Leśne runo

Temat na forum 'CK - AARy' rozpoczęty przez cartman, 26 Maj 2007.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. cartman

    cartman Nowy

    To mój pierwszy AAR i jako początkujący AAR-niak to proszę o wyrozumiałość. Teraz na poważnie - każde błędy proszę o wskazanie.
    Gram na 'Raferti Bugfix mod'.




    Część pierwsza - Początek


    Młody władca z rodu Yngling - Olaf Haraldsson, który zasiadł na norweskim tronie pod koniec 1065 roku cechował się niezwykłą wręcz rozwagą i wiedzą. Król doskonale zdawał sobie sprawę, iż jego kraj trapi ten sam problem z jakim borykali się jego przodkowie - żywność, a raczej jej brak. Władca postanowił zdobyć nowe ziemie aby w mniejszym lub w większym stopniu rozwiązać owy problem.

    [​IMG]

    Dlatego też początek roku 1066 zapowiadał się dość interesująco dla norweskich możnowładców, którzy piastowali stanowiska jako doradcy królewscy od danych spraw państwowych. Morten zwany Gniewnym, pracował na zamku w Oslo jako królewski majordomus. Espen Risstenson był założycielem siatki donosicielskiej, która rozlokowana była po całym państwie norweskim wliczając w to również posiadłości na Wyspach Owczych, Szetlandach czy nawet na Islandii. Celem oczywiście była ochrona Olafa Haraldssona. Natomiast Arne Skeidll trudnił się jako dowódca zaciężnych i zaprawionych w bojach rycerzy.

    Każdy z powyższej trójki uważał, iż nowe posiadłości jakie ewentualnie zdobędzie Norwegia w starciu z przyszłym przeciwnikiem, zostaną przeznaczone właśnie im. Ponadto twierdzili, iż powinni otrzymać tytuł hrabiego aby wzrósł osobisty oraz powszechny prestiż w oczach przyszłych poddanych ... jednakże na dzień dzisiejszy owe przypuszczenia znajdowały się jedynie w głowach tychże marzycieli.

    Dnia 6 stycznia roku 1066. Rezydencja Ynglinga w Oslo.

    - Na początku chciałem podziękować Wam wszystkim za stawienie się. Jak wiecie, sprawa gospodarcza nabiera niezbyt pomyślnego dla naszego królestwa obrotu. Ludzie głodują. Zbiór plonów coraz gorszy. Na domiar złego kolejna zima niezwykle sroga. Dlatego postanowiłem, że wyruszymy. Czy ma ktoś jakieś propozycje? Dokąd i dlaczego? - zaczął Olaf Haraldsson.

    Możni wiedzieli, że lepszej okazji już mieć nie mogą aby uzyskać tytuł hrabiego oraz nadaną dla nich ziemię. Dlatego zarówno Morten Gniewny jak i Espen Risstenson czy też Arne Skeidll dokładnie przygotowali się aby nie zaprzepaścić swojej szansy. Arne widząc, iż jego dwójka konkurentów nie ma większej ochoty rozpoczynać, sam przeszedł do ofensywy. Wstał i rzekł:

    - Miłościwy Panie. Uważam, że najlepszym rozwiązaniem dla nas będzie podbój wybrzeży francuskich i angielskich. Z pewnością słyszałeś miłościwy panie, iż nasi ojcowie niszczyli i rabowali z wielką łatwością miejscowe tereny. A muszę dodać, że są to miejsca gdzie znajdują się bogate miasta oraz żyzne gleby. Dlaczego my mamy tego nie powtórzyć? Nie uda nam się? Oczywiście, że z wolą Boga zwyciężymy. Nasi rycerze są głodni chwały i z wytęsknieniem wyczekują na możliwość wyruszenia na kampanię wojenną. Ponadto muszz ....

    - Dziekuję. - przerwał Olaf i zaraz zapytał. - Mortenie? A co ty proponujesz?

    Arne wiedząc, iż prawdopodobnie nie zdołał przekonać do siebie króla, cofnął się wściekły jednakże postanowił posłuchać co pozostała dwójka ma do powiedzenia. Olbrzymi dowódca norweskiej armii mimowolnie spojrzał na nieoświetlony przez świece, róg komnaty, gdyż coś mówiło mu "Odwróć się, odwróć się". Tak też zrobił i zobaczył tam człowieka. Lecz brak oświetlenia uniemożliwiał mu dalsze rozeznanie w sytuacji. Kim jest ta postać? Było zbyt ciemno żeby zidentyfikować siedzącego mężczyną lecz w głowie Arne'mu przewinęła się pewna myśl. Uśmiechnął się sam do siebie i począł słuchać majordomusa.

    - Mój pomysł jest nieco inny Najjaśniejszy Panie - zaczął Morten. - Taka wyprawa kosztuje i to naprawdę dużo. Po co wydawać fortunę skoro można obejść się z kosztami i podbić naszych sąsiadów? W chwili obecnej jak Miłościwy Panie wiesz Szwecja jako państwo stanowi bardzo słaby ... jest poprostu w kryzysie. Wiele regionów z powrotem przeszło na pogaństwo dlatego też Jego Miłość ze Stolicy Apostolskiej z pewnością z wielkim uśmiechem przyjęłaby ten fakt, iż nawracamy tych bezbożników mieczem i krwią. Można też pokusić się o dofinansowanie tejże wyprawy przez papieża, a ponaa ...

    - Dziekuję. - znowu król pokazał wszystkim kto tu rządzi. - Espen! Twoja kolej.

    Morten w tej chwili czuł się jak Arne przed paroma minutami. Zlekceważony. Nie dane było mu nawet dokończyć. Skeidll zdołał już ochłonąć jednakże Gniewny uchodził za osobę niezwykle impulsywną i gwałtowną dlatego też, na chwilę obecną majordomus wyglądał jak demon zniszczenia. Jego emocje ukazywały się wszystkim w tej sali zgromadzonym. Sam król oraz jego straż przyboczna widzieli co się dzieje. Ponadto Arne jak i Espen zauważyli, że Morten praktycznie w tym momencie przestał istnieć jako konkurencja. Jego oczy nabrały czerwonej barwy, a pod rudymi włosami pojawiły się widoczne dla każdego uczestnika narady, wielkie krople potu. Z ust można było usłyszeć jakieś modlitwy bądź też zwykłe majaczenie. Gniewny wiedział, że musiał się uspokoić, ale nie był w stanie. Mimowolnie spojrzał na Skeidlla. Szybko odwrócił swój wzrok widząc, iż rycerz kpiąco patrzy na niego. W tym momencie król rzekł:

    - Zaczekaj Espenie. Morten czy dobrze się czujesz?

    Wszyscy spojrzeli na Gniewnego. Tak szargały nim emocje, iż nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Olaf zauważył, że coś nie tak jest z jego nadwornym majordomusem. Król kiwnął na dwójkę ze straży przybocznej mówiąc:

    - Zaprowadźcie go do komnaty medyka. Niech on się nim zajmie.

    Rycerze w mgnieniu oka wyszli z narady wraz z Mortenem. Teraz wszyscy czekali na propozycję Espena.

    - Panie. Mój pomysł w pewnym sensie wiąże się z planem Skeidlla. Otóż jak powiedział, nasi ojcowie łupili i mordowali stając się postrachem dla ludzi. Jednak Francji jak i Anglii nie możemy już atakować, gdyż Stolica Apostolska bardzo nieprzychlnie będzie do nas ustosunkowana. Co robić? Ruszyć na zachód.

    Arne zrozumiał już, że przegrał lecz słuchał z wielką ciekawością swojego konkurenta. Również król wykazywał swe zainteresowanie, gdyż zaraz zadał pytanie:

    - Powiadasz, że na zachód. Na zachód to znaczy dokąd? Czy masz na myśli ...?
    - Tak panie. To właśnie mam na myśli. Vinland według sag jest krainą idealną do rozwoju. Urodzajne ziemie, rzeki pełne ryb. Również dopłynąć pomimo tak wielkiej odległości to nie jest większy problem. Po drodze mamy Farerów a potem Wyspa Lodu i Zielona Wyspa. W Vinland żyją same dzikusy więc jeśli zbierzemy odpowiednią ilość zbrojnych to z łatwością ich pobijemy. Prawda Arne? - Ristensson zwrócił się teraz do Skeidlla.
    - Hmm ... nie myślałem nad tym, ale szanse powodzenia takiej wyprawy mogą być naprawdę duże. - odrzekł rycerz
    - Słuchajcie - przerwał król - Podoba mi się wasz entuzjazm i podjełem decyzję. Audun!

    W tym momencie postać, którą widział Arne podeszła do zgromadzonych. Był to mężczyzna w średnim wieku. Z jego czarnych oczu można było bezproblemowo wyczytać, iż jest to osoba niezwykle lojalna rodzinie królewskiej. Espen i Arne z niecierpliwością czekali co Olaf z rodu Yngling ma teraz do powiedzenia.

    - Audun był przyjacielem mego ojca. Przez większość okresu jego panowania, Audun stał u jego boku jako doradca do spraw ... do wszystkich spraw. Pod koniec życia mój ojciec powiedział, że pierwszą ziemię, którą zdobęde to mam przekazać ją pod panowanie tego o to człowieka. Z pochodzenia jest Farerem jednakże swe zdolności militarne oraz wykształcenie pobierał w naszym klasztorze w Trondheim. Ponadto ruszymy tak jak chcieliście Espenie na dzikich, i tak jak chcieliście Arne aby mordować jak nasi ojcowie. Lecz kierunek obierzemy na wschód. Resztę niech dopowie Audun bo mi aż zaschło w gardle.

    [​IMG]

    Arne tak jak przeczuwał, cała sytuacja z tymi propozycjami była nic nie warta, gdyż decyzja zapadła już znacznie wcześniej. Potężnie zbudowany Norweg domyślił się, że siedząca przedtem postać będzie miała znamienny wpływ na przyszłą wyprawę.

    - Witam wszystkich. Przejdę od razu do rzeczy. Przez granice naszego królestwa przenikają informację o zainteresowaniu Duńczyków ziemiami, które leżą na wschodnim wybrzeżu Bałtyku. Sprawdziliśmy to wysyłając w tamte rejony kilka wypraw, które przyniosły pozytywne informacje. Na ziemiach tych panują poganie, którzy nie stanowią absolutnie żadnej zorganizowanej wspólnoty państwowej. Znajdują się tam niezliczone ilości lasów. Rzeki podobnie jak w Vinland - pełne ryb. Fantastyczne gleby. Idealne warunki do rozwoju. Tam też się udamy. Skeidll? Ile mamy ludzi chętnych na wyprawę?
    - Ekhm ... na chwilę obecną nie jestem w stanie podać dokładnej liczby ale mogą powiedzieć, że nawet wieśniaki i mieszczuchy chcą się bić.
    - Doskonale. Espenie a jak nastroje wśród ludu?
    - Nienajlepiej. Wszyscy głodują. Jednakże myśl wyprawy budzi ludzi do entuzjazmu. Dlatego też im szybciej zaczniemy podbój tym lepiej.
    - Nie! Ci na Vinland też tak mówili i co? I właśnie nic. Przygotujemy się dokładnie tak aby zminimalizować ryzyko niepowodzenia.
    - Od tej chwili macie słuchać Auduna - rzekł król - Arne? Będziesz jemu towarzyszył w wyprawie.
    - Tak jest panie. - odparł
    - A ty Espen wracaj do swoich obowiązków. Jak Morten będzie czuł się lepiej do pójdę do niego i dowiem się jak wygląda sprawa sfinansowania takiej wyprawy. Teraz żegnam.

    Wszyscy wyszli. Olaf wiedział, że jeśli ekspedycja wojenna się nie uda to może to oznaczać początek końca Królestwa Norweskiego. Poddani mieli już dość głodowania. Dlatego też władca całą swą nadzieję pokładał w Audunie, który chcąc czy nie chcąc mógł w przyszłości zostać zbawcą swych krajan.

    Dnia 12 stycznia 1066 roku. Port w Bergen.

    Arne wraz z Audunem dyskutowali o kilku sprawach dotyczących wyruszającej lada dzień wyprawy. W tym momencie kilkudziesięciu wikingów ładowało niezbędny ekwipunek na drakkary. Mimo, że panował siarczysty mróz to rozochoceni wojownicy nic sobie nie robili z wszechogarniającego ich zimna. Wręcz przeciwnie. Po wielu latach względnego spokoju znowu będzie okazja aby podnieść swoje umiejętności w sztuce wojennej i ta możliwość tak bardzo właśnie radowała tych ubogich żołnierzy. Pomimo wielkiego optymizmu jaki panował w Norwegii na wieść o zbliżającej się militarnej eskapadzie, Arne z Audunem nie podzielali tejże powszechnej opinii w stosunku do ewentualnych podbojów. Obaj zdawali sobie sprawą, że spoczywa na nich olbrzymia odpowiedzialność.

    - Niech to szlag jasny trafi - klnął Arne - Od tej podróży zależy przyszłość naszych kobiet, dzieci a my nie mamy nawet dostatecznej ilości talarów aby sfinansować jak należy tą wyprawę. 10 drakkarów. Co to jest?
    - Fakt. Ciekawie to nie wygląda. - odparł Audun - Nasz Pan Olaf inaczej przedstawił tą sytuację, ale musimy sobie poradzić. Zresztą i tak nie mamy wyjścia. Jak ładunek?
    - Moment. Gunnar! Chodź tutaj i powiedz jak wam idzie.

    Do Skeidlla i Auduna podszedł młody, lecz wysoki blondyn. Na jego hełmie - pamiątce po ojcu, wyrastał jeden róg, który zresztą był złamany. Ciężki nadziak jaki stanowił uzbrojenie Gunnara był naznaczony kilkoma starymi runami, które miały mu pomagać w walce z przeciwnikiem. Audun uważnie zaczął wysłuchiwać raportu składanego przez wikinga.

    - Jak narazie 4 drakkary uzupełnione. Schowaliśmy już naszą broń tj. topory, miecze, włócznie, kusze, łuki, tarcze, zbroje, hełmy, nadziaki. Ponadto cielaki, prosiaki, kury i inne zwierzęta przeznaczone na prowiant są w tej chwili ładowane. Śnieg utrudnia nam pracę. Niewiele widać.

    Dowódca słysząc sprawozdanie młodego Gunnara chrząknął tylko i kazał jemu wrócić z powrotem do pracy. Inni w dalszym ciągu ładowali ekwipunek na okręty. W pewnym momencie jeden z nich pośliznął się i upadł tak ciężko, że reszta nie wytrzymała i ryknęła śmiechem tak donośnym, iż pozostali wikingowie, którzy akurat odpoczywali, przybiegli zobaczyć co się dzieje.

    - Widzisz Arne. Zobacz jaki entuzjazm mają ci ludzie. Z takimi to można przejść przez piekło.
    - Aha. A tak wogóle to dokąd płyniemy? Wszyscy wiedzą tylko o wschodzie, ale mam na myśli konkretne miejsce.
    - Duńczycy mawiają, iż są to Inflanty. Dlaczego? Nie pytaj mnie bo nie wiem.
    - Inflanty. Inflanty. Inflanty. - powtórzył do siebie kilkakrotnie Skeidll i zaraz krzyknął na cały głos - No jazda chłopcy! Chcecie Inflanty czy nie?

    Z gardeł tych kilkudziesięciu wojaków rozległ się potężny okrzyk, który dawał jednoznaczną odpowiedź. Obaj dowódcy wyprawy spojrzeli na siebie i na ich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. Teraz wiedzieli, że wyprawa może odnieść tylko jeden skutek - powodzenie. O porażce nawet nie mogło być mowy.
     
  2. cartman

    cartman Nowy

    Na początku dziękuje wszystkim za wytknięcie mi błędów ( w zasadzie to tylko SamboR ;)). Ponadto dziękuje za pierwsze komentarze. Mam nadzieję, że 2 część będzie lepsza niż 1. Jednocześnie proszę nie zwracać uwagi na ponowny screen z białym tłem - musiałem zrobić próbę - długa historia:p. Miłego czytania.

    Część druga - Desant



    Dnia 21 stycznia 1066 roku. Port w Bergen.

    Od kilku dni pogoda na półwyspie skandynawskim nieco się rozpogodziła. Śnieg nie padał już tak obficie jak chociażby w ostatnich tygodniach, a zza chmur coraz częściej wychodziło słońce. Co prawda siarczysty mróz wciąż trzymał się na niezbyt przyjemnym dla ludzi poziomie, lecz i tak warunki atmosferyczne były nieporównywalnie lepsze od tych sprzed tygodnia. Król Olaf Haraldsson Yngling osobiście stawił się w Bergen aby pożegnać Auduna, Arne oraz 2068 pozostałych wikingów, których w kraju zdążono ich już określać jako mianem bohaterów. Co prawda ochotników było znacznie więcej jednakże 10 drakkarów i tak było już znacznie przepełnionych taką liczbą żołnierzy i posiadanego przez nich ekwipunku, iż przez pewien czas Skeidll zastanawiał się czy nie zmiejszyć liczby wojowników do 1800. Ostatecznie Audun zdecydował, że obecna ilość jaka jest powinna okazać się odpowiednia do osiągnięcia celu wyprawy.

    Dnia 24 stycznia 1066 roku. Wybrzeże Skane (Dania)

    - Jeszcze kilka dni rejsu i będziemy na miejscu. - z niekłamaną cierpliwością odezwał się Arne, który wraz z Audunem obserwowali swoich towarzyszy rytmicznie wiosłujących swe drakkary. - Jestem ciekaw, ile te dzikusy są w stanie wystawić chłopa przeciwko nam.
    - Myśle, że niewiele. - odpowiedział dowódca ekspedycji.
    - Ehh ... szkoda. Sam mam ochotę poużywać mojego miecza, który chyba nawet nieco zardzewiał z bezużyteczności. Pójdę sobie nieco naostrzyć i przy okazji pogadam z chłopakami ...
    - Zaczekaj! - krzyknął Audun. - Muszę z tobą przedyskutować kilka spraw.

    Skeidll spojrzał z przymrużonymi oczyma na kompana po czym zaczął przysłuchiwać się co on ma do powiedzenia.

    - Kiedy dobijemy do Inflant weźmiesz ze sobą całą załogę z 7 statków - rozpoczął Audun. - Ja wraz z 3 drakkarami będe stał w odwodzie i zabiezpieczymy pozostałe okręty.
    - Bardzo mi się podoba taka propozycja, ale czy jesteś pewien, że te plugawe stworzenia będą na nas czekać na brzegu? Wydaje mi się, że będziemy zmuszeni szukać ich w tych lasach, których jak sam mówiłeś w Oslo, jest co niemiara.
    - To prawda, że drewna w tych okolicach nie brakuje. Co do pogan to jestem w stanie odgryźć własne łapsko, że będą na nas czekać w mniejszej lub większej liczbie na brzegu. To, że są dzicy to nie ma żadnego znaczenia. Wśród nich napewno są osoby które orientują się w sprawach innych narodów. Znasz pojęcie szpieg?
    - Pfff ... jasne, ale do czego zmierzasz Audunie?
    - Otóż przed wypłynięciem z Bergen, podszedł do mnie Espen i powiedział mi, że istnieje możliwość, iż powinniśmy spodziewać się niezbyt ciepłego przywitania. Zresztą ... kto kocha najeźdźców?

    Obaj zaczęli się śmiać. Humor nie opuszczał dosłownie nikogo. Pomimo pochmurnych twarzy jakie jeszcze tydzień temu mieli obaj mężczyźni aspekt ten zmienił się o dokładnie 180 stopni. Sami wikingowie jeszcze bardziej wyglądali na zadowolonych, gdyż nareszcie przed tymi nieustraszonymi żeglarzami pojawiała się okazja na nowe życie. Niektórzy z nich opowiadali co będą robić ze wziętymi do niewoli kobietami. Słuchacze tych anegdot z wielkim śmiechem reagowali na coraz to bardziej makabryczną opowieść. I do Auduna doszły te słuchy, który miał inne plany co do jeńców. Dlatego też poprosił do siebie Arne aby z nim porozmawiać. Rzekł:

    - Słyszałem, że niektórzy mają dość ciekawe pomysły.
    - To znaczy? - Skeidll nie bardzo rozumiał
    - Mam na myśli pomysły jakie rodzą się w głowach naszych towarzyszy. Podobno co drugi z nich planuje wziąść okoliczną kobietę jako swoją służącą. Czy to prawda?
    - Łupy ...
    - Nie interesuje mnie to. Teraz słuchaj mnie uważnie. Jako osoba posiadająca wielki mir wśród wojaków przekażesz im pewną informację na ten temat. Otóż każdy rodowity mieszkaniec będzie miał możność wyboru - albo będzie mieszkał i żył w pokoju razem z nami, albo zostanie wysłany do Oslo gdzie tam zostanie ewentualnie sprzedany albo cholera wie co! Czy to jasne?
    - Tak, ale ...
    - Żadne, ale. Taka jest moja wola i masz się wraz ze wszystkimi do niej ustosunkować.

    Dość niechętnie Arne powiedział wszystkim o co chodzi. Niektórym nie spodobała się ta propozycja jednakże wiedząc, iż Audun jest najbliższą osobą z kręgu samego ich władcy przystali na jego życzenie.

    Dnia 29 stycznia 1066 roku. Wybrzeża Inflant.

    - Arne! Arne! Gdzie jesteś? - wołał dowódca ekspedycji.
    - Już idę. O co chodzi? - zapytał z oddali było słychać głos Skeidlla, który z niezwykle zaspanymi oczyma szedł w kierunku tego, który go wołał.
    - O to! - Audun wskazał palcem na wychylające się z oddali brzegi wchodniego Bałtyku. - Cel przed nami. Zarząd ludźmi jak należy.
    - Z przyjemnością - odezwał się Arne

    Po niespełna kilku chwilach do uszu Auduna zaczęły dochodzić krótkie rozkazy rycerza. Komendy takie jak "Przygotować broń", "Wiosłować rytmicznie" czy "Cisza! Nie gadać!" były słyszane z oddali. Tak więc jeszcze trochę i każdy będzie miał okazję się wykazać. W pewnym momencie Audun ujrzał Gunnara - młodego wikinga, który w porcie Bergen zdawał krótką relację z przygotować do podróży. W tym momencie niespełna 22 - letni mężczyzna ostrzył swój runiczny nadziak. Na głowie miał już założony charakterystyczny dla wszystkich hełm - ze złamanym rogiem.

    - Gunnar. Chodź na chwilę - zawołał go nie kto inny jak czuwający nad cała wyprawą Audun
    - O co chodzi? - zapytał wojownik
    - Skąd masz ten hełm i nadziak?
    - To rzeczy jakie pozostały mi po moim ojcu. Zginął on walcząc na Sycylii z Arabami. Zwali go Janem Czerwonym.
    - Jan Czerwony powiadasz? Czy przypadkiem nie pochodzicie z Tromso?
    - Tak. Urodziłem się tam. Znałeś mego ojca?
    - Nie. Lecz słyszałem o nim. Podobno ... - nie dane mu było skończyć, gdyż w tym właśnie momencie Arne wydał rozkaz "Szykuj się!"

    Wszyscy poza wioślarzami stali już gotowi aby postawić stopę na suchym lądzie. 7 drakkarów tak jak planowano, wysunęło się naprzód aby 3 pozostałe stanęły w odwodzie. Skeidll znajdował się już na innym okręcie niż Audun. Młody Gunnar również znalazł się jako ochotnik w jednym ze statków, które miały przybić jako pierwsze na brzeg.

    [​IMG]

    Stało się ... drakkary dobiły. Wikingowie z wielką wrzawą zaczęli wyskakiwać ze statków. Ich morderczy i doniosły wrzask mógł osłupieć niejednego mężnego i zaprawionego w bojach rycerza. Jednak tak wielka pasja zabijania i zwyciężania drzemała wśród tych ludzi, iż wiadome było, że każdy napotkany przeciwnik będzie martwym przeciwnikiem. Nagle Audun zauważył, iż kilku ludzi padło na ziemię. Przebici wystrzelonymi łucznymi strzałami z lasu zginęli. W tym momencie dowódca wydał rozkaz "Przygotować łuki! Strzelać w ... las!" Załogi 3 drakkarów podniosły szybko stosowną broń aby oddać salwę. Jednakże zanim groty strzał wbiły się w ciała pogan, padali kolejni wikingowie. Tym samym zza drzew wynurzyło się kilka sylwetek krzycząc coś w niezrozumiałym dla wikingów języku i wymachując najrozmaitrzymi dzidami i tarczami. Na brzeg ruszyła armia tych pędraków jak ich niektórzy nazywali biorący udział w wyprawie żołnierze z Szetlandów. Audun na oko stwierdził, że jest maksymalnie 500 - 600 przeciwników. Szczęśliwie się złożyło, że wystrzelona salwa łuczników z drakkarów właśnie zebrała obfite żniwo wśród pogan. Widząc taki przebieg sytuacji Arne krzyknął "Na nich!". Setki wikingów rzuciły się z impetem na pogan. Nastała prawdziwa rzeźnia.

    Arne wraz z 120 towarzyszami przeczekali aż reszta kamratów zaatakowała oddziały wroga, żeby korzystając z zamieszania otoczyć i wyciąć w pień wszystkich, którzy przyszli na ten brzeg chcąc udaremnić podbój Inflant. Po kilku minutach Skeidll wpadł od tyłu na pogan. Niektórzy zaczęli błagali o litość, lecz owe słowo dla wikinga jest czymś zupełnie obcym. Dlatego też, po niespełna godzinie dobito ostatniego rannego. Wzięto do niewoli tylko 3 jeńców. Bardzo niewielka część zdołała uciec. Reszta zginęła.

    - Audun, mamy 3 jeńców. Co z nimi zrobić? - zapytał Arne
    - Wydobądź z nich informacje. - odrzekł dowódca ekspedycji
    - A co potem? Nie mamy czasu się z nimi cackać.
    - Racja. Zresztą na chwilę obecną mogą stanowić dla nas pewne zagrożenie. Dowiedz się czego możesz a potem ... pozbądź się ich.
    - Z przyjemnością. - Skeidll odwrócił się i zawołał - Inge i Knut do mnie!

    Po chwili podeszli obaj wikingowie. Wygladali jak niedźwiedzie. Głowa blondyna Inge ozdobiona była warkoczykami siągającymi do jego potężnie zbudowanych ramion. Jego miecz i tarcza były całe zbruzgane we krwi. Z kolei Knut miał rude włosy i wielkie wąsy. Jego przekrwione oczy mówiły wszystko. Dopiero co właśnie skończył dobijać rannych pogan. Jego olbrzymi i ciężki topór tylko czekał aby nasycić się kolejną porcją krwi.

    - Widzicie tą trójkę skrępowanych? Porozmawiajcie z nimi. Jak nie będą skłonni do rozmowy to im podziękujcie - z uśmiechem na twarzy odezwał się równie potężnie zbudowany rycerz

    Bez żadnego słowa dwójka mężczyzn odwróciła się i poszła w kierunku jeńców.

    - Jakie mamy straty Arne?
    - Nieco ponad 100 zabitych. Drugie tyle rannych. Na szczęście obrażenia w zdecydowanej większości nie są poważne.
    - To dobrze.
    - Szczerze powiedziawszy to zdziwiłeś mnie możnością ... nazwijmy to 'porozmawiania' z tą trójką.
    - Dlaczego?
    - A no dlatego, że Inge i Knut już wracają. Hahahahaha - niewytrzymał Skeidll

    Kiedy Audun spojrzał w kierunku dwójki żołnierzy zrozumiał, że równie dobrze mógł powiedzieć żeby nie brać żadnych jeńców. Z daleko zauważył jak Knut uśmiecha się w jego kierunku z zakrwawionym toporem. Dowódca ekspedycji wymuszonym uśmiechem odpowiedział tym samym.

    Dnia 6 lutego 1066 roku. Oblężenie Rignas.

    - No jazda. Nie ociągać się chłopcy. Ale z was lenie. Dalej, dalej. - krzyczał Arne kiedy wikingowie podjęli ostateczny szturm na największe gród na Inflantach - Rignas.

    Miasto to nie było jakoś specjalnie duże. Schroniły się tutaj wszyscy okoliczni mężczyźni, którzy byli zdolni do noszenia broni. Samo oblężenie rozpoczęło się 5 lutego lecz Audun widząc jak wyglądają umocnienia i wały zadecydował, że nazajutrz przeprowadzony zostanie szturm. Obrońcy zdawali sobie sprawę ze swojego beznadziejnego położenia. Nie mieli przewagi w zasadzie w niczym. Niecały 1000 mieszkańców z czego 250 to walczący. Żywności było niewiele, również włócznie czy strzały dużymi krokami wyczerpywały się. W stanie najwyższej gotowości było ok. 1700 atakujących. Szykowano ostateczny cios.

    Tymczasem reszta wikingów budowała pierwsze domy oraz niewielki port na brzegu morza.

    [​IMG]

    Wieczorem 6 lutego Audun kiwnął głową dając znać Skeidllowi, że już czas.

    - Łucznicy! Przygotować się! Zapalić groty! Każdy oddaje 3 płonące strzały! - wrzeszczał Arne

    Po 2 minutach słychać było jęki palących się obrońców. W Rignas zaczęło palić się dosłownie wszystko. Ludzie, zwierzęta czy domy.

    - A teraz naprzód! - krzyknął Audun

    Podobnie jak na brzegu, wikingowie z wielkim impetem rzucili się na swoją potencjalną ofiarę. Obrońców było już jednak bardzo mało. Napastnicy niszczyli i mordowali dosłowanie każdego. Audun wraz z 20 żołnierzami wszedł do Rignas. Zobaczył przerażający widok. Kobiety, dzieci i starcy błagali o darowanie życia. Jednakże tacy kamraci jak Inge czy Knut zbierali straszliwe żniwo wśród mieszkańców wymachując swoimi toporami, mieczami, nadziakami czy rzucając włóczniami do bezbronnych ludzi mordując ich niemiłosiernie. Na niecałe 1000 mieszkańców przeżyło około 100. Reszta dokonała swego żywota. Przy szturmie padło niecałe 40 napastników. Z reguły zabijani byli oni przez pojedynczych obrońców zachodzących ich od tyłu.

    Arne podszedł do Auduna i rzekł:

    - No to Inflanty nasze. To znaczy już w zasadzie twoje.
    - Tak to prawda. Popłyniesz za parę dni z powrotem do Oslo i powiesz naszemu władcy co się tutaj wydarzyło. Dam Ci 2 drakkary. Weźmiesz wszystkich chętnych do powrotu oraz potrzebny prowiant. Ja tymczasem zacznę budować wraz z pozostałymi wszystko od początku. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
    - Hehe. Uda ci się napewno. Nie martw się. Idę odpocząć.

    Dnia 22 lipca 1066 roku.

    [​IMG]

    - Panie, posłaniec - rzekł chudy i wysoki żołnierz o imieniu Sigr
    - Wprowadzić - odpowiedział mu Audun

    Do pomieszczenia wszedł zakapturzony mężczyzna. Widząc jego Audun przyjrzał się uważnie aby po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

    - Ha! Arne na Boga! Co tu robisz?

    Skeidll zdjął kaptur. Spojrzał w oczy swemu, staremu kompanowi i powiedział:

    - Mam dobre wieści przyjacielu. Po pierwsze nasz Król Olaf Haraldsson Yngling mianuje Ciebie z zarządcą całych ziem inflanckich. Poprostu oficjalnie jesteś hrabią. Ale mam coś jeszcze lepszego dla ciebie.
    - O czym mówisz? - zaciekawił się Audun
    - Nasz Pan kazał mi wysłać do ciebie twoją przyszłą żonę. Nazywa się ona Gudrun z rodu of Livs. Jest tutaj ze mną.
    - Jasna cholera! No to wprowadź ją tutaj.
    - Chciałem zrobić ci niespodziankę.- Arne odwrócił się w stronę drzwi i krzyknął: - Gudrun! Zapraszamy.

    [​IMG]
     
  3. cartman

    cartman Nowy

    Część trzecia - radość i smutek​





    Dnia 12 kwietnia 1068 roku. Kościół im. 'Poległych za wiarę' w Oslo.

    Główne ulice stolicy kraju były wypełnione uradowanymi mieszkańcami po brzegi. Powodem takiej a nie innej sytuacji był fakt, iż norweki bohater zwący się Audun Skjegge właśnie wziął ślub z Gudrun z rodu Livs. Na kościelną ceremonię stawił się nawet sam król Olaf Haraldsson Yngling, któremu po udanej wyprawie wojennej do Inflant, dowodzonej zresztą przez pana młodego, wzrósł powszechny prestiż w oczach poddanych. Dlatego też po sukcesie, zbrojnej kampanii władca okazując swą wspaniałomyślność wysłał do Auduna, który przebywał wtedy na nowo zdobytej ziemi, młodą Norweżkę aby ten pojął ją za swą żonę. Pochodziła ona z upadającego patrząc poprzez pryzmat finansów, rodu szlacheckiego Livs. Żona Skjegge uchodziła za osobę niezwykle inteligentną i mądrą. Ponadto była to kobieta podobnie jak mąż - bardzo energiczna i przedsiębiorcza. Swoje edukację pobierała wśród dworzan na królewskim zamku w Oslo.

    Ludzie bawili się w stolicy kraju tańcząc i śpiewając najrozmaitrze ludowe pieśni. Alkohol lał się strumieniami. Ilości odbytych bijatyk nawet najwytrawniejszy kronikarz nie byłby w stanie policzyć. Wikingowie uraczeni francuskim winem, które na rozkaz króla sprowadzono z samego Paryża, tłukli się po swoich pyskach niezbyt przyjemnie i przeważnie bez najmniejszego powodu.

    - Eejjj! Eejjj! Fyyy ... tam - zawołał mężczyzna w średnim wieku, który ledwo trzymał się na nogach. W prawej dłoni trzymał swój miecz natomiast w drugiej wielki kielich z winem. Kiedy ów człek zaczął krzyczeć w jego kierunku obejrzało się 3 żołnierzy. Jeden z nich zapytał:
    - Do nas mówisz pijaczyno?
    - Pefff ... nie sze do was ... chlip ... stafffać do wajki ale jusz .... chlip.
    - Już ja ciebie nauczę porządku ty prostaku - krzyknął drugi wojownik z zagadanej przez pijaka grupy.

    Podszedł do 'agresora'. Zamachnął się i pięścią uderzył nieszczęsnego tak w podbródek, że ten poleciał nakrywając się przy upadku nogami. Dwaj jego kompani zaczęli się śmiać kiedy zaraz usłyszeli jakieś krzyki:

    - Widzieliście? Tych 3 napadło na naszego Mikkela! Na nich! - zawołał człowiek, który stał na czele grupy 5 osób.

    Tak właśnie wyglądało Oslo 12 kwietnia 1068 roku.

    W tym czasie na królewskim zamku władca Olaf dyskutował z Audunem.

    [​IMG]

    - Dzięki tobie ludność jest zadowolona. Nie ma takiej sytuacji jak 2 lata temu kiedy każdy skarżył się na pusty brzuch. Ludzie patrzą na mnie przychylnie.
    - Zawsze ciebie dobrze postrzegali.
    - Tak, ale chodzi mi, że po podbiciu Inflant wszystko się zmieniło. Statki co chwilę dopływają do naszych portów wypełnione zbożem i warzywami. Część mieszkańców wolała popłynąć do ciebie aby tam rozpocząć nowe życie. Jednak najważniejsze jest to, że każdy chodzi zadowolony, gdyż głód nie doskwiera praktycznie nikomu. Chciałem się ciebie zresztą o coś spytać.
    - Tak?
    - Czy masz wystarczającą ilość zbrojnych u siebie? Wiesz, że wszyscy twoi sąsiedzi to poganie, którzy nie zawahają się aby od czasu do czasu ponapadać twoje miasta czy wsie na tle rabunkowym.
    - Doskonale zdaję sobię z tego sprawę. O ile chętnych na wojaczkę u mnie nie brak o tyle odbudowa zniszczonych zabudowań idzie dość wolno. Wyludniona jest prawie cała kraina. Przy ataku żołnierze Arne zmasakrowali okoliczną ludność. Niewielu przeżyło. W całych Inflantach żyje niewięcej jak tysiąc pogan. Reszta została wytępiona.
    - Ładnie sobie tam poczynaliście.

    Audun w tym momencie zamilkł. Spojrzał wraz z królem na swą żonę, która teraz znajdowała się w centrum uwagi pośród innych niewiast, które ją w tym momencie otaczały. Wszystkie młode damy bawiły się w chowanego i w ciuciu babkę. Skjegge uśmiechnął się widząć swą żonę. Nie miał czasu, żeby dłużej sobie postać i poobserwować, gdyż władca Olaf Norwegów zagadnął:

    - Mam do ciebie prośbę.
    - Co tylko sobie zażyczysz
    - Obiecasz mi, że zostanę ojcem chrzestnym waszego pierwszego dziecka?
    - To dla nas zaszczyt - odpowiedział z wielkim uśmiechem na twarzy Audun
    - Pięknie. A właśnie! Zapomniałem coś ci powiedzieć. Otóż ten stary dziad, który włada Jamtlandem spytał się mnie czy może przejść pod moje panowanie? Jak na złość nie mogę sobie teraz przypomnieć jego imienia.
    - Też nie pamiętam jako go jego ojciec nazwał aczkolwiek wiem o kogo chodzi. I co?
    - Jak to co? Jamtlandia jest już częścią Norwegii. - śmiech obydwu rozmawiających rozniósł się po wielkiej komnacie.

    Gudrun cała zasapana i spocona po zabawach z królewskimi dworzankami podeszła do Auduna i króla Olafa. Kulturalnie ukłoniła się przed swoim władcą, a ten odpowiedział jej dość niechętnie tym samym. Nie z tego powodu, iż nie przepadał za panną młodą lecz dlatego, że Yngling poprostu nie przywiązywał większej wagi do etyki zasad jakie z reguły panują na dworach.

    - Czy mogę przyłączyć się do dyskusji? - zapytała Gudrun
    - Wątpie, żeby nasze tematy rozmów tobie odpowiadały. - jednoznacznie rzekł Audun. - Jednak muszę powiedzieć, że król Olaf spytał się czy może zostać ojcem chrzestnym naszego pierwszego dziecka.
    - I co powiedziałeś?
    - Że to dla nas zaszczyt.
    - No. To dobrze. Już myślałam, że palniesz coś głupiego przez co będe musiała się potem za ciebie wstydzić.

    Słysząc to Skjegge zaczerwienił się, a władca nie wytrzymał i zaczął się śmiać. Kiedy się uspokoił to rzekł do rezolutnej Gudrun, że jeśli ma ochotę to może przy nich zostać.

    - Masz pieniądze na odbudowę Inflant? - zadał pytanie Haraldsson
    - Nie, ale to nie jest największy problem, gdyż podatki są już ściągane więc powoli talary płyną do mojego skarbca. Ponadto osadnicy co chwilę budują coś nowego w taki sposób, że miasta czy wsie, same się powiększają. Osobiście mnie to bardzo cieszy kiedy widzę taki zapał wśród tych ludzi.
    - A powiedz mi, co na to tubylcy?
    - Jak już wspomniałem jest ich niewielu. Ci co zostali są pokojowo nastawieni. Żyją wśród nas. Pozwoliłem im wyznawać ich własną religię. Nie interesuje mnie to w co kto wierzy. Nie jestem papieżem - z pogardą rzekł Audun.

    Skandynawowie z reguły strasznie niechętnie odnosili się do ojca świętego, który uważany był za fanatyka religijnego. W krajach dalekiej północy wiele osób w dalszym ciągu wierzyło w Odyna.

    - Jeśli chodzi o gospodarkę to powoli wejdziemy na sam szczyt. Musiałem dokonać kilku zmian w prawie, żeby ułatwić mi rządzenie.
    - Możesz jaśniej? - zadał pytanie ciekawski wszystkiego król
    - Przede wszystkim zmieniłem zasadę odziedziczania tronu. Po mojej śmierci władcą Inflant zostanie mój przyszły pierworodny. Po nim panowanie obejie jego najstarszy syn. I tak ciągle.
    - Mądrze i praktycznie - przyznał król. - Tym samym zachowasz ciągłość dynastii. Co jeszcze?
    - Innym aspektem jest fakt, iż prawo zwyczajowe osobiście mi nie odpowiadało. Wolę polegać na większej liczbie wytrawnych rycerzy niż zwykłych rzezimieszków. Aczkolwiek nie mam najmniejszego zamiaru poddawać w wątpliwość stan mego wojska lecz moim celem jest ...
    - Dobra. - przerwał mu Olaf - Widzę, że za bardzo nie potrafisz wytłumaczyć co masz na myśli, ale nie martw się, wiem o co chodzi. Coś jeszcze?
    - Tak. Ostatnią rzeczą jaką poddałem przemianie jest zmiana prawa na monastyczną. Potrzebuje fundusze na rozwój Inflant. Pieniądze same nie przyjdą ot takie sobie. Gudrun zna doskonałe techniki pobieranie pieniędzy dlatego też ustanowię ją moim osobistym majordomusem.
    - Z przyjemnością będe tobie pomagać. - wtrąciła żona Auduna
    - Niech będzie. Ciekawie się zapowiada. - rzekł król - Teraz dość tej paplaniny. To jest wasz dzień a więc wybawcie się do szaleństwa. Grajki! - odwrócił się w stronę 7 młodych osób, które grali na swoich intrumentach muzycznych aby rozbawiać towarzystwo. - Chcę coś wesołego - momentalnie dodał władca Norwegii. Audunie! - skierował się do swego rozmówcy - Czy mogę prosić twą żonę do tańca?
    - Jak najbardziej. Będzie mi bardzo miło - odpowiedziała Gudrun nie czekając nawet co ma do powiedzenia jej małżonek.

    [​IMG]

    Zabawa w Oslo trwała do białego rana.

    16 kwietnia 1068 roku. Fiord Treendje z ujścia portu Bergen.

    Pogoda była fatalna. Padał rzęsisty deszcz a wiatr szalał w tak morderczy sposób iż można było sobie pomyśleć, że skandynawski Odyn bądź chrześcijański Bóg mają ochotę zniszczyć przepływające właśnie przez fiord drakkary. Był to powracający do Inflant orszak weselny Auduna i Gudrun składający się z sióstr panny młodej, żołnierzy, sług i pachołków. Całość składała się z 5 statków. Niebo było wciąż bardziej pochmune natomiast fale osiągały coraz większą wysokość. Audun wraz ze swoimi kamratami byli doświadczonymi żeglarzami i niejednokrotnie znajdowali się w takim miejscu o takiej porze. Jednakże tym razem sytuacja była zgoła inna. Na pokładzie były 3 kobiety w tym Gudrun.

    - Dalej wiosłować! - darł się Skjegge
    - I raaaaz ... I raaaaz ... I raaaaz ... I raaaaz ... - pośród wszechorganiającego zamieszania można było usłyszeć zorganizowanych żeglarzy, którzy rytmicznie poruszali wiosłami aby jak najszybciej wypłynąć z tego diabelskiego miejsca.
    - Gunnar! Do mnie!

    Momentalnie zjawił się wiking z charakterystycznym hełmem - z jednym, złamanym rogiem. Mimo, że stał tuż obok Auduna to musiał krzyczeć aby ten go usłyszał. Deszcz zagłuszał wszystko.

    - O co chodzi?
    - Jesteś odpowiedzialny za bezpieczeństwo pań. Mają być całe i zdrowie jak to się wszystko skończy!
    - Tak jest!

    Fale wlewały się od dawna na pokład. Część załogi biegała z wiadrami wylewając wodę za burtę. Już dwa drakkary wypłynęły z fiordu na pełne morze. Jednakże w ujściu pozostawały 3 kolejne. Nie było już dosłownie nic widać. Słyszeć można było jedynie:

    - I raaaaz ... I raaaaz ... I raaaaz ... I raaaz ...

    W tym momencie z powrotem Gunnar ponownie znalazł się obok Auduna.

    - Co tu robisz? Powiedziałem ci coś!
    - Tak, ale mam mały problem. Otóż Gudrun powiedziała, że nie będzie się mnie słuchać dopóki sam do niej nie zajrzysz.
    - Ehh ... dobra idziemy.

    Żeby przejść z dziobu na rufę Skjegge przerwócił się dwukrotnie. Gunnarowi poszło jeszcze gorzej - 5 razy pośliznął się na pokładzie pełnym wody. Gdy doszli do Gudrun ta rzekła:

    - Spójrz. 2 Drakkary już wypłynęły na pełne morze. Nasz zaraz też się tam znajdzie. Kolejny również. Ale ostatni ma masę problemów. Sam zobacz!

    [​IMG]

    Cała trójka wychyliła się aby dokładnie przyjrzeć się sytuacji. Piąty okręt był w olbrzymich kłopotach. Znajdujący się tam wioślarze z trudem utrzymywali równe tempo. Okoliczne skały tylko czekały aby ostatni drakkar się o nie rozbił. Coraz potężniejsze fale zalewały pokład. Wiatr wciąż szalał jak opętany. Widząc powagę sytuacji Audun krzyknął:

    - Gunnar dowodzisz tutaj. Ja postaram dotrzeć się do tych na końcu.
    - Ciekawe jak? - zawołała Gudrun - Zgniesz!

    W tym momencie stała się rzecz straszna. Ostatni drakkar w końcu robił się o wynurzającej się z morskich głębin skałę. Momentalnie statek zatonął zabierając ze sobą kilkunastu wojaków. Część jednak utrzymywała się na powierzchni wody. Audun tylko patrzył co się dzieje. Był bezsilny. Nic nie mógł zrobić. Jednak słychać było jak dowódca czwartego okrętu - Eryk z Północy wydaje krótką komendę:

    - Liny!

    Kilkanaście długich i mocnych lin zostało rzuconych w stronę rozbitków. Jednakże tylko trzech z nich chwyciło za nie, gdyż fale w dalszym ciągu nie dawały spokoju. Ratujący swoich kamratów żeglarze nie dawali za wygraną. Ponowny rozkaz:

    - Liny!

    Tym razem większość dotarła do celu. Na jednej z nich chwyciło się nawet 5 osób. Marynarze zaczęli wciągać. Część rozbitków, którzy nie zdołali złapać swego jedynego koła ratunkowego mieli już więcej nie dostać kolejnych okazji, gdyż odchodzili z tego świata jako topielcy we fiordzie Treendje. Po wielkim wysiłku wciągnięto paru szczęśliwców. Dowódca wyjrzał za burtę i widział jak jeszcze 8 śmiałków walczy o życie. Na pokładzie znajdowało się 16 uratowanych. Reszta się potopiła.

    - Liny! Ale już!

    Poraz kolejny rzucono w kierunku rozbitków przedmioty, które miały im uratować życie. W tym momencie potężna fala uderzyła znajdujących się pod skałą garstkę żeglarzy, którzy jeszcze żyli. Teraz dryfowało tylko 2 z nich. Po krótkim czasie obaj złapali rzucone w ich kierunki liny. Kiedy wciągnięto ich na pokład ledwo oddychali. Zresztą wszyscy byli wycieńczeni.

    Eryk z północy krzyknął:

    - Z powrotem do wioseł! Rozwinąć wszystkie żagle jakie nam zostały! Jazda!
    - I raaaaz ... I raaaaz ... I raaaaz ... I raaaaz ... I raaaaz ...

    Niedługo potem pogoda ustała. Wszystkie okręty były już na pełnym morzu i zmierzały do Inflant.
     
  4. cartman

    cartman Nowy

    Część czwarta - Bunt




    6 września 1068 roku. Rignas

    Nad całymi Inflantami od kilku dni słońce nie schodziło poniżej pewnego poziomu wciąż wysoko unosząc się na bezchmurnym niebie. Pomimo pięknej pogody jaka raczyła mieszkańców zamorskiej posiadłości korony norweskiej, Audun Skjegge miał powody do zmartwień. W przeszłości uważał, że panowanie nad nowo zdobytymi ziemiami nie powinno jemu nastręczać większych kłopotów. Lecz fakty okazały się zgoła inne. Przede wszystkim planowany rozwój Inflant nie mógł się odbyć w tak szybkim tempie jak planował. Głównym powodem był kler. Kilku księży wysłanych z Watykanu na osobisty rozkaz głowy kościoła katolickiego aby szerzyć wiarę w Boga, delikatnie mówiąc, nadużywało swej władzy co rodziło coraz to większą niechęć tubylców do organów rządzących Inflantami. Najbardziej znienawidzony był Piotr z Medyny, który za najmniejsze nieposłuszeństwo kazał chłostać pogan aby ci odczuli, iż od momentu podboju tejże ziemi przez Auduna, są w zasadzie niczym więcej jak domowymi zwierzętami. Nierozumienie sytuacji w jakiej znajdowali się Letgalowie była tym większa, że ich pan Skjegge obiecał, że każdy może wyznawać swą wiarę bez ponoszenia jakichkolwiek konsenkwencji. Powoli rodziła się dość niebezpieczna sytuacja ...

    - Arne, powiedz mi jedną rzecz. - zaczął hrabia
    - O co chodzi?
    - Słyszałeś co ci durnie robią z moimi ludźmi?
    - Obiło mi się co nieco o uszy. Dlaczego pytasz?
    - A no dlatego, że mnie szlag trafia. Przyjeżdzają tutaj żeby propagować katolickiego Boga, a zobacz co się dzieje. Teraz każdy Letgal patrzy na wikinga jak na mordercę myśląc, że mamy coś wspólnego z tym księżami, którzy tu przyjechali.
    - Proponuję, żebyś nie mówił takich rzecz publicznie. Niestety są takie czasy, że mają oni na chwilę obecną wielką władzę jednak nie ukrywam, że mam podobne zdanie co ty do tych ... - w tym momencie Arne splunął na ziemię
    - I ty mi mówisz, że ja mam uważać?
    - Ach. Nie mogłem się powstrzymać.

    8 września 1068 roku. Rignas

    - Gudrun moja droga, muszę ciebie o coś zapytać - zagadnął swą małżonkę Audun
    - Pytaj jeśli musisz.
    - Jak sprawują się twoi ludzie?
    - Szczerze powiedziawszy nie narzekam i ty również chyba nie będziesz nimi rozczarowany.
    - A to niby czemu?
    - Otóż posłuchaj. Do Norwegii wciąż wypływają statki z żywnością jednak Karl i Sven opracowali dość ciekawe metody aby zwiększyć wydajność plonów a co za tym idzie do naszego pustego skarbca będą wpływać większe ilości talarów.
    - Hmm ... możesz mi nieco uchylić rąbka tajemnicy moja droga Gudrun?
    - Zacznijmy od tego. 2 tygodnie temu Karl wpadł na pewien pomysł i nazwał swoje przedsiewzięcie dwupolówką.
    - Co to jest?
    - Już mówię. Jest to mniej więcej coś takiego, że dzielisz swoje pole na dwie części i jedno zasiewasz zbożem a drugie zostawiasz tak aby ziemia się nie wyjałowiła. Potem uprawiasz tę właśnie drugą część a poprzednią zostawiasz co przynosi o wiele lepsze rezultaty. Rozumiesz?
    - Tak, ale czemu mi o tym nie powiedziałaś?
    - A to dlatego, że Sven uważa, że wpadł na jeszcze lepszy pomysł.
    - Jasny gwint! Mów.
    - W zasadzie jest to ulepszona wersja dwupolowki. Sven nazwał to trójpolówką. Tym razem dzielisz pole na 3 części z czego dwie uprawiasz a jedną zostawiasz. Może służyć jako pastwisko. Następnie zmieniasz kolejność tak aby poprzednia część, która została wcześniej ugorana ... za dużo tłumaczenia, w każdym bądź razie zapewniam, że przynosi to jeszcze większe efekty.
    - Fantastycznie! - klasnął zadowolony Audun

    9 września 1068 roku. Rignas

    - Panie, jeden z Letgali pragnie się z tobą widzieć. - oznajmił wartownik Sigr
    - Wprowadź go.

    Do pomieszczenia w którym rezydował Skjegge wszedł zgarbiony i chudy starzec. Jego ubiór świadczył, że nie jest zwykłą osobą lecz musi on uchodzić za kogoś dostojniejszego. W prawej dłoni mocno trzymał długą laskę, która pomagała mu utrzymywać równowagę. Nastała chwila ciszy po czym Audun rzekł:

    - Kim jesteś i co ciebie sprowadza?
    - Nazywam się Uzradis. Przyszedłem do ciebie Panie, gdyż mam ku temu powody. Kilku twoich ludzi, którzy głoszą jakieś kazania strasznie nas gnębią. Straszą też, iż jeśli nie będziemy im posłuszni to nas zabiją. Panie! Błagam! Obiecałeś nam wolność. Obiecałeś nam możność wyboru wiary. A spójrz panie co się dzieje.
    - Milcz. - przerwał Audun - Jak zwą się ci co was traktują w taki sposób?
    - Z tego co słyszałem to Piotr z Medyny, Franciszek z Florencji i Jakub z Rzymu.
    - Zajmę się tym.
    - Dziękuje najjaśniejszy Panie z całego serca, ale to nie wszystko co chciałem rzec.
    - Jest coś jeszcze?
    - Tak Panie. Oprócz tego co powiedziałem ci ludzie robią coś jeszcze. Coś znacznie gorszego. Otóż wyobraź sobie Panie, że beszczeszczą nasze święte miejsca. To nie do pomyślenia. Błagam. Stary jestem i z pewnością już niedługo umrę, ale nie chcę aby moi synowie patrzyli na to co się wyprawia. Mają prawo ...
    - Dobrze. Dziekuję. Możesz iść. Sidr! - do pomieszczenia wszedł wartownik z włócznią, z którą nawet na chwilę się nie rozstawiał. - Wyprowadź Uzradisa.
    - Tak jest - rzekł wiking po czym wyszedł wraz ze starcem zostawiając w komnacie samego Auduna z jego myślami

    [​IMG]
    [​IMG]

    15 września 1068 roku. Rignas

    Do największego inflanckiego grodu pędził na koniu pewien jeździec. Kiedy jego oczom pojawiły się pierwsze umocnienia Rignas mężczyźnie temu przewinęło się w głowie jedno słowo i jedna myśl - 'Nareszcie'. W pewnym momencie zwolnił widząc, że w jego kierunku podąża trójka uzbrojonych rycerzy. Jeden z nich krzyknął:

    - Stój! Kto ty?
    - Ja do mego pana Auduna! Przyjechałem ze wschodniej części Inflant! Poganie stanęli na nogi! Rebelia! Bunt! Muszę pomówić z Audunem.
    - Pójdziesz z nami. Zsiądź z konia, a następnie rzuć na ziemię całą swą broń.

    Chcąc nie chcąc jeździec sprawnie zeskoczył ze swego wierzchowca. Następnie położył swój miecz oraz dwa małe sztylety po czym podszedł do trójki wikingów.

    - Stój! Musimy ciebie sprawdzić.

    Pierwszy zaczął szukać w szatach przybysza jakiegoś dodatkowego uzbrojenia. Po chwili mruknął.

    - Czysty. Może iść.

    Sigr jak zwykle stał wyprężony przed wejściem do komnaty Auduna. W pewnym momencie spostrzegł, że w jego kierunku idzie czwórka mężczyzn.

    - Czego? - zapytał wartownik
    - Mówi, że przybył ze wschodnich Inflant. Powiada, że musi rozmawiać ze Skjegge, gdyż poganie rozpoczęli powstanie przeciwko nam na tamtych terenach. - odpowiedział jeden z uzbrojonych wikingów
    - Moment - leniwie odpowiedział Sigr

    Wszedł on do komnaty, którą strzegł. Po chwili wrócił.

    - Może iść.

    Kiedy przybysz wszedł do środka spostrzegł wypatrującego przez okno Auduna.

    - Panie! - zagadnął i zaraz potem klęknął

    Skjegge odwrócił się w stronę nieznajomego. Parę słów od Sigra wystarczyło aby twarz hrabiego momentalnie skamieniała. Popatrzył tak przez dłuższy czas po czym zadał pytanie:

    - Wstań i mów co się dzieje.

    - Panie! Dzicy mordują i palą. 3 wioski poszły z dymem. Ci co walczyli zginęli. Nie oszczędzają nikogo, nawet kobiet i dzieci!

    Ostatnie słowa nieco rozbawiły Auduna. Zastanowił się on czy przypadkiem przybysz znalazł się kiedyś na wojnie. Jednak zaraz oprzytomniał, gdyż wiedział, że nie ma czasu na bezsensowne rozmyślania.

    - Jak się zwiesz?
    - Richardsson
    - A więc idź odpocznij Richardssonie. Najedz się i napij, a potem wyśpij. Za 4 dni ruszamy.

    [​IMG]

    19 września 1068 roku. Rignas

    - Jak myślisz Arne? - zapytał swojego kompana Audun
    - Nieciekawie się złożyło. Te niecałe 150 żołnierzy co teraz mamy może nie starczyć. Czemu akurat teraz wszyscy musieli wyruszyć i pomóc Królowi Olafowi w walce z tym szkockim idiotą?
    - Zobowiązanie. To nasz Pan i nie zapominaj o tym mój przyjacielu.
    - Nie zapominam, tylko krew mnie zalewa jak widzę co się dzieje.
    - Owszem. Dobrze chociaż, że wśród nas są prawdziwie doświadczeni i zaprawieni w bojach wojacy. Taki Inge i Knut. Czy oni się kiedyś rozstają? Zawsze jak ich widzę to są razem.
    - Są bo znają się od małego. Ojciec Knuta zginął walcząc z Frankami. Niedługo potem rodzina Inge przygarnęła go do siebie. Od tamtej pory dorastali razem. Można powiedzieć, że więzy krwi.
    - Ciekawe. A co wiesz o tym młodym Gunnarze?
    - O Gunnarze? Pragnie być taki jak ojciec. Tyle co mogę powiedzieć.
    - Dobra koniec tej gadaniny. Arne, zbierz chłopaków i idziemy.
    - Dokąd?
    - Na odwet!

    [​IMG]

    Przez kilka dni oddział wikingów maszerował wśród niezliczonych ilości lasów oraz bagien. Jednakże wszyscy cieszyli się, że znowu nadchodzi kolejna okazja aby nieco powiększyć swój majątek poprzez zdobycie jakiś łupów. Większość z nich ponownie chciała zakosztować zbrojnego oręża pławiąc się we wrogiej krwi. Jednak im dalej brnęli w głąb kraju tym lasy wydawały się mniej spokojne. Arne rozkazał swoim żołnierzom aby przestali od tego momentu śpiewać, gdyż głupotą jest się narażać na porażkę a w konsenkwencji na zniszczenie wszystko co norweskie na Inflantach. Pewnego wieczoru, trzech zwiadowców wróciło do rozbitego przez wikingów obozu. Zameldowali, że niedaleko znajdują się cztery wsie. Każda wioska jest oddalona od siebie o kawał drogi, która z kolei jest ciężka do przebycia. Zwiadowcy wyraźnie dawali do zrozumienia, że w przypadku ataku poprzez całkowity element zaskoczenia, sąsiednie wioski nie będą w stanie pomóc swoim krajanom.

    Audun uważnie wysłuchawszy powiedział:

    - Arne! Zrobimy tak. Wystawimy w pewnych odległościach warty złożone z 5 wojowników. Przeczekamy dobę i wtedy zaatakujemy.
    - Tak jest. Powiem wszystkim o co chodzi.

    26 września 1068 roku. Nieopodal wioski Noords

    - Rób swoje przyjacielu. Nie chcę jeńców. - rzekł Skjegge
    - Stanąć ze wschodniej i z północnej strony tego zadupia! - krzyczał Arne - Każdy po 3 palące groty po czym zabić każdego kto się będzie ruszał! Przygotować się! I ... Ogniaaaa.

    W tym momencie w powietrzu zawisły te 'mordercze płomyki' jak mawiali wikingowie. Już było słychać ludzki krzyk gdy pierwsze strzały dotarły do celu. Zaraz potem ponownie niebo na chwilę rozbłysło. Do uszu dotarły kolejne porcje jęków konających. Minęła chwila. Szybko wystrzelono trzecią salwę. Ponownie krzyki. Teraz każdy przygotował swoje narzędzia, którymi będzie mordował. Już wszyscy się niecierpliwi gdy Arne wydał komendę aby zaatakować. Wikingowie ruszyli z potwornym wrzaskiem. Pojedynczy obrońcy zostali od razu zgładzeni. Reszta mieszkańców próbowała wydostać się z tego strasznego miejsca lecz na każdym kroku znajdowali swoich oprawców. Rzeźnia nie trwała długo. 20 minut wystarczyło aby ostatni wieśniak dokonał swego żywota. Pośpiesznie wzięto łupy i ruszono dalej.

    [​IMG]

    Początek października 1068 roku. Inflanckie Lasy

    Wikingowie maszerowali z powrotem do Rignas. Oprócz Noords również Qwersis, Ooil a także Praseff zostały doszczętnie złupione i ograbione a także przy okazji całkowicie zniszczone. Ostatnia z tych wiosek była zdobyta w inny sposób jak poprzednie. Otóż różnica polegała na tym, że do Praseff Norwegowie wtargnęli w środku dnia, a do pozostałych w nocy.

    - Wiesz co mnie dziwi Arne? - zagadnął jak zawsze pierwszy Audun
    - Nie bardzo.
    - Otóż kiedy mordowaliśmy nie zauważyłem samców w sile wieku.
    - Hmm ... tak. Myślę, że masz rację. Również ich nie widziałem.
    - Dziwne ...

    Po dwóch dniach ciągłego marszu, żołnierze znaleźli polanę na której zdecydowali rozbić obozowisko i odpocząć. Kiedy dochodzili już do wyznaczonego przez siebie miejsca Sigr wraz z Gunnarem przystanęli, gdyż na północy zobaczyli oddział pogan przypatrujący się im. Na chwilę obecną koło drzew stało dosłownie kilka uzbrojonych osób jednakże z lasu wciąż wychodzili nowi i po czasie jasne stało się, że Letgale mają przewagę liczebną.

    - Panie! - krzyczał Gunnar - Dzicy na północy! O tam! - wskazał palcem

    Wszyscy stanęli i patrzyli. Poganie zaczęli coś krzyczeć. Jeden z nich rzucił w kierunku niedoszłych obozowiczów włócznię.

    - Chcą się bić - pomyślał Arne po czym zwrócił się do Auduna - No to co? Trzeba dokończyć to co się zaczęło prawda?
    - Tak. Przygotuj wszystkich.
    - Jak zawsze! 3 strzały na głowę. - zaczął wydawać komendy Skeidll

    [​IMG]

    Przeciwnicy ruszyli. Cała wataha półnagich mężczyzn była uzbrojona głównie we włócznie i miecze oraz tarcze. Biegli krzycząc niemiłosiernie. Taki stan sytuacji był idealny dla łuczników. Wystrzelono tylko jedną salwę jednak jak się okazało zebrała ona niezwykle obfite żniwo. Teraz wikingowie ruszyli na Letgali. Po chwili gdy oba wojska dobiegły do siebie nastąpiła krwawa jatka. Wielu żołnierzy po obu stronach zginęło już przy pierwszym natarciu. W pewnym momencie trzech pogan rzuciło się na Inge, który właśnie co zabił kilku niewiernych. Widząc co się dzieje Norweg rzucił mieczem w stronę jednego z nich tak, że przebił mu klatkę piersiową. Teraz wielki blondyn, który ozdobiony był warkoczykami zrozumiał, że nie był to dobry pomysł, gdyż oprócz tarczy był w zasadzie bezbronny. Jednakże od czego jest Knut? Wielki wiking momentalnie odrąbał swoim toporem drugiego napastnika swego przyjaciela, a trzeciemu odciął łeb po czym uśmiechnął się w stronę Inge. Również Sigr pokazywał, że jest doświadczonym wojakiem. Swoją włócznią co chwilę przeszywał coraz to kolejnych wrogów siejąc wielkie spustoszenie. Runy znajdujące się w nadziaku młodego Gunnara były już niewidoczne, gdyż cała broń była we krwi.

    Poganie zaczęli uciekać z pola walki. Zrozumieli, że z takimi wojownikami za jakich uchodzą wikingowie, nie mają większych szans. Dlatego też nazajutrz do Auduna przyjechali wszyscy Letgale, którzy ocalali ze wczorajszej bitwy. Było ich niecałe 30. Jako, że niedaleko znajdowała się mała chatka hrabia zaprosił wszystkich do środka aby przedyskutować warunki pokoju. Jednak kiedy poganie znaleźli się w środku, zamknięto drzwi i podpalono budynek. Nieszczęśnicy spłonęli żywcem.

    [​IMG]

    - Nie ma litości dla buntowników! - odezwał się Audun do swych towarzyszy, którzy patrzyli i słuchali jak drą się paleni poganie.


    Po 30 dniach bez nowego odcinka czyszczę i zamykam, w celu kontynuacji AARa - proszę o powiadomienie przez PW
    Darker
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie