SNAFU - USA od 1946 roku

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez McFlash, 30 Lipiec 2009.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 1.
    Situation Normal: All ****ed Up

    10 – 29 II 1946


    10 lutego 1946 sytuacja aliantów na wszystkich frontach była zła. Bardzo zła. Klęska Polski w 1939, a następnie Francji w 1940 sprawiła, iż Wielka Brytania samotnie musiała walczyć z niemiecką potęgą. Pewny siebie Hitler latem 1941 ruszył na Związek Radziecki i trzy lata później zmusił Sowietów do podpisania upokarzającego pokoju, zwanego później Gorzkim Pokojem.


    [​IMG]
    III Rzesza​



    Wówczas to ogromne ilości świetnie wyposażonych i wyszkolonych wojsk mogły zostać wysłane na inne fronty. Kilkanaście dywizji wspomogło Włochów w odparciu amerykańskiej ofensywy w Północnej Afryce – do niewoli dostało się ponad 300 000 żołnierzy US Army. Pozwoliło to na przeprowadzenie śmiałej akcji „Herkules”, w wyniku której trzy włoskie dywizje powietrznodesantowe zdobyły Gibraltar. Od tej pory Morze Śródziemne stało się morzem wewnętrznym Włoch (w 1941 Kanał Sueski dostał się pod nowy zarząd).


    [​IMG]
    Imperium Romanum II


    To samo stało się z Indiami, które w 1945 podbili Japończycy. Brytyjski sztab widocznie ma jeszcze jakąś nadzieję na odbicie „Perły w koronie” - 80 dywizji obleganych od dwóch lat w prowincji Rajkot nie tylko nie dostało rozkazu wycofania się na okrętach, lecz dostają ciągle uzupełnienia. Głównodowodzącym jest nie kto inny, jak sam Montgomery. Blokuje ich około 70 dywizji niemieckich i włoskich. Poza Indiami Japończycy zdołali podbić całą Indonezję, Australię, Nową Zelandię oraz większość wysp na Pacyfiku. Ich flota panuje na dwóch oceanach i zaczyna starać się o opanowanie Atlantyku.


    [​IMG]
    Cesarstwo Japonii​



    Sojusz aliancki stracił wiele państw i obecnie liczą się tylko Stany Zjednoczone. Wielka Brytania jest cieniem dawnej potęgi, Kanada nie jest w stanie odegrać większej roli, zaś państwa afrykańskie rozpaczliwe walczą z wrogiem o własne przetrwanie. Francuzom nikt nie ufa, bowiem w 1941 Francja Vichy dołączyła do Osi. Mimo to Alianci nie przestają walczyć. Wierzą, iż są w stanie pokonać Oś. Ponoć wiara czyni cuda, ale czy tym razem?

    10 lutego 1946 roku US Navy liczy sobie 13 lotniskowców (cztery typu Midway; reszta typu Essex) i 10 pancerników (w tym dwa pancerniki typu North Carolina: USS Washington i USS North Carolina). Znacznie gorzej jest z okrętami osłony. 13 niszczycieli i 3 lekkie krążowniki to stanowczo za mało, by w pełni wykorzystać możliwości okrętów głównych. Stan flotyll transportowych ma się znacznie lepiej – 27 flotyll stanowi dobrą podstawę do przyszłych desantów. Na ten moment większość transportowców to desantowce, do tego rozrzucone po całym świecie.


    [​IMG]
    Stan floty na 10 marca 1946​



    US Army po wielkiej klęsce w Afryce Północnej w 1944 roku nie zdołała się jeszcze podnieść – marne 41 dywizji nie jest w stanie wykonać powierzonych im misji. 4. Dywizja Piechoty „Iron Horse” gen. Butlera, utrzymująca pozycje w oblężonym Hong Kongu, jest już niemal spisana na straty. Równie zła jest sytuacja 2. Armii gen. Vandegrifta na Cejlonie, chociaż w tym przypadku dowództwo planuje ewakuację do Rajkotu, a następnie do RPA.


    [​IMG]
    Stan armii na 10 lutego 1946​



    Lotnictwo amerykańskie jest wybitnie defensywne. Myśliwce przechwytujące to dobre maszyny, lecz nie nadają się do prowadzenia ofensyw lotniczych i osłony własnych bombowców, które prowadzą regularne rajdy na fabryki we Francji i Niemczech i równie regularnie dostają w tyłki od artylerii p-lot. i niemieckich lotników. Z kolei liczne bombowce morskie prowadzą intensywne patrole na wschodnim wybrzeżu USA. Siły lotnicze nie mają bezpiecznych i dobrze położonych lotnisk, bowiem Wielka Brytania jest ciągle bombardowana.


    [​IMG]
    Stan lotnictwa na 10 lutego 1946​



    Gospodarka USA ma się świetnie – szczególnie ważne zasoby ropy pozwalają na prowadzenie wojny przez kilka następnych lat nawet przy zwiększonym zapotrzebowaniu. Poważnym problemem jest budżet. Duże wydatki na administrację, badania i działania wywiadu doprowadziły budżet niemalże do deficytu. Jeżeli nic się nie zmieni, to USA zostanie bankrutem.


    [​IMG]
    Stan gospodarki na 10 lutego 1946​



    Tego dnia, 10 lutego 1946, Stany Zjednoczone przeżywają kryzys. I to nie byle jaki kryzys, bowiem od kilku dni prezydent Truman znajduje się w szpitalu – lekarze rozpoznali zapalenie płuc, lecz terapia nie pomaga. Stan pierwszego pacjenta USA stale się pogarsza. lecz mimo to stara się zarządzać państwem. W ten sposób wiceprezydent (szczęśliwie wyznaczony kilka tygodni wcześniej), Henry A. Wallace, nie jest w stanie wprowadzić własnej polityki i musi wykonywać polecenia. Jednak wszystko ma swój koniec – 12 lutego o 11:36 umiera 33. prezydent Stanów Zjednoczonych Harry S. Truman. Na fotelu prezydenckim zasiada dotychczasowy wiceprezydent, szefem rządu zaś zostaje John Nance Garner. Wykorzystując ogromne zamieszanie na samej górze, lobby izolacjonistów stara się skierować główny wysiłek wojenny na walce z Japonią. Powoduje to wzrost niezadowolenia społeczeństwa i coraz liczniejsze demonstracje. Rząd stara się jak może, by uspokoić obywateli.


    [​IMG]
    Źle, gorzej...​



    Otwartą kwestią pozostaje ewentualna prezydentura Wallace'a – kongresmeni są podzieleni. Część jest za jak najszybszym złożeniem przysięgi przez Wallace'a, a część chce rozpisania wyborów. Powszechny jest pogląd, że bez wyborów Stany Zjednoczone przestaną być prawdziwą demokracją. Decyzja zostanie podjęta 15 lutego. Przez kilka dni w kraju mówiono tylko o zbliżającym się wielkimi krokami głosowaniu i nawet wieści z frontu straciły na znaczeniu. Ostatecznie wczesnym popołudniem 15 lutego rozpoczęto głosowanie. Niemalże wszyscy kongresmeni drżeli z emocji i dwóch z nich musiało zostać wyniesionych na korytarz. Z 96 głosujących, 60 opowiedziało się za wyborami. Okrzyki radości trwały dobrych kilka minut. Republikanie i Demokraci dostali trzy dni na wybranie swoich kandydatów. W kraju niemal natychmiast poprawiły się nastroje i zaczęły się przygotowania do wyborów.


    [​IMG]
    Chociaż raz zrobili coś dobrego​



    Jednak „life is brutal” - tego samego dnia świat zadrżał. W Berlinie doszło do wydarzenia, które może całkowicie pogrążyć Aliantów. Przedstawiciele czterech państw: Niemiec, Włoch, Japonii i Francji Vichy podpisali pakt o wzajemnej pomocy militarnej i materialnej. Od tej pory nikogo nie powinny zdziwić japońskie okręty u wybrzeży Wielkiej Brytanii czy niemieccy żołnierze na Pacyfiku. Oś jeszcze nigdy nie była tak potężna.


    [​IMG]
    A Francuza zwykle nie ma tam, gdzie go potrzeba – zdjęcie wykonane przed przyjazdem spóźnionego francuskiego dyplomaty​



    Tego chyba nikt się nie spodziewał. Gen. Dwight D. Eisenhower ogłosił swój udział w wyborach prezydenckich z partii Republikanów. Pomimo klęski prowadzonej przez niego kampanii w Afryce Północnej jest on powszechnie lubianym dowódcą. Żołnierze mają o nim dobre mniemanie, a podwładni szanują jako dobrego stratega. Nieoficjalnie mówi się, że za jego kandydaturę odpowiedzialny jest sztab US Army z gen. Pattonem na czele, ponieważ chcą oni właściwego (czytaj: swojego) człowieka na właściwym stanowisku i we właściwym czasie.


    [​IMG]
    A może jednak lepiej?​



    Wczesnym popołudniem 10 lutego Wallace nieoficjalnie przejmuje stery państwa (stan Trumana jeszcze bardziej się pogorszył) i nakazuje wszystkim jednostkom US Navy powrót do baz w Ameryce. Jedynie BB squadron 3 (13 okrętów głównych i 6 osłony) zostaje przebazowany na Madagaskar w celu przechwycenia włoskich konwojów. Lotnictwo w Wielkiej Brytanii dostało rozkaz zaprzestania nalotów na Europę – mają oczekiwać na dalsze polecenia. Lotnicy przyjęli tę wiadomość z wyraźną ulgą, bowiem Niemcy za każdym nalotem urządzali sobie polowanie na amerykańskie bombowce i niewiele z nich wracało do baz bez poważnych uszkodzeń i zabitych na pokładzie.

    Wczesnym rankiem 13 lutego u wybrzeży wyspy Bangka flotylla transportowców „Walter E. Ranger” kontradmirała Shermana została zaatakowana przez dwa niszczyciele japońskie: Tanikaze i Kawakaze wiceadmirała Hasegawy. Sztorm tylko wydłużył zabawę japońskich marynarzy. Okręty zuchwale podpływały na mały dystans i po kolei zatapiały ogniem z głównych dział kolejne amerykańskie jednostki. Po niecałych dwóch godzinach na dnie spoczywała cała flotylla. Podobny los spotkał flotyllę „Peter Stuyvesant” kontradmirała Andersona G.W., kiedy spotkała grupę uderzeniową admirała Nagumo. Piloci z lotniskowców mogli spokojnie poćwiczyć walkę na morzu w nocy.

    Popołudniowy nalot 24 lutego dwóch japońskich eskadr CAS-ów na Hongkong nie skończył się dla nich dobrze. Znakomicie okopani żołnierze brytyjscy i amerykańscy dziurawili jeden samolot za drugim nie pozwalając im zrzucić choćby jednej bomby. Kilka zestrzelonych maszyn uderzyło w stanowiska działek p-lot., a jedna nieszczęśliwie spadła na magazyn amunicji. W wyniku nalotu życie straciło kilkunastu żołnierzy alianckich, a kilkudziesięciu zostało rannych. Japończycy stracili łącznie ponad połowę użytych maszyn.

    Dwa dni później na Madagaskarze gen. dywizji Arnold poprowadził siedmiodywizyjny atak na południową część wyspy zajętą przez Vichy. Zdumienie Amerykanów było ogromne, kiedy po godzinnym ostrzale artyleryjskim zobaczyli nadchodzących oficerów francuskich z białymi flagami. 26 lutego kilkaset kilometrów dalej na zachód 3 Yuso Sentai pechowo natrafił na BB squadron 3. Chłopcy z USS Langey w pięknym stylu zdobywają punkt. Japsy – Jankesi 2:1.

    Dowództwo brytyjskie początkowo nie wierzyło doniesieniom wywiadu, według których w prowincji Ahmadabad nie ma ani jednego wrogiego żołnierza. Dość szybko jednak zdecydowano się wykorzystać okazję i na północ ruszyło kilkanaście dywizji Jego Królewskiej Mości.


    [​IMG]
    Adolf – where are you? ​



    Niemal identyczna sytuacja panuje w Południowej Afryce, gdzie wiadomo jeszcze o kilku wycofujących się włoskich dywizjach. Niektórzy uważają, że to może być pułapka albo wróg skraca front. No właśnie, po co by tak bardzo się cofał, skoro ma tutaj przewagę? Gdzie Oś potrzebuje tych żołnierzy?


    [​IMG]
    Duce, you too? ​


    _____________________________________________________________________________________________

    Tja, i nawet ja się za AAR-a wziąłem. Po prostu nie mogłem przepuścić takiej okazji. Grałem Włochami od '41. Dodałem sobie eventem po kilkanaście nowoczesnych pancerników, niszczycieli i dywizji piechoty, bo mi się paskudnie nudziło. Doszedłem w końcu do sytuacji, w której USA rzeczywiście mają SNAFU. Aż żal byłoby nie zagrać. Spodziewajcie się przede wszystkim dużo walk morskich, choćby dlatego, że prawie nie mam kontaktu z wrogiem na lądzie.

    Technikalia:
    - SKIF
    - Zoor Counterpack 1.00
    - Zoor Flagpack 1.03
    - Cold War Extension Tech Tree
    - KerSev 1.0
    - Eventy Historyczne MiniMod 1.0

    Miłego czytania! ​


    PS. Na wszystkie uwagi typu "O, brat Seva pisze AAR-a" będę przymykał oko. Łatwiej się wtedy celuje :wink:

    Spis treści

    Odcinek 1. Situation Normal: All ****ed Up

    Odcinek 2. Nowy szeryf w mieście

    Odcinek 3. Za Ural

    Odcinek 4. Wilki Dönitza

    Odcinek 5. Przyszłość Niemiec leży na morzu

    Odcinek 6. Wojna na morzach i oceanach

    Odcinek 7. Nie lekceważ potęgi US Navy

    Odcinek 8. Bitwa o Anglię

    Odcinek 9. Tora, tora, tora raz jeszcze

    Odcinek 10. Wyspiarskie życie

    Odcinek 11. Żegnaj, Tennessee

    Odcinek 12. Mr. Knock-Knock

    Odcinek 13. Bezsilne siły niemieckie
     
  2. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 2.
    Nowy szeryf w mieście

    1 – 30 III 1946


    Pierwszego marca 1946 Amerykanie zdecydowali, iż 34. prezydentem Stanów Zjednoczonych zostanie gen. Dwight D. Eisenhower. Z rana następnego dnia odbyło się głosowanie elektorów. Przewaga Ike'a była tak ogromna, że nic nie mogło go pozbawić tego sukcesu. Zdobył ponad ¾ głosów elektorskich. W południe nastąpiło oficjalnie zaprzysiężenie Eisenhowera. Nowy prezydent obiecał, że Stany Zjednoczone nie przegrają tej wojny i nie dopuszczą do klęski Aliantów w Afyce – zapowiedział wysłanie części odnowionej armii do RPA, a także odzyskanie panowania na morzu. Ike w swoim przemówieniu zwrócił się do żołnierzy, by nie tracili nadziei, oraz dowódców, by prowadzili swoje armie do zwycięstwa. Nie zapomniał także o zwykłych obywatelach, którzy pracują w fabrykach dla wojska.
    Wielka Brytania z nadzieją patrzy na nowego prezydenta USA, który zapowiedział agresywniejsze działania na niemal wszystkich teatrach działań. Brytyjczycy potrzebują pilnej pomocy, bowiem zniknięcie kilkudziesięciu niemieckich dywizji może oznaczać prawdziwe przygotowania do inwazji na wyspy.


    [​IMG]
    No teraz walczymy na poważnie​



    Ike natychmiast wziął sprawy w swoje ręce. Przemysł po raz pierwszy od kilku lat pracuje pełną parą. Z Białego Domu polecenia płyną wartkim strumieniem. Stocznie dostały zamówienie na 34 niszczyciele typu Sumner. Oprócz nich w budowie są dwa lotniskowce typu United States: USS Wasp i USS Essex. Projekt Manhattan został wznowiony. Robert Oppenheimer dostał absolutny priorytet – właśnie zaczął prowadzić badania nad eksperymentalnym reaktorem, zaś w budowie są pierwsze instalacje atomowe. Kiedy inne zespoły badawcze rozpoczęły prace nad odrzutowym myśliwcem dalekiego zasięgu, kolejną generacją niszczycieli (roboczo nazwaną Gearing) oraz nowoczesnymi technikami budowy lotnisk, baz morskich i infrastruktury, firma Christie stworzyła nowy czołg dla US Army – M26 Pershing z działem 90mm. Twórcy chwalą sobie, iż Pershing jest w stanie podjąć równorzędną walkę z większością czołgów niemieckich.
    W rządzie nastąpiła mała zmiana: Charles Edison na stanowisku naczelnego dowódcy US Navy został zastąpiony przez Chestera W. Nimitza.

    Z Madagaskaru do Durbanu w RPA przerzucono XXXIV Korpus gen. Wedemeyera. Są to pierwsze dywizje amerykańskie mające wspomóc Aliantów w Afryce Południowej. Kilka dni później dołączyły do nich 1. Dywizja Piechoty „Big Red One” oraz 25. Dywizja Piechoty Zmotoryzowanej „Tropic Lighting”. Siły te szybko odbiły opuszczoną Pretorię i zaatakowały samotną 55. Zmotoryzowaną „Savona” generała-majora Marrasa. Włosi nie poddawali się pomimo znaczącej przewagi liczebnej wroga i dopiero po 10 godzinach walk wycofali się na północ. Atak ten pozwoli na zamknięcie kilku dywizji włoskich pod Francistown. W ciągu 2-3 miesięcy Wedemeyer może spodziewać się wsparcia w postaci nowych dywizji, m.in. świeżo odbudowanej 3. Pancernej „Spearhead” i 27. Piechoty „New York Division”.

    Brytyjskie natarcie z Rajkotu zakończyło się równie szybko, co się zaczęło. Już pierwsze napotkane kompanie niemieckie napędziły takiego stracha Brytolom, że niektóre oddziały zostawiły część sprzętu i bezczelnie zwiały. Oczywiście meldowano później o potężnej linii obrony. W rzeczywistości na odcinku kilkudziesięciu kilometrów stacjonowały raptem dwie dywizje niemieckie i jedna włoska. Montgomery zażądał więcej wojska i zaopatrzenia. Znowu.

    Na morzu był to niezwykle szczęśliwy miesiąc dla Amerykanów. BB squadron 3 został wysłany na Morze Czerwone w celu zniszczenia portów w Adenie i Djibouti. 6 marca krótko po wschodzie słońca na horyzoncie od południa pojawiła się chmara myśliwców i bombowców z 10 amerykańskich lotniskowców. Trudno powiedzieć, kto był bardziej zaskoczony – Amerykanie czy Włosi, bowiem w porcie bazowały właśnie 2 niszczyciele i trzy flotylle transportowców. Zaskoczenie szybko minęło, ustępując działaniu. Makaroniarze natychmiast rzucili się do dział p-lot., zaś lotnicy podzielili się na dwie grupy – większa zajęła się niszczycielami, a mniejsza obroną portu. Już pierwsza fala bombowców uzyskała dwa trafienia na RM Giacomo Medici. Jedna bomba trafiła u podstawy tylnej wieży niemal pozbawiając okręt rufy, Druga bomba eksplodowała w śródokręciu powodując tym samym wybuch magazynu amunicji i zniszczenie okrętu. Drugi niszczyciel stawiał jeszcze opór zestrzeliwując dwa bombowce, ale zemsta była straszna. Bombowce lecąc w linii wzdłuż okrętu po kolei zrzucały bomby. Kolejna włoska jednostka zamieniła się w kupę złomu. Po załatwieniu całej obrony portu samoloty rzuciły się na transportowce. Nie minęła godzina, kiedy Amerykanie odlecieli zostawiając po sobie wraki kilkunastu jednostek. Późnym wieczorem BB squadron 3 natknął się na 3 Yuso Sentai wiceadmirała Kuroshimy. Nocne polowanie trwało 3 godziny i zakończyło się pełnym sukcesem.
    Następnego dnia taki sam los spotkał 2 włoskie niszczyciele typu Navigatori i 5 flotyll transportowych stacjonujących w Djibouti. Chociaż atak nie był tak udany, jak dzień wcześniej, to jednak w pełni zadowolił Nimitza. Na deser Amerykanie dostali vichystowski lekki krążownik Marseillaise wraz z okrętem podwodnym. Teraz Regia Marina na pewno wyśle swoje nowe lotniskowce na Morze Czerwone.


    [​IMG]
    Dziękujemy i polecamy się na przyszłość



    Wschodnie wybrzeże USA jest powszechnie uważane za jeden z nielicznych bezpiecznych akwenów, który omijają nawet U-Booty. Jednak zmieniło się tuż przed 15:00 24 marca, kiedy to dwie eskadry bombowców morskich majora-generała Ellisona wykryła 100 mil morskich na północ od Bermudów grupę uderzeniową admirała Hyakutake, w skład której wchodziły trzy ciężkie lotniskowce (Kaga, Taiho, Shinano), dwa lekkie (Taiyo, Kaiyo), cztery pancerniki (Ise, Hyuga, Yamashiro, Fuso), jeden krążownik liniowy Kongo oraz okręty osłony – razem 21 jednostek. Ellison natychmiast zawiadomił dowództwo, a sam ruszył do ataku. Nadlatujące z przodu myśliwce eskorty ostrzelały pokłady wszystkich lotniskowców, by zasiać chaos wśród japońskich załóg. Lecące tuż za nimi na niskim pułapie bombowce skupiły się na okręcie flagowym Kaga. Jedna torpeda wybuchła w śródokręciu, lecz nie spowodowała większych strat. Dopiero następna zdołała poważniej uszkodzić lotniskowiec i zmyć kilka samolotów z pokładu. 250-funtowa bomba zrzucona na pokład w ¾ jego długości przebiła się przez niego i spowodowała pożar. Inna 250-funtówka nie wybuchła i zdesperowani marynarze zepchnęli ją do wody.


    [​IMG]
    Dorwaliśmy jednego!



    W międzyczasie pozostałe lotniskowce ustawiły się pod wiatr i zaczęły wypuszczać myśliwce – szło to opornie, ponieważ większość maszyn na pokładzie została unieruchomiona przez amerykańskie myśliwce. Kiedy jednak Japończycy podnieśli w powietrze dość dużo samolotów, Amerykanie musieli zrezygnować z dalszych ataków na okręty. Chłopcy z 2. Eskadry nieźle oberwali, ale niejeden Japs wykąpał się przez nich w zimnym Atlantyku. Kilka minut po 19:00 od strony zachodzącego słońca przyleciały kolejne dwie eskadry. Nim zdążyły włączyć się do walki, pożar na IJN Kaga spowodował wybuch magazynu amunicji i kilku samolotów pod pokładem. Siła eksplozji była tak duża, że zniszczyła windę i całkowicie wyłączyła lotniskowiec z walki. Jednak jeden Mariner nie odpuścił i celną 500-funtówką dobił okręt, który zatonął w ciągu 10 minut od ostatniego ciosu.
    Pech admirała Hyakutake jeszcze się nie skończył. Około północy marynarze japońscy usłyszeli znajomy hałas – to kolejne bombowce amerykańskie nadlatywały. Admirał natychmiast wydał rozkaz zgaszenia wszystkich świateł na okrętach i zmniejszenie prędkości do 13 węzłów. Cisza na kilkunastu jednostkach japońskich była przerażająca. Wszyscy czekali tylko na to, by Jankesi ich nie zauważyli. I mieli rację. Żaden z pilotów z tej wysokości nie zdołał ich wypatrzeć, lecz radary owszem. Gen. Timberlake dał rozkaz do ataku na drugi w kolumnie pancernik Ise. Z powodu niskiej widoczności (mocno zachmurzone niebo) lotnicy zrzucali bomby i torpedy przede wszystkim według wskazań radaru. Przez pół godziny Japończycy ostrzeliwali wroga czym się dało. Nocne niebo rozorane było smugami światła i płonącymi samolotami. Gejzery wody zalewały pokład pancernika, lecz nie uzyskano żadnego trafienia. Timberlake coraz bardziej wątpił w sens kontynuowania ataku i już miał wydać rozkaz powrotu do bazy, kiedy Mariner 625 zleciał na wysokość kilku metrów, ustabilizował lot i zrzucił dwie torpedy 533mm. Tuż po tym podniósł się i minimalnie przeleciał nad drugą wieżą zmuszając kilkunastu marynarzy do rzucenia się na pokład. Dowódca okrętu rozkazał wykonanie zwrotu na lewą burtę przy pełnej prędkości, lecz było za późno. Kilkanaście sekund później pierwsza torpeda uderzyła w śródokręcie i... nie wybuchła. Huk uderzenia rozpędzonego metalu o pancerz pozbawił tchu marynarzy pod pokładem, lecz brak wybuchu był dobrym znakiem. Niemal wszyscy zapomnieli o drugiej torpedzie, która uderzyła chwilę później na wysokości trzeciej wieży i wybuchając wyrwała 5-metrową dziurę w burcie zabijając kilkudziesięciu marynarzy i jednego koka. Eksplozja wstrząsnęła pancernikiem i zmniejszyła jego prędkość o kilka węzłów. Na szczęście dla Japończyków uszkodzenia nie były tak duże, jak się na początku wydawało, a na dodatek Amerykanie musieli się wycofać z powodu braku paliwa i amunicji.
    To jednak nie koniec. Hyakutake zdołał przychwycić i zatopić kanadyjski niszczyciel i flotyllę transportową 300 mil morskich na południe od Halifaxu. Nie uszło to uwadze amerykańskiego sztabu, który został bardzo szybko powiadomiony o obecnej pozycji wrogiej floty. Wczesnym rankiem 26 marca dwie eskadry generała-majora Browna odnalazły Japsów 200 mil na wschód od Halifaxu. Bombowce runęły na wyraźnie wolniejszy pancernik Ise i już za pierwszym podejściem otrzymały dwa trafienia: jedną 500-funtówką trafiły w nadbudówki, drugą zaś, 250-funtową, w podstawę drugiej wieży wyłączając ją z walki. Pomimo dalszych ataków Amerykanie nie zdołali uszkodzić żadnego okrętu i sami stracili kilka maszyn.
    Kilka godzin później zaczęło się prawdziwe piekło. 6 eskadr pod dowództwem generała-pułkowinka Partridge'a dorwało flotę wroga kilkadziesiąt mil dalej na północ od jej poprzedniej pozycji. Oczywistym celem był Ise ciągnięty na holu przez pancernik Hyuga. Kilka bomb i torped to było aż nadto na uszkodzony okręt.


    [​IMG]
    Ise kilka minut przed spotkaniem z dnem



    Nim jednak Ise zniknął pod wodą, część samolotów zaatakowała ciężki lotniskowiec Taiho. Skromna 250-funtówka na rufie nie wyrządziła większych szkód i coraz więcej myśliwców ze wschodzącym słońcem na tylnym sterowniku zaczęło wzbijać się w powietrze.


    [​IMG]
    Taiho kilka dni wcześniej



    Amerykanie rozdzielili siły i jednocześnie atakowali trzy wrogie jednostki. Taiho zarobił torpedę w rufę, Hyuga zrzucający w pośpiechu hol w ciągu kilku minut dostał dwie torpedy w rufę, co wyłączyło z akcji jego maszynownię, a 1000-funtówka uderzając pomiędzy pierwszą a drugą wieżą pozbawiła pancernik zdolności zaczepnych. Dym unoszący się z konającego okrętu wznosił się pionowo w górę i mocno uderzył w morale Japsów. Chwilowo więcej szczęścia miał lekki lotniskowiec Taiyo – przeznaczona mu torpeda minęła jego dziób o kilka metrów, jednak się nie zmarnowała. Uderzyła w płynący 100 metrów dalej niszczyciel prosto w zbiorniki paliwa. Eksplozja przełamała okręt, wyrzucając w powietrze wieżę. Nie minęło kilkanaście sekund, kiedy jedynym śladem istnienia niszczyciela była płonąca plama ropy. Trzecie uderzenie było jeszcze skuteczniejsze. Trzy torpedy i jedna bomba posłały Taiho na dno, a Taiyo poszedł w jego ślady zachęcony dwoma torpedami od wujaszka Sama. Ktoś ulitował się na Hyugą i posłał mu pożegnalną torpedę. Za czwartym uderzeniem Amerykanie rozproszyli się i atakowali całą flotę, z której najbardziej oberwał ostatni ciężki lotniskowiec Shinano. Jankesi musieli wrócić do baz i zostawili mocno poharataną flotę wroga, która jak najszybciej odpłynęła na wschód poza zasięg samolotów. W USA natychmiast ogłoszono wielkie zwycięstwo nad Japonią. Timberlake, Ellison i Partridge zostali odznaczeni Krzyżem Marynarki, a piloci dostali dzień przepustki.


    [​IMG]
    Rajd terrorystyczny w pełni udany – japońska marynarka zamówiła brązowe spodnie



    Ostatniego dnia marca do nalotów na Hongkong dołączył się korpus powietrzny generała-pułkownika Gallanda, sławnego niemieckiego asa myśliwskiego. Może nieco dziwić przydział do bombowców, lecz wywiad donosi, iż Galland ma za zadanie przygotowanie całej infrastruktury dla Luftwaffe. Współpraca niemiecko-japońska zaczyna stawać się naprawdę niebezpieczna.
     
  3. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 3.
    Za Ural

    1 – 30 IV 1946




    1 kwietnia o 2 w nocy oddziały amerykańskie zajmujące prowincję Bulawayo natknęły się prowizoryczną linię obrony wycofującej się włoskiej dywizji „Savona”. Początkowe zaskoczenie szybko minęło i Jankesi zaczęli rozbijać obronę makaroniarzy. Trzy godziny później ostatnie punkty oporu zostały zlikwidowane, ale o 7 rano do ataku ruszyły cztery dywizje piechoty generała-majora Priore. Wywiązała się wyrównana walka z lekkim wskazaniem na Amerykanów i ich dywizję pancerną. Nie minęła godzina, kiedy na lewe skrzydło sił Wedemeyera ruszyły dwie odcięte pod Francistown jednostki włoski, jednak nie zdołały się one przebić przez ledwie co uformowaną linię obrony. Na dodatek równo o 11:00 czasu miejscowego cztery dywizję zaczęły likwidację kotła pod Francistown. Włoskie ataki skupiły się na 25. Zmotoryzowanej „Tropic Lighting” pilnującej kilka przepraw przez rzekę Zambezi. Wczesnym popołudniem Włosi wycofali się zostawiając wielu rannych i zabitych. Straty amerykańskie wyniosły niewiele ponad 500 ludzi.

    Niemal równo z atakiem w Afryce, bombowce taktyczne generała-majora Kennedy'ego dorwały u wybrzeży La Coruny cztery włoskie niszczyciele. W ciągu trzech godzin na dno poszły RM Borea oraz RM Giovanni Acerbi – pozostałej dwójce udało się uciec na południe, lecz RM Giuseppe La Farina został mocno uszkodzony. Dobra passa w walce z Włochami trwa.

    Około 10 czasu miejscowego 3 kwietnia w Hong Kongu generał-major Butler dostał rozkaz rozwiązania swojej 4. DP „Iron Horse”. Wszyscy żołnierze mają zdać broń i większość zapasów na rzecz stacjonujących tutaj Brytyjczyków, a sami zostaną wszelkimi możliwymi sposobami przetransportowani do kraju. Rozkaz wydał sam prezydent, gdy dostał meldunek o zatopieniu kolejnego konwoju zmierzającego do HK i niewystarczającej ilości zaopatrzenia na miejscu. 14 kwietnia w USA zostaje ponownie sformowana 4. DP, ale minie jeszcze kilka tygodni, nim powróci wystarczająco dużo żołnierzy z poprzedniej. Dowództwo nad nią objął generał-pułkownik Markham – los gen. Butlera jest nieznany. Dzień później trzy japońskie lotniskowce: Ikoma, Asu oraz Hosho atakują port i niemal całkowicie niszczą flotyllę transportową Sam Houstonoraz zatapiają kilka jednostek z flotylli Paine Wingate. Kontradmirał Hardison decyduje o samozatopieniu pozostałych okrętów kilka kilometrów od portu. Okręty podwodne Royal Navy przetransportowały marynarzy w bezpieczne miejsce.

    4 kwietnia o 5:23 oddziały Wehrmachtu po raz drugi przekroczyły radziecką granicę tym samym rozpoczynając kolejną wojnę pomiędzy dwoma dyktaturami. Tym razem Związek Radziecki stoi na straconej pozycji – zaatakowany z niemal wszystkich stron wyludniony kraj ze znacznie słabszym przemysłem niż 5 lat wcześniej jest skazany na zagładę. Jedynym utrudnieniem dla agresorów będzie ogromna tajga znana z mrozów jeszcze sroższych niż w europejskiej części ZSRR. Kompletnie zaskoczony Beria przypomina Stalina w czerwcu 1941. Wydaje chaotyczne, nieraz sprzeczne ze sobą rozkazy. Armia Czerwona zostaje w ciągu kilku godzin odrzucona od granicy na Uralu, a nowe dywizje zostają rozbite niemal równie szybko, co w czasie „Barbarossy”. Wehrmacht nie wcina się tak szybko w terytorium ZSRR ze względu na gęste lasy i wysokie góry, lecz wojna na granicy radziecko-chińskiej to obecnie wymiana ciosów. Sowieci zdołali opanować jedną prowincję wroga, lecz ich marionetka, Mongolia, straciła część terytorium.


    [​IMG]
    Ktoś tu chyba nie lubi komunistów


    Wojna na morzu toczyła się ze zmiennym szczęściem. Konwój MX-231 płynący z Manchesteru na Madagaskar na Morzu Sargassowym stracił jeden zbiornikowiec „Sunoil” o tonażu 9000 BRT. Natychmiast z Bostonu wypłynął USS Yorktown w eskorcie niszczyciela USS Barows pod dowództwem wiceadmirała F. C.Shermana. Około 500 mil od Bostonu patrol gen. Spaatza wykrył stado U-Bootów płynących na powierzchni. Powiadomiony o tym Sherman wysłał bombowce z lotniskowca. Kilkugodzinne polowanie przyniosło łup w postaci jednego U-Boota. Na tym nie skończyła się rola Yorktowna – Sherman dostał rozkaz polowania na okręty podwodne bardziej na południe i już po kilku dniach spotkał zespół dwóch włoskich lekkich krążowników i jednego okrętu podwodnego. Samoloty zaatakowały i zatopiły RM Luigi Cadorna. Dwa dni później skończyło się szczęście wiceadmirała, który natknął się na potężną flotę 6 włoskich nowoczesnych pancerników wraz z dwukrotnie liczniejszą eskortą. Włosi na pełnej prędkości błyskawicznie pokonali dzielącą ich odległość i zaczęli ostrzeliwać Amerykanów. Oba okręty zostały wysłane na dno przez RM Duce, lecz salwa torpedowa wystrzelona na oślep przez USS Barows poważnie ugodziła RM Dante Alighieri, który został wzięty na hol przez inny pancernik. Większość samolotów z lotniskowca zdołała dotrzeć na Bermudy i szczęśliwie wylądować.


    [​IMG]
    USS Barows przebijający się przez atlantyckie fale; z tyłu USS Yorktown


    Kilka godzin po zatopieniu U-Boota przez Shermana, Task Force 52 admirała Starka zauważył dwa niszczyciele japońskie w pobliżu wyspy Wake. Samoloty z USS Lexington i USS Hornet zdołały tylko ciężko uszkodzić oba okręty. Wiceadmirał Kato okazał się świetnym taktykiem. Trzy dni później w pobliżu wyspy Midway TF 52 natknął się na lekki lotniskowiec Shinyo oraz niszczyciel Kaki kontradmirała Sato, który okazał się godnym przeciwnikiem. Chociaż utracił Shinyo, to jednak zdołał umieścić jedną bombą w USS California i drugą tuż przy jego burcie. 15 kwietnia na horyzoncie pojawił zespół Kato wzmocniony przez lekki lotniskowiec Ryujo, ciężki krążownik Kako i dwa inne niszczyciele. Piloci od razu rozpoznali swoje ofiary sprzed kilku dni i zrobiły coś, co powinny zrobić już za pierwszym razem. Kiedy dwa wrogie okręty zanurzyły się Pacyfiku, Stark rozkazał przejść na dystans artyleryjski, by wykorzystać działa swoich dwóch pancerników. Ich łupem padł tylko jeden niszczyciel, lecz drugi był już tylko pływającym wrakiem, a Ryujo lekko oberwał trafiony średnią artylerią. Kato wycofał się do portu na Midway, skąd wypłynął cztery dni później mając nadzieję, że Amerykanie odpłynęli. Nic bardziej mylnego! Niszczyciel został zniszczony jako pierwszy i ogień wszystkich okrętów skupił na pozostałej dwójce. Poważnie przeszkadzała ciemna noc i mocy deszcz, ale co jakiś czas pociski trafiały Japsów, którzy zaczęli uciekać najszybciej jak się da. Kiedy wydawało się, że znowu im się uda, z odległości 26km Kako otrzymał niemal całą salwę z USS Tennessee i podziurawiony bardziej niż ser szwajcarski poszedł na dno. Paradoksalnie umożliwiło to ucieczkę niezdolnemu do walki Ryujo.
    W nocy 24 kwietnia TF 52 został zaatakowany przez 7 okrętów podwodnych kontradmirała Shimomury. Sztorm niemal uziemił samoloty na lotniskowcach, co świetnie wykorzystali Japończycy. Do akcji musiały wkroczyć niszczyciele. USS Paulding już za trzecim podejściem zdołał zniszczyć jednego podwodniaka, za to jedną torpedą (na szczęście nie była to „długa lanca”) oberwał USS Drayton, który tym samym został wyłączony z walki. W ciągu kilku godzin walki poważnie uszkodzone zostały dwa inne okręty podwodne, a Paulding oberwał tak samo jak Drayton.
    Stan floty sugerował powrót do Pearl Harbor, lecz Stark miał jeszcze jedną rzecz do zrobienia. Jeszcze tego samego dnia samoloty z lotniskowców zaatakowały port w Midway, gdzie lizał rany Ryujo. Zmęczenie pilotów, silny deszcz i skuteczna obrona sprawiły, iż rajd zakończył się stratą dwóch maszyn. Atak miał zostać powtórzony następnego dnia, lecz oto wczesnym popołudniem Japończycy wypłynęli z bezpiecznej przystani. Admirał chcąc mieć pewność zatopienia zszedł na dystans artyleryjski. USS Tennessee zakończył żywot wrogiego lotniskowca. Dopiero teraz Stark dał rozkaz powrotu do bazy. Niecałe 24 godziny później natknęli się na lekki krążownik Yahagi i niszczyciel Amatsukaze kontradmirała Takagi. Piloci z Horneta dorwali krążownik, zaś po raz kolejny swoją przydatność wykazał Tennessee zatapiając Amatsukaze.

    Polowanie na konwoje trwa w najlepsze. Aż 99 transportowców i 5 eskortowców włoskich zostało zatopionych, przy stratach własnych wynoszących jeden zbiornikowiec.


    [​IMG]
    Klęski na morzu i lądzie


    22 kwietnia zaczęło się to, czego najbardziej obawiał się gen. Vandegrift – Japończycy postanowili zdobyć południową część Cejlonu. 9 dywizji japońskich uderzyło na mieszane siły amerykańsko-brytyjskie. W ciągu kilku godzin pierwsza linia obrony została rozbita. Wszystkie amerykańskie jednostki dostały rozkaz ewakuacji. Sztab 2. Armii został błyskawicznie załadowany na flotyllę transportową „Abner Doubleday”, zaś dwie pozostałe dywizje zdołały oderwać się od wroga i wpakować się na pokład USN Fleet 12 admirała Kalbfusa przybyłej ostatniej chwili z Madagaskaru. Do niewoli dostały się trzy dywizje brytyjskie. Premier Wielkiej Brytanii był wściekły na Japończyków, Ike'a i samego siebie. Vandegrift został wysłany do RPA, by przejąć dowodzenie od Wedemeyera (oczywiście ten nie był tym zachwycony).

    W kwietniu dyplomacja amerykańska zaproponowała Brytyjczykom dodatkowe wsparcie w postaci ropy i zaopatrzenia. Stronie brytyjskiej przekazano także plany lekkiego lotniskowca i dwóch doktryn lotniczych w zamian za plany niszczyciela i lekkiego krążownika oraz baterii artylerii przeciwlotniczej. Kilkanaście dni później Angole przekazali plany brygady artylerii p-lot. a także przeciwpancernej.


    [​IMG]
    Trzeba im trochę pomóc


    W tym miesiącu japoński wywiad zdołał opóźnić budowę niszczyciela USS Benham poprzez udane podłożenie kilku ładunków wybuchowych w stoczni. Niedługo potem Niemcy nieudanie próbowali sprowokować strajki w kilku fabrykach. Tego było za wiele. Amerykanie przystąpili do tępienia wrogich agentów, a także do zakładania siatek wywiadowczych w głównych krajach Osi.


    [​IMG]
    Każda akcja powoduje reakcję


    W kwietniu sformowano kolejne trzy dywizje, zaś stocznie dostały zamówienie na kilkadziesiąt eskortowców do konwojów. Stocznia Norfolk opracowała nowy typ niszczycieli Gearing, a obecnie pracuje nad kolejną generacją pancerników.
     
  4. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 4.
    Wilki Dönitza

    1 – 30 V 1946




    Wczesnym rankiem 1 maja 5 dywizji pod dowództwem gen. Wedemeyera uderzyło na 4 dywizje pod Lusaką. Pomimo skoncentrowanego ataku 7. Pancernej „Lucky Seventh” wspomaganej przez 7. Zmotoryzowaną „Bayonet!”, Włosi wytrzymali na pozycjach przez kilka godzin, które zadecydowały o powodzeniu obrony. W południe żołnierze dostali rozkaz wycofania się.
    Drugi atak miał miejsce dwa dni później i spotkał się ze znacznie słabszym oporem dwóch dywizji wroga, które zostały pokonane w niespełna 9 godzin. XXXIV Korpus Wedemeyera tuż po zabezpieczeniu prowincji musiał stawić czoło włoskiemu kontratakowi do złudzenia przypominającego kontratak sprzed miesiąca na Bulawayo. Generał-major Pelligra poszedł w ślady swojego poprzednika – Włosi oddali ostatnie strzały kilkadziesiąt minut od rozpoczęcia natarcia. 48 godzin później zaczęło się wypieranie wroga z prowincji Mongu. Zadanie to przypadło 1. DP generała-pułkownika Arnolda i 25. Zmechanizowanej „Tropic Lighting” generała-majora Barkera. Wsparcie Wedemeyra okazało się bezcenne, lecz prawdopodobnie marsz Amerykanów zostanie wstrzymany ze względu na wyczerpanie żołnierzy i niski stan zaopatrzenia, a także coraz liczniej przybywających tutaj Niemców.

    Największym majowym sukcesem było usunięcie sporego wrzodu na tyłku Stanów Zjednoczonych, nim zaczął on ropieć i poważnie zagrażać swojemu gospodarzowi. Curacao, bo tej wyspie mowa, dostało się Japończykom po aneksji Holandii. Poprzednia administracja pewnie by nie zauważyła skośnookiego batalionu w swojej szafie. Ba, pozwoliła by im sprowadzić kolejne dwa i szczać na ubrania. Jak inaczej można wytłumaczyć fakt, iż od jakiś trzech lat Japsy bezpiecznie siedzą na wyspie niepokojeni tylko przez insekty i szczury nie mające nic wspólnego z USA. Prezydent Eisenhower postanowił z tym skończyć i na początek wysłał 9 okrętów podwodnych wiceadmirała Coolneya do odcięcia wyspy od zaopatrzenia. Nie dało to niestety żadnych efektów. W końcu admirał Hart dostał trzy flotylle transportowe wraz z niszczycielem USS Warrington i rozkaz, by załadować na pokład dwie dywizje marines (2nd US Marine „Follow Me” Ridgweya oraz 3rd US Marine Vanderberga) z Orlando i jedną z Charleston (1st US Marine „Old Breed” Putta). Kiedy załadunek zakończył się, okręty ruszyły bezpieczną drogą przez Zatokę Meksykańską w pobliże Curacao. W nocy 11 maja trwały ostatnie przygotowania do desantu. Zwiad lotniczy i oddziały rozpoznawcze doniosły o siłach szacowanych na dwie dywizje, czyli pewnie ponad 25 000 ludzi. Równo o 7:30 pierwsze barki desantowe ruszyły w kierunku plaż, a USS Warrington zaczął ostrzeliwać brzeg ze wszystkich dział. Jeszcze nim marines postawili stopy na lądzie, były pierwsze ofiary po obu stronach. Dobrze ustawione i zamaskowane działa zniszczyły dwie barki, zaś pociski z niszczyciela trafiły w kilka schronów z karabinami maszynowymi rozrywając na strzępy znajdujących się tam Japończyków. Kiedy Amerykanie dobili do brzegu, ogień wzmógł się jeszcze bardziej. Obrońcy starali się jednocześnie ostrzeliwać wroga na plaży i zmierzającego na nią, a okręt Harta wypluwał z siebie coraz szybciej ogromne ilości ołowiu. W ogłaszającym huku i wszechobecnych gejzerach piachu marines dotarli do pierwszej linii okopów, w których straszliwe żniwo zebrały pistolety maszynowe Thompsona znacznie lepsze w takich sytuacjach niż półautomatyczne karabiny żółtków. W oczyszczonych okopach Amerykanie przegrupowali się i zaczęli niszczyć najbliższe bunkry rzucanymi ładunkami wybuchowymi i grantami.


    [​IMG]
    TNT w akcji


    Chorąży John Barton pod silnym ostrzałem zdołał poprzez radio zawiadomić niszczyciel o zajęciu pierwszego punktu. Zgodnie z planem okręt przeniósł ogień głębiej w ląd, a z transportowców zaczęto spuszczać amfibie – miał to być chrzest bojowy tych pojazdów. Dwie godziny później marines ruszyli w głąb wyspy. Ciężkie walki o każdy kawałek ziemi trwały kilkadziesiąt godzin. Rozdzielone dywizje amerykańskie radziły sobie znacznie lepiej od Japończyków pomimo iż ci świetnie znali teren. Okrążano i niszczono kolejne punktu oporu. Granaty zapalające i miotacze ognia okazały się znakomite do takiej walki. Krzyki płonących Japończyków zanosiły się daleko i pewnie niejeden Amerykanin by im współczuł, gdyby nie wiedza, co Japsy zrobili ich kolegom na Pacyfiku.


    [​IMG]
    Chwila odpoczynku dla dwóch kompanii marines kilkaset metrów od linii frontu


    Marines bardzo szybko posuwali się do przodu. O 20:00 czasu miejscowego dotarli do sztabu gen. Jie Fanga położonego raptem kilka kilometrów od brzegu. Obrona stała się jeszcze bardziej zawzięta, lecz wkrótce przeciwnicy zostali otoczeni. Widząc to Japończycy schowali się w budynkach i każdy z nich zamienili w bunkier. Tylko na to czekali marines. Wykorzystując mroki nocy podczołgiwali się i używali naraz kilku miotaczy ognia. Kiedy płonęła większość sztabu, można było spokojnie czytać „New York Times”. W ruch poszły granaty dymne. Na koniec Amerykanie zostawili sobie siedzibę Fanga ostrzelaną wcześniej z moździerzy 51mm. W ostatnich minutach walki o sztab generał, choć nie był Japończykiem, popełnił seppuku. Bitwa o Curacao oficjalnie zakończyła się tuż po 9:00 13 maja, kiedy oczyszczono większość wyspy, lecz każdy wiedział, iż w zakamarkach dżungli pozostało wielu żołnierzy wroga.
    Japończycy stracili około 22 000 zabitych i 2500 rannych. Straty amerykańskie wyniosły około 7% zabitych i rannych. Jednak Curacao okazało się bardzo ważną bitwą – wykazała, iż świetnie wyszkoleni i wyposażeni żołnierze są w stanie pokonać w krótkim czasie dobrze przygotowanego wroga. Była to także okazja do przetestowania amfibii, które swoją drogą spisały się świetnie (nie licząc paru przypadków), i innego sprzętu desantowego. Teraz sztabowcy wiedzą, co czeka ich i lądujących żołnierzy w czasie odbijania wysp na Pacyfiku. Piekło.


    [​IMG]
    Ostatnie godziny walk na Curacao


    Kolejne sukcesy w walce z konwojami wroga odnotował BB Squadron 3 Nimitza. Ich łupem na Morzu Czerwonym padło 59 transportowców i jeden okręt eskorty. Zmniejszony ruch świadczy o tym, iż Włosi mają problemy z dostarczeniem zaopatrzenia dla żołnierzy drogą morską i teraz pewnie muszą zdać się na dłuższy i droższy transport lądowy. Oprócz tego znacząco wzrasta zagrożenie spotkania z Regia Marina i jej eskadry szybkich pancerników, z którymi nie mogą się równać stare okręty liniowe US Navy.
    Jednakże nie tylko Amerykanie zwalczają wrogie konwoje. Niemieckie U-Booty zalęgły się na Morzu Karaibskim i budzą tam postrach. W ciągu kilkunastu dni zdołały zatopić aż 16 transportowców bez strat własnych zadanych od eskorty. Na dodatek Włosi zdołali posłać na dno 8 statków z konwoju do Rejkiawiku. Strata USS Yorktown sprawiła, iż na wschodnim wybrzeżu USA nie ma żadnego lotniskowca do ochrony szlaków morskich. Jedynie lotnictwo morskie jest w stanie coś zdziałać. 14 maja 4 eskadry gen. Spaatza zawiadomione przez atakowany konwój ruszyły jak najszybciej w jego kierunku. Na miejscu zastały dwa płonące statki (trzy inne już zdążyły pójść na dno). Obrzucając na ślepo bombami głębinowymi nie zdołały przeszkodzić pięciookrętowemu wilczemu stadu kontradmirała Breuninga zatopić szóstego „liberciaka” i zniknąć w mrokach nocy.
    Trzy dni później dwie eskadry LeMaya obrzuciły 400 mil od Norfolk siedem U-Bootów należących do innego stada, lecz nadaremnie. 23 maja prawdopodobnie to samo stado również w nocy zaatakował Spaatz. Tym razem Niemcy ostrzeliwali samoloty i bez strat (prócz amunicji) po godzinnej walce zanurzyli się w Atlantyku. Sytuacja stała się ekstremalnie niebezpieczna – wrogie okręty podwodne osaczają jedno wybrzeże USA. Natychmiast do kraju została wezwana flota Nimitza, który tuż przed odpłynięciem z obecnego akwenu działań zdołał wręczyć bilety w jedną stronę na dno dwóm ciężkim krążownikom (Suzuya, Chikuma) oraz dwóm niszczycielom (Okikaze, Sawakaze) kontradmirała Fujiwary.


    [​IMG]
    Straty konwojów i dwa wykryte „wilcze stada”


    W związku z ofensywą podwodną Osi stocznie dostały zamówienie na 4 lotniskowce typu United States, 5 lekkich lotniskowców, 10 niszczycieli typu Gearing oraz kilkadziesiąt okrętów eskorty (fregaty, mniejsze niszczyciele), które wspomogą ponad setkę niedawno wcielonych do służby eskortowców.

    Prawdopodobnie duży związek ze skutecznością wrogich podwodniaków mają działania wywiadu. Duże siatki wywiadowcze wroga znakomicie zbierają informacje o konwojach, armii, flocie czy też nastrojach w społeczeństwie. Kontrwywiad postanowił działać. Na początek zorganizował akcję propagandową z użyciem m.in. tego plakatu*.


    [​IMG]
    Szpiedzy wroga są wszędzie


    Skutki tej akcji przerosły oczekiwania Hoovera. W ciągu miesiąca rozbito 7 siatek wywiadowczych z różnych państw, przy czym po dwie japońskie i radzieckie (tak naprawdę agenci sowieccy już nie działali, ponieważ ich rząd nie ma funduszy na wywiad) oraz, co bardzo ważne, jedną pracującą dla Wolnych Francuzów. Szef FBI będzie chciał przekonać prezydenta o inwigilacji Francuzów i wykryciu ewentualnej zdrady de Gaulle'a lub kogoś z jego otoczenia. Istnieje duża szansa na zgodę Ike'a, ponieważ Francuzi stanowią element bardzo niepewny w sojuszu Aliantów i nawet Brytyjczycy to przyznali.

    _________________________________________________________________________________________
    * Luźne tłumaczenie:
    Liczę na Ciebie!
    Nie rozmawiać na temat:
    ruchów wojsk
    rejsów statków
    wyposażenia wojennego
     
  5. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 5.
    Przyszłość Niemiec leży na morzu*

    1 – 30 VI 1946





    1 czerwca nastąpiło oczekiwane wielkie wzmocnienie US Navy – do służby weszły 33 niszczyciele typu Sumner. Utworzono dwie siedmiookrętowe grupy (TF ASW admirała Kinkaida oraz TF ASW 2 kontradmirała McDonalda) do walki z U-Bootami z bazami na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej i zalążek trzeciej w San Diego, która na razie składa się tylko z opóźnionego przez Japończyków USS Benham pod dowództwem wiceadmirała Price'a. Dwie jednostki przydzielono do osłony pancernika USS North Carolina Halseya i kolejne trzy pancernikom USS Nevada i USS Pennsylvania niedawno przywróconego do czynnej służby admirała Kimmela. Pozostałe 15 niszczycieli zostało zarezerwowanych flocie Nimitza zmierzającej do kraju z Morza Czerwonego. US Navy jednak nie poprzestała na tym. Stocznie niemal natychmiast otrzymały zamówienia na kolejne niszczyciele i obecnie w produkcji znajduje się 27 jednostek tego typu. Położono także stępkę pod 70 statków transportowych różnego typu. Korzystając z okazji US Army rozpoczęła formowanie trzech dywizji marines, co może sugerować skupienie się na wojnie z Japonią. Na kilka dni przed ukończeniem pierwszej części reaktora, rozpoczęto prace nad kolejną.

    Wojny podwodnej ciąg dalszy. Już 2 czerwca konwój zmierzający do Panamy z Mobile został niemal doszczętnie rozbity. Jedyne dwa ocalałe statki skierowały się do najbliższego portu. Dosłownie kilka godzin później kolejny konwój został zaatakowany. Zdołał uciec Niemcom tracąc dwa frachtowce typu „Liberty”. Następnego dnia dokładnie o tej samej porze cztery eskadry Patridge'a ruszyły na stado U-Bootów von Nordecka. Na nic się zdały zrzucone wówczas setki bomb głębinowych, jednak 4 czerwca Amerykanie natknęli się znowu na tych samych podwodniaków. Tym razem nie skończyło się to tak pięknie dla nich. Dwie bomby głębinowe wybuchły kilka metrów od jednego z U-Bootów wgniatając poszycie i eliminując z akcji jeden z silników elektrycznych oraz raniąc kilku marynarzy.


    [​IMG]
    U-Boot wstrząśnięty nie zmieszany.


    W nocy 11 czerwca w okolicach Bahamów Spaatz wykrył kolejne, liczące sobie 6 okrętów, „wilcze stado” tym razem dowodzone przez wiceadmirała von Stoscha. Zanim dał rozkaz do ataku, powiadomił o znalezisku Kinkaida, który przepływał w pobliżu. Nie minęła godzina, kiedy TF ASW dotarł na miejsce i zaczął atakować Niemców. Pomimo korzystniejszych dla podwodniaków warunków, amerykańskie niszczyciele szybko pokazały, że to one tutaj są lepsze. Dwa U-Booty zostały szybko namierzone, kiedy próbowały zająć pozycję do ataku, i obrzucone kilkunastoma bombami głębinowymi. Podwodne eksplozje wstrząsnęły okrętami, wiele rur puściło i część załogi porzuciła stanowiska bojowe, by zająć się uszkodzeniami. Tymczasem reszta Niemców płynęła na minimalnej prędkości ponad 100 metrów pod powierzchnią wody mając nadzieję, że Amerykanie ich nie odkryją. I mieli rację. Niedoświadczeni w zwalczaniu okrętów podwodnych Jankesi odpłynęli po kilkudziesięciu minutach zrzucając na pożegnanie kilka bomb. Nie uratowało to jednak uszkodzonego wcześniej U-Boota, w którym kadłub okazał się za słaby, by przy takich uszkodzeniach wytrzymać wysokie ciśnienie przez długi czas. O 8:21 na jego pokładzie dało się słyszeć potworny zgrzyt zgniatanego metalu. Zupełnie, jakby się siedziało w zgniatanej powoli puszce po napoju. Kapitan jednostki dał rozkaz do wynurzenia, jednak było już za późno. Hałas wzmagał się coraz bardziej z każdą sekundą. W końcu puściły naprawione rury wpuszczając do środka ogromne ilości wody. Marynarze rzucili się do tamowania przecieków, których z każdą chwilą było ich coraz więcej. W końcu słona morska woda dostała się akumulatorów znajdujących się pod podłogą. Natychmiast zaczął się wydzielać trujący chlor i część załogi udusiła się od niego, nim okręt został zgnieciony przez ocean. Dönitz stracił kolejnego U-Boota.
    Stado von Stoscha wynurzyło się kilkanaście minut po odpłynięciu Amerykanów. Wtedy runęły na nich bombowce morskie Spaatza uszkadzając wszystkie tak bardzo, że Niemcy ledwie zdołali się ponownie zanurzyć i zmuszeni byli do powrotu do Niemiec.

    Trzy dni później w tym samym miejscu wykryto jeden vichystowski okręt podwodny. Znowu do akcji weszły samoloty Spaatza. Godzinne polowanie nie przyniosło efektu w postaci bliskiego lub bezpośredniego trafienia bombą głębinową, lecz Francuzi i tak musieli się wycofać do bazy – mocniejszy wstrząs spowodował przeciek, który zalał główne zapasy prowiantu. Kapitan musiał nakazać powrót do portu, o ile nie chciał buntu marynarzy, którzy walczyliby o żarcie między sobą jak lwy.

    Kilka straconych statków na północnym Atlantyku zmusiły Nimitza do wysłania dwóch grup ASW w ten rejon. 20 czerwca 700 mil morskich na zachód od Azorów wykryto 5 włoskich okrętów podwodnych... oraz 3 niszczyciele i jeden lekki krążownik RM Duca degli Abruzzi wiceadmirała Giorgisa. Napotkały one zdecydowanie większe i lepsze siły w postaci 14 niszczycieli amerykańskich pod dowództwem admirała Kinkaida. Zapowiadała się ciekawa bitwa i do tego jeszcze nocna. Giorgis postanowił się popisać swoim sprytem i jako pierwszych wysłał podwodniaków, a sam prowadził ostrzał z krążownika będącego poza zasięgiem Jankesów. Włoch nie docenił przeciwnika, bowiem w kwadrans stracił trzy okręty podwodne, a pozostała dwójka była bardziej zajęta ratowaniem siebie niż walką. Kinkaid podpłynął na zasięg dział swoich niszczycieli i zaczął regularny ostrzał wrogich jednostek nawodnych. Amerykanie niemal zapomnieli o podwodnym przeciwniku, który przypomniał im się... wynurzając się kilkaset metrów od nich. Z takiej okazji nie mogły zrezygnować USS Rowan i USS Wainwright, które skierowały w ich stronę ogień swych dział. 5-calówki z każdym trafieniem rozrywały kioski i kadłuby obu okrętów. Nie minęły nawet trzy minuty, kiedy Włosi mogli skreślić z listy floty dwa kolejne okręty podwodne. W czasie wymiany ognia krążownik wroga zdołał nakryć USS Porter i kilkukrotnie trafić go z głównej artylerii. Pociski poważnie uszkodziły okręt zabijając i raniąc kilkunastu marynarzy. Widząc jednak znaczącą przewagę przeciwnika Giorgosa postanowił oderwać się od niego. Kinkaid nie miał zamiaru gonić nieprzyjaciela, bowiem wyżej cenił teraz załogę swojego uszkodzonego niszczyciela.


    [​IMG]
    Najpierw ci pod nami.


    Admirał postanowił wycofać się Nowego Jorku, by tam dokonać niezbędnych napraw i zostawić USS Porter w suchym doku. Nie dane jednak było tego uczynić bez problemów. Kilkadziesiąt mil na zachód od spotkania z Włochami, Amerykanie natafili na kolejne „wilcze stado”. 4 okręty wiceadmirała Machensa płynęły na powierzchni ładując akumulatory i jakimś cudem nikt z wachty nie zauważył zbliżającego się szybko wroga. Dopiero gejzery wody wzbijane przez działa uświadomiły Niemcom, że mają poważne problemy. Zmuszając maszynownie do rozpędzenia 2200 ton stali do prędkości 33 węzłów kilka niszczycieli dorwało dwa U-Booty, nim zdążyły się zanurzyć. Pozostała dwójka w wielkim pośpiechu zanurzyła się, lecz ogromny hałas wskazał Jankesom miejsce, gdzie mają zrzucać bomby głębinowe. Kilkanaście minut później na powierzchni unosiły się już tylko plamy ropy i szczątki kadłuba.


    [​IMG]
    Nie oszczędzać bomb głębinowych!


    W czerwcu stracono 55 transportowców i 9 eskortowców pozbawiając wroga zaledwie 8 transportowców i 3 eskortowce. Do służby weszło 20 fregat i małych niszczycieli.

    Podczas kiedy na Atlantyku U-Booty musiały zmierzyć się z ofensywą Amerykanów, TF 52 Starka ponownie wyruszył w okolicy Midway. Szybko przechwycono dwa lekkie japońskie krążowniki: Tokachi i Bifue wiceadmirała Ito. Chcąc wykorzystać siłę ognie swoich pancerników Stark zszedł czym prędzej na dystans artyleryjski. Bifue przyjął na siebie kilka salw kalibru 365mm i zniknął w ogromnej kuli ognia. Znacznie lepiej poszło drugiemu krążownikowi, który zdołał trafić jedną torpedą swój amerykański odpowiednik USS Savannah. Na szczęście straty nie były wielkie, a Japs poszedł na dno za sprawą kilku bomb z samolotów USS Hornet, które wkrótce zatopiły lekki krążownik Okotanpe i niszczyciel Kuri.

    Największa bitwa miała miejsce przy wschodnim wybrzeżu RPA pomiędzy płynącymi do USA okrętami Nimitza a flotą (pancernik Tirpitz, dwa stare krążowniki liniowe, 9 ciężkich krążowników i 13 okrętów lekkich) wielkiego admirała Böhma. Sytuacja zaskoczyła obu dowódców: Nimitz zostawił w porcie na Madagaskarze 4 stare pancerniki, by szybciej dotrzeć do kraju i nie miał wystarczająco dużo niszczycieli, by zapewnić bezpieczeństwo swoim okrętom głównym, Böhm zaś nigdy nie walczył z Amerykanami i ich lotniskowcami, a jego marynarze byli zmęczeni długim rejsem wokół Afryki. Jankesi musieli natychmiast podnieś samoloty i jako pierwsi zaatakować, by Niemcy nie zdążyli podpłynąć i wykorzystać swoją przewagę artyleryjską.
    Nimitz dobrze orientując się w sytuacji nakazał dowódcom niszczycieli podpłynięcie do przeciwnika, kiedy ten się zbliży dostatecznie blisko, i zaatakowanie go działami i torpedami. USS Washington miał się ustawić kilka kilometrów za nimi i wspierać je ogniem, a zarazem osłaniać lotniskowce ustawiające się pod wiatr. Pomimo niesprzyjających okoliczności rozkazy zostały wykonane co do joty. W tym samym czasie Böhm dał rozkaz „Cała naprzód!”. Wieże ciężkich okrętów zaczęły wypełniać się amunicją dostarczaną szybko z magazynów. Niemcy już czuli przyjemny ciężar medali na piersiach przyznanych przez samego Hitlera za zatopienie lotniskowców amerykańskich. Nie przyjmowali do siebie, że na wojnie nie ma niczego pewnego. Z ogromnym zapałem zbliżali się do wroga.
    Pierwszy ogień otworzył Tirpitz w kierunku lekkiego krążownika USS Atlanta. W ślad za nim poszły kolejne okręty, ale Amerykanie nie dali się tak łatwo trafić. Doświadczenia z wcześniejszych bitew sprawiły, że niszczyciele z wymalowanym na burcie skrótem „USS” manewrowały pomiędzy gejzerami wody z niezwykłą gracją. To pewnie rozwścieczyło Szwabów i teraz niemal wszyscy skupili się na okrętach osłony, których pokłady były co chwila zalewane przez wzburzoną tonami ołowiu wodę. Nie było mowy o storpedowaniu przeciwnika, ale wieże prowadziły ostrzał w jego kierunku. W obawie przed okrętami podwodnymi USS Terry wyrzucił kilkanaście bomb głębinowych, co tylko zabiło więcej ryb niż rocznie tutaj łowiono. Nikt już nie zwracał uwagi na atakującego zza linii niszczycieli Washingtona, który ustawił każdą wieżę na inny okręt starając się przeszkodzić jak największej liczbie przeciwników. Dwa pociski kalibru 406mm z pierwszej wieży trafiły Schleswig-Holsteina w śródokręcie demolując je i chwilowo pozbawiając jednostkę elektryczności. Ogromny ogień buchnął spod pokładu, by w ciągu kilkudziesięciu sekund objąć nadbudówki. Gęsty dym wznosił się pionowo w górę, jakby dając znak lotnikom, że tutaj jest okręt, który warto zatopić.


    [​IMG]
    Zmierzch ery okrętów liniowych.


    Kiedy Niemcy zaczęli niepokojąco dobrze się wstrzeliwać, na niebie pojawiły się pierwsze samoloty z USS Intrepid. Ich oczywistym celem był Schleswig-Holstein. Samoloty torpedowe lecące w linii zeszły na niecałe 50 metrów osłaniane przez myśliwce, które zajęły się ostrzeliwaniem z broni pokładowej stanowisk przeciwlotniczych na pozostałych okrętach, zmuszając tym samym ich obsługi do panicznego szukania schronienia. Piloci odłączyli torpedy około 200 metrów od krążownika liniowego i natychmiast podnieśli maszyny ku górze. Niedługo potem pięć wybuchów wstrząsnęło Schleswig-Holsteinem, który zaczął się przełamywać w miejscu, gdzie po kolei eksplodowały „cygara”. Kapitan Waldron przekazał Nimitzowi przez radio, że jeden wielki okręt „zrobił BUM!”.
    W tym samym czasie pętla wokół szyi amerykańskich niszczycieli zaczęła się zacieśniać. Wielkokalibrowe działa nie były w stanie nadążyć za zwinnym przeciwnikiem, ale średnia artyleria radziła sobie coraz lepiej. Widząc to komandor Gatch na swoim USS Perkins wydał rozkaz utworzenia zasłony dymnej i wycofania się poza zasięg artylerii niemieckiej. Podobnie postąpił dowódca USS Roe, lecz było już za późno dla pozostałych. Tirpitz zdołał się wstrzelić w Atlantę i w kilka minut przemienił ten piękny okręt w kupę poskręcanego żelastwa, które na sam koniec eksplodowało. Odłamki poleciały we wszystkie strony raniąc zarówno Amerykanów jak i Niemców. Prinz Eugen, ostatni towarzysz bliźniaka Tirpitza, Bismarka, skupił cały swój ogień na niszczycielu USS Terry. Szwabscy artylerzyści bezlitośnie niszczyli okręt kolejnymi pociskami 105mm, aż w końcu ten się niemal zatrzymał i zaczął podnosić dziób uniemożliwiając tym samym załodze spuszczenie szalup. 11-calowe działa Schlesiena, bliźniaka Schleswig-Holsteina, podziurawiły USS Sterett wzniecają na nim pożary. Nie czekając na rozkaz opuszczenia okrętu, marynarze zaczęli wskakiwać do wody. Jako jeden z ostatnich ewakuował się komandor William Dashukawicz. Tuż po tym niszczyciel przechylił się na lewą burtę i na zawsze zanurzył się w odmętach Oceanu Indyjskiego.
    Sytuacja stawała się coraz gorsza dla Nimitza. Stracił już trzy okręty za cenę jednego starego pancernika. Zasłona dymna dała mu trochę czasu, bowiem Böhm obawiał się torped i nakazał flocie tylko manewrować do czasu polepszenia się widoczności. Minęło kilkanaście minut i dym zaczął się rozwiewać. Wtedy na niebie pokazała się flota powietrzna z 10 lotniskowców – kilkaset maszyn z doświadczonymi pilotami żądnych niemieckiej krwi.


    [​IMG]
    Kawaleria nadciąga.


    Niemcy jeszcze nie rozumieli, że mają poważne kłopoty. Część samolotów od razu ruszyła na dwa ciężkie krążowniki: Prinz Eugen i Deutschland. Szwaby ostrzeliwały nadciągającą szybko zagładę z czego się dało. Kilku marynarzy wyciągnęło nawet karabiny z magazynu. Na nic się to jednak zdało. Prinz Eugen niemal jednocześnie oberwał dwiema 250-funtówkami i torpedą w rufę. Zginęło ponad 200 ludzi, a ster został doszczętnie zniszczony. Rozczłonkowane ciała leżały na pokładzie. Niezahartowana załoga nie była w stanie utrzymać stanowisk. Kolejne bomby spadły na krążownik pozbawiając go jakiejkolwiek zdolności bojowej. Piloci samolotów torpedowych widząc wydobywające się spod pokładu kule ognie zmienili cel i wspomogli kolegów atakujących Deutschlanda, który już zdążył zarobić trzy torpedy w dziób. Duża prędkość sprawiła, że okręt zaczął błyskawicznie nabierać wody, której kilkadziesiąt ton wdarło się do środka i niszczyło grodzie wodoszczelne. Pięć kolejnych bomb wzdłuż całej długości okrętu obezwładniły załogę i zabiły dowódcę.
    W tym samym czasie Schlesien musiał odpierać drugą już falę samolotów. Poprzednia zdołała uszkodzić mu jedną wieżę i zabić kilkunastu ludzi na stanowiskach p-lot. Torpedowce leciały raptem kilka metrów na powierzchnią morza. Niemcy ostrzeliwali ich z niezwykłą determinacją, ale wielu zginęło nim torpedy dotarły do burty. Oto myśliwce z USS Langey przeleciały dwukrotnie wzdłuż pancernika siekąc marynarzy ogniem ze swoich karabinów maszynowych. Znacznie osłabiona obrona nie mogła przeszkodzić samolotom torpedowym w zajęciu najlepszej pozycji do ataku. PLUSK! „Cygara” wpadły do wody i zaczęły płynąć w kierunku Schlesiena. Każdy na jego pokładzie, kto zobaczył białe ślady na powierzchni, rzucił się do ucieczki. Chwilę później sześć potężnych eksplozji pozbawiły okręt lewej burty, przez co zaczął się on przechylać. Kiedy przechył osiągnął 30 stopni, ludzie masowo spadali do morza. 45 stopni. Kolejna bomba zmasakrowała załogę. 60 stopni. Słychać krzyki ludzi i potworny odgłos skręcanego metalu. 90 stopni. Okręt wywraca się stając się grobem dla tych wszystkich, którzy nie zdołali wydostać się spod pokładu lub spadli po niewłaściwej stronie.
    Pomimo ogromnych strat Böhm nie chce się wycofać. Nalegania oficerów kończą się wraz z groźbą postawienie przed sądem wojennym każdego, kto zawaha się wykonać rozkazy. Kieruje Tirpitza, będącego jego okrętem flagowym, na pełnej prędkości w kierunku lotniskowców. Resztę floty pozostawia samej sobie, czyli na pastwę Amerykanów, którzy korzystają z okazji jak tylko mogą. USS Washington strzela do wszystkiego, co niemieckie i wykazuje oznaki życia. Jego taktyka ponownie okazuje się skuteczna, bowiem niszczyciel Theodor Rieder zmierza na dno dzięki trzem pociskom 406mm i dwóm 127mm. Samoloty z Intrepida ruszyły na Admirała Scheera. Kompletny chaos panujący na mostku został właściwie wykorzystany. 500-funtówki całkowicie niszczą nadbudówki. Pożary wybuchły dosłownie wszędzie i samoloty torpedowe zrezygnowały z ataku, który wydał się zbyt niebezpieczny ze względu na możliwy wybuch w momencie wznoszenia się. Była to dobra decyzja – przez kilkadziesiąt minut krążownik utrzymywał się jeszcze na wodzie, lecz ogromna temperatura zabiła niemal wszystkich i w końcu spowodowała eksplozję zbiorników paliwa. Z Admirała Scheera nie zostało absolutnie nic.
    Jednakże nie wszystkie niemieckie okręty ogarnął chaos. Dowódca lekkiego krążownika, Nürnberga, zachował zimną krew. Nakazał obsadzenie wszystkich stanowisk bojowych i atakowanie najbliższego okrętu amerykańskiego. Miał to szczęście, iż w pobliżu kręcił USS Roe. Po 6-minutowym pojedynku artyleryjskim niszczyciel poszedł na dno. Tirpitz również wykazał się podczas tej bitwy. Napotkawszy USS Perkin ostrzelał go z średniej artylerii. Pech chciał, że jeden pocisk trafił w wyrzutnię bomb głębinowych i pozbawił okręt rufy. Dashukawicz nakazał opuszczenie jednostki. Jednak to nie zadowoliło Böhma. Nakazał otworzyć ogień do odległych o ponad 25km lotniskowców. I tym razem szczęście mu sprzyjało. USS Langley otrzymał trafienie w windę, USS Intrepid oberwał kilkoma pociskami nie odnosząc większych strat, podobnie jak USS Hancock. Znacznie poważniej dostało się St. Louis, który chronił lotniskowce przed ewentualnym aktakiem U-Bootów. Wtedy jednak do akcji wkroczyło kilka zaalarmowanych bombowców. 250-funtówka spadła na rufę i choć nie zniszczyła wiele, to Böhm wolał się już wycofać i wydał swojej flocie rozkaz odwrotu. Amerykanom było jednak mało. Oberwał stary fiński krążownik liniowy Ilmarinen. Jedną torpedą został poczęstowany Graf Spee, dwoma Lützow. Uszkodzone zostały także lekkie krążowniki Köln i Emden.
    W tej bitwie Amerykanie stracili pięć okrętów: 4 niszczyciele i jeden lekki krążownik (łączna wyporność 17 900 ton) oraz 10 samolotów. Straty w ludziach wyniosły 923 marynarzy i pilotów. Niemcy utracili 5 okrętów: 3 ciężkie krążowniki, jeden liniowy i niszczyciel (łączna wyporność 60 550 ton). Straty w ludziach wyniosły prawie 6 000 marynarzy. Do klęski przyczyniła się ambicja Böhma i zlekceważenie przez niego przeciwnika. Niemcy nie mieli żadnego doświadczenia w walce z lotnictwem morskim, bowiem Brytyjczycy „przyzwyczaili” ich do walki pancerników.

    Jednak wojna to także bitwy lądowe. 16 czerwca gen. Wedemeyer ruszył na Ndolę bronioną przez dwie dywizje vichystowskie pod niemieckim dowództwem. Późnym popołudniem rozbił obronę, a kilka dni później jego XXXIV Korpus zajął miasto. Kilka godzin później rozpoczął się włoski kontratak odparty jeszcze tego samego dnia.
    Z rana 23 czerwca trzy dywizje marines wspomagane przez 8. Pancerną „Thundering Held” ruszyły na Cuyuni będące ostatnią enklawą Vichy w Ameryce. Jako wsparcie zostały przysłane trzy pancerniki: USS North Carolina, USS Penssylvania oraz USS Nevada ściągnięte z zachodniego wybrzeża. Ich ostrzał wprowadza ogromny chaos w linii wroga znacznie ułatwiając atak marines. Walki trwały dwa dni i zakończyły się pełnym sukcesem US Army. Do niewoli dostało się ponad 5000 Franzuców.


    [​IMG]
    Deratyzacja w Ameryce Południowej.


    W tym miesiącu zdołano rozbić aż trzy siatki wywiadowcze Japonii, dwie włoskie i jedną sowiecką. Wrodzy agenci skupiają się teraz na przetrwaniu ofensywy kontrwywiadu i nie mają sposobności dokonać jakichkolwiek akcji.

    ______________________________________________________________________________________________
    * Słynne słowa Wilhelma II wyznaczające nową politykę Niemiec.
     
  6. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 6.
    Wojna na morzach i oceanach

    1 – 30 VII 1946



    Już na początku miesiąca Vichy zaskoczyła sztab US Army desantem na południową część Madagaskaru. Kiedy tylko potwierdziły się pierwsze meldunki o lądowaniu Francuzów, z portu w Tananarive wyszedł zespół czterech pancerników: USS New Mexico, USS Mississippi, USS Idaho oraz USS New York mający zaskoczyć flotę desantową i rozgromić ją nim wyładuje większość wojsk. Kontradmirał Powell nakazał rozpoczęcie przygotowań i wypłynięcie za półtorej godziny. Gońcy rozbiegli się po mieście w poszukiwaniu tej części załogi, która nie pełniła obecnie służby. W kilkanaście minut port zaczął przypominać ogromne mrowisko – marynarze biegli do swoich jednostek w samych szortach (wszakże to Madagaskar), zaopatrzeniowcy pośpiesznie uzupełniali amunicję i paliwo. Kilku nadgorliwych oficerów przechadzało się po redzie i udzielało nagan za nieprzepisowy strój. Nikt, włącznie z Powellem, nie spodziewał się, że mogą wyjść na morze bez jakiejkolwiek osłony lekkich jednostek i lotnictwa. Na szczęście załogi pancerników były już doświadczone i po niespełna godzinie na flagowym USS New Mexico powiewała flaga sygnalizująca opuszczenie portu. O 10:00 czasu miejscowego okręty uformowały szyk torowy i na pełnej prędkości 20 węzłów ruszyły na południe. Jakież było zaskoczenie Amerykanów, kiedy na miejscu desantu nie zastano nawet jednej marnej krypy Darlana. Jeszcze przez kilka godzin pancerniki przeszukiwały akwen w pobliżu, ale nic nie wykryto. Obserwujący horyzont przez lornetkę Powell powiedział do dowódcy okrętu, komandora Mesleya, że „Francuzi po raz pierwszy zrobili coś szybko, co nie było odwrotem”.
    Na tym nie skończyła się rola pancerników. W nocy kontradmirał otrzymał depeszę, by przygotować się do ostrzału wybrzeża. Wykorzystując duży zapas czasu okręty nieśpiesznie ustawiły się, a tymczasem z Tananarive przybyły dwie fregaty mające chronić zespół przed okrętami podwodnymi. Powell spojrzał na zegarek – była 4:23. Dopił kawę, która miała postawić go na nogi, ale wiedział, że znacznie lepiej zrobi to salwa 40 dział kaliber 356mm. Zegar na mostku wskazywał 4:24. Kontradmirał dał rozkaz do rozpoczęcia bombardowania przez wszystkie okręty liniowe. Pociski przelatywały kilka kilometrów i eksplodowały w dżungli, gdzie ukryci byli Francuzi. Tysiące odłamków stali i drzew wbijały się w ludzi powodując niesamowite cierpienie. Nieokopani żołnierze byli szczególnie wrażliwi na ostrzał i teraz każdy miał w sobie przynajmniej kilka ciał obcych. Ci, którzy mieli szczególnego pecha, już dawno leżeli w kałużach krwi poharatani jak diabli. Czasem któryś z pocisków przebijał się przez gęste poszycie drzew i dokonywał prawdziwej masakry. Niejeden z francuskich wojaków został później uznany za zaginionego, ale tak naprawdę wybuchy sprawiały, że dosłownie znikali.
    Kilka minut po rozpoczęciu ostrzału przez pancerniki odezwała się artyleria z lądu. To artylerzyści z 26. DP „Yankee” dołączyli się do kanonady. Tego było za wiele dla 21. batalionu 6. DP Vichy. Pomimo gróźb oficerów żołnierze wycofali się spod ostrzału, a przynajmniej próbowali. Stara prawda rzecze, iż pocisk nigdy nie trafia w to samo miejsce. Z tego powodu ogień artyleryjski przeniósł się dalej i dorwał wycofującą się piechotę. Formalnie 21. batalion 6. DP przestał istnieć.
    Dwie godziny później zakończono „zmiękczanie” przeciwnika i do walki ruszyła amerykańska piechota. Natknęła się ona jednak na silny opór na dwóch liniach obrony. Tam, gdzie nie szło ugryźć Francuzów, robiła to artyleria pancerników dziesiątkując przeciwnika. Mimo to walki trwały do następnego dnia i dopiero po 17:00 generał-pułkownik Desmazes poddał dywizję. Do niewoli dostało się około 7000 Francuzów. Straty Amerykańskie oszacowano na prawie 10% stanu osobowego.
    Trzy tygodnie później sytuacja się powtórzyła, lecz atak 26. DP został wstrzymany po dwóch godzinach, kiedy nie udało się niczego osiągnąć.

    [​IMG]
    Przez tych artylerzystów nie ma się gdzie przed słońcem schować

    11 lipca Vandergrift ruszył na Mongu. Dwie dywizje marines i 1. DP „Big Red One” wspomagane przez pozostałe jednostki US Army w Afryce zaatakowały cztery dywizje Osi: dwie vichystowskie oraz po jednej niemieckiej i włoskiej pod dowództwem Włocha, generała-pułkownika Pelligra. Tak jak można było się spodziewać, pierwsze ustąpiły pola jednostki francuskie, a Niemcy i Włosi musieli przegrupować się pod ogniem. Na to jednak nie pozwolił im Vandergrift i wykorzystał lukę w obronie. Wieczorem żołnierze Osi rozpoczęli odwrót.
    24 dnia miesiąca prowincję Mongu zabezpieczyli Amerykanie. Zgodnie z przewidywaniami w ciągu kilku godzin rozpoczął się kontratak. Tym razem szturmowało aż 10 dywizji gen. Axthelma i po całym dniu zażartych walk gen. Arnold nakazał wycofanie się na zachód, gdzie stacjonują Południowoafrykańczycy. Wojna o Afrykę staje się coraz brutalniejsza.


    [​IMG]
    Pierwsza faza walk o Mongu


    6 lipca wielki admirał Halsey w końcu odnalazł wrogie okręty na północnym Atlantyku. Task Force 12 w składzie: pancernik North Carolina oraz niszczyciele Mayrant i Beale napotkały dwa niszczyciele włoskie wiceadmirała Campioniego w godzinach nocnych. Znowu nieopisaną pomocą okazał się radar. Włosi zorientowali się o obecności wroga dopiero wówczas, kiedy pociski kalibru 406mm zaczęły wznosić gejzery wokół nich. Natychmiast zarządzono alarm bojowy. Campioni stał na mostku i co chwilę wydawał rozkazy:
    - Skręt 90 stopni w lewo!
    - Jeszcze jeden taki skręt!
    - Skręt 90 stopni w prawo!
    - Wypuścić zasłonę dymną!

    Dzięki jego znakomitemu dowodzeniu flagowy RM Generale Antonio Cantore sprawnie unikał przeznaczonych mu pocisków. Jednakże RM Calatafimi nie miał tak dobrego dowódcy i szybko ogień pancernika skoncentrował się na nim. Każda kolejna salwa uderzała coraz bliżej, aż w końcu pierwszy pocisk zrujnował rufę niemal powodując eksplozję bomb głębinowych. To przesądziło o losie okręty. W ciągu kilkudziesięciu minut otrzymał on jeszcze kilka trafień, z których każde porządnie demolowało go. O 4:55 niszczyciel przechylił się na prawą burtę i zanurzył się w zimnym oceanie. Campioni zdołał wydostać się poza zasięg artylerii głównej amerykańskiego pancernika, lecz i na niego przyjdzie pora.

    Kilkaset mil od wybrzeża Labradoru Kilka minut po południu 11 lipca radary niszczycieli TF ASW Kinkaida wykryły dużo małych obiektów pływających do tego w szyku bojowym. Odpowiedź mogła być tylko jedna: U-Booty! Natychmiast obsadzono stanowiska bojowe i z prędkością 35 węzłów ruszono w kierunku wroga, którym okazało się aż 24-okrętowe stado pod komendą samego Dönitza. Rozgorzała bitwa. Amerykanie nawet nie korzystali z sonarów, by zaatakować podwodnego przeciwnika. Bomby głębinowe i „jeże” były ciągle w użyciu – Kinkaid bardziej niż torped obawiał się wykorzystania całej amunicji. Okręty podwodne nie miały czasu i miejsca, by wynurzyć się peryskopową i zająć dogodną pozycję do ataku. Ocean pod powierzchnią wyglądał niczym morskie piekło. Ogromne bąble powietrza wstrząsały U-Bootami, opadające na dno granaty z „jeża” stwarzały śmiertelne niebezpieczeństwo, a po jakimś czasie do akcji weszła artyleria. U-5 i U-26 poszły na spotkanie z Posejdonem po bliskich wybuchach bomb, zaś U-27 przekonał się na własnej skórze o skuteczności „jeży”. U-25 miał tego pecha, iż przy próbie wynurzenia się otrzymał trafienie u podstawy kiosku z działa 5-calowego. Woda błyskawicznie zalała okręt nie dając mu jakichkolwiek szans na ratunek. Z tej masakry pod powierzchnią zdołał uciec U-10. Kapitan nakazał wystrzelenie 4 torped w kierunku manewrujących niszczycieli w nadziei, że jednak zdoła trafić. I miał rację. USS Jacob Jones dostał w w śródokręcie, ale o dziwo trzymał się świetnie. Załoga zdołała opanować przecieki i po części załatać dziurę.
    W czasie tego kilkugodzinnego polowania uszkodzone zostały także U-9, U-6, U-24, U-16 oraz U-29. Tylko dzięki inicjatywie dowódców poszczególnych okrętów stadu udało się uciec bez kolejnych strat. Kinkaid postanowił zawinąć do Rejkjawiku, by dokonać niezbędnych napraw i dać odpocząć załogom.

    5 dni później w pobliżu Seszeli Nimitz zaatakował dwa niszczyciele włoskie: RM Castelfidaro i RM Giovanni Acerbi. Oba spotkały się z dnem jeszcze tej samej nocy. Dokładnie to samo stało się z podobnym zespołem Benito 200 mil na zachód od Rajkotu. W tym samym rejonie zatopione zostały dwa lekkie krążowniki admirała Nagumo, a pod koniec miesiąca aż 4 włoskie niszczyciele miały pecha spotkać się z Nimitzem. Chociaż żaden nie został zniszczony, to jednak jeden jest już pływającym wrakiem, a drugi stracił sporo na wadze po celnie zrzuconej bombie. Ostatniego dnia lipca wykryto dwa okręty z tego zespołu. Tym razem nie zdołały uciec.

    24 lipca u wybrzeży Florydy 4 eskadry Patridge'a rozpoczęły bombardowanie 14-okrętowego „wilczego stada” von Nordecka. Po dodatkowych ćwiczeniach Jankesi lepiej poradzili sobie w U-Bootami uszkadzając dwa w tej bitwie. Chyba minęły szczęśliwe czasy niemieckich podwodniaków, kiedy można było nabić tonaż na wschodnim wybrzeżu USA.

    29 lipca Halsey został zaatakowany przez 6 U-Bootów, które zapewne chciały pójść na łatwy łup w postaci pancernika w osłonie tylko dwóch niszczycieli. Przeliczyli się. Admirał znakomicie wydostał się z pułapki zatapiając dwa okręty wroga. Wiadomość o zespole amerykańskim dotarła do von Nordecka i w nocy podszedł od TS-12. Wywiązała się kilkugodzinna bitwa, pod koniec której poważnie zostały uszkodzone niszczyciele. Wykorzystując mrok i coraz mocniejszy deszcz Halsey wycofał się z zagrożonego obszaru.


    [​IMG]
    W tym miesiącu rybki karmiono głównie szkopami i makaroniarzami

    [​IMG]
    Stoczniowcy będą mieć trochę roboty


    W wojnie konwojowej Stany Zjednoczone powoli uzyskują przewagę w wojnie konwojowej zatapiając 68 transportowców i 5 eskortowców przy stratach własnych 33 transportowców i 6 eskortowców. W tym samym czasie stocznie opuściło ponad 70 statków i 40 okrętów.


    [​IMG]
    Co oni by bez nas zrobili?

    Kongres przegłosował kolejną dostawę materiałów wojennych dla Wielkiej Brytanii w ramach umowy Lend-Lease. Statki z życiodajnymi ropą, stalą i zaopatrzeniem wpłynęły do angielskich portów, gdzie zostały błyskawicznie rozładowane w obawie przed niemieckimi nalotami.
    Do baz lotniczych w Anglii przebazowano 4 eskadry myśliwców typu Corsair gen. Browninga. Są to pierwsze samoloty obiecane przez Ike'a dla Wielkiej Brytanii w celu ochrony przed kolejną ofensywą powietrzną Hitlera. Fabryki w USA produkują myśliwce w coraz większych ilościach, na co Brytyjczycy patrzą z nadzieją, bowiem ich własny przemysł nie jest w stanie odzyskać pełni sił po ostatnich atakach.

    Lipiec dla włoskiego wywiadu okazał się tragiczny. Znakomite działania amerykańskiego kontrwywiadu zaowocowały rozbiciem aż czterech siatek wywiadowczych Benito. Udaremniono także założenie Niemcom dwóch siatek i jednej Japończykom. Hoover pozwolił na założenie Japsom innej agentury, zapewne po to, by za jakiś czas ją przejąć.

    [​IMG]
    Czarny miesiąc włoskich agentów

    ______________________________________________________________________________
    Też bym chciał, ale szkoła to paskudny złodziej czasu :sad:
     
  7. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 7.
    Nie lekceważ potęgi US Navy

    1 – 30 VIII 1946




    - Sir, 120 mil na wschód od naszych pozycji znajdują się dwa okręty włoskie! Według raportu to lekki krążownik w asyście niszczyciela. - o 5:14 pierwszego sierpnia zameldował Nimitzowi jego szef sztabu. Obecnie znajdowali się 500km na południe od Maskatu. Rozkaz mógł być tylko jeden: atakować. W powietrze wzbiło po 20 maszyn z Franklina i Enterprise'a prowadzonych przez kapitana Hamiltona. Kilkanaście minut po szóstej Amerykanie dostrzegli Włochów i runęli na nich. Już pierwsza bomba wyłączyła z walki nowoczesny niszczyciel, który w raporcie rozpoznania urósł do rangi lekkiego krążownika. Kłęby dymu nie przeszkodziły w dorwaniu drugiego okrętu. Nie minęło nawet pół godziny, kiedy lotnicy zaczęli zawracać zostawiając po sobie pływające na powierzchni szczątki niszczycieli.

    Niemal równo 24 godziny później Task Force 98 wykrył płynące na powierzchni trzy japońskie okręty podwodne. Tym razem do akcji wkroczyły samoloty także z Ticonderogi. Walkę najlepiej opisują słowa jednego z pilotów:

    To było niczym ćwiczenia. Ustawiliśmy się w trójki, które po kolei zrzucały swoje ładunki. Gejzery wody pojawiały się nie dalej jak 50 jardów od kiosków Japsów. Zmusiliśmy ich do wynurzenia i wtedy wszyscy rzucili się na nich. Każdy chciał wymalować sobie później na swojej maszynie podwodniaka. Kapitan Hamilton musiał wszystkich porządnie opieprzyć, by wprowadzić jakikolwiek porządek. Ostatecznie każdy z lotniskowców zapisał na swoim koncie po jednym Japsie.

    Nikt jednak nie miał pojęcia, co się niedługo zacznie. Cesarska marynarka postanowiła coś zrobić z Nimitzem. Z Singapuru wypłynęła flota admirała Nagano: 6 ciężkich lotniskowców, 2 lekkie, 7 ciężkich krążowników i 15 niszczycieli. Łącznie 30 okrętów z doświadczonymi załogami, które współpracowały ze sobą od dobrych kilku lat. Lotniskowce były nowoczesne i tylko stary Akagi pamiętał jeszcze czasy pokoju. Co ciekawe, w tej samej flocie płynął inny Akagi. Japończycy wysłali te dwa okręty razem, by stary Akagi przed odejściem do rezerwy zdołał odbyć jeden rejs ze swoim następcą. Ponoć miało to zapewnić szczęście.

    Do spotkania obu flot doszło popołudniem 4 sierpnia w północnej części Morza Arabskiego. Furia japońskich lotników skupiła się na lotniskowcach Ranger i Enterprise, które przyjęły łącznie 12 bomb. USS Washington i USS Ticonderoga miały to szczęście, iż oberwały tylko po jednej bombie. Reszta okrętów floty Nimitza zdołała uniknąć trafień. Gorzej mieli się Japończycy. W pięknej akcji trzech samolotów torpedowych wyeliminowany z wojny został Akagi, zaś ciężki krążownik Kumano stanął dęba po odrąbaniu mu dziobu i także zatonął. Z krążowników Amerykanie nie oszczędzili także Tone i Furutaki zapewniając nieco rozrywki ich załogom. Lekki lotniskowiec Chitose również został ugodzony, lecz nie był to cios śmiertelny. Na tym się skończyła pierwsza faza bitwy na Morzu Arabskim. Ta mniej krwawa.
    Uchodzący na Madagaskar Nimitz starał się pozostać nie wykrytym, ale nie udało mu się to – 5 sierpnia u wybrzeży Półwyspu Arabskiego doszło do kolejnego starcia potęg morskich. Tym Japończycy zaatakowali inne okręty główne. Najmocniej oberwał Hancock, który po długim oporze został trafiony trzema bombami. Jedna przebiła pokład i wyłączyła większość kotłów. Potem uderzyły dwie torpedy, jednak nie zdołały one zatopić lotniskowca. Ticonderoga nie miała już takiego szczęścia jak wcześniej i zapakowane w stal 250-funtowe pozdrowienia od Cesarza dotarły pod pokład powodując pożar kilku samolotów. Znacznie gorzej miał Washington - jedna torpeda wyrwała w burcie dziurę o wymiarach 8 na 13 metrów, druga zaś pozbawiła prawie cały okręt elektryczności. Trzecia uderzyła pod zbyt dużym kątem, co było zasługą przytomności umysłu sternika. Dokładnie w tym samym czasie Japończycy musieli odpierać ataki amerykańskich samolotów, które rzuciły się na Chitose i kilka innych krążowników. Lotniskowiec w ciągu kilkunastu minut stał się pływającym wrakiem zmierzającym na dno. Prawdziwie tragiczny los spotkał Mikumę. Woda wdarła się przez podziurawioną burtę i dostała się do rozgrzanych kotłów. Eksplozja dosłownie rozerwała okręt. Także Furutaka zakończyła swój morski żywot. W dwóch falach Jankesi podziurawili krążownik bombami, zaś Tone został tak ciężko uszkodzony, iż rozważano jego porzucenie, co jednak nie nastąpiło.

    3 sierpnia flota Nagano przepłynęła pomiędzy Cejlonem a kontynentem. W nocy dostali wiadomość od zaatakowanych okrętów podwodnych. Admirał skierował swoje jednostki prosto na zachód, gdzie spodziewał się spotkać wroga. Płynąc na pełnej prędkości 31 węzłów 4 sierpnia dotarł na północną część Morza Arabskiego. Natychmiast wysłał samoloty zwiadowcze, lecz niska pokrywa chmur bardzo utrudniała poszukiwania. Kilka razy Japończycy przelatywali w odległości około 40 mil od Amerykanów, lecz ich nie zauważyli. Znacznie więcej szczęścia miał za to Nimitz, który nigdy nie zaniedbywał patrolowania 150 mil dookoła siebie. Samolot rozpoznawczy z USS Washington o 15:03 wykrył japońskie okręty samemu nie zostając zauważony. Na flagowym Franklinie radiooperator zabijał czas czytając przygody Flasha Gordona, kiedy nadszedł meldunek zwiadu. Szybko zapisywał słowa pilota, nie zwracając uwagi na ich treść. Kiedy skończył mimochodem przeczytał tekst i rzucił się biegiem na mostek pomijając wszelkie procedury i porzucając swoje stanowisko. Kilku marynarzy spojrzało na niego zdziwionych i tylko stary wiarus służący w marynarce jeszcze przed Pearl Harbor wiedział, co się święci. Radiooperator wbiegł zdyszany na mostek - co prawda potrącając po drodze trzech oficerów, którzy zaoferowali mu w zamian kilka morskich rozrywek nie wyłączając z tego tradycyjnego przeciągnięcia pod kilem – i wręczył wiadomość Nimitzowi. Ten szybko przeczytał, podziękował podwładnemu i podszedł do okna. Szef sztabu chciał spytać go, co się stało, lecz admirał go uprzedził mówiąc: „Szykujcie się do walki.”.
    Szczęście w końcu uśmiechnęło się do Nagano, a dokładnie do jednego z samolotów rozpoznawczych Kawanishi ze starego Akagiego, który o 15:32 znalazł dziurę w chmurach dość dużą, by można było się dokładnie rozejrzeć, a było na co popatrzeć. Na dole płynął słynny Task Force 98 w całej swej okazałości: 8 ciężkich lotniskowców, jeden pancernik i 16 okrętów osłony. Pływające lotniska właśnie dokonywały zwrotu pod wiatr, by ułatwić start swoim pilotom. Widok ośmiu dokonujących jednocześnie zwrotu lotniskowców był niesamowity – japoński pilot przez chwilę miał wrażenie, że właśnie wpadł na największe morskie przedstawienie w historii. Szybko jednak się otrząsnął i nakazał radiotelegrafiście przekazanie meldunku admirałowi.

    Wroga flota w odległości 150 mil na zachód północy zachód. 8 lotniskowców, 2 pancerniki i kilkanaście lekkich okrętów. 23 węzły. Wykonuje zwrot na zachód.

    Nimitz i Nagano dowiedzieli się o pozycji wroga w krótkich odstępach czasu. Krótkich, jeśli jest się cywilem wygrzewającym się przed kominkiem, ale cholernie długich na wojnie. Te 29 minut okazało się bezcennych dla Amerykanów, bowiem zdążyli wypuścić w powietrze swoje samoloty, uformować szyk i przygotować się odparcia japońskiego ataku. Tymczasem wróg nerwowo wyczekiwał na meldunki rozpoznania nie mogąc podjąć jakichkolwiek sensownych działań.


    [​IMG]
    Miejsce spotkania Nimitza i Nagano 4 sierpnia


    Godzinę po wiadomości od zwiadowcy amerykańscy lotnicy dojrzeli zarysy wrogich okrętów na horyzoncie. Atak ponownie prowadził kapitan Hamilton, który teraz wydał rozkazy poszczególnym formacjom. Samoloty torpedowe na dole, nad nimi myśliwce, wyżej bombowce i na samej górze znowu myśliwce. Kiedy piloci mogli już rozpoznać poszczególne okręty, na spotkanie im wyruszyły maszyny ze wschodzącym słońcem na skrzydłach. Większość myśliwców podjęła walkę z nimi, lecz kilka z nich leciało dalej z resztą. W końcu zaczęło się piekło. Japsy otworzyły ogień ze wszystkiego, co mogło dostatecznie wysoko podnieść lufę. Hamilton wyznaczył dwa lotniskowce jako główne cele: Amagi i Chitose. Szybko też ich pokłady zostały obrzucone bombami, a tych kilka myśliwców, które zostały, ostrzelało skutecznie pokład Unryu zmuszając załogę i pilotów do panicznego szukanie schronienia. W pewnym momencie trzy samoloty torpedowe ustawiły się jeden obok drugiego raptem kilka metrów na oceanem. Zmierzały prosto na prawą burtę Amagiego. W chaosie bitwy tylko jedno działko z całej floty ich ostrzeliwało, nieskutecznie zresztą. Bob Ford, jeden z tych pilotów, tak to opisał:

    Lecieliśmy równo, jakbyśmy to ćwiczyli od dzieciństwa, a my nawet się nie znaliśmy. Ja byłem z Franklina, facet po mojej lewej z Hancocka, a ten trzeci chyba z Enterprise'a – przynajmniej tak wskazywały ich oznaczenia. Zmierzaliśmy szybko w kierunku lotniskowca. Kilka metrów pod nami był już ocean. Bardziej bałem się zawadzenia o powierzchnię wody niż ognia przeciwlotniczego. Na 500 metrów przed Japsem postanowiłem skończyć z tym kozaczeniem i uwolniłem maszynę od ciężaru torpedy. Niemal w tym samym czasie zrobili to moi towarzysze. Zacząłem podejrzewać, że biorę udział w jakimś popisie kaskaderskim na pokazie floty, a nie na prawdziwej wojnie. Byłem tego niemal pewien, kiedy przelecieliśmy tuż nad pokładem Japsa zrzucając jednego zaskoczonego żółtka z pokładu. Brakowało jeszcze, byśmy im pomachali. Bisu, niestety, nie zrobiliśmy. Szkoda.

    Torpedy wyrzucone przez tych pilotów nie zawiodły i dotarły do celu. Trzy niemal równoczesne potężne eksplozje wstrząsnęły Amagim, który szybko nabrał przechyłu. Jeden z nielicznych amerykańskich lotników, który zdołał przyjrzeć się agonii lotniskowca, powiedział, że „po raz pierwszy w życiu widziałem okręt bez burty”. Amagi w ciągu niecałej minuty dorobił się 90-stopniowego przechyłu i zanurzył się na tyle, na ile pozwalały mu na to wypełnione powietrzem przedziały w lewej burcie. Taki stan utrzymał się tylko przez niecałe dwie minuty, po czym okręt zatonął.
    Kiedy Nagano patrzył ze wściekłością na to, co zostało z jego lotniskowca, Jankesi obrabiali Chitose. Dwie 250-funtówki na pokładzie i dużo dymu przekonały ich, że okręt nie stanowi już żadnego zagrożenia i ruszyli na inne. Był to błąd, bowiem lekki lotniskowiec trzymał się naprawdę dobrze i po ugaszeniu straszliwie kopcących pożarów wrócił do walki. Następne do zatopienia były ciężkie krążowniki Kumano, Furutaka i Tone. Bombowce nurkujące przebiły się przez potężną obroną tracąc kilka samolotów. Kilka bomb uderzyło w wodą tuż obok burt Kumano wgniatając je. Wtedy nastąpiła mordercza seria – cztery 500-funtówki uderzyły przy pierwszej wieży dosłownie odcinając dziób rozpędzonego okrętu, który zaczął błyskawicznie nabierać ogromnych ilości wody i przez moment miał 30-stopniowy przechył na dziób. Krążownik wyglądał niczym zabawka upuszczona przez dziecko. W podniesioną rufę rozbił się jeden z amerykańskich samolotów. Pilot chciał chyba przelecieć tuż nad tonącym okrętem lub go po prostu nie zauważył starając się unikać wrogiego ognia. 500-funtówka, której nie zdążył użyć, wybuchła niszcząc kil Kumano i zabijając resztki załogi.
    Furutaka płynąca około 500 metrów na prawo od Kumano miała trochę więcej szczęścia. Paskudnie celny ogień japońskiej załogi oddał oceanowi 7 torpedowców i jeden myśliwiec, lecz krążownik nie zdołał uciec przed torpedami zrzuconymi po jego lewej burcie i od dziobu – taktyka japońska zastosowana na japońskim okręcie okazała się skuteczna. Dwie dziury w poszyciu, wyłączone zasilanie, kilkudziesięciu zabitych i rannych – Furutaka mogła tylko oczekiwać na ostateczny cios. Musiała długo czekać.
    Tone okazał się najtwardszy spośród atakowanych krążowników. Przyjął dzielnie dwie bomby na dziób i śródokręcie, ale walczył nadal. Dopiero 500-funtówka pozbawiła okręt zdolności bojowej. Nieszczęśliwie dla Japsów uderzyła w drugą wieżę dokładnie przy lufach odkształcając je, czyli czyniąc je bezwartościowymi. Na pokładzie wybuchło kilkanaście małych pożarów zagrażających magazynom amunicji.

    Pół godziny po otrzymaniu meldunku o odnalezieniu i rozpoczęciu ataku na japońską flotę, na horyzoncie na wysokości 5 000 metrów zauważono armadę powietrzną wroga. Dowódcy lotniskowców samodzielnie rozkazali podnieść pozostałe myśliwce – część krążyła już wokół TF-98. Rozgorzała powietrzna bitwa. Duża część japońskich samolotów została skutecznie przechwycona przez Amerykanów i tylko nieliczne stosunkowo bombowce i torpedowce zdołały się przebić. Marynarze, którzy choć na chwilę spojrzeli na morze, widzieli pióropusze dymu, wraki unoszące się na wodzie i niebo poprzecinane seriami z karabinów maszynowych. Japończycy skupili się na dwóch lotniskowcach: USS Enterprise oraz USS Ranger. Bardzo szybko okręty zaczęły mocno dymić. Enterprise otrzymał aż dziesięć bomb na pokład, który po tym przestał już przypominać pokład startowy. W akcji została tylko jedna maszynownia i tak działająca na pół gwizdka. Połowa pomp także nie działała, a te z niszczycieli były zbyt słabe, by cokolwiek osiągnąć. Okręt był w tragicznym stanie i pogorszyła to torpeda w śródokręcie. Enterprise uzyskał 8-stopniowy przechył na lewą burtą. Ekipy ratownicze ledwie zdołały wyrównać przechył zalewając kilka przedziałów. Komandor Buckmaster poważnie rozważał o opuszczeniu okrętu.


    [​IMG]
    Akcja ratownicza na USS Enterprise

    Ranger miał znacznie więcej szczęścia. Uniknął wszystkich torped, co było zasługą głównie sternika Richarda Pakenhama, lecz dwie bomby zdołały dosięgnąć pokładu. Zapaliły się jeszcze trzy samoloty, które jak najszybciej zrzucono do oceanu. Dowódca lotniskowca rozkazał wysłać meldunek Nimitzowi: „Straty nieznacznie. Możemy dalej walczyć”. Admirał właśnie tego potrzebował. Nawet on nie był pewien losu swej floty, kiedy kurczowo trzymał barierek na mostku, by nie stracić równowagi. Także jego Franklin wykonywał szalone manewry, o których pewnie nie marzyli nawet projektanci okrętu i stoczniowcy.
    W czasie tej bitwy po jednej bombie otrzymały USS Ticonderoga oraz USS Washington nie powodując jednak dużych strat. Japończycy atakujący okręty zostali zdziesiątkowani i nawet nie próbując dobić Enterprise'a zaczęli wracać w kierunku swojej floty, która miała się znacznie gorzej. Rozgrywająca się w tym samym czasie bitwa powietrzna także dobiegała już końca. Amerykanie zdołali zestrzelić wielu Japończyków ponosząc przy tym stosunkowo małe straty. Piloci japońskich myśliwców widząc odwrót bombowców sami zaczęli się wycofywać. Mieli jednak to szczęście, iż Jankesi musieli uzupełnić zapasy paliwa i amunicji. Enterprise został wzięty na hol przez lekki krążownik St. Louis.
    Pierwsza bitwa pomiędzy siłami Nimitza i Nagano dobiegła końca. W ciągu trzech godzin Japończycy stracili lotniskowiec i ciężki krążownik przy uszkodzonych dwóch dalszych. Amerykanie mieli ciężko uszkodzonego Enterprise'a i nadającego się do walki Rangera. Stracili łącznie 67 maszyn, zaś ich wróg aż 150. Straty w ludziach także były mniejsze u Jankesów, którzy stracili niewiele ponad 200 ludzi, głównie na Enterprise'a, podczas gdy ten świat opuściło ponad 2500 Japsów.
    Nagano jednak nie był tak dobrze poinformowany. Zanim jego samoloty zdążyły wylądować, dostał meldunek (nieco zaniżony przez jego szefa sztabu) o stratach zadanych Amerykanom. Wynikało z niego, że stracili oni przynajmniej dwa lotniskowce, jeden pancernik i trzy krążowniki, a wiele innych okrętów płonęło.
    Nimitz postanowił jak najszybciej skierować się w stronę Tananarive, a stamtąd do Cape Town w ZPA. Wiedział jednak, że Nagano będzie go ścigał, by zemścić się za utracone okręty i dobić rannego przeciwnika. Postanowił więc podejść na 100 mil do wybrzeży Półwyspu Arabskiego, a następnie dokonać zwrotu na południe. Nie chciał rozdzielać sił – to by tylko ułatwiło robotę jego przeciwnikowi. Niestety mógł osiągnąć tylko 10 węzłów, bowiem St. Louis był mocno obciążony holem Enterprise'a, zaś podpięcie Washingtona było ogromnym ryzykiem w przypadku kolejnego ataku. Japończycy bez wahania rzuciliby się na pancernik bez możliwości manewrowania.
    W tym samym czasie Nagano postąpił dokładnie według prognoz Nimitza. Wydał rozkaz wzięcia uszkodzonych okrętów na hol przez pozostałe ciężkie krążowniki i przygotowanie się do następnego ataku. Obrał kurs na południowy zachód, by mieć jak największe szanse na przechwycenie wroga, który zapewne będzie starał się wyprowadzić go w pole i w ten sposób ocalić się Nagano był na to zbyt doświadczony. Co prawda utrata nowego lotniskowca nieco wyprowadziła go z równowagi, ale wiedział, że na wojnie zawsze są ofiary. Następnym razem znacznie więcej miało ich być po stronie amerykańskiej.

    Spokój nie trwał nawet 12 godzin. TF-98 zakreślał na morzu łuk, którego koniec skierowany był na południe. Co kilkanaście minut lądowały myśliwce zwiadu i startowały następne. W pobliżu nie było absolutnie nikogo. Nie pojawiło się, a przynajmniej nie zauważono włoskiego lotnictwa, chociaż włości Benito były blisko. Na uszkodzonych okrętach uwijały się ekipy remontowe, pod pokładami zaś zajmowano się rannymi. Każdy śpieszył się, by wykonać swoje zadania i zdobyć odrobinę czasu na sen. W najlepszej sytuacji byli piloci, którzy dostali rozkaz, by odpocząć. Wszyscy, nie tylko oni, byli wykończenie kilkugodzinną bitwą i jeszcze dłuższym stanem gotowości. Obsługi działek przeciwlotniczych drzemały na stanowiskach. Załogi lotniskowców przygotowały wszystkie samoloty do walki, a potem ponownie wypełniły przewody paliwowe obojętnym gazem i uprzątnęły wszystkie pokłady z amunicji.
    To samo działo się w japońskich zespole, w którym morale nieco spadło po bitwie. Nagano musiał zostawić dwa niszczyciele, by zebrały ciała poległych – miało to nieco podnieść ducha bojowego marynarzy i pokazać admirała jako dowódcę dbającego o swych żołnierzy zawsze i wszędzie.
    Na godzinę przed świtem na mostku radio odezwało się głosem Johna Ravena, pilota zwiadu:

    Mam ich! 200 mil na południe od nas. Chyba wszyscy tu są. Będę ich miał na oku.

    To był jego ostatni meldunek. Kilka minut po meldunku ze starego Agakiego wystartowały dwa Zera (jeszcze jakieś uchowały się pod pokładem sędziwego lotniskowca) z zamiarem zestrzelenia natrętnego Jankesa. Wszedłszy na wysokość 3000 metrów w niecałą minutę Japończycy szybko odnaleźli samotnego Corsaira, który nieświadom nadciągającej zagłady powoli okrążał flotę. Zera podleciały na 400 metrów i otworzyły ogień. Już pierwsze kule dosięgły Ravena zabijając go zanim jego samolot zapalił się. Corsair długo opadał ciągnąc za sobą pióropusz dymu i w końcu uderzył w ocean. Z lotniskowców japońskich zaczęły startować pierwsze maszyny. Dokładnie w tym samym czasie kolejne Helldivery wznosiły się w przestworza. Szykowała się straszliwa wymiana ciosów.
    350 maszyn amerykańskich zmierzało do celu, podczas gdy Nagano mógł wysłać do walki niespełna 200. Obie formacje cudownym trafem nie spotkały się, pomimo że leciały w jednej linii! Przeciwnicy spotkali się podczas wschodu słońca. Japońscy piloci uznali to za pomyślny znak niebios i samego cesarza. Z prawdziwą pasją runęli na okręty pod nimi. Komandor Fuchida, znany z Pearl Harbor, podzielił swoje siły na trzy części według celów: pancernik USS Washington oraz lotniskowce USS Ticonderoga i USS Hancock. Samoloty torpedowe zleciały na 500 metrów manewrując pomiędzy śmiertelnymi dla nich smugami światła. Atakowany z czterech stron Washington nie miał szans. Okrętem wstrząsnęła eksplozja i kto nie trzymał się mocno, ten upadał na podłogę albo spadał do morza. Pierwsza torpeda rozerwała duży kawał prawej burty zabijając 52 marynarzy i jeszcze więcej raniąc. Później w stoczni zmierzono dziurę – 8x13 metrów! Druga torpeda płynęła od strony rufy stwarzając cholernie niebezpieczną sytuację. Jeśli wybuchnie, okręt utraci śruby i będzie idealnym celem. Kiedy tylko sternik dostał meldunek o tym, natychmiast wydał rozkaz maksymalnego zwrotu w lewo i całą naprzód. Biały ślad zostawiony przez podwodny pocisk był coraz bliżej, a przecież torpeda zawsze jest przynajmniej kilka metrów przed nim. Okręt zaczął się przechylać mocno na lewą burtę i paru marynarzy ledwie zdołało się utrzymać na pokładzie. Tysiące ton stali skrzypiało przerażająco, jakby zaraz wszystko miało puścić. Ci, którzy znajdowali się pod pokładem, przeżywali chwile grozy. W kilku miejscach puściło parę nitów. W kuchni kok wraz z pomocnikami trzymali drzwi szafek, które groziły otworzeniem się. Torpeda był tuż tuż. Każda sekunda dłużyła się niemiłosiernie. Wielu w ciągu tych kilkudziesięciu postarzało się o dobrych kilka lat. BUM! Odgłos uderzenia metalu o metal. Rozniósł się po całym okręcie budząc nieme przerażenie. Najgorzej mieli mieli w maszynowni, która była przecież najbliżej miejsca zderzenia. Zderzenia, nie wybuchu. Torpeda nie wybuchła. Dowódca Washingtona, komandor Hobart, poczuł ogromną ulgę. Wtedy druga eksplozja na prawej burcie wszystko zmieniła. Marynarze na sąsiednich jednostkach przysięgali, że pancernik podniósł się przynajmniej o dwie stopy. Eksplozja pozbawiła prądu elektrycznego dziób i część śródokręcia. Duża część działek przeciwlotniczych utraciła większość ze swojej zdolności bojowej, zresztą jak cały Washington.
    Ticonderoga miała znacznie lepiej. Bombowce nurkujące najpierw musiały wspiąć się na pułap 3000 metrów, by zacząć atak. Zanim do tego doszło, myśliwce amerykańskie, które zdołały przebić się przez osłonę japońską, przetrzebiły je mocno. Spadające nurkowce uderzały bardzo blisko lotniskowca robiącego zwroty to w lewo to w prawo. Z grupy atakującej Ticonderogę bomby zdołało zrzucić zaledwie pięć, z czego tylko jedna – 250-funtowa – była celna. Przebiła się przez rufę i wybuchła w hangarze zapalając kilka samolotów. Na szczęście ekipy ratownicze były w gotowości i ugasiły pożar zanim doszło do czegoś gorszego. Samolotom torpedowym nie udało się nawet wyjść na pozycje do ataku. Niszczyciele prowadziły niezwykle skuteczny ogień przeciwlotniczy.
    Największa grupa dostała jako przydział Hancocka, który – wspierany przez trzy niszczyciele - długo opierał się wszelkim atakom. Richard Edwards, członek zespołu ratowniczego, tak opisuje tamte wydarzenia:

    Przez kilkanaście minut byliśmy niczym pieprzona forteca. Niemal każdy Japs, który miał czelność nas zaatakować, spotykał się z rybkami albo otrzymywał latającą wersję piekła. Kilka bomb zrzuconych przez nurkowce uderzyło daleko. Razem z kumplami wskazywaliśmy sobie kolejne spadające samoloty. Musiało to nieźle wyglądać, kiedy kilku facetów pokazywało sobie coś na niebie i śmiało się. Akurat spojrzałem na zegarek, kiedy usłyszałem i poczułem trzy pierwsze bomby. Jednej chwili przestaliśmy robić sobie głupie żarty i wzięliśmy się do roboty.

    Owe trzy bomby rzeczywiście nie były ostatnie, ale na pewno najbardziej śmiercionośne. Jedna uderzyła bezpośrednio w windę, wyłączając z akcji wszystkie samoloty pod pokładem. Druga wybuchła tuż obok pomostu zrzucając do wody kilka maszyn i ludzi oraz powodując kilka pożarów. Trzecie okazała się najgorsza, bowiem przebiła się przez rufę i wybuchła głęboko pod pokładem. Wyłączyła prawie wszystkie kotły, a pożar, który spowodowała, był niebezpiecznie blisko zbiorników paliwa. Okręt szybko zaczął wytracać prędkość i stał się obiektem ataków wszystkich tych samolotów, które do tej pory trzymały się daleko od niego.


    Teraz to my mieliśmy piekło, tyle że pływające. Kopciliśmy bardziej niż wszystkie fabryki w Pittsburghu razem wzięte. Ledwie widziałem kumpli, a co dopiero mówić o innych. Jakiś oficer skierował nas do gaszenia pożaru przy pomoście. Biegiem rozwinęliśmy węże i modliliśmy się oto, by było ciśnienie. Było. Skierowaliśmy strumień wody na wraki myśliwców, by można je było szybko zrzucić. Z tamtego miejsca mieliśmy świetny widok na bitwę. Widzieliśmy, jak Washington obrywa torpedą i robi niesamowity zwrot na lewą burtę. W tym samym momencie Eddy dojrzał dwa torpedowce lecące prosto na nas. Trzymały się blisko powierzchni wody. Zaraz też nasi chłopcy otworzyli do nich ogień. Na niewiele się do zdało – zobaczyliśmy, jak „cygara” odpadają od samolotów i wpadają do wody. To chyba były elektryczne, bo nie zostawiały śladów na powierzchni. W każdym razie zaczęliśmy szukać kryjówki. Schowałem się za pomostem, mocno uchwyciłem się barierki i spojrzałem na zegarek – była 6:25. Pół minuty później jedna eksplozja poruszyła biednym Hancockiem. Druga nastąpiła kilka sekund po pierwszej. Poczułem, że okręt ma mocny przechył. W końcu ruszyłem się i wznowiłem akcję ratowniczą.

    Przechył był rzeczywiście spory. Wynosił 17 stopni i pewnie na tym by się nie skończyło, gdyby nie zalanie komór po lewej stronie. Dowódca okrętu zdołał powiadomić Nimitza o swojej sytuacji, lecz nie otrzymał wiadomości z powodu ciągłych przerw w zasilaniu, które znacznie utrudniały akcję ratowniczą. Hancock został wyłączony z akcji. W wyniku pożarów stracił niemal wszystkie samoloty.

    Zespół japoński również toczył bitwę z powietrznym przeciwnikiem. Furutaka w pierwszej fali oberwała 100-funtową bombą. Z zablokowanym sterem zaczęła robić ogromne kółka. Chitose tym razem nie zdołał umknąć uwadze wroga. 250-funtówka przebiła się przez pokład i wyłączyła wszystkie kotły pozbawiając tym samym okręt elektryczności. Część lotników z poprzedniego nalotu rozpoznała uznany za zatopiony lekki lotniskowiec. Tym razem raport po bitwie miał mówić prawdę. Pierwsza grupa samolotów torpedowych zleciała na 500 jardów (450 metrów) i pomimo silnego ognia z niszczycieli zdołała umieścić w Chitose jedno „cygaro”. Pozostałe chybiły, ale nieznacznie. Do akcji wkroczyły Helldivery. Jeden po drugim osiągały trafienia przemieniając swój cel w kupę poskręcanego złomu. Pewien pilot nie zdołał wyjść z lotu nurkowego i rozbił się na pomoście pozbawiając okręt dowództwa. Teraz nie stanowił on absolutnie żadnego zagrożenia. Dwie torpedy i cztery bomby później Chitose został pochłonięty przez ocean.


    [​IMG]
    Chitose nie powrócił

    Twardy opór stawiał ciężki krążownik Mikuma. Znakomita załoga zestrzeliła kilku Amerykanów bez strat własnych. I to rozwścieczyło Jankesów. Okręt ostrzelało kilkanaście myśliwców. Pokład był dosłownie zalany krwią. Ci, którzy uszli cało z tej masakry, musieli najpierw odrzucić ciała poległych towarzyszy nim z powrotem zaczęli ostrzeliwać wroga. Przerwę tę doskonale wykorzystała grupa torpedowców. Pomimo znakomitych manewrów Mikumy dwie torpedy zdołały dotrzeć do jej prawej burty i wyrwać spory jej kawał. Woda wdarła się do pomieszczeń ukrytych głęboko w środku pozbawiając życia większość załogi. Kiedy spotkała się z rozgrzanymi kotłami, powstała ogromna ilość pary wodnej, która z kolei podniosła ciśnienie do niewyobrażalnej wysokości. Nim uderzyła kolejna fala ataków, potężna eksplozja pozbawiła krążownik rufy. Jeden ze świadków tak to opisuje:

    Nagle Mikuma została przysłonięta przez ogromny słup wody. Ktoś mi potem powiedział, że gejzer pochłonął kilka samolotów, tak był wysoki. Powietrze z głośnym świstem przecinały blachy i mniejsze części okrętu. Te, które trafiły w resztę floty, dokonywały ogromnych zniszczeń. Pancerne płyty wbijały się głęboko w nadbudówki oraz burty i zabijały wszystkich na swojej drodze. W kajucie szpitalnej dwie takie płyty przecięły naszych lekarzy. Przeżyli tylko ci, którzy leżeli na stołach albo na podłodze. Ściany i sufit były całe we krwi. Wybuch na Mikumie wyrzucił także kilkaset ciał marynarzy, które spadały w promieniu 500 metrów wpadając z hukiem do oceanu lub uderzając w nasze okręty. Ktoś został nabity na nasz maszt, inny spadł na skrzydło nisko lecącego torpedowca. Samolot stracił sterowność i spadł do wody. Kiedy woda opadła, wszyscy spojrzeliśmy na Mikumę, a raczej na jej żałosne resztki. Okręt utracił tylną połowę i szybko się zanurzał.

    Druga fala, która uderzyła na Furutakę, miała ułatwione zadanie. Okręt nie był w stanie bronić się i rozwijał prędkość zaledwie 5 węzłów. Schodząc na małą wysokość nurkowce umieściły w nim 7 bomb zanim poszedł na dno. Tone zdołał przetrwać kolejny atak, ale nie nadawał się absolutnie do niczego. Zniszczona jedna wieża, pozostałe pozbawione elektryczności, zresztą jak cały okręt, ponad 3000 ton wody w kadłubie i zmasakrowana załoga uczyniły z Tone – dosłownie – pływającym wrakiem. Pomimo jego tragicznego stanu, Nagano nakazał wzięcie na hol krążownika.
    Wczesnym popołudniem samolotu obu flot zaczęły lądować na lotniskowcach. Hancock i Enterprise nie mogły przyjmować maszyn, więc pozostałe lotniskowce musiały przyjąć ich pilotów. W powietrzu uformowało się kilka okręgów samolotów, z których co chwila jeden urywał się, by wylądować. Pierwszeństwo mieli , którzy mieli mało paliwa albo byli mocno postrzelani. Nie obyło się niestety bez wypadków. Jeden z myśliwców nie zdołał wyhamować i uderzył w inną maszynę. Zginął jeden marynarz, a trzech było rannych. Dwóch innych pilotów spadło do morza, ale na szczęście udało im się wydostać na powierzchnię, skąd zostali szybko wyłowieni. Przyjmowanie samolotów na pokłady trwało około godzinę i Nimitz bardzo obawiał się kolejnej fali japońskiego ataku. Nie wiedział jednak, że Nagano nie był w stanie wysłać czegokolwiek. Tym razem stracił 52 maszyny, a piloci – choć silni duchem – nie byliby w stanie zaatakować raz jeszcze. Obaj dowódcy mieli też problemy z amunicją do działek przeciwlotniczych, bombami i torpedami. Jedyną możliwością byłoby starcie na dystansie artyleryjskim. Szef sztabu Nagano usilnie nalegał na zbliżenie się do przeciwnika i wykorzystanie ogromnej siły ognia ciężkich krążowników, lecz admirał nie zgodził się. Na podstawie meldunków uznał, że zadał przeciwnikowi ogromne straty i czas już wrócić do bazy. O 16:21 flota japońska zmieniła kurs na Maskat. W tym samym czasie Nimitz skierował swoje siły bezpośrednio na południe. Bitwa na Morzu Arabskim zakończyła się zwycięstwem Amerykanów. Za cenę trzech ciężko uszkodzonych lotniskowców i jednego pancernika US Navy zdołała posłać na dno po jednym ciężkim lotniskowcu i lekkim oraz trzy ciężkie krążowniki uszkadzając kolejny. 7 sierpnie Radio Tokio podało komunikat o zatopieniu czterech lotniskowców, pięciu pancerników i licznych mniejszych okrętów amerykańskich za cenę dwóch starych lekkich krążowników. Ech, propaganda japońska.


    [​IMG]
    Dwie fazy bitwy na Morzu Arabskim


    W czasie, kiedy Nimitz był zajęty włoskimi niszczycielami, po drugiej stronie globu Task Force 51 Starka dorwał zespół wiceadmirała Fujiwary składający się z lekkiego lotniskowca Chuyo w osłonie trzech niszczycieli. Ponieważ Japończyków wykryto późnym wieczorem, do walki zostało wysłanych raptem 30 maszyn. W ten sposób Stark chciał ograniczyć ewentualne straty przy nocnym lądowaniu. Piloci amerykańscy w mrokach nocy odnaleźli przeciwnika i ruszyli do ataku. W ciągu dwóch godzin Chuyo otrzymał przynajmniej trzy bomby, w tym 1000-funtówkę, i prawdopodobnie jedną torpedę. Nikt jednak nie widział tonącego okrętu, którego dalszy los jest nieznany.
    Wiadomość o ataku amerykańskiego zespołu dotarła do admirała Hyakutake. Miał on pod swoim dowództwem pięć ciężkich lotniskowców, trzy lekkie, trzy pancerniki (w tym szybki Kongo) i osłonę. Postanowił wysłać swoje samoloty tak, aby zaatakowały Amerykanów w momencie przyjmowania własnych maszyn na pokłady. Pech chciał, że został wykryty przez samotny okręt podwodny Dolphin. Co ciekawe, znalazł się on tam przez przypadek – został zniesiony przez silny sztorm. Jego pierwotnym zadaniem miało być atakowanie konwojów japońskich, ale widząc silny zespół wroga wysłał meldunek do sztabu w Pearl Harbor, który stamtąd dotarł do Szybko został wykryty przez niszczyciele i obrzucony bombami głębinowymi, na szczęście niecelnymi. Hyakutake nie zrażony wykryciem wysłał samoloty. W tym samym czasie Stark przygotowywał swoje okręty do walki. Zagrał bardzo ryzykownie wysyłając pozostałe samoloty w kierunku wroga. Jego jedyną obroną były teraz działka przeciwlotnicze i umiejętne manewrowanie.
    TF-51 zapłacił za to daniną krwi. Hornet, Lexington i Tennessee zostały ciężko uszkodzone. Zginęło ponad 1000 ludzi. Wracające samoloty musiały wodować, ponieważ pokłady były podziurawione bardziej niż ser szwajcarski. Jednak żaden okręt amerykański nie został zatopiony! Gorzej miał się zespół japoński. Obrona wybitnie sobie nie radziła i co rusz lotniskowce były obrzucane bombami, w większości jednak niecelnymi. Shinano oberwał w rufę zestrzelonym Hellcatem, który nie zdążył zrzucić swojego ładunku. Wybuch zrzucił do morza kilka maszyn i poranił kilkunastu marynarzy. Ogromnego pecha miała Kurama. Duet najlepszych w tej części Pacyfiku pilotów – Johna McDonalda i Petera Walkera - wziął ją w dwa ognie. Lecieli na niskiej wysokości z przeciwnych stron okrętu. McDonald z prawej burty, Walker z lewej. Gdy byli w odległości 200 metrów od celu zrzucili torpedy i wykonując świecę szybko umknęli ogniowi przeciwlotniczemu. Po kilkunastu sekundach odgłosy walki zostały zagłuszone przez dwa wybuchy, które niemal w tej samej chwili ustąpiły ogromnemu hukowi, jaki towarzyszył eksplozji kilku tysięcy ton paliwa. Kurama przełamała się na pół i znikła w otchłani oceanu.
    Mimo odniesionego sukcesu, US Navy straciła na kilka miesięcy swoje główne siły na Pacyfiku, bowiem tyle przynajmniej potrwają naprawy w Pearl Harbor.

    5 sierpnia u wybrzeży Casablanki okręty podwodne wiceadmirała Cooleya zostały zaatakowane przez trzy lekkie okręty włoskie. Po kilkugodzinnej walce Amerykanie zdołali oderwać się od Włochów z dwoma ciężko uszkodzonymi jednostkami. Dwa dni później Cooley napotkał sześciu włoskich podwodniaków. Wywiązała się walka, w której ogniem z dział lekko uszkodzone zostały dwa kolejne okręty. Od torpedy jednego ze swoich poszedł na dno makaroniarz. Cooley wycofał się do Rejkiawiku, gdzie dotarł bezpiecznie pod koniec miesiąca.

    28 sierpnia u wybrzeży Labradoru Kinkaid zaatakował kolejne wilcze stado. Zdołano zatopić U-7, lecz nie obyło się bez strat. USS Conyngham został uszkodzony. Całą grupę skierowano do bazy w Québec City. W walce z U-Bootami zdołano jeszcze uszkodzić trzy inne okręty. Akwen pomiędzy Islandią a Wyspami Brytyjskimi zaczęły patrolować Mitchelle B-25, a nawet Superfortece B-29. W sierpniu utracono 10 transportowców i 4 eskortowce, nie zatapiając nic w zamian.

    Projekt Manhattan jest coraz bardziej zaawansowany. Zespół Oppenheimera opracował właśnie projekt reaktora atomowego, który ma być podstawą całego projektu. Natychmiast rozpoczęto rozbudowę urządzeń atomowych w Los Alamos. To jest dobra wiadomość. Zła jest taka, że Niemcy również prowadzą badania nad wykorzystaniem energii atomowej. Wywiad doniósł o ośrodku badawczym kilkadziesiąt kilometrów na południe od Berlina. Wielokrotnie widziano wjeżdżającego na jego teren Heisenberga. To nie wróży niczego dobrego.

    Do bitwy o Anglię włączyły się siły amerykańskie. Cztery eskadry Corsairów Browninga zdołały przechwycić naraz aż 8 eskadr (około 400 maszyn) średnich bombowców niemieckich zmierzających nad Portsmouth Ciężkie boje podniebne zakończyły się minimalnym zwycięstwem Amerykanów, którzy zdołali mocno przetrzebić część sił przeciwnika, lecz sami mocno oberwali od eskorty.


    [​IMG]
    Trudne początki


    W tym miesiącu do baz w południowej Anglii przebazowano osiem eskadr myśliwskich. Daje to nadzieję rządowi Attlee na powstrzymanie ofensywy lotniczej Osi. Stawiający opór od kilku lat RAF nie jest już w stanie bronić swojego kraju. Brak sprzętu i pilotów jeszcze bardziej pogarsza sytuację.


    [​IMG]
    RAF-u sytuacja kiepska jest


    Kontrwywiad powstrzymał dwie próby założenia siatek wywiadowczych przez Japończyków i rozbił dwie już istniejące włoskie. Do służby oddano 100 eskortowców i 10 niszczycieli. Sytuacja w ZSRR jest coraz gorsza dla komunistów. Oś atakuje ich ze wszystkich stron pozostawiając za sobą tysiące trupów żołnierzy Armii Czerwonej.


    [​IMG]
    Powolny upadek czerwonego kolosa
     
  8. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 8.
    Bitwa o Anglię

    1 – 30 IX 1946



    Wrzesień dobrze zaczął się dla US Navy. Późnym popołudniem u wschodnich wybrzeży wykryto samotny okręt podwodny. Samoloty LeMaya nieco go uszkodziły, lecz nie zatopiły. Ten zaszczyt przypadł niszczycielom Kimmela. Trzy dni później pod Miami zaatakowano U-Boota czyhającego na wychodzące z portu konwoje. Na nic się jednak zdało zrzucenie kilkudziesięciu bomb głębinowych – podwodniak błyskawicznie się zanurzył i nie został już wykryty ani przez samoloty ani przez straż wybrzeża.

    Długa seria walk powietrznych zaczyna się od przechwycenia nad Norwich 200 średnich bombowców niemieckich przez cztery eskadry myśliwców rakietowych P-79A. Wykorzystując ogromną przewagę szybkości amerykańscy piloci wprowadzają chaos w szyku przeciwnika i zestrzeliwują ponad połowę maszyn wroga. Zaskoczona oporem eskorta długo zbiera się do kontrataku, w wyniku którego posłano na ziemię tylko kilku Jankesów.
    Niedługo potem cztery eskadry F4U Coirsarzy gen. Browninga dorywają nad Portsmouth ponad 170 bombowców bezpośredniego wsparcia Henschel Hs-129 B-3 bez jakiejkolwiek osłony. Niemcy najwidoczniej uznali, że RAF już nie stanowi niebezpieczeństwa. Zapomnieli jednak o US Air Force, który brutalnie im o sobie przypomniał – o ziemię rozbiło się 70% Niemców. Jedna z czterech eskadr bombowych faktycznie przestała istnieć.
    Göring nie był zadowolony z porażek swojej wspaniałej Luftwaffe. Wezwani przez niego dowódcy wyszli godzinę później przygłusi. Jeden z nich ironicznie powiedział, że Göring to „najgłośniejsza artyleria Luftwaffe”. Generał Schultheiss, pomimo nadchodzącej nocy, wysłał nad Norwich 46 Me-262, zdrobniale nazywane przez pilotów jaskółkami, oraz 152 He-162 Salamander. Po ósmej wieczorem napotkały one myśliwce Browninga. W ciągu kilku godzin nie osiągnięto rozstrzygnięcia i „wyprawa karna” Luftwaffe musiała wrócić do swych baz na kontynencie.
    Dowództwo amerykańskie przeczuwając, co się święci, wysłało do Anglii kolejne cztery eskadry P4U pod dowództwem Chennaulta i trzy nowoczesnych, zdolnych podjąć skuteczną walkę z „Jaskółkami”, Lockheed P-80 Shooting Star gen. Norstada. Jaką niespodzianką jednak był atak vichystowski na port w Portsmouth przeprowadzony przez... starusieńkie bombowce pamiętające jeszcze pierwszą wojnę światową. Amerykanie dosłownie bawili się z nimi – starsi piloci dawali młodym szanse zestrzelić chociaż jednego Francuza. Nawet spokojni zazwyczaj Anglicy głośno się śmiali na widok latających sklejek. Wcale to nie pomagało Francuzom, którzy odgrywali w tym przedstawieniu tragiczną rolę. Po „bitwie” miłosiernie darowano kilkunastu maszynom, które kopcąc uszły na południe. Według opowiadanej później anegdoty, angielski lord na widok uciekających Francuzów poprosił swego lokaja o strzelbę na wróble. Kilka strzałów wystarczyło, by dwa samoloty zakopciły jeszcze bardziej i runęły na ziemię. „Znakomity strzał, milordzie” - skomentował lokaj.


    [​IMG]
    Kupuj!


    Osiem dni później do walk przyłączył się RAF. Dziesięć eskadr myśliwskich zdziesiątkowało cztery bombowe samego Gallanda. Tymczasem Norwich znowu stało się świadkiem powietrznych pojedynków pomiędzy pilotami Browninga i Schultheissa. Dzienne światło zmieniło jednak tylko to, iż straty po obu stronach były znacznie większe niż w nocnym boju. Göring nie był z tego zadowolony, co słyszeli nawet sklepikarze przecznicę dalej.
    21 września Andrews ze swoimi F4U i P-80 przechwycił wracające z nocnego bombardowania bombowce. Eskorty było stanowczo zbyt mało, by przeszkodzić Amerykanom. Niemcy utracili całą eskadrę Hs-129 B-3. Następnego dnia Luftwaffe częściowo się zrewanżowała. 200 bombowców z osłoną w postaci ponad 150 nowoczesnych myśliwców runęło na Blackpool. Trzy eskadry P-80 nie zdołały powstrzymać wroga i bomby spadły na miasto. Z dużymi stratami Jankesi musieli wycofać się na pobliskie lotniska. Tę samą grupę dwie godziny później złapały myśliwce Chennaulta. Obydwie formacje wyszły z walki mocno poharatane.
    Wszystkie loty USAF zostały wstrzymane pod koniec miesiąca. Przyczyną była nie wystarczająca ilość maszyn i pilotów zdolnych do walki. Jednak Niemcy nauczyli się, że Anglia jeszcze nie została pokonana. Całkowicie zrezygnowano z bombardowań za dnia na rzecz nocnych.
    Podczas gdy nad Wyspami Brytyjskimi toczono zacięte bitwy powietrzne, w południowej Afryce doszło do tylko jednego spotkania wrogich sił lotniczych. 17 września nad Mpiką po cztery eskadry P4U i B-29 zostały zaatakowane przez „Jaskółki” i „Salamandry”. Znakomicie wyszkoleni piloci niemieccy uzyskali liczne zestrzelenia, zaś Amerykanie skupieni przede wszystkim wokół Superfortec ledwie zdołali zniszczyć kilkanaście maszyn wroga.


    [​IMG]
    Zaciekłe walki w powietrzu


    Po dotarciu do Cape Town TF-98 został zreorganizowany. W bazie zostały ciężko uszkodzone okręty, zaś do floty Nimitza dołączył naprawiony po bitwie z niemieckimi liniowcami Intrepid. W ciągu kilku dni TF-98 wyruszył na Morze Arabskie, niejako po drodze zatapiając vichystowską flotyllę transportową. Po dwóch tygodniach bezowocnego patrolu, Nimitz skierował swoje siły na Cejlon, gdzie zaczął polować na japońskie konwoje.

    10 września 2. Armia uderzyła na pozycje niemiecko-włoskie pod Mpiką. Stacjonowały tam trzy dywizje: niemiecka 14. Pancerna i dwie włoskiej piechoty pod dowództwem gen. Krügera. Przez kilka godzin walk Amerykanie rozbili wiele wrogich oddziałów. Wielu żołnierzy z ochotą szło do niewoli. Niedożywieni z niewystarczającą ilością amunicji nie chcieli ginąć na obcej im afrykańskiej ziemi. Przyczyna niewydolności logistyki wroga była oczywista, gdy spojrzało się na drogi i mosty. Bomby niemal doszczętnie zniszczyły infrastrukturę. Jedynie 14. Pancerna stawiała zawzięty opór i nawet w nocy zdołała wyprowadzić kontratak przeciwko dwóm amerykańskim dywizjom zmechanizowanym. Pantery niszczyły Shermany jeden po drugim i gdyby nie pomoc M26 Pershingów z 7. Pancernej Niemcy mogliby się przebić i zaatakować od tyłu pozycje 2. Armii. Następnego dnia Kruger wycofał się z tego regionu, ale Vandergrift nie miał zamiaru go zajmować. Jego atak był tylko wypadem, mającym wprowadzić zamieszanie u wroga.


    [​IMG]
    Impas w Afryce trwa nadal


    Na morzu jedyną większą walką było zatopienie przez najnowsze niszczyciele wiceadmirała Price'a sześciu japońskich okrętów podwodnych na północ od Pearl Harbor. We wrześniu stracono 16 jednostek w konwojach, zatapiając za to 65 transportowców i eskortowców.

    Działania wywiadu w Japonii przyniosły wreszcie oczekiwane owoce. Nikt jednak się nie spodziewał, że ofiarą Amerykanów padnie budowany wielki lotniskowiec Kaga. Sprawnie podłożone ładunki wybuchowe w całej stoczni opóźniły pracę nad okrętem o przynajmniej dwa miesiące. 23 września do dyspozycji naukowców projektu Manhattan oddano powiększony reaktor atomowy.


    [​IMG]
    My przyśpieszamy, oni zwalniają


    -----------------------------------------------------------------------------
    aves - na lądzie i na Atlantyku. AI jednak nie chce się tak łatwo poddać.
     
  9. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 9.
    Tora, tora, tora raz jeszcze

    1 – 30 X 1946




    Grupa Kinkaida ledwie wróciła do służby i już napotkała wroga. Ofiarami jego sześciu niszczycieli padły dwa U-Booty, lecz nie obyło się bez strat własnych, na szczęście niewielkich. Mimo wszystko TF ASW dostało rozkaz powrotu do bazy w Rejkjawiku. Cztery dni później na Pacyfiku pięć niszczycieli pod dowództwem wiceadmirała Scotta dorwało samotnego, japońskiego podwodniaka polującego na konwoje na linii San Diego – Hawaje. Stan floty cesarskiej zmniejszył się o jeszcze jeden okręt.
    9 października z portu w San Diego wyszło w morze kilka flotyll transportowych z łącznie trzema dywizjami. Całość osłaniały trzy niszczyciele. Plan przewidywał dotarcie do celu, jakim była baza Pearl Harbor, za pięć dni. Do tego czasu akwen na północ od Hawajów patrolowały grupa wiceadmirała Price'a. Pech w postaci potężnej floty admirała Hyakutake dał o sobie znać niemal natychmiast. Cztery ciężkie lotniskowce wyrzuciły w powietrze samoloty, które zdołały zatopić dwa niszczyciele i trzeci ciężko uszkodzić. Price zdołał wycofać się wykorzystując mroki nocy. Wiadomość o wrogim zespole dotarła także do grupy transportowej, która szybko zmieniła kurs na powrotny.

    5 dni wcześniej na Madagaskarze 26. DP znowu ruszyła na południe zajęte przez Francuzów Vichy. Okazało się, że stacjonuje tam tylko dywizja dowodzenia samego marszałka Weyganda. Walki nie trwały nawet jednego dnia. Jednak wróg nie poddał się. Umiejętnie wymijając blokadę morską zdołał dostarczyć na wyspę regularną piechotę marszałka Gauthiera. Dwa dni później na biurko Marshalla trafiła depesza od gen. Lemintzera, dowódcy 26. DP: „Niech ktoś zabierze od nas tych przeklętych francuskich jeńców. Jest ich więcej niż nas. Zżerają nam wszystkie zapasy.” Kilka dni później południe Madagaskaru zostało zabezpieczono świeżo przybyłą z kraju 41. DP.


    [​IMG]
    Opanowanie Madagaskaru


    Nad Anglią nadal ścierają się ze sobą USAAF i Luftwaffe. Przerzucenie się z lotów dziennych na nocne zaowocowało znacznymi sukcesami. Niemcy ponieśli duże straty. Nieocenioną pomocą okazały się radary, które bezbłędnie lokalizowały wroga, który nie miał pojęcia, gdzie są Amerykanie. Z kolei Francuzi całkowicie zaskoczyli Aliantów. Znowu naloty miały wykonać bombowce rodem z I wojny światowej. I znowu radości pilotów amerykańskich nie było końca. Nie skończyła się ona nawet wtedy, kiedy ostatni „przeciwnik” rozbił się o ziemię.

    19 października wiceadmirał Oldendorf patrolował zachodnie wybrzeże. Przykrą niespodzianką okazała się obecność na tych wodach okrętów admirała Hyakutake. Jedynymi atutami Amerykanów była zwrotność i noc. Na dno poszedł USS Gregory, a USS Sigourney został tak ciężko uszkodzony, iż rozważano możliwość jego opuszczenie, lecz ostatecznie odholowano go do portu.
    Home Fleet w końcu wyszła z bazy w Scapa Flow. Wielomiesięczne naprawy okrętów pozbawiły Zjednoczone Królestwo głównej linii obrony przed desantem niemieckim. Teraz Kriegsmarine znowu będzie chować się w portach. Prawdziwą potęgę Royal Navy jako pierwsze poznały dwie japońskie flotylle transportowe, które właśnie zmierzały do Brestu. Piloci z pancernopokładowych HMS Glorious i HMS Victorious posłali Japończyków na dno. Kilka dni później wilcze stado zmierzyło się z Brytyjczykami. Z poważnymi uszkodzeniami musiało wycofać się do portu.

    Przedostatniego dnia miesiąca wszyscy w Pearl Harbor spokojnie wykonywali swoje obowiązki. Sztabowcy wylewali siódme poty nad mapami, marynarze poznawali wszystkie dostępne w bazie rozrywki, a stoczniowcy naprawiali okręty Starka, który pośpieszał ich co chwilę – skutkowało to tym, iż co jakiś czas co cięższy przedmiot jak młotek spadał niebezpiecznie blisko admirała. Koło południa dał sobie spokój, wszak była to najwyższa pora na obiad. Już siadał do stołu, kiedy ryknęły syreny alarmowe. W ciągu kilku minut dotarł do niego posłaniec z wiadomością, że od północy zbliża się armada powietrzna, najprawdopodobniej japońska. Tak było w istocie. Admirał Hyakutake po rozprawieniu się z pomniejszymi jednostkami amerykańskimi przystąpił do wykonania swojego głównego zadania – ataku na Pearl Harbor. Yamamoto wydając taki rozkaz liczył na to, iż Jankesi zapomnieli o 7 grudnia 1941 i teraz zaatakuje i zniszczy lotniskowce wroga. Mylił się jednak. Całkowicie ignorując protesty Hawajskiego Parku Narodowego na najwyższych szczytach wyspy Oahu postawiono nowoczesne stacje radarowe. Ich meldunki miały absolutny priorytet. Dzięki temu z lotnisk zdołano podnieść dwie eskadry F4U, a bombowce przenieść na inne.
    Myśliwce zdołały zatrzymać część atakujących, lecz większość przedarła się nad bazę, gdzie przywitał ich potężny ogień przeciwlotniczy. I to jednak nie zatrzymało Japończyków, którzy wpierw skupili się na stojącym przy Ford Island, dokładnie w tym samym miejscu co prawie pięć lat wcześniej, pancerniku USS Tennessee. Dwie bomby 500-funtowe rozbiły kilka stanowisk działek 40mm i odcięły prąd w części rufowej. Z trzech kolejnych jedna przebiła się przez pokład pancerny i wybuchła w pomieszczeniach załogi. Torpeda uderzyła w dziób poważnie go uszkadzając. Stojący obok niszczyciel Niihau solidnie oberwał odłamkami od swojego większego kuzyna. W ciągu kilkudziesięciu minut bomby nie ominęły także drugiego pancerniaka, USS California. Jedna 1000-funtówka wbiła się w wieżę nr 2 niszcząc ją całkowicie. Dwie inne bomby uderzyły w pokład na rufie, ale szczęśliwie nie wybuchły. Cumujący po drugiej stronie Ford Island lotniskowiec USS Lexington przyjął na pokład trzy 500-funtowe bomby, które jednak nie spowodowały takich strat, jakich powinno się oczekiwać. Wygięte płyty i kilkunastu zabitych i rannych. Nieco gorzej miał lekki krążownik Savannah. Jeden Japończyk nie zdołał wyjść z lotu nurkowego i rozbił się o okręt, lecz zrzucona wcześniej bomba uderzyła już w wodę. Niszczyciel Gwin osiadł na dnie, oberwał też Drayton. Bardzo poważne zniszczenia odniosła sama baza. Uszkodzone doki, pozatapiane mniejsze jednostki pomocnicze portu, liczne pożary – przywrócenie Pearl Harbor do stanu używalności potrwa wiele czasu.
    Agresor utracił tak wiele maszyn w pierwszym ataku, iż Hyakutake zrezygnował z następnych. Myśliwce amerykańskie miały znaczącą przewagę w postaci radaru i własnych lotnisk. Jednak japoński admirał nie wiedział, że Jankesi nie ograniczą się tylko do obrony. Dwie eskadry dostosowanych do walki na morzu Mitchelli B-25J wyruszyły w kierunku wroga w momencie, kiedy ten wracał na swe lotniskowce. Trzymając się w bezpiecznej odległości od samolotów ze wschodzącym słońcem na skrzydłach Amerykanie dotarli do floty Hyakutake. Runęły w dół akurat wtedy, kiedy Japończycy przyjmowali swoje maszyny na pokłady. Ich myśliwce nie mogły wiele zdziałać bez amunicji i z ostatnimi kroplami paliwa w bakach, za to Coirsary nie miały takich problemów. Dosłownie co chwila jakiś żółtek roztrzaskiwał się o powierzchnię oceanu. Przyglądał się temu Hyakutake, ale szybko z widza stał się aktorem. Amerykanie skupili się na jego flagowym Shinano, który szybko straciwszy wszystkie windy i samoloty na pokładzie stał się bezużyteczny w walce. Także lotniskowiec Tosa i niszczyciel Tade nie uniknęły trafień. Niestety zasłona ognia przeciwlotniczego uniemożliwiła bombowcom zadanie większych strat. Ostatecznie Japończycy niemal całkowicie pozbawieni lotnictwa pokładowego musieli się wycofać.

    [​IMG]
    Hyakutake atakuje


    6 października zmarł premier Szwecji, Per Albin Hansson. Jego następcą został Tage Erlander, który w ciągu kilku dni podpisał z Hitlerem pakt o przyjaźni niemiecko-szwedzkiej, w której znalazły się punkty mówiące o sprzedaży świetnej jakościowo szwedzkiej stali oraz pozwoleniu na tranzyt wojsk niemieckich przez Szwecję, z którego Szwedzi zrezygnowali w 1942, kiedy to Związek Radziecki zajął Finlandię. Istnieje realna szansa na to, iż i ten kraj zostanie w nieodległej przyszłości podporządkowany Hitlerowi.


    [​IMG]
    Jakie będą tego skutki?


    Na dno posłano 68 transportowców i 13 eskortowców wroga, większość na wodach Cejlonu. Utracono tylko 13 własnych transportowców i 9 eskortowców. 10 października kolejny japoński lotniskowiec IJN Ryujin padł ofiarą sabotażu w stoczni.
     
  10. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 10.
    Wyspiarskie życie
    1 – 30 XI 1946




    Hawaje – istny raj na ziemi. Piękne plaże, piękne dziewczyny, zimne drinki i izolacja od wielkiego świata. Każdy, kto chciał oderwać się od nudnej, szarej rzeczywistości, wyruszał na najwspanialsze wyspy Pacyfiku. To ich niepowtarzalne piękno było przyczyną wstąpienia do marynarki wielu ludzi, którzy desperacko walczyli o przydział do Floty Pacyfiku mającej swoją główną bazę w Pearl Harbor na wyspie Oahu. To było dla nich niczym wakacje z odrobiną adrenaliny w czasie ćwiczeń. Tak było aż do 7 grudnia 1941, kiedy to nastąpił japoński atak w wyniku którego US Navy utraciła dwa pancerniki i została upokorzona. Od tamtej pory w bazie tylko w niedzielę można było nieco wypocząć, a marynarze bardziej cenili sobie zimne wody Atlantyku i U-Booty niż wypchany Japończykami Pacyfik. Przez kilka lat Hawaje nie zostały zaatakowane pomimo ciągłych porażek Amerykanów na morzu. Drugi atak miał miejsce 29 października. Szok nie był tak wielki, jak w 1941. Agresor poniósł znacznie większe straty niż obrońca.
    Na tym się nie skończyło – 7 listopada admirał Nagano uderzył liczbą 253 samolotów w dwóch falach. Chcąc uniknąć wykrycia podniósł maszyny na trzy godziny przed świtem. Nie było to dobre zagranie, ponieważ w mrokach nocy Japończycy nie zdołali wypełnić nawet połowy założeń sztabowców. Oprócz trafienia jedną 500-funtówką Lexingtona i lekkiego uszkodzenia niszczycieli nie zanotowano żadnych znaczących sukcesów. W zamian Amerykanie w rajdzie bombowców uszkodzili ciężki krążownik Tone i lekki lotniskowiec Zuiho oraz strącili większość samolotów wroga.
    18 listopada powróciła flota admirała Hyakutake, który dał się zwieść znakomitej pogodzie panującej na południe od Pearl Harbor. Był pewien, iż tak samo jest nad amerykańską bazą i zaatakował w nocy mając także nadzieję, iż o tej porze obrona nie będzie taka czujna. Na 20 mil o celu japońscy lotnicy wpadli w potężną ulewę, która rozbiła ich szyk. Zaprzestanie ataku byłoby hańbą, więc żaden lotnik nie zawrócił. Widoczność była bardzo słaba i wszystkie bomby trafiły w ziemię nie powodując żadnych strat. Amerykanie nawet nie wysłali swoich myśliwców do obrony przed napastnikiem tylko strzelali do niego ze wszystkiego, co mogło podnieść lufę dość wysoko. Jankesi zaliczyli wiele strąceń głównie ze względu na fakt, iż Japończycy lecieli bardzo nisko i wolno, by móc chociaż zobaczyć pancerniki i lotniskowce o niszczycielach nie wspominając. Po kilku godzinach resztki powietrznej armady zaczęły lądować na swoich lotniskowcach. Pechowy Shinano znowu oberwał, tym razem od własnej maszyny, która wbiła się w nadbudówki.
    Kolejny nieudany atak został przeprowadzany 27 listopada. Znowu lekko oberwał Lexington, który faktycznie stracił cały pokład startowy - w hangarze okrętu po raz pierwszy od dawna pojawiło się światło słoneczne a nie sztuczne. Japończycy znowu stracili wielu pilotów, ale ich upór jest godzien podziwu. Pearl Harbor zostało wyłączone z akcji jako sprawnie działająca baza morska.


    [​IMG]
    Japońskie burze nad Hawajami.


    Już pierwszego dnia (a dokładnie nocy) miesiąca amerykańskie myśliwce przechwyciły nad Anglią dużą wyprawę bombową Luftwaffe złożoną z ośmiu eskadr Ar-234B Blitz. Napotkały one taki silny opór, iż niewielu Niemców powróciło do domów. Taki sam los spotkał dwa razy mniejszą grupę bombową następnej nocy. Na kolejne przechwycenie należało czekać aż do 16 listopada, kiedy to dwie eskadry bombowców bliskiego wsparcia zostały zmiecione z powierzchni ziemi (a raczej z powietrza) w walkach na Portsmouth. Otrzeźwione tym wydarzeniem dowództwo Luftwaffe dwa dni później zaczęło wysyłać nad Anglię silne grupy myśliwców złożone z trzech eskadr rakietowych Kometów i odrzutowych Jaskółek. Szybko też doszło do spotkania z ponad trzykrotnie liczniejszymi siłami USAAF. Znakomicie spisały się P-90 Shooting Star, które nawiązywały równą walkę z Niemcami i nawet wykazywały pewną przewagę. Do następnego takiego starcia doszło 22 listopada, lecz tym razem Luftwaffe musiała się zmierzyć z aż czterokrotną przewagą wroga. Scenariusz powtórzył się jeszcze dwukrotnie. W międzyczasie zmasakrowano kolejne dwanaście eskadry bombowców taktycznych bombardujących fabryki samolotów Portsmouth. W listopadzie nad samą tylko Anglią Niemcy stracili 618 maszyn strącając 122 samolotów amerykańskich. Szkopuł tkwi w tym, iż oni już nigdy nie odzyskają swoich pilotów, a alianci owszem.

    Na morzu szczególnie dało się we znaki wilcze stado operujące we wschodniej części Morza Karaibskiego. Za sprawą ich torped na dno poszło 18 transportowców i 5 eskortowców. Natychmiast wysłano w tamten rejon TF-20 (pancernik USS North Carolina i 5 niszczycieli) admirała Halseya. Niemal natychmiast po dotarciu do celu Amerykanie zostali wykryci, lecz Niemcy z atakiem poczekali do czasu bardziej sprzyjającej im nocy. Po dwóch torpedach z U-46 zniknął pod wodą USS Warrington, ale U-Boot nie pożył dłużej niż jego ofiara. USS Terry jednym strzałem z „jeża” rozszarpał jego kadłub. Na dno poszły także dwa inne okręty podwodne. Niszczyciele zostały całkiem poważnie uszkodzone. Paradoksalnie największy okręt Halseya sprawnie uniknął wszystkich podwodnych pocisków.
    Ogromnego pecha miał admirał McMorris. Jego pięć niszczycieli natrafiło na główną flotę Regia Marina składającą się z ciężkiego lotniskowca i kilku bardzo nowoczesnych pancerników typu Duce odznaczających się wielką prędkością oraz siłą ognia. Z pogromu ledwie uszedł USS Philip z McMorrisem na pokładzie. Rozbitków od śmierci w zimnych wodach Atlantyku wyratowali Włosi.


    [​IMG]
    Z Regia Marina nie ma żartów


    Rano 15 listopada 2. Armia gen. Vandergrifta ruszyła do ataku na pozycje Osi pod Mpiką. Przeciwko dwunastu dywizjom amerykańskim stanęły cztery wrogie. Trzonem obrony dowodzonej przez gen. Krügera była 14. Dywizja Pancerna i jej brygada nowoczesnej artylerii samobieżnej, która miała przysporzyć nieco kłopotów atakującym. Kilka razy jej ogień powodował miejscowe załamanie się natarcia. Trzy pozostałe jednostki francusko-włoskie były faktycznie wyłączone z walki, ponieważ kilkutygodniowa kampania lotnicza pozbawiła ich zaopatrzenia. Spośród nich jedynie 13. DP „Re” stawiała miejscami opór dzięki dostarczeniu nieco amunicji i medykamentów przez Niemców. Po kilku godzinach Amerykanie przełamali linię obrony w wielu punktach i zmusili wojska Osi do odwrotu w kierunku Songei (a dalej w stronę nadmorskiego miasta Lindi) i Zomby.


    [​IMG]
    Przerwanie impasu w Afryce


    By przeprowadzić ten atak odcinek frontu w Mongu został opuszczony przez większość wojsk. Sytuację wykorzystała 252. DP gen. von Axthelma, która pod koniec miesiąca opanowała tę prowincję. Nie konsultując się z Vandergriftem gen. Vedemeyer uderzył na Niemców - jeszcze bardziej zaostrzyło to nie najlepsze już relacje między tymi dwoma dowódcami. Atak okazał się miażdżący. Pomimo deszczu i ognia słynnych Acht-komma-acht Pershingi wbiły się z furią w linie wroga, a jadąca tuż za nimi w M3 piechota dokończyła dzieło zniszczenia.

    __________________________________________________________________________________
    Ajajaj, poślizg ogromny mam. Pretensje do BIS i Bioware'u za BG2 :wink: Teraz postaram się dawać pół ciuta częściej.
     
  11. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 11.
    Żegnaj, Tennessee
    1 – 30 XII 1946




    Pierwsze dni grudnia okazały się dla Aliantów pomyślnie. Agenci Hoovera rozpracowali niemiecką siatkę wywiadowczą pracującą w stoczni w Norfolk, zaś nad Anglią powstrzymano trzy wyprawy bombowe z czego jedna została niemal całkowicie zniszczona. W bazie lotniczej w Sheffield z radością powitano ponad 200 nowych P-80 mających wzmocnić parasol ochronny nad ziemią Shakespeare'a. Nad frontem afrykańskim niemieckie myśliwce rakietowe starły się z Coirsarami, lecz pomimo ogromnej przewagi prędkości poniosły klęskę, za którą w znacznej mierze odpowiedzialność poniosły służby logistyczne (niejeden Niemiec był zaskoczony, kiedy zamiast huku karabinów maszynowych usłyszał odgłos wciskanego przycisku odpowiedzialnego za strzał). W tym rejonie zauważono również aktywność węgierskiego lotnictwa bombowego, które szybko zakończyło swoją karierę po spotkaniu z USAAF.

    11 grudnia 2. Armia pod dowództwem Wedemeyera (w tym czasie gen. Vandergrift przebywał w Cape Town na naradzie sztabu US Army i wojsk RPA) ruszyły w kierunku zachodnim. Napotkały tam opór znacznych sił włoskiego generała Colsona w postaci siedmiu dywizji przeciwko dwunastu amerykańskich. Ciężkie walki przeciągnęły się aż do następnego dnia, kiedy to do odwrotu została zmuszona wroga dywizja pancerna stanowiąca główny filar obrony. Amerykanie jednak nie chcąc niepotrzebnie rozciągać linii frontu wrócili na pozycje wyjściowe pozwalając załogom Superfortec nękać uciekającego przeciwnika.


    [​IMG]
    Chwila snu jest na tym froncie na wagę złota.


    Trzy dni później zmierzający do portu ciężko uszkodzony niszczyciel USS Philip z kontradmirałem McMorrisem na pokładzie napotkał dwa nowoczesne niszczyciele Regia Marina wiceadmirała Mascherpa odpowiedzialnego za zatopienie 20 lutego 1943 na Morzu Śródziemnym trzech pancerników brytyjskich. Włosi szybko zeszli na dystans artyleryjski i po kilkudziesięciu minutach zatopili samotny okręt. Wróg nie zdecydował się na podjęcie rozbitków po ujrzeniu patrolu bombowców morskich z obrony wybrzeża. Na szczęście zdołała wyratować się większość z załogi z kontradmirałem włącznie.


    [​IMG]
    Bloody hell!


    16 grudnia tuż po pierwszej po południu nastąpił kolejny atak na Pearl Harbor. Przez długi czas niczym nie różnił się od poprzednich, ale nagle pierwsza torpeda uderzyła w burtę USS Tennessee. Cały okręt zatrząsł się, ale wytrzymał uderzenie. Nie minęło nawet pół minuty, kiedy kolejny podwodny pocisk uderzył. Oprócz wyrwania sporego płatu poszycia burty i zalania przedziału wybuch miał jeden poważny skutek – powstał cholernie niebezpieczny rezonans mechaniczny, który spowodował pękanie spawów, wystrzeliwanie śrub i rozszczelnienie grodzi. Innymi słowy pancernik zaczął się rozpadać. Paradoksalnie uratowała go trzecia, ostatnia torpeda. Spowodowała zalanie większości przedziałów po lewej stronie okrętu i w ostateczności wywrócenie się go kilem do góry tak, jak USS Oklahoma ponad pięć lat wcześniej. W tym samym czasie kilka poważnych ciosów przyjęła na siebie dotychczas prawie nieuszkodzona California. Jedynie szybka reakcja załogi uratowała okręt przed powtórzeniem losu bliźniaka. Odpowiedź Amerykanów przyszła bardzo szybko – spośród sześciu biorących udział w ataku lotniskowców japońskich tylko dwa uniknęły poważnych uszkodzeń. Radio Tokio ogłosiło światu niemal kompletne zniszczenie bazy skrzętnie pomijając straty floty cesarskiej.


    [​IMG]
    Tygrys w końcu dopada grubego zwierza.


    [​IMG]
    Które Pearl Harbor?


    Niepowodzeniem zakończyła się pierwsza wyprawa nowych B-36 Peacemakerów na Oslo. Na kilkadziesiąt kilometrów przed celem Amerykanie zostali przechwyceni przez myśliwce eskortujące bombowce morskie. Ze stratami sięgającymi 8% stanu wyjściowego B-36 wróciły do bazy w Glasgow. Niezadowolone z tego faktu dowództwo USAAF zdjęło ze stanowiska dowódcy 35. Grupy Bombowej Mulcahy'ego. Stanowisko to objął marszałek lotnictwa Arnold H.
    Do rejestru US Army oficjalnie wpisano pięć nowosformowanych dywizji piechoty zmechanizowanej: 43rd 'Winged Victory' NG, Division, 40th 'Sunshine' NG Division, 77th 'Liberty Division', 90th 'Tough Ombres' Division, 29th 'Blue and Gray' NG Division. Również US Navy dostała uzupełnienia po ostatnich stratach w niszczycielach.
     
  12. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 12.
    Mr. Knock-Knock
    1 – 30 I 1947





    Luftwaffe ponosi teraz nad Anglią same klęski. Raptem kilkanaście samolotów powróciło z dwóch wypraw bombowych na początku miesiąca. Służby logistyczne – w przeciwieństwie do liniowych – mają coraz większe problemy z wrogimi samolotami, a dokładnie ich wrakami. Wielu ma dość grzebania niemieckich trupów, więc dla odmiany lotnicy dostarczyli im Bułgarów, chociaż potem znowu pracowali nad Niemcami, którzy licznie wpadali do Anglii przez cały miesiąc – jak widać, nadmiar szampana w Sylwestra źle wpływa na instynkt przetrwania.


    [​IMG]
    Myśliwy z trofeami.


    Na początku miesiąca zakończono budowę kolejnych elementów atomowego reaktora doświadczalnego w Los Alamos i rozpoczęto ich montaż. Program atomowy idzie bardzo szybko – Oppenheimer cieszy się pełnym poparciem prezydenta, które wyraża się ogromnymi funduszami i zatrudnionymi przy projekcie 50 tys. ludźmi, co przy obecnej sytuacji jest naprawdę dużym wydatkiem. Nie zapomniano jednak o technologii rakietowej, na potrzeby której przygotowano ośrodek badawczy 20 km na południe od miasteczka Roswell. Mieszkańcy w rozmowach między sobą mówią, że niedługo Roswell będzie znane w całych Stanach.


    [​IMG]
    Jeszcze usłyszycie o tych miejscach!


    Poważnie zaniepokojone wysokimi stratami w konwojach dowództwo US Navy zdecydowało się na ryzykowny krok. W ostatnich dniach grudnia TF-98 wpłynął do Norfolk, gdzie dołączono do niego dwie inne grupy uderzeniowe. W ten sposób flota Nimitza składała się z 10 ciężkich lotniskowców, 8 pancerników i licznych okrętów osłony. Ta siła poradziłaby sobie z całą U-Bootwaffe naraz, lecz to nie ona jest głównym celem TF-98. To Regia Marina ze swoimi pancernikami typu Duce ma zostać „upolowana”. Nimitz dał rozkaz do wypłynięcia z bazy 9 stycznia. Na nabrzeżu żegnały ich rzesze Amerykanów chcących wierzyć, że tym razem wrócą wszyscy, by później w domach opowiadać o tonących szwabskich krypach.
    Okazja nadarzyła się bardzo szybko, bo już w nocy z 9 stycznia na 10. USS Jarvis płynący w szyku najbardziej na południe nawiązał kontakt radarowy z małym obiektem tuż nad powierzchnią. Natychmiast ruszył w jego kierunku i jego domniemaną pozycję solidnie obrzucił bombami głębinowymi i pociskami z „jeża”. Kilkanaście sekund później na powierzchni pojawiły się elementy poszycia, plama ropy i kilka nowych U-Bootów, które były równie zaskoczone obecnością Jankesa co on. Na nieszczęście podwodniaków niszczyciel tylko przez kilka minut był samotny – dołączyły do niego trzy okręty osłony. Dokładnie w tym samym czasie na wschodzie wykryto dwa niszczyciele włoskie, które błyskawicznie uległy bombom zrzucanym przez samoloty.


    [​IMG]
    Niestety większość wilków uszła cało.


    Trzy dni później na samym środku północnego Atlantyku pięć włoskich okrętów podwodnych poszły w ostatnie zanurzenie. Wieść o potężnym zgrupowaniu amerykańskich doszła już do dowódców flot Osi, więc nie szło spotkać żadnego wroga na morzu. Nimitz nie wykazał się kulturą i wprosił się do bazy morskiej w Breście. Wiceadmirał Wolf nie był zachwycony, kiedy zobaczył, jak brzydko niespodziewany gość potraktował jego 9. Flotyllę Transportową zapoznając ją z dnem basenu portowego. Następnymi ofiarami TF-98 padły dwa lekkie włoskie krążowniki starszej daty. Na zakończenie wspaniałego obchodu Mr. Knock-Knock (nowy przydomek Nimitza nadany mu przez marynarzy z Randolpha z powodu „pukania” do drzwi wrogich baz) wpadł z (nie)przyjacielską wizytą do Kilonii. Tak jak trzeba sprzątać po imprezie we własnym mieszkaniu, tak Niemcy musieli zająć się usunięciem wraków dwóch U-Bootów oraz naprawami innych okrętów i urządzeń portowych.


    [​IMG]
    Knock! Knock!


    10 dnia gen. Wedemeyer znowu zajął się tępieniem włoskiego robactwa z prowincji Mongu. 40 tys. karaluchów Duce już następnego dnia rozpaczliwie szukało nowych (a raczej starych) kryjówek na północy u boku niemieckich braci.
    W ramach walki z rajderami, którzy zatopili 20 transportowców i 5 eskortowców, zamówiono 7 sztuk ciężkich krążowników typu Des Moines. W imię zasady „Większy ptak mocniej wali” B-29 Superfortece są zastępowane przez znacznie większe B-36 Peacemakery.
     
  13. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 13.
    Bezsilne siły niemieckie
    1 – 30 II 1947





    Szedł szybkim krokiem trzymając pod ręką poranne wydanie „Das Reich” - państwowej gazety powstałej niespełna dwa lata temu. Zwykle w każdym numerze aż roiło się od opisów zwycięstw niemieckich na morzach, lądach i w powietrzu, ale od dobrych kilku miesiącach redakcja dyskretnie zmniejszyła liczbę stron, ponieważ pisanie o klęskach nie było miło widziane przez Hitlera i jego dwór. Tego dnia miała dojść kolejna. Mężczyzna wyglądał na kolejnego ciągle śpieszącego się człowieka interesu. Nikt nie miał pojęcia, że to był to interes Zjednoczonego Królestwa. Znajdował się prawie kilometr od ratusza miejskiego Monachium, kiedy potężny huk zatrząsł całym miastem. Ludzie padli na ziemię błyskawicznie – w samą porę, by uniknąć poharatania twarzy przez szkło ze zniszczonych falą dźwiękową szyb. Nim ktokolwiek z przechodniów zdążył pojąć, co się dzieje, rozległ się ryk syren alarmowych. Nie mniej oszołomieni niż zwykli obywatele żołnierze i policjanci wypadli ze swoich posterunków. Wszyscy patrzyli już na unoszący się z dzielnicy przemysłowej potężny słup czarnego dymu i wielkie jęzory ognia u jego podstawy. Agent brytyjski uśmiechnąłby się niewątpliwie na ten widok, gdyby było tu stanowczo za dużo mundurowych. Teraz z innymi udawał przerażenie, a zarazem fascynację pożarem. W ciągu kilku minut z całego miasta zjechały się wozy strażackie, z których wyskoczyły zastępy strażaków gotowych do walki z ogniem. Nie mieli jednak takiej okazji, bowiem żar był tak wielki, że topił plastikowe i zapalał drewniane elementy w promieniu kilkudziesięciu metrów. Jedyne, co można było zrobić, to ewakuować ludzi i powstrzymać pożar od zajęcia dalszych budynków. Nic nie mogło już uratować kilkudziesięciu niemal kompletnych myśliwców Me-262. Następnego dnia nagłówek „Das Reich” głosił: „Fabryka samolotów w Monachium spłonęła! Sabotaż czy zaniechanie?” Szef MI6 nie miał wątpliwości.


    [​IMG]
    Samolotów nie będzie, ale zapraszamy na ognisko.


    Zatopienie w pobliżu Małych Antyli aż 8 jednostek z konwoju płynącego na Madagaskar zmusiło dowództwo US Navy do wysłania w tamten rejon utworzonej niedawno Task Force ASW 2 kontradmirała McDonalda. Jej największym atutem były lekkie lotniskowce typu Guam. Rozkaz zastał flotę w czasie ćwiczeń w Zatoce Meksykańskiej i po uzupełnieniu zapasów poprzez okręty zaopatrzeniowe ruszyła na spotkanie z wrogiem. Nastąpiło ono szybciej i w zupełnie innym miejscu, niż Amerykanie się spodziewali. 4 lutego niedaleko portu w Miami wykryto 3 vichystowskie okręty podwodne. Nie pomógł im nawet silny deszcz, gdy niszczyciele weszły do akcji. Następna okazja do zatopienia czegoś nadarzyła się pod koniec miesiąca, kiedy to wilcze stado składające się z 4 U-Bootów próbowało podejść pod Miami. Tym razem szansę do wykazania się mieli piloci. Wynik w tej części świata – 7:0 dla Amerykanów.


    [​IMG]
    Kiedy oni się nauczą trzymać z dala od Ameryki?


    Nad Anglią bez zmian. Luftwaffe nadal dostarcza zajęcia brytyjskim służbom pogrzebowym. 18 lutego cierpliwość Niemców skończyła się i wysłali nad Norwich wyprawę karną złożoną z ponad 250 nowoczesnych maszyn myśliwskich. Na ich nieszczęście radarów nikt ich nie zdołał sabotować ani nie trafiła ich asteroida czy spadający dwupłat z Francuzem w środku. Na miejscu przywitał ich komitet powitalny w postaci aż 532 myśliwców wcale im nie ustępujących technicznie. Po dwóch godzinach w powietrzu znajdowało się aż 950 myśliwców alianckich, lecz tylko połowa brała aktywny udział w walce. Reszta była trzymana w odwodzie, by nie doprowadzić do podniebnych kraks. Mimo to Niemcy nie poddawali się (albo po prostu nie mieli się gdzie wycofać) i cała wyprawa karna została rozbita. Angielskie powietrze źle działa na niemieckich pilotów.


    [​IMG]
    Kiepski pomysł zaiste.


    12 lutego brytyjski samolot zwiadowczy wykrył kilkaset kilometrów od Scapa Flow kilkanaście transportowców. Piloci donieśli, że na pokładach było dużo ludzi. Wskazywało to na transport wojsk, prawdopodobnie inwazyjnych. Możliwe, że Hitler chciał wykorzystać nie najlepszą kondycję Royal Navy, kiepską pogodę i siłę U-Bootwaffe do niespodziewanego desantu w Szkocji. U-Booty nieco na zachód od miejsca wykrycia transportowców spotkały rzekomo „siedzącą w portach i liżącą rany” Home Fleet admirała Cunnighama oraz Reserve Fleet admirała Forbesa. To była ostatnia rzecz, jaką spotkały. Teraz Niemcy pośpiesznie wycofywali żołnierzy z zagrożonego jak diabli rejonu. W pościg wyruszył Task Force 98, jednak nie zdołał on nawiązać kontaktu z wrogiem. Mocna mgła faktycznie uziemiła lotnictwo pokładowe, a niszczyciele wolały nie odpływać zbyt daleko od pancerników w obawie przed liniowcami Kriegsmarine. Nimitz z każdym dniem był tym coraz bardziej zirytowany. Kontynuował pościg aż do Skagerrak, po czym obrał kurs na Kanał La Manche. Jak na zawołanie w TF-98 wpakował się lekki krążownik KMS Gefion i niszczyciel KMS Erich Kiese. Wysłanie na dno większej łajby nieco poprawiło nastrój admirała, choć mogło być lepiej. I było. 200 mil na południowy zachód piloci dorwali taki sam, włoski zespół i nie pozwolili mu na powrót do bazy. Pod koniec drugiej dekady miesiąca Nimitz powiadomiony przez RN zaczaił się na działające w Kanale Św. Jerzego wilcze stado i wydał im bitwę nocną. Łupem padły 3 U-Booty, a pozostałe uszkodzone mocno wycofały się na północ, ponieważ przejście południem było równoznaczne ze śmiercią. Tego spodziewał się Nimitz. W ciągu 24 godzin zniszczeniu uległy pozostałe okręty podwodne (razem było ich 13) oraz dwa japońskie niszczyciele – Nadakaze i Yakaze, które znalazły się w złym miejscu i czasie. Do końca miesiąca ofiarami TF-98 padły jeszcze okręt podwodny, dwie flotylle transportowe, po dwa lekkie krążowniki i niszczyciele.


    [​IMG]
    Reprezentacja Niemiec przegrała kolejny mecz z Amerykanami w „Kto kogo pierwszy zatopi”.

    W Afryce gen. Vandergrift po ciężkich walkach w końcu zdołał przebić włoską linię obrony w Élisabethville. Tym razem wojska zabezpieczyły sektor, by wspomóc Francuzów i Belgów w tym regionie.
     
  14. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 14.
    Lewy prosty, prawy sierpowy

    1 – 30 III 1947




    Początek marca to powrót do akcji kontradmirała McMorrisa, który po niemiłym spotkaniu z włoskimi pancernikami musiał pożegnać się ze swoją małą flotą. Otrzymał teraz dowództwo nad świeżo ukończonymi niszczycielami: USS Gregory, USS Stevens, USS Evans, USS Bell oraz USS Stribling. Jako USN Fleet 18 ma pilnować zachodni Atlantyk, ale do czasu rozwiązania problemu Regia Marina będzie siedział w bazie na wschodnim wybrzeżu.


    [​IMG]
    Dbaj o nie.


    Niemiecka wyprawa karna z lutego nie była jednorazowym atakiem. Przez wiele dni nic nie zapowiadało kontynuacji ofensywy Göringa i piloci USAAF znowu oddawali się wspaniałej zabawie w zestrzeliwanie bombowców (oczywiście najpierw praca, potem dopiero zabawa, więc wpierw należało odstrzelić eskortę). Rozpuszczeni piloci amerykańscy nieco odpuścili sobie z dyscypliną i w ich ślady poszła obsługa naziemna, co od czasu do czasu skutkowało niemożnością startu pojedynczych maszyn. Pechowi piloci nie byli tym zachwyceni bynajmniej nie dlatego, że Niemcy mogli wygrać, ale dlatego, iż automatycznie spadali w rankingu asów. Na szczęście dowódcy nie pozwolili na całkowite rozluźnienie. Dzięki temu cztery eskadry P-48 Shooting Star gen. Harmona mogły podjąć równą nad Portsmouth walkę z równymi im jakościowo i liczebnie Me-262 Schwalbe, które pojawiły się bez ostrzeżenia ze strony obsługi radarów. Nie minęła jednak nawet godzina, kiedy na horyzoncie ukazało się kilkaset myśliwców z pozostałych sektorów. Kolejne takie przechwycenie miało miejsce nad ranem 18 marca. Siły Luftwaffe składały się z około 200 He-162 Salamander. Na lotniska wróciło 148 maszyn.

    [​IMG]
    I jeszcze jeden, i jeszcze raz...


    Nimitz szybko znalazł kolejne ofiary w swej drodze do Casablanki – włoski niszczyciel i dwie japońskie flotylle transportowe poszły na dno. Tuż po świcie 5 marca portem w Casablance wstrząsnęły wybuchy 500-funtowych bomb rozrywających się na nabrzeżu i w wodzie. Samoloty z TF-98 niczym szarańcza runęły na zacumowane niszczyciel i transportowce, które jak najszybciej próbowały wydostać się z pułapki, jaką stał się port. Chaotyczny ogień przeciwlotniczy zdołał strącić tylko kilka maszyn. Co chwila jakiś okręt był rozszarpywany przez torpedy i bomby. Kilka mniejszych jednostek zostało dosłownie rozerwanych i ich resztki znajdowano później daleko w mieście. Niszczyciel zdołał nawet odrzucić cumy i rozpędzić się do kilkunastu węzłów, ale było już stanowczo za późno – druga, znacznie mniejsza fala atakujących zatopiła go w ciągu kilku minut. Zaskoczony był kapitan Michael Kamen, dowodzący drugą falą, kiedy po drodze do celu ujrzał trzy pełne flotylle transportowe pod banderą Francji Vichy. Zaatakował je od strony słońca większością maszyn i już w pierwszym uderzeniu dwa okręty wyraźnie zwolniły i zaczęły tonąć. Z każdym następnym nalotem francuska flota coraz bardziej się wykruszała, by pod wieczór składać się z ośmiu średnich i małych jednostek. Pomimo nalegań szefa sztabu Nimitz zadecydował o dobiciu Francuzów. Dwie godziny po zachodzie słońca samoloty z Franklina i Bunker Hilla odnalazły i zniszczyły pozostałe okręty wroga. Darlan nie był tym zachwycony, ale humor od razu poprawiał mu widok kadłuba budowanego w La Rochelle nowego pancernika Paris.


    [​IMG]
    Kolejny port zaliczony.


    Po drodze do Anglii TF-98 napotkał cztery okręty Osi, ale samoloty powróciły na lotniskowce bez żadnych sukcesów. Kilka godzin później około północy na flagowego Franklina przyszła depesza od portugalskiej floty mówiąca o bardzo silnym zgrupowaniu włoskich okrętów. Odkrycia dokonał okręt podwodny patrolujący wody terytorialne. Dostrzegł on kilka pancerników i wiele jednostek osłony, ale szybko odpłynął, by nie sprowokować Włochów. Nimitz nie zignorował ostrzeżenia i pomimo nocy wysłał liczne patrole i nakazał przygotować flotę do walki. Prawdopodobnie w końcu dorwał jedno z największych zgrupowań RM, które do tej pory sprawiło Aliantom sporo kłopotów. Nie minęły nawet dwie godziny, kiedy otrzymano dokładną lokalizację wroga – 152 mile morskie na południowy-wschód od Lizbony. Zwiadowca bez problemu zlokalizował Włochów, bowiem większość z nich płynęła w pełni oświetlona, chociaż na pewno dotarły do nich wieści z Casablanki. Nimitz natychmiast nakazał poderwać większość maszyn, które niecałą godzinę potem spadły na niczego niespodziewające się przeciwnika. Skupiając swój ogień na największych okrętach Amerykanie zdołali wyłączyć z walki Romę, poważnie uszkodzić Marcantonio Colonna oraz trafić dwoma torpedami Francesco Caracciolo. Bombą przeznaczoną dla Romy oberwał ciężki krążownik Bolzano. Tuż przed zakończeniem ataku Amerykanie storpedowali Conte di Cavour. Włoski dowódca zapominając o obronie wysłał w stronę lotniskowców Nimitza własne bombowce ze swojego jedynego „pływającego lotniska” Aquila. Ta samobójcza misja przyniosła jednak niespodziewane skutki. Zestrzelony samolot wbił się w USS Pensylvania. Eksplozja bomby i nafty lotniczej urządziły ogromne ognisko na śródokręciu pancernika. Na tak pięknie oświetlony cel rzucili się wszyscy Włosi raz za razem zaliczając trafienie. Nie pomogła nawet potężna nawała ognia przeciwlotniczego z jednostek osłony. Lekki krążownik St. Louis zdołał strącić pięć maszyn, ale nagła awaria siłowni pozbawiła okręt elektryczności, co znacznie obniżyło skuteczność działek. Na szczęście Pensylvania utrzymała się na powierzchni, lecz życie straciło na niej ponad tysiąc ludzi. Trzymając pancernik z tyłu swej floty Nimitz ruszył w pościg za wrogiem uciekającym na południe.
    Druga część bitwy miała miejsce 200 mil na zachód od Gibraltaru. Tym razem Regia Marina nie miała szans – na niebie wolno posuwały się zbite w gromadki cumulusy pozwalając atakującym na ukrycie swej obecności aż do ostatniej chwili, zaś Jankesi dowiedzieli się już o ich lotniskowcu. Atak dosłownie zmiótł z powierzchni Atlantyku Romę i Marcantonio Colonnę. Pancernik noszący nazwę wiecznego miasta poruszał się z prędkością raptem 5 węzłów i był oczywistym celem. Powolne zwroty nie stanowiły żadnego wyzwania dla bombardierów, którzy w ciągu 15 minut umieścili w nim 4 bomby ostatecznie posyłając go na dno. Drugi „władca mórz” manewrował jak szalony. Strzelając ze wszystkiego, w tym z artylerii głównej, i korzystając z pomocy niszczycieli miał dużą szansę na przeżycie. Cios przyszedł z najmniej spodziewanej strony – nastąpiła potężna eksplozja w wieży A. Dwa wielkie worki z prochem, mające wyrzucić z lufy przeciwlotniczy pocisk kalibru 456mm, wybuchły tuż przed zamknięciem zamka. Obsługi działek p-lot. w okolicy dziobu zostały wyrzucone do morza, większość załogi chwilowo ogłuchła, zaś oficer stojący na mostku przysięgał po wyłowieniu go, że dach wieży wybrzuszył się i niewiele brakowało, by wyleciał w powietrze. Wypadek ten zadecydował o losie pancernika. Prędkość spadła z 21 węzłów do zaledwie 3. Pięć minut po Romie Marcantonio Colonna został skreślony z listy RM.
    Mając pamięci los Pensylvanii Amerykanie zajęli się także Aquilą. Dwie torpedy w pięknym stylu trafiły lotniskowiec w czasie ostrego zwrotu pod wiatr. Okrętem zatrzęsło, paru ludzi spało do wody, ale nic poważniejszego się nie stało. Mając nienaruszone windy i pokład nadal mógł wypuszczać myśliwce. Dziwnym trafem żaden Jankes nie pomyślał o poprawce. Druga fala samolotów rzuciła się na wszystkie włoskie okręty od krążownika wzwyż. Ofiarą śmiertelną tej taktyki padł stary Trieste, zaś poważne uszkodzenia odniosła większość pancerników, których gros stanowiły okręty typu Duce. Wykorzystując przerwę w nalotach Włosi zaczęli ucieczkę w kierunku bezpiecznego Morza Śródziemnego. Kontynuując pościg Nimitz zatopił dwa niemieckie niszczyciele, które opóźniły go o kilka godzin. Niemal uratowało to Włochów. Niemal, bowiem niedaleko cieśniny gibraltarskiej TF-98 nawiązał trzeci już kontakt z wrogiem. Atakujący rozpoczęli masakrę pancerników. Trafiony 3 torpedami i 5 bombami Littorio cudem tylko nie zatonął, lecz tego szczęścia nie miał Bolzano. Z ciężkich jednostek tylko trzy pancerniki i ciężki krążownik wpłynęły na Morze Śródziemne o własnych siłach. Nimitz nie ryzykował dalszego pościgu w obawie przed lotnictwem startującym z lądu, ale osiągnął niesamowity sukces – na dno poszły po dwa pancerniki, ciężkie krążowniki oraz niszczyciele, zaś wiele okrętów wygrało wielomiesięczny pobyt w suchych dokach.


    [​IMG]
    Łupy i to, co się jakimś cudem wymknęło z naszych rąk.


    300 mil morskich na południe od Islandii Kinkaid znowu napotkał wroga. Nie było to jednak kolejne liczne wilcze stado, lecz silna flota japońska, której główną siłę uderzeniową stanowiły cztery ciężkie lotniskowce przewożące mnóstwo łaknących amerykańskiej krwi i ropy pilotów wraz z ich maszynami. Na wypadek bliskiego spotkania z alianckimi formami życia Japończycy zabrali ze sobą Fuso i Yamashiro oraz Kongo. Nie okazało się potrzebne, bowiem po wykryciu Jankesów lotnicy od razu wzięli się do roboty. Idealnie co godzinę (ach, ta japońska precyzja) na dno szły dwa niszczyciele, aż do skończenia się floty Kinkaida liczącej jeszcze dzień wcześniej 6 niszczycieli. W ten oto sposób US Navy została oblana japońskim kubłem zimnej, atlantyckiej wody niedługo po znamienitym zwycięstwie na Regia Marina.


    [​IMG]
    Na Atlantyku brakuje już tylko chińskiej floty. Serio.


    - Ruszyć się, do diabła! - głos gen. George'a Pattona niósł się po całym pokładzie USS Burrows. Załadunek barek desantowych kilka mil od Mombasy trwał już dobrych kilka godzin. Żołnierze 3. Armii dobrze poznali dyscyplinę według Pattona, który już po czterodniowym przeglądzie wszystkich dywizji dorobił się miana Generała Krew i Flaki. Każdy, kto zdjął hełm w czasie służby i miał pecha znaleźć się pół mili od niego (bez względu na pogodę), do końca dnia chodził przygłuchy zapamiętując jednocześnie obelgi, jakich do tej pory nie znał. Teraz w czasie desantu zrozumieli, że ten żelazny rygor opłacił się – wykonywali rozkazy szybko i dokładnie. W niczym nie przypominali zgrai rekrutów sprzed kilku miesięcy. Jeszcze w kraju uznano 3. Armię za najlepszą (nie licząc walczącej już 2. Armii Vandergrifta) i mieli zamiar to udowodnić. Z nadzieją patrzyli na niedaleki ląd. Hellcaty przelatywały nad plażami orząc je ogniem z karabinów maszynowych likwidując tym samym kilka min pamiętających zapewne czasy Wielkiej Wojny. Zwiad nie wykrył obecności wroga, ale kto ich tam wie. Pearl Harbor też miało być bezpieczne.


    [​IMG]
    Ruszyć się, do diabła!


    Armada barek ruszyła dokładnie o 9:14. Wśród żołnierzy pierwszego rzutu, a więc z 4. DP „Iron Horse”, znajdował się sam Patton. Dowódca floty inwazyjnej, admirał King, zdołał jedynie wyperswadować (inna nazwa na groźbę powiadomienia o tym Marshalla, szefa sztabu US Army) chęć znalezienia się na plaży jako jeden z pierwszych, jeśli nie pierwszy. Wraz ze zmniejszaniem się dystansu niepokój rósł. Zawsze mogło się okazać, że Włosi ukryci przed wzrokiem pilotów mogli czekać na nich z karabinami maszynowymi i działami, zaś ich lotnictwo tylko czeka na sygnał. Pierwsze barki uderzyły o piasek. Na ostry dźwięk gwizdka otworzyły się wrota i na plażę wybiegło kilkunastu żołnierzy. Nie było żadnej osłony. Obrońcy nie postarali się nawet o najżałośniejszą zaporę przeciwczołgową. Gorzej – ich tu w ogóle nie było. I już nie będzie, bo ten teren ma nowego zarządcę. Mimo wszystko Patton poczuł się nieco rozczarowany. Nie tak miał wyglądać jego powrót na wojnę.


    [​IMG]
    Witamy w 3. Armii!*


    W ciągu kilku godzin wyładowano całą 4. Pancerną „Breakthrough”, większość 4. DP oraz część pododdziałów pozostałych jednostek. Aktywnie pomagający w rozładunku Patton wydał pancerniakom rozkaz jak najszybszego zdobycia Mombasy, a następnie skierowanie się w kierunku Nairobi. Kompania piechoty stanowiąca garnizon miasta przywitała Amerykanów białą flagą i aktem kapitulacji w wersjach włoskiej i angielskiej. Generał-major Bohn z zadowoleniem stwierdził, że Włosi bezbłędnie posługują się jego językiem. Po załatwieniu formalności 4. Pancerna ruszyła na północ i po kilku dniach zajęła niebronione Nairobi. Nim pancerniacy zdążyli dobrze wykorzystać łóżka, nastąpił wściekły kontratak dwóch włoskich dywizji, które zepchnęły Jankesów do głębokiej obrony. Sytuacja diametralnie się zmieniła, kiedy w transporterze opancerzonym M3 Patton wjechał do sztabu Bohna. Generał odpowiednim tonem powiedział tylko: „Atakować”. Kiedy to słowo dotarło do oficerów liniowych Shermany i Pershingi wytoczyły się ze swoich kryjówek i runęły na nacierającego wroga, która był tym zbyt zaskoczony, by skutecznie walczyć.


    [​IMG]
    May God have mercy upon my enemies, because I sure as hell won't.**


    Dając ledwie dzień odpoczynku Patton ruszył w kierunku Włochów, którzy dobę wcześniej próbowali wykurzyć go Nairobi. Wzmocniony dwiema dywizjami zaatakował o świcie i w ciągu kilku godzin zmusił wroga do odwrotu na całej linii.

    Na Atlantyku TF ASW kontradmirała McDonalda nawiązała kontakt bojowy z wilczym stadem składającym się z 10 U-Bootów. Na medal spisały się helikoptery obserwacyjne, które nie opuszczały swoich „braci spod wody” aż do ich tragicznego końca. Dzięki temu piloci maszyn ZOP, startujących z lekkich lotniskowców, bez trudu posłali na dno wszystkich podwodniaków.


    [​IMG]
    Kiedyś będziecie musieli się wynurzyć, a wtedy...


    =============================================
    * Wstępujesz do 3. Armii!
    Kary:
    Brak hełmu.......................... 25$
    Nieogolenie się..................... 10$
    Brak guzików....................... 10$
    Brak krawatu....................... 25$
    Niewypolerowanie sprzętu.... 12,50$
    Nieumycie się...................... 25$
    Windshields up [?].............. 25$
    Opuszczone spodnie............ 50$

    Nakazane
    Z rozkazu Generała Krew i Flaki

    ** Niech Bóg zlituje się nad mymi wrogami, bo ja tego nie zrobię.
     
  15. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 15.
    Do przodu!

    1 – 30 IV 1947




    1 kwietnia za cenę dodatkowych transportów L&L do Anglii oraz plany niszczyciela typu Mischner Amerykanie przejęli region administracyjny Mombasy i samo miasto. Owocuje to znacznym wzrostem wydajności służb zaopatrzeniowych, a więc i oddziałów liniowych, które w sile 8 dywizji uderzyły na Taborę bronioną przez 6 dywizji włoskich. Wobec znacznej przewagi 3. Armii i troski o swoich żołnierzy Włosi decydują się na wycofanie trzech jednostek spadochroniarzy kilka lat wcześniej biorących udział w zajęciu słynnych Słupów Heraklesa, czyli Gibraltaru. Wykorzystując oczywisty błąd wroga Patton wysyła swoje czołgi na niezabezpieczone lewe skrzydło makaroniarzy, którzy rzucają się bez namysłu na nich licząc na powstrzymanie wroga. W ten sposób także ich prawa flanka zostaje poważnie osłabiona. Zmechanizowane oddziały zamykają kocioł i dają sygnał reszcie armii. W ciężkich walkach Włosi wydostali się z okrążenia, lecz utracili przy tym wiele sprzętu, zaopatrzenia i towarzyszy. Kilka dni później Amerykanie napotkali prowizoryczną linię obrony dwóch dywizji chcących dać czas nadchodzącym z północy posiłkom, lecz ich wysiłki nie zostały docenione przez załogi Shermanów i Pershingów, które na pełnym gazie rozjechały włoskie stanowiska.


    [​IMG]
    Shermany w natarciu!


    Nad Anglią wykrwawia się Luftwaffe. Z około 200 maszyn myśliwskich z pierwszej wyprawy powraca ledwie 70 i to w nie najlepszym stanie. Nieco lepiej „powodzi się” lekkim bombowcom kilka dni później, bowiem ich straty sięgają niecałe 40% maszyn. Oczywiście nie ma mowy o jakichkolwiek skutecznych bombardowaniach i Anglicy miast chować się w schronach wychodzą na zewnątrz, by popatrzeć sobie na pogrom Niemców. Mieszkańcy wiosek pod Dover byli świadkami pierwszego bojowego użycia nowych myśliwców Republic F84E Thunderjet, które spisały się znakomicie. O ile pierwsza fala samolotów nie stanowiła żadnego wyzwania, tak druga była banalnie łatwa, ponieważ piloci wyczuli już swoje maszyny. Osiem eskadr średnich bombowców wraz z eskortą na zawsze zostały w Anglii.


    [​IMG]
    Nazi bombers down.

    Z rozkazu Nimitza TF-98 znowu wyruszył w morze. Cel: Casablanca. Nie można pozwolić Francuzom, by odetchnęli. Co to to nie. U wejścia do Kanału La Manche wszystkie porty Osi dostały poważne ostrzeżenie – na dno poszły cztery lekkie jednostki niemieckie i japońskie. Nie wiadomo, czy Francuzi właściwie zrozumieli ten przypadkowy sygnał, gdyż w Casablance znajdowała się tylko flotylla transportowa, która spoczęła na dnie basenu portowego tuż obok wraków pochodzących z poprzedniego ataku. Humory pilotom poprawiła obecność włoskich lekkiego krążownika i niszczyciela. Ujść zdołał jedynie mniejszy okręt. Takiego szczęścia nie miały dwa również włoskie niszczyciele, które patrolowały Zatokę Biskajską.


    [​IMG]
    W oczekiwaniu na duże ryby.


    Zachęcony sukcesami Pattona Vandergrift uderza w kierunku Lindi. Generał Grazioli nie jest w stanie powstrzymać Amerykanów, którzy w potężnym ataku ścierają z powierzchni ziemi wysunięte oddziały, i nakazuje odwrót. Tymczasem w nocy z północnego zachodu dwa korpusy piechoty włoskiej, licząc na zaskoczenie i przecięcie linii zaopatrzeniowych, uderzają na 3. Armię. Błyskawicznie wita ich, a zarazem żegna huraganowy ogień broni maszynowej i dział. Jednak w kilka godzin po zajęciu Nairobi Włosi odcinają Jankesów od zaopatrzenia. Wściekły Patton klnie na wszystko na czym świat stoi. Jego podwładni traktują do jako rozkaz do ataku. W ciągu kilku dni 3. Armia odzyskuje połączenie z Mombasą.


    [​IMG]
    Atak na Lindi i czasowe odcięcie Pattona.


    Część sił z Lindi wycofała się do Zomby, gdzie stacjonowała 14. Pancerna. Po odcięciu drogi ucieczki przez 2. Pancerną „Heel on Wheels” Vandergrift wydaje rozkaz ataku. Twardy opór obrońców doprowadził do dwukrotnej zmiany dowódcy – dopiero Vandergrift zdołał dokonać przełamania i zmusić do Niemców do kapitulacji. Dzień później Oś próbuje odzyskać inicjatywę na froncie afrykańskim organizując ofensywę na Élizabethville, jednak nie ma do tego wystarczających sił. Po kilku godzinach atak zostaje wstrzymany. Dwie dywizje piechoty zmotoryzowanej uciekającej spod Lindi zostaje rozbitych do końca miesiąca.


    [​IMG]
    Niejeden taki wrak tam został.

    Po wielu latach badań naukowcy z Los Alamos opracowali projekt pierwszej bomby atomowej. Broni, która ma pomóc Aliantom w wygraniu tej wojny. Do skonstruowania pierwszych trzech postanowiono użyć ciężkich pierwiastków promieniotwórczych – plutonu i uranu. Przy okazji badań nad wykorzystaniem energii pochodzącej z rozbicia atomu naukowcy wysunęli koncepcję napędu nuklearnego dla krążowników. Sztab marynarki postanowił poważnie się nad tym zastanowić.
     
  16. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 16.
    Wątpliwy sojusznik

    1-30 V 1947



    Ponownie płynąc do Casablanki Nimitz wysłał na dno dwa niszczyciele japońskie i cztery włoskie. To oczywiste ostrzeżenie nie dotarło do flotylli wiceadmirała Brivonesiego, która wypływając wczesnym rankiem z Cieśniny Gibraltarskiej wpadła pod „opiekuńcze” skrzydła Corsairów i Avengerów. Owa opieka kończy się dla Włochów tragicznie, a w ich ślady idzie niemiecki niszczyciel w obstawie trzech U-Bootów. Samoloty najpierw wyczyściły powierzchnię Atlantyku, by zabrać się za „konserwy” pod spodem.


    [​IMG]
    Ciekawe, co Nimitz powiesi sobie nad kominkiem.


    Podobnym brakiem wyobraźni popisuje się wiceadmirał von Stosch. Jego nierozważny atak na konwój amerykański na północ od Haiti przynosi łup w postaci zatopionych aż pięciu transportowców, w tym dwóch typu Liberty o wyporności 14 000 ton, i jednego niszczyciela, ale jest zarazem wyrokiem śmierci dla jego marynarzy. Natychmiast patrolujący wody w pobliżu Florydy TF ASW rusza w tamten region. 6 maja okazuje się pięknym dniem dla pilotów z lekkich lotniskowców i koszmarem dla załóg „cygar”, z których łącznie udało się uratować 23 ludzi. Jakby tego mało, Azory stały się świadkiem zatonięcia włoskiego okrętu podwodnego H1 typu Calvi. To już drugi przypadek, kiedy na wodach terytorialnych Portugalii dochodzi do walki pomiędzy flotami Aliantów i Osi. Co prawda ambasador portugalski złożył notę protestacyjną u ministra spraw zagranicznych USA, ale każdy wie, że równie dobrze mógłby wręczyć dokument byle wsiórowi z zapomnianej przez Boga, ale nie przez skarbówkę, farmie. Cudem ucieka za to vichystowski podwodniak grasujący w pobliżu wschodniego wybrzeża. Bombowce morskie zdołały go ciężko uszkodzić, ale o nie zatopieniu nie ma mowy. Nie pomaga nawet wyprowadzenie z portu w Nowym Jorku grupy niszczycieli.


    [​IMG]
    Piraci z Karaibów w tym AAR-e idą na dno.


    Punktem kulminacyjnym w walce z wilkami Donitza okazuje się bitwa z „wilczym stadem” liczącym 39 okrętów. Szczęśliwie natrafia na nie Nimitz ze swoimi ciężkimi lotniskowcami i potężną osłoną lekkich jednostek. Nieszczęśliwie bój rozpoczyna się na krótko przed zachodem słońca, co drastycznie zmniejsza szanse na wykrycie wroga. Obydwie strony rozpoczynają polowanie. Samoloty i niszczyciele dokładnie sonarami przeczesują wodę – pingi doprowadzają do szału załogi, które nie mogą tego wytrzymać. Kilku kapitanów postanawia jak najszybciej pozbyć się torped i ujść jak najdalej. Ta decyzja nie ani dobra ani zła, bowiem w jej wyniku na dno idzie jeden U-Boot, zaś wiele zostaje uszkodzonych tak jak kilka niszczycieli. Po kilku godzinach polowania stado wycofuje się zostawiając na dnie rozerwany własnymi torpedami U-11. W czasie pościgu za wrogiem Nimitz niszczy dwa niszczyciele włoskie. Kilka godzin po pierwszej bitwie dochodzi do kolejnej, tym razem w piękny słoneczny dzień. Piloci masowo niszczą U-Booty, ale dowódcy niszczycieli nie chcą być gorsi i sami zatapiają 7 jednostek przy niewielkich stratach od desperackich ostrzałów z dział. Ostatecznie na dno poszło 12 okrętów podwodnych, przy czym dwa nie zostały przypisane komukolwiek.


    [​IMG]
    Do grubego zwierza należy walić z grubej rury.


    W tym samym czasie flota Kinga transportująca 1. Armię Stilwella do Afryki napotyka u Przylądka Dobrej Nadziei... niemiecki kontrdesant z trzydywizyjnym korpusem na pokładach. Samoloty z Waspa II i Essexa natychmiast atakują wroga. Skupiwszy się na 8. Flotylli Transportowej w ciągu kilku godzin zatapiają wszystkie jej jednostki wraz z 12 000 ludzi i licznym sprzętem. Oberwało się także 2. Flotylli, która straciła połowę stanu i około 5 000 żołnierzy. W tylko kilku raportach odnotowano obecność dwóch niszczycieli eskorty. Płynąc po niemal dokładnie takim samym kursie Amerykanie i Niemcy spotykają się jeszcze dwukrotnie. Za pierwszym razem swój morski żywot kończy KMS Herman Schoemann, który zapewne miał odciągnąć US Navy od transportu. Jego poświęcenie poszło jednak na marne, bowiem kilka godzin później na dno idą resztki 2. Flotylli, zaś z ostatniej zostaje raptem pięć małych jednostek, z których resztki dywizji zdesantowały się po Tangą, by w ciągu kilku godzin udać się do obozów jenieckich 1. Armii od dawna na nich czekającej.


    [​IMG]
    Z serii „Piątek Trzynastego”: Niemiecki transport wojska.


    21 maja okazał się dla Wolnych Francuzów czarnym dniem, bowiem wtedy okazało się, że armia francuska jest nią niemal tylko z nazwy. Grubo ponad 70% jej żołnierzy nigdy nawet nie było Francji, bo jak mieszkaniec Czarnej Afryki mógł się tam dostać? Albo Arab? Taki skład dywizji nie wróżył niczego dobrego, ale dowództwo nie zrobiło niczego, by zadbać o lojalność swych żołnierzy. Za to wywiad niemiecki nie zapomniał o nich. Agenci działający w jednostkach długo pracowali nad uświadomieniem nie-Francuzów, że tak naprawdę walczą dla interesu Francji i nic z tego nie będą mieć. Ostatni tydzień dał im do rąk kilka ważnych argumentów – pominięcie przy promocji oficerskiej czarnych, większe racje żywnościowe dla Francuzów, zesłanie do karnej kompanii kilku Arabów za domaganie się wypłacenia zaległego żołdu w jednym z batalionów. Ostatnie dwa dni były spokojne, bowiem armia niemiecka walcząca na tym odcinku dostała polecenie powstrzymania się od ataków. Czas ten agenci wykorzystali na ostatnie przygotowania wielkiej dezercji. Jak się miało okazać, Niemcy poradzili sobie doskonale. O zmierzchu oddziały dezerterów wyszły z okopów i ruszyły w kierunku ziemi niczyjej. Zaskoczeni Francuzi sporadycznie otworzyli ogień, który nie wyrządził prawie żadnych szkód. Tylko w jednym miejscu doszło do regularnej walki pomiędzy żołnierzami, w której zmasakrowane zostały dwa prawdziwie francuskie plutony. Straty w wyniku dezercji wyniosły kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Coś takiego nie mogło ujść wywiadom brytyjskiemu i amerykańskiemu. Natychmiast do dywizji wprosili się wyżsi oficerowie alianccy mający sprawdzić stan osobowy francuskiej armii. De Gaulle dwoił się i troił, by wszystko wyglądało jak najlepiej i że nic się nie stało, lecz te nieoficjalne kontrole przyniosły wiele zaskakujących dla Anglosasów informacji. Niektóre dywizje faktycznie przestały istnieć, wiele straciło od 20% do 30% żołnierzy. Morale, które już od jakieś czasu osiągnęły dno, właśnie zaczęło zawzięcie kopać. Mimo to Alianci dali kredyt zaufania Wolnym Francuzom. Co się stało z nie-Francuzami, którzy zostali? Szczerze pożałowali swojego wyboru, bowiem błyskawicznie trafili do obozów jenieckich pod czujnym okiem wzmocnionych straży. Dezerterzy za to mogli mówić o szczęściu – zostali przywitani przez Niemców z otwartymi ramionami. Co ciekawe nie zostali potraktowani jak podludzie, tylko nakarmiono ich, wyposażono i po krótkich przesłuchaniach podoficerów oraz odpoczynku wysłano do frontowych oddziałów jako przewodników. Ponoć Hitler obiecał czarnym utworzenie dla nich państwa w Czarnej Afryce pod protektoratem III Rzeszy.


    [​IMG]
    Ulotka znaleziona przy martwym dezerterze.*​


    Rozwijając ideę nuklearnego napędu dla krążowników zespół z Los Alamos przygotował ogólny projekt atomowego pancernika. Według nich miałby on zasięg i prędkość znacznie większe niż konwencjonalny dzięki czemu byłby idealny na Pacyfiku. Robocza nazwa tego typu pancernika to Pacific.

    ==========================================
    * Nic nie jesteś mu winien!
    Hitler czeka!
     
  17. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 17.
    Wielka Argentyna

    1-30 VI 1947



    Pod koniec pierwszego tygodnia Stilwell rusza na północ. W ciągu niecałej dobry pokonuje Niemców i Włochów stojących na jego drodze do Entebbe. Nawet ściągnięte w ostatniej chwili posiłki nie są w stanie zmienić sytuacji i Amerykanie wkraczają do miasta. Jednak kilki dni wcześniej Tanga ponownie zostaje zajęta przez Niemców, którzy mieli tego pecha, że wkurzyli Pattona. Cała 3. Armia stacjonująca w Taborze ruszyła na nich równo w południe i w ciągu godziny rozbiła jedną z niemieckich dywizji, która została zastana “bez spodni”. Tego błędu nie popełniła reszta, ale ich los był już przesądzony. Wyczuwając nastrój dowódcy żołnierze przebili się w kilku miejscach przez linie wroga i do końca następnego dnia wzięli do niewoli około 30 000 ludzi.


    [​IMG]
    Wygrywamy, a co!


    15 czerwca zachęcany przez Ribbentropa wizją argentyńskiej Ameryką Południową i być może sojuszem z Niemcami prezydent Argentyny, Juan Domingo Perón, wypowiada wojnę Brazylii. Zaskoczeni są wszyscy. Brazylijczycy natychmiast ogłaszają mobilizację i kierują swoje siły nad granicę z nowym wrogiem. Sztab US Army wygląda niczym burdel w czasie pożaru – nikt nie wie, co robić, za to każdy uważa, że większa liczba decybeli pozwala na lepsze ich zrozumienie.


    [​IMG]
    Podpisanie dokumentu oznaczającego początek wojny.


    Na ich szczęście walki na lądzie były sporadyczne, ale na morzu jeszcze tego samego dnia doszło do dużej bitwy. Z portów obu państw wyszły najcięższe okręty, które spotkały się u ujścia La Platy. Pancerniki argentyńskie ARA Moreno i ARA Rivadavia mając przed sobą trzy lekkie krążowniki otworzyły ogień w odległości 15 kilometrów. Fontanny wody wzburzane przez pociski zmusiły brazylijskiego admirała Tavaresa da Cunhã do rozbicia szyku, chociaż obecnie żaden aliancki dowódca by sobie na to nie pozwolił. Tracąc kontrolę nad częścią floty postanowił użyć własnych pancerników, których działa zaczynają strzelać dopiero po kilku minutach od wydania rozkazu. Brazylijscy marynarze długo nie mogą przestawić się na wojenne tory, co dobrze wykorzystują ich przeciwnicy. Pierwszy pocisk 335mm uderza pancernik NRB Minas Gerais w wieżę A i wyłącza jego dwa działa 305mm. Drugi rujnuje część nadbudówek, zaś trzeci z średniej artylerii 102mm niszczy dwa działka przeciwlotnicze 37mm. Okręt, chociaż nie odniósł ciężkich obrażeń, zaczyna robić zwrot na prawo, by oddalić się od wroga. W tym samym czasie brazylijskie krążowniki starają się podejść do Argentyńczyków na odległość skutecznego strzału, lecz na 1500 metrów przed wejściem na upragnioną pozycję Moreno kieruje w ich stronę całą swoją artylerię. Huk jest ogłuszający. Z prędkością ponad tysiąca kilometrów na godzinę w ciężki krążownik Amazonas wbijają się ponad 4 tony ołowiu niemal natychmiast wyłączając okręt z walki. Towarzyszący mu niszczyciel Para obrywa od średniej artylerii i zwiewa kopcąc obficie smoliście czarnym dymem. Na ten widok reszta grupy Brazylijczyków zmienia o kurs o 180 stopni i przyśpiesza do prędkości maksymalnej. To jednak mało dla Moreno, którego dowódca postanawia zrobić użytek z dwóch wyrzutni torped 533mm. “Cygara” już nie pierwszej świeżości nie zawodzą jednak i jedno z nich trafia w rufę lekki krążownik Bahia pozbawiając go wartości bojowej.
    Po kilkunastominutowej wymianie ognia NRB Sao Paulo wycofuje się w ślad za swym bliźniakiem. Na swym koncie zaliczył trzy dosyć poważne trafienia na Rivadavii i jedno w mostek na jednym z niszczycieli. Jednak na horyzoncie nie widać Minas Gerais, chyba że to on kryje się pod czarnym dymem. Okazało się, że wycofujący się pancernik natrafił na drugą część floty Argentyny składającą się z czterech ciężkich krążowników z obstawą. I tak już uszkodzony nie był w stanie obronić się przed kolejnymi ciosami mniejszych od siebie i z każdą chwilą coraz bardziej przypominał ser szwajcarski. Do tego cholernie kopcący ser, jak to określił jeden z Argentyńczyków. W końcu był on tak gęsty i rozległy, że załogi krążowników straciły go z oczu i zaprzestały ognia. To właśnie uratowało okręt, który w ciągu kilku dni wylądował w suchym doku. W wyniku tej bitwy nie zatonął żaden okręt, ale kilka z nich zostało wyłączonych z akcji prawdopodobnie do końca wojny. W czasie odwrotu do własnego portu w Porto Alegre pod chwilowy ostrzał dostała się Para, ale pomimo kilku trafień okręt zdołał samodzielnie dotrzeć do bazy.


    [​IMG]
    Grunt to zacząć od trzęsienia ziemi (i wrogich okrętów także).


    Po szoku, jakim była wojna w Ameryce Łacińskiej, przychodzi otrzeźwienie. US Army i US Navy błyskawicznie organizują wyprawę swoich instruktorów do Brazylii. Chociaż w kraju są bardzo potrzebni, to jednak tam są jeszcze bardziej. Na owoce nie trzeba długo czekać – brazylijska kadra oficerska szybko uczy się zasad prowadzenia nowoczesnej wojny od bardziej doświadczonych Amerykanów. Z innych działań dyplomatycznych prezydent Eisenhower podpisał dekret o embargu wobec Argentyny. Wszystkie statki tego państwa na terenie Aliantów zostały internowane. Pod znakiem zapytania stanął przerzut 4. Armii Bradleya do Afryki. Jeśli sytuacja na południu będzie wymagała interwencji USA, to te dywizje będą jak znalazł. Także ramach ewentualnej pomocy marynarce Brazylii z Task Force 98 wydzielone zostają pancerniki USS Washington i USS North Carolina wraz z osłoną. Ich tymczasową bazą ma być Peurto Rico.
    Wraz z zajęciem Etebbe przez Stilwella, do ataku z dwóch stron ruszają Włosi pod dowództwem marszałka Messego. Jego 5 dywizji piechoty nie jest jednak w stanie przełamać obrony i w ciągu godziny ofensywa zostaje wstrzymana. Po dotarciu do Etebbe niezmotoryzowanej piechoty 1. Armia rusza w gąszcz dżungli na południowym wschodzie. Wyczerpane tamtejszymi warunkami dwie włoskie dywizje wycofują się niemal bez walki. Po tym sukcesie amerykańskie siły szybkie ruszają na północ, gdzie znajduje się 11. Armia generała Guderiana. Ciężki opór stawia przede wszystkim 233. Rezerwowa Dywizja Pancerna osobiście dowodzona przez Guderiana. Kiedy zwycięstwo jest w zasięgu ręki, na pomoc Niemcom przychodzą Włosi. Wyczerpani żołnierze US Army nie mogę już poradzić sobie z posiłkami i Stilwell jest zmuszony przerwać atak.


    [​IMG]
    Tym razem do tyłu, chłopcy!


    Siły ASW wiceadmirała McDonalda patrolujące wody Florydy zostają w nocy niespodziewanie zaatakowane przez japońską grupę uderzeniową admirała Hyakutake. Nocna pora nie pozwoliła na wcześniejsze wykrycie Japończyków, ale z drugiej strony ich samoloty nie miały spodziewanej skuteczności. Myśliwce z amerykańskich lekkich lotniskowców wiążą w walce wrogie maszyny z dala od własnych okrętów, które manewrując i osłaniając się ogniem przeciwlotniczym. Jedynie Princeton i Guam zostają uszkodzone w wyniku bliskich detonacji bomb. Po czterech godzinach McDonald wycofuje się do Miami, zaś bombowce wysłane z lądu nie odnajdują ani śladu wroga.


    [​IMG]
    Szczęście w nieszczęściu...
     
  18. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 18.
    Tylko tak dalej!

    1-30 VII 1947



    F-84 Thunderjet po raz kolejny udowodniły swoją skuteczność. Na początku lipca 7 eskadr tych myśliwców przechwyciło nad Dover prawie dwa razy mniejsze siły Luftwaffe. Latając na P-48 Shooting Star Amerykanie mogliby liczyć w takim przypadku na zadanie poważnych strat, ale na F-84 strącili niemal wszystkich Niemców przy minimalnych stratach własnych bardziej wynikających z nadmiernej brawury niźli umiejętności wrażych pilotów. Te same eskadry USAAF kilka dni później rozbiły kolejną wyprawę bombową na fabryki w Shieffield. Po tych sukcesach Göring dał sobie do końca miesiąca spokój z atakami na Anglię.


    [​IMG]
    Makbet, wersja współczesna. W głównej roli Hermann Göring.


    Osłabione po nieudanym ataku na korpus Guderiana siły szybkie Stilwella ruszyły na samotną niemiecką dywizję pancerną, która wbiła się w terytorium alianckie zagrażając tym samym faktycznie nie bronionej Mombasie będącej głównym portem amerykańskim w tym rejonie. Długie walki o każdą milę trwały dwa dni. Dopiero rzucenie niemal wszystkich czołgów na jeden odcinek zmusiło Niemców do odwrotu.


    [​IMG]
    Opancerzony wrzód na zadzie.


    Ósmego lipca bombowce morskie LeMaya patrolujące Wschodnie Wybrzeże w poszukiwaniu U-Bootów odnalazły flotę-widmo admirała Hyakutake, który postanowił bezczelnie przepłynąć bardzo blisko brzegu USA. To nie uszło mu na sucho, bowiem samoloty runęły na pierwszy w szyku lotniskowiec Shinano. Z dużymi stratami Amerykanie zdołali umieścić w okręcie kilka bomb i dwie torpedy. Kolejne fale bombowców nie odnalazły Japończyków, którzy wykorzystali zamieszanie i podpłynęli na 150 mil od Nowego Jorku. Nocny atak na port całkowicie zaskoczył Jankesów. Piloci japońscy bez trudu odnaleźli Wielkie Jabłko widoczne z wielu mil. Baza marynarki, będąca celem ataku, także nie była zaciemniona. Odlatując Japsy zostawili niesamowity chaos i poważnie uszkodzone okręty podwodne USS Baracuda i USS Bass. Wydarzenie to wstrząsnęło nowojorczykami, którzy zaczęli na potęgę kupować broń w obawie przed japońską inwazją. Dało to także kolejny argument izocjalistom zarzucających prezydentowi prowadzenie bezsensownej wojny, gdy "można" podpisać pokój i zaprzestać finansowania Zjednoczone Królestwo.


    [​IMG]
    Nie ma to jak w domu.


    Nie mogąc liczyć na okrążenie Włochów pod Kigali głównodowodzący US Army polecił Pattonowi wyparcie ich stamtąd. Mając pod swoimi rozkazami 3. Armię i 1. Armię zmiażdżył makaroniarzy powodując u nich straty sięgające u niektórych dywizji 10%. Po zajęciu tej prowincji w końcu generał Vandergrift mógł ruszyć na północ, na Albertville. Stacjonujący tam korpus generała Erfurtha stawił ciężki opór. Jego trzonem była zmechanizowana dywizja SS, która po okrążeniu części 30. Pancernej dosłownie przejechała się po jednej z dywizji piechoty amerykańskiej. Jednak ten rajd niemiecki nie uratował ogólnej sytuacji i Niemcy zmuszeni byli do wycofania się.


    [​IMG]
    Nadciąga cywilizacja burgerów, baseballa i teksańskich rozmiarów*.


    Nie mająca żadnego zadania 1. Armia zaatakowała prowincję Waw, gdzie swój korpus miał feldmarszałek Model, wierny przyboczny Hitlera. Pomimo aż siedmiokrotnej przewagi Amerykanów Model ani myślał o wycofaniu się, nawet kontratakował. Gdyby nie interwencja jego szefa sztabu, pewnie nie skończyłoby się na stratach sięgających 25% stanu początkowego.
    Wobec groźby utraty Mombasy została do niej wysłana 13. DS "Black Cats". Decyzja ta okazała się strzałem w dziesiątkę, bowiem już kilka dni po zakwaterowaniu spadochroniarzy Niemcy ponownie zjawili się w prowincji Tanga. Ich upór jest bardzo dziwny, niektórzy uważają, że to pewnie Hitler ubzdurał sobie "rozstrzygający" desant w Afryce. Jak na razie skutkuje to zapchaniem obozów jenieckich. Tak było i tym razem.


    [​IMG]
    Hej ho, hej ho, do obozu jenieckiego by się szło!


    W wojnie argentyńsko-brazylijskiej brak zdecydowanych działań na lądzie, zaś na morzu doszło jedynie do nierównej walki dwóch niszczycieli Argentyny z ciężką, choć po ostatnim boju nieźle poharataną, flotą Brazylii. Znowu nic nie spotkało się z dnem, chociaż ARA Buenos Aires był tego bardzo bliski. Kolejna akcja amerykańskich dyplomatów przekonała brazylijskiego ministra gospodarki do zmian w kierunku kapitalizmu na wzór amerykański.


    [​IMG]
    Brazylia odgryza się.


    18 lipca do służby wszedł pancernik USS Iowa, od którego pochodzi nazwa typu. Dzień później jego bliźniak USS New Jersey dołączył do niego. Obydwa okręty zostały włączone do Task Force 88 admirała Kinkaida. Wraz z niedawno oddanymi do słuźby ciężkimi krążownikami typu Des Moines będą na razie stacjonowały w Peurto Rico, gdzie oczekiwać będą na rozwój wydarzeń w Ameryce Południowej. W opustoszałych dokach w ciągu kilku dni położono stępki pod pancerniki typu Florida (projektanci ostatnio zgłaszają ogromne zapotrzebowanie na kawę - chyba zbyt dosłownie potraktowali polecenie Nimitza: "Te projekty mają być na przedwczoraj!"): USS Texas oraz USS Oklahoma. Wobec zbliżania się US Army do afrykańskiej dżungli rozpoczęto formowanie kilku dywizji marines, którzy w takich warunkach radzą sobie znacznie lepiej. Mając w planach większe operacje powietrzno-desantowe sztabowcy postanowili sformować także pięć dywizji spadochroniarzy.


    [​IMG]
    USS Iowa w czasie pierwszego strzelania z głównej artylerii.


    ------------------------------------------------------------------------------------------------
    * Bijcie [w bębny] bracia - tutaj nadciąga więcej "cywilizacji"!!

    Milven - Już sprzedanie na złom jednego niszczyciela, który leży sobie teraz na atlantyckim dnie, przyniosłoby więcej zysku niż wynosi roczny budżet Zimbabwe :p
     
  19. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 19.
    Ofensywa Osi

    1-30 VIII 1947



    Sierpień zaczyna się ofensywą Pattona w kierunku Costermanville bronionego przez żałośnie małe siły włoskie. Włosi zbyt późno orientują się, że zajęcie tych terenów przez Aliantów grozi odcięciem kilku dywizji Osi walczących na południu w dżungli bez możliwości szybkiego wycofania się. Kolejne jednostki zostają błyskawicznie odepchnięte przez rozpędzone czołgi z białymi gwiazdami na burtach, których wkrótce tempo marszu zostaje gwałtownie zmniejszone, kiedy docierają do lasów równikowych, wizytówki środkowej Afryki. Ostatecznie cztery dywizje Pattona zajęły prowincję, by po paru dniach odeprzeć niemiecki kontratak.


    [​IMG]
    Czas zejść z czołgów.​



    Zbyt dużo zbiegów okoliczności naraz każe myśleć, że to nie jest zbieg okoliczności. Pierwszego sierpnia w Ekwadorze i Gwatemali rewolucjoniści zajęli większość budynków rządowych. Los dotychczasowych przywódców tych państw jest nieznany. Tego samego dnia w Peru upada rząd Adolfo Solfy Muro, zaś w Brazylii, Boliwii oraz Haiti dochodzi do wojskowych przewrotów. Wszystkie zmiany u sterów władzy oddaliły te kraje od demokracji. Z oczywistych przyczyn prezydent Eisenhower najbardziej był zainteresowany Brazylią, jednak "na szczęście" prezydent Getulio Vargas utrzymał się na stanowisku. Generałowie odpowiedzialni za zamach stanu powierzyli mu znacznie większy zakres władzy niż miał jeszcze kilka dni wcześniej, wierząc, iż demokracja nie poradzi sobie z wrogiem tak dobrze, jak dyktatura. Sterroryzowany parlament musiał zgodzić się na to po cichu licząc na przegraną Brazylii w wojnie i powrót do starego porządku dzięki Argentynie.


    [​IMG]
    Lato przewrotów.


    W godzinach popołudniowych 5 sierpnia dochodzi do starcia niszczycieli Brazylii i Argentyny. Tym razem w programie wycieczki było spotkania z dnem. NRB Para zanurza się w odmętach Atlantyku po zaledwie pięciu trafieniach, a NRB Paraiba po śmierci pierwszego oficera i ciężkim ranieniu dowódcy musiał się wycofać (a w ślad za nim drugi okręt), chociaż ARA Catamarca oberwał mocniej. Propaganda argentyńska nie przegapiła takiej okazji do zaprezentowania wojny jako pasma niekończących się sukcesów.
    Wszystko ma swój koniec, także szczęście Argentyńczyków. 10 dnia miesiąca niszczyciele Mendoza i Misiones napotykają wkurzonych Brazylijczyków za sterami dwóch pancerników. Nawet szybkie okręty nie są w stanie wygrać wyścigu z pociskami. Pierwsze ofiary na morzu mogły poczuć się zaszczycone, iż zginęły od dział kalibru 305mm. Jednak szokiem dla nich był fakt, iż jednym z katów był ciężko uszkodzony Minas Gerais. Flota argentyńska słono zapłaciła za swój błąd, jakim było pozostawienie przy życiu pancernika.


    [​IMG]
    Pierwsze ofiary.


    15 sierpnia Argentyna rozpoczyna szeroko zakrojoną ofensywę. Z przygranicznej prowincji Concordia 15 dywizji piechoty wspieranej przez jedną pancerną rusza w kierunku brazylijskich wojsk broniących dostępu do ważnego portu Porto Alegre. Atakujący napotykają silny opór, lecz przebicie się przez kilka zaniedbanych przez obronę miejsc decyduje o porażce pierwszej linii obrony, druga zaś zostaje zdezorganizowana tłumem żołnierzy pochodzących z rozbitych jednostek i nielicznych cywili. W takiej sytuacji obrońców zastaje wraże lotnictwo, które bez litości niszczy kolejne bunkry, stanowiska dowodzenia i artylerię. Nadciągające czołgi wbijają się klinem pod Uruguaianą, a podążająca za nimi piechota oczyszcza teren. Brazylijskie samoloty zostają wycofane na północ zanim zdążyły wziąć udział w walkach. Kiedy pada druga linia obrony, kilka kilometrów od Porto Alegre ląduje desant dwóch batalionów piechoty morskiej, które biorą z zaskoczenia miasto. Brazylijczycy przegrali, ale to nie było wszystko. Tego samego dnia stracili dwa niszczyciele dokładnie w tym samym miejscu, gdzie odnieśli pierwszy sukces na morzu pięć dni wcześniej. Pewnym pocieszeniem dla nich jest zatopienie wrogiego niszczyciela kilka dni później.


    [​IMG]
    1:0 dla Argentyny.


    Tanga... Tanga... Tanga stała się kolejną obsesją Hitlera, który niezachwianie wierzy w decydujący desant w Afryce, który zmusi Aliantów do kapitulacji. 8 sierpnia żołnierze 4 dywizji piechoty stawiają swoje stopy na afrykańskiej ziemi niedaleko Mombasy. Wypełniając dyrektywę Führera dowódca operacji wysyła słowacką jednostkę do zajęcia jednego z najważniejszych portów kontynentu, czyli Mombasy. Znudzeni spadochroniarze z 13. DPD „Black Cats” przywitali ich jako miłą odmianę w nudnym życiu na tyłach. Wykrwawieni beznadziejnymi atakami agresorzy wycofują się pośpiesznie, by ustąpić miejsca kolejnej dywizji. Amerykanie mieliby co oblewać w nocy, gdyby nie dramatyczne wieści ze sztabu – na tyłach Aliantów wylądowało łącznie 11 dywizji, w tym aż 7 japońskiej piechoty morskiej. Posiłki w drodze...


    [​IMG]
    Przeklęty niemiecki kolonializm.


    Pierwsze dni nie zapowiadały zmian nad Anglią. Niemiecki bombowce nadal ochoczo robiły za cele ćwiczebne dla Jankesów (czego nie można było powiedzieć o ich załogach), którym zaczęło brakować miejsca na maszynach, by zaznaczyć kolejne zwycięstwa, służby pogrzebowe doszły już do perfekcji w obsłudze łopat, a nawet zamówiono specjalne koparki. I wtedy nad kilkoma miastami pojawiły się chmury myśliwców. USAAF nie było w stanie wszędzie osiągnąć dostatecznej przewagi liczebnej, by mieć zapewnione czyste zwycięstwo. Nad Blackpool Amerykanie ponieśli ciężkie straty, ale Niemcy jeszcze większe. Dover było świadkiem starcia rakietowych myśliwców z tradycyjnymi Chennaulta. Bitwa powietrzna była niezwykle wyrównana. Zwrotniejsi Amerykanie unikali rozpędzonych Niemców samemu nie mogąc ich strącić. Dopiero pojawienie się F-84 zmieniło sytuację i o ziemię zaczęły się rozbijać maszyny z czarnymi krzyżami. Te same odrzutowce przechwyciły Szkopów wracających znad Blackpool robiąc im krwawą łaźnię. Kolejny atak rakietowców spotkał się już z odpowiednim powitaniem, choć straty nie był tak małe, jak jeszcze kilka dni wcześniej. W wyniku pomyłki 4 eskadry B-25J Mitchell znalazły się nad Kanałem La Manche, gdzie napotkały przeważające siły Luftwaffe. Na lotniska Anglii powróciły w sile niepełnych dwóch eskadr.


    [​IMG]
    Göring zaczyna traktować Anglię na poważnie.


    Peacemakery Byersa jako pierwsze zaatakowały desant pod Tangą. Wykorzystując kompletny brak obrony przeciwlotniczej wroga, lotnicy z małej wysokości zrzucali ogromne ilości bomb na duże zgrupowania. Celność była grubo poniżej 5%, lecz ładunki, które trafiły, dokonywały prawdziwej rzezi. Ludzkie szczątki znajdowano kilometr od lejów, o ile je znajdowano. Morale, nawet niemieckie, było niskie, a szybkie wprowadzenie przez Amerykanów bomb zapalających jeszcze bardziej je obniżyło.
    Dopiero 13 sierpnia na Japończyków pod Lindi ruszył korpus generała-pułkownika Cabella. Wykorzystując wsparcie bombowców atakujący zdołali odciąć i zniszczyć część sił nieprzyjaciela, co znacznie osłabiło obronę. Jednak w nocy Japończycy okazali się znacznie groźniejszymi przeciwnikami niż za dnia. Dwie dywizje zwykłej piechoty musiały się wycofać z ataku i na placu boju pozostały dwie zmotoryzowane. Zwykle cichą afrykańską noc przerywały strzały, krzyki i wybuchy. Liczba rannych i zabitych rosła gwałtownie. Nad ranem Japończycy wycofali się, pozostawiając około trzech tysięcy martwych kolegów i żadnego jeńca. Elita...


    [​IMG]
    Piechotę morską ogniem traktować należy – Dziennik Piechoty.


    3 dni później 4 dywizje Deckera zaatakowały Tangę, której broniła faktycznie jedna niemiecka. Ciężkie walki miejskie nie przynosiły zwycięstwa. Do walki wprowadzono świeżo sprowadzoną piechotę z Mombasy, lecz niewiele to zmieniło. Peacemakery obróciły w ruinę centrum miasta stanowiące niemiecką redutę, ale opór tylko się wzmagał. Wraki Shermanów zatarasowały ulice, więc przemieszczano się przez budynki. To tylko utrudniało i tak niełatwą bitwę. Dopiero spadochroniarze zdołali dokonać wyłomu w linii obrony i zmusić Niemców do odwrotu. Wykorzystując swój sukces Decker pragnął jak najszybciej pozbyć się Osi w tym rejonie Afryki. Atak na Dar es-Salaam nie mógł się udać, ponieważ zmęczeni Amerykanie nie byli w stanie pokonać nietkniętych jeszcze jednostek japońskich.


    [​IMG]
    Ameryka mówi NIE kolonializmowi.


    Swój udział w zwalczaniu desantu afrykańskiego, jak zaczęto go nazywać, miała także flota. Task Force 98 w trzeciej dekadzie miesiąca przybył do portu w Mombasie i od razu zaczął zaznaczać swoją obecność. Jako pierwszy na dno udał się niszczyciel Asanagi, a w jego ślady poszło 7 jednostek tej samej klasy i jeden lekki krążownik niczym żółta wisienka na torcie Wujka Sama. Niestety przy Azorach włoskie lekkie siły zatopiły 4 okręty podwodne wiceadmirała Cooleya. Upewniło to Nimitza o konieczności zezłomowania starych jednostek podwodnych i złożenia zamówienia na nowe.


    Wojna, szczególnie tak długa i krwawa, nie służy społeczeństwu. Kroniki filmowe w końcu się nudzą, wszechobecna propaganda nie daje spokoju, nawet sztuka ma przesłanie wojenne. Jak na zawołanie pojawił się on, kurczak Mike. Był zwykłym kogutem rasy Wyandotte, dopóki Lloyd Olsen, jego właściciel, nie postanowił zrobić z niego obiadu. Odcięcie głowy jakoś nie przekonało ptaka do zakończenia żywota, a na drugie podejście do dekapitacji nie było co liczyć, ponieważ kot szybko zeżarł głowę. Olsen szybko zrozumiał, że właśnie ma kurę znoszącą złote jaja, chociaż to nie była kura a kogut i nie znosił jaj, ale w każdym razie to miało związek ze złotem. Już jako atrakcja turystyczna Mike wzbogacał właściciela do około 4 500 dolców miesięcznie (co w tamtych czasach było niezłą fortunką). Stał obiektem niezwykłej troski, ale nie uchroniło go to od odejścia do Wielkiego Kurnika w niebie 18 miesięcy po nieudanej dekapitacji. Prawie pół roku po zakończenie przez niego żywota, władze miasteczka Fruita w stanie Kolorado (stąd pochodził kurczak) zorganizowały pierwszy festyn na jego cześć "Mike Headless Chicken Day". Głównym, acz nieoficjalnym powodem festynu, była poprawa nastrojów społeczeństwa wyczerpanego już wojną.


    [​IMG]
    Mike w całej okazałości.



    =============================================================
    Przepraszam za "regularność", ale tak jakby kilka obowiązków na mnie jeszcze spadło (przy wklejaniu tego odcinka padł prąd i żem musiał wszystko od początku ustawiać). ;)
    Co do Mike'a, to tutaj link do historii prawdziwej (faktycznie tylko data festynu się nie zgadza).
     
  20. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 20.
    Ofensywa Osi

    1-30 XI 1947



    Jak nie można zdobyć, to trzeba zniszczyć. Jak inaczej wyjaśnić japoński atak na port w Mombasie? Lotniskowce admirała Nagano bezczelnie wykorzystały chwilową nieobecność Nimitza i podpłynęły do miasta na odległość 170km. Jedyne, co osiągnęli Japończycy, to zatopienie flotylli transportowej RPA wiceadmirała van den Huizenkloppera i uszkodzenie dźwigów przeładunkowych. Wysłany w pościg TF-98 nie odnalazł wroga, lecz przetrzebił w czasie sztormu „żółte” transportowce i zniszczył dwóch podwodniaków.


    [​IMG]
    Gdy gospodarza nie ma...


    Korpus marines Ridgwaya, przetransportowany do wschodniego Konga przy okazji przerzutu 4. Armii i formalnie do niej należący, na początku sierpnia zaatakował zajętą przez Niemców środkową część Konga. Nawet marines nie poradziliby sobie sami w gęstej, afrykańskiej dżungli, więc uderzenie wsparł (i faktycznie poprowadził) Patton nacierający ze wschodu. Dodatkowe wsparcie zapewniły francuskie siły. W sumie atakowało 20 dywizji na dwie. Wynik był oczywisty. Na wieść o przegranej włoscy i niemieccy żołnierze na południu zaczęli pilnie studiować rozmówki niemiecko- lub włosko-angielskie pt.: „Jak poprawnie poddać się Wujowi Samowi w pięciu lekcjach.” zrzucane od pewnego czasu przez bombowce.


    [​IMG]
    Warto zabezpieczyć się przed nowym wrogiem.


    Tydzień później Bradley ze swoją 4. Armią wspartą przez jednostki 1. Armii runął na południe, na pozycje zajmowane przez jednostki wyparte z Tangi. W ciągu kilkunastu godzin pozycje Osi zostają rozjechane przez Shermany. Samoloty z udzielającego ofensywie wsparcia TF-98 polują na większe zgrupowania wroga, by szybko i krwawo przerobić je na duże mniejsze. Dzięki temu siły, które dotarły do Lindi, nie były w stanie odeprzeć ataku US Army i po kolei dostawały się do niewoli. 20 sierpnia ostatni wrogi żołnierz złożył broń. Hitler był, delikatnie mówiąc, wkurzony. Brytyjscy lotnicy bombardujący nocą Berlin przysięgali na króla, że słyszeli wrzaski Führera.


    [​IMG]
    Rozbite jednostki oraz ich dowódcy.


    Na północy Stillwell wypędził Włochów z Malakalu, lecz w obawie przed odsłonięciem swoich flanek wycofał się na pierwotne pozycje. Jeszcze przyjdzie na niego pora. Zapewne chciałby mieć tyle okazji do działania, co Patton, który pokonał samotną dywizję Guderiana pod Butą oraz pancerniaków Modla przybyłych jako posiłki.

    Nad Anglią bez zmian. Wyprawy bombowe wspierane znaczną ilością myśliwców kończą się dramatycznie. Wystarczy wspomnieć o rolnikach, którzy żądają od rządu odszkodowań za uprawy zniszczone przez spadające na pole maszyny niemieckie. Nawet słynna angielska flegma ma swoje granice, bo ileż razy Niemcy mogą się rozbijać akurat o ich piękne uprawy? Jakby nie mogli zdecydować się na lasy – nikomu by nie zaszkodzili, a rolnicy nie musieliby wyprawiać się z „gośćmi” do pobliskiego obozu jenieckiego.

    Niedaleko Wschodniego Wybrzeża lekkie siły ASW McDonalda natknęły się na dwa niszczyciele japońskie. Ta miła odmiana od polowania na upierdliwych podwodniaków dobrze wpłynęła na morale załóg. Potwierdzono zatopienie jednego okrętu i prawdopodobne uszkodzenia drugiego. Mogło być lepiej, co pokazał Kinkaid ze swoimi nowiutkimi pancernikami Iowa i New Jersey. Napotkawszy na środkowym Atlantyku 4 niszczyciele włoskie szybko zbliżył się na odległość strzału wszystkich swoich liniowych okrętów (w tym także ciężkich krążowników typu Des Moines). Skoncentrowany ogień pancerników rozerwał na strzępy RM Cesare Battisti. Popis możliwości dział kalibru 406mm przeraził makaroniarzy, jednak nie było szans na ucieczkę. Iowa zatopiła jeszcze jeden okręt, USS Chicago także i – co okazało się największą niespodzianką – niszczyciel USS Bell, który torpedą trafił uciekającego Włocha.


    [​IMG]
    Nowe pancerniki nie spodobały się Włochom.


    Niepokojąca wzrosła aktywność wrogiej floty objawiająca się w znacznie większych stratach w konwojach niż jeszcze miesiąc wcześniej. Ogółem w sierpniu na dno poszło aż 72 transportowców i 12 eskortowców. Na szczęście w niewielkim stopniu odbiło się to na jakości zaopatrzenia wojsk lądowych. Prezydent Eisenhower zapowiedział wielką akcję przeciwko U-Bootwaffe i Regia Marina na Atlantyku.
    Do służby oddano 4 lotniskowce typu United States (w tym Yorktown II), które przydzielono wiceadmirałowi Wrightowi.


    [​IMG]
    Zaczyna być niemiło.
     
  21. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 21.
    Na pomoc Etiopii

    1-30 X 1947



    Jako pierwsi na tereny dawnej Etiopii weszli od strony Somalii Brytyjczycy, jednak ich pochód został powstrzymany przez liczniejsze siły włoskie, które pomimo sprzyjających okoliczności nie zdecydowały się na atak. Wojna pozycyjna skończyła się wraz z wkroczeniem na początku września korpusu piechoty generała-pułkownika Markhama. Utorował on drogę Bradleyowi wracającemu z południa.
    Dokładnie w tym samym czasie marines Ridgwaya nawiązali kontakt z czołowymi oddziałami 3. Armii. Był to sygnał do rozpoczęcia operacji „Dziadek do orzechów”. Nazwa może i dziwna, ale znakomicie oddająca sytuację w tej części Afryki. Niemieckie i włoskie siły uwięzione w dżungli mogły tylko czekać, aż ktoś postanowi ich rozłupać niczym zaschniętego, acz stawiającego zaciekły opór orzecha. Tym kimś okazał się generał Vandergrift. Zebrawszy wszystkie dostępne siły ruszył na wroga gnijącego w prowincji Kindu-Port-Empain. Wycieńczony przeciwnik bronił się długo, choć wielu później zauważyło, że znacznie więcej czasu zajęło Amerykanom zbudowanie odpowiednich dróg niźli sama walka. Tylko jedna dywizja z brygadą artylerii polowej stanowiła wyzwanie, lecz skoncentrowany ogień dział made in USA szybko to zmienił.
    Tymczasem Patton nie mógł się powstrzymać i zaatakował wroga na północ od rzeki Kongo. Dżungla nie specjalnie służy czołgom, ale to samo mówiono o Ardenach w 1940 roku. Dobrzy oficerowie przeprowadzą swoje maszyny nawet przez dno oceanu, jeśli taki rozkaz wyda stary George.


    [​IMG]
    Widzimy się po akcji, panowie.


    Dwa dni po rozpoczęciu „Dziadka” Stillwell otrzymał upragnione pozwolenie na przeprowadzenie prawdziwej ofensywy na Malakal. Entuzjazm dowódcy udzielił się wszystkim jego żołnierzom, którzy w czasie silnej burzy (makaroniarze mieli zaiste porządny problem z odróżnianiem huku dział od uderzeniem piorunów – stanowczo zbyt często wybrali tą drugą opcję) rozpoczęli wyrzucanie Włochów z tego regionu. Nader skutecznie. Po wygranej bitwie Stillwell wziął dwie dywizje i przy wsparciu pancerniaków z 3. Armii zaatakował Wau. Nawet niemieccy pancerniacy nie zdołali powstrzymać Amerykanów pędzących w swych nowiutkich M47 Pulasky.


    [​IMG]
    Szybciej, bo nam uciekną, a Włosi są w tym nieźli.


    20 sierpnia poddały się otoczone w Luluabourg siły Osi. Generał Vandergrift z radością przyjął ich kapitulację, ponieważ dzięki temu może w końcu wydostać się z tej przeklętej dżungli i ruszyć na tereny nadające się do walki. Gdyby tylko wiedział, co szykuje Marshall.
    W serii małych bitw 4. Armia zajmuje grubo ponad połowę terytorium Etiopii. Radości Etiopczyków nie ma końca, cesarz Haile Selassie I naciska Bradleya, by ten zajął Addis Ababę, lecz spotyka się ze zdecydowaną odmową, ponieważ oznaczałoby to zmianę planu ofensywy, a – jak powszechnie wiadomo – dobrego planu się zmienia dopóki nie wymusza tego wróg lub inne warunki. W tym przypadku nic nie zapowiada, by spodziewane okrążenie przeciwnika w Dżibuti nie udało się. 6. Pancerna mknie przez piaski pustyń z ogromną prędkością przecinając linie zaopatrzeniowe Włochów, nie napotykając przy tym żadnego oporu nawet kiedy napotykane są oddziały włoskie. Śmiały rajd kończy dopiero nieudana próba zajęcia Chartumu obsadzonego przez liczne jednostki piechoty zmotoryzowanej Mussoliniego.

    Pod koniec miesiąca kolejną niespodziankę serwują Japończycy, którzy przeprowadzili desant w Mogadiszu. Jankesi także dla nich mieli niespodziankę, a był nim Task Force 98 w Mombasie. Szybkie wypłynięcie z bazy i jeszcze szybsze dorwanie flotylli transportowej odcięło japońskich marines od świata. Za to z wizytą do nich wpadły do nich Czarne Koty z 13. DPD. Niestety Żółci byli nad wyraz niegościnni, gdyż bardzo długo się opierali przed kuszącą propozycją udania się do obozów jenieckich lub ichniejszego nieba. Niezbędne okazało się wsparcie lotnictwa pokładowego.


    [​IMG]
    Wyzwolenie nadchodzi dużymi krokami.


    Nad Anglią po raz pierwszy pojawiły się nowe ciężkie bombowce III Rzeszy – Junkersy EF 132 o nietypowym kształcie skrzydeł, które bardzo zaczęli sobie zachwalać angielscy artylerzyści. Dzięki charakterystycznemu wyglądowi nie ma mowy o pomyłce i zestrzeleniu własnych maszyn. Wyjątkowo zgodzili się z nimi piloci mający za sobą kolejny, zwykły dzień wypełniony strącaniem kolejnym Szwabów z nieba. Niektórzy uparcie twierdzili, że bombowce miały eskortę, ale reszta nie chciała im uwierzyć. To były po prostu jakieś lekkie maszyny potrzebujące do uderzenia w ziemię znacznie mniej ołowiu w skrzydłach i kadłubie, a nie myśliwce.

    Komandor Steve Morrison stał na mostku swojego niszczyciela eskortowego USS Little, płynącego na czele konwoju z 10 transportowcami. Za godzinę miał oddać okręt swojemu pierwszemu oficerowi, a samemu udać się na kilkugodzinną drzemkę. Wiedział, że jest bezpieczny w promieniu 200 mil od wybrzeża. Przypuszczał, że dowódcy czterech pozostałych niszczycieli podobnie wykorzystają tę strefę bezpieczeństwa. Było już całkiem ciemno, bowiem słońce zaszło dwie godziny temu, a chmury gęsto przykryły niebo. Nie zastanawiał się nad tym, co będzie później. Nie robił tego przez ostatnie kilkanaście rejsów do Pearl Harbor, więc czemu miałby zmienić ten zwyczaj? Słyszał o japońskich okrętach podwodnych polujących na tej trasie, ale ataki były sporadyczne i mało skuteczne. W razie czego w Los Angeles przebywają właśnie dwa lotniskowce Starka. Tylko prawdziwi szaleńcy zdecydują się na...
    - Torpedy z lewej! - krzyknął pierwszy mat. Komandor natychmiast ocknął się i wydał rozkaz ostrego skrętu w lewo, by ustawić się równolegle do pędzących „cygar”. Okręt ze zgrzytem blach zaczął zmieniać kierunek. Niektórzy obawiali się, że nie wytrzyma, ale amerykańskie stocznie nie są takie złe. Niszczyciel ustawił się w bezpiecznej pozycji. Tego szczęścia nie miało 6 transportowców i 2 eskortowce. Gejzery wody po kolei przykrywały jednostki. Trzy z nich po prostu się złamały, tankowiec zniknął w wielkiej kuli ognia, zaś reszta jakoś utrzymała się na powierzchni. Na ten widok Morrison głośno jęknął. Japończycy są szaleni. Wysłał meldunek do Starka, a teraz pozostało mu ratować swoich. Rozkazał jednemu z trzech sprawnych niszczycieli na poszukiwania podwodniaków, lecz ci zniknęli jak kamfora. Zaatakować i zniknąć. To drugie jeszcze nie jest pewne.

    W ciągu kilku godzin TF 51 opuścił bazę i przepłynął 60 kilometrów. Sam Stark był zdumionym tempem swoich marynarzy. Miał tylko nadzieję, że równie szybko odnajdą Japsów. To był jego szczęśliwy dzień. O 15:34 dostał meldunek od zwiadu, iż 20 kilometrów na zachód zauważono grupę okrętów podwodnych płynących na powierzchni. Natychmiast wydał części jednostek osłony rozkaz ataku, zaś z lotniskowców podniosły się samoloty. Pancernik USS California w towarzystwie niszczyciela USS Gwin wycofał się na bezpieczną odległość. Załogi okrętów wyrywały sobie lornetki, by popatrzeć na spektakl w reżyserii admirała. Błyskawiczny zaiste. Pierwszy podwodniak został zatopiony przez Helldrivera z Horneta. Bomba uderzyła idealnie w podstawę kiosku i rozłupała okręt. Drugi oberwał w czasie zanurzenia, trzeci zapoznał się z „jeżem” z Draytona, czwarty zaś został zniszczony przez lotnika z Lexingtona.

    Tymczasem kilka tysięcy mil dalej...
    Torpeda okazała się trefna i wybuchła pół kilometra od celu, którym był kanadyjski niszczyciel HMCS Hamilton. Jego dowódca nie zwlekał z wydaniem rozkazu. Okręt wykonał zwrot o 90 stopni w prawo i z coraz większą prędkością ruszył w kierunku agresora. W ciągu trzech minut pokonał dystans 450 metrów. Wtedy obsługa wyrzutni bomb głębinowych otrzymała polecenie wystrzelenia 4 pocisków w 2-sekundowych odstępach. Cztery gejzery pojawiły się kilkadziesiąt metrów z rufą. Rozłupany niczym orzeszek przez wygłodzoną wiewiórkę U-Boot stał się grobem dla załogi. Kilkadziesiąt rodzin dostanie drukowane masowo podpisem Donitza listy zawierające pochwałę poległego w imię walki o byt rasy aryjskiej. Jak to na wojnie, przeciwnik się z tego ucieszył. Marynarze na niszczycielu uradowali się na widok plam ropy, jednak dowódca okrętu wiedział, że to nie koniec. Mylił się. Jedna torpeda wystrzelona na ślepo wbiła się w śródokręcie. Zwiększony ładunek wybuchowy zrobił swoje – kadłub nie wytrzymał i przełamał się. Ocalało 15 ludzi podjętych później przez U-603.

    Próbujące ucieczki I-53 i RO-67 napotkały na swej drodze parę niszczycieli obsadzonych przez paskudnie dla nich doświadczoną załogę: Niihau oraz Philip. Obaj podwodniacy zeszli na maksymalną głębokość i z prędkością wymaganą do utrzymania sterowności starali się wyrwać z tej kiepskiej sytuacji. Nic to nie dało, bowiem Niihau złapał słaby kontakt. Przyśpieszył i wystrzelił jeża na spodziewaną pozycję Japończyka, który jednak zdołał uniknąć trafienia, lecz nie wykrycia. Philip w pięknym stylu go przechwycił – obrzucił bombami głębinowymi wody po lewej burcie swego towarzysza. Już trzecia beczka wystarczyła, by poszycie okrętu podwodnego uległo ogromnemu ciśnieniu wody. To była szybka śmierć. Za szybka, według niektórych.

    Samotny Arleux miał tyle szans na ujście z tego cało, co apetyczna pizza z talerza wygłodzonego makaroniarza. Nawet profesjonalnie wykonywany slalom nie uratuje przed licznymi „cygarami” o zapalnikach magnetycznych na głębokości niewiele większej niż wynosi zanurzenie krążownika. Z lotu ptaka polowanie na liniowca wyglądało niczym uniki bohatera przed kulami pozostawiającymi białe ślady w powietrzu.

    RO-67 nie przetrwał znacznie dłużej niż I-53. Jego kapitan nie słynął z żelaznych nerwów, które i tak nie były potrzebne przy japońskiej dominacji na morzach – wszak lotnictwo zawsze wspomoże. Taki tok rozumowania był zaprzeczeniem wszystkich doktryn wojny podwodnej. Nawet powolne zmniejszanie głębokości i zwiększenie prędkości o dwa węzły zostało wykryte przez sonarzystę Niihau, którego dowódca założył się z kapitanem Philipa, że tego podwodniaka zatopi za góra trzecią bombą. Później tego żałował. Mógł spokojnie powiedzieć, że po pierwszej beczce Japsy przejdą do historii.

    Ten film nie kończy się dobrze. Stal stanowiąca kil dziobu jako pierwsza odrywa się od kadłuba. 32 węzły teraz stają się przekleństwem okrętu, bowiem woda wdziera się do środka z ogromną siłą. Grodzie nie wytrzymują i wystrzeliwują niczym korki od mocno wstrząśniętego szampana. Pochłonięci przez strumień wody ludzie giną przez całkowite zalanie płuc i zderzenia ze ścianami. Liniowiec gwałtownie zwalnia tylko przyśpieszając swój koniec. Kolejne torpedy rozrywają kil okrętu. Maszynownie przestają pracować, nie ma elektryczności, w paru miejscach wybuchły niewielkie pożary. Pada rozkaz opuszczenia okrętu. Szalupy szybko się wypełniają. Dwie minuty po opuszczenie pierwszej bliska eksplozja całkowicie niszczy pięć z nich. Nikt nie przeżył. Kolejne torpedy są wycelowane niemal wyłącznie w rozbitków. Dwa U-Booty wynurzają się i zaczynają ostrzał bezbronnych załóg z całej broni pokładowej. Nawet huk morskich dział 88mm nie zagłusza krzyków rozpaczy i bólu Kanadyjczyków. Powierzchnia oceanu jest czerwona od krwi.

    Niihau miał szczęście – zdołał upolować jeszcze jednego podwodniaka. Faktycznie nie stawiał żadnego oporu – tak przynajmniej załoga odczytała pędzenie z maksymalną prędkością i okrzyki bojowe załogi.

    Arleux, faktycznie już pozbawiony kilu, przechylił się na prawą burtę. Kanadyjczycy znaleźli się w pułapce – mogli zginąć z okrętem lub z rąk Niemców. Wielu, idąc za przykładem dowódcy, nie opuściło swojej jednostki do końca. Wszyscy, którzy próbowali uratować się w wodzie, zginęli. Rozkaz wydany sześć dni wcześniej mówił wyraźnie: „Z każdej rozbitej grupy morskiej należy zabrać tylko kilku marynarzy (nie więcej niż 20) w celach wywiadowczych. Pozostali ludzie mogą stanowić w przyszłości potencjalne zagrożenie i należy temu skutecznie zaradzić.”


    [​IMG]
    Wielkie łupy.


    Kilka dni po tych wydarzeniach kolejne okręty podwodne spotkały swoje przeznaczenie. Nieopodal Madagaskaru 9 japońskich podwodniaków miało pecha znaleźć się blisko lotniskowców Nimitza. Zmęczeni ciągłym deszczem piloci nie mieli ochoty na zabawę i jakby od niechcenia zatopili 7 okrętów, a pozostałe 2 ciężko uszkodzili. Po tej „bitwie” ataki na konwoje w tej części świata znacznie osłabły.
    Jakby dla zachowania równowagi pod Charleston pojawiło się wilcze stado pod komendą Donitza. Patrolujące ten obszar lotnictwo morskie ograniczyło swoją działalność do zrzucenia dla zasady kilku bomb głębinowych. Następnego dnia pod Miami pojawiły się cztery nowiutkie lotniskowce admirała Wrighta oraz dwa Kinga, którzy przybyli tu wspomóc braci mniejszych, czyli lekkie lotniskowce MacDonalda. Komitet powitalny cierpliwie czekał na gości. Na dwie godziny przed zachodem słońca pojawili się. Było ich całkiem sporo. Można powiedzieć, że wprosiła się niemal cała U-Bootwaffe. Przy liczbie 112 gości nie ma mowy, żeby każdy został prawidłowo obsłużony, ale gościnny Amerykanie robili, co mogli. Impreza z udziałem US Navy skończyła się jeszcze przed północą, ale z całą pewnością można powiedzieć, że była cholernie udana. 7 Niemców tak polubiło Florydę, że postanowiło zostać tutaj. Kolejnych czterech przekonało do tego nasze kochane chłopaki z lotnictwa morskiego. Reszta, nieporadnie wychodząc po angielsku, ruszyła do domu.

    Ciągłe zagrożenie ze strony okrętów podwodnych zmusiło Eisenhowera do podjęcia kontrowersyjnej, ale niezwykle ważnej dla przebiegu wojny decyzji. O świcie 20 października amerykańskie oddziały wylądowały na archipelagu Azorów należących do neutralnej Portugalii. Mały garnizon widząc potęgę agresora składa broń. Azory zostają zajęte bez ani jednego strzału. W Lizbonie amerykański ambasador przekazał notę wyjaśniającą oraz dokument zawierający umowę o bezzwrotnej pożyczce oraz dostawie ropy do Portugalii. Rząd ani społeczeństwo nie są tym zachwyceni, ale lepsze to niż nic, jednak nic nie cofnie czasu. Niemcy błyskawicznie zwróciły uwagę na ten mały kraj na Półwyspie Iberyjskim. Owoc tego zainteresowania jest zaiste zaskakujący – Hitler decyduje o wypowiedzeniu wojny Brazylii jako państwu niezwykle bliskiemu Portugalii, co miało zniszczyć morale Portugalczyków. Ta próba osaczenia okazuje się jednak strzałem w stopę, bowiem Alianci przyjmują w swe szeregi Brazylię, zaś wojna z Argentyną staje się jednym z priorytetów USA.
    Także w samej Brazylii dochodzi do zmian – ostatecznie władzę traci Getulio Vargas, zaś urząd prezydenta obejmuje Gaspar Dutra, a na czele rządu staje Nereu Ramos.


    [​IMG]
    Azory. Niedługa ta nazwa będzie się źle kojarzyć Niemcom.



    _____________________________________________________________________________
    Coś mi się widzi, że jest tu sporo błędów, ale jakoś nie mogę porządnie sprawdzić tego ;)
    Następny odcinek będzie mocno opóźniony, bo jest kilka spraw, które wymagają sporo uwagi, a AAR jakoś się do nich nie wliczył (inaczej mówiąc przygotowania do LARP-a) ;>
     
  22. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 22.
    Południowy krzykacz

    1-30 XI 1947



    Pierwsze strzały oddane z amerykańskich okrętów posłały na dno starusieńki niszczyciel Santa Cruz. Zaszczyt ten przypadł załodze USS Iowa, lecz nikt się tym nie przejął. Każdy czekał na spotkanie z liniowcami argentyńskimi. Chociaż te jednostki nie były młode, a nawet w wieku średnim, to jednak były szumnie nazywane pancernikami. Do boju z głównymi siłami floty Argentyny szczęśliwie doszło na kilka godzin przed desantem pod Mar der Plata. Płynący z Bahia Blanca na nocny patrol Argentyńczycy nie spodziewali się obecności Jankesów na tym akwenie. Zapewne ich dowódca, wiceadmirał Grosso Soto, całkowicie zignorował raport o marnym losie Santa Cruz i dlatego jego anioł stróż zignorował go i wziął sobie wolne. Na podstawie danych z radaru admirał Kinkaid ustawił swoje ciężkie okręty prostopadle do przeciwnika tworząc tym samym górną pałeczkę T. Niczego nie spodziewający się Argentyńczycy wpłynęli w zasięg większości dział Amerykanów, które dokładnie o 4:47 wypluły pierwsze pociski w stronę czołowego ciężkiego krążownika ARA Independencia. Już ta salwa pozyskała kilka trafień, które wyłączyły z akcji dziobową wieżę, co faktycznie pozbawiło jednostkę możliwości odpowiedzenia ogniem. Kolejne trafienia rozrywały poszycie i ludzi, wzniecały liczne pożary, dzięki czemu krążownik był doskonale widoczny bez radarów. To jednak nie spowodowało zmniejszenia prędkości okrętu, który zaczął wykonywać najostrzejszy w tych okolicznościach skręt w prawo. Zaletą ustawienia burtą była możliwości walenia z tylnej wieży, ale z drugiej strony artylerzyści amerykańscy mieli znacznie większy cel. Na szczęście dla Argentyńczyków pod ostrzał dostał się kolejny krążownik, ARA Almirante Brown. On również porządnie oberwał i wykonał skręt w prawo. Trzeci był najbardziej oczekiwany gość – pancernik Moreno. Obserwujący bitwę Kinkaid zastanawiał się później, jakim cudem lufy wytrzymały tak szybko prowadzony ogień. Działa kalibru 406mm przypominały wtedy ogromne M1 Garand zamontowane w wieżach – tak można opisać wspaniałą wręcz szybkostrzelność Amerykanów. Na Moreno pożary nie miały żadnych szans, gdyż pokład był bez przerwy zalewany przez gejzery wody wzburzane przez uderzające obok z potworną siłą pociski. Te, które trafiły, niszczyły dosłownie wszystko na swojej drodze. Załoga nie próbowała nawet powstrzymać swego instynktu przetrwania i uciekała... Próbowała uciekać, bo w pewnym momencie oberwał magazyn amunicji pod przednią wieżą. Eksplozja odcięła dziób i wyrzuciła wieżę na wysokość około 70 metrów. Wyglądało to niczym startująca rakieta, a noc tylko nadała nieco romantycznego nastroju. Za to resztki okrętu już nieromantycznie zniknęły pod powierzchnią wody. Płynący za nim drugi pancernik Rivadavia, choć wyciągał z kotłowni 20 węzłów, nie miał już kogo ratować ze swojego bliźniaka, ale za to sam musiał się ratować. Po krótkim pokazie pirotechnicznym Argentyńczyków (z malutką asekuracją specjalistów z US Navy) Amerykanie przerzucili się na na drugi okręt, pewnie w nadziei na powtórzenie spektaklu. Ku ich rozczarowania dowódca Rivadavia lepiej sobie poradził i zdołał uciec z pola bitwy. Zaiste nieistotnym szczegółem jest fakt, że płynął znacznie szybciej dzięki utracie masy w postaci odstrzelonego pancerza i ludzi. Widząc masakrę ciężkich okrętów dowódcy pozostałych jednostek czym szybciej wykorzystali ogromne zamieszanie i uciekli z pola walki. Jankesi zdołali tylko kilkukrotnie trafić dwa niszczyciele i jeden ciężki krążownik, nim z ekranów radaru znikły ostatnie kropki symbolizujące wroga. Kilka godzin później ogromnego pecha miały dwa niszczyciele, które zwiewały do portu. W ciągu kilkunastu minut zostały skreślone z listy okrętów argentyńskich.


    [​IMG]
    Wielki początek końca floty Argentyny oraz polowanie na „kijanki”.


    Kinkaid spodziewał się po tej walce znacznie więcej, ale uzyskany rezultat i tak oznaczał koniec floty Argentyny. Z dwóch pancerników jeden poszedł na dno, a drugiego niewiele od tego dzieli, zaś US Navy wysłała w ten region tylko małą część swych sił. Teraz nadszedł czas na główną część przedstawienia, a mianowicie desant. Jednoczesne lądowanie dwóch dywizji w pobliżu Mar der Plata całkowicie zaskoczyło obrońców, którzy po krótkiej walce skapitulowali. Jednak wiceadmirał Grosso Soto nie wywiesił białej flagi i dał rozkaz do opuszczenia portu, do którego błyskawicznie zbliżały się pierwsze oddziały amerykańskie. Tym razem pancerniki Kinkaida były zmuszone ustąpić pola lotniskowcom Kinga. Piloci z Esssexa i Waspa II zdołali upolować dwa ciężkie krążowniki i uszkodzić całą masę innych jednostek.
    Do końca dnia zdołano wyładować na ląd większość z dwunastu dywizji 5. Armii Clarka. Nie czekając na całkowite zakończenia wyładunku Clark poprowadził szybkie uderzenie w kierunku Bahia Blanca, w czasie którego obrona została zmieciona niejako przy okazji. Nieco dłużej bronił się przeciwnik na wzgórzach na południe. Równocześnie Amerykanie wyprowadzili natarcie na północ, gdzie opór próbowały stawić lekkie czołgi LT wz. 38, lecz Shermany wchodzące w skład dywizji amerykańskich rozstrzeliwały je z bardzo bezpiecznej odległości. Ciągle nadchodzące posiłki były szybko rozbijane, a poranny kontratak odparty bez najmniejszego problemu. Zajęcie tych terenów było sygnałem dla armii brazylijskiej, by rozpocząć własną ofensywę, której celem było odcięcie Argentyńczyków w Porto Alegre. Atak ten nie miałby szans powodzenia bez odpowiedniego wsparcia Jankesów nie szczędzących wrażym żołnierzom pocisków artyleryjskich
    W ciągu kilku dni większość armii argentyńskiej została zamknięta w niedawno zajętym mieście Porto Alegre i we własnej stolicy – Buenos Aires. Szturm na to drugie miasto nie był łatwy, lecz ogień pancerników dostatecznie zmiękczył obrońców, by obyło się bez dużych strat ze stron 5. Armii. Z kolei atak na Porto Alegre przebiegał w czasie silnego deszczu, co znacznie wpłynęło na celność ostrzału okrętów liniowych US Navy, acz nie przeszkodziło w zdobyciu miasta.
    W międzyczasie część 5. Armii zajmowała położone dalej na południe tereny Argentyny napotykając znikomy opór bądź jego całkowity brak. Doszło również do kolejnych bitw morskich, które później niektórzy sztabowcy żartobliwie określali „polowaniem na kijanki”, ponieważ flota argentyńska mogła tylko bezradnie płynąć wzdłuż wybrzeża w oczekiwaniu na śmierć. Szybko na dno poszedł drugi pancernik, a w ślad za nim ciężkie okręty, niszczyciele zaś zniknęły z powierzchni Atlantyku jako ostatnie.
    Co jednak ciekawe, nikt nie wspomniał o kapitulacji. Nieco zdumiony tym Clark rozkazał jak najszybciej zająć najważniejsze ośrodki administracyjne i przemysłowe kraju, ale to nie będzie łatwe zadanie, szczególnie na północy, gdzie dżungla stanowi naturalną barierę dla jednostek zmotoryzowanych znających lasy tropikalne z książek przyrodniczych bądź wcale.


    [​IMG]
    Przez równiny, wzgórza i góry!


    Na innych frontach sytuacja Aliantów nie przedstawia się tak pięknie. W Etiopii po serii szybkich uderzeń zdołano okrążyć pod Dżibuti 10 dywizji Osi i przy ogromnym poświęceniu amerykańskich żołnierzy już za pierwszym szturmem zmusić do kapitulacji marszałka Bastico, a dokładnie jego zastępcę, ponieważ on sam uciekł w ostatniej chwili niemieckim myśliwcem Me-110. Ta operacja była niezbędna do tego, by ustabilizować linię frontu w Etiopii. Włosi wyczuli, że Amerykanie mają bardzo rozciągnięte wojska i uderzyli prosto w 6. Pancerną, która jednak oparła się sześciu dywizjom włoskim. Zrozumiawszy, z kim mają do czynienia, Włosi ściągnęli posiłki w postaci dwóch dywizji pancernych Wehrmachtu. Wiele wraków swoich i wrogich czołgów pozostawili po sobie wycofujący się Jankesi. Kiedy Bradley postanowił odbić ten teren, żołnierze napotkali jedynie nieco piechoty górskiej wspomaganej przez pododdziały innej jednostki. Jednak sytuacja na tym froncie jeszcze się nie ustabilizowała.


    [​IMG]
    Gotuj z Jankesem – kolejny przebojowy program US Army w Afryce.


    Na Morzu Czerwonym rozszalał się sztorm Nimitz. Ogromne fale samolotów doprowadziły do zatopienia 3 lekkich krążowników oraz 14 niszczycieli. Był to bardzo demokratyczny sztorm, gdyż w jego objęcia dostali się Japończycy, Niemcy, Włosi a także Argentyńczycy. Synoptycy ze sztabu US Navy zapowiadają, że taka pogoda na tym akwenie utrzyma się jeszcze przez pewien czas i nie osłabnie do samego końca.


    [​IMG]
    Postrach mórz i ocenanów (niewidoczni tutaj ludzie za Nimitzem zajmują się spisywaniem zatopionych okrętów – nie mają nawet chwili przerwy).


    Na drugim froncie afrykańskim Patton doszedł do wniosku, że nic tak nie poprawi humoru i dyscypliny jak mała ofensywa w kierunku Bangassou. Naprzeciwko jego siłom stanęły wojska niemiecko-włoskie, które przez długi czas nie mogły zorganizować sensownej obrony, ale kiedy już to zrobiły, to naprawdę dobrze. Po kilku dniach walk Patton musiał ustąpić, lecz ten atak nie okazał się całkowicie nieudany, bowiem ofensywa Wedemeyera z południa zmusiła Oś do odwrotu. Zapewne przeciwnik nie zdążył dosłać uzupełnień i to srogo się na nim zemściło.
    Nieco na dalej na wschód generał-pułkownik Markham nie zasypiał gruszek w popiele – elegancki atak na Chartum okazał się pełnym sukcesem, zaś kontratak odparty niemalże bez strat.

    4 listopada zapisał się na kartach historii jako pierwszy przypadek bojowego użycia lotniskowca przez Włochów. Jako cel wybrali sobie nową bazę US Navy – Azory. Równo ze świtem włoskie samoloty nadleciały nad wyspy. Zaskoczenie było całkowite. Jankesi już na nich czekali. Chyba żaden z makaroniarzy nie pomyślał, że od 7 grudnia Amerykanie nauczyli się dbać o swoje bazy morskie i to naprawdę dobrze. Radary i myśliwce dzienne oraz nocne to teraz podstawa. I właśnie ta podstawa stała się przyczyną zagłady całej wyprawy bombowej. Kiedy toczyły się walki powietrzne, z portu pośpiesznie wychodziły lotniskowce z eskortą. Pomimo opóźnienia zdołano przechwycić okręty Regia Marina w liczbie dwóch sztuk: lotniskowca Spaviero i niszczyciela Giovanni Acerbi. Oba posłano na dno, a na dokładkę wepchnęli się trzej podwodniacy czyhający na konwoje. Jeszcze do końca miesiąca załatwiono w pobliżu Azorów: 5 niszczycieli, 2 okręty podwodne i kilkanaście bombowców atakujących konwoje. Załogi zestrzelonych maszyn miały szczęście znaleźć się w luksusowym obozie jenieckim całkowicie pozbawionym ogrodzeń, bo po co by takowe miały być? Do najbliższego lądu jest bardzo daleko, a szansa na to, że kilkudziesięciu ludzi porwie niszczyciel i przepłynie nim Atlantyk jest dużo mniejsza niż jedna na milion.


    [​IMG]
    Gdyby tak jeszcze te ich przeklęte pancerniki tak się pięknie wystawiły...


    _______________________________________________________
    O, to już lipiec. Jak ten czas szybko leci, a mi tak rzadko chce się pisać (bo gdy się mi się nie chce, to powstają potworki, a miejsca w pokoju na nie nie mam) ;)
     
  23. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 23.
    Duże liczby

    1-30 XII 1947




    Ofensywa na Bangassou wydaje się być dużym sukcesem Wedemeyera. Wszelkie próby powstrzymania napierających dywizji amerykańskich zakończyły się klęskami, podobnie jak dwa kontrataki. Nawet użycie czołgów nic nie dało. Nie dając odetchnąć Niemcom, Wedemeyer wyprowadził szybki atak na zachód do Bangui, gdzie znaczniej przewadze musiał ulec niemiecki korpus. Do akcji dołączyła się również Królewska Armia stacjonująca we francuskiej Afryce Środkowej. Dobry miesiąc na tym froncie popsuła udana kontra w Bangui. 2. Dywizja Marines „Follow me” tym razem wskazała innym drogę do odwrotu.


    [​IMG]
    Tak jakby ciut trudniej się robiło.


    W imię zasady zachowania równowagi na froncie etiopskim to Wehrmacht jest w ofensywie. Odwrót z Chartumu był jedyną rozsądną decyzją. Z trzech stron do ataku szykowały się wielokrotnie większe siły wroga. To jednak nie uchroniło przed klęską pod Malakalem. Niemieckie zagony pancerne coraz głębiej wbijały się w linie obrony piechoty często pozbawionej własnego sprzętu pancernego. Mimo to obrońcy nie poddawali się. Szybkie oderwanie się od wroga, pośpiesznie przygotowanie kolejnej linii obrony, obrona, kolejne oderwanie – tak wyglądała taktyka Amerykanów w tej bitwie. Dzięki niej zdołali uniknąć poważniejszych strat i zyskać nieco na czasie.
    Kilka dni później powrócił Stillwell. Ponieważ już dawno minęła jego młodość, a starych coraz rzadziej się dostrzega w swoim najbliższym otoczeniu, to musiał zaznaczyć swoją obecność próbą odbicia Malakalu. Niestety generał von Berg okazał się człekiem niekulturalnym i nie ustąpił starszemu miejsca. Kolejna próba zakończyła się sukcesem, gdyż generał Feige był dobrym człowiekiem.


    [​IMG]
    Do przodu, do tyłu... przeklęte tango afrykańskie.


    Na wybrzeżu Bradley wykopał z nor 22. Pancerną Kumma. Faktycznie to nie on ich wykopał, a załogi samolotów i artylerzyści pancerników z Task Force 98 gościnnie występującego od jakiegoś czasu na Morzu Czerwonym (w grudniu Nimitz obdarował bombami 9 niszczycieli). Wojska lądowe tylko zajmowały tereny pełne lejów po bombach i pociskach, co jakiś czas znajdując całe wraki (większość znacznie traciła na wyglądzie i masie po spotkaniu z pociskiem Wuja Sama). Dwa śmiałe kontrataki Osi zamieniły się w dwa entuzjastyczne odwroty*. Nieco na południe Niemcy poczuli się jak w domu. Przynajmniej ci, którzy by dojść do szkoły musieli uprawiać wspinaczkę. Chociaż etiopskie góry i wzgórza są niższe niż niemieckie, to jednak i tak upuszczenie karabinu oznaczało kilometrowy marsz na dół, wytłumaczenie pasterzowi kóz, że nie chce się żadnej kupić i z powrotem na górę. Jednak prowadzenie walki w takich warunkach już takie miłe nie jest. Ziemia się trzęsie od detonacji granatów artyleryjskich i weź tu teraz utrzymaj własną amunicję na tym samym poziomie co ty. A w czasie deszczu to już całkowicie mogiła. Nic dziwnego, że rozkaz odwrotu (zanim dotarł do wszystkich jednostek minęło sporo czasu – niektórzy oficerowie w ciągu tych kilku godzin zdołali wyrobić sobie głęboką niechęć do nagłych zmian wysokości) został powitany z entuzjazmem.

    *Zwykle odbywają się pod hasłem: „Kto pierwszy dotrze do naszych starych okopów, ten przeżyje**”. Cholernie skutecznie hasło. Włoskie, ale Niemcy też je rozumieją.
    ** I zajmie najlepsze*** miejsce w okopach.
    *** Blisko (ale nie za blisko) latryny.


    [​IMG]
    Nikt nie lubi wzgórz i gór. My jednak jesteśmy mili i pomagamy Niemcom wynieść się z stąd.


    13 transportowców i 2 eskortowce – konwój zmierzający do Miami został dosłownie zmasakrowany. Co gorsza, stało się to pomiędzy Kubą a półwyspem Jukatan. Egzekucji podwodniaków miał dokonać TF-ASW McDonalda. Ku jego zgrozie stawili się wszyscy winni. Oczywiście na miejscu zbrodni, bo prawdziwi przestępcy zawsze wracają na miejsce zbrodni. Kilka godzin później Amerykanie wrócili ubożsi o cztery całe niszczyciele i znaczną część pozostałych. Za to lotniskowce wyglądy jak nowe, nie licząc paru zadrapań na burcie. Wszyscy się zastanawiali, jakim cudem nie poszli na dno. Torpedy pływały ławicami, więc musiały coś trafić. Co prawda czasem tym czymś była inna torpeda, ale to i tak nie tłumaczy tego, co się stało. Nad tym samym głowiły się załogi 97 ocalałych U-Bootów. Cztery inne nie miały okazji, gdyż już na zawsze zostały na dnie Zatoki Meksykańskiej, gdzie za kilkanaście lat będą przeszkadzać w wydobyciu ropy. Omal nie dołączyły do nich dwa kolejne, ale porządna niemiecka robota utrzymała kadłuby w całości.


    [​IMG]
    Sardynki mają ząbki i nie chcą siedzieć w puszce.


    Tymczasem nad Anglią przeprowadzono zwykłą totalną anihilację kilku wypraw bombowych i jednej myśliwskiej. Sytuacja się zmieniła, kiedy na początku trzeciej dekady miesiąca nad Dover pojawiło się 21 eskadr (około 1050 maszyn) „Jaskółek”. W pierwszej godzinie walk przeciw nim stanęło tylko 13 eskadr (około 650 samolotów) i to nie najlepszych. Jednak ogromne doświadczenie Amerykanów pozwoliło im stawić opór Niemcom aż do przybycia posiłków. W ostatniej godzinie największej do tej pory bitwie powietrznej brało udział 21 eskadr niemieckich (etatowo 1050 myśliwców) i 27 amerykańskich (etatowo 1350 myśliwców). Zakończyła się ona wielką klęską Luftwaffe. To nie zadowoliło Jankesów, którzy dogonili uciekającego przeciwnika w sile 31 eskadr (to już 1550 maszyn). Druga część masakry swoim rozmachem nie przebiła poprzedniczki, głównie z powodu wielkich braków po stronie orłów Göringa.


    [​IMG]
    Jaskółczy lot nad orlim gniazdem.


    W Argentynie jedyne, co było warte uwagi, to atak lotniskowców na bazę morską w Santa Cruz. Zniszczeniu uległa jedyna jednostka bojowa w porcie – okręt podwodny. Stacjonujące w pobliżu myśliwce argentyńskie osiągnęły wielki sukces jakim był powrót do baz bez żadnych strat. Taktyka trzymania się z dala od Amerykanów szalejących w porcie zdała egzamin.
    Kiedy pierwsze maszyny lądowały na pokładach lotniskowców, w Pearl Harbor znowu się zaczęło. Kolejny nalot został przywitany huraganem ognia, dzięki czemu w bazie nie odnotowany strat innych niż wynikających rozbijających się japońskich maszyn. Nowa tradycja nakazuje odwiedzenie agresora. W wyniku tych odwiedzin 4 ciężkie lotniskowce skończyły ciężko poharatane. Aż tak źle dla Cesarskiej Floty jeszcze nie było, ale kiedy dowodzi człowiek, którego największym i jedynym sukcesem jest zatopienie flotylli transportowej, to nie ma co się dziwić. Pycha Japończyków została należycie ukarana. W Pearl Harbor czekają na więcej tak owocnych wizyt.
     
  24. McFlash

    McFlash Panzer Pony

    SNAFU


    [​IMG]

    odcinek 24.
    A na nowy rok...

    1 – 30 I 1948




    Sromotna porażka w ostatnim ataku na Pearl Harbor skłoniła Yamamotę do opracowania innego planu. Nie różnił się za wiele od poprzedniego. Zmieniono jedynie cel – zamiast Hawajom miało się oberwać Florydzie, a dokładnie Miami. Jakimś cudem nikt nie wykrył 6 lotniskowców wcześniej, chociaż i tak minęłoby zbyt dużo czasu nim na miejsce dotarłyby bombowce. Okręty admirała Nagano wyrzuciły w powietrze swoje samoloty wczesnym rankiem. Dotarły one nad port 90 minut później i rozpoczęły atak. Szczęśliwie w bazie nie było żadnych dużych okrętów, a jedynie horda jednostek desantowych stojących przy nabrzeżach od bardzo długiego czasu, czyli od utraty inicjatywy na Pacyfiku po bitwie o Midway*. Straty zadane przez Japończyków okazały się bardzo małe, zaś oni sami mocniej oberwali – dwie maszyny rozbiły się w czasie lądowania na Akagim. Jako oficjalną przyczynę podano uszkodzenie samolotów i niesprzyjającą pogodę. Jedna z wind doznała uszkodzeń uniemożliwiających jej wykorzystanie. Na dodatek kilkanaście bombowców obrony wybrzeża niespodziewanie wyskoczyło z chmur i z niezwykłą precyzją zrzuciło bomby na pokłady lotniskowców. Jednak zniszczenia nie wyłączyły okrętów z akcji.

    * Bitwa, która przyniosła Japonii wielkie zwycięstwo nad USA. Odbyła się w dniach 4-7 czerwca 1942 roku w pobliżu dwóch wysp Midway. Admirał Yamamoto wykorzystał do tej operacji wszystkie cesarskie lotniskowce i pancerniki (zrezygnował z akcji na Aleutach ze względu na tragiczne warunki pogodowe**). Przy odrobinie szczęścia Japończycy jako pierwsi wykryli przeciwnika. Dzięki temu Amerykanie błyskawicznie utracili Horneta i Enterprise'a, a potem Saratogę. Tylko Yorktown nie został zaatakowany, ale z powodu uszkodzeń odniesionych w bitwie na Morzu Koralowym i tak nie mógł wiele zdziałać przez kilka miesięcy. Japonia utworzyła zewnętrzny pierścień obrony wysp macierzystych, którego do tej pory nie udało się sforsować.
    ** W rzeczywistości w tych dniach pogoda na całych Aleutach była słoneczna i bezwietrzna. Pomyłka meteorologów prawdopodobnie zadecydowała o losie bitwy.


    [​IMG]
    Gospodarz był w domu i miał naprawdę kiepski humor.


    Wycofująca się flota japońska na północ od Haiti napotkała Task Force 20 wiceadmirała Wrighta J. Naprzeciw siebie stanęło łącznie 9 ciężkich lotniskowców. Przewaga była po stronie amerykańskiej, ale została zaprzepaszczona przez niekompetentny zwiad, który zbyt późno wykrył wroga. Admirał Nagano nie miał litości. Jego doskonale wyszkoleni i bardzo doświadczeni piloci również. Bomby i torpedy po kolei eliminowały lotniskowce US Navy. Bennington i Bon Homme Richard podziurawione jak sito przestały przyjmować samoloty, więc ich piloci byli zmuszeni wodować. Niestety nie obyło się bez śmiertelnych wypadków. Unoszący się na wodzie lotnicy jednak mogli mówić o szczęściu, gdyż silna obrona przeciwlotnicza niszczycieli zdołała wyperswadować Japończykom wzięcie bezbronnego przeciwnika na muszkę. Zabłąkaną torpedą oberwał ciężki krążownik Pensacola. Trafienie okazało się wybitnie pechowe, bowiem na kilkanaście minut padła maszynownia.


    [​IMG]
    Wielkie nadzieje...


    Tragiczny los dorwał się do Yorktowna II. To na nim skupił się główny ogień agresora. Pokład zamienił się w wygięte i porwane blachy, przez które wydobywał się smoliście czarny dym. Potężne pożary trawiły samoloty, ludzi, sprzęt. Jakimś cudem załoga zdołała zabezpieczyć paliwo i amunicję. Mimo ogromnego wysiłku okręt zdawał się trupem – fragmenty nadbudówek i maszyn leżały na pokładzie, ponad 15-stopniowy przechył utrudniał akcję ratowniczą, a wiele pomieszczeń zostało całkowicie zniszczonych, w tym także maszynownia. Dowódca Yorktowna rozkazał ewakuację całej załodze na krążownik USS Salt Lake City, który właśnie podpływał do prawej burty. Przez dwie godziny ludzie patrzyli na płonący lotniskowiec. I stał się cud. Przechył nie zwiększał się, zaś dym zaczął się przerzedzać. Kierowany nadzieją dowódca okrętu wysłał nań ekipę remontową w celu sprawdzenia, czy da się go uratować. Dało się. Po wypaleniu większości palnych materiałów ogień stracił siłę i całkiem łatwo go wygaszono. Nowe zabezpieczenia* amunicji i paliwa spisały się na medal. Problem braku holownika oceanicznego rozwiązano poprzez użycie krążownika Salt Lake City.
    Mimo ogromnego sukcesu Japończycy także ponieśli straty. Większość amerykańskich samolotów wysłanych jako grupa uderzeniowa dotarła nad japońskie zgrupowanie i zaatakowała je. Zaliczono trafienie na lotniskowcach Katsuragi i Zuiho oraz krążowniku Tokiwa.
    Wrightowi nie zostało nic innego jak szybki powrót do portu. Nie stracił czujności, dzięki czemu u wybrzeży Florydy posłano na dno jednego francuskiego podwodniaka nim ten zdołał wyrządzić jakiekolwiek szkody. W Norfolk stoczniowcy mieli nietęgie miny na widok poharatanych okrętów, a w szczególności Yorktowna.

    *Przygotowane na właśnie tak beznadziejne przypadki. Polegają one na zalaniu magazynu amunicji wodą, zaś do zbiorników paliwa lotniczego dolewana jest mieszanka utrudniająca zapłon benzyny. Zbiorniki paliwa samego okrętu zabezpieczone są podwójną ścianką, pomiędzy którymi znajduje się woda.


    [​IMG]
    … i wielki łomot.


    W Afryce dopiero druga próba zajęcia El Obeid przyniosła Wedemeyerowi upragniony sukces. Dwie przybyłe znad Nilu dywizje próbowały ratować sytuację, ale słowo „próbowały” dobrze oddaje to, co się stało. Amerykańscy żołnierze żartowali, że winą za klęskę odsieczy należy obarczyć niemieckiego generała Hell, nomen omen znanego specjalistę od prowadzenia walk w warunkach zimowych, który widząc styczeń w kalendarzu miał wyposażyć swych ludzi w grube zimowe kurty, czapki i buty, przez co niemieccy chłopcy wyglądali jak wielkie spocone kukły. Oczywiście to nie miało nic wspólnego z rzeczywistością, ale mit przetrwał wiele lat w postaci powiedzenia: „Idąc do piekła ubierz się grubo”. Kontra niemiecka spotkała się ze skuteczną anglo-amerykańską obroną. Zajęcie tych pozycji to dodatkowe zagrożenie dla Chartumu będącego najważniejszym miastem w tej części kontynentu. W międzyczasie Vandergrift poprowadził skuteczny atak na północny zachód.
    W Etiopii front zaczął się stabilizować. Prócz paru potyczek nie zanotowano większej aktywności przeciwnika.


    [​IMG]
    Next!


    Na południu Argentyny po krótkiej przerwie znowu ruszył walec US Army. Jednoczesny atak w trzech kierunkach całkowicie rozłożył coś, co Argentyńczycy między sobą nazywali obroną, bo sztabowcy amerykańscy nigdy by takiego określenia nie użyli.
    Północ to okrążenie i szturm na Corrientes, ostatnią redutę południowego krzykacza. To raptem kilkutysięczne miasto zostało ogłoszone nową stolicą. Atak poprowadzili świeżo sprowadzeni z USA marines świetnie radzący sobie w trudnych warunkach dżungli. Opór przeciwnika trwał bardzo krótko i już następnego dnia dokonano licznych wyłomów w linii obrony, przez które wlały się masy piechoty. Jedna duża jednostka po drugiej oddawały się do niewoli. Koniec Argentyny jest już tylko formalnością.


    [​IMG]
    Operacja „Pełzacz” przeprowadzona na południu oraz operacja „Robaczek” na północy.


    Czasem trzeba ruszyć się z miejsca i rozprostować kości. Ta myśl przemknęła przez głowę Nimitza niedługo po posłaniu na dno lekkiego lotniskowca wraz z krążownikiem, również lekkim. Front burzowy przeniósł się na Morze Arabskie, a nawet zawitał na wybrzeża Cejlonu. Synoptycy Osi nie spodziewali się przemieszczenia sztormu Nimitz i nie zdołali w porę ostrzec kapitanów jednostek płynących przez zagrożony akwen bądź na niego zmierzających. Poskutkowało to utratą lekkiego krążownika i 5 niszczycieli. Największą tragedią okazało się zniszczenie flotylli przewożącej do Indii rodzinną* wycieczkę japońskich żołnierzy. Pod koniec miesiąca Nimitz powrócił na swoje ulubione Morze Czerwone, gdzie zatopił dwa niemieckie niszczyciele.

    * Dla żołnierza to jego jednostka jest rodziną. Może jest ciut duża i wyłącznie męska, ale jest w niej to, co każda rodzina powinna zawierać – gnębienie młodych, wspólne przygody i głowę rodziny**.
    ** Zwykle jest nią sierżant hojnie dzielący się swoją śliną i chwalący się tym, że potrafi zagłuszyć startujący obok czterosilnikowy bombowiec.


    [​IMG]
    Mocni nie tylko w gębie!​



    Misje wojskowe wysłane do Kanady, Belgii i Portugalii odniosły znaczne sukcesy na polu polepszenia armii tych państw. Niestety ograniczone fundusze i własne potrzeby nie pozwalają na wprowadzenie takich działań do napiętego jak diabli kalendarza Stanów Zjednoczonych.

    AAR wyczyszczony i zamknięty, w razie chęci kontynuacji proszę o kontakt z funkcyjnymi działu.

    Goliat
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie