Portugalia - Kraj na końcu świata

Temat na forum 'EU II - AARy' rozpoczęty przez Alcarcalimo, 9 Maj 2009.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    [​IMG]

    Spróbowałem otworzyć oczy, ale równie szybko je zamknąłem. Ostre słońce oślepiło mnie. Przed następną próbą postanowiłem przeanalizować co wiem. Przede wszystkim żyje co jest budujące, gdyż ostatnią rzeczą jaką pamiętam jest olbrzymia fala zalewająca "Merlina" i zmywająca mnie do morza. A teraz najwyraźniej znajduję się na plaży o czym świadczy piasek, który oblepia moją twarz jak również wyraźny szum morza i krzyki mew. Pytanie co się stała z "Merlinem" i resztą jego pasażerów. Okręt nie miał prawa przetrwać fali, która go zalała. Ciekawie czy jeszcze ktoś przeżył katastrofę? No ale tego się nie dowiem leżąc na plaży. Muszę się ruszyć i dowiedzieć się gdzie jestem.
    Znów spróbowałem otworzyć oczy, tym razem powoli aby przyzwyczaić się do ostrego słońca. Gdy usiadłem z grymasem na twarzy stwierdziłem że mam także złamane kilka żeber. Póki co nie próbowałem stanąć na nogi. Tymczasem ukazał mi się na prawdę piękny widok. Znajdowałem się na wąskim kawałku lądu położonym miedzy morzem a stromym urwiskiem. Kilkaset metrów na południe urwisko spotykało się z morzem (dzięki bogom że nie rozbiłem się o te skały), z kolei na północ ciągnęła się biała plaża zakręcając wraz linią brzegową wpierw ku zachodowi a w odległości kilku mil ostro na wschód. Jedyne co mogłem zrobić to udać się w tamtym kierunku i liczyć że spotkam kogoś kto powie mi gdzie się znajduję.

    [​IMG]
    Miejsce lądowania​


    Późnym wieczorem dotarłem do najmocniej wysuniętego w morze cypla gdzie w końcu ukazała mi się droga w głąb lądu. Prowadziła ona w kierunku wschodnim, północno-wschodnim, a leżała ona na brzegu dużej zatoki. W dali widziałem ujście rzeki i zdaje się jakieś domostwa. Nie mogłem jednak dziś iść już dalej. Nie jadłem od dnia katastrofy, tyle co napiłem się wody ze strumyczka spływającego z urwiska, a w dodatku byłem obolały i piekielnie zmęczony. Musiałem się przespać. W odległości pół mili zaczynał się las przybrzeżny. Dotarłem do najbliższego drzewa i zasnąłem.
    Domostwa, które widziałem 15 dni temu z oddali okazały się szałasami niewielkiej rodziny tubylczej. Składała się ona z co najmniej 15 myśliwych. A wszystkich członków liczyła przynajmniej 50. Ostatecznej liczby nie mogłem być pewny, gdyż część myśliwych mogło być na polowaniu. Już niemal wydobrzałem, w okolicznym lesie znalazłem dość ziół i wody, a mięso ze wstydem muszę przyznać, musiałem podkradać moim nieświadomym sąsiadom. Przynajmniej póki do końca nie odzyskam sił. Całe szczęści że okoliczne lasy, a przede wszystkim wody obfitowały w zwierzynę. Muszę przyznać, że najbliższa okolica idealnie nadaje się na osadę, a że ma wygodną zatokę także na port. Aż dziw że królewscy zwiadowcy jej nie odkryli. Mniejsza zresztą o to, królewskich zwiadowców już nie ma, nawet Królestwa już nie ma.
    Wracając do rzeczywistości. Początkowo miałem zamiar natychmiast nawiązać kontakt z tubylcami, ale gdy zobaczyłem jacy są oni prymitywni zrezygnowałem. Z ludźmi nigdy nic nie wiadomo jak zareagują na obcego zwłaszcza tak dziwnego jak ja. Oczywiście mogło okazać się że jestem przewrażliwiony, gdyż ludzie prymitywni mogli się okazać życzliwi tak jak nigdy to nie zdarzało się tym „cywilizowanym”, ale jak to mówią przezorny zawsze ubezpieczony. Dlatego postanowiłem poczekać, aż odzyskam na tyle sił że będę mógł się bronić, a ten czas właśnie nadszedł. Muszę się dowiedzieć gdzie jestem.
    Do tej pory ukrywałem się w gąszczu, kilkadziesiąt stai na zachód od osady, znajdującej się na polanie przez środek której przepływała rzeczka, która z kolei wpadał do zatoki. Wstałem, zrobiłem kilka kroków do przodu, a w tedy zauważył mnie chłopiec, który męczył się z prymitywną żyłką. Natychmiast zaczął uciekać i krzyczeć. Nie trzeba było długo czekać kiedy kilku myśliwych złapało włócznie i zaczęło ostrożnie zbliżać się do mnie. Zatrzymałem się i uniosłem dłonie na wysokość twarzy kierując ich wewnętrzną stronę w ich kierunku w uniwersalnym znaku pokoju. Miałem przy tym nadzieje że ten uniwersalizm do nich dotarł. Zatrzymali się. A ja odetchnąłem z ulgą. Ze środkowego namiotu wyszedł starszy rodu. Zdążyłem się z orientować kto nim jest w czasie obserwacji. Towarzyszyło mu kilku myśliwych, a zza osłony szałasów wszystko obserwowali pozostali członkowie klanu.
    Zatrzymał się kilka kroków przede mną i odezwał.
    - Niech bogowie ci błogosławią wędrowcze – powiedział we wspólnej mowie, a ja z wrażenie zapomniałem języka w gębie. Skąd on mógł znać język Królestwa? Zdaje się że wyczytał szok z mojej twarzy, gdyż kontynuował – wiedzieliśmy Panie, że tu jesteś, gdyż zauważyliśmy znikanie części naszego pożywienia.- i uśmiechnął się.
    - Witaj i wybacz Panie – szok szokiem ale coś odpowiedzieć musiałem – to prawda, iż kradłem wam jedzenie, ale byłem ranny i słaby, i sam nie mogłem polować, a nie wiedziałem jak zareagujecie na moje pojawienie się – szczerość wydała się najwłaściwsza.
    - Bez potrzeby. Tak wyśmienitego gościa przyjęlibyśmy i pomogli z całych sił. Nie gniewamy się także z powodów tych kradzieży. Dzięki bogom ta kraina jest dostatnia.
    - To wspaniałomyślne z waszej strony i mam nadzieje że będę mógł się odwdzięczyć za tę wyrozumiałość – odpowiedziałem, a w jego spojrzeniu coś jakby się zmieniło. – Ale powiedz mi o najstarszy skąd znasz mowę królestwa?
    - Dziękujemy za ofertę ale nie mówmy teraz o tym. Zapraszamy do Ogniska, a po kolacji odpowiemy na tyle pytań ile zdołamy – mówiąc to wykonał zapraszający ruch ręką.

    Zaproszenie do rodzinnego Ognia było już samo w sobie niezwykłe, a zwłaszcza dla osoby, która przez ostatnie dwa tygodnie okradała tę rodzinę z jedzenia. No i ta niezwykła uprzejmość najstarszego z rodu. Coś mi się zdaję, że moi dobroczyńcy nie wiedzą co się stało z Królestwem. Tradycją było, że za uprzejmość dla swoich obywateli Królestwo po wielokroć wynagradza. Póki co nie zamierzałem im niczego wyjaśniać.
    Dowiedziałem się za to kilku interesujących rzeczy. Moi gospodarze byli jednym z klanów plemienia Luzytów. Było to nie zbyt liczne plemię zajmujące się łowiectwem i w tym konkretnym wypadku rybołówstwem. Zostali oni zepchnięci na te ziemie przez jakieś bardzo liczne plemię z północy. Kraina w której mieszkali zwana była przez nich domem, a ja nie pamiętałem jak ten kawałek wybrzeża był opisany na mapach. Gdzie się znajduję pomogła mi ustalić wiadomość o tym od kogo nauczyli się oni wspólnej mowy i dowiedzieli się o królestwie. Okazało się że 80 mil na południe na wybrzeżu „z którego widać inną Ziemię" znajduje się wielkie miasto. To przybysze z tamtego miasta opowiedzieli Im o Królestwie i nauczyli wspólnej mowy. A to mi już w zupełności wystarczyło aby się dowiedzieć gdzie jestem. Miasto o którym mowa to Tartessos, największa królewska kolonia na zachodnim wybrzeżu.
    Nim udałem się w drogę do Tartessos spędziłem jeszcze dobre 3 miesiące z Luzytami. Dzięki ich gościnności mogłem odzyskać siły i zdobyć informację o przeszkodach jakie mnie czekają w podróży. Drugim powodem była konieczność jak i chęć odwdzięczenia się za pomoc. Królestwo może już nie istnieć, ale jago honor musi być kultywowany. Nauczyłem moich gospodarzy umiejętność wyplatania sieci i połowu ryb za jej pomocą. Do tej pory męczyli się z nieporęcznymi pseudo wędkami. Dzięki sieci od teraz będą oni mieli zawsze pod dostatkiem jedzenia.

    ----------------------------------

    Witam,
    Przyszedł czas i na mój arr. Pojecie nie wiem jaki on będzie, gdyż co chwila zmienia się jego koncepcja. Mam nadzieje że uda mi się go ukończyć. Wiem iż jest to drugi arr o Portugalii w ostatnim czasie, ale musicie mi uwierzyć że miałem go w planach od dawna.
    Co do tej historyjki. To nieregularnie mam zamiar wplatać takie opowieści między właściwymi odcinkami aara. Mam nadzieje że ostatecznie ułożą się one w logiczną całość.
    Właściwy pierwszy odcinek już jutro. Podam przy jego okazji również ustawienia gry.
     
  2. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    Ustawienia gry:
    - mapa - wielka kampania
    - patch 1.9
    - mody - QPM i Watk.3.1 , mapa Kaspersusa
    - poziom trudności - najwyższy (chyba coś to daje?)
    - poziom agresywności - tchórz(najniższy) - daje to nie wiele, ale mam nadzieje że nie będzie głupich podbojów



    Wojna o przyszłość


    [​IMG]
    Mapa Europy z początków XV w.​

    Królestwo Portugalii początku XV w. było biednym krajem. Od zawsze leżało ono na uboczu Europy. Z jednej strony graniczące z Oceanem Atlantyckim, z drugiej zaś z Królestwo Kastylii nieugięcie dążącego do podporządkowania sobie „zbuntowanej prowincji”, jaką w rzeczywistości była Portugalia.
    Gdy w 1249 roku została do kraju włączone Algerve, władza królów Portugalii sięgneła południowego wybrzeża, zostały ustalone granice kraju. Od tamtej pory, przez niemal 150 lat Portugalczycy nie potrafili znaleźć sobie nowego celu, na którym mogli by skupić swą energię. Nastąpiło to dopiero z początkiem wieku XV kiedy to żywioł portugalski został ukierunkowana przez Króla Jana I Dobrego i jego syna Henryka Żeglarza. Nim jednak o Żeglarzu...

    [​IMG]
    Król Jan​

    Swą historię Portugalii rozpocznę w roku Pańskim 1419. Na tronie zasiadał Król Jan I Dobry. Jan był nieślubnym synem króla Piotra I i Teresy Lourenço. W 1364 został wielkim mistrzem zakonu Avis. Po śmierci brata, Ferdynanda (1383) w Portugalii zapanował krótki okres interregnum, gdyż Ferdynand nie miał męskiego potomka. Ślub jego jedynej córki, Beatrycze, z Janem I, królem Kastylii sprawiłby, że Portugalia zostałaby podporządkowana Kastylii, na co miejscowa ludność nie chciała się zgodzić. Doprowadziło to do wojny z Kastylią. Armia kastylijska latem 1385,wspierana przez kawalerie francuską i prowadzona przez Jana I, wkroczyła do Portugalii z zamiarem zdobycia Lizbony i odebrania tronu Janowi I d'Aviz. Ponieważ działo się to podczas wojny stuletniej, z pomocą Portugalii przeciw Francji i Kastylii stanęła Anglia. Wojska kastylijskie zostały rozgromione w bitwie pod Aljubarrotą, przez znacznie mniejsze siły pod dowództwem Jana I Dobrego i Nuno Alvaresa Pereirę. Wojna z Kastylią została wygrana i nowy król został uznany przez pozostałe państwa.
    Jan I był królem z wizją. Chciał on wzmocnić pozycję kraju i jego skarb rozwijając handel z Afryką. W 1415 zajął on Ceutę, miasto w północnym Maroku, które umożliwiało kontrole handlu niewolnikami, kością słoniową czy saharyjskim złotem wymieniając tylko najważniejsze towary. Był to pierwszy krok do przejęcia handlu morskiego z Maghrebem. W 1419 roku wojna z Marokiem trwała wciąż. Okupacja strategicznie ważnego miasta Cueta nie byłą idealnym rozwiązaniem. Początkiem roku postanowiono przystąpić do ofensywy, która by zmusiła sułtana Maroka do uznania praw królestwa Portugalii.

    [​IMG]

    Maroko w XV w.​

    [​IMG]


    1 stycznia 1419 roku Cuetę oblegała 20 tys. armia gen. Correlona, a druga pod dowództwem gen, Pereira właśnie wyruszała ją wesprzeć. Należy zaznaczyć że po stronie Maroka do wojny przystąpił kalifat Algieru. Był to groźny przeciwnik dla Portugalii, gdyż posiadał liczniejszą flotę. Już w pierwszych miesiącach wojny okazało się jak bardzo groźny. Flota Algieru uniemożliwiła dotarcie wsparcia do Tangeru na czas przez co armia oblegająca Cuetę została odrzucona z pod murów miasta w wyniku wielkiej bitwy z muzułmanami.

    [​IMG]

    Dzięki jednak udanemu manewrowi gen. Corelonno całe 11 tys, ocalałych żołnierzy wyszło na tyły wrogiej armii i bez strat dotarło pod Rabat, stolice Maroka. W tym samym czasie flota Portugalii pokonała algierską i wyładowała 20 tys. armię gen Perairy na wybrzeżu afrykańskim, a on z marszu rozbił przebywającą tam 15 tys. armie muzułmańska.

    [​IMG]

    Przystąpiono do oblężenia Cuety. Wróg jednak nie próżnował. Zbierał siły a flota Algierska raz po raz szarpała eskadrę portugalska blokującą Tanger. Jan I korzystając z poparcia dla tej „krucjaty” powołała w każdej prowincji kraju poborcę podatków. Decyzję tę tłumaczył dużymi wydatkami na wojnę.

    [​IMG]

    Decydującym okresem wojny okazał się początek roku 1420 kiedy to nie wiedzieć jak eskadra algierska przekradła się obok floty blokującej cieśninę gibraltarską i wyładowała pod Lizboną 5 tysięczną armię, która splądrowała okolice Lizbony i obległa stolice kraju. Jednocześnie ruszyła kontrofensywa połączonych armii marokańsko –algierskich. Z dwóch kierunków w stronę Rabatu ruszyły armię liczące razem ponad 40 tysięcy ludzi. Wiedząc o tym gen. Pereira zostawił 5 tysięczny oddział piechoty aby kontynuował oblężenie Cuety i sam z armią 9 tys. ruszył na odsiecz 11 tysiącom oblegających stolicą marokańską.
    Spóźnił się jednak. Na szczęście także zgranie ataku nie wyszło muzułmanom, a gen Correlanno zrewanżował się za porażkę pod Tangerem. 11 tysięcy jego ludzi pokonało 26 tysięczna armię muzułmańską tracą 3 tysiące rannych i zabitych. Atak drugiej armii został odparty już po dotarciu gen. Pereiry. W tym samym czasie flota Portugalii przegoniła z pod Lizbony okręty algierskie.

    [​IMG]

    Wkrótce padła stolica Maroka, a miesiąc później po dotarciu połączonych armii pod Ceuete i ona.

    [​IMG]
    Forteca marokoańska​

    Początkowo sułtan nie chcąc uznać swojej porażki odmawiał oddania Tangeru. Gdy jednak Flota Algierska poniosła kolejną, już piątą klęskę i on zrozumiałe że nie wygra tej wojny. Zgodził się oddać prowincję Tanger i zapłacić 50 dukatów kontrybucji za zniszczenia spowodowane przez armie algierską pod Lizboną.


    [​IMG]
    terytorium Portugalii po wojnie​


    Podsumowanie wojny:
    - Wojna rozpoczęta w roku 1415 zakończyła się 25 listopada 1420 roku.
    - Portugalia uzyskała prowincje Tanger z ważnym handlowym portem Cueta, jak również (co było celem wojny) dostęp do rynku w głębi Afryki.
    Dodatkową korzyścią było zdobycie map: Algierskich - podczas drugiej bitwy po Cuetą i Marokańskich - po zdobyciu stolicy tego kraju
    - korzystając z ogólnego poparcia dla wojny udało się wprowadzić reformę centralizującą kraj oraz w każdej prowincji ustanowić poborce podatków. Dzięki tym krokom władza króla znacząco wzrosła oraz zwiększono przychody do kasy.
    - udowodniono iż flota Portugalska potrafi wygrywać z silniejszym ilościowo przeciwnikiem. W sumie stoczono 5 bitew morskich, w których stracono dwa okręty. Przy czym tylko w jednej bitwie Portugalczycy mieli przewagę liczebną.
    - z 40 tys. armii na początku wojny pozostało 18 tys.



    ----------------------------------
    Od autora;D

    Kilka uwag/pytań:
    1. Z połamanymi żebrami chyba ciut przesadziłeś.
    - może, ale wszystko się wyjaśni w późniejszych odcinkach
    2. Co to za Tassos? Tassos to chyba jakaś turystyczna miejscowość na Korfu.
    - masz racje mój błąd, chodziło mi o Tartessos. Za chwilę edytuje
    3. Jakie Królestwo już nie istnieje? chyba nie Portugalia?
    - cierpliwości, się wyjaśni razem z żebrami :>
    4. Centruj obrazki
    ok
    5. Jak napiszesz odcinek, odłóż go i przeczytaj jeszcze raz za dzień, dwa - dzięki temu unikniesz głupich sformułowań, których często nie widać, jeśli całość przeczyta się od razu po napisaniu tekstu (a co dopiero w trakcie jego pisania)
    - Wiem, ale brak cierpliwości i pierwszy arr z Portugalią mnie przyśpieszyły.
    6. Jakie technikalia? -
    - patrz wyżej;]
    7. Co znajduje się na tym pięknym zdjęciu, które nam zaserwowałeś?
    - miejsce lądowania naszego rozbitka


    Popraw trochę pisownię (nie byłbym sobą, gdybym o tym nie wspomniał )...
    - postaram się


    W tym odcinku była sama wojna. Następny będzie o panowaniu Jana I i o tym co najbardziej lubię, czyli gospodarka, dyplomacja i kolonizacja

    i pytanie jeszcze - jak zrobić aby obrazki powiększały się po kliknięciu?
     
  3. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    Odcinek II
    "W którym miało nie być wojny, ale nie wyszło..."​


    [​IMG]


    Jan I Dobry z Bożej łaski król Portugalii i Algarve, Pan Ceuty. Tak od zwycięskiej wojny o Tanger brzmiał tytuł władcy Portugalii. Aby jednak zrozumieć politykę i cele jakie mu przyświecały musimy wrócić do roku 1385. Jak już wiemy Jan zasiadł na tronie dość nieoczekiwanie dla niego samego. Jako nieślubny syn króla Piotra I nie miał szans na odziedziczenie tronu, zwłaszcza iż istniał prawowity następca. Dlatego też jeszcze jako dziecko został on mianowany Wielkim Mistrzem Zakonu Avis. Zakon ów jak większość ówczesnych zakonów na płw. Iberyjskim był bractwem rycerskie. Jan przesiąknął więc ideą walki z islamem i rekonkwisty.
    Nie wielu jednak wie, że przyszły król poznał w tym czasie pewnego człowieka, mnicha i rycerza zarazem. Człowiek ów wpoił młodemu Janowi przekonanie, iż bez odpowiedniego zaplecza finansowego i dominującej gospodarki żadna rekonkwista się nie uda, a jedynym jej skutkiem będzie zniszczenie kraju. Przede wszystkim jednak nauczyła Jana cierpliwości.
    Król do wojny o Tanger, przygotowywał się przez 30 lat. W pierwszej kolejności należało zapewnić sobie bezpieczne sąsiedztwo Kastylii. Przez lata zabiegów dyplomatycznych udało się podpisać szereg umów z władcami tego kraju regulujących przebieg granic oraz uznających prawa nowej dynastii do tronu Portugalii jak i prawo do ziem marokańskich. Zawarto również szereg mariaży z możnymi płw. Iberyjskiego.
    Kolejnym krokiem były reformy kraju, mające na celu usprawnić władzę centralną oraz pozyskać ludzi i funduszy na przyszłą wojnę. Jan I w swoich rządach postanowił oprzeć się na mieszczanach, kupcach i średniej szlachcie. Nie spodobało się to oczywiście najmożniejszym rodom Portugalskim, jednak król wyszedł ze słusznego założenie że nigdy wszyscy nie będą zadowoleni. A że przyszłością królestwa ma stać się handel... Aby uzyskać poparcie dla wojny kupcom obiecano dostęp do egzotycznych towarów z Afryki, a szlachcie wizje zdobycia sławy na krucjacie przeciw niewiernym. W tzw. międzyczasie za sprawą syna króla Henryka rozpoczęto poszukiwania drogi morskiej do Indii, które w roku 1419 za skutkowały odkryciem uroczej wyspy Madera.
    Nim jednak o odkryciach i kolonizacji wpierw wysiłki królestwa musiały się skupić na wojnie. Mamy rok 1419 i właśnie z Lizbony wyruszyła flota, której ma na celu zadanie ostatecznej klęski afrykańskim muzułmanom. Król wykorzystując entuzjazm społeczeństwa wprowadza prawa, które ostatecznie pieczętują nowy kierunek rozwoju kraju umacniając jednocześnie pozycje władcy.

    [​IMG]

    [​IMG]


    Pod koniec roku, o czym już była mowa, król ustanawia poborców podatków w każdej prowincji kraju. Zwiększając w ten sposób dochód skarbca o 70%. Przy czym nieprzerwanie inwestuje w infrastrukturę i administracje. Nie zapomina również o interesach handlowych utrzymując dominującą pozycję na rynku Lizbońskim i wysyłając kupców do Wenecji. Gdy po zdobyciu stolicy Maroko poznana zostaje droga na rynki w głębi Afryki, król nie czekając na koniec wojny wysyła tam pierwszych kupców. Egzotyczne towary zaczynają płynąć do Lizbony.
    Jan I Dobry nie chce mieszać Portugalii w afery Europejskie. Odmawia kilkakrotnie Kastylii wstąpienia do sojuszu wojskowego, pogarszając przy tym odrobinę stosunki z tym krajem, uzyskując jednak zgodę ichniego króla na korzystanie z portów Kastylijskich. Podjęto również zakrojoną na szeroką skalę wysiłki zmierzające do polepszenia albo chociaż utrzymania dobrych stosunków z krajami morskimi zachodniej Europy. Portugalia nie chce się mieszać w żadne konflikty. Portugalia ma się bogacić na handlu.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Ważną kwestią były kwestie wiary. Król mimo niechęci do Muzułman rozumiał, że są oni ciągle dużą siła (wraz z Żydami) na południu kraju, a także dominują we wszelkim rękodziele czy innych wolnych zawodach, tj. lekarze czy prawnicy. Nie mógł więc ich ani otwarcie lekceważyć ani wygnać nie osłabiając kraju. Przyjęto politykę nacisku gospodarczego co oznaczało wyższe podatki dla wszystkich nie katolików zamieszkujących Portugalię. Król wiedział iż tylko takie argumenty mogą przynieść zamierzony skutek.

    [​IMG]

    Po zakończeniu wojny zdecydowano się wysłać pierwszą wyprawę kolonizacyjną na Maderę. Niestety statek gdzieś po drodze ginie. Na dworze portugalskim szepcze się że jest to sprawka Sułtana Maroko, ale król nic nie może zrobić. Nie chce się plątać w kolejna wojnę. Podjęto jednak decyzje o wzmocnieniu floty celem ochrony wybrzeża i przyszłych kolonistów.
    Jak pokazały doświadczenie ostatniej wojny niezbędne było powołanie stałej jednostki ochrony wybrzeża. Nie można było dopuścić w przyszłości do kolejnego desantu wroga na terytorium królestwa. W skład powołanej w marcu 1423 roku eskadry weszło 5 galer ufundowanych ze skarbu królewskiego, a pod koniec roku dalsze 5 zostały przekazane przez gildie kupieckie w celu ochrony Cuety i cieśniny Gibraltarskiej.

    [​IMG]

    Początkiem roku w stronę Madery ruszyła już trzecia próba kolonizacji, wreszcie udana. Niestety ograniczony skarb królestwa nie pozwalał na więcej niż jedną kolonizacje w roku, a to i przy braku większych wydatków na inne cele.
    Dochód z poszczególnych prowincji prezentował się następująco:

    [​IMG]

    Przy rocznym dochodzi 60 dukatów.

    W czerwcu roku 1424 została usprawniona administracja państwowa, a wysiłki kraju skupiły się na rozwoju handlu.

    [​IMG]

    Kolejne doniosłe wydarzenie miało miejsce początkiem roku 1425, w tedy to udało się wysłać pierwszą w pełni profesjonalną ekspedycję na Południowe Morza. Eskadra składająca się z trzech okrętów pod dowództwem komodora Diogo de Silves'a wyruszyła na poszukiwania Drogi do Indii jak również legendarnego Królestwa Księdza Jana.

    [​IMG]

    Gdy wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku doszło do najgorszej rzeczy jaka może spotkać kraj, wojna domowa. 2 października 1425 roku w prowincji stołecznej w samym sercu królestw wybuchł bunt. Na czele spisku mającego obalić króla stanęła wyższa szlachta. Nie zgadzali się oni z reformami Jana I Dobrego i aby wymusić przywrócenie starych przywilejów 11 tysięczna, buntownicza armia ruszyła na stolicę. Król mimo wstrząsu jakiego doznał nie zamierzał ustąpić. Mimo poparcia mieszczan lizbońskich nie posiadał on jednak w kontynentalnej część kraju wojska zdolnego przeciwstawić się takiej sile. Postanowił więc ściągnąć z Afryki 17 tysięczną armię gen. Pereiry. Gdy armia kończyła właśnie załadunek na okręt spadło na kraj kolejne nieszczęście.

    [​IMG]

    Sułtan Maroka zwietrzył szansę na zemstę za przegrana wojnę. Mimo, że właśnie przegrał drugą wojnę z rzędu, tym razem z Hiszpanią, a może dlatego? Zdecydował się nieprzygotowany ruszyć na kolejną. W wojnie tej poparcia sułtanowi udzielił Emir Grenady, ale już nie Sułtan Algieru.

    [​IMG]

    Sytuacja Portugalii, która jeszcze przed chwilą przedstawiała się tak wspaniale stała się bardzo trudna. Bunt w kraju i wojna z liczebnie silniejszym przeciwnikiem, a w skarbcu pustki. Jedynym jej atutem pozostawała flota. Zarówno Maroko jak i Grenada nie posiadały floty. Grenada dodatkowo właśnie na rzecz Hiszpanii utraciła swój największy port, Gibraltar, wykorzystując ten fakt można było zredukować liczbę przeciwników do jednego. Eskadra Cieśniny, jak oficjalnie nazwano 5 galer ufundowanych przez kupców, zablokowała wybrzeże Grenady, dzięki czemu ta ostatnia nie mogła zagrozić swą armią Portugalii. Dodatkową korzyścią z tego ruchu była wystawienie wczesnej warty w wypadku przyłączenia się do wojny Algieru.
    Flota Atlantycka w tym czasie pobiła rekordowy czas rejsu z Cuety do Lizbony i z powrotem, dzięki czemu armia królewska jeszcze przed końcem roku była znów w Tangerze. I to w samą porę, gdyż muzułmanie właśnie zakończyli koncentracje wojsk i ruszyli na miasto w sile 24 tysięcy.
    Co zaś się tyczy buntowników to zostali oni rozgromieni doszczętnie. Początkiem listopada flota tryumfalnie wpłynęła do portu Lizbońskiego, wyładowując wcześniej Armię Afryki w osłoniętym miejscu na tyłach buntowników. W ten sposób zostali oni kompletnie zaskoczeni i pokonani, gdyż byli przekonani że armia znajduje się na okrętach. Natychmiast po stłumieniu buntu żołnierze znów zostali zaokrętowani i ruszyli ku Afryce. Oczywiście nie byli oni uszczęśliwieni.
    W ten sposób w rok 1426 Portugalia wkroczyła jako Pan sytuacji, z nadziejami na szybkie rozstrzygnięci konfliktu.

    [​IMG]

    W styczniu 1426 doszło do bitwy pod murami Cuety. 17 tysięczna armia Portugalska zmusiła do odwrotu silniejszą armię Maroka. Nie wykorzystano jednak tego zwycięstwa. Zamiast ruszyć w pościg za zreorganizowanym wrogiem, gen. Pereira skierował się pod Rabat, który już został zablokowany prze Eskadrę Atlantycką. Miano nadzieje, że gdy Sułtan zobaczy armię portugalska pod swą stolicą zrozumie swój błąd i zgodzi się na zawieszenie broni. Jednak nadzieja ta okazała się płonna, nie doceniono uporu Sułtana. Nie dość że odmówił to swą armie zamiast na pomoc stolicy wysłał znów na Cuetę. Gen. Pereira zostawił 1500 ludzi i flotę aby kontynuowali oblężenie a sam ruszył z reszta armii na pomoc miastu. I znów udało się odeprzeć atak. Tym razem jednak zdecydowano się ruszyć za wrogiem.
    Czy to zbyt wielka pewność siebie, czy to pustynny piach czy może kara boska, ale ku zaskoczeniu wszystkich armia portugalska poniosła porażkę w bitwie o Fez i musiała się wycofać do Cuety. Teraz role się odwróciły, ścigający stał się ściganym. Doszło do kolejnej bitwy na terenie prowincji Twer, w której ciągle wstrząśnięta armia królewska znów musiała uznać wyższość wroga. Udało się jednak powtórzyć manewr z pierwszej wojny, wyjść na tyły wroga i dostać się bez strat do prowincji Fez. W tym momencie Król zrozumiał że ta wojna szybko się nie skończy. Rozpoczęto badania nad nowymi sposobami walki oraz zmieniono strategie prowadzenia wojny. Zdecydowano się wysłać zagony na zaplecze Marokan i przenieść wojnę na tereny do tej pory nią nie objęte, a co za tym idzie słabiej chronione*. Po rozbiciu na szybko formowanych oddziałów cały teren kraju stanął przed Portugalczykami otworem. Równocześnie z Fezu ruszyła armia gen. Pereiry aby rozbić pierścień oblężenia broniącej się ostaniem wysiłkiem Cuety. Spóźniono się dosłownie o włos. Parę dni przed zjawianiem się odsieczy bramy miasta padły. Mimo zwycięskiej bitwy należało oblegać miasto. Marokańczycy zdołali naprawić cześć murów a garnizon w nim pozostający nie zamierzał się poddawać. Mury jego jednak osłabione wcześniejszymi walkami po 5 miesiącach padły. W sierpniu 1427 roku odzyskano Cuetę i ponownie wyruszono pod Rabat, gdzie zbierała się nowa armia muzułmańska pod osobistym dowództwem sułtana. Udało się ją rozbić lecz znów większość należało oblegać miasto.
    Oba kraje odczuwały już skutki wojny, przy czym Maroko splądrowane, nieporównywalne większe. Sułtan nawet i Emir Grenady nieśmiało sondowali możliwość zawarcia pokoju w zamian za śmiesznie mała sumę kilu denarów. Króle jednak chciał uzmysłowić sułtanowi bezsens wszczynania kolejnych wojen odnosząc teraz zdecydowane zwycięstwo, jak również zdecydowanie większego odszkodowania za straty jakie ponieśli portugalscy kupcy, którzy przez wojnę stracili swoje wpływy na rynkach w głębi Afryki. Ci ostatni aby dać wyraz swojemu zdaniu poparli go czynem.

    [​IMG]

    Za otrzymaną gotówkę zaciągnięto 6 tysięcy piechoty (pierwszy dodatkowy zaciąg w czasie obu wojen) oraz wysłano kolejny statek z kolonistami na Maderę, która ze względu na wojnę została zaniedbana. W sumie po za lekkim zmniejszeniem się dochodów Portugalia bardzo nie odczuwała* wojny prowadzonej na czyimś terytorium. Najbardziej ucierpiała od buntu swoich własnych poddanych, po którym stolica musiała dochodzić do siebie przez rok a dochody zmniejszyły się o 40 %. W dodatku od afrykańskiej ekspedycji dochodziły co raz ciekawsze nowiny. Podobno Komodor nawiązał stosunki z dwoma państwami pogańskimi o nazwach Jolof i Mali, a wyprawa płynie obecnie niemal wprost na wschód a komodor zapewnia, że w krotce dotrze do Indii.

    [​IMG]

    Dodatkowo poddani Królewscy słyszeli co dzieje się w sąsiedniej Kastylii z którą tak rozsądnie króle nie wszedł w sojusz wojskowy. Wojna która ta ostatnia toczyła sojuszem aragońsko- angielsko-burgundzko- nawarskim kosztował już życie i majątki tysięcy, a mimo to ciągle połowa kraju w tym Madryt znajdowały się w rękach najeźdźców.
    Wracając jednak do awantury marokańskiej. To wreszcie udało się ją zakończyć w Czerwcu 1428 roku po przybyciu posiłków zdobyto wreszcie Rabat, a Sułtan i Emir zdecydowali się uznać wyższość portugalskiej sztuki wojennej. Wypłacono 50 dukatów kontrybucji, żądano oczywiście więcej, ale zniszczone wojnami kraje na więcej nie mogły sobie pozwolić.
    Trwająca 3 lata wojna została zakończona. Żadna ze stron nic na niej zyskała, wojna przezwana Niepotrzebną przyniosła tylko krew i łzy, Miejmy nadzieje że Sułtan zrozumie tą lekcję i nie zechce wstrzymać kolejnej awantury.


    Podsumowanie „Niechcianej wojny”:
    - życie straciło 10 tysięcy żołnierzy Portugalskich i nie znana ilość żołnierzy Marokańskich, cywilów nie licząc. Stan armii Portugalskiej wynosi obecnie 10 tys. piechoty i 5 tys. kawalerii
    - Portugalia utraciła swoje wpływy na rynkach afrykańskich.
    - Na trzy lata został wstrzymany rozwój koloni Madera
    - Flota Portugalska, ale też i jej armia udowodniła swoją wartość
    - Król zyskał dowód że na stronnictwie kupieckim można polegać


    -----
    Oto kolejny odcinek. Jest inny niż planowałem i zajmuje krótszy okres czasu, ale co zrobić siłą wyższa :p

    proszę o uwagi. Będę je jednak uwzględniał dopiero w kolejnych odcinkach. Zamierzam zostawić dla potomności moje kiepskie początki.

    W kolejnym odcinku będą opisane dalsze losy tajemniczego rozbitka.
    ----
    * czytaj. Zająłem prowincje bez fortec.
    ** miałem wyczerpanie wojną na poziomie +1 oraz pusty skarb
     
  4. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    Tartessos

    [​IMG]

    Tartessos, miasto kupców i podróżników. Najwspanialsze miasto na wschód od Królestwa. To tutaj krzyżowały się wszelkie szlaki handlowe. Tu spływała cyna, skóry czy smoła północy; korzenie i szlachetne kamienie z południa: egzotyczne zwierzęta, jedwab i przyprawy ze wschodu. W wielkim porcie zawsze pełno było statków ze wszystkich stron świata. Na ulicach miasta można było usłyszeć wszelkie języki znane ludziom i kupić każde dobro. Mieszały się najróżniejsze zapachy i dźwięki, a hałas i ruch ustawał jedynie w na te parę godzin gdy słońce zajmował swą najwyższą pozycję w czasie swej odwiecznej wędrówki po niebie. Godziny zabrane przez słońce były z nawiązką kradzione nocy. To w tedy zawierano najważniejsze i największe transakcje. Nie w dzień na straganach drobnych kupców, ale w nocy w karczmach i domach rozkoszy. Tam przyjmowali najważniejsi kupcy, często właściciele całych flotylli statków, którzy mogli za odpowiednią cenę zaoferować każdy towar i w każdej ilości.

    Wkroczyłem do tego miasta z nadzieją, ale i z obawą. Z wioski Luzytan wyruszyłem 4 miesiące temu, a od mojego lądowania na wybrzeżu minęło już prawie 9 miesięcy. A wszystko czego się dowiedziałem i co spotkałem w tym czasie napełniało mnie co raz większym niepokojem. Nikt nie był w stanie powiedzieć nic o Królestwie lub innych rozbitkach takich jak ja. W drodze z północy udało mi się spotkać jedynie paru półdzikich koczowników oraz górników pracujących w kopalni cyny i sprzedające swój urobek kupcom z Tartessos. Zaniepokoiło mnie to co usłyszałem od nich o tym mieście, gdyż nie zgadzało się z moimi wspomnieniami. Gdy jednak ujrzałem miasto z dala nadzieje moje odżyły, pomyślałem że górnicy nigdy nie byli w Tartessos więc i nie pojmują jego ogromu. Teraz jednak gdy przechadzam się po gwarnych ulicach "miasta kupców" dostrzegam różnice. Już mury po zbliżeniu się do nich nie wydawały się tak monumentalne jak dawniej, winnice i pola był mniejsze i jakby uboższe w rośliny. Teraz widzę że i kupcy mimo swej zawodowej buty i przechwałek na temat swych towarów nie mogą się równać z tymi z mojej pamięci. Nie są tak barwni, tak różni jak byli. No i oferowany przez nich towar jest uboższy. Nie, mimo tego że ruch i gwar był imponujący to jednak nie był tak imponujący jak kiedyś. Nie było żadnego kupca z Królestwa.
    - Może Najdostojniejszy Pan chciałby coś zjeść, może pokój na noc ?
    Z rozmyślań wyrwał mnie głos obdartego chłopca, kłaniającego się uniżenie i zapraszającego mnie do karczmy znajdującej się za nim. Przemawiał we wspólnej mowie, jak zresztą większość mieszkańców tej krajny. Nie tak czystej i dźwięcznej o jakiej bym marzył i dzielącej się na dialekty, ale ciągle zrozumiałej.
    - A owszem młodzieńcze, chętnie - odparłem - tylko że nie mam pieniędzy a jedynie parę rzeczy na wymianę - i się uśmiechnąłem. Słysząc to zdecydowanie się zmieszał. Nie był widać przyzwyczajony aby gość odwiedzający Tartessos nie miał przy sobie pieniędzy. Ale taka była prawda morze wyrzuciło mnie na brzeg w podartej koszuli i spodniach, a moi dobroczyńcy Luzytanie nie mieli czegoś takiego jak pieniądze. Gdy już dochodziło do transakcji między nimi a Tartessończykami to raczej na zasadzie wymiany i to z raczej biednymi kupcami. Luzytanie nie mieli zbyt wiele do zaoferowania po za jedzeniem i skórami wierzącymi. I tyle od nich otrzymałem w podarce za sieci i trochę uwag odnośnie upraw różnych roślin. Na szczęście udało mi się naprawić zniszczone ubranie i dzięki temu nie musiałem chodzić w samych skórach, a chłopak nabrał się ze ma doczynienia z kimś lepszym niż dzikus z północy. Miałem także w swoich żyłach krew mieszkańców królestwa, dzięki której wyglądałem jakby z natury dystyngowanie. No i miałem jeszcze coś, wiedzę.
    - Ale myślę że pewne rzecz którą mam na wymianę zainteresowała by właściciela tej karczmy. Zaprowadź mnie do niego, a pewnie się dogadamy - Co też chłopak z nieszczęśliwą miną zrobił.
    Po za wiedzą miałem też pewną umiejętność wrodzoną. Potrafiłem świetnie pływać i wstrzymać oddech na naprawdę długo, a w połączeniu tego ze znajomością zwyczajów małży udało mi się przed wyruszeniem w podróż uzbierać trochę pereł. One były jednak przeznaczone na poważniejsze sprawy niż jedzenie i miejsce na nocleg. Kolejnym moim skarbem była sól. Ludzie ci musieli sprowadzać sól tak samo jak inne zioła i przyprawy. Nie potrafili jej uzyskać z wody morskiej. W ten sposób za woreczek soli wynegocjowałem 12 - dniowy nocleg i 2 posiłki dziennie. Śniadanie i kolacje. Całkiem nieźle. Kolejnym krokiem było spieniężenie części pereł. Wpierw jednak przy pomocy chłopca i jego ojca, karczmarza zorientowałem się w wartości waluty bitej oraz tej używanej w Tartessos. Głupio by było wymienić perły gorzej niż sól. Okazało się że pieniądze używane obecnie w Tartessos różniły się całkowicie od tych pamiętanych prze ze mnie. Były to monety bite przed tutejszego króla oraz inne pochodzące ze wschodu wybite przez ludy Fenicjan, Greków i Etrusków. pierwszy raz się spotkałem z tymi nazwami co mnie jeszcze bardziej zaniepokoił. Otóż nie byłem tak jak większość moich pobratymców, że tak się wyrażę tępym ksenofobem, nie widzącym niczego znajdującego się po za wyspą i święcie przekonanym o tym że reszta świata to dzicz. Należałem, mogę to z dumą powiedzieć, do tej niewielkiej części społeczeństwa, która pchała całe królestwo do przodu. Interesowałem się i geografią, przyrodą, i astronomią, a więc musiałem siłą rzeczy zainteresować się skąd biorą się różne skarby i surowce wpływające na statkach do portów Królestwa. Poznałem też nazwy ludów i ziem z których one przybywają.
    Kolejne dni upłynęły mi na zwiedzaniu miasta i delikatnym wypytywaniu kupców o sprawy mnie interesujące. Wszyscy albo się na mnie z pobłażaniem patrzyli gdy pytałem o Królestwo albo opowiadali o nim jakby była to legenda. Przy czym wiele opowieści się w ogóle nie zgadzało z prawdą. Dodatkowo ograniczyły się także horyzonty znanego świata. Nikt nie zapuszczał się już daleko na południe, a rzadkie także były wyprawy na północ. Wszyscy kupcy pochodzili z głębi basenu Morza Śródziemnego, jak teraz zwało się Śródmorze. W większości byli to Fenicjanie, ale trafiali się także Etruskowie i Grecy różnej maści. Fenicjanie i Grecy nie byli jednym narodem ale wspólną nazwą dla ludów, które tworzyły w całym basenie Morza Śródziemnego niezależne Miasta-Państwa. Ich ojczyzną było wschodzie wybrzeże morza.
    Różne mi do głowy przychodziły rozwiązania tej zagadki, od tej że jednak utonąłem w odmętach oceanu i teraz pokutuje za grzechy życia do tego że straciłem rozum, leże teraz nieprzytomny w mym domu w Królestwie i majaczę. Nie mogłem znaleźć wyjaśnienia sytuacji w jakiej się znalazłem. Oto Znikneły wszelkie ślady bo tak potężnej cywilizacji jaką było Królestwo. Całą wiedza o nim stała się legendom, w dodatku kłamliwą. A Tartessos, dawna perła wybrzeży zachodniego straciła swój blask i tożsamość. Po bliższym przyjrzeniu się murom i ulicom miast, miałem wrażenie jakbym patrzył na nie do końca udaną podróbkę dawnych budowli. Miasto znajdowało się bliżej morza niż powinno. Z tego co pamiętałem port Tartessos był właściwie osobnym miastem leżącym na wybrzeżu. Teraz mimo że miasto było mniejsze to port i morze znajdowało się prawie w jego obszarze.
    Wreszcie po wielu tygodniach domysłów (i kilku kolejnych woreczkach soli) udało mi się uzyskać audiencje u najwyższego kapłana miasta. Otóż Tartessos posiadało bardzo bogatą bibliotekę, przynajmniej tak mówili jego mieszkańcy, tyle tylko że nie dostępną dla zwykłych śmiertelników. Dostęp mieli do niej jedynie Kapłani Księżyca. Religia miasta przypominała trochę religię Królestwa. Oczywiście była dużo uboższa i bardziej tajemnicza(jak to u niedouczonego społeczeństwa) ale także oparta na astrologii i ruchu gwiazd. Liczyłem na dwojakie korzyści z takiej wizyty. Po pierwsze miałem nadzieje na dostęp do ksiąg i na znalezienie w nich czegoś co by mi wyjaśniło obecną sytuację. Po drugie i może nawet ważniejsze dla mnie chciałem ustalić jaki mamy rok. Znałem pozycje gwiazd gdy wyruszałem w rejs, więc jeśli kapłani nie są całkowitymi ignorantami i oszustami to z ich pomocą powinnam określić ile lat upłynęło od tej pory.
    Dostanie się na audiencję do najwyższego Kapłana kosztowało mnie prawie wszystkie perły (na szczęście okazały się dużo warte) i sporo zachodu. Mimo to mój gospodarz był niezwykle zdziwiony że w ogóle wpuszczono do klasztoru obcego w dodatku na spotkanie z samym Najwyższym Kapłanem.
    Przekroczyłem olbrzymie odrzwia Dużej Sali. Były na nich wyrysowane znaki zodiaku. Sala ta byłą zarówno biblioteką jak i prywatna celą Jego Świątobliwości, Najwyższego Kapłana Księżyca Drunyla. Było w niej przyjemnie chłodno, ale i mroczno. Światło wpadało przez przemyślnie umieszczony system świetlików taki sposób że nie skupiało się w jednym miejscu, a rozpraszało pogrążając bibliotekę w przyjemnym mroku. Jedynie mocniej oświetlonym miejscem było biurko Najwyższego ustawione w centrum pomieszczenia. Z boku stał prosty taboret, a dookoła znajdowały się półki z papirusami i książkami. Książkami takimi jakie widywał w bibliotekach Królestwa.
    Zatrzymałem się trzy kroki przed biurkiem Najwyższego, a za mną zamknęły się drzwi. Zostaliśmy sami. Najwyższy Kapłan nie zwrócił na mnie uwagi, był pogrążony nad grubą księgą oprawioną w skórę i o złocony kantach i rogach. Był On starym człowiekiem o długiej siwej brodzie i pomarszczonej twarzy. Ubrany był w czarną tunikę ze srebrnym księżycem w pełni na piersi i plecach. Także srebrem wyszyte były rękawy tuniki. Dookoła na wysłużonym biurku leżały stosy pergaminów, map i ksiąg.
    - Cóż to cię do mnie sprowadza Synu ? - odezwał się wreszcie nie podnosząc głowy
    - O Najwyższy Kapłanie Księżyca, Pana Nocy i Starszego Brata Słońca - odezwałem się jak należało, uroczyście - Przybyłem prosić cię o radę i dostęp do ksiąg tej wspaniałej biblioteki ? Nie odpowiedział.
    A ja stałem dalej i także milczałem. Dopiero po kilku minutach dało się słyszeć wyzywające pytanie.
    - A kim że Ty jesteś, że uważasz się za godnego dotykać i przeglądać ksiąg starszych niż To miasto?
    - Jam jest zagubionym wędrowcem, który szuka odpowiedzi.
    - Jakich to odpowiedzi szukasz Wędrowcze? - spytał z autentyczną ciekawością i podniósł głowę, w jego oczach dało się zauważyć zamyślenie i...obawę
    - Chciałbym się dowiedzieć co się stało z mym domem?
    - Z twym domem?, a gdzie jest twój dom i cóż mogło się z nim stać?
    - Mój dom znajdował się za morzem na zachód stąd i obawiam się czy nie przepadł na zawsze.
    - A więc twoim domem była Atlantyda! - Zapytał z rosnącym ożywieniem w oczach i wyprostował się.
    - Tak mym domem jest Atlantyda - Wypowiedziałem tę nazwę po raz pierwszy i uświadomiłem sobie że zabrzmiał jakoś obco i groźnie. - Lecz nie rozumiem dlaczego mówisz o Najwyższy że Była mym domem. Dla mnie Ona ciągle nim jest i chciałbym wrócić do niego.
    - Nie ona już nie jest twym domem, Atlantyda przepadła na zawsze a ty jesteś bezdomny - wypowiedział to a w jego oczach obawę zastąpił autentyczny żal i smutek.
    A mnie z kolei zmroziło w sercu. Spodziewałem się tego i nawet byłem w części przygotowany. Fala która zniszczyła "Merlina" nie wzięła się z nikąd, a przecież istniały powody dla których Ja i mi podobni postanowili opuścić swą ojczyznę. Ale czemu ja żyję i co się stało z moimi przyjaciółmi i rodziną.
    - O Najwyższy powiedz mi co się stało i dlaczego? - odezwałem się po chwili.
    - Twoje przybycie Wędrowcze przepowiedziały gwiazdy, a co się stało. Myślę że się domyślasz, ale spójrz w tę księgę - mówiąc to wskazał księgę która przeglądał - tutaj jest opisana wszystko co przetrwało o tragedii Królestwa Atlantydy. Nim jedna to uczynisz, usiądź i posłuchaj – mówiąc to opadł na krzesło, a mi wskazał drugie. Usiadłem – To miasto i ta biblioteka jest jedynym miejscem gdzie przetrwała prawdziwa wiedza o Królestwie. Księga, którą widzisz jest jedynym świadectwem tamtej tragedii. Spisali ją ocaleni z katastrofy, a my, kapłani mieliśmy ją strzec do twojego przybycia. Zakon nasz właśnie został powołany przez nich. Tak samo jak to miasto, także odbudowane przez rozbitków. Odbudowane, gdyż po Prawdziwym Tartessos nie pozostał ślad, a jeśli nawet to znajduje się on pod wodami zatoki nad którą leży miasto. Co kolwiek uda ci się uzyskać z tej księgi wiedz, ze nasza misja właśnie dobiegła końca.

    Spędziłem, w pracowni Najwyższego kapłana kilka ciężkich dni i nocy. Czytałem relacje tych co przetrwali kataklizm i wspomnienia ich potomków. Atlantydzi przez wieki rozwijali swą cywilizację i się nią chełpili. Nie liczni widzieli jedynie zagrożenie w tym co się dzieje. Wreszcie, pewnego dnia eksperymenty z siłami natury wymknęły się z pod kontroli i zniszczyły Wyspę. Atlantyda rozpadła się i zniknęła po wodami oceanu, a niemal wszyscy jej mieszkańcy zginęli lub zapadli na śmiertelną chorobę, która skrócił ich życie. Wielka fala tsunami, która wytworzyła się po zniszczeniu wyspy przelała się po wybrzeżach oceanów i mórz niszcząc wszelkie miasta nadbrzeżne, w tym i Tartessos, które jak się okazuje powstało ze zgliszczy, mimo że podobne to uboższe. Ale ciągle pozostają zagadki, jakim cudem ja przeżyłem, ile czasu upłynęło i czy ktoś jeszcze ocalał tak jak ja. Na te pytania należało teraz szukać odpowiedzi.
    Po zakończeniu lektury zapytałem.
    - Najwyższy, ale kiedy to było ?
    - Dokładnie 2 tysiące lat temu mój chłopcze, dziś mamy ten sam układ planet, dziś mamy rocznice - pokiwał smętnie głową siedząc za swym biurkiem - I tak jak przepowiedziały gwiazdy ty się pojawiłeś. Ostatni ocalały.
    - Ale dlaczego? I czy na pewno jestem ostatni?
    - Nie wiem dlaczego tego nikt mi nie przekazał, ale przepowiednia brzmiała "Gdy planety wrócą na swe miejsca, pojawi się ostatni mieszkaniec dumnego królestwa, aby mógł zobaczyć, przeżyć i opowiedzieć".

    W tedy tej przepowiedni nie zrozumiałem, ale życie pozwoliło mi ją zrozumieć.
    Po pewnym czasie spędzonym w Tartessos na studiowaniu starych ksiąg i map oraz rozmowach z kupcami całego znanego świata postanowiłem co robić. Księga mówiła, że uratował się garstka "szlachetnych" i odpłynęła aby szukać nowego miejsca do życia. Postanowiłem ich znaleźć, a poszukiwanie zacząć w centrum obecnego świata.

    [​IMG]

    Stojąc na rufie żaglowca udającego się na wschód spoglądałem na port Tartessos i oddalające się mury miasta. Zastanawiałem się co mi przyniesie los i jak długo będę musiał szukać drogi do Nowego Domu.




    [​IMG]

    Mapa Nowego Świata ​


    ---------- Post dodany 19:02 ---------- Poprzedni post dodano Wczoraj o 18:23 ----------



    Mógłbym prosić któregoś moderatora o rozdzielenie postów.




    Odcinek III
    lata 1428-1433
    "...wreszcie pokój..."​


    [​IMG]

    Ostatnie 5 lat panowanie Króla Jana Dobrego przyniosły Portugalii wreszcie to o co całe życie zabiegał jej władca. Pokój i niczym nie zmącony rozwój. Niepotrzebna Wojna przyniosła jedną korzyść, Sułtan Maroka zrozumiał, że nie odzyska Cuety.
    Portugalia wreszcie mogła skupić się na rozwoju gospodarczym. Mimo niewielkich dochodów budżetu kontynuowano rozwój osadnictwa na Maderze. Trzeba uczciwie jednak przyznać, że nie brakowało chętnych do osadnictwa. Madera czyli „Wyspa drewna” jak ochrzcili ją jej odkrywcy João Gonçalves Zarco i Tristao Vaz Teixera kryła w sobie wiele więcej uroków i skarbów niż samo drzewo. Klimat wyspy okrzyknięto wieczną wiosną, gdyż o jakiej porze roku by na nią nie przybyć był zawsze przyjemny. Ląd ten idealnie nadawał się do uprawy trzciny cukrowej, winorośli i warzyw. Zwłaszcza z dwoma pierwszymi odmianami roślin wiązano duże nadzieje. Liczono, że prowincja ta, gdy się rozwinie przyniesie Koronie wspaniały zysk.

    [​IMG]

    Kupcy Portugalscy tymczasem rozwijali handel w największych centrach handlu Europy, takich jak Lizbona, Weneca, Genua oraz Flandria. Dbano zwłaszcza o rozwój rynku Lizbońskiego. Dzięki odkryciom żeglarzy Portugalskich Lizbona stawał się z roku na rok co raz bardziej bogatszym centrum handlu. Obsługiwała powiększający się ciągle pas wybrzeża afrykańskiego, wzbogacając swoją ofertę. Po Europie poczęła rozchodzić się wieść o skarbach Afryki dostępnych w Lizbonie.

    [​IMG]
    Zmiany w polityce wewnętrznej wprowadzone przez Jana I​

    Gdy Portugalia cieszyła się pokojem pozostała część półwyspu Iberyjskiego wrzała. Wspomnieliśmy już o wielkiej wojnie Kastylii z koalicją pozostałych państw iberyjskich oraz Anglią i Burgundią. Wojna ta wreszcie dobiegła końca, a jej skutki zszokowały Europę, przy czym najbardziej dwór Portugalski. Otóż Królestwo Kastylii utraciło sporo swoich posiadłości na rzecz aliantów, a zwłaszcza Królestwa Nawary. Do tej chwili maleńkie królestwo leżące wśród szotów Pirenejów było przedmiotem rozgrywek wielkich, teraz stało się jednym z rozgrywających. powiększyło ono swój teren kilkunastokrotnie. Powszechnie uważa się że był to skutek knowań Anglików, którzy szykując się do ostatecznej rozgrywki we Francji postanowili wzmocnić odpowiednio swojego najwierniejszego sojusznika. W ten sposób w Iberii pojawiła się piąta licząca się siła. O ile taki rozwój wypadków w głębi duszy ucieszył króla, gdyż Kastylia będzie dążyć do odzyskania utraconych terenów, a to odciągnie jej uwagę od Portugalii. To postawa Wyspiarzy byłą niepokojąca. Anglicy wzięli dla siebie Wyspy Kanaryjskie, co zaniepokoiło Jana , gdyż mogło sugerować zainteresowanie wyspiarzy rynkami Afryki, nic nie mógł jednak na to w tej chwili poradzić. Najmniej na całym konflikcie zyskała Aragonia, która mimo pełnego zaangażowania nie zyskała żadnych terenów. Król Jan w sumie nie wiedział co o tym fakcie myśleć i co robić? Z jednej strony został osłabiony najgroźniejszy przeciwnik Portugalii, z drugiej niepomiernie wzrosła rola w regionie Anglii. Przez chwile zastanawiał się nawet czy nie ulec namową kastylijskich sąsiadów i nie sprzymierzyć się przeciw zwycięzcom, ale ostatecznie zwyciężyło dawne postanowienie zachowania neutralności. Tylko ta Anglia na Kanarach...

    [​IMG]

    Diogo de Santos pływał co raz to dalej, odkrywał nowe szlaki morskie i nie kończące się pasy wybrzeża afrykańskiego, ludy Afryki, zdobywał jej skarby i o wszystkim tym przekazywał meldunki na dwór lizboński. Jednak jak to mówią co dobre szybko się kończy. Wreszcie dotarł tak daleko, że dalsza podróż stała się nie możliwa bez przyjaznego portu, gdzieś po drodze, bazy w której można się schronić w razie sztormu, uzupełnić zapasy i dać odpocząć zmęczonej załodze. Wybrzeże Afryki było jednak dzikie i niebezpieczne. Dzikie zwierzęta i dzicy ludzie nie pozwalali na założenie przystani gdzieś na znanym już wybrzeżu, było to tak ryzykowne i drogie, że w obecnej sytuacji królestwo nie mogło sobie na to pozwolić. Należało albo znaleźć jakieś osłonięte miejsce, a najlepiej nie zamieszkałą wyspę, albo zapewnić sobie bezpieczny port, w którymś z nielicznych, jako tako zorganizowanych państwa Afrykańskich.
    Najlepiej ku temu zdawał nadawać się, odkryty w listopadzie 1428 roku Dohemaj. To z nim Portugalscy odkrywcy i kupcy utrzymywali najlepsze stosunki. Królestwo Dahomeju powstało na bazie kilku grup etnicznych zamieszkujących tereny wokół miasta Abomey. Zgodnie z tradycją Dagomejczycy wywodzili się od przybyłych z północy Adżdżów, którzy przybyli na obecne tereny w XII lub XIII wieku (nie udało się tego dokładnie ustalić) i wymieszawszy się z lokalną ludnością - stworzyli nowy lud Fonów, zwanych też "Dahomejami". Gangnihessou, (władca z dynastii Adża) założył stolicę w Abomeyu, jak również miasta Allada i Porto Novo, stając się pierwszym królem niewielkiego państwa. Jak dowiedziano się w toku negocjacji dahomejscy chłopcy byli często oddawani na naukę starym, doświadczonym wojownikom, od których uczyli się władania bronią i poznawali zwyczaje wojenne aż do momentu, kiedy byli na tyle dojrzali, by sami mogli zostać wojownikami. Dahomej był znany z posiadania elitarnego oddziału kobiet-wojowniczek zwanych Ahosi, gdy tylko Portugalczycy się o tym dowiedzieli okrzyknęli Dahomej czarną Spartą.
    Po trzy letnich negocjacjach popartych darami dla króla Afrykanów, udało się uzyskać gwarancję bezpiecznego postoju portugalskich okrętów i statków oraz możliwość uzupełniana zapasów. Dodatkową korzyścią było poznanie tradycji i szczątków historii tego kraju, jak również bardziej wymiernymi, poszerzenie terenów oddziaływania rynku lizbońskiego. Zdobyto również informację o kolejnym królestwie afrykańskim leżącym na wschodzie, a zwanym Benin. Można było ruszać dalej wzdłuż wybrzeża Afryki.
    Po tym fakcie nastąpił jakby napływ nowego entuzjazmu i nadziei, którego nie złamała nawet znów konieczność zmiany kierunku żeglugi na południe. Uznano jedynie, że Afryka jest większa niż myślano, a droga do Indii jedynie nie wiele się wydłużyła. W krotce na południe od Beninu odkryto nie zamieszkaną wyspę, nazwaną Ngune. Miała ona położenie takie o jakim marzono. Znajdowała się daleko na szlaku wzdłuż Afryki, a w dodatku była nie zamieszkała. Zdecydowano się założyć na niej placówkę handlową, która nawiązywała by nowe kontakty i pilnowała interesów handlowych Portugalii. Nie należało długo czekać na efekty tej decyzji. Kawałek na południe nawiązano kontakty z Królestwem Konga, bardzo dobre kontakty.

    [​IMG]

    Wszystko było by pięknie, gdyby nie przyroda zazdrośnie strzegąca swych skarbów przed człowiekiem. Otóż klimat Afrykański nie szczędził Europejczyków. Upał, wilgoć i długie miesiące na morzu nadwerężały zdrowie nawet najbardziej hardego bohatera. Wręcz nie wskazane było zbyt długie przebywanie na lądzie Afrykańskim, a co dopiero zapuszczanie się w jego głąb. O ile tą przeszkodę można było ominąć zakupując wszelkie dobra od tubylców, o tyle drugą przeszkodę nie dało się oszukać. Pojawiły się wiatry ze wschodu i południa, które utrudniały żeglugę i sprawiały że stawała się ona jeszcze bardziej niebezpieczna.
    Mimo tych przeszkód zapał odkrywcy w Portugalii nie osłabł, a nawet wydał kolejny owoc. Początek 1433 roku przyniósł dwie wspaniałe wydarzenia. Gildie kupieckie zachęcone bogactwami Afryki i inspirowane przez Henryka Żeglarza wystawiły trzy okręty pod dowództwem komodora Gila Eavesa - protegowanego Henryka. Miał on skierować się na południe i wreszcie okrążyć Afrykę oraz zastąpić zasłużonego i już zmęczonego Diogo de Santosa.

    [​IMG]

    W lutym zaś 1433 roku, król Jan I Dobry nadał koloni Madera prawa miejskie. Wreszcie zakończyły się wieloletnie wysiłki, którym celem było utworzenie na Maderze kolejnej (dochodowej) prowincji królestwa. Z przywilejami miejskimi narzucono także obowiązki. W roku 1434 miał zostać ustanowiony królewski poborca podatków.
    Nie uczynił tego jednak już Król Jan. Zmarł on 17 sierpnia 1433 roku po 48 latach panowania, które wprowadziły Portugalię na drogę ku przyszłości.

    [​IMG]
    Mapa polityczna Europy i dochód miesięczny pod koniec panowania Jana I

    [​IMG]
    Stan wiedzy geograficznej Portugalczyków w roku 1433

    [​IMG]
    Podatki i produkcja - rok 1433

    --------------------------------------------------------------------
    Z uwagi na brak zainteresowania moją twórczością umieściłem coś co wszystkim się spodoba - sreeny (;
     
  5. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    Odcinek IV
    lata 1433-1438
    "...chcieć, nie zawsze znaczy móc..."

    Po zmarłym królu Janie na tron wstąpił jego najstarszy syn Edward. Edward I pragnął kontynuować politykę ojca, czyli zachować neutralność w konfliktach europejskich i rozwijać handel i kolonie zamorskie. Nowy król był człowiekiem wykształconym, światłym i z wieloma pomysłami. Podjął próbę kodyfikacji prawa portugalskiego. Był autorem traktatu politycznego O Leal Conseiheiro, a także dzieł myśliwskich i wierszy. Niestety mimo dobrych chęci brakowało mu zarówno charyzmy niezbędnej władcy jak i powiedzmy sobie szczerze najzwyklejszego szczęścia.

    [​IMG] [​IMG]

    Początkiem roku 1434 dokończył dzieła ojca powołując na Maderze poborcę podatków i zrównując wyspę z innymi prowincjami kraju, zarówno w przywilejach jak i obowiązkach. Złośliwiec by rzekł że była to jedyna udana inicjatywa Edwarda.
    Rok 1434 przyniósł kolejne doniosłe wydarzenie na półwyspie Iberyjskim, Kastylijczycy zdobyli Grenadę likwidując w ten sposób ostatni muzułmański kalifat na terenie Europy zachodniej. Szalony król Kastylii nie zakończył jednak wojny na tym. Mimo wyczerpania kraju wojnami trwającymi z drobnymi przerwami od 15 lat postanowił przeprawić się do Afryki i podbić Maroko. Że to daremny trud zrozumiał dopiero po kolejnych pięciu latach wojny, kiedy armia Kastylijska w Afryce został rozbita, a w kraju poczęła buntować się ludność.
    Co zaś się tyczy spraw Portugalskich, to z nieznanych przyczyn kupcy zaczęli tracić swoje wpływy na rynkach Europejskich. A próby poprawienia tej sytuacji kończyły się porażkami. Dochód kraju począł powoli maleć.
    W roku 1434 pojawiły się na dworze lizbońskim nowe wieści z ekspedycji afrykańskich. Otóż Gil Eanes na skutek burzy i nie korzystnych wiatrów został zepchnięty na zachód, głębiej na morze. Sztorm na szczęści nie trwał długo i wkrótce udało zawrócić się do portu. Już w drodze powrotnej, gdy statek płynął ciągle dość daleko od brzegu ujrzano na horyzoncie ląd, Był to nie wielki archipelag wysp, z których największą nazwaną Sao Tome. Była to wyspa bezludna i leżąca w pobliżu nowo odkrytego Kongo. Nadawała się idealnie na placówkę handlową a w przyszłości, być może, na bazę dla dalszych wypraw wzdłuż Afryki.
    Nim jednak zdecydowano się zakładać kolonię tak daleko od wybrzeży Portugalskich postanowiono rozwinąć kolonie na Azorach. Zdecydowano się na ten archipelag, odkryty w 1427 przez Diogo de Santosa, gdyż wybrzeżem Afryki ciągle jawiło się jako miejsce wyjątkowo niebezpieczne. Afryka wciąż kryła liczne niebezpieczeństwa czekające na białych ludzi, tj. dzikie ludy i tropikalne choroby. W dodatku koszty takiego osadnictwa były zbyt duże dla skarbu Portugalii.

    [​IMG]
    Wybrzeże jednej z wysp azorskich​

    Po podjęciu tej decyzji należało jeszcze wybrać przyszłego gubernatora Azorów oraz osobę odpowiedzialną za udany przebieg kolonizacji. Wybór padł na Diogo de Santos, który odczuł już na swoich barkach trudy dalekich podróży i klimatu afrykańskiego. Zasłużył się on dla królestwa wybitnie i aby uhonorować tak zasłużona osobę (oraz zachęcić w ten sposób innych) król postanowił nadać Diogo tytuł dziedzicznego gubernatora Azorów . Wielki odkrywca miał objąć zaszczytną funkcje zaraz po wykonaniu ostatniego zadania w dalekiej Afryce. Otóż miał on wcześniej nawiązać stosunki handlowe z nowym, odkrytym przez siebie państwem Afryki, Królestwem Aszanti. Królestwo to leżało na zachód od Dahomeju, ukryte trochę bardziej w głębi lądu.
    Rok 1435 rozpoczął się od wysłania pierwszej wyprawy kolonizacyjnej na Azory. Zakończyła się ona pełnym sukcesem. Była to jednak jedyna rzecz która udała się w tym roku. Kupcy portugalscy cały czas tracili udziały w rynkach Europy, a co gorsze i na Lizbońskim. Jednak prawdziwa pasmo nieszczęść rozpoczęło się pod koniec roku. W październiku dotarła do Lizbony tragiczna wiadomość, Gil Eanes Zginął, a z jego wyprawy nie ocalał żaden statek. Przetrwała tylko garstka rozbitków, która w szalupie dotarła do świeżo założonej placówki handlowej na Sao Tomas. Komodor znów dał się złapać burzy, tym razem niepomiernie silniejszej. Sztorm, który trwał sześć dni wyniósł statki daleko na zachód, gdzie zostały one roztrzaskane. Szczęście w nieszczęściu iż jednocześnie zniósł je zarówno na północ w pobliże wysp Sao Tomas, dzięki czemu uratowało się kilku ludzi, a wieść o tym dotarła do Lizbony.

    [​IMG]

    Nie dość nieszczęść na tym. Miesiąc później dotarła kolejna tragiczna wiadomość. Diogo de Santos został zabity przez dzikich mieszkańców Aszanti. Nigdy się nie dowiedziano z jakiego powodu została popełniona ta straszna zbrodnia.
    Obie te tragedie wstrząsnęły Portugalczykami. Odkrycia, które szły do tej chwili tak dobrze zostały nagle przerwane. Na przeszkodzie stanęła zarówno przyroda jak i ludzie. Król Edward I po części kierowany chęcią zemsty, po częścią zyskania kopalń złota należących do Aszanti, a po części obawą o swój prestiż (Już zaczęły krążyć plotki, że król przyciąga pecha) postanowił zbrojnie zareagować na ten czyn.
    W marcu 1436 roku z Tangeru wyruszyła flota Portugalska mająca na pokładzie 15 tysięcy żołnierzy po dowództwem gen.Araruches’a ucznia poprzedniego dowódcy armii Afryki. Maroko i Kastylia ciągle ze sobą wojowały więc nie obawiano się ataku z żadnej ze stron.

    [​IMG]

    Ekspedycja dotarła do wybrzeża Aszanti w październiku 1436 i natychmiast przystąpiono do desantu. Liczono na szybkie zwycięstwo nad dzikusami. Nie doceniono jednak umiejętności i zawziętości tubylców, a przede wszystkim trudności terenowych. Gęsta puszcza pomogła w zwycięstwie tubylcom. Armia odparta lecz nie pokonana musiała wrócić na okręty. Zdecydowano się na atak lądem. Król Dahomeju, zezwolił na przemarsz wojsk po terenie swojego kraju więc zdecydowano się ruszyć bezpośrednio na stolice wroga.

    [​IMG]
    Była to najbardziej tragiczna wyprawa w dotychczasowej historii Portugalii. Nieprzebyta puszcza, upał i choroby tropikalne dziesiątkowały armię Europejczyków. Nim dotarto ona pod stolice wroga życie straciło 5 tysięcy ludzi, a reszta była wycieńczona przeprawą. Mimo to nie rezygnowano. Pod stolicą Aszanti stoczono zwycięską bitwę z ponad 10 tysięczna armią tubylców i rozpoczęto obleganie miasta. Oblężenie trwało pół roku w czasie którego odparto kilka kolejnych ataków za każdym razem stając w co raz gorszej dysproporcji sił. Nie udało się jednak zdobyć stolicy wroga. Mimo zwycięstw armia portugalska została zmuszona do odwrotu Nie przez wroga jednak, ale przez klimat Afryki. Na początku 1438 roku pozostało ledwie 6 tys., Portugalczyków, w datku schorowanych i słabych. Zrozumiano swoja klęskę i zdecydowano się negocjować. Pokój podpisano w maju 1438 roku.

    [​IMG]

    Władca Aszanti zgodził się wypłacił odszkodowanie za śmierć zamordowanego odkrywcy w wysokości 75 denarów. Ta nędzna kwota kosztował życie ponad 10 tys. portugalskich żołnierzy.
    Suma nieszczęść dopełniła się we wrześniu roku 1438. Na królestwo Portugalski spadła klęska dżumy. Ofiarą tej epidemii stał się też król Edward I. Król, który mimo dobrych chęci zyskał przydomek Pechowiec.

    [​IMG]
    sytuacja handlowa pod koniec panowania Edwarda I​
     
  6. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    Odcinek V
    Lata 1438-1447
    "..nowa wizja..."


    [​IMG][​IMG]

    Edward I Avis Pechowiec w 1428 roku poślubił Eleonore Aragońską córkę króla Ferdynanda I Aragońskiego i Eleonory z Alburquerque. Z związku tego przyszło na świat 9 dzieci. Najstarszym był Jan, który zmarł jednak w roku 1433, nim jeszcze ojciec wstąpił na tron. Koronę więc w roku 1438 założył po ojcu 6-letni Alfons, trzecie dziecko królewskiej pary. Z uwagi na swą małoletniość regencję miała sprawować jego matka Eleonora Aragońska. Nie spodobało się to mieszczanom obawiających się wzrostu znaczenia interesu Królestwa Aragonii, a co za tym idzie marginalizacji ich pozycji w handlu afrykańskim. Bunt, który wybuchł jeszcze w tym samym roku zmusił matkę Alfonsa do ustąpienia, a regentem został jego stryj infant Piotr książę Coimbry. Ze względu na swe przekonania posiadał on niezwykle mocne poparcie cechów Lizbony, które chciały go okrzyknąć nawet królem. Ostatecznie jednak do tego nie doszło. Nie było to jednak regentowi potrzebne do dzierżenia pełni władzy. Zdominował on szybko młodego króla stając się jedną z najważniejszych osób w królestwie. Piotr był przeciwny dalszej ekspansji morskiej Portugalczyków. Uważał iż dalekie i ryzykowne wyprawy są zbyt kosztowne i przynoszą więcej strat niż zysków. Szybkie dotarcie do legendarnych skarbów Indii, o którym marzył jego ojciec zdawało się nie możliwe. Droga wciąż biegła ku południu, a morza stawały się co raz bardziej niebezpieczne. Nie, Piotr uważał że odkryto już tyle ile było można i dalej nie należy kusić losu. Oczywiście popierał On rozwój handlu, ale jedynie na znanych już terenach. Należało się skupić jednak na bliższych horyzontach.
    Nim jednak regent zyskał odpowiednio dużą władzę aby całkiem zablokować dalsze wydatki na kolonizacje minęło ponad rok. W czasie tego roku udało się ukończyć kolonizacje Archipelagu Azorskiego. Główna osada Wysp Jastrzębich zyskała prawa miejskie a co za tym idzie wszystkie dziewięć wysp miano nowej prowincji. Miało to miejsce 8 sierpnia 1439 roku.

    [​IMG][​IMG]

    W tym samy roku nie jako z rozpędu wysłano jeszcze dwie akcje kolonizacyjne do wysp portugalskich u dalekich wybrzeży afrykańskich. Miały one na celu powiększenie punktów handlowych, a co za tym idzie rozszerzenie terenów oddziaływania centrum lizbońskiego. Niestety obie zakończyły się porażką, co dało ostateczny argument regentowi do zaprzestania dalszej kolonizacji i eksploracji. Książe Piotr na początku 1440 roku dominował już całkowicie nad młodym królem i sam rządził w kraju. Miał on całkiem inny pogląd na politykę niż obaj poprzedni królowie oraz jego bracia i jednocześnie najsilniejsza opozycja: książę Henryk zwany Żeglarzem, zwolennik dalszych poszukiwań drogi do Indii i kolonizacji odległych ziem i książę Alfons, księcia Bragança, zwolennik pojednania się dworu ze szlachtą. Mimo dominacji politycznej Piotr nie mógł odciąć od dworu i młodego króla swych braci. Dzięki czemu młody Alfons V rosnąc przejmował cześć idei wujów. Zwłaszcza dobry kontakt miał z Henrykiem. Otrzymał On także staranne wykształcenie, co miało zaowocować w latach późniejszych. Jego wychowawcami byli Stefan z Neapolu i Mateusz z Pizy. Regentowi nie przeszkadzały naukowe zamiłowania króla. Oddał na wychowanie bratanka innym sam zajmując się politykę kraju.
    Początkiem 1440 na Azorach powołano poborcę podatków. Proces jego mianowania zakończył się rok później. Książę Piotr zabronił jakichkolwiek ekspedycji zamorskich oraz marnowania skarbu państwowego na akcje kolonizacyjne czy choćby rozwój punktów handlowych. Zbierał on w skarbcu fundusze, a w jego umyśle zaczynał kształtować się plan jak je spożytkować.
    Z ciekawszych wydarzeń 1440 roku, można wymienić mariaż między znamienitym kupcem a szlachcianką, który zachwiał równowagą miedzy tymi stanami. Można dopatrywać się w tym ręki nowego regenta, który wykorzystał poparcie kupców lizbońskich do wzmocnienia swej pozycji.

    [​IMG]

    Wyzwanie dla dyplomacji portugalskiej przyniósł rok 1441, kiedy to przestały obowiązywać mariaże i umowy z Kastylią i Aragonią, które do tej pory zabezpieczały Portugalie przed atakiem ze strony tych państw. O ile umowę z Aragonią udało się przedłużyć bez problemów o tyle z Kastylią już nie. Król Kastylii Henryk IV wciąż miał urazę do władców Portugalii, że nie wsparli oni Kastylii w wojnach. Kilkukrotne wysyłane propozycje spotkały się z odmową z jego strony, a stosunki miedzy krajami się pogorszyły. Zaczęto się obawiać czy Kastylia nie chce odzyskać straconych ziem kosztem zachodniego sąsiada.

    [​IMG]

    Zostawmy póki co jednak problemy dyplomatyczne i zobaczmy jak wygląda sytuacja portugalskich kupców na rynkach europejskich. A wyglądała ona z roku na rok lepiej. W 1441 odzyskano wiodącą pozycję na rynku Lizbońskim i skupiono się na Flandryjskim, który zdominowano 1443. Nie musiano inwestować jednocześnie w rynkach afrykańskich. Dzięki odkrycią geograficznym i placówkom handlowym niemal cały pas wybrzeża afrykańskiego był obsługiwany przez rynek lizboński. Egzotyczne towary aż z Konga spływały do Portugalii drogą morską, omijając niebezpieczne szlaki lądowe. Dzięki ciągłym, udanym inwestycją w handel przychód miesięczny królestwa przekroczył 20 denarów. W dodatku w maju 1442 roku dokonała się niemal rewolucyjna zmiana w sposobie uprawy roli w prowincji Algerve, Dzięki czemu stała się ona bardziej wydajna, a ludzie mogli zająć się rzemiosłem.

    [​IMG][​IMG]

    Rok 1442 przyniósł krystalizacje się planów księcia Piotra. Otóż sąsiednie Maroko posiadało w prowincji Sahara dość bogate złoża złota. Piotr wyszedł z założeni, że nie warto szukać w odległych krajach bogactw skoro najbliższy wróg może ich dostarczyć równie dobrze jak nie łatwiej. W dodatku Maroko prowadziło wojnę z Algierią... Nie można było jednak przystąpić do działania natychmiast. Po pierwsze mimo zaoszczędzonych pieniędzy nie dało się powołać jeszcze odpowiednio licznej armii, po drugie i ważniejsze ciągle nie nastąpiło przedłużenie paktu/mariażu z Kastylią. Nie można było rozpoczynać jednej wojny ryzykując atak z drugiej strony. Aby nakłonić Kastylijczyków do podpisania umowy zdecydowano się wysłać drobny upominek do króla Henryka, niestety nie wiele on pomógł. Relacje się powoli poprawiały, ale ciągle były oziębłe. Rozwiązanie przyniósł rok 1443. Kastylia postanowiła się zgodzić na mariaż i 20-letni pakt o nieagresji pod warunkiem związania się z nią sojuszem wojskowym. Sojusz, którego tak mocno unikali poprzedni władcy stał się faktem. Książe Piotr wszak miał inne priorytety.

    [​IMG]

    Po zapewnieniu sobie bezpieczeństwa na wschodniej granicy przystąpiono do gromadzenia wojska. Wydano na ten cel cały zgromadzony przychód. Okazał się on jednak zbyt mały. Aby myśleć o podboju Maroka należało posiadać najmniej 25 tys. wojska, a dysponowano 15 tysiącami. Należało zwlekać. Zwróćmy jeszcze uwagę miłym czytelnikom, na ocieplenie się stosunków między Piotrem, a Henrykiem. Henryk mimo, że nie mógł póki co prowadzi wielkich odkryć zainteresował się do projektu brata. Upatrywał w zwycięskiej wojnie szans na stworzenie pierwszej koloni afrykańskiej.
    W związku z tym że kolejne lata upływały spokojnie i nic się ciekawego nie działo, podczas oczekiwania na zgromadzenie odpowiednio licznej armii, przyjrzyjmy się sytuacji u sąsiadów. Otóż dwory portugalski i kastylijski zszokowała wieść o złożeniu hołdu lennego Aragonii przez władcę Nawary. Wszyscy się spodziewali indywidualnej polityki górskiego królestwa po jego wzmocnieniu się kosztem Kastylii. Czyżby Aragonia miała zdominować półwysep Iberyjski ? Królestwo Nawary widać poczuło się śmielej mając za opiekuna potężną Aragonię, gdyż 1 maja 1444 roku wystosowało żądanie korekty granicy z Portugalią. Mogła to być także odpowiedź na powstanie sojuszu kastylijsko-portugalskiego. W każdym razie incydent ten doprowadził do pogorszenia stosunków między krajami.

    [​IMG]

    Przygotowania do wojny zostały zakończone w roku 1445. Niestety konflikt marokańsko -algierski zdążył się już zakończyć. Liczono jednak że zmęczone Maroko nie stawi silnego oporu. Pretekst do wojny dał zatarg miedzy rybakami obu krajów. Jakiś tangerczyk zapędził się na wody marokańskie gdzie został pobity przez konkurencję muzułmańską.
    Plan ataku był prosty. Wykorzystując portugalską dominację na morzu w jak najszybszym czasie zająć miasta nadbrzeżne całego zachodniego wybrzeża Maroka z Rabatem i Saharą na czele. Główna armia pod dowództwem gen.Araruches’a miał ruszyć wybrzeżem wspierana przez flotę do Rabatu i dalej, a tysięczny konny oddział dywersyjny miał zostać desantowany na południowych peryferiach kraju w biednej i słabo zaludnionej prowincji Taszaret, po czym posuwając się na wschód i południe zająć nie bronione i prawie bezludne prowincje marokańskie. Niezwykle istotnym dla losów tej wojny miał okazać się fakt, że wraz z armią ruszył książę regent Piotr, księcia Viseu Henryk oraz prawie 16 - letni król Alfons.

    [​IMG]

    Wojna została wypowiedziana 21 maja 1445 roku. Wojnę tą Portugalia prowadziła samotnie, nie wciągając w nią Kastylii z obawy że jej udział może zmniejszyć korzyści portugalskie. Atak przebiegał bez problemów. Niewielkie oddziały marokańskie były znoszone bez problemów przez przygotowaną i świetnie dowodzoną armie portugalską. Gdy gen.Araruches posuwał się na południe pozostawiając w każdej prowincji siły niezbędne do jej zajęcia, armia marokańska ruszyła na Tanger. Sułtan liczył iż tak jak w poprzednich wojnach zmusi to Portugalczyków do wycofania się i obrony swych włości. Ale nie tym razem. Celem tej wojny nie było utrzymanie status quo ale zdobycie nowych ziem. Cueta miała powstrzymywać siły marokańskie jak długo się da. Mimo wszyto obawiano się zbytniego rozciągnięcia i rozdrobnienia sił. 25 tys. z którymi rozpoczęto wojnę okazało się ciągle zbyt niskim zabezpieczaniem frontu, dlatego na początku 1446 postanowiono powołać dodatkowych rekrutów. Oraz sprzedać jeden z urzędów państwowych bogatemu szlachcicowi. Mimo, że w dłuższej perspektywie obniżało to dochód państwa, w tym momencie było to niezbędne. Utrzymanie armii kosztowało krocie, przez co inflacja w kraju niepokojąco wzrosła. Skłoniło to także Afonsa, a właściwie Piotra do złagodzenia polityk kolonizacyjnej. Młody Alfons okazał się także osobą o silnej osobowości, która miał się wkrótce objawić z całą mocą. Póki co sytuacja zmusiła Piotra do zezwolenia na prywatne inicjatywy kolonizacyjne.

    [​IMG] [​IMG]

    Kontratak Marokan nastąpił gdy gen.Araruches wracał już z 6 tysięcznym oddziałem pod Rabat. Oczyścił on pozostałe nadbrzeżne prowincje i pozostawił odpowiednie do oblegania siły. Gdy był w prowincji Marakasz, rozpoczęła się kontrofensywa muzułmanów. Prawie 11 tys. armia marokańska zaatakował o połowę słabsze siły portugalskie oblegające Rabat, a jazda zaatakował armię pod Marakeszem spowalniając jej marsz.. Gdy wydało się ze nic nie uchroni tej armii przed klęską i będzie przerwać oblężenie stolicy muzułmańskiej, dowództwo nad armią przejął młody król Alfons, wspierany przez obu wujów. Przygotował się ona najlepiej jak umiał do walki obronnej i dzielnie stawiał opór przez wiele dni silniejszej armii muzułmańskiej. Mimo to wydawało się że tę walkę przegra. W tedy to stał się cud, a Król zyskał przydomek pod którym miały go znać przyszłe pokolenia. Armia bliska paniki, za sprawą młodego monarchy nagle odzyskała wigor i w ostatnim zrywie rozbiła przeciwnika. Król Alfons V Afrykański, tak teraz zwano tego który odniósł jedno z najbardziej spektakularnych zwycięstw w historii Portugalii.

    [​IMG] [​IMG]

    Wkrótce padł i Rabat.

    [​IMG]

    Twierdza Cueta w tym czasie trzymała się już ostatkiem sił oblegana przez 16 tys. armie marokańską. Mimo, iż pod Rabat dołączył gen.Araruches, a siły portugalskie wzrosły do 10 tysięcy, w obawie przed porażką nie zdecydowano się na odsiecz. Były to zbyt małe siły aby ryzykować atak w górach. Cueta padła w kwietniu 1446 roku, a wielka armia muzułmańska zaczęła się koncentrować w prowincji Atlas. Miesiąc później padł Marakesz, a część armii tam stacjonującej wysłano do pomocy w oblężeniu nadmorskich miast saharyjskich, bez których zdobycie nie było mowy o panowaniu nad kopalniami złota, a część dołączono do armii stacjonującej pod Rabatem. Po jej przybyciu zdecydowano się ruszyć na Cuete. Plany te pokrzyżowali Marokańczycy, którzy zdążyli się już przegrupować i zaszli oddziałom portugalskim drogę. Pierwszy atak odparto bez problemów, ale drugi już nie. Dała znać o sobie zbyt duża pewność siebie. Bitwie pod Alfarrobeira zakończyła się porażką i odwrotem aż po Marakesz. W bitwie tej ciężkie rany odniósł książę regent Piotr.

    [​IMG]

    Po tym zwycięstwie Maroko złożyło propozycje pokoju, oferując dość wysoką kontrybucję, którą jednak odrzucono. Miało to miejsce już na jesieni roku 1446. Późną jesienią zdobyto wreszcie prowincje Sahara, a armia zaczęła być koncentrowana pod Marakeszem. W tym czasie Marokańczycy próbowali odbić swoją stolicę. Chcąc oszczędzić cierpień swym ludziom, trójca w tym momencie rządząca krajem zaproponował sułtanowi pokój w zamian za Saharę i Taszaret oraz 150 dukatów kontrybucji. On odrzucił ją jednak. Wszystko wskazywało na to że losy wojny rozstrzygną się w ostatniej bitwie, pod Rabatem. Początkiem roku 1447, 16 tys. armia Portugalska ruszyła na 22 tys. muzułmanów.
    Jednocześnie jednak wysłano zagony do prowincji atlas, która zdobyto bez oporu. Zdaje się że to przeważyło szale. Sułtan wiedząc o utracie następnej prowincji oraz widząc zbliżającą się armie portugalską zgodził się na propozycje Portugalczyków. W rozmowach pośrodku niedoszłego pola bitwy, między uszykowanymi obyma armiami, spotkali się obaj monarchowie, Alfons w towarzystwie wuja Henryka. Uzgodniono, że Sahara i Taszaret zostaną własnością Portugalską, a Maroko zapłaci 100 dukatów kontrybucji. W ten oto sposób na początku lutego 1427 roku zakończył się III wojna Marokańska.


    Podsumowanie wojny.
    - Wojna okazał się pełnym sukcesem, w 1,5 roku pokonano wojska marokańskie i Uzyskano 2 nowe prowincji, w tym jedną posiadającą złoto,
    - Potrzeba chwili ujawniła talent wojskowy, silną osobowość i charyzmę nowego Króla, który nie tylko uwolnił się z pod wpływów regenta, ale i zyskał szacunek armii i ludu
    - Inflacja wzrosłą o 1 punkt procentowy i osiągnęła 3% - co zaczyna się robić niepokojące,
    - Portugalia nadszarpnęła swoja dobrą opinię, wśród innych krajów. Zwłaszcza Kastylia poczuła się zagrożona nagłym wzrostem terytorialnym swego sojusznika.

    [​IMG]





    [​IMG]


    -------------------------------
    Wiem, wiem przesadziłem z długością odcinka i ilością screenów. Ale nie chce mi się już rozbijać go.

    ps. Zacząłem mieszać w historii i losach historycznych postaci Portugalii. Więc nie uczcie się z tego ara historii :p
     
  7. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    odcinek VI
    1447-1458
    "...polityka - czyli jak sukces przysparza kłopotów..."

    III woja z Marokiem jak już wiemy zakończyła się niepodważalnym sukcesem. Po półtorarocznych zmaganiach udało się uzyskać kontrolę nad źródłami złota Zachodniej Sahary. Równocześnie do królestwa Portugalskiego włączono dzikie tereny leżące na południu. Poprawdzie jedynie po to aby Maroko nie mogła oskrzydlić portugalskich posiadłości. Skoro jednak już je uzyskano zaczęto z nimi wiązać pewne dalsze plany.
    Po zakończeniu wojny cale społeczeństwo, zarówno prostu lud, mieszczanie, kupcy jak i szlachta reagowały entuzjastycznie. Otwierały się przed nimi nowe perspektywy. Zwłaszcza szlachta poczęła walczyć o przyznanie im nowych ziem. A było czym dzielić. Po przyłączeniu dwóch nowych prowincji obszar kraju się podwoił. A tereny te były niemal bezludne. Oczywiście większość ich pokrywała pustynia czy suche pastwiska, jednak długi i szeroki pas wybrzeża dawał duże możliwości. Zwłaszcza złoto Saharyjskie kusiło.
    Poznajmy teraz dokładniej te ziemie afrykańskie, które zyskały nazwę Afryki Zachodniej.

    [​IMG]
    [​IMG]

    Obie prowincji były zamieszkane przez koczowników muzułmańskich zajmujących się pasterstwem. O ile leżąca bardziej na południe, Taszaret nie przedstawiała żadne istotnej wartości o tyle Sus mogła w przyszłości mieć znaczący udział w dochodzie państwa. W głębi lądu znajdowały się złoża złota, które wydobywano z okresowo wysychających rzek. Mimo, że niemal całe osadnictwo skupiało się na wybrzeżu to żadna z tych prowincji nie posiadał portu z prawdziwego zdarzenia. Pierwszymi decyzjami jakie co do nich podjęto było wysłanie tam 12 tysięcznej armii w celu poskramiania buntowniczych zapędów koczowników oraz zakrojoną na szeroka skalę akcja katolizacyjną. O ironia sfinansowaną z kontrybucji marokańskiej.
    W czasie wojny zmieniły się także relacje między królem a regentem, oraz pozostałą dwójką braci. W jedynej przegranej bitwie tej kampanii został ciążo ranny książę Piotr, co za skutkowało zmianą układu sił. Król mimo że zdobył szacunek i posłuch, nie był przygotowany na zarządzanie krajem w pełnym zakresie, a stracił swego regenta, który do tej pory to robiłł. W tedy to przyszedł mu z pomocą wuj Henryk. Zdaje się, że drugi wuj Alfons pluł sobie w brodę, że nie zdecydował się na tę wyprawę. Henryk, który był lubiany przez bratanka, jak również cieszący się szacunkiem poddanych. Dopomógł królowi w pertraktacjach pokojowych oraz późniejszych decyzjach.
    W ten sposób rozpoczęły się zmiany na szczytach władzy portugalskiej. Wraz z misjonarzami do Afryki Zachodniej udała się liczna grupa arystokracji, która miała ustanowić nową administrację na tych terenach i zintegrować je z Koroną. Przewodniczył jej, Alfons, książę Bragançy – liczący na duże zyski na nowym stanowisku. W ten sposób władza w królestwie na okres rekonwalescencji Piotra przeszła w ręce Henryka. W mniejszym stopniu księcia Alfonsa, który nie cieszył się takim szacunkiem wśród poddanych jak pozostali bracia. W dodatku Henryk i Piotr na pewnej płaszczyźnie się dogadali w sprawach kraju, jeszcze podczas planowania i trwania wyprawy marokańskiej. Książe Alfons mógł liczyć jedynie na poparcie arystokracji i to nie całej, jedynie tej konserwatywnej. Korzystając więc z nieobecności Piotra przekonała brata do ustanowienia go gubernatorem Afryki Zachodniej, gdzie zabrał swych najgorliwszych popleczników.
    Tyle tytułem wstępu. Początkiem roku 1448 powstało obawa iż Kastylia będzie chciała wypowiedzieć wojnę Nawarze, która właśnie w pojedynkę toczyła wyczerpującą wojnę z Francją. Na szczęście król Henryk IV nie zdecydował się na ten krok, bojąc się wyraźnie reakcji Aragonii i Anglii. W tym samy czasie doszedł do siebie i książę Piotr. Czując, że jego wpływy słabną jeszcze nie całkiem zdrowy wybrał się na inspekcję Afryki Zachodniej. Chciał przede wszystkim ograniczyć tam wpływy księcia Alfonsa.
    Doszło w tedy do wydarzenia, które znów miało odmienić losy Portugalii. Otóż Alfons w obawie przed utratą swojej władzy w Afryce oraz licząc na zwiększenie wpływu na króla dokonał zamachu na swego brata. Opłacił w tym celu tubylców i na nich chciał zrzucić winę. Zamach się jednak nie udał, a cały spisek ujrzał światło dzienne. Podobnież swój udział w jego odkryciu miał książę Henryk.
    Za to jego skutki były doniosłe. Książe Alfons został stracony, a władza arystokracji ograniczona na rzecz mieszczan i kupców. W dodatku wzrosły swobody zwykłych ludzi.

    [​IMG]

    Po powrocie, do kraju Piotr i Henryk zawarli porozumienie, na mocy którego mieli oni dzielić się władzą. Każdy poszedł na jakieś ustępstwa i tak Henryk mógł wznowić kolonizację, póki co bez dalszych ekspedycji odkrywczych, a Piotr pilnować polityki europejskiej kraju. Obu zaś ograniczał młody król, który co raz więcej rozumiejąc i posiadając szacunek poddanych przejmował powoli władzę. Na szczęście dla swych wujów popierał ich politykę, a na szczęście dla Portugalii wujowie ograniczali wojownicze zapędy młodego władcy.
    W takiej sytuacji wkraczamy w rok 1449. Nie wiele się w nim działo po za spokojnym rozwojem kraju. Zawarto mariaże z włoskimi republikami handlowymi, tj. Genuą i Wenecją oraz rozpoczęto zakładanie stałego osiedla na wyspie Sao Tome. Spróbowano również założyć pierwszą placówkę handlową na samym wybrzeżu Afryki. Wybrano do tego celu pas wybrzeża na zachód od państwa Aszanti, najlepiej się do tego nadający. Ludność tego skrawka ziemi była najbardziej przychylna białym osadnikom a jednocześnie teren ten był bogaty w kość słoniową. Liczono na zwiększenie dostaw tego towaru do Europy. Udało się to osiągnąć w sierpniu 1449 roku i natychmiast przystąpiono do powiększania tej placówki. Zemściło się to jednak na Portugalczykach. Tubylcy zdaje się wystraszyli szybkiego napływu białych ludzi, zaatakowali i zniszczyli kompletnie placówkę. Należy jednak uczciwie przyznać, że nie obyło się od winy ze strony kupców. Jak to się mówi, użyto chochli zamiast łyżeczki. Przyjaźń tubylców i kontakty odzyskano dopiero w kwietniu 1453 roku. Tym razem postanowiono jednak nie poszerzać placówki, a powoli przyzwyczajać tubylców do swojej obecności. Gdy się oni oswoją a Portugalia będzie mogła wysłać oddział do ochrony, pomyśli się coś dalej.

    [​IMG]
    [​IMG]

    Całkiem inaczej z kolei miała się sytuacja z rozwojem koloni na Sao Tome. Szedł on sprawnie i bezproblemowo, a z każdym kolejnym rokiem przybywało na niej mieszkańców. Miała ona położenie względnie bezpieczne, a przede wszystkim korzystnie strategicznie i gospodarczo. Szybko także jej rozwój przyniósł inny skutek, a było nim poszerzenie wpływów handlowych w Afryce. Wkrótce całe Kongo dostało się pod jej kuratele.

    [​IMG]

    Na tym jednak nie koniec. Nim jednak dojdziemy do pamiętnego roku 1455, musimy wyjaśnić czym stała się kolonia na tej wyspie dla środkowej Afryki, a stała się pośrednikiem w handlu niewolnikami. Wiem, że proceder ten Wam, moim czytelnikom, wydaje się niegodny, ale wiedzieć musicie, ze kwitł on w Afryce w najlepsze w tych, a także wcześniejszych i późniejszych latach. Przedsiębiorcy osadnicy portugalscy po prostu skorzystali z okazji, jako że jedynie oni posiadali kontakty na całym wybrzeżu i statki nadające się do przewozu tego specyficznego towaru. Ludzki towar bynajmniej nie był jedynym. Handlowano także kością, korzeniami, złotem, skórami egzotycznych zwierząt czy kongijską porcelaną. Przy czym Europejczyków interesowały najbardziej te ostatnie towary. Czarni niewolnicy nie byli w tych czasach jeszcze popularni w Europie, ludźmi handlowano głównie z innymi Afrykanami. Godne zapamiętania jest także że w tym czasie białymi niewolnikami w najlepsze handlowano na Krymie. Wracając jednak do wyspy Sao Tome. Handel rozwijał się tak dobrze, że wreszcie osiedli kupcy postanowili zrezygnować z protektoratu Lizbony i założyć własne Centrum Handlu, co też uczyniono początkiem roku 1455. Dzięki temu wydarzeniu dochód miesięczny królestwa zaczął się zbliżać do 30 denarów.

    [​IMG][​IMG]

    Rozwój gospodarczy w tych latach szedł cały czas dobrze. Wpływy z handlu się zwiększyły. Nie obył się jednak bez problemów innej natury, a zwłaszcza politycznej, które stwarzał arystokracja. Musimy wrócić tu do roku 1449. Nowy porządek w państwie doprowadził do wzmocnienia władzy centralnej. Arystokracja, która ciągle traciła grunt pod nogami postanowiła dochód, który utraciła odzyskać na poddanych i chłopstwie. W pierwszej kolejności objawiło się to w Afryce Zachodniej, jak wiemy kolonizowanej przez najbardziej konserwatywne kręgi szlacheckie. Szlachta, tam pozostająca postanowiła siłą "ucywilizować" i osadzić koczowników, zwiększając przez to dochód swojej kasy. Król wziął jednak stronę swych nowych poddanych co doprowadziło do wybuchu powstania szlacheckiego.

    [​IMG]
    wyjaśnienie - nacisnąłem drugi guzik :)

    Nie było ono jednak liczne. W prowincji Tassaret gdzie ta historia się rozgrywała przeciw władzy królewskiej wystąpiło 1500 ludzi. Natychmiast skierowano do stłumienia buntu 12 tys. armię stacjonującą w Saharze Zachodniej. Było ona jednak pozbawiona charyzmatycznego przywódcy, gen.Araruches, który zmarł rok wcześniej. I po krótkiej bitwie oraz obławie armia wycofała się do bardziej przyjaznych ziem na północy nie eliminując do końca buntowników. Zresztą rebelianci byli bardzo zmotywowani, gdyż mimo, że pozostało ich 200 nie poddali się. Wkrótce jednak się z nimi uporano, i dla zabezpieczenie terenu pozostawiono w Tassaret 6 tys. oddział wojska. Wolne stanowiska obsadzono szlachtą wierną królowi. W sumie największą szkodą wyrządzoną przez tę rebelię było przerwanie chrystianizacji ludności prowincji, którą należało rozpoczynać na nowo.
    Skoro już przy nawracaniu nieszczęśliwych muzułman jesteśmy to należy wspomnieć o roku 1453, kiedy to mieszkańcy Sahary zbuntowali się przeciw próbą ich nawrócenia. Bunt szybko stłumiono, a w prowincji najpierw powołano poborcę podatków, a potem przystąpiono do kolejnej akcji misyjnej. Skoro nowi poddani nie chcą docenić uprzejmości jaką było darowanie im na czas misji obciążeń podatkowych, to po co skarbiec królestwa ma dłużej cierpieć?

    [​IMG]

    W kolejnych latach znów dochodziło do protestów szlacheckich przeciw zmniejszaniu ich przywilejów. Jeszcze w roku 1452 próbowali oni sposobami pokojowymi, jednak już koniec roku 1455 przyniósł wystąpienie zbrojne.

    [​IMG]

    Zbuntowała się arystokracja z prowincji Almateja, najbardziej wroga reformą królewskim. Przeciw władzy królewskiej wystąpiło 6 tysięcy szlachetnie urodzonych, którzy przystąpili do oblegania stolicy prowincji. Przeciw nim z Cuety przerzucono 5 tysięcy żołnierzy, na czele których stanął sam Alfons V. W bitwie rozegranej w grudniu 1455 roku, armia królewska został jednak odepchnięta. Dopomogła w tym rebeliantom gwałtowna burza śnieżna. Po wycofaniu się do Algerve zdecydowano się powołać dodatkowe 3 tysiące piechoty, a jednocześnie ściągnąć jedną z armii Afryki Zachodniej. Nie doczekano się jednak na jej przybycie. Oblegane miasto szybko traciło siły, aby go nie stracić król ruszył na czele 8 tys. do kolejnej bitwy. Tym razem wygrał bez trudu. Ta porażka zmusiła szlachtę do pogodzenia się z utratą swych wpływów. A zarekwirowane dobra posłużyły do usprawnienia ami.

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    Rok 1457 przyniósł wygaśniecie sojuszu militarnego z Kastylią, do którego w między czasie przystąpiły małe księstewka rzeszy. Długo się namyślano nad jego odnowieniem. Przeczuwano nadchodzący konflikt Kastylii i Nawary. Dumni Kastylijczycy już i tak zadziwiająco długo zwlekali z odzyskaniem swoich ziem, a teraz sytuacja międzynarodowa stworzyła odpowiednie warunki do zemsty. Zdecydowano się jednak na odnowienie sojuszu i przystąpienie do przyszłej wojny. O tym jednak w kolejnym rozdziale naszej historii.
    Teraz zakończymy, gdyż pogrążamy się w smutku nad Księciem Coimbry Piotrem, regentem królewskim, który zmarł w Boże Narodzenie roku 1457. Jako świadek tych wydarzeń muszę przyznać że jego panowanie nie zapowiadało się tak dobrze jakie było w rzeczywistości. I dało owoce lepsze i bardziej zaskakujące niż miano nadzieje.


    [​IMG]

    -----------------------------------
    Zamieszałem w tym odcinku jeśli chodzi o stosunki miedzy braćmi i ich los. W rzeczywistości Henryk i Alfons w 1449 doprowadzili do śmierci brata w bitwie z Marokańczykami. Ale musiałem jakoś wybrnąć z eventu o Księciu Coimbry.
    Muszę się także przyznać że dwukrotnie rozpoczynałem grę. Za pierwszym razem musiałem przerwać po miesiącu wiec nie zapisałem scenariusza. A gdybym kontynuował tamtą rozgrywkę historia potoczyła by się całkiem inaczej. Trochę mnie to gryzie^_^\'
    Prosiłbym też o rade ja zrobić aby mi centrum na Sao Tome nie zniknęło(którego się nie spodziewałem) a jednocześnie nie dzielić się odkryciami z nikim. Liczyłem że Afrykanie coś tam wyślą ale zdaje się że nie mają odpowiedniej technologi
     
  8. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    "Byli sobie odkrywcy a ich księciem był Henryk Żeglarz"


    [​IMG]

    - Ziemia na horyzoncie!
    Zakrzyknął marynarz z bocianiego gniazda. Obróciłem się w kierunku, który wskazywał, ale nic jeszcze nie dostrzegłem. Lanzarata kryła się jeszcze za horyzontem. Zresztą to nie ona był celem tej wyprawy a większa Teneryfa, jeszcze nie podbita przez Anglików. Dzielni Guancze ciągle odpierali ataki angielskich osadników. Zresztą nie były one już tak silne jak za czasów kastylijskich. Anglicy zdecydowaną większość swych sił tracili we Francji.
    Pamiętam kiedy przybyłem tu ostatnim razem. Na zupełni innym statku i z innymi ludźmi. Chociaż może nie aż tak różnymi. Kartagińczycy wcale się tak zbytnio od Portugalczyków nie różnili. Ach, Kartagina, piękna i nieszczęsna. To w tym mieście na wybrzeżu Afryki znalazłem ludzi najbardziej przypominających mi moich rodaków. Niestety ich los był równie tragiczny, i to po części z mojej winy. Po opuszczeniu Tartessos nie chciałem się pogodzić z losem biernego obserwatora wydarzeń i postanowiłem działać w celu odbudowy dawnej świetności świata, dzięki czemu stało by się możliwe odnalezienie jakichś wskazówek gdzie mam szukać Ocalałych. Aby tego dokonać wykorzystałem legendę która jeszcze istniała wśród ludzi. I tak obietnicami czy przekupstwem zmuszałem jednostki do nadludzkiego ryzyka i wysiłku: Necho II, Eutymenes, Himilkion, Hannon czy wreszcie Pyteasz. Oni to wielce ryzykując z mego podjudzania nic nie osiągnęli. Lecz dopiero po zdradzieckim zniszczeniu Kartaginy zrozumiałem, że nie przyspieszę biegu wydarzeń. Świat musiał wykonać kolejny obrót aby dojrzeć i znów się rozwinąć. Czekałem na to przez wiele setek lat, aż pierwsze oznaki odrodzenia zacząłem dostrzegać tam, gdzie wszyto powinno być zniszczone. Na froncie walki dwóch kultur, w Hiszpanii i Italii. Mimo wzajemnego wyżynania się Chrześcijan i Muzułman nauka i kultura tam kwitła. Mnie interesowała zwłaszcza kwestia morska. Pierwsze objawy polepszenia się sytuacji technicznej w żeglowaniu pojawiły się na Balearach. O ile żagiel skośny, zwany łacińskim już znano o tyle ciągle istniał problem z nawigacją na pełnym morzu. Na Balearach działała pewnego rodzaju szkoła, w której Żydowscy myśliciele opracowali pierwsze przyrządy służące do określania szerokości geograficznej i nawigacji. W Kastylii z map uzyskanych od muzułman stworzono atlas obrazujący znany starożytnym świat. Już na początku XIV w. żeglarze włoscy w poszukiwaniu rynków zbytu dotarli no Wysp Kanaryjskich.
    Prawdziwy przełom nastąpił jednak dopiero dzięki księciu Henrykowi, jednemu z synów Jana I Dobrego. Ja w tym czasie już pełen nadziei przybyłem do Portugalii. Można powiedzieć wróciłem do miejsca w którym rozpoczęła się moja przygoda. Zostałem cichym doradcą Jana I kiedy był on jeszcze przełożonym klasztoru Aviz, a później nauczycielem jego synów. Należy przyznać ze wszyscy oni byli inteligentni, ale to Henryk okazał się tym kogo szukałem. Już jako mody chłopak wykazywał niezwykłą inteligencję, konsekwencję, a co najważniejsze talent organizacyjny. Gdy został wielkim mistrzem Zakonu Rycerzy Chrystusa (dawnych Templariuszy) natychmiast rozpoczął działania w celu realizacja swych dwóch wielkich pasji. Rekonkwisty oraz odkrywania nowych ziem. W sumie to muszę przyznać, że realizował swą politykę podporządkowując ten drugi cel pierwszemu. Na szczęście był na tyle przytomny że nie rzucił całych swych sił na bezsensowną krucjatę. Nie mimo że był on fanatycznym katolikiem to posiadał na tyle rozsądku aby tworzyć podstawy gospodarcze do realizacji swych celów.
    Na południowym horyzoncie pojawiła się ziemia. to pierwsza wyspa z 13 wysp psich. Z tego co mówili mi Włosi nie ma już na niej żadnych ruin potężnych budynków.
    Późnym rankiem następnego dnia dobiliśmy do brzegów Teneryfy. Ekspedycja składająca się z dwóch karawel i 56 ludzi osiągnęła cel. Należało się teraz skontaktować z przywódcami Guanczów tej wyspy. Guanczowie to rdzenna ludność Archipelagu Kanaryjskiego (gdy byłem tu poprzednio były one bezludne), która mimo zacofania pod każdym względem dzielnie stawia czoło najeźdźcą. Wpierw Portugalskim, później Kastylijskim, a teraz Angielskim. Teraz jednakże mimo założenia przez tych ostatnich miasta na Fuerteventurze, nie naciskają dalej już tak mocno co może stanowić problem misji. Wyspy te leżą daleko od Wielkiej Brytanii i trudno znaleźć chętnych do osiedlenia się. Zresztą jak już mówiłem Anglicy mają póki co inne priorytety. I właśnie to "póki co" jest celem tej wyprawy. Należy odebrać te wyspy nim Anglicy się na serio zainteresują Afryką
    Ma się tym zająć dowódca wyprawy kapitan Gaspar de Lemos. Ja zaś podróżuje incognito jako zwykły marynarz, o czym wie tylko kapitan. I mam zupełni inny cel.
    Gdy tylko ruszyliśmy w drogę prowadzącą do wioski tubylców obładowani darami ja niepostrzeżenie "zdezertowałem". Ruszyłem także przez las ale w zupełnie innym kierunku. Ku górze w centralnej części wyspy. Byłem już tutaj wraz z Kartagińczykami. W tedy ta wyspa były większe i po za drzewami można było natknąć się na ruiny dawnego miasta. Góra ku której zmierzam była mniejsza i stanowiła centralne miejsce miasta. Wyspy kiedyś były zachodnio-południowym cyplem Atlantydy, a miasto było jednym z głównych portów Królestwa. Wzgórze w centrum zaś było miejscem świętym, w naszym rozumieniu tego słowa. Oznaczało to że znajdowało się tam centrum zarządzania i składowania wiedzy. Gdy spróbowałem uruchomić je po raz pierwszy, przed wiekami usłyszałem głos "Jeszcze nie czas", a później cała wyspa poczęła się część. Ledwie wróciłem na statek, gdy wyspę pochłonęło morze. Kieruje się teraz tam ponownie aby sprawdzić czy ów czas nadszedł.
    A wszystko dzięki staraniom Księcia Henryka. Dopłacał on do wypraw przed 25 lat. Przekupstwem i groźbą skłaniał swoich żeglarzy do obalania przesądów o potworach morskich czy morderczych upałach za przylądkiem Bajor. Organizował akcje kolonizacyjne na wyspach Atlantyku, gdyż wierzył że kiedyś to wreszcie przyniesie mu korzyści gospodarcze i bogactwo, a w konsekwencji umożliwi walkę z Islamem. I się doczekał. Zorganizowana przez niego szkoły kartografii i astronomii w Sagres zgromadziła najbardziej otwarte umysłu żeglarskie Europy oraz wszelkie wynalazki związane z tą dziedziną. Henryk je zgromadził, a potem ulepszył i dał swoim wasalom-żeglarzom, umożliwiając im to co do tej pory było niemożłiwe. Karawela, którą opracował stałą się głównym narzędziem odkryć. To na niej zdobywano co raz to dalsze brzegi.
    Jeśli teraz nie nadszedł czas to kiedy?

    [​IMG]

    Przedarcie się przez las w dodatku w górę stoku zajęło mi dwa dni. Trzeciego z rana dotarłem do jaskini. Wszedłm do niej. Mimo panującego mroku widziałem dość dobrze. Jaskinia była głęboka a na jej końcu otwierała się wielka pieczara, wyraźnie oświetlona przez iluminujące "skały" a na jej środku stała Wyrocznia. Wysoka na sześć metrów, o owalnej podstawie i zwężająca się ku górze. Zwieńczona była koroną w kształcie muszli wysadzaną perłami i łączącą się ze stropem jaskini. W całości ozdobiona rysunkami przedstawiającymi historie miasta od jego powstania do upadku. Sklepienie jaskini było gładkie i przedstawiało układ gwiazd na niebie jaki był widziany w dniu "upadku".
    Podszedłem i położyłem dłonie na owalnej podstawie z przodu postumentu. Wyrocznia się ocknęła.
    - Kim jesteś i po co przybywasz? - spytał przyjemny kobiecy głos a cała konstrukcja zaczęła emanować leniwym światłem
    - Alcarcalimo co znaczy "ten, który oświeca noce" z rodu Elandila. Przybywam po radę.
    - Dobrze, pytaj - odpowiedź ta znaczyła ze czas rzeczywiście nadszedł, a wyspa nie pogrąży się znów w otchłaniach morza.
    - Jak mam odnaleźć mych rodaków?
    - Słuchaj i obserwuj a dowiesz się wszystkiego w swoim czasie
    - Ile jednak można czekać? – odpowiedź wyroczni wyprowadził mnie z równowagi - jestem uwięziony w tym świecie już od tysięcy lat, a nie znam przyczyny.
    - Świat się odmienił i wiedz że już nic nie jest takie same. Twoim zadaniem jest obserwować go i zdać relacje swym braciom z tego jak sobie poradzili ich następcy. To jest zaszczyt a nie kara - Głos wyroczni był idealnie obojętny.
    - Jak długo mam go obserwować? i jak mam zdać relacje swym braciom kiedy nie wiem jak ich znaleźć?
    - Aż do odmiany świata. Na więcej swych pytań poznasz odpowiedź gdy przyjdzie czas. Nie wcześniej nie później. Skończyłam.
    Powiedziawszy to wszelkie światła w komnacie zgasły i zapanowały takie ciemności których nawet mój wzrok nie mógł pokonać. Wyjście tunelu stało się nagle najjaśniejszym, a raczej najmniej ciemnym punktem w grocie, i zaczęło bardzo kusić. Lecz ja miąłem ciągle pytania ! Postanowiłem się zbliżyć do wyroczni aby ponownie ją zbudzić lecz gdy tylko zrobiłem krok wyspa poczęła się część. Nie myśląc długo rzuciłem się do wyjścia.
    Ledwie znalazłem się na zewnątrz wejście do jaskini zostało zasypane przez spadające głazy, a ze szczytu góry buchnęła lawa. Dawno uśpiony wulkan przypomniał o sobie. Taki był koniec wyroczni z "Miasta Muszli".
    Gdy wróciłem na statek kapitan de Lemos. ostatkiem sił powstrzymywał swych ludzi od buntu i odpłynięcia. Góra już się uspakajała, ale panika jaką wywołała nie ustępowała.
    Nie było już sensu udawać przed ludźmi że jestem zwykłym majtkiem. Na kogoś takiego kapitan by nie czekał ryzykując życie.
    - Gasparze kurs na Lagos - wydałem ni to rozkaz ni prośbę.
    - oczywiście senior - odparł a ja udałem się wraz z kapitanem do jego kajuty.
    Moja misja może nie była udana lecz może chociaż z Guanczami się udało. W końcu chociaż pomagając w realizacji Jego marzenia mogę się odwdzięczyć śp. Henrykowi za szansę jaką mi dał.


    [​IMG]
    ur. 4 marca 1394, w Porto; zm. 13 listopada 1460, w Sagres

    ---------------------------------------------
    Po długiej przerwie wracam. Dla wszystkich, których nie zachwycie ta opowieść dobra informacja.
    Jutro bądź pojutrze wrzucę prawidłowy odcinek. Oj będzie się działo, będzie ! :)
     
  9. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    Odcinek VII
    1458-1465
    "...Co z tą Kastylią?..."​


    Jak wiemy w wojnie zakończonej w 1429 roku Królestwo Kastylii utraciło na rzecz Królestwa Nawary ogromne połacie ziemi. Przez wiele lat utrzymania się tego stanu rzeczy pilnował sojusz Anglii, Aragonii, Burgundii i Nawary. Jednak ostatnimi laty doszło do kłótni i przetasowań wewnątrz tego sojuszu. Nawara złożyła hołd lenny Aragonii czym zraziła do siebie Anglię (która sama miała nadzieje na taki hołd) Po wygaśnięciu w połowie lat 50 dawnego układu sojuszy, nie zaprosiła ona do niego Królestwa Nawary. Aragonia zgodziła się na taki obrót sprawy z obawy przed Francją, która ją osamotnioną mogły by łatwo pokonać. Zdecydowała się więc poświęcić swego wasala. Tymczasem dumni Baskowie nie mieli zamiaru się poddawać. Po odrzuceniu zwierzchnictwa Anglii oraz odmowy pełnego podporządkowania się Królom Aragonii postanowili postawić się także Kastylii.
    Odnawiając sojusz wojskowy w 1457 roku wszyscy wiedzieli że zbliża się starcie dwóch państw iberyjskich. Wszystkie zainteresowane strony godziły się z tym pilnując jednocześnie aby żadna nie zyskała zbytniej przewagi w zbliżającym się starciu. Dlatego też Portugalia zastrzegła sobie, że nie będzie brała czynnego udziału w tych działaniach, aby nie sprowokować Anglii. Zresztą tak jak Wurzburg i Berg, dwa księstwa niemieckie, które nawet nie miały możliwości fizycznej udziału w wojnie. Król Hiszpanii Henryk IV zgodził się na te warunki, gdyż był pewien swego zwycięstwa. Zresztą nie tylko on. Wszyscy zainteresowani spodziewali się powrotu do stanu rzeczy z przed 30 lat. No prawie wszyscy...

    [​IMG]

    [​IMG]

    Wojna wybuchła 3 stycznia 1458 roku. Jedynym ruchem ze strony Portugalii było przesunięcie 6 tys. korpusu na granice z Nawarą w celu jej ochrony. Wojska Kastylijskie za to ruszyły do ataku pełną siłą. Portugalia zaś obserwując uważnie rozwój wypadków zajęła się swoimi sprawami. Wysłano kolejną grupę kolonistów na Sao Tome i kolejnych kupców do centrów handlowych Europy. W kwietniu 1458 roku zameldowano o sukcesie misji inkwizycyjnej w Tassarecie.

    [​IMG]

    Cała prowincja przyjęła nową religię dzięki czemu kraj stał się bardziej stabilny, a w nawróconej prowincji można było powołać poborcę podatków. Jednym słowem wszystko toczyło się swoim, spokojnym rytmem, podczas gdy za granicą szalała wojna.
    Ale właśnie. Ku ogólnemu zaskoczeniu Baskowie odparli atak Kastylijczyków, którzy zostali zmuszeni do przegrupowania się w okolicach Madrytu. Nie dość tego, nieustępliwi górale ruszyli za wrogiem. W wielkiej bitwie pod Madrytem (nie ostatniej bynajmniej w tej wojnie) starło się 25 tysięcy Basków z 30 tysięczną armią Kastylijską. Napastnicy ponieśli jednak klęskę i musieli się wycofać. I znów Kastylijczycy ruszyli do ataku. I tym razem jednak ich ofensywa poniosła dotkliwą klęskę, a armia została rozbita. Baskowie przejęli inicjatywę. 7 tysięczny oddział ruszył na miasto Badajoz w prowincji Extreiadume, a pozostałe armie poczęły nękać Kastylijczyków i zbliżać się do Madrytu. Było to dziwne, gdyż powszechnie było wiadomo, że Kastylia dysponuje większym potencjałem i armią. Mimo iż dziwne to jednak prawdziwe. Pod koniec roku Baskowie oblegli Madryt, a Kastylijczycy lizali rany, chroniąc się przy granicy portugalskiej. Zbierali oni siły aby ruszyć z odsieczą swej stolicy. Nastąpiła ona pod koniec 1458 i zakończyła się kolejną klęską. W tedy to zaczęto na dworze Portugalskim obawiać się o równowagę sił na półwyspie. Nieudolność Kastylijczyków była wstrząsającą. Postanowiono zaryzykować włączenie się do wojny Aragonii, a nawet Anglii i ruszono z pomocą sojusznikowi. Wymienione kraje jednak nie zareagowały. Uznano to za dobry znak i wróżbę rychłego zwycięstwa.
    Wpierw 7 tysięczny korpus graniczny pod dowództwem samego króla ruszył na nie bronioną Leone. W tym samym czasie zdecydowano się na ściągnięcie jednej z armii afrykańskich. Tassaret był już nawrócony więc ryzyko buntu zmalało. Co zaś się tyczy oblegania Leony, to wyszły z tego nici. Mury miasta okazały się zbyt potężne a siły portugalskie zbyt małe. Nie udało zablokować się dostaw zaopatrzenia dla garnizonu miasta. W tym samym czasie doszła jednak wieść o podjęciu kolejnej próby odbicia Madrytu. 25 tysięczna armia kastylijska ruszyła do ataku. Postanowiono ją wspomóc. Nim jednak doszło do pamiętnej bitwy do wojsk sprzymierzonych dotarł wieść o upadku Badajoz. Sytuacja stawał się co raz gorsza.

    [​IMG]

    Do bitwy pod Madrytem między siłami hiszpańsko-portugalskimi w łącznej liczbie 32 tys. a 14 tysięczna armią baskijską doszło w lipcu roku 1459. Dowództwo nad całością wojsk otrzymał Król Portugalski Alfons V Afrykański. Sława z jego wielkiego zwycięstwa pod Rabatem ciągle trwała zarówno w umyśle Iberyjczyków jak i samego króla. Bitwa była zacięta. O jej wyniku zadecydował morale wojsk Kastylii. Morale to było niskie po serii porażek im zafundowanych. Uczciwość nakazuje jednak przyznać że i Portugalczycy nie podeszli w pełni skoncentrowani do bitwy. Swój udział w tej klęsce jak i późniejszych losach wojny miała i arogancja króla. Mimo ponad dwukrotnej przewagi sojusznicy musieli uznać wyższość dzielnych górali i się wycofać. Armia fizycznie nie została zwyciężona, ale jej morale upadło. W dodatku obrońcy Madrytu widząc kolejną klęskę swych ziomków zaczęli podupadać na duchu.

    [​IMG]

    Po zakończeniu odwrotu, winę za porażkę zrzucono na Alfonsa. Jego zbyt wielką pewność siebie i butę. W każdym razie poróżnieni sojusznicy zdecydowali rozdzielić swoje armię. Kastylijczycy stwierdzili że sami odbiją swą stolice, a Portugalczykom zlecono odbić Badojoz. Jak postanowiono tak uczyniono. Jednocześnie Alfons zdecydował się wysłać zagony na ziemie Nawary aby uprzykrzyć trochę życie wrogowi.
    Badajoz, zaczęto oblegać pod koniec sierpnia, a wkrótce przybył tam także świeży korpus afrykański. Tymczasem Kastylijczycy ruszyli do kolejnej odsieczy Madrytu, który trzymał się już resztkami sił.

    [​IMG]

    I tym razem jednak poniesiono klęskę, a umęczone miasto zdecydowało się poddać. W tedy stało się coś niezrozumiałego i wielce zaskakującego. Henryka IV, król Kastylii zgodził się uznać swą klęskę i oddać Baskom miasto Badajoz wraz z przyległymi ziemiami oraz wypłacić 24 dukaty kontrybucji.
    Decyzja ta niezwykle zdziwiła i zdenerwowała Króla Alfonsa. On sam właśnie zgromadził 12 tys. armię, a Kastylia dysponował w sumie 50 tysięczną. Może i Henryk utracił dwa miasta, w tym stolice, ale wszakże miał je czym odbić. Było to bardzo dziwne. Zdaje się że Henryk oszalał. W każdym razie obraz półwyspu iberyjskiego wyglądał po tej wojnie bardzo dziwnie.


    [​IMG]

    Powody decyzji króla Henryka stały się jasne już wkrótce. W roku 1460 zbuntowała się Andaluzja. Bogata prowincja zamieszkała w większości przez Muzułman. Kastylia nie miała czym zdusić tego buntu. Armia zaciągnięta na potrzeby wojny zrujnowała skarb państwa. Wojna z Nawarą była planowana jako szybka i bez problemowa. Widać całe oszczędności wydano na zaciąg a środki na wynagrodzenie chciano zdobyć na Baskach. Teraz nie było ani armii, ani pieniędzy na armię. Pod koniec roku buntownicy przejęli kontrolę nad Sewilla, głównym miastem Andaluzji. Powstał teraz problem co zrobić z tym faktem. Kastylijczycy nie potrafili stłumić buntu, a Portugalczykom nie pozwolono. Dlaczego? Otóż w kwietniu 1461 roku powstańcy andaluzyjscy zwrócili się do Króla Portugalii z propozycją przyłączenia Andaluzji do królestwa. Zrobili to jednak na tyle głośno że i Kastylijczycy o tym usłyszeli. Po tym fakcie nie było już nawet co myśleć o zezwoleniu na wejście wojsk portugalskich na ziemie Kastylijską. Było to genialne zagranie rebeliantów, które jednocześnie zabezpieczało ich przed zbrojną interwencja Portugalii, jak i informowało o początku licytacji. Andaluzje dostanie ten kto da więcej. Oczywiście wprowadziło to zamęt w kraju jak i pogorszyła, na szczęście lekko, stosunki portugalsko-kastylijskie. Tymczasem sytuacja stała się patowa.

    W tym miejscu powinien być screen z eventem o sporze granicznym, który rzeczywiście pojawił się w momencie opanowania Andaluzji przez buntowników. Niestety zapomniałem zapisać screena ):
    W każdym razie jego skutki były następujące: Stabilność -1 i stosunki kastylijsko -portugalskie - 35 oraz 6-miesięczne casus beli dla Kastyli​


    Wróćmy na chwilę do spraw gospodarczych. W roku 1460 kupcy portugalscy zainteresowali się dalekim rynkiem nowogrodzkim. Z uwagi na ciągłe konflikty tamtejszych państw, a zwłaszcza powolny upadek Republiki Nowogrodzkiej, miejscowi kupcy nie mieli łatwego życia i nie mogli wykorzystać pełnych możliwości rynku. Sytuację tą postanowili wykorzystać Portugalczycy, którzy wnet zdominowali ów bogate centrum handlu, a nawet pewien wpływowy kupiec poślubił członkinię jednego z rządzących Nowogrodem rodów. Oczarowała go podobno na równi jej uroda i majątek.
    Rok 1461 przyniósł także uroczyste nadanie praw miejskich osadzie na Sao Tome, a wraz z ustanowieniem tam poborcy podatków w 1463 miano pełnoprawnej prowincji portugalskiej. Bardzo dochodowej prowincji trzeba przyznać. Aby zabezpieczyć interesy dalekomorskie Portugalii, w 1462 do floty portugalskiej dołączyło 5 okrętów. Siła głównej floty wzrosła do 20 okrętów wojennych.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Nie wszytko jednak co działo się w tym roku było szczęśliwe. We wrześniu mieszkańcy Sus znów się zbuntowali przeciw próbą ich nawracania. Bunt oczywiście szybko stłumiono i rozpoczęto nauki od nowa, ale na królewskim sercu smutno się robi na myśl o biednych duszach jego poddanych.

    [​IMG]

    Po zakończeniu kolonizacji Sao Tamo poczęto rozmyślać o kolejnym celu dla portugalskich osadników. W grę wchodziły tak na prawdę trzy miejsca. Wyspa Ngume, placówka handlowa w Gagnoa i tereny na południe od portugalskiej Afryki Zachodniej, zwane Naadibuh. Zamieszkane one były przez bardzo agresywne plemiona berberyjskie, spokrewnione jednak z mieszkańcami Tasseretu. Każda z tych lokalizacji miała swe plusy i minusy, o których jednak innym razem. Wróćmy teraz do buntowników Andaluzyjskich.

    [​IMG]

    Otóż z ich podjudzenia zbuntowali się także muzułmanie w Cordobie i Gibraltarze, a wojska buntowników Andaluzyjskich poczęły oblegać Grenadę. Był to skutek braku interwencji ze strony Kastylijczyków. Po tym fakcie jednak i oni się zmobilizowali. Wystawili 9 tysięczną armię, która przez tereny portugalskie ruszyła na Andaluzje. Tutaj jednak zrezygnowano z oblegania Sewilli i ruszono rozbić armię buntowników w Grenadzie i Gibraltarze. Co się udało. Widząc co się dzieje Andaluzyjczycy postanowili wybrać, po czyjej stronie się opowiedzieć. Jakie jednak było zdziwienie, gdy w sierpniu 1464 roku doszła królewskich uszu wieść o przyłączeniu Andaluzji do Królestwa Nawary! Zaskoczenie i złość. Nie ma co kryć, że Król Alfons liczył na zdobycie i może jakimś cudem utrzymanie tak bogatej prowincji jak Andaluzja. Już rozpuszczał wieść o złagodzeniu polityki dla muzułmanów, już badał reakcje Henryka, a tu taki psikus. Przyjmował nawet uchodźców z ogarniętych rebelią terenów.

    [​IMG]

    Andaluzyjczycy dołączyli w dodatku do kraju na wskroś katolickiego. Szczerze mówiąc takiego rozwoju wypadków się nie spodziewano i wielka złość wstrząsnęła królem. Chociaż po pewnym czasie namysłu nasunęła się refleksja że to była najrozsądniejsza opcja. Jako niepodległy kraj Andaluzja by się nie utrzymała, a tak pod kuratelą wielkiego zwycięscy ostatniej wojny można czuć się bezpiecznie. Gdyby wybrała Portugalię mogło by się okazać, że w imię dobrych stosunków król portugalski przekaże buntowników Henrykowi co było by wysoce dla tych ostatnich nie zdrowe. Oczywiście nic takiego by nie miało miejsca, gdyż Portugalczycy "poczuli krew rannej bestii" jaką była Kastylia i postanowili wykorzystać sytuację. Przygotowywano się już do odwrócenia sojuszy, gdyż nieufność między sojusznikami i wzajemne oskarżenia osłabiły i tak wątłą więź. Jak to mówią gdzie dwóch się bije trzeci korzysta. Teraz jednak ten trzeci stał się zbyt potężny i dał sygnał że zaczyna ingerować w portugalską strefę wpływów.
    Przy takim rozwoju wypadków stała się jasna także i przyszłość Cordoby. Postanowiono ruszyć z armią na to miasto nim Kastylia ulegnie całkowitej deintegracji.

    [​IMG]

    -------------------
    Gall cieszę się że tobie moja historyjka się podoba. Szczerze mówiąc mi nie bardzo, gdyż wiem jaka powinna być. Umieściłem ją jednak jaka jest, gdyż popadłem w zastój a to nigdy dobre nie jest.
     
  10. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    Odcinek VIII
    1465 -1472
    "...Wielka Wojna Iberyjska..."


    [​IMG]
    Lauburu - symbol kraju basków​

    Baskowie są ludem dumnym. Ludem, który przez wieki stawiał czoła różnym najeźdźcą, bezwzględnym i silniejszym. Dziś wiemy że są oni potomkami pierwotnych plemion zamieszkujących Europę. Przetrwali jako jedyni nawałę plemion Indoeuropejskich, które zalały kontynent ponad 4 tysiące lat temu. Następnie oparli się najazdom Iberów, Celtów, Rzymian i najróżniejszej maści plemion germańskich. Wreszcie wytrzymali i nawałnice arabsko-berberyjską. Zdarzało się że musieli uznać zwierzchnictwo silniejszych czy płacić haracz. Nigdy jednak nie zatracili swojej odrębności. Zachowali swój język i kulturę, a przede wszystkim wielką dumę. Jaka szkoda, że los zmusił Portugalczyków do walki z Nimi.
    Cała Iberia wrzała. Jan II król Nawary po przejęciu kontroli nad muzułmańską Andaluzją otwarcie dążył do aneksji Kordoby. Aby pozyskać muzułmańskich buntowników z tego miasta w swym królestwie zrównał w prawach chrześcijan i muzułman, po czym wysłał armię na południe. Postępowanie to przeraziło władców iberyjskich i Stolicę Piotrową. Papież wydał bullę ekskomunikującą odstępcę baskijskiego a teoretyczny Jego senior władca Aragonii odżegnał się od możliwości udzielenia pomocy w kolejnym starciu z Kastylią. Kolejna wojna iberyjska stała się nieunikniona. Zresztą po utraci Andaluzji i tak była ona pewna lecz teraz została przyspieszona. Baskowie zrównując w prawach muzułman odstąpili od rekonkwisty. Wiemy że władca Nawary chciał w ten sposób zapewnić sobie spokój w nowych prowincjach jak i powiększyć swoją armię o muzułmańskich ochotników, a skoro wojna z Kastylią była nieunikniona nie zamierzał przebierać w środkach.
    Nim jednak wszystkie te fakty zaistniały musiało upłynąć trochę czasu. Wpierw na wymianę not dyplomatycznych a później na mobilizacje armii, więc początek 1465 nie jest równoczesny początkowi wojny. W kwietniu 12 tys. armia portugalska pod dowództwem Alfonsa V obległa Kordobę, aby nie dopuścić do przejścia buntowników na stronę Basków. Królestwo Nawary nie było gotowe jeszcze do wojny więc miasto udało się odzyskać. Po jego zdobyciu i jako takim uspokojeniu sytuacji w kraju Henryk IV, władca Kastlii nalegał aby wykorzystać słabość Nawary i uderzyć natychmiast. Uważał że Kastylia ciągle posiada większe zasoby i kolejnej wojny Nawara nie wytrzyma ze względów gospodarczych. Alfons nie był zachwycony tym pośpiechem, ale po otrzymaniu informacji z Aragoni że ona w tę wojnę się nie wmiesza i po przyrzeczeniu Henryka o cesji części ziem zgodził się przystąpić do wojny natychmiast.

    [​IMG] [​IMG]

    [​IMG]

    Kordobę zdobyto w październiku 1465 a już w grudniu armia portugalska maszerowała na Sewille. Wojna wybuchła 14 grudnia 1465 roku. Tym razem Baskowie musieli zmierzyć się z w pełni zaangażowaną Portugalią. W bitwie pod Sewillą, 28 grudnia zniesiono słabe oddziały osłonowe przysłane z północ a wspierane przez ochotników muzułmańskich i przystąpiono do oblężenia miasta. Jednocześnie flota portugalska zablokowała wybrzeże Andaluzji. W tym samym czasie potężna armia Kastylijska ruszyła na Badajoz i je obległa. Baskowie nie zareagowali. To znaczy zaczęli koncentrować wojsko i rekrutować nowych żołnierzy ale nie ruszyli z odsieczą. Zima roku 1466 minęła po hasłem oblężeń. Przy czym Portugalczycy wspierani przez flotę i dysponujący mniejszą armią, a przeto łatwiejszą w aprowizacji przetrzymali ją dobrze. Za to Kastylijczycy... Ich armia może była i liczna ale za to o słabym morale i trzymająca oblężenie na suchych wyżynach u stóp gór Nevada, gdzie trudno o zaopatrzenie. Straty wywołane dezercją były olbrzymie. Mimo to Badajoz udało się zdobyć. Twierdza trzymała się długo bo aż do lutego 1467. Za to Sewilla Portugalczykom poddała się już w październiku 1466. Natychmiast po tym sukcesie armia załadowała się na okręty i wzdłuż wybrzeża ruszyła do Porto skąd miała podjąć marsz na Leone. Czekał tam już 2 tys. korpus osłony granicy zaciągnięty na początku wojny. Nim jednak o oblężeniu Leony zapoznajmy się z sytuacją dyplomatyczną jaka wytworzyła się po roku wojny. Początkiem roku 1466 zostało zawarte małżeństwo między najznakomitszymi rodami królestw Portugalii i Aragoni czym przypieczętowano porozumienie pokojowe miedzy krajami i ostatecznie odebrano Baskom nadzieję na wsparcie ze strony Aragonii. Zresztą sama Aragonia prowadziła inną wojnę i była zainteresowana włoskim kierunkiem ekspansji. Gdy padła Sewilla a improwizowana flota Basków została kompletnie zniszczona przez Portugalczyków, Władcy Nawary zrozumieli że z Kastylią wspieraną przez Portugalię nie wygrają. Zaczęto słać na dwór portugalski propozycje pokoju, za każdym razem poparte co raz większymi kwotami. Król Alfons postanowił być jednak wierny swemu sojusznikowi i walczyć do póki Henryk nie zawrze pokoju w imieniu sojuszu. Zresztą miano przede wszystkim nadzieje na nabytki terytorialne i uzyskanie dostępu do żyznych dolin Andaluzji, obiecanych przez Henryka. W dodatku ani armia ani Portugalia jeszcze nie ucierpiała od tej wojny. Co się wkrótce jednak miało zmienić. Po odrzuceniu trzeciej propozycji pokoju Baskowie ruszyli do kontrnatarcia.
    Kastylijczycy po zdobyciu Badajoz ruszyli na Almateje w La Manchy. Zwiedzieni jednak bezczynnością Basków popełnili błąd. Otóż do tej chwili zawsze jakiś korpus osłaniał Madryt, teraz jednak całe siły rzucono na La Manche pozbawiając się osłony. Baskowie wykorzystali to i ruszyli na Madryt. Nie oblegli jednak miasta a poszli dalej w kierunku Badajoz i Cordoby. Błąd popełnili także Portugalczycy. Kiedy wszystkie siły były zaangażowane pod Leoną Baskowie wysłali 8 tys. oddział wzdłuż wybrzeża Atlantyku. Oddział ten po splądrowaniu całej Galicji ruszył na Porto. Gdy Król się o tym dowiedział w pierwszej chwili chciał przerwać oblężenie i zastąpić napastnikom drogę. Kiedy jednak wywiadowcy donieśli że są to głownie siły lekkozbrojne nie wyposażone w żaden sprzęt oblężniczy zdecydował się kontynuować oblężenie, któremu już nie wiele brakowało do sukcesu. Nakazał jednocześnie skrycie się ludności do miast oraz ściągnięcie 5 tys. armii pozostającej w Afryce zachodniej. Postanowił zaryzykować bezpieczeństwo misjonarzy szerzących dobrą nowinę wśród Berberów.

    [​IMG]

    Baskowie przeszli wzdłuż całej Portugalii bez przeszkód. O ile prowincji Oporto nie grabili z obawy przed armia królewską o tyle widząc, że Portugalczycy pochowali się w twierdzach splądrowali kolejne ziemie. Prowincja stołeczna i Almateja ucierpiały ogromnie od grabieży i gwałtów. Wielu poddanych Alfonsa straciło życie, a jeszcze więcej dobytek życia. Oczywiście nie miało to korzystnego wpływu na postawę ludności oraz dochód skarbu w kolejnym roku. Następnie Baskowie przez Algerve i Andaluzję szybkim marszem skierowali się pod Kordobę, gdzie koncentrowała się ich armia po odzyskaniu Badajoz.

    [​IMG]

    W grudniu 1467, pod ciosami Portugalczyków padła Leona, a wielka 23 tys. armia Baskijska ruszyła na Sewille. Kastylijczycy w tym czasie, tradycyjnie już tracili czas nie udolnie oblegając La Manche. Jednocześnie Portugalczycy i Kastylijczycy ruszyli do ponownego oblężenia Badajoz. Król Alfons, zaś postanowił rozstrzygnąć wojnę jednym śmiałym wypadem. Postanowiono marsz na Pampelune, stolice Basków. Ruszono jednak okrężną drogą bo przez Aragonie. Miasto Burgos wraz z cała Baskijską prowincją płonęło w buncie, a że było to korzystne dla sojuszników więc nie chciano wchodzić buntownikom w drogę. Było to tym łatwiejsze że Aragonia zgodziła się przepuścić wojska Alfonsa.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Do ostatniego odcinka marszu na Pampelune ruszono w marcu 1468. Droga przez góry okazała się bardzo ciężka dla armii portugalskiej. Nękana przez górali dotarła pod Pampelune zmęczona, choć nie uszczuplona. Doszło tam do bitwy z 13 tys. armią baskijską. Mimo równych sił i doświadczenia Portugalczyków została ona jednak przegrana.

    [​IMG]

    Było to spowodowane ciężkimi warunkami terenowymi. Widząc bezsens dalszych szturmów Alfons wraz ze swymi żołnierzami wycofał się do prowincji Armaniac. Zejście w tatą stronę Pirenejów okazało się łatwiejsze. Tam zniesiono kilka tysięcy świeżo rekrutowanych jeźdźców i zwrócono się w stronę Aragonii. Uznano, ze do póki taki silny oddział broni Pampeluny wszelkie próby jej oblężenie spełzną na niczym. Postanowiono szukać rozstrzygnięcia w boju z główną armia Basków pod Sewillą.
    W tedy stało się kilka ważnych rzeczy. Sewilla mimo dostarczania zaopatrzenia przez flotę zaczęła słabną i konieczna stała się odsiecz miasta. Ona jednak nie mogła mieć miejsca bez wsparcia Kastylijczyków. A oni znów zawodzili. nie dość że ich armie topniały w oczach to do tego musieli odstąpić od oblężenia Almatejo kiedy ta już trzymała się ostatkiem sił. Otóż ludność wymęczona przez kolejną wojnę i ciągłe przemarsze wojsk zaczęła się buntować Buntownicy oblegli Madryt i Kordobę, a później i Malagę. W tym czasie armia Kastylii była rozproszona na terenie całego kraju pilnując aby pozostała ludność się nie buntowała. W dodatku skarb królewski był także pusty i nie pozwalał na rekrutacje kolejnych armii więc zaczęto tłumić bunty tym co było osłabiając zaangażowanie wojenne. W ten sposób nie było odpowiednio licznej wojska aby zaatakować Basków pod Sewillą. Poradzić sobie musieli z tym sami Portugalczycy. A do tego konieczna była koncentracja całych sił.
    Kiedy już przymierzano się do wykonania tego planu stała się rzecz dziwna. Armia broniąca Pampeluny przeświadczona o wycofaniu się Portugalczyków ruszyła pod Burgos opanowane przez buntowników. Gdy tylko Alfons się o tym dowiedział natychmiast zmienił swoje plany. Przerwał przeprawę przez Ebro i skierował armię na Pampelunę jednocześnie nakazując powołanie dodatkowych 8 tys. pieszych w Algerve, którzy po połączeniu z 5 tys. pod Badajoz mogli by uprzykrzyć życie Baskom na południu. Nie łudził się, że ta armia ich pokona ale przynajmniej ich zajmie.

    [​IMG]

    Tymczasem w Andaluzji stała się rzecz niesłychanie ważna. Może nie dla przebiegu wojna, ale dla jej rozstrzygnięć. Przeciw Baskom zbuntowała się ludność, którą przyszli wyzwolić od okupanta portugalskiego. Było to wynik nieludzkiego wyzysku jaki spotkał Andaluzyjczyków ze strony armii baskijskiej. Widać uznali oni że panowanie Portugalskie jak dotąd ich najmniej kosztowało. 20 tys. chłopów nie mogło jednak równać się 23 tysiącami, zaprawionej w boju armii i bunt został krwawo stłumiony. Zdecydowało to jednak o późniejszych losach Andaluzji. Sewilla wkrótce padła. W tym czasie nowo zaciągnięty oddział ruszył pod Badajoz aby po zdobyciu tego miasta udać się pod Sewille.

    [​IMG]

    Tymczasem Pampeluna szybko słabła i poddała się Portugalczyką w kwietniu 1469. Baskowie wystosowali w związku z tym do Portugalczyków kolejną propozycje pokoju popartą kwotą ponad 200 denarów. Posłów odesłano jednak do Henryka aby wynegocjował pokój w imieniu całego sojuszu. Satysfakcjonujący dla obu sojuszników. Ten jednak wykazał się po raz kolejny straszną głupotą i impotencją polityczną (widać, że ta jego dolegliwość nie przejawia się tylko w łożu...Powszechnie znanym faktem było to, że przez 13 lat małżeństwa z Blanką z Nawarry, nie zdołał on jej zmienić z dziewczyny w kobietę...) mierząc Basków a zwłaszcza króla Jana swoją miarą . Obraził posłów baskijskich i oświadczył że nie przyjmie pokoju na warunkach niższych niż uznanie całkowitej klęski przez Jana i oddaniu wszystkich ziem zabranych Kastylii. Baskowie, którzy posiadali ciągle liczna armię, a w dodatku byli uparci, oczywiście na to nie przystali. A Króla Alfonsa szlak trafił gdy się dowiedział że wojna będzie kontynuowana. Nie dość że to Portugalczycy wygrywają Henrykowi tę wojnę, podczas gdy jego armie głupio tracą czas i uganiają się za buntownikami to on jeszcze teraz po 3 latach wyczerpującej wojny nie chce negocjować. Już chciano podpisać pokój indywidualnie, gdy otrzymano wieść o utracie Sewilli oraz o tym, że armia Baskijska szybkim marszem udała się przez tereny Portugalii (tą samą drogą co poprzedni, tylko w drugą stronę) w kierunku swej stolicy. Alfons ze swą 12 tys. armia przebywał w tym czasie w obozie pod Madrytem i kierował się do Badajoz aby objąć dowództwo nad połączonymi armiami Portugalii.

    [​IMG]

    Zmienił natychmiast kierunek marszu i ruszył ku Lizbonie chcąc przeciąć drogę Baskom nim ci przekroczą Tag. Niestety odległość była zbyt duża i przybył do splądrowanej już prowincji. Baskowie tym czasem przekraczali już granicę portugalii przy prowincji Leona. Nie było sensu ich gonić więc skierowano całość armii na Sewille. Badajoz już padło (znów dzięki Portugalczykom) więc i tamtejsza armia była wolna. Chciano znów zapanować nad Andaluzją nim przystąpi się do negocjacji. Należało przy tym się śpieszyć, gdyż garnizon Pampeluny nie mógł długo się utrzymywać. Co zaś się tyczy Kastylijczyków to po opanowaniu wszelkich buntów i wycofaniu się Basków z południa skoncentrowali oni 25 tys. armie pod Madrytem i ruszyli na Bugos, oblegane przez 13 tys. armie Nawarczyków. Jak można się domyślić z dotychczasowej postawy Kastylijczyków ponieśli oni klęskę i musieli się wycofać.

    [​IMG]

    Sewilla padła 8 lutego 1470 roku, po czym natychmiast wysłano posłów z propozycją pokoju do Króla Jana II. Zarządzano całej Andaluzji i 100 dukatów odszkodowania za dwukrotne splądrowanie Portugalii. Jak przystało na rozsądnego polityka Jan przystał na tę propozycję. Taki był koniec udziału Portugalczyków w tej wojnie. Po ponad 4 latach Portugalia wreszcie mogła odpocząć. Za to Nawarra i Kastylia rozpoczęły drugą rundę. Oba kraje były na skraju wyczerpania, żaden jednak nie kontrolowało prowincji drugiej strony a armie był równe liczebnie. Co swoją drogą oznaczało przewagę Basków...
    Portugalia wycofując się z tej wojny i przywłaszczając całą Andaluzję dała powód do ataku Kastylijczykom. W praktyce jednak taki rozwój wypadków był niemożliwy z powodu wojny. Przynajmniej póki co.

    [​IMG]

    Wojna trwała jeszcze półtora roku, bo do 9 października 1472. Baskowie w tym czasie zdobyli Madryt, a Kastylijczycy Leone. Później objawił się chyba wreszcie jakiś zdolny dowódca u Kastylijczyków, gdyż w serii bitew nad Tagiem Baskowie ponosili klęskę za klęską. Wreszcie wyludnione i wyniszczone kraje zawarły pokój na mocy, którego Nawarra wypłaciła Kastylii 85 denarów kontrybucji wojennych i zawarto 5-letni pokój. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że taki obrót sytuacji niczego nie wyjaśnia, a jedynie odwleka kolejną wojnę. Pytanie jak w niej zachowa się Portugalia?

    Podsumowanie wojny:
    - Uzyskano nową, bardzo bogatą prowincję Andaluzję
    - Znaczenie Portugalii wzrosło
    - Królestwo Kastylii ma od tej chwili ciągły powód do wojny z Portugalią
    - W nowej prowincji dominuje islam co ogranicza korzyści wynikające z jej posiadania. W dodatku koszty stabilności strasznie wzrosły. W dodatku koszty akcji katolicyjnej nowej prowincji są bardzo duże przy małych szansach powodzenia

    [​IMG]

    -----------------------------------------------
    Jak myślicie skąd teraz Kolumb sobie popłynie (;
    ?
     
  11. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    Odcinek IX
    1465 -1475
    "...Gdy królowie wojują poddani starają się żyć..."

    W ostatnim rozdziale mojej historii zaniechałem całkowicie przedstawianie spraw gospodarczych i społecznych. Zrobiłem to rozmyśle gdyż nie chciałem wprowadzać niepotrzebnego zamętu w mej opowieści. Teraz jednak przyszedł czas aby to nadrobić. A jest o czym opowiadać.
    Wojna z lat 1465 -1472 miała olbrzymie znaczenie dla losów mieszkańców Iberii. Wojska przetoczyły się po każdym zakątku trzech krajów biorących udział w tym konflikcie, a co za tym idzie ucierpieli zwykli ich mieszkańcy. Najmniej wszakże ucierpiała Portugalia, gdzie nie były prowadzone żadne długie oblężenia a jedynie ziemie musiała wyżywić dwukrotnie maszerującą armie baskijską. Nie oznacza to, że zniszczeń nie było. Owszem były, zarówno w mieniu jak i zbiorach, ale na szczęście nie takie ogromne jak w Kastylii i Nawarze, gdzie można było spotkać całe gminy wyludnione i spustoszone. Zwłaszcza wyglądały tak tereny w pobliżu obleganych twierdz czy obozów wojskowych. Żołnierze po żywność i lupy potrafili wyprawiać się nawet o kilkadziesiąt kilometrów od obozu. Nastąpił gwałtowny spadek ludności na całym obszarze, a po wycofaniu się z wojny Portugalii nastąpiły masowe migracje na tereny portugalskie, w tym świeżo przyłączonej Andaluzji.

    [​IMG]

    Król Alfons i jego doradcy w żadnym stopniu się temu nie sprzeciwiali. Więcej poddanych oznacza większe przychody z podatków. Zresztą Portugalia od zawsze miała kłopoty ze zbyt małą liczbą ludności, która została dodatkowo pogłębiona przez kolonizacje wysp Atlantyku jak i Afryki Zachodniej. Powodowało to również wzrost zapotrzebowania na tanią silę roboczą w postaci niewolników. Napływ Niewolników wzmógł się kiedy rozwinęła się kolonia na wyspie Św. Tomasza.
    Zarówno napływ uchodźców z Zachodu jak i rosnące zapotrzebowanie na niewolników afrykańskich wpłynęło w decydujący sposób na kierunki rozwoju kraju. No i oczywiści zdobycie nizinnej Andaluzji, która posiadała idealne warunki do uprawy roli oraz mimo wszystko ciągle liczną populację.
    W cieniu zbliżającego się konfliktu starano się kontynuować rozwój handlu. W 1465 roku zawarto serie mariaży z republikami włoskimi, które ułatwiły penetracje tamtejszych rynków jak również przedłużono taką samą umowę z rosnącą w potęgę Burgundią, władającą bogatym centrum handlu w Antwerpii. Kilkukrotnie także starano się założyć stałą kolonię na wyspie Nguma, która by wspomogła centrum handlu na Sao Tome. Niestety kilkukrotne próby zakończyły się niepowodzeniem, wynikającym w głównej mierze z niechęci ludności do osiedlania się w tak niezdrowym klimacie. Rekrutowano skazańców i więźniów ci jednak gdy tylko znaleźli się po za zasięgiem władzy portugalskiej uciekali. Wreszcie zrezygnowano z tego kosztownego przedsięwzięcia, gdyż wojna pochłaniała co raz większe fundusze. Ogólnie zaniechano wszelkich akcji badawczych czy kolonizacyjnych. Starano się jedynie utrzymać korzystną pozycję w handlu. Wojna zmusiła kupców Portugalskich do szukania nowych sposobów konkurowania na rynkach europejskich. Jednocześnie mniej uzależnionych od wsparcia kraju oraz przynoszących większe zyski.
    Dobre wieści przyniósł rok 1468. Na skutek penetracji terenów położonych w głębi lądu w prowincji Sus udało się odkryć nowe kopalnie złota. Dzięki czemu wzrósł dochód kraju.

    [​IMG]
    Przełomowy, zarówno jeśli chodzi o wojnę jak i sprawy gospodarcze okazał się rok 1469. Początkiem tego roku jeden z kapitanów portugalskich okrętów, znudzony brakiem wyzwań na morzu zadeklarował się zbadać dokładniej wybrzeże afrykańskie oraz podjąć na nowo próbę opłynięcia Afryki.

    [​IMG]
    Zauważył on że na mapach z przed prawie trzydziestu lat pozostawionych przed Diogo da Sauze i Gila Eanasa widać symptomy załamania się wybrzeża Afryki ku wschodowi. Od okresu ostatnich odkryć istniał utarty pogląd że Afryka się nie kończy. Miały o tym świadczyć co raz trudniejsze warunki żeglugi. Fernando de Po uważał, że jest inaczej. Propozycja ta uradowała króla oraz jego najstarszego syna Jana (który przejawiał wielkie zainteresowanie odkryciami), jednak ze względu na toczącą się wojnę i związane z tym wydatki nie zgodzona się na wyekspediowanie odpowiedniej wyprawy. Zezwolono jednak Fernando na badania wybrzeża Afryki zachodniej, na której widniało jeszcze wiele białych plam. Badania te trwały 2 lata, a ich skutkiem było odkrycie bardzo przyjemnego archipelagu wysp. O tym jednak później.
    Dobre wieści przyniosła także druga połowa 1469 roku. Kiedy kontynentalna część kraju była właśnie grabiona przez maszerującą armie Basków, z Sus przyszła wieść o sukcesie misji chrystianizacyjnej. Cała prowincja przyjęła nową wiarę. Była to bardzo szczęśliwa wiadomość, gdyż w tym momencie nie można było posłać żadnych oddziałów do Afryki w wypadku konieczności tłumienia buntu.

    [​IMG]

    Jak wiemy wojna zakończyła w roku 1470. Lecz kraj musiał dochodzić do siebie jednak jeszcze przez następny rok. Mimo tego rozpoczął się wspomniany napływ osadników. Zwłaszcza do Andaluzji i Algerve, skąd w krotce mieli oni ruszyć dalej... W marcu 1470 roku wyprawa Fernanda de Po odkryła i zbadała archipelag wysp nazwany Wyspami Zielonego Przylądka. Leżał on na szlaku żeglugowym z Madery i Afryki Zachodniej do osady na Św. Tomaszu, jak również idealnie nadawały się do kontroli handlu niewolnikami w tym zakątku wybrzeża afrykańskiego. W krótce większa ich ilość zaczęła spływać do Portugalii. W drugą zaś stronę popłynęli pierwsi osadnicy. Pierwsza grupa osadników jednak przepadła w drodze, pewnie podczas burzy na oceania. Pierwsi więc swoją placówkę założyli kupcy, a dopiero później bo w lutym 1471 udało się założyć bazę operacyjną dla statków pływających wzdłuż Afryki.

    [​IMG]

    Rok 1470 był udany jeszcze pod jednym względem. Otóż udało się zwalczyć inflację. Wyraźny wpływ miał na to napływ bankierów włoskich i niderlandzkich skuszonych powiększeniem się rynku Lizbońskiego.

    [​IMG]

    Z początkiem roku 1471 w swoją wymarzoną podróż wyruszył Fernando de Po. Ekspedycja została wyposażona solidnie aby mogła bezpiecznie ruszyć na nieznane wody południowe. Przystankiem w drodze na południe stała się wyspa Sao Tome.
    23 lipca 1471 ekspedycja Fernando de Po dotarła do przylądka, który jej uczestnicy nazwali Przylądkiem Burz.

    [​IMG] [​IMG]

    Było to spowodowane niezwykle silnymi burzami szalejącymi w tamtym rejonie, które to uniemożliwiły dalszą podróż, zatapiając przy tym jeden ze statków eskadry. Wyprawa musiała zawrócić, ale osiągnęła swój cel. Udowodniono, że Afryka się zakrzywia ku wschodowi, a co za tym idzie jest możliwe jej opłynięcie! Dalsza podróż jednak była niemożliwa bez zapewnienia sobie jakieś bazy w pobliżu, dlatego też w drodze powrotnej Zbadano wybrzeże zachodnie tego cypla, gdzie klimat wydawał się najbardziej zbliżony do Portugalskiego. Ziemie tę miejscowi zwali Table. Słówko może o tubylcach. Mimo, że nie znano ich języka to migając udało się dowiedzieć, że są oni koczownikami i hodowcami. Przyganiają stada swych krów po rozległej trawiastej równinie w głębi lądu. Co zadziwiło Europejczyków to wielkość ich wołów. Dorównywały one europejskim co do tej pory nie zdarzało się w Afryce. Przyjętym poglądem i faktem było, że woły afrykańskie są mniejsze od tych hodowanych w Europie. A tu proszę. Klimat zbliżony do śródziemnomorskiego, kraj rzadko zaludniony w dodatku z przyjaznymi tubylcami. Idealne miejsce na nowy dom dla zmęczonych ciągłymi wojnami ludzi. Gdy tylko Fernando de Po zameldował o tych faktach na dworze natychmiast podjęto decyzje o jak najszybszym założeniu koloni w Table oraz skierowaniu wszelkich środków na rozwój tego regionu i dalsze wyprawy na wschód.

    [​IMG]
    [​IMG] [​IMG]

    Nim to jednak uczyniono ruszyła wielka akcja organizowania placówek handlowych na wybrzeżu zachodnim Afryki. Było to skutek wojny, która tak wyczerpała zasoby ludzkie półwyspu, że wielki tereny ziemi uprawnej stały odłogiem. Półwysep Iberyjski potrzebował niewolników. Rozszerzono punkt handlowy na Ngune do maksymalnego poziomu oraz założono punkty handlowe w Guiaaracie, Marampie oraz Dżuli. Przy czym ten ostatni po roku przestał istnieć ze względu na śmiertelny dla białych osadników klimat. Zaniechano rozszerzania koloni na wyspach zielonego przylądka oraz poszerzania punktów handlowych w Afryce.

    [​IMG]

    Założenie bazy zlecono Fernando jako temu który najlepiej orientuje się w warunkach Arfyki południowej. Chwilowo wstrzymało to dalsze odkrycia. Wpierw do Table ruszyli kupcy, gdy oni się usadowili w 7-miesięczny rejs ruszyła grupa kolonistów z Lagos. Byli to przede wszystkim zrujnowani przez wojnę ludzie szukający sposobu odzyskania swej pozycji. Pod koniec 1472 roku założono bazę w Table. Fernando de Po, w tym czasie zdołał zbadać najbliżej położone wybrzeże, odkrywając Knysne, gdzie w wkrótce założone punkt handlowy. Tubylcy nie mieli wiele do zaoferowania. Żyli prosto, lecz cała akcja kolonizacyjna miała na celu opanowanie tego zakątka świata, aby zabezpieczyć dalszą drogę.

    [​IMG]

    Gdy na południu Afryki w najlepsze trwa wielka kolonizacja oraz odkrywanie wróćmy na chwilę do Portugalii. W roku 1473 bunt przeciw Kastylii podniosła Asturia. Alfons obawiając się powtórki sytuacji z Andaluzją i wzmocnienia się Nawarry oraz starając się polepszyć stosunki z sojusznikiem, mającym ciągle pretensje do Andaluzji zdecydował się pomóc zdławić ten bunt. 16tys. armia pod wodzą samego króla wyruszyła na buntowników. Mimo przewagi liczebnej i dwukrotnych ataków nie udało się przełamać oblężenia miasta Ovieder - stolicy prowincji. Miasto wreszcie padło, a buntownicy schronili się za murami. Odzyskano je pod koniec roku 1474.

    [​IMG]

    Początkiem roku 1474 na archipelag azorski udała się wielka fala emigrantów mających dość konfliktów na kontynencie. Liczba mieszkańców tych wsyp zwiększyła się pokaźnie co zadowoliło władców Portugalii. Obrazowało to istniejącą niechęć ludzi do osiedlania się w nowoodkrytej i okrytej Afryce Południowej.

    [​IMG]
    Nie to było jednak najważniejszą rzeczą jaka się wydarzyła w tych latach. Na początku 1474 po latach doświadczeń kupcom portugalskim udało się znaleźć sposób na monopolizacje Centr Handlowych i zyskiwanie w ten sposób dodatkowych(pokaźnych) dochodów. Lata walk o swą pozycję zaskutkowały najskuteczniejszą formą prowadzenia handlu. Na wyniki nie trzeba było długo czekać.

    [​IMG]

    jednocześnie skupiono się na rozwoju infrastruktury

    [​IMG]

    [​IMG]


    --------------------------------------
    Jutro 16 więc wrzucam odcinek aby mi nie zamknęli tematu. Niestety nie wiem kiedy będzie kolejny.
    Mam małe kłopoty techniczne z grą. Muzyka mi nie gra :\'( Jaki może być tego powód? ustawienia opcji w grze już sprawdziłem więc bez takich rad :mrgreen:
     
  12. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    "Początek Nowej Podróży"

    Na nabrzeżu Lagos trwała gorączka. Właściciele magazynów portowych jak również pomniejsi kupcy zwietrzyli szanse zysku co zaskutkowało ich natychmiastowym działaniem. Ci wielcy i ci mali pośpiesznie zawierali umowy na wyposażenie statków i okrętów w zapasy niezbędne do rejsu wzdłuż Afryki. Inni zaś na wozach zaprzęgniętych w woły przewozili te towary na statki lub zabierali te przywiezione z dalekiej Afryki. Mieszały się i języki i zapachy. Portugalski z Włoskim i Flamandzkim, zapach przypraw i korzeni z potem ludzkim i końskim.
    Przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XV wieku przyniósł Portugalii wydarzenia niezwykle istotne, wręcz przełomowe. Wpierw Wielka Wojna, która przyniosła wiele zniszczeń i spustoszenie kraju, ale i sukces związany z przyłączeniem żyznej Andaluzji. Wreszcie przełom w odkryciach dokonany przez Fernanda de Po. Razem przyniosło to wielkie zmiany w gospodarce i stosunkach społecznych Portugalii.
    Przylądek Burz szybko przemianowany na Przylądek Dobrej Nadziei i poczęto wspierać osadnictwo ze skarbu królewskiego. Wieść królewska niosła że jest to kraj "Mlekiem i miodem płynący". Nie była to całkiem prawda ale i nie całkiem kłamstwo, ale cel był zbożny.
    Przybyłem do Lagos by wraz z pionierami ruszyć ku Południowej Afryce. A tam zaokrętować się na wyprawy przecierające szlak ku północy i wschodowi. Sam nie wiem co chciałem przez to osiągnąć ale już dłużej nie mogłem usiedzieć w trochę zatęchłej Europie. Nie żebym nie lubił klimatu czy portugalskiego jedzenia, ale ile wieków można siedzieć w jednym zakątku świata? Europa zaczynała się otwierać więc gdy tylko uchylono drzwi postanowiłem się na chwile wymknąć. Mówiąc zaś całkiem poważnie, głównym celem moim było wsparcie ekspansji portugalskiej w Afryce i dalej. W wojnach w Hiszpanii, które okazały się nie uniknione nie miałem ochoty brać udziału.
    Dlatego też zmierzałem teraz ku "Lucilii", karaweli stosującej na redzie portu. Był to jeden z okrętów flotylli, która wkrótce miały wyruszyć wzdłuż Afryki. Minąłem właśnie kolumnę czarnych niewolników już zakupionych i poganianych przez właściciela. Dorośli szli z opuszczonymi głowami, za to dzieci choć wystraszonym wzrokiem rozglądały się ciekawym wzrokiem na wszystkie strony. Ależ oni śmierdzieli! Przystanąłem na chwile przepuszczając wóz z towarem. Spoglądając za czarnymi niewolnikami przypomniały mi się dawne czasy. Kolumny poddanych i niewolników pracujące dla chwały Królestwa. Jeszcze nie ten rozmach ale zaczątki są dobre.

    [​IMG]

    Jak już wspomniałem w Lagos trwała obecnie gorączka. Prosperita nawiedziła miasto z taką siłą jak nigdy. Wszyscy byli zabiegani i zapracowani, i mimo przekleństw sypiących się z ust przypracy, zadowoleni. Trudno uwierzyć że jeszcze nie tak dawno prawie wybuchł tutaj bunt. Miasto to od czasów Henryka świetnie się rozwijało jako baza skąd wychodziły wyprawy ku Afryce. Było tak do przyłączeniu do kraju Andaluzji kiedy zaczęło ono tracić swe znaczenie na rzecz Kadyksu. Było to związane z zapleczem jakie posiadały oba te miasta. Lagos położone na końcu Europy w dodatku oddzielone od reszty półwyspu pasmem górskim musiało polegać na skąpych możliwościach zaopatrzeniowych wybrzeża portugalskiego. Od zawsze wszelaka żywność na wyprawy a zwłaszcza drewno i inne materiały konieczne do budowy okrętu należało ściągać z Lizbony. Kupcy Lizbońscy zaś sprowadzali wszelkie te dobra z Flandrii czy Gdańska. Dlatego też cech kupiecki Lizbony został zdominowany przez Włochów, Niderlandczyków czy Niemców a nawet Polaków. Aby wyruszyć z Lagos należało dołożyć wielu trudów a nade wszystko pieniędzy. Kadyks zaś miał tą przewagę że był już rozwiniętym portem, w dodatku z bogatym zapleczem w postaci żyznych nizin Andaluzji i większej populacji. W dodatku kupcy mieli jakby bliżej do Sewilli. Włączenie Andaluzji zagroziło dobrobytowi Lagos, nic więc dziwnego że jego mieszkańcy byli temu przeciwni. Gdy zaczynało robić się nieprzyjemnie odkryto Przylądek Burz i wszystko nagle się zmieniło. Okazało się że oba miasta portowe razem wzięte mogą nie sprostać zapotrzebowaniu na swe usługi, jakie się pojawiło wraz ze wzmożeniem ruchu wzdłuż Afryki. A zapowiadało się na jeszcze większy.
    Apropo, Zatrzymałem się właśnie przed placem gdzie stłoczono niewolników schwytanych na zachodnim wybrzeżu. Łapano ich co raz więcej. Wyludniona przez wojnę ziemia potrzebowała rąk do pracy. Czarni ci natychmiast po wyładunku byli chrzczeni a następnie sprzedawani właścicielom ziemskim. Mimo że zostali oni wyrwani ze swych domów nie rzadko korzystali oni na tym. Każdy niewolnik dostawał kawałek ziemi, izbę do życia, jedzenie i pewien stabilny styl życia, a ciągle pozostawała mu szansa na wyswobodzenie się jeśli tylko jego właściciel na to pozwoli. Oczywiście większą szansę na to mieli Ci przebywający bliżej Pana, w jego prywatnej służbie. Z pewnością Ci niewolnicy mieli szanse na lepsze życie niż wielu "wolnych" lecz ubogich w Europie.

    [​IMG]

    Na rynek właśnie wkroczył bogaty kupiec i zaczął zachwalać swój towar. Wielkiemu, spętanemu murzynowi kazał pokazać zęby ewentualnym nabywcom, a młodej murzynce odsłonić piersi. W rogu rynku wypalano właśnie rozgrzanym żelazem piętno już sprzedanym niewolnikom. Jednak nie, nie był to najgorszy los.

    [​IMG]
    "Lucilia"​

    Zbliżyłem się właśnie do "Lucilii". Zaokrętowanie kolonistów na inne statki konwoju dobiegało końca. Ta karawela miała być okrętem flagowym flotylli 26 okrętów i statków udających się w powolny rejs do Kraju Przylądkowego. Nie wszystkie tam dotrą, część zabierze towary z Tasaretu i Sus, po czym powróci do kraju, cześć dopłynie aż po niewolników do Wyspy Sao Tome. Tylko 15 ma płynąc do nowej kolonii.
    To był swego rodzaju paradoks, w jedną stronę zwożono rocznie setki czarnych niewolników, w drugą zaś płynęli biali osadnicy w poszukiwaniu swej szansy. A przepływ ludności dopiero miał się zwiększyć.
    - Dzień dobry senior - kapitan wyszedł mi na spotkanie - Nazywam Carlos Alexandre Filipe da Gamma i jestem dowódcą tego okrętu i tej eskadry. Miło mi powitać na mym pokładzie tak dostojnego gościa. - powiedziawszy to ukłonił się dostojnie.
    - Witam, admirale – odwzajemniłem ukłon - Jestem niezwykle wdzięczny że zaszczycił mnie Pan osobistym powitaniem, ale prosiłbym o nie rozgłaszanie zbytnio o mojej osobie. wolałbym zachować anonimowość.
    - Oczywiście, senior. Nim jednak przybędą pozostali pasażerowie chciałbym zaprosić Pana na kolację do mej kabiny.
    - Dziękuję i przyjmuję - ukłoniłem się raz jeszcze i wraz z admirałem ruszyłem po trapie do jego kabiny - Kiedy spodziewa się Pan przybycia kolejnych pasażerów?
    - Jeszcze dziś wieczorem i jutro. Wypływamy ze wschodem słońca po jutrze.
    - Doskonale - po czym udałem się za kapitanem do jego kajuty.
    Po kolacji znalazłem się sam na sam ze swoim bagażem i myślami w mej prywatnej kabinie. Bagaż nie zbyt duży jak na taką podróż. Ledwie dwa kufry, które z kolei i tak zajęły pół kajuty. Jak to na statku gdzie zawsze brak miejsca znaleziono i funkcje dla nich. Stały się one mym łożem na czas podróży. Jako że po kolacji, na której poznałem kilku innych pasażerów byłem zmęczony od razu się położyłem.
    Kajuta mimo że mała była jednak oznaką mego prestiżu. Karawele, wynalazek Henryka, w zamierzeniach nie były statkami pasażerskimi. Prekursorki tego typu statków zaczynały jako statki rybackie. Henryk je udoskonalił i przystosował do wypraw po za wody przybrzeżne. One miały przetrwać oceaniczne humory a nie zapewniać wygodę pasażerom. Załoga składała się z 20 – 25 ludzi. Gdy dodatkowo wzięło się na nie jeszcze pasażerów i towary robiło się naprawdę ciasno. Tak też wyglądały wszystkie statki konwoju po za "Lucilią", przeładowane do granic możliwości. „Lucilla” jako flagowy okręt osłony musiała pozostać sprawna bojowo. Aby jednak nie marnować miejsca zabierała w podróż kilku szlachciców i dostojników, którzy mieli objąć ważne funkcje w koloniach. Jednym z tych dostojników byłem i ja. Młody książę Jan się postarał, dając mi jako jedynemu własną kajutę. Może nie było to zbyt subtelne, ale byłem mu wdzięczny. Nic że nowy Gubernator Sao Tome musi gnieździć się w kajucie z nowym proboszczem Konga. Będzie miał do mnie pretensje, ale przynajmniej wygodnie spędzę podróż.
    Wracając do młodego Jana. Chłopak jeszcze nie zaznał kobiety ale ma jaja. Jego ojciec, król Alfons zaczyna tracić potrochu rozum. Ubzdurał sobie że Hiszpanie przyjmą go na swego władcę i zgodzą się na unię z Portugalią. Może Hiszpania jest słaba i okrojona ale szlachta hiszpańska ciągle jest dumna i przekonana o swojej wyższości nad „chłopami” portugalskimi. Prędzej już zbratają się z Aragończykami. Na szczęście Jan patrzy na sprawę rozsądniej i zaczyna odgrywać co raz większą rolę w sprawach kraju, zwłaszcza gospodarczych. Kiedy jego ojciec bawi się w wielką politykę on buduje potęgę Portugalii rozwijając handel i kolonie. Nie ma co, wdał się w swego imiennika króla pradziadka czy wuja Henryka. Rozumie co daje dominacja gospodarcza. Kraj i ja będzie z niego miał pożytek.
    Poprawiłem się na improwizowanym łożu. Zaczynałem popadać w rozkoszną błogość i odpływać w krajne snów. Przed Portugalią ważne decyzje. To wsparcie Hiszpańskich wojen może źle się skończyć dla kraju. Anglia co raz bardziej interesuje się sytuacją na półwyspie i może wreszcie zainterweniować. No ale nic to. Opuszczam kraj na parę ładnych lat. Ludzie muszą sobie jakoś poradzić beze mnie. Ważne sprawy będą się teraz działy na wschodzie.
    Kiedy ja tam byłem ostatnio? Z tą myślą wołającą gdzieś z oddali świadomości zasnąłem. Śniły mi się wysokie ośnieżone szczyty oraz rojne i wyniosłe miasta z wizerunkami pulchnego, siedzącego mężczyzny.

    -------------------------

    też planowałem pierwotnie skupić się dłużej na starożytności, ale doszłem do wniosku że nie wyrobie się z fabuło gry.
    Co do powieści to nie taka prosta sprawa. Posługuje się ciągle zbyt ubogim językiem i robię mnóstwo błędów stylistycznych. W dodatku aby napisać powieść trzeba dużo samo zaparcia i wiedzy. Wiedzę mogę zdobywać, trudniej się zmusić do systematycznej i dokładnej pracy.
    Oczywiście pomysł na powieść, ba bestseler mam (; A nawet kilka.
     
  13. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    Odcinek X
    1475 -1482
    "...to wszystko przez kobiety..."


    Jak świat światem mężczyźni polowali, walczyli, zdobywali i władali. Przynajmniej tak im się wydawało...
    Tym razem opowiem o tym jak pewien król przez kobietę wmanewrował swój kraj w krwawą wojnę. W roku 1474 na tronie wyniszczonej wojnami Kastylii zasiadła Izabela, siostra Henryka IV Bezslinego. O tron rywalizowała ze swą siostrzenicą Joanną "La Beltraneją". Dzięki zdecydowanemu posunięciu udało jej się zdobyć to o czym marzyła. Tytuł królowej Kastylii i Leonu. Jednak, jako że była ona kobietą nie mogła rządzić samodzielnie. Powstał problem wyboru odpowiedniego męża, a dokładnie sojusznika.

    [​IMG]
    Izabela Kastlijska

    Kastylia jak wiemy była okrojona przez Basków, w dodatku konflikty wewnętrzne nie sprzyjały odrodzeniu się kraju. Tylko silny i wierny sojusznik mógł to zmienić. Takim sojusznikiem chciał się stać Alfos V Afrykański król portugalski. Złożył on propozycje ślubu Izabeli popartą gwarancją pełnego zaangażowania militarnego Portugalii w walkach z Baskmami o ziemie należne "Królestwu Kastylii i Portugalii". I wszystko by było proste gdyby nie kilka dość istotnych faktów. Pierwszy niechęć cortezów portugalskich, mieszczan czy wreszcie następcy tronu do mieszania się w kolejną awanturę. I drugie, znaczne ważniejsze. Izabela już wybrała swego małżonka, którego darzyła szczerym uczuciem, w dodatku odwzajemnionym. Był to Ferdynand Aragoński, następca tronu Aragońskiego. Wzięli oni już ze sobą nawet ślub w roku 1469. Marzyli o wspólnym życiu równie mocno co o utworzeniu Królestwa Hiszpanii, obejmującego wszystkie ziemie tej historycznej krainy, w przede wszystkim o wypędzeniu Maurów z Europy.
    Gdy przypomnimy sobie jaka sytuacja polityczna wytworzyła się na półwyspie Iberyjskim w ciągu ostatnich 50 lat zdamy sobie sprawę ze wszystkich problemów jakie to rodził. Może pokrótce przybliżę relacje na półwyspie:
    1. Portugalia była podzielona na dwa obozy. Jednemu przewodził król Alfons, drugiemu gildie kupieckie, które po cichu popierał następca tronu książę Jan. On jednak nie chciał występować przeciw ojcu, gdyż po pierwsze doprowadziło by to do wojny domowej, a po drugie i tak dzierżył co raz większą władzę. Alfons w co raz większym stopniu przekazywał władze nad krajem synowi. W szczególności jeśli chodzi o kwestie gospodarcze, tj. rozwój handlu, infrastruktury czy kolonii. Alfons całkiem oddając w tym zakresie władze synowi sam poświęcił całą swą energię zdobyciu tronu kastylijskiego. Kupcy i szlachta w przeważającej większości nie patrzyła na te plany przychylnie, gdyż bali się, że po zjednoczeniu przeważający żywioł hiszpańskie zdominuje Portugalczyków. Nie mogli się jednak otwarcie przeciwstawić władcy bez poparcia Jana.
    2. Aragończycy także byli podzieleni jeśli chodzi o kwestie jak postępować. Oczywiście książę Ferdynand z całych sił walczył o rękę Izabeli i chciał wesprzeć ją przeciw Baskom. Cześć szlachty także obawiała się wzrostu potęgi baskijskiej jaki się dokonał kosztem Kastylii. Jednak większość się obawiała co będzie gdy Kastylia odzyska te ziemie. Wszyscy sobie zdawali sprawę, że Kastylia ma większy potencjał od Aragonii i kto po unii królestw będzie dominował. Tutaj w przyszłych wydarzeniach, tak jak i w Portugalii, ostateczny głos okazał się mieć król Jan II. Miał on ciągle nadzieje za przejęcie władzy nad Baskami.
    3. Baskowie jako formalni wasale Aragonii, też nie mieli łatwego wyboru. Wszystkie kraje półwyspu patrzyły na nich podejrzliwie. Kastylijczycy z oczywistych powodów, wszyscy spodziewali się w krotce kolejnej wojny. Z uwagi na ambicje Alfonasa groziła też im wojna z Portugalią, zwłaszcza że po podbojach istniała wspólna granica, czy wreszcie Aragończycy obawiający się wzrostu potęgi swego wasala i jego usamodzielnienia. Baskowie musieli rozważyć możliwość połączenia swego królestwa z Aragonią aby obronić się przed sojuszem kastylijsko-portugalskim. Obawiali się też unii aragońsko -kastylijskiej, która by stanowiła dla nich wyrok.
    4. Wszystko jednak ogniskowało na Izabeli, królowej Kastylii. To ona jednym swym gestem decydowała kto kogo będzie zabijał.
    W tle tej wielkiej polityki, książę Jan kontynuował mozolne budowanie osiedli w Afryce Południowej, rozwój handlu i wspierał śmiałego Fernanda da Po w jego podróżach. Nim wybuchła wojna o której wspomniałem na początku, minęło prawie trzy lata. Trzy lata intensywnego rozwoju i dobrobytu. Kupcy portugalscy zaczęli oferować swe towary w Paryżu, utrzymując jednocześnie dominującą pozycje w innych miejscach. Przesunięto granice wymiany handlowej z tubylcami Afryki południowej zakładając placówkę handlową w Karoo.

    [​IMG]

    Na wschodni wybrzeżu Afryki nawiązano kontakty z organizacjami państwowymi, tj. federacja plemion Zulus, czy pierwsze państwo islamskie na tamtym wybrzeżu, Zanji. W późniejszych latach, już wojennych nawiązano kontakty też z sułtanatem Mogadiszu czy pogańskim Xhose. Zwłaszcza oba państwa islamskie będą ważne dla późniejszych dziejów portugalskich na tych akwenach. Ale to historia na później.

    [​IMG]
    [​IMG]
    [​IMG]

    Nim jeszcze o wojnie słówko o innej kobiecie która zamieszała w światowej polityce, a chodzi o Marie Burgundzką, córkę Karola Zuchwałego, który poległ w bitwie pod Nancy. Poległ nie pozostawiając męskiego potomka. Maria jako jedyna spadkobierczyni musiała zdecydować co dalej robić ze swym królestwem. I zdecydowała wychodząc za Maksymiliana I Habsburga, wymazując w ten sposób królestwo Burgundii z mapy Europy. Zostało ono podzielone miedzy Austrię i Francję a jego wasale w tym Holendrzy uzyskali samodzielność. Ot dwie kobiet w podobnej sytuacji, a jakże dwie różne decyzje?

    [​IMG]

    Kolejna wojna hiszpańska wybuchła 2 grudnia 1477 roku. Ciekawi was może kto walczył z kim? Pewnie że tak, gdyż była to sytuacja niezwykle dziwna i zagmatwana. W wojnę zaangażowane były wszystkie państwa półwyspu. Kastylia wypowiedziała wojnę Baską i wezwała na pomoc Portugalczyków, którzy odpowiedzieli pozytywnie (a dokładnie Alfons V), Jednocześnie wybuchła wojna między Aragonią a Kastylią, przy czym była to wojna całkiem oddzielna. Można powiedzieć że wewnętrzna. Jan II nie poparł Basków a racje stanu Aragonii. Walczył on o status swego syna na tronie kastylijskim, aby nie był jedynie księciem małżonkiem a królem. W ten sposób chciał zabezpieczyć dominacje Aragonii po unii królestw. Po prawdzie nie była to ze strony Aragonii wojna „na całość”.

    [​IMG]

    Pod Madryt ruszyła ponad 80 tys. Armia aragońsko-baskijska, która odrzuciła stacjonującą tam 30 tys. armię kastylijska i poczęła oblegać miasto. Aragończycy ograniczyli się wyłącznie do tego faktu, przecież tak na prawdę nie chcieli zniszczyć Kastylii. Oblężenie to trwało prawie półtora roku i obfitowało w kłótnie i sprzeczki między oblegającymi. Baskowie chcieli jak najszybciej zdobyć miasto i jak najbardziej osłabić Kastylijczyków, na co z kolei nie godzili się Aragończycy wolący czekać spokojnie pod miastem i negocjować z Izabelą. W ciągu tych miesięcy obie armie się wykruszały tracąc zniechęconych sprzeczkami i trudnościami aprowizacyjnymi wojaków. W tym czasie Kastylijczycy nie chcąc ustąpić przypuścili cztery odsiecze, trzy nie udane. Gdy wydawało się ze miasto już padnie w ataku ostatniej szansy Kastylijczycy zwyciężyli. Złożyło się na to kilka czynników. Między innymi działania portugalskie na terenie Basków, ale przede wszystkim śmierć Jana II króla Aragonii. Gdy na tron wstąpił Ferdynand natychmiast podpisał on pokój z Kastylią. W takiej sytuacji wojska aragońskie nie przystąpiły do walki z Kastylijczykami a jedynie biernie się przyglądały, nie atakując też Basków. w ten sposób zakończył się udział aragończyków w tej wojnie.. Na placu boju pozostała osamotniona Nawarra przeciw Kastylii i Portugalii. Alfons mimo jasnego dla wszystkich porozumienia miedzy Izabelą a Ferdynandem, nie zrezygnował ze swych złudzeń. Nim jednak o tym prześledźmy postępki wojsk portugalskich wojnie z Baskami.

    [​IMG]

    W związku z tym że Baskowie skierowali większość sił pod Madryt Portugalczycy niemal bezkarnie mogli zdobywać ich twierdze. Armie podzielono na części, jedna obległa Badajoz a druga ruszyła na Burgos. Były to najsłabsze twierdze baskijskie. Po drodze rozbito kilka słabych oddziałów baskijskich, unikając przy tym wchodzenia w drogę Aragończykom aby nie sprowokować niepotrzebnego incydentu. Wpierw padło Badajoz, a cztery miesiące potem bo w marcu 1479 Burgos. Następnie już połączona armia ruszył na Leone, która padał już w kwietniu tegoż roku. W tym samy czasie nastał wspomniany już pokój między Kastylijczykami i Aragończykami. Baskowie widząc swoją zła sytuacje natychmiast zaoferowali Portugalii pokój w zamian za Leone i Badajoz plus niewielka kontrybucja.

    [​IMG]

    Alfons jednak ją odrzucił i ruszył ze swym wojskiem na La Manche. Tam spotkał się z wojskami kastylijskimi i oddając im oblężenie tego miasta ruszył z cała armią na Pampelune. Boje pod Pampeluną trwały do końca roku 1481. W tym czasie odparto kilkukrotne odsiecze Basków, a Kastylijczycy zdobyli La Manche a następnie Burgos odbite z rąk portugalskich przez Basków.

    [​IMG]

    Portugalczycy po Pampeluną bronili się wytrwale i z sukcesem do tragicznej "trzeciej odsieczy" kiedy to w bitwie ranny został Alfons V. Należy tu zwrócić uwagę na to, iż przez cały okres wojny Portugalczycy nie dokonali dodatkowego zaciągu. Walczyła armia weteranów Alfonsa z poprzednich wojen. Nie chodzi o to iż Portugalii nie było stać na zaciąg świeżych żołnierzy, ale o to że nie było woli politycznej w kraju aby finansować tę wojnę. Tak na prawdę po za Baskami walczącymi jako jedność, walczyły ze sobą frakcje różnych interesów, a nie armie królewskie.

    [​IMG]

    Rana okazał się na tyle silna że Alfons był zmuszony złożyć funkcję dowódcy armii, a po paru miesiącach zmarł. Organizm wycieńczony, został zaatakowany przez dżumę, która po raz kolejny rozszalała się w tych wojennych latach. Armia pozbawiona swego dowódcy w końcu została odepchnięta z pod Pampeluny i udała się w drogę do kraju.

    [​IMG]

    Nowym królem jako Jan II został jego syn. Izabela wiedząc o poglądach Jana na toczącą się wojnę natychmiast wysłała dyplomatów na dwór portugalski mających przekonać króla do kontynuowania wojny. Ustalono, ze Portugalia nie podpisze separatystycznego pokoju, ale nie będzie już brała czynnego udziału w wojnie. Parę dni po tym wydarzeniu Kastylijczycy zdobyli Burgos. Fakty te zmusiły Basków do całkowitej kapitulacji. Na moc traktatu pokojowego Baskowie zwracali Kastylii Burgos i La Manche a Badajoz wraz z przyległymi ziemiami zostało oddane Portugalii. To ostatnie było zapłatą za wysiłek wojenny włożony przez Portugalię jak również odszkodowanie za rezygnacje z praw Jana do tronu Kastylii. W ten oto sposób Izabela przywróciła dawną potęgę Kastylii. Wszak to nie wszystko. Królestwa Kastylii i Aragonii połączyła unia dynastyczna. Izabela i Ferdynand poczęli wspólnie rządzić Królestwem Hiszpanii.

    [​IMG]


    ----------------------
    zdaje sobie sprawy że nie jest to odcinek najwyższych lotów, ale gra mi stworzyła taką kaszanę że za nic tego w logiczny ciąg nie dało się ułożyć
     
  14. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    Odcinek XI
    1482 -1490
    "...przed siebie..."


    [​IMG] [​IMG]

    Jan II zwany Księciem Doskonałym założył koronę królewską pod koniec sierpnia 1481 roku w trakcie kolejnej wojny na półwyspie. A mimo tego już pod koniec roku mógł poszczycić się powiększeniem swego królestwa o dwie nowe prowincje. Extramadurę zdobytą na Baskach oraz Table, pierwszą osadę w Afryce Południowej, która otrzymała prawa miejskie. Jak już wiemy Jan był wielkim mecenasem wypraw odkrywczych i kolonizacji. Takie też cele postawił sobie jako król. Nim jednak o tym wróćmy na chwile do lat wojennych. Wojnie była niechętna ludność Portugalii i mimo, że była ona prowadzona głownie siłami królewskimi i arystokracji to odcisnęła swe piętno także na reszcie społeczeństwa. Przede wszystkim wzrosła inflacja jak również kraj popadł w długi. Było to skutkiem zuchwałych kradzieży dokonywanych przez urzędników zaopatrujących armię. Wojna miała dla Alfonsa najwyższy priorytet i przez palce patrzył na różnego rodzaju machlojki urzędników. Czasu w każdym razie cofnąć się nie dało i z tymi problemami należało sobie poradzić w pierwszych latach panowania nowego króla.

    [​IMG] [​IMG]

    Spójrzmy jednak na korzyści, które przyniosła wojna. Uzyskano leżące przy granicy z Portugalią miasto Badajoz, zwane przez wojskowych "Bramą do Portugalii", dzięki czemu jedno z lepszych przejść przez góry Nevada zostało zabezpieczone. W dodatku pod kontrolę portugalską dostały się liczne połacie ziemi, w przeważającej jednak części wyżynne i słabo zaludnione. Głównym zajęciem mieszkającej tam ludności było pasterstwo i hodowla. Co zaś się tyczy samej ludności to nie była ona zbyt przychylnie nastawiona do nowego władcy. Mieszkańcy Extramadury uważali się za Hiszpanów a nie Portugalczyków i nie ukrywali tego że woleli by zostać częścią nowego Królestwa Hiszpanii. Aby zapobiec buntom co bardziej porywczych szlachciców do prowincji skierowano wojsko.
    Co zaś się tyczy drugiej nowej prowincji, Table, to zyskała ona prawa miejskie jeszcze na początku 1481.Niestety nie doczekał tej chwili odkrywca i pierwszy gubernator tego kraju Fernadno da Po, który zmarł w swym pałacu dwa miesiące przed przybyciem grupy kolonistów wiozących ze sobą informacje o przyznaniu praw miejskich przez Table i pierwszego poborcę podatków w tym zakątku świata. Kilka słów może o Table właśnie. Osadnictwo skupiło się na wybrzeżu, gdzie klimat był najprzyjemniejszy a przy tym najbardziej podobny do Portugalskiego. Głównym produktem eksportowanym z tego zakątka świata stało się wino, o niezwykle mocnym, charakterystycznym smaku. Był to jednak jedynie skutek uboczny wynikający z założenia bazy w tak ważnie strategicznym miejscu. Ważną rolę w kolonii od samego początku odgrywali też tubylcy, którzy bardzo szybko znaleźli wspólny język z osadnikami, a osadnicy zaczęli traktować ich jak równych sobie. Całkiem inna sytuacja niż w Afryce Środkowej.
    W roku 1479, mimo kłopotów kraju o których wspomniałem spowodowanych wojną, a może właśnie dzięki nim, nastąpił przełom w organizacji infrastruktury i przemysłu portugalskiego. Miała na to wpływ także import wyśmienitego wina z Afryki Południowej, o którym wspomniałem. Poczęto planować budowę wielkiej królewskiej oczyszczalni.

    [​IMG]

    Nie cały rok później bo początkiem 1480 dzięki staraniom jeszcze księcia Jana na służbę w wyprawach odkrywczych zgłosił się Diego Cao. Natychmiast ruszył on ku Table i dalej, wioząc na pokładzie pokaźne dary dla władców Afryki Wschodniej. Fernando Da Po musiał bowiem przerwać swe podróże z dwóch powodów, po pierwsze stanu zdrowia a po drugie i najważniejsze z powodu braku przyjaznego portu na dalszej trasie. Wyprawa Diego miała to zmienić. Nie wiedziano jedynie jeszcze który port okaże się przyjazny.

    [​IMG]

    Na miejscu okazało się, że między sułtanem Zanzji a Mogadiszu trwa "zimna wojna". Królestwa te od lat rywalizowały o monopolizacje handlu między Półwyspem Arabskim a wschodnią Afryką i co jakiś czas wybuchały wojny na tym tle. Gdy przybyli Portugalczycy akurat przewagę miał sułtan Zanzji. W dodatku Mogadisz prowadził właśnie wojnę z leżącym w głębi lądu tajemniczym królestwem murzyńskimi zwanym Etiopia. Nie ma co się więc dziwić, że delegacja portugalska i dary, które przywoziła została przyjęta z otwartymi ramionami. W kwietniu 1482 roku podpisano umowę dzięki której statki portugalskie mogły bez przeszkód zawijać do portu w Mogadiszu i uzupełniać tam zapasy. Dzięki posiadaniu tak daleko wysuniętej bazy można było bez przeszkód ruszać dalej. Już początkiem 1483 odkryto bogate królestwo arabskie Oman, a w październiku tegoż roku wpłynięto do Zatoki Perskiej. Cel podróży zdawał się być co raz bliżej.

    [​IMG]

    [​IMG]
    Jednak nie samymi odkryciami żyła w tedy Portugalia. Po zakończonej niedawno wojnie należało zagospodarować nową prowincje. Extramadura słynęła przede wszystkim z jednej rzeczy. Wełny. Oczywiście po za hodowlą owiec uprawiano tu także rośliny, zwłaszcza oliwki i winorośla. Istniały też kopalnie srebra lecz ze względu że eksplorowano je już od czasów prehistorycznych nie miały wielkiego znaczenia w gospodarce prowincji. Największe znaczenia miał jednak handel wełną. zresztą podobnie jak jeszcze do niedawna dla gospodarki Portugalii. Wywożono ją przede wszystkim na północ do Anglii i Holandii, gdzie była przetwarzana. Z tego też powodu w 1484 roku z Holandią podpisano umowę handlową popartą mariażem. Jedna z sióstr króla wyszła za następcę tronu holenderskiego. zresztą z Niderlandami poczęły łączyć Portugalczyków co raz liczniejsze kontakty handlowe, więc należało zadbać o dobre stosunki z tym krajem.

    [​IMG]

    Jan wspierał handel z co raz większą intensywnością. Aby zwiększyć swą ofertę na rynkach, postanowił poszerzyć wpływy w Afryce. Założył miedzy innymi placówkę handlową przy ujściu rzeki Kongo. Zlecił to zadanie udającemu się do Indii Diego Cao, który wywiązał się z tego zadania perfekcyjny, gdyż zaszczepił w pogańskim królestwie Konga idee chrześcijańskie. Zintensyfikowano także akcje osadnicze w Afryce Południowej. Po zyskaniu przez Table praw miejskich zaczęto rozwijać osadę w Karoo. Wybór tego rejonu na kolejną osadę był spowodowany świetnymi ziemiami uprawnymi tu się znajdującymi. Powstały dzięki temu korzystne warunki do samowystarczalności kolonii. Z tego też powodu, wkrótce kupcy z wyspy Świętego Tomasza przenieśli się do Karoo. Jednak nie był to najważniejszy powód. Ale o tym za chwile.

    [​IMG]

    [​IMG]
    [​IMG]

    Pożyczka zaciągnięta w czasie wojny ciągle odbijała się na gospodarce portugalskiej spowalniając ją. Spłacono ją dopiero w lipcu 1486. W czasie tym w Portugalii miało miejsce wiele niepokojów społecznych. Było to spowodowane niespotykanymi do tej pory zmianami w składzie społecznym ludności Portugalii, rozwojem infrastruktury czy wreszcie niespotykanym do tej pory tempem odkryć. Z roku na rok zmieniała się sytuacja co burzyło stabilność życia ludności i wywoływało bunty. Rewolta między innymi wybuchła na wyspach Zielonego Przylądka, gdzie zbuntowali się niewolnicy, w Andaluzji i na Maderze. Całe szczęści że te rewolty nie miały miejsca jednocześnie, gdyż mogło by to się skończyć tragicznie. Portugalia w tym momencie tak naprawdę dysponowała jedną armią zdolną do akcji. Dzięki opatrzności armia ta zdołał tłumić jedną rewoltę przed wybuchem kolejnej.

    [​IMG]

    12 czerwca roku Pańskiego 1485 na horyzoncie ukazał się długo poszukiwany cel. Zatoka do której się zbliżały statki ekspedycji Diego Cao wżynała się w ciągnący się pas bujnie porośniętego wybrzeża. Na Cyplu zaś wysuwające się ku morzu dostrzec można było zabudowania bogatego miasta. Miasta innego od wszystkich jakie kiedykolwiek widzieli Europejczycy i jakie sobie wyobrażali. Miasta o złotych kopułach.
    W tedy to po wielu trudach ekspedycja pod dowództwem Diego Cao złożona z 4 statków dotarła do Indii!
    Po nie udanej próbie dotarcia do legendarnych ziem wzdłuż wybrzeża Diego postanowił zaryzykować i tak jak starożytni żeglarze wypłynął na pełny ocena. Również tak jak oni korzystając z monsunu dotarł wkrótce do lądu o którym w Europie krążyły legendy. Zawinął on do portu zwanego przez miejscowych Mumbai, a przez Portugalczyków nazwanego Bom Bahia co znaczy Dobra Zatoka. Wkrótce też zaczęła powszechnie funkcjonować ta nazwa. Diego uznał, że Bombaj idealnie nadaje się na Portugalska bazę w tych stronach i natychmiast zawiązał kontakty z miejscową ludnością postanawiając założyć placówkę handlową. Po uzupełnieniu zaś zapasów i odesłaniu okrętu z wiadomościami do metropolii ruszono na północ badać wybrzeże tej bogatej krainy.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Zarzuciliśmy kotwice wzdłuż wybrzeża, w odległości mniej więcej półtora leguas od lądu. Gdy tak staliśmy zakotwiczeni, z lądu przybyły do nas cztery barki, ażeby dowiedzieć się, kim jesteśmy. Wymienili oni nazwę Mombai i wskazali kierunek. Następnego dnia znowu przypłynęły do naszych okrętów te same barki. Komendant posłał do Mombaiu jednego wziętego Z Portugalii skazańca Z wyrokiem śmierci, ci zaś, z którymi popłynął, przyprowadzili go do dwóch Maurów Z Tunisu, którzy umieli mówiąc po kastylijsku i genuensku. Pierwsze słowa, którymi go powitali, brzmiały: "Niech cię porwą diabli, kto cię tu przywiózł?". Zapytali, czego tu, tak daleko, szukamy, i on im odpowiedział: "Szukamy chrześcijan i przypraw korzennych". Oni powiedzieli: " Dlaczego posyłają tu swoich ludzi król Kastylii, król Francji i Signoria Wenecji?" On im odpowiedział, że król Portugalii nie ścierpiałby tego, ażeby tamci posyłali kogoś, oni zaś odpowiedzieli, ze dobrze postępuje. Później ugościli go, dając mu do jedzenia pszeniczny chleb Z miodem. Po tym posiłku powrócił on na okręt, a wraz z nim przybył jeden ze wspomnianych Maurów, który po wejściu na pokład powiedział: "Witajcie, witajcie! Dużo rubinów i szmaragdów! Dziękujcie Bogu na kolanach, ze przywiózł was do kraju, w którym jest tak dużo bogactwa"... [Komendant udał się na dwór indyjskiego władcy] Komendant powiedział mu, ze jest posłem króla Portugalii, który włada wielkimi obszarami i jest bardzo bogaty pod każdym względem, bardziej aniżeli jakikolwiek inny król w tamtych stronach i ze jego poprzednicy, królowie, co roku wysyłali okręty dla dokonania odkryć w tych stronach, co do których wiedzieli, ze są tam chrześcijańscy królowie, podobni do nich i dlatego postanowili rozpoznać te kraje, a nie dlatego, ze potrzebowali srebra lub złota, ponieważ sami mieli jego tak dużo, ze nie potrzebowali sprowadzać go z innych krajów. Wymienieni kapitanowie, wysyłani przez nich, płynęli i płynęli, rok, dwa i gdy zabrakło im zywnoscii niczego nie znaleźli, powracali do Portugalii. A teraz król o imieniu Jan nakazał zbudować dla niego trzy okręty i wysłał go jako komendanta tych okrętów, mówiąc mu, ażeby nie wracał do Portugalii, dopóki nie odnajdzie tego króla chrześcijan, a jeżeli wróci bez tego, to mu zetną głowę. Natomiast gdy go odnajdzie, to niech mu przekaże dwa listy. Listy te komendant przekaże następnego dnia... Król na to odpowiedział, ze komendant jest mile widzianym gościem i ze chce wysłać z nim swego posła do Portugalii, na co komendant odpowiedział, ze go prosi o taka łaskę, ponieważ nie odważyłby się stanąć przed swoim królem i władca, jeśliby nie przywiózł kilku ludzi z tego kraju.

    Przerobiłem relacje z pierwszej wyprawy zamieszczoną tutaj:
    [http://www.zspczarnkow.edu.pl/stronyn/adam/odkrycia/odkrywcy1.htm]


    W Portugalii zaś wyposażono 5 tysięczną ekspedycję pod dowództwem Pero de Covinhy, która miała się udać wokół Afryki aby zabezpieczyć interesy portugalskie w Indiach. Niestety było to konieczne, gdyż Hindusi nie byli prymitywnymi dzikusami tak jak Afrykanie a świadomymi swoich interesów partnerami. Mimo, że poganami. W każdym razie na tandetne towary europejskie nawet nie chcieli spojrzeć. Ich miasta były wyniosłe i bogate. A nie jeden kupiec był bogatszy niż większość monarchów europejskich. Nie, tutaj o zwykłym handlu nie mogło być mowy. Że zapanowanie nad tym terenem proste nie będzie okazało się już wkrótce. Wpierw mieszkańcy Bombaju nie pozwolili na założenie placówki handlowej, a później w starciu z nimi zginął Diego Cao.

    [​IMG]
    W tym czasie do Lizbony dotarły pierwsze towary indyjskie, co zaowocowało wzmożeniem osadnictwa wokół stolicy.
    Ze względu na bogactwo zdobytych towarów mimo niebezpieczeństw nie brakowało chętnych na dalekie wyprawy do Indii. Już początkiem roku 1487 dzieło Diego Cao zdecydował się podjąć Bartolomeo Diaz, który wkrótce na czele 3 karak wyruszył śladami Pro de Covinhy. Pero na ladzie, a Bartalomeo na morzu mieli zdecydowanie zademonstrować siłę Portugalska i zmusić mieszkańców Bombaju do uległości.

    [​IMG]

    Rok 1487 przyniósł także kolejną wojnę Hiszpańsko-Baskijską. Nie będę się jednak o niej rozpisywał bo i nie ma o czym. Baskowie zniszczeni po poprzedniej wojnie i bez sojuszników nie mieli jak się bronić. Portugalia wypowiedziała jej wojnę ale nawet jednego żołnierza nie wysłała. Był to tylko gest polityczny aby mieć spokój od strony Hiszpanii. Wojna skończyła się po roku a Leona wróciła do macierzy. W ten sposób zakończyła się druga rekonkwista, jak głosiła propaganda Izabeli.
    Druga wyprawa portugalska dotarła do Indii w połowie roku 1488 i natychmiast przystąpiono do zakładania placówki handlowej w Bombaju. Tym razem pod osłona 5 tysięcy żołnierzy portugalskich. Pero równocześnie zbadał i nawiązał stosunki z sąsiednimi królestwami. W tym samym czasie Bartolomeo blokował wybrzeże Indii i poznawał nowe tereny na południu.

    [​IMG]

    Mimo tak pokaźnych sił portugalskich konflikt wisiał w powietrzu. Władza portugalska w Bombaju nie podobała się licznej populacji tego miasta, w dodatku wszystkie miasta nadbrzeżne zaczęły ponosić straty związane z portugalską blokadą.
    Do kulminacji doszło w połowie roku 1489. Armia tubylcza zaatakowała oddział portugalski. Mimo dzielnej postawy Europejczyków zostali oni wycięci w pień. Przewaga napastników była zbyt wielka. Na pomoc im ruszyła flota, ale spóźniła się kilka dni i nie zdołała ewakuować nikogo. Zaczęła w odwecie ostrzeliwywać miasto. Kilku dniowe bombardowanie półwyspu uświadomiło Hindusom, że przybyszów się nie pozbędą. Może i mieli oni przewagę na lądzie, na morzu jednak panowali Portugalczycy. A miasto to żyło z morza i handlu.
    Obie strony postanowiły dojść do konsensusu. Nikt nie mógł wygrać a stan wojny nikogo nie zadowalał. Podpisano traktat na mocy, którego Portugalczycy mogli założyć swoją placówkę, w zamian zaś flota portugalska nie będzie utrudniać handlu Bombajczykom.
    W ten oto sposób rozpoczęła się obecność portugalska w Indiach.

    [​IMG]
    -------------------------------------

    "Bez Żydka z Poznania do Indji krążącego a chrztem Gaspard da Gama zwanego, Vasco da Gama 1498 i Kabral 1500 nie mieliby tego powodzenia w swych wyprawach, jakie on im zjednał"
     
  15. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    "...Bitwa..."​


    [​IMG]

    Okręt kołysał się na falach. Z północnego-wschodu wiał suchy pustynny wiatr niosąc ze sobą gorące powietrze jak i pędząc po niebie białe chmury. Korzystając z tego wiatru eskadra żwawo płynęła na południe. W związku ze sprzyjającym wiatrem na pokładach statków nie było wiele pracy. Na masztach powiewały żagle rejowe, a statki przechylały się pod naporem wiatru lekko na dziób. Pokład był przechylony lekko na prawą burtę. Stałem przy bakburcie i obserwowałem przesuwający się brzeg afrykański, a dokładnie rzecz biorąc wybrzeże marokańskie. Konwój znajdował się na wysokości pustynnego i niemal bezludnego kraju sąsiadującego z portugalską Afryką Zachodnią. Krajobraz był więc jednostajny. 5 dni temu opuściliśmy Maderę, a za kolejne dwa przy obecnym wietrze zawiniemy do portu w Sus. Nie zbawimy tam jednak długo, bo tylko dzień.
    Na horyzoncie pojawił się żagiel, a po chwili dało się zauważyć kolejne dwa idące lekko z tyłu. Były to żagla łacińskie. Było to już było samo w sobie niepokojące, w dodatku okręty te szły od strony lądu wprost na rozciągnięty konwój. Mimo posiadania lepszego wzroku nie musiałem długo czekać na reakcje obserwatora.
    - Alarm! - rozległ się dźwięk dzwonu - na stanowiska bojowe!
    Spokojne leniuchowanie na pokładzie nagle przerodziło w się w zorganizowany chaos i kakofonie dźwięków.
    - Piętnaście stopni na prawo- przez harmider przebił się stanowczy i spokojny głos kapitana. Dopinał on właśnie kurtkę mundurową wychodząc ze swej kajuty. U pasa zwisał mu kordelas - Sygnał dla "Świętego Jakuba" i "Oporto", aby przesunęły się bliżej nas. Niech Jakub osłania okręty czołowe - wydał rozkaz sygnaliści i skierował się ku tylnej nadbudówce.

    [​IMG]

    Całą flota liczyła łącznie 26 statków. Większość z nich bo 23 były słabo uzbrojone i służyły przede wszystkim za transportowce. Każdy ich skrawek był zatłoczony towarami i ludźmi. Tylko 3 w tym "Catalina" były przygotowane na walkę. Do tej pory płynęły one odpowiednio na czele szyku ("Oporto"), w jego centrum "Catalina" i na jego końcu "Święty Jakub". Oczywiści od strony brzegu. Teraz zacieśniały szyk aby stanąć na drodze zbliżającym się korsarzom.
    - Ariende !- usłyszałem przekleństwo, a zaraz po tym jakiś umięśniony marynarz wpadł na mnie. Zatoczyłem się i omal nie wypadłem przez burtę obok której stałem. Po chwili był przy mnie kapitan.
    - Senior, proszę zejść pod pokład. Tu może być niebezpiecznie. Prawdopodobnie dojdzie do walki i obawiam się o pańskie życie.- Mówiąc to chwycił mnie za ramie i próbował odciągnąć pod pokład. Nie pozwoliłem.
    - Nie Panie kapitanie. Nie sądzę aby doszło do walki wręcz, a choćby nawet to wolałbym mieć swój los w swoich rękach a nie czekać pod pokładem na wynik walki. - uśmiechnąłem się uspokajająco i ruszyłem po szable do mej kajuty - Stanę sobie tak aby Panu i Pana ludziom nie zawadzać.
    Gdy wróciłem z przytroczoną do boku bronią na pokładzie panował już spokój. Pokład został posypany piaskiem, obsługa dział była już gotowa, broń załodze została wydana. Wszyscy czekali w napięciu na rozwój wypadków.
    Okręty także zbliżył się do agresorów. Byli oni już dobrze widoczni.
    - To berberyjscy korsarze, Senior - kapitan da Gamma sam zaczął rozmowę, gdy tylko znalazłem się na rufie - od kiedy dotarliśmy do Indii i zaczęliśmy z tamtąd zwozić przyprawy miejscowi rybacy znaleźli sobie nowe zajęcie - dokończył krzywiąc się z niesmakiem.
    - Prawda - odpowiedziałem nie spuszczając wzroku z co raz bardziej wyraźnych masztów pirackich - Pytanie tylko czemu ryzykują atak na konwój idący w do Afryki a nie z powrotem, w dodatku tak liczny ?
    - Atakują właśnie dlatego że jesteśmy tak liczni. Zdają sobie sprawę z naszej przewagi w artylerii, ale mając dzięki żaglom łacińskim przewagę w zwrotności liczą że nas wymanewrują i zdobędą chociaż jeden okręt. A to, że płyniemy na południe nic nie szkodzi. Wieziemy przecież towary na handel i mnóstwo ludzi, którzy mogą stać się całkiem dobrym źródłem dochodu jako niewolnicy. Prawda, że zysk nie będzie tak duży jak gdyby przejęli statek wracający ale zawsze. - Zrobił przerwę, aby wydać rozkaz sternikowi - Zresztą - podjął po chwili po konsultacji z artylerzystą - zresztą, mimo ze ruch na tych wodach jest co raz większy, nie zawsze zdążał wyjść ze swej zatoki aby przejąć statek. Więc próbują kiedy tylko mają okazję.
    Kapitan zamilkł. Spojrzał gdzie znajdują się przeciwnicy i pozostałe statki osłony konwoju i pogrążył się w myślach. Ja też nie ciągnąłem tematu. Rozmowa sama wygasła.
    Prawdę mówiąc to Portugalczycy sami sobie są winni narodzinom piractwa na tych wodach. Jeszcze na początku XVw. handel subsaharyjski szedł przez kupców arabskich czy berberyjskich i porty Maroka. Złoto zza Sahary było transportowane za pomocą karawan. Bogacili się kupcy i sułtan, a miasta Maroka się rozwijały. I w tedy zjawili się Portugalczycy. Wpierw miały miejsce trzy wojny w wyniku których Maroko utraciło źródło swego bogactwa, strategiczne miasta Tanger i Cuetę a później bezpośredni dostęp do saharyjskiego złota. Wreszcie i wyparli ich z pośrednictwa w handlu z czarną Afryką odkrywając morską(tańszą) drogę do Królestw Songhaju czy Aszanti. Złoto natychmiast poczęło płynąć wzdłuż wybrzeży do Portugalii wypierając karawany wielbłądów. Sułtan nie mógł nic na to poradzić, gdyż wiedział, że wojny z Portugalią nie wygra. Po cichu więc wspierał co bardziej przedsiębiorczych bezrobotnych kupców, którzy zaczęli napadać na statki pływające wzdłuż wybrzeża czy nawet wyprawiając się zbójecko do portugalskiej Afryki. Z kolei na to nie wiele mogli poradzić Portugalczycy. W gorszą sytuacje gospodarczą Maroko już nie mogło wpaść, a podbój tego kraju w obecnej sytuacji nie wchodził w grę. Był możliwy lecz nie opłacalny. Taki żywioł islamski w kraju wprowadził by ciągły niepokój, a piractwa i tak nie udało by się wytępić, bo jak utrzymać kontrole nad tak rozległym wybrzeżem w dodatku osłanianym przez pustynie. Wszyscy zdawali sobie sprawę jak wygląda sytuacja w Afryce zachodniej. Król kontrolował kraj jedynie w miastach nadmorskich i kopalniach kruszców. I to głownie w tych rejonach przyjęto chrześcijaństwo. Dalsze połacie kraju były w praktyce niezależne i zamieszkałe przez berberyjskich koczowników, żyjących jak za dawnych czasów i według dawnych wierzeń.
    - Nie unikniemy starcia - odezwał się da Gamma jakby do siebie. Stał dwa kroki ode mnie wpatrując się w żagle. Odwrócił głowę w stronę napastników, a później konwoju i śpieszących ku nam okrętów osłony. Zwrócił się do mnie - Senior, będziemy musieli zyskać na czasie. Prawie dwie trzecie konwoju już jest bezpieczne ale te siedem czy dziewięć statków na jego końcu nie zdąży przepłynąć w bezpiecznej odległości. "Święty Jakub " także nie zdoła nam przyjść z pomocą. Możemy liczyć na wsparcie "Oporto" ale też nie od razu. Jesteśmy zmuszeni wypłynąć napastnikom na spotkanie inaczej piraci nas wyminą i schwytają któryś transportowiec. Albo ich przechwycimy wcześniej albo się rozdzielą a będziemy w stanie gonić tylko jeden. - zwrócił się do mnie - Może jednak zejdzie Pan pod pokład.
    - Nie - powiedziałem spokojnie lecz nie znosząc sprzeciwu.
    Da Gamma spojrzał mi w oczy i odszedł.
    - Mamy przewagę artylerii chłopcy - Krzyknął do załogi - wykorzystajcie ja. Celować w ożaglowanie i pokład.
    Godzinę później 20 listowych dział lewej burty Karaki Jego Królewskiej Mości Króla Portugalii "Catalina", oddało salwę w kierunku najbliższego okrętu pirackiego. Był nim dziwne połączenie Barinala i Gaelasy, O dwóch masztach z silnym ożaglowaniu łacińskim, ale wyposażone także w wiosła. Co przede wszystkim rzucało się w oczy to okropnie zatłoczony pokład tego okrętu. W przypadku abordażu piraci mieli by z pewnością przewagę czterech na jednego przeciw Portugalczykom. Dlatego też cała salwa poszła w maszty i pokład. Napastnik bez napędu stawał się niegroźny.
    Huk, Dym, a później krzyki z pokładu przeciwnika. Gdy wiatr rozwiał dym na pokładzie pirata panował chaos. Mimo dużej odległości bo 150 metrów salwa posiała śmierć i zniszczenie wśród stłoczonej na pokładzie załogi. Nie straty w załodze były jednak najważniejsze a złamany w połowie przedni maszt. Przewrócił się on na pokład wprowadzając zamęt i spowalniając statek.

    [​IMG]
    Gaelasa​

    Z zza uszkodzonego pirata wyłonili się pozostali napastnicy. Obeszli go z obu stron i skierowali się na nas. "Catalinia" natychmiast wykonał zwrot i zaczęła odwracać się drugą burtą do pirata idącego bliżej nas i z wiatrem. Drugi pirat w tym momencie mocno pracował wiosłami, gdyż robił zwrot pod wiatr. Gdy zdołaliśmy się odwrócić pirat idący na żaglach był od nas o 50 metrów i szykował się do taranowania. Zarówno żagle jak i wiosła pracowały mocno. Zbliżał się z oszałamiającą prędkością. Nagle z jego pokładu uniosła się chmara strzał. Może nie miał dział ale i tak mógł nam dopiec w walce na dystans. Deszcz strzał spadł na pokład "Catalini". Dało się słyszeć krzyki zranionych. Po chwili w powietrze uniosła się kolejna chmara strzał. Odpowiedzieliśmy ogniem z akrabuzerów. Nim spadła trzecia fala strzał działa prawej burty wypaliły w wprawą ćwiartkę dziobową pirata. Czwartej fali strzał już nie było. Salwa oddana z 30 metrów w nieosłonięty dziób wymiotła pokład.

    [​IMG]
    Na wprost dziobu pojawił się trzeci napastnik, o którym wszyscy zapomnieli, w szale bitwy. Ciągle szedł pod wiatr na wiosłach, "Catalina" mimo korzystnego wiatru nie mogła go już wyminąć, ani zrobić zwrotu na burtę i oddać salwy. Artylerzyści nie mieli kiedy załadować dział na lewej burcie, gdyż wszyscy przeszli do obsługi dział prawej burty.
    - Stawiać wszystkie żagle - Dało się słyszeć krzyk kapitana - wyciągnijcie z tej starej balii wszystko co się da. - mówiąc to sam rzucił się do lin.
    Ja złapałem za drugą linę wraz z osiłkiem który niedawno prawie mnie za burte wypchnął. W ramieniu tkwiła mu strzała.
    Ledwie wyciągnęliśmy żagiel, na pokład spadła kolejna salwa strzał, tym razem z napastnika, z którym szliśmy na czołowe. Sam ledwie unikając trafienia spojrzałem na sternika. Właśnie puścił ster chwytając się za szyje przebitą jednym pociskiem. Chwile potem padł martwy. Rzuciłem się do steru.
    - Senior, z lewej burty - posłyszałem jeszcze krzyk kapitana, zrzucającego z siebie niedoszłego biskupa Konga.
    Okręt piracki jako bezpośredni następca galery miał dziób wzmocniony, przygotowany do taranowania. Co za tym idzie przy zderzeniu czołowym "Catalina" nie miała szans. Należało wykorzystać prędkość zyskaną dzięki wiatrowi wiejącemu prosto w żagle aby wyminąć pirata i przemknąć obok jego burty na tyle szybko aby przeciwnik nie strzępił się burtami, gdyż to byłby nasz koniec.
    Kapitan gdy tylko stanął na nogi zaczął organizować obronę na prawej burcie. Każdy chwycił co miał pod ręką. Gdy okręty dzieliło 25 metrów odległości w stronę "Catalini" poszybowała kolejna fala strzał. Strat mimo małej odległości były nie wielkie. Wszyscy byli przyczajeni pod burtą i osłonięci. Sam uchyliłam się przed kilkoma pociskami.
    15,10,5, uderzenie. Nie udało mi się całkiem wyminąć pirata, Obiliśmy się o jego burtę, zaraz potem dało się słyszeć trzask łamanych wioseł. Strzelały one siejąc drzazgami. Spojrzałem na prawo, prawie dwie setki Berberów czekało do okazji abordażu mojego okrętu. Wymachiwali grubymi szablami, a nie wielka cześć strzelała z łuków. Rzucili liny z hakami. Na szczęście kapitan i jego ludzie byli na to przygotowani. Gdy tylko jakiś się zahaczył natychmiast go cieli, strzelając także do przeciwnika z broni palnej. Jaka szkoda, że armaty nie są załadowane !
    Okręty szły burta w burtę, niemal o siebie tarły. Na szczęście dzięki dużej prędkości "Catalini" tylko kilku piratom udało się przeskoczyć na nasz pokład. Na ich nieszczęście. Widziałem jak mój znajomy osiłek roztrzaskał jednemu głowę jakąś prowizoryczną maczugą. Inni także szybko pożegnali się z życiem.
    Minęliśmy się. Za nami dało się słyszeć wyzwiska i krzyki. Pirat nr 3 mimo całej załogi nie miał wioseł na lewej burcie. Przynajmniej na pewien czas został unieruchomiony.
    Gdy wydawało się że jesteśmy już bezpieczni, przed dziobem niezauważony przez nikogo pojawił się pirat, z którym się starliśmy na początku. Zniszczony maszt został odcięty i usunięty z pokładu, a żądni rewanżu piraci pracowali mocno wiosłami. Szli prosto na nas, a ponad połowa załogi "Catalini" albo nie żyła albo była ranna. Jak na złość jeszcze wiatr się lekko odwrócił, a nie było komu przerafować żagli. Już po nas.
    HUK! dało się słyszeć odgłos wystrzału i za piratem pojawiła się "Oporto" zasnuta chmurą dymu. Po chwili pokład pirata zalała kamienne kule z portugalskich dział. To było już za wiele dla napastników. Natychmiast wiosła zaczęły pracować wstecz a okręt począł się odwracać.
    Zwycięstwo!
     
  16. Alcarcalimo

    Alcarcalimo Aktywny User

    ŻEGNAJCIE

    [​IMG]

    I​

    Zasłoniłem się ręką przed kolejną gałęzią, która właśnie sprężycie wracała na swoje miejsce po przejściu mego przewodnika. Od momentu opuszczenia łodzi, przed kilkoma dniami, przedzieraliśmy się w głąb puszczy zagłębiając się w nią co raz dalej i dalej. Im bliżej byłem celu mej podróży tym bardziej walczyły ze mną sprzeczne uczucia. Pierwsze, radość przed powrotem do domu i żal iż będę musiał opuścić ten świat. Świat, w którym spędziłem tyle czasu i przeżyłem mnóstwo przygód. Poznałem wielu wybitnych ludzi i mimo że ich płomień życia wypalał się szybko to jednak zawsze pozostawiali po sobie trwały i wyraźny ślad. A któż zapamięta mnie mimo moich mileniów życia?
    Zaczęło się przed laty na wybrzeżu dzisiejszej Portugalii, a zakończy w tych dzikich i nieprzebytych lasach. Zwiedziłem cały świat w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania o losy Ludu i przyczyny mojej obecności w świecie ludzi. Przemierzyłem ten świat wzdłuż i wszerz wiele razy, zdobywając części tej wielkiej układanki aż wreszcie nadszedł czas ostatecznego jej rozwiązania.
    Właśnie w tym momencie lunął po raz kolejny z nieba deszcz. Piątka Indian, która za niemałą zapłatą zobowiązał się mnie przeprowadzić przez dżunglę, poczęła rozmawiać w swym śpiewnym języku. Po chwili się rozbiegli i błyskawicznie ucięli kilkanaście liści bananowca. Równie szybko odnaleźli szparę w pniu wielkiego drzewa i osłonili je przed deszczem. Nie minęło 5 minut a już siedzieliśmy wewnątrz wypalonego przez piorun pnia w pełni osłonięci przed deszczem. Do pełni szczęścia brakowało mi jedynie ognia i suchego ubrania. W tych warunkach jednak nie było możliwości jego rozpalanie. Najstarszy z pośród przewodników oznajmił mi w kilku krótkich portugalskich zdaniach, że dziś już dalej nie pójdziemy. Przeczekamy noc i z nadzieją że z porankiem ulewa przejdzie ruszymy dalej. Zjadłem, że tak to nazwę porcję "suchego prowiantu" i owinięty w tunikę nie wiele mniej wilgotną niż moje ubranie postarałem się usnąć. Narzekając na wilgoć wyrzuciłem sobie, że mogłem nie nalegać na wyprawę przed samą porą deszczową. Nie mogłem jednak czekać, gdy zdobyłem tę informację. Ważne że już nie daleko.
    W tym samym czasie, gdy portugalscy odkrywcy pokonywali "ostatnią prostą" do Indii, na dwór Króla Jana zgłosił się pewien genueński Żyd szkockiego pochodzenia, z szalonym pomysłem. Otóż prosił On o fundusze na wyprawę na zachód. Twierdził, że Ziemia jest kulą i do Indii można dotrzeć płynąc cały czas na zachód. Portugalscy możni (przynajmniej ci mądrzejsi) wcale nie wykluczali tej możliwości lecz śmiałek ów trafił na zły moment ze swym pomysłem. Właśnie Bartolomeo Diaz dobijał do brzegów Indyjskich a w Lizbonie szykowano flotę i armię do zdobycia istotnej pozycji na wschodzie. Nie było funduszy na ryzykowną wyprawę przez ocean. Cristofer Columb więc udał się na dwór królowej Izabelii i króla Ferdynanda. Para ta właśnie pobiła Basków i stworzyła jedno z potężniejszych królestw Europy. W dodatku oboje zazdrościli Portugalczykom bogactwa jakie dawały wyprawy morskie. Postanowili Oni więc zagrać Va banc i sponsorując wyprawę Kolumba wydrzeć w ostatniej chwili Portugalczykom bogactwa Indii. 3 sierpnia 1492 roku trzy statki (Portugalskiej konstrukcji!) ruszyły na zachód. W dwa miesiące później dotarły one do ziemi. Jak się miało okazać nieznanej i bogatej ziemi. W ten sposób wykorzystując prace Portugalczyków Hiszpanie zdobyli Nowy Świat. W 8 lat później i Portugalczycy do niego dotarli. Tyle że do ziemi położonej bardziej na południe i jak się miało okazać nie tak bogatej w złoto na jaką trafili ich sąsiedzi z półwyspu. A może raczej nie tak bogatą w cywilizacje mające dostęp do złota. Złośliwość dziejów nieprawdaż?
    Mnie osobiście nie zaskoczył ten fakt. Wiedziałem że jest tam ziemia, ale uważałem jak i Portugalczycy, ze cenniejszy rzeczy mogę znaleźć na wschodzie. Dopiero nie dawno odkryłem że się myliłem.
    Następnego dnia wyruszyliśmy o świcie. Powietrze było ciężka a słońce mimo niskiego położenia grzało mocno. Jak nic można było się spodziewać kolejnej burzy.
    Znów przodem szło dwóch tubylców, którzy w niewyjaśniony dla mnie sposób orientowali się w tym gąszczu, jednocześnie potrafili nas ochronić przed licznymi niebezpieczeństwami jakie nas spotykały, że tylko wspomnę o najmniejszych czyli drapieżnych kotach i gadach. Tylko dzięki nim dotarłem tak daleko. Cała piątka była członkami plemienia żyjącego od pokoleń w dżungli. Jednocześnie żyli na tyle blisko obrzeży puszczy, że udało się mi nimi nawiązać kontakt. To oni mnie upewnili ostatecznie w celu tej wyprawy. Byli niewysocy, by nie rzec mali o orzechowym kolorze skóry, a ubierali się jedynie w tutkę. Gdy ruszali w puszczę brali ze sobą jedynie dmuchawkę i dwa kołczany strzałek. Jeden z zatrutymi, drugi nie. Czasami zabierali ze sobą także krótką dzidę.

    [​IMG]
    Na przestrzeni wieków ich plemię przemierzyło ogromną puszczę w szerz i wzdłuż. To właśnie z tych odległych lat pochodziła opowieść o kamiennych budowlach w głębi lasu. Po ich środku stała wielka stożkowata budowla, która w magiczny sposób emanował światłem i energią. Właśnie tam zmierzaliśmy.
    Indianie prowadzący mnie jednocześnie polowali. Zamieszkujące te część lasu zwierzęta nie znały takiego drapieżnika jak człowiek. Weszliśmy już na teren, w zależności od wersji, magicznego lub przeklętego lasu, na który ludzie się nie zapuszczali. Tym razem więc ze zdobyciem obiadu był mniejszy problem. Stało się nim kilka bliżej niesprecyzowanych gatunkowo barwnych ptaków. W każdym razie smakowały nie najgorzej. Coś jak skrzyżowanie kury ze szczurem. Posiłek minął w ciszy. Bym powiedział zbyt wielkiej ciszy. Za to po jego zakończeniu rozgorzała energiczna dyskusja, którą prowadzili w swej świergocącej mowie moi przewodnicy. nie rozumiałem ich języka, ale z tonu i ukradkowych spojrzeń dyskutantów dało się wyczuć niepokój. Po zakończeniu przywódca grupki podszedł do mnie i wyjaśnił łamanym portugalskim.
    - Senior, My nie iść dalej - powiedział niezwykle poważnie spoglądając mi w oczy - Athaluss, pójść się trochę na przód za zwierzyną widzieć w dolinie miedzy drzewami magiczne światło. My nie iść dalej.
    - Widział miasto! - wykrzyknąłem w odpowiedzi na atak paniki Indian - Jak daleko jest? Za ile tam dotrzemy? W która stronę?
    - Senior, senior ciszej! - kuląc się i rozglądając mówił przewodnik - bo obudzić duchy.
    Opanowałem się. Nie było sensu Ich straszyć, ani ciągnąć ze sobą. Od początku wszak wiedziałem, że się tam nie zbliżał. Należało spokojnie wypytać o drogę i podziękować im za pomoc.
    Usiedliśmy wokół dogasającego ogniska i ustaliliśmy co należało. Do „Światła” pozostał dzień szybkiej drogi. Miałem ze sobą na cztery dni prowiantu, a moi przewodnicy mieli cofnąć się trochę po swoich śladach i zaczekać na mój powrót.
    - Jeżeli nie wrócę za siedem dni, nie czekajcie dalej. Wracajcie do domu.
    - Senior, ty nie iść tam. Ty iść z nami.
    - Żegnajcie – Nie było sensu dyskutować dalej.
    Odwróciłem się i ruszyłem przed siebie. Wiedziałem jednak że już się nie spotkamy. Indianie poczekali aż zniknąłem w gęstym listowiu po czym z opuszczonymi głowami odwrócili się i odeszli. W tedy po raz ostatni widziałem Ludzi.
    Ruszyłem pewnym krokiem przed siebie. Trzy godziny później rozpoczęła się burza. Nie zatrzymałem się jednak. Zmoknę tak czy siak, a w ten sposób przynajmniej nie zmarnuje czasu. Posługując się maczetą przedzierałem się przez gęsty las, z pomiędzy zaś koron drzew strumieniami przeciekała woda tworząc w ściółce potoki. Zaczęło się ściemnić a ulewa nie ustępowała. Przez korony drzew przedzierały się błyski, a powietrze bez przerwy rozdzielały gromy. Szedłem jednak cały zaś przed siebie. Wydawało mi się, że jestem co raz bliżej celu, gdyż począłem schodzić w dół. Czyżby to była dolina o której mówił Indianin? Nie widziałem jednak żadnego światła, za to mnóstwo błyskawic. Powietrze przeszył kolejny grzmot, tusz przede mną oświetlając na krótką chwilę pojawił się dziwny głaz. Nie ,nie głaz. Pomnik! Zbliżyłem się. Korzystając ze światłą błyskawic zacząłem go oglądać. Tak, widziałem już coś takiego. To było w XVI czy XVII wieku (ludzkiej rachuby) gdzieś w Indiach! Ta sama sylwetka dumnego wojownika stojącego na straży miasta. Nic, że przyozdobionego w zieleń tropikalnych kłączy. Był to strażnik królestwa, ubrany w charakterystyczna zbroję. Stał wyprostowany trzymając w lewej ręce halabardę, a w drugą na rękojmi miecza przytroczonego do biodra. Jego wzrok mówił "Stój! Zbliżasz się do królewskiego miasta."
    Gdy zbliżyłem się na tyle że mogłem go dotknąć, począłem go obchodzić. Cała moja uwaga została skupiona na nim i wspomnieniach z dawnych lat. Gdy żywi strażni... Poślizgnąłem się...i zacząłem spadać. Nagle moje usta zalała woda. Wpadłem do potoku o silnym prądzie, który z wielką siłą gnał w dół doliny. Próbowałem zapanować nad swoim ciałem, ale nie mogłem. Woda była zbyt silna.

    [​IMG]

    Dolina Anum-Akhet, w której przed wiekami Królestwo zbudowało miasto Akhat była rozległa i posiadała niezwykle żyzne ziemie. Jednak w czasie pory deszczowej spływały do niej wody z ogromnego obszaru, które tutaj zbierały się w rzekę, jeden z dopływów Amazonki. Gdy przybyli tutaj Królewscy dojrzeli jednocześnie jej zalety jak i wady. Zamienili więc wady w zalety. Dzięki swej wiedzy i wielkiej pracy zamienili dolinę w bujny ogród przyjazny dla ludzi. Dzięki wybudowaniu sieci kanałów, śluz czy pogłębieniu koryt rzecznych zapanowali Oni nad natrą. Kiedyś dolina Anum-Akhut wyglądała pięknie. Gdy jednak zabrakło jej gospodarzy śluzy zostały zniszczone, kanały zamulone, a pola uprawne i miasto odzyskała dżungla. Nie wszystko jednak zniszczyła natura.
    Właśnie w jeden z tych dawnych kanałów wpadł nasz bohater. Z powodu ulewy wody wezbrały.



    II
    W jaskini, która nie była jaskinią dało się słyszeć dźwięk. Dziwny dźwięk niesłyszalny w tym miejscu od wieków. To krztusił się człowiek.
    Przypomniało mi się jak przed 3 tysiącleciami ocknąłem się na wybrzeżu luzytańkim. Ten sam ból głowy. Spróbowałem się poruszyć. Tym razem chyba nic nie złamałem. Chociaż tyle. Przewróciłem się na plecy i otworzyłem oczy. Pewnie zgubiłem wszystkie zapasy. Trudno. Ciekawie jednak gdzie jestem? Sufit mimo, że tkwił w lekkim mroku zaznaczał regularna rzeźbę. Nie mógł być naturalny. Obróciłem głowę lekko w bok, dostrzegłem kolumnę, później drogą. Z niszy wykutych w kolumnach wydobywało się chłodne, lekko niebieskie światło. O tak! Wstałem i podszedłem do najbliższej niszy. Tak jak myślałem, Merdian! Kryształ używany do oświetlania technicznych budowli Królestwa. Spojrzałem na wodę, która mnie tutaj przyniosła. Znajdowałem się więc w kanale wybudowanym przez ludzi. Nieopodal było widać wlot do jaskini, przez którą wpadała rzeka. Był zarośnięty, a w jednym jego końcu zaklinował się wielki pień. Dalej rzeka musiała uznać warunki budowniczych i posłusznie płynęła środkiem kanału. Widać było, że jest on przystosowany do przyjęcia większej ilości wody, ale czas zdaje się przesunął koryto rzeki przez co mniej wody zbierała. Co swoją drogą mnie uratowało, gdyż rzeka miała miejsce gdzie mnie wyrzucić. Urządzenia zasilające jednak ciągle muszą działać, gdyż inaczej "meradiny" by się nie jarzyły. Postanowiłem ruszyć w głąb tunelu.
    Po pewnym czasie (płosząc po drodze stado nietoperzy) dotarłem do końca kanału. Ależ panował tu huk! Ze wszystkich ścian hali na różnej wysokości, z takich samych tuneli jak mój wylewała się woda. Woda spadała do wielkiego sztucznego zbiornika znajdującego się poniżej. Dopiero stąd skumulowana woda z kilku źródeł była prowadzona do serca miasta, gdzie chłodziła potężny reaktor. Reaktor ów dostarczał miastu energię a ubocznym skutkiem była gorąca woda. Zwykłe rozwiązanie w miastach mających dostęp do rzek. To co mnie interesowało to pomieszczenie kontrolne znajdujące się powyżej. Widziałem je z ujścia mojego tunelu dobrze. Znajdowało się na pod samą kopułą przy ścianie odgradzającą elektrownie od pozostałych pomieszczeń piramidy. Tam musiało być wejście do kompleksu. Wzdłuż ścian biegła plątanina chodników technicznych, które wszystkie zbiegały się w jednym miejscu, właśnie za oszklonymi ścianami centrum kontroli. Pomieszczenie było dość rozległe10na30 metrów. Panele kontrolne działały i wydawały się nie naruszone. Wszędzie panował porządek. Widać systemy mimo upływu lat ciągle działały. Świetna robota dawnych inżynierów. Mimo że ich tu już nie ma ich dzieła wciąż świetnie się sprawują. Podszedłem do jednego ze stanowisk kontroli. Żarzyły się tam meradiny o różnych odcieniach: zielone, czerwone, niebieskie. Były do niego zamontowane różne dźwignie, pokrętła, przełączniki. Po stałem nad stanowiskiem chwile, wahając się czy coś dotknąć, przełączyć. Wreszcie jednak się odsunąłem. Urządzenia te działały same dobre ponad 3 milenia. Z pewnością ostatnie co im potrzeba to eksperymenty niedouczonego gościa. Spróbuje się czegoś dowiedzieć z instrumentów o któryś coś wiem. Ruszyłem w drogę w górę piramidy.
    Czyli to musi być centralna Piramida miasta. To gromadzona przez nią energię widzieli tubylcy. Mówili o jednym źródle światła, a więc pomocnicze reaktory muszą nie działać. Zatrzymałem się nagle. Właśnie sobie uświadomiłem, że skoro działa zasilanie to muszą i działać systemy obronne, przynajmniej część. To by z kolei wyjaśniało dlaczego tubylcy mówili o mieście z którego nikt nie wrócił... Rozejrzałem się niespokojnie. Dopiero teraz dotarło do mnie iż nigdzie nie ma brudu. Nie ma pajęczyn, żadne rośliny nie zapuściły swych kłączy tutaj. Wnętrze budynku jest czyste. Z kolei ja dostałem się do środka bez akceptacji, nikt mnie nie skontrolował. Ruszyłem po chwilo dalej. Jednak już znacznie ostrożniej.
    Miasta królestwa miały zazwyczaj podobny wzór zabudowy. Były one budowane na planie kwadratu. Pośrodku był wyznaczony wielki plac centralny, z którego prostopadle rozchodziła się siatka ulic przecinających się pod kątem prostym. Atlanci nie lubili jednak tłoku, gdy tylko okolica na to pozwalała budowali swe domy w oddali od siebie. W centrum stały zazwyczaj budynki techniczne, administracyjne czy manufaktury. Centralne miejsce zajmowała Piramida Zasilająca. Olbrzymia stożkowa budowla, w której skupiała się energia i władza całego miasta. Tutaj urzędowali najwyżsi przedstawiciele władzy, tutaj było centrum nauki i filozofii. A w jej podstawie produkowano energię dla całej społeczności. Kto ma energię ten ma władzę.

    [​IMG]

    Ja wylądowałem na najniższym poziomie, znając jednak schemat tego typów budowli wiedziałem jak się po niej poruszać. Postanowiłem udać się do pomieszczeń administracyjnych aby dowiedzieć się co stało z populacją tego miasta.
    Przemierzając co raz wyższe poziomy budynku uderzały mnie dwie rzeczy, ogrom tej budowli (jedna z większych jakie widziałem) jak i spokój panujący w środku. Zaglądałem po drodze do licznych pomieszczeń. Zwykle technicznych, rzadziej mieszkalnych czy socjalnych wszędzie panował ład i spokój. Mieszkańcy nie opuszczali miasta w pośpiechu czy chaosie. Zabrali co dla nich było ważne, a czego nie mogli ułożyli tak jakby mieli tu wrócić jutro.
    Gdy wreszcie skończył się kolejny długi ciąg schodów znalazłem się na poziomie Głównego Zarządu. W ten dało się słyszeć wreszcie jakiś dźwięk. Hałas turbin elektrowni ucichł już za mną dawno, teraz słyszałem mieszaninę dwóch dźwięków. Wycia wiatru i toczenia się czegoś po kamiennej posadzce. Zza załamania korytarza, przyprawiając mnie o szybsze bicie serca wyłoniła się ciężka i kanciasta postać. Odskoczyłem i przyjąłem odruchowo pozycję obronną. Po chwili zacząłem się serdecznie śmiać. Automat sprzątający. Wprawdzie nie wielu mogło sobie na nie pozwolić, ale już widziałem takiego. Ostatnio podczas wizyty u wujka Darolima w starej stolicy. Był to w tedy najnowszy model, właśnie wchodzący do produkcji:
    "Wielofunkcyjny Sługa. Sprząta, Bawi, Strzeże!"
    Przestałem się śmiać. Strzeże!? W tym właśnie momencie zmienił się i automat. Schował odkurzacz i wyjął dwa sztylety, a nad jego ramieniem pojawiła się dziwna rzecz, przypominała miotacz!
    - Nie posiadasz uprawnień do przebywania na tym poziomie - z niewidocznych głośników, gdzieś w ścianie wydobył się sztuczny komunikat w języku Atlantów - stań w miejscu i zaczekaj na żywych strażników!
    - A jest tu ktokolwiek żywy?
    - Bez dyskusji. W razie nieposłuszeństwa użyję siły.
    Powiedziawszy to zaczął się zbliżać. "No fajnie. Będę sobie czekał całą wieczność." Nie miałem wyjścia. Musiałem albo z nim walczyć, albo uciec. Tylko że ten automat z tego co pamiętałem nie jest tak łatwym przeciwnikiem jak się wydaję. W dodatku nie miałem broni. Pozostała ucieczka. Szybko się odwróciłem i ruszyłem. Automat poruszał się na gąsienicach więc miał nade mną przewagę na odcinkach prostych. Przegrywał jednak na licznych zakrętach i schodach. Moim celem więc stało się jak najszybsze dotarcie na schody. Gdy ruszyłem zewsząd rozległ się "ALARM!, ALARM!". Automat-strażnik ruszył w pościg. Słyszałem za sobą jego gąsienice. Na odcinkach prostych się zbliżał, na zakrętach oddalał. wreszcie zza załamania korytarza wyłoniły się schody. Odwróciłem głowę. Mój prześladowca wyłonił się zza zakrętu by po chwili z urządzenia na jego ramieniu w moją stronę wystrzelił dziwny pocisk. Instynktownie rzuciłem się na schody. Pocisk przeleciał mi nad głową i uderzył w ścianę wybijając w niej dziurę. Stoczyłem się ze schodów i 10 metrów niżej błyskawicznie zatrzymałem się w przykucie u ich dole. Obejrzałem się, u góry schodów strażnik przygotowywał się do kolejnego strzału. Odbiłem się i ukryłem za narożnikiem ściany. W miejscu, w którym przed chwilą byłem pojawił się mały krater rażąc na boki odłamkami posadzki.
    Gdy myśląc, że już jestem bezpieczny rozglądałem się łapiąc oddech, w korytarzu w którym wyładowałem pojawił się kolejny automat. "Widać to jego piętro". I znów.
    - Zatrzymaj się i poczekaj na ludzkich strażników.
    Korytarz, w którym się znajdowałem biegł trochę niżej od poprzedniego, prostopadle do schodów. Nie mogłem na nie wrócić, gdyż tam oczekiwał pierwszy strażnik. Na tym poziomie miałem dwie drogi z tym, że jedna zablokowana przez automat, a druga kończyła się ścianą w odległości 30 metrów.
    Stałem tak w pułapce, gdy nagle ściana o której wspomniałem się rozsunęła. Ukazało się małe pomieszczenie. Winda! Z windy wyszła postać w białej szacie.



    III
    Nieznajomy ruszył w moim kierunku. Jednolita biała szata zakrywała go tak ściśle że nie dało się zauważyć fałd czy ruchu nóg. Falował w jednostajnym rytmie. Widoczne były jedynie dłonie i twarz pokryta bujną białą brodą. Zatrzymał się kilka kroków od mnie.
    - Odwołać alarm. Nasz gość ma dostęp do wszystkich poziomów.
    Automat w jednej chwili znów stał się sprzątaczem. Zabrał się do usuwania gruzu powstałego po uderzeniu pocisku. Ja zaś zwróciłem wzrok ku mojemu wybawcy.
    - Witaj. Czekałem na ciebie. Chodź ze mną - rzekł odwracając się i ruszył do windy - Pozostało Ci już nie wiele do zrobienia.
    Bez słowa ruszyłem za nim.
    Drzwi windy otworzyły się ukazując obszerne pomieszczenie zapełnione w całości stołami i regałami z dokładnie poukładanymi książkami, mapami czy różnymi instrumentami naukowymi. To co jednak przyciągało wzrok to mieszczący się po drugiej stronie pomieszczenia terminal.
    - Chodź- starzec ruszył w tamtą stronę.
    - Gdzie jesteśmy? Kim ty jesteś? - wreszcie udało mi się odezwać
    - Znajdujemy się w mym biurze. To tutaj mieszkałem i pracowałem. A ja nazywam się, czy raczej nazywałem Kirdian.
    Zatrzymałem się. Kirdian, Kirdian Szkutnik. Jeden z legendarnych Panów. Ocknąłem się i zrównałem z nim.
    - Książe Kirdian Szkutnik? To naprawdę ty... Panie! – zreflektowałem się w porę.
    - I tak i nie. – uśmiechnął się wciąż spoglądając przed siebie – Spoglądasz na obraz Kirdiana i rozmawiasz z jego świadomością przechowywaną w tym miejscu. Kirdianem jednak w ścisłym tego pojęcia znaczeniu nie jestem.
    - Aha – Przyjrzałem się raz jeszcze zjawie obok – To by wyjaśniało dlaczego Twoja szata, Panie faluje tak idealnie, nienaturalnie.
    - No cóż, iluzja nie jest idealna. Zwłaszcza po tylu latach. Wiesz że ta szata jeszcze 500 lat temu była błękitna i pokryta herbami? No i nie mów do mnie Panie.
    Dotarliśmy właśnie do terminalu i się zatrzymaliśmy. Było to urządzenie duże jak na wyposażenie prywatnego biura ale nie wielkie w porównaniu z tymi które widziałem na dole.
    - Dziś zakończy się twoja misja – ozwał się uroczyście Kirdian-iluzja. – Usiądź.- Wskazał mi fotel przed terminalem.
    - Świetnie, ale która misja? – Siedząc zacząłem przyglądać się urządzeniu.
    - Jak to jaka? Ta do której się zgłosiłeś, gdy zapadła decyzja o opuszczeniu Ardy i oddanie jej we władanie Młodszym. Zostałeś przecież wybrany z pośród wielu.
    - Czy może chodzi o Obserwuj i Zapisuj? Czy raczej Ucz i Poprawiaj? A może to miało być Zdobywaj i Władaj? – Kirdian nawet jak na hologram wyglądał na skonsternowanego – Wybacz, ale w planie chyba nie było zatopienia mego statku i utraty pamięci?
    - To by wyjaśniało dlaczego Ci tyle zeszło... Mam nadzieję że nie namieszałeś zbytnio w naturalnym rozwoju świata? Moment to jak trafiłeś tutaj skoro straciłeś pamięć?
    - Od 3 tysiącleci żyłem wśród ludzi, ale pamiętałem że nie jestem jednym z nich. Pamiętałem potęgę Królestwa, i coś o mych rodakach. Wszystko inne jednak sobie przypominałem podróżując po świecie i szukając odpowiedzi. Domyśliłem się że zostałem tutaj w jakimś celu. Wiedziałem że mam obserwować. Ale dlaczego i po co nie? I bez obaw dużo nie namieszałem. Tylko trochę... – Uśmiechnąłem się znacząco.
    - Nie zbadane są wyroki i mądrość Ilsidura – Kirdian wzniósł głowę ku niebu – Tak, zostałeś tu aby zobaczyć jacy są Ludzie i jak rozwinął się. Atlanci opuścili ten świat, gdyż ich czas minął. Zawiedli oczekiwania Ilsidura. Wybuchła między nimi krwawa wojna, której ślady do tej chwili są widoczne w różnych częściach świata.
    - Indyjskie Mohendżo Daro – powiedziałem ściszonym głosem.
    - Tak, widzę że nie próżnowałeś – pokiwał głową – Wojna, która wybuchła pochłonęła także wielu Ludzi. Prawdę powiedziawszy ledwie ją przetrwali. Po jej zakończeni, po naszym ostatecznym zwycięstwie nad Nieprzyjacielem – zrobił taką miną jakby miał splunąć – Świat był wyludniony. Przetrwały niewielkie grupki ludzi rozrzucone po całej Ardu i także niewielu Atlantów. Postanowiliśmy wtedy opuścić planetę i poszukać Nowej Ardu, gdzie mieliśmy dać sobie drugą szansę. To młodsze dzieci Ilsidura miały realizować jego plan tutaj. A ty przyjacielu miałeś Ich obserwować do momentu, w którym rozwiną się na tyle, że zaczną postrzegać Ardu nie jako Wszystko o Cząstkę. Miałeś im nie pomagać ale i pilnować aby nikt inny im nie przeszkadzał. Czy tak się stało?
    - Tak – odpowiedziałem z całą odpowiedzialnością za to słowo. Wiele już odkryłem na ten temat. Zwłaszcza przez ostatnie 500 lat, a teraz wszystkie wątki się połączyły – Tak, tak się stało.
    - To dobrze – odetchnął z ulgą – zostało już tylko jedno. Weźmiesz wszystkie informacje jakie zebrałem tutaj – wskazał na terminal – są to suche dane, z różnych instrumentów rozsianych po świecie i wsiądziesz na „Ostatniego”. Powieziesz wszystko to na Nowe Ardu. Najważniejszy jednak jesteś Ty. To ty to wszystko obserwowałeś, uczestniczyłeś. Poznałeś tych ludzi więc ty najlepiej wiesz na co ich stać.
    - A ty? Czemu nie wrócisz ze mną?
    - Ja nie mogę. Przepowiednia głosiła, że Kirdian Szkutnik opuści to wybrzeże dopiero w tedy, gdy ostatni Elf je opuści. Ty jesteś ostatni, ale ja nie jestem Kirdianem. Ciało Kirdiana zginęło przed wiekami. Przetrwała jedynie jego świadomość zamknięta w tej budowli. A całej budowli nie weźmiesz - uśmiechnął się przyjacielsko – Ja tu zostanę i pogrzebię pod ziemią ostatni ślad po Nas. Aby nie kusił ludzi.
    - I to wszystko. Tak po prostu koniec?
    - Tak.
    Zaczynała do mnie docierać ważność sytuacji. Całe życie szukałem odpowiedzi i drogi do Nowego domu, kiedy ją znalazłem nagle pojawiła się przemożna chęć pozostania. Znam ten świat, mam tu przyjaciół! Tamtego nie! Kirdian chyba zrozumiał rozterki.
    - Nie smuć się. Jeśli wszystko dobrze pójdzie nie minie milenium a nasi młodsi bracia zawitają na Nowym Ardu.
    Tu miał racje. Zresztą zawsze lubiłem nowe podróże. Pojawiła się iskierka radości. A takiej podróży jeszcze nie przebyłem.

    Statek, którym miałem się udać w podróż był ”zakotwiczony” na szczycie piramidy. Kula światła, która nad nią się unosiła była tak naprawdę zapasem energii niezbędnym aby mógł wystartować. Nie ucieszyłem się zbytnio, gdy dowiedziałem się, że całą podróż przeleżę zamrożony. Ale statek był zbyt mały aby pomieścić odpowiednia ilość jedzenia, a nawet nieśmiertelny musi jeść. W dodatku przez 100 lat na takiej małej przestrzeni każdy by zwariował z samotności. Przynajmniej dostałem nowy strój. Krzyk mody z przed 5 tysięcy lat.
    To będzie długa, ale nie uciążliwa podróż. I zostanę przyjęty jak bohater. I kto wie co jeszcze mnie tam spotka. To będzie ciekawe. Uśmiechnąłem się, a sarkofag się zamknął.



    IV
    Szczyt wielkiej piramidy stojącej pośrodku miasta począł się otwierać. Kula energii, która tam się znajdowała rozpadła się i została wchłonięta przez napęd statku czekającego tam od wieków na ostatniego pasażera. Ostatniego takiego statku zbudowanego przez Kirdiana Szkutnika. Na szczycie budowli, która przemieniła się w stanowisko startowe ukazał się owalny, lekko spłaszczony pojazd. Pojazd unosił się jakby od niechcenia w powietrzu. Zbierał siły do skoku, dzięki któremu opuści na zawsze swe gniazdo. Ma się udać w daleką podróż "Na Zachód", a dokładniej ku gwieździe leżącej na zachód od Ardu. Pojazd i stanowisko startowe poczęły się jarzyć. Nagle powietrze stało się strasznie ciężkie. Wszystko przycichło, zostało mentalnie przyduszone. Równie nagle jak się zaczęło tak się skończyło. Pojazd wystrzelił ku niebu pozostawiając za sobą jedynie wielki świst. Cała dżungla odetchnęła z ulgą. Po chwili jednak budynek z którego oderwał się pojazd zaczął się zapadać. Wstrząsnęło nim kilka wybuchów, tu i ówdzie ukazał się ogień a powietrze przeszył ogłuszający hałas. Od piramidy zaczęła rozchodzić się fala zniszczenia. Ziemia się trzęsła powalając drzewa i zapadając się. Nic nie wybuchało, ale nawet najtwardsze kamienie pękały. Po chwili zapadła cisza, po kolejnej zaś opadł kurz. Dolina Anum-Akhet, w której jeszcze przed chwilą stały monumentalne budowle wyglądała jakby wielki oracz skończył właśnie w niej swą pracę. Ziemia była wywrócona. Po chwili z pośród drzew, które ostały się na jej obrzeżu zaczęły wydobywać się z początku nieśmiałe, później mocniejsze odgłosy zwierząt. Po paru latach zaś dolina była już pokryta gęstym i bujnie rozwijającym się lasem. Życie trwało dalej.

    Przez pustkę kosmosu, ku odległej gwieździe zmierza drobny pojazd. W środku zaś znajduje się sarkofag, w sarkofagu zaś z uśmiechem na twarzy śpi człowiek.

    [​IMG]


    http://mitos.wrzuta.pl/film/99EodhwIRPl/dragon_ball_gt_064_-_zegnaj_son-goku
    Fani Dragon Ball zrozumieją:cool:

    -------------------------------------
    No i w ten sposób zakańczam przedwcześnie mą opowieść. W planach było dojście Portugalią do 1819 i zakończenie cytatem:
    "Rozpoczynaliśmy naszą przygodę z Portugalią jako krajem na końcu świata, a kończymy jako imperium, centrum świata"
    Niestety nie było mi to dane. Historie rozbitka także miałem prowadzić równolegle. Podróżował by on po świecie, przedstawiając nam ówczesne społeczeństwo z poziomu obywatela jednocześnie zaś odkrywali jego tajemnice. Poznawali jego samego z przed mileniów jak i mocniej bym połączył wątki Atlantydy, tolkienowski, kosmiczny i mój własny. Zapewne i to zakończenie w tedy było by bogatsze i pełniejsze. Z pewnością jednak zakończyło by się w puszczy amazońskiej i początkiem nowej podróży przez kosmos.
    Zakończyło się jednak jak zakończyło.
    Dziękuję mym czytelnikom za uwagę i rady. Zapraszam też do mego kolejnego ara, który kiedyś zacznę.
    pozdrawiam.
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie