World of Baldur's Gate AAR

Temat na forum 'Inne Gry AAR' rozpoczęty przez thorfinn, 14 Grudzień 2015.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Prolog

    Candlekeep... Ta zbudowana na szczycie skał górujących nad Wybrzeżem Mieczy cytadela kryje w swoim wnętrzu najpełniejszą i chyba największą kolekcję pism w całym Faerunie. Imponująca forteca, której władcy od wieków trzymają się z dala od intryg i spisków, siejących spustoszenie w pozostałych Zapomnianych Krainach. Odosobniona i dobrze zarządzana cytadela jest prawdziwym domem dla swoich mieszkańców.

    Jego historia zaczyna się wśród tych rozległych sal pełnych wiedzy. Pod opieką mędrca Goriona upłynęło mu tu bez mała dwadzieścia lat. Gorion wychowywał go jak ojciec, karmiąc niezliczonymi opowieściami o bohaterach, potworach, kochankach i zdrajcach, bitwach i tragediach. Choć prawda jest taka, że jako młokosa najbardziej inspirowały go opowieści o złodziejach i rzezimieszkach. Swe dzieciństwo spędził tęskniąc za intrygami i wyobrażając sobie, że mnisi są władcami Waterdeep, a ich sakiewki padały łupem jego zręcznych palców. Zabawa jednak szybko dobiegała końca, gdyż Gorion zawsze kazał mu zwracać pióro lub kałamarz prawowitemu właścicielowi.
    Widząc niespożytą energię swojego wychowanka, Gorion postarał się wynaleźć dla niej ujście. Praca w kuźni szybko zrobiła z niego zręcznego kowala, wykuwającego wszelkie narzędzia, jakie były potrzebne mnichom do pracy. Jednak opowieści o zakutych w stal bohaterach zainspirowały go raczej do machania miechem niż kowalskim młotem. Jeden ze strażników był na tyle miły, aby wziąć go pod swoje skrzydła i nauczyć podstaw walki.

    Tylko jednej historii Gorion mu poskąpił – historii dotyczącej jego pochodzenia i dziedzictwa. Z nielicznych informacji oraz słów, które Gorion wykrzykiwał czasem podczas snu wynikało, że jego matka była ludzką kobietą z Silverymoon i wieloletnią przyjaciółką Goriona. Jako, że nie pamiętał swojej matki, przypuszczał, że umarła podczas porodu. O swoim ojcu nie wiedział nic.

    * * *

    Ostatnimi czasy Gorion jest jakiś nieswój… wręcz nieobecny. Zupełnie jakby jego myśli i serce zaprzątały jakieś sprawy wielkiej wagi. Nie znam przyczyny tej nagłej zmiany i gdzieś w trzewiach czuję – obawiam się – że zbliża się jakieś tajemnicze zło…

    Dziś Gorion okazuje większe niż zwykle oznaki podniecenia i – co jest do niego zupełnie niepodobne – oderwał mnie od moich obowiązków w kuźni w połowie dnia. Jeszcze dzisiaj mamy opuścić mury cytadeli i ruszyć w drogę! Gorion pospiesznie udzielił mi kilku wskazówek dotyczących ekwipunku i dał sześć złotych monet, po czym odszedł w stronę biblioteki. Przygasiłem nieco piec, spakowałem swoje rzeczy (w tym jeden z młotów kowalskich i własnoręcznie wykuty miecz) i poszedłem do gospody Winthropa z zamiarem nabycia ekwipunku przed tą dość nieoczekiwaną podróżą.

    [​IMG]

    CDN...

    Od autora:
    Zainspirowany AARem Zoora (klik) postanowiłem podzielić się z Wami swoją pierwszą przygodą z World of Baldur's Gate. Jest to modyfikacja, która integruje Baldur's Gate, Baldur's Gate 2, Icewind Dale, Icewind Dale 2 i mnóstwo fanowskich dodatków w jedną całość (klik).
    Grałem już wielokrotnie w BG i BG2 z dodatkami, ale nigdy nie grałem zbyt dużo w ID i ID2. Postaram się odgrywać swoją postać i nie korzystać z wiedzy co, gdzie, jak i kiedy.​
     
    Ostatnia edycja: 23 Marzec 2016
  2. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 1, Część 1

    Wkroczyłem więc pewnym krokiem do gospody i od razu poczułem zapach jadła i napojów. Wewnątrz było kilku gości, którzy prowadzili ożywione rozmowy. Pośród tego gwaru wyłapałem jedynie słowa właściciela gospody – Winthropa, który wśród klientów starał się uchodzić za gościnnego i jowialnego. Dla mnie był po prostu starym, tłustym nudziarzem. Winthrop po raz setny już chyba powitał mnie swoim ulubionym tekstem i zażądał ode mnie 5000 złotych monet opłaty za wejście do swojego przybytku. Stary wieprz. Gdyby nie to, że miałem od niego kupić ekwipunek, pewnie powiedziałbym mu dzisiaj, co o nim myślę. Zamiast tego moja twarz rozpromieniła się wymuszonym uśmiechem i kontynuowałem daremną rozmowę, aby grubas miał dobry humor podczas naszych targów. Wiedziałem już czego mi potrzeba: zbroi, hełmu, tarczy i łuku ze strzałami. Najlepiej, aby nie były to zwykłe przedmioty, ale aby promieniowała od nich aura magii. Zbroja wykuwana przez kilka pokoleń krasnoludów z bardzo rzadkiego metalu. Hełm z rogami, najeżony kolcami i udekorowany pióropuszem egzotycznego ptaka. Tarcza wymalowana krwią smoka. No i łuk z magiczną cięciwą utkaną przez piękne i skąpo ubrane elfki. Taaak…

    [​IMG]

    Niestety nie. Po pierwsze miałem przy sobie tylko siedem monet (Tak, wzbogaciłem się o jedną monetę, którą zabrałem z lady podczas rozmowy z gospodarzem). Po drugie Winthrop – wbrew zapewnieniom – nie miał w swoim asortymencie magicznych przedmiotów, o potwierdzonym działaniu. Zresztą siedem monet to za mało nawet na pospolite wyposażenie. Powiedziałem, że muszę się jeszcze zastanowić i odszedłem od gospodarza, który wzruszywszy ramionami wrócił do swoich zajęć.

    Siedem złotych monet. Potrzebowałem więcej złota. Niby mogłem poszukać zleceń w cytadeli i robić za chłopca na posyłki, ale już z tego wyrosłem. Zresztą uczciwie na pewno nie zarobiłbym w krótkim czasie tyle, aby stać mnie było na potrzebne przedmioty. Skoro mamy opuścić Candlekeep, chyba mogę spokojnie rozejrzeć się za jakimiś niepilnowanymi monetami i kosztownościami.

    Wpierw ruszyłem na tyły gospody i upewniwszy się, że nikt mnie nie zauważy (zwłaszcza ten rudzielec – Imoen), ostrożnie złapałem za uchwyt komody. Była otwarta. W środku znalazłem kilkanaście (!) monet i dwa zwoje. Może magiczne. Momentalnie znalazły się pod moją koszulą.

    [​IMG]

    Następnie ruszyłem na piętro gospody, gdzie znajdowały się pokoje dla gości. Lokatorzy pierwszych trzech byli nieobecni lub smacznie spali, więc zawartość ich szafek (około 40 monet (!!!), naszyjnik i flakon z dziwną cieczą) padła moim łupem. Niestety w kolejnym pustym pokoju nie udało mi się sforsować zamka, więc, pozostając niezauważonym, zszedłem na dół.

    [​IMG]

    Poprosiłem grubego wieprza, aby raz jeszcze pokazał mi swoje towary i szybko dobiliśmy targu. Zdecydowałem się na ćwiekowany skórzany kaftan, który nie hałasował podczas chodzenia i nie ograniczał ruchów. Nabyłem też średniej wielkości tarczę, hełm (bez kolców, ale za to z dwoma rogami) oraz łuk ze sporym zapasem strzał. Właściwie byłem już gotowy do rozpoczęcia kariery poszukiwacza przygód!

    [​IMG]

    Ale skoro mieliśmy opuścić na jakiś czas Candlekeep, to może warto było by zebrać ze sobą jeszcze trochę monet… Ruszyłem więc w stronę kwater kapłanów, które o tej porze dnia powinny być puste. Niestety, ledwie zrobiłem kilka kroków, a zostałem zauważony przez Phlydię. Ta nierozgarnięta kobieta przywołała mnie do siebie i poprosiła o pomoc w odnalezieniu książki, którą wzięła z biblioteki tylko po to, aby ją zgubić. Odszedłem od niej pospiesznie zapewniając, że zajmę się poszukiwaniami jej zguby. Kłamałem.

    O tej porze dnia w cytadeli dosłownie roiło się od mnichów, którzy stojąc w miejscu mamrotali pod nosem niezrozumiałe modlitwy – w drodze do kwater kapłanów minąłem już dwóch takich. Martwiło mnie, że kapłani mogą odkryć mój niecny proceder. Niestety nie mogłem odczekać do zmroku. Zresztą – kto nie ryzykuje – ten nie wygrywa.

    Wszedłem więc pewnie do środka i rozejrzałem się szybko po izbie. Wydawało się, że nie ma tu nikogo poza mną. Gdy sięgałem po swój ulubiony wytrych poczułem nienaturalne zawirowanie powietrza tuż obok mnie. Obróciłem się gwałtownie i zobaczyłem przed oczami błysk ostrza. Odskoczyłem na bok, więc ostrze jedynie delikatnie prześliznęło się po moim czole. Nie miałem czasu, ani sposobności sięgnąć po broń, więc broniłem się gołymi rękami.

    [​IMG]

    Po dwóch celnych ciosach udało mi się wytrącić broń z ręki napastnika, a jego samego powalić na ziemię. Błyskawicznie sięgnąłem po sztylet i dźgnąłem jego ostrzem mojego niedoszłego zabójcę. Dźgnąłem go kilkukrotnie. Moje serce waliło jak oszalałe. Zadawałem ciosy aż do momentu, gdy poczułem, że przeciwnik wydał ostatnie tchnienie…

    Dopiero po kilku chwilach zacząłem trzeźwo myśleć. Trzeba pozbyć się ciała i śladów krwi. Morderstwo – nawet w słusznej sprawie – było traktowane jak zbrodnia w Candlekeep. Musiałem zachować zimną krew.

    Zanim opuściłem kwatery kapłanów dobrałem się do zawartości zamkniętej skrzyni. Zajęło mi to trochę czasu, bo nie mogłem uspokoić drżenia rąk, ale koniec końców wzbogaciłem się o kolejne sztuki złota. Zaraz po wyjściu natknąłem się na jednego ze swoich nauczycieli – Pardę.

    [​IMG]

    Stary mnich ruszył w swoją stronę, więc ja także ruszyłem dalej. Moim kolejnym celem był magazyn Reevora. Niestety po drodze dostrzegł mnie Dreppin, który uparł się, że pokaże mi ten konkretny stóg siana, w którym Phlydia zostawiła swoją książkę. Co i z kim ta nierozgarnięta kobieta robiła w sianie? Dlaczego Dreppin nie oddał jej książki osobiście? Cóż… Dla świętego spokoju wziąłem tę przeklętą książkę, ale nie miałem zamiaru jej zwracać. Postanowiłem wyrzucić ją przy najbliższej okazji.

    CDN...
     
    Ostatnia edycja: 2 Marzec 2016
  3. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 1, Część 2

    Dotarłem wreszcie do magazynu, przed którym stał jego skąpy właściciel. Krasnolud od razu nakazał mi wejść do środka i ubić buszujące wewnątrz szczury. Schwyciłem młot kowalski i wszedłem do środka. Rozejrzałem się wkoło, ale nigdzie nie widziałem tych okropnych i wiecznie głodnych gryzoni. Z cienia wyłonił się kolejny nasłany na mnie zabójca. Co prawda zdołał zranić mnie swoim sztyletem, ale szybko padł od dwóch ciosów młotem. Gdy tylko jego ciało osunęło się na podłogę, z różnych zakamarków wypełzły wygłodniałe szczury, które dosłownie rzuciły się na jeszcze ciepłe zwłoki.

    [​IMG]

    Wśród szczurów piszących z radości, związanej z niespodziewaną mięsną ucztą, przeszukałem ciało mojego niedoszłego zabójcy i odnalazłem niemal pięćdziesiąt monet i jakiś list. Nie był to jednak zwykły list. Był to list gończy wystawiony za mną i obiecujący za moją głowę astronomiczną kwotę 200 złotych monet!

    [​IMG]

    Ściągnąłem z trupa nieuszkodzony skórzany kaftan z ćwiekami (łudząco podobny do mojego – może wykonany w tym samym warsztacie?), a następnie schowałem oblezione przez wstrętne, włochate gryzonie o łysych ogonach, ciało w jednej z beczek. Przeszukałem jeszcze kilka pudeł, ale poza jednym srebrnym pierścieniem, nie znalazłem w magazynie niczego cennego. Wyszedłem więc na zewnątrz.

    Krasnolud tylko na chwilę zajrzał do swojego magazynu i upewniwszy się, że szczury zniknęły, wynagrodził mnie za moją „pracę”. Pięć sztuk złota. Otrzymałem od niego pięć sztuk złota. Cóż, utwierdziło mnie to w przekonaniu, że uczciwą pracą w tym kraju nie da się dojść do bogactwa.

    Ruszyłem więc dalej – w drodze do ambulatorium minąłem warsztat kowalski, w którym spędziłem dużą część swojego dotychczasowego życia. Przystanąłem na chwilę. Dopiero po kilku sekundach dotarły do mnie odgłosy niewprawnego kształtowania metalu i siarczyste przekleństwa rzucane przez mistrza. Zrozumiałem, że w warsztacie jest już nowy terminator, który pod czujnym okiem nabywał nowych umiejętności. Ruszyłem więc dalej.

    Zaraz nieopodal bramy dostrzegłem jednego ze strażników – Hulla, który – oparłszy się na długim kiju – drzemał. Gdy przechodziłem obok niego, poczułem intensywną woń miodu, która zdawała się parować spod jego zbroi. Hull musiał usłyszeć moje kroki, bo natychmiast otworzył oczy i wyprężył się, choć nadal nieznacznie wspierał się na kiju.

    [​IMG]

    Obiecałem Hullowi, że natychmiast pójdę do koszar i przyniosę mu jego miecz. I faktycznie postanowiłem wykorzystać okazję i udać się do koszar, ale tylko po to, żeby splądrować zawartość skrzyń poszczególnych strażników. Po drodze chciałem jednak zajrzeć do ambulatorium. Co prawda moje rany nie były głębokie, ale wolałem żeby kapłan rzucił na nie okiem przed moją podróżą.

    Przed samym ambulatorium spotkałem Strażnika Bramy, który zaproponował mi lekcję walki w grupie. Nie wiem po co doszukiwać się w takiej walce filozofii – po prostu każdy siecze każdego i jakoś to będzie. Chyba, że Strażnik miał na myśli inne ćwiczenia… Podziękowałem za propozycję i, tłumacząc się brakiem czasu, ruszyłem przed siebie. Strażnik również wrócił do swoich obowiązków i widziałem, że szedł w stronę Hulla. Trochę mi go było szkoda. Wszak lepiej jest, gdy zwierzchnik nie przyłapie cię w stanie wskazującym na nieumiarkowanie w spożyciu miodu poprzedniego wieczora.

    Po przekroczeniu progu ambulatorium dosłownie zaatakowany zostałem przez specyficzny zapach tam panujący. Zanim podszedłem do kapłana Oghomy kątem oka zauważyłem chorych leżących na łóżkach. Po lewej stronie w głębi izby stał przybysz w bogatych szatach, który pozbawiony był całego ramienia. Ciekawe kto go tak urządził. Choć w sumie wcale nie byłem tego aż tak bardzo ciekawy.

    [​IMG]

    Kapłan podarował mi flaszkę z tajemniczym ciemnoniebieskim płynem. Rzekomo miała to być mikstura leczenia. Później wypróbuję jej działania. Mam nadzieję, że nie zwali mnie z nóg.

    Po wyjściu z ambulatorium postanowiłem pokręcić się wewnątrz sypialni i koszar. W pierwszym budynku natrafiłem na obcego mężczyznę o nieciekawej facjacie.

    [​IMG]

    Nie pokazał zbyt wiele, gdyż byłem od niego dużo szybszy. Dobyłem sztyletu i natychmiast zadałem nim śmiertelny cios. Ukryłem ciało trzeciego już zamachowca na moje życie, a następnie przeszukałem całą izbę. Nie znalazłem niczego godnego uwagi.

    Po wyjściu na zewnątrz zaczepił mnie Karan. Mój pierwszy i jednocześnie ulubiony nauczyciel usłyszał krzyki dochodzące z sypialni i był tą sytuacją mocno zaniepokojony. Zapewniłem go, że wszystko jest porządku. Karan odetchnął z ulgą i powiedział mi, że Gorion czeka już na mnie na schodach biblioteki, po czym odszedł w swoją stronę. Ja natomiast ruszyłem w stronę koszar.

    [​IMG]

    Niestety w środku zastałem jednego ze strażników i mimo, że także on dotknięty był syndromem dnia wczorajszego nie odważyłem się zaryzykować i przeszukać skrzyń należących do innych strażników. Z kufra Hulla zabrałem jego miecz (nieco dłuższy i cięższy od mojego – może uda mi się go sprzedać za przyzwoite pieniądze) i antidotum Dreppina, które może mi się jeszcze przydać w dalszej podróży. Przy okazji – w ramach żartu – podrzuciłem do rzeczy Hulla książkę Phlydii.

    CDN...
     
    Ostatnia edycja: 4 Marzec 2016
  4. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 1, Część 3

    I tak oto splądrowałem wszystkie miejsca dostępne w cytadeli. Byłem więc już gotowy, aby wyruszyć w drogę. Idąc w stronę biblioteki znalazłem wreszcie miejsce, w którym nie byłem obserwowany przez wszędobylskich mnichów. Przystanąłem więc w pobliżu bramy w wewnętrznych murach cytadeli i sięgnąłem po flaszkę z ciemnoniebieskim płynem, którą opróżniłem jednym haustem. Niemal od razu poczułem magiczne działanie specyfiku. Czułem się wypoczęty i przepełniony energią – zupełnie jakbym dopiero się obudził. Z niedowierzaniem dotknąłem czoła i w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się szrama po cięciu sztyletem, nie było już po niej śladu. Cudownie! Przy najbliższej okazji muszę się zaopatrzyć w kilka kolejnych flaszek.

    Opróżniwszy flaszkę z miksturą leczenia, pewnym krokiem ruszyłem w stronę biblioteki, aby spotkać się z Gorionem, jednak na swojej drodze spotkałem Imoen.

    [​IMG]

    Po skończonej rozmowie raz jeszcze sprawdziłem swój ekwipunek i upewniwszy się, że wszystko co potrzebne mam przy lub na sobie poszedłem do mojego przybranego ojca.

    [​IMG]

    Wiedziałem, że nie ma sensu dopytywać o szczegóły, bo gdyby Gorion chciał powiedzieć mi więcej, zrobiłby to już podczas rozmowy w kuźni. Niezwłocznie ruszyliśmy w stronę głównej bramy zewnętrznej. Gdy czekaliśmy, aż strażnicy ją otworzą, spojrzałem ostatni raz za siebie na ogromny, górujący nad całą cytadelą gmach biblioteki. Po raz pierwszy miałem na dłużej (może na zawsze?) opuścić swój dom. Z drugiej strony czułem podniecenie przed nadchodzącą podróżą. Z zamyślenia wyrwały mnie słowa Goriona.

    [​IMG]

    Mój przybrany ojciec był wyjątkowo niespokojny. Zaraz po opuszczeniu Candlekeep zboczyliśmy z głównego szlaku i szliśmy głównie pobliskimi zagajnikami. Przez całą drogę Gorion czujnie się rozglądał i nasłuchiwał. Wędrowaliśmy w kompletnym milczeniu aż do zapadnięcia zmierzchu.

    [​IMG]

    Zaczął padać lekki deszcz, który dodatkowo ograniczał widoczność. Jakiś czas później, gdy przemierzaliśmy niewielką, leśną polanę, a przed nami znajdowała się ściana ciemnego lasu, Gorion przystanął i zaczął nasłuchiwać. Zatrzymałem się obok niego i poprawiłem uchwyt tarczy. Wtem zza drzew wyłoniło się kilka dużych sylwetek.

    [​IMG]

    Na polanę wkroczyły cztery postacie: dwa potężne ogry z wielkimi maczugami, niska kobieta uzbrojona w cep bojowy i tarczę oraz wysoki mężczyzna w imponującej zbroi. Opancerzony mężczyzna, który prawdopodobnie przewodził grupie przemówił pierwszy.

    [​IMG]

    Gorion zaatakował pierwszy i pojedynczym zaklęciem powalił pierwszego ogra. Drugi ogr i opancerzony mężczyzna ruszyli na nas, podczas gdy kobieta rzuciła czar. Wciąż stałem niczym sparaliżowany, gdy dosięgła mnie magiczna ognista strzała, która bez trudu przeniknęła przez mój kaftan i poraziła ogniem moje ciało. Gdy dotarły do mnie słowa Goriona, paraliż ustąpił.

    [​IMG]

    Momentalnie puściłem się biegiem, byle z dala od tej przeklętej polany. Za plecami słyszałem odgłosy bitwy: kolejne zaklęcia i dziki ryk umierającej bestii. Biegłem nadal co sił w nogach, aż dotarłem do linii drzew. Obróciłem się w stronę polany, na której pozostały zaledwie dwie postacie, w których, mimo znacznej odległości, rozpoznałem swojego przybranego ojca i opancerzonego mężczyznę. Gorion z pewnością go pokona!

    CDN…
     
    Ostatnia edycja: 4 Marzec 2016
    MaksKKK, davere i Kentucky lubią to.
  5. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 2, Część 1

    Pierwszy ranek poza Candlekeep musiał być dla niego osobliwie nieprzyjazny. Obudził się nagle i zdał sobie sprawę, że nie był to tylko okropny sen, w którym Gorion na jego oczach został zarąbany w zasadzce i nawet jego sztuka nie mogła zapobiec rzezi. Przybrany ojciec kazał mu uciekać, co z pewnością nie oddalało uczucia niemocy, jakie go ogarnęło.

    „Wydaj dziecko, którym się opiekujesz” mówił zakuty w stal potwór. Zależało mu więc tylko na nim… Jeszcze wtedy nie mógł wiedzieć z jakiego powodu. Gdyżby choć Gorion podsunął mu jakąś wskazówkę… Została mu jednak już tylko samotność. Nieopodal było Candlekeep, jednak nie mógł znaleźć tam schronienia. Miłośnicy ksiąg od wieków opłacali swój spokój drakońskimi zasadami, wedle których wpuszczali przybyszów i, bez wstawiennictwa Goriona, drzwi ich siedziby musiały pozostać zamknięte.

    Nie mógł przetrwać zbyt długo ze swoimi mizernymi zapasami. Musiał udać się do gospody „Pod Pomocną Dłonią”, aby spróbować uzyskać pomoc od przyjaciół, o których wspomniał Gorion.

    * * *​

    W nocy długo nie mogłem zmrużyć powiek, ale po pewnym czasie sen przyszedł niespodziewanie. Przebudziłem się gwałtownie, od razu stając na równe nogi, aby móc stawić czoła zagrożeniu. Obecnie wokół nie było żadnego. Ciepłe promienie słońca przenikały przez konary drzew, wśród których świergoliło sobie w najlepsze przeróżne ptactwo. Nie mogłem dłużej tu zostać… Musiałem ruszyć dalej. Jedynym sensowym rozwiązaniem zdawała się podróż do gospody, o której przed śmiercią wspomniał mój przybrany ojciec. Niestety, nie byłem w stanie stwierdzić, w którym kierunku mam podążać, więc postanowiłem udać się na trakt.

    Gdy wyszedłem spomiędzy drzew na wybrukowaną drogę, dostrzegłem, że od strony Candlekeep zmierza w moim kierunku jakaś postać. Zacisnąłem dłoń na rękojeści miecza i postanowiłem stawić czoło przeznaczeniu. Trudno – co ma być, to będzie. Odetchnąłem z ulgą, gdy w przybyszu rozpoznałem Imoen.

    [​IMG]

    Muszę przyznać, że dobrze mieć u boku osobę, którą się dobrze zna. Imoen przybyła do Candlekeep, gdy miałem dziesięć lat i spędzała czas raczej z Winthropem niż Gorionem. Ten wiecznie uśmiechnięty rudzielec, odkąd sięgam pamięcią, lubił grać rolę młodszej siostry, choć jesteśmy w podobnym wieku.

    Imoen zabrała za sobą kilka magicznych eliksirów, tajemniczą różdżkę oraz łuk i strzały. Skąd udało jej się zdobyć tyle magicznych przedmiotów? Czyżby udało jej się okraść kapłana ze świątyni lub ambulatorium? Tak, czy inaczej młodej należał się szacunek. Oddałem jej skórzany kaftan (który ściągnąłem z trupa w magazynie) i po kilku improwizowanych przeróbkach okazało się, że pasował jak ulał. Imoen podzieliła się ze mną eliksirami leczenia. Młoda uparła się, że w poszukiwaniu wskazówek powinniśmy przeszukać polanę, na której zamordowano Goriona, więc ruszyliśmy w drogę.

    [​IMG]

    Wpierw przeszukałem ciała obu ogrów, przy których znalazłem dwie maczugi i nieco błyskotek. Podszedłem do Goriona. Gdy stałem w bezruchu nad jego potwornie okaleczonym ciałem, poczułem, że łzy same cisną się na moje oczy. Nie chciałem okazywać słabości przy Imoen, więc nachyliłem się moim przybranym ojcem. Znalazłem przy nim trochę złota, miksturę leczenia (może gdyby jej użył…), dwa magiczne zwoje, sztylet (prezent, który w zeszłym roku dla niego wykułem…) i list.

    [​IMG]

    Niestety lektura tego tajemniczego listu nie ujawniła przed nami żadnych nowych wskazówek. Musieliśmy dotrzeć do gospody „Pod Pomocną Dłonią”, a jej nazwa właśnie nabrała dla mnie zupełnie nowego - bardziej dosłownego - znaczenia. Ruszyliśmy więc w stronę traktu.

    [​IMG]

    Idąc wzdłuż drogi w stronę gospody napotkaliśmy tęgiego mężczyznę, który zmierzał w przeciwnym kierunku. Imoen uniosła prawą rękę w charakterystycznym geście na jego powitanie, a on uczynił to samo. Nie byłem zachwycony tym spotkaniem. Z jednej strony wiedziałem, że nawet we dwoje nie byliśmy w stanie stawić czoła opancerzonemu mężczyźnie, z drugiej jednak po wczorajszej nocy nie potrafiłem zdobyć się na ufność wobec nieznajomych.

    [​IMG]

    CDN...
     
    Ostatnia edycja: 4 Marzec 2016
    MaksKKK, davere i Zoor lubią to.
  6. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 2, Część 2

    Dzięki Kolssedowi wiedzieliśmy już dokładnie, w którym kierunku znajduje się gospoda. Wiedzieliśmy także, że w tym samym kierunku, co my, podąża dwóch innych podróżników. Czy powinniśmy ich dogonić, czy może lepiej było ich ominąć? Czy można im będzie zaufać? Ciągle mam w pamięci opowieści najemników z Płomiennej Pięści, którzy w zeszłym tygodniu przybyli do Candlekeep. Szukali zaginionych na szlaku karawan, choć nieliczne ślady jednoznacznie wskazywały na ataki bandytów. Słyszałem w tawernie, że ci bandyci byli niezwykle brutalni i nie oszczędzali nikogo. Być może opancerzony mężczyzna był ich przywódcą…

    Ruszyliśmy dalej wzdłuż szlaku. Postanowiliśmy, że nie będziemy unikali tej dwójki nieznajomych – jeśli los postawi nas naprzeciw siebie, to dopiero wtedy będziemy się martwić. Od wczoraj los był najwyraźniej bardzo kapryśny, bo wkrótce ich spotkaliśmy. Zbrojny niziołek i człowiek bez żadnego pancerza zatrzymali się przy drogowskazie, jakby na coś czekali.

    [​IMG]

    Od teraz mieliśmy podróżować w większej grupie, choć ani Imoen, ani ja nie ufaliśmy naszym nowym towarzyszom. Niziołek – Montaron, wygląda na niebezpiecznego faceta, który z przyjemnością stosuje przemoc. Człowiek – Xzan stanowi dla mnie większą zagadkę, choć czuję się dziwnie, gdy bełkoce coś pod nosem sam do siebie.

    Jakiś czas później spotkaliśmy na trakcie Binkosa, który jest kurierem i spieszył się, aby przekazać informację do Wrót Baldura.

    [​IMG]

    A tego wszystkiego dowiedzieliśmy się dzięki młodej, która najwyraźniej zupełnie inaczej postrzega naszą podróż. Dla niej to jest początek wielkiej przygody. Z kolei ja… ja sam nie wiem czego oczekuję. Wciąż przywołuję w pamięci moment śmierci Goriona i, z jednej strony chcę odnaleźć opancerzonego mężczyznę i pomścić śmierć ojca, z drugiej jednak strony chcę być bezpieczny. Może Khalid i Jaheira będą w stanie mi pomóc.

    Tymczasem dalej szliśmy Lwim Traktem na wschód. Kolejne godziny mijały dość wolno, gdyż nasi nowi towarzysze nie byli chętni do rozmów. Udało się nam ustalić (bardziej Imoen niż mnie), że podróżują razem tylko dlatego, że wykonują zlecenie pewnej organizacji. Gdy młoda starała się dowiedzieć więcej od Montarona, ten otwarcie zagroził, że jeśli będzie zadawała więcej pytań, to może się jej przytrafić coś niezbyt miłego. Przyznam, że mnie też czasem irytował nadmierny entuzjazm Imoen, ale nie wiem, co o tym myśleć. Tak, czy inaczej musieliśmy czym prędzej dostać się do karczmy.

    W pewnym momencie na horyzoncie pojawił się kolejny wędrowiec, który wolnym krokiem zbliżał się w naszym kierunku. Widzieliśmy go z daleka z powodu jego czerwonej szaty.

    [​IMG]

    Zaprawdę dziwny to starzec, co wspierając się o lasce samotnie przemierza trakt wzdłuż Wybrzeża Mieczy. Z drugiej strony świat pełen jest dziwnych ludzi, o czym przypominają mi szalone i rozbiegane oczy mojego towarzysza – Xzara.

    Szliśmy dalej i tuż przed rozjazdem spomiędzy drzew niespodziewanie wyłoniły się dwa hobgobliny. Wpadliśmy w zasadzkę! Wspólnie z Montaronem rzuciłem się do ataku na pierwszego z przeciwników, ale jedna ze strzał wystrzelonych przez drugiego mocno mnie spowolniła. Mimo zgiełku bitewnego słyszałem, że za naszymi plecami Imoen szyje z łuku do przeciwników, a Xzar wypowiada niezrozumiałe dla mnie słowa. Miałem nadzieję, że nie był to zwykły bełkot…

    Montaron dopadł do pierwszego hobgoblina i zadał śmiertelny cios, po czym rzuciliśmy się na osamotnionego łucznika, którego wykończył Xzar uzbrojony w sztylet. Cóż, widać, że nasi towarzysze nawykli już do przemocy i nie wahają się przed zadaniem ostatecznego uderzenia. Dobrze, że są po naszej stronie.

    Podczas gdy przeszukiwałem ciało łucznika, zwróciłem uwagę na pobliskie ogromne mrowisko, które jakby odbijało promienie słoneczne i czyniło refleksy świetlne. Postanowiłem podejść bliżej i to sprawdzić. Gdy sięgałem do środka po pierścień, usłyszałem szczekanie dwóch dzikich psów, które ruszyły w moim kierunku.

    [​IMG]

    Natychmiast z odsieczą ruszył mi Montaron, podczas gdy Imoen i Xzar razili psy z dystansu. Szybko położyliśmy je trupem. Wracając na trakt, przeszukałem jeszcze ciało drugiego hobgoblina i ruszyliśmy w stronę rozjazdu.

    Przy samym drogowskazie zostaliśmy ponownie zaatakowani – tym razem przez łucznika i jego psa bojowego. W pierwszej kolejności uderzyliśmy w łucznika, którego strzała nieznacznie mnie raniła. Szybko padł martwy i wkrótce w zaświatach dołączył do niego czworonóg.

    [​IMG]

    CDN...
     
    Ostatnia edycja: 14 Marzec 2016
    MaksKKK, davere i lysy lubią to.
  7. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 2 Część 3

    Przeszukałem ciało bandyty i zabrałem łup. Gdy uczucie podniecenia po ostatnich walkach opadło, wyraźnie zaczęły doskwierać mi rany od strzał. Sięgnąłem po jedną z magicznych mikstur i łapczywie wychyliłem jej zawartość. Po kilku chwilach ból ustąpił, a rany samoistnie się zasklepiły. Byłem uzdrowiony! Przed wyruszeniem w dalszą drogę należało zebrać drużynę. Tak przynajmniej przeczytałem kiedyś w jednej z przygodowych książek, które namiętnie pochłaniałem w Candlekeep. Jak nazywał się jej autor? Piotr?... Zresztą nieistotne. Wkrótce ruszyliśmy traktem dalej na wschód. Niebawem szlak zaczął prowadzić nas na północ. Do gospody z pewnością było już całkiem niedaleko.

    Szliśmy w milczeniu, gdy z pobliskich zarośli wyłonił się mężczyzna – Aoln, który okazał się być myśliwym, dość dobrze obeznanym z pobliskimi niebezpieczeństwami.

    [​IMG]

    Cała drużyna poległa w walce z jednym ogrzym magiem? Chyba lepiej unikać takich stworów, a w przypadku ich napotkania trzeba będzie salwować się ucieczką. W końcu to nic zdrożnego. Nawet tak doświadczony myśliwy, jak Aoln, tak uważa.

    Szliśmy tak przez kilka godzin i dopiero po zapadnięciu zmroku dotarliśmy w końcu do „Gospody pod Pomocną Dłonią”. Ładna mi gospoda…


    Ogromna baszta, zwodzony most, głęboka i szeroka fosa, uzbrojeni gwardziści. Całość bardziej przypominała warownię niż gospodę! Podeszliśmy do dwóch strażników pilnujących wejścia, którzy uważnie nam się przypatrywali. Jeden z nich zagaił rozmowę.

    [​IMG]

    Schowaliśmy broń i gdy tylko znaleźliśmy się wewnątrz murów to poczułem, że jesteśmy już bezpieczni. Teraz musieliśmy już tylko znaleźć Khalida i Jaheirę. Podążyliśmy więc w stronę wejścia do dużego i wysokiego gmachu, który służył zapewne za gospodę. Po drodze minęliśmy kilka budynków mieszkalnych i gospodarczych.

    Już na samych schodach wiodących do gospody spotkaliśmy jakiegoś przyjaznego mężczyznę, który zadawał wiele pytań.

    [​IMG]

    Mag rzucił na mnie jakiś urok! Nagle dopadło mnie uczucie ogromnego przerażenia. Wszystkie moje największe koszmary w jednym momencie stanęły przede mną. Były tam różne potwory, węże, mordercy i on… Mężczyzna w zbroi! Serce waliło mi jak szalone. Zacząłem krzyczeć i panicznie uciekać. Przede mną biegł Xzar, który również zdawał się przed czymś uciekać. Ostatni raz spojrzałem przez ramię i dostrzegłem, że Imoen i Montaron samotnie stawili czoła magowi. Gdy biegłem w dół schodów dostrzegłem dwóch gwardzistów, którzy pędzili w przeciwnym kierunku. W końcu schowałem się za murami pobliskiej świątyni, gdzie po pewnej chwili udało mi się dojść do siebie.

    Gdy wróciłem do walki, mag leżał już martwy, a nad jego ciałem stała, ciężko dysząc, Imoen z zakrwawionym sztyletem. Młoda była ciężko ranna i musiała ratować się magicznym eliksirem. Tymczasem na schodach trwał bój z dwoma hobgoblinami, które wcześniej musiały zostać przywołane przez maga. Wkrótce dołączyliśmy do Montarona i wspólnie z gwardzistami położyliśmy trupem oba potwory.

    Przy ciele maga znalazłem trzy zwoje magiczne, jedną miksturę leczenia, list gończy wystawiony za mną oraz tajemniczy pierścień i miecz. Tym razem mieliśmy wiele szczęścia, że udało nam się przeżyć tą zasadzkę. Następnym razem muszę być ostrożniejszy i nie wyjawiać każdej napotkanej osobie swojej tożsamości.

    Gdy w końcu weszliśmy do środka, wręcz zamarłem z wrażenia – w życiu nie widziałem tak wielkiej i gwarnej gospody! Przybytek Winthropa, który tak często przyrównywał do tyłeczka elfiej panny, to przy tej karczmie niewielka stajenka. Rany, tyle ludzi! Stałem tak w wejściu, gdy podszedł do mnie nieznajomy. Wyglądał na niegroźnego, ale na wszelki wypadek sięgnąłem do pasa po sztylet.

    [​IMG]

    Międzypaństwowa intryga? Braki żelaza? Centrum wszystkich wydarzeń? Nie do końca byłem zadowolony, że najwyraźniej coraz bardziej wplątywałem się w jakąś poważną aferę… Ruszyliśmy w stronę baru.

    Gdy podeszliśmy do karczmarza zauważyłem, że dwoje półelfów – jasnowłosa atrakcyjna kobieta i nijaki mężczyzna – ze stolika w kącie gospody uważnie mi się przypatruje. Gdy nasz wzrok się spotkał, kobieta wstała od stolika i ruszyła w moim kierunku. Miałem nadzieję, że to tylko tutejsza kurtyzana, która pragnie zaprosić mnie na nocne zmagania. Nie miałem już ochoty na kolejną walkę na śmierć i życie…

    [​IMG]

    CDN...
     
    Ostatnia edycja: 14 Marzec 2016
    MaksKKK, Eutyches i Goliat lubią to.
  8. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 2, Część 4

    Jako że na zewnątrz panowała noc, udaliśmy się na spoczynek. Tak przynajmniej mieli sądzić członkowie naszej drużyny. Ale po kolei. Wynajęliśmy od karczmarza – Bentleya Lustrzanego Cienia nocleg w standardzie kupieckim (proste, ale wygodne pokoje z dobrymi materacami i czystą pościelą) i gdy miałem już pewność, że moich towarzyszy zmógł sen, obudziłem Imoen. Pod osłoną nocy ruszyliśmy wspólnie plądrować szafki i skrzynie śpiących lub nieobecnych gości. Imoen miała stać na czatach, podczas gdy ja miałem zająć się forsowaniem zamków.

    W żadnym z odwiedzonych na pierwszym piętrze pokoi nie udało mi się otworzyć zamkniętych zamków! Przy najbliższej okazji muszę popracować nad swoją techniką. Gdy wychodziłem z jednego z pokoi, w sąsiednim powoli uchyliły się drzwi. Imoen czekała przyczajona przy schodach gotowa do ucieczki lub ataku. Moja dłoń błyskawicznie powędrowała na rękojeść sztyletu. Zza drzwi wyłoniła się kobieta krasnolud w zaawansowanym wieku.

    [​IMG]

    Unshey – według własnych słów poczytna pisarka – najwyraźniej rozpoznała we mnie poszukiwacza przygód i zaproponowała, żebym odzyskał jej pas. Obiecałem, że jeśli spotkam wspomnianego przez nią ogra, to odzyskam jej pas, po czym ruszyłem na wyższe piętro.

    Uff… niewiele brakowało. Gdy tylko pojawiłem się na drugim piętrze, dostrzegłem kobietę gnoma, która siedziała w fotelu na korytarzu, jakby na kogoś czekała. Chciałem cofnąć się, zanim mnie zauważy, ale było za późno. Kobieta przywołała mnie do siebie i zaproponowała pracę.

    [​IMG]

    Sto sztuk złota za wytępienie zwykłych pająków? Czemu nie? W końcu, jak trudne to może być? Reevor ze swoją śmieszną stawką za wybicie szczurów może się schować! Tak, poza murami Candlekeep czeka mnie bogactwo. Obiecałem Landrin, że od razu zajmę się jej problemem i ruszyłem na dół. Postanowiłem poczekać, aż gnomka wróci do swojego pokoju i wkrótce skarby z drugiego piętra znalazły się w moim zasięgu.

    Niestety wszystkie dostępne dla mnie zamki były nie do sforsowania, tak więc jedynym łupem był skórzany kaftan i trochę drobiazgów z pokoi dla ubogich wędrowców. Miałem już wracać do swojej izby, gdy postanowiłem zajrzeć do ostatniego pokoju na piętrze. Znajdował się on zaraz przy schodach, gdzie czekała Imoen. Ostrożnie wszedłem do środka i nawet nie zdążyłem się dobrze rozejrzeć, gdy usłyszałem Imoen, która usilnie starała się zatrzymać właściciela. Niestety, nadęty szlachcic od razu wkroczył do środka i patrzył na mnie z widoczną pogardą. Nie chciałem mordować niewinnego człowieka…

    [​IMG]

    Ledwie udało mi się opanować drżenie rąk, gdy wychodziłem z pokoju z tuniką i złotymi pantalonami. A były to spodnie, jakich nie widział świat! Wspaniała linia i krój, który wręcz tuli i pieści. Dzięki nim mogłem uwieść swoje uda i przypodobać się swoim łydkom. Były to spodnie, które chciałbym ofiarować swojej matce… gdyby wciąż żyła… i nosiła spodnie.

    Po powrocie z naszych nocnych łowów udaliśmy się na spoczynek, a następnego dnia, jak gdyby nigdy nic, zeszliśmy do Bentleya, aby uzupełnić zapasy. Przy okazji chciałem sprzedać trochę zbędnego ekwipunku, który zdobyliśmy w drodze oraz nieco błyskotek z Candlekeep. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że za to wszystko otrzymałem tylko niecałe 20 sztuk złota. Nawet miecz biednego Hulla okazał się niemal bezwartościowy. Cóż, nie wszystko złoto co się świeci… Kupiłem od gnoma nowy pancerz ćwiekowany, który był staranniej i lepiej skrojony niż mój dotychczasowy. Swój stary pancerz oddałem Jaheirze, która stwierdziła, że po kilku przeróbkach będzie w stanie dostosować go do swoich potrzeb i wymiarów. Szkoda, że ta blondwłosa piękność ma już męża… Choć zawsze może go spotkać jakieś nieszczęście, a wtedy ja chętnie pocieszę tę młodą wdówkę…

    Gdzieś w międzyczasie Imoen stwierdziła, że miecz, który znaleźliśmy przy ciele maga, jest umagiczniony. Nie wiem skąd ona to wie, ale nie zaszkodzi, jak go trochę poużywam. Przed wyruszeniem w drogę udaliśmy się jeszcze do świątyni, aby zapoznać się z ofertą żony gospodarza – Galleny Lustrzany Cień i niejakiej Ratavy Artsym. Obie panie miały w swojej ofercie kilka ciekawych, magicznych przedmiotów, ale niestety nie było nas na nie stać. Przed wyjściem Jaheira zaczepiła mnie rozmową.

    [​IMG]

    Następnie opuściliśmy „Gospodę pod Pomocną Dłonią” i udaliśmy się na południe. Jeszcze przed skrzyżowaniem Traktu Nabrzeżnego z Lwim Traktem wpadliśmy w zasadzkę! Niespodziewanie zostaliśmy otoczeni i zaatakowani przez półogra i jego sforę dzikich psów!

    [​IMG]

    Na szczęście, tym razem, nikt z nas nie stracił głowy. Wpierw skupiliśmy się na pokonaniu półogra i dopiero, jak udało nam się go powalić, to zajęliśmy się jego czworonogami. W gruncie rzeczy walka szła nam sprawnie i dość szybko udało nam się zażegnać niebezpieczeństwo. Tym razem wszyscy wyszliśmy bez szwanku. Przy ścierwie potwora znalazłem nieco przedmiotów codziennego użytku, które sprzedamy z niewielkim zyskiem w jakiejś karczmie.

    CDN…

    Od autora:
    Przywróciłem pierwotne (z BG1) portrety dziewcząt. Od teraz dla nowych postaci również będę stosował te z jedynki.
    To już ostatni odcinek w tym roku - zapraszam ponownie w 2016 r. :)
     
    Ostatnia edycja: 18 Marzec 2016
    MaksKKK, Kentucky i Zoor lubią to.
  9. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 2, Część 5

    Wkrótce po zakończeniu bitwy z półogrem i jego sforą ruszyliśmy w dalszą drogę na południe – do Nashkel. Po drodze mieliśmy jeszcze spotkać duże miasto Beregost oraz jego mieszkańców i ich problemy. Wcześniej jednak opowiem wam, jak przekonałem się na własnej skórze, że żywot poszukiwacza przygód wcale nie jest łatwy. Oj nie jest…

    Szliśmy więc traktem na południe, gdy ni z tego, ni z owego Imoen postanowiła po raz kolejny podzielić się ze mną swoimi wrażeniami z ostatnich dni…

    [​IMG]

    Przyznam, że faktycznie wiele się zmieniło. Do diabła, można by rzec, że nasze życie zostało wywrócone do góry nogami, ale jak ona może być tak beztroska?! Gorion dopiero co został zamordowany na moich oczach, a na każdym kroku czyhają na nas niebezpieczeństwa, w postaci łowców nagród i bandytów! Jeszcze te problemy z żelazem… Nie podoba mi się to, ale jaki mam wybór. Muszę iść przed siebie. W samo centrum wydarzeń – do Nashkel i tamtejszych kopalni.

    Po kilku godzinach dotarliśmy do skrzyżowania z Lwim Traktem, który prowadził do miejsca, gdzie to wszystko się zaczęło. Do samotnej polany pośród głuszy, gdzie spoczywały szczątki mojego przybranego ojca. Zatrzymałem się przed olbrzymim obeliskiem, który służył za drogowskaz.

    [​IMG]

    Stałem tak przez chwilę. Na tyle długą jednak, by moi towarzysze zaczęli się zastanawiać. Efekty tych przemyśleń miały się zmaterializować później. Tymczasem ruszyliśmy na południe do Beregostu i Nashkel.

    Po drodze stawiliśmy czoła dwóm sforom dzikich psów. Nie były to epickie bitwy, o których warto wspominać. Było mi nawet trochę szkoda tych zwierząt, choć z drugiej strony nie jestem pewien, czy poradziłbym sobie z nimi, gdybym podróżował w pojedynkę…

    Nieco dalej na szlaku spotkaliśmy kolejnego kuriera, najwyraźniej poprzedzał przemarsz dodatkowych oddziałów z Wrót Baldura. Być może dzięki nim na Trakcie Nabrzeżnym będzie nieco bezpieczniej.

    [​IMG]

    Gdy zaczęło już zmierzchać, a my coraz bardziej zbliżaliśmy się do Beregostu, moja wcześniejsza chwila słabości wydała swój plon. Oto Jaheira opuściła na chwilę towarzystwo swojego j-jąkającego się męża i przemówiła do mnie.

    [​IMG]

    Dlaczego z ust tej pięknej kobiety wychodzą tylko słowa, które ranią i przypominają mi o bolesnej stracie lub o mentorskim charakterze, po których czuję się jak zwykły uczniak. Jak podczas takich rozmów mogę dowieść swojego niebanalnego poczucia humoru i nad wiek rozwiniętej dorosłości? Jak mogę skierować Jaheirę wprost w ramiona me? Zamiast tego rozmawiamy o introligowaniu książek skalpami ludzi… potworów, które pozostają dla nas niewidoczne i nieuchwytne.

    Do Beregostu dotarliśmy już grubo po zapadnięciu zmroku. Beregost. Cóż, Beregost to duże miasto. Największe jakie dotąd widziałem. Jedynie jakie kiedykolwiek widziałem. Pewnie zrobiłoby na mnie większe wrażenie, gdybym zobaczył je za dnia.



    [​IMG]

    Nigdy dotąd nie byłem w Beregoście, więc nie wiedziałem w którą stronę mam iść, ale z pewnością nie była to najlepsza pora na robienie zakupów. Na szczęście z cienia wyłonił się Szkarłatny Will O’Hara, który był więcej niż rad, gdy udzielał nam wskazówek.

    [​IMG]

    Postanowiliśmy udać się na spoczynek do „Wesołego Żonglera”.

    CDN...
     
    Ostatnia edycja: 18 Marzec 2016
    MaksKKK i Goliat lubią to.
  10. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 2, Część 6

    Ciemne, utwardzone uliczki Beregostu patrolowane były przez strażników z pobliskiej świątyni, co dodatkowo utwierdzało mnie w przekonaniu, że była to właściwa pora na spoczynek. Pewnie jeszcze przyjdzie czas na zorganizowanie nocnych łowów w tym mieście. Tak, mieszkańcy tego schludnego i uporządkowanego miejsca z pewnością byli posiadaczami wielu bogactw, ruchomości, które aż prosiły się o zmianę właściciela.

    Szedłem tak przed siebie, rozmyślając o bogactwie, gdy za plecami usłyszałem głos mojego najbardziej szalonego towarzysza – oto Xzar zwracał się do Khalida. Ta rozmowa nie mogła prowadzić do niczego dobrego…

    [​IMG]

    Najwyraźniej nasz chaotyczny mag wcale nie był tak zupełnie oderwany od rzeczywistości, gdyż podzielałem jego opinię na temat dominującej pozycji Jaheiry w jej małżeństwie z Khalidem. Cóż, Jaheira z pewnością jest silną kobietą i jestem pewien, że to ja mógłbym być dla niej odpowiednim, równoważnym partnerem. Przynajmniej mam taką nadzieję. W końcu nie chciałbym skończyć pod jej pantoflem. Choć z drugiej strony mieć taką kobietę nad sobą…

    Gdy dotarliśmy do centrum miasta, zaczepił nas pewien bard – Garrick, który przedstawił nam ciekawą i dobrze płatną ofertę pracy.

    [​IMG]

    Udaliśmy się więc przed „Czerwony Bukiet”, gdzie spotkaliśmy się z Silke Roseny – według jej własnych słów – nadzwyczajną tespijką i zarazem naszym nowym pracodawcą. Ta obdarzona niezwykłą charyzmą piękność o kruczoczarnych włosach od razu przeszła do rzeczy, doprecyzowując nasz kontrakt.

    [​IMG]

    Nie musieliśmy czekać zbyt długo na pojawienie się łotrów Feldposta. Było ich trzech. Powinniśmy sobie z nimi szybko poradzić. Dobyliśmy broni. Jednak, gdy przywódca łotrów przemówił, sprawa nie wyglądała już tak jednoznacznie…

    [​IMG]

    Żaden łotr, jakiego poznałem, nigdy nie oferował mi sam z siebie drogich kamieni. Mimo, że nie było zbyt wiele czasu do namysłu, postanowiłem przerwać to szaleństwo. Silke niemal natychmiast obróciła się przeciw nam! Ruszyłem w jej stronę, mając nadzieję, że Garrick nie będzie stanowił zagrożenia dla walczących z dystansu Imoen i Xzara.

    Tymczasem Silke rzuciła pierwszy czar, który prawdopodobnie okazał się nieskuteczny, a następnie, po tym jak została rażona przez magię naszego nekromanty, dosłownie rozpłynęła się w powietrzu! Zniknęła! Rozglądałem się wokół nerwowo, ale nigdzie nie widziałem tej przeklętej kobiety. Dopiero gdy Montaron został porażony potężną magiczną błyskawicą, udało mi się dostrzec źródło magii. Ciąłem i dźgałem na oślep. Na końcu swojego ostrza dostrzegłem ślad krwi, a po chwili przede mną pojawił się ledwie widoczny obrys sylwetki przeciwnika. Widząc, że jej magia przestaje być skuteczna, Silke rzuciła się do ucieczki do pobliskiej gospody. Ruszyliśmy za nią.

    W przedsionku „Czerwonego Bukietu” szybko udało nam się zabić Silke i już zdawało się, że nikt z obsługi ani gości nie zainteresuje się tym faktem, gdy z głównej hali ruszył w naszym kierunku uzbrojony krasnolud. Jego nieprzejednany wyraz twarzy świadczył o tym, że to nie koniec walki.

    [​IMG]

    Kolejny łowca nagród nie stanowił dla nas większego problemu i szybko położyliśmy go trupem. Dobrze, że wśród zabójców polujących na moją głowę nie rozeszła się informacja, że podróżuję z grupą zbrojnych towarzyszy…

    Mimo że walka była już skończona, Montaron wciąż klęczał nad trupem zabójcy i ciężko dysząc, zadawał kolejne ciosy. Dopiero teraz poczułem swąd popalonego ciała. Widać było, że Montaron jest ciężko ranny.

    [​IMG]

    Dobrze, że Xzar postanowił odciągnąć swojego towarzysza od niemiłosiernie zmasakrowanego trupa. Gdy przeszukiwałem ciała obu przeciwników, kątem oka dostrzegłem, że Montaron sięga po magiczny eliksir o nietypowym kolorze. Miałem nadzieję, że to mikstura leczenia…

    Przy ciele Silke Roseny pozostał kij, mikstura magiczna i czterysta (!) sztuk złota. Musiało jej bardzo zależeć na zamordowaniu tych ludzi Feldposta, skoro była w stanie poświęcić na to niemal wszystkie swoje pieniądze. Przy zmasakrowanym ciele Karlata znalazłem nieco złota i list gończy, według którego cena za moją głowę wzrosła już do trzystu pięćdziesięciu sztuk złota. Zaprawdę dziwne to uczucie, gdy widzisz, że komuś bardzo zależy na twojej śmierci, a twoja wartość rośnie. Mam nadzieję, że wizja szybkiego zarobku nie sprawi, że gdzieś w środku nocy zostanę zamordowany przez Montarona lub Xzara…

    CDN...
     
    Ostatnia edycja: 22 Marzec 2016
    MaksKKK, Goliat i Kentucky lubią to.
  11. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 2, Część 7

    Nieniepokojeni przez nikogo opuściliśmy gospodę „Czerwony Bukiet” pozostawiając za sobą dwa ciała. Martwił mnie stan Montarona, który idąc nieco się zataczał. Miałem nadzieję, że to tylko chwilowy objaw związany z szokiem po bitwie lub wypitą miksturą o nietypowym kolorze.

    Na zewnątrz wciąż czekały na nas „zbiry” od Feldposta oraz Garrick, który najwyraźniej nie miał ochoty z nami walczyć. Wpierw odebrałem podziękowania wraz z dowodem wdzięczności od Faltisa – przywódcy ludzi Felposta, a następnie wysłuchałem co miał do powiedzenia bard, którego pracodawcę dopiero co odesłaliśmy w zaświaty.

    [​IMG]

    Imoen zdawała się być wielce niezadowolona z tego, że odprawiłem słodkiego barda. Z pewnością szybko o nami zapomni, gdy tylko znów zacznie planować naszą podróż i układać listę niezbędnych zakupów. Tymczasem szliśmy dalej do „Wesołego Żonglera”, aby udać się wreszcie na zasłużony odpoczynek.

    Gdy weszliśmy do środka, gospoda, pomimo później pory nocnej, tętniła życiem. Goście raczyli się trunkami i jadłem prowadząc ożywione dyskusje lub dyskretnie szepcząc słowa, od których lica nabierały rumieńców. Gdzieś na obrzeżu tego gwaru stał wojownik ubrany w lśniącą, choć nieco zużytą zbroję, który bacznie przyglądał się każdemu, kto przekraczał próg gospody.
    Ruszyliśmy przed siebie w stronę baru, gdzie zaczepił nas pewien stary i – jak się okazało – zrzędliwy krasnolud.

    [​IMG]

    Zapoznawszy się z krótką i nieśmieszną, wręcz śmiertelnie poważną, opowieścią Gurka wynajęliśmy kwatery w kupieckim standardzie. Postanowiłem zamówić nieco Najlepszego Piwa Luirena i jeszcze przez chwilę posiedzieć przy barze. Już w Candlekeep odkryłem, że przy barze można usłyszeć wiele ciekawych opowieści i najnowszych lokalnych plotek.

    [​IMG]

    Wkrótce pokrzepiony trzema kuflami piwa ruszyłem na piętro w stronę wynajętej izby. Tuż przed drzwiami zaczepił mnie jednak nieznajomy mężczyzna, który już na pierwszy rzut oka zdradzał oznaki niemal śmiertelnego przerażenia.

    [​IMG]

    Najwyraźniej Oogiemu Wishamowi nie dało się już pomóc w żaden sposób. Mimo wszystko postanowiłem, że jutro rano porozmawiam z paladynem Bjorninem. Tymczasem ułożyłem się do spania.

    Rano obudziła mnie osobliwa rozmowa Xzara i Imoen, gdy ten pierwszy przyłapał młodą na szperaniu w swoich rzeczach.

    [​IMG]

    Byłem gotowy stanąć do walki przeciwko nekromancie, aby bronić Imoen, ale najwyraźniej Xzar darzył ją jakąś formą sympatii, gdyż nie uniósł się gniewem. Było to o tyle dziwne, że dotąd byłem przekonany, że nekromanci są w stanie nawiązywać relacje jedynie duchami albo trupami. Imoen jednak była żywą istotą i chciałem, aby pozostała w tej formie jak najdłużej.

    Jakiś czas później wszyscy byliśmy już gotowi do dalszej drogi. Wszyscy poza Montaronem. Nie dało się go obudzić! Nasze kolejne próby kończyły się tak samo – niziołek bełkotał coś niezrozumiale i przekręcał się na drugi bok. Montaron był kompletnie pijany! Czyżby to tajemnicza mikstura, którą wypił w „Czerwonym Bukiecie” nie była eliksirem leczenia? Nikt z nas nie miał odwagi używać wobec zabójcy siły lub kubła zimnej wody, więc czekaliśmy cierpliwie aż się wyśpi. Czekaliśmy dobrych kilka godzin… W międzyczasie zszedłem na dół, aby zamienić kilka zdań z Bjorninem.

    [​IMG]

    Gdy wreszcie Montaron doszedł do siebie opuściliśmy gospodę. Przed wyruszeniem w dalszą drogę do Nashkel postanowiłem oczyścić dom Landrin z pająków. Absurdalne zlecenie, ale w końcu sto sztuk złota za wybicie i przyniesienie ciał pająków to całkiem niezła zapłata. Wparowaliśmy cała drużyną do środka. To miała być prosta robota. Nie była.

    [​IMG]

    Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że mamy odeprzeć inwazję czterech ogromnych, niemal metrowych pająków o czarnych szklanych oczach i ośmiu chitynowych nogach! Mimo naszego ogromnego zaskoczenia, czy wręcz przerażenia dość sprawnie ruszyliśmy do boju. Wkrótce Jaheira powaliła pierwszego pająka, a niedługo potem pod naszymi ciosami padały kolejne.

    CDN…
     
    Ostatnia edycja: 22 Marzec 2016
  12. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 2, Część 8

    Cóż to była za walka! U naszych stóp leżały truchła czterech ogromnych pająków, które są nawet bardziej przerażające po śmierci niż za życia. Ich szklane, martwe oczy wpatrywały się we mnie ślepo i, nawet teraz jedna z ośmiu chitynowych nóg jednego z potworów drgała spazmatycznie. Zdjąłem z głowy hełm i otarłem pot z czoła. Spojrzałem po pozostałych członkach mojej drużyny. Wszyscy byliśmy zmęczeni. Dostrzegłem, że Jaheira jest ranna, jednak druida w pierwszej kolejności zajęła się opatrywaniem niewielkiej rany swojego męża. Cóż…

    Uniosłem do góry dłoń, w której dzierżyłem sztylet i poczułem silny ból w ramieniu. Jeden z tych przeklętych pająków musiał mnie dziabnąć swoim odnóżem. Odłożyłem tarczę, przykucnąłem i opatrzyłem swoją nieznacznie krwawiącą ranę. Jeszcze tylko trzeba było zabrać truchło jednego z pająków, jako potwierdzenie wykonania zlecenia. Chwilę nam zajęło zapakowanie jednego z gigantów, ale w końcu się udało i mogliśmy ruszać w drogę. Jednak nie byłbym sobą gdybym nie skorzystał z nadarzającej się okazji i nie przetrząsnął domu w poszukiwaniu kosztowności. W jednej z skrzyń znalazłem jeden szlachetny kamień, nieco złotych monet, butelkę z winem i znoszone buty. Mimo żartów Imeon, że buty znakomicie pasowałyby do złotych pantalonów pozostawiłem je w skrzyni. Pozostałe przedmioty właśnie znalazły nowego właściciela.

    [​IMG]

    Po opuszczeniu domu Landrin ruszyliśmy do pobliskiej kuźni. Taerom „Grzmiący Młot” Fuiruim odkupił od nas kilka przedmiotów za jakąś śmieszną sumę i choć miał w swojej ofercie wiele ciekawych przedmiotów to niestety większość z nich wciąż znajdowała się poza naszym zasięgiem. Uzupełniliśmy więc podstawowe zapasy z listy Imoen i udaliśmy się w dalszą drogę do Nashkel.

    Zaraz za ostatnimi zabudowaniami Beregostu zaczynał się gęsty las, przez który prowadził ubity trakt na południe. Po zrobieniu zaledwie kilku kroków usłyszałem, że ktoś przemierza pobliskie zarośla. Przygotowaliśmy się do walki i w napięciu wyczekiwaliśmy bandytów lub jakichś innych bestii. Z zarośli wyłonił się jednak tylko mały chłopiec.

    [​IMG]

    Gówniarz miał szczęście, że Imoen nie wypuściła w jego kierunku strzały. I jeszcze się odgrażał mały smark! Najwyraźniej szlak nie był aż tak niebezpieczny, jak nam się wcześniej wydawało. Doszliśmy do wniosku, że póki jesteśmy w okolicy miast nic nam nie grozi. Wkrótce takie myślenie miało się na nas zemścić…

    Szliśmy beztrosko szlakiem i zaraz za znakiem wskazującym drogę do Beregostu niespodziewanie natknęliśmy się na dwa dwumetrowe ogrillony, które pastwiły się nad swoją leżącą na ziemi ofiarą. Niestety zauważyły nas i musieliśmy stanąć do walki. Przywołałem do siebie Khalida i Montarona, aby stworzyć mur z tarcz. Czytałem kiedyś o wojownikach, którzy stojąc w jednolitym szeregu chronili swoich towarzyszy własną tarczą tworząc zwartą, trudną do przeniknięcia strukturę obronną. Nie pomyślałem o tym, jak mało zwarty mur może powstać z tarcz używanych przez człowieka, półelfa i niziołka… Tak, czy inaczej za naszymi plecami pozostała reszta drużyny, która miała razić przeciwnika z dystansu. Oba potwory zostały potraktowane strzałami i magią, ale mimo wszystko udało im się dojść do nas.

    [​IMG]

    Pierwszy atak przyjął na siebie Khalid, który dosłownie ugiął się pod ciosem olbrzyma. Na szczęście oba potwory były dość wolne i podatne na nasze cięcia i pchnięcia. Pierwszego z ogrillonów powaliłem wspólnie z Imoen, a drugi padł po ciosie zadanych przez Jaheirę.

    Po zakończonej walce niemal natychmiast sięgnąłem po miksturę leczenia, gdyż podczas walki boleśnie przypomniało o sobie kontuzjowane wcześniej ramię. Magia szybko uśmierzyła ból i powstrzymała krwawienie. Również Khalid opróżnił całą zawartość buteleczki z magiczną cieczą. Przeszukałem ciała obu ogrillonów i znalazłem naszyjnik, kamień szlachetny i dwa zwoje – jeden z nich był prawdopodobnie zwojem magicznym, drugi natomiast był listem.

    [​IMG]

    Ciało wspomnianego w liście niziołka leżało kilka kroków od nas. Cóż… Ruszyliśmy w dalszą drogę. Nieco dalej na trakcie zostaliśmy zaczepieni przez grupę najemników Płomiennej Pięści, której przywódca chciał nas aresztować!

    [​IMG]

    Przez chwilę obawiałem się, że powodem naszego spotkania ze stróżami prawa było odkrycie i powiązanie ze mną serii kradzieży w gospodzie „Pod Pomocną Dłonią”. Na szczęście nie. Szkoda, że ten nadgorliwy najemnik nie zainteresował się dwoma ogrillonami, z którymi dopiero co musieliśmy walczyć! Spotkanie jednak dobiegło końca i każdy poszedł w swoją stronę.

    Wkrótce zaczął zapadać zmrok, a my wciąż pozostawaliśmy na szlaku. Gdy Montaron wytrzeźwiał wcześniej to już dawno bylibyśmy w Nashkel, ale nie… Mogliśmy maszerować w nocy lub rozbić obóz i poczekać do świtu. Uznałem, że mimo wszystko mniejszym niebezpieczeństwem będzie dla nas kontynuowanie podróży na południe.

    Niebawem natknęliśmy się na bandę hobgoblinów, które rozbiły swoje obozowisko nieopodal traktu. Ponownie odważnie ruszyliśmy na wroga, ale szybko okazało się, że przeciwnik dysponuje łucznikami, którzy razili nas z dystansu!

    [​IMG]

    Pierwsza strzała potworów ugodziła Jaheirę. Nie było wyboru – musieliśmy najpierw pokonać trzech mieczników. Za plecami usłyszałem przerażająco dziki krzyk Xzara i wkrótce kątem oka dostrzegłem, że nekromanta rzucił się z kijem na łuczników. Szaleniec najwyraźniej chciał związać ich walką wręcz. Widząc to Jaheira oderwała się od mieczników i ruszyła wraz z magiem na łuczników. Bitwa była już właściwie rozstrzygnięta i choć jednemu z hobgoblinów udało się uciec to jednak zwycięstwo było satysfakcjonujące.

    Podczas, gdy przeszukiwałem ciała potworów, Jaheira uzdrowiła się dzięki magicznej miksturze. Wkrótce bogatsi o dwa naszyjniki, dwa pierścienie i buteleczkę z zieloną cieczą (podobno jest to antidotum neutralizujące różne trucizny) ruszyliśmy w dalszą podróż.

    Po drodze natrafiliśmy jeszcze na kilku bandytów z psami bojowymi, ale nie stanowili oni dla nas większych problemów. Spotkaliśmy także pewnego półorka, który zmierzał do Wrót Baldura i nie chciał żadnych kłopotów. My też nie, więc ruszyliśmy w swoją stronę. Swoją drogą przez chwilę rozważałem rodowód tego mieszańca i szybko doszedłem do wniosku, że nie ma chyba żadnej kobiety w Faerunie, która dobrowolnie wpuściłaby pomiędzy swoje uda orka. Chyba. Zresztą nieważne.

    Ostatnią osobą napotkaną przed dotarciem do Nashkel był Lord Foreshadow – straszny bufon.

    [​IMG]

    CDN...

    Od autora:
    moskal i Legend proszeni są o zabranie głosu w sprawie charakteru.

    Zaraz za patrolem najemników Płomiennej Pięści jest pewna drużyna łowców nagród, z którą na obecnym poziomie nie mogę się równać, więc obszedłem ich na około. Pewnie, jak będę wracał na północ to spróbuję stawić im czoła.
     
    Ostatnia edycja: 29 Styczeń 2016
    MaksKKK i Kentucky lubią to.
  13. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 3, Część 1

    Dopiero co udało mu się zbiec z Candlekeep, a już musiał stawić czoło wszystkim niebezpieczeństwom Wybrzeża Mieczy… W głowie musiał mieć okropny zamęt, nie mógł jednak pozwolić sobie na bezczynne siedzenie w miejscu. Zbadanie miejscowych problemów mogło rzucić choć nikłe światło na jego przeznaczenie. Jeszcze wtedy nie miał jednak pojęcia, w jaki sposób powiązać ze swoją osobą braki w dostawach żelaza lub kłopoty w kopalniach Nashkel…

    * * *

    Do Nashkel – niewielkiego miasteczka zamieszkałego głównie przez górników i rolników – dotarliśmy o świcie, ale zanim przekroczyliśmy most, za którym znajdowały się pierwsze zabudowania, byliśmy świadkami dość osobliwej sytuacji. Oto po naszej stronie rzeki z lasu wyłonił się idąc chwiejnym krokiem mężczyzna. Osobnik ów powłócząc nogami szedł w stronę rzeki bełkocąc coś o jakiejś truciźnie i wodzie. Wyglądał jakby poprzedniego wieczora wychylił zdecydowanie za wiele miodu pitnego i chyba faktycznie miał potrzebę pilnego zaspokojenia suchości w gardle. Zapytałem więc żartobliwie kto go otruł, spodziewając się historii o tym, że mu się nie układa, że słabo tańczy i w ogóle, ale nie – mężczyzna tylko spojrzał na mnie. Dostrzegłem wtedy, że skóra jego twarzy pokryta była czerwonawą wysypką. Zanim skonał zdołał jeszcze wymamrotać, że skradł jakieś zioła niejakiemu Seniyadowi. Bałem się podejść do nieszczęśnika, ale najwyraźniej Jahiera, która jest druidem nie miała oporów, przed zabraniem tych tajemniczych i morderczych ziół. Dziwne, że dosłownie kilka liści, czy kwiatów potrafi powalić dorosłego człowieka. Pewnie Montaron miałby wiele na ten temat do powiedzenia – gdyby chciał o tym rozmawiać. Dobrze, że w razie czego mamy po swojej stronie sprzymierzeńca natury.

    Atmosfera w Nashkel była dość nerwowa i było to widać już na pierwszy rzut oka. Mieszkańcy byli wręcz sparaliżowani strachem i nawet wszechobecni, uzbrojeni po zęby amnijscy strażnicy nie mogli tego odmienić.


    Przed gospodą zostaliśmy zaczepieni przez wojaka, którego twarz poorana była w równym niemal stopniu bliznami i zmarszczkami. Mężczyzna oczekiwał od nas informacji kim jesteśmy i jaki jest powód naszej wizyty w Nashkel.

    [​IMG]

    Bardolan okazał się być nowym dowódcą miejscowego garnizonu i pokrótce przedstawił nam, jak przedstawia się sytuacja. Demony na niższych poziomach kopalni? Były dowódca straży ogarnięty jakimś tajemniczym szaleństwem? Tak, sprawy faktycznie kiepsko tu stały…

    Przed wyruszeniem do kopalni, w celu zgłębienia i wyjaśnienia jej tajemnic, postanowiliśmy udać się na spoczynek w pobliskiej gospodzie. Wszak byliśmy zmęczeni trudami wędrówki z Beregostu. Zaraz po przekroczeniu progu nieco ciasnego przybytku zostaliśmy powitani przez kobietę w zbroi, a jej słowa nie wróżyły niczego dobrego. W końcu czego spodziewać się, gdy uzbrojona łowczyni nagród mówi: „Może to niezbyt kobiecie, ale poderżnę wam gardła, jakem żywa!”?

    [​IMG]

    Odruchowo ruszyłem naprzód, a przez głowę przeszła mi zabawna myśl, że może wreszcie ci łowcy nauczą się, że przewodzę zbrojnej grupie i pojedynczy zabójcy nie są mi już straszni. Wkrótce miałem się przekonać, jak bardzo się myliłem niedoceniając przeciwniczki… W każdym razie teraz kroczyłem w jej kierunku mając u boku Khalida i Montarona i wiedziałem, że zaraz za nami podąża również Jaheira. Zapewne Imoen tradycyjnie napinała już cięciwę swojego łuku, a Xzar… cóz, Xzar używał swojej magii, aby pomóc nam w walce. Przynajmniej taką miałem nadzieję. Nasz przeciwnik tymczasem pozostawał w bezruchu, pozwalając podejść nam bliżej. Wtedy właśnie zabójczyni rzuciła pierwsze swoje zaklęcie, po którym zamarłem w bezruchu! Moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa! Kątem oka spostrzegłem, że również Khalid zastygł niczym skamieniały. Na szczęście Montaron oparł się działaniu magii i nawiązał walkę z kobietą. Za plecami słyszałem, że Jaheira użyła jakiegoś własnego zaklęcia, a następnie ruszyła do ataku. Również Imoen znalazła wreszcie dogodną pozycję do ostrzału, bo wpierw usłyszałem, a następnie dostrzegłem lecące w kierunku przeciwniczki strzały. Mimo wszystko walka wciąż nie była rozstrzygnięta, a zabójczyni rzucała kolejne czary. Pierwszy z nich pozbawił głosu całą drużynę z wyjątkiem Imoen, co uniemożliwiło Xzarowi i Jaheirze używania magii. Drugi czar unieruchomienia spetryfikował Xzara i Montarona. Teraz do walki zdolne były już tylko kobiety! Tymczasem zabójczyni zaczęła zadawać ciosy bezbronnemu Khalidowi i raziła kolejnym zaklęciem Jaheirę. Na szczęcie zarówno ciosy druidki, jak i strzały Imoen niemiłosiernie kąsały naszą przeciwniczkę, która wreszcie uległa i osunęła się na ziemię. Wraz z jej śmiercią zostaliśmy uwolnieni od działania jej potężnej magii.

    [​IMG]

    Po zakończonej walce przeszukałem zwłoki kobiety i znalazłem między innymi kolejny list gończy. Najwyraźniej aktualna cena za moją głowę wzrosła już do 680 sztuk złota! Biorąc pod uwagę tę okrągłą sumkę na każdym kroku należało się spodziewać kolejnych zabójców nasłanych na nas przez mordercę Goriona.

    Gdy udaliśmy się na spoczynek długo nie mogłem zasnąć. Gdy wreszcie przyszedł sen to nie przyniósł ze sobą ukojenia.

    Nieczęsto miewam sny, dzisiejszy jednak jest niezwykle wyraźny. Po długiej wędrówce znów trafiłem do Candlekeep. Przed sobą widzę dawny dom – stare, odrapane mury, które tak dobrze pamiętam. Ponad nimi dostrzegam swój dawny pokój. Czy rzeczywiście był tak ciasny?
    Gdy tak stoję przed twierdzą kątem oka dostrzegam znajomą postać. To Gorion - wynędzniały i przygarbiony. Jest martwy. Widmo mojego przybranego ojca w milczeniu kieruję się ku laskom, ku przypuszczalnemu bezpieczeństwu. Wzywa mnie skinieniem dłoni, abym za nim – jak niegdyś – podążył. Wiem co się wydarzy. Zostaję.
    Oto przed moimi oczami widma odgrywają scenę z przeszłości. Z mroku wyłania się postać w magicznej zbroi. Gorion był potężnym magiem, ale przeciwko takiemu przeciwnikowi jest bezsilny. Scena powtarza się wielokrotnie i za każdym razem nieznany wojownik staje się coraz bardziej widoczny.
    Patrzę na mordercę mojego nauczyciela i opiekuna. Któregoś dnia i ja posiądę taką moc. Bez względu na koszt, nauczę się tego, co ON... a nawet więcej. Dostrzegam ścieżkę w mrocznej kniei. Jak mogłem jej nie zauważyć? Ruszam przed siebie. Drzewa zwierają się za mną, jednak się tym nie przejmuję. Ścieżka prowadzi mnie we właściwym kierunku i z pewnością dotrę tak, gdzie chcę. Idę, a do moim uszu dociera głos – łudzi, składa obietnice. Rozpoznaję ten głos, mimo że słyszę go po raz pierwszy.

    Wizja śmierci Goriona powtarza się przed moimi oczami przez cała nic.

    Aż wreszcie do niej przywykłem...

    CDN...
     
    Ostatnia edycja: 10 Luty 2016
    MaksKKK lubi to.
  14. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 3, Część 2

    [​IMG]

    Ale to nie był tylko sen. Działo się ze mną coś dziwnego. Gdzieś wewnątrz siebie – jakby w trzewiach – czułem, że budzi się jakaś mroczna, tajemnicza siła. Jakaś przerażająca moc. Wiedziałem, że kiedyś nadejdzie moment, aby jej użyć, ale bałem się. Bałem się nie tylko owej nadnaturalnej mocy, ale przede wszystkim bałem się nadejścia okoliczności, które zmuszą mnie do jej użycia… Póki co postanowiłem zataić ten fakt przed swoimi towarzyszami.

    Spakowaliśmy więc swoje rzeczy i opuściliśmy gospodę. Wpierw udaliśmy się do pobliskiego sklepu, gdzie sprzedaliśmy zbędny ekwipunek zdobyty w drodze z Beregostu. Niestety nie zarobiliśmy zbyt wiele, gdyż najwyraźniej tylko magiczne przedmioty są aktualnie naprawdę poszukiwane. Ma to pewnie związek ze słabą jakością żelaza, a co za tym idzie również wszelkich produktów z niego wytwarzanych. Gdybym sam musiał taszczyć te kilogramy żelastwa tylko po to żeby zarobić niecałe 35 sztuk złota to pewnie dawno dałbym sobie z tym spokój.

    Nieopodal świątyni, w centrum Nashkel spotkaliśmy Berruna Ghastkilla – burmistrza osady, który oficjalnie zlecił nam misję zbadania pobliskiej kopalni.

    [​IMG]

    Gdy szliśmy tak przez miasto, którego mieszkańcy wkrótce będą nas nosić na rękach, zaczepił nas Oublek, który najwyraźniej pomylił mnie z jakimś Szarym Wilkiem.

    [​IMG]

    Cóż, nie wyprowadziłem go z błędu i przygarnąłem te 100 złotych monet. Mam tylko nadzieję, że nie spotkam prawdziwego Szarego Wilka. Obawiam się, że w takim wypadku może on zażądać więcej niż tylko zwrotu tej stówki…

    W pobliże kopalni dotarliśmy już po zmroku. W gruncie rzeczy było to pustkowie z kilkoma lichymi, drewnianymi zabudowaniami. Wejście do samej kopalni znajdowało się w dość stromym zagłębieniu, które musieliśmy obejść. Przy jednym z magazynów natknęliśmy się na uzbrojonego krasnoluda, który spytał i moje imię. Wiedziałem już, że czeka nas walka z kolejnym łowcą nagród.

    [​IMG]

    Tym razem nawet Xzar znalazł się w pierwszym szeregu i obecność nieodzianego w żadną zbroję nekromanty nie uszła uwadze naszego przeciwnika, który rzucił się na niego ze swoim wielkim toporem. Xzar szybko zrozumiał swój błąd i zaczął uciekać. Gdyby ktoś patrzył na nas z boku to pewnie miałby niezły ubaw – oto ubrany wyłącznie w długą, zieloną szatę mag ucieka przed żądnym krwi i uzbrojonym po zęby krasnoludem, który z kolei jest ściągany przez niziołka, człowieka i dwoje półelfów… No i jeszcze Imoen w tej swojej różowej tunice… Nam jednak nie było do śmiechu. Wreszcie Xzar zmienił kierunek ucieczki i skierował krasnoluda prosto na nas. Wówczas nieprzyjaciel skupił się na mnie i zadał celny cios swoim potężnym toporem. Na niewiele mu się to zdało, gdyż wkrótce otrzymał kilka celnych cięć, uderzeń i trafień od nas. Zrozumiawszy, że jest bez szans, krasnolud rzucił się do ucieczki, ale strzała wystrzelona z łuku Imoen ostatecznie posłała go do grobu.

    Przy zwłokach krasnoluda znalazłem list gończy, ale musiał być wystawiony wcześniej, gdyż opiewał na zaledwie 450 sztuk złota. Niedoszły zabójca posiadał przy sobie także nieco złota, które podniosłem wraz z toporem i zbroją paskową, która po kilku naprawach mogła się jeszcze do czegoś nadać.

    Korzystając z okazji udaliśmy się do magazynu, który strzeżony był tylko przez kilka psów bojowych, które szybko odesłaliśmy do psiego nieba. Przynajmniej taką mam nadzieję. Wszak w jakiejś książce wyczytałem, że wszystkie psy idą do nieba. Niby mógłbym zapytać o to Xzara, który jako nekromanta ma chyba najlepszą wiedzę, ale chyba jednak nie chciałem usłyszeć jego odpowiedzi. Zresztą nieważne. W magazynie znalazłem i ukradłem nieco monet i kamieni szlachetnych.

    Po zejściu do zagłębienia, w którym znajdowało się wejście do kopalni bezbłędnie zlokalizowaliśmy jej nadzorcę – Emersona, od którego dostaliśmy oficjalne pozwolenie na zejście pod powierzchnię.

    [​IMG]

    Gdy mijaliśmy amnijskich żołnierzy, którzy pilnowali wejścia jeden z nich rzekł, że życzy nam szczęścia. Byłoby to naprawdę miłe, gdyby nie dodał, że cokolwiek jest źródłem problemów, on woli z tym nie zaczynać…

    CDN...
     
    Ostatnia edycja: 26 Luty 2016
    MaksKKK i moskal lubią to.
  15. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 3, Część 3

    Wewnątrz kopalni było… Cóż, wewnątrz kopalni było nawet całkiem przyjemnie. Moje oczy szybko przyzwyczaiły się do blasku dość gęsto umieszczonych lamp, które rozświetlały labirynt korytarzy. Na plecach czułem ciągły ruch świeżego powietrza, które pochodziło z zewnątrz. W kopalni panowała nieco wyższa temperatura niż na zewnątrz. Było sucho i przyjemnie. W przeciwieństwie do aury, która panowała na zewnątrz.

    Ruszyliśmy przed siebie w stronę komory, w której znajdowały się wózki transportujące rudę oraz narzędzia. W momencie, gdy przekraczaliśmy tory, po których przesuwano wózki zaczepił nas jeden z pracujących tutaj górników.

    [​IMG]

    Górnik Gord wskazał stojącego w pobliżu Ruffiego, który wciąż jeszcze był przerażony i nie okazał się zbyt rozmowny. Według niego niższe poziomy zostały opanowane przez niewielkie demony, które wychodzą ze ścian i chcą wszystkich zabić. Tak… Zostawiłem górnika Ruffiego samego i podszedłem do jednego z pełnych wózków, z którego wziąłem do ręki niewielką grudkę rudy żelaza.

    [​IMG]

    Żelazo natychmiast skruszyło się na kilka mniejszych kawałeczków. Wyczułem jednak, że urobek pokryty jest jakąś substancją, która prawdopodobnie mogła być przyczyną osłabienia żelaza i wykuwanych z niego przedmiotów.

    Przemierzając korytarze pierwszego poziomu kopalni natrafiliśmy na wielu zapracowanych i przerażonych górników. Górnik Lesley narzekał nieustannie na brak powietrza, niską płacę i małe, zbyt małe korytarze. Nieopodal pracował górnik Cory.

    [​IMG]

    Górnik Cory był najwyraźniej mocno zajęty i nieco zirytowany moimi pytaniami, więc pozwoliłem mu wrócić do swoich obowiązków. Niewiele dalej spotkaliśmy górnika Dinka, który ucieszył się na nasz widok. Cóż za przyjemna odmiana. Górnik Dink upewniwszy się, że planujemy zejść na niższe poziomy kopalni poprosił nas o oddanie sztyletu górnikowi Kylee. Nie jestem pierwszym lepszym chłopcem na posyłki! Przyjąłem jednak sztylet od górnika Dinka, bo mógł on być umagiczniony i nikt tutaj nie będzie w stanie powstrzymać mnie przed przywłaszczeniem ostrza.

    W jednym z zaułków natknęliśmy się na dziwnie przygarbioną i przeraźliwie chudą postać. Dopiero, gdy postać spostrzegła naszą obecną okazało się, że mamy do czynienia z koboldem! Te złośliwe, jaszczurowate istoty zwykle panoszyły się w grupach i, zwykło się uważać, że jedynie podmieniały srebro lub złoto na inne bezużyteczne rudy. Jednak ten kobold był uzbrojony w łuk i mimo, że jego niewielkie, krótkie rączki drżały ze strachu, najwyraźniej zamierzał z nami walczyć.

    [​IMG]

    Dość szybko położyliśmy go trupem. Obecność tego gadziego pomiotu raczej nie była przypadkowa. Nie sądzę jednak, żeby koboldy same z siebie zdecydowały się psuć tutejsze żelazo. Poczułem niewielki lęk przed tym, co zagnieździło się na niższych poziomach, ale szybko zwalczyłem to wstydliwe uczucie. Ruszyliśmy w drogę.

    Parę metrów dalej natknęliśmy się na kolejnego samotnego kobolda (szybko go ubiliśmy) oraz kolejnych górników. Wpierw spotkaliśmy górnika Boba, który miał ciekawą teorię na temat przyczyny całego tego zamieszania.

    [​IMG]

    Wściekły smok? Tutaj?! Na szczęście Jaheira uważa, że jest to niemożliwe. Mam nadzieję, że się nie myli… Następny był górnik Marvin, który również (a jakże!) miał swoją teorię.

    [​IMG]

    Ci górnicy powinni chyba więcej uwagi poświęcać swojej pracy, a nie tworzeniu i rozsiewaniu absurdalnych plotek. Mordercze i gadatliwe duchy zmarłych… Mam nieodparte wrażenie, że Xzar znalazłby z górnikiem Marvinem wspólny język.

    Przed zejściem w głąb kopani zamieniłem jeszcze kilka zdań z górnikiem Dilakiem. Jego gorzkie słowa nie były miodem dla moich uszu...

    [​IMG]

    CDN...
     
    MaksKKK lubi to.
  16. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 3, Część 4

    Dziwnie się czułem, gdy schodziliśmy w dół. Czułem wyraźnie, że na niższy poziom kopalni docierało mniej powietrza. Było też cieplej i wilgotniej. Niczym powietrze w upalny letni dzień w chwilę po rozpoczęciu gwałtownej burzy… Zupełnie, jak kiedyś w Candlekeep, gdy siedząc w oknie wieży biblioteki obserwowałem jedną z pracujących na zewnątrz kobiet. Jej obfity biust dosłownie wylewał się z przewiewnej jasnej bluzki, gdy uwijała się, aby zdążyć zwiesić suszące się pranie. Mógłbym przysiąc, że po zawilgoceniu bluzka jeszcze bardziej podkreślała, a nawet wręcz ujawniała ponętne kształty jej właścicielki…

    Z przyjemnego zamyślenia wyprowadził mnie głos zziajanego i przerażonego górnika, który wybiegł z ciemnego korytarza wprost na nas.

    [​IMG]

    Niestety nie udało nam się go uratować, gdyż jego plecy przeszyła strzała i górnik osunął się martwy na ziemię. Z korytarza dobiegały odgłosy czegoś podobnego do szczekania, a wkrótce potem z ciemności wyłoniła się banda trzech koboldów. Rzuciliśmy się do ataku.

    Szybko pomściliśmy górnika Beldina kładąc trupem gadzi pomiot, ale to nie był koniec walki, gdyż w głębi kiepsko oświetlonej sztolni znajdowały się kolejne koboldy. Walka z nimi sprawiała, że dość chaotycznie zagłębialiśmy się w labirynt kopalnianych korytarzy.

    Prąc naprzód natknęliśmy się na ciała dwóch strażników i jednego górnika. Zwłoki były dosłownie najeżone strzałami. Wiedziałem, że w dość dużej komorze, do której właśnie mieliśmy wkroczyć czeka nas kolejna walka z licznymi zastępami gadziego pomiotu. Poprowadziłem swoją drużynę do ataku.

    [​IMG]

    Grot jednej z koboldzich strzał drasnął mnie w ramię powodując niewielką ranę, jednak nie zdołał mnie wyłączyć z walki i szybko oczyściliśmy komorę kładąc trupem cztery kolejne potwory. W samej komorze natrafiliśmy na kolejne dwa ludzkie ciała. Najwyraźniej te małe bestie potrafią być skuteczne w walce i niebezpieczne. Całe szczęście, że przewodzę licznej drużynie, która jest już dość zgrana i, jak dotąd, dobrze radzi sobie ze wszystkimi przeciwnikami. Oby na kolejnych poziomach kopalni było tak samo…

    Wróciliśmy się do szybu, którym dotychczas podążaliśmy i ruszyliśmy w jego głąb. Z ciemości wyłoniła się kolejna grupa koboldów. Rozpoczęła się walka, która wkrótce miała przekształcić się w prawdziwą bitwę. Pierwszego z nich celnym trafieniem z łuku powaliła Imoen. Gdy dobiegłem wreszcie do kolejnego potwora zostałem trafiony przez dwie strzały. Poczułem ogromny ból, ale nadal ciąłem i pchałem ostrzem swego miecza. Wkrótce połączyli do mnie pozostali towarzysze.

    U swego kresu korytarz, w którym toczyliśmy walkę, rozwidlał się na dwie strony, gdzie czaiły się kolejne gadzie pomioty. Zmusiło to nas do pierwszego rozdzielenia drużyny - Khalid i ja walczyliśmy po lewej stronie, podczas gdy Jaheira i Montaron skierowali się na prawo. Imoen i Xzar pozostawali nieco z tyłu wspierając nas atakami z dystansu.

    Niespodziewanie dotarł do mnie krzyk Jaheiry. Właściwie to nie był krzyk. Był to raczej wrzask, który brzmiał jakby pochodził od dzikiego zwierza, a nie elfa, czy nawet człowieka.

    [​IMG]

    Razem z Khalidem natychmiast pobiegliśmy w jej kierunku, ale gdy dotarliśmy na miejsce zastaliśmy jedynie kilka kolejnych koboldzich trucheł i bardzo ciężko ranną Jaheirę. Kobieta leżała na ziemi oparta o ścianę wyrobiska. Trzęsącymi się dłońmi usiłowała unieść do ust otwartą flaszkę z miksturą leczenia. W jej oczach dostrzegłem przerażenie. Khalid błyskawicznie ukląkł przy niej i pomógł jej wypić magiczną miksturę. Nie mogłem znieść tego widoku, więc zająłem się przeszukiwaniem ciał potworów. Po chwili półelfka była uzdrowiona i gotowa do dalszej walki.

    Przy jednym z koboldów znalazłem flakon z dziwną zieloną substancją. Była ona niezwykle podobna do osadu, który widziałem na wagonikach z żelazem. Wyciągnąłem z kieszeni niewielki kawałek rudy żelaza, który po kontakcie z niewielką ilością substancji z flakonu zmienił kolor. Tak, jak przypuszczałem, to właśnie ta substancja wywołała plagę, która dotknęła żelazo na Wybrzeżu Mieczy! Koboldy musiał skazić nią wszystkie złoża w kopalni!

    Mimo, że miałem w rękach dowody spisku, to nasza misja była niezakończona. Kto za tym stoi? Jakie zdeprawowane i nieczyste siły? No przecież koboldy tego same nie wymyśliły, nie mogły… Nie mieliśmy innego wyjścia – ruszyliśmy w dalszą drogę, aby oczyścić kopalnię oraz odkryć kto lub co stoi za tym spiskiem.

    CDN...

    Od autora:
    Ostatnio nieco zaniedbałem tą opowieść, ale obiecuję poprawę. :) W tak zwanym międzyczasie poprawiłem grafiki wszystkich odcinków.
     
    MaksKKK lubi to.
  17. thorfinn

    thorfinn Znany Wszystkim

    [​IMG]

    Rozdział 3, Część 5

    Szukając zejścia na niższy poziom kopalni błąkaliśmy się w gąszczu jej korytarzy siłą rzeczy tępiąc panoszące się tutaj koboldy – w jednym z chodników natrafiliśmy na cztery kolejne potwory, które dość szybko posłaliśmy do piachu.

    Trafiliśmy tej do ogromnej komory, w której schronili się górnicy i strażnicy. Jednym z ocalałych górników okazał się Kylee, który jakimś cudem rozpoznał wśród naszych rzeczy swój sztylet. Nie miałem ochoty prowokować konfliktu, który mógł się przerodzić się w kolejną bitwę, więc zwróciłem mu jego sztylet. I tak nie miał dla nas żadnej wartości.

    [​IMG]

    Górnik Kylee podzielił się z nami swoją bogatą wiedzą na temat wydarzeń w kopalni. A więc za wszystko odpowiadają koboldy… Cóż za spostrzegawczość! Cóż za przenikliwość! Po tych kilku potyczkach z gadzim pomiotem zdążyliśmy już ustalić, że to właśnie koboldy są sprawcami tutejszych kłopotów. Także strażnicy nie dysponowali przydatnymi dla nas informacjami, więc niezwłocznie ruszyliśmy w dalszą drogę i wkrótce udał nam się odnaleźć zejście na niższy poziom.

    Na kolejnym poziomie kopalni było źle. Docierało tutaj naprawdę niewiele świeżego powietrza, a to tutaj było gorące i bardzo wilgotne. Momentalnie poczułem, że po plecach niemal ciurkiem leje mi się pot. Nawet zwykłe maszerowanie w zbroi lub pancerzu powodowało wiele wysiłku – ciężko było złapać oddech. Praca w tych warunkach wydawał się niemal niemożliwa. Tak samo jak walka…

    Niemal natychmiast natrafiliśmy na ciało człowieka obok którego leżał błyszczący, zielonkawy pierścień.

    [​IMG]

    Ofiara musiała trzymać go w ręce i w chwili śmierci go upuściła. Podniosłem z ziemi nefrytowy pierścień i dokładnie go obejrzałem. Nosił ślady długotrwałego użytkowania – był mocno zmatowiony i w wielu miejscach głęboko zarysowany. Pewnie pełnił rolę obrączki ślubnej, bo nie sądzę aby pracujący pod ziemią górnik mógł pozwolić sobie na zbędną ekstrawagancję. Mimo, że pierścień nie przedstawiał dużej wartości schowałem go do kieszeni – może uda się go opchnąć w jakiejś gospodzie.

    Gdy zaczęliśmy przeczesywać kolejny poziom kopalni prawie od razu trafiliśmy na bandę kilku koboldów. Rzuciliśmy się do ataku. Szybko okazało się, że mieliśmy stanąć do walki przeciwko całej hordzie potworów! Część koboldów w podskokach rzuciła się na nas z mieczami, podczas gdy większa część pozostawała z tyłu i wspierała swoim pobratymców strzelając do nas z łuków.

    Jedna z ich strzał ugodziła mnie w udo, a z rany dość obficie popłynęła krew. Na chwilę przerwałem walkę i osłaniając się tarczą sięgnąłem po flakon z leczniczą miksturą. Szybko pochłonąłem magiczny płyn i natychmiast poczułem jego działanie. Dokładnie w tym momencie zostałem raniony przez kolejne dwie strzały. Na szczęście powstałe od nich rany na pierwszy rzut oka nie były krytyczne, więc kontynuowałem walkę.

    Tymczasem w pogoni za wciąż wyłaniającymi się przeciwnikami do przodu wyforsowało się małżeństwo półelfów wraz z Montaronem, lecz wkrótce także oni się rozdzielili i podążyli korytarzami w przeciwnych kierunkach. Ja pozostałem nieco z tyłu, ale również byłem zajęty walką. Wkrótce dołączył do mnie Xzar, który najwyraźniej chciał posmakować walki w zwarciu. Jednak szybko przeszła mu na to ochota, gdy został dość głęboko raniony mieczem.

    [​IMG]

    Zapewne jakikolwiek pancerz byłyby w stanie przynajmniej częściowo ochronić go przed ciosem, ale Xzar nie godził się na noszenie żadnego stroju ochronnego. Ponoć ma to związek ze swobodnym przepływem energii magicznych, czy jakoś tak. W każdym razie nekromanta od razu rzucił się do ucieczki i zachłannie opróżnił flaszkę z magiczną miksturą. Później miało się okazać, że była to nasza ostatnia mikstura leczenia…

    Jednak póki co bitwa trwała nadal i gdy pojawiła się taka możliwość ruszyłem na pomoc Montaronowi, który samotnie walczył przeciwko trzem łucznikom. Niestety zanim dopadłem do jednego z nich zdążył on wystrzelić strzałę, która raniła niziołka. Mimo wszystko wkrótce udało nam się pokonać wszystkich wrogów i ponownie zebrać drużynę.

    [​IMG]

    Zabiliśmy naprawdę wiele koboldów… i byliśmy w tym coraz lepsi. Nawet Imoen tak uważała – Młoda stwierdziła, że staje się bardziej doświadczonym poszukiwaczem przygód. Co więcej, twierdziła, że czuje jak rozwijają się jej umiejętności, rozszerza się jej wiedza i dosłownie rośnie jej potęga. Cóż, mam nadzieję, że ostatnio nie uderzyła się zbyt mocno w głowę.

    [​IMG]

    Niezwłocznie ruszyliśmy w dalszą drogę, aby zbadać drugą część obecnego poziomu. W pewnym momencie Khalid aktywował pułapkę, gdyż z ukrycia wystrzeliła strzała, a wokół rozległ się donośny dźwięk gongu. Niemal natychmiast z pobliskiego korytarza wybiegły na nas kolejne koboldy, który stawiliśmy czoła. Niestety ponownie zostałem raniony i czułem, że powoli opuszczają mnie siły witalne – jeszcze dotkliwiej odczuwałem gorąco i zmęczenie, kręciło mi się w głowie i ciemniało mi w oczach. Oparłem się o ścianę chodnika. Niestety nie mieliśmy już mikstur uzdrawiających, więc sięgnąłem po płyn magiczny nazywany miksturą niewrażliwości, która przełamała ogarniającą mnie niemoc.

    W kolejnej części kopalni natrafiliśmy na następną bandę koboldów, więc niezwłocznie rzuciłem się do ataku. Ciąłem i dźgałem na lewo i prawo. Nie zauważyłem nawet jak bardzo wyforsowałem się naprzód, pozostawiając swoich towarzyszy daleko w tyle.

    [​IMG]

    Na szczęście wkrótce moja drużyna włączyła się do walki i błyskawicznie rozprawiliśmy się z kolejną grupą potworów. Zgodnie ze zwyczajem zaczęliśmy przeszukiwać zwłoki koboldów w poszukiwaniu przedmiotów, które mogłyby się nam do czegoś przydać. Gdy podniosłem się znad kolejnego truchła ponownie poczułem zawroty głowy. Niemal po omacku złapałem się ściany. Nagle Montaron uciszył wszystkich i zaczął dokładnie nasłuchiwać. Ktoś się zbliżał w naszym kierunku. Poczułem, jak ogarnia mnie ciemność…

    CDN…
     
    Zoor i MaksKKK lubią to.
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie