Władcy stepów- UzbekAAR

Temat na forum 'EU II - AARy' rozpoczęty przez Poleszuk, 29 Czerwiec 2005.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Poleszuk

    Poleszuk Nowy

    Władcy stepów- UzbekAAR

    Game info: AGCEEP 1.37, wielka kampania. I jeszcze jedno: wybaczcie mi błędy (ortograficzne, stylistyczne, logiczne i im podobne).

    [​IMG]

    Czerwiec zieleni się nad Morzem Kaspijskim. Jak okiem sięgnąć dokoła rozciąga się nieprzebrany step. Obok szczypiących młodą soczystą trawę owiec spoczywa na wytartej wełnianej derce pochylony przez lata, lecz czerstwy staruszek. Napięta, skupiona twarz, zgięte w ostry łuk kruczoczarne brwi zdradzają stan najwyższego skupienia. Starzec duma wpatrzony w bliżej nieokreślony punkt odległej przestrzeni. Na ustach igra mu uśmiech, jego postać opiera się na boku o wysadzaną szlachetnymi kamieniami rękojeść zdobycznego jataganu. Ogorzałe czoło odbija perliste kropelki srebrzystego potu. Stary wspomina dawne czasy, gdy życie było prostsze, kobiety piękniejsze, podatki niższe, a jego nie łupało tak strasznie w krzyżu. Taak, kiedyś było znacznie lepiej. Niedługo było dane trwać staruszkowi w błogich rozmyślaniach. Z zadumy wyrwał go szmer wydobywający się z pobliskich zarośli. Podejrzliwy umysł staruszka ogarnął niepokój. Czyżby moskiewscy szpiedzy bajający o batiuszce caru, samodzierżawiu i prawosławiu? Albo, co gorsza, zwykli zbójcy. Stary błyskawicznie poprawił przypasane do biodra pistolety, uregulował rzemyk przytrzymujący szablę. Sprawdził czy gładko wychodzi z pochwy. Wiadomo, przez ten szalony postęp czasy są teraz niespokojne. Po czym wykrzyknął ostrym, tubalnym głosem:

    -Stój, ani kroku dalej. Któż się tam skrada! Imię, ród i profesja, ino migiem.

    [​IMG]

    Niespodziewanie z traw wybiegł rozpromieniony malec o dziwnie bladej cerze, jego własny wnuczek. Piskliwym falsetem witając starego.

    -Dziadek! Całe południe cię szukałem

    Ech ta córa, pomyslał z wyrzutem. W kogo się ta diablica wdała. Kto by pomyślał, wychodzić za Rusina. Wstyd tylko robi przed Bogiem i ludźmi. Też mi moda. Dobrze, że przynajmniej szwagier wyznaje islam. W przeciwnym razie rozgoniłbym zakochaną per fas et nefas, jak mawiał mój tysiącznik-mądrala.

    -Czego chcesz, Muhammad?-odburknął oschle-Co ty tutaj wogóle robisz? Nie miałeś być teraz przypadkiem w szkole koranicznej?

    -Dziadek, przecież dziś nie ma szkoły. Mama mnie do ciebie wyprawiła. Mówi: Muhammad pobaw trochę dziadka, nieborak nie ma robić. Gapi się całymi godzinami w step i rozmyśla o niebieskich migdałach. Jeszcze trochę a całkiem nam zgłupieje.

    Wyraźnie udobruchany "Dziadek" zaprosił go do siebie łagodnym, miękkim gestem.

    -Masz tytoń?-spytał czule

    -Dziadek, dla ciebie zawsze! Tata ma tego wbród. Organizuje przecież dostawy dla wojska, a to nie w kij dmuchał-podkreślił szkrab z dumą-Zawsze trafiają się jakieś "odpryski".

    -Nie powtarzaj frazesów po matce. Dawaj go tutaj.-Stary rozwarł zgrabiałą rękę koloru wypalanej gliny- Mmm, na Allacha i jego Proroka czarny jak smoła, a jaki aromat! Łezka w oku się kręci. Co prawda, to prawda twój ojciec, choć z giaurów, jest sumiennym kupcem. O! Masz nawet papier. Wspaniale, bedę miał z czego skręcić sobie papierosy-dziadek cieszył się jak dziecko- Jak ci się mogę odwdzięczyć, brachu!

    -Opowiedz o dawnych czasach, proszę.

    -Gdy byłem młody?

    -Nie, wcześniej.

    -Za mych dziadów?

    -Jeszcze wcześniej. Opowiedz mi historię Uzbeków

    -Uradowałeś mnie, malcze. Znaczy to, że nie Moskal z ciebie wyrośnie a prawy muzułumanin. To dobrze, to bardzo dobrze. Siadaj.-staruszek zwolnił miejsce na derce-to długa historia.

    Stary rozpoczął opowieść o historii swego narodu, snując wokół siwy dymek papierosowego dymu.

    [​IMG]

    Wszystko zaczynało się bardzo niepozornie. Byliśmy małym, biednym i pogardzanym chanatem ograniczonym przez pustynię od wschodu, Morze Kaspijskie od zachodu, Złotą Ordę od północy, potomków Timura Chromego od południa. Jednym słowem-tragedia. Żyliśmy wedle rytmu pór roku, po bożemu. Nie byliśmy nawet samodzielni. Nasza orda podlegała potężnej wówczas, dzis nieistniejącej, Ordzie Złotej. Ogólnie rzecz biorąc, żyło się nienajgorzej, ale żywot na stepie zawsze jest niepewnym. Dlatego też w 797 roku, licząc dawnym zwyczajem od wędrówki Mahometa z Mekki do Medyny, przystąpiliśmy do sojuszu ze Złotą Ordą i naszymi braćmi z Chanatu Syberyjskiego. Następnie nasi przodkowie poprosili Buruq Chana-pana w Saraj Berke o mapy Europy, Bliskiego Wschodu i Państw Maghrebu. Mądry chan przystał na to. Tylko Ałłach mógl wtedy wiedzieć, jak bardzo miały się nam one przydać. Póki co wszystko szło po staremu, lecz niedługo potem nasz maleńki mikrokosmos miał stanąc na głowie. W styczniu tegoż roku dwór chana w Saraj Berke odwiedził pewien Grek z Kaffy, rzekomo podający się za potomka Połowców. Niestety kroniki nie zachowały dla potomności jego imienia DZięki swej erudycji i wszechstronnej edukacji prędko wkradł się w łaski dobrodusznego chana. W wyniku czego uzyskał praktycznie udzielne władzę w naszym państwie. Trzeba przyznać, dziarsko wziął się do roboty. Najsamprzód usprawnił organizację wojska, (+1 land) poprzez obdarowanie każdego wojownika służacego w armii stałej porządną szablą na wzór turecki. Wcześniej używano u nas głównie masłaków-tradycyjnej broni tatarskiej wykonywanej z końskich szczęk. Leży u nas jeszcze taki jeden na kredensie. Kawał porządnej roboty, masywny, lecz dobrze wyważony. Świetnie trzyma się w dłoni. Niestety w zwarciu jest mało praktyczny. Wiem, bo próbowałem go na takim jednym Moskwicinie z pułku preobrażeńskiego. To u nich elita. I tak, sukisyna, tym ustrojstwem utłukłem. A trzeba wiedzieć, że szelma miał szablę z damasceńskiej stali. Pewnie kupił ją u jakiegoś łasego na moskiewskie ruble Turczyna.

    [​IMG]

    Wracając do rzeczy, wiele się wydarzyło za wielkorządstwa tego Greka. Dziadowie mawiali, że przez pewien czas żyło się wciąż nienajgorzej. Do czasu ... W 798 roku niebo skalała złowroga smuga komety (-2 stab). Niedługo potem w kraju rozszalała się zaraza na bydło. Później wybuchł głód, ludzie padali jak muchy. Nie nadążano z pochówkiem (event o zarazie czy głodzie, dokładnie nie pamiętam) trupów. Nie dysponując niczym jadalnym pod ręką ludzie kupowali za bajońskie kwoty chleb pieczony z żołedzi i szyszek. Zwierzęcą padlinę błyskawicznie ogołacano z mięsa, do czysta. Podobno zdarzały się nawet przypadki ludożerstwa. Ponure były to czasy, chłopcze. Daj Boże, żeby już to się nie powtórzyło-pogładził zlękłego wnuczka po bujnej czuprynie-. Z czasem było coraz gorzej. Po paru miesiącach wybuchła zaraza, która tym razem dosięgała także ludzi. W kraju rozlegał się pomruk niezadowolenia, przeradzający się powoli w odgłoś bezdennej rozpaczy. A wiedz, dziecinko, że człowiek doprowadzony do rozpaczy chwyta się każdej podłości, byleby przetrwać.

    [​IMG]

    Będący u steru władzy Grek musiał przeciwdziałać temu szybko i zdecydowanie, albo zginąc z rąk wygłodniałego tłumu. Prędko powołał więc ze wszystkich możliwych środków zaciągi kawalerii. Jasnym było, że szykowała się wojna, dzięki której miano zapełnić pustki w skarbcu jak i równie puste żołądki naszych ludzi. Złota starczyło na powiększenie armii do stanu 11 tys. szabel, które bez chwili zwłoki relokowano nad granicę z Timurydami. Dziedzictwo Tamerlana prowadziło od roku trudną wojnę z Białą Owcą-państwem rozciągającym się od krainy Kurdów na północy do świeżo anektowanej Basry na południu. Mimo sojuszu łączącego Białą Owce z szyickimi psami z Al-Haasa Timurydzi odnosili spektakularne zwycięstwa. Oj, niedobrze byłoby z Białą Owcą gdyby nie nasz Grek. Żegnani wśród szlochów żon i matek wyruszyli nasi jeźdzcy na koniach o zapadniętych bokach, by podbić największe imperium jakie widziała ziemia od czasów Czyngis-Chana.

    [​IMG]

    1 marca 799 Uzbekistan wypowiedział wojnę Timurydom. Cała nadzieja naszego kraju tkwiła w pochwach szabel tych 11 tys. Kroniki podają, żę złota na utrzymanie wojska starczyło ledwie na pół roku. Potem naszą armię, nasze stada i nasz lud czekałaby niechybna zguba.

    [​IMG]

    Stało się jednak inaczej. Księga przeznaczeń nie wyznaczyła jeszcze końca dla mojego, dla naszego narodu. I miejmy nadzieję, że mimo gróźb moskiewskiego samodzierżcy nieprędko to się stanie. Chłopcze, chłopcze, słuchasz mnie?

    Starzec skierował zmęczony wzrok na zwiniętego w kłebęk wnuczka. Nie było wątpliwości. Chłopak smacznie spał i mało go już obchodziły dzieje Uzbeków sprzed kilkuset lat. Może to i lepiej-pomyślał stary spoglądając na srebrzysty rogal księżyca. Dla mnie też już wybiła najwyższa pora na spoczynek. Jak pomyślał, tak zrobił. Ugasił ostatniego papierosa, schował go w poły skórzanego kaftana. W końcu szkoda byłoby, żeby taki wspaniały tytoń się zmarnował. Rozejrzał się wkoło. Owce dawno zgoniono ze stepu, nie był więc o co się martwić. Noc była jasna i ciepła. Chłodny wiatr roznosił specyficzną woń świeżej trawy, ziemi i owczego nawozu. Nim zasnąl starzec przytulił jeszcze do piersi szablę-najwierniejszą towarzyszkę swego bujnego życia. Niedługo potem na dobre wpadł w objęcia Morfeusza. Ogarnęła go błoga nieświadomość. Tymczasem czarny, smolisty sen niczym włochaty pająk począł misternie rozsnuwać szczegóły jego snu, łączyć go z pobudzonymi wspomnieniami. Zlewając je w mozaike historii wojowniczych nomadów, historii jego przodków. Obrońców królestwa bez kresu.

    [​IMG]

    P.S. Wszelkie uwagi mile widziane.
     
  2. Poleszuk

    Poleszuk Nowy

    Dwa słówka wytłumaczenia. Mój AAR żyje i ma się dobrze. Jakiś tydzień temu wysiadła mi tylko mycha. Dwa dni temu pożyczyłem inną od qmpla, lecz ta też mi nawala. Co pół godziny kursor po prostu mi wariuje. We wtorek, czyli jutro, powinienem mieć nową., więc AAR będzie trwał normalnym trybem z regularnymi aktualkami.

    Re:Nyhos

    Co do polonistki to nie rób, facet, ze mnie jaj;) . Ekspansje skieruje zaś oczywiście na południe. Imperium Timura to idealny cel. Przynajmniej na razie, potem się pomyśli. Turcje pozostawię w spokoju choćby z tego powodu, że goście są ode mnie znacznie poteżniejsi. Ponadto przecie po podbiciu Mameluków sułtan turecki przyjmuje tytuł następcy kalifa, więc coś takiego się nie godzi. Wobec Rosji mam pewne plany, niekoniecznie zaborcze. Ale o tym kiedy indziej. Z tym Hamburgiem, to szczerze Ci współczuje :twisted: .

    Pozdro z Dolnego Śląska ;)

    Re: Darek

    Dzięki za dobre życzenia, ale obawiam się, że przy moim stylu pisania AAR-ów raczej do tego nie dojdzie :p .

    STEP WZYWA ZUCHWAŁYCH

    [​IMG]

    Chrapy konia rzęziły rytmicznie. Rumak Mongkego był już zmęczony. W pobliżu łopotały zmierzwione na wietrze sztandary. Mongke mocniej przywarł do kulbaki. Przytulił się do końskiej grzywy swego szybkonogiego siwka. Szyk półksiężyca, w którym ruszali do szarży coraz bardziej się rozluźniał. Będzie więcej miejsca do rąbania szablą-pomyslał Mongke-jako chorąży był w samej szpicy ataku. To wielki honor i równie wielkie niebezpieczeństwo. Nie czekała ich w sumie nic wielkiego. O żadnej wspaniałej bitwie nie było nawet mowy. Ot, półtysiączka impulsywnych autochtonów postanowiło poszukać zwady z Uzbekami. Nas było dwa tysiące, pocieszał się w duchu Mongke, lecz w istocie niewielkie miało to dla niego znaczenie. Znajdował się w miejscy najbardziej narażonym na wraże ostrża. -Niepotrzebnie smoliłem cholewki do córki dowódcy tumenu- reflektował się dawno po czasie Mongke-dziadyga traktuję tą swą curuchnę, jak ,nieprzymierzając, własnego konia. Za cholerę nie pozwoli jej nikomu tknąć. Mi się to zdarzyło, raz. O jeden za dużo. Niech Ałłach ma mnie w swojej opiece, bo potrzebuję jej teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej w swoim przykrótkim życiu.- Dzierżył chorągiew, lecz wcale nie był z tego dumny. Był świetnym celem dla wrogich łuczników. A wiedział, że miejscowi są w tym rzemiośle biegli. Obok uszu właśnie posypały się pierwsze lotki strzał. Zaczęło się –szepnął, wyraźnie podupadając na duchu.- Z maniakalnym wręcz zapałem ścisnął skórzane lejce. Nie szczędząc swego Bogu ducha winnego źrebca ostro zdzielił go biczyskiem po zadzie. Jeśli umierać, to z klasą. O chwale w tym wypadku mówić nie można. Nikt nie będzie rozpaczał za gołowąsem poległym w walce z garstką kuternogów. Może ukochana raz, drugi wspomni go, trochę popłacze, ale , nie ma się co łudzić, prędko znajdzie sobie kochasia urodzonego pod szczęśliwszą gwiazdą. Mongke już się z tym pogodził. Pragnął się jeszcze tylko dobrze zabawić. Chciał stoczyć dobrą walkę, lubił zabijać. Patrzeć na umykająca z ciała duszę, wijące się w spazmach ciało, ostatnie rozpaczliwe tchnienie. Ale tym razem to nie on był myśliwym. O nie, tym razem grał osaczoną zwierzynę, która zamierzała własną skórę sprzedać drogo, jak najdrożej. Jeszcze kilkaset metrów. Robiło się coraz goręcej. Las strzał gęstniał. Strudzony rumak Mongkego począł toczyć pianę z pyska, krwawą. Niedobrze, oj niedobrze.-Jeśli ginąć, to z pieśnią na ustach-. Pomyślał, i była to ostatnia głębsza myśl spłodzona przez Mongkego. Pragnąc dodać sobie trochę odwagi, a własnej żałosnej kondycji nieco krzepiącego patosu Mongke zaintonował pieśń bojową: Insz Allach ... . Przerwał, jego wierny siwek wyjątkowo feralnie wyrżnął kopytem w głowę pozostawionego samemu sobie trupa poległego podczas przedbitewnych harców. Chrupnięcie czaszki i rozpryskującą się czerwona maź przeraziła młodego źrebaka. Wystraszony konik stanął dęba, w najmniej odpowiednim momencie. Podniecony Mongke dobywał właśnie zamaszystym gestem szable z pochwy. Niepotrzebnie. Nomada nie zdołał utrzymać równowagi., upadł na gorący piasek w wyjątkowo nieudolny sposób. Skręcił sobie kark ... Kopyta rumaków postępujących za nim towarzyszy dokonały reszty. Poległ na polu chwały ... Po chwili pozostała z niego już tylko postrzępiona krwawa miazga. Jedynie oczy, straszliwie przerażone czarne jak dwa węgliki oczy zdradzały, że był to kiedyś stary dobry Mongke. Zgrywus, zabijaka, zwycięzca trzech pojedynków toczonych o wzgardzone poczucie honoru, pogromca gamratek z oberży „Pod rozjuszonym wielbłądem”, największy opij w Azji Centralnej. Niestety, zarazem niezwykle marny jeździec.

    [​IMG]

    Stary zbudził się z krzykiem. Zdecydowania nie lubił takich snów. Zbyt wiele widział wojen i tego co ze sobą niosą na jawie, by przeżywać ten koszmar ponownie. Poza tym za każdym razem czuł dziwne deja va. Jakby sam to przeżył, widział, poczuł... Nie. To głupota. Śpiesznie przeciął własne dywagacje starzec. W Koranie nic nie pisze o reinkarnacji, żadna z sunn o czymś takim nie wspomina. To zwykłe wschodnie zabobony. Nie do końca przekonany we własne autocenzuralne zapędy staruszek mimo woli wstał, rozprostował stare kości. .Zauważywszy brak malca w pobliżu przeszedł go przez ułamek sekundy zimny otrzeźwiający dreszcz. Równie szybko ustąpił, gdy z okolicznych traw rozbrzmiał perlisty śmiech Muhammada. No tak, smarkacz urządza sobie zabawę moim kosztem. Mniejsza o niego. Przejmujący chłód poranka począł wyraźnie mu dokuczać. Był już stanowczo za stary na nocowane pod gołym niebem. Kręgosłup staruszka przeszył tępy, promieniujący na całe ciało ból. -Starość nie radość- zauważył cierpko. Po czym przykrył kark derką i ruszył chwiejnym krokiem na przechadzkę w step. Szukał samotności, ciszy, a to trudno było u boku tego podlotka.-Chcąc zając czymś swój budzący się do życia umysł postanowił odtworzyć chwalebne dzieje pierwszej wojny jego ludu z potęgą timurydzkiego imperium. Wojny o miejsce Uzbeków na stepie.

    [​IMG]

    Na początku nasza sytuacja była tragiczna. Wychudłe konie nie nadawały się do forsownych przemarszów. Wojnę wypowiedziano wczesną wiosną. Po skromnym zimowym wikcie mało komu marzyło się wyruszać w nieznane na bój i trud. Szczęśliwie całe północno-wschodnie połacie imperium były całkowicie ogołocone z wojska. W pierwszych tygodniach wojny stoczono jedynie małą potyczkę z szczepem zawsze chętnych do bitki koczowników z prowincji Karabogaz . Wrodzy każdemu, kto ośmielił się naruszyć ich samotność stanęli do beznadziejnej walki z czterokrotnie liczniejszą konnicą Uzbeków. Stawili niezwykle zażarty opór, podobno w walce z nimi poległ jakiś mój przodek, tuż przed bitwą awansowany do rangi chorążego. Nielichy musiał być przeto z niego wojownik.-stary uśmiechnął się do własnych myśli-- .Gdy zawsze jednak pytał się ojca o okoliczności tej śmierci, stary milczał jak grób. Dziwne. No cóż, sama strategia ataku obmyślona przez starszyznę nie była żadną nowalijką na stepie. 11 tys. kawalerzystów podzielono na czambuły liczące od tysiąca do tysiąca pięciuset jeźdźców każdy. Zadanie było proste. Zgrabić jak najobszerniejsze połacie imperium nim Szachruch przerzuci wojska na wschód. Wywiązano się z niego rzetelnie. Szlaki przemarszów znaczono łunami pożarów. Niejedno miasto obrócono wtenczas w kupke popiołów. Oszczędzono jedynie meczety. Samotne, zadumane nad zgliszczami, stanowiły jedyną pamiątką dumnych niegdyś metropolii.

    [​IMG]

    Z timurydzkich kronik wynika, iż podczas tej wojny na litość nie mógł liczyć nikt, kto znalazł się w zasięgu wzroku naszych „piekielnych jeźdźców” kobiety, dzieci, starców szlachtowano bez litości, ale i także bez przesadnego okrucieństwa. Szybko i w miarę bezboleśnie. Wśród Uzbeków wciąż żywa była pamięć niszczących najazdów Timura. Niejeden ze służących wtedy w armii wiarusów stracił podówczas kogoś kogo kocha. A takich krzywd szybko się na stepie nie zapomina.-w czarnej tęczówce bystrych oczu staruszka odbił się złowrogi błysk-. Niektóre zagony kawaleryjskie dotarły aż na przedmieścia Ishafanu, Timur, skądinąd rodowity Uzbek, z pewnością przewracał się w grobie. Całe jego, wydawałoby się potężne, państwo stanęło w płomieniach. Chwiało się w posadach niczym stary, zmęczony życiem człowiek. Gotowy już tylko na powolną i niezwykle upokarzającą śmierć.

    [​IMG]

    W Toriud, sennym miasteczku jakich wiele usiała ludzka ręka na obrzeżach Wielkiej Słonej Pustyni panowało właśnie spore ożywienie. Wbrew pozorom, nie miało ono nic wspólnego z wojną. Przed chwilą spadł rzęsisty deszcz, a był to tu nieczęsty widok. Na krużgankach wciąż spoczywały gliniane naczynia na deszczówkę. Z płaskich tarasów na głowy przechodniów lało się brunatnymi strugami błoto. Pod nieregularnie wyznaczonymi przedmieściami umorusane dzieci biedoty taplały się w szybko wysychających kałużach. Spragnione stada bydła chciwie chłeptały wodę z poideł. Chmary zapchlonych bezpańskich kundli najróżniejszych kształtów i kolorów tarzały się w wilgotnym piasku. Ukryte gdzieniegdzie w cieniu cyprysy, pistacje, cedry łapczywie pochłaniały ożywczą porcję rześkiej wody. Kolejna taka okazja nieprędko mogła się trafić. Każde boże stworzenie rozkoszowało się błyskawicznie niknącą w skwarze poranka wilgocią. Znad błękitnej kopuły jedynego w okolicy meczetu tęcza pyszniła się feerią swych barw. Tłumy brodatych starców zgromadzone wokół wydreptanej ścieżynki zwanej szumnie „drogą” wpatrywały się filozoficznie w przemykające strużki wody pełnej piasku, wszelakiego rodzaju resztek. Hordy czerwonych mrówek uciekały w nieładzie ze swych zalanych przez wodę siedzib połyskując w słońcu wilgotnymi od rosy chitynowymi pancerzykami. Woda wypłukiwała pozostawione same sobie strzępy tkanin, skorupki naczyń, ogryzione do szpiku kosteczki. Wiele z tych śmieci było bezcennym artefaktem po minionych pokoleniach. Nie znalazły w owych czasach należytego zrozumienia, ginęły roztrzaskiwane na proch przez nieuważne łapcie z łyka, drewniane chodaki. Tam i ówdzie spotkać można było brnących wśród błota przechodniów.

    [​IMG]

    Na rynku pierwsze przekupki rozstawiały swe pstrokate stragany z tandetą. Do życia mieszkańców miasteczka niepostrzeżenie wkradał się dawny towarzysz- codzienna rutyna przetkana niemiłosierną, wszechobecną, spozierająca z każdego kąta nudą. Właściwie osadę tę trudno nazwać było miasteczkiem. Gwoli ścisłości należy przyznać, iż była to brudna, brzydka i cuchnąca dziura, szpecąca nieforemnymi bryłami niechlujnie wzniesionych budowli stateczne oblicze pustyni. Przytulona do niedalekiej oazy ciągnęła z niej wszystkie żywotne soki. Z marnym skutkiem. Ruch pulsował w niej niemal niezauważalnie, jakby od niechcenia. Rytm życia i śmierci wyznaczały przeciągłe nawoływania muezina. Deszcz przerwał go tylko na chwilę , nic i nikt nie mógł naruszyć na dobre odwiecznego rytmu. Przynajmniej tak mogło się to wtedy wydawać. Ciszę przecięła wydobywającą się z daleka pieśń. Donośna potężniejąca z każdą chwilą pieśń setek męskich, zdartych przez gorzałkę gardeł. Wiatr niósł obce gardłowe głosy. W oddali zamajaczyły schylone w siodle sylwetki konnych.

    [​IMG]

    Bystrzy obserwatorzy, a nie brakowało takich wśród mieszkańców miasteczka, mogli dostrzec dziwaczne czapraki, podgolone łby, spięte w koraliki długie loki najeźdźców. Bo żadną miarą nie mogli to być swoi. Zaalarmowana tym widokiem ludność wyległa im na spotkanie. Przybysze stanowili niejaką nowość w omijanym przez ruchliwe szlaki handlowe Toriud. Ostatecznie lepiej było ich przyjąć przed osadą, niż cierpliwie czekać aż ugoszczą się sami wedle własnych brutalnych reguł. Liczono na litość. Prostoduszni pasterze chcieli opłacić się „północnym nieokrzesańcom”, dostarczyć im podwód, przebłagać, udobruchać paroma beczkami słodkiego jęczmiennego piwa.

    [​IMG]

    Tymczasem odległość dzieląca konnych od wioski zmniejszała się niebezpiecznie. Potężniejące w świetle słońca chorągwie połyskiwały blaskiem obcych szarż i znaków. Jedyną barierą był szeroki na łokieć i na tyleż głęboki, wydający potworny odór, pojemnik na kompost. Słaba to osłona wobec takich junaków. Nie było dokąd uciec, gdzie się skryć. Musieli przyjąć ich najserdeczniej, jak tylko potrafią. Choćby nawet wbrew sobie. Stawką było ich liche bo liche, ale jednak życie.

    [​IMG]

    Na czoło kawalerzystów wysforował się krzepki mężczyzna krępej budowy ciała. Biała lniana suknia wyraźnie kontrastowała z karą maścią jego rumaka. Prezentował się dumnie wśród swego orszaku potępieńców, powagi dodawała mu potężna tusza wskazująca na niepośledni stan i pochodzenie. Bez wątpienia, musiał być kimś ważnym. Trzymał się też iście po królewsku. Dumnie podniesiony wzrok tasował z wyraźną pogardą zgromadzoną przed nim ciżbę. Małe świńskie oczka osadzone na okazałym bulwiastym nosie pałały nienawiścią do wszystkiego, co ośmieliło się stanąć im na drodze. Puszysta broda obficie wysmarowana tłuszczem, pełne płatki mięsistych uszu, dorodne wąsy umorusane resztkami ostatniego obiadu, wszystko to wyrażało trudny do uzasadnienia majestat, potęgę. Zmuszający do posłuchu i ... przywiązania. Pyzata, jowialna twarz sprawiała pozór utracjusza, dobrodusznego sybaryty. Jak to jednak często w życiu bywa, pozory mylą. Gdy jeździec przystanął, przywitała go kakofonia złożona z głosów wszelkiej możliwej barwy i intonacji. Mająca być swego rodzaju litanię przebłagalną, oznaką należnej pokory, hołdem. Przerwał ją dopiero gwałtowny okrzyk jeźdźca:
    -Milczeć, brudna zgrajo. Kto jest u was przywódcą? Nie będę pertraktował z tłumem.Na przywykłych do posłuchu przed obcymi mieszkańców Toriud podziałało to niezwykle otrzeźwiająco. Zaległa cisza. Kuksańcami wypchnięto z gromady wychudłego mężczyznę o okazałej ryżowej brodzie i dumnie połyskującej na słońcu matowej łysinie-miejscowego imama.

    [​IMG]

    -Wybaczcie, łaskawy panie, ale ja ośmielę się podjąć te brzemię. Gubernator wraz z poborcą podatkowym czmychnęli daleko na południe na samą wieść o wybuchu wojny.-wyjąkał unisono, staranie dobierając słowa- Po nich jestem zaś najświatlejszym członkiem naszej społeczności
    -Nie masz się czym szczycić, wieprzu. Te rzycie wołowe, które reprezentujesz nie sprawiają wrażenia nazbyt rozgarniętych. Zapamiętaj sobie również, że nie jestem twoim panem, tym bardziej łaskawym. Możesz się z łatwością o tym przekonać. -jeździec uśmiechnął się doń dwuszeregiem bielutkich jak diamenty zębów.- Wystarczy mnie rozeźlić. A jest to niezwykłe łatwe, zapewniam. Nazywają mnie Abu'l Khayr i to ci powinno wystarczyć.
    Nieco onieśmielony prostotą obejścia egzotycznego watażki imam dumnie wypiął zmizerowaną pierś, odchrząknął. Postanowił wziąć w obronę swą owczarnię.
    -Jesteśmy prości i nie szukamy z nikim zwady. Staramy się nikomu nie przeszkadzać, trzymając się zawsze na uboczu. Rzeczywiście, próżno u nas szukać muftych, uczonych w prawie, lecz jesteśmy za to uczciwi. Wiem, że mógłbyś nas zgładzić bez mrugnięcia powieką, dlatego pragnąłbym ci oznajmić naszą dobrą wolę. Mów, czego żądasz, a twoje życzenie będzie dla nas rozkazem ... Abu'l Khayr –przerwał, wyraźnie zmieszany własną zuchwałością.

    [​IMG]

    Abu'l Khayr podkręcił filuternie wąsem. Uśmiechnął się ponownie. Po karkach zgromadzonych przeszedł dreszcz. Od jego życzenia zależało mienie i życie zgromadzonego przed nim tumultu. Pomyśleć, że jeszcze tak niedawno ojciec bił go kułakiem za co zuchwalsze słówko. No, spotkaliby się teraz, to policzyłby dziadydze za te i wcześniejsze długi. Jaką wojna daję władzę i jak zmienia ludzi! Pomimo wszystko, nie chciał tych tutaj bożych osiołków zabijać. Bądź co bądź byli to muzułmanie. A ten rozpanoszony greczynek kazał oszczędzać ludność od grabieży, przynajmniej zachowywać pozory, że się tak robi . Póki co lepiej go słuchać. Ponadto Abu'l Khayr miał na dziś dość zabijania. Co za dużo to niezdrowo. Wszystkie te bliźniaczo podobne przedśmiertne maski, zastygłe w niemym oczekiwaniu na najgorsze zaczynały dręczyć go, niepokoić we śnie. Ważąc w myśli losy setek, zwierając szczęki w upiornym uśmiechu, czy też może raczej groźbie, rozpoczął długą i niezwykle pouczającą perorę.

    [​IMG]

    -Podobasz mi się. Nie jesteś takim tchórzem, za jakiego cię miałem. A wiedz, że my, Uzbecy umiemy doceniać tak szlachetny przymiot, jakim jest odwaga Byłeś wobec nas uczciwy ja też takim będę. Wet za wet. Nie spoufalaj się tylko zanadto, tego nie lubię-krągłe policzki Abu'l Khayr nabiegły krwią- Szukamy strawy, noclegu, jakiegoś napitku, trochę rozrywki. Nie będę od was wymagał zbyt wiele komfortu, przecie widzę, że ta wasza lepka od much rudera to nie żadna Samarkanda. Czy wiesz, prostaku, że trzy doby strawiliśmy w siodle? Jesteśmy znużeni, rozeźleni i głodni.. Jeśli jednak spełnisz nasze życzenia, to odejdziemy stąd w najlepszej komitywie. Kto wie, być może po podpisaniu pokoju z waszym żałosnym władcą dołączycie do prześwietnego państwa Uzbeków. Los lubi płatać różne figle-jeździec splunął- Nie musicie się nas bać. Wiem, z pewnością naopowiadano wam niestworzonych historii o naszych okrucieństwach.- Abu'l Khayr strzepnął z kołnierza zaschłą grudkę skrzepniętej krwi- Niby, gdzie przejdzie uzbecka szarańcza, tam trawa już nie wyrośnie-przez szeregi żołnierstwa przeszedł szyderczy śmiech- Oczywiście, tych co takie klechdy i gusła rozpowiadają nie obchodzi fakt, iż walczymy dla ich dobra. Aby już nigdy nie było na świecie wojen. Podjęliśmy zaniedbany miecz Czyngis-Chana, chcąc podjąć się tego, co zaprzepaścili jego nieudolni następcy! Zjednoczyć świat.-klacz jeźdzca parsknęła, Abu'l Khayr poklepał ją po udzie. Nieco zniżywszy głos, kontynuował- Po prawdzie wasz Timur to był także chrobry wojownik. Byłbym ostatnim kpem, gdybym próbował temu zaprzeczyć. Niestety zdarzyło mu się zemrzeć. A teraz, ech, szkoda gadać.- wymownie machnął ręką- Jego państwo to jeden wielki syf. Co zresztą pięknie widać na waszym przykładzie.-przyjrzał się wyniośle paru rozdziawionym chłopskim gębom-. Rozstawimy tu biwak. Jeśli przywitacie nas, jak tego wymaga gościnność, odejdziemy nie czyniąc nikomu zawady. Przedstawienie skończone. Rozejść się!

    [​IMG]

    W miasteczku bezzwłocznie rozpoczęto przygotowania na wieczerzę dla obcych wojów. Po paru godzinach ogólne podniecenie znacznie opadło. Uzbecy rzeczywiście nie grabili, pozostawili dziewki w spokoju, opłotków nie obalali, stadeł nie tykali. Zachowywali się wzorowo. Wśród przygotowań nastał zmrok. W sąsiedztwie trzaskającego ognia, pieczonej baraniny, orientalnych śpiewów nawiązała się nic przyjaźni między najeźdźcami a najechanymi. Mieszały się mowy, stroje, obyczaje żyjąc w najlepszym ładzie i harmonii. Nad ranem Uzbecy rozpłynęli się jak wiatr, który ich tu przygnał. Jednakże od tej pory mieszkańcy Toriud wiedzieli, że cos w ich życiu się odmieniło. Trochę wyżej nieśli głowy, bardziej hardo spoglądali na świat. Już nie dali się upokarzać byle przyjezdnej hienie. Stali się Uzbekami, panami stepu.

    P.S. Trochę krótko, wiem. Tak ogólnie to tekstu mam znacznie więcej. Ale primo: nie chcę przekroczyć limitu, secundo: wole by każdy update tworzył jakąś logiczną całość nie będąc jednostajną zbitką tekstu bez screenów. Następna aktualka pojawi się więc wcześniej niż za tydzień. O ile nie będę miał problemów z mychą, rzecz jasna. Trochę za mało tu konkretów, lecz niestety w wyniku problemów technicznych nie za wiele mogłem grać. Jak zwykle, uwagi są mile widziane.
    P.S.2 Postanowiłem używać nazw geograficznych z mapy Paradoxu. Zdaje sobie sprawę, iż jest ona do kitu i nijak ma się do prawdy. Ale czyni to AAR bardziej czytelnym dla graczy.

    ________________________________________________________________________________________

    OT skasowano - AAR zamknięty - w celu kontynuowania proszę zgłosić się do administracji forum.
    Raferti
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie