Achtung - Deutschland!

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez Crystiano, 13 Listopad 2008.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ DODATKOWY – Bohaterowie

    Za nami już 50 rozdziałów AARa, uznałem więc za stosowne i potrzebne przypomnienie zarówno Wam jak i sobie samemu, bohaterów fikcyjnych, stworzonych przeze mnie i występujących w AARze. Wyszedłem z założenia, że przypomnę wszystkich bohaterów przedstawionych w odcinkach z imienia i nazwiska, ewentualnie samego imienia/nazwiska/pseudonimu. Nie będę tu opisywał postaci anonimowych (dla jednej zrobię wyjątek – o tym później) ani grup postaci (żołnierze, robotnicy, marynarze itd.). Nie opiszę również postaci autentycznych, występujących w AARze – dowódców, ministrów, naukowców, sportowców – o nich każdy może poczytać na Internecie. Każdą postać chciałbym przedstawić krótko, w sposób niejako encyklopedyczny. Przy każdej napiszę również rozdziały w jakich występuje, aby osoby bardziej zainteresowane mogły doczytać informacje o danej postaci i związanych z nią wydarzeniach. Część z postaci będzie się jeszcze pewnie często przewijać przez AAR, cześć pojawi się epizodycznie, jeszcze inni znikną w mrokach historii, ustępując miejsca nowym bohaterom.
    A więc oto i spis:

    1. Hans (nazwisko nieznane) – adiutant generała Reichenaua, który określa go jako „niedojdę”. Wystąpił w rozdziale: I
    2. Andreas Rede – „wysoki blondyn o jasnoniebieskich oczach”. Niemiecki żołnierz, pochodzący z alpejskiego miasteczka Oberau, przyjaciel Michaela Schudemana i Konrada Zusse. Brał udział w remilitaryzacji Nadrenii i wojnie z Danią. Wystąpił w rozdziałach: I, II, VIII, IX, X, XII, XV, XVI, XXXIII
    3. Michael Schudeman – „niski grubawy szatyn”, niemiecki żołnierz, przyjaciel Andreasa Redego. Brał udział w remilitaryzacji Nadrenii i wojnie z Danią. Wystąpił w rozdziałach: I, II, VIII, IX, X
    4. porucznik Wiesel (imię nieznane) – młody oficer, „arogancki, zarozumiały i niekompetentny”, bezpośredni przełożony Andreasa i Michaela, określany przez nich jako „pajac”, stanowisko zawdzięczający znajomościom. Brał udział w remilitaryzacji Nadrenii. Wystąpił w rozdziałach: I, XVI
    5. Kurt Seidler – „niewysoki, młody brunet”, niemiecki dziennikarz. Doskonała znajomość języka chińskiego (10 lat mieszkał w Pekinie). Zwolniony z „Głosu Monachium”, dzięki radzie przyjaciółki – Ivonne, zdobywa pracę w „Völkischer Beobachter”, wyjeżdża w roli sprawozdawcy na Daleki Wschód. Wystąpił w rozdziałach: III, V, XX, XXIX, XXXIII
    6. Ivonne (nazwisko nieznane) – „długowłosa blondynka w ładnej, czerwonej sukience”, przyjaciółka Kurta Seidlera. Dzięki niej Kurt zdobywa pracę w „Völkischer Beobachter”. Wystąpiła w rozdziale: III
    7. Pierre Lavaux – francuski szpieg, wysłany z misją do Rzeszy. Wpadł w ręce Niemców, życie zawdzięcza wstawiennictwu Abwehry. Wskutek szantażu podjął współpracę z niemieckim wywiadem. Wystąpił w rozdziałach: IV, VII, XXV, XXVI
    8. Leo (nazwisko nieznane) – kat z Gestapo, torturujący Pierre’a. Wystąpił w rozdziale: IV
    9. Heinri (nazwisko nieznane) – niemiecki marynarz na okręcie KMS „Graf Spee”. Wystąpił w rozdziale: V
    10. Madeleine (nazwisko nieznane) – siostra Pierre’a Lavaux. Canaris wspomina o niej w rozdziale: VII
    11. Schmidt i Klein (imiona nieznane) – niemieccy strażnicy graniczni, zabici w trakcie prowokacji, która stała się zapalnikiem do wojny z Danią. Wystąpili w rozdziale: IX
    12. Ernst Teschonnek – dziennikarz „Völkischer Beobachter”, zdawał relację z zamachu stanu Dawida Ruilovy w Boliwii. Wystąpił w rozdziale: XIV
    13. Pablo (nazwisko nieznane) – Boliwijczyk, pomocnik i fotograf Ernsta Teschonnka. Wystąpił w rozdziale: XIV
    14. Żołnierz z I wojny światowej – jedyny anonimowy bohater, którego tu opiszę. Symbol tego, jak cywile postrzegają wojnę. Rozmawia z Andreasem Rede po trudnym dla niego spotkaniu w gospodzie. Wystąpił w rozdziale: XV
    15. Erdmann (imię nieznane) – niemiecki dziennikarz „Völkischer Beobachter” w Hiszpanii. Wystąpił w rozdziale: XVIII, XXXVIII
    16. Tao (nazwisko nieznane) – chiński pomocnik Kurta Seidlera. Wystąpił w rozdziałach: XX, XXIX, XXXIII
    17. Emily (nazwisko nieznane) – „młoda, ładna dziewczyna, w połowie Arabka, w połowie Angielka”. Asystentka kustosza muzeum w Bagdadzie. Wystąpiła w rozdziale: XXI
    18. Amir Nahayan – młody arabski archeolog, współpracownik Wilhelma Königa. Wystąpił w rozdziale: XXI
    19. Aki (nazwisko nieznane) – Japończyk pochodzący z Hokkaido, przyjaciel Hoichiego. Wziął udział w przewrocie 2-26, w obliczu klęski popełnił seppuku. Wystąpił w rozdziale: XXII
    20. Hoichi (nazwisko nieznane) – Japończyk, przyjaciel Aki’ego, wziął udział w przewrocie 2-26, pomógł Aki’emu popełnić seppuku. Wystąpił w rozdziale: XXII
    21. John Taylor (niemieckie dane nieznane) – agent Abwehry w Wielkiej Brytanii. Jego sukcesy to uzyskanie informacji o fiasku brytyjsko – czeskich pertraktacji w sprawie sprzedaży sprzętu i sabotaż badań naukowych w zakładach de Havilland. Wystąpił w rozdziałach: XXIV, XXX
    22. Tom (nazwisko nieznane) – urzędnik w ministerstwie zbrojeń Wielkiej Brytanii. Zdradził Taylorowi informacje o fiasku brytyjsko – czeskich pertraktacji w sprawie sprzedaży sprzętu. Wystąpił w rozdziale: XXIV
    23. Hans Miller (bułgarskie dane nieznane) – bułgarski szpieg w Reszy. Zlikwidowany przez Pierre’a Lavauxa. Wystąpił w rozdziale: XXV
    24. Georg Hefer (litewskie dane nieznane) – litewski szpieg w Reszy. Zlikwidowany przez Pierre’a Lavauxa. Wystąpił w rozdziale: XXV
    25. G16 (dane nieznane) – niemiecki agent, który wpadł w ręce Amerykanów. Został rozstrzelany. Wystąpił w rozdziale: XXVII
    26. Alice (nazwisko nieznane) – młoda Angielka z Londynu, pracująca w zakładach de Havillanda. Nieświadoma informatorka Johna Taylora. Wystąpiła w rozdziale: XXX
    27. Gleifer (imię nieznane) – cywil, inżynier przybyły na Grenlandię jako specjalista w trakcie budowy bazy morskiej. Bezskutecznie stara się bronić Eskimosów. Wystąpił w rozdziale: XXXVI
    28. Wormann (imię nieznane) – Untersturmführer SS na Grenlandii, sadysta i morderca. Wystąpił w rozdziale: XXXVI
    29. Miguel, Juan, Alberto, Dario (nazwiska nieznane) – oficerowie karlistowscy, wystąpili w rozdziale: XXXVIII
    30. Georg Boethlen - 40 – letni berlińczyk, pracownik Ministerstwa Wojsk Lądowych, żonaty, ojciec trójki dzieci, współpracownik polskiego wywiadu. Zastrzelony przez Pressmana w hotelu na Unter den Linden. Wystąpił w rozdziale: XXXXVII.
    31. Pressman (imię nieznane) – agent kontrwywiadu Abwehry, zastrzelony przez polskiego agenta, w wyniku którego akcji uznany zostaje za polskiego szpiega. Wystąpił w rozdziale: XXXXVII
    32. Kloss (niemieckie imię oraz polskie dane nieznane) – agent polskiego wywiadu, zastrzelił Pressmana, którego w wyniku podłożenia dokumentów uznano za polskiego agenta. Wystąpił w rozdziale: XXXXVII
     
  2. Crystiano

    Crystiano Nowy

    Będą, oczywiście. To jest jak już napisałem tylko dodatek, mający przypomnieć i przybliżyć bohaterów w "telegraficznym skrócie":)

    ---------- Post dodany 16:10 ---------- Poprzedni post dodano Wczoraj o 15:51 ----------

    ROZDZIAŁ LI – Egipt

    Słońce nad pustynią czerwieniało już, rzucając jaskrawy blask na piaskowe wydmy. Zbliżało się już ku zachodowi, a więc nocy, na egipskiej pustyni zimnej, o przysłowiowych „egipskich ciemnościach”, a co najistotniejsze, niebezpiecznej.
    Ucichły i znikły gdzieś sępy, główni bywalcy egipskiego nieba. Zdawało się, że wszelkie życie zostało uśpione, a lekkie powiewy wiatru wydawały się być głośne.
    Cisza i wrażenie uśpienia wszystkiego, co żywe, było jednak tylko pozorem. Przez pustynie mknęła na czarnych, szybkich koniach grupa ośmiu Arabów. Popędzali konie krzykami i uderzeniami bata, zmuszając do jeszcze szybszego galopu. Z daleka konie zdawały się płynąć, nie dotykając kopytami gleby – tylko z bliska widać był tumany kurzu, wzbijane przez ich galop. Konie kręciły łbami, piana płatami spadała na ziemię, jednakże ich galop przyśpieszał. Momentalnie, tak charakterystycznie dla Egiptu, zapadła noc, ciemna, rozjaśniana jedynie księżycem i błyszczącymi na niebie gwiazdami. Szybko także zrobiło się zimno – jeźdźcy opatulili się kocami i poprawili kefije na głowach. Nieoczekiwanie zerwał się wiatr, wzbudzając prawdziwe tumany kurzu i piasku, które już po chwili uniemożliwiały zobaczenie czegokolwiek w promieniu kilku metrów.
    -Jusuf! – wydarł się przekrzykując wiatr, jednocześnie zakrywając usta w obawie przed piaskiem. – Jusuf!
    -Co, Dzamal?! – odparł, również przekrzykując wiatr, Arab jadący na przedzie grupy.
    -Daleko jeszcze? Nie damy rady tak długo jechać…
    -Już praktycznie jesteśmy…Jeszcze kilkadziesiąt metrów.
    Jusuf miał rację. Nie minęło kilka minut, gdy dotarli do linii pagórków i skał. Zeskoczył z konia, wyjął zza pasa rewolwer, strzelił w górę. Zza skał wyłonił się niski, opatulony kocem Arab, wykrzyczał:
    -Jusuf, to ty?
    -Tak, do cholery, Mahir! Chodź, pomóż nam! Jednego trzeba ponieść.
    Mahir podbiegł do grupy. Jeźdźcy zeskoczyli z koni, ściągnęli z konia przewieszonego przez niego, zakrwawionego Araba. Mahir zarzucił go sobie na plecy, krzyknął:
    -Chodźcie za mną! Prowadźcie konie!
    Wszyscy ruszyli w stronę skał. Między skałami było cicho i spokojnie, wiatr był tłumiony i ledwo słyszalny. Mahir wprowadził wszystkich do wejścia do jaskini. Kilka minut szli wąskim korytarzem, gdy dotarli wreszcie do dużej groty. Sprawiała wrażenie naturalnej, możliwe jednak, że było specjalnie przygotowana i stworzona. Dalej znajdowało się podobna, nieco mniejsze grota.
    -Wprowadźcie tam konie – rzekł Mahir. – jest tam woda i trochę siana.
    Arabowie ruszyli odprowadzić konie, Jusuf został z Mahirem, który ułożył rannego na kocu. Następnie dorzucił sporo drew do gasnącego ogniska, z rogu groty przyniósł wiadro z wodą i kilka worków z sucharami i płatami mięsa.
    -Postrzelony? – spytał Mahir Jusufa, wskazując na rannego.
    -Nie. Mocno pobity. Ale przeżyje.
    -To dobrze. Nie mam żadnych lekarstw, dam mu więc wody i niech śpi. Nic więcej nie możemy zrobić.

    [​IMG]

    Gdy konie były oporządzone, wszyscy przyszli do głównej groty, zasiedli przy ognisku.
    -Widzę, że chyba Wam się powiodło, Jusuf – rzekł z uśmiechem Mahir.
    -Udało się – skinął głową Jusuf. – to Dzamal i Omar – ten pobity. Odbiliśmy ich z rąk Brytyjczyków.
    -Opowiedz wszystko dokładnie. Mamy czas – przerwał Mahir, sięgając po suchara.

    *

    -Jak ich uwolnimy? Tam jest pewnie kilkunastu Anglików, dobrze uzbrojonych…
    -Nie dzisiaj. W placówce zmienia się dzisiaj garnizon. Część obecnej załogi wyjechała dzisiejszym, rannym pociągiem do Kairu. W całej placówce jest więc może 10 osób, które mogą stawić nam opór.
    -A nowi żołnierze?! Już zapewne przybyli z Kairu…
    -Nie przybyli. Jeden mój przyjaciel miał utrudnić i opóźnić przybycie pociągu. Zresztą, nie ma czasu na gadanie! Ruszajmy.
    Ukryli rewolwery za paskami spodni, zasłaniając je koszulami lub kocami. Jusuf włożył za pas pistolet, zakrył go dużym kocem, który położył sobie na kolanach.
    Ruszyli.

    *

    Placówka była po części fortem, po części ośrodkiem brytyjskiej administracji. Tutaj trafiały wydarte egipskim chłopom podatki, mające trafić do skarbu Wielkiej Brytanii, tutaj, w obskurnym więzieniu siedzieli Egipcjanie, którzy sprzeciwi się Anglikom. Cała osada otoczona była kamiennym murem, strasznie jednak starym, pamiętającym jeszcze powstanie Mahdiego, popadającym w zupełną ruinę. Pieniądze, mające służyć jego naprawie, trafiały do kieszeni urzędników na wszystkich szczeblach. W osadzie mieszkało nie więcej jak 50 – 60 osób: żołnierzy, kupców, urzędników wraz z rodzinami.
    Arabowie zbliżyli się na odległość kilkudziesięciu metrów.
    -Pamiętajcie – mruknął Jusuf. – działamy szybko. Nie bawimy się w strzelaniny i walki. Wpadamy, kto stanie nam na drodze, rozwalamy, zabieramy naszych ludzi z więzienia i uciekamy. Rozumiecie?
    Arabowie skinęli głowami, pojechali wolno w stronę fortu. Często przybywali do niego Arabowie i Beduini, chcący coś sprzedać czy kupić.
    Gdy dotarli do bram fortu, wyszedł z niego brytyjski żołnierz z karabinem w ręku, spytał mieszanką arabskiego i brytyjskiego:
    -Na handel?
    -Tak, panie – skinął głową Jusuf.
    Brytyjczyk spojrzał na niego podejrzliwie.
    -Co macie pod tymi kocami?
    -Mięso gazeli, panie.
    -Pokażcie – rzucił Brytyjczyk, podchodząc do Jusufa.
    Arab jednym ruchem zrzucił z nóg koc, na oczach zdziwionego Brytyjczyka chwycił pistolet, wypalił żołnierzowi w twarz.
    -Szybko! – krzyknął.
    Pogalopowali przez otwartą bramę, wpadli niczym diabły do osady. Jakiś Anglik wybiegł im naprzeciw, staranowały go końskie kopyta, runął na ziemię. Z kilku budynków wybiegli już Brytyjczycy, kryjąc się za palmami, wozami czy kupami cegieł, otworzyli do Arabów ogień. Jusuf wraz z jednym z Arabów pobiegł do więzienia, pozostali zostali na dziedzińcu, odpowiadając Brytyjczykom ogniem. Jusuf wpadł do więzienia, wyważając słabe, drewniane drzwi siłą rozpędu, od razu wystrzelił kilka razy, brytyjski strażnik osunął się na podłogę, wypuszczając z dłoni karabin. Arab w biegu chwycił z biurka pęk kluczy, pobiegł do celi.
    -Jusuf, to ty?! – wydarł się Dzamal, chwytając dłońmi kraty. – Allahowi niech będą dzięki!
    -Gdzie Omar?! – wykrzyknął Jusuf, otwierając celę.
    -Tam, w kącie. Brytyjczycy go ostro stłukli.
    Omar, młody Arab, leżał w kącie jęcząc cicho. Całą twarz i ręce pokryte miał zaschłą krwią i siniakami. Jusuf podniósł go delikatnie, wziął na plecy, wybiegli na dziedziniec. Ułożył rannego na koniu, krzyknął do towarzyszy:
    -Na konie! Szybko!
    Arabowie, osłaniając się ogniem z rewolwerów, wskakiwali na rumaki, w nieładzie, byle szybciej, galopowali ku bramie, która na szczęście pozostała otwarta.
    -Wszyscy są? – spytał Jusuf, gdy tylko wyjechali za bramę.
    -Hamza zginął – odparł któryś.
    -Cholera – warknął Jusuf. – trudno, nie możemy zabrać jego ciała, aby je godnie pochować. Jak najszybciej musimy się daleko oddalić. Zaraz wyruszy zapewne brytyjski pościg.

    *

    -Jechaliśmy galopem chyba z 9 godzin – powiedział Jusuf. – konie są ledwo żywe…Ale dotarliśmy do ciebie, Mahir.
    -Allah akbar! Wspaniale, że się udało, dostało się niewiernym okupantom…Bardzo dobrze!

    *

    Egipt oficjalnie od 1922 r. był niepodległy, pozostawał jednak w sferze zależności zarówno politycznej jak i ekonomicznej od Wielkiej Brytanii. Powodowało to rzecz jasna niezadowolenie i poczucie zniewolenia wśród Egipcjan – obecność brytyjskiej armii i najważniejsze role w administracji i gospodarce przypadające Brytyjczykom powodowały zepchnięcie Arabów do ludności II kategorii. 27 sierpnia 1936 r. udało się zawrzeć Traktat Anglo – Egipski między rządem JKM a królem Egiptu Farukiem. Zakładał on wycofanie wojsk brytyjskich z terenów Egiptu, pod kontrolą Brytyjczyków miał pozostać Kanał Sueski. Jednocześnie w przypadku wojny Egipt miał być wsparty przez posiłki brytyjskie. Egipt, mimo, że wojska brytyjskie zostały wycofane, wciąż pozostawał w znacznej zależności, głównie gospodarczej, od Wielkiej Brytanii – zmniejszone zostało jednak skutecznie niezadowolenie i frustracja egipskiego społeczeństwa. Aby wzmocnić państwo, które sąsiadowało z coraz silniejszymi i bardziej agresywnymi Włochami, król Faruk wynegocjował zgodę na rozbudowę egipskich sił zbrojnych, co miał rozpocząć się w najbliższych dniach.

    [​IMG]
    Król Egiptu Faruk

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]

    Mimo traktatu, Egipt wciąż pozostawał zależny i podległy Wielkiej Brytanii. Nasuwało się pytanie, czy tak być musi.

    I czy zawsze tak będzie.

    CDN.
    Crystiano
     
  3. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LII – Cisza przed burzą

    -Jakie ma pan zdanie w tej kwestii? – spytał Hitler, spoglądając badawczo na szefa sztabu, generała Bayerleina.
    Szef sztabu zamyślił się, odparł po chwili:
    -Niewątpliwie zwiększy liczebność naszej armii. Jednakże…
    Hitler zmarszczył brwi, spojrzał pytająco.
    -Decyzja o powszechnej służbie wojskowej, spowoduje, że przez jakiś czas armia będzie słabsza i gorzej przygotowana. Musimy się z tym liczyć. Reichswehra, mimo iż była nieliczna, zachowała ogromny poziom zawodowstwa. Napływ poborowych spowoduje, że osłabi to zdolności armii.
    -To prawda – zgodził się Hitler. – zdaję sobie sprawę, że należy będzie dołożyć wszelkich starań, aby poborowi jak najszybciej stali się żołnierzami w pełnym tego słowa znaczeniu. To zadanie spocznie już jednak na dowódcach jednostek. Wprowadzenie powszechnej służby wojskowej jest konieczne w kontekście…
    Hitler zamilkł, Bayerlein spojrzał na Wodza. Zobaczył w jego wzroku coś, co poważnie go zaniepokoiło.
    -…w kontekście polityki, jaką mam zamiar prowadzić…

    [​IMG]

    *

    Ani na chwilę nie zatrzymywał się proces unowocześniania i modernizacji niemieckich sił zbrojnych. Główny nacisk położony był na lotnictwo, szczególnie na zaopatrywanie kolejnych dywizjonów bombowych w najnowsze maszyny typu Dornier Do-17. Kilka godzin po północy 30 sierpnia ostatnie maszyny dotarły do 25 Dywizjonu z 3 Floty Powietrznej generała Kitzingera. Było to dowodem na rosnącą siłę Luftwaffe jak i coraz większe możliwości rozpędzającego się, niemieckiego przemysłu zbrojeniowego.

    [​IMG]

    *

    -Panie ministrze, telefon do pana – zwróciła się do Raedera jego sekretarka.
    -Dobrze. Już odbieram. Tak, słucham?
    -Witam, panie ministrze. To ja, dyrektor Kriegsmarinewerft…
    -O, wspaniale! Miałem właśnie do pana dzwonić. Jak prace nad najnowszym modelem niszczyciela?
    -Już zakończone, panie ministrze. Wczoraj specjaliści dokonali ostatnich poprawek. Projekt można uznać za zakończony.
    -Doskonale! A więc niszczyciel klasy Z17 jest gotowy do produkcji?
    -Tak, panie ministrze. Ma pan już dla stoczni jakieś zlecenie w sprawie produkcji? W każdej chwili możemy rozpocząć budowę okrętu…
    -Na razie niestety nie. Brakuje pieniędzy i środków w budżecie…rozumie pan…
    -Tak, niestety.
    -Niemniej postaram o jakieś środki. A raczej wyrwę je Wehrmachtowi i Luftwaffe. Innej rady nie ma, jeżeli chcemy, żeby Kriegsmarine prezentowała w miarę przyzwoity poziom.
    -Zgadzam się, jak najbardziej. Liczę, że uda się panu coś uzyskać. Stocznia jest gotowa podjąc pracę w dosłownie każdej chwili.
    -Cieszy mnie to. Jak zapewnię niezbędne fundusze, odezwę się do pana.
    -Dobrze. Do widzenia, panie ministrze.

    [​IMG]

    *

    Raeder na spotkaniu Rady Ministrów walczył jak lew, zarówno o przyznanie dodatkowych funduszy na rozwój sił morskich jak i rozpoczęcie badań nad kolejnym, modelem okrętu, niestety, nie na wiele to się zdało. W napiętym do granic możliwości budżecie nie znalazła się nawet znikoma ilość pieniędzy i surowców potrzebnych do budowy nowych jednostek dla Kriegsmarine. Nie przeszedł również projekt rozpoczęcia badań naukowych nad projektem nowego, wyjątkowo innowacyjnego okrętu podwodnego. Hitlera zainteresowało mianowicie zupełnie co innego.
    Jeden z naukowców pracujących dla koncernu Rheinmetall AG wszedł do biura Hitlera z pękatą, dużą teczką ręce. Zasalutował hitlerowskim pozdrowieniem, stanął przy drzwiach.
    -Proszę usiąść – zaproponował Hitler, wskazując dłonią krzesło.
    -Dziękuję, Mein Führer.
    -Zainteresowało mnie to, co usłyszałem o pańskim pomyśle. Nowoczesna artyleria…Proszę przybliżyć mi ten projekt.
    -Oczywiście – odparł skwapliwie naukowiec, wyjął z teczki plik kartek, położył na biurku, zajmując je niemal całe. Speszył się lekko, zaczął sprzątać dokumenty.
    -Proszę nie być taki pedantyczny – uśmiechnął się Hitler. – nie przeszkadza mi to. Niech pan przejdzie do rzeczy.
    -Już, Mein Führer. A więc – pomyślałem…To znaczy uznałem…wpadłem na pomysł…
    -Niech pan mówi o projekcie…
    -Oczywiście! Mam pomysł na nowoczesną, wyjątkowo skuteczną i innowacyjną artylerię polową. Działo kalibru 105 mm, znacznie lepsze od powszechnie używanych dział, pamiętających niekiedy I wojnę światową. Do tego pociski odłamkowe, powodujące dużo większe straty wśród wrogich oddziałów, kierowanie ogniem za pomocą radia…Połączenie skuteczności, niezawodności i nowoczesności…
    -Brzmi rozsądnie i ciekawie – przyznał Hitler. – bez wątpienie. Zgoda, otrzyma pan pieniądze na opracowanie tego projektu.
    -Dziękuję! Obiecuję, nie zawiodę pana, Mein Führer. Te działa o całe lata wyprzedzą standardowe uzbrojenie krajów europejskich…

    [​IMG]

    *

    [​IMG]

    -Generał von Kleist, melduję się, Mein Führer! – krzyknął i stuknął obcasami oficerek Kleist, stanąwszy przed Hitlerem.
    -Dobrze, generale – pokiwał głową Hitler. – mamy bardzo ważną sprawę do omówienia. Proszę zamknąć drzwi. Chciałbym, żeby oprócz pana nikt nie usłyszał tego, co mam do powiedzenia.
    -Rozumiem, Mein Führer – skinął Kleist, podszedł do dużych, dębowych, kunsztownie zdobionych drzwi, sięgnął po mosiężną klamkę.
    Odgłos zamykanych drzwi odbił się echem w Kancelarii Rzeszy.

    *

    Po przeszło trzygodzinnej rozmowie Kleist w milczeniu, widocznie podenerwowany opuścił Kancelarię. Wytarł chusteczką zroszone potem czoło, mrucząc do siebie i nie zwracając uwagi na wartowników, którzy należycie mu zasalutowali, wyszedł z budynku, wsiadł do samochodu, w którym oczekiwał na niego adiutant.
    -Do naszej I Armii Pancernej w Rostocku – rzucił Kleist, wsiadając do auta.
    -Co się stało, panie generale?
    -Nie pytaj. Jedź i to szybko.
    Adiutant odpalił samochód, który pomknął ulicami Berlina na północ, w stronę Rostocku.

    *

    Czołgiści byli zdziwieni, nikt jednak nie protestował ani nie pytał o szczegóły. Pośpiesznie rozpoczęto przygotowania do transportu. Dokonywano ostatnich napraw, zwoływano wszystkich żołnierzy z przepustek i urlopów. Zapasy amunicji, ropy i benzyny były w zupełności wystarczające, z Berlina przysłano również liczne i bardzo dokładne mapy dla oficerów. Gdy wreszcie 6 września wszystko było gotowe, I Armia Pancerna generała Kleista rozpoczęła załadunek na okręty floty transportowej kontradmirała Marshalla.

    [​IMG]

    Towarzyszyła jej cała Kriegsmarine pod dowództwem admirała Raedera, oprócz U-Bootów i Floty Bałtyckiej. W jej skład weszły trzy ciężkie krążowniki – Deustchland, Admiral Scheer oraz Graf Spee, nowoczesny krążownik lekki Nürnberg, 4 krążowniki lekkie klasy K (Leipzig, Königsberg, Karlsruhe i Köln), krążownik lekki Emden oraz dwie flotylle niszczycieli klasy 1934 (4 i 8 Flotylla).
    Generał Kleist wraz z oficerami weszli na pokład, przywitali się z kontradmirałem Marshallem.
    -Wszystko wzięte? – upewnił się Marshall. – nie będziemy wracać, jak okaże się, że coś zostało.
    -Wszystko wzięte – uśmiechnął się Kleist. – możemy wypływać.
    -Jaki kurs, panie Marshall? – spytał nawigator.
    -88-2-41 – odparł Marshall, pochylając się nad mapą. – do Zatoki Biskajskiej.

    Do Hiszpanii.

    CDN.
    Crystiano
     
  4. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LIII – Innego wyjścia nie ma

    10 września w koncernie IG Farben zakończono badania nad projektem ulepszonych narzędzi mechanicznych, mających w znaczący i zauważalny sposób wpłynąć na możliwości produkcyjne niemieckiego przemysłu. Specjaliści z fabryki nie dostali jednak urlopu, a kolejne zlecenie, tym razem dotyczące rozwoju i modernizacja rolnictwa, ze szczególnym naciskiem na przechowywanie i utrzymywanie świeżości produktów, co w oczywisty sposób wpływało na wzrost ilości żywności.

    [​IMG]

    [​IMG]

    *

    Bayerlein pewnym, szybkim krokiem przekroczył próg Kancelarii Rzeszy, niedbale odsalutował wartownikom. Wizyty w Kancelarii nie powodowały u niego już tego stresu co dawniej, zdążył się przyzwyczaić i nawet polubić spotkania z Wodzem. W końcu był to niewątpliwie przywilej, nie dostępny dla każdego.
    -Heil Hitler! – stanął na baczność, należycie przywitał Führera.
    -Proszę usiąść, Bayerlein – odparł Hitler. – jak oddziały generała Kleista?
    -Wszystko odbyło się w założonym czasie i bez przeszkód. Kilkanaście minut temu okręty wypłynęły z Rostocku.
    -Doskonale. Szybkość działania to podstawa. Tempo naszych działań jest zadowalające…Przecież zaledwie kilka dni temu odbyła się narada…Pamięta pan, prawda, generale Bayerlein?
    Pamiętał. Takie wydarzenia mocno zapadają w pamięć.

    *

    Wszyscy byli jacyś podenerwowani, gadatliwi, nienaturalnie podnieceni. Neurath, zazwyczaj nad wyraz spokojny i opanowany, tym razem nie mógł usiedzieć w miejscu, chodził po całej sali, mrucząc do siebie. Hierl i Gürtner palili papierosy, starając się zająć czas rozmowy, jednak tego efekty były bardzo mizerne.
    Wreszcie nadszedł długo oczekiwany Hitler. Wszedł szybkim, sprężystym krokiem, trzymając ręce za plecami. Ministrowie stanęli na baczność, powitali Wodza należytym gestem.
    -Usiądźcie, panowie – rzekł Hitler, samemu również zajmując fotel.
    Ministrowie usiedli, wyjęli z teczek pliki dokumentów i notatek. Hitler pokiwał głową, powiedział:
    -Wiedzą panowie, dlaczego zorganizowałem to nadzwyczajne posiedzenie Rady Ministrów.
    Członkowie rządu skinęli głowami, na znak, że wiedzą. Niemniej, Hitler kontynuował:
    -Chodzi o Hiszpanię. Sprawa wygląda następująco – wojna domowa jest zdecydowanie wygrywana przez siły nacjonalistyczne, pod wodzą generała Franca, co oczywiście jest jak najlepszą wiadomością. Niemniej, sytuacja ta ma również drugą stronę medalu – rzekł Hitler, stukając długopisem w stół. – jesteśmy jednym z niewielu krajów, które utrzymują współpracę handlową z nacjonalistami. Większość państw za legalny rząd hiszpański nadal uważa rząd republikański. Powoduje to, że Franco jest zasadniczo uzależniony od naszej pomocy surowcowej i zaopatrzeniowej, nie wspominając o znaczącej roli Legionu Condor. Jednak, gdy wojna się skończy, uzależnieniu Franca od naszego kraju straci na sile i będzie nic nie warte.
    -Ale zakończenie wojny jest od nas niezależne – zauważył Rudolf Hess. – przecież nie możemy osłabiać Franca czy wspierać Republikanów, żeby tylko przedłużyć wojnę…
    -Jak najbardziej – zgodził się Hitler. – konieczne jest więc takie działanie, które z jednej strony nie kosztowałoby nas już w tym momencie za wiele, z drugiej ściśle związało z nami Hiszpanię Franca.
    -Mein Führer, ale tu chyba niewiele zależy od nas. Wszystko opiera się na polityce Hiszpanii - stwierdził minister zbrojeń, Hierl.
    -Słusznie, panie Hierl – uśmiechnął się Hitler. – ale polityka hiszpańskiego rządu jest jednoznaczna. Panie Neurath, mogę prosić?
    -Oczywiście, Mein Führer – odparł minister spraw zagranicznych, powstał z fotela. – panowie koledzy! Otóż przebywałem byłem ostatnio z wizytą w Hiszpanii i spotkałem się z ministrem spraw zagranicznych generała Franco, panem Francisco de Asis Serrat y Bonastrem. Otwarcie stwierdził on, że generałowi Franco zależy, żeby nasz kraj włączył się do wojny przeciwko Republikanom.
    Po sali rozszedł się pomruk zdziwienia, ministrowie spoglądali po sobie. Hitler oparł głowę na dłoniach, patrzył na wszystkich z lekkim, uśmiechem.
    -Mein Führer, czy poważnie myśli pan o wojnie w Hiszpanii? – spytał z niedowierzaniem Goering. – to znaczne koszta i problem, nie wspominając o możliwych reakcjach Francji, Wielkiej Brytanii, czy Sowietów…
    -Jakich reakcjach? – zaśmiał się beztrosko Hitler. – paręset listów, apeli, nawoływań do pokoju jak w czasie wojny z Danią? Nie, nie obawiam się reakcji opinii międzynarodowej. Ona zawsze sprzyja silniejszym.
    -A strona logistyczna przedsięwzięcia? – wtrącił Bayerlein. – jak wyślemy wojska? I w jakiej liczbie?
    -Wyślemy je okrętami. To już domena pana Raedera – odparł Hitler, wskazując na ministra marynarki.
    -Mein Führer, mamy zaledwie 3 duże jednostki nawodne zdolne do transportowania jednostek wojskowych – zauważył Raeder. – przewiezienie znacznych ilości wojsk nie wchodzi w grę…
    -Kto mówi o znaczny ilościach? Na początek wyślemy I Armię Pancerną Kleista. Później może kolejną armię. Więcej niż 6 dywizji na pewno do Hiszpanii nie popłynie.
    -To niewielka ilość – stwierdził Bayerlein.
    -Oczywiście, panie Bayerlein. Tamtejsza wojna już i tak jest wygrana. Chodzi o sam fakt wypowiedzenie wojny, tak naprawdę.
    -Przydałyby się jakieś argumenty, uzasadniające wojnę – powiedział Goering.
    -Oto proszę się nie martwić – uśmiechnął się Hitler. – dobrze, to byłoby na tyle, panowie. Hess, proszę powiadomić generała Kleista, aby jak najszybciej się u mnie pojawił.
    -Tak jest, Mein Führer.

    [​IMG]

    *

    10 września o godzinie 7.00 niemiecka flota dotarła do Zatoki Biskajskiej. Rozkazano zarzucić kotwice i czekać.

    *
    -Ale panie kapitanie, to bez sensu! Dlaczego mamy zbombardować niemieckie okręty? I to jeszcze lecąc na zdobycznych, republikańskich maszynach, bez naszych odznaczeń? – spytał jeden z frankistowskich pilotów.
    -Cicho! Bez gadania! To rozkaz z Madrytu, więc wykonać! Tylko nie macie ich uszkadzać! Trochę postrzelać, polatać. Broń Boże żadnego okrętu nie zatapiać!
    -Nic z tego nie rozumiem – mruknął pilot, założył hełmofon, wskoczył do kabiny Polikarpova I-16.
    -„Ja też nic z tego nie rozumiem – pomyślał oficer. – ta polityka…”

    *

    -Panie admirale, lecą ku nam jakieś samoloty z oznaczeniami republikańskimi – powiedział jeden z niemieckich żołnierzy.

    [​IMG]

    Samoloty zniżył lot, otworzyły ogień z ckmów. Serie poszły po wodzie, jedna czy dwie niegroźnie trafiły w kadłub statku.
    -Robić zdjęcia! – wydarł się Raeder. – natychmiast powiadomić Führera, że nasze okręty zostały…

    *

    -…zaatakowane! – wykrzyczał do mikrofonu Hitler, rzucając naokoło wściekłe spojrzenie i machając dłońmi. – zaatakowane znienacka, bez ostrzeżenia, z pogwałceniem wszelkich zasad przez samoloty republikańskie! Nasze okręty zostały bardzo ciężko uszkodzone, dziesiątki marynarzy zostało ranionych i zabitych! Republikański rząd uparcie odmawia przyznania się do tej straszliwej zbrodni. W tym wypadku nie mam innego wyjścia i mimo umiłowania pokoju, zmuszony jestem do wypowiedzenia wojny republikańskiemu rządowi. Innego wyjścia nie ma!
    Hitlerowi odpowiedziały gromkie owacje zebranych tłumów.

    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano
     
  5. Crystiano

    Crystiano Nowy

    Wolę miec sojusznika, który odpowiednio wzmocniony, może zdziałać cuda, niż tereny z których i tak nie miałbym pełnego PP, na dodatek traciłbym wojsko na ich kontrolę, ciągle lądowaliby mi alianci, wybuchały bunty. Nie warto;)
    Faktycznie. Nie pomyślałem o tym:)

    ---------- Post dodany 12:39 ---------- Poprzedni post dodano Wczoraj o 15:35 ----------

    ROZDZIAŁ LIV – Wakacje w Hiszpanii

    Niemieckie oddziały wylądowały na plażach Oviedo 13 września, z pełnym zachowaniem ostrożności, koniecznej przy tego typu operacjach. Jakież było zdziwienie marynarzy i czołgistów, gdy nie natknęli się na żaden opór.

    [​IMG]

    Plaże były puste. Nic nie wskazywało również, aby w głębi lądu znajdowały się siły republikańskie. Na całej szerokości plaży znajdowały się puste pudełka po amunicji, menażki, hełmy, kilka łodzi, zupełnie nie nadających się już do użytku. Wyglądało to tak, jakby republikańskie wojska w pośpiechu, bez ładu i składu, opuszczały wybrzeże.
    Generał Kleist wraz z oficerami opuścił okręt, ze zdziwieniem przyjął informację o nieobecności wojsk republikańskich.
    -Przeszukać najbliższy teren – polecił żołnierzom. – jeżeli znajdziecie kogokolwiek, przyprowadzić natychmiast.
    -Tak jest! – odkrzyknęli żołnierze , kilkanaście grup po kilku ludzi pognało w okoliczne lasy.
    Nie minęło nawet pół godziny, gdy jeden ze zwiadów wrócił na plaże, prowadząc ze sobą niemłodego już, zarośniętego jak niedźwiedź, ogorzałego mężczyznę, zapewne rybaka, od którego wionęła silna woń morskiej wody i nie za świeżych już ryb. Z przerażeniem przypatrywał się Niemcom, nie sprzeciwiając się, gdy popychali go kolbami. W dłoniach miętosił wełnianą czapkę.
    Podeszli do niego oficerowie, wraz z tłumaczem.
    -Coś ty za jeden?
    -Bernardo, panie – odparł mężczyzna, chyląc głowę. – rybak…Ja nic nie wiem…jestem niewinny…
    -Gdzie oddziały republikańskie? Przecież podobno do niedawna było tu duże zgrupowanie sił republikańskich. Zresztą te wszystkie śmieci… - rzekł oficer, wskazując dłonią na resztki sprzętu i wyposażenia, spoczywającego na plażach.
    -Ano byli, panie, byli, dużo wojska było…
    -A gdzie są teraz?! – warknął Niemiec.
    -Wypłynęli gdzieś, panie – odparł niepewnie Hiszpan. – nie wiem…Na dużych statkach i na łodziach, panie…
    -Kiedy wypłynęli?
    -Już wczoraj cześć wojska popłynęła. Pozostali dzisiaj, skoro tylko świt, panie.
    -Czyli za nim rozpoczęliśmy działania – mruknął oficer.
    -A więc nie ewakuowali się przez fakt wojny z nami – dodał drugi oficer. – wyklucza to możliwość tego, iż byli wcześniej poinformowani.
    -Zdołali zapewne wypłynąć kilka godzin przed naszym przybyciem – mruknął pierwszy oficer. – Republikanie zdołali zabrać całe wyposażenie i materiały? – zwrócił się do rybaka.
    -Skąd, panie! Masę zostawili rzeczy…Tam są, dalej, za tymi skałami.
    -Prowadź.
    Rybak ruszył pierwszy, kilkunastu Niemców poszło za nim. Panowała niczym nie zmącona cisza, lekki, nadmorski wiatr poruszał koronami drzew, z oddali dobiegło pohukiwanie sowy. Kraina wydawała się umarła.
    Po kilku minutach dotarli do dużej, większej od tej, na której wylądowali, plaży za skałami. Przestrzeń kilkuset metrów zasłana była wrakami samochodów, kanistrami benzyny, pudełkami z amunicją i granatami, karabinami, węglem rozsypującym się z worków, konserwami, menażkami, czy zdechłymi końmi.

    [​IMG]

    Pośród całego wysypiska buszowało sporo kobiet i dzieci, szukających jedzenia. Na widok Niemców pośpiesznie wrzucili zebrane pożywienie do worków i za koszule, uciekli w stronę lasu.

    *

    Na plażach Oviedo w ręce wojsk niemieckich wpadły ponad 42 tony zaopatrzenie wojskowego, głównie broni, amunicji i żywności. Czołgistów szczególnie ucieszyły również duże ilości ropy naftowej i benzyny. Na dokładkę zdobyto 4 i pół tony węgla prosto z kopalni Asturii.
    -Doskonale! – ucieszył się Kleist, słysząc te wiadomości. – nie padł nawet jeden strzał, a my już zdobyliśmy bogate łupy. Oby tylko było tak nadal.

    *

    Tego samego dnia, w godzinach popołudniowych, XII Korpus Armijny generała von Reichenaua otrzymał rozkaz natychmiastowego przeniesienia do Bremy. Przygotowania do przenosin rozpoczęto natychmiast, bez chwili zwłoki. Do Küstrin, gdzie stacjonowały oddziały generała von Reichenaua przyjechał pociąg, mający za zadanie przewieźć żołnierzy i sprzęt do Bremy.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Michael i Andreas wsiedli do wagonu, wrzucili bagaże na drewniane półki, usiedli na ławce, wyjmując i zapalając papierosy. Po kilku minutach wagony były pełne, pociąg rozbrzmiał niewybredną, żołnierską muzyką i śpiewem oraz ostrą wonią wódki. Natychmiast wszczęły się również rozmowy.
    -Pojedziemy do Hiszpanii, mówię Wam! – krzyknął jakiś młody 20 – letni może żołnierz.
    -E tam – mruknął inny. – skąd niby wiesz? Pewnie nigdzie nie pojedziemy…
    -Słyszałem, jak mówili oficerowie, że do Hiszpanii jadą elitarne jednostki. Pojechali czołgiści…
    -A my tacy elitarni? – zaśmiał się Michael, wychylając kubek z wódką.
    -Ech, wymyślili – burknął niski rudzielec.. – nie chce mi się stąd wyjeżdżać…
    -Hah, patrzcie go, już za nią tęskni! – zarechotał gruby, zajmujący niemal dwa siedzenia, wojak. – jak ona tam miała…Katrin? Czy Sonia?
    -Zamknij japę, bo ci w nią trzasnę – zagroził rudzielec.
    -Dobrze, że jedziemy – przerwał Michael. – w tym Küstrin to można się było na śmierć zanudzić. Zawsze jakieś urozmaicenie.
    -Prawda, prawda! – poparła go większość żołnierzy.
    -To co, pokerek? – zaproponował Michael.
    -Stawka jak zawsze?
    -Ta, 5 marek…Rudy, nie grasz?
    -Nie, nie mam kasy.
    -Nie kituj, już nie musisz tracić na czekoladki dla dziewczyny. Graj.
    -„5 marek, nieźle – pomyślał Andreas, przyglądając się towarzyszom. – całkiem spora stawka. Ale w Hiszpanii będzie wyższa.”

    Znacznie wyższa.

    *

    13 września o godzinie 15 Flota Transportowa kontradmirała Marshalla wyruszyła na północ, w kierunku Niemiec, z rozkazem popłynięcia do Bremy i zabrania stamtąd do Hiszpanii XII Korpusu Armijnego.

    CDN.
    Crystiano
     
  6. Crystiano

    Crystiano Nowy

    Literówka poprawiona;)

    A ile odcinków to jeszcze nie wiem, zależy od tego ile będą trwać walki w Hiszpanii i od tego, na ile pomysłów wpadnę:).

    ---------- Post dodany 18:59 ---------- Poprzedni post dodano Wczoraj o 14:04 ----------

    ROZDZIAŁ LV – Zachód? Niech śpi.

    15 marca, punktualnie o północy, do admirała Raedera przybiegł jego zastępca.
    -Panie admirale, okręt pod banderą republikańską, na godzinie piątej! Płynie w naszą stronę!
    Raeder sięgnął po lornetkę, przyłożył do oczu.
    -Tak, republikański krążownik – stwierdził Raeder. – ale nad nim kłęby dymu…Poważnie uszkodzony.
    -Ciekawe, dlaczego płynie w naszą stronę?
    -Zapewne nie wie, że republikańskie wojska już się stąd wycofały, chce uzupełnić paliwo i dokonać podstawowych napraw.
    -Jakie rozkazy, panie admirale?
    -Zwrot na sterburtę, poczekać aż się zbliży. I strzelać. Bez ostrzeżenia.
    -Tak jest.

    *

    Salwy rozświetliły ciemności hiszpańskiej nocy, momentalnie stało się jasno niczym w dzień, cisza została brutalnie przerwana wybuchami pocisków, wzburzających wodę. Marynarze z republikańskiego, lekkiego krążownika ARE República biegali po pokładzie już i tak mocno uszkodzonego okrętu, w panice i zamieszaniu gasząc pożary i bez większego sensu strzelając do niemieckich okrętów z dział pokładowych.
    -Panie kontradmirale, nie mamy szans. Wroga flota liczy kilkanaście doskonałych i sprawnych okrętów – zameldował oficer pokładowy.

    [​IMG]

    -Niech to – warknął dowódca okrętu, kontradmirał Núńez Iglesias. – nie mamy łączności z naszym sztabem…Liczyłem, że w Oviedo dokonamy napraw i zdobędziemy zapasy…ale nic z tego, nie przebijemy się…
    -Co zrobimy?
    -Dać rozkaz do wycofania się na zachód.
    -Nie damy rady dopłynąć do Huelvy – zauważył oficer.
    -Tutaj tym bardziej nie możemy zostać. Wydać rozkaz.
    -Tak jest!

    *

    Po 2 godzinach walk, okręt republikański, mimo iż mocno uszkodzony, zdołał się wycofać na zachód. Admirał Raeder nie namyślając się długo, rozkazał za nim pościg całością sił, jakimi dysponował. Narażał tym samym dywizje w Oviedo, ryzyko było jednak niewielkie i do przyjęcia – prawdopodobieństwo, że w okolicy mogła jeszcze znajdować się wroga flota, która usiłowałaby przerwać dostawy z Niemiec, były praktycznie zerowe.

    *

    Radość marynarzy ARE República była nie do opowiedzenia, gdy na zachodzie spotkali krążownik ARE Admirante Cervera po dowództwem admirała floty, Bayo Girauda.

    [​IMG]

    Obaj dowódcy po szybkiej naradzie zdecydowali o natychmiastowej próbie przedarcia się wzdłuż wybrzeża Portugalii do Huelvy, znajdującej się jeszcze w rękach republikańskich. Nie wydawało się to zadaniem niewykonalnym, gdyż Admirante Cervera uchodził za jeden z silniejszych okrętów republikańskich. Również ARE República, mimo bardzo poważnych uszkodzeń, zdolny był do kontynuowania rejsu.
    Republikańskie krążowniki pomknęły, ile tylko było mocy w silnikach. Flota niemiecka była jednak silniejsza i szybsza. Na wysokości Costa Verde zablokowała okrętom drogę ucieczki. Niemcy zaczęli strzelać. Hiszpanie zaczęli umierać.

    [​IMG]

    ARE República próbował wyrwać się z tragicznego położenia niczym flądra, nie na wiele się to jednak zdało. Ogień artylerii pokładowej niemieckich okrętów był skuteczny i precyzyjny. Kilka pocisków trafiło w kadłub okrętu, który przechylił się poważnie, wybuchł pożar. Na nic zdały się nawoływania oficerów do zachowania spokoju – marynarze, bijąc się nawzajem i tratując, rzucili się panicznie do łodzi ratunkowych. Kilku oficerów, którzy próbowali ich powstrzymać i zachować porządek, wyleciało za burtę, wyrzuconych przez przerażoną załogę. Panika potęgowała się – dwie łodzie odpłynęły, będąc praktycznie w połowie puste, na innych trwała zażarta, straszliwa walka o miejsce. Jak się okazało chwilę później, nikt nie wyszedł z niej zwycięsko. Marynarze wymachiwali białymi chustami, koszulami, pokazywali, że nie mają broni, gesty te jednak zostały całkowicie zlekceważone przez niemieckich marynarzy. W kierunku łodzi poszybowały serie z broni maszynowej, a nawet pociski z dział. Kilka minut później sam ARE República zapadł się w morską toń.
    Otrzymawszy kilka poważnych trafień, z poważnym przechyłem na prawy bok, zdołał jednak wydostać się z pola walki krążownik ARE Admirante Cervera, umykając na południe. Admirał Raeder nie zdecydował się na dalszy pościg, w obawie przed zbyt dalekim zapuszczaniem się na obce wody, na których mogły znajdować się inne okręty republikańskie. Jednakże zatopienie jednego i poważane uszkodzenie drugiego okrętu było znaczącym sukcesem, o którym natychmiast poinformowano samego Adolfa Hitlera. Wódz, zadowolony z sukcesu, pogratulował marynarzom i Raederowi. Admirał był szczególnie ucieszony – miał w rękawie kolejny argument, jeżeli chodzi o budżetowy przydział na budowę okrętów i opracowywanie nowych projektów.

    [​IMG]

    *

    Wypowiedzenie wojny Republice Hiszpanii przez hitlerowskie Niemcy nie wpłynęło w zasadniczy sposób na sytuację geopolityczną. Wielka Brytania i Francja zareagowała, jak słusznie przewidział Hitler, dziesiątkami deklaracji i nawoływań do pokoju. Nie odważyły się jednak odejść od zasady nieinterwencji i mimo, iż ich interesy były zgodne z interesami Republiki, nie zaś generała Franco, nie poczyniły żadnych większych działań. Nie zdecydowały się nawet na wysłanie dla Republikanów sprzętu czy materiałów, nie wspominając o ingerencji zbrojnej. Silne w Wielkiej Brytanii lobby faszystowskie, jednoznacznie popierające interesy i działania generała Franca, miało olbrzymi wpływ na brytyjską politykę zagraniczną. We Francji prawicowy rząd Lavala był zdecydowanie niechętny rządowi republikańskiemu. Silne nastroje pacyfistyczne i antywojenne wśród Francuzów, którzy najdrożej zapłacili za Wielką Wojnę, powodowały sprzeciw wobec jakiejkolwiek formy wsparcia Republiki, mogącej grozić Francji wojną lub chociażby zwiększonym zagrożeniem. Za pomocą i solidarnością z Republiką zdecydowanie opowiedzieli się socjaliści, robotnicy i związkowcy, jednakże nikt z rządzących nie brał ich głosu pod uwagę. Zarówno w Wielkiej Brytanii jak i Francji ciągle za główne zagrożenie uważano nie faszyzm, ale komunizm, który ze względu na wsparcie sowieckie, coraz bardziej kojarzył się z Republikańską Hiszpanią. Głosy racjonalnie i trzeźwo myślących polityków, ostrzegających przed rosnącymi wpływami faszyzmu i smutną możliwością okrążenia Francji przez trzy potencjalnie wrogie jej kraje, ginęły we wrzasku populistów, którzy krzyczeli o pokoju i nieinterwencji.
    Na żadne realne kroki nie zdecydowało się również ZSRR, które znacząco wspomagało wojska republikańskie. Świadomość nieodległej już klęski Republikanów spowodowała malejące zainteresowanie Stalina sprawami hiszpańskimi. Zdawać mogłoby się, że interwencja niemiecka nikogo nie przeraża.
    Europejscy politycy obudzili się zdecydowanie za późno, dopiero gdy 21 września…

    *

    …Franco w galowym, zdobionym złotem mundurze, w otoczeniu całej świty oficerów i ministrów wysiadł na lotnisku w Berlinie – Tempelhof. Na sygnał niemiecki oddział honorowy oddał trzykrotną salwę w niebo, zagrała wojskowa orkiestra. Hitler w towarzystwie von Neuratha, generała Bayerleina i tłumacza Paula Schmidta ruszył na spotkanie generałowi Franco.
    -Witam na niemieckiej ziemi, Caudillo – rzekł z dobrotliwym uśmiechem Hitler, ściskając dłoń Franca.
    -Witam, Führerze – odparł równie serdecznie Franco. – to zaszczyt stanąć na niemieckiej ziemi, nie splugawionej komunizmem.

    [​IMG]

    Hitlerowi wyraźnie spodobały się słowa Franco, uśmiechnął się nad wyraz naturalnie.
    -Zapraszam do limuzyny. Nie będziemy tu stać na deszczu.
    Wszyscy wsiedli do czarnych, zdobionych białymi różami aut, pomknęli ulicami Berlina do Kancelarii Rzeszy.
    Rozmowy nie były trudne. Obie strony wiedziały czego chciały, pozostawały do uzgodnienia jedynie szczegóły. Krótko po północy nastąpiło oficjalne zawarcie niemiecko – hiszpańskiego układu sojuszniczego.

    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano

    P.S. Jako, że jutro wyjeżdżam, najbliższy odcinek najwcześniej w niedzielę.
     
  7. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LVI – My, sojusznicy

    20 września wieczorem, gdy tylko zawarty został traktat sojuszniczy z frankistowską Hiszpanią, jednostki pancerne generała Kleista natychmiast ruszyły na południe, w kierunku Badajoz, znajdującego się na linii frontu, gdzie wciąż trwały zażarte, krwawe walki z niechcącymi się poddać oddziałami republikańskimi.

    [​IMG]

    Mieszkańcy kolejnych, przejeżdżanych przez czołgi Kleista miast i wsi witali Niemców z entuzjazmem i euforią. Z okien domów powiewały flagi Falangi wraz z tymi przedstawiającymi nazistowską swastykę. Hiszpanie pozdrawiali żołnierzy gestem hitlerowskiego pozdrowienia, śpiewali, obdarowywali kwiatami, częstowali winem i ciastem. Wydawało się, że dla każdego Hiszpana przybycie niemieckich oddziałów było świętem.

    [​IMG]

    W jednym z niewielkich miasteczek nad Duero, gdzie niemieccy żołnierze zatrzymali się na nocleg, Hiszpanie przyjęli ich z wielką radością, informując, że wieczorem ma się odbyć impreza, która z pewnością przypadnie żołnierzom do gustu. Wielu czołgistów, korzystając z wolnego czasu, udało się na główny plac miasta.
    Był on w całości zajęty przez tłumy uradowanych, śpiewających i pijących wino Hiszpanów. Na środku placu, gdzie zostało nieco wolnego miejsca, mieszkańcy złożyli wiele czerwonych, komunistycznych flag, obrazy przedstawiające prezydenta Azanę i Lenina. Podszedł wysoki mężczyzna w mundurze z symbolami Falangi, trzymając w dłoni pochodnię. Podłożył ogień pod stos obrazów i flag, ogień momentalnie urósł na kilka metrów. Zgromadzeni wyciągnęli w góry ręce, zaintonowali na cały głos hiszpański hymn. Klaszcząc i śpiewając, pokazywali Niemcom płonący stos.
    Po chwili na placu pojawił się duży oddział karlistowski, prowadzący grupę pięciu więźniów, bosych, związanych, brudnych i przerażonych. Zgromadzeni ludzie zagwizdali, zabuczeli, w stronę więźniów poszybowały zgniłe owoce.
    -Oto republikańskie psy, wrogowie Hiszpanii! – wydarł się karlistowski oficer. – wrogowie religii! Wrogowie tradycji! Wrogowie naszej cywilizacji! Wrogowie Boga!
    Publika zahuczała, zacisnęły się pięści, z ust wypłynął potok przekleństw.
    -Kara, za to co zrobili, jest tylko jedna! – krzyknął oficer. – jaka, Hiszpanie?
    -Śmierć! – zawył tłum. – śmierć!
    Żołnierze ustawili więźniów w szeregu, oficer wyciągnął z kabury pistolet, podszedł do pierwszego. Wtem zobaczył jednak w tłumie żołnierzy niemieckich, podszedł do jednego, podając mu pistolet.
    -Zrób to ty, przyjacielu – powiedział z uśmiechem. – w końcu jesteśmy sojusznikami. Razem walczymy z komunizmem.
    Publiczność wzmogła owacje.

    *

    22 września zakończono formowanie dwóch kolejnych dywizji piechoty, oznaczonych numerami 57 i 58. Trafiły one do Rostocku, w przyszłości zaś, gdy Flota Transportowa nie będzie miała obowiązków związanych z operacją w Hiszpanii, miały zasilić garnizony stacjonujące w Prusach Wschodnich.

    *

    -Goering, słucham?
    -Panie marszałku, prace zakończone! – krzyknął wyraźnie podekscytowany Heinrich Focke, współwłaściciel zakładów lotniczych Focke – Wulfa.
    -Nad Messerschmittem 109? – zapytał Goering, mocniej ściskając słuchawkę telefonu.
    -Tak, panie marszałku. Jeżeli ma pan czas, zapraszam do Bremy. Zobaczy pan gotowy egzemplarz.
    -Doskonale. Przybędę jak najszybciej. Do zobaczenia.

    [​IMG]

    *

    Samolot prezentował się bardzo okazale. Jednomiejscowy, metalowy dolnopłat, o dwóch karabinach maszynowych 7,92 mm i prędkości przekraczającej 465 km/h.

    [​IMG]

    Goering obszedł samolot dookoła, wsiadł do kabiny, pokiwał z zadowoleniem głową.
    -Doskonała robota, panie Focke – powiedział z uśmiechem. – gratuluję i dziękuję.
    -To ja dziękuję, panie marszałku. To zaszczyt móc usłyszeć takie słowa.
    -Zaszczytem będzie latać na takich maszynach – odparł Goering. – asy zasługują na najlepszy sprzęt. A ten właśnie taki jest, panie Focke.
    Konstruktor uśmiechnął się tylko, skinął głową.
    -A, zapomniałbym! – powiedział Goering. – chyba jeszcze nie może pan odpocząć.
    -Tak, panie Goering?
    Marszałek zapalił cygaro, wydmuchnął chmurkę dymu.
    -Potrzebujemy maszyn, które zapewniłyby bezpieczeństwo naszym bombowcom – stwierdził Goering. – myśliwców, które mogłyby być dołączane do dywizjonów bombowych, w znaczący sposób wzmacniający i niwelujący ich potencjalne straty…
    -Myśliwce eskortujące! – krzyknął wyraźnie podekscytowany Focke. – kilka dni temu moi ludzie nakreślili projekt takiej maszyny!
    -Doskonale – odparł Goering. – niech więc zabierają się do prac.
    -Oczywiście!

    [​IMG]


    *

    Jak zwykle przy tego typu wydarzeniach miał miejsce wielki chaos i dezorganizacja, której nie mogli przeszkodzić nawet starania oficerów. Załadunek ludzi i sprzętu z XII Korpusu Armijnego generała von Reichenaua na transportowce przebiegał w standardowy sposób. Poganianie, krzyki, liczenie, sprawdzenie sprzętu, poszukiwanie zagubionego sprzętu. Nie zabrakło oczywiście niespodzianek w stylu szukania po całym garnizonie ekwipunku, który od paru godzin był już załadowany na okręt.

    [​IMG]

    Andreas i Michael, obładowani bronią i tobołkami, weszli po trapie na pokład okrętu. Roiło się na nim od żołnierzy, którzy poruszali się po pokładzie jak zagubieni, szukając kajut, zadając tysiące pytań marynarzom i spoglądając na całe otoczenie z prawdziwym strachem.
    -Nie nastraja mnie to zbyt optymistycznie – zagadnął Andreasa Michael, rozglądając się nerwowo.
    -Co? – zapytał ospale Andreas, ziewając. W końcu byli na nogach od trzeciej w nocy, mimo, że dopiero teraz, o 15, wsiedli na pokład.
    -Ten okręt…Pierwszy raz jestem na okręcie. Nie widzi mi się ta podróż do Hiszpanii.
    -Mi też nie – zaśmiał się Andreas. – ale tym co są nad nami, już się widzi.
    Rozmowę przerwały straszliwie przenikliwy odgłos okrętowych gwizdków, zwiastujących wyruszenie w drogę.

    *

    Jak się okazało, przewidywania nie odbiegały daleko od tego, co się wkrótce wydarzyło.
    W żołnierzy, w znacznej mierze nigdy nie pływających na morzu, a w wielu przypadkach nawet nie znający go, z całą, z bezwzględną siłą uderzyły typowe przypadłości. Pokład zapełnił się żołnierzami o blado – zielonych twarzach, ściskających się za brzuchy, przechylenych przez reling lub "modlących" się nad wiadrami, oddający dzisiejszy obiad, śniadanie, a patrząc na niektórych to może i nawet wczorajsze posiłki. Na nic zdawali się nawet oddziałowi lekarze. Marynarze początkowo reagowali śmiechem i niewybrednymi uwagami na temat „szczurów lądowych”, ale nawet im zrobiło się po pewnym czasie żal cierpiących. Nie miało natomiast żadnego zamiaru litować się morze – pogoda była wietrzna, morze burzliwe, a okręty kołysały się na dużych, pieniących się i rozbijających o okręty, falach.

    CDN.
    Crystiano

    P.S. aves, no właśnie nie wiem, może to jest jakiś sposób:p Czekam na komentarze;)
     
  8. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LVII – Przekroczyć Gwadianę

    28 września, w godzinach nocnych, po przeszło 4 dniach podróży, okręty dotarły do Oviedo. Podróż według marynarzy przebiegła prawidłowo i bez komplikacji, nie przeszkodziły znaczące trudne warunki atmosferyczne, nikt się nie utopił, okręty nie doznały uszkodzeń. Inne zdanie mieli żołnierze, którzy już po zobaczeniu brzegu wpadli w euforię.
    Po prawie dwóch dniach pobytu w Oviedo, który był konieczny dla zreorganizowania jednostek i odpoczynku żołnierzy, cały XII Korpus Armijny generała von Reichenaua ruszył na południe, do Guadalajary, w celu przystąpienia do walk z broniącymi Albacete jednostkami republikańskimi.

    [​IMG]

    *

    Andreas maszerował, z ciekawością rozglądając się naokoło. Pierwszy raz w życiu był poza granicami Rzeszy, zasadniczo nieczęsto opuszczał rodzinne Oberau. Szybko zapomniał o trudach i niewygodach morskiej podróży, z ciekawością przyglądał się rozległym, stworzonym na zboczach wzgórz winnicom, charakterystycznemu hiszpańskiemu budownictwu zarówno olbrzymim, bogato zdobionym kościołom jak i nędznym, chłopskim chatom. Cieszył go widok witających ich owacyjnie, niczym wyzwolicieli, ludności.
    Tylko, gdy przechodzili przez niewielki miasteczko nad Duero, mieszkańcy wpatrywali się w nich z jakimś szyderstwem i złośliwością. Jeden z Hiszpanów wskazał na nich, powiedział coś głośno, zaśmiał się.
    -Co on tam gada? – spytał Andreas.
    -Śmieje się, że nie potrafimy zabić komunistów – odparł któryś z żołnierzy, znający język hiszpański. – że nawet mając w ręce pistolet a przed sobą związanego i bezbronnego komunistę, nie potrafimy palnąć mu w łeb.
    -Ale o co chodzi? O czym on mówi? Nie rozumiem – wzruszył ramionami Michael.
    -Też nie wiem… - mruknął żołnierz znający hiszpański. – mówi o jakiś czołgistach…
    -Nie ma co zawracać sobie głowy głupotami – ziewnął Andreas. – chodźcie dalej.

    *

    -Miał pan rację, Mein Führer – powiedział generał Bayerlein.
    -W jakiej sprawie, Bayerlein?
    -W sprawie wojny w Hiszpanii. Nie będzie ona dla nas dużym wydatkiem ani obciążeniem. Franco sam sobie bardzo dobrze radzi.
    -Mianowicie?
    -Kilka minut temu podano do publicznej wiadomości informacje o zajęciu przez oddziały frankistowskie Murcji na południu Hiszpanii.
    -To wspaniale – pokiwał głową Hitler. – oszczędzi to roboty i strat naszym żołnierzom. Chociaż z drugiej strony…Hiszpania jest doskonałym, niepowtarzalnym poligonem dla naszych jednostek. Proszę o tym nie zapominać, Bayerlein.
    -Tak jest, Mein Führer!

    [​IMG]

    [​IMG]
    Oddziały frankistowskie wkraczają do Murcji

    *

    Fabryka pracowała pełną parą. Dziesiątki robotników; elektryków, mechaników, ślusarzy obsługiwało maszyny i urządzenia, wielkie piece i linie produkcyjne, każdy zajęty tylko i wyłącznie swoim zadaniem. Praca była perfekcyjna, każdy z robotników był jak maszyna – ruchy szybkie, precyzyjne. W halach panował przeraźliwy hałas , huk, zgrzyty i piski maszyn, ale było nadzwyczaj czysto, wszystko było starannie porządkowane i sprzątane.
    Hiszpański dyplomata, przechadzając się główną halą w zakładach IG – Farben, nie ukrywał podziwu i fascynacji. Towarzyszył mu, oprowadzając po fabryce i odpowiadając na pytania, minister niemieckiego przemysłu, Konstantin Hierl.
    -Gratuluję, panie ministrze – powiedział Hiszpan. – jestem pełen podziwu, jeżeli chodzi o przemysł pańskiego kraju.
    -Jeszcze wiele przed nami – odparł Hierl.
    -Chciałbym, żeby przemysł mojego kraju rozwijał się tak prężnie – uśmiechnął się dyplomata. – miejmy nadzieję, że po pokonaniu komunistów będziemy mogli bez przeszkód modernizować nasz kraj.
    -Na pewno – powiedział minister. – poza tym, jesteśmy sojusznikami. Bardzo zależy nam, żeby Hiszpania była jak najsilniejszym i najlepiej rozwiniętym państwem. Zresztą, wie pan, że właśnie w tej sprawie zaprosiłem pana na dzisiejsze spotkanie. Proszę za mną, pojedziemy do Ministerstwa.

    *

    Usiedli w miękkich, aksamitnych fotelach, sekretarka wniosła kawę, herbatę i ciastka. Hierl założył nogę na nogę, podparł podbródek dłonią.
    -Już powiedziałem, że zależy nam na rozwoju i unowocześnieniu Hiszpanii. W związku z tym mam dla pana propozycję.
    -Zamieniam się w słuch, panie ministrze.
    -Chciałbym zaoferować pana ojczyźnie dokumentację i plany najnowszych badań technologicznych. W znacznym stopniu przyśpieszy to badania w pańskim kraju.
    -Oczywiście, byłbym bardzo chętny – odparł Hiszpan.
    -Cieszy mnie to – skinął głową Hierl. – mogę zaoferować plany kilku nowoczesnych technologii: podstawowej maszyny liczącej, która w znaczący sposób przyczyni się do rozwoju badań, mechanizacji rolnictwa, ulepszonych narzędzi mechanicznych, uzbrojenia i wyposażenia dla nowoczesnej kawalerii oraz systemu szpitali.
    -Wspaniale! – ucieszył się dyplomata. – jesteśmy zacofani, jeżeli chodzi o nowoczesne technologie, to nam się niewątpliwie przyda. A, panie ministrze, ja również mam coś dla pana.
    Dyplomata pochylił się, wyjął z dużej, czarnej teczki gruby plik spiętych ze sobą kartek, podał Hierlowi.
    -To dokumentacja projektu bombowca strategicznego – wyjaśnił. – z tego, co mi wiadomo, Rzesza nie posiada tego typu samolotów - ciężkich, zdolnych do dalekich i bardzo skutecznych bombowych rajdów.
    -To prawda – odparł Hierl. – dziękuję serdecznie. Ze swojej strony zapewniam pana, że to tylko początek długofalowej pomocy dla Hiszpanii. Za jakiś czas dostarczę panu dokumentację i plany kolejnych badań.
    -Dziękuję, panie Hierl. Hiszpania tego panu nie zapomni.

    [​IMG]

    *

    3 października punktualnie o północy jednostki pancerne generała Kleista dotarły do Badajoz.

    [​IMG]

    Hiszpanie poinformowali, że w Huelvie znajdują się prawdopodobnie obecnie tylko dwie dywizje republikańskie. W tym samym czasie nadeszła niepomyślna wiadomość ze wschodu – wojska republikańskie odzyskały Murcję. Niemieckich oficerów utwierdziło to w przekonaniu, że informacje Hiszpanów są rzetelne – większość sił Republikanie wysłali zapewne w celu odbicia Murcji. Kleist postanowił to natychmiast wykorzystać – taka okazja nie mogła przydarzyć się drugi raz. Czołgistom dano kilka godzin odpoczynku, początek ataku zaplanowano na godzinę 7 rano.
    Ustalono, że republikańskie dywizje, jeżeli rzeczywiście są w liczbie dwóch, muszą być zgrupowane w jednym miejscu, w celu łatwiejszej obrony – nie było mowy o rozciągnięciu ich na długim odcinku. Idąc tym tokiem rozumowanie, niemieccy oficerowie ustalili, że najsilniejsza, 4 Dywizja Pancerna złożona z wozów typu Neubaufahrzeug uderzy w centrum, zaś słabsze, 1 i 2 Dywizje Pancerne, na które wyposażenie składały się tankietki i samochody pancerne, zaatakują skrzydłami w celu okrążenia wrogich oddziałów.

    *

    Czołgiści wskakiwali do wozów. Niektórzy przeżegnali się szybko i odruchowo, inni palili papierosy, chcąc zająć czymś drżące ręce. Umilkły rozmowy, wszyscy w podenerwowaniu i podekscytowaniu oczekiwali sygnału do ataku. Gdy tylko został dany, z warkotem uruchomiono silniki, wozy ruszyły, wzburzając chmury dymu i kurzu. Słońce prażyło niemiłosiernie poprzecinaną wzgórzami, hiszpańską równinę. Czołgi przejechały Gwadianę, przyśpieszyły. Rzeka nie była o tej porze roku głęboka ani rwiąca, jej przebycie nie przysporzyły problemów. Oficerowie przyłożyli do oczu lornetki.
    W oddali widniały już pierwsze zabudowania Huelvy.

    CDN.
    Crystiano
     
  9. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LVIII – Bój o Huelvę

    -Panie generale, atakują na nasze pozycje z północy! Znaczne siły pancerne!
    Enrique Lister, dowodzący dwoma republikańskimi dywizjami piechoty, stacjonującymi w Huelvie, zerwał się z krzesła, na podłogę zleciał niedokończony raport i kubek z niedopitą kawą. Generał opuścił kwaterę, pobiegł na pozycje. Żołnierze byli przerażeni, panicznie czyniono przygotowania do jak najlepszej obrony, przekonywano się wzajemnie, ile jest wrogich jednostek. Jak dotąd, według największych pesymistów, było ich ponad 10 dywizji. Nie wpływało to dobrze na morale.
    Lister dotarł na najbardziej wysuniętą pozycję, sięgnął po lornetkę. Horyzont był czarny od sylwetek niemieckich czołgów i wozów pancernych. Generał odłożył lornetkę, potarł dłonią czoło, zmarszczył brwi. Oficerowie patrzyli na niego wyczekująco.

    [​IMG]

    -Obronimy się – stwierdził. – niech wszystkie nasze siły znajdą się w obrębie miasta, pod osłoną budynków, barykad i umocnień. Niech wszyscy przygotowują butelki z benzyną i wiązki granatów. Natychmiast powiadomić sztab…
    -Panie generale, to Niemcy – poinformował któryś z oficerów.
    Lister zacisnął pięści, spojrzał groźnie.
    -Tym bardziej nie wolno nam oddać najeźdźcom ani metra hiszpańskiej ziemi…

    *

    Czołgi szybko zbliżały się do pozycji republikańskich. Gdy były kilka kilometrów od miasta, z pobliskiego, leżącego nad główną drogą do miasta lasu, posypały się serie z broni maszynowej. Kilka czołgów skręciło w jego stronę.

    [​IMG]

    *

    -Generale Kleist, kontakt bojowy z wrogiem został nawiązany!
    -Doskonale – pokiwał głową generał, pochylając się nad mapami. – cały czas do przodu. I ani chwili zwłoki.

    [​IMG]

    *

    Czołgi otworzyły ogień z broni maszynowej i dział. Roztrzaskało się rozłożyste drzewo, które zwaliło się na ziemię, z innych drzew serie zdarły korę i gałęzie, przez chwilę wszystko zadymiło się, zmniejszając widoczność. Tylko na chwilę ucichli Republikanie; po chwili padły kolejne serie i poleciały granaty. Wybuchły kilka metrów od wozów, wzburzając chmury piasku i kurzu. Czołgi pojechały naprzód. Jadący najbardziej z prawej wjechał na duży, przypominający płaski kamień przedmiot. Wybuch na chwilę zagłuszył wszystkie inne odgłosy, nawet nieludzki ryk płonących żywcem czołgistów.
    -Miny przeciwpancerne! – krzyknął dowódca drugiego wozu. – zatrzymać się! Tylko ostrzał!
    Czołgi otworzyły ogień. Już po chwili ucichł zupełnie republikański karabin maszynowy, ale ogień czołgów nie ustawał. Wreszcie pancerniacy przestali strzelać, ściskając w dłoniach pistolety i karabiny wyskoczyli z wozów, pobiegli do miejsca, gdzie bronili się Republikanie. Leżało jeszcze kilka min, które jednak nietrudno było wypatrzeć.
    Karabin maszynowy, gorący jeszcze od ognia, stał już bez taśm amunicyjnych. W pobliżu leżały straszliwie zmasakrowane zwłoki trzech żołnierzy i puste pudełka po amunicji. Kilka metrów dalej, zostawiając za sobą na ziemi smugę krwi, czołgał się ranny żołnierz.
    Jeden z czołgistów podszedł do niego, wypalił w głowę z pistoletu.

    *

    Walki okazały się trudniejsze niż przypuszczało niemieckie dowództwo. Republikanie chronili się w okopach lub za barykadami, zrobionymi dosłownie ze wszystkiego. Nie mogło to jednak na długo powstrzymać olbrzymiej, pancernej pięści. Praktycznie pozbawienie broni przeciwpancernej, nie mieli nawet wystarczającej ilości butelek z benzyną i granatów. Z krytycznej sytuacji zdawali sobie sprawę republikańscy oficerowie, w tym Enrique Lister.
    -Nie zdołamy się długo utrzymać, panie generale – poinformował jeden z oficerów. – każda godzina obrony kosztuje nas dziesiątki rannych i zabitych. Zaczyna brakować amunicji i lekarstw.
    -Jak wygląda rozłożenie wrogich sił?
    -Obrona przed miastem została już praktycznie zniszczona. Niemieckie wozy dotarły do przedmieść na północnym wschodzie i zachodzie miasta. W prowincji nie mamy już żadnych sił, które moglibyśmy rzucić do walki.
    -Musimy się jeszcze bronić – odparł twardo i zdecydowanie Lister. – jeszcze nie wszystko stracone.
    -Obrona skaże na zagładę obie nasze dywizje. Musimy liczyć się z odcięciem. Wrogie oddziały złożone z tankietek i samochodów pancernych idą skrzydłami, prawdopodobnie w celu połączenia się i okrążenia nas. Na południu, w Sevilli, znajdują się siły Franco. Jeżeli i one uderzą, jesteśmy straceni.
    -Sztab w trakcie ostatniej rozmowy kazał walczyć do ostatka.
    -Zawsze tak każe – zauważył zgryźliwie któryś oficer.
    -Nawiążcie jeszcze raz łączność.
    -Nie możemy, została przerwana kilkanaście minut temu…
    -Właśnie, panie generale – odezwał się młody kapitan. – co z frankistowskimi więźniami?
    -Zlikwidować, to chyba jasne. Nie pytajcie mnie o rzeczy oczywiste.

    *

    Republikańscy żołnierze wyprowadzili z więzienia 10 osób. Byli to głównie przedstawiciele kleru i arystokracji hiszpańskiej oraz oficerowie, którzy w chwili wybuchu buntu Franca poparli generała. Na wieść o tym, że miasto jest atakowane, obudziła się w nich nadzieja, ale teraz, gdy wyprowadzano ich związanych, wszystko było jasne. Byli cisi, pogodzeni z losem. Tylko jakiś młody szlachcic płakał, ale bezgłośnie, jedynie w świetle ulicznych latarni widać było łzy, spływające po brudnej, wychudzonej twarzy. Z odległości może półtora kilometra dobiegały odgłosy walk – wybuchy i strzały.
    Prowadzący ich oficer stanął im naprzeciwko, rzucił szybko i beznamiętnie, wyłącznie formalnie:
    -Wyrokiem Trybunału Ludowego jesteście skazani na śmierć za działalność wywrotową i dywersyjną w stosunku do Republiki Hiszpanii.
    Żołnierze zarzucili sznury na latarnie, wzięli pierwszego więźnia, podnieśli, zawiązali sznur na szyi, puścili. Potem wzięli drugiego. A potem trzeciego i kolejnych, aż cała dziesiątka wisiała na latarniach na ulicy Huelvy.

    *

    Rzucili jeszcze dwie butelki z benzyną, oddali kilka strzałów, ruszyli biegiem do tyłu. Niemieckie wozy dosłownie rozjechały barykadę, rozpychając wraki samochodów, blachy i ławki. Republikanie zobaczyli jakiś zrujnowany dom, z którego została tylko ściana, ruszyli do niego, przez otwory powstałe z braku cegieł ponownie otworzyli ogień.

    [​IMG]

    -Ma któryś amunicję do karabinu? – spytał jeden.
    Odpowiedziała mu cisza. Żołnierze brali i ładowali do broni ostatnie naboje. Nie widać było po nich strachu, co najwyżej zmęczenie walką, która trwała już dobre paręnaście godzin i smutek ze świadomości klęski.
    Po chwili dał się słyszeć straszliwy huk, a ostatnią rzeczą, którą zobaczyli, była ściana, która leciała prosto na nich.

    *

    4 października o godzinie 21 Enrique Lister wydał rozkaz o ewakuacji wojsk na wschód, na tereny wciąż jeszcze kontrolowane przez Republikanów. Żołnierze za wszelką cenę pragnęli uciec z Huelvy. Wycofanie, które miało być zorganizowanym odwrotem, zamieniło się w paniczną ucieczkę zdezorganizowanych oddziałów. W mieście pozostawali ranni, których potraktowano jako zbędny balast, opóźniający wycofanie się jednostek. Jednak wszyscy mogący jakoś chodzić, również ruszyli na wschód, często idąc o kulach, otumanieni i zamroczeni jak pijacy, w najgorszych przypadkach nawet czołgając się. Nikt nie chciał zostać w mieście, licząc na łaskę i niełaskę Niemców. W mieście pozostali najciężej ranni oraz plutony i kompanie walczące w odciętych już dzielnicach, nie mający szans na wycofanie.

    [​IMG]

    *

    Nad miastem unosił się słup dymu, budynki leżały w gruzach lub płonęły, w szpitalach ciężko ranni Republikanie wyli o ratunek i podcinali sobie żyły nożami, cywile wyjadali mięso z martwych koni, leżących na ulicach, lekki wiatr kołysał ciałami powieszonych frankistów, na ulicach stały niczym uśpione potwory uszkodzone lub zniszczone czołgi, leżeli martwi Hiszpanie i Niemcy. W ich blado – sinych twarzach, zakrwawionych twarzach o otwartych, niewidzących oczach, nie było widać wysiłku, strachu, bólu, niepewności. Wszystkie były twarzami pustymi, obojętnymi, bez wyrazu. Twarzami ludzi martwych…

    Niemieckie dowództwo ogłosiło wspaniałe i wiekopomne zwycięstwo nad znienawidzonym komunizmem, grała wojskowa orkiestra, przyznawano pierwsze odznaczenia, lał się alkohol. Zwycięstwo.

    CDN.
    Crystiano

    P.S. aves - rzeczywiście, całkiem niezłe, następnym razem postaram się lepiej opisać techy.
     
  10. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LIX – Jedyna różnica

    -Czy będziemy nadal to akceptować?! – krzyczał Oswald Mosley, przywódca Brytyjskiej Unii Faszystów, rzucając dookoła, na zebranych gniewne spojrzenia. – czy będziemy akceptować rządy Żydów?! Kim jesteśmy?!

    [​IMG]

    -Anglikami! – wydarł się zebrany tłum, zarówno ludzie młodzi jak i starzy, kobiety i mężczyźni. Łączyły ich dwie rzeczy: czarny ubiór i gniew w oczach.
    -Anglikami! Nie Żydami! Nie komunistami! Bo kim są Żydzi?!
    -Komunistami! Komunistami!
    Dziesiątki dłoni zostało wyciągniętych do góry w geście salutu rzymskiego; sztandary z białą błyskawicą w granatowym kole na czerwonym tle załopotały na chłodnym, brytyjskim wietrze.
    -Wiec chodźcie, bracia! Kto z nami, ten patriota, kto przeciwko, ten komunista i Żyd!
    Odpowiedział mu rozentuzjazmowany ryk tłumu.

    *

    4 października odgłos uderzeń ciężkich buciorów w bruk ulicy roznosił się echem po całej okolicy. W mieszkaniach pośpiesznie zamykano drzwi i okna, zza firanek spoglądano na pochód faszystów. Odważniejsi i żądni mocnych wrażeń stali na chodnikach, dyskutując i wykłócając się na temat słuszności pochodu, jak i samego ugrupowania. Na poboczu ulicy i na chodniku stały również dziesiątki policjantów, podejrzliwym wzrokiem mierząc pochód i jego uczestników.
    Nad pochodem powiewały sztandary, uczestnicy śpiewali, w dłoniach zaciskali kije i noże. W pierwszym szeregu, w samym jego środku, szedł Mosley.
    Pochód wszedł na Cable Street. Kilkanaście metrów dalej stała duża grupa zwolenników lewicy i przeciwników faszyzmu – socjalistów, anarchistów, Żydów i komunistów, falowały nad nimi czerwone sztandary. Na widok Mosleya i jego ludzi wznieśli do góry zaciśnięte pięści, któryś zaintonował Międzynarodówkę. Faszyści zatrzymali się, przez długą chwilę panowała zupełna cisza, członkowie obu grup mierzyli się wzrokiem i tylko mocniej zaciskali w dłoniach pręty, kije i noże. Mosley wystąpił przed szereg, uniósł do góry rękę, krzyknął:
    -Ci, którzy stają nam na drodze, nie są Anglikami. Nie są patriotami. Są żydowskimi zwierzętami rodem z ZSRR! Są barykadą na drodze ku lepszej przyszłości Anglii! Są…
    Mosley nie dokończył. W stronę faszystów poszybował rzucony przez jednego z lewicowych bojowników kamień, uderzył w bruk metr od nóg Mosleya. I wszystko się zaczęło. Obie grupy natarły na siebie niczym fale, zmieszały się. W ruch poszła broń i pięści, krew chlusnęła na bruk i zaczęła spływać rynsztokiem.

    [​IMG]
    Bitwa na Cable Street; po lewej stronie William Gallacher, przywódca Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii

    [​IMG]

    Do działania wkroczyły służby porządkowe. Brytyjscy policjanci na koniach wpadli w tłum, okładając pałkami każdego, kto tylko nawinął się pod rękę. Gdy policjanci zbliżali się, demonstranci rozpierzchali się, po to tylko, żeby kontynuować bijatykę, gdy członkowie służb mundurowych oddalali się. Sytuacja stawała się coraz groźniejsza – walczący sięgali po cegły i płyty chodnikowe, kolejni uczestnicy padali na ziemię zakrwawieni, ranni, nieprzytomni. Policjanci otworzyli ogień z karabinów, najbardziej agresywnych bojowników rzucali na ziemię, okładali pałkami, odprowadzali do więziennej furgonetki. Na placu pojawiły się ambulanse, zabierające najciężej pobitych do szpitali. Bitwa powoli wygasała. Bojownicy obu stron opuszczali ulicę, grożąc jeszcze sobie nawzajem i obiecując rychłą zemstę.

    [​IMG]

    *

    Rząd brytyjski był przerażony wydarzeniami, jakie zaszły na Cable Street. W trybie natychmiastowym podjęto działania mające uniemożliwić powtórzenie się tego typu zajść. Zdecydowano o wydaniu dokumentu „Public Order Act”. Na jego mocy zakazano partyjnych strojów podczas marszy i manifestacji oraz używania obraźliwej retoryki, policja zaś otrzymała prawo przerywania takich manifestacji.

    [​IMG]

    *

    -Doskonale, panie Zusse – stwierdził minister przemysłu Hierl, oglądając urządzenie zaprezentowane przez młodego naukowca. – spisał się pan na medal.
    -Dziękuję, panie ministrze – odparł skromnie Zusse.
    -Mamy więc doskonałe urządzenie szyfrujące – zastanowił się Hierl. – ale to dopiero połowa sukcesu. Teraz potrzebujemy równie dobrych, ale deszyfrujących. Musimy wiedzieć o naszych wrogach wszystko. A póki nie złamaliśmy ich szyfrów, nie jest to możliwe.
    Konrad Zusse uśmiechnął się. Już wiedział, o co zapyta go Hierl.
    -Byłby pan chętny do skonstruowania takiego urządzenia?
    Oczywiście, że był chętny. To była jego pasja. Poza tym, pieniądze jakie za to otrzymywał, na drodze raczej nie leżały.

    [​IMG]

    *

    7 października w godzinach porannych oddziały pancerne generała Kleista opanowały cały teren hiszpańskiej prowincji Huelva, czołówki nawiązały kontakt z oddziałami frankistowskimi w Sevilli. W tym momencie siły republikańskie znalazły się w potrzasku bez wyjścia, napierane ze wszystkich stron – ich los był przesądzony. Generał Kleist wraz z oficerami rozpoczął planowanie kolejnej ofensywy.

    *

    Prawie we wszystkim był tacy jak inni. Siedział w takich samych, zatęchłych, pełnych szczurów aresztach. Wysłuchał tych samych zarzutów o działaniu na szkodę Trzeciej Rzeszy. Jak wszyscy, pojechał na „resocjalizację”, która miała przywrócić go do normalnego życia w społeczeństwie. Jak wszyscy, pojechał pociągiem zabitym blachami z minimalnymi wentylatorami, gdzie mało co się nie udusił. Jak wszyscy, przekraczał bramę Dachau z wielkim napisem „Arbeit macht frei”. Jak wszyscy, wkrótce zrozumiał, że słowa te są okrutną ironią i jeżeli kiedykolwiek doczeka wolności, to uzyska ją przez krematoryjny komin. Jak wszyscy, pracował ponad siły przy rozbudowie obozu, tworzeniu pobliskiej drogi czy nikomu niepotrzebnych robotach, wymyślonych tylko w celu wymęczenia więźniów. Jak wszyscy, był bity i poniewierany przez wszystkich, którzy w obozie mieli prawo bić i poniewierać – esesmanów, kapów, blokowych i sztubowych. Jak wszyscy walczył o dodatkową porcję jedzenia, lekarstwa, koc czy buty. Jak wszyscy, widział w oddali zabudowania, wiedział, że ludzie żyją tam normalnie. Jak wszyscy, skrycie marzył, że i mu to kiedyś, będzie dane. Jak wszyscy, codziennie widział śmierć, cierpienie i nienawiść, jak wszyscy przyzwyczaił się do tego i nie robiło to na nim większego wrażenia. Jak wszyscy, czasem spoglądał w kierunku znajdujących się pod napięciem elektrycznym drutom i wieżyczek strażniczych z uzbrojonymi wartownikami, jak wszyscy, chciał się czasem rzucić w ich kierunku, jednak chęć życia zawsze zwyciężała. Jak wszyscy stał się człowiekiem zlagrowanym, myślącym kategoriami obozowymi, skazanym na wolne konanie przez ciężką pracę, bicie i głód.
    Jedyną rzecz, która odróżniała go od innych więźniów, był winkiel. Jego towarzysze mieli winkle czerwone, zielone, czarne.
    Jego winkiel miał kolor różowy.

    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano


    ____________________


    Wiem, niestety nie miałem sojuszu z nacjonalistami i przemarszu i tak to wyszło:???: Już trudno.
    Cieszy mnie, że się ci podobają, najbardziej się do nich przykładam i staram, żeby były jak najlepsze, oczywiście będą w dalszym ciągu. A Andreas...nie sposób przyszłość jego dojrzeć jest:)
     
  11. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LX – Początek republikańskiego końca

    Z Hiszpanii nie przestawały docierać dobre wiadomości. Oddziały karlistowskie 15 października samodzielnie zmusiły do wycofania się jednostki republikańskie z Albacete, po czym szybko opanowały cały obszar. Skutecznie korygowało to linię frontu i ułatwiało kolejne operacje przeciwko siłom republikańskim.
    2 dni później, w godzinach porannych, oddziały XII Korpusu Armijnego generała von Reichenaua wkroczyły do Guadalajary. Jako, że nie znajdowało się ona już na linii frontu, a żołnierze byli w dobrej formie, po paru godzinach wydano rozkaz wymarszu na południe, do Albacete.

    [​IMG]

    *

    W międzyczasie w Rzeszy zakończono formowanie dywizjonu myśliwskiego „Jagdgeschwander 20”, złożonego z samolotów Arado Ar – 68. którego dowództwo objął generał Keller. Dywizjon miał być fundamentem pod stworzenie w przyszłości II Korpusu Lotniczego (Myśliwskiego).
    -Serdecznie dziękuję, panie marszałku, za zaufanie i powierzenie mi dowództwa nad dywizjonem – powiedział Keller, podczas spotkania z Goeringiem.
    -Nie ma za co pan dziękować – uśmiechnął się marszałek. – wybrałem pana dlatego, że jest pan dobry. A nawet bardzo dobry. Takich właśnie ludzi potrzebuje Luftwaffe.
    -Zrobię, co tylko będzie w mojej mocy, żeby nie zachwiać pańskiej opinii o mnie. Ma pan marszałek dla mnie aktualnie jakieś rozkazy?
    -Nie sądzę – zastanowił się Goering. – proszę tylko prowadzić liczne loty szkoleniowe i ćwiczenia. Do Luftwaffe trafiają najlepsi, ale to, jak elitarny będzie dywizjon, zależy w dużej mierze od pana.
    -Rozumiem, to jasne. Czy mogę zadać pytanie?
    -Proszę, niech się pan nie krępuje, generale.
    -Z tego co mi wiadomo, do produkcji weszły samoloty typu Messerschmitt 109, znacznie lepsze od maszyn Arado…
    Goering zaśmiał się serdecznie.
    -Niech się pan nie martwi – uspokoił generała. – przystąpiliśmy do modernizacji lotnictwa myśliwskiego. Wkrótce otrzyma pan nasze najlepsze maszyny.

    [​IMG]

    *

    -Co, do cholery?! – warknął, ściskając mocniej słuchawkę telefonu, generał von Reichenau. – niemożliwe, jak to…
    Generał na przemian bladł i czerwieniał. Adiutant przyglądał mu się ze strachem. Wreszcie Reichenau ze złością rzucił słuchawkę, omiótł namiot wściekłym spojrzeniem.
    -Co się stało, panie generale? – spytał nieśmiało adiutant Hans, pochylony nad maszyną do pisania.
    -Cholerni Hiszpanie – odparł Reichenau. – tak się wychodzi, jak się polega i wierzy w możliwości sojuszników. – ci głupcy z kierunku Albacete i Walencji uderzyli na Murcję. I opanowali ją, ale w Albacete zostawili tak niewielkie siły, że bez większych problemów zostały one stamtąd wyparte przez Republikanów, którzy zapewne w ciągu kilku dni opanują cały obszar…Za ile dni nasze oddziały dotrą do Albacete?
    -Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planami, powinno nam to zająć nieco ponad 3 dni, panie generale.
    Reichenau zamyślił się, pochylił nad mapą.
    -Nie możemy się zatrzymać. Musimy kontynuować marsz w kierunku Albacete, licząc na to, że opanujemy większą cześć prowincji przed komunistami. Ich spowalnia Gwadalkiwir, na którym, mam nadzieję, że frankiści wysadzili mosty. Poza tym raczej nie spodziewają się nas zastać, co oczywiście jest jak najbardziej korzystne i pożądane…
    -Chciałem zauważyć, panie generale, że nie wiemy, ile dokładnie dywizji republikańskich na nas uderzy…
    -To się nazywa ryzyko, Hans. Kto nie ryzykuje, ten nie zwycięża.

    [​IMG]

    *

    Jak okazało się 3 dni później, generał Reichenau miał słuszność. Zdezorganizowanie i mała szybkość oddziałów republikańskich pozwoliła oddziałom niemieckim na opanowanie prowincji i odparcie nieskładnego ataku Hiszpanów.

    [​IMG]

    Linia frontu była załatana i ustabilizowana. Teraz oficerowie, pochyleni nad mapami i planami, myśleli o następnej ofensywie.
    Plan był prosty i nie przedstawiał większych problemów czy potencjalnych komplikacji. Dzięki porozumieniu z siłami hiszpańskimi, zdecydowano o wspólnym uderzeniu 25 dywizji (w tym 6 niemieckich – XII Korpusu Armijnego oraz I Armii Pancernej) o północy 4 listopada na wysunięte pozycje republikańskie w regionie Jaen. Według najbardziej prawdopodobnych informacji wywiadowczych znajdowały się tam siły równe mniej więcej 7 dywizjom, jednak aż 3 z nich były dywizjami sformowanymi z dawnych milicji robotniczych, które dobrze spisywały się w walkach w mieście, jednak były zupełnie nieefektywne w starciu w otwartym polu, szczególnie zaś z jednostkami pancernymi. Jedyne obawy budziły rzeki – Gwadalkiwir i Rio Genil, okalające obszar Andaluzji z północy i zachodu, ale według dowództwa nie mogły one zneutralizować korzyści, jakie posiadali Niemcy i karliści dzięki przewadze liczebnej, oddziałom pancernym i uderzeniu z kilku kierunków.

    *

    Na sygnał oficerów ruszyli niczym sprinterzy. Wbiegli do rzeki, na wszystkie strony rozchlapując wodę. Pośpiesznie odczepiali łodzie i pontony od pomostów, wskakiwali do nich, jednocześnie uważając, żeby nie zmoczyć karabinów i amunicji. Andreas Rede z Michaelem Schudemanem usiedli na samym przedzie, sięgnęli po wiosła, wspólnie z pozostałymi zaczęli nimi wywijać, aby jak najszybciej dostać się na drugi, republikański brzeg rzeki. Pozostali żołnierze również nie opóźniali przeprawy, dłużej zajął załadunek dział, jednak i to nie trwało długo.

    [​IMG]

    Wszystkim zależało, aby jak najszybciej przeprawić się przez rzekę, uniknąwszy ostrzału ze strony Republikanów. Jak dotąd na przeciwległym brzegu panowała cisza; było to jednak zwodnicze i dalece mylące. Nie minęła nawet minuta, gdy cisza została brutalnie przerwana hukami dział, pierwsze pociski wylądowały w wodzie, burząc rzekę, która już po chwili zamieniła się w pieniącą, ciemną i mętną. Żołnierze mocniej ścisnęli wiosła, każdy wymachiwał nimi za trzech. Republikański brzeg był już coraz bliżej, ale wzmógł się i wrogi ostrzał. Niemcy klęli, rzucali groźby i pośpieszali siebie nawzajem, perlisty pot strugami spływał im po twarzach, dłonie, nieprzyzwyczajone do wioseł, zaczynały szczypać, co było dopiero zapowiedzią bólu.
    Wtem jeden z pocisków wydał przeraźliwy, gwiżdżący odgłos, uderzył prosto w jedną z łodzi, którą rozszarpał wil owcę. Woda momentalnie zaczerwieniła się, pokryła resztkami łodzi i ciał żołnierzy. Któryś jednak cudem przeżył, mając całą twarz zbryzganą krwią, trzymał się ledwo na powierzchni wody, rycząc opętańczo i wymachując rękoma.
    -Zatrzymajmy się, jeden z nich przeżył, trzeba go wyłowić! – krzyknął Andreas.
    Nikt na niego nie zwrócił uwagi; wszyscy jak w amoku wymachiwali wiosłami, pokonując kolejne metry, dzielące ich od brzegu.
    -Stop, słyszycie?! – ryknął, rzucając na dno pontonu wiosło. – stop!
    Pociski wybuchały w odległości kilku metrów od pontonu. Młody sierżant, nie przestając wiosłować, rzucił przez zęby:
    -Jak ci życie niemiłe, to sam **********j go ratować.
    Andreas warknął, odłożył na ławeczkę karabin i amunicję, bez namysłu skoczył do wody. Była zimniejsza niż się spodziewał, ale na szczęście nie złapał go skurcz – lata nauki pływania w alpejskich rzekach zrobiły swoje. Ruszył więc kraulem w kierunku żyjącego żołnierza, był od niego może z 15 metrów. Tamten utrzymywał się jeszcze na powierzchni, ale widać było, że długo nie da rady. Jego twarz, mimo że cała we krwi, była blado – sina, niczym twarz trupa.
    Andreas był od niego już zaledwie kilka metrów, gdy ten zapadł się pod taflę wody. Rede przeklął szpetnie, zanurkował. Tutaj widać było dopiero całą hekatombę tego, co stało się, gdy pocisk uderzył w łódź. Trupy jeszcze nie wypłynęły na wierzch, martwi ze zmasakrowanymi twarzami, oderwanymi kończynami, niektórzy trzymając jeszcze w dłoniach sparaliżowanych straszliwym, pośmiertnym uścisku wiosła i karabiny, bezwładnie kołysali się w wodzie. Andreasowi serce skoczyło prawie do gardła, w którym od razu poczuł też całą kolację. Przemógł się jednak, pokonał kilka metrów, chwycił rannego za kołnierz, natychmiast ruszył do góry. Gdy tylko wychylił głowę ponad powierzchnię, złapał haust powietrza, wyciągnął rannego na powierzchnię. Z zadowoleniem stwierdził, że ten oddycha, ale jest nieprzytomny, chwycił go za bujną czuprynę, popłynął w kierunku brzegu. Ogień artyleryjski umilkł, zobaczył łodzie na przeciwległym brzegu i wyskakujących z nich żołnierzy.
    W kilkanaście minut dotarł na brzeg, położył na nim rannego, sam bezsilnie opadł na ciepły, mokry piasek.
    Z oddali dały się słyszeć strzały i wybuchy; bitwa dopiero wkraczała w decydującą fazę.

    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano
     
  12. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LXI – I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc

    Żołnierz, którego uratował z rzeki Andreas, po paru minutach odzyskał przytomność. Jęczał i drżał niczym w febrze, krew spływała z rany na głowie, zalewając mu oczy. Andreas próbował założyć mu opatrunek, nie wiedząc jednak, jak się do tego precyzyjnie zabrać, ograniczył się tylko do napojenia rannego wodą z manierki. Przysiadł koło uratowanego, pociągnął łyka z manierki, wytarł rękawem bluzy spocone czoło. Nagle uzmysłowił sobie, że za oddalenie się od oddziału i uratowanie rannego, dostanie porządną naganę i jakieś wymyślne kary od głupiego porucznika Wiesela. Opanowała go złość, ale nie na siebie, a na uratowanego topielca.
    -Dziękuję – wyszeptał prawie niedosłyszalnie ranny.
    -Nie ma sprawy – odparł niedbale Andreas, pociągając kolejnego łyka.
    -Dziękuję, że mnie uratowałeś – wyszeptał ponownie ranny, próbując obrócić się na bok, co mu się jednak nie udało, westchnął jedynie. – chociaż mnie wcale nie znasz…
    -To się poznajmy – przerwał Rede, którego cała ta sytuacja coraz bardziej irytowała. – Andreas – dodał i chciał podąć rannemu dłoń, jednak ujrzawszy, że kończyna rannego jest cała we krwi a z dwóch palców pozostały krwawe, sączące się kikuty, cofnął rękę.
    -Peter – odparł tamten. – kiedyś ci się odwdzięczę. Zapewne ciebie nie spotka za uratowanie mnie nic dobrego…
    -„Oprócz ochrzanu od porucznika Wiesele, ha ha” – pomyślał Andreas, nie powiedział jednak nic, kiwał tylko powoli głową. Ten Peter był ciężko ranny i prawie nieprzytomny, w takim stanie człowiek mówi różne rzeczy, których nie należy brać na poważnie. Wtem Rede zobaczył ciężarówkę z oznakami Czerwonego Krzyża. Podniósł się, pomachał rękoma. Ciężarówka ruszyła w ich stronę.
    -Już jadą sanitariusze, zaraz ci pomogą – powiedział do rannego.
    Z ciężarówki wyskoczyli pielęgniarze, ułożyli Petera na noszach, ruszyli z nim do pojazdu, w środku którego Andreas zobaczył kilku innych rannych.
    -Jak się spotkamy…Jestem twoim dłużnikiem – wyjęczał jeszcze ranny.
    -„Pewnie nigdy się nie spotkamy” – pomyślał Andreas, wzruszając ramionami.

    Takie rzeczy się nie zdarzają. Nie w cholernym świecie, gdzie za uratowanie drugiej osoby można otrzymać, w najlepszym razie, naganę.

    *

    Stało się dokładnie tak, jak to przewidział. Porucznik Wiesel torturował go swoimi niewybrednymi epitetami dobre 15 minut, przy okazji każąc wykonywać mu wszelkie ćwiczenia, jakie tylko przyszły mu do głowy. Nie pomogło wstawiennictwo kolegów, mówienie o uratowaniu przez Rede’ego rannego żołnierza i twierdzenie, że nie zdarzyło się w czasie nieobecności Rede’ego nic, co mogłoby zaszkodzić oddziałowi.
    Główny zainteresowany – Andreas – przyjął natomiast całą złość i kary Wiesela z godną podziwu obojętnością i pewnym zrozumieniem, cały czas kiwając głową, co niebywale zdziwiło wszystkich jego towarzyszy. Musztra trwałaby pewnie bardzo długo, jednak oddział miał jednak lada chwila przystąpić do walk, Wiesel zakończył więc swoje „dyscyplinarne szkolenie”, zapowiadając, że jego dalszy ciąg nastąpi po zakończeniu bitwy.
    Andreas usiadł z dala od reszty oddziału, wytrwale czyszcząc karabin. Gdy ktokolwiek z kolegów podchodził, chcąc pogadać, Andreas zbywał go kilkoma złośliwymi docinkami. Czuł złość a jednocześnie dziwne wrażenie, że coś w nim pękło. Na myśl o walce, która miała się za chwilę rozegrać, czuł jakieś podekscytowanie graniczące z dziwną, nienaturalną radością.

    W takim świecie nie ma miejsca na sentymenty, wrażliwość i sumienie. W tym cholernym świecie dobry i godny nagrody jest ten, kto jest silny, kto jest bezwzględny i myśli palcami, ciągnącymi za cyngiel karabinu.

    *

    Atak rozpoczął krótki, ale intensywny ostrzał frankistowskiej artylerii na pozycje republikańskie, po którym natychmiast ruszył atak. W centrum, prosto na miasto Jaen, ruszyły czołgi, tankietki i wozy pancerne z dywizji generała Kleista, wspomagane przez oddziały XII Korpusu Armijnego von Reichenau’a oraz lepsze jednostki hiszpańskich nacjonalistów. Słabsze oddziały frankistów – głównie milicje Falangi oraz dywizje, które dotychczas nie otrzymały jeszcze standardowego wyposażenia i uzbrojenia, miały uderzyć na kierunkach drugoplanowych, gdzie nie spodziewano się zastać dużego oporu oddziałów republikańskich.

    [​IMG]

    *

    Czołgi i wozy opancerzone, wzburzając chmury dymu i kurzu, hałasując silnikami, ruszyły do przodu, a za nimi oddziały piechoty, wspierane ogniem cekaemów i moździerzy z pobliskiego wzgórza. W odległości może kilkudziesięciu, do 100 metrów, widniały zburzone zabudowania. Jak dotąd, nic nie wskazywało na obecność wojsk republikańskich.
    Do momentu, gdy z ruin rozpoczął się artyleryjski ostrzał. Jeden pocisk przeleciał wysoko, nie czyniąc nikomu krzywdy, drugi uderzył w drzewo, które zwaliło się z łoskotem. Trzeci pocisk gruchnął w czołg, który momentalnie stanął w płomieniach; dwóch czołgistów zdołało wyskoczyć z płonącego pojazdu, jednak dwa kolejne pociski, które trafiły w czołg, uniemożliwiły to pozostałym pancerniakom.
    -Artyleria przeciwpancerna! – krzyknął ktoś.
    Czołgi oddaliły się od siebie, na pełnym gazie, aby utrudnić zadanie wrogiej artylerii, ruszyły do przodu, a wraz z nimi żołnierze piechoty. Szturm okazał się trudniejszy, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Od strony Republikanów wściekle zaskowyczało kilka karabinów maszynowych. Atak załamał się, żołnierze legli na ziemi, ostrzeliwując wrogie pozycje, jednak ani to, ani ogień czołgów nie mógł unieszkodliwić stanowisk przeciwnika. Czołgi nie mogły podjechać bliżej, gdyż naraziłyby się na morderczy ogień artylerii.
    -Dobrze się skurczybyki okopali! – warknął Michael Schudemann, omiatając teren ogniem z pistoletu maszynowego.
    Jak na złość, po chwili zaczął padać ulewny, zimny deszcz, którym szybko nasiąkała gleba. Strużki wody spływały po hełmach żołnierzy, zalewały karabiny. Na niebie zbierały się groźne, ciemne chmury, zapowiadające nieuniknioną burzę.
    Andreas wychylił się zza kamienia, za którym leżał. Do pozycji republikanów było około 30 metrów płaskiego terenu, pokrytego zaledwie kilkoma drzewami i głazami. Andreas zagryzł wargi, odwrócił się do Michaela.
    -Daj mi jeden granat – powiedział.
    -Po co ci?
    -Daj.
    Michael podał mu granat. Andreas wyjął zza pasa dwa swoje, wszystkie 3 związał sznurkiem.

    [​IMG]

    Przyjaciel spojrzał na niego zaniepokojony.
    -Andreas…co ty chcesz zrobić?
    -To co ktoś zrobić musi – rzucił Andreas przez zęby, zanim Michael zdążył powiedzieć cokolwiek, skoczył na równe nogi, pognał w kierunku republikańskich pozycji.
    -Osłaniajcie go! – wydarł się Michael, sam pierwszy otworzył ogień z pistoletu maszynowego. Po chwili wszyscy jak opętani strzelali w kierunku wrogich pozycji.
    Andreas biegł, ile tylko sił w nogach. Republikanie zdali sobie sprawę, co chce zrobić, momentalnie cały ogień skupił się na nim. Pociski śmigały dookoła niczym natrętne owady.
    Nagle Andreas poczuł, że traci grunt po nogami, w jednym momencie stracił równowagę i poślizgnął się na mokrej ziemi. Lecąc już na nią, poczuł, jak nad nim lecą serie, które gdyby nie to, że upadł, trafiłyby w niego. Ucichł i ogień cekaemów i osłaniających go towarzyszy. Wszyscy myśleli, że zginął.
    -Andreas! Andreas! – usłyszał krzyk Michaela.
    Przez chwilę leżał bez ruchu, oddychając szybko i ciężko. W dłoni mocniej ścisnął granaty, z twarz starł deszczówkę i pot. Wreszcie zerwał się z ziemi, pobiegł kilka metrów jak oszalały, odkręcił zawleczkę, rzucił wiązkę, natychmiast padł na ziemię. Po kilku sekundach republikańską pozycją wstrząsnął straszliwy wybuch, który na chwilę zupełnie zasłonił widoczność. Jego towarzysze ryknęli bojowo, zerwali się z ziemi, ruszyli w stronę okopów. On przez chwilę leżał na poły ogłuszony i zamroczony, po czym również pobiegł w kierunku pozycji.
    Razem ze wszystkimi wpadł do republikańskich okopów, gdzie rozpętała się dramatyczna walka na pięści, bagnety i kolby, walka w której czuć było na twarzy oddech przeciwnika, jego bryzgająca naokoło krew oraz leżące pod nogami trupy.

    *

    Około godziny 19.00, po prawie 20 godzinach krwawych walk, wszystkie linie Republikanów zostały przełamane, niedobitkowie z ich oddziałów bez ładu i składu wycofywali się na południe, w kierunki Malagi. Zwycięstwo sił niemiecko – frankistowskich było całkowite – poniesiono stosunkowo niewielkie straty a otworzono drogę do zdobycia Almerii i Malagi, tym samym zaś całkowitego pokonania sił republikańskich.

    [​IMG]

    *

    Po bitwie Andreas poszedł do porucznika Wiesela. Stanął na baczność, zameldował się przepisowo:
    -Kapral Rede, melduję się na rozkaz!
    Wiesel spojrzał na niego badawczo.
    -Miałeś dostać karę, Rede, za ten wybryk z nocy. Jednak twoja samodzielna inicjatywa w czasie bitwy i umożliwienie zwycięstwa naszego oddziału było… – przerwał, szukając słów, które nie byłyby za bardzo przepełnione podziwem. - było…całkiem…całkiem poprawne, Rede.
    Na chwilę zawiesił głos.
    -Złożyłem wniosek o przyznanie ci awansu. I odznaczenia.

    CDN.
    Crystiano

    P.S. Jakieś przekupstwo? Pomyślę nad tym:)
     
  13. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LXII – Gość w dom, Bóg w dom (?!)

    4 listopada 1936 r. bez większych niespodzianek odbyły się wybory prezydenckie w USA, w których Franklin Delano Roosvelt znaczącą przewagą głosów wyprzedził kandydata Republikanów, Alfa Landona. Zwycięstwo kandydata Demokratów było do przewidzenia i nie wywołało większego zdziwienia – główny twórca „Nowego Ładu”, który wyciągnął USA z Wielkiej Depresji, miał poparcie i zaufanie Amerykanów, czego nie można powiedzieć o Republikach – za dobrze pamiętano niefortunne rządy Herberta Hoovera.

    [​IMG]

    *

    Republikanie zdawali sobie sprawę, jak ważny jest obszar Jaen, dlatego usiłowali utrzymać go za wszelką cenę. W sztabie republikańskim panował jednak chaos i dezorganizacja, charakterystyczna dla pierwszych godzin po klęsce. Podejmowane działania były chaotyczne i skazane na niepowodzenie. Do Jaen trafiła między innymi republikańska dywizja pancerna, złożona z dorównujących niemieckim czołgów typu Trubia Naval pod dowództwem generała Alvareza Alegrii, jednakże struktura oddziału była szczątkowa, liczył on zaledwie 30 gotowych do walki wozów, które bez większego problemu i strat zostały zmuszone do wycofania się przez siły niemieckie i frankistowskie.

    [​IMG]

    *

    Hitler z zainteresowaniem analizował wszystkie raporty, mapy i meldunki sytuacyjne z walk w Hiszpanii. Obok niego stali Guderian i Bayerlein.
    -Jak dotąd, kampania na Półwyspie Iberyjskim jednoznacznie potwierdza słuszność naszej strategii – stwierdził Hitler, z zadowoleniem przyglądając się z zadowoleniem makiecie i rozstawionej na niej flagom, symbolizującym poszczególne oddziały. – to w dużej mierze pańska zasługa, Guderian.
    -Dziękuję, Mein Führer – skinął głową dowódca.
    -Nasze działania są efektywne, szybkie, przynoszą małe straty a duże korzyści. To zasługa połączonych działań wojsk pancernych i piechoty. A szczególnie wojsk pancernych, bez nich nie odnosilibyśmy sukcesów. Ale posiadamy wciąż za mało takich jednostek, żeby myśleć o poważniejszym konflikcie…Rozbudowa sił pancernych musi być dla nas priorytetem, panowie…

    Stało się według woli i życzenia Wodza. W zakładach Kruppa i Porsche przystąpiono do budowy czołgów, które miały sformować 10 Dywizję Pancerną.

    [​IMG]

    *

    Do 19 listopada obie niemieckie armie w Hiszpanii opanowały cały obszar Jaen, rozpoczęto przygotowania do kolejnej ofensywy. Według najbardziej wiarygodnych danych, znacząca większość sił republikańskich znajdowała się w Maladze; w Almerii przebywały zaledwie 3 dywizje. Tam też postanowiono uderzyć.

    *

    22 listopada zakończono formowanie dywizjonu bombowego, którego dowództwo otrzymał generał Kesselring. W planach Luftwaffe dywizjon miał stać się fundamentem nowego korpusu lotniczego. W celu dalszej rozbudowy Lufftwafe podjęto decyzję o stworzenie dwóch dywizjonów bezpośredniego wsparcia o numerach 76 i 77.

    *

    Erdmann, niemiecki dziennikarz z „Völkischer Beobachter” zadowolony i podekscytowany jechał wraz z konwojem wojskowych ciężarówek na południe, w stronę Jaen. Jak dotąd, jego praca w charakterze reportera, nie była zbyt emocjonująca – podobnie jak inni dziennikarze, nie będący Hiszpanami, miał ograniczone pole działania, zazwyczaj musiał polegać na informacjach z hiszpańskich gazet, plotkach, w najlepszym razie z rozmów z hiszpańskimi żołnierzami, które nie oddawały oczywiście wiernie i sumiennie przebiegu całej kampanii. Dziennikarzy rzadko dopuszczano do pierwszej linii – większość czasu spędzał więc w Madrycie, z którego wojna wydawała się być odległa i mało znacząca.
    Teraz, gdy Niemcy aktywnie zaangażowały się w walkę z Republikanami, jego sytuacja zmieniała się. Otrzymał osobistą akceptację i zgodę na przyjazd do jednej z jednostek od generała von Reichenaua. Mimo pewnych obaw, związanych z pobytem na linii frontu, a nawet w ogniu walk, jego ciekawość i żądza wiedzy przeważyły – bez chwili zwłoki opuścił nudny Madryt i ruszył na południe.

    *

    Co nie powinno dziwić, żołnierze nie byli równie zachwyceni z przyjazdu Erdmanna, co on sam. Wybór padł na pluton, w którym był Andreas Rede i Michael Schudemann – jako „waleczny, bitny, zasłużony w walkach i przedstawiający wzór postawy dla reszty Wehrmachtu” – jak brzmiało wyjaśnienie wyższego dowództwa, które otrzymał porucznik Wiesel.
    -Haha! – zaśmiał się Michael, zawtórowali mu pozostali. – my, wzór! Nie chcę wiedzieć, jakie są inne oddziały, skoro my jesteśmy wzorem…
    -Po jakie licho w ogóle ten dziennikarz tu przyjedzie? – spytał ktoś.
    -Jak to dziennikarz – westchnął Wiesel. – pewnie chce zdawać relacje z samego centrum walk, bo myśli, że można dzięki temu napisać ładny i poczytny artykuł…
    -Cholerny gryzipiórek – warknął Andreas. – tylko takich nam tutaj brakuje.
    -Przecież taki pisarzyna nie ma pojęcia o wojnie – powiedział Michael. – czuję, że trzeba będzie go pilnować, żeby nie zrobił czegoś głupiego i ratować, jak wpadnie w jakieś ****o.
    -Tego się obawiam – potwierdził Wiesel. – ale nic na to nie poradzimy. Miejmy nadzieję, że nie będzie z nim problemów. Chociaż… - zaśmiał się. - nie cieszycie się chłopcy, że będziecie sławni?
    Miny żołnierzy dosyć jednoznacznie wskazywały, że nie cieszą się. Wręcz przeciwnie.

    *

    Pierwsze spotkanie Erdmanna z żołnierzami spowodowało wielki optymizm dziennikarza i równie wielki, tyle, że pesymizm, wojaków.
    Erdmann, niski i chudy jak szczapa, z wielkimi okularami na nosie i łysiną na czole, ubrany w eleganckie, czarne buty, który momentalnie poszarzały od piasku i pyłu, sprawiające wrażenie za długich spodnie, gruby sweter w paski, z wielkim aparatem fotograficznym na szyi i dużym notatnikiem w jednej oraz cywilnym bagażem w drugiej dłoni, momentalnie wzbudził śmiech żołnierzy. Przy wysiadaniu z ciężarówki o mało się nie przewrócił, a gdy podszedł do Wiesela, niezbyt udanie wykonał wojskowy salut. Kilku żołnierzy nie wytrzymało, parsknęło złośliwym śmiechem.
    -Witam, poruczniku Wiesel. Nazywam się Erdmann, jestem…
    -Wiemy, kim pan jest – przerwał Wiesel. – dostaliśmy informację o pana przyjeździe kilkanaście godzin temu. Oczekiwaliśmy pana z niecierpliwością.
    -To wspaniale!
    -Proszę pójść odłożyć rzeczy do namiotu, niech pan odpocznie po podróży.
    Erdmann nie miał jednak zamiaru odpoczywać. Żołnierze zrobili na nim piorunujące wrażenie – prawdziwi, frontowi wojacy, z bronią w ręku, zaciętością w oczach, jakby przystosowani do munduru, jaki przyszło im nosić. Odrzucił więc tylko bagaż, ściskając w dłoniach tylko aparat i zeszyt, wybiegł z namiotu. Zobaczył kilku żołnierzy z oddziału, palących papierosy i rozmawiających, podszedł do nich szybkim krokiem.
    -Panowie, można zdjęcie? Pójdzie na pierwszą stronę „Völkischer Beobachter”…
    Żołnierze wzruszyli ramionami, stanęli w szeregu.
    -Nie, panowie żołnierze, nie tak. Tak wyglądacie jak jakieś dzieciaki…Mam pomysł, ustawcie się tak, jakbyście szli w moją stronę. Uśmiechnięci a zarazem groźni, pewni siebie…Pan w okularach przeciwsłonecznych, proszę się patrzeć na mnie…O tak, o, doskonale!
    Stanął, przystawił aparat do oka, pstryknął fotkę.

    [​IMG]

    -Wybornie! Teraz wywiad!
    Podbiegł do Michaela, zanim ten zdążył uczynić cokolwiek, zarzucił go pytaniami.
    -Jak się pan nazywa? Od jakiego czasu służy pan w oddziale? Co czuje pan, służąc Führerowi i Trzeciej Rzeszy? Jak ocenia pan walkę naszych oddziałów w Hiszpanii? Czy zechciałby opisać pan ostatnią walkę?
    -O cholera – szepnął Michael do Andreasa. – jest gorzej, niż się obawialiśmy.
    Dużo gorzej.

    CDN.
    Crystiano
     
  14. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LXIII – Spotkanie rodaków

    -Co?! – krzyknął Andreas. – chyba się przesłyszałem…
    -Niestety nie – pokręcił głową Michael. – porucznik Wiesel poinformował mnie o tym przed chwilą. Dziennikarz razem z nami idzie do akcji, chce mieć zdjęcia i artykuł z samego centrum walk. Generał Reichenau poinformował, że jeżeli Erdmann chce, należy mu to umożliwić.
    -Jemu? Przecież ten człowiek nie ma pojęcia o polu walki! Ale z drugiej strony dobra, w sumie to nie głupie, zginie i będzie spokój przynajmniej.
    -Nie do końca – zaprzeczył Michael. – dziennikarz ma być broniony, żeby mu włos z głowy nie spadł. Wiesel powiedział mi już nawet, kto będzie za to odpowiedzialny.
    -Kto?
    -Zgadnij – uśmiechnął się Michael.
    Andreas spojrzał na przyjaciela, momentalnie zrozumiał. Przeklął bardzo, ale to bardzo szpetnie.

    *

    -Wspaniale! – warczał, gdy szli do namiotu Erdmanna. – po prostu wspaniale! Wybornie! Tylko tego brakowało, żebyśmy musieli go ochraniać. Przecież to osioł, który nigdy nie walczył, dla którego liczą się tylko efektowne zdjęcia, który na pewno, dam za to głowę, zrobi coś głupiego…Wiesz co?
    -Co?
    -Czuję, że wpadniemy przez niego w jakieś tarapaty.
    -Nie przesadzaj, nie będzie chyba tak źle. Wydaje mi się, że jak usłyszy strzały i wybuchy, to przestraszy się, będzie się nas trzymał jak rzep psiego ogona i nie zrobi niczego głupiego.
    -Wątpię w to.
    Erdmann wyszedł właśnie ze swojego namiotu. Ubrany był dokładnie tak jak wczoraj, na dodatek na głowie miał czerwoną czapkę czy raczej beret.
    -To co, idziemy? – zapytał dziennikarz.
    -Masz zamiar być celem dla Republikanów? – zapytał zgryźliwie Andreas. Od razu przeszedł na formę „ty”, mówienie dziennikarzowi per „pan” wydało mu się co najmniej żałosne.
    -Nie, dlaczego? – odparł zdziwiony reporter.
    -Zdejmuj tą czapkę, wkładaj to – rzekł Andreas, podając mu hełm i zielony, wojskowy płaszcz.
    -Czuję się prawie jak żołnierz – ucieszył się Erdmann.
    Andreas westchnął – takie słowa nie wróżyły dobrze.
    -Teraz słuchaj – powiedział. – bo jest kilka spraw, o których musisz wiedzieć i się do nich stosować.
    -Zamieniam się w słuch.
    -Ja z kolegą mamy ciebie chronić. Masz trzymać się cały czas albo mnie albo Michaela, nie odstępować na krok. Zdjęcia robisz nie wtedy, kiedy zechcesz, ale kiedy będziesz mógł. Bez dyskusji wykonujesz wszystkie polecenia. Nie robisz niczego na własną rękę, szczególnie niczego brawurowego. To nie głupia zabawa, ale walka, której skutkiem może być leżenie w błocie z flakami na wierzchu. Rozumiesz?
    -Tak, tak – odparł niedbale reporter, całą uwagę poświęcając jednakże grzebaniu w bebechach aparatu fotograficznego.
    Spojrzenia Andreas i Michaela spotkały się; w ich oczach widać było mękę. I strach.

    *

    Ofensywa na rejon Almerii ruszyła o świcie 22 listopada. W operacji wzięły udział wyłącznie jednostki niemieckie - Armia Pancerna Kleista oraz XII Korpus Armijny generała von Reichenaua. Przeciw sobie miały 2 dywizje piechoty oraz dywizję milicji, sformowaną z Brygad Międzynarodowych. Całością sił Republikańskich dowodził zasłużony i utalentowany generał Miaja Menant.

    [​IMG]

    *

    Czołgi, tankietki, samochody pancerne oraz piechota ruszyły do ataku w stronę niewielkiego wzgórza, na którym rozpościerało się znacznej wielkości miasteczko. W połowie drogi ze strony miasta padły strzały i serie z broni maszynowej. Żołnierze momentalnie padli, rozpoczęli kanonadę z broni ręcznej, wozy pancerne z dział i cekaemów. Wbrew nadziejom Michaela, Erdmanna nie przestraszyły jakoś bardzo strzały i wybuchy – spokojnie sięgnął po aparat, pstrykając zdjęcie między innymi obsłudze karabinu maszynowego MG – 34.

    [​IMG]

    Po kilku minutach ucichły strzały Republikanów. Żołnierze zerwali się z ziemi, pognali w kierunku zabudowań. Andreas biegł na samym końcu z Erdmannem, który dysząc ciężko, wylewał z siebie ostatnie poty, starając się nadążyć za żołnierzami.
    -Szybciej, szybciej! – poganiał go Andreas. – nie możemy zostać na środku pola, rozumiesz? Szybciej!
    Gdy dotarli do pierwszych zabudowań, znowu padły strzały i serie. Dwóch biegnących na przedzie żołnierzy padło, jeden dosłownie ścięty z nóg, drugi sikając krwią niczym fontanna.
    -Scheisse! – warknął Andreas, odruchowo rzucił się na ziemie, skrył za murkiem. – Erdmann…Cholera!
    Reporter stał jak wryty, z szeroko otwartymi oczami i ustami, patrząc na zabitych. Kule śmigały tuż obok niego. Andreas skoczył, chwycił go za nogę, przewrócił na ziemię.
    Dziennikarz był blado – zielony, oddychał ciężko, ręce trzęsły mu się tak, że ledwo co trzymał w nich aparat.
    -Co ty wyprawiasz?! – krzyknął Rede.
    -Oni…oni zginęli – wyjąkał, pokazując zabitych, leżących w szybko powiększających się na bruku kałużach krwi, żołnierzy.
    -Jeszcze chwila i ty byś leżał razem z nimi, rozumiesz?! To właśnie wojna – nie piękni rycerze na okładkach propagandowych gazetek, ale trupy leżące we własnej krwi!
    Erdmann kiwał tylko głową, łzy spływały mu twarzy. Andreasowi zrobiło się go żal, ale miał ważniejsze sprawy na głowie. I to dosłownie.

    [​IMG]

    Republikański ogień nie ustawał. Żołnierze schronili się za murkami, fragmentami ścian, zwalonym drzewami. Serie siekły praktycznie kilka centymetrów nad ich głowami.
    -Gniazdo cekaemu! – krzyknął któryś.
    -Ale gdzie? – spytał inny.
    -Jakieś 60 metrów od nas, w dworcu kolejowym. Musimy go zlikwidować!
    -Nie damy rady! Pusta przestrzeń, nie zdołamy przebiec! Wysieką wszystkich!
    Dylemat pewnie nie zostałby rozwiązany, gdyby nie fakt pojawienia się na ulicy jednego z czołgów Kleista, który znalazł się tutaj przypadkiem, gdyż miały one działać w innym rejonie. Żołnierze podskoczyli do niego, zaczęli walić pięściami w pancerz.
    -Co?! – krzyknął ktoś z wewnątrz.
    -Gniazdo cekaemu, koledzy! Pomóżcie!
    Pancerniakom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Czołg zatrzymał się, obrócił wieżyczkę, która po chwili błysnęła ogniem. Z drugiego piętra dworca zostały palące się szczątki.
    Żołnierze ruszyli biegiem w stronę budynku, z którego nikt już nie strzelał.

    [​IMG]

    Dotarli do dworca, trzymając broń gotową do strzału, wpadli do środka. Ich oczom ukazał się makabryczny widok – szczątki i krew republikańskich żołnierzy były dosłownie wszędzie. Po podłodze walała się broń, hełmy, kończyny zabitych. W oknie stał dymiący jeszcze karabin maszynowy. Erdmann, który wszedł razem z żołnierzami nie wytrzymał, zzieleniał momentalnie, prawie biegiem wrócił się na zewnątrz.
    Wtem w rogu pomieszczenia żołnierze ujrzeli młodego chłopaka w mundurze Brygad Międzynarodowych, który zakrwawionymi dłońmi zasłaniał twarz i jęczał opętańczo:
    -Nicht schiessen, bitte...*
    Żołnierze stanęli jak wryci.
    -Jesteś Niemcem? – spytał ktoś.
    Chłopak odsłonił twarz, spojrzał zdziwiony. Miał nie więcej niż dwadzieścia lat. Spojrzał na żołnierzy wzrokiem, w którym strach mieszał się z jakąś dziwną dumą.
    -A więc to wy, hitlerowcy…Jak wam nie wstyd! Szuje faszystowskie!
    -Komunista…Podły komunista! Zdrajca narodu! – warknął któryś.
    -Niemiec! Niemiecki patriota! – odparł bojowo. – z XI Brygady Międzynarodowej imienia Ernsta Thälmanna!

    Andreas zaśmiał się głośno. Cała ta sytuacja i rozmowa wydały mu się nagle zupełnie, ale to zupełnie idiotyczne.
    Trupom, które leżały na zewnątrz i w pomieszczeniu, było już pewnie za jedno, czy byli patriotami czy nie, czy walczyli w słusznej sprawie, czy też nie. I tak wylądują w jednej i tej samej ziemi.

    CDN.
    Crystiano

    *(niem.) - Nie strzelać, proszę

    __________________________

    Faktycznie, z niemieckimi przekleństwami niezły pomysł, trochę ich znam, dodadzą klimatu:).

    Z fotografią nie mogę ci pomóc, korzystam z mnóstwa stron, więc nawet nie potrafię powiedzieć, skąd wziąłem to zdjęcie, tym bardziej, że znalazłem je ładnych parę tygodni temu:)
     
  15. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LXIV – Patriota? Zdrajca?

    Schwytanie Niemca, który walczył w szeregach Brygad Międzynarodowych wywołało konsternację zarówno wśród oficerów jak i szeregowych żołnierzy. Nie wiedziano, co uczynić z niefortunnym jeńcem – w końcu propaganda przedstawiała członków Brygad jako komunistycznych najemników i zbirów, których należało traktować jako pospolitych bandytów. W związku z tym porucznik Wiesel wysłał zapytanie do wyższego dowództwa, co uczynić ze schwytanym.
    Mieszane były uczucia i myśli żołnierzy. Kilku krzyknęło, że to komunistyczna szuja i zdrajca – reszta przytaknęła im, jednak w głowach kłębiły im się różne myśli. W końcu to też był Niemiec, rodak, tylko walczący o coś innego, niż oni. O coś lepszego, czy o coś gorszego? A może po prostu tylko o coś, co miało inną nazwę?
    Do czasu otrzymania rozkazów w sprawie schwytanego, związano go i umieszczano pod strażą w jednym z namiotów. Na warcie stanął, a raczej usiadł, paląc papierosa, Michael.
    -I co tam z tym komunistą? – spytał Andreas, podchodząc do przyjaciela. Sięgnął po własną paczkę papierosów, wyciągnął jednego, zapalił.
    -A diabeł go tam wie – odparł Michael. – siedzi, nic nie mówi. Robi z siebie bohatera, he he – zarechotał.
    -Nie wróżę mu kolorowej przyszłości – stwierdził Andreas, wydmuchując dym. – pewnie każą go rozstrzelać.
    -A zasłużył na lepszy los?
    Pytanie zawisło w powietrzu jak miecz. Andreas zaciągnął się papierosem, spojrzał w stronę namiotu.
    -Nie wiem – stwierdził. – nie mam pojęcia, co o tym sądzić. – zawiesił głos. – mógłbym z nim pogadać?
    -Wiesel zakazał mi kogokolwiek do niego wpuszczać, ale jak chcesz to nie ma problemu. Chociaż wątpię, żebyś dużo pogadał. Podobno na przesłuchaniu nic nie powiedział.
    -Zobaczymy.
    Andreas przekroczył próg namiotu. Jeniec siedział na ziemi, z rękoma przywiązanymi do drewnianego palika. Wzrok, wcześniej wbity w ziemię, skierował na Andreasa. Wzrok obojętny, zimny, pozbawiony emocji. Rede przyjrzał mu się uważnie. Chłopak był w jego wieku, niski i chudy jak szczapa, z rozczochranymi włosami koloru lnu.
    -Papierosa? – zapytał, żeby jakoś nawiązać rozmowę.
    -Zapytaj o to, o co naprawdę chcesz zapytać – odparł jeniec.
    -A o co chcę cię zapytać?
    -O to, dlaczego walczyłem w szeregach Brygad Międzynarodowych, o to czy jestem komunistą…Prawda?
    -Prawda – odparł Andreas. – jestem tego ciekaw.
    -Jesteś ciekaw, czyli masz wątpliwości.
    -Wątpliwości?
    -W stosunku do idei, jakim służysz. W stosunku do nazizmu i Hitlera.
    -Nie mam żadnych wątpliwości, nie interesuję się polityką. Jestem tylko ciekawy, dlaczego ty działałeś na szkodę Rzeszy. Dlaczego walczyłeś w jednym szeregu z wrogami naszego kraju. Dlaczego do nas strzelałeś.
    Jeniec parsknął śmiechem.
    -Nie interesujesz się polityką, co nie przeszkadza ci tutaj, w Hiszpanii, być. W jednym szeregu z ludźmi, którzy za cel postawili sobie obalenie demokratycznego porządku i ładu w tym kraju.
    -Jestem żołnierzem, wykonuję rozkazy.
    -To cię usprawiedliwia, tak?
    Andreas chciał odpowiedzieć, ale jeniec nie pozwolił dojść mu do głosu, sam kontynuował:
    -Mniejsza o to, spór z tobą nie ma większego sensu. Jesteś ciekawy, dlaczego walczyłem w szeregach Brygad. To ci powiem, bo i tak nie mam nic do stracenia, wkrótce przybędzie pewnie rozkaz zgładzenia mnie. Daj papierosa.
    Andreas podał mu zapalonego już papierosa, usiadł naprzeciwko niego. Jeniec zaciągnął się, wydmuchał dym, zaczął mówić:
    -Pochodzę z rodziny robotniczej. Ojciec i matka od zawsze pracowali w fabryce, bliskie były nam idee lewicowe. Na początku to było tylko poparcie, bez specjalnego zaangażowania. W 1914 r. ojca wzięli do wojska…Wrócił po 4 latach, które wywarły na nim straszne psychiczne piętno, spotęgowały sprzeciw wobec kapitalizmu, wobec wojen, wobec wyzysku…W tym czasie takie poglądy nabierały na sile. W Rosji wybuchła rewolucja, w Niemczech trwały liczne i coraz bardziej krwawe zamieszki. Ojciec zapisał się do SPD, nie był radykalnym komunistą, przeciwnym ustrojowi demokratycznemu. Wierzył, że i w demokracji można przeprowadzić zmiany i reformy…W 1928 r. zdobył mandat deputowanego do Reichstagu, ja wstąpiłem do młodzieżówki SPD…Wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, że faktycznie można będzie urzeczywistnić idee. Wtedy nadszedł kryzys, który z całą siłą uderzył w Niemcy, oczywiście najmocniej w najbiedniejsze warstwy. Zaczęli zdobywać na sile radykałowie z NSDAP. Oczywiście wielkie marsze, prowokacje, bijatyki, niszczenie socjalistycznych drukarni. Napadali na naszych działaczy i polityków. Ojca raz mało nie zabili, skończyło się tylko na dwóch połamanych żebrach. A w 1933 r., gdy osiągnęli pełnie władzy, mogło dziać się już wszystko…
    -NSDAP i Wódz zostali wybrani większością głosów niemieckiego społeczeństwa, czy się z tym godzisz, czy nie – przerwał Andreas. – to decyzja narodu niemieckiego.
    -Godzę się z tym – odparł jeniec. – ale nie godzę się na prześladowania. Nie godzę się na represje. Nie godzę się na bicie i mordowanie, na palenie książek, niszczenie żydowskich sklepów, nagonkę i propagandę, na aresztowania tych wszystkich, którzy mają odwagę mówić. Nie godzę się na to, że dwóch moich kolegów zabili ludzie z SA i na to, że mój ojciec trafił do Dachau, a ja z matką musiałem uciekać do Francji.
    -Nie byłoby tego, gdyby nie dywersyjna działalność, jaką prowadziliście wy i komuniści – odparł Andreas. – takie środki były konieczne. Jeżeli Niemcy mają być silne i potężne, nie ma innej drogi. Mogliście się z tym pogodzić i wspierać Wodza i Partię. Wy wybraliście walkę. Walkę przeciwko Niemcom.
    Zacisnął zęby, spojrzał na Andreasa gniewnym spojrzeniem.
    -Jesteś ciekawy, dlaczego wstąpiłem do Brygad? Dlatego, że Hiszpania stanęła przed tym samym zagrożeniem co Niemcy. Przed terrorem, strachem, brutalnością i prześladowaniami. Przed autorytarnym, okrutnym faszyzmem. Wstąpiłem do Brygady im. Ernsta Thälmanna, jak wielu innych niemieckich i austriackich patriotów…

    [​IMG]
    Brygada im. Thälmanna

    -Patriotów, którzy działają przeciwko interesom Niemiec?!
    -…których miejsce jest właśnie tutaj a nie w szeregach generała Franco. - kontynuował jeniec. - ale okazało się, że szans i tak nie ma i to nie tylko z waszej winy.
    -A czyjej? – zainteresował się Andreas.
    -Stalinistów. Brygady są pod nadzorem ludzi z Moskwy, bardzo podobnych do was, nazistów. Ludzi, dla których liczą się rozkazy, nie idee. Którzy służą takiemu samemu totalitarnemu ustrojowi jak wy. Zabili już setki prawdziwych, oddanych sprawie bojowników, tylko dlatego, że ci nie chcieli stać się marionetkami Stalina. Mnie pewnie też spotkałoby to, dlatego już wolę zginać z waszej ręki niż za „odchylenie trockistowsko – faszystowskie”.
    -Wiesz co? Opierasz wszystko na wielkiej polityce, ale tym samym usprawiedliwiasz się. Upraszczasz sprawę. Dwaj moi towarzysze z oddziału, którzy zginęli w trakcie walk od ognia karabinu maszynowego, byli młodymi chłopakami, którym nie w głowie był żaden fanatyzm. Byli Niemcami, tak jak ty.
    -Stoimy po przeciwnych stronach barykady – odparł twardo jeniec. – to, że obaj jesteśmy Niemcami, chyba nas tylko od siebie oddala aniżeli zbliża.
    Andreas pokiwał głową. Bariera, jaką stworzyły między nimi ideologie, na których się opierali, była nie do przebicia. Chyba, że bagnetem lub kolbą.
    Wyszedł z namiotu bez słowa pożegnania.

    *

    Jak słusznie wszyscy przewidywali, na jeńca przyszedł wyrok śmierci, uzasadniony „bandytyzmem i zdradą wobec Niemiec” schwytanego członka Brygad.
    Dwóch żołnierzy, trzymając jeńca pod ręce, wyszło z nim z namiotu, ruszyli w kierunku dużego słupa, przy którym skazany miał zakończyć swój żywot. Szedł spokojnym, pewnym krokiem między dwoma szeregami żołnierzy kompanii, ze wzrokiem wbitym w ziemię i drżącymi ustami. Gdy przechodził koło Andreas, lekko podniósł wzrok, ale Rede uciekł spojrzeniem. Przyprowadzono go do palika, przywiązano. Dwaj żołnierze, którzy mieli wykonać wyrok, odeszli na odległość kilkunastu metrów, podnieśli karabiny.
    -Cel…Pal! – rozkazał Wiesel.
    Broń huknęła ogniem, jeniec tylko jęknął, skręcił się, osunął na paliku.
    -Tyle czasu z nim rozmawiałem – powiedział Andreas do Michaela. – a nawet nie wiem, jak się nazywał.
    -Czy to ważne? – spytał Michael.
    Faktycznie. Nie ważne.

    CDN.
    Crystiano
     
  16. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LXV – Dzieciaki wierzące w faszystowskich bogów

    W górę poszybowały strzały i włócznie, zakryły one na moment niebo niczym szarańcza. Dumni, silni niemieccy rycerze, Aryjczycy o włosach koloru złota i niebieskich oczach, ze słowami pieśni wojennych na ustach, ruszyli do ataku. Słowiańscy podludzie, włochaci jak małpy, brudni i śmierdzący, wymachujące kijami i ciskający kamienie, rzucili się do panicznej ucieczki. Niemieccy rycerze dopadli ich, zaczęli siec mieczami. Henryk I Ptasznik, z nieodłącznym sokołem na ramieniu, przyglądał się temu z radością. Spojrzał w górę – zza chmur na zwycięstwo nad podludźmi spoglądali, śmiejąc się i klaszcząc w dłonie, germańscy bogowie – Wotan, Donar, Phol.
    Słowianie zostali pobici, ich trupy leżały wśród drzew i krzewów. Kolejne zwycięstwo na drodze do oczyszczenia rasy…Do zdobycia Lebensraum.
    Henryk zobaczył, że jeden z rycerzy zmierza w jego stronę. Ze zdziwieniem zauważył jednak, że zamiast zbroi ma na sobie czarny mundur, a w ręce zamiast miecza plik kartek.
    -Panie Reichsführer…Przepraszam, nie przeszkadzam panu?
    Himmler potrząsnął głową, jakby zbudzony z głębokiego snu, chrząknął.
    -Nie, zamyśliłem się tylko. O co chodzi?
    -Dokumenty do podpisania.
    Reichsführer sięgnął po kartki, wyjął z kieszenie pióro, niedbale, nie czytając nawet dokumentów, złożył zamaszyste podpisy.
    -„Henryk I Ptasznik zapewne nie musiał tracić czasu na podpisywanie bezwartościowych papierów – pomyślał. – bo jak to się ma do rozwoju Germanii? A skoro ja jestem następnym wcieleniem wielkiego króla, również nie powinienem marnować czasu na takie bzdury.”

    [​IMG]

    *

    Zamek w Wewelsburgu. Wielki, majestatyczny, piękny, położony wśród lasów, niedostępny dla zwykłych śmiertelników. Poza tym był niedrogi - jednak marka za rok dzierżawy.

    [​IMG]

    Himmler skierował się ku głównej Sali, w której ustawiony był duży, okrągły, dębowy stół, przy którym odbywały się spotkania i narady. Naciągnął na głowę kaptur, zapalił świecę. Gdy wszedł do sali, wszystkie miejsca oprócz głównego, przeznaczonego dla niego, były już zajęte. Obergruppenführerzy SS stali na baczność, trzymając w dłoniach świece – było to jedyne oświetlenie pomieszczenia. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające zwycięstwa niemieckiego oręża, wielkich wodzów i germańskie bóstwa. Nad drzwiami namalowany był wizerunek czaszki i swastyki. Słychac było lecącą cicho, ale wbijającą się w umysł niby miecz „Walkirię” Wagnera.
    Gdy Himmler dotarł do swojego miejsca, wszyscy odłożyli świece, wyprężyli się, wyciągnęli przed siebie prawe dłonie, uderzając obcasami butów w podłogę, krzyknęli równocześnie:
    -Heil Hitler!
    Krzyk rozniósł się echem po zamku. Było zupełnie cicho, słychać było wyłącznie wiatr hulający po pustych korytarzach. Kto wie, może nie był to jednak wiatr, a głosy starożytnych bogów, zadowolonych, że pamięć o nich odżywa?
    -Usiądźcie, towarzysze – powiedział cichym, grobowym wręcz głosem Himmler, sam również zajmując miejsce.
    Zebrani zajęli swoje miejsca – piękne, dębowe krzesła, z wyrzeźbionymi motywami z germańskiej mitologii.
    -Zebraliśmy się tutaj w konkretnym celu – zaczął Himmler. – żyjemy w niezwykłych czasach. Czasach, gdy nasza ojczyzna, wielka i niezwyciężona Germania, oszukana i wykorzystana przez wrogów podnosi głowę po upadku. Kryzys był nam jednak potrzebny, panowie.
    Wśród esesmanów rozszedł się pomruk zdziwienia.
    -Tak, panowie. Kryzys był potrzebny, żebyśmy odrodzili się jak feniks z popiołów. Abyśmy zauważyli wrogów! Wrogów, którzy zalęgli się wśród nas niczym pasożyty…Żydzi, Słowianie, Cyganie, komuniści…Podludzie! Śmierć podludziom!
    -Śmierć podludziom! – powtórzyli mechanicznie.
    -Poza tym dochodzi kwestia religii. Od setek lat nasz narodowy potencjał i siłę pogrąża chrześcijaństwo. Stawia zapory, nawołuje do pokoju, ucisza naturalne dążenie do siły i potęgi.
    -Dążenie, które jest podporą naszego narodu – zauważył ktoś.
    -Gdzie są dawni bogowie, bogowie silni i waleczni, bogowie bezlitośni i okrutni?! – krzyknął Himmler, uderzając pięścią w stół. – bogowie Aryjczyków?!
    -Zostali wytępieni przez pachołków Chrystusa!
    -Żyda! – zasyczał ktoś nienawistnie.
    -Tak panowie, Żyda! Żyda, któremu zależało na osłabianiu Niemiec, na niszczenie narodowych aspiracji. Ale to może się skończyć.
    Himmler przerwał, wszyscy na chwilę wstrzymali oddech.
    -Gottgläubigkeit, panowie! – wyszeptał teatralnie. – wspaniała idea Jakoba Wilhelma Hauera. Nie żadne pozytywne chrześcijaństwo, to za mało, to idea nic nie warta! Działajmy radykalnie. Bez wątpliwości i ustępstw.

    [​IMG]
    Jakob Wilhelm Hauer

    -Wiara w germańskich bogów – powiedział ktoś. – wiara Niemców. To nasza tradycja i historia. To nasza duma.
    -Wiara Aryjczyków – dodał z naciskiem Himmler. – wiara nieskażona defetyzmem i tchórzostwem, nieskażona żydokomuną.
    -Co pan proponuje w związku z nią, panie Reichsführer?
    -Złożymy wniosek o uznanie Gottgläubigkeit za jedną z dopuszczalnych w Rzeszy religii.
    -Nie chciałbym uchodzić za sceptyka, panie Reichsführer, ale wątpię, żeby ten wniosek przeszedł. Jest zbyt…innowacyjny?
    -Bez obaw, towarzysze. Konsultowałem się dzisiaj z moim astrologiem. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że wniosek przejdzie. Mimo działań ludzi, którzy są jemu niechętni czy nawet wrodzy.
    Esesmani zamilkli. Z takim argumentem ciężko było dyskutować.
    -Gdy wniosek przejdzie, kolejną sprawą będzie rozpropagowanie i upowszechnienie nowej religii. Nie będzie to łatwe zadanie.
    -Oczywiście, że nie – uśmiechnął się Himmler. – do słusznych i oczywistych racji najtrudniej nakłonić. Zresztą nad tym będziemy mieli jeszcze czas, aby się zastanowić. Koniec spotkania. Dziękuję panom.
    Esesmani wstali i chcieli ruszyć ku wyjściu, ale Himmler zatrzymał ich swoim surowym, ciężkim wzrokiem. Uniósł dłoń.
    -Chwała Wotanowi!
    Zebrani powtórzyli pozdrowienie. W oczach wielu z nich było już widać fanatyzm i entuzjazm, tak charakterystyczny dla nowych wyznawców.

    *

    -Nie jestem co do tego przekonany. I nie kryję, że nie rozumiem zbytnio tej idei – stwierdził Hitler. – to jakaś abstrakcja.
    -W końcu to pomysł Himmlera – stwierdził Rudolf Hess, bez sukcesu starając się ukryć w swoim głosie zjadliwy krytycyzm i szyderstwo. – to jakiś obłęd, Mein Führer. Proszę tego nie akceptować. To schizofreniczny pomysł!
    -Co pan o tym myśli, Rosenberg?
    -Osobiście jestem zwolennikiem pozytywnego chrześcijaństwa, jako stopniowego przejścia od chrześcijaństwa do wierzeń aryjskich. Takie radykalne kroki są zazwyczaj drastyczne i nie przynoszą zbyt wielu korzyści. Z drugiej strony podstawa to osłabienie chrześcijaństwa, dlatego sądzę, że można ten kult zaakceptować. Osobiście wątpię, żeby stał się on masowym ruchem.
    Hitler pokiwał głową, pochylił się nad dokumentem.
    -Mein Führer, proszę to przemyśleć – rzucił jeszcze Hess, jednak bez większych nadziei.
    Wódz sięgnął po pióro, złożył tak charakterystyczny dla siebie, prawie nieczytelny, podpis.

    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano
     
  17. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LXVI – Artykuł

    26 listopada świat obiegła wiadomość o wejściu w życie nowej konstytucji Związku Radzieckiego. Z powodu zamknięcia i izolacji tego kraju, wszelkie informacje oparte były tylko i wyłącznie na wiadomościach, które do opinii międzynarodowej podali sami Sowieci. Z dumą informowali oni, że wszyscy obywatele stają się równi wobec prawa, każdej republice związkowej gwarantuje się możliwość dobrowolnego wystąpienia z ZSRR, który jest „socjalistycznym państwem robotników i chłopów”. Jak sprawy wyglądały w praktyce, nikt sprawdzić nie mógł, ale nie brakowało głosów, że jest to tylko akt wzmocnienia władzy Stalina oraz terroru i dyktatury w tym kraju.

    [​IMG]

    [​IMG]

    *

    W Hiszpanii siły republikańskie za wszelką cenę próbowały utrzymać Almerię, zdając sobie sprawę z jej walorów natury strategicznej, ułatwiających obronę. Opór wojskom niemieckim stawiały kolejno przybywające oddziały rządowe, najpierw dywizja piechoty generała Pozasa (26 listopada), następnie dwie dywizje generała Rojo Llucha (29 – 30 listopada) , wreszcie aż 5 dywizji (3 piechoty oraz 2 dywizje milicji republikańskiej) pod dowództwem generała Bateta Mestre (2 – 8 grudnia). Nawet tak znaczne siły, doskonałe warunki do defensywy oraz początkowe załamanie ataku (XII Korpusu Armijnego von Reichenaua) nie pozwoliły republikanom zatrzymać rozpędzonych wojsk niemieckich. Wreszcie 8 grudnia 6 dywizji Wehrmachtu opanowało cały obszar Almerii.

    [​IMG]

    [​IMG]

    *

    Myli się ten, kto twierdzi, że wojna nie wywiera wpływu na człowieka. Wywiera – nie wierzcie tym którzy mówią, że wojna spłynęła po nich jak woda po kaczce. Zazwyczaj ludzie, których dotknęło piekło konfliktu, stają się inni, myślą i rozumieją diametralnie inaczej niż przed wojennymi doświadczeniami. Zdają sobie z tego sprawę, starają się żyć jak dawniej, ale zazwyczaj nie jest to już możliwe. Inni zmieniają myślenie i zachowanie podświadomie, wydaje się im, że wyszli z walk bez szwanku na psychice, jest to zazwyczaj złudne i mylące, a doświadczenia i wrażenia, dławione i ukrywane, wybuchają z całą siłą.
    Erdmann zmienił się już po pierwszej walce. Wydawać mogłoby się, że ktoś wylał mu na głowę wiadro zimnej wody – gdy zobaczył prawdziwą walkę, żołnierską śmierć, która romantyczna ani chwalebna nie jest oraz trupy, wcale nie prezentujące się dumnie i patriotycznie, prysły rycerskie mity i legendy, przez pryzmat których rozumiał i pojmował wojnę. Ucichł, usunął się w bok, przestał opętańczo dyskutować, robić zdjęcia i zadawać pytania. Teraz głównie słuchał, patrzył i sporządzał notatki.
    Andreas zastał go siedzącego na pieńku, z dala od obozu, z maszyną do pisania na rozkładanym stoliku, piszącego szybko, nie spoglądającego nawet na klawiaturę.
    -Artykuł do gazety? – spytał.
    -Tak, muszę przesyłać do Völkischer Beobachter – odparł dziennikarz.
    -Napiszesz coś o mnie, o Michaelu i o innych?
    -A chciałbyś?
    -Nie – odparł Andreas po chwili zastanowienia. – chyba nie ma się czym chwalić. Chociaż zapewne ubrałbyś wszystko w tak piękne słowa i zdania, że pękłbym z dumy…
    -Nie, Andreas – uśmiechnął się smutno Erdmann. – już nie jestem takim głupcem jak kiedyś…Wiesz co, jeżeli chcesz, mogę przed wysłaniem artykułu dać go tobie do przeczytania. Powiesz, co o nim sądzisz.
    -Nie wiem czy to dobry pomysł. Nie znam się zbytnio na pisarstwie, nie wiem jak powinno się pisać, żeby było dobrze. Chyba nie nadaję się na recenzenta.
    -Dobrze jest wtedy, kiedy się podoba. Powiesz, czy ci się podoba czy nie i dlaczego.
    -Zgoda, niech będzie.

    *

    Andreas usiadł wygodnie, sięgnął po artykuł. Ucieszyło go, że nie był długi – przyzwyczajony był głównie do wyników meczów Gauligi w gazetach, długie czytanie zazwyczaj szybko go męczyło i nudziło. Tak więc przez artykuł powinien przebrnąć.

    Andreas skończył czytać, spojrzał na dziennikarza ze zdziwieniem.
    -Nie myślałem, że napiszesz coś takiego – stwierdził.
    -Jak ci się podoba?
    -Bardzo dobre. Sama, smutna prawda. Nie myślałem, że tak też piszecie – uśmiechnął się. – ale obawiam się, że twoim pracodawcom taki tekst nie przypadnie do gustu.
    -Też tak sądzę – odparł Erdmann i zaśmiał się głośno.

    *

    -Co to ma być, do cholery? – warknął po przeczytaniu tekstu Erdmanna cenzor, uderzając dłonią w kartkę. – co to ma być, pytam?! Bawi się w jakiegoś drugiego Remarque’a? Gdy był daleko od walk i frontu, jego teksty były dużo lepsze. Podaj mi pióro – zwrócił się do jego z podwładnych.
    -Wniesie pan poprawki?
    -Koniecznie! Przecież nie damy czegoś takiego do gazety.
    Sięgnął po pióro, pochylił się na tekstem.
    -Dobrze…Pierwsze zdanie niech będzie, brzmi całkiem ładnie. W drugim zmienimy „przestaje się” na „zaczyna się” i będzie w porządku. W trzecim też poprawka i będzie kapitalnie…Tutaj też zmiana…
    Po kilku minutach pracy poprawiony tekst był już gotowy. Cenzor uśmiechnął się, przeczytał go sobie na głos:

    -Wspaniale! – ucieszył się podwładny cenzora. – pan to umie napisać!
    -Teraz to jakoś wygląda – przytaknął cenzor. – do druku.
    -Już się robi!

    CDN.
    Crystiano
     
  18. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LXVII – Grudzień prasowy

    W trakcie walk w Hiszpanii nie ustawała rozbudowa niemieckich sił zbrojnych, która była jednym z priorytetów polityki Hitlera i NSDAP. 5 grudnia zakończono formowanie dywizji sztabowej, mającej koordynować i kierować działaniami poszczególnych armii. Jej dowódcą został niemłody już, bo aż 80 – letni, ale doświadczony i znający się na sprawach wojskowych Eduard Freiherr von Böhm-Ermolli. Dywizja miała stacjonować we Frankfurcie nad Menem, odpowiadając za oddziały na granicach zachodnich – z Francją i Belgią.

    [​IMG]

    3 dni później zakończono formowanie kolejnej dywizji pancernej oznaczonej numerem 5. Została ona włączona, jako druga duża jednostka, do XXV Korpusu Armijnego generała broni von Mansteina. 9 grudnia pełną gotowość bojową osiągnęły 68 i 69 dywizje piechoty. Trafiły pod dowództwa generała broni Heissmeyera, razem z 60 dywizją tworząc XXVII Korpus Armijny.

    [​IMG]

    *

    Grudzień tradycyjnie, jak co roku, przeszedł po znakiem Nagród Nobla dla najbardziej zasłużonych dla ogółu osobistości z dziedziny fizyki, chemii, literatury, fizjologii lub medycyny oraz Pokojową Nagrodę Nobla.
    Tegoroczni zdobywcy Nagrody nie wzbudzili większych kontrowersji i dyskusji – większość przyznawała, że zasłużyli na to prestiżowe odznaczenie.
    W dziedzinie fizyki zostali wynagrodzeni wspólnie Austriak - Victor Francis Hess oraz Amerykanin - Carl David Anderson. Odkrycie promieniowania kosmicznego oraz pozytronu z pewnością jest wystarczającą rekomendację do otrzymania najwyższego naukowego wyróżnienia.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Laureatem z dziedziny chemii został Holender, Peter Joseph William Debye, za badanie struktur molekularnych.

    [​IMG]

    Najlepsi z medycyny i fizjologii okazali się Brytyjczyk - Henry Hallett Dale wraz z Austriakiem, Otto Loewim. Nie mógł pozostać bez echa ich wkład w rozwój neurologii.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Nie zabrakło nagrody dla najlepszego literata, którym zdanie specjalistów, okazał się Amerykanin, Eugene Gladstone O'Neill.

    [​IMG]

    Nie mogła zostać niezauważona aktywna praca i zasługi Argentyńczyka, Carlosa Saavedry Lamasa, który znacząco przyczynił się do zakończenia krwawej i zupełnie niepotrzebnej, boliwijsko – paragwajskiej wojny o Chaco.

    [​IMG]

    Przez kilka kolejnych dni temat Nagród Nobla był na ustach całej światowej inteligencji, która częściowo popierała tegorocznych zdobywców, częściowo nie kryła żalów i niezadowolenia. Wszystko to jednak zeszło na dalszy plan, gdyż uwagę opinii publicznej zwróciło zupełnie inne wydarzenie. W odróżnieniu od nagród Nobla – szczególnie polityków.

    *

    Edward VII wstąpił na brytyjski tron po śmierci ojca, 21 stycznia 1936 r. Jak zawsze, niemożliwe było otrzymanie poparcia od wszystkich. Szybko zjednał do siebie lud, jako człowiek nowoczesny, bezpośredni, nie osadzony w sztywnych, monarszych zasadach. Dla zachowania równowagi, sympatią nie darzył go natomiast rząd na czele ze Stanleyem Baldwinem. Musieli mu zawsze wygarnąć i zganić go za romans Wallis Simpson. I ci nieszczęśni Niemcy! Co oni komu złego zrobili? Tego nie wiedział, nie rozumiał więc również, dlaczego jego przyjaźń z niemieckim ambasadorem Joachimem von Ribbentropem były tak źle postrzegane.
    Na dodatek byli zazdrośni i nie dopuszczali go do realnej władzy. Gdy dawał wskazówki lub pokazywał niedociągnięcia, oskarżano go o dążenia absolutystyczne. Obłęd!
    Ale najważniejsza była pani Simpson. Nikt nie był jej przychylny, ani rodzina królewska, ani rząd, ani prasa, ani społeczeństwo. Nie mógł występować przeciwko wszystkim. Wyjście było tylko jedne.

    *

    Z uczuciem ulgi pochylił się, złożył podpis na dokumentach abdykacyjnych.

    [​IMG]

    Zastąpić Edwarda miał jego młodszy brat – Jerzy VI.

    *

    Nie był to jednak koniec wydarzeń, którymi żyła w grudniu opinia publiczna, żądni wiedzy dziennikarze i miłośnicy wszelkich kontrowersji oraz skandali. Nikt nie uwierzył w zapewnienia Edwarda, że przyczyny jego abdykacji są natury ściśle politycznej, że jest on zmęczony a ciężar władzy go przygniata. Informacja o tym, że parlament nie zgodził się na ślub Edwarda z panią Simpson rozszedł się z prędkością błyskawicy. Amerykański „Times” od 1927 r. nadający prestiżowe wyróżnienia „Człowieka Roku Timesa” dla osoby, która miał największy wpływ na wydarzenia danego roku. Wybór padł bezsprzecznie na panią Simpson, co nie wywołało zachwytu w Wielkiej Brytanii.

    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano
     
  19. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LXVIII – Agonia

    W grudniu klęska sił republikańskich w Hiszpanii stała się sprawą oczywistą, kwestią dni i godzin. Klęski w Almerii, której posiadanie dawało jeszcze szanse na przetrwanie zimy, ostatecznie przypieczętowały los oddziałów Republiki. W Maladze znalazło się 16 dużych oddziałów, począwszy od milicji robotniczych po dywizje piechoty. Stan dywizji był jednak opłakany, niektóre istniały właściwie tylko na papierze, morale i wola walki były zerowe. Agonia Republiki rozpoczęła się jednak na długo przed ostatecznym szturmem sił frankistowskich i niemieckich.

    *

    Szli środkiem ulicy, wymachując pustymi butelkami, strzelając w niebo z pistoletów. Zataczali się od ostro, potykali na nierównym bruku, ale parli do przodu. Mieszkańcy przestraszeni wychylali się z okien, po czym jeszcze prędzej zamykali okiennice. Jeden z idących zatrzymał się, rzucił na towarzyszy mętne, pijackie spojrzenie.
    -Czemu my jesteśmy tak cicho, do jasnej…Czemu…To już koniec, śpiewajmy, śpiewajmy!
    -Śpiewajmy! – podchwycili pozostali.
    -„Negras tormentas agitan los aires, nubes oscuras nos impiden ver…
    Zza rogu wyszedł młody republikański oficer, w zbyt dużym mundurze, w którym wyglądał jak dziecko. Zobaczywszy i usłyszawszy śpiewających na chwilę stanął, po czym po chwili namysłu ruszył w ich kierunku. Wyciągnąwszy pistolet, który trzymał trzęsącymi się dłońmi, wycelował, powiedział głośno, załamującym się głosem:
    -Stó…stójcie! Z jakiego oddziału jesteście? Wracajcie do…do swojej jednostki! To…to rozkaz!
    Przystanęli, spojrzeli na niego zdziwieni.
    -Odejdź człowieku i daj żyć innym – mruknął ten, który zaintonował piosenkę, starał się wyminąć oficera. Ten cofnął się o krok, nie spuszczając pijanych z muszki pistoletu.
    -Nie pozwolę! Jesteście żołnierzami Republiki…
    Jeden z pijanych sięgnął po karabinek, zanim oficer zdążył cokolwiek uczynić, leżał już na bruku z raną postrzałową w brzuchu.
    -Idealista – usłyszał nad sobą śmiech i oddalające się kroki.

    *

    Iwanow, wielki i gruby jak szafa oficer NKWD w Hiszpanii wraz z trzema młodszymi funkcjonariuszami wpadli do kamiennicy.
    -Które mieszkanie? – spytał ochrypłym głosem.
    -Czwarte.
    Kiwnął głową, w kilku skokach pokonali schody, dotarli do ładnie rzeźbionych, drewnianych drzwi. Po chwili, gdy funkcjonariusz zaczęli walić w nie kolbami karabinów, ich piękno momentalnie znikło. Po kilkunastu sekundach z zamka pozostały kawałki blachy, enkawudziści weszli do mieszkania. W środku, przy łóżku, na którym leżał mały, rozpalony gorączką, z białymi, drżącymi wargami chłopiec, stał mężczyzna w republikańskim mundurze, trzymając dziecko za dłoń. Z przerażeniem przyglądał się ludziom NKWD.
    -Odpuście – zaskomlał. – opuściłem oddział tylko na chwilę…Syn jest chory, umiera…Błagam.
    -Wyprowadzić obywatela – polecił Iwanow.
    Dwóch enkawudzistów chwyciło żołnierze pod ręce, ruszyli z nim do wyjścia.
    -Tato…Tato… - wyszeptał chłopiec, szukając ręką dłoni ojca.
    Żołnierz zapłakał jak dziecko. Wyprowadzili go przed dom, podeszli latarni, zarzucili sznur. Jeden z enkawudzistów sięgnął do dużej torby, którą trzymał na ramieniu, spytał Iwanowa:
    -Faszysta, zdrajca sprawy republikańskiej, zdrajca trockistowski?
    -Faszysta.
    Powiesili żołnierza, przypięli tabliczkę z napisem „Faszysta”.
    -Gdzie teraz?
    -Idziemy po kolei mieszkaniami. Zanim dostaniemy rozkaz ewakuacji, będziemy mogli jeszcze zlikwidować kilku zdrajców.

    *

    Przedstawiciele rządu republikańskiego podjęli decyzję o opuszczeniu Hiszpanii – pomoc zaoferowali Francuzi. Prezydent Azana, premier Valladares, ministrowie w pośpiechu opuszczali swoje kwatery w Maladze. Osobiści ochroniarze znosili bagaże do samochodów czekających na podwórzu. Generał Miaja Menant odprowadził polityków do aut.
    -Na pewno zostaje pan tutaj, generale? – upewnił się prezydent Azana.
    -Tak, panie prezydencie. Chcę być tutaj obecny, gdy to wszystko się skończy.
    Prezydent spojrzał na generała z niekrytym podziwem, pokiwał głową.
    -Powodzenia. Mam nadzieję, że cała nasza walka nie pójdzie na marne. Może się jeszcze spotkamy. Do zobaczenia – dodał, ściskając dłoń generała.
    Miaja zamknął drzwi auta, zasalutował.
    Samochody w wojskowej eskorcie ruszyły na pełnym gazie ulicami Malagi w kierunku portu. Na ulicach tłoczyli się żołnierze i cywile, siedząc niczym w marazmie na ławkach, w skwerach, na placach.

    [​IMG]

    Ranni z braku miejsc w szpitalach leżeli w prześcieradłach na ulicznym bruku. Było zimno – żołnierze w wielu miejscach zebrali książki, meble, ścięte drzewa, rozpalili ogniska. Na wielu twarzach widać było piętno, jakie odcisnęła wojna, zmęczenie i zniechęcenie, w zaropiałych, przekrwawionych oczach czaiła się już śmierć i obłęd.
    Samochody wywołały poruszenie żołnierzy i cywilów. Benzyna była ściśle racjonowana, dostęp do niej mieli już właściwie tylko nieliczni czołgiści czy załogi samochodów pancernych. Oraz ci z „góry”. Mający władzę i możliwości.
    -Patrzcie, to pewnie jacyś politycy! Patrzcie, jak zmykają! Szubrawcy!
    -Uciekają jak szczury z tonącego okrętu! – krzyknął ktoś inny.
    Zanim jednak ktokolwiek zdążył cokolwiek zrobić, samochody już zniknęły za rogiem ulicy.

    *

    W porcie działy się dantejskie sceny. Żołnierze i cywile za wszelką cenę chcieli opuścić Malagę. Od początku wiadome było, że wszystkim się nie uda – na uciekinierów oczekiwało zaledwie kilka większych jednostek nawodnych oraz kilkanaście mniejszych łajb, kutrów rybackich, najzwyklejszych łodzi. Okręty i statki oczekiwały przy nabrzeżu, jednak nie chciano wpuszczać ludzi – gdy tłum napierał, kilkunastu żołnierzy otwierało ogień. Na pokład wchodzili oficerowie, politycy i ci, którzy mieli czym przekupić kapitanów. Zebrani ludzie byli coraz bardziej sfrustrowani.

    [​IMG]

    -Wpuście nas! – krzyczała jakaś kobieta. – chcecie zostawić nas na pastwę Franca?! Ratujcie!
    -Pani, mogę zapewnić miejsca na statku – mruknął jakiś młodzieniec o wyglądzie cwaniaka. – niedrogo…
    -Ja chcę, ja chcę! – rozległy się okrzyki wśród tłumu.
    Do portu zajechały wojskowe ciężarówki, wyskoczyli z nich radzieccy funkcjonariusze NKWD i GRU, ruszyli w kierunku łajb.
    -Przepuścić radzieckich towarzyszy! – krzyczeli żołnierze.
    -Czemu te ****y mają wejść?! – zawył ktoś. – jak mordowali ludzi, to tacy odważni byli, a teraz co?!
    Wśród zebranych rozszedł się gniewny pomruk, zacisnęły się pieści, rozpaliły oczy. Na drodze enkawudzistom stanął zwarty szereg ludzi. Żołnierze chwycili za broń, wypalili, kilku cywilów runęło na chodnik. To przeważyło szalę. Ludzie jak oszaleli rzucili się na enkawudzistów i żołnierzy pilnujących łodzi. Enkawudziści cofnęli się, miotając ogniem z peemów skryli za pudłami i beczkami. Ludzie rzucili się na łodzie, tym razem tratując się nawzajem i walcząc jak hieny. Jedni drugich ściągali z trapu, spychali do czarnej, mętnej portowej wody. Na pobliskiej ulicy pojawiły się oddziały piechoty i marynarze, otworzyli ogień do szturmujących okręty ludzi…

    [​IMG]

    *

    Dziennik generała Menanta, 15 grudnia:
    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano


    ________________________________

    A no tak wyszło, o ważnym wydarzeniu chcę zrobić oddzielny odcinek, ale i te rzeczy trzeba było przedstawić:)
     
  20. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LXIX– Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie
    15 – 17 grudnia 1936 r.

    Ostateczny szturm na pozycje republikańskie nastąpił 15 grudnia, siłami 6 dywizji niemieckich oraz 20 hiszpańskich, nad którymi dowództwo przejęli niemieccy generałowie. Doskonale zdawano sobie sprawę ze słabości sił republikańskich, nie spodziewano się więc długiego oporu. Atak, skoordynowany co do minuty, ruszył z trzech kierunków – Sevilli, Jaen i Almerii. Czołgi Kleista uderzyły z Almerii, zaś XII Korpus Armijny von Reichenaua z Jaen.

    [​IMG]

    [​IMG]

    *

    Szturm został poprzedzony ostrzałem artyleryjskim i nalotem bombowym lotnictwa frankistów. Żołnierze ruszyli szeroką tyralierą, dla dodania odwagi krzycząc opętańczo. Biegli przez otwarty, porośnięty niewielkimi krzewami i drzewami teren okalający wzgórze, który nie dawał dobrej osłony. Z zamaskowanych republikańskich bunkrów rozlał się na całe wzgórze morderczy ogień. Żołnierze padli na piasek, szukając osłony.
    -Schowaj niżej głowę! – krzyknął Andreas do Erdmanna, który posłusznie wykonał rozkaz. Nie w głowie była mu już brawura.
    -Skokami do przodu! – rzucił rozkaz porucznik Wiesel. – ogień osłaniający!
    Huknął ogień z cekaemów i erkaemów niemieckich, skupiając na sobie ostrzał Republikanów. Żołnierze ruszyli biegiem, z nisko pochylonymi głowami.
    -Szybko Erdmann, do tamtego kamienia!
    Pobiegli, ile sił w nogach. Obok nich śmigały kule, żołnierz biegnący przed nimi dostał, upadł na piasek. Andreas przeskoczył go zwinnie, razem z Erdmannem dopadł kamienia. Byli już zaledwie kilkanaście metrów od wrogich pozycji.
    -Granaty!
    Charakterystyczne trzonki powędrowały w dal, eksplozje na moment przesłoniły wszystko dymem i oparami wzburzonej ziemi. Niemcy ruszyli do przodu, na ślepo miotając serie z peemów – nie ustawał, mimo praktycznego braku widoczności, ogień republikański. Ktoś krzyknął, ktoś jęknął przeciągle – kto, nie było wiadomo, nikogo to nie interesowało. Andreas spostrzegł tylko strumień krwi, ochlapujący jego mundur. Praktycznie nie widząc, co jest po drugiej stronie ziemnego wału, pokonał go zwinnym skokiem. Tutaj do wrzasków, ryków i jęków po niemiecku dołączyły te po hiszpańsku. Koło ucha śmignęła mu kula, ktoś wskoczył mu na plecy, przed oczyma mignęła mu ręka ściskająca nóż. Podniósł ręce, chwycił napastnika, z całej siły rzucił go na glebę, wpakował bagnet między oczy. Między Niemcami a Hiszpanami rozgorzała zacięta walka na wszelkie możliwe sposoby, w której sekundy decydowały o życiu i śmierci.

    [​IMG]

    Andreas nawet nie wiedział, skąd wziął się przed nim jakiś młody Republikanin w chustce na głowie, dostrzegł tylko zaciśniętą pieść wędrującą w stronę swojej twarzy i poczuł tak charakterystyczne uderzenie w nos, od którego robi się ciemno przed oczami. Bezładnie upadł plecami na ziemię, wypuszczając z dłoni karabin. Natychmiast otworzył oczy, spodziewając się zobaczyć ostrze bagnetu, dostrzegł jednak, jak młody Republikanin siłował się z Erdmannem, próbującym wyrwać mu z rąk karabin Andreasa.
    -Cholera! – usłyszał nad sobą, zobaczył Michaela, wypalającego z pistoletu. Republikanin zacisnął dłonie na karabinie, jakby tonąc, powoli osunął się na piasek.
    Walka dobiegała końca. Kilku Hiszpanów, ściganych przez kule i serie, rzuciło się do panicznej ucieczki, pozostali, ciskając na ziemię broń, poddali się Niemcom.
    -Już myślałem, że zginiesz – powiedział Michael, pochylając się nad Andreasem. – podziękuj Erdmannowi. Gdyby nie on, Hiszpan wpakowałby ci bagnet w bebechy.
    Andreas, trzymając się jeszcze dłońmi za głowę, która od ciosu eksplodował bólem, podszedł do dziennikarza. Erdmann oddychał szybko, trzęsącymi się dłońmi trzymał karabin Andreasa.
    -Twój karabin, Andreasie – wyjąkał.
    -Dziękuję - odparł żołnierz. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie musiał. Wszystko było jasne.

    *

    Mimo desperackiego oporu, siły republikańskie nie miały szans. Żołnierze Armii Ludowej i milicji robotniczych stanęli przed dylematami, które dla wielu z nich były nie do rozwiązania. A możliwości, jakie mieli, nie do przyjęcia.

    *

    Hacjenda była atakowana ze wszystkich stron. Jak dotąd, kilkudziesięciu Republikanów stawiało zażarty opór, trwający już dwie godziny. Z kilkudziesięciu zostało ich już kilkunastu.
    -Nie mamy szans – stwierdził dowodzący obroną młody oficer. – faszystów jest zbyt wielu, nie mamy już prawie amunicji.
    -Kapitulacja? – powiedział ktoś prawie niedosłyszalnie. Pytanie zawisło jak miecz.
    Oficer skinął głową. Żołnierze opuścili głowy, ktoś przeklął szpetnie, ktoś odetchnął z ulgą.
    -Ja się nie poddam! – wrzasnął jeden z żołnierzy, cofając się o krok, rzucając na wszystkich wściekłe spojrzenia. – nie poddam się! I wy też nie możecie, słyszycie?! Nie możecie!
    -Czym chcesz walczyć? – spytał oficer. – prawie nie mamy już amunicji…
    -Mamy jej jeszcze wystarczająco, żeby uczynić to, co należy! – wrzasnął. Wyciągnął z kabury pistolet, włożył lufę do ust.
    Pociągnął za cyngiel.
    Minutę później nad budynkiem załopotała biała flaga.

    *

    Wszystkie drogi do granicy z brytyjskim Gibraltarem wyglądały, jakby ruszyła nimi cała Hiszpania. Nieliczne samochody, wozy konne, rowery. I tysiące ludzi – młodych, starych, kobiet, mężczyzn, żołnierzy i cywili. Wszyscy ze strachem oglądający się na północ, z nadzieją i ulgą na południe, na drogowskazy informujące, ile kilometrów do granicy z Wielką Brytanią.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Brytyjski posterunek graniczny nie nadążał z pracą. Odbierano Republikanom broń, rzucając na dużą stertę, kierowano do tymczasowych obozów internowania.
    Stary, siwowłosy Republikanin o długiej brodzie posłusznie oddał karabin, trzymając jednak w dłoni niewielki, płócienny woreczek.
    -Co w nim masz? – zapytał Brytyjczyk.
    -Nic, to moje.
    -Pokaż!
    -Nie!
    Dwóch brytyjskich żołnierzy doskoczyło do starca, chwyciło go za ręce. Woreczek wypadł z jego dłoni, wysypała się z niego garść ziemi. Hiszpańskiej ziemi.

    *

    17 grudnia punktualnie o godzinie 19 poddały się ostatnie oddziały republikańskie na obszarze Malagi.

    [​IMG]

    Andreas, Erdmann i inni Niemcy przypatrywali się w centrum Malagi republikańskim jeńcom. Szli oni szeregami, z rękami wyciągniętymi do góry, rzucając broń na ziemię. W głównym kościele w Maladze zaczęły bić dzwony – frankiści rozkazali zorganizować mszę dziękczynną w podzięce za zdobycie miasta.
    -Koniec wojny…Co ty teraz będziesz tutaj robił, Erdmann? O czym pisał?
    -Nie wiem. Chyba zrezygnuję z roboty dla Völkischer Beobachter. Nie mam zamiaru pisać kłamstw.
    Nagle wśród jeńców nastąpiło dziwne zamieszanie i krzyki, jakiś młodzieniec wyrwał się z szeregu, zaczął bez celowania strzelać i uciekać w kierunku niedalekiej bramy. Andreas usłyszał jakiś jęk za sobą, ale nie zwrócił na to uwagi. Za zbiegiem posypały się serie, krzyknął on z bólu, runął na chodnik.
    -Erdmann, widziałeś go…O cholera!
    Dziennikarz leżał na ziemi, na jego niebieskiej marynarce, na wysokości klatki piersiowej rosła szybko czerwona plama.
    -Lekarza! – zawył Andreas. – lekarza, szybko!
    Podbiegli pozostali żołnierze, podłożyli dziennikarzowi hełm pod głowę, ktoś podał manierkę. Andreas rozerwał mu koszulę. Rana, bardzo blisko serca, wyglądała paskudnie.
    -Erdmann, trzymaj się, słyszysz? Za chwilę będzie lekarz, słyszysz…
    -Dziwne – wyjąkał dziennikarz. – wcale… nie boli. Ani tro…trochę.
    -Nic nie mów, za chwilę ci pomogą. Wytrzymaj – wykrztusił Andreas, starając się za wszelką cenę powstrzymać łzy napływające do oczu.
    -Dobrze, że… artykuł…ten arty…artykuł, który napisałem…szczera prawda…Tak trzeba…prawda, Andreas…
    Do dziennikarza podbiegł lekarz, uklęknął. Wystarczyło, że pobieżnie obejrzał rannego, żeby ze smutkiem pokręcić głową. Andreas ścisnął dłoń Erdmanna.
    Dopiero po długiej, bardzo długiej chwili zdał sobie sprawę, że trzyma dłoń trupa.

    Bicie dzwonów nie ustawało, niosło się gdzieś wysoko i daleko, ponad chmury i granice, niosąc wszystkim jedną i tą samą wieść.

    CDN.
    Crystiano
     
  21. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LXX – Popiół, nie diament

    Wojna domowa w Hiszpanii dobiegła końca. 20 grudnia generał Franco wydał specjalny dekret o „wyzwoleniu i zjednoczeniu Hiszpanii”, ogłaszając wszem i wobec zniszczenie „komunistycznego raka, który toczył Hiszpanię”. Większość państw świata uznała rząd Franco za legalny rząd hiszpański, cofając uznanie dla rządu Republiki, którego członkowie przebywali we Francji i Meksyku.

    [​IMG]

    Był to jednak tylko i wyłącznie oficjalny koniec wojny. W społeczeństwie i państwie trwała ona nadal, zapuściła korzenie głębiej niż ktokolwiek mógł przypuszczać, w jednym narodzie stworzyła przepaść, która wydawała się nie do przeskoczenia. Można ją było co najwyżej zasypać.

    Tysiącami trupów.

    *

    Nie obyło się bez krzyków, bicia, zabijania tych, którzy już nie mieli sił iść. Na litość frankistowskich katów nie mogli liczyć ani ranni, ani chorzy – kto nie mógł iść i zostawał w tyle, był dobijany jak zwierze. Aby było oszczędniej, strażnicy nie strzelali, ale okładali kolbami do momentu, gdy byli pewni, że jedyne co zostało ofierze, to skonanie w rynsztoku.
    W jednym szeregu szli wszyscy wrogowie Franco, sami do siebie również nie zawsze pałający sympatią – anarchiści, związkowcy z CNT i UGT, staliniści, trockiści, szeroko pojęci demokraci. Wszyscy, którzy mieli odwagę przeciwstawić się generałowi Franco.
    W zamyśle frankistów połączyć ich miało jeszcze jedno – obóz koncentracyjny Fort Montjuic w Barcelonie.

    [​IMG]

    *

    Juan Elhuyar wiedział, że jest to jedyne wyjście. Walczył w szeregach Republikanów, nie może się teraz ujawnić, zabiją jak psa, albo wsadzą do cuchnącej celi, gdzie będą bić i torturować. Musiał więc pozostać w ukryciu, poczekać, aż sytuacja nieco się uspokoi, wtedy próbować uciec do Francji. Nie było daleko, tylko ktoś musiałby przeprowadzić go przez Pireneje. Cholernie ryzykowne, z dala pachnące śmiercią. Ale nie zostało mu nic innego.
    Życia, cz raczej egzystencji niewolnika w Hiszpanii generała Franca nie brał pod uwagę.
    Przykrył się mocniej kocem, dorzucił kilka drew do ogniska. Hiszpańskie grudzień nie był ciepły – szczególnie, jeżeli spędzało się go w górskiej jaskini.
    -Juan! – usłyszał głos z zewnątrz.
    -Eduardo? – spytał, jednocześnie ściskając w dłoni rękojeść pistoletu.
    -Tak.
    Eduardo, jego młodszy, zaledwie 15 – letni brat, który nie brał udziału w wojnie. Przynosił mu żywność i starał się pomóc we wszelki możliwy sposób. Niski, chudy jak szczapka, z czapką na bakier, wyglądający co najmniej zabawnie. Podał Juanowi niewielki garnczek z zupą.
    -Masz, jedz – powiedział.
    -Dowiedziałeś się czegoś?
    -O czym?
    -Czy znalazłby się ktoś, kto mógłby mnie przeprowadzić przez Pireneje?
    -Tak, pytałem. I jest szansa.
    -Jaka?
    -Pomoc zaoferował stary Bernardo. Wiesz, ten co kiedyś miał hodowlę kóz…
    -Wiem, wiem. Pewnie nie za darmo, co?
    -Nie. Żąda 10 tysięcy peset. Płacone z góry.

    *

    Trzy dni później Juan udał się na spotkanie. Na niewielkiej polanie czekał już brat, po chwili pojawił się Bernardo, niemłody już człowiek o robiącej wrażenie, długiej, siwej brodzie i niebieskich niczym morska woda oczach.
    -10 tysięcy? – spytał, wskazując na worek trzymany przez Juana worek.
    -Tak, bierz. Kiedy ruszymy do Francji?
    Bernardo ścisnął mocno worek, cofnął się o krok.
    -Wybacz, Juan. Nic do ciebie nie mam, ale własne życie cenię wyżej od twojego.
    Zza drzew wyłonili się żołnierze w uniformach nacjonalistów, z bronią wycelowaną w Juana i jego brata.
    -Zdradziecka szujo! – wrzasnął Juan, w jego dłoni momentalnie pojawił się pistolet, wypalił do Bernarda, zdrajca zalał siebie i worek z pieniędzmi krwią, charcząc przez przestrzeloną krtań, runął na kamienistą glebę. W tej chwili kanonada frankistów zakończyła życie obu braci, padli na ziemię koło zdrajcy, po chwili wszyscy zimni, bladosini, równie bezbronni w obliczu śmierci.

    *

    Nie wszyscy pogodzili się z klęską Republiki lub starali się zbiec z Hiszpanii. Niektórzy chwycili w dłonie karabiny i noże, chcąc nadal walczyć o taką Hiszpanię, jakiej sami chcieli. W niedostępnych górach Asturii i kraju Basków, w Katalonii, w wąwozach Kantabrii. Wszędzie, gdzie teren i miejscowa ludność sprzyjały walce z frankistami.

    [​IMG]

    Partyzanci czekali w napięciu, przygotowani do akcji. Wreszcie zobaczyli na drodze długo oczekiwaną ciężarówkę z zaopatrzeniem i amunicją dla pobliskiego garnizonu frankistów. Zagryźli wargi – ciężarówka była eskortowana przez cztery motocykle i samochód pancerny.
    -Zaczynamy jak przejedzie pojazd opancerzony – rozkazał dowódca.
    Sekundy przedłużały się w nieskończoność. Przygotowali karabiny, trwali w milczeniu i cierpliwości, chociaż każdego już kusiło, żeby strzelić. Przejechał pojazd pancerny, jakieś 10 metrów za nim była ciężarówka.
    -Teraz!
    Dwóch partyzantów z całej siły popchnęło drewnianą kłodę, stoczyła się ona w dół z łoskotem, blokując drogę.
    -Teraz, ognia!
    Partyzanci republikańscy otworzyli szaleńczy ogień. Jeden z motocyklistów stoczył się z motocykla, który z hukiem uderzył w duży kamień i wybuchł. Pozostali zeskoczyli z motocykli, z ciężarówki wypadło kilku frankistów. W ich stronę poszybowały granaty, ogień otworzyła załoga pojazdu pancernego. Dwóch partyzantów biegnących w jego stronę upadli niczym za podmuchem wiatru, pozostali kryli się za kamieniami, strzelając do pojazdu i przeżytych jeszcze frankistów.
    -Nie damy rady z pojazdem! – krzyknął ktoś.
    -Damy! Butelki z benzyną!
    W stronę samochodu pancernego poleciały trzy zapalone butelki z benzyną. Dwie chybiły, ale jedna trafiła w cel, pojazd momentalnie stanął w ogniu.

    *

    Rozkaz był jasny – zlikwidować porucznika frankistów Solaria. Sytuacja była ułatwiona – porucznik nie przebywał w pilnie strzeżonym garnizonie, ale na urlopie w domu, gdzie nie miał raczej silnej ochrony.
    Przemykając między drzewami i kamieniami zamachowiec dotarł do budynku mieszkalnego. Było zupełnie cicho i ciemno, prószył śnieg. Światło dostrzegł w jednym z pokojów na parterze, zakradł się po cichu, ukradkiem spojrzał przez okiennicę.
    Porucznik w galowym mundurze siedział przy ozdobionym i suto zastawionym potrawami stole. Na kolanach trzymał małą dziewczynkę, której ze śmiechem coś opowiadał. Obok siedziała kobieta i jeszcze dwoje mniejszych dzieci. Wszyscy odświętnie ubrani, radośni.
    -„No tak – przemknęło partyzantowi przez myśl. – dzisiaj Wigilia…”
    Spojrzał jeszcze raz na zadowolone, małe, niczemu nie winne dzieci. Nie musiały umierać.
    Ale ojciec sprawił, że musiały. Sam skazał swoją rodzinę na śmierć.
    Uderzeniem pięści rozbił szybę, wrzucił do pomieszczenia granat.

    *

    Popychając kolbami, frankiści wyprowadzili całą grupę jeńców na podwórze. Zaprowadzili wszystkich do drewnianych, wbitych w ziemię palików, przywiązali.
    -Wyrokiem sądu, za zdradę Hiszpanii i walkę z prawdziwymi hiszpańskimi patriotami, zostaliście skazani na śmierć.
    -Nie liczcie, że Bóg się nad wami zlituje – dorzucił ksiądz, ochlapując karabiny frankistowskich żołnierzy wodą święconą.

    [​IMG]

    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano
     
  22. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LXXI – Szczęśliwego 1937 roku

    Wraz z zakończeniem hiszpańskiej wojny domowej, skończyło się zadanie oddziałów niemieckich – XII Korpusu Armijnego von Reichenaua i Armii Pancernej Kleista. Obie armie otrzymały rozkazy bezzwłocznego udania się do Oviedo, gdzie czekały już jednostki Kriegsmarine, gotowe do przewiezienia żołnierzy z powrotem do Niemiec.
    Dużo szybciej, bo drogą lotniczą, powrócił do Rzeszy Legion Condor. To właśnie jego żołnierzom i pilotom, walczącym w Hiszpanii od pierwszych dni tamtejszego konfliktu, przypadł laur zwycięstwa.

    *

    Członkowie Legionu stali w długich szeregach, wyprostowani jak struny, w wyglancowanych, czarnych butach, z przypiętymi do munduru odznaczeniami i medalami. Stali poważni, jednak ciężko było im nie okazywać dumy i radości. W końcu przeżyli, wrócili do ojczyzny, są bohaterami. Nie wszystkim się to udało – wielu musiało się zadowolić trumną. I raczej nie obchodziło ich już to, że były one naprawdę piękne, dębowe, ozdobione flagą i przyznanymi pośmiertnie odznaczeniami.
    Nad głowami żołnierzy powiewały dziesiątki flag ze swastyką, na metalowych słupach płonęły wielkie pochodnie. Wreszcie zagrała na cały głos wojskowa orkiestra – był to znak, że przybywa sam Wódz.
    Hitler w otoczeniu ochrony i najbliższych pomocników, wszedł na podium, gdzie była już przygotowana mównica. Zebrani jak na sygnał uderzyli butami w bruk, wyciągnęli przed siebie dłonie, powitali Wodza gromkim:
    -Heil Hitler!
    Führer z uśmiechem odwzajemnił gest.
    -Spocznijcie, żołnierze. Zasłużyliście sobie na to.
    Żołnierze jak zahipnotyzowani spoglądali na Wodza, ucichł nawet porywisty, zimny wiatr, nie dający od rana spokoju. Wszyscy w milczeniu oczekiwali przemówienia. Nie czekali długo.
    -Żołnierze! W blasku chwały i glorii wróciliście ze zwycięskiej kampanii wojennej! Przebrnęliście przez trudy wojny, pokonaliście strach i słabości, stanęliście na wysokości postawionego przed Wami zadania! Pokazaliście, iż jesteście godni niemieckiego munduru, wasze odznaczenia są w pełni zasłużone. Nazwanie was bohaterami nie jest pustym określeniem – jesteście nimi! Jesteście bohaterami!
    Wódz przerwał, zagrała orkiestra, żołnierze owacyjnie bili brawa. Hitler kiwał głową za zadowoleniem.
    -Wojna, z której powróciliście, nie była zwykłym konfliktem. Była starciem z bezbożnym, wrogim aryjskim tradycjom, bandyckim komunizmem! Starciem zwycięskim! Ale to dopiero początek, to odrąbanie jednej macki hybrydzie, która ma ich tysiące. Najcięższe a zarazem najbardziej chwalebne zadania dopiero przed wami – podołacie im jednak bez trudności, a doświadczenia z wojny w Hiszpanii tylko wam w tym dopomogą…
    Tym razem entuzjastyczne brawa zagłuszyły wszystko, łącznie z orkiestrą i salwą honorową.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Wojenną przygodę zakończyli również żołnierze włoscy, którzy walczyli w Hiszpanii po stronie generała Franco w szeregach Corpo Truppe Volontarie. I w Rzymie nie mogło więc zabraknąć odświętnej defilady i przemówień – żołnierze byli bohaterami.

    [​IMG]

    *

    22 grudnia zakończono formowanie i szkolenie pierwszej w Wehrmachcie dywizji górskiej. Na obecny moment była to najlepiej wyposażona, wyszkolona i przygotowana do działań wojennych jednostka. Jednakże koszty związane z jej formowaniem i programem szkoleniowym były na tyle wysokie, że w najbliższym czasie nie brano pod uwagę możliwości stworzenia kolejnej takiej dywizji.
    Dywizja otrzymała rozkaz stacjonowania w górskim rejonie Friedrichshafen, jej dowództwo objął generał Böhme.

    [​IMG]

    *

    Następował również rozwój Kriegsmarine. Nie mogła się ona wciąż równać z flotami Wielkiej Brytanii czy Francji, jednakże była na jak najlepszej drodze – 26 grudnia w stoczni Wilhelmshafen zwodowano ciężki krążownik KMS „Admiral Hipper”, czwarty po „Deutschlandzie”, „Grafie Spee” i „Admirale Scherze” okręt wojenny tej klasy. Były to na obecny moment najsilniejsze jednostki Kriegsmarine – ciężko było liczyć na budowę pancerników, gdyż lwią cześć funduszy pochłaniała rozbudowa sił lądowych i lotnictwa.

    *

    Koniec grudnia przeszedł pod znakiem przygotowań do świętowania Sylwestra i nadejścia Nowego Roku, którzy wszyscy oczekiwali z nadzieją, że będzie lepszy od mijającego.
    Na zaproszenie Hitlera w Kancelarii Rzeszy pojawili się wszyscy ministrowie, najbliżsi przyjaciele i towarzysze. Sylwester był najlepszą okazją do podsumowań w swobodnej, miłej atmosferze. Wczuł się w nią nawet Hitler, zadowolony, mimo zadeklarowanej abstynencji, trzymający w dłoni kieliszek z szampanem.
    -Miło mi wszystkich Was tutaj dzisiaj widzieć - powiedział. – kończy się kolejny rok naszej trudnej, ale jakże zaszczytnej służby Rzeszy, narodowi niemieckiemu i naszym narodowosocjalistycznym wartościom. Mijający rok uznaję za udany – poczyniliśmy wszelkie zakładane postępy. Opanowana została Dania, zwycięsko zakończyła się wojna w Hiszpanii – tutaj składam pochwały i gratulacje ministrom Raederowi, Bayerleinowi, Goeringowi i Fritschowi. Panowie, to Wasza zasługa.
    Ministrowie skinęli głowami.
    -Bezpieczeństwo naszego kraju zawdzięczamy ministrom Gürtnerowi i Canarisowi. To dzięki Wam panowie, nie musimy obawiać się wrogich naszemu krajowi Żydów, komunistów, sabotażystów i zdrajców ojczyzny. Pierwszym krokiem do pokonania wroga jest jak największa wiedza o nim – to zasługa wywiadu admirała Canarisa.
    Obaj ministrowie skinęli głowami, z uśmiechem uścisnęli sobie ręce.
    -Jesteśmy otoczenie przez wrogów. W tej sytuacji konieczne jest posiadanie licznych, dobrze wyposażonych sił zbrojnych. Tutaj podziękowania należą się ministrowi Hierlowi. W naszym położeniu równie bezcenne jest zwodzenie, oszukiwanie, wykorzystywanie naszych wrogów. Niektórzy nazywają to dyplomacją. Panie Neurath – dziękuję.
    Hierl i Neurath zasalutowali.
    -Na koniec podziękowania dla mojego wiernego kompana i towarzysza od dawnych lat. Hess, pańska praca i zasługi dla Rzeszy Niemieckiej są dla mnie nie ocenione.
    -Heil Hitler, mein Führer! – odkrzyknął Hess ze łzami w oczach. Zegar wybił północ.
    -Niech nowy rok będzie jeszcze od mijającego. Zdrowie wasze i wszystkich Aryjczyków, panowie!
    Unieśli kieliszki.

    *

    I w wojskowych jednostkach nie zapomniano o Nowym Roku. W oddziale Andreasa i Michaela przygotowano duży namiot, gdzie zebrała się cała kompania. Nie obyło się bez okolicznościowych pogadanek, które jednak mało kogo interesowały – znacznie ciekawszy był szampan, wino i wódka na stole. Wreszcie polano alkohol do kubków.
    -Szczęśliwego Nowego Roku! – zakrzyknął porucznik Wiesel jako samozwańczy gospodarz uroczystości.
    Podniesiono kubki, zaczęto stukać się nimi nawzajem, składać sobie życzenia.
    -Wypijmy! – krzyknął ktoś.
    -Wypijmy! – podchwycili inni.
    -Wypijmy – szepnął Andreas, przechylając kubek.
    A potem zapomnijmy.

    *

    Rozpoczął się Nowy, 1937 rok.

    CDN.
    Crystiano

    _________________________


    urich - w następnym odcinku pójdzie do przodu.
    Otto - tak, z nowej wersji:)
    Medievista - kurcze, ładnie to wyliczyłeś:-D Osobiście ciężko mi powiedzieć dokładnie, bo 1937 opiszę chyba nieco szybciej niż 1936 r., ale potem będzie bogaty w wydarzenia 1938 r. Zobaczymy, czy twoje proroctwo się sprawdzi;)
    Laveris - w następnym odcinku:
     
  23. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LXXII – Dwóch szewców kontra smok

    W 1936 r. oczy zarówno Rzeszy jak i większości świata skierowane były na Hiszpanię. Wojna domowa na Półwyspie Iberyjskim była konfliktem bliskim, wręcz dotykalnym, w który bezpośrednio zaangażowały się Niemcy, pośrednio Włochy, Związek Radziecki, Portugalia i Meksyk. Wojna, która według wielu mogła stać się początkiem nowego, ogólnoświatowego konfliktu. Spoglądano więc na wydarzenia w Hiszpanii zarówno z niepokojem jak i ciekawością.
    Ale wojna domowa dobiegła końca i wbrew ponurym przewidywaniom i prognozom sytuacja wróciła do normy i szarej rzeczywistości. Opinia publiczna, nie znosząca jednak próżni, nie zadowalająca się drobiazgami, szukała nowych, godnych zainteresowania informacji. I, wbrew obawom, szybko znalazła punkt zaczepienia.
    Chiny. Kraj o wielkich możliwościach i potencjale, bogaty w surowce i zboże, ludny, istniejący tysiące lat. Jednocześnie od 1911 r. pogrążony w nieustającej anarchii, wojnach domowych, niszczony, palony, równany z ziemią. Jednak w 1936 r. wydawało się już, że Chiny są na najlepszej drodze do odbudowy i zjednoczenia. Silna pozycja Kuomintangu Czang Kaj Szeka, który kontrolował większą cześć Chin, z głównymi miastami i ośrodkami przemysłowymi. Mniejsze chińskie organizmy państwowe – Junnan, Xibei San Ma czy Szansi znajdowały się w orbicie wpływów Kuomintangu.
    Jednak siła chińskich nacjonalistów była tylko pozorem, który skrywał słabość gospodarczą, niezadowolenie, wszechobecną korupcję i przestępczość, tragiczny stan armii. Wszystkie szkopuły ujawniły się, gdy Kuomintangowi przyszło walczyć na dwa fronty – z komunistami Mao Zedonga na północy oraz siłami Kwang – Si generała Li Zongrena na południu.

    *

    Kurta Seidlera, niemieckiego dziennikarza w Chinach, obudziły jednocześnie odgłosy strzałów i wybuchów oraz potrząsanie i krzyki jego pomocnika, Chińczyka Tao.
    -Co się dzieje, Tao? – spytał, ziewając i przecierając oczy.
    -Oddziały Li Zongrena nadchodzą! – krzyczał Tao, jednocześnie wymachując dłońmi i rzucając dookoła przerażone spojrzenia. – już ich słychać! Nadchodzą!
    Kurt pośpiesznie obmył twarz w miednicy, ubrał koszulę.
    -Gdzie Mei-ying? – zapytał o gospodynię, u której mieszkali.
    -Zakopuje drogocenne rzeczy.
    Niemiec pokiwał głową. Chińskie rodziny nieraz już przeżywały przemarsze, pacyfikacje, grabieże, najróżniejszych oddziałów i band, które łączyło tylko jedno – posiadanie broni. Ziemia była bezpieczną kryjówką.
    Wyszli na podwórze. Gospodyni, ścierając pot z czoła, kończyła wygładzanie łopatą ziemi w ogródku. Kurt wręczył kobiecie woreczek ze złotem – tylko ono miało tutaj realną wartość.
    -Dziękujemy pani za schronienie.
    -Wyjeżdżają panowie?
    -Tak. Muszę być blisko aktualnych wydarzeń. Jeszcze raz dziękujemy.
    Kobieta pokiwała głową.
    -Obyśmy się spotkali w lepszych czasach.

    *

    Pojechali wozem w kierunku, z którego dobiegały odgłosy walk. Oprócz nikt nie jechał w tamtą stronę – wszyscy cywile, wojskowi, ranni ze strachem w oczach, chaotycznie uciekali pieszo, rowerami, wozami, nieliczni konno i samochodami. Ze strzępów informacji Seidler wywnioskował, że walki trwają już na równinie na północy prowincji Nanping.
    -Armia Li Zongrena posuwa się nadzwyczaj szybko i sprawnie – powiedział do pomocnika. – kto by pomyślał… Zajęli już Hengyang w centrum, Xiamen i Longyan na zachodzie, lada chwila opanowany zostanie cały obszar Nanpingu…

    [​IMG]

    -Kuomintang nie ma sił i środków, żeby skutecznie powstrzymać marsz armii Kwang – Si. Większość sił walczy z komunistami na północy.
    -I też ponosi klęski – pokręcił głową dziennikarz. – komuniści ponad dwukrotnie zwiększyli kontrolowany przez siebie obszar. Opanowali Guyan, Yinchuan, Lanzhou i Jinchang…

    [​IMG]

    -Jak dotąd na północy straty ponosi Xibei San Ma. Sojusz z Czangiem nie wyszedł im na dobre…
    -Ma wkrótce padnie. Nie wpłynie to pozytywnie na nastawienie Szansi czy Junnanu. Mogą jeszcze poprzeć Li Zongrena… A komuniści przerzucą wtedy siły na tereny pozostające pod administracją Kuomintangu.
    Zbliżali się do terenu walk – wskazywali na to coraz liczniejsi, uciekający w przeciwnym kierunku żołnierze Kuomintangu. Prezentowali się tragicznie – w mundurach przypominających szmaty, z karabinami sprzed półwiecza, zakrwawieni, brudni. Prawdziwa hekatomba ukazała się jednak oczom Seidlera, gdy wyjechali na równinę. Wszędzie wybuchały pociski artyleryjskie, płosząc konie, oddziały uciekały bez żadnego ładu i składu, porzucając sztandary i broń. Dziennikarz sięgnął po lornetkę - w oddali widać było już nacierających kawalerzystów Kwang – Si, szablami okładających uciekających nacjonalistów. Seidler wyjął aparat fotograficzny, pstryknął kilka zdjęć.

    [​IMG]

    -Panie Seidler, powinniśmy się wycofać. Tutaj nikt się nie będzie nad nami litował, zabiją choćby dla koni…
    -Słusznie, Tao. Zawracajmy.

    *

    Opanowanie przez oddziały Kwang – Si Nanpingu nie pozostało bez echa. Było to kolejne zwycięstwo Li Zongrena, ujawniające ogromną słabość Kuomintangu. Do Nankinu – stolicy i głównego ośrodka administracyjnego sił nacjonalistycznych oddziałom Li Zongrena pozostało około 600 kilometrów. Atak sił Kwang – Si w kierunku na Nankin wraz z postępami komunistów na północy mogło oznaczać w niedługim czasie upadek Kuomintangu, co diametralnie zmieniłoby układ sił w tej części Azji. Oczywiście z niekorzyścią dla Chin.
    Tego jednak nikt nie brał pod uwagę, zwyciężała samowola, chęć władzy i zysków, zdobytych za wszelką cenę.

    [​IMG]

    *

    Zwycięstwo Li Zongrena wywołało konsternację w sztabie Koumintangu. Sytuacja na południu wydawała się być krytyczna – lada dzień mogło paść Ganzhou, które już z pięciu kierunków okrążone było siłami Kwang – Si. Niebezpieczeństwo zaistniało również na wschodzie – wrogowie mogli opanować ważny obszar Fuzhou z jednym z nielicznych na tym obszarze nowoczesnych i dużych lotnisk – wtedy w okrążeniu znalazłoby się Quanzhou. Jeżeli Li Zongren ruszyłby na północ, w ciągu kilku tygodni miałby szansę dotrzeć do Nankinu.

    [​IMG]

    Czang Kaj Szek z niepokojem przyglądał się sztabowej mapie, nerwowo przesuwając na niej flagi, oznaczające oddziały. Uniósł głowę, zwrócił się do dowódców:
    -Musimy za wszelką cenę odzyskać Nanping. Choćby miało to kosztować nas tysiące rannych i zabitych.
    -Generallisimusie, nie mamy wystarczających sił…
    -Ściągnijcie oddziały z północy.
    -Wtedy osłabimy siły walczące z komunistami…Ma Hongkui wraz z armią Xibei San Ma nie będzie miał szans. Pozostawimy go na pastwę Mao Zedonga.
    -To się nie liczy. Nic mnie on nie obchodzi i Was też nie powinien.

    Można go poświecić.

    CDN.
    Crystiano

    ______________________

    Kilka jednostek górskich zapewne jeszcze stworzę, póki co jednak wolę skupić się na lotnictwie, piechocie i czołgach;]

    A zdjęcia będą raz takie raz takie, w końcu więcej jest b&w, chyba wszyscy będą zadowoleni:>:)
     
  24. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LXXIII – Wyścig szczurów
    1 - 4 stycznia 1937 r.

    Canaris odetchnął z ulgą, wypił łyk kawy. Raport wywiadowczy, nad którym pracował pół nocy, zbierając najróżniejsze dane i meldunki, był zakończony. Spojrzał jeszcze raz, aby upewnić się, że nie popełnił żadnego błędu i niczego nie przeoczył. Uśmiechnął się – wszystko było w najlepszym porządku. Poza tym, powinno się spodobać Hitlerowi – informacje wywiadowcze dotyczące ZSRR, Francji, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych były jak najbardziej korzystne dla Rzeszy. Żadne z wrogich państw nie posiadało nadzwyczaj dużych sił zbrojnych ani nie opracowywało zupełnie nieznanych Niemcom, innowacyjnych projektów naukowych.
    Związek Radziecki...Liczna armia, zapewne w rzeczywistości znacznie liczniejsza od danych wywiadu. Z drugiej strony przestarzała, o niskim morale i słabym dowodzeniu. Podobnie było w przypadku lotnictwa i marynarki – liczebność nie szła w parze z jakością. Opracowywane projekty nie różniły się znacząco od niemieckich, jednakże kwestia słabości radzieckiego przemysłu i powolnego wdrażania nowych rozwiązań technologicznych działała na niekorzyść Armii Czerwonej.

    [​IMG]

    Francja…Nieliczna, przestarzała armia, pamiętająca zapewne w większej mierze Verdun i Sommę. Szczątkowe siły pancerne, lotnictwo silne i sprawne, jednakże bardzo nieliczne. Marynarka bardzo silna, na czele lotniskowiec i pancerniki, ale to nie okręty decydują o działaniach wojennych. Badania skupione na rozwoju przemysłu, pozbawione znaczenia dla sił zbrojnych. Zacofanie w kryptografii (to zdanie Canaris podkreślił czerwonym długopisem).

    [​IMG]

    Wielka Brytania…Bardzo niewielka armią lądowa, dodatkowo rozsiana po prawie całym świecie, od Londynu po Hong Kong, Falklandy i Palestynę. Brytyjczycy sądzą, że wyspiarskie położenie zapewni im bezpieczeństwo. W związku z tym nie dziwi licząca ponad 100 jednostek flota wojenna, z lotniskowcami, pancernikami i krążownikami. Struktura i liczba samolotów jest słabo znana – dywizjony myśliwski i dwa dywizjony bombowe wydają się być liczbą poważnie zaniżoną. Badania skupione na przemyśle, zacofanie w doktrynach dotyczących wykorzystania lotnictwa, oraz, podobnie jak Francuzi, w kryptografii.

    [​IMG]

    Stany Zjednoczone…Niewielka w porównaniu do poprzednich państw siatka szpiegowska, powoduje, że informacje są bardziej ogólnikowe, prawdopodobnie nie odbiegają jednak daleko od prawdy. USA, jako kraj hołdujący ideom izolacjonizmu, ma bardzo nieliczną armię lądową. Obecnie trwa jej rozbudowa, co może być skutkiem licznych wojen i konfliktów w roku poprzednim. Równie nieliczne jest lotnictwo, potęgą natomiast jest flota, liczba okrętów jest bliska setce. W projektach naukowych Amerykanów uwidacznia się zacofanie, szczególnie w dziedzinie wojsk lądowych.

    [​IMG]

    Rzesza Niemiecka szła łeb w łeb z głównymi graczami na arenie międzynarodowej. Widoczna jednak było rozbudowana sił zbrojnych we wszystkich państwach. Nie mogło to niczemu nie służyć.

    *

    W obliczu pościgu technologicznego i zbrojeniowego na lenistwo nie mogły pozwolić sobie niemieckie fabryki i zakłady, szczególnie zbrojeniowe. 2 stycznia maszyny Dornier Do-17 dotarły do dywizjonu KG – 30 „Adler” w III Flocie Powietrznej generała Kitzingera. Już tylko piloci z KG – 1 „Hindenburg” oczekiwali na najnowsze bombowce.

    [​IMG]

    *

    -Mein Führer, ucieszy się pan! – krzyknął podekscytowany Neurath.
    -Czyżby? A o co chodzi?
    -Francuzi sprzedają swoje czołgi, AMC 1935. Sprzęt z fabryk nie trafia do francuskich dywizji pancernych…
    -A do kogo?
    -Do Belgów, Mein Führer.
    -Do Belgów?! I to pana cieszy?! – warknął Hitler.
    -A nie powinno? Przecież osłabia to Francuzów… - odparł wyraźnie zdziwiony minister.
    -Belgia to klucz.
    -Przepraszam, ale jaki klucz, Mein Führer?
    -Klucz do Francji. Klucz, który może okazać się nadzwyczaj trudny do złamania. W trakcie ostatniej wojny Belgowie skutecznie i twardo bronili swojej ziemi.
    Ich wzmocnienie to cios w nas i naszą strategię.

    [​IMG]

    *

    Wraz z początkiem stycznia znowu było gorąco i ciekawie w Ameryce. 3 stycznia w Hawanie, stolicy Kuby, miał miejsce zamach stanu przeprowadzony przez wojsko pod dowództwem Fulgencio Batisty. Kubańczyk, już od tzw. „buntu sierżantów” kierujący państwem z tylnego siedzenia, teraz postanowił przejąć pełnię władzy, nie licząc się z dawnymi druhami – prezydentem Vinagerasem i premierem Ariasem. Przewrót przebiegł bez żadnych problemów, w zaledwie kilka godzin – sposób typowy dla krajów Ameryki Łacińskiej. Batista ogłosił się premierem, z uprawnieniami tak dużymi, że czyniły z niego dyktatora. Prezydentem oficjalnie został Federico Bru, co oczywiście nie miało żadnego znaczenia.

    [​IMG]

    W Peru dały o sobie znać apodyktyczne, autorytarne metody rządzenia Oskara Benavidesa. Represje dotknęły peruwiańską, centrolewicową Alianza Popular Revolucionaria Americana Victora de la Torre, znaną szerszym masom jako „Aprista”. Partia sprzeciwiająca się liberalnej polityce czy dobrym stosunkom z USA, była otwarcie przeciwna interesom Benavidesa, z którego polecenia nastąpiła jej delegalizacja i aresztowania członków.

    [​IMG]

    Spokojniej, ale bardziej nieoczekiwanie było w Urugwaju. Przywódca kraju, Gabriel Terra, mimo nacisków ze strony głównie amerykańskich koncernów, zdecydował się podtrzymać przyznawanie zakładom państwowym prawa do ustanowienia monopolu. Jego polityka uderzała w interesy zagranicznych firm, spotkała się natomiast z poparciem społeczeństwa. Było to działanie niesztampowe, szczególnie, że Ameryka Południowa znajdowała się w orbicie wpływów USA, a tym samym amerykańskich koncernów i firm.

    [​IMG]

    CDN.
    Crystiano
     
  25. Crystiano

    Crystiano Nowy

    ROZDZIAŁ LXXIV – Musimy być niezależni
    6 - 11 stycznia 1937 r.

    6 stycznia w koncernie IG Farben zakończono prace nad produkcją rolniczą, ze szczególnym naciskiem na nowe metody upraw, środki chwastobójcze i dające większe plony.
    -Doskonale – kiwał głową Hitler, przechadzając się po laboratorium koncernu.
    -Te plony – poinformował oprowadzający go naukowiec, wskazując na rośliny w dużych donicach. – osiągnęliśmy znacznie szybciej i taniej, niż ktokolwiek spodziewałby się tego.
    -Jak szybko będzie można wprowadzić wynalezione przez was środki i metody do powszechnego użytku?
    -Nie sądzę, żeby potrwało to bardzo długo. Nie jest to ani drogi, ani wymagający nadzwyczajnych umiejętności sposób uprawy. Myślę, że w ciągu najbliższych tygodni, jeśli nie nawet dni, każdy niemiecki rolnik będzie mógł zakupić nasze produkty i zastosowac je na swoim polu.
    -Bardzo mnie to cieszy. Nasze rolnictwo musi być efektywne i wydajne. Stawiamy głównie na przemysł, ale nie możemy być rolniczo uzależnieni od innych państw.
    -Moim zdaniem ten projekt znacznie zwiększy naszą samowystarczalność w tym względzie.
    -Dobrze. Dziękuje – odparł Hitler, ściskając dłoń naukowca.

    [​IMG]

    IG Farben, jako najlepszy niemiecki koncern chemiczny, przemysłowy i maszynowy nie mógł pozostać na długo bez zajęcia. Biurka projektantów, mechaników i inżynierów zapełniły się rysunkami, stertami notatek, wykresów. Ruszył projekt podobny do tych, jakie opracowywali już Brytyjczycy czy Francuzi, pod roboczą nazwą „Zaawansowanych narzędzi mechanicznych”.

    [​IMG]

    *

    John Taylor, niemiecki szpieg w Wielkiej Brytanii, oczekiwał z niepokojem, co chwila spoglądając na zegarek. Łódź miała przybyć już przeszło pół godziny temu, a wciąż jej nie było. Może natknęła się na jakiś brytyjski patrol, których pełno przy brzegach wyspy?
    Odegnał od siebie ponure myśli. Pewnie spóźnienie nastąpiło z innego powodu…dzisiaj pogoda nie była zbyt łaskawa dla żeglarzy.
    Spalił papierosa, niedopałek rzucił na ziemię, zasypał piaskiem.
    -„Jeszcze pół godziny i daję sobie spokój – pomyślał. – za duże ryzyko, że sam wpadnę…”
    Szczególnie, iż mało kto stoi na plaży w środku nocy, z latarką, pistoletem i fałszywymi dokumentami w kieszeniach.
    Minęło pół godziny i już miał odchodzić, gdy zobaczył w oddali pojedynczy blask. Stanął, zastanawiając się, czy nie było to tylko przywidzenie. Ale nie – blaski powtarzały się, tworząc sygnał, który był hasłem.
    Szybko wyjął latarkę, odpowiedział umówionym hasłem.
    Po kilkudziesięciu minutach do brzegu dobiła niewielka, drewniana łódź. Taylor doskoczył do niej. W środku siedział znajomy rybak, dowożący agentów na Wyspy i młody, trzęsący się z zimna chłopak. Obaj mokrzy, przerażeni, dyszący ciężko.
    -Co się stało? – przeraził się Taylor.
    -Mało brakowało, żebyśmy pływali już na dnie – wysapał rybak.
    -Natknęliśmy się na patrol. Dawali sygnały świetlne, nakazujące zatrzymanie. Gdy rzuciliśmy się do ucieczki, zaczęli strzelać – dodał młodzieniec.
    -Grunt, że nic wam się nie stało – stwierdził Taylor. – trzymaj – podał młodzieńcowi dokumenty. Od dzisiaj jesteś Johnem Haloomem, pracownik Rolls – Royce’a.
    -Dziękuję. Miejmy nadzieje, że moje dzisiejsze przygody to złe dobrego początki.
    -Na pewno – uśmiechnął się Taylor.

    [​IMG]

    *

    Próżne okazały się nadzieje demokratycznej opozycji w Hondurasie. Prezydent Andina i premier Ucles nie zamierzali wypuszczać z rąk autorytarnej władzy, przy pomocy której zwalczali wszelkie objawy niezadowolenia, sprzeciwu i buntu. Wybory z 11 stycznia 1937 r. zostały ogłoszone jako wielkie zwycięstwo Andiny i Partii Nacjonalistycznej. Opozycjoniści, skarżący się na masowe fałszowanie głosów i oszustwa wyborcze, zostali skutecznie uciszeni.

    [​IMG]

    W Ameryce Łacińskiej wszystko było „po staremu”.

    *

    Na pewno nie było tak jednak we francuskim Wietnamie. Francuskie rządy w tym kraju, nie liczące się z tradycją i dążeniami mieszkańców, były przez Wietnamczyków traktowane jako okupacja. A towarzyszem okupacji jest zazwyczaj sprzeciw wobec niej – tak było i w tym przypadku.
    Chłopak wychylił się zza drzwi, spojrzał uważnie na wszystkie strony.
    -Czysto, nie ma Francuzów! – krzyknął.
    Młodzi Wietnamczycy odeszli od maszyny drukarskiej, zaczęli pakować dopiero co wydrukowane gazety do kartonów. Wyszło tego kilka sporych kartonów, każdy wypakowany po brzegi.
    -Pierwszy numer – szepnął konspiracyjnie jeden z Wietnamczyków. – „Le Travail”…
    -Ile jest gazet?
    -Około 500 sztuk.
    -Nie jest to dużo, jak na całe Hanoi…
    -O to się nie martw. Myślę, że jutro całe miasto będzie o tym mówiło.
    Zamknęli kartony, związali je sznurkiem, zaczęli wynosić na zewnątrz, gdzie czekał już wóz zaprzężony w dwa muły. Po kilkunastu minutach wszystkie kartony były zapakowane.
    -Dokąd, panowie? – spytał woźnica, poprawiając na głowie słomiany kapelusz.
    -Do liceum im. Alberta Sarrauta.
    Niech zacznie się od studentów, największych patriotów i ludzi gotowych wystąpić przeciwko Francuzom. Przeciwko okupantom.
    Woźnica gwizdnął na muły, ruszyły one nieśpiesznie przez wąski, pełne ludzi uliczki Hanoi. Przeszedł koło nich francuski patrol, rzuciwszy na nich niechętne spojrzenie, nie zatrzymał ich jednak.
    Może pojutrze ich już tutaj nie będzie.
    A może już jutro?
    Niech tylko ludzie dowiedzą się, jak jest obecnie. A jak może być, gdy Francuzów już nie będzie, gdy Indochiny znowu będą wolne…Wystarczy, że zrozumieją, że to wszystko zależy tylko i wyłącznie od nich samych.

    [​IMG]

    *

    -Znowu studenci! – warknął komendant francuskiej policji w Hanoi, drąc na strzępy raport swojego podwładnego.
    -Tak, panie komendancie… Na placu spalono naszą flagę, pobitych zostało kilu naszych kupców oraz współpracujących z nami Wietnamczyków.
    -Macie już bandytów, którzy to zrobili?!
    -Śledztwo jest w toku…
    -Macie ich wyłapać wszystkich, jak szczury, słyszycie?! Wszystkich! A potem…mhm…potem ich wychłostać publicznie i do karceru. Cholerne żółtki, trzeba z nimi zrobić porządek!
    -Tak jest, panie komendancie!
    -To do roboty, na co czekacie!
    Podwładny wymknął się chyłkiem z gabinetu komendanta. Ten otworzył szerzej okno, rozpiął kilka guzików w koszuli. Ostatnimi dniami w Hanoi było niezwykle duszno, parno, coś dosłownie wisiało w powietrzu.
    -„Chyba zbiera się na burze” – pomyślał komendant, nalewając sobie wina.

    CDN.
    Crystiano

    P.S. Jako, że w czwartek wyjeżdżam, następny odcinek dopiero około 4 - 5 września. Będę miał dostęp do komputera, ale nie swojego, więc co najwyżej zajrzę na forum. Cierpliwości;)
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie