Eiserne Wille, Panzer Faust-III Reich

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez Woland88, 3 Grudzień 2005.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Woland88

    Woland88 Ten, o Którym mówią Księgi

    4 maja 1945 – gdzieś nad Białorusią

    Szare cygaro zeppelina z trudem przesuwało się na tle ołowiano-szarego nieba odbijając w wypolerowanych szybach srebrzystej gondoli ostatnie promienie zachodzącego krwawo słońca. Pod LZ-21 przesuwały się zielone równiny Białorusi. Kryte słomą strzechy co bardziej ubogich gospodarstw lśniły złotem dobrze wysuszonej słomy. Na niektórych dachach leżały carskie flagi, których wyraziste kolory stanowiły wspaniały cel dla strzelców niemieckiego powietrznego krążownika. Dwa MG-151 w dziobowej gondoli zaszczekały krótkimi seriami. Urywane smugi fosforowych pocisków pomknęły w dół bez trudu zapalając wyschnięte wiązania chat. Wysoki na kilka metrów słup ognia rozświetlił szarość nadchodzącego wieczoru. Drzwi komory bombowej otworzyły się z lekkim stukiem i równa seria lekkich bomb o małym wagoniarze ze złowieszczym gwizdem poleciała w stronę celu – małego dworku przed, którym stał nowiutki Chrysler Royal w ochronnym brązowo-zielonym kolorze typowym dla armii rosyjskiej. Pierwsze bomby poderwały gejzery błota i kurzu nie pozwalając na ocenienie skutków ataku. Tymczasem na mostku LZ-21 komandor von Hochenloche miał swoje całkiem poważne problemy.
    -Herr Kapitän, lewy tylny zbiornik przecieka. Spada ciśnienie w tamtej sekcji.
    -Dopompujcie wody, żeby utrzymać ciśnienie w balonie, musimy uważać, żeby nie dostało się tam powietrze.
    -Jawohl.

    Na dole silny północny wiatr, niosący lodowate powietrze Arktyki rozwiewał chmurę pyłu wznieconą niespodziewanym atakiem. Hochenloche postawił kołnierz chroniąc się przed przenikliwym chłodem, który wciskał się do środka głównej gondoli wszystkimi możliwymi szczelinami. Zacisnął protezę dłoni stojącej na tablicy przyrządów lornetce Zeissa o sześciokrotnym powiększeniu i z uwagą zaczął lustrować przez szkła płonącą okolicę. W miejscu gdzie stał dworek ział ogromny krater o dość sporej średnicy. Połączony ładunek bomb burzących i zapalających zamienił senną wieś w coś na kształt mrowiska rozgrzebanego przez złośliwe dziecko. Małe sylwetki żołnierzy biegały we wszystkich kierunkach oficerowie próbowali siła zaprowadzić porządek, ale sołdateska nic sobie nie robiła z wysiłków swoich dowódców starając się tylko umknąć przed kąśliwymi seriami, którymi strzelcy zeppelina częstowali raz po raz stłoczonych na dole obrońców. Hochenloche spojrzał na zegarek. Za porysowaną szybką, złota wskazówka przesuwała się po zabrudzonej tarczy nieubłaganie dochodzącej do alarmującej pozycji. Byli nad celem dobre dwadzieścia minut. Zbyt długo… Iwany mogły poderwać całą eskadrę, a wtedy zdecydowanie nie byłoby zbyt wesoło. Jakby na potwierdzenie obaw komandora operator radaru zaraportował dwa małe cele zbliżające się od strony słońca i całą grupę pędzącą z dużą prędkością od strony ciemnego horyzontu. Dwie maszyny wysłane na wabia miał utrzymać sterowiec wystawiony na atak drugiej grupy, a równocześnie idealnie widoczny na tle krwiście czerwonego słońca.
    -Wykonać zwrot o 90 stopni na sterburtę. Zum Teufel, nie ułatwimy tym hordom zadania. Niech myśliwce startują, a strzelcy przejdą na celowanie przy użyciu noktowizorów.
    -Jawohl, obydwie maszyny…gotowe. Zaczepy zwolnione. Poszły.
    -Dobrze, niech zajmą się naszymi towarzyszami od strony słońca. Wszyscy strzelcy mają przygotować się na utworzenie zapory ogniowej od zachodu. Strzelać, gdy przeciwnik wejdzie w zasięg.

    Tymczasem od małej konstrukcji blisko rufy sterowca oderwały się dwa obłe kształty Me 163. Rakietowe silniki w ułamku sekundy rozpędziły je do maksymalnej prędkości przy, której nie tylko lecący majestatycznie sterowiec wydawał się w ogóle nie ruszać, ale nawet zbliżające się z prędkością ponad 700 km/h Jaki-9 wyglądały jak na zwolnionym filmie. Komety zawróciły na końcówce skrzydła wychodząc na ogon dwóch samotnych myśliwców. Celownik pokrył się z kadłubem momentalnie… Rosyjskie maszyny zadrżały trafione pierwszymi pociskami przeciwnika. Płaty poszycia skrzydeł odpadły oderwane skoncentrowanym ogniem. Po chwili jedna maszyna wybuchła trafiona w zbiornik z paliwem. Druga waliła już do ziemi w śmiertelnym korkociągu, ciągnąc za sobą gruby jak poranna mgła warkocz smolistego dymu. Kawałek dalej, reszta eskadry próbowała swoich sił atakując podniebnego Goliata. Wieczorne niebo co chwilę przeorywały złoto-pomarańczowe ogniki wystrzałów. Liczne stanowiska obronne Zeppelina, dysponowały prawie sferycznym polem ostrzału, czyniąc heroiczne wysiłki Rosjan syzyfowymi. Młodzi piloci nie mogli nadrobić braków w wyszkoleniu samą brawurą. Odmierzane z chirurgiczną precyzją niemieckie serie dziesiątkowały formację przesuwając bitwę coraz bliżej niemieckich linii. Ostatnie Jaki z trudem wyrwały się z zasięgu ognia MG-151 i zaczęły krążyć po eliptycznej orbicie wokół LZ-21 szukając dziury w jego obronie. Nagle jeden z myśliwców zmienił się w kule ognia. Pozostałe maszyny rozerwały formację szukając ratunku w coraz gęstszych chmurach. Pogromca Iwana wychynął z chmur. Czerwony Me-262 z zestaw nocnego namierzania z gwizdem silników przemknął wzdłuż cygarowatego balonu.

    Kurt odruchowo przymknął przepustnicę. Przycisnął mikrofon w skórzanym hełmie.
    -Bubi masz go?
    Pełniący w czasie tego lotu obowiązki nawigatora porucznik Lossner czerwonymi ze zmęczenia oczami wpatrywał się w mały wyświetlacz uparcie szukając reszty przeciwników.
    -Odbij w lewo, tak na oko 20 metrów za rugą „papierośnicy”.
    -Jasne

    Silniki szarpnęły wzmocnione dodatkową dawką paliwa zmieniając dosyć ociężałego Schwalbe w rączego rumaka. Ostra świeca wprowadziła maszynę ponad poziom chmur.
    -Jest, 250 metrów przed tobą…
    -Widzę.

    Kurt uśmiechnął się pod maską i odsłonił przycisk spustowy na wolancie. Krótka seria padła za daleko niepotrzebnie ostrzegając ofiarę, która starała się zgubić prześladowcę dziką beczką. Schenk domknął gaz ustawiając się za ogonem ofiary. Symetrycznie namalowane koła na skrzydłach ułatwiły mu tylko robotę. Ostatnio nikt w Aerofłocie nie dbał o złamanie symetrii oznaczeń… Cholernie ułatwiali celowanie. Dziobowe dwudziesto milimetrówki wypluły śmiercionośne kawałki ołowiu. Odblaski strzałów zatańczyły po kadłubie myśliwca przeorywując cały kadłub od tylnego statecznika po silnik. Jak zaczął spadać prawie pionowo w dół…
    -Masz resztę?
    -Nie, zwiali… Scheiße!
    -Dobra, wracamy.

    Czerwony 262 położył się na skrzydło zawracając na zachód.

    [​IMG]
    Niemiecki Sterowiec

    [​IMG]
    Samolot kapitana Schenka


    29 maja 1945 – 20 km na zachód od Mińska

    Transzeje błotnistym zygzakiem przecinały szmat odkrytego terenu. Pospiesznie wykopane umocnienia dawały iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa. Poranne słońca ogrzewało podmokły teren, z trudem przebijając się przez gęstą mgłę zalegającą przedpole niemieckich linii. Mgła była zbyt gęsta by być prawdziwa. T-34/85 z fumatorami całą noc pracowały nad stworzeniem tak idealnej zasłony dymnej… Mogło to oznaczać tylko jedno, przeciwnik przygotowywał akcję zaczepną, która miała odwrócić sytuację na froncie.
    Sierżant Oster wyłączył silnik swojego Konigstigera i z uwagą zaczął lustrować przedpole. Nagle zza ściany mgły wypadła kawaleria, która z dzikim rykiem spadła prosto na głowy siedzących w okopie piechociarzy. Kozackie szable świszczały w powietrzu dzwoniąc o stalowe hełmy. Zadbane i błyszczące od rosy konie rozdętymi chrapami łapały łapczywie powietrze wspinając się na błotnisty pagórek. Niewidoczny dla Kozaków zza wzgórza wysunął się nos długolufowej osiemdziesiątki-ósemki. Za tym złowrogim symbolem zniszczenia wytoczył się korpus drapieżnego „kociaka”. Zamontowany w kulistym jarzmie km zagdakał ścinają pierwsza salwą kilku jeźdźców. Pozostali zerwali się do ucieczki odskakując w mgłę, jednak Oster nie pozwolił im oderwać się i opuścić pole walki. Czołg rozchlapując na boki błoto z pełną prędkością ruszył za kawalerzystami. Tygrys zagłębiał się w sztuczna mgłę, która zrobiła się w międzyczasie gęsta jak wata. Z lewej strony błysnął ogień, a po chwili maszyną Ostera wstrząsnęła mała eksplozja. Zerwana gąsienica opadła, a oderwane ogniwa rozprysły się na wszystkie strony. Zza ściany białego puchu wyłonił się najpierw jeden, potem drugi T-34 z paskudnymi działami 85 mm. Kolejne pociski zaczęły odbijać się od wieży. Mały dystans ułatwiał przeciwnikowi sprawę. Oster wiedział, że przebicie pancerza to kwestia czasu. Nie zdąży wykończyć obydwu czołgów zanim nie oberwie śmiertelnego ciosu.
    -Wynosimy się stąd. Bierzcie broń i wiejemy dolnym włazem.
    Sylwetki czołgistów w czarnych kombinezonach wysunęły się spod Tygrysa by po chwili zniknąć we mgle. Dobiegali już do okopów kiedy za ich plecami wyrósł gejzer eksplozji znaczący miejsce zniszczenia Tygrysa numer 121.

    [​IMG]
    Zniszczony czołg niemieckiej 521 Brygady Czołgów Ciężkich


    4 czerwca 1945 – Czarny Zamek, okolice Hanoweru

    Rommel zastukał wskaźnikiem o blat skupiając uwagę wszystkich obecnych.
    -Jak panowie zapewne wiedzą, Rosjanie podjęli akcję zaczepną na terenie Białorusi. Trzy dywizje pancerne wsparte kawalerią ochotniczą uderzyły na odcinku 2 Armii Pancernej dezorganizując obronę 231 Dywizji Piechoty, 2 Dywizji Kawalerii Pancernej i 521 Brygady Czołgów Ciężkich. Oddziały te wycofały się o 20 km na zachód, gdzie wsparte rezerwami Armii odrzuciły kontrnatarcie. Pozostaje jednak problem ciągłego utrzymywania przez Cesarstwo Rosyjskie zdolności ofensywnych. Proponowałbym przyspieszenie ofensywy w Azji i na Kaukazie. Odcięcie pól naftowych i zajęcie zauralskich fabryk może być krokiem mającym na celu przybliżenie zakończenia wojny.

    AAR oczyszczony i zamknięty. W celu ponownego otworzenia zgłoś się do HOI Officium.
    Shogun
     
  2. Woland88

    Woland88 Ten, o Którym mówią Księgi

    Na początek gwoli wyjaśnienie, wiernym aczkolwiek porzuconym przez złego Wolanda czytelnikom. Miałem wrzucić odcinek wkrótce po zakończeniu matur, ale stres związany z czekaniem na wyniki po reformie „WIELKIEGO” „ministra” (kamyczki zamierzone w obu wypadkach) skutecznie sparaliżował mi zdolności twórcze. Potem gotowe już docinki przepadły wraz z dyskiem, który przez defekt zamienił się w skwareczek. Stopniowo powstawał finalny odcinek AAR-a, bowiem zdecydowałem, ze dam już tylko jeden, jedyny opisujący ostatnie warte uwiecznienia wydarzenia. Potem front zamarł, a walki w terenie z infrastrukturą na poziomie 10 lub 0 praktycznie nie maja dynamizmu, więc do końca gry wyglądało to na blokowanie resztek Rosjan i gaszenie buntów… Jak dostałem wyniki i potwierdzenia przyjęcia na studia prace nabrały tempa. Potem zwolniły przez poszukiwanie mieszkania i tak zmienną amplitudą przesuwały się praktycznie do dzisiaj. Rano postawiłem ostatnia kropkę w ostatnim odcinku i postanowiłem oddać w wasze ręce ten ostatni 52 odcinek mojego małego dziełka. Swoja drogą dobiłem tym samym do trzeciego zakończonego AAR-a. Czwarty powoli krystalizuje się w mojej podświadomości… Mam nadzieję, ze uda mi się was pozytywnie zaskoczyć…

    *********************************************************************

    [​IMG]

    25 sierpnia 1945 – Ocean Lodowaty, na północ od bazy floty w Siewieromorsku

    Zmrok zapada niezwykle szybko na wysokich szerokościach geograficznych… Tak było i tym razem, mimo wciąż jeszcze teoretycznie trwającego na południu lata złośliwe ogniki zachodzącego słońca grały na morskich bałwanach przetaczających się pod podmuchami wiejącego ze wschodu wiatru. Kapitan Radl uśmiechnął się w duchu, jego dziadek zawsze powtarzał, że ze wschodu nie może przyjść nic dobrego, nawet pogoda. Wachtowy zszedł z bocznego pomostu z powrotem do ogrzewanej i osłoniętej przed wiatrem nadbudówki. Przy sterze kręcił się zaspany mat, a manetka telegrafu spokojnie wskazywała na 1/4. Żaden statek z eskortowanego konwoju nie wyciągnąłby więcej. Cztery turbiny wibrowały w stalowych łożach głęboko w trzewiach krążownika, trzymając w sobie uśpione 180 tys. KM mocy. Właśnie tę uśpioną moc czuł pod nogami Radl kiedy szedł po chyboczącym się na wysokiej fali pokładzie. Przez oszklony przód sterówki pogoda nie wydawała się tak tragiczna… Cztery lufy dziobowych wież celowały gdzieś w odległy horyzont grożąc niewidzialnemu nieprzyjacielowi. Opustoszały pokład nadawał „Admirałowi Heinburgowi” upiorny wygląd statku widma.

    Kapitan 2 rangi Korolew podziwiał przez peryskop zgrabną sylwetkę ciężkiego krążownika prowadzącego eskortę konwoju. Hippery należały do najładniejszych okrętów tej wojny, a w swojej ulepszonej, smuklejszej wersji zyskiwały jeszcze na gracji prując ostrym, atlantyckim dziobem szare fale północy.
    -Prawdopodobieństwo trafienia przy kacie natarcia 2 stopnie?
    -45%
    -Cholernie niskie poruczniku. Damy radę zmienić wektor podejścia przy aktualnym stanie morza?
    Porucznik Isajew pocił się, wiedział, ze Korolew zna odpowiedz na postawione właśnie pytanie i testuje go… Ogromne straty jakie flota rosyjska poniosła od początku wojny doprowadziły do tego, ze nawet taki żółtodziób jak on ma objąć nowy okręt… Nie podobało się to oczywiście starym wyjadaczom pokroju Karolewa…
    -Pod wodą nie. Mają przewagę 5 węzłów.
    -Zwiększyć prędkość, podejdziemy i spróbujemy szczęścia.
    Poszum atomowej siłowni wzrósł kiedy chłodziwo zaczęło szybciej krążyć w zamkniętym obiegu nowiutkiego reaktora Ogusow-21B.

    Radl odłożył ogromną lornetkę Zeissa i opuścił wysoki kołnierz gumowego, nieprzemakalnego płaszcza. Chwilę obserwował radiotelegrafistę notującego coś na wąskim bloczku papieru.
    -Herr Kapitan, Z-73 melduje zarejestrowanie szumów na sterburcie, kurs przesuwania się szumów 56 stopni. Podejrzewany okręt z siłownią atomową.
    -Porównaj z mapą własnych patroli okrętów i położeniem 12 Flotylli Okrętów Podwodnych Loscha i obudź kapitana.
    -Jawohl
    Trzy krótkie sygnały alarmowe przerwały nocną ciszę zalegającą w równym stopniu co półmrok okrętowe korytarze. Ciężki sztorm poprzedniej nocy wykończył marynarzy do tego stopnia, że mało który był w stanie do kolejnej alarmowej akcji.

    Korolew spojrzał na kartkę zapisana drobnym ołówkowym pismem.
    -Jesteście tego pewni?
    -Tak jest, obliczenia są bez zarzutu.
    Kapitan przywarł na chwilę do peryskopu.
    -Wydają się poprawne, cel idzie stała prędkością. Cholera, kto nie ryzykuje nie wygrywa. Zalać wyrzutnie od jeden do cztery.
    -Wyrzutnie od jeden do cztery zalane.
    -Otworzyć pokrywy luków
    -Luki otwarte, kable wciąż połączone.
    -1 i 2, PAL!
    Okrętem szarpnęło osadzając go na chwilę w miejscu, kiedy dwie tlenowe torpedy kaliber 650 mm opuściły dziobowe wyrzutnie. Sonarzysta przytrzymał jedną słuchawkę przy uchu.
    -Torpedy pracują normalnie. Szum oddala się.

    Wachtowy na bocznym pomoście krążownika z przerażeniem patrzył na zbliżające się niczym diabelskie klątwy strumienie pęcherzyków powietrza z silników torped Makarov-Whithead.
    -Ster 45 stopni na bakburtę…. Ster do oporu na bakburtę. Alarm zderzeniowy!!!
    Przy burcie gwałtownie skręcającego krążownika wyrósł najpierw jeden, potem drugi biały gejzer wody i stalowych odłamków burt.
    -Drużyny awaryjne do kambuza bosmanów i drugiej maszynowni. Zastopować silniki.
    Z metalicznym dźwiękiem manetka telegrafu maszynowego powędrowała najpierw do samego końca potem do pozycji „Stop”. Z wewnętrznego interkomu nie płynęły pocieszające wieści.
    -Zbiornik przebity, na wysokości drugiej maszynowni dziura do wysokości drugiej grodzi wodoszczelnej. Pompy nie nadążają.
    -Wyprowadzić ludzi i zamknąć grodzie.
    -Zrozumiałem.
    Momentalnie krążownik został unieruchomiony stajać jak bezbronna zwierzyna wobec niewidocznego myśliwego. Nikt nie miał nawet czasu obserwować uwijającej się jak w ukropie eskorty, która rzucała gęsto bomby głębinowe. Duże niszczyciele typu Narvik szukały topu niczym charty polujące na wilka…

    -Głębokość 180 metrów.
    -Sery dziobowe i rufowe na 0.
    -Są stery na 0, kąt natarcia 0 stopni.
    -Prędkość 2 węzły, utrzymywać głębokość. Cisza na okręcie.
    Twarze zgromadzonych w centrali dowodzenia wyglądały złowieszczo w świetle czerwonych lamp awaryjnych. Nad ich głowami wybuchały kolejne bomby głębinowe, ale przeciwnik nie mógł namierzyć S-131. Myśliwy nie przeistoczył się w zaszczuta zwierzynę.


    14 września 1945

    Rommel przeszedł szybkim krokiem pokój w poprzek. Miękki, gruby dywan wytłumił jego kroki.
    -Sytuacja nie może być tak kiepska
    -Ale jest Erwin. Porażka floty na północy i przerwanie linii zaopatrzeniowych dla przyczółka w Uralu praktycznie zniweczyły nasz plan przerwania frontu i rozdzielenia armii rosyjskiej. W gruncie rzeczy grozi nam ogromna porażka. Jeśli Korpus Azjatycki nie dotrze do nich na czas będą musieli skapitulować.
    -Do diabła, Armia Cesarska nie kapituluje. Walczy do końca… o honor.
    -Honorem nie nabijesz karabinu, ani nie rozpalisz ogniska. Zbliża się zima. Tam podobno już w nocy są ujemne temperatury, a sprzęt zimowy przepadł wraz z transportowcami. Luftwaffe ledwo daje rade dowozić żywność. Mamy za mało samolotów transportowych dalekiego zasięgu.
    -Wycofasz z frontu wszystkie dywizje pancerne, wzmocnisz je oddziałami inżynieryjnymi i wyślesz jako szpicę natarcia na tym odcinku. Będą szli i budowali drogę dla piechoty zmechanizowanej z drugiego rzutu. Zbudujemy pomost do swoich oddziałów. Nie damy im zginąć.
    -To raczej się nie uda.
    -Nie mamy wyjścia…

    27 października 1945 – okolice Tallina

    Rozjechany błotnisty trakt był zapchany wszelkim sprzętem zmechanizowanym jaki tylko mogła mieć na swoim wyposażeniu dywizja pancerna. Setki żołnierzy uzbrojonych w łopaty i potężne drewniane bele uwijało się wokół traktu starając się przywrócić go do jako takiej używalności. Zabudowany na podwoziu czołgu Panther dźwig wóz wystawiał z szeregi zakopany po maskę wóz sztabowy.
    -Do jasnej cholery, czy w tym kraju nic nie może iść jak należy?
    Wysoki mężczyzna w przepasce na oku i mundurze generała gwardii cesarskiej gwałtownie gestykulował patrząc z bezsilnością na swojego nowiutkiego Mercedesa upapranego po klamki w ziemistej breji w jaka zamieniły się tutejsze drogi po obfitych opadach. „Papa” Hausser mógł tylko przeklinać pogodę, która spowolniła tempo marszu jego oddziałów do marnych 30 kilometrów dziennie… I to przy znikomym przeciwdziałaniu Rosjan, którzy wciąż nie mogli pozbierać się po druzgocącym ciosie jakim był dla nich początek ofensywy. 15 dywizji pancernych wdarło się w powstała wyrwę z werwa knajpianego awanturnika czującego bliskie zwycięstwo… Czołgi szły na przód niewiele tracąc z początkowego tempa, ale cała zaplecze korpusu dosłownie utonęło w błotach Rosji. Nieliczne asfaltowe i smołowane drogi zapchane były najważniejszymi transportami paliwa i amunicji dla pierwszoliniowych wozów. Generał potarł nerwowo brodę.
    -Jak daleko zaszła kawaleria pancerna?
    -Pierwsze wozy są na podejściach do Piotrogrodu.
    -Diabli nadali, możemy dostać ich stolicę, a nie jesteśmy w stanie przebić się do naszych chłopców przy Uralu…
    -Spadochroniarze meldowali dzisiaj rano, że uchwycili przyczółek na wschód od miasta i czekają na nasze posiłki. Jesteśmy już znacznie bliżej.
    -Wciąż za daleko. Posuwanie się przy morzu jest asekuranckie. Nie ryzykujemy, ale tez praktycznie spisujemy ich na straty.
    -Taka porażka może się okazać lepsza niż poprzednie sukcesy. Przeciwnik jest daleko, a my okrążamy resztki jego sił na całym froncie.
    Hausser zamyślił się i spojrzał na kłębiący się przed jego oczami korowód chaosu, zbudowany ze splecionych linami wozów…
    -Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca w zmechanizowanej armii… Zatrzymało nas błoto.
    -Ciężkie czołgi są praktycznie unieruchomione, zaschnięte błoto z gąsienic zablokowało koła napędowe. Błotniki okazały się za wysokie, żeby efektywnie wszystko wychwytywać.
    -Tak, ale czy to nie jest zastanawiające, że po tylu latach nieustannych wojen wciąż wychodzą nowe niedopatrzenia?
    -Powiedziałby, że to raczej normalne. Wsiadajmy do samochodu.
    Brudny wóz dotknął twardego gruntu pobocza wszystkimi czterema kołami. Mechanicy sprawnie odczepili taśmy łaczące go z dźwigiem, który przy akompaniamencie potężnego silnika Maybacha wycofał się do tyłu odsłaniając w miarę równy i nierozjeżdżony pas pobocza. Silnik Mercedesa lekko zakaszlał i samochód pomknął dalej na wschód mijając dwie zakopane po nadkola Pumy.

    30 listopada 1945-Komunikat specjalny Cesarskiej Agencji Prasowej

    24 grudnia 1945-komunikat radiowy szwajcarskiej agencji Reutersa

    13 stycznia 1946-Zatoka Fińska, podejścia Piotrogrodu

    Kapitan Isajew miał już dosyć bezowocnego czekania, jego okręt zużył już prawie cały zapas ropy, a akumulatory pracowały na resztce mocy. Ostatnie dni kosztowały go kilkanaście siwych włosów więcej… Najpierw zniszczeniu uległ okręt zaopatrzeniowy, potem góra lodowa rozharatała zewnętrzne poszycie. Drewniana łata nie dawała, żadnej nadziei na bezpieczny rejs powrotny.
    -Kapitanie, coś się zbliża.
    -Co takiego?
    -Mały, prędkość wskazuje na okręt wojenny.
    -Szparag w górę.
    Z sykiem hydraulicznego napędu peryskop wystrzelił w górę wysuwając się z ochronnej studni w kiosku. Isajew przylgnął do niego i zaczął szukać źródła hałasu.
    -Jest, kurs północny, idzie na Turku. Mały niszczyciel, naszego własnego projektu… Niezbyt udany i groźny. Nie ma wież artylerii głównej… Wspaniale. Szas balastów, obsługa do działa. Będziemy go ścigać.
    Świst wtłaczanego skompresowanego powietrza przeszedł przez cały kadłub. Po chwili cichy szum motorów elektrycznych zastąpił miarowy stukot diesli, połączony z równym szumem uderzających o stalowy kadłub fal. Wtedy właśnie załoga usłyszała złowrogi dźwięk, który nie pasował do normalnego zestawu… Pracujący na wysokich obrotach silnik lotniczy… a potem eksplozję… Okrętem szarpnęło i wszyscy stojący marynarze stracili równowagę. Ciężko było ją odzyskać, bowiem pokład znalazł się pod niezbyt normalnym kątem.
    -Duże przegłębienie na rufę. Przeciek w sekcji silników elektrycznych. Baterie na lewej burcie rozbite, chlor zbiera się w sekcjach od 7 do 8.
    -Wszyscy na dziób.
    Marynarze rzucili się do przodu starając się przeważyć ciężar dostającej się do środka okrętu wody, ale „Bieluga” nieubłaganie pogrążała się rufą w odmętach. Isajew spojrzał na przeciekającą przez wypaczone drzwi centrali wodę.
    -Opuścić okręt, wszyscy na pokład i opuścić okręt.
    W tym momencie oderwany zawór uderzył go w głowę. Isajew odpłynął do krainy nicości, aby obudzić się na pokładzie swojej niedoszłej ofiary…

    [​IMG]

    15 kwietnia 1946

    -Czy pan nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji?
    Wilhelm III nie krzyczał, ryczał niczym zraniony lew chodzący po zbyt ciasnym wybiegu.
    -Ta wojna ciągnie się już prawie 7 lat, rosną pokolenia, które nie znają niczego innego… Straty są ogromne i przerażające. CZY TO DO PANA DOCIERA?
    Hausser skurczył się w sobie starając się zapaść w głęboki fotel w jakim go usadzono. Czuł się jak uczniak na dywaniku u dyrektora po jakimś wyjątkowo nieodpowiedzialnym kawale.
    -Ale mein Kaiser, strata armii von Paulusa się nie powtórzy. Operacja ma wszelkie znamiona szans na powodzenia. Odbudowaliśmy własne siły. Ostatni okres spokoju pozwolił nam uzupełnić oddziały frontowe i dokonać wymiany generacyjnej sprzętu. Jesteśmy przygotowani do nowej ofensywy lepiej niż ostatnim razem. Siły spadochronowe są na tyle liczne by bez trudu opanowały i utrzymały Moskwę do czasu przybycia szpicy pancernej. Taki cios musi ich zmusić do podjęcia rozmów pokojowych. Nie mogą przecież tracić stolicy po stolicy… Dodatkowo oznacza to zagładę ich północnego skrzydła. Zgrupowanego od Pskowa po Ural w łuku, który godzi w nasze połączenie lądowe z Finlandią. Powstańcy mogli opanować słabo broniony kraj, ale nigdy nie byliby w stanie go utrzymać. Musimy zabezpieczyć tę flankę i utrzymać to lesiste piekło.
    Hausser zaczynał dawać ponosić się swojemu entuzjazmowi. Jeżeli przetniemy ich front na wysokości Moskwy i wykonamy manewr odcinający od Morza Białego do Moskwy zniszczeniu ulegnie przynajmniej 1/3 armii rosyjskiej. [/i]
    Po ostatnim, prawie wykrzyczanym zdaniu oficer wyglądał jakby uszło z niego powietrze.
    -Dobrze, widać nie mamy innego wyjścia jak podjąć kolejne ryzyko. Zatwierdzam plan do natychmiastowego wykonania.
    ‘Papa’ strzelił obcasami i równym krokiem wyszedł z gabinetu cesarza zostawiając go samego z potęgą statystyk strat…

    [​IMG]

    19 czerwca 1946-Moskwa

    Cebulaste kopuły cerkwi Wasyla błogosławionego odcinały się swoimi krzykliwymi jaskrawymi barwami na tle spokojnego, błękitnego nieba. Ciepły leki wiatr niósł dźwięk syren alarmowych na wiele kilometrów ostrzegając moskwicza o zbliżającej się wyprawie niemieckich bombowców. Mimo, że samo miasto nie zostało jeszcze zbombardowane nikt nie chciał ryzykować w nierównej grze z niemieckim dowództwem lotnictwa. Swoista „rosyjska ruletka” jakoś nie przypadła ludziom do gustu. Wszyscy skwapliwie schodzili do schronów zostawiając miasto praktycznie opustoszałe. Lecące w zwartej formacji Giganty robiły straszliwe wrażenie na nieobeznanych z technika wojskową cywilach. Ogromny samolot mógł przecież przenosić takie ładunek bombowy o jakim nikomu się nawet nie śniło. Zamiast jednak czarnych stalowych cygar w trzewiach ogromnej armady znajdowało się kilkanaście tysięcy doborowych niemieckich spadochroniarzy należących do pierwszego rzutu operacji „Gryf”, ataku z ziemi i powietrza… Białe czasze spadochronów zalały letnie niebo niczym chmury pomykające pod podmuchami lekkiego wiatru. Obrona plot dopiero się jakby obudziła strzelając do ociężałych transportowców. Wtedy jednak do akcji weszły eskortujące je bombowce i myśliwce, które huraganowym ogniem uciszały każdy nowo odkryty punkt obrony.

    Sierżant Holder pociągnął linkę kontrolując kierunek lotu. Przewieszony przez plecy FG-42 ciążył niemiłosiernie w połączeniu z wyładowanym trotylem plecakiem. Ciężkie jest życie szturmowego sapera…Holder miękko przysiadł lądując i odtoczył się na bok usuwając się z drogi spadającej za nim jedwabnej czaszy. Sprawnym kocim ruchem zrzucił z ramion plecak i karabin i przylgnął do zrujnowanej ściany. Po chwili ulicą przemknął zielony samochód z czarnymi orłami na drzwiczkach. Jednak parę minut później wraz z przybyciem kolejnych żołnierzy ulica znalazła się we władaniu wojsk niemieckich.

    Schenk otworzył przepustnicę do oporu wyrywając ostro przed pozostałe maszyny swojego klucza. Czerwony Me-262 pędził z ogromną prędkością w stronę zbliżających się rosyjskich myśliwców. Istna zbieranina złomu-przemknęło przez umysł Kurta. Stare jeszcze radzieckie samoloty serii I, oraz garstka starszych wersji Jaków, nie mogła zatrzymać armady Luftwaffe. Spor skrzydeł myśliwce wystrzeliły długie smugi niekierowanych pocisków rakietowych. Na ich widok pękł szyk rosyjskich myśliwców, każdy szukał walki na własną rękę. Kurt włączył radio.
    -Dowódca „Zielonych”, połowa eskadry idzie za mną, druga robi zwrot w przeciwna stronę. „Bubbi” prowadzisz ich od tej pory.
    -Przyjąłem Kurt. Odbijam.
    Biały jak śnieg Schwalbe wraz z połową myśliwców oderwał się do zawracającej grupy Schenka i ruszył za zbliżającymi się do bombowców myśliwcami. Schenk myślami zbliżał się do prowadzącego wrogą grupę oficera, starał się odgadnąć co tamten zamierza. Rosjanie nie mogli mieć gotowego planu działania. Nikt nie spodziewał się tej operacji. Kurt przymknął gaz i przycisnął nos maszyny zmuszając ją do lekkiego ślizgu w dół. Idące za nim myśliwce bez rozkazu powtórzyły manewr schodząc poniżej poziomu rosyjskich maszyn. Błysnęły kolejne odpalane rakiety. Idące na przedzie myśliwce zniknęły w wielkiej kuli ognia, a pozostałe starocie rozpierzchły się na wszystkie strony. Zupełnie jak gołębie przez jastrzębiami. Kurt sam siebie skarcił, nie czas na piękne porównania. Wcisnął odsłonięty przycisk spustowy. Moc pięciu działek cofnęła na moment lecący powoli samolot, przed który wyrwała się śmiercionośny korowód ołowiu. I-16 zatrzepotał bezradnie skrzydłami iż walił się w stronę piekła w jakie zamieniły się ulice Moskwy…

    Ta przemiana spokojnego miasta była niewątpliwą zasługą niemieckich spadochroniarzy, którzy wydzierali je kawałek po kawałku twardo broniącym się siłom rosyjskim. Krwawe walki zamieniały metropolię w morze ruin. Nikt nie patrzył na to, że wysadzane budynki mają wielka wartość historyczną. Trwała tu wojna w swojej najbardziej zwierzęcej i bezpardonowej postaci. Stopniowo wyszkolenie i nowoczesny sprzęt pozwoliły Niemcom na uzyskanie przewagi, a potem wyparcie przeciwnika z kluczowych obiektów miejskich. Na czas można by powiedzieć. Właśnie wtedy przybyła druga grupa, która przywiozła sprzęt inżynieryjny, pozwalający otoczyć miasto pierścieniem umocnień polowych. Należało już tylko czekać na pojawienie się własnych czołgów na przedpolu Moskwy…

    15 lipca 1946-30 kilometrów na zachód od Moskwy

    Kingstigery mięły gąsienicami piasek polnej drogi posuwając się ostrożnie na zachód. Wokół pancernych potworów rozsypana posuwała się tyraliera piechoty badając każdy metr terenu. Od kilku dni walczące z nimi zgrupowanie rosyjskie skutecznie unikało konfrontacji wycofując się szybciej niż ostrożni Niemcy mogli nacierać. Ale coś tym razem mówiło pułkownikowi Steinerowi, że zagrożenie czai się w pobliżu. Szósty zmysł, lub zwykłe żołnierskie doświadczenie… nie wnikał w to oddając kontrole nad biegiem dalszych wypadków częściowo w ręce losu. Jeśli spotkają wroga zniszczą go w otwartej walce, jeśli na niego nie wpadną to dotrą jako pierwsi do Moskwy. Każda opcja miała swoje zalety, każdy przecież chce być bohaterem, a Steinerowi do szczęścia brakowało jeszcze liści… Krzyż dostał już we Francji, potem tylko mniej mu się szczęściło… Z zamyślenia wyrwał go głos telegrafisty.
    -Herr Oberst, nasz zwiad melduje o podejrzanych ruchach w kwadracie B21. Prawdopodobnie są to rosyjskie związki bojowe.
    -Przekazać do wszystkich dowódców i wzmożyć czujność.
    Słowo „czujność” zginęło w huku sporej eksplozji, do jakiej doszło gdzieś na czele kolumny. Momentalnie szczęknęły zamykane czołgowe włazy i ryknął zwiększający obroty Maybach. Czołg z szarpnięciem ruszył ostro do przodu zbierając po drodze spory desant grenadierów pancernych. Z lasu wystawały pudełkowate T-34/85 z dużymi kopułami dowodzenia, które rzucały się od razu w oczy.
    -Pierwszy pluton niech idzie prosto na nich. Z tej odległości nie przebiją pancerzy.
    Trzy wozy z rykiem silników zjechały z drogi i w chmurze kurzu pomknęły prosto na wroga

    19 października 1946

    Hausser obwieszony medalami ze szpadą przy boku wychodził z balu starając się uniknąć wpadnięcia na jakiekolwiek pismaka. Sukces jego ostatniej ofensywy praktycznie zamknął Rosjanom szansę na wygranie wojny. Ich rozpaczliwy opór mógł jednak trwać bardzo długo. Ich flota praktycznie nie siniała poza paroma nowoczesnymi atomowymi Ornetami podwodnymi działającymi z baz w obrębie koła podbiegunowego. Armia po ostatnim ciosie ledwo trzymała jednolity front. Ale obrazek nie był do końca taki różowy. Cesarz nie zgodził się na plan politycznego osłabienie Rosji przez oderwanie od niej części krain i nadanie im niepodległości z łaski cesarstwa. Zamiast więc sojuszników na tyłach niemieckiego frontu znajdował się ogromny obszar pokryty tak gęsta siatką partyzancką, że tylko utrzymywanie tam ponad połowy sił pozwalało na jego skuteczne kontrolowanie. Podobnie sprawa wyglądała na wschodzie, gdzie niemieckie wojska razem chińczykami kontrolowały bezkresne połacie syberyjskich lasów. Jednak księcia generała to już nie obchodziło, powołano go by przyniósł rozstrzygnięcie i to właśnie zdołał osiągnąć…

    [​IMG]






    --------------------------------------------------------------------------------------------------
    OT skasowano - AAR zamknięty - w celu kontynuowania proszę zgłosić się do administracji forum.
    Raferti
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie