Zjednoczenie - FRCA AAR

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez Ponury Joe, 25 Czerwiec 2008.

  1. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    Uwaga, uwaga! Oto premiera mojego pierwszego aar'a. :)

    Wersja: HoI2 DD Armageddon, patch 1.1
    Poziom trudności: Normalny/Agresywny
    Modyfikacje: ikonki Skifa, GIP 0.6, Zoor's Flag/Shield Pack, skin FRCA - Vata, flaga i żetony FRCA - Zoor (dzięki za pomoc :))
    Kraj: Federal Republic of Central America (FRCA) powstały na bazie Gwatemali + pakiet własnych usprawnień. :)
    Zjednoczone Prowincje Ameryki Środkowej lub Stany Zjednoczone Ameryki Środkowej

    Dodatki:

    KTO JEST KIM, CZYLI JAK NIE POGUBIĆ SIĘ W FABULE FRCA AAR (cz. 1)
    KTO JEST KIM, CZYLI JAK NIE POGUBIĆ SIĘ W FABULE FRCA AAR (cz. 2)


    Spis odcinków:

    Rozdział I:
    I - Tajemniczy ładunek
    II - Miasto Majów
    III - Jezioro Peten Ytza
    IV - Hans Straserman
    V - Kryptonim "Xecotcovach"
    VI - Światły początek
    VII - Negocjacje i propaganda
    VIII - Rewolucyjny podmuch
    IX - Niech żyje rewolucja!
    X - Rewolucyjna pożoga
    XI - Operacja „Xecotcovach”
    XII - Wielki Bluff?
    XIII - Krajobraz po bitwie
    XIV - Potrójne kłopoty
    XV - Decydująca operacja
    XVI - Poważne komplikacje
    XVII - Płonąca granica
    XVIII - Wyścig z czasem
    XIX - Quetzalcoatl i Tezcatlipoca
    XX - Krew, pot i łzy
    XXI - Cisza przed burzą
    XXII - Wielka ofensywa
    XXIII - Zemsta Federacji!
    XXIV - La Noche Triste (odcinek specjalny)
    XXV - Templo Mayor
    XXVI - Znowu razem!
    XXVII - Wielki referendum
    XXVIII - Republika bananowa?
    XXIX - Amerykański Garibaldi
    XXX - Prawo do zjednoczenia
    XXXI - Żelazny kanclerz
    XXXII - Na ostrzu noża
    XXXIII - Burza nadciąga ze wschodu
    XXXIV - Nie okazywać litości
    XXXV - Za wszelką cenę
    XXXVI - Siła Federacji
    XXXVII - Ostateczna rozgrywka (cz. 1)
    XXXVIII - Ostateczna rozgrywka (cz. 2)

    Odcinek XXXIX
    Odcinek XL
    Odcinek XLI
    Odcinek XLII
    Odcinek XLIII
    Odcinek XLIV

    Rozdział II:
    XLV - Ropa głupcze!
    XLVI - Genialny plan?
    XLVII - La bella Blanca
    XLVIII - Panamerykańskie ambicje
    XLIX - Reakcja łańcuchowa
    L - Guerra Americana
    LI - Podwójne uderzenie
    LII - Sen Bolivara
    LIII - Kongres Panamerykański (cz. 1)
    LIV - Kongres Panamerykański (cz. 2)
    LV - Umarł król, niech żyje król?
    LVI - Wielki exodus
    LVII - Gdzie dwóch się bije...
    LVIII - Delikatne pertraktacje
    LIX - Nowy rok, stare kłopoty


    FRCA AAR
    1 - 15 stycznia 1936

    Odcinek I - Tajemniczy ładunek

    [​IMG]


    [​IMG]

    Puerto Barrios, 3 stycznia 1936 roku.

    Nadbrzeże tego niewielkiego portu położonego nad Zatoką Honduraską zatętniło życiem z powodu zawinięcia do niego statku handlowego. Co prawda statki zawijały od czasu do czasu do głównego portu Gwatemali, ale nigdy nie były to jednostki tej wielkości. Nic dziwnego, że na nadbrzeżu zebrał się dość spory tłum gapiów. Nad statkiem dumnie powiewała bandera, ale żaden z tubylców jej nie znał. Widocznie statek musiał przybyć z daleka. Jednak nie dane było przyjrzeć się bliżej jednostce, gdyż na nadbrzeżu zaraz pojawiło się wojsko, które szczelnym kordonem otoczyło rejon załadunkowy.
    - Ruszać się! Ten statek ma być zaraz rozładowany. W Gwatemali już czekają na ten transport, więc… Jazda! Ładować paki na ciężarówki! – wrzeszczał na robotników stoczniowych oficer ubrany w rządowy uniform.
    Pilnym okiem lustrował on nędznie ubrany portowy motłoch kręcący się wokół z nadzieją na jakiś zarobek lub też okazję na szybkie wzbogacenie się w niezbyt legalny sposób.
    - Wynocha stąd!!! – ryknął oficer i kopniakiem odpędził śmiałka, który zdjęty ciekawością zapragnął sprawdzić cóż tak cennego zawierają te paczki, że do ich transportu przysłano oddział wojska oraz oddział samochodów, które stanowiły rzadkość i były używane wyłącznie do celów reprezentacyjnych.
    - Ostrzegam was świnie! Jeśli zniknie cokolwiek z tego transportu gorzko tego pożałujecie! Minister Dominguez zajmie się wami osobiście!
    Minister Dominguez znany był ze swojej bezwzględności i okrucieństwa wobec swoich wrogów oraz osób, które weszły mu w drogę. Plotki rozsiewane w całym kraju sprawiły, że samo brzmienie jego nazwiska działało odstraszająco nawet na tych, którzy nie planowali żadnych nielegalnych posunięć.

    Dwóch robotników przyglądało się z zainteresowaniem temu całemu zamieszaniu gawędząc swobodnie:
    - Jak sądzisz Jose, co może być w tych paczkach?
    - Nie wiem, ale mój kuzyn Pablo był ostatnio w stolicy razem z seniorem Santiago, by sprzedać osły na targu i mówił, że w stolicy coś się święci. Przygotowywana jest jakaś uroczystość, czy coś w tym stylu z udziałem najważniejszych osób w państwie… - powiedziawszy to splunął.
    - Znając życie pewnie w tych pakach dostarczane są jakieś wykwintne wina dla szanownych panów – powiedział z przekąsem Juan. – Jakby tutejsza winorośl nie była godna podniebienia naszych wielmożów. Patrz na takiego Pepe… On już 40 lat chla tutejsze wino i nadal twierdzi, że jest najlepsze na świecie…

    W tej chwili rozmowę przerwał trzask, po którym rozległ się wrzask oficera:
    - Ty KRETYNIE!!! Mówiłem, że macie się obchodzić z tymi paczkami ostrożnie! – ryczał oficer na robotnika stojącego nad upuszczoną skrzynią, która się lekko uszkodziła. Żołnierze towarzyszący oficerowi natychmiast ruszyli i zasłonili rozbitą paczkę, tak, aby nikt nie zobaczył co w niej się znajdowało.

    - Jose! Widziałeś? – spytał nie ukrywając zdziwienia Juan.
    - Widziałem. No to już wiemy co jest w tych skrzyniach. Z pewnością nie jest to wino.
    W tej chwili podeszło do nich dwóch żołnierzy:
    - Widzieliście coś ciekawego? – spytał jeden z nich.
    - Nie, ja nic nie widziałem, a ty Jose? – odparł Juan.
    - Ja również. – zapewnił szybko zapytany.
    - I tak ma pozostać – warknął żołnierz - A teraz jazda stąd!
    Nic nie odpowiadając odwrócili się i odeszli.

    [​IMG]


    Fragment przemówienia prezydenta Gwatemali Jorge U. Castanedy wygłoszonego 10 stycznia 1936 roku w Gwatemali do Zgromadzenia Narodowego kolportowanego przez Rządową Agencję Informacyjną.


    Pałac prezydencki, Gwatemala, 15 stycznia 1936 roku.

    Zebranie najwyższych władz nowoutworzonej FRCA.
    - Jakie są reakcję w społeczeństwie i na świecie na nasze posunięcie? – spytał prezydent.
    - W kraju panuje spokój, Panie prezydencie – zameldował minister spraw wewnętrznych Dominguez – Nie ma żadnych przejawów oporu, czy też niezadowolenia z powodu zmiany nazwy państwa.
    - A jakie reakcje z zagranicy Panie Klee?
    - Na razie wszyscy wyczekują. Żadne z państw nie odpowiedziało na nasz apel, ale nie liczyliśmy na to, bo rozmowy sondażowe wskazywały, że nikt nie poprze naszych planów. Nie mniej powrót do tradycji XIX wiecznych zaniepokoił te państwa, które ówcześnie razem z nami tworzyły FRCA.
    - A Stany Zjednoczone? – spytał prezydent Castanieda.
    - Wydaje się, że na razie wyczekują na nasz następny ruch.
    - Dobrze. Ze swojej strony pragnę Panów poinformować, że transport od naszych europejskich przyjaciół przybył zgodnie z planem i został zabezpieczony przez nasze oddziały. Pora zatem przystąpić do drugiego etapu naszego planu. Proszę oczekiwać na moje następne polecenia. Dziękuje Panom za przybycie.

    [​IMG]


    W następnym odcinku:
    Co kryją w sobie owe tajemnicze skrzynie?
    Jakie ściśle tajne plany chce zrealizować prezydent Castaneda?
    Kim są tajemniczy "przyjaciele z Europy"?
    Czy spotkamy jeszcze Jose i Juan?

    To wszystko i jeszcze więcej w kolejnym odcinku FRCA AAR!


    Zapraszam do komentowania i wskazywania ewentualnych niedociągnięć. Jako, że to mój pierwszy AAR proszę o wyrozumiałość. :wink:
     
  2. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    16 - 30 stycznia 1936

    Odcinek II - Miasto Majów


    Puerto Barrios, 19 stycznia 1936 roku.

    Przybicie do portu dużego i nieznanego statku handlowego wywołało nie lada sensację. Emocje wśród mieszkańców jeszcze nie opadły, gdy po mieście rozeszła się nowa, jeszcze bardziej sensacyjna wiadomość. Do portu zbliża się kolejny statek!
    W miejscowej tawernie, która była raczej zapyziałą norą, niż tawerną z prawdziwego zdarzenia, zebrał się mały tłum, który w ożywieniu dyskutował o ostatnich wydarzeniach.

    - Pepe, co sądzisz o tym niepotykanym ruchu w naszym spokojnym porcie? – spytał żartobliwie właściciel tawerny, senior Aruna.
    Pepe wstawiony jak zwykle, siedział w kącie sali i popijał najtańsze wino, które było dostępne w ofercie tegoż lokalu. Wino to ochrzczone zostało przez lokalną klientelę mianem „Zgniłego szczura”, gdyż nikt nie wierzył zapewnieniom senior Aruny, że jest to wino wytwarzane z winorośli.
    - A co mam sądzzzić panie ghospodarzu? – odparł przepitym głosem Pepe - Port bez statków (chik) to jaak tawerna bez rhuumu.
    - Ale nigdy nie przybijał do nas tak ogromne statki. Skąd on w ogóle tutaj przypłynął? Marynarze nie zeszli nawet na brzeg, lecz zaraz po wyładowaniu towaru odpłynęli w siną dal.
    - Krążą słuchy, że ten statek przypłynął aż z Europy! – dumnie rzekł Felippe, miejscowy rybak – Pytałem senior Ortege, naczelnika portu co to za statek, ale nie chciał mi nic powiedzieć. Podobno to tajemnica.
    - Thhajemnica, czy też niee (chik) whażne, że do portu zawijają sthatki. Jak shą sthatki to jes robota – wybełkotał Pepe, który osuszywszy dzban wina rozglądał się tępo po sali w poszukiwaniu osoby, która postawiłaby mu następną kolejkę.
    - A ghdzie jest mhój naajlepszhy przyjaciel Jose? – spytał rozglądając się po sali. Jose zawsze stawiał Pepe wino, gdy ten nie miał pieniędzy, a zdarzało się to bardzo często.
    - Nie wiesz? Jose, Juan i inni młodzi z portu zostali powołani do wojska – odparł Felippe.
    - Dho wojskka? A dajhą tam whinno? (chik) – spytał z nadzieją w głosie Pepe – To może ja theż sihę zaciągne?
    Cała sala ryknęła śmiechem.
    - Ty Pepe? Jeszcze byś wysadził w powietrze koszary. Haahahaa.
    Zewsząd posypały się złośliwe komentarze. Jednak Pepe się tym nie przejął.
    - A co mhi tam!(chic) Pójdhę się zapishać! – i chwiejnym krokiem skierował się ku drzwiom wyjściowym.
    - Tylko żebyś trafił do koszar, a nie do klasztoru! – rzucił na odchodne ktoś z tłumu co znów wywołało lawinę śmiechu wśród rozbawionego towarzystwa.

    [​IMG]


    Puerto Barrios, 20 stycznia 1936 roku.

    Gdy mieszkańcy budzili się ze snu na nadbrzeże portowe zajechała kolumna rządowych samochodów oraz oddział wojska. Zdziwieni mieszkańcy gdy dostrzegli, że na nadbrzeżu znajduje się minister Dominguez nie mieli odwagi sprawdzić co się dzieje, lecz z ukrycia obserwowali rozwój wypadków.

    - Panie ministrze. Melduje, że nadbrzeże portowe zostało obstawione naszymi ludźmi.
    - Bardzo dobrze, generale Orellana. – rzekł chłodnym tonem minister.
    - Panie generale! – zasalutował żołnierz, który podbiegł do tej dwójki – Melduje, że na horyzoncie pojawił się statek!
    - Zrozumiałem! Odmaszerować!
    Żołnierz ponownie zasalutował i oddalił się, tymczasem generał wraz z ministrem obserwowali morze i statek, który z każdą chwilą zbliżał się portu. Po godzinie wyczekiwania statek przybił do portowego nadbrzeża i spuścił trap na ląd. Generał wraz z ministrem podeszli powitać gości.
    - W imieniu prezydenta Castenedy miło mi powitać szanownych gość w Puerto Barrois. Nazywam się Dominguez, minister Spraw Wewnętrznych i Bezpieczeństwa, a to jest generał Orellana. Proszę, samochody są już gotowe. Zawieziemy państwa do stolicy, gdzie oczekuje prezydent. Proszę za mną.

    Goście skinęli głowami i ruszyli w kierunku samochodów. Gdy całe towarzystwo zapakowało się do pojazdów kolumna odjechała w kierunku stolicy eskortowana przez oddziały wojskowe. Statek natomiast odpłynął w nieznane, a podekscytowani mieszkańcy wylegli na ulice, by snuć domysły na temat tajemniczych gości.

    [​IMG][/URL]​


    Pałac prezydencki, Gwatemala, 21 stycznia 1936.

    W sali reprezentacyjnej pałacu prezydenckiego zebrali się liczni funkcjonariusze państwowi, aby powitać gości, którzy wczoraj późnym wieczorem dotarli do stolicy.

    Głos zabrał prezydent:
    - Miło mi państwa powitać w skromnych progach mojego pałacu. Serdecznie witam przewodniczącego misji profesora von Grostena oraz konsula, który od dnia dzisiejszego staje się ambasadorem Niemiec w FRCA – pana Stroppe. Mam nadzieje, że państwo wypoczęli po trudach podróży i nabrali sił. Aby te siły jeszcze wzmocnić pozwoliłem sobie wydać dla państwa to małe przyjęcie, gdyż nic nie wzmacnia człowieka tak jak wino i muzyka. Nie będę zabierał państwu więcej czasu, życzę miłej zabawy.

    Zebrani nagrodzili prezydenta oklaskami po czym zabawa się zaczęła i trwała do późnych godzin nocnych.

    Koszary wojskowe, Gwatemala, 21 stycznia 1936.

    - Jose, ale nas urządzili! – powiedział Juan, który zakładał właśnie przydzielony mu mundur.
    - Nie da się ukryć. Niech ich szlag. Słyszałem, że w pałacu trwa właśnie przyjęcie na cześć jakichś obcokrajowców, którzy wczoraj przybyli do Puerto Barrios.
    - Dajże już spokój! – obruszył się Juan – Będę tęsknił za tą zapyziałą norą.
    - Ja też.
    W tej chwili rozmowę przerwał oficer, który wszedł do baraku.
    - Dobra. Widzę, że już jesteście gotowi. Jazda. Na dziedziniec! – rozkazał.

    Po chwili na dziedzińcu zebrał się tłum nowych rekrutów. Był tam również generał Orellana, który wygłosił krótkie przemówienie do poborowych.

    - Od dzisiaj jesteście żołnierzami FRCA! Macie się zachowywać z godnością jaka przystała żołnierzowi i wykonywać rozkazy. Niesubordynacja będzie surowo karana…
    Generał ciągnął swoją tyradę dalej, gdy Jose szepnął do Juana:
    - Te, popatrz. Czy to przypadkiem nie jest stary Pepe – i wskazał grupkę żołnierzy po przeciwległej stronie dziedzińca.
    - Co ty gadasz. To nie możliwe, żeby wzięli takiego starego pijaka jak Pepe – mówiąc to spojrzał w kierunku wskazanym mu przez przyjaciela – O cholera! To rzeczywiście on! Co on tutaj robi?
    - Jakiś problem?! – ryknął generał, który skończył w tym czasie swoje przemówienie i zauważył rozmawiających poborowych.
    - Ależ skąd, panie generale! – pospiesznie odparli zapytani.
    - Bardzo dobrze. Widzę, że mamy już tutaj dwóch ochotników do pierwszego zadania bojowego – rzekł z lekką nutką ironii generał Orellana.
    - Niech to szlag! – pomyślał Jose.

    Gabinet prezydenta Castanedy, Gwatemala, 22 stycznia 1936.

    W Pałacu Prezydenckim kończy się właśnie spotkanie prezydenta Castanedy z profesorem von Grosten.

    - Panie profesorze, wszelkie przygotowania zostały zakończone. Czekamy tylko na tragarzy i może Pan wyruszyć do Tikal - powiedział prezydent - część wyposażenia, które przypłynęło na początku stycznia została wysłana przodem. Resztę zabiorą tragarze.
    - Bardzo się cieszę z tego powodu. Im szybciej się tam znajdziemy, tym szybciej zaczniemy wykopaliska - profesor wstał ze skórzanego fotela i podał rękę prezydentowi - Jeszcze raz dziękuje za wspaniałe powitanie. Aha, bym zapomniał. Ambasador Stroppe wypił chyba wczoraj za dużo wina i jest dzisiaj niedysponowany, dlatego prosił mnie, abym przekazał Panu ten oto list. Proszę. Do widzenia.
    - Dziękuje bardzo. Do widzenia i życzę bogatych odkryć ku chwale niemieckiej archeologii i FRCA.
    - Dziękuje. - odparł profesor i opuścił gabinet.

    Tymczasem prezydent otworzył list. W czasie lektury jego twarz pojaśniała z radości.

    W następnym odcinku:
    Jakim cudem Pepe dostał się do wojska?
    Jaką misję przydzieli generał Orellana Jose i Juanowi?
    Jakie informacje zawarte w liście przekazanym przez profesora tak bardzo ucieszyły prezydenta Castanede?

    ----------------------------------

    Dzięki za komentarze i spory odzew. :)

    @Olsen Na pewno na pierwszym odcinku nie zamierzam skończyć. Jako dowód - wrzucam odcinek II. :)

    @Bodacious Na razie FRCA jest tylko z nazwy. Tak więc jest to jednostronna deklaracja.

    @Oktawian Masz rację z tą Panamą. Początkowo chciałem dać sobie cora później, ale jak tworzyłem event to stwierdziłem, że zrobie to od razu. Co do Kanału i Belize to mam pewne plany co do tych obszarów, ale na razie za wcześnie o tym mówić.:p

    @Hamnis Odnośniki usunięte. :) Nie martw się. Nie mam zamiaru podbijać wszystkiego. Do wojny też się włączę, ale czy wstąpię do któregoś z sojuszy? To się okaże.
     
  3. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    1 - 15 lutego 1936

    Odcinek III - Jezioro Peten Ytza



    Tierra Colorada nad Jeziorem Peten Ytza, 2 lutego 1936.

    Niemiecka misja archeologiczna zmierzająca w kierunku Tikal zatrzymała się w tym spokojnym miasteczku położonym nad malowniczym jeziorem Peten Ytza.

    - Uff. Jose, ale harówa. Oby dzień w którym zobaczyłem te cholerna skrzynie został przeklęty! – narzekał Juan, który korzystając z postoju zdjął ciężkie żołnierskie buty i wyłożył się pod drzewem.
    - Pięknie nas urządził ten przeklęty generał. Mam dla was misję mówił! Gówno prawda! Robimy tutaj za zwierzęta pociągowe.
    - Cholernie dużo tych pakunków wleką te gryzipiórki – zauważył Jose.
    - Jak tak pomyślę to masz rację. Dziwne też, że zabrali tak mało mułów, a tak dużo tragarzy. I do tego wszyscy z ostatniego poboru.
    - No, a i tych archeologów całkiem sporo. Mówię ci, coś tu śmierdzi.
    - Swoją drogą po co im te lornetki, które widzieliśmy w porcie?
    - Mnie nie pytaj! – odparł znużony całą sytuacją Jose, który sięgnął po manierkę z wodą i podając ją przyjacielowi rzekł - Daleko jeszcze do tego Tikal?
    - Skąd niby mam wiedzieć. Przecież nigdy nie byłem w tych stronach.

    Konwersację tej dwójki przerwał Pepe, który nadszedł od strony miasta. Był on podejrzanie zadowolony.
    - Co słychać chłopaki? – spytał uśmiechnięty.
    - Pepe, ciekawy byłem kiedy się pojawisz. Widziałem jak maszerowałeś na czele kolumny.
    - A jak chłopcze. Stary Pepe nareszcie może pokazać na co go stać – odparł wyraźnym zadowoleniem i sięgnął za pazuchę skąd wydobył butelkę z której pociągnął solidny łyk – A mówili, że w wojsku wina nie dają.
    - A właśnie Pepe jak się dostałeś do wojska? – spytał Jose.
    - Jak to jak? Takich starych weteranów jak ja to od razu przyjmują – chełpił się coraz bardziej rozweselony Pepe.
    - Pytam poważnie.
    - No dobrze, już dobrze. Gdy usłyszałem, że was chłopaki wzięli do wojska i nie będzie miał mi kto stawiać wina stwierdziłem, że w wojsku nie może być gorzej. Poszedłem zatem do lokalnego punktu werbunkowego, ale wyobraź sobie, że nie chcieli mnie zapisać. Jeden z tych tępaków nazwał mnie „starą pijaczyną” i kazał się wynosić. Ja mu na to, że jak byłem w jego wieku to już całą Amerykę Środkową przebyłem jako wędrowny handlarz mułów. Już miałem zabierać się do domu, gdy jeden z oficerów zawołał mnie i spytał, czy znam Honduras. Ja na to, że nie najgorzej, bo sporo czasu tam spędziłem. Nie wiem, czemu tak wypytywał o ten Honduras, ale powiedział, że może jednak się przydam i przyjechałem razem z tymi archeologami do stolicy. Dostałem też od niego butelkę wina i to o wiele lepszego niż te pomyje z Puerto Barrios – zakończył opowieść Pepe.
    - A czemu towarzyszysz tej wyprawie?
    - Jestem przewodnikiem – odparł dumnie Pepe – Mam zaprowadzić tych obcokrajowców do tego starego miasta w dżungli.

    Juan miał właśnie zapytać Pepe, czy daleko jeszcze do celu, gdy podbiegł ku nim oficer:
    - Koniec przerwy. Ruszać się! Ruszamy w dalsza drogę.


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 2 lutego 1936 roku.

    Trwa spotkanie prezydenta Castanedy z ministrem Dominguezem.

    - Proszę, niech pan spojrzy na ten list.
    - Spójrzmy – rzekł minister, który otworzył list i zaczął czytać.
    - To doprawdy doskonałe wiadomości! – powiedział.
    - Widać, że naszym europejskim przyjaciołom naprawdę zależy na powodzeniu naszych planów – odparł prezydent.
    - Zatem proszę wszystko odpowiednio zorganizować. Wydałem już polecenia generałowi Arendano. Proszę skoordynować z nim swoje działania, tak, żeby cała operacja przebiegła sprawnie.
    - Dobrze panie prezydencie.

    Rozmowę przerwało stukanie do drzwi.

    - Panie prezydencie, ambasador Stroppe chciałby się z panem pilnie widzieć.
    - Aaa, czyli pan ambasador poczuł się już lepiej po tym paskudnym zatruciu. Dobrze, niech wejdzie.

    Po chwili w gabinecie pojawił się ambasador.
    - Nie chciałem panom przeszkadzać, ale to pilne.
    - Ależ panie ambasadorze. My i tak już skończyliśmy. Bardzo się cieszę, że widzę pana w lepsze kondycji. Składam głębokie wyrazy ubolewania z powodu pańskiej choroby. Winni zaniedbań zostaną ukarani prawda panie Dominguez?
    - Oczywiście. Osobiście tego przypilnuje. A teraz panowie wybaczą, ale obowiązki wzywają – rzekł minister po czym opuścił gabinet.
    - Bardzo nas cieszy podniesienie rangi misji dyplomatycznej Niemiec do rangi ambasady. Liczymy, że pójdą za tym wymierne korzyści zarówno dla nas, jak i dla was – zaczął prezydent - Może cygaro?
    - Nie, dziękuje nie palę. Mam nadzieje, że profesor przekazał panu prezydentowi list od naszego rządu – rzekł Stroppe.
    - Ależ oczywiście. Jestem niezwykle uradowany ciepłym nastawieniem pańskiego kraju do naszego programu utworzenia federacji środkowoamerykańskiej, która skutecznie stawi opór dominacji Stanów Zjednoczonych w Ameryce.
    - W tej sprawie może pan liczyć na całkowite poparcie Fuhrera i naszego państwa. Czy postanowienia wynegocjowane w tamtym roku zostały zrealizowane?
    - Oczywiście. Osobiście kierowałem całym projektem. – odparł Castaneda.
    - Bardzo dobrze, liczę, że misja von Grostena będzie dobrą przykrywką dla realizacji naszych planów.
    - Ja również, ale realizacja tych planów nadwątliła nasze skromny budżet.
    - O to proszę się nie martwić. Fuhrer wyraził zgodę na udzielenie pańskiemu krajowi bezzwrotnej pożyczki. Co więcej, Fuhrer byłby skory zwiększyć pomoc ekonomiczną dla Federacji, ale muszą za tym pójść realne osiągnięcia na drodze do zjednoczenia. Rozumie pan co mam na myśli?
    - Oczywiście. Mogę zapewnić ze swojej strony, że już nie długo przystąpimy do działania. Gdy tylko program tajnych obozów szkoleniowych wyda swoje pierwsze owoce żadna siła nas nie powstrzyma. Federacja powstanie. Gwarantuje to Fuhrerowi.
    - A co ze Stanami Zjednoczonymi? – spytał Stroppe – Fuhrer obawia się ich reakcji na pańskie działania.
    - Proszę być spokojnym. Dopóki będziemy działać na własną rękę bez oficjalnego sojuszu Amerykanie nie mają podstaw do interwencji.
    - Oby pan miał rację – uśmiechnął się Stroppe – Zatem kiedy misja dotrze do celu?
    - To zależy od pogody, ale przypuszczam, że powinni być już nie daleko. Gdy tylko przybędzie „Hans Straserman” dostarczymy resztę wyposażenia do obozów.
    - Bardzo dobrze. Zatem omówiliśmy wszelkie pilne kwestie – rzekł Stroppe i podał rękę Castanedzie.
    - Niech Pan się nie przemęcza i jeszcze wypocznie. Bardzo martwiłem się o pańskie zdrowie – rzucił na pożegnanie prezydent.

    [​IMG]


    Finca San Isidro, 6 lutego 1936.

    Pogodna sprzyjała maszerującym do Tikal, którzy szybko pokonali odcinek drogi wzdłuż jeziora Peten Ytza. Niedaleko małej wioski Santa Lucia generał Orellana, który dowodził całą operacją zarządził postój. Jose i Juan postawili na ziemi skrzynie po czym usiedli w cieniu drzew obserwując jezioro. Tymczasem część tragarzy selekcjonowała skrzynie wyszukując tych z dziwnym znakiem przypominającym krzyż na wieku. Po krótkim odpoczynku przystąpiono do formowania nowej kolumny. O dziwo część misji niemieckiej wraz ze wszystkimi mułami, małą liczbą skrzyń i Pepe ruszyli w kierunku północnym nie czekając na uformowanie się reszty.

    - Juan, czemu oni nie czekają aż uformujemy kolumnę? – spytał zdziwiony Jose.
    - Zaczynasz mnie męczyć tymi pytaniami na które nie znam odpowiedzi – odparł lekko poirytowany Juan.
    - Nie gadać teraz – zwrócił im uwagę jedne z oficerów.

    Gdy wszystko było gotowe, ku zaskoczeniu Jose i Juana ruszyli nie na północ, lecz na zachód, by po niezbyt długim marszu dotrzeć do osady Finca San Isidro, gdzie ujrzeli szereg zbudowanych z drewna obozów, w których trwał nieustanny ruch. Gdy zbliżali się do pierwszego z brzegu obozu wyszedł im na spotkanie generał de Leon, który zasalutował generałowi Orellana i powiedział:
    - Witam pana generała w Obozie Szkoleniowym Numer 1. Miejsca dla rekrutów są już gotowe. Instruktorzy, którzy przybyli wraz z panem znajdą zameldowanie w hacjendzie w miasteczku. Zaraz zjawią się też moi ludzie, którzy zaopiekują się skrzyniami z bronią.
    - Bardzo dobrze. Gratuluje doskonałej roboty – odparł generał, po czym zwrócił się do poborowych – Witamy w Obozie Szkoleniowym Armii FRCA! Przejdziecie tutaj trening bojowy, tak abyście byli maksymalnie przydatni dla swojego kraju!

    [​IMG]

    Siedziba Ministerstwa Obrony Narodowej, Gwatemala, 14 lutego 1936.

    - Generale Arendano prezydent do pana – powiedział adiutant, który wszedł do gabinetu.
    - Proszę go niezwłocznie wpuścić.

    Po chwili prezydent, jak zwykle w wojskowym mundurze zasiadł w fotelu popalając cygaro.
    - Jak idzie szkolenie nowej dywizji piechoty panie Arendano? Kiedy będzie gotowa do działań bojowych?
    - Trudno powiedzieć panie prezydencie. Brakuje nam rekrutów oraz kadry oficerskiej. Mamy tez kłopoty z poborem. Powoduje to znaczne opóźnienia. Przypuszczam, że dywizja będzie gotowa na połowę czerwca.
    - Co? To niedopuszczalne! – krzyknął wyprowadzony z równowagi nieudolnymi tłumaczeniami ministra Castaneda.
    - Lada moment przypłynie do nas transport z Europy. Nie mogę im pokazać pustych obozów wojskowych na które wyłożyliśmy znaczne fundusze. Taki obraz mógłby skutecznie zniechęcić naszych przyjaciół do dalszego wspierania naszej sprawy! Czy pan to rozumie?!
    - Tak panie prezydencie – odparł lekko wystraszony generał.
    - Proszę się natychmiast skontaktować z ministrem Dominguezem. Niech on coś wymyśli. Do czasu przybycia transportu obozy mają być zapełnione rekrutami, a dywizja ma być gotowa na początek maja! Niech pan sobie to dobrze zapamięta! – rzucił na odchodne prezydent.


    W następnym odcinku:
    Co spowodowało ciężką chorobę u ambasadora Stroppe?
    Czy Pepe odnajdzie drogę do Tikal?
    Jak Jose i Juan poradzą sobie w obozie szkoleniowym?
    Jaki ładunek ma na swoim pokładzie "Hans Straserman"?
     
  4. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    16 - 29 lutego 1936

    Odcinek IV - Hans Straserman



    Finca San Isidro, 16 lutego 1936.

    Z różnych stron do obozów szkoleniowych armii FRCA napływały grupki rekrutów powołanych na mocy specjalnego rozkazu prezydenta Castanedy. Jose i Juan początkowo pracowali w magazynie, gdzie wyładowywali ze skrzyń sprzęt dostarczony przez statek, który nie tak dawno obserwowali w Puerto Barrios. Część skrzyń przybyła tutaj wcześniej, resztę donieśli na swoich plecach.

    - Słuchać mnie! – rozkazał grupie odpowiedzialnej za wyładunek generał de Leon – Macie ostrożnie powyjmować wszystko ze skrzyń i poukładać w magazynie. Nic nie może ulec zniszczeniu, zrozumiano? Dobrze, a teraz do roboty.
    Jose i Juan zabrali się do otwierania skrzyń, natomiast reszta nosiła i układała sprzęt w magazynie.
    - Zobacz Juan co tutaj mam! – powiedział i pokazał zawartość skrzyni, którą przed chwilą otworzył. Znajdowały się tam wojskowe noże. – Przydałby mi się taki.
    - Po co ci nóż? Lepiej dali by nam takie buty jak te, które są w tej skrzyni. Zobacz jakie lekkie, nie tak, jak te które nam wydali. Sprzęt pierwsza klasa.

    Po wypakowaniu wszystkich noży, butów, pasów wojskowych, manierek, łopat, lornetek, spodni i innego wyposażenia cały pluton został zwolniony do baraków. Jose i Juan zajmowali barak numer 16. Gdy leżeli odpoczywając po pracy w magazynie zjawił się oficer wraz z nowymi poborowymi i powiedział:
    - Tutaj są jeszcze trzy wolne miejsca. Przebierać się w mundury. Od jutra zaczynamy szkolenie!
    Trzech nowych rekrutów weszło do baraku.
    - Wasz też dorwali – zagadał Jose po wyjściu oficera.
    - Eee, dorwali? – odparł zapytany i podrapał się po głowie.
    - Nie przejmujcie się nim, on trochę ciężko myśli – wtrącił się drugi z nowych rekrutów – Ma na imię Buch, a ja jestem Miguel.
    - Ja jestem Jose, a to Juan.
    - Bóg z wami. Jestem Antonio – wtrącił trzeci z nowo przybyłych.
    Jose i Juan popatrzyli na siebie lekko rozbawieni. Nigdy nie przywiązywali zbytniej uwagi do religii.
    - Witaj… Antonio, czy ty aby na pewno nadajesz się do wojska?
    - Chciałem zostać księdzem, ale przyszli do naszej wioski żołnierze i mówili, że potrzebują poborowych. Nie chciałem iść do wojska, ale powiedzieli, że potrzebni są też duszpasterze, bo wielu żołnierzy przeżywa załamanie swojej wiary. Dlatego się zgodziłem i widzę, że dobrze zrobiłem.
    - Weź się już zamknij nawiedzony klecho – powiedział Miguel – Co nam da religia! Musimy dążyć do zmiany systemu, który wykorzystuje bezlitośnie chłopów robotników! Tylko wspólna władza tych dwóch klas wybawi nas z ucisku!
    Jose i Juan byli coraz bardziej rozbawieni. Polityka tez zbytnio ich nie interesowała.
    - Wydaje ci się, że bez Boga gdzieś zajdziesz ? – odparł poirytowany Antonio – Ateizm to największe zło obecnego świata. Masz czas się jeszcze nawrócić.
    Rozpoczynającą się awanturę przerwał Buch:
    - Które łóżko będzie moje?
    Jose pomyślał: „ No pięknie, fanatyk religijny, komunista i idiota. Oj, będzie wesoło!”


    Puerto Barrios, 20 lutego 1936.

    Cisze poranka przerwało pukanie do drzwi miejscowej tawerny. Senior Aruna lekko jeszcze zaspany zszedł z piętra i podszedł do drzwi:
    - Czego tam? Tawerna zamknięta.
    - Seniora Aruna? Otwierać! Policja!
    Zdziwiony i lekko przestraszony Aruna otwarł drzwi i odsunął się na bok, gdyż do pomieszczenia wpadła grupka funkcjonariuszy policji oraz żołnierzy. Za nimi pojawił się minister Dominguez, który rozglądał się milcząco. Jego widok przeraził senior Arune, który stanął w kącie i czekał na rozwój wypadków. Jeden z funkcjonariuszy pokazał mu butelkę wina i spytał groźnie:
    - To twoje wino? Pochodzi z twojej plantacji?
    - Tttak – wybełkotał Aruna.
    - Zatem jesteś aresztowany za próbę otrucia najwyższych władz w państwie!
    - Cco ? Panowie to jakieś nieporozumienie – próbował protestować właściciel tawerny.
    Tymczasem z piwnicy wybiegł policjant i przyniósł butelkę „Zgniłego szczura”. Porównawszy butelkę i zapach wina funkcjonariusz zameldował Dominguezowi:
    - Zapach i wygląd butelki się zgadza.
    - Ależ panowie to musi być pomyłka. Dostarczyłem do stolicy najlepsze wino jakie miałem.
    - Rozstrzelać – syknął minister.
    - Litości! – zawołał Aruna, gdy podchodziło już do niego dwóch żołnierzy.
    Dominguez już miał wyjść, ale nagle obrócił się i powiedział:
    - Niech pan zna moją łaskawość. Aresztować i odstawić do obozu wojskowego– rozkazał i wyszedł.

    Jego obecność w Puerto Barrios nie było spowodowana bynajmniej sprawą zepsutego wina, lecz przyjęciem kolejnego statku, który dzisiaj miał przybyć do portu. Statek ten nosił nazwę „Hans Straserman” i wpłynął wczesnym rankiem do portu oczekiwany przez ludzie ministra Domingueza, który osobiście kierował rozładunkiem. Towarzyszył mu generał Arendano, odpowiedzialny za transport zaopatrzenia do obozów szkoleniowych. Przybycie kolejnego dużego statku nie zdziwiło w porcie już nikogo. Na nadbrzeżu portowym rozpoczęto budowę żurawia, który miał ułatwić rozładunek nadpływających statków.
    Ze statku zeszła na ląd kolejna grupka niemieckich doradców.
    - Witam panów w FRCA. Jestem minister Dominguez. Samochody czekają.


    [​IMG]


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 23 lutego 1936.

    Prezydent Castaneda przyjmuje niedawno przybyłych niemieckich doradców wojskowych.

    - Miło mi powitać panów w naszym kraju. Przygotowałem już dla panów specjalne hacjendę, mam nadzieje, że przypadnie panom do gustu. Wydałem już odpowiednie rozporządzenia, dzięki którym będą mogli panowie przystąpi niezwłocznie do pracy w naszym ministerstwie.
    - To bardzo miło z pana strony - odparł pułkownik Letiendorff, który został wyznaczony szefem niemieckiej misji wojskowej w FRCA.
    - Fuhrer przesyła panu wyrazy uznania oraz kazał mi wręczyć tą walizkę. Znajduje się tutaj obiecana pożyczka na realizacje pańskich planów.
    - To bardzo szczodre ze strony pana kanclerza. Zapewniam, że nigdy mu tego nie zapomnę – odparł prezydent odbierając walizkę i ściskając rękę pułkownika.
    - Mam nadziej, że nasza współpraca wyda niebawem obfity plon.


    Fragment artykułu z rządowej gazety dotyczącej dekretu prezydenta FRCA o reorganizacji Ministerstwa Obrony Narodowej z dnia 24 lutego 1936 roku.

    [​IMG]

    Gdzieś w dżungli, 24 lutego 1936.

    Tymczasem misja von Grostena trwałą nadal. O wiele mniejsza już kolumna posuwała się w ciężkim terenie na północ pokonując rozmaite przeszkody. Na czele kolumny podążał Pepe pociągając co jakiś czas z butelki schowanej za pazuchą.
    - Czy ten człowiek na pewno wie, gdzie nas prowadzi? – spytał zaniepokojony profesor swojego asystenta.
    - Nie wiem. On nie wzbudza mojego zaufania, ale polecił nam go generał Orellana, więc z pewnością wie gdzie leży Tikal.
    - Weź tłumacza i idź się zapytaj, czy daleko jeszcze?
    - Dobrze. – odparł asystent i skinął na jednego z tłumaczy podążających w razem z nimi i podszedł do Pepe.
    - Obcokrajowcy pytają się ile jeszcze drogi zostało? – zapytał tłumacz.
    - Niech się o nic nie marthhwią. Dopóki jest tutaj sthary Pepe (chik) nie zabłądzimy.
    - Myślę, że powinieneś przestać pić, bo jak nie doprowadzisz tej misji do celu to marny twój los.
    - Jak śmiehsz ! Za khogo ty mnie masz? Zaphroowadzę tych profesorków do tego sthareg miasta. Mogą być o to ssspokojni. (chik) Tho już nie daleko.

    6 godzin później.
    - Chyba się zgubiliśmy – powiedział profesor przyglądając się Pepe, który chwiejąc się na nogach rozglądał się we wszystkie kierunki i mamrotał coś do siebie.
    - Wszystko w porządku? – spytał tłumacz.
    - Oczyhhywiście, że w porządhhhku – odparł Pepe – Muszhę tylko chwilkę odphhocząć.
    Powiedziawszy to położył się na ziemi i zaraz zasnął ku rozpaczy archeologów.
    - Wiedziałem, że ta stara kanalia się spije tym winem! – wrzasnął profesor – Obudzić go!
    Podbiegło do Pepe dwóch tragarzy, ale szarpanie za ramię nie dało żadnego efektu. Pepe spał twardym snem. Mocne wino i gorąca pogoda spowodowały, że alkohol znieczulił go na wszystko co się dookoła działo. Ekspedycja została zmuszona rozbić obóz i poczekać, aż ich przewodnik wytrzeźwieje.

    Gdzieś w dżungli, 25 lutego 1936.

    Z samego rana przystąpiono do zwijania obozu. Pepe obudzony już przez tragarzy siedział markotny na kamieniu.
    - Jak mogli mi zarekwirować moje wino? – mruczał niezadowolony – Cholerne gryzipiórki!
    - Jazda ruszamy! Przez ciebie nicponiu mamy już i tak znaczne opóźnienie! – powiedział tłumacz przynosząc wiadomość od profesora.

    Ekspedycja ruszyła w dalsza drogę. Nie upłynęła jednak godzina, gdy zauważyli w oddali wysoką smukłą sylwetkę piramidy porośniętej gęsto przez roślinność.
    - To już nie daleko! - ekscytował się profesor.
    - Mogliśmy dotrzeć tutaj już wczoraj, gdyby nie ta pijaczyna – dodał asystent profesora.
    - Nie ważne. Zostawmy to – odparł profesor, którego podekscytowanie rosło w miarę odkrywania nowych kamiennych budowli rozsianych po całej okolicy.
    - Znajdźcie miejsce na obóz – polecił.
    Wreszcie misja dotarła do swojego celu. Profesor von Grosten mógł przystąpić do prac archeologicznych, natomiast Pepe zadowolony z odzyskania butelki z winem położył się w cieniu drzewa i z politowaniem obserwował krzątających się wokoło naukowców.

    W następnym odcinku:
    Jakich odkryć dokona misja profesora von Grostena?
    Czy nowy program szkoleniowy da spodziewane efekty?
    Jak potoczą się dalsze losy Jose i Juana?
     
  5. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    1 - 15 marca 1936

    Odcinek V - Kryptonim "Xecotcovach"



    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 5 marca 1936.

    Właśnie rozpoczęło się tajne zebranie najwyższych władz państwowych oraz niemieckich doradców. W gabinecie zebrali się: prezydent Castaneda, minister bezpieczeństwa Dominguez, minister zbrojeń i obrony narodowej generał Arendano, minister spraw zagranicznych Klee, szef wywiadu Ariza oraz szef sztabu Vaides. W spotkaniu uczestniczy również ambasador Niemiec - Stroppe oraz dowódca niemieckiej misji wojskowej, pułkownik Letiendorff.

    Po krótkiej chwili dość luźnej konwersacji prezydent rzekł:
    - Proponuje, abyśmy przeszli teraz do omówienia spraw, dla których zostało zwołane to posiedzenie. Jak panowie wiedzą sprawa powołania federacji środkowoamerykańskiej spotkała się z ciepłą reakcją państw europejskich. Szczególne podziękowania za pomoc wyrazić musimy Fuhrerowi III Rzeszy Niemieckiej, który obiecał wspierać naszą słuszną sprawę. Dlatego też nie możemy zawieść. Stąd zwołałem to tajne posiedzenie, aby wraz z naszymi niemieckimi przyjaciółmi omówić plan działania na najbliższe miesiące. Poproszę teraz pana ministra Arendano o złożenie raportu o reorganizacji ministerstwa obrony narodowej oraz z działalności obozów szkoleniowych – wygłosiwszy ten monolog prezydent zapalił cygaro i rozsiadł się wygodnie na fotelu.
    - Dziękuje panie prezydencie – odparł Arendano – Najpierw przedstawię sytuację w ministerstwie. Dzięki działalności niemieckich fachowców udało się nam znacznie usprawnić jego funkcjonowanie. Zreorganizowane ministerstwo nastawione jest wyłącznie na opracowywanie nowych rozwiązań dla armii lądowej. W związku z bardzo słabym stanem naszej floty zrezygnowaliśmy z pionu morskiego, by niepotrzebnie nie rozpraszać naszej uwagi. Zwolniliśmy najbardziej niekompetentnych urzędników, a ich miejsce zajęli fachowcy z Niemiec co pozwoliło bardzo znacznie podnieść poziom pracy ministerstwa. Myślę, że jesteśmy w stanie podjąć się już normalnej pracy. Co prawda reorganizacja nie została jeszcze definitywnie zakończona, ale nie będzie to wpływać ujemnie na funkcjonowanie ministerstwa. Chciałbym zwrócić jeszcze uwagę, że wzrosły koszty funkcjonowania ministerstwa i należy zabezpieczyć w budżecie odpowiednie środki.

    [​IMG]

    Po krótkiej chwili generał kontynuował:
    - Teraz przejdziemy do funkcjonowania obozów szkoleniowych. Obozy ulokowane w Finca San Sidro są już zapełnione nowymi rekrutami. Podziękowania należą się tutaj ministrowi Dominguezowi, którego pomoc w akcji poborowej okazała się nie do ocenienia. Obecnie trwa szkolenie poborowych. Na miejscu znajduje się generał Orellana oraz generał de Leon, którzy nadzorują szkolenia. Towarzyszy im grupa niemieckich instruktorów. Zaopatrzenie, które przywiózł z Europy „Hans Straserman” zostały dostarczone do obozów. Jest to sprzęt nowoczesny i wdrożenie go do naszej armii wymaga jednak trochę czasu. Aby dotrzymać terminu majowego wyznaczonego przez pana prezydenta, nowo formowana dywizja zostanie uzbrojona jeszcze w sprzęt starszego typu. Wdrożenie nowego rodzaju uzbrojenia zostanie odłożone do czasu, aż zgromadzimy odpowiednie zapasy, które pozwolą nam na przezbrojenie również 1. Dywizji Piechoty, która obecnie rozlokowana jest w pobliżu granicy z Hondurasem.
    - Dziękuje panie generale – rzekł prezydent – Dobra robota. Panie Dominguez, deklarował pan chęć zabrania głosu. Proszę.
    - Tak jest panie prezydencie. Otóż moim ludzie odkryli istnienie obcej siatki wywiadowczej w naszym kraju. Z moich informacji wynika, że siatka ta jest powiązana z wywiadem Stanów Zjednoczonych. Pragnę jednak panów uspokoić. Organizacja ta nie jest jeszcze zbyt liczna i jest obserwowana przez moich ludzi. Jednak stosownym rozwiązaniem byłoby wyznaczenie stosownych środków z budżetu na rozbudowę wewnętrznej siatki kontrwywiadowczej. Koszty tej operacji będą znaczne, ale jej powstanie zapewni nam bezpieczeństwo. Co więcej istnienie profesjonalnych sił kontrwywiadowczych pozwoli nam na likwidacje szpiegów, którzy przenikali do naszego kraju.

    [​IMG]

    - Zatem dobrze. Wydam odpowiednie rozporządzenia i proszę dopilnować, żeby ci ludzie nie sprawiali nam kłopotu. Teraz przejdziemy do spraw najwyższej wagi. Panowie, gdy tylko nowo formowana dywizja będzie gotowa musimy przystąpić do realizacji naszych planów. Obecnie możemy oddziaływać jedynie na Honduras i Salwador. Panie Ariza, proszę zabrać głos i przedstawić nam szczegóły.
    - Panie prezydencie, panowie ministrowie, panie ambasadorze, panie pułkowniku – zaczął zgodnie z wszelkimi wymogami etykiety minister Ariza, który był człowiekiem starej daty i starej szkoły wywiadowczej – Najpierw przedstawię jak się mają sprawy w Salwadorze. Tamtejsze władze długo wahały się, czy nie przystąpić do naszej federacji. Gospodarka kraju jest skorumpowana, urzędnicy niekompetentni, nastroje ludności są napięte. To wszystko nam sprzyja. Rozpocząłem już zgodnie z wolą pana prezydenta działania mające na celu przekonanie tamtejszych elit do naszych planów. Osiągnąłem już pewne efekty jednak są one skutecznie torpedowane przez władze Hondurasu, które niezmiennie są bardzo wrogo nastawione nie tylko do idei federacji, ale w ogóle do naszego kraju. Próbowałem nawiązać nić porozumienia z prezydentem Andiną, ale bezskutecznie. Podsumowując – Salwador się waha i dopóki nie wyeliminujemy wpływów Hondurasu w tym państwie nie może być mowy o dobrowolny akcesie do naszej federacji. Honduras wyrasta na razie na naszego głównego wroga. Generał Vaides z pomocą pułkownika Letiendorffa opracował już założenia planu interwencji w tym kraju. Proszę, niech pan Vaides je przedstawi.
    Minister Ariza spoczął na fotelu, a szef sztabu rozdał zebranym specjalnie przygotowane mapy operacyjne.

    [​IMG]

    - Jak widać uderzenie wykonamy całą dostępną siłą. Spróbujemy przełamać obronę wroga w dwóch miejscach, po czym posuwając się w głąb terytorium zastosujemy manewr okrążający wrogie siły. Po ich kapitulacji skierujemy się na stolicę Tegucigalpę. Końcowym etapem kampanii będzie stłumienie ewentualnych ognisk oporu w pobliżu granicy z Nikaraguą.
    - Dziękuję panie Vaides. Panie Klee, proszę przedstawić swój raport o możliwości interwencji Stanów Zjednoczonych.
    - Panowie. Jak wiadomo Stanu Zjednoczone w polityce amerykańskiej kierują się doktryną Monroe’a, która wystawia wszystkie państwa regionu na ich wpływy. Dlatego też utrzymujemy współpracę naszego kraju z III Rzeszą w takiej tajemnicy. Dopóki ta tajemnica nie zostanie ujawniona jesteśmy prawie pewni, że izolacjonistyczne nastawione społeczeństwo Stanów nie poprzez interwencji, a rząd ograniczy się wyłącznie do pustych gestów. Co więcej, USA ma podpisany z nami pakt o nieagresji i gwarantuje nam prawo do niepodległości, zatem wątpliwym jest, aby zdecydowały się na jakieś nieracjonalne działanie.
    - Dziękuje. Czy są jakieś pytania lub wątpliwości? Dobrze, zatem przystępujemy do realizacji tego planu, któremu nadaje kryptonim "Xecotcovach". Proszę zachować wszystko w najgłębszej tajemnicy. Wstępnie proszę się przygotować na połowę maja.


    Finca San Sidro, 13 marca 1936.

    - I raz, i dwa, i raz, i dwa – kapitan Gonzales dokonywał porannego rozruchu poborowych – A teraz jazda! Brać plecaki i ruszamy w marszobieg! Formować kolumnę!

    Jose i Juan znaleźli się na końcu kolumny. Przed nimi ustawili się nowi poborowi. Skwar z nieba lał się niemiłosierny, a była dopiero góra 8 rano. Resztę dnia spędzili na ćwiczeniach w poruszaniu się w terenie oraz na przechodzeniu z jednej formacji do innej. Cały czas ich obserwował jeden z niemieckich instruktorów. Gdy pod wieczór wracali do obozu wszyscy byli wykończeni. Po kolacji ledwo dowlekli się do baraków. Jose nie wiedział nawet kiedy zasnął. Tymczasem Juan nie mógł zmrużyć oka.
    - Co nie możesz spać? – spytał Miguel.
    - Nie. Co tam masz? Zdjęcie rodziny?
    - Nie. Chcesz zobaczyć?
    - Jasne – odparł Juan i wziął do ręki zdjęcie, na którym znajdował się pewien człowiek z dużymi wąsami i zaczesanymi do tyłu włosami, odziany w skromny mundur – Kto to jest?
    - Dostałem to zdjęcie w Panamie. To jest człowiek, który stworzył pierwszy na świecie kraj rządzony przez robotników i chłopów. Wszyscy są tam równi i dzielą się owocami swojej pracy. Zaiste to musi być piękny kraj. Człowiek, który mi to dał powiedział, że kraj ten nie spocznie dopóki na świecie będzie trwał wyzysk robotników. Powiedział mi też, że potrzebują oddanych tej sprawie ludzi. Ja się go pytam, dlaczego wcześniej nie słyszałem o takim kraju. A on na to, że to przez kapitalistów i innych wyzyskiwaczy, którzy wolą trzymać prostych ludzi w niewiedzy, aby móc ich wykorzystywać.
    - I ty w to wierzysz? – rzekł z nutką powątpiewania w głosie Juan.
    - Oczywiście. Pochodzę z biednej rodziny, która pracuje na plantacji u obszarnika. Nie mieliśmy co jeść mimo iż zbiory były dobre. Wszystko zabrał właściciel ziemi. Moja młodsza siostrzyczka zmarła wtedy z głodu.
    - Przykro mi.
    - Nie potrzebnie. Jej śmierć dała mi siłę. Tobie też może dać. Przyłącz się do nas, stworzymy lepszy kraj dla wszystkich!
    - Wiesz, późno już, lepiej chodźmy spać, bo jutro znowu czeka nas ciężki dzień – powiedział Juan oddając zdjęcie Miguelowi.
    - Pomyśl nad tym co ci powiedziałem.
    Juan położył się na pryczy, ale dalej nie mógł zasnąć. Chcąc, nie chcąc zaczął rozważać to co mu powiedział Miguel.


    W następnym odcinku:
    Czy Jose, Juan i reszta naszych bohaterów wytrzyma trudy szkolenia?
    Czy minister Dominguez zlikwiduje obcą siatkę wywiadowczą?
    Co przez cały ten czas porabia Pepe?

    ----------------------------------
    Zoor
    Poprawione.:) Wątek nowych żołnierzy będzie nadal się przewijał w aarze.

    adammos, Karo, Amnos
    Dzięki za komentarze.

    Mapka Hondurasu jest oczywiście współczesna. :)

    Kto jest zainteresowany dlaczego odcinek nazywa się tak jak się nazywa zapraszam do Wikipedii. :wink:
     
  6. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    16 - 31 marca 1936

    Odcinek VI - Światły Początek


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 17 marca 1936.

    Prezydent Castaneda korzystając z chwili wytchnienia raczył się właśnie cygarem, gdy do gabinetu zastukała sekretarka:
    - Panie prezydencie, minister Dominguez chce się z panem spotkać. Razem z nim jest jeszcze jedna osoba.
    - Ehh, ani chwili wytchnienia – westchnął prezydent – Dobrze, niech wejdą.
    - Co panów sprowadza? – zapytał się prezydent, gdy weszli do gabinetu.
    - Dzień dobry panie prezydencie. Chciałbym panu kogoś przedstawić. To jest pan Cordova.
    - Miło mi poznać – powiedział prezydent.
    - Panie prezydencie wspólnie z panem Cordovą opracowaliśmy projekt powołania tajnej policji państwowej, mającej za zadanie eliminować szpiegów, dywersantów i inne osoby zagrażające naszej sprawie. Proszę oto opracowany dokument. W myśl tego projektu powołamy Federalną Służbę Bezpieczeństwa – FSB podlegającą ministerstwu bezpieczeństwa. Pan Cordova jest zaufanym człowiekiem, który według mnie podoła wszelkim trudom wynikającym z pełnienia tak odpowiedzialnej funkcji. Proszę zapoznać się z tym dokumentem i wedle pańskiego uznania podając odpowiednie kroki. To wszystko.
    - Jakie koszty pan przewiduje?
    - Myślę, że koszty rozwinięcia działalności wyniosą około 58 milionów quetzali. Oczywiście dla dalszego podnoszenia wydajności należałoby podnieść tą sumę co najmniej dwukrotnie.
    - Rozumiem. Po zapoznaniu się z tym projektem wydam odpowiednie polecenia. Dziękuje za inicjatywę panowie.

    [​IMG]


    Fragment rządowej gazety informujący o powołaniu Federalnej Służby Bezpieczeństwa.
    [​IMG]


    Nowa siedziba FSB, Gwatemala, 20 marca 1936.

    Dwóch strażników prowadziło przerażonego pana Arunę przez korytarz więzienny. Gdy dotarli pod właściwe drzwi wprowadzili więźnia do pokoju. Słabe światło dawała jedynie żarówka z lampki zamontowanej na stoliku, który stał po środku pokoju. Lampka ta skierowana była na krzesło, tak, że siedzący na nim nie mógł zobaczyć kto jest po drugiej stronie stołu. Senior Arunę posadzono na krześle. Dostrzegł on jedynie, że po przeciwnej stronie siedzi jakaś osoba, która powiedziała:
    - No i jak panie Aruna? Kto zlecił panu zamach na naszego prezydenta?
    – Litości. Już mówiłem, ze nie planowałem żadnego zamachu. Wino dostarczone przeze mnie do stolicy było najlepszym jakie miałem. Na leżakowanie złożył je jeszcze mój ojciec – szybko wydusił z siebie przerażony Aruna.
    - Panie Aruna, panie Aruna – powtarzał z lekką nutą dezaprobaty głos z drugiej strony stolika – Czy ma pan nas za idiotów?
    - Ależ skąd – wybełkotał Aruna.
    - Byłoby lepiej dla pana żeby pan zaczął z nami współpracować, bo inaczej może się to dla pana źle skończyć.
    - Ja nic nie wiem. To wszystko jakaś pomyłka.
    - Pomyłka?! – wrzasnął śledczy – To nie jest żadna pomyłka, mamy dowody, zeznania, świadków! Czy pan zdaje sobie sprawę w jakiej się pan znajduje sytuacji? Próba zamachu na najwyższe władze państwowe karana jest śmiercią. Tu się toczy gra o pańskie życie. Jeśli nie zechce pan współpracować to my nic nie możemy zrobić. Przekażemy pana Trybunałowi Stanu, który wyda wyrok. Rozumie pan?
    Senior Aruna nic nie odpowiedział. Myśl o śmierci sparaliżowała go kompletnie.
    - Pytam jeszcze raz. Czy pan to rozumie? – zdecydowanym głosem pytał śledczy.
    - Tak – odparł ciężko dyszący Aruna.
    - Czy będzie pan współpracował?
    - Będę.
    - Bardzo dobrze, bardzo dobrze. Widzi pan jakie to było proste. My chcemy dla pana jak najlepiej, nam nie zależy na pańskiej krzywdzie, ale sprawiedliwość wymaga, by odpracował pan dla państwa swoje przewinienia.
    Z cienia wyłoniła się ręka, która podała Arunie pióro oraz kartkę papieru.
    - Proszę to podpisać.
    Zastraszony Aruna nie czytając podpisał.
    - Bardzo dobrze. Bardzo dobrze. Jeszcze się spotkamy. Straż – proszę na razie odprowadzić pana Arunę do celi.

    Tikal, 22 marca 1936.

    Pepe był coraz bardziej zdenerwowany. Skończyło mu się już wino, a profesor von Grosten nie przejawia najmniejszej chęci do zakończenia wykopalisk.
    - Przeklęci archeolodzy! Co oni w ogóle chcą tutaj znaleźć! - poirytowany Pepe siedział pod drzewem i przyglądał się pustej butelce. Marudził tak już od jakiegoś czasu, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Zapytał przechodzącego obok tłumacza:
    - Hej, kolego powiedz no mi ile ci przeklęci naukowcy będą jeszcze grzebać w tej ziemi?
    - Wydaje mi się, że już niedługo. Zaczęli bowiem pakować odkopane przedmioty do skrzyń. Myślę, że to już nie potrwa długo.
    - No ja myślę. A kolego, poczekaj jeszcze chwile. Nie masz przypadkiem przy sobie jakiegoś wina lub innego trunku?
    - Nie mam. A nawet gdybym miał to bym ci nie dał. W końcu ktoś musi nas wyprowadzić z tej dżungli - powiedział na odchodne tłumacz.
    - Aaa idź - odparł zawiedziony Pepe.

    Finca San Isidro, 26 marca1936.

    Deszcz padał od kilku dnie prawie bez przerwy i dalsze szkolenie wojsk stało się niemożliwe. Poborowi zyskali więc kilka dni na zregenerowanie sił. Juan, Buch i Antonio siedzieli w baraku, gdy nastała pora obiadu. Kuchnia polowa przedzierała się przez zabłocone uliczki między barakami rozwożąc posiłek.
    - Ciekawe co dziś na obiad? – spytał Antonio odłożywszy biblię, którą czytał od rana.
    - Jansa cholera. Znowu fasola – mruknął Juan biorąc do ręki manierkę z obiadem.
    - Fasola. Buch lubić fasolę. Mama mówić, że Buch jeść fasole to być silny i mądry.
    Juan z politowaniem popatrzył się jak Buch pochłaniał fasole z przydzielonej mu porcji.
    - Uuu, ale leje – rzucił Jose, który wrócił właśnie z służby w magazynie na obiad – Znowu fasola? Niedobrze mi już na sam jej widok.
    - Nie chcesz? – spytał Buch, który pochłonął już swoją porcję i łapczywie spoglądał na porcję Jose – Ja mogę zjeść jak ty nie chcieć.
    - Weź się odwal od mojej manierki – rzucił Jose.
    - Trzeba się dzielić z bliźnimi – powiedział Antonio – Masz Buch, ja się podzielę z tobą moją porcją.
    - Antonio być dobry. Buch dziękować.
    - Pewnie oddaj mu wszystko co masz. Zobaczymy jak przestanie lać, czy będziesz miał siłę na dalsze treningi – powiedział Jose i usiadł koło Juana zabierając się do obiadu.
    - Coś ci powiem Juan. Ten Miguel jest jakiś szurnięty. Wyobraź sobie, że miałem z nim teraz służbę w magazynie i bez przerwy gadał coś o jakiejś równości, władzy robotników i chłopów, pokazywał mi nawet zdjęcie jakiegoś starego dziada. Mówię ci, on ma nierówno pod sufitem.
    - Co ty tam wiesz – rzucił cicho Juan.
    - Co? Ciebie już zdążył przekabacić? Człowieku daj sobie spokój, bo z tego mogą wyniknąć tylko kłopoty. Dobrze ci radzę. On jest tak samo potłuczony jak ten koleś co się dzieli ze wszystkimi. Nie ma żadnej równości i nie ma żadnego bliźniego. Zapamiętaj, jesteś tylko ty – albo wejdziesz na szczyt, albo przepadłeś. Jeśli staniesz komuś na rękę i to ci ułatwi drogę to lepiej dla ciebie.
    - Bóg za wszystko nam zapłaci w przyszłym życiu. Dobre uczynki zostaną nagrodzone, złe - ukarane – odparł Antonio, który słyszał słowa Jose.
    - Obyś się nie przejechał – rzucił Jose, który skończył jeść fasolę – Wracam do magazynu. Mam nadzieje, że ten szurnięty fanatyk da mi wreszcie spokój.


    W następny odcinku:
    Co podpisał senior Aruna?
    Czy Pepe wytrzyma bez wina do czasu zakończenia wykopalisk?
    Czy Jose i Juan nadal będą jeść fasolę? xD

    ---------------------------------------
    Na początku podziękowania za liczne komentarze. :)

    Crimus
    Eventy nowe dotyczące przemysłu będą, jednak na razie nie planuje dodawać sobie PP.
    Flotę i jej rozwój mam już mniej więcej przemyślaną, tak więc - spokojnie w aarze na pewno się pojawią statki z banderą FRCA.

    Andriell
    Co do bohaterów to mam nadzieje, że nowy odcinek zrealizował odpowiednio Twoje nadzieje. :wink:

    Oli62, brazylian24
    Ależ ja nie mam zamiaru rezygnować z floty. :p Na razie tylko zrezygnowałem z pionu szkoleń morskich w MON. Zresztą jak już mówiłem - flota będzie. A w jaki sposób ją uzyskam? Na odpowiedź na to pytanie musicie poczekać.:)

    Bodacious
    "Zwroty akcji" - będą, "dynamicznych wstawek" - też będą, "niezwykle szybko przebiegających po sobie scen w wojnie" - oczywiście będą.:p Ale czy was zadowolą? To się okaże.

    Co do wojen - będą i z eventu i wypowiedziane "ręcznie". :wink:
     
  7. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    1 - 15 kwietnia 1936

    Odcinek VII - Negocjacje i Propaganda


    Gabinet prezydenta Gwatemali, 5 kwietnia 1936.

    - Dzień dobry panie prezydencie – powiedział ambasador Stroppe, który właśnie wszedł do gabinetu – Podobno chciał się pan ze mną widzieć,
    - Witam pana, w rzeczy samej. Właśnie dotarła do mnie informacja z obozu profesora von Grostena, że misja archeologiczna dobiega końca. Profesor jest niezwykle szczęśliwy, gdyż udało mu się odkryć grobowiec jakiegoś władcy Majów. Niestety nie znam bliższych szczegółów na temat tych odkryć, ale to nie istotne w tej chwili. Chciałem natomiast z panem przedyskutować kilka kwestii, które wymagając konsultacji z władzami III Rzeszy.
    - Słucham zatem.
    - Po pierwsze, pułkownik Letiendorff zwrócił mi uwagę na braki w zakresie ochrony powietrznej naszego kraju. W jego mniemaniu lotnictwo będzie odgrywać kluczową rolę w przyszłości. Stąd martwi mnie brak zakładów przemysłowych, które byłyby zdolne do podjęcia produkcji nowoczesnych samolotów.
    - A, tak. Pułkownik wspominał mi o tym. No cóż, może pan liczyć na poparcia Fuhrera we wzmacnianiu potencjału militarnego federacji, ale jak już mówiłem potrzebne są odpowiednie owoce pańskich poczynań. Gdy to nastąpi Fuhrer zapewne zdecyduje się podnieść stopień pomocy dla pańskiego kraju.
    - Świetnie zdaje sobie z tego sprawę, ale przygotowanie wszelkich niezbędnych procedur oraz zachowanie pozorów neutralności wobec Stanów Zjednoczonych zajmie trochę czas. Uczestniczył pan w naszej tajnej naradzie, wie pan, że jesteśmy zdecydowani w realizacji idei federacyjnej. Gdyby pan uruchomił swoje wpływy w Berlinie zyskałby pan wielkie uznanie nie tylko moje, ale całego narodu.
    - Co pan proponuje? – rzekł lekko zniecierpliwiony ambasador.
    - Już przechodzę do rzeczy. „Hans Straserman” stoi w porcie oczekując końca misji profesora von Grostena. Gdyby pan zdecydował się napisać list do Fuhrera, w którym poręczyłby pan nasze zdecydowanie i poprosił o zintensyfikowanie planowanej pomocy. Szczególnie cenne byłoby wsparcie w zakresie stworzenia profesjonalnego lotnictwa wojennego.
    - No cóż, to jest duża operacja, którą trudno będzie utrzymać w tajemnicy.
    - Zdaje sobie z tego sprawę. Jednak już obmyśliłem jak to zatuszować tak, aby nam to nie zaszkodziło. Jak pan zapewne wie federacja po zjednoczeniu obejmie spore obszary. Planujemy stworzenie federacyjnej linii lotniczej, która ułatwiłaby zarządzanie nowymi terenami. Gdybyśmy ogłosili przetarg na samoloty transportowe do celów cywilnych nikt nic nie mógłby nam zarzucić. Wpłynęłoby zapewne wiele ofert, ale my wybralibyśmy ofertę z Niemiec. Wraz z dostarczonymi samolotami, za które oczywiście zapłacimy, rozbudowalibyśmy w tajemnicy zakłady produkujące samoloty bojowe. Co pan o tym myśli?
    - Rzeczywiście, pański plan rokuje szanse na powodzenie i może przynieść również korzyści dla naszego przemysłu lotniczego.
    - Przygotowałem dla pana specjalny raport o stanie gospodarki naszego kraju. Proszę go przekazać odpowiednim ekspertom w Niemczech. Da to lepszy obraz naszej sytuacji. Liczę, że zaangażuje pan w to swój autorytet. Gwarantuje, że nic pan nie straci, a wręcz przeciwnie.
    - Zaiste prawdziwe są plotki mówiące, że jest pan wytrawnym negocjatorem i człowiekiem potrafiącym stawiać na swoje – rzekł lekko uśmiechając się Stroppe.
    - Z pewnością te plotki są przesadzone – odparł skromnie prezydent Castaneda – Przy okazji przygotowałem mały transport do Niemiec z wyrazami naszej wdzięczności. Poleciłem załadować na statek sporą porcję tropikalnych owoców oraz cennych gatunków drzewa. Specjalnie dla Fuhrera natomiast poleciłem przygotować ładunek najlepszych cygar dostępnych w Ameryce Środkowej.
    - Musze pana rozczarować. Fuhrer podobnie jak ja nie pali.
    - Nie szkodzi. Jestem pewien, że znajdzie odpowiedni sposób na ich wykorzystanie – odpowiedział Castaneda uśmiechając się i ściskając dłoń ambasadora.

    [​IMG]


    Wywiad z profesorem von Grostenem zamieszczony w rządowej gazecie:
    Finca San Isidro, 10 kwietnia 1936.

    Jose i Juan zakończyli właśnie kolejny dzień ćwiczeń i przebywali w baraku, gdy nagle drzwi się otwarły i pojawił się w nich kapitan Gonzales.
    - Dobrze, tutaj ostatnio zwolniło się miejsce! Wchodź.
    Do baraku wszedł nowy poborowy. Gonzales zatrzasnął drzwi, podczas, gdy nowy stał po środku baraku przyglądając się otoczeniu.
    Jose, Juan i Miguel grali w karty, które wykonali z papieru „pożyczonego” z magazynu. Juan podniósł głowę, by zobaczyć jak wygląda nowy poborowy.
    - Jose, a niech mnie! Czy to nie jest senior Aruna z Puerto Barrios?
    - Faktycznie – potwierdził Jose, który spojrzał na nowo przybyłego.
    - Panie Aruna tutaj! – krzyknął Jose –Jest pan ostatnią osobą, której bym się tutaj spodziewał. Co pan tutaj robi?
    - To długa historia chłopcy – odparł Aruna, który usiadł na pryczy obok Juana.
    - Pan pozwoli, że przedstawię – to jest Miguel, Antonio i Buch. Resztę pan pozna później.
    - Miło mi panów poznać – odparł grzecznie Aruna.
    - Czyli pan też trafił do wojska? W sumie mogłem się tego spodziewać, skoro wzięli nawet starego Pepe. Jakie są najnowsze wieści z portu? Nic nie wiemy, jesteśmy skutecznie odcięci od świata.
    - Szczerze powiedziawszy ja też wiem nie wiele. Ostatnio nic szczególnego się nie działo.
    - Szkoda. Może pan zagra z nami w karty?
    - Nie dziękuj. Jestem bardzo zmęczony. Gdzie mogę przespać?
    - Tamta prycza jest wolna. Zajmował ją taki jeden poborowy, ale kilka dni temu zniknął.
    - Pewnie uciekł, bo nie chce uczestniczyć w imperialnych zapędach kapitalistów – rzucił Miguel.
    - Znowu zaczynasz? – spytał Jose.
    - Co zaczynam? Mówię najszczerszą w świecie prawdę. Burżuazyjne rządy muszą upaść. I to się stanie. Robotnicy i chłopi pewnego dnia powstaną przeciwko kapitalistom i wpierających ich rządom, a zrywu tych dwóch klas nikt nie powstrzyma.
    Miguel kontynuował swoją tyradę, a Aruna położył się na pryczy i leżał nieruchomo.
    - Ehh, weź się zamknij! Ja idę spać, bo nie mam zamiaru słuchać tych bzdur – rzucił Jose.
    Jednak nie wszyscy poszli za jego przykładem i spora grupa żołnierzy słuchała tego, co mówił Miguel.


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 13 kwietnia 1936.

    W gabinecie znajdował się minister Dominguez oraz szef wywiadu Ariza.
    - Panowie, mam ważne zadanie, które musi być wykonane w absolutnym sekrecie.
    - O co chodzi panie prezydencie?
    - Zlecam panom misję polegającą na sporządzeniu listy osób, które należy internować wraz z postępami na drodze do zjednoczenia. Proszę uwzględnić tutaj szczególnie kadry wojskowe oraz elity rządzące w poszczególnych krajach. Panie Dominguez, musi pan wraz z Cordovą zorganizować sieć obozów internowania dla osób dla nas niewygodnych. Proszę to zrobić tak, aby nikt się o tym nie dowiedział.
    - Dobrze panie prezydencie.
    - Pan natomiast, panie Ariza przygotuje dla mnie listę potencjalnych zakładów przemysłowych oraz placówek wojskowych, które należy niezwłocznie zabezpieczyć po wkroczeniu naszych sił. Proszę w pierwszej kolejności skupić się na krajach z którymi sąsiadujemy.
    - Tak jest.
    - Aha i jeszcze jedno. Będziemy potrzebować sporo pieniędzy. Pańska w tym głowa panie Dominguez, aby je zorganizować. Proszę sporządzić odpowiednie projekty i mi je przedstawić.
    - To nie będzie takie proste panie prezydencie, ale przypuszczam, ze wiem skąd moglibyśmy ściągnąć sporo gotówki, ale wywoła to spore niezadowolenie w kraju.
    - Nie interesuje mnie to. Po to rozbudowujemy FSB, żeby wszelkie objawy niezadowolenia były szybko likwidowane. To wszystko panowie. Możecie odejść.

    Puerto Barrios, 15 kwietnia 1936.

    Ruch w porcie był ogromny. Trwał właśnie załadunek statku, który miał zabrać odnalezione przez von Grostena artefakty do Europy. Trwał również załadunek towaru przygotowanego z polecenia prezydenta Castanedy. Nad całością operacji czuwał nowo mianowany szef FSB, Cordova. Po doprowadzeniu misji do portu, tym razem bez żadnych przygód, Pepe korzystając z chwili przerwy postanowił odwiedzić starą dobrą tawernę w celu zaopatrzenia się w wino. Bardzo niemiłą niespodzianką dla niego była kartka z napisem: „Tawerna nie czynna do odwołania”.
    - Do jasnej cholery – rzucił zdenerwowany Pepe – To ja wlokę się tutaj taki szmat drogi przez dżunglę, aby kupić jakiś trunek, a ten łajdak Aruna robi sobie wakacje!
    Pepe zaczął walić w drzwi i krzyczeć:
    - Aruna, otwieraj ty stary łajdaku! Słyszysz! Tu Pepe. Musze się napić!
    - Daj sobie spokój Pepe – rzucił przechodzący Felippe – Aruna został aresztowany za spisek przeciwko władzy. Tawerna jest zamknięta.
    - Co? Aruna miał przygotowywać spisek? Chyba żartujesz. Przecież to jest taki porządny człowiek – odparł z niedowierzaniem Pepe.
    - Ja tam nic nie wiem i wole nie wiedzieć. Lepiej trzymać się od tego wszystkiego z daleka.
    - Aaa - machnął ręką Pepe – Nie ważne. Gadaj lepiej, gdzie tutaj w takim razie mogę kupić jakieś wino?
    - Wino? – podrapał się po głowie Felippe – Wina nie kupisz, ale mogę ci załatwić odrobinę grogu.
    - Grog?! Chcesz mnie otruć?
    - Nie to nie – rzucił Felippe – Idę.
    Pepe stał chwile i przyglądał się zamkniętej tawernie, po czym krzyknął:
    - Poczekaj! Jednak załatw mi ten grog!


    W następnym odcinku:
    Czy Pepe polubi grog?
    Co robi senior Aruna w wojsku?
    Czy prezydent Castanada uzyska niezbędną pomoc na budowę przemysłu lotniczego?
    W jaki sposób minister Dominguez uzyska niezbędne na ten cel fundusze?

    ------------------------
     
  8. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    16 - 30 kwietnia 1936

    Odcinek VIII - Rewolucyjny Podmuch


    Finca San Isidro, 15 kwietnia 1936.

    - Jazda, jazda! Ruszać się! – dyrygował kapitan Gonzales – Zbiórka! Ustawiać się w szeregu!
    Gdy wszyscy poborowi znaleźli się na miejscach pojawił się generał Orellana wraz z generałem de Leon.
    - Widzę, że już wszystko gotowe. Dobrze niech pańscy ludzie przystąpią do selekcji.
    - Tak jest. Kapitanie Gonzales, proszę wytypować kandydatów do batalionu reprezentacyjnego.
    - Rozkaz!
    Kapitan ruszył wzdłuż szeregów razem z dwom innymi oficerami i wskazywał żołnierzy, którzy mieli wystąpić i ustawić się po przeciwległej stronie placu. Kapitan zatrzymał się na chwilę przy Buchu, który tępo się uśmiechał i z rezygnacją pokręcił głową. Po chwili batalion był gotowy. Oczywiście w jego składzie znaleźli się, ku ich wyraźnemu niezadowoleniu Jose, Juan, Miguel i Antonio.
    - Dobra robota panie kapitanie – pochwalił Gonzalesa Orellana – Reszta, wracać do baraków!
    - Słuchajcie! – rozkazał de Leon – Wyznaczona wam została ważna misja. Za niedługo odpływa niemiecka misja archeologiczna i należy ją odpowiednio pożegnać. Jazda! Spakować mundury paradne, wyczyścić broń, buty i ruszamy do stolicy! Wymarsz za dwie godziny!
    - Tak jest! – odparli chórem.


    Puerto Barrios, 19 kwietnia 1936.

    Batalion reprezentacyjny stał w pełnej gotowości na nadbrzeżu portowym. Załadunek „Hansa Strasermana” zakończył się wczoraj i dzisiaj misja profesora von Grostena wyrusza w podróż powrotną do Europy. Na nadbrzeżu zebrali się najwyżsi urzędnicy federacji z prezydentem Castanedą na czele. Wreszcie pojawiły się samochody, którymi jechali członkowie misji i prezydent. Kapitan Gonzales rozkazał:
    - Baczność! Prezentuj broń!
    Całemu temu cyrkowi przyglądał się z bezpiecznej odległości Pepe popijając grog, który otrzymał od Felippe. Jednak wyraźnie nie przypadł on mu do gustu, gdyż każdy łyk powodował grymas obrzydzenia na jego twarzy.
    Po długim, pełnym ukłonów w stronę niemieckiej misji przemówieniu prezydenta Castanedy członkowie ekspedycji weszli na pokład statku. Statek podniósł kotwice i powoli kierował się w stronę morza ciągnięty przez statki holownicze. Kapitan Gonzales rozkazał:
    - Salwa honorowa! Ognia!
    Huk wystrzałów z karabinów kompanii reprezentacyjnej pożegnał misję profesora von Grostena. Po zakończonych uroczystościach kompania została skierowana do stolicy, skąd miała się udać w drogę powrotną do obozów szkoleniowych. Razem z nimi podążył Pepe.


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 21 kwietnia 1936.

    - Panie Gonzales, czy wszystkie przygotowania zostały zakończone? – spytał prezydent.
    - Tak jest. FSB zostały postawione w stan najwyższego pogotowia, a w stolicy stacjonuje jeszcze batalion wojska. Wszystko gotowe, jesteśmy gotowi do ogłoszenia dekretu.
    - Wyśmienicie, świetna robota. Proszę, niech pan przeczyta oficjalną wersję dekretu.
    Minister Dominguez wziął arkusz papieru i zaczął czytać:
    „ W związku z rosnącymi potrzebami naszego państwa oraz jawną niesprawiedliwością społeczną, która głęboko dotyka wszystkie warstwy społeczeństwa prezydent Castaneda w trosce o spokój i równość społeczną naszych obywateli postanawia na mocy przysługujących mu uprawnień wydać dekret, który uzyskuje moc prawną z chwilą jego ogłoszenia. Dekret postanawia:
    1) skonfiskować majątki kościelne przekraczające swoimi rozmiarami areał 25 hektarów;
    2) skonfiskować dobra kościołów, których wartość oszacowana jest powyżej 200 tysięcy quetzali;
    3) Ograniczyć przepływ środków finansowych wysyłanych przez instytucje kościelne do Watykanu;
    4) Opodatkować działalność gospodarczą duchowieństwa, która nie jest powiązana z działalnością duszpasterską;
    - Co pan myśli panie Dominguez? – ponowił pytanie prezydent.
    - Myślę, że dekret utrzymany jest we właściwym tonie. Nie przewiduje żadnych komplikacji.
    - Zatem dobrze. Wydam ten dekret jeszcze dzisiaj. Niech pańscy ludzie przystąpią do rekwizycji mienia. To wszystko.

    [​IMG]


    Koszary wojskowe, Gwatemala, 22 kwietnia 1936.

    - To jest skandal ! – grzmiał Antonio – Oni wszyscy zapłacą za to świętokradztwo! Zobaczycie!
    Antonia w taki właśnie sposób komentował dekret prezydenta, który został ogłoszony tego ranka.
    - Co ty pleciesz! To bardzo dobra decyzja, tylko podjęta w niewłaściwym celu. Środki w ten sposób uzyskane winny trafić do najbardziej potrzebujących, a nie do kasy burżuazyjnych władz. Wątpię, aby zostało to wykorzystane we właściwym celu – odparł Migiel.
    - Jak śmiesz? Czy zdajesz sobie sprawę jakie świętokradztwo teraz się odbywa w tym kraju? Mówię wam, ściągamy na swoją głowę wieczne potępienie – wieszczył Antonio.
    - Nigdy nie myślałem, że w czymś się zgodzę z tym fanatykiem, ale to on ma racje w tej sprawie. Kler zbyt długo cieszył się swoimi przywilejami i majątkiem. Dobrze, że wreszcie ktoś to skończył – powiedział Jose.
    - Wszyscy jesteście bezbożnikami! – drżał z oburzenia Antonio.
    W tej chwili pojawił się kapitan Gonzales i rozkazał:
    - Dosyć tych rozmów! Alarm! Szykować się! Zaraz wyruszamy! To nie są ćwiczenia!
    Wszyscy zerwali się na równe nogi. Po krótkiej chwili batalion maszerował na południowy-wschód. Wszystkim żołnierzom została przydzielona ostra amunicja. Wygląda na to, że kapitan Gonzlaes nie żartował i rzeczywiście sprawa jest poważna.


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 22 kwietnia 1936.

    - Panie prezydencie, muszę pilnie o czymś zameldować – powiedział Cordova – Pański dekret wywołał w społeczeństwie silne negatywne odczucia. W niektórych miastach doszło do otwartych wystawień przeciwko urzędnikom wykonującym pańskie polecenia. Siły FSB są zbyt szczupłe, aby skutecznie wyeliminować prowodyrów zajść. Na razie skupiamy się na minimalizowaniu ewentualnych strat.
    Prezydent Castaneda siedział zamyślony w fotelu i bawił się nie zapalonym cygarem. Po chwili ciszy powiedział:
    - Gdzie jest najgorsza sytuacja?
    - Otwarty bunt podnieśli mieszkańcy miasta Zapaca. W porozumieniu z ministrem Dominguezem wysłaliśmy tam batalion wojska przebywający w stolicy. Natomiast pierwsza dywizja piechoty otrzymała rozkaz zablokowania granicy z Hondurasem i Salwadorem, aby zminimalizować ewentualne niepożądane komplikacje.
    - Dobrze. Proszę mnie informować na bieżąco o rozwoju wypadków. Przypominam, aby jak najmniej informacji dostało się do szerokiej opinii publicznej.
    - Tak jest! – odparł Cordoba – Natychmiast wyjeżdżam do Zapaca.


    Zacapa, 24 kwietnia 1936.

    Szybkim marszem siły interwencyjne dotarły do Zacapa. Społeczność owego miasta otwarcie wystąpiła przeciwko dekretowi prezydenta, wypędziła urzędników federacji, których dodatkowo poturbowano. Punktem zbiorczym tego lokalnego powstania był kościół, który chcieli skontrolować urzędnicy. Tutaj zebrała się liczna grupa okolicznych chłopów oraz mieszczan uzbrojonych w widły oraz sztucery myśliwskie, zdecydowana bronić kościoła za wszelką cenę. Całe miasto było podekscytowane i gotowe do oporu. Na przywódcę powstania wyrósł lokalny proboszcz otwarcie nawołujący do obrony kościoła.
    Gdy nasi bohaterowie dotarli w pobliże kościoła zobaczyli zabarykadowane drzwi oraz chłopów gotowych do odparcie ewentualnego ataku. Batalion zatrzymał się na skraju miejskiego rynku w celu rozeznania sytuacji.
    - Ciekawe co teraz będzie? – spytał Migiel.
    - Jak to co? Jeśli się nie poddadzą weźmiemy kościół szturmem – odparł Jose.
    - Strzelać do rodaków i braci w wierze? – oburzył się Antonio.
    - Lepiej przywyknij do tego – rzucił Jose.
    - Nigdy! Nie splamię swojej duszy krwią niewinnych ludzi.
    - Nieważne. Czekajmy na rozkazy – rzucił Juan, aby ukrócić dyskusję.
    Próba negocjacji ze zbuntowanymi rodakami zakończyła się niepowodzeniem. Trwało nerwowe wyczekiwanie, gdyż kapitan Gonzales bał się ponieść ewentualna odpowiedzialność za błędna decyzję. Obie strony trwały w pogotowiu całą noc.

    [​IMG]


    Zacapa, 25 kwietnia 1936.

    Do Zacapa z samego rana przyjechał rządowy samochód wraz z szefem FSB Cordovą. Po przybyciu na miejsce i zapoznaniu się z sytuacją Cordova polecił, aby kapitan Gonzales zjawił się u niego natychmiast. Doszło do krótkiej rozmowy, po której Gonzales zwołał oficerów na naradę.
    - Oho, coś się święci – powiedział Jose, który podniósł się z ziemi.
    - Rzeczywiście. Idzie Gonzales, zobaczymy co powie – rzucił Juan.
    - Baczność szeregowi – rzucił Gonzales, gdy podszedł do miejsca obozowania batalionu - Ruszać się! Natychmiast otoczyć kościół. Przygotować broń i czekać na dalsze rozkazy.
    Część żołnierzy miała widoczne opory przed wykonaniem tego rozkazu, na co niezwykle ostro zareagował Gonzales:
    - Ruszać się! Ja tutaj wydaje rozkazy! Kto się będzie opierał tego czeka sąd wojenny!
    To ostatecznie przekonało powątpiewających w słuszność rozkazów. Szybkim tempem otoczono kościół. Na widok ruchu wśród żołnierzy zgromadzeni w kościele obrońcy otwarli ogień ze sztucerów. Rozpoczęła się chaotyczna wymiana ognia.
    - Jasna cholera! – rzucił Jose, gdy kule śmigały w powietrzu – Chować się!
    Jose i Juan schowali się za niskim murkiem otaczającym kościół. Migiel i Antonio przywarli do pani grubego drzewa.
    - Masz swoich bliźnich – syknął Miguel.
    - Weź się zam…! - Antoni nie zdążył dokończyć, gdy został trafiony w nogę i przewrócił się na ziemie. Miguel natychmiast złapał go za rękę i przyciągnął do drzewa.
    - Zobacz, komunista i ateista ratuje ci życie! - powiedział z ironią.
    Antoni nic nie odpowiedział, lecz wyjął zza pasa kawałek chusty i obwiązał sobie nogę, aby zmniejszyć krwawienie.
    Tymczasem kapitan Gonzales został zupełnie zaskoczony takim obrotem sprawy. W pierwszej chwili panował zupełny chaos. Żołnierze nie do końca jeszcze przeszkoleni nie wiedzieli jak się zachować. Każdy działał na swoją rękę. Dopiero po chwili Gonzales zdołał się odnaleźć w sytuacja.
    - Dawać CKM! Ruszać się! Rozluźnić szyki, posuwać się wzdłuż murku! Dwa plutony obejść kościół od prawej i rozpocząć ostrzał!– wykrzykiwał rozkazy.
    Jose i Juan posuwali się wzdłuż murku, gdy idący przednimi żołnierz został trafiony ze sztucera prosto w głowę. Jose i Juan przypadli do ziemi patrząc na twarz zabitego, którego wciąż otwarte oczy przypatrywały się im. Był to pierwszy raz, gdy widzieli śmierć człowieka. Juan był wstrząśnięty do głębi, tym bardziej, że to on szedł za nieszczęśnikiem. Krew z rozprysku pochlapała mu twarz. Juanem wstrząsnął odruch wymiotny. Jose również na chwilę stracił opanowanie, jednak zareagował zupełnie inaczej niż przyjaciel. Zamiast poddać się przypływowi paniki, poczuł przypływ furii bojowej i z okrzykiem „Za mną!” rzucił się w kierunku kościoła. Ten przykład podniósł na duchu resztę żołnierzy, którzy rzucili się biegiem za nim. Obsługa CKM-u widząc co się dzieje zmieniła kierunek ostrzału starając się uniemożliwić wychylenie się żadnemu z obrońców. Po chwili spora grupa żołnierzy zgromadziła się w pobliżu drzwi wejściowych do kościoła.
    - Wysadzać! – rzucił Jose, który wyciągnął zza pasa granat i rzucił w kierunku drzwi. Po chwili oczekiwania potężna eksplozja rozerwała drzwi świątyni i żołnierze wdarli się do środka. Widząc bezsensowność dalszego oporu obrońcy poddali się. Walka była skończona. Bilans tego dnia był szokujący: zginęły 32 osoby, w tym 8 żołnierzy, rannych było 95 obrońców i 39 żołnierzy. Jeszcze na miejscu rozpoczął się dochodzenie wobec buntowników. Z rozkazu Cordovy jeszcze tego samego dnia powieszono proboszcza oraz 10 najbardziej aktywnych obrońców świątyni. Reszta została w późniejszym czasie skazana na ciężkie roboty w kopalniach.
    Po zakończeniu walk żołnierze siedzieli w małych grupkach starając się nieco ochłonąć. Cała chwała spłynęła na Jose, który inicjując brawurowy atak walnie przyczynił się do zwycięstwa, pochwalił go sam Cordova, a kapitan Gonzales obiecał złożyć bardzo korzystny raport na temat jego postawy bojowej. Tymczasem Juan siedział pod drzewem. Był markotny i niezadowolony z siebie.
    - Nie martw się – powiedział Miguel – Każdy przez to przechodził. Ciesz się, że nie uczestniczyłeś w tej bezsensownej jatce. Ci, którzy tak bronili kościoła w rzeczywistości bronili sprawy ciemiężycieli ludu. Ja nie oddałem ani jednego strzału za tą sprawę. Oszczędzam siły na moment, gdy rzeczywiście przyjdzie chwycić za broń w interesie klasy robotniczej i chłopów. Tobie radze, zrób tak samo.
    Juan nic nie odpowiedział i dalej siedział pogrążony w myślach.

    W następnym odcinku:
    Jakie będą konsekwencję masakry w Zapaca?
    Czy termin gotowości 2 dywizji piechoty wyznaczony przez prezydenta zostanie dotrzymany?
    Czy Juan zdoła dojść do siebie po wstrząsających przeżyciach?
    Czy Jose otrzyma nagrodę za swoje poświęcenie?

    Tytuł następnego odcinka: Niech żyje rewolucja!

    -----------------------------
    Oli62
    Sprawa Aruny miała być wyjaśniona w tym odcinku, ale jak widać nie zmieściła się. Myślę, że wszystko wyjaśni się w kolejnym odcinku.

    Zoor
    Poprawione. Jak zwykle wnikliwie czytasz. :wink:

    Cirmus
    Tak, na zdjęciu był Stalin. On nie był rzeczywistym twórcą państwa robotników i chłopów, ale propaganda lat 30 wysuwała go na pierwszy plan. I państwo nazywa się FRCA :p

    W następnym odcinku Miguel odegra doniosłą rolę. Jak widać zdecydowałem się podawać tytuły kolejnych odcinków. Myślę, że to pobudzi wyobraźnie niektórych czytelników i ewentualnie miło ich zaskoczy jeśli uda im się odgadnąć dalsze losy naszych bohaterów.

    Aha, tak na drugim evencie jest literówka, bo zamiast "z" winno być "w".
     
  9. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    1 - 15 maja 1936

    Odcinek IX - Niech żyje Rewolucja!


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 2 maja 1936.

    Narada najwyższych władz Federacji, w której uczestniczą: prezydent Castaneda, minister Dominguez, szef FSB Cordova, szef wywiadu Ariza oraz minister spraw zagranicznych Klee.
    - Muszę się panom do czegoś przyznać – rzekł wolno prezydent – Nie spodziewałem się, że dojdzie do takiego wybuchu społecznego niezadowolenia. Było to dla nas szczególnie niebezpieczne, jeśli weźmiemy pod uwagę nasze plany i zobowiązania wobec przyjaciół.
    - Panie prezydencie, osobiście jestem równie zaskoczony jak pan – powiedział Dominguez – Oczywiście biorę na siebie pełną odpowiedzialność za niedopatrzenia.
    Wpadł mu w słowo Cordova:
    - Sporządziłem specjalny raport na temat zajść do których doszło w wyniku dekretu. Otóż w całym kraju wywołał on ogromne poruszenie. Sytuacja była poważna, ale moim ludziom udało się zminimalizować szkodliwość wystąpień oraz odizolować prowodyrów. Ogólnie z moich informacji w skali kraju w wyniku zamieszek śmierć poniosły 42 osoby. Do najbardziej skrajnego w swoim wyrazie oporu wobec władzy doszło w mieście Zacapa, gdzie zabarykadowani w kościele ludzie stoczyli regularna bitwę z oddziałem wojska, który został tam wysłany. Osobiście dopilnowałem, aby prowodyrów spotkała zasłużona kara.
    - Rozumiem. Czyli jednak decyzja o powołaniu FSB nie była decyzją chybioną.
    - Gdzie niegdzie dają jeszcze o sobie znać lokalne niepokoje, ale myślę, że najgorsze mamy za sobą – rzucił Dominguez – Postuluje również przy okazji, by część uzyskanych funduszy przeznaczyć na dalszą rozbudowę służb.
    - Dobrze. Rozkażę wydzielić odpowiednie środki.
    - Chciałbym zwrócić tutaj uwagę panów na jedną rzecz – rozpoczął dostojnie jak zwykle Ariza – Myślę, że nie możemy sobie pozwolić na kolejne tego typu posunięcie. Należy czym prędzej poprawić stosunki z kościołem, aby nie zrażać do siebie ludności państw, które są w orbicie naszych zainteresowań, jeżeli panowie wiedza co mam na myśli.
    - Tak, ma pan rację – odparł Castaneda – Dalsze kroki tego typu są niewskazane. Panie Klee, czy są jakieś reakcje z zagranicy?
    - Oprócz oficjalnego protestu Watykanu, ostatnie wydarzenie nie wywołały większego odzewu. Szybkie działanie FSB i szczelna blokada granicy uniemożliwiła rozniesienie się informacji o naszych kłopotach.
    - Zatem proszę mnie umówić z przedstawicielem Watykanu. Osobiście wytłumaczę mu sens naszej decyzji. Dziękuje za uwagę.

    [​IMG]


    Zacapa, 5 maja 1936.

    - Baczność! – wydał rozkaz kapitan Gonzlaes.
    Odbywało się właśnie przyznanie odznaczeń za odwagę wykazaną w walce. Przed szeregiem batalionu stał oficer, który wyczytywał imiona i nazwiska odznaczony.
    - Szeregowy Jose Martinez! Wystąp!
    - Za odwagę wykazaną na polu walki odznaczam szeregowego Martineza „Medalem Federacji” trzeciego stopnia oraz skieruję oficjalną prośbę o przyznanie awansu za wykazane zasługi.
    Jose dumnie wypiął klatkę piersiową, aby Gonzales mógł łatwiej wpiąć medal. Po odznaczeniu jeszcze kilku żołnierzy skromna uroczystość dobiegła końca i batalion wyruszył do stolicy, gdzie miał oczekiwać na resztę dywizji, która zgodnie z terminem stawi się w stolicy 16 maja.
    Juan maszerował obok Miguela i o czymś rozmawiali. Coraz częściej ta dwójka przebywała razem i zawzięcie o czymś dyskutowała. Jose nigdy nie mógł się dowiedzieć o co chodzi, gdyż zawsze urywali, gdy się pojawiał w pobliżu. Wyraźna do tej pory wieź między Jose a Juanem zaczęła zanikać. Natomiast ranny Antonio niesiony na noszach po przybyciu do stolicy został skierowany na hospitalizację. Na szczęście rana nie była groźna. Lekarze stwierdzili, że po kilku tygodniach będzie mógł wrócić do służby.

    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 6 maja 1936.

    Trwa właśnie spotkanie prezydenta Castanedy z nuncjuszem apostolskim na obszar Ameryki Środkowej, biskupem Alderado.
    - Jak widzi wasza ekscelencja nasze posunięcie nie były skierowane przeciwko instytucji kościoła. Przyświecała nam troska o sprawiedliwość społeczną. Majątki kościoła raziły w oczy liczne grupy ludności. Taki stan rzeczy dawał pole do manewru różnego rodzaju elementom odrzucającym naukę kościoła i wyznającym utopijne ideologie – anarchiści, komuniści i inni. Nie mogliśmy pozwolić na to, aby te szkodliwe dla naszego państwa ideologie znalazły zwolenników w naszym kraju. Mam nadzieje, że jego ekscelencja to rozumie?
    - W pewnych kwestiach mamy poglądy podobne do pańskich – próbował dyplomatycznie wybrnąć z sytuacji biskup Alderado – Ale tyle niepotrzebnych ofiar pociągała za sobą ta akcja. Polała się krew niewinnych osób.
    - Ubolewam nad tym z całego serca. Przyznaje, że akcja była nieodpowiednio nagłośniona w społeczeństwie co wywołało bardzo ostre reakcję. Winni poniosą konsekwencję. Pojawili się nawet bezczelni agitatorzy, którzy głosili, że chcemy wprowadzić u nas komunizm. Jest to oczywista niedorzeczność. Zapewniam jego ekscelencję, że nigdy nie zamierzaliśmy i nie zamierzamy zerwać stosunków z Watykanem. Kościół jest potrzebny naszemu państwu. Mam nadzieje, że moje wyjaśnienia uspokoiły jego ekscelencję. Pragnę również wyrazić ubolewania, że przed przystąpieniem do akcji nie skonsultowaliśmy stanowiska z kościołem. Nauczeni tym przykładem postaramy się nawiązać bliższą.
    - Przekaże pańskie stanowisko moim zwierzchnikom. Może pan liczyć na pomoc kościoła w zapobieżeniu dalszemu rozlewowi krwi, ale szkody raz wyrządzonej nie da się tak szybko naprawić – rzucił na pożegnanie biskup Alderado, po czym pożegnał się i opuścił gabinet.
    Ta ostatni uwaga byłą wyraźnie nie w smak prezydentowi, ale nic nie odpowiedział.

    Siedziba FSB, Gwatemala, 10 maja 1936.

    - Czy to nie nasz drogi przyjaciel, senior Aruna? – powiedział siedzący na krześle śledczy. Przed nim stało skromne biurko, na którym znajdowały się liczne teczki z aktami. Do gabinetu wprowadzono pana Arunę, którego przywieziono poprzedniego dnia z obozu szkoleniowego w Finca San Sidro.
    - Co ma pan dla nas? – spytał, gdy już senior Aruna usiadł na krześle.
    - Przygotowałem specjalny raport zgodnie z pana wytycznymi – odparł Aruna podając śledczemu jakieś papiery.
    - Tak, zobaczmy – powiedział śledczy i zaczął przeglądać dokumenty – Dobra robota panie Aruna. Widzi pan, jednak potrafi pan być przydatny dla naszego kraju.
    - Co z naszą umowa?
    - A tak, oczywiście dotrzymamy naszej umowy, przecież jesteśmy ludźmi honoru – powiedział lekko się uśmiechając – Zgodnie z umową za wykonaną pracę zostanie pan objęty amnestią, sporządzę specjalny wniosek do władzy. Jednak sam pan rozumie, że nie możemy zakończyć tak nagle naszej współpracy. Wróci pan do Puerto Barrios i ponownie otworzy tawernę. Co jakiś czas będziemy tam zaglądać licząc na pańską gościnność, mam nadzieje, że wie pan o czym mówię?
    - Nie za bardzo – odparł zdezorientowany Aruna.
    - Ależ to bardzo proste. Doszliśmy do wniosku, że dalszy pański pobyt w wojsku jest bezcelowy. Pańskie zdolności wykorzystamy w innym miejscu. Oczywiście może pan liczyć na wynagrodzenie z tytułu swojej pracy.
    - A co jeśli odmówię?
    - Panie Aruna, panie Aruna – zaczął powtarzać śledczy w wyraźnie lekceważący sposób – Przecież pan jest oskarżony o bardzo poważna zbrodnie.
    - Jak to? Mam zostać ułaskawiony – odparł nie ukrywając zdziwienia i podenerwowania.
    - Owszem, ale to zależy, czy zdecyduje się pan na dalsza z nimi współpracę. Przecież pan podpisał odpowiednią umowę, prawda?
    Aruna zrozumiał w tym momencie, że nie może nic zrobić. Zrezygnowany pokiwał twierdząco głową.
    - Bardzo dobrze. Proszę odstawić senior Arunę do domu. Proszę wypocząć, nie chcemy, aby zapadł pan na zdrowiu - powiedział na pożegnanie śledczy.

    [​IMG]

    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 11 maja 1936.

    - Panie prezydencie – powiedział generał Arendano - Melduję, że zgodnie z pańskimi wytycznymi druga dywizja piechoty została przeszkolona w obozach szkoleniowych i obecnie maszeruje do stolicy pod dowództwem generała Orellany. Generał de Leon również opuścił Finca San Sidro i zmierza do sztabu pierwszej dywizji piechoty.
    - Bardzo dobrze. Świetna robota generale Arendano. Proszę przesłać do obozów kolejną grupę poborowych. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli niedługo będą nam potrzebni.
    - Tak jest, ale panie generale nie będziemy w stanie zapewnić im uzbrojenia. Zrealizowanie zamówień rządowych trochę potrwa.
    - To nie jest istotne. Już mówiłem, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem uzyskamy dostęp do broni.
    - Rozkaz – odpowiedział Arendano.
    W tej chwili do drzwi zastukała sekretarka i powiedziała:
    - Pan Cordova do pana. Mówi, że to pilne i nie może czekać.
    - Wpuścić natychmiast. To wszystko generale. Może pan odejść.
    Generał Arendano wyminął się w drzwiach z Cordovą.
    - Jakie pilne sprawy pana do mnie sprowadzają?
    - Proszę, niech pan przeczyta ten raport – powiedział i wręczył prezydentowi teczkę z aktami.
    Po przejrzeniu raportu prezydent rzekł:
    - Świetna robota. Minister Dominguez miał rację, jest pan odpowiednim człowiekiem, na odpowiednim miejscu.
    - Jak winniśmy zareagować? Czy mamy rozpocząć aresztowania?
    - Nie.
    - Jak to? – spytał zdziwiony Cordova.
    - Proszę na razie nic nie robić. Wyłącznie obserwować. Uderzymy wtedy kiedy najmniej się będą spodziewać. Proszę mnie informować na bieżąco o tej sprawie.
    - Zrozumiałem, ale czy to właściwe pozwolić im działać?
    - Nie ma innego wyjścia. Szerokie aresztowania mogą zaszkodzić naszej sprawie. Gdy przyjdzie czas zareagujemy we właściwy sposób.
    - Tak jest!

    Koszary wojskowe, Gwatemala, noc z 15 na 16 maja 1936.

    Było już ciemno. Oddział Jose i Juana znajdował się już w stolicy i oczekiwał na resztę dywizji, która miała niedługo dotrzeć do Gwatemali. Żołnierze spali już w najlepsze.
    - Tak, już niedługo – szepnął Miguel - Jesteś z nami?
    - Bo ja wiem…To trochę zbyt ryzykowne - odpowiedział Juan.
    - Zdaje sobie z tego sprawę, ale jeśli nie teraz to kiedy? Musimy uwolnić naszych rodaków z łap imperialistów. Castaneda chce rozpętać wojnę, to pewne. Po co byłaby mu ta broń? Po co ci Niemcy? Po co obozy szkoleniowe? Wszystko jest po to, aby rozpętać krwawą łaźnie w imię chorych interesów obszarników i kapitalistów!
    - Wiesz to nie jest łatwa decyzja – odparł Juan, który nadal się wahał.
    - Zdaje sobie z tego sprawę, ale czas płynie. Musisz zdecydować po której stronie staniesz – odparł poważnym tonem Miguel – Masz czas do jutra rana.
    Powiedziawszy to Miguel udał się na swoją pryczę. Wydawało się, że ta rozmowa odbyła się w całkowitej tajemnicy, ale tak nie było. Ktoś nie spał i wyraźnie słyszał o czym była mowa.
    Cisze poranka przerwał stukot ciężkich żołnierskich butów. To druga dywizja piechoty maszerowała ulicami Gwatemali zmierzając do koszar.


    W następnym odcinku:
    Jaką decyzję podejmie Juan?
    Kto podsłuchał rozmowę Juana i Miguela?
    Co planuje Miguel?
    Co zawierał raport dostarczony przez Cordovę prezydentowi?

    Tytuł następnego odcinka: Rewolucyjna pożoga!

    ---------------------------------
     
  10. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    16 - 31 maja 1936

    Odcinek X - Rewolucyjna Pożoga!


    Koszary wojskowe, Gwatemala, poranek 16 maja 1936.

    Miguel stał w otoczeniu małej grupki żołnierzy z batalionu przy wyjściu na dziedziniec koszar i zawzięcie o czymś dyskutowali. W tej chwili nadszedł Juan.
    - Jesteś nareszcie. Zdecydowałeś się? – powiedział Miguel.
    - Tak, jestem z wami.
    - Słuszna decyzja. Wywalczymy wolność dla ludu. Dobra, ruszamy. Postępujmy zgodnie planem.
    Ludzie, z którymi rozmawiał Miguel zaczęli się rozchodzić.
    - Chodź ze mną. Nie mamy czasu.
    - Juan! – zawołał Jose, który pojawił się właśnie w pomieszczeniu – Podejdź, mam pilną sprawę do ciebie.
    - Spław go! – powiedział cicho Miguel – Ja idę do chłopaków, przyjdź tak szybko jak dasz radę.
    Juan pokiwał głową i ruszył w kierunku Jose, a Miguel opuścił budynek.
    - Co jest? Tylko szybko, bo mi się spieszy – powiedział.
    - Jasne. Zajmę ci tylko chwilkę. Chodź, coś ci pokaże.
    Jose ruszył wzdłuż szeregu wojskowych prycz i w pewnym momencie się zatrzymał.
    - Spójrz – powiedział i wskazał coś palcem.
    - Co tam jest? Nic nie widzę – powiedział Juan wytężając wzrok.
    W tej chwili za jego plecami pojawił się Buch i uderzył Juana pięścią w głowę tak, że ten stracił przytomność i upadł na podłogę.
    - Dobra robota Buch – pochwalił go Jose.
    - Buch się cieszyć, żem móc pomóc, ale czy naprawdę Juana boleć głowa? – zapytał.
    - Naprawdę. A teraz rusz się i mi pomóż.
    Jose i Buch związali nieprzytomnego Juana liną i ukryli go pod jedną z prycz, po czym szybko opuścili pomieszczenie.

    Tymczasem Miguel nie mogąc się doczekać na Juana postanowił działać bez niego.
    - Dalej! Ruszam! – powiedział do sporej grupki żołnierzy z drugiej dywizji piechoty, którzy zgromadzili się wokół niego gotowi do walki. Miguelowi udało się zwerbować dla swojej sprawy liczną grupę poborowych. Jego płomienne mowy dały pewien skutek. Ogółem wokół niego zgromadziło się około 500 żołnierzy.
    - Ruszamy na miasto! Poderwiemy do walki ludność Gwatemali!
    Gdy ruszyli w kierunku wyjścia z koszar spotkali kapitana Gonzalesa.
    - Co tu się dzieje?! Co to ma znaczyć? Kto wam wydał broń? Wracać do koszar!
    - Nigdy! Niech żyje rewolucja! – odkrzyknął Miguel i strzelił do Gonzalesa, który trafiony w brzuch osunął się na ziemię. Huk wystrzału zaalarmował cała jednostkę. Z koszar wybiegli żołnierze, by sprawdzić co się dzieje. Miguel nie tracił czasu i pociągnął swoich ludzi w kierunku bramy.
    - Szybciej! Szybciej! – ponaglał – Musimy połączyć się z robotnikami stolicy!
    Po sforsowaniu bramy ruszyli w kierunku centrum miasta nawołując mieszkańców do przyłączenia się do rewolucji. Paru zubożałych robotników przyłączyło się do pochodu, ale odzew był słaby. Gdy dotarli do rynku miasta zastali tam w pełni uzbrojonych żołnierzy oczekujących w pełnym pogotowiu.
    - Generale de Leon! – pojawili się buntownicy zameldował żołnierz.
    - Zgodnie z planem. Otworzyć ogień! – rozkazał.
    Cztery karabiny maszynowe ustawione na rynku otwarły ogień do zwartej masy żołnierzy dosłownie kosząc pierwsze szeregi buntowników.
    - Rozproszyć się! – wrzeszczał Miguel – Ognia!
    Rozpoczęła się regularna wymiana ognia w środku miasta.
    - Pułkowniku Valeo, niech dwie kompanie obejdą rynek od prawej i uderzą na tych buntowników od tyłu! – rozkazał spokojnym tonem de Leon.
    - Tak jest! Kompania 4 i 5 za mną!
    Miguel ukryty za wozem był coraz bardziej załamany niekorzystnym dla buntowników obrotem wypadków.
    - Nie poddamy się! – wrzasnął – Będziemy walczyć do końca!
    Jednak siły powstańców powoli się wyczerpywały. Ogień karabinów maszynowych uniemożliwiał im wychylenie się zza osłon w celu oddania ognia. Ci którzy próbowali, padali martwi. Stos ciał powoli się powiększał. Krew zabitych żołnierzy splamiła rynek. Miguel wychylił się po raz kolejny, aby oddać strzał, gdy trafiła go kula. Upadł na ziemie. Próbował się jeszcze podnieść, ale ból był zbyt silny. Zrobiło mu się ciemno w oczach, nic nie widział. W końcu stracił przytomność. Tymczasem od tyłu na zbuntowanych uderzył pułkownik Valeo.
    - Przerwać ogień! – rozkazał de Leon – Żołnierze! Przygotować bagnety!
    Zza osłon wyszli żołnierze de Leona z bagnetami nałożonymi na lufy karabinów. De Leon wyszedł na czoło szeregu i wciągnął szablę po czym zawołał:
    - Za Federację! Do ataku!
    Żołnierze puścili się biegiem na pozycje buntowników, którym kończyła się amunicja. Rozpoczęła się masakra. W nierównej walce na bagnety zginęła większość z tych, którzy przeżyli morderczy ogień karabinów maszynowych. Ci, którzy przeżyli otoczeni przez wojska de Leona poddali się. Rewolucja się zakończyła.


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, wieczór 16 maja 1936.

    - Wyśmienita robota, generale de Leon – powiedział Castaneda.
    - To nie było nic wielkiego panie prezydencie. Przekazane nam przez SB informacje dały nam czas na ściągnięcie oddziałów z pierwszej dywizji piechoty i stłumienie rewolucji w zarodku.
    - Mimo to gratuluje sposobu stłumienia tej ruchawki. Atak na bagnety był czymś pięknym. Zupełnie jak za starych czasów – mówił zadowolony prezydent.
    - Ma pan rację. Pozwoliło to również na zaoszczędzenie amunicji.
    - Panie de Leon, widać, że przykłada się pan do pańskich obowiązków. Jeszcze raz gratuluje.
    - Dziękuje – odparł generał – Wracam do mojego sztabu oczekując na dalsze rozkazy panie prezydencie.
    - Doskonale. Już nie długo kolejne starcia, niech pan się przygotuje.
    - Tak jest! – generał zasalutował i opuścił gabinet.

    Koszary wojskowe, Gwatemala, 17 maja 1936.

    Trwa właśnie dochodzenie FSB wśród żołnierzy drugiej dywizji mające wyjaśnić wczorajsze wydarzenia. Grupa oficerów przechodziła właśnie przez baraki sypialne żołnierzy, gdy spostrzegli nogi wystające spod łóżka.
    - Ktoś tam leży. Szeregowy, proszę to sprawdzić – zwrócił się oficer do Jose, który właśnie przebywał w baraku.
    - Tak jest.
    Jose schylił się i wyciągnął związanego Juana szepcząc mu przy tym do ucha:
    - Siedź cicho głupcze i kiwaj głową gdy będę mówił.
    - Kto go związał? – spytał oficer.
    - Nie wiem panie oficerze, ale szukałem go od wczorajszego poranka, czyli od początków tych zajść.
    - Rozwiązać go.
    - Musieli go związać ci przeklęci buntownicy – mówił z naciskiem Jose – Widocznie był w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie.
    - No, jak to było? – spytał oficer, gdy Juan był już oswobodzony.
    Juan spoglądał oszołomiony na oficerów masując tył głowy.
    - Widać, że go mocno poturbowali – rzucił Jose.
    - Panie oficerze – wybełkotał w końcu Juan – Spotkałem żołnierzy, którzy chcieli wzniecić spotkanie i …oni mnie ogłuszyli, gdy nie zgodziłem się do nich dołączyć.
    Mówiąc to poczuł się naprawdę fatalnie. Oficer spojrzał na Juana po czym rzucił:
    - Dobra. Jazda na dziedziniec. Zaraz odbędzie się apel.
    - Tak jest – odparł Jose, który pociągnął za sobą Juana.
    - Bądź cicho idioto i nic nie mów – szepnął mu na ucho.

    Na dziedzińcu ustawili się już wszyscy żołnierze z drugiej dywizji. Jose i Juan ustawili się na końcu szeregu. W tej chwili weszli na dziedziniec oficerowie FSB z samym Cordovą na czele. Towarzyszył mu generał Orellana.
    - Żołnierze – zaczął przemówienie Cordova – Wczorajsze wypadki położyły się cieniem na dobrym imieniu drugiej dywizji piechoty. Pewna grupa zbuntowanych żołnierzy chciała dokonać zamachu stanu na nasze władze. To jest niedopuszczalne, gdyby nie odpowiedzialni żołnierze, którzy donieśli o tym zamiarze do dowództwa mogło się to skończyć krwawą wojną domową.
    Słysząc te słowa Juan popatrzył ponuro na Jose.
    - Moim zadaniem jest ukarać prowodyrów tych zajść i zadbać, aby nic takiego nie powtórzyło się w przyszłości. Niech ten apel będzie przestrogą dla każdego, kto spróbuje podnieść ponownie broń przeciwko legalnej władzy Federacji wybranej przez cały naród. Generale Orellana, proszę zaczynać.
    - Tak jest. Wprowadzić oskarżonych.
    Z baraków wyszła grupa żołnierzy, którzy eskortowali pojmanych w czasie walk buntowników. Wśród nich Juan zauważył Miguela. Jego rana została opatrzona. Miguel przechodząc obok Juan spojrzał na niego z wyrzutem. Juan spuścił wzrok. Więźniów ustawiono wzdłuż ściany dziedzińca.
    - Za próbę komunistycznego przewrotu stanu Sąd Wojenny skazał was na karę śmierci przez rozstrzelania – powiedział zdecydowanie Orellana - Pluton egzekucyjny wystąp.
    Do skazanych podszedł żołnierz oferując przepaski na oczy. Miguel odmówił.
    Pluton ustawił się w linii.
    - Odbezpieczyć broń! – rozkazał Orellana.
    - Rewolucji nie da się pokonać! – krzyknął Miguel.
    - Cel!
    - Rewolucyjna pożoga będzie się tlić i pewnego dnia wybuchnie z taką siłą, że nic jej nie powstrzyma!
    - Ognia!

    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 23 maja 1936.

    - Panie Vaides, jak tam sytuacja w wojsku? Czy możemy przystąpić do realizacji naszego planu?
    - Myślę, że sytuacja jest już opanowana. Z części pieniędzy przekazanych FSB rozbudowaliśmy siatkę agentów w wojsku.
    - Dobrze. Zatem niech „Xecotcovach” zstąpi na ziemie, jeśli wie pan co mam na myśli – uśmiechnął się prezydent.
    - Oczywiście – odpowiedział Vaides.
    - Aha proszę przygotować trzy kolejne plany zgodnie z wytycznymi.
    - Tak jest. Obecnie pracujemy nad tym z pułkownikiem Letiendorffem.
    Do gabinetu zapukał szef wywiadu Ariza:
    - Pan się chciał ze mną widzieć, tak?
    - W rzeczy samej. Czy przygotował pan listę o którą prosiłem jakiś czas temu?
    - Oczywiście. Przekazałem ją już do sztabu, prawda generale Vaides?
    - Tak jest. Otrzymaliśmy te dane i teraz wprowadzamy ostatnie poprawki do planu operacyjnego.
    - Doskonale. Proszę rozpocząć operację 31 maja.
    - Rozkaz.

    [​IMG]


    Koszary wojskowe, Gwatemala, 25 maja 1936.

    Jose wszedł właśnie do baraku, który o tej porze był pusty. Otrzymał właśnie swój awans za zasługi w walce. Od dzisiaj jest kapralem. Awans o dwa stopnie był zasługą kapitana Gonzalesa, który osobiście polecił Jose do awansu. Tymczasem do baraku wszedł Juan, który wrócił z przesłuchania przez FSB. Spotkali się na środku baraku patrząc się na siebie.
    - Jaj mogłeś? – wydusił z siebie Juan.
    - O co ci chodzi?
    - Jak mogłeś zdradzić Miguela i resztę?
    - Nikogo nie zdradziłem głupcze, uratowałem ci życie.
    - Co ty chrzanisz?! – wykrzyknął Juan i rzucił się na Jose przewracając go na podłogę. Szamotali się i okładali pięściami. Bójka trwała już dobrą chwilę, gdy obaj opadli z sił. Poobijani przypatrywali się sobie, ciężko dysząc.
    - Co ty pleciesz kretynie! Podsłuchałem jak gadałeś z tym fanatykiem! Ale na nikogo nie donosiłem. Zadbałem tylko, żebyś nie wplatał się w tą bezsensowną jatkę! Skończyłbyś tak jak oni baranie!
    - To kto nas zdradził?
    - Nas? Tobie poszło na mózg chyba. Ten kretyn namieszał ci w głowie. Widziałeś jak to się skończyło? Wystrzelali ich jak kaczki! A gdzie był ten „uciemiężony lud”, gdzie „robotnicy i chłopi” o których tak mówił? Nikt im nie pomógł!
    - Nie wierze!
    - Nie wierzysz? Chyba za mocno dostałeś w głowę! Jak chcesz to ci przyłożę jeszcze raz, żeby ci się poprawiło! Rozejrzyj się do jasnej cholery!
    - Co tu się dzieje? – spytał pułkownik Valeo, który został przydzielony do drugiej dywizji na miejsce zabitego Gonzalesa.
    - Nic panie pułkowniku! – zasalutował Jose.
    Pułkownik popatrzył na nich, po czym machnął ręką i rzucił:
    - Ruszać się! Przygotować się do wymarszu!
    - Tak jest!

    Okolice Zacapa, 30 maja 1936.

    Trwa właśnie koncentracja drugiej dywizji piechoty i zajmowanie pozycji bojowych. Generał Orellana nadzorował całą operację. W obozie pojawił się Pepe, który został skierowany do drugiej dywizji jako przewodnik.
    - Hej chłopcy! – rzucił, gdy spotkał Jose i Juana – Widzę, że wybieramy się na wycieczkę do Hondurasu. Zaprawdę piękny kraj.
    - Wycieczkę do Hondurasu? – spytał Juan.
    - No, a jak? – powiedział Pepe i sięgnął do kieszeni skąd wyciągnął flaszkę z winem i pociągnął z niej porządny łyk – Aaa, tego potrzebowałem! Ten cholerny grog rozstroił mój żołądek. A co do Hondurasu to mam was prowadzić do Santa Rosa de Copan. Piękne miasto, piękne kobiety. Ale musze już iść spotkamy się niedługo. Trzymajcie się chłopcy.

    [​IMG]


    Fragment rządowej ulotki:

    W następnym odcinku:
    Jaki będzie wynik wojny FRCA z Hondurasem?
    Jakie będą reakcje z zagranicy?
    Czy Pepe doprowadzi naszych bohaterów do celu?
    Czy Jose i Juan naprawią swoją przyjaźń?

    Tytuł następnego odcinka: Operacja „Xecotcovach”

    ------------------------------------

    Karo, Amnos
    Skoro chcecie. xD Proszę bardzo.:p
     
  11. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    1 - 15 czerwca 1936

    Odcinek XI - Operacja „Xecotcovach”


    Granica Federacji z Hondurasem, poranek 1 czerwca 1936 roku.

    Generał Orellana zajął stanowisko w swoim sztabie. Towarzyszyli mu oficerowie, z którymi uzgadniał ostatnie wytyczne operacji. Narada trwała 20 minut po czym oficerowie opuścili namiot sztabowy i udali się do swoich pododdziałów. Batalionem Jose i Juana po kapitanie Gonzalesie dowodził pułkownik Valeo, który po przybyciu do swojego oddziału szybko zwołał krótką odprawę podoficerów. Uczestniczył w niej również Jose z racji swojego niedawnego awansu, ale starał się nie wychylać. Narada była krótka i rzeczowa. Batalion miał się posuwać na Santa Rosa de Copan i po zajęciu owego miasta oczekiwać na dalsze rozkazy.
    - Ruszamy! – rozkazał Valeo.
    Cały batalion podzielił się na mniejsze grupki i ruszył w kierunku granicy z Hondurasem, która znajdowała się mniej więcej kilometr przed nimi. Pepe podążał ostrożnie za czołowym oddziałem batalionu, w którym znalazł się Jose i Juan. Po 20 minutach drogi dotarli do granicy, na której znajdowały się słabo bronione posterunki graniczne. Żołnierze Hondurasu nie stawiali zbytniego oporu i wycofali się w głąb kraju. Natomiast z prawej strony doniesiono pułkownikowi, że drugi batalion osłaniający prawą flankę wdał się w walkę z obroną graniczną niedaleko Nueva Ocotepeque. Pułkownik rozkazał zwolnić marsz i odesłał jedną kompanie ze skrzydła w celu wspomożenia sił walczących z wrogiem. Gdy opór został przełamany batalion podążył dalej w kierunku Santa Rosa. Nie napotkano wrogich sił, a jedynie cywilów, którzy zaskoczeni kompletnie ich obecnością natychmiast uciekali.
    Czołowa kolumna batalionu posuwała się w szybkim tempie w stronę celu. Pepe tym razem poważnie potraktował swoje obowiązki i nawet nie sięgnął po wino. Wszyscy szli w skupieniu. Ku ich zaskoczeniu wróg nie dawał o sobie znać. Bez przeszkód wniknęli głęboko w terytorium wroga.

    [​IMG]


    Santa Rosa de Copan, 3 czerwca 1936.

    Dotarli wreszcie w pobliże celu. Czołowa kolumna batalionu wdrapała się nad wzgórze, z którego obserwowano miasto. Mieszkańcy ostrzeżeni o ich nadejściu uciekali z miasta zabierając ze sobą swój dobytek. Nigdzie nie było widać żołnierzy wroga. Kapitan Hernandez spoglądał ze wzgórza na miasto przez lornetkę.
    - Zameldować pułkownikowi Valeo, że miasto jest niestrzeżone. Wysłać zwiad.
    - Tak jest! – odparł podoficer i odszedł.
    Jose i Juan wraz z innymi żołnierzami obserwowali miasto, które leżało przed nimi.
    - Kapralu Martinez! Macie okazję się wykazać! Wziąć pluton i zbadać wejście do miasta.
    - Tak jest! – odparł zaskoczony Jose.
    - Osz w mordę – szepnął do Juana.
    Po chwili pluton na czele z Jose kierował się marszem ostrożnym krokiem w kierunku miasta. W plutonie znalazł się Juan oraz Pepe, który znał miasto i miał podprowadzić zwiad. Maszerowali w szyku rozproszonym, zaciskając mocno dłonie na broni gotowej do strzału spodziewając się w każdej chwili ognia nieprzyjaciela. Jednak panowała cisza. Ci mieszkańcy miasta, którzy nie zdążyli lub nie chcieli uciekać zabarykadowali się w domach. Pluton podkradł się właśnie na skraj miasta.
    - Tam jest główna ulica – wskazał ręką Pepe.
    Żołnierze posuwali się powoli we wskazanym kierunku.
    - W tutaj zostaniecie i będziecie osłaniać tyłu – powiedział Jose do grupki żołnierzy.
    - Tak jest! – odparli.
    - Reszta za mną.
    Wraz z podchodzeniem do głównej bramy miasta żołnierze stawali się coraz bardziej nerwowi. W końcu dotarli do celu i ostrożnie sforsowali bramę. Zagłębili się w głąb miasta wypatrując ewentualnego wroga, ale nic nie zauważyli. Widocznie miasto musiało być niestrzeżone. W tej chwili jakiś hałas zaskoczył Juana, który momentalnie się obrócił i wycelował broń. Zobaczył przerażonego małego chłopca, który wyglądał zza beczki ustawionej na ulicy i spoglądał na niego ze łzami w oczach. Juan podszedł do chłopca:
    - Gdzie masz mamę? Nie bój się. Zgubiłeś się?
    Chłopiec nic nie odpowiedział wystraszony pojawieniem się obcych ludzi i to w dodatku uzbrojonych po zęby.
    - No i co ja mam z tobą zrobić?
    - Juan! – powiedział Jose, który zbliżył się do niego, by sprawdzić co się dzieje – Wracamy. Miasto jest niestrzeżone. Musimy zabezpieczyć bramę i powiadomić dowództwo.
    - Dobra, ale co mam zrobić z tym chłopcem? Chyba się zgubił.
    - Zostaw go.
    -Jak to zostaw? – spytał zdziwiony Juan.
    - Normalnie. Przecież nic mu nie będzie. W końcu ktoś go odnajdzie.
    Juan nie był pewien co robić dalej. Nie chciał zostawiać chłopca.
    - Nie zostawię go tutaj. A co jeśli gdzieś w mieście są obrońcy i dojdzie do walki?
    - Ależ ty jesteś upierdliwy – powiedział Jose – No dobra, bierz go, nie mamy czasu!
    Juan chwycił chłopca i ruszyli w kierunku bramy. Gdy tam dotarli wysłali wiadomość do kapitana Hernandeza, który niebawem dołączył do nich z resztą sił.
    - Dobra robota kapralu Martinez. Macie talent – pochwalił Jose kapitan.
    Żołnierze zostali rozlokowani w kluczowych częściach miasta oczekując na przybycie pułkownika Valeo. Tymczasem mieszkańcy poukrywani w domach zerkali na ulicę. Juan właśnie szedł do ulicą, aby oddać chłopca pod opiekę któregoś z mieszkańców, gdy zobaczył idąca ulicą młodą kobietę. Miała piękne czarne włosy i brązowe oczy. W pewnej chwili została zaczepiona przez jednego z żołnierzy patrolujących miasto:
    - Hej, mała! Nie chciałbyś się zabawić? – spytał bezczelnie i zaszedł jej drogę.
    Kobieta cała pobladła ze strachu, gdy żołnierz zaczął się do niej zbliżać.
    - Proszę mnie zostawić – rzuciła, gdy złapał ją za rękę.
    - Taka piękna kobieta jak ty na pewno potrzebuje silnego mężczyzny. Myślę, że ja nim będę – i zaczął ciągnąć przerażoną kobietę w stronę ustronnej uliczki.
    - Zostaw ją! – rzucił Juan.
    - Weź spadaj, bo stanie ci się krzywda – odparł napastnik.
    Juan zostawił chłopca i rzucił się na żołnierza. Kobieta wyrwała się napastnikowi, ale nie mogła uciec, gdyż drogę zablokowali jej szarpiący się mężczyźni. W końcu Juanowi udało się trafić napastnika w brzuch, potem poprawił pięścią w twarz, a gdy ten osunął się na ziemię ponownie kopnął go w brzuch.
    - Nic pani nie jest? – spytał – Proszę się nie bać. Nie zrobię pani krzywdy.
    Kobieta popatrzyła na Juana.
    - Nie wiem jak panu dziękować. Gdyby nie pan, nie wiem co by się tu stało.
    - Już wszystko dobrze, ale nie powinna pani chodzić teraz po ulicach, to niebezpieczne.
    - Musze – odparła – Poszukuję mojego synka, który zaginął podczas zamieszania spowodowanego ucieczką mieszkańców.
    - Synka? – spytał Juan – Odnalazłem pewnego chłopca, o tam stoi. Czy to nie on?
    - Ależ tak! – wydusiła z siebie z radością kobieta – To mój mały Huanito.
    Podbiegła do chłopca i przytuliła go z całych sił.
    - Nie wiem jak panu dziękować.
    - Żaden problem. Ale proszę na razie się schować do domu. Dopóki nie zorganizujemy okupacji miasta nie jest tutaj bezpiecznie.
    - Bardzo pan uprzejmy, jeszcze raz dziękuje – rzuciła i szybko odeszła.

    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 3 czerwca 1936.

    Spotkanie prezydenta Castanedy z ministrem spraw zagranicznych Klee i ambasadorem Niemiec, Stroppe
    - Panie Klee, jakie reakcję na świecie?
    - No cóż na razie oficjalne protesty wystosowały do nas następujące kraje: Nikaragua, Kostaryka, Panama, Meksyk i Boliwia, a Stany Zjednoczone zerwały z nami układ o nieagresji.
    - Czy powinniśmy się spodziewać ich zdecydowanego działania? – spytał ambasador.
    - Nie. Śledzę na bieżąco rozwój wypadków i na razie Stany poza tą akcją nie zdecydowały się na żadne działanie. Natomiast dużo gorzej wygląda sprawa z Meksykiem.
    - Z Meksykiem? – spytał zdziwiony Castaneda – Jak to?
    - Meksyk wysłał do nas niezwykle ostrą w swojej treści notę dyplomatyczną potępiającą atak na Honduras. Co więcej, rząd tego kraju postawił w stan gotowości siły na granicy z nami.
    - Meksyk? – spytał zdziwiony Stroppe - Czyżby USA próbowały wykorzystać ten kraj jako „chłopca do brudnej roboty”?
    - Czy jest jakieś prawdopodobieństwo, że Meksyk zdecyduje się wkroczyć na nasze terytorium? – spytał zaniepokojony Castaneda.
    - Trudno to powiedzieć. Taka akacja jest raczej mało prawdopodobna, ale nie możemy jej wykluczyć – odparł poważnie Klee.
    Prezydent siedział cicho zamyślony i spoglądał na mapę regionu.
    - Co tutaj jest?
    - Ropa, panie prezydencie – odparł Klee patrząc na wskazany symbol na mapie.
    - Ropa – powtórzył zamyślony Castaneda – Meksyk nie uderzy.
    - Skąd ta pewność? – spytał Stroppe.
    - Takie mam przeczucie.
    - Przeczucie?
    - Tak. Zresztą i tak nie mamy odpowiedniej siły, aby ich zatrzymać. Po co więc łamać sobie niepotrzebnie głowę.


    [​IMG]

    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 6 czerwca 1936.

    - Jakie wiadomości z frontu panie Vaides? – spytał prezydent popalając cygaro.
    W gabinecie znajdował się oprócz szefa sztabu Vaides, również ambasador Stroppe, który ostatnio często przebywał z prezydentem oraz pułkownik Letiendorff.
    - Wszystko idzie zgodnie z planem. Armia Hondurasu został całkowicie zaskoczona. Generał de Leon i pierwsza dywizja piechoty dokonali błyskawicznej wyrwy w liniach nieprzyjaciela w rejonie San Pedro Sula i szybkim marszem posuwała się wzdłuż wybrzeża, po czym po zajęciu kluczowego miasta Olanchito zmieniła kierunek natarcia i ruszyła na południe. Druga dywizja piechoty i generał Orellana napotkał równie słaby opór i wczoraj osiągnął miasto La Esperanta. Dzisiaj dotarła do mnie wiadomość, że czołowe oddziały 1 i 2 dywizji piechoty spotkały się nieopodal miasta Cedros. Oznacza to, że wszystkie siły Hondurasu zostały otoczone lub rozbite. Zgodnie z przekazanymi meldunkami generał Orellana zmierza na stolice Hondurasu, Tegucigalpę. Natomiast generał de Leon zawrócił i zabezpiecza resztę wybrzeża.
    - Doskonałe wiadomości – odparł uradowany Castaneda – Widzi pan panie ambasadorze. Wszystko idzie po naszej myśli. Meksykanie tylko straszyli i nie ruszyli się z miejsca, Amerykanie tak samo.
    - Gdy tylko pańskie wojska zajmą stolicę wyślę odpowiedni raport do Fuhrera. Z pewności się ucieszy.
    - Bardzo dobrze. Generale Vaides, proszę nas informować na bieżąco.
    - Tak jest. Jeszcze jedna sprawa. Wspólnie z pułkownikiem Letiendorffem przygotowaliśmy plany, na które pan prezydent czekał. Proszę oto one. Niech się pan z nimi zapozna.
    - A tak. Pamiętam. Dobra robota. Zapoznam się z nimi niezwłocznie. To wszystko.

    [​IMG]

    Santa Rosa de Copan, 8 czerwca 1936.

    Żołnierze siedzieli właśnie na rynku miasta, gdy dotarły do nich wieści, że niedługo wyruszają. Juan pakował właśnie swoje bagaże, gdy podeszła do niego dziewczyna, którą niedawno uratował.
    - Chciałam panu podziękować za ratunek – powiedział nieśmiało.
    Juan obrócił się i spojrzał na jej śliczną twarz.
    - Naprawdę nie ma o czym mówić.
    - Mam nadzieje, że nie miał pan żadnych kłopotów z tego powodu.
    - Ależ skąd – odparł uśmiechając się – Jak tam synek?
    - Cały i zdrowy. Dziękuje, że go pan uratował. W tym całym zamieszaniu mogłabym go już nie odnaleźć.
    Stali tak i patrzyli na siebie. Po chwili Juan zapytał:
    - Panie wybaczy, ale nie wiem nawet jak pani ma na imię. Ja jestem Juan.
    - Jestem Carolina. Bardzo mi miło – odparła uśmiechając się – Widzę, że niedługo wyruszacie dalszą drogę.
    - Tak, niestety musimy – odparł – Gdzie jest pani mąż?
    - Mój mąż? – spytała – On nie żyje. Był funkcjonariuszem straży granicznej i zginął podczas jednego z incydentów na granicy.
    Juan zrozumiał, że prawdopodobnie zabili go żołnierze Federacji.
    - Bardzo mi przykro.
    - Juan! – krzyknął Jose – Rusz się! Zaraz wyruszamy. Co ty tam robisz?
    - Idę, już idę! – odkrzyknął.
    - Musi pan iść.
    - Tak.
    - Zatem do zobaczenia – odparła, po czym pocałowała Juana w policzek i uciekła.
    Juan jeszcze chwilę przyglądał się jej i gdy zniknęła za rogiem ulicy wziął swój tobołek i mruknął:
    - Przeklęte wojsko!

    [​IMG]


    Tegucigalpa, 13 czerwca 1936.

    Ulicami Tegucigalpy maszerowali w tryumfalnym pochodzie żołnierze drugiej dywizji piechoty. Uczestniczyli w niej Jose i Juan, którzy dumnie maszerowali na czele kolumny. Mieszkańcy miasta z nostalgią patrzyli na ten smutny dla nich spektakl. Generał Orellana, który przyjmował defiladę zwycięstwa stał dumnie na podniesieniu. Władze Hondurasu zostały internowane, a kraj został przyłączony do Federacji. Gdzieniegdzie broniły się jeszcze resztki obrońców, ale opór z góry skazany był na niepowodzenie.

    [​IMG]


    W następnym odcinku:
    Co FRCA zyskała w wyniku operacji „Xecotcovach”?
    Jakie będą konsekwencję przyłączenia Hondurasu do federacji?
    Czy Juan spotka jeszcze Carolinę? :p
    Czy ludność podbitego kraju zaakceptuje nową władzę?

    Tytuł następnego odcinka: Krajobraz po bitwie
    ------------------------

    Dzisiejszy odcinek może część osób, które spodziewała się czegoś zupełnie innego zaskoczyć swoją zawartością. :p

    Odcinek tak późno, bo wdałem się w małą dyskusję z Crystiano (pozdrawiam :)), ale lepiej późno niż wcale. :wink:

    Aha, dziękuje za udział w ankiecie, która wykazała, że większość zgadza się z moim ustawieniem umiejętności MON. Jeszcze raz dzięki i zapraszam do komentowania. :)

    Swoją drogą mam pytanie. Czy można ustawić nową ankietę? Jeśli tak to jak, bo ja szukałem, ale nic nie znalazłem.
     
  12. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    16 - 30 czerwca 1936

    Odcinek XII - Wielki Bluff?


    Gwatemala, 16 czerwca 1936.

    Na głównym placu miasta przed pałacem prezydenckim odbywał się właśnie ogromny wiec mieszkańców na którym przemawiał prezydent Castaneda. Pojawił się on na balkonie w galowym mundurze i uniósł rękę, aby uciszyć tłum, który powitał go burzliwymi oklaskami.
    - Dziękuje, dziękuje – powiedział do mikrofonu – Drodzy rodacy! Pragnąłbym w tym krótkim przemówieniu podsumować gorące wydarzeni ostatnich dni. Jak zapewne wiadomo znaleźliśmy się w stanie wojny z Hondurasem. Mimo moich usilnych prób zapewnienia pokoju rząd Hondurasu odrzucił wszelkie pokojowe próby rozwiązania kwestii spornych między naszymi państwami. Co więcej, kraj ten przystąpił do realizowania bardzo szkodliwej dla nas kampanii medialnej starając się popsuć nasze dobre stosunki z krajami Ameryki Środkowej i Południowej. Również siły zbrojne Hondurasu w ostatnich dniach wyraźnie prowokowały starcia graniczne, w których ginęli żołnierze Federacji. Nie mogliśmy tego tolerować.
    Tutaj prezydent przerwał i wyraźnie wziął głęboki oddech.
    - Z bardzo ciężkim sercem podjąłem zatem decyzję o militarnym rozwiązaniu całego konfliktu. Mając na sercu los naszych chłopców zalecałem moim generałom podejmowanie rozsądnych decyzji i szanowanie życia naszych żołnierzy. Mogę z duma powiedzieć, że zalecenie to zostało wykonane bardzo skrupulatnie. Rodacy! Dotychczasowy wrogi nam rząd Hondurasu został obalony, obecnie trwają przygotowania do demokratycznych wyborów w Hondurasie, które mają wyłonić albo nowe władze, albo zdecydować o akcesie tego kraju do naszej Federacji. Chwała żołnierzom, którzy przelali za nasza sprawę krew. Pamięć o nich nigdy nie zaginie!
    Zebrany tłum zareagował owacyjnie na przemówienie prezydenta. Była to radość autentyczna, gdyż łatwe zwycięstwo nad Hondurasem było okupione minimalnymi stratami. Pośród okrzyków: „Niech żyje prezydent!, Wiwat Federacja!” posypały się w kierunku Castanedy bukiety kwiatów.
    Po przemówieniu prezydenta w stolicy odbył się huczny festyn dla uczczenia zwycięskiej wojny.


    Fragment rządowej gazety informacyjnej:
    Tegucigalpa, 18 czerwca 1936.

    Juan i Jose cały czas, który upłynął od zajęcia miasta spędzili na pilnowaniu porządku patrolując to jedno z największych miast Ameryki Środkowej. Była to miłą odmiana po miesiącach spędzonych w zapadłych dziurach takich jak Finca San Isidro, czy Santa Rosa de Copan. Miasto mimo okupacji tętniło życiem. Z wyraźnego polecenia generała Orellany starano się nie prowokować mieszkańców i utrzymywać z nimi dobre stosunki. Generał pozostawił dotychczasowe władze miasta otrzymując uprzednio od nich zapewnienie o poparciu dla Federacji. Ranek tego dnia był wyjątkowo piękny. Jose wstał z pryczy w dawnych koszarach armii Hondurasu, która teraz będą służyć Federacji.
    - Piękny dzień – powiedział przeciągając się i wyglądając przez okno.
    - Prawda, ale nie tak piękny jakby mógł być – powiedział zamyślony Juan.
    Jose spojrzał na niego.
    - A z tobą co znowu?
    - Nic, nic – rzucił pospiesznie Juan.
    - Aha – zawołał – To ta piękna dziewczyna siedzi ci jeszcze w głowie. Czyżbyś się zakochał?
    – Weź się zamknij, dobra?! – rzucił nerwowo Juan.
    - Hahaha, miałem rację! Ale jaja! – wykrztusił z siebie rozbawiony Jose.
    Juan poczerwieniał na twarzy. Trudno określić, czy z powodu złości, czy zawstydzenia.
    - Dobra, już dobra. Nie unoś się tak – powiedział pojednawczo Jose – Na pewno niedługo spotkasz swoją dziewczynę.
    W tym momencie wpadł do baraku kapitan Hernandez:
    - Alarm! Zbierać się! Za 15 minut widzę wszystkich na zewnątrz w pełnym rynsztunku! – wrzeszczał.
    Wszyscy żołnierze zerwali się z pryczy. W ogromnym zamieszaniu każdy ubierał się i kompletował swoje wyposażenie. Po wyznaczonym terminie stali wszyscy na dziedzińcu koszar.
    - Gotowi generale Orellana – zameldował kapitan Hernandez.
    - Ruszamy natychmiast!
    Równa kolumna całej drugiej dywizji piechoty wyszła z koszar i szybkim marszem przemierzała ulice Tegucigalpa nie zważając na spojrzenia zaciekawionych mieszkańców. Po opuszczeniu miasta bardzo szybkim krokiem skierowali się na południowy-wschód. Mimo niezwykle gorącej pogody nie zrobili żadnej przerwy i po 10 godzinach nadrobili prawie 50 kilometrów.
    - Ciekawe dokąd tak się spieszymy? – spytał Juan idącego obok niego Jose.
    - Nie wiem, ale nie podoba mi się to.
    Dopiero późnym wieczorem zatrzymali się na krótki odpoczynek.


    [​IMG]

    Dawna granica Salwadoru z Hondurasem, poranek 20 czerwca 1936.

    Generał Orellana nerwowo przechadzał się pośród żołnierzy. Od wczoraj, gdy pod wieczór przybyli nad granice trwa pogotowie bojowe. Żołnierze w pełnym rynsztunku oczekiwali na rozkazy.
    - Jose, co my tutaj robimy? – szepnął Juan.
    - Nie wiem, nigdy tu nie byłem, ale wydaje mi się, że to jest granica z Salwadorem.
    - Salwadorem?
    - Tak. Byłem kiedyś w tym kraju, gdy służyłem na kutrze rybackim.
    - Czy myślisz, że zaatakujemy ten kraj?
    - Nie wiem, ale bardzo prawdopodobne, bo w końcu po co nas by tutaj gonili.
    Juan nic nie odpowiedział, ale przypomniał sobie słowa Miguela o wywołaniu przez Castanedę krwawej wojny

    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 20 czerwca 1936.

    - Generale Vaides, czy wojska zajęły pozycję? – spytał prezydent.
    - Tak jest, zgodnie z pańskim rozkazem – odparł.
    - Bardzo dobrze, jeśli rozmowy nie przyniosą rezultatów proszę natychmiast przystąpić do akcji.
    - Tak jest. Generał Orellana znajduje się w pogotowiu bojowym.
    - A czy żołnierze z ostatniego poboru dotarli nad granice?
    - Tak, ale nie posiadają oni dostatecznej liczby broni, dlatego ich zdolność bojowa jest niska.
    - Nie szkodzi – odparł prezydent po czym rzekł - Urządzimy zatem małe przedstawienie. Od kilku dni nasze oddziały graniczne powodują różnego rodzaju konflikty graniczne z Salwadorem i zapewne o tym będzie chciał rozmawiać ambasador. Ale to my pokierujemy rozmową. Proszę, niech pan rozłoży na biurku mapę Salwadoru i nałoży na nią pozycję generała Orellany.
    - Tak dobrze? – spytał generał Vaides, gdy wykonał polecenie.
    - Idealnie. Gdy wejdzie ambasador proszę stanąć obok mnie i coś mi pokazywać na terytorium Salwadoru.
    Generał Vaides uśmiechnął się przewrotnie orientując się w zamiarach prezydenta.
    - Panie prezydencie – powiedziała sekretarka, która weszła do gabinetu – Przybył ambasador.
    - Niech wejdzie.
    Po chwili ambasador siedział w skórzanym fotelu i przyglądał się prezydentowi. Zauważył on mapę leżącą na biurku, ale chwilowo o nią nie zapytał.
    - Zatem panie ambasadorze, co pana sprowadza?
    - Rząd mojego kraju prosił mnie, aby skonsultował się z panem prezydentem w sprawie granicznych incydentów, do których dochodzi na naszej granicy.
    - O ile mi wiadomo to do żadnych incydentów nie dochodzi, prawda panie Vaides?
    - Ja również nic o tym nie wiem – odparł generał.
    - Mam tutaj odpowiednie dokumenty, które poświadczają, że jednak na granicy dochodzi do starć.
    - Panie ambasadorze, przecież pan wie, że przyjaźń Salwadoru jest mi bardzo bliska. Tak bliska, że musiałem zaangażować się w bardzo niepopularną w moim kraju wojnę z Hondurasem, który starał się nas skłócić.
    Ambasador nic nie odparł na słowa prezydenta. Milczał chwile i po czym rzekł:
    - Jest również jeszcze jedna sprawa. Doniesiono mi dziś rano, że na granicy Hondurasu i Salwadoru gromadzą się wojska Federacji.
    - Chciał pan powiedzieć na dawanej granicy Salwadoru i Hondurasu. Od dzisiaj jest to granica Federacji, gdyż nowe władze Hondurasu wybrane w demokratycznych wyborach zgłosiły akces tego kraju do naszej Federacji.
    Wiadomość ta wyraźnie zbiła z tropu ambasadora.
    - Jak to?
    - Normalnie. Gdyby stare władze Hondurasu zdecydowały się na taki krok nie doszłoby do takich komplikacji. Mam nadzieje, że wie pan co mam na myśli?
    - Nie za bardzo – odparł coraz bardziej wystraszony ambasador.
    - Wie pan do czego doprowadziła nierozważna polityka Hondurasu. Pański kraj nie może powtórzyć ich błędów. Prawda generale Vaides?
    - Prawda – odparł generał podnosząc się z nad mapy.
    - Niech pan będzie pewien, że akces do Federacji pańskiego kraju byłby rzeczą bardzo korzystną. My doceniamy ludzi, którzy potrafią myśleć logicznie i są gotowi na kompromis. Może pan być pewien, że nie ominą ich zaszczyty oraz prestiżowe stanowiska w naszej Federacji. Ale równocześnie ostrzegam przed pójściem drogą Hondurasu – powiedział z naciskiem Castaneda.
    - A co z wojskiem na granicy? – spytał ambasador.
    - Wojsko? Trwają manewry, ale generał Orellna odznaczył się ostatni sporą niezależnością w podejmowaniu decyzji, prawda generale Vaides?
    - Prawda. Generał Orellana kocha Federacje ponad wszystko. Zdarzyło się, że postępował wbrew woli prezydenta, ale jego działania przeważnie przynosiły FRCA korzyści – powiedział Vaides.
    - Panie ambasadorze – powiedział z naciskiem w głosie prezydent - Czas zająć ostateczne stanowisko. Albo nasz wzajemne stosunki zostaną szybko naprawione, albo… Może dojść do pewnych komplikacji.
    - Proszę powiedzieć otwarcie: jakie są pańskie żądania?
    - Dobrowolny akces do FRCA w zamian za utrzymanie przywilejów oraz dostęp do urzędów federacyjnych dla polityków z Salwadoru.
    - Ja nie jestem upoważniony do zajmowania stanowiska w imieniu rządu Salwadoru.
    Prezydent zdecydowanym ruchem wskazał mu telefon i rzekł:
    - Proszę. Ma pan czas na konsultację, ale nie zbyt długie, bo generał Orellana jest bardzo niecierpliwym człowiekiem.
    Ambasador podszedł do telefonu i odwrócił się rozmawiając ściszonym głosem z prezydentem Martinezem. Tymczasem prezydent i generał dalej kontynuowali swoją grę pochylając się nad mapą. Po kilku minutach ambasador skończył rozmawiać i powrócił na fotel.
    - Zatem? – spytał prezydent – Czy Salwador przystępuje do Federacji?
    Po chwili milczenia ambasador odparł:
    - Przystępuje.
    - Niezwykle trafna decyzja – odparł uradowany prezydent – Dokładne szczegóły zostaną niebawem ustalone. Gdy to nastąpi generał Orellan wycofa się znad granicy.

    [​IMG]


    San Salvador, 22 czerwca 1936.

    - Panie Cordova, melduje, że sprzęt po armii Salwadoru został zabezpieczony – powiedział generał Pineda, który wkroczył na czele nowych żołnierzy do stolicy Salwadoru dzień wcześniej.
    - Doskonale. Rozdać go naszym chłopcom – odparł Cordova – Czy obiekty przemysłowe z listy operacyjnej zostały zabezpieczone?
    - Oczywiście – odparł generał – Nie było żadnych przestojów w produkcji. Fabryki są gotowe do podjęcia produkcji dla dobra Federacji.
    - Świetnie. Doskonale się pan spisał, panie generale. Proszę zatem przypilnować, aby w mieście panował spokój.
    - Tak jest! – odparł Pineda i odmaszerował.

    [​IMG]

    Fragment rządowej ulotki wydanej z okazji przyłączeni Salwadoru do Federacji
    [​IMG]

    Dawna granica Salwadoru i Hondurasu, 26 czerwca 1936.

    Jose i Juan po tygodniu oczekiwania na granicy doczekali się w końcu nowych rozkazów.
    - Formować kolumnę! – rozkazał Orellana – wracamy do Tegucigalpa! W drogę!
    Cała dywizja ruszyła w marsz powrotny. Dla żołnierzy odciętych od wiadomości ze świata była to jedna z najdziwniejszych kampanii w jakich uczestniczyli. Po spędzeniu tygodniu nad granicą w pełnym pogotowi bojowym i nie nawiązaniu kontaktu z żadnym wrogiem wracali do Tegucigalpy.
    - Dziwne, zaprawdę dziwne – mamrotał Juan – Może ten cały Miguel naprawdę miał nie równo pod sufitem?


    W następnym odcinku:
    Jakie będą reakcje z zagranicy na dalsze rozszerzanie Federacji?
    Jakie będą następne posunięcia prezydenta Castanedy?
    Czy współpraca między FRCA a III Rzeszą nabierze tempa?
    Jak bardzo wzmocnią FRCA ostatnie nabytki terytorialne?


    Tytuł następnego odcinka: Krajobraz po bitwie
    -------------------------------------

    Jak już pisałem, jutro muszę wyjechać na kilka dni i nowych odcinków przez ten czas nie będzie. Ale, żeby nie zawieść wiernych czytelników przygotowałem odcinek specjalny. Zawartość tego odcinka miała mieć numer XIII, ale, że wyjeżdżam to zmieniłem plany. Wydarzenia tu zamieszczone są moim zdaniem ciekawsze od tych, które miały się ukazać. Tak więc zapraszam do komentowania. Na wszystkie sugestie lub uwagi odpowiem jak wrócę. :wink:

    Event oparty na tej samej zasadzie co Anschluss dla Niemiec.
     
  13. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    1 - 15 lipca 1936

    Odcinek XIII - Krajobraz po bitwie


    Pałac prezydencki, Gwatemala, 2 lipca 1936.

    Trwa właśnie uroczysty bankiet wydany przez prezydenta Castanedę z okazji akcesu Salwadoru do Federacji. Obecni są wszyscy ważniejsi politycy FRCA oraz byłego rządu Salwadoru na czele z prezydentem Martinezem.
    - Bardzo się cieszę, że mogę państwa powitać w tej uroczystej chwili – rozpoczął przemówienie prezydent Castaneda – Serdecznie witam prezydenta Martineza, najwyższe władze Salwadoru oraz Federacji. Dzisiaj mamy okazję do świętowania niezwykle ważnego wydarzenia, wydarzenia, które z pewnością zapisze się w historii. Dzięki wielkiej mądrości prezydenta Martineza Salwador zdecydował się połączyć z nami w naszej wspólnej misji zapewnienia bezpieczeństwa naszym obywatelom. Jestem niezwykle uradowany takim obrotem sprawy. Zapewniam wszystkich obywateli Salwadoru, że akces do Federacji wyznacza nowy początek w dziejach całej Ameryki. Wszelkie ustalenia dotyczące szczegółowych kwestii akcesu do Federacji są omawiane na bieżąco przez grupy ekspertów wyznaczone przez mnie oraz prezydenta Martineza. Przed nami ogrom pracy, ale z pewnością im podołamy wspólnymi siłami. Dzisiaj bawmy się i radujmy!
    - Chciałbym wznieść toast – powiedział minister Dominguez – Za Federację!
    - Za Federację! – odpowiedzieli mu zebrani na sali goście.
    Prezydent zszedł z postumentu i z cygarem w ręku swobodnie przemieszczał się wśród zgromadzonych gości zamieniając z każdym parę słów.
    - Panie prezydencie – powiedział Martinez – Chciałbym z panem zamienić kilka słów na osobności.
    - Ależ oczywiście. Proszę odejdźmy odrobinę.
    Gdy znaleźli się w rogu sali Martinez powiedział:
    - Akces naszego kraju do Federacji był spowodowany szantażem z pańskiej strony.
    - Ależ panie Martinez…
    - Rozmawiajmy poważnie. Co się stało to się nie odstanie. Salwador wstąpił do FRCA. Liczymy, że krok taki nam się opłaci.
    - Oczywiście. Ma pan moje osobiste zapewnienie, że dopuścimy naszych kolegów z Salwadoru do urzędów w Federacji. Również dla pana znajdzie się jakieś odpowiednie dla pańskich ambicji stanowisko. Myślę, że stanowisko szefa rządu byłoby dla pana odpowiednie.
    - Cieszą mnie pańskie słowa, ale wolałbym, żeby pan poparł je konkretnymi działaniami. Z pewnością uśmierzy to niezadowolenie w Salwadorze wynikłe z utraty własnej państwowości.
    - Już pracuje nad odpowiednimi dekretami w tej sprawie. Niech się pan nie kłopocze. Wszystko będzie niedługo załatwione. Ale wystarczy dzisiaj o polityce. Bawmy się – powiedział Castaneda.
    Martinez powrócił do towarzystwa, podczas gdy prezydent Castaneda stał jeszcze w rogu popalając cygaro.
    - Jakieś kłopoty? – spytał minister Dominguez, który cały czas obserwował rozmowę Castanedy z Martinezem.
    - Kłopoty? Nie, ale mam dla pana zadanie.
    - Słucham.
    - Proszę się dowiedzieć wszystkiego na temat byłego prezydenta Martineza. Niech Cordova przydzieli również kilku agentów, by go obserwowali. Chce wiedzieć z kim się kontaktuje, co robi i tak dalej. Wie pan o co mi chodzi.
    - Oczywiście. Zrobię wszystko co w mojej mocy.
    - Nie wątpię, nie wątpie – uśmiechnął się szeroko Castaneda – A teraz wracajmy do towarzystwa.

    [​IMG]


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 4 lipca 1936.

    - Panie prezydencie przyszedł pan Ariza – powiedziała sekretarka.
    - A tak. Niech wejdzie.
    - Panie prezydencie zgodnie z otrzymanymi wytycznymi sporządziłem raport na temat zakładów przemysłowych jakie udało się nam zabezpieczyć w Salwadorze. Natomiast raport na temat przemysłu Gwatemali jeszcze nie jest gotowy z powodu opóźnień spowodowanych działaniami wojennymi. Oto on.
    - Dzięki panie Ariza, dobra robota.
    - Wypełniam moje obowiązki najlepiej jak mogę – odparł skromnie Ariza.
    - I ta skromność mi się u pana niezwykle podoba – odparł Castaneda – To wszystko może pan odejść.
    - Tak jest.
    Ariza właśnie wychodził z gabinetu, gdy do pokoju wchodził generał Vaides.
    - A generale oczekiwałem na pana – rzucił zza biurka prezydent.
    Generał ukłonił się Arizie, którego sprawnie wyminął w progu i zamknął za nim drzwi.
    - Dzień dobry panie prezydencie – zasalutował.
    - Czy ma pan dla mnie dokumenty o które prosiłem?
    - Tak jest. Opracowaliśmy je wspólnie z pułkownikiem Letiendorffem – powiedział i podał prezydentowi trzy papierowe teczki – Teczki są opatrzone kryptonimami „Camalotz”, „Cotzbalam” i „Tukumbalam”.
    - Świetnie, świetnie – mruczał pod nosem zadowolony Castaneda przeglądając po kolei wręczone mu teczki – Myślę, że nie wszystkie zostaną wykorzystane, ale lepiej być przygotowany.
    - Czas już na mnie – rzekł Vaides i zasalutował, po czym wyszedł z Gabinetu.

    Tegucigalpa, 4 lipca 1936.

    - Strasznie gorąco – rzucił Jose, który wraz z Juanem i kilkoma żołnierzami patrolował niedawną stolicę Hondurasu.
    - Rzeczywiście upał dziś jest nieznośny – powiedział Juan patrząc na czyste niebo – Dobrze przynajmniej, że nic się nie dzieje.
    - A kto by cos kombinował w taki upał? – spytał z ironią Jose.
    - Jak to kto? – powiedział z uśmiechem na twarzy Juan – Tylko popatrz.
    Jose spojrzał przed siebie i dostrzegł Pepe, który z nieodłączną butelką chwiejnym krokiem szedł ulicą.
    - Pepe widzę, że od rana jesteś na służbie – powiedział Jose, po czym zaczął się śmiać.
    - Oczhhhywiście – odparł Pepe salutują niezdarnie – Stary Pepe zawszhhee (hic) na służbhhie.
    Gest ten rozbawił wszystkich żołnierzy z patrolu.
    - Te, chłopaki patrzhhhhcie - i wskazał na butelkę, która była prawie pusta.
    Juan domyślając się o co chodzi staruszkowi odparł:
    - Zapomnij Pepe, jesteśmy na służbie, nie mamy alkoholu.
    Zawiedziony Pepe spuścił wzrok, po czym rzekł:
    - Phi. Co to za służbhha bhhez wina? Mhhówili „chodź z nami a dosthhhaniesz tyle wina ile thhylko wyphhijesz” (hik).
    - Przykro mi Pepe, ale musimy już iść – powiedział Jose i ruszyli dalej patrolować miasto.
    Pepe stał jeszcze chwilę chwiejąc się na ulicy, po czym machnął ręką, opróżnił butelkę z winem i wyrzucił ją za siebie. Następnie poszedł w kierunku miejscowej speluny w nadziei, że tam uda mu się wysępić jakiś trunek.

    Ogrody wokół pałacu prezydenckiego, Gwatemala, 5 lipca 1936.

    - Witam pana ambasadora, proszę niech pan siada koło mnie – powiedział prezydent siedzący w altanie otoczonej równo obciętym żywopłotem – Miło mi pana znowu spotkać. Pan wybaczy, ale upał jest tak wielki, że musiałem wyjść na zewnątrz, bo w gabinecie nie można wytrzymać.
    - Nic nie szkodzi. Przynoszę panu doskonałe wieści. Fuhrer jest niezwykle uradowany pańskim sukcesami. Radość jest tym większa, że nasza współpraca jest tak dobrze zakamuflowana, że nikt nie ma pojęcia o jej istnieniu.
    - Bardzo mi to schlebia.
    - To jeszcze nie wszystko. Zgodnie z pana sugestią zasugerowałem Fuhrerowi zwiększenie pomocy dla pańskiej sprawy. Fuhrer widząc szybkie efekty pańskiej działalności przyznał mi rację i zdecydował się takiej pomocy udzielić.
    Twarz Castanedy pojaśniała z radości, a Stroppe kontynuował:
    - Nie wiem, czy pan wie, ale sytuacja w Europie staje się napięta. W Hiszpanii dochodzi do poważnych zaburzeń społecznych. Wydaje się, że konflikt staje się nieunikniony. Fuhrer uznał, że można to wykorzystać. Gdy oczy Ameryki i innych mocarstw będą zwrócone w tamtą stronę my będziemy rozwijać naszą współpracę. Dzięki moim staraniom z Europy wypłynęły właśnie trzy statki transportowe z niezbędną pomocą i dotrą tutaj lada dzień. Aby jednak nie zwracać uwagi dwa z nich płyną pod banderą włoską. Statek pod banderą Rzeszy przywiezie pierwszą partię samolotów transportowych oraz niezbędną obsługę techniczną. Natomiast dwa włoskie statki wiozą maszyny niezbędne do poprawy wydajności przemysłu FRCA. Na ich pokładach znajdują się również inżynierowie, którzy opracują plany dalszego rozwoju przemysłu.
    - Zaiste doskonałe wieści. Wypijmy za to – powiedział prezydent i podał ambasadorowi kieliszek z winem - Za nasza współpracę, oby przyniosła nam korzyści.

    [​IMG]

    Puerto Castilla, 8 lipca 1936.

    Kontradmirał Abel kontrolował właśnie stan portu po zajęciu go przez wojska Federacji, gdy został poinformowany przez obsługę nabrzeża, że do portu zmierza konwój statków handlowych pod banderą Hondurasu. Jego reakcja byłą błyskawiczna:
    - Ściągnąć flagę Federacji! Zawiesić honduraską! Natychmiast przysłać posiłki na nadbrzeże portowe!
    Po chwili kompania wojska wbiegła na nadbrzeże.
    - Ukryć się i czekać na rozkazy!
    Po kilku chwilach na horyzoncie pokazały się sylwetki trzech okrętów transportowych. Powoli przybliżały się one do nadbrzeża portowego. Kontradmirał Abel rozkazał:
    - Niech statki holownicze wypłyną i ściągną je na nadbrzeżem, ale nie zdradzać naszej obecności!
    - Tak jest!
    Po kilkudziesięciu minutach statki holownicze pomogły przybić okrętom do brzegu, które spuściły kotwicę. Naczelnik portu z rozkazu kontradmirała rozkazał marynarzom zejść na ląd. Gdy większość marynarzy opuściła już pokłady statków Abel rozkazał wojsku otoczyć marynarzy i wkroczyć na pokłady okrętów. Po kilku chwilach otrzymał meldunek:
    - Okręty zabezpieczone!
    - Doskonała robota! – odparł uradowany kontradmirał – Natychmiast wysłać wiadomość do prezydenta. Z pewnością się ucieszy.

    [​IMG]

    Puerto Barrios, 12 lipca 1936.

    Do portu wpłynęły właśnie dwa statki transportowe pod włoską banderą wiozące maszyny i inne towary mające poprawić wydajność przemysłową Federacji. Rozładunek statków odbył się w wielkiej tajemnicy. Wszędzie krążyli agenci FSB. Na nadbrzeżu obecny był również Cordova, który nadzorował przebieg operacji. Szybkie tempo rozładunku osiągnięto dzięki żurawiowi portowemu zainstalowanemu niedawno na nadbrzeżu. Grupa niemieckich inżynierów została natomiast skierowana do stolicy, gdzie z rozkazu prezydenta odbywała się właśnie konferencja poświęcona sytuacji gospodarczej FRCA. Tego samego dnia późnym wieczorem do portu przybył statek niemiecki z samolotami oraz niezbędna obsługą. Z racji na zapadającą ciemność rozładunek statku odłożono do jutrzejszego poranka.

    [​IMG]


    Gwatemala, 13 lipca 1936.

    Trwa właśnie konferencja poświęcona reorganizacji przemysłu Federacji oraz przystosowaniu go do stojących przed państwem wyzwań. Uczestniczą w niej przybyli wczoraj doradcy z Niemiec oraz najpoważniejsi przemysłowcy z kraju. Przewodniczącym konferencji, minister zbrojeń Arendano nadzorował pracę komisji, która po zapoznaniu się z raportami dostarczonymi odpowiednie służby z pomocą niemieckich doradców przybyłych wczoraj do stolicy przystąpiła do opracowywania odpowiednich planów modernizacyjnych.

    Fragment rządowej gazety:
    [​IMG]

    [​IMG]

    W następnym odcinku:
    Jakie będą wyniki konferencji odbywającej się w stolicy?
    Czy kolejne statki w porcie Barrios wzbudzą jakieś podejrzenia?
    Co zawierają teczki opatrzone kryptonimami „Camalotz”, „Cotzbalam” i „Tukumbalam”?

    Tytuł następnego odcinka: Potrójne kłopoty
    -------------------------------------------

    Nie spodziewałem się dostać tych transportowców. Jakie było moje zaskoczenie, gdy obok Kuby pływały moje okręty. Widocznie wyprodukował je Honduras, a ja przejąłem wraz z aneksją. :D
     
  14. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    16 - 31 lipca 1936

    Odcinek XIV - Potrójne kłopoty


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, ranek 18 lipca 1936.

    - Panie Arendano, jak postępują pracę konferencji? – spytał prezydent.
    - Bardzo dobrze panie prezydencie. Dzięki specjalistom z Europy udało nam się nakłonić licznych przedsiębiorców do wdrożenia nowych rozwiązań technologicznych. Powstał również projekt zakładający stworzenie potężnej kompanii przemysłowej skupiającej dotychczasowych potentatów przemysłowych naszego kraju. Trwają właśnie pracę nad szczegółowymi rozwiązaniami wynikającymi z połączenia mocy produkcyjnych poszczególnych zakładów. Wszystko jednak dobrze się układa. Maszyny dostarczone przez ostatni konwój zostały zmagazynowane i niedługo zostaną przydzielone do odpowiednich zakładów produkcyjnych.
    - Rozumiem. Gdy tylko zostaną sporządzone dokładne raporty na temat zakładów przemysłowych z terenów Salwadoru i Hondurasu zostaną one natychmiast dostarczone uczestnikom konferencji.
    - Zrozumiałem.
    - Panie prezydencie – powiedziała sekretarka, która zajrzała do gabinetu – Przyszedł minister Klee, mówi, że to ważne.
    - Niech wejdzie.
    - Dzień dobry – powiedział Klee, gdy wszedł do gabinetu – Mam bardzo ważne wiadomości.
    - Jakie to wiadomości?
    - Właśnie dowiedziałem się, że w Hiszpanii wybuchła wojna domowa. Prawicowa opozycja wypowiedziała posłuszeństwo lewicowemu rządowi i rozpoczęła działania zbrojne mające na celu jego obalenie.
    - A tak. Ambasador Stroppe wspominał mi coś o napiętej sytuacji w tym kraju. Czy możemy to jakoś wykorzystać?
    - No cóż. Wzrok czołowych mocarstw świata jest teraz skupiony na Hiszpanii i tamtejszych wydarzeniach. Niektóre państwa europejskie szykują się do interwencji po jednej ze stron. Patrząc na naszą sprawę możemy spróbować wykorzystać to w celu nasilenia nacisków na Nikaraguę, aby podobnie jak Salwador dobrowolnie zgłosiła swój akces do Federacji.
    Prezydent siedział zamyślony w fotelu spoglądając na mapę Ameryki.
    - Tak też zrobimy. Zastosujemy kroki podobne jak w sprawie Salwadoru. Mamy na wszelki wypadek opracowany plan „Camalotz”, więc możemy sobie pozwolić na stanowczość.
    W tej chwili do gabinetu wpadł szef wywiadu Ariza:
    - Bardzo przepraszam, za to nagłe wtargnięcie, ale mam wiadomości niezwykłej wagi, które muszę niezwłocznie panu prezydentowi przekazać!
    - Co się stał? – spytał prezydent.
    - Wrogowie naszej sprawy dali znać o sobie. Dostałem właśnie raport z Panamy, gdzie odbyła się tajna konferencja władz Nikaragui, Kostaryki, Panamy oraz przedstawicieli Meksyku. Wynikiem tej konferencji jest porozumienie obronne Panamy, Kostaryki i Nikaragui skierowane przeciwko nam.
    Twarz prezydenta spoważniała. Zapalił cygaro i milczał przez chwilę.
    - Dlaczego nic o tym nie wiedzieliśmy wcześniej?! – powiedział podniesionym głosem.
    - Nikt się nie spodziewał, że państwa te zdecydują się na taki odważny krok – próbował tłumaczyć się Klee.
    - Nie interesują mnie pańskie tłumaczenie – wrzasnął – Natychmiast postawić siły zbrojne w stan gotowości. Proszę zwołać w trybie pilnym zebranie najwyższych władz!
    - Tak jest!

    [​IMG]

    [​IMG]


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, wieczór 18 lipca 1936.

    W gabinecie na specjalnej naradzie zebrali się najważniejsze osoby w Federacji. Wśród zgromadzonych obecni byli: prezydent Castaneda, minister spraw zagranicznych Klee, szef sztabu Vaides, minister bezpieczeństwa Dominguez, ambasador Niemiec Stroppe, pułkownik Letiendorff oraz szef wywiadu Ariza.
    - Panowie – zaczął prezydent – Sytuacja staje się poważna. Meksykowi udało się przekonać Nikaraguę, Kostarykę i Panamę do zawarcia sojuszu skierowanego przeciwko nam. Radźmy jak powinniśmy się zachować w tej sytuacji.
    - Nasza reakcja winna być dobrze przemyślana. Myślę, ze powinniśmy odczekać jakiś czas i sprawdzić, czy sojusz ten przetrwa – zaczął Klee.
    - Zawsze możemy przecież uderzyć w odpowiadającym nam momencie – dorzucił Vaides.
    - Siły tych trzech państw są równe naszym. Co więcej, jak wynika z moich informacji armia Kostaryki dysponuje sporą ilością artylerii polowej co daje im znaczną przewagę nad nami.
    Prezydent słuchał wypowiedzi członków swojego gabinetu po czym spytał wprost pułkownika Letiendorffa:
    - Czy powinniśmy pozostać przy planach opracowanych przez pan pułkownika?
    Letiendorf, który niezwykle rzadko zabierał głos i miał opinię ponuraka podniósł się i powiedział:
    - Panowie. Jeśli będziemy czekać siły tych trzech państw połączą się i stworzą zwartą linię obrony na granicy Federacji z Nikaraguą. W takim przypadku nie uda nam się z obecnym wyposażeniem armii FRCA jej przełamać frontalnym atakiem. Musielibyśmy przystąpić wtedy do modernizacji uzbrojenia. Dodatkowo nie mamy wsparcia z powietrza, które mogłoby pomóc przełamać taka obronę. Zatem wojna w późniejszym terminie przerodzi się w wojnę pozycyjną. Taka wojna jest groźna, bo daje naszym wrogom czas do poszukania sojuszników.
    - Ma pan rację pułkowniku – wtrącił ambasador Stroppe – Skoro Meksyk uczestniczył w tej konferencji zapewne w razie przedłużania się konfliktu zaatakowałby od tyłu, a wtedy porażka byłaby pewna.
    - Dokładnie – potwierdził Letiendorff.
    - Zatem co pan proponuje? – spytał Castaneda.
    - Uderzać natychmiast. Szybkim natarciem otoczyć, lub zmusić do wycofania się wojska Nikaragui, a następnie uderzyć na armie Kostaryki, która z pewnością będzie maszerować na pomoc sojusznikowi. Musimy tego dokonać zanim wojska wroga się okopią. I jeszcze jeden warunek musi być spełniony. Kostaryka jest krajem pofałdowanym dlatego też musimy natarcia przeprowadzać na nizinach Nikaragui.
    - A co z okrętami, które zabezpieczyliśmy? Czy nie moglibyśmy wykonać jakiegoś desantu? – spytał Ariza.
    - Żołnierze nie są przeszkoleni do tego typu akcji a poza tym nie mamy okrętów osłony dla transportowców – odparł Letiendorff.
    - A co z planami, które nam pan pułkownik dostarczył? – spytał Vaides.
    - Plany te są w pewnym sensie aktualne, gdyż to my uderzymy pierwsi. Po wykonaniu jednego planu od razu przystąpimy do realizacji kolejnego.
    - Ale, czy atak taki nie będzie zbyt ryzykowany? – spytał zaniepokojony ambasador.
    - Owszem. Jest pewne ryzyko, że Meksyk zdecyduje się przystąpić do wojny, ale pamiętajmy, że w Europie wybuchł teraz poważny konflikt, który miejmy nadzieje przyciągnie uwagę całego świata – powiedział Klee.
    - Jeszcze jedna kwesta – powiedział prezydent po krótkiej chwili namysłu – Co ze Stanami Zjednoczonymi? Przecież jeśli nasze siły pojawią się w okolicach kanału panamskiego może dojść do poważnych komplikacji.
    - I tak nie mamy wyjścia – powiedział Dominguez, który do tej pory nie zabierał głosu – Dam tutaj przykład. Skoro Fuhrer III Rzeszy zajął Nadrenię i nie spotkał się z żadna reakcja mocarstw europejskich to możemy mieć nadzieje, że nam też ujdzie to płazem.
    - Nie jest przekonany – powiedział ambasador Stroppe.
    - Przedstawimy cała sprawę jako działanie prowokacyjne ze strony Panamy, którą oskarżymy o zmontowanie wrogiej nam koalicji. Panie Klee, myślę, że winien pan skontaktować się z rządem USA i zapewnić o naszej przyjaźni wobec tego kraju i bezpieczeństwie kanału panamskiego. Zresztą Panama rości sobie pretensje do terenów na których zbudowany jest kanał. Niech pan wspomni delikatnie, że my takich pretensji nie żywimy – powiedział Dominguez.
    - Tak, to faktycznie może się udać – powiedział Castaneda – Proszę zamieścić w gazecie rządowej serię artykułów przyjaznych w swojej wymowie Stanom Zjednoczonym. Wykonamy kilka niewiążących nas gestów, które powinny poprawić odrobinę nasze kontakty z tym krajem.
    Po chwili milczenia prezydent powiedział:
    - Zatem panowie, z dniem jutrzejszym rozpoczynamy operację „Camalotz”. Proszę mnie informować na bieżąco o postępach. To wszystko.

    [​IMG]


    Tegucigalpa, 19 lipca 1936.

    - Ruszać się, ruszać się! – dyrygował kapitan Hernandez – Ruszamy!
    - Gdzie znowu nas ciągną? – spytał Juan.
    - Nie mam pojęcia, ale to musi być jakaś nagła sprawa, bo nikt nic nie mówił o wymarszu – odparł – No, Antonio, twój powrót przyniósł nam cholerne szczęście.
    Antonio, który niedawno powrócił po rekonwalescencji nic nie odparł. Pobyt w szpitalu i sprawa Miguela trochę go przybiły.
    - Nie łam się – powiedział Juan – Ostatni wymarsz też był w takim pośpiechu, a nic ciekawego się nie działo.
    - Dość gadania! Jazda!
    Druga dywizja piechoty wyruszyła z Tegucigalpa na południowy-zachód nie wiedząc, że przyjdzie im przeżyć najcięższe chwile w ich dotychczasowej służbie.

    Granica Federacji z Nikaraguą, 20 lipca 1936.

    - Gdzie my jesteśmy? – spytał Antoni.
    - O ile się orientuje to w pobliżu granicy z Nikaraguą – odparł Juan.
    - A ty skąd to wiesz?
    - Khmm, nie ważne – zaczerwienił się Juan.
    - Ja ci powiem – rzucił szyderczo uśmiechnięty Jose – Nasz przyjaciel Juan poznał taka miła dziewczynę, która sporo mu poopowiadała o byłym Hondurasie. Stąd jest on teraz całkiem obcykany w tych sprawach i chyba nie tylko w tych.
    - Już ci raz mówiłem – weź się zamknij! – odparł Juan.
    - Dobra już dobra, po co te nerwy.
    - Dość pogaduszek panowie – rzucił kapitan Hernandez – Zbierać się ruszamy do ataku!
    - Do ataku? – spytał zdziwiony Juan.
    - Tak jest! Coś się nie podoba?
    - Ależ skąd.
    - Formować szereg! Damy popalić tym psom z Nikaragui!
    - Tak jest!

    [​IMG]

    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 20 lipca 1936.

    - Panie prezydencie, melduję, że generał Orellana przystąpił do realizacji planu „Camalotz”. Nasze siły liczą na razie dwie dywizje. Trzecia dywizja piechoty generała Pinedy właśnie maszeruje z Salwadoru. Generał de Leon zajął pozycję na północnym odcinku granicy, a generał Orellana na południowym. Otrzymałem przed chwilą meldunek, że przekroczyli granicę z Nikaraguą nawiązując kontakt z wrogiem. Z moich informacji wynika, że na razie walczą tylko z siłami nikaraguańskimi. Nie nawiązano natomiast kontaktu z reszta sił wrogiego sojuszu – meldował generał Vaides.
    - Gdy uda wam się wyprzeć wroga z pasa przygranicznego i jeśli nie będzie szans na otoczenie wroga zatrzymać natarcie, ograniczyć się do działań pozorowanych i czekać na dalsze rozkazy – powiedział pułkownik Letiendorff towarzyszący prezydentowi.
    - Proszę realizować wytyczne pułkownika Letiendorffa.
    - Tak jest! – odparł Vaides.

    Fragment specjalnego wydania rządowej gazety:

    [​IMG]


    Rejon między Somoto i Ocotal, 21 lipca 1936.

    Wyparcie posterunków granicznych było zadaniem prosty i druga dywizja piechoty przeszła do działań zaczepnych wobec właściwych sił Nikaragui, które szybko utworzyły tymczasową linię obrony około 20 kilometrów od granicy. 1 regiment drugiej dywizji piechoty miały za zadanie przełamać obronę wroga w rejonie miasteczek Somoto i Ocotal.
    - Gotowi? – spytał pułkownik Valeo, który dowodził tą operacją – Dajcie im popalić chłopcy!
    Wyciągnął gwizdek i dał sygnał do ataku. Z improwizowanych okopów podnieśli się żołnierzy i ruszyli w kierunku pozycji wroga. Jose i Juan trzymali się blisko siebie, za nimi podążał Buch i Antonio ściskający różaniec. Przebyli spory kawałek drogi nie niepokojeni przez nieprzyjaciela. Jednak, gdy zaczęli się zbliżać do pozycji wroga usłyszeli znajomy dźwięk, po nim kolejny i jeszcze jeden.
    - Moździerze! – krzyknął Jose – Ruszać się!
    Jego krzyk zagłuszyły eksplozje pocisków wybuchających wśród żołnierzy. Biegnący przed nimi wojak został rażony odłamkami w klatkę piersiową i nogi. Juan podbiegł szybko do niego i sprawdził, czy oddycha. Antonio natomiast wyciągnął apteczkę.
    - Niepotrzebna. Nie żyje.
    - Nie ma czasu! Dalej! – ponaglał Jose – Musimy przebiec przez odkryty teren i zająć pozycje moździerzy!
    Puścili się biegiem dalej. Do ognia moździerzy dołączył wkrótce odgłos karabinu maszynowego, który zalewał atakujących ołowiem. Żołnierze przygarbieni biegli dalej, kogo trafiła zabłąkana kula padał i już się nie podnosił.
    - Szybciej do jasnej cholery! - ponaglał Jose – Już nie daleko!
    Faktycznie, mimo wrogiego ostrzału żołnierze szybkim tempem zbliżali się do pozycji wroga. Jose sięgnął za pas i odpiął bagnet, który następnie założył na karabin. Inni poszli w jego ślady. Jeszcze chwila i już będą w okopach wroga. Ostatnia wroga salwa przed starciem powaliła kolejnych żołnierzy biegnących na czele, tak, że to teraz Jose i Juan biegli jako pierwsi. Wpadli do okopów wroga, gdzie doszło do morderczej walki na bagnety, noże i pistolety. Buch odznaczający się niezwykłą siłą fizyczną przebił właśnie bagnetem przeciwnika, gdy ten ułamał się przy samej lufie. Nie zraziwszy się tym sięgnął po saperkę i walczył dalej. Antonio natomiast bronił się przed atakami wrogiego żołnierza, który powalił go już na ziemię i przebiłby go bagnetem, gdyby nie Jose, który strzelił do niego z pistoletu. Przeciwnik zwalił się na Antonia, a krew z jego rany poplamiła jego ubranie.
    - Antoni uważaj do jasnej cholery! Chyba, że chcesz trafić na tamten świat!
    Zacięta walka powoli dobiegała końca. Przewaga liczebna żołnierzy Federacji spowodowała, że obrona zaczęła się kruszyć. Opanowano już stanowiska karabinów maszynowych oraz moździerzy. Oczyszczono również okopy z wroga. Ostatnim punktem oporu byłą ziemianka dowódcy odcinka obrony skąd niedobitki wroga prowadziły ostrzał.
    - Dawać granaty! – krzyknął Jose i rzucił swój w kierunku zabarykadowanej ziemianki. Wybuch rozerwał drzwi i kolejne granaty poleciały do wnętrza, gdzie eksplodowały. Nikt nie dawał znaków życia.
    - Dobra robota – pochwalił kapitan Hernandez i zwrócił się do Juana – Szeregowy, sprawdzić, czy ktoś przeżył.
    Juan ostrożnie zbliżył się do wejścia do ziemianki i zajrzał do środka. Widok, który zobaczył był okropny. Szybko się wycofał meldując:
    - Wszyscy martwi.
    - Świetnie. Zameldować pułkownikowi Valeo, że pozycja zdobyta.


    [​IMG]

    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 22 lipca 1936.

    W gabinecie obecni byli ambasador Stroppe, pułkownik Letiendorff, minister Dominguez, szef FSB Cordoba oraz szef wywiadu Ariza.
    - Jakie są reakcję z zagranicy panie Ariza? Czy pan Klee udał się z wizytą do Stanów?
    - Tak. Odleciał wczoraj wieczorem. Dlatego też to ja muszę złożyć panu raport na temat skutków naszych poczynań. A skutki te są raczej nieszkodliwe. Świat bardziej interesuje się rozwojem wypadków w Hiszpanii, gdzie do konfliktu wmieszały się mocarstwa europejskie. Nawet Meksyk wysłał pomoc dla rządu hiszpańskiego, co skutecznie ogranicza jego możliwości działania. Wzmocniliśmy jednak czujność na granicy z tym krajem. O reakcji Stanów Zjednoczonych na razie nic nie mogę powiedzieć. Musimy poczekać na powrót ministra Klee.
    - Fuhrer jest odrobinę zaniepokojony powstaniem wrogiej koalicji, ale liczy, że uda się panu zneutralizować to zagrożenie. Jak już było mówione - sytuacja w Hiszpanii odwraca uwagę od pańskich poczynań, dlatego ma pan teraz wyjątkowe pole do działania.
    - Proszę uspokoić Fuhrera. Wszystko jest pod kontrolą. A szanse jaką dał nam konflikt w Europie wykorzystamy najlepiej jak to tylko możliwe.

    Tymczasowy sztab generała Orellany, Rio Grande, 23 lipca 1936.

    Do namiotu wszedł posłaniec, który powiedział:
    - Generale Orellana melduję, że generał de Leon przełamał obronę przeciwnika na północnym odcinku frontu i pyta się o pańskie postępy.
    - Proszę zameldować generałowi, że wróg się wycofał i jego otoczenie jest niemożliwe. Rozkazuje przerwać natarcie i ograniczyć się do pozorowanych manewrów. Proszę też powiadomić generała, że przybyła właśnie trzecie dywizja piechoty z Salwadoru pod dowództwem generał Pinedy. Nastąpi teraz reorganizacji frontu. Niech pierwsza dywizja piechoty zrobi w centrum miejsce dla generała Pinedy.
    - Tak jest – odparł posłaniec, zasalutował i wyszedł z namiotu.

    Okolice El Sauce, 25 lipca 1936.

    Drużyna Jose znajdowała się właśnie na patrolu w okolicach miasta El Sauce. Poza potyczkami z małymi niedobitkami wroga, które próbowały się wycofać na zachód nie dochodziło do poważniejszych starć. Po powrocie do pierwszego batalionu Jose zameldował pułkownikowi Valeo:
    - Teren przed nami jest czysty. Droga do stolicy Nikaragui stoi otworem. Z informacji wyciągniętych od okolicznych mieszkańców wynika, ze stolica jest słabo broniona.
    - Doskonałe wiadomości – powiedział kapitan ?Hernandez – Możemy teraz błyskawicznym atakiem zająć Managua i zakończyć wojnę.
    - Nie. Rozkazuje okopać się i czekać na rozkazy – odparł pułkownik Valeo.
    - Nie rozumiem – powiedział zdziwiony kapitan.
    - Takie są rozkazy. Okopać się i prowadzić działania pozorowane.
    - Tak jest.
    Po powrocie do swoich towarzyszy Jose powiedział:
    - Zupełnie tego nie rozumiem.
    - Czego? – spytał Juan.
    - Ano mamy wolną drogę na stolicę, a pułkownik rozkazał się okopać i czekać na dalsze rozkazy. Jak dla mnie jest to głupota.
    - Może i tak, ale cóż zrobić? Lepiej się nie wtrącać.
    - Chyba masz rację – odparł.

    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 29 lipca 1936.

    - Panie prezydencie nasze wojska zgodnie z wytycznymi ograniczyły się do defensywy. Siły Nikaragui zostały częściowo rozbite i teraz wycofują się nad granicę z Kostaryką. Armia tego kraju ruszyła już na pomoc swoim sojusznikom i powinna niedługo wkroczyć na terytorium Nikaragui.
    - Gdy tylko siły Kostaryki wkroczą wystarczająco głęboko na teren Nikaragui rozpoczniemy realizację planu „Cotzbalam” – powiedział pułkownik Letiendorff.
    - Melduje również, że trzecia dywizja piechoty zajęła wyznaczone pozycje i jest gotowa do działania. Jako, że są to żołnierze z ostatniego poboru będą pełnić raczej rolę pomocniczą.
    - Rozumiem. To wszystko.

    W następnym odcinku:
    Jakie będą dalsze losy wojny FRCA z Nikaraguą, Kostaryką i Panamą?
    Jak poradzą sobie na tej wojnie nasi bohaterowie?
    Czy misja ministra Klee przyniesie spodziewane rezultaty?

    Tytuł następnego odcinka: Decydująca operacja!

    -------------------------------

    Amnos
    Były prezydent Martinez pojawi się dopiero po zakończeniu wojny. Co do zespołów to słusznie zauważyłeś, że jeden ma dużo specjalizacji, a Junkers powstał od zera, bo nie było żadnego techteama lotniczego.

    adammos, Bodacious
    Coś się wymyśli w tej kwestii.:p

    Gazeta rządowa jeszcze po staremu, bo nie mogę się zdecydować na nową wersję na razie. Musze jeszcze nad tym popracować. Ujednoliciłem nazewnictwo jednostek.
     
  15. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    1 - 15 sierpnia 1936

    Odcinek XV - Decydująca operacja!


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 5 sierpnia 1936.

    Spotkanie prezydenta Castanedy z szefem sztabu generałem Vaidesem oraz szefem wywiadu Arizą. Obecny jest również pułkownik Letiendorff oraz ambasador Stroppe.
    - Panie prezydencie, pragnę zameldować, że połączone armie Kostaryki i Panamy przekroczyły właśnie południową granicę Nikaragui i szykują się do podjęcia działań zaczepnych przeciwko nam – zameldował generał Vaides, który składał codzienny raport prezydentowi Castanedzie o sytuacji na froncie.
    - Panie pułkowniku, czy powinniśmy przystąpić do kolejnej fazy naszego planu? – spytał prezydent.
    - Myślę, że tak. Chwila jest ku temu odpowiednia. Generale Vaides, czy armia została wyposażona w dostateczną ilość zaopatrzenia na czas ofensywy?
    - Tak jest. Zgodnie z rozkazem dostarczono zapasy na okres 30 dni.
    - Bardzo dobrze. Zatem możemy rozpocząć operację „Cotzbalam”. Uderzyć od razu na wojska Kostaryki i Panamy, zmusić je do odwrotu i zająć stolicę Nikaragui. Jeśli uda się otoczyć wroga niezwłocznie przystąpić do fazy trzeciej operacji - „Tukumbalam”.
    - Tak jest. Natychmiast poinformuje generała Orellane o pańskich wytycznych – odparł Vaides.
    - Jakie wieść z granicy z Meksykiem panie Ariza? – spytał prezydent.
    - Na razie jest spokój. Nie zanotowaliśmy żadnych incydentów. Nie odnotowano również koncentracji wojsk meksykańskich.
    - Dziwne. Meksyk uczestniczy w konferencji powołującej sojusz a teraz nic nie robi?
    - Może spodziewają się uwikłać nas w długą i wyczerpującą wojnę? – powiedział Vaides.
    - Możliwe, że chcą posłużyć się sojuszem, by nas osłabić. Jeśli szybko nie wygramy tej wojny może dojść do niepokojów w kraju. Nie możemy dopuścić do tego, aby ten konflikt przerodziła się w wojnę pozycyjną.
    - Ma pan rację – powiedział ambasador – Ale chce zwrócić na jedno uwagę. W momencie, gdy uda nam się złamać siły sojuszu, Meksyk może zaatakować nas od tyłu. Jest to sytuacja bardzo dla nas groźna. Teraz prawdopodobnie czekają i liczą na to, że sojusz wytrzyma nasz atak i zwiąże nasze siły. Wtedy Meksyk może wystąpić w roli rozjemcy i wymusić na Federacji niekorzystne dla niej rozstrzygnięcie konfliktu.
    - Ma to sens – powiedział zamyślony prezydent – Zatem co panowie proponują?
    - Na razie jest za dużo niewiadomych. Nie wiemy co zrobi Meksyk, nie wiemy co zrobią Stany, gdyż ambasador Klee jeszcze nie powrócił, nie wiemy jak potoczą się losy wojny z sojuszem. Na razie musimy czekać – powiedział pułkownik Letiendorff.
    - Ma pan rację – poparł pułkownika generał Vaides.
    - Dobrze – odparł prezydent – Zatem poczekamy z decyzjami do rozstrzygnięcia operacji „Cotzbalam”.

    [​IMG]


    Rejon Leon, 7 sierpnia 1936.

    Twa właśnie odprawa oficerów w namiocie sztabowym generała Orellany. Generał pochylony nad mapą wyjaśniał założenia taktyczne planu pokazując swoim oficerom rejony operacyjne.
    - Panowie, przed nami bardzo trudne zadanie. Musimy nacierać w kierunku stolicy Nikaragui, Managui przez wąski pas lądu między wybrzeżem Pacyfiku, a jeziorem Managua. Dodatkowo wróg posiada brygadę artylerii ustawioną na trasie naszego natarcia. Stąd należy się spodziewać ciężkiej przeprawy. Dobrą informacją jest fakt, że na razie pozycję obronne zajęły jedynie siły kostarykańskie. Armia Panamy jeszcze nie dotarła na miejsce, dlatego też atak musimy przeprowadzić szybko i zdecydowanie. Na tym kierunku ataku nacierać będą dwie brygady z drugiej dywizji piechoty oraz jedna brygada z trzeciej dywizji. Reszta sił obejdzie jezioro od północy i uderzy na stolicę od wschodu. Przy odrobinie szczęścia uda nam się również otoczyć część sił Kostaryki wraz z artylerią. Czy wszystko jest jasne?
    - Tak jest!
    - Zatem ruszać do swoich oddziałów i czekać na rozkaz do ataku.

    [​IMG]


    Rejon Leon, noc z 8/9 sierpnia 1936.

    Żołnierze nie udali się tej nocy na spoczynek, lecz w ciszy przygotowywali się do ataku. Uznano, że atak wczesnym rankiem, gdy jest jeszcze ciemno pozwoli na zminimalizowanie strat, które mogłyby wyniknąć z ognia artyleryjskiego.
    Jose stał oparty o karabin i głośno ziewał patrząc w pogrążony jeszcze w ciemności krajobraz.
    - Radzę ci się spisać lepiej niż ostatnio – powiedział do Antonia – Tym razem może mnie nie być w pobliżu żeby uratować ci życie.
    - Bóg mnie ochroni – odparł Antonio.
    - Skoro tak twierdzisz. A ty Juan gotowy?
    - Chyba. Mam nadzieje, że nie będę musiał znowu oglądać porozrywanych ciał.
    - Taka jest wojna. Cóż zrobisz.
    Umilkli i stali w skupieniu jeszcze przez jakieś 15 minut, gdy podszedł do nich kapitan Hernandez i rzekł:
    - Już czas. Ruszamy. Mamy do przebycia spory kawał drogi.
    - Tak jest!
    Na dany znak trzy brygady ruszyły przed siebie zabezpieczając po drodze małe miasteczka i wsie. Gdy zaczęło się powoli rozjaśniać dotarli do pozycji obronnych armii kostarykańskiej, które ulokowane były w okolicach Puerto Sandino i ciągły się od oceanu, aż do jeziora Mangua. Po szybkim przeformowaniu szyków żołnierze, po uzyskaniu sygnału ruszyli w kierunku wrogich linii. Wydawało się, że uda się zaskoczyć wroga, gdyż nie napotkano na żaden opór. Jednak, gdy tylko znaleźli się mniej więcej w połowie drogi odezwała się artyleria wroga, która ogniem zaporowym próbowała uniemożliwić podejście żołnierzom Federacji pod własne linie. Brygada, w której znajdował się Jose i Juan nacierała bezpośrednio na miasteczko, które stanowiło główny punkt oporu armii Kostaryki. Tutaj tez ostrzał artyleryjski był najmocniejszy. Żołnierze z powodu ognia zaporowego nie mogli przebić się w kierunku zabudowań miasteczka, które były już widoczne. Pociski przeorały ziemię, która zroszona wczorajszym deszczem zamieniała się w błociste grzęzawisko. Drzewa trafiane pociskami rozrywały się na pół i przewracały z hukiem. Jedno z takich drzew upadając zmiażdżyło pewnego szeregowca, który w poszukiwaniu ochrony skrył się za nim. W powietrzu fruwały odłamki, kawałki drzew oraz ziemia. Jose, Juan i Antonio nie mogąc iść dalej ukryli się w leju, który powstał po wybuchu pocisku. Juan wyjrzał właśnie ostrożnie przed siebie próbując zobaczyć co się dzieje przed nim. Wychylając się ostrożnie usłyszał nadlatujący pocisk, który po chwili wybuchł rozrywając na strzępy żołnierza, który próbował przebiec do pobliskiego drzewa szukając osłony. W powietrze wzbiła się krwawa chmura zmieszana z ziemią. Zszokowany Juan natychmiast przywarł do ziemi.
    - Hej, co się stało?! – spytał Jose. Juan nie reagował.
    - Co się stało do cholery?! – zaczął szarpać przyjacielem.
    - On…Rozerwało go… - wydusił z siebie Juan.
    - Zdarza się – odparł Jose.
    - Jak to się zdarza?! – wrzasnął Antonio.
    - Ano się zdarza. Nie pomożemy mu już. A teraz jazda. Musimy się stąd wyrwać i zdobyć te przeklęte działa. Jazda za mną!
    Jose wypadł z zagłębienia i pociągnął za sobą swoją drużynę dając innym znak, by dołączyli do ataku.
    - Ruszać się! Pokażemy tym skur******!
    Do ataku dołączyli inni żołnierze oraz posiłki podesłane przez generała Orellane. Mimo znacznych strat udało się wkrótce osiągnąć linię zabudowań Puerto Sandino. Nie był to jednak koniec kłopotów. Wróg okopał się w mieście i należało go stamtąd wypędzić. Rozpoczął się bój o zabudowania. Ogień artylerii ucichł. Jose na czele swojej drużyny oczyszczał właśnie pierwszy budynek, gdzie znajdowała się pozycja karabinu maszynowego, który uniemożliwiał wejście większych sił do miasta. Powoli posuwali się wzdłuż ściany ubezpieczając okoliczne okna. Inna drużyna podchodziła z drugiej strony, lecz wpadła wprost pod lufę karabinu maszynowego, który skosił połowę drużyny. Reszta szybko wycofała się za róg. Tymczasem Jose podszedł do drzwi budynku i zajrzał ostrożnie do środka. Następnie dał znak ręką, by drużyna weszła do środka. Gdy wszyscy byli już w środku Jose rozkazał sprawdzić pomieszczenia. Drużyna rozproszyła się. Jose, Juan i Antonio ostrożnie wspinali się schodami na pierwsze piętro. Jose podszedł do pierwszych drzwi i je delikatnie uchylił zaglądając do środka. Tymczasem otwarły się delikatnie drzwi do innego pokoju i wychylił się stamtąd wrogi żołnierz celując do Jose. Antonio zauważył to i krzyknął:
    - Uważaj! – po czym wystrzelił z karabinu w stronę przeciwnika, który rażony pociskiem krzyknął i upadł na podłogę. Jose momentalnie się odwrócił – w samą porę, bo z pokoju wybiegali kolejni żołnierze Kostaryki. Wystrzelił z karabiny w stronę napastnika, który trafiony w głowę osunął się po ścianie na posadzkę. Rozpoczęła się chaotyczna wymiana ognia. Żołnierze z drużyny Jose i Juana słysząc strzały pobiegli na górę pomóc dowódcy. Dzięki przewadze liczebnej żołnierzy Federacji udało się oczyścić budynek i zlikwidować obsługę karabinu maszynowego. Teraz do miasta wkroczyła reszta żołnierzy. Odgłosy wybuchów oraz wystrzałów słychać było z całej okolicy. Po kilkudziesięciu minutach sytuacja została opanowana i na rynek miejski zaczęto sprowadzać wrogich żołnierzy, którzy się poddali. Miasto zostało zdobyte, a tym samym linia obrony - przełamana.

    [​IMG]


    Mangua, 11 sierpnia 1936.

    Miasto zostało zajęte przez siły atakujące od wschodu pod dowództwem pułkownika Valeo. Miasto padło nie bronione, gdyż siły panamskie nie zajęły jeszcze wyznaczonych stanowisk obronnych. Pojawiły się dopiero w momencie, w którym miasto już znajdowało się pod okupacją wojsk federacyjnych. Widząc bezcelowość ataku na umocnione pozycje armia Panamy cofnęła się i zajęła pozycję nad kluczowym miastem Masaja, w którym krzyżowały się ważne szlaki komunikacyjne. Tymczasem w stolicy Nikaragui generał Orellana urządził krótką defiladę zwycięstwa, by przekonać mieszkańców o całkowitej klęsce sił sojuszu. Niestety nie udało się schwytać najwyższych władz Nikaragui, które zawczasu opuściły miasto.

    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 13 sierpnia 1936.

    Generał Vaides składał prezydentowi codzienny raport z działań wojennych.
    - Doskonale, doskonale – powiedział zadowolony prezydent popalając cygaro – Zajęcie Managui to wspaniała wiadomość. Proszę przekazać gratulację dla generała Orellany. Pobicie armii Kostaryki znacznie zwiększa nasze szanse na zwycięstwo.
    - Teraz musimy się jeszcze uporać z armia Panamy, która spóźniona wkroczyła do Nikaragui i zajęła pozycję wokół Jeziora Nikaragua – powiedział pułkownik Letiendorff – Proszę uderzyć niezwłocznie. Generał de Leon śmiałym manewrem otoczył resztki armii Nikaragui na północy nieopodal La Rosita. Jeśli uda nam się złamać armię Panamy należy natychmiast skierować się w stronę Kostaryki i odciąć wycofującą się wrogie siły.
    - Zrozumiałem. Zatem, gdy tylko pokonamy siły panamskie przystępujemy do realizacji planu „Tukumbalam”, tak? – upewnił się generał Vaides.
    - Zgadza się.
    - Panie prezydencie, generał Arendano przybył – powiedział sekretarka i zaprosiła go do gabinetu.
    - Pan mnie wzywał? – spytał.
    - Tak. Zakłady przemysłowe odziedziczone po Salwadorze są już gotowe do podjęcia produkcji. Zatem proszę przejąć nadzór nad wdrożeniem do produkcji nowego wyposażenia dla naszej armii. Niech pan wykorzysta niemieckich doradców oraz plany, które przekazano nam na początku roku. Nie będę tolerował jakichkolwiek opóźnień. Zrozumiano?
    - Oczywiście. Niezwłocznie się za to zabiorę – odparł Arendano.

    [​IMG]


    Rejon Jintope, 15 sierpnia 1936.

    Po ciężkiej przeprawie podczas przełamywania pozycji wroga pod Puerto Sandiono druga dywizja piechoty odpoczywała w rejonie miasteczka Jintope w oczekiwaniu na dalsze rozkazy. Jose podszedł do Antonia:
    - Dzięki za uratowani życia. Zupełnie nie widziałem tego żołnierza.
    - Ja… po raz pierwszy zabiłem człowieka. On patrzył się na mnie, a ja go zabiłem. Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia – odparł Antonio, który bardzo przeżył okropieństwa walki w mieście.
    - Nie łam się. Każdy kiedyś tego doświadczył. Dasz sobie radę – próbował go pocieszyć Juan.
    Antonio nic nie odpowiedział. Siedział zamyślony.
    Nagle odezwał się sygnał alarmowy oznaczający pogotowie bojowe.
    - No, to by było tyle, jeśli chodzi o odpoczynek – stęknął Jose.
    - Nie gadać, nie marudzić! – powiedział przechodzący obok niech kapitan Hernandez – Szykować się! Zaraz ruszamy do boju!
    - A kogo tym razem mamy bić?
    - Nieistotne! Taki jest rozkaz i nie ma gadania. Ruszać się!
    Powlekli się w stronę punktów zbiorczych. Po chwili wyruszyli na ustalone pozycje skąd mieli dokonać kolejnego ataku na wrogie siły.

    W następnym odcinku:
    Czy Antonio otrząśnie się z szoku spowodowanego zbiciem człowieka?
    Czy minister Klee powróci z USA z dobrymi wiadomościami?
    Jaka będzie postawa Meksyku w razie klęski sojuszu?
    Czy uda się złamać armię Panamy?

    Tytuł następnego odcinka: Poważne komplikacje

    -----------------------------------------
     
  16. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    16 - 31 sierpnia 1936

    Odcinek XVI - Poważne komplikacje


    Rejon Jintope, poranek 16 sierpnia 1936.

    - Żołnierze! Do ataku! – padł rozkaz generała Orellany.
    Wzdłuż szeregów żołnierzy Federacji przebiegł ten sam rozkaz: „Do ataku!”. Trzy brygady, które nacierały na Puerto Sandino ponownie musiały atakować wąski pas ziemi między oceanem a Jeziorem Nikaragua. Tym razem jednak mieli do czynienia z zdemoralizowaną armią Panamy, która przebyła szmat drogi z rodzimego kraju tylko po to, by u celu zostać wyprzedzoną przez armię Federacji. Głównym punktem oporu było miasteczko Rivas bronione przez silny oddział wroga, który nie posiadał jednak tym razem artylerii. Żołnierze szybko zajęli nie broniony teren i zaczęli zbliżać się do pozycji wroga.
    - Teraz! Biegiem! – padł rozkaz kapitana Hernandeza.
    Jose i Juan zaczęli biec zbliżając się do stanowisk wroga. Atak był zaskakująco szybki w porównaniu z wydarzeniami pod Puerto Sandino. Nie spowalniał ich ogień zaporowy artylerii wroga. Żołnierze Panamy poczekali, aż przeciwnicy podejdą bliżej i otwarli ogień. Kilkunastu żołnierzy Federacji padło, ale reszta biegła dalej strzelając w odpowiedzi w stronę wroga. Kolejna salwa panamskich żołnierzy powaliła kolejnych żołnierzy, ale natarcie nie załamało się. Jose poczuł, że coś cieknie mu po ręce.
    - Jesteś ranny? – spytał szybko Juan.
    - Nie. To tylko draśnięcie. Szybciej, szybciej! – ponaglał.
    W końcu po trzeciej salwie wroga dotarli do linii obrony. Wpadli z impetem do okopów wroga. Kolejny raz w tej wojnie przyszło im walczyć na śmierć i życie w bezlitosnej walce na bagnety i krótką broń. W ciasnych okopach trwała bezwzględna walka. Gdy wszyscy wrogowie na odcinku ataku naszych bohaterów leżeli martwi, Juan schlapany krwią usiadł na ziemi ciężko dysząc. Antonio nieobecnym spojrzeniem spoglądał po ciałach zabitych żołnierzy. Spoglądał im w oczy, które zastygły w przerażeniu. Patrzył na ich wykrzywione od bólu twarze.
    - Co robisz? Przestań się gapić na te trupy! – rzucił Jose.
    - Nie mogę! Oni przed chwilą jeszcze żyli! – odparł.
    - Gdyby żyli teraz, to by cię chcieli zabić głupcze.
    Antonio nic nie odpowiedział, lecz dalej spoglądał na ciała zabitych. Juan, który siedział na ziemi zupełnie nie reagował już na fakt, że obok niego leżał w kałuży krwi zabity panamski żołnierz. Przywykł już do okropieństw wojny.
    - Chyba nasi szturmują miasteczko – rzucił Jose, który wychylił się z okopu.
    - Masz rację. Słychać odgłosy walki.
    - To nie potrwa długo. Siły wroga są zbyt słabe, by nas powstrzymać.
    Jose miał rację. Po przełamaniu linii okopów wojska Panamy zarządziły odwrót i w miasteczku pozostali nieliczni żołnierze mający opóźniać marsz wojsk Federacji.

    [​IMG]

    [​IMG]


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 17 sierpnia 1936.

    Generał Vaides przybył zameldować prezydentowi o złamaniu obrony wojsk panamskich.
    - Czyli zwycięstwo mamy już w kieszeni? – spytał prezydent.
    - Nie do końca. Jeszcze musimy zlikwidować wrogie wojska, które wycofują się teraz na nową linie obrony. Nie możemy dopuścić do tego, aby się tam okopały – powiedział pułkownik Letiendorff.
    - Panie generale, telefon do pana – powiedziała sekretarka, która weszła do gabinetu.
    - Idę – odparł generał Vaides i opuścił gabinet.
    Po chwili powrócił wyraźnie zadowolony.
    - Mam doskonałe wiadomości panowie. Generał Pineda zajął właśnie miasteczka San Carlos, San Juan del Norte oraz El Castillo de La Concepcion. Oznacza to, że wrogim siłom odcięto drogę odwrotu. Jedynie niedobitki armii Nikaragui przedarły się do Kostaryki.
    - Świetnie, świetnie – powtarzał uradowany prezydent – Niech się zatem rozpocznie trzecia część planu.
    - Racja. Warunki wstępne zostały spełnione – powiedział pułkownik – Operacja „Tukumbalam” będzie polegać na zlikwidowaniu resztek oporu wroga oraz na zajęciu terenu. Niech nasze siły natychmiast po reorganizacji wkroczą do Kostaryki, a po jej zajęciu do Panamy.
    - Oczywiście. I jeszcze jedna informacja. Pojmaliśmy władze Nikaragui.
    - Przekazać ich FSB.
    - Tak jest.

    [​IMG]


    Rivas, 18 sierpnia 1936.

    Po zabezpieczeniu terenu i zlikwidowaniu lokalnych punktów oporu generał Orellana zarządził natychmiastowy wymarsz w kierunku południowym. Szybkim marszem pokonano pierwszy odcinek drogi i pod wieczór przekroczono granicę Nikaragui z Kostaryką. Opór straży granicznej był bezcelowy i wobec przewagi liczebnej wojsk federacji szybko złamany. Po nocnym postoju wyruszono w dalszą drogę. Zgodnie z rozkazem prezydenta obsadzano po drodze ważne punkty komunikacyjne oraz ważniejsze miasta. Po zajęciu przygranicznego miasta La Cruz druga dywizja piechoty skierowała się na stolicę kraju – San Jose. W okolicach miasta Liberia napotkano na resztki armii Nikaragui, której udało się wycofać na terytorium sojusznika. Jednak teraz ponownie otoczona skapitulowała bez walki. Forsowny marsz odbił się fatalnie na morale żołnierzy, którzy wyczerpani byli dotychczasowymi walkami. Dodatkowo górzysty teren Kostaryki znacznie spowalniał tempo marszu. Powoli kończyły się zapasy przygotowane na okres ofensywy, a dowóz zaopatrzenia szwankował. Nie było profesjonalnych służb, które mogłyby się tym zająć. Od czasu do czasu napotykano jeszcze punkty oporu pospiesznie formowanych oddziałów kostarykańskich, ale nie stanowiły one żadnego zagrożenia dla losów wojny. Ich likwidacja jednak pochłaniała cenny czas. Wszystko to znacznie obniżało morale oraz tempo marszu żołnierzy Federacji.

    [​IMG]


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 21 sierpnia 1936.

    W gabinecie obecni byli: prezydent Castaneda, ambasador Stroppe oraz szef FSB Cordova.
    - Miło pana widzieć panie Klee – powiedział na powitanie ministra spraw zagranicznych prezydent Castaneda – Jak tam zdrowie? Mam nadzieje, że przywozi pan nam dobre informację.
    - Odbyłem serię poufnych spotkań z najwyższymi władzami Stanów Zjednoczonych. Próbowałem wysondować ich nastawienie do naszej sprawy.
    - I jak? – spytał zniecierpliwiony ambasador.
    - Sprawa jest delikatna. Wyjaśniłem sekretarzowi stanu USA motywy naszego postępowania. Pan Hull przyjął ze zrozumieniem nasze stanowisko, ale zastrzegł, że metody jakich używamy do realizacji naszego celu są wielce niepokojące. Stwierdził również, że Stany Zjednoczone wystąpią w obronie każdego niepodległego kraju, któremu zagrażać będzie utrata niepodległości.
    - Czyli jeśli zdecydujemy się zaatakować kolejny kraj USA wystąpią przeciwko nam? – upewnił się prezydent.
    - Tak to można odczytać. Natomiast władze USA są bardzo zainteresowane rejonem kanału panamskiego. Dotychczasowe roszczenia Panamy były im bardzo nie na rękę. Tymczasowość rozwiązania tej kwestii zniechęcała inwestorów amerykańskich do poważniejszych inwestycji w tym regionie. Zwróciłem na to uwagę sekretarzowi stanu, który wydawał się nieporuszony, ale odczułem, że Amerykanie nie mieliby wielkiego żalu, gdybyśmy zlikwidowali za nich ten problem. Podpisanie odpowiedniej umowy dałoby nam bezpieczeństwo. Moglibyśmy również wyciągnąć z tego pewne korzyści, gdyż zyski z kanału są ogromne. Gdyby USA uzyskała prawomocny układ przyznający im ten teren zyskaliby znacznie więcej, niż się to może nam wydawać.
    - My i tak przecież na razie nie mamy siły, aby zyskać kanał dla siebie, więc takie porozumienie mogłoby dać nam sporo korzyści oraz poprawić nasze stosunki z rządem amerykańskim – powiedział prezydent.
    - Myślę, że mogę rozpocząć poufne rozmowy sondażowe na ten temat. Wybadam delikatnie sprawę i zobaczymy ile możemy z tego ugrać. Tylko pozostaje problem Panamy. Przecież jeszcze nie podbiliśmy tego kraju.
    - Niech pana o to głowa nie boli. Rozpoczęła się już decydująca faza operacji. Nasze wojska kierują się już na stolicę Kostaryki i po jej zajęciu ruszą dalej na południe. Wojska Panamy zostały otoczone w Nikaragui i skapitulowały. Nic nas już nie powstrzyma.
    - Rozumiem. Zatem rozpocznę rozmowy sondażowe.
    - Pańska misja do Waszyngtonu okazała się bardzo owocna. Amerykanie nie zamierzają interweniować w obecny konflikt, a my nowego na razie nie będziemy wywoływać. Co więcej, istnieje szansa poprawy naszych stosunków. Świetna robota panie Klee.
    - Dziękuje panie prezydencie.
    - Panie Cordova podobno chciał pan nam coś przekazać? – zwrócił się prezydent do szefa FSB.
    - Tak. Chciałem zameldować, że rozbudowujemy struktury FSB na nowych terenach. Wymaga to wydzielenie kolejnych środków z budżetu, ale myślę, że są to wydatki konieczne.
    - Tak, tym bardziej, że są to tereny nowo przyłączone i mogą tam wystąpić różne zaburzenia społeczne. Wydam odpowiednie dekrety. To wszystko panowie. Panie ambasadorze – niech pan zostanie jeszcze chwilkę.
    Gdy minister Klee oraz Cordova opuścili gabinet ambasador spytał:
    - O co chodzi panie prezydencie?
    - Jak pan słyszał Stany Zjednoczone wyraźnie dały nam do zrozumienia, że dalsze rozszerzanie Federacji o kolejne kraje regionu może doprowadzić do konfliktu zbrojnego. W chwili obecnej ten konflikt skończyłby się dla nas niekorzystnie, dlatego musimy chwilowo wstrzymać nasze działania wobec kolejnych państw, które są objęte gwarancjami USA.
    - Racja. Wydaje mi się, że jest to konieczne – odparł ambasador.
    - Nasz kraj potrzebuje jednak surowców dla naszego rozwijającego się przemysłu. Niech pan spojrzy na mapę – powiedział prezydent i podszedł do mapy.
    Obok niego stanął ambasador i spoglądał na miejsca pokazywane mu przez Castanedę:
    - Tutaj, tutaj i tutaj. To są obszary, na które zwróciłem uwagę. Ich przejęcie bardzo wzmocniłoby nasz kraj.
    - Możliwe, ale wie pan, że działania takie mogą być bardzo ryzykowane.
    - Zdaje sobie z tego sprawę, dlatego na początek zaczęlibyśmy naciskać na najsłabsze ogniwo tego obszaru – powiedział prezydent i wskazał na mapie pewien punkt – Tutaj i tutaj. Te dwa obszary znacznie wzmocniłyby nasz potencjał oraz zapewniły dobre punkty oparcia do dalszej ekspansji. Zależy nam na opinii Führera na ten temat, jako, że są to obszary podległe ośrodkom europejskim, a nie chcielibyśmy działać bez porozumienia z naszymi europejskimi przyjaciółmi.
    - Oczywiście. Wybadam stanowisko Führera w tej sprawie i dam panu znać.
    - Będę bardzo zobowiązany. Proszę w odpowiedni sposób naświetlić Führerowi nasze stanowisko.
    - Tak też uczynię – uśmiechnął się na pożegnanie ambasador Stroppe.

    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 31 sierpnia 1936.

    Generał Vaides zameldował:
    - Panie prezydencie, druga dywizja piechoty zajęła wczoraj wieczorem stolicę Kostaryki – San Jose. Rząd kostarykański został internowany. Wydałem już rozkazy, aby niezwłocznie po zabezpieczeniu terenu generał Orellana skierował się na Panamę.
    Prezydent pokiwał z zadowoleniem głową, wyciągnął cygaro i zapalił. W tej chwili do gabinetu wpadł minister Klee:
    - Mam wiadomość nie cierpiąca zwłoki.
    - Słucham – powiedział prezydent.
    - Właśnie przyszła ta nota dyplomatyczna, proszę niech pan przeczyta – powiedział Klee i wręczył Castanedzie kartkę papieru.
    Prezydent szybko przeczytał po czym poczerwieniał ze zdenerwowania.
    - A to kanalie! – wrzasnął, podarł kartkę papieru i rzucił do kosza – Jeszcze tego pożałują! Zapłacą mi za to! Przygotuje im takie piekło jakiego jeszcze nie znali!
    Zdumiony generał Vaides nie miał odwagi zapytać co się stało. Przez chwilę prezydent chodził wokół biurka po czym ryknął:
    - Dawać tutaj Letiendorffa!
    - Tak jest!
    - Niech de Leon i Pineda ruszają natychmiast do stolicy! Wysłać do Panamy kontradmirała Abela z flotą transportową! – wydawał jednym tchem rozkazy prezydent.
    - Rozkaz! – powiedział Vaides i wybiegł z gabinetu.

    W następnym odcinku:
    Jakie wiadomości spowodowały tak ostrą reakcję prezydenta Castanedy?
    Czy Stany Zjednoczone podejmą propozycję FRCA?
    O jakich obszarach dyskutował prezydent z ambasadorem Stroppe?

    Tytuł następnego odcinka: Płonąca granica

    ----------------------------------
     
  17. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    1 - 15 września 1936

    Odcinek XVII - Płonąca granica


    [​IMG]
    [​IMG]


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 1 września 1936.

    Nadzwyczajne zebranie najwyższych władz Federacji. Uczestniczą: prezydent Castaneda, minister spraw zagranicznych Klee, szef sztabu generał Vaides, szef wywiadu Ariza, minister zbrojeń generał Arendano, pułkownik Letiendorff oraz ambasador Stroppe.
    - Panowie, tak jak przypuszczał pan ambasador - Meksyk zdecydował się nam wbić nóż w plecy. Nota dyplomatyczna z wypowiedzeniem wojny przyszła wczoraj. Obecnie siły Meksyku zmierzają w kierunku naszej granicy. Radźmy jakie kroki zastosować. Panie Ariza, jakie są dane wywiadu?
    - Z tego co mi się udało dowiedzieć armia Meksyku nie dokonała koncentracji. Widocznie szybkość naszych postępów w wojnie z sojuszem zaskoczył tamtejsze kręgi rządowe. Na granicy znajduje się na razie jedna dywizja piechoty. Wątpliwym dla mnie jest, że z tak szczupłymi siłami dowództwo meksykańskie zdecyduje się na atak. Jednak czas działa na naszą niekorzyść. Ku nam zbliżają się dwie dywizje kawalerii, których pojawienie się może zmienić diametralnie sytuację.
    - Tym bardziej, że na granicy nie mamy żadnych sił oprócz ochotników i straży granicznej. Wydałem odpowiednie rozkazy naszym wojskom, ale minie jeszcze trochę czasu zanim uda się im dotrzeć na północną granice Federacji. Na szczęście w toku działań wojennych ludzie Cordovy obsadzili kluczowe punkty komunikacyjne stąd możemy użyć transportu kolejowego. Również tropikalny teren północnych obszarów naszego kraju powinien zwolnić tempo ewentualnego natarcia wrogich wojsk – dodał generał Vaides.
    - Jeśli chcemy wygrać tę wojnę musimy zwiększyć nasze siły. Generale Arendano proszę natychmiast przystąpić do przymusowego poboru obejmującego również obywateli Hondurasu i Salwadoru.
    - Tak jest, ale czy nie jest to zbyt ryzykowne?
    - Nie mamy wyboru – odparł prezydent – Cordova zapewnił mnie, że cały czas rozbudowuje siatkę agentów FSB w wojsku. Miejmy nadzieje, że to wystarczy.
    - Zrozumiałem. Przystąpię niezwłocznie do działania. Z moich pobieżnych ustaleń wynika, że na razie jesteśmy w stanie wystawić dodatkowo dwie dywizje piechoty. Jednak zajmie trochę czasu ich przeszkolenie i wyposażenie. Nowy typ uzbrojenia nie jest jeszcze gotowy.
    - Nieistotne. Proszę uzbroić te dywizje w dostępną broń. Mają być gotowe jak najszybciej – powiedział prezydent, po czym zwrócił się do pułkownika Letiendorffa:
    - Panie pułkowniku, jakie będą założenia taktyczne tej wojny?
    - Zostaliśmy zaskoczeni. Na razie opracowałem plan obronny polegający na ustabilizowaniu frontu do czasu, aż zgromadzimy siły zdolne do przerwania pozycji nieprzyjaciela. Kiedy to nastąpi? Na razie trudno mi wyrokować. Musimy czekać na dalszy rozwój wypadków. Obecnie najważniejszą sprawą jest powstrzymania natarcia armii meksykańskiej na stolicę Federacji. Upadek Gwatemali może przynieść bardzo poważne konsekwencję.
    - Czy stolica powinna zostać ewakuowana? – spytał ambasador Stroppe.
    - Na razie nie ma takiej potrzeby, aczkolwiek należy być na to przygotowanym – odparł pułkownik.
    - Ile jeszcze potrwa wojna z sojuszem? – dopytywał się dalej ambasador.
    - Wojna jest już praktycznie wygrana. Obecnie siły wroga zostały zniszczone i trwa zajmowanie terenu. Generał Orellana zajmuje resztki Kostaryki i wkrótce powinien wkroczyć do Panamy. Pierwsza i trzecia dywizja piechoty zostały skierowane już na granicę północną.
    - A reakcje ze świata panie Klee? - spytał prezydent.
    - Obrót wypadków jest dla większości państw regionu zaskoczeniem. Nikt, nawet rząd Stanów Zjednoczonych nie spodziewał się interwencji Meksyku. Wszyscy czekają na to co się stanie. Wysłałem już depesze do Waszyngtonu wyjaśniającą nasze stanowisko w tej sprawie. Odpowiedzialność za wojnę, która teraz wybuchła spada wyłącznie na rząd Meksyku. Zostałem zapewniony, że Stany Zjednoczone nie będą interweniować. Prawdopodobnie chcą sprawdzić, czy sobie poradzimy.
    - Zatem sytuacja nie jest beznadziejna, ale nadal mamy poważne kłopoty – powiedział zamyślony prezydent – Na razie to wszystko panowie. Będę z wami w stałym kontakcie.
    Wszyscy oprócz ambasadora opuścili gabinet prezydenta.
    - W czym mogę jeszcze pomóc panie ambasadorze? – spytał prezydent.
    - Wygląda na to, że sprawa jest poważna. Czy damy sobie radę?
    - Widzę, że pan ambasador związał swoje losy z naszym przedsięwzięciem – powiedział lekko uśmiechając się prezydent.
    Zaciągnął się cygarem, po czym powiedział:
    - Damy sobie radę, panie ambasadorze. Meksyk nas nie powstrzyma. Swoja drogą to nawet dobrze się stało, że doszło teraz do tej wojny.
    - Jak to? - spytał zdziwiony ambasador.
    - Niech pan spojrzy. Co tutaj mamy? – odparł prezydent pokazują coś na mapie.
    - Nie widzę stąd.
    - To ja panu powiem. Tu jest ropa. A nam ropa jest potrzebna. Zajęcie tych terenów znacznie wzmocni nasz potencjał. Nie będziemy już tak zależni od Amerykanów w tej kwestii. Po zabezpieczeniu granicy polecę opracować specjalny plan operacyjny, który będzie miał na celu zabezpieczanie rafinerii w Villahermosie. Ta niechciana wojna może przynieść nam poważne korzyści.
    - Pan jest niezrównany – powiedział ambasador – Nawet w tak poważnej sytuacji, jak jest teraz nie przestaje pan myśleć o przyszłych posunięciach. Mam teraz pewność, że sprawy potoczą się po naszej myśli.
    - Za bardzo mi pan schlebia – odparł z uśmiechem prezydent.

    [​IMG]

    [​IMG]


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 8 września 1936.

    - Panie prezydencie, melduję, że wojska Meksyku przekroczyły dzisiaj nad ranem granicę Federacji w rejonie miasteczka Las Moritas i przedzierają się przez dżunglę w stronę stolicy. Również w rejonie Palapita zaobserwowano oddziały wojsk meksykańskich. Dochodzi do starć z strażą graniczną – meldował generał Vaides.
    - Gdzie jest de Leon? Gdzie Pineda?
    - Z moich informacji wynika, że znajdują się obecnie w okolicach dawnej granicy między Hondurasem i Nikaraguą. Z powodu braków w połączeniach kolejowych chwilowo nasze siły zostały zmuszone do forsownego marszu.
    - Rozumiem. Czy jest zagrożenie, że wróg zajmie stolicę? – spytał prezydent.
    - Jest to możliwe. Nie znam dokładnych sił biorących udział w natarciu. Wygląda na to, że główny atak idzie z północy. Starcia pod Palapita mają najwyraźniej odwrócić nasza uwagę.
    - Niech Cordova zajmie się przygotowaniami do ewakuacji stolicy. Proszę przewieść zapasy złota w bezpieczne miejsce.
    - Tak jest. Jeszcze jedna sprawa. Mam tutaj raport z ministerstwa obrony narodowej. Dzięki niemu uda nam się poprawić organizację naszej armii. Powinno nam to pomóc w walce z wrogiem. Pułkownik Letiendorff kazał przekazać, że występują znaczne utrudnienia w zaopatrzeniu wojsk oraz w ich transporcie. Postulował, aby zająć się tą sprawą.
    - Oczywiście, oczywiście. Wydam niezbędne dyspozycje. Myślę, że generał Arendano się tym zajmie.
    - To wszystko panie prezydencie.
    - Może pan generał odejść.

    [​IMG]


    [​IMG]


    Panama, 10 września 1936.

    Wojska Federacji zajęły miasto około południa. Większego oporu nie napotkano. Jose i Juan zmęczeni stali na rogu ulicy pilnując porządku.
    - Jak mnie bolą nogi – narzekał Jose – Marsz po tych górach był istną mordęgą.
    - Racja, ale nie sam teren był najgorszy, lecz tempo marszu. Ja nie wiem, czy oni wszyscy tutaj poszaleli? Chcą nas zamęczyć, czy co?
    - Faktycznie, nieźle nas przycisnęli. Ciekawe dlaczego się tak spieszyli? Przecież zajęliśmy miasto bez najmniejszego kłopotu. Z tego co usłyszałem armia panamska została rozbita jeszcze w Nikaragui, więc po co ten pośpiech?
    - Chyba się niedługo dowiemy. Patrz, idzie kapitan Hernandez.
    - Ruszać się żołnierze! Za godzinę opuszczamy miasto!
    - Za godzinę? – spytali zdziwieni.
    - Tak jest. Ruszać się i przygotować się od wymarszu.
    - Ale kto przypilnuje porządku w mieście? – spytał Jose.
    - Nie wasza sprawa. Odpowiednie służby są już w drodze. Dość gadania! Jazda!
    - Tak jest!

    [​IMG]


    Miguel de La Borda, wczesny ranek 13 września 1936.

    Żołnierze drugiej dywizji piechoty przybyli właśnie do małego portu nad morzem Karaibskim. Ku ich zdziwieniu w tym małym porcie znajdowały się przycumowane trzy okręty z banderą Federacji. Na nadbrzeżu portowym stał kontradmirał Abel oraz generał Orellana.
    - Generale Orellana, okręty są gotowe do przyjęcia żołnierzy na pokład – zameldował kontradmirał.
    - Doskonale. Natychmiast przystępujemy do załadowania żołnierzy na statki.
    - Tak jest!
    Cała druga dywizja piechoty gniotła się na małym nadbrzeżu portowym w oczekiwaniu na załadunek. Jose i Juan niejednokrotnie pływali po morzach, więc nie odczuwali żadnego strachu. Jednak Buch, który nigdy nie płynął statkiem nie chciał wejść na pokład.
    - No, rusz się Buch. Nie ma czasu! – ponaglał go Juan.
    - Buch nie iść, Buch się bać woda! Buch nie umieć pływać! – stękał popychany przez przyjaciół.
    - Jasna cholera ! – zdenerwował się Jose – Nie ma czasu na twoje zabobony!
    - Ja nie wejść na okręt! Buch chce czuć ziemie pod nogą! – powiedział i zaczął tupać nogą pokazując o co mu chodzi.
    - Co tu się dzieje? – spytał kapitan Hernandez.
    - Nic panie kapitanie – odparł Juan – Kolega boi się wejść na pokład statku.
    - Boi się? – ryknął kapitan – Nie ma czasu na wygłupy! Rusz się tępy osiłku! Za pół minut masz się znaleźć na pokładzie, albo mnie popamiętasz!
    - Ale…Buch się boi – odparł wystraszony Buch.
    - Zaraz mnie krew zaleje! Gdybym nie potrzebował każdego żołnierza zostawiłbym tą kanalię na lądzie! – wrzasnął Hernandez – Nie mam wyboru. Kapralu, zebrać drużynę i wnieść tego tępaka na pokład.
    - Tak jest – odparł Jose.
    Po zwołaniu drużyny i krótkiej szamotaninie udało się wreszcie związać Bucha i wnieść go na pokład. Biedny Buch darł się wniebogłosy i Jose musiał go zakneblować. Gdy wreszcie wszyscy znaleźli się na pokładach statków kontradmirał Abel dał sygnał do podniesienia kotwicy.

    [​IMG]


    Wybrzeże nieopodal Puerto Barrios, noc z 14/ 15 września 1936.

    Statki w prostym szyku płynęły po spokojnym morzu. Jose, Juan i reszta żołnierzy drugiej dywizji piechoty wykorzystała czas rejsu do odzyskani sił po licznych trudnościach, przez które musieli przejść. Jose nie mógł spać tej nocy i wyszedł z ładowni na pokład zobaczyć niebo. Jako podoficer mógł sobie pozwolić na taki luksus. Gdy znalazł się na dziobie jednostki zobaczył wybrzeże, które przywoływało wspomnienia. A więc są już prawie na miejscu. Jeszcze trochę i zobaczą światła Puerto Barrios, które opuścili ponad pół roku wcześniej. Sygnał świetlny z nadbrzeża poinformował statki, że wszystko jest gotowe do ich przyjęcia. Ku nim skierowały się liczne jednostki pomocnicze, które pomogły w manewrowaniu w ciasnym porcie. Po kilkudziesięciu minutach pierwszy statek przybiło nadbrzeża i spuścił trap na ląd, po którym zeszli pierwsi żołnierze. W oczekiwaniu na wyładunek reszty żołnierzy oraz sprzętu Jose oczekiwał na nadbrzeżu. Buch oswobodzony z więzów siedział szczęśliwy pod drzewem co jakiś czas upewniając się, że ma pod sobą stały ląd. Cierpiąc z powodu choroby morskiej bardzo źle zniósł ten rejs.
    - Kapralu – zwrócił się do Jose kapitan Hernandez.
    - Tak jest – odparł Jose i podbiegł do kapitana.
    - Proszę za mną. Musimy porozmawiać.
    - O czym? – spytał zaszokowany Jose, próbując sobie przypomnieć, czy aby nie podpadł kapitanowi.
    - Przekonasz się – odparł tajemniczo.
    Zdziwiony i zdezorientowany Jose podążył za Hernandezem.


    W następnym odcinku:
    Czy wojska Meksyku zajmą stolice FRCA?
    Jaką sprawę ma kapitan Hernandez do Jose?
    Czy Buch wyzdrowieje po ciężkiej chorobie morskiej?:p

    Tytuł następnego odcinka: Wyścig z czasem

    ------------------------------------
    Dziś troszkę więcej screenów.:wink:

    Jest już późno, więc nie chce mi się dziś wyłapywać ewentualnych błędów. Zrobię to jutro, dlatego proszę o wyrozumiałość.:)
     
  18. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    16 - 30 września 1936

    Odcinek XVIII - Wyścig z czasem


    Puerto Barrios, 16 września 1936.

    Trwają właśnie ostatnie przygotowania przed wymarszem drugiej dywizji piechoty na front meksykański.
    - Generale Orellana, mam pana zapoznać z obecną sytuacją – zameldował posłaniec, który przybył ze stolicy.
    - Słucham.
    - Wojska meksykańskie wkraczają do naszego kraju z dwóch stron. Jednak nasz wywiad sugeruje, że główne natarcie odbędzie się na północy. Trwają tam właśnie zaciekłe walki w rejonie obozów szkoleniowych w Finca San Isidro. Prezydent nalega, aby pan nie dopuścił do przejęcia tych placówek przez wroga.
    - A zabezpieczenie stolicy?
    - Stolica jest już gotowa do ewakuacji, a zapasy złota zostały wywiezione w bezpieczne miejsce. W kierunku stolicy zmierza już generał Pineda z trzecią dywizją piechoty. Ale może on nie zdążyć na czas, jeśli nie uda się powstrzymać natarcia meksykańskiego na północy.
    - Zrozumiałem. Natychmiast ruszam na północ – odparł Orellana – Proszę przekazać tą wiadomość prezydentowi.
    - Tak jest.

    Okolice San Luis, 17 września 1936.

    Druga dywizja piechoty maszerowała szybkim tempem na północ.
    - Czy te ciągłe marsze nigdy się nie skończą? – spytał Juan.
    - Skończą się wtedy, gdy skończą się wojny – odparł posępnie Antonio.
    - Na to na razie się nie zanosi. Tyle dobrego, że ta wojna nie jest naszą sprawką - powiedział Jose.
    Buch całą drogę krzywo patrzył się na Jose, któremu widocznie miał za złe sposób w jaki został zmuszony do wejścia na pokład statku.
    - Dalej się na mnie gniewasz? – spytał Jose.
    Buch nic nie odpowiedział, lecz wpatrywał się tępo w Jose.
    - Już ci mówiłem, ze to był rozkaz. Nie miałem wyboru. Poza tym jak byś się tak nie szarpał to by było łatwiej.
    - Racja. Daj już temu spokój Buch – poparł kolegę Juan.
    Buch dalej nie reagował.
    - Eh, co ja mam zrobić? – westchnął Jose – A już wiem! Jeśli przestaniesz się na mnie dąsać to przez tydzień będę ci oddawał połowę mojej racji fasoli.
    Buch próbował pozostać niewzruszony, ale propozycja ta wyraźnie mu się spodobała.
    - To jak? Umowa stoi? – spytał Juan.
    Buch podrapał się po głowie po czym odparł:
    - Mama mówić Buch, że jak ktoś dzielić się fasola to być prawdziwy przyjaciel. Buch wybaczać Jose i chętnie zjeść jego fasola.
    - No to sprawa załatwiona - powiedział Jose.
    - Dość gadania! – rozkazał kapitan Hernandez, który w międzyczasie pojawił się koło nich – Zauważono wrogie oddziały. Zachować czujność!
    - Rozkaz – odparli, a gdy kapitan się oddalił Juan zapytał przyciszonym głosem:
    - A właśnie, czego chciał od ciebie kapitan w Puerto Barrios?
    - Nic szczególnego. Po prostu dostał rozkaz objaśnienia podoficerom sytuacji w kraju – powiedział Jose, jednak Juan mu nie uwierzył.
    - Skoro nie chcesz mówić to nie mów.
    - Naprawdę nie ma o czym – odparł Jose.

    [​IMG]


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 19 września 1936.

    Do gabinetu wszedł generał Vaides w towarzystwie ministra spraw zagranicznych Klee.
    - Panie prezydencie, melduję, że druga dywizja piechoty po wyładunku w Puerto Barrios kieruje się na północ do Finca San Isidro, aby powstrzymać natarcie nieprzyjaciela. Siły Meksyku w rejonie Palapita zostały zatrzymane. Tak jak przypuszczaliśmy był to atak mający odwrócić naszą uwagę.
    - Czyli stolica jest bezpieczna. Gdzie reszta naszych sił? – spytał prezydent.
    - Generał Pineda powinien za kilka dni dotrzeć do stolicy, a po około tygodniu zająć stanowisko nieopodal granicy z Meksykiem. Generał de Leon natomiast ma sporo opóźnienie. Żołnierze pierwszej dywizji piechoty są zmęczeniu i nie dotrą na wyznaczone pozycję do końca miesiąca – odparł generał.
    - Rozumiem, czyli na razie nie możemy przejść do szerszych działań zaczepnych. Zatem niech generał Orellana postara się wyprzeć z naszego terytorium wrogie wojska, po czym niech oczekuje na dalsze rozkazy.
    - Oczywiście. Pragnę też poinformować, że zgodnie z pańskim poleceniem pułkownik Letiendorff opracował już plany ataku na Villahermose. Niedługo zostaną one panu dostarczone.
    - Doskonale. Na pułkowniku zawsze można polegać. To jest ta niemiecka solidność – odparł Castaneda lekko się uśmiechając – A pan co ma dziś dla mnie panie Klee?
    - Niezbyt dobre wiadomości. Amerykanie zdecydowali, że warunkiem wstępnym przed przystąpieniem do negocjacji w sprawie kanału jest przywrócenie pokoju w regionie. Wyraźnie naciskają na nas w sprawie pokoju z Meksykiem. Zaproponowali konferencje pokojową na swoim terenie. Jaka będzie nasza reakcja?
    - Przeciągać negocjację. Stawiać warunki nie do zaakceptowania dla strony meksykańskiej.
    - Jak to? – spytał zdziwiony minister – Czy nie zależało nam na szybkim zakończeniu wojny?
    - Ależ zależało, ale teraz, gdy wojska meksykańskie nie mają szans zająć stolicy możemy sobie pozwolić na przeciąganie całej sprawy. Jeśli wojna potoczy się po naszej myśli powinniśmy uzyskać jakieś wymierne korzyści. Jeśli by nam nie szło to wtedy zwrócimy się do Stanów z propozycjami negocjacji. Ale raczej do tego nie dojdzie. Pomoc, którą uzyskaliśmy w Europie znacznie nas wzmocniła. Meksykanie może posiadają jeszcze przewagę militarną, ale gdy tylko uruchomimy produkcję europejskiego uzbrojenia nic nas nie powstrzyma. Czas działa na naszą korzyść panie ministrze.
    - Czyli mam przeciągać negocjację, tak?
    - Dokładnie. Zresztą strona meksykańska również będzie dążyć do jak najkorzystniejszego dla siebie rozwiązania konfliktu. Amerykanie są pozbawionymi poczucia rzeczywistość marzycielami, jeśli sądzą, że uda im się pogodzić Meksyk i Federację na zasadach status quo. Czy panowie mają dla meno coś jeszcze?
    - To wszystko. Do widzenia.

    Finca San Isidro, 20 września 1936.

    Wśród drobnych potyczek z przednimi oddziałami armii meksykańskiej druga dywizja piechoty zbliżała się do rejonu zaciekłych walk. Obozy szkoleniowe były niezwykle ważnymi obiektami, których utrata mogła się odbić fatalnie na sytuacji Federacji. Obozy te przystosowane były do szkolenia żołnierzy według europejskich standardów. Armia meksykańska nie mająca pojęcia o ich istnieniu natknęła się na nie przypadkiem. Jako, że obozy były silnie umocnione ich zdobycie wymagało znacznych sił. Stąd zapewne wynikło opóźnienie w ataku na stolicę Federacji. Druga dywizja piechoty z marszu przystąpiła do działań zaczepnych wypierając wroga z okolic obozów. Odsiecz przybyła w samą porę, gdyż żołnierzom Meksyku udało się już zająć część zabudowań. Tak szybkie przybycie żołnierzy Federacji zupełnie zaskoczyło dowództwo wroga, które nie miało odpowiednich rezerw na wypadek odsieczy. W obawie przed okrążeniem wojska meksykańskie zaniechały dobywania obozów i po oderwaniu się od sił Federacji wycofały się na pozycję obronne oczekując na posiłki.
    - Dobra robota – pochwalił generał Orellana swoich oficerów
    - Meksykanie tak uciekali, że aż się za nimi kurzyło – powiedział zadowolony kapitan Hernandez.
    - Oczywiście. Mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, że nasi żołnierze powoli stają się weteranami. Jakie są dalsze rozkazy? – spytał pułkownik Valeo.
    - Teraz przystąpimy do umocnienia pozycji obronnych i będziemy oczekiwać na resztę naszych sił. Naprawimy również zniszczenia w obozach, tak aby mogły one podjąć na nowo działalność. Zgodnie z rozkazem prezydenta maja być sformowane dwie dodatkowe dywizje piechoty.
    Generał Orellana spojrzał na mapę po czym kontynuował:
    - Proszę spojrzeć. Tutaj, wzdłuż tego masywu proszę wznieść linię obronną i obsadzić ją wojskiem. Oczyścić teren z wrogich żołnierzy, ale nie rozpoczynać żadnych działań ofensywnych na szersza skalę.
    - Tak jest.

    [​IMG]


    Rejon Finca San Isidro, 21 września 1936.

    Deszcz lał nieustannie od wczorajszego popołudnia. Mimo to żołnierze drugiej dywizji piechoty uwijali się przy wznoszeniu linii obrony. Z wolna powstawała ciągła linia okopów oraz schronów ziemnych. Montowano stanowiska karabinów maszynowych oraz moździerzy. Spodziewano się ataku armii meksykańskiej w każdej chwili.
    - Kopać! Do końca dnia ten sektor obronny ma być gotowy! – ponaglał pracujących żołnierzy kapitan Hernandez.
    - Jak tutaj kopać, jak ten cholerny deszcz zalewa okopy? – narzekał Juan.
    - Racja. Wybieranie wody też nie pomaga – dodał Antonio, który za pomocą wiadra odprowadzał deszczówkę z okopów, aby ułatwić kolegom prace.
    - Przestańcie narzekać – powiedział Jose – Wasze marudzenie wcale nie pomaga i deszcz nie przestanie padać. Co najwyżej może się rozpadać bardziej.
    - Myślisz, że jest to możliwe? – spytał z ironią w głosie Juan.
    Wreszcie po południu deszcz ustał i niebo odrobinę się przetarło. Dzięki temu udało się ukończyć odcinek obronny zgodnie z terminem. Ubłoceni i wycieńczeni żołnierze gnieździli się w okopach. Jeśli liczyli, że po pracy zostaną skierowani do obozów na nocleg to się grubo pomylili. Okopy miały stać się jednym z nieodłącznych elementów tej wojny.

    [​IMG]


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 29 września 1936.

    W gabinecie znajdował się szef wywiadu Ariza, szef sztabu generał Vaides oraz pułkownik Letiendorff.
    - Mam tutaj raport o ulokowaniu wrogich sił na granicy. Łącznie do tej pory zgromadziły się trzy dywizje – jedna piechoty i dwie kawalerii. Z moich informacji wynika, że dywizja piechoty uzbrojona jest w sprzęt znacznie lepszy od naszego obecnego wyposażenia.
    - A kawaleria? – spytał pułkownik.
    - Dywizje kawalerii są przestarzałe. Jedyną ich zaleta jest szybkość. Jeśli uda się przełamać naszą obronę mogą one dotrzeć do stolicy w przeciągu kilku dni – odparł Ariza.
    - A inne siły? – spytał prezydent.
    - Nic mi na razie nie wiadomo o ruchach innych sił lądowych. Zaobserwowano natomiast działalność lotnictwa meksykańskiego. Jednak ich siły lotnicze są zbyt szczupłe, aby nam zagrozić. Dodatkowo generał de Leon powinien wkrótce dotrzeć nad granice z brygadą przeciwlotnicza.
    - Skoro o tym mowa – wtrącił się generał Vaides – Pragnę zameldować, że generał Pineda zajął już pozycje obronne na granicy z Meksykiem. Oznacza to, że groźba zajęcia stolicy przez wroga została na razie oddalona.
    - Kiedy de Leon osiągnie pozycję na granicy i kiedy będziemy mogli przystąpić do działań zaczepnych? – spytał prezydent.
    - De Leon dotrze na granicę w przeciągu kilu dni. Jednak zanim przystąpimy do działań zaczepnych musimy dać odpocząć naszym żołnierzom.
    - Panie pułkowniku, jakie powinny być nasze działania?
    - Na chwilę obecną proponuję obsadzić granice i czekać na nowe dywizje, które są obecnie formowane. Dostałem zachęcający raport od generała Arendano, w którym informuje on o szybkim tempie wdrażania do produkcji nowego wyposażenia dla armii Federacji.
    - A co z planem, który miał pan opracować?
    - Plan jest gotowy. Jednak szanse jego powodzenia zależą od kliku warunków. Po pierwsze atak na Villahermosę musi być wykonany z zaskoczenia, po drugie musimy skoncentrować wszystkie dostępne siły do tego ataku, po trzecie w razie zdobycia miasta musimy utworzyć szybko nową linie obronną i po czwarte – wszystko zależy od rodzajów sił jakie napotkamy rejonie ataku. Dobrą informacją dla nas jest fakt, że Meksykanie pokładają sporą wiarę w swojej kawalerii. Jeśli uderzymy na kawalerię z odpowiednio dużą przewaga powinniśmy przełamać front i zająć to ważne strategicznie miasto. Potrzebne są nam jednak dokładne dane wywiadu na ten temat. Jeśli miasta będzie bronić piechota to nie mamy szans na zwycięstwo,a możemy również paść ofiarą szybkiego kontrataku. Dlatego na razie proponuje poczekać na to co zrobi wróg.
    - Tak, zatem poczekamy – odparł prezydent, po czym zwrócił się do Anizy – Proszę dostarczyć pułkownikowi najdokładniejsze dane na temat wrogich sił w rejonie Villahermosa jakie tylko zdoła pan uzyskać.
    - Oczywiście. Niezwłocznie się tym zajmę.
    - Zatem to wszystko panowie.

    W następnym odcinku:
    Czy atak na Villahermosę dojdzie do skutku?
    Jaką tajemnice skrywa Jose?
    Czy naszym bohaterom przyjdzie przywyknąć do życia w okopach?

    Tytuł następnego odcinka: Quetzalcoatl i Tezcatlipoca

    ----------------------------------
    Szykuje się mała rewolucja. :) Kolejny odcinek będzie obejmował cały miesiąc. :p
     
  19. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    1 - 30 października 1936

    Odcinek XIX - Quetzalcoatl i Tezcatlipoca



    Finca San Isidro, 1 października 1936.

    Prezydenta Castaneda w towarzystwie generała Vaidesa oraz pułkownik Letiendorffa przeprowadza inspekcję linii frontu. W namiocie sztabowym generała Orellany omawiane są dalsze plany wojny z Meksykiem. W naradzie uczestniczy również generał Pineda oraz generał de Leon, który przybył na wyznaczony odcinek frontu kilka godzin temu.
    - Generale de Leon jak tam morale pańskich żołnierzy? – spytał generał Vaides.
    - Nie ma się co oszukiwać. Morale jest niskie. Moja dywizja uczestniczyła w najtrudniejszych operacjach tej wojny. Żołnierze są wyczerpani walką oraz marszem. Dodatkowo dowóz zaopatrzenia do mojej dywizji pozostawiał wiele do życzenia – użalał się de Leon.
    - Rozumiemy to doskonale – odparł prezydent – Ale proszę nam powiedzieć kiedy pańscy żołnierze będą gotowi do boju?
    - Potrzebujemy co najmniej pięciu dni na reorganizację, odpoczynek oraz uzupełnienie zapasów.
    - Ma pan pięć dni, ale po tym terminie pierwsza dywizja piechoty ma być gotowa do akcji – rzekł generał Vaides.
    - Tak jest!
    - Przejdźmy teraz do sytuacji na granicy – powiedział prezydent.
    - Na razie wróg wzmacnia swoje siły w regionie. Z informacji dostarczonych przez wywiad wynika, że w rejonie Villahermosy wróg zgromadził już dwie dywizje – rozpoczął meldunek generał Orellana.
    - Jakie to siły? – dopytywał się z zainteresowaniem Castaneda.
    - Jedna przestarzała dywizja kawalerii stacjonująca na naszej północno zachodniej granicy oraz dywizja piechoty, która zajęła pozycję w centrum.
    - Nie dobrze – pokręcił głową pułkownik - Wobec tego nasze plany spaliły na panewce.
    Nastała cisza, którą w końcu przerwał prezydent:
    - Czy istnieje jakaś szansa, aby wywabić tą dywizję z rejonu Villahermosy?
    - Możemy spróbować – odparł pułkownik – Ale jeśli Meksykanie połapią się w naszej grze to plany zajęcia tego miasta będą całkowicie spalone.
    - No cóż, musimy zaryzykować – powiedział stanowczo Castaneda – Co pan proponuje?
    - Zgromadzimy na północno-wschodnim odcinku frontu siły, które posłużą jako przynęta. Jeśli uda nam się przekonać dowództwo meksykańskie, że zamierzamy uderzyć w tamtym rejonie z pewnością przesuną w zagrożone miejsce odpowiednie siły w stwarzając nam lukę do ataku.
    - To by się mogło udać, ale musimy zachować nasze prawdziwe zamiary w absolutnej tajemnicy – dodał generał Vaides.
    Prezydent zaciągnął się dymem z cygara, które często ostatnimi czasy popalał, po czym rzekł:
    - Spróbujemy.
    - Zatem skierujemy północ generała de Leon i jego dywizję – powiedział pułkownik Letiendorff pochylając się nad mapą.
    Generał de Leon nie był szczęśliwy z tej decyzji:
    - Przypominam, że moim żołnierze są zmęczeni.
    - To nieistotne. Pańskim zadaniem będzie wprowadzić wroga w błąd i pan najlepiej nadaje się do tej misji. Proszę przeprowadzać częste zwiady, które będą wyglądały dla dowództwa meksykańskiego jak rozpoznanie przed dużym natarciem. Zresztą, co ja będę panu tłumaczył. Z pewnością wie pan czego oczekujemy – odparł generał Vaides.
    - Zrozumiałem. Kiedy mam wyruszyć?
    - Natychmiast. Proszę, aby pański marsz nie umknął uwadze meksykańskiego dowództwa.
    - Tak jest – odparł de Leon i opuścił namiot.
    - Miejmy nadzieje, że nasz plan się powiedzie – powiedział generał Orellana.
    - Potrzebujemy sporo szczęścia – dodał Vaides.
    - Szczęście sprzyja lepszym – rzucił prezydent – A lepsi jesteśmy my.

    [​IMG]


    Rejon Finca San Sidro, 3 października 1936.

    Deszcz padający od kilku dni ustał i żołnierze stłoczeni w okopach mogli wreszcie wyschnąć. Okopy nasiąknięte wodą deszczową powoli zaczynały wysychać co znacznie ułatwiło poruszanie się w nich. Starcia z żołnierzami Meksyku należały do rzadkości. Co jakiś czas wpadały na siebie patrole rozpoznające teren i wtedy dochodziło do wymiany ognia, ale nie było na razie większych natarć. Obie strony wyczekiwały na właściwy moment.
    Juan spoglądał właśnie na pozycję wroga.
    - Spokój – powiedział.
    - Spokój – potwierdził Antonio – Przynajmniej nie ma na razie żadnych nowych trupów.
    Juan spojrzał z zaciekawieniem na Antonia. Ostatnim czasy coraz mniej mówił o religii, Bogu i tym podobnych sprawach, a coraz więcej o śmierci, zabijaniu i trupach.
    - Dobrze się czujesz? – spytał.
    Antonio nie odpowiedział, gdyż popadł w zadumę. Na szturchnięcie Juana odparł:
    - Nic mi nie jest.
    - Juan, a może Antonia boleć głowa? – spytał Buch – Jak głowa boleć to Buch być przybity. Ale jak mama dać lekarstwo to Buch czuć się lepiej.
    - Nic mi nie jest – powtórzył Antonio lekko rozdrażniony.
    - Dobra. Skoro tak twierdzisz.
    - A gdzie jest Jose? – spytał Antonio zauważając jego nieobecność.
    - Nie wiem. Ostatnio dziwnie się zachowuje. Widziałem go jak rano odchodził z Hernandezem.
    - Faktycznie, dziwne – powiedział Antonio.
    - Hohoh, dawno żeśmy się nie widzieli – powiedział Pepe, który właśnie podszedł do ich stanowiska.
    - Pepe? Co ty tutaj robisz? – spytał zaskoczony Juan.
    - Sam nie wiem. Dali mi butelkę zacnego trunku i powiedzieli, że moja pomoc znowu się przyda. Znasz mnie. Gdy dają mi wino to ja nie odmawiam – odparł i zaczął się śmiać.
    - A jak tam nasi drodzy meksykańscy przyjaciele? – spytał i wydrapał się trochę ponad okop w nadziej zobaczenia czegoś ciekawego.
    - Na razie jest spokój, ale uważaj i nie wychylaj się za bardzo, bo w okolicy kręcą się wrodzy snajperzy – odparł Juan.
    - Snajperzy?
    - Tak. Wczoraj „zdjęli” pięciu naszych chłopaków. Mają niezłe oko. A jeden z nich chyba i strzela z armaty, bo ofierze rozerwało dosłownie głowę, prawda Antonio?
    - Prawda. Sam widziałem trupa. Miał w głowie wielką dziurę, z której zwisały kawałki tego co niedawno nazwalibyśmy twarzą – odparł ponuro.
    - To może ja lepiej się schowam – rzucił lekko wystraszony Pepe.
    - Lepiej tak zrób – powiedział Juan i zaczął się śmiać.
    W tej chwili zza rogu okopu pojawił się nowy żołnierz przysłany na miejsce zabitego wczoraj członka drużyny.
    - Witajcie. Jestem Carlos i przydzielili mnie tutaj.
    - Witaj. Jestem Juan, a to jest Buch, Antonio i Pepe. Resztę chłopków poznasz później.
    - Cześć. Zapalicie może? – spytał wyciągnął paczkę papierosów.
    Buch, który nigdy wcześniej nie palił spytał:
    - Papierosy dobre?
    Carlos spojrzał z lekkim rozbawieniem na Bucha, po czym odparł:
    - Jasne, że dobre. Masz, spróbuj.
    Buch sięgnął po papierosa i poczekał, aż Carlos da mu ognia.
    - Co teraz? – spytał naiwnie.
    - Zaciągnij się.
    Buch zaciągnął się dymem, lecz zaczął się krztusić i kasłać na co całe towarzystwo wybuchło śmiechem. Nawet Antonio lekko się uśmiechnął.
    - To być niedobre – powiedział Buch, którego oczy były zaszklone od łez.
    - Dobre, dobre, ale nie od razu – powiedział uśmiechnięty Carlos.
    Buch nic nie odpowiedział, lecz zamachnął się, by wyrzucić papierosa.
    - Hola, kolego! Po co ma się marnować – rzucił szybko Carlos, chwycił papierosa i się głęboko zaciągnął.
    - Tak, tego mi było potrzeba.
    - Walczyłeś już? – spytał Juan.
    - Nie, ale nie obca mi walka. Należałem do gangu portowego w San Jose, ale wraz z wkroczeniem wojsk Federacji gangi musiały chwilowo zejść do podziemia. Skończyły się dobre czasy.
    - Ale czy przypadkiem do wojska nie powołują tylko obywateli z Salwadoru i Hondurasu? – spytał Antonio.
    - Fakt, ale ja pochodzę z Gwatemali, opss przepraszam z FRCA. W San Jose byłem tylko dlatego, że to największy port regionu i można tam nieźle zarobić. Chcecie trochę towaru? – spytał przyciszając głos.
    - Towaru? – spytał Juan.
    - No tak. Mam trochę opium, kokę, grzybki, zioła halucynogenne. Zostało mi trochę z czasów, gdy handlowałem w porcie. To jak chcecie? Super sprawa. Mówię wam.
    - Nie wiem jak inni, ale ja podziękuje – odparł Juan.
    - Buch też nie chcieć – odparł Buch dalej podejrzliwy w stosunku do wszystkiego co oferował Carlos.
    - A wy? – zwrócił się do Antonia i Pepe.
    - Ja mam tylko jeden narkotyk - wino – odparł i zaczął się śmiać.
    - A jak to działa? – spytał zaciekawiony Antonio.
    - Działania są przeróżne i w zależności co weźmiesz osiągniesz różny efekt. Jak chcesz to dam ci na spróbowanie. Za darmo. Mam tutaj rzadki rodzaj grzybków. Poczujesz się po wyśmienicie.
    - No nie wiem – wahał się Antonio.
    - Cicho! Idzie Hernandez – rzucił Juan.
    Faktycznie, kapitan nadchodził w towarzystwie kilki podoficerów. Zatrzymał się przy pozycjach naszych bohaterów oczekując na raport.
    - Na razie spokój panie kapitanie – zameldował Juan.
    Kapitan pokiwał głową i ruszył w dalszy obchód.
    - Weź na razie schowaj te swoje specyfiki, bo możesz wpaść w kłopoty – rzucił Juan do Carlosa.
    - Dobra, już dobra – odparł pojednawczo.

    Finca San Sidro, 4 października 1936.

    Do namiotu sztabowego, w którym przebywał prezydent Castaneda, szef sztabu Vaides i generał Orellana praz pułkownik Letiendorff wpadł posłaniec z pilną wiadomością wywiadu:
    - Panie prezydencie, melduję, że siły meksykańskie dokonały przegrupowania. Dywizja piechoty z rejonu Villahermosy przesunęła się bardziej na północ w rejon miasteczka Candelaria.
    - Świetne wiadomości – odparł prezydent – Panie pułkowniku, jak to wykorzystamy?
    - Zgrupujemy nasze siły w rejonie Pajapita. Wykonamy zmasowany atak siłami drugiej i trzeciej dywizji piechoty na wrogą kawalerią. Siły te powinny przełamać obronę Meksyku, po czym ruszymy na północ i zajmiemy Villahermosę. Natomiast generał de Leon będzie wiązał walką wrogą dywizję piechoty, aby nie była w stanie przybyć miastu z pomocą – powiedział Letiendorff pokazując sposób realizacji planu na mapie.
    - Czy to się uda? – spytał generał Vaides.
    - Ryzyko jest spore. Jeśli nie uda nam się szybko złamać obronę wroga dowództwo meksykańskie z pewnością podeśle posiłki. Dlatego właśnie musimy mieć na odcinku ataku zdecydowaną przewagę. Użyjemy również części pierwszej dywizji w celu odwrócenia uwagi. Wroga dywizja piechoty dysponuje lepszym sprzętem, więc jeść zajmie pozycje obronne wokół miasta będziemy zmuszeni się wycofać. Myślę, że jednak ryzyko się opłaci, gdyż w razie powodzenia operacji możliwe jest odcięcie wrogich sił znajdujących się na półwyspie Jukatan. Ale decyzja należy do prezydenta Castanedy.
    Po chwili namysłu prezydent odparł:
    - Zaryzykujemy. Proszę ostrożnie zgromadzić siły w rejonach wskazanych przez pułkownika. Gdy wszystko będzie gotowe - uderzać.
    - Tak jest.

    [​IMG]


    Rejon Pajapita, 7 października 1936.

    Mobilizacja wojsk odbyła się w największej tajemnicy. Żołnierze zaopatrzeni zostali ponownie na czas ofensywy, aby maksymalnie zwiększyć tempo marszu. Był wczesny ranek, gdy żołnierze pierwszej i drugiej dywizji piechoty zakończyli przygotowania do ataku. Generał Orellana, który dowodził operacją wydzielił specjalny oddział, którego zadaniem było przechwycenie szybów naftowych oraz rafinerii w rejonie Villahermosy. W skład tego oddziału wchodziła drużyna Jose.
    - A więc to takie sekrety miałeś z Hernandezem – powiedział Juan do kolegi.
    - To byłą tajemnica. Nie mogłem nic powiedzieć, aż do tej pory – usprawiedliwiał się Jose.
    - Rozumiem. Myślisz, że damy radę to zrobić?
    - Nie wiem. Nie mam pojęcia jak silną obronę spotkamy w okolicach Villahermosy. Na razie skupmy się na tym, aby przełamać wroga i dotrzeć do miasta.
    - Dość gadania żołnierze! – rozkazał kapitan Hernandez – Szykować się do ataku!
    Po chwili padł rozkaz pułkownika Valeo:
    - Ruszać!
    Słońce zaczęło się właśnie wychylać zza horyzontu, gdy żołnierze Federacji przystępowali do ataku na pozycję meksykańskie. Odcinek ziemi niczyjej pokonali na razie bez przeszkód, lecz, gdy zbliżali się do zasieków postawionych przez inżynierów meksykańskich w okopach wroga odezwał się sygnał alarmowy. Wrodzy żołnierze natychmiast poderwali się na stanowiska otwierając ogień do próbujących się uporać z drutem kolczastym wojaków Federacji. Mimo prób nie udało się to pierwszym żołnierzom, którzy podbiegli zlikwidować przeszkodę. Kilku żołnierzy zawisło na drutach próbując przedrzeć się przez nie siłą. Stali się doskonałym celem dla Meksykan. Jednak w kilku miejscach udało się przerwać zaporę z drutu i tam tłoczyli się żołnierze próbując wykorzystać powstałe luki. Wszystko to odbywało się przy ostrzale wroga, który powodował znaczne straty.
    - Znowu trupy! Wszędzie trupy! – mamrotał Antonio, który przywarł do ziemi oczekując aż Juan przetnie druty stojące im na drodze.
    - Weź się zamknij i pomóż nam – rozkazał Jose.
    - Dawaj! Ja pomogę – rzucił Carlos.
    Po chwili udało się przeciąć drut i żołnierze ruszyli w kierunku okopów wroga. Znów zaleta przewagi liczebnej okazała się czynnikiem decydującym. Gdy żołnierze Federacji dotarli wreszcie do okopów wroga przytłoczyli swoją masą obrońców. Mimo dramatycznych prób obrony opór złamano. Resztki żołnierzy meksykańskich rzuciły się do ucieczki. Jako, że większość miała w pobliżu przygotowane konie nie udało się ich dogonić. Mimo to atak zakończył się sukcesem. Linia obrony wroga została przełamana i kluczowe natarcie w kierunku Villahermosy mogło się zacząć.

    [​IMG]


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 15 października 1936.

    - Doskonałe wiadomości panie prezydencie – powiedział generał Vaides wchodząc do gabinetu.
    - Słucham.
    - Atak w rejonie Pajapita powiódł się. Nasze siły przełamały wrogą obronę i zadały konnicy nieprzyjaciela poważne straty. Co więcej z informacji wywiadu wynika, że dowództwo meksykańskie źle odczytało nasz intencję. Dywizja kawalerii broniąca ten odcinek frontu została wycofana i skierowana do stolicy. Wróg widocznie uważa, że nasz atak miał na celu otwarcie drogi na miasto Meksyk.
    - To doprawdy doskonałe wieści – powiedział uradowany Castaneda – Gdzie są teraz nasze wojska?
    - Z ostatnich raportów wynika, że szykują się do zajęcia kluczowego miasta Tuxtla Gutierrez. Po jego zajęciu przekroczą masyw górski w rejonie jeziora Malpaso i skierują się na Villahermosę od południa.
    - A co z wrogą dywizją piechoty?
    - Generał de Leon cały czas wykonuje działania pozorowane mające na celu odwrócić uwagę wroga od naszego głównego celu. Na razie wróg nie odczytał naszych zamierzeń i dalej zajmuje pozycje obronne w rejonie Candelaria. Zdaniem pułkownika, nawet jeśli teraz odgadną nasze zamiary to i tak jest za późno na reakcję. Miasto wpadnie w nasze ręce zanim dotrą do niego posiłki – odparł Vaides.
    - Proszę mnie informować na bieżąco o wydarzeniach. Proszę też przypomnieć generałowi Orellanie, że instalacje rafinerii oraz szybów muszą pozostać nieuszkodzone. W innym wypadku cały nasz wysiłek pójdzie na marne.
    - Oczywiście.

    Okolice Jeziora Malpaso, 18 października 1936.

    Trwają właśnie ostatnie przygotowania do przekroczenia masywu górskiego, który oddziela wojska Federacji od Villahermosy.
    - Nasz Pepe ma okazję się teraz wykazać – powiedział Jose wpatrując się w wody jeziora.
    - Jak to? – spytał Juan.
    - Podobno Pepe zna dogodną trasę obchodzącą jezioro od południa. Ma to nam zaoszczędzić sporo czasu. Przedzieranie się przez masyw górski zajęłoby nam z dwa tygodnie, a tak przejdziemy w tydzień.
    - Jesteś pewien, że ten pijany staruch naprawdę zna tą trasę? – spytał podejrzliwie Carlos.
    - Tak powiedział dowództwu. Jeśli to nie prawda to wolałbym nie być w jego skórze – powiedział wzruszając ramionami Jose.
    - Zobaczymy. Na razie idzie nam dość łatwo, prawda? – spytał Juan.
    - Dla nas najtrudniejsza część zadania dopiero przed nami. Musimy zabezpieczyć instalacje rafinerii i szybów. A pewnym jest, że wróg raczej będzie wolał je zniszczyć, niż pozwolić im dostać się w nasze ręce – powiedział posępnie Jose – Ale nie łammy sobie tym głowy na razie. Patrzcie. Ruszamy.
    Brzegiem jeziora posuwała się kolumna żołnierzy Federacji. Na jej czele można było dostrzec sylwetkę starca, która pokazywała coś ręką idącym obok postacią.

    Juarez, 24 października 1936.

    Przeprawa przez masyw górski została zakończona i siły Federacji dokonywały szybkiej reorganizacji w miejscowości Juarez.
    - Panie generale, melduję, że wrogie oddziały zostały zauważone w rejonie miasteczka Jalapa.
    - Co to za siły? – dopytywał się generał.
    - Kawaleria. Na razie nie oszacowaliśmy jak liczni są wrodzy żołnierze, ale przypuszczamy, że są to kawalerzyści wycofani po naszym przełamaniu frontu.
    - Rozumiem. Czyli wróg odgadł wreszcie nasze zamiary. Ale jest już za późno. Villahermosa będzie nasza. Panowie – zwrócił się do oficerów – Rozpoczynamy decydujący etap kampanii. Zgodnie z planem niech wyznaczone oddziały rozpoczną zajmowanie instalacji przemysłowych. Proszę uczulić żołnierzy, że nie mogą dopuścić do ich zniszczenia.
    - Tak jest! – odparli.
    - Proszę też przekazać generałowi Pinedzie, że rozprawienie się z wrogą kawalerią powierzam jego trzeciej dywizji piechoty. To wszystko. Aha, gdzie jest ten przewodnik, dzięki któremu udało nam się przechytrzyć wroga? – spytał na koniec.
    - Nie wiadomo. Ostatnio go widziano, jak z butelka wina przechadzał się wśród żołnierzy. Zapewne spił się winem i teraz gdzieś śpi – odparł jeden z podoficerów.
    - Normalnie musiałbym go ukarać, ale dobrze się spisał, więc mu daruje – machnął ręką generał.

    Okolice Villahermosy, noc z 24/25 października, 1936.

    Oddział wojsk Federacji, w skład którego wchodziła drużyna Jose wyruszył zaraz po zmroku w kierunku szybów naftowych ulokowanych na zachód od miasta. Szyby te bronione były przez jednostki ochotnicze oraz policjantów z Villahermosy. Rozkaz brzmiał: przejąć szyby, nie dopuścić do ich zniszczenia!
    Oddział Jose ostrożnie podchodził pod zabudowania pól naftowych. Jose skinął głową, by żołnierze podążali za nim i cichaczem przesuwał się wzdłuż muru otaczającego szyby. W najniższym miejscu muru podciągnął się na rękach i spojrzał na drugą stronę. Nikogo nie zauważył, więc przeskoczył mur i rozkazał innym uczynić to samo. Gdy cała drużyna była już za ogrodzeniem Jose nakazał ostrożnie sprawdzić teren. Nie wykryto żadnych wrogich żołnierzy, więc ruszono dalej wzdłuż zabudowań. Wtem zza rogu wyszedł policjant patrolujący obszar szybów. Żołnierze błyskawicznie schowali się w cieniu, ale gdyby patrolujący podszedł bliżej z pewnością by ich zauważył i podniósł alarm. Jose wyciągnął pistolet i już miał wystrzelić do niczego nie spodziewającego się policjanta, gdy Carlos chwycił go za rękę i szepnął:
    - Zostaw go mnie.
    Ostrożnie przybliżał się ku policjantowi wykorzystując cień zalegający przy budynku. Gdy znalazł się już kilka kroków od wroga wyciągnął zza pasa nóż, który błysnął zimnym blaskiem. Gdy patrolujący zbliżył się już na kilka kroków Carlos wyskoczył z cienia i poderżnął mu gardło. Policjant daremnie próbował się wyrwać. Ucisk Carlos był silny i pewny. Jose pomyślał, że z pewnością nie robił tego po raz pierwszy. Po chwili desperackiej walki o życie policjant osunął się martwy. Carlos zabrał ciało i ukrył tak, żeby nikt się przypadkiem nie natknął. Po wyeliminowaniu strażnika Jose spojrzał dookoła i dostrzegł, że inne drużyny są już na miejscach. Wtem rozległy się strzały.
    - Cholera! Musieli nakryć jedną z naszych drużyn! – mruknął Jose – No nic! Ruszać się! Musimy zabezpieczyć szyby!
    Cała drużyna poderwała się i pobiegła w kierunku najbliższego szybu, gdzie znajdowali się już obrońcy próbujący podpalić konstrukcję. Doszło do wymiany ognia. Zdeterminowani obrońcy nie dawali się odepchnąć od szybu, a ogień trawiący konstrukcje stawał się coraz większy. Jose rzucił:
    - Nie mamy wyboru! Do ataku! – wrzasnął.
    Cała drużyna porzuciła swoje osłony i rzuciła się biegiem ku wrogowi. Jose, który biegł pierwszy w tym ataku otrzymał postrzał w prawą nogę i upadł na ziemię. Szybko jednak się podniósł i kontynuował ostrzał obrońców. Dzięki pomocy drugiej drużyny, która dostrzegła ogień płonącego szybu udało się wyeliminować obronę i ugasić pożar. Zniszczenia na szczęście nie były zbyt wielkie i szyb wkrótce wznowi wydobywanie ropy.

    [​IMG]


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 25 października 1936.

    - Melduję, że generał Orellana zajął dziś nad ranem Villahermosę – powiedział generał Vaides.
    - Czy instalacje są nieuszkodzone? – spytał prezydent.
    - Stan instalacji jest zadowalający. Nie obyło się bez paru uszkodzeń, ale nie są one poważne i szybko powinniśmy je zlikwidować.
    - A wrogie siły?
    - Generał Pineda rozbił wrogą dywizję kawalerii, która rozlokowała się na południe od Villahermosy. Teraz siły te wycofują się na północ. Co więcej, generał Orellana rozkazał zająć nadbrzeżne miasteczko Paraiso. Gdy nam się to uda siły meksykańskie na półwyspie Jukatan zostaną odcięte.
    - Doskonale. Gdy tylko żołnierze dotrą do Paraiso przystąpić do likwidacji wrogiego zgrupowania na półwyspie – odparł prezydent pewnym głosem.
    - Ale panie prezydencie, nasi żołnierze są zmęczeni, a wróg dobrze okopany.
    - To nieważne. Jeśli uda nam się zniszczyć te siły wojna zostanie już praktycznie wygrana. Proszę odpowiednio zmotywować żołnierzy. Ten atak musi się powieść.
    - Zrobię co w mojej mocy, ale może wypadałoby zapytać o zdanie pułkownika Letiendorffa?
    - Nie jest to konieczne. Tutaj nie musimy układać skomplikowanych planów. Cel jest prosty jasny – wyeliminować wroga. Rozpocząć przygotowania.

    W następnym odcinku:
    Czy likwidacja wrogich sił uwięzionych na półwyspie Jukatan zakończy się sukcesem?
    Czy rana Jose okaże się poważna?
    Jakimi jeszcze niezwykłymi umiejętnościami zaskoczy nas Carlos?

    Tytuł następnego odcinak: Krew, pot i łzy

    ----------------------------------------------
     
  20. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    1 - 15 listopada 1936

    Odcinek XX - Krew, pot i łzy


    Villahermosa, 1 listopada 1936.

    Generał Orellana rozmawia właśnie z generałem Vaidesem, który przybył na linię frontu z najnowszymi rozkazami prezydenta.
    - To niemożliwe, taki atak się nie może powieść – narzekał generał Orellana.
    - To jest rozkaz prezydenta. Proszę natychmiast przygotować siły do uderzenia. Generał de Leon został już poinformowany – powiedział z naciskiem Vaides.
    - Jaka była jego reakcja?
    - To nieważne. Ma pan rozkaz do wypełnienia. Mamy okazję wyeliminować poważną część wrogiej armii. Nie możemy wypuścić takiej okazji z rąk. Jeśli się nam uda wojna będzie praktycznie wygrana.
    - Czy to jest plan pułkownika Letiendorffa? – dopytywał się dalej Orellana.
    - Zaczyna mnie pan męczyć. Proszę się zastosować do tych wytycznych. Koniec dyskusji – powiedział Vaides i opuścił namiot sztabowy.
    Generał stał chwilę posępnie patrząc za szefem sztabu.
    - Coś się stało? – spytał pułkownik Valeo, który wszedł właśnie do namiotu.
    - Stało się. Ogłaszam alarm bojowy. Wyruszamy do ataku natychmiast.
    - Jak to? – spytał zdziwiony Valeo.
    - A tak to. To jest rozkaz.
    - Tak jest! – odparł i wyszedł z namiotu.

    Rejon Jonuta, 2 listopada 1936.

    Po szybkim wymarszu z Villahermosy siły Federacji dotarły do miasteczka Jonuta. Tutaj po szybkiej reorganizacji przystąpiono do zajmowania pozycji wyjściowych do ataku na Półwysep Jukatan.
    - Szczęściarz – marudził pod nosem Antonio.
    - Kto? – spytał Juan.
    - Jak to kto? Jose.
    - Przecież leży w szpitalu – zdziwił się Carlos.
    - No właśnie. Leży w szpitalu i jego życiu nic nie zagraża. Tymczasem my wyruszymy niedługo na kolejne spotkanie ze śmiercią. Ale nie ważne kto wygra – jedno jest pewne. Będą nowe trupy.
    - Trupy? Trupy nie groźne – powiedział Buch.
    - Weź się zamknij! - powiedział Antonio.
    Wszyscy popatrzyli na niego, gdyż zawsze uprzejmie zwracał się do Bucha. Jego zachowanie uległo wyraźnej zmianie.
    - Dobra, dobra. Nie kłóćmy się – powiedział pojednawczo Juan.
    - Drużyna kaprala Martineza? – spytał obcy człowiek, który podszedł do nich. Ubrany był w czysty mundur, jego buty były wyczyszczone, a twarz dokładnie ogolona.
    - Tak.
    - Jestem kapral Morales. Przydzielono mnie jako zastępstwo za rannego kaprala Martineza. Niedługo ruszamy do ataku. Proszę się przygotować.
    Po tych słowach oddalił się. Nasi bohaterowie uważnie go obserwowali.
    - Nie podoba mi się ten koleś – powiedział Carlos.
    - Dlaczego?
    - Nie wiem, ale mi się nie podoba.
    - Chrzanisz – rzucił Juan.
    - Zobaczycie. Znam się na ludziach. A temu źle z oczu patrzyło.
    - Lepiej przygotujmy się do ataku.

    [​IMG]


    Rejon Jonuta, 3 listopada 1936.

    - Żołnierze! Ruszać – wydał rozkaz generał Orellana.
    Szeregi żołnierzy ruszyły przed siebie wypatrując wroga. Według instrukcji wydanych żołnierzom atak miał nie napotkać poważniejszego oporu. Wróg został odcięty od zaopatrzenia, nie miał się gdzie wycofać, a atak odbywał się z dwóch stron przeważającymi siłami. Pierwszego dnia żołnierze nie napotkali na większego oporu. Rejon miasteczka Candelaria, gdzie uprzednio stacjonowały siły meksykańskie został zajęty bez walki przez siły generała de Leon.

    [​IMG]


    Champoton, 4 listopada 1936.

    Po przedarciu się przez dżunglę druga dywizja piechoty dotarła w okolice miasteczka Champoton. Tym razem jednak zajęcie miasteczka z marszu było nie możliwe ze względu na poważne siły wroga w nim stacjonujące.
    - Panie generale, przed nami miasteczko Champoton obsadzone przez wrogą piechotę.
    - Przygotować się do szturmu.
    - Tak jest.
    Po kilkudziesięciu minutach siły federalne były gotowe do ataku. Rozwinięto szyk i po usłyszeniu rozkazu skierowano się ku zabudowaniom miasta. Na jego przedpolach wróg ustawił pole minowe oraz zapory z drutu kolczastego. Okopani żołnierze meksykańscy oczekiwali, aż siły federacji znajdą się bliżej, po czym otwarli ogień do atakujących. Jako, że oddziały saperów musiały pracować pod ostrzałem oczyszczanie przedpola miasteczka zajęło sporo czasu i pochłonęło wiele ofiar. W końcu jednak udało się oczyścić wąski pasek terenu nadający się do ataku.
    - Żołnierze drugiego rzutu! Do ataku! – zabrzmiał rozkaz pułkownika Valeo.
    - Słyszeliście! Do ataku! – powtórzył Morales.
    Juan i reszta naszych bohaterów puścili się biegiem w stronę nieprzyjaciela. Żołnierz biegnący na czele kolumny wszedł na minę, która eksplodowała rozrywając nieszczęśnika i rażąc odłamkami wszystkich w około. Juan i reszta szybkim krokiem przeskoczyła nad miejscem wybuchu i pobiegła dalej w kierunku okopów wroga. Po chwili udało im się do nich dotrzeć jednak żołnierze Meksyku wycofali się do pozycji obronnych w miasteczku. Stamtąd kontynuowali obronę.
    - Dalej! Do ataku! Musimy zdobyć to miasto! – krzyczał Morales.
    - To nie ma sensu! Obrona jest zbyt silna! – powiedział Juan.
    - To jest rozkaz, nie prośba! Ruszać się!
    Chcąc, nie chcąc ruszyli w kierunku zabudowań miasteczka, gdzie czekali już na nich wrodzy żołnierze dobrze poukrywani wśród zabudowań. Coraz więcej żołnierzy Federacji ginęło.

    Tymczasem w stanowisku generała Orellany.
    - Panie generale! Ważne wiadomości!
    - Słucham.
    - Generał Pineda został rozbity pod Escarsega!
    - Jak to rozbity?!
    - Trzecia dywizja piechoty miała zabezpieczyć ważne skrzyżowanie nieopodal Escarsega, ale wpadła w zasadzkę meksykańską i została zmuszona do wycofania się.
    - Cholera. Gdzie jest de Leon?
    - Pierwsza dywizja piechoty jest blokowana przez wrogą kawalerię, która nie pozwala na szybki marsz.
    - Grozi nam otoczenie. Natychmiast przerwać atak. Wycofujemy się - powiedział wściekły Orellana.
    - Tak jest!

    Siły Federacji uwikłane były w morderczą walkę o każdy budynek w Champoton.
    - Co jest z wami?! – wrzeszczał Morales – Ruszać się! Musimy zdobyć tamten budynek.
    - Nie damy rady. Wróg jest zbyt dobrze okopany – protestował Juan.
    - Czy odmawiasz wykonania rozkazu?!
    - Nie, ale ten atak nie ma szans.
    - Niech pan spojrzy – dodał Carlos – Nasi się wycofują!
    Kapral Morales rozejrzał się dookoła, po czym rzekł:
    - Nieistotne. Zdobycie tego budynku pozwoli naszym chłopcom bezpiecznie się wycofać.
    - Nie wydaje mi się – rzucił Carlos.
    - Toż to jawny bunt! Kapral Martinez był zbyt miękki dla was! Ruszać się, albo was wystrzelam za nieposłuszeństwo! – powiedział Morales i wycelował do Juana z pistoletu.
    Nastał chwila nerwowego oczekiwania. Wszędzie w około trwał już odwrót żołnierzy Federacji. Carlos rozejrzał się nerwowo wokół po czym podszedł do kaprala mówią łagodnie:
    - Ależ panie kapralu, my się tutaj nie buntujemy. Proszę opuścić broń…
    W tym momencie zimne ostrze noża błysło i kapral Morales osunął się na ziemię ugodzony przez Carlos w klatkę piersiową.
    - Co robisz kretynie! – wrzasnął Juan.
    - Zamknij się! Nie mam zamiaru ginąć za tego bęcwała! Atak zakończył się klęska, musimy uciekać!
    - Ale zabiłeś naszego dowódcę! Za to grozi nam sąd wojenny i stryczek!
    - Powiemy, że zginą w boju. Kto nam to udowodni? A teraz jazda! Wiejemy stąd! Ruszajcie!
    Juan zrozumiał, że i tak nie mają teraz innego wyboru. Szybkim krokiem zaczęli odwrót. Carlos ukląkł jeszcze przy Moralesie i zadał mu drugi cios nożem upewniając się tym samym, że na pewno nie żyje, po czym pobiegł za resztą drużyny osłaniając tyły.

    [​IMG]


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 6 listopada 1936.

    Prezydent Castaneda chodził nerwowym krokiem po gabinecie oczekując wieści z frontu. Wreszcie do gabinetu wkroczył generał Arendano.
    - Witam pana prezydenta – powiedział.
    - Spóźnił się pan – syknął prezydent.
    - Najmocniej przepraszam. Ja…
    - To nieważne. Jakie wieści pan przynosi.
    - Likwidacja sił wroga na Półwyspie Jukatan się nie powiodła. Nasze siły wycofują się właśnie na pozycje obronne. Straty są poważne. Z wstępnych ustaleń wynika, że poległo, zaginęło lub odniosło rany około 3000 żołnierzy Federacji.
    Prezydent słuchał tych wiadomości z kamienną twarzą. Zdawał sobie sprawę, że to on ponosi największą winę za tą porażkę. Chwilkę siedział w fotelu obmyślając nad kolejnym posunięciem. Generał Arendano w końcu nieśmiało powiedział:
    - Mam jeszcze raport o stanie wdrażania nowego rodzaju uzbrojenia. Lada dzień będziemy w stanie podjąć produkcję.
    - Kiedy będziemy w stanie wymienić stary sprzęt na nowy? – spytał prezydent.
    - Myślę, że za miesiąc wszyscy nasi żołnierze będą uzbrojeni w najnowszy sprzęt.
    - Proszę uruchomić wszelkie niezbędne środki ku temu potrzebne. A teraz chce zostać sam
    - Tak jest.

    [​IMG]


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 8 listopada 1936.

    Trwa narada z udziałem prezydenta Castanedy, generała Vaides i pułkownika Letiendorffa.
    - To było bardzo nie rozważne z pańskiej strony – powiedział pułkownik – Gdyby Meksykanie zdecydowali się przeprowadzić w tym czasie kontratak moglibyśmy ponieść klęskę.
    Prezydent milczał.
    - To ja zaproponowałem natychmiastowy atak – powiedział generał Vaides – Liczyłem, że siły meksykańskie stawią mniejszy opór.
    - Bez należytego rozpoznania sytuacji nie należy podejmować pochopnych środków. Jest to jedna z podstawowych zasad nauczany w szkołach oficerskich – odparł Letiendorff – Ale zostawmy już to. Tak, czy inaczej likwidacja sił meksykańskich na półwyspie musi zostać przeprowadzona. Jak jest sytuacja na froncie?
    - Żołnierze obecnie zajęli pozycję defensywne i odpoczywają. Cały czas kierowane są tam uzupełnienia. Dobrą wiadomością jest to, że czwarta dywizja piechoty została już prawie sformowana i lada dzień wyruszy na front. Zastanawiam się obecnie komu przydzielić dowództwo nad tymi siłami. Nie mamy na razie żadnych odpowiednich kandydatów.
    - Rozumiem. Moja propozycja jest taka. Niech na czele nowo sformowanej dywizji stanie generał de Leon, natomiast dowództwo na pierwsza dywizją piechoty obejmie pan generał osobiście – zwrócił się do Vaides pułkownik.
    - Ja?
    - Tak. Myślę, że to dobre rozwiązanie. Panie prezydencie?
    - Dobrze. Tak zrobimy – odparł Castaneda.
    - A teraz przejdźmy do kwestii nowego planu ataku na półwysep. Jedyną dobrą stroną przedwczesnego ataku jest fakt, że do jego odparcia zużył znaczne ilości amunicji. Jako, że są oni odcięci nie mogą liczyć na nowe dostawy. Dlatego też kolejny atak powinien przynieść lepszy skutek.
    - Co pan pułkownik proponuje? – spytał Vaides.
    - Tym razem nie będziemy tracić czasu na przedzieranie się przez dżunglę. Uderzymy wzdłuż wybrzeża. Skupimy tam dwie dywizje piechoty – drugą i trzecią. Wróg uzna, że tam ma nastąpić decydujące uderzenie i skieruje tam swoje najlepsze siły. Tymczasem generał de Leon uderzy od strony Belize. Opanuje Chetumal i skieruje się tamtejsza drogą na Meridę.
    - Dobrze. Generale Vaides, proszę zastosować się do wytycznych pułkownika.
    - Rozkaz.
    - Mam jeszcze jedną sprawę – powiedział pułkownik.
    - Słucham.
    - Jest problem z kadrami na wyższych szczeblach dowodzenia. Musimy wdrożyć nowy program szkoleniowy, ale to przyniesie efekty dopiero po jakimś czasie. Proponuje zatem przeprowadzić rozeznanie wśród byłych oficerów państw podbitych. Może nam się uda ich zwerbować?
    - Trochę to ryzykowne, ale zobaczę co się da zrobić. Minister Dominguez i Cordova się tym zajmą.
    - Doskonale. Zatem to wszystko. Dowidzenia.

    Champoton, 11 listopada 1936.

    Drużyna naszych bohaterów pozbawiona dowódcy została skierowana do zabezpieczania obozu. Braki kadrowe w armii były poważne i nikt nie mógł zastąpić kaprala Moralesa.
    - Całe szczęście, że nie musimy brać udziału w tym ataku – powiedział Antonio.
    - A komu to zawdzięczamy? – spytał zadowolony z siebie Carlos.
    - Zamknij się! Pomyślałeś co będzie, jak znajdą ciało Morales?
    - Jak to co? Zginął podczas szturmu?
    - Zginął podczas szturmu zabity nożem - rzucił ironicznie Juan.
    - Nie znajdą ciała, gwarantuje wam to – odparł Carlos.
    - Nie ważne jak to się skończy, ale jeśli po powrocie Jose jego też będziesz chciał pchnąć nożem to cię zabije. Możesz być tego pewien – powiedział Juan patrząc Carlosowi w oczy.
    Mierzyli się prze chwilę wzrokiem, po czym wrócili do swoich obowiązków.

    [​IMG]


    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 14 listopada 1936.

    - Siły wroga rozbite! – zameldował zadowolony generał Vaides – Generał de Leon maszeruje na Meride nie napotykając większego oporu. Generał Orellana i Pineda maszerują już na południe.
    - Świetne informację - powiedział ambasador Stroppe.
    - Ma pan rację. Opanowanie Półwyspu Jukatan zabezpieczy naszą flankę. Niech Orellana i Pineda okopią się pod Villahermosą i oczekują na dalsze rozkazy.
    - Jak to? – spytał ambasador – Czy teraz nie powinniśmy uderzyć, by wykorzystać klęskę wroga na półwyspie?
    - Pułkownik Letiendorff twierdzi, że jest to na razie nie wskazane. Twierdzi, że winniśmy poczekać na nowe wyposażenie naszych wojsk i dopiero wtedy przystąpić do szeroko zakrojonej ofensywy, która rozstrzygnie losy wojny – odparł prezydent Castaneda.
    - Zapewne pułkownik zna się lepiej na sprawach wojskowych ode mnie – uśmiechnął się ambasador.
    - Jeśli to wszystko to ja już pójdę – rzekł generał Vaides.
    - Tak to wszystko. Może pan odejść generale.
    Gdy generał opuścił gabinet ambasador wręczył Castanedzie list i powiedział:
    - Mam panu to przekazać.
    - Co to jest?
    - Jest to oficjalne zaproszenie do Berlina. Führer byłby bardzo uradowany, gdyby zechciał pan nas odwiedzić.
    - To bardzo miło z jego strony, ale chwilowo nie mogę się wybrać z powodu wojny.
    - Oczywiście, ale wojna nie będzie trwała wiecznie, a Führer jest pewien zwycięstwa Federacji. Proszę mnie tylko poinformować o terminie a ja już się wszystkim zajmę.
    - Dziękuję za zaproszenie. Z pewnością skorzystam – powiedział prezydent i uścisnął dłoń ambasadora.

    [​IMG]


    W następnym odcinku:
    Czy niecny czyn Carolosa wyjdzie na jaw?
    Czy z tego powodu nasi bohaterowie będą mieć jakieś nieprzyjemności?
    Jak potoczą się dalsze losy wojny z Meksykiem?
    Czy prezydent Castaneda pojedzie niebawem do Europy?

    Tytuł następnego odcinka: Cisza przed burzą

    -----------------------------

    Kwestia techniczna:
    Jako, że wkrótce chciałbym zabrać się za tworzenie floty FRCA potrzebuje opinii na następujący temat:
    Czy imiona bóstw z mitologi ludów prekolumbijskich (Majów, Azteków itd) będą dobrymi nazwami dla okrętów wojennych?

    Podam przykład:
    F(Federal)S(Ship) Tlaloc

    Jestem też otwarty na propozycje. :wink:

    Omega210
    Jak zapewne zauważyliście daje odcinki późno, więc jeśli piszę "jutro" oznacza to, że może to być też po 24. :p
    Pomysły mam zawsze. Czy dobre? To ocenią czytelnicy. :)

    herto_92
    :D
     
  21. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    16 listopada - 15 grudnia 1936

    Odcinek XXI - Cisza przed burzą


    Coatzacoalcos, 18 listopada 1936.

    Generał Orellana zajął pozycję na północnym odcinku frontu. Druga dywizja piechoty przystąpiła do wznoszenia kolejnej w tej wojnie linii obronnej. Pogoda chwilowo dopisywała i deszcze nie utrudniał pracy żołnierzom. Drużyna naszych bohaterów stacjonowała nieopodal miasteczka Coatzacoalcos położonego nad wybrzeżem morskim. Juan, Carlos i Buch machali łopatami kopiąc okopy. Antonio siedział i przyglądał się pracy kompanów.
    - Ruszył byś dupę i pomógł – powiedział głos zza jego pleców.
    Antonio i reszta obejrzeli się za siebie.
    - Jose! – krzyknął uradowany Juan na widok kompana – A więc cię wypuścili?
    - Ano wypuścili, ale walczyć nie mogę, sami spójrzcie – powiedział i pomachał do nich kulą, którą się podpierał.
    - Czy to na stałe? – spytał poważnie Juan.
    - Na szczęście nie. Tylko do czasu zakończenia rekonwalescencji. Nie mogę nadwyrężać nogi.
    - Takim to dobrze – rzucił ironicznie Carlos.
    - Dobra, dobra – uśmiechnął się Jose.
    - A co ty właściwie tutaj robisz? – spytał Antonio.
    - Wypisali mnie ze szpitala i dostałem rozkaz zgłosić się do dowództwa. Zatem przybyłem tutaj z konwojem zaopatrzenia.
    - A czego dowództwo może chcieć od ciebie? – dopytywał się Carlos.
    - Skierowali mnie na jakieś szkolenia. Podobno braki kadrowe w naszej armii są tak poważne, że część drużyn nie ma dowódców – powiedział Jose.
    - Faktycznie, my też się do nich zaliczamy – rzucił Carlos.
    - Jak to?
    - No, kapral, który cię zastępował poległ podczas szturmu Champoton, prawda? – powiedział z naciskiem Carlos.
    Wszyscy pokiwali głową.
    - Rozumiem. Tak bywa. Na mnie już czas. Muszę zdążyć na transport do stolicy. Trzymajcie się – rzucił na pożegnanie.
    - Do zobaczenia – odparł Juan, który chwilę stał i wpatrywał się jak Jose kuśtykając oddala się od nich.
    - Szczęściarz – rzucił pod nosem Antonio i wziął łopatę do ręki.

    [​IMG]

    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 21 listopada 1936.

    - Panie prezydencie, melduję, że czwarta dywizja piechoty jest w pełni gotowa do akcji. Generał de Leon objął już nad nią dowództwo – meldował generał Vaides.
    - Doskonale. Niech wyruszają natychmiast do Villahermosy.
    - Tak jest. Melduję również, że udaje się teraz do swojego oddziału. Będziemy kontynuować marsz przez półwysep w kierunku Meridy.
    - Kiedy pan spodziewa się zająć miast? – spytał prezydent.
    - Trudno powiedzieć. Z raportów otrzymanych od generała de Leon wynika, że żołnierze są wykończeni, a teren bardzo spowalnia tempo marszu. Dżungla utrudnia przemieszczanie się, a drogi są zbyt wąskie dla takiej liczby żołnierzy.
    - Kiedy? – powtórzył pytanie Castaneda.
    - Najprędzej w połowie przyszłego miesiąca. Ale zdobycie miasta jest pewne. Może pan być spokojny.
    - Proszę się postarać oczyścić półwysep jak najszybciej. To wszystko, może pan wyruszyć.
    - Tak jest – odparł generał i wyszedł z gabinetu.
    Prezydent rozsiadł się w fotelu i zagłębił się w lekturze codziennej korespondencji, gdy do gabinetu wszedł generał Arendano.
    -W czym mogę pomóc panie generale? – spytał lekko zniechęcony prezydent.
    - Panie prezydencie. Melduję, że piąta dywizja piechoty wkrótce opuści obozy szkoleniowe. Jednak mamy pewien problem.
    - Jaki to problem?
    - Otóż nie mamy odpowiedniego kandydata na dowódcę tej jednostki. Ja osobiście nie mogę stanąć na jej czele, gdyż musze nadzorować proces wdrażania nowego uzbrojenia. Nie widzę innych kandydatów na to stanowisko poza…- Arendano przerwał wpatrując się w prezydenta.
    - Poza mną, tak? – spytał Castaneda uśmiechając się szeroko.
    - Dokładnie.
    - No cóż. Przypominają mi się stare czasy, ale nie mamy czasu na wspomnienia. Kiedy piąta dywizja osiągnie pełną sprawność bojową?
    - Na początku grudnia, panie prezydencie.
    - Doskonale, zatem na początku grudnia osobiście obejmę nad nią dowództwo – odparł wyraźnie ucieszony tą myślą prezydent – Coś jeszcze?
    - Tak. Również na początku przyszłego miesiąca dostarczony zostanie nowy sprzęt dla drugiej i trzeciej dywizji piechoty. Dywizja pierwsza otrzyma natomiast wyposażenie z magazynów w Finca San Isidro. Po krótkiej reorganizacji będziemy gotowi do podjęcia nowej ofensywy na froncie z Meksykiem.
    - Proszę mnie informować o tym na bieżąco.
    - Tak jest.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Gabinet prezydenta, Gwatemala, 28 listopada 1936.

    W gabinecie prezydenta znajduje się szef FSB Cordova oraz minister Dominguez.
    - Co panów dziś sprowadza? – spytał prezydent.
    - Chciałbym przedstawić panu raport na temat przemysłu Hondurasu oraz Nikaragui, który został zabezpieczony i dzięki wysiłkom pana Cordovy wkrótce zacznie pracować dla naszego kraju.
    - Niech mi pan to pokaże – powiedział prezydent wyciągając rękę po teczkę z dokumentami. Po pobieżnym przejrzeniu dokumentacji rzucił teczkę na biurko i rzekł:
    - Panowie, jestem rozczarowany. Spodziewałem się lepszego stanu tamtejszej gospodarki.
    - Zabezpieczyliśmy wszystko co się dało. Działania wojenne spowodowały znaczne zniszczenia, ale niedługo je odbudujemy. Problem polega na słabej efektywności tamtejszych zakładów oraz na przestarzałym parku maszynowym – tłumaczył się Cordova.
    - Tak, tak ja to rozumiem. Proszę to dostarczyć naszym niemieckim doradcą. Niech opracują plany reorganizacji tamtejszego przemysłu. Dotyczy to również raportu o stanie przemysłu Kostaryki i Panamy.
    - Oczywiście – odparł Cordova.
    - Jest jeszcze cos – wtrącił minister Dominguez – Zgodnie z pańskim poleceniem rozpoczęliśmy działania mające na celu przeciągnąć na naszą stronę wojskowych z krajów podbitych.
    - Racja. Czy osiągnęliśmy jakieś postępy w tej kwestii?
    - Owszem. Jeśli chodzi o kadry z Salwadoru ot nie ma żadnego problemu. Oficerowie zgłaszają się obecnie do punktów werbunkowych i po krótkim sprawdzeniu zostaną wcieleni do naszej armii.
    - A oficerowie z Nikaragui, Kostaryki i Panamy? – spytał prezydent.
    - Niektórzy zgodzili się dobrowolnie służyć za naszą sprawę, inni oczekują odpowiednich profitów w postaci stanowisk, pensji rządowych i innych przywilejów. To może nas sporo kosztować. Czy mamy kontynuować werbowanie oficerów z byłych krajów regionu?
    - Panie Cordova, czy pańskie służby podołają weryfikacji tak dużej liczby nowych oficerów?
    - Damy sobie radę. Siatka w wojsku jest na bieżąco rozbudowywana, tak więc nie ma żadnego problemu. Dla pewności możemy oczywiście podnieść budżet FSB co pozwoli nam na jeszcze skuteczniejszą działalność – odparł Cordova.
    - Wszystko pięknie, tylko skąd wziąć na to fundusze? – spytał prezydent – Wojna wyczerpuje nasz budżet.
    - Mam pewien pomysł – wtrącił Dominguez – Możemy sprzedać część zakładów przemysłowych w krajach podbitych. I tak nie będziemy w stanie zreorganizować i zmodernizować wszystkich zakładów.
    - Ciekawa pomysł, ale poczekamy na opinię niemieckich doradców. Jeśli uznają, że rzeczywiście nie uda nam się wykorzystać wszystkich zakładów to myślę, że zrealizujemy pański pomysł. A wracając jeszcze do kadr wojskowych to proszę zwerbować tylu oficerów ilu się tylko da. Proszę też ich uważnie obserwować.
    Cordova przytaknął i razem z ministrem Dominguezem opuścili gabinet.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Coatzacoalcos, 1 grudnia 1936.

    Na froncie trwał zastój. Meksykanie ograniczyli się do obrony po klęsce na półwyspie. Również siły Federacji przeszły do defensywy oczekując na nowe wyposażenie, które powoli było dostarczane z fabryk za linią frontu.
    - Spokój – powiedział Carlos, który stał na straży i obserwował przedpola miasta.
    - I dobrze – rzucił Antonio – Nie będzie nowych trupów.
    - Te cholerne szczury mnie wykończą – rzucił Juan – Wczoraj taki jeden gnojek pożarł moja wieczorna rację fasoli. A dzisiaj budzę się a tu skur**** siedzi naprzeciwko mnie i mi się przygląda. Rzuciłem w niego manierką, ale uciekł.
    - Phi, manierką? Ja swoim nożem zabiłem już cztery – pochwalił się Carlos.
    - A gdzie byłeś jak jeden z tych drani nadgryzł mi ucho? – wrzasnął Antonio.
    - Specjalnie nic nie robiłem – powiedział z szyderczym uśmiechem Carlos.
    - Dobra, dajcie już spokój.
    - Dokładnie! – powiedział kapitan Hernandez – Dość pierdolenia!
    Wszyscy z drużyny Juana poderwali się na baczność. Nad nimi stał kapitan wraz z grupką ludzi dźwigającą jakieś skrzynie.
    - Jazda! Oddawać broń, rozbierać się! Migiem!
    - Nowe mundury! Nareszcie – powiedział zadowolony Juan, który szybko zaczął zdejmować stary podarty i pobrudzony uniform.
    - Dokładnie. Wiedziałem, że się ucieszycie – mruknął Hernandez.
    Po chwili cała drużyna stała ubrana w nowiutkie mundury. Ludzie Hernandeza przystąpili do wydawania nowej broni. Gdy wymiana wyposażenia została zakończona Hernandez powiedział:
    - Dbajcie o ten sprzęt, bo nowego szybko nie dostaniecie.
    Gdy się oddalił Carlos bawiący się nowym karabinem rzekł:
    - Nareszcie jakaś porządna broń. Te stare złomy często się zacinały. Teraz damy popalić tym Meksykańcom. Nie mogę się już doczekać, kiedy wypróbujemy na wrogu te cacka.
    - Masz rację – pokiwał głową Juan oglądając nowy karabin – Ale o wiele lepsze są te nowe buty. Lekkie i wygodne, nie to co te stare.
    Jedynie Antonio pozostał pochmurny i nie okazywał radości z nowego wyposażenia.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Gwatemala, 10 grudnia 1936.

    Prezydent Castaneda w wojskowym mundurze obserwował właśnie paradę nowo sformowanej piątej dywizji, nad którą właśnie objął dowództwo. Szeregi żołnierzy dumnie maszerowały przed trybuną honorową ustawioną przed pałacem prezydenckim.
    - Panie prezydencie – powiedział generał Arendano – Melduję, że druga i trzecia DP zostały już przezbrojone i są gotowe do uderzenia. Również czwarta dywizja piechoty otrzyma niedługo nowe wyposażenie.
    - Czy generał de Leon dotarł już na linię frontu? – spytał prezydent.
    - Prawie.
    - Rozumiem, panie pułkowniku co robimy? – spytał siedzącego nieopodal pułkownika.
    - Wywiad raportuje, że siły meksykańskie na północy są słabe i na tym odcinku posiadamy przewagę trzy do jednego. Generał Vaides zbliża się właśnie do Meridy i wkrótce powinien ją zająć. Tak więc flanki mamy zabezpieczone. Czas jest odpowiedni na decydujący atak. Niech generał Orellana uderza i kieruje się na Puebla.
    - Doskonale. Ja również wyruszam na front, więc jeśli uda nam się przełamać wroga zaatakuje w rejonie Acapulco. Niech kontradmirał Abel wyrusza do Meridy i przetransportuje pierwszą dywizję piechoty w rejon Villaheromosy.
    - Przekaże mu pański rozkaz.
    - Proszę pamiętać, że naszym celem jest stolica Meksyku. Jełki uda nam się ją zająć wojna jest już praktycznie wygrana – rzekł Letiendorff.
    - Oczywiście. No nic parada się skończyła. Jeszcze dzisiaj wyruszam na front – powiedział prezydent, wstał z fotela i udał się do gabinetu załatwić ostatnie pilne sprawy.

    [​IMG]

    Fragment rządowej gazety „Głos Federacji”:
    [​IMG]

    [​IMG]


    Gabinet generała Arendano, Gwatemala, 13 grudnia 1936.

    - Witam panów, witam – powiedział generał na powitanie niemieckich doradców, których zaprosił na tajną rozmowę.
    - Dzień dobry – odparł Saukel, który był głównym doradcą do spraw przemysłu.
    - Proszę, niech panowie siadają. Mam tutaj raport z ministerstwa spraw wewnętrznych, w którym omówiona jest sytuacja gospodarcza na terenach Kostaryki i Panam. Dodatkowo poleciłem sporządzić raport o całościowym stanie gospodarki naszego kraju. Razem z poprzednim raportem o stanie przemysłu Hondurasu, Salwadoru oraz Nikaragui mają panowie całościowy obraz naszej gospodarki. Prezydent liczy, że niedługo przedstawią panowie jakieś korzystne rozwiązania, które wydanie zwiększą efektywność naszego przemysłu.
    - Zapoznamy się z tymi dokumentami niezwłocznie i przedstawimy prezydentowi odpowiednie projekty. Jednak wskazane byłoby, aby najpierw prezydent odbył podróż do Europy, gdyż to pozwoli na skorygowanie wzajemnych oczekiwań między FRCA a III Rzeszą i pozwoli nam odpowiednio ukierunkować rozwój przemysłu – odparł Saukel.
    - Z wiadomych względów podróż ta chwilowo nie może się odbyć, ale zapewniam, że prezydent bardzo jej pragnie. Mam też przekazać panom jeszcze jedną sprawę. Otóż Federacja potrzebuje gotówki na realizacje naszych planów. Dlatego też minister Dominguez poprosił o wytypowanie zbędnych nam zakładów przemysłowych, które można by wystawić na sprzedaż.
    - Rozumiem. Sporządzimy odpowiednią listę. Będziemy tez w stałym kontakcie z panem Dominguezem w tej sprawie.
    - Doskonale. Zatem do wszystko.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Coatzacoalcos, 14 grudnia 1936.

    Wczoraj wieczorem przybyła na front czwarta dywizja piechoty generała de Leon. Od samego rana trwają przygotowania do decydującego ataku na pozycję meksykańskie.
    - Chyba znowu szykuje się jakaś ofensywa – powiedział Juan rozglądając się dookoła.
    - Racja, za duży ruch w porównaniu z ostatnimi tygodniami – potwierdził Carlos.
    Obaj stali i wpatrywali się w krzątających się dookoła żołnierzy. Spostrzegli dwóch mężczyzn ubranych po cywilnemu, którzy zmierzali w ich stronę. Gdy podeszli bliżej niższy z nich powiedział:
    - Szeregowi Juan Zapatero i Carlos Vera?
    - Tak.
    - FSB. Proszę udać się z nami.
    Juan pomyślał: „No to pięknie!”


    W następnym odcinku:
    Czy decydująca ofensywa się powiedzie?
    Czy uda się zakończyć wojnę z Meksykiem przed końcem 1936 roku?
    O jakich szkoleniach mówił Jose?
    Czy niecny czyn Carlosa wyszedł na jaw?

    Tytuł następnego odcinka: Wielka ofensywa

    ---------------------------------
     
  22. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    16 - 31 grudnia 1936


    Odcinek XXII - Wielka ofensywa


    Siedziba FSB, Gwatemala, 16 grudnia 1936.

    Juan i Carlos zostali przewiezieni do siedziby FSB w Gwatemali. Po nocy spędzonej w celi zostali zaprowadzeni do pokoju przesłuchań, gdzie oczekiwał na nich śledczy Flores.
    - Siadać! – rozkazał.
    Po krótkiej chwili milczenia Carlos odważył się zapytać:
    - Dlaczego nas zatrzymano?
    - Dlaczego? Wy już tam dobrze wiecie dlaczego was zatrzymano – odparł śledczy, po czym pokazał im zdjęcie – Znacie tego człowieka?
    Juan o mało nie dostał ataku paniki, gdy zobaczył zdjęcie kaprala Moralesa. Carlos również wyraźnie pobladł zerkając na zdjęcie.
    - Czy znacie, a dokładniej, czy znaliście tego człowieka? – powtórzył z naciskiem pytanie Flores.
    - Tak – wykrztusił Carlos.
    - Oczywiście, że znacie, bo został przydzielony do waszego oddziału! – wrzasnął śledczy – Gadać! Chce wiedzieć o nim wszystko!
    - Ale my nic nie wiemy – rzucił szybko Juan – Został przydzielony do nas na krótko przed atakiem na Champoton, w którym poległ.
    - Poległ, tak? – powiedział podejrzliwie śledczy – Macie nas za idiotów?
    - Ależ skąd – odparł coraz bardziej wystraszony Juan.
    - O czym z nim rozmawialiście? – spytał.
    - O niczym. Naprawdę – zaklinał się Carlos.
    Śledczy popatrzył na nich, po czym rzekł:
    - Szeregowy Zapatero, wy już mieliście styczność z FSB, prawda? – spytał Flores.
    Juan pokiwał głową przypominając sobie Miguela. Było to wspomnienie niemiłe.
    - Byłoby dla was lepiej gdybyście zaczęli mówić – dodał śledczy.
    Juan był coraz bardziej zdesperowany. Czy ma się przyznać do morderstwa kaprala Moralesa i wsypać Carlosa licząc na niższy wyrok? A może lepiej nic nie mówić? W końcu to Carlos zabił, a nie on. Po co ma sobie robić kłopoty? Carlos spojrzał na Juana i chyba odgadł co mu chodzi po głowie, bo przerwał cisze mówiąc:
    - Naprawdę nic nie wiemy o kapralu Moralesie. Ja go nawet nie lubiłem.
    Śledczy uważnie wpatrywał się w nich, po czym rzekł:
    - Straż! Odprowadzić ich na razie do celi.
    Gdy strażnicy zabrali Juana i Carlosa do pokoju wszedł Cordova i spytał:
    - I jak panie Flores?
    - Coś ukrywają. Ale proszę mi wierzyć, cokolwiek to jest – powiedzą mi.
    - Liczę na pana. A przesłuchania reszty drużyny?
    - Ci byli pierwsi, resztę przesłuchują inni śledczy.
    - Dobrze, proszę mnie informować na bieżąco. To sprawa najwyższej wagi.
    - Oczywiście.

    MON, Gwatemala, 16 grudnia 1936.

    W sali zgromadzili się liczni podoficerowie skierowani na szkolenia wojskowe w ministerstwie. Do zebranych żołnierzy wyszedł pułkownik Letiendorff i powiedział:
    - Witam wszystkich na szkoleniach oficerskich. Armia FRCA rozrasta się w szybkim tempie i pilnie potrzebne są nam nowe kadry wyższych oficerów. Zebrane tutaj osoby zostały skierowane na szkolenie przez swoich dowódców. Jednak, aby objąć szkoleniem tylko najlepszych odbędzie się teraz krótka selekcja. Po wyczytaniu nazwiska proszę wejść do gabinetu. Gdy selekcja się zakończy wytypowani kandydaci przejdą do dalszego etapu.
    Jose siedział na ławce podpierając się kulą i spoglądał na salę w której zgromadziło się około 200 podoficerów. Zbili się oni w małe grupki i cicho rozmawiali. Co jakiś czas z pokoju wychodził adiutant pułkownika i wywoływał po nazwisku kandydata, który wchodził do gabinetu. Jose był bardzo zdenerwowany. Z jednej strony chciał awansować, gdyż nie musiałby tak narażać swojego życia, ale z drugiej strony przerażała go odpowiedzialność związana z pełnieniem wysokiego stanowiska. W końcu adiutant wyczytał jego nazwisko:
    - Kapral Jose Martinez!
    Jose wstał i podpierając się kulą skierował się do gabinetu. W środku zobaczył grupkę oficerów, którzy rozmawiali z wywołanymi wcześniej żołnierzami.
    - Proszę tutaj. Niech pan siada – mruknął pułkownik nie odrywając oczu od teczki z aktami.
    Jose usiadł na stołku i wpatrywał się w pułkownika.
    - Tak. Niech pan nie będzie zaskoczony, że osobiście z panem rozmawiam. Wybrałem sobie z akt grupkę najlepszych kandydatów, których osobiście przeegzaminuje. Jest pan jednym z tych szczęśliwców. Czytałem pana akta. Odznaczony za odwagę w walce podczas pierwszej misji bojowej drugiej dywizji. Pan pozwoli, że zacytuje: „Wykazał się niezwykła inicjatywą rozpoczynając brawurowy atak na kościół obsadzony przez zbuntowanych mieszczan. Podejmując właściwe decyzje spowodował, że szturm zakończył się pełnym sukcesem”.
    Jose nie zdawał sobie nawet sprawy, że ma swoją teczkę w ministerstwie, w której dodatkowo są opisane jego dokonania. Próbował sobie też przypomnieć jakie to „właściwe decyzje” podjął podczas tamtego wydarzenia. Tymczasem pułkownik kontynuował dalej:
    - Przejdźmy dalej. Z zeznań szeregowego Antonio Blanco: „ Kapral Martinez podczas szturmu na pozycję wojsk Nikaragui pod Somoto ocalił mi życie zabijając wrogiego żołnierza, który chciał mnie przebić bagnetem”. Bezprzykładny dowód na świetne rozeznanie w walce. A tutaj opinia kapitana Hernandeza: „Kapral Martinez jest bardzo solidnym podoficerem. Osobiście jestem bardzo zadowolony z jego dokonań. Uczestniczył w misji zwiadowczej w terenie zabudowanym, którą wykonał w sposób perfekcyjny. Zawsze znajduje się w pierwszej linii motywując kompanów do walki, uczestniczył w arcytrudnej operacji zabezpieczenia szybów naftowych w Villahermosie, podczas której narażając swoje życie udaremnił podpalenie jednego z największych szybów. W misji tej odniósł ranę postrzałową nogi”.
    Po chwili milczenia pułkownik zamknął teczkę i rzekł:
    - Muszę przyznać – robi wrażenie. W Niemczech już dawno zostałby pan oddelegowany do służb specjalnych, ale takowe na razie u was nie istnieją. Może to i lepiej. Coś czuję, że nadaje się pan na dowódcę. Ale zaraz się o tym przekonamy. Proszę przejść do tamtego stolika, gdzie oficer przeprowadzi z panem egzamin wstępny.
    Jose wstał i pokuśtykał we wskazane miejsce, gdzie po chwili otrzymał kartkę z kompletem pytań. Gdy już skończył oficer powiedział:
    - Proszę poczekać na wyniki w sali głównej. Wyczytamy tych, którzy przeszli dalej.
    Jose wszedł i odetchnął z ulgą. Nie wiedział, czy dobrze wypełnił egzamin – nie obchodziło go to. Cieszył się, że to wszystko ma już za sobą. Po kilku godzinach oczekiwania w końcu z gabinetu wyszedł pułkownik Letiendorff w otoczeniu małej grupki pomocników i dał znak, aby odczytać listę. Jeden z oficerów wystąpił i zaczął wyczytywać nazwiska. Ku swojemu zaskoczeniu Jose wśród wyczytanych usłyszał swoje nazwisko.
    - Gratuluje wyczytanym. Proszę pozostać na sali. Reszcie dziękuje za uwagę. Możecie wracać do swoich jednostek.
    Z ponad 200 osób na sali pozostało niecałe pięćdziesiąt.

    [​IMG]

    [​IMG]


    Merida, 16 grudnia 1936.

    Czołowe oddziały pierwszej dywizji piechoty dotarły wreszcie do miasta wyczerpane przedzieraniem się przez gęstą dżunglę oraz nieprzyjazną pogodę, która zmieniła udeptane drogi w błotne grzęzawiska. Siły wroga nie stawiały żadnego oporu pozbawione zaopatrzenia, zdemoralizowane po klęsce i przytłoczone przewagą liczebną wojsk Federacji. Generał Vaides, który dowodził pierwszą dywizją zajął miasto o świcie. Po uporządkowaniu spraw związanych z okupacja nawiązał kontakt z kontradmirałem Abelem, który przybił do portu tego wieczora z rozkazami od prezydenta Castanedy.
    - Panie generale, melduję, że zgodnie z rozkazem prezydenta mam pana przetransportować w rejon Villahermosy. Prezydent powiedział, że szykuje się duża ofensywa, która być może zdecyduje o losach wojny i potrzebne są wszystkie dostępne siły.
    Zmęczony generał pokiwał głową i powiedział:
    - Oczywiście. Rozumiem pana prezydenta, ale moi żołnierze są wyczerpani. Muszę dać im odpocząć. Załadunek żołnierzy odbędzie się dopiero za dziesięć dni.
    - Zrozumiałem. To pan tutaj dowodzi. Zatem proszę skierować grupę żołnierzy do pomocy przy wyładunku.
    - Wyładunku?
    - Tak - odparł kontradmirał – Zgodnie z poleceniem generała Arendano załadowałem na pokłady statków nowe wyposażenie dla pańskich żołnierzy.
    - A, no tak. Wspominał mi o tym, ale spodziewałem się je otrzymać dopiero po przerzuceniu pierwszej dywizji w rejon Villahermosy. Ale to się nawet dobrze składa, bo nie zmarnujemy czasu i będziemy gotowi do akcji od razu po przybiciu do celu.

    [​IMG]


    Coatzacoalcos, 17 grudnia 1936.

    Namiot sztabowy drugiej dywizji piechoty.
    - Generale Orellana, melduję, że wszystko jest już gotowe do podjęcia ofensywy na pozycję meksykańskie w rejonie Puebla – meldował pułkownik Valeo.
    - Doskonale, czy Pineda i de Leon zajęli pozycję?
    - Tak jest. Oczekują jedynie na pański rozkaz.
    - A pierwsza i piąta dywizja? – dopytywał się dalej Orellana.
    - Dostaliśmy wiadomość, że generał Vaides zajął wczoraj Meridę. Flota kontradmirała Abela również dotarła do miasta, zatem możemy się spodziewać, że w ciągu kilku dni pierwsza dywizja przybędzie na front. Natomiast prezydent na czele piątej dywizji maszeruje w naszym kierunku. Dotrze na front w przeciągu dwóch dni – meldował Valeo.
    - Rozumiem. Zatem nie ma sensu na nich czekać. Atakujemy i zatrzymamy się dopiero w Meksyku! – odparł patetycznie Orellana.
    - Rozkaz!

    [​IMG]

    [​IMG]

    Cordoba, 22 grudnia 1936.

    Padał deszcz, który spowodował, że tempo natarcia wojsk Federacji nie było tak szybkie, jak zakładano. Mimo to osiągnięto znaczne sukcesy. Posiadając znaczna przewagę liczebną nad wrogiem generałowi Orellanie udało się zmusić wroga do odwrotu. Niestety nie udało się przełamać jego pozycji i go otoczyć. Po zajęciu miasta Cordoba generał Orellana zarządził krótki odpoczynek.
    - Pilna wiadomość od generała de Leon – powiedział posłaniec, który wszedł do tymczasowej siedziby sztabu.
    - O co chodzi?
    - Generał de Leon dostał wiadomość, że nowe wyposażenie dla czwartej dywizji zostało dostarczone do Coatzacoalcos. Generał sugeruje, żeby jego dywizja poczekała na nie, zanim zbytnio oddalimy się od naszego zaplecza.
    - Niech będzie. Daje generałowi dwa dni czasu. Przezbrojenie czwartej dywizji zwiększy nasze szanse na skuteczny atak na stolicę Meksyku.
    - Tak jest.

    [​IMG]

    Siedziba FSB, Gwatemala, 22 grudnia 1936.

    W pokoju przesłuchań siedział Buch rozglądając się z zainteresowaniem dookoła. Za stołem naprzeciwko niego siedział funkcjonariusz FSB.
    - Zdecydujesz się wreszcie na współpracę? – spytał.
    - Buch współpracować chętnie. Mama mówić, że Buch pomagać ludziom to ludzie pomagać Buch.
    Śledczy wyraźnie był już wyprowadzony z równowagi przesłuchiwaniem Bucha.
    - Co wiesz o kapralu Moralesie?
    - Buch wiedzieć nie wiele.
    - To znaczy? – spytał rozdrażniony śledczy.
    - Buch wiedzieć co Morales jeść, jak się Morales ubierać i, że Morales już nie żyć.
    - My to też wiemy! – wrzasnął śledczy.
    - Skoro wiedzieć to po co pytać Buch? – spytał drapiąc się po głowie.
    Śledczy usiadł za biurkiem i skrył twarz w dłoniach. Po chwili spokojnym już głosem powiedział:
    - Co kapral Morales wam mówił?
    - Buch nie słyszeć, bo Morales się drzeć. On krzyczeć na wszystkich. Na Bucha też. Buch znać Morales krótko.
    Śledczy złapał się za głowę i wrzasnął:
    - Zabrać tego kretyna! Nie chce go już widzieć na oczy!
    - O właśnie, Morales też tak krzyczeć – dodał poważnym głosem Buch.
    - Precz, bo zatłukę!
    Do pokoju wpadło dwóch strażników, którzy wyprowadzili Bucha. Tymczasem śledczy sięgnął po butelkę i nalał sobie kieliszek na uspokojenie.

    Siedziba FSB, Gwatemala, 24 grudnia 1936.

    Antonio siedział w celi rozmyślając nad wypadkami ostatnich dni. Tegoroczne święta Bożego Narodzenia z pewnością zaliczą się do najgorszych w całym jego dotychczasowym życiu. Już od kilku dni siedział w więzieniu FSB. Jego kondycja psychiczna była coraz gorsza. Codzienne przesłuchania, ograniczona swoboda poruszania się, paskudne żarcie gorsze nawet od fasoli serwowanej w wojsku, wilgoć celi i wiele innych czynników sprawiały, że czuł się bezradny i opuszczony. Po raz kolejny pojawił się funkcjonariusz, który miał zaprowadzić go na przesłuchanie. Gdy już siedział na stołku w pokoju przesłuchań załamał się kompletnie.
    - No więc jak? Czy dzisiaj powie nam pan wreszcie to co chcemy od pana usłyszeć? – spytał śledczy Flores.
    - Powiem, powiem wszystko co wiem – powiedział posępnie Antonio.
    - Nareszcie. Może jest jeszcze dla ciebie ratunek. Słucham.
    - Kapral Morales nie poległ podczas szturmu Champoton. To szeregowy Carlos Vera go zabił nożem po tym jak odmówiliśmy wykonania jego bezsensownych rozkazów.
    - O czym ty mówisz? – spytał lekko zdziwiony śledczy.
    - Kapral rozkazał nam szturmować budynek zajęty przez wroga w sytuacji, gdy nasze wojska zaczęły odwrót, twierdził, że to pozwoli naszym się wycofać i zaatakować ponownie. Gdy odmówiliśmy wykonania tego rozkazu wyciągnął pistolet i zaczął nam grozić, że zabije każdego kto mu się sprzeciwi. Wtedy szeregowy Vera podszedł do kaprala i wbił mu nóż w klatkę piersiową. Zrobił to nie uzgadniając tego z drużyną. Gdy upewniliśmy się, że Morales nie żyje wycofaliśmy się i uzgodniliśmy wspólną wersje wypadków. Mieliśmy się nie przyznawać do niczego nawet jeśli by nas aresztowano – relacjonował beznamiętnym głosem Antonio.
    Śledczy wpatrywał się w Antonia. Jego początkowe zdziwienie szybko znikło.
    - Dobrze, że wreszcie nam powiedziałeś prawdę. Tym samym bardzo poprawiłeś swoją sytuację. Straż, odprowadzić więźnia do celi.
    Po wyprowadzeniu Antonia, Flores wstał i wyszedł z pokoju przesłuchań kierując się do gabinetu Cordovy.
    - Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam informację – powiedział uchylając drzwi.
    - Słucham – odparł Cordova.
    - Jeden z zatrzymanych żołnierzy wreszcie zaczął mówić. Problem jest taki, że nie na temat.
    - To znaczy?
    - Wychodzi na to, że nic nie wiedzą o powiązaniach Moralesa z obcym wywiadem. Natomiast przyznali się, że zabili go podczas szturmu Champoton, gdy ten zaczął wydawać bezsensowne rozkazy, sprzeczne z decyzjami naszego dowództwa.
    - A więc to taką tajemnice skrywali – powiedział Cordova – Czyli Morales w taki sposób próbował pokrzyżować nam szyki? Ale to się kupy nie trzyma.
    Po chwili zadumy dodał:
    - Morales nie pracował sam. To jest pewne. Musiał mieć wspólników. Mi to śmierdzi robotą CIA. Amerykanie coś kombinują. Musimy być czujni.
    - Chwilowo jednak urwał nam się trop. Odkrycie podwójnej gry Moralesa było naszym jedynym punktem zaczepienia. Sprawdziliśmy już całe otoczenie, z którym się kontaktował. Żołnierze, którzy teraz siedzą w celach byli naszym ostatnim punktem zaczepienia – powiedział Flores.
    - Musi być coś jeszcze. Coś przegapiliśmy. Mam przeczucie, że coś się szykuje – powiedział Cordova stukając piórem o biurko.
    - Zatem co zrobić z zatrzymanymi? – spytał Flores.
    - Nie wiem. Zostawiam to panu. Ja nie mam głowy do pierdół. Teraz są nam nieprzydatni.

    [​IMG]

    Siedziba FSB, Gwatemala, 28 grudnia 1936.

    Juan siedział w celi, gdy drzwi się otwarły i usłyszał rozkaz:
    - Wychodź. Czas na spacer.
    Chodząc po więziennym deptaku pomyślał, że ostatnimi dniami ich traktowanie uległo lekkiej poprawie. Częściej wychodzą na spacery, dostają lepsze jedzenie i skończyły się przesłuchania. „Czyżby ktoś sypnął?” pomyślał Juan. „Możliwe, ale w takim razie czemu ich jeszcze nie sądzą?”. Przechadzając się rozważał różne możliwości, gdy usłyszał syreny alarmu przeciwlotniczego. Pochłonięty własnymi problemami zapomniał prawie, że trwa wojna. Nad miastem pojawił się klucz wrogich samolotów, które zniżając swój lot ostrzelały stolicę Federacji z karabinów maszynowych.
    - Koniec spaceru! Ruszaj się! – popędzał go strażnik.
    W mieście zapanowała panika. Wszyscy szukali schronienia. Co prawda ostrzał samolotów myśliwskich nie wyrządzał wielkiej szkody, ale mieszkańcy stolicy nigdy nie zetknęli się z atakiem z powietrza. Zapanował niesłychany chaos. Niektórzy próbowali wydostać się z miasta, inni wykorzystywali okazję, aby się wzbogacić plądrując opuszczone sklepy i domy. Przywrócenie porządku trwało jeszcze długo po odlocie wrogich samolotów.

    Coatzacoalcos, 29 grudnia 1936.

    Do portu przybił zespół kontradmirała Abela z żołnierzami pierwszej dywizji piechoty na pokładzie. Na nadbrzeżu na generała Vaidesa oczekiwał już wysłannik prezydenta.
    - Witam pan generała – powiedział na powitanie.
    - Wiem jakie były rozkazy prezydenta, ale przybyłem najszybciej jak się dało – rozpoczął usprawiedliwiająco generał.
    - Teraz to nie ważne. Generał Orellana przełamał opór wroga i lada dzień zajmie Puebla co pozwoli na bezpośredni atak na stolicę Meksyku – poinformował Vaidesa posłaniec, po czym dodał - Prezydent rozkazuje panu przybyć w rejon Salina Cruz skąd niebawem ruszy wspomagające natarcie na Acapulco. Siły prezydenta już tam na pana czekają.
    - Wyruszam natychmiast – odparł generał.

    [​IMG]


    W następnym odcinku:
    Co będzie dalej z naszymi bohaterami uwięzionymi w siedzibie FSB?
    Czy przeczucia Cordovy się spełnią?
    Czy Jose poradzi sobie na szkoleniu?
    Czy wojska Federacji zajmą stolicę Meksyku i czy tym samym zakończą wojnę?

    Tytuł następnego odcinka:Zemsta Federacji!

    ----------------------------------------
     
  23. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    1 - 15 stycznia 1937


    Odcinek XXIII - Zemsta Federacji!


    Siedziba FSB, Gwatemala, 1 stycznia 1937.

    Juan siedział w celi, gdy usłyszał odgłos kroków na korytarzu. Jednak nie był to odgłos jednej, jak zazwyczaj, lecz kilkunastu osób. Po chwili usłyszał, że kroki ustały i ktoś wkłada klucz do zamka w drzwiach. Do celi wszedł strażnik.
    - Wyłazić! – rozkazał.
    Juan podniósł się z pryczy i wszedł z celi. Na korytarzu zobaczył członków swojej drużyny eskortowanej przez strażników uzbrojonych w karabiny. Od samego rana czuł się jakoś dziwnie. Miał złe przeczucia, które teraz dały o sobie znać. „No to już po nas” pomyślał. Strażnicy prowadzili drużynę naszych bohaterów korytarzami siedziby FSB, aż w końcu dotarli do drzwi prowadzących na dziedziniec. Stał tam śledczy Flores w towarzystwie kilku funkcjonariuszy FSB. Juan popatrzył na twarze swoich towarzyszy, które stały się blade z przerażenia. Przypomniał sobie dziedziniec w koszarach wojskowych w Gwatemali i obraz Miguela prowadzonego przez pluton egzekucyjny. Przypomniał sobie jego palące spojrzenie, którym go wtedy obdarzył. Robiło mu się słabo. Strażnicy wypchnęli członków drużyny na dziedziniec i ustawili ich w linii. Następnie ustawili się za śledczym Floresem, który wystąpił i stanął przed nimi.
    - Żołnierze! – zaczął – Czyn, którego się dopuściliście był odrażającą zbrodnią popełnioną z egoistycznych pobudek. Zadaniem żołnierza Federacji jest zwyciężać lub polec w walce o to zwycięstwo. Nie ma dla was innej drogi! Wszyscy jesteście jednakowo winni tej zbrodni. Nie tylko ten, który zadał cios, ale każdy, kto stał i obserwował tą sytuację i nie zgłosił tego do odpowiednich służb.
    Tutaj Flores przerwał i wpatrywał się w żołnierzy. Każde jego słowo dudniło w uszach Juana jak dzwon: „jesteście winni”, „polec w walce”, „odrażająca zbrodnia”, „każdy kto stał”. Brzmiało to dla Juana jak usprawiedliwienie wyroku, który zaraz na nich wykonają. Jaki to wyrok? Czy ich rozstrzelają? A może powieszą? Ale to nie on zabił! Chciał krzyczeć: „To nie jest sprawiedliwe! To nie ja! To Carlos Vera jest winny! Jego zabijcie!”. Próbował zebrać się na odwagę, żeby zaprotestować, ale nie był w stanie. Serce waliło mu jak oszalałe. „Może to ostatnie chwile mojego życia?” pomyślał. Tymczasem Flores kontynuował:
    - Wszyscy powinniście ponieść zasłużoną i surową karę! Każdy z was! – mówił z naciskiem – Jednak w waszej sprawie są pewne okoliczności łagodzące. Okoliczności, które usprawiedliwiają wasz czyn. Nie myślcie, że nie potrafimy docenić oddanych żołnierzy, którzy zbłądzili. Jeden zły uczynek nie może przekreślić waszych niewątpliwych zasług w walce o naszą sprawę. Takie jest nasze rozumienie sprawiedliwości. Ale nie myślcie, że unikniecie kary za swój postępek. Sąd wojskowy wydał wyrok.
    Juan czuł kompletny zamęt w głowie. Co to wszystko znaczy? Czy zostaną ukarani, czy też nie?
    - Wyrokiem sądu wojskowego cała drużyna zostaje skierowana jako oddział czołowy drugiej dywizji piechoty w najbliższym ataku. Wasze męstwo może dowieść waszej niewinności. Zostajecie natychmiast odesłani na front – zakończył Flores.
    Strażnicy zaprowadzili więźniów na dworzec skąd właśnie miał wyruszyć transport z zaopatrzeniem oraz uzupełnieniami dla walczących wojsk.


    Salina Cruz, 4 stycznia 1937.

    Do siedziby prezydenta przybył właśnie generał Vaides, który na czele pierwszej dywizji piechoty przybył tego ranka z Coatzacoalcos.
    - Nareszcie raczył pan przybyć – powiedział chłodno prezydent witając generała.
    - Proszę mi wybaczyć, ale opóźnienie było konieczne z powodu kondycji moich żołnierzy. Jednak nie był to czas stracony, gdyż pierwsza dywizja została przezbrojona w nowy sprzęt. Jesteśmy gotowi niezwłocznie przystąpić do boju – meldował generał.
    - Trudno. Co się stało to się nie odstanie. Ja również dokonałem przezbrojenia piątej dywizji piechoty. Moi żołnierze są w doskonałej kondycji i aż rwą się do walki. Zatem nie widzę przeszkód, aby rozpocząć uderzenie wspomagające na Acapulco.
    - A jakie są wiadomości od generała Orellany? – spytał Vaides.
    - Z ostatnich raportów wynika, że generał lada dzień powinien rozpoczynać atak na stolicę Meksyku. Dlatego też musimy związać walką pozostałe siły wroga, tak aby nie były w stanie przyjść z pomocą stolicy.
    - Zrozumiałem. Kiedy atakujemy?
    - Ustalam godzinę ataku na 4 nad ranem. Zaatakujemy przed świtem – odpowiedział prezydent.
    - Rozumiem. Wydam odpowiednie rozkazy – rzekł generał Vaides i opuścił hacjendę zajętą przez prezydenta.

    [​IMG]


    Tuxtla Gutierrez, 5 stycznia 1937.

    Pociąg z zaopatrzeniem pędził przed siebie zmierzając na front. W celu uzupełnienia zapasów wody oraz węgla zatrzymał się w Tuxtla Gutierrez. Juan i reszta drużyny siedziała w przedziale pilnowana przez strażników. Juan, Antoni, Carlos i Buch siedzieli koło siebie cicho rozmawiając.
    - Buch tego nie rozumieć. Jaka to być kara, że my zostać tym całym oddziałem czołgowym? – spytał.
    - Nie czołgowym, lecz czołowym – poprawił go Carlos – A oznacza to tyle, że w najbliższym ataku na nieprzyjaciela na czele ataku będziemy my. Ruszymy pierwsi i po chwili dopiero ruszy reszta naszych wojsk.
    - Inaczej - misja samobójcza – mruknął Antonio.
    - Jak sądzicie, jakie mamy szanse na przeżycie? - spytał Juan.
    - Ha, zależy gdzie będziemy atakować. Jeśli skierują nas na atak na jakąś zapadła dziurę, której nikt nie będzie zbytnio bronił to może połowa z nas ocaleje. Gorzej, jak wybiorą nam za cel ataku jakiś bardzo ważny obiekt o wielkim znaczeniu. Wtedy…
    - Wtedy wszystkich nas wystrzelają jak kaczki – rzucił Antonio przerywając Carlosowi.
    Nastał cisza. Buch drapał się po głowie i nad czymś zawzięcie myślał. W końcu spytał:
    - A jak Buch się nie zgodzić, albo Buch uciec?
    - Wtedy rozstrzelają cię od razu – odparł z rozbrajającą szczerością Carlos.
    - Ale Buch nie chcieć umierać – powiedział poważnie.
    - Ja też nie che, nikt nie chce umierać – powiedział posępnie Juan.
    Dalszą rozmowę przerwał gwizd lokomotywy, która ruszyła ze stacji i powoli zaczęła nabierać prędkości. Juan spojrzał jeszcze przez okno na nocne niebo, które powoli zaczynało się rozjaśniać i pomyślał: „Nikt nie chce umierać”.

    [​IMG]


    Salina Cruz, 5 stycznia 1937.

    Prezydent nie spał tej nocy sprawdzając do końca założenia ataku. Wyszedł z hacjendy i w towarzystwie generała Vaidesa ruszył zmotywować swoich żołnierzy do walki. Ciszę nocy przerwał odgłos miarowego marszu żołnierzy. Prezydent wyprostowany stał i spoglądał przed siebie.
    - Generale, już czas! – powiedział w końcu.
    - Tak jest! – odparł Vaides i zwrócił się do adiutanta z rozkazem – Atakować!
    - Rozkaz!
    Szeregi żołnierzy Federacji ruszyły do ataku na pozycję wojsk meksykańskich. Natarcie rozwijało się w bardzo dobrym tempie. Ten odcinek frontu ubezpieczała wroga kawaleria, gdyż inne siły wycofały się w kierunku stolicy. Wyposażone w nowoczesny sprzęt jednostki Federacji momentalnie przełamały pozycję obronne wroga i zmusiły go do odwrotu. Zadowolony prezydent siedział w foteli i popalając cygaro oczekiwał na nowe wieści z frontu. Generał Vaides opuścił go i udał się do pierwszej dywizji. Tymczasem wraz z postępami natarcia do prezydenta nadchodziły raporty o sytuacji na froncie.
    - Czołowe oddziały dotarły w okolice Oaxaca! – zameldował jeden z posłańców.
    - Coatlan zdobyte - meldował drugi.
    - Puerto Escondido zajęte! - poinformował kolejny.
    - Doskonale, doskonale – powiedział do siebie Castaneda.

    [​IMG]

    [​IMG]


    Gabinet ministra spraw wewnętrznych, Gwatemala, 9 stycznia 1937.

    - Panie Dominguez, szef FSB Cordova do pana – poinformowała ministra sekretarka.
    - Niech wejdzie – odparł Dominguez i gdy Cordova znalazł się już w gabinecie spytał – W czym mogę pomóc?
    - Mam tutaj raport o działalności wywiadu w ostatnich miesiącach. Po wybuchu wojny z Meksykiem zwiększyła się działalność wrogiej siatki, którą wykryliśmy na początku tamtego roku. Udało nam się namierzyć jednego z agentów, ale niestety zanim do niego dotarliśmy poległ zabity przez naszych żołnierzy. Ale to inna historia. Niestety chwilowo zgubiliśmy dalszy trop. Jednak chciałem zwrócić uwagę prezydentowi na zagrożenia związane z aktywnością wrogiego wywiadu.
    - Prezydent jest teraz zajęty działaniami na froncie. Czy ma pan jeszcze jakieś istotne dowody na wzmożony ruch wrogiego wywiadu? – spytał Dominguez.
    - Chwilowo nie, ale pracujemy nad tym intensywnie. Moim zdaniem szykuje się coś poważnego.
    Minister Dominguez przerwał na chwile pracę i popatrzył na Cordovę. Po chwili namysłu powiedział:
    - Myślę, że pan trochę przesadza. Tako jest moim zdaniem pojedynczy wybryk. Po prostu nas sprawdzają. Skoro wrogi agent został wyeliminowany myślę, że zrozumieją, że nasz kontrwywiad działa sprawnie. Proszę nie marnować funduszy FSB i ograniczyć się do standardowych procedur, które jak widać wypełniają swoją funkcję.
    - Tak, ale czy nie powinniśmy poinformować prezydenta? – dopytywał się Cordova.
    - Chwilowo nie ma takiej potrzeby, ale dziękuje panu za inicjatywę. Jeśli odkryje pan coś jeszcze proszę mi dać niezwłocznie znać, a ja wtedy poinformuje prezydenta.
    - Rozumiem.
    - Jeśli to wszystko to dowidzenia, gdyż mam tutaj sprawy nie cierpiące zwłoki – rzucił na pożegnanie Dominguez i pochylił się nad dokumentami.
    - Dowidzenia.

    Puebla, 12 stycznia 1937.

    Wojska Federacji zajęły właśnie to kluczowe miasto na drodze do stolicy Meksyku. Generał Orellana zdecydował zatrzymać na chwilę dalsze natarcie w celu uporządkowania szyków przed decydującym starciem. Czekał również na wyniki posiłkowego natarcia prezydenta na południowym odcinku frontu, gdzie skierował pewne siły mające w razie potrzeby wesprzeć atakujących, a następnie uderzyć na stolicę wroga od południa.
    - Panie generale – meldował pułkownik Valoe – Druga dywizja piechoty zajęła pozycję w rejonie miasteczka Cuautla na południe od stolicy, generał Pineda stacjonuje w Apizaco na południowy wschód od celu, a generał de Leon oczyszcza właśnie rejon Pachuca na północy.
    - Rozumiem. A jak tam prezydenckie natarcie?
    - Opór został przełamany. Pierwsza i piąta dywizja zmierzają teraz ku Acapulco.
    - Doskonale. Czyli możemy przystąpić do szturmu na stolicę wroga. Proszę zwołać naradę oficerów. Chce jeszcze raz ustalić szczegóły natarcia – powiedział Orellana.
    - Tak jest. Aha, jeszcze jedna sprawa. Może pamięta pan tą drużynę aresztowaną przez FSB?
    Generał po chwili namysłu odparł:
    - Aa, tak kojarzę.
    - Właśnie wrócili z dzisiejszym transportem zaopatrzenia. Nie wiem co przeskrobali, ale zostali skierowani jak oddział czołowy w naszym następnym ataku.
    - No, to musiało być coś poważnego. Dodatkowo wybrali sobie świetny moment na powrót – powiedział ironicznie generał – Czy to wszystko?
    - Tak.

    Puebla, 13 stycznia 1937.

    Nasi bohaterowi siedzieli właśnie pod strażą i rozmyślali nad swoją niepewną przyszłością
    - Już po nas – wieszczył posępnie Antonio.
    - Chyba masz rację. Cholera. Że też musieliśmy trafić akurat na decydujący atak w tej wojnie – potwierdził Carlos - Obrona stolicy z pewnością będzie twarda. Meksykanie się tak łatwo nie poddadzą.
    - Co racja to racja. Patrzcie. Oficerowie idą na odprawę sztabową, czyli atak nastąpi już wkrótce – rzekł Juan.
    - Kogo ja widzę – rzucił przechodzący obok kapitan Hernandez – Żeście się wpakowali w gówno po uszy. Ale nie martwcie się. Zdradzę wam w tajemnicy, że atak na stolicę Meksyku rozpocznie się już jutro rano. Wyśpijcie się dobrze.
    Po tych słowach podążył do namiotu generała Orellany, gdzie zebrali się już wszyscy ważniejsi oficerowie. Generał Orellana pochylony nad mapa zaczął:
    - Oto stolica Meksyku. Jutro z samego rana przystąpimy do oczyszczania przedpola miasta z wrogich żołnierzy. Następnie uderzymy na samo miasto, gdzie spodziewam się zaciętego oporu wroga. Siły obrońców są mniej liczne od nas, ale z pewnością zostaną wsparte przez ludność cywilną miasta. Nie ma jednak powodów do obaw – pobiliśmy już Meksykan tyle razy, że ich morale jest słabe. Wojna jest dla nich przegrana, a upadek stolicy jest kwestią czasu.
    Generał podniósł się z nad mapy i kontynuował:
    - Pragnę panom przypomnieć dlaczego znaleźliśmy się w tym miejscu. To Meksyk zdradziecko knuł i spiskował przeciwko nam, a gdy to się nie udało zdradziecko zaatakował nas od tyłu licząc na łatwe zwycięstwo. Jednak nie uwzględnił determinacji naszych żołnierzy, którzy bohatersko odparli wroga i ruszyli za nim w pościg docierając, aż do stolicy wroga. Wróg imał się różnych środków i nie zawahał się przeprowadzić terrorystycznej akcji wymierzonej przeciwko ludności cywilnej naszego państwa. Zdradziecki nalot na stolicę spowodował śmierć cywilów. Teraz przyszło pora na zemstę za wszystkie krzywdy wyrządzone nam przez Meksykan. Upewnijmy się, że kara im wymierzona będzie surowa.
    - Rozkaz! – odkrzyknęli oficerowie podniesieni na duchu słowami generała.
    - Proszę zmobilizować żołnierzy! Ten atak będzie prawdopodobnie ostatnim atakiem w tej wojnie! Czekać na rozkaz!
    Oficerowie zasalutowali i rozeszli się do swoich pododdziałów.

    Acuautla, wieczór 15 stycznia 1937.

    Drużyna naszych bohaterów z niewielkiego wzniesienia obserwowała miasto leżące przed nimi. Stolica Meksyku była jednym z największych miast jakie kiedykolwiek w życiu widzieli. Za nimi stały szeregi żołnierzy drugiej dywizji piechoty gotowych do ataku. Trwała właśnie ewakuacja ludności cywilnej oraz władz Meksyku. Żołnierze obdarzeni bystrzejszym wzrokiem mogli zauważyć kolumny ludzi uciekających na północ. Na przedpolach wrogiej stolicy wyrosły pospiesznie wznoszone umocnienia. Były to jednak działania spóźnione i chaotyczne. Główna walka miała rozegrać się na ulicach Meksyku.
    - No chłopcy – zwrócił się kapitan Hernandez do drużyny naszych bohaterów – Czas na wasz brawurowy atak.
    Przeszedł wzdłuż szeregu żołnierzy zatrzymując się na chwilę przy Juanie niepostrzeżenie szepcząc mu coś na ucho. Następnie nastał głucha cisza. Wszyscy wyczekiwali na sygnał do decydującego ataku.

    [​IMG]


    W następnym odcinku:
    Czy nasi bohaterowie przeżyją atak na stolicę Meksyk?
    Czy atak się powiedzie i czy rozstrzygnie o losach wojny?
    Czy FSB odkryje kolejne dowody na wzmożoną działalność wrogiego wywiadu?

    Tytuł następnego odcinka: La Noche Triste

    --------------------------------

    Syrus, ryciu6
    Zauważ, że w porównaniu z pierwszymi odcinkami kolejne mają coraz więcej tekstu. Jest to właśnie główny powód, że czas oczekiwania na kolejny odcinek wydłużył się. Ale chyba nie ma co narzekać na tempo aar'a. W przeciągu 39 dni od premiery ukazały się 23 odcinki.:wink:
    A poza tym miło jest mieć stałych czytelników. :D

    Omega210
    Wszystko okaże się już wkrótce. Co najwyżej mogę zdradzić, że Jose wkrótce będzie rzadziej obecny w fabule aar'a. Dlaczego? Możecie snuć przypuszczenia. :p
     
  24. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    15 - 16 stycznia 1937


    Odcinek XXIV - La Noche Triste


    [​IMG]


    Generał Orellana oczekiwał na meldunki z pola bitwy. W końcu do namiotu sztabowego wszedł oficer z najnowszymi raportami.
    - Panie generale, przedpola wrogiej stolicy oczyszczone. Siły Federacji gotowe są do decydującego ataku i oczekują na pański rozkaz – zameldował,
    - Rozumiem. Czy zanotowano jakieś ruchy wojsk nieprzyjaciela?
    - Z południa wycofuje się w kierunku stolicy dywizja kawalerii, ale nie ma ona szans na dotarcie do Meksyku przed decydującym atakiem. Natomiast z północy zmierza ku stolicy kolejna wroga dywizja piechoty wraz z brygadą artylerii.
    Generał Orellana pomyślał przez chwilę, po czym powiedział:
    - No cóż, oczyszczanie przedpola do ataku zajęło nam za dużo czasu. Chciałem poczekać z atakiem do rana. Teraz jednak nie możemy zwlekać. Jeśli wrogowi uda się wzmocnić obronę stolicy kolejną dywizją nasz atak się nie powiedzie. Uderzać natychmiast!
    - Tak jest!

    Żołnierze usłyszeli sygnał bojowy oznaczający rozpoczęcie ataku. Nasi bohaterowie sprawdzili broń. Kapitan Hernandez rzekł:
    - Jako, że wasza drużyna nie ma dowódcy, w tym ataku dowodzić będzie szeregowy Juan Zapatero. Ruszać!
    Drużyna Juana ruszyła w dół zbocza kierując się ku stolicy. Gdy już trochę oddalili się od głównych sił Juan powiedział:
    - Na prawo, kierować się na prawo. Hernandez mówił, że oddziały oczyszczające przedpole przystąpiły tam do próbnego ataku i zmusiły obrońców do wycofania się. Zburzyli umocnienia na tym odcinku, więc jeśli mamy mieć jakiekolwiek szanse na przeżycie to trzeba nam uderzyć tam.
    - Rozumiem. W sumie ten Hernandez to porządny chłop – powiedział Carlos.
    - Racja. Powiedział też, że wyda rozkaz do ataku wcześniej niż powinien, aby przyjść nam z pomocą – dodał Juan.

    Tymczasem kapitan Hernandez obserwował ruch naszych bohaterów ze wzgórza i gdy oddalili się oni już na spory kawałek rozkazał:
    - Żołnierze, za Federację! Do ataku!
    Pododdział Hernandeza ruszył biegiem ze wzgórza pociągając za sobą kolejne szeregi piechoty. Żołnierze z każdą chwilą zbliżali się do jednego z największych miast Ameryki. Szturm na tego olbrzyma wydawał się szaleństwem, lecz jeśli się powiedzie zadecyduje o losach całej wojny. Każdy z atakujący przeczuwał, że uczestniczy w czymś znaczącym, czymś co zmieni historię Ameryki.

    Po kilkunastu minutach spostrzegli, że szeregi żołnierzy Federacji szybko się do nich zbliżają.
    - Zwolnić! – rozkazał Juan – To jest nasza szansa.
    - Jasne – powiedział Carlos.
    - Patrzcie! – rzucił Antonio pokazując ręką w kierunku sporej wyrwy w pozycjach meksykańskich, gdzie trwały właśnie gorączkowe prace nad odbudową umocnień – Czy to nie jest to miejsce o którym mówił Hernandez?
    - Masz rację. To tutaj – potwierdził Juan i obejrzał się za siebie – Nasi są już całkiem blisko. Atakujemy, ale nie narażać się. Ukryć się i prowadzić ogień.
    Ruszyli szybciej przed siebie dobiegając do pierwszych zabudowań stolicy. Żołnierze Meksyku pracowali zawzięcie nad odbudową zniszczonych umocnień. Gdy spostrzegli fale piechoty zbliżające się do miasta porzucili łopaty i poszukawszy osłony otwarli ogień w kierunku atakujących. Nad miastem rozległ się alarm ogłaszający pełną mobilizację. Ludność cywilna, która nie zdarzyła opuścić miasta, a nie uczestniczyła w pospolitym ruszeniu ukryła się w piwnicach domów. Z wolna zachodzące słońce zabarwiające niebo na czerwono, co w połączeniu z odgłosem wyjącej syreny alarmowej i pierwszymi wystrzałami sprawiało, że nad miastem panował apokaliptyczny nastrój.
    Nasi bohaterowie znaleźli się już w zasięgu strzału z pozycji obrońców.
    - Teraz! Szybko, musimy znaleźć jakieś osłony! – wrzasnął Juan. Nigdy nie był dowódcą, nigdy nie miał takich ambicji, ale teraz, gdy siłą rzeczy zostało do tego zmuszony musiał wczuć się w rolę. Starał sobie przypomnieć zachowanie Jose.
    Członkowie drużyny przygarbieni szukali osłony przed kulami, gdy pierwszy z nich krzyknął, upuścił karabin i upadł na ziemię.
    - Cholera! Nie ma czasu! Zostawcie go! – wrzasnął Carlos.
    Kolejne metry okupili stratą dwóch kompanów.
    - Już po nas! – zaczął panikować Antonio – Nie mamy szans!
    - Zamknij się! – wrzasnął na niego Juan.
    W tej chwili na pozycję wojsk meksykańskich zaczęły spadać pociski z moździerzy. Wykorzystując to dotarli do pierwszego budynku. Przypadli do wejścia. Juan dał znak Carlosowi, który wyważył drzwi , a do środka wpadli członkowie drużyny. Pierwszy, który wpadł do pomieszczenia został trafiony w brzuch i osunął się na ziemię. Reszta drużyny otworzyła ogień masakrując znajdujących się w środku żołnierzy wroga.
    - Sprawdźcie co z nim. Czekamy na resztę.
    Po kilku chwilach wśród coraz liczniejszych strzałów nadciągnęły oddziały kapitana Hernandeza. Oczyszczając kolejne budynki na obrzeżach miasta przygotowywali teren pod mające wkrótce nastąpić uderzenie na centrum Meksyku.
    - Dobra robota szeregowy Zapatero – pochwalił Juana Hernandez.
    - Bardzo panu dziękujemy. Gdyby nie pańskie informację zapewne już byśmy nie żyli.
    - Nie wiem co przeskrobaliście, ale posyłanie na samobójczą misję żołnierzy, którzy tyle razy już umknęli śmierci z rąk wroga uważam za głupotę. Jakie straty?
    - 4 zabitych.
    - Rozumiem. To, że wam się teraz udało nie oznacza jednak, że najgorsze macie już za sobą. Meksyk to ogromne miasto. Potrzebujemy każdego żołnierza. Macie chwilkę na odpoczynek i ruszamy dalej.
    - Tak jest!

    Po kilku minutach, już w towarzystwie innych żołnierzy Federacji uczestniczyli w szturmie na ważny punkt obrony znajdujący się w budynku miejscowego kościoła. Obrońcy zamontowali na wieży karabin maszynowy, który nie pozwalał na przedarcie się większych sił w kierunku centrum. Pułkownik Valeo, który przybył rozeznać się w sytuacji przystąpił do przygotowywania ataku na kościół.
    - Dwa plutony od tyłu, trzy od przodu. Ogień z moździerzy na wieże kościoła. Gdy nasi chłopcy będą w pobliżu przerwać ostrzał. Zrozumiano? Do boju.
    Nasi bohaterowi uczestniczyli w plutonie, który miał zaatakować świątynie od frontu. Ostrożnie zbliżając się wzdłuż zabudowań w kierunku kościoła obserwowali skutki ostrzału moździerzowego. Kolejne pociski eksplodowały na tle zachodzącego słońca. Jedne z pocisków wpadł w okno na wieży kościoła i eksplodował w środku, a odłamki wydały głuchy dźwięk uderzając w mosiężny dzwon. Po kolejnym pocisku eksplodującym na wieży kościoła puściła belka podtrzymująca dzwon, który z ogromny hukiem spadł na dół wydając ostatni dźwięk.
    - Przerwać ogień! – rozkazał Valeo obserwujący całą akcję przez lornetkę.
    Gdy ostrzał z moździerzy ucichł do ataku ruszyli żołnierze Federacji. Wróg bronił się zawzięcie strzelając z okien w kierunku nadbiegających pod drzwi żołnierzy. W końcu udało się wysadzić wrota do kościoła. Żołnierze wdarli się do środka i mając ławki za ochronę rozpoczęli wymianę ognia z obrońcami. Antonio ze smutkiem patrzył na bezczeszczenie świętego przybytku. Zauważył, że wśród obrońców znajduje się katolicki ksiądz, który z wielką odwagą podtrzymywał na duchu obrońców. Carlos schowany na ambonie też go dostrzegł. Wycelował i oddał strzał. Trafił. Ksiądz trafiony w pierś upadł na posadzkę. Dwóch żołnierzy meksykańskich odciągnęło szepczącego modlitwę księdza w bezpieczne miejsce. Antonio miał ochotę w tym momencie samemu zastrzelić Carlosa za to co zrobił.
    - Co robisz? – spytał Juan – Wróg jest tam. Strzelaj do cholery.
    Chwycił lufę jego karabinu i wycelował w kierunku wroga. Następnie wyciągnął granat i rzucił w kierunku obrońców. Metalowy przedmiot potoczył się pod ołtarz, gdzie eksplodował rozrywając się na setki odłamków rażących obrońców. Widok zniszczonego ołtarza dodatkowo pochlapanego krwią dodatkowo zasmucił Antonia. Przypomniał on sobie o sowich dawnych słowach. Schowany za ławka kościelną pogrążył się z zadumie. Tymczasem siły obrońców się wyczerpywały. Ostatni żołnierze i ochotnicy widząc bezsensowność dalszego oporu poddali się. Kościół został zdobyty. Antonio podszedł do zniszczonego ołtarza i przyglądał się zniszczeniom. Wszędzie było pełno krwi. Zobaczył księdza, który tak bohatersko wspomagał obrońców leżącego nieopodal za filarem. Podszedł do niego i stwierdził, że jeszcze żyje.
    - Szybko, lekarza – krzyknął tamując krwawienia z rany.
    Ksiądz przecząco pokiwał głową.
    - Nie trzeba – powiedział z trudem – Ten kościół był całym moim życiem. Teraz nie mam już nic.
    - Proszę nic nie mówić – rzucił Antonio.
    Ksiądz z półprzymkniętymi oczami szeptał modlitwę.
    - I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom – wyszeptała na koniec, głowa opadła mu na pierś. Umarł.

    Słońce dawno już zaszło. Świat pogrążył się w mroku. Po zdobyciu kościoła Juan i reszta drużyny skorzystali z chwil przerwy i odpoczywali. Antoni siedział pochmurny i w ogóle się nie odzywał.
    - Te, co ci jest? – spytał Carlos.
    Antonio popatrzył na niego krzywo. Nic się jednak nie odezwał.
    - Zwariował – rzucił wzruszając ramionami Carlos.
    - Zamknijcie się już. Chcę chwilę odpocząć – rzucił Juan.
    Siedzieli na zabezpieczonej ulicy nie zważając na odgłosy wystrzałów dookoła. Przywykli już do tego. Szturm miasta natrafił na silny opór obrońców. Oprócz wojska uczestniczyła w nim również ludność cywilna.
    - Juan Zapatero? – spytał żołnierz, który nagle pojawił się koło nich.
    - Tak.
    - Kapitan Hernandez wzywa was.
    - No i po odpoczynku.
    Wstali i powlekli się za posłańcem, który zaprowadził ich do kapitana.
    - Dobrze, że was widzę. Meksykanie rozpoczęli kontratak. Uderzenie pójdzie na pozycje, które przed chwilą zabezpieczyliśmy. Obsadzicie ten fragment linii obrony – powiedział pokazując fragment ulicy szybko zabarykadowany wozami, meblami i innymi gratami.
    - Rozkaz.
    Po chwili znaleźli się na pozycjach wypatrując wroga. Chwilowa cisza okazał zapowiedzią poważnych kłopotów. Wzdłuż barykady przebiegł rozkaz: „Przygotować broń!”. Juan wpatrywał się w ulicę rozciągającą się przed nimi. Na jej końcu zauważył sylwetki ludzi. Z każdą chwilą było ich coraz więcej. Zaczęli się zbliżać ku nim. Kapitan Hernandez obserwował wroga prze lornetkę.
    - Nie strzelać. Czekać na mój rozkaz!
    Wróg był już coraz bliżej. Właśnie wszedł w zasięg strzału.
    - Czekać – rozkazał spokojnie Hernandez.
    Pierwsi żołnierze wroga otwarli ogień do ukrytych za barykadą obrońców. Szybkim tempem wróg zbliżał się ku nim.
    - Teraz! Ognia! Poślijcie ich do diabła! – wrzasnął Hernandez.
    Żołnierze Federacji jednocześnie otwarli ogień. Pierwsze szeregi wroga zostały skoszone, ale natarcie trwało dalej. Kule latały w powietrzu. Juan niemal automatycznie przeładowywał broń, celował i strzelał. I tak w kółko. Wrogie natarcie nie traciło impetu. Kilku Meksykan podeszło już tak blisko, że zaczęli rzucać granatami w kierunku barykady. Jeden z nich wpadł między wozy i eksplodował wyrzucając w powietrze oprócz śmiercionośnych odłamków również długie drzazgi. Jedna z taki drzazg trafiła Bucha w ramię.
    - Aaa, Buch być ranny – wrzasnął.
    - Spokojnie – powiedział Antonio, który podbiegł do niego i wyciągnął drzazgę – To tylko draśnięcie. Zaraz to opatrzę.
    - Ale to boleć – wrzeszczał Buch.
    Tymczasem kapitan Hernandez rozkazał:
    - CKM, ognia!
    Żołnierze odepchnęli drewnianą deskę osłaniającą karabin i po chwili otwarli ogień do wroga. Tego już Meksykanie nie wytrzymali. Zaczęli się powoli cofać.
    - Wycofują się skurw****! – wrzasnął zadowolony Carlos i wychylając się odważnie zza barykady strzelał do uciekających – Dajmy im coś na odchodne!
    Wśród poważnych strat wróg wycofał się. Obrońcy wytrzymali.

    Nastała kolejne przerwa. Wyczerpani żołnierze odpoczywali przed następnym szturmem. Głęboko wdarli się już w umocnienia wroga. Jeszcze trochę i dotrą do centrum. Gdy to się stanie przystąpią do szturmu na kluczowe obiekty stolicy – parlament, siedzibę prezydenta Cardanesa, koszary.
    Juan siedział zamyślony. Był wyczerpany, a był to dopiero początek operacji. Podszedł do niego Carlos i powiedział:
    - Spójrz. Co to może być?
    Juan spojrzał we wskazanym kierunku i zobaczył wielką czerwoną łunę rozjaśniającą nocne niebo.
    - Nie wiem. Wygląda mi to na łunę od ognia.
    - Czujesz? – spytał Antonio.
    - Faktycznie. Zapach spalenizny. Gdzieś się pali, ale skąd taka wielka łuna.
    - Ja wam powiem – rzucił Hernandez, który właśnie zmierzał do dowództwa – Ci cholerni Meksykanie podpalili slumsy we wschodniej części miasta. Tamtędy miała nacierać trzecia dywizja, ale wobec pożaru nic z tego nie będzie. Zwołano naradę. Dla was mam inne zadanie. Patrolować przedpole. Wróg wykorzystując naszą nieuwagę może znowu zaatakować. Bądźcie czujni.
    - Tak jest.
    Drużyna Juana powlekła się i przeskoczyła prze barykadę, po czym zaczęła patrolować pas „ziemi niczyjej”.
    - Ostrożnie. Wróg może się tutaj czaić.
    Posuwali się ostrożnie w cieniu budynków wypatrując ruchów nieprzyjaciela. Antonio zamykał kolumnę rozglądając się uważnie dookoła. Księżyc w pełni rzucał blade światło, tak, że mrok nie był taki gęsty. Zmierzali właśnie ku kolejnej uliczce, gdy nagle z za zaułka wybiegł mały oddział Meksykan. Prawdopodobnie mieli oni taka samą misję co nasi bohaterowie. Nie byli to jednak profesjonalni żołnierze, lecz wyrostki ze stolicy uzbrojone pospiesznie w przestarzała broń. Wpadłszy na drużynę Federacji uznali, że mogą się zasłużyć. Błyskawicznie odbezpieczyli broń otwierając ogień. Carlos, który szedł pierwszy dał się zaskoczyć i trafiony został w bark. Reszta oddziału, zgodnie z zasadami rozproszyła się i otwarła ogień zabijając pierwszych napastników. Reszta, widząc śmierć towarzyszy przerażona uciekła.
    - Antonio sprawdź, czy rzeczywiście się wycofali. Nie nawiązuj jednak walki - rozkazał Juan i podszedł do Carlosa – Wszystko w porządku?
    - Jasne – odparł próbując udawać twardego – Ale moi kumple mieliby ubaw na wiadomość, że postrzelił mnie taki gówniarz.
    - Na szczęście to tylko draśniecie. Zaraz to opatrzymy.
    Tymczasem Antonio podążał śladami wyrostków. Gdy zobaczył, że rzeczywiście się wycofują miał właśnie zawrócić, gdy usłyszał hałas za sobą. Momentalnie się odwrócił i wystrzelił. Zobaczył, że ktoś schowany był za koszem, który się przewrócił. Chłopak leżał w kałuży krwi wypływającej z dziury w głowie. Nie był uzbrojony, nie należał do grupki młokosów, która ich zaatakowała. Jego oczy nadal były otwarte. Antonio skamieniał.
    - Co ja zrobiłem?! – wrzasnął i chwycił się za głowę – Co ja zrobiłem?!
    Wkrótce nadbiegł Juan z kilkoma żołnierzami, by sprawdzić co się stało.
    - Atakują? – spytał Antonia, gdy przybył na miejsce.
    Antonio śmiertelnie blady nic nie odparł. Siedział na ulicy i wpatrywał się w martwego chłopaka.
    - Co się stało? – wypytywał się juan.
    - Ja…Ja go zabiłem... – wydusił z siebie Antonio.
    Juan podszedł do chłopaka. Upewnił się, że nie żyje i zamknął mu oczy.
    - Nic na to już nie poradzimy. Zbierajmy się stąd, bo zaraz pewnie pojawi się wrogi patrol.
    Antonio nie reagował. Dalej siedział jak skamieniały.
    - Bierzcie go. Nie mamy czasu.
    Grupka żołnierzy podniosłą Antonia i zabrała go ze sobą.

    Pożar ogarniał kolejne dzielnice miasta. Nikt nie próbował gasić płomieni. Cena za uniemożliwienie natarcia generała Pinedy okazał się wysoka. Ludzie uwięzieni w piwnicach domów płonęli żywcem. Mimo iż panowała noc, miasto było oświetlone jak za dnia. Łuna pożaru widoczna była z daleka. Ciszę przerywały rozpaczliwe wrzaski kobiet i płacz dzieci. Najgorsza sytuacja panowała w slumsach, gdzie drewniane chatki momentalnie trawione były przez ogień. Tam, gdzie już nie było zabudowań ogień wygasał.
    - Generale Orellana, pożar uniemożliwia skoordynowanie naszych wysiłków. Generał Pineda nie może przystąpić do ataku. Generał de Leon powstrzymał natarcie na centrum w obawie przed odcięciem przez szalejący żywioł. Druga dywizja również nie wie co robić dalej – meldował oficer.
    - Musimy zatrzymać natarcie. Zabezpieczyć teren. Jeśli ogień będzie się kierował na nasze pozycje wycofać się.
    - A co z ludnością cywilną? Wielu z tych biedaków chce przejść przez nasze pozycje, aby uniknąć śmierci w płomieniach.
    - Nie mamy tylu ludzi, aby zapanować nad tą masą. Proszę skierować notę do dowództwa meksykańskiego z propozycją lokalnego rozejmu z zachowaniem obecnych pozycjach. Jeśli się zgodzą, przepuścić cywilów, jeśli nie…- tutaj generał urwał.
    - Rozumiem.

    Powoli zaczynało się rozwidniać. Jednak światło bijące od pożaru miasta początkowo nie pozwalał żołnierzom obu stron dostrzec nadchodzącego świtu. Meksykanie zaakceptowali propozycję generała Orellany i podpisali lokalne zawieszeni broni. Przystąpiono do ewakuacji cywilów i gaszeni pożaru. Dla slumsów było już jednak za późno. Wszelkie zabudowania spaliły się doszczętnie pochłaniając tysiące ofiar. Pożar w innych dzielnicach udało się opanować wyburzając niektóre budynki. Juan był zaszokowany widokiem, który odsłonił poranek. Miasto, które wczorajszego dnia wyglądało pięknie i dumnie dzisiaj było prawdziwym obrazem rozpaczy. Generał Orellana spoglądał na miasto z punktu dowodzenia.
    - Przerażające.„La Noche Triste”.

    W następnym odcinku:
    Czy wielki pożar stolicy pomoże, czy też przeszkodzi wojskom Federacji?
    Czy Antonio pozbiera się po straszliwych przeżyciach?
    Czy lokalny rozjem zostanie dotrzymany?

    Tytuł następnego odcinka: Templo Mayor

    ------------------------------------

    Dzisiejszy odcinek jest nieco inny od pozostałych. Wszystkie wydarzenia dzieją sie w Meksyku w nocy z 15 na 16 stycznia 1937. Stąd zrezygnowałem z podawania miejsca oraz daty wydarzeń. Oceńcie sami jak mi to wszyło.:)
     
  25. Ponury Joe

    Ponury Joe Guest

    FRCA AAR
    16 - 31 stycznia 1937


    Odcinek XXV - Templo Mayor


    [​IMG]


    Miasto Meksyk, 16 stycznia 1937.

    Lokalny rozejm obejmujący miasto Meksyk nie spowodował zaniechania przez siły Federacji działań bojowych. Jako, że ogień chwilowo nie zagrażał dzielnicom miasta opanowanym przez FRCA naczelne dowództwo przystąpiło do umacniania się na pozycjach. Wyburzono część budynków, aby uniemożliwić żywiołowi rozprzestrzenianie się. Tymczasem siły meksykańskie zostały zmuszone do ewakuacji cywilów oraz gaszenie pożarów. Gdy wydawało się, że sytuacja jest już opanowana zerwał się silny wiatr podsycający gasnący żywioł, który znowu zaczął się rozprzestrzeniać. Tłumy ludzi uciekające z miasta dodatkowo potęgowały zamieszanie. Po stronie meksykańskiej nikt już nie panował nad sytuacją. W mieście wybuchła anarchia.
    - Generale – powiedział pułkownik Valeo, który wkroczył do namiotu sztabowego – Melduję, że pożary znowu się rozprzestrzeniają. Nikt już nie panuje nad sytuacją. Jak mamy się zachować, gdy wygaśnie lokalny rozejm?
    - Czy pozycje naszych wojsk są zagrożone przez żywioł? – spytał.
    - Generał Pineda stacjonuje na pogorzelisku slumsów. Tam spłonęło dosłownie wszystko. Krajobraz jest przygnębiający. Siły generała de Leon są chwilowo bezpieczne, ale to się może zmienić, gdyż silny wiatr podsyca płomienie. Druga dywizja natomiast stacjonuje bardzo blisko centrum, gdzie pożarów na razie nie ma.
    - Czy jest możliwość przeprowadzenia ataku na centrum nie ryzykując odcięcia naszych sił przez ogień?
    - Obecnie nie ma już zorganizowanej obrony miasta. Wszyscy uciekają przed pożarem. Atakując centrum z pewnością uda nam się zająć najważniejsze budynki stolicy. Jest to jednak ryzykowny manewr. Jeśli wiatr zmieni kierunek może odciąć naszych żołnierzy.
    - Tak – potwierdził generał – Mimo to zaryzykujemy. Z samego rana druga dywizja uderzy na centrum. Trzecia i czwarta będą wspierać to natarcie w ramach swoich możliwości. Proszę zachować szczególną ostrożność.
    - Rozkaz.
    Juan rozglądał się właśnie za lokalem, w którym mogliby wypocząć po trudach tej ciężkiej nocy. Tymczasem reszta drużyny stała na chodniku czekając na rezultaty jego poszukiwań. Carlos zapalił papierosa. Antonio siedział zgnębiony na chodniku, był śmiertelnie blady. W pewnej chwili popatrzył się na Carlos i spytał:
    - Dlaczego zabiłeś tego księdza?
    - O czym ty mówisz?
    - Pytam, dlaczego zabiłeś tego księdza podczas szturmu kościoła. On był nie uzbrojony i nie walczył z nami – powtórzył z wyrzutem Antonio.
    - Widać, że nic nie rozumiesz. Właśnie on był naszym największym przeciwnikiem. Zabijając go ocaliłem życie wielu naszym żołnierzom.
    - Jak to?
    - On nie był uzbrojony w karabin, ale z nami walczył na swój sposób. Walczył zachęcając innych do oporu, podtrzymując ich na duchu. Patrząc na jego odwagę obrońcy dzielnie się trzymali. Gdy zginął ich morale się załamało. Dlatego to właśnie on był dla nas najgroźniejszym przeciwnikiem.
    Antonio nic nie odparł. Siedział pochmurny rozważając słowa Carlos.
    - Ruszać się – powiedział Juan, który właśnie wrócił z poszukiwań – Znalazłem odpowiednie miejsce, w którym możemy odpocząć.

    Miasto Meksyk, 17 stycznia 1937.

    Było jeszcze ciemno. Drużyna Juana nocowała w jednym z opuszczonych budynków zbierając siły przed mającym nastąpić z rana atakiem. Przywykli już do smrodu spalenizny panującego w mieście. Nagle ciszę przerwał krzyk. Juan wystraszony poderwał się z ziemi i chwycił za karabin myśląc, że są atakowani przez wroga. Inni zachowali się podobnie.
    - Co się dzieje do jasne cholery? – spytał Juan.
    Po chwili usłyszeli kolejny krzyk i odgłos łkania. Carlos rozejrzał się po pomieszczeniu i dostrzegł Antonia siedzącego w kącie. Trzymał się za głowę i coś mruczał pod nosem.
    - Hej, co się dzieje? – spytał Carlos, który podszedł do niego.
    - Oni tu są – wystękał rozgorączkowany.
    - Kto? – spytał zdziwiony Carlos.
    - Oni. Są wszędzie, patrzą na mnie swoimi martwymi oczami. Ten poległ w Nikaragui, ten w czasie rewolucji, tego rozerwał pocisk, ten z dziurą w głowie zginął z rąk snajpera – mówił pokazując ręką.
    - Przecież tu nikogo nie ma – zdziwił się Juan – Dobrze się czujesz?
    - A tego zabiłem ja! – wrzasnął – On idzie tutaj! Odejdź! Nie dotykaj mnie!
    Zaczął wciskać się w kąt i zasłaniać rękami.
    - Idź precz! Zostaw mnie! – krzyczał.
    - Odbiło mu do reszty – rzucił Juan.
    - Najwidoczniej, chociaż… - urwał na chwilę Carlos, po czym podszedł do swojego plecaka – No tak. Ten idiota zżarł moje grzybki!
    - Co te grzybki robią?!
    - Indianie używają ich do narkotyzowania się. Wywołują halucynację i tym podobne rzeczy. Niektórzy ze starszyzny indiańskiej mogą po tych grzybkach kontaktować się z umarłymi. Całkiem ciekawa sprawa…
    - Wystarczy! Kiedy mu przejdzie?
    - Nie wiem ile tego zjadł. Może go trzymać jeszcze parę dobrych godzin.
    - Ja *******ę. Same kłopoty z wami. Co teraz mamy z nim zrobić? No, powiedz mi!
    - Nie wiem – wzruszył ramionami Carlos.
    - No pewnie. Brać go i do szpitala polowego. Powiemy, że dostał pomieszania zmysłów.
    Juan, Carlos i jeszcze dwóch żołnierzy chwyciło Antonia i powlokło go do szpitala, gdzie oddano go pod opiekę lekarzy. Następnie wrócili do reszty drużyny. Ranek już wstał i rozejm się skończył. Zgodnie z rozkazem generała Orellany miał się rozpocząć szturm na centrum miasta. Gdy żołnierze byli przygotowani do ataku nadszedł rozkaz polecający im się wycofać. Wiatr zmienił kierunek i pożar zaczął coraz bardziej zagrażać pozycjom sił Federacji.
    Generał Orellana obserwował palące się miasto przez lornetkę.
    - Panie generale, co robimy? – spytał pułkownik.
    - Na razie musimy się wycofać i zabezpieczyć nasze pozycję. Atak w momencie, gdy w mieście szaleje pożar jest jednak zbyt ryzykowny. Poczekamy i zobaczymy jak się rozwinie sytuacja.
    - Panie generale, melduję, że dowódca obrony miasta wystosował prośbę o spotkanie.
    - Spotkanie? – spytał zdziwiony Orellana – Niech będzie. Proszę ustalić szczegóły.

    Przedmieścia miasta Meksyk, 17 stycznia 1937.

    Pod budynek, w którym przebywał generał Orellana wraz z obstawą podjechał dowódca obrony miasta, generał Cardenas del Rio. Po oddaniu honorów wojskowych przystąpiono do negocjacji.
    - Podobno chciał pan ze mną rozmawiać. Słucham – odezwał się pierwszy Orellana.
    - Jak pan wie sytuacja w mieście jest tragiczna. Jako dowódca obrony miasta czuję się zobowiązany zatroszczyć się o zapewnienie przetrwania kluczowych obiektów w mieście. Dlatego też jestem gotowy poddać miasto siłom Federacji.
    - Interesujące. Na jakich warunkach?
    - Po pierwsze siły Federacji niezwłocznie przystąpią do gaszenia pożarów w mieście, po drugie udzielą pomocy ludności cywilnej dotkniętej żywiołem, po trzecie wpuszczą na teren miasta pomoc humanitarna z zagranicy, po czwarte pozwolą wycofać się regularnym jednostkom wojskowym, po piąte, cywilni obrońcy miasta nie zostaną w żaden sposób poddani represjom.
    - Dużo tych warunków – powiedział generał.
    - W zamian poddam miasto siłom Federacji oraz zapewnię rozejm na czas gaszenia pożarów – kontynuował nie zwracając uwagi na docinkę Orellany.
    - Rozważymy pańskie warunki i niezwłocznie poinformujemy pana o naszej decyzji – odparł generał.

    [​IMG]


    [​IMG]


    Oaxaca, 18 stycznia 1937

    Natarcie na Acapulco trwało. Prezydent przybył właśnie do miasta Oaxaca, gdzie oczekiwał na niego minister Klee.
    - Miło mi pana widzieć panie Klee – powiedział na powitanie Castaneda – Co pana do mnie sprowadza?
    - Dzień dobry panie prezydencie. Skontaktował się ze mną ambasador Meksyku w Gwatemali z ściśle tajną propozycją.
    - Niech zgadnę. Chcą rozmawiać o pokoju? – powiedział prezydent szyderczo się uśmiechając.
    - Owszem. Proponują…
    - Proponują? – przerwał prezydent – A to dobre. No, ale niech będzie. Co proponują?
    - Zaproponowali rozmowy pokojowe za pośrednictwem Stanów Zjednoczonych i natychmiastowe przerwanie działań wojennych.
    Prezydent zapalił cygaro i po chwili namysłu odparł:
    - Proszę przekazać panu ambasadorowi moje stanowisko: nie ma mowy o zatrzymaniu działań wojennych, aż do rozpoczęcia rozmów pokojowych. Negocjacje mają być dwustronne bez mediatorów. Na miejsce negocjacji proponuje miasteczko Tlapa. Czołowe oddziały generała Vaidesa zajęły tą miejscowość wczoraj. To są moje warunki wstępne. Proszę je przekazać Meksykanom.
    - Ależ panie prezydencie, sam pan zapewniał Stany Zjednoczone, że w odpowiednim czasie zostaną zaproszone jako mediator.
    - Owszem, ale sytuacja się zmieniła. Siła rzeczy Stany będą starać się utrzymać status quo co dla nas jest nie do zaakceptowania wziąwszy pod uwagę stopień naszego zaangażowania w tę wojnę – odparł prezydent.
    - Przekaże pańskie warunki Meksykanom.
    Po odejściu ministra Klee do prezydenta podszedł posłaniec z pilną wiadomością.
    - Panie prezydencie, mam zaszczyt zameldować, że generał Orellana przyjął kapitulację wroga w mieście Meksyk.
    - To dlatego Meksykanie tak szybko zmiękli. Proszę przekazać moje gratulacje generałowi Orellanie. Zaprawdę musiało to być piekielnie trudne zadanie. Mam dla niego kolejny rozkaz. Gdy tylko jego żołnierze opanują sytuację w mieście niech natychmiast uderza na północ i rozdzieli wrogie terytorium na dwie części.
    - Niestety generał Orellana melduje, że we wrogiej stolicy szaleją pożary, które chwilowo uniemożliwiają przejście mu do dalszych działań zaczepnych.
    - Zatem proszę przekazać generałowi, by oczekiwał na moje dalsze rozkazy.
    - Tak jest.

    [​IMG]


    Miasto Meksyk, 19 stycznia 1937.

    Juan i Carlos podziwiali centrum miasta. Ogromne budowle, wielkie katedry, piękne kamieniczki. Wszystko to robiło na nich wielkie wrażenie. Pożary powoli wygasały. Dzięki zaprzestaniu walk i zorganizowaniu akcji gaśniczej skutecznie udało się powstrzymać rozprzestrzenianie się ognia. Jednak miasto poniosło w wyniku tego pożaru znaczne straty. Niektóre dzielnice zostały doszczętnie zniszczone. Liczni uchodźcy zaczęli powoli powracać do miasta, gdzie nowy porządek ustaliły oddziały okupacyjne generała Orellany. Wiele sił będzie wymagała odbudowa tego pięknego niegdyś miasta. Tym bardziej, że część budynków musiała zostać zniszczona, aby uniemożliwić żywiołowi przedostanie się w inne rejony miasta.

    Tlapa, 25 stycznia 1937.

    W tej małej mieścinie rozpoczęły się właśnie rozmowy pokojowe między Meksykiem a FRCA. Szefem delegacji federalnej został generał Vaides, który otrzymał ścisłe wytyczne od prezydenta.
    - Witam panów w Tlapa. Mam nadzieje, że rozmowy, które tutaj zaraz się zaczną położą kres tej okropnej wojnie – powiedział Vaides na powitanie delegacji meksykańskiej, której dowodził generał del Rio.
    Gdy wszyscy zajęli już miejsca przy stole rokowań generał Vaides powiedział:
    - Zgodnie z obietnicą prezydenta Castanedy ogłoszony został dwudniowy rozejm na całym froncie. Natarcia naszych sił zostały zatrzymane. Rozmawiajmy zatem o pokoju. Panowie pozwolą, że najpierw przedstawię roszczenia Federacji. Oto czego żądamy w zamian za pokój:
    1) rząd Meksyku przyzna się do działań wrogich wobec FRCA oraz do wywołania wojny napastniczej;
    2) rząd Meksyku zrezygnuje z wszelkich działań szkodzących FRCA teraz, jak i w przyszłości;
    3) rząd Meksyku zobowiąże się do nie zawierania z żadnym krajem sojuszy wojskowych skierowanych przeciwko FRCA;
    4) rząd Meksyku zostanie zobowiązany do wypłaty odszkodowania za zniszczenia wojenne w wysokości 3 milionów quetzali z możliwością rozłożenia tej kwoty na raty;
    5) rząd Meksyku zrzeknie się na rzecz FRCA następujących terytoriów:
    - całego Półwyspu Jukatan;
    - rejonu Villahermosy;
    - rejonu Tuxtla Gutierrez;
    - rejonu Coatzacoalcos;
    6) rząd Meksyku uzna nową granicę przebiegającą wzdłuż Przesmyku Tehuantepec;
    Takie są nasze warunki. Jesteśmy otwarci na lekkie modyfikacje tych punktów, ale ogólny zarys musi pozostać bez zmian.
    - Ależ są to warunki nie do zaakceptowania – rzucił wściekły del Rio.
    - Panowie, panowie bądźmy poważni. Istnieje jedna droga na bardziej łagodny pokój dla Meksyku – powiedział Vaides.
    - Jaka to droga?
    - Możemy kontynuować wojnę i wasi żołnierze mogą zmienić te warunki. Jednak jest to dla was ryzykowne, bo w razie kolejnych porażek nasze roszczenia z pewnością wzrosną – powiedział uśmiechając się ironicznie Vaides.
    - Przedyskutujmy poszczególne punkty – zaproponował del Rio.
    - Ależ oczywiście, lecz ostrzegam - nie dam się wciągnąć w bezsensowne przepychanki słowne. Jeśli uznam, że gracie na czas zakończę negocjacje.
    Negocjacje ciągneły się cała noc i nie przyniosły żadnych rezultatów.

    Oaxaca, 26 stycznia 1937.

    Generał Vaides przybył do tymczasowej siedziby prezydenta, aby poinformować go o wynikach negocjacji.
    - Nie doszliśmy do porozumienia. Meksykanie nie chcą zaakceptować naszych roszczeń terytorialnych, a w szczególności utraty Villahermosy – zameldował – Wobec tego rozkazałem wznowić działania wojenne. Moje siły zmierzają nadal na Acapulco.
    - Można się było tego spodziewać. Zyskali trochę czasu, ale i tak im to nic nie da. Niech pan zapamięta – Villahermosa jest jedynym celem dla którego prowadzimy tę wojnę. Niech generał Orellana natychmiast uderza na północ. Ich stolica może się spalić do ostatniego budynku, nie dbam o to. Nasi żołnierze mają rozciąć kraj na pół i zdobyć dla mnie Tampico. Może groźba utraty kolejnego roponośnego terenu otrzeźwi Meksykan.
    - Rozkaz.

    Miasto Meksyk, 28 stycznia 1937.

    Siły Federacji opuszczają miasto i udają się na północ, w kierunku San Luis Potosi. Pożar miasta został już opanowany i tylko tlące się gdzieniegdzie zgliszcza przypominają o wielkiej tragedii tego miasta.
    Juan i jego drużyna maszerowali ku kolejnej bitwie.
    - Hernandez mówi, że to już ostatnia ofensywa w tej wojnie. Gdy złamiemy obronę wroga Meksykanie nie będą mieli już wyjścia i zgodzą się na pokój – powiedział Juan.
    - Obyś miał rację. Mam już dość tej wojny – poparł go Carlos.
    - Buch też już ma dość i chce do domu.
    - Ehh, dom – westchnął Juan.
    - A co z Antoniem? – spytał Carlos.
    - Zabrali go do szpitala dla czubków. Dzięki tobie.
    - Hej, ja mu nie kazałem kraść mojego najlepszego towaru – bronił się Carlos – Ale przecież go wypuszczą jak mu przejdzie, prawda?
    - Może – odparł Juan.

    San Luis Potosi, 30 stycznia 1937.

    Żołnierze Federacji dotarli w pobliże miasta, gdzie nawiązali pierwszy kontakt z wrogiem. Była to dywizja piechoty z brygadą artylerii, która spieszyła na pomoc stolicy. Na wieść o kapitulacji miasta cofnęli się w rejon San Lusi Potosi. Marsz znad granicy ze Stanami wyczerpał jednak żołnierzy Meksyku. Generał Orellana zarządził atak na wroga na następny dzień.

    [​IMG]


    Rejon San Luis Potosi, 31 stycznia 1937.

    Właśnie miało rozpocząć się natarcie wojska Federacji na pozycję wroga, gdy do siedziby generała Orellany przybył posłaniec z pilną wiadomością. Generał Orellana po jej odczytaniu natychmiast wydał rozkaz:
    - Zatrzymać atak!

    [​IMG]


    W następnym odcinku:
    Czy wojna z Meksykiem w końcu dobiegła końca?
    Czy Meksykanie zgodzą się na warunki FRCA?
    Czy nasi bohaterowie szczęśliwie wrócą do domów?
    Czy Antonio pozostanie w szpitalu dla psychicznie chorych?

    Tytuł następnego odcinka: Znowu razem!

    ------------------------------------------------
     

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie