"Podnieśmy wyżej sztandar socjalizmu" - ZSE AAR

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez Ceslaus, 2 Sierpień 2009.

?

Propozycje odnośnie formy

Poll closed 26 Sierpień 2009.
  1. Dobrze jest jak jest

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  2. Głównie fabuła

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  3. Opisy

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  4. Intryga "polityczna"

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  5. Dokładny raport

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  6. Inne (jakie? PM lub w poście)

    0 głos(y/ów)
    0,0%
Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Ceslaus

    Ceslaus Guest

    Część Pierwsza

    czyli zaburzenia życia Mike'a Toliwera​


    [​IMG]

    1 stycznia 1936, Londyn

    Mike podał strażnikowi swoją kartę zatrudnienia. Nie przepadał za tymi patrolami milicji robotniczej, ale taka była rewolucyjna konieczność. Każdy musiał pokazać im swoje dokumenty przed wejściem do fabryki amunicji w której pracował Mike.
    - Dziękuję towarzyszu. Możecie wejść – powiedział wreszcie strażnik oddając dokumenty Mike’owi. Robotnik bez słowa odebrał papiery z rąk żołnierza i wszedł na dziedziniec. Mike Toliwer nie był szczęśliwym człowiekiem. Jego ojciec skończył życie w obozie reedukacyjnym w Szkocji, obaj bracia uciekli do Burbonii, a jego objęto ścisłą kontrolą, jako element „kontrrewolucyjny”. W gruncie rzeczy to dla Toliwer’a cała ta rewolucyjna paplanina była tylko nic nie wartym sloganem. Jego jednym celem w życiu było uzyskanie lepszego mieszkania, kupienie sobie własnego radia, w którym mógłby słuchać zagranicznych radiostacji, no i… święty spokój. Jako dziecko widział już bowiem zbyt wiele. Zaczęło się niewinnie – od ochrzczenia go w jakiejś wiejskiej parafii. Niestety, okazało się, że pośród gości, był ktoś nad wyraz „zatroskany o to, że najmłodszy z trojga dzieci towarzysza Toliwer’a nie będzie wzrastał w rewolucyjnej atmosferze”. Trudno powiedzieć kto tak naprawdę sypnął rodziców Mike’a. Ale jak zwykł mawiać pan Rumby, szef rady zakładowej, w której dla młodego człowieka znalazła się całkiem przyzwoita posada zastępcy pierwszego sekretarza ds. młodzieży robotniczej, „im mniej wiesz, o partii, tym lepiej dla rewolucji”. W czasie gdy młodzieniec zmierzał do brudnego wybudowanego z czerwonej cegły baraku, gdzie mieściła się „centrala” Komisji ds. Młodzieży, widział jak dwóch robotników pakuje na dużą ciężarówkę duże skrzynie z napisem „AMUNICJA”. Znał ich obu. Niższy z nich to Peter. Dobry facet, chociaż nie należy do partii. Mało jest takich, bez partyjnych, ale mimo wszystko są tolerowani. Drugi to stary kontrrewolucjonista, George. Trudno powiedzieć dlaczego George, był przeciwny panującemu w ZSRE porządkowi. Przecież był w partii od osiemnastego roku życia. Sprawa „rypła się” gdy zaproponowano mu wstąpienie do Związków Zawodowych. Wtedy George miał powiedzieć „ja to jestem tylko w jednym związku. Z moją żoną”. Widać żart nie został doceniony przez szefa Związków Zawodowych w zakładzie, porucznika Reynoldsa, który czym prędzej napisał gdzie trzeba, że ten, a ten „nie zamierza wspomóc dzieła budowy socjalizmu”.
    - Czołem towarzysze! – zawołał Mike, podchodząc do George’a i Petera.
    - Cześć Mike – odparł George – Słyszałeś najnowsze wieści?
    - George, kiedy ty się wreszcie nauczysz, że trzeba odpowiadać „witaj towarzyszu” – Mike spojrzał z zaciekawieniem na kieszeń kufajki George’a z której wystawała gazeta – Wyczytałeś coś w naszej prasie?
    - Tak do diabła – warknął zapytany – Nasi kochani szefowie proletariuszy wszystkich krajów, organizują nowy pobór. Akurat teraz jak zaczęło być już trochę lepiej. Mają sformować pięć dywizji piechoty. Wszyscy chętni mają się stawić w Urzędach Bezpieczeństwa, celem uzyskania „kategorii służby”.
    - I co w tym złego? – odezwał się Peter – Przecież przerzucą ich na kontynent. A tam? Bracie, po tygodniu połowa naszych drogich towarzyszy zwieje do Burbonii, albo Prus.
    - Przecież tam jeszcze większa bieda jak u nas – Toliwer wolał nie wdawać się w rozmowy o zabarwieniu politycznym, ale jeśli już do tego dochodziło to starał się reprezentować oficjalną linię partii – Słyszałem, że w Paryżu ludzie z głodu ziemię jedzą!
    - Wiesz, co Mike – odparł George – bardzo Cię lubię. Naprawdę. Jesteś jednym z moich ulubionych partyjnych. Ale nie mogę zrozumieć dlaczego ciągle wierzysz w te wymysły Palme Dutta.
    - Geogre, muszę już iść do pracy, więc nie obraź się…
    - Nie ma sprawy. A propos wpadnij do mnie dziś wieczorem. Poznasz paru ludzi.
    - Dobrze. Dziękuję za zaproszenie…
    Praca Mike’a polegała głównie na przeglądaniu teczek poszczególnych pracowników i przedstawianiu wniosków płynących z zawartych w nich dokumentów oficerowi dyżurnemu. W ich zakładzie, na tym szczególnie pożądanym stanowisku, od ponad dwudziestu lat rezydował porucznik Reynolds. Był to człowiek pięćdziesięcioletni, jego włosy dawno już przyprószone siwizną, przedtem zapewne kruczoczarne gęsto pokrywały głowę. Na twarzy przypominał porucznik raczej orzecha włoskiego niż człowieka – tak poorana bruzdami była twarz oficera. Wśród ludzi krążyło wiele wersji dotyczących pochodzenia owych blizn. Jedną z najbardziej popularnych była historia o bandzie kontrrewolucjonistów którzy rzucili pod nogi porucznika granat.
    Gdy tylko Toliwer otworzył drzwi swojego biura, a dokładniej rzecz biorąc klitki o wymiarach 2x2 metra, zobaczył Reynoldsa siedzącego na drewnianym taborecie, który zastępował mu krzesło, które w zeszłym roku musiał porąbać, gdyż do zakładu nie przysłano węgla.
    - O! Nasz drogi towarzysz Toliwer!
    - Witam towarzyszu poruczniku – Mike zdjął kufajkę i położył ją na dużej półce z aktami – Macie dla mnie jakieś zadanie? Zwykle nie przychodzicie do mnie osobiście.
    - Zgadza się. Ja i towarzysz I sekretarz rady zakładowej jesteśmy z was bardzo zadowoleni.
    - Wszystko co robię, czynię dla większej chwały Związku Socjalistycznych Republik Europejskich – odparł Mike – Tym bardziej cieszy mnie, jako młodego komunistę, że moja praca została dostrzeżona.
    - Tak… W naszym zakładzie wytwarzamy najwyższej klasy amunicję dla naszych niezwyciężonych wojsk – odezwał się po chwili Reynolds. Przez chwilę świdrował Toliwera wzrokiem po czym powiedział – Jak zapewne wiecie towarzyszu, wielu naszych pracowników to dawni kontrrewolucjoniści. Niestety niektórzy z nich wciąż jeszcze sieją wrogą nam propagandę.
    - Cóż, towarzyszu poruczniku jestem tylko prostym…
    - Cisza! – warknął Reynolds - Jesteście największym ******* jakiego ziemia nosiła. Znacie ten wrogi element bardzo dobrze. Przyjaźnicie się z nimi! Przed chwilą rozmawialiście z największym kontrrikiem* jakiego znam! Z Geogrem Poundem! Macie dwie opcje.
    - Można wiedzieć jakie – spytał Mike.
    - Opcja pierwsza. W chałupie na ***** – z waszego punktu widzenia raczej niezbyt korzystna.
    - A dlaczego?
    - Dobrze, dobrze. Odzyskujecie czujność! – Reynolds zarechotał i wstał z miejsca – Po pierwsze dlatego, że wtedy zostaniecie wpisani na listę ochotników do 15 proletariackiej dywizji piechoty, i jakiś bardzo nerwowy oficer polityczny może was wysłać na reedukację do Szkocji. Między nami mówiąc ostatnio zrobiło się tam bardzo luźno. Po drugie, to podejrzane, że syn kontrrika, siedzi spokojnie jak trusia. Może nie chce powtarzać błędów ojca, a może knuje zemstę?
    - A druga?
    - Jesteście naszą wtyczką w tej ich kontrrewolucyjnej bandzie. I co tydzień, jak w zegarku, o godzinie dwunastej w południe meldujecie się u mnie. Jasne? – głos Reynoldsa to przybierał to tracił na sile.
    - Jasne. Ja chcę żyć normalnie. Jak każdy porządny obywatel ZSRE. Nie w głowie mi polityka. Jest jedna partia i tyle mi starczy.
    Reynolds skinął głową na znak uznania.
    - Dobrze, wracajcie do pracy – burknął po czym wyszedł.
    Mike powoli usiadł na biurku. Choć udało mu się nie pokazać Reynoldsowi jak bardzo się boi to jednak w środku cały się trząsł. Powoli z namaszczeniem wyjął z leżącej na biurku paczki papierosa i powoli odpalił go od zapalonej świeczki, która również leżała na jego biurku…

    [​IMG]

    Było już późno gdy Mike zapukał do drzwi domu przy Baker Street 99. Drzwi otworzyła mu młoda dziewczyna. Była ładna, co tam ładna – bardzo ładna.
    - Wy w jakiej sprawie?
    - Yyy… - Mike’a po prostu zamurowało.
    - A więc? – dziewczyna nieco szerzej uchyliła drzwi i popatrzyła na Mike’a z lekkim zdziwieniem - są dwie możliwości. Albo nie umiesz mówić, albo nigdy nie widziałeś kobiety.
    - Nie, nic z tych rzeczy – Mike w końcu zebrał się na odwagę – Po prostu nie spodziewałem się, że u George’a mieszka taka ładna dziewczyna…
    - Przychodzisz do wujka? – dziewczyna otworzyła szerzej drzwi – wejdź. Czekają już na Ciebie.
    Dopiero teraz Mike zauważył więcej szczegółów. Gospodyni, bo chyba tak wypadało by ją nazywać była średniego wzrostu, miała długie blond włosy i ładny uśmiech. Toliwer wszedł do przedpokoju i powiesił swój starawy już płaszcz na wieszaku. W czasie gdy zdejmował oblepione śniegiem buty dziewczyna przyniosła mu bambosze.
    - Załóż te. Nie lubię gdy ktoś biega po domu w skarpetkach.
    - Mieszkasz tutaj – zapytał Mike lekko się uśmiechając.
    - Tak, nazywam się Meg.
    - Mike.
    Gdy Toliwers był już gotowy dziewczyna wprowadziła go do salonu wypełnionego już po brzegi znajomymi z fabryki. Na samym środku pokoju stał gospodarz, ubrany w czarne garniturowe spodnie i białą koszulę, przemawiał do zebranych.
    - Związek Socjalistycznych Republik to największy ciemiężyciel ludzkości w dziejach. Przez obozy w Szkocji przeszło już ponad dwieście tysięcy ludzi. Oficerowie z SSY** po prostu niszczą ten kraj przez rekwizycje na rzecz armii i milicji! Popatrzcie na naszą wspaniałą partię! Na mieszkanie w Londynie czeka się czterdzieści lat. Ten dom należy do mnie tylko dlatego, że kupiłem go za wszystko co miałem od jakiegoś partyjnego! Oni mają wszystko za dwa, no może w porywach pięć procent rzeczywistej ceny jaką za dany towar, dane dobro musi zapłacić przeciętny obywatel. Jeśli na dodatek dojdzie do wojny, a wszystko na to wskazuje, ot choćby to spotkanie tego złodzieja Dutt’a z ministrem spraw zagranicznych APL-u, Republiki Rzymskiej, Persji i LRWS-u. Mam dziewiętnastoletnią siostrzenicę, dziewczyna powinna się uczyć, ale jeśli w tym kraju nic się nie zmieni to skończy jako robotnica w zakładach chemicznych – George spojrzał na stojącego w drzwiach pokoju Mike’a – A oto moi przyjaciele, człowiek, który może potwierdzić to o czym wam przed chwilą mówiłem! Mike Toliwer!
    Zebrani odwrócili się w stronę Mike’a. Meg, która do tej pory stała z tyłu lekko pchnęła go do przodu.
    - No, nie bój się. Idź do przodu – szepnęła widząc, że Mike jest lekko zakłopotany.
    Tej nocy Toliwers poznał wielu ludzi. Usłyszał też o czymś o czym żaden mieszkaniec Wielkiej Brytanii, czy też Sowieckiej Republiki Angielskiej, nie miał prawa nigdy usłyszeć – o Ruchu Oporu…

    3 stycznia 1936, Londyn

    [​IMG]

    I sekretarz KC AZPR (Angielska Zjednoczona Partia Robotnicza) Harry Pollit z zadowoleniem spojrzał na szefa marynarki, starego rewolucjonistę Fokke’a Bosmana.
    - A więc mówisz Fokke, że 5 stycznia nasza 6 proletariacka będzie już w Ghent?
    - Tak jest towarzyszu pierwszy sekretarzu. Nasi ludzie już przygotowują dla nich kwatery i stanowiska.
    - A co może nam powiedzieć nasz drogi towarzysz Dutt – mruknął Pollit spoglądając na siedzącego w kącie młodego człowieka.
    - Cóż… w dniu dziejszym zakończyliśmy tworzenie Międzynarodówki Socjalistycznej. Myślę, że już w najbliższym czasie zjazd partii zgodzi się na powołanie Komitetu Fortyfikacyjnego w Amsterdamie i Rotterdamie, ale wątpię by było to konieczne tak szybko. Na razie oczy całego świata zwrócone są na Australoazję, która wczoraj wypowiedziała wojnę Indiom. Co prawda wojny państw imperialistycznych zupełnie nie interesują społeczeństwa sowieckiego – tu mówiący zrobił krótką pauzę – Jednakowoż, uważam, że dzięki temu drobnemu wydarzeniu będziemy mieli parę lat spokoju, by należycie przygotować się do walki z imperializmem, który szerzy się w Europie.
    - A więc sugerujecie, że póki co zostawią nas w spokoju?
    - Tak. Takie jest moje zdanie.
    - Towarzysze! Pomimo sprzyjającej sytuacji międzynarodowej nie możemy zaniedbać naszych ziem na kontynencie! Wysłałem już odpowiednie rozkazy do korpusu dowodzonego przez generała Lene-Dauyhinsa. Według jego słów, już 6 stycznia będzie w Rotterdamie. Pamiętajcie towarzysze, nie możemy zostawić naszych obywateli na pastwę losu! W przypadku konfliktu zbrojnego oddziały generała Duyhinsa zostaną co prawda pokonane, ale wzbudzą w społeczeństwie sowieckim chęć odzyskania republik Holenderskiej, Duńskiej i Luksemburskiej, z których przejściowo będziemy musieli się wycofać, by opanować leżące w pobliżu państwa burżujów. – Pollit spojrzał na wiszący na ścianie portret Saula de Groota – Musimy to zrobić by zanieść szczytne ideały, propagowane przez naszego drogiego przywódcę Saula de Groota na cały świat! Taki cel należy postawić przed każdym żołnierzem, oficerem i podoficerem naszej armii. Spotkanie uważam za skończone…

    10 stycznia 1936, Londyn

    Mike od kilku dni stał się stałym bywalcem w domu George’a. Pomiędzy nim, a Meg zaczynała się już rysować jakaś nić porozumienia. Toliwers widział, że dziewczyna traktuje go zupełnie inaczej niż innych odwiedzających dom jej wuja. Widział to również George, który opowiedział Mike’owi w jaki sposób dziewczyna znalazła się w jego domu. Okazało się, że podobnie jak ojciec Mike’a, cała jej rodzina została osadzona w obozie reedukacji w Szkocji. Od dwóch lat nie było od nich żadnej wiadomości…
    Tymczasem Toliwers z trudem godził się na to wszystko. Nawet codzienne spotkania z Meg nie były w stanie wymazać z jego głowy ostatniej rozmowy z porucznikiem Reynoldsem. Mike, oczywiście nie powiedział mu, o tym, że George jest w coś zamieszany. Za bardzo bał się, że ewentualne represje dotkną również Meg, która nie robiła w organizacji nic szczególnego…
    W chwili gdy George i Mike zostali sami, Toliwers spojrzał na przyjaciela i cicho powiedział:
    - Wiesz, co Geogrge, muszę Ci coś powiedzieć…
    - A co takiego chcesz mi powiedzieć? Bo masz minę, jakbyś miał kogoś zabić – uśmiechnął się George popijając spokojnie herbatę z mlekiem.
    - Słuchaj, w Nowy Rok, jak zaprosiłeś mnie na wasze pierwsze spotkanie, wezwał mnie do siebie Reynolds. Kazał mi zdobyć Twoje zaufanie i wkręcić się do waszej organizacji. A potem donosić – Mike nabrał powietrza w płuca – Mam mu składać raporty co tydzień. Nie chcę tak żyć rozumiesz? Gdy tu wszedłem miałem zamiar zrobić burdę, dać się wyrzucić przez drzwi… I zamknąć sobie jedyną drogę kontaktu z wami, ale drzwi otworzyła mi Meg…
    - Rozumiem – powiedział George – Nie musisz się tłumaczyć. Rozumiem Cię doskonale. Też byłem w podobnej sytuacji. Słuchaj, to ważne, że mi to mówisz. Ale musisz powiedzieć wszystko. Inaczej… Cóż wczoraj nasi zabrali z ulicy jednego szpicla. Ma już betonowe buciki i pływa w Tamizie.
    - Widzę, że się nie patyczkujecie – mruknął Mike – Co chcesz wiedzieć?
    - Kiedy masz się meldować u Reynoldsa, jakie informacje szczególnie go interesują, co masz otrzymać w zamian – wyrecytował jednym tchem George – Słuchaj Mike’y, albo będziesz grał ze mną w otwarte karty, albo skończysz jak tamten. A ty chyba chcesz żyć co?
    - Tak. Chcę.
    - Dobra, a teraz mów – widząc, że do pokoju wchodzi Meg podszedł do niej i powiedział – Meggie, zostaw nas na jeszcze chwilę. Muszę pogadać z Mike’iem. To bardzo ważne rozumiesz?
    - Tylko na niego nie krzycz – mruknęła Meg patrząc na wuja – Bo jeszcze sobie coś o mnie pomyśli i nie pójdzie ze mną na bal maturalny.
    Gdy drzwi zamknęły się za wychodzącą Meg, Mike spojrzał na George’a.
    - Mam meldować się u niego. Co tydzień. Następne „spotkanie” będzie 15 stycznia – Toliwer nabrał powietrza w płuca – najbardziej interesujesz go ty. W zamian mam mieć święty spokój.
    - Dobrze, a teraz słuchaj uważnie – Pound pochylił się w stronę Mike’a – powiesz mu o Ruchu Oporu, ale dodaj, że jeśli chce mieć wieści od członka to musi ci dać pieniądze, dużo pieniędzy.
    - Po co?
    - Powiedzmy…, że możesz wstąpić bo masz moją rekomendację, ale musisz mieć broń. Najlepiej pistolet albo rewolwer. Takie cacko kosztuje jakieś dziesięć, dziewięć tysięcy funtów na czarnym rynku. Ale ty poprosisz go o dwadzieścia tysięcy.
    - Dlaczego? Reynolds wie chyba ile kosztuje jakaś pukawka?
    - Racja. Pozostałą sumę wytłumaczysz mu… potrzebą opłacenia fałszerza, który wyrobi Ci nowe dokumenty. W jednym komplecie, który będziesz miał dla Reynoldsa i w drugim, który będzie dla Ciebie hamulcem bezpieczeństwa. Jeśli poczujesz wokół siebie smród masz pryskać. To chyba dość jasne, że nie możesz uciekać z tymi papierami, które masz przy sobie. Drugi komplet otrzymasz gratis. Jeżeli plan się powiedzie następnego dnia rano wciśniesz mi do ręki kartkę z napisem „Skupuję obornik. Korzystne ceny.”. Rozumiemy się?
    - Jasne, George.

    16 stycznia 1936, Londyn

    Mike jak co rano podszedł do Georga, stojącego przed stróżówką. Bez słowa wcisnął mu do ręki kartkę, lekko się uśmiechnął i odszedł do biura. Na kartce widniał napis „skupuję obornik. Korzystne ceny”…



    [​IMG]

    Rozwój sowieckiej nauki, gwarantem postępu ludzkości!​

    *kontrrik - Rosjanie włożyli wielki wkład w myśl rewolucyjną. Im też przypisuje się to określenie, które stało się określeniem na kotrrewolucjonistów.
    **SSY - Soviet Scotland Yard, sowiecka wersja Scotland Yardu, policja polityczna w ZSRE

    Ps. "Noc polarna" - nie jest porzucona.
    Ps. 2 liczę na komentarze i opinie. Pozytywne i negatywne.
     
  2. Ceslaus

    Ceslaus Guest

    Część druga

    Kilka dni lutego...

    1 luty 1936, Londyn

    [​IMG]

    George spojrzał na stojący po drugiej stronie ulicy czarny samochód. Bezceremonialnie spojrzał w jego stronę, odwrócił się na pięcie i pomachał w ich stronę ręką. Mike stojący przy drzwiach do swojego domu zdegustowany spojrzał na zbliżającego się do niego żołnierza milicji robotniczej. Z samochodu wysiadło dwóch oficerów SSY. Widząc to George szybko podszedł do Mike’a.
    - Masz przy sobie klamkę*?
    Mike poklepał się znacząco po kieszeni.
    - Spokojna głowa.
    George skinął głową i szybko podszedł do zbliżającego się z drugiej strony milicjanta. Bez słowa złapał za kolbę jego karabinu i wyrwał mu go z ręki. W tej samej chwili Mike wyciągnął z kieszeni pistolet. Bez mierzenia skierował lufę w stronę jednego z sowieckich oficerów i kilkakrotnie pociągnął za spust. Na brunatnej koszuli oficera SSY pojawiła się duża czerwona plama, zaś on sam upadł na ziemię. W tej samej chwili drugi położył rękę na kaburze.
    - Nie radzę towarzyszu. Marksizm nie dopuszcza istnienia nieba, a za chwilę możesz się tam znaleźć – powiedział Mike.
    W tej samej chwili George podniósł skierował lufę karabinu w stronę leżącego na ziemi milicjanta.
    - Co robimy z George?
    - Nie uciekniecie! SSY już jest na waszym tropie! Zginiecie! Wszyscy zginiecie – krzyknął oficer. Mike bez słowa pociągnął dwa razy za spust. Twarz oficera wykrzywił grymas bólu. George złapał Mike’a za rękaw i pociągnął w stronę samochodu. Po chwili obaj siedzieli w środku. Silnik zapalił bez problemu.
    - Możesz mi powiedzieć co się do jasnej cholery stało? – zapytał Mike patrząc na George’a, który właśnie wyjechał na główną ulicę.
    - Cóż Mike – kierowca spojrzał na pędzący z naprzeciwka ambulans – wpadliśmy. Była wsypa. Połowa organizacji lokalnej siedzi w mamrze.
    - A Meg? Co z nią?
    George ruszył wreszcie z miejsca. Lekko dodając gazu zmienił pas ruchu i poprawił się w fotelu.
    - Meggie jest bezpieczna. W zeszłym tygodniu pojechała do Irlandii.
    Mike otworzył schowek i wyjął z niego kilka paczek drogich papierosów. Drżącymi rękoma rozerwał jedną z paczek i wyciągnął papierosa.
    - Musimy się tam dostać.
    - Tam to znaczy gdzie? – George zwolnił do dwudziestu mil na godzinę. Większa szybkość mogła być podejrzana, chociaż jeszcze nie słyszał by jakiś milicjant był na tyle odważny by zaaresztować samochód SSY za przekroczenie prędkości. – Widzę, że koniecznie musisz się z nią zobaczyć, co?
    - Masz coś przeciwko? – Mike ostrożnie wyciągnął magazynek colta. W magazynku były jeszcze trzy pociski – Wiem, że ona powinna iść na studia, ale czy ja jej bronię?
    George spojrzał na przyjaciela.
    - Mike, jesteś naszym najlepszym człowiekiem. Przez ten miesiąc Twojej podwójnej działalności udało się nam wsadzić do sowieckiego mamra połowę ich szpicli w naszej organizacji o których wiedzieliśmy – George nabrał powietrza w płuca – mogę być z Tobą zupełnie szczery?
    - Na to liczę – odparł Mike zaciągając się papierosem.
    - Nie wiem co powinniśmy zrobić. Jestem w gruncie rzeczy tylko szefem plutonu, za propagandę odpowiadał kto inny.
    - A gdzie jest teraz ten ktoś? – Mike zajął się przeszukiwaniem schowka i praktycznie nie zwracał uwagi na to co mówi George.
    - Ten ktoś siedzi teraz w Rotterdamie. Obaj jesteśmy spaleni. Musimy dostać się do oddziału leśnego…
    - Zgoda, ale w Irlandii – odparł Mike wyciągając ze schowka pudełko z amunicją i granat odłamkowy – Widzę, że mamy nawet coś na wkupne. Mój pistolet, twój karabin, grant… Jest czym powalczyć.
    - Cholera, Mike, co ty z tą Irlandią? – George był już lekko podenerwowany tym, że jego jedyny człowiek jest tak ograniczony – Przecież żeby się tam dostać musielibyśmy zdobyć jakieś fałszywe papiery…
    - Przecież mówiłeś, że znasz jakiegoś fałszerza. Co z nim? Też wpadł?
    - Nie wiem Mike. Na początek musimy pozbyć się tego pudła – George wjechał w jakąś pustą boczną uliczkę prowadzącą do opuszczonego kościoła. Po chwili zatrzymał się przed wejściem do starej świątyni. Widząc zdziwienie malujące się na twarzy Mike’a powiedział – wysiądź i wejdź do środka. Przejdź przez kościół i wyjdź z drugiej strony. Tam jest stara szopa. Schowamy tam samochód i pomyślimy co zrobić dalej.
    Mike skinął głową i otworzył drzwiczki. Bez słowa wysiadł z samochodu i wszedł do rozlatującego się kościółka. Lekko pchnął drzwi które odpowiedziały mu głośnym skrzypieniem. W środku wszystko wyglądało jakby ktoś dokonał tutaj niezłej rozróby – na drewnianej podłodze pomimo grubej warstwy kurzu można było zauważyć wielkie czerwone plamy. Tu i ówdzie wciąż leżały jeszcze łuski po pociskach. Część oparć ławek była dziurawa od kul jak sito. W większości okien nie było szyb, zaś na ziemi leżało mnóstwo papierów. Mike schylił się po jeden z nich. Na znaczonej już zębem czasu kartce widniał napis „… Boga nie ma! Kościół ma zostać opuszczony i przekazany towarzyszowi Pittowi”. Mike powoli spacerował po kościele. Gdy znalazł się obok ołtarza zobaczył, że za przewróconymi krzesłami siedzi jakiś starzec. Ubrany w czarną długą suknię, wyraźnie zmęczony i pomarszczony na widok Mike’a powoli wstał i powiedział:
    - A więc w końcu mnie znaleźliście. Cóż będę ostatnim biskupem Anglii w lochach SSY.
    - Nie jestem komunistą – odpowiedział Mike – jestem przez nich ścigany. Ja i mój przyjaciel. Zabiliśmy dwóch z nich i zabraliśmy ich samochód.
    - Masz rację, nawet za moich czasów komuniści ubierali się inaczej – starzec z wysiłkiem opadł na ziemię – zresztą, może to i gorzej? Tak przynajmniej byłbym już tam gdzie powinienem być od dawna.
    - Kim pan jest? – zainteresował się Mike pochylając się nad starcem.
    - Ja, mówiłem Ci przecież synu. Jestem biskupem Anglii. Mam prawo koronować członków rodziny królewskiej – odparł starzec – Zechciał byś pomóc mi wstać? I zaprowadził mnie do tego Twojego kolegi? W gruncie rzeczy ten kościół znajduje się teraz pod moją opieką i muszę zobaczyć kto się po nim kręci.
    Mike pomógł wstać księdzu z ziemi. Ostrożnie wyprowadził go na zewnątrz i posadził na tylnej kanapie samochodu. George spojrzał na nich ze zdziwieniem.
    - A to kto?
    - Biskup Anglii – odparł Mike, a widząc zdziwienie malujące się na twarzy George’a odparł – Nie pytaj. Byłem w życiu dwa razy w kościele, w czasie chrztu jako dziecko i przed chwilą. Po pierwszej wizycie moi starzy poszli do obozu reedukacji, po drugiej znalazłem jego.
    - Mike, wiesz KTO to jest?
    - Widzę synu, że w sowietach wciąż są jeszcze księża co? – odparł starzec rozglądając się zaciekawieniem po samochodzie – A wiesz kto to jest Jezus Mike?
    - Ojcze, wybacz, ale on jest no… - George spojrzał na Mike’a z lekkim smutkiem w oczach – On jest ofiarą i wychowankiem systemu sowieckiego. Według jego wiedzy to mityczna postać wymyślona przez dwunastu mężczyzn z Palestyny, którzy zamierzali przejąć władzę i przeprowadzić rewolucję proletariacką.
    - No, cóż… - Mike był lekko zakłopotany – Dobra, George, musimy coś zrobić… Nie wiem jeszcze co, ale chociaż zastanówmy się nad tym co chcemy osiągnąć.
    - Szukają was komuniści – zapytał nagle biskup.
    - Tak ojcze – odparł George – jesteśmy członkami ruchu oporu. Była wsypa i musieliśmy się bronić. Mike zastrzelił dwóch ludzi z bezpieki. Teraz nie wiemy co zrobić.
    - Na początek wejdźcie do mnie – mruknął biskup – Zanim zrobicie cokolwiek muszę nawrócić Twojego przyjaciela. Mike… to jakieś zdrobnienie?

    5 luty 1936, Dover

    Żołnierze 12 Proletariackiej Dywizji Piechoty w milczeniu wsiadali na zacumowany przy nabrzeżu transportowiec „Robotnik i Robotnica”. Okręt był bardzo stary – pamiętał jeszcze czasy Wielkiej Rewolucji Socjalistycznej, w czasie której do władzy doszedł towarzysz Wiliam McLean – pierwszy wielki rewolucjonista, który podjął się trudnego dzieła wcielania w życie idei zapisanych w „Manifeście komunistycznym”, przez towarzyszy Marksa i Engelsa. Rządy McLean’a nie trwały długo – zaledwie dziesięć lat. Pierwszy przywódca Związku Sowieckich Republik Europejskich zmarł w 1910 roku, a władzę przejął po nim towarzysz de Groot, jego dotychczasowa prawa ręka. Okręt był jednym z wielu transportowców typu „Dinghty” stworzonych w stoczniach w Dover. Okręty pływały nieustannie pomiędzy kontynentem a Anglią, od 1901 roku, gdy pierwsza jednostka tej klasy opuściła pochylnie.

    [​IMG]

    Żołnierze 12 Dywizji Proletariackiej w Dover - "Ruszaj żołnierzu! Taka jest droga do socjalizmu!"​

    Równie długi i chwalebny był rodowód 12 ploretariackiej. Sformowana z luźnych pułków milicji robotniczej, dzięki działalności towarzysza de Groot’a zmieniła się w karną, dobrze uzbrojono i wyszkoloną dywizję. Jej zadniem było objęcie posterunku w Europie – według wstępnych ustaleń miała to być Holenderska RS (Holenderska Republika Sowiecka). Żołnierze byli uzbrojeni głównie w stare karabiny pięciostrzałowe RSAF. Wyglądem przypominały pruskie Mausery – w rzeczywistości były sowiecką podróbką pruskiego karabinu. Nieliczni strzelcy karabinów maszynowych obsługiwali karabiny SMG 13 (Sowiet Machine Gun). Jak wskazywała nazwa pierwszy projekt nowej broni powstał w roku 1913, jednak wciąż stanowiły one podstawowe uzbrojenie kompanii karabinów maszynowych. Amunicji było dużo – do trzydziestu naboi na lufę, co w porównaniu z innymi sowieckimi dywizjami było wielkością wprost astronomiczną. Jak zwykle podczas załadunku do jakiegoś środka transportu, przy trapach prowadzących na pokład, na stertach pustych skrzynek i pudełek, stali oficerowie polityczni. Niektórzy z nich odczytywali rozkazy dla wstępujących na okręt żołnierzy, inni nawoływali do „wzniesienia się na wyżyny wysiłku socjalistycznego żołnierza, nosiciela pokoju, wyzwoliciela gnębionego proletariatu”. Na okręcie panował wszechogarniający brud – brudna była podłoga, ściany, a nawet szyby bulajów.

    [​IMG]

    Sten Mk.Ia - standardowa broń SSY​

    Na drodze do Dover, również panował ruch. W stronę portu maszerowały dwie dywizje piechoty wchodzące w skład IV korpusu piechoty, dowodzonego przez generała Perta. Zadaniem jakie postawiono przed generałem było zabezpieczenie Amsterdamu. Zgodnie z przedstawionymi mu rozkazami miał stawić się w mieście 8 lutego. Jego ludzie mieli nie tylko „zabezpieczać wybory na XXXVI Zjazd Delegatów Rad Robotniczych i Żołnierskich HRS, ale także dopilnować by nikt nie przeszkadzał w budowie linii obronnej. Generał nie był komunistą. Jeśli miałby powiedzieć coś na temat polityki, to zapewne byłby to uznany za „antysowiecki” okrzyk: „Wstrzymujemy się!”. Dla generała najważniejsze było wojsko. Największym problemem nie były poglądy polityczne żołnierza, na które nacisk kładli pozostali wyżsi oficerowie Armii Robotniczo – Chłopskiej ZSRE, ale jego stosunek do służby, zdolności i dzielność w boju. Zupełnie innym człowiekiem był adiutant generała, porucznik Pitt, oddany idei komunizmu.
    - Towarzyszu generale, czytał pan o ostatnich zajściach w Londynie – odezwał się Pitt do drzemiącego na tylnym siedzeniu samochodu generała – dwóch reakcjonistów zastrzeliło dwóch oficerów SSY, i rozbroiło żołnierza Milicji Robotniczej!
    - Myślałem, że prowadzisz? – burknął generał okrywając się wojskowym płaszczem – Jeśli chcesz mnie wciągnąć w kolejną dyskusję polityczną, to nawet nie próbuj. Jestem apolityczny.
    Adiutant złożył gazetę i rzucił ją na fotel pasażera.
    - I tak stoimy w korku towarzyszu generale. Ciężarówka z materiałami propagandowymi złapała gumę i zatarasowała drogę.
    Generał obrócił się na drugi bok. Było widać, że jest niezadowolony.
    - Powiedz mi Pitt, na jaką cholerę, ciągniemy ze sobą te materiały. Przecież połowa szeregowych nie umie nawet czytać bez omyłek.
    - Ależ towarzyszu generale! Taka jest konieczność rewolucyjna!
    Generał wzruszył ramionami i znudzony spojrzał na drogę. Kilku oficerów SSY kierowało naprawą ciężarówki – jeden obserwował zmieniającego koło kierowcy, drugi pilnował przebitej opony leżącej jakieś dwa metry od ciężarówki, zaś trzeci siedział na pace, z pistoletem maszynowym STEN (Sowieckie Technologie Inżynieryjne w skrócie STEN, biuro produkujące broń) wycelowanym w stojące w stojące za ciężarówką pojazdy. Po obu stronach drogi maszerowali żołnierze…


    *klamka - inaczej pistolet broń w żargonie kontrrewolucjonistów
     
  3. Ceslaus

    Ceslaus Guest

    Część trzecia

    Ostatnie dni...

    15 luty 1936, Kanał Św. Jerzego

    [​IMG]

    Mike ubrany w czarny garnitur stał przy wejściu do kabiny. Jakimś cudem udało im się uciec z Anglii. W Irlandii poza kilkoma drużynami Milicji Robotniczej nie było żadnych większych sił. Nawet groźny SSY, nie był w Irlandii obecny w takiej formie jak w Anglii. Jednocześnie do podróżnych docierały coraz gorsze wieści ze świata – w Ameryce wrzało. Po chwili z kabiny wyszedł George ubrany w szary garnitur i stanął obok Mike’a.
    - Dziś będziemy w Irlandii. Cieszysz się?
    - Bardzo – odparł Mike – Co potem?
    - To znaczy? – George spojrzał na dolny pokład, na którym kilku robotników podrywało stojące przy szalupie dziewczyny z CSLSC* - Wiesz, że będziemy musieli odnowić kontakt z organizacją. I zrobić coś z naszym nowym przyjacielem.
    - Słuchaj, to prawda co on mówi – Mike spojrzał na przyjaciela – wiesz, myślę o tym wszystkim co mówił mi o Bogu, Jezusie i innych takich…
    - Mike, nie wiem – odparł George zapalając papierosa – i nie interesuje mnie to w ogóle. Jedno jest pewne, nasi władcy z partii są przeciwni temu co mówią ludzie tacy jak on. Nie wiem dlaczego, bo to przecież całkiem niegroźna nauka. Ale jeżeli mają rację, to każdy z tych, którzy teraz jadą do Szkocji na reedukację ma nadzieję na lepsze życie po śmierci. Wierz mi, rozmawiałem z ludźmi, którzy wrócili ze Szkocji, więzień żyje tam średnio dziesięć – dwadzieścia dni. Potem albo idą na przemiał do kopalni, albo padają od kuli strażników.
    Mike ciężko westchnął. Zdjął z głowy kapelusz i przez chwilę bawił się jego podszewką.
    - Gdyby ktoś powiedział mi o tym wszystkim trzy miesiące temu, wyśmiałbym go – mruknął Mike – To wszystko jest takie skomplikowane. Do tej pory jeśli w „Głosie Robotniczym” pisało że jest dobrze, to wierzyłem, że jest dobrze. A teraz…
    Mike opuścił głowę i spojrzał na marynarza niosącego długi sznur.
    - Wiem co czujesz – odparł George – Na początku też miałem wątpliwości. A teraz nie mamy innego wyjścia. Musimy wytrwać.
    Na horyzoncie pojawiło się wybrzeże Irlandii. Kilku przebywających na statku oficerów SSY szybko zajęło miejsca przy wejściach na trap, funkcjonariusze milicji robotniczej zajęli miejsca przy szalupach. Dziewczęta z CSLSC-u szybko zniknęły w swoich kajutach. Młodzi robotnicy portowi, szybko rozeszli się po całym okręcie szukając jakiegoś zajęcia. Mike wszedł do kajuty. Bez słowa usiadł na koi i popatrzył na księdza skulonego na jego łóżku. Przez tych kilka ostatnich dni odzyskał już nieco zdrowie i chodził bez pomocy. Do tej pory biskup jadał raz w tygodniu – jakieś nędzne resztki zdobywane z trudem przez brata zakonnego. Mike wziął do ręki leżącą na stoliku Biblię. Przekartkował ją i odłożył na miejsce. „Nawet George, nie wie czy to wszystko jest prawdą…” – pomyślał i położył się na koi. Przed nimi jeszcze długa droga…

    18 luty 1936, Waszyngton

    [​IMG]
    **
    II wojna Secesyjna - ucisk tow. Murzynów w CSA​

    Do gabinetu prezydenta Roosevelta wpadł Alben W. Barkley. W ręku ściskał depeszę z godłem Skonfederowanych Stanów Zjednoczonych. To nie mogło oznaczać nic dobrego – pomiędzy Nowymi Stanami Zjednoczonymi, a Konfederatami ciągle dochodziło do mniejszych lub większych incydentów. Barkley, który od kilku tygodni pełnił funkcję sekretarza stanu bez słowa rzucił depeszę na biurko prezydenta.
    - Proszę wydać odpowiednie rozkazy, panie prezydencie.
    - A więc to oznacza wojnę, zgadza się Alben?
    - Tak sir. Wybuchła II Wojna Secesyjna…

    [​IMG]

    Tak to widziała Sowiecka propaganda...​

    Żołnierze 3 Dywizji Kawalerii „Hampton” powoli zbliżali się do granicy okręgu Norfolk. Na ich drodze nie stanął dotychczas ani jeden Jankes. Proporzec CSA powiewał na wietrze, a metalowe sprzączki, guziki i emblematy pułkowe lśniły w słońcu. Ludzie dowodzeni przez generała Freire Posso nie wiedzieli jeszcze, że właśnie otworzyli nowy rozdział historii Ameryki. Co prawda nie wielu z nich czuło się południowcami, ale mimo to byli dumni, że są członkami wspólnoty narodowej CSA. Początkowe sukcesy armii CSA były zadziwiające – bez wystrzału udało się zająć Norfolk, Pueblo i kilka innych nadgranicznych prowincji rozrzuconych wzdłuż granicy ze Nowymi Stanami Zjednoczonymi. W ciągu kilku następnych dni do akcji wkroczyła silna marynarka Konfederatów, oraz lotnictwo, którego głównym celem stały się dywizje kawalerii i piechoty Jankesów zdążające na front. W Waszyngtonie zapanowała konsternacja – pomiędzy zajętym przez południowców Norfolk, a Waszyngtonem, gdzie znajdowała się siedziba władz NUSA, nie było żadnych wojsk, jeśli nie liczyć jednej dywizji piechoty, która z trudem próbowała dostać się do Wlmington i odciąć kawalerzystów generała Posso od zaopatrzenia.

    19 luty 1936, Irlandia

    [​IMG]

    TURKU! WALCZ Z KOMUNĄ! ICH CZERWIEŃ NIE JEST TAKA JAK NASZA!​

    Na ulicach Dublina o tej porze było już pusto. Nieliczni milicjanci z lokalnego garnizonu zwijali ostatnie posterunki, żołnierze, którzy przybyli na „zieloną wyspę” by spędzić w tutejszych barach kilka dni przepustki maszerowali w stronę portu. Zanim na ulicach miasta pojawią się silne, pięcioosobowe patrole milicji robotniczej, z domów wychodzi prawdziwa plaga każdego sowieckiego miasta – rajfurki. Wiele kobiet nie umie sobie po prostu odmówić łatwego sposobu na zarobienie kilku dodatkowych funtów. Najstarszy zawód świata ma się dobrze, nawet w czasach „ładu rewolucyjnego”. Mike z trudem opędza się od natrętnych kobiet – jest dobrze ubrany, przyciąga więc uwagę. Wreszcie wchodzi do spokojniejszej dzielnicy. Przechodzi obok kościoła, z którego dwóch ludzi w mundurach SSY wynosi worki ze zbożem – w Irlandzkiej RS większość kościołów została zamieniona na magazyny zboża, soli lub amunicji. Toliwer po dłuższej chwili dochodzi do małego, jednorodzinnego domu stojącego na uboczu. Przed domem, w ogródku stoi George, który na widok przyjaciela okłada grabie i otwiera furtkę.
    - Spóźniłeś się.
    - SSY zrobiła obławę na głównej ulicy. Sprawdzali dokumenty – Mike zamknął za sobą drewniane drzwiczki – uciekłem przez piwnicę jakiegoś domu.
    - Nawiązałeś jakiś kontakt z organizacją? – spytał George prowadząc przyjaciela po wyłożonej dużymi kamieniami dróżce w stronę schodów.
    - Tak. Dziś wieczorem przyjdzie do nas człowiek z tutejszego sztabu. Sprawdzi nas i wyda przydział – odparł Toliwer – Mam nadzieję, że nie będę musiał sterczeć w Dublinie. Wolałbym dołączyć do James’a i iść do normalnego oddziału frontowego.
    Mężczyźni weszli do domu. Urządzony bardzo skromnie przywodził na myśl mieszkanie prostej robotniczej rodziny. Były to jednak tylko pozory. W piwnicy znajdowała się fabryka broni przeznaczona dla lokalnego ruchu oporu. Mike i George, jako nowo przybyli do Irlandii członkowie organizacji zostali wyznaczeni do ochrony obiektu. Nie była to jednak ich wymarzona fucha, musieli bowiem pozostawać w mieście, a przebywanie w Dublinie coraz częściej groziło spotkaniem z patrolem SSY. Jako, że obaj nie otrzymali jeszcze fałszywych dokumentów poświadczających zatrudnienie w przemyśle sowieckim, w wypadku zatrzymania, mogli być w każdej chwili wysłani do Sovfarmów***, w Walii, lub Kornwalii. Co prawda pracownicy Sovfarmów mieli dość dobre warunki bytowania, to jednak Sovfama, nie była najlepszym miejscem do życia. Głównie z powodu wszechogarniającej szpiegomanii – wystarczyło skrzywić się na widok nie lubianego kolegi, by następnego dnia wylądować na dywaniku oficera SSY, odpowiedzialnego za zarządzanie przedsiębiorstwem.
    Mike opadł na kanapę. Od samego rana chodził po lokalach organizacyjnych i szukał dowódcy okręgu, majora „Czarnego”. W czasie spotkania w jednym z lokali dowiedział się, od szyfrantów, którzy utrzymywali kontakt radiowy z Holenderskim oddziałem organizacji, że od 3 stycznia ZSRE znajduje się w stanie wojny z Imperium Osmańskim. Jednocześnie kilku agentów Tureckich szuka kontaktu z angielskim podziemiem – w zamian za wspieranie Imperium oferują pomoc w tworzeniu kadłubowego brytyjskiego rządu, który przejął by władzę w państwie po wygranej, oczywiście przez Osmanów, wojnie. Po chwili z kuchni wyszła Meg. Z dezaprobatą spojrzała na stojące w przedpokoju zabłocone trzewiki Mike’a.
    - Możesz mi powiedzieć, gdzie żeś, tak zapaprał te buty?
    - Meggie, była łapanka, w ostatniej chwili wskoczyłem do piwnicy – Mike spojrzał na dziewczynę i lekko się uśmiechnął – obiecuję, że będą czyste przed wieczorem.
    - Ja myślę – mruknęła i podeszła do kanapy na której leżał Mike – jadłeś coś?
    - Taa… na punkcie w kościele świętego Jakuba dali mi trochę zupy.
    Dziewczyna bez słowa weszła do kuchni. Po chwili wróciła do pokoju niosąc w ręku dymiący talerz z rosołem. Postawiła go na stoliku do kawy i usiadła obok Mike’a. Dawno nie widziała go tak przybitego. Coś musiało się stać…
    - Widzę, że dzisiaj jesteś nie w sosie co?
    - Wiesz, że od 3 stycznia trwa wojna?
    - Jaka wojna – zdziwiła się – przecież i tak powołują naszych do wojska.
    - Wojna z Turcją. Międzynarodówka pod wodzą de Groota wypowiedziała wojnę Imperium Osmańskiemu, po tym jak Turcy zaatakowali Republikę Rzymską.
    Meg objęła Mike’a ramieniem.
    - Nie przejmuj się tym. To wojna tych przeklętych komuchów. To nie jest nasza sprawa.
    - Niestety już nasza – odparł Mike zanurzając metalową łyżkę w zupie – dziś wieczorem przyjdzie do nas agent turecki, który ma się porozumieć z dowództwem w sprawie współpracy. Jeśli Turcy wygrają wojnę zgodzą się na utworzenie kadłubowego rządu brytyjskiego…

    20 luty 1936, Londyn

    [​IMG]

    Tow. doktor John London, po odznaczeniu Gwiazdą Czynu Robotniczego​

    Szpital im. Czynu Robotniczego roku 1920, był placówką specjalizującą się w leczeniu ran postrzałowych. Z jego usług korzystali lokalni bossowie mafijni, oficerowie SSY, żołnierze i inni ludzie, narażeni na odniesienie ran postrzałowych z broni palnej. Dyrektorem szpitala był znany komunista, John London. Towarzysz London jak co rano robił obchód. Wreszcie po obejrzeniu większości pacjentów leżących na głównych salach skierował się ku sali przeznaczonej dla oficerów SSY. Na początku miesiąca trafiło tu dwóch postrzelonych w klatkę piersiową funkcjonariuszy. Przed drzwiami przez cały czas stało dwóch wartowników z milicji robotniczej, zaś dowódca lokalnego garnizonu SSY, pułkownik Reynolds codziennie odwiedzał swoich rannych podwładnych. Doktor London kończył już badanie rannych, gdy przez otwarte drzwi zauważył pułkownika Reynoldsa. Jak zwykle ubrany w mundur oficerski, pod pachą ściskał dużą skórzaną teczkę. Widząc doktora wszedł do środka.
    - To nie są godziny odwiedzin, towarzyszu pułkowniku – mruknął doktor czytając kartę funkcjonariusza Mayer’a.
    - Wiem towarzyszu doktorze, ale muszę koniecznie pomówić z moimi chłopcami – odparł Reynolds siadając na pomalowanym na biało metalowym taborecie – Jak długo będzie pan ich jeszcze badał?
    - Właściwie to już kończę – doktor spojrzał przelotnie na leżącego pod ścianą funkcjonariusza Browna – Ale tego to niech pan nie męczy. Stracił dużo krwi. Nie wiem czy się wyliże.
    Pułkownik pokiwał głową. Jego ludzie mieli dużo szczęścia, że wyszli z tego żywi. Co prawda fakt, że zostali zauważeni przez kontrików, nie świadczył najlepiej o ich umiejętnościach, ale obaj byli synami ważnych szych w szefostwie. Gdy tylko doktor London wyszedł, Reynolds nachylił się nad Mayer’em.
    - Widzę, że już oprzytomniałeś.
    - Tak jest – Meyer mówił z wyraźnym trudem – towarzyszu pułkowniku.
    - Chcę wiedzieć tylko jedno – mruknął pułkownik – czy rozpoznasz tego bandytę, który do was strzelił?
    - Myślę, że tak towarzyszu… - Meyer zakaszlał – Pamiętam jego twarz.
    Reynolds bez słowa wyjął z teczki plik ze zdjęciami. Dopiero za dwudziestym razem Meyer rozpoznał osobnika na zdjęciu. Zgodnie z jego zeznaniami owym bandytą, był zwerbowany przez Reynoldsa Mike Toliwer – widziany ostatni raz z George’m Poundem na nabrzeżu nieopodal Kanału Świętego Jerzego. Razem z nimi był jeszcze jakiś staruch, który ściskał pod pachą jakąś książkę w czarnej okładce. Reynolds zabrał fotografie z łóżka funkcjonariusza Meyera i bez słowa wyszedł na korytarz. Toliwer jest w Irlandzkiej RS, to bardziej niż pewne. Trzeba się teraz tylko przekonać ile wie. Czy wie, że Imperium Omsańskie wypowiedziało wojnę ZSRE? Czy wie, że ogłoszona w prasie wojna pomiędzy Australoazją, a Indiami zakończyła się rozejmem, a siły Austoaloazjatyckie zostały skierowane przeciwko Osmanom? Wreszcie dlaczego strzelał do ludzi Reynoldsa?

    *CSLSC - Country Soviet Local Society Club (Wiejski Sowiecki Klub Społeczościowy) organizacja zrzeszająca ludność wiejską.
    ** - Mój naród ginął za tą flagę!
    - ... mój też...
    *** Sovfarm - formalnie rolnicza spółdzielnia produkcyjna, w rzeczywistości rodzaj przedsiębiorstwa rolniczego charakterystycznego dla ZSRE
     
  4. Ceslaus

    Ceslaus Guest

    Część czwarta

    Wojna, wojna i po wojnie... marzec - lipiec 1936

    [​IMG]

    Mike wstał z pokrytej brudem i zaschniętą krwią podłogi. Z trudem przetarł oczy i spojrzał na buty stojącego przed nim Prusaka. Nim Toliwer zdążył zdjąć czapkę i ukłonić się przed żołnierzem poczuł uderzenie w okolice krzyża, po chwili zaś zauważył kątem oka wymach nogi… Silny ból w plecach i klatce piersiowej spowodowały, że Toliwer upadł na ziemię. Jego mundur był cały upaprany w błocie, krwi i ekskrementach, które zalegały pod ścianami pomieszczenia. Tym razem zakończyło się jednak tylko na dwóch kopniakach w podbrzusze i splunięciu. Mike leżał bez ruchu dopóki nie usłyszał trzaśnięcia drzwiami. Z trudem wstał z miejsca i spojrzał przez pozbawione szyb okno na podwórze. Nieliczni pruscy żołnierze kopali okopy, przygotowywali stanowiska strzeleckie dla karabinów maszynowych, niektórzy wynosili z ciężarówki duże drewniane skrzynie.
    Toliwer nie wiedział jak długo tu przebywał. Ostatnie co pamiętał to jak razem z resztą drużyny próbowali przejść przez front. Bez większych przeszkód udało im się dojść do pruskich okopów – potem zaczęły się schody. Najpierw ostrzał z cekaemów. Z trudem udało im się wydostać spod ognia kilku karabinów Spandau. Po kilku godzinach błąkania się na pruskich tyłach zostali zatrzymani przez żandarmów. Mike trafił do Niemiec na początku kwietnia, zgodnie z rozkazem George’a Toliwer miał przygotowywać ruch partyzancki w Niemczech. Po wypowiedzeniu wojny podobnie jak wszyscy mężczyźni w przedziale wiekowy 17-40 został wcielony do Armii Robotniczej. Ich dywizja po ciągłym odwrocie miała zaatakować Prusaków 6 czerwca pod Hanowerem. Co prawda atak się udał, jednak kilka kilometrów za przerwaną w pierwszym ataku linią była druga… Do jej rozpracowania dowództwo postanowiło użyć kilku patroli złożonych ze zwiadowców. Mike próbował sobie przypomnieć jak długo siedzi w tej ruderze, jednak gdy próbował wysilić swój mózg, i przypomnieć sobie coś pomiędzy dniem dzisiejszym, a teraźniejszością, czuł tylko nasilający się ból głowy. Zresztą, co tu mówić o bólu głowy? Toliwer’a bolało wszystko. Na podstawie swojego zmysłu czucia mógł dokładnie określić położenie i rozmiar każdej, najmniejszej nawet kości.
    Z tych smutnych rozmyślań wyrwały Mike’a hałasy dochodzące zza drewnianych drzwi. Po chwili ktoś silnym szarpnięciem otworzył je, i do pomieszczenia dostało się trochę światła lampy naftowej. Zanim Mike zdążył cokolwiek zrobić na podłodze tuż obok niego wylądował młody blondyn w mundurze oficera lotnictwa. Oznaczenia na naramiennikach wskazywały, że pilot jest podporucznikiem, zaś przyszyty do rękawa emblemat w kształcie bomby Mk. IV wskazywał, że nowy towarzysz Toliwer’a jest pilotem bombowca. Gdy tylko ucichły głosy na korytarzu, pilot podniósł się z ziemi i otrzepał mundur.
    - Daj spokój – zakaszlał Mike – i tak cały jesteś w ****ie.
    - Fakt – mruknął pilot i wyciągnął z bocznej kieszeni spodni paczkę papierosów – tego mi te ścierwa nie zabrały. Zapalisz?
    Mike skwapliwie wyciągnął rękę po papierosa.
    - Jak długo tu jesteś piechociarzu?
    - Nie mam pojęcia. Pamiętam, że brałem udział w ataku na pruskie pozycje pod Hanowerem, 6 czerwca, a potem po jakiejś dobie ruszyliśmy na rozpoznanie i wzięli mnie do niewoli. Od tamtego momentu do dziś nie kojarzę nic – Mike odpalił papierosa od pilota – Tak w ogóle, to który dzisiaj jest?
    - Niech pomyślę – mruknął pilot kucając obok Toliwer’a – Mojego Blenheim’a zestrzelili jakieś dwa dni temu nad południowym wybrzeżem wyspy, gdy wykonywałem lot zwiadowczy. Był wtedy 1 lipca, czyli dzisiaj jest trzeci.
    - A jak sytuacja na froncie?
    - Cóż praktycznie całe Prusy są już pod naszą kontrolą. Tylko Bornholm jeszcze znajduje się w rękach pruskich. Wycofały się tu dwie pruskie dywizje, a dokładniej ich resztki nie rozbite jeszcze przez Szwedów…

    *************************************************************************************************

    [​IMG]

    Wojna. Żaden z żołnierzy Armii Europy Sowieckiej stacjonujących w Europie Kontynentalnej nie chciał wierzyć wieściom o wojnie, dopóki pierwszy pocisk nie przeleciał koło głowy. Zaczęło się jak zwykle – niewinnie po prostu obie strony konfliktu postanowiły bronić swoich sojuszników. Pech chciał, że Prusacy mieli po prostu więcej dywizji rozlokowanych wzdłuż granicy i jako pierwsi ruszyli do ataku. Armia Sowiecka musiała się pośpiesznie wycofywać tocząc ciężkie walki. Sytuacja zmieniła się dopiero w kwietniu – po wycofaniu się części jednostek z Niemieckiej Republiki Sowieckiej. Walki rozpoczęły się 10 marca, po oficjalnym wypowiedzeniu wojny, które dotarło do ambasady sowieckiej w Berlinie 9 marca, późnym popołudniem. W ciągu pierwszych pięciu dni walk trwał ciągły odwrót. Dopiero 15 marca sytuacja nieco się zmieniła. Wycofujące się oddziały generała Lane – Dauphine’a próbowały przedostać się do częściowo opanowanej przez Prusaków Holenderskiej RS. Całą operację zabezpieczała sowiecka flota. Przeciwko siłom dowodzonym przez admirała Beloe wyruszyła marynarka pruska. Przeciwko Force A, jako pierwsze ruszyły niszczyciele. Ich ogień skupił się na niszczycielach Vancouver i Valkyrie. Ten ostatni otrzymał kilka celnych trafień poniżej linii wodnej i wycofał się z walki pod osłoną lekkich krążowników Calypso i Cardoc, które wzięły uszkodzony niszczyciel na hol. Tymczasem do atakujących otworzyły ogień dwa okręty główne – Bolszewik i Rewolucja. Ogień „Bolszewika” skupił się na niszczycielu KMS Theodor Riedel, zaś pociski „Rewolucji” poleciały w stronę KMS Paul Jacobi. O ile załodze tego pierwszego udało się skryć przejściowo za zasłoną dymną, o tyle załoga Paul’a Jacobi’ego nie miała tyle szczęścia. Już pierwszy pocisk „Rewolucji” trafił w cel – niestety zapalnik był zbyt twardy i poza dużą dziurą w lewej burcie, powstałej od uderzenia pruski okręt nie poniósł większych uszkodzeń.

    [​IMG]

    Okręt sowiecki "Repulse"​

    Tymczasem pozostałe sowieckie okręty, które nie zostały jeszcze zaangażowane w walki ruszyły ku lewemu skrzydłu pruskiej eskadry. Atak prowadził okręt „Renow”, wspierany przez niszczyciele „Skate” i „Valentine”, wsparcie ogniowe zapewniały krążowniki „Essex” i „Adeleide”. Salwa tego ostatniego dosłownie zmiotła mostek kapitański na ruszającym do walki KMS „Max Schultz”, który czym prędzej wypuścił zasłonę dymną i uciekł z pola walki osłaniany przez lekki krążownik „Emden”. Tymczasem pozostałe pruskie niszczyciele przy wsparciu pancernika KMS „Schleisen” zaatakowały odchodzące w lewo okręty sowieckie, które natychmiast otworzyły ogień. Owymi odchodzącymi w lewo były Repulse i Cheshire. Pociski tego pierwszego już po kilku salwach zatrzymały się na działach artylerii głównej „Schleisen’a”. Pruski pancernik pozbawiony swojej głównej broni – dział artylerii najcięższej dołączył do rejterującego z pola walki „Max’a Schultz’a” i „Emdena”.

    [​IMG]

    KMS "Scharnchost"​

    Rewolucja wciąż ostrzeliwała cofającego się „Paul’a Jacobi’ego”. Wreszcie pod oddaniu kolejnej salwy z dział artylerii głównej, pociski artylerii najcięższej przebiły pokład niszczyciela i wybuchły w okrętowym magazynie amunicji. Silna detonacja, która dosłownie wstrząsnęła okrętem spowodowała wybuch kotła parowego. Tego ostatniego zaś nie wytrzymała stępka okrętu, który przełamał się na pół i czym prędzej „zniknął” pod wodą. Z całej liczącej 120 osób załogi uratowało się zaledwie dziewięć osób, podjętych przez KMS „Georg Tiele”. W czasie gdy marynarze wyławiali rozbitków okręty sowieckie wstrzymały ostrzał prowadzącego akcję ratowniczą niszczyciela. Jednocześnie na KMS „Theodor Riedel” doszło do awarii steru. Niszczyciel przez następnych kilka minut pływał na planie koła, zanim pozostający na pokładzie „Bolszewika” admirał Beloe nie podjął decyzji o taranowaniu okrętu. Działa okrętu flagowego pośpiesznie wycelowano w KMS „Schleswig-Holstein”, którego załoga próbowała przyjść z pomocą załodze „Theodora Riedla” i wziąć pechowy niszczyciel na hol. Zanim jednak załodze pancernika udało się podejść wystarczająco blisko, kadłub niszczyciela został dosłownie zmiażdżony przez rozpędzonego „Bolszewika”. Co prawda okręt flagowy admirała Beloe musiał opuścić pole bitwy, zaś sam admirał przeszedł na pokład lekkiego krążownika Caldeon, to jednak bitwa była rozstrzygnięta na korzyść marynarki sowieckiej. Co prawda „Repulse” dostał się pod huraganowy ogień „Scharnchosta” i „Gneisenau”, ale ten ostatni został w ostatniej chwili ostrzelany przez pozostającą na placu boju „Rewolucję”. W zaistniałej sytuacji wśród okrętów pruskich zapanował nieład. Dowodzący pruską flotą, admirał Barenfanger, pozostał bowiem na pokładzie swojego okrętu flagowego (KMS „Schleisen”) i opuścił pole bitwy.

    [​IMG]

    Samozatopiony przez załogę Schleswig - Holstein​

    W tej sytuacji pozostające w walce okręty pruskie skupiły się wokół krążownika „Prinz Eugen”. Jego dowódca, świeżo upieczony kontradmirał Ott, zebrał okręty, które jeszcze pozostawały w boju, i pośpiesznie dokonał przegrupowania. Siły nieprzyjaciela podzieliły się na dwie części. Pierwszą, którą Ott określił jako „osłonową” stanowiły KMS „Gneisenau”, KMS „Prinz Eugen”, KMS „Blucher”, KMS „Koln”, KMS „Lebrecht Maas” oraz KMS „Georg Tiele”, który po podjęciu rozbitków krążył w miejscu kolizji „Bolszewika” i KMS „Theodor Riedel”. W skład grupy „odchodzącej” weszły KMS „Schleswig – Holstein”, KMS „Scharnchost”, KMS „Konigsberg”, KMS „Karlsruhe” oraz KMS „Richard Beitzen”. Grupa osłonowa została się pod silny ogień sowieckich krążowników („Essex”, „Cheshire”, „Adeleide”, „Celadon”) i niszczycieli („Skate” i „Valentine”). Tymczasem okręty cięższe („Rewolucja”, „Renow” i „Repulse”) zaatakowały bezskutecznie odchodzące z pola walki okręty pruskie. Około godziny siedemnastej „grupa osłonowa” przeniosła ogień na okręty ciężkie i ruszyła szykiem torowym w stronę „grupy odchodzącej”. Historycy pruskiej wojskowości lat 30, są zgodni co do jednego – bitwa morska z 15 marca została przez flotę pruską przegrana, zaś od pogromu w mroźnych wodach okalających Wyspy Fryzyjskie, uratował prusaków kontradmirał Ott. Po zakończeniu działań wojennych w lipcu 1936 roku, ocalałe okręty pruskie wyszły na pełne morze, gdzie wszystkie uległy zniszczeniu w wyniku samozatopienia przez własne załogi. Wcześniej (przełom maja i czerwca) w wyniku działań szwedzkiego lotnictwa, ciężkie uszkodzenia odniósł „Prinz Eugen” oraz „Emden”, które w ostatni rejs floty pruskiej już nie wyszły. Trzydzieści holowników przeprowadziło podziurawione jak sito kolosy na Bornholm, gdzie rozegrał się ostatni akt tragedii floty pruskiej – 4 lipca, w dniu proklamowania Niemieckiej Republiki Demokratycznej załogi wysadziły swoje okręty w powietrze. Ich wraki aż do dnia dzisiejszego spoczywają w porcie bornholmskim.

    *************************************************************************************************​
    Ofensywa sowiecka z kwietnia była związana z przybyciem na kontynent pięciu nowych dywizji piechoty, oraz wsparciu Republiki Rzymskiej, która dostarczyła sowietom trzy dywizje piechoty, zgrupowane na południu. Słabość Prusaków w Holandii i Luxemburskiej RS, oraz szybkie uderzenia dywizji sowieckich wspieranych przez lotnictwo doprowadziły do prawdziwej rzezi wśród pruskich armii. Przykładem może być mordercza walka pod Amsterdamem, w którym broniły się trzy postrzępione pruskie dywizje piechoty i kawalerii. Szybkie uderzenie generała Lene Dauphine’a dosłownie rozniosło niczego niespodziewających się Prusaków, którzy pośpiesznie uciekali z miasta, pozostawiając broń, amunicję i rannych na pastwę losu.


    *************************************************************************************************

    [​IMG]


    Szybko postępująca ofensywa szwedzka, oraz coraz większe postępy armii sowieckiej doprowadziły do ustalenia się nowego porządku w Europie. Wschodnia część Prus, wraz z całą Duńską RS, została zajęta przez Szwedów, natomiast Niemcy i część Austrii zostały opanowane przez Sowietów, którzy postanowili stworzyć na tym terenie podległy sobie rząd niemiecki. Głową nowego państwa niemieckiego został Johannes Dieckman. Na swojego zastępcę mianował znanego niemieckiego komunistę, Waltera Ulbrichta. NRD już następnego dnia po wydaniu aktu stwierdzającego powstanie państwa dokonało aneksji zniszczonego reżimu pruskiego.


    *************************************************************************************************​
    Mike’a obudziła głośna eksplozja. Przez następne kilka godzin panowała cisza. Gdy rankiem Mike wstał z podłogi i spojrzał na podwórze nie zobaczył ani jednego żołnierza pruskiego. Szybko obudził swego nowego towarzysza.
    - Tony, Tony! Wstawaj! Prusacy zniknęli.
    - Niemożliwe – mruknął zaspany pilot.
    - Zobacz sam – burknął Mike i usiadł na podłodze.
    Po chwili obok niego usiadł pilot.
    - Cholera… miałeś rację. Nie ma ich.
    - Słuchaj, będziemy tu tak siedzieć?
    - To chyba nie ma sensu – mruknął Tony – poczekaj chwilę.
    Pilot zdjął buta z nogi i doskoczył do okna. Włożył rękę do buta, i z całej siły uderzył nim w szybę, która rozleciała się od pierwszego uderzenia. W czasie gdy pilot rozbijał resztki szyby, które wciąż tkwiły w framudze, Mike strzepnął rozbite szkło z parapetu. Wystarczyło tylko przejść przez okno i wyjść na podwórze. Po chwili obaj byli wolni. Postanowili udać się w stronę dużej asfaltowej drogi. Po kilku godzinach marszu wzdłuż asfaltu dotarli do opuszczonej wioski. W jednym z porzuconych domostw udało im się znaleźć trochę chleba i zsiadłego mleka. Wzmocnieni tym pierwszym posiłkiem na wolności ruszyli w dalszą drogę. Po kilku następnych godzinach na horyzoncie pojawili się ludzie ubrani w sowieckie mundury. Okazało się, że wojna skończyła się w nocy z 3 na 4 lipca, po tym jak proklamowano powstanie NRD, zaś pozostający w służbie żołnierze pruscy wyrzucili karabiny i rozeszli się do domów…
     
  5. Ceslaus

    Ceslaus Guest

    Część piąta​


    Gryzący dym... Lipiec 1936

    [​IMG]

    Lipiec 1936, Niemcy

    [​IMG]

    Mapa polityczna z lipca 1936​

    Spotkanie z żołnierzami sowieckimi przebiegało w przyjaznej atmosferze. Na stole pojawiła się wódka, ktoś znalazł w pobliskiej farmie trochę kiszonych ogórków. Alkohol – nieodłączny czynnik wpływający na zdolności bojowe żołnierzy 1 Dywizji Proletariackiej lał się strumieniami. Mike pił jednak oszczędnie. Nie zapomniał o swoim zadaniu, które kilka miesięcy temu otrzymał od swojego nowego przełożonego, majora Szevketa. W chwili gdy jakiś pyzaty sierżant polał kolejną kolejkę, Toliwer wstał z miejsca i głośno zawołał:
    - Najdrożsi towarzysze! Wszyscy tutaj popełniliśmy straszliwe przestępstwo! – to mówiąc spojrzał na stojącego w drzwiach oficera politycznego, który nagle stał się bardzo zainteresowany słowami pijących – Piliśmy za zwycięstwo, piliśmy za Pierwszą Proletariacką, za naszych dowódców i towarzyszy broni z pierwszej linii. Ale zapomnieliśmy, o naszych drogich towarzyszach, ludziach u steru naszego wspaniałego sowieckiego państwa! Zdrowie towarzysza pierwszego sekretarza naszej wspaniałej partii robotniczej, towarzysza Saula de Groota!
    Żołnierze zdziwieni nietypowym zachowaniem nowego przyjaciela nie wiedzieli co zrobić, gdy Mike odezwał się ponownie:
    - Wy zaś towarzyszu Powels, jako oficer polityczny, zawiniliście podwójnie! Nie dość, żeście nas nie uświadomili o naszym strasznym błędzie, to jeszcze sami nam tego toastu nie zaproponowaliście!
    Powels powoli podszedł do stołu, wziął do ręki pusty kieliszek, uniósł go do góry i powtórzył za Toliwer’em:
    - Zdrowie towarzysza Saula de Groota!
    Gdy wszyscy wypili Mike popatrzył po twarzach zebranych.
    - Dobrze towarzysze, uhonorowaliśmy naszego drogiego towarzysza de Groota. Ale cóż by na to powiedział jego największy pomocnik, człowiek czynu! Towarzysz premier Harry Pollitt! Wy towarzyszu Powels pijcie pierwsi!
    Tony wstał z miejsca i nalał wszystkim. Powels podniósł kieliszek do ust…
    Po toaście za zdrowie Pollitta, zebrani pili jeszcze za Horner’a, Dutt’a, Mils’a, Philby’ego, Wintringham’a, Thing’a, Bosmana i na koniec Larsena. Po ostatnim toaście oficer polityczny wywinął malowniczego kozła i opadł na stojącą w rogu pomieszczenia kanapę. Zabawa przeniosła się na zewnątrz. Toliwer przez chwilę tańczył razem z rozpitym tłumem żołnierzy, po czym w chwili gdy był pewny, że nikt na niego nie patrzy wrócił do pokoju gdzie na kanapie spoczywał pijany w sztok oficer polityczny.

    [​IMG]

    Oficer polityczny Powels​

    Mike bez słowa podszedł do śpiącego i wyciągnął z jego kieszeni portfel, w którym poza drobną kwotą w Revfuntach* znajdowała się także legitymacja partyjna. W rubryce „Zawód wykonywany” widniał zapis „Służba policyjna – SSY”. Toliwer spojrzał na leżącego i sięgnął po leżący na stole nóż. Upewniwszy się, że poza leżącym na kanapie oficerem i nim w domu nie ma nikogo pochylił się nad leżącym i wbił nóż w okolicy siódmego żebra leżącego na kanapie oficera. W momencie gdy ostrze przebiło ciało ofiary, politurk cicho jęknął… Mike musiał teraz działać szybko. Odpiął pas i kaburę ze zdobycznym pistoletem Mauser, następnie sięgnął po leżący na stole alkohol i wylał na zabitego zawartości kilku butelek. Głosy żołnierzy dochodziły już spod drzwi… Toliwer otworzył należącą do politurka torbę, nigdzie jednak nie mógł znaleźć papierosów. Wreszcie na samym dnie torby udało mu się odnaleźć pełną paczkę. Szybko rozrzucił kilka wokół kanapy, po czym wyjął jeszcze jednego. Odpalił go od swojej zapalniczki po czym przytknął do polanego alkoholem materiału. W ciągu kilku sekund cała kanapa stanęła w ogniu. W tym momencie zabójca zdał sobie sprawę, że w jamie brzusznej zabitego wciąż sterczy rękojeść noża. Nie było czasu do stracenia – jeżeli teoria o samozapłonie od papierosa miała przetrwać, to Toliwer musiał wyciągnąć nóż – szybkim ruchem sięgnął po sterczącą z brzucha drewnianą rękojeść…

    10 lipca 1936, Londyn

    [​IMG]

    Limuzyna rządowa, należąca do Pollitt'a​

    Żołnierze stojący przed gmachem KC, który o ironio w ciągu ostatniego miesiąca przeniesiono do dawnego więzienia w Tower, rozstąpili się na widok nadjeżdżającego dużego czarnego samochodu. Na tylnym siedzeniu z cygarem w zębach siedział ubrany w czarny, dobrze dopasowany garnitur, pełniący funkcję premiera Harry Pollitt. Obok niego w mundurze sowieckiego oficera lotnictwa siedział rezydent wywiadu tureckiego na Europę Sowiecką, major Szevket.
    - A więc mówisz Szevket, że jeżeli pomogę wam zlikwidować towarzysza de Groot’a dostanę za to dwadzieścia tysięcy funtów szterlingów?
    - Znasz mnie, amici – mruknął Szevket przyglądając się budynkowi KC przez przyciemnianą szybę samochodu – Czy kiedykolwiek okłamałem, któregoś z was?
    - Fakt, nie przypominam sobie takiej sytuacji – odparł Pollitt puszczając obłok dymu z cygara, które pojawiło się w jego ustach – Ale na Allacha weź pod uwagę moją pozycję – jestem sowieckim premierem, wasz najlepszy sojusznik w Europie, nie istnieje, a wasza jedyna nadzieja w rządzie Indyjskim.
    - Kto powiedział, że przychodzę do was w imieniu mojego rządu? – burknął Szevket – Na świecie jest wiele wpływowych grup, którym wasz „przewodniczący” KC, delikatnie mówiąc nie pasuje. Moi mocodawcy, widzą na tym stanowisku kogoś bardziej… rozmownego i rozsądnego.
    - O kim mówisz przyjacielu?
    - Chociażby o Tobie. Przecież obaj wiemy, że liczy się dla Ciebie głównie władza. A jako premier nie masz jej zbyt wiele i każdy kolejny zjazd partii może oznaczać Twój koniec jako polityka – Szevket nachylił się w stronę Pollitta – A to by oznaczało koniec Twojego słodkiego życia. Koniec z białym złotem, koniec z kochankami, drogimi wódkami i wczasami w towarzystwie żony i dzieci na kontynencie. Zdajesz sobie z tego doskonale sprawę, prawda Pollitt?
    Cisza jaka zapanowała po ostatnich słowach Szevketa wydawała się potwierdzać przywiązanie premiera do osmańskiego agenta. Przez następnych kilka minut obaj mężczyźni wpatrywali się w drzewa rosnące przy parkingu na który wjechał samochód Pollitt’a.

    10 lipca 1936, Irlandia

    George podniósł leżącego na ziemi Stena. Obok niego, na pokrytej łuskami po nabojach podłodze siedziała Meg. Pound z podziwem spojrzał na siostrzenicę. W ciągu trzech dni regularnego oblężenia ich placówki przez cały czas pomagała jak mogła. Donosiła amunicję z piwnicy, dawała wodę rannym, jednym słowem odwalała kawał dobrej roboty, której nikt inny nie miał czasu wykonać. Do siedzących na podłodze podczołgał się uzbrojony w karabin „Bełcik”. Bełcik był jednym z ludzi z organizacji przydzielonych do ochrony fabryki, która znajdowała się w piwnicy domu.
    - No i jak, jeszcze dzisiaj nie atakowali – mruknął siadając obok Meg. – Wieczorem spróbujemy przerwać ich okrążenie…
    - Zabierzecie ją ze sobą – George spojrzał na Meg – Ja zostaję. Ktoś musi wydać rozkaz kapitulacji.
    -Ale wujku… - Meg spojrzała na Pounda – Ja też chcę zostać…
    - Nie ma mowy – mruknął – po moim trupie. Rozumiesz?
    Dalszą rozmowę uniemożliwiły salwy z karabinu maszynowego ustawionego po drugiej stronie ulicy.
    - No, ruszają do ataku – rzucił Bełcik – Panno Megie, pani wejdzie do piwnicy. Tam bezpieczniej…

    [​IMG]

    Podwładni George'a Pounda czerwiec 1936​

    Rzeczywiście, siły rządowe po raz kolejny ruszyły do ataku na dom zajmowany przez oddział George’a. Jako pierwsi zza prowizorycznych drewnianych barykad wyszli milicjanci. Ich osłonę stanowił karabin maszynowy, który funkcjonariusze SSY ustawili na strychu wysokiego budynku po drugiej stronie. Za milicjantami zza barykad powoli wychodzili oficerowie SSY. Napastnicy bez większych problemów dotarli do resztek furtki prowadzącej do przeddomowego ogródka. Jeden z milicjantów wyciągnął z kieszeni kombinerki i powoli zaczął przecinać siatkę, która blokowała przejście. W tym czasie druga grupa złożona z milicjantów zaczęła forsować resztki bramy, która w wyniku wybuchu kilku granatów powykrzywiała się we wszystkie strony. Pierwszy milicjant nie zdążył jeszcze przeskoczyć przez powykrzywianą stal, gdy z pozornie wymarłych do tej pory okien rozległy się strzały – pociski broni maszynowej dosłownie rozsiekały klatkę piersiową milicjanta, który upadł na ziemię. W tym momencie ukryty na poddaszu karabin maszynowy otworzył ogień do zbliżających się oficerów SSY. Kilku napastników padło bez życia na bruk, który szybko zaczerwienił się od krwi. Tymczasem grupa milicjantów próbująca przedostać się przez ogrodzenie również dostała się pod ogień broni małokalibrowej partyzantów. Jedyną osłonę dla atakujących stanowił wysoki żywopłot. Przyszpileni ogniem milicjanci rzucili w stronę obrońców kilka granatów, które rozerwały się z głośnym hukiem tuż przed stanowiskami. Mimo to partyzanci wciąż się ostrzeliwali. Na bruku przybywało leżących bez ruchu ciał milicjantów i oficerów SSY…

    Pound wypuścił w stronę nacierających kolejną serię. Wymierzył właśnie w kilku milicjantów, którzy ściskali już w rękach gotowe do rzucenia granaty, pociągnął za spust… i nic. Odpowiedział mu tylko metaliczny dźwięk zamka uderzającego o iglicę. Magazynek był pusty. Nim Pound przeładował Stena do pokoju wpadł granat. Detonacja rozerwała George’a oraz kilku innych. Parter domu umilkł.
    Widząc to milicjanci zaczęli poczynać sobie śmielej. Pośpiesznie podciągnęli pod bramę samochód opancerzony, z którego otworzyli ogień do ukrytego na poddaszu karabinu maszynowego. Wokół ludzi z obsługi kaemu rozpętało się piekło – pociski smugowe raz po raz przebijały dachówki wzniecając wokół partyzantów chmury pyłu, który osiadał na wszystkim dookoła. Mimo to obsługa nie przestawała prowadzić ostrzał. Kule wciąż świstały wokół zbliżających się do resztek ogrodzenia milicjantów i oficerów. Wreszcie kule przebiły dachówki, osłaniające obsługę ckm-u. Jako pierwszy padł celowniczy – kilka dziur po pociskach 7,62 skutecznie pokryło jego białą koszulę czerwoną posoką, skutecznie uniemożliwiając zlokalizowanie miejsca zranienia. Widząc, że jego towarzysz padł, na miejsce strzelca wszedł amunicyjny – nie postrzelał jednak zbyt długo – krótka seria z kaemu po drugiej stronie ulicy przeszła przez mostek, pociski przebiły serce i płuca…. Kaem na poddaszu umilkł. Strzelający do tej pory z poddasza, wobec utraty karabinu maszynowego i niemożności dalszego trzymania stanowiska zeszli na pierwsze piętro. Ostrzeliwali się jeszcze długo, zanim padli przygniecieni ogniem dwóch kaemów. Najdłużej broniła się jak zwykle w takich wypadkach załoga piwnicy. Milicjanci musieli wykurzać pojedynczych partyzantów granatami i ogniem…

    12 lipca 1936, Londyn

    Pollitt usiadł w głębokim fotelu. Powoli wyjął ze służbowej teczki kilka kopert i położył je przed sobą na blacie dębowego stołu. Odczekał chwilę po czym otworzył pierwszą kopertę z lewej i wyjął z niej kartkę z numerem telefonu. Premier westchnął, i przysunął do siebie stojący na końcu stołu telefon. Po chwili namysłu podniósł słuchawkę i wykręcił numer. Przez dłuższą chwilę słyszał tylko sygnał wybierania. Wreszcie po drugiej stronie odezwał się niski męski głos:
    - Słucham?
    - Dzwonię w sprawie remontu – Harry wycedził umówione hasło.
    - Rozumiem, proszę przyjść do mojej firmy…
    - Towarzysz, chyba nie wie z kim rozmawia. Nie będę mógł przyjść to waszej firmy.
    - To kogoś przyślijcie. Adres na odwrocie kartki z numerem.
    Rozmowa się urwała. Pollitt odłożył słuchawkę i wyszedł z pokoju. Szybko zszedł na parter i otworzył drzwi do kuchni. Gestem przywołał starszego mężczyznę w mundurze piechura siedzącego przy dużym kuchennym stole.
    - Pojedziesz pod ten adres. Nie schrzań tego. Jasne?
    - Tak jest. Możecie na mnie polegać towarzyszu ministrze.
    Po chwili spod posiadłości należącej do premiera Związku Socjalistycznych Republik Europejskich odjechał duży czarny samochód. Kierowca szybko wmieszał się w ruch uliczny. Przed jego pojazdem przewijała się cała kawalkada taksówek konnych, rowerów, motorów, riksz i limuzyn należących do oficerów i partyjnych bonzów, którym zazwyczaj towarzyszyła liczna eskorta SSY. Po kilku godzinach na podjazd powoli wtoczył się samochód. Pollit, który przez cały czas czekał na powrót swojego szofera w swoim gabinecie, słysząc warkot silnika otworzył okno i wyjrzał na podwórze.
    - Hej, Joe przynieś to do mojego gabinetu! – zwołał premier przez otwarte okno.
    Po chwili na schodach prowadzących do gabinetu premiera dało się słyszeć odgłosy kroków. Szofer zapukał do drzwi, i po chwili na biurku premiera pojawiła się opasła papierowa teczka. Na okładce widniał napis „Remont w domu tow. Pollitt’a”.
    - To wszystko sir?
    - Tak Joe, możesz już odejść.
    Gdy tylko szofer opuścił gabinet Pollitt otworzył teczkę. W środku znajdowało się kilka plików dokumentów…

    W ciągu kilku ostatnich dni Mike przez cały czas maszerował wzdłuż drogi prowadzącej do Berlina. Wszędzie po drodze widział rozbite samochody należące do pruskiego rządu, armii i cywilów, którzy w ciągu kilku ostatnich dni przeszli przyśpieszony proces uwłaszczenia na rzecz armii sowieckiej. Bardzo często taki proces wiązał się również z przymusowym przesiedleniem do innej prowincji. Nic dziwnego, że od wkroczenia armii sowieckiej do Niemiec rozwinął się tu ruch partyzancki. Co prawda na wszystkich przyłączonych do ZSRE terenach obejmował on zaledwie trzy, w porywach pięć procent społeczeństwa, to jednak stanowił wyraz niezadowolenia z polityki władz okupacyjnych.
    Droga jaką poruszał się Toliwer nie była specjalnie trudna. Zwłaszcza, że jakieś dwa dni temu udało mu się zamienić jego śmierdzące wojskowe łachy na cywilną marynarkę i czyste spodnie. W takim stroju łatwo udało mu się wmieszać w tłum uchodźców, którzy kierowali się w stronę stolicy nowego państwa niemieckiego. Większą część drogi Mike spędził w towarzystwie starego junkra, którego syn zginął na froncie wschodnim, w czasie walk ze Szwedami. Starzec był członkiem organizacji do której, wprowadził Mike major Szevket. Jako, że Toliwer był jej członkiem zaledwie od czterech miesięcy, nie miał takiej wiedzy na jej temat, jak jego współtowarzysz, który dołączył do „Zgromadzenia” wiele lat przed wojną. Towarzysz Mike’a nazywał się Joachim von Moltke.
    - Pamiętaj by nie rzucać się w oczy Angliku – wycedził gdy w pobliżu pojawił się sowiecki patrol – Szukają dezerterów. Udawaj niemowę. Jasne?
    Toliwer pokiwał głową. Sowieci byli jednak bardziej zajęci rewidowaniem młodych kobiet niż sprawdzaniem tożsamości pozostałych podróżnych. Mike i jego przewodnik bez problemu przekroczyli posterunek, który naprędce przygotowali żołnierze z patrolu. Po kilku godzinach forsownego marszu Moltke wprowadził Toliwer’a na leśną dróżkę. Na jej krańcu stał mały drewniany domek. Obok niego, pod rzadkim laskiem stała mała komórka, wykorzystywana zapewne przez gospodarzy jako drewutnia.
    - Wejdź do tej komórki i czekaj na mnie – rzucił na odchodnym Moltke, po czym zapukał w szybę domku. Drzwi otworzyła mu młoda kobieta ubrana w prosty kombinezon roboczy.
    - Pan w jakiej sprawie?
    - Ja do leśniczego Mauera. Jest w domu?
    - Tak niech pan wejdzie.
    Moltke powoli podszedł do drzwi wejściowych. Lekko nachylił się ku gospodyni i cicho powiedział:
    - Mój przyjaciel jest w drewutni. Zanieś mu coś do jedzenia.

    Następnego dnia Moltke i Mike ruszyli w dalszą drogę. Przez kilka następnych dni starali się poruszać głównie lasami, które wciąż pozostawały wolne od patroli. Co prawda nie pozwalało to im przemieszczać się tak szybko jak by chcieli, ale mogli uniknąć patroli drogowych, które skutecznie blokowały drogę do Berlina. Największą przeszkodą w poruszaniu się po głównych drogach, była niemal całkowita nieznajomość języka niemieckiego, w którym Toliwer znał tylko kilka słów…

    19 lipca 1936, Londyn

    [​IMG]

    Sowiecki pojazd pancerny Light Tank 2​

    Generał Heath usiadł na przygotowanym dla siebie krześle. Obok niego na miękkim fotelu siedział premier Pollitt. Obaj mężczyźni obserwowali defiladę świeżo sformowanej 1 Proletariackiej Dywizji Pancernej. Pochód otwierał chorąży niosący czerwoną robotniczą flagę. Za nim na lekkich pojazdach Tank Light II przed trybuną przejeżdżały kolejne plutony i kompanie. Widok był budujący. Zgodnie ze słowami towarzysza de Groot’a armia sowiecka „będzie najbardziej ofensywną ze wszystkich armii świata”. Pollutt lekko znudzony podziwianiem pojazdów nachylił się ku generałowi.
    - Towarzyszu, nie ma u was w dywizji jakiegoś człowieka, który mógłby rozwiązać kilka problemów, dla naszej wspaniałej partii?
    - To zależy o jakie problemy chodzi – odparł generał spoglądając z zaciekawieniem na premiera.
    - Chodzi mi o zlikwidowanie pewnego człowieka, który może doprowadzić do całkowitego upadku naszej wspaniałej partii robotniczej.
    - Wybaczcie, towarzyszu premierze, ale nijak nie rozumiem.
    - Kilku członków KC, współpracuje z wywiadami naszych wrogów. Musimy jakoś ukrócić ich zbrodniczą działalność, zanim doprowadzą do zamachu na towarzysza de Groot’a.
    Generał lekko pobladł na twarzy.
    - Dlaczego nie pójdziecie z tym do SSY?
    - A jaką mam pewność, że w tym straszliwym spisku nie biorą udziału również ludzie z SSY?
    - Fakt, żadnego – generał spojrzał na przejeżdżające pojazdy – Postaram się znaleźć kogoś odpowiedniego. Można powiedzieć, że to zabijaka pierwszej klasy…

    24 lipca 1936, Irlandia

    Kilka ostatnich dni przypominało koszmar. Meggie nie wiedziała czy to co widzi jest jawą, czy jakimś złym snem. Najpierw masakra w domu, potem jego podpalenie przez funkcjonariuszy SSY. W ostatniej chwili udało się jej ukryć w ogrodzie sąsiadów. Stamtąd, głównie dzięki pomocy państwach White’ów udało się jej uciec z dzielnicy. Teraz ukrywała się w jakimś obskurnym mieszkaniu w najgorszej dzielnicy miasta. Razem z nią z okrążenia wyszło dwóch ludzi. Sędziwy ojciec James, oraz lekko ranny „Bełcik”. Mimo pozornego spokoju, w mieście wrzało. Przez cały czas po mieście krążyły silne patrole SSY, ciągle słyszało się o aresztowaniach i morderstwach dokonywanych przez tajniaków i milicjantów. Wreszcie po tylu dniach oczekiwania pod oknami mieszkania pojawiła się zielona furgonetka. Jako pierwszy na parter zszedł ksiądz. Bez problemu wsiadł do furgonetki. Po chwili samochód ruszył. Zielona furgonetka odjechała. Meggie i „Bełcik” musieli czekać na następny transport.

    Oczekiwanie trwało kilka następnych dni. Wreszcie rankiem pod oknami pojawił się zielony samochód. Meggie szybko narzuciła na siebie palto i razem z „Bełcikiem” zeszła na dół. Po chwili oboje ruszyli w drogę do Ulsteru…

    * Revfunty - waluta wprowadzona po rewolucji w Angielskiej RS, a potem w całym ZSRE
     
  6. Ceslaus

    Ceslaus Guest

    Dziękuję za komentarze. Niestety mapy nie jestem w stanie poprawić. W rozgrywce jestem już około stycznia 1937 roku, a od tego czasu doszło do paru zmian na mapie politycznej Europy.

    Co do Pollitt'a to należy go wysłać na reedukację do Szkocji! Albo od razu rozstrzelać:]

    ---------- Post dodany 28.08.2009 o 14:52 ----------Poprzedni post został napisany 26.08.2009 o 17:04 ----------

    Część szósta

    Pętla na szyi de Groot'a

    [​IMG]

    Sierpień

    [​IMG]

    Walki o Berlin w maju 1936 roku​

    Po niemal miesiącu od ucieczki z pruskiej niewoli, oczom Mike’a i jego przewodnika po Niemczech ukazała się tablica informacyjna „Berlin 3 km”. Gdy podróżni weszli na nieduże wzgórze, po którego zboczach znajdowała się szosa prowadząca do miasta, ich oczom ukazało się może gruzów. Gdzieniegdzie spomiędzy zburzonych od ostrzału artyleryjskiego, budynków dawało się jeszcze zauważyć wysokie słupy ognia, które na pierwszy rzut oka trawiły całe miasto. Pomiędzy zwałami ruin wytrawny obserwator, mógł zauważyć pojedynczych ludzi w pruskich mundurach, którzy odgruzowywali ulice, lub próbowali choć trochę ograniczyć skutki pożarów. Na zburzonych domach kręcili się jednak nie tylko ratownicy, eks jeńcy przekazani rządowi NRD, w bliżej nieokreślonym charakterze, ale również szabrownicy. Właściciele cudem ocalałych sklepów i zakładów, stanęli teraz przed znacznie trudniejszym zadaniem niż w czasie walk o miasto. Jeżeli otwierali sklep, to musieli liczyć się, z tym, że wielu klientów pod pozorem „oglądania towaru” napełni kieszenie i wyjdzie bez płacenia. Wieczorami zaś pod ich witrynami mogli pojawić się liczni złodzieje, którzy tylko czekali na okazję by ogołocić wystawy i półki.
    W najgorszej sytuacji byli jednak ci, którzy stracili domy i mieszkania w trakcie walk. Co prawda nie dotyczyło to mieszkańców dzielnicy rządowej, która została przywrócona do wyglądu sprzed wojny w ciągu zaledwie kilku dni, ale większość berlińczyków nie miała dachu nad głową i większość czasu spędzała na porozbijanych przez artylerię sowiecką, stacjach metra. Również kościoły i zbory protestanckie, które pomimo wprowadzenia w Niemczech „dyktatury proletariatu” wciąż funkcjonowały zamieniły się w noclegownie. Ludzie spali na marmurowych posadzkach, na drewnianych ławkach… Niektórzy bardziej zaradni na jakiś czas wyjeżdżali na wieś, jednak i tam dotarły wkrótce masy uciekinierów, a wraz z nimi głód, oraz wszechwładni oficerowie DAP*-u…
    Mimo to Toliwer wraz z Moltkem weszli do miasta. Z trudem przedostali się do dzielnicy rządowej, gdzie o dziwo pomimo słupów czarnego gryzącego dymu bijącego powietrze, wszystko wyglądało normalnie. Podobnie jak na przedmieściach od strony wschodniej, gdzie wystarczyło tylko zasypać leje po granatach i bombach, oraz wstawić nowe okna w szyby. Było już późno gdy zdrożony Moltke zapukał do drzwi mieszkania. Otworzył je starszy już człowiek. Mógł mieć może z siedemdziesiątkę, a jego głowę dawno już pokryły siwe włosy. Na widok Moltkego przez chwilę pokiwał głową, po czym bez słowa wskazał obu przybyszom by weszli. Gdy gospodarz zamknął za Mike’iem drzwi, obaj goście zostali wprowadzeni do dużego salonu. Cały czas milcząc gospodarz wskazał im by usiedli. Gdy po chwili wrócił postawił przed Moltke’m i Toliwerem kilka puszek z konserwami mięsnymi oraz bochenek chleba.
    Na widok jedzenia przewodnik Mike’a powiedział do gospodarza coś po niemiecku. Właściciel mieszkania przez chwilę obserwował przybyszów po czym wyszedł z salonu.
    - Bardzo gadatliwy – rzucił od niechcenia Mike.
    - Jest niemy. Stracił język w wyniku wypadku.
    - Nie wiedziałem. Bardzo mi przykro…
    - Nie jest ci wcale przykro – burknął Moltke otwierając puszkę – Bądźmy szczerzy angliku, masz nas gdzieś, a gdyby nie jakiś twój znajomy czy przyjaciel pewnie nadal robiłbyś raporty dla szefostwa fabryki amunicji.
    - Jeżeli nie wam, Herr Moltke moje towarzystwo, to mogę dalej iść sam – odparł Mike patrząc na starca pochylonego nad puszką i bochenkiem chleba – Proszę dać mi tylko namiary na pozostałe kontakty w drodze do Istambułu.
    - Nie idziesz do Istambułu – poinformował Brytyjczyka Moltke – Miasto kapitulowało jeszcze w lipcu. Nie wiem czy w ogóle jest sens iść do Osmanów. Niedługo zostaną anektowani przez Włochów.
    - Skąd pan to wie? Przecież nie mieliśmy po drodze dostępu do gazet…
    - Po prostu wiem i tyle. Nie musisz wszystkiego wiedzieć.

    3 sierpnia 1936, Londyn

    Zgodnie z obietnicą generał Heath przysłał Pollitt’owi odpowiednich ludzi. Było ich pięciu i sprawiali wrażenie płatnych zabójców, a nie żołnierzy sowieckich. Premier otworzył jedną z teczek. Wewnątrz znajdowały się dokumenty Waldemara Fostera. Nie wyglądał zbyt ciekawie. Zarost na twarzy domagał się kontaktu z żyletką, mundur wymagał uprania, zaś właściciel przyśpieszonego kursu dobrych manier. Foster od samego wejścia do gabinetu siedział na poręczy ładnego drewnianego fotela i dłubał w nosie. Sam jego wygląd napawał Pollitt’a obrzydzeniem, a co dopiero mówić o zachowaniu.
    - A więc, urodziliście się w Niemieckiej Republice Sowieckiej?
    - Ehe.
    - Znacie się na ładunkach wybuchowych?
    - Ehe.
    Premier ciężko westchnął. Niestety był zmuszony przyjąć Fostera.
    - Dobrze, możecie już iść do samochodu. Powiedzcie Lindnerowi, że może wejść.
    Premier rządu sowieckiego rzucił teczkę Fostera na bok. Z namaszczeniem otworzył okładki lekko zniszczonej teczki. Na przedniej stronie widniała pieczątka, „Kompania Karna”. Pod pieczątką Harry zauważył napis „Herbert Lindner”. Na kolejnych stronach premier znalazł kilka danych odnośnie procesu. Oskarżony o napad z bronią w ręku, został zatrzymany przez żandarmerię. Osądzony jeszcze przed ostatnią wojną, od wykonania wyroku uratowało go wycofanie się korpusu generała Lene – Dauphine’ego z okolic Hanoweru.
    Drzwi gabinetu otworzył niski korpulentny mężczyzna. Jego stój stanowił dobrze dopasowany mundur z dystynkcjami kaprala wojsk pancernych.
    - Towarzyszu premierze! Kapral Herbert Lindner melduje się na rozkaz.
    - Proszę spocząć – Pollitt wskazał na taboret przykryty cienką materią.
    - Dziękuję towarzyszu.
    - A więc, zostaliście skazani za napad z bronią w ręku na sklep monopolowy w Hamburgu…W trakcie ucieczki, zatrzymał was oddział SSY. W trakcie zatrzymania nie stawialiście oporu.
    - Popełniłem błąd towarzyszu.
    - Darujcie sobie. Podczas posiedzeń parlamentu mam dość klakierów – mruknął Pollitt – Będziecie dowodzić grupą szturmową. Skład grupy poznacie później.
    - Tak jest towarzyszu.
    - Możecie odejść Lindner. W ciągu kilku najbliższych dni zostaniecie wezwani na kolejną rozmowę. Jak już wyjdziecie, to zawołajcie Radke’go.
    Kolejny Niemiec z NRS. Ranny pod Mons, do 1 Proletariackiej Dywizji Pancernej trafił niejako przez przypadek. W cywilu pracował w hamburskiej filii Royal Small Arms Factory. Po chwili próg przekroczył Rudolf Radke. Średniego wzrostu szatyn. Kierowca czołgu w pierwszej pancernej.
    - Starszy szeregowy Rudolf Radke melduje się na rozkaz.
    - Siadajcie. Jesteście specem od mechaniki tak?
    - Tak jest towarzyszu. Od dzisiaj będziecie pracować jako zastępca kaprala Lindnera. Za kilka dni spotkacie się z nim w garażu, w którym czekaliście na wezwanie.
    - Rozumiem towarzyszu.
    - Acha, jeszcze jedno, powiedzcie White’owi, że jego bezpośrednim przełożonym jest Jhon Murphy. White dowodzi całą waszą grupą. Wszyscy z NRS są odpowiedzialni tylko przed towarzyszem Lindnerem. Jasne?
    - Tak jest.

    8 sierpnia 1936, Londyn

    [​IMG]

    Mundur wz.36 wariant zimowy. 1. czapka polowa, 2. szynel, 3. buty zimowe, 4. pas, 5. karabin typ S2m, 6. nóż lub bagnet, 7. ładownice skórzane, 8. torba na granaty, 9. saperka​

    Horner powoli otworzył drzwi. Po chwili wszedł do małego pokoiku. Za dużym stołem siedział generał Wintringham. Na widok ministra uzbrojenia powoli zdjął okulary i wytarł je w leżącą na blacie ściereczkę. Horner skinął na powitanie głową.
    - Witam towarzyszu ministrze. Bardzo się cieszę, że pana widzę – generał spojrzał na gościa i wskazał mu fotel – a więc zakończyliśmy modernizację dywizji piechoty…
    - Na to wygląda towarzyszu. To bardzo ważne, i nie możemy sobie pozwolić na pozostawienie pewnych spraw bez, że tak powiem… odpowiedniego odzewu.
    - Taak. Towarzyszu ministrze… proponuję zwiększyć ilość dywizji pancernych. Nasza armia już niebawem może stanąć przed ważnymi walkami w obronie Rewolucji, a wtedy, będziemy musieli posiadać najlepszą armię na świecie.
    - Proszę nie przeceniać sił reakcji. To w gruncie rzeczy tacy sami ludzie jak my, jedyna różnica między nimi a nami to fakt, że nie miał ich kto uświadomić klasowo – Horner popatrzył pytająco na generała – Czy uważacie towarzyszu, że te doły społeczne chcą walczyć za burżujów? Ależ skąd. W oparciu o dane jakie otrzymujemy od ministerstwa propagandy, cała sprawa jawi się zupełnie inaczej.
    - Nie wątpię, towarzyszu ministrze – odparł generał – Ale nawet żołnierz sowiecki musi mieć środki do walki. Ostatnia wojna dobitnie pokazała, że wielu oficerów politycznych spełniało raczej niezbyt dobrą rolę, jeśli weźmiemy pod uwagę ogół działań zbrojnych naszej armii. Większość nawet nie podchodziła do linii frontu…

    Rozmowa zakończyła się około dwunastej wieczór. Gdy tylko minister Horner opuścił gabinet szefa sztabu generalnego, generał Wintringham podniósł słuchawkę leżącego na biurku telefonu. Szybko wykręcił numer szefa wywiadu i już po chwili usłyszał głos Kim’a Philby’ego.
    - Towarzysz Philby słucham.
    - Tu generał Wintringham. Myślę, że ten stary dureń Horner wie coś o planach zamachu na towarzysza de Groot’a – generał otworzył szufladę i wyłączył magnetofon – cała nasza rozmowa jest nagrana.
    - Skorzystałeś z magnetofonu, który zamontowaliśmy w twoim gabinecie – odezwał się głos w słuchawce.
    - Tak. Myślę, że nasi drodzy towarzysze z SSY, mogą być zadowoleni. Co prawda w kilku miejscach musiałem wypowiedzieć kilka twierdzeń charakterystycznych dla kontrika, ale… w ostatecznym rozrachunku, to kawał dobrego materiału – Wintringham spojrzał na przełącznik włączający nagrywanie – Przyślijcie kogoś do mnie. To nie może tu zostać zbyt długo…

    Po chwili spod siedziby wywiadu odjechał czarny samochód. Jego kierowca, oficer SSY bez większych przeszkód dotarł pod gmach Ministerstwa Obrony, gdzie mieściła się kwatera główna sztabu wojsk lądowych. Na dole czekał już na niego adiutant generała Wintringham’a, porucznik Perkins. Bez słowa podał kierowcy kopertę z nagraniem. Oficer odebrał paczkę i schował ją do schowka, przy miejscu pasażera. Zasalutował i odjechał. Gdy zniknął za zakrętem zgasił silnik i otworzył schowek. Powoli wyjął rękawiczki i paczkę. Ostrożnie ją otworzył i wyjął taśmę. Powoli schował ją do zewnętrznej kieszeni marynarki. Na jej miejsce włożył drugą, którą przed chwilą wyjął z kieszeni w spodniach…

    9 sierpnia 1936, Ulster

    Dom był nieduży. Nieco przypominał ten z którego przed kilkoma dniami udało się jej uciec. Z trudem znosiła kolejne przeprowadzki. Zwłaszcza teraz, gdy George zginął, a Mike był w Europie. W tym czasie jej jedynym powiernikiem i przyjacielem został ojciec James. Co prawda był trudnym do zaakceptowania współlokatorem, ale lepszy on niż „Bełcik”, który w ciągu ostatniego tygodnia zaczął się do niej dość chamsko dostawiać. Początkowo sprawę udawało się rozwiązać kilkoma „nie”, ale dziś musiała już dać mu w twarz. Meggie leżała na łóżku w swoim pokoju i słuchała radia. To była jedna z tych popularnych audycji, w państwowym radio, gdzie spiker lekko omijał cenzurę, dzięki stosowaniu zwrotów w obcych językach, na przykład po francusku, czy szwedzku. A co najważniejsze puszczał amerykańską muzykę. Jazz, blues… to było znacznie lepsze od krajowych śpiewaków – przodowników, którzy w większości przypadków sprowadzili angielską muzykę rozrywkową do wiejskich przyśpiewek weselnych. Audycja nazywała się „Kwadrans po nieparzystej”. Jej autor Doudley Hoffmann, bardzo często był widywany na dublińskich komisariatach w charakterze przesłuchiwanego.
    - Słuchajcie… Nie wiem jak ma wam o tym powiedzieć, przed chwilą, do studia wszedł mój kumpel Jerry, i rzucił mi na biurko kartkę z oficjalnym rządowym komunikatem – zaskrzeczał Hoffman nadający na falach radiowych – Zwykle takie papiery giną w bałaganie jaki mam na stole w studiu… ale ten, musicie usłyszeć.
    „W związku ze zwycięstwem w wojnie, i postępującym przyłączaniu do naszego zwycięskiego kraju kolejnych republik, rząd sowiecki pod moim przywództwem, został zmuszony do wydania zgody na utworzenie nowych partii politycznych. Biorąc pod uwagę jednomyślność naszego narodu sowieckiego, podjęliśmy decyzję, o wydaniu zgody na stworzenie partii politycznej dla Anglii, Szkocji i Irlandii, o nazwie „Angielska Partia Demokratyczna”. Jej przewodniczącym zgodnie z porozumieniem pomiędzy Partią Komunistyczno-Robotniczą, został znany demokrata John Bradley. Jego zastępcą, został Neville Chamberlain.

    Podpisano, przewodniczący Komitetu Centralnego, tow. Saul de Groot”

    Przez następnych kilka chwil w eterze zapanowała cisza. Po chwili około dwudziestu milionów ludzi słuchających trzeciego programu radia państwowego ponownie usłyszało głos spikera…
    - Nie wiem jak wy, ale ja jutro idę zapisać się do APD.

    10 sierpnia 1936, Berlin

    [​IMG]

    von Moltke przed wojną​

    Mike usiadł na krześle naprzeciwko Moltkego.
    - Herr Moltke… Ja, podjąłem decyzję – powiedział po chwili wahania Toliwer – Chcę iść do Włoch. Wyruszam jutro. Jeżeli może mi pan jakoś pomóc w dotarciu do granicy, to będę bardzo wdzięczy za każdą udzieloną mi pomoc.
    Niemiec przez chwilę milczał. Po krótkim namyśle powoli wstał z miejsca i podszedł do otwartego na przestrzał okna.
    - Po pierwsze, herbatożłopie nie wyruszasz nigdzie jutro. Po drugie pomogę Ci w dotarciu do Włoch, ale pod jednym warunkiem – Moltke odwrócił się w stronę siedzącego na krześle Anglika – Zabierzesz mnie ze sobą do Indii. Tutaj jestem skazany na powolną śmierć. Wiesz, że w Bawarii rozstrzeliwują już ludzi z mojej klasy? Ja mam pięćdziesiąt dwa lata. To dużo, ale chcę jeszcze trochę pożyć. Cała moja rodzina, którą miałem w Niemczech zginęła… nic mnie tu nie trzyma.
    - Będzie mi bardzo miło – odparł Mike. Powoli wstał z miejsca i podszedł do stojącego przy oknie mężczyzny – Kiedy ruszamy?
    - Nie wiem. Wiele rzeczy jest jeszcze do zorganizowania. To będzie bardzo trudne, ale nie niemożliwe. Droga będzie przebiegała niemal przez całe Niemcy, dlatego musisz się poduczyć języka. W domowej biblioteczce powinieneś znaleźć odpowiednie książki. Mam nadzieję, że masz talent do języków, bo w ciągu miesiąca chcę żebyś mówił po niemiecku proste zdania. Po kolejnych dwóch tygodniach, masz znać ten język w stopniu komunikatywnym. Na koniec popracujemy nad akcentem.
    - Rozumiem – Mike lekko się uśmiechnął – Jeżeli mamy razem podróżować, to może zaczniemy mówić sobie po imieniu?
    - Dobrze. Mówi mi Joachim.
    - Mike.
    - To źle brzmi. Będę na Ciebie wołał Michael. Pasuje?
    - Jak najbardziej Joachimie.

    13 sierpnia 1936, Londyn

    Mianowany koordynatorem akcji John Murphy, ordynans premiera Pollitt’a otworzył drzwi do gabinetu swojego przełożonego. Na widok służącego Pollitt, który akurat rozmawiał przez telefon lekko skinął głową i wskazał mu miejsce na fotelu. Murphy powoli podszedł do biurka i odsunął fotel. Rzadko miał okazję siedzieć na czymś takim. Zwykle sypiał na podłodze w garażu, albo na tylnej kanapie. Druga opcja była możliwa do zrealizowania tylko wówczas gdy Joe miał pewność, że premier nie będzie potrzebował wieczorem samochodu. Ostatnio jednak premier załatwił mu dobre łóżko, porządny pokój i trochę spokoju wciągu dnia. Od czasu do czasu musiał co prawda pojechać do starej fabryki amunicji, gdzie nieznani mu tragarze pakowali na jego samochód po kilka skrzynek z napisem „Materiały wybuchowe”, ale i tak było mu o niebo lepiej niż przedtem. Teraz nie obawiał się już powrotu do Szkocji, gdzie trafił za przygotowywanie ładunku wybuchowego, który jego dowódca wykorzystał podczas próby zamachu na szefa marynarki wojennej. Murphy miał wreszcie szansę do czegoś dojść. Nic bardziej nie pociągało młodego szofera, państwa Pollitt’ów niż kariera. John marzył o osiągnięciu czegoś więcej niż jego ojciec, nomen omen robotnik kolejowy z Dover, odkąd skończył dziesiąty rok życia. Po chwili Pollitt odłożył słuchawkę telefonu na widełki i spojrzał na siedzącego.
    - Przejmiecie dowództwo nad całą tą bandą, której pilnowaliście kilka dni wcześniej.
    - Rozumiem towarzyszu premierze.
    - O wszystkim masz donosić bezpośrednio mnie. Zrozumiałeś?
    - Tak jest. Będziecie wiedzieć o wszystkim co robią ci ludzie towarzyszu.
    - Doskonale Joe. Spisz się dobrze, a order Czerwonego Sztandaru cię nie minie – Pollitt popatrzył na blat biurka – Nasz drogi chłopiec z SSY przywiózł tą taśmę?
    - Tak. Mam ją przy sobie – Joe wyjął z kieszeni pogniecioną kopertę – zapowiedział, że jeśli będzie miał coś jeszcze to da nam znać.
    - Miejmy nadzieję, że nieco zejdzie z ceny – mruknął Pollitt.
    - Towarzyszu premierze, sugerowałbym likwidację tego problemu.
    - To znaczy?
    - Nasi niemieccy przyjaciele muszą zapoznać się z techniką przeprowadzania zamachu. W ciągu kilku najbliższych dni mogą dostać w swoje ręce tego agencika, pod warunkiem oczywiście, że nie będzie miał już nam nic do powiedzenia, i zlikwidować go jako wroga narodu, albo szpiega..
    - A co z materiałami wybuchowymi?
    - Jeśli mam być szczery towarzyszu premierze, to z tego co otrzymałem do tej pory nie da się nawet wykorzystać naparstka trotylu, a co dopiero powiedzieć o produkcji bomby. Większość czasu poświęciłem na znalezienie odpowiedniego zapalnika, i obecnie wydaje mi się, że najlepiej będzie jeśli użyjemy zapalnika chemicznego.
    - Jesteś do niego w pełni przekonany?
    - Nie do końca. Jeżeli użyjemy zbyt słabego kwasu, to ścianka zatrzymująca ciesz stopi się za późno, a jeśli użyjemy za mocnego to za wcześnie – Joe popatrzył na premiera – Nie chciałbym, by bomba wybuchła po środku Parlamentu i nie spełniła swojego zadania.

    15 sierpnia 1936, Ulster

    Zielona furgonetka zatrzymała się przed domem gdy ojciec James pracował w ogródku. Kierowca wysiadł z maszyny i podszedł do ogrodzenia. Ksiądz powoli odłożył grabie na ziemię i podszedł do siatki.
    - Witam ojca.
    - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – odparł ojciec James bacznie się rozglądając.
    - No, dobrze że ksiądz pracował na powietrzu, to nie musiałem trąbić – kierowca lekko się uśmiechnął – Mam dla księdza list z Rzymu, i dobrą wiadomość. Jeszcze dzisiaj przerzucimy ojca do lasu. Do „Tony’ego”.
    - Rozumiem. Wjedź na podjazd synu i poczekaj chwilę.
    Po chwili oboje z Maggie siedzieli już w kabinie kierowcy. Pojazd powoli ruszył z miejsca i wytoczył się na główną ulicę. Pasażerowie obserwowali ruch uliczny. Mimo iż było jeszcze wcześnie na ulicach było już bardzo wielu ludzi. Niektórzy śpieszyli się na drugą zmianę, inni wracali do domów. Tu i ówdzie pałętali się pijani, którzy po zakończeniu zmiany w fabryce trafiali na bruk, gdzie przepijali swoje dniówki. Po dwudziestu minutach jazdy furgonetka wyjechała wreszcie z miasta. Do przyzwyczajonych do szarości i brudu oczu Meggie i księdza James’a docierały teraz zupełnie odmienne barwy. W sierpniowym słońcu pokryte zielenią drzewa, których tak brakowało w miastach stwarzały wrażenie czegoś spoza tego świata. Po następnych dwudziestu minutach jazdy furgonetka wjechała na małą farmę. Jedną z niewielu nie włączonych jeszcze do Sovfarmu. Z dużego budynku wyszedł do przybyszów ubrany w partyzancki uniform oficer. Powoli otworzył drzwiczki samochodu i pomógł wysiąść Meggie i księdzu.
    - Witamy w Zjednoczonym Królestwie Anglii i Irlandii – powiedział podając rękę dziewczynie – moje pseudo w konspiracji „Śrubokręt”. Będę państwa dowódcą i, że tak powiem opiekunem.
    Śrubokręt zaprowadził przybyłych do dużej szopy. Powoli podszedł do stojących pod drewnianą ścianą beczek i odsunął jedną z nich. Pod beczką znajdował się metalowy właz. Śrubokręt zapukał kilka razy we właz. Po chwili z dołu odpowiedziało mu pukanie.
    - Ksiądz zechciałby mi pomóc?
    Ojciec James podszedł do „Śrubokręta” i pomógł mu odsunąć pokrywę włazu. Po chwili cała trójka znalazła się w piwnicy. Ksiądz i Meggie znaleźli się w dużym pomieszczeniu, przypominającym dużą stołówkę. W całym pomieszczeniu stały stoły i ławki, na których siedzieli młodzi ludzie obojga płci. Niektórzy grali w karty inni czyścili broń, jeszcze inni jedli. Pod ścianami na drewnianych stojakach stała broń maszynowa. Pod stołami w dużych drewnianych skrzyniach znajdowały się granaty…

    20 sierpnia 1936, Berlin

    Mike powoli zamknął podręcznik. Od kilku tygodni nie rozstawał się z tą książką. Obok niego na małej szafce nocnej leżał otwarty słownik. Toliwer wstał z łóżka i podszedł do okna. Miasto wciąż trawiły pożary. Słupy ciemnego gryzącego dymu sięgały aż do nieba, i gdzie niegdzie przysłaniały księżyc. Po ulicach krążyły uzbrojone w broń maszynową patrole SSY i DAP. Mike usiadł na ponownie na łóżku. Przed nim jeszcze dużo nauki. Toliwer ziewnął i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. „Der Ziggareten” – pomyślał po czym włożył jednego papierosa do ust i zapalił. Chwilę zaciągał się dymem po czym wyszedł z pokoju. Dojście do kuchni zajęło mu kilka minut.
    Na blacie stołu leżała angielska gazeta. Artykuł na pierwszej stronie od razu przyciągnął wzrok Toliwer’a – „Powstaje nowa partia polityczna”. Mike przejrzał kilka linijek po czym złożył gazetę i wrócił do swojego pokoju. Naprawdę miał jeszcze dużo do zrobienia.

    28 sierpnia 1936, Londyn

    Saul de Groot na widok szefa wywiadu Philby’ego skinął lekko głową i wskazał gestem by usiadł. Na biurku pierwszego obywatela ZSRE leżał raport Philby’ego.
    - A więc, sądzicie towarzyszu, że konieczne jest stworzenie kontrwywiadu?
    - Tak jest towarzyszu.
    - Jeśli można wiedzieć, to co skłoniło towarzysza do takiej decyzji? Przecież nasze sokoły z SSY są naszymi oczami i uszami w terenie.
    - Towarzyszu de Groot, zdaję sobie sprawę z zaufania jakim darzycie ludzi z SSY, ale muszę wam donieść o pewnym incydencie. Nie dalej jak kilka dni temu naszemu człowiekowi udało się przechwycić pewne ważne materiały. Za ich transport miał być odpowiedzialny oficer SSY. Niestety w drodze materiały zostały podmienione, zaś wspomniany przeze mnie człowiek z SSY zniknął. Domyślamy się co prawda gdzie jest, ale nie jesteśmy w stanie go dostać. SSY nie podejmie działań przeciwko swoim, wojsko nie ma uprawnień, zaś Milicja Robotnicza tylko przeszkadza moim ludziom w robocie.
    - A więc?
    - A więc, jest konieczne by powstał kontrwywiad.
    - Jakie będą koszta?
    - Nie duże. Po prosty skieruję do tej pracy część moich ludzi. I tak mam ich zbyt wielu.
    - A więc towarzyszu proszę przygotować dokumenty na temat oficera, który mógłby objąć dowództwo…

    *DAP - Deuche Arbeit Polizei - niemiecki odpowiednik SSY

    AAR wyczyszczony i zamknięty. W razie chęci kontynuowania, kontaktować się z funkcyjnymi działu.
    Biedrona
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie