Achtung - Deutschland!

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez Crystiano, 13 Listopad 2008.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXVI – Lepszy model

    [​IMG]

    *

    OD WASZYCH KORESPONDENTÓW ZAGRANICZNYCH

    *

    Jak zawsze, o życiu i śmierci człowieka zadecydował zbieg okoliczności, powtarzająca się reguła, decyzje podjęte znacznie wcześniej. Gdyby szwedzki szpieg nie wychylił się zza rogu ulicy, nie zginąłby. Gdyby wracał do domu inną drogą niż zawsze, nie zginąłby. Gdyby po pierwszym, niecelnym strzale rzuciłby się do ucieczki, prawdopodobnie nie zginąłby. Ale tu już było tylko prawdopodobnie. Gdyby wykonywał należące do niego obowiązki dyplomaty, a nie pracował dla szwedzkiego wywiadu, nie zginąłby. Gdyby nie był skutecznym, niebezpiecznym agentem, prawdopodobnie nie zginąłby. Gdyby nie trafił właśnie na Pierre’a, być może nie zginąłby.

    [​IMG]

    Gdy Pierre stał nad trupem agenta, patrzył na kawałki skóry, czaszki, krew i resztki mózgu, które stworzyły na śniegu wyróżniającą się, kolorową mozaikę, poczuł, że nie zniesie tego widoku, że coś w nim pęka, że dłużej tego nie wytrzyma…

    Zwymiotował.

    *

    Czang Kaj Szek pokiwał głową.
    -Niech tak będzie, generale Zang Ksue Liang – powiedział. – rozpatrzę pana propozycję, co do stworzenia wspólnego, silnego frontu przeciwko Japończykom. Jestem nawet skłonny ją zaakceptować.
    -Cieszę się generalissimusie – odparł Zang. – mam nadzieję, że mój podły czyn, którym było porwanie pana, pójdzie w zapomnienie. Kierowałem się najlepszymi intencjami.
    -Dobrze, generale. Może pan odejść.
    -Dziękuję, generalissimusie – ukłonił się generał, szybkim krokiem opuścił pokój.
    Kilka minut po odejściu generała, Czang Kaj Szek wezwał do siebie adiutanta.
    -Rozkazuję aresztować generała Zang Ksue Lianga – rzucił, uśmiechając się okrutnie. – natychmiast!
    -Tak jest!

    *

    Generał Zang szedł zadowolony ulicą Pekinu. Wszystko poszło zgodnie z planem – udało mu się nakłonić Czanga do zjednoczenia z pozostałymi chińskimi militarystami. A więc na szczęście nie tylko on dostrzegł błyskawicznie rosnące i nabierające na sile zagrożenie ze strony Japonii. Szkoda tylko, że musiał posunąć się aż do porwania generalissimusa. Ale na szczęście Czang zrozumiał jego zamiary i intencje.
    Po chwili zauważył kilku biegnących w jego stronę żołnierzy Kuomintangu. Stanęli naprzeciwko niego, wycelowali w niego z karabinów.
    -Ręce do góry, jesteś aresztowany! – rzucił ostro młody kapral.
    -To jakaś pomyłka – próbował oponować Zang. – jestem generał Zang Ksue Liang…
    -Tak! – odparł kapral. – z rozkazu samego generalissimusa Czang Kaj Szeka jesteś aresztowany!

    [​IMG]

    *

    OD WASZYCH KORESPONDENTÓW ZAGRANICZNYCH

    *

    18 marca, w godzinach popołudniowych, 22 Dywizja Piechoty pod dowództwem generała von Witzlebena, dotarła do Monachium. Oczekiwał tam już generał Eicke, wraz z podległą sobie 10 Dywizją Piechoty. Na osobisty rozkaz generała i dowódcy sztabu, generała Bayerleina,, poparty przez Adolfa Hitlera, obie dywizje zostały połączone w armię pod wodzą generała von Witzlebena.

    [​IMG]

    *

    Nie spełniła się ponura przepowiednia Goeringa, że bez dobrego lotnictwa Niemcy niczego nie zdziałają. Mimo zmniejszenia funduszy na modernizację lotnictwa bombowego, już 26 marca przed północą do stacjonujących pod Berlinem dywizjonów bombowych generała Grauerta dotarły pierwsze maszyny Dornier Do-17, zastępując Junkersy 52, które mimo sukcesów w czasie wojny z Danią były już samolotami nie najnowszymi, konieczna była ich modernizacja i zmiana na nowsze. Jako pierwsi nowe maszyny otrzymali piloci z dywizjonu KG2 „Holzhammer”. W tym wypadku sytuacja była początkowo diametralnie inna niż w przypadku modernizacji lotnictwa myśliwskiego – piloci przyzwyczajeni do swoich maszyn, na których wykonali wiele lotów bojowych w czasie walk z Danią, doskonale znając ich możliwości, zalety i wady, wcale nie chcieli wymieniać ich na nowe. Zmienili nastawienie, gdy poznali podstawowe zalety i mocne strony nowych samolotów – moc 1000KM, maksymalna prędkość do 410 km/h, udźwig tony bomb i trzy karabiny maszynowe.

    [​IMG]

    Były lepsze.

    Po prostu.

    CDN.
    Crystiano
     
  2. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXVII – Pozory

    Raeder stanął na baczność, powitał Hitlera gestem wyciągnięcia ręki. Wódz niedbale odwzajemnił gest, zwrócił się do dowódcy marynarki:
    -Witam, Raeder, zapraszam.
    -Tak jest, mein Führer.
    Weszli do biura, w którym pracował Hitler – dużego, widnego pomieszczenia. Wódz usiadł przy biurku, na którym leżała mapa. Raeder od razu ją poznał – dokładna mapa północnego Atlantyku, z Islandią i Grenlandią zaznaczonymi czerwonym długopisem. Raeder zrozumiał natychmiast, dlaczego został wezwany przez Wodza.
    -Okręty transportowe są już gotowe, Raeder – stwierdził Hitler.

    [​IMG]

    -Tak jest, mein Führer. Dzisiaj została zakończona ich budowa.
    -Wybornie. W takim razie możemy przerzucić oddziały na Islandię i Grenlandię, na tej ostatniej rozpocząć budowę pełnomorskiej bazy.
    -Obawiam się, że jeszcze nie jest to możliwe, mein Führer – zaoponował Raeder.
    -Dlaczego?!
    -Nie mamy wystarczającej ilości floty konwojowej. Nie będziemy w stanie zaopatrywać oddziałów w żywność, amunicję i materiały do budowy bazy.
    Hitler spojrzał na Raedera groźnie, postukał palcami w kant biurka. Nie był zadowolony.
    -Niech będzie – rzucił przez zęby Wódz. – natychmiast musimy mieć flotę konwojową w wystarczającej ilości. Natychmiast, Raeder. Zrozumiano?
    -Tak jest, mein Führer.

    *

    Adiutant Canarisa wpadł zziajany, oddychając ciężko, do gabinetu szefa wywiadu, rzucił po pokoju przerażonym spojrzeniem. Canaris zerwał się z krzesła.
    -Co się stało?!
    -Wpadł…nasz agent w USA…G16…wpadł – dyszał adiutant, szybko rzucając wyrazy.
    -Amerykanie wiedzą, że to nasz agent?
    -Chyba jeszcze nie…Ale znając życie lada chwila będą wiedzieli…

    [​IMG]

    -Niech to szlag jasny trafi! – warknął Canaris. Doskoczył do biurka, chwycił telefon. Czekał, klnąc pod nosem.
    -Dzień dobry, sekretariat ministra…
    -Canaris, z Neurathem, natychmiast! – krzyknął Canaris, przerywając sekretarce.
    -W jakiej sprawie, panie…
    -W bardzo ważnej! Natychmiast proszę dać ministra!
    -Łączę – usłyszał wyraźnie oburzony głos sekretarki.
    -Von Neurath, słucham pana, Canaris? – usłyszał pod dłuższej chwili głos ministra spraw zagranicznych.
    -Wpadł mój agent w Stanach Zjednoczonych. Albo już, albo lada chwila Amerykanie będą wiedzieli, z kim mają do czynienia. Do pana zapewne też przyjdzie powiadomienie o tym incydencie. Proszę powziąć wszelkie kroki zaprzeczające temu, że to nasz człowiek.
    -Co mam zrobić?
    -Cokolwiek, Neurath! Wysłać jakiś dyplomatyczny papierek, notę, sprostowanie, cokolwiek, rozumiesz?!
    -Dobrze. Postaram się. Chociaż raczej niczemu to nie pomoże, w szczególności zaś temu agentowi…
    -Oczywiście, że nie, Neurath – zaśmiał się nerwowo Canaris. – chodzi o pozory, rozumiesz? Pozory.

    *

    *

    -Doskonale, Neurath – ucieszył się Canaris, gdy minister spraw zagranicznych streścił mu zawartość informacji. – pozory zostały zachowane. Wszyscy wiedzą wszystko, oni wiedzą, że my kłamiemy, oni kłamią, a my o tym wiemy.
    -Relacje międzypaństwowe ulegną oziębieniu – stwierdził Neurath.
    -Naturalnie, Neurath – zgodził się Canaris. – ale to nie ma znaczenia. Żadnego znaczenia.

    *

    -Przecież powiedziałem wam wszystko! – wydarł się niemiecki agent, gdy zobaczył że Amerykanie prowadzą go prosto na plac egzekucji. – dla kogo pracuję, że jestem Niemcem…
    -Tak – zaśmiał się amerykański oficer, patrząc na agenta z kpiną w wzroku. – ty przyznałeś się do swoich zwierzchników, ale oni już do ciebie nie. Niemiecki minister spraw zagranicznych doradził nam, abyśmy zastosowali wobec ciebie surowe środki amerykańskiego prawa.
    Żołnierze ryknęli śmiechem.

    CDN.
    Crystiano
     
  3. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXVIII – Obawiają się naszej siły

    -Słyszał pan, mein Führer? – zapytał minister bezpieczeństwa, Franz Gürtner, podbiegając do Hitlera.
    -O czym, Gürtner? – zainteresował się Wódz.
    -Stalin zadecydował o zakazie aborcji w całym Związku Radzieckim. Nasz agent nawet nie musiał starać się zdobyć tych informacji, trąbią o tym w „Prawdzie”…

    [​IMG]

    -Co mnie interesuje, co wymyśla ten parszywy komunista – machnął ręką Hitler i już miał zamiar odejść, gdy Gürtner powiedział:
    -Pomyślałem, mein Führer, że może to pana zainteresować, szczególnie, że nie zależy nam na licznej populacji Słowian, szczególnie komunistycznych bandytów z kraju Lenina.
    -Masz rację, Gürtner – potwierdził Hitler. - obowiązkiem Słowian będzie w przyszłości tylko pracować dla nas. Płodność Słowian jest niepożądana. Niech używają prezerwatyw albo robią skrobanki - im więcej, tym lepiej*.Większa ilość Słowian oznacza rosnące ryzyko, że będą się buntować i stworzą realne zagrożenie dla naszej władzy.
    Gürtner stropił się, jednak ku jego zdziwieniu Hitler przybrał po chwili zadowolony wyraz twarzy.
    -Nie ma się czym martwić, Gürtner – uśmiechnął się. – nieważne, ilu byłoby Słowian, zwyciężymy z nimi i będą niewolnikami. Naszymi, rzecz jasna.
    W końcu jesteśmy Aryjczykami.

    *

    Krótko po północy 4 kwietnia naukowcy z koncernu IG Farben ogłosili zakończenie prac nad podstawowymi narzędziami mechanicznymi, dzięki którym praca w fabrykach miałaby być znacznie bardziej efektywna i przynosić większe niż dotąd zyski.

    [​IMG]

    *

    -Mein Führer! – zameldował się Goering.
    -Tak, Hermannie? – spytał Hitler, rozmawiający właśnie z Hierlem.
    -Dowiedziałem się, że zostały zakończone badania w koncernie IG Farben.
    -To prawda – przytaknął Hierl.
    -W związku z tym znajdą się wolne fundusze na…
    -…na badania nad nowymi modelami samolotów? – spytał Hitler, uśmiechając się pobłażliwe.
    -Tak, mein Führer! – podekscytował się Goering. – profesor Willy Messerschmitt stworzył już zarys projektu doskonałego myśliwca przechwytującego, zupełnie nowej klasy i jakości. Potrzebuję tylko funduszy i pańskiej zgody, mein Führer!
    -Hierl, nie mamy teraz bardziej niezbędnych i istotnych projektów na głowie?
    -Sądzę, że nie, mein Führer.
    -Dobrze. W takim razie zgadzam się na rozpoczęcie prac nad tym myśliwcem.
    -Doskonale, mein Führer! – ucieszył się Goering, uśmiechając się promiennie. – nie pożałuje pan tej decyzji! Zapewniam!
    -Na pewno nie – szepnął Hitler. – jeżeli już to ty pożałujesz tej decyzji.

    *

    Hierl i Goering złożyli podpisy na umowie, uścisnęli dłonie z właścicielem prężnie rozwijającego się koncernu lotniczego Focke – Wulfa, Heinrichem Focke. Szampan popłynął do kieliszków, mężczyźni wznieśli toast.
    -Cieszę się, że panowie zaufali właśnie mojej fabryce. To wielka duma, pracować dla III Rzeszy.
    -Mam nadzieję, że model samolotu będzie opracowany w możliwie najkrótszym czasie. Zależy nam na czasie.
    -Rozumiem, panie ministrze – skinął głową Focke. – oczywiście należy wziąć poprawkę, że jest to trudny projekt.
    -Nie wątpię – pokiwał głową Goering. – trudny, bo doskonałość jest trudna do osiągnięcia. Niemniej wybraliśmy pana fabrykę, bo jest uważana za jedną z najlepszych – świetni konstruktorzy, innowacyjne pomysły i efektywność. Taka opinia zobowiązuje.
    -Oczywiście, cieszy mnie, że mam tak dobrą opinię. Zrobię, co w mojej mocy, aby jak najszybciej opracować model samolotu, aby nasza Luftwaffe mogło z niego korzystać.
    -Dobrze. Proszę nie zmarnowac pomysłu Willy’ego Messerschmitta. On sam nie może teraz prowadzic prac nad samolotem, ale jego zarys pomysłu jest doprawdy doskonały.

    [​IMG]

    *

    5 kwietnia rozpoczęto formowanie nowych dywizji mających wejść w skład sił Wehrmachtu. Była to 44 Dywizja Piechoty i dywizja sztabowa, bezwzględnie konieczna, gdyż w skład szybko powiększającego się Wehrmachtu wchodziła tylko jedna dywizja tego typu.
    Dzień później zakończono formowanie dwóch dywizji piechoty, którym nadano numery 45 i 46. Dowództwo nad jednostkami objęli generałowie Hengen i Frederici. Dywizjom wydano rozkaz stacjonowania w okolicach Rostocka, do czasu otrzymania kolejnych rozkazów.

    *

    Hitler zdjął z nosa okulary, przetarł dłonią oczy, odłożył raport ministra wywiadu, spojrzał uważnie na Canarisa.
    -Jakie rozmiary mogą mieć te zbrojenia? – spytał po chwili.

    [​IMG]

    -Ciężko mi podać jakieś konkretne liczby, mein Führer – odparł Canaris. – moi agenci robią wszystko co w ich mocy w celu zdobycia bardziej konkretnych informacji. Niemniej jedno jest pewne – Amerykanie dali znacznie większe środki na rozwój sektora zbrojeniowego i rozwój armii.
    -Nie sądzę, aby Amerykanie mogli nam zagrozić – stwierdził Hitler. – to skostniała, wyizolowana demokracja, nie interesująca się tym, co dzieje się na świecie. Na pewno mają jednak duży potencjał, który nastawiony na zbrojenia, może obrócić się przeciwko nam.
    -Właśnie dlatego uznałem, że może to być ważne, mein Führer.
    -Słusznie, Canaris – pokiwał głową Hitler, pochylając się nad mapą USA. – możesz stwierdzić, czym spowodowane są amerykańskie zbrojenia i przygotowania?
    Canaris ukradkiem spojrzał na ministra spraw zagranicznych, von Neuratha. Ten wydawał się całkowicie zainteresowany tylko obrazem wiszącym na ścianie.
    Tylko oni dwaj wiedzieli o niedawnym incydencie w USA, gdy to w ręce Amerykanów wpadł niemiecki szpieg.
    -Trudno jednoznacznie określić przyczynę, mein Führer – odrzekł Canaris. – być może włoska interwencja w Etiopii, rosnące japońskie wpływy w Chinach…
    -A nasza polityka? Czy może być przyczyną?
    -Jest to całkiem możliwe…
    Hitler pokiwał głową.
    -Czyli się nas obawiają. Naszej siły.

    I słusznie, panowie.

    Bardzo słusznie.

    *

    Mapa wydana przez Niemieckie Towarzystwo Kartograficzne, z uwzględnionymi zmianami terytorialnymi po przyłączeniu Danii w granice Wielkiej Rzeszy:

    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano

    *Prawie dosłownie przytoczona autentyczna wypowiedź Martina Bormanna

    P.S. Z racji dzisiejszej daty najlepsze życzenia Szczęśliwego Nowego Roku dla wszystkich tu zaglądających:smile:
     
  4. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXIX – Interesy

    19 kwietnia, krótko po północy, zakończono przezbrajanie drugiego dywizjonu bombowy generała Grauerta, KG3 „Blitz”, w najnowsze maszyny typu Dornier Do-17.

    *

    -Mein Führer?
    -Tak, Neurath?
    -Przyszła do mojego ministerstwa propozycja handlowa, przedstawiona przez Ludowy Komisariat Spraw Zagranicznych Związku Radzieckiego.
    -I co w związku z tym?
    -Otóż chciałem pana zapytać o zdanie…
    -Pan zajmuje się dyplomacją. Jeżeli propozycja jest korzystna, należy ją przyjąć.
    -Dla Niemiec jest opłacalna, mein Führer. Obawiam się jednak, że będzie ona również korzystna dla Sowietów. Za korzystna.
    -Co to za propozycja? – zainteresował się Hitler.
    -Sowieci proponują nam wymianę ropy naftowej z okolic Kubania i kaukaskich zagłębi naftowych, w zamian za żywność, szczególnie zboże, produkty przetworzone, trzodę chlewną…
    -Za nic nie można zaakceptować tej propozycji! – krzyknął Hitler. – dobrze, że przyszedł pan po radę, Neurath.
    Hitler oparł się rękoma o blat biurka, zamyślonym wzrokiem spojrzał w okno.
    -Neurath, wiesz dlaczego Sowietom zależy na tej umowie, szczególnie właśnie na tym zaopatrzeniu, które mieliby dostawać za ropę naftową?
    -Zapewne zaopatrzenia im brakuje, a ropy naftowej mają pod dostatkiem – odparł minister.
    -Tak, Neurath. A wiesz, dlaczego? – spytał Hitler i zanim Neurath zdążył cokolwiek powiedzieć, sam odpowiedział sobie na to pytanie:
    -W 1932 r. Stalin nakazał przymusową kolektywizację wsi. Najbardziej uderzyła ona w Ukrainę – spichlerz ZSRR, zamieszkiwany jednocześnie przez ludność o nastawieniu antysowieckim i dążeniach niepodległościowych. Zmarły miliony ludzi, a rolnictwo Sowietów znalazło się w sytuacji krytycznej. Pewnie do dzisiaj gospodarka odzyskała nieco możliwości, ale sytuacja wciąż jest niedobra, a nastawienie Ukraińców jeszcze bardziej wrogie w stosunku do Sowietów niż dawniej.
    -Naturalnie, mein Führer.
    -Dlatego nie możemy zgodzić się na tą umowę, gdyż oznaczałaby ona nie tylko reperację sytuacji rolnictwa, ale także zmniejszyłaby niezadowolenie i wolę buntu Ukraińców. A na to nie możemy pozwolić. Głównym celem naszej przyszłej ekspansji będzie Wschód. Narody zamieszkujące ZSRR będą nam potrzebne, Neurath. Pamiętając Wielki Głód i inne represje, witać nas będą jak wyzwolicieli. Dlatego nie możemy zmieniać im obrazu Sowietów jaki zapamiętali z pierwszej połowy lat 30 – tych.

    To się po prostu nie opłaca.

    [​IMG]

    *

    26 kwietnia fabryki Kruppa i Porsche’a zakończyły produkcję samochód pancernych SdKfz.231 8-Rad , z których sformowano trzy pełne brygady. Utworzone brygady zdecydowano dołączyć do trzech dywizji pancernych, tworzących 1 Armię Pancerną pod dowództwem generała broni Ewalda von Kleista.

    [​IMG]

    [​IMG]

    -Bardzo się cieszę, że brygady samochodów pancernych trafiły właśnie do moich dywizji – zwrócił się von Kleist do Bayerleina.
    -Proszę je tylko dobrze wykorzystać – uśmiechnął się Bayerlein. – to znaczące uzupełnienie i wzmocnienie sił pancernych. Nie można zmarnować ich potencjału.

    *

    Pola makowe, których czerwień aż biła w oczy, rozpościerały się na ogromnej przestrzeni. Pracowały tutaj dziesiątki ludzi, pilnowane przez strażników, krzykiem i batem zachęcane do efektywniejszej pracy.
    -Moglibyśmy zatrzymać się, pstryknąć zdjęcia, popytać? – zagadnął Kurt Seidler swojego chińskiego pomocnika i woźnicę, Tao.
    -Nie, panie Seidler, lepiej nie – odparł Chińczyk. – ci z Zielonego Gangu nie lubią obcych. Szczególnie Europejczyków. Będzie dobrze, jeżeli przejedziemy bez żadnych przeszkód.
    -Przecież mamy te specjalne przepustki wystawione przez generała Falkenhausena, respektowane na całym terytorium kontrolowanym przez oddziały Kuomintangu.
    Chińczyk zaśmiał się serdecznie.
    -To tylko kawałek papieru, panie Seidler. Nic więcej.
    Kurt pokiwał głową. Rzeczywiście, przepustka była tylko pozorem bezpieczeństwa.
    -A ty wiesz coś więcej o tym Zielonym Gangu? – spytał Chińczyka.
    -Trochę plotek mi się obiło o uszy, panie Seidler.
    -To opowiedz.
    Chińczyk cmoknął na konia, plunął na ziemię.
    -Przywódca Gangu, „wielkouchy” Tu Yueh-sheng już w latach 20 – tych wsparł Czang Kaj Szeka. Dał mu pieniądze i poparcie, wtedy kiedy było mu ono najbardziej potrzebne. Oczywiście nie bezinteresownie i z dobrego serca – zaśmiał się Chińczyk. – dzięki temu teraz Zielony Gang ma całkowity monopol na produkcję i handel opium. Takich plantacji jak ta jest bardzo wiele, wszędzie wykorzystują niewolniczą pracę miejscowej ludności. Sami czerpią ogromne zyski, opium jest wysyłane nawet poza granice Chin. Oczywiście bezpieczeństwo inwestycji zapewnia Czang Kaj Szek i Kuomintang.
    -Rozumiem – pokiwał głową Seidler. – interesy.
    -Oczywiście – uśmiechnął się Chińczyk. – interesy.

    Jak zawsze.

    [​IMG]
    „wielkouchy” Tu Yueh-sheng

    [​IMG]

    *

    W odróżnieniu od radzieckiego, niemieckie rolnictwo stało na wysokim i bardzo nowoczesnym poziomie. Dobre gleby, duże, wyspecjalizowane gospodarstwa, liczne maszyny rolnicze. Kolejnym, wielki atutem niemieckiego rolnictwa stało się opracowanie przez chemików z koncernu MAN AG licznych środków chwastobójczych, użyźniających i przynoszących znacznie większe plony z pól, wszystko to opracowane pod wspólną nazwą roboczą „Agrochemia”.
    -Doskonale – pochwalił Hitler, gdy wraz z Hierlem dokonał inspekcji i zobaczył efekty stosowania nowych środków rolniczych wynalezionych przez specjalistów. – rozwinięte rolnictwo i przemysł jest podstawą potęgi naszego państwa.
    -Też tak uważam, mein Führer – zgodził się Hierl. – w związku z tym poparłem projekt przedstawiony przez specjalistów z IG Farben, dotyczący dalszego unowocześnienia i rozwinięcia maszyn i narzędzi przemysłowych.
    -Dobrze. Przemysł ma pracować pełną parą! Samoloty, działa, czołgi, mają być produkowane w największej możliwej skali!

    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano
     
  5. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXX – Sabotaż

    John Taylor, niemiecki szpieg w Wielkiej Brytanii, działał bez żadnych przeszkód. Cichy, niepozorny, wiedzący kogo, gdzie i jak pytać.
    I w jakiej formie płacić za wiadomości.
    Alkohol, cygara, złoto, zegarki.
    A czasem tylko bukiet kwiatów, maślane oczy, piękne słowa…
    Tak było tym razem.

    -Ale było wspaniale, Johny – powiedziała Alice, młoda Angielka z Londynu, opierając głowę o jego ramie. – dawno się tak dobrze nie bawiłam…
    -Cieszę się, Alice – odparł Taylor, kłaniając się lekko i uśmiechając dystyngowanie. – ale cała przyjemność po mojej stronie.
    -To bardzo się cieszę – odparła. – usiądziemy? Te amerykańskie tańce bardzo mnie zmęczyły – spytała, wskazując na ławkę nad Tamizą.
    -Oczywiście, usiądźmy.
    Alice już miała usiąść na ławce, gdy Taylor powiedział:
    -Alice, poczekaj. Ławka jest mokra, jeszcze się przeziębisz.
    Wyjął z kieszeni płaszcza chustkę, starannie wytarł ławkę.
    -Dziękuję, Johny. Jesteś niezwykle miły.
    Przez chwilę siedzieli w ciszy, wpatrując się w gwiazdy i przeciwległy brzeg rzeki.
    -Chciałabym, żeby tak było zawsze – powiedziała dziewczyna po chwili. – żebyśmy tak siedzieli razem, patrzyli na gwiazdy…
    -Ja też chciałbym, Alice.
    -Marzenia…A jutro kolejny dzień jak co dzień, w zakładach de Havillanda…
    -A co tak, źle ci w pracy? – zainteresował się żywo Niemiec. Cała ta randka była przez niego wymyślona w celu zdobycia informacji o pracach prowadzonych w zakładach lotniczych. Już myślał, że nic się nie dowie, a tu nagle taki promyk nadziei.
    -Nie źle, tylko ciężko – westchnęła. – na ukończeniu są prace nad nową maszyną, samolotem transportowym. Wiesz jak to jest, ostatnie przygotowania, zamieszanie, pośpiech, żeby zrobić w terminie…
    -Rozumiem – pokiwał głową. – ale pewnie zawsze tak jest, gdy kończy się jaki projekt, prawda?
    -Nie do końca, Johny. Ten samolot jest ważny dla sił zbrojnych, nie tylko lotnictwa. To maszyna transportowa. Słyszałam, że istnieją plany dostarczania żołnierzy właśnie tymi samolotami na przykład na tyły wroga.
    -Rozumiem. Chociaż nie bardzo – szybko się poprawił, zdając sobie doskonale sprawę, że często lepiej udać głupka. – nie znam się zbytnio na wojsku i tego typu sprawach. Ale rzeczywiście, brzmi to dosyć poważnie…
    -Nawet sobie nie wyobrażasz jak, Johny. W naszej fabryce był i minister lotnictwa i minister zbrojeń, jacyś specjaliści…
    -Nie martw się, wkrótce jak skończycie prace, zapewne uspokoi się nieco…

    *

    -Dziękuję, że mnie odprowadziłeś do pracy, Johny – powiedziała Alice. – jesteś kochany.
    -Nie ma za co, Alice.
    -Nie spóźnisz się do pracy w porcie?
    -Nie, Alice – odparł, uśmiechając się. Praca w porcie – nie wiele mówiące, neutralne i wiarygodne. W sam raz dla szpiega. – dzisiaj mam na późniejszą godzinę.
    -A to dobrze. Spotkamy się wieczorem?
    -Dzisiaj nie mogę, Alice, będę musiał dłużej posiedzieć w pracy. Jutro ci to wynagrodzę. Nie gniewasz się?
    -Nie, głuptasie – odparła, całując go. – lecę, pa.
    Gdy tylko Alice zniknęła w budynku, szpieg ruszył szybkim krokiem, starannie przyglądając się zabudowaniom fabrycznym. Brama z dużym logo de Havillanda, pilnowana przez jednego żołnierza w stróżówce, widać, że nie zbyt skwapliwego, jeżeli chodzi o wykonywanie służby.

    [​IMG]

    Duży hangar – w nim zapewne prototyp samolotu. Trzy budynki fabryczne z czerwonej cegły, nie różniące się od siebie specjalnie. Zastanowił się, gdzie może być główne biuro projektowe, czy jakieś archiwa, zawierające dokumentację badań. Na pierwszy rzut oka nie zauważył niczego takiego. Nie zmartwił się tym – zazwyczaj jego akcje w znacznej mierze były improwizacją i szybkim przystosowywaniem się do okoliczności. Poradzi sobie.
    Ruszył w kierunku swojego mieszkania. Szedł spokojnym, pewnym krokiem, nie zwracając uwagi na przechodniów, ale też nie uciekając przed ich wzrokiem. Przeciętny, zmierzający do pracy Anglik. Po wszystkim nikt, zupełnie nikt nie będzie pamiętał, że przebywał w pobliżu fabryki.

    *

    Pistolet. Z tłumikiem. Przecież nie jest idiotą czy samobójcą.
    Latarka. Będzie ciemno, a włączenie tam światła w rachubę nie wchodzi. Przyda się.
    Zapalniczka. Przecież nie będzie ze sobą tachał kanistra benzyny. Chociaż może się takowy znajdzie na miejscu.
    Aparat fotograficzny. Zanim się coś zniszczy, warto to sfotografować. Może się przydać.
    Ampułka cyjanku. A nuż się coś nie uda. Strzeżonego Pan Bóg strzeże.
    Jeszcze raz rozejrzał się po pokoju. Zabrał zupełnie wszystko, co mogło okazać się potrzebne.

    *

    Do zamknięcia fabryki pozostawały jeszcze 2 godziny. Siedział na ławce naprzeciwko, przyglądając się jak kolejne grupy robotników opuszczają zakład. Wreszcie, około północy, wyszła ostatnia zmiana. Ucichło, wewnątrz pogasły wszystkie światła. Taylor uśmiechnął się – na noc musiał pozostawać w fabryce jakiś stróż. On wskaże mu miejsce, gdzie znajdzie dokumentacje projektu.

    *

    Podszedł do bramy. Żołnierz w stróżówce, stojąc, spał w najlepsze. Mimo to, lepiej nie kusić losu.
    Cichy strzał prosto w twarz i żołnierz zapadł w sen znacznie dłuższy od poprzedniego.
    Kluczami, które zabrał żołnierzowi, otworzył bramę. Bezpieczeństwo całego projektu miał zapewniać ten jeden żołnierz w stróżówce.
    -„Anglicy!” – zaśmiał się Niemiec w duchu.
    W jednym z pokojów na parterze zobaczył palące się światło. Tam musiał przebywać stróż. Szybko podszedł do drewnianych drzwi do pomieszczenia. Przez chwilę zastanowił się, czy nie lepiej wywabić stróża na zewnątrz, ale doszedł do wniosku, że nie. Może dojść do szamotaniny, hałasu. Rzeczy wysoko niepożądanych przy takiej akcji.
    Cicho, prawie niesłyszalnie otworzył drzwi. Stróż, starszy już mężczyzna siedział na krześle tyłem do niego, całą uwagę poświęcając trzymanej w ręce gazecie.
    Taylor podszedł do niego, wykopał krzesło. Mężczyzna krzyknął przestraszony, spadł na podłogę.
    -Wstawaj – polecił Niemiec, celując do niego z pistoletu.
    -O Boże, co się dzieje? – zaskomlał stróż.
    -Nie gadaj, tylko słuchaj – warknął Niemiec. – prowadź do dokumentów projektu. Szybko.
    Stróż wahał się jeszcze przez chwilę, ale Niemiec miał w ręku argument nie do pobicia. Zapytał więc jeszcze tylko:
    -Jak zaprowadzę do dokumentacji, nic mi pan nie zrobi?
    -Nie – odparł Taylor. – prowadź prędko.
    Stróż ruszył korytarzem szybkim krokiem. Chciał zapalić światło, ale Taylor powiedział:
    -Nie zapalaj światła. Mam latarkę.
    Snop światła oświetlił korytarz. Po kilku minutach dotarli do dużych, metalowych drzwi. Stróż zaczął nerwowo wybierać klucz, wreszcie zdołał otworzyć drzwi.
    Znajdowało się tutaj pełno drewnianych szafek i sejfów. Stróż otworzył jedną z szafek, podał Niemcowi kilka grubych teczek. Taylor przejrzał je szybko – dotyczyły projektu. Była to jednak tylko cześć dokumentacji.
    -Gdzie reszta dokumentów? – zapytał stróża.
    -Starsze dokumenty zostały już wywiezione do jakiegoś tajnego archiwum, nie wiem gdzie. To są dokumenty dotyczące aktualnych prac nad projektem.
    Taylor stropił się. Nie uda mu się spowodować całkowitego upadku projektu. Jednak sabotaż części badań jest już całkiem opłacalny.
    Sfotografował kilka kartek, rysunków i zdjęć, po czym rzucił teczki na ziemię, wyjął zapalniczkę, zapalił. Ogień pochłonął papier niezwykle szybko.
    -Mogę odejść? – spytał stróż. – pokazałem panu dokumenty. Obiecał pan, że nic mi się nie stanie...
    -A rzeczywiście, obiecałem – przypomniał sobie Niemiec, celując w stróża z pistoletu. – no cóż, chyba kłamałem.
    Strzelił.

    *

    Szybko pobiegł do hangaru. Nie mylił się – znajdował się tutaj samolot, nad którym pracowano. Rozejrzał się po hangarze – z zadowoleniem zobaczył kanister benzyny. Chwycił go, chlusnął na samolot. Charakterystyczny zapach benzyny rozszedł się po całym hangarze.
    Samolot zapłonął.

    [​IMG]

    *

    Gdy znajdował się już daleko od fabryki, usłyszał przeciągłą syrenę alarmową.
    Znowu mu się udało.
    Oby było tak jak najdłużej.

    CDN.
    Crystiano
     
  6. Crystiano

    Crystiano Nowy

    Dzięki aves, na kolejny odcinek zapraszam jutro;)
    ===============

    Dodano:
    ROZDZIAŁ XXXI – W Ameryce gorąco

    CDN.
    Crystiano
     
  7. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXII – Klamka zapadła

    *

    17 maja w koncernie Opel zakończono prace nad warsztatami naprawczymi pojazdów. Było to konieczne, gdyż wojsku brakowało takich odwodowych zakładów, gdzie mechanicy szybko mogliby przywracać pojazdy bojowe do stanu używalności. Prace, przeprowadzone przez specjalistów z Opla uznali jednak nie tylko wojskowi, ale również cywile.

    [​IMG]

    Dał o sobie znać stary problem – na jakie badania poświecić fundusze? Rzecz jasna, wśród ministrów nie było co do tego zgody. Hitler, pragnąc zapoznać się z propozycjami ministrów i spośród nich wybrać najlepszą, zdecydował się zorganizować posiedzenie Rady Ministrów.

    *

    -Lotnictwo, drodzy koledzy! – dyszał Goering, rzucając dookoła gniewne spojrzenia. – to podstawa! Wnioskuję o rozpoczęcie badań nad kolejnym modelem samolotu…
    -Nasi naukowcy pracują już nad dwoma modelami – przerwał mu Hierl.
    -I doskonale!
    -Powinniśmy rozpocząć badania mające na celu rozwinięcie naszego przemysłu i rolnictwa. Specjaliści mają już bardzo dobre projekty, w każdej chwili mogą zacząć prace…
    -Mowy nie ma! – przerwali mu wspólnie Bayerlein i Guderian, który na posiedzenie został zaproszony jako jeden z głównych strategów i twórca doktryn wojskowych. – pracujemy już nad narzędziami mechanicznymi i jakąś maszyną liczącą, do niczego nikomu niepotrzebną, a ty wymyślasz nam trzeci projekt?
    -Nie zdajecie sobie sprawy z istoty i wagi tych projektów...
    -Należy rozpocząć prace nad sprzętem wojskowym, szczególnie artylerią, czołgami. Konstruktorzy mają pomysły na projekty, które o lata wyprzedziłyby europejskie standardy…
    Nagle Raeder zaśmiał się głucho i drwiąco. Wszyscy odwrócili się w jego stronę.
    -Wasze idee, pomysły, kłótnie! Zajmujemy się dwoma technologiami lotniczymi czy przemysłowymi – mało, za mało, chcemy badać trzy! Mamy nowoczesny sprzęt, dorównujący, ba, nawet przewyższający europejski – nie, trzeba mieć jeszcze lepszy! A ja, drodzy panowie, od dawna staram się o przydzielenie funduszy na projekt niszczyciela, którego podobne modele mają od dawna Brytyjczycy czy Francuzi. Wy chcecie wyprzedzać a ja chcę dogonić Europę i standardy, których, niestety, nie spełniamy.
    Zapadła cisza, nikt nie mógł znaleźć żadnego kontrargumentu. Hitler, dotąd tylko przysłuchujący się rozmowie, stwierdził:
    -Admirał Raeder ma rację. Zgadzam się na przeznaczenie wolnych funduszy na opracowanie nowego rodzaju okrętu.
    Raeder skinął głową, triumfująco spojrzał po kolegach.
    -Dziękuję, mein Führer. Specjaliści i naukowcy ze stoczni w Wilhelmshaven niezwłocznie przystąpią do pracy.

    [​IMG]
    *

    -Nie tylko my brzydzimy się tym robactwem – pokiwał głową Alfred Rosenberg, jeden z głównych ideologów i szara eminencja NSDAP.

    [​IMG]

    -O czym mówisz, Rosenberg? – zainteresował się Hitler.
    -Proszę spojrzeć, mein Führer – odparł, podając Hitlerowi gazetę.
    -Palestyna? – upewnił się Hitler, spoglądając na zdjęcie, które przedstawiało tłumy ludzi próbujące wydostać się z dużego parowca, co skutecznie uniemożliwiali im brytyjscy żołnierze.

    [​IMG]

    -Tak, mein Führer – potwierdził Rosenberg. – Żydzi emigrują do Palestyny w ogromnych ilościach. Jak plaga…Szarańcza – wykrzywił twarz w obrzydzeniu. – dlatego brytyjski rząd…

    *
    -Nie widzisz żadnego innego wyjścia? – upewnił się jeszcze brytyjski minister bezpieczeństwa, John Simon.
    -Nie, panie ministrze. Tylko tak możemy powstrzymać tą falę emigracji. – odparł sekretarz kolonii, Malcolm John MacDonald.
    -Niech więc pan powie, co proponuje.
    -Musimy wprowadzić ograniczenia – pokiwał brytyjski gubernator Palestyny. – liczba Żydów, którzy w każdym miesiącu przybywają do Palestyny jest zatrważająco wysoka, zaczyna to powodować problemy zaopatrzeniowe i mieszkaniowe i potęgujący się gniew ludności arabskiej. Jak nie zmniejszymy rozmiarów emigracji, będzie coraz trudniej utrzymać stabilność i spokój na podległych mi terenach.
    -Naturalnie, to zrozumiałe. W takim razie powinniśmy ustalić jakieś konkretne liczby, ilu Żydów może przybywać do Palestyny…
    -Już nad tym myślałem, panie ministrze. Uznałem, że w ciągu pierwszych pięciu lat liczba przybywających imigrantów nie może przekroczyć 75 tysięcy. W następnych latach ustalalibyśmy to wspólnie z ludnością arabską.
    -Dobrze. Pan jest znawcą tematu i całkowicie opieram się na pańskim zdaniu. Sądzę, że zarówno król, jak i Izba Gmin, poprze ten pomysł.
    -Cieszę się, panie ministrze. To jedyne wyjście z tej patowej sytuacji.

    [​IMG]

    [​IMG]
    Malcolm John MacDonald, na zdjęciu drugi od lewej

    *

    Wydanie „Białej Księgi” spowodowało wściekłość i gniew ludności żydowskiej. Wobec narastającego w całej Europie, szczególnie w Niemczech, antysemityzmu, licznych pogromów, represji i prześladowań, emigracja do Palestyny była dla wielu Żydów jedynym możliwym sposobem na dalsze, normalne życie. W odpowiedzi na wprowadzenie zasad zapisanych w „Białej Księdze” wybuchły z całą siłą manifestacje, protesty, doszło do walk.

    [​IMG]

    *

    -Wpuście nas! – krzyczał stary rabin, w jarmułce i pejsach. – to nasza ziemia, nasza, rozumiecie?!
    Brytyjscy żołnierze nie reagowali, nadal stojąc z karabinami w rękach wycelowanymi w tłum Żydów.
    -To po to uciekaliśmy tysiące kilometrów od tych rasistów z NSDAP, żebyście zatrzymali nas u celu drogi?! – wrzeszczała młoda Żydówka, wtórowała jej matka, rzucając na żołnierzy niewybredne przekleństwa.
    -Wracajcie, skąd przyszliście! – krzyknął brytyjski oficer, który podjechał na koniu. – nie zostaniecie wpuszczeni do Palestyny. Limity się wyczerpały na ten miesiąc.
    -Nie będzie mnie jakiś dureń z powrotem wyganiał do Europy! – krzyknął młody Żyd, rzucił się na żołnierzy z pięściami.
    Jeden szeregowiec powalił go na ziemie, co nie uspokoiło Żyda, który miotając przekleństwa zerwał się z ziemi, znowu rzucił się na żołnierzy. Brytyjczyk nie wytrzymał nerwowo, wypalił z karabinu. Żyd wrzasnął, zalał się krwią, runął martwy na ziemie.
    -Syna mi ubili, syna, mordercy, antysemici! – ryknął jak opętany starszy już Żyd, w jego ręku błysnął wielki, zdawać mogłoby się, że rzeźnicki nóż. Skoczył do przodu, ciął brytyjskiego żołnierza w krtań. Ten jęknął tylko, upadł, zatrząsł się w konwulsjach. Żydzi ryknęli bojowo, rzucili się na szereg żołnierzy. Brytyjczycy cofnęli się kilka kroków, otworzyli do tłumu ogień z karabinów.

    *

    -Doskonale, Rosenberg, doskonale! – ucieszył się Hitler. – łatwiej będzie wytępić ta zarazę, gdy zostanie w Europie. Nie trzeba będzie się za nimi uganiać po Bliskim Wschodzie.

    Klamka zapadła.

    CDN.
    Crystiano
     
  8. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXIII – Wrogowie i przyjaciele

    -Panie ministrze, telefon do pana – zwróciła się sekretarka do Goeringa.
    -Kto dzwoni? – zapytał Hermann, poprawiając mankiety mundury i podchodząc do telefonu.
    -Dyrektor zakładów lotniczych Heinkla.
    -Dobrze.
    Goering sięgnął po telefon.
    -Tak?
    -Dzień dobry, panie ministrze, zamówiona ilość samolotów myśliwskich model Arado Ar 68 jest już gotowa.
    -Doskonale – ucieszył się Goering.
    Odłożył słuchawkę, zwrócił się do sekretarki:
    -Połącz mnie z Breslau, z generałem Sperrle.
    -Już panie ministrze. Proszę.
    -Sperrle?
    -Tak, panie marszałku, melduję się na rozkaz.
    -Wybornie, Sperrle. W fabryce Heinkla zostało już wykonane moje zamówienie. W najbliższych dniach otrzyma pan myśliwce w liczbie wystarczającej na sformowanie kolejnego dywizjonu lotniczego pod pańskim dowództwem.
    -Wspaniale. Bardzo się cieszę, panie marszałku. Wreszcie mój 1 Korpus Lotniczy będzie stanowił znaczącą siłę bojową.
    -Ja również się cieszę, Sperrle, doskonale wiesz, że uwielbiam naszych myśliwskich asów. Powiem panu więcej, Sperrle – już uzyskałem zgodę Führera na formowanie kolejnej formacji myśliwskiej.

    [​IMG]

    *

    -Szybko, Tao, szybciej – poganiał chińskiego woźnicę Kurt Seidler, jedną ręką mocując się z aparatem fotograficznym, w drugiej trzymając duży notatnik.
    -Staram się, panie Seidler, ale konie już ledwo dyszą – odparł Chińczyk.
    -Dam ci pieniądze na nowe – krzyknął Seidler. – tylko się pośpiesz, muszę to opisać, w końcu wojna to najlepsza podstawa do dobrego reportażu.
    -A tam, taka wojenka, panie Seidler, w Chinach to nic nowego – machnął ręką niedbale Tao.
    -Niekoniecznie, przyjacielu – zaśmiał się Kurt. – nie w przypadku, gdy po przeciwnych stronach barykady stają dawni towarzysze i sojusznicy.

    [​IMG]

    Kurt wyjął z kieszeni płaszcza pióro, mimo że wóz kolebał się na wybojach i dziurach polnej drogi, on szybko pisał:

    -Stać! Nie można dalej przejechać! – zatrzymało ich dwóch żołnierzy Kuomintangu.
    -Jestem dziennikarzem, proszę mnie przepuścić. Pojadę tam na własną odpowiedzialność – odparł Kurt i po chwili zaśmiał się w duchu. Nikomu tu nie zależało na jego życiu, po prostu żołnierzom Kuomintangu zabroniono przepuszczania obcokrajowców, aby nie zobaczyli siły i niewątpliwie szybkich postępów armii Li Zongrena.
    -Nie wolno! – odpowiedział twardo i kategorycznie Chińczyk.
    Kurt zsiadł więc z wozu, spojrzał w dal. Na horyzoncie widniały już łuny, wznoszące się wysoko na bezchmurnym niebie. Zobaczył wielu dziennikarzy, którzy podobnie jak on chcieli na gorąco zrelacjonować początki wojny, jednak także zostali zatrzymani przez posterunek. Kilka metrów od niego stało dwóch korespondentów z Japonii. Doskonale rozumiał, o czym rozmawiają.
    -Chińczycy! – zaśmiał się jeden z nich.
    -Sami siebie wpędzają w przepaść – stwierdził drugi. – wątpię, żeby ten „wielki” Czang Kaj Szek poradził sobie z dwoma wrogimi.
    -Walczą zawzięcie o władzę, z którą i tak nie będą potrafili nic zrobić.
    -Niczego nie nauczyli się od 1931 roku.
    -I lepiej – odparł ze śmiechem drugi. – nie będzie dla naszej amii i Cesarza problemem podbić te, mimo wszystko, bogate i urodzajne ziemie.
    Roześmiali się obaj, jeden sięgnął po aparat fotograficzny, sfotografował łuny wznoszące się na horyzoncie.

    *

    5 czerwca naukowcy z koncernu AEG zakończyli prace nad maszyną liczącą. Pozwoliło to na rozpoczęcie zaawansowanych prace w dziedzinie kryptografii.

    *

    -Hm, jeżeli element A podłączę do części C, między nie wsadzę element B, po czym połączę przewodem – mruczał do siebie Konrad Zuse, młody ale już wybitny niemiecki informatyk i matematyk.
    -Cześć, Konrad – usłyszał głos z zewnątrz. – można wejść?
    -Andreas? – ucieszył się Konrad, odkładając na biurko śrubokręt i wycierając chusteczką zaparowane szkła okularów. – jasne, wejdź.
    Do pokoju naukowca, zagraconego kablami, metalowymi elementami i narzędziami wszedł w wojskowym mundurze Andreas, uściskiem ręki przywitał się z Konradem.
    -O, prosto z jednostki przybyłeś?
    -Tak, dostałem przepustkę.
    -To świetnie, siadaj, pogadamy, dawno strasznie się nie widzieliśmy. Kiedy to było?
    -Rok temu, jak kończyłem szkołę – odparł z uśmiechem Andreas. – nie było zupełnie okazji i czasu. A dzisiaj jestem w Berlinie, więc pomyślałem, że cię odwiedzę.
    -Oczywiście, że tak! Doskonale – odparł z radością Konrad. – napijesz się herbaty?
    -Z chęcią, jak masz…
    -Czekaj, gdzieś tu musi być…Zobacz, czy nie ma jej pod tymi papierami.
    -Nie ma.
    -A tutaj, za tą skrzynką?
    -Też nie.
    -No niech to szlag, gdzie ja ją odkładałem…
    -Nieważne, Konrad – zaśmiał się Andreas. – nie mam tyle czasu, żeby całe odwiedziny poświecić poszukiwaniu herbaty…Widzę, że nad czymś pracujesz?
    -A tak, wczoraj zacząłem. Dostałem zlecenie wprost od ministra przemysłu, wiesz, Hierla.
    -A co to takiego? – zainteresował się Andreas. – niczego mi nie przypomina.
    -Urządzenie szyfrujące – odparł dumnie Konrad. – to znaczy, tym ma być, na razie to masa przewodów, zębatek, i metalu. Ale mam sporo czasu, więc za jakiś czas będzie to bardziej przypominać poważne urządzenie.

    [​IMG]

    -To będzie bardzo ważny wynalazek – pokiwał głową Andreas.
    -Naturalnie – potwierdził Konrad. – nawet ważniejszy niż przypuszczałem. Wyobraź sobie, że powiedziano mi, że lada dzień mam przenieść się do jakiejś specjalnej pracowni i tam, w pełnym spokoju i bezpieczeństwie pracować nad maszyną.
    -To dobrze – odrzekł Andreas. – w końcu tak istotne badania powinny być objęte jakąś klauzulą tajności.
    -Tym bardziej, że to urządzenie to wielka innowacja i przełom. Wątpię, aby jakikolwiek kraj posiadał tego typu maszynę. Bardzo Wam się przyda.
    -Jakim Nam? – nie zrozumiał Andreas.
    -Wam, żołnierzom, armii. W końcu jesteś żołnierzem, co nie?
    -No tak, jestem – odparł Andreas z goryczą w głosie, której jednak Zuse nie dosłyszał.

    CDN.
    Crystiano


    P.S. Dzięki Oxenstierna, staram się:)
    P.P.S Dzięki dla Brandalfa za sugestie i poprawki co do odcinka:)
     
  9. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXIV – Pan i Władca

    -Próbowałem, tego nikt nie może mi odmówić. Żądałem sprawiedliwości, błagałem o pomoc, wierzyłem w skuteczność Ligi Narodów. Nie uznali przedstawionych przeze mnie, Cesarza, pomazańca Bożego, postulatów. Ich słowa były kłamliwe i dające złudną nadzieje, a obietnice puste i bezwartościowe. Nic nie zrobili Włochom, którzy jak zaraza spadli na Mój kraj. Nic, zupełnie, tylko jakieś bezwartościowe sankcje, które Włochom nie przeszkodziły. Brytyjczycy, Francuzi, nie dostrzegli mojego majestatu. Oburzające! Czy oni są ślepi? Tak, są , bez wątpienia.
    Ślepi głupcy.
    A teraz ci biali najeźdźcy zdobywają Mój kraj, łupią Moje bogactwa i obniżają Mój prestiż. A ja zupełnie nic nie mogę zrobić. Ja, Hajle Sellasje, cesarz Etiopii!

    [​IMG]

    Doradcy i najbliżsi współpracownicy, ludzie głupi i bez umiejętności, na swoich stanowiskach tylko ze względu na zdolność przypodobania się cesarzowi, kiwali głowami, skwapliwie potwierdzając słowa Cesarza.
    Hajle Sellasje spojrzał w dal. Na horyzoncie tliły się już łuny. Włosi byli coraz bliżej.
    -Moja armia ich powstrzyma – rzekł z dumą. – a jak nie, to każe ich powiesić! Wszystkich, co do jednego! Nie pozwolę, żeby na świecie myślano, że nie potrafię sobie poradzić z parszywymi białymi najeźdźcami.
    Doradcy spojrzeli na siebie ze strachem i zdziwieniem. Klęska była już faktem, a Cesarz jej nie dostrzegał. Albo, co bardziej prawdopodobne, nie chciał dostrzec. A oni, mimo że byli posłusznymi wykonawcami każdej jego woli, marionetkami, głupcami bez własnego zdania i zdolności, chcieli przeżyć. Dlatego jak na sygnał padli na twarze przed, zaczęli mówić jakby czytali gotową formułkę:
    -Wasza Cesarska Mość, czy możemy zostać wysłuchani?
    -Mówcie – machnął ręką obojętnie cesarz.
    -Prosimy, Waszą Cesarską Mość o upuszczenie kraju. Wojna z pewnością zakończy się naszym zwycięstwem, ale Wasza Cesarska Mość nie może ryzykować swojego życia.
    -Słusznie mówicie – przytaknął cesarz. – musimy wyjechać. Najlepiej do Wielkiej Brytanii, sądzę, że ich władca udzieli mi schronienia. Oczywiście do momentu, gdy wrócimy do Etiopii w glorii chwały.
    -Tak się stanie, Wasza Wysokość – odpowiedzieli zgodnie, niezauważalnie odetchnąwszy z ulgą.

    *

    -A dywany?! A obrazy?! A drogocenna broń?! – krzyczał Hajle Sellasje, biegając po komnatach pałacu w Addis Abebie. Z dworu słychać było warkot silników włoskich samolotów, bombardujących miasto, dochodził, mimo kadzideł, smród spalenizny i dymu.
    Sługa padł na twarz – nie mógł w końcu mówić do cesarza jak równego sobie. Był tylko sługą.
    -Wasza Cesarska Mość, zabierzemy je później. Jeżeli nie, odzyska je Wasza Wysokość ze stukrotną nawiązką.
    -No niech będzie – odparł cesarz. - w takim razie jedźmy.

    *

    Cesarz jechał prywatnym samochodem, pozostali urzędnicy na konnych wozach. Droga była podziurawiona i zniszczona od bomb i pocisków, na poboczu leżały rozkładające się trupy koni, wielbłądów i ludzi, czarne od siedzących na nich much. Na bezchmurnym, słonecznym etiopskim niebie krążyły wielkie sępy, zataczając koła nad padliną.
    Cesarz odwrócił się z obrzydzeniem od nieprzyjemnego widoku, zasłonił twarz chusteczką.
    -Co za obrzydliwość – mruknął z odrazą. – jedź szybciej – polecił kierowcy. – moje nerwy nie zniosą takiego widoku.

    *

    Dalsza droga nie przedstawiała jednak lepszych widoków. Zgliszcza chałup, dopalające się stosy trupów, porzucona broń. Dzieci, kobiety, starcy, niezaciągnięci do armii, umierali z ran, chorób, głodu i pragnienia. Przejeżdżali przez wioski, których ocalali mieszkańcy siedzieli na poboczu drogi, w odartych, zakrwawionych łachmanach, patrząc w dal tępo, beznadziejnie. W niektórych oczach widać już było śmierć nadchodzącą nieubłaganie, w wielu innych obłęd. Na konwój cesarza nie zwracali z reguły uwagi, zdawać mogłoby się, że nie zauważali go, pogrążeni w jakiejś apatii i depresji.
    Podobnie jak cesarz, który wcale nie zwracał uwagi na nich, zasłaniając tylko twarz chusteczką, żeby nie czuć dobiegającego z zewnątrz smrodu, poświęcając uwagę trzymanej w ręce Biblii i ozdobionemu diamentami i złotem kielichowi z winem.
    Zmieniło się to w pewnej wsi, gdzie miał miejsce mało przyjemny incydent.
    Wioska była jak każda inna, niczym się nie wyróżniała. Gliniane chałupy, kilka uchowanych zwierząt gospodarczych, trupy. Stos trupów leżały na środku drogi, co zmusiło kierowcę cesarza do zwolnienia i manewrowania, w celu ominięcia niepożądanej przeszkody.
    Z chat wychylili się ludzie. Nie byli to podobni do wcześniejszych, apatyczni i obojętni ludzie. Mężczyźni ściskali w rękach włócznie i karabiny, niektórzy we włoskich hełmach i mundurach, pozostali w uniformach etiopskich. W ich oczach płonął ogień, zdawać mogłoby się, że padają z nich gromy.
    Jeden z doradców, jadący na wozie za samochodem cesarza, ze zdziwieniem zauważył brak w miejscowości kobiet, gotujących zazwyczaj na dworze oraz dzieci, których zawsze pełno było w etiopskich wsiach. Sami mężczyźni, z bronią w dłoniach i gniewem w oczach.
    Po chwili zrozumiał przyczynę.
    Mężczyźni stanęli na drodze, przyglądali się konwojowi. Nagle jeden krzyknął z oburzeniem:
    -Patrzcie, cesarz, Hajle Sellasje!
    Cesarz oburzenia chyba nie usłyszał, gdyż pomachał do mężczyzn, uśmiechając się jak przystało na władcę.
    -Jeszcze się cieszy! – wrzasnął któryś. – wojnę przegrywamy, a on się śmieje!
    -Włosi zabili nasze kobiety i dzieci, a on jedzie automobilem!
    Zagrożenie zrozumiał kierowca. Przyśpieszył raptownie, bezwzględnie przejeżdżając po trupach na drodze, rozległ się trzask łamanych kości. Mężczyźni ryknęli wściekle, w stronę samochodu poszybowały włócznie i kule z karabinów, nie czyniąc jednak szkody cesarzowi. Któryś podbiegł do samochodu, ale ogień z karabinów otworzyli urzędnicy cesarza z wozu. Mężczyzna zalał krwią szybę samochodu, runął na ziemie. Pozostali pokrzyczeli jeszcze i rzucali groźby na cesarza, ale już z ukrycia, zza glinianych chat.
    -Niech ich Bóg pokara – pokręcił głową cesarz. – żeby mnie osobiście atakować i naruszać mój majestat...

    Wkrótce zostaną ukarani.

    *

    Z początkiem czerwca obiegła świat wiadomość o zakończeniu podboju Etiopii przez włoską armię Mussoliniego. Walcząca od października 1935 armia Etiopii, dowodzona przez cesarza Hajle Sellasje, ugięła się pod naporem znacznie silniejszych i lepiej dowodzonych wojsk generała Grazianiego. Padła stolica kraju – Addis Abeba, po czym duce ogłosił wcielenie Etiopii w skład Włoskiej Afryki Wschodniej, a król Włoch, Wiktor Emanuel III uzyskał tytuł cesarza Etiopii. Świat przyjął wieść o upadku Etiopii z obojętnością, całkowitym brakiem zainteresowania. Mało kto żałował cesarza Sellasie i Etiopii – znacznie więcej głosów popierało walkę Włoch z „dzikusami” i niesienie europejskiej cywilizacji do Afryki.

    [​IMG]

    Włochy Mussoliniego triumfowały.

    *

    Brytyjski oficer stanął na baczność, zasalutował.
    -Witam, Waszą Cesarska Mość…
    -Wasz król zgodził się mnie przyjąć w Anglii?
    -Naturalnie, Wasza Cesarska Mość. Król Edward VIII oczekuje już w Londynie.
    -Doskonale. Prowadź więc, żołnierzu.
    Oficer ruszył przodem, między dwoma szeregami stojących na baczność marynarzy, za nim cesarz wraz z doradcami i pomocnikami. Po trapie weszli na pokład okrętu Royal Navy, HMS Enterprise.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Kilkanaście minut później gwizdnęły okrętowe kominy, ruszyły silniki i okręt popłynął na północ. Hajle Selassie spoglądał na opuszczany kraj ojczysty z żalem, jakby dopiero teraz zdawał sobie sprawę, z faktu, że nie wróci tu wcześnie.
    -Niech się Wasza Cesarska Mość nie martwi, wkrótce wróci to w glorii chwały i zwycięstwa. Nasi poddani także nie dadzą spokoju okupantom.
    -Nie o to chodzi – parsknął szczerym śmiechem cesarz. – zupełnie nie o to.

    Pałace, ogrody, obrazy, rzeźby, złoto…

    Tyle mojego bogactwa tam zostało…

    CDN.
    Crystiano

    P.S. Sigmunto - screenów nie daje tak bardzo dużo, bo nie widzę takiej potrzeby. Pokazuje takie które są wg. mnie ważne i warte pokazania.
     
  10. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXV – Misję czas zacząć

    -Mein Führer, możemy przystąpić do realizacji zadania – zameldował z uśmiechem Raeder.
    -Naprawdę, Raeder? – ucieszył się Hitler. – doskonale!
    -Tak, mein Führer. Flota transportowa została powiększona o przeszło 40 okrętów, będziemy w stanie bezproblemowo zaopatrywać jednostki na Islandii i Grenlandii.

    [​IMG]

    -Rzeczywiście, główny problem został rozwiązany. Z tego, co mi niedawno mówił minister Hierl – wywołany wstał z krzesła, skinął lekko głową. – dzisiaj miała zakończyc się również produkcja sprzętu inżynieryjnego w ilości wystarczającej na wyposażenie dwóch dywizji.
    -Tak, mein Führer. Termin został dotrzymany.
    -Dobrze. Sądzę, że powinniśmy przeznaczyć ten sprzęt dla dywizji, mających być wysłane do Reykjaviku i na Grenlandię…A właśnie, Bayerlein, które dywizje pańskim zdaniem powinniśmy tam wysłać?
    Dowódca sztabu zastanowił się, mrużąc oczy.
    -Wydaje mi się, że dobrym pomysłem byłyby 45 Dywizja Piechoty generała dywizji Hengena i 46 Dywizja Piechoty generała dywizji Fredericiego. Stacjonują w okolicach Rostocka, więc nie tracilibyśmy cennego czasu na ich transport do portów.
    -Dobrze, Bayerlein…Ale służba, do jakiej ich wysyłamy chyba nie jest standardowa i typowa, szczególnie jeżeli chodzi o jednostkę, którą wyślemy na Grenlandię. Czy dowódca jednostki i żołnierze sprostają zadaniu jakie im stawiamy?
    -Główną trudnością jest na pewno klimat, ale zaopatrzymy ich w wystarczającą ilość odpowiedniego umundurowania i obuwia. Jeżeli chodzi o budowę portu na Grenlandii, materiały i sprzęt dostarczać będziemy drogą morską.
    -Czyli aktualnie nie widać na horyzoncie żadnych komplikacji i trudności – powiedział z zadowoleniem Hitler. – należy powiadomić obu dowódców i żołnierzy jednostek, które mają być wysłane na wyspy. Bayerlein, proszę ich poinformować, żeby pojawili się u mnie.
    -Tak jest, mein Führer.

    *

    -Powierzam panom bardzo ważne zadanie – pokiwał głową Hitler, przechadzając się po gabinecie, z rękoma założonymi za plecami. Obaj dowódcy przybyli do Kancelarii stali na baczność, z rękoma wzdłuż nóg, nie odrywając wzroku od führera. – wcześniej nigdy nie były podejmowane takie inicjatywy. Są panowie, że tak powiem, pionierami w tej dziedzinie…
    -Podołamy temu zadaniu, mein Führer! – wyrwał się jeden z generałów, po czym natychmiast ucichł zdając sobie sprawę, że nieco się zagalopował.
    -Nie wątpię, generale – uśmiechnął się dobrotliwie Hitler. – zostaliście poleceni przez samego generała Bayerleina – dowódcy wyprostowali się dumnie. – to zaszczyt ale też znaczna odpowiedzialność. Mam nadzieję, że zdają sobie panowie z tego sprawę.
    -Tak jest, mein Führer! – odpowiedzieli zgodnie.
    -Dobrze. Przejdźmy teraz do zadań, które panów czekają. Zacznę, od pana, generale Frederici. Wraz z podległą panu 46 Dywizją Piechoty zostanie pan wysłany na Grenlandię. Pierwszym i najważniejszym pana zadaniem będzie zbudowanie pełnomorskiej bazy na wyspie. To zadanie spocznie na brygadzie inżynieryjnej, dołączonej do pańskiej dywizji, oraz grupie specjalistów, wysłanych na wyspę na czas budowy. Potrzebne materiały będzie pan otrzymywał wraz z żywnością i zaopatrzeniem oddziałów. Nie sądzę, żeby poza tym napotkał pan trudności natury militarnej, raczej tylko problemy związane z klimatem.
    -A tubylcy?
    -Nie obawiałbym się wrogich wystąpień ze strony tych podludzi. Niemniej proszę prowadzić działania skierowane przeciwko potencjalnemu ruchowi oporu.
    -Rozumiem.
    -Pan, generale Hengen, wraz 45 Dywizją Piechoty zostanie przetransportowany do Reykjaviku. Pod pańską kontrolą znajdą się 2 okręgi administracyjne, z większą liczbą ludności niż na Grenlandii. Dlatego natychmiast po przybyciu proszę rozpocząć intensywne działania w celu zgniecenia oporu już w zalążku. Zakładam również, że w przyszłości dostarczona zostanie na Islandię kolejna dywizja, w celu wzmocnienia ochrony tej ważnej wyspy. Zrozumieli panowie wszystko?
    -Tak jest, mein Führer!
    -Doskonale. Proszę poinformować podległych sobie żołnierzy o rozkazie. W najbliższych dniach dywizje zostaną przetransportowane na wyznaczone wyspy.
    -Tak jest!

    *

    Dywizje miały wypłynąć 10 czerwca wieczorem. Jeszcze nie ustawały pożegnania, płacze i ostatnie rozmowy przed wyjazdem z rodziną i przyjaciółmi. Trzy okręty transportowe, mające zabrać oddziały na Islandię i Grenlandię, podpłynęły na wybrzeże. Z transportowca wyszedł na ląd dowodzący okrętami kontradmirał Marshall, podszedł do generałów Fredericiego i Hengena.
    -Panowie, proszę rozkazać wsiadać żołnierzom na okręty. Zależy mi na jak najszybszym wypłynięciu.
    -Dobrze, kontradmirale.
    Rozkazy szybko powędrowały do niższych dowódców. Rozległy się głosy trąbek, żołnierze ustawili się w swoich kompaniach. Po zameldowaniu pełnych składów osobowych, oddziały kolejno zaczęły wchodzić na okręty, odprowadzane przez zebrane tłumy płaczem i machaniem dłoni.

    [​IMG]

    Rozległ się przeciągły gwizd huk silników, okrętu ruszyły.
    -Jaki kurs, panie kontradmirale? – spytał nawigator.
    -45 - 55 – 91 – odparł kontradmirał Marshall, pochylając się nad mapą. – popłyniemy przez Kattegat, Skagerrak, przez Morze Północne, potem między Orkadami i Szetlandami, na zachód od Wysp Owczych. Jak dobrze pójdzie, powinniśmy znaleźć się na wybrzeżu Islandii za pięć dni.

    [​IMG]

    -Cięższa trasa będzie stamtąd na Grenlandię – zauważył nawigator.
    -Raczej tak – przytaknął kontradmirał. – ale na razie nie musimy się tym zamartwiać.

    *

    Dzień później, 11 czerwca, całą Europę ogarnęło zdumienie. We francuskich wyborach parlamentarnych, mimo prawie pewnej, silnej pozycji socjalisty, Leona Bluma, który zwycięstwo miał już praktycznie w kieszeni, Francuzi powierzyli los swojego kraju nacjonaliście, prawicowemu politykowi Pierrowi Lavalowi. Objął on posadę premiera i ministra spraw zagranicznych w gabinecie zatwierdzonym przez prezydenta Lebruna.

    [​IMG]

    [​IMG]

    -Jakie może mieć to konsekwencje dla polityki międzynarodowej? – spytał von Neuratha Hitler.
    -Ciężko powiedzieć, mein Führer. Laval to polityk prawicowy, może przyjąć ostrzejszy kurs w polityce zagranicznej, bardziej dbając o interesy i siłę Francji.
    -To nie dobrze – mruknął Hitler, opierając ręce na stole. – już wolałbym tego socjalistę, Bluma.
    -Dodatkowo Laval jest ministrem spraw zagranicznych. Bez przeszkód będzie rozwijał swój kurs w polityce międzynarodowej.
    -Nie jest to dobra nowina – pokręcił głową Hitler. – ale z drugiej strony chyba nie musimy się tak bardzo obawiać. Społeczeństwo francuskie dobrze pamięta I wojnę i wątpię, żeby poparło jakąś bardziej agresywną politykę Lavala.
    -Tu może pan mieć rację, mein Führer.
    -Jak dobrze, że w tych zdegenerowanych, demokratycznych krajach tak dużo do powiedzenia ma społeczeństwo…

    *

    Słowa Hitlera potwierdziły się bardzo szybko. Następnego dnia wybory parlamentarne w Czechosłowacji wygrała lewicowa Czechosłowacka Partia Agrarna, na czele z Milanem Hodzą., który objął tekę premiera. Zdołała zdobyć poparcie, głoszonymi przez siebie hasłami, które szczególnie przypadły do gustu Słowakom, spośród których pochodził zresztą Hodza. Równość, zjednoczenie, plany stworzenia Federacji Środkowej Europy…
    -Ha ha, co za fantasta – zaśmiał się Hitler, czytając gazetę. – ale to dobrze, Neurath. Bardzo dobrze. Taki człowiek nam w niczym nie przeszkodzi.

    [​IMG]

    [​IMG]
    CDN.
    Crystiano

    P.S. Co do sposobu mówienia cesarza zajrzałem dzisiaj do "Cesarza" Kapuścińskiego i nie ma tam przedstawionego takiego typu wypowiedzi władcy, więc niech zostanie jak jest:)
     
  11. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXVI – Krew na śniegu

    -Panie kontradmirale, ląd na horyzoncie – zameldował nawigator. – jesteśmy już u wybrzeży Islandii.
    Kontradmirał Marshall oderwał się od map, spojrzał uśmiechnięty na nawigatora.
    -Doskonale. 15 czerwca rano. Żadnego opóźnienia.
    -Tak, panie kontradmirale.
    -Dobrze. Kurs na wyspę.
    -Do portu w Reykjaviku?
    -Tak. Wysadzimy na ląd dywizję generała Hengena, sami odpoczniemy po czym obierzemy kurs na Grenlandię.
    -Tak jest.

    *

    Oddziały generała Hengena szły przez centrum Reykjaviku, w równych, zdawałoby się, że niekończących szeregach, głośno stukając butami w bruk drogi. Nie mogło zabraknąć oddziałowej orkiestry, grającej głośno niemiecki hymn.

    [​IMG]

    Najpierw ludzie wyglądali przez okna, po czym wyszli na ulicę, z przestrachem i zdziwieniem spoglądając na niemieckie oddziały maszerujące przez miasto. Mieszkańcy stali w zupełnej ciszy, patrząc na Niemców nie ukrywali jednak goryczy i złości. Nie jeden pomrukiwał pod nosem groźby i przekleństwa wobec Niemców, kobiety wycierały oczy chusteczką. Wtem jednak młody mężczyzna wyszedł przed zebranych mieszkańców, zwrócił się ku Niemcom, wyciągnął do góry rękę i z wyrazem błogiej radości na twarzy krzyknął „Heil Hitler!”. Przez chwilę zapadła jeszcze większa cisza, oprócz stukotu butów nie było słychać niczego. Przykład podział jednak. Kolejne osoby, z mniejszym lub większym entuzjazmem wyciągały do przodu ręce, witając należycie okupantów. Generał Hengen, jadący skonfiskowanym już samochodem, z uśmiechem pozdrawiał zebranych. Powstał hałas. Ludzi, którzy zaczęli pozdrawiać Niemców hitlerowskim gestem, ktoś określił głośno i bardzo niecenzuralnie. Zakotłowało się, jakiś człowiek runął na ziemie. Był to młodzieniec, który pierwszy powitał Niemców.
    -Nie będziesz szujo okupantów witał – warknął ktoś.
    Niemcy spojrzeli na tłum, jednak nie dostrzegając niczego podejrzanego, pomaszerowali w kierunku budynków, gdzie mieli być tymczasowo zakwaterowani. Pobity przyjaciel Niemców ciężko powstał z ziemi, wytarł rękawem koszuli zakrwawiony nos. Rzucił po wszystkich wściekłe spojrzenie.
    -Jeszcze zobaczymy, kto lepiej wyjdzie. Na pewno nie wy ze swoim bogoojczyźnianym patriotyzmem.
    -Idź do diabła, Sven – poradził mu ktoś.
    -Do diabła – szepnął młodzieniec, kierując się w stronę kamiennicy. – pójdziecie, ale wy wszyscy. Pożałujecie tego, co dzisiaj zrobiliście…

    *

    -Nie sądzę, żeby kontrola tych terenów była trudna – powiedział generał Frederici, gdy wspólnie z generałem Hengenem spożywał obiad.
    -Dlaczego?
    -Widać to był jak nasze oddziały szły przez miasto. Nie wszyscy przecież przyjęli twoje oddziały jak okupantów. Ci krzyczący „Heil Hitler!” wyglądali wybornie. Doprawdy, wybornie.
    -Masz rację. Brak solidarności w podbitym narodzie to pierwszy krok do jego całkowitego podporządkowania.
    -Założę się o każdą kwotę, że wśród tych, co nas dzisiaj witali, znajdzie się co najmniej kilku potencjalnych donosicieli. Nie zmarnuj tego – odparł z uśmiechem, dokładając sobie kartofli.
    -Masz rację, to konieczne, trzeba się mimo wszystko liczyć z oporem mieszkańców wyspy. Ty na Grenlandii nie będziesz miał raczej takich problemów.

    [​IMG]

    -Takich nie – pokiwał głową Frederici. – ale inne już jak najbardziej.
    -Jakie? – zainteresował się Hengen.
    -Wiesz…Ta baza morska, która ma być tam zbudowana… Chyba domyślam się, w jakim celu. Dokąd jest blisko z Grenlandii…
    Hengen spojrzał na niego uważnie, prosto w oczy.

    I po chwili sam zrozumiał.

    *

    Marynarze wychylali się za burty, spoglądając na piętrzące się na wodzie fragmenty lodowca. Temperatura spadła znacząco, wiał mroźny, arktyczny wiatr. Okręty transportowe zwolniły, w obawie przed zderzeniem z górami lodowcowymi. Nawigacja na akwenie stała się bardzo trudna, chwila nieuwagi mogła zadecydować o losie tysięcy ludzi.
    Kontradmirał Marshall stał na mostku, nieprzerwanie obserwując morze, na bieżąco podając marynarzom rozkazy.
    -Niech pan odpocznie – zaproponował nawigator. – już od kilku godzin stoi tutaj pan bez chwili wytchnienia.
    -Nie mogę – odparł Marshall. – może jak znajdziemy się już bliżej Grenlandii. Teraz spoczywa na mnie zbyt duża odpowiedzialność.
    -Dobrze, rozumiem. Przyniosę panu herbaty.

    *

    Zaniepokojeni byli żołnierze generała Fredericiego. Widok wielkich fragmentów lodu spowodował u nich strach i obawy, wynikające najczęściej z niewiedzy. Niejednemu także, mimo wysiłków lekarza, spokoju nie dawała choroba morska. Rosło w jednostce niezadowolenie i rozgoryczenie. Ujawniało się to nawet w rozmowach żołnierzy.
    -Słyszeliście o Titanicu? – zapytał któryś, gdy stojąc na pokładzie przyglądali się górom lodowcowym.
    -To jakiś nasz bohater? – odparł pytaniem inny żołnierz.
    -Nie – parsknął śmiechem pierwszy. – to nazwa brytyjskiego statku.
    -Co nas interesuje jakiś okręt – ziewnął inny żołnierz.
    -Ten okręt zatonął. Wiecie jak? Zderzył się z górą lodową.
    Głośno usłyszane zdanie usłyszało wielu żołnierzu zgromadzonych na pokładzie. Zapadła momentalnie cisza, której nikt nie chciał przerywać.
    Góry lodowe, w pobliżu których przepływali, wydały im się jakieś upiorne. Wielkie i majestatyczne, straszne i niemożliwe do usunięcia. Zdawały się od nich nie odstępować.
    Niczym ich przeznaczenie.

    [​IMG]

    *

    Mimo znacznych trudności okrętom udało się dotrzeć do wybrzeży Grenlandii. W południe 22 czerwca żołnierzy niemieccy postawili pierwsze kroki w tej mroźnej, surowej krainie. Flota kontradmirała Marshalla opuściła niegościnne akweny u wybrzeży Grenlandii, kierując się w drogę powrotną do Rzeszy. Z rozkazu generała Fredericiego natychmiast przystąpiono do budowy bazy morskiej.

    [​IMG]

    *

    Prace budowlane ruszyły pełną parą. Do budowy zapędzano setki Eskimosów, zamieszkujących Grenlandię. Przy krzykach i poganianiu przez Niemców cięli drewno, nosili wielkie bele i wyrównywali teren. Wszystko odbywało się w piekielnym tempie, każdego, kto choćby przez chwilę nie pracował, niemieccy strażnicy poganiali krzykiem i uderzeniami pejcza. Eskimosi pracowali więc bez wytchnienia, z przerażeniem w oczach i strachem człowieka całkowicie zaszczutego. Niemcy pokazywali ich sobie, ku śmiechowi ogółu wyzywali ich i upokarzali, publicznie ścinając im wąsy i karząc sprzątać nieczystości.
    Inżynier Gleifer, cywil przybyły na Grenlandię jako specjalista, patrzył na to z przerażeniem i smutkiem. Nic nie pomogły jego starania, żeby traktować Eskimosów po ludzku, nie upokarzać i nie zmuszać do pracy ponad siły. Nie mógł całkowicie nic zrobić, jego argumentacji nie słuchali ani ludzie bezpośrednio odpowiedzialni za budowę bazy, ani nawet sam generał Frederici, do którego z wielkim trudem udało mu się dostać. Musiał więc robić dobrą minę do złej gry i udawać, że wszystko jest w porządku, żeby samemu nie zostać uznanym za człowieka „niższej rasy”.
    Nagle zobaczył, że na teren budowy wjeżdża samochód. Dobrze wiedział, kto przyjechał. Esesman, Untersturmführer* Wormann. Gleifer poczuł strach – ten człowiek był zdolny do wszystkiego. Jego okrucieństwo i pogarda dla ludzkiego życia przylgnęły do niego niczym drugie imię.
    Gleifer podbiegł do esesmana, zaczął mówić sympatycznym głosem:
    -Witam, panie Untersturmführer. Pańska wizyta jest dla nas wielkim zaszczytem. Zechce wstąpić pan na kieliszek szampana?
    -Nie przyjechałem tutaj, aby z panem pić – odparł szorstko esesman, burząc nadzieje Gleifera. -interesują mnie postępy w budowie bazy.
    -Nie mamy żadnego opóźnienia, prace idą zgodnie z planem – próbował jeszcze ratować sytuację Gleifer.
    -Pozwoli pan, że sam to ocenię – wycedził przez zęby esesman, ostentacyjnie odsuwając Gleifera dłonią w czarnej rękawicy i wchodząc na teren prac.
    Gdy robotnicy zobaczyli Wormanna wkraczającego dumnie na plac budowy, ze wszystkich sił zabrali się do pracy, starając się sprawiać wrażenie dobrze pracujących, skupionych wyłącznie na swoim zajęciu.

    Potrzebnych.

    Gleifer uśmiechnął się boleśnie. Dziesiątki ludzi obawiający się jednego fanatyka w czarnym mundurze. Zresztą, on sam bał się go chyba niemniej niż oni.
    Esesman chodził powoli po terenie pracy, przyglądając się robotnikom i stukając wielkim pejczem o but. Gleifer, idący za esesmanem, pomyślał, że Wormannowi, nie chodzi tak naprawdę, kto pracuje, a kto nie, ale kogo mógłby zabić.
    Esesman przystanął nad starszym już Eskimosem, kopiącym zawzięcie łopatą. Robotnik jeszcze szybciej zabrał się do pracy, dyszał ciężko, a pot spływał mu po brudnej twarzy. Wormann stał i uśmiechał się.
    -Wolno pracuje – stwierdził.
    -Panie Untersturmführer, praca jest ciężka. Ziemia twarda i zmrożona…- powiedział szybko Gleifer.
    -Wolno pracuje – powtórzył esesman, uśmiechając się nieprzerwanie. – działa na szkodę III Rzeszy.
    Gleifer oddychał szybko, łzy napłynęły mu do oczu.
    -Szybciej! – wrzasnął do Eskimosa esesman, jednocześnie uderzając go pejczem w plecy. – szybciej! Pracuj!
    Eskimos jęknął, ostatkami sił zabrał się do kopania. Esesman systematycznie uderzał go pejczem, zachęcając do efektywniejszej pracy. Robotnik robił co mógł, ale nie dawał już rady. Krew sączyła się na plecach przez kożuch. Esesman śmiejąc się głośno i radośnie, zaczął bić Eskimosa po głowie. Trwało to już kilka minut, a Greifer stał przerażony, wpatrując się w to co widzi. Nie był zdolny nic powiedzieć, ani zrobić żadnego choćby gestu.
    Wreszcie robotnik upuścił łopatę i sam upadł na śnieg, dysząc ciężko, łapiąc powietrze niczym ryba wyrzucona na brzeg. Esesman pochylił się nad nim.
    -Nie chcesz pracować? – spytał, ale nie doczekał się odpowiedzi. Pod ciałem robotnika powstawała duża kałuża krwi.
    -W takim razie nie jesteś potrzebny – stwierdził Wormann, wyciągając z kabury pistolet.
    -Niech pan tego nie robi! – jęknął Gleifer, z trudem powstrzymując płacz. – to jest mój robotnik!
    -To był pana robotnik – odparł esesman, strzelając leżącemu w potylicę.
    Gleifer zasłonił usta dłońmi, szeroko otwartymi oczyma wpatrywał się w trupa.
    -Niech pan nie będzie taki wrażliwy – zaśmiał się Wormann. – jest pan Niemcem. A oni są tylko podludźmi. Zginie jeden, zastąpi go inny. Prawda?
    -Prawda – odparł szybko Gleifer, lecz odwrócił się, aby esesman nie ujrzał obrzydzenia i wściekłości, malujących się na jego twarzy.

    CDN.
    Crystiano

    *Untersturmführer – w SS odpowiednik porucznika
     
  12. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXVII – Najlepsza obrona to atak

    -Panie ministrze, raport od naszej komórki wywiadowczej w Stuttgarcie – zameldował młody, dopiero początkujący oficer Abwehry.
    -Dobrze. Pokaż.
    Raport nie był długi, ani wyczerpujący. Tradycyjnie, krótka, precyzyjna informacja, bez upiększeń i uogólnień. Typowa dla wywiadu.

    [​IMG]

    Canaris pogniótł kartkę, sięgnął po zapalniczkę, zapalił. Ogień pochłonął papier szybko i całkowicie. Minister spojrzał na adiutanta ciężkim wzrokiem.
    -Wciąż nic nie znaczące szprotki, w żaden sposób nie zagrażające i nie posiadające wartościowych dla Rzeszy informacji. Musimy schwytać najważniejszych, najgroźniejszych dla nas agentów. Sowietów, Brytyjczyków, Francuzów…
    -Nie jest to łatwe, panie ministrze – zauważył adiutant.
    -Na pewno – pokiwał głową Canaris. – ale należy dążyć do tego. Za wszelką cenę.

    *

    Warkot silników rozniósł się echem po polu. Wielkie, ciężkie czołgi ruszyły do przodu, wzburzając chmury pyłu i piasku, gąsienice sprawnie pokonywały doły i pagórki. Gdy czołgi znalazły się na wysokości trybuny honorowej, z której manewrom przyglądał się sam Adolf Hitler, z wież pojazdów wychylili się pancerniacy, wyciągnęli w kierunku wodza ręce w geście hitlerowskiego pozdrowienia. Wódz uśmiechnął się, odwzajemnił pozdrowienie czołgistów. Czołgi ruszyły dalej, przejechały jeszcze kilkanaście metrów, przystanęły. Wieże pojazdów obróciły się, lufy plunęły ogniem. Zbudowane specjalnie na manewry umocnienia wybuchły i zapłonęły. Widzowie wstali z krzeseł, nagrodzili pancerniaków gromkimi owacjami.
    -Doskonale, generale Guderian – pokiwał głową wyraźnie zachwycony Hitler.
    -Dziękuję, mein Führer – skinął głową Heinz Guderian, mianowany dowódcą nowo sformowanej 22 czerwca 4 Dywizji Pancernej, składającej się z czołgów typu Neubaufahrzeug, znacznie lepszych od dotychczas stosowanych, lekkich tankietek.

    [​IMG]

    [​IMG]

    -Czołgi zmienią oblicze przyszłych wojen – powiedział Hitler. – ogromna w tym pana zasługa, generale.
    -Cieszę się, że tak pan uważa, mein Führer – wyprostował się dumnie Guderian, odruchowo poprawiając dłonią żelazny Krzyż Rycerski, zawieszony na szyi.
    -Owszem, tak sądzę. To w znacznej mierze pańska zasługa. Ale to nie tylko zaszczyt, ale i wielka odpowiedzialność, generale.
    -Zdaję sobie z tego sprawę, mein Führer – przełknął ślinę Guderian.
    -Co innego takie manewry, które oczywiście zrobiły na mnie wrażenie i podobają mi się, a co innego prawdziwe pole walki.
    -Naturalnie – zgodził się Guderian. – nie mamy jednak możliwości sprawdzenia pomysłów jak i samego sprzętu w warunkach ściśle bojowych.
    -Niestety nie – pokręcił głową Hitler. – a szkoda. Wielka szkoda. Chociaż nic nie jest pewne w Europie, jakiej dzisiaj żyjemy, generale…

    *

    -Znowu nic? – warknął Canaris, zanim jeszcze adiutant podał mu najnowszy raport z prac kontrwywiadu.
    -Nie wiem, panie ministrze, raport nie jest otwarty – odparł adiutant.
    -Pokaż.
    Koperta, jak zawsze zaklejona tak, że nie sposób jej otworzyć. Canaris, złorzecząc pod nosem, sięgnął po nóż, bezceremonialnie otworzył kopertę, rozwinął złożoną na cztery kartkę, pobieżnie przeczytał.
    -No tak – pokiwał głową, jakby nie spodziewał się niczego innego. – cieszą się, że schwytali czterech obcych agentów. Co z tego, że czterech?
    Adiutant stał w milczeniu, przypatrując się Canarisowi, który zaśmiał się z sarkazmem w głosie:
    -Estończyk, Łotysz, Japończyk i… o proszę, Luksemburczyk! Wybornie! Jakby schwytali choćby jednego agenta, ale cennego i groźnego, na przykład Brytyjczyka lub Francuza…Co mogą wiedzieć tacy szpiedzy z Estonii czy Luksemburgu? Znać rozkłady niemieckich pociągów? Niech to…
    Canaris przeszukał kieszeni, z szuflady biurka wywalił masę papierów, notatek i zapisków.
    -Niech to szlag, gdzie ta zapalniczka…
    -Proszę, niech pan skorzysta z mojej – odparł uprzejmie adiutant, podając Canarisowi własną zapalniczkę.
    -Dziękuję – powiedział minister, oddając kartkę ogniowi. – wszystko przez tych bałwanów z kontrwywiadu…Nic nie potrafią zrobić, nie chwytają najważniejszych agentów, tylko jakichś Estończyków…Boże.

    I jeszcze żądają podwyżki.

    *

    Najlepszą obroną jest atak. Ktoś, kto wymyślił tą definicję, był naprawdę bystry i inteligentny. Chociaż z drugiej strony jest to takie logiczne…
    Nie możemy wytropić i schwytać szpiegów z Francji czy Wielkiej Brytanii. Chowają się niczym szczury, umykają przed obławami. A są niebezpieczni i skuteczni. Zagrażają III Rzeszy. A zagrożenie trzeba koniecznie zneutralizować.
    Mamy agentów działających we Francji. Licznych, dobrze przygotowanych i skutecznych. Zabójczo skutecznych.
    Uderzymy w samo serce wroga. Przemysł zbrojeniowy. Doskonałe projekty, dorównujące niemieckim, opracowywane przez francuskich naukowców. Jeżeli uderzymy swoimi agentami, Francuzi zrozumieją zagrożenie ojczyzny, większe środki i znaczenie przyłożą do działań kontrwywiadu. Oczywiście zmaleje tym samym siła i możliwości francuskich szpiegów, działających na terenie Rzeszy.
    Adiutant biegł szybko po korytarzu budynku, należącego do Ministerstwa Wywiadu. Pomysł był doskonały, musiał się nim jak najszybciej podzielić z ministrem Canarisem.

    *

    Canaris momentalnie podchwycił pomysł adiutanta.
    -Doskonały pomysł – ucieszył się, zapalając papierosa. – i co więcej, możliwy do realizacji.
    Minister sięgnął po telefon, wykręcił numer.
    -Proszę mnie połączyć z Działem Dyspozycyjnym. Pilne.

    *

    Zadanie, które otrzymał, wydawało się proste. Wszystkie potrzebne dyspozycje, informacje. I udało mu się, zniszczył znaczną część dokumentacji francuskich naukowców z fabryki Morane – Saulnier, pracujących nad projektem samolotu myśliwskiego. Nadmierna pewność siebie i nieostrożność zgubiły go jednak. Gdy już wybiegał z terenu fabryki, ktoś do niego strzelił. Impulsywnie przeklął głośno i po niemiecku. Zdał sobie z tego sprawę sekundę za późno.
    Jasna cholera.
    Już wiedzieli, kto stoi za sabotażem.

    [​IMG]

    *

    -Generale Bayerlein, zakończyliśmy formowanie i szkolenie kolejnych dywizji – 50 i 52 Dywizji Piechoty.
    -Dobrze – minister sztabu wstał z krzesła, podszedł do dużej planszy, przedstawiającej rozłożenie jednostek na terenie Rzeszy. Przez chwilę stał w milczeniu, spoglądając na flagi umieszczone na makiecie. – 50 Dywizja trafi pod rozkazy generała broni von Witzlebena – rzekł, pokazując wskaźnikiem na flagę umieszczoną przy granicy z Austrią, w okolicach Monachium. Adiutant zapisywał wszystko starannie w niewielkim dzienniku. – a 52 Dywizja… - zamyślił się Bayerlein. – III Korpus Armijny generała broni Buscha w Opolu. Korpusy Armijne obu dowódców są niepełne, przyda im się wsparcie w postaci tych dywizji.
    -Tak jest, panie generale!

    [​IMG]

    *

    Generał broni Busch przywitał nowych żołnierzy w znanym sobie, kontrowersyjnym stylu. Przechadzając się przed szeregami wyprostowanych, starających się przybrać dumny wyraz twarzy młodzieńcami, przyglądał im się badawczo, uśmiechając się lekko drwiąco. Wreszcie przystanął przed jednym z mężczyzn.

    [​IMG]

    -Wiesz, po co tu jesteś, młody człowieku? – spytał tonem osoby, która pyta o drogę.
    -Tak jest, panie generale! – krzyknął młodzieniec, wyprostowując się dumnie i zadzierając głowę do góry.
    -Doprawdy? To powiedz, mi po co?
    -Dla chwały III Rzeszy! – odparł młodzieniec i uśmiechnął się promiennie, myśląc zapewne, że taka odpowiedź bardzo spodoba się dowódcy. Mylił się jednak.
    -Tak sądzisz, młody człowieku? Otóż źle sądzisz. Czyżby za dużo Wagnera?
    -Nie, panie generale… – odparł wyraźnie stropiony żołnierz.
    -Powiem ci, dlaczego tu jesteś. Dlaczego wszyscy tutaj jesteście. – powiedział, obracając się na wszystkie strony. – jesteście tutaj, żeby mnie słuchać. Jesteście tutaj, aby stać się prawdziwymi mężczyznami, nie jakimiś mięczakami i tandetą społeczną. Aby nauczyć się służby, cierpliwości, wytrwania i przyjaźni, o których nic nie wiecie. Nic. Na szkoleniu nauczyliście się co najwyżej, jak używać karabinu, żeby samemu się nie zastrzelić. Tutaj, u mnie, nauczycie się życia. Zrozumieliście, żołnierze?!
    -Tak jest, panie generale! – wydarli się wszyscy.
    -Pewnie i tak nie, ale macie na to jeszcze czas, na wasze szczęście! Spocząć!
    -Jak ich pan ocenia, panie generale? – zapytał Buscha jego zastępca, gdy odeszli już od szeregów.
    -Jak wszyscy na początku. Za parę tygodni będą z nich ludzie – uśmiechnął się generał.

    CDN.
    Crystiano

    P.S.Cieszę się Fafciu że ci się spodobał:wink:
    P.P.S. Jutro wyjeżdżam na ferie i następny odcinek będzie dopiero w okolicach przyszłej środy.
     
  13. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXVIII – Kości zostały rzucone

    Nic, zupełnie nic, nie zapowiadało, że lipiec 1936 roku przejdzie w jakiś szczególny i ważny sposób do historii. Nasilające się zbrojenia praktycznie całej Europy i nie tylko, nikogo już nie dziwiły. Nikt zdawał się nie pamiętać o konwencjach, traktatach ograniczających tego rodzaju produkcję przemysłową. Rozgrywki partyjne, zarówno w krajach demokratycznych jak i autorytarnych. A w nich nieustanny i wręcz konieczny cynizm, piękne słówka i brzydkie kłamstwa. Zwykli ludzie, „zjadacze chleba”, niepewni jutra, z zapałem chwytający się radykalnych rozwiązań. Owacyjnie nagradzający brawami mówców na spotkaniach partyjnych i równie hojnie, tyle że pięściami, wrogów politycznych, tuż po nich. Strach, wrażenie, że świat zmierza ku jakieś przepaści, na całkowite dno…i kawior na talerzach, szampan lejący się strumieniami.
    Ale, jak często bywa, największe wydarzenia historii zdawały się wybuchać niczym niewypały, bez żadnego ostrzeżenia. Chociaż tak naprawdę ostrzeżenia były, tylko nikt zdawał się ich nie dostrzegał.


    *

    Skończył mówić, spojrzał po zebranych. Ujrzał to, czego się spodziewał. Niepewność, strach, sprzeciw na twarzach jednych, euforia, zachwyt na innych. Największa ilość zebranych była po prostu zdziwiona. Zresztą, on sam chyba jeszcze też. Chociaż od dawna o tym myślał.
    -To ryzykowne – odezwał się wreszcie jeden z zaproszonych na spotkanie oficerów, Miguel.
    -Nie wiemy, jak zareaguje armia – poparł go inny oficer, Juan.
    -Stanie po naszej stronie. W znacznej większości.
    -Jestem z panem, generale Franco. Pora ratować Hiszpanię przed czerwoną zarazą! – krzyknął z ekstazą w głosie młody, sumienny oficer, Alberto.
    -Pańska pewność, generale Franco, może okazać się dla nas zgubna – stwierdził Miguel.
    -To wystąpienie przeciwko legalnemu rządowi – odważył się zauważyć Dario. – nie popieram rządu Azany, ale na to chyba nie możemy sobie pozwolić...
    -Ten republikański rząd bezcześci reputację Hiszpanii, nie szanuje tradycji i wiary. Wiary katolickiej – odparł z naciskiem generał Franco. – z winy tych lewicowych bandytów został aresztowany José Antonio Primo de Rivera, 5 dni temu zginął nasz przyjaciel i bojownik prawicy, Calvo Sotelo! Trzeba raz na zawsze skończyć ze zbrodniczym systemem Azany! Hiszpanie nas poprą!

    [​IMG]

    Nikt nie wspomniał o ofiarach zabójstw, przeprowadzanych przez bojowników prawicy – sędzia Manuel Pedragal, porucznik Jose Castillo. One nie były istotne. Poza tym, co ważniejsze, były niewygodne.
    -Tu ma pan rację, generale Franco – zgodził się jeden z zebranych. – sądzę, że będziemy mogli liczyć na poparcie społeczeństwa, szczególnie zaś szlachty, kleru i hiszpańskiej wsi.
    -Jakimi siłami dysponujemy? – zapytał Juan.
    -Wbrew pozorom znacznymi – uśmiechnął się Franco. – kontaktowałem się z dowódcami licznych garnizonów na terenie całej Hiszpanii. Oczywiście takich, co do których miałem chociaż cień nadziei. Zdaję sobie sprawę, że cześć poprze bez wątpienia Republikę.
    -Jakieś konkrety?
    -Sądzę, że możemy w 100 procentach liczyć na garnizony Sevilli i La Coruny. Po naszej stronie stanie również większa część garnizonów z północy i wschodu, oprócz zapewne Oviedo i Bilbao, z mieszkającymi tam Baskami. Ostoją rządu zostanie natomiast większa cześć południowej Hiszpanii…
    -A Madryt? – zapytał Miguel. – stolica jest chyba najważniejsza. Zdobycie jej w pierwszych dniach może stanowić o wyniku całej rebelii…
    -Nie jestem pewny – odparł szczerze Franco. – dowódca tamtejszej jednostki wypowiedział się bardzo neutralnie, ale czuje, że może nas poprzeć. Szczególnie w momencie, gdy zaczną się walki.
    Dowódcy pochylili się nad mapą Hiszpanii, myśleli w skupieniu i milczeniu. Spojrzeli wreszcie na generała z błyskiem w oczach.
    Wiedział, co on oznacza.
    Kości zostały rzucone.

    *

    Czekali zniecierpliwieni przy radioodbiorniku. Niejeden gryzł już ze zdenerwowania paznokcie, inni starali sobie zająć czas graniem w karty i rozmową, ale próby te spełzały na niczym. Napięcie było zbyt duże.
    Wreszcie usłyszeli w radio zdanie, na które czekali już kilka godzin:
    -Nad całą Hiszpanią niebo jest bezchmurne. Powtarzam, nad całą Hiszpanią niebo jest bezchmurne…
    Zerwali się jak na rozkaz, sięgnęli po karabiny i pistolety. Oficer wstał z krzesła, wyłączył radio, spojrzał po żołnierzach.
    -Zaczęło się – stwierdził, po czym wszyscy biegiem opuścili kwaterę.
    Hiszpania zagotowała się, ogarnęła ją karabinowa palba i języki płomieni.
    Już nie można było się wycofać.

    [​IMG]

    *

    -„Nie mogło być inaczej” – pomyślał korespondent Völkischer Beobachter w Hiszpanii, Erdmann, gdy przypomniał sobie ostatnie dni i tygodnie. Morderstwo sędziego Pedragala, aresztowanie Primo de Rivery, zabójstwo José Castillo i Calvo Sotelo, zamieszki na ulicach, nagonki w prasie, niepokój i zagrożenie, wyczuwalne, wręcz dotykalne…

    [​IMG]
    Ofiary hiszpańskich narodowców – od lewej Jose Castillo, porucznik Guardias de asalto i członek Partii Socjalistycznej, na prawo od niego sędzia Manuel Pedragal

    [​IMG]
    Ofiary lewicy – od lewej José Antonio Primo de Rivera, przywódca Falangi, na prawo od niego Calvo Sotelo, lider prawicowej opozycji

    Kogo zdziwiła ta wojna, jest głupcem.

    *

    -Co się dzieje?! – krzyknął prezydent Republiki Hiszpanii, Manuel Azana, gdy dotarł do budynku ministerstwa w Madrycie.
    -Bunt, panie prezydencie! – odparł premier, Mauel Valadares, z panicznym strachem w oczach. – liczne oddziały zbuntowały się przeciwko naszym rządom. Na ich czele Franco…
    -Jaka jest sytuacja?
    -Nie najlepsza, panie prezydencie. W koloniach opanowali Ceutę, w Hiszpanii kontynentalnej pod kontrolą buntowników znajduje się praktycznie cała północ, z wyjątkiem Oviedo i Bilbao, na południu po stronie rebeliantów stanęły garnizony Sevilli i Valencii. Są odcięte od reszt sił Franco i powinniśmy łatwo je pokonać. Niestety, odcięta została Barcelona, w której stacjonują żołnierze nam podlegli…
    -Trzeba zgnieść tą rebelię szybko i bezwzględnie – warknął Azana. – żadnych pertraktacji i rozmów. Ci podli faszyści zapłacą za podniesienie ręki na nasz legalny rząd.
    -Tak, panie prezydencie, ja również jestem takiego zdania – zgodził się Valadares.

    [​IMG]

    Nagle z zewnątrz dobiegły odgłosy strzałów i wybuchów. Ministrowie spojrzeli po sobie przerażeni.
    -Czyżby garnizon Madrytu… - wykrztusił Azana.
    -Nie możemy tutaj zostać – zachował zimną krew Valadares. – nie wolno nam ryzykować. Musimy natychmiast przenieść się do Guadalajary.

    *

    -Doskonale! – ucieszył się Franco, gdy poznał efekty pierwszych godzin walk. – Madryt jest nasz. To jest najważniejsze.
    -Ale odcięte zostały nasze garnizony w Sevilli i Valencii – zauważył ze smutkiem Miguel.
    Generał Franco pochylił się nad mapą, oczy rozjaśniły mu się.
    -To nic – odparł beztrosko. Uderzymy na Guadalajarę i zdobędziemy połączenie z garnizonem Valencii. Sevillę zdołamy zaopatrzyć drogą morską. Zresztą siły Republiki są w znacznie gorszej sytuacji…

    [​IMG]

    *

    -Mein Führer!
    -Co się stało, Neurath? – zainteresował się Hitler.
    -Wojna domowa w Hiszpanii…Generał Franco stanął na czele rebelii przeciwko Frontowi Ludowemu!
    -To wojna ideologiczna, Neurath! – podekscytował się Hitler. – tak, bez wątpienia, ideologiczna! Podli komuniści i Żydzi zapłacą drogo za agitację, kłamstwa i rozkład, który szerzą…
    -Jakie podjąć kroki, mein Führer? – zapytał przytomnie Neurath.
    -Na razie przyjmuj wszystkie propozycje handlowe, przedstawiane przez generała Franco. Nawet jeżeli nie będą dla nas w pełni korzystne. Co do bardziej znaczących działań muszę pomyśleć. Ale mam już pewien pomysł.
    -Stanie się według pana woli, mein Führer.
    -„Trzeba będzie samemu rzucić kośćmi” – pomyślał Hitler.

    CDN.
    Crystiano
     
  14. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXIX – Gotowanie Europy

    Wojna, która wybuchła w Hiszpanii, spowodowała w Europie przerażenie i rosnącą niepewność. Doskonale pamiętano pierwszą wojnę światową, niejeden zadawał sobie pytanie, czy i ten konflikt, w teorii lokalny, regionalny, pozbawiony większego znaczenia dla Europy, nie mówiąc już o świecie, może stać się takim zapalnikiem do kolejnego, straszliwego konfliktu. Wydarzenia kolejnych dni zdawały się potwierdzać te obawy, czynić je coraz bardziej realnymi…

    *

    Litwinow, Ludowy Komisarz Spraw Zagranicznych ruszył truchtem do Stalina. Podirytowany, złorzecząc pod nosem, pozwolił się przeszukać enkawudzistom, strzegącym drzwi do gabinetu Wodza. Ta nadmierna ostrożność i strach Stalina, nawet w stosunku do najbliższych współpracowników, były męczące i denerwujące.
    Wreszcie enkawudziści zakończyli szczegółowe przeszukanie, patrząc na Litwinowa spode łba, pozwolili mu wejść.
    Stalin siedział przy biurku zasłanym papierami, paląc nieodłączną fajkę. Okna były zamknięte w obawie przed próbą zamachu snajpera, generalissimus pracował przy lampie, popijając wodę z zamykanej na klucz, w obawie przed otruciem, karafki. Stalin spojrzał na Litwinowa uważnie, drapieżnie niczym orzeł spod krzaczastych brwi.
    -O co chodzi, Litwinow? – spytał.
    -Towarzyszu Sekretarzu, w Hiszpanii wybuchła faszystowska rewolucja skierowana przeciwko lewicowym rządom republikańskim.
    -Faszystowska, powiadacie, towarzyszu Litwinow?
    -Tak jest. Dowodzi nią generał Franco.
    -Wojna ideologiczna – pokiwał głową Stalin. – ale Hiszpania jest daleko i zwycięstwo Republikanów niewiele nam da. Niemniej musimy pomóc Hiszpanom. Chociażby dla stworzenia odpowiedniego wizerunku propagandowego.
    -Jakie mam podjąć kroki, towarzyszu sekretarzu?
    -Zaoferuj rządowi Republikańskiemu naszą pomoc w zakresie sprzętu wojskowego, zaopatrzenia, doradców. Możemy również pozwolić wyjechać grupie naszych obywateli. Nielicznej, dobrze wyselekcjonowanej i bezwzględnie wiernej. Nie możemy ryzykować, że powróciliby do kraju Rad przesączeni jadem demokracji i trockizmu.
    -Należy założyć, że na pomoc Republice udadzą się również liczni ochotnicy z całego świata, wierni naszym, komunistycznym ideałom, gotowi oddać za nie głowy…
    -Prawdopodobnie tak. Możliwe, że nie wszyscy z nich prezentować będą naszą wizję komunizmu, co więcej, będą jej swoimi przekonaniami szkodzić. Ale tym zajmą się już odpowiednio nasi ludzie.
    -Rozumiem, towarzyszu sekretarzu. Ale ta cała pomoc dla Republiki chyba nie będzie tak za darmo?
    -Naturalnie, że nie, Litwinow – zaśmiał się gromko i dobrodusznie Stalin. – to chyba oczywiste.

    [​IMG]

    *

    Marynarze i pracownicy portu w Maladze z ochotą rzucili się do znoszenia na ląd skrzyń z bronią i zaopatrzeniem, przywiezionym na radzieckim statku. Po trapie zszedł z niego na ląd około 40 – letni mężczyzna, mimo hiszpańskiego słońca w płaszczu i kapeluszu. Zdjął kapelusz, przywitał się z republikańskim oficerom.
    -„A więc to on – pomyślał Hiszpan. – Aleksandr Orłow.”
    Orłow, będący rezydentem NKWD w Hiszpanii, uśmiechnięty spoglądał na znoszenie sprzętu. Jego bystremu wzroku nie uciekły liczne, drewniane skrzynie, stojące przy zabudowaniach portowych, pilnowane przez kilku wartowników. Dobrze wiedział, co się w nich znajduje. Gdy zakończono wynoszenie sprzętu ze statku, zwrócił się do republikańskiego oficera:
    -Wszystko jest tak jak przewiduje umowa?
    -Tak – przytaknął oficer. – 500 milionów dolarów. W złocie.
    Orłow skinął głową.
    -Doskonale. Wnieście je na statek! – zwrócił się do członków załogi radzieckiego statku, którzy niezwłocznie przystąpili do wykonania zadania.
    -„Braterska pomoc” – pomyślał z niechęcią Hiszpan, starając się nie pokazać gniewu, który buzował się w nim niczym ogień.

    [​IMG]

    [​IMG]

    *

    Atmosfera rosnącego zagrożenia i nieuniknionej wojny w Europie została nieco zminimalizowana przez postawę rządu brytyjskiego, który zdecydował się nie popierać żadnej ze stron konfliktu i zachować pełną neutralność. Wciąż jednak nieznana była postawa pozostałych europejskich, głównych graczy na arenie międzynarodowej – Francji, Włoch i Niemiec.

    [​IMG]

    *

    José Sanjurio, hiszpański generał, obok Francisca Franca, Emilio Moli i Gonzalo Queipo de Llano główny pomysłodawca i przywódca rebelii przeciwko rządowi Azany, skierował się ku oczekującemu na pasie startowym, niewielkiemu samolotowi de Havilland DH.89 Dragon Rapide. Wysiadł z niego młody pilot, Antonio Ansaldo, zasalutował generałowi, jednocześnie z niepokojem spoglądając na bagaże generała.
    -Panie generale, nie powinien pan tego wszystkiego zabierać, samolot jest niewielki, nie możemy pozwolić sobie na przeciążenie…
    -Nie mogę niczego zostawić. Wiozę galowy mundur, jako nowy caudillo Hiszpanii, na paradę zwycięstwa.
    Antonio próbował jeszcze polemizować, ale generał ostentacyjnie odłożył bagaże na ziemię i wsiadł do maszyny. Pilot, złorzecząc pod nosem „bufoniastym arystokratom”, chwycił bagaże, wniósł do samolotu.

    [​IMG]

    [​IMG]

    *

    -Co takiego?! – wykrzyknął do słuchawki telefonu generał Emilio Mola, zrywając się z krzesła. Franco, który właśnie wszedł do pokoju, spoglądał na niego zaniepokojony.
    -Na pewno?! – upewniał się Mola. – Boże, co za tragedia…
    -Co się stało, Mola? – zainteresował się Franco.
    -Sanjurio zginął – wykrztusił Mola. – w katastrofie lotniczej…
    -Jak to możliwe?! Zestrzelili ich republikanie?
    -Nie. Samolot, którym leciał był przeciążony.
    Franco drżącymi dłońmi zapalił fajkę, spojrzał przez okno.
    -Bardzo źle się stało – stwierdził. – śmierć Sanjuria jako głównego przywódcy rebelii w jej pierwszych dniach może zdecydować o losach całego zrywu...
    -Nie możemy pozwolić aby zapanował chaos i dezorganizacja walczących oddziałów – zauważył Emilio Mola. – ktoś musi przejąć dowództwo nad powstaniem. Ktoś naprawdę dobry. Sądzę, że pan, generale Franco, jest najlepszym spośród nas.

    [​IMG]

    [​IMG]
    Franco i Mola

    *

    Hitler stał pochylony nad mapą Hiszpanii, z zaznaczonymi terenami kontrolowanymi przez republikanów i siły generała Franca.
    -Wydaje się, że siły Franco mają znacznie lepsze pozycje i rebelia powinna okazać się dla nich zwycięska – stwierdził Hitler.
    -To prawda mein Führer, ale mapa nie oddaje całkowicie sytuacji panującej na Półwyspie Iberyjskim – zauważył Bayerlein.
    -Według raportów wywiadu znacznej pomocy wojskom republikańskim udzielił Związek Radziecki – poinformował Canaris. – należy spodziewać się również sporego odzewu wśród światowych partii i bojówek komunistycznych, które niewątpliwie poprą Republikanów.
    -Nie wiemy, czy pierwsze sukcesy Franca nie są efektem zaskoczenia. Jeżeli Republikanie zbiorą siły i materiały, oddziały narodowe mogą okazać się zbyt słabe do ich odparcia, nie mówiąc już o zwycięstwie – stwierdził Bayerlein. – Republikanie są w znacznie lepszej sytuacji jeżeli chodzi o sprzęt i materiały wojenne.
    Hitler pokiwał głową, spojrzał uważnie po zebranych.
    -Bayerlein, proszę skierować dwie dywizje pancerne z korpusu Kleista i dywizję pancerną Guderiana do Rostocku. Mają być gotowe do transportu.
    -Mein Führer, czy chce pan…? – przestraszył się Neurath.
    -Jeszcze nie wiem – pokręcił głową Hitler. – to zależy od tego jak rozwinie się sytuacja w Hiszpanii. Poza tym za kilka dni rozpoczynają się Letnie Igrzyska Olimpijskie w Berlinie...Niemniej na pewno należy doraźnie wesprzeć wojska generała Franca. Z jednej strony to istotne wydarzenie ideologiczne, z drugiej dobrze byłoby wzmocnić nasze wpływy na Półwyspie Iberyjskim.
    -Co pan proponuje, Mein Führer?
    -Wyślemy generałowi Franco sprzęt i wszelkie zaopatrzenie, jakiego może potrzebować. Poślemy również ochotników, szczególnie pilotów i czołgistów.
    -Hiszpania będzie doskonałym poligonem do przetestowania naszego sprzętu i taktyki – ucieszył się Bayerlein.
    -W warunkach bojowych, Bayerlein – uśmiechnął się Hitler.

    *

    -Nie jestem orędownikiem wojny ani jej podżegaczem! – wołał Hitler, wygłaszając z podwyższenia przemówienie do żołnierzy mających lada dzień wyruszyć do Hiszpanii w ramach Legionu Condor. – jednak na to, co dzieje się w Hiszpanii, nie możemy patrzeć bezczynnie. Komuniści, Żydzi, agitatorzy, podli kłamcy, ateiści i słudzy Stalina próbują utrzymać tam swoje okrutne i wstrętne rządy! Wasze zadanie to nie tylko walka, ale chronienie europejskiego dziedzictwa i kultury przed bezbożnym i fałszywym bolszewizmem!!!
    Przemówienie Wodza nagrodziły gromkie owacje, czapki rzucane w górę i ręce wyciągane w hitlerowskim geście.

    [​IMG]

    *

    Raport z postępu prac niemieckiego przemysłu na dzień 22.07.1936 r.

    [​IMG]


    CDN.
    Crystiano

    P.S.Dzięki nikt ważny na pewno skorzystam:)
     
  15. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXX – Radość i gniew

    Oddziały nacjonalistów generała Franca były zachwycone. Wśród śmiechów i śpiewów otwierali skrzynie dostarczone przez Legion Condor, dzielili broń, materiały i zaopatrzenie. Niemieccy piloci, artylerzyści i pancerniacy byli witani jak wielcy sojusznicy i wybawcy, na ich spotkanie przybył kwiat hiszpańskiej generalicji. Niemców witano płaczem, kwiatami i owacjami.
    Wkrótce po przybyciu główni oficerowie Legionu odbyli naradę z dowódcami sił
    karlistowskich.
    -Sytuacja jest na razie opanowana i stabilna – poinformował generał Mola. – dwa dni temu, 22 lipca, nasz siły opanowały Bilbao, umacniając kontrolę północnej Hiszpanii. Siły republikanów utrzymują się jeszcze w całkowicie odciętym Oviedo…
    -Jakimi siłami dysponują obrońcy? – zainteresował się Wilhelm Ritter von Thoma, niemiecki oficer wojsk pancernych, pochylając się nad sztabową mapą.
    -Nie mamy precyzyjnych danych, niemniej nie powinni próbować ataków.
    -Należy być ostrożnym – uśmiechnął się von Thoma – pozycje pańskich wojsk są obecnie bardzo dobre, ale istnieje pewne ryzyko.
    -Jakie, panie generale?
    -Republikanie są silni na południu. Będą próbowali dążyć do szybkiego rozstrzygnięcia. Na ich miejscu najlepszym posunięciem byłoby opanowanie Sigüenzy – wskazał na mapie tereny na zachód od Ebro. – jeżeli im się to uda, nie będzie stanowić żadnego problemu wspólne uderzenie oddziałów z Sigüenzy i Oviedo na Burgos, co oznacza…
    -Odcięcie naszych oddziałów w Valladolid, Salamance i Madrycie – zbladł momentalnie Mola.
    -Oczywiście nie musi tak wcale być, jednak ostrożność w tym wypadku popłaci. Zneutralizowanie zagrożenia, jakie stanowi republikański przyczółek w Oviedo, pozwoli na przeniesienie oddziałów, które go blokują, na istotniejsze odcinki frontu.
    -Słusznie. Jednakże aktualnie nie mamy wystarczających sił do ataku na Oviedo. Nie możemy osłabić Tarragony, Saragossy, czy tym bardziej, Madrytu.
    -W tym wypadku korzystne byłoby opanowanie Guadalajary, co dałoby uzyskanie kontaktu z oddziałami w Valencji. W okrążeniu znalazłyby się jednostki Republiki w Castellòn…
    -Rozważaliśmy taką możliwość – przerwał generał Cabanellas. – aktualnie nie jest ona możliwa. Republikanie zdają sobie sprawę z ważności Guadalajary. Mają tam zgromadzone znaczne siły, jest też ona traktowana jako tymczasowa siedziba Azany i jego rządu.
    -Rozumiem – wtrącił się Wolfram von Richthofen, dowódca Legionu Condor. – a Sevilla? Na mapie wygląda na beznadziejnie odciętą…
    -To prawda, na razie nie ma szans na przerwanie republikańskiego okrążenia. Jednakże obrońcy Sevilli są dosyć liczni, mają również sporo sprzętu i zaopatrzenia. Zdołamy zaopatrywać ich drogą morską.
    -To doskonale. Kiedy moi ludzie mogą przystąpić do działań bojowych?
    -W każdej chwili – odparł z uśmiechem Mola. – wsparcie lotnicze jest niezbędne w środkowej Hiszpanii i nad Ebro. Artyleria i czołgi na pewno nie zmarnują się w Katalonii.
    -Rozumiem. W takim razie niezwłocznie wydam moim żołnierzom rozkazy.
    -Cieszę się. Dziękujemy, że przyjechaliście nam pomóc. Naród hiszpańskie Wam tego nie zapomni.
    -„Zależy, która część hiszpańskiego narodu” – pomyślał von Thoma, ale głośno powiedział:
    -To zaszczyt i obowiązek walczyć z bolszewizmem.

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]
    Wilhelm Ritter von Thoma i Wofram von Richthofen

    *

    25 lipca dwaj ostatni, główni gracze na europejskiej scenie politycznej – Francja i Włochy, zadecydowały o stosunku do konfliktu w Hiszpanii. Postawa polityków obu państw mało kogo zdziwiła. Polityka Francji, mimo iż premierem był Laval, w dalszym ciągu była neutralna, daleka od ingerencji w przebieg konfliktu czy mediacje. Natomiast Włochy, na czele z Benito Mussolinim zdecydowały się poprzeć faszystowski przewrót przeciwko znienawidzonej, bolszewickiej władzy. Do Hiszpanii przesłany został Corpo Truppe Volontarie, korpus ekspedycyjny mający wesprzeć działania wojsk generała Franco.

    [​IMG]

    [​IMG]

    *

    -Panie prezydencie?
    -Tak, senior Valadares? – odparł Manuel Azana, prezydent Republiki i zanim premier zdążył dojść do głosu, spytał:
    -Kolejne złe wieści?
    -Niestety tak – westchnął premier. – pomocy Franco udzieliły hitlerowskie Niemcy i Mussolini. Wielka Brytania i Francja, na które liczyliśmy, ogłosiły swoją neutralność i nieinterweniowanie w konflikt.
    -Niech to – warknął Azana. – nie możemy na nikogo liczyć…
    -Jedynie Sowieci, ale wie pan, ile kosztuje ich pomoc…
    -Tak – skrzywił się Azana. – wielcy, cholerni towarzysze…Jak znaczna jest pomoc Włoch i Rzeszy dla Franca?
    -Sądzimy, że bardzo wysoka, zarówno w sprzęcie, materiałach wojennych jak i przysłanych oddziałach. Nowoczesne samoloty, artyleria, czołgi, tysiące żołnierzy…
    -Podły zdrajca i buntownik! – krzyknął Azana. – żeby wciągać do wojny parszywych europejskich faszystów, zatruwać nimi naszą ziemię…

    [​IMG]

    *

    Wydarzenia na europejskiej scenie politycznej nie pozostały bez echa w Stanach Zjednoczonych. Kraj wierny izolacjonistycznej doktrynie Monroe’a, silny, jednakże nie wykorzystujący swojego potencjału z nie lada strachem przypatrywał się wydarzeniom dotyczącym konfliktu w Hiszpanii.
    Franklin Delano Roosevelt, prezydent USA, przeglądając informacje prasowe, spojrzał uważnie i pytająco na Cordella Hulla, szefa amerykańskiego MSZ.
    -Jak ocenia pan wydarzenia w Europie? – zainteresował się prezydent. – nie wygląda mi to za dobrze.
    -To prawda, panie prezydencie – potwierdził Hull. – ingerencja krajów ościennych w konflikt domowy w Hiszpanii oznacza ekspansję tych krajów oraz rosnący interwencjonizm.
    -Włochy, Sowieci i III Rzesza – przeczytał prezydent. – dla nich to wojna ideologiczna. Jednak skoro zaangażowały się w taki konflikt, oznacza to również to, że mają odpowiednie ku temu środki i siły…
    -Zgadza się. Poza tym do Hiszpanii nie popłynął jedynie sprzęt i materiały, co jeszcze nie byłoby takie groźne, ale regularne oddziały wojskowe.
    Roosevelt pokręcił głową, z widocznym niepokojem w oczach.
    -Wydaje mi się, że będziemy musieli stopniować redukować wpływ doktryny Monroe’a na naszą politykę zagraniczną. Obawiam się, że rosnący interwencjonizm i ekspansyjność europejskich mocarstw nie skończy się na konflikcie w Hiszpanii…
    -Izolacjonizm od zawsze był naszą podporą, pozwalał nie mieszać się w sprawy, które nas bezpośrednio nie dotyczyły. Jak dotąd taka polityka sprawdzała się…
    -To się może zmienić, Hull.
    -„On chyba chce, żeby się to zmieniło – pomyślał Hull, patrząc na prezydenta. – gospodarka znowu spowalnia…”

    [​IMG]

    [​IMG]



    CDN.
    Crystiano
     
  16. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXXI – IO Berlin 1936

    -Niemożliwe! – wykrzyknął Hitler. – jak to się stało? Przecież jeszcze niedawno sami błagali o żywność…
    -A dzisiaj oferują ją w ogromnej ilości – przytaknął Neurath. – radziecki ambasador zaproponował umowę na mocy której otrzymywalibyśmy dziennie olbrzymie ilości zboża za węgiel i stal. Umowa wydaje mi się bardzo korzystna, Mein Führer.
    -I taka jest – przytaknął Wódz. – ale interesuje mnie co innego. Jak w stosunkowo niedługim czasie Sowieci osiągnęli takie zyski w plonach. Czy ich gospodarka rolna w kilka miesięcy stanęła na nogi? Przecież to irracjonalne…
    -Być może podjęli wymianę handlową z innymi państwami? – zgadywał Neurath.
    -Niemożliwe – pokręcił głową Hitler. – kto mógłby zapewnić im takie ilości zboża? Musieli podjąć jakieś nowoczesne metody uprawy…
    -Jak zareagować więc na propozycję, Mein Führer?
    -Zgodzić się, naturalnie. Dzięki temu będziemy w stanie zmniejszyć nakłady finansowe, jakie przeznaczamy na produkcję artykułów żywnościowych.
    -Tak jest, Mein Führer!

    [​IMG]

    *

    -Strzelcy górscy? – zainteresował się Hitler.
    -Tak, Mein Führer! – przytaknął Bayerlein. – doskonale wyszkoleni i uzbrojeni, przystosowani do walki w ciężkich warunkach górskich i zimowych.
    -Ale w takim razie chyba więcej czasu zajmie stworzenie takiej dywizji, nie mówiąc już o przeszkoleniu i przygotowaniu do pełnej gotowości bojowej…
    -Niewątpliwie – zgodził się szef sztabu. – niemniej uważam, że warto. Oddziały te znacznie lepiej spisywałyby się w walce. Na pewno główny nacisk powinien być w dalszym ciągu położony na piechotę, jednakże kilka takich elitarnych jednostek jest koniecznych.
    -Zgoda – skinął głową Hitler. – kiedy taka dywizja mogłaby powstać?
    -Rekrutację i szkolenie zaczniemy od razu. Wyszkolenie i wyekwipowanie powinno zakończyć się w grudniu.
    -Prezent na Boże Narodzenie – uśmiechnął się Hitler. – dobrze. W takim razie oczekuję więc na powstanie i pełną gotowość dywizji z niecierpliwością.
    -Tak jest, Mein Führer!

    *

    Rzucili się biegiem. Liny powędrowały do góry, zaczepiły o występy skalne. Zmarzniętymi mimo rękawic dłońmi uchwycili się ich, zaczęli wspinać do góry. Oficer szkoleniowy patrzył na zegarek i krzyczał:
    -Szybciej, do jasnej cholery! W walce już dawno rozwaliliby was! Paul, chwyć linę mocniej, bo spadniesz, a nie będziemy złazić 1500 metrów, żeby cie pozbierać!
    Żołnierze dyszeli, warczeli, rzucali na oficera niewybredne przekleństwa, ale posłusznie wdrapywali się do góry. Pot spływał im po twarzach, zawieszone na plecach karabiny zdawały się ważyć tony. Gdy pierwsi weszli na górę, pomagali pozostałym. Oficer ciągle był przy nich, zauważając każde niedociągnięcie i błąd.
    -Gdzie biegniecie?! Nie wszyscy weszli! Idziemy całą grupą, nikt nie zostaje w tyle!
    Gdy wreszcie wszyscy weszli na szczyt, nie zdążyli nawet odetchnąć, gdy oficer ponownie zaczął rzucać polecenia:
    -Johann, osłaniasz ogniem z ckm - u! Pozostali biegiem, do jasnej cholery, jak najszybciej! Nie no, nie jak krowy na rzeź! Korzystać z osłon terenowych! Padnij! Powstań! Lotnik, kryj się!
    Żołnierze dysząc wykonywali polecenia, to padając w głęboki, sypki śnieg, to wstając i gnając do przodu jak opętani. Oficer biegnący na równi z nimi zupełnie nie był zmęczony, śmigał po kamieniach i szczelinach jak antylopa.
    -Hans, pośliznąłeś się na skórce od banana?! – spytał ze śmiechem żołnierza, który nie utrzymał równowagi na lodzie i runął twarzą w śnieg. – wstawaj i biegiem! O, widzę, że się odpowiednio zamaskowałeś śniegiem! Doskonale!
    Zeszli nieco niżej, gdzie mniej było śniegu i lodu, nie brakowało natomiast błota. Oficer nie mógł nie wykorzystać takiej okazji.
    -Padnij! Czołgać się!
    Żołnierze runęli na ziemie, rozpryskując błoto na wszystkie strony, zaczęli czołgać się, brudząc cały mundur lepką ziemią.
    -Niech szlag trafi to szkolenie! – warknął któryś.
    -Nie marudzić! – wydarł się oficer. – jesteście elitarną jednostką! Wstawać i piosenka!

    [​IMG]


    *

    29 lipca pierwsze maszyny Dornier Do - 17 dotarły do 3 Floty Powietrznej generała Kitzingera, stacjonującej w okolicach Kassel. Jako pierwsi otrzymali je piloci z KG 53. Najnowszych maszyn nie posiadają jeszcze 3 dywizjony bombowe generał Kitzingera – KG 30 „Adler”, KG 1 „Hindenburg” i Kampfgeschwander 25. Gdy samoloty zostaną dostarczone również do nich, zakończy się obecny program modernizacji lotnictwa.

    [​IMG]

    *

    Ostatnie dni lipca przebiegały w nerwowej atmosferze finałowych przygotowań do Igrzysk Olimpijskich, które rozpocząć miały się 1 sierpnia 1936 r. Do ostatnich tygodni sytuacja była napięta, a odbycie się Igrzysk niepewne. Przed rozpoczęciem rozgrywek cześć krajów rozważała bojkot berlińskich Igrzysk i organizację konkurencyjnej „Olimpiady Ludowej”, która miała odbyć się w Barcelonie. Plany te zostały jednak niezrealizowane ze względu na bunt generała Franco i wojnę domową w Hiszpanii. Rząd Rzeszy zmuszony jednak był pójść na pewne ustępstwa…
    -Mein Führer, na czas Igrzysk powinniśmy nieco złagodzić naszą politykę – stwierdził minister bezpieczeństwa, Gurtner. - od tego zależy, czy nasze Igrzyska nie zostaną zbojkotowane…
    -O czym mówisz, Gurtner? – spojrzał podejrzliwie Hitler.
    -O naszej polityce rasowej – odparł szybko Gurtner, uciekając przed wzrokiem Hitlera. – wiele zarzutów jest skierowanych przeciwko naszej polityce wobec Żydów…
    -Musimy więc pójść na jakieś ustępstwa…Stworzyć pozory – pokiwał głową Hitler. – Neurath, zapewnij opinię międzynarodową, że złagodzimy naszą politykę, a Igrzyska będą przeprowadzone zgodnie z zasadami – zwrócił się do ministra spraw zagranicznych. – niech nawet wystąpią w nich jacyś Żydzi. Nie musimy przecież na nich patrzeć, a po Igrzyskach z powrotem zaczniemy zajmować się tym palącym problemem…
    -Tak jest, Mein Führer!

    *

    Dziesiątki powiewających na lekkim, letnim wietrze flag wszystkich państw występujących na Olimpiadzie, zapalenie ognia olimpijskiego, przemarsz reprezentacji, wreszcie pojawienie się Hitlera w otoczeniu głównych dygnitarzy, specjalnie przygotowane podwyższenie, mównica ozdobiona kwiatami, patetyczne przemówienie Wodza nagrodzone owacjami rozentuzjazmowanych tłumów, setki flag ze swastyką i tysiące dłoni wyciągniętych w geście hitlerowskiego pozdrowienia…

    Igrzyska Olimpijskie w Berlinie rozpoczęły się.

    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano

    P.S.kilos - nie jest to chyba tak wielka tajemnica, wiadomo że Roosevelt nie bez powodu i podstaw był określany przez goebbelsowską propagandę "podżegaczem wojennym";-). Co do opisywania to chyba zostanie tak jak jest, dziwna byłaby nagłą zmiana stylu i moim zdaniem niespecjalnie potrzebna.
     
  17. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXXII – Ja, Niemiec

    -Rzeczywiście Neurath, doskonale, że mnie poinformowałeś – pokiwał głową Hitler, przeglądając raport przyniesiony przez ministra spraw zagranicznych.
    -Uznałem to za istotne, Mein Führer – skinął głową minister.
    -Skala czechosłowackiego eksportu jest naprawdę duża. Może to wynikać z kilku czynników… – zastanowił się Hitler.
    Ministrowie w milczeniu wpatrywali się w Hitlera. Wiedzieli, że nie czeka on na ich rady czy sugestie, ale sam zastanawia się w skupieniu. Nie mylili się, bo po chwili Wódz kontynuował:
    -Czechosłowacki sprzęt jest niewątpliwie wysokiej klasy, szczególnie ten pochodzący z zakładów Skody. Dobre wyposażenie wojskowe sąsiedniego kraju nie jest dla nas najlepszą informacją…
    -Czechosłowacja nie jest chyba dla nas zagrożeniem – wtrącił minister zbrojeń, Hierl.
    -Dania też nie była, a dokonała paskudnej prowokacji – uśmiechnął się pobłażliwym, świetnie wyreżyserowanym uśmiechem Hitler. – poza tym w Czechosłowacji mieszkają tysiące naszych rodaków, których coraz bardziej uciska i nie respektuje ich praw czechosłowacki rząd…
    Ministrowie spojrzeli na Wodza pytająco, z pewnym niepokojem w oczach. Ten jednak udał, że nie zauważył tego.
    -Zresztą, nie odbiegajmy od tematu, bo nie taki cel naszej dyskusji – stwierdził Hitler. – co pan może powiedzieć o czechosłowackim sprzęcie, Hierl?
    -Czechosłowackie czołgi należą do najlepszych – pokiwał głową minister zbrojeń. – Skoda jest firmą niezależną od rządu i dlatego na pewno znaczna część produkcji idzie na eksport…
    -Ale jeżeli na ich sprzęt jest popyt, oznacza to, że jest dobry – zauważył Hitler.
    -W takim razie jakość jest nieadekwatna do ceny, lub też sprzęt nie jest aż tak dobry jak sądzimy. Czołgi zakupiła Rumunia i Persja, wątpię, żeby te kraje miały znaczące fundusze.
    -Zasadniczo niepotrzebnie się zamartwiamy – rzekł nagle Hitler.
    -Dlaczego, Mein Führer? – zapytał Neurath.
    -Jeżeli Czechosłowacy sprzedają swój sprzęt za granicę – odparł Hitler. – mniejsza jego ilość trafi do armii czechosłowackiej. Niemniej musimy poznać jakość i ilość wytwarzanych przez czechosłowackie zakłady pojazdów pancernych…

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]
    Czechosłowackie czołgi AH – IV w armii perskiej

    *

    Nie był Czechem. Gdy ktoś stwierdził, że jest członkiem tego narodu, skutecznie temu zaprzeczał, w ruch szły jego potężne jak bochny chleba pieści, przypadkowo znalezione krzesła i kufle, a z jego ust lał się potok czysto niemieckich przekleństw. Przecież on był rodowitym Niemcem o czystej, nieskażonej krwi. Jak ktoś mógł podejrzewać go o przynależność do tych wstrętnych podludzi?! Był Niemcem sudeckim, żyjącym w krainie od setek lat należącej do Niemców, podle i złodziejsko oddanej Czechosłowacji, temu dziwnemu, śmiesznemu tworowi traktatu wersalskiego.
    Nienawidził państwa, w którym żył. Nienawidził go dosłownie każdym nerwem, dostawał szału, gdy słyszał dookoła siebie obcy, szczebioczący język czeski. Gdy widział uśmiechniętych, gościnnych Czechów. Kiedy natykał flagę Czechosłowacji, miał przemocną chęć zerwania jej, rzucenia na ziemię, deptania i plucia.
    Niemcy sudeccy byli różni. Niektórzy, jak on bronili czci i krwi niemieckiej, nie hańbili się kontaktami czy przyjaźnią do Czechów. Byli jednak i tacy, którzy dla korzyści lub z własnej woli mówili po czesku, przyjmowali zwyczaje podludzi, hańbili niemiecką krew związkami z Czechami, nie wzbraniali się nawet przed śpiewaniem hymnu Czechosłowacji. Uważał ich za zdrajców i nienawidził dużo bardziej niż Czechów.
    Przez długi czas prawdziwa ojczyzna, Niemcy, które kochał całym sercem, zdawały się nie pamiętać o nim i innych Niemcach, zamieszkujących Sudety. Byli uważani za gorszych, tylko dlatego, że nie ze swojej winy znaleźli się na terytorium obcego kraju.
    Ale pojawił się na niemieckiej scenie politycznej Adolf Hitler, Wódz, mściciel narodowych krzywd. Pamiętał o wszystkich Niemcach, którzy znaleźli się poza granicami Rzeszy. Wiedział, że jest to niesprawiedliwe i obiecywał zmianę istniejącego stanu rzeczy.
    Uwierzył mu i nazistom, powierzył im swój los, ze wzruszeniem i euforią zakładał na ramię opaskę ze swastyką, ze łzami w oczach wyciągał do przodu rękę i krzyczał „Heil!” najgłośniej, najwierniej ze wszystkich. Wierzył.
    Narodowy socjalizm. Tylko on, nie ma żadnej alternatywy. Nie ma alternatywy dla dumy, patriotyzmu i dziejowej sprawiedliwości.
    Heil!
    Patriotyzm to wielki obowiązek i odpowiedzialność. Dostał zadanie, musi je wykonać dla chwały Rzeszy.

    *

    Czeski urzędnik z ministerstwa zbrojeń, który miał nieszczęście spotkać się z nim, leżał na chodniku, dysząc i krwawiąc z ran i skaleczeń na twarzy. On siedział naprzeciwko niego, z podwiniętymi rękawami, bawiąc się pistoletem i paląc papierosa.
    -Niech mnie pan już nie bije – wystękał Czech, wycierając krew zalewającą mu oczy. – powiem wszystko, co tylko mi wiadomo.
    -Mów.
    -Nie wiem za wiele, jestem szeregowym pracownikiem. Wiadomo mi o dwóch dywizjach pancernych – możliwe, że mamy ich więcej, są to informacje tajne. Znaczna cześć produkcji z zakładów Skody idzie na eksport. Produkcja skupia się na wyposażeniu dywizji piechoty, na nie położony jest główny nacisk. Na pewno nikt nie zajmuje się teraz badaniami nad nowymi modelami czołgów. W zakładach Skody prowadzone są badania dotyczące maszyny liczącej, Jaroslaw Heyrowski zajmuję się projektem mającym unowocześnić rolnictwo
    Niemiec kiwał głową, czyniąc szybkie notatki w zeszycie. Spojrzał na Czecha spode łba, nienawistnie i z nieukrywaną pogardą.
    -Naprawdę nie wiem nic więcej – wyszeptał Czech.
    -Szkoda – stwierdził Niemiec. – gdybyś wiedział więcej, byłbyś może bardziej potrzebny.
    Strzał odbił się doniosłym echem.

    [​IMG]

    *

    Srebrny medal. Niewiele zabrakło, ale to i tak wielkie osiągnięcie dla niej, Żydówki, której pozwolono na udział w Igrzyskach. Helene Mayer ruszyła w kierunku podium. Z trybun dobiegły ją wyzwiska i gwizdy. Z oczu pociekła jej pojedyncza łza, którą starła szybkim, nieznacznym ruchem dłoni. Nie pokaże im swojej słabości.
    Pogratulowała brązowej medalistce, weszła na drugie miejsce podium. Srebrny medal zawisł na jej szyi.
    -„Matka i bracia wciąż tu mieszkają – przypomniała sobie. – nie mogę pozwolić, aby stało im się coś złego. To tylko gest…”
    Wyprostowała się, stanęła naprzeciwko trybun. Prawa ręką powędrowała do góry, w geście hitlerowskiego pozdrowienia.

    [​IMG]

    *

    -Mayer zdobyła srebro we florecie – poinformował Gurtner w przerwie spotkania ministrów, przeglądając gazetę.
    -To nie nasze zwycięstwo – wtrącił Hitler, patrząc na ministra ciężkim wzrokiem. Gurtner zrozumiał, że popełnił nie lada gafę. Szybko starał się naprawić złe wrażenie.
    -Naturalnie, Mein Führer. Przepraszam…
    -Ta Meyer to Żydówka. Nie jest to nasze zwycięstwo, ale światowego żydostwa. Gest, który wykonuje jest fałszywy i obraża mnie.
    -Nie możemy nic poradzić. Po olimpiadzie wróci do USA…
    -Ona tak. Ale jej rodzina nie.

    CDN.
    Crystiano
     
  18. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXXIII – Jestem czarny i jestem z tego dumny

    Nigdy nie było mu łatwo. Było ciężko, krwawo i niewdzięcznie. Nic nie przyszło bezproblemowo. Aby cokolwiek uzyskać, do czegokolwiek dojść, musiał zmagać się z jedną przeciwnością, własną cechą, której niekiedy nawet nienawidził – kolorem skóry.
    Skóry czarnej jak smoła.
    Przeszkadzało mu to we wszystkim. W szkole, w szukaniu pracy, w codziennych, drobnych czynnościach. Wszędzie drwiący wzrok „lepszej rasy”, fałszywe uśmiechy, wytykanie palcami, niewybredne wyzwiska. Oddzielne krzesła w restauracjach, oddzielne toalety. Oddzielny świat. Oczywiście gorszy.
    Ciążące niczym głaz piętno przeszłości. Czarni niewolnicy i biali panowie. Nic się nie zmieniło. Praca, jaką mogli dostać Murzyni, niczym nie różniła się od katorżniczej pracy na plantacjach bawełny. Niektórym białym to upodlenie i wyzysk było i tak niewystarczające.
    Ludzie z Ku-Klux-Klanu, apostołowie w białych kapturach nieśli dziejową sprawiedliwość i „czystość”, stosy więc płonęły, a drzewa uginały się od wisielców.
    Życie nie dawało najczęściej Murzynom żadnych możliwości. Pozostawały im kradzieże, zabójstwa, więzienia, murzyńskie getta w wielkich miastach. Margines, pogarda, brak szans na normalną egzystencję. Nie chciał takiego życia. Na pewno nie.
    Ale miał swój atut. Szybkość, zwinność, niebywała sprawność fizyczna nabyta od najmłodszych lat dzieciństwa. Początkowo traktował to jako przyjemność, nie wiązał z tym żadnych planów. Ale szybko okazało się, że to jedna z niewielu, jak nie jedyna, okazja do odbicia się od społecznego dna. Szansa, której zbrodnią byłoby nie wykorzystać.
    Jesse Owens wykorzystał ją.

    *

    Kilka minut ćwiczeń i rozciągania, jeszcze jedno okrążenie szybkim biegiem i trening był zakończony. Uspokoił oddech, sięgnął po ręcznik.
    -Jest odpowiedź – powiedział trener, podchodząc do niego.
    -W sprawie mojego wyjazdu na…na olimpiadę? – spytał niepewnie Owens.
    -Tak – odparł z uśmiechem trener. - masz zgodę zarządu. Jedziesz na Olimpiadę do Berlina.
    Oblicze Murzyna rozjaśnił szeroki uśmiech, w którym pokazał lśniące, białe zęby, zaśmiał się głośno i beztrosko, jak dziecko.
    -To wspaniale! Wspaniale! Och, jak wspaniale! Dziękuję panu!
    -Nie dziękuj, Jessy. To tylko i wyłącznie twoja zasługa. Twojej ciężkiej pracy i trudu, jaki codziennie wkładasz w treningi. Trudu, jaki znosiłeś od najmłodszych lat… Wystartujesz aż w 4 dyscyplinach – skoku w dal, biegu na 100, 200 i 4 x 100 metrów.
    -Dobrze, panie trenerze, wspaniale! Nie zawiodę pana!
    -Nie zawiedź siebie, Jessy. I tych wszystkich, którzy w ciebie wierzą. Daj z siebie wszystko. Pokaż, na co cię stać. Im wszystkim. Niech wiedzą, że potrafisz.

    *

    Czuł się obco. Olbrzymie miasto, wielki stadion, tysiące kibiców na trybunach, dziesiątki zawodników. Nie za wielu było wśród nich czarnych.
    Gdy pojawił się na stadionie, powitały go gwizdy i śmiechy. Nie zważał na to. Nie był to przecież pierwszy raz, gdy traktowano go w ten sposób. Jeszcze silniej poczuł w tym momencie chęć wygrania, pokazania im wszystkim, ile jest wart. Przeżegnał się jeszcze, ustawił na starcie, skupił się całkowicie na tym co go czeka. Mięśnie naprężyły, wzrok skupił na widocznej mecie. Przestali istnieć konkurenci, publiczność i cały stadion.
    Huk pistoletu sędziego podziałał na niego jak katapulta, zerwał się z ziemi, pognał jakby gonił go sam diabeł…

    [​IMG]

    *

    -Co?!!! – Hitler zerwał się z krzesła, poczerwieniał, żyły wystąpiły mu na czoło, a dłonie zaczęły drżeć niczym w febrze. – to nie może być prawda… Nie może…
    -Niestety, Mein Führer, to prawda. Jesse Owens zwyciężył…
    -Ten…ten…Murzyn?!! To…zwierze? Pokonał białych? Pokonał Aryjczyków?!
    Adiutant, który przyniósł Wodzowi tą niedobrą wiadomość, odważył się jedynie skinąć głową.
    -To niemożliwe – sapnął Hitler, opierając się rękoma na blacie biurka. – niemożliwe…To jakieś oszustwo…Pewnie sędziował jakiś Żyd…I dał wygrać temu wstrętnemu czarnuchowi. Czarnuch pewnie komunista…No i wszystko jasne…
    -Nie, Mein Führer, sędziował Niemiec – wtrącił adiutant. Na szczęście Hitler zdawał się nie usłyszeć tej nieostrożnej uwagi.
    -Zadzwoń po Goebbelsa, niech zjawi się tu jak najszybciej – rozkazał Wódz.

    *

    -To oszustwo nie mające sobie równych w historii!! – wydarł się do mikrofonu Goebbels, jednocześnie wymachując dłońmi i rzucając dookoła ogniste spojrzenia. – to spisek światowego żydostwa i bolszewizmu, znanych z fałszywości i bezwzględności! Murzyn, członek niższej rasy, niewiele lepszy od małpy, nie miał prawa pokonać ludzi białej rasy, nie mówiąc już o Aryjczykach! Zostali oszukani i fałszywie ocenieni prawdziwi mistrzowie! Ale wierzcie mi, winowajcy tego spisku zostaną znalezieni i ukarani! Byłoby niedopuszczalne, gdyby te Igrzyska, stworzone przecież na wzór starożytnych Igrzysk doskonałej cywilizacji, przeszły do historii pod znakiem zwycięstwa w nich jakiegoś… zwierzęcia!! Wierzcie, że wygrał te zawody Aryjczyk, a taka sytuacja, jak wczoraj już się nigdy nie powtórzy!

    [​IMG]

    *

    Tego samego dnia Jesse Owens zdobył złoto, tym razem w skoku w dal, następnego zaś dnia stanął na najwyższym miejscu na podium ze złotym medalem z biegu na 200 metrów.

    *

    -To obłęd! – krzyknął Hitler. – jak to możliwe?! I pobiegnie jeszcze jutro?!
    -Tak, Mein Führer, na dystansie 4 x 100 metrów.
    -Nie mogę pójść na te zawody – stwierdził Wódz. – mam patrzeć, jak wygrywa? Uścisnąć mu rękę? – wzdrygnął się z obrzydzenia. – jeszcze dostanę jakąś chorobę? Nie, nie ma mowy. Mam godność i honor…

    [​IMG]

    *

    Jesse Owens wygrał. Stał na szczycie podium, wypiąwszy dumnie pierś z zawieszonym na niej, lśniącym w słońcu medalem. Łzy radości i dumy spływały mu po twarzy, gdy widział oniemiałe, milczące, nie mogące uwierzyć w jego sukcesy tłumy na trybunach. Pokonał ich, pokonał białych, udowodnił, że Murzyn może wygrać. Może być lepszy. Z dumą spojrzał na powiewającą na wietrze, amerykańską flagę. Gdy z głośników zabrzmiał hymn Stanów Zjednoczonych, stanął na baczność, zasalutował po żołniersku.

    [​IMG]

    On to wszystko nie tylko dla siebie, zrobił to również dla kraju, ojczyzny, która tak często nim i innymi „kolorowymi” pogardzała. Był Amerykaninem. Czarnym Amerykaninem.

    I był z tego dumny.

    CDN.
    Crystiano
     
  19. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXXIV – Karuzela nienawiści

    Gdy oczy całego świata skierowane były na Igrzyska Olimpijskie w Berlinie, nie wygasały bratobójcze walki w Hiszpanii. Żadna ze stron nie myślała o pokoju, rozejmie czy porozumieniu. Pokój dla obu stron oznaczałby klęskę – dowód na słabość legalnego rządu Azany i brak konsekwencji generała Franco, który obiecywał wyzwolenie całej Hiszpanii z rąk lewicowego rządu. Nikt nie chciał odpuścić.
    Po zaangażowania się w wojnę domową Niemiec, ZSRR i Włoch profaszystowski rząd Portugalii, na czele z Antonio de Oliveirą Salazarem, podjął decyzję o wsparciu militarnym dla generała Franca. Granicę hiszpańską przekroczył liczący około 20 tysięcy ochotników Legion Viriatos, dowodzony przez gen. Raúla Estevesa.

    [​IMG]

    *

    -Generale Franco, rząd Portugalii zdecydował nam się pomóc.
    -Doskonale! – ucieszył się Franco. – kiedy możemy spodziewać się pomocy?
    -Lada dzień przybędzie ochotniczy Legion Viriatos. Z portugalskich portów płynie do nas również pomoc zaopatrzeniowa i sprzętowa.
    -To wspaniale. Cieszę się, że Portugalczycy są gotowi walczyć z komunizmem. Nie zapomnimy im tego.

    *

    Mieszkańcy niewielkiej hiszpańskiej wioski patrzyli na Portugalczyków ze strachem i z trudem ukrywaną nienawiścią.
    -Nie mamy za wiele żywności, panie oficerze – powiedział stary, brodaty Hiszpan. – prawie wszystko skonfiskowały oddziały generała Franca…To co nam zostało, z trudem wystarcza do przetrwania…
    -Odmawiasz udzielenia pomocy moim żołnierzom? – warknął oficer, zbliżając głowę do twarzy starca. Od Portugalczyka zionęła silna woń alkoholu.
    -Jakbym mógł, z chęcią pomógłbym panom – wystękał starzec, robiąc krok do tyłu.
    -Łżesz, chamie! – ryknął Portugalczyk, ruszył w kierunku starca. Zatoczył się ale utrzymał równowagę. – kłamiesz jak pies! Pewnie schowałeś gdzieś żywność…
    -Nie, panie oficerze. Niech mi pan uwierzy…
    -Milcz, psie! Zapewne popierasz Republikanów zdrajco, suczy synu! Cholerny komunisto!
    -To nieprawda, popieram generała Franca…
    Starzec nie dokończył, upadł na ziemię od ciosu pięści oficera. Podbiegła do niego jego córka, dotychczas tylko stojącą z boku i ze strachem przysłuchująca się rozmowie. Pomogła ojcu wstać, starła chusteczką krew z jego twarzy.
    -Idźcie precz, bandyci! – zaszlochała. – idźcie precz!
    Żołnierze ryknęli śmiechem.
    -Nie chcesz oddać żywności dobrowolnie, weźmiemy ją siłą – stwierdził oficer. – przeszukać zabudowania. Brać wszystko – polecił żołnierzom, którzy z ochotą ruszyli ku domostwom.
    -Nie mogą panowie tego zrobić! – jęknął starzec, z trudem podnosząc się z ziemi. – proszę…Umrzemy z głodu…
    Oficer patrzył na niego i uśmiechał się szyderczo. Starzec zaszlochał bezsilnie, patrzył jak żołnierze wynoszą z chaty dwa worki mąki, jedyne, które jeszcze posiadał.
    -Błagam panów, błagam – jęczał, a łzy spływały po jego zoranym zmarszczkami obliczu.
    -Zamknij mordę, starcze – warknął oficer. – działasz mi na nerwy. A nie lubię, jak ktoś tak robi.
    -Proszę, zlitujcie się…
    Portugalczyk przeklął, wyszarpnął z kabury pistolet, wypalił. Starzec zalał się krwią, bezwładnie runął na spieczoną słońcem glebę. Jego córka wrzasnęła przejmująco, płacząc, rzuciła się na oficera. Po chwili leżała martwa koło ojca.
    Oficer patrzył na to zimnym wzrokiem, a widząc rozlewającą się kałużę krwi, zaśmiał się okrutnie.
    -Podpalić chaty – rozkazał żołnierzom.
    W końcu trzeba zwalczać komunizm.

    *

    -To bandyci – mówił w swoim przemówieniu Manuel Azana, stojący na czele sił Republiki. – buntownicy generała Franca dla własnych, podłych celów, ściągają na hiszpańska ziemię hordy faszystów, morderców, plugawiących nasz kraj. Kim jest człowiek, który na własną ojczyznę, na rodaków, ściąga najemników, zbrodniarzy, zabijających naszych obywateli i łupiących naszą ziemię. Czy tak powinien postępować człowiek, mieniący się wyzwolicielem i obrońcą?! To zdrajca, których dla władzy zdolny jest zjednoczyć się z każdym diabłem. Chcecie, żeby jutro czy pojutrze do waszych domów przyszli ci mordercy, za nic mający Hiszpanię i Hiszpanów? Gotowi popełnić każdą niegodziwość i zbrodnię?!
    -Nie! – ryknęło wspólnie dziesiątki zgromadzonych na wiecu robotników, związkowców i chłopów. Załopotały na wietrze czerwone flagi, ktoś zanucił „Międzynarodówkę”, którą po chwili, wyciągnąwszy pięści do góry, śpiewali wszyscy.
    -Więc chodźmy do boju, towarzysze! – krzyknął Azana. – chwyćcie za broń! Brońcie siebie i swoich rodzin! Brońcie Hiszpanii!
    Odpowiedział mu rozentuzjazmowany ryk dziesiątek zgromadzonych na wiecu ludzi.

    [​IMG]

    *

    Mieli bronić siebie i Hiszpanii. Więc bronili.
    Wywleczono przedstawicieli szlachty i kleru na główny plac Guadalajary. Zebrało się mnóstwo osób, żądnych widowiska i krwi, stając dookoła placu. Ofiary, pobite, w samej bieliźnie, spędzono krzykiem i biciem, kazano stać w szeregu. Na plac wkroczył sowiecki komisarz z NKWD, w otoczeniu żołnierzy republikańskich i robotników. Stanął naprzeciwko zebranych tłumów i przemówił:
    -Patrzcie, to są wyzyskiwacze, reakcjoniści! Dumni, pyszni, bogaci, wykorzystujący waszą ciężką pracę! Nie szanujący prostego chłopa i robotnika, traktujący was jak niewolników! Teraz poparli bunt narodowego zdrajcy, ściągającego na Hiszpanię bandytów i morderców! Będziecie nadal to tolerować?!
    -Nie!!!
    -Więc niech się dzieje dziejowa sprawiedliwość!
    Na placu pojawił się olbrzymi, muskularny robotnik z wielkim młotem w ręce. Po kolei prowadzono do niego ofiary.
    On je zabijał uderzeniem młota, krew lała się na bruk, a publiczność dawała gromkie owacje.

    *

    W ciągu kolejnych dni siły generała Franca, wspierana przez Portugalczyków generała Estevesa, niemiecki Legion Condor i siły włoskie, przeszły do pierwszej, znaczącej ofensywy. Uderzono tam, gdzie w ogóle nie spodziewali się tego Republikanie – na Castellon. Ukształtowanie terenu i linia rzeczna zdawały się być trudnością nie do pokonania, jednak nie zdołały powstrzymać sił Nacjonalistów.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Uzyskano bezpośrednią łączność z garnizonem Walencji, natomiast siedziba rządu Republiki i główny ośrodek administracyjny – Guadalajara, stała się zagrożona atakiem z trzech kierunków.

    *

    Republikańscy żołnierze, którzy nie zginęli lub nie zdołali się wycofać, pozbawieni szans, wyszli ze swoich pozycji z rękami w górze i biała flagą. Żołnierze nacjonalistów podeszli do nich, odebrali broń, zgromadzili wszystkich na placu, każąc kilku żołnierzom strzec jeńców do momentu gdy zostaną odtransportowani do obozu jenieckiego.
    Po kilku minutach pojawił się oficer nacjonalistów, przyglądając się nienawistnie jeńcom.
    -Co to ma być? – spytał wartowników.
    -Poddali się, panie kapitanie.
    -Oni nie wzięliby pewnie jeńców – odparł sucho oficer. – zlikwidujcie ich.

    CDN.
    Crystiano

    P.S. Masz rację, urich, ale jak są wydarzenia mniej ważne, chyba można byłoby tak zrobic.
     
  20. Crystiano

    Crystiano Nowy

    Miałem nieco czasu więc odcinek wcześniej niż sądziłem:)

    ROZDZIAŁ XXXXV – Zadanie (nie) jak każde inne

    7 sierpnia naukowcy z zakładów lotniczych Heinkela zakończyli pracę nad projektem samolotu bezpośredniego wsparcia, któremu nadano nazwę Junkers Ju 87B „Stuka”. Maszyna wywołała zachwyt zarówno Goeringa jak i Hitlera. Lżejsze i szybsze od przeciętnych bombowców i doskonałe przy zwalczaniu piechoty, były ponadto tańsze w produkcji.

    [​IMG]

    -Powinniśmy możliwie najszybciej przystąpić do intensywnej rozwoju tego typu lotnictwa – stwierdził Goering. – stosunkowo niewielkie koszty w połączeniu z wysoką efektywnością.
    -Zgadza się – przytaknął Hitler. – idea samolotów bezpośredniego wsparcia zrobiła na mnie spore wrażenie…
    -Mogę więc liczyć na fundusze dla mojego ministerstwa na rozbudowę tego rodzaju samolotów?
    -Tak – uśmiechnął się Hitler. – ale nie teraz. Aktualnie nie mamy wystarczających środków, żeby przeznaczyć je na budowę samolotów. Budżet jest napięty do granic możliwości, Hermannie.
    -Rozumiem, Mein Führer. Mam nadzieję, że jak znajdą się pieniądze, zostaną one przeznaczone właśnie na ten cel.
    -Jak najbardziej. Będę miał to na pamięci. Te samoloty w połączeniu z jednostkami szybkimi będą odgrywać decydującą rolę w przyszłych wojnach. Ale samo lotnictwo nic nie da. Potrzebni są ludzie, umiejący je doskonale wykorzystać i przygotować do walk w zakresie taktyki i metod działania.
    Goering spojrzał na Hitlera pytająco.

    *

    Ciekawie toczą się koleje życia. W pierwszej wojnie światowej nie chciano przyjąć go do lotnictwa, bo był za niski. Przeklęte 1,6 metra. Na szczęście załapał się na prywatny kurs, później przyjęto go również do lotnictwa wojskowego. Początek kariery nie zapowiadał się najlepiej. Strach i ostrożność w walkach powietrznych. Wreszcie przełamał się jednak psychicznie i zaczął walczyć. Siejąc śmierć.
    Ktoś kto nigdy nie latał, nie zrozumie pilota. Zmagań z pogodą, maszyną, samym sobą i wreszcie przeciwnikami. Dosłownego ocierania się o śmierć. Pilot nie ma za wielkich szans i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Służba ryzykowna, ale dostojna, przepełniająca dumą. Rycerska, chciałoby się powiedzieć.
    Wcale nie była rycerska. Nie raz zastanawiał się, śmiejąc się w duchu, kto stworzył taki piękny mit. Wykorzystywanie każdego atutu, strzelanie na pewniaka, tak żeby zniszczyć, bezwzględne lotnicze triki, atakowanie słabszych i uciekanie przed silniejszymi. Nie, rycerska ta powietrzna wojna na pewno nie była.
    Pod koniec wojny miał na koncie 62 zestrzeleń i był najlepszym z myśliwskich asów. Oczywiście tych, którzy przeżyli. Byli lepsi, ale oni już od dawna wąchali kwiatki od spodu.
    Koniec wojny, zwolnienie z armii. Kryzys, beznadziejność, nieumiejętność znalezienia się w nowej, jakże przykrej, powojennej rzeczywistości.
    Nie odszedł jednak, jak wielu mu podobnych, od lotnictwa. Lotnictwo wojskowe przestało istnieć zgodnie z nakazami traktatu wersalskiego, który on sam uważał za wyjątkowo krzywdzący i niesprawiedliwy. Pozostawało jednak lotnictwo cywilne. W 1922 założył więc firmę nazwaną od własnego nazwiska.
    Nigdy jednak nie palił się do roboty papierkowej, ślęczenia nad tonami dokumentów, administrowania dużym zakładem pracy. A, niestety, takie były obowiązki dyrektora fabryki.
    Trzy lata później rzucił więc to, oddając się znów swojej prawdziwej pasji – lataniu. Dziesiątki zawodów lotniczych, trofea, pieniądze, kobiety. Piękne życie zwycięzcy.
    Nie zapominał o militarnym charakterze lotnictwa. Do władzy doszli naziści, on sam, za poradą Hermann Goeringa, wstąpił do partii. Podobały mu się hasła o zniesieniu wersalskiego porządku, odzyskaniu przez Niemcy dawnej potęgi, rozbudowie sił zbrojnych. Szczególnie lotnictwa.
    Zauważał zmiany w lotnictwie. Projekt amerykańskiego bombowca nurkowego spowodował jego nieustający zachwyt tego typu samolotem. Tanim, szybkim, zabójczo perfekcyjnym. Idealnym. Cały czas nalegał na rozpoczęcie badań nad tego typu samolotem. I wreszcie ziściło się. W zakładach Heinkla zakończono prace nad samolotem Junkers Ju – 87 „Stuka”.
    A Hitler zaprosił go na rozmowę dotyczącą lotnictwa. W końcu nie bez przesady uznawany był za znaczący autorytet w tej dziedzinie.
    Ernst Udet przekroczył próg Kancelarii Rzeszy, dumnie wyprostowany, z medalami błyszczącymi w świetle padającym z żyrandola.

    [​IMG]


    *

    -Heil Hitler! – regulaminowe stuknięcie obcasami w podłogę, lewa ręka wyciągnięta do góry, lekka trema i drżenie dłoni. W końcu nie co dzień zdarza się spotkanie z Wodzem.
    Hitler uśmiechnął się sympatycznie, wskazał ręką zdobione, drewniane krzesło.
    -Oszczędźmy sobie formalności. Proszę, niech pan siada, Udet.
    -Dziękuję, Mein Führer.
    -Wie pan, dlaczego został tu zaproszony? – spytał Hitler i chciał sam sobie odpowiedzieć, jednak Udet go wyprzedził:
    -W sprawie rozwoju lotnictwa wojskowego?
    -Tak – przytaknął Hitler. – wie pan, że ukończono pracę nad projektem samolotu nurkującego. Jednak samo posiadanie samolotów nic nie daje, nieprawdaż?
    -Nie sposób się nie zgodzić, Mein Führer – odparł Udet, siadając wygodniej na krześle. Spotkania z Wodzem nie były aż tak stresujące, jak mówili niektórzy. Ludzie zawsze lubią przesadzać i wyolbrzymiać.
    -Wspaniale. W takim razie teraz zadanie dla pana. Chciałbym, żeby zajął się pan opracowanie doktryny użycia i walki lotnictwa, ze szczególnym naciskiem na lotnictwo bombowe.
    -Nie rozumiem, Mein Führer – odparł zaniepokojony Udet. – jak to opracować doktrynę?
    -Sposób użycia, metody walki, taktyka, współpraca lotnictwa z wojskami lądowymi. Zresztą, chyba nie muszę tego panu tłumaczyć. Pan jest specjalistą.
    -Tak, ale…Takie planowanie na papierze…Nie zajmowałem się nigdy tą stroną lotnictwa…
    -Więc najwyższa pora – uśmiechnął się Hitler. – jest pan doskonałym pilotem, ma pan doświadczenie i znajomość tematu. Nikt nie pasuje do tego zadania lepiej niż pan.
    Udet milczał, wyraźnie zdziwiony i zaniepokojony. Hitler spojrzał na niego swoim uważnym, ciężkim, zdawałoby się, że hipnotyzującym spojrzeniem. Ludzie mieli rację. Spotkania z Wodzem potrafiły być stresujące. Bardzo stresujące.
    -Podejmie się pan tego zadania czy sprawi mi pan zawód? – spytał Hitler.
    Udet westchnął prawie niesłyszalnie.
    -Podejmę się, Mein Führer. To zaszczyt. Zrobię, co tylko będzie w mojej mocy.
    -Doskonale! – ucieszył się Hitler. – proszę więc zabierać się do pracy, w końcu to zadanie jak każde inne, a my nie mamy czasu do stracenia.

    *

    Ernst Udet wrócił do domu, usiadł na fotelu, nalał sobie kieliszek francuskiego koniaku. Fotel był miękki i wygodny, a koniak słodki i mocny. Nastrajający do rozmyślań.
    -„Opracować doktrynę wojskową…Niełatwa sprawa. Mam napisać książkę? W końcu tak robi każdy szanujący się taktyk czy strateg. No więc napiszę książkę…”
    Usiadł do dębowego biurka, sięgnął po maszynę do pisania. Ręce zawisły w przestrzeni nad klawiaturą, wzrok spoczął na pustej kartce papieru. Jej pustka przerażała.
    -„Nie, to paranoja. Co ja, Karol May, czy jak? Co mam napisać? Niech szlag trafi, że się dałem wrobić w tą paskudną robotę…”
    Książka. Najlepiej zacząć od tytułu. No tak, każda książka ma tytuł. Najlepiej nie za długi, przedstawiający poruszaną problematykę, w jakiś sposób interesujący. Spojrzał na kredens, w którym trzymał niewielką, domową biblioteczkę.
    -„Cierpienia młodego Udeta – zaśmiał się w duchu. – hm, może ”Lotnictwo bombowe we współpracy z wojskami lądowymi w nowoczesnej wojnie”... Nie, bez sensu, długi, nudny. Poza tym mogę w nim popełnić jakiś błąd ortograficzny. Lepiej coś krótszego…”
    Wyjrzał przez okno, zobaczył na odległym boisku małe dzieci grające w piłkę. Po chwili przyszli starsi chłopcy, przepędzili maluchy i sami zaczęli grać.
    -Mam, mam, eureka! – krzyknął do siebie z euforią w głosie. – „Przechwycenie pola walki”! Jakiż piękny tytuł…Poważny, wojskowo brzmiący, krótki, łatwy do zapamiętania. Genialny.

    [​IMG]

    Szybko zapisał tytuł na kartce, żeby go nie zapomnieć. Jego radość jednak szybko znikła. Kartka w dalszym ciągu była w większej mierze pusta. A takich kartek było jeszcze bardzo wiele.
    -„Książka ma rozdziały…To znaczy, każda porządna książka. Podzielę więc na rozdziały, wtedy może łatwiej będzie mi pisać”.
    Wymyślenie tytułu rozdziału wcale nie okazało się łatwiejsze. Bezsilnie położył głowę na blacie biurka, nalał sobie kolejny kieliszek koniaku. Czuł, że będzie potrzebował jeszcze niejednego w tej „drodze przez mękę”.
    -Dobra – rzekł do siebie. – mam. „Koordynacja uderzeń szansy”. Brzmi ogólnie i pewnie nikomu nic nie mówi, ale sprawia wrażenie dosyć specjalistycznego zwrotu. W szkole nauczyciele zawsze zachwycali się takimi tytułami. Niech więc tak będzie.
    Szybko zapisał tytuł rozdziału na kartce. Mimo to wciąż zdawało się, że wolnego miejsca na kartce nie ubywa.
    -Nie, to bez sensu – uznał. – nie wymyślę niczego mądrego siedząc przed tą maszyną do pisania. Pojadę na lotnisko, pogadam z lotnikami, polatam samolotem, poznam wady i zalety konstrukcji, uzbrojenie, możliwości wykorzystania. Na tym w końcu powinna się opierać praca taktyka, prawda?

    CDN.
    Crystiano


    Na życzenie Autora AAR wyczyszczony i zamknięty.

    Pozdrawiam
    Severian
     
  21. Crystiano

    Crystiano Nowy

    Jestem już zasadniczo po maturach, więc wracam do AARa. Miłego czytania:)

    ROZDZIAŁ XXXXVI – Cena sławy

    14 sierpnia przeszedł do historii lotnictwa i Francji. A to za sprawą jednego, prostego człowieka – pilota. Który, oczywiście, po swoim osiągnięciu, przestał być tylko pilotem.

    [​IMG]

    Samolot wylądował na pasie startowym, kabina otworzyła się, ze środka wyszedł pilot, Georges Détré. Zdjął kask, wytarł zabrudzoną twarz rękawem. W głowie pulsował mu głuchy, tępy ból. W końcu jeszcze kilka minut wcześniej na wysokości prawie 15 000 metrów.
    Obległ go tłum reporterów, bezwzględnie atakując aparatami fotograficznymi, mikrofonami i kamerami. Nie dając żadnych szans na obronę.
    -Jak się pan czuje? – wrzasnął mu do ucha niski, chudy jak szczapa i skaczący jak małpa reporter. Ucho zabolało, wciąż jeszcze działała różnica ciśnień.
    -Dziękuję, dobrze. Tylko nieco boli mnie głowa…
    -Boli pana głowa! – krzyknął ten sam reporter. – a rekord, panie Détré? Rekord?!
    -Właśnie, jak się pan czuje jako nowy rekordzista w wysokości lotu? – tym razem wydarł się wielki, brodaty dziennikarz, który skutecznie wypchnął z szeregu tego niskiego.
    -Cieszę się, naturalnie…
    -Komu dedykuje pan to zwycięstwo?
    -Nie wiem, nie myślałem nad tym – odparł pilot niepewnie. Dziennikarze nacierali na niego z żądzą wiedzy w oczach.
    -Francji! Ojczyźnie! Bóg, honor, ojczyzna! Bogu! – zawołał następny reporter, z natchnieniem wznoszący oczy ku bezchmurnemu, francuskiemu niebu. Pilot, zainteresowany obserwacjami reportera, sam zwrócił wzrok ku niebu, lecz nie ujrzał tam niczego godnego uwagi. Pewnie brakowało mu fantazji. Ułańskiej, albo reporterskiej.
    -Jakiemu Bogu? – zaśmiał się rubasznie brodaty. – naszemu lotnictwu! Naszej armii! Potrzebuje teraz tego!
    -Dobrze, panowie, dobrze. Dedykuję, komu tylko chcecie.
    Dziennikarze ucieszyli się, czyniąc szybkie zapiski w swoich notatnikach.
    -Teraz po medal! Medal!
    -Mogą mnie panowie przepuścić? – spytał pilot, starając się jednocześnie utorować sobie drogę ramionami i łokciami.
    -Pójdziemy z panem! Poprowadzimy! Po trofeum!
    Ruszyli, a Georges popłynął jak na fali. Wcale mu się to nie podobało, ale silił się na uśmiech, gdy ze wszystkich stron pstrykano mu zdjęcia. Cena sławy. Wysoka. Zdecydowanie nieadekwatna.
    Podium, pomalowane na biało, ozdobione kwiatami. Wszedł na nie niepewnie, z uczuciem że za chwilę się przewróci. Na szczęście do tego nie doszło. A może niestety nie doszło…Daliby mu spokój. Może…
    -Niech się pan ustawi profilem, zdjęcie będzie lepsze! – wydarł się któryś z dziennikarzy. A niech im będzie. Zaraz się to i tak skończy.
    Medal, szampan. Wstrząśniecie, efektowne otwarcie. Z hukiem i rozlewającym się na wszystkie strony płynem. Zdjęcia.
    -„No, to chyba koniec tego szaleństwa”
    Mylił się.
    -Teraz do Paryża! Na spotkanie z prezydentem! Premierem Lavalem! – rzucił niski reporter.
    -Oczywiście, jest pan bohaterem narodowym! Koniecznie, koniecznie! – podchwycił pomysł brodaty.
    Jasna cholera.

    *

    Dwa dni później, 16 sierpnia, zakończyły się Igrzyska Olimpijskie w Berlinie. Ich wyniki zachwyciły Hitlera i dały podstawę dumnej, patetycznej propagandzie Goebbelsa – niemieccy sportowcy wywalczyli łącznie 89 medali, co było wynikiem fenomenalnym.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Zdobyli najwięcej medali zarówno złotych, jak i srebrnych a nawet brązowych. W niemieckim społeczeństwie zapanowała euforia – zwycięstwa sportowców zaliczono w poczet osobistych sukcesów Hitlera i NSDAP. Trzeba było jeszcze możliwie maksymalnie zwiększyć zyski z sukcesów. Hitler wiedział, jak to zrobić.
    A raczej, kto ma to zrobić.

    *

    Leni Riefenstahl, pośpiesznie biegała od jednego do drugiego stanowiska z ustawionymi aparatami fotograficznymi i kamerami, poprawiała, rzucała polecenia. Wszystko musiało być zrobione precyzyjnie, idealnie, oddawać każdy szczegół, każdą sekundę.
    Atleta zaczął wchodzić na wieżę, z której miał oddać połączony z akrobacjami skok do wody. Leni wydała ostatnie polecenia:
    -Musicie uchwycić moment odbicia! Potem dokładnie całą akrobacje, rozumiecie? Nagrywamy pod światło, sprawi to lepszy efekt. Wszystko gotowe?
    -Tak, pani Riefenstahl!
    -Akcja!

    [​IMG]

    Kamery śledziły każdy ruch sportowca. Gdy odbił się od trampoliny, jedna poszła w górę, żeby nagrać sekundę, gdy znajdował się w powietrzu, kolejne śledziły i zapisywały jego ruchy w trakcie akrobacji i wpadnięcia do wody. Wzburzenie wody i rozchodzące się fale również zostały uchwycone.
    -Wspaniale, pani Riefenstahl – stwierdził operator jednej z kamer. – wszystko tak, jak było zaplanowane. Dobrze, że wybrała pani filmowanie.
    Leni uśmiechała się promiennie.
    -To jest…

    *

    -…doskonałe! – wykrzyknął Hitler. – doskonałe, panie Riefenstahl!
    -Dziękuję, Mein Führer – skinęła głową Leni. Już drugi raz gratulował jej sam Wódz. Wcześniej, w 1934 r. nakręciła „Triumf woli”, film ze zjazdu partii w Norymberdze, na osobiste życzenie Hitlera. Osobiście uważała film za dokument, jednocześnie nie nienajlepszy, jednakże podobał się partyjnym dygnitarzom i samemu Führerowi. Był więc chyba całkiem niezły. Chyba, że Hitler oceniał film innymi kryteriami niż ona.

    [​IMG]

    -Naprawdę, doskonale – kiwał głową Hitler, po raz kolejny każąc włączyć sobie film. – tak wielki sukces naszego narodu nie mógł nie zostać nie zrealizowany i uwieczniony dla przyszłych pokoleń!
    Hitler przypatrywał się filmowi jak oczarowany.
    -Wrodzona wyższość narodu niemieckiego… Synowie naszego kraju! Sól niemieckiej ziemi! – krzyczał, unosząc w górę pieść. Po chwili jednak zmrużył oczy, spojrzał z niedowierzaniem, spytał z oburzeniem w głosie. - a co to, pani Riefenstahl, ten Żyd, Rudi Bali?!
    -Tak, Mein Führer, to Rudi Bali, z naszej reprezentacji hokeja…
    -Proszę go usunąć! Igrzyska skończyły się, więc nie musimy już robić szopki z tym tolerancyjnym traktowaniem Żydów i innych podludzi. Ta olimpiada ma przejść do historii jak następczyni wspaniałych igrzysk starożytnych Greków. Grecy zaś byli jasnowłosymi Aryjczykami o niebieskich oczach! Nie było na ich olimpiadach miejsca dla podludzi i barbarzyńców.
    Leni była zdumiona i zaniepokojona słowami Hitlera. Chciała nakręcić jak najlepszy film dokumentalny, nie kierując się żadnymi przesłankami ideologicznymi czy poglądowymi. Teraz zdała sobie sprawę, że coś takiego nie było możliwe.
    -Jest pani cenioną i podziwianą reżyserką – stwierdził Hitler. – nikt nie chce, żeby taki stan rzeczy się zmienił. Pani również, prawda?
    -Prawda, Mein Führer – odparła, ściszając głos. - stanie się, jak pan sobie życzy.

    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano

    P.S. Oryginalny fragment filmu „Olympia”, z którego korzystałem, pisząc tenże odcinek, można oglądnąć tutaj:
    http://www.youtube.com/watch?v=KwmYFz01MxA
    Naprawdę warto.
     
  22. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXXVII – Polowanie

    -Niedobrze – stwierdził Canaris, przeglądając raport dostarczony mu przez adiutanta. – jakie informację mogą być w posiadaniu Polaków?
    -Prawdopodobnie bardzo znacząca ilość – odparł adiutant. – nasz agent w Polsce twierdzi, że Polacy znają rozmieszczenie naszych wojsk, ilość i jakość posiadanego sprzętu, planowane dyslokacje oddziałów…
    -Muszą mieć szczura w jakiejś ważnej instytucji czy organie – pokręcił głową Canaris, zapalając cygaro – ministerstwo zbrojeń lub sztab…Najprawdopodobniej sztab. Trzeba koniecznie i jak najszybciej zneutralizować to zagrożenie!
    -Poczynić przygotowania do akcji? – spytał adiutant.
    -Tak. Bez chwili zwłoki.

    *

    Nie powinna to być nadzwyczaj trudna sprawa, pomyślał polski agent, przechylając kieliszek z koniakiem. Nie raz już polował na agentów. I zawsze się udało. Zazwyczaj bez większych komplikacji. Są na jego tropie.
    On też jest na tropie. I zapoluje. Pressman, cholernie dobry agent niemieckiego kontrwywiadu. Stuknął już paru świetnych, polskich agentów. Trzeba go zlikwidować.
    Po chwili ktoś zadzwonił do mieszkania. Wstał, podszedł do drzwi, spojrzał przez judasz.
    -O, nowy garnitur widzę, Boethlen – uśmiechnął się, wpuszczając mężczyznę do mieszkania. – biały, gustowny. Z pieniędzy z naszej współpracy? – dodał, mrugając okiem.
    -Tak – odparł Boethlen, podając plik kartek. – najnowsze informacje i dane. Na najbliższe parę dni wziąłem wolne. Syn się gorzej czuje i wzięli go do szpitala.
    -Rozumiem, nie ma żadnego problemu. Pozdrów go.


    *

    Zadanie jak każde inne w tym fachu. Dowiedzieć się, kim jest wrogi szpieg, znaleźć, zabić. Bez pytań i dyskusji, bez zastanawiania się, czy jest to moralne i słuszne. Rozkaz to rozkaz.
    Pressman pochylił się nad dokumentacja pracowników Ministerstwa Wojsk Lądowych, zaczął przeglądać dokumenty, starając się natknąć na jakąś wskazówkę, która mogła ułatwić poszukiwania.
    Do informacji, jakie posiadają Polacy, nie każdy miał dostęp, są przecież tajne. W sposób znaczący ograniczało to ilość podejrzanych osób. Bardzo możliwe, iż któryś z pracowników tylko dostarcza informacje i dane polskiemu szpiegowi, samemu nie współpracując z wrogim wywiadem.
    Raz po raz przeglądał akta pracowników Ministerstwa, mających dostęp do akt tajnych, żaden jednak nie wydawał mu się w jakiś sposób podejrzany. Wreszcie jednak jego podejrzenia wzbudził grafik pracy w Ministerstwie. Często przewijała się postać Georga Boethlena. Zadziwiająco, podejrzanie często.
    Georg Boethlen, 40 – letni berlińczyk, zasłużony podczas I wojny światowej, gdzie został odznaczony Żelaznym Krzyżem. W Ministerstwie od 16 lat. Żonaty, trójka dzieci, w tym jedno niepełnosprawne, żona bez pracy. Wzięte dwie pożyczki na leczenie dziecka i mieszkanie. I sporej przekazy pieniężne ze Szwajcarii.
    -„Jak dobrze, że znajdują się tutaj takie informacje – pomyślał z zadowoleniem. – czuje, że to może być on. Zadłużony, potrzebujący pieniędzy. Nierzadki przypadek w tego typu sprawach”.
    Posprzątał i poskładał dokumenty, zostawiwszy sobie tylko teczkę z danymi Boethlena, podszedł do pełniącej dyżur sekretarki.
    -Przepraszam, gdzie zastanę pana Boethlena?
    -Przykro mi, dzisiaj nie ma go w pracy.
    -A to dlaczego? Z tego, co wyczytałem, jest tu bardzo aktywnym pracownikiem, bierze wiele nadgodzin…
    -Od wczoraj jest na urlopie. Sprawy rodzinne.
    -Rozumiem. Czy może mi podać wszystkie numery telefoniczne, jakie wybierał pan Boethlen?
    -Tak, proszę chwilę poczekać.

    *

    Pressman z zadowoleniem stwierdził, że sprawdzenie numerów było dobrym pomysłem. Obok telefonów do najróżniejszych instytucji, ministerstw i organów administracyjnych, kilka razy przewinął się numer cywilny. Pressman pośpiesznie zapisał sobie numer ten numer, sięgnął po telefon.

    *

    -Halo?
    -Witam – powiedział wolnym, spokojnym głosem Pressman. – potrzebuję pieniędzy. Mam sporo informacji, które mogłyby być dla pana wartościowe.
    Polak wstrzymał oddech. Był pewien, że to Pressman, polujący na niego. A on poluje na Pressmana. Trzeba to dobrze zorganizować…
    -Nie wiem, o czym pan mówi – odparł dobrze wyreżyserowanym, drżącym głosem.
    -Nie mydlijmy sobie oczu. Wiem, kim pan jest. Potrzebuję forsy. A pan informacji, prawda?
    -Skąd pan wie? – spytał Polak, udając zdziwienie. Nie mógł dać po sobie poznać, że wie o tym, iż jest tropiony.
    -Nieważne. Możemy się spotkać?
    -Dobrze... Jutro, o godzinie 13, w restauracji hotelu Adlon, na ulicy Unter den Linden, wie pan, gdzie to jest?
    -Tak. Jak pana rozpoznam?
    Polak zamyślił się przez chwilę. Już wiedział. Na polowaniu potrzebna jest przynęta.
    -Będę w białym garniturze. Na pewno mnie pan pozna.
    -Dobrze. Do jutra.
    Polak odłożył telefon, wykręcił numer do Boethlena:
    -Tak, słucham?
    -George, musimy się jutro spotkać. Bardzo ważna sprawa.
    -No dobrze…Gdzie i o której?
    -12.50, hotel Adlon.
    -Dobrze. Będę. Do zobaczenia.
    Polak uśmiechnął się. Będzie przynęta więc i polowanie powinno być udane.

    *

    Następnego dnia Polak i Boethlen spotkali się w hotelu Adlon.

    [​IMG]
    Po prawej stronie zdjęcia hotel Adlon, na Unter den Linden

    Wymienili kilka słów, gdy Polak, spojrzawszy w okno, odszedł od stołu, tłumacząc się nagłą potrzebą. Boethlen napił się wina, wygładził biały garnitur. Z zadowoleniem stwierdził, że tylko on w całej sali ma tak gustowny, oryginalny gajer.

    *

    Pressman wszedł do hotelu, skierował się do restauracji. Prawą dłoń włożył do kieszeni, ścisnął rękojeść pistoletu. Odetchnął, poluzował kołnierz. Miał wrażenie, że coś jest nie tak.
    -„Wszystko w porządku – uspokoił się w myślach. – sprawa wygląda elegancko. Polak z niczego nie zdaje sobie sprawy. Wejdę, strzelę mu w łeb dwukrotnie z bliska, wyjdę. I tyle… Chyba za mało ostatnio sypiam. Przez to te nerwy.”
    Wszedł do restauracji. Od razu zobaczył mężczyznę w białym garniturze, popijającego wina.
    -„Głupiec!” – pomyślał i ruszył w jego kierunku.

    *

    Boethlen nie zwrócił specjalnej uwagi na Pressmana. W restauracji było sporo ludzi, więc nie wyróżniał się on niczym specjalnie.
    Dopiero jak Pressman zbliżył się do niego na odległość metra i jednym ruchem wyciągnął z kieszeni pistolet, zdołał tylko krzyknąć. Niczego więcej już jednak nie mógł zrobić.

    *

    Pressman strzelił trzy razy. Boethlen jęknął, krew bryzgnęła na ścianę i dywan, wykręcił się, upadł na podłogę. Wszyscy ludzie, będący w restauracji, na odgłos strzałów, rzucili się do panicznej ucieczki.

    [​IMG]

    Pressman uśmiechnął się, patrząc, jak „polski agent” leży w szybko powiększającej się kałuży krwi. W tym momencie jednak z tyłu padły strzały.
    -„Co?!” – przemknęło mu przez myśl, odwrócił się błyskawicznie. Za wolno.

    *

    Polak zobaczył Pressmana przez okno już w momencie, jak ten szedł do hotelu. Odszedł wtedy szybko od stołu, skierował się do toalety. Przez szparę w drzwiach zobaczył, jak Niemiec kieruje się w stronę restauracji. Wyszedł z pomieszczenia i ruszył za nim. Ledwo udało mu się powstrzymać śmiech, jak zobaczył strzelającego Pressmana i lecącego na ziemię, chlapiącego krwią na wszystkie strony, Boethlena.
    Przynęta chwyciła.
    Wyciągnął z kieszeni pistolet i zaczął strzelać. Pressman dostał w głowę i płuca, wrzasnął, wypuścił z dłoni pistolet, runął na ziemię.



    *

    -„Chyba popełniłem błąd” – zdążył pomyśleć Pressman, upadając na podłogę, czując już krew, strumieniem napływającą do gardła.

    [​IMG]

    *

    Polak uśmiechnął się kpiąco, podszedł do trupa, włożył do wewnętrznej kieszeni jego marynarki plik kartek, jednoznacznie wskazujących na niego jako polskiego agenta.
    Chcieli schwytać polskiego agenta, więc niech myślą, że schwytali. I całe to oszustwo będzie jego zasługą.
    Do sali wpadli dwaj policjanci, z pistoletami wycelowanymi w Polaka.
    -Ręce do góry! Odłóż broń!
    -Spokojnie, panowie – uśmiechnął się Polak. – pracuję dla Abwehry. Ten tutaj to agent polskiego wywiadu. Zabił pana Boethlena, pracownika Ministerstwa Wojsk Lądowych. Ale już nie żyje. Nasza ojczyzna jest bezpieczna.

    [​IMG]

    *

    -Kto by pomyślał – pokręcił głową Canaris. Polecenie zabicia polskiego szpiega daliśmy człowiekowi, który nim właśnie był. W tym fachu nie można na nikim polegać w zupełności.
    -To prawda – zgodził się adiutant. – szkoda, że jeszcze zabił tego pracownika Ministerstwa. Na szczęście był tam ten drugi nasz agent, który stanął na wysokości zadania…
    -Tak…I to taki szeregowy pracownik! Muszę mu przyznać awans. Taki sukces nie zdarza się co dzień…Tylko przypomnij mi jego nazwisko, zupełnie zapomniałem…
    -Kloss, panie ministrze.

    CDN.
    Crystiano
     
  23. Crystiano

    Crystiano Nowy

    Pozostanę przy swojej wersji;-)

    ---------- Post dodany 18:43 ---------- Poprzedni post dodano o 10:34 ----------

    ROZDZIAŁ XXXXVIII – Przełamanie

    -Myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie – stwierdził na naradzie generał Franco.
    Karlistowscy oficerowie stali pochyleni nad sztabową mapą, dokładnie analizując ustawienie podległych im jednostek jak i prawdopodobne rozłożenie sił republikańskich.
    -Jak pan widziałby tą operację? – spytał Mola.
    -Chcemy uderzyć i opanować tereny Badajoz i Guadalajary – odparł Franco, pokazując wskaźnikiem tereny na mapie.
    -Guadalajara to obecnie siedziba rządu i Azany – zauważył generał Varela. – z pewnością zgromadzone są tam bardzo znaczne siły republikańskie.
    -Zdaje sobie z tego sprawę – przytaknął Franco. – dlatego na Guadalajarę uderzą bardzo duże siły. Uderzymy z dwóch kierunków – Siguenzy i Castellon. Dodatkowo uderzenie wesprą oddziały z Walencji.
    -A Badajoz? – zapytał Mola.
    -Tam uderzą siły z Madrytu i Salamanki – odparł Franco, przesuwając na mapie chorągiewki, oznaczające poszczególne oddziały.
    -Plan wydaje mi się dobry – pokiwał głową Varela. – skutecznie oddalimy zagrożenie Madrytu, który obecnie znajduje się na linii frontu. Opanowanie Badajoz ułatwi nam również późniejsze połączenie z odciętym garnizonem Sewilli.
    -Dokładnie – zgodził się Franco. - poza tym będzie to olbrzymi cios dla Republikanów. Rząd i prezydent będą musieli kolejny raz uciekać przed naszymi wojskami. A może nawet uda nam się ich schwytać? Wtedy wojna byłaby już skończona.
    -To tylko pobożne życzenie, generale Franco – uśmiechnął się Mola. – niemniej rzeczywiście, plan jest dobry. Kiedy przystępujemy do jego realizacji?
    -Pojutrze, 18 sierpnia. Proszę wydać odpowiednie rozkazy podległym panom oddziałom.
    -Tak jest!

    [​IMG]
    Na pierwszym planie generał Varela; za nim generał Franco

    *

    Republikańscy żołnierze siedzieli w okopach, paląc papierosy i dyskutując. Od dłuższego już czasu panował względny spokój i zastój na froncie. Czas ten wykorzystywany był przez dowódców na planowanie nowych, mających być przełomem w wojnie operacji. Mobilizowano nowe oddziały, które miały czas na jako takie zaadoptowanie się w warunkach frontowych. Zaś żołnierze, znudzeni mało urozmaiconym frontowym życiem, wyprawiali się do wsi na dziewczyny i pijatyki.

    [​IMG]

    Wszyscy zdawali sobie sprawę, że to tylko cisza przed burzą. Było pewne, że prędzej czy później znowu zaczną się działania wojenne w pełnym tego słowa znaczeniu.
    I mimo, że wszyscy spodziewali się ataku, byli zupełnie nieprzygotowani i zaskoczeni.

    *

    Piloci niemieccy, włoscy i hiszpańscy na odgłos syreny na lotnisku, zerwali się z krzeseł, na których nerwowo oczekiwali sygnału do startu. Mechanicy w pośpiechu jeszcze dokonywali ostatnich napraw, piloci zakładali hełmofony, sprawnie wskakiwali do kabin.

    [​IMG]

    Szybka gotowość do akcji była podstawą dla sukcesów lotniczych – doskonale zdawali sobie wszyscy z tego sprawę. Nie minęło nawet 5 minut, gdy wszyscy byli w pełni gotowi do akcji.
    -Gotowi? – pytali po kolei dowódcy eskadr niemieckiej, włoskiej i hiszpańskiej. Odpowiedziały im głosy pilotów, silących się na spokój i opanowanie. Przebijało jednak w ich głosie podniecenie, charakteryzujące każdą lotniczą misję. Z jednej strony zaniepokojenie, z drugiej chęć jak najszybszego udziału w akcji. – doskonale! W takim razie kurs na południe, 22 – 11 – 9!
    Na dłuższą chwilę wszelkie inne głosy zagłuszył ryk silników, samoloty potoczyły się po pasie i wzniosły w przestworza.

    *

    -Na pozycje, do cholery! – wydarł się republikański oficer. Kilka metrów od niego wybuchł pocisk artyleryjski, rzucił go na ziemię, wzburzył fontannę piasku. Żołnierze biegali jak opętani, bez ładu i składu. Dookoła wybuchały pociski i siekły serie karabinów maszynowych, zamontowanych na samolotach sił Franca. Ktoś wydzierał się przeraźliwie, błagając o pomoc, ktoś inny, kto nie zdołał jej doczekać, leżał w kałuży szybko wsiąkającej w piasek krwi, szklistym wzrokiem wpatrując się w niebo, czarne od sylwetek samolotów. Na horyzoncie pojawiły się sylwetki czołgów i żołnierzy sił nacjonalistycznych.
    Samoloty karlistów skierowały się na Guadalajarę, dając republikanom szansę na obronę. Żołnierze rzucili się do okopów, pośpiesznie ustawiali działa i karabiny maszynowe. Oficerowie biegali niczym w ukropie, wydając polecenia.
    -Niech dadzą wsparcie! Szybko! – rzucił oficer do radiotelegrafisty.
    Radiotelegrafista jak najszybciej usiłował połączyć się ze sztabem w Guadalajarze. Zaledwie przez kilka sekund usłyszał „Sztab armii w…” gdy dała się słyszeć w słuchawkach eksplozja i głos po drugiej stronie zamilkł.
    Żołnierze nacjonalistów zbliżyli się na odległość strzału. Zaszczekały cekaemy i działa, poszybowały granaty. Kilka wybuchów przez chwilę zasłoniło wszelki widok. Gdy tylko dym rozrzedził się, żołnierze Franca pojawili się na skraju okopów. Teraz już nie było czasu na strzelanie. Chwytano łopaty, bagnety, kolby, walczono pięściami. Kto upadł, ten już nie wstawał, zadeptany przez wrogów czy towarzyszy. Walka twarzą w twarz, z krwią zabijanego wroga bryzgająca na własny mundur, z nienawiścią i strachem w oczach. Tu nie było czasu na myślenie – kto zawahał się, leciał na ziemię z nożem w szyi, czy twarzą roztrzaskaną łopatą. Krzyki rannych mieszały się z bezładnymi poleceniami oficerów i przekleństwami. Ze wszystkich ust padały one w języku hiszpańskim, co nie powstrzymywało przed wpakowaniem bagnetu w brzuch czy strzeleniem w twarz. Nie był litości – kto wyciągał do góry ręce w geście poddania, ten po chwili leżał już na ziemi.
    W kierunku okopów nadbiegała kolejna grupa żołnierzy karlistowskich. W tym momencie padła jednak długa seria, ścięła żołnierzy niczym przysłowiowy domek z kart. Któryś jęknął, innemu oderwało głowę. Ku okopom zbliżał się republikański T26, siekąc z karabinu maszynowego.

    [​IMG]

    Zgniótł jakiegoś leżącego, rannego żołnierza republikańskiego, który w odróżnieniu od towarzyszy nie przywitał czołgu okrzykami radości, lecz skowytem bólu. Republikanie, niesieni radością i entuzjazmem, pokonali wrogów w okopach, wyskoczyli z nich z zamiarem kontrataku. Przywitały ich jednak serie z broni maszynowej i dział, wielu powróciło do okopów, tyle że był to bezwładny upadek ranionych i martwych.

    [​IMG]

    Kontratak załamał się, pociski z dział huknęły w czołg, który eksplodował, zapłonął. Jeden z czołgistów wyskoczył z płonącej wieżyczki, próbował zerwać z głowy hełm, który płonął na nim niczym knot. Dostał jakąś przypadkową, zbłąkaną kulę, runął na ziemię.
    Nacjonaliści zerwali się z ziemi, przebiegli po trupach, ruszyli w kierunku niedalekiego już miasta.

    *

    Bomby wybuchały na ulicach, tynk osypywał się ze ścian, żołnierze i robotnicy biegali, próbując zorganizować obronę. Duża cześć budynków płonęła, łuny i dym unosiły się wysoko nad Guadalajarą. Prezydent Azana zdawał się nie zwracać na to uwagi, siedząc przy biurku, poświęcony literaturze meldunków i raportów frontowych. Do pomieszczenia, w którym się znajdował, wpadł premier Valadares wraz z kilkoma żołnierzami republikańskimi.
    -Panie prezydencie! – krzyknął, podbiegając do Azany. – musimy się ewakuować! Siły Franco będą tu lada moment!
    -Już raz uciekaliśmy z Madrytu – warknął Azana. – znów to samo?!
    -Nie mamy innego wyjścia…
    Na podwórku miały miejsce kolejne eksplozje. Szyby nie wytrzymały i stłukły się. Budynek stojący naprzeciwko w kilka minut zamienił się w jedno wielkie gruzowisko.
    Azana złożył i schował dokumenty do teczki, westchnął, ruszył w kierunku drzwi. Valaderosowi wydało się, że prezydent postarzał się w kilka minut o 10 lat. Szedł pochylony, zgaszony, ręce mu drżały.
    -„Jeżeli mu brakuje wiary i nadziei na zwycięstwo, to jak mamy wygrać?” – przemknęło Valadaresowi przez myśl, jednak szybko odrzucił tą myśl, pomknął za prezydentem.

    *

    Przed południem 18 sierpnia żołnierze z oddziałów podległych generałowi Franco wkroczyli do Guadalajary. W tym samym czasie padło również Badajoz. Republikańskie władze przeniosły się do Malagi.

    [​IMG]

    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano
     
  24. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ XXXXIX – Dyplomacja, panie i panowie

    20 sierpnia, kilka minut po północy, do 44 Dywizji Piechoty generała von Rabenau’a, stacjonującej w okolicach Lubeki, dotarła długo oczekiwana brygada saperska, której formowanie zostało dopiero co zakończone. W związku z tym dywizja, będąca w pełnej gotowości i oporządzeniu, zgodnie z poleceniem samego Hitlera, otrzymała rozkaz popłynięcia na Islandię, gdzie miała stacjonować. Było to konieczne, gdyż jedna dywizja, dotychczas broniąca wyspy była siłą zdecydowanie nieadekwatną do bronienia tak ważnej bazy. Dywizja została tego samego dnia zapakowana na okręty transportowe kontradmirała Marshalla i wyruszyła w kierunku Islandii, gdzie, jeżeli nie miałaby miejsca żadne przeciwności losu i pogody, miała dotrzeć 25 sierpnia.

    [​IMG]

    *

    Koniec sierpnia był pracowitym okresem dla niemieckich dyplomatów. Było to niejako skutkiem szybko rozwijającego się, niemieckiego przemysłu wydobywczego. Odzyskanie w 1935 r. kontroli nad Zagłębiem Saary przynosiło olbrzymie zyski, na które chciwym okiem spoglądały państwa europejskie, również Francja, wcześniej dzierżąca kontrolę nad kopalniami.

    [​IMG]

    Do Ministerstwa Spraw Zagranicznych napływały propozycje dotyczące kupna niemieckiego węgla, na bardzo korzystnych dla Niemiec warunkach. Państwa wręcz prześcigały się w przedstawianiu ofert – Rzesza stawała się powoli gwarantem bezpieczeństwa energetycznego w skali europejskiej.
    -Bardzo dobrze! – ucieszył się Hitler, gdy usłyszał o propozycjach napływających do MSZ. – uzależnienie gospodarcze jest pierwszym krokiem do uzależnienia politycznego…
    -Mamy więc przyjąć propozycje, Mein Führer? – spytał von Neurath.
    -Nie od razu – uśmiechnął się Hitler. – nie zaszkodzi szantaż, kłamstwo, zmuszenie do ustępstw. Muszą zrozumieć, że to oni zależą od nas i naszej decyzji, nie odwrotnie.
    -Naturalnie, Mein Führer. W końcu to dyplomacja.
    -Dokładnie, Neurath. Dyplomacja.

    *

    -Panie ministrze, mamy oficjalne potwierdzenia od rządów Szwajcarii i Belgii o chęci przyjazdu i uzgodnienia warunków, na jakich miałyby funkcjonować umowy handlowe.
    -Dobrze…Zorganizuj to tak, żeby obie delegacje przyjechały w ten sam dzień. Przyjmiemy je razem.
    -Dobrze, panie ministrze.

    *

    Na pertraktacje handlowe do Berlina przybyli ministrowie spraw zagranicznych Szwajcarii – Giuseppe Motta i Belgii – Paul van Zeeland wraz z liczną grupą współpracowników i dyplomatów niższego rzędu. Przylot tak ważnych person wskazywał, jak bardzo ważne dla obu krajów jest skuteczne sfinalizowanie umów handlowych.

    [​IMG]
    Delegacja szwajcarska – z lewej strony Giuseppe Motta

    [​IMG]
    Paul van Zeeland

    *

    Ministrowie Spraw Zagranicznych nie byli zachwyceni, gdy siebie zobaczyli. Ich widoczna w stosunku do siebie nieufność czy nawet wrogość, która wzmogła się, gdy Neurath, uśmiechnięty i zadowolony obu ministrów zaprosił do jednego gabinetu. Uszczęśliwiła go wzajemna antypatia ministrów – mogła ona przynieść tylko korzyść Niemcom.
    Ministrowie usiedli w wygodnych, obitych jedwabiem w fotelach. Na stole, ozdobionym już śnieżnobiałym obrusem i wazonem kwiatów, stały butelki wina, kawa, ciasteczka.
    -Chciałby Panów jeszcze raz serdecznie przywitać – rzekł Neurath. – jest dla mnie ogromną przyjemnością i zaszczytem możliwość spotkania się z panami.
    Ministrowie odpowiedzieli wytartą z emocji, dyplomatyczną formułką, ukłonili się lekko.
    -Możemy chyba przejść do meritum naszego spotkania – stwierdził Neurath. – słucham panów.
    Pierwszy, szybko, żeby nie ubiegł go belgijski minister, zaczął minister spraw zagranicznych Szwajcarii – Giuseppe Motta. Belg spojrzał na niego przeszywającym wzrokiem, szybko jednak wrócił mu na usta wyreżyserowany, fałszywy uśmiech dyplomaty.
    -Mój rząd zainteresowany jest zakupem niemieckiego węgla. Nie ukrywam, że potrzebujemy dosyć znacznych jego ilości.
    -Mogę wiedzieć, co oferuje pan w zamian? – wtrącił Neurath.
    -Jesteśmy gotowi dostarczać Rzeszy znaczne ilości żywności, szczególnie jeżeli idzie o zboża i artykuły mięsne…
    -Jakieś konkrety?
    -Pół tony żywności za każde cztery tony węgla – zaproponował Motta.
    -Chyba pan kpi, panie Motta – uśmiechnął się pobłażliwie Neurath.
    Motta nie zdążył otworzyć ust, gdy Zeeland krzyknął:
    -Ja mam do zaoferowania więcej! Znacznie więcej!
    -Słucham, panie Zeeland – odparł Neurath.
    -Ja jeszcze nie skończyłem – wycedził przez zęby Motta, rzucając na Zeelanda gniewne spojrzenie, które jednak nie zrobiło na Belgu większego wrażenia.
    -Może pan wyjść, jeżeli coś panu nie odpowiada – stwierdził cierpko Neurath, patrząc Szwajcarowi prosto w oczy.
    Motta mruknął gniewnie, cicho usiadł na swoim miejscu.
    -A więc słucham, panie Zeeland.
    -Oferuję ponad półtorej tony najlepszej belgijskiej stali za każde 3 tony węgla.
    Neurath syknął cicho, pokręcił głową. Belg spojrzał na niego z niepokojem, dodał szybko:
    -Jestem skłonny dołożyć również znaczne ilości kauczuku, prosto z dżungli Konga. Tona i 600 kilogramów stali oraz 400 kilogramów kauczuku za każde 3 tony węgla.
    -Dwie tony i 800 kilogramów węgla. I ani odrobiny więcej.
    Zeeland podrapał się po łysiejącym czole, westchnął niesłyszalnie.
    -Zgoda, panie Neurath.
    -Doskonale! Zaraz sfinalizujemy naszą umowę…
    -A moja propozycja, panie Neurath? – zapytał widocznie już zdenerwowany Motta.
    -Powiedziałem już, że zaoferowane przez pana liczby mnie nie zadowalają.
    -Mogę je zmienić! Jestem pewny, że znajdziemy jakieś porozumienie…
    -Słucham więc.
    -700 kilogramów żywności za każde 4 tony węgla…
    -Za 3 tony i 400 kilogramów węgla, jeżeli już…
    -Ale panie Neurath…
    -Nie, to nie – stwierdził Niemiec, wstał od stołu.
    -Niech pan poczeka! Zgadzam się, niech tak będzie.
    -Wspaniale – uśmiechnął się Neurath.

    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano
     
  25. Crystiano

    Crystiano Nowy

    Sitro - no, jakoś tak wyszło. Następny będzie dłuższy:)
    aves - dzięki. Ogólnie sądzę, że dyplomacja jest ciekawą sprawą, również w HoI i można to fajnie opisywać:)

    ---------- Post dodany 18:30 ---------- Poprzedni post dodano Wczoraj o 07:59 ----------

    ROZDZIAŁ L – Propozycja

    Samolot zniżył się do lądowania. W oddali błyskały już reflektory lotniska w Madrycie. Neurath przysunął się bliżej okna, z zainteresowaniem spoglądał na zabudowę miasta. Jak dotąd praktycznie nic nie wskazywało, żeby toczyła się tu wojna domowa – jego samolot nad Półwyspem Iberyjskim nie musiał być nawet osłaniany przez maszyny karlistowskie.
    Po kilku minutach samolot wylądował gładko i bez problemów na płycie lotniska. Neurath wstał, poprawił krawat, założył kapelusz, skierował się ku wyjściu. Za nim ruszył, nie odstępując ministra na krok, tłumacz i dwóch ochroniarzy.
    Gdy tylko wyszedł z samolotu, uderzyło go silne, hiszpańskie słońce, aż musiał zasłonić na chwilę dłonią oczy. Do samolotu szybkim, sprężystym krokiem zbliżał się odpowiedzialny za kontakty zagraniczne nacjonalistów Francisco de Asis Serrat y Bonastre, w otoczeniu kilku wystrojonych, poważnych dyplomatów i tłumaczy.
    Neurath zszedł po schodach, Hiszpanie podeszli. Ministrowie przywitali się uściskami dłoni, objęciami, serdecznymi uśmiechami. Do pracy przystąpili niezastąpieni w czasie działań dyplomatycznych, stojący zawsze z boku, tłumacze.
    -Serdecznie witam pana, ministrze Neurath, na hiszpańskiej ziemi – zaczął hiszpański minister, rozkładając szeroko ramiona w geście gospodarza. – zaszczytem dla mnie i dla całej Hiszpanii jest pański przyjazd.
    -„Ciekawe, czy dla całej Hiszpanii?” – pomyślał kpiąco Neurath, głośno jednak odpowiedział. – zapewniam pana, że mnie możliwość przyjazdu do Hiszpanii, kraju, który dla nas jest bliski i ważny, sprawiła równie ogromną radość.
    -To wspaniale – ucieszył się Hiszpan. – proszę, zapraszam pana do samochodu, porozmawiamy w ministerstwie, nie będziemy stać na słońcu.
    -Oczywiście, dziękuję.

    *

    Neurath, gdy przejeżdżali przez Madryt, patrzył przez okno, szukając śladów trwającej przecież wciąż wojny domowej. Nie zobaczył jednak nic takiego – w Madrycie walki trwały bardzo krótko, przeszło od miesiąca miasto znajdowało się w rękach sił nacjonalistycznych. Miasto było zatłoczone, otwarte były restauracje, bary, szkoły, grała muzyka. Tylko liczni żołnierze, w dużej mierze zapewne na urlopach, plakaty nawołujące do wstępowania do armii i stanowiska artylerii przeciwlotniczej przypominały, że wojna wciąż trwa.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Nic nie wskazywało na fakt, że jeszcze parę dni wcześniej, przed zorganizowaną na dużą skalę ofensywą sił frankistowskich, miasto znajdowało się de facto na linii frontu.
    Jednoznacznie wskazywało to, że sytuacja sił nacjonalistycznych jest dobra i nie ma powodów do niepokoju. Chyba, że to wszystko było tylko pozorami.
    Neurath nie miał czasu zastanawiać się nad tym, bo samochód zatrzymał się przed bogato zdobionym budynkiem w staro hiszpańskim, sięgającym jeszcze może nawet XVIII w. stylu. Hiszpański minister powiedział:
    -Już jesteśmy, panie Neurath. Zapraszam.

    *

    Wino popłynęło do kieliszków, na stole postawiono talerze z kawiorem czy truflami. Przy toaście Neurath zaledwie zwilżył wargi winem – wieloletnie doświadczenie dyplomatyczne podpowiadało mu, że przy negocjacjach nie warto być pod wpływem alkoholu.
    Hiszpański minister wyznawał jednak najwidoczniej inną zasadę, gdyż jednym haustem wychylił kieliszek. Usiadł, spojrzał na Neuratha.
    -A więc, panie ministrze, przejdźmy do meritum naszego spotkania.
    -Oczywiście – skinął głową Neurath. Usiadł wygodniej w fotelu, oparł brodę na dłoniach. – Adolf Hitler jak również ja i całe Niemcy jesteśmy szczerze zainteresowani jak najlepszymi relacjami z rządem, którego jest pan członkiem jak i samą Hiszpanią. To właśnie rząd Fidela Arondo jest dla nas przedstawicielem hiszpańskiej racji stanu jak i Hiszpanii na arenie międzynarodowej…
    -Bardzo mnie to cieszy – uśmiechnął się Hiszpan, ukłonił Neurathowi. – szczególnie, że znaczna ilość państw za legalny i prezentujący Hiszpanię uważa rząd republikański, do gruntu fałszywy, antyhiszpański i pozbawiony zasad.
    -My, Niemcy, nie jesteśmy głupcami – odparł Neurath. – doskonale wiemy, iż Republikanie to komuniści i zdrajcy, pragnący uczynić Hiszpanię, kraj o wspaniałej tradycji i historii, upadłą moralnie, ateistyczną kolonią sowiecką…
    -Dokładnie!– podchwycił Hiszpan. – dokładnie, panie Neurath! Jest pan mądrym człowiekiem, nie dającym się nabrać na republikańską propagandę.
    -Dziękuję – skinął głową Neurath.
    -Cieszy mnie, że mamy podobne zdanie na ten temat. Jak zaopatruje się pański rząd na dalszą współpracę natury handlowej z nami? Nie ukrywam, że działania zbrojne wymagają znacznej ilości surowców, głównie ropy naftowej…
    -I ja i Führer bardzo cenimy sobie współpracę z pańskim rządem – stwierdził Neurath. – ufamy również, że współpraca będzie kontynuowana na korzystnych dla obu stron warunkach.
    -Jak najbardziej, panie Neurath…
    -Zresztą sama możliwość przeciwdziałania i osłabiania komunizmu jest dla nas dużą korzyścią – dodał Niemiec, sięgając po kawior.
    -Oczywiście. Niemniej jesteśmy gotowi zapewniać jak dotąd węgiel czy stal, które niewątpliwie…
    -…przydadzą się Rzeszy – wtrącił Neurath. – jak najbardziej.
    -Doskonale – odrzekł wyraźnie zadowolony Hiszpan. – pozostała jeszcze jedna istotna kwestia do omówienia.
    Niemiec spojrzał pytająco.
    -Kwestia działań wojennych, które nie tylko kosztują dużo, ale również pochłaniają znaczne ofiary i stanowią niewątpliwy problem. Każdy dzień walk to niszczenie hiszpańskich miast i wsi.
    -Najważniejsze jest więc jak najszybsze zakończenie konfliktu – zauważył Neurath.
    -Zgadza się – przytaknął Hiszpan. – jednak żadne pertraktacje i układy pokojowe nie wchodzą w rachubę. Należy całkowicie wyplenić tą komunistyczną zarazę z Hiszpanii. Tylko całkowita kapitulacja sił republikańskich może być końcem tej wojny.
    -Niewątpliwie. Nie rozumiem jednak, do czego pan dąży.
    Hiszpański minister chrząknął, pogładził włosy, zamyślił się. Widoczne było, że szuka odpowiednich słów. Neurath patrzył na niego z zainteresowaniem.
    -Chodzi o to – powiedział Hiszpan, jakoś mało pewnie i jakby lękliwie. – to znaczy, ja i pozostali ministrowie doszliśmy do wniosku, że może…
    -Tak?
    -Może Führer byłby skłonny zaangażować się po naszej stronie przeciwko komunistom…
    -Obawiam się, że nie rozumiem – odparł Neurath, chociaż doskonale zrozumiał o co chodzi hiszpańskiemu ministrowi. – przysyłany jest do Hiszpanii sprzęt wojskowy…Walczy nasz Legion Condor.
    -Oczywiście, ale…Powiem wprost, panie Neurath. Zależy nam, żeby Niemcy przystąpiły do wojny przeciwko Republikanom. Ich opór na południu wzmacnia się, wojna pochłania ogromne koszty. Ingerencja Niemiec mogłaby w ogromnym stopniu przyspieszyć koniec walk. Zapewniam pana, że Hiszpania byłaby dozgonnie wdzięczna…
    -„Lubię jak ktoś jest wdzięczny – pomyślał Neurath. – zawsze można to doskonale i efektywnie wykorzystać”. Głośno jednak powiedział:
    -Stawia mi pan trudną prośbę. Nie mam prawa osobiście decydować, muszę skonsultować to z Führerem, on podejmie decyzję. Poza tym…
    -Tak?
    -Zdaje pan sobie sprawę, że nie jest to łatwa decyzja. Musimy liczyć się z opinią międzynarodową, kosztami, zagrożeniami, jakich nie brakuje Rzeszy. Dlatego nie mogę niczego obiecywać.
    -Rozumiem, oczywiście – stwierdził smutno Hiszpan. – niemniej liczę, że nie wszystko stracone. Porozmawia pan z Führerem, tak?
    -Jak najbardziej – uśmiechnął się Neurath. – proszę więc nie tracić nadziei. My, Niemcy, zawsze będziemy po stronie tych, którzy walczą o honor i prawdę z komunistycznymi bandytami.
    Wznieśli toast. Tym razem Neurath wychylił kieliszek do dna. Spotkanie było nadzwyczaj owocne. Zaangażowanie się w hiszpański konflikt może przynieść wymierne skutki.

    [​IMG]

    W końcu przecież hiszpańscy nacjonaliści będą wdzięczni, nieprawdaż? A na wdzięczności można dużo zyskać. Bardzo dużo.

    CDN.
    Crystiano
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie