Oeconomia Divina- PseudoAAR

Temat na forum 'EU II - AARy' rozpoczęty przez Baribal, 21 Styczeń 2007.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Baribal

    Baribal User

    [size=+2]I Prolog[/size]​

    Praga 31 Grudnia 1418​

    Właśnie mijały ostatnie minuty roku pańskiego 1418.​
    Tymczasem, ja wędrując przez opustoszałe ulice tego podłego miasta zmierzałem na miejsce umówionego spotkania.​
    Nie minęły dwie minuty, kiedy to przekroczyłem próg starej rozpadającej się chaty, umieszczonej na dalekich obrzeżach miasta. Wchodząc do tej rudery usłyszałem jego znienawidzony głos:​
    -Jak zwykle spóźniony.- Powiedział z typowym dla siebie spokojem i litością.
    - I co z tego- odpowiedziałem - Ponoć ostatni będą pierwszym. Czy jakoś tak
    Nie odpowiedział. Siedział tylko zasmucony, moją osobistą uwagą. To śmieszne czemu on zawsze wygląda jak chłop pańszczyźniany?
    -Wiesz, po co tu przyszedłem.- Dodałem po chwili, by wyrwać staruszka z tej niezręcznej ciszy. Kiwnął głową – Jak mniemam pragniesz rewanżu za Hioba?-Odpowiedział. Przytaknąłem zachowując kamienną twarz, imię tego nędznego śmiertelnika zawsze wzbudzało we mnie gniew, tylko imię Nazareńczyka budziło we mnie większe emocje.​
    Zapadła cisza.​
    – Zgadzam się - odrzekł po chwili-, kogo tym razem wybrałeś?
    Moje usta wygięły się w złowieszczym uśmiechu.
    -Czechów!
    Wybiła północ. Umowa została zawarta.​
     
  2. Baribal

    Baribal User

    [size=+2]Akt I[/size]
    Przygotowania
    W tym czasie Czechy był jak dobrze napięty łuk. Na tronie zasiadał niedołężny król Wacław, wśród kleru szerzył się moralny ferment, a uciskani tubylcy, powoli dojrzewali do myśli o mordowaniu w imię swego plebejskiego języka. Brakowało jeszcze jednej kropelki do przelania tej czary goryczy i na moje szczęście, ta która mi się trafiła była całkiem spora.

    Minęły już cztery lata odkąd na stosie zginął czeski heretyk Jan Hus. Zdradzony, przez cesarza Zygmunta, który obiecał mu ochronę, opuścił swój kraj by bronić tego, co w jego mniemaniu, było prawdą Bożą…
    [​IMG]
    Jan Hus ginie na stosie w Konstancji
    Muszę przyznać, że był dobrym uczniem, jak gąbka wchłaniał wszystkie bluźnierstwa, które sączyłem do jego umysłu.
    Za to właśnie kocham wszystkich reformatorów, w swoim naiwnym pragnieniu do naprawiania tego bożego świata, szybko zatracają samych siebie, by w końcu stać piękną ozdóbką w mojej smolistej trzódce…

    Pierwsze dni stycznia a.D.1419 Wg kalendarz śmiertelników, upłynęły mi na przygotowywaniu mojego przyszłego dworu. Wpierw przywołałem do siebie najlepszych spośród moich sług. Azzazello i Behemot, z dziką chęcią stawili się by dopomagać mi w moim dziele. Za siedzibę obraliśmy sobie piwnicę jednej z opuszczonych kamienic. Natychmiast kazałem moim pachołkom, aby ją urządzili, sam zaś udałem się na ulice Pragi, by przejrzeć się w zbiorowej duszy mieszczan…​
     
  3. Baribal

    Baribal User

    [size=+2]Akt I[/size]
    ciąg dalszy
    Nad miastem unosił się ludzkiego strachu. Nie było duszy, która nie patrzyłaby z niepokojem na przyszłe dni swej kruchej egzystencji. Wędrując przez zatłoczone ulice, czułem się oblepiony tymi podłymi śmiertelnymi emocjami. Oczywiście wywoływało to moje obrzydzenie, ale równocześnie, że to właśnie ten strach, zmieni to trzymające się resztkami sił społeczeństwo, w masę, którą będę mógł układać podług swojej woli...​

    Wreszcie dotarłem przed ratusz, gdzie właśnie obradowała rada miejska. Wszyscy jej członkowie, albo byli Niemcami, albo byli na dobrej drodze do stania się nimi. Nic więc dziwnego, że czeskie pospólstwo, nie darzyło, tych wszystkich Mauerów i Schulzów pozytywnymi uczuciami. Dla nich zarówno rady jak i cały patrycjat, były synonimami, znienawidzonych obcych cięmieżycieli. To zabawne jak bardzo rodzimy język, może wzbudzać w śmiertelnikach tyle nienawiści. Staruszek wykonał kawał dobrej roboty mieszając ich mowę pod Babel, ułatwił mi tym robotę.​
    Przerwałem swoje ciche deliberacje, i podszedłem do jednego z pobliskich straganów. Kupiłem jakiś bezwartościowy rupieć, ale nie to było ważne, ważne było to że handlarz, usłyszał ode mnie plotkę, jakoby, rada miasta, planowała zaprowadzić na tron Czech zdrajcę Husowego - Zygmunta Luksemburga.
    Nie trzeba było długo czekać aby plotka rozlała się po całym mieście. Przechodząc od uszu do uszu, te kilka krótkich zdań, które rzuciłem sprzedawcy warzyw, przekształciły się w apokaliptyczną wprost przepowiednie. Ludzie z błyskiem w oczach objaśniali swoim znajomkom zawiłości ratuszowego spisku.
    Pod wieczór, tłum nagrzał się wystarczająco by przejść do fazy drugiej. Wysłałem Behemota, stosownie nakierował gniewną tłuszczę, zaś wiernym diablętom, kazałem przygotować stolik na dachu kamienicy. Powietrze było krystalicznie czyste bez problemów więc widziałem, jak uzbrojony w rzemieślnicze narzędzia tłum wdziera się budynku ratusza.​

    [​IMG]
    Serca Śmiertelników rwały się walki...

    Biedny Wacław nie przeżył wieści, o wydarzeniach praskich, tego samego wieczora pożegnał się z tym światem. Tymczasem jego cesarski brat Zygmunt, kiedy tylko dowiedział się gdzie mają Czesi jego prawa do tronu, zebrał armie swoich pancernych szlachetków i z papieskim błogosławieństwem ruszył w stronę królestwa Czech.
    Tak zaczął się okres pięknych rzezi i przykładnego bezprawia, który historycy śmiertelników nazwali wojnami husyckimi...
     
  4. Baribal

    Baribal User

    [size=+2]Akt II[/size]​
    I wojna Husycka 1419-1426
    Scena pierwsza:Walka o Czechy 1419-1421
    Sytuacja zbuntowanej Pragi nie była godna pozazdroszczenia. Miasto było ze wszystkich stron otoczone przez siły katolickiej koalicji, zaś jedyną bronią jaką husyci dysponowali, przeciwko ciężkim pancerzom i kopiom, Luksemburskich chorągwi były cepy bojowe i tasaki, dzierżone, przez bandy żółtodziobów.
    Aby dalej tworzyć moje dzieło musiałem podjąć zdecydowane kroki. Na całe szczęście w szeregach śmiertelników, odnalazłem wielu wybitnych i często nie świadomych pomocników...​
    Już pierwsze bitwy udowodniły potęgę nowej taktyki husytów. Ciężkozbrojne oddziały katolików, jeden po drugim łamały się na umocnieniach skonstruowanych z taborów. Dzielni husyccy wojacy, odpierali jedną szarże po drugiej, by potem z dziką furią ruszyć na wymęczonego przeciwnika.
    -Bóg z nami!!!, Prawda Zwycięży!!!- zwykli wołać wyrzynając swoich wrogów w pień. Muszę przyznać, że bardzo bawi mnie kiedy śmiertelnicy mordują się wzajemnie w imię tego, co nadstawia drugi policzek.​

    Kiedy już większość Czech została zdobyta, Austriacki sojusznik Zygmunta, Albrecht Habsburski, wycofał się z działań wojennych w obawie o swoje malutkie księstwo. Było mi to na rękę, gdyż dzięki temu, mogłem zrealizować malutki szwindelek...​
     
  5. Baribal

    Baribal User

    [size=+2]Akt II[/size]​
    I wojna Husycka 1419-1426
    Scena II: Kampania Węgierska 1422-1424 (część pierwsza)
    Ci Husyci lubili mnie zaskakiwać. Wpierw, bez trudu uporali się z wojskami najeźdźców i w serii kilku błyskotliwych bitew upokorzyli hufce Zygmunta Luksemburga. W ciągu dwóch lat, ich wojska zdobyły większość terenów królestwa Czech. Jedynie okolice Breslau i Łużyce pozostały wierne swemu katolickiemu władcy...
    Oczywiście moi heretyccy poddani nie osiągnęliby tak oszałamiających sukcesów bez pomocy wybitnych rodaków i moim wiernych sług. Na moim dworze co chwilę materializował się któryś z demonów by donieść o postępie na frontach. Cały czas zajęty czytaniem ich raportów i doglądaniem poczynań śmiertelników, nie miałem nawet czasu na małą lampkę winę przy pięknie zdobionym kominku, który kazałem sobie sprawić...
    Dowódcy Husytów byli jednak, na tyle dobrymi narzędziami, że wiele wysiłków można było sobie darować. Czasami jednak trzeba było trochę ich dopomóc, aby w pełni dokonywali tego co sobie życzyłem...

    Zarówno moi słudzy w terenie, jak i ja tutaj w Pradze, zaczęliśmy podjudzać dowódców i żołnierzy husyckich do podjęcia kontruderzenia na Węgry. Nie było to trudne zadanie, jeśli uwzględni się bojowe nastroje panujące wśród wszystkich członków ruchu Husyckiego. Dlatego też w 12 marca 1421r. po dwóch miesiącach naszych usilnych starań, dwie husyckiego armie, prowadzone przez Jana Żiżkę i niejakiego Kruszine, liczące łącznie 38tys. ludzi przekroczyło dawną granice między królestwami Czech i Węgier, aby rozlać morze wrogiej krwi. Wysłałem do nich moich dwóch agentów: Fagota i Hansa Meinigela, aby kierowali gniew Czechów tylko przeciwko Madziarom. Wobec zamieszkujących Karpaty Słowaków miałem inne plany. Kiedy tylko armie dotarły w okolice Preszburga rozdzieliły się; mniej liczna armia Żiżki ruszyła zdobywać Słowację, zaś reszta sił pod wodzą Krusziny rozpoczęła oblężenie miasta, jej ostatecznym celem, było dotarcie do Budy - stolicy Węgier.
    Polubiłem tego Żiżkę, był świetnym wojakiem, zaś jego plany zaskakująco często pokrywały się z moimi. Gdyby nie on moje dzieło, na pewno wymagałyby o wiele większych nakładów pracy.
    Jednakże nie dane mi było długo cieszyć się służbą tego wspaniałego wojownika...

    Stało się to pewnego pięknego słonecznego dnia,w samym środku czerwca 1424r. A.D, kiedy to siedziałem przy butelce świetnego węgierskiego wina i czytałem wcześniejsze raporty Meinigela, o zdobyciu Karpat i dotarciu do Rusi Zakarpackiej. Nagle na blacie, z materializował się kolejny listy sygnowany jego nazwiskiem. Zachęcony treścią poprzednich natychmiast zerwałem pieczęć i zabrałem się za lekturę. Na pergaminie zapisane były tylko dwa zdania:
    "Żiżka zabity. Ruś zdobyta."
    W przypływie gniewu rzuciłem wszystko i natychmiast teleportowałem się do stacjonujących pod Budą wojsk Krusziny, aby tam dokonać mojej zemsty na tym Węgierskim ścierwie, które pozbawiło mnie najlepszej z dotychczasowych marionetek...​
     
  6. Baribal

    Baribal User

    [size=+2]Akt drugi[/size]​
    I wojna husycka
    Scena II: Kampania węgierska 1424-1426 (część druga)
    1. The dawn of battle
    Wieść o śmierci husyckiego bohatera szybko się rozprzestrzeniła. Katolicy, z radością liczyli, że pozbawieni charyzmatycznego wodza husyci, utracą animusz, i porzucą dalszą walkę. Tak się jednak nie stało, a wydarzenia najbliższych dni miały dobitnie pokazać, komu zabraknie animuszu, już ja się o to postarałem...
    Oblężenie Budy niebezpiecznie się przeciągało. Mury tego miasta były wyjątkowo silne, a garnizon dobrze uzbrojony. Z doświadczenia jednak wiedziałem że prochem i niczym jest żelazna klinga, wobec ręki która ją dzierży i serca które pragnie walczyć. Mieszkańcy Miasta, nie tracili odwagi, wręcz przeciwnie każdy kolejny dzień dodawał im sił do obrony pozłacanych dowodów ich dawnej chwały.
    O tak, śmiertelnicy do mistrzostwa opanowali sztukę umierania za wymysły własnych móżdżków...
    [​IMG]
    Korona Św. Stefana - narodowa relikwia Węgrów
    Obóz Husytów również kipiał od emocji. Bojowy zapał nadal trwał w sercach "Bożych Wojowników", jak to zwykłem ich pogardliwie nazywać, jednakże informacja o śmierci Żiżki spotęgowała to uczucie, zmieniając je w dziką furię. Wędrując między namiotami, widziałem jak twarze Husytów, wykrzywiają się w nieludzkim grymasie. Za każdym razem kiedy ich widziałem niewielki uśmiech zdobił moją twarz.
    -Wszystko zgodnie z planem- powtarzałem w myślach odliczając minuty do czasu, kiedy ich gniew stanie się powodem mojej chwały...

    6 lipca 1424 A.D. Słońce niemiłosiernie smagało okolicę biczem ognistych promieni. W dni takie jak te serca śmiertelników bardziej niż kiedykolwiek, skłonne są do mordu... Oni źle znosili skwar, ja czułem się jak w domu...
    Tego właśnie dnia dwudziestotysięczna armia węgierska, stanęła naprzeciwko naszego obozu, aby wyzwolić obleganą stolicę. Oślepiający blask ich zbroi i bogactwo różnobarwnych chorągwi ze wszystkich krańców królestwa były zaiste imponujące. Oczywiście Husyccy dowódcy nie przestraszyli się tej demonstracji sił, natychmiast wydali odpowiednie rozkazy, a zdyscyplinowani wojacy, sprawnie je wykonali...
    Bitwa mogła się rozpocząć.

    Tymczasem Kruszina, wiedząc że do bitwy zostały tylko sekundy, stanął przed swoimi żołnierzami i doniosłym szorstkim głosem zawołał:
    Bracia moi w Panu Naszym!
    Po raz kolejny wzywam was na bój, przeciwko zdrajcom Najwyższego. Niechaj wasze serca nie znają litości wobec tych, którzy wzorem plag egipskich ogołocili naszą ojczyznę. Niechaj ich krew będzie waszym winem. Pamiętajcie - PRAWDA ZWYCIĘŻY!!!
    Wiernym - chwała, Zdrajcom - Śmierć!!!


    I rozległ się wielki krzyk z obozu husytów, z tysięcy gardeł, wydobywał się jeden głos. "Śmierć" wołali we wspólnym wołaniu. I rzeczywiście, żaden z Husytów nie znał strachu czy litości, gdyż stali się oni jak jedna masa, której przeznaczeniem było zabijać.
    Katoliccy rycerze ze wzgardą potraktowali okrzyki swoich wrogów. Zakuci w pancerz jeźdźcy nazareńczyka, ustawili się w szyku. Zamierzali jak zwykle rozbić siły heretyków jedną zdecydowaną szarżą. Najwyraźniej nie umieli uczyć się na błędach...
    "Deus pronobis" zawołały zbrojne poczty i ruszyły na heretyków...​
    [​IMG]
    Ciąg dalszy nastąpi...
     
  7. Baribal

    Baribal User

    [size=+2]Akt II[/size]
    I wojna husycka
    Scena II: Kampania węgierska 1424-1426

    1. Bitwa
    Stukot tysięcy kopyt wzmagał się z każdą chwilą . Rozpędzone hufce, w pogardzie mające ziemie i śmiertelników, zbliżały się do husyckich pozycji. Serca "Bożych wojowników" biły tak głośno, tak szybko, że aż można było tańczyć, przy rytmie ich uderzeń. Żaden jednak z husytów, nie okazywał emocji. Dłonie łuczników zamarły na cięciwach łuków, dłonie piechurów silnie zacisnęły się na na długich pikach. Każdy z nich skupiony tylko na zbliżającej się masie.
    Jednakże sekundy wydłużały się niemiłosiernie, Węgrzy byli coraz bliżej, w niektórych sercach zaczął rodzić się strach, który wzmagał się wraz odgłosem wrogich kopyt.
    Tysiące uszu, tysiące dusz, czekało na głos jednego człowieka. Czekano aż z ust Krusziny padnie to wyczekiwane słowo.
    Odległość dzieląca nas od Węgrów, topniała, niczym kostka lodu na pustyni...
    -Ognia- krzyknął nareszcie Kruszina. Tysiące łuków wystrzeliło rój czarnych strzał, które niczym rozwścieczone osy opadły na szarżujący rycerzy. Dla niektórych szlacheckich synów bitwa była już skończona...
    Po chwili kolejna seria strzał zalała napastników, ci jednak nie przerwali szarży.
    -Piki w górę - zawołali husyccy oficerowie i natychmiast mur z pik zasłonił Czechów.
    Łucznicy nie przerywali wysyłając serie za serią, dziesiątkując wrogie zastępy.
    Węgierscy rycerze dotarli w końcu do nas. Łucznicy przerwali ostrzał, teraz bitwa należała do piechoty...
    Pierwsza fala zakutych w pancerz rycerzy, rozbiła się piki, niczym fala o skałę. Jednakże tuż za nią następowały kolejne, trup padał na trupa, po kolei husyci i katolicy umierali jeden obok drugiego, tworząc kupy ciał.
    To starcie nie miało nic wspólnego z jakąkolwiek taktyką, tutaj liczyła się tylko brutalna siła.
    Stojące w obwodzie oddziały husytów, czekały w niepewności. Czy nasi utrzymają szyk? Czy rozbiją szarżę? Pytały rozgorączkowane dusze...
    Pikinierzy padali jak muchy pod uderzeniami rycerskich mieczy. Lewe skrzydło praktycznie nie istniało. Na całe szczęście Kruszina, zachował przytomność umysłu, i natychmiast reagował na wszelkie zagrożenia. lewe skrzydło otrzymało pomoc i wytrzymało napór wroga.
    Mijały długie minuty, i nikt spośród śmiertelnych nie wiedział kto wyjdzie zwycięsko z tego starcia. Wtedy też zdecydowałem się na malutką interwencje. Przybrawszy postać husyckiego wojaka dołączyłem do tłumu walczących, zabijając przeciwników jednego po drugim, zmierzałem w stronę tego śmiertelnika, który dzierżył chorągiew węgierską. W końcu znalazłem go wśród bitewnego zgiełku otoczony przez towarzyszy broni, ranny i pozbawiony konia, bronił symbolu swojego wojska. Zabicie go nie stanowiło większego problemu. Kilka cięć zdobycznego saraceńskiego bułata, zapewniło mu szybkie przejście na tamten świat. Kiedy tylko chorągiew trafiła w ręce moich poddanych, ci zyskali nowe siły i niczym tajfun rzucili się na wrogich wojowników.
    Szarża zostało rozbita, morale Węgrów złamane. Przestraszeni zaczęli się wycofywać, nasi natychmiast ruszyli za nimi.
    I tak jak powiedział Kruszina, nie było litości... Husyckie strzały i piki dopełniały dzieła zniszczenia, wśród resztek Węgierskiej armii. Pogoń trwała do wieczora I Zakończyła się wzorową rzezią Węgrów.
    Od tamtego czasu bitwa pod Budą stała się symbolem największego upokorzenia Węgrów. Matki opowiadały swoim dzieciom, o bohaterstwie szlachetnych Madziarów, do końca walczących przeciw hordom Husytów. Ci zaś co przeżyli, mówili też, że to sam szatan wsparł tych heretyków aby odjąć chwały prawdziwemu kościołowi. Cóż mogę powiedzieć...
    [​IMG]
    Bitwa pod Budą w wizji anonimowego Węgierskiego malarza​

    Buda został zdobyta, jednakże Węgrzy zdołali uchronić swoje narodowe relikwie.
    2.Aftermath
     
  8. Baribal

    Baribal User

    [size=+2]Akt II[/size]
    Koniec wojny 1426
    Bitwa pod Budą, była ostatnim starciem tej wojny. Zarówno pokonani Węgrzy, jak i triumfujący Czesi, pragnęli powrotu do swoich rodzin. Negocjacje pokojowe rozpoczęto na kilka dni po wielkiej bitwie. Zgodnie z moimi przewidywaniami, ziemie słowackie wraz z miastami Koszyce i Preszburg, znalazły się w rękach zwycięskich husytów. Jedyną gorzką nutą w tej całej symfonii radości była śmierć Żiżki, którego niektórzy zaczęli już tytułować wielkim...
    Meinigel i Fagot wrócili wraz ze mną do mojego dworu w Pradze. Azzazelo i Behemot, chcą przygotować nam stosowne przywitanie, zorganizowali mały sabat czarownic. Najpiękniejsze uczestniczki tej ich małej orgietki, zostały później zaproszone na wielkie przyjęcie, które zorganizowali by uczcić nasz pierwszy wielki sukces...
    Wino lało się strumieniami, kiedy wśród ogólnej radości wznosiliśmy toasty za zdrowie Staruszka i jego anielskich zastępów. Czas upływał nam miło przy trunkach muzyce i pięknych kobietach, w które ta kraina najwyraźniej obfituje...
    Zabawa trwała przez całą noc i była największym balem naszych sfer od czasu, przyjęcia z okazji zburzenia Kartaginy...
    Uznałem że chwilowo mogę wycofać się polityki, rozkazałem moim sługom szukać następców Żiżki, zaś sam ruszyłem na małą podróż po moim królestwie...​
    cdn.
     
  9. Baribal

    Baribal User

    [size=+2]Antrakt I[/size]​
    1426-1431
    Wrzesień 1426 Uniwersytet Praski
    Moje kroki odbijały się głośnym echem, po pustych korytarzach Praskiego uniwersytetu, miejsca gdzie zaczęła się ta cała heca. Wtedy, kiedy sączyłem swoje bluźnierstwa do uszu Husa, musiałem po cichu przemykać się wśród tłumu żaków i profesorów, aby nikt z obecnych tam wielebnych ojczulków mnie nie zauważył. Teraz kiedy wszyscy zdobią wystawione przed budynkiem szubienice, mogę bez skrępowania wędrować po tej kuźni nauk...
    Przyszedłem tutaj aby wysłuchać zażartej dysputy pomiędzy spadkobiercami myśli Husa. Szybko znalazłem się na wielkiej wypchanej po brzegi sali wykładowej, i skrywszy się w kącie przyglądałem się stojącym przy ambonie mędrcom. W dyskusji mieli wsiąść dwaj najwięksi tutejsi myśliciele, Jan z Rozemberka i Albert z Wyżnego Grodu.
    [​IMG][​IMG]
    Jan z Rozemberka i Albert z Wyżnego Grodu - teoretycy rewolucji
    Dyskusja miała dotyczyć przyszłości młodego państwa Husytów. Pierwszy na mównice wszedł Jan, by po chwili spokojnym głosem zawodowego demagoga rozpocząć swój wykład.
    Niewiele było okrzyków radości, kiedy Jan przemawiał i ja się temu nie dziwię. Lud ten co ledwo zdążył zasmakować wolności, jest jak młodzieniec, któremu wreszcie pozwolona zasiadać do stołu z mężczyznami. Jeszcze upici nowo zdobytą wolnością, nie chcieli słuchać głosu zdrowego rozsądku.
    O tak, świat śmiertelników byłbym z pewnością inny gdyby słuchali oni tych wszystkich cyników i kpiarzy, gdyby dali posłuch tym, którzy nie dają się podniecić zmyślonymi ideami.
    Na całe szczęście jest inaczej.- pomyślałem uśmiechając się do siebie.
    Tymczasem na podium wkroczył Albert:
    Kiedy skończył burza braw i entuzjastycznych okrzyków zalała salę, w sercach śmiertelników nadal płonął żywy ogień. Jeszcze im nie było dość pożogi...

    Natychmiast po zakończeniu dysputy, która była spektakularnym zwycięstwem Alberta, wróciłem na swój dwór. Azzazello i Behemot mieli dla mnie świetne wieści:
    Panie - rzekł Azzazelo swoim tubalnym głosem - zgodnie z twoją wolą udaliśmy się na poszukiwanie następcy Żiżki.
    - i...-spytałem z niecierpliwością - macie coś dla mnie?
    - Ależ tak - rzucił natychmiast cherlawy Behemot. - A dokładniej dwa "cosie"- dodał po chwili z uśmieszkiem na twarzy.- obydwaj mają na imię Prokop. każdy z nich pobierał nauki u Żiżki i mają wielki talent, wydaje mi się że ci śmiertelnicy zadowolą twoje wymagania panie.
    - Brawo.- odparłem zadowolony - zasłużyliście sobie na mały sabacik. Ale teraz możecie odejść mam plany do opracowania.
    Kiedy odeszli usiadłem przy moim ulubionym kominku,i zacząłem się zastanawiać kiedy ci Czesi przestana mnie zaskakiwać...
    [​IMG]
    Prokop Wielki - godny następca Żiżki?
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie