Królestwo Aragonii, walka o ogień. mikroAAR

Temat na forum 'CK - AARy' rozpoczęty przez Gothmog, 10 Październik 2007.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Gothmog

    Gothmog Ten, o Którym mówią Księgi

    Minęło parę miesięcy...

    - Miłościwy panie, Saraceni znowu plenią się u naszego sąsiada, króla Leonu i Kastylii!!
    - Nic nowego mój Sancho - połowa sług i dworaków nosiła to szlachetne (zdania były podzielone)* imię, więc król Aragonii nie był w stanie spamiętać, który jest który i jaką obecnie pełni funkcję, zwykle rozpoznawał ich po małżonkach.
    Dość, że na każde zawołanie ze dwudziestu natychmiast przybywało mu służyć.
    - Ależ panie, tym razem zajęli sąsiadującą z nami prowincję Rioja i natychmiast utworzyli tam Szejkanat!
    - Tak mówisz mój Sancho? ... Marszałku Sancho przygotuj rycerzy ziemi Jaca do wymarszu za 3 dni! Na koń wszyscy Sancho!

    Z tym okrzykiem król wypadł z komnaty skryby, gdzie odbywało się spotkanie. Obaj Sancho spojrzeli po sobie, wymienili znaczące spojrzenia i wzruszając ramionami takoż opuścili komnatę. Skryba, Raul, pozostał i notował... jak to robił już od lat dwudziestu. Prawdopodobnie został skrybą ze względu na noszone przez siebie imię, jako że nikt takiego nie miał w całym zamku, acz umiejętność pisania też pewnie miała tu niejaki wpływ.

    Dzielni rycerze pod wodzą swego Najdzielniejszego osiągnęli swój cel i w ciągu niecałego miesiąca zawładnęli nowymi ziemiami Wszędzie witani byli entuzjastycznie przez dawnych poddanych króla Leonu, uważanego zresztą w Aragonii za szuję.

    W jakiś czas po powrocie do zamku Jaca....

    - Miłościwy panie, Królu Aragonii, hrabio Rioja, Jaca, Barcelony....
    - Dość Marco! Dość! Czy zamierzasz wymieniać me tytuły także gdy stopa ostatniego Saracena opuści Iberię?! Do rzeczy!
    - Najmiłościwiej nam panujący... - Marco miał jedną wadę, uwielbiał tytuły, zapewne dlatego został kanclerzem, bo nikt nie mógł się z nim równać w wymienianiu tytułów wszystkich okolicznych książąt, hrabiów i królów. Imię różniące go znacząco od wszystkich Sancho także było jego atutem. - ...jesteśmy w stanie wojny z Królestwem ....
    - Coooo? Nie wypowiadałem nikomu wojny poza tym nędznym psem, który usadowił się w Rioja!
    - Ale..
    - Ale??!!
    - On był wasalem tego tam, no... jakby to rzec... tego północnoafrykańskiego pirackiego królestwa. - pierwszy raz się zdarzyło by Marco zapomniał tytułu panującego gdzieś króla.
    - A niech tego Sancho ... - zmełł w ustach przekleństwo, nie mógł sobie przypomnieć, który to Sancho zaproponował atak na Rioja. - .. nieważne, to tylko nowe ziemie i chwała do zdobycia!

    ....

    *1. Sancho - od łacińskiego Sanctus czyli Święty
    2. Sancho - w potocznym użyciu, mężczyzna, który obcuje z Twoją małżonką, gdy Ty walczysz przeciwko niewiernym.

    [​IMG]

    CDN (miejmy nadzieję)
     
  2. Gothmog

    Gothmog Ten, o Którym mówią Księgi

    Minął rok bezowocnych utarczek. Kiedy tylko armie (zbyt duże słowo doprawdy) Króla Hammanidów wylądowały gdzieś, natychmiast miejscowy oddział rycerstwa rozbijał napastników w pył... co nie było niczym dziwnym przy posiadanej przewadze....

    - Zebrałem was tutaj moi drodzy - rzekł król - aby przedstawić plan ataku bezpośrednio na ziemie Hammanidów! ... popatrzcie...
    Po obejrzeniu zabazgranego pergaminu pełnego strzałek, rysunków i różnych figur geocen... to jest.... chciałem rzec ... geometrycznych... tak właśnie...
    - Wspaniały plan, panie. Możemy ruszać w bój choćby zaraz! - zapalił się do pomysłu marszałek Sancho, nawiasem mówiąc królewski brat, urodzony po tym gdy świętej pamięci ojca dopadła chwila słabości w czasie jednej z wypraw.
    - Aż dech w piersiach zapiera - biskup, takoż Sancho, wyraźnie był pod wrażeniem... zapewne oczyma duszy widział już nowe biskupstwa, kościoły.... ach, co tam kościoły; złoto, szmaragdy, rubiny... i berberskie młódki brane.... oczywiście w niewolę, aby nawrócić je dla chwały bożej.
    - Wasza pomysłowość, za pozwoleniem pobiorę ze skarbca 200 dukatów, aby opłacić niewiernych szpiegów i sabo... sabota... sabotalanistów - niektóre, co dłuższe słowa zawsze sprawiały trudność don Juanowi, jednak jeśli chodzi o konszachty z podejrzanymi typami był niezastąpiony... że przesadzamy? Dość powiedzieć znał swój mroczny fach jak mało kto.
    - 200? - król zwykle stawał się czujny, gdy chodziło o jego skarbiec - mój drogi Juanie, nasze męstwo otworzy nam bramy wszystkich zamków a właściwe drogi wskaże Bóg!
    - Jak zwykle wasza wysokość ma rację - wtrąciła się królewska małżonka, która jako jedyna kobieta dopuszczana była do rady, wszak ściśle nadzorowała wydatki. Sądząc po grymasie na twarzy nie była zadowolona z tego całego przedsięwzięcia, zresztą podobnie jak stojący na uboczu Marco.
    - Tak więc moja miła - rzekł do niej król - każ moim poddanym budować flotę w Barcelonie!
    - Przykro mi luby, ale muszę odmówić Twemu żądaniu. Jak dotąd nie spytałeś co o tym sądzę, lecz nawet to nie jest najważniejsze.
    - Więc cóż jest ważniejszego?
    - Twój skarb mój panie...
    - ....??
    - Dotychczasowe utrzymanie wojska kosztowało tyle, że musieliśmy oddać lichwiarzom w arendę przystań dla rybaków! Używanie frankońskich najmitów było dość kosztowne, więc skądinąd dobrze się stało, iż większość z nich mężnie zginęła przy obronie zamku w Rioja.
    - Cóż proponujesz w takim razie?
    - Pokój. Mamy poważne długi. I jakkolwiek przykro mi to mówić, nie stać Cię na tak daleką wyprawę.
    Propozycja została niechętnie zaakceptowana przez króla, przy głośno wyrażanej dezaprobacie obu Sancho. Jednak Marco musiał się sporo natrudzić aby przekonać władcę Hammanidów iż wojna nie leży w interesie żadnego z królów. Ostatecznie po kilku latach powtarzających się nieudanych wypraw Berberów status quo został zaakceptowany, po prostu król Hammanidów nie mógł znaleźć więcej pożyczkodawców, w czym niejasny udział miał don Juan, a przynajmniej przypisywał sobie tę zasługę.
    Stare aragońskie powiedzenie mówi kiedy trwoga to do Boga, a przecież wszyscy wiemy, że najwyższym przedstawicielem Boga na Ziemi jest król. Co prawda Papież, ktokolwiek nim nie był, zawsze miał inne zdanie, ale nie zawsze miał na to wpływ będąc często uzależnionym od dobrej woli (i wojsk) władców świeckich.
    Otóż w trwodze właśnie był nasz sąsiad, hrabia Urgell, który drugi już rok samotnie walczył przeciwko Emirowi Saragossy. Trzeba przyznać, że chwacko sobie poczynał zagarniając ziemie Empurii i Rosello. Emir jednak miał większe zasoby i koniec końców zdobył siedzibę rodu Urgell. Natenczas Hrabia poczuł ową trwogę i zwrócił się do naszego umiłowanego władcy z prośbą o pomoc. Odbyła się kolejna wielka narada...
    - Ależ mój najmiłościwszy, któż będzie Ciebie szanował gdy złamiesz raz dane słowo? - perorował Marco
    - Słowo dane psom niewiernym nie obowiązuje!! - oburzył się król
    - Racja! - przytaknął stanowczo Sancho biskup, który wciąż pamiętał o niezrealizowanym planie podboju północnej Afryki.
    - Bij, zabij psów! - rozpalił się nadmiernie debatą królewski brat (z nieprawego łoża).
    - Ależ panie! Gdy wypowiesz kolejną wojnę Emirowi, Twój prestiż ucierpi znacząco! - uderzył Marco, wiedząc, iż na punkcie swojego prestiżu władca jest dość czuły. Nie aż tak jak na punkcie swego skarbca co prawda.
    - Uhmm, khmm, khmmm - król najwyraźniej nieco ochłonął.

    - Mam plan! - rzekł ni z tego ni z owego don Juan, na którego nikt dotąd nie zwracał uwagi. Nie było to trudne, gdyż wzrostu był lichego, a gdy skulił się na ławie, wyglądał jak kot... prawie.
    - Mówże więc w czym rzecz!
    - Otóż mam wieści, że nowo podbite Urgello zostało w nagrodę przyznane jednemu z dworaków Emira. Ponieważ nie mieliśmy z nim dotąd do czynienia i nie znamy go wcale a wcale, to gdy wojna jemu wypowiedziana będzie, Emir będzie musiał złamać rozejm, jeśli zechce go bronić. A wiem, że zechce, gdyż kosztowna wojna przeciwko rodzinie Urgello nie może być bezowocna, groziłoby to otwartym buntem.
    - Wspaniale! Jeśli Twój plan don Juanie powiedzie się, to Cię ozłocę!
    Królowa tylko popatrzyła znacząco na męża, lecz nie odezwała sie ani słowem. Już wcześniej w prywatnych komnatach dała mu zgodę na finansowanie jednej wyprawy przeciwko Saracenom, aby ów pozbył się nadmiaru stresu. Król Aragonii będąc bowiem ciągle niepocieszonym ograniczającymi go finansami oraz oporem małżonki w kwestii podnoszenia podatków, stresował się niemożebnie. Całe szczęście małżonka nie miała innych oporów i dała mu z tuzin potomstwa, w większości zresztą dziewczynek.
    Plan przedstawiony przez Mistrza Brudnej Roboty, a nie chodzi tu bynajmniej o nadzorcę praczek zamkowych, był na tyle prosty, że nie sposób było go zepsuć. Król dowodzący rycerstwem ziem pólnocnych zajął Calaynud, podczas gdy jego brat zdobył szturmem Tarragonę. I tu nastąpił nieprzewidziany planem wypadek, bowiem Sancho "z nieprawego łoża" Jimenez ogłosił się Hrabią Tarragony i ani myślał rezygnować ze swojej zdobyczy. Rozpuścił barcelończyków i osiadł w dopiero co zdobytym zamku... popularna wieść niosła, że harem Emira zbyt dużą był dlań pokusą. Najdzielniejszy Z Dzielnych postanowił więc dokończyć dzieła dowodząc samemu. Po upływie roku wszystkie ziemie saragossańczyków zostały opanowane a nasz Pan i Władca spotkał się mężnym Hrabią Urgell w dopiero co zdobytej, dawnej siedzibie jego rodu....
    - Kiedyż to planować mam uroczystość złożenia przez Ciebie Hrabio hołdu lennego?
    - Hołdu? Lennego??? - Hrabia dobrze udawał zdziwienie - w listach nie było mowy o tym, miłościwy panie.
    - Być to może, panie hrabio Rosello - wyręczył króla Marco, podkreślając tym samym, że w Urgell hrabia już nie panuje - jednakowoż gdyby nie nasza pomoc to żebrałby pan teraz leżąc u stóp dawnego, saraceńskiego pana Saragossy. A w obecnej sytuacji nasz nowy i wspanialszy pan na zamku w Saragossie oferuje Waści swoją opiekę w zamian za spełnienie kilku nie tak znowu uciążliwych warunków.
    - Odmawiam! - hardo postawił się hrabia.
    - Zważ na słowa głupcze! - don Juan nie zwykł mawiać dworskim językiem - Jesteś w naszej mocy stojąc tu teraz, a Twój następca nie będzie miał nic przeciwko wcześniejszemu zastąpieniu Cię na stolcu hrabiowskim, a do tego....
    - Stop temu! - wtrącił król - Nie jesteśmy tu aby obrażać dawnego pana tych murów. Racz wysłuchać mój panie hrabio co ma do powiedzenia Hrabia Empurii, Twój niedawny dworzanin.
    - Przysiągłem wierność obecnemu tu królowi Aragonii, hrabiemu Jaca, Barcelony, Rioja, etcetera etcetera, a uroczystość hołdu śmiałem zaproponować za 30 dni od dziś, na co miłościwie panujący wyraził w swej łaskawości zgodę.
    - Tym samym - rzekł kanclerz - ma pan hrabio 30 dni na stawienie się w zamku Jaca. Wiedz jednak, iż Twoja nieobecność zostanie uznana za wypowiedzenie wojny.
    - Ale... - próbował prostestować dawny pan Urgell.
    Nikt go jednak nie słuchał już, bo król Aragonii z dworzanami opuszczali salę i jęli gotować się do drogi.


    Podczas gdy król dzielnie wojował, w jednej z dolin ziemi Jaca szalał największy pożar jaki ktokolwiek pamiętał. Wyjątkowo suche lato - deszcz nie padał od wiosennych roztopów - niemal wyschnięte studnie oraz beztroska mieszkańców miały tu znaczący udział. Niektórzy duchowni zaczęli nawet głosić teorie o globalnym ociepleniu klimatu ze względu na gorączkę ogromnych krokodyli noszących ziemski padół. Jakkolwiek by nie było, nikt nie był w stanie ugasić płonących lasów.
    U wylotu doliny postanowiono zbudować wał piaskowo-ziemny, szeroki na łokci 15 i długi na 840 stóp, ograniczony był z jednej strony rzeką (chwilowo bardziej potokiem) a z drugiej jeziorem. Codziennie pilnowano aby żadna roślinność mogąca służyć za paliwo pożaru nie zapleniła się w odległości bliższej niż 60 stóp od wału. Koncepcja okazała się słuszna, gdyż ogień mimo że objął swym zasięgiem ową zaporę to nie mógł jednak rozprzestrzenić się dalej. Gdy w końcu spadła trwająca tydzień ulewa, okazało się, że co prawda lasy został wypalone niemal do cna, ale...
    - Pac! Sanco! Co to moze być? - osesek bawiący się w okolicach wału przeciwpożarowego wygrzebał coś z ziemi - Oo!! A tu nastempne! I jesce coś... o rany, na zemby babci! - dziecię było wyraźnie podekscytowane.
    - Co tam masz? - spytał zaciekawiony Sancho - ...oooo, niesamowite... chodź, pokażemy to tacie! Tylko nie mów nikomu gdzie to znaleźliśmy!

    [​IMG]

    Ojciec chłopaków, będący wioskowym kowalem, był łebskim facetem, domyślił się że szklane paciorki były efektem pożaru i jakiegoś składnika z ziemi. Szybko dostrzegł możliwości tkwiące w znalezisku swoich dzieci, znakomity jak się wydawało pomysł narodził się w jego głowie, brakowało tylko funduszy na eksperymenty, jako że stary piec kowalski nie był w stanie podołać zadaniu. Ktoś, kto mógłby potrzebne pieniądze zapewnić musiał być naprawdę bogaty... a kto mógł być bogatszy od samego króla?
    Kilka miesięcy później, po złożeniu sto pięćdziesiątej ósmej petycji o widzenie....

    - Cóż to aż tak ważnego masz mi do zakomunikowania uparty człecze? - król nie był zbyt zadowolony, ale wykoncypował sobie, że jednym posłuchaniem spławi natręta od kilku miesięcy nawiedzającego uparcie jego sekretarzy. Król dowiedział się o uparciuchu przypadkiem, po prostu zwrócił uwagę na jednego z Sancho mającego wartę na wieży sygnalizacyjnej, który zbyt często nawiedzał sekretariat. Zawsze po jego wizycie, sekretariat był zamykany na cztery spusty i nieczynny przez kilka godzin.
    - Najjaśniejszy panie, mam genialny pomysł! - wyrzucił z siebie kowal, mnąc w ręku coś co mogłoby być nakryciem głowy... albo szmatką do wycierania nosa i Bóg wie czego jeszcze.
    - I to wszystko? - posłuchanie przebiegało zgodnie z planem, człeczyna wydawał się zmieszany.
    - Otóż, miłościwy panie - niestety dla samopoczucia króla kowal zwietrzył swoją jedyną szansę... - ten wynalazek pozwoli na produkcję szklanych paciorków oraz...
    - Ach tak?! Człecze, Saraceni produkują je od lat. I tuzin innych paciorkowanych zabawek takoż.
    - Otóż to, wasza słuszność, otóż to. Saraceni produkują! - podkreślił dobitnie kowal uśmiechając się od ucha do ucha.
    - Tak, człowiecze! Właśnie to powiedziałem! Czy długo zamierzasz mi jeszcze zabierać czas?!
    - Wasza słuszność, a gdybyś Ty mógł produkować takie zabawki? Śmiem domniemać, że dodatkowy dochód do skarbca byłby wart poświęcenia nieco funduszy na budowę warsztatu. - kowal niechcący uderzył w czuły punkt Jego Wysokości.
    - Człeku! Chcesz mi powiedzieć, że skradłeś saraceński sposób i wiesz jak to zrobić?! - król poczuł podniecenie na myśl o możliwości złamania monopolu niewiernych.
    - Nie do końca, wasza miłość. Sam wymyśliłem sposób... zresztą nie tylko na zabawki.. otóż...

    Wyjaśnienia zabrały następne 3 godziny... Co prawda król zgubił się w technikaliach po kwadransie, ale cierpliwie wysłuchał pomysłowego kowala do końca. Prace nad budową pierwszego chrześcijańskiego warsztatu szklarskiego rozpoczęły się nazajutrz.

    CDN. (już wkrótce)
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie