Örgöö

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez Selduzud, 26 Grudzień 2006.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Selduzud

    Selduzud User

    1936

    - Jestem tym wszystkim zmęczony, ogarniają mnie żale i lęki, powoli dostaje gorączki.
    - Spokojnie mój panie, już wkrótce wszystko się skończy, wszakże jesteśmy już blisko naszego celu - delikatnie rzekła starsza pani, a potem w sali zapanowała cisza ...
    - ... I myślisz, że to coś da, że my, a raczej ty coś osiągniesz !?
    - Ależ milcz gnojadzie !! Nie za to twój ojciec umierał, żebyś teraz wątpił w jego idee !! - echo tych słów jeszcze przez pewien czas było słychać w pokoju.
    - Mam tego dosyć, zrobisz wszystko dla tego chorego planu, bo sama jesteś chora !!! - a ona spoliczkowała go, by od razu potem spokojnym szeptem rzec mu do ucha:
    - Mój synu, postępuje tylko i wyłącznie dla twego dobra, w końcu kto lepiej zna i czuje pragnienia własnego dziecka jak nie jego własna matka. Po prostu jesteś przemęczony, dostałeś chwilowego napadu szału - i delikatnie go obejmując mówi dalej - wszystko dobrze pójdzie, odpocznij sobie, już jest późno, ale nigdy nie przerywaj tego o co już od tak dawna walczymy ... - mówiła to z zaciśniętymi zębami ściskając go coraz mocniej - ... mój panie.

    Dzisiejsza noc była pochmurna, mżawka ogarnęła całe miasto. Mimo to noc minęła spokojnie. Żadko na ulicach pojawiały się cienie, zazwyczaj byli to ludzie cierpiący na bezsenność lub bezdomni. Wśród tych ludzi znajdowała się pewna dama, poruszała się cicho, pośpiesznie, jakby uciekając przed własnym cieniem. Nosiła szaty biednych ludzi, nie chciała po sobie niczego poznać. Po długiej podróży dotarła do swojej opasane w przeróżne kolory drewnianej chaty na przedmieściach. W głębi serca czuła, że już wkrótce wszystko się zmieni.

    Jednak nie tylko na niektórych ulicach panowała żywotność. W jednym z apartamentów luksusowego hotelu nie panował wcale spokój. Hotel ten znajdował się w centrum stolicy, leżąc między budynkami w których rozgrywało się przedstawienie zwane ,,czerwone rządy", między Parlamentem, a budynkiem Partii. W ów pokoju znajdowała się jedna osoba, lecz potyczka, jaka się rozegrała tej nocy w tym miejscu zwiastowała nic innego jak wojnę. W ciemnym pomieszczeniu dostrzec można było jedynie lekko świecące oczy, człowieka leżącego na istnie królewskim łożu. Była to osoba nerwowa, posiadająca więcej wad niż zalet. Był on pesymistą, dość wrażliwym jak na funkcje, którą sprawował. Potrafił nie sypiać całymi nocami bojąc się, że dopadnie go jakiś koszmar. Jedyne o czym myślał to o swojej nędznej przyszłości, gdyż miał zasadę ,,nigdy nie patrz wstecz", lecz swoją przyszłości widział marnie. Często wyobrażał sobie jak ginie i czasami też myślał, że to może ukrucić jego cierpienie. Jedyną jego miłością w życiu były konie. Gdy był mały mieszkał poza miastem, na niewielkim dworze. Jego ojciec posiadał godne do poza zazdroszczenia rancho. Był hodowcą koni, posiadał ich niezliczone rodzaje. Jego zwierzęta były uznawane za jedne z najlepszych na świecie, znawcy, a nawet ludzie z rodów królewskich dawali krocie na aukcjach, by zdobyć jednego z tych szlachetnych koni. Tak ta rodzina dorobiła się majątku. Młody wówczas chłopak kochał wieczorami zakradać się na pastwiska i dosiadać najładniejsze konie. Kochał te zwierzęta, rozumiał je jak nikt inny. W 1914 roku kiedy miał 18 lat dostał od ojca konia krwi arabskiej. Chłopak zawsze o nim marzył, był przy narodzinach ów zwierzęcia, i gdy on sam dorósł, koń również był gotowy do jazdy. Ich przyjaźń kwitła z każdym dniem. Nastolatek potrafił spędzić na płocie całe popołudnie oglądając swojego rumaka, jak hasa na polu. Wybudował mu małą przytulną stajenkę na zimę, a sam gdy była okazja jeździł na nim poprawiając swoje umiejętności. Taktował go jak najcenniejsze skarb, często zaprowadzał konia nad jezioro, nigdy nie brakowało mu wody, ani siana. Jednak te czasy minęły, już nie wrócą. Myśl ta pogrążała dorosłego dzisiaj męszczyzne niewyobrażalnie, odbierając mu resztki chęci do życia. Tej nocy nie udało mu się już zasnąć. Gdy pierwsze promienie słońca zawitały do jego pokoju, powstał z łóżka i zaczął się ubierać. Niedbale się uczesał i założył ten sam płaszcz i ten sam kapelusz co zawsze. Ospale wyszedł z apartamentu, a następnie z hotelu i udał się do pracy. Nie miał daleko, wystarczyło tylko, że przekroczy ulice...

    Był on karykaturą człowieka, a nosił imię Agdanbuugiyn Amar.

    [​IMG]
    Örgöö (Ułan Bator)
     
  2. Selduzud

    Selduzud User

    1935

    Telegram otwarty do towarzysza i pierwszego sekretarza partii Agdanbuugiyna Amara.

    Towarzyszu Amar,
    jestem zaniepokojony ostatnimi wydarzeniami w mieście Kyzył.
    Dochodzą mnie przeróżne pogłoski, że to Wasza sprawa.
    Przypominam, że zarówno kraj Mongolski i Tuwański są pod kontrolą Związku Radzieckiego, a co za tym idzie, moją. Przypominam również, że w regionie Gór Jabłoniowych stacjonuje 150 000 ludzi Armii Czerwonej. Dlatego nie życzę sobie zamieszek w tamtym rejonie. Mimo iż potyczki mają miejsce w kraju Urianchajskim to Mongołowie też na tym stracą jeżeli sytuacja nie zostanie opanowana do 1936 roku. Jeżeli pogłoski, o tym, że zamach stanu w Kyzyle są Waszą sprawką się potwierdzą, zostaniecie osądzeni jako zbrodniarze wojenni i rozstrzelani, a obaj wiemy, że tego nie chcemy. Jednak tak odpowiedzialna osoba jak ja musi podejmować czasami kontrowersyjne decyzje.

    Z poważaniem,
    towarzysz Josif Stalin 22.12.1935 Moskwa


    Telegram otwarty do towarzysza i pierwszego sekretarza partii Josifa Stalina.

    Towarzyszu Stalin,
    chciałem wyrazić głębokie ubolewanie nad faktem iż wasze pogłoski są rażąco obraźliwe i na dodatek wielce nieprawdopodobne.
    Jako przedstawiciel władz Mongolskich, wiernie oddanych Związkowi Radzieckiemu oficjalnie oświadczam, że zamach stanu w państwie Tuwa nie ma powiązania z krajem Mongolskim. Jednak Mongołowie przyczynili się do zakończenia przewrotu. Jak się osobiście dowiedziałem, przywódca państwa Tuwańskiego Salchak Gyrmittai prowadził potajemne konsultacje z dyplomatami Nacjonalistycznych Chin, a nawet Japonii. Wkrótce potem do Ułan Bator przyjechał inicjator zamachu, generał, towarzysz Shoma. Przedstawił mi on osobiście swoje warunki na mocy, których miał zamiar sprawować władze w kraju Urianchajskim. Opowiedział mi on również, o planach Salchaka Gyrmittaia, który chciał stworzyć z kraju Tuwa naród faszystowski. Jako wierny komunista nie mogłem do tego dopuścić i udzieliłem zgody generale Shoma na obalenie dyktatora. Jestem świadomy, że zrobiłem to dobrowolnie, bez zgody rządu Radzieckiego, ale sprawa wymagała natychmiastowych działań. Poza tym po półtora tygodniowym oblegania Tuwańskiego parlamentu, rząd Salchaka z nim na czele opuścili budynek i oddali się w ręce towarzysza Shomy. Proszę się nie obawiać, generał i towarzysz Shoma, jest wiernym komunistom i ma zamiar pozostać wierny sojusznikom, Mongolii i Związkowi Radzieckiemu.

    Z ogromnym poważaniem,
    towarzysz Agdanbuugiyn Amar. 29.12.1935 Ułan Bator


    [​IMG]
    Opera, Kyzył, Tuwa, 31.12.1935

    Amar i Shoma nie przepadali za operą. Udali się tam tylko dlatego, żeby omówić parę istotnych spraw. Wyszli więc na jeden z balkonów, gdzie ledwo co docierało, jak obaj to nazywali wycie, ze sceny, by pod gołym niebem, przy kieliszku prawie niedostępnego tam szampana porozmawiać. Była już noc więc widoki mieli niesamowite, niebo pełne gwiazd.
    - Cieszę się, że dotarłeś tu tak szybko, myślałem, że nie dotrzesz na czas, gdyż zajęty byłeś odpisywaniu Stalinowi, a pociągiem z Ułan Bator do Kyzył jedzie się co najmniej dwa dni - Shoma rozpoczął rozmowę.
    - Niestety nasze kraje nie stać na posiadanie linii lotniczych ... Co ta komuna zrobiła z naszych narodów, tylko i wyłącznie je zrujnowała, ale powiem ci coś Shoma. Nie ja pisałem te wszystkie telegramy do Stalina ...
    - A kto ??? - spytał z niedowierzaniem Shoma.
    - Jeden z moich dyplomatów, gość ma talent do przekonywania, zresztą Stalin to naiwne stworzenie - rzekł Amar cały czas wpatrując się w niebo.
    - Widzę, że się nieźle zabezpieczyłeś Amar, no i chwała ci za to.
    - A myślisz, że jak inaczej bym zdążył dotrzeć tutaj w jeden dzień z Urgi ... - Shoma przerwał mu nagłym pytaniem.
    - Urgi ???
    - Ułan Bator, ale nienawidzę używać tego komunistycznego określenia mojego pięknego miasta.
    - Zawsze ci chciałem zadać ci to pytanie i mimo iż znamy się 4 lata to jeszcze tego nie zrobiłem.
    - Słucham mój przyjacielu - odrzekł Amar.
    - Czemu tak bardzo nienawidzisz Rosjan ??? - Shoma zadał to pytanie mimo iż miał wrażenie, że to nie jego sprawa.
    - To długa historia ... - odpowiedział Amar.
    - A nas czeka długa noc, z chęcią tę historię wysłucham - nalegał Shoma.
    - A więc dobrze. Wszystko zaczęło się w 1919 roku. Mongolia odzyskała niepodległość i mimo iż byliśmy pod wpływem jak i Chin jak i Rosji to wszystkim żyło się dobrze. Gospodarka kwitła, pracy było pod dostatkiem. Ja sam jako dość jeszcze młody człowiek przeprowadziłem się wówczas do Urgi. Rozpocząłem studia na dopiero co otworzonym Uniwersytecie. Jednak ten raj trwał tylko rok. W 1920 roku do kraju wkroczyli czerwoni. Ojciec kazał mi zostać w mieście gdyż twierdził, że tam będzie bezpieczniej. Reszta mojej rodziny mieszkała z dala od miast. Zajmowała się hodowaniem koni i to nie byle jakich koni. Były uznawane za jedne z najlepszych na świecie. Nie usłuchałem ojca i pierwszym lepszym pociągiem ruszyłem w stronę domu. Gdy dotarłem było już za późno. Stajnie były spalone, nie było prawie po nich śladu. Wszędzie było czuć zapach zabitych koni, ich ciała walały się po całym polu. Dom wyglądał cało jednak moje nadzieje rozwiały się szybko gdy tylko do niego wszedłem. Budynek był cały ograbiony, wszystkie kosztowności przepadły. Nie obchodziło mnie to zbytnio, chciałem jedynie znaleźć członków mojej rodziny. Miejscami było widać plamy krwi. Wbiegłem więc na górę do pokoju mojej siostry i to co tam zobaczyłem zmieniło moje życie. Nie znalazłem jej w pokoju, wisiała za oknem. Prędko wciągnąłem jej ciało jednak na darmo. Tego widoku się nie zapomina. Była cała pocięta, poobijana i na dodatek zgwałcona. Gdy te bestie skończyły swoje dzieło powiesili ją. Wyniosłem jej ciało na zewnątrz i godnie pochowałem. Miała zaledwie 17 lat. Jednak dalej nie mogłem znaleźć ojca i matkę. Opuściłem więc mój dom, a następnie go spaliłem. Czułem się wyczerpany, wiedziałem, że nie robiłem czegoś co wymagało wysiłku, ale miałem wrażenie, że zaraz upadnę. Lecz podążałem przed siebie, jakby bez celu, ale miałem wrażenie, że to jedyne co mogę zrobić. Po godzinie dotarłem do najbliższej wioski. Nie było po niej widać jakiekolwiek znaku, że byli tu Rosjanie, tak jakby wyżyli się całkowicie na moim domu. Podążając jedną ze ścieżek, dostrzegłem przez okno pewnej chaty moją matkę. Natychmiast wbiegłem i uściskałem ją najmocniej jak tylko potrafiłem. Ona ucałowała mnie. Opowiedziała mi o rzeźni jaka wydarzyła się zeszłej nocy w naszym domu. Mówiła mi jak upici czerwoni strzelali do koni jak do kaczek, jak na ich oczach gwałcono ich córkę, a oni nie mogli nic zrobić. Powiedziała mi również, że mój ojciec rzucił się na jednego z nich zabierając mu broń. Zaskoczeni Rosjanie nie zdążyli wyjąc swej broni. Mój ojciec zabił trzech znajdujących się w pobliżu. Kazał mojej matce uciekać, a ona wybiegła z domu i dosiadła ostatniego żywego konia, który akurat stał przy tylnym wejściu. Gdy zapłakana uciekała na koniu z oddali słyszała jeszcze strzały. Tak znalazła się w tej małej wiosce. Jacyś dobrzy ludzie ukryli ją, przed Rosjanami. Po tym wszystkim zabrałem swoją matkę do Urgi. Zamieszkaliśmy w jakiejś lepiance na przedmieściach. Dzięki mojemu wykształceniu szybko dostałem się w kręgi partii. Jednak nikomu nie powiedziałem dlaczego tam poszedłem skoro Rosjanie mi tyle zrobili. Ty teraz to wiesz. Odpowiadając krótko dlaczego nienawidzę Rosjan, bo zabili mi ojca, siostrę, a nawet ukochanego konia - mówiąc to Amar miał cały czas łzy w oczach, miejscami trzęsły mu się nawet ręce.
    - Przykro mi, nie wiedziałem, że to wzbudzi w tobie tak wiele złych wspomnień - Shoma powiedział to tak jakby żałował, że w ogóle zadał te pytanie.
    - Nic się nie stało, miałeś prawo wiedzieć - mówiąc to Amar przecierał łzy rękawem.
    - Ależ nie martw się mój przyjacielu, ważne, a raczej najważniejsze jest to, że wszystko idzie zgodnie z naszym planem.
    - Pamiętaj Shoma, uczyniłem cię władcą Tuwy, gdyż ci zaufałem i mam nadzieje, że nigdy nie odstąpisz od naszych planów.
    - Ależ oczywiście bracie, od teraz także armia Tuwańska jest pod twoje dowództwo.
    - Świetnie, a propos armii, wprowadzam ostatnio wiele reform, które całkowicie zrewolucjonizują Mongolską armie.
    - Robi się ciekawie, opowiadaj - rzekł z zainteresowaniem Shoma.
    - Nie znam szczegółów, przeznaczyłem na to sporo państwowego majątku. Poleciłem naukowcom z górniczego miasta Nalayh, leżącego 30 km od Urgi, aby wyprodukowali broń na bazie broni Japońskiej, a jak wiadomo ta słynie ze swej skuteczności. Jest to odrobinę żałosne, że nasze wojska cały czas posiadają uzbrojenie z 1919 roku kiedy to Mongolia odzyskała niepodległość. Jednak to nie wszystko. Zakupiliśmy od Brytyjczyków stacjonujących w Indii parę modeli transporterów piechoty, dość nowoczesnych. Mam zamiar stworzyć brygadę wozów opancerzonych na podstawie pojazdów Brytyjskich do wsparcia dla piechoty.
    - I nie obawiasz się, że Związek Radziecki nie wyraził zgody, abyś wzmacniał się militarnie ??? - powiedział Shoma z zaintrygowaniem.
    - On tego nawet nie widzi - lekko uśmiechnął się Amar - Stalin do pazerna świnia, gdy gapił się na zamach stanu w Tuwie, ja w spokoju wprowadziłem te parę reform, dzięki którym już wkrótce nasz armia dorówna nawet armiom Europejskim.
    - Co masz na myśli mówiąc pazerna świnia ??? - zapytał Shoma cały czas lekko zaintrygowany.
    - Jak wiadomo świnie nie dbają o siebie, nie obchodzi ich jak pachną, ani, że oblatują je muchy, jedyne co chcą, to jeść. Stalin jest podobny. Nie obchodzi go co się dzieje w Związku Radzieckim, Tuwie i Mongolii. Jemu wystarcza fakt, że rządki największym terytorium na świecie i chce więcej. Dla niego stracenie Tuwy to jak dla świni wymiotowanie obiadu.
    - Ciekawa interpretacja, ale na szczęście wszystko poszło dobrze - uśmiechnął się Shoma.
    - Oj, lepiej niż myślałem - również uśmiechem odwdzięczył się Amar.
    - No to szczęśliwego nowego roku, dochodzi już północ.
    - Aby nasz plan, udał się w stu procentach - mówiąc to wzbili kieliszki szampanem i lekko stuknęli je o siebie... - Za plan ,,Kleszcze" - wykrzyknął Amar.


    [​IMG]
    Shoma z rodziną.

    W woli wyjaśnienia:
    Orgoo = Urga = Ułan Bator
    Tanu Tuwa = Kraj Urianchajski
     
  3. Selduzud

    Selduzud User

    Życzę miłej lektury, głosujcie na mego Aar-a ... :p
    No i zostawiajcie po sobie jakiś ślad, komentarz, bez tego długo nie wyrobię ...
    No i przepraszam za tak długa nieobecność, ale musiałem podciągnąć se oceny na koniec semestru co niestety jest pracochłonne.

    1936

    Tegoroczny styczeń był wyjątkowo inny. Śniegu było jak na lekarstwo, zamiast niego ulice pokrywało gęste błoto ograniczające ruch i tak już utrudniony z powodu fatalnego stanu dróg. Nocą niebo pokryte było ogromnymi, ciężkimi chmurami zwiastującymi coś większego niż tylko wiatr. Amar mimo późnej pory wciąż siedział w swym biurze w budynku partyjnym. Mała lampka rozświetlała te ubogie pomieszczenie. Jednak zgasła ona parę minut po północy. Oznaczało to nic innego jak tylko to, że właśnie Amar opuścił ten pokój. Zmierzał on spokojnym, wręcz sennym krokiem w kierunku schodów. Korytarze świeciły pustkami, jedynie w oddali słychać było dwóch rozmawiających ze sobą strażników. Gdy Amar doszedł do schodów prowadzących na niższe piętro nagle skręcił w przeciwną stronę. Stanął przed drzwiami gdzie znajdowała się sala narad. Wyjął pośpiesznie klucze, delikatnie i powoli wsadził je do zamka, a następnie ostrożnie przekręcił. Nie chciał, by ktokolwiek go usłyszał. Wszedł do pomieszczenia po cichu zamykając za sobą drzwi. Nie zapalił światła, lecz od razu udał się w kierunku jednej z niewielu znajdujących się tu szaf. Następnie przesunął ją bez większego wysiłku. Za szafą znajdowała się stara, jeszcze z lat dziesiątych winda. Wciąż działała i prowadziła do podziemia, gdzie znajdował się schron i biblioteka ze wszystkimi aktami. Budynek ten wybudował angielski arystokrata oczarowany tym miejscem. Winda miała prowadzić do jego prywatnej winiarni. Gdy władze przejęli komuniści uczynili z tej budowli budynek Partii, a winiarnie przebudowali na schron. Amar zjechał ów windą do piwnic bloku. Przeszedł po drodze przez parę mniejszych korytarzy zanim wszedł do pokoju z którego dobiegało niewyraźnie światło. W pokoju znajdował się niewielki, lekko ociężały mężczyzna w mundurze. Był on trochę wyłysiały i przygarbiony. Amar zdjął swój płaszcz, powiesił na jednym z wieszaków znajdujących się przy drzwiach, a następnie nalał sobie do leżącej na niewielkiej komodzie filiżanki odrobinę herbaty z czajnika obok. Wziął parę łyków co sprawiło mu wielką ulgę. Druga osoba w pokoju wciąż siedziała przy lekko spróchniałym biurku pisząc coś bez opamiętania. Nie zwrócił on nawet cienia uwagi na krzątającego się po pokoju Amara.
    - Jak idą sprawy ? - spytał Amar po tym jak ziewnął.
    - Perfekcyjnie - odparł przygarbiony mężczyzna.
    - Kończysz już, zrobiło się późno.
    - Szczęśliwi czasu nie mierzą - tajemniczy gość powiedział to z lekkim uśmieszkiem lecz mimo to cały czas wpatrzony był w kartkę papieru na której coś pisał.
    - A jesteś szczęśliwy ? - zapytał Amar trochę bezinteresownie.
    - A, żeby pan wiedział, że jestem.
    - Dobrze, że chociaż ty. Właśnie, bo jestem tutaj, a nie przeszliśmy jeszcze do sedna, uda ci się, załatwisz to ?
    - O to bym się nie martwił, dzięki tej gadce obsypią nas towarami.
    - Jesteś pewny ? Poza tym wystarczy nam tylko ropa i stal... - przez pewien czas mężczyzna nic nie odpowiadał.
    - Mam, skończyłem !!! - wykrzyknął uradowany trzymając kartkę papieru jak jakiś skarb.
    - To świetnie. Jutro rano wyślemy im depesze, załatwimy Pyrselovi spotkanie w Nowosybirsku. Przepraszam, że tak wtargnąłem i być może cię rozproszyłem, ale zaczynałem się martwić ... - nagle przerwał mu ten niewysoki mężczyzna, który powoli wstawał z krzesła.
    - O mnie ? - spytał on jakby zaraz miał oczekiwać wyśmiania.
    - Raczej o to, że się nie wyrobisz, ale jesteś dobrym nabytkiem, muszę przyznać, że nawet bym się zmartwił gdybyśmy cię stracili - powiedział to Amar z szerokim uśmiechem na twarzy.
    - Dobrze, możemy już iść, siedziałem w tej dziurze cały dzień, jestem wycieńczony - spytał śmiało lekko przepocony facet w kształcie pączka.
    - Tak ... poruczniku Stepanov, dość na dziś już pracy. Następnie obaj opuścili to miejsce w miarę żwawo, nie chcąc przebywać w tamtym ponurym pomieszczeniu, ani chwili dłużej. Gdy zmierzali obok siebie do windy, Amar zadał Stepanovi pytanie:
    - Obecnie pisałeś przemówienie dla ministra Pyrselova na spotkanie z dyplomatami radzieckimi w sprawie dostaw ropy i żelaza dla Mongolii ...
    - Zgadza się - odparł mężczyzna.
    - I chciałem się zapytać... co ogólnie mu tam napisałeś ?
    - Ogólnie rzecz biorąc napisałem, że potrzebujemy tych materiałów do budowy nowych kopalń, by zwiększyć dostawy miedzi dla ZSRR, oraz, że wybudujemy z tych towarów także ,,obozy" na terenie Mongolii, gdzie Związek Radziecki może umieszczać swoich wrogów politycznych nie zwracając na siebie tym samym uwagi innych państw.
    - Brzmi ciekawie, na miejscu dyplomatów radzieckich na pewno bym na takie coś poszedł. Miejmy nadzieje, że się uda. Ropa i stal to rzeczy, które nam są potrzebne do zwycięstwa - powiedział to Amar z pełnym przekonaniem i wtedy z zewnątrz dobiegły pierwsze grzmoty zwiastujące całonocną burzę.

    [​IMG]
    Nowosybirsk, ZSRR, 15.01.1936

    Ministrowi Pyrselovi się udało. Zdobył zaufanie radzieckich dyplomatów. Jeden z nich powiedział nawet, że gdyby był z nimi obecny Stalin, byłby z niego dumny. Przedstawiciele ZSRR bez wahania udzieli wsparcia materialnego Mongolii wierząc jej ideom. Wiadomość ta znacznie poprawiła Amarowi humor po wczorajszej kłótni z matką. Jednak z pewnością to go nie zaskoczyło. Ten punkt jego planu był już dawno uznany za pewny. Mógł się teraz zająć innymi, nie cierpiącymi zwłoki sprawami.

    [​IMG]
    Trasa kolejowa z Urgi do górniczego miasta Nalayha, 03.1936

    Amar już pół godziny jechał tym pociągiem w swoim prywatnym wagonie. Był lekko ospały w końcu była dopiero 6:00, a pierwsze promienie słońca pojawiły się przed chwilą na horyzoncie rozświetlając stepy, lasy i łąki w okolicy. Amar po drodze zza okna obserwował kwitnące rośliny co było pierwszymi oznakami nadchodzącej wiosny. Gdy przywódca Mongolii miał już usnąć, do jego wagonu energicznie i hałaśliwie wtargnął generał Badrak. Energiczny człowiek w sile wieku słynący ze swego doświadczenia i swoich szerokich wąsów. Jego twardo podkute buty w połączeniu z mocnymi krokami zerwały Amara niemal, że na nogi. Następnie Badrak bardziej żywy niż zawsze wręcz wykrzyknął:
    - Ładna pogoda dzisiaj !
    - Racja, nie najgorsza jak na marzec - rzekł Amar z lekko kwaśną miną, którą spowodował żywy hałas jakim był Badrak.
    - Za jakiś kwadrans dojedziemy na miejsce.
    - To dobrze, ta podróż mnie nudzi.
    - W takim razie służę towarzystwem - powiedział to Badrak z uśmiechem nie znikającym z jego twarzy.
    - Co za pocieszenie - szepnął pod nosem Amar z widoczną ironią.
    - Przyszedłem tutaj z ważną informacją, która właśnie doszła.
    - Więc usiądź na fotelu i opowiadaj.
    - Na pewno pana to zaciekawi gdyż dotyczy bezpośrednio naszego przyszłego rywala - i rzeczywiście Amar całkowicie zapomniał o śnie i wsłuchał się w słowa Badraka.
    - Ich wojska wyszły z Urumczi i zostały rozlokowane na wschodniej granicy ...
    - ... Pewnie obawiają się wojny domowej w Chinach - Amar wyjął to z ust generała.
    - Tak, właśnie, niczego się nie spodziewają z naszej strony, myślę, że pora zacząć działać - rzekł Badrak trochę podekscytowany.
    - Nie do końca się z panem zgodzę generale. Jeżeli chodzi o wojnę to nie warto się śpieszyć, zresztą na tym polu walki mamy zdobyć potrzebne nam doświadczenie i to jest naszym priorytetowym celem.
    - Ma pan racje, jednak sytuacje trzeba wykorzystać.
    - I wykorzystamy, wojna domowa w Chinach nie ma się ku końcowi wiążąc tym samym armie Xinjiang Uygur, poza tym czy generał Choybalsan wrócił już z Moskwy, w końcu musimy jakoś wykorzystać poborowych.
    - Chyba wiem co ma pan na myśli i muszę przyznać, ciekawy plan.
    - Lubię zaskakiwać - powiedział to Amar z lekkim uśmieszkiem, lecz potem od razu przerwał mu Badrak.
    - Proszę spojrzeć, dojeżdżamy na miejsce - rzekł rozradowany generał widząc w oddali nowe wozy bojowe, którymi będzie dowodził w nadchodzącym konflikcie.

    [​IMG]

    Kroki zostały natychmiastowo podjęte. Amar wiedział tak samo jak i jego generałowie, że sytuacje trzeba wykorzystać. Nowe wozy bojowe piechoty zostały przetransportowane pociągami towarowymi na zachód kraju, w pustynny rejon, niedaleko miasta Hovd. Na miejscu stacjonowały już od połowy marca wojska Tuwańskie, a od kwietnia rozlokowane były tam też główne oddziały Mongolskie w sile 20 000 ludzi, w tym około połowy było z kawalerii. Dywizja Tuwańska liczyła sobie blisko 10 000 piechurów. Poza tym Mongolscy kawalerzyści posiadali około 500 lekkich dział i moździerzy. Generał Badrak, głównodowodzący siłami państwa Mongolii przybył na miejsce wraz ze swym tysiącem wozów bojowych. Nie miał on miłego przywitania. Pogoda nie rozpieszczała tego miejsca od tygodnia. Wiatry się wzmagały raz po raz, ciągnąc za sobą piach znad pustyni. Nie raz powodowało to zakopanie ważnego sprzętu. Bronią żołnierzy stała się łopata. Wyższe dowództwo na pewien czas przeprowadziło się do miasta. Badrak po wyjściu z głównego dworca w Hovdzie podjechał jednym ze służbowych samochodów do centrum miasta. Szofer zawiózł go pod najwyższy budynek w mieście, do ratuszu, gdzie mieściło się tymczasowe centrum dowodzenia. Badrak wszedł na najwyższe piętro po czym udał się do sali mieszczącej się za ogromnymi dębowymi drzwiami gdzie znajdowali się inni generałowie. Sala ta była bardzo szykowna. Ramy obrazów znajdującej się w niej były pozłacane, a drewniane rzeczy, aż lśniły od lakieru. Po środku pomieszczenia znajdował się długi, gustownie wyrobiony stół na którym znajdowała się mapa centralnej Azji. Wokół stołu znajdowało się około 9 osób, a na samym jego końcu stał głównodowodzący sił Tuwańskich generał Alaverdov. Alaverdov od razu dostrzegł wchodzącego Badraka i rzekł do niego:
    - Witam generale, to zaszczyt pana gościć w tej pustynnej mieścinie. Jak minęła podróż ?
    - Dziękuje, podróż minęła, krótko mówiąc nudnie, wbrew wyglądowi jestem bardzo aktywnym człowiekiem - powiedział Badrak jednocześnie uśmiechając się do zgromadzonych w sali dowódców.
    - W takim razie musimy się kiedyś umówić na mecz polo - polo było najpopularniejszą grą w tamtym rejonie, w XIX stała się również popularna w Europie. Amerykanie nazywali to hokejem na koniach.
    - Z miłą chęcią - odparł Badrak.
    - Właśnie omawialiśmy ciekawą sprawę, zdecydowaliśmy, że armia Tuwańska wkroczy do Urumczi, gdyż jest ona bardziej mobilna niż Mongolska kawaleria obciążona artylerią - powiedział to Alaverdov, tak jakby czekając na odpowiedź potwierdzającą jego słowa.
    - Przykro mi to mówić, ale się nie zgadzam. Otóż Mongolska armia weszła w posiadanie nowych wozów bojowych, zbudowanych na wzór wozów brytyjskich i jestem wręcz przekonany, że pańskie oddziały nie nadążą za moimi pojazdami.
    - Rozumiem pańską dumę, ale samymi pojazdami pan miasta nie zdobędzie, do tego potrzebna jest lekka i zwinna piechota, jaką ja posiadam - rzekł Alaverdov lekko poirytowany.
    - O nie, na to się nie zgodzę. Każdy wie, że w tej wojnie walczymy też z czasem. Opracowałem już w myślach plan. Moja piechota zostanie dzięki wozom przewieziona do samego miasta. Tam przy pomocy moździerzy zapożyczonych od kawalerii upora się z ostatnimi bastionami wroga i tym samym zajmie miasto. W następnych dniach przybędzie kawaleria i pańska piechota oczyszczając teren wokół miasta - powiedział to Badrak tak pewnie, że wyglądało na to, że udało mu się przekonać pozostałych generałów zgromadzonych przy stole prócz Alaverdova.
    - Pan chyba jest zbyt pewny siebie. Kieruje się pan pychą, chcesz zdobyć miasto i okryć się chwałą, ja się kieruje wyłącznie naszym dobrem ! - wykrzyknął głównodowodzący sił Tuwańskich.
    - Uważaj co mówisz chłopcze, paroma słowami mogę cię zepchnąć z twojego stołka - powiedział Badrak zaciskając zęby.
    - Spróbuj - powiedział Alaverdov, jakby zaraz miał eksplodować.
    - Cisza !!! - ryk tych słów przeszył dowódców zasiadających przy stole - Dość tych waśni, naszym zadaniem jest wygrać wojnę, zdobyć kraj, nie tylko jedno miasto !!! - był to generał Choybalsan i mimo iż miał niższy stopień od generała Badraka to każdy wiedział, że ma większe wpływy u samego Amara. Ostatnie lata spędził on w europejskiej części ZSRR, gdzie przechodził przeróżne szkolenia. Miał on znajomości w najwyższych kręgach radzieckiej władzy, jednak wyjechał gdy tylko rozpoczęły się czystki - Miastem zajmiemy się później, zostało jeszcze wiele spraw do załatwienia, pamiętacie, to ma być wasz sprawdzian, do przyszłej wojny. Wszystko ma być zapięte na ostatni guzik. Macie zdać ten test jak najlepiej, macie jak najlepiej wykorzystać swych ludzi i swe umiejętności, by zdobyć Xinjiang Uygur.

    W czerwcu plan był już gotowy. Główne oddziały miały wspólnie zająć Urumczi i wbić się w głąb kraju, natomiast 20 000 poborowych, które dostał pod swą opiekę Choybalsan miały zajść od tyłu i związać walką wojska Xinjiang Uygur znajdujące się na wschodniej granicy tego kraju. Poborowi, byli to młodzi mężczyźni, głównie sieroty, którym propagand wmówiła, że gdy już nic nie mają na tym świecie, zawsze pozostaje naród. Były to waleczne i oddane jednostki, które Choybalsan z pewnością umiał wykorzystać.

    [​IMG]
    Hovd, Mongolia, 06.1936

    [​IMG]
    Mapa Centralnej Azji z połowy roku 1936.
     
  4. Selduzud

    Selduzud User

    Spokojnie, w najlepszym wypadku odcinek pojawi się dzisiaj i odrazu ostrzegam, że będzie bardzo, bardzo, bardzo długi, ale opisywać będzie całą wojne.

    Oto odcinek, życzę miłej lektury.

    1936

    Wszystko szło perfekcyjnie. Plan zajęcia sąsiedniego kraju był jak się wydawało zapięty na ostatni guzik. Amar był cierpliwy i ostrożny. Wydawało się, że przeżywa to bardziej niż żołnierze, którzy pójdą na front. To, że Amar był jak na dyktatora mało zdecydowany nie było tajemnicą. W końcu chciał by wszystko wyszło po jego myśli. Tymczasem wydarzenia z areny międzynarodowej sprzyjały. W drugiej połowie sierpnia w Hiszpanii wybuchła wojna domowa. Nie miałoby to większego znaczenia dla Mongolii, gdyby nie fakt, że w wojnę tą zaangażowało się ZSRR, wspierając wojska Republikanów. Odciągnęło to całkowitą uwagę czerwonego giganta od kraju Amara. Sytuacja nie mogła być lepsza, jednak zawsze jest jakieś ,,ale". Naukowcy z Nalayh zwlekali z dokończeniem budowy nowych karabinów i lepszego wyposażenia piechoty. Generałowie byli wściekli, wiedzieli, że opóźnianie ofensywy może im wyjść tylko na gorsze. Amar jednak zachowywał spokój, uważał on, że bez lepszego uzbrojenia ofensywa nie będzie mieć jakiegokolwiek znaczenia i mimo iż też był zaniepokojony tym spóźnieniem to wolał poczekać, aż wszystko zostanie dokończone. Nie trwało to jednak tak krótko jak badacze obiecywali. Pierwsze modele nowej broni zostały ukończone dopiero osiemnastego września. Naukowcy tłumaczyli swoje spóźnienie brakiem środków, jednak Amar stracił już do nich cierpliwość. Przechodziło mu przez myśl nawet rozstrzelanie badaczy, jednak szybko zrezygnował z tego pomysłu. Nie miał natomiast zamiaru popełnić znów tego samego błędu i opracowanie nowych technik konstrukcyjnych powierzył działaczom fabryki traktorów z rolniczo-przemysłowego miasta Choybalsan. Zakłady te polecił Amarowi jeden z jego generałów, który nosił nazwisko takie same jak nazwa jego rodzinnego miasta w, którym miały być tworzone podstawowe techniki konstrukcyjne. Sytuacja została (przynajmniej takie wrażenie mieli parlamentowcy) ustabilizowana. Pozostało tylko wprowadzić broń i wyposażenie piechoty do produkcji i przetransportować żołnierzom na granice. Amar stracił zaufanie do górniczego miasta Nalayh, więc postanowił przewieść plany i prototypy sprzętu do Urgi, gdzie miała rozpocząć się produkcja. Jak się okazało była to decyzja fatalna w skutkach. Stolica Mongolii nie była miastem typowo przemysłowym. Nie posiadała wiele fabryk, a większość z nich służyła do produkcji m.in. opon i sprzętu domowego. Urga była miastem najlepiej rozwiniętym w centralnej Azji, posiadała drogi, parki i było to miejsce typowo mieszkalne. Wszystkie elektrownie cieplne oraz kopalnie znajdowały się parę naście lub parędziesiąt kilometrów od miasta. Tak było np. z miejscowością Nalayh. Do produkcji broni wybrano starą fabrykę samochodów ciężarowych. Czas uciekał, a przebudowa fabryki tak by służyła do tworzenia nowego sprzętu dla piechoty zmarnowała go wiele. Trzeba było także przeszkolić ludzi. Nie wyglądało to dobrze. Już niedługo wojna, a w Amarze zaczęto dostrzegać skutki nerwów i zarwanych nocy. Jego doradcy radzili mu, by przyznał się do błędu i przeniósł produkcje do fabryk przystosowanych do tego. Jednak duma go rozpierała, nie pozwalała mu na taki czyn. Dobrze wiedział, że to może w przyszłości się źle skończyć, ale wolał zaryzykować. Zresztą uważał, że z Urgi do Hovd jest bezpośrednie połączenie kolejowe, więc po wyprodukowaniu zaopatrzenia można je od razu dostarczyć do oddziałów oczekujących na nie. Decyzji cofnąć się już nie dało.

    [​IMG]
    Fabryka samochodów ciężarowych, Urga, Mongolia, 10.1936

    Mijały kolejne cenne dni. Bez wątpienia były to dni całkowicie zmarnowane. Niecierpliwość zaczęła dopadać każdego, generałów, poruczników i zwykłych piechurów. Spokój zachowywał tylko generał Choybalsan. On wierzył w swe wojska na tyle, że opóźnienia mu praktycznie rzecz biorąc nie przeszkadzały. Wiedział natomiast, że spięcia na linii Badrak - Alaverdov mogą się powtórzyć, dlatego pozostawił w mieście Hovd swego przyjaciela z czasów studiów w Moskwie, generała Kulieva. Kuliev był dowódcą rosyjskim, który uciekł razem z Choyblasanem do Mongolii gdy tylko rozpoczęły się czystki w radzieckiej armii. Od tamtej pory zaczął służyć w mongolskiej armii. Dzięki znajomościom od razu awansował i w przyszłej operacji miał dowodzić artylerią oraz częścią piechoty atakujących. Nie były to siły, które mogły zdziałać coś większego na froncie jednak głównym zadaniem Kulieva było pilnowanie Badraka i Alaverdova, by zgodnie działali na froncie i co najważniejsze, by razem wkroczyli do Urumczi. Nie było to łatwe zadanie, gdyż brak dostaw nowego sprzętu rozpalał ich gniew. Minęła połowa października i nadal żadnych dobrych wieści z centrum kraju. W końcu generał Badrak zwołał zebranie ważniejszych dowódców w ratuszu w mieście Hovd. Przybył na nie także Kuliev. Obrady miały miejsce w tej samej sali w której Choybalsan spotkał się z Alaverdovem i Badrakiem. Badrak stojący najbliżej drzwi wejściowych do pomieszczenia przerwał na chwilę rozmowy gdy tylko ujrzał wchodzącego Kulieva.
    - Czemu się spóźniłeś ? - powiedział mongolski generał spokojnym tonem.
    - Przepraszam najmocniej, ale miałem ważny telefon - odrzekł Kuliev.
    - No cóż, w takim razie od razu przejdźmy de sedna tego spotkania ...
    - Czyżby generał Alaverdov też się spóźnił ? -przerwał swoim pytaniem Badrakowi przyjaciel Choybalsana.
    - Nie do końca, jego po prostu miało tu nie być - odparł głównodowodzący ofensywy z grymasem na twarzy, który nie do końca wiadomo co oznaczał.
    - W takim razie przepraszam, że przerwałem, proszę kontynuować - powiedział Kuliev zachowując kamienną twarz, jednak w głębi umysłu przeczuwał co się zdarzy.
    - Dziękuje - zachłysnął Badrak, by lepiej go było słychać - zwołałem to zebranie w jednym ważnym celu. Jak zapewne wiecie dostawy nowego sprzętu dla piechoty opóźniają się, a przyszły wróg nie próżnuje. Nasz główny cel tej wojny, stolica kraju przeciwnika, Urumczi, została wzmocniona kolejną dywizją piechoty w sile dziesięciu tysięcy ludzi. Z raportu naszego wywiadu wynika, że ich armie odstępują od pilnowania wschodniej granicy i podążają w kierunku centrum kraju, przede wszystkim do Urumczi. Jeżeli nic nie zrobimy, garnizon stolicy może się potroić, a to przekreśla całkowicie nasze plany szybkiego zwycięstwa i opanowania tego miasta. Dlatego muszę podjąć pewne kroki. Wydałem już odpowiednie rozkazy pułkownikom i kapitanom. Z dniem dzisiejszym ogłaszam pełną mobilizacje naszych wojsk. Jutro z rana rozpoczniemy ofensywę, a zarazem operacje ,,Kaganat Staroturecki" - w sali zapanowała grobowa cisza. Nie jeden dowódca siedział z otwartą buzią patrząc na Badraka wyłupiastymi oczami. Jednak Kuliev cały czas zachowywał spokój. Siedział wygodnie na fotelu, trzymając ręce jak do modlitwy i wpatrując się w podłogę. Jednak wewnątrz czuł zakłopotanie. Nie wiedział co robić, sprzeciwić się Badrakowi, czy może przyznać mu rację. Starał się zachowywać wewnętrzny spokój, wstał z fotela i bez słowa i nie hałaśliwe opuścił sale. Mongolski generał nie przejął się tym zbytnio. Dobrze wiedział po co Kuliev został przysłany do Hovd i z czyjego polecenia, wiedział też, że Kuliev nie odważy się mu sprzeciwić, a zdarzenie to wywoła w nim poczucie bezradności, co byłoby na rękę Badrakowi. Rosjanin od razu, szybkim krokiem skierował się do sali gdzie znajdował się telefon. Zadzwonił do Choybalsana, znajdującego się w mieście Altay.
    - Słucham ? - wyłonił się dźwięk ze słuchawki.
    - To ja - rzekł niepewnym głosem Kuliev.
    - Tak szybko się skończyło, no cóż opowiadaj - to przez Choybalsana Kuliev spóźnił się na zebranie. Rosjanin zadzwonił do swego przyjaciela powiadamiając go, że Badrak zwołał naradę. Choybalsan z kolei kazał mu się dowiedzieć jak najwięcej i od razu gdy będzie okazja zadzwonić jeszcze raz.
    - Badrak zwariował ! Bez niczyjej wiedzy zarządził mobilizacje wojsk, już jutro uderzą na Xinjiang Uygur ! - wykrzyczał to Kuliev.
    - Można było się tego spodziewać. Teraz już nic nie poradzimy. W związku z taką sytuacją i ja muszę rozpocząć mobilizacje swoich oddziałów. Nie mam za wiele czasu, mam tylko jeszcze jedno pytanie. Jak zareagował Alaverdov ?
    - Nie było go, nawet nie wiedział o tym zebraniu !
    - To źle, słuchaj masz bardzo ważne zadanie. Poślij część swojej piechoty razem z oddziałami Badraka, ale pozostaw artylerie wraz z ludźmi obsługującymi ją w Hovd, coś czuję, że jeszcze będzie tam potrzebna.
    - Tak też zrobię - powiedział Kuliev jednocześnie odkładając słuchawkę. Na czole pojawiały mu się pierwsze krople potu.
    19 października 1936 roku, parę godzin po północy, kawaleria mongolska razem z częścią piechoty i wozami bojowymi przekroczyła granice na zachodzie kraju. W tym pustynnym rejonie nie było mowy o żadnych strażnicach granicznych, więc bez żadnego oporu armia Badraka wkroczyła do Xinjiang Uygur kierując się w stronę jej stolicy, Urumczi. Alaverdov zareagował typowo jak na siebie. Po tym jak oznajmił swoim podwładnym jakim głupcem jest Badrak postanowił, że jego oddziały nie wezmą udziału w tej bezsensownej operacji i gdy tylko będzie do tego nadarzająca się okazja, powrócą do Tuwy. Gorzej tą wiadomość zniósł Amar. Swój gniew wyładował wrzeszcząc na swych doradców oraz kopiąc swe biurko tak mocno, aż wypadło z niego jedne z drzwiczek. Amar był nieokrzesanym człowiekiem, ale mimo zszarpanych nerwów, nigdy nie zaglądał do butelki, by tym sposobem poprawić sobie humor. Teraz już nic cofnąć się nie dało. Głowa państwa dobrze o tym wiedziała i po paru nieudanych próbach połączenia telefonicznego z Badrakiem i Choybalsanem postanowiła zobaczyć jak sytuacja się rozwinie. Amar dowiedział się także, że części piechoty z artylerią pozostała w Hovd, więc postanowił pośpieszyć produkcje sprzętu dla piechoty, by przynajmniej te jednostki posiadały lepsze wyposażenie. Operacja ,,Kaganat Staroturecki” składała się z dwóch ofensyw. Główna ofensywa miała za cel zdobycie Urumczi. Druga polegała na zajściu od tyłu wojska wroga znajdujące się przy wschodniej granicy swego narodu i odcięciu ich całkowicie od stolicy. Zadanie to powierzono generałowi Choybalsanowi. Była to naprawdę trudna ofensywa. Ten doświadczony dowódca miał do swojej dyspozycji zaledwie 20 000 poborowych żołnierzy. Poza tym, jak słusznie zauważył Badrak wojska Xinjiang Uygur powoli rezygnowały z pozycji na wschodzie kraju i zaczęły przemieszczać się w stronę centrum narodu. Dlatego też generał ten rozumiał postępowanie Badraka, a wręcz je popierał. Cieszył się nawet, że głównodowodzący mongolskiej armii wyręczył go i zdecydował się na ten krok. Choybalsan zręcznie i pośpiesznie zorganizował mobilizacje swych wojsk i 19 października, godzinę przed pojawieniem się pierwszych promieni słońca, wyruszył wraz ze swym sztabem i oddziałami na południowy-zachód. Zdawał sobie z tego sprawę, że to nie będzie tak jak w głównej ofensywie, bitwa o jedno miasto, ale, że już wkrótce natknie się na wroga. Tak też się stało. Choybalsan jako jeden z nielicznych dowódców posiadał własny wóz i szofera. Jechał nim mniej więcej pośrodku swoich oddziałów i czuwał, czy, aby wszyscy są gotowi. Ostrzegł on swoich żołnierzy na odprawie, że jeszcze tej nocy stoczą bitwę. Teren z pewnością był jedną z przeszkód atakujących. Pustynny rejon przecięty kanionami i górami. Choybalsan zaplanował co do metra drogę swych żołnierzy. Nie minęła godzina przeprawy, a w oddali generał usłyszał pierwsze strzały. Natychmiast kazał szoferowi przyspieszyć a swym żołnierzom zająć pozycje. Po minucie jazdy Choybalsan dotarł na początek swych oddziałów. Wszyscy byli już gotowi do walki, swe karabiny wycelowali w niewielkie wzgórze.
    - Co tu się dzieje !? Kto oddał strzelał !? – wykrzyknął Choybalsan wysiadając z samochodu.
    - Ja generale – odparł młodzieniec. Generał podbiegł do niego, a następnie skrył się za niewielką skałą.
    - Do kogo strzelałeś ?
    - Tam na tym wzgórzu są jacyś ludzie, mają broń !
    - Żołnierzu, podaj mi lornetkę – powiedział Choybalsan do jednego z szeregowców znajdujących się w pobliżu – Rzeczywiście, widzę ognisko i ... trupa. Dobry strzał synu – rzekł generał do żołnierza, który owy strzał oddał – to oni. Wszyscy z tej brygady macie za zadanie obejść wzgórze od wschodu ! Wykorzystajcie tamte zbiorowisko skał ! Reszta oddziałów będzie was osłaniać ! Jeżeli zobaczycie większe zbiorowisko wroga, puśćcie sygnał świetlny ! Gdyby był to patrol, załatwcie go sami ! No już ruszać się ! – krzyknął Choybalsan do piechurów znajdujących się w pobliżu. Sam natomiast wrócił się do wozu. Rozkazał, aby żołnierze rozmieścili się w tej okolicy i pilnowali wzgórza przed nimi. Przyszła pora na oczekiwanie, rzeczy, której najbardziej Choybalsan nie znosił. Minęło parę minut, niecierpliwość ogarniała generała. Nie było słychać strzałów, ani widać żadnych błysków latarką. W końcu do zamyślonego dowódcy krzyknął jego szofer. Oświadczył mu, że zobaczył światło i rzeczywiście. Żołnierze wysłani z zadaniem obejścia wzgórza zaczęli świecić swymi latarkami w kierunku wozu generała. Robili to tak intensywnie, że Choybalsan przeczuwał większe zbiorowisko wroga. „ Zaczęło się „ pomyślał generał. Rozkazał wzmocnić wysłaną brygadę, a pozostałym oddziałom powoli wchodzić na wzgórze. Sygnałem do ataku miała być odpalona raca, którą Choybalsan trzymał w schowku, w samochodzie. Gdy już wszyscy ustawieni byli na pozycjach, dowódca wziął głęboki oddech i odpalił racę. W jednej chwili tysiące strzałów zalały obóz wojsk Xinjiang Uygur znajdujący się za wzgórzem. Piechota wroga była zupełnie zaskoczona i nieprzygotowana do walki. Mimo to oddziały te dzielnie się broniły. Jednak wojsko mongolskie też miało problemy. Całkowicie zniszczony obóz wroga, został bardzo łatwo zajęty, ale dlatego, że żołnierze Xinjiang Uygur szybko go opuściły. Dywizja atakująca ze wzgórza zeszła z niego i spotkała się z resztą oddziałów w byłym obozie przeciwnika. Jednak był to dopiero początek walk. Dwie dywizje Xinjiang Uygur , mocno nadszarpnięte zajęły pozycje parędziesiąt metrów od swego dawnego obozu i stamtąd miały zamiar się bronić. Mimo iż Mongołowie parli naprzód to ich natarcie słabło. Jak się okazało, wojska wroga były przecięte na pół. Nie była to wcale pomyślna wiadomość. Mimo iż armia przeciwnika nie miała wystarczająco sił, by okrążyć Mongołów to była jeszcze zdolna do walki i prowadzenia ciągłego ostrzału. Sytuacja taka utrzymywała się do rana. Oddziały Xinjiang Uygur były uziemione. Zostały rozdzielone na dwie odrębne armie, które w pojedynkę nie mogły nic praktycznie zdziałać. Jedyne co im pozostało to czekanie na posiłki z granicy, również wycofujące się do centrum kraju. Z kolei wojsko Choybalsana mogło skutecznie i dobitnie rozbić podzielone oddziały wroga pojedynczo. Jednak wiązało się to z ryzykiem ataku na tyły Mongołów i mimo iż przewaga cały czas by była po stronie armii mongolskiej to zwycięstwo okupione by było ciężkimi stratami, a tego generał chciał za wszelką cenę uniknąć. Poza tym oddziały Choybalsana znajdowały się w komfortowej sytuacji, gdyż weszły posiadanie praktycznie całego zaopatrzenia wroga znajdujące się w ich byłej bazie. Opuszczenie takiego stanowiska, byłoby lekkomyślne. Generał wpadł na inny pomysł. Przypomniał sobie, że Kuliev ze swoją artylerią stacjonuje na granicy mongolsko-uygurskiej jakieś 20 km na północ od pola bitwy. Choybalsan pozostał w swym obozie, a swego szofera z samochodem wysłał w celu przekazania Kulievowi wytycznych, by ostrzelał swą artylerią jeden z odłamów armii przeciwnika. Cały dzień minął w miarę spokojnie. Wojska Xinjiang Uygur okopywały się i gromadziły w bezpiecznym miejscu pozostałości swych zapasów. Mongołowie natomiast umacniali pozycje i co najważniejsze, wzmacniali mury obozu, przed ewentualnym kontratakiem. Artyleria wyraźnie się spóźniała. Dochodziła północ, a oddziałów Kulieva nie było widać jeszcze na horyzoncie. Wojska mongolskie cały czas były w pełnej gotowości. Choybalsan pilnował, by wszystko w obozie było poukładane według jego schematu. Parę minut po północy rozległy się setki grzmotów. Echo odbijające się od ścian kanionu i gór budziło grozę wśród żołnierzy. Choybalsan podał dokładną pozycję, która miała być ostrzeliwana przez mongolską artylerie oraz czas przez jaki miała to robić. Wszystko wyszło po jego myśli. Po godzinnym ostrzale do natarcie ruszyła jedna z mongolskich dywizji. W chwili obecnej wystarczyło to do rozgromienia wroga. Druga dywizja pozostałą w obozie z zadaniem pilnowania go. Oczom nacierających żołnierzy ukazał się podziurawiony teren, pełen zwłok. Tylko nieliczni stawiali jeszcze opór, większość piechurów Xinjiang Uygur biegła w stronę Mongołów bez broni, z podniesionymi rękami do góry. Po schwytaniu jeńców, wysłana dywizja wróciła do obozu. Jak się okazało kolejny atak nie był potrzebny. Drugi odłam armii wroga wycofał się. Ogrom ich strat poniesionych przez mongolską artylerie przeraził dowódców przeciwnika. Zdecydowali, że pozostałości ich oddziałów wycofają się w stronę granicy i dołączą do stacjonujących tam jednostek. Choybalsan świętował w ciszy swe zwycięstwo, w swym namiocie, przy świeczce, papierosie i dobrej książce o współczesnych taktykach. Czasami jeszcze raz analizował przebieg dzisiejszej bitwy. Całe swe życie poświęcił wojskowości i cieszył się z tego. Inaczej uczcili tą wygraną jego żołnierze, którzy postanowili wykorzystać zapasy Xinjiang Uygur, a było w nich nie mało alkoholu i mięsa. Huczna zabawa wokół ogniska trwała do rana. Bitwa zakończyła się parę godzin przed świtem. Po stronie mongolskiej zginęło niewiele ponad 1000 osób. Straty Xinjiang Uygur były znacznie większe. Około 6000 zabitych, do niewoli wzięto 2000 żołnierzy. Teraz te statystyki były już bez znaczenia. Pierwsza faza operacji ,,Kaganat Staroturecki” została zakończona z wyśmienitym skutkiem. Wojska wroga tak jak stały przy swojej wschodniej granicy, tak i stoją zablokowane, bez możliwości wyjścia z tej pułapki.

    Strzałki szare – wojska Xinjiang Uygur
    Strzałki i prostokąty czarne – wojska Mongolskie
    [​IMG]
    Plan bitwy o prowincje Qumul, 19.11.1936 – 21.11.1936

    Teraz Badrak ze swymi oddziałami mógł bezpiecznie dostać się do stolicy kraju, bez strachu, że zostanie zaatakowany z lewej flanki. Ze swymi wozami bojowymi i kawalerią jeszcze przed świtem armia tego generała dotarła do stolicy oddalonej sto kilometrów od granicy. Zdobycie miasta było wydarzeniem bez historii. Obóz wojskowy przy mieście w którym stacjonował garnizon stolicy był całkowicie zaskoczony. Żołnierze mongolscy swymi wozami rozjechali nędzne ogrodzenie i wtargnęli do budynków w, którym spali żołnierze. Po wyprowadzeniu wszystkich wysadzono arsenał garnizonu. Wszyscy politycy znajdujący się w stolicy kraju natychmiast zgromadzili się w parlamencie. Prezydent państwa Sheng Shih-Tsai wygłosił orędzie do narodu w którym oznajmił, że Mongołowie będą musieli wysadzić budynek jeżeli chcą się do niego dostać, bo oni kraju nie oddadzą. Badrak wybuchł śmiechem gdy słuchał tego przy śniadaniu. Jego triumfalny wjazd do stolicy zaplanowano o ósmej rano. Wcześniej żołnierze mieli zabezpieczyć drogę. Droga ta była główną ulicą miasta i prowadziła wprost do parlamentu. Badrak miał wjechać swoim osobistym wozem bojowym, pomalowanym w czerwono – granatowe barwy. Specjalnie na tą okazje założył swój odświętny mundur. Po śniadaniu przypiął na nim wszystkie swe odznaczenia. Generał ten nie był lubiany wśród innych dowódców, ale nie można mu było odmówić talentu dowódczego i doświadczenia. Miał twarz sympatycznego staruszka, jednak był dosadnie szczery i samolubny, lecz było to wrażenie jakie prezentował swoim podwładnym, by tym sposobem pokazać im z kim mają do czynienia. Dla swych przyjaciół i dla ludzi, których szanował był sympatycznym i rozgadanym towarzyszem. Po minucie stania przed lustrem i przeczesywania swych siwych włosów generał wyszedł przed budynek w którym tymczasowo zamieszkiwał. Na zewnątrz stał już jego umyty wóz bojowy. Kierowca otworzył przed nim drzwiczki. Badrak wygodnie zasiadł z przodu pojazdu. Chwilę potem ruszyli. Eskorta generała składała się z dziesięciu wozów bojowych jadących za nim i jednego przed nim. W mieście czekała już piechota i kawaleria gotowa do defilady. Po dojechaniu do centrum stolicy, obie jednostki maszerowały przed pojazdem Badraka. Generał spoglądał na ludzi zebranych przy drodze. Większość z nich stanowiły osoby zupełnie nie zdające sobie sprawy co się dzieje. Ludzie ci zostali zatrzymani przed wkroczeniem na zamkniętą wtedy jezdnie gdy po prostu najzwyczajniej w świecie szli do pracy. Nikt nie miał jednak wesołych min. Mieszkańcy miasta spoglądali na generała z zabójczym wzrokiem. Jednak ludzi było mało, za mało by obawiać się jakichkolwiek sabotaży. Mimo starań generałowi nie udało się załatwić orkiestry. Jego doradcy żartowali, że to triumfalne wkroczenie do miasta, a nie parada pokojowa. Badrak chciał nie tylko zaprezentować ludziom swą potęgę, ale także pokazać zebranym, że nowy ład i porządek, poprawi byt społeczny mieszkańców, a on nie będzie ich ciemiężycielem tylko zbawcą. Jednak generał nie zrezygnował z pieśni i nakazał swym oddziałom śpiewać hymn Mongolii oraz pieśni narodowe. Echo tych melodii śpiewanej przez dziesięć tysięcy żołnierzy było słychać w całym mieście. Badrak jechał w swym pojeździe przez główną ulice miasta wyprostowany, z uniesionym czołem tak by każdy mógł go zobaczyć. Po piętnastu minutach wolnej jazdy dojechał do budynku parlamentu. Szofer otworzył mu drzwi od pojazdu, a żołnierze ustawieni równolegle do siebie utworzyli dla niego przejście w stronę głównego wejścia do budynku. Parlament otoczony był z każdej strony żołnierzami, w ważniejszych miejscach postawiono drut kolczasty, a z sąsiadujących budynków obserwowano dokładnie całą budowle. Generał wszedł powoli po schodach i stanął przed potężnymi drzwiami. Uśmiechnął się, a następnie niezbyt mocno zapukał trzy razy. Chwilę poczekał i rzucił do znajdującego się obok żołnierza ,,Tego się spodziewałem, wysadzamy...”. Jednak od razu potem za drzwiami rozległy się dziwne hałasy przesuwanych mebli i walających się belek wzmacniających drzwi. Powoli ta potężna zapora otwierała się. Wewnątrz było ciemno, gdyż odcięto prąd i Badrak nie widział kto stoi przed nim. Wtem do generała podszedł z wyciągniętą ręką Khoja Neyaze, premier Xinjiang Uygur i powiedział:
    - Gratuluje generale – Badrak stał osłupiony, zupełnie nie wiedział co powiedzieć, ani jak się zachować, w końcu rzekł do jednego ze swoich poruczników.
    - Przeczesać budynek ....
    - To nie będzie konieczne – powiedział premier wyciągając rękę przed siebie. Wtedy z budynku wyszli umundurowani ludzie, ciągnący ważniejszych polityków, którzy byli związani. Badrak zupełnie już zaskoczony powiedział do Khoji:
    - Muszę przyznać, świetnie się pan spisał, tylko skąd ten nieoczekiwany sojusz ?
    - Proszę wejść, wszystko wyjaśnię panu przy herbacie – powiedział premier wskazując na wnętrze budynku. Po długiej dwugodzinnej rozmowie okazało się, że Khoja pochodzi z ludu Lop Nur. Był to niewielki odłam ujgurów, którzy w dawnych czasach walczyli w armii Mongolskiej. Jak się okazało do dzisiaj pozostali wierni temu narodowi jednak głównie ze względu na koszmarne traktowanie ich przez rząd Xinjiang Uygur. Badrak był jedną z nielicznych osób, które wiedziały o pochodzeniu premiera, było to oczywiste, że gdyby się do tego przyznawał, nie zaszedł, by tak wysoko. Niestety o końcu wojny nie mogło być mowy. W parlamencie nie było prezydenta Sheng Shih-Tsaia, a pozycja ta uważana była w tym kraju za świętość. Skoro głowa państwa żyła, żołnierze i mieszkańcy Xinjiang Uygur nie mieli zamiaru poddawać się najeźdźcą bez walki mimo iż stolica była już w rękach Mongołów.

    [​IMG]
    Świątynia w Urumczi, 11.1936

    Po przesłuchaniu najbliższego otoczenia prezydenta okazało się, że uciekł on ze swą rodziną na południowy wschód kraju. Badrak musiał zostać pilnować stolicy, a teren poszukiwań był zbyt ogromny na jakiekolwiek korpusy ekspedycyjne. Ofensywa stanęła w miejscu. Choybalsan skutecznie powstrzymywał wojska Xinjiang Uygur przy wschodniej granicy kraju, ale każdy wiedział, że taka sytuacja nie będzie trwać wiecznie. Co gorsza okazało się, że ZSRR bardzo szybko zgromadziło niewielkie oddziały gotowe do poszukiwań prezydenta, a powszechnie wiadomo było, że schwytanie Shih-Tsaia oznaczało kontrole nad cały narodem Xinjiang Uygur. Mongołowie nie mogli sobie na to pozwolić. Z pomocą przyszła piechota Kulieva. W połowie listopada wszystkie jednostki z tej dywizji dostały nowy i jak na tamte czasy nowoczesny sprzęt. Podstawową bronią oddziałów stał się teraz karabin wzorowany na japońskim Arisaka 99-Shiki, który wchodził w skład podstawowego uzbrojenia żołnierzy z kraju wschodzącego słońca.

    [​IMG]
    Arisaka 99-Shiki

    I tak w drugiej połowie listopada wojska Kulieva wkroczyły na rozległy teren jakim była Kotlina Dżungarska i pasmo górskie Tien-Szan. Poszukiwania były bardzo intensywne. Często, by dowiedzieć się czegoś grożono rozstrzelaniem, jednak wojska ZSRR były bardziej brutalne w swym postępowaniu. Stosowali metodę ,,najpierw strzelaj, potem pytaj”. Bez żadnego ostrzeżenia zabijali kobiety i dzieci, by dowiedzieć się czegoś od innych. Zdarzały się incydenty palenia całych wiosek. Poza tym jak się okazało armia czerwona była dobrze poinformowana w jakich okolicach znajduje się prezydent Shih-Tsai i po miesiącu poszukiwań wbili się w kraj na odległość trzystu kilometrów. Na całe szczęście oddziały Kulieva zdążyły pierwsze. Prezydent ukrywał się w niewielkiej osadzie, niecałe pięćdziesiąt kilometrów na zachód od miasta Hami na południowym wschodzie kraju. Od razu został on przetransportowany do Urumczi gdzie 5 grudnia 1936 roku podpisał akt kapitulacji Xinjiang Uygur. Podpisanie tego dokumentu oznaczało całkowite zaprzestanie walk oraz aneksje tego kraju przez Mongołów. Były już prezydent wygłosił przemówienie skierowane do narodu, aby podporządkowali się woli ich nowym panom, bo tak dla wszystkich będzie lepiej. Tego samego dnia wojska zatrzymywane na wschodniej granicy kraju oraz garnizony w całym państwie poddały się najbliższym oddziałom mongolskim. Rosjanie zażądali przyłączenia do swojego narodu pustynne rejony, które zajęli. Generał Badrak reprezentujący mongolskie stanowisko podczas podpisywania aktu kapitulacji przystał na te żądania, gdyż tereny te były zupełnie bez znaczenia. Sheng Shih-Tsai został skazany na wygnanie, resztę swojego życia zamierzał spędzić w Tybecie. Mimo iż wojna się skończyła, to nikt nie miał złudzeń, że to dopiero początek zmian w tym rejonie. Khoja Neyaze razem z Badrakiem zostali wezwani do spotkania z Amarem w budynku partii w Urdze. Obaj nie mieli czasu świętować zwycięstwo, gdyż zebranie zaplanowano już 9 grudnia. Również oddziały mongolskie nie miały wolnego czasu. Obecnie Kuliev z Choybalsanem rezydując w Urumczi mieli za zadanie rozlokować swoje wojska w ważniejszych miejscach na terenie byłego Xinjiang Uygur tak, by w razie powstania można byłoby je stłumić od razu. Badrak jadąc pociągiem w stronę centrum Mongolii przez długi czas zastawiał się czego może chcieć od niego Amar. Domyślał się, że mimo odniesionego zwycięstwa nie będą to miłe słowa. Zastanawiał się też czy dobrze postąpił rozpoczynając ofensywę wcześniej. Postanowił, że nie zamierza przepraszać za swe zachowanie, które uznał za jak najbardziej słuszne. Spotkanie zaplanowano na 9 grudnia o godzinie 10:00. Badrak dojechał na dworzec kolejowy w stolicy kraju wieczorem, dzień wcześniej. Noc przespał w jednym z hoteli. Na jego nieszczęście zaspał. Gdy wstał szybko zorientował się, że na spotkanie już nie zdąży. Szybko ubrał mundur, wziął swoją teczkę i szybkim krokiem opuścił hotel. Do budynku partii dotarł dopiero o 11:00. Podbiegł truchtem do gabinetu Amara. Zatrzymał się przed nim i przejrzał w pobliskim lustrze. Wziął w miarę głęboki oddech i wszedł do środka. Sala była pusta. Po środku stał stół, a na samym jego początku, tyłem do Badraka siedział Amar. Generał powolnymi krokami zbliżał się do stołu. Stanął obok krzesła Amara i zapytał:
    - Wzywał mnie pan ?
    - Oczywiście, że cię wzywałem ! – wykrzyknął Amar.
    - Oczywiście ...
    - No chyba nie jest to takie oczywiste, skoro miałeś czelność przyjść godzinę później niż spotkanie się zaczynało ! – głowa państwa była wściekła, ale można to było po części usprawiedliwić niefrasobliwością Badraka.
    - Proszę o wybaczenie, ale ciężka podróż i wojna spowodowała we mnie ogromne wyczerpanie – powiedział generał cały czas stojąc wyprostowany przy krześle na którym siedział Amar.
    - Jest pan zmęczony wojną, ale przecież to pan ją rozpoczął.
    - Ale ...
    - Milcz ! – krzyknął Amar przerywając generałowi – wiesz coś ty najlepszego zrobił ! Wykazałeś się ogromnym brakiem odpowiedzialności ! Twoi ludzie, za których ty byłeś odpowiedzialny mogli zginąć jak jakieś zwierzęta ! Ten sprzęt miał nie tylko przyspieszyć ofensywę, ale także wykluczyć jakiekolwiek większe ofiary śmiertelne wśród naszych żołnierzy !
    - Musiałem to zrobić, wojska wroga zaczęły formować się w centrum kraju, a to uniemożliwiłoby szybkie zdobycie tego państwa – odpowiedział ze stoickim spokojem Badrak.
    - A Rosjanie ! Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy jak blisko byli przejęcia prezydenta Shih-Tsaia ! Gdyby to zrobili całą operacje szlag by trafił ! Osobiście musiałem się tłumaczyć dyplomatom Stalina dlaczego wkroczyłeś do Xinjiang Uygur ! Na pewno nie kupili mych słów, powiedziałem im, że dowiedzieliśmy się, że rząd Shih-Tsaia planuje akcje sabotażowe na terenach Mongolii. Pewnie zaakceptowali taki plan wydarzeń, gdyż sami chcieli mieć z tego jakieś zdobycze – powiedział Amar trochę spokojniejszy. Następnie spuścił głowie i kiwając ją powiedział do Badraka – Powoli tracę do ciebie zaufanie, masz szczęście, że inni generałowie wstawili się za ciebie. Możesz już iść, nie mam ci nic więcej do powiedzenia.
    - Dziękuje za tą wizytę, a raczej za to, że ten sąd trwał tak krótko – powiedział Badrak pośpiesznie opuszczając sale. Zamknął drzwi za sobą z hukiem jednak od razu potem się zatrzymał. Na fotelu niedaleko od niego siedział generał Choybalsan. Gdy tylko Badrak podszedł bliżej, generał poborowych powiedział do głównodowodzącego mongolską armią:
    - Jak było ?
    - Nawet nie pytaj – odpowiedział Badrak.
    - Nie mów, że było, aż tak źle, zresztą należysz do ludzi, którzy nie przejmują się politykami.
    - To prawda, a tak poza tym, skąd się tu do licha wziąłeś ? – zapytał zdziwiony Badrak.
    - Powiedzmy, że jestem tam gdzie mnie potrzebują – powiedział Choybalsan szeroko uśmiechając się do Badraka.
    - Powiedz mi szczerze, lubisz lizać dupsko Amara ? – spytał głównodowodzący z kwaśną miną.
    - Wcale nie muszę tego robić, to on z niewyjaśnionych mi powodów polubił mnie, zresztą nie tak się dziękuje za ocalenie komuś stanowiska.
    - To ty się za mną wstawiłeś ? Nie musiałeś tego robić, nie prosiłem cię o to, sam też bym dał sobie radę.
    - Z pewnością ...
    - Mam tylko jeszcze jedno pytanie, co z Khoją Neyaze ?
    - W porządku, ma szanse nawet na stanowisko ministra – powiedział Choybalsan z nie znikającym z jego twarzy uśmiechem.
    - Przynajmniej jedna dobra wiadomość. No to do następnego razu - powiedział Badrak odchodząc.
    - Do następnego razu ...

    [​IMG]
    Mapa Mongolii, 12.1936
     
  5. Selduzud

    Selduzud User

    1937

    Khoja Neyaze bardzo przypadł do gustu Amarowi. Wrażenie na głowie mongolskiego państwa zrobił fakt, że były premier Xinjiang Uygur był bardzo wytrwałym, zawziętym, a zarazem przekonującym człowiekiem. Amar długo nie czekał z umieszczeniem Khoji w swym rządzie. Już od nowego, 1937 roku, Neyaze zajął stanowisko ministra spraw zagranicznych. Decyzja ta była, jak się potem okazało niezwykle trafiona. Były premier Xinjiang Uygur znacznie poprawił nadszarpnięte stosunki dyplomatyczne na linii Mongolia – ZSRR. Radzieccy politycy ze Stalinem na czele powoli wątpili w lojalność Amara i jego rządu. Każdy głupi wiedział czym to się może skończyć. Amar za dużo sobie ostatnio pozwalał lekceważąc swojego potężnego seniora. Na szczęście Neyaze przypomniał głowie mongolskiego państwa o ostrożności i osobiście poprawił stosunki między Stalinem, a Amarem. Nie było to jednak jedyne osiągnięcie Khoji w styczniu 1937 roku. Wykorzystał on swój talent dyplomatyczny i doprowadził do współpracy gospodarczej między Radziecką Rosją, a Mongolią. Po trwających tydzień negocjacjach we Władywostoku, rankiem 22 stycznia doszło do ugody. Stare uzbrojenie mongolskiej armii, zupełnie już temu krajowi nie potrzebne, zostało przekazane ZSRR razem z pieniędzmi o wartości dzisiejszych 100 milionów tugrików. W zamian za to, ,,czerwoni” mieli dostarczyć Mongolii projekty swych badań poświęconych uzbrojeniu, przemysłowi i taktyce. Do rąk mongolskich przemysłowców trafiły instrukcje do wykonania między innymi podstawowych narzędzi mechanicznych, średniej artylerii polowej z I wojny światowej, a dowódcy tego kraju mieli okazje przeanalizować doktrynę nacisku na mobilność. Mimo współpracy tych obu państw nikt nie miał większych wątpliwości, że to może być dolewanie oliwy do ognia, jaki płonie między tymi narodami. Umowa ta bowiem była przykrywką do prawdziwych relacji między Amarem, a Stalinem, które chwilowo zostały ocieplone.

    [​IMG]
    Władywostok, ZSRR, 22.01.1937

    Amar miał teraz chwilę wolnego. Wszystkie powojenne sprawy na arenie międzynarodowej i w kraju zostały uregulowane. Prowincje byłego Xinjiang Uygur stały się częścią Mongolii. Jednak Amar nie był tyranem, nie miał zamiaru z mieszkańców pokonanego narodu uczynić niewolników. Wręcz przeciwnie, chciał poprawić im byt. Ludzie mieszkający w tych pustynnych rejonach byli głównie biednymi rolnikami, których poziom życia zatrzymał się na połowie XIX wieku. Odsetek ludzi zamieszkujących miasta, a raczej miasto to zaledwie 10% całej populacji tego regionu, przy czym większość tych z 10% mieszka w samym Urumczi. Co gorsza w tym kraju zdarzały się epidemie, a ludzie często ginęli z powodu wygłodzenia. Na szczęście Mongolia była dość bogatym krajem. Liczne kopalnie węgla brunatnego i miedzi, oraz hodowle skąd eksportowano żywność na całą Azję powodowały, że kraj ten miał dość wysoki budżet. Bezrobocie było jedne z najniższych na świecie. Nie było to sprawką komunizmu panującego w tym kraju, ale nagłym bumem gospodarczym spowodowanym rozbudową fabryk i bodową nowych kopalń na dopiero co odkrytych złożach między innymi molibdenu i fosforytu. Amar chciał wprowadzić taki stan rzeczy również w rejonie Xinjiang Uygur. Wydał rozporządzenie rozbudowywania istniejących miast i tworzenia nowych, mniejszych, w rejonach bardziej zaludnionych. Budowa szpitali i szkół publicznych znacznie poprawiła warunki tych ludzi. Wbrew przewidywań niektórych dowódców nie miały miejsce żadne ruchy narodowo wyzwoleńcze. Jednak jedną z ważniejszych inwestycji w tym rejonie była rozbudowa dróg. Rząd mongolski chciał za wszelką cenę przekonać do siebie mieszkańców byłego Xinjiang Uygur oraz wyrwać ich z zacofania jakie pozostawiła po sobie poprzednia władza. Na początku kwietnia robotnicy z fabryki traktorów z miasta Choybalsan opracowali podstawową technikę konstrukcyjną. Powoli technika ta dorównywała konstrukcjom z ZSRR. Umożliwiło to budowę dróg z utwardzaną nawierzchnią. Miesiąc potem zarządzono budowę pierwszej drogi krajowej w Mongolii. Oczywiste było, że połączy ona Urge z Urumczi. Trasa prowadziła przez prowincje Muren i Khobdo. Mimo iż w Mongolii samochodów było jak na lekarstwo to droga ta powstała z myślą o armii i politykach, którzy posiadali samochody służbowe. Tymczasem pracownicy fabryki traktorów z Choybalsan dostali kolejne zlecenie. Mieli się zająć podstawowymi narzędziami mechanicznymi. Było to dość ułatwione zadanie, gdyż projekty tych narzędzi zostały przekazane Mongolii poprzez umowę z ZSRR.

    [​IMG]
    Trasa drogi krajowej, Mongolia, 05.1937

    Lato w Mongolii nie wyglądało atrakcyjnie. Ledwo widoczne słońce, wychylające się zza chmur wcale nie dokazywało. Wiatry nasilały się z dnia na dzień. Amar korzystając z wakacji postanowił odwiedzić swoją matkę mieszkającą na przedmieściach Urgi. Zaprosiła go ona na kolacje. Amar z niechęcią patrzył na tą wizytę, ale z chwilowego braku obowiązków wobec narodu postanowił jednak pojechać do swej matki. Gdy tylko wsiadł on do swego Jaguara SS1 rozpadało się. Deszcz nabierał na sile więc Amar rozkazał swemu kierowcy przyspieszyć, by uciec przed burzą. Udało im się. Po dojechaniu na miejsce, gdy tylko Amar wysiadł, szybko, trzymając parasolkę przemieścił się pod drzwi domu swego rodzica. Pukał z całych swych sił jednak nikt nie otwierał. Postanowił więc wejść do środka. Wnętrze nie powalało. Lepianka w jakiej mieszkała matka Amara świadczyła o biedzie tej osoby. Jednak dziwnym trafem nie chciała ona, by ujawniło się kim jest jej syn, dlatego też mieszkała w tym domku. Amar przeszedł do centrum domostwa. Na fotelu tyłem do niego siedziała jego matka. Była odrobinę przygłucha dlatego nie usłyszała wchodzącego syna. Stół znajdujący się przed nią świecił pustkami, a pokój oświetlała zaledwie jedna lampa oliwna. Amar podszedł i stanął obok siedzenia i rzekł do swej matki:
    - Witaj matko, masz mi coś do powiedzenia ?
    - Siadaj – odpowiedziała nie spoglądając na swego syna. – Słyszałam o twoich ostatnich poczynaniach. Jestem z ciebie dumna, dokładnie tak cię wychowałam. Mam nadzieje, że nie zapominasz o naszym jedynym celu, o zemście – rzekła matka swym chrypiącym głosem.
    - To nie jest tak jak myślisz – powiedział Amar siadając – mam nieodparte wrażenie, że niepotrzebnie tu przychodziłem.
    - Ciiii... Jesteś przemęczony. Napij się – delikatnie odrzekła matka Amara. Jednak na stole nie było niczego prócz lampy – wiesz co masz dalej robić. Nasza zguba wciąż ma się dobrze. Myślę, że czas to zmienić.
    - Matko, szanuje cię i kocham, ale uważam, że dobrze wiem co będzie dobre dla mnie i dla Mongolii – powiedział Amar lekko zdezorientowany.
    - Hmmm, czy aby na pewno ? Dobrze wiesz co czerwoni nam zrobili, naszej rodzinie, mnie. Jako twoja matka wiem co dla ciebie będzie najlepsze. Pamiętaj, dzięki komu znajdujesz się na tak wysokim stanowisku. Uwierz mi, lepiej będzie jak mnie usłuchasz – tak też było. Matce Amara udało się ukryć przed Rosjanami część swojego majątku. Były to bardzo wartościowe rzeczy, dzięki którym udało jej się szybko dostać w szeregi najwyższych urzędników w państwie. Słynęła także ze swej urody mimo średniego wieku. Właśnie wtedy załatwiła swemu synowi przyszłe stanowisko. Jej kochankiem był słynny Damdin Suche Bator, inicjator rewolucji na terenach Mongolii.
    - Tak pamiętam, jednak to już przeszłość. Powtarzasz mi to od 15 lat. Chęć zemsty przyćmiła ci umysł, ja wiem co jest dla nas dobre matko ...
    - A więc wyjdź ! – krzyknęła matka Amara.
    - Jeszcze nie skończyłem – powiedział spokojnie Amar.
    - Wyjdź ! I zapamiętaj te słowa. Jeszcze tu wrócisz błagając o radę swą matkę, a wtedy wreszcie przejrzysz na oczy i zobaczysz komu trzeba było zaufać ! – Amar nie czekał długo. Wstał i gwałtownym krokiem wyszedł z domku swej matki, patrząc na nią jak na wariatkę. Na podwórzu była już noc, a krajobraz po burzy, jaka tędy przeszła, napawał przerażeniem.

    [​IMG]
    Damdin Suche Bator

    [​IMG]
    Przedmieścia Urgi, Mongolia, 06.1937

    Oczyszczony i zamkniety.
    Pozdrawiam Radek
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie