Frankijska Zguba

Temat na forum 'CK II - AARy' rozpoczęty przez vantikir, 4 Luty 2016.

  1. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    BERSI I


    Nim wyruszę w pole, musiałem stoczyć jeszcze jedną bitwę.
    Nic jej nie zapowiadało. Vigdis oparła swoją głowę o moją pierś, oddychając spokojnie i miarowo, mógłbym rzec, iż jest pogrążona w śnie. Przeczyły temu jedynie ruchy jej dłoni, błądzących po moim ciele, powoli i metodycznie, przesuwając się po szlaku moich blizn, które znały już na pamięć. Przy każdej z nich się zatrzymywały, jakby chciała zgłębić je dokładniej, poświęcić im więcej czasu, uhonorować je delikatnością swego dotyku.
    - Jutro czeka mnie bitwa… - odezwałem się cicho, przerywając zgodną ciszę, jaka między nami panowała.
    Nie zareagowała na moje słowa, w dalszym ciągu pozwalając dłoniom błądzić po moim ciele. Zauważyłem jednak, iż otworzyła oczy i obserwuje mnie spod półprzymkniętych powiek, jakby czekając na kolejne słowa. Sięgnąłem ku jej jasnym włosom, pogładziłem ją po głowie.
    - Wiesz, o co chcę prosić… - powiedziałem, machinalnie bawiąc się kosmykiem jej włosów.
    Dłonie zatrzymały się, delikatnie poruszyła głową, spoglądając mi w oczy. Dawne rozleniwienie całkowicie znikło, patrzyła teraz na mnie czujnie, wciąż się nie odzywając. Nie wiedziałem, dlaczego tak bała się tego tematu, tak bardzo nie chciała go poruszać. Ja, który powinienem rozumieć ją najlepiej, nie potrafiłem do niej dotrzeć.
    - Rzuć kośćmi! – zakończyłem, łudząc się, iż tym razem otrzymam inną odpowiedź.
    - Nie! – odpowiedziała od razu, gniewnie i stanowczo.
    Nie potrafiłem nic wyczytać z jej jasnych oczu. Poruszyła się, unosząc głowę i składając krótki pocałunek na moich ustach.
    - Nie… - powtórzyła, gdy nasze usta się rozłączyły – Śmiertelnicy nie powinni wiedzieć, co planują dla nich bogowie.
    Oparła swoje dłonie na moich policzkach, uśmiechając się. Znałem ten uśmiech, był przeznaczony tylko dla mnie. Przed swymi poddanymi, Vigdis grała surowego i stanowczego przywódcę, jej temperament i upór niejednokrotnie powodował żarliwe kłótnie, jednak…
    Potrafiła być troskliwą i kochającą żoną.
    - Powinieneś jedynie wiedzieć… - dodała cicho – Co ja planuję dla ciebie!
    Jej dłonie po raz kolejny rozpoczęły wędrówkę, w jej oczach widziałem wesoły błysk. Wkrótce miałem stanąć naprzeciw Franków, zetrzeć się z nimi w krwawym boju, ale tamtej nocy…
    Byłem całkowicie we władaniu jarla Bertaganlandu.

    [​IMG]

    Wobec porażki Welfów, wikińscy wojownicy powrócili do domu.​

    „A było to w ostatnim roku panowania króla Karlomana. Mądry ten władca, wikingów osiadłych w Bretanii się obawiając, jął szukać męża godnego, który pobożnością, siłą i odwagą się odznaczał, coby ziemie z państwem wikińskim sąsiednie, oddać mu w lenno. Wielu frankijska ziemia mężów takich zrodziła, zwołał tedy rycerzy owych król na wielki turniej, który w Paryżu w owym czasie zaplanował. Zaprawdę, wielkim było to widowisko, największy dowód męstwa rycerzy prostych i panów możnych, sam król wielkie odniósł w turnieju sukcesy, jeden jednak człek w sile swej i męstwie, potężniejszym od konkurentów swych się okazawszy, zwycięstwo wspaniałe odniósł. Młodzieńca owego, który to na usługach królów saskich z wikingami wojował w dalekim Albionie, zwano Robert, a wywodził się on ze znamienitego rodu Welfów, który znakomite królowi w przeszłości oddał usługi. A kiedy powiedziano królowi, o zasługach młodego Roberta, ogłosił on młodzieńca księciem ziemi, która bliska była Bretanii nordyckiej. Wielka próżność zapanowała tedy w rodzie Welfów, wielkie zadufanie i ufność w potęgę swoją. Oto krewniak dzielnego Roberta, imieniem Welf, podniósł bunt przeciw królowi, siebie uważając za godnego korony. Liczył człek ten pyszny, iż krewniak jego, sprawę niesłuszną wspomoże. Kiedy więc posłyszała o bratobójczej wojnie władczyni bretońska, posłała wojowników swoich, by pożogę przynieśli państwu Franków, i łupili poganie straszliwie włości księcia Roberta, kiedy on przeciw swemu krewniakowi się zwrócił. Wiele dni trwały bratobójcze walki, wiele krwi frankijskiej zdradliwie przelano, nim Welf, otoczony przez wojska królewskie, wzięty do niewoli, pokonany został. Kiedy tylko posłyszały o tym hordy pogańskie, w popłochu wróciły na ziemię bretońską. I nim pomyślano o odwecie, ducha wyzionął mądry król Karloman, ziemię frankijską pozostawiając w rękach syna swego, Jakuba. A ziemia księcia Roberta, od chwili tamtej, nazwana została Normandią, ziemią ludzi północy, poprzez czas długi, kiedy poganie niepodzielnie tam panowali, siejąc śmierć i zniszczenie…”

    „O rządach króla Karlomana” pióra biskupa Odona z Caen.

    [​IMG]

    Wkrótce jednak znów musieli stawić się na wezwanie swej władczyni – wobec inwazji sił akwitańskiego rycerstwa.​

    WILHELM I

    Posłany do barbarzyńców!
    Tak odpłacano mi się za moją wierną służbę, takie spotykały mnie zaszczyty, to była moja nagroda! Stałem wiernie u boku króla Ludwika, walcząc pod jego rozkazami, krwawiąc w jego bojach, osłaniając go własnym ciałem, przelewając krew niewiernych na jego rozkaz… I oto, ten sam król, mój senior, za którego gotów byłem oddać życie, wysyła mnie z poselstwem.
    Poselstwem!? Czy nieokrzesani ludzie północy w ogóle znali takie słowa?
    Mój niepokój udzielił się mojemu wierzchowcowi, gdy zatrzymałem się pod palisadą, otaczającą jedną z wikińskich osad. Nie było mi dane wcześniej przebywać w Bretanii, nie wiedziałem, jak bardzo się zmieniła, jak wielki wpływ na dawną ziemię Bretonów mieli przybysze z dalekich krain. Strażnik, obserwujący mnie uważnie, zawołał coś w niezrozumiałym dla mnie języku.
    - Przybywam w imieniu króla Ludwika! – zawołałem głośno – Jako posłaniec. Prowadź do swego pana, poganinie!
    Na palisadzie zapanowało poruszenie, widziałem kolejnych pogan, podchodzących do pojedynczego strażnika. Chwilę później, po krótkiej komendzie, brama stanęła otworem. Pełen najgorszych przeczuć, dałem koniowi ostrogę i ruszyłem w kierunku wejścia do osady. Czekali tam na mnie, około dwudziestu wojowników. Otoczyli mnie, gdy tylko przekroczyłem bramę.
    - Mam wiadomość od króla Ludwika! – przemówiłem, obserwując każdego z nich – Dla waszego przywódcy.
    - Znalazłeś go! – ku memu zaskoczeniu, spośród wojowników wyłoniła się niewiasta, odziana podobnie jak oni, dzierżąc topór w dłoni – Mów!
    Przyjrzałem się kobiecie. A więc to ma być ten jarl? Dowódcą tych dzikusów była niewiasta? Z trudem powstrzymałem się od wybuchnięcia głośnym śmiechem. I oni chcą zatrzymać najprzedniejszych rycerzy Akwitanii?
    - Król nasz, miłościwie nam panujący… - przemówiłem, patrząc z góry na wikingów – Pragnie odzyskać ziemię bretońską dla Pana naszego. Poddajcie się lub gińcie, to jego wiadomość.
    Wojownicy unieśli wyżej swoje bronie, niektórzy splunęli. Widziałem wrogość wymalowaną na ich twarzach, nienawiść, od której skrzyły się ich oczy. Najchętniej zaatakowali by mnie teraz, nie czekając na polecenie swej władczyni. Kobieta zachowała spokój, jedynie uśmiechając się półgębkiem.
    - Niech przyjdzie… - odpowiedziała, patrząc na mnie z kpiącym uśmiechem na pełnych wargach – Utopimy go w jego własnej krwi.
    Wzruszyłem jedynie ramionami i zawróciłem konia, pragnąc jak najszybciej znaleźć się ponownie w akwitańskim obozie.
    Wiadomość dostarczona.

    [​IMG]

    Vigdis osiągnęła również coś, czego nie potrafili jej ojciec i dziad, umocniła swą władzę na ziemi bretońskiej.

    VIGDIS III


    Zbliżał się czas próby.
    Miałam wrażenie, że tylko ja odczuwałam niepokój i pewnego rodzaju napięcie, zwykły, ludzki strach. Do tej pory, żaden z wikingów nie mierzył się z potęgą królestw Karolingów: byliśmy silni, byliśmy zawzięci, ale czy potrafiliśmy sprostać siłom trzech królestw?
    - Dlaczego nas tu zebrałaś? – jeden z wojowników, imieniem Eryk, wyrwał mnie z zamyślenia, zadając pytanie, które nurtowało ich wszystkich.
    Byli tutaj, w domu jarla. Najbardziej poważani z moich wojowników. Dowódcy oddziałów, moi przyboczni, kapłani. Ale oni nie odczuwali strachu. Towarzyszyła im osobliwa, niemal chłopięca, radość. Od lat łaknęli krwi Franków, chcieli sprawdzić się w boju z silniejszym przeciwnikiem niż Bretończycy, przed laty pokonani przez mego dziada. Chcieli zasłużyć na miejsce u boku Odyna, wywalczyć sobie Walhallę.
    - Frankowie wkrótce zaatakują… - przemówiłam, rzucając przelotne spojrzenie mężowi, stojącemu u mego boku – Chcą odebrać nam naszą ziemię!
    Przeszłam wzdłuż szpaleru wojowników, przyglądając się uważnie każdemu z nich. Teraz wszystko od nich zależało, od ich waleczności, ich siły, ich wytrzymałości… I zaufania. Jeśli nie okażą się lojalni względem mnie, nasza sprawa jest stracona.
    - W przeszłości mój dziad podbił tę ziemię, naszą ziemię… - mówiłam, obserwując kolejne twarze – Zaledwie z garstką wiernych sobie wojowników. Dzisiaj, nasz wróg, chce ją nam wydrzeć. Spalić nasze świątynie, zrównać z ziemią domostwa, zniszczyć plony. Pragną naszej śmierci.
    W miarę kolejnych słów, widziałam gniew malujący się na twarzach mężczyzn. Niektórzy stali w milczeniu, jedynie zaciskając pięści. Musiałam podsycić te emocje, grać na nich, na tyle umiejętnie, by gotowi byli podążyć za mną do boju.
    - Ale to ich spotka śmierć! – zawołałam, wyczuwając odpowiedni moment – Utopimy ich we własnej krwi!
    Wojownicy czekali w skupieniu na moje ostatnie słowa, Bersi uśmiechał się szeroko, jakby gratulował mi zdobycia ich posłuchu.
    - A jeśli legniemy w obronie naszej ziemi… - dodałam, patrząc na swojego męża – Spotkamy się w Walhalli!
    I mimo tego, że wojownicy zjednoczyli się dopiero w obliczu zagrożenia, czułam dumę. Stali przede mną, gotowi bronić ojczystej ziemi.
    Zjednoczeni, pod moim dowództwem.
     
  2. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    Wobec przytłaczającej przewagi Karolińskich królestw Akwitanii, Lotaryngii oraz Włoch, władczyni musiała podjąć trudną decyzję…

    WILHELM II


    To była krwawa bitwa.
    Król Ludwik, wspomagany wojskami swoich krewniaków i hufcem najemnym, był pewny swojego zwycięstwa. Stał się lekkomyślny i zlekceważył pogan, słusznie zakładając, iż prymitywni barbarzyńcy nie mogli się równać jego rycerzom. O ile zgadzałem się z królewską opinią, wiedziałem, iż na każdego przeciwnika trzeba uważać.
    A zwłaszcza na takiego, który nie ma nic do stracenia.
    Król nie słuchał moich rad, bardziej skłonny zawierzyć pochlebcom, mówiącym mu to, co zechce usłyszeć, karmiących go słodkimi kłamstewkami. Im zależało tylko na wpływach i przychylności monarchy, za nic sobie mieli życie ludzi, których nawet nie potrafili poprowadzić do boju.
    I tak oto ja, Wilhelm z Bordeaux, prowadziłem siły karolińskich królów przeciwko ludziom Północy.
    Pierwsze natarcie, w którym na pogan uderzyli najemnicy z Burgundii i poddani króla Włoch, zakończyło się niepowodzeniem: Włosi uderzyli na mur tarcz wikingów niczym fala, napierająca na klif… Siła ludzi Północy rozbiła falę na krople, wycinając nacierających w pień. Widziałem, jak upada sztandar kompanii najemników i jak ginie dowódca natarcia, trafiony barbarzyńskim toporem.
    Głupcy, którzy myśleli, że ich liczba zapewni im zwycięstwo.
    Osobiście prowadziłem drugie natarcie, mając pod sobą włoskich rycerzy i akwitańskich żołdaków. Wiedziałem, iż kluczem jest rozerwanie zwartej formacji tarcz, musieliśmy jedynie wyrąbać sobie lukę w ich szyku, a czekający w odwodzie Lotaryńczycy zajmą się niedobitkami.
    Łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
    O ile nie spotkał nas los najemników i Włochów, nie obyło się bez ciężkich strat. Zwarta ściana tarcz zachwiała się i zafalowała, w każdej chwili gotowa pęknąć pod naszym naporem… Z tym, że niedługo nie będzie komu na nią napierać… W trakcie szarży, zabito pode mną konia, strzała, wystrzelona przez wrogiego łucznika, utkwiła w moim ramieniu, ale nie zamierzałem się poddawać. Atakowałem pogan, ramię w ramię z moimi ludźmi, jedynie z mieczem w dłoni.
    - Akwitania! Bordeaux! – zakrzyknąłem, próbując zagrzać pobliskich towarzyszy do walki.
    - Walhalla! – krzyknął ktoś zza muru tarcz – Odyn!
    Nim zdążyłem zareagować, wiking, dotąd kryjący się za tarczą, odłączył się od towarzyszy i zaatakował, skacząc w moim kierunku. Postępując krok do tyłu, zablokowałem jego miecz ostrzem swojej broni. W ferworze walki nie zdążyłem mu się dobrze przyjrzeć, jednak zwróciłem uwagę na bogato zdobiony kaftan, który nosił mój przeciwnik – musiał być swego rodzaju dowódcą.
    - Zginiesz, poganinie! – warknąłem, kiedy nasze klingi się rozłączyły.
    - Śmierć to nagroda! – odpowiedział wiking, ponownie atakując – Powiedz swemu bogu, że wysłał cię do niego Bersi z Leicesteru.
    Zaśmiałem się, z łatwością blokując jego uderzenie. Nagle, poprzez bitewną wrzawę, przebił się dźwięk rogu. Wiedziałem, co to oznacza.
    Lotaryńczycy.
    Nie zdołałem się opanować i szybko zerknąłem na linię wikińskich tarcz, na jedno bicie serca tracąc z pola widzenia swojego przeciwnika. Nawet ta sekunda, jeden, mały błąd, był wystarczający dla Bersiego z Leicesteru. Nagła eksplozja bólu sprawiła, że opadłem na kolana, wciąż patrząc na zwarty szyk wikingów.
    Zwarty szyk, który właśnie został przełamany.
    Wilhelm z Bordeaux nie przeżył bitwy pod Paimpol. Ale dla wikingów czy akwitańskich żołnierzy, nie miało to znaczenia.
    Bitwa była wygrana.

    [​IMG]

    W przeddzień najtrudniejszej z decyzji, władczyni powiła syna, któremu nadała imię Ragnar. W dzień po narodzeniu syna, władczyni, jej małżonek oraz młody syn zostali ochrzczeni, kończąc w ten sposób inwazję Karolingów.

    VIGDIS IV

    Dziwny stan.
    Radość, zmieszana w osobliwy sposób z goryczą porażki. Nie udało mi się pokonać najeźdźców, zawiodłam swój lud, wielu wojowników poległo, zmuszono mnie do ukorzenia się przed słabymi wyznawcami Krzyża. A jednak, nigdy nie odczuwałam większej radości. Wracałam myślami do chwili, w której pierwszy raz trzymałam w ramionach małego Ragnara…
    Poród kosztował mnie wiele sił, wciąż nie doszłam do siebie, ale syn, którego zesłali mi bogowie, całkowicie to wynagradzał.
    - Już są… - Bersi wszedł do komnaty i podszedł do mnie.
    On również wiele wycierpiał. Patrzył, jak jego przyjaciele padają pod naporem najeźdźców, odniósł wiele ran… Z pola bitwy wrócił odmieniony. Jakby żałował, że i jego bogowie nie wezwali do siebie, zazdrościł poległym miejsca u boku Odyna. Od czasu, w którym usłyszał o warunkach króla Ludwika, pogrążony był we frustracji, której nie był w stanie w sobie zdusić.
    Warunki były proste: przyjęcie chrztu.
    Mieliśmy zaprzeć się własnych bogów, porzucić tradycję przodków, wyrzec się tego, co świadczyło o tym, kim naprawdę jesteśmy. Zdawałam sobie sprawę, że wielu znienawidzi mnie za tę decyzję. Ale musiałam ją podjąć – by przetrwać i ocalić tych, którzy chcieli walczyć do końca.
    Na taką walkę nie mogliśmy sobie pozwolić.
    Do komnaty weszło dwóch mężczyzn. Jeden z nich odziany był jak świętobliwy mąż, którego lata temu składałam w ofierze, od razu rozpoznałam w nim kapłana. Drugi z mężczyzn był jednym z rycerzy króla: Ludwik nie ufał swoim wrogom, nawet, gdy byli pokonani.
    - Zaczynajcie… - odezwałam się, głosem pełnym zrezygnowania i zmęczenia.
    Na tę chwilę, było mi wszystko jedno. Co im to da? Nawet skropiony wodą, wiking pozostaje wikingiem, by to zmienić, musieliby mnie utopić. A jeśli naiwnie wierzyli w moją zmianę – poprzez to „miłosierdzie” ich Boga, cóż, to jedynie potwierdzało nasze przypuszczenia o ich słabości. Duchowny rozpoczął ten dziwny obrzęd, wymawiając zdania w języku innym niż frankijski i kropiąc moją głowę wodą. Bersi obserwował tę scenę z niezadowoleniem, co jakiś czas rzucając wrogie spojrzenie w kierunku rycerza.
    - Nadaję ci imię Małgorzata… - przemówił duchowny w języku Franków – Jako symbol twego odrodzenia i nowego życia, ku chwale Pana naszego. Amen.
    - Amen! – powtórzył rycerz i przeżegnał się.
    Bersi otworzył usta by coś powiedzieć, jednak moje spojrzenie go powstrzymało. Biskup skinął na rycerza i opuścili komnatę.
    - Mnie nazwali Ludwik, na cześć zwycięskiego króla… - Bersi zaśmiał się – Ironia, prawda?
    Nie odpowiedziałam. Być może, dla wyznawców Krzyża, sprawa była zakończona. Wrócą do swoich zamków i kościołów, zadowoleni z siebie, spełniwszy obowiązek względem ich śmiesznego bóstwa. Ale za mną stała potęga całego Asgardu…
    I prędzej czy później, Ludwik Akwitański się o tym przekona!


    PS: Ze względu na długi okres rządów Vigdis, odcinek o niej będzie podzielony na kilka części. Miłej lektury!
     
    Jurodiwy, Piterdaw i Artafrates lubią to.
  3. Piterdaw

    Piterdaw Ten, o Którym mówią Księgi

    Kawał dobrej roboty, kiedy czytam o Vigdis od razu przychodzi mi na myśl Lagertha z Wikingów. Znakomitą, wyrazistą postać stworzyłeś.
     
  4. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    By zwiększyć swoją pozycję w chrześcijańskim świecie, księżna zaręczyła młodego Ragnara z Eleną, córką króla Akwitanii.

    BERSI II

    Bogowie ciężko mnie doświadczali.
    Przebywanie wśród Franków, ucztowanie z nimi, picie ich wina, zadanie, z którym tu przybyłem, status gościa honorowego, który mi nadano, chrześcijańskie imię i tytuł, którymi się do mnie zwracano, lekko kpiący uśmieszek zarysowany na wargach akwitańskiego króla, wykwitający niczym blizna na jego twarzy za każdym razem, gdy się do mnie zwracał…
    - Pragnę wznieść toast… - przemówił król, skupiając na sobie uwagę wszystkich obecnych – Wypijmy zdrowie naszego szlachetnego gościa, księcia Ludwika!
    Z trudem opanowałem emocje, nie pozwalając sobie na grymas niezadowolenia, gdy uwaga wszystkich obecnych skupiła się na mnie. Wstałem, podobnie jak król, sięgając po mowę Franków, której nauczyła mnie Vigdis:
    - Wasza Wysokość czyni mi wielki zaszczyt! – przemówiłem, w duchu przeklinając się za każde słowo – Wypijmy za przyjaźń Akwitanii i Bretanii!
    Przyjaźń, której nigdy nie będzie.
    Akwitańscy feudałowie wypili kolejny toast i na znak, dany przez króla, pogrążyli się ponownie w mało istotnych rozmowach. Ludwik nachylił się ku mnie i rzekł:
    - Piękne słowa, książę… - znów na jego twarzy zawitał uśmieszek, który tak bardzo mnie irytował – W imię przyjaźni, akceptuję propozycję szlachetnej księżnej Małgorzaty.
    A więc stało się. Nasz syn poślubi jego córkę. Nasza krew zwiąże się z krwią tego, który zadał tak wiele cierpienia naszym najbliższym. Wiedziałem, że musiało do tego dojść, wiedziałem, że to świetne posunięcie, podziwiałem Vigdis za jej przebiegłość, ale…
    Nienawiść do człowieka, z którym teraz piłem wino, była silniejsza.
    - Książę! – tak bardzo skupiłem się na osobie króla, iż nie zauważyłem młodzieńca, który do mnie podszedł – To zaszczyt móc cię poznać! Wiele o tobie słyszałem…
    Młody mężczyzna zwrócił na siebie uwagę zarówno moją jak i króla. Zerknąłem niepewnie na tego drugiego i ujrzałem błysk niepokoju w jego jasnych oczach, zastygł, jakby spodziewał się, że zaraz wydarzy się coś ciekawego.
    - Kim…? – zapytałem, jednak młodzieniec przerwał mi, nim zdążyłem dokończyć pytanie.
    - Nazywam się Jakub z Bordeux… - młodzieniec sięgnął po puchar, napełniony winem, na jego twarzy pojawił się uśmiech – I chciałem rzec tylko jedno…
    Nim zdążyłem zareagować, młodzieniec zamachnął się ręką, w której trzymał puchar, wylewając na mnie jego zawartość.
    - Nigdy nie będę przyjacielem poganina!
    Zareagowałem instynktownie, młody mężczyzna nie zdołał się nawet osłonić: moja pięść trafiła celu. Siła uderzenia zwaliła zuchwałego akwitańskiego feudała z nóg. W komnacie zapadła cisza, wszyscy wpatrywali się we mnie, stojącego spokojnie u boku króla i leżącego na ziemi mężczyznę, broczącego obficie krwią, trzymającego się za twarz.
    - Dosyć tego! – warknął król – Nikt nie będzie obrażał moich gości!
    Nie dotarły do mnie jego słowa, nie były ważne. Nic nie mogło zmącić mojej radości.
    Dobrze było uderzyć Akwitańczyka.

    [​IMG]

    Hrabia Mortain, korzystając z faktu, iż wojska księżnej zostały zmasakrowane, wzniecił bunt.

    [​IMG]

    Dzięki pomocy najemników, rebelia została zduszona.​

    „Za porażkę w starciu z potęgą Karolingów, przyszło Vigdis – bądź, używając imienia i tytułu, pod którymi znały ją chrześcijańskie kroniki, księżnej Małgorzacie, zapłacić straszną cenę. Wojska Ludwika Akwitańskiego nie tylko spustoszyły Bretanię, zwycięskim Frankom nie dość było łupów, które zgromadzili i poparcia ówczesnego papieża, Urbana IV – by jeszcze bardziej upokorzyć przeciwnika, w walce z którym niegdyś odnosili dotkliwe porażki, spalono główną świątynię w Rennes, wznosząc w jej miejscu kościół, władczyni pogańska zmuszona została do przyjęcia chrztu. Jednak pogromcy bretońskich wikingów odeszli, zaś problemy wewnętrzne jakie za ich sprawą wynikły, pozostały. Księżna Małgorzata, wedle wielu podań, sporządzonych przez niechętnych jej kronikarzy frankijskich, nie przestrzegała zasad narzuconej jej wiary, skrycie praktykując pogańskie wierzenia, w których ją wychowano. Sama zmiana wiary wystarczyła, by straciła ona zaufanie swoich rodaków, którzy pozostali wyznawcami nordyckich bogów – i tak, zwrócili się przeciwko niej kapłani, łupieżcy i wojownicy, których dotąd jej autorytet trzymał w ryzach. Ta, pierwsza w historii księstwa bretońskiego pod panowaniem wikingów, opozycja, zaczęła się skupiać wokół Judicaela, hrabiego Mortain, który wciąż pozostawał wierny wierzeniom, które przyjął za młodu: człowiek ten, będąc podstępnym i ambitnym, czując słabość swego seniora, zdecydował się wypowiedzieć posłuszeństwo księżnej Małgorzacie. Rozpoczęła się wojna domowa…”


    „Żelazna Dama, czyli o rządach księżnej Małgorzaty” pióra Gilberta de Rennes.

    [​IMG]

    Po porażce w walkach z Karolingami, księżna skupiła się na swojej pasji – zarabianiu pieniędzy. Zorganizowała ekspedycję.​

    [​IMG]

    Ekspedycja okazała się sukcesem – nie tylko tworząc nowy szlak handlowy, ale również przynosząc ogromne korzyści.​

    BERSI III

    Ta podróż mnie odnowiła.
    Na początku, gdy usłyszałem o jej planach, byłem zły na Vigdis. Poczułem się odrzucony, odsunęła mnie od siebie, otaczając się kapłanami nowej religii i kupcami, jakbym był przypomnieniem tego, co było kiedyś: przeżytkiem dawnych czasów, Nie potrafiłem zrozumieć, że moją nienawiścią do Franków i jej jawnym okazywaniem, jedynie zniweczyłbym jej plany i wysiłek, który w nie włożyła.
    Plany odzyskania dawnej pozycji.
    W podróży miałem wiele czasu na przemyślenia, rozpamiętywanie tego, co było, walkę z wyrzutami sumienia, próbowałem rozliczyć się ze wszelkimi porażkami, jakie odniosłem za sprawą akwitańskich feudałów i ich zadufanego w sobie króla. Mogłem zastanowić się nad tym, co planowała żona, z dala od wrogich spojrzeń jej chrześcijańskich dworzan. Intryga, którą planowała…
    W intrygach nie było honoru. Ale Akwitańczycy go nie posiadają…
    Byłem wojownikiem, nie wiodłem skomplikowanego życia: jeśli czegoś chciałem, po prostu to brałem, okazywałem pogardę temu, kto na nią zasługiwał i szanowałem silniejszego od siebie. Nie uciekałem od uczciwej walki, gotów byłem poświęcić wszystko dla bogów i rodziny.
    Ale teraz, zasady gry się zmieniły.
    Walka nie sprawdziła się, przeciwnik przewyższał nas pod względem liczebności. Nie byłem potrzebny żonie jako wojownik, ale jako jej emisariusz, najwierniejszy ze sług, jedyny, któremu mogła w pełni zaufać. To dlatego znajdowałem się w tej, dalekiej stronie, obserwując swoich ludzi, ładujących kosztowności na pokład statku.
    - Ciężko nas doświadczacie, bogowie… - westchnąłem, obserwując bezchmurne niebo – Ale zniosę wszystko. Byle tylko pokonać Franków.
    Musiałem być cierpliwy. Tłumić w sobie swoją niechęć. Dostarczyć Vigdis tego, czego potrzebowała. A to złoto, te monety, które tak uwielbiają wyznawcy Krzyża…
    Przyczynią się do ich upadku.
     
  5. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    Wkrótce parze książęcej urodził się kolejny syn – Bersi. Jako młodszy syn, przeznaczony on został do stanu duchownego.​

    „Chwalmy dobrego króla naszego, Ludwika, on to bowiem, z siłą rycerstwa swego, które wśród frankijskich synów najprzedniejsze, na ziemie pogańskiej władczyni był się wyprawił i jako władca pierwszy od lat wielu – prawdziwą łaską Pana naszego się cieszący – straszliwą klęskę zadał wyznawcom bożków plugawych. I oczyszczono ogniem świętym miasto Rennes, niegdyś chlubę bretońskiej ziemi i miejsce miłe Panu. Mądrość tedy prawdziwą okazała potomkini najeźdźców z dalekiej Północy, do nóg królowi zwycięskiemu padając, korząc się przed gniewem wojowników Pańskich. I ulitował się szlachetny Ludwik nad losem niewiasty, poprzez wychowanie tkwiącej w błędach pogańskich – i ukazał nową dla niej drogę, I stała się pogańska władczyni odtąd znana jako Małgorzata, księżna Bretanii, na miejscu dawnej świątyni wzniesiono zaś kościół, jako symbol tryumfu Pańskiego. I kwitła Bretania, jak za czasów dawnych, pod rządami władców swoich – którzy, chociaż wciąż splamieni pogańskim swym pochodzeniem, ciemiężyć chrześcijan prawych przestali – aż do czasu panowania księcia kolejnego… I chociaż ród bretońskich władców silnie w pogaństwie był zakorzeniony, oddała księżna Małgorzata syna swego, imieniem Bersi, pod opiekę mężom pobożnym, a historia jego…”

    „Historia biskupów bretońskich” pióra Alberta, opata z Cluny.

    [​IMG]

    Ku zaskoczeniu całego dworu, na opiekuna młodego Ragnara wybrany został jedne z niewielu kapłanów starych bogów, którzy pozostali w Bretanii.

    VIGDIS V

    Ponure ruiny były jedynym, co pozostało po dawnej wierze…
    Zatrzymałam się na chwilę, z pewną nostalgią ogarniając wzrokiem przygnębiający obraz, który się przede mną rozpościerał. Oto, świątynia moich bogów, miejsce, w którym składali ofiary mój dziad i ojciec, stało się jedynie gruzowiskiem, nic nie znaczącą ruiną, cieniem tego, czym było przed atakiem akwitańskiego rycerstwa. A w samym centrum gruzowiska, lichy kościółek, największa drwina z wyznawców nordyckich bogów: symbol poddaństwa.
    - Mamo? – głos Ragnara wyrwał mnie z zamyślenia – Daleko jeszcze?
    Zignorowałam jego pytanie, równocześnie przyśpieszając kroku. Zrobiłam to z rozmysłem, sama nie byłam pewna, czy postępuję słusznie, prowadząc go ku domostwu pustelnika. Wychowanie syna w dawnej wierze było największym pragnieniem mego serca, jednak matczyna troska nie pozwalała oddać syna szalonemu kapłanowi bez wewnętrznej walki.
    - Już niedaleko… - odpowiedziałam po chwili, zgodnie z prawdą.
    Wkrótce dotarliśmy na miejsce. Tutaj, na skraju lasu, przed laty, moi przodkowie składali ofiary bogom, wieszając nieszczęśników na gałęziach potężnych drzew, o rozłożystych koronach. Żaden z moich dworaków nie śmiał zapuścić się na skraj ponurej i przerażającej puszczy, która stała się cmentarzem dla wielu z ich rodaków – dlatego właśnie tutaj wybudował swoje schronienie kapłan.
    Szalony pustelnik.
    Kiedy nadeszli Akwitańczycy, większość kapłanów ratowała się ucieczką, zginęła od ich mieczy bądź w obronie świętych miejsc. Wraz z końcem wojny, w mojej domenie nie zostało wielu kapłanów: a ci, którzy zdecydowali się zostać, byli wyrzutkami, pogardzanymi przez chrześcijan. Oni wszyscy byli złamani, ale nie szaleniec, żyjący na skraju puszczy.
    - Wyjdź, kapłanie! – zawołałam głośno, gdy stanęliśmy przed szałasem, stanowiącym schronienie mężczyzny – Ukarz się swojej władczyni!
    Jedyną odpowiedzią, jaką uzyskałam, był śmiech. Histeryczny, szaleńczy chichot, dochodzący spomiędzy drzew. Obróciłam się w tamtym kierunku, kładąc dłoń na ramieniu syna i czekając cierpliwie. Wkrótce, mężczyzna się pojawił. Niegdyś musiał być wysoki i solidnej budowy, jednak mijające wiosny odcisnęły na nim swoje piętno: poruszał się ociężale i w dziwny sposób, zgarbiony, wpatrując się we mnie czarnymi, rozbieganymi oczami. Jego długie włosy gęsto przetkane były szarością, do tego splótł je w długie pasma, zakończone warkoczami. Odziany był w skóry dzikich zwierząt, niczym berserker, straszliwy wojownik Północy.
    - Władcami mymi bogowie są… - przemówił mężczyzna, podchodząc bliżej – Czego chce?
    Obserwował mnie uważnie, w jego oczach widziałam niechęć i podejrzliwość. Lecz nagle, stracił mną zainteresowanie i spojrzał na mego syna.
    - Chłopak silny… - oznajmił pustelnik – Ty słaba. Wielka przyszłość przed nim jest. Widziałem.
    Coraz bardziej odrzucała mnie perspektywa oddania pierworodnego syna pod opiekę szalonemu mężczyźnie, ale…
    Ale wiem, co widziałam.
    Bez słowa, sięgnęłam do pasa, zgarnęłam woreczek z kośćmi i wyciągnęłam rękę. Coś zalśniło w oczach mężczyzny, szybkim i zwinnym ruchem, odebrał ode mnie najcenniejszą pamiątkę po ojcu.
    - Wielka moc… - wyszeptał kapłan – Bogowie sprzyjają.
    Pokonując ostatnie wątpliwości, przemówiłam:
    - Weź chłopca… - Ragnar spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach – Wychowaj go. Spraw, by sprzyjali mu bogowie.
    Kapłan skinął głową i wyciągnął dłoń, kładąc ją na czole Ragnara. I wtedy zobaczyłam coś dziwnego: cały strach nagle zniknął i chłopiec potulnie, żegnając się ze mnę jednym słowem, udał się z kapłanem do jego, lichego schronienia. Patrząc za nimi jeden, ostatni raz, obróciłam się na pięcie, udając się w drogę powrotną do miasta.
    Bogowie, bądźcie łaskawi… Chcę wam ufać, chcę wypełniać waszą wolę, błagam, upewnijcie mnie w tym postanowieniu, dajcie znak…
    Że nie popełniłam błędu.

    [​IMG]

    Po świecie szybko rozniosła się wieść o nowych odkryciach.
    Piterdaw - dziękuję! Myślę, że Vigdis ucieszyłoby to porównanie. A przynajmniej cieszy mnie, jako autora i fana Wikingów :D
     
  6. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    W 926 roku, w wiek męski wkroczył Ragnar. Wychowany przez poganina, sam trwał w wierze swego dziada i pradziada.​

    RAGNAR I

    Nareszcie! Moja wolność zostanie mi zwrócona!
    Jedynie bogowie wiedzieli, ile kosztował mnie termin u szalonego pustelnika, ile cierpienia spotkało mnie z jego strony, jak wielką nienawiścią darzyłem zarówno tego człowieka, jak i matkę, która postanowiła mnie u niego zostawić. Ale byłem cierpliwy. Chłonąłem wiedzę starego kapłana, odliczając dni, marząc o nadejściu tej, mitycznej niemal, chwili, kiedy będę mógł powrócić do Rennes.
    Ta chwila właśnie nadeszła.
    Tak dziwnie i nienaturalnie było podążać ścieżkami, o których zdążyło się już zapomnieć, kierować się do miasta, które można było nazwać obcym, nosząc się w identyczny sposób jak kapłan religii, o której mieszkańcy Bretanii zapomnieli. Zaiste, w sposób przewrotny bogowie układają nasz los, splatając go w najróżniejsze, możliwe węzły.
    - Stój! – strażnicy miasta zatrzymali mnie przy bramach – Czego chcesz?
    Omal nie wybuchnąłem śmiechem. Syn jarla, zatrzymany przez strażnika. Nierozpoznany. Zapomniany? Zmierzyłem mężczyznę oceniającym spojrzeniem. Bretończyk, prawdopodobnie wyznawca Krzyża. Młody, najwyżej dwudziestoletni. Zapewne nie pamiętał, że kiedyś, na tych ziemiach, ludzie czcili Wszechojca.
    - Prowadź mnie do jarla! – rozkazałem, patrząc młodzieńcowi w oczy – Wtedy wszystko się wyjaśni.
    Młody mężczyzna spojrzał na mnie. W jego oczach widziałem niepokój i nieufność. Nie mogłem go winić: pojawia się przed nim tajemniczy mężczyzna, odziany w długi płaszcz i zwierzęce skóry. Do tego, przedstawiający stanowcze żądania.
    - Za mną! – powiedział w końcu młodzieniec i obrócił się, przechodząc przez bramę miasta.
    W milczeniu, ruszyłem za nim. W trakcie naszej wędrówki, miałem okazję by przyjrzeć się rozwijającemu się miastu. Od czasu, gdy matka zostawiła mnie u szalonego pustelnika, wiele się zmieniło. Rennes otoczyły solidne mury, targowisko pełne było ludzi, mówiących przeróżnymi językami oraz towarów, o których nigdy wcześniej nie słyszałem. Nad bezpieczeństwem jarlowskiej stolicy czuwała straż i przyboczni księżnej: liczni i dobrze uzbrojeni. Nawet tak duże i piękne miasto, nie uniknęło jednak skazy frankijskiego boga: wśród ludzi dostrzegłem również kapłanów tej słabej religii.
    - Miasto się rozwija! – zagadnąłem mojego przewodnika, próbując nawiązać z nim rozmowę.
    Strażnik jedynie skinął głową, nie reagując na moje słowa. Wkrótce dotarliśmy do jednego z budynków, który nie zmienił się zbytnio przez te wszystkie lata: domu matki. Strażnik przeprowadził mnie przez drzwi i w kilka chwil stanęliśmy w centrum głównej sali. Trafiliśmy w sam środek uczty: ludzie zgromadzeni byli przy głównym stole, uginającym się od wszelkiej maści potraw. Kiedy tylko pojawił się prowadzący mnie strażnik, spojrzenia biesiadników skupiły się na nas. Ale mnie interesowało tylko jedno, z tych spojrzeń.
    - Matko! – przemówiłem do kobiety, siedzącej u szczytu stołu – Miło mi cię widzieć.
    Vigdis, czy też, księżna Małgorzata, jak teraz ją nazywano, spojrzała na mnie. W jej oczach widziałem wiele, sprzecznych emocji. Powoli podniosła się ze swojego miejsca, unosząc puchar. Spojrzała na biesiadników i – po krótkiej chwili – przemówiła:
    - Wznieśmy toast za szczęśliwy powrót mego syna, Ragnara… - pozostali, kiedy tylko otrząsnęli się z zaskoczenia, również unieśli puchary – Witaj w domu, synu.
    Nawet jeśli otaczali mnie teraz chrześcijanie…
    Dobrze było wrócić do domu!

    [​IMG]

    Król Akwitanii uhonorował zobowiązanie swego ojca i zgodził się na zaślubiny Ragnara i jego siostry.​

    BERSI IV

    W tamtym dniu, byłem dumny ze swojego syna.
    Co prawda, otaczali mnie Akwitańczycy: na czele z ich młodym królem, siedzącym po mojej prawicy. Ale, w tak ważnym dniu, liczył się jedynie Ragnar. Przedstawiał się imponująco, przewyższając każdego z mężczyzn obecnego w komnacie o głowę. Odmówił odziania się w ubiór tradycyjny dla frankijskich możnych, miast tego: jego odzienie stanowiła skórznia, przyozdobiona niedźwiedzią skórą. Nie rozstał się także ze swoją bronią, potężnym toporem, który zatknął za pas. Twarz przyozdobił barwami, o których znaczeniu zdążyłem już zapomnieć, ułożonych we wzory, które ostatni raz widziałem w dalekim Albionie, zdobytym przez moich pobratymców. Całą swoją postawą, mój syn drwił z wyznawców Krzyża, składając hołd Wszechojcu.
    - Nie jesteś zły? – usłyszałem szept żony, która nachyliła się delikatnie w moim kierunku, tak, by jej słów nie usłyszał akwitański król.
    Uśmiechnąłem się pod nosem, zerkając ukradkiem na młodzieńca, pogrążonego w żarliwej dyskusji z jednym ze swoich pobratymców. Młody mężczyzna różnił się od swego ojca, brak mu było wyniosłości i dumy, cechował się za to otwartością i ciekawością otaczającego go świata. Zyskał mój szacunek, dotrzymując obietnicy, którą złożył jego ojciec – być może był chrześcijaninem, ale również i człowiekiem honoru.
    - Oczywiście, że nie! – odpowiedziałem – Jestem szczęśliwy. To ważny dzień dla naszego syna.
    Vigdis skinęła głową. Jej spojrzenie również zatrzymało się na młodym królu.
    - Nie tylko dla niego… - rzekła, ponownie skupiając swoje spojrzenie na mnie – Również i dla naszego ludu.
    Oczywiście, miała rację. Nie bez powodu lata temu zaproponowaliśmy Ludwikowi Akwitańskiemu ten mariaż. Zmieszanie naszej krwi z krwią karolińskich królów, nie było jedynie aktem, mającym przypieczętować haniebną porażkę, jaką odnieśliśmy. Nie było naszym celem jeszcze większe ukorzenie się przed zwycięskim królem, nie było nim również zwiększenie jego wpływów na bretońskim dworze.
    Potrzebowaliśmy spokoju. Czasu na odbudowę. A poślubienie przez Ragnara karolińskiej królewny właśnie to nam zapewni.
    - Przez chwilę zapomnijmy o intrygach… - odpowiedziałem, kierując spojrzenie na Ragnara – Cieszmy się tym dniem.
    W tamtym dniu czułem tylko dumę.

    [​IMG]

    Księżna kontynuowała również umacnianie swojej władzy, tym razem jednak względem katolickich poddanych.​

    [​IMG]

    Umocnienie władzy pozwoliło księżnej wydać akt, w którym wszelkie swoje tytuły przekazywała najstarszemu synowi – Ragnarowi.​

    „W latach tamtych, mądra księżna Małgorzata, w natchnieniu zesłanym przez Pana, porzucić zapragnęła wzorce pogańskie, odciąć się od ścieżek dawnych, drogą bliższą frankijskim sąsiadom podążać. Studiować tedy zaczęła mądrość dawną, osiągnięcia światłej kultury naszej i zwyczaje, które przez lata dziadowie nasi praktykować jęli, ku chwale Pańskiej. I wiele dobrego uczyniła dla ludu swego, Bretanię ponownie znaczącą krainą czyniąc. Jednak, jako władczyni mądra, wiedziała księżna, że wiele złego nastać może, gdy odejdzie do Pana, miała bowiem synów wielu, ambitnych wielce. Przywołała mnie więc do siebie mądra władczyni i – bym autorytetem moim, któren mi nadano z woli papieskiej – podniosłości i mocy nadał temu, co spisać zamierzała. I tak oto świadkiem się stałem, wydania ważnego aktu w dziejach Bretanii. Zgodnie z tym, co zapisano, książęce majątki przejść miały na syna najstarszego, którego wołano Ragnar. Młodszy zaś syn, imieniem Bersi, we władanie otrzymać miał Mortain, niegdyś pod wpływem Judicaela, Pająkiem zwanego, pozostające. Synom najmłodszym, na chwałę Pana, przeznaczono drogę sercu Pańskiemu najbliższą, co uradowało mnie wielce…”

    Zapiski papieskiego legata, Ludwika d’Anjou.
     
  7. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    Mimo tego, iż dwóch jej najstarszych synów powróciło do starych wierzeń, księżna dbała o relacje z chrześcijańskimi władcami.

    ULF I

    Brakowało mi bycia docenionym.
    Ragnar, Bersi… Nawet Ivar! Oni dostali wszystko, czego chcieli. Następstwo tronu. Własną ziemię. Obietnicę awansu w kościelnej hierarchii od samego legata! Tylko dla mnie, najmłodszego z synów, zabrakło możliwości. Zawsze mnie pomijano, nigdy nie cieszyłem się zainteresowaniem ze strony matki. Nie przywiązywała wagi do tego, co czyni ostatni z jej synów, ten, który zawsze był w cieniu braci. Jakbym dla niej nie istniał…
    Aż do teraz.
    Nie byłem pewny, czego właściwie chciała. W pomieszczeniu znajdowała się tylko matka i moja starsza siostra, Asa. Mierzyliśmy się spojrzeniami, w milczeniu, którego ani ja ani żadna z kobiet nie chcieliśmy przerwać. Młodsza z nich uśmiechała się, promieniejąc radością. Księżna Małgorzata wpatrywała się we mnie intensywnie, jakby czegoś oczekiwała, czegoś, co pozostawało poza moim zasięgiem.
    Chłodna i wymagająca, jak zawsze.
    - Synu… - przemówiła w końcu księżna – Mam dla ciebie ważne zadanie.
    Zadanie? Wraz z nim powinna przyjść nagroda! Czyżbym mógł w końcu liczyć na niego uwagi ze strony matki?
    - Zrobię wszystko… - odpowiedziałem szybko – Cokolwiek rozkażesz.
    Kąciki ust starszej kobiety uniosły się nieco, ta namiastka uśmiechu była jedyną odpowiedzią, jaką uzyskałem. Gdy tylko księżna umilkła, odezwała się Asa.
    - Udasz się ze mną na południe… - podeszła do mnie, wciąż uśmiechając się życzliwie – Poślubię króla! Czy to nie wspaniałe?
    To… to była moja misja, moje zadanie? Eskorta starszej siostry, mającej poślubić króla? Reprezentowanie matki w małym i niezbyt znaczącym królestwem południa? Przez chwilę, by później zostać całkowicie przyćmionym wspaniałościami wesela i wypartym z umysłów tamtejszej szlachty niczym mało znaczący sen, o którym szybko się zapomina?
    Wygnanie. Odtrącenie od siebie. Nic się nie zmieniło, wciąż uważano mnie za bezużytecznego…
    - Czy… - próbowałem się wtrącić.
    - Możesz odejść, Ulfie! – weszła mi w słowo matka – Przygotuj się do podróży.
    Chciałem wtrącić coś jeszcze, jednak powstrzymało mnie jej spojrzenie, pełne chłodu. Ostatkiem sił powstrzymałem gniew, który mnie nagle ogarnął, niby pożar, którego płomienie rozprzestrzeniają się na coraz większym obszarze, spopielając wszystko na swojej drodze.
    - Oczywiście… - wycedziłem przez zaciśnięte zęby – Matko.
    Skinąwszy oszczędnie głową starszej siostrze, obróciłem się na pięcie i wyszedłem z pomieszczenia. Księżnej Małgorzaty nie zaszczyciłem nawet jednym spojrzeniem.
    Pewnego dnia przekonasz się, że to ja jestem najprzedniejszym z twoich synów.
    Pewnego dnia wszyscy usłyszą o Ulfie, jarlu Bretanii!

    [​IMG]

    Ivar, jeden z młodszych synów księżnej, z braku perspektyw na odziedziczenie tytułu, zwrócił się ku karierze kościelnej.

    RAGNAR II

    Polowanie miało wkrótce się rozpocząć.
    Byłem gotowy. Pewna część mnie radowała się, pragnąłem wyrwać się z tego gniazda żmij, wrócić tam, gdzie królowała jedynie natura i moc bogów była bardziej wyczuwalna. Bóg chrześcijan był bogiem drewna i muru, z których stworzono miasta, zaś bóstwa naszych przodków były wszechobecne: w najlżejszym nawet podmuchu wiatru, promieniach słońca, rozświetlających dzień czy rozłożystych koronach drzew.
    - Bracie! – usłyszałem głos Ivara, jak zwykle przemawiającego w cichym i spokojnym tonie.
    Młodszy brat zbliżał się powoli. Skrzywiłem się nieznacznie, gdy dostrzegłem jego szaty. Z nieznanych mi bliżej powodów, Ivar zdecydował się porzucić zwyczaje naszych przodków i zwrócić się ku służbie chrześcijańskiemu bogu. Nie mogłem go winić, taką cenę przyszło nam zapłacić za porażkę. Nie mogłem go oceniać, ja, który – w mniemaniu młodszego brata – porzuciłem rodzinę dla własnej wiary.
    - Ivarze… Niech błogosławi cię Wszechojciec! – zawołałem, podchodząc bliżej, by uściskać brata.
    Ivar nie skomentował moich słów, jedynie objął mnie przyjaźnie, uśmiechając się pod nosem.
    - Niech Pan zbawi twą zbłąkaną duszę… - odpowiedział Ivar, klepiąc mnie po ramieniu – Modlę się o to każdego dnia.
    Witaliśmy się w podobny sposób odkąd najspokojniejszy z braci otrzymał nominację na biskupa. To był rodzaj gry, wzajemnego docinania. Ivar stał mi się, po Bersim, najbliższym z braci. Często toczyliśmy debaty na tematy religijne, wiedza brata pozwoliła mi lepiej zrozumieć wroga, z jakim się zmagałem.
    - Nie znajdzie się trochę miejsca dla mnie? – obaj, jak na komendę, obróciliśmy się, w samą porę by ujrzeć nadchodzącego Bersiego.
    Bersi, drugi w kolejności starszeństwa, nie był ani najroślejszym ani najsilniejszym z nas. Był jednak najbardziej przebiegłym, a przez to niebezpiecznym, lubującym się we wszelkiego rodzaju intrygach. Bogowie poskąpili mu postury, ale hojnie obdarzyli go wszelkimi przymiotami umysłu, co czyniło go najbardziej podobnym matce spośród nas wszystkich.
    - Gdzie Ulf? – zapytałem, gdy i Bersi zbliżył się i wymienił z nami tradycyjny, braterski uścisk.
    - Widziałem go w tawernie… - Bersi wzruszył ramionami – Nic nowego.
    Ulf, kiedy powrócił z dalekiego południa, zmienił się. Stał się rozdrażniony i sfrustrowany, wybuchał gniewem z najbardziej błahego powodu. Zmagał się z jakimś brzemieniem, które na jego barki zrzucili bogowie i tylko oni raczyli wiedzieć, co zatruwało jego duszę.
    - Zacznijcie beze mnie… - przemówiłem, patrząc na młodszych braci – Ulf potrzebuje mnie bardziej niż wy.
    Pokiwali głowami. Wiedzieli, że – prędzej czy później – trzeba będzie rozmówić się z najmłodszym z braci.
    Kto miał to zrobić, jeśli nie ja, przyszły jarl?
    Władza przysparza obowiązków.

    [​IMG]

    W roku 950, w tajemniczych okolicznościach, umiera Ragnar.

    ULF II

    Alkohol pomagał.
    Pomagało również silne ramię Ragnara, ale tego nie chciałem przyznać przed samym sobą. Nie chciałem przed sobą przyznać, że to moja wina. Braku umiaru, ciała, które nie poradziło sobie z wypitym trunkiem. Nie, to na pewno nie byłem ja. Problem tkwił gdzieś indziej, znacznie bliżej.
    Problemem było to silne ramię.
    Idealny Ragnar. Następca matki. Wyznawca starych bogów, jak wszyscy w linii Hasteina. Postawny i silny, niczym ojciec za czasów jego młodości. Mądry i sprawiedliwy. Lubiany przez poddanych, naturalny przywódca wśród czwórki braci. O wiele lepszy niż ty, Ulfie. Starszy. Sprawniejszy. Mądrzejszy. Ulubieniec matki, nie to, co ty.
    - Nienawidzę cię… - wybełkotałem niezrozumiale.
    Ragnar zatrzymał się odruchowo, próbując zrozumieć, co chciałem powiedzieć. Widziałem wyraźne pytanie w jego oczach… Widziałem tam również… Czy to była…? Pogarda, tak, to na pewno ona. Ten lekki uśmieszek, czający się na jego wargach. To spojrzenie, pełne politowania. „Rozczarowałeś mnie, Ulfie” – zdawały się mówić te oczy, to spojrzenie, tak podobne do chłodnego wejrzenia matki. Ragnar i ona… Byli tacy sami!
    - Nienawidzę cię! – warknąłem głośniej, czując palący gniew.
    Odepchnąłem brata od siebie, z trudem łapiąc równowagę. Wciąż nie zrozumiał, patrząc na mnie z przestrachem. Postąpiłem chwiejnie krok do przodu, łapiąc go za ramiona. Nie zareagował, myśląc, iż próbuję jedynie złapać równowagę.
    - To ja… - bełkotałem dalej, próbując wyrzucić z siebie gniew i nienawiść, jakie czułem – To ja powinienem być jej następcą!
    Nikt nie słyszał moich krzyków. W tej części portu, nie przechadzała się straż, ostatni strażnicy już dawno oddalili się ku murom, mieszkańcy pozamykali się w domach. Noc była ciemna, słyszeć się dał tylko jednostajny szum, wody zderzającej się z konstrukcjami, wzniesionymi rękoma człowieka. Noc była cicha, ale w moim wnętrzu słyszałem straszliwy krzyk. Gniew, domagający się krwi, za największą ze zniewag, jaka mnie spotkała.
    - Ulfie… - Ragnar próbował przemówić mi do rozsądku, uspokoić, opuścił dłonie w pojednawczym geście, jakby ten gest miał dla mnie znaczenie – Jesteś pijany…
    Uderzenie go zaskoczyło. Jego siła była tak ogromna, że Ragnar zachwiał się. Być może zdołałby się uratować, ale ogrom mojego gniewu był straszliwy. Raz za razem uderzałem, aż brat stracił równowagę i runął wprost do wody. Wtedy, nie zastanawiając się nad tym, co czynię, skoczyłem za nim, jedną dłonią wciąż uderzając, drugą zaś zaciskając na jego szyi, jak stalowe imadło. Na początku, brat próbował walczyć, uderzając mnie raz za razem, ale jego próby stawały się coraz słabsze, coraz rzadsze… Zacisnąłem dłonie na jego szyi i wepchnąłem go głębiej pod wodę, czując, jak życie z niego uchodzi z każdą, mijającą sekundą. Gniew, ten straszny gniew, nareszcie znalazł ujście, czułem, jak słabnie, jakby z każdą z ostatnich chwil brata, również on – odchodził.
    - Jarl Ulf! – warczałem, zaciskając dłonie jeszcze mocniej na szyi swojej ofiary – Jarl Ulf!
    Wkrótce, Ragnar przestał walczyć. Wraz z brakiem oporu ze strony ofiary, znikać zaczęły emocje, które wcześniej mną owładnęły. Powoli, jakby nie do końca pewien, czy wciąż należą do mnie, wyciągnąłem dłonie z wody i spojrzałem na nie.
    - Co…? – spojrzałem na dłonie, a chwilę później na ciało brata, unoszące się na wodzie – Co ja zrobiłem?
    Przypomniały mi się wszystkie z modlitw, których mnie nauczono. Przypomniały mi się kazania, których miałem okazję wysłuchać. Czy miłosierny Bóg mógł przebaczyć bratobójcy? Kainowi, który w gniewie i zazdrości zabił?
    Nie dostałem odpowiedzi. Towarzyszyła mi jedynie cisza…
    I nieprzenikniona ciemność.

    [​IMG]

    Następcą księżnej zostaje syn Ragnara i księżniczki akwitańskiej – William, wychowany w kulturze normańskiej.​
     
  8. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    W 958 roku rozpoczęła się wojna z królem Jakubem Karolingiem, który wysunął swoje żądania wobec Mortain.​

    JOSELIN I

    Potrzebowałem jedynie chwili spokoju.
    Nagła śmierć ojca, w dniu, w którym jego syn poślubił kobietę, którą kochał… To był dla mnie najgorszy z możliwych ciosów, raniący o wiele bardziej niż jakiekolwiek - nawet zatrute - ostrze. Nie mogłem poddać się żałobie, na jaką zasługiwał mój szlachetny rodzic: obowiązki, które były niegdyś jego udziałem, przeszły na mnie.
    I tak oto, gościłem królewskiego brata w czasie, który winienem poświęcić na modlitwę.
    - Przednie wino, drogi książę! – przemawiał Hugo z rodu Karola Wielkiego, racząc się trunkiem, który mu podałem – Częściej powinienem bywać w Normandii!
    W myślach, prosiłem Pana w Niebiesiech by zapowiedź królewskiego brata nigdy nie doszła do skutku. Rzuciłem ukradkowe spojrzenie Eleonorze, próbując ocenić, czy i dla niej obecność niespodziewanego gościa jest równie uciążliwa.
    - To byłby dla nas prawdziwy zaszczyt! – odpowiedziała księżna Normandii, uśmiechając się wdzięcznie – Tak znamienity gość, sam królewski brat…
    Cieszyłem się, że to ona prowadzi ten dialog. Nie byłem pewien czy zdołałbym skupić się na tych wyświechtanych słówkach, dobranych z należytą ostrożnością, by nie zrazić do siebie członka rodziny królewskiej. Hugo nie był zbyt lubiany wśród możnych frankijskich, jednak był królewskim bratem – nadto, Jakub nie ufał nikomu bardziej niż własnej krwi – jego słowo było równie ważne jak to, które wyrzekł Karoling w koronie.
    - Przebywanie w twoim towarzystwie, pani, jest znacznie większym zaszczytem! – Hugo skłonił głowę, zaś Eleonora zaśmiała się sztucznie, słysząc komplement – Jednak… Nie dla twego piękna odwiedziłem Normandię.
    Uniosłem głowę, gdy tylko przebrzmiało ostatnie słowo królewskiego krewniaka. Również Eleonora przyglądała się Hugonowi z zaciekawieniem. Ten rozkoszował się tą chwilą, trzymając nas z rozmysłem w niepewności, popijając powoli wino ze srebrnego pucharu.
    - Dlaczego zatem… - zdecydowałem się odezwać – Gościsz na moim dworze, panie?
    Hugo uśmiechnął się. Miał naszą uwagę i o to mu chodziło.
    - Jakub chce zmiażdżyć Normanów… - oświadczył brat króla, ja zaś skrzywiłem się, słysząc określenie, jakiego użył.
    Normanów. To określenie stało się niezwykle popularne wśród szlachty południa – dla nich, Normandia nie była ziemią Franków. Nie było dla niej ratunku, była skazana na zagładę, pogański potop. Czułem gniew, za każdym razem, gdy ktoś miał czelność nazwać tych barbarzyńców mianem MOJEJ ziemi.
    - Tobie, mój drogi książę… - mówił dalej Hugo, niezrażony gniewnym grymasem, który pojawił się na mojej twarzy – Przypada zaszczyt dowodzenia królewskimi siłami.
    Zaszczyt. Jakże wiele innych, ładniejszych słów można znaleźć, które godnie zastąpią jedno, którego królewski brat wyrzec nie chciał: obowiązek. I ewentualna wina, jeśli wyprawa okaże się porażką. Nie miałem najmniejszego zamiaru uczestniczyć w gierkach paryskiej elity. Potrzebowałem czasu, by uporządkować swoje sprawy, a odwet na ludziach Północy… Kiedyś, tak. Teraz? Było stanowczo za wcześnie…
    - Wspaniałe wieści! – odezwała się Eleonora, rzucając mi krótkie, ostre spojrzenie, gdy nie zareagowałem na słowa gościa – Poganie zapłacą za wszelkie krzywdy, jakie wyrządzili!
    Och, moja droga, słodka żono… Przy całej swej urodzie, błyskotliwości i wszelkich przymiotach, jakie posiadałaś, nie potrafiłaś dostrzec własnej słabości. Grałaś przed Hugonem, wiedząc doskonale, że Normandia nie jest gotowa na wojnę. Wszystko w imię konwenansów, nieistotnych zaszczytów i podtrzymania reputacji, jaką cieszył się twój mąż.
    - To nie są poganie. Już nie… - zdecydowałem się odezwać – O ile mi wiadomo, księżna Małgorzata przyjęła chrzest.
    - Mężu! – Eleonora próbowała mi przerwać, jednak jedno spojrzenie wystarczyło, by zamilkła.
    - Pozwolisz, że rozmówię się z małżonką, książę? – odezwałem się, nie zaszczycając żony najmniejszym spojrzeniem, skupiając się całkowicie na gościu.
    Ten skinął głową i – zabierając ze sobą puchar, napełniony winem – pozwolił słudze odprowadzić się do swoich komnat. Widziałem pełen drwiny uśmieszek, wykwitły na jego wargach, niby stara blizna.
    - Naprawdę chcesz bym się zgodził? – zapytałem, w zupełnej ciszy, jaka zapadła.
    Eleonora otworzyła usta by odpowiedzieć, w jej oczach widziałem cień niepewności. Nie była pewna, jak mogę zareagować.
    - To wielka szansa… - zaczęła mówić, nie patrząc mi w oczy.
    - Tak czy nie? – przerwałem jej ostro, nieco ostrzej niż zamierzałem.
    Eleonora, dumna księżna Normandii, spuściła głowę. Niczym skarcone dziecko, byle tylko w jakiś sposób uniknąć reprymendy, osłonić się przed gniewem nauczyciela.
    - Chcę… - powiedziała cicho – Chcę tego, co dla ciebie najlepsze.
    - Niech więc tak będzie! – zawołałem – Wyruszam o świcie.
    Nie interesował mnie wynik batalii z ludźmi Północy. Jeśli wygram – zyskam sławę. Jeśli przegram – dołączę do ojca. Mój los nie był już w ludzkich rękach.
    Niech się dzieje wola Nieba!

    [​IMG]

    Wojska książęce wspomagane przez hufiec najemny, spotkały się z wojskami Jakuba pod Rennes.​

    „Pewny wielce król frankijski, wciąż w pamięci mając zwycięstwo kuzyna akwitańskiego nad wikingami, hrabią Mortain się był ogłosił, na prawa swe, jako króla frankijskiego się powołując. I rozesłał wici w całem królestwie swoim, posłów pchnął ku Akwitanii bliskiej, a także i dalekiej krainie germańskiej, a nawet i do Burgundii czy ziemi italskiej. I stawiło się na wezwanie króla tłumnie rycerstwo normandzkie, dzielni Akwitańczycy, mieszkańcy dalekiej Prowansji, żądni łupów najemnicy z Modeny i Lombardii, stawili się książęta Kapui i Benewentu, nawet zdobywcy Sycylii zawędrowali do Normandii, pragnąc zmierzyć się w boju z przybyszami z Północy. I wyruszył na Rennes młody książę Normandii, imieniem Joselin, z rodu możnego Welfów, w imieniu króla swego, pragnąć pobić najprzedniejszych wojowników ziemi bretońskiej. Zaślepiły króla Jakuba chciwość i pycha, w głodzie swym, tak bogactw i ziemi łaknął, iże miecz swój podniósł przeciw innym chrześcijanom, braciom swym w wierze. W pysze swej zapomniał frankijski król, że niegdysiejsi poganie, światło Pana naszego przyjęli, jego przybranymi dziećmi się stając. I Pan postanowił srodze za pychę sługę swego pokarać…”

    Fragment „Kroniki Bretońskiej” brata Alana z Mortain.

    [​IMG]

    W bitwie poległ młody książę Normandii – Joselin.

    JOSELIN II

    To był błąd.
    Nic nie zapowiadało tego, co właśnie obserwowałem. Dzień był słoneczny, niebo bezchmurne, ziemię bretońską zastaliśmy w pełnym rozkwicie. Przeciwnicy czekali na nas, ustawieni w zwartym szyku, łudząc się, że ich tarczce osłonią skulonych za nimi mężów przed szarżą frankijskiego rycerstwa. Pierwsza do boju ruszyła chorągiew królestwa – Jakub zdecydował, iż poprowadzi swych rycerzy osobiście. Zaraz za nimi podążali dumnie zdobywcy Sycylii, akwitańscy żołdacy i najemnicy z dalekiej Italii. Nawała pod wodzą walecznego króla uderzyła w centrum wikińskich wojowników, łamiąc je, przerywając mur tarcz…
    To był jedynie podstęp. Zasadzka.
    W zaledwie kilka chwil, natarcie, które miało zniszczyć wszelki opór na swej drodze, zostało nie tylko powstrzymane: w jednej chwili, równa walka zmieniła się w rzeź. Przerażeni, patrzyliśmy, jak upada królewski sztandar, jak rozpaczliwie Włosi próbują wyrwać się z pułapki, jak kolejni Frankowie poświęcają się, by ich król mógł przetrwać.
    - Panie? – niepewny głos Rajmunda, hrabiego Eu, sprawił, iż odwróciłem spojrzenie od trwającego pogromu – Jakie rozkazy?
    Nie odpowiedziałem. Bez słowa, uniosłem dłoń, gotując się do wydania jedynego rozkazu, który uznałem za słuszny. Wiedziałem, że nie powinniśmy włączać się do bitwy. Nie chciałem poświęcać swoich żołnierzy. Ale czy moje chęci się liczyły? Byłem pierwszym z książąt frankijskich, wasalem króla – moim obowiązkiem było ratowanie Jakuba.
    I to właśnie zamierzałem uczynić, bez względu na cenę.
    - Za Normandię! – wrzasnąłem, zmuszając wierzchowca do galopu i dobywając miecza.
    Nie potrzeba było niczego więcej, normandzkie rycerstwo ruszyło za mną, podchwytując okrzyk swego wodza. Wyruszyliśmy na spotkanie swego przeznaczenia, by zewrzeć się w śmiertelnym boju z wikingami. I wiedziałem, że wielu z tych, którzy za mną podążają, nie ujrzy już rodzin ani ojczystej ziemi…
    Ale ja wrócę, Eleonoro.
    Obiecuję.
     
  9. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    W przerwie od Stellaris... :D

    [​IMG]

    Wojska Jakuba zostały pokonane. Vigdis odniosła wielkie zwycięstwo pod względem moralnym – oto Karolingowie, dawni najeźdźcy, którzy zmusili potomków Hasteinna do przyjęcia katolicyzmu, uciekali z podkulonym ogonem.​


    HUMBERT I

    Tyle śmierci w imię ambicji jednego człowieka.
    Jakub był głupcem, żądnym złota, ziemi i krwi. Czy oni wszyscy również byli głupcami, bezmyślnie podążającymi za jego ambicją? Gotowymi poświęcić życie poprzez jeden tylko rozkaz swojego seniora? Za nic mieli swoje rodziny, przekonania, nawet rozum – zamieniając to wszystko na lojalność? Zaiste, dziwnymi ludźmi byli Frankowie!
    - Humbercie! – usłyszałem znajomy głos – Podejdź do mnie!
    Obróciłem się, rezygnując z obserwacji pobojowiska. Babka stała w niedalekiej odległości ode mnie, podpierając się na mieczu. Bogowie w swej mądrości postanowili podarować jej nie tylko niezwykle długie życie, ale również sprawność, której niejeden młodzieniec mógł jej zazdrościć. Zbliżyłem się żwawo, skłaniając głowę w geście szacunku, jaki należał się jarlowi. Staruszka uśmiechnęła się szeroko, kładąc pomarszczone dłonie na moich ramionach.
    - Powiedz mi, dziecko… - przemówiła powoli, patrząc mi w oczy – Co widziałeś, kiedy patrzyłeś na pobojowisko?
    Próbowałem wyczytać z jej oczu, jakiej odpowiedzi ode mnie oczekuje. Jednak ich czerń była równie nieprzenikniona, co nocne niebo, którego nie rozświetla żadna z gwiazd. Nie będąc pewnym, co powinienem powiedzieć, odparłem tylko:
    - Wiele żyć zmarnowanych w imię chciwości i pychy.
    Staruszka uśmiechnęła się słabo, jej dłonie mocniej zacisnęły się na moich ramionach. Wpatrywała się we mnie w milczeniu, nie rozluźniając swojego uchwytu.
    - Bardzo przypominasz swego ojca, Humbercie… - przemówiła księżna, popadając w nostalgiczny ton, który coraz częściej jej towarzyszył – Zawsze był przenikliwy. Bogowie go kochali…
    Nie zachowałem wielu wspomnień, które dotyczyły ojca. Wychowywało mnie wielu ludzi, ale nie Bersi, doglądający ze starannością jedynie spraw swej domeny, zaniedbując przy tym rodzinę. Nawet, gdy choroba gasiła płomień jego żywota, hrabia Mortain miał dla syna jedynie jedno przykazanie: by ten się nie smucił, a – podobnie jak jego ojciec przed nim – całym swym żywotem budował potęgę rodu Hasteina.
    - I ciebie kochają… - zakończyła staruszka – Dlatego, kiedy odejdę… Chcę byś otoczył opieką swego kuzyna, Wilhelma, został jego regentem i najwierniejszym doradcą.
    Zdjęła dłonie z moich ramion i patrzyła na mnie wyczekująco. Obdarzyła mnie największym z możliwych zaszczytów. Wiedziała, że tę funkcję może powierzyć jedynie najbardziej lojalnemu ze swoich podwładnych – a kto będzie bardziej lojalny niż najzdolniejszy z jej wnuków?
    - Nie zawiodę cię, jarlu! – uklęknąłem, po czym przyłożyłem zaciśniętą pięść do serca – Przysięgam na Wszechojca i wszystkich bogów.
    Staruszka ujęła moją dłoń. Wciąż ją trzymając, drugą ręką sięgnęła do płóciennego woreczka, który trzymała przy pasie. Wkrótce, w mojej dłoni znalazły się, stare i wysłużone, runy.
    - Jeśli kiedykolwiek będziesz miał wątpliwości… - powiedziała staruszka, puszczając moją dłoń – Poradź się bogów.
    Wątpliwości? Nie, nie miałem ich. Byłem w końcu synem swego ojca i wiedziałem, co muszę zrobić.
    Budować potęgę rodu Hasteina.

    [​IMG]

    Wojska Zygfryda Myśliwego, które przybyły na odsiecz frankijskiemu krewniakowi, również poniosły druzgocącą porażkę.​

    „Wyprawił się tedy król niemiecki w sukurs swemu krewniakowi, któren srodze przez Bretończyków był gromion. I szedł przez ziemie obce, a z nim rycerstwo jego z krain, które zwano Frankonia, Szwabia i Turyngia, wspomagane zaciężnymi z Kolonii, Badenii i Brunszwiku. I wielka to była siła, respekt budząca… I zamiarował Zygfryd, którego nazywano Myśliwym - upodobał on sobie bowiem polowania wielce - połączyć siły swoje z kontyngentem włoskim i siłami króla Burgundii, siły jego zbyt mało mężów bowiem liczyły, by w polu z wikingami się mierzyć. Wielkie było zatem zdziwienie starego i mądrego króla, kędy posłyszał, iże w rozsypce słynni najemnicy włoscy, w rozsypce rycerstwo burgundzkie, z pola pod Rennes uciekło, a sam krewniak jego, ciężko w boju raniony, z ledwością spod miecza bretońskiego uciekł, poddanych normandzkich haniebnie na śmierć ostawiając. Chcąc tedy uchodzących spod Rennes ratować, zaatakował król niemiecki miasto Mortain, w latach poprzednich do Judicaela, zwanego Pająkiem, należące. Nim wojska jego zdążyły miasto otoczyć…”


    „Kronika wyprawy króla niemieckiego” pióra brata Ottona z Kolonii.

    [​IMG]

    Księżna została ranna, osobiście prowadząc swoje wojska.

    VIGDIS VI

    Wiedziałam, jak to się skończy.
    Nic nie mogło tego zmienić. Ani opatrunek, który dla mnie przygotowano. Ani krzątający się wokół mnie słudzy. Ani troska Humberta i moich zaufanych wodzów. Oni tego nie rozumieli, próbując ze wszystkich sił przynieść trochę ulgi w cierpieniu dla swojego jarla.
    - Humbercie… - odezwałam się, szukając wzrokiem swego wnuka – Wyproś pozostałych.
    Młodzieniec wkrótce pojawił się przy mnie, roztrącając sługi, a także cyrulika i kapłanów. Kiedy powtórzyłam mu swoją prośbę, nie krył zaskoczenia, jednak z jego ust nie padło pytanie, które widziałam w jego oczach. Po prostu wykonał moje polecenie i wkrótce w namiocie nie było nikogo, poza synem Bersiego.
    - Pamiętaj… - wyszeptałam z trudem, do ucha pochylonego nade mną wnuka – Pamiętaj o swoim przyrzeczeniu!
    Kiedy spojrzałam na Humberta, oczekując jego odpowiedzi, obraz zaczął się rozmywać – zupełnie jakby stare oczy mnie zawiodły. Dobrze znany głos stał się jedynie ulotnym szeptem, zbyt cichym by zrozumieć chociaż słowo. Odetchnęłam głęboko, zamykając oczy i pogrążając się w ciszy, która szczelnie mnie otaczała, niszcząc nawet ten nikły dźwięk, echo szeptu, które wcześniej słyszałam.
    - Vigdis? – usłyszałam znajomy głos – Chodź, czekają na ciebie!
    Zaskoczona, otworzyłam gwałtownie oczy. Słuch mnie nie zmylił! Stał przede mną Bersi, mój mąż, piękny i młody, niczym w pierwszym dniu, w którym go poznałam. Miał na sobie zbroję, za pas zatknął topór. Na jego ustach widziałam uśmiech, w oczach wesołe ogniki. Znajdowaliśmy się w przestronnym korytarzu, jego ściany lśniły niczym najprzedniejszy marmur. To wszystko było takie… Nienaturalne?
    - Pośpieszmy się! – nalegał mąż, łapiąc mnie za rękę – Ragnar i Bersi czekają!
    Byłam zdezorientowana. Ragnar? Bersi? Czekają? Dlaczego tylko oni? Co z pozostałymi dziećmi? Mój mąż wymienił jedynie dwóch synów, którzy… Tak, jak i on – od wielu lat nie stąpali już po ziemi. Co to wszystko mogło znaczyć?
    - Jarlu! – cichy szept, dochodzący jakby zza grubych murów korytarza, wprawił mnie w jeszcze większe zdumienie – Jarlu!
    Znałam ten głos, tak mi się przynajmniej wydawało. Kiedyś? Dawno temu…
    - Kto to? – zapytałam męża.
    Ten jedynie westchnął w odpowiedzi. Dopiero, kiedy zorientował się, iż nie zamierzam odpuścić, wyjaśnił:
    - Ktoś, kogo walka wciąż trwa, moja miłości… - powiedział głosem, który przepełniał smutek – Twoja już się zakończyła. Walhalla czeka, Vigdis, Pogromczyni Franków.
    Nagle wszystko stało się oczywiste.
    Miał rację – Walhalla czeka.
    Już czas…

    [​IMG]

    Księżna nie dożyła końca wojny z Karolingami, umierając w 960 roku – jej następcą został jej normański wnuk, Wilhelm, wyznawca starych bogów.​

    Vigdis poślubiła znanego łupieżcę, Bersiego z Leicesteru. Para doczekała się ośmiorga dzieci:

    - Ragnara, wieloletniego dziedzica księstwa, zamordowanego w niejasnych okolicznościach. Poślubił on księżniczkę akwitańską, Elenę. Para doczekała się trójki potomstwa:
    -> Vigdis, która wzorem swojej babki, poślubiła znanego łupieżcę, Arnbjörna z Tottenhamu.
    -> Aslaug, którą planowano wydać za władcę Cumberland.
    -> Wilhelma, następcę swojej babki, znanego odtąd jako Wilhelm I.
    - Bersiego, zwanego Młodszym, który otrzymał od babki hrabstwo Mortain po śmierci Judicaela Pająka. Poślubił on kobietę z gminu, o imieniu Asa. Ich jedynym dzieckiem był:
    -> Humbert, obecny hrabia Mortain.
    - Asy, która poślubiła króla Galicji. Para doczekała się jednej córki:
    -> Hermenegildy, władczyni hrabstwa Coimbra, który to tytuł otrzymała, gdy król Akwitanii obalił jej brata.
    Po śmierci króla, Asa poślubiła dalekiego krewnego nowego monarchy. Urodziła mu dwójkę dzieci:
    -> Gonzalo, wypełniającego obowiązki dowódcy wojsk hrabstwa Coimbra.
    -> Elżbietę, zaledwie siedmioletnią w momencie objęcia tronu przez Wilhelma.
    - Ivara, mianowanego biskupem Locmine.
    - Ulfa, który zastąpił starszego brata na stanowisku biskupa Locmine.
    - Swanhildy, która poślubiła Filipa, hrabiego Meklemburgii. Para doczekała się trzech synów i trzech córek.
    - Sigrid, zwaną Niewierną, która poślubiła hrabiego austriackiego, imieniem Burchard. Urodziła mu ona trzy córki, z których najstarsza, Ulryka, została hrabiną austriacką. Sigrid wdała się w romans z hrabią Gerardem Andegaweńskim, urodziła mu syna, Björna.
    - Elżbieta, która poślubiła króla Humberta Karolinga, władającego Burgundią. Ich córka, Walentyna, zostanie w przyszłości królową.

    Kolejny odcinek to regencja w imieniu Wilhelma. Może być ciekawie, bowiem w międzyczasie zaopatrzyłem się w Konklawe. Miłej lektury!
     
    Piterdaw lubi to.
  10. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    Zaczynam dochodzić do wniosku, że mężczyźni w rodzie Hasteinna nie mają szczęścia...

    ODC V – „Dziecko na tronie”

    Wilhelm I Dziecię

    [​IMG]

    Jarl Bretanii 960 – 960

    [​IMG]

    Wilhelm, wnuk Vigdis i jej następca. Dziecko chciwe, gniewne i arbitralne. To Humbertowi przypadło zadanie wychowania kuzyna na prawdziwego wikinga.​

    [​IMG]

    Humbert wybrał nieco radykalniejszą formę nauczania – młody jarl został pozostawiony sam sobie, by mógł samodzielnie nauczyć się najważniejszych zdolności … Przetrwania.​

    „Prawdopodobnie najbardziej tajemniczą śmiercią w historii całej dynastii Hasteina, była śmierć Wilhelma I, który – ze względu na swój młody wiek – zapamiętany został w kronikach jako Wilhelm I Dziecię. Wiele rozpraw napisano o śmierci młodego jarla, stawiając przeróżne tezy, tak dotyczące okoliczności, w których został on zamordowany, jak i osoby zleceniodawcy tego mordu. Opisywano więc bestialstwo owego czynu, oskarżano o jego zlecenie – a nawet i własnoręczne popełnienie! – tak kuzyna młodego jarla, Humberta, jak i jego starszą siostrę, która po nim panowała. Oskarżeń wśród kronikarzy środowiska pogańskiego nie uniknął również biskup imieniem Bo, któremu młodego jarla dano w opiekę na czas prowadzonej wojny. W dzisiejszej rozprawie zdystansuję się od tej materii – prawdy bowiem, w chwili obecnej, dojść nie sposób – opiszę jednak konsekwencję, jakie wydarzenie to miało dla samego władztwa młodego Wilhelma, do których zwykło się mniejszą wagę przywiązywać. Druzgocący wpływ miała śmierć młodego jarla na system sukcesji wśród rodziny książęcej – reżim ustanawiający primogeniturę obejmował jedynie bowiem Ragnara i jego męskich potomków, zaś Wilhelm okazał się ostatnim z nich. W powstałym chaosie, Humbert obwołał następczynią młodego jarla jego starszą siostrę. Nie zgodzili się z tym włodarze miasta Vannes, obwołując władczynią młodszą siostrę nowej władczyni – Aslaug. Powrócono zatem do znanego wikińskim przodkom podziału tytułów między dzieci zmarłego jarla, porzucając praktykę chrześcijańskiej primogenitury…”

    Rozprawa o sukcesji państwa bretońskiego, Halfdan Sjorre.

    [​IMG]

    Humbert zajął się również sprawami rządzenia… I wojny, którą bretońscy wikingowie toczyli z Karolingami.

    HUMBERT II

    Nie jestem niańką, tylko wojownikiem.
    Czy oni wszyscy postradali zmysły? Wodzowie, obecni w tej chwili w moim namiocie, toczyli spór o władzę, dzielili między sobą łupy, rozdrapywali stare rany, nie pokonawszy jeszcze przeciwnika, z którym się mierzyli. Zupełnie jakby śmierć babki uwolniła ich ambicje i frustrację z okowów, które wcześniej ciasno je oplatały.
    - Spokój! – uderzyłem pięścią w stół, na którym ułożono mapy, którymi wcześniej posługiwali się wodzowie, gdy planowali przebieg starcia z frankijskim królem.
    Wodzowie zaprzestali kłótni, obrzucając mnie wściekłymi spojrzeniami. Mieli mnie za młodzika, który nie jest godzien posłuchu.
    - Jarl pozostawił ścisłe instrukcje… - przemówiłem, za nic sobie mając ich spojrzenia – I zamierzam je wykonać.
    Dumni wodzowie Bretanii popatrzyli po sobie. Dobrze wiedzieli, że żaden z nich nie jest dostatecznie silny, by rzucić mi wyzwanie i obalić testament jarla. Nim zdążyłem odezwać się ponownie, do namiotu weszła jeszcze jedna osoba.
    - Wszyscy możemy się zgodzić… - przemówił biskup Bo, przywódca stronnictwa katolickiego na dworze jarla – Że w obliczu wojny ważnym jest powierzenie przywództwa w odpowiednie ręce.
    Wielu z wodzów skierowało swoje niechętne spojrzenia w stronę duchownego. Mogli nie darzyć mnie sympatią, ale część z nich była otwarcie wroga wpływom wyznawców Krzyża, które Bo uosabiał. Problemem była dla mnie nie sama osoba biskupa, a wszyscy ci, którzy za nim stali. Starzec mógł wspomóc mojej sprawie, ale jego wsparcie mogło także zaszkodzić – przysporzyć mi wielu wrogów.
    - Według testamentu… - kontynuował biskup, podchodząc do stołu – Hrabia Humbert winien zostać regentem.
    - Do tego zmierzałem… - wtrąciłem się, zanim biskup zdążył całkowicie przejąć inicjatywę – Nie jest nam potrzebny ten spór. Mamy wojnę do wygrania!
    Odszedłem od stołu, stając przed wodzami.
    - Czego chcecie? – zapytałem, patrząc każdemu z nich w oczy – Złota? Ziemi? Krwi Franków? Poprzyjcie mnie, a wam tego nie zabraknie.
    Popatrzyli po sobie. Wiedziałem, że oni również traktowali to rozwiązanie jako tymczasowe. Wciąż czekali na kogoś, kto poprowadzi ich przeciwko mnie, da sposobność, by kontrolować młodego jarla. W milczeniu czekałem, aż któryś z nich otwarcie mi się sprzeciwi.
    Nie odważyli się.
    Jeden po drugim, kiwali głowami i opuszczali namiot, tym milczącym aktem, akceptując mnie jako regenta.
    - Pierwsza z bitew wygrana, hrabio… - przemówił biskup – Oby Frankowie nie okazali się waleczniejsi od naszych wodzów.
    Miał rację. Najłatwiejsza część zadania za mną.
    Teraz czas na Franków.

    [​IMG]

    Rada regencyjna młodego jarla, w której zasiadali zarówno wyznawcy starej wiary jak i katolicy. Wierny poleceniom swej babki, Humbert stanął na czele rady regencyjnej młodego jarla.

    [​IMG]

    Niezbyt długo dane było młodzieńcowi cieszyć się tytułem jarlowskim – chrześcijańscy poddani zawiązali spisek, podstępnie mordując pogańskiego seniora.

    ZDRADZIECKI BISKUP

    Łowca zjawił się na miejscu pierwszy.
    Poruszał się bezszelestnie, stąpał lekko i ostrożnie, zawsze gotów do skrycia się przed wzrokiem zbyt ciekawych. Obserwowałem jego ruchy z daleka, wciąż nie zdradzając swojej pozycji. By do niego dołączyć, musiałem być pewien, że wykonał zadanie.
    Wiele od tego zależało. Zbyt wiele.
    Mężczyzna podszedł do pobliskiego drzewa, opierając się o nie. Zdawał się denerwować: nieustannie się rozglądał, zaczął się również bawić cięciwą łuku, dotąd przewieszonego przez plecy. Wciąż nie byłem pewny, ale nie było już odwrotu: musiałem zaryzykować.
    - Ulfie! – łowca błyskawicznie napiął cięciwę, celując we mnie z łuku, wkrótce pojawiła się na niej również strzała – Czy wykonałeś zadanie, które ci powierzyłem?
    Wyszedłem z cienia. Kiedy tylko łowca mnie ujrzał, zdjął strzałę z cięciwy i opuścił łuk.
    - Tak, panie… - odpowiedział, zwieszając przy tym głowę – Poganin nie żyje.
    Wyczułem jego wątpliwości, przygniatające go poczucie winy. Musiałem zareagować, nim łowczy wyda mnie Humbertowi. Nie musiałem uciekać się do środków ostatecznych, Ulf był człekiem lojalnym, do tego na tyle słabym, że łatwo było go pchnąć w odpowiednim kierunku.
    - Oddałeś Panu wielkie usługi, Ulfie… - przemówiłem spokojnie – Byłeś dziś niby jego Anioł. Anioł śmierci, niosący jej dar poganinowi.
    - Ale… - łowczy próbował mi przerwać, ale nie mogłem na to pozwolić.
    - Był to straszliwy czyn, ale tylko takie czyny winny być kierowane względem wrogów Pana… - zagrzmiałem – Odpuszczam ci winy, synu. Jesteś bowiem jednym z tych, którzy zwrócą ziemię bretońską Panu.
    Cień ulgi wystąpił na twarz łowczego. Czy uwierzył w moje słowa? To nie miało znaczenia. Teraz, gdy Humbert stracił wpływy…
    Nastał mój czas. I skruszony łowczy tego nie zmieni.
    Na chwałę Pana!

    [​IMG]

    W chaosie, jaki zapanował po śmierci młodego jarla, domena Vigdis została podzielona. Młodą Aslaug obwołano hrabiną Vaness, zaś jarlem Bretanii została jej starsza siostra – Vigdis, zwana odtąd Vigdis II. ​
     
  11. moskal

    moskal Опричник

    Fanatycy oraz wieczna opozycja - oj ciężko będzie z tą radą. Osobiście radzę, aby radę nabić na pal, dokumenty dające im władzę spalić a wszelkiej maści opór utopić we krwi niewinnych :)
     
  12. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    ODC VI – „Opanowanie chaosu”


    Vigdis II Sprawiedliwa (Małgorzata II Sprawiedliwa)​

    [​IMG]

    Księżna Bretanii 960 – 976

    [​IMG]

    Vigdis II. Kobieta chciwa oraz podstępna, przy tym również cyniczna, towarzyska oraz cnotliwa. Posiadała również szeroką wiedzę z zakresu praktyk religijnych, obejmujących zarówno wiarę nordycką jak i chrześcijaństwo.

    [​IMG]

    Księżna pragnęła ukarać zabójców jej brata. W tym celu, zaczęła tkać sieć intryg, które doprowadzić miały do ich upadku.

    [​IMG]

    Jeden z misjonarzy, przebywających na bretońskim dworze, zdołał nawrócić na katolicyzm Odona, najstarszego syna księżnej.


    ODO I

    Cudzoziemiec przemawiał.
    Lubiłem przychodzić na rynek w Rennes i słuchać płomiennych kazań przybyłego z południa biskupa. Starzec był niepozorny: ze swoją rzadką, siwą szczeciną, zapadłą i pomarszczoną twarzą i plecami, zgiętymi pod brzemieniem lat, które przeżył. Jednak kiedy przemawiał, jego głos był niczym dzwon: głośny i niosący się po całym placu.
    - Jedynie Pan daje prawdziwą wolność! – przemawiał starzec do tłumu, który go otoczył – W Królestwie Jego jesteśmy wolni od trosk tego świata.
    Większość zebranych wokół niego słuchała w skupieniu. Byli jednak i tacy, którzy uśmiechali się z politowaniem, wyśmiewając pełne żarliwości przemowy kapłana. Widziałem wojowników mojej matki, przyglądających się tłumowi z pewnej odległości. Szeptali między sobą, a niekiedy i spluwali przez ramię, szepcząc coś o woli bogów.
    Nie do końca to rozumiałem. Dlaczego bogom wadził starzec?
    - Nie ma tam strachu, cierpienia, biedy, poniżenia… - przemawiał dalej stary mężczyzna.
    Jeden ze stojących obok mnie mężczyzn prychnął.
    - Całkiem jak w Walhalli! – rzucił dość głośno.
    Kilku zebranych mu przytaknęło. Uwaga tłumu i kapłana skupiła się na mężczyźnie, dało się wyczuć pewne napięcie wśród słuchaczy kapłana. Starzec uśmiechnął się szeroko, w jego ciemnych oczach widziałem coś, czego nie potrafiłem nazwać. Jakby… dziwne ciepło?
    - Walhalla jest miejscem dla wojowników… - powiedział, mierząc swoim spojrzeniem mężczyznę – Dla wybranych, którzy walczyć będą u boku Odyna, gdy nastanie Ragnarok.
    Obserwujący całe zajście zaszemrali. Mało który z przybyłych do Rennes biskupów zadawał sobie trud zapoznania się z wierzeniami ludzi, których pragnął nauczać. Swoją znajomością naszej kultury, starzec zaciekawił słuchaczy.
    - W Królestwie mojego Pana nie ma walki, jest tylko szczęście… - przemówił śpiewnie biskup, śmiesznie akcentując poszczególne słowa – Dla każdego, bez znaczenia, kim był za życia.
    Mężczyzna parsknął jedynie śmiechem. Nie zyskał jednak poparcia tłumu, wzruszył więc ramionami i odszedł, mamrocząc coś pod nosem. Ostatnie słowa cudzoziemca zaciekawiły mnie. Czy mogło istnieć miejsce, w którym każdy jest równy? Wydawało się to niedorzeczne…
    - Schlebia mi obecność jarlowskiego dziedzica! – usłyszałem nagle.
    Starzec zbliżył się do mnie, kiedy się zamyśliłem. Uśmiechał się szeroko, pochylając lekko małą głowę w geście szacunku.
    - Ja… Jedynie słuchałem… - zacząłem niemrawo, czując dziwną potrzebę wyjaśnienia swojego postępowania.
    Wiadomym przecież było, iż książęca rodzina powróciła do starej wiary. A oto ja, dziedzic tronu, słucham kazania cudzoziemskiego kapłana!
    - Dobrze! – kapłan podszedł bliżej, kładąc pomarszczoną dłoń na moim ramieniu – Słucha ten, kto pragnie zrozumieć. A pragnienie zrozumienia to najważniejsze z nich.
    Powinienem się oburzyć, jednak było coś uspokajającego w dotyku starca. To, co mówił, jego uśmiech, ciepło bijące z oczu… To było inne, od tego, co widziałem wśród moich rodaków. Nie zareagowałem więc, czekając na dalsze słowa.
    - Czy przypadło ci do gustu to, co usłyszałeś, książę? – zapytał kapłan.
    Właściwie… Skoro już z nim rozmawiałem… Dlaczego nie podzielić się wątpliwościami?
    - Dla twojego boga nie ma znaczenia, kim było się za życia? – zapytałem, obserwując cudzoziemca uważnie.
    Starzec ponownie się uśmiechnął.
    - Mój Pan miłuje ludzi sprawiedliwych! – obwieścił – Czy zechcesz o Nim posłuchać, mój panie?
    Napotkałem czarne oczy mężczyzny, z których biło ciepło i radość. Pierwsza z myśli skierowała się ku matce: co ona by o tym pomyślała? Z drugiej jednak strony, dobrze znać Franków, ich obyczaje i religię.
    W czym by mi to mogło zaszkodzić?
    Pragnienie zrozumienia do największe z pragnień.

    [​IMG]

    Za rządów księżnej zakończyła się również wojna z Jakubem, królem karolińskim.​

    „Koniec wojny z Jakubem, królem karolińskim, ujrzały dopiero wnuki księżnej Małgorzaty. Sama władczyni została bowiem ciężko raniona w jednej z ostatnich bitew i wkrótce zmarła, w wyniku infekcji. Były to ciężkie czasy dla władztwa bretońskich wikingów – działania wojenne spustoszyły bowiem kraj, opróżniły skarbiec książęcy, doprowadziły również do nadwerężenia autorytetu samej rodziny książęcej – oto w trakcie chaosu, który wybuchł po śmierci władczyni, regencję w imieniu Wilhelma przejął Humbert, przedstawiciel bocznej linii rodu. Doprowadziło to do odnowienia antagonizmów między chrześcijanami i wyznawcami starej wiary, książęcy kuzyn wyznawał bowiem starych bogów. W wyniku spisku, zamordowany został młody jarl Wilhelm, co doprowadziło do kryzysu sukcesyjnego. Część z wikingów pragnęła osadzenia na tronie Humberta, możni miasta Vannes obrali na swoją władczynię Aslaug, siostrę poprzedniego jarla. Sam Humbert i członkowie rady regencyjnej wynieśli do książęcej godności Vigdis, najstarsze dziecko Ragnara, posiadającą największe prawa do tronu. Pomiędzy siłami Vannes oraz nowej władczyni doszło do kilku potyczek, w końcu jednak Aslaug złożyła starszej siostrze hołd lenny w stolicy księstwa. Dopiero lata następne ukazać miały, jak wielki wpływ ten wybór miał na losy wikińskiej domeny…”

    „O dwóch Małgorzatach” pióra Godfryda d’Eu.

    [​IMG]

    Niespełna rok później, doszło do pierwszego w historii wikińskiego księstwa, oficjalnego przedstawienia następcy tronu.


    ODO II

    Niech Pan w swej dobroci ześle mi cierpliwość.
    Na moje nieszczęście, kapitanowie statków, biskupi, zamożni mieszczanie, wojownicy, dworacy i członkowie rodziny przybyli tłumnie na wezwanie mojej matki. Przedstawienie dziedzica było dla wielu z nich jedną z niewielu okazji, by zyskać dostęp do książęcego ucha i szepnąć choćby słówko o tym, czego im było potrzeba, w nadziei, iż coś przez to osiągną.
    - Pani… Panie! – jeden z przybyłych, niezwykle otyły mężczyzna, dysponujący również okazałą łysiną, skłonił się przede mną, zwracając się zarówno do mnie jak i do matki, stojącej za moimi plecami – W imieniu hrabiny Aslaug zapewniam o nieustającej lojalności Vannes względem Księżnej Pani!
    - Przekaż proszę, mojej ciotce, pozdrowienia! – zwróciłem się do niego, oszczędnie kiwając głową – Cieszy nas wsparcie Vannes.
    Zauważyłem, oczywiście, w jaki sposób sformułował zdanie. Nieustająca lojalność, niewątpliwie, jakżeby inaczej! Ale jedynie względem Księżnej Pani – tym samym, niekoniecznie względem mnie, jej dziedzica.
    Po przedstawicielu mojej ciotki, przybyli inni. Kupcy, pragnący uzyskania ulg handlowych. Przedstawiciele pobliskich królestw, pragnący uzyskania wsparcia lub chociaż ocieplenia wzajemnych relacji. Kapłani – zarówno starych bogów, jak i naszego Pana. Zjawił się nawet jeden z przedstawicieli Kalifa z południa. Później rozmawiałem z najbardziej znaczącymi z wojowników mojej matki, pozwalając im się ocenić.
    - Nie wyglądasz na szczęśliwego! – jednym z ostatnich, którym musiałem poświęcić uwagę, był kuzyn Humbert.
    Uśmiechnąłem się na jego widok. On jeden rozumiał, jak ciężkim był dla mnie ten dzień. Nie miał względem mnie oczekiwań, nie chciał uzyskać przysługi czy przywilejów, nie oceniał siły przyszłego jarla, nie przybywał w imieniu króla dalekiego skrawka ziemi, oferując mi rękę jego córki.
    - Męczą mnie te gierki! – szepnąłem, na tyle cicho, by mógł mnie usłyszeć, jednak nie na tyle głośno, by ta uwaga doszła uszu matki.
    Nie chciałem jej rozczarować, nie dziś.
    - To źle! – Humbert znów się uśmiechnął – Dzisiejszy dzień jest bowiem pierwszą partią, jaką rozegrałeś.
    Nie zdołałem powstrzymać westchnięcia, co zaowocowało pełnym dezaprobaty spojrzeniem Księżnej Pani. Humbert położył mi dłonie na ramionach, wciąż się uśmiechając.
    - Czasami cieszę się, że jestem tylko dalekim kuzynem… - powiedział po chwili, patrząc ponad moim ramieniem na moją matkę – I nie muszę sprawować władzy.
    Miał rację. Dopiero niedawno zdałem sobie sprawę z tego, jak wielki ciężar spadnie wkrótce ma moje barki. Byłem następcą książęcego tronu. Wielu miało względem mnie plany, musiałem sprostać wielu oczekiwaniom i wymaganiom…
    Oby tylko Pan dał mi siłę…

    [​IMG]

    Nie tylko katoliccy misjonarze odnosili sukcesy – również wysłannik Umajjadów głosił wiarę w Allaha. Jego błędem była zbytnia buta, próbował on bowiem nakłonić do konwersji samą księżną…​
     
  13. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    MISJONARZ ALLAHA

    Byłem blisko, czułem to.
    Jeden cel, z którym wysłano mnie na dwór niewiernych, wkrótce zostanie osiągnięty, a sam kalif mnie za to ozłoci – nie wspominając o wszelkich łaskach, które spłyną na mnie za sprawą Allaha, niech będzie pochwalone Jego imię. Tylko on wiedział, jak wiele mnie to kosztowało. Przyjęcie maski, udawanie zainteresowania barbarzyńcami i ich władczynią, cierpliwe wysłuchiwanie jej pytań, które prowadziły zwykle donikąd. Niektóre z nich można było uznać za bluźnierstwa…
    Ale wkrótce moja misja miała się zakończyć.
    Pogańska władczyni przyjęła mnie w swojej komnacie. Jeśli dobrze zrozumiałem jej opowieści, było to pomieszczenie, w które należało do każdego z pogańskich watażków przed nią, poczynając od tego, który jako pierwszy podbił te ziemie. Było to, doprawdy, niezwykłe pomieszczenie: wypełnione dziełami Greków, łupami zdobytymi od Franków, jedną z jego ścian zdobiła nawet szabla.
    Jednak oręż, należący najpewniej niegdyś do jednego z emirów, podległych kalifowi, nie był największym zaskoczeniem. To nie on przekonał mnie o możliwości nawrócenia niewiernej. Było to coś innego, coś znacznie cenniejszego, a co dostrzegłem, kiedy pierwszy raz władczyni przyjęła mnie w tej komnacie…
    Wśród wielu łupów, zdobytych przez jej przodków, znajdowała się księga. Święta Księga – Koran.
    - Chciałeś mnie widzieć? – zapytała, spoglądając na mnie - Nie mam za wiele czasu.
    Przyjrzałem jej się uważnie. Była dziwnie roztargniona, nieobecna. Nie wróżyło to dobrze dla rozmowy, którą musieliśmy przeprowadzić. Ale zignorowałem to, nie będzie lepszego momentu, by nakłonić ją do przyjęcia Prawdziwej Wiary.
    - Czy myślałaś o tym, o czym ostatnio rozmawialiśmy, pani? – zapytałem.
    Zamyśliła się. Czy się pomyliłem? Czy nie była gotowa? Czy zmarnowałem cały ten czas, rozpoczynając tę rozmowę za wcześnie?
    - Przyjąć obcą wiarę… - powiedziała w końcu – W imię czego? Co na tym zyskam? Żadnych bogactw, żadnych koneksji… Jedynie nienawiść poddanych i wrogość Franków.
    - Pani, nie masz się czego lękać! – zapewniłem szybko, może nieco zbyt szybko – Kalif obroni cię przed każdym zagrożeniem, on…
    - Kalif mnie obroni, tak… - przerwała mi, uśmiechając się – Obroni mnie, kiedy mu się pokłonię, tak?
    Jej spojrzenie, które we mnie wbiła, stało się zimne. Niczym ojczyzna, z której przybyli jej przodkowie.
    Już wtedy wiedziałem, że przegrałem tę bitwę.

    [​IMG]

    Humbert, pragnący odzyskać władzę, jaką dzierżył, za czasów regencji, zdecydował się rozpocząć wojnę domową. Poparcia udzieliła mu Aslaug, hrabina Vannes, którą poślubił.


    ASLAUG I

    Trzeba było działać szybko.
    Pozycja mojej siostry nie należała do najlepszych. Nie posiadała silnych praw do tronu, jej małżonek był schorowanym starcem, który najlepsze dni miał już za sobą. Nie popierała jej książęca rada, z sentymentem wspominając czas, w którym posiadali wpływy i realną władzę. Wyznawcom Krzyża nie odpowiadała jej wiara, zaś tym, którzy podążali za Wszechojcem, przeszkadzali obecni w Rennnes misjonarze. Jedyną jej nadzieją był syn, Odo, jednak dopóki to ona sprawowała rządy – musiała uważać na licznych wrogów.
    Idealna okazja by zagarnąć tron dla siebie.
    Wszystko, cały swój żywot podporządkowałam właśnie tej chwili. Możni Vannes mogli uważać, że to oni pociągali za sznurki, że byłam jedynie bezwolnym pionkiem. Tańczyli tak, jak im grałam, bez nawet słowa protestu. Trochę trudniej było pogrywać z Humbertem – na jego nieszczęście, zakochał się bez pamięci. Miałam zatem za sobą dwa najbogatsze miasta księstwa, wystarczyło jedynie uderzyć i odebrać to, czego tak bardzo pożądałam.
    - Tutaj jesteś! – usłyszałam głos Humberta.
    Obróciłam się. Humbert prezentował się wspaniale. Wysoki, dobrze zbudowany, o długich, jasnych włosach i okazałym zaroście. Nie tylko wyglądał niczym Thor stąpający wśród śmiertelników, posiadał jeszcze lotny umysł. Nie było łatwo go omamić, oszukać, uwieść. Ale, jak każdy mężczyzna, miał on swoje słabości.
    Jego słabością była gotowość do poświęcenia wszystkiego dla swego rodu.
    - Myślę o mojej siostrze… O Frankach. O innych wrogach, którzy mogą nam zaszkodzić. – powiedziałam, od samego początku rozmowy uderzając w odpowiedni ton – Vigdis jest za słaba.
    Humbert wzruszył ramionami.
    - Nawet jeśli… - odparł, zbliżając się do mnie – Naszym obowiązkiem jest ją wspierać.
    Skróciłam dystans między nami, obejmując go.
    - Naszym obowiązkiem jest dbanie o dobro rodu! – wyszeptałam – Księstwo cię potrzebuje, mój mężu.
    Zamyślił się głęboko. Wiedziałam, że ocenia teraz różne scenariusze, rozważa, ile może zyskać, a ile stracić.
    - Stań na czele rady… Zdobądź dla mnie stolicę. – mówiłam, usiłując na niego wpłynąć – Razem doprowadzimy nasz ród do wielkości.
    Humbert nie wydawał się przekonany. Ale to nie przekreśla moich planów, jedynie sprawia, iż później zostaną zrealizowane. Bo… Chociaż mój małżonek nie zdawał sobie z tego sprawy…
    Znajdował się w moich sidłach.

    [​IMG]

    W trakcie potyczki z buntownikami, ginie książę-małżonek.​

    [​IMG]

    Księżna zadowoliła się wtrąceniem siostry i kuzyna do lochu. Ten drugi został jednak wypuszczony, stając się dłużnikiem Vigdis.


    ASLAUG II

    Naprawdę myślała, że mogła mnie złamać?
    Przegraliśmy, to prawda. Ale dopóki wciąż żyliśmy, nie zazna spokoju, to mogłam jej obiecać. I nie zmieni tego ta ciemnica, nie zmienią tego łańcuchy, nie zmieni tego fakt, iż zabrała mi męża. Jedynie najsurowsza z kar mogła mnie powstrzymać, a wiedziałam bardzo dobrze, że moja siostra nie odważy się skazać własnych, w dodatku tak bliskich, krewnych.
    Usłyszałam skrzypienie drzwi w głębi korytarza. Czyżby służka, niosąca mi podły posiłek? Czy może siostra, pragnąca się chełpić?
    - Masz gościa, hrabino! – przemówił jeden z więziennych strażników, zbliżając się do mojej celi.
    Po chwili ją otworzył i do małego pomieszczenia wkroczył… Humbert!
    - Pani żono… - odezwał się mój mąż, podchodząc do mnie – Jak się czujesz?
    Przyjrzałam mu się uważnie. Odziany w najlepsze tkaniny. Uśmiechnięty. Ani śladu po pobycie w lochu. Czy w ogóle został do niego wtrącony? To musiała być kolejna sztuczka mojej siostry, chciała bym się poddała.
    Niedoczekanie!
    - Czego chcesz? – zapytałam oschle, niemal wrogo.
    Mężczyzna westchnął. Dopiero teraz dostrzegłam, że moja pierwsza ocena nie była do końca trafna: Humbert wydawał się przytłoczony, na jego twarzy odbijało się zmęczenie i zrezygnowanie. Ujrzałam, przebiwszy się przez pozory dobrego ubioru, który mu podarowano, piętno, które na nim odcisnęła ta porażka.
    - Skończ z tym uporem, ponieśliśmy porażkę! – powiedział w końcu – Przyjmij łaskę księżnej.
    Więc miałam rację. Humbert miał mnie przekonać bym się poddała. Zapewne nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo pragnęłam po prostu wrócić do naszego majątku i trwać u jego boku. Problem tkwił jedynie w tym, że…
    Tronu pragnęłam znacznie bardziej.
    - Nigdy nie ulegnę! – odpowiedziałam twardo – Ani jej… Ani tobie.
    Humbert uśmiechnął się smutno. Podszedł do mnie i ucałował.
    - Żegnaj, żono… - mruknął – Może kiedyś jeszcze się spotkamy.
    Może. Kiedyś. W lepszym miejscu, w lepszym czasie, w lepszych okolicznościach. Ale jeśli nie, to trudno. I tak…
    Nigdy nie ulegnę.

    [​IMG]

    Syn Jakuba, Jan, zdecydował się zaatakować Bretanię.​

    [​IMG]

    Vigdis zmuszona jest pójść w ślady swojej imienniczki. Zdecydowała się ona przyjąć katolicyzm.​

    [​IMG]

    Janowi nie wystarczyła konwersja księżnej. Po wojnie, która wyniszczyła całe księstwo, dołączył on do swojej domeny Mortain.​

    „Wielu ocenia negatywnie rządy księżnej Małgorzaty, drugiej tego imienia. Zaprzepaściła ona bowiem wszystko to, co jej wielka imienniczka i poprzedniczka wywalczyła. Na nic zdało się zwycięstwo nad Jakubem – przyniosło ono tylko spustoszenie dla książęcej domeny i zamęt. Nie tylko nie zdołała księżna Małgorzata Sprawiedliwa odbudować kraju, ale nie zdołała nawet obronić tego, o co walczyła jej poprzedniczka – ponownie zatem musiała Bretania ukorzyć się przed potęgą frankijską, ponownie zapomnieć o dawnych wierzeniach. Co gorsza, nie obyło się bez dalszych strat: oto ambicja młodego króla, Jana, sięgała znacznie dalej niż cel, który zdołał osiągnąć – upokorzenie wikingów. Młodzieniec pragnął raz na zawsze ich sobie podporządkować. Cel ten realizował sumiennie, wpierw pokonując ich pod Monkontour i narzucając religię katolicką, W latach późniejszych zaś, umiejętnie budując front sojuszy wymierzony w wikińską księżną i powołując się na roszczenia wobec Mortain, zdołał on doprowadzić do wybuchu wojny. Wikingowie ponownie ponieśli klęskę w wielkiej bitwie pod Eu, zaś hrabiego Humberta zmuszono ostatecznie do złożenia hołdu lennego królowi Janowi w Mortain – księstwo straciło więc tę prowincję bezpowrotnie. Szczęśliwie dla księżnej, dalsze plany Jana pokrzyżowała wojna z Akwitańczykami, w trakcie której młody król poniósł śmierć w bitwie… Powinniśmy jednak zadać sobie pytanie: czy księżna była w stanie odeprzeć zakusy frankijskiego króla? Czy miała pozycję na tyle silną by mu się przeciwstawić? Czy raczej była ofiarą sytuacji od niej niezależnych?”

    „O dwóch Małgorzatach” pióra Godfryda d’Eu.

    [​IMG]

    Schorowana księżna oddała ducha Panu po szesnastu latach panowania. Na tron wstąpił jej syn, Odo.​

    Księżna poślubiła łupieżcę, Arnbjorna z Tottenhamu. Para doczekała się trójki dzieci:

    • Odona, późniejszego księcia bretońskiego. Zaręczonego z Idą, księżną Normandii.

    • Idy, która poślubiła sławnego wikinga, Waldemara Kaupinga.

    • Ryszarda, który został biskupem Bayeux.

      Moskal - na szczęście rada nie miała za wiele do powiedzenia w tym odcinku :D
     
    moskal lubi to.
  14. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    ODC VII – „Moda na sukces”


    Odo I

    [​IMG]

    Książę Bretanii 976 –1005

    [​IMG]

    Odo – człek skromny, towarzyski, uczciwy oraz pobożny. Obeznany ze strategią, potrafił zainspirować swoich żołnierzy. Wsławił się jako dowódca lekkiej piechoty w starciach z wojskami frankijskimi.

    [​IMG]

    Zamiłowaniem Odona była wojaczka – mimo przyjęcia wiary katolickiej, pozostał on wierny pewnym ideałom swoich przodków.

    [​IMG]

    Wskutek buntu wasali, księżna Normandii utraciła swe ziemie. Odo zdecydował się zatem zerwać zaręczyny i w miejsce Idy, poślubił irlandzką księżniczkę.

    [​IMG]

    Mariaż ten doprowadził do zawiązania sojuszu irlandzko-bretońskiego.​

    „Zaraz po przejęciu władzy po swej matce, niech Pan świeci nad jej duszą, zaczął książę Odo poszukiwać wśród ościennych królestw silnego sojusznika. Nie chciał bowiem popełniać błędu swej poprzedniczki i mierzyć się z Janem Frankijskim samotnie, wiedząc, że ten wielką ma za sobą potęgę, której zdławić wikingom nie sposób. Słał więc posłów do każdego z możnych, którego włości graniczyły z jego ojcowizną, a nawet i dalej – i przemierzały wiele staj sługi zaufane mądrego księcia, chociaż jedno słowo przychylne pragnąć wyłuskać. Nie mieli jednak szczęścia podwładni władcy światłego – nie przyjęto ich na akwitańskim dworze, nie udzielono im gościny w dalekiej Nawarze ani w królestwie aragońskim. Wzgardzili cudzoziemskim posłannictwem urzędnicy kalifa, w pamięci jeszcze mając afront wielki, jaki poprzedniczka księcia im zadała, wiarę ich odrzucając. Kędy wrócili oni z niczem do seniora swego, wspomniał on na opowieści, które ojciec jego, księżnej małżonek, snuł o Albionie, z którego ród jego się wywodził. Wsiedli tedy słudzy jego na statki i z poselstwem udali się do królów wikińskich i władcy irlandzkiego, wśród nich przyjaciół poszukując. I odpowiedział na gesty przyjazne potężny król irlandzki, nadzieję mając, iż bitnych wikingów bretońskich dla sprawy swej pozyska. Wiele tedy uczt wydał na cześć bretońskiego poselstwa, przyjmując sługi jego w przepychu, godnym samego księcia. I powrócili oni do władcy swego, radosną nowinę mu ogłaszając – oto, przybędzie księżniczka irlandzka, którą książę poślubić winien, krwi więzem łącząc Irlandię i Bretanię, sojusz zawiązując…”

    „Kronika czasów moich” brata Alberta, spowiednika księcia Odona.

    [​IMG]

    Odo, sfrustrowany brakiem potomka, oddawał się licznym romansom. Rezultatem jednej z takich „przygód” były narodziny córki. Odo uznał ją za swoją, chcąc oszczędzić dziecku piętna bękarctwa.


    ODO III

    Pan mi świadkiem, że tego nie chciałem.
    W ciężkiej ciszy, która zapadła, wśród tego milczenia, w którym wręcz unosiło się oskarżenie i złość, mieszające się z poczuciem winy i żalem, obserwowałem kobietę, która przede mną stała i dziecko, które trzymała w ramionach. Atmosfera była napięta tak bardzo, tak gęsta, że mógłbym dobyć miecza i ciąć ją, niby najgorszego z wrogów, niemal czując, jak ostrze zagłębia się w jej trzewiach. Jednak… Od najgorszego z wrogów odróżniało ją to, że nie sposób było jej pokonać.
    - Jak ją… - przemówiłem w końcu, zaskakując samego siebie – Jak ją nazwałaś?
    Sam nie byłem pewny, w jaki sposób zdołałem przemówić, odnaleźć głos po zaskakującym wyznaniu stojącej przede mną kobiety. Tak bardzo przytłoczyły mnie poczucie winy, żal i wstyd, że myślałem, iż cisza będzie trwała wieczność i jeden dzień dłużej, aż Pan nasz zawita ponownie na sąd lub nastanie Ragnarok, o którym opowiadała mi matka.
    - Vigdis… - przemówiła kobieta, ze swoim akcentem, który tak mnie bawił – Na cześć jej babki, o której mi opowiadałeś.
    Zamyśliłem się głęboko. To była moja córka, nie miałem wątpliwości. Moje pierworodne dziecko i – gdyby tylko los był dla niej bardziej łaskawy – również moja następczyni. Jednak nie urodziła jej moja irlandzka małżonka i tylko, bądź aż, ten jeden fakt pozbawił ją szansy na otrzymanie tronu, skazując przy okazji na życie pełne niezasłużonej pogardy.
    - Co zamierzasz z nami zrobić? – zapytała stojąca przede mną kobieta.
    Starała się panować nad głosem, udając obojętność. Ale zdradziły ją oczy, piękne, ale i pełne strachu. Wiedziała, równie dobrze jak ja, jak zareagować może nie tylko moja małżonka, ale i cały dwór. Zdawała sobie sprawę z pozycji, w której znalazła się przez naszą chwilę zapomnienia.
    - Dobrze wiesz, jak zareaguje… - zacząłem.
    Skinęła głową. Przybyła przecież do Bretanii by służyć swojej pani, irlandzkiej księżniczce, gwarantce sojuszu i przyjaźni pomiędzy Irlandią, a moją domeną. Od podszewki znała jej nagłe wybuchy gniewu, snobizm i egoizm.
    - Ale nie mogę skazać swej córki na piętno bękarctwa! – rzekłem stanowczo – Dziecko nie powinno płacić za grzechy rodziców.
    To nie był jedyny powód. Mogłem znieść dokuczliwy charakter małżonki, jeśli w zamian byłaby w stanie dać mi syna i dziedzica. Jednak, mimo upływających lat i naszych starań, irlandzka księżniczka nie potrafiła mnie uszczęśliwić.
    - Zaopiekuję się naszą córką! – obiecałem, wyciągając rękę i delikatnie głaszcząc maleństwo po główce – Ale ty…
    Kobieta skinęła głową. Wiedziała, że musi zniknąć. Usunąć się z dworu, by uniknąć gniewu księżnej małżonki.
    Jakże żałowałem, że i ja nie mogę go uniknąć!

    [​IMG]

    Zdrada Odona oraz brak jego wsparcia dla dalekich wojaży Irlandczyków, przelały czarę goryczy – sojusz został zerwany. Dało to pretekst Odonowi do oddalenia swej małżonki. Nie uzyskał jednak na to zgody od papieża.​

    IRLANDZKA KSIĘŻNICZKA

    Dobrze było być w domu.
    Zaproszenie od mojego królewskiego brata przyjęłam z ulgą. Nie mogłam znieść więcej widoku bretońskiej ziemi, barbarzyńskich wikingów, a nade wszystko… Mojego książęcego męża, promieniejącego szczęściem na widok owocu zdrady, który wychowywał na przyszłą dziedziczkę swego żałosnego księstwa.
    Nigdy nie sądziłam, że zdołam kogokolwiek znienawidzić, a jednak – życie bardzo dosadnie pokazało mi, że wszystko jest możliwe.
    Zarówno Odo, jak i jego bękarcica, zasłużyli na moją najszczerszą pogardę.
    Tym bardziej radował mnie powrót do Albionu. To tutaj kwitła prawdziwa cywilizacja i kultura, tak różna od tej, którą zastałam w Bretanii. Tam, wpływy frankijskie mieszały się z wikińskimi, jednak te drugie wciąż przeważały, mimo wysiłków królów z dynastii Karolingów. Zaś Albion… Albion był nadzieją całej Europy.
    - Powiedz, droga siostro… - przemówił mój brat, wyrywając mnie z zamyślenia – Jak się ma twój mąż?
    Skrzywiłam się. Nawet tutaj, wśród powitalnej uczty, mojego królewskiego brata interesował tylko jego sojusznik, nie zaś własna siostra, którą powinien ugościć. Nie podał mi nawet wina, wpatrując się we mnie w napięciu.
    - Życzę mu śmierci! – warknęłam krótko – Nie tylko mnie zdradził, ale jeszcze bękarta mianował dziedzicem.
    Brat nie wydawał się przejęty tym, co przed chwilą usłyszał. Zamyślił się, ale w jego jasnych niby niebo oczach nie widziałam gniewu, nie było w nich ani krzyny żalu czy współczucia. Sięgnął po puchar, napełniony winem i upił mały łyk, smakując trunek.
    - Przypomnij mi… - przemówił w końcu, patrząc na mnie – Ilu dałaś mu potomków?
    Dlaczego o to pytał? Przecież doskonale wiedział, że…
    - Żadnego… - odpowiedziałam – Ale co to ma do rzeczy?
    Na twarzy brata pojawił się drwiący uśmieszek.
    - Odo jest ostatnim przedstawicielem rodu… - zaczął, co jakiś czas popijając wino – Po jego śmierci, tron obejmie jedna z jego sióstr bądź Humbert. W tym pierwszym przypadku, ród Hasteina straci władzę. W tym drugim, stanie się zależny od Franków.
    Chciałam mu przerwać. To miało usprawiedliwiać zdradę!? Brat uniósł dłoń, nie pozwalając mi przemówić.
    - Książę rozpaczliwie potrzebuje dziedzica, którego to ty powinnaś mu dać… - irlandzki król osuszył puchar i zakończył – Nic dziwnego, że rozpaczliwie szuka innego rozwiązania.
    Ogarnął mnie gniew. Czy mój własny brat był po JEGO stronie? Próbował go usprawiedliwić?
    - Złamał świętą przysięgę! – warknęłam przez zaciśnięte zęby – Jak możesz go usprawiedliwiać i stawać po jego stronie?
    Brat westchnął. Zupełnie, jakby był mną rozczarowany.
    - Nie staję po jego stronie, siostrzyczko… - powiedział, patrząc na mnie z politowaniem – Zerwę nasz sojusz. Nikt nie ma prawa okazywać braku szacunku względem irlandzkiej korony.
    Otworzyłam usta żeby coś dodać, jednak brat znów mnie uciszył.
    - Chciałem ci jedynie wskazać… - dodał jeszcze – Że możesz łatwo manipulować swoim mężem. Daj mu dziedzica, którego tak pragnie. Potem pozbaw życia i przejmij władzę.
    Zamyśliłam się. Mój królewski brat miał rację. Zagrać na największym z jego pragnień, oszukać go, a potem pozbawić życia. Zemsta idealna!
    - Tak zrobię! – odpowiedziałam.
    Brat uśmiechnął się i podał mi puchar, który wkrótce napełnił winem.
    Dobrze było być w domu.
     
  15. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    Kiedy książę tracił nadzieję na zapewnienie ciągłości własnemu rodowi, małżonka oznajmiła mu, iż spodziewa się dziecka. Wkrótce na świat przyszła córka pary, której nadano imię Ingrid.


    ODO IV

    Księżna była w stanie błogosławionym.
    Wiele się zmieniło, od kiedy powróciła z królestwa swego brata w dalekim Albionie. Co prawda, jej brat zerwał sojusz, niegdyś łączący nasze królestwa… Dużo wtedy myślałem. Nad losem małej Vigdis, nad moją relacją z żoną. Nad swoim własnym postępowaniem, dręczyły mnie wszelkie grzechy, które popełniłem. I kiedy postanowiłem posłać jednego z podległych mi biskupów do Rzymu, by uzyskać pozwolenie na oddalenie małżonki…
    Ben-Muman całkowicie się zmieniła.
    Zniknęła jej uzasadniona złość, którą manifestowała w gwałtownych wybuchach. Zniknęła jej niechęć do wszystkiego, co bretońskie. A nawet – mimo, że nie miałem prawa tego wymagać czy oczekiwać – jej niechęć względem Vigdis. Irlandzka księżniczka, mimo braku respektu, jaki jej okazałem, zaczęła naprawdę starać się o odbudowanie naszej relacji. Nie dociekałem powodu tej nagłej zmiany, po prostu ciesząc się z tego, że zaszła.
    - Mój panie! – podniosłem głowę, na dźwięk znajomego głosu.
    Wszyscy członkowie rady książęcej, dotąd zgromadzeni w sali tronowej, zdążyli ją opuścić. Jednak biskup Bertil, pełniący obowiązki mistrza szpiegów, pozostał na swoim miejscu. W swoim zamyśleniu, całkowicie zapomniałem o dodatkowym zadaniu, które mu powierzyłem.
    - Tak, Bertilu? – spojrzałem na mężczyznę w kwiecie wieku, który tak bardzo różnił się od innych duchownych, których dane mi było spotkać – Coś jeszcze wymaga mojej uwagi?
    Biskup skinął głową, posyłając mi porozumiewawcze spojrzenie, którego używał zawsze, gdy dawał do zrozumienia, iż chodzi o jedną z moich kochanek.
    - Twa córka ma się dobrze, mój panie… - zaczął biskup, powtarzając rytuał, przez który przechodziliśmy za każdym razem, gdy rada książęca kończyła swe spotkania – Jej matka również. Ważniejszą wieścią jest…
    Mężczyzna przerwał by zaczerpnąć tchu, ja zaś zamarłem w oczekiwaniu. Cóż takiego mogło się wydarzyć?
    - Swanhilda de Cournouaille spodziewa się twego dziecka, panie. – zakończył mistrz szpiegów.
    Zamarłem. Właśnie teraz, kiedy w końcu udało mi się poprawić sytuację z moją żoną. Ta chwila zapomnienia…
    - Czy… Mam pozbyć się problemu, panie? – zapytał Bertil.
    Spojrzałem na niego, zaskoczony. Czy on proponował…? Gdy biskup ujrzał moje, pełne zaskoczenia, spojrzenie, zaczął się tłumaczyć:
    - Teraz, gdy książęca małżonka spodziewa się dziecka… - mówił szybko mężczyzna – Bękart może tylko…
    Przerwał, gdy posłałem mu mordercze spojrzenie. Czy naprawdę proponował mi zabicie dziecka? Mojego dziecka?
    - Nigdy więcej nie poruszysz już tej kwestii, Bertilu… - rzekłem chłodno – Jeśli chcesz mieć we mnie przyjaciela.
    Skruszony mistrz szpiegów skinął głową. Skłonił się i wyszedł.
    Z prawego łoża czy nie, moje dzieci to potomkowie Hasteina.
    Każde z nich.

    [​IMG]

    Dopiero, kiedy jedna z jego kochanek powiła syna, Odo odzyskał radość życia. Matka nadała chłopcu imię Ragnar, zaś ojciec mianował go swoim dziedzicem.


    IRLANDZKA KSIĘŻNICZKA II

    Złamał przysięgę po raz drugi.
    Niesiona gniewem, wpadłam do jego komnaty, niby fala, poruszona podczas sztormu. Książęcy gwardziści, broniący dostępu do pokoju ich pana, nie zdążyli nawet zareagować, kiedy ich minęłam. Stał przy oknie, obserwując budzące się do życia Rennes, co często zwykł czynić, gdy tylko się przebudził. Kiedy tylko otworzyłam drzwi do pomieszczenia, obrócił się w moim kierunku, wyraźnie zaskoczony.
    - Znowu to zrobiłeś! – nieświadomy zagrożenia, próbował do mnie podejść, kiedy skróciłam odległość między nami i uderzyłam go prosto w twarz – Znowu!?
    W pierwszym odruchu, złapał się lewą ręką za twarz, prawą zaś ujął mnie za nadgarstek, blokując kolejny cios. Zastygliśmy w tych pozycjach, ja ciężko dysząc, on skrzywiony z bólu. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, aż mój książęcy małżonek puścił moją dłoń i cofnął się o krok. Prawdopodobnie liczył na to, że ochłonęłam…
    Nie mógł się bardziej pomylić.
    - Przysięgałeś przed Bogiem i ludźmi! – warknęłam przez zaciśnięte zęby – Miałeś być mój. I tylko mój!
    Liczyłam na jakiekolwiek słowa wyjaśnienia, skruchę, zwykłe przeprosiny, cokolwiek. Jednak wielki książę bretoński, przywódca dumnego szczepu wojowniczych Normanów, jedynie zwiesił głowę, słuchając moich słów. Niczym dziecko, które przyjmuje w pokorze reprymendę po dokonaniu jakiejś psoty…
    - Zamierzasz w ogóle coś powiedzieć!? –z trudem powstrzymywałam się przed wybuchem i użyciem dosadniejszych słów.
    Moje słowa były niczym kubeł zimnej wody. Normański książę podniósł głowę i spojrzał w oczy swojej małżonce. Widziałam w nich skruchę, ale czy mnie to obchodziło? Zniweczył wszystko, dosłownie wszystko! W tej jednej chwili, istniała tylko jedna osoba, którą darzyłam większą nienawiścią – matka jego syna.
    Ta, która zajęła moje miejsce! Przekreśliła moje nadzieje na przejęcie władzy. Pozbawiła mnie pozycji, o którą tak długo walczyłam, którą tak pieczołowicie budowałam.
    Książę bretoński otworzył usta by coś powiedzieć, jednak wkrótce je zamknął, nie odnajdując właściwych słów. To właśnie wtedy przelała się czara goryczy i podjęłam decyzję… Przyszedł czas by zacząć odpłacać im wszystkim za każdą zniewagę.
    Właśnie tamtego dnia, swoim milczeniem…
    Książę podpisał na siebie wyrok.

    [​IMG]

    Odonowi udało się również pozbyć żony, która planowała zamach na jego życie.


    ODO V

    To musiało się tak zakończyć.
    Słowa mojego mistrza szpiegów wciąż dźwięczały mi w głowie. Wszystkie racjonalne argumenty, które podał. Wszelkie okoliczności, które usprawiedliwiały dokonanie tej zbrodni. Winy mojej małżonki, o których szeptali mu jego ludzie. Wszelkie oskarżenia, jakie kierowali w jej stronę inni dworzanie i moi poddani. Wyznanie jednej z jej służek, która jednego dnia podsłuchała jej prywatną rozmowę, z której wynikały jednoznacznie jej plany.
    Moja własna żona planowała zamach na moje życie.
    Bertil musiał zauważyć smutek, odbijający się na mojej twarzy, bowiem położył mi dłoń na ramieniu, w pokrzepiającym geście. Zwykle biskup nie pozwalał sobie na taką poufałość, wiernie przestrzegając etykiety, jednak wiedział, z jak wielkim ciężarem teraz się zmagałem. I mimo złamania przez niego pewnych zasad, byłem mu wdzięczny.
    - To było konieczne, mój panie… - powtórzył mój zaufany sługa, wciąż obserwując odjeżdżający powóz – Stała się niebezpieczna.
    Skrzywiłem się na ostatnie z jego słów.
    - To nie uspokoi mojego sumienia… - odrzekłem krótko – Nie jestem bez winy.
    Mistrz szpiegów ponownie na mnie spojrzał, jednak jego zasób pokrzepiających słów najwidoczniej się wyczerpał, gdyż biskup jedynie wzruszył ramionami. Niegdyś biskup był człowiekiem wielkiej wiary, który próbowałby mnie pocieszyć wspominając o boskim miłosierdziu, jednak lata sprawowania swego stanowiska zmieniły go.
    - Nie mnie mówić o książęcym sumieniu… - odezwał się biskup – To ukoić może spowiedź i pokuta. Moim zadaniem jest zapobieganie spiskom.
    Miał rację. On był jedynie lojalnym sługą. A ja? Ja musiałem żyć ze świadomością czynów, które popełniłem.
    Przez chwilę w milczeniu wpatrywaliśmy się w majaczący na horyzoncie powóz, aż ten w końcu całkowicie zniknął w oddali.
    - Czasami myślę… - powiedziałem, odwracając wzrok od drogi, którą podążył powóz – Że tym, którzy nie noszą koron łatwiej się żyje.
    Biskup, nie wiedzieć czemu, uśmiechnął się. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, jednak zmienił zdanie.
    - Powinniśmy wracać, mój panie! – powiedział zamiast tego.
    Tak, miał rację. Życie – przynajmniej nasze – toczyło się dalej. Zarówno ja, zabójca żony, jak i on – człowiek, który posunąłby się nawet do dzieciobójstwa dla dobra księstwa – musieliśmy wracać do swoich obowiązków. Próbować żyć tak, jak dawniej.
    Tylko jak?
     
  16. moskal

    moskal Опричник

    W grze jest taka cecha jak "Drunkard" - powinieneś ją zdobyć, to wtedy władca będzie wiedział jak ;)
     
  17. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    Moskal - próbowałem ją zdobyć, bez skutku, niestety :( Ale... Pobożny książę poradził sobie nieco inaczej.​

    [​IMG]

    Następnie książę poślubił Konstancję, władczynię frankijską, wdowę po Napoleonie I, królu włoskim.

    [​IMG]

    Czyżby istniała szansa na potomka Hasteina na tronie frankijskim?

    [​IMG]

    Królowa Konstancja umiera, wydając na świat zdrowego syna. Odo Młodszy staje się królem frankijskim.​

    „Książę wyznał mi dnia następnego, jak wielką zbrodnię popełnił. Szczery żal wobec mnie okazał, prosząc o pokutę. Na ciężką próbę mię tedy wystawił, kiedy za grzech ciężki, kogoś, kto powinien przykładem świętych podążać, pokutę zadać musiałem. Zaleciłem tedy władcy memu, by poprzez umartwianie grzesznego ciała, biczowanie go za czyn ten niegodny, a także postu zachowanie i modlitwy częste do Pana naszego zbliżyć się próbował. Tylko bowiem On w swej mądrości, prawdziwą pokutę za zbrodnię najgorszą zadać może, tylko On największe posiada miłosierdzie, które Łotra nawet doprowadziło do zbawienia. Trwał w pokucie i żałobie rok cały pan mój, książę bretoński, szczerze za czyny swoje żałując. W czasie tamtym, zaczęli na niego naciskać niektórzy dworzanie, w sprawie ponownego ożenku – wielu bowiem patrzyło krzywo na syna jego, Ragnara, który przecie owocem zdrady małżeńskiej pozostawał. Długo opierał się nasz władca namowom swej rady, kiedy jednak zachęciłem go do poszukania odpowiedzi w modlitwie… Przyszedł do mnie dnia następnego i rzekł, iż jasna jest dla niego wola Pana – by w następnym małżeństwie naprawił wszelkie błędy, które w tym pierwszym popełnił, że to pokuta, której Pan dla niego pragnie Dnia kolejnego, ogłoszone zostało dla całego dworu, że książę nasz do krainy Franków wyrusza, z nieznanych szerzej powodów. Ze sobą zabrał jedynie zaufanych, sługi swoje najprzedniejsze, zaszczytne miejsce wśród swego orszaku i dla mnie, pokornego sługi Bożego, zostało przeznaczone. Tedy widziałem, jak pośród przepychu paryskiego dworu, ogłosiła królowa Konstancja, niezwykłej urody niewiasta, pobożna wielce, sprawiedliwie lud swój prowadząca, iże nastał czas by – po żałobie, którą odbyła – ponownie wstąpić w uświęcony związek. Tym sposobem, wiadomym się stało, dlaczego przybyliśmy do frankijskiej domeny. Oto przez mariaż i połączenie rodów, zakończona zostać miała wrogość między ludami Franków, a dumnymi potomkami Normanów… ”

    „Kronika czasów moich” brata Alberta, spowiednika księcia Odona.

    [​IMG]

    Pewien szlachcic z dalekiej Italii zdecydował się wyprawić na Bretanię w poszukiwaniu łupów, sławy i ziemi, którą objąć mógłby we władanie.


    ARNOLD I

    Byliśmy blisko celu.
    Nie spodziewałem się takiego wsparcia. Król Lotar zapewnił mi fundusze, bitnych ludzi, wsparcie w rozmowach z Akwitańczykami, zezwolił swoim rycerzom na wstępowanie do mojej armii w charakterze ochotników. Zyskał nawet dla mojej sprawy tych Bretończyków, którzy pragnęli wyparcia wikińskich zdobywców z ich ziemi. Można powiedzieć – udzielił mojej sprawie swego błogosławieństwa, a wszystko to by zniszczyć swoich wrogów.
    Ten człowiek, chociaż tak młody i z pozoru niedoświadczony, cholernie mi imponował.
    - Słyszałem, że to piękna kraina… - Raul d’Artois, doświadczony rycerz, dowodzący moją gwardią, podniósł głowę znad map, które studiowaliśmy.
    Uśmiechnąłem się i spojrzałem na mężczyznę w kwiecie wieku.
    - Będzie znacznie piękniejsza… - odpowiedziałem, przesuwając dłonią po mapie i zatrzymując ją na Rennes – Gdy będę mógł ją nazwać moją!
    Raul zaśmiał się głośno.
    - Nie zapomnę o twoim poświęceniu, przyjacielu… - powiedziałem, przyglądając się mapie – Co powiesz na kawałek ziemi? Tytuł? Bogactwo?
    Raul był jedynym z pierwszych, którzy za mną podążyli. Był wierny, posiadał doświadczenie, jego miano głośnym było wśród europejskiego rycerstwa. Ktoś taki idealnie nadawał się na przybocznego. Planowałem go odpowiednio wynagrodzić, niech ludzie wiedzą, że ród d’Ivrea nagradza swoje sługi i sojuszników.
    - Zawsze pragnąłem własnej ziemi… - mruknął rycerz – To byłby zaszczyt, mój książę.
    Książę. Książę Arnold d’Ivrea. Wygnaniec, pozbawiony rodzinnego majątku, zabójca króla Napoleona I. Człowiek, którego nazywano Czarnym Rycerzem. Kto, jeśli nie ja, mógł pokonać wikińskich najeźdźców? Słyszałem, że Rennes to piękne miasto… Kiedy tylko je zdobędę, stanie się perłą, piękniejszą nawet od Paryża…
    Książę Arnold I Wyzwoliciel, Zbawca Bretanii.
    Słodka myśl.

    [​IMG]

    Historia „Wyzwoliciela” szybko się zakończyła. Niedoszłego zdobywcę wtrącono do lochu. Jako szlachetnie urodzonemu, dano mu możliwość wykupienia się z niewoli.

    [​IMG]

    Książę został odsunięty od władzy z powodu swego wieku. W jego imieniu rządy sprawował regent i rada.


    ARNOLD II

    W końcu mi się udało.
    Tyle lat, tyle zmarnowanych dni, kiedy próbowano mnie złamać, tam, w wilgotnej ciemnicy zamku w Vannes, w której królowała tylko ciemność, wielbiona przez szczury… Kiedy nie mogłem liczyć na nikogo, jedynie na swoją własną wolę, żywiąc się nadzieją, że tam, na zewnątrz, wciąż są moi poplecznicy. Chwytałem się każdej myśli: że zwycięski książę postanowi mnie jedynie upokorzyć, że uratuje mnie Lotar, że…
    Ale tamte dni były przeszłością. Niczym kartka księgi, która wypłowiała, nadgryziona przez ząb upływającego czasu.
    Teraz byłem kimś. Regentem. Przewodniczącym książęcej rady.
    Czasami sam nie mogłem pojąć, dlaczego Pan tak dziwnie, w iście nieludzki sposób, splata nasze żywoty. Oto ja, który przysięgałem sobie obalić wikińskiego księcia, ślubowałem mu wierność. Ja, którego on pokonał przed laty, otrzymałem przebaczenie od samego Odona. Kiedy myślałem, że wszystko już dla mnie stracone, osiągnąłem więcej, niźli się spodziewałem.
    Złoto otwiera wiele drzwi.
    - Panie? – sługa skłonił się nisko, dworskim obyczajem – Rada jest gotowa.
    Obróciłem się plecami do okna, przez które wyglądałem. Skierowałem spojrzenie na młodzieńca. Wyprostowałem się, zbierając się w sobie, starając się wyglądać na opanowanego i władczego – niczym prawdziwy regent, ba, nawet sam książę!
    - Prowadź zatem! – rozkazałem, głosem pewnym i donośnym – Ważne sprawy czekają.
    Dobrze było przemierzać te korytarze, otoczonym przez wianuszek sług, będących na każde me skinienie. Władza, którą mogłem się upajać, ona wszystko mi wynagradzała, całe lata cierpień. Przyszłość całej Bretanii zależała teraz od jednego człowieka – ode mnie!
    Mógłbym próbować oszukiwać samego siebie, wmawiać sobie brak próżności i ambicji, tłumić je w sobie, jak nakazywały nauki Pana. Ale to one sprawiły, że stałem teraz przed najpotężniejszymi ludźmi w księstwie, to one pozwoliły mi sięgnąć po największe z zaszczytów…
    To prawda, złoto otwierało wiele drzwi.
    Ale znacznie więcej dawały mi upór i ambicja.
    A oni wszyscy, wkrótce się przekonają, że tych mi nie brak.

    [​IMG]

    Tym razem, rada nie składała się z samych malkontentów :D

    [​IMG]

    W 1005 roku umiera książę Odo. Jego najstarszy syn – Ragnar – wstępuje na tron.​

    Pierwszą żoną księcia była księżniczka irlandzka imieniem Ben-Muman. Urodziła mu ona dwie córki:
    - Ingrid, która poślubiła następcę szkockiego tronu.
    - Aslaug, która poślubiła diuka austriackiego, Dytryka.
    Po śmierci irlandzkiej królewny, książę poślubił władczynię frankijską, Konstancję. Ta urodziła mu jednego syna:
    - Odona, pierwszego króla frankijskiego z rodu Hasteina, następcę Ragnara II.
    Trzecią żoną Odona została księżna Marta Normandzka, para nie doczekała się potomków.
    Książę posiadał również liczne potomstwo ze swoimi kochankami. Irlandzka szlachcianka o imieniu Gnathnad urodziła mu córkę:
    - Vigdis, zaślubioną królowi irlandzkiemu, Aedowi.
    Jego niegdysiejsza narzeczona i księżna normandzka, Ida, urodziła mu dwie córki:
    - Idę, przeznaczoną diukowi Berry.
    - Konstancję, przeznaczoną diukowi Andegawenii.
    Ze związku z trzecią kochanką księcia, Swanhildą de Cournouaille, pochodzi jego następca i najstarszy syn:
    - Ragnar, książę Bretanii jako Ragnar II.

    Następny odcinek to sytuacja na świecie.
     
  18. ers

    ers Ten, o Którym mówią Księgi

    No to co? Szybka śmierć Ragnara II i grasz jako Król Franków?
    Kto dziedziczy po Odonie?
     
  19. Piterdaw

    Piterdaw Ten, o Którym mówią Księgi

    Sytuacja wreszcie obróciła się na twoją korzyść :) Teraz albo przyjąć celibat, albo zginąć w jakiejś bitwie i Królestwo Frankijskie stoi otworem.
     
  20. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    ers - jeszcze nie rozegrałem rządów Ragnara, ale chyba tak będzie. Chociaż, kusi mnie opcja grania dalej Ragnarem i pozostawienia Odona samemu sobie. Ot tak, żeby sobie poobserwować drugą linę rodu.

    Po Odonie, ponieważ roszczenie do korony zawdzięcza matce, dziedziczy jego przyrodnia siostra, Zofia. Córka Napoleona I Burgundzkiego oraz Konstancji właśnie.

    Piterdaw - trochę to trwało :D Chyba tak, zastanowię się jeszcze.


    OPIS ŚWIATA W ROKU 1005

    ALBION

    [​IMG]

    Wiele zmieniło się w Albionie w niespełna dwieście lat po inwazji Wielkiej Armii Pogan. Potomkowie Ragnara Lothbroka zostali niemal całkowicie wyparci, ich rody praktycznie zapomniane. Jedynymi pozostałościami po ich podbojach, jest formalne zwierzchnictwo króla Danii nad diukami Kornwalii, Kentu oraz Gloucester. Dwóch z nich należy do królewskiej rodziny Knythlingów, trzeci jest zaś przybocznym króla, nobilitowanym za swe zasługi. Inną ciekawostką jest królestwo Gwynned, w którym panuje Beata, ostatnie dziecko Hasteina Cichego – a przy tym, ostatnia znana potomkini jednego z dowódców Wielkiej Armii Pogan – Ubby. Po jej śmierci, królestwo Gwynned, stanie się domeną szkockiej dynastii Mac Alpin. Na Wyspach widoczne są również znikome wpływy królestwa Norweskiego – w osobie podległego Hvitserkom księcia Northumbrii oraz hrabiego Dublina. Na północy wciąż utrzymuje swoją pozycję królestwo Szkocji – pod berłem Konstantyna III Mac Alpina – które ucierpiało w wyniku ciągłych wojen z Gwynned. Dopiero mariaż królewskiego brata – Edgara – z królową Beatą zakończył trwający latami konflikt, który doprowadził tym samym do upadku rodu Ubby. Najsilniejszym i najstabilniejszym państwem Albionu pozostaje potężne królestwo Irlandii. Pod wodzą króla Aeda I Sprawiedliwego małe i nieznaczące państewko zdołało opanować księstwa Yorku, Lancaster i Powys, osłabiając wpływy norweskie w regionie i ukrócając niezależność dawnych, wikińskich watażków.

    FRANCJA ORAZ IBERIA​

    [​IMG]

    We Francji niewiele się zmieniło. Bretania wciąż pod panowaniem dynastii Hasteina. Wraz ze śmiercią królowej Konstancji, na tron wstąpił Odo Młodszy. (z pominięciem swojej przyrodniej siostry, Zofii) Jego pozycję ugruntował baron Payen de Valperque, pan na Meaux – nie tylko uciszając opozycję poprzez rozdawnictwo tytułów i dóbr, ale również poprzez zaręczenie młodego króla z Hermenegildą, księżniczką włoską z rodu Karola Wielkiego. Drugim z ważnych królestw tego regionu jest Akwitania – krainą tą niegdyś rządzili Karolingowie, jednak utracili ją, gdy królowa Sybilla zdecydowała się poślubić Mateusza, księcia Tuluzy. Ich syn, Hugo, stał się pierwszym królem z dynastii tuluzańskiej. Obecnie rządzi Franciszek, pierwszy król, który przyjął w pełni kulturę oksytańską. Zmieniła się również polityka królewska – wcześniej toczono zażarte boje z frankijskimi Karolingami, teraz zaś uwaga Akwitańska skupiła się na niewiernych z Iberii – król Franciszek jako pierwszy pokonał wojska Kalifa w walnej bitwie, odzyskując Barcelonę i Baleary dla chrześcijan. Jeśli chodzi o sam półwysep iberyjski – niepodzielnie panuje tu Kalifat. Z państw chrześcijańskich ostały się jedynie niemal całkowicie zniszczone: królestwo Nawarry rządzone przez ród Welfów oraz królestwo Galicji, które bliskie jest dostania się pod wpływy włoskie. Sami Ummajjadzi borykają się z rewoltą – kraj pogrążony jest w wojnie domowej pomiędzy dwoma braćmi, walczącymi o władzę. Kalif Ali I próbuje stłumić powstanie pod wodzą swego brata, Hakama. Kalifat był jednym ze stabilniejszych krajów Iberii, jednak ostatnie konflikty pomiędzy braćmi wyniszczają to – niegdyś potężne – państwo. Ze względu na jego słabość, utraciło ono Barcelonę i Majorkę.

    PÓŁNOCNA AFRYKA

    [​IMG]

    Jeden z najbardziej stabilnych rejonów na świecie. Pogańskie królestwo Mali rozwija się w spokoju, bez wojen z sąsiadami. Jedyną pozostałością po okresie niepokoju w regionie jest niezależny od władcy malijskiego Ambay, wódz Ghany. Marrakesz i Tangier pozostają pod wpływem Kalifatu, jednak afrykańskie włości Kalifa są podzielone między buntowników, a lojalistów. Sułtanem Afryki został Azna III Okrutny, z nowej dynastii Ammarydów. Zyskał on swój przydomek, gdy zbuntował się przeciwko dynastii Aglabidów i wymordował cały ród poprzedniego władcy. Nowa dynastia nie prowadzi wojen, wyniszczając wrogów wewnętrznych – wciąż bowiem żyją Aglabidzi podlegli sułtanowi Egiptu, tylko czekający na okazję, by odzyskać tron. Sułtanem Egiptu obecnie jest Hakam zwany Myśliwym z rodu Tulunidów. Ekspansja tego państwa skupiała się na południowym kierunku – wespół z sułtanatem arabskim – całkowicie niemal niszcząc królestwo Abisynii. To wciąż istnieje – pod wodzą walecznego króla Bekele Tawerosida – ale chyli się ku upadkowi.

    BLISKI WSCHÓD AND PERSIA

    [​IMG]


    W tym rejonie bez większych zmian. Kalif Abbasydów – Samir – poniósł druzgocącą porażkę pod Lykandos i pochód jego wojsk został powstrzymany. W wyniku śmierci ostatniego króla gruzińskiego na polu bitwy, zwycięscy Chazarzy oraz cesarz Krzysztof Podły, podzielili między siebie jego ziemie. Na południu, Haszymici utracili tytuł sułtanów w Arabii w wyniku spisku emirów. Ci wybrali na sułtana jednego spośród siebie – Emira Axum, Abdula Haqa Ghazenidę, zwanego Żelaznobokim. Nowa dynastia sprzymierzyła się z Tulunidami i wspólnymi siłami pokonano Abisynię. Pogorszyły się jednak stosunki między kalifem, a nowym sułtanem, gdy ten odmówił pomocy w wyprawie wojennej Samira. Nad Persją od wieków panują Saffarydzi – nie tylko sukcesywnie pokonywali oni jakiekolwiek bunty wymierzone w swoją władzę, ale również zdołali rozszerzyć wpływy swego państwa – między innymi poprzez niedawne zdobycie Kabulu. Pozycji szacha Mehraba III Straszliwego nic i nikt nie może zagrozić – ani sąsiedzi ani wrogowie wewnętrzni.

    DAWNE DOMENY KAROLIŃSKIE

    [​IMG]
    Ziemie niegdyś należące do dynastii Karolingów, pogrążyły się w chaosie. Flandria i Brabancja zostały wyzwolone w rebelii holenderskiej szlachty, zmęczonej panowaniem nad nimi królestwa Środkowej Francji. Królestwo to – niegdyś zwane Lotaryngią – zostało opanowane niedawno przez dynastię Welfów. Karolingowie lotaryńscy zostali obaleni przez żołnierzy flandryjsko-brabanckich, (ostatni król lotaryński – Lotar III Okrutny – zmarł na wygnaniu we Włoszech) krótkie bezkrólewie zakończył król Iwo I z dynastii Welfów. Obecnie, jego potomek – Iwo II – spogląda na niezależną Flandrię, pragnąć ponownie włączyć ją do swej domeny. W rękach Karolingów pozostało królestwo Niemiec – rządzi nim Jerzy zwany Diabłem. Za panowania tego króla, niegdyś poważane i silne królestwo niemieckie, straciło swe północne posiadłości na rzecz przymierza duńsko-włoskiego. Stary król marzy o zemście. Mawia się, iż to on przyczynił się do zabójstwa Napoleona I. Domena Jerzego graniczy z państwem Arnulfa III, króla bawarskiego. Ten otoczony jest zewsząd przez wrogów – Czechów na północy, Sławonię i Węgrów na wschodzie i Włochów na południu. Karoliński król stał się paranoikiem, wielu bawarskich szlachciców widziało by na tronie raczej jego syna – Zygfryda. Królestwem Burgundii wstrząsnęła wojna domowa – oto po śmierci króla Napoleona I, tron nie przypadł jego najstarszemu synowi ,(Humbertowi) a został podstępem zagarnięty przez królową Marię, ciotkę prawowitego następcy. Jej końca nie widać, siły Humberta i Marii są bowiem podobne. Najsilniejszym królestwem karolińskim, pozostają Włochy, pod wodzą Lotara VI. Młody król objął tron niedawno – odziedziczając po ojcu państwo silne, rozdające karty w regionie (vide zdobycie północnych Niemiec czy walki o Salerno z Wenecją i Bizantyjczykami) Młodzieniec jest ambitny, możliwe zatem, że będzie próbował wpłynąć na wojnę domową w Burgundii lub sytuację w Salerno.


    SKANDYNAWIA I RUŚ​

    [​IMG]
    Królowie skandynawscy skupiali się bardziej na sprawach odległych krain, jak Albion czy północ Niemiec, niezbyt zważając na wydarzenia na własnym półwyspie. Król Dyre Knythiling próbował utrzymać zwierzchność nad południowym Albionem, król Siggtyg Hvitserk zdobywał enklawy na Wyspach. Szwedzkie królestwo rozpadło się niemal, pod wpływem walki jego możnych o władzę – w końcu na króla wybrano Svena Gotlandzkiego. W czasie, w którym potomkowie wikingów skupiali się na dalekiej Brytanii, w siłę rosły plemiona mordwińskie. I tak oto, Wielki Książę Ruski, Tutyra, zjednoczył pod sobą plemiona i najechał na Karelię, przyłączając ją do swego państwa. Zaś kolejny z jego współplemieńców, Tyzhe, zjednoczył pod sobą plemiona litewskie, mianując się pierwszym karaliusem plemion Litwy. Ci pogańscy władcy nader sprawnie radzili sobie z pokonywaniem katolickich przeciwników, rozbijając tak księcia kijowskiego, jak władcę Wielkich Moraw w szeregach bitew. Sytuacja w regionie może stać się niezwykle ciekawa w najbliższych latach.

    BIZANCJUM I STEPY

    [​IMG]

    Bizancjum nie zmienia się za bardzo – wspólnie z Chazarami dokonała rozbioru Gruzji, cesarz Krzysztof powstrzymał inwazję Abbasydów. Jego plany dotyczą teraz przyporządkowania sobie księstw Sławonii, Dyrrachionu oraz Slaerno. Na Bałkanach najbardziej stabilnym państwem jest Bułgaria cara Świętosława I. Młody władca utrzymał władzę, kosztem Mołdawii, którą rządzi teraz jego wuj, Krzesimir. Reszta państw w tamtym regionie to pozostałości po nietrwałych podbojach Bawarii, Włoch i innych państw karolińskich. Na północy rozpadło się niemal doszczętnie państwo Wielkomorawskie, niegdyś potężna monarchia. Na stepach niepodzielnie rządzą Chazarzy, prowadzeni przez kagana Khuterina II Szlachetnego. Poddani wielkiego władcy próbowali niegdyś podbić Bułgarię – stąd państewka watażków wyznania Mojżeszowego w okolicach Mołdawii.

    Indii, jako niezbyt ważnych dla tej historii, zdecydowałem się nie uwzględniać. I tak niewiele się tam zmieniło.
     
  21. ers

    ers Ten, o Którym mówią Księgi

    Lepiej uśmiercić Ragnara i grać Odem. Wtedy będziesz mógł kierować wojskami w razie buntu możnych. A ten jest raczej wysoce prawdopodobny.
     
  22. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    ers - gra bardzo szybko rozwiązała mój dylemat. Jak? To poniżej.


    ODC VIII – „Dwie linie rodu”

    Ragnar II Bretoński (Bękart)

    [​IMG]

    Książę Bretanii 1005 – 1011

    [​IMG]
    Pierwszą decyzją rady regencyjnej było przyjęcie propozycji sojuszu frankijsko-bretońskiego. Chociaż wielu oburzało się na samą myśl o takim układzie, współpraca między braćmi wydawała się oczywista.

    „Ze względu na stosunki bratnie, które pomiędzy świętym królestwem Frankijskim oraz umiłowaną przez Pana ziemią Bretanii, a które w braterstwie krwi Jego Książęcej Mości, księcia Bretanii, pana udzielnego na Rennes, hrabiego Vannes, etc. etc. oraz Jego Królewskiej Mości, króla Frankijskiego, zwierzchnika Normandii, księcia Orleanu, suwerena Andegawenii, etc. etc. się przejawiają, i poprzez wzgląd na umiłowanie pokoju i chęć wielką jego zachowania, władcy postanowili, co następuje:

    - Wolą najjaśniejszych władców jest, by święte królestwo i miłe Panu księstwo odtąd sojuszem wieczystym połączone były, tak w wypadku agresji zdradzieckich braci w wierze, jak i innowierców i w kampaniach przeciw wrogom swoim zjednoczone stały. Wspomóż ich Panie, by – dopóty starczy im tchu – dotrzymywali tego postanowienia.

    - Oświecony swą mądrością przez Pana samego, zrzeka się niniejszym król Frankijski, zwierzchnik Normandii, książę Orleanu, suweren Andegawenii, etc. etc. po wsze czasy roszczeń swoich do tytułu książęcego Bretanii, które mu poprzez krew były należne.

    - Najwspanialszy książę bretoński, uznając najwyższą hojność brata swego, króla Frankijskiego, niniejszym, dopóty żony nie weźmie i synów nie spłodzi, następcą swoim osobę miłościwego króla Frankijskiego wyznacza, w przypadku, w którym do Pana by odszedł, potomstwa nie ostawiwszy. Gdyby i król Frankijski bez synów odszedł z tego padołu, tedy Sylwester, hrabia Mortain, mianowany księciem w jego miejsce zostanie.

    Słowa te, spisane ręką moją, pokornego sługi Bożego, po wsze czasy prawdziwe będą, a o prawdziwości ich pieczęcie króla Frankijskiego i księcia bretońskiego zaświadczą.

    Spisano na chwałę Pana, ręką legata papieskiego, biskupa Rawenny, Henryka di Lucca, Anno Domini 1006 ”


    Treść traktatu zawartego w Rennes w 1006 roku.

    [​IMG]

    W grudniu roku 1007, wraz z osiągnięciem przez Ragnara wieku męskiego, rada regencyjna oddała w jego ręce pełnię władzy.


    RAGNAR I

    Całe moje dziedzictwo.
    Z zaciekawieniem obserwowałem przedmioty, które zgromadziłem na stole. Księga. Płócienny woreczek. Miecz. Każdy z tych przedmiotów niepomiernie mnie fascynował. Były niczym echa przeszłości, zaklęte w coś namacalnego. Przeżyły więcej niż najstarsi z moich poddanych, w milczeniu obserwowały upadek wielkich królestw i narodziny nowych. A – co najważniejsze – każdy z nich był złączony nierozerwalnie z moimi przodkami.
    - Miecz mojego imiennika… - szepnąłem do siebie, sięgając ku rękojeści misternie zdobionej broni.
    Uniosłem ją, po raz kolejny dziwiąc się, jak dobrze ostrze leży w dłoni. Bizantyjscy kowale nie tylko nadali broni niezwykłą wytrzymałość, była ona także świetnie wyważona. Tym mieczem, mój imiennik, gromił innowierców w dalekiej Anatolii. Wedle podań, miał go otrzymać od samego cesarza!
    - Wtedy byliśmy silni… - mruknąłem do siebie, podziwiając klingę broni.
    Wkrótce odłożyłem miecz, sięgając po księgę. Delikatnym ruchem starłem kurz, który objął we władanie wiekowy wolumin. Przyjrzałem się kunsztownie wykonanej okładce. Może i nie rozumiałem ani słowa, jednak było w starej księdze coś pięknego i nabożnego. Wiele można było mówić o poddanych Kalifa, ale nie brakowało im oddania dla władcy i ich boga.
    - Od zawsze poszukiwaliśmy wiedzy… - położyłem dłoń na księdze – Tak, jak ja teraz.
    Wciąż trzymając jedną z dłoni na księdze, drugą ręką sięgnąłem po płócienny woreczek. Ze wszystkich, rodzinnych pamiątek, ta ciekawiła mnie najbardziej. Było w niej coś… Mistycznego? Jakaś tajemnica, sięgająca swymi korzeniami do pogańskich wierzeń, które moi przodkowie zostawili za sobą.
    - Jest w was coś pierwotnego… - mruknąłem, wysypując runy ze skrywającego je woreczka.
    Przyjrzałem się runom. Czy to właśnie z nich korzystali moi pogańscy przodkowie, gdy potrzebowali rady? Uniosłem dłoń i dotknąłem run, uśmiechając się pod nosem. Wiara w magiczną moc tych kości wydawała się niedorzeczna!
    Ból. Wąż w koronie. Zagrożenie ze wschodu. Zimny dotyk śmierci.
    Wzdrygnąłem się. Co… Co to było? Widziałem… Całkiem wyraźnie!
    - Mój panie? – znajomy głos rozlegający się tuż obok sprawił, że gwałtownie się obróciłem.
    Stał za mną Arnold d’Ivrea, wierny sługa mego ojca oraz członek rady królewskiej. To on, na moją prośbę, zgromadził rodowe pamiątki, które zostawili mi moi przodkowie. Czy wiedział, o dziwnych właściwościach tych kości?
    - Wszystko w porządku, mój panie? – zapytał mężczyzna, uważnie mi się przyglądając.
    Skinąłem głową i wstałem.
    - Rada czeka, mój panie! – poinformował mnie możny.
    - Prowadź! – poleciłem, obrzucając jeszcze spojrzeniem runy.
    Czy to było ostrzeżenie?

    [​IMG]
    Osoba Ragnara – był on mężczyzną niezwykle krzepkim, przy tym odważnym. Lata wychowania w tajnikach wiary sprawiły, iż stał się także cnotliwy, cyniczny i odebrał podstawowe wykształcenie teologiczne. Sprawy wiary nie interesowały go jednak zbytnio – to, czym naprawdę był zainteresowany książę, to początki i korzenie jego rodu.

    [​IMG]

    Król Franciszek Akwitański zaproponował by siostra księcia, Ida, została w przyszłości żoną jego najstarszego syna i następcy, Franciszka Młodszego. Książę przystał na tę propozycję.

    [​IMG]

    Książę został haniebnie zaatakowany przez własnych poddanych!


    RAGNAR II

    Przed czym byłem ostrzegany?
    Ta myśl towarzyszyła mi każdego dnia. Toczyła mój umysł, niby choroba, nie odstępując mnie ani na sekundę. Błąkała się ona z tyłu głowy podczas zebrań rady, spożywania wieczerzy, polowań, ćwiczeń, modlitwy. Próbowałem poradzić się kości ponownie, one jednak pokazywały mi wciąż i wciąż, te same sceny, niczym powtarzający się koszmar.
    Z tym, że wizje były realne.
    Przynajmniej tak mi się wydawało. Zdarzało się, że w to wątpiłem. Starałem się przekonać samego siebie, że to tylko moja paranoja. Ale, jeśli by to była prawda… Czemu wszystko, co widziałem, wydawało się tak… Żywe i realne? Dlaczego nie potrafiłem się pozbyć tego poczucia zagrożenia, które mi teraz towarzyszyło? Przecież było niedorzeczne – odwiedzałem właśnie Vannes, przejeżdżając przez miejski rynek. Moi poddani powinni co jakiś czas widywać swego księcia, tak było od zawsze. Podobnie czynili wszyscy moi przodkowie, od czasu odebrania Vannes hrabinie Aslaug.
    - Bękart! – krzyknął ktoś z tłumu.
    Rozejrzałem się. Mój orszak nie był liczny. Kilku dworzan i zaledwie dwóch gwardzistów. Dopiero teraz dostrzegłem, iż otacza nas cała rzesza chłopstwa i mieszczan, którzy chcieli przyjrzeć się swemu władcy z bliska. Większość przyglądała się mnie i dworzanom z ciekawością, jednak wśród nich przebijały się twarze wykrzywione przez gniew.
    - Tyran! – odpowiedział inny głos, tym razem z tłumu ludzi, zgromadzonych za naszymi plecami.
    Obróciłem głowę, próbując dostrzec krzyczącego mężczyznę. Dopiero wtedy dostrzegłem, że tłum zaczyna otaczać mój orszak i na nas napierać. Skinąłem na gwardzistów, mając nadzieję, że utorują oni dla nas przejście.
    - Bękart! – krzyknął ktoś znów.
    Obróciłem głowę ku źródłu głosu, a wtedy…
    Rzucona przez jednego z chłopów rzepa trafiła mnie prosto w twarz.
    Nagle, rozpętało się piekło. Tłum zacieśnił swój pierścień wokół orszaku, blokując nam wszelkie drogi ucieczki. Jeden z gwardzistów dobył miecza, próbując przestraszyć atakujących, jednak bez skutku. Nim zdążył się od nich opędzić, ściągnęli go z wierzchowca. Rozwścieczony tłum chciał naszych głow.
    Miałem tylko jedną szansę.
    Dobyłem miecza, w myślach odmawiając modlitwę i dałem koniowi ostrogę.
    Przed tym mnie ostrzegano?
     
    Zoor lubi to.
  23. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    Atak na jego osobę sprawił, iż Ragnar zbliżył się do Boga. Bratnią duszę w dążeniu do świętości znalazł w biskupie Locmine, Baridzie.​

    „Zaszła tedy olbrzymia zmiana w suwerenie ziem bretońskich, gdy tylko powrócił ze swojej wizyty w Vannes. Haniebnego występku dopuścili się mieszczanie, atakując orszak książęcy i wielka spotkała ich kara, zarówno ze strony suwerena, jak i późniejsza, którą otrzymają od Pana naszego w Niebiosach. Władca nasz, który ledwo z życiem z obławy uszedł, przez dni wiele w komnatach swoich przebywał, innych nie dopuszczając do siebie. W wielkiej pogrążony żałości, a także strachu przejmującym, sprawy władztwa swego zaniedbywał. Udał się tedy do niego biskup, imieniem Barid, na protesty księcia, który pragnął pozostać w samotności, nie zważając, jął władcę swego przekonywać, by powrócił on do spraw ważkich. Książę, widząc mądrość w słowach sługi Bożego, nie tylko do panowania powrócił, ale również zwrócił się do Pana naszego, zgłębiając dzięki biskupowi tajemnice Świętej Wiary. Jeśli pozwolić sobie mogę na takie sugestie, doradzam Jego Królewskiej Mości, próbę przekupienia świętobliwego biskupa, czy to dobrami doczesnymi czy obietnicą poparcia w drodze na Tron Piotrowy. Ma ten człek bowiem wpływ znaczny na królewskiego brata, który zdatnym byłby do wykorzystania w celach naszych, o których pisać w niniejszym liście nie będę. Po raz kolejny, przestrzec pragnę Jego Królewską Mość przed Arnoldem d’Ivrea – człek ten kierowany jest ambicją i próżnością, których zmierzyć nie sposób… ”

    List Tristana d’Artois, posła frankijskiego na dwór bretoński, do króla Odona

    [​IMG]

    Książę został skrytobójczo zamordowany w kwietniu 1011 roku, zaledwie po sześciu latach panowania.

    [​IMG]

    Tak oto stało się – księciem Bretanii stał się Odo, zwany odtąd Bratobójcą.


    ODO I

    Czekaliśmy w milczeniu.
    Mężczyźni zgromadzeni w moim namiocie byli dziwnie milczący, wyjątkowo ponurzy, trwający w skupieniu. Na każdego z nas, to oczekiwanie wpływało inaczej. Książę Normandii nerwowo pocierał brodę, nie zdając sobie sprawy ze wciąż powtarzanego gestu. Książę Andegawenii trzymał dłoń na rękojeści miecza, jakby spodziewał się ataku nieprzyjaciół. Najspokojniejszym z nich wszystkich pozostawał hrabia Eu. Ten jedynie wpatrywał się w wejście do namiotu.
    Czekaliśmy. Wszystko zależało teraz od Tristana d’Artois.
    - Co jeśli się nie zjawi? – zapytał w końcu książę Normandii.
    Spojrzałem na niego. Postawny rycerz, w sile wieku, zdobył swój tytuł w wyniku zdrady, kiedy wierni mu żołdacy obalili księżną Idę, jego bratanicę. Od tamtego czasu, potężny feudał na każdym kroku wypatrywał zdrajców, bojąc się, że i on utraci swój tytuł w podobny sposób.
    - Zjawi się! – powiedziałem tylko.
    Mój spokój nieco wpłynął na księcia. Skinął jedynie głową i powrócił do pocierania swojej brody.
    - Tristan d’Artois! – zawołał ktoś.
    Wkrótce, mój zaufany sługa pojawił się w namiocie. Nie był sam. Towarzyszył mu pewien starzec. Zapamiętałem w szczególności jego gęstą, siwą brodę, małe i rozbiegane oczka, oraz przebiegły uśmieszek malujący się na pomarszczonej twarzy.
    To pewnie nasz zdrajca.
    - Mój królu, panowie… - odezwał się Tristan, nie przejmując się konwenansami – Oto Rainier. Przywódca spisku.
    Starzec pokłonił mi się nisko. Uśmiechnąłem się i skinąłem na obu książąt.
    Mężczyźni złapali starca za ramiona, zaś hrabia podszedł do niego i dobył miecza. Starzec krzyknął, zaskoczony, lecz wtedy dłoń hrabiego trafiła go w twarz, skutecznie go uciszając. Zdrajca spodziewał się nagrody, a nie takiego traktowania.
    - Rainierze… - odezwałem się – Niniejszym uważamy cię za winnego zdrady i zabójstwa seniora. Za swe haniebne czyny zostaniesz publicznie powieszony.
    Starzec chciał coś powiedzieć, prawdopodobnie błagać o litość, jednak dłoń hrabiego ponownie uciszyła jego protesty w zarodku. Skinąłem na możnych i ci, ciągnąc za sobą więźnia, opuścili namiot. Spojrzałem na Tristana.
    - Arnold d’Ivrea poddał miasto… - dodał mój zaufany sługa – Jest gotowy do złożenia ci hołdu, panie.
    Świetnie. Wszystko poszło po mojej myśli. Nie chciałem śmierci brata, ale…
    I tak był bękartem.
     
    moskal, Zoor i Piterdaw lubią to.
  24. Piterdaw

    Piterdaw Ten, o Którym mówią Księgi

    Napiszę już ostatni raz, że masz niesamowity talent pisarski, bo jeszcze popadniesz w samozachwyt ;) Jeżeli tylko masz taką możliwość rozwijaj to, a jak kiedyś wydasz książkę, będę pierwszym który ją kupi.

    Co do samej rozgrywki to teraz, kiedy jesteś silny, proponuję podryfować w stronę jakiejś ciekawej herezji i ruszyć na wojnę z chrześcijańskim światem.
     
  25. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Herezja w wykonaniu bretońskich Wikingów byłaby do przełknięcia, wszak to ciągle na wpół poganie, ale paryska gałąź to już inna historia. Teraz czas po prostu wygubić Franków ;)

    Zasláno prostřednictvím tapatalku z československé cihly, omlouvám se za všechny chyby.
     

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie