Święty Marcin pije wino, wodę... pozostawia młynom - Burgundia AAR

Temat na forum 'EU II - AARy' rozpoczęty przez Renifer, 22 Lipiec 2008.

?

Jakie miasto zasługuje na rolę stolicy Królestwa Burgundii?

Poll closed 10 Listopad 2008.
  1. Antwerpia

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  2. Paryż

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  3. Luksemburg

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  4. Dijon

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  5. Inne ( jakie?)

    0 głos(y/ów)
    0,0%
Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR.​

    [​IMG]




    --------------------------------------------------------------------------

    Odcinek 1 - On choisit ses amis, on ne choisi pas sa famille.
    (franc. "Wybiera się swoich przyjaciół ; rodziny się nie wybiera.")

    [​IMG]
    Fillip III Le Bon, Książe Burgundii​

    Kiedy 26 Września A.D 1420 W Troyes odbywał się haniebny dla rodu Walezjuszów spektakl wydziedziczający Karola VII, syna Karola zwanego Szalonym, ze swojej prawowitej ojcowizny nikt nie spodziewał się, jak szybko wejdzie on w życie i jak szybko swoją moc prawną straci. Obecni tam przeczuwali raczej, że wydarzenie w którym uczestniczą będzie jednym z najdonioślejszych aktów historii, czymś wielokrotnie wspominanym - postępkiem, który na trwałe wywrze wpływ na losy zachodnioeuropejskiego świata. Bzdura. Z trzech władców sygnujących traktat dwóch dokończyło swego żywota ledwie dwa lata później, a jedynym skutkiem owego dokumentu było ledwie kilkumiesięczne "panowanie" niemowlęcia Henryka VI we Francji. Pełniące rolę ostoi i ostatniego przeciwnika Anglików na kontynencie księstwo Delfinatu już w roku śmierci Karola zwanego Szalonym i Henryka V przejął syn tego pierwszego.

    Spytacie - co to ma do Filipa III i Burgundii?

    Otóż ma wiele. W haniebnym Traktacie z Troyes znalazł się punkt brzmiący następująco:
    Fillip III Le Bon był człowiekiem sprytnym i myślącym nadzwyczaj trzeźwo. Jednakże tym razem jego zmysł polityczny go zawiódł. Pal licho to, że tego samego roku Henryk V szantażem i groźbą wojny zmusił go do złożenia upokarzającego hołdu lennego - sęk, że Filip stanął po niewłaściwej stronie.
    Bo któż o zdrowych zmysłach mógł przypuszczać, że butny Henryk zapragnie korony natychmiast, pogwałci zapisy traktatu i jeszcze w 1420 wypowie księciu Delfinatu wojnę? Dobrze, wielu, ale kto u licha mógł wpaść na to, że ową przegra? Cóż, na pewno nie Filip - za przykładem swego seniora
    rzucił się na Delfinat, aby w rok później cieszyć się tylko z przyłączenia Szampanii. Tylko? Tylko! On, Filip, książe przepychu i bogactwa nie starł w proch człowieka zwanego Szalonym? O zgrozo!

    Jak zostało powiedziane wcześniej - w 1422 zrzuciwszy z tronu niemowlaka do władzy doszedł wydziedziczony syn Szalonego, Karol VII. O ironio, wydziedziczony nie odziedziczył po ojcu głupoty. Gdy w 1423 roku, tak jak on, musiał bronić Ojczyzny przed koalicją Angielsko-Burgundzką upokorzył obie strony gromiąc wojska angielskie nad rzeką Auron i burgundzkie w serii bitew i dobywając stolicę Filipa.
    Wojska "króla przepychu" niemal nie istniały, on uchodził z miasta przebrany za żebraka a skarb był pusty. Karol tryumfował, Anglicy musieli mu zapłacić sowitą kontrybucję i odstąpić Anjou, Filip zrzekł się bogatego Artois na północy.

    Wyciągnął z tej wojny sowitą lekcję. Ledwie w miesiąc po jej zakończeniu wypowiedział Henrykowi wasalne posłuszeństwo, świadom jego słabości. Miał pecha, bo gdyby zrobił to nieco później Anglicy zapewne oddaliby mu buntujący się Orlean.

    Gdy wojska Karola oblegały Dijon w niedalekim Brabancie z pomocą resztek wojsk burgundzkich wyniesiono na tron Jana, zwanego później brabanckim - ten odpłacił się złożeniem hołdu księciu i odstąpieniem Pikardi i Liege. Następne kilka lat to okres spokoju i minimalnego, bo hamowanego odsetkami pożyczek, rozwoju. Małymi kroczkami szła reforma administracyjna, usprawniająca system podatkowy (wprowadzono urząd Pobiorcy, wyposażony w duże uprawnienia kontrolne), skarb odzyskiwał wigor, odbudowywano armię.
    Gdy w 1429 roku Karol koronował się na króla Francji zarządał zwrotu Szampanii - znający jego potęgę i zajęty Filip musiał się zgodzić.

    Czym był zajęty?

    Frederic de Lupin, paryski arystokrata, jeden z głównych sprzymierzeńców Anglii na kontynencie, miał wielkie ambicje. Po tym, jak ułatwił Henrykowi zdobycie Paryża, przykazując kilkunastu parobkom otworzenie bram, liczył na tytuł Regenta i pewien rodzaj autonomii w mieście. Przeliczył się okrutnie, król angielski jego dyplomatyczne zabiegi i pełne uniżenia sługuśności kwitował najzwyklejszą ignorancją. Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki - Frederic wszedł. I dodajmy, średnio na tym wyszedł.

    Głównego dyplomatę Burgundii, Guiliberta de Lannoy przebywającego w Październiku roku 1427 w Paryżu odwiedził Armand de Lupin, syn francuskiego zdrajcy, mówiący o pewnych "wiadomościach pierwszej wody" mogących wielce pomóc księciu Filipowi. Dotyczyły one siły i rozlokowania wojsk angielskich na kontynencie - ściśle, ich całkowitego braku poza garnizonami twierdz. Młody Lupin w imieniu ojca zapewnił Burgunda o poparciu jego rodu dla ewentualnych działań Filipa w rejonie Regencji Paryskiej. Inaczej - Lupin chciał znowu otworzyć bramy Paryża.

    Nie było na co czekać, drugi dzień A.D. 1428 okazał się pierwszym dniem wojny burgundzko - angielskiej.

    Przyznać trzeba uczciwie - Filip III Le Bon był największym ryzykantem na świecie. Sam dysponując jedynie kilkunastoma tysiącami wojaków i skarbem związanym odsetkami rzucił się na potęgę. Powiadano, że na wyspach stacjonowało około 50 tysięcy żołnierzy. Cóż z tego, skoro wysyłani w małych grupkach po dwa tysiące byli wybijani przez niewiele większy pułk Gastoin'a. Tymczasem, Filip z 10-tysięczną armią zdobywał Paryż, gdy Henryk dostał kolejny cios - Karol VII wypowiedział mu wojnę. Była to okoliczność nazbyt sprzyjająca - Anglicy potykali się na terytoriach Delfinatu i późniejszego Królestwa, tymczasem Gastoin i Filip oblegali ostatnie angielskie twierdze na kontynencie - Caen i Le Mans. Henryk tymczasem przeszedł do kontrofensywy - to o 27 tysiącach zbrojnych pukających do bram Amiens mówił Nicolas Rolin.

    [​IMG]

    Sytuacja wojenna w Marcu 1430​

    Pamiętacie Jana z Brabantu? Nie porządził biedny zbyt długo - zmarło mu się, powiadają, że z pewną dozą niesamodzielności. Ot, nieważne - ważne, że pierwszym w kolejce do zwolnionego przez niego tronu był Filip III Dobry.

    [​IMG]

    Niemal wybawczą była ta śmierć - mury Amiens kruszały, choć ludność miejscowa o swe spichlerze walczyła dzielnie i niemal 10 tysięcy szarańczy z wysp pomarło. W takiej samej liczbie zaś wyszedł zaciąg z Cambrai, piętnaście tysięcy wojaków Jana z Brabantu przeszło na żołd księcia Burgundii - to on był znów panem sytuacji.

    23 Października 1430 25 tysięcy zbrojnych pod wodzą pułkownika d'Ambosie starło się z 16 tysiącami Anglików. Wybito ich do nogi, jak psów.

    W kilka dni później na dryf z żaglami zwróconymi ku Anglii wypłynął statek "Victorie" wypełniony w całym swoim tonażu ciałami pomordowanych synów angielskiej ziemi. Powiadają, że dotarł do Londynu, ile w tym prawdy - nie wiadomo.

    D'Ambosie poszedł za ciosem - za kilka dni zniknął z powierzchni ziemi angielski pułk stacjonujący w Calais. Caen padło pod oblężeniem Gastoina. Były też złe wieści - pod Le Mans nadciągnął z trzydziestoma tysiącami chłopa Karol VII i pod groźbą wojny zarządał odstąpienia mu oblęzenia. Czasem trzeba zrobić krok do tyłu...

    [​IMG]
    Paris est Burgund!​

    I tylko niejaki Frederic de Lupin nie mógł cieszyć się z ogromnego sukcesu Filipa Dobrego. W nagrodę za pomoc dostał się... do lepszego świata.
     
  2. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR
    [​IMG]

    Odcinek 2 - A bon chat, bon rat.
    (franc. "Trafiła kosa na kamień.")

    Jakim sposobem butny Henry odddał Burgundom Paryż? Na spotkaniu na niższym szczeblu dyplomatycznym (na którym księcia Filipa reprezentował niezawodny de Lannoy) ustalono, że w Listopadzie obie strony przerwą działania wojenne a władcy spotkają się na neutralnym gruncie. Padło na Utrecht i dwór księcia Zwedera.

    Nie nacieszył się jednak sukcesem nasz Filip. Przeciwnie, troski i zgryzoty, które stały się jego udziałem wzrosły wielokrotnie.

    Wpierw źeźlił się Karol VII, jak można było przypuszczać. Byłoby to samo w sobie katastrofą, gdyby nie to, że niewiadomy "zmysł polityczny" podpowiedział mu, żeby wojnę wypowiedzieć nie Burgundii sensu stricte, a Lotaryngii, związanej z nią układem wasalnym i wojskowym. Ten ostatni został przez Filipa shańbiony i biedni Lotaryńczycy zostali zostawieni sami sobie. Nie o tym jednak.

    Powojenny oddech ulgi utrudzonych Burgundczyków był jednak niezmiernie krótki i gwałtowny. Jak grom z jasnego nieba spadły na księcia przepychu nowe wieści: Utrecht! czymże Utrecht z Luksemburgiem wobec potęgi Sabaudi... Dodajmy jeszcze Geldrię ze Szwajcarią, o Matko Boska Litościwa!

    [​IMG]

    Jakie jednak były powody owych hien? Wszystko zaczęło się od elektora Utrechtu, który powód... oj miał. Wyglądał on tak:

    [​IMG]

    I był jego żoną Beatrix... Dodajmy, zdobytą przez buhaja Filipa. Reszta hien obrała kurs na Burgundię w nadziei na łatwy żer.

    Bóg zachowywał się, jakby chciał a nie mógł. Bo z jednej strony, Elżbieta Luksemburska została bez jakiejkolwiek armii i z oblężoną stolicą, z drugiej nie miała nawet dukata żeby się wykupić - chcąc nie chcąc, Filipa musiał satysfakcjonować status quo. Bo z jednej strony, Estrees wytłukł 20 tysięcy wszelakiej maści Mediolańczyków, Szwajcarów i Sabaduów, z drugiej sam stracił połowę z tego i Burgundia została ledwie z ośmiotysięcznym pułkiem w Niverains, pięciotysięcznym stacjonującym w Lotaryngii i brakiem jakichkolwiek funduszy na zaciąg nowych. Bo z jednej strony, na północy walczyliśmy z idiotami którzy na jednym oblężeniu pięciotysięcznego garnizonu stracili populację ogromnego miasta ( w głowie się nie mieści, absolutnie), z drugiej nie mieliśmy pary portek zdolnej się tym, nadal silnym idiotom przeciwstawić. O trwogo! Stolica nasza i Beascnon w rękach Italów, na północy anarchia...

    [​IMG]
    Tragiczna sytuacja Burgundii

    Kiedy zawodzą modlitwy, przychodzi do uniżenia i paktów. Król nasz pokalał się i hańbę na siebie sprowadził trzykrotnie. Raz najokrutniej, matecznika niemal się pozbawiając i region Franche-Comte na rzecz Milanu odstępując. Drugi raz, spokój od księcia Arnolda z Geldrii za Amsterdam targując. Trzeci, równie bolesny, bo przed pokraką duchowną, niskiego rodu i małych włości - biskupem Trieru Rabanem, władztwo nad Bredą i okolicą mu zdając.

    [​IMG]
    Terytorium Burgundii po traktatach pokojowych.

    Nie uniżył się jednak przed głównym, bo i pierwszym sprawcą jego nieszczęść. Biały pokój z elektorem Bawarii Ernestem, który to przewodził sojuszowi Zwedena, (ten absolutnie układać się nie chciał, chociaż nowe geldryjskie posiadłości zagrodziły mu drogę do kraju wroga, a flotę miał co nieco... skromną) kończący opłakane dla Burgundii "wojny beatryckie" został zawarty w Listopadzie 1435.

    ---------------------------------------------------------------
    Odeże mnie: jak na ironię w odcinku przed którym całkowicie zrezygnowałem z jakiejkolwiek stylizacji językowej naszła mnie na nią wena - owocem tego jest fikcyjny fragment Grandes Croniques. Reszta jest pokłosiem okrutnego BadBoya wywołanego eventową aneksją brabantu i moim podebraniem Anglikom Paryża. Cóż, przynajmniej nie będzie to AAR, w którym wszystko idzie jak po maśle. ;)
     
  3. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR
    [​IMG]

    Odcinek 3, specjalny - Zemsta jest kusząca, czyli o tym, jak w Arras traktowano

    Dni stawały się coraz krótsze. W Montereau panowała ohydna szarówa, pogłębiona kłębiastym dymem z, coraz gęściej rozpalanych, miejskich pochodni. Na głównej ulicy nie spotkałbyś żywej duszy - miasteczko profilaktycznie zasnęło, jakoby przeczuwając wiekopomność i tragedię spektaklu, który miał się tu odbyć tej nocy.

    Powiadają, jakoby południowa część miasteczka trzęsła się od stukotu ciężkich butów orszaku Karola Szalonego, zaś przez drugą stronę przechodził tylko wątły szmer rozmów kilkunastu będących z Janem bez Trwogi. Tak pewnie było, bo choć Szalony umysłu władnego nie miał, doradców mu zapewne nie brakowało. Obie watahy zbliżały się do mostu... Mostu... Kilkunastu desek ledwie powiązanych ze sobą powrozmi, bo przecież przez kilkadziesiąt lat wojny wyginęła większość sensownych mostów we Francji.

    Tymczasem, w Montereau poczęło skrzypieć. Skrzypiały owe nieszczęsne deski, skrzypiał szept niejakiego Tanneguy'a de Châtel, wysokiej i barczystej kreatury rodem z Orleanu. Coś dziwnie spięta była ta kreatura, ruchy jej nienaturalne, dziwnie obciążone... Oczywiście, nikt tego nie zauważył. Jedni nie potrafili, drudzy nie chcieli.

    - Panie, po Bogu pragnę służyć jedynie królowi i tobie, dla zachowania naszego królestwa. - zaczął Jean Sans-Peur. Rozmówca nie odrzekł, mądry król nie zwracając uwagi kontynuował. - Zacny panie, przyrzec mogę, iż wszystko, czym zarządzać dał mi Najwyższy, siły i majątek tylko temu poświęcę. Zacni panowie dworzanie, czy dobrze mówię?
    - Nie można lepiej, kuzynie - odrzekł Karol ujmując Burgundczyka za rękę. - Przejdźmy się.

    Kiedy tylko odwrócili się, aby zacząć przechadzkę, na głowę Jana spadła szybka jak grom siekiera, prowadzona przez dawnego dworzanina księcia Ludwika Orleańskiego, niejakiego de Châtel.

    [​IMG]
    Jan bez Trwogi, zamordowany 10 Września 1419 na moście w Montereau

    - Nie potośmy panie z Ojcem wojowali, żeby teraz tobie ukorzyć się i z wszystkich beneficjów ustąpić.
    - Zaiste, nie po to. Mniemam, że wam się dobrze wojowało, skoro z tej wojaczki gromy na was przyszły. - Królewsko-książęca potyczka słowna trwała już dłuższą chwilę, niczego nie wnosząc i zrażając tylko do siebie obie strony.
    - Przejściowe... - chciał zacząć Filip, kiedy siedzący u jego prawicy de Lannoy wtrącił - Mój Książe, Wasza Wysokość. Wierzę, że dobrze naszej sprawie zrobi odpoczynku nieco, na ochłonięcie.
    Obaj antagoniści zgodzili się bez zająknięcia.

    Kiedy tylko z drzwi komnaty zamku w Arras wyłoniła się pierwsza sylwetka, zaszczerbiotały zbroje i miecze orszaku Filipa III Dobrego. Nie chciał on popełnić tego samego błędu co jego ojciec, nie chciał cierpieć z powodu grzechu zaufania. Toteż, nawet w miejscu, gdzie każdy król chadza na piechotę czyhali na niego wojacy pełniący rolę ochrony. Jednakże, Karol VII Walezy też nie chciał popełnić błędu ojca, podstępne zabójstwo nawet nie przeszło mu przez myśl.

    Różne myśli za to walały się w głowie jego kuzyna, Filipa, kiedy to przemierzał Mons w swej karocy. Miał do czynienia z mętlikiem, całkowicie różne i sprzeczne koncepcje przesuwały mu się po kątach świadomości, w jego mózgu toczyła się bitwa. Zdrowy rozsądek mówił, aby w obecnej sytuacji z potężnym Karolem nie zadzierać, rozbuhane ego kazało walczyć o jak najwięcej. Ustawiono szyki, rozsądek schował się w lesie, ego wyszło na pagórek. Pierwsze zaatakowało samouwielbienie, rzucając do lasu swoje pułki lekkiej jazdy - ja, Filip, Król Przepychu, mam korzyć się przed tym marnym człowiekiem?! Rozsądek odpowiedział krótką salwą angielskich łucznikow i wystawionymi długimi pikami - nie masz wyjścia, Filipie. Nie masz sił, aby mu się przeciwstawić - po chwili jazda czmychała w popłochu. Wiara we własne siły nie opuszczała Filipa i jego ego, które to uciekło się do fortelu, podpalając las - im wcześniej się mu nadstawisz, tym lepiej, nie możesz mu dać urosnąć w siłę, Anglik i Aragon pójdą z tobą. Rozsądek zaczynał się krztusić dymem, musiał dogodne pozycje opuścić. Reorganizował swe szyki, kiedy z góry natarła ciężka kawaleria - będziesz Królem! - jednakże, twarda jak stal najemna piechota duńska mimo porażki zadała jej ogromne straty - Papieża trzyma w swoim ręku Karol. Rozsądek uznał, że nie ma na co czekać i uderzył pułkami rezerwy - czasem trzeba zrobić krok w tył, aby później wykonać dwa kroki w przód. Kiedy wydawało się już, że przeważą dobrze wyszkoleni "rozsądkowcy", stało się coś nieprzewidzianego. Otóż ego wykonało ostateczny manewr; niezauważony, bo zasłonięty dymem pułk jazdy flamandzkiej obszedł walczące strony i uderzył od tyłu - musisz pomścić ojca, którego oni zamordowali! Bitwa była niemalże rozstrzygnięta, ego wygrywało. Co więcej, podsunęło księciu pewien szatański pomysł.

    Tego samego dnia wieczorem w komnacie domu Gilles'a le Ferron, miejscowego arystokraty, gdzie stacjonował Filip z najbliższą świtą, toczyła się zażarta dyskusja trzech mężczyzn: Księcia, de Lannoya i Rolina.

    - Mon Prince, czy zdajesz sobie sprawę z niesamowitego ryzyka jakie niesie za sobą ten ruch?
    - A czy ty de Lannoy, do cholery, jesteś pizdą czy mężczyzną?! - Książę nie wytrzymywał.
    - Mój Panie, wiesz, żem dla waszego majestatu gotów zrobić wszystko, ale to, co proponujesz nie mogę nazwać inaczej, jak tylko nierozwagą. - Trzeba przyznać, że przez lata służby dyplomatycznej Lannoy wykształcił w sobie umiejętność przemrukiwania obelg.
    - A ty, Rolin, co ty sądzisz?
    - Ja, Nicolas Rolin, sądzę, że jeśli mamy uczynić to plugawstwo to musi być to najlzacniej uczynione plugawstwo jakie świat widział. Bynajmniej nie ukręcone w dzień przy pomocy jakiegoś francuskiego niechluja, bo kto o zdrowych zmysłach śmiałby się tego podjąć?

    Posiłki od zdrowego rozsądku Rolina zdecydowały, u księcia także ów przeważył - pomysł morderstwa Karola VII został zaniechany, a przynajmniej stanowczo odroczony.

    Należało wrócić do negocjacji. Jak przedstawiał się ich progres, i najważniejsze - o co one w ogóle szły?

    Z inicjatywy Karola na zjeździe w Mons miało dojść do ostatecznego zakończenia burgundzko-francuskiego teatru wojny stuletniej. Oczywiście, to oficjalny powód. Nieoficjalnie ów władca chciał tylko jednego - potwierdzenia swej dominującej roli na terytorium Francji poprzez odpowiednie 'cedywy', jak to oryginalnie nazywał, od księcia Burgundii. Spotkanie w Arras było wysublimowaną formą szantażu, niemalże ostatnim szachem założonym Filipowi, z któremu temu okrutnie ciężko było uciec. Propozycja Karola była absolutnie butna: ceną za spokój miał być Paryż z ogromnym rejonem wokół i Niverains. Możemy pominąć skromną rekompensatę w wysokości 50 tysięcy franków à pied, i tak było to postawienie sprawy dla Burgunda upokarzające. Repetą była, kompromisowa wydaje się, propozycja - za żądane przez Karola ziemie do księstwa Burgundii chciano inkorporować Szampanię. Oczywiście, nic z tego. Następnego dnia, tj 13 Września 1435 po burzliwej kłótni negocjacje zerwano, a wojna od tej pory znów była widmem nazbyt prawdowpodobnym.

    [​IMG]



    -----------------------------------------
    Ode mnie: Cóż, powyższe jest owocem niechęci do bycia gołosłownym, bo szczerze mówiąc, nie do końca jestem z tego zadowolony. Nic to, następny odcinek będzie normalny, w każdym bądź razie - enjoy. (Nie muszę dodawać chyba, że liczę na konstruktywną komentarzową krytykę? :) )
     
  4. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR
    [​IMG]

    Odcinek 4 - Chat échaudé, craint l'eau froide.
    (franc. "Kto się raz sparzył, na zimne dmucha.")

    Paradoksalnie, mimo butnie zakończonych negocjacji w Arras, stosunki burgundzko - francuskie po 1435 roku zaczęły kształtować się zadziwiająco pozytywnie. Z obu stron poczęły napływać różnorakie dary, a to Karol, łechtając rozniosłe ego Filipa, nasłał nieco świecidełek z Indii, a to Burgund, łechtając swoje ego, ofiarowywał mu godne podziwu myśliwskie trofeum. Powód tych dyplomatycznych umizgów był banalnie prosty - oba władztwa były gospodarczo rozdygotane i zdruzgotane. Karolowi ciążyła duża i stała armia, którą musiał wreszcie choć na jakiś czas zredukować, Filipowi odsetki pożyczek - ich spłata stała się dla niego nową obsesją. Przez nie miał splątane ręce, przez nie Burgundia pogrążała się w gospodarczym maraźmie. Jednakże, szczęściem w nieszczęściu było to, że dzięki zręczności Marque Phiaf'a, głównego doradzcy skarbowego księcia, udało się wysokość odsetek absolutnie zminimalizować. Jak? Poprzez zaciąganie pożyczek u innych władców bądź instytucji na spłatę poprzednich, miast wydłużania terminu spłaty. Późniejsi kronikarze nazwali to lichwą burgundzką.

    [​IMG]

    Jednakże, mimo iż każdy najmiedziańszy frank spływający od poddaństwa zostawał zamknięty w skarbcu i żadna z inwestycji nie ruszyła w tym czasie, nie dane było owych zadłużeń Filipowi szybko się pozbyć. Już 200 tysięcy dukatów na pierwszą zadługę, od czeskiego możnego Peszka pobraną, posegregowane leżało, kiedy to do króla komnaty wpadł de Lannoy, o wojskach angielskich przygraniczne wioski palących i wieściach od samych Anglików - wojna!

    [​IMG]

    Idiotą był jednak Henryk VI Lancaster bądź inaczej, eufemizmem - człowiekiem, nie mierzącym sił na zamiary. Nic to, że zredukowana całkiem armia burgundzka liczyła cztery tysiące ludu i po zaciągu zwiększyła się o niecałe dwa - ważne, że na kontynencie nie było Anglika więcej i nic się nie zanosiło, aby go miało przybyć.

    I zaiste, chłopska rebelia, choć zdecydowanie mniejsza niż ta w 1381, pokrzyżowała plany Henryka, aleć w historii miejsca nie zaznała. Nie o tym - mało podniecająca bitwa pułków burgundzkich z angielskimi, po której z pięciu tysięcy owych zostało dwa, rozstrzygnęła wszystko. Rouen i Le Mans padły w ciągu roku, jeszcze tylko drugi pułk sformowano na Irlandczyków, którzy raz po raz wpadali do Flandrii, i negocjacje pokojowe można było zacząć. Ale zanim...

    Nie wysilił się Karol i jego skrybowie. Świstek, który otrzymał Filip, był zaiste, mizerny, jednak treściwy. Z jego liter, zlewających się ze sobą, wyzierało jedno słowo, jedna groźba: wojna. Jeśli nie zawyjesz, kiedy nakażę: wojna. Jeśli nie zatańczysz, kiedy nakażę: wojna. Kiedy zatańczysz, choć żem nie nakazał: wojna.
    Filip wył jednak bez nakazu - wył ze złości, bo znów nie miał wyboru.

    [​IMG]

    I te nieszczęsne 90 tysięcy dukatów nie pomogło w pokryciu zadłużeń, albowiem na zaciąg pułków, których ubywało przy oblężeniach i bitwach z Irlandczykami ulsterskimi, wydano sumę tożsamą, jeśli nie większą. Spazmów dostał król Filip, kiedy Elżbieta Luksemburska, widocznie z jeszcze większymi bolączkami natury pieniężnej, zaoferowała mu Luksemburg jako lenno i pierwsze miejsce w kolejce do tronu za... 180 tysięcy franków. Zdychał Filip z rozpaczy i wstydu, tak intratną propozycję odrzucając, lecz cóż było robić - w skarbcu monety nie starczało, a nowy dług to byłoby samobójstwo. Zresztą, większe problemy miał na głowie książe przepychu, szorstka przyjaźń między nim a Karolem chyba się już skończyła. Wypadało by się jakoś przed francuskim warchołem zabezpieczyć, a jego uwikłanie w wojny na południu i rozbicie sojuszu z okolicznymi księstwami musiało zostać wykorzystane.

    Nie, nie tak jak myślicie - Burgundia absolutnie nie miała możliwości, aby z Karolem wojować. Co należy zrobić, gdy nie można kogoś pokonać?

    [​IMG]
     
  5. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR
    [​IMG]

    Odcinek 5 - Hâtez-vous lentement.
    (franc. "Śpiesz się powoli.")

    Nuda. Nuda wreszcie, ku uciesze wszystkich zapanowała w księstwie. Nuda perfidna i z tych najgorszych - nie było wojaczki (sensu stricte była, ale nie o tym), nie było buntów, cytując jakiegoś ociemniałego parobka - "nie było niczego". Owo "nic" było na rękę wszystkim - radcy Filipa mogli zająć się reparacją skarbca i zatrzymaniem zeszmacenia nadpsutego już okrutnie burgundzkiego franka, de Lannoy wybył w różne różniste wojaże o pietruszkę, Rolin mógł nie robić nic, a Filip wreszcie miał czas, aby pochędożyć nowe, soczyste dziewki napotkane na wystawianych turniejach. Bo pominęliśmy w tej opowieści jego do owych (turniejów, nie dziewek) zamiłowanie, za co głowę popiołem posypujemy i krzywdy naprawić obiecujemy.

    No to naprawiamy.

    W dawno zapomnianym roku pańskim 1430, kiedy to oczy i umysły wszystkich zaprzątnięte były wojną z butnemi Anglikami, znalazł ów pan szczodry czas, i co ważniejsze - monetę, aby stanowi rycerskiemu pochlebić i własny order wystawić. Działo się to zaraz 10 Stycznia - wtedy to świat usłyszał o Orderze Złotego Runa, "na chwałę Domu Burgundii, na cześć NMP i św. Andrzeja, w celu obrony i rozpowszechniania wiary katolickiej, ku krzewieniu cnót i dobrego wychowania". Wielką sławą rozeszła się wieść o nim po świecie, na turniejach rozlicznych kawalerowie mężni stawali, aby tylko zasługi jego przyznania dostąpić - trzeba przyznać, że udało się to niewielu. Splendor niesamowity spływał na Dom Burgundii, nawet gdy politycznie jego sytuacja była tragiczna. Mówiono, jakoby władztwo Filipa miało wieść rolę "stolicy Europejskiego rycerstwa".

    [​IMG]
    Jeden z turniejów wystawionych przez Filipa​

    A reszta? Reszta jest milczeniem. Ciężko jest rozwierać paszczę w sprawach okrutnie trywialnych - a to, pożyczki spłacono, biorców napłodzić kazano, coby podatki szerszym strumieniem spływały do jaśnie pana, a to zaciąg z tysiąca chłopów uczyniono, aby choć marne 10 tysięcy wojaków miał u swych stóp Filip zwany Dobrym. Rozwój i mizeria, a przecież rozwój to nie to, co tygrysy lubią najbardziej. Może coś ciekawego u postronnych-zagranicznych?

    Prędzej. Wykonało się wreszcie, i choć nie mieczami tchórzliwych Francuzów, a widłami prostactwa, wygonion został Anglik z kontynentu. Nie zyskali na tym dzielni Burgundzi, bo chłopstwo zaraz na sługę Karolowi przyrzekło, Rouen i Le Mans w opiekę mu zdając. Ten zaś, jakoby w niezrozumiałym amoku, na Italię się rzucił, i w krwawych bojach trzy tamtejsze księstwa zagarnął, dosyć pokaźną koloniję tworząc. Jednakże rewers nie jest dla niego tak przyjemny - nad papiestwem kontrol utracił, szarpiąc się z nim szacunek od innych władców przestał być jego udziałem, choć na majestat nikt się rzucić nie chce. Społem z papiestwem wojował Alfons V, Król Aragonii - oj, biedny - był moment, w którym cały kraj był pod panowaniem Karola i jego popleczników. Mimo to, Alfons pokoju dać nie chce, słowem - pat. No i Filip, z racji sojuszu oficjalnie w stanie wojny będący, choć taka jest to wojna jak z koziego rogu kopia.

    [​IMG]
    Sytuacja na Półwyspie Iberyjskim...
    [​IMG]
    ... i Apenińskim.

    Nie radzę jednak myśleć, jakoby dzielny książe wraz swoją świtą wytrzymali kilkanaście lat bez jakiejkolwiek intrygi, o nie.

    Ową hucpą był "spontaniczny" bunt ludności przeciwko władzy doży Milanu w hrabstwie Franche-Comte. Wszystko odbyło się wzorcowo i bezboleśnie - Rolin wynalazł arystokratę na tyle mądrego, by rebelii przewodzić, na tyle głupiego, by po jej sukcesie nie szukać innej możliwości jak tylko przyłączenie się do Burgundii, de Lannoy zręcznymi słówkami wykręcał się przed Sforzą z jakiejkolwiek możliwości kolaboracji z buntownikami, a młody Karol zorganizował transport broni do Besancon. Wreszcie, po kilkunastu latach hańby, w roku pańskim 1458, do Burgundii wróciła ziemia, która od zawsze sie jej należała.

    [​IMG]





    -----
    Odcinek krótki, bo nie lubię pisać o niczym.
     
  6. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR.​

    [​IMG]
    Odcinek 6 - Il faut battre le fer quand il est chaud.
    (franc. "Kuj żelazo póki gorące.")

    Wedle wszelakich ryzykantów, którzy majątek swój trwonić na Baccaracie zwykli (bo nieprawdą jest, jakoby dopiero za Karola VIII we władztwie franków owa gra zawitała), dobrej passy nie można przegapić. Filip, nasz Filip, ryzykantem bywał jeno w miłości - wszak statecznik 26 bachorów dorobić się by nie mógł - jednak czasem od tej reguły czynił odstępstwa. Owo "czasem" nastąpiło, gdy Beascnon wróciło do macieży - światły władca postanowił pójść za ciosem.

    Albowiem cierpiał ów władca na przypadłość ohydną - skąpstwo, i choć po latach okrutnej posuchy jego skarbiec znów stawał się jednym z najpokaźniejszych w 'Monde Romain', mógł być jeszcze bardziej obfity. Nie był, bo ogromna część niderlandzkiej taksatywy (co wytrwalsi statystycy mówią o przeszło części dziesiątej, my się nie będziemy w to wgłębiać) "gubiła się" podczas podróży przez niby przyjazne tereny władztwa Ludwika XI (bo Karolowi raczyło się zemrzeć, requiescat in pace) czy też biskupstwa Trewiru i władztwa Lotaryngii. Wiadomo przecież, że w średniowiecznej Europie panowało swego rodzaju "diable przyzwolenie" - władcy gęsto błogosławili bandom plądrującym karawany innych pomazańców. Wypadało coś z tym zrobić, jednakże tym razem książe wraz z gronem doradczym postanowił zagrać w otwarte karty.

    [​IMG]
    Johann II von Baden, biskup Trewiru​

    Bóg mi świadkiem, że nawet sam książe Filip nie zamyślał nad tak szybkim końcem wojaczki, kiedy to w Kwietniu A.D. 1461 wypowiadał wojnę zgrzybiałemu Johannowi. Nikt z jego otoczenia nie przypuszczał, iż w ledwie rok i miesiąc po rozesłaniu wici posłaniec od duchownego będzie się tarzał prosząc o pokój. W każdym bądź razie - jak to się stało?

    Logika nakazuje postawić na rozwiązanie sprawy poprzez jedną walną bitwę i jedną zmiecioną z powierzchni ziemi armię. Logika się nie myli.

    [​IMG]
    Bitwa pod Verlais w oczach nieznanego rysownika​

    Poszedł więc Antoine odzyskiwać, to co niesłusznie jego ojcu zabrano - na Brugię poszedł. Zastał tam garnizon słuszny, albowiem 4 tysiące trewirskich służalców zebrało się na zamku, należało oblegać. Jednakże syn Filipa śpiesznym był, i wszystko dla jak najlszybszego końca tej udręki zrobić mógł. Nie przebierał w środkach - z trebuszy wylatywały podsmolone ciała poległych, swąd wielki czyniąc i choroby roznosząc. Nic to, jednakże sam Grand Batard nie mógł się cieszyć poddaniem Brugii, gonić musiał do samej stolicy biskupa, gdzie ogrom sojuszników naszych armię trzymał, a niebezpiecznym było ich owej przejęcie.

    Z Luksemburczykami poszło łatwo, wszak król Filip był także ich królem (zaiste...), przeszkód w odstąpieniu 'siedywy' nie czynił. Lotaryńczyk był bardziej uszczypliwy, jednak 'przypomniawszy' mu (mieczem przez małżowinę) o wasalnej relacji jaka jego pana łączyła z Filipem, nie miał wyjścia. Został więc burgundzki drań z komputem niewielkim, aby miasto po sukcesie przejąć, a wojska większość, wraz z dociągniętymi dijońskimi zaciężnymi przeszło pod ostatnią nietkniętą twierdzę Johanna, Metz. Rozbito tam niedobitki jego armii, a ludność uciśniona poddała się nadzwyczajnie szybko.

    [​IMG]
    Antoine Le Grand Bâtard​

    Kiedy wszystkie włości biskupa Johanna były już pod panowaniem Burgundów, należało przejść do paktów. Dziwna była to wojna, dziwne były to pakty, bo poseł z wszelkiemi upoważnieniami nie zająknął się przy ani jednym żądaniu Filipa - słowem, gdyby ten kazał jego panu przebiec po Dijon w zgrzebnym worze i na rękach, też by się pewno zgodził.

    [​IMG]
    Takie to warunki przyjął Johann z potulnym obliczem 10 Czerwca 1462​

    Sukces był sukcesem, po sukcesie należało wydać ucztę.

    [​IMG]
    Rolin według Jana van Eycka - "Dziewica z kanclerzem Rolin" 1435
     
  7. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR
    [​IMG]

    Odcinek 7, specjalny - Filip III Dobry, 1420 - 1467
    [​IMG]

    Fillip III Le Bon, Książę Burgundii, Brabancji, Limburga, Lothier i Luksemburga, margrabia Namur, hrabia Artois, Flandrii, Metz, Hainaut, Holandii i Zelandii, hrabia palatyn Burgundii raczył zemrzeć w Lutym 1467 roku. Mało to ważne na jakie choroby cierpiał, mało to ważne, czy cierpiał w ogółe - stary był, nic więc dziwnego że Bóg Najwyższy zechciał mieć tego rozsądnego, siwego buhaja u siebie. Mój Panie, jakież lamenty stały się udziałem dworu, ludu a nade wszystko "owdowiałych" dziewek. Mój Boże, przejeżdżając przez mokrą i błotną, bo taka pora, Burgundię, niczego byś nie usłyszał, jeno płacz, zgrzytanie zębów i lament pierzchały przez winnice. Wszyscy płakali po dobrym księciu. Właściwie, to dlaczego tytułowan był 'dobrym', skoro w naszej opowieści ukazywaliśmy głównie jego miłosne zapędy i brak powściągliwości?

    Nie ma się co rozwodzić nad rzeczą oczywistą - dobry był. Pod grubą maską dziwnej powierzchowności, małego furiactwa i buhajskiej natury kryło się umiłowanie do drugiego - lubiłże nasz książe ludzi, choć starał się tego nie pokazywać. Nawet w czasach największej posuchy, kiedy to tabuny wrogów na nasze władztwo rzuciły się, do wojska bez choćby głodowego, ale jednak żołdu nie wcielał. Na Północy, we Flandrii i byłym brabanckim władztwie, umiłowan był wielce przez mieszczan - przywilejami obdarowywał i do konfrontacji dopuścić nie chciał. Złotem czystym Filip się otaczał, złotem Filip się stawał. Czymże będzie syn jego Karol dla naszej krainy...? Ale jeszcze nie o tym. Nie nastał jeszcze czas, aby o nim opowiadać - dziś dzień złotego Filipa.

    Tym, którym nasze gadanie zbyt zawiłe i nudne się okazało, kartografowie mapy soczyste ukazali, aby koleje rzeczy przybliżyć i aby co po kolei się stało nadmienić, kronikarze co najważniejsze wydarzenia spisali.

    Umarł książe, niech żyje książe! Choć znając naszego nowego panującego wypadałoby raczej powiedzieć: "umarł kaprawy buhaj, niech żyje władzca świata..." Czy owa pycha jest usprawiedliwona? Oj, przekonamy się...
     
  8. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR.​

    [​IMG]
    Odcinek 8 - Chien qui aboie ne mord pas.
    (franc. "Krowa, która dużo ryczy, daje mało mleka.")

    Przyzwyczailiśmy się moi państwo już do buhaja Filipa i jego świty: mruka Rolina i ćwierćinteligenta de Lannoy'a, przyzwyczailiśmy się, a niejeden z emocjonalnych zdążył ich polubić. Tymczasem... przyszło nowe. Nowe, butne i gnuśne, w siebie zapatrzone i o czubku własnego nosa jeno myślące. Dziwy to niezmierne, że panowanie Karola Zuchwałego było dla Burgundii... dobrym. Ale nie wyprzedzajmy.

    [​IMG]
    [​IMG]
    Introdukcyją miał nasz książe niezmierną i w stylu zupełnie od swego ojca odmiennym. Nie było na rynku w Dijon zabaw i misteriów, brak atłasowych tkanin i srebrnych naczyń nazbyt rzucał się w oczy. Zapragnął młody książe innych ceregieli, włoskich strzelców z arkebuzami, niemieckich pikmenów i angielskich łuczników najemnych ściągnąwszy, paradę wojskową uczynił. Ścierali się genialni mężowie z krajów różnistych, ukazywali swe lśniące zbroje i połyskujące miecze, ale rycerskości tam nie uświadczyłeś. Dryl, parada, dryl, parada, sieczka... Ukazać chciał Karol nowe kulty w wojsku dotychczas niekoniecznie czczone - zorganizowanie i wspólnotę.

    Niby nie chcemy wyprzedzać faktów, ale to powiedzieć możemy - wojsko zdominowało umysł i starania Karola w całej rozciągłości jego panowania. Niech tylko rozpostarł się swoim tłustym zadem na tronie, niech tylko poczuł władzę, jaka się przed nim otworzyła, od razu postronnych doradców do siebie ściągnąć kazał. Reformę obmyślał, jakkolwiek by nie patrzeć, słusznie. Wojska nasze, przez ostatnie lata panowania jego ojca, świeć Panie nad jego duszą Filipa, całkowicie uschnięte przez brak bojowania, przedstawiały sobą wartość mizerną niesamowicie. Raz, że siepacze byli rozprężeni - tak długo pokój rządził Burgundią, że wydawało się im, że nie są potrzebni. Dezercje na porządku dziennym, a ci, którzy dla żołdu i wygód zostali, rozpaśli się niesamowicie i przymioty wojownicze stracili. Powiecie - bili się przecież z trewirskim zaciężnym ledwie pare lat temu... Prawda niby, ale jeno po trochu. Całą prawdą jest to, że bitwa tam stoczona została prawdziwa jedna, a głównie siepali najemni Niemcy, co ich Antoine sprowadził i równie szybko rozpuścił. Znaczy, mało to nam pomogło, a sytuacja nadal nie była różowa. Ale co ja wiem, niech mówią mądrzejsi.

    Uczynił. Raz, że najlepszych wojaków, co prawda w takim samym zestawie jaki był na introdukcji Karola, jednak w zdecydowanie większym ilościowo kompucie ściągnął, to jest osiem tysięcy dzielnych piknierów, kawalerzystów, i jeno miast łuczników arkebuzerzy do łask przyszli. Dalej, owe osiem tysięcy sobie i swemu bratu, Filipowi, pod kontrolę powierzył, osiem tysięcy ludu wziął Antoine Wielki Drań bez Ambicji, osiem tysięcy zaś Karol. Na tyle stałych wojskowych konowałów było stać Burgundię w utrzymaniu, jednak na sam zaciąg książe o pysznym usposobieniu pożyczkę zaciągnąć musiał. Nie rozgadamy się azaliż o niej, bo równe pięć lat później ją spłacił. Niemiec zaś parę warsztatów arkebuzerskich założył, coby tej nowej broni żadnemu Burgundowi nie brakło. Suma sumarum, reforma była skończona.

    Teraz, zanim przejdziemy do kwestii ważniejszych - wojna w Aragonii nadal trwa. Tak, ta wojna na której długość narzekał nieboszczyk Filip... Nie chcemy wyprzedzać, ale wyprzedzimy - Karol jej końca też nie doczekał. 1477, 37 jej rok...

    [​IMG]

    Kwestie miałkie: średnio nam się widzi opowiadanie o kupieckich banialukach i dyplomatycznych dyrdymałach, jeśli nie niosą za sobą niczego ważnego, więc, o próbie zdominowania flandryjskiego rynku, skandalach dyplomatycznych z udziałem Karola i mariażach jego rodziny z różnistymi postronnymi pozwolimy sobie pomilczeć. Kwestie ważniejsze: kochał Karol wojaczkę jak jego ojciec patroszenie kolejnych dziewuch, jednak różnił się od niego tym, że pościł. Osiem lat to już panował, osiem lat chudoby... pokoju znaczy się. Poświęcił owe nasz możny pan na reformę, cośmy o niej wspominali, oraz budowanie na podwalinach tego, co mu ojciec zostawił, sojuszu, nazwijmy go na potrzeby tej opowiastki 'okołoburgundzkim'. Jako że był w kwestiach gładkiej mowy i kupczenia zyskami dyletatnem, ziółtodziobem i zwyczajnym idiotą, wiele nie osiągnął. Filip miał przy boku Lotaryngię, Luxemburg i Kleve, Karol dorzucił do tego Szwajcarię. Nie było to trudne, albowiem rosnące w siłę Królestwo Sabaudii było dla obu władztw zagrożeniem. Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Mój wróg chce mnie przekonać do zerwania przyjaźni. Mieczem.

    [​IMG]

    Tak oto zaczęła się wojna, przed którą potomkowie Lotara stchórzyli. Czy słusznie, hm... powiedzmy dyplomatycznie, że historia rozsądzi. Tymczasem - Sabaudowie ryzykowali tak samo, jak ryzykował Filip III Le Bon podczas wojny z Anglią, kiedy to Paryż dobył. Tak samo ale inaczej, paradoksalnie dodajmy...

    Bo wypada powiedzieć, że blok sabaudzko - mediolański się rozpadł, i jak to bywa przy rozstaniach, odbywało się to gwałtownie. Słowem: wojna. Dwoma słowami: Sabaudowie wplątali się w beznadziejną wojnę na dwa fronty. Ruszył von Kleve w służbie Karola na Bourg-en-Bresse przez francuskich rebeliantów oblegany, a że miał, jako pierwszy w Europie(!), pod swoją dyspozycją 20 armat żelaznych, z tatałajstwem poradził sobie bez problemu. 1:0 dla nas.

    [​IMG]
    Oblężenie Bresse​

    [​IMG]
    Bitwa pod Mazoquine​

    Jedną bitwą wszystko się rozstrzygnęło. Nie miał sił i możliwości Sabaud, pewnie całkiem byłby przez naszego króla pognębion. Ale... zawsze jest jakieś ale. W tym wypadku za "ale" robił kolejny, cholerny, niczym wielkim nie wytłumaczon bunt w Niderlandach. Swobody im się zachciewa... phi. "Phi" wydał z siebie też oblegający stolicę wroga Karol, poczuł się mniej klawo gdy dowiedział się, ileż tego tatałajstwa się nabuntowało. Ładne cztery tuziny... Cóż było robić - pokój i hajża na niepokornego.

    [​IMG]
    Sytuacja wojenna w czasie podpisywania pokoju
    [​IMG]
    Burgundia po pokoju - Bourg-en-Bresse w jej graniach​

    Bunt w Niderlandach został stłumiony szybko i niemal bez strat. W jednej z bitew, osiemnastego Sierpnia A.D. 1477, zginął Charles le Téméraire, książe Burgundii.
     
  9. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR.​

    [​IMG]
    Odcinek 9 - Chien qui aboie ne mord pas.
    (franc. "Cicha woda brzegi rwie.")

    Przykro to się ostatnio składa, że co kawałek naszej opowieści musimy wam nowego władcę ukazywać, niemniej jednak, nie naszą jest to winą. Nie naszą winą jest to, że komuś zachciało się umrzeć, czytaj: nie maczaliśmy palców w tym, że książe Karol był... mało rozsądny. Nie pchaliśmy gnoja na widły niderlandzkich parobków, sam na nie wpadł. W każdym bądź razie, nie zamierzamy tu streszczać historii jego zejścia, bo była ona równie pasjonująca co jego nieposkromiona tusza, wolimy zaś opowiedzieć o rwetesie, jaki owo spowodowało. A był on niepomierny.

    Patrzcie i podziwiajcie, tak wyglądała 'najlepsza partia średniowiecznej Europy':

    [​IMG]

    Nie nam oceniać prawdziwość tego stwierdzenia w kwestiach urody, faktem jest, że jako jedyna dziedziczka czeredy Karola Zuchwałego była panią z największym posagiem, absolutnie. Zakusy na jej cnotę czyniono jeszcze za życia Filipa, już w 1462 zgłosił się doń Ferdynand Aragoński, acz w akcie raczej desperacji. Potem był Karol de Berry, odrzucon, delfin Karol syn Ludwika, odrzucon, Mikołaj I Lotaryński, który zdechł przed zawarciem mariażu - trzeba przyznać, że umiano się wtedy poświęcać dla dobra swego władztwa... Ale nie o tym.

    Niemal nikomu nie przychodziło do głowy, aby nasza piękna Marysia mogła sama rządzić swoim władztwem - nikt w tej późniośredniowiecznej, lub jak kto woli, wczesnorenesansowej Europie nie mógł sobie w swym zakutym łebku wyobrazić, aby krajem tak potężnym mogła rządzić kobieta. Prawda, zdarzały się wyjątki typu Elżbiety Luksemburskiej czy polskiej Jadwigi, ale zaś - pierwsza była najzwyczajniejszym w świecie babochłopem, drugą po paru latach ożeniono a koronę mężowi zdano. Miała Maryś ogromne dylematy, bo żadny z mariaży nie dawał jej gwarancji, że swe władztwo utrzyma w całości. Pójdzie w tan z Francuzem - Francuz całą Burgundię właściwą dla siebie weźmie, ją w Niderlandach zostawi. Pójdzie w tan z Habsburgiem, Francuz całą Burgundię jak wyżej, Niderlandy usidli sobie podły Maxymilian. Nakładała się jeszcze na to kwestia niderlandzkich miast, które zwietrzyły okazję aby swą pozycję umocnić i władzę centralną osłabić... No nic, radzimy.

    Takiego planu nie powstydziłby się Machiaveli, co jeszcze wtedy gołodupcem gołowąsem był. Była to zagrywka zaiste genialna - do obu podlotków o gwałt na cnotę przez tego drugiego wykonan się poskarżyć, obaj do Papieża licząc na zdyskredytowanie drugiego pierzchnęli, obaj dostali groźbę ekskomuniki, jeśliby pannę Marię bez jej zgody tknęli. Jako że żaden siły w sobie nie uczuł, aby z papieżem się bawić, obaj zdradzieckie swe chryje zawładnięcia Burgundią odłożyli na później. Pozostała kwestia wewnętrzna - tu wszystkich niepokornych trzymał krótko Kleviusz. Tak więc Maryś miała to co chciała, została jednowładczą księżną Burgundii i mogła wcielać swe plany w życie.

    Marie I La Sage, choć może to się wydać nieco... kłamliwe, brzydziła się wszelką, na darmo(!) przelaną krwią. Może ujmijmy to inaczej: nie uważała, aby wojna była konieczna do realizacji interesów swojego państwa. W przeciwieństwie do swego porywczego ojca, miała świetne rozeznanie w świecie dyplomatycznych gładkich słów i płowych obietnic, umiała powiedzieć "nie" tak słodko, jakby mówiła "tak". Miała też niesamowity dar perswazji, dar, który jako pierwszy ujawnił się podczas wizyty w Lizbonie, u Króla Portugalii, Alfonsa V.

    [​IMG]

    Jakimż to sposobem uzyskała ona od tego wąsacza mapy niemal całego wybrzeża Afryki zachodniej? Przekonała tego jegomościa do tego, iż silna Burgundia = słaba Francja, a owa ze swymi morskimi zapędami mogła stanowić zagrożenie dla zamorskich posiadłości Iberyjczyków. Zresztą, nie te to czasy, kiedy zagryzano się o każdą mapę, nie był to moment, kiedy świat ogarnęła gorączka nowych lądów, więc oddanie swych map mogło być zwykłą kurtuazją.

    Cały świat śmiał się zaś z butnych Francuzów, bowiem po czterdziestu latach wielkiej wojny, walk, bitew, okupacji, buntów, rebelii, knowań, negocjacji, owi zgodzili się na tak "wspaniały, korzystny, wiekowy" pokój:

    [​IMG]

    Maria I Mądra pośmiała się również, jako że jednak była kobietą przemyślną, poczęła działać. Skończyła się wojna, w którą w wyniku baaardzo dawnych zobowiązań uwikłana była Lotaryngia i Luksemburg, należało wznowić to, co zaczął dziadek Filip - połączenie wszystkich ziem Burgundii w jedną całość. Po pierwsze, trzeba się było rozprawić z luksemburskimi możnymi, którzy mając w ręku armię bzdurzyli prawowitym władcom, to jest i Filipowi III Dobremu i Karolowi Zuchwałemu i teraz Marysi... Tak, bo już po śmierci Elżbiety tytuł książęcy przejął ś.p. Filip, jednak był on tylko pustą dekoracją, bo władzę w samym księstwie sprawowała mała klika rodowa. Nie było jak się tym zająć, bo inne sprawy etc. etc., lecz wreszcie nadszedł czas. Nie ma też nazbyt się rozwodzić nad sposobem rozwiązania sprawy - Kleve von Ravenstein wszedł z wojskiem, a możnym Maryś pogroziła paluszkiem, że jeśli nie zgodzą się połowy taksatywy do Dijon odsyłać, to zostaną pozbawieni wsiej mocy sprawczej. I stało się:

    [​IMG]
    +

    Nasza burgundzka Atena postanowiła pójść za ciosem. Tym razem zamierzała wykorzystać "tą naszą broń kobiecą"...

    Ślub odbył się i miał przedziwny charakter, był raczej aktem inkorporacji władztwa Lotaryngii do księstwa walecznych Burgundów. W każdym bądź razie, po raz drugi stało się:

    [​IMG]

    Nie porządziła nasza Maryś zbyt długo - ledwie w rok po tym, jak urodziła pierwszego syna zdechła, łamiąc sobie kręgosłup podczas upadku z konia na polowaniu. 1482.

    [​IMG]




    ----------------------------------------
    ode mnie: eventów moich nie było.
     
  10. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR.​

    [​IMG]
    Odcinek 10 - Faute de grives, on mange des merles
    (franc. "Na bezrybiu i rak ryba.")

    Na czym to myśmy skończyli...? Jakież to problemy poruszane były ostatnio, coże to się działo w naszej opowieści? A, ja, ich weiss. Maryś jest wśród aniołków = mamy problem. Problem jest natury zasadniczej, mianowicie - dynastyczny. Mianowicie, mianowicie... Jeśli ktoś słuchał, to w swojej nieprzemierzonej inteligencji wie, że synuś Marysi i Rene został półsierotą w wieku zaledwie roku z groszami, a idąc prawym tokiem myślowym, człowiek obsrywający swój zad niezbyt zdaje się do rządzenia tak rozległym władztwem.

    W związku z tym, co za tym idzie a więc: jako że testamentu na koniu nie spiszesz, Maria nie zostawiła żadnych instrukcji dla kogokolwiek. W związku z tym, co za tym idzie a więc: Burgundią zawładnęła wielka kropka zwana interregnum (to, że u nas nie ma króla, jeno książe, przemilczymy).

    W każdym bądź razie, pozwolimy sobie także na pozbycie się choćby na chwilę błazeńskiego zacięcia, bo temat, jakoby nie patrzeć, był poważnym. Działy się rzeczy nie tyle złe a straszeczne, co zwyczajnie niepokojące. A to ten pierdołek z Dijon, Jean Royale prywatną armię zbierał, a to jakiegośtam wnuka siostrzeńca de Lupina, o którym żeśmy wieki temu wspominali, u Francuzów był widzian. Niemniej jednak, w kraju porządek jako taki panował, podatki do skarbca spływały, jednakże radzić było ważko.

    Tradycyjnie w takim momencie przenieślibyśmy się do pokoju gdzie odbywała się owa narada, jednakże zasady są po to aby je łamać. My tam jednak 'byliśmy', niczego nie piliśmy, więc możemy oto owejż gadanki sens przytoczyć. Sziedziało przy stole kilku mężczyzn, maż ś.p. Marie, Rene Lotaryński, siedział Phillip von Kleve-Ravenstein i siedzieli postronne zaufane naszej zmarłej księżnej ministra. Rada przebiegała nadzwyczaj mrukliwie, Rene próbował jakiśkolwiek postęp uczynić, Kleviusz tak rozsądny jak swój rodzony absolutnie nie był, reszta to zwyczajne pionki. W każdym bądź razie, jeden z owych pionków, niejaki Gerard de Pardiequ, wnuk brata de Lannoya, monopol myślowy przełamał (bo jak dotąd jedyną wizją był diadem na głowie Rene). Wiadomoże było, że ów, niezbyt poważany i postronny, mógłby mieć ogromne problemy z utrzymaniem jedności terytorialnej Burgundii i owej jako takiej. Niderlandzkie hieny zaraz uczyniłyby warkot, jakoby Bożej legitymacji do rządów ów nie ma ni ludzkiej, toże samo postronne Francuzy, etc. etc. Znaczy się, mizerne położenie dawało się wszystkim we znaki. Ale... gubimy się. De Pardiequ rzucił jedno słówko - regencja. Ten, który nie chodził na piechotę tam, gdzie królowie chodzą na piechotę, został księciem, a Lotaryńczyk władcą.

    [​IMG]
    Tak wyglądał nasz władca bez tytułu​

    Niemniej jednak, nastroje społeczne nie uspokoiły się całkowicie, wszystkie szemranki nie ustały i władca bez tytułu musiał uważać, ażeby jakakolwiek iskierka nie rozpaliła płomienia buntu.

    [​IMG]

    Sam zainteresowany wiedział to doskonale, i jakby na to nie patrzeć - uważał. Był okrutnie ostrożny, do tego stopnia, iż w pierwszych latach swej regencji ograniczył się do najzwyklejszej administracji. Nic, żaden chamski dekret, żadna korekta podatkowa, żaden ucisk nie wyszedł spod jego dłoni. Nie wcielono żadnego żołdaka do wojska, nie awansowano żadnego urzędnika. Motyw przewodni piosnki Rene brzmiał: "nic". Wielkie i rozciągłe, rozziewałe i gnuśne 'nic'. No, może poza zwodowaniem dwóch kolejnych okrętów wojennych, ale to raczej nikomu nie przeszkadzało...

    Niemniej jednak, każda piosnka się kiedyś kończy, dlategóż i nietytułowany Rene mógł wreszcie przejść do rzeczy. Przyznać trzeba, iż nie był on człowiekiem zbyt oryginalnym, więcej - nawet po śmierci swej żony postanowił pozostać pod jej małym pantoflem. To jest, rozumie się przez to - realizować sobie cele przez nią postawione. Więcej, realizować jej metodami.

    Na mocy traktatu z Metz, kończącego wojnę Filipa III Le Bon (ten się zawżdy wkręci, a niechże...) z Biskupem Trewiru, Johannem II von Baden, ten drugi przyrzekał traktować każdego władcę Burgundii jako swojego seniora i opiekuna. I owszem, czynił, aż do swojej śmierci. Chodził on po ziemi okrutnie długo i nie widać było, jakoby miał zejść, ale wraz ze starością głupoty nabywał, pamięć tracił, a nade wszystko ulubował sobie różnorakie świecidełka - wypadało to wykorzystać. Płynęły w jego stronę dary różnorakie a błyszczące, złote kielichy, postawne monstrancje, ubrane diamentami, arrasy piękne etc. etc. Wszystko z delikatną sugestią, iż to jest jeno zaczątek - część właściwa nadejdzie, gdy ów dziadunio zgodzi się na zrzeknięcie się władzy świeckiej nad Trewirem, pozostając jeno przy biskupiej. Nie dało rady, aż tak styrany psychicznie on nie był, jedyne co udało się ugrać Rene brzmiało tak:
    Stały motyw: zawsze jest jednak jakieś 'ale'. Ale stary dziad był dziadem sprytnym i przebiegłym, a na pewno chytrym. Inny zaś punkt owych traktatów mówił o tym, że do czasu, kiedy Johann będzie wąchał kwiatki od spodu, będzie zwolniony z przekazywania połowy swoich dochodów do skarbca w Dijon. Nie uśmiechało się to "nieutytułowanemu", ergo: postanowił działać.

    Ten sam rok 1489 był ostatnim dla Johanna II von Baden. Został zamordowany 13 Września w Katedrze św. Piotra w Trewirze, przez nieznanego sprawcę podczas odklepywania brewiarza. Tym samym, Trewir stał się częścią Księstwa Burgundii.

    [​IMG]
     
  11. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR.​

    [​IMG]
    Odcinek 11 - C'est la fin qui couronne l'ouvre.
    (franc. "Koniec wieńczy dzieło.")

    Zaiste, wspaniały w swej perfidności był to plan, mój Boże... Najszczęśliwszym szczęściem było, iż nikt nie zdołał wykryć ni udowodnić, kim był sprawca mordu i na czyje działał zlecenie. Dodajmy, że dla niepoznaki pozabierał trochę świecidełków z kościoła, coby na błędne mniemanie przywieźć, jakoby dla rabunku Johann został życia pozbawion.

    Jednakże, jeśli ktoś zostaje obrany na stolicę Piotrową, nie może być debilem. Nie może być idiotą Cesarz ni Król Francuski (no dobra, przesadzamy) - wszyscy zrozumieli, co się wyświęciło. Mieli jednak związane ręce brakiem jakichkolwiek dowodów, znakiem czego na blacie regenta Rene pojawiło się jeno kilka pogróżczych pisemek.

    [​IMG]

    Konkretnych decyzji zabrakło, przynajmniej w wypadku postronnych. Traktaty Trewirskie co prawda przewidywały przejście tytułu elektorskiego na jakiegokolwiek z Burgundów, ale nadal urzędujący regent miał co do swojego syna odmienne plany. Co następuje, tytułu się zrzekł, co zapobiegło dalszemu ambarasowi.

    Nadszedł jednak czas, aby przyjrzeć się kwestii francuskiej, albowiem zachodzimy w głowę (jakkolwiek idiotycznie to nie brzmi), jak przez siedemdziesiąt z okładem lat udało się zachować pokój między dwoma tak antagonistycznie nastawionymi do się państwami/rodami. Zaiste, pierwsze lata owego paix français już wyjaśnialiśmy, aleć aleć, zatrzymaliśmy się gdzieś koło 1450 i w swej mizerocie resztę relacji walezyjsko-walezyjskich twórczo przemilczeliśmy. Cóż, nie my pchaliśmy się do gdakania tej gadaniny, ten, kto nas tu wysłał, winien mieć na uwadze, że "z gówna wianuszka nie ukręcisz"... Ale, jako się rzekło, nie o nas, nie pora.

    Właściwie to lata 1450 - 1480 moglibyśmy skwitować krótkim słowem "Aragonia" i pójść na five o'clock, albowiem kto wcześniej nie słuchał, niech cierpi. Lecz nie, czujemy ten obowiązek i jednym szanownym zdaniem przybliżymy małe co nieco. Mianowicie - trwająca 40 lat, absolutnie idiotyczna, wyniszczająca, bezsensowna, niewiarygodnie głupia. kastrująca francuski potencjał wojna aragońska, która Francuzom przyniosła jeno skarby zza pazuchy babci Filomeny, wyniszczyła, zidiociała, ubezsensowniła jakiekolwiek francuskie poczynania (czujecie smak masła?). W każdym bądź razie, pozbawiając się retoryki rodem z wariatkowa, kraj francuski był tak zmęczony i zaangażowany owym potykaniem, z którego nic nie wynikło, że jakakolwiek inna wojna nie była możliwa.

    Dalej, dwa lata spokoju, i pomysł o utemperowaniu coraz groźniejszego sąsiada mógł odżyć w głowach ludzi jedzących żaby, o ironio - owi mieli jednak taki sam, taki samiuśki problem jak Księstwo Burgundii. Przesadzamy z tymi podobieństwami, wszak Karol VIII przeżywał pierwsze orgazmy gdy zaś nasz Filipek uczył sie chodzić i gderać, faktem jest, że tam też nastała regencja, Anna de Beaujeu. Najciekawsze jest jednak to, że obaj małoletni objęli władzę w swych dziedzinach w podobnych okresach, choć różniło ich 11 lat. Czyżby u nas dorośleli szybciej?

    [​IMG]
    Anna wraz z córką i przyszłym Królem Francji​

    Nieważne, faktem jest, że Francuzi zajmowali się głównie swoimi wewnętrznymi problemami, między innymi wyrżnęli jak świnie swych kuzynów z Orleanu... Tyle na ten temat.

    Niby znacznie ciekawiej jest obsrywać cudze podwórko, ale jednak, wrócmy do siebie. Główny motyw tej cząstki naszej opowieści brzmi: ambicje gówniarza Filipa a trudności z kontynuowaniem regencji przez Rene. Ad 1. uf, ów miał ambicje niesamowite, aleć co prawda - miał ku temu też pewne powody. Nie zamierzamy się tu rozpiswyać na temat jego cech osobowych, wystarczy stwierdzić, że inteligencję odziedziczył po pradziadku o tym samym imieniu. Ad 2. - Lotaryńczyk był już na arenie międzynarodowej spalony. Nie było rady i możliwości, wszelkie poselstwa odrzucano jako od nieprawego władcy pochodzące, nastąpiła typowa blokada dyplomatyczna. Doszło do tego, że rozbieszeni Luksemburczycy dopuścili się niewydania pozwolenia na przemarsz jednego z pułków burgundzkich pod owym pretekstem. Cóż było robić, należało z gówna ukręcić ów nieszczęsny wianuszek... Z dniem 1 Stycznia 1492 regencja została oficjalnie (podkreślmyże, że to kluczowe w tej historyjce słowo) zakończona. Książe Filip IV Burgundzki miał wtedy hak i 11 lat.

    Nie można było tego okreslić inaczej, niż dziwnym. Nawet w najśmielszych possach nie wymyślono tak absurdalnie nierealistycznej sytuacji.

    [​IMG]

    Pięknież złamał się ojcowsko-synowski kij, oj pięknie. Pomijając to, jak szalonym pomysłem było wysłanie na negocjacje jedenastolatka, plan nie mógł wypalić. Bo jak tu zagrozić wojną, skoro grożący miał w zasobie mniejszą armię? Zaiste, 30 tysięcy według de Schtekta wydaje się liczbą niesamowitą, aleć nie przesadzoną. Nie wiem, jaki kozi syn mógł sobie pozwolić na taką armię przy tak małym władztwie i ograniczonych wpływach, nie wiem, jak ów się musiał zapożyczyć, żeby ją wystawić... Normalnie przeszlibyśmy nad tymi rozważaniami ze zwyczajnym, olewająco-kpiącym stosunkiem, gdyby nie to, że owe pożyczki to był odcisk, na który można było nadepnąć.

    Wydawać się mogło, że główna szycha Luksemburga, ten popowtarzany de Schnekt był niezmiernie inteligentny i pazerny na władzę. Otóż nie, był średnio inteligentny i pazerny na srebrniki. Jak to bywa w małżeństwach, pożyczkodawcy (a był to głównie Elektor Branderburgii, szczegół), zaczęli się niecierpliwić, wicehrabia zaczął mieć problemy. Dalej, złote lata jakie przeżywały miasta Niderlandów wzbudzały w nim zazdrość i nieco podburzały jego pewność siebie. Umiejętnie nadsyłani przez rodzinny duumwirat 'doradcy' roztaczali mu wizje niezmierzonych bogactw po wejściu do wielkiej burgundzkiej rodziny, obiecano mu także dużą autonomię w mieście. O zgrozo! - zakrzyknęli teoretycy nacisku, marchewka zadziałała lepiej od kija.

    [​IMG]
    Mądrze napisze za ładnych parę lat Daniel Naborowski - z czasem...​

    Nic za darmo - oj, mała kula wywołałaby lawinę... Niderlandy, cholerne Niderlandy, zaczęły się domagać absolutnie takich samych stopni wolności, jakimi został obdarowany Luksemburg. Nic za darmo, psia ich mać...

    [​IMG]

    Właściwie, cholera, moglibyśmy już skończyć tą część czczej gadaniny - należyty przytup jest. Jednakże, rytm takiego samego przytupu zaczyna już się nam powoli nudzić, a i następnego piwa nie chcielibyśmy zaczynać od Wielkiego Nic, nadmienimy jeszcze dwie ... trzy rzeczy. Będziem się streszczać.

    Raz: w zamian za otrzymane za czasów Marii I Mądrej portugalskie mapy Afryki zachodniej i południowej, otrzymaliśmy od Hiszpanów mapy części Afryki zachodniej oraz Azji.

    [​IMG]

    Dwa: w zamian za otrzymane od Hiszpanów mapy części Afryki zachodniej oraz Azji otrzymaliśmy od Portugalczyków mapy Afryki zachodniej oraz Azji, tym samym Burgundia stała się najbardziej zaopatrzonym w mapy władztwem, na chwilę, ale jednak. Sprytne, nie?

    [​IMG]

    Obiecywany przytup:

    Weszliśmy w nowy wiek, wypada to opić.

    [​IMG]
    Burgundia A.D. 1500​
     
  12. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR.​

    [​IMG]
    Odcinek 12, specjalny - Europa u progu nowego stulecia

    Niewdzięczna to rola.

    Dziś, w ten cholerny ... co dziś jest? Stan naszej świadomości jest niezbyt rozległy, więc, jedyną możliwą drogą dedukcji dochodzimy do wniosku, że jest 2 Styczeń 1501, bo nas łeb nie gniecie, a winien. Zobowiązania gonią, dlategóż dziś powstrzymamy się od zwykłego bredzenia o pierdołach i nędzy, dziś konkrety - pragniemy przedstawić wam świat... Europę z przyległościami u początku wieku szesnastego. Będzie okrutnie pokrótce.

    Zaczniemy, jak to mamy w stylu, od dupy strony.


    EUROPA WSCHODNIA

    [​IMG]

    Moi mili, przykuwają uwagę dwa wielkie a mroczne szczegóły. Raz, to bardziej w prawo, kraj dziwny a nieprzemierzony, Carstwem Rosyjskim nazwany... Wiele by mówić, ograniczmy się do tego, że buhaje to straszne, dzikie i nienasycone, choć z Konstantynopola chrzest wzięli. Faktem jest, że pomongolskie zostałości w jedną kupę zbierają, lud ku sobie mając. Ale wicie, rozumicie - w obecnym stadium spraw naszych idiotyzmem byłoby się tym nieogolońcom przyglądać. Dalej, Litwa, co w Unii z niejakimi Polakami przestaje... to to dopiero są ewenementa. Ziemi tam od rozpasania, dżumy u się nie mieli, a ludu ze świecą szukać. Duże to, a niezaludnione, aż szkoda... Tymczasem, owe Polactwo rozpierzchło się od morza do morza, jurnych Mołdawian ku sobie "przekonując".

    EUROPA ŚRODKOWO-WSCHODNIA I BAŁKANY

    [​IMG]

    Skoro o Polanach mowa - sprytni waszmościowie. Krzyżaków zgnietli, Mołdawian zgnietli, po Węgrach rolę najsilniejszego w regionie objęli. A Węgrzy... Oj, piękna to była katastrofa, kiedyż Królestwo tak mozolnie budowane przez Macieja Korwina w parę lat przez wojnę domową się rozdęło. W powody ichnie nie wnikamy, faktem jest, że stracili przez ledwie kilka lat całą Transylwanię, część Bośni na rzecz Turków, Słowacji i matecznika przez Habsburgów wydartych. Reszta, Czesi śmieszni to głównie stabilność, jeno księstwa śląskie do się przyłączyli, Habsburgowie zaś nową potęgę kreują, oj mogą namieszać jeszcze ci kaprawi pseudoniemcy.

    CESARSTWO RZYMSKIE NARODU NIEMIECKIEGO

    [​IMG]

    Wydaje się wam zapewne, że będziemy wam te kropki, maziaki i kleksy wyjaśniać. Macie rację, wydaje się wam.

    ITALIA

    [​IMG]

    Tu, jakby nie patrzeć, jest ciekawiej. Właściwie wszystko można zawrzeć w kilku słowach, jak też uczynimy, ale jest ciekawiej. Na południu powolna wegetacja Neapolu, środek zdominowany przez Francuzów, którzy nie radząc sobie u siebie musieli wybrać się na łowy w inne miejsca, północ to zaś arena krwawej jatki między Venecją a Mediolanem w wielu odcinkach, której stawką jest dominacja w owym regionie. Mieszkańcy wiecznie zasranego przez gołębie miasta byli blisko, acz dzięki również i Burgundii siły się wyrównały. Aktualnie jest remis (skąd my znamy takie dziwne słowa?!) ze wskazaniem na Mediolańczyków.

    ZIEMIE FRANCUSKOJĘZYCZNE

    [​IMG]

    To my, o o tych miejscach kłapiemy od dawien dawna - nie będziem się przecież powtarzać.

    WYSPY

    [​IMG]

    Panowie, trzymajcie nas. Takiego nudziarstwa powinni zakazać.

    IBERIA

    [​IMG]

    Tu jest jakiś tam ambaras, połączyły się dwa Królestwa, dając początek nowemu graczowi na arenie - Hiszpanii. Nie przecenialibyśmy jednak wartości owego bobasa nad wyraz, albowiem gdy nie radzi się sobie z arabskimi niedobitkami i pozwala dzierżyć długi pas w Pirenejach hrabiemu Auvrenii... coś tu jest nie tak.

    ANATOLIA, BLISKI WSCHÓD, AZJA MNIEJSZA

    [​IMG]

    Absolutnie na koniec, rzut oka na trochę orientu - zaczynają bruździć Turcy, ale czy można takich brać na poważnie, skoro Konstantynopol utrzymuje się już kilkadziesiąt lat? Ech, bez jaj ci ludzie na tym świecie...

    W każdym bądź razie - do zobaczenia w zdecydowanie bardziej normalnym, o ile to przy nas możliwe, rozdziale naszej opowieści.
     
  13. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR.​

    [​IMG]
    Odcinek 13 - Tous les chemins menent a Rome..
    (franc. "Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.")

    Najzwyczajniej w świecie, nie do końca wiemy, co powiedzieć. Przyzwyczailiśmy się po cichych podśmiechujków, małych państwowych sprawek, do rzeczy poważnych, ale jedynie w stopniu umożliwiającym z nich drwienie. Tymczasem, z nowym wiekiem poczęły się dziać rzeczy prawdziwie wielkie i doniosłe, rzeczy, które za kilkaset lat będą wykładane jakimś małym mugolom na drugim krańcu Europy. Nie wiemy jakie wobec nich zająć stanowisko, albowiem nasza dygresyjna skłonność mogłaby wam we łbach niezmiernie namieszać i niczego nie rozjaśnić, oduczyliśmy się zaś gadki zwięzłej a w szczegóły obfitej.

    Najpierwże, zanim rzeczy doniosłe, wspominka o tym, jako w Niderlandach nastąpiło pewne przewartościowanie. Mianowicie, kupcom znudziła się Brugia, przenieśli się do Antwerpii, ale cholera, kogo to obchodzi?! Postanowiliśmy: odstawimy na jakiś czas wino, unikniemy gawędziarskiego nacechowania, pozbędziemy się kpiarsich narośli - 'pomówmy jednak o rzeczach naprawdę wielkich'.

    -------------------------------

    Kiedy sierpniem 1501-ego Roku Pańskiego Książe Burgundii Filip IV, zwany Pięknym, po raz pierwszy wysłał Papieżowi Aleksandrowi VI jeden ze skarbów Burgundii, butlę najprzedniejszego wina oraz kilkanaście tysięcy dukatów, które ów wydał, jak miał w zwyczaju, na bankiet z tańczącymi prostytutkami w roli głównej, nie spodziewał się, jak szybko osiągnie swój zamierzony cel.

    Przez następne miesiące burgundzki skarbiec pustoszał głównie w wyniku niepewności Filipa co do prawdziwych intencji następcy św. Piotra. Tego niesamowitego rozpustnika nie przejrzał na dworze nikt, nikt nie odgadł zamiarów głowy kościoła rzymskokatolickiego. Dziwne to, albowiem antyfrancuskość biła z jego rozbuhanych nozdrzy, jasnym było, że dążenie do osłabienia wpływów Ludwika XII to jego motyw przewodni. A jednak, dla Filipa było to jakimś rodzajem zagadki. A może inaczej, a może chciał być pewien? Tego się nie dowiemy.

    Umizgi trwały czas już dość długi, kiedy wreszcie Filip postanowił powiedzieć 'pas' i odkryć karty.

    [​IMG]

    Tymczasem, czego jak czego, ale takiej szybkości procederu papież Aleksander VI się nie spodziewał. Oczekiwał lat umizgów, korzyści, sreberek, datków, burgundzkich prostytutek... ale nie oczekiwał, że Filip podbudowywał swój grunt, nie zaś grunt swojego następcy. Zdziwienie jego nie miało kresu, kiedy już Wrześniem 1502 przybył do niego Poseł z następującym tekstem:

    [​IMG]

    Tym samym, wielka radość nastała w Dijon, kiedy tylko poseł (którego nazwiska historia nie zdołała ocalić) wrócił z pomyślną papieską repetą. Jednakże, pełen sukces osiągnięty nie został - Księciu o pięknej twarzy marzyło się, ażeby sam siedzący na tronie piotrowym włożył mu koronę na głowę, aleć ten wyznaczył swego nuncjusza, arcybiskupa Tudora, najpeweniej z urazy wynikłej z małej wedle jego uznania liczby darów papiestwu ofiarowanych. Bądź co bądź, sprawa się odbyła w Katedrze St Bengine, pijaństwo w Pałacu Książąt Burgundzkich, przemianowanym z tym dniem na Pałac Burgundzki.
    [​IMG]
    [​IMG]

    Nie jesteśmy w stanie na tyle wyrzec się siebie i swojej natury, ażeby ględzić o koronacyjnych ceregielach - było pięknie, przepysznie, odbyło się bez incydentów... Niemal.

    [​IMG]





    ----------------------
    *ten, kto wie jakiej współczesnej piosenki jest to moja kaleka parafraza, jest moim mistrzem, bogiem i bratnią duszą ;)
     
  14. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR.​

    [​IMG]
    Odcinek 14 - Il n'y point d'amour sans jalousie.
    (franc. "Nie ma miłości bez zazdrości.")

    A ta woda te słowa cóż mogą cóż mogą... Królu.

    Pycha światowa niechaj co chce mówi, książe niczym stwór jaki diabelski przeistoczył się w Króla. W bajkach zapewne każdy Król ma klawe życie, w bajkach wszyscy po wybebeszeniu paru smoków żyją sobie w szczęściu patrosząc swoje księżniczki. W bajkach trzeba mieć w bicepsach i w sercu (szlachetność, i takie tam pierdoły...), tutaj, w głowie i rozumie. Cóż dodać cóż dodać mój Królu, Ludwik XII Ojciec Ludu miał.

    Miał i rozumiał, jako się rzecze, że korona na głowie Twojej (hola, przecież cię tu niet), to jest Filipunia IV, była rzeczą wielce nieporządaną a perturbacje z niej wynikłe pozbawiały go władczej roli w omijawczo dla niepoznaki zwanej Frankonii. W każdym bądź razie, każdy pierwszy lepszy Roch zrozumie, iż powodów jest wiele, aby nie było mu to na rękę. Ergo, nadszedł czas rozrachunku, którego waga była porównywalna z zakończonym kilkadziesiąt lat wcześniej rozrachunkiem stuletnim. Ze swojego macoszego kokona wykluła się wojna, której skutek był tak nieprzewidywalny, że i przez inne, trzecie czynniki modulowany. Niby mieliśmy przywdziać marsową minę i podśmiechujki skończyć, ale nam nie da.

    Kiedy przez rozbestwioną Europę gruchnęła wieść wojenna, kiedy pierwsza krew spłynęła wraz z burgundzkim winem, kiedy pierwszy syn Dijon poniósł śmierć, stało się jasne, iż Wojna Dwóch Królestw, jak ją już wtedy nazwyano, do owych, paradoksalnie, się nie ograniczy.

    Najprostszym elementem europejskiej układanki był hiszpański mariaż i jego reakcja - spadkobiercy mimo wszystko upokorzonej wojną czterdziestoletnią Aragonii mieli oczywisty powód (to jest zabrane przez książąt Foix i Auvrenii ziemie aragońskie), aby wstawić się za Filipem. Uczynili:

    [​IMG][​IMG]

    Czy musimy dodawać, że odpowiedź była niezbyt kulturalna i doprowadziła do spodziewanej reakcji?

    [​IMG]

    W przyrodzie tak bywa, że jak zajączek zacznie podgryzać marchewkę to go wtedy lisek chapnie a liska pan człowieczek... No, przesadzamy, jednakże pojęcie reakcji łańcuchowej znacie-znamy (choć nie powinniśmy), w związku z czym na takiej banalnej zasadzie zobrazować wypada wydarzenie następne. Jako że jedna już wielka wojna trwała, wedle niektórych drugą wielką Canossą zwana, gdzie cesarz Maksymilian z Papieża stronnictwem ścierał się, w którym to i Hiszpania była, drogą polaryzacji, Europa stała się dwoma obozami o dwie sprawy walczącymi. Trudne, skomplikowane, głupie? Niekoniecznie.

    [​IMG]

    Cesarz to ma klawe życie. Jego interwencja wywracała dosyć pozytywnie wyglądającą sprawę do góry nogami. Nie, nie było dobrze, nie mogło być dobrze, nie działo się dobrze.

    [​IMG]

    Pora na liczby.

    Podobno zuchwalec złapał księcia... Króla na haczyk złapał, wybierając sobie śmierć ze starości, ale jak się domyślacie, nie o tym. Jakkolwiek sytuacja krystalizowała się, nie było jeszcze jasnym jak zachowa się ostatnia figura na tej szachownicy, czyley angielski skoczek - Henryk VII.

    Ów pierwszy z Tudorów, doszedłszy do władzy po ciężkiej walce, szanował sobie swą misję i, trzeba tu przyznać, człowiekiem roztropnym był. A bardziej niż wojna i odzyskiwanie francuskich wybrzeży obchodził go handel i jego własny skarbiec - był zdecydowanie lepszym administratorem i dyplomatą niż wojskowym. Zawarł zaś z Ojcem Ludu układ handlowy, któren to wielkie dukaty obu stronom przynosił i którego zerwanie nie było absolutnie w jego interesie. Na nic poselstwa, na nic przekonania, na nic obietnice - Anglik po żadnej ze stron opowiedzieć się nie chciał.

    [​IMG]

    Tym samym, wieść gminna i ogólna poniosła, jakoby sprawy stały się niesamowicie dla nowego Króla niepomyślne. Tymczasem, wojna. Let's rock.

    Niesamowitym boskim zrządzeniem jest fakt, że pierwsza bitwa Wojny Dwóch Królestw odbyła się na morzu. Mozolnie budowana flota nazwana Księżną Marią (bo to ona rozpoczęła jej unowocześnianie) liczyła sobie 10 starych galer oraz 7 karrak oraz chlubę Burgundii - jeden z pierwszych w Europie galeonów. Była to jak na owe czasy rzecz pokaźna, szczególnie jak na kraj, który dopiero co swe aspiracje morskie zgłaszał. W każdym bądź razie, niderlandzki admirał de Zeuw otrzymał rozkaz wypłynięcia w kanał La Manche i zatapiania każdego francuskiego statku handlowego płynącego do Anglii. Ryzykownie, ale manewr ten był opłacalny. Jednakże, gdy tylko wypłynął z flandryjskiego portu natrafił na flotę księcia Utrechtu, zatapiając mu jedną z galer.

    [​IMG]

    Trzy dni później zawrzało także i na lądzie. Zabrzmiała pierwsza bitna melodia, odegrał się pierwszy krwawy przedsmak, bitwa pod Baugy (w pobliżu Nevers). Nie było to wydarzenie zbyt pasjonujące, albowiem sprawa miała się prosto - przy braku piechoty z prawdziwego zdarzenia Francuz został łatwo wmanewrowany i rozbity, mało, oj mało się tam psich synów ostało, a było ich pięć tysiąców kawalernych.

    [​IMG]

    Tymczasem, nastał miesiąc wyczekiwania. Pułkownik Le Montaine, zawiadujący armią co to się pod Baugy potykała, związane miał recę, albowiem piechoty mu nie starczało i musiał na lotaryński zaciąg czekać. Tymczasem, pod samo Nevers wróg jurny nadciągnął, a oblężenia prowadzić nie chciał jeno miasto gwałtem na szybkiego wziąć. Nie było to trudne zbyt zadanie, ale był idiotą co się zowie, w związku z czym malutką tysięczną garstką piechoty ledwie się na sprawę porwał. Było jasnym.

    [​IMG]

    Dalej, Cesarz Maksymilian swego tłustego dupska ruszyć nie chciał, ochoczo za to poszły w tan palatynackie wojaki, na Trewir. Cóż było robić, niech hasają.

    Ale, jak co inteligentniejszy z słuchających się domyślił, Burgundia nie była jedynym teatrem owej przeogromnej wojny. Italia, słodka Italia, pogrążyła się po raz kolejny w wielkim odmęcie bitewnym, albowiem papiestwo swe dawne włości odzyskać zechciało. W niewielkim stopniu, ale jednak im się to udawało. Z Francuzami walczył też doża Mediolanu, o wpływy w Sabaudii się rozbijając.

    [​IMG]

    Mopanki pewnie myślą, że my panikę siejemy i sprawę wyolbrzymiamy, albowiem przeca stronnictwa o równej sile były i armie takoż. Ale nie, nie widział świat jeszcze oblężenia takiego, jakiego Rousollion dostąpiła i nie widział kozich synów, którzy tak debilnie swe wojsko tracili jak tam Francuzi. Po dwóch szturmach miasto padło.

    [​IMG]

    Tymczasem, kolejna potyczka stała się na morzu. Flota de Zeuwa wsparta hiszpańskimi drewniakami utrechtckie galery znów poszczerbiła.

    [​IMG]

    Wojny, wojny straszliwe... Nie lubim wojen opisywać, bo gadkę trzeba prowadzić szybką, nierozwlekłą i od szczegółu do szczegółu przechodzić. Trudno, szybko się dzieje, szybko i krótko się opisuje. Kolejna potyczka stała się blisko Dijon, w miejscu, którego nazwy spamiętać nie moglim, bo i za dużo tego - w każdym bądź razie, słabo tam było, ale nieco kawalerii Ludwik stracił.

    [​IMG]

    Dalej, nie poganiaj mnie bo tracę oddech. Gubię rytm. Parę dni spokoju, parę wolnych czasów, i znowu, co to się działo, co się działo...

    Wpierw, żabojady posiłki pod Nevers przywiodły, pieszych gromadę, w związku z czym, przyczyna przyniosła skutek. Miasto padło.

    [​IMG]

    Teraz. Rzecz ważna. Z całą swą potęgą, z całemi trzydziestoma tysięcmi parobków, jezdnych, pieszych skurwysynów wyruszył utrechcki książe, parszywiec, którego imienia nie znamy i chcieć nie chcemy. Ale najszczerzej, nie wiemy, czy w tamtych czasach Bóg ludziom rozumu skąpił całkiem, czy Burgundy jeno na takich impertynentów trafiali. Nie wiemy ale się cieszymy, bo ten oto padalec, miast całą swą potęgą Niderlandy objąć i na nie liczyć w rozrachunku, po paru miesiącach oblężenia Brugii zwinął co mu zostało (a z trzecią część stracił) i na Dijon. W walce ze Szwajcarem (bo przez Lotaryngię szedł) drugą kupę pochował, a więc, idiotus pospolitus na Dijon szedł z mniejszą ekipą niż Filip tam posiadał.

    [​IMG]

    Tak oto wyzbył się Król Filip armii wielkiej cząstki i w katastrofalnym położeniu się położył. Ale, czyżby nie było tego złego?

    Albowiem zaprawdę powiadam wam - widząc Francuzów siłę i ich rozbuhanie, przestraszał się Cesarz Maksymilian, że nowego, ogromnie silnego wroga na swej piersi karmi. Akurat nadarzyła się okazja, Trewir pod naporem Palatynatu padł. Cóż było robić, mój Krolu, cóż robić...

    [​IMG]

    Tak, po pół roku zakończył się pierwszy etap Wojny Dwóch Królestw. Nadal nic nie było pewne.




    -------------------
    Hm, może czujecie się dziwnie, ale odcinek jest z bardzo gorącego półrocza gry, w związku z czym ta screenomania i mniej niż zazwyczaj tekstu. Ogólnie, czuję się, jakbym opisywał HoI a nie Europę, ale jest klawo. Enjoy.
     
  15. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR
    [​IMG]

    Odcinek 15, specjalny - Rzeź dwóch écu d'or

    Wszędzie panoszył się ten ohydny, słodko-gorzkawy swąd palonych winogron niesiony przez parszywie gryzący w oczy dym. Było straszno i mroczno, głucho i szaro, twierdza Dijon wiedziała i rozumiała, co się gotuje. Nikt nie mógł być pewien, w jakiej ilości. Dym...

    Chłopy niepiśmienne gadały, ale prostym, że taki miary jakkolwiek sensownie nie określi - chmara, szarańcza, grom, skaranie boskie, łojezu... Nie, to nie dawało żadnej sensownej odpowiedzi, nie rozjaśniało ani na moment królewskiego oblicza. Basztownicy, sokole oczy, wprawione w patrzeniu nie dawały sobie rady z potężnym dymnym rażeniem. Zwiady poszły a nie wróciły, strach się szerzył a pospólstwo z przymiejskich wioch, jakoby jakim pierwotnym instynktem kierowane, w miasto szło. Tak jak zając leśny stukot wyczuwając, tak jak ptak gromadny przez pohukiwanie zawiadomiony, tak i każdy durny parobek, na swe obowiązki pańskie nie patrząc do miasta się wpychał i pardonował niezmiernie, każdemu nogi całując. Wchodził kto miał się czym wkupić, onuce do oddania, ostatnie dukaty w gaciach trzymane, żonę doświadczoną, córkę dziewiczą dla pana strażnika na hece i swawole... Reszta, gołodupcy, najgorsze ścierwo Jego Królewskiej Mości oczekiwało nowego poza murami.

    W samym i zamknięciu i tak nikt nie był wcale bezpieczny. Nie wypadało się czuć bezpiecznie i każda para portek trzęsła się pod naporem myśli właściciela. Co zamyślać miał brudny mieszczuch, skoro Król, sam Król Jegomość w bierności i niepewności najgorszego czekał? Znaczy nie - ryj na wsze stworzenie otwierając z błahego powodu znerwicowała się jego wielkość, ale jednak - doglądając tego i owego. To z jego rozkazu co większe budynki poopróżniano, graty na palenisko zostawiając, i wszelaki zapas jadła najgorszego do miasta zwiezion był, to on wilcze doły przed bramami kazał nakopać... Sprawiał się, ale to było mało.

    Tymczasem, wylegli na miasto wieszcze Apokalipsy, wyległ strach i obłąkańcze spojrzenia, wyległa czarnota zwykle nie widziana. Jak zwykle w takich sytuacjach hossę przeżywały dwie instytucje. Klasyczny żołdak w nielicznych chwilach przerwy zawsze, ale to zawsze obierał klasyczną drogę - od różańca do ruchańca. Ścieżka od Katedry do dzielnicy pań z szerokim łonem była jedną z najbardziej wydeptanych w całym Dijon. Poza tym - życie jest życiem. Mężowie handlowali na targu, pracowali jako stolarze, kowale, szewcy, płodzili dzieci i bili swe żony; kobiety gotowaly i biły swe dzieci. Życie.

    Aż do dnia, gdy w okołodijońskie błoto wdepnęło czterdzieści tysięcy francuskich butów.

    Zawarły się z ohydnym piskiem bramy, albowiem kości zostały rzucone. Król Filip, z powodów nadzwyczaj ambicjonalnych (typu: wolej szczeźć od ichniego ognia niż shańbić ucieczką przed nimi) w mieście ostał, tym samym, gra toczyła się o najwyższą stawkę. Ale... nie wyglądało na to. Gdybyś wtedy spojrzał na owe tysiące mające świat zawojować, ujrzałbyś raczej kupę niescieszoną, obaczyłbyś liche porciska i niekoniecznie karne rozumy. Wszystko ma swą przyczynę.

    Strachało się pospólstwo w winnym Dijon, bo nie wiedziało - nie mogło wiedzieć, z jakiej mąki tych niedorobków czyniono. Wszelako, co rozumniejszy dzwiił się, jako franscuskie taką potęgę (boć to jeno część ich apanażu była) wystawić zdołały, skoro kraj po stu pięćdziesięciu latach pożogi wpierw, potem zagranicznych wojaży cierpiał nędzę i niedostatek, miasta przepełnienia nie znały, gros popalone, pola odłogiem, łąki pozarastane... Dziwnym i niezmiernym był ten wojskowy przepych, te kupy nieprzemierzone miecznych i włócznych, pieszych i konnych, zaprawdę powiadam wam. Chyba, że zajrzało się głębiej i rozumiało więcej.

    Bo mennice i nowe srebro to broń obusieczna. Niby wiedzieli o tyk kolejni Królowie francuskiego rodu, niby rozumieli, że moneta liczna to moneta gówniana, niby pojmowali matematyczną rzeczy zawiłość... ale się przeliczyli. Seryjnie dobijane nowe monety na coraz to nowe potrzeby panujących wreszcie zrobiły swoje - ceny poczęły wariować. A gdy ceny rosną a żołd nie... Żołd wielgachny, bo jasnym było, że z samych szlacheckich synów takiego wojska wystawić nie sposób - znaczy się, mieszczaństwo pod miecz poszło, chłopstwu zbroje mizerne dano i do kiji, pałek, włóczni, toporów, mieczy wreszcie przysposobiono.

    W samym zaś Dijon - o zgrozo, spokój. Spokój, bo nikomu się raczej nie spieszyło. Francuski jenerał Bougine grube i opatrzone mury widząc i sporą załogę, nie chciał się na niepewne wystawiać, licząc na zbawczą (o ironio) moc nienakarmionego żołądka. Najśmieszniejsze jest, że oblężeni liczyli na to samo - nie bez kozery małe oddzialiki co rusz do francuskich magazynów podjazdem szły, żeby jeno trochę mięsiwa im uszczknąć i podpalić. Trwała ta wojna mięsna i trwałaby długo - gdyby nie to, że się inny czynnik nałożył.

    [​IMG]





    -----------------
    odcinek zaiste dziwny w którym mnie trochę poniosło i jest po to, aby usprawiedliwić to, co za sprawą AI stanie się później (a dziwy, a musiałem skorzystać). Niemniej jednak, uważam że dość mi wyszedł, tym nielicznym (jeśli w ogóle) którzy się przemogą życzę miłego czytania. ;)
     
  16. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR.​

    [​IMG]
    Odcinek 16 - Le diable n'est pas si noir qu'on le fait.
    (franc. "Nie taki diabeł straszny, jak go malują.")

    Idą panny żałobne: jedne, podnosząc ramiona
    Ze snopami wonnymi, które wiatr w górze rozrywa,
    Drugie, w konchy zbierając łzę, co się z twarzy odrywa,
    Inne, drogi szukając, choć przed wiekami zrobiona...*


    Szturm ucichł, do głosu doszła zgnilizna. W murach było nawet dobrze - coże to, parę tysięcy rozkładających się synów Dijon, coże to, wobec potęgi śmierci ukazanej po drugiej stronie rozklekotanej cegły? Przyszedł kres na parobków ojców, przyszła kreska na szkaradne chłopki i ich niedożywione dzieci, spalone ich domostwa i wyjałowione pola. Niedorosła dziewiczość nie zdążyła zakwitnąć pod jurnym francuskim butem, a co ładniejsze egzemplarze już po zakwicie swój pierwszy i ostatni raz z tamtejszym buhajstwem odprawiły. Krajobraz to był okropny a dwufazowy. Raz, wpierw, gdyś z miasta wyszedł, ujrzałeś fosę trupią a straszeczną - poodcinane głowy, członki, pobesztane i pokrwawione mięso, które niegdyś podobieństwem Boga samego jakiś klecha nazwał. Potem, od strzał ubici nacierający i uciekający, potem jednym cięciem kawaleryjskiego miecza bądź kopii żywota pozbawieni. Wdeptane to w ziemię i poharatane od wystrzałów. Dalej, ofiara przemienia się w kata i widzisz popiół, jeno popiół, popiół i tylko popiół - spalone domy i ciała, zwierzęta i plony, wszystko nadzwyczaj potulnie w proch obrócone. O litości, nie przywykło nasze bajdurnicze i hulaszcze serce do takich bezeceństw...

    A jak to się stało, to już rzecz marna. Jako się rzekło, bunt był u Francuza, i ten oto bunt rzeź wielką sprawił, co to po niej popiół jeno się ostał. Ale, wiela regimentów nic sobie z tego robić nie robiło, więcej - pod pułkownikiem jakimś nowe nadeszły, i karność wśród ogromnej części wojsk zachowana była. I ten hrabia Boulon, ten durny idiota którego imię na hańbę przypadło, ich oto na dijońską twierdzę rzucił. Było tego z pietnaście tysięcy, co z tego, kiedy w samym mieście samych regularnych niedużo mniej. Szturm odparty, straty te same, ale zaraz po nim odezwały się trąby - poseł szedł.

    Widok to był niesamowity = przed nadciągającym dyplomatą usypano drogę z ciał Francuzów przy szturmie pomordowanych, jakoby tunel na ziemi ustawion. Stęchlizna tamowała jego oddech i spowalniała kroki, czuł się struty i ledwie żyjący, ale misję wypełnił i do katedry z jedną nawą przez kulę armatnią strzaskaną doszedł, pismo zaniósł a przeczytał.

    - My, z Łaski Bożej Krol Francji[...] do Ciebie, przez Opatrzność na Króla Burgundii namaszczonego...
    Król nie wierzył. Oto stało się, jeno cudem jakim? Nie słyszał tego co mówiło poślęcie dalej, aż go Mouragine nie trząchnął, bo ważne słowa padały.
    - Albowiem uznajem wasze racje do królewskiego tytułu, pokój wam dać chcemy, a dar nasz połowy tuzina tysięcy srebrnego dukata niech będzie przyczynkiem do wiecznej przyjaźni naszej. Amen.

    [​IMG]

    Tak oto zginęła w zarodku Wojna Dwóch Królestw. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - Ludwikowi XII brakło środków do jej prowadzenia.

    Tym samym, rzeczy wielkie zginęły od smrodu marnej stęchlizny pieniądza, błahość zabiła ambitne plany i wielkie status quo zapanowało w francuskojęzycznych królestwach. Niby żadnych skutków, niby nihil novi, ale, jak to często na świecie bywa, opacznie Ojcowi Ludu Bóg losy pokierował. Albowiem, jako rzecze diariusz przeze jego najwierniejszego kompana, sługę i bajliwa Palais Jacques Coeur - to jest mieszczącej się w Bourges jego rezydencji, to jest de Flauhorta, znędzniało mu owo nieszczęsne miasto, a Paryż wreszcie 'na łono swej matki' chciał przywrócić. Tymczasem...

    Tymczasem, Dijon było bardziej jak pokraka mała, dzwonnik garbaty wśród miast burgundzkiego władztwa, niże perła wśród diamentów i pierwszy nad wielkimi. O ile ze swą małą kubaturą i ledwie kilkunastotysięcznym zanadrzem motłochu borykała się nasza stolica od dawna, o tyle zniszczenia, jakie przy oblężeniu i szturmi otrzymała, odarły ją z tego pierwiastka którym mała, skromna, acz gładolica i o pięknym spojrzeniu dziewka wabiła bogatych młodzieńców... Pani Dijon nigdy nie miała opływających mlekiem soczystych piersi, Pani Dijon nie kusiła rozwiązłym łonem i talią osy, jej przewagą były słodziutkie oczka z których spozierała na potencjalnych oblubieńców, nieśmiały uśmiech i jakaś magnetyczna siła. Francuz parszywy oczka wydłubał a uśmiech przygniótł masą ludzkiego nieszczęścia... Przeklęta niech będzie kolubryna, która wypluła działo które strzaskało Pałac Królewski, przeklęta! Szęściem, że nasz Filip wtedy modlitwy w kaplicy odprawiał. Niemniej jednak, Pałac pokiereszowan niemiłosiernie i tylko wieża Filipa III Le Bon w całej swej nienaruszonej krasie dumnie wypiętą piersią świadczyła o nieskruszonej potędze Burgundii.

    [​IMG]
    Wieża Filipa III Le Bon, Dijon​

    Każdy o jasnym umyśle wiedział - Królestwo Burgundii zasługiwało na lepszą stolicę. Jaką? Kto jest dziewczyna... ja nie wiem.



    * CK Norwid - "Bema Pamięci Żałobny Rapsod"
    -----------------
    Wiem, wiem, ale to że przemogłem się do nawet tak króciaśnego odcinka uznaję za sukces. Znalazłem wreszcie jakąśtam inspirację ("Katedra..." V. Hugo) i z tym wiążę nadzieję na dalszy rozwój AARa. Krytykujcie, bo jeśli po tym odcinku nikt mnie nie zbluzga za jego mierność, oj, to się nie znacie... ;)

    No i zastanawiam się, czy nie dać ankiety nt. przyszłej stolicy Królestwa.


    Minął miesiąc, AAR zamknięty, w razie kontynuacji PW

    Aux Teergois
     
  17. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR.​

    [​IMG]
    Odcinek 17 - Il ne faut pas discuter des gouts.
    (franc. "O gustach nie należy dyskutować.")

    Znużyła nas wiekowa waga dziejów i to okropne spięcie, które w ich opowiastce nam towarzyszyło, albowiem 'obowiązkiem gawędziarza jest rzeczy odpowiednio godnie natłuścić' i 'niech ci się nie godzi ludzkiego nieszczęścia wyśmiewać'. Bzdura, ale batog tęgi... Lecz wyjaśniło się to i wracamy w krasie zwykłej i pokrapianym winem usposobieniu.

    Skończylim rzecz całą na tym, jako nasze kochane Dijon ucierpiało. Zaiste, przejęłą się tłuszcza i tylu ochotników do czegokolwiek ujrzałbyś jeno gdy Papieża Błaznów wybierają. Jakiś dziki, dziwny duch wstąpił w tą chromotę nieprzebraną i za odbudowę wzięli się jak jeden potężny mąż. Jak się jednak później okaże, na nic były pospólstwa starania...

    A tymczasem, rumtumtum, Szwajcar krzepki a znudzony naszemu Filipowi przywalił wićmi. Zwietrzyły helweckie mendy okazję, albowiem i Sabaud upokorzony i słaniający się na nogach przez ostatnie lata, i świeże zaciągi burgundzkie jeszcze nie rozpuszczone.

    Filipowi kolejna wojna wpadła jak drzazga między palce - nie spodziewał się i nie chciał. Jednakże, Król nasz świeżo upieczony nie miał w zwyczaju w takich sytuacjach rozpaczać nad nieuniknioną koniecznością dziejów i nieznajomością planów Absolutu. Nie jego udziałem były deliberacje nad potęgą losu i przypadku, chłop był raczej zwięzły. Zwyczajnie, mimo zgoła innych planów na zaś, postanowił z całej tej sprawy cokolwiek dla siebie uszczknąć.

    [​IMG]

    Jak się zapewne po tym wstępie domyślacie, nie było to zadanie trudne. Więcej, działo się to tak banalnie, że w ówczesnej Europie uknuło się powiedzenie, którym zwykle określano tego typu wojenki. "Chcesz uzyskać apanaże? Ruszaj w sabaudzkie wojaże." Marnym był ten wierszokleta, któren ten dwuwers wymyślił, niemniej jednak - 'sabaudzkie wojaże' przetrwały jego i znalazły swe miejsce w europejskim dziedzictwie frazeologii.

    Rozumiecie więc, że skoro mówimy o takich pierdołach, wojna ta mizerna nie mogła być zajmująca. I nie była. Dość powiedzieć, że stoczono jeno jedną bitwę pod Gavon, po czym korzystając z francuskiej permisyi ruszono na oblężenie innych części sabaudzkiego władztwa, które to na trzy owe zdzielone w tamtym czasie było.

    [​IMG]

    I tak oto, magicznym sposobem dochodzimy do sedna sprawy. Zdobyły burgundzkie wojska Chamberry, zdobyły Monferrat, zdobyły i nadmorską Niceę. Przyszło do paktów i było jasne, jaki będzie ich finał. Nawet gdy Filip w swej zuchwałości zażyczył sobie oddania zarządu nad ostatnim morskim przyczółkiem wrogas swego, nie spotkał się z niczym innym niż tylko nieśmiałą zgodą. I tak: Księstwo Sabaudi zostało lennem Burgundii, utworzone zostało Księstwo Monferratu z zaufanym Włochem Guiliermo na czele, jako lenno Burgundii, Nicea została zdana pod władzę Filipa.

    [​IMG]

    Nim utniemy ten wątek należy nadmienić, że ledwie po roku Nizza została zwrócona Sabaudom z powodu słabej możliwości administrowania, strategicznej nieprzydatności oraz buntowniczych nastrojów prostactwa. Bo nie było zaiste, w XVI wieku to miasto-wypierdek niczym wartościowym.

    Tymczasem, Filip, Król Burgundii z Łaski Bożej, począł drugą fazę swego planu uświetnienia kraju napocząć. Po zniszczeniach francuskiego Dijon, po jego zwyczajnej mizerocie wywnioskował, że pozostawianie tam dworu i swojej majestatycznej osoby z prestiżem jakimkolwiek się mija. I jeździł długo, i zwiedzał, i pytał, i rozmyślał, gdzie swoje posadne dupsko ułożyć.

    Monologiczny słowotok i łechtanie jego manii wielkości - to działało na Filipa. Nikt nie mógł wiedzieć tego lepiej niż jego ojciec, nikt nie umiał tego lepiej niż on wykorzystać. Trzeba jednak przyznać, że w dobrym celu to robił - wiadomym było, że przeniesienie stolicy do Paryża mogło okazać się zgubne, nowe wojny przyczyniając, których nikt wyniku pewien być nie mógł.

    Alternatywy były dwie - niedawno uszczknięty na własność Luksemburg, któren to orientację naszą na Cesarstwo, logicznie rzecz biorąc, musiałby przenieść, a to grunt niepewny i jakoś Filipowi niemiły; oraz właśnie perła północy, rozwijająca się dopiero i raczkująca, ale z ogromnymi perspektywami, Antwerpia.

    Nie było to, paradoksalnie, jednak miasto młode - wszak już za Imperium Romanum tamtejsze obszary wedle rzeki były zamieszkane - jednakże, dopiero od lotaryńskiego etapu, to jest w wieku IX, zyskało jakiekolwiek znaczenie polityczno - gospodarcze. Swą handlową wartość zawdzięczało rzece Skaldzie, której to zamknięcie równałoby się z katastrofą. Dlatego to, od tej pory dla burgundzkiego władztwa kluczowe znaczenie miało panowanie nad Zeelandzkimi wyspami, szczególnie zaś Walcheren. Jako że znajdowały się one w granicach burgundzkiego władztwa, nie było przeszkód, aby plany w życie wprowadzić i stolicę przenieść.

    [​IMG]

    A stało się to w Roku Pańskim 1507.
     
  18. Renifer

    Renifer User

    A la Saint Martin, bois ton vin, Et laisse l'eau pour le moulin - Burgundia AAR.​

    [​IMG]
    Odcinek 18 - Petit a petit, l'oiseau fait son nid.
    (franc. "Ziarnko do ziarnka, zbierze się miarka.")

    Zgodnie z zasadą, że słuchacza za każdym razem na początku wypada zaskoczyć, dziś zaczniemy od konkretu.

    Konkret brzmi: przeniesienie stolicy do Antwerpii wywołało znacznie mniejsze perturbacje niż można by, ba! należałoby się spodziewać. Albowiem nadmienić trzeba, że była to decyzja nader ryzykowna, bo, ponieważ azaliż, jak powszechnie wiadomo, Burgundia była krajem dość rozlazłym kulturowo i językowo. Co prawda - przestawało to już w tamtych czasach być ewenementem, skończyła się era prowincjonalnych wojewódzkich księstewek, niemniej jednak - w granicach władztwa Filipa znajdowała się mieszanka niekoniecznie łatwa do utrzymania w ryzach.

    Nikt o zdrowych zmysłach nie wrzuci do jednego kulturowego worka Burgundów z Burgundii rdzennej (piwa z piwiarni, Mój Boże, starzejemy się), lotaryńsko-trewirskich Niemców, Francuzów paryskich, Pikardyjczyków, Flandryjczyków i Walonów z Niderlandów. Nikt rozumny nie zaprzeczy, jakoby mnogość języków i dialektów rysowała Burgundię na kształt biblijnej Wieży Babel - pomimo już lekko widocznej unifikacji, która to przebiegała bardzo powoli, ale jednak. I tak, żaden z Niderlandzkich przydupasów Filipa nie uniżył się do niego grubiańskim słowem "Koning" żaden z kmiotków nie mówił o nim inaczej niż "Mijn Roji", z charakterystycznym, twardym akcentem. I tak, kiedy kulturalnie dominowało południe, w "literacko-artystyczno-dworskiej" sferze języka wpływy francuskie uwidaczniały się w rozmaitych dialektach niderlandzkich. I tak, kiedy gospodarczym motorem władztwa była kupiecka północ, słowo "geld" na stałe zagościło w burgundzkim słowniku. Tak oto, powoli, rodziło się nowe... Ale za dużo, ale nie o tym.

    Ludy Burgundii przyjęły zmianę stolicy bez wielkich reakcji, więcej - było im to na rękę. Wszakże pisał Machiavelli w jednym ze swoich zapomnianych, o tak:

    [​IMG]

    Jak w wielu przypadkach, miał ten chłoptaś rację. Nie trzeba było wielkiego śródmózgowia i niezmiernego dowcipu, żeby wyrozumieć, jak korzystną była sytuacja geopolityczna dla części składowych Burgundii. Bo jasnym, że niderlandzkie porty w jednym silnym ręku skarbem nieocenionym, owe okno na świat dawało rolnikom, winiarzom i rzemieślnikom wręcz nieograniczony rynek zbytu. W rezultacie, metalurgowie z Luksemburga, których żelazo niegdyś zaopatrywało tylko przygranicznych kmiotów z Rzeszy, dziś eksportowali swe 'plony' nawet do arabskiego Fezu, burgundzkie wino pijała cała Europa, belgijskie arrasy wkrótce (nieco wyprzedzamy, ale niechże się dzieje) stały się ozdobą dworu Zygmunta Augusta, najpotężniejszego władcy Europy Środkowo-Wschodniej.

    [​IMG]
    Jeden z burgundzkich arrasów zamówionych przez Zygmunta​

    Zedrzyjcie jednak z oczu różową poświatę - bez zgrzytu po przeniesieniu filipowego dupska do Antwerpii obyć się nie mogło.

    Pech (lub jak kto woli, Bóg) chciał, iż ledwie w parę niedziel po przeprowadzce zmarł były Regent, Pan Cień, Anioł Stróż, szara eminencja - Rene II Lotaryński. Nie byłoby to może zbyt godne odnotowywania - ludzie umierają, ale miała ta śmierć udział w ciągu pewnym, przyczynowo-skutkowym, który zaś spowodował bunt, właśnie w Lotaryngii. Oto Henryk, syn siostry Rene, Joanny, zwietrzył szansę w kipnięciu swego wujka oraz podburzeniu ludności po zmianie stolicy. Został zmieciony wraz z kilkoma tysiącami lotaryńskiego chłopstwa i mieszczaństwa, a Filip, mając wzgląd na rodzinne więzy, oszczędził mu mąk przy umieraniu.

    Nastała sielanka.

    Ohydna, przebrzydła sielanka. Nie wtedy, ale z perspektywy opowiadającego jest ona czasem tragicznym, bo jak tu kłapać jęzorem o niczem? Nie, my nie z tych, którzy milijonami razy będą się rozwodzić o każdym kupieckim pierdnięciu, nie w smak nam opowiadanie z tragiczną obojętnością o nic nie znaczących banialukach dyplomatycznych.

    Ze znaczących banialuków dyplomatycznych - wszyscy wiedzą, jaka to gorączka nowego lądu opanowała Europę i kto w odkryciach przodował. Wtedy też wiedzieli, w związku z czym każdy idiota pragnący zwiedzać nowe lądy i zapisać się na kartach historii śmiercią z rąk 'nowoodkrytego' dzikusa, ciągnął pod hiszpańskie i portugalskie znaki, tam pieniędzy szukał. Północni zaś, strachliwi bardziej i podróżom niechętni, swoich odkrywców nie mieli. Próżno śmiałków szukał Filip do morskiej wyprawy, próżno wielkie żołdy i sławę obiecywał. Nie było. A wiadomym, że wyłączanie się z procesu eskploracji nowego nie było możliwe... pff, opłacalne nie było. Filip wiał rozumniał, w związku z czym postanowił spróbować fortelu.

    Fortel był wyszukany w swojej prostocie - należało zdobyć mapy wschodu, aby później wymienić je z Hiszpanami bądź Portugalczykami za mapy zachodu. Z tegoż powodów okrutnie drogie poselstwa szły do królestw egzotyki, których nazw wymówić żaden cywilizowany człek nie zdoła. W Indie dary szły, i po kilku latach dyplomatycznej 'zażyłości' udało się osiągnąć cel.

    [​IMG]

    Wręcz identyczny proceder miał miejsce w przypadku skośnej Korei:

    [​IMG]

    Nastała sielanka. Długie lat kilka szczęścia, ogólnej radości i innych przereklamowanych rzeczy. Na szczęscie, brat Francuz zawsze dostarczy rozrywki znudzonym Burgundom.

    [​IMG]


    Zgodnie z regułami i tradycją AAR zamknięty i wyczyszczony po miesiącu od ostatniego odcinka. Jeśli chcesz kontynuować, to PW.
    m72
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie