Kataklizm XX wieku - II wojna Światowa AAR

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez Mandeel, 6 Sierpień 2007.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Kataklizm XX wieku - II wojna światowa AAR

    KATAKLIZM XX WIEKU


    ROZDZIAŁ PIERWSZY „DROGA KU WOJNIE”


    Parametry gry:

    Hearts of Iron II DD 1.3
    Agresywność AI Normal/Normal
    GIP 0.6
    Eventy II RP Mod dla Polski
    SKIF 1.2
    PAAGIE Mod​

    Część Pierwsza: „Zemsta za Aduę”
    Królestwo Włoch​


    [​IMG]
    [​IMG]

    Styczeń – maj 1936 roku




    Amba Aradam, Etiopia, luty 1936 roku

    Szeregowy Roberto Panzi runął całym ciężarem ciała na wysuszony pień drzewa i osunął się po nim na ziemię. Leżał tak przez chwilę, po czym usiadł opierając się o niego plecami. Broń upuścił już wcześniej szukając jakiejś kryjówki z dala od tego wszystkiego co go otaczało. Po policzkach płynęły mu łzy. Zaczerwienione od płaczu i pustynnego wiatru oczy niespokojnie omiatały całą okolice, jakby próbowały rozwiać stojące przed nimi obrazy. Roberto zanurzył głowę w skrzyżowanych na kolanach ramionach. Pomyślał o matce. Co by powiedziała widząc go w tym wszystkim… Czy w ogóle byłaby w stanie się odezwać ? Zapłakał jeszcze bardziej, histerycznie pociągając nosem i wydał z siebie cichy bełkot.

    Wszystko zaczęło się dwa dni wcześniej, kiedy batalion, w skład którego wchodziła także jego kompania został przysłany w ten rejon, by wspomóc przełamywanie twardego oporu Etiopczyków, którzy ukrywając się zapadlinach i jaskiniach skalnych zadawali wojskom włoskim ciężkie straty. Kolejne natarcie miało być wsparte niszczącym ostrzałem artylerii oraz bombardowaniami lotnictwa, na które Etiopczycy nie byli w stanie niczym odpowiedzieć. „To będzie słodka zemsta za Adowę !” – grzmiał porucznik Bonetti w przemowie do swych żołnierzy przed bitwą. „Zmiażdżymy tych dzikusów !”
    Po kilkunastu godzinnym bombardowaniu z ziemi i powietrza wreszcie padł rozkaz „Naprzód !” Panzi wraz z innymi żołnierzami swej kompanii opuścił bezpieczne, otoczone workami z piaskiem stanowiska i skulony, w każdej chwili spodziewając się postrzału ruszył przed siebie. Ale żaden strzał nie padł. Od strony pozycji Etiopczyków wiało niepokojącą ciszą. Panzi powoli wyprostował się, biorąc przykład z otaczających go innych żołnierzy kompanii.

    [​IMG]
    Włoskie pozycje obronne podczas walk o Amba Aradam​

    Zaczął także pewniej stawiać kroki. Nagle usłyszał coś co sprawiło, że oniemiał i stanął jak wryty. Idący na przedzie porucznik Bonetti odwrócił się i krzykiem rozkazał swoim ludziom by natychmiast włożyli maski przeciwgazowe. A więc jednak ! Pułapka ! Roberto zaczął rozpaczliwie szarpać za maskę, która nie chciała opuścić torby. „To już koniec. Już nie zdążę…” – przemknęło mu przez głowę, gdy trzęsącymi się rękami próbował ją założyć, plącząc się gumowymi paskami.
    - Nie wchodzić w zapadliny i okopy bez masek ! Tam wciąż może być gaz ! – krzyknął któryś z podoficerów, mijając go.
    Chwilę później zauważył, że niektórzy żołnierze podwinęli maski do góry, spuszczając je na twarz przed skokiem do okopów, w których kryli się Etiopczycy. Zupełnie zaskoczony Panzi ruszył przed siebie aż stanął na skraju wydrążonej w ziemi kryjówki, w której bezruchu leżało trzech żołnierzy etiopskich. Gdy przyjrzał im się nieco bliżej, zauważył, że leżą w kałużach własnych wymiocin, wymieszanych z krwią. Odruchowo cofnął się z odrazą i wpadł na idącego za nim innego żołnierza. Ten zaklął głośno z południowo-włoskim akcentem.
    - Patrz gdzie leziesz pieprzona łamago !
    Roberto odwrócił się i pokornie przeprosił, rozpoznając w nim gościa z drugiego plutonu jego kompanii. Jego uwagę przykuł karabin skałkowy, jaki tamten trzymał w ręku.
    - Skąd go masz ? – spytał Panzi, wskazując na wyraźnie zabytkową broń.
    - Zdobyczny. Rozejrzyj się. Wala się tego trochę. Zabiorę go do Reggio i sprzedam jakiemuś kolekcjonerowi. Słyszałem, że można za takie coś wysępić niezłe sumki.
    - Nie gadać ! Iść naprzód ! Trzeba oczyścić wioskę przed nami z resztek oporu wroga ! – wydarł się za ich plecami sierżant Garioli, co wywołało u żołnierzy natychmiastową reakcję. Ruszyli przed siebie.

    [​IMG]
    Klęska włoskich wojsk ekspedycyjnych pod Aduą w 1896 roku była wciąż żywa w pamięci społeczeństwa. To upokorzenie mogło być zmazane tylko krwią​

    Wkrótce Roberto miał na własne oczy przekonać się jak trafnymi określeniami były „oczyścić” i „resztki oporu wroga”. To co ujrzał wywołało w nim szok. Wioska, którą „zdobyli” nie była wielka. Kilka zwyczajnych, wschodnioafrykańskich szałasów oraz niedbale splecionych ze sobą kijów, imitujących płoty. Śladów ostrzału czy walki było niewiele. Zaledwie kilka małych kraterów po bombach lotniczych i pociskach artylerii, lecz ogrom strat Etiopczyków był porażający. Piaszczystą ziemię dokładnie pokryły stosy ciemnoskórych ciał żołnierzy oraz kobiet i dzieci, a także bydła i zwierząt pociągowych. Wszystkie one leżały w kałużach wymiocin i ekskrementów, które stworzyły potworny odór. Żołnierze wkrótce z powrotem zaciągnęli na twarze maski przeciwgazowe przeczesując okolice w poszukiwaniu żywych Etiopczyków. Kilku udało im się znaleźć, choć wyraz „żywych” nie do końca jest w stanie określić ich stan. Wymiotowali i przeraźliwie kaszleli, turlali się po ziemi, przeraźliwie charcząc i pluli krwią. Żołnierze włoscy dobijali ich pojedynczymi strzałami, a niekiedy po prostu dobrze wymierzonymi ciosami kolb.
    Panzi stał jak wryty. Czuł, jak rozlewa się w nim dziwne ciepło oraz idące za nim osłabienie. Spojrzał na leżące u jego stóp ciało. To był żołnierz, jak można było wywnioskować po owijaczach na nogach. Leżał na plecach, bez koszuli i butów. Oczy miał niezwykle szeroko otwarte. Roberto czuł się jakby on patrzył wprost na niego. Zawiesił na nim wzrok przez dłuższą chwilę i nagle aż odskoczył do tyłu. Wycelował w niego broń i strzelił. Ciało nawet się nie poruszyło, bez oporu przyjmując pocisk, który rozerwał klatkę piersiową. On mrugnął ! Panzi był niemal zupełnie pewny, że ten bezimienny, zabity Etiopczyk przed kilkoma sekundami mrugnął oczami ! Poczuł na plecach strużkę ciepłego potu, spływającą aż do pośladków. On mrugnął…
    Chwilę odrętwienia przerwała seria z pistoletu maszynowego i wrzask jakiegoś sierżanta, który w ten sposób chciał przegonić od ciał żołnierzy milicji erytrejskiej, którzy niczym hieny zaczęli rozbierać i okradać ze wszystkiego bezwładne zwłoki.
    Panzi musiał odejść… Nie zniósł tego. Poczuł, że coś głęboko w nim, w jego głowie, coś o czym przez całe swe dwudziestoletnie życie nie miał pojęcia właśnie pękło. I to z hukiem, który odbijał się nieskończonym echem rozchodzącym się po całym ciele.

    Poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Szybko podniósł głowę i starając się zapanować nad niespokojnym oddechem, nerwowo wytarł łzy, spływające z zapuchniętych oczu. Nim zdążył się odwrócić zobaczył przed sobą wyciągniętą rękę, trzymającą manierkę. Nie zwlekając zbyt długo, chwycił ją łapczywie i przystawił do wyschniętych i popękanych ust. To było wino. Miało dobry, słodkawy smak. Smakowało domem…
    - Gaz musztardowy… - usłyszał zachrypnięty głos kaprala Manciniego, krępego czterdziestolatka o twarzy poprzecinanej licznymi zmarszczkami. – Ale drani nie żałuję. Wczoraj przez awarię załoga jakiegoś bombowca musiała awaryjnie lądować za ich liniami. I wiesz co te dzikusy zrobiły ? Torturowali tych z załogi, którzy przeżyli. A na końcu odrąbali im głowy, powbijali na swoje dzidy i nosili przed naszymi pozycjami jak jakieś pieprzone trofea… Wyobrażasz to sobie ?!
    Panzi oddał mu manierkę i nieśmiało odwrócił się w jego kierunku. Kapral nie patrzył na niego. Utkwił wzrok w sobie tylko znany kawałek ziemi.
    - Mój ojciec zginął pod Aduą. – dodał po chwili Mancini. – Jego ciała nie znaleziono. Pochowaliśmy pustą trumnę. Pewnie skończył jak ci piloci…
    - Kto to zaczął ? – zapytał cichym, nadal roztrzęsionym głosem Roberto.
    Na to pytanie kapral uśmiechnął się.
    - A co było pierwsze jajko czy kura ? – odpowiedział pytaniem.
    Panzi milczał.
    - Kura. Jaja są dopiero teraz. – odparł tamten podnosząc się niezdarnie. – Ja jestem tu by pomścić ojca. Takie osobiste zboczenie… Ty jeżeli uwierzyłeś hasłom propagandy, w stylu „przeżyj przygodę swojego życia” i zgłosiłeś się na ochotnika to jesteś zwykłym kretynem. Ale stało się. Jesteś tutaj i musisz zaakceptować to co dzieje się wokół. Najgorsze piekło czeka cię w domu, bo we Włoszech będziemy bohaterami. Jeżeli nie dasz rady sobie z tym poradzić to osobiście poprę twoją prośbę o przesunięcie cię do oddziałów zwiadu. Wtedy rzeczywiście wrócisz do domu jako bohater, tylko nie wiem kto zidentyfikuje twoje ciało.
    Kapral przeciągnął się i upił jeszcze jeden łyk z manierki.
    - Masz dziesięć minut, by doprowadzić się do stanu zbliżonego do stanu żołnierza frontowego. Za pół godziny ruszamy na południe. – rzucił po czym odszedł.
    Panzi wciąż milczał.


    Wojna włosko-etiopska rozpoczęła się na początku października 1935 roku po serii incydentów granicznych wzdłuż granic włoskiej Erytrei i Somalii. Wojska Italii liczące 5 dywizji piechoty oraz 4 dywizje milicji faszystowskiej, wspierane przez jednostki kolonialne wkroczyły do Etiopii od północy i od południa, kierując się w stronę stolicy kraju – Addis Abeby.

    [​IMG]
    Inwazja Etiopii październik 1935​

    Pomimo rozpaczliwych apeli Cesarza Etiopii Hajle Sellasje na forum Ligi Narodów, świat nie zareagował na jawne pogwałcenie statutu Ligi Narodów czy paktu Brianga-Kellogga, albo choćby włosko-etiopskiego paktu o przyjaźni, spisanego w 1928 roku. Co prawda Włochy zostały objęte sankcją przez Ligę Narodów, ale nie na najważniejszy surowiec – ropę naftową. Stany Zjednoczone wprowadziły zakaz sprzedaży broni walczącym stronom, co jednak bardziej uderzyło w Etiopczyków aniżeli Włochów. Próby mediacji podjęte przez brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Samuela Hoare’a czy francuskiego premiera Pierra Lavala nie powiodły się, a zamiast tego walnie przyczyniły się do dymisji obydwu polityków. Wielka Brytania i Francja przyjęły więc postawę neutralną wobec trwającego, nierównego konfliktu w Afryce Wschodniej.
    Nie wszystko jednak układało się idealnie po myśli Mussoliniego, oczekującego szybkiego i łatwego podboju. Na północy armia dowodzona przez bohatera I wojny światowej – Emilio De Bono zajęła co prawdę historyczną Aduę oraz święte miasto Aksum, ale została zatrzymana pod Makalle, nie mogąc przełamać twardego oporu Etiopczyków, którzy przystąpili nawet do lokalnych kontrataków. Zniecierpliwiony Duce pozbawił nieudolnego generała De Bono dowództwa. Jego miejsce zajął marszałek Pietro Badoglio, przed którym postawiono zadanie zajęcia stolicy Etiopii przed porą deszczową.
    Marszałek Badoglio wraz z dowódcą armii południowej, generałem Rudolfo Grazianim niemal od razu przystąpili do energicznych działań. Etiopski kontratak pod Tembien został odparty, a samo miasto odbite pod koniec stycznia 1936 roku. Włosi rozpoczęli nową fazę wojny, w której regularnie używali przeciw Etiopczykom gazów bojowych, zrzucanych przez lotnictwo, a wojsko lądowe dokonywało masowych zbrodni na ludności cywilnej. Bombardowania doprowadziły do całkowitego zniszczenia takich miast jak Gondar, Harar czy Dessie. Ignorowano także znaki czerwonego krzyża, a szpitale polowe prowadzone głównie przez ochotników z Europy stały się jednym z głównych celów nalotów bombowych. Rozpędzona kampania terroru, która w całej swej potworności ujawniła się zwłaszcza w końcowych miesiącach wojny nie zatrzymała się po jej zakończeniu. Nadal pod zarzutem współpracy z rebeliantami wojsko rozstrzeliwało tysiące cywilów, a górskie tereny kraju stały się celem ataków gazowych. Po kolejnych klęskach w bitwach pod Tembien w lutym 1936 roku oraz Majczeu w marcu, cesarz Hajle Sellasje wraz z rządem opuścił kraj i udał się do Wielkiej Brytanii. 7 maja 1936 roku wojska włoskie wkroczyły do Adis Abeby. Dwa dni później Mussolini ogłosił z balkonu Palazzo Venezia aneksję Abisynii oraz stworzenie „imperium”, które swą potęgą miało przyćmić starożytne Imperium Rzymskie. Król Włoch Wiktor Emanuel III uroczyście przybrał tytuł cesarza Etiopii, a podbite tereny zostały włączone do tzw. Włoskiej Afryki Wschodniej. Gubernatorem tych ziem został generał Rudolfo Graziani, który przyjął tytuł wicekróla Etiopii.

    [​IMG]
    Terytorium Włoskiej Afryki Wschodniej​

    Świat nie zareagował. W pewnych kręgach wyrażano nawet podziw Mussoliniego jako niezwykle odważnego męża stanu, gotowego na wszystko w imię utworzenia potęgi własnego kraju. Taki niezwykle przychylny włoskiemu dyktatorowi pogląd wyrazili m.in. Joseph Goebbels oraz Winston Churchill.

    Włoski korespondent wojenny w Etiopii tak opisał wkroczenie wojsk generała Grazianiego do Adis Abbeby:

    [​IMG]
    Nowa rzeczywistość Włoskiej Afryki Wschodniej​

    Cesarz Hajle Sellasje w prywatnej rozmowie z jednym ze swoim angielskich przyjaciół miał ponoć powiedzieć: „Dziś my. Jutro przyjdzie kolei na was.”

    Od autora: Powracam do pisania AAR'ów, sprawiających mi wielką przyjemność. Proszę mi wybaczyć, że zmieniłem nieco klimat, ale zapewniam, że postaram się by ten AAR nie odbiegał poziomem od Rzymu, który został wyróżniony przez Was. Będzie to nieco inny AAR, a dlaczego i jak to wzorem byłego wicepremiera Leppera jeszcze nie zdradzę;) Przekonacie się o tym wkrótce.

    Pozdrawiam, Mandeel
     
  2. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część druga: „Banda tchórzy i uległych półgłówków !”
    Trzecia Rzesza

    [​IMG]
    [​IMG]

    Styczneń – maj 1936​



    Berlin, 11 luty 1936 roku

    Adolf Hitler rozsiadł się wygodnie w swoim obitym czerwoną skórą fotelu i sięgnął na leżące na biurku teczki z dokumentami, przygotowane zawczasu przez sekretarza. Spokojnym ruchem ręki poprawił okulary, które zakładał do czytania i pogrążył się w lekturze dokumentów przesłanych mu przez szefa kierownictwa wojsk lądowych – generała Wernera von Fritscha, raportujących poziom rozwoju sił zbrojnych oraz zwracających uwagę na zasadniczy problem braku kadry dowódczej w Wehrmachcie, której wykształcenie miało zająć wiele lat. Hitler czytając ów dokument, starannie przeanalizował podane przez generała liczby. „Ilość wykwalifikowanych oficerów sztabu na dzień dzisiejszy nie przekracza 200 osób” – pisał von Fritsch. – „Procentowo stosunek oficerów Wehrmachtu wynosi zaledwie 2,4 %, podczas gdy powinien kształtować się poziomie 7-8%”.
    Wódz III Rzeszy odłożył dokument na biurko i zamyślił się przez chwilę. Rzeczywiście problem braku kadry oficerskiej był realnym zagrożeniem dla jego planów odbudowy potęgi niemieckich sił zbrojnych. Dodatkowo raport von Fritscha odnosił się jedynie do wojsk lądowych, sytuacja w Kriegsmarine albo w Luftwaffe musiała być podobna, jeżeli nawet nie gorsza. Gdyby w tym momencie wybuchła wojna Hitler niechybnie by w niej przegrał i musiał zrezygnować z funkcji Kanclerza. Dlaczego więc gotów był podjąć działania, które wizję wojny znacznie do Niemiec przybliżały ? Odpowiedź była nadzwyczaj prosta: nie miał innego wyjścia. Nie mógł pozwolić by państwa ościenne pogrążyły Niemcy w izolacji i odcięły od głównego nurtu europejskiej polityki. Jeżeli chciał pokazać swą rzeczywistą siłę, musiał działać.
    W 1935 roku sytuacja polityczna w Europie zdawała się nie być dla Hitlera zbyt korzystna. W maju Związek Radziecki i Francja – dwaj najwięksi wrogowie Niemiec podpisali układ sojuszniczy, który jednak musiał zostać ratyfikowany, a Wielka Brytania, Francja i Włochy wspólnie stały na straży postanowień układów lokarneńskich. Wszystko zmieniło się wraz z inwazją Mussoliniego na Etiopię, na którą Londyn i Paryż zareagował dosyć chłodno oraz wciąż przedłużającym się czasem oczekiwania na ratyfikację francusko-radzieckiego układu sojuszniczego. Hitler wierzył, że nadszedł idealny czas na podjęcie działań.
    - Mein Fuehrer przyszedł admirał Canaris. – oznajmił beznamiętnie sekretarz wodza III Rzeszy, wcześniej cicho pukając w drzwi od gabinetu Hitlera.
    Słysząc to Hitler ściągnął okulary i schował je do skórzanego etui, po czym wstał zza biurka i ruszając w kierunku środka gabinetu dał znak sekretarzowi, by ten wpuścił gościa. Admirał Wilhelm Canaris – szef Abwehry wkroczył pewnym krokiem do pomieszczenia, po czym stanął na baczność i zasalutował.
    - Witam admirale. – zaczął ciepło Kanclerz. – Z jakimi wieściami pan do mnie przybywa ? Od razu uprzedzam, że może pan mówić bez obaw, nie leży w germańskiej naturze zabijanie posłańca, który przynosi złe wiadomości. – zażartował, ujawniając swój dobry nastrój.
    - Obawiam się Mein Fuehrer, że wieści jakie przynoszę nie są najlepsze. – admirał pozostał śmiertelnie poważny. – Oto dokładny raport przygotowany przeze mnie na podstawie informacji naszych sieci wywiadowczych w Paryżu i Pradze. – dodał przekazując Hitlerowi teczkę, nadzianą grubą ilością papierów.
    - Byłbym wdzięczny, gdyby raczył pan streścić mi w kilku żołnierskich słowach zawartość tego raportu. Podobnych dokumentów mam dziś do przeanalizowania jeszcze całą masę.
    - Oczywiście Mein Fuehrer. Sytuacja jest bardzo napięta. Od naszych agentów w Paryżu wiemy, że ratyfikacja podpisanego w maju traktatu sojuszniczego ze Związkiem Radzieckim nastąpi podczas najbliższego posiedzenia Izby Deputowanych, to jest 11 lutego. Natomiast według raportów z Pragi, prezydent Czechosłowacji Edward Benes jest żywnie zainteresowany przystąpieniem do tego sojuszu i jest wielce prawdopodobne, że wkrótce tak się stanie.
    Hitler wysłuchał tego w milczeniu, ale jego twarz stopniowo robiła się coraz bardziej czerwona. Oddychał coraz szybciej i płyciej, aż w końcu nie wytrzymał. Zerwał się na równe nogi i gwałtownie gestykulując zaciśniętą pięścią, zaczął swoją tyradę:
    - Banda tchórzy i uległych półgłówków !!! Chcą mnie otoczyć i odizolować jak jakieś chore zwierzę !!! Myślą, że są w stanie powstrzymać mnie !!! Mnie !!! Kanclerza Tysiącletniej Rzeszy !!! Cholerni czerwoni Francuzi !!! Posunęli by się do współpracy z Żydami by tylko zaszkodzić Niemcom !!! A Czesi ?! Czesi poszliby za nimi w ogień ! Marzy im się Saksonia !!! Ale niech poczekają jeszcze trochę… Gotowi są dać się pociąć za te francuskie pajace, a kiedy ja będę wjeżdżał na czele czołgów do Pragi, Francuzi nie kiwną nawet palcem !!! – uspokoił się trochę, wyniosłym ruchem ręki poprawiając włosy, które pod wpływem energicznych ruchów zaczęły spadać mu na oczy. – Jodl !!! – wrzasnął nagle. – Dawać mi tu Jodla !!! Natychmiast !!!
    Canaris wciąż stał na baczność niemal na środku gabinetu i uważnie przyglądał się Hitlerowi, który wyładowując nadmiar gnieżdżącej się w nim energii począł szybko chodzić po pomieszczeniu.
    - Mein Fuehrer ! – krzyknął zasapany Jodl, wyprzedzając oficjalną zapowiedź sekretarza wodza, po czym wyprężył się jak struna i zasalutował.
    - Jodl ! – wyrwał się ze stanu głębokiego zamyślenia Hitler i ruszył w kierunku oficera. – Jest pan osobiście odpowiedzialny za przygotowanie planu zajęcia Rheinlandu. Chce je mieć na biurku góra za tydzień ! I proszę przygotować kilka wariantów w zależności od obrotu wydarzeń na arenie międzynarodowej.
    Zszokowany wzrok Jodla spotkał równie przerażony wzrok admirała Canarisa.
    - Ale Mein Fuehrer…
    - Żadnych „ale” !!! To jest rozkaz !!! Słyszysz mnie Jodl ?! Za siedem dni oczekuję dokładnych planów wkroczenia i zajęcia zdemilitaryzowanej strefy Nadrenii !!! – zagrzmiał Hitler.
    - Rozkaz Mein Fuehrer. – odparł służalczo szef Wydziału Obrony Kraju, po czym zasalutował, odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia.
    Hitler powrócił za biurko, zasiadając w fotelu. Przez moment ignorował obecność wciąż stojącego w gabinecie admirała, by po chwili zwrócić się do niego zupełnie innym, niemalże ciepłym głosem:
    - Słucham pana, admirale.
    - Za pozwoleniem Mein Fuehrer… - Canaris zawahał się przez chwilę, wciąż mając w pamięci wybuch złości Hitlera sprzed kilku minut. – Ale… Zajęcie Nadrenii w obecnej sytuacji politycznej, wydaje się być bardzo ryzykowne. Zbyt ryzykowne. – dodał po chwili.
    Kanclerz spojrzał na niego ostrym, przeszywającym wzrokiem. Wyraz jego twarzy zasadniczo jednak różnił się od tego poprzedzającego wybuch szału na wieści o możliwym sojuszu Francji, Związku Radzieckiego i Czechosłowacji.
    - Jeżeli ten układ sojuszniczy, który wkrótce ratyfikuje Francja jest wart więcej niż papier, na którym go spisano to ja chętnie go sprawdzę. Ale jestem pewny, że ani Francja ani Wielka Brytania nie zdecydują się na radykalne kroki wobec mnie. To groziłoby nową wojną, a oni gotowi są posprzedawać własne matki, by tylko uniknąć wojny. – powiedział Hitler i po chwili wrócił do studiowania dokumentów, leżących na biurku. – Nie zrobią nic… - dodał cicho, jakby mówił do siebie.

    [​IMG]
    Adolf Hitler w ciągu trzech lat swoich rządów zdołał przeobrazić Niemcy w nowe totalitarne państwo.

    [​IMG]
    Jednak pomimo świetnej prezencji nowe, utworzone w 1935 roku niemieckie siły zbrojne, nie były dość silne by móc rozpocząć wojnę.​

    Niecały miesiąc później, 7 marca 1936 roku, wojska niemieckie w sile nie przekraczającej liczebnością dywizji przekroczyły mosty na Renie i weszły do zdemilitaryzowanej na mocy Traktatu Wersalskiego Nadrenii. Ludność największych miast takich jak Kolonia czy Koblencji z wielką radością witała niemieckich żołnierzy, którzy w każdej chwili, w zależności od reakcji Francji, byli gotowi do błyskawicznego odwrotu.

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]
    Nad ranem 7 marca 1936 roku niewielkie siły niemieckie przekroczyły mosty na Renie i łamiąc postanowienia traktatów z Wersalu i Locarno wkroczyły do Nadrenii​


    Warszawa, 7 marca 1936 roku godzina 13:23

    Pułkownik Józef Beck, pełniący funkcję ministra spraw zagranicznych w rządzie Mariana Zyndrama-Kościałkowskiego energiczne wysiadł z czarnego samochodu, który zatrzymał się przy budynku MSZ, mieszczącym się w Pałacu Bruhla, na rogu ulicy Wierzbowej i Fredry w Warszawie. Nie zwracając uwagi na biegnącego w jego kierunku oficera wojska, minister ruszył w kierunku wejścia do zabytkowego budynku. Wiał chłodny, nieprzyjemny wiatr, który sprawiał, że odczuwało się zimno dużo większe niż było w rzeczywistości.
    Oficerowi w randze porucznika mimo wszystko udało się dobiec do ministra nim ten wszedł do środka. Zatrzymał się tuż przy nim i salutując, oznajmił oddychają ciężko:
    - Panie pułkowniku mamy niepokojące doniesienia od naszych placówek dyplomatycznych w Berlinie i Paryżu…
    Beck zatrzymał się.
    - Słucham. – odpowiedział spokojnie.
    Porucznik musiał potrzebował jeszcze chwili, by unormować swój oddech, a gdy mu się tu udało, oznajmił poważnym głosem:
    - Dziś rano, wojska niemieckie przekroczyły Ren i wkroczyły do strefy zdemilitaryzowanej.
    - Słucham ? – odparł z niedowierzaniem Beck. – Czy to potwierdzone informacje ? – zapytał nie czekając na reakcję młodego oficera.
    - Potwierdzone zostały niezależnie przez nasze placówki w Paryżu i Londynie. Minister Spraw Zagranicznych Niemiec wezwał do siebie ambasadorów Włoch, Francji i Anglii na godzinę 14:30, by udzielić im szczegółowych wyjaśnień w tej sprawie.
    Pułkownik odruchowo spojrzał na zegarek i na twarz jednego ze swoich współpracowników, który stał pół kroku za nim. Urzędnik nie próbował nawet ukryć zaskoczenia.
    - Dziękuję. – odpowiedział porucznikowi minister. – Proszę wezwać do mnie ambasadora Francji na godzinę 14:00. Proszę dodać, że jest to sprawa najwyższej wagi. – powiedział Beck zwracając się do swojego współpracownika.
    Tamten tylko kiwnął głową, po czym odwrócił się i truchtem ruszył w kierunku najbliższego pomieszczenia z telefonem. Beckowi wydawało się, że oto zamiast chłodu i przymrozku czuje w powietrzu ponury zapach zbliżającej się wojny…

    [​IMG]
    Pałac Bruhla - siedziba polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych​

    Warszawa, 7 marca 1936 roku godzina 14:21

    Ambasador Francji w Warszawie, Leon Noel wolno wkroczył do gabinetu ministra Becka, który na jego widok zerwał się z miejsca i ruszył z gorącym przywitaniem. Gdy już kurtuazji stało się za dość, a obaj mężczyźni uścisnęli sobie serdecznie dłonie, Beck wskazał ambasadorowi miejsce na fotelu przy niewielkim stoliku do kawy w kącie gabinetu. Nie bawiąc się w dalszą grę pozorów wobec wyjątkowej sytuacji, minister od razu przeszedł do rzeczy:
    - Według rządu Rzeczypospolitej Polskiej dzisiejszy krok, na który zdobyły się Niemcy stanowi jawne pogwałcenie Traktatu Wersalskiego oraz Traktatu z Locarno, co stanowi zagrożenie dla pokoju w Europie.
    Ambasador Francji nie odpowiedział, siedząc ze śmiertelnie poważną miną i widocznym niepokojem co do tego co być może będzie mu dane zaraz usłyszeć.
    - Uważamy, że tak jawny i bezpośredni cios w proces odbudowy równowagi w Europie powinien spotkać się z należytą reakcją państw, które na mocy Traktatu Wersalskiego powinny owej równowagi bronić. Dlatego po wielu konsultacjach w gronie członków rządu polskiego, zostałem upoważniony, by złożyć panu, jako przedstawicielowi dyplomatycznemu Republiki Francuskiej gwarancję, że rząd polski gotów jest poprzeć każdą zdecydowaną akcję dyplomatyczną przeciw Niemcom. A gdy zajdzie taka potrzeba i otrzyma stosowne sygnały także działania siłowe.
    Leon Noel zmieszał się pod wpływem tej niespodziewanej deklaracji wschodniego sojusznika Francji. Nie mając zbytniego pola manewru oraz stosownych instrukcji z Paryża w tej sprawie, postawiony został w wybitnie niezręcznej sytuacji.
    - Republika Francuska docenia ten przejaw wierności traktatom sojuszniczym ze strony Polski. Jeszcze dziś przekażę pana wiadomość do Paryża. – wyrecytował z pamięci tekst, który powinien zasygnalizować rozmówcy zakończenie rozmowy.
    - Bardzo dobrze. – odpowiedział lekko zdziwiony Beck, który spodziewał się nieco innej odpowiedzi. – W takim razie nie zabieram panu cennego czasu.
    Ambasador szybko wstał i pożegnał się. W ciągu kilkudziesięciu sekund opuścił budynek Pałacu Bruhla i wsiadł do ciemnego samochodu, stojącego tuż przy wejściu. Gdy tylko zatrzasnął za sobą drzwi, a kierowca niemal od razu obrał trasę powrotną do Pałacu Branickich, głęboko odetchnął z ulgą.
    Europa w tym samym momencie oddech wstrzymała…
     
  3. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część trzecia: „Cios w twarz”​
    Republika Francuska​


    [​IMG]
    [​IMG]

    Styczeń – maj 1936​


    Berlin, 7 marca 1936 roku, godzina 14:35

    Francis-Poncet, ambasador Francji w Berlinie zdumionym wzrokiem obiegał kolejne zdania zawarte w piśmie, które przed paroma minutami wręczył mu Konstantin von Neurath, średniego wzrostu siwy mężczyzna o pochmurnym wyrazie twarzy. Nie mogąc uwierzyć w to co zawierał przekazany mu dokument ambasador skierował wzrok w stronę ambasadorów Anglii i Włoch, którzy również otrzymali takie same pismo, w swoich ojczystych językach. Ci jednak nie zwrócili uwagi niego uwagi tylko pustym wzrokiem wpatrywali się w niemieckiego ministra spraw zagranicznych, jakby oczekując dalszych wyjaśnień.
    - Co za nonsens… - wyrwało się Francuzowi, gdy zdejmował wielkie, okrągłe okulary o pozłacanych oprawkach. Chłodne spojrzenia ambasadorów Wielkiej Brytanii i Włoch, sprawiły jednak, że pod pozorem chęci ponownego przeanalizowania dokumentu spuścił wzrok.
    - Zgodnie z tym, co panowie otrzymali, pragnę w imieniu Kanclerza jeszcze raz podkreślić, że krok na jaki w dniu dzisiejszym zdecydowały się Niemcy w żadnym wypadku nie zagraża pokojowi i procesowi stabilizacji w Europie. By dać wyraz swojej dobrej woli Kanclerz Adolf Hitler gotów jest powrócić do negocjacji na temat ponownego wstąpienia Niemiec do Ligi Narodów, a nawet zawrzeć z Francją, Belgią i Czechosłowacją osobne porozumienia o niestosowaniu przemocy w polityce zagranicznej. – streścił tekst dokumentu von Neurath.
    - To oburzające ! – rzucił Francis-Poncet gwałtownie. – Niemcy wkraczając do Nadrenii złamały dwa najważniejsze traktaty, mające kształtować stosunki z Republiką Francuską, obwiniają ją za to, a teraz próbują załagodzić tą sytuację jakimiś mglistymi ogólnikami. To cios w twarz wymierzony narodowi francuskiemu. Jestem pewny, że rząd Francji podejmie kroki stosowne do zaistniałej sytuacji. – dodał po czym odwrócił się i skierował do wyjścia pozostawiając zszokowanych ambasadorów Wielkiej Brytanii i Włoch oraz niemieckiego ministra spraw zagranicznych.
    Niespodziewanie ostra reakcja Francuza, nie przestraszyła jednak Konstantina von Neuratha. Był on zbyt doświadczonym dyplomatą, by wiedzieć, że słowa jakie przed chwilą rzucił były tylko i wyłącznie jego osobistym zdaniem w tej kwestii. W sprawie stanowiska rządu Francji, Francis-Poncet musiał skonsultować się z Paryżem.
    Dlatego grzecznie podziękował pozostałym ambasadorom za przybycie i jeszcze raz zapewnił o pokojowych zamiarach Kanclerza Hitlera, który „ostatnią rzeczą jaką pragnie jest wojna z mocarstwami zachodnimi”, po czym nalał sobie kieliszek koniaku i usiadł w wygodnym fotelu. Nie minęło kilku minut od momentu, gdy zachodni dyplomaci opuścili gabinet ministra, a już zadzwonił sam Hitler, domagając się szczegółowych informacji na temat spotkania:
    - Proszę krótko streścić przebieg spotkania i reakcję dyplomatów na treść dokumentów. – polecił kanclerz, w momencie gdy tylko usłyszał w słuchawce spokojny głos von Neuratha.
    - Ambasadorowie Wielkiej Brytanii i Włoch, zachowali pokerowe miny, ale wydaje mi się, że zapewnienia o pokoju oraz chęci negocjacji przekonały ich i dzisiaj Londyn i Rzym otrzymają przychylne nam raporty dyplomatyczne. Ale co do Francji… - minister urwał na chwilę.
    - Proszę mówić. – ponaglał Hitler.
    - Reakcja ambasadora francuskiego była dość gwałtowna… Podejrzewam, że puściły mu nerwy.
    - Niech pan będzie spokojny. Najbardziej byłem ciekaw reakcji ambasadora włoskiego, natomiast co do reszty to jestem pewien, że sprawy ułożą się po naszej myśli.
    - Oczywiście Mein Fuehrer.
    - Niech pan przyjedzie do Kancelarii, o godzinie 17:00. Chciałbym poznać więcej szczegółów dotyczących tego spotkania.
    - Oczywiście Mein Fuehrer. – odpowiedział von Neurath i odłożył słuchawkę na widełki aparatu.
    Stał tak jeszcze przez chwilę, po czym powrócił na fotel i sięgnął po kieliszek koniaku. Upił nieco i prawdopodobnie pod wpływem słodkawego smaku wykwintnego trunku uśmiechnął się nieznacznie.

    [​IMG]
    Konstantin von Neurath w towarzystwie marszałka Hermana Goeringa oraz włoskiego ministra spraw zagranicznych hrabiego Ciano​

    Reakcja Paryża na złamanie przez Niemcy postanowień traktatów w Locarno i Wersalu była początkowo bardzo ostra. W wielu politycznych kręgach domagano się natychmiastowej interwencji siłowej przeciw Niemcom. Pełni wątpliwości jednak byli francuscy wojskowi, którzy nie byli skorzy wyprowadzać żołnierzy z bezpiecznych bunkrów potężnej Linii Maginota na otwarty teren i to na ziemie wroga, z reguły nieprzyjazne dla agresora. Do zastanowienia zmuszały także koszty tego typu operacji, która pogłębiająca się w kryzysie ekonomicznym Francja musiałaby na ten cel przeznaczyć. Dlatego, gdy z Londynu nadeszła wiadomość, że rząd brytyjski jest gotów udzielić Belgii i Francji wszelkiej pomocy, ale tylko w wypadku bezpośredniej agresji, deklarację tą przyjęto z ulgą.

    [​IMG]

    [​IMG]
    Tereny Nadrenii, zajęte przez Niemcy 7 marca 1936 roku​

    Nie wszędzie jednak taką postawę uznano za godną zachodniego mocarstwa. Brak należytej reakcji ze strony Francji i Wielkiej Brytanii wywołał wielkie rozczarowanie w Warszawie, Pradze i Brukseli. 10 marca odbyła się narada sygnatariuszy Traktatu z Locarno, na którą naturalnie nie zaproszono przedstawicieli Niemiec, którzy ów traktat wypowiedzieli trzy dni wcześniej. Jedyną decyzją po burzliwych obradach było przekazanie tej sprawy Lidze Narodów, której Rada miała zebrać się w dniach 14-20 marca w Londynie. Na posiedzeniu Rady znów nie zdecydowano się na podjęcie radykalnych kroków, ograniczono się tylko do potępienia niemieckiego postępowania…

    [​IMG]
    We Francji pamięć o Wielkiej Wojnie, która spowodowała śmierć kilku milionów żołnierzy była wciąż żywa. Chciano ze wszelką cenę zapobiec wybuchowi kolejnej wojny​

    Opieszałość w podjęciu jakichkolwiek decyzji, a wreszcie ich zupełny brak poważnie zachwiały autorytetem mocarstw zachodnich w wielu europejskich stolicach. Jako pierwsza zdecydowane kroki podjęła Bruksela…


    Bruksela, Belgia 23 marca 1936 roku

    Albert szybkim krokiem przemierzał chodnik szerokiej ulicy Du dam straat w centrum Brukseli. Była godzina 8:20, a jego wciąż nie było na Poczcie, na której pracował. Jeszcze raz przeklął w myślach zegarek, który musiał zepsuć się akurat na początku tygodnia. Niczym tyczki na stoku mijał ludzi zaczytanych w gazety, którzy gdyby nie on zapewne weszliby w niego. Po raz setny tego ranka spojrzał na zegarek i jeszcze przyśpieszył kroku, mimo i poczuł już nieprzyjemne kłucie po prawej stronie klatki piersiowej. Nagle za rogiem dostrzegł dość dużą grupę ludzi, która oblegała miejsce, w której powinna się znajdować budka z gazetami Philippa, pogodnego starszego pana, z którym zwykł niekiedy ucinać sobie krótkie pogawędki na tematy sportowe i polityczne. Zwolnił aż w końcu zatrzymał się całkowicie. Po krótkiej chwili wahania ruszył w kierunku grupy ludzi i obleganej budki Philippa. Ciekawość okazała się silniejsza. „I tak jestem już dzisiaj spóźniony” – pomyślał.
    Podchodząc bliżej zaczepił pewnego elegancko ubranego mężczyznę, który już zdążył zakupić egzemplarz dziennika La Libre Belgique, jednej z głównych gazet francuskojęzycznych w Belgii i spokojnym krokiem kierował się zaparkowanego tuż przy chodniku samochodu.
    - Przepraszam bardzo. – Albert ukłonił się kulturalnie. – Czy może mi pan wyjaśnić co się tutaj dzieje ?
    - Oczywiście. – odrzekł pogodnie mężczyzna, pokazując mu pierwszą stronę dziennika, na której wielkim tłustym drukiem napisano: „Belgia powraca do całkowitej neutralności”.
    Albert podziękował i raz jeszcze ukłonił się na pożegnanie, po czym skierował się w tłum ludzi walczących o kolejne egzemplarze gazety. Miał szczęście. Po około dziesięciu minutach udało mu się dopchać do okienka, w którym dostrzegł znajomą twarz.
    - Takiego ruchu nie miałem odkąd Anderlecht pokonał Brugię po rzutach karnych w Pucharze Belgii. – zaśmiał się Philipp na powitanie.
    Gdy tylko starszy pan wręczył mu gazetę, nie zważając na innych Albert rozpoczął przedzieranie się do tyłu, by móc w spokoju przeczytać tą wiadomość dnia, a może nawet i miesiąca w Belgii. Kiedy już mu się to udało, wolno skierował się w stronę Poczty nie odrywając wzroku od pierwszej strony gazety.

    [​IMG]
    Po zajęciu Nadrenii i wobec braku odpowiedniej reakcji ze strony mocarstw zachodnich, Belgia postanowiła pogrążyć się w polityce izolacjonizmu wobec wszelkich konfliktów w Europie i na świecie.​

    Albert zwinął gazetę i włożył ją sobie pod pachę. Odruchowo spojrzał na zegarek, po czym ile sił w nogach pognał przed siebie. „Takiego spóźnienia naczelnik mi nie daruje. Nawet ze względu na kryzys polityczny w Europie…” – przemknęło mu przez myśl.
     
  4. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część czwarta: „Dobro narodu”
    Rzeczpospolita Polska​


    [​IMG]
    [​IMG]

    Styczeń – maj 1936​


    Polska w drugiej połowie lat trzydziestych powoli podnosiła po ciosach dotkliwie zadanych jej przez Wielki Kryzys ekonomiczny, który przetoczył się niczym gigantyczny walec przez większą część świata. Gospodarka wolno acz stale nabierała tempa, reformy podatkowe i budżetowe zaczęły przyciągać do kraju zagranicznych inwestorów, a i rodzimy sektor ekonomiczny wreszcie ruszył z miejsca. Rozważna polityka handlowa zaowocowała pierwszą od wielu lat korzystną zmianą bilansu handlowego oraz ograniczeniem deficytu budżetowego. Dzięki pożyczkom Francji i Wielkiej Brytanii przystąpiono do rozbudowy przemysłu zbrojeniowego, co w sytuacji geopolitycznej kraju było niezwykle istotne.

    [​IMG]

    Niestety, postępujący rozwój gospodarczy nie zawsze szedł w parze z poprawą sytuacji politycznej w Polsce, która po śmierci Marszałka Piłsudskiego w maju 1935 roku, zaczęła się niezwykle komplikować.

    Obóz rządzący, czyli środowisko Marszałka, będąc podzielonym jeszcze za życia Naczelnika nie był najlepiej przygotowany do przejęcia władzy w państwie. Szybko wyłoniły się z niego trzy zasadnicze grupy, którym przewodzili prezydent Ignacy Mościcki, Generalny Inspektor Sił Zbrojnych gen. Edward Rydz-Śmigły oraz Walery Sławek – prezes BBWR i premier rządu. Już po pierwszych politycznych potyczkach na przełomie lat 1935 i 1936 stało się jasne, że to dwa pierwsze ugrupowanie będą ze sobą rywalizowały o schedę po Marszałku. Walery Sławek był konsekwentnie odsuwany przez obie strony od wielkiej polityki, systematycznie tracąc wpływ na jej bieg. Już w październiku 1935 roku zmuszony został podać swój rząd do dymisji, w wyniku czego powstał kompromisowy rząd premiera Mariana Zyndrama-Kościałkowskiego, w którym zabrakło wielu osobistości z grupy dawnych „pułkowników” czy bliskich współpracowników Piłsudskiego m.in. Lucjana Żeligowskiego, Kazimierza Bartla czy Jędrzeja Moraczewskiego. Stanowiło to jasny sygnał, że grupa ta została odsunięta od władzy w państwie.

    W momencie gdy Walery Sławek przestał być tak dla prezydenta Mościckiego jak i dla generała Rydza-Śmigłego realnym zagrożeniem, obydwa te obozy przystąpiły do rywalizacji między sobą o wpływy w państwie. W maju 1936 roku po fali krytyki został odwołany rząd Mariana Zyndrama-Kościałkowskiego. Misję utworzenia nowego gabinetu powierzono gen. Felicjanowi Sławoj-Składkowskiemu, który ograniczył się tylko do kilku kosmetycznych zmian w jego składzie, pozostawiając na najważniejszych stanowiskach Eugeniusza Kwiatkowskiego, gen. Tadeusza Kasprzyckiego czy Józefa Becka, samemu przyjmując tekę ministra spraw wewnętrznych.

    [​IMG]
    Rząd gen. Felicjana Sławoj-Składkowskiego​

    Również sytuacja społeczna odrodzonego po ponad 100 latach niebytu państwa, spustoszonego przez wojny i kryzys początku lat trzydziestych była trudna. W 1935 i 1936 roku przez kraj przetoczyła się wielka fala strajków pracowników wielu branż przemysłowych, którzy domagali się wyższych płac. W marcu i kwietniu 1936 roku doszło do ulicznych starć z policją w Krakowie i we Lwowie, w wyniku których zginęło ponad 20 osób. Mniej krwawe zajścia miały miejsce także w Chorzowie, Poznaniu i Gdyni. Wyraźnie ożywił się także ruch chłopski, domagający się poprawy sytuacji materialnej ludzi mieszkających na wsi oraz powrotu z emigracji lidera ruchu ludowego – Wincentego Witosa.

    Kraków, 23 marca 1936 roku

    Wielkie transparenty z napisami: „Stop brutalności policji !!!”, „Chcemy demokracji, Nie policyjnych akcji !!!” i „Popieramy strajkujące w Sempericie !!!” falowały na wietrze wśród ponad 20-tysięcznego tłumu, jaki zebrał się w centrum Krakowa, wypełniając szczelnie cały Rynek i drogi dojazdowe. Wielka manifestacja, która swym ogromem zaskoczyła nawet samych organizatorów, miała na czele pokazanie władzom niezadowolenia społeczeństwa z brutalnej postawy policji państwowej, która dzień wcześniej stłumiła strajk pracownic w zakładach wyrobów gumowych „Semperit”. W tym tłumie, bardziej z ciekawości aniżeli z politycznych przekonań znalazł się także siedemnastoletni Adam ze swoim kolegą Markiem, którzy specjalnie uciekli tego dnia ze szkoły, być „w centrum wydarzeń” – jak to określił Adam.
    Powoli przedzierali się przez wznoszący różne hasła tłum. Widzieli agitatorów, którzy stojąc na miejskich ławkach czy zaimprowizowanych z jakiś skrzyń mównicach przekrzykiwali się nawzajem w wyrazach poparcia dla strajkujących i dezaprobaty dla działań policji.
    - Czy można bić ludzi tylko dlatego, że żądają od władzy pracy ?! Chleba ?! – grzmiał ktoś.
    - Precz z rządami „pułkowników” !!! – wtórował mu ktoś inny.
    - Jeżeli władza za jedyne argumenty ma policyjne pałki to trzeba ją obalić !!!
    Obaj chłopcy wyraźnie zafascynowani widowiskiem, jakiego częścią przyszło im dzisiaj być bacznie przyglądali się agitatorom. Często dając się ponieść atmosferze tłumu sami wykrzykiwali antyrządowe hasła. „Gdyby to zobaczyła pani Paciorkowska, to byśmy dopiero mieli jazdę w szkole…” – pomyślał Adam widząc jak duch rewolucjonisty bierze górę w jego koledze, wrzeszczącym się na całe gardło „Precz !!!”
    Oczywiście władze porządkowe nie pozostawały bierne wobec manifestantów. Od kilkunastu minut policjanci na pieszo i konno blokowali ulice wychodzące z rynku, by w ten sposób zapobiec wydostaniu się manifestacji z Rynku i rozszerzeniu się jej na inne dzielnice miasta. Co prawda na krakowskim Kazimierzu młodzież z Narodowej Demokracji, starała się wykorzystać ciężką sytuację władz i przystąpiła do demolowania żydowskich sklepów, ale szybka i zdecydowana akcja policji doprowadziła do ich aresztowania.
    Również w samym tłumie roiło się od cywilnych funkcjonariuszy, którzy skrzętnie zapamiętywali wygląd i nazwiska agitatorów oraz co agresywniejszych członków demonstracji.
    - Proszę się rozejść ! To nielegalna manifestacja ! – zabrzmiało w głośnikach specjalnego samochodu policyjnego, który wolno przetaczał się w kierunku tłumu.
    W odpowiedzi dało się słyszeć masowe gwizdy oraz wzmożone okrzyki.
    - Proszę się rozejść ! Za chwilę policja przystąpi do przywracania porządku w mieście !
    - Spieprzać stąd granatowe pajace !! – wrzasnął z całych sił Adam, któremu również udzieliła się gorączka demonstracji.
    Ostrzeżenia policji dało się słyszeć jeszcze przez parę minut, po czym zagłuszył je wrzask setek gardeł. Stało się jasne, że stróże porządku stracili cierpliwość i przystąpili do rozganiania demonstrantów.
    - Mają broń !!! – krzyczał ktoś. – Mają broń !!! Uciekajcie ludzie !!!
    Chwilę później Adam usłyszał coś co przypominało uderzenie kilkunastu kamieni o deskę. Tłum w padł w panikę. Ludzie zaczęli uciekać we wszystkich możliwych kierunkach, a w oddali zaczęły majaczyć granatowe sylwetki, które zamaszystymi ruchami okładały ludzi wokoło. Zgubił gdzieś Marka. Cały czas ktoś go potrącał, parę razy dosłownie staranował, sprowadzając na obitą kostką brukową ulicę. Znów usłyszał podobny, dziwny odgłos. Dopiero teraz, podnosząc się niezdarnie zdał sobie sprawę, że to odgłos wystrzałów karabinowych. Rzucił się przed siebie, a w głowie kotłowała mu się tylko jedna myśl: „uciec…” Mijał ludzi starszych i młodych, biegających we wszystkich kierunkach, mijał kobiety, mijał także swoich rówieśników, ale nie zwracał na nich uwagi. Nie myślał o niczym innym jak tylko ucieczce. Znów kamienie uderzyły o deski… Nagle jak spod ziemi przed oczami wyrósł mu krępy mężczyzna w granatowym mundurze, w wysokich, czarnych butach z cholewami. W ręku trzymał białą gumową pałkę, którą właśnie okładał jakiegoś młodego mężczyznę. Na widok chłopca przestał i skierował się w jego stronę. Adam nie zastanawiając się długo odwrócił się i resztką sił rzucił się we wciąż liczny tłum kłębiący się na chodnikach i ulicy. Ciężko oddychając wskoczył szybko do jednej z otwartych bram jakiejś kamienicy. Oparł się o jedną z brudnych, obdrapanych ścian i osunął się na ziemię.

    [​IMG]
    [​IMG]
    Zamieszki w Krakowie w marcu 1936 roku były jednymi z najtragiczniejszych w całej historii II Rzeczypospolitej.​

    Tego dnia w wyniku „zamieszek ulicznych”, jak nazajutrz napisała prasa, policja była zmuszona oddać kilka salw. Strzelano głównie w powietrze by przestraszyć demonstrantów. Mimo tego zabytkowe uliczki Krakowa spłynęły krwią ośmiu zabitych osób i dziesiątek mocno poturbowanych przez porządkowe pałki…

    Okolice miasta Żółkiew, województwo lwowskie, południowo-wschodnia Polska, maj 1936 roku

    Bohdan po raz kolejny odwrócił się, by upewnić się, że nikt go nie śledzi. W ciemnościach nocy nie dostrzegł jednak niczego, co mogłoby go zaniepokoić. Był już prawie na miejscu. Cienie drzew majaczyły nieśmiało w świetle księżyca, dało się wśród nich rozpoznać także zarysy niewielkiego, pojedynczego domu, stojącego na skraju lasu. Spojrzał na niebo. Noc była bezchmurna i gwieździsta. „Jutro powinna być piękna pogoda” – pomyślał. W miarę zbliżania się do domu, jego otocznie i on sam zaczęły nabierać realnych kształtów. Dostrzegał już niewielką studnię, kawałki drewna, poukładane pod ścianą oraz ludzką postać stojącą przed domem. Gdy tylko zbliżył się jeszcze parę kroków, usłyszał ciche, ale wyraźne:
    - Hasło ?
    - Lachy za San. – odpowiedział śmiało.
    W odpowiedzi ujrzał malutki płomień zapalonej zapałki, która przez moment oświetliła twarz nieznajomego mu mężczyzny. Po zapaleniu papierosa, płomień zniknął rozpływając się w powietrzu.
    - Wchodź. – rozkazał tamten niewyraźnie, gdyż papieros w ustach nieco zniekształcił jego wymowę.
    Bohdan uchylił drewniane drzwi i wkroczył do ciemnej sieni, z której skierował się do niewielkiej kuchni, którą oświetlała niewielka lampa naftowa zawieszona u sufitu.
    - A jesteś wreszcie. – usłyszał na powitanie. – Masz ?
    - Pewnie, że mam. Co miałbym nie mieć. – odparł zadziornie.
    - Zuch chłopak.
    Rozmawiał z Lechem Hładowiakiem, szefem okolicznej stanicy OUN. Hładowiak był niewysokim, łysiejącym mężczyzną o wiecznie podkrążonych oczach, jakby cały czas brakowało mu snu. Teraz jednak na widok Bohdana oczy te były żywe i radosne.

    [​IMG]

    Bohdan sięgnął do kieszeni workowatych spodni, jakie miał na sobie i wyciągnął z nich rewolwer Nagant, produkcji rosyjskiej zawinięty w kilka brudnych chust. Hładowiak sięgnął po niego łapczywie i niemal wyrwał go z rąk chłopaka. Przyjrzał mu się dokładnie, na końcu otwierając bębenek. Widok jaki ujrzał wywołał u niego szeroki uśmiech, który odsłonił równe, białe zęby.
    - Zuch chłopak… - powtórzył cicho. – Bez problemów ?
    - Najmniejszych. Lach mało się nie zesrał ze strachu. Cały czas prosił żeby go nie zabijać, bo ma rodzinę i takie tam. – odrzekł z nieskrywaną dumą Bohdan.
    - Taak… Widzisz, wystarczy takiego Lacha wziąć sposobem, a już nie jest taki twardy. Bardzo dobrze zrobiłeś ten policjant działał mi już na nerwy. Nie puściłeś pary z gęby ? – to nagłe i niespodziewane pytanie było dla Bohdana jak kula wystrzelona z bliska w twarz.
    - Oczywiście, że nie. – odparł ostro. – Znam dekalog. – dodał.
    - Świetnie. Przyniosłeś dzisiaj swojemu narodowi wielkie dobro. – Hładowiak nie przestawał bawić się rewolwerem. – Gdy przyjdzie czas, z tej broni padną strzały, które obwieszczą Lachom powstanie Wolnej Ukrainy.
    Lech spojrzał na niego i ręką poklepał po policzku, wyrażając tym samym swoje uznanie. Dostrzegł też wzrok chłopaka, który miał w sobie taką siłę, że aż nie mógł uwierzyć, że ma on ledwie 18 lat. „Mógłby być moim synem” – pomyślał, lecz odgonił szybko tę myśl, tak jak odgania się natrętnego owada.
    - Dobrze się spisałeś. A teraz spływaj do domu, zanim we wsi się zorientują, że cię nie ma. – rzucił i uśmiechnął się na pożegnanie.
    Chłopak odwrócił się i wkrótce później zniknął za drewnianymi drzwiami.
     
  5. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część piąta: „Więcej niż zbrodnia”
    Republika Hiszpanii​


    [​IMG]
    [​IMG]
    Styczeń – lipiec 1936


    Od końca XIX wieku, czyli od spektakularnej klęski w wojnie ze Stanami Zjednoczonymi i utracie resztek niegdyś potężnego, zamorskiego imperium Hiszpania staczała się coraz głębiej w odmęty kryzysu i upadku. Słabnąca z miesiąca na miesiąc monarchia oraz konflikty społeczne sprawiły, że na scenę polityczną w państwie siłą wdzierały się jednostki ambitne, mające najczęściej poparcie wojska lub szerokich mas społecznych. Tak stało się w 1923 roku, kiedy to legalny rząd mający pełne poparcie króla Alfonsa XIII, został obalony w wyniku wojskowego zamachu stanu, na czele którego stał gen. Miguel Primo de Rivera. Ostateczny cios osłabionej i skompromitowanej monarchii zadały wybory powszechne w 1931, w których miażdżące zwycięstwo odnieśli republikanie, którzy zmusili do abdykacji króla Alfonsa XIII i proklamowali republikę. Na czele rządu stanął Manuel Azana, który usiłował poprzez liczne reformy stworzyć w Hiszpanii podwaliny dla nowoczesnej demokracji. Jego dążenia spotkały się jednak ze sprzeciwem bogatego ziemiaństwa, Kościoła katolickiego oraz wojskowych, których interesy i pozycja w przypadku realizacji tych planów byłyby zagrożone.
    W sierpniu 1932 roku gen. Jose Sanjurjo podjął próbę wojskowego zamachu stanu. Mimo stłumienia próby przewrotu, niespełna rok później Manuel Azana podał swój rząd do dymisji, nie będąc w stanie kontynuować planowanych reform. Rozpisano nowe wybory, w wyniku których powstał koalicyjny rząd premiera Garcii Alejandra Lerroux. Jego dwuletnia kadencja zapisała się w historii Hiszpanii krwawym stłumieniem strajków w Austurii oraz dążeń separatystycznych w Baskonii i Katalonii, a także głośnymi aferami na tle korupcyjnym. Skompromitowany oraz wewnętrznie skłócony rząd upadł pod koniec 1935 roku, prezydent Niceto Alcala-Zamora wyznaczył termin kolejnych wyborów na luty 1936 roku.

    [​IMG]
    [​IMG]
    Nowy rząd po lutowych wyborach i kwietniowej zmianie głowy państwa​

    W wyborach tych minimalne zwycięstwo odniósł Front Ludowy zrzeszający socjalistów, komunistów, syndykalistów i republikanów, zdobywając poparcie 34,4 % głosujących. Na fotel premiera powrócił Manuel Azana, lider partii Lewica Republikańska, która w wyborach otrzymała 87 mandatów na 473 miejsc w parlamencie. Azana większość ministerstw powierzył członkom swojej partii, po czym nauczony poprzednimi doświadczeniami przystąpił do politycznych czystek opozycji. Rozpoczęto je od wojska: dotychczasowy szef sztabu generalnego, gen. Franco y Bahamonde został przeniesiony na Wyspy Kanaryjskie, dowódca lotnictwa, gen. Fanjulo na Baleary, a gen. Molę dowódcę armii marokańskiej ściągnięto do Pamplony. Wkrótce później ogłoszono także amnestię dla wszystkich przywódców dotychczasowych powstań antyrządowych, co wydatnie zasiliło szeregi tworzących się lewicowych bojówek. W kwietniu Front Ludowy wymusił na prezydencie Niceto Alcali-Zamorzę ustąpienie ze stanowiska, mianując jego następcą Manuela Azanę. Wkrótce później rozwiązano parlament, a w całym kraju zapanował polityczny terror i walka o pełnie władzy za pomocą uzbrojonych band skrajnych zwolenników prawicy i lewicy.

    12 lipca 1936 roku w Madrycie członkowie jednej z takich skrajnie prawicowych band brutalnie zamordowali działacza Partii Socjalistycznej i porucznika Guardias de asalto Jose Castillo. Na wieść o tym zabójstwie komuniści zapałali rządzą odwetu…

    13 lipca 1936 roku, Madryt, godzina 22:35

    - To ten ? – spytał zniecierpliwiony Emilio, rzucając na ziemię niedopałek i przydeptując go.
    Victioriano nie odpowiedział. Kiwnął tylko nieznacznie głową, nie odwracając się nawet. Obserwował mężczyznę średniego wzrostu o okrągłych rysach twarzy, który wolnym krokiem kierował się w stronę jednego z niemal identycznych domków jednorodzinnych w dzielnicy willowej. Znał go. Był to Jose Calvo Sotelo, przywódca prawicowej opozycji, który po upadku rządu gen. Miguela Primo de Rivery musiał udać się na emigrację, by powrócić w 1934 roku i znów pojawić się na politycznej scenie jako zagorzały przeciwnik Frontu Ludowego.
    - Daj znać Paolo, niech będzie gotowy. – zwrócił się stłumionym głosem do Emilia. – Gonzala, Juan za mną. – polecił dwóm mężczyznom stojącym nieco dalej i oczekującym na jego rozkazy.
    Szybko przekroczyli ulicę, tak by znaleźć się dokładnie przed obserwowanym mężczyzną, który na ich widok zwolnił kroku, jakby podejrzewał, że mają wobec niego złe zamiary.
    - Pan Sotelo ? – zapytał chłodno Victoriano.
    - Tak, to ja. O co chodzi ? – odpowiedział przestraszony Sotelo.
    - Mamy nakaz pana aresztowania.
    - Słucham ?!
    Ledwo widocznym gestem Victoriano dał znać dwóm swoim podkomendnym, by chwycili pod ręce lidera prawicowej opozycji. W momencie przy chodniku pojawił się duża policyjna więźniarka, która nagle wyłoniła się z bocznej uliczki oślepiając wszystkich światłami.
    - Wsiadaj. – rozkazał, gdy tylko dwaj inni mężczyźni wysiedli z szoferki i otworzyli tylne, ciężkie drzwi samochodu.
    - To chyba jakieś nieporozumienie ! – wykrzyknął Sotelo, z trudem panując na drżącym głosem. – Czy wy macie pojęcie kim jestem ?!
    - Wsiadaj. – powtórzył Victoriano z wyraźnym naciskiem.
    Odchylił także klapę marynarki, demonstrując kaburę z pistoletem, co było jednoznaczną groźbą i zapowiedzią użycia siły, w wypadku nie zastosowania się do tego polecenia.
    Przerażony Sotelo poddał się. Przestał się wyrywać dwójce funkcjonariuszy, którzy chwycili go pod ręce i dał się wprowadzić do środka policyjnej więźniarki. Za nim do środka wszedł jeszcze Victoriano, a dwaj pozostali mężczyźni powrócili do szoferki, bacznie rozglądając się czy całe zajście nie zostało przypadkiem zauważone przez jakiegoś ciekawskiego przechodnia czy mieszkańca willowej dzielnicy. Po krótkiej chwili samochód ruszył i zniknął w jednej z ciemnych uliczek Madrytu.
    Aresztowany zadawał masę pytań, które mężczyźni zbywali tajemniczym milczeniem. Gdy nagle usłyszeli ciche popukiwanie dochodzące zza ściany, za którą mieściła się szoferka, Victoriano zerwał się na równe nogi, a wraz z nim dwaj pozostali. Po chwili samochód zatrzymał się.
    - Nasza propozycja jest krótka i zwięzła. – rozpoczął po chwili jeden z mężczyzn. – Nazwiska organizatorów i uczestników wczorajszej egzekucji porucznika Castillo za twoje życie.
    Jednocześnie inny wyjął z kabury rewolwer i przyłożył do potylicy wyraźnie przerażonemu już Sotelowi. Gdy ten poczuł z tyłu głowy zimną lufę broni, zastygł w bezruchu, nerwowo biegając pytającym wzrokiem po twarzach pozostałych funkcjonariuszy. Jedynym źródłem światła w tej malutkiej klitce była żarówka, zamontowana na ścianie, za którą znajdowała się szoferka. Dawała ona niewiele światła, ale za to tworzyła całe mnóstwo cieni, wzmagając atmosferę napięcia i strachu.
    - Nazwiska. – powtórzył Victoriano kucając przed aresztowanym.
    - Przysięgam na Boga, że nie znam ich ! Nie miałem z tym nic wspólnego ! – zaczął histerycznie tłumaczyć się Sotelo. Victoriano uciszył go gestem dłoni.
    - Jesteś liderem opozycji przeciw Frontowi Ludowemu i nie wiesz kto odpowiada za zabójstwo porucznika Castillo ? A może to była twoja decyzja co ?
    - Jezu nie ! – wrzasnął Sotelo. – Nie miałem z tym wspólnego przysięgam !
    - Nazwiska.
    - Nie wiem, naprawdę nie wiem !
    Victoriano wolno podniósł się, po czym niespodziewanie uderzył z całej siły w twarz przesłuchiwanego.
    - Gadaj faszystowska świnio, bo stracę cierpliwość ! – krzyknął po chwili.
    Sotelo zatoczył się, obiema rękami zasłaniając twarz. Z nosa i wargi leciała mu krew. Jęknął cicho pod wpływem bólu, prawdopodobnie złamanego nosa, po czym wolno powrócił do poprzedniej pozycji, wierzchem dłoni tamując obfite krwawienie.
    - Nazwiska. – rzucił zupełnie spokojnie Victoriano, choć w jego oczach widać było coraz większą złość i frustrację. – Podaj nazwiska, albo utłukę cię tu jak psa… - wycedził przez zaciśnięte zęby.
    - Nie znam…
    W momencie kiedy Victoriano szykował się do zadania kolejnego ciosu przesłuchiwanemu, ten nagle zerwał się na równe nogi, odepchnął go i rzucił się w stronę zamkniętych drzwi więźniarki. Niespodziewanie jednak jego głowa nienaturalnie odskoczyła do przodu, potem w mgnieniu oka znów do tyłu, a samo ciało bezwładnie runęło na podłogę, która szybko wypełniła się krwią, wylewającą się z niewielkiego otworu w potylicy. Po drzwiach wolno spływała strużka krwi, oblepiona kawałkami czaszki i mózgu ofiary.
    Oszołomiony Victoriano odwrócił się w stronę Emilia, który podczas przesłuchania celował w tył głowy Sotela. Wciąż trzymał rewolwer wycelowany dokładnie na wysokość głowy człowieka stojącego przy drzwiach. Jego wielkie oczy, pełne były mieszanki przerażenia, podniecenia i odrazy wobec tego co zrobił i co stało się wynikiem jego działania.
    - Coś ty zrobił !!?? – wrzasnął Victoriano, gdy tylko nieznośny pisk w uszach zaczął powoli ustępować wraz z oszołomieniem.
    - Uciekał… - szepnął Emilio, nie opuszczając broni.
    W tej chwili drzwi więźniarki otworzyły się i ujrzeli Paola i Miguela, którzy słysząc wystrzał wyskoczyli z szoferki.
    - Co tu się stało ?! – zapytał podniesionym głosem, niemal krzycząc Paolo widząc zwłoki leżące tuż przy drzwiach w kałuży krwi.
    - Mieliśmy go tylko nastraszyć, nie zabijać !!! – wrzeszczał Victoriano, podnosząc się.
    - Uciekał !
    - Daleko by uciekł ?! Jest nas tu pięciu a on był sam !!!
    Miguel widząc obryzgane krwią i resztką tkanki mózgowej wewnętrzną stronę drzwi, szybko odbiegł na bok i zwymiotował.
    - No to koniec… - rzucił łamiącym się głosem Paolo odsuwając się z odrazą przed strużką krwi, która popłynęła w jego kierunku.
    - Należało się cholernemu faszyście !! – wrzasnął nagle Gonzalo przerywając chwilę ciszy aż ciężkiej od przerażenia. – Za Castillę ! Śmierć za śmierć !!
    - Nie rozumiesz ?! Castillo był zwykłym porucznikiem ! A to jest lider opozycji !
    - Raczej był…
    - Zabiją nas za to… - odezwał się wreszcie Miguel co chwilę charcząc i plując.
    - Nie może tak tutaj leżeć… Przykryjcie czymś ciało. Musimy pomyśleć co robić… - rozkazał cicho Victoriano, po czym wyskoczył z pomieszczenia więźniarki i odszedł parę kroków.
    Nadal nie mógł uwierzyć w to co się wydarzyło. Odwrócił się i zobaczył jak jego ludzie niechętnie i z obrzydzeniem zawijają ciało w jakiś materiał. Sumienie podpowiadało mu, że popełnił coś więcej niż zbrodnię…

    Nazajutrz ciało lidera prawicowej opozycji Jose Calvo Sotelo znaleziono w pobliżu jednego z madryckich cmentarzy. Wieść o jego brutalnym zabójstwie lotem błyskawicy rozeszła się po całym kraju, powodując wielki szok i oburzenie. Dotarła także do hiszpańskich garnizonów na Karaibach i w Maroku, gdzie podziałała niczym iskra na beczkę prochu.

    [​IMG]
    Dwie główne ofiary wojny prawicy z lewicą: porucznik Castillo i Jose Calvo Sotelo​

    17 lipca wybuchł bunt wojskowych garnizonów w Melilli, w hiszpańskim Maroku. Do zbuntowanych żołnierzy przybył wkrótce zesłany w lutym na Karaiby generał Francisco y Bahamonde, znany lepiej jako Francisco Franko, który wygłosił płomienną przemowę:

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]
    Niemal każde większe miasto Hiszpanii stało się areną zaciętych walk pomiędzy siłami rządowymi a buntownikami. Na zdjęciach walki uliczne w Barcelonie w lipcu 1936 roku

    [​IMG]

    [​IMG]


    Równocześnie z buntem garnizonów w Maroku, w wielu częściach Hiszpanii wybuchły zamieszki. Na czele krajowych wojsk, które wypowiedziały posłuszeństwo władzom w Madrycie stanął gen. Jose Sanjurjo. Po kilku nieudanych próbach nawiązania negocjacji z powstańcami, rząd przystąpił do akcji tłumienia buntu, przy pomocy wiernych mu jeszcze sił wojskowych. Kraj pochłonęła wojna domowa…
     
  6. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część szósta: „Decyzje”
    Wielka Brytania​


    [​IMG]

    [​IMG]

    Styczeń – sierpień 1936


    Londyn, 19 lipca 1936 roku

    Sir Hugh Sinclair, dyrektor generalny tajnej służby wywiadowczej MI6, podniósł się z fotela i podszedł do stojącego na półce jego gabinetu modelu pancernika HMS „Hibernia”, którym miał zaszczyt dowodzić w Wielkiej Wojnie. Delikatnie przejechał palcem po burcie drewnianego okrętu i uśmiechnął się nieznacznie pod wpływem wspomnień związanych z czynną służbą w Royal Navy. Szybko jednak odwrócił się od modelu. Czuł na sobie uważne spojrzenia dwóch mężczyzn, którzy kilka sekund temu zakończyli składanie mu raportu na temat dramatycznej sytuacji w Hiszpanii, w której wydarzenia od kilku dni toczyły się lawinowo.
    - Jak panowie oceniają szansę na w miarę szybkie zakończenie konfliktu w Hiszpanii ? – spytał po chwili, powracając na miejsce.
    Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie badawczo, po czym jeden z nich odpowiedział niskim, poważnym głosem:
    - Nie są one zbyt wielkie. Generałom nie udało się przeprowadzić szybkiego zamachu stanu. Siły rządowe nie zostały pokonane i nadal są w stanie doprowadzić do zdławienia buntu. Jednak wobec liczebności wojsk zbuntowanych generałów zajmie im to wiele miesięcy.
    - Możliwości pokojowego zażegnania konfliktu są równie małe. – uzupełnił drugi. – Obie strony są zdecydowane na zbrojne rozstrzygnięcie. Hiszpania stoi u progu wojny domowej.
    Sinclair nerwowo zacisnął wargi. Jutro z samego rana miał spotkać się w trypie pilnym z premierem Stanleyem Baldwinem, by przedstawić mu raporty wywiadu na temat sytuacji na Półwyspie Iberyjskim i możliwych zagrożeniu brytyjskich interesów w regionie. A sytuacja ta, mówiąc delikatnie, w angielskim stylu była niepokojąca…
    Rządy Wielkiej Brytanii i Francji choć nie podjęły jeszcze ostatecznej decyzji jaką przyjąć postawę wobec tego konfliktu, to można było przypuszczać, że zdecydują się zachować neutralność. Niemcy i Włochy natomiast niemal od razu przystąpiły do jawnego wspierania armii buntowniczych generałów. To właśnie samoloty transportowe z tych dwóch krajów umożliwiły przerzut żołnierzy generała Franco z Maroka do Sewilli, co bardzo skomplikowało sytuację wojsk rządowych. Zagadkę stanowiła reakcja Związku Radzieckiego i Meksyku, które były przychylne władzy Frontu Ludowego w Madrycie. Podzielona konfliktem hiszpańskim Europa mogła skierować się prosto ku kolejnej wojnie światowej, a tego za wszelką cenę należało uniknąć. Rola rządu brytyjskiego i MI6 w tej układance była niebagatelna. Hiszpania musiała zostać izolowana od reszty Starego Kontynentu niczym płonąca część wielkiego lasu. Trzeba było ograniczyć zasięg szalejących płomieni i spokojnie poczekać, aż ogień sam wygaśnie.
    Szef MI6 grzecznie podziękował tajemniczym mężczyznom za rozmowę i odprowadził ich do wyjścia. Gdy zniknęli za drzwiami, powrócił na fotel i sięgnął po jedną z wielu szarych teczek, leżących na szklanym stoliku do kawy. Otworzył ją i po chwili wyciągnął plik kilku spiętych ze sobą kartek papieru. Były to akta osobowe przywódców prawicowej rebelii w Hiszpanii, skrzętnie spisane przez sieć brytyjskich agentów na Półwyspie Iberyjskim. Zawierały życiorysy, opisy osób znających ich osobiście oraz krótkie, odręczne komentarze podsumowujące. Czytał je i analizował od wielu dni, lecz ciągle wracał do nich, jakby starając się znaleźć w nich przesłanki, umożliwiające przewidzenie przyszłości.

    [​IMG]
    Na początku 1936 roku Wielka Brytania pogrążyła się w żałobie

    [​IMG]
    Nowy, lewicowy rząd Francji po czerwcowych wyborach​

    Po fiasku negocjacji z rebeliantami, rząd Republiki Hiszpańskiej zwrócił się o pomoc do sąsiedniej Francji. Rząd premiera Leona Bluma gotów był tej pomocy udzielić, ale silny sprzeciw opozycji jak i obawa o rozszerzenie się konfliktu na terytorium Francji skutecznie go od tego powstrzymała. Również postawa Wielkiej Brytanii, która z kolei życzliwym okiem spoglądała na rebeliantów miała tu wielkie znaczenie. Gdy Brytyjczycy oznajmili, że zachowają neutralność wobec trwającego konfliktu, Francja znalazłaby się sama naprzeciw Niemiec i Włoch, które co prawda również ogłosiły neutralność, lecz nie przeszkadzało im to jawnie wspierać zbuntowanych generałów.
    Tymczasem wydarzenia w Hiszpanii zdawały się wracać pod kontrolę sił rządowych.
    Zamieszki w Barcelonie czy Madrycie zostały krwawo stłumione, a powstańcy pokonani. Władze utrzymały znaczną część kraju, w tym najważniejsze regiony wielkomiejskie i przemysłowe, a dodatkowo już 20 lipca 1936 roku w katastrofie lotniczej na Portugalią zginął gen. Jose Sanjurjo, kreowany na przywódcę powstania. Rebelianci, więc nie dość, że nie zrealizowali swoich głównych założeń zakładających szybkie opanowanie najważniejszych regionów kraju, to jeszcze pozostali bez przywództwa. Nie udało się im także pozyskać poparcia floty oraz lotnictwa, w których nastroje były zdecydowanie prorządowe.

    [​IMG]

    Jednak mimo tych przeciwności wojska rebeliantów, których szybko zaczęto nazywać Nacjonalistami odnosiły pierwsze sukcesy. Z rejonu Sewilli, dzięki wsparciu lotnictwa włoskiego i niemieckiego marokańska armia gen. Franco, przystąpiła do ofensywy na północ, której celem było odcięcie wojsk republikańskich od granicy z Portugalią, a także połączenie się trzonem sił nacjonalistycznych dowodzonych przez gen. Molę.
    20 lipca oddziały buntownicze dowodzone przez gen. Fanjula opanowały Majorkę, pokonując nieliczne wojska wierne rządowi. Było to niezwykle cenne zwycięstwo, bowiem tym samym Nacjonaliści zyskali ważną bazę w pobliżu przyjaznych im Włoch oraz lotnisko, z którego samoloty mogły bez trudu bombardować każde miejsce we wschodniej części kraju.
    Dokładnie cztery dni później, pierwszy ochotniczy oddział milicji republikańskiej wymaszerował z Barcelony na kształtujący się powoli front w Aragonii. Licząca 3 tysiące słabo uzbrojonych żołnierzy, przeważnie byłych robotników z zakładów przemysłowych Katalonii dowodzona była przez Buenaventurę Durrit’iego i od jego nazwiska ochrzczona mianem „Kolumny Durrit’iego. Jednostki uzbrojonej milicji szybko stały się znaczącą częścią obu walczących armii.

    [​IMG] [​IMG]
    Na zdjęciach żołnierze generała Franco w Maroku przy niemieckim samolocie transportowym Ju-52 oraz członkowie ochotniczej milicji republikańskiej w Barcelonie

    [​IMG]
    Oddział Nacjonalistów, który opanował Majorkę

    [​IMG]
    Pierwszy oddział ochotniczej milicji republikańskiej​

    1 sierpnia Francja wraz z Wielką Brytanią w ramach Ligi Narodów zadeklarowały powstanie tzw. Komitetu Nieinterwencji, zrzeszającego państwa neutralne wobec konfliktu w Hiszpanii. Wkrótce przystąpiły do niego niemal wszystkie państwa europejskie, łącznie z Niemcami i Włochami, które potwierdziły swoje członkostwo 24 sierpnia.

    [​IMG]

    Barcelona, 2 sierpnia 1936

    Luis wstał od stołu i sięgnął po stojący w rogu pokoju karabin. Spojrzał na matkę. Na jej pełne strachu, załzawione oczy i grymas na twarzy. Wiedział, że jest całkowicie przeciwna decyzji, którą podjął. Lecz był pełnoletni, odpowiadał za siebie i mógł robić co chciał. Wiedział, że ta niemoc i bezsilność ją zabija. Najchętniej gdyby mogła to przetrzepałaby mu skórę i siłą wybiła ten pomysł z jego głowy. Ale te czasy, kiedy bał się jej reakcji, kiedy miała nad nim jakąkolwiek władzę poza tej wypływającej z szacunku bezpowrotnie przeminęły. Bała się. Strach miała wypisany na twarzy tak wyraźnie, że niemal nie jej poznawał.
    - Już czas. – powiedział, nerwowo ściskając w dłoni zieloną furażerkę z małą odznaką w barwach republiki.
    Matka nie odezwała się. Podjęła ostatnią, daremną próbę zatrzymania syna przy sobie, zdecydowała się swym milczeniem pokazać mu, że się nie zgadza, że nakazuje mu zostać w domu. Gdy przed paroma godzinami oznajmił jej, że zaciąga się do ochotniczych jednostek milicji republikańskiej nie miała siły krzyczeć. Nie walczyła. Dopiero teraz, gdy przypomniała sobie jak bardzo dziękowała Bogu za to, że synowi nic się nie stało podczas niedawnych zamieszek, zdecydowała się na walkę.
    On również się nie odezwał. Nałożył na głowę wymiętą furażerkę i wolnym krokiem skierował się w stronę drzwi. Po drodze minął młodszego, zaledwie 7-letniego brata, którego cała uwaga skupiała się na jego karabinie.
    - Opiekuj się mamą. – szepnął do niego i szybko wyszedł z domu.
    Do oczu napłynęły mu łzy. Szybko je wytarł, ale odchodząc obejrzał się w kierunku domu, jakby chcąc zachować ten obraz w swej głowie, by móc żyć uczuciem, że ma do czego wracać. Dojrzał również matkę, która stała w oknie za firanką. Mógł tylko podejrzewać co czuje ta kobieta, która straciła kontrolę nad życiem swego ukochanego syna. Życiem, które on w wieku dwudziestu lat, zdecydował się ofiarować krajowi i ideałom, w które święcie wierzył. Stał tak jeszcze przez chwilę, po czym odwrócił się i skierował w stronę głównej ulicy. Nowa fala żalu jaka w nim wezbrała znów znalazła ujście w oczach. W głębi serca przeklinał siebie za ten cały sentymentalizm, za tą słabość, jaką było ukazywanie swych uczuć, ale z drugiej strony tak został wychowany. Wrosło to w niego bardzo głęboko przez wszystkie te lata i żadna siła nie była w stanie tego z niego usunąć.
    Na jednej z głównych ulic miasta, słychać było właśnie równy krok podbitych butów oraz słowa jakiejś wojskowej pieśni. Oto kolejna jednostka „dzieci Barcelony” wyruszała na front w Aragonii. Do walki z faszyzmem i niesprawiedliwością społeczną. Do walki z wielkimi ziemskimi panami i zepsutym klerem. Do walki o lepszą Hiszpanię. Przyspieszył kroku. Do punktu zbiórki jego jednostki pozostało około kilometra. Wkrótce i on dostąpi zaszczytu walki o przyszłość swoją i swoich dzieci. O przyszłość jaka im się należy. I łzy czy sprzeciw matki nie są w stanie tego zmienić. On podjął decyzję…
     
  7. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część siódma: „Duch sportu”


    [​IMG]

    1 – 16 sierpień 1936​


    Pomysł organizacji letnich Igrzysk Olimpijskich w Niemczech narodził się jeszcze przed Wielką Wojną. Początkowo miały one odbyć się w 1916 roku, lecz sytuacja międzynarodowa tamtego okresu wykluczała możliwość ich przeprowadzenia. Do tego zamysłu powrócono po zakończeniu walk i ostatecznie, mimo licznych protestów środowisk sportowych zdecydowano się na organizację Igrzysk Olimpijskich w Niemczech w roku 1936. Z dwudziestoletnim opóźnieniem znicz olimpijski, symbolizujący wzniosłe ideały sportowej rywalizacji miał zapłonąć w Berlinie.

    Jednakże Niemcy doby roku 1936 były całkowicie innym państwem. Trzyletnie rządy NSDAP oraz Adolfa Hitlera, naznaczone nacjonalizmem i rasizmem sprawiły, że pomysł organizacji tego typu imprezy w Berlinie wydawał się jawnym zaprzeczeniem sportowych ideałów, jakie Igrzyska sobą reprezentowały. Stąd obok głosów sprzeciwu pojawiła się idea zorganizowania konkurencyjnych zawodów w Barcelonie. Niestety wybuch wojny domowej w Hiszpanii przekreślił te ambitne plany. Ostatecznie po licznych ustępstwach strony niemieckiej (złagodzenie polityki rasistowskiej na czas igrzysk, oraz dopuszczenie do reprezentowania Niemiec sportowców pochodzenia żydowskiego, takich jak florecistka Helene Mayer czy hokeistka Rudi Bali) Międzynarodowy Komitet Olimpijski zdecydował się na przeprowadzenie imprezy w Berlinie.

    [​IMG]
    Olimpijski płomień wreszcie zawitał do stolicy Niemiec​

    Do stolicy Niemiec zjechało 46 ekip, reprezentujących takie kraje jak Afganistan, Argentyna, Australia, Austria, Belgia, Bermudy, Boliwia, Brazylia, Bułgaria, Chile, Dania, Egipt, Estonia, Finlandia, Francja, Grecja, Kanada, Wielka Brytania, Kolumbia, Kostaryka, Węgry, Indie, Islandia, Włochy, Japonia, Łotwa, Liechtenstein, Luksemburg, Meksyk, Malta, Monaco, Holandia, Norwegia, Nowa Zelandia, Peru, Filipiny, Polska, Portugalia, Chiny, Rumunia, Republika Południowej Afryki, Szwajcaria, Szwecja Czechosłowacja, Turcja, Urugwaj, Stany Zjednoczone oraz Jugosławia. Uroczystemu rozpoczęciu zawodów przewodniczył sam Adolf Hitler, który w swej przemowie wychwalał wartości sportowej rywalizacji jako czynnika przełamującego bariery oraz łączącego wszystkie kraje w duchu pokoju. W późniejszej paradzie ekip sportowych niemal wszystkie reprezentacje przybyłe na Igrzyska z wyjątkiem Wielkiej Brytanii i Japonii defilowały przed Hitlerem z ręką wyciągniętą w charakterystycznym niemieckim pozdrowieniu. Względy polityczne okazały się w tej kwestii silniejsze od ducha sportu… Z resztą nie tylko w tej.

    [​IMG]
    Ekipa Wielkiej Brytanii defiluje przed Adolfem Hitlerem podczas ceremonii otwarcia Igrzysk​

    Naziści w sposób bardzo umiejętny wykorzystywali fakt, że berlińskie igrzyska są pierwszymi w historii zawodami sportowymi transmitowanymi w telewizji. Niemiecka machina propagandowa, której przewodniczył doktor Joseph Goebbels pracowała pełną parą, by ich medialność odbiła się także na wizerunku Niemiec i Nazizmu. Z dumą prezentowano wzniosłe budowle sportowe, poziom życia niemieckiego społeczeństwa oraz tradycyjny pruski porządek i organizację.

    Oprócz 16 tradycyjnych dyscyplin sportowych dodano także trzy nowe: kajakarstwo, koszykówkę, a także piłkę ręczną. Mecze baseball’u oraz zawody szybowcowe odbyły się jako konkurencje pokazowe.

    Do najciekawszych wydarzeń Igrzysk w Berlinie można zaliczyć niesamowity wynik czarnoskórego, amerykańskiego lekkoatlety Jesse Owens’a, który zdobył cztery złote medale w konkurencjach indywidualnych: bieg na 100 i 200 metrów, skoku w dal oraz sztafecie 4x100 m. Z kolei na dłuższe dystanse bezkonkurencyjni okazali się lekkoatleci z Finlandii, zdobywając 5 z 6 medali w biegu na 5000 i 10000 metrów.

    [​IMG]

    [​IMG]
    Amerykański, czarnoskóry lekkoatleta Jesse Owens w widowiskowy sposób odniósł jeden z najwspanialszych sukcesów w historii Igrzysk. Smaku całej sprawie dodawał fakt, iż odniósł go w sercu rasistowskich Niemiec​

    Turniej strzelecki wygrali Niemcy łącznie zdobywając 3 medale (złoty i dwa srebrne), ale bardzo dobrej strony pokazali się także Skandynawowie zajmując w ostatecznej klasyfikacji dwa kolejne miejsca (Szwedzi drugie, Norwegowie trzecie). Jedyny medal w tej dyscyplinie dla Polski (brązowy) zdobył Władysław Karaś, a Polska musiała podzielić się ostatnim piątym miejscem z Francuzami.

    W zawodach pływackich zdecydowanie dominowali Japończycy i Amerykanie, rozdzielając niemalże między siebie medale na większość dystansów. Wśród kobiet najlepsze okazały się Holenderki, a wśród nich Rie Mastenbroek, zdobywczyni 3 złotych medali.

    Do mniej popularnych, aczkolwiek nie mniej emocjonujących zawodów należały gry zespołowe. W piłce nożnej złoty medal wywalczyli Włosi eliminując po drodze Stany Zjednoczone (1-0), gromiąc Japonię (8-0), po dogrywce pokonując rewelację rozgrywek Norwegów (2-1), by w finale odnieść zwycięstwo nad Austriakami (2-1). Wspomniani Norwegowie, którzy debiutowali w zawodach piłkarskich bez problemu poradzili sobie z Turcją (4:0), w ćwierćfinałach sensacyjnie pokonali Niemcy (2:0). W meczu o trzecie miejsce piłkarze ze Skandynawii okazali się minimalnie lepsi od reprezentantów Polski (3:2) 4 miejsce Polaków choć było sporą niespodzianką pozostawiło spory niedosyt. Biało-czerwoni w pierwszym meczu ograli Węgrów (3:0), w ćwierćfinale pokonali Wielką Brytanię (5-4), by w półfinale przegrać z późniejszymi srebrnymi medalistami Austriakami (1-3).
    Rywalizacji w piłkę nożną towarzyszył jednak nie mały skandal. W meczu ćwierćfinałowym pomiędzy reprezentacjami Peru i Austrii, na boisko wdarli się peruwiańscy kibice, którzy zbyt wcześnie rozpoczęli świętowanie wysokiego zwycięstwa. FIFA nakazała powtórzenie meczu, na co Peruwiańczycy zareagowali bojkotem spotkania. Wkrótce Peru wycofało swoich reprezentantów z Igrzysk Olimpijskich.

    Swą klasę w hokeju na trawie potwierdzili natomiast reprezentacji Indii, którzy na poprzednich Igrzyskach w Los Angelos wywalczyli złoty medal. W sierpniu 1936 roku po raz kolejny udowodnili, że w tej dyscyplinie nie mają sobie równych. Bez problemów zapewnili sobie awans z grupy roznosząc Japonię (9-0), Węgry (4-0) oraz Stany Zjednoczone (7-0). W półfinale dosłownie zmiażdżyli Holendrów (10-0), by w finale spotkać się z reprezentacją Niemiec, którą również łatwo pokonali (8-1). Brązowy medal wywalczyła Holandia, której pomimo klęski z późniejszymi złotymi medalistami udało się pokonać Francję (4-3).

    Pierwszy raz podczas berlińskich igrzysk rozegrano zawody w piłę ręczną. Swoje drużyny zgłosiły do gry tylko Niemcy, Szwajcaria, Austria, Węgry, Rumunia i Stany Zjednoczone.
    Zdecydowany sukces odniosły narody niemieckojęzyczne, które zajęły wszystkie medalowe miejsca: Niemcy pierwsze, Austria drugie, a Szwajcaria trzecie.

    O ile w piłce nożnej czy ręcznej dało się widzieć zdecydowaną dominację Starego Kontynentu o tyle w koszykówce pierwsze skrzypce grali zawodnicy z Ameryki Północnej. Zwyciężyli Amerykanie, pokonując w finale Kanadyjczyków. Brąz wywalczyła reprezentacja Meksyku, ogrywając wcześniej wysoko Polskę w meczu o trzecie miejsce. Gospodarze imprezy, Niemcy odpadli z rozgrywek po trzech dosyć zaskakujących porażkach (ze Szwajcarami, Włochami i Czechami).

    Nie przeszkodziło to Niemcom odnieść miażdżące zwycięstwo w końcowej klasyfikacji medalowej. Zajęli oni pierwsze miejsce, zdobywając ogółem 89 medali (33 złote, 26 srebrnych i 30 brązowych). Drudzy byli Amerykanie z 56 medalami (24 złote, 20 srebrnych i 12 brązowych), a trzeci Węgrzy, którzy zdobyli łącznie 16 medali (10 złotych, jeden srebrny i 5 brązowych). Polacy zajęli dalekie 17 miejsce, zdobywając tylko 6 medali (3 srebrne i 3 brązowe). Biało-czerwonych wyprzedziły takie ekipy jak Czechosłowacja (8 medali), Kanada (9 medali) czy Estonia (7 medali).

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]
    Igrzyska w Berlinie zostały świetnie przygotowane tak od strony medialnej jak i organizacyjnej. Niemcy również skorzystały z okazji, by zmienić swój obraz w świecie.​

    Następne Igrzyska Olimpijskie miały odbyć się za cztery lata w Helsinkach w Finlandii. Przez dwa tygodnie sierpnia 1936 roku cały świat za pośrednictwem mediów żył zawodami i rywalizacją medalową w Berlinie, zapominając o wojnie w Hiszpanii, czy coraz bardziej napiętej sytuacji międzynarodowej. Duch sportu mimo realnych obaw ze strony krytyków nazizmu zwyciężył. Żadnemu reprezentantowi narodów uznawanych za niższe w aryjskiej hierarchii wartości nie stała się Berlinie krzywda. Niemcy okazały się dla nich niezwykle gościnne. To wszystko pozwalało wierzyć, że póki sportowa rywalizacja pozostaje ponad polityką świat jest bezpieczny, a groźba wojny dalej niż można by sobie wyobrazić.
     
  8. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część ósma: „Pokaz siły”​
    Związek Radziecki​


    [​IMG]
    [​IMG]

    Styczeń – październik 1936​


    „Daję słowo, że nie ma żadnego wyścigu zbrojeń.” – te słowa brytyjskiego premiera Stanleya Baldwina w odniesieniu do coraz bardziej napiętej sytuacji międzynarodowej miały uspokoić opinię publiczną, przerażoną wizją kolejnej zbliżającej się wojny. Oczywiście była to nieprawda. Wyścig zbrojeń trwał i nie można było zrobić nic, by go zatrzymać. Niemcy, Włochy czy Japonia pomimo żarliwych zapewnień swoich przywódców o chęci porozumienia i rozbrojenia gwałtownie zwiększały swój potencjał wojskowy. Chcąc nie chcąc wkrótce musiała do niego przystąpić także Wielka Brytania, której siły zbrojne, z wyjątkiem Royal Navy były rozpaczliwie małe i słabo uzbrojone. Już w 1935 roku MI6 słała do Londynu alarmujące raporty, że niemieckie lotnictwo w niedługim czasie może przewyższyć liczebnie RAF. Niepokoił także rozwój niemieckich sił pancernych. W październiku 1935 roku powstała pierwsza z trzech dywizji pancernych Wehrmachtu. Składała się z dwóch pułków czołgów oraz całkowicie zmotoryzowanej lekkiej artylerii i jednostek piechoty, łącznie liczyła 560 czołgów. Przykładowo w 1935 roku całość brytyjskich wojsk pancernych zamykała się w liczbie niewiele ponad 300 pojazdów.

    Lecz istniało w Europie państwo, które wyścig zbrojeń zaczęło dużo wcześniej, bo już w połowie lat dwudziestych. W ciągu tego czasu zdołało ono rozwinąć najliczniejsze siły zbrojne na świecie. Tym państwem był oczywiście Związek Radziecki. Zakłady przemysłu czołgowego tego kraju, zbudowane w latach 1929-1934, systematycznie zwiększały produkcje. Przykładowo w 1930 roku wyprodukowano zaledwie 170 pojazdów pancernych, rok później już 740, a w 1932 zawrotną liczbę 3038. Takimi wynikami nie mógł poszczycić się żaden przemysł na świecie.
    Równocześnie z wojskami pancernymi dynamicznie rozbudowywano w Związku Radzieckim lotnictwo, które do końca 1936 roku liczyło 20 240 maszyn różnych typów. To była miażdżąca siła, której nie mogłoby się przeciwstawić żadne inne państwo na świecie. Reformatorem Armii Czerwonej okazał się być młody, awansowany w 1935 roku do stopnia marszałka Michaił Tuchaczewski. Świetny organizator i strateg, który dostrzegał olbrzymią rolę lotnictwa i czołgów w przyszłym konflikcie zbrojnym. To głównie na jego wniosek w sierpniu 1931 roku Rada do spraw Pracy i Obrony uchwaliła długoterminowy program produkcji czołgów. To on opracował doktryny wykorzystania broni pancernej i lotniczej, które zebrał w wielkich jednostkach: korpusach armiach, tak by działały niemal samodzielnie i były w stanie przerwać każdą, nawet najlepiej umocnioną linię frontu. To on był ojcem potęgi Armii Czerwonej, potęgi o której szybko miał przekonać się cały świat…

    Okolice Kijowa, lato 1935 roku

    Generał Archibald Wavell dostrzegając w oddali wielkie tumany kurzu przyłożył do oczu wielką lornetkę. Pozostali oficerowie brytyjscy i francuscy uczynili podobnie z wielką ciekawością przyglądając się horyzontowi, który powoli znikał zasłaniany olbrzymią chmurą pyłu. Oficerowie Armii Czerwonej z marszałkiem Tuchaczewskim na czele przyglądali im bacznie, oczekując ich reakcji na to co zobaczą.
    Wavell początkowo nie mogąc uwierzyć w to co ujrzał, oderwał od oczu lornetkę i udając, że majstruje przy ostrości, kilka razy szybko mrugnął oczami. Gdy znów spojrzał przez szkła, zyskał pewność, że wzrok go nie oszukuje.

    Zmierzało ku nim ponad tysiąc czołgów radzieckich różnych typów, z których najszybsze BT-5, zbudowane na rewelacyjnym podwoziu amerykańskiego czołgu Christie, ześrodkowano na skrzydłach. W centrum pancerny walec składający się z czołgów T-26, średnich T-28 oraz ciężkich T-32 powoli sunął przed siebie, z zadziwiającą łatwością pokonując wcześniej przygotowane przeszkody przeciwczołgowe. Ten pancerny walec wydał się nie do zatrzymania, nawet przez dobrze okopaną piechotę, wyposażoną w broń przeciwpancerną.
    - I jak się panom podoba ? – zapytał tłumacz marszałka.
    - Zaiste niesamowity widok. – odparł generał Wavell, opuszczając lornetkę. – Czy mógłbym wiedzieć ile dokładnie czołgów bierze udział w tym ataku ?
    Odczekał chwile, aż tłumacz, młody lejtnant przetłumaczy pytanie Tuchaczewskiemu. Gdy skończył ten tylko uśmiechnął się i powiedział coś po rosyjsku, co również wywołało uśmiech u tłumacza.
    - Towarzysz marszałek proponuje, by spróbował pan sam policzyć.
    Wavell przeklął w duchu swoją naiwność. Doskonale zdawał sobie sprawę, że takie fakty, jak dokładna liczba czołgów biorących udział w manewrach i jednostki z jakich pochodzą nie zawsze są informacjami jawnymi. Zwłaszcza w Związku Radzieckim, w którym czuło się wręcz paranoiczny lęk przed szpiegostwem.

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]
    Radzieckie czołgi BT-5 czy T-26 były w połowie lat trzydziestych jednymi z najlepszych na świecie. W porównaniu do nich brytyjskie czołgi wydawały się co najmniej śmieszne​

    Nagle uwagę wszystkich obecnych zwrócił dziwny huk, który dało się słyszeć w oddali i czarne punkciki, pojawiające się na linii horyzontu. Były to wielkie, czterosilnikowe bombowce TB-3, od których szybko dosłownie zaroiło się na niebie. Ku zdziwieniu Wavella i reszty obecnych obserwatorów zagranicznych wokół samolotów pojawiło tysiące białych czasz spadochronowych, które wolno szybowały ku ziemi tuż za zaimprowizowanymi liniami nieprzyjaciela, ku któremu od frontu zbliżało się ponad tysiąc czołgów.
    - Desant powietrzny… - szepnął ktoś.
    Marszałek przyglądał się im z wielką satysfakcją. Był to pokaz nie tylko siły Armii Czerwonej i Związku Radzieckiego. Był to pokaz jego geniuszu strategicznego. Wszyscy z przejęciem oglądali jak spadochroniarze po wylądowaniu zabezpieczają miejsce desantu, a kilka wielkich bombowców TB-3 szykuje się do lądowania na polanie. Generał Wavell ponownie nie mógł uwierzyć własnym oczom. Z tych samolotów po wylądowaniu żołnierze wyciągali ciężki sprzęt, w tym parę dział dosyć sporego kalibru. Obaliło to przekonanie, że desant powietrzny jest skazany na porażkę w spotkaniu z wojskami dysponującymi ciężkim sprzętem. Uderzeniu pancernemu w połączeniu z desantem na tyły mogła się oprzeć mało która linia obrony.
    - Jak panowie widzą porażający atak wojskami szybkimi, wsparty dodatkowo zaskakującym manewrem wymierzonym w tyły przeciwnika jest w stanie zniszczyć każdego przeciwnika. – powiedział z wielką satysfakcją Tuchaczewski, czekając aż tłumacz przełoży to na język angielski i francuski.

    [​IMG]
    Samolot TB-3 podczas desantu spadochronowego​

    Nie można było się z tym nie zgodzić. Najbardziej świadomy tego był sam Wavell, który doskonale orientował się w rzeczywistej sile armii brytyjskiej. W starciu z taką potęgą nie miałaby ona najmniejszych szans. A masowe użycie wojsk powietrzno-desantowych, którego był przed chwilą świadkiem sprawiało, że Kanał La Manche przestawał zapewniać bezpieczeństwo.
    Jedynie na oficerze francuskim pokaz ten wywołał tak dużego wrażenia jak na pozostałych. W rozmowie z Brytyjczykiem przyznał się, że wszystko to traktuje w kategoriach widowiskowego pokazu siły, ale szczerze wątpi czy w rzeczywistości istniałaby możliwość przeprowadzenia takiej operacji.
    - Czołgi nie mają możliwości zdobycia masywnych, betonowych schronów czy umocnionych pozycji artyleryjskich. Są uzależnione od typu terenu, na którym walczą. Potrzebują wsparcia piechoty, bo bez niej nie są w stanie nic osiągnąć. A rzucenie piechoty na świetnie umocnionego przeciwnika kończy się rzezią i jej odwrotem. I żadne pokazowe desanty nie są tego w stanie zmienić. – przekonywał.
    Być może miał być to pokaz siły, który nastawiony był na pozostawienie niesamowitego wrażenia potęgi Armii Czerwonej. Lecz był to pokaz siły rzeczywistej, którą Związek Radziecki mógł wykorzystać w każdej niemal chwili.
    – zapisał w swym pamiętniku Wavell.

    Miał rację. Lecz nie dostrzegał, że Tuchaczewski i inni reformatorzy Armii Czerwonej stali się politycznie niebezpieczni także dla Kremla. Próbowali odpolitycznić wojsko i zamienić je w pełni profesjonalne, niezależne siły zbrojne. A to nie mieściło się w głowie radzieckim władzom.

    Sygnałem do rozpoczęcia czystek było aresztowanie we wrześniu 1936 roku Generalnego Komisarza Bezpieczeństwa Publicznego – Gienricha Jagody, który na rozkaz Stalina przeprowadził udany zamach na życie Siergieja Kirowa, a później o jego zabójstwo oskarżył Lwa Kamieniewa i Grigorija Zinowiewa, niegdyś bliskich współpracowników Lwa Trockiego. Józef Stalin pozbył się swoich politycznych wrogów i rywali. Teraz przyszła pora na czystki w Armii Czerwonej, która stawała się coraz bardziej niezależna, a przez to niebezpieczna. Gienrich Jagoda stał się bezużyteczny. Do tego wiedział zbyt wiele. Potrzeba było świeżej krwi, która z nowym zapałem przystąpi do rozprawy z siatką trockistowsko-zinowiewowską w wojsku.

    Miejsce Jagody zajął jego dotychczasowy zastępca Nikołaj Jeżow. Wraz z jego nadejściem Związek Radziecki wkroczył w jedną z najciemniejszych er swojej historii...
     
  9. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Przedstawiam drugą część części ósmej. Po prostu stworzony przeze mnie odcinek dotyczący Związku Radzieckiego był zdecydowanie za długi, by rzucić go czytelnikom "na jeden raz", więc zdecydowałem się go podzielić. Życzę przyjemnej lektury.


    Moskwa, wrzesień 1936 roku

    Abram Słucki, od niedawna naczelnik Wydziału Zagranicznego Głównego Zarządu Bezpieczeństwa Publicznego przy Ludowym Komisariacie Spraw Wewnętrznych jeszcze raz rzucił ostre spojrzenie swojemu podwładnemu Aleksandrowi Orłowowi. Tamten blady jak kreda siedział naprzeciw niego ze wzrokiem utkwionym gdzieś w dal. Widać było, że spodziewa się najgorszego.
    - Eh Orłow Orłow… - westchnął głęboko Słucki. – Wy to zawsze musicie wpakować się w takie bagno, że do szyi wam sięga. – zacisnął otwartą dłoń na swoim gardle, by jeszcze bardziej zobrazować wagę swych słów. – Narobiliście takiego smrodu wokół wydziału, że czuć go na Kremlu.
    Mówił o samobójczej śmierci młodej funkcjonariuszki Galiny Wojtowej, która zastrzeliła się przed gmachem głównym NKWD na Łubiance. Podobno powodem jej śmierci był zawód miłosny jakiego doznała właśnie ze strony Orłowa, z którym miała kilkumiesięczny romans.
    - Rozumiem towarzyszu naczelniku… - wydukał Orłow. – Jestem w stanie ponieść wszystkie konsekwencje.
    - W to nie wątpię !
    Słucki wstał zza biurka i odszedł kilka kroków, w kierunku otwartego okna. Zdawał sobie sprawę, że coraz bardziej przerażony podwładny śledzi każdy jego krok i gest, jakby próbował wyczytać z nich swoją przyszłość. Gdy odwrócił się gwałtownie dostrzegł jak Orłow kuli się w fotelu jakby oczekiwał ciosu. Słucki nie dziwił mu się szczególnie. Był to czas kiedy każdy za najmniejszy błąd mógł i za zwyczaj płacił życiem.
    - Rozumiecie pewnie Orłow, że Aparat Bezpieczeństwa musi być bez skazy. Skandal obyczajowy jaki nam się teraz kroi jest niedopuszczalny i jeżeli to dojdzie do samej góry to ktoś będzie musiał za to beknąć. – przerwał i spojrzał na rozmówcę, by zorientować się jego reakcji.
    - Oczywiście towarzyszu naczelniku…
    - Nie chcę stracić dobrego człowieka przez jakąś głupiutką panieneczkę, którą odprawiłeś z kwitkiem. Ale w Moskwie nie możecie zostać.
    Orłow spojrzał na niego mętnym wzrokiem.
    - Pojedziecie do Hiszpanii. – rzucił nagle Słucki.
    - Hiszpanii ? – zdziwił się Orłow.
    - Tak. Nasi towarzysze walczą tam przeciw faszystom i potrzebują naszej pomocy. – kontynuował naczelnik sięgając jednocześnie do szuflady biurka, z której wyciągnął szarą, zawiązywaną teczkę i dużym czerwonym nadrukiem „TAJNE”. – Tu macie wszystkie instrukcje. Przestudiujcie je dobrze, pojutrze macie zameldować się w Odessie, w tamtejszym komisariacie NKWD. Tam poznacie szczegóły przerzutu do Hiszpanii.
    Orłow drżącymi rękami sięgnął po szarą teczkę. Stał tak chwilę jakby nie mógł uwierzyć w to co się dzieje, po czym wyprostował się i zasalutował. Los okazał się być dla niego wielce łaskawy. Nie tylko uniknął plutonu egzekucyjnego lub wieloletniego więzienia, ale i otrzymał nowe, ważne zadanie.
    Gdy tylko wyszedł z gabinetu naczelnika natychmiast rozpiął ostatni guzik munduru i poluzował kołnierz. Na plecach poczuł zimny dreszcz. Czuł, że śmierć już patrzyła mu w twarz, lecz jemu udało się ją przechytrzyć. Przynajmniej na razie…

    [​IMG]
    Towarzysz Aleksandr Orłow - od października 1936 roku rezydent NKWD w Hiszpanii​

    Na przełomie sierpnia i września 1936 roku względną przewagę w hiszpańskiej wojnie domowej zdobyli Nacjonaliści hojnie wspierani przez Portugalię, Niemcy i Włochy, które dostarczały rebeliantom zaopatrzenie, uzbrojenie, a także ochotnicze jednostki wojskowe. Pozbawieni takiej pomocy Republikanie zostali zepchnięci do defensywy. We wrześniu siły nacjonalistyczne przystąpiły do ataku w północnej części Hiszpanii, w Kraju Basków. 5 września, po ciężkich walkach ulicznych zdobyli miasto Irun, tydzień później padło także San Sebastian. Zwycięstwa te otworzyły Nacjonalistom drogę na stolicę Kraju Basków – Bilbao.

    [​IMG]
    Front w Hiszpanii na początku września 1936 roku​

    Sytuacja wojsk republikańskich pogarszała się z dnia na dzień. Pod koniec września wydawało się pewne, że nie uda im się utrzymać Madrytu, w kierunku którego parły niepowstrzymanie wojska buntowniczych generałów. Upadek stolicy Hiszpanii oznaczałby ostateczne zwycięstwo generała Franco, który 29 września otrzymał tytuł generalissimusa, głównego wodza armii Nacjonalistów. Jednak bieg wydarzeń zmieniła interwencja kolejnego po Niemczech i Włoszech państwa: Związku Radzieckiego.

    Początkowo Stalin nie zamierzał udzielać pomocy wojskom republikańskim. Wierzył, że są one wystarczająco silne, by samodzielnie poradzić sobie z buntem części wojskowych i początkowo wszystko utwierdzało go w tym przekonaniu. Sytuacja zmieniła się jednak, gdy rebelianci otrzymali znaczącą pomoc od Włoch, Niemiec i Portugalii, dzięki której przejęli inicjatywę i skutecznie wyparli Republikanów z części terytorium Hiszpanii. Dopiero wówczas Związek Radziecki zdecydował się na reakcję. 6 października 1936 roku Stalin ogłosił, że wobec jawnego wspierania jednej ze stron przez innych sygnatariuszy Komitetu Nieinterwencji nie czuje się zobowiązany do przestrzegania jego postanowień. Do hiszpańskich portów wysłano transporty z bronią i zaopatrzeniem, a także kadrą oficerską, której braki w armii republikańskiej były aż nazbyt widoczne. Za tą „braterską pomoc” władze Hiszpanii odwdzięczyły się niezwykle hojnie. Związek Radziecki w ramach zapłaty otrzymał niemal połowę rezerw Banku Narodowego Republiki, czyli prawie pół miliarda dolarów. Nadzór nad transportem hiszpańskiego złota do Odessy przejął rezydent NKWD w Hiszpanii, Aleksandr Orłow. Do zadań tego człowieka należało także stworzenie tajnej policji, tzw. Servicio de Inwestigacion oraz pozyskanie agentów, mogących w przyszłości pracować dla Związku Radzieckiego. Ze wszystkich stawianych przed nim zadań Orłow wywiązał się wzorowo, za co został odznaczony Orderem Lenina.

    [​IMG]
    Wsparcie Włoch i Niemiec dla wojsk generała Franco​

    Pomoc Sowietów była dla Republikanów niezwykle cenna, ale nie od razu zdołała wpłynąć na losy wojny. Mimo, iż pierwsze radzieckie czołgi T-26 pojawiły się na ulicach Madrytu już pod koniec października, a pełną parą rozpoczęło się także tworzenie tzw. Brygad Międzynarodowych, czyli jednostek ochotników z całej Europy gotowych walczyć z Nacjonalistami to marszu wojsk generała Franco na stolicę kraju wciąż nie udawało się powstrzymać. Wszystko wskazywało na to, że nadchodzące tygodnie rozstrzygną o losach wojny. Dla obu stron najważniejszym odcinkiem frontu stał się odcinek madrycki.

    [​IMG]
    Pozycja obronna republikanów, na Placu Uniwersyteckim w stolicy Hiszpanii, październik 1936.​

    Madryt, 30 października 1936

    No Pasaran ! - taki napis widniał na wielu ścianach i murach madryckich domów i budynków. Namalowany pośpiesznie, niedbale, najczęściej czerwoną farbą, której dziwnym trafem zawsze było pod dostatkiem. Gdzieniegdzie towarzyszyły mu sierp i młot skrzyżowane w braterskim uścisku oraz czerwone gwiazdy, symbole wdzięczności dla wielkiego Związku Radzieckiego, który od niedawna rozpoczął przysyłanie zaopatrzenia i broni dla Republikanów. Czołgi T-26, które kilka dni wcześniej dumnie prezentowano na głównych arteriach miasta, prosto z tej prowizorycznej defilady udały się na front, by choć trochę opóźnić marsz wojsk generała Franco na stolicę. Większość z nich za pewne dopalała się już na kastylijskich łąkach, bowiem radio niezmiennie podawało nazwy kolejnych miejscowościach zdobytych przez Nacjonalistów na drodze do Madrytu. Lecz na ulicach miasta, coraz bardziej wyludnionych i zamienianych w poszczególne bastiony nie było widać oznak paniki czy strachu przed nadciągającym nieprzyjacielem. Było za to czuć powagę i determinację, umiejętnie podbudowywaną przez propagandę i tajną policję, która szybko rozprawiała się z malkontentami.
    - Towarzysz lejtnant mówi, że drugi kaem należałoby umiejscowić gdzieś wysoko… W jakimś budynku, by miał jak największe pole ostrzału. – wydukał łamanym hiszpańskim radziecki tłumacz.
    Grupka oficerów republikańskich zgodnie przytaknęła.
    - Tylko należy go dobrze zamaskować, by nie namierzyli go zbyt szybko i zasypali ogniem moździerzy. – dodał po chwili, gdy mężczyzna w cywilnym ubraniu skończył mówić w egzotycznym języku.
    - Napoleon z Kaukazu… - rzucił Felipe podnosząc kolejny worek z piaskiem i wolnym, chwiejnym krokiem podążając w kierunku umacnianego stanowiska na rogu ulicy.
    Luis idąc za nim i słysząc niezaprzeczalny ładunek sarkazmu w jego głosie uśmiechnął się szczerze.
    - Jak nas te Ruskie pokierują w obronie tak jak przed Napoleonem to marny nasz los.
    - Czyli jak ? – zaciekawił się Paolo, który napełniał kolejne worki piaskiem.
    - Nie czytałeś Wojny i Pokoju ?
    Paolo wyraźnie zawstydził się.
    - Nie umiem czytać… - szepnął ledwie słyszalnym głosem. – W domu nigdy nie było czasu na naukę. Musiałem pracować.
    - No więc widzisz przyjacielu… Przed Napoleonem Ruskie broniły się tak umiejętnie, że tamten niemal z marszu do Moskwy wkroczył, a żeby było ciekawiej to jeszcze cwani Rosjanie swą stolice podpalili. – wyjaśnił Felipe, gdy powrócił po kolejny worek z piaskiem. – Nie czuje pleców…
    - Co to ? – zapytał Luis słysząc dziwny ryk gdzieś w oddali.
    - A to pewnie moje kichy. Nie jadłem już od…
    - Mówię poważnie.
    - Samoloty Franco. Pojawiają się nad różnymi sektorami naszej madryckiej reduty i rozpoznają postęp prac fortyfikacyjnych. – wyrecytował jak z kartki Felipe. Gdy wszyscy spojrzeli na niego pytającym wzrokiem dodał: – Tak mówili nasi oficerowie…
    Kilka samolotów przeleciało dokładnie nad nimi. Tak nisko, że mogli doskonale dostrzec ich dziwne, nieznane symbole. Ciemne, skrzyżowane ze sobą linie, składające się na wielkie „X” na białym tle. Kiedy ryk był już nie do zniesienia i niemal wszyscy zatkali sobie uszy, dołączył do niego inny odgłos. Świst. Świst tysięcy szybujących ku ziemi kartek papieru, które po chwili szczelnie zasypały ulicę.
    Luis z ciekawości podniósł jedną. Była w języku hiszpańskim.

    [​IMG]
    Lotnictwo Nacjonalistów używało przeważnie sprzętu włoskiego, a później także niemieckiego​

    Zgniótł ulotkę i wyrzucił ją przed siebie. Zrozumiał, że prawdziwa wojna zaczynała się dopiero teraz.
     
  10. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dziewiąta: „Non Pasaran”
    Republika Hiszpanii


    [​IMG]

    Listopad 1936​


    Wojska generała Franco zalewają Hiszpanię. Na początku listopada stają u bram Madrytu, łamiąc po drodze rozpaczliwy opór słabo uzbrojonych i dowodzonych wojsk republikańskich. Dla obserwatorów z całego świata jest niemal pewne, że siły rządowe nie utrzymają miasta. Jakby na potwierdzenie tych przypuszczeń, 6 listopada rząd republikański opuszcza Madryt i przenosi się do Walencji, znajdującej się kilkaset kilometrów od linii frontu.
    Dowództwo nad całością sił republikańskich na froncie madryckim obejmują generałowie Miaja oraz Asensio. Reorganizują oni obronę miasta i przygotowują ją do odparcia natarcia nacjonalistów za wszelką cenę.

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]
    Pod koniec 1936 roku wydawało się niemal pewne, że wojska generała Franco odniosą łatwe zwycięstwo w wojnie domowej​

    7 listopada rusza ostateczny atak wojsk generała Franco na stolicę Hiszpanii. 25 tysięcy żołnierzy rozpoczyna atak na umocnione pozycje republikańskie. Sam Franco chełpi się nazajutrz zamierza wysłuchać bicia dzwonów zwycięstwa w madryckiej katedrze. Lecz zwycięstwo nie jest wcale tak łatwe jakby się zdawało…

    Przedmieścia Madrytu, 9 listopada 1936

    - Ten był blisko… - rzucił ledwie słyszalnym głosem Paolo, otrzepując z ramion kurz i pył, który posypał się z sufitu ziemnego schronu.
    - Ostatni pocisk zawsze wali najbliżej. – oznajmił poważnym głosem Felipe, podnosząc się z prowizorycznego łóżka.
    - Co takiego ?
    - Poważnie. Przysłuchajcie się kiedyś dobrze to się przekonacie.
    - Gadasz bzdury… - skwitował Luis machając pobłażliwie ręką. – Prawie takie same jak ten oficer propagandowy co ma podnosić nasze morale. – dodał po chwili uśmiechając się.
    Wszystkich również rozbawiło przypomnienie o istnieniu tego człowieka, który szybko stał się pośmiewiskiem całej kompanii.
    - I pamiętajcie dzielni żołnierze Madrytu ! Ostatnia linia frontu przebiegnie po naszych plecach ! – świetnie naśladował jego niski głos Mario, który przed wojną pracował w teatrze.
    - Jakby jego cielsko zwaliło się na linię frontu to Franco i za rok nie mógłby dojść do Madrytu.
    Nastąpiła dosłowna eksplozja szczerego i głośnego śmiechu. Luis nie pamiętał kiedy ostatnio roześmiał się do łez. Szybko otarł oczy, ciężko oddychając. Nawet nie spostrzegł kiedy ostrzał artyleryjski dobiegł końca, a wokół zapanowała nieznośna cisza; cisza tak ciężka, że niemal czuło się jak osiada na ramionach. Wszyscy się uspokoili. Mimo, iż na prawdziwym froncie byli zaledwie o paru dni, doskonale wiedzieli co oznacza ta przerwa w ostrzale. Ale nikt nie odważył się wypowiedzieć tego głośno. Jakby bali się, że to jedno słowo, może przyśpieszyć bieg wydarzeń… Zabawne jak podczas wojny człowiek staje się przesądny.
    Niespodziewanie przy wejściu do schronu pojawił się Miguel, który zdyszanym głosem, przekazał rozkaz zajęcia pozycji. Niechętnie zwlekli się ze swoich miejsc i wyszli na zewnątrz. Luis zasłonił ręką promienie słońca, które zdawały się przenikać do jego głowy. Znów do jego uszu dobiegł znienawidzony odgłos mlaskającego pod butami błota.
    - Podobno wkrótce ma ruszyć kontratak na Plac Uniwersytecki. – oznajmił podnieconym głosem Miguel, gdy leniwie zajmowali pozycje strzeleckie. – Faszyści dostaną łupnia…
    - Ciekawe kto go poprowadzi… - burknął Felipe. – Słyszałem, że chłopaków z kompanii Andre’go, którzy bronili się na Placu, wystrzelali dosłownie jak kaczki. Straty sięgały 85%.
    - Rany… - westchnął Paolo.
    - Podobno ci z międzynarodowych mają zaatakować. Wczoraj paradowali po Madrycie jak na jakimś festynie.
    - Jasne. Założę się, że dadzą dyla na sam widok Franco. To nie ich wojna, więc nie będą się dawać tutaj kroić… Logiczne.
    Rozmowę przerwał nagle ogłuszający ryk tysięcy gardeł, które niespodziewanie ukazały się na horyzoncie. Ruszyło natarcie ! Luis przerażonym wzrokiem omiótł całą okolicę. Pierwszy raz w życiu widział taką masę ludzi ześrodkowanych w jednym miejscu. Przeładował zamek swojego karabinu i wziął na muszkę jednego, bezimiennego żołnierza biegnącego w szeregu. Pozostali uczynili podobnie.
    Na sygnał gwizdka pozycje republikańskie dosłownie plunęły ogniem setek karabinów. Także Maximy wz. 1910, ustawione na skrzydłach rozpoczęły swój śmiercionośny koncert. Początkowo upadali pojedynczy atakujący. Stopniowo jednak padało ich coraz więcej, a po ubytkach w linii żołnierzy Franco można było z łatwością wskazać rejony ostrzału z karabinów maszynowych.
    Luis długo nie mógł pociągnąć za spust. Jakaś niewidzialna blokada uniemożliwiała mu przesunięcie palca. Nie wiedział czemu. Czuł jak wszystko w nim buzuje, jak kiełbi się w nim setki przenajróżniejszych myśli… Mimo postępującego drżenia rąk utrzymywał na muszce „swojego” Nacjonalistę, który coraz bardziej zbliżał się do niego. Widział już niemal dobrze jego twarz. Widział mimikę twarzy. Wąsy…
    Strzelił. Nieznany żołnierz gwałtownie zahamował, po czym w ogóle się zatrzymał i runął na kolana. Dostał w klatkę piersiową. Luis dostrzegł jak obłędnymi ruchami mnie mundur w okolicach rany. Po trzech sekundach upadł na plecy.
    Luis poczuł w sobie coś niesamowitego. Mieszankę adrenaliny, szału, współczucia i władzy. Czuł jak to rozsadza mu żyły. Zabił. To gorsze niż gwałt, ale nie choćby nigdy się do tego nie przyznał na głos czuł… Satysfakcję. Przyjemność. Szybko przeładował broń biorąc na cel kolejną ofiarę, a usta mimowolnie ułożyły się w uśmiech.

    Tego dnia Republikanie odparli kilka silnych ataków Nacjonalistów. Obie strony poniosły potworne straty w ludziach. Dzień później wzmocnione żołnierzami Brygad Międzynarodowych wojska rządowe przeszły do przeciwnatarcia i odzyskały Plac Uniwersytecki oraz mosty prowadzące do centrum Madrytu. Zacięte walki toczyły się jeszcze przez wiele dni o Szpital Uniwersytecki oraz inne budynki na przedmieściach stolicy. Ostatecznie 23 listopada, generał Franco wstrzymał natarcie swych wojsk na Madryt. Wojna nie skończyła się do świąt. Miała potrwać wiele miesięcy i kosztować życie wielu tysięcy ludzi.

    [​IMG]
    Generał Jose Miaja, dowódca wojsk obrony Madrytu.

    [​IMG] [​IMG]
    Przedmieścia stolicy Hiszpanii i pozycje republikańskie na Placu Uniwersyteckim

    [​IMG][​IMG]
    Nieustępliwość obrońców Madrytu stała się dla Republikanów symbolem męstwa i poświęcenia​

    Zbrodni wojennych dopuszczały się obie walczące strony, o czym często donosili korespondenci zagranicznej prasy. Lotnictwo Nacjonalistów bezlitośnie bombardowało cywilne dzielnice Madrytu powodując wielkie straty wśród niewinnych ludzi. Lecz do historii zbrodni hiszpańskiej wojny domowej miała przejść masakra ponad 1000 więźniów politycznych zamordowanych przez żołnierzy republikańskiej milicji w Paracuellos del Jarama. Wobec zbliżania się wojsk generała Franco do Madrytu, dowódca obrony miasta, gen. Miaja polecił ewakuować ich do więzień położonych z dala od linii frontu. Eskortujący ich żołnierze złamali jednak rozkaz, rozstrzeliwując więźniów i powracając pozycje obronne. Była to odpowiedź na podobną zbrodnie dokonaną przez Nacjonalistów w Toledo, we wrześniu 1936 roku. Z resztą rozstrzeliwanie jeńców szybko stało się w tej wojnie normą, usprawiedliwianą hojnie przez obie walczące ideologie…

     
  11. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dziesiąta: „Mój przyjaciel Franco…”
    III Rzesza​


    [​IMG]
    [​IMG]

    Grudzień 1936​


    Berghof, okolice Berchtesgaden, grudzień 1936

    Alpy Salzburskie zimą wyglądały niesamowicie. Przykryte białym puchem szczyty gór Kahstein oraz Untersberg, dumnie górowały nad panoramą całej okolicy, sprawiając, że wyglądała ona niemal bajkowo. To właśnie z jednej z tych gór, miał według legendy wyjść dotychczas pogrążony we śnie rzymsko-niemiecki cesarz z dynastii Habsburgów i wskrzesić minioną potęgę Rzeszy. Wilhelm Canaris siedząc na tylnim siedzeniu czarnego mercedesa z wielkim zauroczeniem przyglądał się mijanym krajobrazom. Jego samochód co chwilę zatrzymywał się, by stojący na punktach kontrolnych strażnicy z SS Leibstandarte mogli starannie przestudiować dokumenty kierowcy. Ta nadmierna ochrona nie drażniła go zbytnio, wręcz przeciwnie sprawiała, że mógł dłużej nacieszyć oko widokiem, na który w Berlinie nie miał najmniejszych szans.

    [​IMG]
    [​IMG]
    Willa Hitlera w Berghofie. Wspaniałe krajobrazy robiły wrażenie na niemal każdym gościu i o każdej porze roku​

    Berghof, do którego zmierzał był specjalną, wypoczynkową kwaterą Fuehrera, znajdującą się na zboczach Obersalzbergu, przebudowywaną od 1933 roku, zgodnie z projektem samego Adolfa Hitlera. W tym malowniczo położonym miejscu Kanclerz jak sam twierdził odzyskiwał wewnętrzny spokój i równowagę. Tam też podejmował wiele ze swych najważniejszych decyzji.
    - Właśnie wjechaliśmy do Fuehrergebiet. – oznajmił spokojnym tonem kierowca Canarisa, mając na myśli specjalny, liczący dziesięć kilometrów kwadratowych i 800 ha lasu zamknięty obszar, pozostający do dyspozycji samego Hitlera oraz jego najbliższych współpracowników. – Zaraz będziemy na miejscu.
    Admirał odruchowo zacisnął ręce na czarnej, skórzanej teczce, w której trzymał raporty Abwehry na temat sytuacji w Hiszpanii. Były one bezcenne, gdyż pochodziły od agentów, postawionych bardzo wysoko w wojsku i strukturach rządu republikańskiego. Ich dekonspiracja mogłaby pociągnąć za sobą katastrofalne skutki.
    Zgodnie z zapowiedziami kierowcy Canaris chwilę później był już na masywnych schodach Berghofu. Wszedł do budynku i szybko ściągnął zimowy płaszcz, czapkę oraz rękawiczki, które oddał w ręce odźwiernemu. Wygładził mundur i dostojnym krokiem ruszył w kierunku pomieszczenia, w którym przy filiżance gorącej herbaty siedział już gen. Werner von Fritsch wraz ze swoim adiutantem. Admirał ukłonił się i zajął miejsce naprzeciw generała. Otworzył teczkę i udając, że szuka jakiś dokumentów starał się zabić czas, jaki pozostał do spotkania z Hitlerem.
    Po paru minutach drzwi sąsiedniego pomieszczenia otworzyły się i stanął w nich młody, wysoki mężczyzna w oficerskim mundurze, który niskim głosem oznajmił:
    - Fuehrer oczekuje panów.
    Obaj zerwali się na równe nogi i żwawym krokiem przekroczyli próg gabinetu Kanclerza. Hitler pisał coś za biurkiem i początkowo nie zwrócił na gości uwagi. Im natomiast rzuciła się w oczy wielka mapa Hiszpanii powieszona na ścianie z zaznaczoną czerwonym ołówkiem linią frontu z listopada.
    - Witam panów. – niespodziewanie rzucił Hitler wstając zza biurka i ściągając okulary. – Dziękuję za szybkie przybycie. Oczywiście nie muszę dodawać, że nasze spotkanie ma charakter co najwyżej półoficjalny, stąd brak obecności stenografa. Proszę niech panowie siadają. – wskazał dwa wielkie fotele stojące tuż obok okna, samemu opierając się o wysokie biurko. – Zaczniemy od pana, generale von Fritsch.
    Na dźwięk swojego nazwiska w ustach Wodza, generał wzdrygnął się nienaturalnie.
    - Proszę niech pan przedstawi obecną sytuację wojsk generała Franco w świetle ostatnich raportów. – polecił Hitler wskazując na mapę Hiszpanii.
    von Fritsch podniósł się anemicznie i chwyciwszy stojący w rogu wskaźnik podszedł do mapy.
    - Generalnie sytuacja wojsk Franco jest dosyć skomplikowana. Nie udało mu się szybkim atakiem zająć Madrytu, a warunki pogodowe wraz z wyczerpaniem armii uniemożliwiają kontynuowanie natarcia. Podejrzewam, że zdolność do przeprowadzenia akcji zaczepnych na większą skalę Franco odzyska dopiero na wiosnę. Lecz do tego czasu obrona Madrytu zostanie już solidnie wzmocniona, co bardzo utrudni, jeżeli nawet nie uniemożliwi zdobycie miasta. Wydaje mi się, że wiosną Franco zdecyduje się na atak na północy, na Kraju Basków, albo na Katalonię. Na północy przejąłby wówczas niezwykle ważne regiony przemysłowe, natomiast w przypadku ofensywy na Katalonię odciąłby Republikanów od bezcennych portów na wybrzeżu skąd płynie do nich wsparcie ze strony Związku Radzieckiego. Niestety w świetle obecnego stanu wiedzy nie widzę możliwości odpowiedzi na pytanie, na którą ewentualność zdecyduje się Franco.
    Hitler przysłuchiwał się temu z niekrytym zainteresowaniem. Kiedy von Fritsch skończył mówić wyprostował się, odgarniając teatralnym gestem z czoła kosmyk włosów.
    - Oczywiście, że nie może pan tego wiedzieć. Podejrzewam, że sam Franco nie jest do końca pewny co zamierza zrobić. – uśmiechnął się szczerze, rozładowując nieco nerwową atmosferę. – A pan panie admirale. – Hitler zwrócił się do Canarisa. – Co Abwehra wie o sytuacji Republikanów ?
    - Większość raportów naszych agentów dotyczy pomocy jaką Związek Radziecki udziela wojskom republikańskim. – Canaris wstał i wręczył Hitlerowi teczkę z dokumentami jakie wcześniej wyjął z teczki. – Jest to pomoc o niebagatelnym znaczeniu. Najprawdopodobniej z Odessy wysyłane są do Hiszpanii czołgi, przeważnie lekkie, ale także samoloty myśliwskie czy karabiny. Jednak najistotniejsza pomoc jaką ze strony Rosji otrzymuje rząd w Madrycie to wyższa kadra oficerska. Radzieccy oficerowie oficjalnie jako doradcy faktycznie dowodzą wieloma wojskowymi operacjami. Tak więc generał Franco przestaje walczyć z niezdyscyplinowaną milicją dowodzoną przez naprędce mianowanych oficerów, ale z siłami, które powoli stają się pełnowartościową armią.
    Hitler przyjrzał mu się przenikliwym wzrokiem. Admirał miał wrażenie, że oczy Kanclerza przewiercają się przez jego ciało na wylot.
    - Z panów słów wywnioskowałem, że przewidujecie długą wojnę. Być może nawet wojnę na wyniszczenie. – Hitler skrzyżował ręce na piersiach i podszedł do mapy. von Fristch służalczo odsunął się. – Musimy uczynić wszystko co w naszej mocy, by pomóc wojskom generała Franco. Dla Niemiec to sprawa najwyższej wagi !
    Canaris doskonale wiedział co Wódz ma na myśli. Sojusz z faszystowską Hiszpanią Franco, wdzięczną za okazaną pomoc podczas wojny domowej byłby idealną przeciwwagą dla sojuszu francusko-radzieckiego, a dodatkowo stanowiłby świetny środek nacisku na Francję, która w ten sposób zostałaby otoczona przez zdecydowanie bardziej przyjazne Niemcom niż jej państwa.
    - Komunizm w Hiszpanii stanowiłby śmiertelne zagrożenie dla Europy. Stalin zdaje sobie sprawę ze znaczenia tej wojny. Tylko ci idioci w Londynie i Paryżu nie potrafią tego dostrzec ! Ale oni sami się unieszkodliwili zawiązując ten kabaret zwany Komitetem Nieinterwencji ! Można bić ich po pysku ile się chce, a kiedy się doda, że to w imię pokoju to będą jeszcze za to dziękować. Ja o tym wiem, Mussolini o tym wie i zapewne mój przyjaciel Franco także. – kontynuował swoją przemowę Hitler, energicznie gestykulując.
    Admirał przyglądał się temu człowiekowi i zastanawiał się do czego jest zdolny. Co gnieździ się w jego głowie. O czym myśli. Do czego dąży. Tymczasem Hitler wciąż przemawiał hojnie używając teatralnych gestów rękami i mimiką twarzy. Był przerażający, ale i fascynujący. Sprawiał, że człowiek w jego obecności albo czuł się przeraźliwie mały albo napełniał się jego megalomanią.


    Rok 1936 był pod wieloma względami rokiem przełomowym. Stanowił początek pewnej nowej ery w Europie; ery siły i przemocy, w której każdy kto okazywał słabość był bezwzględnie niszczony.

    Wielka Brytania

    W Wielkiej Brytanii mają miejsca dwie zmiany na tronie Imperium. Po śmierci Jerzego V w styczniu, władzę przejął jego najstarszy syn - Edward. Nowy monarcha szybko stał się postacią niezwykle kontrowersyjną. Z niespotykaną łatwością łamał tradycyjne, królewskie obyczaje, co połączeniu z liberalnymi poglądami nie zaskarbiło mu sympatii konserwatywnego premiera Stanleya Baldwina. Zwracano też uwagę na jego niezwykle proniemieckie stanowisko oraz zażyłe kontakty z ambasadorem Niemiec w Londynie, Joachimem von Ribbentropem. To wszystko w połączeniu ze skandalem obyczajowym sprawiło, że brytyjska monarchia stanęła w obliczu całkowitej kompromitacji.
    Król Edward VIII jeszcze przed oficjalną koronacją pozostawał w nieformalnym związku z żoną amerykańskiego biznesmana Bessie Wallis Simpson. Gdy ta po raz drugi rozwiodła się, król ogłosił zamiar poślubienia jej. Stanowczo sprzeciwił się temu premier Baldwin, który zagroził, że w wypadku realizacji tej decyzji poda swój rząd do dymisji, wywołując tym samym kryzys konstytucyjny. Chcąc uniknąć wiążącego się z tym chaosu, Edward VIII podpisał 10 grudnia 1936 roku dokumenty abdykacyjne. Dzień później oznajmił to społeczeństwu brytyjskiemu za pośrednictwem rozgłośni BBC. Słynne zdanie z tego przemówienia brzmiało:
    Następnego dnia były król na pokładzie okrętu HMS Fury odpłynął do Australii. Jego następcą został młodszy brat Albert, który przyjął imię Jerzego VI.

    [​IMG][​IMG]
    Król Edward VIII wraz z przyszłą małżonką oraz jego następca Jerzy VI​

    Francja

    Rok 1936 stanowi kres rządów skompromitowanej i nieudolnej prawicy, która nie potrafiła przeciwdziałać nie tylko postępującemu kryzysowi gospodarczemu, ale także zaognianiu się stosunków społecznych. Skrajnie prawicowe ugrupowania takie jak monarchistyczna Action Francaise, nacjonalistyczna Ligue des Patriotes czy faszystowska Francisme za pomocą swoich bojówek próbowały zastraszyć opozycje. Partie lewicowe nie pozostawały oczywiście bierne, co doprowadziło do tego, że ulice francuskich miast stały się świadkiem wielkich demonstracji i krwawych starć z policją.
    By stworzyć alternatywę dla rządów prawicy socjaliści, komuniści oraz centrolewica zjednoczyły swe siły, tworząc tzw. Front Ludowy, który w wyborach w maju 1936 roku odniósł zdecydowane zwycięstwo uzyskując 386 na 608 miejsc w Izbie Deputowanych, co umożliwiało samodzielne rządzenie. Wybory oraz poprzedzająca je kampania odbyły się w atmosferze napięć, a niekiedy otwartej walki.

    [​IMG]
    Socjalista Leon Blum został nowym premierem Francji po wyborach 1936 roku.​

    Na początku maja przez Francję przetoczyła się fala strajków i ulicznych demonstracji domagając się zmiany kierunku polityki socjalnej rządu. Kiedy stało się jasne, że premier Sarraut nie jest w stanie spełnić tych żądań, Francuzi pokazali kogo obwiniają za dramatyczny stan gospodarki oraz ciągłe pogarszanie się stosunków społecznych. Nowym premierem został socjalista Leon Blum, który niemal natychmiast przystąpił do realizacji programu socjalnego zjednoczonej lewicy, zawierającego wprowadzenie czterdziestogodzinnego tygodnia pracy, płatnych urlopów oraz wzrostu zarobków.
    Niestety wskutek pogłębiającego się kryzysu gospodarczego realizacja tych zamierzeń napotkała na wielkie trudności.

    Od autora: Tak jak mówiłem jest to pierwszy z cyklu dwóch albo trzech odcinków podsumowujących sytuację w Europie i na świecie. Wiadomości o wyborach czy w ogóle o sytuacji we Francji czerpałem w głównej mierze z AAR'u Widdera. Mam nadzieję, że autor nie ma mi tego za złe. Po prostu zostały przedstawione w sposób bardzo dokładny i rzetelny, więc wobec braku własnych aż tak szczegółowych źródeł zdecydowałem się po nie sięgnąć. Przepraszam sympatyków za to, że musieli tyle czekać i zapraszam do czytania. Postaram się , by odcinki ukazywały się też nieco częściej.
    Pozdrawiam, Mandeel
     
  12. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    III Rzesza

    III Rzesza Adolfa Hitlera w 1936 roku ostatecznie obrała kierunek konfrontacyjny do postanowień Traktatu Wersalskiego. Pierwsze w dużej mierze badawcze kroki zostały poczynione już rok wcześniej, kiedy to Führer wprowadził powszechny obowiązek służby wojskowej oraz ogłosił rozpoczęcie tworzenia lotnictwa, czego stanowczo zabraniały Niemcom postanowienia układu pokojowego z 1919 roku. Wówczas ani Wielka Brytania ani Francja nie zdecydowały się na reakcję, co tylko upewniło Hitlera w przekonaniu, że pozostaną one bierne wobec kolejnych kroków zmierzających do całkowitego odrzucenia przez Niemcy Traktatu Wersalskiego.
    7 marca 1936 wojska niemieckie przekroczyły mosty na Renie i weszły do dotychczas zdemilitaryzowanej strefy Nadrenii, ogłaszając jednocześnie przyłączenie tego terenu do reszty kraju. Mimo początkowo ostrych reakcji dyplomatycznych, ponownie ani Francja ani Wielka Brytania nie zdecydowały się zareagować, czego wynikiem stało się zerwanie sojuszu belgijsko-francuskiego i ogłoszenie neutralności Belgii. Tak, więc mocarstwa zachodnie utraciły nie tylko twarz, ale i cennego sojusznika.
    Tempa zaczął nabierać też wyścig zbrojeń, o którego nieistnieniu przekonywał swych rodaków premier Wielkiej Brytanii Stanley Baldwin. Niemcy dynamicznie rozbudowywały swoje siły pancerne i lotnicze, którym za poligon doświadczalny służyła wojna w Hiszpanii. Łącznie w strefę walk Luftwaffe wysłało 255 myśliwców, głównie nowoczesnych Messerschmittów Bf-109 oraz 190 bombowców, w tym około 30 nowoczesnych Heinkli He-111, szybszych od większość republikańskich myśliwców.
    Oprócz tego Niemcy w ramach tzw. Legionu „Kondor” wysłali do Hiszpanii grupę pancerną, liczącą trzy kompanie czołgów, oddział obrony przeciwpancernej oraz oddział obrony przeciwlotniczej.
    Niemiecka Marynarka Wojenna Kriegsmarine również rosła w siłę. Umożliwił jej to układ morski podpisany przez Rzeszę i Wielką Brytanię w 1935, który dopuszczał możliwość rozbudowy niemieckiej floty z uwzględnieniem odpowiedniej skali do tonażu brytyjskiego. Był to niepokojący sygnał, że Anglicy nie tylko przymykają oko na zbrojenia w III Rzeszy, ale i oficjalnie je popierają.


    Włochy

    Włosi podobnie jak Niemcy zmierzali do zmiany niektórych postanowień Traktatu Wersalskiego, jeśli nawet nie do jego pełnego odrzucenia. Mussolini zdecydował się przejść od słów do czynów już w październiku 1935 roku, rozpoczynając wojnę w Etiopii – wojnę, która miała być preludium do utworzenia wielkiego włoskiego imperium kolonialnego. Reakcja Ligi Narodów była słaba i niezdecydowana. Wprowadzono jedynie sankcje gospodarcze oraz oficjalnie upomniano Włochy na arenie międzynarodowej. Wojna w Etiopii naturalnie zakończyła się zwycięstwem Mussoliniego, co w konsekwencji doprowadziło go do zbliżenia z Niemcami, również zainteresowanymi korektami granicznymi.
    Italia brała także czynny udział w wyścigu zbrojeń, jaki ogarniał Europę. Armia włoska w połowie lat trzydziestych była uważana za jedną z najnowocześniejszych armii Starego Kontynentu. Liczna i nowoczesna flota była siłą, z którą tak Francja jak i Wielka Brytania na Morzu Śródziemnym musiała się liczyć. Wojska Mussoliniego wzięły także udział w walkach w Hiszpanii, lądując w grudniu w porcie Cadiz w sile 3000 żołnierzy-ochotników. Wiele wskazuje na to, że nie będzie to jedyna pomoc Włoch dla Nacjonalistów, biorąc pod uwagę fakt, że Italia wysłała już do Hiszpanii kilkaset samolotów myśliwskich i bombowych.

    [​IMG]
    Benito Mussolini przez włoską propagandę kreowany był na nieomylnego wodza, wskrzeszenie Juliusza Cezara​

    Rzym zaczął tym samym wysyłać sygnały, że zamierza odtąd uczestniczyć w międzynarodowej polityce i żadna ważniejsza decyzja co do przyszłości Europy nie może być uzgadniana poza jego plecami. Mussolini przekształcił więc Włochy z średniego, nie zawsze umiejącego zabiegać o własne interesy państewka w mocarstwo, z którym tak Berlin jak i Londyn czy Paryż musiał się liczyć.

    Związek Radziecki

    Rok 1936 w krótkiej historii Związku Radzieckiego rozpoczął okres tzw. Wielkiej Czystki, przeprowadzonej przez NKWD na polecenie Józefa Stalina. Pretekstem stało się zabójstwo Siergieja Kirowa, niezwykle popularnego sekretarza leningradzkiego komitetu partii, w które najprawdopodobniej zamieszany był sam Stalin. Na jego rozkaz szef Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych Gienrich Jagoda aresztował kilkunastu działaczy partyjnych m.in. Zinowiewa, Kamieniewa, Jewdokimowa, Smirnowa czy Mraczkowskiego, bohaterów wojny domowej oraz przyjaciół Lenina. Zostali oskarżeni o działalność szpiegowską na rzecz Polski i Niemiec, współudział w zamachu na Kirowa, współpracę z Lwem Trockim oraz planowanie kolejnych zamachów na życie wysoko postawionych członków Biura Politycznego. Sądzeni w tzw. Procesie Szesnastu, torturowani podczas śledztwa przyznali się do zarzucanych im czynów, w wyniku czego zostali skazani na karę śmierci. Wyroki wykonano w ciągu 24 godzin na dziedzińcu więzienia NKWD na Łubiance.
    Po oczyszczeniu szeregów aparatu partyjnego z rzeczywistych lub wyimaginowanych wrogów i rywali Stalin przystąpił do czystki w aparacie bezpieczeństwa. Dotychczasowy Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych, Gienrich Jagoda został odwołany ze stanowiska ze względu na jego rzekome kontrowersje wokół współpracy z carską policją polityczną Ochraną. We wrześniu został przeniesiony na stanowisko Ludowego Komisarza Łączności, a wkrótce później aresztowany na rozkaz nowego szefa NKWD – Nikołaja Jeżowa. Wszyscy byli współpracownicy Jagody również zostali aresztowani pod zarzutem zdrady i przygotowywania zamachu na życie Stalina.

    [​IMG]
    Nikołaj Jeżow, nowy Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych i Józef Stalin podczas przyjacielskiej pogawędki​

    Związek Radziecki wkroczył w 1936 roku w jedną z najciemniejszych er w jego dotychczasowych historii. Stalin zdecydował się przyjąć bierną postawę wobec coraz napiętej sytuacji politycznej w Europie, by krwawo rozprawić się z rzeczywistą lub tylko wymyśloną opozycją. Jedynym przejawem działania Związku Radzieckiego na arenie międzynarodowej było udzielenie wsparcia moralnego oraz materialnego wojskom republikańskim podczas wojny domowej w Hiszpanii.

    Stany Zjednoczone

    W Stanach Zjednoczonych od zakończenia Wielkiej Wojny górę wziął duch izolacjonizmu wobec spraw europejskich, który wkrótce przerodził się w oficjalną politykę rządową. Rozczarowanie efektami wojny oraz wielomiliardowe długi państw europejskich sprawiły, że Ameryka nie tylko nie przystąpiła do Ligi Narodów, tworzonej z jej inicjatywy, ale także nie ratyfikowała Traktatu Wersalskiego, jasno dając tym do zrozumienia, że całkowicie odcina się od przyszłych konfliktów politycznych w Europie.
    Nastroje te uległy wzmocnieniu dodatkowo po Wielkim Kryzysie, który przetoczył się przez USA na początku lat trzydziestych. Człowiekiem, który podniósł Amerykę po tej gospodarczej katastrofie był demokrata Franklin Delano Roosevelt, w 1933 roku wybrany nowym prezydentem, który opracował tzw. Program New Deal – Nowego Ładu, zakładający daleko idące reformy sektora finansowego. Program ten przyniósł ograniczone korzyści i wiele negatywnych rezultatów ze wzrostem podatków, wzmocnieniem ruchu związkowego oraz nasileniem konfliktów na tle rasowym na czele, ale sprawił, że Amerykanie odzyskali pewność co do własnej siły.
    W polityce zagranicznej Stany Zjednoczone stosowały zasadę „dobrego sąsiedztwa”, wobec państw Ameryki Środkowej i Południowej, polegającej na nie ingerowaniu w ich sprawy wewnętrzne. W konfliktach europejskich zachowywały neutralność.
    W listopadzie 1936 roku w wyborach prezydenckich ponownie zwyciężył Roosevelt miażdżącą większością pokonując kandydata Republikanów Alfreda Landona, który w swojej kampanii wyborczej niespodziewanie zaatakował Program New Deal. Był to błąd, który kosztował go nie tylko przegraną w wyborach, ale i złamaniem politycznej kariery. Alfred Landon bowiem po klęsce wyborczej wycofał się z życia politycznego Ameryki.

    [​IMG]
    [​IMG]
    [​IMG]
    "Nowy stary" rząd Stanów Zjednoczonych oraz plansza przedstawiająca rozkład poparcia dla kandydatów na urząd prezydenta w 1936 roku​

    Europa Środkowa i Południowa

    Sytuacja polityczna w Europie Środkowej i Południowej od wielu lat pozostawała niezwykle napięta ze względu na stosunki pomiędzy niektórymi państwami oraz szeregiem wzajemnych pretensji terytorialnych. Litwa nie utrzymywała stosunków dyplomatycznych z Polską, ze względu na spór o Wilno wraz z okolicami. Polska z kolei niezwykle wrogo traktowała Czechosłowację z powodu zajęcia przez nią obszaru Śląska Cieszyńskiego w 1919, który początkowo decyzją zwycięskich mocarstw miał przypaść jej. Również rząd w Budapeszcie rościł pretensje terytorialne względem Pragi. Chodziło o Słowację, która przed Wielką Wojną była częścią Korony Węgierskiej. Natomiast w samej Słowacji coraz większe poparcie zdobywał ruch niepodległościowy. Węgrzy nigdy nie pogodzili się także z utratą Transylwanii na rzecz Rumunii, sojusznika Aliantów z I wojny światowej oraz części ziem na pograniczu z Jugosławią.
    Ta skomplikowana mozaika zależności i pretensji nie groziła co prawda w 1936 roku wybuchem wojny, lecz skutecznie eliminowała możliwość porozumienia się rządów większości państw i rozszerzenia współpracy tak w zakresie militarnym jak i gospodarczym, co mogło przynieść wymierne korzyści, biorąc pod uwagę fakt, że większość z nich dotkliwie odczuła skutki Wielkiego Kryzysu z początku lat dwudziestych.
    Niestety poza tzw. Małą Ententą, do której należała Czechosłowacja, Rumunia oraz Jugosławia, mimo usilnych zabiegów dyplomacji francuskiej nie udało się stworzyć sojuszu mogącemu zmierzyć się z coraz większym imperializmem niemieckim czy sowieckim. Był to także spowodowane szybkim upadkiem rządów demokratycznych w większości z młodych państw środkowo-europejskich i zastąpienie ich rządami autorytarnymi z mniejszą lub większą domieszką nacjonalizmu.

    Polska

    Dla Polski rok 1936 był swego rodzajem sprawdzianem dla obozu piłsudczyków, jak poradzą sobie z polityką państwa po śmierci Marszałka Józefa Piłsudskiego. Był to rok niepokojów społecznych, demonstracji, strajków oraz walk w podzielonym środowisku rządzącym. W ciągu tych dwunastu miesięcy ostatecznie ugruntował swoją pozycję generał, a od 11 listopada marszałek Edward Rydz-Śmigły, który poprzez uzyskanie buławy marszałkowskiej, został namaszczony na następcę Józefa Piłsudskiego oraz ostatecznie wyeliminował z dalszej walki politycznej pułkownika Walerego Sławka.
    Najważniejszą osobą w państwie pozostawał prezydent Ignacy Mościcki, który wraz z własnymi współpracownikami tworzył główny ośrodek władzy w kraju.
    Polska po śmierci Piłsudskiego utrzymała główny wytyczony przez niego kierunek w polityce zagranicznej. Dążono do zacieśnienia współpracy z Francją, w której widziano głównego sojusznika w ewentualnym konflikcie z Niemcami lub Związkiem Radzieckim. Wobec tych państw stosowano tzw. Politykę Równowagi, polegającej na utrzymywaniu poprawnych stosunków sąsiedzkich oraz nie angażowaniu się z nimi we wrogie drugiej stronie sojusze.

    [​IMG]
    Prezydent Ignacy Mościcki wręcza Edwardowi Rydzowi-Śmigłemu buławę marszałkowską, Warszawa, 11 listopada 1936 roku​

    Polityka wewnętrzna skupiła się natomiast wokół pozyskania szerokiego poparcia społecznego, czego wyrazem miało być stworzenie Obozu Zjednoczenia Narodowego oraz stopniowego przezwyciężania trudności gospodarczych wynikających ze zniszczeń wojennych oraz lat Wielkiego Kryzysu. Wielkie nadzieje wiązano z Planem 4-letnim opracowanym przez ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego, który miał wzmocnić potencjał przemysłowy kraju oraz podnieść jego obronność. Te zadania jako priorytetowe postrzegano tak w obozie marszałka Rydza-Śmigłego jak i prezydenta Ignacego Mościckiego.

    Od autora: W następnym nieco nudnym odcinku podsumowującym przedstawię sytuację w Azji, wojnę domową w Chinach i rosnący ekspansjonizm Japonii.
    Pozdrawiam, Mandeel
     
  13. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Azja

    Na uboczu głównych europejskich konfliktów pozostawała Azja, na którą coraz mocniej padał cień rosnącego imperializmu japońskiego. Pierwszym jego przejawem było zajęcie chińskiej Mandżurii w 1932 roku. Liga Narodów oraz Stany Zjednoczone ostro potępiła Japonię za ten akt agresji oraz mieszanie w wewnętrzne sprawy Chin. Odpowiedzią rządu w Tokio było wystąpienie z Ligi Narodów rok po zajęciu Mandżurii.
    Na podbitym obszarze utworzono Cesarstwo Mandżukuo, na czele którego stanął ostatni chiński cesarz z dynastii z dynastii Quing Pu Yi , zmuszony do abdykacji w 1912 roku. Faktyczna władza znalazła się jednak w rękach japońskich dowódców wojskowych, w których rękach cesarz szybko stał się marionetką.
    Podzielone wewnętrzne Chiny nie były w stanie zareagować na agresje japońską w Mandżurii. Jedyną odpowiedzią stały się antyjapońskie zamieszki w Szanghaju, podczas których ogłoszono bojkot towarów z Kraju Kwitnącej Wiśni, a nawet zamordowano kilku obywateli tego kraju. Japończycy zareagowali niemal natychmiast, kilka razy bombardując miasto. Po tzw. „incydencie szanghajskim” konflikt nieco przygasł, ale stosunki pomiędzy obydwoma państwami pozostawały niezwykle napięte.
    Chiny od obalenia Cesarstwa w 1912 roku pogrążone były w konflikcie wewnętrznym. Kuomintang, czyli Chińska Partia Narodowa, kierowa od 1925 roku przez Chang Kai-Szeka kontrolowała znaczne obszary kraju, łącznie z najważniejszymi miastami oraz portami na wybrzeżu. Poza jej kontrolą pozostawało część prowincji wschodnich i południowych, na których rozciągała się władza miejscowych przywódców. Oddzielnym problemem pozostawali także komuniści. Mimo tej niespokojnej sytuacji wewnętrznej Kuomintang na podporządkowanych sobie terytoriach wprowadzał daleko idące reformy systemu prawnego czy finansowego. Starano się rozwinąć infrastrukturę kontrolowanych prowincji oraz unowocześnić gospodarkę, a także utrzymywać poprawne stosunki z mocarstwami europejskimi.
    Wobec coraz bardziej agresywnej polityki japońskiej Chang Kai-Szek przyjął niezwykle ryzykowną taktykę, którą najlepiej charakteryzowało jedno z jego haseł: „najpierw wewnętrzna pacyfikacja potem zewnętrzny opór”. Za cel priorytetowy Kuomintang postawił sobie całkowitą eliminację opozycji, reprezentowanej przez komunistów z Mao Tse Tungiem na czele, zjednoczenie całego kraju, a dopiero później stawienie czoła imperializmowi japońskiemu. Było to ambitne założenie, lecz biorąc pod uwagę sytuacje schyłku roku 1936 możliwe do realizacji.
    Ostateczny cios komunistom miano zadać w grudniu. Otoczono wówczas wojska chińskiej czerwonej armii w prowincji Yan’an, do której przybyły po słynnym Długim Marszu z południa kraju. Dowództwo nad wojskiem Kuomintangu miał objąć sam Chang Kai-Szek będący od 1928 generalissimusem, czyli naczelnym wodzem armii. W tym celu udał się do miasta Xi’an, niegdyś jednego z najważniejszych ośrodków administracyjnych cesarstwa, by stamtąd nadzorować całością operacji. Jego plany pokrzyżował gen. Zhang Xueliang, uważający za konieczne utworzenie koalicji do walki z Japończykami, której częścią powinni stać się także komuniści. Generał porwał Chang Kai-Szeka i zmusił do utworzenia tzw. „Drugiego Zjednoczonego Frontu” oraz zaprzestania walk z komunistami. Formalnie obie frakcje zaprzestały walki, by zjednoczyć się do walki ze wspólnym wrogiem jakim byli Japończycy. W rzeczywistości nadal dochodziło do starć, a obie strony choć związane sojuszem nie darzyły się zaufaniem. Taki stan rzeczy utrzymywał się mimo coraz większej groźby wybuchu wojny z coraz bardziej agresywnym Cesarstwem Japonii, które najwidoczniej nie zamierzało w swej ingerencji w Chinach poprzestać wyłącznie na Mandżurii.

    [​IMG]
    [​IMG]

    [​IMG]
    Nie wszystkie jednostki armii Kuomintangu były tak świetnie wyposażone i umundurowane. Zdecydowaną większość stanowiły siły milicji słabo uzbrojone i bez mundurów​

    Od początku lat trzydziestych w Kraju Kwitnącej Wiśni rosły wpływy ugrupowań nacjonalistycznych, mocarstwowych i militarystycznych, odczuwanych głównie w szeregach armii i marynarki wojennej. Przesiąknięci mieszanką konfucjanizmu, kodeksu samurajów oraz szowinizmem narodowym wojskowi wywierali coraz to większe naciski na kolejne rządy, konsekwentnie podważając fundamenty demokracji. Przeciwnicy ekspansji terytorialnej byli eliminowani, jak choćby premier Tsuyoshi Inukai, który w 1932 zaciekle przeciwstawiał się polityce Japonii w Mandżurii. Reszta polityków zastraszana i terroryzowana przez tajną policje Kempeitai, która brutalnie wymusza na nich zgodę dla nowego kursu polityki Cesarstwa.
    26 lutego 1936 roku doszło do nieudanej próby zamachu stanu, inspirowanego przez Kodohę – skrajnie prawicową japońską partię, reprezentującą w parlamencie Cesarską Armię. Kilkuset oficerów z tokijskiego garnizonu przejściowo opanowało część najważniejszych budynków w mieście oraz rozpoczęło zabijanie polityków rządowych podejrzewanych o zbyt pacyfistyczne nastawienie. Premierowi Keisuke Okadzie udało się ujść z życiem, ale wielu innych zostało brutalnie zamordowanych przez fanatycznych młodych oficerów. Incydent ten ostatecznie został zakończony trzy dni później kiedy to buntownicy poddali się siłom rządowym. W naprędce zorganizowanym procesie 13 oficerów oraz 4 cywilów zostało skazanych na karę śmierci. Poza tym 12 generałów, otwarcie sympatyzujących z buntownikami odesłano na „wcześniejszą emeryturę.”

    [​IMG]

    [​IMG] [​IMG]
    Sytuacja w Azji na początku i pod koniec 1936 roku​

    Wstrząśnięty lutowymi wydarzeniami premier Okada podał swój rząd do dymisji, a nowy gabinet utworzył dotychczasowy minister spraw zagranicznych Hirota Koki. Jego polityka doprowadziła do zbliżenia z nazistowskimi Niemcami oraz faszystowskimi Włochami, czego rezultatem było podpisanie tzw. Paktu Antykominternowskiego z Niemcami 25 listopada 1936 roku. Zakładał on wspólne koordynowanie i zwalczanie wpływów komunistycznych na świecie.

    Moskwa, grudzień 1936 roku

    Zimowa noc była cicha i spokojna. Za oknem gęsto i nieprzerwanie padał śnieg, przyprószając śpiące miasto szczelną warstwą białego puchu. Wielki zegar stojący w rogu gabinetu wskazywał godzinę drugą, kiedy Józef Stalin wstał zza biurka, rozprostowując zdrętwiałe nogi. Flegmatycznymi ruchami upchał tytoń do fajki, po czym zapalił ją zaciągając się głęboko. Lubił pracować do późnych godzin nocnych, co z resztą szybko stało się powszechnym zwyczajem na całym Kremlu. Wszyscy pracownicy w swoich gabinetach cierpliwie oczekiwali aż on uzna, że pora zakończyć pracę, by w spokoju móc samemu udać się do domu, bez groźby oskarżenia o lenistwo czy wymigiwanie się od obowiązków.
    Stalin podszedł do okna w swoim gabinecie. Nocna cisza sprzyjała głębszemu zastanowieniu się, przemyśleniu wielu spraw, które od wielu dni nie dawały mu spokoju. Co noc starannie przeglądał listy aresztowanych i skazanych na śmierć, które skrupulatnie przysyłał mu nowy Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych Nikołaj Jeżow. „Krwawy karzeł”, jak zwykło się mówić o Jeżowie ze względu na jego niewielki, sięgający zaledwie 150 cm wzrost, dobrze wywiązywał się ze swoich obowiązków. Był inteligentny i przebiegły oraz doskonale zdawał sobie sprawę z oczekiwań jakie ma wobec niego Sekretarz Generalny Partii. Powoli zaciskał pętle wokół największego wroga Stalina – marszałka Tuchaczewskiego, a także szeregu innych wysokich oficerów Armii Czerwonej, pod których dowództwem stawała się ona zbyt niezależna i niebezpieczna.
    Ale tego dnia wyjątkowo nie sprawa Tuchaczewskiego zmuszała go do głębokich rozważań. Jego myśli koncentrowały się wokół Dalekiego Wschodu.
    Rano w jego gabinecie zameldował się Siemion Uricki – szef wywiadu wojskowego GRU, który przedstawił raport sporządzony przez radzieckiego agenta w Japonii o kryptonimie Ramsay. Donosił on o przygotowywanej przez armię japońską interwencji w Chinach, która miała rozpocząć się najpóźniej w połowie przyszłego roku. Plany cesarskie przewidywały pokonanie i zniszczenie Kuomintangu oraz opanowanie newralgicznych terytoriów kraju. Z reszty miano stworzyć marionetkowe państwo, podobne do tego istniejącego w Mandżurii. Według japońskiego sztabu armia cesarska potrzebowałaby około czterech miesięcy na pokonanie wojsk chińskich.
    Stalin odszedł od okna i ze wzrokiem utkwionym w podłogę zaczął krążyć po gabinecie. Ta perspektywa była niebezpiecznie realna. Zdawał sobie sprawę z sytuacji w Chinach i słabości ich wojska. Armia Kuomintangu nadawała się do pacyfikowania wiosek sprzyjającym komunistycznym partyzantom czy separatystycznym generałom, lecz w starciu z dobrze uzbrojoną, świetnie wyszkoloną i fanatyczną armią jaką była armia japońska nie miała żadnych szans. Wówczas Imperium Wschodzącego Słońca, wsparte wielkim potencjałem gospodarczym podbitych ziem zwróciłoby się ku radzieckiej Syberii, albo zaprzyjaźnionej ze Związkiem Radzieckim Mongolii. Doszłoby wówczas do wojny, której on nie uwzględnił w swoich planach; do wojny, która burzyła wszystkie jego plany, w tym ten jeden nadrzędny: przeprowadzenia czystki w Armii Czerwonej.
    Skierował się w stronę stojącego na biurku telefonu. Energicznym ruchem podniósł słuchawkę i wykręcił jednocyfrowy numer do centrali. Po krótkiej chwili, która jednak Stalinowi wydała się za długa odezwał się głos dyżurnego centrali.
    - Słucham towarzyszu Stalin.
    - Co wy tam śpicie do cholery ?! Ile mam czekać na to aż odbierzecie ?! – ryknął do słuchawki.
    - Przepraszam towarzyszu Stalin. Nie spałem. – odpowiedział dyżurny łamiącym głosem.
    - Łączyć z towarzyszem Urickim.
    - Tak jest towarzyszu Stalin.
    Po zaledwie paru sekundach odezwał się Siemion Uricki.
    - Na rozkaz towarzyszu Stalin.
    - Jeszcze nie śpicie ? – zapytał niespodziewanie Sekretarz, choć w jego głosie dało się słyszeć pewną chytrość i kpinę.
    - Nie towarzyszu Stalin. Mam jeszcze trochę pracy. ¬– odpowiedział tamten spokojnie.
    - Zróbcie sobie przerwę. Zapraszam was do mnie na filiżankę herbaty.
    - Oczywiście... Już idę… - odparł najwyraźniej zszokowany Uricki.
    Stalin odłożył słuchawkę. Nie ufał telefonistom, którzy z łatwością mogli podsłuchać rozmowę. Wolał rozmawiać z ludźmi twarzą w twarz. Wyszedł ze swojego gabinetu i polecił swojej osobistej gosposi, by zrobiła dwie herbaty. Wracając spotkał idącego do jego biura szefa GRU. Uśmiechnął się pogodnie na jego powitanie i gdy był już blisko niego szepnął ledwo słyszalnym głosem:
    - Wiecie dlaczego was wezwałem ?
    Uwielbiał tego rodzaju zabawy ludźmi, którzy wzywani do niego pełni byli najgorszych obaw i zazwyczaj plątali się w swych wypowiedziach, uważając by tylko nie powiedzieć czegoś co mogłoby ich pogrążyć. Stanowiło to dowód na to jak bardzo się go bali i jak głęboko w pamięci pozostawały im niedawne czystki w najwyższym aparacie partyjnym.
    Uricki nie był w tej materii wyjątkiem. Chociaż usilnie starał się ukryć zdenerwowanie robił do nad wyraz nieudolnie.
    - Chodzi o raport jaki mi dzisiaj przedstawiliście. – odpowiedział w końcu sam sobie Stalin, gdy już byli w gabinecie. – Jest bardzo niepokojący. – dodał.
    - Zgadza się. – odpowiedział lakoniczne Uricki, wciąż nie do końca pewny co do sytuacji w jakiej się znalazł.
    - W tej sytuacji musimy zrobić wszystko co w naszej mocy, by ograniczyć niebezpieczeństwo dla interesów Związku Radzieckiego jakie niesie za sobą japoński imperializm. Co radzicie ?
    - Podejmujemy ograniczone próby wsparcia chińskich komunistów…
    - Chińscy komuniści są za słabi. – Stalin machnął pogardliwie ręką. – Nacjonaliści z Kuomintangu wkrótce sami rozwiążą ten problem. To oni są rzeczywistą siłą. Tylko oni mogą wziąć na swoje barki ciężar wojny z Japonią. Zgadzacie się ?
    - Tak… - odpowiedział niepewnie Uricki.
    - Rozpoznajcie braki chińskiej armii. Czego jej potrzeba jaki jest jej stan i co mogłoby ją wydatnie wzmocnić w obliczu nieuniknionej wojny. – Stalin wstał z miejsca i podszedł do drzwi. – No, ruszajcie się.
    Szef GRU wstał i zasalutował, po czym zniknął za drzwiami gabinetu Sekretarza. Stalin z zadowoleniem na nowo rozpalił ogień w fajce, który przez ten czas zdążył już przygasnąć. Podejrzewał, że jego taktyka napuszczania na siebie nieprzyjaciół wkrótce przyniesie pierwsze owoce i da mu czas niezbędny do dokończenia drugiej radzieckiej rewolucji… Jego rewolucji.

    Kalendarium zdarzeń na świecie 1936 rok

    Styczeń

    20 stycznia – umiera król Anglii, Irlandii i brytyjskich dominiów Jerzy V Windsor. Jego następcą zostaje najstarszy syn, który przyjmuje imię Edwarda VIII.

    Luty

    16 luty – w wyborach powszechnych w Hiszpanii zwycięstwo odniósł Front Ludowy zrzeszający socjalistów, komunistów, syndykalistów i republikanów. Misje tworzenia rządu powierzono Manuelowi Azanie.

    26 -29 luty – próba nieudanego przewrotu podjęta przez młodych oficerów z tokijskiego garnizonu, w wyniku której zamordowanych zostaje kilku członków rządu. Po kilkudniowych negocjacjach buntownicy poddali się i wkrótce później zostali straceni.

    Marzec

    7 marca – wojska niemieckie wkraczają do zdemilitaryzowanej na mocy Traktatu Wersalskiego Nadrenii wypowiadając tym samym traktat z Locarno. Anglia i Francja ograniczyły się tylko not protestacyjnych.

    W Japonii ustępuje rząd Keisuke Okady. Nowym premierem zostaje Hirota Koki

    Maj

    5 maja – wojska włoskie zdobywają Addis Abebę – stolice Etiopii, kończąc tym samym trwającą od października zeszłego roku kampanię w wyniku której zginęło 16 000 Etiopczyków oraz 15 000 Włochów i ich sojuszników. Benito Mussolini z dumą ogłosił powstanie II Imperium Rzymskiego.

    Czerwiec

    4 czerwca – w wyborach powszechnych we Francji zwycięża Front Ludowy. Nowym premierem zostaje Leon Blum

    Lipiec

    17 lipca – bunt części generalicji armii hiszpańskiej przeciw lewicowym władzom w Madrycie. Początek hiszpańskiej wojny domowej. Na czele rebelii stają generałowie Mola, Franco oraz Sanjurjo. Anglia i Francja ogłaszają neutralność wobec konfliktu tworząc Komitet Nieinterwencji, który ma zapobiec obcym interwencjom w Hiszpanii oraz ewentualnym rozszerzeniem się wojny.

    Sierpień

    1 sierpnia – otwarcie Letnich Igrzysk Olimpijskich w Berlinie.

    19 sierpnia – pierwszy z całej serii procesów stalinowskich, które doprowadzają do eliminacji z życia politycznego ZSRR potencjalnych wrogów Józefa Stalina.

    W kwietniu wobec rosnącego poparcia i wpływów Komunistycznej Partii Grecji, król Jerzy II zdecydował się powołać rząd Ocalenia Narodowego z Joanisem Metaksasem na czele. W sierpniu za przyzwoleniem króla Metaksas rozwiązał parlament, zawiesił część praw obywatelskich zawartych w konstytucji i przejął pełnię władzy.

    24 sierpnia – Niemcy i Włochy oficjalnie przystępują do Komitetu Nieinterwencji, co nie przeszkadza im jawnie wspierać materialnie rebeliantów hiszpańskich, którzy dzięki nim zyskują w wojnie przewagę. Pomoc wojskom Nacjonalistów udziela także Portugalia. Wojska rządowe wspiera Związek Radziecki.

    Wrzesień

    3-6 września – w Brukseli odbywa się Światowy Kongres Pokoju.

    Październik

    Nowym premierem Finlandii zostaje działacz lewicy Kyostii Kallio.

    Listopad

    25 listopada – Niemcy i Japonia podpisują porozumienie nazwane Paktem Antykominternowskim.

    W wyborach prezydencki w Stanach Zjednoczonych zdecydowaną większością zwycięstwo odnosi demokrata Franklin Delano Roosevelt, który tym samym sukcesem zakończył swoją walkę o reelekcję.

    Grudzień

    10 grudnia – abdykuje Edward VIII. Następcą tronu zostaje jego młodszy brat Albert, który przyjmuje imię Jerzego VI.

    Człowiekiem roku 1935 według amerykańskiego tygodnika "Time" został cesarz Etiopii Haile Selassie
    [​IMG]
     
  14. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część jedenasta: „Dom”
    Republika Hiszpanii​


    [​IMG]

    Styczeń – czerwiec 1937​


    Po nie udanej próbie zdobycia Madrytu pod koniec 1936 roku wojska generała Franco wznowiły ofensywę na tym kierunku, starają się okrążyć miasto i odciąć od linii zaopatrzeniowych. Nie ustawały także niszczycielskie naloty, których ofiarami padały głównie dzielnice cywilne. Na początku lutego potężne siły dowodzone przez generała Orgaza, liczące 40 000 żołnierzy wspieranych przez artylerię, niemieckie jednostki Legionu Kondor oraz 600 fanatycznych irlandzkich faszystów dowodzonych przez Eoina O’Duffy przystąpiły do ataku w kierunku doliny rzeki Jarama, mając za zadanie przeciąć drogę Madryt-Walencja. Zbieg okoliczności zdecydował, że natrafili na niewiele mniejsze wojska republikańskiego dowódcy Armii Centralnej, generała Pozasa, który sam planował przeprowadzenie ataku na tym odcinku frontu.
    Ofensywa Nacjonalistów była dla sztabu Armii Centralnej całkowitym zaskoczeniem. Żołnierze republikańscy zmuszeni zostali do wycofania i oddania niemal bez walki fortyfikowanych od zimy zeszłego roku wzgórz górujących nad doliną. Nie udało im się także wysadzić w powietrze strategicznie ważnych mostów, które Nacjonaliści opanowali nocą korzystając z marokańskich komand, szkolonych w cichym zabijaniu.
    Mimo wsparcia kilku radzieckich czołgów wojska republikańskie nie zdołały zatrzymać natarcia, a czołgi którym udało się nieco opóźnić marsz Nacjonalistów, zostały wkrótce później zniszczone przez ciężką artylerię i niemieckie samoloty z Legionu Kondor, które zawładnęły niebem na polem bitwy. 8 lutego front został przełamany i Republikanie zostali zmuszeni do odwrotu.

    [​IMG]
    [​IMG]
    Poświęcenie i nieustępliwość Brygad Międzynarodowych i jednostek milicji republikańskiej stało się przeciwników Faszyzmu w Europie symbolem walki o demokrację​

    Również 8 lutego wojskom włoskim z Corpo Truppe Volontarie, które przybyły do Hiszpanii w styczniu, w sile 44 000 żołnierzy udało się zdobyć Malagę po kilku dniach walk ulicznych. Dokonała tego 1 dywizja „Czarnych Koszul” (ochotniczej milicji faszystowskiej) „Dio lo Vuole” (Wola Boska), która złamała opór Republikanów wykorzystując w walce kilka lekkich czołgów. Po zajęciu miasta władze nacjonalistów rozpoczęły masowe aresztowania i rozstrzeliwania „wrogich elementów”, których łącznie zamordowano w Maladze około 6 000. Włoscy dowódcy wojskowi, choć tego nie popierali nie zrobili nic, by chociaż ograniczyć masakrę.
    Tymczasem rząd republikański rozpaczliwie starał się zatrzymać Nacjonalistów w ich marszu przez dolinę Jaramy. Na ten odcinek frontu skierowano 14 i 15 Brygadę Międzynarodową, które za cenę potwornych strat wydanie zwolniły natarcie wojsk generała Orgaza. Republikanie także powoli przejęli kontrolę na niebie nad polem bitwy. 12 lutego prawie 40 nowych samolotów radzieckiej produkcji pojawiło się na lotniskach polowych w pobliżu linii frontu. Ich obecność nie tylko poprawiła morale obrońców, ale także wpłynęła na losy całej bitwy, przełamując całkowitą supremację w powietrzu Legionu Kondor.
    Ciężkie walki trwały do końca lutego. Zdziesiątkowane zostały Brygady Międzynarodowe broniące się na ostatnich pozycjach oddzielających Nacjonalistów od zwycięstwa. Do historii przeszedł los złożonego z amerykańskich ochotników Batalionu Abrahama Lincolna, który 27 lutego otrzymał samobójczy rozkaz kontrataku na dobrze ufortyfikowane pozycje żołnierzy generałą Orgaza. W ciągu kilku minut morderczego natarcia zginęło 127 Amerykanów a dalszych 200 zostało rannych. Atak załamał się, ale poświęcenie członków Brygad Międzynarodowych urosło do rangi legendy po obu stronach frontu hiszpańskiego.
    W ciągu 10 dni bitwy o dolinę Jaramy zginęło ponad 20 000 żołnierzy. Dwie trzecie z nich stanowili Republikanie, lecz za cenę tych straszliwych strat udało im się powstrzymać natarcie Nacjonalistów.
    Mimo kolejnej zatrzymanej ofensywy sojusznicy generała Franco naciskali, by nie rezygnował z prób szybkiego zajęcia Madrytu i zakończenia wojny. Niemcy i Włosi zaplanowali niejako własną operację wykorzystując wojska przybyłe z Włoch, dodatkowo wzmocnione niedawnym zdobyciem Malagi. W pobliżu miasta Siguenza Nacjonaliści skoncentrowali prawie 50 000 żołnierzy (z czego przeszło 30 000 stanowili Włosi c CTV (Corpo Truppo Volontarie), wspartych przez 250 czołgów, 180 dział, 4 zmotoryzowane kompanie karabinów maszynowych oraz prawie 70 samolotów. Celem tych sił miało być zajęcie Madrytu drogą przez Brihuegę i Guadalajarę.

    [​IMG]
    Żołnierze CTV w marszu na linię frontu

    [​IMG]
    Republikańskie pozycje obronne w bitwie o Guadalajarę​

    Natarcie rozpoczęło się 8 marca. Włoscy żołnierze wsparci przez liczne pojazdy pancerne i artylerię szybko przełamali front wojsk republikańskich i ruszyli w kierunku Madrytu. Dzień później zdobyto Brihuega, lecz ofensywa zaczęła zwalniać, hamowana przez trudną pogodę oraz coraz bardziej zacięty opór Republikanów, by ostatecznie zatrzymać się 11 marca. 12 marca do kontrataku przeszły natomiast wojska republikańskie, których trzon stanowiły Brygady Międzynarodowe wsparte dodatkowo 70 radzieckimi czołgami. Po trzech dnia zaciętych i krwawych walk udało im się przerwać front na odcinku dywizji włoskich i 16 marca odbiły Brihuegę. 18 marca front powraca do pierwotnego położenia z początku ofensywy Nacjonalistów. Bitwa o Guadalajarę, bo pod taką nazwą przeszła ona do historii wojny domowej zakończyła się kompromitującą klęską Nacjonalistów. Republikanie wzięli do niewoli prawie 1500 żołnierzy oraz zdobyli szereg dokumentów o pomocy włoskiej dla wojsk generała Franco. Przedłożyli je później Komitetowi Nieinterwencji, lecz ten odrzucił je jako „niewiarygodne”.
    Włoski korpus ochotniczy poniósł w tej bitwie gigantyczne straty, wyniku których został wyłączony z walki aż do sierpnia, kiedy to został zreorganizowany. Próba zdobycia Madrytu w marcu 1937 roku była ostatnią samodzielną inicjatywą sojuszników Franco.
    Rozumiejąc, że frontu madryckiego nie uda się póki co przełamać Nacjonaliści przeszli na tym odcinku do defensywy, koncentrując swoje siły na północy. Celem następnego natarcia miał być Kraj Basków – ważny przemysłowy region Hiszpanii, którego utrata poważnie osłabiłaby Republikanów. Przygotowania rozpoczęto już pod koniec marca. Ostatniego dnia tego miesiąca nad małym baskijskim miastem Durango pojawiły się bombowce Legionu Kondor. Była to część nowej taktyki przyjętej przez lotnictwo Nacjonalistów: masowych, terrorystycznych nalotów na osiedla cywilne za linią frontu, co miało odebrać wojskom republikańskim wolę walki. Jeszcze w marcu pod gruzami Durango zginęło 300 mieszkańców, a 2500 zostało rannych. Niewiele ponad miesiąc później, w innym baskijskim mieście Guernice liczba ofiar sięgnęła kilku tysięcy…

    [​IMG] [​IMG]
    [​IMG]
    [​IMG]
    [​IMG]
    Zdjęcia ze zbombardowanej przez Legion Kondor Guernici oraz jakże proroczy plakat republikańskiej propagandy: Dzisiaj Hiszpania. Jutro świat.

    Barcelona, maj 1937 roku

    Niewielka ciężarówka wojskowa, najprawdopodobniej zdobyta na wojskach włoskich zatrzymała się gwałtownie powodując, że wszyscy siedzący z tyłu, na pace powpadali na siebie rozlewając przy tym alkohol, którym raczyli się większą część drogi. Kierowca wychylił się przez otwarte okno z szoferki, wołając:
    - Bohateiro jesteśmy na miejscu !
    Luis podniósł się z trudem łapiąc równowagę po tak długim czasie spędzonym na siedząco oraz wielkiej ilości alkoholu, który wypił i poznał znajome skrzyżowanie Gran Via de les Corts Catalanes z Sants Creu Coberta. Dopił ostatni łyk wina z butelki i rzucił ją o bruk ulicy ku uciesze reszty siedzących na pace żołnierzy. Tylko kilku z nich walczyło w prawdziwej bitwie, dlatego obrońca Madrytu robił na nich wielkie wrażenie. Dużo opowiadał im o swoich wojennych przygodach, koloryzując je przy tym odpowiednio, by wydały się jeszcze bardziej dramatyczne. Oni słuchali ich z wielkim zainteresowaniem i przejęciem, a tylko dwóch członków Brygad Międzynarodowych weteranów z Jaramy co jakiś czas kręciło głowami z niedowierzaniem. Luis nie zwracał jednak na nich uwagi, dalej dzieląc się swoimi przeżyciami z frontu, które wraz z kolejnymi butelkami wypitego wina stawały się coraz bardziej niesamowite i niebezpieczne.
    Pożegnał się z nimi czule i zeskoczył na ulicę. Stał tak jeszcze przez chwilę patrząc jak odjeżdżają i machając im. Żołnierze z ciężarówki najpierw krzyczeli w jego kierunku „bohateiro !” „bohateiro !”, po czym któryś zaintonował jaką republikańską frontową pieśń, którą wszyscy momentalnie podchwycili i zaczęli śpiewać.
    Luis zarzucił na ramię karabin i poprawił wymięty mundur. Nie był do końca pewny czy bardziej wpływ alkoholu czy wizyta w domu była źródłem jego świetnego humoru. Odetchnął głęboko rześkim, morskim powietrzem nadmorskiej metropolii. Nareszcie był w domu. Powoli ruszył w kierunku swojego domu przechodząc przez ulicę. Zdziwiło go, że ta była kompletnie pusta, co jak na dosyć wczesną porę dnia było nadzwyczaj dziwne. Rozejrzał się ścianach znajomych budynków, oblepionych dziesiątkami propagandowych plakatów i przyozdobionych wzniosłymi hasłami. Znów dostrzegł znajome z Madrytu „Non Pasaran”, które od czasu bitwy o stolicę urosło do rangi symbolu nieustępliwości obrońców i woli walki. Znów poczuł przypływ nieskrywanej dumy, że mógł w tym uczestniczyć, że był częścią tego jakże ważnego wydarzenie w historii Hiszpanii. Jak każdy młody człowiek był idealistą i gotów był dla swoich ideałów, w które święcie wierzył poświęcić wiele.
    Nienaturalną ciszę przerwały nagle echa pobliskich wystrzałów, które niczym deszczyk zamieniający się w ulewę zaczęły przybierać na sile. Ręka odruchowo podążyła w kierunku karabinu, a przez głowę przebiegła jedna myśl: „Piąta Kolumna.” Od czasu bitwy o Madryt i ogłoszenia przez generała Molę, że dysponuje on oprócz czterech własnych kolumn wojska także piątą, nieznaną przeciwniku za jego liniami, Republikanie niemal z histerycznym strachem reagowali na wieści o pojawieniu się potencjalnych dywersantów na tyłach. Luis chwycił karabin i najpierw truchtem, a później stopniowo przyśpieszając ruszył w kierunku skąd dochodziły odgłosy wystrzałów. Minął kilka przecznic i dostrzegł stojącą na ulicy znajomą ciężarówkę. Wokół leżało kilka ciał, bezlitośnie szatkowanych ogniem karabinu maszynowego, ustawionego w oknie wielkiego budynku na rogu ulicy. Nie zastanawiając się długo Luis ile sił w nogach pognał w kierunku ukrywających się za prowizoryczną zasłoną z czerwonych skrzynek na listy i koszów na śmieci żołnierzy. Udało mu się do nich dopaść, choć zwrócił na siebie uwagę strzelca kaemu, który skierował ogień w jego kierunku.
    - Co się dzieje ?! – zapytał kryjąc się przed odbijającymi się od skrzynki kulami.
    - Nie wiem ! Strzelają do nas ! – odpowiedział jeden z ukrywających się żołnierzy.
    - Piąta kolumna ?!
    - Nie wiem !
    Luis wychylił się lekko, by lepiej zorientować się w sytuacji, ale dwie niemal celne serie zmusiły go do schowania się.
    - Co robimy ?! – spytał jeden z żołnierzy przerażonym głosem.
    Zawahał się. Czuł na sobie piętno odpowiedzialności za tych ludzi, których znał i którzy teraz wydawali mu się najbliżsi na świecie. Nie odpowiedział. Spojrzał porozumiewawczym wzrokiem na jednego z członków Brygad Międzynarodowych. Ten zrozumiał w czym rzecz. Był tylko jeden sposób na wyrwanie się. Nagle obaj zerwali się z miejsca i ruszyli w różnych kierunkach. Ogień karabinu maszynowego skupił na sobie Luis, umożliwiając tym samym pozostałej przy życiu trójce ucieczkę. Zanim strzelec zorientował się w sytuacji było już za późno. Żołnierze z ciężarówki zdążyli już skryć się w jednej z bram okolicznej kamienicy. Wziął więc na cel z powrotem Luisa, który pozostawał na otwartej przestrzeni i również zamierzał ukryć się w którymś z budynków.
    Biegł ile sił w nogach, a głowie kłębiła mu się tylko jedna myśl: „uciec, skryć się”. Nie słyszał kiedy kule zaczęły uderzać o brukowaną ulicę niebezpiecznie blisko niego. Nie słyszał nic poza własnym nerwowym oddechem. Nagle poczuł dziwne pieczenie w okolicach nerek, które szybko rozeszło się w paraliżujący ból. Uszedł jeszcze kilka kroków po czym runął całym ciężarem ciała na ziemię. Kiedy nie poruszał się nie czuł bólu. Tylko dziwne ciepło u dołu pleców. Miał wrażenie, że gdyby ktoś w tym momencie pomógłby mu wstać z łatwością uciekłby z tego miejsca. Poczuł dziwną słabość, która go ogarnęła. I dopiero wówczas dotarło do niego: dostał. Nie widział krwi ani porozrzucanych wnętrzności czy pourywanych części ciała, które podobno widzi się kiedy się dostanie. Widział ulicę i swoją rękę, którą z coraz większym trudem poruszał. „To niemożliwe” – pomyślał. „Ja tutaj nie umrę. Przeżyłem bitwę o Madryt, największe piekło dotychczasowej wojny, a miałbym umrzeć w tak głupi sposób ? Tutaj u siebie w domu, z dala od frontu ? Nie. To niemożliwe.” Usta samoczynnie złożyły się w grymas bólu, którego nie czuł. Pomyślał o matce. Tyle miał jej opowiedzieć. Tyle wyjaśnić. Podjął daremną próbę wstania. Ciało całkowicie odmówiło mu posłuszeństwa. I tylko ta dziwna słabość, jakby senność, która sprawiała, głowa stawała się coraz bardziej ciężka, niemal nie do utrzymania w powietrzu. Po chwili delikatnie opadła na ramię.

    3 maja 1937 roku Barcelona stała się niemym świadkiem regularnej ulicznej bitwy pomiędzy komunistami a anarchistami. Zaczęło się od próby zajęcia bez wiedzy władz katalońskich centrali telefonicznej w Barcelonie przez uzbrojony oddział komunistów, dowodzonych przez Rodrigueza Salasa. Całkowicie zaskoczeni członkowie uzbrojonej jednostki CNT (Confederacion Nacional de Trabajo – Konfederacji Anarchosyndykalistycznych Związków Zawodowych) zdecydowali się stawić opór, doszło do wymiany ognia. Starcia szybko rozszerzyły się na całe miasto, które stało się areną walki pomiędzy anarchistami a nacierającymi na nich komunistami. Wkrótce później w rękach obu walczących stron znalazły się strategiczne punkty miasta. Zacięte i krwawe walki trwały do 6 maja, kiedy to z Walencji przybyły siły, mające za zadanie położyć kres starciom pomiędzy obiema stronami. Następnego dnia walki ostatecznie ustały. Zginęło ponad 1000 żołnierzy, przeszło 2000 został rannych.
    Odpowiedzialność za „Majowe Dni w Barcelonie” zrzucono na blisko współpracującą z CNT Robotniczą Partię na Rzecz Marksistowskiego Zjednoczenia (POUM), która rzekomo miała sprowokować do zbrojnej akcji radykalne siły komunistyczne. Coraz silniejszy konflikt pomiędzy anarchistami a komunistami, który przeniósł się także do grona rządu, zmusił do rezygnacji z funkcji premiera Republiki Hiszpańskiej Largo Caballero, który ostro sprzeciwiał się dominacji czy to Syndykalistów czy skrajnej lewicy. Nowy rząd utworzył Juan Negri, a w jego skład nie wszedł żaden z przedstawicieli POUM czy CNT. Walki w Barcelonie stały się więc częścią starannie zaplanowanej walki politycznej, zmierzającej do całkowitego zniszczenia silnego w Katalonii ruchu anarchio-syndykalistycznego oraz zmarginalizowanie jego wpływu na decyzje rządu. Pod koniec maja stało się jasne, że działanie to zakończyło się sukcesem…
     
  15. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dwunasta: „Incydent”
    III Rzesza​


    [​IMG]

    [​IMG]

    Maj – czerwiec 1937​

    Ibiza, 29 maja 1937, godzina 18:54

    Dwa bombowce Tupolev SB-2 w barwach lotnictwa republikańskiego kolejno skręciły na zachód, wzbijając się przy tym nieco wyżej w powietrze. Piloci skierowali się na majaczącą w oddali wyspę Ibizę, będącą ważnym portem Nacjonalistów, do którego trafiało część zaopatrzenia z Włoch dla wojsk generała Franco. Pogoda była wspaniała. Zaczynało się gorące hiszpańskie lato, którego delikatną zapowiedzią było bezchmurne niebo oraz silnie parzące słońce.
    Porucznik Wasilij Schmidt otarł z czoła leniwie spływające krople potu. Dochodziło południe i temperatura w kabinie maszyny pod wpływem niczym nie skrępowanych promieni słonecznych znacznie się podniosła. Starając się nie zatracić pod jej wpływem czujności rozejrzał się dokładnie we wszystkich kierunkach wypatrując nieprzyjacielskich samolotów. Już wiele razy słyszał o możliwościach nowego myśliwca Nacjonalistów, które znacznie przewyższały te jakie dawał mu SB-2. Nieprzyjaciel był szybszy i lepiej uzbrojony, co dawało mu znaczną przewagę w ewentualnym pojedynku. Zestrzelenie takiej maszyny graniczyło podobno z cudem i póki co nawet pilotom myśliwskim z jego jednostki ta sztuka się nie udała. Z ulgą zauważył, że niebo jest zupełnie czyste i nigdzie nie widać śladu po myśliwcach z czarnym X na ogonie.

    [​IMG]
    Tupolev SB-2 bombowce radzieckie w służbie lotnictwa republikańskiego w Hiszpanii​

    Zmniejszył odległość od prowadzącej maszyny kapitana Antona Progronina. Pod nimi rozciągała się święcąca odbijanymi promieniami słonecznymi tafla Morza Śródziemnego. Spokojna i cicha. Wojna nie zdołała tu jeszcze dotrzeć i Wasilij z łatwością wyobraził sobie, że wojny nie ma, a on tak jak wielokrotnie w marzeniach z dzieciństwa szybuje w powietrzu, realizując swoją pasję. Do rzeczywistości przywrócił go brutalnie skrzeczący w słuchawkach głos kapitana Progronina:
    - Zvezda dwa. Zbliżamy się do wrogiego portu. Miej oczy otwarte i wypatruj myśliwców.
    - Zrozumiałem zvezda jeden. – odpowiedział beznamiętnie, żałując rozwianego błogostanu umysłu.
    Wrócił na wojnę. Przekazał chłodnym tonem dwóm pozostałym członkom załogi polecenie dowódcy, lecącego w samolocie prowadzącym, dostrzegając już wyraźnie kontury budynków miasta i części portu. Wtedy śladem kapitana „położył” maszynę na prawe skrzydło i delikatnie zakręcił, by uzyskać jak najlepszą widoczność portu i okrętów w nim stojących. Odkąd Republikanie ostatecznie utracili tą wyspę we wrześniu 1936 roku baza morska jaka się na niej znajdowała stała się śmiertelnym zagrożeniem dla konwojów z zaopatrzeniem i uzbrojeniem ze Związku Radzieckiego, płynących do portów w Walencji czy Barcelonie. By odwrócić uwagę Nacjonalistów od jednego z takich konwojów dowództwo republikańskie zdecydowało się na dywersyjny nalot na bazę morską na Ibizie, połączony z ostrzelaniem portu przez kilka niszczycieli. Ostrzał z okrętów zakończył się kilkanaście minut temu, bowiem według raportów zwiadu znajdowało się w nim kilka jednostek włoskich i niemieckich, które mogły zagrozić flocie republikańskiej.
    Doniesienia wywiadu sprawdziły się zaskakująco szybko. Niespodziewanie oczom obydwu pilotów ukazał się wielki okręt wojenny, starannie ukryty przed spodziewaną obserwacją z powietrza pomiędzy zabudowaniami portu a innymi mniejszymi statkami handlowymi. Był to niemiecki pancernik „Deutschland”, potężnie uzbrojony w 6 dział kalibru 280mm i 12 dział kalibru 150mm oraz kilkanaście działek przeciwlotniczych różnego kalibru. Nikt jednak nie strzelał. Niemcy byli albo tak pewni, że nie zostaną zaatakowani albo tak zaskoczeni widokiem republikańskich samolotów.
    - Bierzemy go ? – spytał nieco naiwnie Wasilij.
    - Zvezda jeden do zvezdy dwa. Rozpoczynamy atak bombowy na cel. – usłyszał w odpowiedzi.
    - Uwaga załoga przygotować się do ataku bombowego na okręt nieprzyjaciela.
    - Gotowy.
    - Gotowy. – zabrzmiało w słuchawkach parę chwil później.
    Oba bombowce zeszły nieco niżej i ku wielkiemu zaskoczeniu załodze pancernika zrzuciła swoje śmiercionośne ładunki. Większość z nich chybiła, eksplodując w pobliżu okrętu, wzniecając wielkie fontanny spienionej morskiej wody. Dwie jednak dosięgły celu, trafiają w rufę i przebijając pokład eksplodowały wewnątrz stalowego kolosa. Gigantyczny wybuch zachwiał pancernikiem, wywołując popłoch wśród jego załogi, która zaczęła chaotycznie biegać po całej jego długości. Otworzyły ogień pierwsze działka przeciwlotnicze, słaby i niecelny, ale stopniowo wstrzeliwały się w dwa cele, które szybko oddalały się znad portu.
    Wasilij usłyszał jak pociski dziurawią skrzydła w okolicach silnika, powodując drganie całego samolotu. Odgłos jaki temu towarzyszył, przypominał masę małych kamieni rzuconych na blachę. Uszkodzenia jednak okazały się znikome, o czym szybko poinformował go strzelec karabinu maszynowego na nosie maszyny.
    Port szybko zasnuł czarny jak smoła dym z uszkodzonego pancernika, który potężnym słupem wolno i leniwie unosił się ku niebu. Do akcji ratunkowej natychmiast przystąpiły mniejsze jednostki, szybko opanowując pożar i otaczając go szczelnym kordonem.
    - Ponawiamy atak ?! – wrzasnął przez radio podnieconym głosem.
    - Nie zvezda dwa. Pewnie wezwali już na pomoc myśliwce. Wycofujemy się.
    Wasilij spojrzał z żalem na potężny okręt, który wydawał się zupełnie bezbronny. Chciał jeszcze raz zaatakować, poczuć we krwi adrenalinę i tą niesamowitą radość z tego, że zadaje straty wrogowi, nie odnosząc przy tym żadnej szkody. Niechętnie zwrócił samolot w kierunku oddalającego się dowódcy, ostatni raz oglądając się za siebie.

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]
    Niemieckie okręty "Admiral Scheer" oraz "Deustchland"​

    Berlin, 29 maja 1937, późny wieczór.

    Wielki czarny mercedes zatrzymał się z piskiem opon przed Kancelarią Rzeszy, znajdującej się przy Wilhelmstraβe 77, w tzw. Pałacu Radziwiłłowskim, służącym za siedzibę Kanclerzom Rzeszy od 1875 roku. Niczym z katapulty wyskoczył z niego Generaladmiral Erich Raeder, naczelny dowódca Kriegsmarine, ściskając pod pachą skórzaną teczkę. Zupełnie zignorował wartownika, który na jego widok wyprężył się jak struna prezentując broń i szybkim krokiem, niemal biegnąc wszedł do hallu wejściowego. Minął Salon Przyjęć, potocznie zwany Damen Salon i ruszył na pierwsze piętro prosto do gabinetu Kanclerza.

    [​IMG]
    Budynek Kancelarii Rzeszy na początku XX wieku​

    Zgodnie z jego przewidywaniami Hitler oczekiwał go z niecierpliwością od momentu kiedy otrzymał od niego telefon z prośbą o natychmiastowe spotkanie. Raeder przedstawił tą sprawę jako „najwyższej wagi” oraz „nie mogącej czekać”. Z konieczności musiał zatrzymać się i zaczekać aż jego przybycie zapowie sekretarz Wodza, kiedy tej formalności stało się za dość dosłownie wpadł do gabinetu Hitlera i nie zwracając uwagi na siedzącego w kącie von Neuratha, wydobył z teczki jakiś dokument, który natychmiast położył na biurku i odsunął się na parę kroków.
    Hitler spokojnie sięgnął po kartkę papieru, na której specjalną, powiększaną dla niego czcionką dowództwo Kriegsmarine przedstawiało „Nadzwyczajny raport dotyczący sytuacji niemieckich okrętów w basenie Morza Śródziemnego”. Powoli omiatał wzrokiem szeregi liter, a jego mięśnie twarzy napinały się coraz bardziej. Również napływająca krew zaczęła zmieniać kolor jego twarzy na bordowo-czerwony. Ci, którzy z nim współpracowali doskonale wiedzieli, u Wodza że zbliża się atak szału, który spowodowany mógłbym niemal wszystkim w zależności od nastroju.
    - Te lewackie gównojady najwyraźniej chcą bym wypowiedział im wojnę !!! – wybuchnął nagle Hitler uderzając z całej siły pięścią w stół. – Czy pan zdaje sobie sprawę co to oznacza ??!! – zerwał się zza biurka i wymachując raportem skierował w stronę Raedera.
    Dowódca Kriegsmarine stał niczym posąg z kamienną twarzą i spokojnym, lecz mocnym tonem odpowiedział:
    - Wiem, że zginęło według pierwszych doniesień 27 niemieckich marynarzy.
    - Powinienem dać Franco tysiąc bombowców, by wybombardował te żydo-lewackie robactwo z Hiszpanii !!! – ryknął Hitler, mnąc kartkę papieru i rzucając ją na ziemię. – Zaatakowano pancernik „Deuschland” !!! Zaatakowano Niemcy !!!
    Na to zerwał się ze swojego miejsca pobladły von Neurath i drżącym głosem zaczął przekonywać Hitlera co do katastrofalnych skutków takiej decyzji.
    - Mein Führer… Nie możemy w tak jawny sposób wesprzeć naszych hiszpańskich sojuszników. Na podstawie umów międzynarodowych nadal działamy w Komitecie Nieinterwencji. Reakcja Anglii i Francji…
    - Sram na reakcję tych tchórzliwych dupolizusów !!! – wrzasnął Hitler odwracając się do swego biurka. – Powinniśmy wszelkimi dostępnymi siłami zgnieść czerwoną Hiszpanię jak pluskwę !!! – znów uderzył pięścią w blat biurka. – Ale na nich też przyjdzie pora… Nadejdzie taki dzień, że będą błagać mnie o litość… Raeder ! Proszę przedstawić mi jak wygląda sytuacja w tamtym regionie. – zwrócił się po chwili, nieco spokojniejszym tonem do dowódcy Kriegsmarine, ruszając jednocześnie w kierunku wielkiej politycznej mapy Europy wiszącej na ścianie.
    Generaladmiral podążył jego śladem i natychmiast po dojściu do mapy zaczął referować:
    - Uszkodzony pancernik „Deuschland” zostanie odeskortowany do brytyjskiego portu w Gibraltarze, gdzie przejdzie wstępne naprawy umożliwiające mu powrót do Niemiec. Natomiast w naszej strefie działań w ramach Komitetu Nieinterwencji wciąż pozostaje Admiral Scheer oraz eskadra niszczycieli. Według ostatnich meldunków admirała Carlsa, dowódcy zespołu naszych okrętów znajduje się gdzieś… Tutaj. – wskazał miejsce na mapie, mniej więcej w połowie drogi między Gibraltarem a Ibizą.
    Hitler stał ze skrzyżowanymi rękami nie odzywając się. Jego wzrok utkwił w sobie tylko znanym miejscu wielkiej kolorowej Europy, co świadczyło o tym, że intensywnie myśli i zastanawia się nad reakcją.
    - Panie von Neurath. – zwrócił się do ministra spraw zagranicznych całkowicie już spokojnym głosem. – Proszę wydać polecenie zorganizowania jutro w południe nadzwyczajnego posiedzenia rządu dotyczącego sytuacji w Hiszpanii.
    - Oczywiście. – odpowiedział służalczo von Neurath.
    - Chcę, by na tym posiedzeniu obecni byli dowódcy Kriegsmarine, Luftwaffe oraz Heer. – dodał Hitler.
    Widząc zdziwienie na twarzy ministra uśmiechnął się i pewnym tonem rzucił:
    - Panowie pamiętajcie, że świat to teatr, a publiczność czeka na naszą kwestię. Zbudujmy więc wokół należne jej napięcie !

    Zgodnie z przewidywaniami Wodza świat był wstrząśnięty, gdy usłyszał, że kontradmirał Fanger, dowódca pancernika „Deuschland” zanim wszedł do portu w Gibraltarze poprosił brytyjskiego dowódcę twierdzy o miejsce w stoczni oraz… Odpowiednią liczbę trumien dla niemieckich marynarzy. Była to część starannie zaplanowanej przez Hitlera propagandowej ofensywy oraz wojny nerwów z mocarstwami zachodnimi, które obawiały się zdecydowanej reakcji Niemiec na brutalny atak na okręt flagowy Kriegsmarine. Kiedy do prasy przedostała się wiadomość o nadzwyczajnym spotkaniu rządu, na którym obecni byli także dowódcy poszczególnych części niemieckich sił zbrojnych w placówkach dyplomatycznych Anglii i Francji wybuchła niemal panika, spowodowana przekonaniem o nieuchronności rozszerzeniu się konfliktu poza teren Hiszpanii. Z wielką ulgą przyjęto, więc w Paryżu i Londynie informację, że Niemcy zdecydowały się ograniczyć tylko do odwetowego ostrzelania republikańskiego portu w Almerii, w wyniku którego zginęło 24 osoby. Paradoksalnie o Hitlerze mówiono wówczas jako o człowieku, który „uratował pokój”.
    Do kolejnych incydentów doszło w czerwcu, kiedy to republikańskie okręty podwodne zaatakowały inny niemiecki okręt, krążownik „Leipzig”. Atak nie wyrządził żadnych szkód, lecz posłużył Kanclerzowi Niemiec za pretekst do zerwania podpisanego w lutym układu przez sygnatariusz Komitetu Nieinterwencji, w ramach którego siły morskie Anglii, Francji, Niemiec i Włoch miały czuwać nad tym, by do portów walczących stron nie przedostawało się zaopatrzenie z zewnątrz. Wkrótce w jego ślady poszedł także Mussolini. Hitler argumentował to brakiem należytej ochrony okrętów Komitetu przed atakami podobnymi do tego z 29 maja. I trudno było nie przyznać mu racji. To głównie pod tym wpływem Anglia i Francja zdecydowały później o przyjęciu tzw. „Układu o ochronie żeglugi na Morzu Śródziemnym”, który dawał możliwość dowódcom okrętów państw Komitetu zatapiania w tym rejonie każdego okrętu podwodnego, którego działanie uzna za wrogie. Układ ten znacząco pomógł niemieckim oraz włoskim statkom przewożącym zaopatrzenie dla wojsk generała Franco, gdyż dawał im możliwość obrony przed nieprzyjacielską flotą republikańską. Stanowiło to najbardziej jaskrawy dowód na to jak cynicznym działaniem ze strony mocarstw zachodnich było stworzenie Komitetu ds. Nieinterwencji w ramach którego przymykano oko na jawne wspieranie jednej ze stron walczących przez dwóch głównych sygnatariuszy.
    Do końca wojny domowej marynarka republikańska nie podjęła już żadnej większej akcji na Morzu Śródziemnym obawiając się tak floty nacjonalistycznej jak i wrogo nastawionych floty włoskiej i niemieckiej. Również strumień zaopatrzenia z ZSRR został radykalnie ograniczony, co w znacznej mierze wpłynęło na sytuacja armii republikańskiej na froncie.
     
  16. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część trzynasta „Wizyta”
    Wielka Brytania​


    [​IMG]

    Maj – czerwiec 1937

    Londyn, Czerwiec 1937 roku

    Neville Chamberlain spokojnie i bez pośpiechu kroczył szeroką Downing Street, przy której znajdowały się rezydencje dwóch najważniejszych aktorów brytyjskiej sceny politycznej, premiera w budynku pod numerem 10 oraz kanclerza skarbu w budynku pod numerem 11. Odchodząca od Whitehall ulica została zbudowana i nazwana prawie 200 lat temu na cześć Sir George’a Downinga, wojskowego i dyplomaty w służbie Olivera Cromwella oraz króla Karola II, który w uznaniu jego zasług dla Korony przekazał mu w posiadanie właśnie tą działkę gruntu. Było to jedno z najważniejszych miejsc w Londynie, a może i w całej Anglii, ponieważ tutaj wielokrotnie decydowały się losy brytyjskiego imperium oraz narodów wspólnoty.
    Chamberlain podpierając się parasolem zatrzymał się i spojrzał w niebo, po którym żeglowały wielkie białe obłoki przypominające watę, miejscami tylko przepuszczając błękit letniego nieba. Anglia a zwłaszcza deszczowy Londyn rzadko kiedy mogła cieszyć się tak pogodnym i ciepłym dniem już na początku lata. A premier, który rano wychodził na posiedzenie Izby Gmin w Pałacu Westminsterskim wolał mimo wszystko zabrać ze sobą parasol na wypadek deszczu, który zapowiadały prognozy i ciemne chmury wczesnym rankiem. Teraz jednak pogoda była iście letnia. Mimowolnie wrócił myślami do 28 maja kiedy to okazało się, że jemu zostanie powierzona misja utworzenia nowego gabinetu brytyjskiego rządu. Przed nim i jego ministrami stało dziejowe zadanie zapobiegnięcia kolejnej wojnie, której cień zdawał się zakrywać Europę. Gdyby mu się to udało przeszedłby do historii jako człowiek, który uratował imperium przed kolejnym niszczycielskim konfliktem. A choć nigdy się do tego nie przyznawał zawsze pragnął zapisać się w historii Wielkiej Brytanii. Teraz los dawał mu ku temu wielką okazję, a on nie zamierzał jej nie wykorzystać.

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]
    Rząd Wielkiej Brytanii Stanleya Baldwina oraz nowy rząd po majowych wyborach Nevilla Chamberlaina. Zmiany nastąpiły również na stanowiskach wojskowych​

    Tak bardzo zagłębił się w swoich myślach, że nie zauważył kiedy w pobliżu pojawił się zaufany doradca i przyjaciel Horace Wilson. Chamberlain uśmiechnął się do niego na powitanie, jakby nie dostrzegając jego zatroskanej i nieco nawet zdenerwowanej miny. Był w doskonałym humorze, na który wpływ miała wspaniała pogoda oraz debata w Izbie Gmin, zakończona po jego myśli. Władza oraz gigantyczne nadzieje w nim pokładane dodawały mu animuszu i pewności siebie.
    - Rozmawiałem z Anthonym Edenem. – zaczął sucho Wilson.
    - Doprawdy ? – odpowiedział kurtuazyjnie premier ruszając wolno w kierunku budynku z numerem 10, przy którym jak zawsze stał policjant w granatowym mundurze.
    - Oznajmił, że Książe Windsoru wbrew sugestiom naszego MSZ-tu udał się wraz z małżonką w podróż do Niemiec. W planach jest również wizyta u Kanclerza Adolfa Hitlera w jego prywatnej rezydencji w Berchtesgaden…
    Chamberlain zatrzymał się mocno uderzając końcówką parasola o bruk ulicy. Jego wyraz twarzy pełen był gniewu. Zacisnął mocno zęby, głęboko wciągając powietrze do nosa.
    - Co za całkowicie pozbawiony wyobraźni impertynent. – syknął. – Czy król już wie ?
    - Minister zamierza powiedzieć o tym Jego Wysokości osobiście. Po rozmowie telefonicznej ze mną miał udać się do Pałacu Buckingham.
    Premier zacisnął pięść i przyłożył ją do ust lekko uderzając. Widać było, że starannie dobiera słowa adekwatne do określenia człowieka, którego w tej chwili szczerze nie znosił.
    - Minister Eden zwraca także uwagę na niemieckie publikacje prasowe, które pisane są w takim tonie jakby była to oficjalna wizyta głowy państwa. – kontynuował Wilson. – Szczerze obawia się czy nie zostanie to odebrane jako rozdwojenie naszej polityki zagranicznej, co w dobie dzisiejszej sytuacji w Europie może stać się niezwykle groźne.
    - Dziękuję Bogu, że ten człowiek sam zrzekł się korony. Ośmiesza monarchię na każdym kroku… - Chamberlain nie przestawał myśleć o księciu Windsoru.
    Tytuł ten przyznano byłemu królowi, zgodnie z wolą jego brata Jerzego VI po abdykacji, by zachować choć cień powagi brytyjskiej rodziny królewskiej. Trudno, bowiem sobie wyobrazić, że człowiek, w którego żyłach płynie królewska krew, który sprawował rządy nad całym imperium przez niemal rok, stał się nagle zwykłym obywatelem. To naraziłoby Anglię na śmieszność. Jednak późniejsze poczynania księcia Windsoru sprawiły, że wielu polityków szybko zaczęło żałować tego kroku…
    - Niech ktoś z MSZ-tu delikatnie przypomni Niemcom, że książę Windsoru nie jest w żadnym wypadku przedstawicielem rządu brytyjskiego, a wszelkie jego opinię są jedynie jego prywatnym zdaniem. – polecił premier z naciskiem. – Tylko spokojnie, by nie wywoływać zbędnych emocji. – dodał.
    - Zajmę się tym. – odpowiedział Wilson.
    Chamberlain odwrócił się i równie spokojnym krokiem co wcześniej ruszył w kierunku swojej nowej rezydencji. Minął policjanta, który na jego widok wyprostował się. Nie zwracał już na nic uwagi. Dobry nastrój prysł w jednej chwili, a szczytem jego marzeń stała się teraz szklaneczka dobrego francuskiego koniaku.


    Berghof, okolice Berchtesgaden

    Luksusowy samochód z odkrytym dachem wyraźnie zwolnił aż wreszcie całkowicie zatrzymał się przed wysoki schodami prywatnej rezydencji Kanclerza. Natychmiast do drzwi samochodu dobiegł jeden z oficerów SS w eleganckim, czarnym mundurze, który wraz z białymi rękawiczkami i pasem prezentował się znakomicie. Gdy otworzył tylne drzwi pojazdu odsunął się salutując i strzelając obcasami czarnym, lśniących oficerek. Niemal równocześnie podobnie uczynili żołnierze kompanii reprezentacyjnej osobistej gwardii Hitlera, Leibstandarte. Ich widok rzeczywiście mógł robić wrażenie. Kilkudziesięciu młodych, wysokich i wysportowanych mężczyzn w czarnych, szytych na miarę mundurach, prezentujących broń i stojących nieruchomo niczym rzeźby.
    Sam Wódz oczekiwał gości już na schodach bez ludzi z jego otoczenia, co miało podkreślać nieoficjalność tej wizyty. Gdy książęca para ruszyła w kierunku schodów, Hitler wyszedł im na spotkanie. Delikatnie chwycił dłoń żony Księcia Windsoru i pochylił się jakby zamierzał ją pocałować. Jednak nie uczynił tego. Nie było to niemieckim zwyczajem. Zamiast tego wypowiedział kilka ciepłych słów na temat urody Amerykanki i radości z faktu, że może ją poznać.

    [​IMG]
    Hitler podczas powitania Księcia Windsoru oraz jego małżonki w Berghofie

    [​IMG]
    Żołnierze osobistej gwardii Hitlera, Leibstandarte​

    - Jestem niezwykle szczęśliwy, że Wasza Królewska Mość zdecydował się odwiedzić Niemcy. – powiedział Hitler zwracając się do Edwarda. Ten najwyraźniej udał, że nie dosłyszał sposobu w jaki zwrócił się do niego Kanclerz, a być może nawet mu to schlebiało.
    - Mi również jest miło, że mogę pana poznać. – odpowiedział zwięźle.
    - Zawsze byłem zdania, że Anglicy i Niemcy są ulepieni z tej samej gliny i od niemal zawsze byli naturalnym sojusznikami. Cóżby się stało z Europą gdyby nie Książe Wellington i marszałek von Blücher walczący ramię w ramię pod Waterloo ? – rzucił Hitler uśmiechając się szczerze i zapraszając gości do środka rezydencji.
    Edward nie odpowiedział. Odwzajemnił tylko uśmiech choć był nieco zmieszany bezpośredniością i szczerością z jaką przyjmował go Wódz. Kiedy byli już w środku Hitler nawiązał do czasów zdecydowanie im bliższych niż zamierzchła bitwa pod Waterloo.
    - Niemcy są świadomi niesprawiedliwości narzuconego im w 1919 roku Traktatu Wersalskiego, lecz są także świadomi tego, że gdyby nie twarde stanowisko Anglii to być może dzisiaj w ogólne nie byłoby Niemiec. – mówił spokojnie i cicho jakby zwracał się do zaufanego przyjaciela. To zupełnie zaskoczyło Edwarda. Spodziewał się bardziej enigmatycznej, dyplomatycznej rozmowy, do których tak bardzo przywykła angielska klasa rządząca. Gra w otwarte karty była więc dla niego i pewnego rodzaju szokiem, ale i ulgą.
    - Może mi pan wierzyć, że wiele środowisk w Wielkiej Brytanii popiera niemieckie dążenia do zmiany niektórych postanowień Traktatu Wersalskiego. – odpowiedział Książe. – Niektóre są wyjątkowo niesprawiedliwe lub nawet niedorzeczne. – dodał
    - Wielu ludzi zarzuca mi, że świadomie dążę do wojny… - mówił dalej Hitler. – Ale ja znam to piekło. Walczyłem na froncie zachodnim i wiem czym są ataki gazowe, okopy czy karabiny maszynowe. Zrobię wszystko by to już się nie powtórzyło, ale nie mogę też bezczynnie patrzeć jak Niemcy pokutują za nieswoje winy. Silne Niemcy w Europie są potrzebne tak samo jak silna Wielka Brytania w świecie.
    Książe był pod wrażeniem tej magnetycznej i charyzmatycznej osobowości człowieka siedzącego naprzeciwko niego, który co jakiś czas nieco teatralnym gestem odgarniał z czoła kosmyk włosów lub żywo gestykulował. Hitler zdecydowanie bardziej niż wielu brytyjskich polityków przypominał męża stanu z prawdziwego zdarzenia. Był inteligentny, pewny siebie, miał wizję, którą gotów był realizować za wszelką cenę i nie bał się zdecydowanej polityki. Czasem w swoich wywodach zdarzyło mu się rzucić nieco mocniejszym słowem, za które natychmiast przepraszał żonę Edwarda i jego samego. Ale to nie przeszkadzało księciu, któremu już dawno zbrzydł wyważony, elokwentny język brytyjskiej klasy politycznej. Właśnie kogoś takiego brakowało Anglii, by podjął zdecydowane kroki mające na celu ratunek pękającego powoli imperium. Człowieka obdarzonego taką charyzmą i taką osobowością oraz tak konsekwentnie realizującym swoje plany.
    Spotkanie z Hitlerem trwało przeszło godzinę. Według samego księcia rozmawiano głównie o sprawach gospodarczych, takich jak budowa tanich mieszkań czy ulgach socjalnych. Było to mało prawdopodobne, choć możliwe, że dyskutowano o niemieckim cudzie gospodarczym, który powoli zaczął przeobrażać Niemcy w gospodarczą potęgę. Przysłowiową kontrowersyjną wisienką na szczycie tego kontrowersyjnego tortu było zdjęcie, które chętnie drukowały niemal wszystkie gazety w Rzeszy, przedstawiające Edwarda, Księcia Windsoru jak w hitlerowskim pozdrowieniu żegna się z Kanclerzem. Wywołało ono wielkie poruszenie w Europie i przysporzyło masę kłopotów rządowi Chamberlaina, który musiał spokojnie tłumaczyć, że wizyta ekskróla w Niemczech nie miała nic wspólnego z kierunkiem brytyjskiej polityki zagranicznej.

    Paryż

    Do budynku Ministerstwa Spraw Zagranicznych, mieszczącego się przy bulwarze Quai d’Orsay wszedł elegancko ubrany mężczyzna odpowiadając ukłonem na salut ochroniarza siedzącego w recepcji. Niósł ze sobą pliki różnej maści dokumentów, które miał za zadanie dzisiaj przeglądnąć. Były to głównie analizy sytuacji międzynarodowej w odniesieniu do konfliktu w Hiszpanii oraz coraz bardziej napiętej sytuacji na Dalekim Wschodzie, która groziła wybuchem bezpośredniego konfliktu między Japonią i Chinami. Wspiął się na schody i po chwili wkroczył do swojego gabinetu, rzucając na obitą skórą kanapę stos trzymanych dokumentów. Pierwszym co postanowił uczynić było uchylenie okna, gdyż dzień był wyjątkowo upalny i duszny.

    [​IMG]
    Budynek francuskiego MSZ przy Quai d'Orsay​

    Yvon Delbos – jeden z liderów partii radykalno-socjalistycznej i minister spraw zagranicznych w rządzie Leona Bluma rozsiadł się wygodnie w fotelu i przystąpił jak to miał w zwyczaju o poranku każdego dnia do przeglądu prasy krajowej i zagranicznej przygotowanej przez jednego ze swych współpracowników. Już pierwsza niemiecka gazeta, Völkischer Beobachter, główny organ propagandowy NSDAP wprawiła go fatalny nastrój. Na pierwszej stronie, bowiem umieszczone zostało duże zdjęcie Księcia Windsoru jak żegna się z Hitlerem wyciągniętą wysoko przed siebie ręką, w charakterystycznym nazistowskim pozdrowieniu.
    Rzucił gazetę na biurko i sięgnął po słuchawkę telefonu. Gdy usłyszał w niej głos sekretarki sucho polecił, by połączono go bezzwłocznie z premierem Leonem Blumem. Po chwili w słuchawce zabrzmiał cichy głos premiera:
    - Słucham.
    - Widziałeś dzisiejszą prasę ? Szczególnie tą niemiecką, chociaż z tego co widzę to nasi też podłapali temat.
    - Masz na myśli Heil Hitler w angielsko-królewskim wydaniu ? Tak widziałem… - odpowiedział Blum. – Już umówiłem się w tej sprawie na rozmowę z ambasadorem. Myślisz, że coś kombinują z Hitlerem za naszymi plecami ?
    ¬- Nie wiem, ale Angole zawsze mieli słabość do Niemców. A wybór Chamberlaina na premiera raczej nie wróży zmiany polityki.
    Premier milczał przez chwilę jakby coś nad czymś usilnie myślał. Wreszcie odezwał się cicho:
    - Niech nasi mają na oku książęcą parę. Podobno mają zamieszkać we Francji. Pogadaj z kim trzeba kiedy ja będę widział się z ambasadorem.
    - Oczywiście. Sam też spróbuje się czegoś dowiedzieć.
    - Do usłyszenia.
    - Do usłyszenia.
    Odłożył słuchawkę na widełki i powrócił do przeglądu zagranicznej i krajowej prasy, w której dominowały wiadomości na temat konfliktu w Hiszpanii, echa po katastrofie niemieckiego sterowca Hindenburga oraz niepokoje związane z coraz bardziej skomplikowaną sytuacją na Dalekim Wschodzie.
     
  17. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część czternasta: „Most do wojny”​
    Cesarstwo Japonii​

    [​IMG]

    Styczeń – sierpień 1937​


    Kuńcewo, okolice Moskwy lipiec 1937 roku

    Czarny samochód GAZ-M1 radzieckiej produkcji zatrzymał się przed biało-czerwonym szlabanem na drodze. Kierowca nerwowo poganiany przez pasażera użył klaksonu, by przyspieszyć opieszałe działanie pracowników ochrony. Po chwili z budynku wyszedł jeden z żołnierzy w mundurze NKWD wydziału OORPP, czyli Wydziału Ochrony Przywódców Partii i Państwa, z karabinem przewieszonym przez ramię i wolnym krokiem skierował się do samochodu.
    Nie zdążył nawet zapytać o dokumenty, gdy przez otwartą tylną szybę wyłoniła się dłoń trzymająca wymagane przepustki. Żołnierz obejrzał je dokładnie, parę razy spoglądając na kierowcę i pasażera samochodu porównując ich wygląd do zdjęć w dokumentach. Wreszcie zwrócił je właścicielom i dał znak koledze, by podniósł szlaban. Kiedy pojazd ruszył mieląc oponami piaszczystą ziemię wyprężył się na baczność i zasalutował.
    Jechali wśród wysokich drzew, z pomiędzy których w oddali majaczyło wysokie ogrodzenie oraz kontury pilnujących go strażników. Co jakiś czas mijali patrol NKWD, który uważnie im się przyglądał. Znajdowali się bowiem w miejscu, o którego istnieniu wiedziało tylko niewielu najbardziej zaufanych współpracowników Stalina. Dacza w podmoskiewskim Kuńcewie, służyła Sekretarzowi za miejsce weekendowego wypoczynku w ciszy i spokoju wielkich połaci lasów. Jak każdy tego typu obiekt znajdowała się pod ścisłą ochroną specjalnego wydziału Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych, który czuwał nad bezpieczeństwem i dyskrecją tego miejsca. Robił to na tyle sprawnie, że do tej pory na teren rozległego, w znacznej mierze pokrytego lasem ośrodka nie przedostał się nikt nieproszony.
    Kierowca zatrzymał się na niewielkim placu przed daczą, a pasażer niczym z procy wystrzelił z samochodu. Szybko minął kilku strażników, którzy na jego widok stanęli na baczność salutując i skierował się w stronę niewielkich schodów, prowadzących do głównego wejścia. Drogę zastąpił mu wysoki stopniem oficer OORPP, który spokojnym głosem oznajmił:
    - Towarzysz Stalin jest zajęty.
    - Ja w sprawie wagi państwowej. Nikt z GRU nie uprzedzał o moim przyjeździe ?
    - Nic mi o tym nie wiadomo.
    - Powiedzcie Towarzyszowi Stalinowi, że przyjechał Jan Berzin i ma dla niego ważne informacje.
    Jan Berzin w czerwcu zastąpił na stanowisku szefa wywiadu wojskowego niezbyt zdolnego Siergieja Urickiego. Urodzony na Łotwie mógł poszczycić się życiorysem godnym prawdziwego komunisty. Kilkakrotnie aresztowany przez carską policję polityczną Ochranę za działalność rewolucyjną, otrzymywał wyroki zesłania na Sybir oraz kary śmierci, którą zamieniono na wieloletnie więzienie ze względu na młody wiek. Podczas Wielkiej Wojny walczył na froncie, ale szybko zdezerterował. Brał udział w ataku na Pałac Zimowy w 1917 roku, a po rewolucji październikowej został szefem ochrony samego Lenina i wielu ważnych członków Biura Politycznego.
    W połowie lat trzydziestych został wysłany na Daleki Wschód, gdzie na początku został naczelnikiem strefy obozów pracy, a później zastępcą dowódcy Samodzielnej Armii Dalekowschodniej. Po wybuchu wojny domowej w Hiszpanii, został członkiem radzieckiej misji wojskowej do tego kraju, gdzie udało mu się pozyskać kilku cennych agentów do współpracy z GRU. W czerwcu 1937 roku powrócił do kraju i ponownie (pierwszy raz w latach 1924-1935) stanął na czele wojskowego wywiadu.
    - Jeżeli natychmiast nie zameldujesz Towarzyszowi Stalinowi o moim przyjeździe to osobiście dopilnuje, by raport z tego zdarzenia trafił do samego Towarzysza Jeżowa ! – zagrzmiał Berzin widząc, że oficer nie zamierza ruszyć się z miejsca. – A wiecie czym to się dla was może skończyć ?
    Ta groźba okazała się skuteczna. Oficer przez chwilę zawahał się, po czym odwrócił się i zniknął za rogiem budynku, spoglądając spode łba na nietypowego przybysza. Józef Stalin leżał na kanapie ustawionej na ganku daczy, czytając książkę. Początkowo nie zwrócił uwagi na oficera ochrony, który pojawił się w pobliżu, lecz w momencie gdy ten strzelił obcasami, wyprężając się, zamknął książkę i spojrzał na niego gniewnym wzrokiem.
    - Co tam ? – zapytał oschle.
    - Towarzyszu Sekretarzu z Moskwy przybył szef GRU Jan Berzin. Twierdzi, że dysponuje dokumentami, wymagającymi waszego natychmiastowego wglądu. – wyrecytował oficer.
    - Tak ? No to dawajcie go tu.
    Stalina zaciekawiło co takiego było w tych dokumentach, że wymagało, by jak najszybciej je obejrzał. Wcześniej w podobnych sprawach konsultowano się z nim telefonicznie, lecz jeżeli szef wywiadu wojskowego osobiście przybył do jego daczy w Kuńcewie to musiał niezwykle ważny powód. I na tyle tajny, że nie nadawał się na powiadomienie telefoniczne.
    Wkrótce na ganku pojawił się Berzin, który na widok Stalina regulaminowo zasalutował, przykładając dłoń do daszka swojej wojskowej czapki. Sekretarz niedbale machnął ręką i sięgając po fajkę leżącą na stole zapytał pozornie zdenerwowanym głosem:
    - Z czym takim przyjeżdżacie Berzin, że nie może to czekać do jutra aż wrócę na Kreml.
    Szef GRU spojrzał porozumiewawczo na Stalina, dając mu do zrozumienia, że lepiej będzie jeżeli tą rozmowę odbędą w cztery oczy. Ten po krótkiej chwili odprawił oficera ochrony. Pozostali sami.
    - Towarzyszu Stalin otrzymaliśmy informacje, że atak japoński na północne Chiny ma rozpocząć się w ciągu trzech dni. W tej chwili przygotowywane są incydenty graniczne, które mają stanowić pretekst do rozpoczęcia działań.
    - Czy to są pewne informacje ? – zapytał po chwili zastanowienia dyktator.
    - Tak jest Towarzyszu Stalin, raportuje o tym nasz agent o kryptonimie Ramsay z Tokio. – Berzin przekazał Sekretarzowi tekturową teczkę, w której znajdował się dokładny raport agenta oraz kilka fotokopii stosownych dokumentów.
    - Czyli czekają tylko na pretekst… - powiedział cicho Stalin jakby mówił sam do siebie, przeglądając dokumenty.


    Granica chińsko-japońska, okolice Mostu Marco Polo, 7 lipca 1937

    Pułkownik Ji Xingwen, dowódca 219 pułku piechoty Kuomintangu, stacjonującego przy wschodniej stronie granicznego mostu Marco Polo, w miasteczku Wanping z niepokojem spoglądał na koncentrujące się po drugiej stronie wojska japońskie. Raz jeszcze omiótł lornetką przeciwległy brzeg, gdzie z łatwością można było dostrzec kilka dział cesarskiej armii, których żołnierze nawet nie starali się maskować. Ta demonstracja siły miała przekonać go do przyjęcia ultimatum jakie pół godziny wcześniej przedstawił mu dowódca kilkuset osobowego oddziału japońskiego. Zawierało ono groźbę, że wypadku braku pozwolenia na przekroczenie granicy i wejścia do Wanping rzekomo w poszukiwaniu zaginionego japońskiego żołnierza, działa te otworzą ogień. Pułkownik natychmiast przekazał te żądania „wyżej” do dowódcy 29 armii Kuomintangu, generała Song Zheyuan, który kategorycznie zabronił przyjmowania tego ultimatum i obiecał przysłać posiłki. Sytuacja więc robiła się coraz bardziej napięta. Było oczywiste, że żołnierze cesarscy spróbują przekroczyć most. Świadczyły o tym odgłosy pracy silników tankietek oraz zajmowanie pozycji przez strzelców ciężkich karabinów maszynowych, które ustawiono tak, by mogły dać możliwie największe wsparcie ogniowe nacierającym oddziałom.
    Chińczycy pośpiesznie zajmowali pozycje obronne, nerwowo oczekując spodziewanego ataku. Byli to w większości zwykli uzbrojeni chłopi, tworzący oddziały milicji, mającej utrzymywać porządek w okolicy. Tylko część z nich była umundurowana i potrafiła posługiwać się bronią, większość jeszcze nie walczyła w prawdziwej bitwie. Los chciał, że mieli od razu stawić czoła jednej z najpotężniejszych i najnowocześniejszych armii Azji…
    Pułkownik zszedł z niewielkiego pagórka i zamierzał udać się do swojej kwatery, by naradzić się ze sztabem, gdy usłyszał kilka głuchych grzmotów, które szybko zamieniły się w przeraźliwe piski i eksplozje. To japońska artyleria otworzyła ogień. Spojrzał na zegarek. Dochodziła północ.
    - Kryć się !!! Kryć się !!! Przetrzymać ostrzał i wracać na stanowiska !!! – wrzasnął do grupki oficerów stojących nieopodal. Sam skierował się do najbliższego domu, by skryć się w jego piwnicy.
    Pod osłoną strzelających dział japońscy żołnierze wspierani przez kilka czołgów rozpoczęli atak przez most na pozycje chińskich obrońców. Początkowo tylko parę strzałów dało dowód chęci obrony, lecz stopniowo ostrzał wzmagał się, aż w końcu opór zdecydowanie stężał. Mimo tego żołnierzom cesarskim udało się zdobyć przyczółek na drugiej stronie mostu, z którego przystąpili do dalszego ataku wraz z kilkoma czołgami, na które Chińczycy nie mieli żadnej broni. Morderczy ogień artylerii oraz licznych karabinów maszynowych spowodował ciężkie straty wśród obrońców, którym pułkownik Ji wydał rozkaz utrzymania się za wszelką cenę.
    Zacięte walki trwały do późnego popołudnia 8 lipca, kiedy to Japończykom udało się wreszcie przełamać twardą chińską obronę i zmusić pułk Kuomintangu do odwrotu. Lecz następnego dnia wzmocniony przez okoliczne siły oraz obiecane przez gen. Songa posiłki pułkownik Ji przeszedł do kontrataku, wypierając wojska cesarskie z powrotem za graniczny most Marco Polo. Obie strony zdecydowały się przystąpić do negocjacji.

    [​IMG]
    [​IMG]
    [​IMG] [​IMG]
    Walki na Moście Marco Polo 7-9 lipca 1937​

    12 lipca w Pekinie doszło do spotkania dowódców jednostek Kuomintangu podlegających 29 armii. Mimo pozornie jasnej sytuacji, generałowie mieli różne pomysły na dalsze działanie. Generał Qin Dechun, zastępca dowódcy armii uważał, za konieczne kontynuowanie oporu i nie wdawanie się z Japończykami w żadne rokowania, które jak słusznie podejrzewał miały stanowić jedynie zasłonę dymną i dać im czas na skoncentrowanie w rejonie walk większych sił, mogących przełamać chińską obronę. Natomiast generał Zhang Zizhong, dowódca 38 dywizji piechoty był zdecydowanym zwolennikiem negocjacji, które mogły rozwiązać sporne kwestie.
    Mimo gwałtownych sprzeciwów swojego zastępcy generał Song podjął decyzję o wysłaniu do sztabu japońskiego jednego ze swych oficerów, którego zadaniem było poznanie warunków zawieszenia broni pomiędzy obiema armiami. Misję tę powierzono dowódcy 38 dywizji Zhangowi Zizhongowi, który niemal natychmiast udał się do dowódcy sił japońskich generała Hashimoto.

    [​IMG]
    [​IMG]
    Siły obydwu stron zaangażowane w bitwę o Pekin​

    Negocjacje trwały krótko i Zhang zgodził się na większość warunków stawianych przez cesarską armię. Kiedy zadowolony ze wyniku swojej misji powracał do Pekinu dotarła do niego wiadomość, że wojska japońskie rozpoczęły natarcie na pozycje chińskie wokół Pekinu oraz pobliskiego miasta Tianjin. W ciągu trzech dni udało im się zając Wanping. Następnego dnia Japończycy zdobyli inne ważne miasto – Nanyuan, gdzie rozbili dwie dywizje Kuomintangu (37 i 132).
    Po chaotycznych walkach 29 lipca poddały się wojska chińskie w Pekinie, a dzień później w Tianjin. Armia Kuomintangu całkowicie zaskoczona skalą japońskiego natarcia została dotkliwie pobita i odrzucona na południe, ponosząc pierwszą z wielu klęsk w starciu z armią Cesarstwa Japonii. Wojna na Dalekim Wschodzie stała się faktem…
     
  18. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część piętnasta: „Utrata kontroli”
    Cesarstwo Japonii

    [​IMG]

    Sierpień - listopad 1937


    – premier rządu Cesarstwa Japonii, Książę Konoye




    Wieść o wybuchu konfliktu chińsko-japońskiego obiegła świat lotem błyskawicy, wszędzie wzbudzając falę potępienia dla imperialistycznej polityki Cesarstwa. W rzeczywistości Japonia nie miała zamiaru podbijać całych Chin. To było niemożliwe i niepotrzebne. Incydent na Moście Marco Polo miał być jedynie uwerturą do kolejnego szybkiego zwycięstwa i podbicia kolejnego kawałka północnych prowincji kraju, tak jak to było w przypadku Mandżurii. Po zadaniu kilku klęsk wojskom Kuomintangu Naczelne Dowództwo Japońskie miało nadzieję podpisać zawieszenie broni, które pozostawiałoby po stronie Cesarstwa niezwykle bogate w węgiel i inne surowce naturalne tereny chińskich prowincji Charar, Hebei i Shanxi. Jednak skala tego konfliktu przerosła wszelkie oczekiwania władz w Tokio.
    Przywódca Kuomintangu Chang Kai-Szek rozumiejąc, że dalsza polityka ustępstw wobec Japonii grozi podzieleniem i w konsekwencji stopniową utratą kontroli na północnymi Chinami został zmuszony zrezygnować z dotychczasowych działań zgodnych z zasadą „najpierw wewnętrzna pacyfikacja, później zewnętrzny opór”, szukając zamiast tego porozumienia i wsparcia u swoich byłych przeciwników politycznych. Tak narodził się Zjednoczony Front, łączący we wspólnej walce komunistów i nacjonalistów z Kuomintangu. Ku wielkiemu zaskoczeniu Japończyków liczących na negocjacje już trzy dni po incydencie na Moście Marco Polo Chang Kai-Szek zadeklarował rozpoczęcie wojny totalnej przeciw agresji Cesarstwa. Krótka niemal błyskawiczna w założeniu wojna niespodziewanie rozwijała się w kierunku długiego, krwawego konfliktu na wyniszczenie…

    [​IMG]
    [​IMG]


    Bitwa o Szanghaj

    [​IMG]
    Szanghaj był chińskim "oknem na świat"​

    Kolejną iskrą, która rozszerzyła wojenne płomienie także na środkowe Chiny, było zabójstwo, 9 sierpnia oficera japońskiej marynarki porucznika Isao Oyamy w Szanghaju, który na mocy porozumienia z maja 1932 roku miał w zdecydowanej większości pozostawać strefą zdemilitaryzowaną, z wyjątkiem kilku niewielkich garnizonów cesarskich. Zabójstwo podejrzanego o szpiegostwo oficera wywołało falę antyjapońskich zamieszek, które stopniowo przeradzały się w regularne walki uliczne z żołnierzami cesarskimi. W odpowiedzi władze w Tokio wydały rozkaz okrętom wojennym, znajdującym się u ujścia rzek Jangcy i Huag-Ho ostrzelania pozycji wojsk chińskich w okolicach miasta. Od tego momentu wydarzenia potoczyły się już lawinowo. Chang Kai-Szek, dla którego utrzymanie Szanghaju było sprawą najwyższej wagi, tak ze względów gospodarczych jak i strategicznych wydał rozkaz zniszczenia garnizonu japońskiego i przejęcia całkowitej kontroli nad miastem. 14 sierpnia siedem dywizji dowodzonych przez generała Zhanga Zhizhonga przystąpiło do ataku na niewielkie siły cesarskie, liczące zaledwie 8 tysięcy żołnierzy. Wspieranym przez lotnictwo i artylerię Chińczykom udało się zlikwidować część umocnionych pozycji obronnych nieprzyjaciela, jednak za cenę wielkich strat w ludziach i nielicznym sprzęcie. Po dwudniowych walkach natarcie armii Kuomintangu zatrzymało się. Mimo tego generał Zhang nie zamierzał rezygnować z dalszych prób zlikwidowania niewielkiego przyczółka japońskiego. Nakazał przegrupować siły i ponowić atak. Niestety i tym razem po początkowych sukcesach natarcie utknęło w ciężkich ulicznych walkach, w których atakujący Chińczycy ponosili gigantyczne straty. Samego tylko 22 sierpnia, 36 dywizja Kuomintangu, dowodzona przez generała Sung Hsi-liena straciła ponad 90 oficerów oraz 1200 żołnierzy posuwając się do przodu a zaledwie kilkaset metrów. Na wieść o lądowaniu japońskich posiłków około 50 km na północny-wschód od miasta ofensywa chińska ostatecznie załamała się.

    [​IMG]
    [​IMG]
    Szanghaj podczas nalotów japońskiego lotnictwa oraz jego przerażające skutki​

    Zaniepokojony niekorzystnym obrotem spraw w Szanghaju japoński Sztab Generalny zdecydował się podjąć działania również w tym regionie. W odróżnieniu od prowincji północnych armia cesarska zmuszona była tam do rozpaczliwej obrony przed doborowymi oddziałami Kuomintangu, szkolonymi przez niemieckich instruktorów, wspartych przez artylerię, moździerze a nawet lotnictwo. By uchronić garnizony japońskie w mieście od całkowitego zniszczenia zdecydowano się wysłać w rejon walk 3, 8 i 11 dywizję piechoty, które lądując na północ od Szanghaju miały wziąć na siebie główny ciężar walk. Równocześnie do akcji rzucono także siły lotnicze, które startując z baz na Tajwanie szybko przejęły całkowitą kontrolę powietrzną na polem bitwy. Już od 23 sierpnia japońskie bombowce regularnie bombardowały Nankin oraz inne większe miasta centralnych Chin, powodując wielkie zniszczenia i straty wśród ludności cywilnej. Pozbawione obrony przeciwlotniczej wojska Kuomintangu były wobec tej broni zupełnie bezsilne.
    Lądowanie Szanghajskiego Korpusu Ekspedycyjnego, dowodzonego przez generała Iwane Matsui poprzedził kilkugodzinny niszczycielski ostrzał artylerii okrętowej, który choć poważnie nadszarpnął siły chińskich obrońców nie wyeliminował ich z walki. Rozpoczęła się zażarta bitwa o każdą pięć ziemi, która trwała aż do 10 września, kiedy to zdziesiątkowane oddziały Kuomintangu zdecydowały się wycofać w głąb lądu, w okolice miasta Luodian.

    [​IMG]
    [​IMG]
    Lądowanie Szanghajskich Sił Ekspedycyjnych​

    Jeszcze w czasie trwania tych walk Chang Kai-Szek zdecydował się pozbawić dowództwa Zhanga Zhizhonga, dowodzącego utworzoną w toku operacji 5 armią. Generała poddano bezpardonowej krytyce za nieumiejętność zniszczenia o wiele mniejszych wojsk japońskich w Szanghaju. Na jego miejsce generalissimus powołał dwóch zdolnych generałów Chen Chenga oraz Gu Zhutonga, samemu przejmując dowództwo nad tzw. Trzecim Rejonem Walk, do którego zaliczał Szanghaj i okolice.
    11 września rozpoczęła się bitwa o Luodian, ważne ze strategicznego punktu widzenia miasto, które obsadzone przez wojska Kuomintangu blokowało Japończykom drogę na Suzhou i Szanghaj. Doradca wojskowy Chang Kai-Szeka, niemiecki generał Alexander von Falkenhausen był zdania, iż bitwa o Luodian będzie miała decydujące znaczenie dla całości zmagań na tym odcinku frontu. Doradzał, więc generalissimusowi skoncentrowanie tam wszystkich dostępnych sił i stoczenie decydującej bitwy. Zgodnie z tymi sugestiami Chang Kai-Szek przeznaczył do obrony Luodian armie liczące łącznie 52 dywizje, dysponujące siłą 300 tysięcy żołnierzy. Siły japońskie liczyły 100 tysięcy żołnierzy, dodatkowo wspartych przez liczną artylerię, czołgi i lotnictwo.
    Krwawe i zacięte walki toczyły się do końca września i zakończyły się zwycięstwem armii cesarskiej, której głównie dzięki wsparciu lotnictwa i artylerii udało się przerwać chińskie linie obrony i zdobyć Luodian. Straty po obu stronach były potworne. W większości jednostek taktycznych Kuomintangu sięgały one 50-75%.

    [​IMG]
    [​IMG]
    Podobnie jak wojna domowa w Hiszpanii, konflikt chińsko-japoński rozgrywał się nie tylko w terenie niezamieszkałym, lecz także w centrach metropolii​

    Na początku października Japończycy skierowali do Chin kolejne dywizje, nadal mając nadzieję na szybkie przełamanie frontu oraz zmuszenie tym samym Zjednoczonego Frontu do negocjacji. Jednak o ile szybkie postępy wojsk na północy mogły napawać pewnym optymizmem o tyle sytuacja w okolicach Szanghaju w dalszym ciągu pozostawała niezwykle skomplikowana. Pobite i zdziesiątkowane wojska Kuomintangu co prawda wycofały się z rejonu Luodianu, lecz przegrupowały się i utworzyły kolejną linię obroną na drodze do Szanghaju, w której centrum znalazło się miasto Dachang. Poważnie osłabione poprzednimi walkami wojska cesarskie nie były w stanie pokonać tej przeszkody, posuwając się 20 października o zaledwie pięć kilometrów do przodu. Wówczas do kontrataku przystąpili Chińczycy, którzy przez ten czas ściągnęli nowe siły z południowych prowincji. Niestety słabo skoordynowana i przeprowadzona kontrofensywa, pozbawiona wsparcia artylerii zakończyła się dla nich katastrofą okupioną życiem tysięcy żołnierzy. Japończycy, mający do dyspozycji 700 dział oraz 150 samolotów bombowych sami przeszli do kontrnatarcia zdobywając 25 października Dachang i otwierając tym samym sobie ostatecznie drogę do Szanghaju.
    Oddziały chińskie po raz wtóry rozpoczęły odwrót na zachód, wycofując się za rzekę Suzhou. Chang Kai-Szek planował zorganizować opór na jej południowym brzegu i zadać tam Japończykom możliwie największe straty. Wciąż także liczył na ewentualne sankcje, jakie nałoży na władzę w Tokio Liga Narodów albo Stany Zjednoczone, co bez wątpienia ułatwiłoby wojskom Kuomintangu obronę. Niestety społeczność międzynarodowa poza sporadycznymi protestami nie reagowała, a podjęcie obrony na linii rzeki Suzhou zdecydowanie odradzali dowodzący tymi wojskami generałowie. Dywizje w krwawych, kilkumiesięcznych walkach stopniały do rozmiarów pułków i szacowano, że obecnie 8 lub 12 dywizji chińskich liczebnością odpowiadało stanowi jednej dywizji japońskiej. Żołnierze byli wycieńczeni. Brakowało amunicji. W takich warunkach podjęcie skutecznych działań defensywnych było wykluczone. W związku z tym 8 listopada generalissimus wydał wszystkim jednostkom Frontu Centralnego rozkaz odwrotu w rejon miasta Kunshan, gdzie miały zostać zreorganizowane i stworzyć kolejną linię obrony przed Nankinem, pełniącym funkcję siedziby rządu Kuomintangu.
    Niestety chaos i japońskie bombardowania uniemożliwił Chińczykom obsadzenia tej linii obrony, którą wojska cesarskie przełamały w zaledwie dwa tygodnie. Droga do Nankinu została otwarta, a Chang Kai-Szek nie miał już sił mogących zatrzymać Japończyków przed zdobyciem miasta. Bitwa o Szanghaj zakończyła się.
    Trwające od sierpnia do końca listopada walki kosztowały życie 200 tysięcy żołnierzy chińskich, głównie elitarnych i najlepiej uzbrojonych dywizji, szkolonych przez niemieckich instruktorów. Kuomintang stracił także około 20 tysięcy młodych oficerów, wyszkolonych w Centralnej Akademii Wojskowej pomiędzy 1929 a 1937 rokiem. Z tak katastrofalnych strat Front Centralny nie otrząsnął się już do końca wojny. Siła wojsk japońskich również została poważnie nadszarpnięta. Cesarskie Siły Zbrojne utraciły na tym centralnym odcinku frontu 70 000 żołnierzy oraz kilkadziesiąt czołgów i samolotów. Mimo tych strat przystąpiły do pościgu za pobitymi wojskami Kuomintangu, dążąc do jak najszybszego zdobycia Nankinu i w konsekwencji zakończenia wojny.
    Bitwa o Szanghaj była największą i najkrwawszą bitwą pierwszej fazy konfliktu chińsko-japońskiego. Doprowadziła do wyniszczenia najlepszych dywizji Kuomintangu, co w konsekwencji odbiło się na sytuacji na całej linii frontu. Japończycy wygrywając tą gigantyczną batalię nie tylko unicestwili gros sił wroga, ale także utorowali sobie drogę do jego stolicy i umożliwili przejęcie inicjatywy strategicznej na wiele długich miesięcy.

    [​IMG]
    Żołnierze japońscy podczas walk w ruinach miasta z wycofującymi się Chińczykami​

    Waszyngton, październik 1937

    W Gabinecie Owalnym Białego Domu panował półmrok. Wyłączony był żyrandol, a zasłony zaciemniające w oknach zasłonięte. Jedynym źródłem światła była niewielka lampka, stojąca na biurku prezydenta Franklina Delano Roosevelta, który nieruchomo siedział na fotelu paląc papierosa w eleganckiej lufce. Wpatrywał się w dużą mapę wschodniej Azji, którą przyniósł ze sobą jeden z ekspertów od spraw dalekowschodnich. Czerwoną kredką zaznaczono zasięg wojsk japońskich w północnych Chinach oraz malutki kawałek wybrzeża w okolicach Szanghaju, jednak uczyniono to już parę dni temu, a przez ten czas sytuacja mogła się już nieco zmienić.
    - Chcę wiedzieć tylko jedno… - odezwał się wreszcie prezydent. – Czy Chińczycy będą walczyć po upadku Szanghaju czy zdecydują się na negocjacje.
    - To wielka niewiadoma. Chang Kai-Szek zapowiedział wojnę totalną aż do ostatecznego zwycięstwa, ale musimy pamiętać, że dowodzi on koalicją Zjednoczonego Frontu, którego inni sygnatariusze mogą mieć inny pogląd na tą sprawę. – odpowiedział wyczerpująco jeden z doradców ubrany w elegancki, flanelowy garnitur.
    - Myśli pan, że Komuniści pójdą na ugodę z Japończykami ? – zdziwił się Roosevelt.
    - Komuniści nie. Lecz musimy pamiętać, że cały ten Zjednoczony Front składa się z sił, które z wyjątkiem wspólnego wroga nie mają zbieżnych interesów. Dla większości z prowincjonalnych, samodzielnych przywódców Kuomintang jest nie mniejszym zagrożeniem niż Japończycy. Jeżeli Chang Kai-Szek przegra bitwę o Szanghaj wcale niewykluczone, że Kuomintang stanie się dla nich łakomym kąskiem.
    Roosevelt zaciągnął się papierosem, wypuszczając po chwili dym, niczym wielki smok. Zamyślił się. Musiał zdecydować czy udzielić poparcia Chinom i to pomimo silnego lobby izolacjonistycznego oraz ryzyka rychłej klęski Chang Kai-Szeka czy pozwolić, by na Dalekim Wschodzie, praktycznie pod samym nosem Stanów Zjednoczonych wyrosło nowe, wielkie, agresywne mocarstwo, które wkrótce mogłoby zagrozić interesom Ameryki w regionie.
    - Czyli rozumiem, że nie potrafi pan w tej chwili powiedzieć jakiego rozwoju wypadków należy się spodziewać ? – rzucił nagle poirytowanym głosem do swojego doradcy.
    - Panie prezydencie… Sytuacji zmienia się z dnia na dzień… Naprawdę niezwykle trudno jest…
    - Dobrze, dobrze. – machnął pogardliwie ręką, odkładając lufkę na krawędź kryształowej popielniczki.
    Prezydent odjechał wózkiem od biurka, kierując się w stronę dużego okna. Uchylił lekko zasłonę, spoglądając na ulice Waszyngtonu.
    - Co tym myślisz Harry ? – zwrócił się do swojego osobistego doradcy.
    - Nie wiemy na pewno czy Chiny będą walczyć po upadku Szanghaju. Ale wiemy na pewno, że poddadzą się, jeżeli zrozumieją, że w walce z Japonią są same. – odpowiedział tamten.
    Roosevelt milczał ze wzrokiem utkwionym gdzieś w dal.
    - Liga Narodów nie zrobi nic poza zasypaniem Tokio stertą not protestacyjnych, którymi najpewniej Konoye się podetrze, tak jak to zrobił Mussolini w przypadku Etiopii…
    Ta wypowiedź osobistego dorady prezydenta wprawiła w wielkie zakłopotanie pozostałych obecnych w pomieszczeniu ludzi. Jeden z nich najwyraźniej zakrztusił się i przez chwilę nie mógł opanować ataku, głośnego, mokrego kaszlu.
    Prezydent nie zareagował na ten kolokwializm. Przeciwnie. Sam niekiedy bardzo często lubił użyć mocniejszego, bardziej dosadnego do sytuacji słowa, co niejednokrotnie wprawiało w osłupienie jego otocznie. On wówczas z dziecięcym wdziękiem odpowiadał, że jest Amerykaninem, a nie angielskim lordem, który wszystko owiła w bawełnę tak mocno, iż nie do końca wiadomo czy się cieszy czy denerwuje.
    - Z tym, że Azja to nie daleka Afryka. Z Azji już tylko rzut kamieniem do Kalifornii, nie mówiąc już o Filipinach czy Hawajach. – kontynuował dalej Harry. – Musimy coś zrobić zanim Chang Kai-Szek zrozumie, że jest zdany tylko na siebie. Bo kabaret na pewno nie kiwnie nawet palcem.
    Mówiąc „kabaret”, miał na myśli Ligę Narodów, którą często w ten sposób pogardliwie określał, zwłaszcza pod wpływem wiadomości z Europy, które od dłuższego czasu były niezwykle niepokojące. Stary Kontynent zmierzał w kierunku wojny, a Liga Narodów zamiast jej przeciwdziałać wolała udawać, że nic się nie dzieje, czym narażała się na śmieszność.
    Roosevelt nie odpowiedział. Kiwał tylko lekko głową, jakby coś usilnie analizował i rozważał wszelkie możliwe warianty. Trwało to dobre pięć minut zanim odwrócił się i szeroko uśmiechnął do zebranych w pomieszczeniu gości, odsłaniając białe równe zęby. Był to znak, że podjął decyzję.

    5 października 1937 roku, podczas wizyty w Chicago prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Delano Roosevelt w zaskakującym przemówieniu wezwał Amerykanów do „pomocy narodom zmagającym się z obcą agresją”. Był to pierwszy, póki co nieśmiały krok w stronę przeciwną dotychczasowej polityce izolacjonizmu. Niemal dokładnie miesiąc później w Brukseli odbyła się międzynarodowa konferencja, mająca wypracować możliwości pokojowego zakończenia konfliktu w Chinach. Niestety wobec wciąż niezwykle silnych wpływów Izolacjonistów oraz zwolenników polityki appeasementu nie udało się ustalić wspólnego stanowiska. Japonia, której przedstawicieli również zaproszono do Brukseli ostentacyjnie zignorowała konferencję.

    [​IMG]
    Pitman Act - jedna z wielu form wsparcia Stanów Zjednoczonych dla walczących Chin​

    Mimo przerażających wiadomości z ogarniętych wojną Chin, które drukowane były niemal we wszystkich europejskich i amerykańskich gazetach, wojnę tą traktowano jako coś odległego i nierzeczywistego. „Osobiście nie wierzę, by coś podobnego mogło przydarzyć się w Europie…” – miał powiedzieć jeden z brytyjskich polityków dziennikarzom. Ale to już się działo. I to nie tak daleko Wielkiej Brytanii. W Hiszpanii…

    Od autora: Odcinek ukazał się nieco wcześniej ze względu, że jego treść poszła mi całkiem sprawnie, natomiast grafiki samej bitwy postanowiłem sobie darować. Przedstawię je nieco później przy okazji walk grudniowych i zajęcia Nankinu.

    Pozdrawiam, Mandeel
     
  19. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część szesnasta: „Ostatnia granica”
    Republika Hiszpanii

    [​IMG]

    Czerwiec – grudzień 1937​


    Granica francusko-hiszpańska, okolice Bourg Madame, lipiec 1937

    [​IMG]
    Panorama krajobrazu Pirenejów​

    Nie ma nic piękniejszego na świecie od szczytów Pirenejów latem - mawiają z przekonaniem mieszkańcy okolicznych wiosek i niewielkich, malowniczych miasteczek. Rzeczywiście groźne i dumne szczyty górujące na całą okolicą, nawet latem pokryte warstwą śniegu sprawiały wrażenie gigantycznego muru, oddzielającego dwa różne światy. Równocześnie jednak uzupełniały je łagodne i niewielkie, zielone pagórki, z rzadka poprzecinane krystalicznie czystymi rzeczkami i strumykami o kamienistych dnach. To sprawiało nieodparte wrażenie naturalnej symbiozy tego wspaniałego miejsca, kształtującej się na przestrzeni tysięcy lat. I tylko lekki wiatr, kołyszący koronami pojedynczych drzew oraz przesuwający po niebie białymi obłokami, dawał dowód, że jest to żywy krajobraz a nie malowana widokówka.
    Będąc w tych górach ma się niezwykłe wrażenie, że wszystkie barwy otoczenia są pełniejsze niż gdziekolwiekindziej. Być może jest to zasługa miejscowych, którzy przez wiele lat uczeni szacunku, niemal kultu do natury, starannie dbają o czystość i schludność wszystkiego w okolicy. Wszystko co w jakikolwiek sposób szpeciłoby obraz tego miejsca nie ma racji bytu. Bo ludzie żyjący tutaj byli i są wyjątkowi tak jak i to otoczenie, w którym przyszło im współistnieć z naturą.
    -Niech to szlag ! – zaklął siarczyście Mirek, potykając się o niewidoczny pod ściółką korzeń lub gałąź.
    Mężczyzna idący na przedzie, niewysoki w czarnym berecie naciągniętym na głowę odwrócił się i ze śmiechem powiedział coś po hiszpańsku, czego Mirek zupełnie nie zrozumiał.
    - Co on powiedział ? – zapytał mijającego go kolegę.
    - Żebyś patrzył pod nogi, a jemu zostawił lustracje terenu.
    - Mądrala… To on niech trochę zwolni co on myśli, że jest Jessie Owensem ? – syknął poprawiając wielki plecak.
    Na to jeden z mężczyzn zwrócił się do przewodnika po hiszpańsku, na co ten odpowiedział mu energicznie, gwałtownie gestykulując. Widać było, że trochę zdenerwowała go ta prośba jak i kondycja fizyczna prowadzonej grupy.
    - Mówi, że jesteśmy już blisko granicy i nie możemy zwolnić. Ten las często patroluje francuska straż graniczna, niekiedy wspierana nawet przez wojsko. Gdyby nas złapali poszlibyśmy siedzieć. – wyjaśnił ktoś.
    - Francuzi ? – burknął Mirek. – Ja mam polskie obywatelsko, także mogą mi skoczyć jakby nas złapali.
    - Do czasu… - odparł jeden z członków grupy, ruszając dalej za przewodnikiem.
    - Co masz na myśli ?! – Mirek chwycił go nerwowo za ramię.
    - Puszczał człowieku… - zagrzmiał tamten wyrywając się. – Nie słyszałeś ? Rząd ogłosił, że wszyscy Polacy walczący w tej wojnie tracą polskie obywatelstwo. Nazywają nas najemnikami. Przechodząc przez te góry formalnie przestajesz być Polakiem. To twoja ostatnia granica jako obywatela Najjaśniejszej…
    - Mówi prawdę. – przytaknął ktoś.
    Mirek osłupiał. Od dzieciństwa wpajano mu miłość do obcej i abstrakcyjnej rzeczy zwanej Polską, której wówczas zupełnie nie rozumiał. Jego ojciec, Francuz polskiego pochodzenia walczył podczas Wielkiej Wojny walczył w Błękitnej Armii, z którą w 1919 roku przybył do odradzającej się ojczyzny i brał udział w walkach w Galicji. Tam został ranny i odesłany na leczenie w okolice Krakowa. W Szpitalu poznał Emilię, kobietę, która w później miała stać się matką Mirka. Po zakończeniu wojny oboje osiedlili się w Warszawie, stolicy odrodzonego państwa polskiego. Jego ojciec Maurice Gryski służył w Wojsku Polskim, był oficerem artylerii. Niestety zwycięski Przewrót Majowy Marszałka Piłsudskiego w 1926 roku sprawił, że jako zwolennik sił rządowych, po których stronie opowiedział się zbrojnie, walcząc na ulicach Warszawy, został usunięty z wojska. Młode małżeństwo z 7-letnim wówczas synem, zdecydowało się na emigrację do Francji, w której zaczęli nowe życie.
    Ojciec wobec recesji lat trzydziestych zmuszony został do podjęcia pracy w kopalni za niewielkie pieniądze. Matka próbowała dorabiać sprzedając własnoręcznie haftowane chusteczki, serwetki i tym podobne rzeczy. Tak więc najbardziej buntowniczy okres w życiu Mirka przypadł na czas ubóstwa i biedy jego rodziny i setek jej podobnych w całej Francji. To wszystko sprawiło, że idee lewicowe, niezwykle wówczas popularne na zachodzie Europy, rozsiewane przez licznych agitatorów spadły na podatny grunt. Od kilku lat działał w lewicowej organizacji młodzieżowej, której działalność popchnęła go aż nad granice z pogrążonej w krwawej wojnie domowej Hiszpanii, lecz wspomnienie o Polsce, tak pielęgnowane z jego domu, mimo krzywdy jaką wyrządziła jego ojcu, wycisnęło na nim wielkie piętno. Był dumny, ze swojego pochodzenia, z historii jego odległej o setki kilometrów ojczyzny. Kochał ją, a ona teraz wypierała się go. To był dla niego wstrząs, który sprawił, że niczym prąd przez jego ciało i umysł przeszło niespodziewane zwątpienie co do słuszności obranej drogi.
    Cała grupa ruszyła przed siebie, w kierunku znanemu tylko przewodnikowi, który za ten czas wysunął się wyraźnie naprzód. Było ich dziewięciu. Czterech Polaków, trzech Francuzów i dwóch Niemców, którzy po przejęciu władzy przez nazistów uciekli z kraju. Zamierzali dołączyć do osławionych już w walkach Brygad Międzynarodowych, zmagających się z faszystami i ponoszącymi w tej wojnie kolosalne straty, przez co wciąż potrzebowały uzupełnień.
    - Nie martw się przyjacielu. – zwrócił się Mirka jeden z Polaków. – Przyjdą takie dni kiedy prawda zatriumfuje i być może nasze wnuki dowiedzą się o nas jako ochotnikach, którzy zdecydowali się rzucić wyzwanie faszystom, a nie najemnikach. Będziemy jak powstańcy listopadowi, albo styczniowi. – uśmiechnął się.
    - Tak… - przytaknął cicho Mirek jakby przekonując samego siebie. – Na pewno.


    Czerwiec 1937 rok był pod wieloma względami przełomowy dla obu walczących w Hiszpanii stron. Po krwawych walkach w Barcelonie pomiędzy komunistami a anarchistami, ruch tych drugich został niemal całkowicie rozbity i zepchnięty w cień republikańskiej sceny politycznej. Wiele wskazywało na to, że za tą akcją stało NKWD, działające z polecenia Józefa Stalina, który obawiał się rosnących wpływów organizacji anarchistycznych, jednak nie udało się zdobyć dowodów na poparcie tej tezy.
    Również w obozie Nacjonalistów doszło w tym czasie do pewnego wstrząsu, kiedy to 3 czerwca w katastrofie lotniczej pod Burgos zginął generał Mola – jeden z przywódców ruchu nacjonalistycznego. Jego niespodziewana śmierć sprawiła, że niemal pełnia władzy znalazła się w rękach generała Francisco Franco, głównodowodzącego wojsk rebelianckich, którego autorytet po klęsce w bitwie o Madryt został nieco nadszarpnięty. Podobnie jak w przypadku zdarzeń w Barcelonie wiele mówiło się o zakulisowej rywalizacji wśród władz obozu Nacjonalistów, lecz nigdy teza o zamachu na życie generała Moli nie znalazła odzwierciedlenia w dowodach.

    [​IMG]
    Generał Mola, jeden z trójki inspiratorów rebelii przeciw władzom republikańskim​

    Od połowy miesiąca trwały krwawe walki na północy, w Kraju Basków, który stał się celem ofensywy Nacjonalistów po kolejnych nieudanych próbach zdobycia Madrytu. Gdy 12 czerwca żołnierze Franco zdobyli pasmo wzniesień, znajdujących się niespełna 10 km od Bilbao, w samym mieście wybuchło antyrepublikańskie powstanie, które jednak zostało krwawo stłumione przez jednostki baskijskiej i anarchistycznej milicji, która miała za zadanie osłaniać odwrót wojsk republikańskich w kierunku Santander. Żołnierze milicji brutalnie obeszli się z powstańcami, większość z nich brutalnie zabijając tuż po schwytaniu. Prawdziwej rzezi dokonano także w miejskich więzieniach, gdzie wymordowano większość osadzonych tam ludzi. Nacjonaliści ostatecznie wkroczą do opuszczonego Bilbao 19 czerwca. Zajęcie miasta nie zakończyło jednak kampanii na północy Hiszpanii. Ostatnim bastionem republikańskim pozostało Santander, które jednak szybko odsunięto w cień sceny wojny domowej, na skutek niespodziewanego rozwoju wypadków na południu.

    [​IMG]
    [​IMG]
    Walki na rogatkach miasta oraz wkroczenie wojsk Nacjonalistów do Bilbao, gdzie natychmiast usuwano ślady działalności władz republikańskich​

    Burgos, sztab sił Nacjonalistów, 7 lipca 1937

    Masywne, drewniane drzwi otworzyły się hukiem pod wpływem gwałtownego pchnięcia Franco, który dynamicznym krokiem wszedł do wielkiego pomieszczenia sztabowego. Na jego widok wszyscy zastygli w bezruchu, prostując się i wysoko zadzierając głowy. Oficerowie ze stertami dokumentów pod pachami, oficerowie łącznikowi, a także kilkanaście radiotelegrafistek siedzących przy wielkich radiostacjach w sąsiednim pomieszczeniu.
    Na dębowym stole, który zajmował centralne miejsce w pomieszczeniu rozwinięto dokładną mapę okolic Madrytu, na której któryś z oficerów pod wpływem kolejnych meldunków podkreślał nazwy miejscowości, o które toczyły się walki. Mapa Kraju Basków i północnych terenów Hiszpanii została pospiesznie zwinięta i rzucona w kąt.
    - Jak wygląda sytuacja ? – spytał Franco kierując się w stronę stołu, a ślad za nim ruszyło kilku generałów i pułkowników z jego świty.
    Starszy, łysiejący mężczyzna w mundurze majora, któremu co chwila wręczano kolejne pliki papierów zawahał się przed odpowiedzią.
    - Jak wygląda sytuacja ?! – powtórzył pytanie zirytowanym głosem generalissimus.
    - Źle. Bardzo źle. – odpowiedział w końcu major. – Republikanie przystąpili do ofensywy z rejonu Valdemorillo… - wskazał miejscowość na mapie. – To 25 kilometrów na zachód od Madrytu. Według ostatnich raportów nieprzyjaciel rzucił do ataku znaczną ilość piechoty, głównie żołnierzy Brygad Międzynarodowych, ale także siły pancerne. Do tego ma całkowitą przewagę w powietrzu. Szacujemy w tym ataku biorą udział siły liczebnością odpowiadające czterem dywizjom.
    - A nasze wojska ?
    - W świetle ostatnich meldunków zostały rozbite. Front został przełamany, a Republikanie kierują się na Brunete i Quijornę. – palec majora znów powędrował na mapę, by wskazać kierunek natarcia wroga.
    Franco zastygł nad stołem ze wzrokiem utkwionym w mapie. Zdawał się nie zwracać uwagi na otaczającą go panikę części oficerów. Wciąż nadchodziły sprzeczne wiadomości z frontu. Jednostki prosiły o wsparcie, o pozwolenie wycofania się lub przejścia do kontrataku. Żądano wsparcia z powietrza lub dostarczenia broni przeciwlotniczej. Pytano o rozkazy i plany obrony, a nikt w sztabie nie umiał dokładnie sprecyzować odpowiedzi, co stanowiło typowe syndromy klęski. Musiał działać jeżeli nie chciałby jego wojska zostały odrzucone o wiele kilometrów od Madrytu. Wyparte z terenu, o który toczyły krwawe walki przez wiele tygodni. Klęska na tym odcinku frontu zdecydowanie przesłoniłaby największe sukcesy odnoszone na północy, bo to na Madryt zwrócone były oczy świata.
    - Wysłać w rejon nieprzyjacielskiej kontrofensywy Legion Kondor. – rzucił nagle do stojących w pobliżu oficerów sztabowych, którzy szybko rozpoczęli zapisywanie jego poleceń w niewielkich notatnikach. – Dodatkowo przerzucić z frontu baskijskiego 30 batalionów piechoty, wspartych artylerią. Uczynić wszystko by wyhamować ofensywę wroga możliwie najszybciej.
    - Ale… Tak wyraźne osłabienie frontu baskijskiego doprowadzi do wstrzymania tam działań ofensywnych. Jesteśmy bardzo blisko zdobycia Santander może… - odezwał się jeden z generałów.
    - Wykonać. – uciął szybko Franco nie zważając na jego słowa.


    Okolice miasta Quijorna, 9 lipca 1937

    - Adler ein ! Adler ein ! Razem ze swoim skrzydłowym atakujecie bombowce. Ja biorę na siebie myśliwce. Zrozumieliście ? Odbiór.
    - Adler zwei ! Adler zwei ! Tu Adler ein. Zrozumiałem. Udanych łowów. Bez odbioru.
    Porucznik Jürgen Klissman zwiększył obroty silnika, by szybciej zbliżyć do celu, którym był bombowiec republikański. Widział jak ciemna sylwetka radzieckiego SB-2 miarowo powiększa się w jego celowniku i lekko wiruje wokół jego środka. Przechylił lekko swojego Messerschmitta BF-109 B na prawe skrzydło, by niemal zrównać się lotem z nieprzyjacielską maszyną. Dostrzegł już niewielkie płomyczki w tylnych karabinach maszynowych bombowca, lecz ogień prowadzony przez strzelców był chaotyczny i niecelny. Uśmiechnął się na myśl o panice jaką wywołało wśród wrogich pilotów pojawienie się Messerschmittów.
    - Klaus ! Klaus ! Atakujemy maszynę prowadzącą ! – krzyknął przez radio do swojego skrzydłowego.
    Nie musiał odwracać się, by wiedzieć, że tuż za nim podąża drugi myśliwiec, dokładnie naśladując wszystkie jego działania.
    - Zrozumiałem. – usłyszał w odpowiedzi w słuchawkach.
    Kiedy już bombowiec zajął niemal cały celownik i przestał wirować wokół jego środka, Jürgen gwałtownie zwolnił i mocno nacisnął przycisk uruchamiający dwa karabiny maszynowe kal. 7.9 mm Samolotem zaczęło lekko trząść, a jego wzrok, błyskawicznie dopasowując się do wstrząsów, śledził tor pocisków, które jeden po drugim dziurawiły prawe skrzydło i silnik SB-2.
    Zdawało mu się, że widzi iskry, które wystrzeliwują z silnika nieprzyjacielskiego bombowca, który po dosłownie paru sekundach eksplodował i zniknął za smolisto czarnym dymem. Dosłownie w tym samym momencie dostrzegł jak pociski Messerschmitta Klausa rozrywają kadłub samolotu, dokonując prawdziwego spustoszenia w środku.
    Bombowiec gwałtownie przechylił się prawo i w strudze czarnego dymu począł pikować ku ziemi. Po chwili na niebie pojawiły się nagle dwie białe czasze spadochronów, zestrzelonej załogi.
    - Dopadliśmy go ! – wrzasnął Jürgen odprowadzając wzrokiem ku ziemi strąconą maszynę.
    Zawracając, by ruszyć śladem za pozostałymi bombowcami republikańskimi, które rozpierzchły się po niebie niczym stado gazel uciekających przed gepardami, zauważył jak jeden z myśliwców niszczy w powietrznej walce jedną z I-16, eskortujących bombowce. Radziecka maszyna w barwach republikańskich eksplodowała w powietrzu, najprawdopodobniej trafiona w silnik, sprawiając tragiczną śmierć swemu pilotowi. Jak się okazało nie była to jedyna zestrzelona przez ich grupę I-16-tka tego dnia.
    Dwie pozostałe padły ofiarą dowodzącego grupą kapitana Arnolda Rista, który celnymi seriami strącił je w przeciągu pięciu minut. Również jedna z nich wybuchła trafiona w silnik, co stanowiło dowód na to jak są łatwymi celami w starciach z Messerschmittami.
    Parę minut później porucznik Jürgen Klissman zaliczy drugie zestrzelenie, atakując od dołu jeden z republikańskich bombowców SB-2, które powracały do bazy po bombardowaniach pozycji wojsk Nacjonalistów w rejonie. Quijorny. Tylko 9 lipca 1937 roku niemiecki Legion Kondor zapisał na swoim koncie 21 pewnych zestrzeleń republikańskich maszyn nad polem bitwy, walnie przyczyniając się do odzyskania panowania w powietrzu przez siły generała Franco.

    [​IMG]
    Messerschmitt BF 109B na hiszpańskim niebie​

    Sama ofensywa wojsk republikańskich została zatrzymana 10 dni później. 20 lipca wspierane przez lotnictwo i artylerię wojska Nacjonalistów przeszły do kontrataku i w ciągu sześciu dni przywróciły linę frontu z początku miesiąca, rozbijając przy tym znaczne siły nieprzyjaciela.

    [​IMG]
    Po kilku dniach walki​

    Bitwa o Brunete dobiegła końca. Kosztowała życie 20 tysięcy żołnierzy po stronie Republikanów oraz niewielu mniej po stronie Nacjonalistów. Choć zakończyła się zwycięstwem wojsk Franco, uzmysłowiła Nacjonalistom, że losy wojny nie zostały jeszcze rozstrzygnięte, a siły republikańskie są w stanie odpowiedzieć kontratakiem, zamiast tkwić w pasywnej obronie. Jak wkrótce miało się okazać ofensywa na Brunete była tylko początkiem całej serii kontrataków na mniejszą i większą skalę, których celem było odzyskanie inicjatywy strategicznej przez Republikanów.
     
  20. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Czerwiec – grudzień 1937​


    [​IMG]
    Sytuacja w Hiszpanii w grudniu 1937 roku​

    Krwawa bitwa o Brunete w lipcu 1937 roku, która pochłonęła prawie 40 tysięcy ofiar po obu stronach i choć zakończyła się klęską wojsk republikańskich wstrząsnęła dotychczasową względną równowagą wojny w Hiszpanii. Niespodziewanie dla Nacjonalistów wojska republikańskie przeszły do kontrataków także na innych odcinkach frontu, rozpalając tym samym brutalne, wielotygodniowe walki do, których żołnierze Franco nie byli do końca przygotowani.

    Mimo tych wszystkich przeciwności Naczelne Dowództwo Nacjonalistów, by dać dowód kontroli nad sytuacją zdecydowało się w połowie sierpnia wznowić ofensywę w Kraju Basków, w którym niczym osamotniona wyspa trwała obrona miasta Santander oraz jego okolic. Aby odciążyć ten odcinek frontu Republikanie przystąpili zakrojonego na szeroką skalę ataku na miasta Belchite i Quito, które miały być pierwszym etapem na drodze do odbicia Saragossy. Oba miasta bronione były przez nieliczne siły milicji faszystowskiej, która ku wielkiemu zdumieniu sztabu republikańskiego przystąpiły do zdecydowanej, niemal fanatycznej obrony, wciągając nieprzyjaciela w zażarte walki uliczne.

    [​IMG] [​IMG]
    [​IMG][​IMG]
    Mijał rok krwawej wojny domowej...​

    Niestety ofensywa ta nie wpłynęła na poprawę sytuacji na froncie baskijskim. 26 sierpnia po zmasowanym ataku dywizji piechoty wspartych przez ciężką artylerię i około 250 samolotów resztki północnej armii republikańskiej poddały się. Do niewoli dostało się 60 tysięcy żołnierzy i 3 tysiące oficerów, a ponadto niezliczona ilość sprzętu i zaopatrzenia. Tym samym ostatnim bastionem na atlantyckim wybrzeżu Hiszpanii pozostawały niewielkie przyczółki w regionie Asturii, które jednak odcięte od reszty kraju mogły zostać z łatwością zmuszone do kapitulacji.
    We wrześniu obie strony kontynuowały swoje ofensywy na północy i południu, starając się odsunąć w cień sukcesy przeciwnika. 4 września Nacjonaliści przystąpili do ataku w regionie Asturii, by ostatecznie zakończyć przedłużającą się kampanię na północy kraju. Dzień później natomiast Republikanie po wielodniowych zaciętych walkach zmusili do poddania się resztki jednostek faszystowskiej milicji w Belchite, które skapitulowały wobec braku żywności, wody pitnej oraz amunicji. Zakończenie tej bitwy umożliwiło Republikanom dalsze kontynuowanie ataku na Saragossę, której odbicie miało przysłonić obraz klęski na północy.
    Jednak nawet tak wyraziste sukcesy jak zajęcie Huesci 22 września nie było na dłuższą metę w stanie zmienić pogarszającej się sytuacji wojsk republikańskich. W połowie października poddały się Nacjonalistom ostatnie punkty obrony na atlantyckim wybrzeżu Hiszpanii, kończąc tym samym trwającą od wielu miesięcy kampanię w północnej części kraju. W rękach Franco znalazły się arcyważne, przemysłowe regiony, które wydatnie wpłynęły na poprawę sytuacji gospodarczej części nacjonalistycznej. A kolejne próby kontrataków na centralnym odcinku frontu mogły być uznawane za krzyk rozpaczy Republikanów.
    31 października rząd republikański, w większości złożony już z komunistów i socjalistów przeniósł swoją siedzibę z Walencji do Barcelony, by w oparciu o jedyny pozostały pod kontrolą region przemysłowy przygotowywać dalsze działania wojenne.
    Po zwycięstwie na północy dowództwo Nacjonalistów zamierzało wznowić działania wojenne na odcinku madryckim. Brutalnie bombardowane przez lotnictwo miasto powoli zamieniało się w stertę gruzów, lecz nadal pozostawało symbolem Hiszpanii i jego zdobycie miałoby kolosalny wydźwięk propagandowy, który być może całkowicie odebrałby chęć do walki wojskom republikańskim. Zdawano sobie z tego sprawę zarówno po jednej jak i po drugiej stronie linii frontu.

    Jednakże niespodziewanie kolejną wielką ofensywę rozpoczęli Republikanie, którzy w grudniu przystąpili do zmasowanego ataku na pozycje Nacjonalistów w prowincji Teruel w południowej Aragonii. Rozgorzały tym samym krwawe i zacięte walki, kosztujące życie kolejnych dziesiątek tysięcy żołnierzy.
    Jak się później okazało była to ofensywa ostatniej szansy, do której Republikanie zmobilizowali wszystkie dostępne siły. Bitwa o Teruel stała się dla nich bitwą o przetrwanie…

    Okolice Tardienty, górna Aragonia, grudzień 1937 roku

    - Sanitariusz !!! Sanitariusz !!! – przeraźliwy wrzask odbił się echem wśród zdewastowanych murów i zburzonych domów.
    Mirek chwycił w dłoń swojego Mausera i ile sił w nogach pognał w kierunku, z którego dochodziły rozpaczliwe krzyki. Kilkugodzinny ostrzał artyleryjski ich pozycji właśnie dobiegł końca i zewsząd dochodziły jęki i wołania o pomoc. Ten jednak był dla niego najważniejszy, bowiem pochodził z pozycji zajmowanej przez jednego z jego najbliższych przyjaciół, którzy pozostali jeszcze przy życiu po wielotygodniowych walkach w tym rejonie.
    XIII brygada międzynarodowa składająca się batalionów polskich, węgierskich i francusko-belgijskich została skierowana na ten odcinek frontu, by odciążyć wojska republikańskie walczące w Teruel, gdzie jak wielu sądziło ważyły się losy wojny.
    Mirek stracił orientację w gęstej mgle pyłu i kurzu, jaki wznieciły pociski artyleryjskie Nacjonalistów. Zatrzymał się, oddychając ciężko i krztusząc się. Przenikliwy pisk w uszach, który dręczył go od ustania kanonady wydawał się przenikać cienką igłą do samego mózgu i boleśnie go kłuć. Otarł z czoła brudną kroplę potu, poprawił hełm i zdecydowanie wolniej ruszył dalej przed siebie, mając nadzieję, że uda mu się odnaleźć schron przyjaciela. Wołania o pomoc w kilku językach: hiszpańskim, węgierskim, polskim i francuskim wzmogły się. Nie patrząc pod nogi Mirek co chwilę potykał się o zalegający na ulicach gruz ze zburzonych kamienic oraz niekiedy coś miększego. Były to albo jakieś szmaty lub koce albo kawałki poszarpanych ciał. Sam wolał nie wiedzieć… Szybko podnosił się z ziemi, nie patrząc na to co na niej leżało.

    [​IMG]

    Niespodziewanie kiedy pył nieco opadł dostrzegł znajome ruiny jakiegoś większego budynku, który przed wojną musiał być jakąś szkołą czy teatrem oraz stojące nieopodal nadpalone resztki samochodu ciężarowego. Odwrócił się w kierunku, w którym znajdował się poszukiwany schron i zobaczył kłębiących się wokół niego żołnierzy. Nie zastanawiając się długo pognał w ich kierunku. Kiedy dotarł do resztek schronu jego oczom ukazał się przerażający widok. Ze wielkiej sterty gruzu, która jeszcze przed paroma godzinami była w miarę dobrze zachowaną kamienicą wystawały ludzkie dłonie, ręce, stopy i inne części ciała wymieszane z częściami oporządzenia i kawałki mundurów. Grupa sanitariuszy gołymi rękami próbowała dostać się do zasypanych. Żywi, których cudem udawało się uratować leżeli nieco dalej na jakiś starych kocach przeraźliwie jęcząc. Wyglądali makabrycznie. Mieli zgniecione nogi i ręce, a przez strzępy brudnych mundurów widać było dotkliwe rany jakie zadały im sypiące się na nich z góry fragmenty ścian budynku. Większość z nich z pewnością skazana była na śmierć, choć trzech sanitariuszy robiło wszystko, by im pomóc.
    Mirek osłupiał. Ogrom bólu, duszący smród spalenizny i pył z gruzów tworzył mieszankę, która dotkliwie osłabiała i kręciła w głowie. Nie miał odwagi spytać się nikogo o niewysokiego Polaka z wielkim pieprzykiem na czole, który z pewnością znajdował się w schronie. Czuł, że niemal pewna wiadomość o jego śmierci całkowicie go rozbije. Zaczął powoli wycofywać się ze łzawiącymi od kurzu oczami, zaciskając dłoń na drewnianej kolbie Mausera.
    Gdy mijało go dwóch sanitariuszy, niosących na noszach jednego z rannych, którego nogi od ud w dół przypominały pogniecione, zakrwawione szmaty, ten chwycił go za rękaw munduru.
    - Madziar ? Madziar ? – dopytywał się zachrypniętym głosem.
    - Nie. Polak. – odparł Mirek.
    - Polak ! – uradował się ranny, choć na jego twarzy zamiast radości zagościł grymas nieopisanego bólu. – Jestem Imre Fehrer z Szeged… Napisz do mojej matki, ma na imię Maria… Napisz…
    Mirek pochylił się nad rannym, który wyprostował się nienaturalnie, mocno zagryzając wargi. Delikatnie chwycił go za zakrwawione dłonie i zaczął uspokajać. Węgier także chwycił go za ręce i z wielkim naciskiem powtarzał:
    - Napisz… Napisz… Obiecaj ! – białka jego oczu niesamowicie kontrastowały z czarną od pyłu twarzą, miejscami porozcinaną czerwonymi strupami i błyszczącymi od krwi świeżymi ranami.
    - Obiecuje… - szepnął Mirek. – Imre Fehrer z Szeged. Matka Maria.
    - Tak… Tak… Dziękuje przyjacielu.
    Mirek dał znać sanitariuszom, by zanieśli rannego do punktu, gdzie lada chwila miały pojawić się pojazdy, przewożące rannych do najbliższego szpitala polowego tuż za miastem. Zorientował się, że nieświadomie nadal zaciska dłoń, którą trzymał Węgra. Kiedy ją otworzył zauważył, że Imre niepostrzeżenie wsunął mu do niej, malutki, srebrny krzyżyk. Szybko podniósł wzrok za dwoma sanitariuszami z noszami, lecz zdążyli oni już zniknąć w tłumie chaotycznie biegających żołnierzy i cywili.

    [​IMG]
    Republikański żołnierz wojsk łączności zabity podczas naprawy linii telefonicznej...​

    Polacy a Wojna Domowa w Hiszpanii 1936-1937

    Udział Polaków w wojnie domowej w Hiszpanii był dosyć znaczny. Pierwszą polską jednostkę wojskową, walczącą po stronie wojsk republikańskich był 36-osobowy oddział ciężkich karabinów maszynowych im. gen. Jarosława Dąbrowskiego, który wszedł w skład tzw. kolumny „Libertad” i walczył na froncie już od września 1936 roku. Kiedy w październiku rozpoczęło się formowanie tzw. Brygad Międzynarodowych, oddział skierowano do Albacete, by tam z przybyłych około 300 Polaków (głównie robotników z Francji i Hiszpanii) przeformować go w batalion im. gen. Jarosława Dąbrowskiego. Na czele nowej jednostki stanął Stanisław Ulanowski a komisarzem politycznym został Stanisław Matuszczak.
    Batalion choć przeraźliwie słabo uzbrojony już w listopadzie skierowano na front w ramach XI brygady międzynarodowej, walczącej na madryckim odcinku frontu. Polacy wzięli udział w krwawych bitwach nad rzeką Manzanares i w rejonie Mostu Francuskiego. Batalion walczył ofiarnie, lecz w ciągu zaledwie 20 dni walk podobnie jak cała XI brygada został zdziesiątkowany, co zmusiło dowództwo republikańskie do jego wycofania z frontu i reorganizacji.
    Pod koniec listopada polski batalion został przydzielony do XII brygady międzynarodowej, dowodzonej przez Węgra, gen. Mate Zalka i już na początku roku 1937 przerzucony na front w rejonie bitwy o Guadalajarę. W połowie stycznia ponownie w obliczu ciężkich strat batalion został wycofany do odwodów w celu reorganizacji. W lutym Polacy powrócili na front, biorąc udział w zaciętych walkach nad rzeką Jarama, pod Guadalajarą i Birhuegą. Na początku maja 1937 walcząc wspólnie z XII brygadą międzynarodową, polski batalion zyskał wątpliwą sławę w brutalnej pacyfikacji Sanktuarium Matki Boskiej z Cabeza w Sierra Morena, gdzie dokonano masowej rzezi ludności cywilnej i duchowieństwa.
    Miesiąc później batalion im. gen. Jarosława Dąbrowskiego po raz wtóry znalazł się w kolejnej nowo sformowanej jednostce. 150 brygada, utworzona w czerwcu, a dowodzona przez Hiszpana Fernando Gerasiego połączyła oprócz polskiego jednostki także batalion węgierski im. Matyasa Rakosiego oraz francusko-belgijski im. Andre Marty. 150 brygada została rzucona na front pod Brunete, gdzie walnie przyczyniła się do początkowego sukcesu ofensywy. W sierpniu wzięła udział w walkach w Aragonii.
    8 sierpnia 150 brygadę przeformowano ostatecznie w XIII brygadę międzynarodową im. gen. Jarosława Dąbrowskiego, składającą się z trzech polskich batalionów: im. gen. Jarosława Dąbrowskiego, im. Adama Mickiewicza oraz im. Jose Palafoxa. Polacy we wrześniu zostali skierowani na front w rejonie Saragossy, później do Fuentas del Ebro, a w grudniu na odcinek Tardienty, w celu odciążenia wojsk walczących w Teruel.

    [​IMG] [​IMG]
    [​IMG]
    "Dąbrowszczacy" pod kilku dniach na froncie oraz podczas uroczystości nadania im sztandaru​

    Wszyscy Polacy walczący w wojnie domowej w Hiszpanii zostali przez rząd II Rzeczypospolitej uznani za najemników i pozbawieni obywatelstwa. Rząd sanacyjny oficjalnie pozostając neutralny wobec konfliktu hiszpańskiego po cichu wspierał jednak wojska faszystowskie, choć znaczne ilości sprzętu wojskowego sprzedawano obu walczącym stronom. Samoloty PWS-10 czy RWD-13 oraz stare czołgi FT-17 sprzedawano poprzez kraje nadbałtyckie oraz latynoskie, handel uzbrojeniem prowadziły także półoficjalnymi kanałami firmy prywatne wydatnie się wzbogacając. Nie przeszkodziło to jednak władzom w Warszawie oficjalnie uczestniczyć w pracach Ligi Narodów oraz Komitetu Nieinterwencji. Tego typu dwuznaczne postawy wobec wojny domowej w Hiszpanii były w Europie wciąż wierzącej w pokój czymś najzupełniej normalnym.

    Niebezpieczne igranie z konfliktem, który z jednej strony ignorowano, a z drugiej podsycano przypominało zabawę dziecka z zapałkami. O tym jak łatwo wzniecić w ten sposób wielki pożar Europa miała się przekonać już w 1938 roku, kiedy to przywódcy mocarstw zachodnich dostrzegając niebezpieczeństwo postanowili błyskawicznie zagaszać wszelkie płomyki, mogące rozwinąć się w ogień.

    Od autora: Powyższa część stanowi tylko uzupełnienie do poprzedniego odcinka i ma oficjalnie zamknąć opis walk w Hiszpanii w drugiej połowie 1937 roku. Przepraszam, że jako czytelnicy musieliście na nią czekać tak długo, ale obowiązki wynikające ze studiów tymczasowo wzięły górę nad przyjemnością jaką sprawia mi pisanie AAR'a. Postaram się, by następne części ukazywały się częściej, lecz znów to rzeczywistość zweryfikuje te plany.
    Pozdrawiam, Mandeel.
     
  21. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część siedemnasta: „Czystki”
    Związek Radziecki

    [​IMG]
    [​IMG]

    Maj – grudzień 1937


    Po brutalnych czystkach w aparacie partyjnym ZSRR i szeregu „procesów pokazowych”, które odbiły się niemałym echem w świecie, Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych na polecenie Józefa Stalina rozpoczął przygotowywanie podobnej czystki w środowisku wojskowych Armii Czerwonej. To właśnie siły zbrojne, dowodzone przez młodych i ambitnych oficerów, często bohaterów wojny domowej stały się w opinii Pierwszego Sekretarza największym zagrożeniem dla jego władzy. Dowódcy pokroju Michaiła Tuchaczewskiego zamierzali zamienić Armię Czerwoną w nowoczesną i w pełni profesjonalną, niemal niezależną od Partii siłę zbrojną, mogącą w niedalekiej przyszłości ponowić marsz na zachód, w celu rozniecenia ogólnoświatowej rewolucji proletariackiej. To kłóciło się z bieżącymi zamierzeniami Stalina, który właśnie rozpoczął realizację planu „komunizmu w jednym państwie”, a poza tym nie zamierzał tolerować jakiekolwiek formy niezależności w sektorze tak newralgicznym jak siły zbrojne. Ci ludzie, choć których wizja zasadniczo nie odbiegała od wizji Stalina, ale była jeszcze całkowicie przedwczesna z dnia na dzień robili się coraz bardziej niebezpieczni...

    Kujbyszew, 22 maja 1937 roku

    Marszałek Michaił Tuchaczewski, od początku roku dowódca Nadwołżańskiego Okręgu Wojskowego wyszedł z wielkiego gmachu budynku partyjnego, pobieżnie przeglądając wojskowe dokumenty. Kierował się w stronę swojego samochodu, zaparkowanego tuż przy chodniku, w którym cierpliwie czekał na niego szofer, będący jednocześnie osobistym ochroniarzem.
    Nie mógł widzieć, że w momencie, w którym pojawił się na zewnątrz z innego samochodu, stojącego po drugiej stronie ulicy wysiadło dwóch specyficznie ubranych mężczyzn, którzy mimo dosyć ciepłego dnia mieli na sobie długie, skórzane płaszcze oraz czarne, mocno zaciągnięte na oczy czapki. Ich wojskowe pochodzenie zdradzały wysokie, lśniące oficerki z cholewami, miarowo stukające o bruk ulicy. Szybkim krokiem podeszli do marszałka zanim ten zdążył dojść do samochodu.
    - Towarzysz Tuchaczewski ? – spytał jeden z nich twardo.
    - Towarzysz Marszałek Tuchaczewski… O co chodzi ? Dlaczego nie stoicie na baczność ?! – oburzył się dowódca Nadwołżańskiego Okręgu Wojskowego.
    - Jesteśmy z NKWD. – obaj mężczyźni wyciągnęli legitymacje. – Działamy z bezpośredniego rozkazu Ludowego Komisarza Spraw Wewnętrznych, towarzysza Jeżowa.
    - Jesteście aresztowani. – uzupełnił drugi funkcjonariusz. – Oddajcie broń osobistą i pozwólcie do samochodu.
    - Słucham ?! To chyba jakaś pomyłka !
    - Wątpię. Dostaliśmy precyzyjne instrukcje. – odparł jeden z enkawudzistów i chwycił marszałka za ramię.
    Ten wyrwał się i odruchowo sięgnął do kabury po rewolwer Nagant wz. 1895. Nie odważył się jednak go wyciągnąć, bowiem dostrzegł, że funkcjonariusze bezpieki również skierowali swe dłonie w kierunku kabur. Na to wszystko z samochodu wyskoczył osobisty ochroniarz Tuchaczewskiego, lecz widząc całą sytuację w jednoznacznym geście uniósł dłonie ku górze, dając znać, że nie ma zamiaru walczyć.
    - Towarzyszu Tuchaczewski. Wszelki opór jest bezcelowy. Oddajcie broń. – rzucił z naciskiem enkawudzista.
    Marszałek ugiął się rozumiejąc, że jego sytuacja jest beznadziejna. Odpiął pas z kaburą i wręczył jednemu z funkcjonariuszy, swojemu ochroniarzowi natomiast przekazał wojskowe dokumenty.
    - Jakie stawiane są mi zarzuty ? – spytał zrezygnowanym tonem.
    - Wszystkiego dowiecie się w Moskwie. – padła sucha odpowiedź.
    Obaj enkawudziści puścili przodem marszałka, wskazując mu samochód stojący po drugiej stronie ulicy. Po chwili wysiadł z niego kierowca, który dopalając papierosa otworzył tylne drzwi oczekując aż Tuchaczewski znajdzie się w środku. Wkrótce wszyscy wsiedli z powrotem do samochodu i po standardowym zlustrowaniu okolicy w poszukiwaniu zbyt ciekawskich gapiów odjechali w kierunku miejscowej siedziby NKWD w Kujbyszewie.

    [​IMG]
    Marszałek Michaił Tuchaczewski w maju 1937 był dowódcą Nadwołżańskiego Okręgu Wojskowego​

    Kuncewo, maj 1937 roku

    W niewielkiej kinowej sali panował półmrok. Jedynym źródłem światła pozostawał podwieszony pod sufitem biały ekran, na którym w specjalnym pokazie wyświetlano film z Charlie Chaplinem, jednym z ulubionych aktorów komediowych Józefa Stalina. Sam dyktator siedział wygodnie w wielkim fotelu, opierając nogi o niski stolik do kawy i z olbrzymim zaciekawieniem przyglądał się kolejnym zabawnym przygodom pociesznego włóczęgi. Co chwilę wybuchał głośnym, nieskrępowanym śmiechem przyjacielsko poklepując po ramieniu siedzącego obok marszałka Woroszyłowa, starego towarzysza jeszcze z czasów obrony Carycyna na Wołgą. Mało osób zdawało sobie sprawę, że żaden film nie mógł być wyświetlany w kinach Związku Radzieckiego bez uprzedniego specjalnego pozwolenia Stalina, który większość z nich oceniał osobiście, na takich właśnie specjalnych pokazach filmowych. Ulubionymi gatunkami filmów Pierwszego Sekretarza były amerykańskie filmy gangsterskie oraz komedie wśród których największym uznaniem cieszyły się te, w których grał Charlie Chaplin.
    Niespodziewanie drzwi wejściowe do pomieszczenia uchyliły się ze skrzypnięciem, wpuszczając do środka strumień jasnego światła. Pojawiła się w nich niska, chuda postać Nikołaja Jeżowa – Ludowego Komisarza Spraw Wewnętrznych. Na jego widok oficer siedzący przy projektorze zerwał się na równe nogi, powodując niewielki szum, który lekko poirytował Stalina. Dyktator odwrócił się do tyłu i wolnym, dobitnym gestem uciszył pobladłego oficera, który z powrotem usiadł na miejsce.
    Jeżow bezszelestnie zakradł się do fotela Pierwszego Sekretarza i lekko nachylając się zaczął szeptać coś do ucha Stalina. Chodziło zapewne o aresztowanie marszałka Tuchaczewskiego – jednego z najzdolniejszych dowódców Armii Czerwonej i bohatera wojny domowej, którego Stalin szczerze nie znosił, dostrzegając w nim realne zagrożenie dla swojej władzy. Zamierzchły konflikt między nimi sięgał jeszcze czasów wojny w Polsce oraz Bitwy Warszawskiej w 1920 roku, kiedy to siły Tuchaczewskiego zostały rozbite nad Wisłą przez wojska polskie marszałka Józefa Piłsudskiego także za sprawą błędów w dowodzeniu Frontem Południowo-Zachodnim zastygłym pod Lwowem, a w którym komisarzem politycznym był właśnie Józef Stalin.
    - Ściągnijcie dowódcę Dalekowschodniego Okręgu Wojskowego, Blǘchera i zastępcę Ludowego Komisarza Obrony, Jegorowa... – polecił cicho dyktator, gdy Jeżow skończył mówić. – Powiadomcie też o wszystkim dowódcę Moskiewskiego Okręgu Wojskowego, Budionnego. Niech ten śmieć wie, że krzyżyk postawią na nim jego towarzysze marszałkowie. Towarzysz Woroszyłow o wszystkim wie, sam mu o tym powiedziałem.
    - Tak jest towarzyszu Stalin. – odpowiedział Jeżow, prostując się.
    Dyktator machnął pogardliwie ręką jakby odpędzał złośliwego owada, dając tym samym Ludowemu Komisarzowi Spraw Wewnętrznych znak, że spotkanie uważa za zakończone. Nie zważając na reakcję zakłopotanego Jeżowa, powrócił do oglądania filmu z Chaplinem, skrupulatnie wypytując Woroszyłowa o rozwój fabuły w czasie gdy był zajęty rozmową.

    [​IMG]
    Pierwsi marszałkowie Armii Czerwonej mianowani w 1935 roku...

    [​IMG]
    ... I pierwszy rozstrzelany 12 czerwca 1937 roku. Nie był jednak ostatnim...​

    Marszałek Michaił Tuchaczewski aresztowany 22 maja 1937 roku przez NKWD po trwających dwa dni brutalnych przesłuchaniach, w których śledczy często stosowali najwymyślniejsze tortury tak psychiczne jak i czysto fizyczne, przyznał się do stawianych mu zarzutów szpiegostwa na rzecz Niemiec. 11 czerwca o godzinie 9:00 rano rozpoczęła się utajniona rozprawa, w której na ławie oskarżonych zasiadł Tuchaczewski oraz siedmiu innych wysokich oficerów z jego otoczenia. O 23:00 tego samego dnia trybunał złożony m.in. z marszałka Klimenta Woroszyłowa, marszałka Wasilija Bluchera oraz marszałka Aleksandra Jegorowa skazał wszystkich oskarżonych na karę śmierci przez rozstrzelanie...

    Więzienie NKWD na Łubiance, Moskwa, czerwiec 1937 roku.

    Charakterystyczny szczęk klucza w zamku potężnych metalowych drzwi poderwał więźnia siedzącego dotychczas spokojnie na swoim sienniku na równe nogi. Zgodnie z zasadą panującą w więzieniu, na widok strażnika należało stanąć na baczność i gdy zajdzie taka konieczność zdać mu raport z liczby osób w celi lub potwierdzić gotowość do jej opuszczenia. Dla Michaiła Tuchaczewskiego, jeszcze do niedawna marszałka Związku Radzieckiego było to wielkie upokorzenie. Mimo wszystko stanął na baczność, choć obolałe od wielu dni tortur i bicia ciało zdawało się powoli odmawiać mu posłuszeństwa. Potworne siniaki oraz niekiedy otwarte, zaropiałe rany bolały przeraźliwie przy najmniejszym nawet ruchu.
    Pod wpływem światła, które wraz z uchylającymi się drzwiami wpadło do celi Tuchaczewski zmrużył podkrążone i zapuchnięte oczy.
    - Osadzony Michaił Tuchaczewski gotowy do wyjścia z celi… - wystękał ledwo słyszalnym głosem.
    Jednak tym razem wywołanie na kolejne spotkanie z oficerami śledczymi NKWD wyglądało dosyć dziwnie. W drzwiach nie było widać strażnika, który miał odprowadzić skazanego do sali przesłuchań. Zamiast tego Tuchaczewski usłyszał jedynie niski, ponury głos dochodzący z korytarza:
    - Towarzysz Tuchaczewski na posiedzenie Biura Politycznego !
    Były marszałek zawahał się przez chwilę, ale nie chcąc prowokować strażnika do użycia siły i wywleczenia go z celi powoli ruszył w stronę wyjścia. Gdy już był na korytarzu usłyszał jak za jego plecami ktoś zamyka drzwi do celi oraz odbezpiecza broń. Jednak niespodziewanie świadomość śmierci od której oddzielały go już jedynie sekundy wywołała w nim falę całkowitej obojętności czy nawet ulgi, że straszliwe ciągnące się od kilku tygodni śledztwo, zakończone farsą zwaną procesem dobiega końca. Nie zamierzał płakać czy krzyczeć, nie zamierzał walczyć o życie. Najwyraźniej z tym, że wkrótce dobiegnie ono końca pogodził się z chwilą przekroczenia progu więzienia NKWD na Łubiance.
    Cichym, spokojnym głosem przemówił jednak do nieznanego oprawcy, który w tej chwili właśnie przystawiał mu pistolet to karku:
    - Nie strzelasz do mnie. Strzelasz do całej Armii Czerwonej.
    Głuchy trzask oraz następujący po nim dźwięk przypominający rzucenie worka ziemniaków na ziemię rozpłynął się po zimnych i obdartych ścianach więzienia, zagłuszony przez przeraźliwe krzyki dziesiątków przesłuchiwanych i skazywanych na wyroki śmierci.

    [​IMG]
    Siedziba NKWD (wówczas jeszcze CzeKa) na Łubiance w Moskwie, rok 1925

    [​IMG]
    Mimo wewnętrznej walki z rzeczywistymi lub wydumanymi szpiegami, Związek Radziecki pozostawał aktywny na arenie międzynarodowej. Zaangażował się m.in. w akcję pomocy Chinom zmagającym się z japońską agresją.​

    Egzekucja marszałka Michaiła Tuchaczewskiego była uwerturą do zakrojonej na gigantyczną skalę akcji czystek w Armii Czerwonej, które trwały niemal do końca 1938 roku. W ich wyniku rozstrzelano wszystkich 17 komisarzy wojskowych, 12 spośród 14 dowódców armii, 60 spośród 67 dowódców korpusów, 25 spośród 28 komisarzy korpusów, 136 spośród 199 dowódców dywizji, 221 spośród 397 dowódców brygad, 34 spośród 36 komisarzy brygad. Kilkuset wojskowych zostało także aresztowanych i skazanych na wieloletnie więzienia. W wyniku tego w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy Armia Czerwona utraciła jakąkolwiek możliwość skutecznego działania. Stała się praktycznie bezbronna wobec jakiegokolwiek zagrożenia zewnętrznego. Odbudowanie kadr rozstrzelanych przez NWKD miało zająć lata. Lecz Stalin zdecydował się podjąć to ryzyko. Sytuacja w Europie choć coraz bardziej napięta nie wróżyła w jego ocenie szybkiego zagrożenia dla granic ZSRR. Przeliczył się...
     
  22. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część osiemnasta: „Masakra Nankińska”

    Cesarstwo Japonii

    [​IMG]

    Listopad – grudzień 1937


    - generał Iwane Matsui


    Po zdecydowany zwycięstwie w bitwie o Szanghaj i rozbiciu głównych sił Kuomintangu, wojska Cesarstwa Japonii utorowały sobie drogę w kierunku siedziby rządu Nacjonalistycznych Chin – Nankinu. Dowództwo armii japońskiej planowało zdobyć miasto jeszcze przed końcem roku, by ostatecznie przechylić szalę zwycięstwa na stronę władz w Tokio i zmusić pokonanych Chińczyków do negocjacji pokojowych. Rząd japoński chciał zakończyć przedłużającą się wojnę oraz uprawomocnić aneksję kolejnej części terytorium chińskiego. Dotychczas ta polityka stopniowego podboju coraz to dalszych terenów rozbitych politycznie Chin sprawdzała się w stu procentach, nie było więc powodów, by wątpić w fakt kolejnego zwycięskiego rozstrzygnięcia konfliktu. Jednak i tak niewielkie szanse na negocjacje z Chang Kai-Szekiem, który otrzymał wielkie wsparcie materialne ze strony Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego, zmniejszyły się jeszcze bardziej pod wpływem tzw. „Wypadków Nankińskich”, mających miejsce w grudniu 1937 i styczniu 1938 roku…


    Departament Stanu USA, Waszyngton styczeń 1938 roku

    Niewysoki, lekko przygarbiony mężczyzna nerwowo zapalił kolejnego Lucky Strike’a, zaciągając się mocno. Odruchowo spojrzał na zegarek na ręku, chociaż doskonale wiedział, że od ostatniego razu kiedy to uczynił nie upłynęło więcej niż pięć minut. Drewniane, skrzypiące krzesło stawało się coraz bardziej niewygodne i denerwujące. Doktor Anthony Bates postanowił więc wstać i rozprostować ścierpnięte nogi. Fakt, iż został wezwany w trybie pilnym do Waszyngtonu niemal natychmiast po powrocie z Hong Kongu w zupełności go nie dziwił. Los sprawił, że stał się on naocznym świadkiem jednej z najbardziej bestialskich zbrodni XX wieku; zbrodni, o której rząd Stanów Zjednoczonych chciał wiedzieć jak najwięcej, zwłaszcza wobec coraz bardziej wrogich incydentów amerykańsko-japońskich w Chinach.
    Wreszcie po kilkudziesięciu minutach żmudnego oczekiwania drzwi od gabinetu uchyliły się lekko. Pojawiła się w nich młoda kobieta, która z czarującym uśmiechem, mogącym w pewnym stopniu rewanżować stracony czas zaprosiła Bates’a do środka. Tam za wielkim stołem, szczelnie pokrytym stertą dokumentów siedziało trzech wysoko postawionych pracowników Departamentu Stanu. Kobieta zgrabnym krokiem powróciła na swoje miejsce, znajdujące się za niewielkim stoliczkiem, na którym stał kubek z kawą oraz maszyna do pisania. Całe pomieszczenie, pogrążone w cieniu przez zaciągnięte żaluzje wypełniał dławiący dym cygar i papierosów.
    - Aaa. Doktor Bates. Przepraszamy, że tak długo musiał pan czekać… Sprawy natury urzędowej. – zaczął jeden z urzędników wskazując na dokumenty zaścielające biurko.
    - Oczywiście, rozumiem. Doświadczenie nauczyło mnie, że urzędy i biurokracja, podobnie jak niektóre choroby kierują się własną pokrętną logiką, której nie sposób zrozumieć, a z którą trzeba się pogodzić. – odparł Bates z przekąsem, uśmiechając się.
    - Niestety. Proszę niech pan siada. Myślę, że możemy zaczynać. – mężczyzna dał znać stenografistce, by zaczęła zapis.
    Bates usiadł wygodnie na wąskim krześle, ustawionym naprzeciw stołu trzyosobowej komisji.
    - Otrzymaliśmy pana relacje na temat pańskiego pobytu w Nankinie w grudniu zeszłego roku… - rozpoczął inny, starszy urzędnik w wielkich okularach. – Chcielibyśmy go jednak dokładnie omówić.
    - Pracował pan w jednym z nankińskich szpitali jako chirurg tak ? – wtrącił się drugi.
    - Zgadza się. Mieszkałem w Chinach od 1924 roku, w Nankinie, pracując jako chirurg w jednym z miejscowych szpitali. Dokładnie w Szpitalu Katolickim.
    - Mieszkał pan z rodziną ?
    - Nie, sam.
    - Dlaczego na wieść o zbliżających się wojskach japońskich nie zgłosił się pan do ewakuacji jako obywatel amerykański ?
    - Nie mogłem. Pracowałem w szpitalu jako jeden z trzech chirurgów, a pacjentów, ofiar bombardowań, rannych żołnierzy z frontu przybywało dziennie kilkudziesięciu. I tak spaliśmy po cztery godziny na dobę, więc gdybym zdecydował się na ewakuację moi koledzy chirurdzy nie daliby rady opanować tego bałaganu jaki się wtedy tworzył. – odpowiedział wyczerpująco Bates.
    - Proszę nam opisać jak wyglądało wkroczenie i pierwsze tygodnie okupacji japońskiej w mieście.
    Doktor zająknął się jakby jednocześnie chciał wypowiedzieć dwa różne zdania. To pytanie lekko go zdziwiło, ponieważ wszystko co tam widział zawarł w sprawozdaniu. Domyślając się jednak, że urzędnicy chcą być może sprawdzić jego prawdomówność, rozsiadł się jeszcze bardziej wygodnie, zakładając nogę na nogę i wyciągnął z kieszeni marynarki zmiętą paczkę papierosów.

    [​IMG]

    - Pierwsi Japończycy weszli do Nankinu 13 grudnia, jakoś przed południem południowym wejściem. Wcześniej przez kilka dni bombardowali i ostrzeliwali miasto chociaż było niemal bezbronne. Wojska Kuomintangu były całkowicie rozbite, panował chaos i nikt nawet nie myślał o obronie. Z początku nie wydawali się groźni. Tylko strasznie krzykliwi… Robili wokół siebie strasznie dużo hałasu. Ale już w południe rozstrzelali nagle dwudziestu Chińczyków, którzy na ich widok uciekali. To musieli być chyba żołnierze Kuomintangu, bo przed wejściem Japończyków wielu z nich, by uniknąć niewoli przebrało się w cywilne rzeczy i próbowało uciec z miasta. Tym się nie udało. – przerwał na chwilę, by głębiej zaciągnąć się papierosem. Następnego dnia… To był… Wtorek, japońska armia dosłownie zalała miasto. Głównymi ulicami przetaczało się mnóstwo wojska: czołgi, działa, ciężarówki i wozy z żołnierzami. Wszystko szło na zachód, w pogoń za uchodzącym Chang Kai-Szekiem i niedobitkami jego armii. – skierował wzrok w stronę maszynistki, która miarowo wystukiwała jego słowa na maszynie do pisania. – Wszystko zaczęło się w środę, 15 grudnia. Japończycy zabrali nagle prawie półtora tysiąca Chińczyków z Międzynarodowej Strefy Ochrony Nankinu i rozstrzelali ich na oczach Europejczyków i Amerykanów. Tak bez niczego… Po prostu przyszli zabrali ich i rozstrzelali. Sam tego nie widziałem, bo pracowałem w szpitalu, ale mówił mi o tym mój przyjaciel z Uniwersytetu w Nankinie jednocześnie członek tej Międzynarodowej Strefy Ochrony. W czwartek rozpoczęły się masowe gwałty na kobietach. Dla Japończyków wiek nie odgrywał istotnej roli, ofiarami padały zarówno dwunastolatki jaki i siedemdziesięciolatki. Ale początek prawdziwego piekła nastąpił dopiero 18 grudnia… Do szpitala tego dnia trafiło dziesiątki pokłutych bagnetami cywili. Jeden mężczyzna, który zmarł kilka minut po tym jak go przywieźli dostał osiemnaście dźgnięć. Sam operowałem pięcioletnią dziewczynkę, która dostała trzy dźgnięcia. Jej też nie udało się nam uratować… - zgasił papierosa w kryształowej popielniczce stojącej wśród papierów na biurku komisji. – Jak się później okazało służyli za żywe cele do ataku na bagnety dla japońskich żołnierzy. Takich przypadków było wiele. Niektórzy oficerowie cesarscy robili sobie zawody w ścinaniu głów cywili i jeńców na czas. Sprawa była głośna, podobno pisały o tym nawet japońskie gazety. Z resztą wystarczyło wyjść na zewnątrz, by się o tym przekonać. Wszędzie leżały ciała. Nikt ich nie sprzątał. 19 i 20 grudnia zaczęły się podpalenia. Japończycy po kilkakrotnym napadnięciu jakiś domów po prostu je podpalali, bo i tak nie było już czego rabować. Z dymem poszła T’ai-ping Road przed wojną najbogatsza arteria miasta. Szpital już wówczas był przepełniony. Cywile leżeli na korytarzach owinięci w koce i prześcieradła. Bandaże i lekarstwa skończyły się błyskawicznie, więc ludzie umierali dziesiątkami. Pielęgniarze nie nadążali w wynoszeniu zwłok. Na dzień przed Wigilią w Szpitalu pojawili się nagle japońscy żołnierze, rzekomo w poszukiwaniu bandytów i dezerterów z armii chińskiej. Zabrali prawie trzystu mężczyzn, po uprzednim sprawdzeniu im rąk. Tych, którzy byli ciężko ranni i ich stan wykluczał możliwość transportu po prostu zadźgali bagnetami na naszych oczach.

    [​IMG]
    [​IMG]
    Drastyczne dowody "zbrodni nankińskiej" uwiecznione na kliszach aparatów fotograficznych​

    - Ręce ? – zdziwił się jeden z urzędników.
    - Tak. Stwardniałe i szorstkie ręce według nich świadczyły o tym, że dany mężczyzna jest żołnierzem. Zabrali więc masę robotników, cieśli czy kierowców riksz. Co się z nimi dalej działo nie wiem, choć domyślam się.
    - Rozmawiał pan z którymś z tych żołnierzy ?
    - Oczywiście. Starałem się zaprotestować przeciw zabijaniu moich pacjentów u jakiegoś oficera.
    - Wiedział, że jest pan Amerykaninem ?
    - Tak, sam mu o tym powiedziałem.
    - I jaki był jego stosunek do pana ?
    - Żaden. Po prostu mnie zignorował. Japończycy po incydencie z Panay starali się uniknąć zaognienia sytuacji, więc nic mi nie groziło, ale wiem, że w paru miejscach demonstracyjnie spalono flagi Stanów Zjednoczonych. – odpowiedział Bates, prostując się na krześle. – To całe szaleństwo trwało do 11 stycznia. Międzyczasie do szpitala trafiali ludzie, którzy cudem przeżywali palenie czy zakopanie żywcem. Niewiele mogliśmy zrobić, by im pomóc wobec braku medykamentów, więc wkrótce później i tak umierali… 11 stycznia wszystko nagle ucichło. Japończycy zakończyli rzeź. Dostaliśmy nawet gazety… - uśmiechnął się kwaśnie doktor. – Japońskie… Z początku roku. Na pewno macie je tutaj. Można było w nich przeczytać, że w wyniku wzorowej współpracy administracji wojskowej i chińskich władz cywilnych Nankin wraca do życia. Otwierają się z powrotem sklepy, kina, teatry… Że Japończycy organizują pomoc dla uchodźców, a „bandyci Chang Kai-Szeka” zostali wyłapani i skazani… Jako obywatel amerykański został natychmiast odstawiony do Hong-Kongu w porozumieniu z władzami brytyjskimi. A stamtąd już prosta droga wiodła tutaj.
    - Panie Bates. – przemówił po chwili milczenia jeden z urzędników. – Mamy jeszcze jedno pytanie, zupełnie formalne, które nie będzie miało naturalnie żadnego wpływu na to co pan przed chwilą nam opowiedział oraz co zawarł w swym sprawozdaniu z pobytu w Chinach.
    - Słucham.
    - Jestem zobowiązany spytać o pana poglądy polityczne.
    - To znaczy ? – zdziwił się Bates.
    - To znaczy czy działa pan w jakiś organizacjach o charakterze politycznym ?
    - Nie.
    - Sympatyzuje pan z jakimiś organizacjami o charakterze komunistycznym, konserwatywnym, faszystowskim lub innym ?
    - Nie.
    - A swoje poglądy polityczne określiłby pan jako lewicowe, prawicowe, centrowe ?
    - Wie pan co ? – odparł Bates poirytowanym głosem. – Po tym co Bóg kazał mi tam oglądać wyzbyłem się czegoś takiego jak poglądy polityczne. Bo co za różnica czy mordercy i mordowani byli komunistami, nacjonalistami, faszystami czy konserwatystami ?
    Zapadła niezręczna cisza przerywana tylko przez stłumiony gwar zatłoczonych waszyngtońskich ulic, który przedzierał się do pomieszczenia zza okna. Wszyscy siedzieli w milczeniu, które przedłużało się w nieskończoność.
    Przerwał je dopiero doktor Bates, który wstał, poprawił gruby zimowy płaszcz i uprzejmie pożegnał się, znikając po chwili za drzwiami gabinetu.

    Masakra Nankińska oraz tzw. Incydent z Panay, czyli zatopienie przez japońskie samoloty amerykańskiej kanonierki USS Panay na rzece Jangcy w pobliżu miasta, w wyniku czego zginęło trzech Amerykanów a 40 zostało rannych, gwałtownie pogorszyły wizerunek Cesarstwa Japonii. Władze w Tokio były wstrząśnięte rozwojem wypadków oraz poczynaniami wpływowych wojskowych. W ciągu zaledwie jednego miesiąca ostatecznie zaprzepaszczono szansę na negocjacje pokojowe z chińskimi nacjonalistami z Kuomintangu oraz o mały włos nie doprowadzono do wojny ze Stanami Zjednoczonymi, w których odżyły wspomnienia podobnego incydentu z USS Maine, będącego bezpośrednią przyczyną wojny z Hiszpanią w 1898 roku. Rząd japoński zdołał jednak kryzys w stosunkach między obydwoma państwami zażegnać, wypłacając niemal natychmiast odszkodowanie wynoszące ponad 2 miliony dolarów oraz składając w tej sprawie oficjalne przeprosiny.

    [​IMG]
    Amerykańska kanonierka USS Panay

    [​IMG]

    [​IMG]

    Nie zmieniło to faktu, że społeczność międzynarodowa była zaszokowana rozwojem wypadków w Azji oraz pogłębiającym się konfliktem chińsko-japońskim, który stopniowo zamieniał się w wojnę na wyniszczenie. Za sprawą korespondentów oraz licznych obcokrajowców zamieszkujących w Chinach wiadomości o japońskich zbrodniach wojennych lotem błyskawicy obiegły cały świat, wszędzie wzbudzając fale oburzenia i protestów wobec cesarskiej polityki wobec Chińczyków. Uwidoczniła się przy tym także słabość organizacji międzynarodowych z Ligą Narodów na czele, które nie były w stanie wywrzeć żadnej presji na rząd w Tokio.
    Sama zbrodnia nankińska, w wyniku której zginęło prawie 300 tysięcy chińskich cywili nigdy nie została osądzona przez Japończyków. Dowódca armii japońskiej na tym odcinku frontu, gen. Iwane Matsui, gdy przedstawiono mu ogólnikowy i w wielkiej mierze zakłamany raport dotyczący postępowania jego żołnierzy w zdobytej stolicy wroga wpadł we wściekłość i polecił gen. Yanagawie, dowódcy strefy Nankinu „aresztowanie winnych oraz ich należyte ukaranie”. Nie wiadomo czy zdawał sobie sprawę, że wprowadzenie w życie tego rozkazu uszczupliłoby stan jego wojsk w tym rejonie o prawie dwie trzecie… Gen. Matsui nigdy już nie powrócił do kwestii Nankinu i na początku 1938 roku powrócił do Japonii, w której przyjęto go jak bohatera.

    [​IMG]
    Sytuacja na froncie w Chinach w grudniu 1937 roku​

    Dzięki doskonale działającej propagandzie i cenzurze wiadomości dotyczące coraz to nowych masakr dokonywanych na chińskich cywilach przez „synów Samurajów” nie docierały do japońskiej opinii publicznej. Dla niej wojna w Azji miała być pierwszym krokiem w stronę budowy zupełnie innego obrazu politycznego regionu; obrazu, w którym to Japonia, a nie państwa zachodnie miałaby odgrywać pierwsze skrzypce.

    Od autora: Odpowiadając na post Widdera:) Nie, nie insynuuje, że miała miejsce jakaś akcja przy zielonym stoliku. Po prostu jestem zdania i wszystko wskazuje na to, że nie jestem w tym zupełnie odosobniony, że AAR Aux'a jest w tej chwili numerem jeden nie tylko w dziale HoI II, ale także na całym eufi. W takiej sytuacji zwycięstwo innego AAR'a w tym dziale będzie się traktować jako wielką niespodziankę. Naturalnie nie oznacza to, że poddaje się bez walki, otóż nie. Kataklizm będzie walczył, by sprostać tego poziomowi jaki reprezentuje AAR Aux'a mimo, że różnimy się w kwestiach konwencji i sposobie pisania. Wydaje mi się, że w takiej sytuacji skorzystają na tym oba AAR'y i ich czytelnicy.
    Natomiast co do strony czysto technicznej mojego "dzieła" to zapowiadam, iż następny odcinek będzie podsumowaniem sytuacji na świecie w roku 1937. Planuje wrzucić go w następną niedzielę. Później już zaczynają się wydarzenia, bardziej dynamiczne, więc zapewniam, że być może w tej chwili jeszcze spokojna fabuła nabierze tempa.

    Pozdrawiam, Mandeel
     
  23. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    PODSUMOWANIE WYDARZEŃ POLITYCZNYCH NA ŚWIECIE W ROKU 1937​


    [​IMG]

    Wielka Brytania

    W Wielkiej Brytanii wciąż nie milkły echa skandalu obyczajowego i politycznego, wywołanego przez Edwarda VIII. Dodatkowo po zrzeczeniu się korony Edward rozpoczął prowadzenie czegoś na wzór własnej polityki zagranicznej, czego przejawem była wizyta u Adolfa Hitlera, którą stanowczo odradzało mu brytyjskie MSZ. Dla władz w Londynie tego typu działanie stanowi groźbę rozdwojenia czy schizofrenii polityki zagranicznej, co w przypadku wielkiego mocarstwa jest niezwykle niebezpieczne. Krokiem w stronę unormowania sytuacji miała być uroczysta koronacja nowego króla, brata Edwarda Jerzego, która odbyła się 12 maja 1937 roku. W ciągu kilku dni z funkcji premiera zrezygnował także Stanley Baldwin, zastąpiony przez Neville Chamberlaina, który wyrósł tym samym na lidera rządzącej Partii Konserwatywnej.
    Te zmiany na najwyższych szczeblach władzy Imperium mają być jasnym sygnałem normalizacji oraz początku żmudnej pracy odbudowy poparcia nie tylko dla samej monarchii, ale i partii rządzącej.
    Główne kierunki polityki wewnętrznej oraz zagranicznej pozostały jednak takie same i nie należy spodziewać się żadnej rewolucji. Wielka Brytania dostrzegała niebezpieczeństwo ze strony Adolfa Hitlera, lecz była w stanie je tolerować i uważać za mniejsze zło wobec niebezpieczeństwa jakie groziło Europie ze strony Związku Radzieckiego. Panowała powszechna opinia, że kilka drobnych korekt granicznych zaspokoi ambicje krzykliwego wodza III Rzeszy, natomiast w przypadku ZSRR w grę wchodziła nowa, straszliwa wojna o dodatkowym zabarwieniu ideologicznym. Utrzymanie wobec tego silnych Niemiec było najwyższą koniecznością, jeżeli chciało się zapobiec rozlaniu komunizmu na zachód Europy.

    Francja

    We Francji sytuacja po zwycięstwie Frontu Ludowego daleka była od stabilizacji. Krajem wciąż targały zamieszki wywoływane przez bojówki skrajnych ideologicznie partii i strajki robotnicze a postępujący kryzys gospodarczy tylko potęgował społeczne niepokoje. Wciąż silne ugrupowania prawicowe bezpardonowo krytykowały program rządów koalicji, wiele razy skutecznie paraliżując możliwość przeprowadzenia wielu ustaw. Dodatkowo skomplikowana sytuacja polityczna za południową granicą Francji oraz rozbieżności w samym obozie rządowym jaką politykę obrać wobec wojny domowej w sąsiedniej Hiszpanii, doprowadziły do rezygnacji dotychczasowego premiera (socjalisty z SFIO – Section francaise de I’Internationale ouviere) Leona Bluma. Jego miejsce zajął Camille Chautemps z Partii Radykalno-Socjalistycznej. Ta niestabilność władzy nie odbija się jednak na francuskiej polityce zagranicznej, kierowanej w dalszym ciągu przez Yvona Delbosa, tradycyjnie nastawionej na antymilitaryzm i pacyfizm. To sprawiło, że Francja ostatecznie nie zaangażowała się w wojnę domową w Hiszpanii oraz bez sprzeciwu przejęła brytyjską politykę wobec zbrojących się Niemiec.

    [​IMG]
    Okładka francuskiego czasopisma z 1937 roku. Hasło Francuski żołnierz gwarantem pokoju jest już jednak tylko pobożnym życzeniem​

    III Rzesza

    Kancelaria Rzeszy, Berlin 5 listopada 1937 roku

    Adolf Hitler energicznie wkroczył do największej sali w Kancelarii, tzw. Sali Posiedzeń (Sitzungssaal), gdzie oczekiwali już na niego zaproszeni wcześniej Rudolf Hess, bliski współpracownik i minister bez teki w rządzie Rzeszy, Konstantin von Neurath, minister spraw zagranicznych, feldmarszałek Walter von Blomberg, minister wojny, generał Werner von Fritsch, naczelny dowódca sił lądowych, generał Ludwig Beck, szef sztabu generalnego, Hermann Göring, naczelny dowódca Luftwaffe, generaladmiral Erich Raeder, naczelny dowódca Kriegsmarine oraz adiutant Hitlera do spraw sił zbrojnych pułkownik Friedrich Hoßbach.
    Wszyscy na widok Führera powstali z miejsc. Wojskowi zasalutowali, Konstantin von Neurath wyciągnął dłoń w hitlerowskim pozdrowieniu. Kanclerz uśmiechnął się i w charakterystyczny dla siebie sposób odpowiedział na to pozdrowienie podnosząc rękę na wysokość głowy. Z wyrazu jego twarzy można było wywnioskować, że jest w dobrym nastroju.
    - Widzę, że obok przedstawicieli Luftwaffe zaszczycił nas także obecnością członek rady nadzorczej koncernu Reichswerke Hermann Göring. – zażartował Hitler, nawiązując do faktu, że na początku roku naczelny dowódca lotnictwa stanął na czele koncernu górniczo-hutniczego o tej właśnie nazwie.
    - Luftwaffe i Rechswerke H-G uznało, że korzystniej będzie wysłać jednego delegata, reprezentującego interesy obydwu firm. – odpowiedział w podobnym tonie Göring, rozładowując zawsze napiętą atmosferę towarzyszącą spotkaniom z Führerem.
    Hitler również uśmiechnął się szczerze, po czym skinął na pułkownika Hoßbacha, by rozłożył na mapę polityczną Europy na wielkim, konferencyjnym stole. Gdy ta została rozwinięta, stanął frontem do niej i oparł się szeroko rękami o jej krawędzie. Reszta otoczyła go z obydwu stron tak, by każdy mógł dokładnie widzieć co pokazuje Wódz.
    - Panowie. – zaczął Hitler zdecydowanym tonem. – Nadchodzący rok, będzie pod wieloma względami rokiem przełomowym. Najwyższy czas, by Niemcy powróciły na arenę wielkiej europejskiej polityki i odzyskały należne im miejsce wśród mocarstw. Nie wyobrażam sobie, by istniejący stan rzeczy mógł utrzymać się jeszcze choćby przez rok. To nie do pomyślenia, by 80 milionowy naród był spychany do roli ubezwłasnowolnionej marionetki ! Naszym nadrzędnym celem jest zapewnienie naszemu narodowi przestrzeni życiowej, niezbędnej mu do dalszego rozwoju. Nasza gospodarka nie jest w tej chwili w stanie zapewnić sobie statusu samowystarczalnej, co w naszym przypadku jest absolutnym priorytetem. Nowe Wielkie Niemcy nie mogą być uzależnione od importu zza granicy, który z łatwością może być użyty jako broń walki politycznej. Całkowita gospodarcza niezależność jest warunkiem naszego przetrwania i w wywalczeniu jej nie zawaham się użyć także sił zbrojnych.
    Zapadła chwila ciszy, której nikt nie odważył się przerwać. Wszyscy badawczo spoglądali na Hitlera, oczekując dalszego ciągu jego tyrady, milczeniem wyrażając aprobatę wobec poprzednich stwierdzeń.
    - Pierwszym krokiem ku odmianie obecnego stanu rzeczy będzie połączenie sztucznie rozdzielonego narodu niemieckiego. Austria została skrzywdzona przez Traktat Wersalski nie mniej niż Niemcy. Została okrojona do roli państewka kadłubowego, w którym tylko kwestią czasu było kiedy władzę przejmą ludzie pokroju Dollfussa i Schuschnigga, tych pseudo-patriotów, którym bliżej do niedawnych wrogów, Włochów aniżeli własnych braci Niemców ! W pamięci Austriaków niedawna potęga imperium jest wciąż żywa, tym bardziej musi ich boleć to co obserwują dzisiaj. Wykorzystamy to ! Ich sen o potędze jest naszą rzeczywistością ! Nie cofnę się przed niczym ! Tym razem nie będzie powtórki z trzydziestego czwartego roku ! – Hitler mocno uderzył pięścią w stół, wprawiając w drganie kieliszki z szampanem, które międzyczasie rozstawił jeden z ordynansów.
    - Mein Führer… - zaczął po chwili ciszy von Neurath. – Traktat Wersalski stanowczo zabronił Niemcom ograniczania w jakikolwiek sposób suwerenności Austrii. Jeżeli w znaczny sposób zaingerujemy w austriackie sprawy wewnętrzne reakcja państw zachodnich może okazać się trudna do przewidzenia.
    - Bzdura ! – wrzasnął Hitler. – Podcieram się Traktatem Wersalskim na ich oczach ! Utworzyłem Luftwaffe i nie zareagowali ! Utworzyłem Wehrmacht i odbudowałem potęgę Kriegsmarine i nie zareagowali ! Wkroczyłem do Nadrenii i nie zareagowali ! Oni podświadomie już wiedzą, że ład wersalski to przeszłość ! Może bał się ich Hindenburg, ale teraz to oni boją się nas !
    - Mein Führer… - do rozmowy włączył się von Fritsch. – W obecnej sytuacji armia niemiecka nie jest w stanie przeciwstawić się armii francuskiej, gdyby ta zdecydowała się na interwencje. Linia Zygfryda na zachodzie nie jest w stanie zapewnić nam jakiegokolwiek bezpieczeństwa. Przy zmasowanym ataku wroga, wspartym artylerią i lotnictwem nasza obrona wytrzyma nie więcej niż dwa tygodnie.
    - Gospodarka również nie jest gotowa do podjęcia trudów wojennych. – uzupełnił von Blomberg. – Tym bardziej jeżeli przeciwstawimy jej dodatkowo potencjał gospodarczy Wielkiej Brytanii i Francji. Wojna na wyniszczenie w naszym wypadku zakończy się po około trzech tygodniach walk. Zostaniemy zmuszeni do kapitulacji jak 11 listopada.
    Hitler wyprostował się momentalnie i zwrócił gniewny wzrok ku obu oficerom, którzy stali obok siebie. Tamci nie wytrzymali spojrzenia Wodza i służalczo spuścili głowy. Ośmieliło to Hitlera, który niczym grom z jasnego nieba huknął:
    - Nie bądźcie idiotą Blomberg !!! Jesteście tak samo ograniczeni jak ci pseudo-politycy w Paryżu i Londynie ! – krzyczał, dynamicznie gestykulując rękami. – Na samą myśl o wojnie srają po gaciach, a wy myślicie, że zaczną ją z powodu Austrii Schuschnigga ?! Zgodzą się na wszystko, gdy tylko wspomnę o pokoju ! Są jak osły, którym przed nosem macha się marchewką. Zgniotę tą pluskwę Schuschnigga choćbym miał wydać Luftwaffe rozkaz zbombardowania Wiednia !! A Francuzi i Anglicy będą tylko patrzeć i modlić się, bym przypadkiem nie upomniał się o Alzację i Lotaryngię !!!

    [​IMG]
    Kurt Schuschnigg od 1934 roku faktyczny dyktator Republiki Austrii.

    [​IMG]
    Mapa strat terytorialnych Cesarstwa Austro-Węgier po Wielkiej Wojnie​

    Zapadła złowroga cisza, podczas której Hitler uspokajał się, a może w duchu zaśmiewał się do łez, pod wpływem własnego talentu aktorskiego. Zrozumiał jednak, że ci ludzie: von Neurath, von Fritsch i von Blomberg, którzy otwarcie sprzeciwili się jego planowi, kwestionując możliwość jego realizacji, nie będą już przydatni w dalszej grze, którą zamierzał rozpocząć. Byli zbyt miękcy. Bali się ryzyka, które on, hazardzista uwielbiał. Należało możliwie najszybciej zdjąć ich z piastowanych stanowisk, by swym świadomym lub nieświadomym działaniem nie przeszkodzili machnie, którą on właśnie chciał uruchomić.
    - Austria to tylko pierwszy krok. – powiedział dużo spokojniejszym głosem. – Nadrzędnym dla nas celem jest zjednoczenie narodu niemieckiego. Niech pan zrozumie Blomberg… Historia stawia przed nami zadanie porównywalne chyba tylko do misji jaką postawiła przed Bismarckiem. Gdzie byśmy byli gdyby wtedy Bismarck bał się reakcji Francji na próby zjednoczenia Niemiec ? Wówczas zachowywaliśmy się jak mocarstwo chociaż jeszcze w pełni nim nie byliśmy i to sprawiło, że nasi wrogowie traktowali nas tak samo.
    Hitler przerwał i uśmiechnął się szczerze do zgaszonego von Blomberga.
    - Nie zrobią nic. – dodał Göring – W sojuszu Anglii i Francji to Brytyjczycy mają decydujące zdanie, a oni patrzą na sytuacje przez pryzmat interesów swojego imperium. Ostatnie co odpowiada ich interesom to kolejna wojna.
    Kanclerz potakująco kiwnął głową, po czym ponownie zwrócił się ku mapie Europy. W jego ślady poszli wszyscy, z wyjątkiem Hermana Göringa, który nie mogąc się oprzeć sięgnął po kryształowy kieliszek szampana.
    - Po Austrii przyjdzie kolej na Czechosłowację. – palec Wodza powędrował w zaznaczone na mapie okolice Pragi. – To sztucznie utworzone państewko, powstałe na gruzach monarchii Austro-Węgierskiej nie ma racji bytu w dobie nowego postwersalskiego porządku. Szczerze wątpię czy w ogóle istnieje coś takiego jak naród czeski ! – zaśmiał się, przy akompaniamencie basowego śmiechu Göringa. – Przecież Czesi od zawsze byli związani z Niemcami. Resztki tego narodu wyrżnięto podczas wojny trzydziestoletniej, a to co po nich pozostało zgermanizowano już dawno ! Oczywiście nie jesteśmy w stanie zlikwidować Czechosłowacji od razu. Ale jestem pewien, że gdy tylko upomnimy się o Sudetenland, zamieszkiwany w większości przez Niemców to w nasze ślady pójdą także Węgrzy i Polacy, którzy też roszczą sobie pretensję do zajmowanych przez nią terenów. Izolowana i otoczona ze wszystkich stron Czechosłowacja rozsypie się jak domek z kart ! Anglia i Francja będą musiały zaakceptować nowy stan rzeczy, bo tym razem nie będziemy domagać się korekt granicznych sami, lecz z Węgrami i Polską. Zadbamy również o odpowiednie uzasadnienie naszych roszczeń od strony propagandowej… To chyba oczywiste.
    Spotkanie trwało jeszcze kilkadziesiąt minut, podczas których Adolf Hitler w kolejnych historyczno-gospodarczo-politycznych tyradach uzasadniał swoją wizję nowej, niemieckiej polityki wobec sąsiadów. Wtórował Herman Göring oraz niekiedy także Erich Raeder, którzy na każdym kroku dawali wyrazy lojalności wobec Wodza i jego planów. Los najbardziej sceptycznie nastawionych wobec tych planów ludzi został tego wieczora ostatecznie przesądzony.

    Belgia

    Od połowy lat trzydziestych w Belgii narastał kryzys polityczny, spowodowany coraz większym poparciem dla skrajnie prawicowego, faszystowskiego, walońskiego ugrupowania REX, założonego w 1935 roku przez Leona Degrelle’a. W przedterminowych wyborach w maju 1936 roku uzyskało ono 11,5% głosów ( w Walonii zdobyło 25% głosów), co dawało możliwość wystawienia 21 posłów oraz 12 senatorów. To już była siła, z którą należało na belgijskiej scenie politycznej liczyć. Rządzącej Katolickiej Partii Belgii z premierem Paulem van Zeelandem na czele, mimo wielkich sprzeciwów oraz zarzutów ze strony Degrelle’a i jego ugrupowania, dotyczących wysługiwaniu się bogatej finansjerze oraz porzuceniu interesów ubogich warstw katolickich, udało się w znacznej mierze zrealizować swój program socjalny obejmujący 40 godzinny tydzień pracy oraz projekt zdecydowanej walki z bezrobociem.
    Niestety nie zapewniło to Katolikom zwycięstwa w następnych wyborach, które odbyły się w listopadzie 1937 roku. Zdecydowany sukces odniosła w nich Partia Liberalna, a nowym premierem został Paul-Emile Janson. Ugrupowanie REX Leona Degrelle’a uzyskało 19% głosów, lecz otwarty konflikt z Katolicką Partią Belgii, w który się wplątało pozbawił ją poparcia Kościoła Katolickiego oraz postawił wobec silnej koalicji wszystkich większych belgijskich partii politycznych, zdecydowanych usunąć je ze sceny politycznej kraju.

    [​IMG]
    Rząd Paula-Emila Jansona w Belgii​

    Norwegia

    Z podobnymi problemami co Belgia zmagała się od połowy lat trzydziestych także Norwegia, choć faszystowska partia Nasjonal Samling, założona w 1933 przez Vidkuna Quislinga nigdy nie zyskała poparcia większego niż 5%. W wyborach powszechnych w 1936 roku partia zdobyła zaledwie 2% głosów, zdobytych głównie w rejonie Oslo i środkowej części kraju. Wyborcza klęska i utrata poparcia Kościoła Katolickiego oraz Protestanckiego wskutek coraz częściej wznoszonych haseł progermańskich i antysemickich doprowadziła do konfliktu wewnątrz ugrupowania, który doprowadził do wystąpienia kilku czołowych działaczy z J.B. Hjortem na czele. Zdecydowane zwycięstwo odniosła dzierżąca władzę od 1935 roku Norweska Partia Pracy (DnA - Det norske Arbeiderparti), a stanowisko premiera utrzymał niezwykle popularny Johan Nygaardsvold.

    [​IMG]
    Rząd Johana Nygaardsvold'a w Norwegii

    [​IMG]
    Plakat wyborczy Norweskiej Partii Pracy​

    Irlandia

    Życie polityczne młodego Wolnego Państwa Irlandzkiego (utworzonego na mocy Traktatu z Wielką Brytanią z 5 grudnia 1921 roku) po zakończeniu krwawej wojny domowej, koncentrowało się wokół rosnących kontrowersji co do jego postanowień. Największy przeciwnik kapitulanckich postanowień Traktatu – Eamon de Valera, założył w 1926 roku partię Fianna Fail, która szybko zaskarbiła sobie poparcie znacznej części społeczeństwa irlandzkiego. W wyborach powszechnych w 1932 roku partia de Valery uzyskała 72 mandaty i stała się największym ugrupowaniem w parlamencie. Rok później w kolejnych wyborach uzyskała o 5 mandatów więcej, umożliwiając sobie tym samym samodzielne rządzenie. Jedne z pierwszych ustaw jakie wyszły od Fianna Fail zawierały obietnice odrzucenia składania przez członków rządu irlandzkiego przysięgi na wierność Koronie Brytyjskiej oraz stanowcze ograniczenie uprawnień Gubernatora Generalnego Wolnego Państwa Brytyjskiego. Twarda polityka antybrytyjska, wspierająca ugrupowania republikańskie na czele z IRA, sprawiły, że w wyborach powszechnych w roku 1937 partia de Valery po raz kolejny odniosła zdecydowany sukces. Wykorzystując kryzys polityczny w Wielkiej Brytanii spowodowany abdykacją króla Edwarda VIII, parlament Wolnego Państwa Irlandzkiego całkowicie zniósł urząd Gubernatora Generalnego. Kilkuletnie prace nad konstytucją dobiegły końca w 1937 roku, kiedy to przyjęto nową Konstytucję Irlandii, która nieoficjalnie wprowadzała na terenie kraju ustrój republikański i tworzyła urząd prezydenta. Polityka „tańca na linie” wobec Wielkiej Brytanii i wystawiania na wielką próbę jej cierpliwości do Irlandii okazała się korzystna dla Eamona de Valery i Fianna Fail, stając się milowym krokiem w drodze do upragnionej od wielu lat republiki.

    [​IMG]
    Rząd irlandzki po wyborach 1937 roku​

    Od autora: Za nami pierwszy z serii najprawdopodobniej dwóch odcinków podsumowujących wydarzenia polityczne na świecie w roku 1937. W następnym, który jak mam nadzieję ukarze się w przyszłą niedziele przedstawię sytuacje w Polsce oraz na Dalekim Wschodzie.
    Pozdrawiam, Mandeel
     
  24. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    PODSUMOWANIE WYDARZEŃ POLITYCZNYCH NA ŚWIECIE W ROKU 1937 cz.2


    Związek Radziecki

    Na rok 1937 przypadło w Związku Radzieckim apogeum tzw. Wielkiego Terroru, rozpętanego przez NKWD na rozkaz Józefa Stalina. Warto zaznaczyć, że ofiarami brutalnych czystek padali nie tylko wysocy funkcjonariusze państwowi czy niewygodni wojskowi, ale także, a może przede wszystkim zwykli ludzie. Od lipca na terenie całego państwa działały „trójki”, złożone z dwóch oficerów NKWD oraz prokuratora, które w trybie pilnym rozpatrywały większość spraw i wydawały stosowne wyroki. Taka sprawa sądowa trwało do 10 minut, a wyrok śmierci wykonywano natychmiast. W ciągu dwóch lat Związek Radziecki zamienił się bezlitosne państwo policyjne, w którym każdy przejaw samodzielnego działania był surowo karany. W samym czasie ruszyła także „operacja polska”, polegająca na masowym objęciu represjami ludności pochodzenia polskiego. Jej wynikiem było wymordowanie 111 tysięcy obywateli ZSRR polskiego pochodzenia i zesłanie, głównie do Kazachstanu, dalszych 20 tysięcy. Ofiarami podobnych operacji padli wówczas także Łotysze oraz Ormianie.
    Obok szalejącego z nieprzerwaną mocą Wielkiego Terroru w Związku Radzieckim dokonywał się prawdziwy gospodarczy cud. W 100% znacjonalizowana gospodarka rozwijała się niezwykle dynamicznie za sprawą kolejnych planów pięcioletnich, opracowywanych przez Gospłan, czyli Państwowy Komitet Planowania. Wzrost gospodarczy szacunkowo oscylował w roku 1937 na poziomie 20%, co było rewelacją w skali światowej. W ciągu kilku lat wzmożonej industrializacji powstało ponad 1500 wielkich zakładów przemysłowych. Miasta takie jak Magnitogorsk, Nowokuznieck, Stalingrad, Charków czy Czelabińsk z prowincjonalnych miasteczek przeistoczyły się w prawdziwe przemysłowe giganty. Największe przyrosty ilościowe osiągnęła produkcja dla przemysłu stalowego, ale także węgla kamiennego, energii i artykułów chemicznych. Tak wielkiego przełomu gospodarczego nie można było dokonać bez gigantycznego poświęcenia ze strony zwykłych ludzi. Na długie lata ikoną pracy sowieckiego społeczeństwa pozostawał Aleksiej Stachanow – górnik dołowy z kopalni węgla kamiennego Cientralnaja-Irmino w Kadijewce w Donbasie na Ukrainie. Stachanow podczas nocnej zmiany z 30 na 31 sierpnia 1935 roku wykonał 1475% normy, wydobywając 102 m³ węgla. Za sprawą właśnie takich prostych ludzi, którzy jednocześnie byli poddawani brutalnemu aparatowi represji Związek Radziecki z zacofanego, rolniczego państewka przeobrażał się w przemysłowego giganta.

    [​IMG]
    Górnik Aleksiej Stachanow - symbol ery industrializacji i poświęcenia radzieckiego robotnika​

    Polska

    Drugi rok od śmierci Józefa Piłsudskiego przyniósł młodemu państwu znaczne uspokojenie nerwowej sytuacji wewnętrznej, spowodowanej narastającymi kontaktami społecznymi i politycznymi. Nie oznaczało to oczywiście ostatecznego końca strajków i niepokojów, podsycanych głównie przez przeciwników obozu rządzącego w warstwie ubogich chłopów. Do najtragiczniejszego starć doszło w dniach 15 – 25 sierpnia kiedy to zorganizowany przez Stronnictwo Ludowe strajk, w którym w całym kraju wzięło udział prawie milion ludzi, został brutalnie stłumiony przez policję i wojsko. W czasie akcji od policyjnych i wojskowych kul śmierć poniosło 44 demonstrantów, a 5 tysięcy zostało aresztowanych. Dużo kontrowersji wzbudziła także decyzja premiera Felicjana Sławoj-Składkowskiego o zawieszeniu Zarządu Nauczycielstwa Polskiego, z powodu popierania idei komunistycznych. W odpowiedzi na to ZNP zorganizował 3 października strajk okupacyjny, którym kierowały Wanda Wasilewska oraz Janina Broniewska. Władze sanacyjne w walce z opozycją posuwały się znacznie dalej. W styczniu Premier i Minister Spraw Wewnętrznych Składkowski rozwiązał opanowaną przez działaczy SN Radę Miejską Poznania. Podobną decyzję podjęto pod koniec marca wobec lewicowych działaczy Rady Miejskiej Łodzi. Gdy na forum Sejmu gen. Lucjan Żeligowski otwarcie skrytykował marszałka Rydza-Śmigłego oraz działalność OZON-u (Obozu Zjednoczenia Narodowego) został dyscyplinarnie pozbawiony stanowiska przewodniczącego Komisji Wojskowej Sejmu.
    Nie mniej napięć rodziła kwestia wzmagającego się antysemityzmu. Już pod koniec stycznia 1937 roku związana z ruchem narodowym społeczność akademicka domagała się odrębnych miejsc dla Żydów w salach wykładowych oraz wprowadzenia ograniczeń w przyjmowaniu Żydów na wyższe uczelnie. 4 października Zarządzeniem rektorów szkół wyższych przyjęto projekt tzw. getta ławkowego, polegającego na rozdział miejsc dla studentów Polaków i Żydów. Spotkało się z ostrą reakcją studentów pochodzenia mojżeszowego oraz wzbudziło niepokój wśród członków Delegacji Kongresu Żydów Amerykańskich, która złożyła amerykańskiego sekretarzowi stanu Cordellowi Hullowi memoriał domagający się interwencji w sprawie szerzącego się w Polsce antysemityzmowi. Sekretarz stanu USA nie uznał jednak za stosowne interweniować w tej sprawie.
    Mimo konfliktów wewnętrznych młode państwo polskie pozostawało aktywne na arenie międzynarodowej. Utrzymywano świetne stosunki dyplomatyczne z sąsiednią Rumunią, czego przejawem była wizyta prezydenta Mościckiego w Bukareszcie na początku czerwca oraz rewizyta rumuńskiego króla Karola II oraz następcy tronu Michała w Warszawie pod koniec miesiąca. Wobec wzajemnej wrogości z rządem czechosłowackim, władze polskie otwarcie wspierały autonomiczne dążenia Słowaków, dając temu dowód goszcząc w sierpniu w Krynicy przywódcy ruchu autonomicznego księdza Andreja Hlinki. Hlinka został na znak przyjaźni udekorowany nawet Wielką Wstęgą Orderu Polonia Restituta. W grudniu do Warszawy przybył minister spraw zagranicznych Francji Yvon Delbos, z którym minister Beck omawiał kwestie wypracowania wspólnej polityki wobec rosnących w siłę i coraz bardziej agresywnych Niemiec i Związku Radzieckiego.
    Polska badała także możliwość emigracji Żydów z terenu kraju na Madagaskar bądź do Palestyny, będącej brytyjskim terytorium mandatowym. Władze polskie popierające żydowskie ruchy niepodległościowe zgodziły się także na szkolenie instruktorów, którzy odegrali później istotną rolę w walce z Anglikami i Arabami na terenie Palestyny. Bojowników organizacji „Hagana” szkolono w tajnym ośrodku wojskowym w Rembertowie. Członków organizacji „Irgun” w Andrychowie. Umożliwiono także zakup i wywóz broni do Palestyny dla innych niepodległościowych bojówek żydowskich.
    To wszystko w połączeniu z rozważną acz twardą polityką zagraniczną, prowadzoną przez ministra Becka, sprawiło, iż Polska ugruntowywała swoją silną pozycję w Europie Środkowo-Wschodniej oraz inspirowała do roli aktywnego państwa na ogólnoeuropejskiej arenie międzynarodowej. Następny rok miał to w dalszym ciągu potwierdzać…

    Paryż, 14 czerwca 1937

    Miasto Świateł – jak nazywana była stolica Francji kipiało życiem, co nie było niczym niezwykłym o tej porze roku. Tak na szerokich arteriach jak i malowniczych, wąskich uliczkach kłębił się tłum ludzi, wśród których dało się słyszeć wiele przenajróżniejszych języków i dialektów. Przeważał oczywiście francuski, którym posługiwali się sprzedawcy pamiątek, kelnerzy w restauracjach czy uliczni grajkowie, ale nie brakowało także angielskiego, włoskiego, niemieckiego czy hiszpańskiego. Barwny, wielonarodowy tłum ludzi płynął w różnych kierunkach niczym rzeka w korytach chodników, a wspaniała letnia pogoda sprawiała, że najbardziej oblegane stały się brzegi Sekwany, przy których można było nawet wynająć specjalne leżaki, by niczym na plaży wygrzewać się w czerwcowym słońcu.
    W dzień taki jak ten dużo większą popularnością wśród turystów cieszyły się niewielkie, przydrożne kawiarenki aniżeli liczne paryskie zabytki z Katedrą Notre-Dame i Bazyliką Sacré Coeur na czele. Ku jednej z nich, znajdującej się w pobliżu Placu Gwiazdy (Place de l'Etoile) kierował się wysoki mężczyzna w średnim wieku, ubrany w elegancki garnitur oraz luźno nałożony na głowę stylowy kapelusz. W jednej ręce trzymał paryską gazetę Le Temps, a drugiej niedbale zwinięty płaszcz. Choć sprawiał wrażenie cudzoziemca, w skomplikowanej sieci paryskich uliczek łatwo odnajdywał drogę, co świadczyło, że nie jest to jego pierwsza wizyta w mieście. Gdy przebiegł przez jedną z głównych ulic, przyjaźnie machając do jadącego kierowcy, który na jego widok zatrąbił zza stolika ustawionego tuż przy płotku kawiarni Ellipse, podniósł się inny mężczyzna, który już wyraźnie sprawiał wrażenie rodowitego Francuza. Świadczyły o tym przede wszystkim starannie przystrzyżone wąsiki w charakterystycznym francuskim stylu.
    - Adam ! – rzekł na do podchodzącego gościa, wyciągając jednocześnie dłoń na powitanie. – Dawno się nie widzieliśmy, opowiadaj co u ciebie. Jaka pogoda w Warszawie ?
    - A dziękuje w porządku. – odpowiedział pogodnie Adam, kładąc zwinięty płaszcz na oparciu krzesełka, a gazetę rzucając na stół. – W Warszawie pogoda nie gorsza niż tutaj. Powiedziałbym, że może nawet i cieplej nieco.
    - Muszę koniecznie cię tam kiedyś odwiedzić. Obiecałem już Irene, że osobiście oprowadzisz ją po Starym Mieście.
    - Do Warszawy najlepiej przyjechać wczesną jesienią, gdy jest jeszcze ciepło, ale liście zaczynają już powoli żółknąć na drzewach. Wtedy dopiero nabiera prawdziwego czaru. Z resztą sam wiesz jaka jest złota polska jesień.
    - Wiem, wiem.

    [​IMG]

    [​IMG]
    Paryż widziany oczyma fotografa i malarza​

    Rozmowę przerwała sympatyczna kelnerka, w krótkiej czarnej sukience, która podeszła do stolika, by przyjąć zamówienie. Obaj mężczyźni zamówili po filiżance kawy i bacznie odprowadzili ją wzrokiem do środka kawiarni, póki nie znikła wśród innych, siedzących przy stolikach klientów.
    - Masz dla mnie coś ? – zapytał nagle Francuz, nachylając się lekko.
    Adam wzrokiem wskazał na gazetę, w której najprawdopodobniej znajdowała się koperta z materiałami, o których mówił jego rozmówca.
    - Coś ciekawego ?
    - Raporty na temat ruchów wojsk nad waszą granicą i nad granicami Belgii i Holandii. Dla nas kompletne nudy...
    Adam dostrzegł, że Francuzowi zaświeciły się oczy. Rozmawiali cicho tak, by nie nikt nie pożądany nie mógł usłyszeć jaki jest temat rozmowy. Nie było to trudne. Ich słowa dokładne ginęły w gwarze paryskiej ulicy.
    - Jezu… Kogo wy macie w sztabie generalnym ? – zapytał retorycznie Francuz.
    Adam tylko uśmiechnął się szczerze. Po chwili znów pojawiła się kelnerka z filiżankami kawy. Znów obaj mężczyźni odprowadzili ją wzrokiem. Dalsza rozmowa toczyła się już w iście przyjacielskim stylu. Zahaczała luźno o politykę i o sport, głównie w kontekście coraz bardziej popularnej na Starym Kontynencie piłki nożnej i zbliżających się Mistrzostw Świata we Francji. Po około godzinie i kilku filiżankach wypitej kawy oraz herbaty obaj rozstali się, żegnając się serdecznie, a Francuz ukradkiem zabrał ze stolika gazetę Le Temps, chowając ją w wewnętrznej kieszeni marynarki.
    Kapitan Adam Lijewski, członek Referatu V Wydziału Wywiadowczego Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego skierował się do wynajętego pokoju w jednym z paryskich hoteli na przedmieściach. Tam już oczekiwał na niego niewielki bagaż i bilet powrotny do Warszawy.
    Kapitan Paul Laforgue, oficer francuskiego Deuxième Bureau z czule chronionymi materiałami wywiadowczymi zniknął natomiast w jednej z wielu podziemnej stacji paryskiego metra. Obaj mężczyźni, którzy jeszcze kilkanaście sekund wcześniej prowadzili przyjacielską rozmowę niemalże rozpłynęli się w powietrzu, ginąć w tłumnie zapchanych, malowniczych uliczek stolicy Francji.

    Japonia

    Rok 1937 podobnie jak poprzedni naznaczony był w polityce japońskiej wielką niestabilnością i postępującymi konfliktami na linii politycy-wojskowi. Już w lutym w wyniku konfliktu z ministrem wojny, Hisaichi Terauchi do dymisji podał się premier Koki Hirota, pełniący ten urząd zaledwie od marca 1936 roku. Jego miejsce zajął generał Senjuro Hayashi, w przeszłości dowódca armii japońskiej w Korei podczas inwazji na Mandżurię. Jego rząd również nie był w stanie sprawnie funkcjonować i podał się do dymisji już w czerwcu, co było wynikiem wielkich nacisków kół wojskowych, dążących do coraz większej ekspansji Japonii w Azji, głównie w Chinach. 34 premierem Cesarstwa Wschodzącego Słońca został Książe Fumimaro Konoe, zwolennik walki o „prawo do przeżycia” dla Imperium. Niecały miesiąc później wojska japońskie wplątawszy się w incydent na Moście Marco Polo de facto rozpoczęły faktyczną wojnę z Chinami. Działania te spotkały się z aprobatą Konoe, który sądził, że powtórzy się sytuacji z konfliktu o Mandżurię i po zajęciu odpowiednio dużego terytorium przez wojska japońskie obie strony zasiądą do stołu rokowań. Plany załamały się ostatecznie w sierpniu, kiedy to chińscy żołnierze brutalnie zamordowali dwóch japońskich marynarzy w Szanghaju. Premier został tym samym niejako zmuszony do wysłania w ten rejon Sił Ekspedycyjnych, które miały przywrócić porządek w mieście i „zmyć plamę na honorze Cesarstwa”. Gdy wojna totalna z Chinami Chang Kai-Szeka stała się faktem Książe Konoe starał się nawiązać rozmowy pokojowe, stawiając jednak odpowiednie warunki. I tym razem jego plany zostały udaremnione przez wojskowych, tym bardziej, że grudniowa masakra w Nankinie ostatecznie przekreśliła możliwość zawarcia porozumienia podobnego do tego z 1932 roku. Sytuację rządu dodatkowo pogorszył sam Cesarz Hirohito, tworząc w październiku 1937 roku Sztab Imperialny, w żadnym stopniu nie podlegający premierowi, a mający realny wpływ na politykę tak wewnętrzną jak i zagraniczną. Załamany swoją bezsilnością wobec środowiska agresywnych wojskowych, otwarcie dążących do ekspansji premier Konoe pogodził się z rolą faktycznej marionetki w politycznej grze jaka toczyła się w Tokio.

    [​IMG]
    Książę Konoe - premier Cesarstwa Japonii​

    Kalendarium zdarzeń na świecie 1937 rok

    Styczeń


    23 stycznia – w Moskwie odbył się tzw. „Proces siedemnastu”, w którym oskarżonym stawiano zarzuty o sabotaż, działanie na szkodę w procesie industrializacji i kolektywizacji, szpiegostwo na rzecz Niemiec i Japonii oraz planowanie zamachów na czołowych członków Komitetu Centralnego. 16 z 17 oskarżonych (wśród nich znajdowali się m.in. Jurij Piatakow, Leonid Sieriebriakow i Nikołaj Murałow) zostało skazanych na karę śmierci. Karol Radek jako jedyny uniknął śmierci i otrzymał wyrok 10 lat pracy w łagrze. Wszyscy oskarżeni przyznali się do stawianych im zarzutów.

    Luty

    19 lutego – Podczas uroczystej defilady w Addis Abebie, dwóch erytrejskich nacjonalistów przeprowadziło nieudany zamach na gubernatora oraz wicekróla Etiopii – gen. Rodolfo Grazianiego, obrzucając trybunę honorową kilkoma granatami. W odpowiedzi wojsko włoskie ostrzelało tłum cywilów, obserwujących defiladę, zabijając kilkadziesiąt osób. Już w kilka dni później siły policyjne rozpoczynają wielką akcję pacyfikacyjną stolicy Etiopii, która szybko rozprzestrzeniła się na cały kraj.

    Kwiecień

    1 kwietnia – powstaje brytyjska Kolonia Adeńska, składająca się z miasta Aden oraz okolicznych terenów.

    Maj

    1 maja – generalny strajk robotników w Paryżu.

    6 maja – katastrofa niemieckiego sterowca pasażerskiego Hindenburg, który spłonął podczas cumowania w New Jersey. Zginęło 13 pasażerów i 22 członków załogi.

    [​IMG]

    12 maja – koronacja Jerzego VI na króla Wielkiej Brytanii.

    28 maja – Neville Chamberlain zostaje nowym premierem Wielkiej Brytanii.

    Czerwiec

    3 czerwca – uroczysty ślub Wallis Simpson i księcia Edwarda VIII.

    21 czerwca – dymisja rządu Leona Bluma we Francji, spowodowana kryzysem gospodarczym oraz coraz częstszymi niepokojami społecznymi.

    Lipiec

    1 lipca – referendum ludności Wolnego Państwa Irlandzkiego w sprawie nowej Konstytucji zakończyło się jej zaakceptowaniem stosunkiem głosów 685,105 do 527,925.

    7 lipca – incydent na Moście Marco Polo, początek wojny chińsko-japońskiej.

    10 lipca – w wyborach powszechnych w Norwegii zwycięża lewica. Na stanowisku premiera pozostaje Johan Nygaardsvold

    15 lipca – w wyborach powszechnych w Belgii zwycięstwo odnosi prawica. Nowym premierem zostaje Paul-Emile Janson.

    28 lipca Irlandzka Armia Republikańska przeprowadziła nieudany zamach bombowy na króla Anglii Jerzego VI podczas jego wizyty w Belfaście.

    Październik

    21 października – Roberto Ortiz został prezydentem Argentyny.

    Listopad

    9 listopada – wojska japońskie zdobywają Szanghaj.

    Grudzień

    8 grudnia – Japończycy tworzą z części zajętych terytoriów chińskich przy granicy Mongolii tzw. Mongolię Wewnętrzną (Mengjiang), na czele której stawiają księcia De Wanga.

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    12 grudnia – incydent z Panay

    13 grudnia – wojska japońskie wkraczają do Nankinu. Rozpoczyna się trzytygodniowo rzeź mieszkańców miasta.

    29 grudnia – Wolne Państwo Irlandzkie przyjmuje nową konstytucję, na mocy której teoretycznie staje się republiką. Premierem zostaje Eamon de Valera. Pierwsze wybory prezydenckie planowane są na rok 1938. Obowiązki prezydenta realizuje tzw. Komisja Prezydencka.

    Człowiekiem roku 1936 według amerykańskiego tygodnika „Time” została Wallis Simpson (pierwsza kobieta, której tygodnik przyznał tytuł człowieka roku).

    [​IMG]

    Od autora: I na tym pragnę zakończyć podsumowanie 1937 roku. Następny odcinek dotyczył już będzie wchłonięcia Austrii, lecz nie pojawi się szybko w związku z komplikującą się sytuacją na studiach (dużo zapowiedzianych kół i kartkówek). Prosiłbym jednak moderatorów o nie zamykanie tematu, gdyż chęć do pisania AAR'a jest i co więcej są i materiały na następny odcinek, trzeba je "tylko" nieco oszlifować.
    Pozdrawiam i dziękuje za komentarze, Mandeel.
     
  25. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dziewiętnasta: „Blumenkrieg – wojna kwiatowa”
    III Rzesza

    [​IMG]

    [​IMG]

    Styczeń – czerwiec 1938​


    Na początku 1938 roku Adolf Hitler wciąż mając w pamięci obiekcje dotyczące swych założeń nowej, niemieckiej polityki zagranicznej, przedstawionych na Konferencji z 5 listopada 1937 roku dokonał szeregu czystek wśród oponentów planu. W styczniu ze funkcji ministra wojny zwolniony został feldmarszałek Werner von Blomberg, po tym jak na światło dzienne wyszła informacja, że jego żona 26-letnia Erna Gruhn miała być rzekomo w przeszłości karana za prostytucję. Skandal obyczajowy posłużył jako pretekst także do odsunięcia generała Wernera von Fritscha, któremu zarzucono skłonności homoseksualne. Także Konstantin von Neurath został zdymisjonowany, a jego miejsce zajął dotychczasowy ambasador Niemiec w Londynie, Joachim von Ribbentrop. Czystki miały swoje następstwo także w reformie struktury dowodzenia niemiecką armią. Rozwiązano Reichswehrministerium, w miejsce którego stworzono Naczelne Dowództwo Sił Zbrojnych (Oberkommando der Wehrmacht - OKW), na czele którego stanął całkowicie lojalny wobec Hitlera generał Wilhelm Keitel. Zmian nie uniknęło także niemieckie Naczelne Dowództwo Sił Lądowych (Oberkommando des Heeres – OKH), z którego odwołano generała Wernera von Fritscha (zastąpił go generał Walther von Brauchitsch) oraz generała Ludwika Becka, szefa sztabu wojsk lądowych (zastąpił go generał Franz Halder). Po tych zmianach Kanclerz III Rzeszy mógł spokojnie przejść do realizacji pierwszego kroku jaki przedstawił na Konferencji z 5 listopada…

    [​IMG]
    Rząd Niemiec po zmianach z początku 1938 roku

    [​IMG] [​IMG]

    Idea Anschluss’u, czyli unii Austrii i Niemiec w ramach jednego, niemieckojęzycznego państwa nie była niczym nowym. Narodziła się krótko po całkowitym rozpadzie Imperium Austro-Węgierskiego w październiku 1918 roku. Już dzień po podpisaniu zawieszenia broni w Compiegne, kończącego ostatecznie Wielką Wojnę, politycy austriaccy uchwalili deklarację o przyłączeniu do Niemiec. Powodem takiej decyzji był fakt, iż Austria została pozbawiona najważniejszych z punktu widzenia gospodarczego ziem przez odradzające się, niepodległe państwa i jej przetrwanie wydawało się niemożliwe. Sprzeciw wobec tej deklaracji wyrazili tylko chrześcijańscy demokraci, lecz został on całkowicie zignorowany.
    Połączenie Austrii i Niemiec nie doszło jednak do skutku wobec gwałtownego sprzeciwu ze strony państw zwycięskiej Ententy. Również w Berlinie pomysł Anschluss’u nie wywołał ciepłych reakcji, gdyż niemieccy dyplomaci udający się na negocjacje pokojowe do Wersalu nie zamierzali działać wbrew woli zwycięskich mocarstw, komplikując sobie tym samym i tak już wystarczająco trudne negocjacje.

    O istnieniu niepodległego państwa austriackiego stanowił Traktat z Saint-Germain, podpisany 10 września 1919 roku. Ograniczał on terytorium kraju tylko do regionów rdzennie niemieckich, podtrzymywał ciągłość pomiędzy Austro-Węgrami i nowotworzoną republiką oraz nakazał zmianę nazwy państwa z uchwalonej rok wcześniej Niemieckiej Austrii na Austrię. Dla okrojonego terytorialnie, wyniszczonego czteroletnią wojną państwa rozpoczęły się lata trudnej niepodległości…
    Obawy większości austriackich polityków wątpiących w możliwość samodzielnego egzystowania szybko zaczęły się spełniać. W latach 1919-1922 kraj stanął na krawędzi całkowitego załamania gospodarczego. Wobec oblicza rychłego krachu młodej austriackiej republiki oraz odżycia idei Anschluss’u, mocarstwa zachodnie zdecydowały się na pomoc rządowi w Wiedniu. 4 października 1922 roku w Genewie przedstawiciele Anglii, Francji, Włoch i Czechosłowacji podpisały tzw. Protokoły Genewskie, które gwarantowały niezależność Austrii oraz przyznawały jej pożyczkę równowartości 650 mln koron w złocie, w celu poprawy tragicznej sytuacji gospodarczej.
    Protokoły Genewskie wzbudziły niemałe emocje w Niemczech, gdzie tamtejsza prasa rozpoczęła bezpardonowe ataki na państwa Ententy za zbyt brutalne potraktowanie Austrii po Wielkiej Wojnie. Jednocześnie jednak głównym celem niemieckiej polityki zagranicznej w latach dwudziestych pozostawała zmiana układu granic z Polską. Pomysłom połączenia z sąsiednią republiką poświęcano znacznie mniej miejsca. Republika Weimarska zamiast całkowitego, politycznego anektowania Austrii zdecydowała się na jej gospodarcze uzależnienie.

    Jednak pomysł Anschluss’u niczym bumerang powrócił na początku lat trzydziestych, kiedy to w oba kraje dotkliwie uderzył Wielki Kryzys. 19 marca 1930 Republika Weimarska i Austria podpisały wstępną umowę celną jednak pod wpływem sprzeciwu Czechosłowacji i Francji kanclerz Niemiec Heinrich Brüning szybko wycofał się z tego pomysłu. Niemiecka polityka zagraniczna zmieniła się diametralnie po dojściu do władzy Adolfa Hitlera. Działania mające na celu rewindykacji granicy z Polską zostały odsunięte na dalszy plan, a władze w Berlinie i Warszawie zdecydowały się nawet na podpisanie Układu o Nieagresji. Zamiast tego naziści zwrócili się właśnie ku Austrii oraz Czechosłowacji z zamiarem korekt granic wyznaczonych przez Traktaty Wersalski i z Saint Germain. Co więcej mogli w tej sprawie liczyć na przychylne stanowiska Polski oraz Węgier.
    Od 1933 roku polityka Niemiec wobec Austrii nabrała ram niezwykle agresywnej i zaborczej. Naziści otwarcie dążyli do przyłączenia alpejskiej republiki oraz czyniły wszelkie starania mające na celu osłabienie władzy w Wiedniu. Zakazano nawet niemieckim turystom wyjeżdżać do Austrii, by w ten sposób uderzyć w jej gospodarkę, w znacznej mierze opierającej się na wpływach z turystyki. Równocześnie pokaźnie wspierano austriackich nazistów, którzy dzięki funduszom z Berlina szybko rośli w siłę i wdzierali się na scenę polityczną republiki.

    W odpowiedzi na te próby destabilizacji sytuacji wewnętrznej kanclerz Austrii Engelbert Dollfuss wprowadził rządy autorytarne, rozwiązał parlament oraz zdelegalizował tak nazistowską jak i komunistyczną partię. Jako cel polityki zagranicznej postawił sobie także jak najbliższą współpracę z Włochami Mussoliniego, który już od dawna bacznie przyglądał się regionowi państw naddunajskich, upatrując w nich idealną dla siebie strefę wpływów. Austriacy zdali się tym samym na protekcję Rzymu, hamującego agresywne zapędy Hitlera, satysfakcjonując tym samym także Francję, która równocześnie pozbyła się kłopotliwego problemu. Efektem tych działań było podpisanie 17 marca 1934 roku w Rzymie przez przedstawicieli Austrii, Włoch i Węgier tzw. Protokołów Rzymskich, wymierzonych głównie w Małą Ententę oraz III Rzeszę, w wyniku czego Wiedeń, przynajmniej teoretycznie, odsuwał od siebie widmo „Anschluss’u”.
    Nie ostudziło to jednak zapędów nazistów. Niemiecki wywiad pozyskał do współpracy przy planowanym zamachu stanu w Austrii posła tego kraju w Rzymie. Na datę rozpoczęcia operacji wyznaczono 25 lipca 1934 roku… Siły wywiadowcze alpejskiej republiki dowiedziały się o planowanym przewrocie dosłownie w ostatniej chwili i zdołały go zdławić, a wobec demonstracji siły armii włoskiej przy granicy z Austrią Niemcy nie zdobyły się na dalsze działania. Jedynym wynikiem nieudanego zamachu stanu była śmierć dotychczasowego kanclerza Engelberta Dollfussa.

    Jego następcą został Kurt von Schuschnigg, który szybko stał się kontynuatorem polityki wewnętrznej i zagranicznej swojego poprzednika. Wówczas to Berlin zdał sobie sprawę, że siłowe przyłączenie Austrii nie jest możliwe w chwili niesprzyjającej sytuacji międzynarodowej oraz oporów samych Austriaków. Zmieniono polityczny kurs wobec Wiednia. Nowym posłem w stolicy alpejskiej republiki został Franz von Papen, katolik, który miał poprawić napięte stosunki między obydwoma państwami. Nastał czas uspokojenia, choć nacechowanego znacznymi obawami. Hitler po kolei łamał postanowienia Traktatu Wersalskiego za milczącą zgodą mocarstw zachodnich. Punktem kulminacyjnym tej polityki było zajęcie Nadrenii w marcu 1936 roku, co nie wywołało jakiejkolwiek negatywnej reakcji ze strony Anglii i Francji. Równocześnie ku zbliżeniu z Niemcami zaczęli dążyć Włosi, będący dotychczas głównym gwarantem niepodległości Austrii. Równocześnie sytuacja wewnętrzna w samej alpejskiej republice wciąż się komplikowała. Kurtowi von Schuschnigg’owi mimo usilnych starań nie udało się zjednoczyć wokół swej władzy społeczeństwa austriackiego. Poparcie dla ugrupowania Vaterländische Front (Front Ojczyźniany), będącym politycznym zapleczem rządu nie było wystarczająco duże i nic nie wskazywało na to, by miał wkrótce wzrosnąć. Coraz większe wpływy zyskiwali za to austriaccy naziści, działający w podziemiu, ale nadal finansowani przez wielkiego sąsiada. Ich idee, w których Anschluss, zajmował naturalnie dość istotne miejsce zyskiwały coraz większy poklask.

    Jako, iż państwa zachodnie ze zniewalającą biernością przyglądały się coraz śmielszym poczynaniom Hitlera, kanclerz Austrii zdecydował się na ryzykowane zbliżenie z Niemcami. 11 lipca 1936 roku podpisano układ o przyjaźni, ratyfikowany z wielką pompą tak w Wiedniu jak i w Berlinie. Od tego momentu, Austria stopniowo odsuwana przez Mussoliniego z włoskiej strefy wpływów miała przejść do strefy wpływów Hitlera, co stanowiło w istocie pierwszy krok do urzeczywistnienia wizji połączenia obu państw.
    Plany zajęcia alpejskiej republiki nawet na drodze ekspansji zbrojnej opracowano w Niemczech już w czerwcu 1937 roku i nosiły one kryptonim „Otto” i posiadały kilka różnych wariantów w zależności od rozwoju sytuacji na arenie międzynarodowej. A ta od dłuższego czasu rozwijała się dla nazistów niezwykle pomyślnie. W dniach 10-12 stycznia 1938 roku w Budapeszcie odbyła się konferencja sygnatariuszy Protokołów Rzymskich. Ku zdziwieniu całego świata dyplomaci włoscy i węgierscy stanowczo zaprotestowali przeciw umieszczeniu w protokole końcowym punktu o gwarancji niepodległości Austrii. Dla Berlina był to jasny sygnał, że sąsiedzi praktycznie akceptują plany Anschluss’u. Reszta zdarzeń potoczyła się już lawinowo…

    12 lutego 1938 roku, Berghof, okolice Berchtesgaden, rezydencja Hitlera

    Kanclerz Kurt von Schuschnigg pobladły wyszedł na schody rezydencji i wolno skierował się do czarnego mercedesa, przy którym stał już wyprostowany oficer SS, oddając mu honory w hitlerowskim pozdrowieniu. Również kompania reprezentacyjna przyjęła postawę na baczność i dumnie zaprezentowała broń głowie sąsiedniego państwa. Schuschnigg nawet na nich nie spojrzał. Zatrzymał się tylko na krótką chwilę przy otwartych drzwiach samochodu. Przyjemne ciepło wnętrza pojazdu delikatnie muskało jego zziębniętą i śmiertelnie poważną twarz. Po paru sekundach wsiadł jednak do środka, a oficer SS zatrzasnął za nim drzwi mercedesa. Spotkanie z Hitlerem, którego kanclerz słusznie się obawiał zakończyło się w tak samo chłodnej atmosferze jak zimowy poranek w alpejskim raju… Gdy Schuschnigg rozsiadł się wygodnie na tylnym siedzeniu i rozwiązał szal, dokładnie otulający szyję, dotarła do niego myśl, że przegrał zarówno bitwę jak i wojnę…
    Hitler od samego początku spotkania był niezwykle obcesowy i bezczelny. Wprost krytykował tak politykę wewnętrzną jak i zagraniczną Austrii za kanclerza Dollfussa jak i samego Schuschnigga, zarzucając jej celowe działanie na szkodę Niemiec. Delegalizacje austriackiej partii nazistowskiej nazwał natomiast wprost „deklaracją wojny narodowi niemieckiemu”. Na przemian groził i składał obietnice, krzyczał i mówił spokojnie, całkowicie ignorując przyjęty od lat sposób prowadzenia negocjacji politycznych. Gdy Schuschnigg mu przerywał, bądź co gorsze otwarcie odpierał zarzuty, Hitler wpadał w szał. Groził zbombardowaniem Wiednia oraz otwartą interwencją wojskową. Żądał natychmiastowej zgody na przyłączenie Austrii do Niemiec oraz starał się wymóc na kanclerzu podpisanie dokumentu na mocy którego zrzekał się władzy oraz nakazywał austriackim siłom zbrojnym nie stawianie oporu.
    - Armia niemiecka i tak przekroczy granicę. – mówił Hitler. – Tylko od pana zależy czy będzie miało to charakter pokojowy czy też bratobójczej walki. Historia nie wybaczy panu złej decyzji.
    Niewątpliwie miał rację i Schuschnigg zdawał sobie z tego sprawę. Lecz mimo tego odmówił podpisywania czegokolwiek bez konsultacji z rządem. W zamian otrzymał ultimatum: Austria miała 48 godzin, by odpowiedzieć na żądania niemieckie.
    Kanclerz utkwił wzrok w przesuwającym się za oknem samochodu zimowym krajobrazie. Ciemne choć rozświetlone tysiącami gwiazd niebo kontrastowało z ziemią pokrytą szczelną warstwą białego puchu.
    - Czterdzieści osiem godzin… - powtórzył do siebie Schuschnigg i wykrzywił twarz w rodzaj nieszczerego uśmiechu.
    Czasu było niewiele. Tak jak niewiele było ewentualności zapobieżenia niemieckiej interwencji. Jednak zdecydowany był uczynić wszystko, by tylko powstrzymać człowieka, który w jego ocenie pociągnie Niemcy do upadku dużo dotkliwszego aniżeli klęska w Wielkiej Wojnie. Równocześnie wiedział, że Austria, jego ojczyzna następnej tego typu katastrofy może nie przetrwać…
    Po powrocie do Wiednia, przystąpił do energicznych działań. Zwołano nadzwyczajne posiedzenie rządu z udziałem prezydenta Austrii Wilhelma Miklasa oraz zwrócono się o jakąkolwiek pomoc do rządu czechosłowackiego, który jednak stanowczo odmówił nie chcąc psuć stosunków z Niemcami. Wcześniej stało się jasne, że zarówno Włochy jak i Węgry również pozostaną neutralne wobec sporu z Hitlerem. Wobec tego Schuschnigg zgodził się na jedno z niemieckich żądań, ogłaszając amnestię polityczną dla austriackich nazistów oraz przekazując tekę ministra spraw wewnętrznych nazistowskiemu działaczowi Arthurowi Seyss-Inquart’owi. Równocześnie 24 lutego otwarcie wyraził nadzieje na ustabilizowanie stosunków z potężnym sąsiadem, lecz zastrzegł, iż nie zamierza iść na dalsze ustępstwa. Zamierzał przeprowadzić w kraju plebiscyt, w którym obywatele mieliby zadecydować o dalszym losie Austrii. Liczył, że zdecydowane zwycięstwo idei niepodległości alpejskiej republiki w plebiscycie zmusi do interwencji neutralne dotychczas mocarstwa zachodnie lub wcześniejszych protektorów Austrii.
    Reakcja Hitlera była natychmiastowa. Naziści austriaccy nie będąc pewni wygranej w plebiscycie poprosili o pomoc władze w Berlinie, które bez zwłoki wydały rozkaz niemieckiej 8 Armii, koncentrującej się od dłuższego czasu na granicy z Austrią, realizacji „planu Otto” w dniu 12 marca. Los alpejskiej republiki został tym samym całkowicie przesądzony. Kanclerz Kurt von Schuschnigg podał się do dymisji, a prezydent Miklas niechętnie powołał na ten urząd Arthura Seyss-Inquart’a.

    [​IMG]
    Prezydent Republiki Austrii Wilhelm Miklas

    [​IMG]
    Ostatni rząd Austrii​

    [​IMG]

    [​IMG]
    Nazistowska bojówka przed urzędem w jednym z austriackich miast

    [​IMG]
    Wiwatujący tłum Austriaków​

    Gdzieniegdzie wkraczające oddziały niemieckie spotykały się z życzliwym przyjęciem okolicznej ludności, później na użytek propagandy powtórzono sceny przekraczania granicy przez wojska niemieckie już przy akompaniamencie wiwatujących Austriaków, witających swych potężnych sąsiadów gigantyczną ilością kwiatów. Właśnie od tego Aschluss Austrii w wielu relacjach zapisał się jako „Blumenkrieg” – wojna kwiatowa, choć z wojną nie miał on nic wspólnego. Armia alpejskiej republiki nie stawiała najmniejszego oporu toteż już około południa Adolf Hitler mógł triumfalnie wjechać do Wiednia. Na jego polecenie nowy kanclerz przygotował ustawę, zgodnie z którą Austria stawała się jednym z krajów Rzeszy. W kwietniu zniesiono nazwę Austria, a kraj zaczęto określać mianem Marchii Wschodniej. Zlikwidowano wszystkie ministerstwa i urzędy byłej republiki, a prezydent Miklas został zmuszony do złożenia urzędu. 10 kwietnia 1938 roku przeprowadzono zapowiedziany wcześniej przez Schuschnigga plebiscyt, w którym 99% Austriaków poparło przyłączenie kraju do Rzeszy.

    [​IMG]
    Adolf Hitler wkracza do Wiednia

    [​IMG] [​IMG]
    Terytorium Niemiec po wchłonięciu Austrii oraz reakcje mocarstw zachodnich​

    Reakcja społeczeństw europejskich na ten krok była podobna. Niezadowolenia nie kryli mieszkańcy Włoch, Francji i Anglii, ale rządy tych państw albo milcząco poparły Anschluss albo ograniczyły się tylko do not protestacyjnych. Na forum Ligi Narodów gwałtowny protest złożyły jedynie Meksyk i Chile. Świat milcząco przyglądał się pierwszej zagranicznej agresji Hitlera, łudząc się jednocześnie, iż kolejnych nie będzie. A to miała być to zaledwie uwertura…
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie