Królestwo Obojga Sycylii 1836 AAR

Temat na forum 'Victoria - AARy' rozpoczęty przez Magnat, 30 Wrzesień 2005.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Magnat

    Magnat Aktywny User

    Królestwo Obojga Sycylii AAR
    [​IMG]

    Poziom normal/normal
    Vic 1.03


    [​IMG]

    Cele:
    1. Zjednoczenie Włoch
    2. Ekspansja w kierunku Afryki Północnej, Bałkanów, wschodniego wybrzeża Adriatyku.
    3. Opanowanie jak największej liczby strategicznych punktów na Morzu Śródziemnym.
    4. Kolonizacja szeroko rozumiana.
    5. Rozwój przemysłu i infrastruktury.
    6. Zwycięstwo :)

    Postanowiłem grać Sycylią z prostej przyczyny: bo nigdy wcześniej nią jeszcze nie grałem. AARa postaram się pisać jak opowiadanie. Jak mi to wyjdzie, zobaczymy. Na razie przedstawiam część pierwszą, opowiadającą o wydarzeniach przed właściwą rozgrywką. Dalsze losy AARa zależą od zainteresowania.
     
  2. Magnat

    Magnat Aktywny User

    Część 1: Niech żyje rewolucja!
    [​IMG]

    14. grudnia 1835 r. – Palermo
    W zaciemnionej izbie, przy marnym świetle siedziało czterech młodych ludzi. Gwarne zazwyczaj towarzystwo tym razem siedziało cicho. Panowała dziwna konsternacja. Była dziwna, lecz całkowicie uzasadniona. Albowiem czwórka nastolatków niedawno podjęła trudną decyzję, która nieodwracalnie zmieni ich życie i teraz przyszedł czas przystąpić do dzieła.
    - Wszystko gotowe? – zapytał Fabrizio.
    - Chyba tak – odpowiedział mu Luca
    Wyszli. W szybkim tempie ruszyli w kierunku portu. Był środek nocy. Ową czwórkę stanowili: Fabrizio – wysportowany brunet, Giuseppe – długowłosy blondyn, Luca – najniższy, w trochę przybrudzonej koszuli, nie rozstający się z butelką wina. Był jeszcze Giani – rudy, masywny (zbyt masywny), w okularach. Wszyscy byli kolegami ze szkoły – niezbyt zamożnie urodzeni, postanowili szukać lepszego zajęcia od tych, które oferowało im Palermo.
    Po przebyciu niezbyt długiej drodze dotarli do portu. Port w Palermo był okazały, ale ich środek transportu nie znajdował się w tej nowoczesnej części. Skierowali się na boczną plażę, gdzie wśród zdewastowanych drewnianych konstrukcji stały stare rybackie łodzie. Na jednej z nich stał starszy mężczyzna.
    - No, w końcu jesteście. Wsiadajcie.
    Tak też zrobili. I po chwili odbijając się od wysokich tej nocy fal Morza Śródziemnego płynęli w kierunku Neapolu.

    [​IMG]
    Królestwo Obojga Sycylii 1835 r.

    14. grudnia 1835 r. – Neapol

    Oślepiające światło Słońca obudziło naszych bohaterów. Na horyzoncie ukazał się niewielki półwysep z zamkiem po środku. To Castell dell’Ovo. Dobili do brzegu. Rzucając kilka miedziaków i dziękując za pomoc, pożegnali się ze starym rybakiem. O tej godzinie na ulicy Santa Lucia było jeszcze pusto. Byli za wcześnie, musieli czekać. Luca otwarł swoje wino i zaczął popijać. Pepe, bo tak mówili na Giuseppe, otwarł jakąś książkę autorstwa bliżej nieznanego angielskiego romantyka i zaczął czytać.
    [​IMG]
    Ulica Santa Lucia

    W miarę upływu czasu na Via Santa Lucia zaczął gromadzić się tłum. O zmroku było już tu kilka tysięcy osób. W końcu pojawił się siwy starszy pan, stanął na podwyższeniu i przemówił:
    - Bracia! Nadeszła ta historyczna chwila, w której musimy zrzucić jarzmo ładu wiedeńskiego! Wobec bezradności króla, musimy zwiąść sprawy w swoje ręce. Bracia, za mną! Na Largo di Palazzo! Śmierć oligarchom, niech żyje rewolucja!
    - Niech żyje!! – powtórzył chórem tłum.
    Ernesto Bami, bo tak nazywał się ten człowiek, zszedł z mównicy. Podszedł do człowieka w mundurze wojskowym.
    - Generale Togato, mamy pewność, że cała armia jest po naszej stronie?
    - Właśnie nie. Nie odpowiadam za Gwardię Królewską, ale niestety należy wziąć pod uwagę, że mogą bronić króla.
    - No nic. Poradzimy sobie bez nich. Proszę wrócić do swoich oddziałów i natychmiast zarządzić marsz na miasto.
    Generał odszedł.
    Tłum maszerował w kierunku Pałacu Królewskiego na Cappodimonte.
    Gdy doszli do placu przed pałacem, stanęli. Za poleceniem Bamiego zaczęli wykrzykiwać:
    - Przecz z oligarchią i dyktatem wiedeńskim! Niech żyje rewolucja!
    [​IMG]
    Plac Largo di Palazzo

    Obok czterech młodzieńców z Palermo stał wysoki, ubogo wyglądający chłopak.
    - Ja tam nie wierzę w tą całą rewolucję. To tylko puste hasła. – zwrócił się do Gianiego.
    - To po co w niej uczestniczysz?
    - Chcę być wśród zwycięzców, bo może jaką robotę dorwę. Ciężkie czasy są, a u mnie nikt nie pracuje.
    Dyskusję przerwał im stukot butów żołnierzy Gwardii Królewskiej ustawiających się naprzeciw tłumu. Przyjęli na razie pozę oficjalną i czekali.
    [​IMG]
    Mundur żołnierza Gwardii Królewskiej

    Widok ten spowodował nieco zamieszania wśród rewolucjonistów, ale Bami prosił, aby krzyczeć dalej.
    Tymczasem w jednym z pokoi Pałacu Cappodimonte Król Ferdynand II z niepokojem spoglądał przez okno na tłum rewolucjonistów na Largo Di Palazzo. Obok niego stał generał Vecci – dowódca Gwardii Królewskiej.
    [​IMG]
    Król Ferdynand II

    - Musi Wasza Królewska Mość coś zrobić, bo inaczej czarno to widzę...
    - Ale co?
    - Daj Panie pozwolenia na użycie broni moim oddziałom.
    - Po moim trupie, Vecci! Nie będziemy strzelać do poddanych!
    - Panie, co to za poddani, co takie diabelskie hasła wznoszą?
    - Zrobisz tak: wezwiesz zebranych do rozejścia się...
    - A jak nie poskutkuje?
    Król nie odpowiedział.
    - A jak nie poskutkuje? – powtórzył generał.
    - To będziemy czekać na interwencję z zewnątrz.
    - Ale...
    - Pamiętaj! Nasze prawo stanowi, że możesz użyć broni tylko w wypadku ataku ze strony zgromadzonych!
    - Ale...
    - Żadnych „ale”! Biegiem na plac pilnować porządku!
    - Tak jest!
    A na placu dalej stała Gwardia i tłum dalej wznosił okrzyki.
    - Obywatele! Proszę się rozejść! To rozkaz króla! – zaapelował gen. Vecci
    Ale rewolucjoniści odejść nie mieli zamiaru. Zaczęli wznosić jeszcze głośniejsze okrzyki.
    - Powtarzam! Proszę się rozejść! – powtórzył wyraźnie zdenerwowany generał.
    Nic. Żadnej reakcji ze strony tłumu. Wtedy Vecciemu puściły nerwy. Wydał rozkaz przyjęcia pozycji bojowej żołnierzom Gwardii Królewskiej.
    - Ostatni raz powtarzam! Zaczniemy strzelać!
    Przerażenie i złość pojawiły się na twarzy króla, który obserwował poczynania generała przez okno.
    - Boże! Niech ktoś powstrzyma tego szaleńca! – krzyknął rozpaczliwie.
    Ale było już za późno. W tym samym momencie Vecci wydawał rozkaz otwarcia ognia. Padły strzały. Kilkanaście osób z pierwszego rzędu tłumu upadło na ziemię. Po chwili padły kolejne strzały. Lecz tym razem to nie gwardziści strzelali. To nadchodząca z południa dywizja generała Togato otwarła ogień. Rozochocony tłum rzucił się z barbarzyńskim niemal wrzaskiem na żołnierzy króla. Każdy walczył tym, co miał pod ręką. Giuseppe wziął broń jednego z zabitych żołnierzy generała Togato i przedarł się do przodu. Fabrizio pobiegł za nim. Pozostali dwaj byli zbyt przestraszeni, żeby walczyć. Schowali się w jednej z bocznych uliczek i czekali na rozwój wydarzeń. Rozpoczęła się regularna bitwa. Wśród dymu, kurzu, krzyku i odgłosów walki co chwilę padali zabici i ranni: to żołnierz Gwardii, to żołnierz Armii Neapolitańskiej, to mężczyzna, to kobieta, to dziecko...
    Odwagi i umiejętności żołnierzom Gwardii odmówić nie można, uzbrojeni też byli nieźle, ale przewaga liczebna rewolucjonistów była zbyt duża. Gdy pojmany został generał Vecci, gwardziści ogłosili kapitulację. Zostali rozbrojeni, a rozentuzjazmowany tłum zaczął znów wznosić okrzyki ku chwale rewolucji. Ponad godzinna rzeźnia zakończyła się.
    Dopiero gdy kurz zaczął opadać Luca i Giani zauważyli, że wśród zabitych leży chłopak, który wcześniej z nimi rozmawiał.
    - To ten, co chciał się bić o pieniądze dla rodziny? – spytał Giani.
    - Ten.
    Zapadła cisza.
    Bami dzierżąc w ręce jakiś świstek papieru, zabrał Togato i wszedł do Pałacu Cappodimonte.
    Król obserwował wszystko z góry. Gdy skończyła się bitwa, wiedział, że po niego przyjdą. Do pokoju weszli Bami i Togato. Bez przywitania, od razu przeszli do rzeczy.
    - Proszę to podpisać! – powiedział Bami, wskazując na owy świstek.
    Król bez słowa wziął go do ręki i zaczął czytać:
    „Ja, Ferdynand II Burbon, Król Obojga Sycylii z dniem 14. grudnia 1835 r. zrzekam się władzy cywilnej na rzecz pana Ernesto Bami, a władzy wojskowej na rzecz pana generała Emilio Togato. Sam zaś zachowuję dożywotnio tytuł króla, jednakże bez żadnej władzy wykonawczej. Dekret wchodzi w życie w trybie natychmiastowym.”
    Gdy skończył czytać popatrzył jeszcze raz przez okno, później na Bamiego, na Togato. Patrząc im prosto w oczy, powiedział:
    - Niech Bóg wam to wybaczy...
    Podpisał dokument i wyszedł...
     
  3. Magnat

    Magnat Aktywny User

    Część 2: Snując plany na przyszłość
    [​IMG]

    25 luty 1836 r. – Neapol

    Od rewolucji minęły dwa miesiące. Kurz po bitwie, jaka miała miejsce na Largo di Palazzo, dawno opadł. Martwych mężczyzn, kobiety i dzieci usunięto z placu i pochowano jak bohaterów. Plac wysprzątano, odnowiono fontannę, która uległa zniszczeniu podczas walk. Wszystko na pierwszy rzut oka wyglądało tak, jak dawniej. Ale to wrażenie było mylne. Neapolitańskie państwo, dotychczas rządzone przez niedostępną dla szarych obywateli arystokrację, przyzwyczajoną do staroświeckich, pompatycznych ceremoniałów, miało szybko zamienić się w nowoczesne, industrialne, prowojskowo nastawione miniimperium o mocarstwowych ambicjach, lecz na razie bez środków, żeby tego dokonać... Władza miała być bliższa ludziom.

    [​IMG]
    Pierwsze decyzje nowej władzy

    Od czasu rewolucji zarówno Bami (ochrzczony premierem), jak i Togato (już nie generał, a marszałek) często zwoływali spotkania na placu przed Cappodimonte. Zawsze wyglądały tak samo. Najpierw prezentacja militarnych możliwości Armii Neapolitańskiej, a później płomienne, nieco przydługawe przemówienie jednego z wodzów. Mówili, a to o potrzebie zwiększenia odsetku ludzi płynnie posługujących się pismem, a to o potrzebie zjednoczenia całej Italii pod panowaniem sycylijskim, a to znowu o dziejowej roli, jaką rzekomo przyszło odegrać pokoleniu włoskich romantyków-rewolucjonistów.

    [​IMG]
    Statystyki Król. Obojga Sycylii w momencie rozpoczęcia rozgrywki

    Zazwyczaj przemówienia były nudne i nie wzbudzały większych emocji, ale po jednym z nich neapolitańska prasa rozpisała się nadzwyczaj obszernie o wywodach Bamiego i Togato. Przychylna nowej władzy „Giornale di Rivoluzione”, pod redakcją jednego z bliskich współpracowników Bamiego – Camillo Taceni napisała:

    Natomiast konserwatywna „La Gazzetta di Napoli” nie była już tak przychylna Bamiemu. Jej redaktor naczelny w swoim felietonie wprost:

    [​IMG]
    Pałac Cappodimonte

    Bami przeczytawszy ten artykuł, ubrał płaszcz, wyszedł z pałacu Cappodimonte. W towarzystwie kilku żołnierzy skierował się w stronę wybrzeża. Był środek nocy. W pałacu Castel dell’Ovo, do którego zmierzał Bami, na pierwszym piętrze, w słabo oświetlonym pokoju siedział marszałek Togato i studiował mapy. Jedną pokreślił, drugą przetargał na pół – było widać, że nie jest w najlepszym nastroju. W pewnym momencie wszedł młody sierżant i poinformował, że przybył premier.
    - Proszę wpuścić.
    Po chwili w drzwiach ukazał się Bami.
    - Dzień dobry panie marszałku – burknął na znak przywitania.
    - Witam. Proszę wejść.
    - Jak tam nasze plany?
    - Obawiam się, że niestety nic z tego.
    - Jak to? Czyżby nasza armia była za słaba na Tunezyjczyków?
    - Za słaba to nie. Mamy w końcu dwie dywizje na obrzeżach Neapolu, dwie w Palermo i kolejne pięć w koszarach, w stanie gotowości. Uformowałem je na wypadek wojny, ale wszystko wskazuje na to, że wojny nie będzie.
    - Przecież ustalaliśmy...
    - Proszę podejść – Bami podszedł i zaczął przeglądać mapę, którą wskazał mu Togato. – Niech pan zobaczy. Ustalaliśmy, że nasza armia potrzebuje przetarcia, treningu, zanim wyruszymy na północ Włoch.
    - No tak.
    - I ustalaliśmy także, że w ramach tego przetarcia zaatakujemy Tunezję. Tylko, widzi pan, jest jeden problem. Nasi szpiedzy donieśli, że wojska francuskie przekroczyły granicę i kierują się na Tunis.
    - Niedobrze. W tym wypadku nasza operacja nie miałaby sensu.
    - No właśnie.
    - A to obok? To na zachodzie...
    - Eldżaze?
    - Tak
    - To jest myśl! Jutro zbieram sztab i opracowujemy plany.
    - Świetnie! To jeden problem mamy z głowy. Jest jeszcze jeden. Proszę zobaczyć to – wskazał na wspomniany już artykuł w „La Gazzetta di Napoli”
    - Nie potrzebujemy awanturników. – kontynuował Bami - Trzeba się ich pozbyć.
    - Co pan proponuje?
    - Ja wydam dekret o cenzurze prasy, a pan zbierze ludzi i postara się o to, aby ta gazeta przestała istnieć...

    27 luty 1836 r. – Neapol

    Środek nocy. Na Via Toledo zbiera się grupka około 15 żołnierzy pod dowództwem jakiegoś młodego sierżanta. Wśród nich są Giuseppe, Giani, Luca i Fabrizio. Zaraz po rewolucji, dostali mieszkania w Quarteri Spagnoli, wraz z przydziałem do I Dywizji Rezerwy. Wiodło im się nieźle. Przyzwoity żołd, ciepły posiłek, wygodne, choć niezbyt duże mieszkania i kawiarnia „Pretoria”, gdzie spędzali wolne wieczory. Tylko dosyć trudne i wyczerpujące ćwiczenia psuły ten obraz. Ale mimo, to nie narzekali. Byli dumni, że służą ojczyźnie.
    Tego dnia zostali wybrani do akcji likwidacji drukarni odpowiedzialnej za wydawanie „La Gazzetta di Napoli”. To była ich pierwsza taka akcja, więc byli bardzo przejęci. Sierżant dał rozkaz rozpoczęcia przygotowań. Po chwili szyby starego budynku zostały wybite. Żołnierze wyważyli drzwi i weszli do środka. Zastali tam stróża, który zbudzony ze snu, nie za bardzo wiedział, co się dzieje.
    - Zabić. – dowódca zwrócił się do Giuseppe.
    - Tak jest!
    Pepe nawet się nie zawahał. Niezwłocznie wbił ostrze w żebra staruszka, gdy pozostali trzej trzymali go za ręce. Nie miał świadomości, że właśnie zabija niczemu nie winnego starca. Powidzieli mu, że idą likwidować wrogów rewolucji, a co za tym idzie, wrogów narodu.
    Po zdemolowaniu wnętrza drukarni, podpalili sprzęt i wyszli. Pożar było widać na drugim końcu miasta.

    [​IMG]
    Pożar drukarni

    Nazajutrz „Giornale di Rivoluzione” napisał:

    [​IMG]
    Stosunki międzynarodowe w lutym 1836 r.
     
  4. Magnat

    Magnat Aktywny User

    Część 3 – Operacja „Kartagina”
    [​IMG]

    14. listopada 1836 r. – Susa (Tunezja)

    Na wysokim klifie, pod drzewem siedzieli dwaj starsi mężczyźni ubrani w turbany. Popijając jakiś lokalny trunek, spoglądali w morze. Tam od dobrych dwóch godzin kotłowało się od obcych statków.
    - Powiedz mi Naseem, co to może oznaczać? Tyle statków pod obcą banderą, przecież na handel nie przypłynęli.
    - Nie wiem Aknar, ale obecność Europejczyków nigdy nie wróży nic dobrego.
    - Racja – przytaknął Naseem i oboje powrócili do picia.
    Rzeczywiście obecność tych statków mogła być niepokojąca. Z klifu nie było widać, czyja to flotylla. Dodatkowo mylący mógł być fakt, że na pierwszy rzut oka statki wyglądały jak transportowce.

    [​IMG]
    Flota sycylijska u wybrzeży Tunezji.

    Dopiero około południa Naseem i Aknar zauważyli wyraźny ruch statków w kierunku portu. Im statki były bliżej, tym lepiej dwaj Arabowie widzieli szczegóły i powoli zaczynali pojmować, czego właśnie są świadkami. Na statkach wisiały flagi sycylijskie, a pokłady wypchane były żołnierzami. Gdy ci dwaj to dostrzegli, odstąpili od podziwiania widoków i pobiegli co sił w dół, w kierunku miasta.
    Gdy byli mniej więcej w połowie drogi, rozległ się przerażający huk armat. Naseem i Aknar, mimo iż byli po drugiej stronie góry i ostrzał bezpośrednio im nie zagrażał, z przerażenia upadli na ziemię. Po chwili jednak wstali i pobiegli dalej.

    [​IMG]

    Wbiegając do portu w Susie zastali straszliwy widok. Wszystkie statki niewielkiej floty tunezyjskiej wśród pyłu, dymu i ognia, powoli schodziły na dno Morza Śródziemnego. Dalej, nieco na północ, w niewielkich rowach broniły się oddziały Straży Przybrzeżnej. Jednakże po kilkunastu minutach zabrakło im amunicji. Niski Arab – dowódca oddziału – widząc beznadziejność sytuacji, dosiadł konia i dierżąc w ręku białą flagę skierował się na molo. Ostrzał ustał.
    Kilka godzin później słońce nad Susą powoli już zachodziło. W porcie i na ulicach miasta roiło się od żołnierzy sycylijskich. Wśród wiwatujących oddziałów przechadzał się marszałek Togato. Doglądał stanu amunicji, ekwipunku, sprawdzał wielkość strat i wydawał rozkazy kilku oficerom.
    Wśród trupów żołnierzy tunezyjskich, paliło się ognisko. Siedzieli przy nim Giani, Fabrizio, Giuseppe i Luca. W pełni uzbrojeni, bez uszczerbku na zdrowiu, zajadali przypiekane ziemniaki. Kiedy Bami zaczął pleść coś o dziedzictwie Cesarstwo Rzymskiego i o pełnoprawnych roszczeniach do Afryki Północnej, w państwie sycylijskim rozpoczęły się przygotowania do tej wojny. Wiedząc, że Francuzi zrezygnowali z podboju Tunezji, Togato rozpoczął kreślić plany inwazji. Nasi bohaterowie, w ramach uzupełnień, zostali przeniesieni do I. Dywizji Armii Neapolitańskiej, która od tej pory miała tworzyć trzon sił zbrojnych. Nie zdążyli się nawet przyzwyczaić do nowego przydziału, a już płynęli przez Morze Śródziemne na wojnę.

    [​IMG]
    Pierwsza faza wojny

    [center:a6e74d39bd]* * *[/center:a6e74d39bd]

    Na następny dzień ruszyli na zachód. Przedzierając się przez bezkresne obszary pustyń i półpustyń, zmęczeni i spragnieni, zmuszeni byli ciągle odpierać ataki nieregularnych oddziałów konnicy wroga, które nieoczekiwanymi szarżami na trudnym dla Europejczyków terenie, były w stanie zadać oddziałom Togato znaczące straty. Dopiero gdy miesiąc później, na południowy-wschód od Susy, w pobliżu Gabesu wylądowały nie mniej liczne oddziały generała Esposito, ataki tunezyjczyków trochę ustały. Gdy I. Dywizja Armii Neapolitańskiej dotarła do Afrikaya, południe kraju zostało odcięte od głównych sił tunezyjskich, podążających z Tunisu na południe. Po zdobyciu miasta Togato zajął dawne linie obronne tunezyjczyków i czekał spokojnie na nadejście wroga. Narastające napięcie i niepewność, wśród oddziałów marszałka okazały się być nieco przesadzone, gdyż oddziały Arabów, które nadeszły z Tunisu, były co prawda tak liczne, jak zakładano, ale znacznie gorzej uzbrojone i słabiej wyszkolone od Sycylijczyków.
    Bitwa o Afrikaya zakończyła się druzgocącym zwycięstwem agresora. Resztki oddziałów arabskich wycofały się do Tunisu. Togato, nie dając swoim żołnierzom chwili wytchnienia, postanowił rozpocząć marsz za nimi. Trochę gorzej sytuacja wyglądała w Susie, gdzie Togato pozostawił jedynie niewielkie siły okupacyjne. Okazało się, że oddziały tunezyjskie odbiły część miasta, odcinając Togato od zaopatrzenia. Problem został szybko rozwiązany, po konsultacjach z Esposito. Nowe linie zaopatrzeniowe zostały poprowadzone przez Gabes i Djerid – zajęte przez Esposito i dalej przez Afrikaya do Tunisu.
    Sama stolica padła szybko. Oddziały tunezyjskie zostały okrążone i zmuszone do kapitulacji.

    [​IMG]
    Dziewiętnastowieczny muszkiet używany m.in. przez żołnierzy Armii Neapolitańskiej
    [center:a6e74d39bd]
    * * *[/center:a6e74d39bd]

    22. kwietnia 1837 r. - Tunis
    Na tarasie apartamentu przerobionego na tymczasową siedzibę nowych władz miasta siedział marszałek i spoglądał na miasto. Kurz powoli opadał, ulicami maszerowali jego żołnierze prowadzący jeńców – nad Tunisem zachodziło Słońce. Ciszę przerwał mu nieznajomy głos:
    - Ceterum censeo Carthaginem esse delendam – powiedział spokojnie i z pewną dozą żartu.
    Togato obejrzał się i zobaczył niskiego mężczyznę w podeszłym wieku, w mundurze sycylijskim. Na mundurze miał oznaczenia odpowiadające zwykłemu szeregowcowi, toteż marszałka bardzo zdziwił fakt, że dostał się bezpośrednio do niego.
    - Przepraszam, czy my się znamy? – zapytał Togato
    - Piękne miasto – zignorował pytanie nieznajomy – nie uważa pan?
    - Piękne, piękne – przez długie lata będzie perłą w koronie Królestwa Obojga Sycylii
    - Nie będzie…
    - Jak to? Co też opawiadacie szeregowcu?
    - Nie będzie, bo pan tą perłę okaleczy… ku chwale Sycylii oczywiście…
    - Co to za bzdura? Nie niszczę podbitych miast, bo ich piękno świadczy o mojej potędze.
    - Ale to pan zniszczy… A gdy dostanie pan klucze do siedmiu bram, w dzień śmierci i pana śmierć znajdzie, lecz biała będzie – nie czarna...
    - Co to za głupoty?! Pan chyba nie jest normalny! Straże! Wyprowadzić i rozstrzelać!
    Przyszło dwóch rosłych gwardzistów i wyprowadzili delikwenta. Togato przyjął ten niejasny przekaz ze zdziwieniem, ale także niepokojem, jakby wiedział, że ta przeklęta myśl nigdy już nie da mu spokoju...
    Nazajutrz poziom niepokoju Togato jeszcze wzrósł, gdy okazało się, że ów szeregowiec zniknął, zanim został rozstrzelany... W głowie się to marszałkowi pomieścić nie mogło, ale starał się opanować nerwy i powrócić do swoich obowiązków. Dywizja ruszyła do Susy.

    [​IMG]
    Druga faza wojny

    30. maja. 1837 r. – Susa

    - Ja już nie mogę chłopaki.
    - Spokojnie Luca – nie histeryzuj. Jeszcze kilka dni, ostatnia bitwa i powrócisz do domu. Do Neapolu, zobaczysz Via Santa Lucia, kawiarnię „Pretoria”, chłopaków z Quarteri Spagnoli... Izabelę... – tu Giani sugestywnie się uśmiechnął – Zobaczysz, wszystko będzie jak dawniej.
    Tymczasem z lewego skrzydła sunęła szarża kawalerii tunezyjskiej. Wśród setek bezimiennych twarzy Arabów, można było rozpoznać dwie znane twarze. To Naseem i Aknar. Po upadku Susy uciekli to Tunisu, aby tam zaciągnąć się do armii.
    W raz z innym wznieśli okrzyk ku chwale Allacha i pognali w sam środek szyku Sycylijczyków. Naseem nie miał szczęścia. Szybko został zrzucony z konia. Upadek spowodował u niego lekki szok, ale szybko powrócił do równowagi. Zobaczył nad nim Sycylijczyka, który zamierzał go dobić. Naseem był jednak szybszy niż Luca. Chwycił swe ostrze i niezwłocznie wbił je wprost w bebechy Włocha. Nie zdążył nawet upoić się dostatecznie swoim triumfem, a już sam padał zabity od ostrza. To Giani widząc tragedię kolegi, postanowił skarcić oprawcę.
    Szarża tunezyjczyków zakończyła się klęską, tak jak i cała bitwa. Tunezja upadła – jej ogromna większość została wcielona do Królestwa Obojga Sycylii. Togato tak przestraszył się przepowiedni, że zostawił Tunis Arabom, jednakże z obowiązkiem lojalności wobec rządu sycylijskiego.
    Na tej samej górze, z której w listopadzie Naseem i Aknar spoglądali na flotę sycylijską, ustawiono rząd krzyży. Na jednym z nimi do dziś dnia widnieje napis:
    „Luca Gambioli. 1818 – 1837. Decorum est pro patria mori.”

    [​IMG]
    Królestwo Ogojga Sycylii tuż po zakończeniu wojny z Tunezją

    Wyjaśnienia sentencji:
    Ceterum censeo Carthaginem esse delendam – „Poza tym uważam, że Kartaginę należy zniszczyć.” /Kato Starszy/
    Decorum est pro patria mori – „Zaszczytnie jest umierać za ojczyznę.” /Horacy/
     
  5. Magnat

    Magnat Aktywny User

    Część 4: Historia pewnego znaku
    [​IMG]

    44 r. po Chrystusie – Okolice Tingisu (Mauretania Tingitana)

    Pustynię Mauretańską przemierzało dwóch rzymskich dygnitarzy. Obaj na koniach. Pierwszym z nich był generał Iulius Decimus – dowódca XIII Legionu, a drugim młody decurion Quintus Publius. Obok nich szło trzech legionistów. Jeden z nich trzymał znak legionu, pozostali dwaj nieśli rzeczy osobiste przełożonych. Iulius wyszedł na spotkanie, przybywającego z Rzymu Quintusa, w Kartaginie i stamtąd razem udali się do Tingisu.
    Ów Tingis leżał w Mauretanii, nieopodal Fretum Herculum, jak nazywali Cieśninę Gibraltarską Rzymianie. Sama Mauretania rok przed opowiadanymi wydarzeniami została zdobyta przez armie Imperium, a konkretnie Legion XIII, dowodzony przez Iuliusa. Wkrótce została mianowana nową prowincją rzymską, a jej pierwszym namiestnikiem miał być Quintus Publius, który właśnie zmierzał do stolicy, aby objąć urząd.

    [​IMG]
    Rzymska mapa Mauretanii

    Byli już niedaleko celu, lecz zbliżała się noc i gdy tylko na horyzoncie pojawiła się niewielka osada, postanowili tam przenocować.
    - A cóż słychać w Rzymie? – zapytał Iulius
    - Potęga Imperium coraz większa, zacny Quintusie. Cesarz Klaudiusz z Brytanii powrócił. Kilka dni przed moim wyjazdem triumf świętował.
    - Masz całkowitą rację. Ciężkie czasy dla generałów, takich jak ja, nadchodzą.
    - Jak to?
    - Cały świat pada do stóp Imperium. Niedługo nie będzie kogo podbijać... Czasy wielkich triumfów przeminą...
    - Dlatego też bogowie wyznaczyli nam nową rolę. Pamiętaj, że imperium zżerają teraz problemy wewnętrzne. Masa barbarzyńców napływa na ziemie Rzymu. Ot, tacy na przykład Maurowie... albo chrześcijanie. Przecież to hołota. Zaręczam cię Juliuszu, że jako namiestnik Mauretanii miecza swego nie schowam, póki choć jeden obywatel Rzymu nie będzie czuł się całkowicie bezpieczny.

    [​IMG]
    Legion XIII w Mauretanii

    - Chciałbym, żeby wszystko było takie proste, jak to sobie wyobrażasz, ale tak nie jest. In exemplum, taka Mauretania. Dopiero co podbita, dopiero co moje wspaniałe oddziały zmusiły tych barbarzyńców do uznania wyższości Rzymu, a już dochodzą mnie słuchy, że te zwierzęta nie boją się nas... Co gorsza... ponoć napadają na nasze karawany, bezczeszczą święte insygnia, mordują kupców i żołnierzy. Będziesz miał ciężki problem do rozwiązania, ale wierzę, że podołasz.
    - Na pewno podołam.
    Gdy namiestnik wypowiadał te słowa, karawana wkraczała do osady. Rozglądnęli się zachowawczo, po czym ruszyli dalej. Minęli kilka domów i wtedy zorientowali się, że coś jest nie tak. W całej osadzie nie było żywej duszy. Bardzo to zdziwiło generała. Mógłby jeszcze wytłumaczyć brak ludności miejscowej (pewnie jego żołnierze urządzili tu jakąś straszliwą rzeź). Ale problem w tym, że nie było tu również żadnego legionisty, a to już było podejrzane. Generał nie pozwalał opuszczać swoim żołnierzom warty, a przecież nie było go tylko kilka dni.
    - Czy nie zabłądziliśmy generale? – spytał Quintus.
    Ale generał nawet mu nie odpowiedział. Nie był w stanie wydusić z siebie słowa. W takie osłupienie wprawił go widok kilkunastu martwych żołnierzy rzymskich, oraz płonąca flaga Senatu.
    Nie zdążył nawet wyobrazić sobie tego, co tu mogło się stać, gdy nagle wyrosło przed nim, niewiadomo skąd kilkunastu mężczyzn w długich, czarnych tunikach. Najwyższy z nich, wyciągnął nóż i zaczął coś krzyczeć, w jakimś barbarzyńskim języku. Przerażony Quintus chciał uciekać, ale kiedy tylko się ruszył, został otoczony przez bandytów. Zepchnęli go na ścianę jednego z budynków i tam zasztyletowali. To samo stało się z trzema legionistami. Generała bandyci zostawili sobie na sam koniec.
    - Nie wiecie z kim macie do czynienia! W imieniu cesarza każę wam przestać! Albo zobaczycie, co znaczy gniew Imperium!
    Lecz oni nawet go nie rozumieli. Dwaj złapali go za ręce i trzymali, podczas gry najwyższy, z nieskrywaną satysfakcją wymierzał mu sprawiedliwość.
    Zamordowawszy generała, Maurowie zabrali znak Legionu XIII i oddalili się. Legenda głosi, że w ciągu najbliższych trzech miesięcy, wszyscy bandyci zginęli w tajemniczych okolicznościach. A znak? Matka jednego z nich z przerażenia zakopała go do piachu.
    Tam, głęboko pod wydmami, leżał i spoglądał na dzieje Mauretanii. Będąc świadkiem triumfów i upadków kolejnych imperiów, cierpliwie czekał na swego odkrywcę.

    [center:889ea407c5]* * *[/center:889ea407c5]

    Nadzieje Fabrizio, Gianiego i Giuseppe na szybki powrót do domu okazały się złudne. Kiedy Togato zorientował się, że agresja na Tunezję przeszła praktycznie bez echa na salonach europejskich, zrozumiał, że nadarza się niepowtarzalna okazja zajęcia dużego terytorium, bez narażania się na wrogość mocarstw europejskich. Dlatego też w kwietniu 1838 roku zarządził atak na Eldżaze. Wojska sycylijskie posuwały się na zachód, nie napotkawszy nigdzie poważniejszego oporu zaskoczonych Arabów. Kiedy rok później Armia Neapolitańska dotarła do Haute Plateau, na granicy z Marokiem, marszałek dał swoim żołnierzom tydzień na odpoczynek, po czym rozkazał przekroczyć granicę. W ten sposób do sierpnia 1840 roku cała Algieria i Maroko znalazły się pod kontrolą Królestwa Obojga Sycylii.

    [​IMG]
    Atak na Eldżaze i Maroko

    [center:889ea407c5]* * *[/center:889ea407c5]

    20. sierpnia 1840 r. – okolice Tangeru (Maroko)

    Po podpisaniu pokoju oddziały Togato miały udać się na zasłużony odpoczynek. W tym celu należało przejść niekrótką trasę z Kasr El-Kebir, gdzie zakończyły się działania wojenne, do Tangeru, gdzie miały czekać transportowce. Gdy byli mniej więcej w połowie drogi, marszałek przyjął delegację, która oświadczyła mu, że żołnierze są już bardzo wyczerpani i proszą o postój. Togato kazał więc rozbić obóz w pobliżu ruin jakieś antycznej osady, sam zaś poszedł ją zwiedzać. Zabrał ze sobą dwóch pomniejszych dowódców i oddalił się na odległość około kilometra. I tak podróżowali, oglądając opuszczone budynki i rozmawiając o polityce.

    [​IMG]
    Ruiny antycznej osady nieopodal Tangeru

    W pewnym momencie jeden z oficerów zauważył dziwny przedmiot, wystający z piachu. Niezwłocznie zawołał marszałka.
    - Proszę zobaczyć.
    - Hmm, ciekawe... – powiedział Togato i pochylił się nad przedmiotem
    - Co to może być panie marszałku?
    - To mi wygląda na jakiś sztandar. Ale nie nasz... Odkopcie mi to.
    Obaj oficerowie schylili się i wydobyli przedmiot z ziemi. Ów przedmiot był bardzo zniszczony. Togato nie mógł rozpoznać po strzępach flagi, czyj to sztandar, za to dosyć wyraźny był napis na tabliczce przymocowanej do niego. „XIII” – tylko tyle udało się odczytać.
    - To wygląda na jakiś znak rzymski. – stwierdził Togato. – Proszę dopilnować, aby to dotarło do Neapolu.
    - Tak jest.
    Poszli dalej. Po kilku minutach zdecydowali się zawrócić do obozu. Nie zdążyli nawet dokładnie przedyskutować sprawy tajemniczego znaleziska, gdy niespodziewanie wyrosło przed nimi kilkunastu mężczyzn w długich, czarnych tunikach. Dokładnie takich, o których opowiada stara legenda z czasów rzymskich. Ale to Togato nie znał tej legendy, bo nie mógł jej znać.
    Najwyższy z mężczyzn zbliżył się i zaczął krzyczeć coś w niezrozumiałym dla Włochów języku. Togato pomyślał, że to jakaś banda miejscowych rzezimieszków, którym chodzi o okup. Godność pewnie nie pozwoliłaby mu zapłacić bandytom, ale co ma do znaczenia godność, kiedy trzeba życie ratować. Dlatego też marszałek ostrożnie sięgnął do kieszeni i wydobył z niej małą sakwę. Ale bandyci wyraźnie dali mu znać, że nie chcą pieniędzy. Chodziło im o znak, który dzierżył jeden z oficerów.
    Oficerowie zostali otoczeni, jeden z bandytów wyrwał znak z rąk oficera. Wyraźnie zadowoleni z uzyskania łupu, przystąpili do dokończenia dzieła. Wyjęli noże i zaczęli stawiać małe kroki, spychając trójkę Włochów na ścianę budynku... I w tym momencie rozległy się strzały. To grupka około dwudziestu żołnierzy postanowiła podążyć za dowódcą, nie informując go o tym. Byli wśród nich Fabrizio, Giuseppe i Giani. Widząc kłopoty swoich oficerów, zaczęli strzelać w powietrze. Fabrizio nie wytrzymał i strzelił w stronę bandytów, pomimo iż istniało zagrożenie, że trafieni zostaną oficerowie. Kule jakoś dziwnie nie imały się bandytów, ale ważne było to, że spowodowały panikę w ich szeregach. Zaczęli uciekać w popłochu. W takim popłochu, że jeden z nich upuścił zdobyty przed chwilą znak...
    - Coś dziwnego się tutaj dzieje. – stwierdził Togato, po czym zwrócił się do oficerów:
    - Proszę dokładnie zbadać tą sprawę. To znaczy, winnych znaleźć i osądzić.
    - A co ze znakiem? – spytał oficer
    - Skoro ci bandyci tak bardzo chcieli go zdobyć, to znaczy, że musi być bardzo cenny. Weźmiemy go Neapolu, zbadamy, a później... sprzedamy Francuzom. Oni lubią takie antyczne zabawki, więc powinni solidnie zapłacić za ten znak.
    Giani, Fabrizio i Giuseppe zostali kilka dni później odznaczeni, oraz awansowani na sierżantów. Na terenie Tangeru rozpoczęło się śledztwo, które jednak nie przyniosło żadnych efektów. Powód? Obydwaj oficerowie, którzy mieli je prowadzić, miesiąc po jego rozpoczęciu, ponieśli śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach. Bandytów nigdy nie odnaleziono. Znak popłynął razem z żołnierzami do Neapolu. Tam zajęli się nim naukowcy. Ale też nie udało się nic szczególnego ustalić, bo czterech z siedmiu badaczy, którzy starali się rozwikłać tajemnicę znaku, zmarło w ciągu dwóch tygodni od rozpoczęcia prac. Wtedy Togato zorientował się, że znak jest najwyraźniej przeklęty. Kazał przerwać dalsze badania i sprzedać znak do Luwru. Plotka głosi, że od tego czasu liczba pracowników muzeum zmalała o ponad połowę...

    [​IMG]
    Królestwo Obojga Sycylii w sierpniu 1840 r.
     
  6. Magnat

    Magnat Aktywny User

    Część 5: Znowu w stolicy
    [​IMG]

    27. październik 1840 r. – Neapol

    Giani, Fabrizio i Giuseppe, ubrani po cywilnemu, siedzieli na tarasie przed kawiarnią „Pretoria”. Kampania w Afryce Północnej zakończyła się, więc żołnierze mogli w końcu powrócić do stolicy. Czas upływał im powoli i spokojnie. Okazało się, że przez te cztery lata ich nieobecności, miasto niewiele się zmieniło. No może, wyjątek stanowiła wszechobecność przymocowanych do latarni, słupów, bram i gablot sklepowych, plansz z ogłoszeniami rządowymi. Treść ich była różnoraka, ale najczęściej powtarzały się slogany szerzące nienawiść do innych nacji. Szczególnie napiętnowani byli Austriacy i Włosi z północy. Plakaty pierwszy raz zobaczone wzbudzały niechęć i zdegustowanie, ale połączone z przemowami Bamiego i doniesieniami prasy rządowej mogły spowodować niezły mętlik w głowie przeciętnego Neapolitańczyka. I to właśnie chodziło władzy: przekonać ludzi, że Północ to wróg Południa i że trzeba z nim walczyć.
    Podczas gdy Togato wojował w Afryce, Bami udał się na konferencję do Madrytu, gdzie podpisał sojusz militarny z Hiszpanami. Już kilka miesięcy później, widząc słabość, zżeranego przez bunty państwa hiszpańskiego, żałował swojej decyzji, ale postanowił tym razem nie działać pochopnie i poczekać na rozwój wydarzeń.
    Ta noc była wyjątkowo upalna, jak na październik. Giani sączył już czwarte piwo, wpatrując się w światła promenady. Fabrizio był już całkowicie pijany i można powiedzieć, że bardziej leżał niż siedział na stołku. Giuseppe od dobrej godziny chwalił się swoimi osiągnięciami na pustyniach Afryki, jakimś kobietom siedzącym przy sąsiednim stoliku. Widząc to, Giani wstał od stolika i popijając dalej piwo, zaczął przechadzać się wzdłuż promenady. W pewnym momencie spostrzegł siedzącą samotnie młodą damę. Ostatni łyk piwa sprawił, że nabrał spontanicznie ochoty na dyskusję z ową damą. Podszedł więc i zapytał:
    - Czemu siedzi pani sama w środku nocy?
    - Bo to już moja ostatnia noc w Neapolu...
    - Wyjeżdża pani?
    - Tak.
    - Dobrowolnie?
    - Nie do końca. Neapol to piękne miasto, ale muszę wracać do siebie.
    - Do siebie, czyli gdzie?
    - Widzę, że jest pan bardzo dociekliwy, a nie raczył się pan nawet przedstawić...
    - O, przepraszam – jestem Giani.
    - Donatella, miło mi...

    [​IMG]
    Promenada portowa w Neapolu

    Gdy Giani usłyszał to imię, prawie zakrztusił się piwem. Od tej pory nie zwracał uwagi na nic. Nie zraził się nawet, gdy dziewczyna powiedziała mu, że pochodzi z Północy i jutro, że tam wraca. Gdzieś w wyobraźni widział te wszystkie plakaty krzyczące: „Turyn trzeba spalić!”, ale zbagatelizował je wobec zaistniałej sytuacji.
    W blasku księżyca maszerowali razem wzdłuż wybrzeża, opowiadając o sobie. Donatella zaproponowała mu dłuższy spacer, a on, zapominając o kolegach, przystał na to bez wahania. Przedzierając się przez wąskie alejki, udali się do Parku Królewskiego. Co było dalej? Nie wiadomo, bo Giani po prostu tego nie pamięta...

    [​IMG]
    Park Królewski

    28. października 1840 r. – Neapol

    Nazajutrz Giani obudził się, nie wiedzieć czemu, w pobliżu portu, nie pamiętał ani tego, co się stało w Parku Królewskim, ani jak znalazł się w porcie. Próbując skojarzyć fakty, przypadkowo natrafił w kieszeni swojej koszuli na niewielką kartkę z napisem:
    „Donatella Giancarlo. Turyn, Via Reale 9. Pisz często.”
    Wstał. Radość z wczorajszego wieczoru, skutecznie tłumił mu przeraźliwy ból głowy. Przełamał się jednak i wolnym krokiem ruszył w kierunku Quarteri Spagnoli.
    Oczywiście niezwłocznie, gdy tam doszedł, przeprosił Fabrizio i Giuseppe, za wczoraj, jednocześnie opowiadając o tym, co spowodowało to zamieszanie. Nie zdążył się nawet porządnie wygadać, kiedy do pokoju wszedł wysoki żołnierz i zwrócił się do niego:
    - Pan Giani Biancchi?
    - Tak.
    - Marszałek pana wzywa...
    Całkowicie zaskoczony tym faktem Giani, udał się z żołnierzem na drugi koniec miasta do Castel dell’Ovo, gdzie rezydował Togato. Co prawda, od czasu bohaterskiego ataku na bandytów z Tangeru, Giani mógł oczekiwać wdzięczności ze strony marszałka, ale szczerze mówiąc, wątpił, żeby Togato go jeszcze pamiętał.
    Togato, jak zwykle siedział w swoim gabinecie i jak zwykle kreślił po jakichś mapach. W pewnym momencie do pokoju weszli Giani i posłaniec. Marszałek oderwał wzrok od map i zwrócił się do tego pierwszego.

    [​IMG]
    Gabinet marszałka Togato

    - Sierżant Biancchi?
    - Tak
    - Siadaj. – zwrócił się po przyjacielsku do Gianiego - Obserwuję cię od dawna, mój chłopcze. Doskonale pamiętam to, co stało się w Maroku. Wiem także, że twój oddział brał ostatnio udział w egzaminie wiedzy i umiejętności, który osobiście przygotowałem. Twój wynik był najlepszy, z całej dywizji.
    - Niemożliwe! – niemal krzyknął zdziwiony Giani
    - Możliwe, możliwe... To wszystko sprawia, że zasługujesz uznanie i zaufanie dowództwa naszej armii, a moje w szczególności.
    - Jest mi niezmiernie miło.
    - Słuchaj zatem, co następuje. Będziesz miał specjalną misję do spełnienia. Przejdziesz specjalne szkolenie, po którym dostaniesz stopień oficerski. Zostaniesz odesłany do Turynu. Tam pod przykrywką studiów, będziesz zbierał informacje o armii, gospodarce, strukturze społecznej, nastrojach w Królestwie Sardynii i Piemontu...
    - Czyli mam być szpiegiem?
    - Można tak to ująć... Czy przyjmujesz ofertę?
    Giani nie zastanawiał się...
    - Potęga i chwała Królestwa Obojga Sycylii jest dla mnie najważniejsza! Przyjmuję!
    - Dobra, dobra. Nie zgrywaj się, tylko leć do Quarteri Spagnoli, pakować się. Wyjeżdżasz za tydzień.
    - Tak jest!

    4. listopada 1840 r. - Neapol


    [​IMG]
    Populacja Królestwa Obojga Sycylii w 1840 r.

    Tego popołudnia na placu Largo di Palazzo zgromadziło się kilka tysięcy osób. Uroczystość rozpoczęła się od przemówienia premiera. Przedstawił on zgromadzonym raport o stanie państwa. Stwierdził, że terytorium Królestwa Obojga Sycylii, łącznie z koloniami, zamieszkiwane jest w 78% procentach przez Włochów. Resztę stanowili muzułmanie z Afryki Północnej. Później Bami mówił o wzroście zatrudnienia w fabrykach na Sycylii, rozbudowie armii, oraz o planach „marszu na Północ”.

    [​IMG]
    Defilada i pokazowe manewry

    Po wyjątkowo ciekawym i pełnym emocji przemówieniu, nastąpiła najważniejsza część uroczystości. Przez miasto przemaszerowali, popisując się swoimi umiejętnościami, zdobywcy z Afryki Północnej. Obok piechoty, pojawili się także kawalerzyści, artylerzyści, a nawet marynarze. W jednym z pierwszych szeregów piechoty maszerowali w odświętnych mundurach Giani, Fabrizio i Giuseppe. Dla tego pierwszego była to szczególnie ważna chwila, gdyż niezwłocznie po paradzie miał udać się do portu. Tam miał czekać na niego statek, płynący do Turynu.
    Nasi bohaterowie udali się do Quarteri Spagnioli po rzeczy Gianiego, a później do portu. Na przystani, oprócz Gianiego, na statek czekało także dziesięciu innych żołnierzy, którzy mieli zostać rozesłani po różnych miastach Północy.
    - Nie martw się Giani, przynajmniej trochę świata zobaczysz – starał się pocieszyć go Fabrizio
    - No i może spotkasz tą swoją Donatellę – dorzucił Giuseppe
    - Trzymajcie się chłopaki – odpowiedział im – Jeszcze tu wrócę...

    [​IMG]
    Zatoka Neapolitańska

    W tym momencie na przystań wszedł Togato. Zabrał delikwentów na pokład statku i tam przemówił:
    - Pamiętajcie, aby wysyłać raporty na wskazany adres. Nie dajcie się wykryć i nikomu nie wyjawiajcie swojej misji. Powodzenia!
    Marszałek zszedł z pokładu i po chwili liniowiec ruszył. Fabrizio i Giuseppe z żalem po pożegnaniu kolegi, ale i z zazdrością z powodu rozpoczęcia przez niego kariery szpiega, obserwowali znikający za horyzontem statek...
     
  7. Magnat

    Magnat Aktywny User

    Dobra, dobra. Bez paniki proszę. Już jest szósta część. Jednocześnie nie wiem, kiedy pojawi się następna, bo zajęć mam dużo, a czasu mało. Napewno AAR jest i będzie kontynuowany.

    -----------------------------------------------

    Część 6: Gianiego Biancchi turyńskie przypadki
    [​IMG]

    4. stycznia 1844 r. – Turyn

    Jedwabny dotyk kobiecej dłoni zbudził ze snu Gianiego.
    - Wstawaj obiboku, spóźnisz się na akademię – wesołym tonem przemówiła Donatella.
    - Cholera jasna, która godzina? – zerwał się z łóżka Giani.
    - Już w pół do ósmej
    Giani ucałował Donatellę i poszedł do łazienki. Tego dnia miał odebrać dokumenty z uczelni. Mimo iż oznaczało to zakończenie edukacji w Turynie, to dla Gianiego nie było to pozytywne odczucie. Bardzo się do tego miasta przywiązał. A teraz nagle miałby się z nim rozstać? No fakt, jego Ojczyzna to Południe. Giani miał naprawdę trudny orzech do zgryzienia. Albo pozostać w Turynie ze swoją narzeczoną, albo zostawić ją tu i wrócić do Neapolu, aby służyć Ojczyźnie. Trzeciej drogi nie było, po tym co się ostatnio działo na linii Turyn – Neapol. A działo się wiele. Giani z rozdartym sercem czytał nagłówki turyńskich gazet, cytujących noty dyplomatyczne stosowane przez rząd piemoncki do Królestwa Obojga Sycylii:

    [​IMG]
    Podstawowe statystyki Królestwa Sardynii i Piemontu

    Po dwóch dniach nadeszła odpowiedź:

    I tak ta konwersacja trwała od dwóch lat, z dnia na dzień zaczęła się nasilać, poprzez wygrzebywanie na wierzch coraz to nowych sensacji. Sprawiło to, że czarne chmury zawisły zarówno nad Turynem, jak i Neapolem. Wśród mieszkańców panowały różne nastroje, a przeważał strach przed wojną i nienawiść to wroga. I o to właśnie chodziło rządzącym zwaśnionymi państwami...

    Całe to zamieszanie spowodowało, że Turyn bardzo się zmienił od czasu przyjazdu Gianiego. Na początku słoneczne miasto, wydawało mu się niemal równie piękne jak Neapol. Teraz kolory tęczy zastąpione zostały przez szarość...

    Giani pożegnał się Donatellą i wyszedł na miasto. Skierował się jednak nie na uczelnię, ale na pocztę. Miał tam pod przykrywką przekazu pieniężnego wysłać do Togato raport ze swojej czteroletniej działalności szpiegowskiej. Dla bezpieczeństwa sporządził dwie kopie owego listu: jedną zabrał ze sobą, a drugą schował w domu.

    W Turynie Giani spotkał się z rzeczą do tej pory dla niego rzadko spotykaną: ze śniegiem. Zima AD 1844 była wyjątkowo mroźna. Tego dnia opady śniegu i silny wiatr utrudniały normalne poruszanie się po mieście. Kiedy szedł przez Corso Adriatico z naprzeciwka nadciągał niewielki oddział żołnierzy piemonckich.

    [​IMG]
    Corso Adriatico nocą

    Nie był to dla Gianiego widok zaskakujący, gdyż od czasu powstania nieporozumień na linii Turyn – Neapol, często spotykało się na ulicach uzbrojonych po uszy żandarmów. Kiedy żołnierze byli kilka metrów przed Gianim, przywiał mocniej wiatr i właśnie wtedy ów raport musiał mu z kieszeni wylecieć. Lecz on tego nie zauważył i poszedł dalej. Zauważył to za to maszerujący najbardziej z przodu żołnierz, który niezwłocznie podniósł kartkę. Już miał wołać: „Szanowny Panie, zgubił pan to”, ale widząc, że Giani nie zdaje sobie sprawy z faktu zgubienia listu, postanowił go otworzyć, z nadzieją, że znajdzie tam gotówkę...

    Znalazł jednak coś zupełnie innego. Mapę, a do niej dołączony list takiej treści:
    [​IMG]

    Kiedy Giani doszedł pod pocztę, zorientował się, że nie ma raportu. Natychmiast zabrał nogi za pas i pobiegł do domu. Spokoju nie dawała mu myśl, jak zdąży na akademię i co powie Donatelli, która przecież nic nie wie, o jego szpiegowskiej działalności... Minęło jednak trochę czasu zanim dotarł do domu, gdyż szybki bieg w taką pogodę był praktycznie niemożliwy. Przez ten czas Giani wymyślił dosyć naiwne wytłumaczenie, że zapomniał dokumentów. Nie miał jednak zamiaru dyskutować zbyt długo z narzeczoną. Najważniejszy był teraz list.

    Nasz bohater wszedł na klatkę schodową kamienicy, nerwowo się rozglądnął i zapukał do drzwi. Lecz nikt nie otworzył. „Czyżby jej nie było?” – pomyślał Giani – „To nawet lepiej.” Już miał wyciągnąć klucze, gdy odruchowo postanowił nacisnąć klamkę. Okazało się, że drzwi są otwarte. Wszedł do środka. Nigdzie nie było Donatelli. Nie zdążył nawet pomyśleć, co mogło się stać, kiedy poczuł silne uderzenie z tyłu głowy. Przed oczami stanęły mu gwiazdy, nogi stały się miękkie...

    [​IMG]
    Porównanie Północy i Południa

    5. stycznia 1844 r. – Turyn

    Giani obudził się w zimnym i przeciekającym pomieszczeniu. Czuł mocny ból pleców i głowy, po chwili zorientował się, że nie ma kilku zębów. Nad nim stało dwóch wysokich mężczyzn. Gdy zauważyli, że odzyskał przytomność, jeden z nich przemówił:
    - Ooo! Widzę, że Szanowny Pan Południowiec się obudził.
    - Wygodnie się spało? – dorzucił ironicznie drugi
    - Gdzie ja jestem? – z grymasem bólu spytał się Giani. Wtedy jeden z mężczyzn podniósł go za rękę i całej siły cisnął nim o ścianę.
    - Od zadawania pytań jesteśmy tu my! – wrzasnął wysoki facet
    - Aaale... – mimo bólu próbował coś z siebie wydusić Giani
    - Milcz skurwysynu! Będziesz się szefowi tłumaczył!
    Giani już nic się nie odzywał. Pół godziny później do pokoju wszedł trzeci mężczyzna. Porozumiewawczo skinął na dwóch pozostałych. Ci wzięli za ręce Gianiego i wszyscy wyszli.

    Prowadzili go ciemnymi korytarzami przez kilka minut. W końcu dotarli do jakiegoś przeszklonego wnętrza. Siedział tam na fotelu paskudny grubas i przypalał cygaro. Gdy przyprowadzili Gianiego, spojrzał najpierw wrogo na niego, później otwarł szafkę, wyjął z niej jakieś papiery i po chwili rzucił je na stół.
    - Zna pan te dokumenty, panie Biancchi? - zapytał
    Giani rozpoznał zgubiony list, wraz z załącznikami, ale odpowiedział bez nerwów:
    - Nie.
    - To spytam się inaczej: Czy kiedykolwiek prowadził pan działalność szpiegowską na terytorium Królestwa Sardynii i Piemontu?
    - Nie.
    - Jak długo szpieguje pan dla Południa?
    - Nie wiem, o czym pan mówi.
    Grubas wyraźnie się zdenerwował.
    - Słuchaj no! Jeśli się nie przyznasz, to jesteś martwy. Jeśli natomiast powiesz prawdę, to w nagrodę będziesz gnił w takich miejscach jak to do końca życia...
    - Nie jestem szpiegiem.
    - Chodź pokażę ci coś. – wstał i kazał strażnikom poprowadzić Gianiego do pomieszczenia obok. Tam na podłodze leżała w kałuży krwi, ledwo przytomna, skuta łańcuchami i kompletnie naga Donatella. – Tak się składa, że zdażył się wypadek... – kontynuował grubas. – a mówią, że podobno wypadki chodzą parami...
    - Zostawcie ją! Ona nie ma z tym nic wspólnego! – nie wytrzymał Giani. Zaczął się miotać. Kiedy dostał jakimś tępym narzędziem w tył głowy, siły z niego uszły. Upadł na ziemię i zaczął płakać. Grubas i strażnicy tylko się patrzyli. Giani przeczołgał się po brudnej podłodze i podał rękę Donatelli. Wtedy ta przemówiła do niego drżącym głosem:
    - Jak mogłeś Giani... Jak mogłeś mi to zrobić...
    - Przepraszam, naprawdę przepraszam. Chciałem Cię zabrać do Neapolu. Wróciłbym jako bohater. Dostalibyśmy od rządu willę gdzieś na Sycylii... Ożeniłbym się z tobą i bylibyśmy szczęśliwi...
    - To wszystko wyjaśnia – przerwał im grubas – koniec tego przedstawienia. Zabierzcie ich.
    Zabrali ich na plac przed budynkiem. Tam stali zupełnie nadzy na mrozie przez kilka godzin.

    [​IMG]
    Na tym placu torturowano bohaterów

    Wytrzymanie czegoś takiego okazało się ponad ich siły. W końcu przyszedł żołnierz z rozkazem skrócenia ich cierpień. Upadając na ziemię Giani jeszcze raz powtórzył:
    - Przepraszam kochana, ja naprawdę chciałem dobrze...
    - Nie martw się... I tak cię kocham...
     
  8. Magnat

    Magnat Aktywny User

    CZĘŚĆ 7: „I przyszedł czas, gdy brat naprzeciw brata stanął... cz.1/2”
    [​IMG]

    27 sierpnia 1846 r. – Ankona

    Wewnątrz starej katedry na Monte Guasco, jak co niedzielę, zebrał się tłum wiernych, aby uczestniczyć w nabożeństwie. Gdy odczytano Ewangelię, na ambonę wszedł biskup Favani. Delikatna łuna światła przedarła się najpierw przez chmury, a później przez witraże katedry i padła wprost na ołtarz. Biskup nerwowo spojrzał na tłum. W bramie dostrzegł dwójkę żołnierzy sycylijskich. Serce zaczęło bić mu mocniej, ale mimo to postanowił wygłosić, to co miał do wygłoszenia:

    [​IMG]
    Wnętrze katedry na Monte Guasco w Ankonie

    - Bracia i siostry! – przemówił do zgromadzonych – Sam Chrystus uczynił Piotra Apostołem, aby ten głosił Słowo Boże. Piotr podróżując po świecie, dotarł także do Italii. A gdy osiadł w Rzymie, otrzymał od Boga władzę nad Kościołem na tych terenach. Od tego czasu on i jego następcy piastują ten urząd w Stolicy Apostolskiej. Prawie jedenaście wieków temu pod władzę papieży oddano także terytorium. I od tamtego czasu państwo zwane Kościelnym istniało niewzruszone, nienaruszone, mimo iż wokół szalały wojny i nieszczęścia. Dlatego pytam się: Kto dał prawo barbarzyńskiej dyktaturze z Neapolu bezcześcić święte ziemie papieskie buciorami sił zbrojnych? Kto dał im prawo pozbawiać papieża władzy na tych terenach? Władzy, którą wszak nadał mu sam Chrystus!
    Nastała cisza...
    - Mówią, że papież Grzegorz XVI – kontynuował biskup – tuż przed śmiercią oszalał i w afekcie przystał na żądania barbarzyńców... Nie nam to rozsądzać. Terror wojskowy, którego jesteśmy świadkami jest w stanie pokonać człowieka, ale nigdy nie stłumi w nim wiary... Niezależnie od tego, co się stanie, służyć będziemy Bogu, a nie Sycylii!

    Po zakończeniu mszy, biskup poszedł to ogrodów, aby tam się modlić. Po kilku minutach modlitwę przerwało mu dwóch, wspomnianych już, żołnierzy.
    - Mamy nakaz przetransportowania Waszej Ekscelencji do Neapolu – wypalił od razu Giuseppe.
    - W jakim celu?
    - Premier Królestwa chce się osobiście z Wami spotkać – odpowiedział Fabrizio.
    - Czy jestem aresztowany?
    - Proszę się nie martwić, to nie aresztowanie. Proszę pójść z nami.

    28. sierpnia 1846 r. – Neapol

    Premier stał na jednym z tarasów pałacu Capodimonte i spoglądał na wzburzone tego dnia fale Morza Śródziemnego. W pewnym momencie Fabrizio i Giuseppe wprowadzili biskupa Favaniego.

    [​IMG]
    Pałac Capodimonte

    - Panie premierze, przybył biskup. – zakomunikował Pepe
    - Ach, tak. Witam Waszą Ekscelencję!
    - Niech będzie pochwalony. Czemu zawdzięczam tą przymusową wizytę?
    - Ależ jaką znowu przymusową? Zaprosiłem pana tutaj, ponieważ niepokoją mnie pańskie płomienne kazania. Doszły mnie słuchy, iż podburza pan ludność Królestwa Obojga Sycylii przeciw rewolucyjnej władzy...
    - Po pierwsze, jedyną prawowitą władzą na terenie mojej diecezji jest władza papieska. A po drugie, czy nie uważa pan, że podburzanie kogokolwiek przeciwko komukolwiek byłoby niegodne kapłana?
    - Co więc mają znaczyć słowa: „Służcie Bogu, nie Sycylii”?
    - Ja jedynie uświadamiam ludziom prawdę. Jedyna władzą zwierzchnią nad nimi przez wieki była władza papieska, a pan raczył zbezcześcić tą świętą tradycję buciorami swoich żołnierzy...
    - Zadaniem Waszej Ekscelencji jest głoszenie Słowa Bożego, a nie dywagowanie na temat słuszności, bądź niesłuszności poczynań władz sycylijskich. Aha i jeszcze jedno... Przyjął się u nas zwyczaj, że dla bezpieczeństwa, każdy gość na Capodimonte musi być poddany rewizji osobistej. Aby nie urazić Waszej godności, poproszę, aby Wasza Ekscelencja własnoręcznie przedłożyła wszystkie przedmioty osobiste do wglądu.

    Biskup z grymasem na twarzy wyciągnął z kieszeni rzeczy. Bami oprócz różańca i Pisma Świętego dostrzegł małą książeczkę z napisem: „Zapis życia Maximo Favaniego”. Otwarł na przypadkowej stronie i zaczął czytać:


    * * *


    4. sieprnia 1845 r. – Gaeta, obóz Armii Neapolitańskiej

    - Panowie, za dwie godziny ruszamy! – przemówił marszałek Togato do swoich żołnierzy – Naszym celem jest Rzym! – wśród żołnierzy podniósł się gwar. Marszałek kontynuował: Teraz nadchodzi ten moment, kiedy musimy udowodnić, że to nam należy się władza nad Italią. Załatwmy to szybko i bezboleśnie.

    [​IMG]
    Tą drogą żołnierze sycylijscy ruszają wgłąb Państwa Kościelnego

    Fabrizio i Giuseppe z daleka słuchali słów marszałka. Jako żołnierze w randze oficerskiej, pilnowali swoich pododdziałów.
    - Peppe widzisz to?
    - Co?
    - No tam na wzgórzu. Ktoś się do nas zbliża.
    - Stać! Stać!
    Obaj wzięli ze sobą po dziesięciu żołnierzy i poszli w kierunku nadjeżdżających. Po wysadzeniu dostrzegli biskupa.
    - Co to ma znaczyć? – przemówił – Wasze barbarzyńskie buciory deptają ziemię należącą do papieża! Mieliście czekać na jego odpowiedź!
    - Marszałek sam udzielił sobie pozwolenia na przemarsz! – odpowiedział dumnie Fabrizio – Co Wasza Ekscelencja wiezie? – spytał. Po chwili wyciągnął z kieszeni list zaadresowany do Bamiego.
    - Popatrz, popatrz Pepe – zwrócił się do Giuseppe – zatrzymujemy ważną osobistość! Wiezie list do premiera!
    - Pójdziecie z nami! – dodał Giuseppe.
    Zaprowadzili go do marszałka. Togato siedział w swym namiocie i nanosił ostatnie poprawki na swoje mapy.

    [​IMG]
    Na czerwono państwa, z którymi Królestwo Obojga Sycylii jest w stanie wojny
     
  9. Magnat

    Magnat Aktywny User

    CZĘŚĆ 8: „I przyszedł czas, gdy brat naprzeciw brata stanął... cz.2/2”
    [​IMG]

    28. sierpnia 1846 r. – Neapol


    - Bardzo ciekawe notatki, ale trochę Wasza Ekscelencja tragizuje... – przerwał czytanie Bami
    - Nie sądzę. Wojna to tragedia zwykłych ludzi. Wy, politycy, oficerowie, ludzie na najwyższych stanowiskach, nie dostrzegacie tego dramatu. Dla was liczy się zdobyte terytorium, prestiż, zaspokojone ambicje. Nie zdaje sobie pan sprawy, w jakich bólach umierali ludzie, podczas minionej wojny.
    - Niektórzy musieli umrzeć, aby Sycylia mogła żyć. Więcej... aby Italia mogła się odrodzić.
    - To co pan teraz opowiada, jest typowe dla ludzi władzy. To puste hasła, widać, że nie zna pan realiów wojny. Proszę czytać dalej, to się pan przekona.
    Bami powtórnie otworzył książeczkę:

    8. sierpnia 1845 r. – Turyn

    Tomi i Favani już ponad pół godziny czekali w jednej z komnat Pałacu Królewskiego na Karol Alberta. W końcu przyszedł. Po przywitaniu duchowni od razu przeszli do rzeczy.
    - Sami nie damy rady w walce z Sycylijczykami – rozpoczął Tomi – Dlatego potrzebujemy Waszej pomocy. Wiem, że ostatnio nienajlepiej działo się na linii Turyn – Neapol. Na pewno istnieje więc szereg powodów, dla których przystąpienie do wojny byłoby dla Was korzystne.
    [​IMG]
    Król Karol Albert

    - Istotnie, mamy pewne rachunki do wyrównania. – odpowiedział król – Tylko, że sytuacja nieco się skomplikowała. Od kilku lat przygotowywaliśmy się do zbrojnej konfrontacji z Południem. Jednakże wszystkie nasze plany uwzględniały francuskie jednostki ekspedycyjne. Ostatnio okazało się, że Francja wycofała nam poparcie. Podejrzewam, że te świnie z Południa przekupiły władze w Paryżu. W tej sytuacji mamy związane ręce.
    - Nie macie nic do stracenia. – wypalił Favani – Jeśli Sycylia zajmie Rzym, uzyska olbrzymią przewagę. Później z poparciem Francji, zmiecie was z powierzchni ziemi. Gdzie będzie Wasza Wysokość szukać sojuszników? Przecież nie w Wiedniu, a Austria to jedyna oprócz Francji potęga, która ma swoje interesy we Włoszech.
    - Przykro mi, ale nic z tego. Nasza armia nie jest gotowa do przeciwstawienia się armii sycylijskiej.
    - W porządku. – podsumował Tomi – doniosę papieżowi, że Północ stchórzyła...


    22. września 1845 r. – Rzym

    Na Placu Świętego Piotra zebrało się kilka tysięcy ludzi. Wielu chciało być świadkami tego historycznego wydarzenia. Około południa na białym koniu wjechał marszałek Togato. Za nim kroczyła piechota. Na samym końcu wprowadzono kilka armat i wszelki sprzęt wojenny, który miał Rzymianom pokazać potęgę Sycylii. Na schodach przed bazyliką stał papież. Togato podjechał tam, zsiadł z konia, ucałował papieski pierścień. Jeden z żołnierzy podał mu dokument. Papież przeczytał i złożył podpis. Togato przemówił:
    - Rzymianie! Podpis mój i papieża na tym dokumencie, kończy tą nierówną wojnę. Papież zgodził się na kapitulację Rzymu i całego Państwa Kościelnego. – rozległy się gwizdy – Spokojnie! Królestwo Obojga Sycylii ma zamiar urządzić świat na nowo... Ale ani ja, ani premier Bami, ani żaden z tych żołnierzy, ani żaden obywatel Królestwa nie ma zamiaru podważać autorytetu papieża. Dlatego też Rzym pozostanie pod władzą papieską – gwizdy ucichły, braw jednak marszałek się nie doczekał – Zaś cała reszta terytorium Państwa Kościelnego przejdzie pod opiekę Królestwa Obojga Sycylii...

    [​IMG]
    Królestwa Obojga Sycylii po wojnie

    [center:3d6a59192f]* * *[/center:3d6a59192f]

    [center:3d6a59192f]* * *[/center:3d6a59192f]

    28. siepnia 1846 r. – Neapol

    Bami przestał czytać.
    - W tym ostatnim zdaniu, to chyba przesadziliście – podsumował – to obraza dla Królestwa Obojga Sycylii!
    - Rozumiem, że mam zacząć obawiać się o swoje życie, tak? Rozumiem, że zamordujecie mnie tak jak arcybiskupa Tomiego, kapłanów z Bazyliki na Lateranie, jak żołnierzy Gwardii Papieskiej, jak tego chłopca z Piazza di San Clemente?
    - Ja Was puszczę wolno... Zatrzymam tylko na pamiątkę Wasze notatki. Proszę jednak pamiętać, że w takim kraju jak Sycylia, takie poglądy jak Wasze mogą sprowadzić na Was nieszczęście i to już nie będzie zależne od mojej woli...

    [​IMG]
    Statystyki Sycylii w 1846 r.
     
  10. Magnat

    Magnat Aktywny User

    Na wstępie chciałem przeprosić wszystkich czytelników za brak aktualizacji AARa przez prawie miesiąc. Było to oczywiście związane z sesją, która, jak dobrze pójdzie, kończy się jutro :D Jednocześnie zapewniam, że kolejne odcinki będą się pojawiały ze znacznie większą częstotliwością.
    --------------------------------------------

    CZĘŚĆ 9: Następna stacja – Turyn...
    [​IMG]

    4. marca 1847 r. – Neapol

    Fabrizio stanął na wzgórzu. Wyjął z kieszeni papierosa i postanowił zapalić. Miał utrudnione zadanie, bo dzień był nie tylko wyjątkowo ciepły, ale i wyjątkowo wietrzny. Ale jakoś się udało. Fabrizio odgarnął kłęby dymu, które przesłoniły mu widok, po czym spojrzał w dół. Ujrzał tam niecodzienne zjawisko. Tłum ludzi kotłował się w pobliżu niewielkiego budynku – stacji kolejowej. Dzieci piszczały z radości, a wśród dorosłych toczyła się zażarta dyskusja. Słychać było, jak jakiś dżentelmen opowiada towarzystwu o swoich przygodach:
    - Szanowny Panie Hopkins, czy przejazd koleją jest tak niebezpieczny, jak niektórzy mówią?
    - Moja pani, nie wiem, co pani naopowiadano, ale zapewniam panią, że to czysta przyjemność.

    Ów człowiek rzeczywiście miał podstawy do tego, żeby czuć się ekspertem w sprawach kolei, gdyż można było śmiało powiedzieć, że zwiedził wszystkie linie kolejowe na świecie. Był w Londynie, Paryżu, Wiedniu, a nawet w Stanach. Wszędzie witany z szacunkiem, cieszył się popularnością i autorytetem. Sir Thomas Hopkins, bo o nim mowa, mimo iż w dziedzinie kolejnictwa był wybitnym znawcą, tego dnia mógł czuć się, jak nowicjusz. Po raz pierwszy bowiem w trakcie jego błyskotliwej kariery, był jedynym, samodzielnym projektantem linii kolejowej. Wspomniana linia kolejowa miała połączyć Neapol z L’Apulia. Miało to znaczenie bardziej prestiżowe niż praktyczne, gdyż była to pierwsza linia w całym Królestwie, która miała pokazać światu, że Sycylia zalicza się do krajów nowoczesnych.

    [​IMG]
    Trasa pierwszej sycylijskiej linii kolejowej

    - A jaki jest Wiedeń, panie Hopkins? – spytała jakaś dama.
    - Wiedeń, hmm... – zamyślił się Anglik
    - Jak dobrze pójdzie, to szanowna pani już wkrótce będzie mogła się o tym przekonać osobiście... – rzucił donośny głos z tyłu, którego właściciel pojawił się nie wiadomo kiedy.
    - Miejsce dla marszałka! – rzucił ktoś z tłumu.
    - Jak to osobiście? – zapytała zdziwiona dama.
    - To proste. Kiedy Wiedeń będzie należał już do Królestwa Obojga Sycylii, niezwłocznie poprowadzimy tam linię kolejową. – zakomunkował, z uśmiechem na twarzy i charakterystyczną dla siebie ironią, marszałek Togato.

    Fabrizio spoglądał na tłum i rozmyślał. Mimo iż Togato żartował, mówiąc o podboju Cesarstwa, młodemu Włochowi zaczęły się pojawiać w głowie szalone wizje zwycięstwa Sycylii nad Austrią. Widział w nich siebie samego na czele armii, forsującej granicę, a później zalewającej terytorium austriackie, jak jakaś zaraza. Kto wie, może dane mu będzie spełnić swoje marzenia.

    Nagle z tej zadumy wyrwał go Giuseppe, który dotarł już na miejsce wydarzeń.
    - No, co tak późno? – spytał go Fabrizio
    - Jak późno? Przecież nawet jeszcze pociąg nie przyjechał... Poza tym nie rozumiem, po co to całe zamieszanie? Akurat tak się składa, że na świecie dzieją się ciekawsze rzeczy niż otwarcie linii kolejowej.
    - Tak? A na przykład jakie?
    - Masz, czytaj. – Giuseppe podał Fabrizio gazetę. Był to najnowszy numer „Giornale di Rivoluzione”. Fabrizio zaczął czytać:

    [​IMG]
    Prusy i Dania są w stanie wojny

    [​IMG]
    Król Fryderyk Wilhelm IV

    - Ciekawe, ciekawe – skończył czytać Fabrizio – Z tego może wyjść całkiem ciekawe widowisko. I wiesz co? Wydaje mi się, że Sycylia może na tym zyskać.
    - To znaczy?
    - No a jakby tak uderzyć na Austrię, podczas, gdy trzon jej armii będzie przebywał w Skandynawii?
    - Nie ma szans. Togato nie zdecyduje się na atak, dopóki będzie miał na zachodzie Piemont. Trzeba najpierw ich wyeliminować, a później zająć się Austrią.

    Przerwali rozmowę, gdy na stacji pojawił się premier Bami. Przywitał się najpierw z marszałkiem, później z resztą zgromadzonych, po czym niezwłocznie włączył się do dyskusji. Lecz nie trwała ona długo, gdyż kilka minut po przybyciu premiera na stację wjechał pociąg. Wywołało to ogólne poruszenie. Pociąg rzeczywiście sprawiał kolosalne wrażenie. Czarna lokomotywa ciągnęła za sobą białe wagony. Na każdym majestatycznie widniało godło Królestwa Obojga Sycylii. Na prawo od przedniego wejścia do każdego wagonu napisano ironicznie: „Następny przystanek: Turyn...” Jak widać, propaganda antypiemondzka ciągle żyje i ma się dobrze.

    [​IMG]
    Pierwszy sycylijski pociąg na stacji w Neapolu

    Dygnitarze, a za nimi arystokracja, wsiedli do wagonów. Prości obywatele zostali na stacji. Wiadomo, że liczba miejsc na taki dziewiczy przejazd jest zawsze ograniczona. Podróż do L’Apulia trochę trwała, więc marszałek i premier mieli dużo czasu, aby porozmawiać o polityce.

    - Co pan sądzi o wojnie Prus z Danią? – spytał premier
    - Trzeba pilnować sytuacji. Nie można dopuścić do zbyt dużego zbliżenia pomiędzy Prusami a Austrią, a spektakularne zwycięstwo nad Danią mogłoby takie zbliżenie spowodować. Sojusz prusko-austriacki mógłby dać silne podstawy pod zjednoczenie Niemiec, a wiadomo zapewne panu, jakie nastroje panują w społeczeństwie niemieckim. Walka z Austrią zjednoczoną z Prusami mogłaby się dla Sycylii skończyć tragicznie.
    - Wiem, wiem. A czy nie uważa pan, że warto byłoby wysłać do Danii obserwatorów? Wiedza o nowych technikach prowadzenia wojny mogłaby się nam bardzo przydać.
    - Myślałem o tym samym. Mam już nawet upatrzonych kandydatów na takich obserwatorów.
    - Kto to?
    - Zna ich pan. Podpułkownik Fabrizio Lombardi i porucznik Giuseppe Farmani.
    - A tak, znam. Dobry wybór. Kiedy ma pan zamiar ich wysłać?
    - Za kilka dni. Tylko, że oni jeszcze o tym nie wiedzą...

    Świeżo upieczeni obserwatorzy po wizycie na stacji, wrócili do Quarteri Spagnoli. Tam już czekały na nich listy. Dla każdego z osobna. Wzywały ich do stawienia się za dwa dni w Castel dell’Ovo, w kwaterze marszałka Togato.

    [​IMG]
    Wojska pruskie w jednym z przygranicznych miasteczek duńskich

    6. marca 1847 r. – Neapol

    Fabrizio i Giuseppe przybyli do Castel dell’Ovo o wyznaczonej godzinie. Marszałek już na nich czekał.

    - Witajcie panowie. Wejdźcie do środka. Czy słyszeliście o ostatnich wydarzeniach w Danii?
    - Tak. – odpowiedział Fabrizio – ciekawa wojna wybuchła.
    - A no właśnie. Doszliśmy z premierem do wniosku, że warto byłoby przypatrzyć się nieco przebiegowi walk. Powiem krótko: byli panowie kiedyś w Danii?
    - Nigdy – odpowiedzieli jednocześnie.
    - No to macie okazję. Będziecie oficjalnymi obserwatorami Królestwa Obojga Sycylii, jasne?
    - Oczywiście.

    Odpowiedzieli bez wahania, ale w drodze powrotnej do Quarteri Spagnoli wywiązała się ciekawa dyskusja.

    - Jak myślisz? Czemu wysyłają akurat nas?
    - Nie wiem, ale ciesz się. Jedziemy na wojnę. I to nie naszą...
     
  11. Magnat

    Magnat Aktywny User

    Na wstępie chciałbym podziękować każdemu kto przyznał mojemu AARowi choćby jeden punkcik w głosowaniu na najlepszy AAR 2005 roku. Nie piszę tej opowieści z myślą o nagrodach, jednakże każdy dowód uznania daje satysfakcję. Wobec tego serdecznie dziękuję za docenienie moich wysiłków i w efekcie przyznanie mi 4. miejsca. Ten AAR powstaje w dużej mierze, dzięki Wam, dlatego, że zbiera pochlebne opinie, co motywuje mnie do dalszego pisania. Ze swojej strony mogę obiecać tylko, że będę pisał ten AAR, póki go nie skończę. Teraz przedstawiam kolejną część, która ma nieco inną budowę, niż pozostałe, bo nie ma tu głównego wątku odcinka, tylko kilka mniejszych. Spowodowane to jest tym, że uznałem, iż jest kilka spraw, o których warto napisać zanim przejdziemy do następnego okresu. Co do tego okresu, to obiecuję, że będzie ciekawie - wczoraj wieczorem grałem Sycylią przez jakieś dwie i pół godziny i powiem Wam, że mam materiał na kilka następnych odcinków. Zachęcam wszystkich do aktywnego komentowania AARu, chętnie odpowiem na wszystkie wątpliwości itd. Aha, no i ostatnia sprawa. Jako, że jest to najlepszy AAR z Vic, wygrałem nagrodę w postaci specjalnej rangi. Jednakże nie mam kompletnie pomysłu na nią. Pomożecie?

    -----------------------------------
    Część 10: Czekając na wrzesień...
    [​IMG]

    8. grudnia 1847 r. – Stettin


    Giuseppe wychylił głowę z namiotu. Natychmiast poczuł powiew arktycznego wiatru. Mimo to postanowił wyjść na zewnątrz. Skierował się w stronę innego namiotu, w którym nocował Fabrizio. Spotkał go w połowie drogi. Przywitali się, w między czasie rozległ się huk. Ani na jednym, ani na drugim nie zrobiło to większego wrażenia.

    - Cóż to? – skomentował wybuch Fabrizio – Prusacy już tak wcześnie zaczynają ostrzał?
    - Pewnie znowu tylko straszą. Nie są w stanie przełamać linii Duńczyków.
    - No. Próbują już dwa tygodnie. Choć lepiej do portu, tam powinni być już nasi.
    - O ile zdołali przebić się przez zamarznięte morze.

    Ale gdy znaleźli się w porcie, okazało się, że Bałtyk nie jest zamarznięty, co uniemożliwiałoby podróż. Tak jak się spodziewali, w porcie stał już transportowiec z sycylijską banderą. Giuseppe i Fabrizio weszli na pokład. Tam przywitał ich mały, nieco komicznie wyglądający człowiek. Był to półtorametrowy kapitan statku. Po kilku słowach wstępnych cała trójka zaczęła obchód. Kapitan pokazywał im skrzynie; większe i mniejsze; niektóre otwierał, innych nie. Wszystkie były wypchane sprzętem wojennym: pistoletami, muszkietami, amunicją. Były także opatrunki i lekarstwa. Aby dokładnie zrozumieć, co to wszystko robiło w szczecińskim porcie, należy cofnąć się kilka miesięcy wstecz.

    [center:662a2d7794]* * *[/center:662a2d7794]


    W połowie marca Giuseppe i Fabrizio dotarli do duńskiego Flensburga. Dokładnie tego samego dnia zatrzymała się prusko-austriacka ofensywa w tym rejonie. Po spektakularnej bitwie siły inwazyjne Prus i Austrii przestały praktycznie istnieć. Pozostała część armii pruskiej musiała zostać pospiesznie ściągnięta do Meklemburgii, pozostawiając za plecami powstanie chłopów na Śląsku.

    Kiedy wiadomość o sukcesie Duńczyków dotarła do Neapolu, Togato wpadł w zachwyt. Wysłał nowe rozkazy do swoich obserwatorów. Mieli przekonać duńskich dowódców, aby uderzyli na terytorium Prus. Ewentualna klęska Prusaków, a co za tym idzie, Austriaków, byłaby niezwykle korzystna dla Sycylii, ponieważ ostatecznie odsunęłaby zagrożenie ze strony Wiednia. W zamian za atak na Prusy, Dania miała dostać pomoc w sprzęcie i amunicji.

    Duńskie dowództwo przystało na tą propozycję i 14. kwietnia siły duńskie zaatakowały pruski garnizon w Straslund. Opór był zaskakująco słaby i po kilku dniach miasto padło. Rozochoceni Duńczycy ruszyli dalej, w głąb terytorium przeciwnika. I tym sposobem do grudnia dotarli do Szczecina...

    [​IMG]
    Duńczycy w Szczecinie

    [center:662a2d7794]* * *[/center:662a2d7794]

    Fabrizio i Giuseppe wrócili do obozu. Ale to, co tam zastali, całkowicie ich zaskoczyło. Płonące zgliszcza, ziemia usiana trupami i coraz głośniejszy huk artylerii, oznajmiający, że Prusacy się zbliżają. Zrozumieli, że to co słyszeli rano, to nie był rutynowy ostrzał, tylko początek pruskiego kontrataku.

    - Zabieramy się stąd – rzucił Fabrizio i pobiegli z powrotem w stronę portu.

    Sycylijski transportowiec, zabrał ich do Kopenhagi, skąd obserwowali dalszy ciąg wojny.

    25. kwietnia 1848 r. – Neapol

    Bami wszedł do kwatery Togato. Była ósma rano, a premier pół nocy nie spał, więc był wściekły, że marszałek zaprosił go tak wcześnie.

    - Wezwałem pana tu, bo musi pan przeczytać to. – Togato wskazał na jakiś świstek – Ja nie wiem, co mam o tym myśleć.
    - Co to jest?
    - Zna pan Rodolfo Sicario?
    - Tego milionera?
    - Tak.
    - Co z nim?
    - Zwariował na starość... Niech pan czyta.

    Premier zaczął czytać:

    [​IMG]
    Krajobraz dalekiej Mikronezji

    - No i co pan o tym myśli? – spytał Togato.
    - Trzeba wysłać mu tych żołnierzy, każdy skrawek ziemi się przyda.

    Jak powiedział premier, tak się stało. W ten sposób Sycylia zyskał nową kolonię na drugim końcu świata: Archipelag Wysp Karolinów, w odległej Mikronezji...

    [​IMG]
    Mapa nowej kolonii sycylijskiej

    28. czerwca 1848 r. – Kopenhaga

    Fabrizio biegł po schodach kamienicy najszybciej, jak potrafił. Gdy w końcu dotarł na drugie piętro, otwarł z hukiem drzwi i zdyszany zakomunikował:
    - Giuseppe! Koniec wojny!
    - Co? Co ty opowiadasz?
    - Koniec wojny! Wracamy do domu!
    - Jak to?
    - Wczoraj była tutaj delegacja z Prus. Podpisali pokój.
    - Na jakich zasadach?
    - Status quo...

    [center:662a2d7794]* * *[/center:662a2d7794]

    Giuseppe i Fabrizio ruszyli do domu. Mieli ułatwioną podróż, bo podczas ich nieobecności, prawie cały kraj został połączony nowoczesną siecią kolejową. Z resztą od razu było widać, że ogólny poziom życia w Królestwie wyraźnie się poprawił. Bami w ostatnich miesiącach przeznaczył ogromne pieniądze na modernizację infrastruktury, rozwój kultury, oświatę, czy w końcu rozwój przemysłu. Wszystko to sprawiało, że o Sycylii zaczęto mówić, jako o nowej potędze na kontynencie europejskim.

    [​IMG]
    System Kolei Sycylijskiej w 1848 roku

    Giuseppe i Fabrizio mieli zamiar jechać do Neapolu. Lecz nigdy tam nie dotarli. Na stacji w Ankonie zaczepił ich jakiś sierżant. Powiedział im, że w mieście przebywa sam marszałek Togato i że życzy sobie ich widzieć...

    26. września 1848 r. – niewielka wioska, gdzieś w Toskanii

    Zbieranie winogron w trzydziestostopniowym upale nie należało do najprzyjemniejszych zajęć. Mimo to, dwudziestopięcioletnia Marta była dzielna. Miała przecież na utrzymaniu leniwego męża i dwójkę dzieci. Ten dzień nie różniłby się od innych, gdyby nie to, co młoda Włoszka ujrzała na pobliskim wzgórzu. Natychmiast rzuciła kosz z winogronami i pobiegła do domu z krzykiem:
    - Alberto! Alberto wstawaj!
    - Czego chcesz kobieto?
    - Wstawaj!
    - Rany boskie, jest środek sjesty!
    - Wstawaj, musisz coś zobaczyć.
    Alberto niechętnie wstał z łóżka.
    - Jak to coś nieistotnego, to... – w tym momencie ujrzał, to co ujrzała wcześniej jego żona.
    - Co to za armia? – spytała go.
    - To Sycylijczycy. Co oni do cholery tutaj robią?
     
  12. Magnat

    Magnat Aktywny User

    Heh, z tym wieszczem i wierszokletą to chyba przesadzacie. W końcu nagroda jest za Sycylię, a nie za wierszowane Sudety. SamboRa pomysł jest fajny, ale pomyślę jeszcze. Tymczasem next part i zaczyna się robić gorąco:

    ------------------------------------
    CZĘŚĆ 11: Unify or die!
    [​IMG]

    25. września 1848 r. – Ankona

    Fabrizio i Giuseppe weszli do środka namiotu, tak jak im kazano. W środku było już kilkudziesięciu oficerów, od pułkowników po generałów. Na środku stał Togato, obok na ścianie wisiała mapa północnych Włoch. Marszałek pokazywał coś na mapie, reszta siedziała cicho. Fabrizio i Giuseppe usiedli z boku i wsłuchali się w słowa głównodowodzącego:

    - Sytuacja wygląda następująco: do uderzenia na Toskanię gotowych jest 90 tysięcy naszych żołnierzy. Główne uderzenie ruszy za kilka godzin stąd w kierunku Florencji. Cztery dywizje – 40 tysięcy ludzi. Za tydzień Armia Neapolitańska generała Birtolomo ruszy z Perugii w kierunku Sieny. Po zdobyciu swoich celów obydwie armie uderzą wspólnie na Livorno. Kilka dni wcześniej nasza flota zablokuje tamtejszy port, tak aby jednostki toskańskie nie mogły się ewakuować np. na terytorium Sardynii-Piemontu. Moglibyśmy mieć z nimi później sporo niepotrzebnych kłopotów.

    [​IMG]
    Oddziały sycylijskie na granicy z Toskanią

    - A co z Piemontem? – rzucił któryś z niższych rangą oficerów.
    - I papieżem! – dodał ktoś inny
    - Trudno przewidzieć ich reakcję, ale jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność. Na granicy z Piemontem będzie czekał generał Gucci. Dostanie 70 tysięcy ludzi. Nie będzie, póki co, wykonywał żadnych ataków na terytorium Piemontu. Jego zadaniem będzie obrona naszego kraju przed ewentualnym atakiem z tamtej strony. W Viterbo jest I Korpus Kolonialny, specjalnie ściągnięty tu z Tunezji, w sile 30 tysięcy, w tym 10 tysięcy kawalerii. Gdyby Państwo Kościelne wypowiedziało nam wojnę, jego zadaniem będzie zajęcie Rzymu.
    - Wystarczy 30 tysięcy? – wypalił niewiadomo skąd Giuseppe.
    - Wystarczy. Niezwłocznie po zajęciu Toskanii, połączone armie Neapolitańska i Sycylijska uderzą z zajętego terytorium na Lukkę. Po wykonaniu zadania połączą się z siłami Gucciego w Parmie i stamtąd uderzą na Sardynię-Piemont, ale o tym już przy następnej okazji, czyli po zajęciu Toskanii. Dziękuję za uwagę, można się rozejść.

    [​IMG]
    Plan ataku na Toskanię i Lukkę

    Ludzie zaczęli powoli wychodzić.
    - Myślisz, że się uda? – spytał Fabrizio swojego kolegę.
    - Ja to wiem.
    - Tak czy inaczej, zapowiada się na to, że przez najbliższy czas będziemy musieli wyrzynać Włochów, tylko dlatego, że są z północy.
    - Jeszcze nam za to podziękują...

    Marszałek poszedł do swojego namiotu, chcąc się przespać jeszcze przed rozpoczęciem kampanii. To miała być jego chwila prawdy. Albo wróci triumfując, jako głównodowodzący już nie sycylijskiej, a włoskiej armii, albo definitywnie zakończy swoją błyskotliwą karierę, przy okazji doprowadzając do upadku potęgi Sycylii – potęgi, którą de facto samodzielnie zbudował...

    Tak więc marszałek, rozmyślając o swojej przyszłości, położył się do snu.

    26. września 1848 r. - Ankona


    I tak minęła mu noc, choć nie planował spać do rana. Jego żołnierze już od kilku godzin tłukli toskańczyków, podczas, gdy on smacznie spał. Obudził go sierżant słowami:

    - Panie marszałku, proszę wstawać, ważna sprawa.
    Togato zaklął coś pod nosem.
    - Co się dzieje znowu?
    - Pan premier przybył.
    Bami wszedł do namiotu.
    - Dzień dobry panie marszałku. Przepraszam, że przeszkadzam, ale mamy kłopoty.
    - Co się stało?
    - Proszę czytać.
    - Co to?
    - Dostałem to przed chwilą od posła.

    - To tak, jak myślałem.
    - Chciałem tylko, żeby pan wiedział. Oczywiście mamy przygotowane plany na wypadek ataku z Północy?
    - Oczywiście. Wszystko jest pod kontrolą. Dziwi mnie tylko tak szybka reakcja Północy. Przecież nasi żołnierze wkroczyli do Toskanii cztery godziny temu, jeśli dobrze się orientuję, a pan już dostał wypowiedzenie wojny...
    - Coś pan sugeruje?
    - Jedynymi ludźmi, którzy wcześniej wiedzieli o inwazji byli nasi oficerowie, którym przedstawiłem szczegóły operacji wczoraj wieczorem.
    - Czyli?
    - Czyli albo Sardynia-Piemont jest państwem, gdzie wieści rozchodzą się znacznie szybciej niż się spodziewałem, albo...
    - Albo?
    - Albo mamy szpiega...
    - Wszystko możliwe.
    - Tak czy inaczej, to już nic nie zmienia.
    - To jeszcze jedna sprawa: W czasie, gdy pan spał, jakieś dwie godziny temu, na porannej mszy tutaj w Ankonie, jak donoszą nasi ludzie, niejaki biskup Favani, którego zapewne pan kojarzy, wygłosił dość ciekawe kazanie, w którym stwierdził, że papież jest po stronie Toskanii. Namawiał także ludzi do walki zbrojnej przeciw nam.
    - Aresztowaliście?
    - Tak.
    - To w takim razie nie ma na co czekać. Rozkażę Korpusowi Kolonialnemu uderzyć na Rzym.
    - Jak pan uważa...

    [​IMG]
    Italia w stanie wojny

    26. września 1848 r. – niewielka wioska, gdzieś w Toskanii

    Fabrizio i Giuseppe zajadając się winogronami, czekali na sygnał do dalszego marszu. W pewnym momencie Fabrizio zauważył, że jeden z żołnierzy z jego oddziału coś czyta. Z zaciekawieniem zapytał:
    - Co tam czytacie żołnierzu?
    - „Manifest komunistyczny” panie pułkowniku.
    - Komunistyczny? Pokażcie.

    Fabrizio zaczął czytać:

    - Fabrizio skończ już czytać, ruszamy – przerwał mu Giuseppe.
    - W porządku. Oddział za mną.

    I ruszyli. Piechota, za nimi kawaleria. 40 tysięcy Sycylijczyków ruszyło ostatecznie rozwiązać sprawę włoską... Zapewne nie wszystkim będzie dane powrócić do domu po tej bratobójczej wojnie... Ale nikt na to nie zwracał uwagi. Szli równo, przed siebie, z pieśnią na ustach, wierząc, że sprawa, za którą idą się bić, jest słuszna...

    [​IMG]
    Piękne wyżyny Toskanii staną się areną krwawych walk o zjednoczenie Włoch...
     
  13. Magnat

    Magnat Aktywny User

    Może na wstępie kilka słów. Tak, tak - są nowe odcinki Sycylii. Zdecydowałem się kontynuować AAR, ponieważ:
    1) Od dłuższego czasu nie dajecie mi spokoju :) Nie mogę sobie spokojnie napisać nowego AARu, bo nawet nikt go nie skomentuje, domagając się tylko Sycylii i opłakując jej upadek :)
    2) Wieje pustką na AARowej scenie EUFI! I tu podnoszę alarm. Może by włodarze portalu zaserwowali jakiś konkurs, nie po to, żebym np. ja brał w nim udział, ale po to, żeby pojawiło się więcej AARów.
    3) Generalnie nuda w dziale Vic. Od dawna nie ma aktywnego AARa...
    4) Nic mi w życiu nie wyszło tak dobrze, jak Sycylia :) Żartuję oczywiście, ale generalnie charakteryzuje mnie słomiany zapał, a skoro napisałem już 11 odcinków, to musiałem mieć powód... Nie wiem, czy dam teraz radę utrzymać poziom, ale się postaram.

    Dobra. Czytajta i komentujta. I radzę najpierw przeczytać ze dwa odcinki wstecz, bo jak macie słabą pamięć, to nie będzie wiadomo, o co chodzi :)

    Część 12: Ucieczka z oblężonego miasta
    [​IMG]

    9. marca 1849 r. – Livorno


    - Alberto chodź szybciej!
    - Spokojnie, spokojnie.
    - Chodź szybciej, bo odpłyną bez nas!
    - Nie poganiaj mnie!
    - No chodźże! Chcesz tu zginąć?
    - No już, już.
    Alberto wziął ostatni łyk wina i poszedł za swoją żoną. Przez kilkanaście minut przemierzali ulice miasteczka, po czym w końcu dostali się do portu. A tam kilkutysięczny tłum kłębił się na przystani. Atmosfera była niespokojna. Wszak doskonale było słychać odgłosy armat, dochodzące z drugiego końca miasta. Armia sycylijska była już coraz bliżej. W ciągu ostatnich kilku dni miasto opustoszało. Pozostały w nim tylko resztki toskańskiej armii, które zdecydowały się bronić ostatniego skrawka własnego terytorium aż do końca.

    [​IMG]
    Sytuacja w Toskanii na początku marca 1849 roku

    Lecz de facto nie było już czego bronić. Losy wojny zostały przesądzone kilka miesięcy wcześniej. Na początku toskańczycy bronili się dzielnie, ale szybko okazało się, że w starciu z doskonale zorganizowaną armią Królestwa Obojga Sycylii nie mają żadnych szans. Oddziały generała Birtolomo imponowały szybkością marszu i łatwością, z jaką niszczyły wszystko, co stanęło im na drodze. Nie ponosząc prawie żadnych strat, szybko wdarły się w głąb terytorium Toskanii. W grudniu padła Siena, w styczniu Florencja. Szeregi obrońców zostały zdziesiątkowane. Ci, którzy przeżyli, wycofali się właśnie do Livorno.

    Razem z nimi podążała ta część ludności cywilnej, której nie było obojętne, pod czyją władzą się znajdzie. Wśród nich był Alberto, jego żona Marta i dwójka ich dzieci. Liczyli, że w Livorno załapią się na statek na Sardynię lub do Genui, gdzie masowo emigrowali mieszkańcy Toskanii. Jednakże po tym, co zobaczyli w porcie, stracili wiarę w to, że uda im się uciec.

    [​IMG]
    Port w Livorno

    - Nie starczy miejsca dla wszystkich... – stwierdziła Marta
    - Weźmiesz dzieci i popłyniesz. Ja zostanę w mieście.
    - Oszalałeś? Zabiją cię!
    - To już i tak nie ma znaczenia. Zabrali cały mój majątek, wszystko na co pracowałem przez całe życie. Ważne, żeby wam się nic nie stało.
    - Nie zostawię cię tutaj!
    - Płyń, ja zaciągnę się do armii jeszcze dziś
    - Kompletnie ci odbiło! Wszyscy uciekają, a ty chcesz walczyć?
    - Nie zależy mi. Jak mam zginąć, to może chociaż przed śmiercią uda mi się przestrzelić na wylot kilku Sycylijczyków.

    Marta płakała. Ale jej mąż był nieugięty. W końcu musiała odpuścić, gdyż odgłosy nacierającej Armii Neapolitańskiej były coraz głośniejsze. Dalsze czekanie mogłoby się fatalnie skończyć zarówno dla niej, jak i dla Alberto. Skierowała się bliżej przystani i czekała na wejśćie na pokład jednego ze statków podstawionych przez władze miasta. Okazało się, że heroizm, jakim wykazał się jej mąż był nie do końca słuszny, gdyż i tak zabierano tylko kobiety i dzieci. Mężczyźni nie mieli wyboru – musieli pozostać w Livorno.

    Wsiadła na pokład statku. Panował nieprawdopodobny ścisk, pokład niemal uginał się od ciężaru pasażerów. Marta spojrzała jeszcze raz na brzeg, gdzie stał jej mąż i odpłynęła. Fatalny humor poprawiał jej fakt, iż udało jej się dostać na statek do Genui, gdzie mieszkała jej siostra.

    Budynki miasta zaczęły powoli znikać na horyzoncie. Niebo przybrało ciemne barwy chmur burzowych. Słychać było odgłosy trzaskających błyskawic, po chwili lunął ulewny deszcz. Zanosiło się na długi rejs...

    9. marca 1849 r. – Morze Tyrreńskie

    Na pokładzie fregaty Regina Isabella panował nadzwyczajny ruch. Nieustannie ktoś coś krzyczał, biegał, powodując przy tym niemałe zamieszanie. Ruch był nadzwyczajny, bo i misja była nadzwyczajna. Okręty Floty Sycylijskiej nie dawno wypłynęły z portu, na swoją jak obiecywano marynarzom, ostatnią misję w wojnie z Toskanią. Główne siły morskie nieprzyjaciela już dawno zostały zniszczone i pozostało tylko odciąć morską drogę zaopatrzenia do ostatniego broniącego się toskańskiego miasta – Livorno. Zadanie z pozoru banalne i przede wszystkim ostatnie. Dlatego też od rana, załoga Reginy Isabelli wykazywała nadzwyczajną aktywność. Wszyscy myślami byli już w Neapolu na zasłużonym urlopie.

    [​IMG]
    Flota Królestwa Obojga Sycylii

    Gwarna atmosfera nie pozwalała skupić się admirałowi Gigliotto. Próbował się skoncentrować i spokojnie dopalić papierosa, ale nadaremnie. W końcu wyszedł na górny pokład i krzyknął:

    - Cisza tam! Słuchać mnie teraz! – załoga zamilkła – Nie wiem jak wy, ale ja wkrótce zbieram się do domu!
    „Huuura!” – wrzasnęli marynarze.
    - Cicho, cicho! Widzę, że wy też chcecie do domu, więc załatwmy tą misję jak najszybciej i wróćmy do domu wszyscy razem!
    „Tak!” , „Do domu!” – tamci krzyczeli dalej.
    - Zanim jednak wrócimy do Neapolu, musimy zatopić kilka toskańskich statków. Dotarła do mnie wiadomość, że nieprzyjaciel stchórzył i chce przed nami uciec. Zapomniał tylko, że przed Sycylią nie ma ucieczki! Wszyscy więc na swoje stanowiska i cała naprzód!

    [​IMG]
    Admirał Gigliotto

    Kilka godzin później

    - Admirale! Admirale! – młody kapitan wbiegł z krzykiem do kajuty zajmowanej przez admirała
    - Czego pan chce? Obudził mnie pan.
    - Najmocniej przepraszam, ale sprawa jest najwyższej wagi.
    - Co się stało?
    - Zauważyliśmy statki pod toskańską banderą.
    - Otworzyć ogień.
    - Ale panie admirale. To statki handlowe.
    - Otworzyć ogień.
    - Ale nie możemy zaatakować statków handlowych.
    - Tymi statkami zapewne uciekają toskańscy żołnierze. Otworzyć ogień
    - Ale panie admirale, tam mogą być także cywile. Jeżeli otworzymy ogień, mogą zginąć niewinni ludzie.
    - A kogo to obchodzi? Zrozumiał pan rozkaz?
    - Tak zrozumiałem...

    [center:01a368f240]* * *[/center:01a368f240]

    Ciężkie warunki podróży coraz bardziej męczyły Martę. Jej dzieci, 7-letni Marco i 5-letnia Lucia, były już wykończone. Mimo ogromnego ścisku Marta znalazła kawałek wolnego miejsca i na dwóch wielkich skrzyniach ułożyła do snu swoje pociechy. Sama położyła się między nimi i też usnęła.

    [​IMG]
    Statek, którym podróżowała Marta

    Obudził ją przeraźliwy huk. Nagle wszystko stanęło w płomieniach, rozległy się przeraźliwe wrzaski, płacz. Po chwili słychać było kolejne wybuchy. Pociski spadały jeden za drugim, raz kogoś raniąc, raz uszkadzając pokład. Apokaliptycznego obrazu dopełniała burza i sztorm. Salwa burtowa Reginy Isabelli była zabójcza. Po chwili do bombardowania dołączyły kolejne okręty sycylijskie. Marta wzięła swoje dzieci za ręce i zaczęła biec, co sił w nogach. Ale nie było się gdzie schować. Nie było już na statku miejsca, które nie byłoby uszkodzone. Pokład przestał być stabilny. Nagle Marta poczuła silne uderzenie w głowę. To jakiś fragment masztu oderwał się od reszty i boleśnie ją ugodził. Marta straciła przytomność...

    Gdy się ocknęła, zobaczyła swoje dzieci zalane krwią. Zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie nie żyją. Zszokowana i poważnie ranna, nie wiedziała, co dalej robić. Jednakże jej problem został błyskawicznie rozwiązany. Na pokład wdarła się woda. To był koniec...

    10. marca 1849 r. – Livorno

    Alberto, mąż Marty, nie dotrzymał słowa, czego można było się spodziewać. Zamiast walczyć przeciwko Sycylijczykom, poszedł do ostatniej chyba czynnej knajpy w Livorno i tam upił się do nieprzytomności.

    Obudziło go mocne szarpnięcie. Zobaczył żołnierza sycylijskiego, trzymającego go za fraki.
    - Nazwisko! – wykrzyczał Giuseppe
    - Napoleon Bonaaaaparte... – wymamrotał z uśmiechem na twarzy pijany Alberto
    Giuseppe cisnął nim o ścianę.
    - Nazwisko!
    - Alberto Bennaccio panie żołnierzu... Jakie to wojska idą? Carskie?
    - Zostaw go Pepe, jest kompletnie pijany? – uspokoił kolegę Fabrizio.
    Giuseppe puścił pijaka. Ten jednak nie dawał za wygraną.
    - Aaaa, ja jestem z Toskanii i będę jej bronił...
    - Nie masz już czego. Toskania właśnie skapitulowała. – zakomunikował Giuseppe, po czym zwrócił się do barmana:
    - Dwa razy szkocką poproszę.
     
  14. Magnat

    Magnat Aktywny User

    Część 13: Północ – Południe
    [​IMG]

    Z pamiętnika marszałka Togato:

    [​IMG]
    Działania wojenne do 1.05.1850 r.


    1. maja 1850 r. – prowincja Piemont, kilka kilometrów na wschód od Turynu


    Giuseppe i Fabrizio obudzili się właśnie ze snu. Postanowili zapalić i coś przekąsić. Ponieważ klimat gęstego lasu, w którym przebywali, nie za bardzo im służył, postanowili poszukać ciekawego miejsca na spędzenie kilku chwil, zanim Togato zarządzi marsz.

    [​IMG]
    Marsz na Turyn

    Wdrapali się na niewielkie wzgórze na skraju lasu i tam usiedli.
    - Odpal mi.
    - Już.
    Fabrizio zakurzył i odwrócił się w drugą stronę, aby pooglądać widoki. To co zobaczył jednak, całkowicie zepsuło mu humor.
    - Patrz Pepe.
    - Gdzie?
    - Patrz tam. Sardyńczycy!
    - Rany boskie! Chyba cała armia! Trzeba zawiadomić marszałka!
    - I to szybko! No to będzie się działo.

    Marszałek obudził się tego dnia bardzo wcześnie. Ledwo wstał, już zaczął kreślić po swoich mapach. Tu zaznaczył, tam przekreślił, tu wykropkował. Głębokie rozmyślanie nad strategią przerwali mu dopiero kilka minut po siódmej Fabrizio i Giuseppe.
    - Panie Marszałku! Armia piemoncka jest po drugiej stronie rzeki!
    - Hmm, dużo? – odpowiedział, z niepojętym dla młodych oficerów spokojem, marszałek.
    - Mnóstwo! To chyba wszystkie ich siły!
    - Czyli już czas. Zawołajcie mi tu Gucciego.
    Fabrizio i Pepe pognali co sił po generała. Marszałek napisał tylko na jednej z map: „Alea iacta est” i powrócił do rozmyślań.

    [center:43a5d7e584]* * *[/center:43a5d7e584]

    [center:43a5d7e584]* * *[/center:43a5d7e584]

    - Czy dobrze pana zrozumiałem panie marszałku? Chce pan upozorować atak na jeden z mostów, aby tak naprawdę przeprowadzić główne natarcie przez drugi?
    - Dokładnie. Pan i połowa piechoty, którą obecnie dysponujemy, zaatakujecie most zachodni. Wszystko ma wyglądać, jak decydujący atak.
    - Pan wybaczy, ale baterie artylerii wroga zmasakrują moich ludzi.
    - Być może, ale delikatnie. Wycofacie się w odpowiednim momencie. Wróg myśląc, że atakujemy od zachodu rzuci przeciw wam znakomitą większość swoich oddziałów.
    - To świetnie...- rzucił Gucci z wyraźną ironią
    - W tym czasie my zaatakujemy uszczuplone siły wroga przez most wschodni. W ten sposób znajdziemy się na drugim brzegu.
    - To samobójstwo...

    [​IMG]
    Bitwa Padańska - faza początkowa

    Mimo iż generał miał poważne wątpliwości, musiał wykonać rozkaz. Dwie godziny później Fabrizio i Giuseppe miotali się od lewej do prawej strony mostu zachodniego, patrząc jak spada na nich istny wodospad kul, kartaczy i Bóg wie, czego jeszcze.
    - Wszyscy tu zginiemy! – powiedział cicho Fabrizio – i w tym momencie kula trafiła go w ramię....
    - A ty najprędzej, jak nie będziesz się pilnował – przyjaciel wziął go w objęcia i niemal zaciągnął na tyły, gdzie Fabrizio został opatrzony.
    Nagle rozległ się krzyk generała Gucciego:
    - Odwrót! Przerwać natarcie! Wracamy na pozycje wyjściowe! Togato zdobył drugi most!

    Rzeczywiście Togato po wschodniej stronie szalał jak zwykle. Sam dzierżąc broń w ręce, pognał przez most razem ze swoimi oddziałami wprost na Sardyńczyków. Udało się przełamać formacje wroga i zepchnąć go na zachód, w stronę oddziałów walczących z Guccim. Błyskawicznie po przedarciu się na drugą stronę do boju ruszyła konnica, która szarżą na lewe skrzydło armii Piemontu odcięła trzy dywizje od sił głównych. Żołnierze z tamtych dywizji zaczęli masowo uciekać lub kapitulować.

    Uciekać nie miały jak główne siły piemonckie. Godzinę po przerwaniu natarcia, Gucci zaatakował ponownie. Tym razem na serio. W ten sposób wojska Północy zostały otoczone...

    [​IMG]
    Bitwa Padańska - faza końcowa

    Na horyzoncie powoli zachodziło słońce. W powietrzu wciąż unosił się zapach prochu, na ziemi leżały trupy. Przeraźliwe jęki umierających mieszały się z rozpaczliwym ryczeniem zdychających koni, tworząc okropną kakofonię. Marszałek triumfował. Kilkadziesiąt tysięcy pozostałych przy życiu Sycylijczyków tłumnie skandowało jego nazwisko. Bohaterowie Bitwy Padańskiej w rozmowach między sobą chwalili osiągi swojego dowódcy, mówiąc o jego niebywałej odwadze i pokerowej zagrywce.

    W tym całym zamieszaniu zapomniano o człowieku, bez którego ta bitwa mogłaby się potoczyć inaczej. Generał Gucci, bo o nim mowa, wykonał przecież najtrudniejsze zadanie, tracąc przy tym niemal połowę sił, którymi dysponował. Wśród dywizji dowodzonych przez Gucciego znajdowały się pododdziały majora Giuseppe Farmani i pułkownika Fabrizio Lombardi. Ten drugi, ranny, ledwo zipał. Jeszcze nie był w stanie myśleć o medalach, awansach i sławie, która wkrótce miał spać na niego i jego przyjaciela, Pepe.
     
  15. Magnat

    Magnat Aktywny User

    Część 14: Viva Italia!
    [​IMG]

    2. czerwca 1850 r. – Turyn

    Marszałek wystrojony w najelegantszy mundur czekał na korytarzu. Spoglądał przez okna na tłum zgromadzony na Piazza San Carlo. Tłum gęstniał z minuty na minutę. Każdy chciał być świadkiem niecodziennego zdarzenia, które miało się wydarzyć właśnie tu, właśnie dziś. Togato zaczął się niecierpliwić, lecz Bami w końcu się zjawił..
    - Nareszcie pan jest – rzucił Togato.
    - Spóźniłem się?
    - Wszyscy już czekają.
    - To idziemy. Tu jest ten raport, o którym panu mówiłem. W wolnej chwili niech się pan zapozna.

    [​IMG]
    Dziewiętnastowieczny Turyn

    Weszli do sali. Tam czekali na nich politycy i oficerowie – główni aktorzy wojny, która właśnie się skończyła. Togato usiadł na honorowym miejscu. Jako, że główna część obrad jeszcze się nie rozpoczęła, marszałek zerknął na raport:

    O tym Togato wiedział doskonale, więc przestał czytać. Zwłaszcza, że rozpoczynały się obrady. Obrady podczas, których politycy i oficerowie mieli zdecydować, co zrobić ze swoim wielkim zwycięstwem...

    Najpierw przemówił Bami. Mówił jak zwykle w swoim stylu, wkładając wiele emocji w to, co miał do przekazania, namiętnie gestykulując, niekiedy podnosząc głos. Najpierw gratulował dowódcom wojskowym, z marszałkiem na czele, stwierdzając, że bez nich nawet najgenialniejsza jego wizja nie miałaby szans powodzenia. Następnie premier dostrzegł przemianę jaka dokonała się w mentalności Włochów. O ile jeszcze dziesięć lat temu, na ziemiach Sardynii-Piemontu panowało przekonanie, że Królestwo Obojga Sycylii i jego agresywna polityka doprowadzi na skraj przepaści całe Włochy, o tyle teraz, gdy Armia Neapolitańska zdobywała miasto po mieście na drodze do Turynu, w większości przypadków była witana jak wybawcy. Toteż tłum zgromadzony na Piazza San Carlo, oprócz żołnierzy sycylijskich, w dużej mierze składał się także ze zwykłych mieszkańców Turynu, którzy przyszli wiwatować na cześć zwycięskiej armii.

    Po premierze wystąpił Togato. Mówił o sukcesach i o stratach. O plusach i minusach minionej kampanii. Zapewnił, iż znakomita większość terytorium Królestwa Sardynii i Piemontu jest pod kontrolą wojsk sycylijskich. Poza zasięgiem pozostaje tylko niewielka część Sardynii, gdzie najprawdopodobniej schronił się król Wiktor Emanuel. Zapewnił także, że w ciągu najbliższych dni to terytorium również znajdzie się pod okupacją Sycylii.

    Togato swoje odbębnił. A że nie za bardzo miał ochotę słuchać jałowych przemówień mniej ważnych polityków, zerknął raz jeszcze do raportu:

    Togato przestał czytać, gdyż spotkanie dobiegło końca. Nastąpiło uroczyste podpisanie dokumentów, po czym Zgromadzenie Nadzwyczajne skończyło swoje prace. Dalej w planie była defilada wojskowa i ogłoszenie zgromadzonemu tłumowi efektów debaty.

    Bami, Togato i Gucci stali na balkonie i pozdrawiając zgromadzonych, obserwowali defiladę. W końcu marszałek zwrócił się do generała Gucciego.
    - W ostatniej wojnie sukcesy dowodzonych przez pana oddziałów w dużym stopniu przyczyniły się do tego, że wygraliśmy...
    - Robiłem tylko to, co należało do moich zadań.
    - Racja, ale wyszło to panu nadzwyczaj dobrze.
    - Dziękuję.
    - Widzi pan. Jestem już starym człowiekiem. Wiele zdrowia straciłem jednocząc Włochy. Nie wiem, jak długo jeszcze pociągnę.
    Gucci tylko słuchał.
    - Na pewno będę służył państwu do końca moich dni, ale gdyby mi się coś stało, potrzebuję następcy... Myślę, że pan będzie najlepszym kandydatem, panie generale.
    - Bardzo dziękuję za uznanie, ale nie wiem, czy byłbym w stanie...
    - Ale ja wiem. I nie przyjmuję odmowy. – tu Togato przerwał, by podpisać jakiś dokument. – Proszę. Oto pański awans na marszałka i nominacja na Wiceministra Wojny. Oznacza to, że gdy umrę, dowództwo nad Armią Królestwa będzie należało do pana.

    Trzeba przyznać, że była to mądra decyzja marszałka. Gucci już wielokrotnie wykazywał się nieprzeciętnymi umiejętnościami bojowymi, znał się także na polityce, gdyż od dawna uczestniczył w planowaniu kolejnych podbojów.

    Gdy defilada dobiegła końca, przemówił premier:
    - Bracia Włosi! Z dniem dzisiejszym Zgromadzenie Nadzwyczajne Królestwa Obojga Sycylii przyjęło dwie uchwały. Pierwsza z nich mówi o dalszym statusie obydwu stron walczących w niedawnej wojnie. Oto, co następuje: Od tego momentu Królestwo Sardynii i Piemontu przestaje istnieć! Jego ziemie w całości zostają wcielone do Królestwa Obojga Sycylii! Wojnę uznaje się za zakończoną zwycięstwem Sycylii.

    [​IMG]

    Jednocześnie jako, że większość ziem włoskich znalazło się już pod jedynym prawowitym panowaniem, uznaje się zjednoczenie Włoch za dokonane. Uroczyście ogłaszam powstanie nowego państwa – Zjednoczonego Królestwa Italii. Zgromadzenie Narodowe zdecydowało, że państwo będzie rządzone tak, jak Sycylia. Oznacza to, że ja będę premierem, a stojący obok mnie marszałek Togato będzie Głównodowodzącym Sił Zbrojnych Zjednoczonego Królestwa oraz Ministrem Wojny.

    Gdy pierwszy minister Włoch zakończył przemówienie, na Piazza San Carlo rozległy się wiwaty. „Viva Italia!” – nieustannie skandował tłum. Wiwatowano na cześć Włoch, Sycylii, premiera, marszałka, potem znów Włoch, znów Sycylii i tak bez końca. Od tej pory ciężko było opanować zgromadzonych. Tak wielka była radość. Sprawiło to, że ceremonia wręczenia awansów i medali dla dzielnych żołnierzy Sycylii była kilkakrotnie przerywana. Wśród nagrodzonych żołnierzy byli panowie Fabrizio Lombardi i Giuseppe Farmani. Oboje zostali awansowani na generałów, jednocześnie pozostając na czas pokoju bez przydziału.

    [​IMG]
    Europa po zjednoczeniu Włoch

    * * *

    W ciągu kilku dni po tych wydarzeniach w większości włoskich miast pojawiła się broszura, która informowała mieszkańców o kształcie nowego państwa:

    [​IMG]
    Statystyki Zjednoczonego Królestwa Italii w czerwcu 1850 r.

    _____________________
    Jak widzicie Królestwo Obojga Sycylii przechodzi do historii. Natomiast AAR będzie trwał, choć nie pytajcie, kiedy następny odcinek.
     
  16. Magnat

    Magnat Aktywny User

    W tym miejscu dokonałem dwóch modyfikacji. Po pierwsze: wgrałem nową flagę włoską, uwzględniając Wasze narzekania na poprzednią. Flaga widoczna jest na jednym ze screenów. Po drugie: dodałem ręcznie core'y na prowincje w regionach Wenecja i Lombardia, oraz na Korsyce. Te prowincje należały do moich żądań przed zjednoczeniem, a później nagle znikły. Mam nadzieję, że nie uznacie tego za czit.
    ----------

    Część 15: Wspólnota
    [​IMG]

    * * *

    15. lipca 1853 r. – Syrakuzy

    Exegi monumentum aere perennius**

    Był jeden z wielu upalnych dni, jakie na Sycylii zdarzają się bardzo często. Rzadko jednak powietrze bywa tak suche i nieprzyjemne. I pewnie żaden z kilku tysięcy mieszkańców miasta nie przyszedłby tego dnia do Teatro Greco, gdyby nie wydarzenie, które miało mieć miejsce właśnie 15. lipca. Trzeba przyznać, że ruiny antycznego teatru wypełnione widownią po brzegi wyglądały przepięknie. Widok zapierał dech w piersiach i przywodził na myśl czasy świetności miasta, gdy koryfeusze donośnym głosem wznosili ku niebu pieśni na cześć Dionizosa.

    [​IMG]
    Teatr grecki w Syrakuzach

    Regalique situ pyramidum altius

    W porównaniu z czasami greckimi zmieniło się dosyć znacząco przeznaczenie budowli. Niegdysiejsze miejsce relaksu, gdzie zafrasowani polityką Grecy mogli dokonać duchowego oczyszczenia, dziś zmieniło się w miejsce całkowicie nie związane ze sztuką. Dziś chodziło tylko o pokazanie potęgi i majestatu władzy.

    Quod non imber edax non aquilo impotens
    possit dirvere avt innumerabilis
    annorum series et fuga temporum


    Tymczasem ponad widownią stało kilkunastu mężczyzn, spokojnie obserwując rozwój wydarzeń. Oprócz zwykłych soldati, dało się dostrzec kilka bardzo szanowanych na Sycylii postaci. Najważniejszą z nich był niewątpliwe Maurizio Mirese – capo całej wspólnoty sycylijskiej. Obok stał jedyny ocalały z wojny syn szefa, a co za tym idzie jego następca – Camillo.

    Don Maurizio obserwując popisy żołnierzy armii włoskiej, wdał się w dyskusję z consiglierim. Był spokojny i pewny siebie, jak zwykle, czego nie można było powiedzieć o pozostałych członkach grupy. Oto bowiem mieli lada moment stać się sprawcami wydarzenia, które, jeśli dojdzie do skutku, na stałe zmieni losy Italii.

    Princeps aolium carmen ad Italos

    Marszałek wszedł na podwyższenie. Spojrzał na zgromadzonych, którzy zgotowali mu owację na stojąco, po czym przemówił:

    - Spełniłem swoją misję. Wystawiłem pomnik trwalszy niż ze spiżu... Te słowa mogę wypowiedzieć dziś nie tylko ja, nie tylko każdy żołnierz, który walczył o zjednoczenie, ale także każdy Włoch, którą słowem i czynem wspierał naszą misję. Za to właśnie Wam dziękuję.

    Deduxisse modos sume superbiam

    - Dosyć tego gadania – szepnął Don Maurizio do swojego syna, po czym spojrzał na niego wymownym wzrokiem. Camillo wiedział dokładnie, co za chwilę się stanie. Podał ojcu broń. Wzrok kilkunastu najważniejszych ludzi w sycylijskiej mafii utkwił teraz na ich przywódcy. Capo spojrzał tylko na nich, następnie na marszałka Togato, znów na nich, znów na marszałka, po czym wycelował i strzelił...

    Quasitam meritis et mihi Delphica
    lauro cigne volens Melpomene comam


    Marszałek zobaczył gwiazdy. Całe życie stanęło mu przed oczami. Każda sekunda przedłużała się w nieskończoność. Nie słyszał już nic poza dzwonieniem w uszach, nie widział już nic poza własnymi rękoma splamionymi krwią i przerażoną twarzą generała Lombardi. Ziemia zaczęła osuwać mu się spod nóg. Upadł na kolana. Próbował prawą ręką uczynić znak krzyża, ale nie był w stanie. Chwilę później twórca potęgi Sycylii, genialny strateg, dowódca i polityk był już martwy...

    [​IMG]

    * * *

    Non omnis moriar...

    18. lipca 1853 r. - Neapol

    W pogrzebie Wielkiego Marszałka uczestniczyły tłumy. Każdy chciał osobiście pożegnać swojego wodza, każdy chciał jakoś na swój sposób oddać mu hołd. Pośród wielu znakomitych gości wymienić można chociażby króla Prus Fryderyka Wilhelma, Cesarza Francuzów, czy cara Mikołaja. Nie zabrakło oczywiście generalicji włoskiej, ale także duchowych, czy szeregowych żołnierzy. Widać było, że tego dnia Italia jest myślami tutaj, na ulicach stolicy, przy ukochanym marszałku.

    [​IMG]
    Marszałek Emilio Togato 1791 - 1853. Requiestat in pace.

    W najbliższym otoczeniu konduktu pogrzebowego dało się dostrzec marszałka Gucciego. Szedł z ponurą miną, spoglądając na tłumy. Wiedział, że teraz na nim spocznie odpowiedzialność za armię królestwa i za bezpieczeństwo obywateli. Zadanie mimo doskonałego stanu wojska, jaki pozostawił po sobie Togato, w zaistniałej sytuacji, na pewno nie było łatwe. Jednakże nowy Minister Wojny nie miał zamiaru się poddawać.

    Pierwszą rzeczą jaką zrobił był rozkaz rozpoczęcia równolegle z oficjalnym śledztwem w sprawie śmierci Togato potajemnego postępowania, które wszelkimi możliwymi sposobami mogłoby doprowadzić do odnalezienia i ukarania winnych tej zbrodni...

    _____
    Objaśnienia:
    * „Muore il bandito, la mafia vive.” – z włoskiego: Bandyta umiera, mafia żyje.
    ** Z Horacego oczywiście.
     
  17. superman

    superman Ten, o Którym mówią Księgi

    AAR oczyszczony i zamknięty.
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie