Grzechy Starego Świata - Fallout New Vegas AAR

Temat na forum 'Inne Gry AAR' rozpoczęty przez Logan?, 11 Wrzesień 2012.

  1. Logan?

    Logan? User

    [​IMG]

    Grzechy Starego Świata

    Prolog

    Łup, łup, łup.
    Młotek wewnątrz głowy zdecydowanie chciał wydostać się na zewnątrz.
    I znowu łup, łup.
    Pulsująca bólem potylica nie dawała o sobie zapomnieć. Do tego wszędobylski piasek – pod powiekami, w zębach, wszędzie.
    Palące słońce pustyni Mojave.
    Pustyni, która karmiła i pożerała, dawała i odbierała, budowała i niszczyła.
    Łup, łup.
    Czas wstać, pomyślał. Gdziekolwiek jestem, czas wstać. Suchy posmak wczorajszej wshiskey przezwyciężał chrupot piasku między zębami. No, najpierw jedna powieka, potem druga... Nie, to za trudne, może później spróbuję znowu.
    -Wstawaj stara łazęgo – z rozważań nad sensem życia wyrwał go czyjś głos – wczoraj dałeś czadu. Dawaj kapsle i spadaj, pijaku!
    -Kimkolwiek jesteś, daj mi jeszcze chwilkę – a jednak nie zapomniałem jak się mówi, stwierdził w myślach z lekkim zadowoleniem – sam widzisz w jakim jestem stanie.
    -Co ty tam mamroczesz? ****o cie słychać. Masz, to ci pomoże.
    Zimny chlust wody, a raczej jakichś pomyj spadł na jego twarz. W momencie otworzył oczy. Ciemny zarys sylwetki na tle wschodzącego słońca. Aha, czyli to to do mnie mówiło. Ciekawe kim to jest.
    -Widzę że nic z ciebie nie będzie. Wrócę za kilka chwil, nie mogę na to patrzeć. Jak już zbierzesz się do kupy, to się rozliczymy, kapujesz? I nie próbuj nawiać, bo strzelę, obiecuję.
    -Nie... nie nawieję.
    -O, czyli jednak umiesz mówić. Już myślałem że takie bydlęta jak ty potrafią tylko mamrotać i się ślinić. O, to drugie też ci dobrze wychodzi. Idę, będę później, ochlaptusie.
    I znowu cisza. I znowu młotek, i znowu palące słońce wpatrujące się bezlitośnie w twarz.

    Rewolwer, kilka nabojów .357, woreczek z kapslami, niedopita butla whiskey, trochę żarcia, chyba wszystko. A, jeszcze kapelusz. Dobra, mogę iść.
    -Widzę że się zebrałeś. Dobra, dawaj kapsle i wynocha. Mam cię już dość. - barman twardo upomniał się o swoje – jeszcze mi ludzi z baru przeganiasz. W ciągu najbliższych dwóch tygodni nawet się nie zbliżaj, nie masz tu czego szukać. Przyjdziesz znowu, będę strzelał, rozumiemy się?!
    -Ta, luz. Powiedz mi tylko gdzie jestem, i jak dojść do najbliższego miasta. I co ja wczoraj takiego zrobiłem że już mnie wyganiasz. Nadepnąłem komuś na odcisk? - Podróżny zrobił niewinną minę.
    -Nie denerwuj mnie. Dałeś po mordzie temu Lawsonowi, to ten gość co zaopatruje mój bar w mięso braminów. Rozbiłeś mu łeb tulipanem na amen, ledwie go Mitchell wyratował. Z kontraktu nici, a wybuliłem za niego tyle kapsli, ile ty nigdy w życiu nie zobaczysz. I jeszcze o drogę pytasz. A co ja jestem kurna, informacja turystyczna?! Won, masz szczęście że nie odstrzeliłem ci łba! - rozjuszony barman chwycił za swój pistolet. A raczej chciał chwycić.
    -Jeszcze raz. Jeszcze jedno cholerne słowo, przysięgam, a od dzisiaj, że tak powiem, stracisz głowę do interesów. Albo jaja stracisz. No dalej, powiedz. Powiedz, kurna! - barman z przerażeniem wpatrywał się w wymierzony w niego Magnum .357. Wystarczyła tylko chwila, tylko jeden ruch ręki wkurzonego do czerwoności barmana, po pistolet 9mm wiszący u jego boku, a dotychczasowy pijak zamienił się w rewolwerowca – Masz szczęście że na widok twojej spanikowanej mordy polepszył mi się humor. Tylko dlatego cię nie zabiję. ********j do baru zanim się rozmyślę. A i jeszcze jedno – łap, to twoje – wyczulona na takie rzeczy ręka barmana z łatwością chwyciła kapsle - Może i jestem pijakiem, ale za to uczciwym.
    Podróżny schował rewolwer, odwrócił się i po chwili z powrotem zanurzył się w niepowtarzalnej atmosferze miejsca które nazywał domem – Pustynia Mojave.

    W zasadzie nic nowego. Jeden dzień podobny do drugiego. Od miasta do miasta, od osady do osady, od baru do baru. Czasami nocleg wypadał w drodze, gdzieś na środku bezlitosnej pustyni. Słońce, piasek, whiskey, magnum, byle jakie żarcie – to wszystko składało się na jego dzień. I choć Podróżny zdawał sobie sprawę z niszczącego wpływu takiej egzystencji na jego życie, już dawno poddał się swoim nałogom i rytuałom. Pobudka za każdym razem przychodziła z trudem. Kilka łyków alkoholu dostarczało siłę na pewien czas, który pozwalał na pozbieranie się i ruszenie w dalszą drogę. Poranny obrządek kończył się zwykle chlustem wody z manierki w twarz. Gdy jeszcze Podróżny miał lusterko (które przepił w jednym z miliona miasteczek), od czasu do czasu się w nim przeglądał. Stara, naznaczona trudami opalona skóra, siwiejące czarne włosy, ogorzała wiatrem twarz. Prochowiec, kapelusz, rewolwer. Tak jak w dawnych westernach. I choć epoka filmów o kowbojach już dawno się skończyła, tutaj, na Pustyni Mojave, wszystko co dotyczyło tego tematu zdawało się żyć wiecznie.

    Mimo ognia atomowej apokalipsy, kluczowe prawdy Starego Świata trwały nadal. Główne reguły i zasady gry zwanej życiem pozostały niezmienione. Ludzie, wbrew pozorom nie ulegli dehumanizacji; wprost przeciwnie. Dopiero teraz, w tak niebezpiecznych czasach, w których mordowano bez pardonu, na jaw wyszły prawdziwe instynkty, które od wieków drzemały uśpione w głębi ludzkiej natury. Mające dawniej jedynie z rzadka swoją chwilę: strach, przemoc, agresja, nierzadko bohaterstwo czy też beznadzieja rządziły teraz Nowym Starym Światem.

    Tak jak feniks odradza się z popiołów, tak ludzkość podźwigała się z kolan, obalona dawno temu przez nuklearną zagładę, która nie powinna dać jej żadnej szansy na przeżycie. Nowe nacje i stronnictwa wyrosłe z tego, co kiedyś było dumnym państwem zdolnym rzucić całemu światu wyzwanie, a potem sprowadzić na niego atomowy deszcz, dzisiaj rozszerzały swoje wpływy; zażarcie walczyły o żałosne strzępy tego, czym była dawna, potężna i jak się wydawało, nieśmiertelna Unia.

    Wiele już upłynęło krwi i łez, wiele jeszcze upłynie, zanim cokolwiek wybudowane dzisiaj nabierze chociaż cienia świetności dawnych Stanów Zjednoczonych. Pojedyncze jednostki, rzucające się na wszystko co mogło ułatwić przeżycie nie zauważały jednej, poważnej rzeczy. Dopiero przyjście na tereny Pustyni Mojave Republiki Nowej Kalifornii a także Legionu Cezara z wolna otwierało ludziom oczy. Do tego dochodził enigmatyczny Pan House, władca klejnotu na pustyni – Nowego Vegas. Ludzie stawali się świadomi wyższych celów do których dążyły skłócone frakcje. Ogniskową tychże starań była Zapora Hoovera – ogromna zapora wodna mogąca zaspokoić wszystkie problemy z energią. Oczywiście, każda ze stron chciała mieć Zaporę na wyłączność, co musiało doprowadzić do wojny.

    Republika Nowej Kalifornii, rzucająca na lewo i prawo hasłami o przywróceniu dawnego porządku – demokracji, rządów prawa i dobrobytu, daleka była od swojego zamierzonego kształtu. Skłócone frakcje w Senacie, nieefektywna władza prezydenta, walczący o wpływy braminowi baronowie osłabiali tylko jej siłę. Wielkie terytorium również nie pomagało Republice. Głód prądu stawał się coraz bardziej wyraźny. Zwiadowcy RNK dotarli do Nevady. Wielka Zapora mogła być złotym środkiem na bolączki trapiące Nową Kalifornię. Nie wiele myśląc, rząd zdecydował się na próbę zajęcia tegoż remedium. I choć Zapora została zajęta, było to pyrrusowe zwycięstwo. Na skutek traktatu, 95% energii w niej wyprodukowanej zostało przekazywane Republice. Mimo to, RNK nadal stała przed dwoma wielkimi przeciwnikami – Legionem i Panem House. Pierwsze starcie nie przyniosło dominacji żadnej ze stron.

    Legion Cezara, będąc zlepkiem 87 plemion dowodzonych przez charyzmatycznego przywódcę imperium stylizowanym na dawne Imperium Rzymskim był jedną z trzech głównych sił na Pustyni Mojave. I choć determinacja i fanatyzm legionistów nie miały sobie równego, na zajęcie Zapory nie starczyło sił. Starcie z nowym wrogiem – Republiką Nowej Kalifornii – było bolesną lekcją dla nieznającego smaku porażki Cezara. Przegrana bitwa bezpośrednio na Zaporze była potężnym ciosem. I choć znaleziono winnych, a następnie przykładnie ich ukarano, Legion zmuszony był na cofnięcie się tam skąd przyszedł – za rzekę Kolorado. Główny obóz wojsk Cezara, Fort leżący na wzgórzu niedaleko Zapory wciąż przypomina Republice o swoim śmiertelnym rywalu. Coraz śmielsze wypady legionistów za rzekę oraz przypadki wyżynania posterunków i patroli Armii Republiki są znaczącym sygnałem – Legion przyjdzie znowu.

    Pan House. Niewiele o nim wiadomo. Dzieli i rządzi Nowym Vegas. To do tego miasta płynie 5% energii elektrycznej wyprodukowanej przez Zaporę. Za pomocą wiernych Trzech Rodzin, będących niejako jego pracownikami, a także dzięki armii robotów policyjnych Pan House odbudował chwałę Vegas. Nie jest to co prawda to samo miasto co przed wojną, lecz nadal posiada swój niezapomniany czar. Liczne kasyna, bary, a nawet restauracje sprawiają, że Nowe Vegas jest prawdziwą oazą życia wśród pustyni śmierci. Oczywiście, nic za darmo – przybysze z różnych zakątków Republiki topią swoje fortuny w niezliczonych atrakcjach miasta, co nabija kieszeń genialnego, a jednocześnie bardzo tajemniczego władcy Nowego Vegas.

    W tym oto świecie, pełnym codziennych bolączek postapokaliptycznego życia, walki tych małych, tych dużych i tych wielkich, znalazł się Podróżny, który, jakby się mogło zdawać osobom które go widziały – podróżował od zawsze przez Pustynię Mojave. I choć na obecną chwilę nie miał innych zmartwień niż znalezienie miejsca do spania, czegoś do jedzenia i oczywiście odrobiny whiskey - czuć było, że człowiek ten stworzony jest do gry o najwyższe stawki.










    --------------------------------------------------------------
    Od autora:
    Skończył się monopol Nuka na aary z Fallouta ;) Startuję z nowym projektem. Sorry że krótko, ale to był na razie prolog. AAR będzie jedynie oparty na grze Fallout New Vegas, m.in usuwam wątek Kuriera i Platynowego Sztonu. Co będzie dalej - sam nie wiem. Życie mi powodzenia, oczywiście liczę na konstruktywną krytykę.
     
  2. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Kolejny AAR z Fallouta! Yay! Skoro nie będzie głównego wątku z New Vegas, to życzę powodzenia w kreowaniu własnej opowieści - szczerze mówiąc, trudno mi jest wyobrazić sobie tę grę bez tego elementu, ale wszystko jest możliwe, prawda?
     
  3. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Bardzo fajne, będę czytał. Grasz na samej podstawce czy razem z DLC?
     
  4. Matheos

    Matheos Ten, o Którym mówią Księgi

    Bardzo fajnie, jestem ciekaw jak przedstawisz historię Podróżnika. Tylko czemu F:NV? Pod F3 jest mod który pozwala ominąć wątek i stworzyć postać która od początku będzie np. regulatorem albo będzie walczyć o życie jako zbiegły niewolnik z Denu - więcej opcji...
    Ale i tak bardzo fajnie! Rep!
     
  5. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Pod F3 są mody zmieniające początek, czy nawet i pół fabuły, ale nie zmienia to faktu, że Fallout 3 to pod względem spójności z resztą uniwersum (i pod względem zwykłej logiki) po prostu jedna wielka kupa (i to bynajmniej nie kupa śmiechu).
     
  6. Matheos

    Matheos Ten, o Którym mówią Księgi

    Kłóciłbym się z tobą, ani F3 ani F:NV nie są prawdziwymi kontynuatorami oryginałów ale Fallouta 3 nie można odrzucić tak po prostu. Zgadzam się ma pewne niedociągnięcia ale te same niedociągnięcia ma New Vegas. I nie jest wcale F3 żadną kupą czy to śmiechu czy to inną o której wspominałeś, ja się równie przednio bawiłem przy F3 czy przy F1 czy tam którymkolwiek innym - dla mnie New Vegas jest większym spin offem niż F3 - bo nie mamy tu do czynienia z osobą pochodzącą z Krypty a zwykłym Wastelanderem. No ale jak to się mówi, każdy ma swoje własne zdanie i trzeba je uszanować. Ponadto nie wiem czy też tak miałeś, ale czy nie odniosłeś wrażenia, że NV narzuca ci kroczenie ścieżką "dobrych"? Podczas gdy w F3 mogłeś dołączyć do slaverów i przyprowadzać niewolników (moja postać Krwawa Mary, maksymalnie zła karma, dobre czasy ;P), wielokrotnie miałem tak w NV że jak już uzbierałem złą karmę nagle wydarzyło się coś co zniwelowało mi ten ciężko nazbierany negatywny współczynnik...
     
  7. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Zmuszanie do kroczenia ścieżką "dobrych"? a skąd! W F3 "złe" wybory polegały zazwyczaj na komiksowym wręcz zabiciu tej, czy innej persony - w NV możesz praktycznie sprowadzić armagedon na Mojave swoimi gierkami - zarówno w lokalnym wymiarze, jak i w regionalnym - siłą tej gry jest to, że czegoś takiego, jak "dobre" zakończenie nie ma - natomiast zakończenie F3 - daj spokój, tak się nawet słaby serial o amerykańskich patriotach nie kończy.
    Ed: zresztą w oryginale F3 - ale nie ten od Beth, a van Buren - miał opowiadać historię więźnia z Kryptami nie mającego nic wspólnego - zresztą ile razy można powtarzać ten sam zgrany schemat?
     
  8. Maciej

    Maciej Guest

  9. Logan?

    Logan? User

    Nuke:
    Gram ze wszystkim DLC. Edit: muszę przyznać że najmniej leży mi właśnie Old World Blues, sam nie wiem czemu. I tak prawdopodobnie nie umieszczę w aarze żadnego wątku związanego z jakimkolwiek DLC. Gołe NV jest wystarczająco dobre.
    Matheos:
    Po prostu uważam że F:NV jest o wiele bardziej rozbudowany i klimatyczny. Wędrówka przez Mojave w prochowcu i kapeluszu, z butelczyną łychy, rewolwerem przy boku i "Blue Moon" leniwie sączącym się z radia - sorry, ale w F3, niezależnie od wszelkich modyfikacji, takiego klimatu po prostu nie będzie.

    No i nie spodziewajcie się AARa w normalnym rozumieniu, jako opisu rozgrywki. To będzie raczej opowieść niż sprawozdanie z gry. Z rzadka mogą się pojawić screeny, obrazki, ale nic więcej. Skupiam się w zdecydowanej większości na tekście. Oczywiście, opierać się będę na sytuacji przedstawionej w grze, ale jeśli ktoś chce fabularyzowanych opisów questów przechodzonych n-ty raz, to w moim "aarze" tego nie znajdzie. To będzie coś w stylu Nuka Break, tylko że w formie pisemnej.
     
  10. Matheos

    Matheos Ten, o Którym mówią Księgi

    I fajnie Logan, wreszcie coś nowego w AARach. Sam jestem ciekaw jak się rozwinie rozgrywka, co do F3 okej - wiem że ma sam w sobie za mało argumentów żeby się wybronić - ale dla mnie jako port Fallouta z gry stricte taktycznej do 'niby Taktycznego' FPS jest pierwszy z serii i udany i koniec na ten temat. Oczekuję sprawozdania, jeśli można to tak określić, z przygód Podróżnika
     
  11. Goliat

    Goliat Forumowy Mędrek

    Czekam na kolejne odcinki (i nie szczędź grafik z gier, polecam dużo modów z Nexusa ;D). I pochwała za New Vegas, F3 to Zuo ;)
     
  12. Logan?

    Logan? User

    One bourbon...

    [video=youtube;x0q8Oho_RjM]http://www.youtube.com/watch?v=x0q8Oho_RjM[/video]​

    One bourbon, one scotch, one beer
    Well I ain't seen my baby since I don't know when,
    I've been drinking bourbon, whiskey, scotch and gin
    Gonna get high man I'm gonna get loose,
    need me a triple shot of that juice
    Gonna get drunk don't you have no fear
    I want one bourbon, one scotch and one beer*



    [​IMG]

    … mówią że wsłuchując się w wiatr wiejący nocą można usłyszeć jakieś słowa. Osobiście nigdy nic nie słyszałem – wpatrzony w ogień Roy zdawał się być zahipnotyzowany. Typowe dla niedzielnych turystów.
    -Kto tak mówi? - Podróżny dokładnie znał takie opowieści. Lekko znudzony słyszanymi już miliony razy „rewelacjami” serwowanymi mu przez Roya, wygodnie rozłożył się na pledzie koło ogniska.
    -No ludzie tak mówią. Nie słyszałeś o tym? Znam to od jednego takiego z Goodsprings, pewny człowiek, kitu nie wciśnie. A słyszałeś o potworach z Jeziora Mead? Jest z nimi tak...
    Zanudzi mnie ten człowiek. Jest tak, że spoglądasz na gościa i już wiesz o nim wszystko. Albo wydaje ci się że wiesz. Tak było w tym przypadku. Napotkany kilka mil od baru z którego Podróżny został „delikatnie” wyproszony, młodzieniec wyglądał na w miarę bystrego. Taki stary, a tak się nadziałem. Trzeba było go zlać; teraz już za późno. Pewnie dopiero co zwiał z domu. Mamusia za nim tęskni. Wielu już było takich, którzy w poszukiwaniu przygód porzucali bezpieczne schronienie i szli w świat. Niewielu żyło wystarczająco długo, aby stać się ludźmi pokroju Podróżnego.
    A na dodatek gęba mu się nie zamyka. Gada i gada. Schleje się raz, powie o słówko za dużo i po nim. Koniec, ślepa uliczka.
    A ty taki nie byłeś? Młody, niedoświadczony?
    Może i byłem, ale na pewno nie paplałem tak jak ten idiota.
    -... no i wciągnęło go wtedy pod wodę i zeżarło. Chyba zeżarło, bo potem wyłowili nogę czy tam rękę tego gościa... – Roy wpadł w monolog.
    Spytam się, dopiję whiskey, idę w kimę. Albo najpierw się napiję.
    -... a później polazł tam jeszcze jeden. Za flachę wódy, kojarzysz? I też słuch o nim zaginął. I to nie żaden kit, gościu z karawany mi o tym mówił... - paplanie Roya uzupełniane było przez odgłosy opróżniającej się w mgnieniu oka pozostałej butelki whiskey.
    -... i ten, od tego czasu nikt sam tam nie łazi. Słyszałem też o jednym, który poszedł odlać się do tego jeziora...
    -Dobra, słuchaj... - pierwsza próba przerwania monologu nie powiodła się.
    -... i, rozumiesz, cały we krwi wrócił, obłęd w oczach i tak dalej...
    -Słuchaj no! Jest jakaś robota w tym, no gdzie ty tam leziesz... - zmęczenie całodzienną wędrówką dawało się we znaki. Do tego przyjemne ciepło rozlewające się po całym ciele. Podróżny stawał się coraz bardziej senny – w tym Primm?
    -No jacha, a po co tam niby idę? Republika tam jest słyszałem, idę się zaciągnąć – w tym momencie Podróżny ze zdziwieniem spojrzał na Roya. Ten mylnie zinterpretował to spojrzenie jako podziw – no, a jak. Matka mi mówiła żeby został, ale ja się uparłem i idę. Tobie bym też to radził, gdyby nie to że jesteś za stary – Roy brnął w swoje wywody coraz dalej – do tego potrzeba młodych ludzi. Samo szkolenie to mordęga, że o służbie nie wspomnę. Z pewnością byś nie dał rady – Roy spojrzał z wyższością na Podróżnego - ciężko jest ogólnie. Tak słyszałem. Ale ja wytrzymam.
    -Skoro tak mówisz... to ja idę w kimę, ty trzymaj wartę – Podróżny rozciągnął się na pledzie i nasunął kapelusz na twarz – wiesz, ja bym nie dał rady. Za stary jestem na czuwanie przez całą noc.

    Od dzisiaj ani kropli. Od jutra. Pojutrze koniec. Za tydzień.
    I tak co dzień.
    Alkohol był jego śmiercią, życiem, zmartwychwstaniem.
    I tak jak po ciemnościach nocy nachodzi światło dnia, tak po przerwie w piciu przychodziło picie.
    Dawno, dawno temu, gdy Podróżny był jeszcze nieopierzonym młokosem, upił się po raz pierwszy.
    Widoku zmasakrowanego ciała swojego najlepszego przyjaciela nie wytrzymał by nikt.
    Są takie rzeczy, które zbliżają cię do tej granicy. Są takie, które cię od niej oddalają.
    Ale są i takie które przedzierają się przez tę granicę niczym taran.
    Są takie rzeczy, po których nic już nie będzie takie samo.
    Tej Podróżny nigdy nie zapomniał. Ale pił z różnych powodów.
    Jednym z nich było to, że już musiał.
    Nie wyobrażał sobie poranku bez zbawczego ognia na języku. Bez tej chwili która przynosiła siłę i młodość; jasność umysłu i bystrość zmysłów.
    I tak co dzień. I teraz było tak samo.
    Ani kropli więcej. Od dzisiaj. Od jutra. Pojutrze koniec. Za tydzień.

    Primm
    Wrzaski żołnierza wbijane w jego głowę niczym nienawistny bagnet w pierś.
    -Skąd przylazłeś?! Cel podróży?! - raz dwa, wrzaski wypełniały cały świat – no? Będziesz gadał, czy mamy poradzić sobie z tobą inaczej?! - żołnierz wymownie ścisnął karabin w swoich rękach.
    -Ja... ten... roboty ssszukam – szorstki, suchy język nie pozwolił na powiedzenie czegoś więcej
    -Roboty?! Ja ci dam robotę – raz dwa, żołnierz rozsierdził się na dobre – setki już takich widziałem. Szpiedzy cholerni. Przebierze się taki w byle co, wódą ochlapie i wielkiego wędrowca udaje. Skąd leziesz, pytam się do cholery! Po co żeś tu przyszedł?!
    -O... on jest ze mną panie oficerze – na domiar złego w całą sprawę wmieszał się Roy – idę z nim od Hastings**. On serio do roboty panie oficerze, pytał się o nią podczas dro... - Roy nie dokończył. Żołnierz mu nie pozwolił.
    -****o, powtarzam, ****o mnie to obchodzi. Nie ciebie się pytałem, tylko tego starego – mów, albo się pogniewamy – tym razem do uszu Podróżnego dotarł nowy dźwięk. Odbezpieczanego karabinu.
    -Mówię przecież – Podróżny zebrał się w sobie – że szukam roboty. Jak mogę wam udowodnić że tak naprawdę jest?
    -Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. ********j, albo będę strzelać. No, już! - karabin półautomatyczny 5.56mm wymierzony miej więcej w okolice serca.
    -Reyes, zluzuj!- do całej akcji włączył się stojący do tej pory w cieniu kolejny żołnierz – już wystarczy, prawda? Koniec przedstawienia. Nie wygłupiaj się już, proszę cię – wypowiadane w spokoju słowa nie pasowały do obrazka. Ale to nie był koniec niespodzianek.
    -Się rozumie, sarge. Chciałem go tylko nastraszyć. He he, dobry w tym jestem, co nie, sarge? - uśmiech wyparł dotychczasową marsową minę żołnierza – to już czwarty w tym tygodniu. Jeszcze trochę i przegonię w tym Stanleya – dodał wyraźnie z siebie zadowolony.
    -Eee tam, do Stanleya ci jeszcze wiele brakuje – sierżant z uśmiechem poklepał żołnierza po ramieniu – a widziałeś tego młodego? Mało w portki nie narobił – faktycznie, Roy minę miał nietęgą, zauważył Podróżny – choć ten stary jakoś się trzymał. Przepraszam pana bardzo – sierżant zwrócił się do Podróżnego – wie pan, wariujemy tu z nudów, to chłopaki wymyślili sobie taki sport. Przepraszam jeszcze raz. I ty, Reyes, też przeproś.
    -Się rozumie, sarge. Przepraszam najmocniej – żołnierz wyciągnął rękę w stronę Roya, który z obrażoną miną demonstracyjnie odtrącił znak pojednania – a pan? - tym razem ręka powędrowała w stronę Podróżnego.
    -A ja? Mój Boże, już myślałem że po mnie – mają chłopaki łeb do zabawy, nie ma co, pomyślał Podróżny. Pociągniemy tę komedię dalej, niech mają ze mnie uciechę. I dodał dobrodusznie – strasznie się cieszę że to tylko żart. Już dawno się tak nie wystraszyłem.
    -A więc zgoda? - sierżant ponownie przemówił – no, skoro tak, to witamy w Primm. Jak to mówią, enjoy your stay – dodał z uśmiechem.

    Jak już jestem w nowym mieście, to idę do baru. A jak. Tam zawsze można dowiedzieć się najwięcej. I chlapnąć też coś można...
    -To co teraz będziesz robił, staruszku? - Roy. Znowu.
    -A co cię to obchodzi? Odczepisz się ode mnie w końcu? - Kurna. No kurna po prostu.
    -Bo wiesz, jak coś to możesz iść w kamasze ze mną. Wtedy tylko żartowałem o tym że jesteś za stary – Roy nadal nic nie rozumiał.
    -Dzięki za propozycję. A teraz spadaj, chcę trochę pooddychać świeżym powietrzem. No już, idź sobie. Czego się spodziewałeś? Czułego pożegnania?!
    -No okej, okej. Skoro tak mówisz – Roy dał za wygraną. Zadziwiająco łatwo się poddał. Zbyt łatwo. Jeszcze pewnie przyjdzie mi się z nim spotkać. Niestety.

    [​IMG]

    Primm było niewielkim miasteczkiem między Goodsprings a bazą RNK w Przyczółku Mojave. Kasyno, Saloon, poczta, hotel. Wśród wielu niepotrzebnych rzeczy, Primm miało kiedyś szeryfa. I ten szeryf – jak tłumaczył Podróżnemu barman w saloonie – dostał kulkę od jakichś łobuzów. A raczej kilka kulek. Kilkadziesiąt. I przez to Primm zostało skazane na łaskę bandytów. Ale od czego mamy Republikę – barman w tym miejscu zatrzymał na chwilę swoją opowieść. Ze skupieniem nalał kolejną porcję do pustej już szklanki stojącej przed Podróżnym. Po zakończeniu tej czynności zaczął znowu – no i żołnierze przyszli. A wraz z nimi kapsle. I podatki. Ale też spokój na ulicach. Dobrze jest jak jest.
    -To dobrze że jest dobrze. Masz coś do szamania? - Podróżny przerwał barmanowi.
    -Jasne. Co chcesz? Iguanę z ogniska? Może wiewiórkę? Albo jakąś konserwę. Co podać?
    -Wiewiórka może być. Ile?
    -7 kapsli jak dla ciebie. Fajnie mi się z tobą gada, upuszczę ci kapselek.
    -Trzymaj.
    Gdy pieczona wiewiórka już została wchłonięta, Podróżny zagaił znowu.
    -A robota jakaś tu jest?
    -Jest. Widzisz tego gościa, o tam, w tym kapelusiku? Ten co ćmi papierosa. Podobno szuka kogoś do wynajęcia. Idź, spytaj się go, ja nic więcej nie wiem.
    Dziwny był ten gość. Przedwojenny kapelusik, marynarka, koszulka, krawat i spodnie w kancik. Do tego szklaneczka whiskey i papierosik. I gnat, bodajże 10mm wystający z kieszeni. W ogóle wyglądał tak jakoś... staromodnie.

    [​IMG]

    -Bry, podobno szukasz pan kogoś do roboty – Podróżny uderzył prosto z mostu – więc jestem.
    -Szukam, owszem – Przedwojenny zmierzył wzrokiem stojącą przed nim sylwetkę. Chwilkę dłużej zawiesił oko na rewolwerze Podróżnego. Potem przemówił – Podobasz mi się. Wyglądasz jakbyś nie jedno już przeżył. Masz w sobie coś z Rangera albo Decanusa Legionu. Słuchaj no, sprawa wygląda tak: muszę dostać się do Nipton. Najlepiej przez Przyczółek Mojave. Da radę? Potrzebuję eskorty. Tyle w temacie – Przedwojenny spojrzał w twarz Podróżnemu.
    -Da radę. Ile?
    -W Przyczółku dostaniesz 50 kapsli, w Nipton... w Nipton dostaniesz 70. Pasuje? A i jeszcze jedno – spróbujesz mnie oszukać, to moi, hmm... koledzy będą wiedzieli jak i gdzie cię znaleźć. Po prostu - jeszcze jedno przeszywające spojrzenie. To nie jest byle kto. Albo takie sprawiał wrażenie. Ostatnio poznawanie się na ludziach nie działało u Podróżnego zbyt dobrze. Ze złością przypomniał sobie Roya. A niech to, kapsle się kończą, trzeba zarobić.
    -Pasuje. Ale dorzucisz pan dwie butle łychy. Kiedy ruszamy?


















    ----------------------------------------------
    *fragment piosenki One Bourbon, One Scotch, One Beer, George Thorogood
    ** Wymyślona przeze mnie miejscowość, w grze jej nie ma.
     
  13. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Decanusa.

    Poza tym zacnie, nie myślałeś o wrzuceniu jakichś soundtracków do odcinka (z Fallouta lub nie, byle w klimacie)? Bo tak to musiałem szukać sobie czegoś na jutubie ;)
     
  14. Logan?

    Logan? User

    Szczerze mówiąc, myślałem już nad wrzucaniem piosenek. Problem polega na tym, że do każdej sytuacji pasuje inna piosenka. Ale coś się zawsze znajdzie. Łapcie Georga na początek. Jak coś to zgłaszajcie swoje sugestie.
     
  15. Languorous_Maiar

    Languorous_Maiar Ten, o Którym mówią Księgi

    Przecież to nie jest nawet aar, podobnie jak opowiadanie Nuke'a.
    Nie możecie zrobić działu z opowiadaniami?
     
  16. Logan?

    Logan? User

    Głusi słyszą zawsze lepiej, niż się do tego przyznają.



    [video=youtube;jrhFXYIWp24]http://www.youtube.com/watch?v=jrhFXYIWp24[/video]


    [​IMG]

    Przez większość czasu szli w milczeniu. Wymawiane z rzadka krótkie, ciche komendy przecinały dzwoniącą ciszę. Posuwali się dość szybko; oprócz kilku zdziczałych psów nic nie stanęło im na drodze. Mimo dość szybkiego tempa, w połowie drogi między Primm a Przyczółkiem Mojave zaskoczyła ich noc. Podróżny mógł iść dalej, nie po raz pierwszy zresztą przyszłoby mu podróżować w nocy, jednak Przedwojenny zdecydował inaczej; wręcz nalegał aby zatrzymać się na noc. Niedaleko znajdował się opuszczony posterunek policji, który służył za nocleg dla wędrujących na tej trasie. Podróżny doskonale o nim wiedział; zdarzało mu się już bowiem korzystać z tego „hotelu”.

    [​IMG]

    Posterunek ten był niewielkim budynkiem, na który składało się kilka pomieszczeń. Spokojnie wystarczał na nocleg. Wprawdzie różni ludzie gościli już w tym przybytku, jednakże nie słyszało się o żadnych większych starciach. Oczywiście, od czasu do czasu zdarzały się przypadki morderstw czy napadów, ale było to na tyle sporadyczne, że nie było czym się przejmować. Szczególnie, gdy dzieliło się nocleg z kimś takim jak Przedwojenny. Biła od niego niezwykła pewność i jakby swego rodzaju elitarność; rozsiewał bowiem wokół siebie atmosferę niedostępności; wyglądał niczym król na zamku spoglądający z wysoka na swoich poddanych, niemogących pojąć jego majestatu. Jego pewne zachowanie sprawiało wrażenie, że bez jego wiedzy i zgody, nic w najbliższym otoczeniu zmienić się nie może. I choć Podróżny znał go od wczoraj, czuł się bezpiecznie jak nigdy wcześniej. Jednocześnie władczy styl bycia Przedwojennego przypominał wojskowego dowódcę, który wśród kul niosących śmierć wyprostowany prowadzi swoich żołnierzy do ataku; który nie znosi braku posłuszeństwa i dyscypliny; który zna się na swoim rzemiośle i doskonale zdaje sobie z tego sprawę.

    „Pieprz się”
    Takie słowa były nabazgrane zieloną farbą na drzwiach. Do tego plama krwi.
    -To tutaj było? - ciche pytanie dotarło do Podróżnego – Ten napis?
    -Nie. Przynajmniej sobie nie przypominam.
    -Dobra. Wchodzimy na trzy. Biorę lewą stronę, ty prawą – w tym miejscu Przedwojenny wyciągnął swój pistolet i go odbezpieczył. Na ten widok Podróżny zrobił to samo ze swoim Magnumem – I bez żadnych ceregieli. W klatę i po krzyku. Gotowy? - Przedwojenny bez cienia emocji sucho wypowiadał komendy.
    -Gotowy – a to zawodnik, pomyślał Podróżny. Zaraz się okaże co naprawdę potrafi – licz.
    -Raz, dwa..., TRZY!
    Drzwi potraktowane z kopa gwałtownie otworzyły się ukazując dwie zdziwione twarze Szakali. Chwilę później było już po wszystkim. Nawet nie zdążyli zareagować. Błyskawiczna akcja.
    Wnętrze posterunku wyglądało jak po huraganie. Poprzewracane szafki, krzesła i stoły, rozrzucone śmieci. Niezła impreza, i to całkiem blisko posterunku RNK. Ostatnimi czasy było tu dość bezpiecznie. Jak widać, warunki się zmieniły.
    -Idę sprawdzić czy jest czysto, ty zajmij się tymi dwoma. Może jeszcze żyją. Jeśli tak, to wiesz co robić – twarz Przedwojennego nie zdradzała żadnych emocji.
    Podróżny zbliżył się do dwóch ciał leżących na ziemi. Tak jak można się było spodziewać – trupy. Typowo bandyckie mordy, naszpikowane jetem i innymi prochami. Bez broni palnej; maczeta i długi kuchenny nóż składały się na ich uzbrojenie. Podróżny obszukał kieszenie delikwentów. Kilka kapsli (jeden był jakiś dziwny; od spodu miał namalowaną błękitną gwiazdkę) i liścik:

    [​IMG]

    Edno​

    Dwa tygodnie temu straciłem wszystkie kapsle w kasynie. Przyślij więcej jak szybko to tylko możliwe. Oddam wszystko; zaufaj mi. Niedawno znalazłem kapselek z gwiazdką. Wiesz co to oznacza? Szczęście ponownie się do mnie uśmiechnęło! Bardzo cię proszę o dodatkowe kapsle. Pozdrów resztę!
    Lenny​

    Biedny idiota. Spłukać się w kasynie i dostać czapę od bandytów. Nieźle.
    -Hej, przyjdź tu na chwilę, mam tu jeszcze jednego – zawołał Przedwojenny z drugiego pomieszczenia.
    Przerażona twarz leżącego na ziemi Szakala błagała o litość. Stojący nad nim Przedwojenny w spokoju kopał schwytanego bandytę, który niezdarnie próbował zasłonić się rękami.
    -Puśćcie mnie, co ja wam zrobiłem?! Puśćcie mnie, proszę... - jego krzyk powoli zmieniał się w skomlenie.
    -Wstań – cicho rozkazał Przedwojenny który przestał pastwić się nad swoją ofiarą - wstań, ścierwo. Najpierw odpowiesz na kilka pytań. Daj nam krzesło – zwrócił się do Podróżnego, który błyskawicznie spełnił rozkaz. Całkowicie podporządkował się swojemu kompanowi. Było widać, że tamten zna się na swoim fachu, toteż Podróżny postanowił mu bezgranicznie zaufać.
    -Powiem co tylko chcecie, tylko mnie nie zabijajcie, nie zab... - suchy trzask uderzenia w twarz.
    -Od tej pory będziesz mówił kiedy ci pozwolę. Siadaj! - słowa Przedwojennego nabrały ostrzejszego tonu – siadaj, albo od razu cię rozwalę. No już!
    -Już, już sia... - drugi trzask. Szakal chicho zaskowytał. Przedwojenny siłą usadowił go na krześle.

    [​IMG]

    Widać było że strach i poczucie beznadziei wzięło górę nad bandytą. Zwiesił głowę na piersi i zaczął łkać.
    -Co za nierozumne bydlę. Będziesz mówił kiedy ci POZWOLĘ, rozumiesz, śmieciu?! - twarz Przedwojennego zmieniła się. Nabrała wyrazu nienawiści i pogardy. Dopiero teraz pokazywał swoje prawdziwe oblicze, wcześniej skrzętnie ukrywane za maską elegancji.
    -Rrr...rozumiem – wyjąkał Szakal przełykając łzy i krew.
    -No, jak chcesz to potrafisz. Będziesz postępował mądrze, to unikniesz niepotrzebnego bólu, a może nawet dam ci żyć. Ty – zwrócił się do Podróżnego – stań za nim. Jak spróbuje coś odwinąć, rozwal go. Ja sobie z nim pogadam – przez twarz Przedwojennego przebiegł lekko dostrzegalny uśmiech – no, to teraz nam opowiesz o sobie, śmieciu. Jak się tutaj znaleźliście?
    -Przy..przyszliśmy ze wschodu. Obeszliśmy Kr...król..icze Źródła i Jezioro Ivapan.. Ivapanah.
    -Byliście w Nipton?
    -Nie, Nipton też obeszliśmy. Chodzą słuchy że stało się tam coś... niedobrego – Szakal, choć to mogło się wydawać niemożliwe, przeraził się jeszcze bardziej na pytanie o Nipton.
    -Co, się tam stało, śmieciu?
    -Nie wiem, nie mam pojęcia, po prostu tak słyszeliśmy – było widać, że Szakal coś ukrywa. Przedwojenny zdawał się być na to obojętny. Spokojnie sprawdził czy w komorze jego pistoletu znajduje się jeszcze jakiś pocisk. Był tam - Dobra, to chyba już wszystko. Czas na ciebie, **********u – powoli podniósł pistolet na wysokość głowy Szakala, który znieruchomiał ze strachu.
    -A..ale j..aak to, mów..wwiłeś że mnie...e wypuścissz..
    -Mówiłem że może dam ci żyć. Mogłeś uważniej słuchać. No to cześć, pożegnaj się ze światem.
    -Czekaj chwilę. Mam do niego jeszcze jedno pytanie – dotychczas stojący z boku Podróżny wmieszał się w akcję – mogę?
    -Jasne, nie ma sprawy – mimo pozwolenia, na twarzy Przedwojennego pojawiło się zniecierpliwienie i swego rodzaju rozczarowanie – albo mam lepszy pomysł. Ty go rozwalisz – słowa te Przedwojenny wymówił niemal z przyjemnością – no chyba że boisz się widoku „niewinnie” rozlewanej krwi i jesteś przeciwny mordowaniu jeńców – pod wpływem szydery i pewnej wesołości w jego głosie można było pomyśleć, że Przedwojenny chce uprzyjemnić sobie wieczór – to jak będzie? Mam ci pomóc, czy dasz sobie radę z tym ścierwem sam?
    Podróżny zignorował słowa Przedwojennego i zwrócił się do Szakala:
    -Skąd to macie? - Podróżny wyciągnął liścik i dziwny kapsel.
    -Znaleźliśmy przy trupie niedaleko Nory Kojotów. One chyba go zeżarły – Szakal nabrał nadziei. Jakby naprawdę uwierzył że przeżyje. Głupiec.
    -Co to za gwiazdka? - Podróżny pokazał kapsel bandycie.
    -Jest taka legenda – Przedwojenny z powrotem odzyskał panowanie nad sytuacją. Wyraźnie znudzony ziewnął i przemówił ponownie – rano ci ją opowiem. Teraz cholernie chce mi się spać. Załatwisz to, czy mam dokończyć za ciebie?
    -Nie trzeba – Podróżny wycelował rewolwer w głowę Szakala – dam sobie radę sam.

    Patrz, już świta. Zaraz ruszamy. Ale chcę ci udzielić małego wykładu. To niezbędne, abyś później wszystko zrozumiał. Pewnie i tak zdajesz sobie sprawę z wielu rzeczy. Słuchaj więc, to co powiem będzie miało ogromne znaczenie dla twojej przyszłości.
    Musimy ich niszczyć, palić, mordować. Nie zasługują na miano ludzi; toteż nie będą sądzeni jak ludzie. Pamiętasz jego bajkę o znalezieniu trupa niedaleko Nory Kojotów? Idę o zakład że sami go zabili, dla tego kapselka z gwiazdką. Jeśli ktoś nie stosuje się do prawa, niech nie liczy że będziemy je stosować w jego wypadku. Wet za wet. Nie wierz gdy ktoś mówi że tymi metodami upodabniamy się do nich. To nieprawda; my jesteśmy moralnie usprawiedliwieni; mamy na to swoje własne pozwolenie. Oczywiście, trzeba wiedzieć gdzie jest granica; to odróżnia nas od zwierząt. Jeśli sam zdajesz sobie z tego sprawę i nie przejmujesz się gadaniem mięczaków to już wygrałeś. Jesteś od tego wolny. I z pewnością reszta nas też popiera; tylko ci którzy są za słabi aby to zaakceptować są przeciwni. Mają jakby klapki na oczach, nie widzą oczywistych prawd. Przecież przez takie działania chronimy także ich, prawda? Czy dobrowolnie pozbawiłbyś się obrony, wiedząc że bez niej zostaniesz rozszarpany? I to obrony tak skutecznej – tu Przedwojenny zatrzymał się na chwilę. Zapalił papierosa – Ty to z pewnością rozumiesz. Niejedno przecież już widziałeś. To dobrze, jeszcze mi się przydasz. Potrzebujemy takich ludzi. Takich, którzy zdają sobie z tego wszystkiego sprawę. Takich którzy się nie zawahają. Którzy potrafią się zachowywać jak zwierzęta, a jednocześnie nimi nie są. Ty się wczoraj sprawdziłeś. Rozumiesz, jesteśmy czyścicielami tego ubabranego w ****ie świata. To od nas zależy, czy będzie czarny, szary, czy nieskazitelnie biały. Ale do tego jeszcze długa droga – Przedwojenny uśmiechnął się – pewnie cię zanudziłem. Teraz pytaj o co chcesz.
    -Co z gwiazdką pod kapslem? - Podróżny zadał pytanie dręczące go od poprzedniej nocy.
    -A, chcesz o to zapytać – uśmiech Przedwojennego stał się jeszcze bardziej promienisty. Od wczorajszego zajścia w jego osobie zmieniło się bardzo wiele. Zupełnie jakby rozbicie bandy Szakali zdecydowanie poprawiło mu humor – jest taka legenda. Jeśli zbierze się 50 takich kapsli, to w siedzibie Sunset Sarsaparillii można odebrać skarb, który tylko czeka aż ktoś uzbiera ich odpowiednią ilość i się po niego zgłosi. Tyle i aż tyle. Nie muszę chyba dodawać, że cholernie ciężko je zebrać? W dzieciństwie się w to bawiłem. Znalazłem kilka i już zdążyłem z tego wyrosnąć. Taka bajeczka dla naiwnych. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
    Podróżny nabrał powietrza. W zasadzie jest jedno takie pytanie, które chciał zadać Przedwojennemu od samego początku. Wraz z wydarzeniami na posterunku opanowanym przez Szakale, ciekawość Podróżnego urosła do niesamowitych rozmiarów. Teraz, gdy ma dobry humor, albo już nigdy.
    -Kim ty właściwie jesteś?
    -Kim jestem? Pytasz mnie kim jestem? - wyraźnie rozśmieszony Przedwojenny zdawał się nie rozumieć pytania – Jeszcze mnie nie poznałeś? Jeśli tak, to powiem ci tylko tyle: jestem tym, kogo ludzie twojego pokroju muszą po prostu spotkać pewnego dnia na swojej drodze. Chodzi tylko o to w jakich okolicznościach, ściślej: po której stronie barykady. Reszty dowiesz się już niedługo. No, a teraz jeszcze po jednym i ruszamy do Przyczółku Mojave. - Przedwojenny rozlał whiskey do manierek – twoje zdrowie, Podróżniku.






















    -----------------------------------------------------------------------
    Sorry za obsuwę, ale miałem ciężki tydzień. Pisać, komentować, krytykować.
     
  17. adammos

    adammos Guest

    Dobre. Ale mogłoby być częściej :p
     

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie