel oraz generalny inspektor sił zbrojnych Rydz – Śmigły, który nerwowo gładząc się po łysinie próbował nawiązać rozmowę ze stojącym z boku generałem Sosnkowskim.
    - A więc panie generale jak się pan czuje na nowym stanowisku? – zagaił ni z tego ni z owego Śmigły – Mam nadzieję, że nie będzie pan miał do mnie żalu, o przeniesienie pana w rejony nadmorskie.
    - Skądże znowu – Sonskowski skinął spokojnie głową – Można powiedzieć, że nie mam nic przeciwko tamtejszemu klimatowi. Moje dzieci i żona również.
    - Proszę powiedzieć panie generale jak pan ocenia naszą sytuację w tych rozmowach?
    - Panu pułkownikowi będzie bardzo trudno dogadać się z Francuzami. Nie jestem jednak zupełnie przekonany do akcji propagandowej jaką rozpętała w Polsce Liga Morska i Kolonialna. Te plakaty… Żądamy kolonii… to tak jakby powiedzieć wprost, macie nam to dać i już…
    - No, cóż panie generale – na twarzy Śmigłego pojawił się ironiczny uśmieszek – generał Zaruski uważa inaczej.
    - Pan wybaczy, ale opinię pana Zaruskiego mam w głębokim poważaniu – odparł spokojnie Sosnkowski – Jeżeli pułkownik Beck, załatwi, to załatwi. Jak nie załatwi, to też nic złego się nie stanie. Może to nawet lepiej… Będziemy mogli skupić się na budowie dobrobytu we własnym domu. Tu potrzeba rządu, a nie kolonii.
    Obok rozmówców przeszedł właśnie Beck, słysząc słowa o potrzebie sprawnego rządu, wbił oczy w Sosnkowskiego i burknął pod nosem.
    - Co prawda sam mówiłem, że polskie kolonie zaczynają się za Rembertowem, ale jeżeli zechce mnie pan wysłuchać i da mi choć jedną szansę na zrobienie tego co do mnie należy, to być może nasza sytuacja geopolityczna ulegnie zasadniczej zmianie. Zresztą, jeśli będziemy mieli kolonie, to po co nam Bereza Kartuska?
    - Panie ministrze, mogę pana prosić na słówko? – do rozmawiających pośpiesznie zbliżył się prezydent Mościcki. Szybko odciągnął Becka w stronę hangaru, gdzie stało kilka wojskowych myśliwców po czym szeptem powiedział – Panie Beck, czy ta misja ma szanse powodzenia?
    - Oczywiście panie prezydencie, Francuzi sami zaproponowali nam rozmowy w towarzystwie działaczy Ligii Morskiej i Kolonialnej, którzy od ponad dwóch miesięcy siedzą w Paryżu i nawijają im makaron na uszy.
    - Ale, jak pan, jako wytrawny dyplomata ocenia nasze szanse? Przecież nie udało się nam nabyć wyspy Madagaskar, dlaczego więc teraz Francuzi mieli by ochotę zdobyć się wobec nas na tak hojny krok?
    - Panie prezydencie, myślę że wszystko zależy od ceny. Musimy pamiętać, że Francuzi już raz chcieli pozbyć się części swoich koloni, które oferowali nawet swoim śmiertelnym wrogom w tym regionie, Włochom. Jednakże rząd Mussoliniego jest obecnie bardziej skupiony na prowadzeniu wewnętrznych rozgrywek politycznych, niż na sprawach natury międzynarodowej, co możemy wykorzystać dla swoich celów.
    - Panie Beck, liczę na pana – Mościcki uśmiechnął się przyjaźnie do ministra spraw zagranicznych – Mam nadzieję, że nie będziemy musieli prowadzić jakiejś przykrej rozmowy po pana powrocie…
    - Ja również panie, prezydencie. Ja również – Beck lekko skłonił się prezydentowi po czym pośpiesznie ruszył w stronę samolotu. Pilot na widok zbliżającego się ministra spraw zagranicznych Rzeczpospolitej pośpiesznie zgasił niedopałek papierosa i stojąc na baczność zawołał.
    - Panie ministrze, maszyna gotowa do lotu!
    - Dobrze, proszę rozgrzewać silniki. Zamienię jeszcze dwa słowa z panem generałem Rómmlem i możemy ruszać.
    W stronę Becka ruszył wąsaty jegomość w generalskim mundurze.
    - Dziwię Ci się, pułkowniku, ministrze, że porywasz się z motyką na słońce – Rómmel pokiwał z politowaniem głową – Jeżeli kupisz dla nas te kolonie, to staniesz się drugim Janem Sobieskim. Jeżeli ich nie kupisz, to lepiej, żebyś miał dobrze strzeżony dom, bo może się stać coś paskudnego.
    - Doprawdy panie generale? Jest aż tak wesoło, w tej naszej Warszawie?
    - Jeśli nie jeszcze bardziej – Rómmel nachylił się w stronę Becka i dodał szeptem – Podobno Dmowski zaczął prowadzić akcję znaczenia domów mniejszości narodowych i religijnych. Jeżeli zakupi pan dla nas te cholerne kolonie, to narodowcy zapowiadają próby przymusowego przesiedlania swoich „wrogów”.
    - A co zapowiadają narodowcy w przypadku, gdyby negocjacje nie poszły po naszej myśli i nie kupiłbym dla Polski nawet piędzi ziemi?
    - Cóż, wtedy zapowiadają że ruszą na Belweder i spalą ministra spraw zagranicznych żywcem – generał uśmiechnął się pod nosem – A to nie byłaby przyjemna alternatywa dla spotkania z francuską dyplomacją w Paryżu, prawda?
    - Zdecydowanie tak – Beck uśmiechnął się pod nosem, lekko skinął głową na pożegnanie, po czym ruszył w stronę rozgrzewającego silniki Junkersa Ju-52, który tylko czekał na polskiego ministra spraw zagranicznych.

    Paryż, Francja

    [​IMG]

    Generał Mariusz Zaruski spojrzał na stojącego obok niego francuskiego ministra spraw zagranicznych Pierre Flandina. Przez chwilę podziwiał jego nienagannie skrojony garnitur, po czym wykorzystując chwilę nieuwagi zapytał:
    - Był pan kiedyś w wojsku panie ministrze?
    - Co?
    - Pytam, czy służył pan kiedyś w wojsku.
    - Cóż, panie generale – na twarzy Francuza pojawił się przyjazny uśmiech – Każdy dyplomata jest w jakimś stopniu żołnierzem. Tylko, że my służymy na zdecydowanie innym froncie. Jest on trochę bardziej… bezwzględny. Tak do dobre określenie na dyplomację. Trochę bardziej bezwzględny front.
    - Można wiedzieć co uważa pan za swój największy sukces w życiu, messieur Flandin?
    - Chyba to co osiągnąłem do tej pory – odparł bez zastanowienia minister – Gdybym miał wybrać jakiś jeden konkretny sukces, to będzie nim chyba sprzedaż części naszych kolonii Polsce. Potrzebujecie tej ziemi, my potrzebujemy spokoju, oraz pieniędzy.
    - Tak, potrzebujemy ziemi, ale z gotówką może być trochę gorzej – Zaruski spojrzał na swoich współpracowników – Wie, pan panie ministrze, że aby rozpocząć rozmowy z rządem francuskim musieliśmy przeprowadzić ściepę narodową?
    - Przepraszam, ale nie rozumiem słowa ściepa – na twarzy Francuza pojawił się wyraz lekkiego zainteresowania tym co mówi ten śmieszny polski generał.
    - Cóż, panie ministrze. Ściepa to rodzaj zbiórki. Zbiórki środków na konkretny cel.
    - Aaa, rozumiem – Flandin uśmiechnął się obłudnie – To znaczy, że polski rząd może być lekko mówiąc mało przychylny tym rozmowom? Czy przewidujecie panowie jakieś trudności w negocjacjach?
    - Sądzę, że obejdzie się bez owijania w bawełnę – generał spojrzał na Francuza – Co prawda dla pana Becka polskie kolonie zaczynają się na wschód od Warszawy, ale myślę, że i on trochę pohamował swoje prześmiewcze tendencje. W stolicy Polski panuje teraz spore poruszenie. Wie pan kto je wywołał?
    - Ależ skąd…
    -My. Liga Morska i Kolonialna. To dzięki naszym aktywistom, w chwili obecnej w całym kraju pojawiają się plakaty z hasłem wobec którego, nawet taki potężny i wpływowy człowiek jak pan Beck, nie może przejść obojętny. To hasło brzmi, żądamy koloni. I dostaniemy je. Czy pan Beck się do tego przyłoży, czy nie.

    Pokład samolotu pasażerskiego PLL „LOT”

    [​IMG]

    Minister Beck spojrzał na siedzącego obok niego oficera kawalerii porucznika Kozłowskiego, który najspokojniej w świecie przyglądał się ziemi przez małe okienko w kabinie maszyny. Beck sięgnął do swojej teczki, w której znajdowały się dokumenty podpisane przez prezydenta Mościckiego. Podczas tej wizyty, polski minister spraw zagranicznych był najważniejszym przedstawicielem Polski. Jako oficer wojska polskiego Józef Beck dobrze wiedział co to znaczy. Jako żołnierz Legionów, dobrze odbroił lekcję z patriotyzmu i znajomości historii, dlatego też dobrze wiedział jak wielką wagę odgrywają posiadłości zamorskie. Pułkownik sięgnał po leżące przed nim papierosy, po chwili w przedziale pasażerskim pojawiły się kłęby papierosowego dymu. Siedząca z tyłu sekretarka ministra zaczęła lekko kasłać, jednak mimo to Beck nie zgasił papierosa, tytoniowy dym zaczął zataczać lekkie kręgi. Minister na chwilę włożył papierosa do ust i sięgnął do swojej teczki, z której po chwili wydobył papierową kopertę oznaczoną wielkim napisem „TAJNE”. Koperta jak można się było domyślić zawierała dossier człowieka, który bardzo zaszkodził wizerunkowi ministra spraw zagranicznych Becka. Teczka zawierała dossier generała Zaruskiego.
    Pomimo długich poszukiwań pułkownik nie był w stanie znaleźć czegoś co mogłoby pomóc mu w przedstawieniu, w zdecydowanie negatywnym świetle twórcy Ligii. Obecnie pozycja sędziwego staruszka, była o wiele mocniejsza niż polskiego, czy francuskiego MSZ-etu. Z jednej strony starzec zdołał podporządkować sobie większość gazet, które od kilku tygodni skupiały się jedynie na jego dokonaniach jako żołnierza i oficera, z drugiej zaś w całej Polsce prowadzono zbiórki pieniędzy i kosztowności z przeznaczeniem na zakup kolonii. Jakiej, tego nie wiedział nikt. Liczyła się tylko sama idea, myśl o zakupie jakieś ziemi, na której Polacy będą mogli rządzić się samemu, i co najważniejsze poczuć się pełnoprawnym mocarstwem europejskim.

    Warszawa, kamienica w Śródmieściu

    Pokój był zawalony butelkami po wódce, piwie, pustymi paczkami po papierosach oraz innymi atrybutami prawdziwego studenta historii. Michał siedział na drewnianym taborecie i spokojnie popijał herbatę z dużej nieco wyszczerbionej szklanki. Obok niego na podłodze siedział Władek, który ostentacyjnie zaciągał się papierosem. Poza nimi w pokoju był jeszcze niski i chudy jak palec Wojtek, który od samego rana majstrował przy radiu.
    - Długo będziesz się z tym bawić? – zapytał w końcu zdenerwowany Michał.
    - Jeszcze chwila, zaraz złapię sygnał – mruknął Wojtek przesuwając pokrętło. Po chwili w pokoju dało się słyszeć jakiegoś skocznego mazurka, czy poloneza.
    - Wiadomości z ostatniej chwili. W Paryżu zakończyły się negocjacje polsko – francuskie, w sprawie zakupu jednej z francuskich koloni. Rząd Francji zobowiązał się do przekazania nam za sumę pięciu miliardów franków miasta Dakar, oraz otaczających go przyległości. W chwili obecnej trwa szacowanie środków jakie na zakup koloni zamorskich dla Rzeczpospolitej, zgromadziła Liga Morska i Kolonialna, kierowana przez generała Mariusza Zaruskiego…
    - Panowie, czy ja dobrze słyszę? – na twarzy palącego pojawił się szeroki uśmiech – To znaczy, że po skończonych studiach będę mógł sobie pojechać do Dakaru i rozpocząć własną praktykę?
    - O ile wcześniej ktoś nie zrobi nam nie miłego kawału i nie okaże się, że suma zebrana przez LMiK jest nie wystarczająca – pośpiesznie dodał Michał – mam nadzieję, że nie będziesz już więcej bawić się tym pieprzonym radiem?
    - Jak mają być tylko takie informacje, to niech się bawi, i tak z niego nic dobrego nie wyrośnie! – zawyrokował Władek.
    - Możecie przestać pieprzyć kocopoły? – warknął pod nosem Wojciech wstając z miejsca – Może by tak panowie hrabiostwo ruszyli łaskawie tłuste tyłki i pozbierali chociaż butelki?
    - A po co Ci one? – zapytał Władek wypuszczając z ust kłęby dymu – zamierzasz iść z tym do skupu, czy jak?
    - Jasne, chyba już wiesz na co przeznaczę te pieniądze – Wojtek ruszył w stronę swojej kurtki, w której znajdowała się spora lniana torba – No to, jak pomożesz mi baranie, czy będziesz kopcić tego papierosa?
    - Powiedzmy, że Ci pomogę, przeklęty narodowcu – zażartował Władek sięgając po leżące najbliżej jego nóg puste butelki – Widzisz do czego to już doszło – dodał spoglądając na Michała – nie dość, że muszę mu pomagać butelki zbierać, to jeszcze musimy spać pod jednym dachem.
    - Nikt się mnie nie pytał, czy chcę nocować z komunistą – odbił piłeczkę fan radia nadstawiając Władkowi torbę – Gdyby to ode mnie zależało, to ta czerwona zaraza, która trawi świat, już dawno była by tylko wspomnieniem.
    - Towarzysz Stalin wam pokaże – odparł radośnie Władysław sięgając po następne puste butelki – I nie będzie, w Polsce wyzysku, burżuazji i dążeń imperialistycznych.
    - I kto to mówi – wtrącił się do dyskusji Michał, który do tej pory milczał – Jak możesz pogodzić swoje lewicowe ideały z dążeniem do prowadzenia własnej praktyki w koloniach?
    - Powiedzmy, że nasz kolega z KPP szybko się przystosowuje – Wojciech puścił oko do Michała, po czym razem z Władysławem opuścili mieszkanie…

    [​IMG]

    Rzeczywiście wiadomości radiowe nie kłamały. Rozmowy prowadzone przez ministra spraw zagranicznych Józefa Becka oraz generała Mariusza Zaruskiego ze strony polskiej, oraz francuskiego szefa MSZ, Pierre Flandina zakończyły się umiarkowanym polskim sukcesem. Polacy w zamian za 5 miliardów franków mieli otrzymać fragment francuskiej Afryki Północnej, oraz miasto Dakar. W praktyce słynna pierwsza polska kolonia, okazała się jedynie portowym miastem w samym sercu pustyni, oraz drobną przestrzenią otoczoną przez wioski miejscowych silnie uzależnionych od Francji mieszkańców. Ziemie przejęte przez Rzeczpospolitą były całkiem nieźle rozwinięte pod względem przemysłowym. W samym mieście poza portem znajdowały się również zakłady zbrojeniowe, które za czasów francuskich zajmowały się głównie produkcją amunicji na potrzeby „Armii Afryki”, której kwatera główna znajdowała się właśnie w Dakarze. Jako kolejny dodatek do jakże ciekawego miasta, Polacy przejęli całkiem dobrze funkcjonujące lotnisko, na którym znajdowało się wystarczająco dużo zabudowań by pomieścić cztery jednostki lotnicze. Kolejnym plusem Dakaru, była całkiem niezła infrastruktura drogowa, która w porównaniu z polskimi warunkami nie wydawała się „aż tak zła” – zdaniem Francuzów były to jedne z najgorszych dróg w większym mieście…
     
  3. PIAJR

    PIAJR Ten, o Którym mówią Księgi

    Rozdział 2 „Upadająca Republika, czyli rzecz o wojnie domowej w Hiszpanii.”

    [​IMG]

    Sytuacja jaka zapanowała w Republice Hiszpanii po przejęciu władzy przez Front Narodowy, dla człowieka o poglądach ultrakonserwatywnych nie mogła być dobra. Z jednej strony, nowy rząd sformowany przez przedstawicieli zwycięskiej partii Izquerdia Republicana, której przewodniczącym był nowy prezydent Azania, reprezentował dość ostre poglądy w kwestiach, można by rzec kardynalnych, takich jak: ograniczenia odnośnie Kościoła Katolickiego, zmiany w systemie edukacji, większy nacisk na przemiany własnościowe w rolnictwie, etc.. Dla typowego Hiszpana, ograniczenie roli Kościoła, było w dużej mierze zamachem na jego wolność osobistą – duża część społeczeństwa półwyspu Iberyjskiego, to wierzący katolicy, co wiąże się z typowo chrześcijańskim pojmowaniem świata. W dodatku obie strony, zarówno zwycięska lewica, jak i działacze pokonanej prawicy, rozpętali krwawy terror, który już wkrótce stał się znakiem rozpoznawczym Republiki, o której było powszechnie wiadomo, że jeżeli trafi się do dzielnicy głosującej za lewicą z jakimś symbolem wskazującym na sympatie prawicowe, lub na odwrót, to powrót w jednym kawałku do domu może być poważnie utrudniony. Wkrótce w ramach odwetu za polityczne zabójstwa dokonywane przez działaczy Falangi, do akcji przystąpiły milicje robotnicze działające pod nieoficjalnym patronatem rządu ludowego. Ofiarami tych komunistycznych, de facto bojówek, bardzo często padali księża, których uważano za głównych wrogów nowego „demokratycznego” ustroju. Płonące kościoły, coraz większe niezadowolenie w kręgach oficerskich armii hiszpańskiej, której elity wywodziły się głównie z konserwatywnych rodzin katolickich i niejednokrotnie ziemiańskich, musiały prędzej czy później doprowadzić do wyjścia ludzi – lub wojska na ulice. O tym jak będzie wyglądać Hiszpania przez najbliższych kilka lub kilkanaście lat miały zadecydować nie wybory, lecz otwarta walka zbrojna.

    [​IMG]


    Hiszpańscy "komisarze". Mieli przywrócić spokój i zapobiec eskalacji konfliktu, oraz zabójstwom na tle politycznym. W praktyce stali się liderami grup powiązanych z głównymi partiami politycznymi. Część z nich po wybuchu wojny domowej, objęła wysokie stanowiska w republikańskie bezpiece.

    Na samym początku, nim nad głowami zwolenników jednej z dwóch opcji zaczęły świstać kule, w krajach zachodnich uformowały się zasadniczo rzecz biorąc dwa bloki poparcia. Z jednej strony, kraje skupione wokół Związku Sowieckiego, głównie zaś jego formalnie niepodległe satelity w rodzaju Republiki Tanu Tuvy, lub Robotniczej Republiki Mongolii, opowiadały się za legalnym rządem. Wkrótce do grupy państw popierających Republikę dołączył również Meksyk, kraj w którym od wielu lat panował dość niespokojny klimat polityczny, zaś księżom nie wolno było chodzić po ulicach w sutannach.
    Niejako po drugiej stronie barykady, stanęły „kraje podpalacze” na czele z nazistowskimi Niemcami, rządzonymi twardą ręką przez kanclerza – malarza pokojowego, Adolfa Hitlera, oraz faszystowskie Włochy, których cierpiący na megalomanię przywódca, Benito Mussolinii dążył do odbudowy Imperium Rzymskiego, co biorąc pod uwagę niebywałe postępy armii włoskiej w Etiopii, której obrona w przeważnej większości składała się z grup pośpiesznie uzbrojonych wieśniaków, nie mogły napawać optymizmem. Biorąc pod uwagę trudne sąsiedztwo w jakim znalazła się Polska, każdy wybór, mógł pociągnąć za sobą bardzo niebezpieczne dla kraju konsekwencje. Dlatego też już na samym początku niepokojów, polski rząd zdecydował się przyjąć dość niekonsekwentne stanowisko – „wszystko to co dzieje się w Hiszpanii, to wewnętrzna sprawa jej rządu”. W praktyce jednak na zbliżającej się wielkimi krokami wojnie, zamierzano zbić całkiem solidny interes. Przykładem takiego dość, zakłamanego stanowiska polskiego rządu, była sprzedaż przestarzałego uzbrojenia obu walczącym stronom, oraz potępianie polskich ochotników, którzy stanęli po stronie Republiki.

    [​IMG]

    Wzięci do niewoli oficerowie generała Franco, byli zazwyczaj rozstrzeliwani bez sądu. Odpowiedzialność za zabójstwo jeńców, oskarżonych o zdradę stanu, ponosi głównie bezpieka, której funkcjonariusze widoczni są na zdjęciu. Oficerowie Służby Bezpieczeństwa Republiki byli szkoleni w ZSRR na przyśpieszonych kursach. Często wywodzili się ze środowiska robotniczego, choć znane są przypadki gdy byli tylko, niewykwalifikowanymi podoficerami, którzy w ramach zemsty na swoich przełożonych przechodzili na stronę wroga.

    Wojna domowa rozpoczęła się dość niespodziewanie szybkim i na pierwszy rzut oka nie przygotowanym od strony merytorycznej lądowaniem wojsk generała Francisco Franco, w południowej Hiszpanii, gdzie przez cały okres walk rozgrywały się szczególnie zacięte walki. Stojący na czele państwa hiszpańskiego wódz, zwany także „caudillo”, wspominał później:

    „Te pierwsze, trzy, cztery dni to była prawdziwa droga przez mękę. Moje wojska nie były w stanie opanować sytuacji, co pozwoliło na opuszczenie zajętych przez nas terenów przez wielu przeciwników naszego sposobu patrzenia na świat. Komuniści szybko uzyskali pomoc, od swoich sojuszników w Związku Sowieckim, którzy natychmiast rozpoczęli posyłanie im broni i sprzętu przez Morze Czarne, pomimo faktu iż Turcja wciąż nie opowiadała się po żadnej ze stron tego okropnego konfliktu.”


    [​IMG]

    Model niemieckiego myśliwca Bf-109 przekazanego wojskom generała Franco. Znaczne siły lotnicze jakimi dysponowały obie strony, stały się przyczyną dla której wojna domowa przybrała zupełnie inny obrót niż walki prowadzone w chociażby w Etiopii, czy Chinach, gdzie jedynie napastnicy byli w stanie skierować do walki duże dobrze wyszkolone oddziały. W czasie wojny domowej obie strony dysponowały podobnymi pod względem osiągów maszynami.

    Wracając jednak do sytuacji międzynarodowej jaka wytworzyła się po powstaniu generała Franco – Niemcy i Włochy, główni poplecznicy nacjonalistów, do których z czasem przylgnęła nazwa „frankistów”, przez kilka tygodni powstrzymywali się od posłania do ogarniętej wojną Hiszpanii pomocy wojskowej. Ostatecznie jednak Franco otrzymał z Włoch i Niemiec kilkaset samolotów bojowych, porównywalną (jeśli nie większą) ilość czołgów, oraz setki tysięcy sztuk broni ręcznej i amunicji. Wsparcie dwóch mocarstw europejskich bardzo pomogło zbuntowanemu generałowi, który stopniowo opanowywał coraz większe obszary kraju. Na początku grudnia 1936 roku, jego sytuacja nie była jednak aż tak wesoła – zdawało się, że wojska Franco zostaną rozbite na południu, zaś na północy pancerne czołówki Republikanów dotarły już pod samozwańczą stolicę w Burgos, gdzie przebywali przywódcy puczu. W tej właśnie sytuacji, generał Franco, który pośpiesznie przeniósł się na północ, licząc na natchnięcie żołnierzy swoją obecnością, podjął się przeprowadzenia ofensywy, która miała przesunąć linię frontu aż pod Madryt. Operacja oznaczona kryptonimem „Cięcie mieczem” rozpoczęła się od skoordynowanych ataków na tereny utracone w ostatnich tygodniach przez oddziały nacjonalistów. O ile w „centrum” wojska Franco nie odniosły większych sukcesów, o tyle na obszarach górskich już po kilku tygodniach, na początku stycznia frankiści odzyskali kontrolę nad częścią utraconych terenów spychając nieprzyjaciela na pogranicze francusko – hiszpańskie i dalej do Barcelony. Generał Franco stopniowo przygotowywał się do kolejnej wielkiej operacji, która już niebawem miała zakończyć się jego wielkim zwycięstwem.

    [​IMG]

    W walkach o masywy górskie oddzielające Hiszpanię od Francji po raz pierwszy udział wzięły Brygady Międzynarodowe, formowane przez międzynarodówki komunistyczne ze wszystkich krajów świata. Wraz z upadkiem Republiki, znaczna część żołnierzy Brygad Międzynarodowych, znalazła się na przymusowym wygnaniu we Francji, gdzie szybko stali się sporym obciążeniem dla tamtejszego rządu, który zobowiązał się do udzielenia im pomocy w powrocie do krajów ojczystych, gdzie niejednokrotnie mieli przedstawione zarzuty prokuratorskie. Przykładem jest chociażby Brygada Polska im. Dąbrowskiego, której żołnierze po powrocie do Polski trafiali do więzień.

    Po zajęciu Barcelony wojska nacjonalistów przez kilka tygodni nieustannie atakowały szosy prowadzące wzdłuż wybrzeża, co pozwoliło im na szybkie opanowanie całego wybrzeża, od Barcelony po Murcię. Po opanowaniu tak dużego odcinka wybrzeża, oraz desancie na pozostające pod zarządem Hiszpanii wyspy na Morzu Śródziemnym, rozpoczęła się długa i żmudna walka z sowieckimi transportami idącymi do portów hiszpańskich. Każdego dnia z opanowanych przez wojska Franco lotnisk startowały potężne bombowce, niejednokrotnie „zdobyte” na wrogu, których załogi miały tylko jedno zadanie – polować na sowieckie statki zaopatrzeniowe, które bombardowały, lub wskazywały nielicznym okrętom podwodnym wchodzącym w skład floty wojennej nacjonalistów. Uszczuplanie sowieckich dostaw stało się priorytetem generała Franco, który w ten sposób chciał osłabić siły nieprzyjaciela. Jak pokazują następne wydarzenia, udało mu się to osiągnąć.

    [​IMG]

    W ofensywie styczniowej, dużą rolę odegrały siły pancerne, złożone głównie z niewielkich niemieckich i włoskich pojazdów opancerzonych, które doskonale sprawdzały się na trudnych hiszpańskich drogach.

    Już na początku stycznia 1937 roku rozpoczęła się kolejna zakrojona na szeroką skalę ofensywa wojsk frankistowskich, która zakończyła się natrafieniem na silną linię oporu pod Guadalajarą, gdzie do walki rzucono min. ochotnicze korpusy przybyłe do Hiszpanii ze wszystkich stron świata. Do walki z „puczystami” jak w niektórych kręgach określano generała Franco, stanęli min. Polacy, Rosjanie, Anglicy, Francuzi (głównie w republikańskich siłach powietrznych), Amerykanie oraz Irlandczycy, którym przypadł najtrudniejszy odcinek, na którym doszło do niemal całkowitego zmasakrowania dywizji irlandzkiej. Pomimo wielkich strat po stronie republikanów front zatrzymał się pod Guadalajarą na dłużej – walki pod miastem przerwały dopiero niepowodzenia wojsk Republiki na pograniczu portugalsko – hiszpańskim, gdzie nieoficjalnego poparcia generałowi Franco, udzieliły oddziały portugalskie, jak się obecnie przypuszcza poinstruowane w tej sprawie przez samozwańczego władcę Portugalii, Salazara.

    [​IMG]

    Żołnierze Franco przekraczając granicę portugalsko - hiszpańską liczyli na element zaskoczenia, co jednak nie zawsze udawało się im osiągnąć. Górski teren stanowił jednak doskonałe zabezpieczenie przed okiem wścibskich samolotów zwiadowczych armii republikańskiej.

    Poparcie wojsk portugalskich doprowadziło do okrążenia Madrytu z trzech stron, co zmusiło Republikanów broniących stolicy do przygotowania się do długiego oblężenia. Pierwsze dni kwietnia były ostatnimi dniami spokoju na froncie pod Guadalajarą, gdzie 5 dnia kwietnia rozpoczęła się ofensywa, która zaowocowała zajęciem Guadlajary, oraz zamknięciem pierścienia okrążenia wokół Madrytu, który bronił się aż do lipca 1937 roku. W ciągu walk o miasto, po stronie Republiki zginęło ponad 20 tysięcy ludzi, zaś nacierający Nacjonaliści utracili około 50 tysięcy. Straty wśród ludności cywilnej wyniosły nieco ponad 100 tysięcy ludzi. Pomimo tego obie strony nie rezygnowały z prowadzenia dalszej walki. Wraz z opanowaniem Madrytu, generał Franco, po raz pierwszy stał się panem sytuacji. Jego przewaga nad Republikanami była już całkowicie pewna, teraz pozostało mu tylko dobić znienawidzoną Republikę, której władze przeniosły się do Malagi.

    [​IMG]

    Obrońcy Madrytu, po przerwaniu linii frontu walczyli na ulicach, próbując w ten sposób powstrzymać natarcia wojsk Franco, i wykrwawić je w kolejnych szturmach. Po kilku nieudanych próbach opanowania miasta, zapadła decyzja o oblężeniu stolicy Hiszpanii.​


    Koncentracja wojsk przeznaczonych do ostatecznego zniszczenia wrogów, trwała nieco ponad 3 tygodnie. Na początku sierpnia rozpoczęło się pierwsze uderzenie prowadzone przez samego Franco, którego celem było opanowanie strategicznie ważnego regionu miasta Almeria, kutego zdobycie pozwalało na łatwiejsze zniszczenie sił nieprzyjaciela pozostającego w Jaen. Wiązało się to bezpośrednio z ukształtowaniem terenu, oraz licznymi rzekami, które broniły Jaen na północy i południu. W ciągu zaledwie kilku dni, sytuacja wojsk pozostających w Jaen stała się nie do pozazdroszczenia. Lotnictwo Nacjonalistów, całkowicie opanowało niebo, skutecznie blokując większość prób transportowania zaopatrzenia dla pozostających w mieście jednostek przez liczne mosty. Jedyną drogą było dostarczanie broni, żywności i amunicji z powietrza, jednak już wkrótce do akcji zostały skierowane znaczne ilości samolotów myśliwskich Bf-109 B, które skutecznie uniemożliwiły ruch lotniczy Republikanów w tym regionie. Płonące wraki czterosilnikowych Tb-3, oraz mniejszych maszyn produkcji sowieckiej stały się częstym widokiem. 27 sierpnia, po kilku godzinach walk, generał Ryan, dowodzący obroną Jaen, złożył broń. Jednocześnie był pierwszym szefem sztabu generalnego Republiki, który trafił do niewoli. Jego następca, generał Jose Menat wolał samobójstwo. Sam Ryan, już w frankistowskiej niewoli zdecydował się na współpracę z wywiadem nacjonalistów – bez większych skrupułów przekazał wojskom generała Franco plany obrony Malagi, za co został zwolniony wraz ze wszystkimi jeńcami z Anglii i Stanów Zjednoczonych. 13 września po ciężkich walkach Malaga wpadła w ręce frankistów.

    [​IMG]

    „Ostatniej mapy nie dam kłuć chorągiewkami,
    Co oznaczają wojska których nie mam już,
    Rzekł król i do sakwojażu mapę włoży,
    By ruszyć na ostatnią ze swych dróg…”

    Po zakończeniu wojny domowej w Hiszpanii przed sądem stanął prawie cały Rząd Ludowy. Akt oskarżenia był długi i zawierał wiele punktów, które można by potraktować jako hipotetyczne, jednak oprócz nich pojawiło się kilka naprawdę mocnych – jak chociażby „bezprawne więzienie przedstawicieli opozycji”. Najbardziej przykre było jednak, to że o ile wiele zarzutów było wyssanych z palca, o tyle ten konkretny był akurat całkowicie prawdziwy. Tuż po rozpoczęciu się walk z frankistami, do Republiki przybyli sowieccy doradcy wojskowi, którzy bardzo szybko zajęli się, „zabezpieczaniem tyłów” – dokładniej rzecz biorąc w przyśpieszony sposób robili to co, Józef Stalin czynił ze swoimi współobywatelami. Bardzo szybko na terenach pozostających pod kontrolą Republiki powstał sprawnie działający aparat terroru, którego ostrze wymierzone było przeciwko właścicielom firm prywatnych, kapłanom wszystkich wyznań, głównie jednak księżom katolickim, zwolennikom monarchii lub ograniczenia władzy Rządu Ludowego… Ogólnie rzecz biorąc, wrogiem narodu stawał się każdy, kto popierał, lub w przyszłości mógł poprzeć siły znajdujące się w mniejszej lub większej opozycji do partii rządzącej, co doprowadziło do swoistej paranoi, która opanowała Hiszpanię. Na każdym kroku przedstawiciele władz „ludowych” węszyli szpiegostwo na rzecz generała Franco, spekulację, a w końcowych okresach istnienia Republiki, defetyzm i bumelanctwo, które były karane śmiercią przez rozstrzelanie. Według raportu ujętego przez frankistów oficera służby bezpieczeństwa republiki, porucznika Iwana Siergiejewicza Gromowa, w samej tylko Maladze, rozstrzelanych zostało ponad 600 osób, które podejrzewano o „brak woli do walki”. Duża część korespondentów i zagranicznych ochotników nigdy nie uwierzyła w raporty przedstawiane przez ministerstwo spraw zagranicznych Franco, które donosiło iż w każdym z tak zwanych obozów pracy przetrzymywanych było około 2 tysięcy ludzi (co biorąc pod uwagę wysoką liczbę ponad 300 obozów daje nam około 600 tysięcy więźniów politycznych), traktując te rewelacje jako przejaw frankistowskiej propagandy. Pomimo tego, na wieść o zwycięstwie Franco, do Burgos pozostającego tymczasową stolicą kraju napłynęły depesze gratulacyjne – generałowi gratulowano zwycięstwa, zaś część ludzi odetchnęła z ulgą słysząc iż „czerwoni” jak na razie pozostają u władzy jedynie na wschodzie…


    Co do tego czy będę pisał równie ciekawie co Sasza - tego nie wiem. Wiem, że będę pisał trochę inaczej niż on, zaś moja rozgrywka nie będzie dokładnym dobiciem jego rozgrywki, gdyż było by to kopiowanie rozgrywki innego usera, a w dodatku opisywanie jej pod własnym kontem, co należało by nazwać plagiatem.
     
  4. PIAJR

    PIAJR Ten, o Którym mówią Księgi

    Rozdział 3 „Nowy rząd stare twarze”

    [​IMG]

    Expose premiera Felicjana Sławoj – Składkowskiego, wygłoszone po kryzysie rządowym w grudniu 1938 roku.

    „Panie marszałku, wysoka Izbo. Sytuacja w jakiej obecnie znajduje się nasz kraj, zmusza nas do głębokiego zastanowienia nad kondycją naszego państwa. Z jednej strony, dzięki aktywności społeczeństwa oraz porozumienia pomiędzy różnymi środowiskami politycznymi, udało się nam zdobyć pierwszą kolonię, dla Rzeczpospolitej. Jej położenie geograficzne zobligowało rząd do przeprowadzenia gruntownych reform w polskiej żegludze, co wiązało się również z przebudową i modernizacją części naszej floty wojennej. Właśnie w ten sposób powstał projekt rewitalizacji polskiego ciężkiego krążownika ORP „Bałtyk”, który do tej pory pozostawał w Gdańsku jako hulk mieszkalny. Okręt ten obecnie po opuszczeniu stoczni remontowej w Gdyni, wszedł w skład Polskiej Marynarki Wojennej. Niestety jego remont i rozbudowa wiązały się z przekroczeniem naszego budżetu obronnego, co stało się jedną z przyczyn upadku poprzedniego rządu. Sytuacja ta zmusiła nas do całkowitego zaniechania programu rozwoju sił pancernych, oraz skupienia się głównie na flocie, której istnienia wymaga od nas zabezpieczenie miasta Dakar.
    Gospodarczo jesteśmy jednym z lepiej przygotowanych do wojny państw w Europie Środkowej. Według moich szacunków, popartych obliczeniami przedstawionymi przez pana ministra gospodarki, Eugeniusza Kwiatkowskiego, jesteśmy obecnie, trzecią, za Rosją Sowiecką i Rumunią, potęgą gospodarczą w Europie Środkowowschodniej. W tej sytuacji musimy zdawać sobie sprawę z obciążeń jakie ciążą na naszym kraju. Nie możemy także pozwolić sobie na ograniczenie, tak zwanej „rewolucyjnej czujności”, i spoczęcie na laurach. Mój rząd, ma przygotowany długofalowy plan rozwoju, który przewiduje min. rozbudowę przemysłu w Polsce centralnej, poprzez utworzenie tak zwanego Centralnego Okręgu Przemysłowego, który będzie zapewniał miejsca pracy dla wszystkich dotkniętych bezrobociem mieszkańców Polski Południowej i Środkowowschodniej. Nasza sytuacja ekonomiczna również jest bardzo dobra. Od 1936 roku, udało nam się załatać dziurę budżetową, a nawet uzyskać ponad 300 tysięcy dolarów zysku rocznie. W tym roku spodziewamy się zarobić ponad 450 tysięcy dolarów, co w przeliczeniu na złotówki daje nam ponad półtora miliona złotych, który możemy wpompować w polską gospodarkę. Dzięki rozwojowi przemysłu, w ciągu ostatniego roku, powstało ponad 300 tysięcy nowych miejsc pracy, głównie z Polsce wschodniej, a więc regionie tradycyjnie dotkniętym wielkim bezrobociem. Wraz z rozwojem lotnictwa do polskich firm produkujących samoloty bojowe i pasażerskie napłynęły setki zleceń na budowę dużych partii, liczących po dwieście – trzysta maszyn. W tym również od polskich sił zbrojnych. Dzięki naszym wspaniałym konstruktorom i lotnikom polskie konstrukcje, takie jak samolot bombowy PZL 37 Łoś, czy doskonałe aparaty myśliwskie PZL P.50 Jastrząb, które już na stałe weszły na wyposażenie sił powietrznych wojska polskiego. Za rządów prowadzonych przez pana ministra Marina Żandarma – Kościałkowskiego, oraz moich, udało nam się rozbudować również siły kolonialne, które obecnie składają się z trzech dywizji piechoty morskiej, dowodzonych przez generała Kopańskiego, dywizji wartowniczej, oraz jednostki sztabu, przeznaczonej specjalnie dla teatru afrykańskiego.
    W ostatnich latach świat przeszedł głęboką zmianę. Jedną z nich jest zmiana sposobu rozwiązywania sporów. O ile obie strony pragną dojść do porozumienia, narody cywilizowane są w stanie nawiązać bliższą współpracę. Przykładem takiej, pomyślnie rozwijającej się współpracy, jest chociażby sposób w jaki Polska uzyskała swoją jak do tej pory jedyną kolonię zamorską. Niestety, standardy te nie tyczą się naszych sąsiadów, w tym narodu litewskiego, który wciąż dąży do eskalacji konfliktu z Polską. Gdybyśmy byli, tak jak zarzuca nam to tak zwany rząd w Kownie, krwawymi okupantami, to już następnego dnia po tym wystąpieniu granicę Republiki Litewskiej przekroczyła by cała polska armia, przed którą wojsko litewskie nie byłoby w stanie się obronić. Zupełnie inny obrót przyjmują stosunki polsko – czeskie. Czechosłowacy, choć bezprawnie zagarnęli część należnych nam ziem, w tym ważne dla nas Księstwo Cieszyńskie, to obecnie wyciągają do nas rękę do zgody. Ostatnie rozmowy z panem Benesem, zakończyły się osiągnięciem przez nas porozumienia, w wyniku, którego ustaliliśmy iż w przypadku zagrożenia dla bezpieczeństwa Czechosłowacji, Polska zabezpieczy los i życie tak dużej liczby obywateli naszego południowego sąsiada, jak to będzie możliwe. Oczywiście nasze możliwości są w dużej mierze ograniczone, jednak tak doniosłe porozumienie jest dla nas przyczyną do dumy.
    Od ponad roku, pozostajemy formalnym członkiem sojuszu alianckiego. Razem z nami do walki, w razie wojny staną potężne armie Wielkiej Brytanii, Francji, Kanady oraz innych krajów pozostających w luźnym związku z Wielką Brytanią. Polska ma obecnie status mocarstwa regionalnego. I nie skłamię jeśli powiem, że już niebawem będziemy mogli równać się z Niemcami, czy Brytyjczykami. Według piętnastoletniego planu rozwoju Polski, opracowanego przez pana ministra gospodarki, Eugeniusza Kwiatkowskiego, będziemy wstanie dogonić, a nawet przegonić inne państwa i narody.
    Jeśli chodzi o zagrożenia dla Polski, to w chwili obecnej, jedynym poważnym zagrożeniem pozostaje dla nas Związek Sowiecki, oraz Niemcy, które mogą okazać się jednym z krajów podpalaczy. Wojna, z Niemcami, o której słyszymy coraz częściej, wraz z odrzuceniem przez Polskę niemieckich propozycji wstąpienia do paktu antykominternowskiego, staje się coraz bardziej nieuchronna. Jednakże według naszego rozeznania, pierwsze zagrożenie wojenne, nastąpi dopiero za trzy, cztery lata, a więc w momencie, gdy będziemy w stanie odeprzeć każdy atak wroga. Oznacza to, że w najbliższym czasie możemy spać spokojnie. Naszych granic morskich strzeże silna flota wojenna, zaś ze wszystkich stron, otaczają nas kraje, które podobnie jak Polska potrzebują czasu na rozbudowę swoich sił wojskowych. Armia niemiecka, pod rządami kanclerza Hitlera, staje się wielką potęgą, jednak wciąż brak jest w niej odwagi do ruszenia na Polskę. Panowie! Mamy dużo czasu, którego nie możemy zmarnować. Gotowość naszego kraju do obrony własnych wartości i przekonań wiąże się z naszą pracowitością i gotowością do poświęceń…

    Stan sił powietrznych i floty na 30.VIII.1939

    [​IMG]

    [​IMG]
     
  5. PIAJR

    PIAJR Ten, o Którym mówią Księgi

    Rozdział 4: „Dnia pierwszego września, roku pamiętnego…”

    24 września, Warszawa

    [​IMG]

    [​IMG]

    Kapitan Mikołajczyk usiadł na rozbitym pudle szafy. Przez chwilę ćmił papierosa, po czym spojrzał na stojącego obok niego sierżanta Adamiaka, który z niedowierzaniem patrzył na mapę z zaznaczonymi liniami frontu. Mikołajczyk uśmiechnął się pod nosem i patrząc na oficera powiedział spokojnym głosem.
    - Panie sierżancie, dobrze, że już pan do nas dotarł.
    - Wiem, panie kapitanie – Adamiak usiadł obok oficera i odruchowo wyciągnął rękę po papierosa – Jak to się stało? Przecież teraz będziemy musieli topić ich w Wiśle…
    - Cóż Kamil – Mikołajczyk zaciągnął się dymem – Mam ci przypomnieć jak pierwszego września nad Gdańskiem, Poznaniem, Warszawą i Toruniem pojawiły się stukasy, czy cofniemy się jeszcze dalej do trzydziestego trzeciego?
    - Powiedzmy, że wolę poznać historię naszej wspaniałej wojny od pierwszego września…

    1 września 1939 roku, Puck

    [​IMG]

    Na zdjęciu widoczny jest samolot szturmowo - torpedowy PZL 23 "Karaś" 2m, oznaczenie 2m oznaczało wersję przystosowaną do przenoszenia torped, dodatkowo wyposażoną w dwa pływaki.*​


    Baza wodnosamolotów Karaś była jeszcze wymarła. Nieliczne samoloty szturmowe przystosowane do startowania z wody stały zabezpieczone przed zmiennymi prądami w specjalnych hangarach. Zegarek wskazywał godzinę pierwszą w nocy, gdy nad uśpionym lotniskiem zadudniły silniki lotnicze. Siedzący w kabinie Karasia, porucznicy Mirosław Kopański i Julian Janik spojrzeli na siebie.
    - To chyba nasze? – rzucił od niechcenia Kopański zamykając z hukiem pokrywę silnika.
    - Myślę, że raczej nie. Nasze silniki lotnicze nie mają takiego dźwięku – odparł Julian siadając na płacie maszyny. Ciekawe która to jednostka. Latają nawet po nocy…
    Porucznik Kopański miał już odpowiedzieć na pytanie swojego przyjaciela, gdy wokół hangarów zaczęły rozrywać się bomby. Przerażeni oficerowie wybiegli na zewnątrz. W powietrzu zaroiło się od samolotów z czarnymi krzyżami. Do obu oficerów w ciągu kilku minut dołączyli pozostali piloci. Załogi obsadziły już większość maszyn, gdy w powietrzu pojawiły się cztery myśliwce „Jastrząb”, które rzuciły się do walki z nieprzyjacielem. Niemcy widząc, że lotnisko obsadzone przez trzy polskie dywizjony morskie nie jest bezbronne, pośpiesznie zrzucili resztę bomb i uciekli na zachód.
    Piloci i strzelcy szybko opuścili maszyny i ruszyli na odprawę. Dowódca dywizjonu czekał już na swoich podwładnych. Obok niego stał generał Kuźmiński.
    - Panowie, od kilkunastu minut jesteśmy w stanie wojny z Niemcami. Na wszystkich odcinkach frontu trwają ciężkie walki, rozpoczęte przez armię niemiecką – spokojnym głosem powiedział generał – Spodziewamy się, że niebawem będziemy zmuszeni do wycofania się z Gdańska, podobnie jak z części innych miast położonych w regionie pogranicznym. Jako oficerowie zawodowi wojska polskiego, jesteśmy zmuszeni do wzięcia udziału w wojnie obronnej…

    [​IMG]

    Jednym z pierwszym zadań trzech dywizjonów morskich było zapewnienie kontroli nad Zatoką Gdańską, gdzie już w pierwszych godzinach wojny spodziewano się podwyższonej aktywności niemieckich okrętów. Od samego początku operacja zabezpieczenia Zatoki przebiegała nie pomyślnie. Poważną przeszkodą były całkiem spore fale, oraz silny wiatr, który wgniatał maszynę w rozbieg. Mimo to w powietrzu pojawiły się wszystkie trzy dywizjony wodnosamolotów. Porucznicy Kopański i Janik, prowadzili wspólny patrol nad Gdańskiem, gdy zza chmur wyłoniły się dwa Bf-109. Pilotujący Karasia oznaczonego numerem „1” Kopański ostrożnie zamachał skrzydłami, by dać w ten sposób znać swojemu skrzydłowemu, że mają towarzystwo. Janik widząc dziwne zachowanie prowadzącego, ostrożnie zniżył lot i dodał trochę gazu, by w razie gdyby nieprzyjaciel próbował zaatakować go z góry, móc wykorzystać nieco dodatkowej mocy. Tymczasem niemieckie myśliwce zaczęły przesuwać się ku górze, by wykorzystując przewagę wysokości zaatakować karasie ogniem broni maszynowej. Janik spojrzał na schodzące do ataku Messerschmitty i szybko włączył radio:
    - Uważaj, idą z góry! – rzucił w głośnik interkomu.
    - Widzę! Strzelec! Seriami ognia! – niemal natychmiast od stanowiska tylnego strzelca oderwało się kilka świetlistych smug, które biegiem ruszyły w stronę nadciągających myśliwców. Po chwili dołączył tylny strzelec Janika, sierżant Majchrzak. Pociski musiały chyba trafić, gdyż jedna z niemieckich maszyn zaczęła lekko kopcić – trafiony w chłodnicę oleju! – pomyślał Kopański dodając lekko gazu. Niespodziewany ostrzał ze strony Polaków, zmienił nieco niemiecki plan gry. Piloci spod znaku swastyki, zdecydowali się na przeprowadzenie innego ataku. Ostrożnie, unikając ognia broni pokładowej „Karasi” zajęli stanowiska z tyłu. Do „koncertu” przyłączyły się również karabiny maszynowe dolnych strzelców, którzy próbowali jakoś uszkodzić nadciągających zewsząd Niemców, których z każdą chwilą przybywało. Z chmur wyłoniła się właśnie kolejna czwórka Bf-109…

    Kilka godzin później, sztab gen. Koźmińskiego

    - Panie generale – dowódca pierwszego dywizjonu otworzył drzwi i bez słowa podszedł do generała – Sytuacja jest fatalna. Zrąbali ponad 30 naszych maszyn.
    - Cholera! Co z załogami?
    - Większość pilotów zginęła na miejscu. Nieliczni są ranni, prawie nikt nie wyszedł z tego bez obrażeń.
    - Cóż, wódz naczelny wydał odpowiednie rozkazy dla całego lotnictwa. Nasza jednostka ma być czym prędzej ewakuowana, ale nie mogę zostawić tu swoich ludzi – na twarzy generała pojawił się smutny uśmiech – Co pan proponuje, w końcu jest pan szefem mojego sztabu.
    - Sugerowałbym natychmiastowy odwrót w pobliże jakiś dużych zbiorników wodnych. Może tymczasowe przerzucenie całej jednostki do Warszawy?
    - Wisła nie pomieści tylu samolotów…
    - W takim razie przenieśmy się gdzieś dalej. Według ostatnich meldunków okolice Krakowa są dość silnie bronione przez nasze wojska. To daje nam pewne szanse na przetrwanie w tym regionie dostatecznie długo.
    - Zgoda. Proszę by na miejscu pozostały grupy poszukiwawcze. Niech rzut kołowy w miarę możliwości załaduje się na samoloty transportowe. Zapasy torped i bomb podczepić pod maszyny. Jeżeli nadarzy się taka okazja to po drodze wykonamy jeszcze jakieś ataki…

    3 września 1939r. godzina 2.00, Warszawa, Sztab Naczelnego Wodza

    [​IMG]

    Marszałek Śmigły spojrzał na mapę Polski. Sytuacja nie wyglądała najlepiej. Już w pierwszym dniu walk znaczna ilość niemieckich wojsk dosłownie wpadła do Krakowa i Poznania, zaś w pobliże dawnej stolicy Polski wciąż jeszcze zmierzały jednostki lotnicze Marynarki Wojennej, które obecnie stanowiły tylko przeszkodę w dalszych działaniach. Zwłaszcza, że front pod Krakowem posypał się już pierwszego dnia. Nic dziwnego – większość polskich oddziałów w tym regionie nie była nawet przygotowana do podjęcia walk obronnych, a co dopiero do odrzucenia nieprzyjaciela. Cała nadzieja w ofensywie na Słowację, którą planował Generalny Inspektor. Mimo to na twarzy marszałka nie gościł uśmiech optymizmu. Wczoraj posypała się obrona Częstochowy i Torunia, dwóch ważnych regionów, które zamierzano trzymać jak najdłużej. Tymczasem te strategicznie ważne miasta wpadły w ręce niemieckie już drugiego dnia wojny. No może słowo wpadły, nie jest tu najlepszym określeniem – wojsko polskie przegrało bitwę w obronie tych miast.
    Do Generalnego Inspektora podszedł niski mężczyzna w mundurze porucznika bez słowa rzucił raport wywiadu na przykryty mapami stół i ruszył w stronę wyjścia. Śmigły sięgnął po teczkę i ostrożnie wyjął z niej kilka kartek pokrytych równym pismem.

    Do wiadomości Naczelnego Wodza.

    Raport II Oddziału Sztabu Generalnego,

    Prognozy dotyczące zachowania sojuszników.

    Francja. Rząd francuski jest zdecydowanie pokojowo nastawiony. Bardzo małe prawdopodobieństwo udzielenia natychmiastowej pomocy wojsku polskiemu, w Paryżu mobilizacja trwa dopiero od dwóch dni i według naszych raportów, potrwa jeszcze tydzień. Możliwe są kroki dyplomatyczne, które na jakiś czas mogą powstrzymać Hitlera, co da nam trochę czasu na umocnienie obrony na linii Wisły. W chwili obecnej wojsko francuskie przygotowuje się do rozpoczęcia działań ofensywnych, których wstępny termin został wyznaczony na 15 – 18 września.
    Anglia. Sytuacja floty brytyjskiej jest zdecydowanie trudniejsza niż przypuszczaliśmy. Znaczna część brytyjskich okrętów bojowych została skierowana jeszcze przed wybuchem wojny do Azji, gdzie spodziewano się dużego zagrożenia ze strony Cesarstwa Japonii, obecnie jednak część brytyjskich jednostek jest pośpiesznie odwoływanych do Europy. Z meldunków otrzymanych od brytyjskiego attache morskiego wiemy, że w przeciągu 24 godzin rząd brytyjski wystosuje ultimatum, a następnie brytyjskie eskadry lotnicze zbombardują wszystkie niemieckie porty pozostające w ich zasięgu. W Londynie i innych większych miastach trwa pośpieszna mobilizacja.


    3 września 1939 roku, ORP Bałtyk

    [​IMG]

    ORP Bałtyk przed remontem generalnym, ponownym uzbrojeniem i zamontowaniem maszyn.​


    Stary okręt powoli opuszczał port w Gdyni, gdy nagle z porannej mgły wynurzyły się dwa niemieckie kontrtorpedowce. Stojący na mostku kapitańskim komandor Korytowski zaklął pod nosem. Jego zadaniem było jak najszybsze opuszczenie portu i w miarę możliwości schronienie się w portach neutralnych lub przedarcie się przez Cieśniny Duńskie na Atlantyk i dalej do Anglii, jednak teraz, gdy w odległości jakiś 300 kabli przed dziobem krążownika pojawili się Niemcy, ten plan można już było uznać za nieaktualny.
    - Przygotować baterie dziobowe! – wrzasnął Korytowski i zwracając się do stojących obok niego oficerów powiedział – proszę powiadomić pana admirała Unruga, że na horyzoncie widoczny jest nieprzyjaciel…
    Kilka minut później pierwsza salwa oddana przez dwa niemieckie pancerniki, (które wyłoniły się z mgły tuż za niszczycielami) rozerwała się tuż obok burty „Bałtyku”. Okręt odpowiadał ogniem, jednak mimo to sytuacja wcale nie zapowiadała się najlepiej. Z mgły wynurzył się bowiem kolejny wrogi okręt – nowoczesny pancernik Bismarck. Jego pierwsza salwa rozerwała się tuż obok lewej burty „Bałtyku” wznosząc w powietrze wielkie gejzery wody, która dosłownie zalała pokład dziobowy. Odpowiedź z „Bałtyku” była szybka i celna – dwa pociski z największych dział jakimi dysponował okręt przebiły pancerz Bismarcka na śródokręciu i zdemolowały lazaret, w którym zginęło kilkanaście osób. Po chwili jednak załoga niemieckiego kolosa wzięła krwawy odwet na polskim krążowniku liniowym – celny strzał z armaty średniego kalibru trafił w jedną z wież artyleryjskich, powodując eksplozję zgromadzonej tam amunicji, a co za tym idzie silne pożary, które ogarnęły część dziobową. Ponadto kłęby czarnego dymu skutecznie utrudniły kierowanie ogniem. Kolejne salwy niemieckich okrętów padały coraz bliżej polskiego krążownika. Wreszcie w powietrzu pojawiły się dwa klucze Sztukasów, które z wyciem rzuciły się w dół.
    - Artyleria przeciwlotnicza ognia! – Unrug sięgnął po leżącą obok niego fajkę i szybko dodał – niech artylerzyści przygotowują się do opuszczenia dziobu okrętu!
    Tymczasem niemieckie bombowce zeszły do pierwszego nieudanego ataku – ciężkie 250 kilogramowe bomby rozerwały się z dala od okrętu, zaś jedno z działek przeciwlotniczych zanotowało pierwsze zestrzelenie. Chwilę później, celny strzał z pokładu Bismarcka zerwał wieżę nr.1, opuszczoną już przez załogę, z pokładu. Nad wychodzącym z portu polskim krążownikiem pojawiało się coraz więcej wrogich bombowców – zaś ogień z niemieckich okrętów skutecznie blokował ruchy potężnej jednostki w płytkiej zatoce. Wreszcie, w godzinę od wykrycia dwóch niemieckich niszczycieli, potężna detonacja wstrząsnęła Bałtykiem. Okręt zaczął szybko łapać przechył na prawą burtę, prądnice przestały przesyłać prąd – na całym okręcie zapanowała ciemność, zaś maszynownia poinformowała dowódcę okrętu, admirała Unruga o utracie mocy. Okręt stał się pływającym celem. W tej sytuacji admirał wydał rozkaz natychmiastowego opuszczenia okrętu. Kilka minut później, duma polskiej floty wojennej zaczynała powoli przemieniać się w stertę pływającego złomu.
    Podobny los spotkał znacznie młodszy okręt dowódcy dywizjonu stawiaczy min, ORP „Gryf”, który został przechwycony przez niemieckie bombowce nurkujące Stukas, w pobliżu Jastarni, gdzie został zniszczony celną salwą bomb. Okręt zanurzony do poziomu pokładu, jeszcze przez kilka dni (do 12 września) odpowiadał ogniem, gdyż znaczna część systemów elektrycznych odpowiedzialnych za sterowanie bronią pokładową, oraz same magazyny amunicyjne okazały się zabezpieczone grodziami wodoszczelnymi, co pozwoliło na dalsze korzystanie ze „zniszczonego” okrętu…

    3 września, Warszawa, podziemia GISZ

    Bomby rozerwały się w odległości kilku metrów od budynków. Ze ścian na pierwszym piętrze posypał się tynk. Żołnierze obrony przeciwlotniczej spojrzeli na gromadzących się przy jednym z lejów cywili. Tego dnia bomby padały niebezpiecznie blisko. Tymczasem dwa piętra niżej, w klimatyzowanym schronie siedział marszałek Rydz – Śmigły. Spokojnie ściskał w ręku niedopałek jakiegoś taniego papierosa. Siedzący obok wodza naczelnego oficerowie niepewnie spojrzeli na dowódcę.
    - Panie marszałku…
    - Wiem, wiem. Sytuacja Armii Łódź i pozostałych sił w tym regionie jest tragiczna – odparł szybko Śmigły i z niechęcią spojrzał na oficerów – podobnie jest pod Gdańskiem i Suwałkami, gdzie napierają na nas 3 dywizje pancerne wroga. Ponadto meldunki od generała Andersa, który prosi o jak najszybsze skierowanie jego sił afrykańskich do Europy.
    - Cóż, nie jest tak źle – odezwał się stojący pod ścianą prezydent Mościcki – Ostatecznie poparli nas Francuzi i Anglicy.
    - Panie prezydencie, to tylko chwilowe – odparł Śmigły – Trudno mi uwierzyć, aby część naszych sojuszników zgodziła się na pomoc dla biednego kraju w środkowej Europie. Ponadto na obu granicach czekają na nas obozy internowania.
    - Minister Beck przebywa obecnie na Rumunii – odparł Mościcki – wynegocjował swobodny przelot dla części naszego lotnictwa. Czekamy obecnie na porządek w jakim będziemy ewakuować siły lotnicze.
    Do pomieszczenia wpadł zdyszany radzista. Nie oglądając się na oficerów podbiegł do Śmigłego i wręczył mu jakiś poplamiony arkusik papieru.
    - Gdynia i Gdańsk nie odpowiadają. Główne siły opuszczają miasto i przechodzą do zagrożonej Bydgoszczy – marszałek podał kartkę prezydentowi i spojrzał na mapę – Nie wiem, co wyrabiają Ci wariaci pod Łodzią, ale lepiej gdyby się pospieszyli.

    Pozycje armii Łódź, wieś Mokra

    [​IMG]

    Stukasy po raz kolejny rzuciły się w dół. Żołnierze odruchowo odsunęli się od swoich stanowisk. Rotmistrz Rosiak spojrzał z niechęcią na nurkujące bombowce. Przez cały dzień on i jego ludzie odpierali niemieckie natarcia ponosząc znaczne straty. Co prawda parę razy nad walczącymi oddziałami polskiej kawalerii pojawiły się polskie bombowce, jednak kilka z nich nie miało zbyt wiele szczęścia – wraki dwóch maszyn spoczywały między zabudowaniami wsi. Szczęściem w nieszczęściu lotnikom udało się przeżyć i teraz siedzieli na pozycji zajmowanej przez kawalerzystów. Tymczasem z pozycji 2 szwadronu nadeszła wiadomość o przygotowanym wypadzie grupy zwiadowców. Rotmistrz zgłosił się na ochotnika.

    [​IMG]

    Uzbrojeni jedynie w pistolety maszynowe i granaty skokami przemierzali opustoszałą wieś. Mokra była teraz wymarła. Część ludności schroniła się w pobliskim lasku, gdzie jak do tej pory nie padały jeszcze niemieckie bomby, niektórzy pozostali w swoich domach, skąd przeszli na tyły jednej ze stron. Rosiak prowadził grupę złożoną z czterech ludzi. W ręku ściskał nowy peem Suomi, przeznaczony początkowo tylko dla jednostek policyjnych, zaś jego podwładni, dzierżyli zdobyczne niemieckie pistolety maszynowe Mp 18. Zbliżali się właśnie do dużej obory, gdy Rosiak zauważył, że przy drzwiach do budynku stoi niemiecki żołnierz. Rotmistrz szybko ukrył się za węgłem i gestem rozkazał swoim ludziom zajęcie dogodnych stanowisk. Po chwili do wartownika podszedł drugi Niemiec. Przez chwilę rozmawiali, po czym obaj ruszyli w stronę ukrytych Polaków.
    - Musieliśmy przejść przez ich linie – szepnął rotmistrz do stojącego za nim ułana.
    - Na to wygląda – odparł ułan i odbezpieczył automat.
    - Załatwmy to po cichu – zaproponował Rosiak i ostrożnie wyciągnął z buta nóż. Gdy minął ich drugi Niemiec, Rosiak szybkim, zdecydowanym ruchem złapał go za twarz i podciął mu gardło. Pierwszy strażnik przez chwilę nie zdawał sobie sprawy z faktu, że jego towarzysz nie żyje i kontynuował rozpoczętą opowieść. Chodziło o historię jego kaprala, którego żona chodziła do łóżka ze wszystkimi żołnierzami swojego męża. Nim jednak skończył, jeden z ułanów przebił mu gardło. Po chwili oba trupy rozbrojone i pozbawione zegarków leżały ukryte pod rozbitym przez bomby wozem drabiniastym. Polacy zbliżali się do obory. Rotmistrz zatrzymał się przy drzwiach i ostrożnie zajrzał do środka. Z obory usunięto chlewy i deski tworzące osobne boksy dla zwierząt. Zamiast tego na środku ustawiono stół na którym znajdował się karabin maszynowy, obok stołu siedzieli żołnierze, w tym również podoficerowie. Panował dość radosny nastrój – pomiędzy żołdakami krążyła butelka wódki, zaś pomiędzy częściami zamka kaemu stało kilka talerzy z kiełbasą i ogórkami.
    - Na mój znak, wrzucamy granaty i walimy z automatów. Odskok do tamtego domu – Rosiak wskazał na uszkodzony przez detonację ćwierćtonówki zrzuconej z Sztukasa murowany budynek – Rozumiemy się?
    Cała czwórka szybko ustawiła się w otwartych na oścież drzwiach obory. Niemal jednocześnie otworzyli ogień. Niemcy chcieli odskoczyć od stołu – gruby kapral zapewne dowódca grupy i bohater sprośnej historii próbował nawet przewrócić stół, jednak trzy kule z Suomi rotmistrza Rosiaka zatrzymały go na długo. Po chwili gdy Polacy wystrzelili już większą część magazynka do obory wpadły dwa granaty dopełniając dzieła zniszczenia. Jednocześnie wzdłuż linii rozszczekały się karabiny maszynowe obu stron. Niemieckie MG, próbowały przykryć ogniem stanowiska polskich Browningów, które silnym ogniem zabezpieczały odwrót grupy rotmistrza. Mimo to sytuacja grupy zwiadowców stawała się coraz bardziej napięta. Kule rozrywały się niebezpiecznie blisko wycofujących się żołnierzy. Wreszcie przed oczyma gnającej na złamanie karku czwórki pojawiły się sczerniałe od ognia resztki domostwa. Zwiadowcy wpadli do środka i czekali…

    *Zdecydowałem, że Polskie Lotnictwo nie będzie używało przestarzałych samolotów towarzyszących Lublin, które w "naszej historii" stanowiły wyposażenie dywizjonu Lotnictwa Morskiego w Pucku.
    ** Odnośnie cheatowania - nie wiem w jaki sposób cheatowaniem jest dodanie sobie paru jednostek lotniczych, które i tak zostaną zniszczone w czasie wojny obronnej. Cóż, najwyraźniej nie skumałem blues'a, trudno bywa.


    Od miesiąca nie ma nowego odcinka - temat zamykam. Jeżeli bedziesz chciał kontynuować Aar-a to pisz do któregokolwiek z moderatorów działu hoi.
    Pozdrawiam M.
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie