Królestwo AAR

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez Han, 21 Czerwiec 2010.

?

Jak powinny Twoim zdaniem wyglądać odcinki?

  1. Długie, obejmujące wydarzenia z całego świata - 1 miesięczne

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  2. Krótkie, wydarzenia z Polski - 1 miesiąc

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  3. Okres dłuższy niż 1 miesiąc nie więcej niż 3

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  4. Dobrze jest jak jest.

    0 głos(y/ów)
    0,0%
Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Han

    Han Guest

    [​IMG]

    Dzień pierwszy stycznia 1936 roku rozpoczął się w Warszawie od opadów puszystego śniegu, który szybko przykrył wyłożony kostką dziedziniec pałacu namiestnikowskiego. Stojący w oknie swojego prywatnego apartamentu, regent Janusz Radziwiłł oparł się o ścianę i przez chwilę przyglądał się zmianie wart. Dwóch wysokich żołnierzy z 1 Dywizji Legionów im. Józefa Piłsudskiego uroczystym krokiem podeszło do swoich kolegów z Nowogródzkiej Brygady Kawalerii. Wymiana honorów wojskowych, i już po chwili na miejscu kawalerzystów stali młodzi piechurzy z załadowanymi Mauserami przy boku. Regent ciężko westchnął i usiadł do swojego biurka, na którym paliła się mała lampka. Na środku wyłożonego zieloną materią blatu, znajdowała się duża tekturowa teczka opatrzona wielkim czarnym nagłówkiem „Plan rozbudowy przemysłu na rok 1936”. Regent przez chwilę przyglądał się słupkom i wykresom… Dobrze wiedział, że jego minister gospodarki, Andrzej Wierzbicki, nie prosiłby o coś, czego nie był by w stanie dać mu Radziwiłł. Zresztą, budowa nowych zakładów w Łodzi i Radomiu była koniecznością. Polska była jednym z najsłabszych państw powstałych z masy upadłościowej, po dawnym carskim reżimie, jeśli nie liczyć Księstwa Galicji i Lodomerii, rządzonej przez Habsburgów. Regent spojrzał na kolejną kartkę, oznaczoną jako „Plan zagospodarowania regionu łódzkiego”. Wierzbicki miał bardzo ambitne plany, pytanie tylko, czy uda się je kiedykolwiek zrealizować?

    W tym samym czasie na warszawskiej Pradze, mieszkańcy nie najnowszej, choć przestronnej i nowoczesnej kamienicy przy ulicy Ochotników, w czasie syto zakrapianej alkoholem imprezy świętowali nadejście nowego, 1936 roku. Nie wiedzieli co przyniesie im nowy, trzydziesty szósty rok, wiedzieli jednak, że będzie on wyjątkowy, i pozwoli im wreszcie oderwać się od dna ludzkiej egzystencji. Gospodarz, osiemnastoletni Staszek Karpiński, skończył właśnie kurs kierowców, i mógł rozpocząć pracę jako taksówkarz, lub jako członek jednej z kilku ekip budowlanych, które ściągano z Warszawy do różnych odległych (bo leżących w odległości około 137 km od stolicy) zakątków kraju. Staszek powoli wstał od stołu i trzymając w ręku dużą szklankę wypełnioną po brzegi wódką zawołał do zebranych:
    - Piję, za zdrowie… tego… pierdolonego… roku tysiąc… dziewięćset… trzydziestego… szóstego…
    Po czym odchylając głowę do tyłu jednym haustem opróżnił szklankę, którą następnie z obrzydzeniem rzucił na blat dębowego stołu. Siedzący po jego prawej stronie niski brunet, ubrany w dobrze skrojony zachodni garnitur odsunął się z wyrazem obrzydzenia na twarzy. Jan Krzyżykowski, był znany ze swoich lewicowych poglądów i niechęci do alkoholu, który jak dowodził wymyślili kapitaliści, w celu łatwiejszego kontrolowania chłopów i robotników, słowem „ludu pracującego miast i wsi”, ze szczególnym naciskiem na tych drugich, gdyż Jan pochodził z zabitej dechami wioski pod Radomiem. Zupełnie inną pozę przybrał zasiadający po lewej stronie Stacha, Grzesiek Morawski, członek Zarządu Spółdzielni Oszczędnościowej, do zadań której należało gromadzenie środków pieniężnych na pomoc ubogim mieszkańcom Warszawy. Poglądy Morawskiego, były idealnym zaprzeczeniem tez wyznawanych przez Krzyżkowskiego. Grzesiek, był nawet członkiem organizacji patriotycznej założonej przez Dmowskiego, w 1934 roku, jednak przez wzgląd na swój szacunek dla Jana, wolał nie poruszać tematów politycznych.
    - Ostro pijesz Staszek! – zaśmiał się Grzesiek zapalając kolejnego papierosa – Od razu widać, że swój chłop!
    - Alkohol zabija szare komórki – mruknął pod nosem Jan i spojrzał na kilka tańczących par.
    - Taaa… - przeciągle powiedział Grzesiek również skupiając się na tańczących – Ale najpierw trzeba jakieś mieć, co?
    - Panowie, panowie – na twarzy gospodarza pojawił się uśmiech – nie rozmawiajmy na takie tematy w taki wieczór…
    Grzesiek z szerokim uśmiechem na twarzy pokiwał głową i swobodnie podszedł do ładnej brunetki, która na chwilę usiadła na sofie. Gdy Morawski usiadł koło Helki Karpińskiej, na twarzy Krzyżykowskiego, pojawił się ledwo zauważalny grymas. Lewicowiec odwrócił głowę w stronę stołu i z lekkim osłupieniem przyglądał się stojącym na stole butelkom. Po chwili sięgnął po małą butelkę piwa „Nałęczowskiego” i ostrożnie zdjął korek.
    - Dlaczego taka dziewczyna zadaje się z tym faszystą? – powiedział sam do siebie, po czym podszedł do stojącego przy oknie Staszka i szybko pożegnał się z gospodarzem. Zabawa trwała dalej…

    Pierwszy dzień stycznia, 1936 roku, dla uczestników libacji w domu Karpińskiego rozpoczął się stosunkowo późno. Dopiero około wczesnego popołudnia większość z bawiących się w mieszkaniu świeżo upieczonego kierowcy, była w stanie wstać z miejsca i przygotować się na następny, roboczy już dzień. Również władający Polską regent Radziwiłł obudził się tego dnia późno. Jedynie minister gospodarki miał pełne ręce roboty. Wierzbicki był na nogach praktycznie rzecz biorąc od wczoraj. Wypełnianie ważnych dokumentów miało zająć mu jeszcze bardzo wiele czasu, więc dopiero około dwunastej w południe wyszedł ze swojego biura w Hotelu Bristol. Szybkim krokiem przeszedł przez Krakowskie Przedmieście, by wejść w ulicę Piwną, gdzie mieściło się jego małe mieszkanie… Przed ministrem rysowała się przyjemna perspektywa spędzenia kilku najbliższych godzin w ciepłej pościeli, u boku młodej żony…

    [​IMG]

    Iwan po raz ostatni sprawdził magazynek swojego rewolweru. Przez chwilę przyglądał się stojącym obok niego żołnierzom, po czym po raz ostatni poprawił pas oficerski z koalicyjką. Z czarnego Mercedesa, który zatrzymał się przed siedzibą rosyjskiej Dumy Państwowej, wysiadł jego cel – Kiereński. Iwan dał znak żołnierzom by trzymali się za nim, po czym powoli ruszył z miejsca. Iwan zawsze miał spokojny chód. W czasie ostatniej rosyjskiej rewolucji, pozwoliło mu to bezpiecznie opuścić kilka manifestacji, które mogły zakończyć się dla niego niezbyt przyjemnie, teraz jego „cecha” miała przysłużyć mu się w zupełnie inny sposób. Gdy Aleksander Fiodorowicz, stanął w odległości dziesięciu metrów od Iwana, by przybrać odpowiednią pozę do zdjęcia, Iwan szybkim, zdecydowanym ruchem czerwonego kawalerzysty wyciągnął z kabury rewolwer. Spokojnie wymierzył w głowę nieświadomego przywódcy, po czym poczekał, aż ten spojrzy mu w oczy… Tak właśnie tego pragnął od chwili, gdy nieznany mu człowiek w czarnym kapturze złożył mu wizytę, w ten mroźny grudniowy wieczór… Strzał który ogłuszył stojących w pobliżu Kiereńskiego dziennikarzy trafił Aleksandra Fiodorowicza w usta, z których ranny zdążył jeszcze wypluć zęby, nim zamachowiec pociągnął po raz drugi za cyngiel rewolweru. Tym razem strzał był znacznie celniejszy – kula trafiła upadającego na kolana prosto w serce. Z przerażonego tłumu, do zamachowca jako pierwszy doskoczył generał Denikin, z obnażoną szablą w dłoni. Nim Iwan zdążył przypomnieć sobie postać w czarnym kapturze i skojarzyć jej ruchy z Denikinem, poczuł jak szabla dzierżona przez Antona Iwanowicza uderza go w szyję. Na zbroczony krwią Kiereńskiego bruk spadła głowa zamachowca…
    Anton Denikin odwrócił się tymczasem w stronę dziennikarzy, i spokojnie, zachowując stoicką pozę oświadczył:
    - W dniu dzisiejszym zakończyła się pewna epoka. Jako nowy przywódca Rosji, wprowadzam stan wyjątkowy. Głęboko wierzę, że taka właśnie była wola mojego wielkiego przyjaciela, Aleksandra Fiodorowicza, który pragnął nadać mi dziś, tu w dumie tytuł generalissimusa Armii Rosyjskiej… Jeśli ktoś w to wątpi, to proszę bardzo – to mówiąc Denikin sięgnął po kartkę papieru, którą jeden z jego ludzi wcześniej wsunął pod ciało Kiereńskiego – „Jako przywódca wielkiego narodu rosyjskiego, zwracam się do was, bracia Rosjanie, o nadanie mojemu wielkiemu przyjacielowi, bohaterowi walki o wolność, generałowi Antonowi Iwanowiczowi Denikinowi, tytułu generalissimusa, oraz o samorozwiązanie się Dumy” – Denikin spojrzał na zebranych dziennikarzy i oświadczył – To polityczny testament mojego przyjaciela, nieboszczyka Kiereńskiego. A teraz zabrać stąd to ścierwo…
    Nikt nie wiedział, czy nowemu władcy Rusi chodziło o ciało Kiereńskiego, czy pozbawione głowy zwłoki Iwana. A może Denikin miał na myśli ich obu?
    Kilka godzin po zamachu na przywódcę Rosji, na biurku polskiego regenta rozdzwoniły się telefony. Radziwiłł był bardzo zdenerwowany – niepokoje w Rosji mogły stanowić duże zagrożenie dla krajów Mitteleuropy, zwłaszcza zaś dla Polski. Dlatego też regent zdecydował się czym prędzej zwołać nadzwyczajne spotkanie z ministrem spraw zagranicznych hrabią Janem Szembkiem, premierem Zdzisławem Lubomirskim, oraz dowódcami najważniejszych formacji sił zbrojnych. Jako pierwszy do siedziby regenta przybył Szembek, który myślami był jeszcze w swoim ministerstwie, gdzie pośpiesznie przygotowywano się do wydania oficjalnej noty w sprawie zamachu i przejęcia władzy w Rosji, przez generała Denikina. Nieco później na dziedzińcu pałacu Namiestnikowskiego pojawił się czarny Mercedes premiera Lubomirskiego, który czym prędzej przybył do pałacu z Wiejskiej. Na zebraniu nie pojawili się jedynie generałowie – Sikorski, zajęty przygotowaniami do ewentualnej mobilizacji, Zając zatrzymany przez warunki atmosferyczne na lotnisku w Łodzi, oraz admirał Świrski, który przebywał na pokładzie polskiego monitora rzecznego „Kraków”.
    Regent był bardzo zmęczony, pozwolił więc mówić Szembkowi.
    - Jak zapewne już wszyscy wiemy, w dniu dzisiejszym, o godzinie siódmej czasu warszawskiego, doszło w Moskwie do zamachu stanu skierowanego przeciwko Aleksandrowi Kiereńskiemu, przywódcy Rosji, który sam tytułował się prezydentem. Co prawda nikt nie uznawał jego tytułu, za wiążący musimy jednak podjąć decyzję co powinniśmy zrobić.
    - Jako premier Królestwa Polskiego uważam, że powinniśmy wybadać Rosjan, na kilka okoliczności – mruknął cicho Lubomirski – po pierwsze, czy są gotowi poprzeć nas przeciwko ewentualnym niemieckim żądaniom, po drugie jak widzą odbudowę państwa polskiego na południu…
    - Na to jeszcze za wcześnie – wtrącił zdecydowanie Szembek – Jeżeli sądzi pan, że Rosjanie w chwili obecnej zdecydują się na atak na Niemców, to grubo się pan myli. Zresztą… w tej przeklętej Europie wszystko jest możliwe.
    - Co więc panowie radzicie? – zapytał milczący do tej pory regent zapalając fajkę, którą od czasu do czasu popalał.
    - Cóż… - na twarzy Szembka pojawił się szeroki uśmiech – Trzeba posłać gratulacje generalisimussowi Denikinowi…

    [​IMG]

    Kolejne dni stanowiły uspokojenie w burzliwym, do tej pory, życiu Staszka Karpiniuka. Codziennie spędzał osiem godzin za kierownicą, regularnie jeżdżąc na trasie Warszawa – Łódź, na budowę nowego zakładu włókienniczego. Jego praca bardzo mu się podobała, zwłaszcza, że podczas częstych postojów miał okazję spędzić trochę czasu nad czytaniem gazety, lub jakiejś ciekawej książki, co stanowiło dla niego dodatkowy plus jego pracy. Wiszący nad radiem samochodowym kalendarz wskazywał datę 5 stycznia, a wmontowany w deskę rozdzielczą zegar wyznaczył właśnie godzinę szesnastą trzydzieści, gdy Staszek lekko znudzony włączył swoje radio. Po chwili w kabinie dało się słyszeć sygnał wiadomości polskiego radia… Głos spikera, który przedstawił się jako Tomasz Walczak był spokojny, i nie wróżył niczego nowego.
    - Witam państwa bardzo serdecznie, Tomasz Walczak, wiadomości. W dniu dzisiejszym, doszło do spotkania pomiędzy ministrem spraw zagranicznych królestwa Polskiego, a piastującym podobne stanowisko w Zjednoczonych Księstwach Bałtyckich, murgrabią Rosenbergiem. Nie wiadomo czego dotyczyło spotkanie możemy się jednak domyślać, że przedmiotem dyskusji, była obecna sytuacja w Rosji…

    [​IMG]

    Ciężarówka wyładowana drzewem zatrzymała się przed bramą prowadzącą do małego rodzinnego gospodarstwa, jednego z nielicznych, które zdołało uniknąć przymusowej kolektywizacji. Z pojazdu wysiadło kilku przebranych za robotników rolnych polskich działaczy konspiracyjnych w Galicji. Wysoki Sycylijczyk szybko otworzył im drzwi i gestem zaprosił by przeszli za bramę, najmłodszy z nich, dwudziestoletni Karol Wiśniewski zauważył, że rosły mafioso, ma wetkniętego za pas obrzyna.
    Polaków prowadzono do małej stodoły, przed którą czekało na nich kilku młodych Włochów z dubeltówkami w rękach.
    - To wy jesteście tymi Polaczkami, którzy chcą zobaczyć jak kopiemy tyłki towarzyszowi Vittorio?
    - Si – odparł Karol – Bardzo nie lubimy komunistów, więc z chęcią nauczymy się czegoś nowego.
    - Bravo, to mi się podoba – odparł siedzący do tej pory z tyłu, na małej drewnianej ławeczce starzec – Walczyłem w Etiopii i wiem jak gnoić komuchów, czarnych i całą resztę tej przebrzydłej hałastry. A wy, jesteście z Polski?
    - Tak, dokładniej z Galicji…
    - No cóż, chłopcy. Umiecie strzelać? – zapytał w końcu uzbrojony w dubeltówkę brunet w podartej płóciennej koszuli.
    - Umiemy – odparł Karol i sięgnął po pistolet, który podał mu do ręki starzec – Można powiedzieć, że to nasze hobby…
    Kilka minut później cała grupa była już ukryta w krzakach, przy głównej drodze prowadzącej do Messyny. Na drodze panował spokój, i wydawało się, że od lat nie jechał tędy żaden pojazd. Karol leżał w dużej wyrwie i kurczowo ściskał w ręku pistolet, gdy stojący na czatach Marco, szybko ześlizgnął się z nasypu i szturchając Karola w bok wysapał.
    - Jadą!
    Rzeczywiście, na drodze pojawił się samochód eskortowany przez dwóch motocyklistów. Ubiór eskortujących samochód komunistów przywodził na myśl jakąś pocieszną wariację na temat stroju wojskowego – każda część garderoby była w innym kolorze, i innego kroju. Karol poczekał na sygnał od Giuseppe, który leżał po drugiej stronie szosy, po czym wstał z miejsca i kilkakrotnie strzelił do jadącego po lewej stronie motocyklisty. W tym samym momencie dwóch uzbrojonych w karabiny snajperskie mafiosów strzeliło do kierowcy i pasażera jadących czarnym samochodem, który z dużą prędkością uderzył w niewysokie przydrożne drzewo. Ze wszystkich stron, na ulicę wyskoczyli uzbrojeni sycylijczycy, którzy dobijali rannych. Po chwili nad miejscem zasadzki, w powietrze zaczęły unosić się kłęby, czarnego gryzącego dymu, zaś do nozdrzy odchodzących do gospodarstwa Włochów i Polaków docierał mdły zapach palących się ludzkich ciał…

    Staszek zatrzymał samochód i spojrzał na zegarek – właśnie skończył pierwszą część swojego ośmiogodzinnego dnia pracy, należała mu się półgodzinna przerwa. Karpiński przeciągnął się, i lekko znudzony sięgnął po leżącą na siedzeniu obok gazetę. Szybko przejrzał wiadomości sportowe, po czym jego wzrok spoczął na krótkim artykule na temat wydarzeń międzynarodowych…

    [​IMG]

    Korzystając z chwilowej nieuwagi rosyjskiego rządu, władze Mongolii zdecydowały się podjąć kroki dyplomatyczne w sprawie zmniejszenia zaangażowania obcych mocarstw w sprawy wewnętrzne całego narodu mongolskiego – podaje Reuters. Jak powiedział nam anonimowy pracownik ministerstwa spraw zagranicznych Mongolii, celem jego przełożonych jest nawiązanie bliższej współpracy z innymi państwami, których społeczeństwo jest zdominowane przez osoby narodowości Mongolskiej…

    [​IMG]

    Junkers swobodnie wylądował na pokrytym betonowymi płytami lotnisku Okęcie. Kompania honorowa zaczynała już grać pierwszą zwrotkę niemieckiego hymnu, gdy z pokładu samolotu wysiadł ubrany w jasny garnitur kanclerz von Papen, do którego szybko podszedł regent Radziwiłł.
    - Jak minęła podróż? – zapytał z lekkim polskim akcentem regent Królestwa Polskiego.
    - Danke, sehr Gut – odparł z uśmiechem von Papen, po czym dodał – To od kiedy można się do waszej książęcej mości zwracać, Wasza wysokość?
    - No, cóż to jeszcze trochę potrwa – odparł z uśmiechem Radziwiłł – Ale jego cesarska mość musi pamiętać, że wszystko zależy do przebiegu elekcji.
    - Ach tak… elekcja – uśmiechnął się von Papen i spojrzał na Janusza Radziwiłła – mam nadzieję, że wygrasz, ale nie uprzedzajmy faktów.

    Minął pierwszy miesiąc zawodowej pracy Staszka. Teraz zgodnie z kodeksem pracy z 1933 roku, przysługiwał mu tygodniowy urlop. Na tą okazję młody kierowca zdecydował się kupić sobie „Przegląd Miesięczny”, nowy magazyn, który przedstawiał ważniejsze wydarzenia z całego świata, z mijającego właśnie miesiąca. Staszek zdecydował się pominąć kilka pierwszych artykułów dotyczących spotkania Papen – Radziwiłł i otworzył swój egzemplarz „Przeglądu” na stronie poświęconej wydarzeniom z Europy.


    Europa

    [​IMG]

    16 stycznia w Komunistycznej Francji doszło do wydarzenia które zaburzyło przebieg planów towarzysza Moreu Piverta, przewodniczącego komitetu Ludowego Rad Robotniczych i Żołnierskich Francji. Według jego „planu” dotychczasowy skład gabinetu rządzącego miał pozostać niezmieniony, co pozwoliło by jego frakcji, zdobyć przewagę w Konwencie Ludowym, będącym czymś w rodzaju syndykalistycznego parlamentu. Niestety, jego plany zostały pokrzyżowane przez sprzeciw faktycznych władców Paryża, skupionych wokół Komarmów (generałów dowodzących armią),Paula Le Gentilhomme’a oraz Marcela Bucarda. W tej sytuacji w Komunistycznej Francji, rozpisane zostały przedterminowe wybory, na najważniejsze stanowiska w wojsku.
    Pierwszy etap, poświęcony wyborowi odpowiedniej strategii prowadzenia wojny ze „światowym kapitalizmem”, rozstrzygnięty został 23 stycznia na korzyść Le Gentilhomme’a, który został mianowany naczelnym dowódcą Armii Robotniczo – Ludowej. Deputowani zdecydowali się wybrać go ze względu na jego „nieskrywaną niechęć wobec wyzyskiwaczy, spod znaku światowego kapitalizmu”, oraz plan szybkiego podboju Niemiec, w których według jego planu wprowadzony zostanie jedynie słuszny, komunistyczny ustrój.
    26 stycznia komuniści dobrali na pomocnicze względem Le Gentilhomme’a stanowisko, jego starego przyjaciela z czasów Wielkiej Wojny, Pierre Villona, który swój wybór określił jako „zwycięstwo proletariuszy, pragnących nieść pokój, wolność i socjalizm na cały świat”.
    Druga część wyborów, poświęcona na wybór Sekretarza Bezpieczeństwa Wewnętrznego dobyła się 29 stycznia, w przededniu zamykania tego numeru „Przeglądu”. Nikogo nie dziwi fakt, iż zwycięzcą został nie kto inny jak Marcel Bucard, jeden z przywódców anty- pivertowskiego lobby. Być może już niebawem będziemy musieli przygotować się do ciężkiej wojny z syndykalistami?

    [​IMG]

    Jak już wspominaliśmy w artykule dotyczącym generała Denikina, Rosja to zaiste dziwny kraj. 18 stycznia, cały świat obiegła wiadomość dotycząca dalszych przemian zachodzących w tym państwie, po krwawym zamachu z 2 stycznia, kiedy to śmierć na schodach Dumy poniósł Aleksander Kiereński, jeden z najwybitniejszych rosyjskich polityków. 18 stycznia, pełniący tymczasową władzę w Rosji, generał Denikin zdecydował, że dotychczasowy premier Paweł Miljukow utrzyma swoją dotychczasową posadę. Niezrozumiałe dla szerokiego ogółu postępowanie Denikina (wszyscy komentatorzy spodziewali się bowiem, że powoła on na miejsce dotychczasowego premiera kogoś nowego), wskazuje na zmianę jaka zaszła w rosyjskiej polityce wraz ze śmiercią Kiereńskiego. Być może już niebawem będziemy świadkami odbudowy potężnego Imperium, które upadło pod ciosami Lenina? Na razie jednak musimy uzbroić się w cierpliwość.

    [​IMG]

    Niepokojące wieści docierają do nas również z Bułgarii, gdzie 19 stycznia lokalna prasa ujawniła aferę korupcyjną, która może bardzo mocno zaszkodzić Ferdynandowi Habsburgowi, nazywanemu niekiedy Ferdynandem „Wpadką”. Tym razem jednak sprawa nie wygląda bardzo źle i może się okazać, że zamieszany w sprawę Filov, któremu postawiono już zarzuty, osłoni swojego patrona. Sprawa ta nabrała dalszego biegu dopiero tydzień później, gdy lokalne ministerstwo sprawiedliwości, podjęło próbę jej dokładnego zbadania. Pechowo dla niechętnych Filowowi polityków, Ferdynad stanął murem za swoim protegowanym i zabronił prokuraturze podejmowania jakichkolwiek kroków, mówiąc iż „Bułgaria i służba dla niej jest dla nas najważniejsza”.

    [​IMG]

    Tego samego dnia, cały świat obiegły smutne wieści z Federacji Włoskiej, gdzie po krótkiej chorobie zmarł Gabriele d’Annunzio, wybitny włoski pisarz, silnie propagujący poglądy faszystowskie. Na jego śmierć, z wielką radością zareagowali Sycylijscy Syndykaliści, którzy stwierdzili, że dzięki jego śmierci udało się uczynić świat jeszcze lepszym miejscem dla chłopów i robotników…

    Pozostałe wydarzenia z Europy:

    [​IMG]

    26.I Koniec marzeń o galicyjskiej ropie – władze Księstwa Galicji zdecydowały się wycofać swoje dotychczasowe poparcie dla programu budowy sieci wydobywczej na terenie księstwa.

    [​IMG]

    27.I Schullreformkonferenz (Konferencja o reformie szkolnej), która zakończyła się 27 stycznia w Koloni, uchwaliła projekt „germanizmu” jako naczelnej linii w edukacji dzieci w Niemczech. Mniejszości narodowe zapowiadają swój zdecydowany protest.

    [​IMG]

    30. I 10 rocznica objęcia władzy przez sułtana Abdula Mejida II.

    Obie Ameryki

    [​IMG]

    20 stycznia zmarł jeden z najważniejszych przywódców dawnej Ententy, który po wygnaniu z kontynentu Europejskiego nie złożył broni, i nie zrezygnował z walki przeciwko komunizmowi. Jerzy V, bo o nim mowa zmarł w swoim pałacu w Toronto, gdzie 24 stycznia odbędzie się pogrzeb monarchy. Zgodnie z decyzją polskiego regenta, Królestwo Polskie, będzie reprezentowane podczas pogrzebu przez ministra spraw zagranicznych hrabiego Jana Szembka. Władzę po zmarłym przejął najstarszy syn Jerzego, Edward VIII, uwikłany w romans z rozwódką. Nie wiadomo jaki będzie nowy kurs kanadyjskiej polityki zagranicznej, istnieje jednak spore prawdopodobieństwo, że przywódca Kanady, zdecyduje się załagodzić konflikt pomiędzy brytyjską rodziną panującą, a władzami Unii Brytyjskiej.

    Pozostałe wydarzenia z Obu Ameryk

    [​IMG]

    11. I Sir Gordon Lethen powołał do życia Bank Federacji Karaibskiej.

    Azja

    [​IMG]

    27 stycznia stało się coś czego nikt się nie spodziewał, przywódca Imperium Quingów, ostatni cesarz Chin Pu-Yi, wygłosił radiowe przemówienie, które zostało nadane we wszystkich programach radiowych świata. W swoim przemówieniu Cesarz, zapowiedział przebudowę chińskiej gospodarki, oraz stworzenie silnych podstaw pod budowę przemysłu ciężkiego i silnej armii dla Imperium. Nowy kurs w polityce Quingów, może oznaczać zbliżenie z Niemcami, lub Japonią, Azja po raz kolejny stała się ciekawym regionem świata…

    Pozostałe wydarzenia z Azji

    [​IMG]

    19. I – W Delhi zmarł Rudyard Kipling, pisarz, poeta, laureat Literackiej Nagrody Nobla z 1907 roku.
     
  2. Han

    Han Guest

    [​IMG]

    Samochód prowadzony przez Staszka Karpińskiego zatrzymał się przed małą kamienicą w której mieszkał jego dobry kolega, Jan Krzyżykowski. Krzyżykowski po kilku minutach pojawił się na małym dziedzińcu, prowadząc obok siebie wysokiego mężczyznę z charakterystyczną bródką. Gdy Staszek wysiadł z samochodu, obaj mężczyźni podeszli do kierowcy, Jan wydawał się być lekko zdenerwowany, gdy jego przyjaciel, ubrany w stary bolszewicki płaszcz odezwał się do Staszka:
    - Towarzyszu kierowco, dajcie ognia!
    - Ależ, towarzyszu – na twarzy Jana pojawił się grymas niezadowolenia – doktor Wiśniewski zabronił wam palić!
    - Psia krew! Racja – rzucił po chwili zastanowienia towarzysz Jana. Przez chwilę cała trójka milczała.
    -To gdzie się wybieramy? – zapytał Staszek opierając się o błotnik.
    - Myślę, że Felek musi najpierw pojechać do naszej siedziby, a dopiero potem do fabryki na spotkanie z naszymi przyjaciółmi – odpowiedział spokojnie Krzyżykowski. Karpiński kiwnął ze zrozumieniem głową i otworzył tylnie drzwiczki swojego pojazdu. Feliks skłonił lekko głowę, po czym wskazał by Krzyżykowski usiadł obok niego. Gdy Staszek poszedł wyrzucić jakieś śmieci do dużego zajmującego połowę podwórza śmietnika Feliks wyciągnął z kieszeni płaszcza nabitego nagana i przystawił go do piersi Jana.
    - Zapamiętaj sobie *********u, że nie jestem dla ciebie żadnym Felkiem! Nazywam się Dzierżyński! Za moją głowę wyznaczono nagrodę w trzynastu państwach! Dla ciebie baranie, jestem Adolf Kozłowski! Czy żeby to zrozumieć, potrzeba skończyć szkołę podstawową?
    - Przepraszam towarzyszu… - wysapał Krzyżykowski.
    Przez kilka następnych minut samochód prowadzony przez Karpińskiego toczył się po nowej drodze prowadzącej do centrum miasta. Po kilku minutach czarny Opel, prowadzony przez Staszka wjechał na ulicę Kaczą. Po kilku sekundach, Feliks odezwał się do kierowcy.
    - Towarzyszu, zatrzymajcie przed tamtą pomalowaną na zielono kamienicą.
    - Może być tu? – zapytał Karpiński zatrzymując się na chodniku, naprzeciwko budynku.
    - Jasne – odparł szybko Krzyżykowski.
    Mężczyźni szybko wysiedli z samochodu. Dzierżyński przed przejściem na drugą stronę rozejrzał się na obie strony. W tej chwili, stojący po drugiej stronie ulicy, w ciemnej bramie Grzesiek nacisnął kilkakrotnie przycisk odpowiadający za wykonanie zdjęcia. Gdy towarzysz Dzierżyński przeszedł na drugą stronę ulicy, ukrywający się do tej pory w bramie, Grzesiek wszedł na klatkę schodową, i gestem przywołał do siebie policjanta.
    - Do ich siedziby wchodzi dwóch. Jeden z nich to na pewno Dzierżyński, poznałem go po mordzie, drugiego nie znam. Kierowca nie jest jednym z nich, wygląda na zawodowego kierowcę.
    - Rozumiem panie nadkomisarzu – policjant odebrał od Grześka aparat fotograficzny i wszedł na górę po rozklekotanych schodach. W tym samym czasie, Krzyżykowski razem z Dzierżyński weszli do siedziby podziemnej komórki partii robotniczej. Dzierżyński wydawał się zapomnieć o niedawnym incydencie, i szeroko uśmiechnięty nucił pod nosem „Warszawiankę”. Gdy obaj mężczyźni znaleźli się na pierwszym piętrze, Jan podszedł do pomalowanych na brązowo drzwi i trzykrotnie zapukał. Otworzyła mu niska kobieta, która pośpiesznie zlustrowała przybyszów, po czym wskazała im by weszli do środka. Goście szybko przeszli przez zagracony korytarz, po czym Dzierżyński wszedł do małego gabinetu zajmowanego przez Karola Świerczewskiego, Jan zaś wszedł do małego pokoju, przerobionego na siedzibę podziemnej radiostacji nadawczo – odbiorczej.
    - No i jak tam?
    - Dobrze, że jesteś! Z Francji przyszły wyniki ostatnich wyborów do naczelnej rady gospodarczej i na przewodniczącego komitetu spraw zagranicznych!
    - O *****, szybko się uwinęli – mruknął Jan i usiadł na zawalonym szyframi stołku obok radiotelegrafisty. Kto wygrał wybory?

    [​IMG]

    - Nowym komisarzem gospodarki jest Frachon… Cholerne zakłócenia, nic nie słyszę…
    Na twarzy radiotelegrafisty pojawił się grymas wściekłości. Z obrzydzeniem rzucił słuchawki na wiszący w ścianie kołek, po czym spokojnie zapalił papierosa i spojrzał na swojego gościa.
    - No, to jak oceniasz nowy wybór?
    - Cóż, wiesz, że jestem świeży w organizacji – odparł telegrafista – Brat mi mówił, że ty jesteś tu prawie od początku…
    - Prawie od początku to trochę przesadna ocena. Jestem tu od… wprowadzenia obowiązku o rejestrowaniu nowych partii. Wiesz, wtedy jak nas nie uznali.
    - To nieźle, drugi rok już idzie…
    - Nie da się ukryć – odparł Jan zapalając papierosa – Słyszałeś o tym krachu na giełdzie? Sąsiad klął wczoraj na czym świat stoi.
    - Co miałem nie słyszeć – na twarzy telegrafisty pojawił się szeroki uśmiech – w szwabskim radiu w Toruniu spiker klął na czym świat stoi. Opowiadał, że przez ten ********* krach na giełdzie stracił praktycznie wszystko. Wiesz co, myślę że czarny poniedziałek może nam bardzo pomóc – powiedział po chwili zastanowienia telegrafista i zaciągnął się papierosowym dymem.
    - Najważniejsze, że zaszkodził imperialistom – mruknął pod nosem Jan – Dobra Maciek, długo trzeba będzie czekać aż nadadzą dane na temat tego drugiego?
    - Poczekaj zaraz sprawdzę – mruknął Maciek i założył słuchawki na głowę. Po chwili leżąca przed nim kartka papieru zaczęła szybko pokrywać się długimi kolumnami liter. Maciej nie wyjmując papierosa z ust sięgnął po leżącą na podłodze książkę szyfrów i otworzył ją na odpowiedniej stronie. Przez chwilę zakreślał pojedyncze litery na swojej kartce, po czym sięgnął po kolejną książkę. Przez chwilę przepisywał coś na czystą kartkę, po czym z tryumfalnym uśmiechem na twarzy oświadczył – No dobra, mam! Komisarzem spraw zagranicznych został uwaga, uwaga… Charles Rappoport…
    - A więc nasz stary dobry Charles utrzymał swoją pozycję – mruknął pod nosem Jan – No dobra Maciek, pójdę do szefostwa.
    Krzyżykowski wyszedł na korytarz i po krótkim wahaniu otworzył drzwi do sali konferencyjnej, gdzie siedzieli już Świerczewski i Dzierżyński. Obaj mężczyźni siedzieli przy małym stoliku do kawy i popijali herbatę z dużych wykonanych z grubego szkła szklanek.

    [​IMG]

    - A więc, kapitaliści zaczynają zbierać po tyłku – mruknął pod nosem Dzierżyński.
    - Nie da się ukryć towarzyszu Dzierżyński – przytaknął mu Świerczewski – Czarny poniedziałek na berlińskiej giełdzie… Ho, ho nareszcie jakieś dobre wiadomości. Niemieckie stacje radiowe podają, że wartość niemieckiej marki spadła wciągu zaledwie trzech godzin o ponad trzysta procent.
    - Wspaniale prawda! – zaśmiał się Dzierżyński – Musimy to wykorzystać. Prędzej czy później, ten kryzys odbije się również na Polsce, kapitalistyczna gospodarka wprowadzona tu przez Radę Regencyjną, doprowadzi do całkowitego kryzysu. A wtedy ktoś będzie musiał wkroczyć do akcji…

    Tymczasem po drugiej stronie ulicy Morawski również siedział przy oknie i popalał papierosa. W ręku trzymał Kurier Warszawski, na którego pierwszej stronie widniał nagłówek z dnia wczorajszego „Królewski adres radiowy”. Morawski zgasił papierosa w popielniczce i spojrzał na pierwszą stronę Kuriera. Jego wzrok spoczął na kilku pierwszych pogrubionych linijkach tekstu…

    [​IMG]

    Nowy król nowe sposoby sprawowania władzy, zdają się mówić Kanadyjczycy, pytani o zmiany w sposobie rządzenia, wprowadzonym przez Edwarda VIII, który jako pierwszy monarcha na świecie, nawiązał bliższą współpracę, z ogólnokrajowym programem radiowym. Jego celem jak mówi sam zainteresowany jest możliwość wytłumaczenia prostym ludziom, z całego kraju, co kieruje nim gdy podejmuje taką czy inną decyzję.

    … Morawski spojrzał na stojący przed kamienicą samochód. Po chwili z zielonej kamienicy na ulicę wyszedł jego stary znajomy, kolega Krzyżykowski, który podszedł do samochodu i przez chwilę rozmawiał z kierowcą, który po chwili uścisnął rękę Janowi, po czym ruszył z miejsca. Morawski zapalił kolejnego papierosa i zapisał godzinę o której Krzyżykowski wyszedł z kamienicy. Po krótkiej chwili, Morawski wrócił do lektury…

    Jak mówi, pragnący zachować anonimowość pracownik państwowego radia „Canada Radio One”, współpraca z administracją królewską układa się bardzo dobrze, i może stanowić zalążek dla dalszej pozytywnej kooperacji, która uczyni z radia podstawowe medium. Zdaniem innego pracownika radia, nawiązanie dobrych stosunków z rodziną panującą może wiązać się ze śmiercią Jerzego V, który jak wspominają niektórzy służący z jego pałacu w Toronto, był apodyktycznym tyranem, który nie przepadał za nowinkami technicznymi, w przeciwieństwie do serdecznego i otwartego na innych ludzi Edwarda.

    [​IMG]

    Regent Radziwiłł usiadł w swoim ulubionym fotelu i nalał sobie trochę herbaty do porcelanowej filiżanki, która stała przed nim na blacie jego biurka. Przez kilka minut przeglądał raport swojego premiera, po czym z wyrazem rezygnacji na twarzy sięgnął po stojący obok niego telefon. Przez chwilę wahał się czy powinien dzwonić do nowego premiera Galicji, bez porozumienia z pozostałymi członkami Rady Regencyjnej, po czym stwierdził, że w końcu to on, a nie ktoś inny jest oficjalnym przywódcą kraju. Telefonista w Lwowie, musiał być już uprzedzony o tym z kim za chwilę będzie rozmawiał, gdyż zwracając się do Radziwiłła powiedział:
    - Wasza książęca mość, już łączę, proszę chwilę zaczekać.
    Po chwili po drugiej stronie kabla telefonicznego odezwał się spokojny głos nowego premiera Galicji i Lodomerii, przywódcy koła arystokratycznego, Hieronima Tarnowskiego.
    - Wasza książęca mość, hrabia Tarnowski, premier rządu jego książęcej mości Karola I Habsburga…
    - Dobrze pana słyszeć panie hrabio. Cieszę się, że prawdziwy Polak, i prawdziwy patriota, został premierem Galicji – powiedział z lekkim uśmiechem regent.
    - Dziękuję, za gratulacje wasza książęca mość. Ród Radziwiłłów jest mi dobrze znany, gdyż moja pra, pra babka była spokrewniona z pańskim przodkiem, Karolem Stanisławem…
    - Zwanym także „Panie Kochanku” – zaśmiał się do słuchawki regent – No cóż, w takim razie nie będę w takim razie zwracał się do pana per „panie hrabio”, bo niezręcznie gdy jeden krewniak, drugiego krewniaka od hrabiego wyzywa.
    - Bardzo dziękuję za takie zaufanie, ale nie wiem, czym sobie na to zasłużyłem – odparł Tarnowski.
    - Tym, że jest pan moim krewniakiem! – zaśmiał się ponownie wprawiony w dobry humor Radziwiłł – A teraz powiedzmy sobie szczerze, jak dwaj prawdziwi Polacy przy wódce. Co musimy zrobić, żeby nasze kraje ponownie stały się jednością?
    - Szczerze?
    - Tylko tak chcę z panem rozmawiać – powiedział spokojnym tonem Radziwiłł.
    - Musicie albo wypowiedzieć nam wojnę, i pokonać wojsko, które jest w praktyce zdominowane przez Ukraińców, lub podczas zbliżającej się elekcji wybrać Habsburga. Inaczej będzie nam bardzo ciężko ponownie spotkać się na balu karnawałowym w Krakowie.
    - Widzę, że nie daje nam pan wielkich szans na zjednoczenie – powiedział spokojnie regent.
    - Po prostu staram się być realistą…

    [​IMG]

    - W takim razie zapewne słyszał pan już o tym tak zwanym wyborze pierwszego sekretarza Francuskich Komunistów, czy pański rząd podejmie jakieś zdecydowane kroki?
    - Tak oczywiście słyszeliśmy o wyborze Soverain’a. To wielkie niebezpieczeństwo dla Niemiec. Myślę, że Kaizer powinien czym prędzej przygotować się do obrony przed komunistami, inaczej będzie nam bardzo ciężko podjąć trud walki z bolszewikami. Mam wrażenie, że już niebawem musi dojść do zbliżenia pomiędzy Niemcami, a Austriakami. Taka koalicja może pomóc nam odtworzyć zwycięską koalicję z czasów Wielkiej Wojny.
    - Widzę, że z pana prawdziwy wojownik. Ja mam jednak inne nadzieje, które zamierzam panu nieco wyjawić. Liczę na wojnę w Niemczech, do której w odpowiedniej chwili wmieszamy się my, oraz Francuzi. Do masy upadłościowej po Wilhelmie będzie bardzo wielu syndyków. Niech pan zapamięta moje słowa…

    [​IMG]

    Wu wszedł do dużego pomalowanego na niebiesko budynku postawionego z cegły. Przez chwilę przyglądał się stojącym przy wejściu do poszczególnych biur należących do dyrektorów handlowych poszczególnych departamentów. Wiedział co ma robić, i jaki jest jego cel. Ładunek wybuchowy ukryty w walizce lekko mu ciążył. Tymczasem postanowił udawać bogatego japońskiego biznesmena. Zdecydował się jeszcze raz przyjrzeć obecnym w budynku ludziom i usiadł na dużej skórzanej sofie. Zapalił japońskiego papierosa i spojrzał na wielkie logo AgOstAsienGMBH. Przez chwilę wydawało mu się, że złowieszczy znak wróży mu jego śmierć. Zobaczył jak z małego gabinetu wychodzi łysy wysoki mężczyzna w generalskim mundurze. Na twarzy Wu pojawił się nienawistny uśmiech. Szybkim ruchem sięgnął do swojej walizki i otworzył jej wieko. Spokojnie, nie zdradzając najmniejszych emocji sięgnął po ładunek wybuchowy. Wiedział, że nie będzie miał najmniejszych szans na ucieczkę. Szybko nacisnął przycisk odpowiedzialny za detonację ładunku… Wybuch rozerwał ciało Wu na strzępy, stojący obok niego strażnik został wyrzucony siłą eksplozji na ozdobny stojak z samurajskimi mieczami. Tymczasem von Falkenhausen upadł na ziemię i widząc, że od wybuchu ładunku zaczyna palić się podłoga biegiem rzucił się na górę. Stamtąd szybko wbiegł na pierwsze drugie piętro skąd do sąsiedniego budynku prowadziła droga przeciwpożarowa.
    Czeng usiadł na małej ławeczce przed domem i spojrzał na drzewko bonsai, prezent od przyjaciela z Japonii.
    - Wu nie wykonał powierzonej mu misji – powiedział stojący w cieniu mężczyzna w europejskim garniturze.
    - Wielu zginęło?
    - Trzydziestu strażników, kilku pracowników biurowych. Same płotki.
    - Czy ojciec Wu dostał swoje pieniądze?
    - Tak panie.
    - Dobrze. Powiedzcie mu, że jego syn zginął za wolne Chiny…

    [​IMG]

    Z2 położył się na swoim łóżku w brudnym hotelowym pokoju. Młoda osiemnastoletnia prostytutka zaczęła się ubierać. Z2 zapalił papierosa i uśmiechnął się do dziewczyny.
    - Więc jak Ci na imię?
    - Przecież wiesz…
    - Nie pytam o to twoje zawodowe. Zresztą co z ciebie za prostytutka? To był twój pierwszy raz – mruknął Karol i zaciągnął się dymem.
    - Skąd wiesz – zapytała zdezorientowana dziewczyna.
    - Głupio pytasz – zaśmiał się Z2 i wypuścił z ust kłąb dymu – No to jak Ci na imię?
    - Monique.
    - Po naszemu Monika – powiedział Z2 i po chwili dodał – jak sądzisz, długo tu jeszcze będziesz? Długo będziesz tak żyć?
    - Do zasranej śmierci, albo do chwili gdy jakiś ******** z partii strzeli mi w głowę.
    - A chcesz tak żyć?
    - Nie, ale co ja mogę zrobić…
    - Powiedz mi lepiej gdzie mieszkasz – na twarzy Karola Mauera pojawił się szeroki uśmiech – Nie martw się. Aha i jeszcze jedno. Mówi Charles. Rozumiesz?
    - Tam gdzie mnie poznałeś Charles. Przy Pałacu Ludowym, w tej starej kamienicy…
    Kilka minut później Z2 był już sam. Szybko otworzył swoją walizkę po czym wyjął z niej mały nadajnik radiowy. Wybranie odpowiedniego numeru nie zajęło mu dużo czasu… Szybko przyłożył mikrofon do ust po czym zaczął szybko mówić:
    - Tu Z2, melduję Leon Jouhaux został wybrany przewodniczącym Rady Najwyższej. Powtarzam Jouhaux przewodniczącym.
    Karol rzucił interkom na ziemię i zaczął pośpieszenie wrzucać swoje rzeczy do walizki. Musiał się bardzo śpieszyć jeśli chciał zdążyć zabrać Monique z tej dziury i zdążyć na specjalny pociąg dla deputowanych z partii do Bordeaux…

    [​IMG]

    Samolot Szembka miękko przyziemił na śliskiej płycie lotniska w Sztokholmie. Na polskiego ministra spraw zagranicznych czekał już czarny dyplomatyczny Opel. Hrabia szybko wsiadł do samochodu i bez słowa podał rękę Gustawowi V Wazie. Przez chwilę obaj mężczyźni rozmawiali o parszywej pogodzie w Warszawie i Sztokholmie. Potem Gustaw zdecydował się powiedzieć słowo, które miało rozpocząć prawdziwe rozmowy dyplomatyczne. Król Szwecji lekko uśmiechnął się i skinął głową gdy Szembek odezwał się lekko przyciszonym głosem.
    - Czy wasza królewska mość słyszał już o wynikach tych wyborów we Francji?
    - Tak, ale nie po to pan tu przyleciał. Chce pan ze mną rozmawiać o poparciu da rady regencyjnej, jeśli regent Radziwiłł zdecyduje się wyprowadzić wojsko na ulice.
    - Widzę, że wasza królewska mość nie owija w bawełnę, jak to zwykło się u nas w Polsce mówić.
    - Powiem wprost – odparł król – Może i Wazowie to parweniusze wśród europejskich rodów panujących, i ciężko będzie im się mierzyć z takimi Wettinami, czy chociażby Habsburgami, ale mam szczerą nadzieję, że również kandydatura któregoś z moich krewnych zostanie wzięta pod uwagę. Wszak to za czasów mojego dalekiego krewnego Zygmunta III, będącego po kądzieli Jaggielonem, Polacy jako jedyna armia świata zajęli Moskwę, i przez kilka lat bronili się na Kremlu.
    - Czy to oznacza akceptację dla naszej polityki – zapytał Szembek.
    - Nie powiedziałem przecież, że nie… - odparł Gustaw i uśmiechnął się tajemniczo.

    [​IMG]

    Tymczasem wydarzeniem miesiąca stał się krach na berlińskiej giełdzie papierów wartościowych, który całkowicie zniweczył szanse na wprowadzenie spokoju w Niemczech i Mitteleuropie, największym tworze dyplomatyczno gospodarczym od czasów Imperium Rzymskiego. Pierwszymi ofiarami kryzysu mieli okazać się Finowie, których gospodarka była ściśle związana z sytuacją na niemieckich rynkach finansowych, głównie ze względu na dużą ilość niemieckich firm, które opanowały dość dużą część fińskiego rynku. Czarny poniedziałek uderzył w Finlandię przedewszystkim poprzez wzrost cen żywności, co wywołało poważne manifestacje, głównie na terenie Turku i Helsinek. Na ulice wyszła miejska biedota, poważnie zaniepokojona wzrostem cen. Niemal natychmiast do tłumienia zamieszek, wysłane zostały policja i wojsko. Na niepokojach najbardziej zyskali syndykaliści, którzy zorganizowali oddziały milicji ochotniczej. Do jednostek milicji trafiło ponad 30 tysięcy ludzi, którzy domagali się natychmiastowego wydania im broni. Okazało się, że rząd stoi w wyjątkowo trudnej sytuacji. Manifestacje, które rozpoczęły się 22 lutego, zakończyły się dopiero 25 lutego, gdy dowódcy armii zdecydowali się użyć bombowców i czołgów przeciwko manifestantom. W wyniku walk na ulicach Turku i Helsinek zginęło około 300 osób, około dwudziestu tysięcy zostało rannych. Pozostali trafili do więzień, skąd zostali wypuszczeni po kilku dniach. Tymczasem większość pracodawców, zaczęła pośpiesznie likwidować swoje filie. Podobna sytuacja miała miejsce w innych krajach związanych gospodarczo z Cesarstwem Niemiec.

    [​IMG]

    26 lutego kryzys uderzył w Polskę. Jako pierwsi zareagowali na niego właściciele firmy Mauser, którzy pośpieszenie ogłosili, że sprzedają fabrykę, i nie przewidują by obyło się bez grupowych zwolnień. W tej sytuacji, do akcji zdecydował się przystąpić regent Radziwiłł. Podczas swojego zdecydowanego wystąpienia radiowego ogłosił, że w związku z rejteradą niemieckich właścicieli firm, rząd wykupuje niniejszym wszystkie ich udziały w likwidowanych fabrykach. Wypowiedź regenta nieco uspokoiła sytuację w kraju, jednak syndykaliści, kierowani przez Dzierżyńskiego, zdecydowali się natychmiast rozpocząć strajki. Wczesnym popołudniem większość warszawskich zakładów przerwało pracę, zaś na ulice wytoczyli się niezadowoleni, ogarnięci rewolucyjnym zapałem robotnicy. Radziwiłł i część Rady Regencyjnej, zdawali sobie sprawę z tego, że brak odpowiedniej reakcji może przerodzić się w rewolucję, podobną do tej francuskiej i angielskiej. W ciągu półgodziny, od pierwszych wystąpień, w stronę tłumu ruszyli żołnierze z 1 Dywizji Piechoty. Cały kraj został postawiony na nogi, zaś regent ogłosił natychmiastową mobilizację wszystkich oddziałów wojska i policji.

    W dniu dzisiejszym, o godzinie 13.30, wprowadzony został na terenie całego kraju stan wyjątkowy, który będzie obowiązywał do odwołania. Zwracam się do wszystkich obywateli Królestwa o nie dawanie posłuchu różnorakim podżegaczom, których jedynym celem, jest utopienie najmilszej ojczyzny w morzu krwi bratniej, którego zasypać nie będą mogły żadne siły polityczne i społeczne. Zachowajmy spokój. Ci, którzy stracili pracę, już niebawem znajdą na nowo zatrudnienie. Zwracam się także do mieszkańców wiosek. Nie wierzcie syndykalistom, którzy mamią was wizją wielkich gospodarstw rolnych dla każdego z was. Apeluję o spokój i umiar, z którego zawsze słynął cały nasz naród.

    Regent, książę Janusz Franciszek Xawery Józef Labre Bronisław Maria Radziwiłł.


    Technikalia:

    Kaiser v. 1.2 beta
    Paczka Larry'ego 0.5
    Poziom trudności normal
    Poziom agresywności normal
     
  3. Han

    Han Guest

    [​IMG]

    2 marca 1936 roku był dość ponurym dniem, zwłaszcza w Moskwie, gdzie od samego rana trzymał tęgi mróz, a ludzie pomimo zbliżającej się wielkimi krokami wiosny wciąż nosili grube płaszcze i kurtki. Denikin zdążył już na dobre urządzić się w Moskwie, która nie miała jeszcze potwierdzonego swojego prawnego statusu stolicy. Nowy władca Rusi, coraz bardziej akcentował swoją silną pozycję w państwie. Każdy sprzeciw mógł zakończyć się wizytą na posterunku policji, która ostatnimi czasy uzyskała bardzo szerokie przywileje, oficjalnie z woli świętej pamięci Kiereńskiego, którego jednak nikt nie był w stanie odnaleźć, brak było również informacji o pogrzebie, choć ten podobno się odbył. W kraju panowała dość napięta i nerwowa sytuacja. Wobec tego nikt nie miał ochoty ryzykować spotkania z smutnymi panami – na zwołany przez Denikina na Placu Czerwonym wiec, przybyli więc praktycznie wszyscy mieszkańcy Moskwy. Stojący na małym podwyższeniu generał tryumfował. Jedynie kilkuset partyzantów na dalekiej Syberii, i w pobliżu granicy z Ordą Alajską nieco psuło jego humor. Oni byli jednak bardzo daleko stąd, a licznie przybyli byli pod ręką. Generał nie lubił publicznych wystąpień. Usiadł więc z tyłu na prostym drewnianym krześle, a rolę ogłoszenia wiadomości dostał jeden z jego doradców. Ubrany po cywilnemu mężczyzna odebrał od Denikina pokrytą równym pismem kartkę, po czym spokojnie niezdradzając targających nim emocji, podszedł do mikrofonu…

    [​IMG]

    - Obywatele i obywatelki… - głos urzędnika wskazywał na jego lekkie zdenerwowanie – Zgodnie z decyzją jego ekscelencji, generalissimusa, Antona Iwanowicza Denikina, ogłasza się co następuje… W związku z trudnościami powstałymi po ostatnich tragicznych dla naszego kraju wydarzeniach, władza w Rosji straciła swój główny ośrodek, jakim przez lata był St. Petersburg. Pomni tych wydarzeń, musimy jednak zrezygnować z utrzymywania w tym wielkim mieście portowym, głównych urzędów państwowych, o charakterze centralnym. Petersburg pozostanie główną siedzibą Floty Bałtyckiej, która stanowi główne źródło utrzymania dla setek tysięcy pracujących tam obywateli, miasto zostanie jednak pozbawione zaszczytnego tytułu stolicy państwa, przez wzgląd na jego „wywrotowy” i „rewolucyjny” charakter…
    Ludzie nie bardzo wiedzieli jak mają zareagować na takie dictum. Z jednej strony cieszył ich fakt, że ich rodzinne miasto zostało docenione przez władze Rosji, z drugiej zaś strony, obawiali się, że Moskwa może stać się nagle niezwykle nieprzyjemnym miejscem do życia, pełnym szpicli, wywiadowców i przeciwników nowej władzy. Nikt nie miał jednak dość odwagi by wypowiedzieć swoje zastrzeżenia na głos. W tłumie krążyło wielu cywilnych agentów i wywiadowców milicji, którzy w razie najmniejszego przewinienia przeciwko władzy Denikina zatrzymywali winnego do wyjaśnienia, które często kończyło się procesem sądowym o zdradę stanu. Bezpieczni pozostawali, przynajmniej na razie dyplomaci, w tym niski mężczyzna w białym kożuchu, stojący na balkonie polskiej ambasady. Gdy jeden z cywilów, rzucił mu porozumiewawcze spojrzenie, stojący na balkonie wszedł do swojego pokoju i pośpiesznie usiadł przy maszynie do pisania.

    [​IMG]

    Zebrani w małej willi ludzie czekali już tylko na jedno – na chwilę, gdy ten przeklęty pastor wyjdzie wreszcie z pokoju, w którym na przykrytym białym prześcieradłem łóżku leżał najważniejszy człowiek w Konfederacji Australijskiej, Stanley Bruce. Jednym z oczekujących na śmierć sędziwego przywódcy narodu, był towarzysz Sharkey, ubrany w szary garnitur mężczyzna z papierosem w ręku. Oprócz niego w pobliżu wilii kręcili się przedstawiciele wszystkich ważniejszych partii w Konfederacji. Oczywiście każdy z nich miał przy sobie odpowiedni dokument, na którym spoczywał podpis umierającego. Wystarczyło być tylko pierwszym wezwanym do umierającego przywódcy, i w odpowiednim momencie podłożyć mu do ręki przygotowany zawczasu dokument z podrobionym podpisem. Po odegraniu sceny, w której wezwany do łóżka umierającego odgrywał rolę zatroskanego o zdrowie przywódcy obywatela, ten sam człowiek, który przed chwilą życzył starszemu panu, stu lat życia, wychodził na zewnątrz i z wyrazem tryumfu na twarzy musiałby jeszcze tylko tryumfalnie pomachać zebranym domniemanym testamentem politycznym zmarłego, by ogłosić się nowym przywódcą. Nikt nie wiedział kto będzie pierwszy w tym wyścigu. Nikt poza towarzyszem Sharkey’em, który zdecydował się nie polegać na pomysłach zdziecinniałego starca, i odpowiednio je zmodyfikować, tak aby to wyznawana przez niego, jedynie słuszna ideologia stała się podstawą do sprawowania rządów, a co za tym idzie nową religią państwową.
    Wreszcie na małym ganku przed którym czekali wszyscy obecni pojawiła się młoda pielęgniarka, która łamiącym się ze zdenerwowania głosem (nic dziwnego, wszakże tuż za nią czekał uzbrojony w rewolwer komunista), powiedziała;
    - Pan Bruce, prosi do siebie pana Sharkey’a.
    Przywódca komunistów z szerokim uśmiechem na twarzy wszedł na werandę i rzucił oczekującym wraz z nim wyzywające spojrzenie, tak jakby chciał powiedzieć „no i co mi teraz zrobicie?”. Po tym jak przekroczył próg nie zamierzał nawet wchodzić do pokoju umierającego przywódcy, po prostu przez chwilę porozmawiał z członkami Czerwonych Koszul, swojej własnej bojówki, która kilka minut temu opanowała cały budynek. Kilka sekund po tym jak przywódca komunistów wyszedł ponownie na werandę, by ogłosić wszystkim zebranym, że od dzisiaj to on władza Konfederacją Austaloazjatycką, do łóżka pana Bruca podszedł młody pielęgniarz. Bez słowa wbił w przedramię umierającego przywódcy strzykawkę ze śmiertelną dawką trucizny. Kilka minut później do pokoju Bruce’a został wezwany koroner, który stwierdził śmierć z przyczyn naturalnych…

    [​IMG]

    Tego samego dnia w Warszawie, na pokrytym świeżym śniegiem lotnisku Okęcie wylądował kolejny już w ciągu kilku ostatnich tygodni samolot z godłem cesarstwa Niemiec, i czarnym napisem na kadłubie głoszącym „Kaizer, Gott und Vaterland”. Na pokładzie samolotu był ubrany w dobrze skrojony czarny garnitur niemiecki minister gospodarki Schacht, który przybył do Polski na spotkanie ze swoim polskim odpowiednikiem, ministrem Wierzbickim. Negocjacje miały dotyczyć wzajemnej współpracy gospodarczej – Polacy zobowiązywali się zainwestować w niemiecki przemysł 300 tysięcy marek polskich (około 200 tysięcy marek niemieckich) w zamian za przekazanie im części dawnego zaboru pruskiego. Nie było wiadomo o jakie tereny konkretnie miałoby chodzić, gdyż Niemcy nie bardzo chcieli rezygnować nawet z części swoich ziem. Pomimo tego bardzo potrzebowali polskich pieniędzy, gdyż ich własna gospodarka została ostatnimi czasy niemal całkowicie wypompowana z rezerw finansowych…
    Andrzej Wierzbicki był spokojny – to on miał największe pole do popisu. Dzięki prowadzeniu negocjacji z pozycji siły mógł łatwo zdobyć na niechętnych do kompromisu z mniejszymi partnerami Niemcach pewne znaczące ustępstwa. Teraz jednak postanowił zapomnieć o swoich planach i skupić się na stwarzaniu dobrego wrażenia…
    Negocjacje zakończyły się dopiero następnego dnia – jak na razie obie strony starały się jedynie zdobyć przychylność swojego partnera. Zarówno Polacy jak i Niemcy starali się głównie wyłożyć swoje argumenty. Najbardziej przekonujący okazał się jednak Wierzbicki, który argumentował, że przyznanie Polsce tak mało znaczącego portu bałtyckiego jak Gdańsk, nie tylko pozwoli jej na rozwinięcie nowych gałęzi gospodarki, ale także stworzy nowy rynek zbytu dla niemieckich produktów – głównie zaś okrętów, sprzętu mechanicznego używanego w przemyśle morskim, w zamian za co Polska będzie w stanie dostarczyć do Mitteleuropy wielu ton ryb i różnego rodzaju przetworów… Schacht skupił się głównie na argumentowaniu konieczności natychmiastowego ratunku dla niemieckiej gospodarki, który miał nadejść z Polski, poprzez złożenie dużych zamówień wojskowych. Ostatecznie obie strony wróciły do swoich pozycji wyjściowych. Wizja porozumienia była równie odległa jak na początku rozmów…

    [​IMG]

    Duża grupa Chińczyków stała pod siedzibą firmy budowlanej. Kilkunastu oficerów którzy dopiero co wysiedli z czarnego Mercedesa podeszło do stojących. Przywódca wojskowych, niski major z głęboką blizną na policzku, przez chwilę przyglądał się krajowcom, po czym z wyraźną niechęcią przywołał gestem ubranego w oficerski mundur azjatę. Tłumacz zatrzymał się obok swojego przełożonego i przez chwilę przysłuchiwał się Niemcowi, w czasie gdy ten szeptem, jakby bojąc się reakcji tłumu przekazywał mu polecenia.
    Po chwili tłumacz skinął głową i odezwał się cichym spokojnym głosem.
    - Potrzebujemy czterdziestu robotników. Jeśli chcecie iść do dobrej pracy, to macie natychmiast ustawić się w szeregu i oddać mojemu przełożonemu swoje dokumenty. Będziecie pracować przy budowie nowej siedziby kierownictwa spółki AlgOstAsienGMBH.
    - Nie będziemy pracować na Niemców, którzy oderwali nasze ziemie od Cesarstwa – powiedział któryś z oczekujących na otwarcie biura robotników.
    - Kto to powiedział? – zapytał cicho oficer w błękitnej marynarce, który do tej pory stał z tyłu.
    - Ja – warknął młody chińczyk w białej koszuli i niebieskiej przypominającej kombinezon marynarce.
    - Ah tak – odparł oficer i szybkim ruchem wyszarpnął z kabury pistolet. Nim odważny robotnik zdążył cofnąć się za plecy swoich kompanów, oficer nacisnął spust. Chińczyk upadł na ziemię… - Jeśli ktoś jeszcze ma ochotę dołączyć do tego durnia, to proszę bardzo. Pozostali, przebrzydłe świnie, macie natychmiast oddać swoje dokumenty i podać je panu Czeng Hu. Jeśli ktoś ma jakieś pytania, niech od razu stanie pod murem.
    Po chwili do zebranych podszedł ubrany w dobrze skrojony garnitur europejczyk. Gdy robotnicy ustawili się już w długą kolejkę, na plac wjechał pomalowany na czarno samochód ciężarowy. Z zaułka wyszło kilkunastu chińskich żołnierzy w mundurach korporacji. Otoczyli robotników, po czym do zebranych robotników przemówił sierżant.
    - Nie rzucajcie się, bo inaczej moi chłopcy poślą wam parę kulek…
    - Gdzie ich zabieracie? – zapytał Europejczyk.
    - Będą budowali nową siedzibę korporacji – odparł po niemiecku oficer.
    - Oczywiście otrzymają zapłatę?
    Na twarzy Niemca pojawił się wyraz szczególnego rozbawienia.
    - Pan chyba kpi, chociaż właściwie ma pan rację, zapraszam dziś wieczorem na nasz plac budowy…
    Było już późno gdy Europejczyk zatrzymał się przed placem budowy, z którego powoli wychodzili robotnicy ze znaczkami korporacji w klapie. Przybysz miał już wsiąść do jednej z kilku taksówek, gdy ujrzał, jak przez bramę wyprowadzani są chińscy robotnicy. Gdy cała grupa znalazła się już za bramą, otoczyli ich żołnierze. Dowodzący eskortą oficer rozkazał by robotnicy ustawili się w dwuszeregu. W tej samej chwili kilku stojących do tej pory z tyłu żołnierzy odbezpieczyło pistolety maszynowe.
    - Fauer!
    Ciała robotników zatrzęsły się – po kilku minutach leżące na ziemi ciała zostały zepchnięte do ciężarówki która odjechała w stronę granicy z Cesarstwem…

    [​IMG]

    Kilka wojskowych samochodów zatrzymało się przed dużym magazynem. Prowadzący pierwszy pojazd, niemal natychmiast otworzył drzwiczki i wyszedł na zewnątrz. Ubrany w mundur podoficera mężczyzna szybko przeszedł na drugą stronę pojazdu po czym szybko zapalił papierosa. Przez chwilę czekał na pozostałych kierowców, po czym zaciągając się dymem rozkazał:
    - Otwórzcie drzwi tego pieprzonego magazynu. A i jeszcze jedno… Zostawcie tu dwóch ludzi na wypadek gdyby burżuje chciały się pobawić w kotka i myszkę.
    Kryżykowski wyrzucił papierosa do ścieku po czym szybkim ruchem otworzył drzwi do magazynu. Niemal natychmiast podeszło do niego dwóch wysokich strażników.
    - Rozkaz odbioru jest?
    - Tak jest – odparł Jan podając strażnikowi fałszywy rozkaz wydania trzystu kilogramów materiałów wybuchowych.
    - Na co wam tyle tego szajsu? – zapytał drugi strażnik opierając się o skrzynkę z amunicją do karabinów maszynowych.
    - 1 Dywizjon Bombowców Ciężkich będzie leciał na próbne bombardowania, na jakiś poligon czy coś – uśmiechnął się Jan – Podobno chłopaki z pierwszego skrzydła mają latać w Zjednoczonych Księstwach Bałtyckich.
    - Dobra, wszystkie papiery wydają się być w porządku – powiedział spokojnie pierwszy żołnierz i podał Janowi dokumenty.
    Przebrani za żołnierzy 1 Dywizjonu Bombowców Ciężkich towarzysze Jana ruszyli w ślad za nim. Magazyn był pełen materiałów wybuchowych i amunicji. Pomiędzy ognioszczelnymi grodziami z blachy pancernej na ziemi leżały granaty, zabezpieczone w dużych drewnianych skrzyniach. Siedziba magazynierów znajdowała się pomiędzy jedną a drugą grodzią.
    - Zaczekajcie tu – mruknął Jan i bez słowa wszedł do siedziby magazynierów. Przez chwilę czekał aż, dwóch sierżantów, którzy zajmowali się prowadzeniem ewidencji skończy swoją dotychczasową robotę, polegającą głównie na wypełnianiu dokumentów. Jeden z nich na widok Jana splunął na podłogę, po czym zupełnie spokojnie oparł się o tabliczkę „zakaz palenia” i najspokojniej w świecie zapalił skręta.
    - Co, ***** mać, pilociki by chciały trochę bombek, bo nie mają co ***** robić…
    - Tu chyba nie wolno palić – mruknął Jan opierając się o gródź przeciwpożarową.
    - No co ty nie powiesz – zarechotał drugi, po czym również oparł się o tabliczkę i odpalił od papierosa swojego kolegi – No dobra, pokaż co tam masz…
    Jan posłusznie podał rozkaz wydania mu materiałów wybuchowych i spokojnie czekał. Po chwili sierżant, który jako pierwszy zapalił wstał z miejsca i wrzucił swojego papierosa do kryształowej popielniczki. Przez chwilę mierzył wzrokiem swojego gościa, po czym rozkazał mu gestem by szedł za nim. Ruszyli wąskim korytarzem do dużego pomieszczenia wypełnionego bombami lotniczymi.
    - Skrzynie od jedenaście do trzydzieści pięć. I jeszcze jedno – dodał już na odchodnym sierżant – uważajcie, żeby żadna z tych skrzyneczek nie upadła wam na ziemię, bo jak **********, to będziemy was zbierać łyżeczkami.
    Jan wraz z innymi pracowali przez następne dwie godziny nad przeniesieniem ładunku wybuchowego do samochodów, które już zawczasu czekały na nich na ulicy. Obciążone bombami lotniczymi ciężarówki ruszyły z miejsca. Konwój przejechał przez kilka warszawskich ulic, po czym poszczególne pojazdy zaczęły oddzielać się od grupy – kilka wozów skręciło na Pragę, inne skierowały się na Żoliborz, a jeszcze inne ruszyły na szosę radomską. Jan należał do tych ostatnich – tuż po wyjeździe z Warszawy zatrzymał się przy małym, położonym na uboczu warsztacie samochodowym. Jego właściciel był starym przyjacielem Dzierżyńskiego, jeszcze z czasów rewolucji 1917 roku, nie robił więc najmniejszych problemów młodym działaczom. Krzyżykowski wysiadł z samochodu i przywitał się z gospodarzem, po chwili obaj mężczyźni rozładowywali ciężarówkę, którą kilku pracowników warsztatu przemalowywało już na czarno. Tymczasem Jan wraz z właścicielem warsztatu układali ciężkie paki z bombami lotniczymi na ziemi.

    Komisarz był już wyczerpany ciągłą obserwacją siedziby partii komunistycznej. Komuniści byli bardzo sprytnymi przeciwnikami, którzy potrafili zaskakiwać nawet najbardziej doświadczonych śledczych, a co dopiero pośpieszenie awansowanego na specjalistę od walki z komunistami, komisarza Grzegorza Morawskiego, który dopiero co przejął tą odpowiedzialną funkcję od swojego kolegi, świętej pamięci generała policji Michała Janowskiego, który zginął w zorganizowanym przez KPP zamachu terrorystycznym. Tym razem czerwoni przeszli samych siebie…
    - A więc pański przełożony potwierdził autentyczność tych dokumentów tak? – przerwał ubranemu w mundur sierżanta chłopakowi Morawski.
    - Tak jak już mówiłem, to były prawdziwe dokumenty, lub bardzo dobrze podrobione…
    - Jasna cholera człowieku – warknął Morawski – Jak do ciężkiej cholery można nie odróżnić oryginalnego dokumentu o wydaniu trzystu kilogramów bomb lotniczych, przecież to się nawet kupy nie trzyma…
    - Nigdy w życiu nikt nie próbował ukraść, czy z całym szacunkiem dla pana komisarza, wynieść z wojskowego magazynu trzystu kilogramów bomb lotniczych…
    - Proszę mi powiedzieć jeszcze coś na temat ich wyglądu…
    - Wyglądali normalnie… to zwykli żołnierze, ubranych w mundury 1 Dywizji Bombowców Ciężkich. Proszę mi wierzyć, w takich miejscach jak tu nie zadaje się zbędnych pytań, za wszystko odpowiadają strażnicy przy wejściu. Jeśli oni rozpoznają fałszywe dokumenty, to dostaję sygnał. Zanim na moim stanowisku pojawi się wspomniany delikwent, naciskam na specjalny przycisk, którym informuję żandarmerię o takim fakcie. Wszystko. Zazwyczaj kończy się na pojawieniu się żandarmów, którzy legitymują żołnierzy, którzy próbują wziąć amunicję bez odpowiednich uprawnień….
    - Macie tu niezły burdel – warknął Morawski i zapalił papierosa. Był naprawdę zmęczony, a ten ***** nie był w stanie nawet przypomnieć sobie jak wyglądali Ci przeklęci komuniści. Z największego warszawskiego arsenału zginęło ponad 300 kilogramów bomb lotniczych, i nikt nie wiedział kto jest odpowiedzialny za tą kradzież…
    Morawski wstał z miejsca i wyszedł na zewnątrz. Przez chwilę przyglądał się murom arsenału po czym wsiadł do nie oznakowanego radiowozu. Samochód ruszył z miejsca, kierowca jechał powoli, co jakiś czas rozglądając się na boki.
    - Jarek co ty? – zaśmiał się Morawski – boisz się, że komuchy wysadzą ci się pod kołami?
    - Panie komisarzu, to jest jakaś ********** kołomyja. Przed chwilą łapałem łączność z posterunkiem na Złotej, meldowali, że przez cały czas w obserwowanej przez nas kamienicy trwał nieustanny ruch, a ich radiostacja po prostu nie milkła, co chwilę wysyłali jakieś wiadomości… Wydaje mi się, że to nie oni buchnęli te bombki…
    - Jak nie oni to kto?

    Kilku ubranych w kombinezony robotnicze ludzi powoli i z namaszczeniem wyjmowało dwudziestokilogramowe bomby ze skrzyń. Następnie wyładowane już pociski czekały na moment, gdy odpowiednio przeszkolony saper zdejmie z nich metalową osłonę. Saper był niskim lekko łysiejącym mężczyzną z nieodłącznymi okularami w grubej oprawce na nosie. Bombiarz, który siedział po jego prawej stronie, raz za razem sięgał po wymontowany z bomb materiał wybuchowy. Powoli podpinał je do elektrycznych zapalników, połączonych z zegarem. Do każdej tak przygotowanej bomby, członek partii szybko przyklejał do ładunku kartkę z nazwą kawiarni do której miał trafić…
    Stojący nieco z tyłu Feliks Edmundowicz Dzierżyński podniósł jeden z przygotowanych już do użycia ładunek. Przez chwilę ważył bombę w ręku po czym odwrócił się do stojącego z tyłu Karola Świerczewskiego, ubranego w przepoconą niebieską koszulę.
    - Jak sądzisz Walter, załatwimy tym kilka problemów gnębiących to burżuazyjne społeczeństwo?
    - Towarzyszu Feliksie, wy jak zwykle stroicie sobie żarty…
    - Jestem całkowicie pewien tego co mówię. Musimy zamienić życie przedstawicieli klas wyzyskiwaczy spokojnie bawili się kawiarniach, przy koniaku i wódce, w czasie gdy lud pracujący miast i wsi leje krwawy pot…
    Odpowiadający za montaż bomb mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Komuniści mogli mówić o nim co chcieli, dla niego zawsze liczyły się tylko pieniądze. A chłopcy podlegający towarzyszowi Dzierżyńskiemu płacili naprawdę dobrze. W czasie gdy Dzierżyński roztaczał przed swoim podwładnym, Karolem „Walterem” Świerczewskim, wizję czerwonej Polski, członkowie podziemnej komunistycznej bojówki zaczęli wynosić gotowe ładunki do samochodów, czekających na nich przy wyjeździe z małego placyku. Magazyn był położony na obrzeżach miasta, jednak pomimo tego znajdował się pod dokładną obserwacją policji….
    Posterunkowy Wiśniewski był już wybitnie znudzony sterczeniem za kółkiem z wielką wojskową lornetą przytkniętą do oczu. Wiśniewski oparł się oparcie swojego fotela i zapalił papierosa. Przez chwilę przyglądał się swojemu partnerowi, Kozłowskiemu po czym zaciągając się papierosem powiedział lekko przyciszonym głosem:
    - Skoczę na chwilę na bok. Jakby coś się działo daj znać…
    - Dobra Wacek, syndykaliści ruszają się jak muchy w smole…
    Wiśniewski wyszedł z kabiny osobowego Opla i oparł się o pobliskie drzewo, miał już rozpinać rozporek, gdy usłyszał za sobą jakieś kroki. Już miał się odwrócić by zobaczyć czemu jego partner opuści samochód, gdy poczuł jak ktoś szybko uderzył go jakimś ostrym żelaznym przedmiotem w plecy. Wiśniewski chciał jęknąć, ale w tej samej chwili poczuł jak ktoś zaciąga mu na szyi cienką żelazną linkę.
    Krzyżykowski zaciągnął garotę i w przypływie chwili kopnął duszonego policjanta w krzyż. W tym czasie jego towarzysz dusił drugiego policjanta. Po chwili duszony przez Jana mężczyzna opadł bez sił na ziemię. Komunista wiedział że musi działać szybko pośpiesznie wsadził na swoją głowę czapkę zabitego…

    [​IMG]

    Kawiarnia „Aida” była największym tego typu lokalem w Warszawie. W czasie sesji była dosłownie oblegana przez studentów, profesorów, oraz pracowników naukowych uniwersytetu warszawskiego. Teraz było jednak inaczej. Pomimo dość wczesnej godziny – była bowiem 16.30, lokal świecił pustkami. Na twarzy Krzyżykowskiego pojawił się grymas niezadowolenia. Za dziesięć minut będzie musiał nastawić swoją bombę i opuścić lokal. Jan nerwowo poprawił swój stary garnitur, który w tej chwili wydawał mu się najgorszym łachem…
    Mężczyzna przy barze sięgnął po swoją teczkę i lekko uchylił jej wieko. Siedzącemu pod ścianą lokalu kelnerowi wydawało się, że gość szuka drobnych. Siedzący przy barze był młodym brunetem, na oko miał jakieś dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć lat. Odstawił teczkę na swoje miejsce po czym rzucił na bar kilka drobnych monet. Powoli wstał z miejsca i wszedł do toalety. Kelner wstał z miejsca i ruszył w stronę dużego stojącego na barze radia. Za chwilę miał zacząć się koncert z Filharmonii Wiedeńskiej… Gdy pracownik kawiarni „Lipska” miał już dotknąć palcami pokrętła silna detonacja rozerwała teczkę, wykonany ze sklejki bar i dwóch stojących przy nim ludzi. Podobne sceny rozegrały się w całej Warszawie… Krew gęsto spłynęła po marmurowych posadzkach warszawskich kawiarni…

    [​IMG]

    30 marca pomimo wydarzeń z 10 marca, minister spraw zagranicznych hrabia Szembek udaje się w podróż do Wiednia, gdzie uzyskuje zgodę na objęcie poszukiwaniami policyjnymi terytorium Księstwa Galicji i Lodomerii, oraz Królestwa Węgier, gdzie prawdopodobnie mogli schronić się winni zamachów bombowych z 10 marca. Jako pierwsi o wynikach śledztwa mają być poinformowani członkowie Rady Regencyjnej, którzy ogłosili, że za wydanie winnych zamachów, wyznaczają nagrodę w wysokości miliona marek polskich (po reformie walutowej z 1933, wartość jednej marki niemieckiej wynosiła około 2 marek polskich).
     
  4. Han

    Han Guest

    [​IMG]

    Mężczyźni stojący przed polską ambasadą byli wyraźnie zmęczeni. Woda ściekała po ich przemoczonych płaszczach, a deszcz jak na złość zacinał coraz mocniej, co dodatkowo powiększało ich frustrację. W końcu najstarszy z oczekujących podszedł do stróżówki i mocno zapukał w zakratowane okno.
    - Długo jeszcze mamy czekać?
    - Tyle ile będzie trzeba – odparł strażnik i wyszedł z drewnianego pomieszczenia – A panowie skąd?
    - Z Grodna panie…
    - No dobrze, to wejdźcie, ale trzymać mi się z dala od stojaków z bronią.
    Po chwili całe czekające do tej pory na zewnątrz towarzystwo siedziało na drewnianej podłodze. Ludzie byli zmęczeni, ale w ich oczach wciąż było jeszcze widać determinację. Na wizytę w ambasadzie czekali często po trzydzieści, czterdzieści godzin, podczas których nie mogli opuścić swojego miejsca w kolejce, gdyż odejście choćby na chwilę groziło aresztowaniem przez litewską policję. Polacy zdecydowali się jednak wziąć litewskich żandarmów na sposób – na samym początku wpuścili do ambasady kobiety i dzieci, które miały największy problem z ustaniem, na samym końcu mieli zaś wejść mężczyźni.

    [​IMG]

    Od czasu gdy nacjonalistyczny ruch polityczny „Mindowe” rozpoczął powiększanie swojej strefy wpływów na inne, niezwiązane z polityką dziedziny życia, los Polaków na Litwie stawał się coraz cięższy. Po pierwsze powstawało coraz więcej ograniczeń dotyczących praw mniejszości narodowych, oraz ich obowiązków w stosunku co do państwa litewskiego. Dzieje sięgającej XV wieku unii Polski i Litwy były już dawno zapomniane, jednak program jaki obecnie wprowadziły litewskie władze całkowicie przeczył historii obu państw.
    Każdy nie mówiący po litewsku przedsiębiorca był zmuszony do opuszczenia Litwy i założenia głównej siedziby swojej firmy na terenie swojego „kraju pochodzenia”. Przepis ten szczególnie mocno uderzył w Polaków, którzy stanowili tradycyjnie największą część litewskiego społeczeństwa, tradycyjnie też posiadali największe rezerwy kapitałowe. Reasumując, to Polacy posiadali około 30% aktywów państwa litewskiego i to właśnie ich należało tej silnej pozycji gospodarczej pozbawić. By uratować swoje firmy, większość polskich przedsiębiorców zdecydowała się wyemigrować do Polski, zaś na Litwie pozostawić jedynie swoich litewskich przedstawicieli.
    Siedzący do tej pory przy drzwiach młody chłopak w brązowej skórzanej kurtce wstał z miejsca i podszedł do jednego ze strażników.
    - Jak u was w Polsce jest ze służbą w wojsku?
    - No jak to jak? Jak chcesz to idziesz do Komisji Uzupełnień i prosisz o miejsce w jednostce.
    - I to wystarczy?
    - Tak, potem Cię badają, mierzą, warzą.. Normalne procedury.
    - To dobrze… Dziękuję panu – powiedział chłopak i wrócił na swoje miejsce. Ostrożnie otworzył kieszeń swojej kurtki i powoli wyjął z nich zawinięte w cienką bibułkę dokumenty i zdjęcia. Tylko to zostało mu z rodzinnego domu, spalonego na początku 1918 przez armię niemiecką. Nazywał się Jan Kacprzak, miał dwadzieścia trzy lata i od najmłodszych lat pracował w sklepie swojego wuja. Wuj zmarł na początku stycznia, to była bardzo dziwna śmierć, czarny rządowy samochód, pusta ulica… Nikt nie wiedział, że stary Kacprzak zaraz po przyznaniu Grodna Litwie, a nie odrodzonej Polsce organizował antylitewską partyzantkę… Janek był bardzo zmęczony, ale mimo to czekał. Wreszcie poczuł jak ktoś lekko szturcha go w bok.
    - No, panie, wasza kolej.
    - Dziękuję…
    Rozmowa z polskim konsulem była krótka i rzeczowa.
    - Chce pan do Polski?
    - Chcę.
    - Nazwisko?
    - Kacprzak.
    - Imię?
    - Jan.
    - Co by pan chciał robić?
    - Myślałem o służbie w armii.
    - Rozumiem, proszę iść do drugiego pokoju po polski paszport… Poda pan urzędnikowi ten dokument…

    Komisarz Morawski otworzył drzwi do swojego biura i wpuścił swojego gościa, młodego przybysza z Litwy. Przez chwilę obaj mężczyźni milczeli, po czym Morawski zapalił papierosa i podsunął pełną paczkę Kacprzakowi.
    - A więc, Janku, przyjechałeś tutaj z Grodna i bardzo chcesz trafić do polskiego wojska.
    - Tak panie komisarzu. Jestem bardzo dumny z tego, że jestem Polakiem i chcę bronić swojej ojczyzny.
    - Powiedz mi, chcesz przez całe swoje życie czekać na wojnę, albo pacyfikować manifestacje cywili, czy wolisz wziąć udział w prawdziwej walce o wolność swojego kraju?
    - Pytanie… Jasne, że to drugie…
    - A więc posłuchaj, znałem Twojego ojca. To był naprawdę dobry człowiek, dzielny oficer i co najważniejsze dobry przyjaciel. Litwini zamordowali go z zimną krwią… Ale zdrajcą, który go wydał był polak, członek partii bolszewickiej. Niestety zmarł już ze starości, ale jego syn wciąż żyje tu w Warszawie. Nazywa się Krzyżykowski, Jan Krzyżykowski i jest członkiem polskiego odpowiednika partii bolszewickiej. Oczywiście podobnie jak my jest syndykalistom, ale on dąży do zmienienia Królestwa Polski w drugą Bolszewię.
    - Nie rozumiem po co mi pan to mówi – odparł Kacprzak sięgając po papierosa – Mam go zabić, wyrwać mu flaki, czy jak…
    - Jest zdecydowanie lepszy sposób Janek. Zdecydowanie lepszy. Musisz włączyć się w działalność ich Polskiej Partii Robotniczo-Syndykalistycznej. Będziesz powoli piąć się w górę po szczeblach ich hierarchii, tylko po to by w odpowiednim momencie stanąć na czele jakieś lokalnej komórki. Oczywiście będzie to od ciebie wymagało bardzo dużo poświęceń… ale myślę, że będzie warto. Ponadto, będziesz pomagać mi w prowadzeniu mojego małego przestępczego imperium – na twarzy komisarza Grzegorza Morawskiego pojawił się chytry uśmiech – Kojarzysz może gdzie w Warszawie można kupić najlepszy nielegalny alkohol?
    - Domyślam się, że pewnie gdzieś na Pradze – odparł nieśmiało Kacprzak.
    - Brawo! A dokładniej w mojej kamienicy, w sąsiednim mieszkaniu, które de facto należy do mnie, choć jestem jego właścicielem pod innym nazwiskiem, którego na razie nie musisz znać. Dodatkowo, dostaję drobne kieszonkowe od mieszkańców Pragi, oraz niektórych części Powiśla. Jestem patriotą – dodał szybko komisarz widząc na twarzy swojego rozmówcy wyraz dezaprobaty – Nienawidzę tych pieprzonych czerwonych terrorystów, którzy kradną bomby z naszych wojskowych magazynów. MOI chłopcy również kradną broń, ale okradają szwabską armię.
    - A więc co mam zrobić na początek?
    - Na początek… Chodź ze mną…
    Morawski wstał z miejsca, i razem ze swoim młodym gościem wyszedł na długi ciemny korytarz. Kacprzak szedł za dawnym przyjacielem swojego ojca, którego adres znalazł w starych papierach wuja i rozmyślał o wszystkim co do tej pory widział. Wiedział, że w Polsce panuje napięta sytuacja związana z walkami pomiędzy różnymi odłamami syndykalistów, ale nie wiedział, że jego zmarły wujek był jednym z największych sponsorów radykalnego prawicowego skrzydła. Po chwili obaj znaleźli się w dużym garażu pełnym policyjnych samochodów i motocykli. Morawski wyrzucił niedopałek do popielniczki i podszedł do stojącego przy jednym z radiowozów mężczyzny. Mechanik był niskim brunetem w wieku około czterdziestu lat. Ubrany w poplamiony kombinezon wydawał się jeszcze niższy. Wrażenie to pogłębiał dodatkowo fakt, że człowiek, do którego podszedł komisarz Morawski był lekko przygarbiony.
    - Czołem Maciej! Mam tu kogoś kto przewiezie te twoje „grabie”.
    - No nareszcie, *****! Myślałem, że będę musiał sam **********ć z tym ****** do Łodzi. To ten – zapytał Maciej wskazując na Kasprzaka – Podoba mi się. Ma ***** dobry polski wygląd. Od razu widać, że nie jest jakimś pieprzonym czerwonym…
    - Tak to ten. Nazywa się Jan Kacprzak – Morawski lekko się uśmiechnął i dyskretnie położył na masce samochodu Colta 1911 – Weź to, może Ci się przydać. Nigdy nie wiadomo co będzie na drodze.
    - Rozumiem – odparł Jan i sięgnął po leżący na samochodzie pistolet. Ostrożnie sprawdził magazynek, po czym schował broń pod cienką skórzaną kurtkę – Co mam zrobić?

    Czarny Opel szybko wyjechał z podziemnego garażu przy komisariacie policji. Siedzący na fotelu pasażera Maciej oparł się wygodnie o schowek na rękawiczki i wyciągnął z kieszeni dziurawego płaszcza „Przegląd Miesięczny”.
    - Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli będę czytał na głos?
    - Ależ skąd – uśmiechnął się Kacprzak – Dawno nie interesowałem się wydarzeniami na świecie…

    [​IMG]

    - Jak sobie życzysz – odparł Maciej i otworzył gazetę na stronie poświęconej wydarzeniom z 10 kwietnia – Nowy człowiek u władzy w Meksyku... O *****… 10 kwietnia nowym prezydentem Republiki Meksyku został znany w Ameryce Łacińskiej komunista i działacz syndykalistyczny, Vincente Lombardo Toledano. Zdaniem większości komentatorów taki człowiek u władzy w tak ciekawym rejonie, jak Meksyk, może stanowić duże zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych, które ugrzęzły obecnie w sporze pomiędzy Jackiem Reed’em, Huey’em Longiem, oraz przywódcami demokratów i republikanów…
    - Nie wesoło, co? – zagadnął Macieja Kacprzak i lekko dodał gazu.
    - No wiesz, takie postawienie sprawy to dość „delikatne” podsumowanie tej pieprzonej sytuacji. Piszą o czymś jeszcze?

    [​IMG]

    - Ogólnie rzecz biorąc jakieś pierdoły, poczekaj przerzucę parę kartek – mechanik z głośnym szelestem przejrzał kilka dużych stron gazety, po czym jego wzrok spoczął na małym nagłówku poświęconemu działaniom króla Hiszpanii Alfonsa XIII – O to mi się podoba! Król kazał zamknąć przywódców CNT-FAI. Władca Królestwa Hiszpanii zdecydował się podjąć zdecydowane kroki przeciwko działaczom lewicowego odłamu syndykalistów, związanych z popieraną przez Komunę Francuską, partią CNT-FAI, której członkowie, zostali już w zeszłym miesiącu objęci dozorem policyjnym. W chwili obecnej do aresztów trafili przywódcy największej opozycyjnej partii. Oficjalny protest w tej sprawie złożyli niektórzy posłowie hiszpańskich Kortezów, jednak jak zauważa lokalny komentator byli to głównie działacze związani z Syndykalistami.
    Na twarzy Macieja pojawił się szeroki uśmiech. Przez kilka następnych minut radosny uśmiech nie znikał z twarzy mechanika. Było widać, że wieści z Hiszpanii wprawiły go w prawdziwie szampański nastrój. Samochód zatrzymał się na poboczu. Do Łodzi było jeszcze jakieś czterdzieści kilometrów, ale Jan zdecydował, że zrobi to o co prosił go komisarz już teraz. Powoli wysiadł z samochodu i pod pozorem sprawdzenia ilości sprężonego powietrza w kołach przechodził od koła do koła. W chwili gdy pokonywał odcinek pomiędzy tylnim kołem, a przednim po stronie pasażera, zatrzymał się na chwilę. Szybkim ruchem wyciągnął pistolet i wymierzył do Macieja, który nieświadomy zagrożenia przeglądał gazetę. Strzał przebił mechanikowi krtań… Jan wstał z miejsca, zapalił papierosa, sięgnął po leżącą na kolanach zabitego gazetę i wcisnął ją sobie za pasek od spodni. Następnie szybko przeszedł przez drogę i ruszył dalej leśną drogą, która miała zaprowadzić go do pobliskiej wioski, gdzie miał już na niego czekać samochód do Warszawy.

    Pozostałe wydarzenia ze świata:

    [​IMG]

    25 kwietnia władze Bengalskiej Robotniczej Republik Rad, zdecydowały o wprowadzeniu przymusowej kolektywizacji wszystkich obywateli zatrudnionych na wsi. Decyzję to motywowano niskimi zyskami z produkcji rolnej, uzyskiwanymi przez samodzielnych rolników. Zgodnie z decyzją Naczelnej Rady Robotniczej i Żołnierskiej Bengalskiej RR, całkowitej kolektywizacji mają zostać poddane wszystkie gospodarstwa rolne, których 20% zostanie przekształcone w Społeczne Gospodarstwa Rolne, nastawione na sprzedaż wszystkich uzyskanych plonów na rynek wewnętrzny. Kolejne 80% gospodarstw zostanie przekształconych w Kolektywne Zespoły Rolne, które będą przedewszystkim zapewniać sobie zapasy na kolejny rok, a dopiero potem przeznaczać część plonów na sprzedaż.

    [​IMG]

    30 kwietnia doszło do zamachu na prezydenta Panamy. Zamachowiec postrzelił prezydenta Madrida w klatkę piersiową, co spowodowało znaczny krwotok. Władzę w państwie przejął Juan Arosemana, który zapowiedział zdecydowane kroki, których celem będzie wykrycie rzeczywistych sprawców tego straszliwego zamachu.


    Proszę szefostwo forum o usunięcie ankiety, gdyż wyrobiłem już sobie pogląd na to jak ma wyglądać odcinek. Dziękuję za wszystkie oddane głosy.
     
  5. Han

    Han Guest

    [​IMG]

    Maj był zdecydowanie jednym z najbardziej spokojnych miesięcy w roku. Oczywiście sądzili tak jedynie zwykli obywatele, nikt bowiem nie wiedział, że siedziba regenta od kilku tygodni była naciskana przez przywódców Niemiec, w sprawie wprowadzenia polskich wojsk do Galicji, która zdaniem niemieckiego MSZ, stanowiła poważne zagrożenie dla pokoju w tej części Europy. Na początku maja, dowódca polskich sił zbrojnych, generał Władysław Sikorski, spotkał się z dwoma niemieckimi oficerami – jednym z nich był słynny as myśliwski z czasów Wielkiej Wojny, Manfred von Richtchofen, pełniący obecnie obowiązki dowodzącego Luftwaffe. Nazwisko drugiego niemieckiego oficera, nie pojawia się w żadnych niemieckich ani polskich dokumentach, co może wskazywać na to, iż odgrywa on obecnie jakoś dużą rolę w rządzie niemieckim (jest co najmniej kilka takich osób, co utrudnia poszukiwania).
    Generał Sikorski był człowiekiem o dość pokojowym nastawieniu. Co najważniejsze, zdawał sobie sprawę, że Niemcy szukają okazji do zaczepki i rozpętania nowej burzy w Europie, która pozwoli im nieco opanować nastroje społeczne w swoim kraju. Zdaniem Sikorskiego Niemcy liczyli na większe dostawy dla wojska, co pozwoliło by im na powiększenie dochodów niemieckiego podatnika, zwłaszcza tego związanego z wojskiem. Z drugiej strony, mała europejska wojenka, przyciągnęła by w ten rejon setki awanturników i różnego rodzaju szumowin, które przez jakiś czas musiały by być, kontrolowane przez Polaków.

    [​IMG]

    Wstępne uzgodnienia zawarte pomiędzy Sikorskim, a Niemcami, przewidywały iż w wyniku działań niemieckiego wywiadu wojskowego, to armia galicyjska, jako pierwsza zaatakuje polskie oddziały, wykonujące zwykłe manewry wojskowe, w pasie nadgranicznym. W przypadku gdyby przygotowana przez Niemców prowokacja nie przyniosła spodziewanego skutku, planowano zbombardowanie kilku położonych w pobliżu granicy miast polskich, co wywołało by w kraju falę nienawiści do mieszkańców Galicji, których zamierzano oskarżyć, o atakowanie obywateli polskich. Niemieccy oficerowie, przedstawili również plan, według którego opinia międzynarodowa, a nawet rząd Księstwa Galicji i Lodomerii, miałby zostać poinformowany iż wojna, jest wynikiem imperialnych planów władającego Galicją rodu Habsburgów, który od dawna dążył do rozciągnięcia swoich wpływów gospodarczych, ekonomicznych i militarnych także na Królestwo Polskie. Ponadto, istniała oczywista szansa, na utrzymanie na polskim tronie, rodu Radziwiłłów, z regentem Januszem na czele, który dla niemieckiego domu panującego był najlepszym kandydatem na polskiego króla. Problematycznym aspektem, przynajmniej zdaniem generała Sikorskiego było odseparowanie galicyjskiego rządu od kół rządzących, zwłaszcza że część galicyjskich ministrów i polityków wyższego szczebla, skrycie marzyło o unii personalnej obu krajów, na co jednak nie godził się Radziwiłł – połączenie obu państw na drodze unii, oznaczało by bowiem wpuszczenie do Warszawy Habsburgów, co dla wielu polskich ziemian, było równoznaczne z późniejszym wcieleniem do Austrii.
    Ostatecznie po wielogodzinnej dyskusji, generał Sikorski stwierdził, iż nie jest w stanie samodzielnie podjąć decyzji na temat ewentualnego wypowiedzenia wojny Galicji, gdyż po pierwsze nie był w stanie skontaktować się z pozostałymi dowódcami sił zbrojnych, min. generałem Józefem Zającem i Admirałem Jerzym Świrskim, którzy jego zdaniem powinni wypowiedzieć się w kwestii ewentualnego wspierania działań wojennych przez ich formacje. Dodatkowo, Sikorski pragnął wcześniej poznać stanowisko regenta Radziwiłła, który jak sam powiedział, powinien jako pierwszy podjąć decyzję o dalszych krokach.
    Tymczasem niemieccy oficerowie wywiadu wojskowego przygotowywali się już do porwania premiera i ministrów rządu Księstwa Galicji, którego stolica, Lwów był właśnie wizytowany przez polski monitor rzeczny „Warszawa” zacumowany w porcie rzecznym, obok galicyjskiego monitora „Lviv”.
    Regent Radziwiłł stał przed najtrudniejszym wyborem w swoim życiu. Jeżeli zdecyduje się na wojnę i przegra, zostanie zapamiętany jako rozbójnik, który doprowadził swój dopiero co wskrzeszony kraj do upadku. Jeśli dojdzie do wojny, którą wygrają wojska polskie, straci wielu przyjaciół w Wiedniu, ale zyska nowych sojuszników w Berlinie, i dokona czegoś o czym marzło już wielu polskich przywódców po Wielkiej Wojnie – odzyska dla Polski Lwów, jedno z najważniejszych miast Najjaśniejszej Rzeczpospolitej Obojga Narodów. W podjęciu odpowiedniej decyzji, miała mu pomóc zwołana pośpiesznie Rada Koronna, w skład której weszli: premier Lubomirski, dowódca wojsk lądowych generał Sikorski, dowódca wojsk powietrznych gen. Zając, admirał Świrski, hrabia Szembek, pułkownik Marian Rajewski oraz szef policji minister Bukowiecki. Dyskusja toczyła się przy zamkniętych drzwiach i nikt nie wie, jak przebiegały obrady. W swoich opublikowanych w latach 70, wspomnieniach pułkownik Rajewski wspomina, że zdecydowana większość była za przyjęciem niemieckiej propozycji, zaznaczył jednak, że wszyscy stawiali jeden, dodatkowy warunek – w czasie walk nie ucierpią osoby narodowości polskiej, zamieszkujące Księstwo.

    [​IMG]

    Około godziny 23.00, 10 maja 1936 roku, regent Janusz Radziwiłł wydał podpisany przez Sikorskiego rozkaz, o rozpoczęciu manewrów wszystkich oddziałów polskich sił zbrojnych, w pierwszych tygodniach czerwca na pograniczu z Księstwem Galicji, o czym jak donosił dokument, zostanie poinformowany rząd. Na wieść o takiej decyzji polskiego przywódcy, jego ekscelencja cesarz Niemiec, Wilhelm II zwrócił się do swoich współpracowników następującymi słowami: „Panowie, możemy dziś z dumą powiedzieć, że Hohenzollernowie, kolejny raz pokonali Habsburgów na ich własnym podwórku”.
    We wszystkich polskich jednostkach wojskowych zarządzono ostre pogotowie. Wymarsz z koszar miał nastąpić 29 o świcie. Szczególnie napięta sytuacja panowała na pokładzie dwóch polskich monitorów – „Warszawy” oraz „Krakowa”, które czym prędzej poddano pośpiesznemu remontowi. Wymianie podległy min. działa artylerii głównej, stanowiska broni przeciwlotniczej, oraz zespół napędowy „Krakowa”, który otrzymał min. nowe śruby. Prace toczyły się również na polskich rzekach i kanałach, zwłaszcza zaś na polskiej części kanału Wisła – Dniepr – Dunaj, który w nadchodzącej wojnie miał stać się areną ciężkich walk polskiej Floty Wiślanej. Polacy przed wybuchem wojny z Księstwem Galicji dysponowali:
    - 2 ciężkimi monitorami o wyporności 120 ton,
    - statkiem artyleryjskim „Admirał Dickman”
    - pływającą baterią artyleryjską „Wisła”
    - 3 kutrami ciężkimi („Nieuchwytny”, „Niezatapialny”, „Niezniszczalny”)
    - 10 kutrami uzbrojonymi (opancerzone burty)
    - rzecznym stawiaczem min „Mątwa”

    Tymczasem do Warszawy zaproszony został premier księstwa Czech, Jan Syrov, którego wizyta miała rozpocząć się 23 maja 1936 roku, wczesnym rankiem na lotnisku w Warszawie. W czasie gdy polscy piechurzy przygotowywali się do przywitania czeskiego przywódcy, marynarze na pokładzie CKU (Ciężkiego Kutra Uzbrojonego) „Nieuchwytny” przygotowywali się do wyjścia na nocy patrol na Wisłę. Wśród marynarzy niespodziewanie pojawił się komisarz Morawski, w towarzystwie młodego marynarza Jana Kacprzaka.
    - Widzę że nasz drogi operator karabinu przeciwlotniczego, przyprowadził przyjaciela – zaśmiał się kapitan jednostki porucznik Górski.
    - Komisarz Morawski, słyszałem, że wychodzicie dziś na patrol po Wiśle.
    - Zgadza się – odparł Górski – Ale nie wiem co ma do tego policja.
    - Okazuje się, że czerwoni mają kilka łodzi, którymi przewożą podejrzanych o dokonywanie różnych czynów karalnych – na twarzy komisarza pojawił się szeroki uśmiech – Mam nadzieję, że nie będę musiał pokazywać panu zezwolenia na mój udział.
    - Dobrze, niech pan wchodzi, ale proszę trzymać się z tyłu. Jeśli spotkamy jakąś jednostkę to dam panu znać.
    Patrol rozpoczął się około 22.30. Początkowo był to zupełnie normalny patrol. Komisarz siedział na dużej żelaznej skrzyni z mapami mielizn rzecznych. Spokojnie palił papierosa i obserwował rzekę, gdy nagle poczuł jak Górski silnie szturcha go w ramię.
    - Jesteśmy na terenie Księstwa Galicji. Jak pan pewnie wie my też mamy coś do zrobienia.
    - Doskonale wiem co macie tu do zrobienia – odparł spokojnie Morawski wyrzucając peta za burtę – Jesteśmy teraz na kanale, zgadza się?
    - Zgadza – odparł Górski i oparł się o osłonę sterówki – Mamy rozpoznać galicyjską bazę monitorów.
    Morawski wstał z miejsca i przeszedł na dziób. Przez kolejne dwie godziny panował zupełny spokój. Dopiero około godziny dwudziestej drugiej, Kacprzak zameldował, że do wrogiej bazy zostało im dwadzieścia minut, przy obecnej prędkości. Kapitan zdecydował się nie czekać, i spokojnie wprowadził jednostkę w przybrzeżne zarośla. Cała załoga, w tym komisarz Morawski zabrali się do maskowania kutra. Po kilkunastu minutach kuter był już niewidoczny dla postronnego obserwatora. Marynarze ukryli się na brzegu i obserwowali kilka przetaczających się przez rzekę barek. Dowodzący kutrem Górski wetknął sobie do ust kawałek suchej kiełbasy. Barka przewożąca drzewo zniknęła już za zakrętem rzeki, gdy z małego zamaskowanego wśród trzcin i drzew portu. Obok bosmana Wójcika leżał odbezpieczony ciężki karabin maszynowy z pociskami smugowymi.
    - Pod żadnym pozorem nie strzelać – warknął Górski przyglądając się nerwowo Morawskiemu, który pośpiesznie wyciągnął z kabury pistolet.
    Monitor zakotwiczył w pobliżu dużej mielizny. Wyglądało na to, że załoga zamierza przeprowadzić ostre strzelanie. Dwa działa z dziobu skierowano na przeciwną stronę mielizny. Przez chwilę na okręcie panowała cisza, po czym z dwóch dział kalibru 30 mm padły strzały, które rozerwały ustawione na drugim brzegu drewniane baraki. O dziwo z rozbitych budynków wyskoczyli jacyś ludzie. Morawski odruchowo sięgnął po lornetkę. Jakież było jego zdziwienie gdy wśród biegających bez celu, pozostających zapewne w szoku ludzi na drugiej stronie, rozpoznał Krzyżykowskiego.
    - Panie komandorze – zaczął cicho komisarz – Wśród zebranych na tamtej stronie jest ktoś kto, jakby to powiedzieć, bardzo „zalazł” mi za skórę. Nazywa się Krzyżykowski i jest znanym działaczem komunistycznym.
    Tymczasem załoga monitora pośpiesznie wycofywała się z poligonu. Komuniści na drugiej stronie rzucili się biegiem w stronę brzegu, na którym dopiero teraz komisarz zauważył rybacki kuter z silnikami Maybach, które pozwalały na osiągnięcie prędkości dwudziestu węzłów.
    - Komandorze, mamy szansę ich dopaść – szepnął cicho Kasprzak.
    - Dobrze, przekonał mnie pan – odparł Górski i spojrzał na Morawskiego – Wszyscy na pokład.
    Po chwili z gęstych zarośli wyłonił się „Nieuchwytny”. Cała załoga znajdowała się na pozycjach bojowych, zaś Górski i Morawski stali na mostku.
    - Odległość do celu?
    - Pięćset metrów!
    - Podejdziemy bliżej i otworzymy ogień z działka – poinformował policjanta Górski – To powinno dać im do wiwatu.
    Kapitan miał jeszcze dodać, że zastanawia się skąd na wojskowym poligonie komuniści, gdy nagle po pokładzie polskiego kutra zabębniły pociski wystrzelone z pokładu galicyjskiego monitora. Bosman Wójcik pośpiesznie wskoczył do wieżyczki z dwoma karabinami maszynowymi i odpowiedział ogniem. „Lviv” chyba stracił ochotę do ostrzeliwania przeciwnika z kaemów, gdyż po chwili tuż obok prawej burty kutra rozerwał się pocisk z działa 30 mm.
    - Maszynownia! Cała naprzód na obu!
    Tymczasem Wójcik wciąż ostrzeliwał nieprzyjaciela z obu kaemów. Po chwili polski kuter wypadł z bocznego toru kanału na którym znajdował się galicyjski port, do głównego, nieco szerszego koryta…
    Pierwszy strzał z działka był niecelny – pocisk rozerwał się przed ściganą przez Nieuchwytnego łodzią. Krzyżykowski zdecydował się nie czekać na kolejny strzał i gdy tylko ich łódź nieco zwolniła wyskoczył do zimnych wód kanału. Jak się okazało w porę – kolejna salwa rozerwała wypełnioną amunicją łódź, której eksplozja rozświetliła nocne niebo…
    Nieuchwytny zniknął załodze Lviv’a z oczu. Kapitan Górski przez chwilę obserwował jeszcze płonący wrak łodzi silnikowej, po czym zwrócił się do komisarza:
    - Chyba jest pan zadowolony…
    - O tak. Bardzo mi się pan przysłużył kapitanie. Z resztą nie tylko mnie… - Morawski spojrzał na Kasprzaka i lekko się uśmiechnął…

    [​IMG]

    23 maja do Polski przybył Jan Syrov. Po krótkiej rozmowie z dziennikarzami na Okęciu, premier Czech znalazł się w gabinecie swojego polskiego odpowiednika. Lubomirski na widok gościa wstał z miejsca i podał czechowi rękę.
    - Miło pana widzieć.
    - Dziękuję mi również. Cieszę się, że mogę odwiedzić Polskę.
    - Ja również jestem bardzo zadowolony z pańskiej wizyty. Jak pan zapewne wie, chciałbym poznać pańską opinię na temat sytuacji panującej w Czechach, pod wodzą dynastii Habsburgów.
    - Jeśli mam być szczery to chciałbym zmienić temat naszej rozmowy – powiedział spokojnym tonem Czech – Jako premier nie powinienem mówić panu co czuję, jako obywatel czeski.
    - A więc jest, aż tak źle? – zapytał spokojnie Lubomirski.
    - Panie Lubomirski, postaram się być wobec pana zupełnie szczery – na twarzy czeskiego premiera pojawił się smutny uśmiech – Państwo funkcjonuje. Ale czekamy tylko na śmierć księcia, i to co wtedy nastąpi. Nie mamy pewnego statusu. Jeżeli, ktoś wezwie nas do oddania swoich ziem, nie będziemy mieli nic do powiedzenia. Jesteśmy zmuszeni do całkowitego posłuszeństwa względem Habsburgów. Jeśli władze Austrii zechcą centralizować monarchię, to znikniemy z mapy. Ale jeśli będzie trzeba… część naszych ludzi pójdzie walczyć…
    - Dziękuję. Przejdźmy teraz do innych kwestii – odparł Lubomirski – Pańskie słowa utwierdziły mnie w pewnej kwestii.

    Wydarzenia ze świata

    [​IMG]

    3 maja 1936 roku: Początek Kongresu Międzynarodówki we Francji. Do Paryża zaproszeni zostali przedstawiciele wszystkich lewicowych partii syndykalistycznych z całego świata, by wybrać kierunek dalszego rozwoju sił syndykalistów.

    [​IMG]

    14 maja 1936 – W Niemczech ukazuje się nowa książka poświęcona wielkiej wojnie w Europie. Jej autorem jest niezbyt uznany malarz z Wiednia, Adolf Hitler, który jako kapral piechoty brał udział w walkach we Francji. Mein Kampf opowiada o wojnie widzianej oczyma młodego kaprala Hitlera, który w wyniku ataku gazem stracił przejściowo wzrok – mimo to nie traci wiary i miłości do swojego ukochanego Cesarza Wilhelma II…

    AAR wyczyszczony i zamknięty. W razie chęci kontynuowania, kontaktować się z funkcyjnymi działu.
    Biedrona
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie