Frankijska Zguba

Temat na forum 'CK II - AARy' rozpoczęty przez vantikir, 4 Luty 2016.

  1. ers

    ers Ten, o Którym mówią Księgi

    Paryska gałąź? Mogliby nią być po ok. 100 latach oddzielnosci od Bretanii i przyjęcia frankujskiej kultury.

    Skoro mowa o herezjach to dla Francji może być tylko jedna - Kataryzm!
    Choćby i dla utrzymania silnej pozycji przyszłych wladczyn. Dziedzictwo shieldmaidens musi być utrzymane. Niech kobiety niosą zgubę Frankom!
     
    Ostatnia edycja: 30 Lipiec 2016
  2. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    Rozegrałem odcinek dotyczący Odona i będzie się on pojawiał w częściach. Nowy rekordzista - 70 lat panowania i 40 screenów.

    Piterdaw - Dziękuję po raz kolejny! Obecnie nawet nad jedną pracuję - o losach rodziny magnackiej w latach 1792-1815. Zobaczymy, czy kiedyś uda mi się ją wydać.

    Co do herezji, uchylę nieco rąbka tajemnicy. Do tej pory, na moim terenie pojawiły się trzy: Lollardzi, Fraticelli oraz Waldensi. Ale, jak się to rozwinie, nie powiem!

    Zoor, ers - Zoor ma tutaj trochę racji. Odo od urodzenia przebywał w Paryżu, wychowano go w frankijskiej kulturze, otaczali go krewni, którzy porzucili bretońskie obyczaje... (vide hrabiowie Mortain z linii Humberta) Ale różnie się rozgrywka może potoczyć, prawda? Jeśli chodzi o herezje, odsyłam nieco wyżej.

    Pierwsza część rozdziału o Odonie Bratobójcy na dniach!
     
  3. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    ODC IX – „Problemy bratobójcy”

    Odo I (II) Bratobójca

    [​IMG]

    Król Francji 993 – 1064
    Książę Bretanii 1011 – 1064

    [​IMG]
    Odo I był ekstrawaganckim intrygantem, do tego mężczyzną dobrze zbudowanym, niezwykle upartym, niemniej również umiarkowanym, cierpliwym i uznawanym za sprawiedliwego. Posiadał on świętą relikwię, zaś wiedza o jego udziale w zabójstwie brata, była powszechna.

    [​IMG]

    Po uzyskaniu tytułu brata i nagrodzeniu Arnolda d’Ivrea miejscem w królewskiej radzie, Odo był w stanie przeforsować ograniczenie praw licznych książąt.

    [​IMG]

    Książę Waldemar Niemiecki i Zofia, przyrodnia siostra króla, doczekali się męskiego potomka. Odo widział w dziecku zagrożenie dla swej władzy, zawiązał więc spisek by się go pozbyć.

    [​IMG]

    Śmierć młodego Karolinga ostatecznie zdawała się przekreślać szanse potężnego rodu na odzyskanie paryskiego tronu.​

    „Wielu surowo ocenia postępowanie króla Odona I Żelaznobokiego, używając w odniesieniu do jego osoby drugiego z nadanych mu przydomków – Bratobójca. Wiąże się to z pewnymi decyzjami, które podjął ów władca, a które – z naszego, współczesnego, punktu widzenia – uznać można, bez cienia wątpliwości, za moralnie wątpliwe. Króla podejrzewano o popełnienie wielu zbrodni – i tak, jego ofiarą padli: przyrodni brat, dwójka królewskich siostrzeńców, książę, który ośmielił się uwieść królową .. Każda, z podjętych przez niego decyzji, miała jednak jeden cel – umacnianie korony i osobistego wpływu, którym cieszył się Odon. I tak – zabójstwo brata sprawiło, że król zyskał bogate ziemie bretońskie, które wcielił do swej osobistej domeny. Ponadto, zyskał sobie wielu zwolenników, których kupiło złoto, zgromadzone w skarbcu jego brata, co w konsekwencji pozwoliło mu na scentralizowanie swojego państwa. Zabójstwo dwójki siostrzeńców eliminowało przyszłe wątpliwości sukcesyjne – Zofia i jej dzieci były bowiem przedstawicielami dynastii Karolingów, która wciąż miała wielu zwolenników, tak wśród wasali króla, jak i prostego ludu. Męski potomek, zrodzony z Zofii, córki królowej Konstancji i włoskiego króla, Napoleona I, w oczach wielu posiadałby większe prawa do tronu niż córka Odona. Eliminując obu synów Zofii, Odo zadbał o sukcesję w obrębie własnego rodu i prawdopodobnie oszczędził królestwu wojny domowej. Zaś, jeśli chodzi o Henryka Burgundzkiego… Książę nie tylko okazał brak szacunku wobec królowej i króla, któremu przysięgał służyć – ponoć miał on również fabrykować własne roszczenia do korony frankijskiej. Wyeliminowanie nazbyt ambitnego szlachcica wpłynęło pozytywnie na stabilność całej Korony. Żeby postawić sprawę jasno – nie próbuje bronić króla, nie popieram środków, jakich użył, dla osiągnięcia celu. Chcę jedynie nakreślić szerszą perspektywę, o której tak wielu dzisiaj zapomina…”

    „O Bratobójcy słów kilka” autorstwa Godfryda d’Ivrea

    [​IMG]

    Zafascynowany legendą o Białym Jeleniu, król rozesłał swych ludzi, by ci znaleźli mityczne stworzenie.


    ODO II

    Zrobiłem to by chronić córkę.
    Nie tylko jej życie, ale również całe nasze dziedzictwo, wszystko to, co osiągnęliśmy, to, co dla niej zbudowałem. Tak, jak wcześniej mój przyrodni brat, również i moja siostra stanowiła zagrożenie. I nie tylko ona… Jej mąż, Waldemar, wyruszył ostatnio na dwór swego ojca, szukając wsparcia dla swojej sprawy. Szukając pomocy dla siebie, nic by nie zyskał. Jednak… Osadzenie wnuka na frankijskim tronie i przywrócenie go Karolingom – o to król niemiecki mógł walczyć.
    Po prostu musiałem to zrobić.
    Lata temu, kiedy zdobyłem dla siebie Bretanię, zrozumiałem, o co naprawdę chodzi w byciu władcą. Chodzi o przetrwanie i zdobycie jak największej władzy. By królestwo było stabilne, musiałem eliminować każde zagrożenie. By to zrobić, musiałem być cierpliwy, a także uciekać się do metod, które nie przystawały królowi.
    Taki był ciężar korony.
    - Stało się, mój panie… - mój mistrz szpiegów znalazł mnie w mojej komnacie – Twój siostrzeniec nie żyje.
    Skinąłem głową.
    - Nikt nie podejrzewa mojego udziału? – zapytałem, nie patrząc na przybyłego mężczyznę.
    Ten zawahał się, nie odpowiedział od razu.
    - Podejrzenie padnie na ciebie, panie… - powiedział w końcu – Jednak nikt nie będzie w stanie tego udowodnić.
    Tak, oczywiście. Wiadomym było, że to mnie będzie się podejrzewać. Najwięcej zyskałem na śmierci siostrzeńca, a poza tym – w przeszłości nie stroniłem od uciekania się do podobnych metod względem członków najbliższej rodziny. Wiedziałem, jak na mnie mówią, kiedy uważają, że nie słyszę. Bratobójca.
    A teraz także morderca własnego siostrzeńca. Czy Zofia kiedykolwiek mi wybaczy?
    Potrząsnąłem głową. Nie mogłem pozwolić, by pochłonęły mnie takie myśli. Musiałem do końca działać metodycznie, bez emocji, jedynie we własnym interesie. Nikt inny się nie liczył, ani Zofia, ani Waldemar, ani hrabiowie Mortain. Byłem zdany tylko na siebie.
    Muszę czymś zająć myśli… Inaczej popadnę w obłęd.
    - Co wiesz o Białym Jeleniu? – zapytałem swojego dworzanina, spoglądając na niego.
    Mężczyzna zamrugał, wyraźnie zaskoczony.
    - To legenda, panie… - odparł po chwili – Zmyślona historia lub mit.
    Uśmiechnąłem się. Może i to mit, ale… Chętnie bym zapolował.
    - Co powiesz na polowanie, Andrzeju? – zapytałem, uśmiechając się.
    Chociaż mistrz szpiegów nie wyraził swego powątpiewania głośno, miał je wymalowane na twarzy.
    - Życzenie króla jest dla mnie rozkazem! – odparł usłużnie, wciąż niezdolny do zamaskowania swojego niedowierzania.
    Mit czy nie, nie pogardzę polowaniem!

    [​IMG]

    Wkrótce król udał się na poszukiwania mitycznego stworzenia, ponoć widzianego na paryjskiej prowincji.

    [​IMG]

    W głuszy król spotkał piękną, młodą niewiastę. Pamiętając jednak o czynach swego ojca i żonie, która czekała na niego w Paryżu, odrzucił jej awanse.​

    „Łowy na owego Białego Jelenia, to stworzenie mityczne, które – pewien tego jestem, jako i tego, że Pan nasz z martwych powstał – kmiotkowie wymyślić w umysłach swych, niezbyt lotnych, raczyli, zaprzątały głowę Jego Królewskiej Mości w znacznym, zatrważającym wręcz, stopniu. Wiesz przecież, mój drogi Piotrze, jakim uporem cechuje się miłościwie nam panujący – gdy raz sobie coś postanowi, jedynie sam Pan władny byłby odwieść go od powziętego zamiaru. A my, dworzanie, jedynie możem poddać się królewskiej woli – jeśli miłujemy pozycję naszą w stolicy. Udaliśmy się tedy, w towarzystwie chartów i najlepszych myśliwych królestwa, na nagonkę w okoliczne lasy, w poszukiwaniu mitycznego zwierza. Powiadam Ci, drogi Piotrze, większego szaleństwa oczy me nie widziały – oto cały dwór niemal, z pospólstwem okolicznym pospołu, na życzenie króla miotał się wśród lasów bujnych, przebijając się przez niezdobyte twierdze z chaszczy i matnie pradawne odkrywając, a wszystko to w pogoni za czymś, co zmyślone. Możesz sobie wyobrazić, drogi Piotrze, jak wiele hartu ducha mnie to kosztowało, by całą tę niedolę znosić. Jednak w błędzie jesteś, jeśliś pomyślał, że i nic ciekawego w tej głuszy przytrafić się nam nie mogło. Oto, dnia pewnego, kędy z królem przy boku, od głównej obławy się odłączyłem, chatę prostą, wśród głuszy, obaczyliśmy. Pełni ciekawości, wkrótce wołać poczęliśmy, by mieszkańca tegoż domostwa wywabić. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy wyszła nam naprzeciw niewiasta urody niezwykłej, ledwie dwadzieścia wiosen sobie licząca! Żałuj, mój drogi Piotrze, iżeś tej piękności na oczy nie widział! Znać było, że w królu naszym było jej upodobanie, uśmiechała się doń bowiem i do środka nas zaprosiła. Mimo awansów owej dziewczyny, król nasz małżonce swej pozostał wierny… Musiała tedy zadowolić się owa niewiasta skromnym hrabią Rouen… ”

    List Michała, hrabiego Rouen, do jego przyjaciela Piotra z Amiens.
     
    Piterdaw lubi to.
  4. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    Król nigdy nie odmawiał pomocy swoim sojusznikom. Zwłaszcza potężnemu królowi włoskiego, Lotarowi VI.


    HERMENEGILDA I

    Rodzina była najważniejsza.
    Tę dewizę, będącą niemal mottem włoskich Karolingów, wpajano mi od dziecka. Kierując się tą, prostą zasadą, ojciec wydał mnie za Odona, młodszego ode mnie o niemal dekadę. Wszystko po to, bym mogła pozyskać dla naszego rodu wsparcie potężnego królestwa frankijskiego. Bym mogła wspomóc Lotara, kiedy tylko będzie on w potrzebie. Próbował on także zbudować więź pomiędzy mną, a młodszym bratem.
    Szkoda, że w tej relacji, siostrzana miłość została wypalona przez poczucie obowiązku.
    - Więcej wina, mój mężu? – nie czekając na odpowiedź, sięgnęłam po wino i napełniłam puchar Odona.
    Młodzieniec uśmiechnął się, przejmując ode mnie naczynie. Doskonale wiedziałam, że coś zajmuje jego myśli. Był rozkojarzony, odzywał się do mnie jedynie półsłówkami, popijał wino małymi łyczkami, wpatrując się w sufit. Nie zareagował nawet, gdy położyłam obie dłonie na jego ramionach, masując je delikatnie.
    - Wszystko w porządku, najdroższy? – zapytałam.
    Zwykle Odo podchodził bardziej entuzjastycznie do czasu, który spędzaliśmy razem. Czyżbym już go nie interesowała? Może znalazł sobie kochankę? Zaczęłam analizować zachowanie mojego męża w ostatnich dniach – nie mogłam sobie pozwolić na stratę wpływu, jaki wywierałam na młodego monarchę. Jego brak nie tylko uderzał we mnie bezpośrednio, ale również rozluźniał więzy łączące Mediolan z Paryżem.
    A na to nie mogłam pozwolić.
    - Tak… - odpowiedział po chwili, nieobecnym głosem – Wszystko w porządku. Zastanawia mnie tylko…
    Przerwał, ponownie upijając mały łyk z pucharu. Wciąż nie raczył na mnie spojrzeć, dotknęłam więc dłonią jego policzka. Dopiero wtedy obrócił głowę.
    - Cóż takiego? – zapytałam, kładąc drugą dłoń na jego szyi.
    Patrzył na mnie w milczeniu, jakby zastanawiając się, czy powinien odpowiadać na moje pytanie. W końcu, otworzył usta.
    - Twój brat potrzebuje mojej pomocy. – powiedział tylko.
    Udałam zaskoczenie. W rzeczywistości, zostałam poinformowana przez Lotara jako pierwsza. Miałam tak zmanipulować małżonka, by ten wysłał swe wojska na daleką północ, przeciwko wojowniczemu władcy Szlezwiku – a więc w rejon, który nie interesował frankijskiego króla.
    Rodzina jest najważniejsza, córko. Po niej przychodzi obowiązek. Na samym końcu zaś, występuje honor.
    Słowa ojca znów przebrzmiały mi w głowie. Powtarzałam je sobie za każdym razem, gdy manipulowałam mężem. By chociaż w części stłumić wyrzuty sumienia, usprawiedliwić swoje postępowanie.
    Bałam się tylko jednego.
    Momentu, w którym będę musiała wybierać pomiędzy rodziną brata, a własną.

    [​IMG]

    Hermenegilda wiedziała, jak zjednać sobie młodego męża – wykorzystując jego zamiłowanie do polowań, podarowała mu psa myśliwskiego.

    [​IMG]

    Kiedy królowi urodził się syn, ten długo myślał nad imieniem, które mógł mu nadać. W końcu, odwołując się do historii swego rodu, nadał on królewiczowi imię Wilhelm.

    ODO III

    Bóg mi świadkiem, że próbowałem.
    Siedziałem przy tym, cholernym, stole, wpatrując się w zgromadzone na nim przedmioty. To wszystko, te trzy rzeczy, zebrane ręką Arnolda d’Ivrea, stanowiły bezcenne, rodzinne pamiątki mojego rodu. Przyjrzałem się po raz kolejny ostrzu, które przede mną leżało. Przeniosłem spojrzenie na księgę, na samym końcu zaś spojrzałem na płócienny woreczek.
    - To wszystko? – zapytałem Arnolda, stojącego u mego boku.
    Ku mojemu rozczarowaniu, nowo mianowany biskup skinął głową, potwierdzając moje obawy. Dotknąłem ostrza, które przede mną leżało. Zwykła klinga, jakich wiele w moim królestwie. Ot, brzeszczot, wyszczerbiony przez upływający czas, niezdatny nawet do użytku. Wystarczy, że powiem słowo, a moi kowale wykują sto takich mieczy.
    - Nie tego się spodziewałem… - mruknąłem pod nosem. Na tyle cicho, by mój towarzysz nie mógł mnie usłyszeć.
    Następnie przeniosłem spojrzenie na księgę. Przeklęta księga innowierców! Nie powinna uchodzić za pamiątkę, mój pogański przodek winien ją spalić, oszczędzając swoim potomkom hańby, którą przynosiło samo posiadanie bogato zdobionego woluminu.
    - Mój brat winien był ją spalić… - powiedziałem półgłosem, ni to do siebie ni to do Arnolda.
    - Oczywiście, mój panie… - odrzekł natychmiast biskup – To kolejny z błędów, jakie popełnił.
    D’Ivrea nie powiedział nic więcej, stał jedynie u mego boku, niby marmurowy posąg. Nie zamierzałem przerywać tej ciszy, wdzięczny również byłem biskupowi za to, że nie kontynuował tematu mojego brata. Nie był to najciekawszy rozdział wśród wielu, którymi zdążyliśmy wypełnić woluminy naszych żywotów.
    Żałowałem, że dałem się na to namówić Hermenegildzie…
    Moja małżonka nalegała, bym spróbował zgłębić przeszłość mego rodu. Najpierw usiłowałem na ten temat porozmawiać z krewnymi z Mortain, ci jednak żyli teraźniejszością, wikłając się chętniej w niuanse dworskiej polityki niż studia nad czasami zamierzchłymi. Dopiero Arnold d’Ivrea rzucił nieco światła na dawne dzieje, gromadząc rodzinne pamiątki oraz opowiadając mi o książętach Bretanii.
    - Co kryje się w tym woreczku? – zapytałem, kierując spojrzenie na ostatnią pamiątkę.
    Arnold jedynie zachęcił mnie ruchem głowy, bym sprawdził to osobiście. Niezrażony brakiem odpowiedzi, sięgnąłem po woreczek i wysypałem jego zawartość na stół. Moim oczom ukazały się kości, pokryte pogańskimi symbolami.
    - Pogańskie runy! – szepnąłem, wyciągając ku nim dłoń.
    Wiedziałem, że nie powinienem tego robić. A jednak, coś sprawiało, że nie mogłem się powstrzymać, zupełnie, jakby niewidzialna siła mnie do nich przyciągała. Wkrótce moje place zacisnęły się na jednej z run.
    Kobieta, trzymająca dziecko na ręku. Dziedzica. Żebrak, na którego skroni błyszczy korona. Człek z żelaza, klęczący przed czerwononosym olbrzymem. Młoda kobieta w szponach jastrzębia.
    Otworzyłem oczy. To wszystko… Było takie realne!
    Panie, zmiłuj się nade mną!
     
  5. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    Król zorganizował procesję, w której użyto relikwii, którą posiadał – pobłogosławienie pól uspokoiło nieco chłopstwo.​

    [​IMG]

    Król poświęcił się niemal w całości łowom na Białego Jelenia.


    ODO IV

    Zwierzę wbiło we mnie swe niezwykłe ślepia.
    Obserwowało mnie w milczeniu, może z życzliwą ciekawością. Czy może była to jedynie obojętność, pełne wyniosłości lekceważenie? Nie mogłem oderwać wzroku od jego oczu, czarnych niby sama noc. Wszystko inne – cały, otaczający nas las, białe ciało jelenia, jego rozłożyste poroże, to wszystko przestało się liczyć, były tylko one… Dwie kule czerni, które nagle zaczęły się powiększać. Rosnąć i rosnąć, a przesłoniły wszystko, niby dwa, czarne słońca. A kiedy miały pochłonąć i mnie…
    Wtedy zacząłem krzyczeć.
    - Mój mężu? – przestraszony szept małżonki sprawił, że się otrząsnąłem.
    Rozejrzałem się trwożliwie, niemal pewien, że czarne ślepia jelenia będą mnie prześladować nawet na jawie. Dopiero, kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do półmroku komnaty i poczułem delikatny dotyk Hermenegildy, zorientowałem się, że koszmar dobiegł końca. Rozluźniłem się, wygodniej układając się w łożnicy. Obróciłem głowę, napotykając zmartwione spojrzenie żony.
    - Już w porządku… - powiedziałem, głaszcząc ją po głowie – Miałem zły sen.
    Oparła głowę na mojej piersi, poddając się delikatnej pieszczocie. Trwaliśmy chwilę w zgodnym milczeniu, ale wiedziałem, że nie rozwiałem jeszcze jej obaw i wkrótce znów poruszy ten temat.
    - Znowu śniłeś o Białym Jeleniu? – zapytała po pewnym czasie.
    Uśmiechnąłem się pod nosem. Mimo różnicy wieku między nami, byliśmy zgodnym małżeństwem. Mogłem trafić znacznie gorzej i byłem wdzięczny memu regentowi, świeć Panie nad jego duszą, za zaaranżowanie tego mariażu.
    - Yhm… - mruknąłem, nie chcąc zagłębiać się w temat.
    Wyczuła to. Doskonale wiedziała, że nie chcę znów wracać do tej rozmowy. Ale, wbrew temu, co mogli sądzić inni, Hermenegilda była troskliwą małżonką. Nie zamierzała tego tak zostawić. Wiedziałem, że tego nie zrobi.
    - Powinieneś skończyć z polowaniami… - powtórzyła po raz kolejny.
    Skinąłem tylko głową, jak zawsze, gdy nie chciałem rozpoczynać kłótni. Kobieta westchnęła, zamknęła oczy i czekała na nadejście snu. Oboje wiedzieliśmy, że jej troska nie jest w stanie zmienić moich planów. Zamierzałem złapać Białego Jelenia, choćbym miał go tropić całe życie. A kiedy tylko go upoluję…
    Koszmar zniknie.

    [​IMG]

    Książę burgundzki, Henryk, próbował uwieść królewską małżonkę. Ten czyn sprawił, iż stał się on rywalem Odona.​

    [​IMG]

    Zemsta króla była szybka i okrutna. Próbę uwiedzenia królowej, książę przypłacił życiem.


    HERMENEGILDA II

    Jak on śmiał!?
    Niesiona wzburzeniem, miotałam się we własnej komnacie, niby wilczyca, osaczona przez nagonkę. Porównanie, które pojawiło się w moich myślach, sprawiło, że przystanęłam na chwilę i zaśmiałam się. Widać, nowa pasja mojego męża, udzielała się również mi! Zaraz jednak, na myśl o mężu, wydarzenia dzisiejszego dnia powróciły ze zdwojoną siłą i wznowiłam swoją, bezcelową, wędrówkę wzdłuż komnaty.
    Jak on śmiał! Cóż za tupet, cóż za arogancja!
    Henryk Burgundzki, jeden z wasali mego męża, częsty bywalec dworskich uczt, przekroczył dzisiaj granicę, której żaden mężczyzna wierny swemu królowi, nie powinien przekraczać. Popełnił niewybaczalny błąd.
    Próbował pocałować królową.
    Słyszałam plotki na temat księcia. Nie byłam pierwszą, którą próbował uwieść. Jego urokowi ulegały moje dwórki, córki hrabiów, nawet księżna Marta dała się omamić sieci ładnych słówek, które tak zręcznie tkał! Nie było w tym nic dziwnego – książę był w kwiecie wieku, posiadał wysoką pozycję wśród możnych królestwa, do tego był mężem bogatym i przystojnym. Marzeniem wielu niewiast było spędzenie z nim miłych chwil…
    Ale ja przysięgałam przed obliczem Boga i dworu. Nie byłam głupią dziewką, która traci głowę na sam widok bogatego i wpływowego amanta. Byłam włoską księżniczką i królową Franków, kimś, kto przewyższał pozycją marnego księcia!
    Gdyby tylko Odo się dowiedział…
    Książę otrzymałby nauczkę… Jednak bałam się, że mój królewski małżonek potraktuje ten wyskok swego wasala jako osobistą zniewagę i akt zdrady. Dlatego, mimo tego, że pragnęłam ukarania Henryka, podjęłam decyzję – Odo nie powinien się dowiedzieć o awansach diuka Burgundii.
    Chyba, że to się powtórzy.
    - Pani? – głos Heloizy, mojej służki, wyrwał mnie z zamyślenia.
    - Wejdź, dziewczyno! – odpowiedziałam machinalnie, zbyt pogrążona w myślach, by poświęcić służce więcej uwagi.
    Zaszczyciłam ją swoją uwagą dopiero, gdy ujrzałam skruchę, malującą się na młodej twarzy. To sprawiło, że przyjrzałam się młódce uważniej.
    - Co się stało, Heloizo? – zapytałam, podchodząc do dziewczyny.
    - Ja… - zaczęła niepewnie – Król…
    Czyżby Odo mnie zdradził? Odetchnęłam, tłumiąc w sobie złość. Pozwoliłam dziewczynie dokończyć myśl, odrzucając pochopnie wyciągnięte wnioski.
    - Powiedziałam królowi… - rzekła w końcu służka – O… O tym, co zrobił książę Henryk.
    Głupia dziewczyno! Właśnie skazałaś tego biedaka na śmierć…
    Co prawda, sam się o to prosił, ale…
    - Wszystko w porządku, Heloizo… - powiedziałam, by pocieszyć dziewczynę.
    Henryk Burgundzki był sam sobie winny.
    Jednego ambitnego głupca mniej.

    [​IMG]

    W 1017 roku doszło do powstania chłopskiego w dalekim Urgell. Miasto to, mimo odseparowania od domeny frankijskiej, pozostawało w nominalnej zwierzchności wobec księcia Szampanii.

    [​IMG]

    Wojska królewskie w bój prowadził diuk Berry, Angelbert II. Został on uhonorowany miejscem w radzie królewskiej, za odniesione zwycięstwo.​

    „A był to czas straszny dla panów feudalnych w całym księstwie Aragonii i okolicznych domenach – hrabstwie Urgell, którego władca, imieniem Robert, w zależności od księcia Teobalda Szampańskiego pozostawał, a także dla domeny galicyjskiej… Powstanie to rozprzestrzeniło się nawet na terenie królestwa Nawarry, srodze gromiąc wojska królewskie. W czasie owym, wiele się wśród pospólstwa szeptało, o ucisku, któren na ziemiach owych zapanował za sprawą księcia Jakuba, którego zapamiętano jako Jakuba Podłego – możny ten na sposoby wszelkie, podległych mu chłopów ograbiał, klasztory łupił, nawet okolicznych panów feudalnych zbrojnie najeżdżając. Dzielnie lud mu podległy znosił tę niedolę, w ciszy znosząc pańskie kaprysy – wprowadzał tedy Jakub zarządzenia nowe, coraz więcej od chłopów żądając. Wciąż jednak, w chciwości swej wielkiej i chuci, nienasycony, na stare prawo, które zwano Primae Noctis jął się powoływać. Zbuntował się tedy przeciw niemu jeden z chłopów, którego oblubienica pierwszą ofiarą tegoż prawa stać się miała. Wielkim cieszył się ten człowiek posłuchem i powstali chłopi przeciwko panu swemu, a pojmawszy go, okrutnie zamordowali. Ujrzeli tedy całe bogactwo, które możny dla siebie zachował, rozdzielili je pomiędzy siebie i na okolicznych panów się udali, krwi żądni i pomsty za krzywdy doznane. I ze strachu drżeli panowie na zamkach i dziedzice majątków okolicznych, kupa chłopstwa tak wielką się stała, iże nawet najpotężniejszy z nich, rozszalałego motłochu zatrzymać nie zdołał. Posłał tedy hrabia Urgell gońca do Paryża, w nadziei, iże łaskawym okiem spojrzy możny król na cierpienia wasali swoich…”

    „O Jakubie Podłym i wystąpieniu ludu prostego” piórem biskupa Karola z Saint Denis.
     
  6. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    Papież Aleksander V Pijak umożliwił królowi zmazanie hańby bratobójstwa, jeśli tylko ten ukorzy się przed poddanymi. Odo przystał na tę propozycję.​

    ODO V

    Człek z żelaza, klęczący przed czerwononosym olbrzymem.
    Czyżby przepowiednia pogańskich run miała się sprawdzić? Z niedowierzaniem słuchałem słów papieskiego legata. Stary kardynał przemawiał szybko i niewyraźnie, czasami miałem problem ze zrozumieniem jego wywodu. Na szczęście, stojąca u mego boku małżonka, uradowana możliwością porozmawiania w rodzimym języku, tłumaczyła fragmenty, które mi umykały.
    - Jeśli dobrze rozumiem… - powiedziałem, gdy tylko starzec zakończył – Papież oferuje mi szansę na odpokutowanie przeszłych czynów?
    Cierpliwie czekałem, aż Hermenegilda przetłumaczy moje słowa. Starzec pokiwał gorliwie głową, wypowiadając szybko kilka słow. Później uniósł pomarszczoną dłoń i dodał kilka zdań, w których język włoski przeplatał się z łaciną.
    - Ojciec Święty w swej mądrości… - powtórzyła jego słowa Hermenegilda – Gotów grzech ciężki odpuścić.
    Czekałem na dalszy ciąg, jednak kobieta uśmiechnęła się.
    - Reszta to słowa o wybaczaniu, odkupieniu i miłosierdziu… - podsumowała szybko i zwięźle – Nic ciekawego.
    Więc papież chce uwolnić mnie od piętna bratobójstwa? Och, będzie to miało swoją cenę, to pewne… Pytanie tylko – czy warto było narażać się na upokorzenie by zmazać plamę, która towarzyszy mi od tylu lat, tak długo, że aż stała się codziennym ciężarem, który z każdym kolejnym rokiem, staje się lżejszy?
    - Co myślisz? – zapytałem szeptem Hermenegildy.
    Ta zamieniła jeszcze kilka, słów z legatem, zbyt szybko bym mógł je zrozumieć. Dopiero wtedy obróciła ku mnie głowę i odpowiedziała:
    - Aleksander chce cię upokorzyć, to pewne… - powiedziała tylko – To twoja decyzja.
    Tak, wiedziałem o tym aż za dobrze. Aleksander był człowiekiem niezwykle małostkowym, niewolnikiem własnych nałogów, a także nieograniczonej ambicji, od której większą była jedynie jego duma. Przez cały swój pontyfikat usiłował zwiększyć prestiż papiestwa kosztem świeckich władców, bez powodzenia. Frustrację topił w winie – stąd, kiedy nie słyszał, nazywano go Aleksandrem V Pijakiem.
    - Jeśli się ukorzę… - mruknąłem pod nosem – Aleksander zyska władcę, który zgiął przed nim kark.
    Hermenegilda skinęła głową.
    - To prawda… - powiedziała cicho – Ale czy to nie jest dobra cena za uspokojenie sumienia?
    Człek z żelaza, klęczący przed czerwononosym olbrzymem.
    Człek z żelaza. Tak powinienem zostać zapamiętany. Nie jako zabójca brata.
    Paryż ujrzy swego władcę na kolanach.
    Ten jeden raz.

    [​IMG]

    Po raz pierwszy, na wieść o ciąży swej małżonki, Odo nie czuł radości, lecz gniew. Czy to możliwe, że Hermenegilda go zdradziła?

    [​IMG]

    Szpiedzy, którzy obserwowali królową, nie odkryli nic, co mogło świadczyć o jej zdradzie.​

    „Teobaldzie, mój drogi przyjacielu… Żałuję, że sprawy rodzinne zmusiły Cię do wyjazdu. Sam przecież wiesz, jak cenię sobie Twoje towarzystwo, szczerość i oddanie, z jakimi służysz swemu królowi. Znów zatem otoczony jestem przez nieszczerych pochlebców, łasych na me złoto i tytuły, którymi mogę ich obdarzyć. Wiem, co mógłbyś teraz powiedzieć – że wciąż mam wsparcie tej, którą darzę największą miłością, której ufam… Uwierz mi, nie pisał bym do Ciebie o swoich zmartwieniach, gdybym pewien był, iż całkowicie mogę jej zaufać! Nie wiem, co mam o tym myśleć. Stała się oziębła, nie spędzamy ze sobą czasu, mam wrażenie, że mnie unika. Kiedy uda mi się ją spotkać, pogrążona jest w marazmie, dziwnie milcząca, odzywająca się półsłówkami. Myśl, o tym, że może coś przede mną ukrywać, dręczy mnie straszliwie. Możesz mi zarzucić paranoję, mój drogi przyjacielu, możesz mnie osądzić, jednak… Wydałem polecenie swemu mistrzowi szpiegów: tak, rozkazałem, by śledzono królową! Niech Pan się nade mną zmiłuje, kierują mną bowiem jedynie troska… I lęk, ilekroć bowiem zamknę oczy… Wracam myślami do tego okropnego dnia, w którym dowiedziałem się o czynie, który popełnił Henryk, książę Burgundii… Wiem, co mógłbyś teraz rzec, mój drogi przyjacielu, i miałbyś – oczywiście – rację: zdarzyło się to lata temu, niewielu o tym pamięta… Ja… Ja pamiętam. Przyjedź do Paryża, kiedy tylko będziesz mógł, przyjacielu. Bóg mi świadkiem, że teraz potrzebuję Cię najbardziej…”

    List króla do jego najserdeczniejszego przyjaciela, Teobalda de Braga.

    [​IMG]

    Wkrótce królowa powiła syna, którego nazwano Lotarem, na cześć jej brata, króla włoskiego. Dopiero późniejsze lata wykazać miały, iż dziecko nie należało do najbystrzejszych…​
     
    Ostatnia edycja: 5 Sierpień 2016
    MrKowa lubi to.
  7. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    Niespodziewanie, mąż przyrodniej siostry Odona, Waldemar, został wyniesiony do godności króla niemieckiego. Stwarzało to duże zagrożenie dla króla frankijskiego – podejrzewano go (zresztą słusznie) o zlecenie morderstwa dwóch synów Waldemara.


    ODO VI

    Byłem zmęczony.
    Posiedzenia rady królewskiej w ostatnim czasie przypominały bardziej walkę przekupek na targu niż dyskusję najpotężniejszych książąt frankijskich. Lata spokoju i życia w dostatku sprawiły, że ambitni możni poczęli rzucać się sobie do gardeł. Samo uczestniczenie w ich śmiesznych sporach nie było męczące… O wiele gorszym ciężarem był fakt, iż to mnie mieli za arbitra, który winien rozsądzać ich małostkowe utarczki.
    Panie, daj mi cierpliwość…
    - Te włości należały do mej rodziny od pokoleń! – warknął książę Fulko, wbijając gniewne spojrzenie w mojego metropolitę, Jana, biskupa Saint Denis.
    Stary biskup pokiwał powoli głową.
    - Do czasu śmierci twego ojca, mój panie… - przemówił słabym głosem metropolita – Zapisał on bowiem te dobra na rzecz…
    Miałem dość.
    - Wystarczy! – powiedziałem stanowczo – Ten spór rozstrzygnę w swoim czasie. Obrady rady to nie czas na tę dyskusję.
    Książe Fulko nie wydawał się zadowolony, jednak zacisnął usta i nic więcej nie powiedział. Stary biskup jedynie skinął głową, milcząco zgadzając się z wolą swojego władcy. Spojrzałem na pozostałych członków rady, czekając, aż przedstawią mi inne, nieistotne spory. Ci jednak milczeli.
    - Zebranie uważam za zakończone… - powiedziałem tylko.
    Członkowie rady pokłonili się swemu królowi i kolejno opuścili komnatę. Na swoim miejscu został tylko jeden z nich, mój mistrz szpiegów, powtarzając rytuał, który między sobą ustaliliśmy. To on, razem z kanclerzem koronnym, sprawował pieczę nad sprawami, które miały dla mnie największe znaczenie – dlatego, gdy spotkania rady miały się ku końcowi, mistrz szpiegów opowiadał mi o swojej działalności i poczynaniach.
    - Mam złe wieści, mój panie… - zaczął dworak, przechodząc od razu do konkretów – Twa siostra… Kilka dni temu opuściła Paryż.
    Niedobrze…
    - Gdzie zmierzała? – zapytałem od razu, zaniepokojony tą wieścią – I co z Andrzejem?
    Mężczyzna zasępił się wyraźnie. Czyli odpowiedzi na moje pytania raczej mnie nie uradują.
    - Do swego męża… Waldemar został wybrany królem niemieckim… - odpowiedział bardzo cicho mężczyzna – Książę Andrzej towarzyszy matce.
    W ostatniej chwili zdusiłem przekleństwo, cisnące mi się na usta. Przez własną niezdarność, zyskałem sobie bardzo, ale to bardzo groźnego przeciwnika. A wszystko przez to, że jeden, jedyny raz, przedłożyłem uczucia nad zdrowy rozsądek. Nie tylko miałem przeciwko sobie króla niemieckiego, ale też pozwoliłem się wymknąć jego synowi i jedynemu dziedzicowi…
    Cholera. Byłoby łatwiej, gdybym…
    Nie był tak bardzo zmęczony.

    [​IMG]

    Po wielu latach, król zmuszony został pochować swego wiernego towarzysza polowań.


    WILHELM I

    Przestawałem go rozumieć.
    Niegdyś, ojciec postępował racjonalnie, zawsze wybierając najkorzystniejsze rozwiązanie problemu. To sprawiało, że ja – jak i wielu jego poddanych – darzyliśmy naszego króla szacunkiem, mogliśmy bowiem być pewni, że podejmie słuszną decyzję. Król w pełni zasłużył sobie na swój przydomek – Żelaznoboki. Nie mogłem pojąć jednego – jego fascynacji legendą Białego Jelenia, tego pragnienia, które pchało go w matnie i chaszcze, w poszukiwaniu mitu.
    - Wszystko w porządku, Wilhelmie? – podeszła do mnie moja najmłodsza siostra, Agata.
    Uśmiechnąłem się na jej widok.
    - Pokłóciłem się z ojcem… - mruknąłem, nie chcąc wdawać się w szczegóły.
    Powód kłótni był doprawdy absurdalny.
    - Czyżby znów temat łowów? – zapytała, podchodząc bliżej.
    Rozpostarłem ramiona, obejmując siostrę. Mimo znacznej różnicy wieku między nami, to właśnie Agata była mi najbliższa. Potrafiła mnie zrozumieć, wspierała zawsze, gdy tylko tego potrzebowałem. A przy tym, nie wymagała ode mnie absolutnie niczego, widząc we mnie starszego brata, a nie następcę tronu i przyszłego króla.
    - Chciał pochować swojego charta… - wyjaśniłem cicho – Zirytował się, gdy odmówiłem pomocy.
    Z jej ust nie padła żadna reprymenda, nie oceniła mojego postępowania. Po prostu przyjęła do wiadomości prosty fakt. Była w tym sporze bezstronna, dobrze wiedząc, że następca tronu ma inne, ważniejsze obowiązki, ale również pamiętając o obsesji ojca. Trwaliśmy tak przez chwilę, przytuleni do siebie.
    - Trochę mnie to martwi… - powiedziała cicho – Obsesja ojca.
    Skinąłem głową. Mnie również martwiła jego niezdrowa fascynacja tym mitem. Ale ojciec nosił na swej skroni koronę, do tego, był człowiekiem upartym. Dobrze wiedzieliśmy, że żadne z nas nie przemówi mu do rozsądku. Król Odo postanowił złapać Białego Jelenia i tylko sukces bądź śmierć mogły zakończyć jego starania.
    - Mnie też… - powiedziałem krótko – Mnie też.
    Uniosła głowę i spojrzała na mnie. W jej ciemnych oczach rozbłysły wesołe ogniki.
    - Udamy się dzisiaj do miasta? – zapytała, zaś na jej twarzy pojawił się uśmiech.
    Zawsze, gdy mnie o to prosiła, na jej twarzy pojawiał się dziewczęcy uśmiech. Opanowywało ją podekscytowanie, które bardziej cechowało dziecko, niż młodą kobietę, którą była. Zachowywała się wtedy identycznie, jak ta mała dziewczynka, którą była kilka lat temu.
    - Poproś kapitana gwardii o eskortę… - zacząłem mówić, jednak ona mi przerwała.
    - Chcę iść tam tylko z tobą! – zawołała – Po co nam eskorta? Obronisz mnie.
    Zaśmiałem się. Agata, w przeciwieństwie do Lotara czy reszty moich sióstr, nie przepadała za eskortą gwardii czy podróżami w przepychu, właściwym dla królewskich dzieci. Często wymykaliśmy się, tylko we dwoje, odziani w podróżne płaszcze, tak, by nikt nas nie rozpoznał. Wiedziałem, że mogło to nieść ze sobą niebezpieczeństwo…
    Ale jak mogłem jej odmówić?

    [​IMG]

    Najmłodsza córka króla, Agata, niezadowolona z wyboru małżonka, którego dokonał Odo, uciekła z dworu, przyłączając się do bandy najemników.


    HERMENEGILDA III

    Rodzina jest najważniejsza.
    Jak ironicznie brzmiała ta maksyma, teraz, po tych wszystkich latach! Teraz, gdy musiałam się mierzyć z kaprysami własnych latorośli, tocząc nierówną walkę, w której próbowałam zrozumieć każde z nich. Każde z nich wkroczyło w dorosłość, można by więc rzecz, że moja rola się skończyła. Urodziłam je, wychowałam. Wspólnie z Odonem, dobraliśmy każdemu z nich najlepszych nauczycieli podłóg ich umiejętności. Z radością obserwowaliśmy ich dorastanie, czując jedynie dumę.
    Skąd mogliśmy wiedzieć, że przysporzą nam tyle problemów, gdy dorosną?
    Wiedziałam, że istnieje jakiś konflikt pomiędzy Wilhelmem i Odonem, nie znałam jedynie jego natury. Lotar, odmawiając przyjęcia jakiejkolwiek odpowiedzialności, która zwykle ciąży na książętach, spędzał czas na hulankach, wydając złoto swego ojca. Nasze córki nie przysparzały tak wielu problemów, godząc się na poślubienie mężczyzn, których im wybraliśmy…
    Poza jedną.
    Agata stała teraz przede mną. Chwilę wcześniej wpadła do mojej komnaty, wręcz tryskając gniewem, promieniując złością. Znałam przyczynę jej wzburzenia. Zaledwie kilka dni wcześniej, na dwór w Paryżu przybył poseł księcia flandryjskiego, prosząc w imieniu swego pana o rękę najmłodszej z naszych córek.
    - Nie wyjdę za niego! – zawołała dziewczyna.
    Nie mogłam powstrzymać delikatnego uśmiechu, który wkrótce pojawił się na mych ustach. Agata była podobna bardziej do ojca niż do mnie: jej włosy były długie i czarne, niczym pióra kruka. Rysy ostre, podobne jej dalekim przodkom z Północy. Charakterem również przypominała ojca: była niezwykle uparta.
    Jedynie oczy… Oczy miała moje.
    - Zrobisz to… - zaczęłam – Jak ja przed tobą. I wszystkie twoje siostry.
    Otworzyła usta by zaprotestować. Wiedziałam, że jeśli jej nie przerwę, ryzykuję rozpętanie awantury bądź niepotrzebnej dyskusji.
    - Jesteś frankijską księżniczką! – przerwałam jej zimno, dodając do słów chłodne spojrzenie – Twój status wiąże się ze zobowiązaniami względem korony.
    Znowu otworzyła usta, ale uniosłam dłoń, dusząc jej protest w zarodku.
    - Wypełnisz rolę ojca… - zakończyłam stanowczo – Osobiście tego dopilnuję.
    Widziałam łzy, napływające jej do oczu. Nie byłam tylko pewna, czy są to łzy złości czy żalu. Obróciła się na pięcie i opuściła moją komnatę. Odetchnęłam głęboko. Nie tego się spodziewałam – oczekiwałam walki do końca, łez, krzyku, argumentów. Jeden problem załatwiony…
    Został jeszcze Lotar.
     
    Ostatnia edycja: 5 Sierpień 2016
    Piterdaw lubi to.
  8. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    Odo, nie chcąc by jego młodszy syn został wykorzystany w gierkach możnych po jego śmierci, zwrócił się z prośbą do papieża o to by ten namaścił Lotara na następcę jednego z frankijskich biskupów.


    ODO VII

    Istniało tylko jedno rozwiązanie.
    Wiedziałem, że to będzie słuszna decyzja. Tak podpowiadał mi rozsądek, niemal wszystko przemawiało za takim zakończeniem sprawy. Niemal wszystko, bo znów – emocje nie pozwalały na ocenienie sytuacji jedynie przez pryzmat zysków i strat. Bałem się, nie chciałem przyznać się przed samym sobą, że to rozwiązanie, chociaż konieczne, zada mi ból.
    Straciłem Agatę, a teraz… Musiałem od siebie odsunąć również Lotara.
    Młodzieniec był nierozważny, zachowywał się jak dziecko, a do tego – nie był w stanie pojąć konsekwencji swoich czynów i odpowiedzialności, która na nim ciążyła z racji na pochodzenie. Jedynym, co się dla niego liczyło, były hulanki, które organizował. Otaczał się fałszywymi przyjaciółmi, którym zależało jedynie na jego złocie i pozycji, nie zaś na nim samym. Zdawałem sobie sprawę, iż jest on podatny na wszelkiego rodzaju intrygi – jeżeli po mojej śmierci zostałby wykorzystany przeciwko Wilhelmowi…
    Aż bałem się o tym myśleć.
    Na szczęście, miałem kilku przyjaciół w Rzymie. Sam papież przychylnie odnosił się do króla, który miał odwagę ukorzyć się za swe grzechy. Zyskanie tej nominacji było jedynie formalnością, Wystarczył jeden list… Biskup Saint Denis był stary, mógł umrzeć lada dzień. Zastąpienie go młodzieńcem, do tego z królewskiej krwi, to spodoba się Ojcu Świętemu, pokaże oddanie naszego rodu dla spraw wiary.
    - Zaniesiesz ten list legatowi… - przemówiłem do królewskiego kanclerza, czekającego w ciszy na królewski rozkaz – Później udasz się do Rzymu.
    Mężczyzna skinął głową. Piastował swoje stanowisko od lat, wiedział, co ma robić. Moje polecenia i sugestie były jedynie formalnością.
    - Przekaż naszym przyjaciołom, że o nich pamiętam… - dodałem na koniec – Szczególnie kardynałowi de Braga.
    Kanclerz uśmiechnął się. Wzmianka o jego wuju, niedawno mianowanym na urząd kardynalski, zagrała na strunach rodowej dumy. Wzrost znaczenia ich rodu był mi na rękę, należeli bowiem do lojalnych sług mej rodziny.
    - To wszystko, kanclerzu… - powiedziałem – Możesz odejść. Z Bogiem.
    Mężczyzna skłonił się i opuścił komnatę. A więc stało się, podjąłem decyzję, pociągnąłem za odpowiednie sznurki i pozostało mi jedynie czekać na rezultat moich działań. Zaplanowałem bitwę, prawdopodobnie zwycięską, ale…
    Czeka mnie jeszcze jedno starcie.
    Muszę przekazać wieści Lotarowi.

    [​IMG]

    Wilhelm wdał się w bójkę z kapitanem najemników. Odniósł niegroźne rany, zaś przywódca Bretońskiej Kompanii musiał uciekać z Paryża.


    WILHELM II

    Znajdę ją.
    Kiedy tylko dowiedziałem się o ucieczce mojej najmłodszej siostry, przysiągłem sobie, że ją odnajdę. Wiedziałem, że to ja byłem za to odpowiedzialny. To dzięki mnie wymykała się do miasta, to ze mną zwiedzała prowincję, ja byłem towarzyszem każdej z jej podróży. Znałem ją dobrze i wiedziałem, że nie da się ona zamknąć w pięknej klatce małżeństwa i wychowania dzieci, że nie usidli jej nawet król, a co dopiero książę Flandrii.
    Odetchnąłem głęboko, zakładając kaptur. Policzyłem do trzech, po raz kolejny utwierdzając się w swoim zamiarze…
    I wszedłem do jaskini lwa.
    Gospoda nie wyróżniała się niczym szczególnym. Dwie izby. Kilka drewnianych stołów, z których każdy otoczony kilkorgiem krzeseł. Była raczej zaniedbana, wyglądała bardziej jak speluna. Piwo było tam podłe, właściciel nieprzyjemny, jadła nie podawano. A jednak, to właśnie tutaj, z niewiadomego mi powodu, zbierali się najemnicy. Kiedy tylko wszedłem, nieprzychylne spojrzenie karczmarza cięło mnie niby sztylet.
    Byłem tutaj obcy. A tacy, jak on… Nie lubili obcych.
    Poza karczmarzem, który stał za kontuarem w głębi pierwszej z izb, w całej karczmie niewielu było gości. Dwóch Bretończyków zajęło stół najbliżej drzwi, zajęci byli grą w kości. To nie ich szukałem…
    - Zgubiłeś się? – pytanie zostało zadane nieprzyjemnym, zachrypniętym głosem.
    Właściciel owego głosu siedział za stołem w centrum izby. Otaczali go jego kompani, przynajmniej czterech. Każdy z nich wyglądał podobnie – wysocy, tędzy, poznaczeni bliznami, o zimnych spojrzeniach ludzi, którzy nie wahają się zabić. Kiedy ich przywódca mnie zaczepił, pozostali wyszczerzyli się do mnie.
    - Nie… - odpowiedziałem krótko, ignorując ton przemawiającego najemnika – Szukam kogoś.
    - Najlepiej będzie… - powiedział najemnik, uśmiechając się drwiąco – Jeśli znajdziesz drogę do wyjścia.
    Ignorując jego słowa, przeszedłem przez izbę, zbliżając się do ich stolika. Szedłem pewnie, nie okazując strachu. Tylko taka postawa mogła im zaimponować. Kiedy wyczują we mnie strach…
    Będzie źle.
    - Ten człowiek nazywa się… - zacząłem, wciąż zbliżając się do najemników.
    - Gówno mnie to obchodzi! – warknął ich przywódca, posyłając mi gniewne spojrzenie, jakby sądził, że sprawi, iż się zatrzymam.
    - Prigent… - dokończyłem – To Bretończyk.
    Najemnik spojrzał na mnie badawczo. Po raz pierwszy, zdawało się, zaciekawiłem go swoją osobą.
    - Czego chcesz od starego Prigenta? – zapytał – Jest teraz bardzo zajęty…
    Pierwsza użyteczna informacja. Świetnie!
    - Czym jest zajęty? – zapytałem, zatrzymując się przed przywódcą najemników – I gdzie go znajdę?
    Najemnicy spojrzeli po sobie i zarechotali.
    - Nie czym… - zaśmiał się ich przywódca – Lecz kim!
    Moja mina musiała dobitnie wyrażać mój brak zrozumienia dla jego słów, zaraz bowiem dodał:
    - Przygruchał sobie frankijską dziwkę! – wyszczerzył się do mnie – Szczęściarz. Mogłaby być jego córką!
    Czy on…? Czy to…
    Reszta słów najemnika do mnie nie dotarła. Widziałem, jak porusza ustami, widziałem jak jego podwładni wybuchają śmiechem, słuchając kolejnego, niewybrednego żartu. Ja zaś stałem przed nim i próbowałem oszukać samego siebie.
    Czy to możliwe, że Agata…
    Zaraz. Czy on nazwał ją…
    - Jak ją nazwałeś? – powiedziałem, wolno cedząc słowa.
    Najemnik spojrzał na mnie i uśmiechnął się drwiąco.
    - Głuchy jesteś czy jak? – jego towarzysze zarechotali – Frankijską dziwką.
    Nie spodziewał się ataku. Moja pięść trafiła go w bok głowy, siła tego uderzenia sprawiła, że mężczyzna osunął się na stół, przy którym siedział. Widziałem jak dwóch z jego kompanów wstaje, jednak byłem znacznie szybszy… Pierwszego obaliłem razem z krzesłem jednym, celnym kopniakiem. Drugiego, który zdążył się poderwać, uderzyłem w brzuch, a gdy zgiął się z bólu, celny cios złamał mu nos.
    Widziałem, jak ostatni z nich dobywa długiego noża. Nie obchodziło mnie to. Nie było dla mnie ważne, ile zadadzą mi ran.
    Chciałem sprawić im ból.

    [​IMG]

    Heretycy przybyli na ziemię frankijską…

    [​IMG]

    Na efekt nie trzeba było długo czekać – heretycy wystąpili przeciwko królowi.

    [​IMG]

    Diuk Fulko z Valois rozgromił heretyków bardzo szybko, nawet bez posiłków z Bretanii.​

    „W czasie tamtym wielu heretyków chodziło po ziemi naszej. I chociaż imienia Pana naszego w swych naukach używali, niecne głosili koncepta, nie tylko dobremu chrześcijaninowi, ale również i człekowi myślącemu urągające. Nawet najszlachetniejsze czyny i myśli potrafili wypaczyć, przesłanie ich źle interpretując bądź odpowiedzi w innych źródłach niż słowa Pańskie poszukując. Za czasu mego w Mediolanie, szczególnie jedno z ugrupowań owych, w spór wielki wdało się z samym Ojcem Świętym, autorytet jego podważając. Odszczepieńcy ci, na błędnym zrozumieniu słów świętego Franciszka z Asyżu, nieprawdziwe swe tezy opierając, samego Następcę Piotrowego o chciwość, nieumiarkowanie i życie w zbytku oskarżyli. Wielki i słuszny gniew papieski wywołały te słowa – i wkrótce uznano ludzi owych za heretyków, którzy naukę Matki Kościoła wypaczają. W wielkiej mądrości swojej, król włoski, Lotar, przychylił się do prośby papieskiej, wszelkich heretyków z królestwa swego skazując na banicję. Wielu, by infamii i porzucenia domu swego uniknąć, porzuciło heretyckie poglądy, słusznie ich błąd zauważając. Ale znaleźli się i tacy, którzy twardo by swym błędzie obstawali, za nic sobie mając papieski i królewski autorytet. Ludzie ci udali się w podróż, osiadając w końcu w domenie króla frankijskiego, Odona I, którego zwano Żelaznobokim. Tam też, nie będąc przez nikogo niepokojonymi, tezy swe heretyckie głosili, wielki dla nich posłuch zdobywając. Jednak, jak grzeszników wszystkich, pycha własna przyczyniła się do ich upadku. Kędy bowiem posłuch szerszy dla swych zasad zdobyli, nawoływać jęli do powstania zbrojnego, które króla-katolika obalić by miało. Zwołał tedy swe wojska król Odo i wybrał się na heretyków, by ich bezbożność raz na zawsze ukrócić. I zwycięskie z bitwy owej wyszły wojska królewskie, którymi diuk Fulko w polu dowodził… ”



    Z notatek kardynała Centule de Braga.
     
  9. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    W końcu, po niemal 30 latach polowania na mityczne zwierzę, Odo stanął przed Białym Jeleniem. Oszołomiony jego pięknem, król nie mógł zaszlachtować tak szlachetnego zwierzęcia.


    ODO VIII

    Musiałem być czujny.
    Poruszałem się powoli, ostrożnie stawiając każdy krok. Najlepsze lata miałem już za sobą, ale wraz z tężyzną, uleciały również lekkomyślność, pochopność, potrzeba gwałtownego działania, które charakteryzują młodych. To czujność, metodyczność i cierpliwość były moimi sojusznikami w tym polowaniu.
    I łuk, który trzymałem w garści.
    Zacisnąłem dłoń na broni, ostrożnie stawiając kolejny krok. Miałem… Dziwne przeczucie. Dlatego właśnie zgubiłem pozostałych, zagłębiając się w te chaszcze. Lata nieudanych polowań czegoś mnie nauczyły, wyciągnąłem własne wnioski – Biały Jeleń stronił od hałasu, łatwo wymykał się nagonce, która przetaczała się przez mateczniki jak huragan.
    By go złapać, trzeba było być cierpliwym.
    Kolejny krok. Zatrzymałem się, nasłuchując. Nic. Kompletna cisza. Zamarłem, rozglądając się uważnie. Wszystko wydawało się takie… Głuche. Żadna zwierzyna nie czaiła się wśród drzew, ptaki nie tańczyły na niebie czy w ich koronach. Wtedy go ujrzałem.
    Majestatyczne zwierzę stało przede mną, na pagórku, pomiędzy dwoma kamieniami.
    Widziałem je całkiem wyraźnie. Jego mlecznobiałe cielsko, ogromne poroże…
    Wpatrywał się we mnie czarnymi oczami.
    Wstrzymując oddech, sięgnąłem do kołczanu. Strzała wkrótce znalazła się na cięciwie.
    Jeleń wciąż wpatrywał się we mnie. Długo i uporczywie, przenikając mnie do głębi. Było coś w tym spojrzeniu, jakby… Smutek? Zaniepokojony tą myślą, spojrzałem ponownie na Jelenia. I kiedy tak patrzyliśmy na siebie, coś do mnie dotarło. Był jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny, miał w sobie jakąś szlachetność, którą uosabiała cała natura…
    Był piękny.
    Odetchnąłem, zdejmując strzałę z cięciwy. Zwierzę uniosło łeb i spojrzało na mnie po raz drugi. Po chwili pochyliło ogromne poroże, jakby w ukłonie. Zaledwie kilka uderzeń serca później, rozpłynęło się wśród rozłożystych drzew, znikając mi z oczu. Powoli, opuściłem łuk, zaś strzałę schowałem na powrót do kołczanu.
    W takiej pozie zastał mnie Wilhelm, przewodzący pozostałym łowcom.
    - Ojcze? – książę zbliżył się do mnie.
    - Znaleźliście go? – zapytałem, nim syn zdążył się odezwać.
    - Nie… - odpowiedział od razu następca tronu – Niczego nie znaleźliśmy.
    - To dobrze… - mruknąłem – Tak piękne zwierzę nie zasługuje na śmierć.
    Książę zmierzył mnie zaskoczonym spojrzeniem. Nic dziwnego, o mojej obsesji słyszał od dnia swych narodzin. Niech się dziwi, nie dbałem o to. Niech historia Białego Jelenia pozostanie dla innych jedynie opowieścią o dziwactwie potężnego króla, który gonił za mitem.
    Jeleń był zbyt piękny by zostać prostym trofeum.

    [​IMG]

    W 1052 roku umiera królowa Hermenegilda. Król żeni się ponownie – jego wybranką została księżniczka bizantyjska, Hypatia. Mariaż ten ma na celu podniesienie prestiżu młodej dynastii.


    WILHELM III

    Byłem zły.
    Nie zamierzałem nawet tego ukrywać. Ojciec mógł wszystko wyczytać z mojej twarzy, mojej postawy. Doskonale widział, że aż kipiałem z gniewu, ale nie zareagował. Siedział na swoim tronie, rozparty na nim iście po królewsku, w majestatycznej pozie, godnej uwiecznienia przez nadwornego malarza. Górował nad wszystkimi śmiertelnikami, którzy weszli do komnaty tronowej, szukając zaledwie cienia okazji by zyskać audiencję.
    Nawet ja, królewski syn i następca tronu, musiałem czekać.
    Czekałem więc, słuchając dysput między możnymi, kupców, których interesował jedynie rozwój handlu, rycerzy, którzy pragnęli wstąpić na królewską służbę, członków rady, zdających raport ze swoich misji, posłów ościennych władców, pragnących związać się z naszym rodem. Ojciec zawsze przedkładał sprawy królestwa nad rodzinę.
    Zacisnąłem dłonie w pięści. Uniosłem głowę, patrząc bezpośrednio na króla. Ten posłał mi spojrzenie pełne dezaprobaty, nim znów obrócił się do dwójki możnych, których spór rozstrzygał. Wiedziałem, co znaczy takie spojrzenie.
    Jesteś następcą tronu, zachowuj się godnie.
    Odetchnąłem głęboko, uspakajając się nieco. Czekałem cierpliwie, aż ostatni z zainteresowanych królewską audiencją opuszczą komnatę. Kiedy minął mnie poseł flandryjski, będący ostatnią osobą, której król wysłuchał dzisiejszego dnia, zbliżyłem się do tronu.
    - O co chodzi? – zapytał ojciec, nie patrząc na mnie.
    Podszedłem bliżej, stając naprzeciw tronu.
    - Nie wiesz? – warknąłem – Nie odbyłeś nawet żałoby!
    Wielki król frankijski nie odpowiedział. Ze swego tronu rozsądzał sprawy królestwa, nie był zaś w stanie zmierzyć się ze swoim synem.
    - Wystarczyło jedno poselstwo z Konstantynopola byś zapomniał o swej zmarłej żonie! – podniosłem głos, nie mogąc zapanować nad gniewem – Najpierw Agata… Później Lotar… A teraz nawet…
    - Wystarczy! – warknął król, przerywając mi – Powiedz mi, chłopcze, co możesz wiedzieć o życiu?
    Jego pytanie zbiło mnie z pantałyku, nieco złagodziło moją reakcję. Mój gniew zdał się przejść na króla, który wstał z tronu i podszedł do mnie, patrząc mi w oczy.
    - Nie znasz ciężaru korony. Nie wiesz, co to znaczy, być królem! – wycedził Odo – Nie wiesz, co znaczy być mężem. Nie jesteś ojcem. I ty chcesz mnie pouczać?
    Otworzyłem usta by odpowiedzieć, ale król nie dał sobie przerwać.
    - Stań się prawdziwym następcą tronu. Bądź za coś odpowiedzialny… - spojrzał na mnie zimno – A dopiero później oceniaj innych.
    Dopiero teraz zobaczyłem prawdziwego Odona. Nie dumnego i silnego króla, nie despotycznego ojca, a starca, przytłoczonego władzą, którą posiada i odpowiedzialnością, jaka się z nią wiąże. Było mi wstyd, bowiem w swojej żałobie, nie pomyślałem o tym, że przeżywa ją również ojciec, jednak w całkowicie inny sposób.
    Nie odpowiedziałem na słowa ojca. Bez słowa, opuściłem komnatę.

    [​IMG]

    Mężczyzna, z którym swego czasu uciekła księżniczka Agata, wyzwał króla na pojedynek. Odo, by zmazać hańbę, jaką dla jego rodu było to wydarzenie, przyjął jego wyzwanie.​

    [​IMG]

    Pojedynek był wyrównany, jednak wkrótce wiek króla dał o sobie znać – Odo przegrał pojedynek, zyskując do tego ranę na ramieniu.


    ODO IX

    Honor tego wymagał.
    Jeśli to przemyśleć, to było szaleństwo. Oto, kapitan najemników zjawia się w komnacie tronowej, wyzywając samego króla na pojedynek, a ten przyjmuje wyzwanie, miast aresztować zuchwałego zabijakę? Gdyby sprawa nie dotyczyła Prigenta, taki los zapewne spotkałby każdego, kto byłby na tyle odważny.
    Ale Prigent, przywódca Bandy Bretońskiej… To była sprawa osobista.
    I właśnie dlatego tutaj byliśmy. Kapitan przybył na miejsce z jednym ze swoich poruczników. Mi towarzyszył Wilhelm. Osobą, która nadzorować miała ten pojedynek, był książę Valois, kanclerz koronny. Spotkaliśmy się na ubitej ziemi, tej, w obrębie której odbywają się walki na turniejach. Syn podał mi tarczę.
    - Na pewno chcesz to zrobić? – zapytał jeszcze, patrząc na mnie.
    Tak, byłem tego pewien. Musiałem to zrobić. Dla siebie, dla niego, dla rodziny. Od czasu naszej rozmowy w sali tronowej, unikaliśmy się. Obaj byliśmy uparci, nie potrafiliśmy spuścić z tonu i przyznać, że przesadziliśmy. Nadszarpnięte zostało zaufanie, jakim się nawzajem darzyliśmy, przestaliśmy sobie ufać. Musiałem to naprawić. Ale przede wszystkim…
    Robiłem to dla Agaty.
    - Tak… - powiedziałem, odbierając od niego tarczę.
    Wszedłem na ubitą ziemię. Zważyłem w dłoni miecz. Dobrze wyważony. Poruszyłem przedramieniem, który osłaniała mi tarcza. Przeszedłem parę kroków. Prigent stał naprzeciw mnie, jedynie obserwując moje ruchy. Na jego twarzy dostrzec mogłem lekki uśmieszek, pełen lekceważenia. Najemnik zdawał się pokładać niezachwianą wiarę w swoje umiejętności.
    Pycha kroczy przed upadkiem.
    - Gotowi? – zapytał książę Valois, zwracając się do mnie i do najemnika.
    Stanęliśmy naprzeciw siebie. Prigent uśmiechnął się. Było coś upiornego w tym uśmiechu. Był to uśmiech drapieżcy, który zobaczył ofiarę i gotuje się do zadania ostatniego ciosu. Spojrzałem mu prosto w oczy, nie dając po sobie poznać, że się bałem. Nie krzyżowałem ostrza z groźnym przeciwnikiem od lat.
    - Gotowy! – zawołał radośnie kapitan najemników.
    - Gotowy! – odpowiedziałem stanowczo.
    Kanclerz koronny cofnął się, wychodząc z kręgu. Wilhelm i najemnik stanęli po obu jego stronach.
    - Zaczynajcie! – zawołał dworski urzędnik.
    Prigent uderzył wściekle. W jednym skoku pokonał dzielący nas dystans, unosząc miecz wysoko, tnąc znad głowy. Przyjąłem uderzenie na tarczę i ciąłem, szybko i kąśliwie, celując w jego brzuch. Najemnik odskoczył, w ostatniej chwili unikając ciosu. Czekałem w milczeniu na kolejny atak, unosząc wyżej miecz. Miast tego, Prigent poprawił tarczę i uśmiechnął się.
    - Nieźle! – mruknął – Twój ruch!
    Zaczęliśmy krążyć, niczym dwa drapieżniki, które czekają na odpowiedni moment, by rzucić się sobie do gardeł. Cierpliwie czekałem aż popełni błąd, odsłoni się, zaatakuje zbyt pochopnie. Jednak najemnik był uważny i nieskory do nierozważnego ataku. Tak, jak wcześniej mówił – oczekiwał ataku ode mnie.
    Za Agatę!
    Zawirowałem, prostym piruetem skracając dystans i uderzając z flanki. Przeciwnik próbował udaremnić mój atak, ale jego cios odbił się od tarczy. Prigent był czujny i taki wypad nie był w stanie przebić się przed jego obronę. Więc uderzałem dalej, raz za razem, szybko i mocno.
    Za każdym razem uderzając w tarczę lub tnąc powietrze.
    Najemnik był dla mnie za silny. Wkrótce odbił moje ostrze, wytrącił mnie z równowagi uderzeniem tarczy i ciął.
    Bryzgnęła krew, kiedy ostrze przecięło moje ramię. Poczułem ukłucie bólu i ujrzałem najemnika, który ponownie unosi ostrze do ciosu, by zakończyć ten pojedynek raz na zawsze. Byłem gotowy, pogodziłem się z porażką.
    - Wystarczy! – wrzasnął Wilhelm, wchodząc na ubitą ziemię.
    Spojrzałem na syna. W jego oczach dostrzegłem strach. Bał się straty ojca czy ciężaru korony? Czy dostrzegł w końcu, ile dla mnie znaczy rodzina? Byłem gotów poświęcić wiele dla odbudowania zaufania. Byłem to winny i pierworodnemu i Agacie.
    Opadłem z sił. Silne ramię syna mnie podtrzymało. Niezależnie od wyniku…
    Pojedynek był zakończony.
     
    Artafrates lubi to.
  10. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    Odo wzmacniał pozycję swego rodu przez lata, zaś zwieńczeniem jego wysiłków było wydanie Karty Bretońskiej, która ustanawiała nowy sposób dziedziczenia frankijskiej korony.
    „Zagadnienia dotyczące sukcesji u schyłku dynastii Karolingów oraz w początkach panowania dynastii bretońskiej na tronie frankijskim jest przedmiotem wielu, burzliwych dyskusji wśród tych, którzy zajmują się tym okresem historycznym. Za panowania ostatnich Karolingów zasadą było, iż to najstarszy syn poprzedniego króla dziedziczył tron. Sama zasada nie była jednak ugruntowana, niejednokrotnie dochodziło do sytuacji, w której potężni książęta zbrojnie osadzali w Paryżu kandydata, który był godniejszy – w ich mniemaniu – tego tytułu. Często potężni wasale toczyli walki między sobą, próbując sięgać po koronę, gdy tylko władca w Paryżu okazywał słabość. Również dalsi krewni Karola Wielkiego, gdy nie zostali ułagodzeni kawałkiem ziemi bądź szumnym tytułem, podnosili swoje roszczenia. Królestwo pogrążone było zatem często w wojnach domowych, co nie sprzyjało jego stabilności, niemal całkowicie stopując jego rozwój. Jako pierwsza z tym problemem zdecydowała się rozprawić królowa Konstancja – sama została osadzona w Paryżu dzięki wojskom swego męża, króla Napoleona Włoskiego, zdawała sobie więc sprawę, jak ważne jest uregulowanie kwestii sukcesji. Ambitne plany władczyni przekreśliła przedwczesna śmierć. Z problemem zmierzył się dopiero jej syn – Odo I Żelaznoboki. Król ten poświęcił niemal całe swoje życie umacnianiu swojej władzy, kosztem wpływu frankijskich książąt. Znamiennym jest, iż dopiero pod koniec życia, zdecydował się on wydać dokument nazwany Kartą Bretońską – jej postanowienia, oparte na układzie o przeżycie, który lata temu Odo zawarł ze swoim bratem, Ragnarem Bretońskim, ostatecznie określały sposób dziedziczenia frankijskiego tronu. Systemem, który wybrał król, była primogenitura agnatyczna – dziedzicem korony miał zatem być najstarszy syn, tytułowany odtąd księciem bretońskim. Pierwszym następcą został Wilhelm…”

    „O sukcesji i prawach królestwa frankijskiego” pióra Godfryda de Lusigan.

    [​IMG]

    W Amiens pojawiła się nowa herezja - Waldensi.

    [​IMG]

    Król - pzytłoczony obowiązkami i pogrążony w depresji, doświadczył kryzysu wiary. Odpowiedź znalazł w monoteletyzmie.
    „Historia monoteletyzmu nierozerwalnie jest związana z państwem bułgarskim i przedstawicielami dynastii carskiej. Można by zapytać – jak doktryna, która ostatni raz zapisała się w historii po edykcie cesarza Herakliusza, stała się oficjalną religią rodu panującego, do tego w carstwie bułgarskim? By w pełni zrozumieć istotę tego, skomplikowanego niezwykle, zagadnienia, trzeba zaznajomić się z historią dynastii izauryjskiej, która swego czasu wyniesiona została do godności cesarza bizantyjskiego. W czasach Leona III, cesarstwo wschodnie pogrążyło się w konflikcie religijnym – niszczono ikony w imię doktryny ikonoklazmu. W trakcie tej walki prawosławia z obrazoburstwem, odżyło wiele doktryn, o których – zdawało by się – zapomniano. W ostatecznym rozrachunku, prawosławie zatriumfowało, zaś zwolennikami ikonoklazmu i monoteletyzmu pozostali nieliczni. Ta ostatnia doktryna zawędrowała na ziemie bułgarskie u schyłku IX wieku, gdy książę Adrianopolu, Demetriusz Śmiały, sfinansował podróż mnicha imieniem Sergiusz na dwóch chana. Zafascynowany osobą zakonnika i poglądami, które głosił, chan bułgarski przyjął chrzest z rąk mnicha, ostatecznie porzucając ścieżki pogaństwa. Doprowadziło to do zdecydowanej reakcji cesarza bizantyjskiego, który zbrojnie wystąpił przeciw Bułgarom, obawiając się wzrostu ich potęgi. Wojska cesarstwa wschodniorzymskiego odniosły druzgocącą porażkę pod Adrianopolem – w konsekwencji, władcy bułgarscy uzyskali tytuł cara i niezależność od Bizancjum, co ugruntowało pozycję monoteletyzmu w ich domenie. Potomkowie pierwszego z carów bułgarskich rozprzestrzenili zapomnianą doktrynę w całej Europie – jego wnuk, Symeon Zdobywca, podbił księstwo Salerno, promując swe wierzenia wśród poddanych, zaś jego potomkini, księżniczka Wilgefortis, zafascynowała tym poglądem króla frankijskiego, Odona. Nieprzychylni królowi kronikarze utrzymywali, iż księżniczka została jego kochanką i poprzez manipulowanie jego osobą i wpływ, jaki na niego wywierała, zdołała przekonać go do odejścia od swej wiary…”

    Dzieje doktryn chrześcijańskich w Europie pióra Eugeniusza de Sable.

    [​IMG]

    Jeden z nordyckich najeźdźców, zbierając wokół siebie awanturników i niezadowolonych z króla-heretyka malkontentów, ogłosił swój zamiar zdobycia frankijskiej korony.​

    ODO X

    Czułem, że koniec jest bliski.
    Miałem coraz mniej siły. Codzienne obowiązki przestały być jedynie niedogodnością, z którą trzeba szybko się uporać, a stały się przeszkodzą, która urosła do tak olbrzymich rozmiarów, że aż stała się ciężka do przejścia. Z dnia na dzień, słabłem, coraz więcej obowiązków powierzając memu synowi i Wilgefortis, tylko im mogłem ufać.
    Członkowie rady dostrzegli moją słabość. Stali się podstępni, wiedząc, że moja słabość oznacza dla nich wzrost wpływu. Żona… Szczerze nienawidziła mego najstarszego syna, pragnąc by to jej dzieci uzyskały koronę po mojej śmierci. Wszystkie moje przeszłe czyny straciły na znaczeniu, wszyscy wyczekiwali tylko dnia, gdy król wyzionie wreszcie ducha.
    - Ojcze? Jak się czujesz? – Wilhelm wszedł do komnaty.
    Co miałem mu powiedzieć? Ja, niegdyś wielki król, leżałem teraz, przykuty do łoza, wyczekując nadejścia śmierci. Byłem zmęczony, pełen frustracji, rana, którą odniosłem w pojedynku, pulsowała tępym, rwącym bólem. Z trudem, przywołałem na swoją twarz słaby uśmiech. Nie by oszukiwać syna, a po to by dodać jemu – i sobie – otuchy.
    - Lepiej! – odrzekłem słabo, mój ton przeczył słowu.
    Z trudem uniosłem głowę, spoglądając na pierworodnego. Rzadko mu to mówiłem, ale odczuwałem wielką dumę, za każdym razem, gdy na niego patrzyłem. Wilhelm nie tylko okazał się następcą, jakiego potrzebowałem. Nie wahał się również wyrażać własnego zdania, wychodzić z inicjatywą, myśleć samodzielnie i nieszablonowo. A przy tym, cierpliwie czekał na swoją kolej…
    Nie tak, jak ja.
    Ragnarze, czy kiedykolwiek mi przebaczysz?
    Nie mogłem też nie dostrzec zmian w samym Wilhelmie. Przemijający czas odcisnął swoje piętno również na nim. Wyraźnie widziałem zmarszczki na jego twarzy, zmęczenie odbijające się w jego oczach, jego jasne włosy były gęsto przetkane siwizną. Mój syn… Już nie chłopiec, nie mężczyzna, a praktycznie starzec.
    - Już niedługo, synu… - wyszeptałem.
    Wilhelm pochylił się nade mną, by lepiej słyszeć słowa, które wypowiadałem.
    - Niedługo założysz koronę… - mówiłem dalej, chociaż z trudem – Spraw… Spraw bym był z ciebie dumny.
    Widziałem smutek, odbijający się w jego oczach. Nie powiedział nic, jedynie ujmując moją dłoń i ściskając ją mocno. Nie zawsze się zgadzaliśmy, ale byliśmy podobni do siebie bardziej niż gotowi byliśmy przyznać. Byłem gotowy. Pogodziłem się ze śmiercią.
    Nadszedł czas młodych. Kolejnego pokolenia. A ja…
    A wiem jedynie, że niczego nie żałuję.

    [​IMG]

    Król nie dożył zakończenia konfliktu, umierając w wieku 70 lat. Jego następcą został - zgodnie z postanowieniami Karty Bretońskiej, najstarszy syn, Wilhelm.​
     
    Ostatnia edycja: 16 Sierpień 2016
  11. Piterdaw

    Piterdaw Ten, o Którym mówią Księgi

    Ha! Nareszcie mogę skrytykować. Dziedzic tronu francuskiego faktycznie tytułowany był delfinem, ale nie wzięło się to znikąd i w tej historii nie bardzo ma to uzasadnienie. Otóż w prawdziwej historii delfinat dość długo cieszył się niezależnością zarówno od korony francuskiej, jak i od cesarstwa. Jednak kiedy, ówczesny władca tych ziem, Humbert II, zrujnował się, biorąc udział w wyprawach krzyżowych, zmuszony był do sprzedaży delfinaty, z czego skorzystał Filip Walezjusz. Jednakże tradycja niezależności delfinatu była już tak długa, iż nie zdecydował się on włączyć tych ziem do własnej domeny, lecz nadał je swojemu synowi Janowi. Od tej pory tradycją stało się, iż delfinat otrzymywał następca francuskiego tronu, stąd też tytułowani byli oni delfinami.
     
    vantikir lubi to.
  12. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    Racja, mea culpa. Dziękuję za zwrócenie uwagi! Chciałem dosadniej podkreślić frankizację potomków Hasteina i przeszarżowałem. KIedy tylko znajdę chwilę, poprawię swój błąd i usunę delfina. Ale, żeby następcy tronu nie czuli się pokrzywdzeni, zostawię im tytuł księcia bretońskiego. To wydaje mi się bardziej zasadne.
     
  13. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    Zapomniałem dodać:

    Odo Zelaznoboki poślubił Hermenegildę z rodu Karolingów, księżniczkę włoską. Para doczekała się sześciorga dzieci:
    - Zofii, która poślubiła księcia Pesztu, Wasyla.
    - Konstancji, która poślubiła księcia Tuluzy, Roberta, zaś po jego śmierci księcia Mojmira Czeskiego.
    - Wilhelma, późniejszego króla Franków.
    - Idy, która poślubiła Arnulfa, następcę bawarskiego tronu.
    - Lotara, biskupa, którego zachowanie sprawiło, iż został zapamiętany jako Lotar Czarny.
    - Agatę, która wywołała skandal, uciekając z jednym z najemników. Ostatecznie powróciła do swego męża, księcia Holandii.
    Po śmierci Hermenegildy, król poślubił księżniczkę bizantyjską imieniem Hypatia. Para doczekała się trójki potomków:
    - Ewy, przyrzeczonej diukowi Krety.
    - Hugona, pozostającego pod opieką przyrodniego brata.
    - Piotra, pozostającego pod opieką przyrodniego brata.

    ODC X – „Stary król”

    Wilhelm I (II) Stary

    [​IMG]

    Król Franków 1064 – 1077
    Książę Bretanii 1064 – 1077

    [​IMG]
    Wilhelm I. Odebrał on podobne wykształcenie, co jego ojciec. Do tego, był człowiekiem pełnym pokory, nieśmiałym, umiarkowanym oraz odważnym. Powszechnie uważano go za erudytę, jego ciało znaczyła również blizna – pozostałość po ranie zadanej mu przez kapitana najemników.

    [​IMG]

    Wilhelm przysiągł sobie, że nie popełni błędów ojca i będzie dbał o rodzinę.

    WILHELM IV

    Rodzina była najważniejsza.
    Tego się nauczyłem, stojąc u boku swego ojca w ostatnich latach jego panowania. Mój poprzednik poświęcił niemal wszystko dla spraw swoich poddanych, nawet najbliższych członków rodziny. Dopiero pod koniec swojego życia, zorientował się, jak wielki błąd popełnił, odsuwając nas od siebie. Ale wtedy było już za późno: jego ukochana żona zmarła, córki opuściły dwór, wychodząc za mężów, których sam im wybrał. Młodszego syna odsunął od siebie, zaś najstarszy trwał przy nim tylko ze względu na koronę…
    Ja nie popełnię jego błędów.
    Usadowiłem się wygodniej na tronie. Nie byłem do końca pewien, czy rozwiązanie, o którym pomyślałem, jest tym właściwym. Czy nie sprawi ono, że bracia staną przeciwko sobie. Ale musiałem spróbować. Chodziło mi tylko o to, by uformować między nimi więź, by wspierali się, kiedy mnie zabraknie…
    - Chciałeś nas widzieć, ojcze?
    Uniosłem głowę. Dwójka moich synów przybyła do komnaty. Następca tronu, Henryk, kroczył niepewnie. Był znacznie wyższy od młodszego brata, jednak w jego ruchach zawsze brakowało stanowczości, nerwowo rozglądał się po pomieszczeniu, błądząc spojrzeniem od jego ścian do tronu. Jego brat, Wilhelm, nie posiadał przenikliwości mego następcy, ale był stanowczy, odważny i pewny siebie. Gdy współpracowali – uzupełniali się.
    - Tak… - przemówiłem spokojnie, spoglądając na obu młodzieńców – Podjęliśmy pewną decyzję.
    Królewscy synowie słuchali mnie w milczeniu. Żaden z nich nie ośmieliłby się przerwać mojego monologu. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Ja i Hedwiga… Dobrze ich wychowaliśmy.
    - Henryku… - młodzieniec drgnął, gdy zwróciłem się do niego bezpośrednio – Już czas byś przyjął tytuł księcia bretońskiego.
    Następca tronu chciał przemówić, uniosłem jednak dłoń, dając mu znak, że nie skończyłem.
    - Udasz się do Rennes… - dodałem – I obejmiesz ziemię bretońską we władanie w Naszym imieniu.
    Następca tronu skinął głową. Wiedział, że to dla niego okazja by nabrać nieco doświadczenia, przygotować się na czas, w którym założy koronę. Nim zdążyłem przemówić ponownie, odezwał się drugi z braci, Wilhelm:
    - Dlaczego wezwano nas obu? – zapytał.
    Wstałem z tronu i podszedłem do obu młodzieńców.
    - Ty również udasz się do Rennes… - przemówiłem, uśmiechając się – Nadajemy ci tytuł szambelana księcia bretońskiego.
    Ruchem dłoni wskazałem kierunek i ruszyliśmy przed siebie: książęta kroczyli po mojej lewej oraz prawej stronie.
    - Intencją naszą jest… - mówiłem dalej – Byście nie tylko nabrali doświadczenia, ale również nauczyli się współpracować.
    To, o czym naprawdę myślałem, pozostało niewypowiedziane. Nie potrafiłem mówić o prawdziwym celu, o zbudowaniu braterskiej więzi, której odmówiono mnie i Lotarowi, nie bez nuty żalu, która mogła wkraść się w mój ton.
    Miałem tylko nadzieję, że w ich przypadku będzie inaczej.

    [​IMG]

    Zuchwały atak nordyckiego najeźdźcy zakończył się porażką.​

    [​IMG]

    Król wdał się w bójkę ze swoim krewniakiem, Humbertem, podczas jednej z licznych uczt, które organizował książę Normandii.​

    „Nawet nie wiesz, mój drogi przyjacielu, jak wiele zmieniło się na frankijskim dworze… Oczywiście, że się zmieniło – niemal słyszę jak wypowiadasz te słowa – przecież zmienił się król. I wielką rację i mądrość niosą ze sobą te słowa. Zakończyły się czasy Odona, tego, który nie ufał książętom, dnie całe na polowaniach spędzał, a w dniach swych ostatnich, również w herezji się pogrążywszy, wrogów wszędzie dostrzegał. Oto – chwalmy Pana naszego i miłosierdzie Jego – nastał nam władca nowy, o stokroć od poprzedniego możniejszy. Miast bowiem książętom nie ufać, uczty na ich cześć wydaje, zabawy wielkie, do którego ściągają możni z całego kraju Franków, a nawet i Akwitańczycy. Wrogów nie wygląda, każdy bowiem szybko przyjacielem jego się staje i razem z niem się weseli na balach owych. Polowania ustąpiły miejsca turniejom i ucztom, jakich próżno wypatrywać na innych dworach, nawet w dalekiej Italii! Powiadam ci, mój drogi przyjacielu, czas na dwór powrócić – któż bowiem, jeśli nie Ty właśnie, króla naszego ująć możesz. A wiesz przecież, że przyjaźń królewska od złota i tytułów cenniejsza być może, jeśli wykorzystana w sposób odpowiedni… Wielu, co mniej lotnego od Ciebie są umysłu, wpływy znaczne zyskało, czy to w radzie królewskiej zasiadając czy tytuł dworski otrzymując. Pomyśl, co Ty mógłbyś osiągnąć… Z pomyślunkiem Twoim i bogactwem, które posiadam…”

    List Humberta d’Ivrea do Jana d’Anjou.

    [​IMG]

    Król zmarł w 1077 roku, po trzynastu latach panowania. Na tron wstąpił jego najstarszy syn, Henryk.​

    Wilhelm poślubił księżniczkę burgundzką, Hedwigę. Para doczekała się piątki potomków:
    - Henryka, późniejszego króla Franków, Henryka I.
    - Wilhelma, szambelana na dworze swego brata.
    - Joanny, która poślubiła księcia Lothain, Alistara.
    - Julianny, która poślubiła księcia Krety, Paschalisa Świętego.
    - Jana, który służył swemu bratu radą jako specjalny członek królewskiej rady.
     
  14. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    ODC XI – „Potyczki z Saracenami”

    [​IMG]

    Książę Bretanii 1077 – 1085
    Król Franków 1077 – 1085​

    [​IMG]

    Henryk – budowniczy fortun, do tego człek cyniczny oraz skromny. Uważano go za paranoika. Do tego posiadał świętą relikwię.​

    [​IMG]

    Henryk postanowił otoczyć się kupcami. Z ich pomocą planował ponownie zapełnić królewski skarbiec.

    HENRYK I

    Mierzyliśmy się wzrokiem.
    Książę Normandii i mój daleki krewny zarazem, denerwował się wyraźnie. Jego spojrzenie błądziło po całej komnacie, jakby nie mógł go skupić na jednym punkcie, do tego – wyraźnie unikał spojrzenia na swojego króla. Wcześniej gestykulował żarliwie, gdy toczyliśmy rozmowę o nowych układach z akwitańskimi kupcami, teraz zaś jego dłonie zastygły w powietrzu – mężczyzna wyraźnie nie wiedział, co z nimi zrobić. W końcu, ułożył jedną na mosiężnym pasie, zaś drugą przeczesał siwe włosy.
    - Chcę urządzić turniej… - powiedziałem głośno – Wielkie wydarzenie. Z okazji mojej koronacji.
    Starzec zasępił się wyraźnie i spuścił wzrok.
    - Wasza Wysokość… - przemówił cicho, tak cicho, iż ledwo go usłyszałem – Czy to… Konieczne?
    Nie tego się spodziewałem. Czy on… właśnie śmiał mi odmówić? Czy może coś ukrywał? Przyjrzałem mu się uważnie: od początku naszej rozmowy zachowywał się niezwykle nerwowo. Zupełnie… Jakby miał coś na sumieniu.
    - Owszem… - powiedziałem powoli, obracając głowę – Zajmij się tym!
    Ostatnie zdanie wypowiedziałem głośno i wyraźnie, wręcz dobitnie. Życzeniu króla, które zostało tak zaakcentowane, nie można odmówić… Książę Normandii nie ruszył się jednak z miejsca, nerwowo przestępując z nogi na nogę.
    - Mój panie… - odezwał się cicho, niczym dziecko, które boi się zostać skarcone przez guwernanta – Skarbiec… Korona…
    Zaczynałem tracić cierpliwość. Nie chodziło nawet o sam fakt odmowy – mężczyzna bał się mego gniewu tak bardzo, że wyczekiwałem tylko momentu, w którym zacznie jąkać się z przypływu emocji.
    - Mówże! – warknąłem – O co chodzi?
    Starzec odchrząknął. W końcu, odważył się na mnie spojrzeć.
    - Uczty, które wydawał ojciec Waszej Wysokości… - przeszedł do rzeczy Mikołaj – Wydatnie uszczupliły zasoby Korony. Skarbiec świeci pustkami.
    Arogancja mojego krewniaka przechodziła moje wyobrażenie. Nie tylko próbował umniejszyć własnej niegospodarności, ale w dodatku obarczał winą za pusty skarbiec mego ojca? Spojrzenie, którym obdarzyłem księcia Normandii było zimne niby lód, którym skute były jeziora krain, z których przybyli do ziemi Franków moi przodkowie.
    - A może… - udałem, że pogrążam się w zadumie – Sporządź listę osób, które miały dostęp do królewskiego skarbca, książę.
    Starzec drgnął. Otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak – nie znajdując w sobie dostatecznych pokładów odwagi – wkrótce je zamknął. Skinął głową i odszedł, bez zbędnych słów, których i tak nie chciałem usłyszeć.
    Mój ojciec był zbyt pobłażliwy. Pozwolił możnym toczyć swoje wojenki, okradać skarbiec, spiskować przeciwko Koronie…
    Czas z tym skończyć.

    [​IMG]

    Król został ostrzeżony przez swego mistrza szpiegów, iż nieznani sprawcy spiskują przeciw niemu, pragnąc pozbawić go życia.​

    „Do dziś sprawą nierozwiązaną pozostają domniemane próby zamordowania króla Henryka. Ze względu na brak obiektywnych źródeł z tamtego okresu (dostępne są bowiem kroniki arabskie, które oczerniają króla oraz zapiski biskupów i kronikarzy, którzy idealizują dokonania władcy ze względu na walkę w obronie wiary - przyp. aut) ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy próby królobójstwa miały miejsce. Niezaprzeczalnym faktem jest, iż frankijski władca posiadał wielu wrogów, nie tylko wśród poddanych kalifa, z którym toczył walki, ale nawet i na własnym dworze – król brutalnie przerwał idyllę, jaką były ciągłe bale, urządzane za panowania jego ojca i ukrócił samowolę możnych. Jego antypatyczny charakter i brak jakiejkolwiek subtelności sprawiły, iż odwróciła się od monarchy również jego rodzina – doszło do rozłamu pomiędzy potomkami Hasteina zasiadającymi na tronie, a ich normandzkimi krewniakami. Jednak próby królobójstwa wydają się zbyt śmiałym posunięciem – przychylam się zatem do teorii, którą wysnuwa prof. Alan Hartwig o postępującej paranoi frankijskiego władcy, która miała być źródłem doniesień o domniemanych spiskach na życie Henryka. Jest to jedyne uzasadnienie dla domniemanych spisków na życie króla – niezidentyfikowane zagrożenie było w tym scenariuszu wytworem wyobraźni króla, który wyolbrzymiał – celowo bądź nie – możliwości swoich wrogów. Oskarżenie o zdradę i próbę królobójstwa było również dobrym sposobem na wyeliminowanie przeciwników wewnętrznych… Nie można również wykluczyć, iż ktoś celowo podsycał paranoję króla, dla własnych celów – wielu uzyskało znaczne wpływy za rządów Henryka, wśród nich jego mistrz szpiegów…”

    „O królobójstwie niedokonanym” pióra Gabriela Angelosa.

    [​IMG]

    Król z trudem nawiązywał kontakty z innymi. Stan ten jeszcze się pogłębił, gdy jedna z dwórek odrzuciła jego zaloty.

    HENRYK II

    Jak mogła mi odmówić?
    Próbowałem się uspokoić, ale nie byłem w stanie. Nogi niosły mnie w bliżej nieokreślonym kierunku, jedynie dla samej podróży, by uciec, jak najdalej od tamtego miejsca. Dłonie drżały, tak mocno, że nie mogłem nad nimi zapanować. Byłem zły na siebie – ja, król, dający się ponieść takim emocjom! – a wszystko to z powodu jednej niewiasty.
    Król powinien budzić respekt. Szacunek. Poddani nie mogli mu odmawiać…
    A jednak, wciąż mi odmawiali.
    Co robiłem nie tak? Czy to ze mną coś… Nie, to niedorzeczne. To oni, oni wszyscy byli temu winni. Widziałem ich spojrzenia, słyszałem szepty za moimi plecami. Nie oferowali mi prawdziwej przyjaźni czy nawet miłości, byli wyrachowani, udawali – tylko po to, by zdobyć bogactwo i władzę. I mimo tego, że mogłem dać im oba…
    Nie szanowali mnie.
    Gniew osłabł, zgaszony przez frustrację. Nie wymagałem od nich wiele, a oni wciąż i wciąż mnie zawodzili… Powinienem dać im nauczkę, uczynić coś, co nauczy ich pokory. Co pozwoli zyskać należny mi szacunek…
    Wiedziałem, od czego powinienem zacząć.
    Bardzo powoli, ruszyłem w kierunku sali tronowej. Nie musiałem się spieszyć. Zemsta będzie smakować słodko, niezależnie od pory. Świadomość tego, że jej obiekt nie spodziewa się jej nadejścia, nadawała mojemu odwetowi dodatkowego smaku. To córka mi odmówiła, ale ojciec poniesie tego konsekwencje…
    Uczynię z niego przykład, dla wszystkich. Może wtedy nauczą się, że…
    Królowi się nie odmawia.

    [​IMG]

    Królowa Jelizaweta często podróżowała w rodzinne strony. Doprowadziło to do ocieplenia stosunków pomiędzy Koroną, a wielkimi książętami Rusi.​

    [​IMG]

    Kilka lat po objęciu tronu przez króla, wybuchło w Amiens powstanie chłopskie.​

    [​IMG]

    Powstanie zostało szybko stłumione, jednak do króla dotarły znacznie bardziej przerażające wieści – Kalif Raf zebrał wojska by odebrać Frankom miasto Urgell.

    WILHELM I

    Stało się coś złego.
    Ledwo wróciłem z Amiens, zdążyłem tylko zeskoczyć z wierzchowca, a już przypadł do mnie sługa mego ojca, wzywający mnie do komnaty tronowej. Nie byłem tym zachwycony – podróż mnie zmęczyła, rany odniesione w walce nie zdążyły się zabliźnić. Zapewne bym protestował, ale… Coś było nie tak. Nie chodziło jedynie o sługi, ale i o dworzan, przechadzających się po dziedzińcu. Napięcie było wyczuwalne.
    - Prowadź! – rzuciłem do sługi, oddając jego towarzyszowi wodze.
    Młodzieniec poprowadził mnie bez słowa korytarzami, które obaj tak dobrze znaliśmy. Narzucił bardzo szybkie tempo, więc do komnaty dotarliśmy po krótkiej chwili. Sługa skłonił się i odszedł, ja zaś rozejrzałem się po pomieszczeniu.
    - Jesteś wreszcie! – król wstał z tronu i podszedł do mnie, kładąc mi prawą dłoń na ramieniu – W samą porę.
    Król obrócił się i skinął na dwóch mężczyzn, których do tej pory nie zauważyłem. Obaj postąpili krok do przodu, stając przede mną. Jednego z nich znałem – był to Stefan d’Ivrea, kanclerz koronny. Drugi z nich…
    Drugi z nich był Saracenem.
    - Kim on jest?- zapytałem, zwracając się do kanclerza.
    Nim mężczyzna zdążył odpowiedzieć, odezwał się poddany Kalifa.
    - Nazywam się Abbas, syn Ahmeda! – jego frankijski był ciężki do zrozumienia przez akcent – Moi przodkowie władali miastem, które zwiecie Urgell.
    Urgell… Od dwóch pokoleń we władaniu rodu d’Ivrea, w uznaniu zasług… Wydarte jeszcze przez Karolingów z rąk muzułmanów. Wielki sukces królowej Konstancji, wielka porażka kalifa Nasira… Nie było ani największym ani najbogatszym miastem królestwa, do tego oddzielały je od ziem Franków włości akwitańskich możnych.
    - Jesteś tutaj we własnym imieniu, Abbasie? – zapytałem, zerkając na ojca.
    Kiedy król pokręcił głową, zrozumiałem. Przybyły Saracen był tylko emisariuszem, nie był w Paryżu w swoim imieniu…
    - Przybyłem tu w imieniu wielkiego Kalifa! – rzekł dumnie innowierca – Mój pan zamierza odebrać to, co niegdyś należało do niego. I do mojej rodziny.
    Więc o to chodziło. Wszystkie fragmenty układanki ułożyły się w zgrabną całość. Wyjaśnił się pośpiech, z jakim mnie tu wezwano, zachowanie mojego ojca, obecność innowiercy na paryskim dworze.
    Będzie wojna.
     
  15. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    Do wojny po stronie Franków przyłączył się król Mateusz IV Welf.

    [​IMG]

    Król nie usłuchał swoich doradców i zaatakował siły Kalifa jak najszybciej – by przerwać oblężenie miasta.

    [​IMG]

    Saraceni odnieśli pierwszą porażkę, zaś jeden z ich dowódców dostał się do niewoli.

    [​IMG]

    Po sukcesie wojsk frankijskich, do obrońców dołączył również król włoski – Ubaldo II Święty.

    WILHELM II

    Wszystko układało się po mojej myśli.
    Z początku obawiałem się tego. Nie chciałem przyjąć nominacji na dowódcę. Nie kierował mną strach przed walką, to nie wojownicy Kalifa napełniali moje serce trwogą, a odpowiedzialność, którą ojciec planował zrzucić na swojego dziedzica. Odpowiedzialność za wszystkich ludzi, których prowadziłem do boju. Byłem młody i niedoświadczony, musiałem się wykazać, zaskarbić sobie szacunek weteranów…
    I udało mi się. Zwyciężyłem.
    Wyprostowałem się, po raz kolejny spoglądając na mapę. Książę Alfons, brat króla Mateusza i dowódca wojsk mojego jedynego sojusznika, wskazał jeden punkt. Od godziny spieraliśmy się o strategię i taktykę. Ten człowiek miał stanowczo za dużo do powiedzenia, biorąc pod uwagę liczbę mieczy, które mi zapewniał. Zaczynał mnie drażnić.
    - Panie? – do namiotu wszedł jeden z moich żołnierzy – Posłaniec.
    Machnąłem ręką, uciszając ostatnie słowa księcia Alfonsa o miejscu, w którym wydamy Saracenom bitwę. Żołnierz cofnął się, wpuszczając do namiotu gościa. Okazał się nim… Piotr, książę Modeny. Znałem go dobrze, często bywał w Paryżu, doglądając spraw swego króla.
    - Książę… - przemówiłem, nie ukrywając zaskoczenia – Co cię tutaj sprowadza?
    Piotr nie odpowiedział od razu. Skinął głową Alfonsowi i uścisnął moją dłoń. Przywołał na twarz uśmiech, taki, który zwykle zdobił jego młodą twarz, gdy podejmował negocjacje z moim ojcem.
    - Przybywam w imieniu mego króla… - przemówił Włoch – Oferując wsparcie.
    Ciekawe… Jaki interes mój włoski kuzyn miał w tym, by nam pomóc? Nie mogłem uwierzyć, że chodzi o więzy krwi czy o wiarę. Ubaldo, przynajmniej według słów mojego ojca, był człowiekiem niezwykle ostrożnym i praktycznym. Nie pomagał, jeśli nie widział zysku – tak wymiernego jak i długofalowego. Wiedział, kiedy wykorzystać okazję.
    - Bezinteresownie? – zapytałem, nie mogąc powstrzymać ironicznego uśmieszku.
    Piotr również się uśmiechnął.
    - Związanie sił Kalifa pod Urgell jest nam na rękę… - przeszedł do sedna posłaniec włoskiego króla – Toczymy wojnę z Tulunidami, sojusznikami Kalifa.
    Taka rozmowa podobała mi się bardziej niż bezproduktywne dywagacje księcia Alfonsa. Piotr był konkretny, nie zwodził, grał w otwarte karty.
    - Ilu żołnierzy mój kuzyn zechce nam wysłać? – zapytałem krótko.
    Książę Mediolanu zawahał się. Nie odpowiedział od razu, najwyraźniej kalkulując.
    - Pięć tysięcy… - powiedział w końcu posłaniec.
    Książę Alfons zmarkotniał. Jego kontyngent liczył najwyżej pięć setek żołnierzy. Mój uśmiech stał się szerszy, poklepałem włoskiego posłańca przyjaźnie po ramieniu. Z takim wsparciem, kampania będzie…
    Panie, błogosław Włochów!

    [​IMG]

    Po dołączeniu do walki Włochów, doszło do drugiej bitwy pod Urgell. Tym razem jednak Saraceni posiadali przewagę liczebną…​

    [​IMG]

    Dzięki przytomności umysłu księcia Szampanii, bitwa zakończyła się zwycięstwem Franków.

    [​IMG]

    Król Henryk umiera w 1085 roku. Jego następcą zostaje jego najstarszy syn, znany odtąd jako Wilhelm II.

    HENRYK III

    Świętowałem.
    W pierwszym odruchu, gdy tylko dowiedziałem się o wielkim zwycięstwie mojego syna, chciałem wydać na jego cześć ucztę, wielki bal. Uhonorować go w jak najbardziej szumny sposób, bo w pełni na to zasługiwał. Po chwili jednak, emocje opadły i przyszło otrzeźwienie – zwycięskich rycerzy postanowiłem nagrodzić, gdy wojna dobiegnie końca, a ci wrócą w glorii i chwale do Paryża.
    Nie warto było uprzedzać faktów!
    Mimo tego postanowienia, zamknąłem się w komnacie i rozpocząłem małe świętowanie. Tylko moja królewska osoba, puchar napełniony winem i wiekopomne zwycięstwo, którym mogłem się delektować, napawać do woli. Pokonałem samego Kalifa, który król mógł się pochwalić podobnym osiągnięciem?
    Zadowolony z siebie, podszedłem do stołu i ponownie napełniłem puchar. W tym dniu, nawet wino smakowało jakoś inaczej. Bardziej… intensywnie? Czy tak właśnie smakowało zwycięstwo? Jeśli tak – pragnąłem częściej go smakować.
    - Za zwycięstwo nad Kalifem! – mruknąłem, pociągając kolejny łyk z pucharu.
    Czy to wino powinno tak smakować? Wydawało się… Było… Miało jakiś dziwny posmak, inny niż zazwyczaj. Uniosłem dłoń, w której trzymałem puchar i przyjrzałem mu się uważnie. Nic nadzwyczajnego. Ale czy na pewno?
    - Dziwne… - nagle moja dłoń zadrżała, a puchar wypadł mi z ręki – Co do…?
    Poczułem nagłe ukłucie bólu. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić – to, co wcześniej było niby ukąszenie komara, przerodziło się w eksplozję, porównywalną do sztyletu, wbijającego się w trzewia. Pociemniało mi przed oczami, zaś nogi odmówiły posłuszeństwa. Zwaliłem się ciężko na ziemię, nie będąc w stanie kontrolować reakcji własnego ciała.
    Trucizna! – zdążyłem jeszcze pomyśleć.
    Chciałem krzyczeć, wezwać pomoc, zaalarmować służbę, kogokolwiek. Ale było już za późno. Ból był obezwładniający, sprawiał, że nie byłem w stanie wykrzesać z siebie najmniejszego choćby dźwięku. W swoich ostatnich chwilach mogłem jedynie powoli pogrążać się w coraz większym bólu, modląc się o utratę przytomności bądź śmierć. Moje myśli stawały się coraz bardziej chaotyczne, mącił je ból. Nie byłem nawet pewny, kto za tym stoi…
    Cóż za ironia… Otruty! Ja, który starałem się zawsze postępować ostrożnie…
    Strasznie parszywy koniec, jak na zwycięskiego króla.
    Jeden błąd… A kosztował mnie życie.

    Henryk poślubił księżniczkę wielkomorawską, Jelizawetę. Para doczekała się ośmiorga potomków:
    - Wilhelma, koronowanego na króla Franków pod imieniem Wilhelma II.
    - Jakuba, którego przeznaczono na biskupa, następcę Lotara Czarnego.
    - Cecylię, której los zależy od królewskiego brata.
    - Mikołaja, którego los zależy od królewskiego brata.
    - Henryka, którego los zależy od królewskiego brata.
    - Ludwika, którego los zależy od królewskiego brata.
    - Izabeli, której los zależy od królewskiego brata.
    - Amelii, której los zależy od królewskiego brata.

    Zaopatrzyłem się w najnowsze DLC, więc w następnym odcinku zajmiemy się zdrowiem królewskiej rodziny.
     
    Artafrates i Piterdaw lubią to.
  16. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    ODC XII – „Koniec wojny, początek epidemii”

    Wilhelm II Spokojny

    [​IMG]

    Król Franków 1085 – 1097
    Książę Bretanii 1085 – 1097

    [​IMG]

    Wilhelm – charyzmatyczny negocjator, człowiek pracowity, umiarkowany, nieśmiały, uparty oraz niezwykle ambitny.

    [​IMG]

    Na początku jego panowania zaprzątały go sprawy związane z wojną z Saracenami.

    WILHELM III

    Koniec wojny był bliski.
    Wszystko szło po mojej myśli. Rozbiliśmy wojska Kalifa w dwóch bitwach. Książę Szampanii ścigał niedobitki, utrudniając wrogowi przegrupowanie się. Włosi nie tylko wsparli mnie walnie w kampanii, ale również zawiesili sztandar króla Ubaldo nad murami Barcelony, po raz pierwszy od dwustu lat, zdobywając to miasto dla chrześcijan. Wojska księcia Alfonsa stały się postrachem Nawarry, przetaczając się przez tamtejsze ziemie niczym zaraza, paląc, grabiąc i wycinając w pień innowierców.
    Pozostawało nam jedynie czekać na posłów od Kalifa.
    Wyprostowałem się, ponownie zerkając na mapy, rozłożone na stole. Nie były mi już potrzebne, wszystko było zaplanowane. Coraz częściej uciekałem myślami ku stolicy, pragnąc wyrwać się z objęć wojennego chaosu. Po prawdzie, gdyby nie rozkaz ojca i moja pozycja… Z własnej woli nie ruszył bym na front. Rzeczy, które widziałem i musiałem robić…
    Wzdrygnąłem się na samą myśl.
    - Panie? – jeden z moich żołnierzy uchylił połę namiotu.
    Nie odważył się jednak wejść do środka, czekając na moją reakcję.
    - Mów o co chodzi, żołnierzu… - odparłem tylko, nie podnosząc głowy znad map.
    Nim żołdak zdołał odpowiedzieć, inny przybysz przecisnął się obok niego i wszedł do namiotu. Uniosłem głowę i już miałem go zrugać, jednak szybko porzuciłem ten zamiar – stał bowiem przede mną kanclerz koronny, Julian de Braga. Mężczyzna – zwykle radosny, uśmiechnięty, nieco niefrasobliwy – był wyraźnie zdenerwowany. Na jego twarzy piętno odcisnęły silne emocje i zmęczenie.
    - Kanclerzu… - skinąłem dworakowi głową – Co cię sprowadza?
    Mężczyzna milczał przez chwilę, pogrążony w zadumie. Zupełnie jakby układał w myślach słowa, by odpowiednio je ułożyć.
    - Jakieś wieści od ojca? – zapytałem – Dlaczego wysłał ciebie? Zwykły posłaniec by wystarczył.
    Kanclerz koronny zwiesił głowę, gdy tylko padło moje pytanie.
    - On… Jego Wysokość… - zamilkł, podnosząc głowę i patrząc na mnie.
    W jego spojrzeniu widziałem smutek i trwogę.
    - Złe wieści, panie… - podjął opowieść dworak – Twój ojciec nie żyje.
    Sens jego słów dotarł do mnie dopiero po chwili. Choć odczułem smutek, wiedziałem również, z czym wiąże się śmierć mego ojca. Ponadto… Toczyliśmy wojnę – nie było zatem czasu na żałobę i sprawy Paryża. Wszelkie uroczystości, czy to pogrzebowe czy koronacyjne, musiały poczekać. Otworzyłem usta by wydać odpowiednie instrukcje kanclerzowi, ten jednak opadł na kolana nim zdążyłem się odezwać.
    - Umarł król… - zawołał dworak – Niech żyje król!
    Tak… O ile nie zginę w walce z innowiercami.

    [​IMG]

    Wilhelm II – jako pierwszy król z dynastii bretońskiej – powołał biskupa Gerauda na stanowisko nadwornego lekarza.

    GERAUD I

    Nagłe wezwanie do stolicy było… Zastanawiające.
    Tyle lat w ubóstwie, stroniąc od uciech, zbytku i zaszczytów. Tyle lat spędzonych na studiach i modlitwie, ten czas, który poświęciłem by przybliżyć się do Pana. Tak bardzo poświęciłem się sprawom duchowych, iż myślałem, że zapomniano o mnie na paryskim dworze – łatwo przecież było zapomnieć o jednym biskupie wśród tych intryg, zdrad, grzesznych uciech. Dwór przecież winien pławić się w królewskim blasku i przepychu, nie zaś myśleć o nagrodzie w Niebie.
    - Król czeka w swojej komnacie… - sługa skłonił się i ustąpił z drogi, przepuszczając mnie do królewskich komnat.
    Niepewnym krokiem minąłem dworaka i wszedłem do pomieszczenia. Gdy tylko dostrzegłem króla, skłoniłem się. Nie tak wyobrażałem sobie monarchę – był bardzo młody, niezwykle wysoki, o przenikliwym spojrzeniu. Jednak… Ubrany był skromnie, nie emanował pychą i umiłowaniem zbytku. Nie roztaczał aury właściwej charyzmatycznemu władcy, wydawał się nieco wycofany, ostrożny. Jakby brakowało mu stanowczości bądź doświadczenia.
    - Dziękuję za przybycie, Ekscelencjo! – przemawiał spokojnie i cicho – Rad jestem twemu przybyciu.
    Jego słowa wywołały uśmiech na mojej twarzy. Oto miałem przed sobą króla, który nie oczekiwał uwielbienia i posłuchu, wiedział, czym jest skromność i pokora. Przestałem żałować decyzji o udaniu się do Paryża.
    - Trudno odmówić… - odezwałem się – Kiedy sam król wzywa.
    I na twarzy monarchy pojawił się delikatny uśmiech, ledwo majaczący na jego wargach. Podszedł do szerokiej ławy, ustawionej w głębi komnaty. Służba zostawiła na niej dwa złote kielichy. Król uniósł jeden z nich i obrócił się ku mnie.
    - Nie chciałem, byś potraktował wezwanie jak rozkaz… - mruknął młodzieniec – To było jedynie zaproszenie. Chcę ci złożyć propozycję.
    Monarcha podał mi kielich. Dostrzegłem, iż naczynie wypełnione jest krwistoczerwonym trunkiem. Przyjąłem puchar.
    - Czym mogę służyć mojemu monarsze? – zapytałem, zaintrygowany jego słowami.
    Król sięgnął po drugi z kielichów i zamyślił się na chwilę. Nie przerywałem tego momentu zadumy, czekając cierpliwie, aż uchyli nieco rąbka tajemnicy.
    - Doszły mnie słuchy o twoich badaniach… - powiedział monarcha po chwili – Ponoć zgłębiasz tajniki leczenia chorób.
    Skinąłem głową.
    - To jedna z wielu dziedzin… - przytaknąłem królowi – Którą badam.
    Nie chciałem zbytnio rozwodzić się na ten temat. Nie wiedziałem, czy król nie jest przypadkiem religijnym fanatykiem, który z radością pozbawił mnie życia za zgłębianie zakazanej wiedzy. Sam fakt odmienności moich przekonań niejednokrotnie naraził mnie na niebezpieczeństwo… Nie chciałem ryzykować.
    - Zgodzisz się zatem… - przemówił król, przypatrując mi się uważnie – Przyjąć stanowisko nadwornego medyka?
    Przez chwilę myślałem, że Jego Królewska Mość raczy żartować. Nadwornego medyka? Nie znano takiego tytułu na paryskim dworze, żaden z dotychczas rządzących monarchów nie mianował oficjalnego medyka, który opiekowałby się dworzanami.
    - Osobiście sfinansuję budowę paryskiego szpitala… - mówił dalej monarcha – Chcę, by nad zdrowiem dworzan czuwał ktoś doświadczony.
    - To… - odchrząknąłem, opanowując się – To dla mnie zaszczyt, mój panie.
    Monarcha uniósł puchar.
    - Pozwól, że powitam cię na swoim dworze! – zaśmiał się król, popijając wino z pucharu – Nadworny medyku.
    Nie wiedziałem czy cieszyć się z tej nominacji…
    Czas pokaże!

    [​IMG]

    Wojna rozpoczęta jeszcze za panowania króla Henryka, zakończyła się zwycięstwem Franków.​

    [​IMG]

    Król rozkazał zbudować szpital – zgodnie z radą swego nadwornego medyka.

    [​IMG]

    Wyczerpanie wojną członkowie rady obrócili na swoją korzyść. Wymogli na królu ustępstwa.​

    „Wojna z Saracenami zakończyła się zwycięstwem, ale niosła ze sobą również ogromne koszty. Nie tylko sprawiła, iż skarbiec królewski świecił pustkami – przedłużająca się nieobecność króla, który na czele wojsk potykał się z innowiercami, wykorzystali członkowie jego rady, urzędujący w Paryżu. Wszyscy oni byli ludźmi bardziej doświadczonymi od młodego monarchy, od lat sprawując władzę w imieniu jego zmarłego ojca – posiadali wpływy, bogactwo i koneksje, to wszystko wystarczyło by stawiać żądania wobec monarchy, którego pozycja nie była jeszcze ugruntowana. Nie w smak była potężnym książętom pozycja, jaką wypracowali sobie królowie z dynastii bretońskiej, pragnęli władzy, jaką posiadali w czasach karolińskich – realnego wpływu na politykę prowadzoną w Paryżu. Jednak wielu popierało króla – który przecież wracał zwycięski z dalekiej wojny z innowiercami. I być może żądania członków rady zostałyby odrzucone, być może młody Wilhelm zaryzykowałby wybuch wojny domowej, gdyby nie jeden człowiek… Jeden z najpotężniejszych książąt królestwa – książę Szampanii. To on, niegdyś najbardziej zaufany doradca króla Henryka, stanął na czele możnych, to on stanowił o sile opozycji. Młody król potrzebował poparcia księcia, rozpętanie wojny domowej w niespełna kilka miesięcy od zakończenia wyczerpującej wojny z Kalifem nie było opłacalne dla świeżo koronowanego monarchy – Wilhelm zrobił więc coś, na co nie zdobyli by się jego przodkowie… Przyjął żądania swej rady, dobrowolnie ograniczając własne wpływy. Przyjęło się, iż to właśnie tej decyzji monarcha zawdzięcza swój przydomek – Spokojny – choć zdania historyków są podzielone. Część z nich akcentuje rozważny sposób prowadzenia polityki przez króla…”

    „Rządy spokojnego króla” pióra Adama Hartwiga.
     
    sexiorz84 i Piterdaw lubią to.
  17. ers

    ers Ten, o Którym mówią Księgi

    Wszystko pięknie, lecz mam pytanie: jak ustawiles zasady gry?
     
  18. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    ers - po prostu wczytałem starszy save na obecnym patchu. Zakładam, że opcje gry są takie, jak domyślnie. (Na pewno nie ma Azteków, bo nie gram na Sunset Invasion)

    [​IMG]

    Król dbał o swoich poddanych.

    GERAUD II

    Nie spodziewałem się, że ujrzę tyle cierpienia.
    Kiedy myśli się o Paryżu, pierwsze na myśl przychodzą jego wielkość i bogactwo. Wspaniałość królewskiego dworu. Ogromne posiadłości wpływowych książąt i biskupów. To jedno z tych miast, które bez jakichkolwiek wątpliwości zasługuje na miano jednej z najwspanialszych stolic w Europie. A jego obrzeża? Biedacy, żyjący w nędzy? O nich nikt nie pamiętał.
    Poza mną.
    Kiedy król mianował mnie nadwornym medykiem, nie spodziewałem się, jak wielkim brzemieniem będzie to stanowisko. Nie niosło by ono za sobą żadnych negatywnych emocji, jeśli ograniczyło by się jedynie do dbania o członków dworu, jednak wizja monarchy sięgała dalej. Nie chciał, bym zajmował się jedynie częścią jego poddanych, dlatego właśnie rozkazał wznieść szpital.
    Bym mógł leczyć także tych, którzy nie mieli szczęścia urodzić się w szlacheckiej rodzinie.
    Do tej pory, zdarzyło mi się doświadczyć ubóstwa i życia w ascezie. Podjąłem je, w pełni zdając sobie sprawę z konsekwencji, to był mój świadomy wybór. Ale ci ludzie, którzy przychodzili do mojego szpitala, oni… Nie mieli wyboru. Próbowali jedynie przetrwać kolejne dni, nie byli w stanie zapewnić sobie nawet strawy czy dachu nad głową. Nie dlatego, że chcieli być bliżej Pana – jedynie dlatego, że nie byli w stanie zapracować na choćby i najmniejszy kawałek chleba.
    To ich najczęściej atakowały choroby.
    Pan mi świadkiem, naprawdę się starałem. Dawałem z siebie wszystko, często przekraczając granice własnej wytrzymałości, po to tylko by ratować życie bliźniego. Ale… To było za mało. Potrzebowałem środków, których nie mogłem zdobyć w żaden inny sposób. Właśnie dlatego czekałem teraz na audiencję u monarchy. On rozumiał, jak ważny jest szpital, który sam rozkazał przecież wznieść. On zrozumie, że potrzebuję środków, by go prowadzić.
    Przynajmniej taką miałem nadzieję.
    - Wejdź, Ekscelencjo! – zawołał król z głębi komnaty.
    Posłusznie otworzyłem drzwi prowadzące do pomieszczenia i do niego wszedłem. Monarcha czekał na mnie przy stole, w obu dłoniach trzymał puchary. Przyjąłem jeden z nich i upiłem łyk wina, król uczynił podobnie.
    - Z czym do mnie przychodzisz? – zapytał król, kiedy ugasiliśmy pragnienie – Chcesz mnie przebadać?
    Pokręciłem głową.
    - Chcę o coś prosić… - powiedziałem cicho – Źle dzieje się w szpitalu…
    Z twarzy króla zniknął uśmiech, przyjrzał mi się uważnie. Chciał coś powiedzieć, jednak postanowił pozwolić mi dokończyć.
    - Ostatnio przybywa tam wielu ludzi… - kontynuowałem opowieść – W poszukiwaniu strawy i schronienia. Nie mam możliwości zapewnić im wszystkim…
    Król uniósł dłoń, przerywając mi.
    - Chcesz prosić o złoto? – zapytał krótko monarcha, a gdy skinąłem głową, kontynuował – Dam ci je. Twoje usługi są nieocenione… A ja nagradzam wierną służbę.
    Nie chciałem nagrody dla siebie. Prawdziwą nagrodę otrzymamy przecież po śmierci. Ale, jeżeli w ten sposób mogłem zdobyć środki by pomóc tym biedakom, niech tak będzie. Stanę się najwierniejszym z królewskich sług.
    Byle tylko im pomóc.

    [​IMG]

    Królewska małżonka zapadła na dezynterię.​

    [​IMG]

    Nadworny lekarz króla – ze względu na swój wkład w rozwój paryjskiego szpitala – stał się znanym i poważanym medykiem.​

    [​IMG]

    Dezynteria nie tylko zabrała królowi małżonkę – on sam także zapadł na tę chorobę.

    WILHELM IV

    Ta pustka…
    Kiedy zamykałem oczy, powracały do mnie wspomnienia. Ból, jaki ze sobą niosły, był zbyt wielki. Byliśmy w kwiecie wieku, a jednak Pan postanowił odwołać do siebie moją ukochaną. Dlaczego? Próbowałem to zrozumieć, zadawałem mu to pytanie w modlitwach, było obecne w każdej z moich myśli. Biskup rozpoznał chorobę, która mi ją zabrała.
    Dyzenteria.
    Choroba zaatakowała, gdy moja królowa była osłabiona ciężkim porodem. Nasza najmłodsza córka, Małgorzata, była jedynym, co pozostało mi po mojej miłości. Poza wspomnieniami, które kiedyś wyblakną, nienawiścią do dyzenterii, która z czasem może się wypalić, córka była jedynym, co będzie przypominało mi trwale o małżonce.
    Czułem się źle.
    Wielokrotnie odwiedzał mnie nadworny medyk, pytając o mój stan. Ale to przecież nie choroba toczyła moje ciało, nie podupadłem na zdrowiu. Jedynie wciąż czułem tę pustkę, zatruwała mój umysł i duszę, odbierając mi chęci do życia. Żaden dekokt czy wywar nie mógł na to pomóc na boleść duszy i biskup dobrze o tym wiedział. Nie widziałem nawet sensu w wstawaniu z łóżka, zalegałem w nim całe dnie, tak, jak teraz…
    - Panie? – do komnaty wkroczył sługa – Wina?
    Skinąłem głową. Być może się pomyliłem – na mój żal istniało pewne lekarstwo. Trunek barwy krwi pomagał mi zapomnieć. Na krótką chwilę wymazywał wydarzenia ostatnich dni, pozwalał myśleć o innych rzeczach. Wiedziałem, że w ten sposób niejako oszukuję swój umysł, ale nie dbałem o to. Chciałem choć przez chwilę pozbyć się tej przejmującej pustki…
    - Proszę, panie! – sługa zbliżył się do łoża i podał mi kielich, wypełniony winem.
    Kiedy tylko podał mi puchar, osuszyłem go jednym haustem. To było za mało żeby zapełnić pustkę, więc otworzyłem usta, by poprosić o więcej wina… Ale wtedy poczułem ból. Nieprawdopodobny ból rozlewający się ogniem w trzewiach. Poczułem, że niedawno wypity trunek podchodzi mi do gardła. Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, przechyliłem głowę i zwymiotowałem prosto na buty sługi.
    - Wezwij… - wycharczałem z trudem – Medyka…
    Ból był straszny, niczym sztylet Saracena zagłębiający się w trzewiach, raz za razem. Czy to była trucizna? Czy niedługo umrę? Może i tak byłoby lepiej…
    Wtedy dołączyłbym do małżonki.

    [​IMG]

    Wkrótce choroba pogłębiła się. Król zapadł również na grypę i zmuszony był oddać się w ręce nadwornego medyka.

    [​IMG]

    Metody biskupa podziałały. Król poczuł się lepiej.

    [​IMG]

    Doszły nas wieści o epidemii w dalekich krajach.​

    [​IMG]

    I tak oto król zachorował na dżumę…

    GERAUD III

    Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem.
    Pierwszym objawem była wysoka gorączka. Zaraz za nią, pojawiły się nabrzmienia, tak pod pachami jak i w pachwinach – porównać je można było do jabłka czy jajka, choć zdarzali się tacy, co zwali je szyszkami. Później opuchliny te rozprzestrzeniły się po całym ciele. Po nich, na rękach, biodrach i w innych miejscach występowały czarne plamy – u niektórych moich pacjentów były drobne i skupione, u króla było ich tylko kilka, ale znacznie większych. Monarcha nie tylko nękany był przez temperaturę i obrzęk, wymiotował obficie – czasami krwią. Nigdy nie miałem styczności z taką zarazą, ale wystarczyło jedno spojrzenie by stwierdzić, że…
    Król Franków umierał.
    - Wiem… - król z trudem uniósł się lekko – Umieram.
    Zaraz zbrakło mu sił i ciężko opadł na łoże. Jego organizm był silny, sam władca niezwykle uparty. Ale strata małżonki, przebyta dezynteria i grypa, to wszystko wyniszczyło go, a teraz Plaga zaatakowała, by dokończyć dzieła zniszczenia. Choć z całych sił chciałem mu pomóc, choć modliłem się gorąco do Pana by zesłał mi natchnienie, pomógł znaleźć lek, król Franków gasł na moich oczach, zupełnie jak moi pacjenci – biedacy, po których Plaga przyszła wcześniej. Dla Śmierci – a ta zaraza była jej największym orężem – wszyscy byliśmy równi. I pospólstwo i szlachta, i żebracy i królowie…
    - Tak, panie… - odparłem ze smutkiem – Nic nie mogę na to poradzić.
    Słaby uśmiech pojawił się na jego ustach, zaraz jednak przeszedł w grymas bólu. Ciałem króla wstrząsnął dreszcz i znów zwymiotował. Choroba wyniszczała go od sześciu dni, tylko jego upór trzymał go przy życiu. Czy byłem świadkiem cudu? Nikt, żaden z biedaków, których próbowałem uratować, nie potykał się z Plagą tak długo.
    - Zaopiekuj się… - powiedział słabo monarcha – Henrykiem.
    Skinąłem głową. Król umierał, jego nie mogłem uratować. Ale jego dzieci wciąż pozostawały pod moją opieką.
    - Nie winię cię… - wycharczał monarcha.
    Jego ciałem ponownie wstrząsnął dreszcz. Nie zostało w nim wiele życia. Zamknął oczy, przygotowując się na nadejście śmierci. A ja dziękowałem Bogu, za to, że w swej dobroci mi przebaczył. Nie chodziło mu o to, że nie zdołałem go uratować – tego nie uczyniłby nawet medyk lepszy ode mnie. Przebaczył mi, że nie byłem w stanie uratować jego małżonki… Zostawił za sobą ostatnią sprawę, która trzymała go na ziemi.
    Jego walka się skończyła, nasza wciąż trwała.
    Panie, miej nas w Swej opiece.

    [​IMG]

    Choroba wykończyła króla w 1097 roku. Jego następcą został najstarszy syn - Henryk.​

    Król Wilhelm poślubił córkę króla Sasany, Caitlin. Para doczekała się piątki dzieci:
    - Izabeli, przyobiecanej księciu Akwitanii.
    - Emmy, przyobiecanej Teobaldowi z dynastii Karolingów.
    - Henryka, króla Franków jako Henryk II.
    - Karola, następcy swego brata.
    - Małgorzaty, której los zależy od regenta Henryka
     
    sexiorz84 i Artafrates lubią to.
  19. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    ODC XIII – „Czarna Śmierć”

    Henryk II

    [​IMG]

    Król Franków 1097 – 1156
    Książę Bretanii 1097 –1156​

    [​IMG]

    W imieniu młodego króla rządziła Rada Regencyjna – przewodził jej jego krewniak, książę Normandii – Mikołaj Okrutny.​

    [​IMG]

    Rozpoczęła się epidemia…

    [​IMG]

    U młodego władcy wystąpił pierwszy objaw – gorączka.

    [​IMG]

    Choroba, która zabrała ojca, przyszła również po syna.

    REGENT

    To mogła być dla nas szansa.
    Na początku się zmartwiłem, to oczywiste. Ta choroba wykończyła Wilhelma i każdego z jego braci, a teraz przyszła po jego syna. Zabierała coraz większą liczbę krewnych – nie tylko potomków Hasteina w ogólności, ale przede wszystkim tych, którzy z racji pochodzenia zasiadali na tronie w Paryżu. Brak króla oznaczał zawsze chaos, a brak stabilności nie służył ani Koronie ani tym, którzy byli od niej zależni.
    Ale te wszystkie zgony… Mogły być dla nas szansą.
    Byliśmy potomkami Hasteina, tak, jak i nasi paryscy krewniacy. Naszą wadą był prosty fakt – pochodziliśmy z linii Bersiego, drugiego syna. Potomkowie pierworodnego otrzymali zatem koronę i zwierzchność nad Francją, dla nas zostało tylko Mortain. Mały skrawek ziemi, którym moi przodkowie nie byli w stanie się zadowolić. Ambicja była naszą siłą – zaczynaliśmy jako hrabiowie Mortain, a teraz? Ja, Mikołaj, czwarty książę Normandii, byłem jednym z najpotężniejszych ludzi w królestwie, przewodniczyłem radzie…
    A Plaga pozwoliła mi sięgnąć po więcej…
    Dzięki Pladze osiągnąłem swoją pozycję. To przez nią, Wilhelm powierzył mi stanowisko regenta. A teraz, kiedy mój krewniak umarł, tron przypadł jego synowi, który był zbyt młody by samodzielnie podejmować decyzje. Cała władza była skupiona w jednym ręku – moim… Ale mogłem zyskać znacznie, znacznie więcej. Jeśli Plaga zabierze również Henryka, zapanuje chaos. Jego następca, Karol, również chorował, a gdy go zabraknie… Główna linia rodu wygaśnie – pretendentami zostaną jedynie dalecy kuzyni, bez silnego roszczenia do tronu…
    Podobnie jak my. Z tym, że reszta pretendentów…
    Nie ma za sobą najpotężniejszego księstwa kraju Franków.
    Widziałem to wszystko, gdy przechadzałem się przez salę tronową. To wszystko, co mogłem zyskać. Kiedy – tak, jak teraz – pozwalałem sobie zasiadać na tronie przeznaczonym dla króla. Kiedy mogłem poczuć się jak prawdziwy władca Franków… To uczucie było nie do zastąpienia, to, co z sobą niosło…
    Nie było łatwo z niego zrezygnować, kiedy się go zakosztowało.
    - Regencie? – głos nadwornego medyka był bardzo cichy i przepełniony zmęczeniem – Posiedzenie rady za chwilę się zacznie.
    Starzec zbliżał się powoli. Opieka nad chorymi odcisnęła na nim swoje piętno – wyglądał niczym osoba ledwie trzymająca się życia, ktoś, kto niedługo stanie się nieboszczykiem. Być może zaczął chorować?
    - Już idę, biskupie… - odparłem, podnosząc się z tronu – Jak się miewa król?
    Cień przebiegł przez twarz starca.
    - Nie jest z nim najlepiej… - odparł biskup – Przyszła po niego Plaga.
    Starzec zwiesił głowę. Moi szpiedzy donosili mi, że nadworny medyk obwiniał się o śmierć Wilhelma i starał się z całych sił odpokutować za to – jak to nazywał – zaniedbanie. Doprowadziło go to do stanu, w którym przekraczał granicę własnej wytrzymałości po to, by ratować chorych, których mu powierzono.
    - Jest w dobrych rękach… - położyłem obie dłonie na ramionach biskupa – Jeśli ktoś jest w stanie go uratować, to tylko nadworny medyk.
    Starzec powoli skinął głową i na jego twarzy pojawił się blady cień uśmiechu. Powoli ruszyliśmy do komnaty, w której zbierała się rada.
    Oby Henryk nie przeżył. Ale nawet jeśli…
    Zawsze można mu pomóc z przejściem na tamten świat.

    [​IMG]

    Kuracja nadwornego medyka zadziałała – Henryk zyskał miano Ocalonego, jako jeden z niewielu przetrwał Plagę.​

    [​IMG]

    Poddani młodego władcy obwinili za Plagę Żydów. Regent Henryka nie interweniował.​

    „Ówcześni tworzyli wiele teorii o pochodzeniu Plagi… Istnieje wiele przekazów różnych biskupów i kaznodziejów, szczególnie na terenie państwa frankijskiego, którzy głosili, iż zaraza jest karą za grzechy oraz jednym ze znaków nadchodzącej Apokalipsy. Z podobnymi zapiskami spotkać się można również wśród duchownych sunnickich z Andaluzji, którzy za taki obrót sprawy obwiniali pogrążony w dekadencji dwór Kalifa – na kanwie ich przekazów doszło do wybuchu dwóch najgroźniejszych powstań w historii Al-Andalus. Istnieje również manuskrypt nadwornego medyka króla Wilhelma, który opisuje badania Plagi z punktu widzenia stricte medycznego, podobnych badań podejmowało się wielu uczonych, alchemików, zachowały się nawet zapiski kobiet i mężczyzn parających się sztukami magicznymi, z tych ostatnich jednak nie wynika za wiele, ze względu na brak potwierdzenia oraz wątpliwą autentyczność. Najtragiczniejszy obrót przybrała sprawa jednego z dworzan króla Henryka II, niejakiego Tristana z Rouen, który winą za plagę obarczył członków gminy żydowskiej na podstawie mglistej relacji jednego z chłopów. Oskarżenie Tristana trafiło do regenta młodego króla, a ten zignorował je ze względu na brak dowodów – sfrustrowany dworzanin podburzył tłum i wkrótce na terenie Paryża doszło do jednego z pierwszych pogromów ludności żydowskiej. Zjawisko zostało zignorowane przez księcia Mikołaja, szybko więc rozprzestrzeniło się na terenie całego kraju – do podobnych wydarzeń doszło w Normandii, na terenie Bretanii, nawet w królestwie Akwitanii. Potępienie dla takiego działania przyszło zbyt późno – samowola tłuszczy kosztowała kraj Franków wiele żyć i zwiększyła tylko panujący chaos. Sam regent, książę Normandii, znany był odtąd jako Mikołaj I Okrutny…”

    „O początkach Plagi” Godfryda de Lusigan

    [​IMG]

    Kilka miesięcy później Plaga przychodzi po regenta. Jego najstarszy syn, Maurycy, zajmuje jego miejsce.​

    [​IMG]

    Dwa miesiące później umiera nadworny medyk. Maurycy gorączkowo poszukując następcy, natrafia na tajemniczą kobietę. Zdesperowany (sam zaczął przejawiać objawy zarażenia) zgadza się by ta upuściła nieco krwi młodemu królowi.

    CZAROWNICA

    Potrzebowałam królewskiej krwi.
    Krople królewskiej krwi miały wielką moc. Nie wszystkie – nasi przodkowie znali przypadki, gdy ktoś zostawał wywyższony z przypadku albo jego pokrewieństwo względem głównej linii było zbyt dalekie by płyn w jego żyłach miał odpowiednie właściwości. Ale ja… Ja znalazłam odpowiednich kandydatów. Potomkowie północnego watażki, którzy w jedno pokolenie opanowali Bretanię, a w kilka następnych zasiedli na paryskim tronie – coś nad nimi czuwało.
    Ich krew była odpowiedzią. Lekiem na Plagę.
    Widziałam to wszystko w snach. Plagę, przetaczającą się przez świat. Zdrowych mężów, których choroba zabijała w zaledwie kilka dni. Całe wsie i miasta, które zostały przez nią spustoszone. Imperia, które zmieniały się w gruzy. Ale także… Chłopca, który pokonał chorobę. Na tyle silnego by – mimo wszystko – przetrwać.
    - Jestem w stanie cię wyleczyć, panie… - wyszeptałam, kierując spojrzenie ponownie na królewskiego regenta.
    Nie ufał mi. Nie chciał przyjść do mojej chaty. Przywiódł mnie do komnaty tronowej pod eskortą czterech ze swoich zbrojnych. Nawet teraz, gdy stał blisko mnie, widziałam jego niepokój. Był bardzo gwałtowny w każdym ze swoich ruchów, jego oczy były rozbiegane, na czole widziałam krople potu. Ale to zapach był najgorszy. Pachniał śmiercią i zarazą.
    Miałam przed sobą martwego mężczyznę, który nie zdawał sobie sprawy z tego, że umiera.
    - Nie możesz! – warknął Maurycy, książę Normandii.
    Jedna z jego dłoni pozostawała zaciśnięta w pięść, drugą położył na rękojeści miecza. Spojrzał mi w oczy, a wtedy dostrzegłam w nich błysk szaleństwa. Regent zbliżył się do mnie, uniósł pięść na wysokość mojej twarzy.
    - Nikt nie może mi pomóc… - powiedział, pokazując mi to, co dotąd trzymał w dłoni.
    Były to kości. Starożytne runy. Wyczuwałam ich moc, wręcz nią pulsowały. Mocą Starych Bogów.
    - Widziałem własną śmierć… - powiedział regent – Obraz był zamglony, dziwnie niewyraźny. Ale widziałem ją.
    Oczywiście, że obraz był zamglony – chciałam powiedzieć. Kim jesteś, by runy powierzały ci tajemnice? Porzuciłeś swoje korzenie, stając się Frankiem. Porzuciłeś swoje wierzenia, przyjmując chrzest. Zatraciłeś wszelkie z cech wikinga, przedkładając chore ambicje nad szczerość i odwagę – i chcesz by runy ci służyły?
    Nie powiedziałam nic, jedynie obserwując każdy jego ruch.
    - Czuję toczącą mnie chorobę… - przystojna twarz księcia wykrzywiła się w paskudnym grymasie – Nie chciałem tego. Chcę tylko przeżyć. To tak dużo?
    Ponownie nie odpowiedziałam. Maurycy potrzebował tej chwili. Chciał wszystko z siebie wyrzucić, ale wiedziałam, że… Gdy tylko mu na to pozwolę i uderzę w odpowiednią strunę – da mi to, czego potrzebuję.
    - Musisz… Spróbować mnie wyleczyć… - na jego twarzy malował się strach, zaś w oczach odbijało szaleństwo – Dam ci wszystko. Tylko mnie ocal.
    Uśmiechnęłam się szeroko. Tylko to chciałam usłyszeć.
    - Potrzebuję chłopca! – powiedziałam, patrząc regentowi w oczy – Jego krwi.
    Regent spojrzał ponad moim ramieniem na korytarz, prowadzący do komnaty króla. Przez chwilę dumał nad moimi słowami, ale w jego oczach widziałam odpowiedź. Maurycy pozwoliłby zabić swego królewskiego krewniaka za choćby cień szansy na ocalenie.
    - Zgoda! – rzekł tylko regent, odsuwając się – To mała cena za ocalenie.
    Ten głupiec nie wiedział. Runy pokazały mu jego własną śmierć, więc nie byłam w stanie tego zmienić. Mogłam uratować wielu, ale Maurycego, księcia Normandii, nie było pośród nich. Kiedy przeznaczenie zostanie zapisane…
    Nie ma od tego odwrotu.

    [​IMG]

    W 1103 roku, czwarty z kolei regent (po książętach Normandii, Mikołaju i Maurycym oraz wuju króla, Piotrze) – dworzanin imieniem Alfons – ogłosił koniec regencji.​
     
    Zoor, ers, Piterdaw oraz 2 uzytkowników lubi to.
  20. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Po przeczytaniu przedostatniego odcinka miałem ochotę zapytać, gdzie się podziały te runy - a tu taka niespodzianka :)
     
  21. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    Zoor - na samym początku opowieści miałem nieco inne plany względem tego wątku... Ale jest to jeden z tych, do których lubię wracać. W końcu... Runy są niejako związane z potomkami Hasteina :D (czyt. raczej ich nie zabraknie)

    ODC XIV – Żmudna odbudowa

    Henryk II Ocalony​

    [​IMG]

    Król Franków 997 –1156
    Książę Bretanii 997 – 1156

    [​IMG]

    Henryk był – podobnie jak jego ojciec – charyzmatycznym negocjatorem. Był również człekiem sprawiedliwym, ale także nie stroniącym od rozkoszy stołu i chciwym.​

    [​IMG]

    Król wiedział, że musi się skupić na odbudowie wyniszczonego Plagą kraju.

    HENRYK I

    Potrzebowaliśmy chwili spokoju.
    Plaga wywarła na nas swoje piętno – nie tylko na maluczkich, ale także i na tych, którzy sprawowali władzę. Nie było rodziny, która by kogoś nie straciła. Niektóre z nich, jak moja, zostały dotknięte przez Plagę w większym stopniu niż inne. Wystarczyło powiedzieć, że od najmłodszych lat wiedziałem, czym jest żałoba i się z nią oswajałem. Poczucie straty towarzyszyło mi od śmierci ojca.
    Było ze mną zawsze.
    Nie wszyscy to rozumieli. Ci, którzy nie byli dotknięci chorobą, nie potrafili wykazać na tyle empatii by pojąć, iż reszta potrzebuje czasu. By przekonać się, że Plaga nie wróci, by spróbować oswoić się z tym, czego doświadczyli, by pogrzebać swoich zmarłych i – co było zapewne najtrudniejsze – nauczyć się żyć, całkowicie od nowa. Tak, jak natura potrzebowała czasu by się odrodzić, tak i my – wszyscy Frankowie – potrzebowaliśmy czasu na odbudowę.
    Odszedłem od okna i przeszedłem przez komnatę, zatrzymując się przy szerokim stole. Niegdyś tutaj odbywały się uczty, wtedy dwór wręcz tętnił życiem. Plaga odebrała nam te radosne chwile, zdawały się przez nią tak odległe i wyblakłe… Przeszedłem wzdłuż długiego stołu, zatrzymując się u jego szczytu, przy miejscu, które należało do mojego ojca.
    Teraz to było moje miejsce.
    Powoli zasiadłem na miejscu przeznaczonym dla króla. To było… dziwne uczucie. Jakby… Nie na miejscu. Przyzwyczaiłem się do tego, że inni rządzili w moim imieniu – wcześniej decyzje podejmował ojciec, później książęta Normandii, wuj Piotr… Nawet, gdy niemal osiągnąłem wiek męski, wolałem wybrać Alfonsa na swego regenta… Bałem się samodzielnego podejmowania decyzji.
    Ale teraz… Musiałem takie podejmować.
    - Poślij po kanclerza de Braga! – podniosłem głos by usłyszał mnie jeden ze stojących w głębi komnaty gwardzistów.
    - To nie będzie konieczne, Wasza Wysokość! – kanclerz de Braga wkroczył do komnaty.
    Energiczny mężczyzna w kwiecie wieku podszedł do stołu i zajął jedne z dalszych miejsc. Umościł się wygodniej na swojej pozycji i spojrzał na mnie.
    - Czego mój król ode mnie oczekuje? – zapytał wprost, przechodząc do rzeczy.
    To było dobre pytanie. Czego od niego oczekiwałem? Wiedziałem, co trzeba zrobić. Nie byłem tylko pewien, jak to osiągnąć i czy posiadam wystarczające środki. Ale musiałem chociaż spróbować, dać poddanym szansę na odbudowę.
    Potrzebowaliśmy tylko chwili spokoju.

    [​IMG]

    Król poślubił księżną Akwitanii, Bregidę.​

    [​IMG]

    Nowa królowa wniosła w posagu bogate ziemie, jednak by je otrzymać, Henryk musiał obronić ją przed buntownikami.

    HENRYK II

    Opowieści o jej pięknie nie były przesadzone.
    I chociaż nim emanowała, to nie tylko uroda o nim przesądzała. Od siedzącej naprzeciw mnie kobiety biła pewność siebie, otaczała ją aura władczości. Była w niej jakaś siła, która jednak nie przerodziła się w wyniosłość i arogancję właściwą akwitańskiej szlachcie. Od początku naszej rozmowy, gdy ujrzałem ją po raz pierwszy… Podziwiałem ją.
    Wciąż jednak nie powiedziała mi, dlaczego goszczę ją na swoim dworze.
    - Muszę przyznać… - księżna uniosła kielich i upiła z niego mały łyk wina – Kraj Franków wraca do dawnej świetności.
    Prowadząc z nią rozmowę, zdążyłem poczynić pewne obserwacje. Księżna Bregida wiedziała o władzy i jej ciężarach znacznie więcej niż inne, znane mi, niewiasty. Chociaż odebrała właściwe książęcej córce wychowanie, nie podejmowała tematów dotyczących sztuki czy dworskiego życia. Czyniła za to trafne obserwacje dotyczące funkcjonowania dworu czy procesu odbudowy, który zainicjowałem.
    Taka kobieta sama będzie sprawować władzę. Nie potrzebowała męża u boku.
    - Nie było to łatwe, moja pani… - odpowiedziałem – Plaga…
    Przerwałem na chwilę. Słowa nie mogły w pełni opisać szkód, jakie największa z epidemii poczyniła. Wciąż ciężko mi było o tym mówić, nawet mimo upływu kilku lat od wybuchu zarazy. Moja rozmówczyni dostrzegła, iż nie jest to najtrafniejszy temat i szybko wtrąciła:
    - Racz mi wybaczyć, panie… - uśmiechnęła się przepraszająco – Wiem, jak wiele cierpienia spotkało twoją rodzinę…
    - Dziękuję, ale to nieistotne… - zbagatelizowałem temat, próbując popchnąć rozmowę na inny tor – Jeśli chodzi o sprawy większej wagi… Co cię sprowadza do Paryża, moja pani?
    Przez chwilę milczała, bawiąc się kielichem. W końcu, odłożyła naczynie i spojrzała na mnie. Uniosłem głowę, patrząc prosto w jej jasne oczy. Miała tak niezwykłe spojrzenie, że niemal czułem dreszcz. Nim zdołałem się otrząsnąć, przemówiła:
    - Nie wiem, jak dokładnie to ubrać w słowa… - obróciła głowę, spoglądając na tron w głębi komnaty – Poszukuję… Męża.
    Z trudem opanowałem śmiech. Najpotężniejsza zaraz po królowej kobieta w Akwitanii chciała poślubić króla Franków? W tamtej chwili wydało mi się to zabawne – zupełnie jakby wymazać fakt wzajemnej niechęci trwającej stulecia i… Dopiero po chwili dotarło do mnie, o co Bregida miała zamiar mnie poprosić.
    Czy byłem na to gotowy?
    - Czemu nie Akwitańczyk? – to pytanie było jedynym, na co mogłem się zdobyć.
    Westchnęła.
    - Mam kuzyna… - zaczęła opowiadać – Część moich poddanych to jego widziała by na moim miejscu.
    Nie przerywając jej opowieści, dolałem nam wina.
    - Żaden akwitański szlachcic nie będzie w stanie mnie obronić… - podniosła puchar i upiła kolejny łyk trunku – Ale król Franków…
    Ach, więc prosta transakcja. Ona wniesie niemały posag, ja ten posag wyrwę z rąk kuzyna-uzurpatora.
    - Zgoda! – odpowiedziałem krótko, wznosząc puchar do toastu – Za nową królową Franków!
    Miałem przeczucie, że Bregida będzie dobrą królową. Taką, która wspomoże mnie w potrzebie. A poza tym…
    Opowieści o jej pięknie naprawdę nie były przesadzone.

    [​IMG]

    Interwencja Franków przechyliła szalę na korzyść Bregidy. Obroniła ona swoje włości.​

    [​IMG]

    Gdy wojska króla przemierzały Akwitanię, królowa Hermenegilda wypowiedziała wojnę Henrykowi.​

    [​IMG]

    Do rozstrzygającej bitwy doszło pod Lancy, gdzie hufiec najemny i wojska królewskie rozbiły Akwitańczyków.​

    [​IMG]

    W jednej z bitew, sama Akwitańska królowa dostała się do niewoli.​

    [​IMG]

    Król nie posłuchał swej rady, która chciała by wykorzystał królową i zakończył wojnę – Henryk ukarał straszliwie młodą niewiastę za jej butę. Królową spalono w centrum Paryża, ku uciesze tłumu.

    BREGIDA I

    Dlaczego czułam niepokój?
    Przez ten cały czas, zdołałam dobrze poznać Henryka. Plaga ukształtowała go w pewien sposób – zdecydował się poświęcić wszystko dziele odbudowy. Czasy, w jakich dorastał, wykształciły u niego upór, ponurą determinację, ale także pracowitość, silne poczucie sprawiedliwości i potrzebę dbania o poddanych. Miał też wady, to prawda. Ciężko było go odwieść od raz podjętej decyzji, kiedy czegoś pragnął, czerpał z tego, zatracając jakikolwiek umiar. Ale był dobrym człowiekiem, a także władcą, jakiego Frankowie potrzebowali…
    Człowiek, który przede mną siedział, wyglądał jak on, ale zachowywał się całkiem inaczej.
    Od samego początku wojny, zmienił się. Stał się zimny, zdystansowany, czasami wybuchał gniewem. Odsunął się ode mnie, spędzał całą wolną chwilę ze swoimi dowódcami, obmyślając strategię i plan obrony. Z dobrego króla zmienił się w takiego, który broni swojego dziedzictwa i ziemi swoich przodków. Być może miał rację, broniąc się przed najeźdźcami, ale…
    Taki Henryk mnie przerażał.
    - Co zamierzasz zrobić z królową? – zapytałam.
    Spojrzenie które mi posłał było zimne. Pełne podejrzliwości.
    - Pytasz jako żona… - przerwał na chwilę by napić się wina – Czy akwitańska księżna?
    Z trudem powstrzymałam się przed wyrażeniem swoich uczuć w nieciekawym grymasie. Wyprostowałam się i spojrzałam małżonkowi prosto w oczy.
    - Przecież wiesz… - odpowiedziałam zimno – Chyba, że masz mnie za wroga.
    Nie odpowiedział. Miast tego wstał i podszedł bliżej.
    - Zastanawiałem się nad tym… - objął mnie ramieniem i usadowił się na moich kolanach – Chciałem tylko końca wojny. Ale…
    Jedną ręką wciąż mnie obejmował, drugą zaś sięgnął ku mojej dłoni. Wkrótce wysypał na nią to, co dotąd skrywał. Poczułam na skórze dotyk czegoś zimnego, a po chwili także je ujrzałam. Nigdy nie widziałam czegoś podobnego – na pewno były stare i pogańskie, tyle mogłam stwierdzić.
    - Widziałem, co się stanie, jeśli pozwolę królowej przeżyć… - dostrzegłam coś dziwnego w jego oczach, coś, czego nie potrafiłam określić – Nie mogę na to pozwolić.
    - Nie rozumiem… - odruchowo pogładziłam powierzchnię kości – Jak to… Widziałeś?
    Westchnął. Zabrał dłonie i wstał. Przez chwilę zastanawiał się, jak ubrać swoją myśl w słowa, ale zrezygnował.
    - Wiem, co się stanie… - podszedł do stołu i nalał sobie wina – Jeśli nie uczynię z niej przykładu.
    Coś było nie tak. Znałam go, zawsze podejmował racjonalne decyzje, a teraz? Miotał się, niby szaleniec, plotąc od rzeczy. To nie było podobne do Henryka. To nie było postępowanie mężczyzny, którego poślubiłam. Te kości za to odpowiadały?
    - Przykładu? O czym ty mówisz? – zapytałam.
    Król Fraków przez chwilę nie odpowiadał, popijając wino. W końcu spojrzał na mnie i uśmiechnął się blado.
    - Jutro się przekonasz! – powiedział tylko.
    Miałam wrażenie, że wydarzy się coś złego…

    [​IMG]

    Wkrótce królewskiej parze urodziła się córka. Henryk nadał jej imię Izabela, by uhonorować swą siostrę, którą zabrała Plaga.

    [​IMG]

    Po kolejnej porażce jej wojsk, królowa Patrycja zrezygnowała z dalszej walki, uznając zwycięstwo Franków.​
     
    Piterdaw lubi to.
  22. ers

    ers Ten, o Którym mówią Księgi

    Jej runy znów w akcji.
    Hmm… Tytuł to Frankijska Zguba, ród jest teraz Frankami, a kości pokazują im pewne wizję. Może to one są ta Zgubą?

    I jeszcze jedno - o co była ta wojna z Królową Akwitanii?
     
  23. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    ers - Cśś, bo się wyda! :D A tak na poważnie, wolę by na takie pytania odpowiadał sobie każdy z Czytelników - zostawić coś niedopowiedziane, ot, dla wyobraźni. (czyt. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam)

    Jeśli chodzi o wojnę z królową Hermenegildą - cóż, uważała, że posiadam ziemie, które należą do Akwitanii de iure. (słusznie zresztą)

    [​IMG]

    W 1110 roku papież ogłosił krucjatę wymierzoną w Kalifat. Król Henryk, pragnąć uzyskać wymierne korzyści z wyprawy, dołączył do krucjaty.

    BREGIDA II

    Wyruszali na Kalifa.
    Nie minął miesiąc od przybycia do Paryża papieskiego legata, a wici zostały rozesłane. Kwiat frankijskiego rycerstwa zbierał się w Bretanii by dołączyć do świętej misji, jaką było wydarcie akwitańskiej ziemi z rąk Saracenów. Obserwowałam to wszystko – negocjacje legata z moim mężem, jego wahanie, papieskie złoto i obietnica łupów, które przekonały Henryka… Byłam świadkiem tłumnego przybycia Franków na wezwanie swego władcy. Przybywali nie tylko możni, łaknący nowej ziemi. Do krzyżowców dołączali również prości chłopi, najemnicy, pobożni kapłani – wszyscy, niezależnie od tego czy prowadziła ich wiara czy obietnica łupów.
    To było wielkie wydarzenie.
    Przez większość czasu, towarzyszyłam mężowi na ucztach, które wydawali najróżniejsi jego wasale. Większość z nich starała się w ten sposób zyskać przychylność papieskiego legata bądź samego Henryka, licząc zapewne na ich wstawiennictwo u Ojca Świętego. Byli wśród nich starcy, którzy pragnęli odkupienia swych win poprzez przelanie krwi niewiernych, ale również i młodzieńcy, szukający okazji do zyskania chwały.
    Często się zastanawiałam… Ilu z nich powróci?
    Bałam się o Henryka. Od zakończenia wojny z królową Akwitanii, między nami wszystko się układało. Dni, w których frankijski król wybuchał gniewem czy dystansował się ode mnie, minęły bezpowrotnie. Nie wracaliśmy do tego. Wiedziałam, że niektórych ran nie warto ponownie rozdrapywać, nie kiedy ponownie byliśmy szczęśliwi. Ale teraz, kiedy wyruszał na krucjatę… Na samą myśl o tym, że mógłby polec w walce, przeszywał mnie dreszcz.
    A dzisiaj widzę go ostatni raz.
    Dworzanie zebrali się na dziedzińcu zamku w Rennes, obserwując królewskich gwardzistów i samego monarchę, żegnając ich. Prezentowali się znakomicie – wszyscy w kunsztownych zbrojach, z bronią wysadzaną drogimi kamieniami, na potężnych wierzchowcach… Stałam w otoczeniu moich dam dworu, blisko małżonka. Henryk dosiadł już wierzchowca, uniósł wysoko dłoń w rękawicy i pomachał zgromadzonym tłumnie na dziedzińcu poddanym.
    - Uważaj na siebie, Henryku! – zbliżyłam się do niego, pragnąc opóźnić jak najbardziej chwilę pożegnania.
    Obrócił głowę, kierując na mnie swoje spojrzenie.
    - Tyle mogę ci obiecać, moja droga… - powiedział, uśmiechając się delikatnie – Niedługo znów się spotkamy!
    Kiedy przebrzmiały te słowa, król dał znak swoim gwardzistom. W otoczeniu najwierniejszych rycerzy, żegnany okrzykami swoich dworzan, Henryk II wyruszył na spotkanie Saracenom. A ja miałam tylko nadzieję, że…
    Wyjdzie z tego spotkania zwycięski.

    [​IMG]

    Pierwsza bitwa krucjaty stoczona została pod Sarlat. Wojska frankijsko-burgundzkie rozbiły awangardę armii Kalifa.​

    [​IMG]

    Wkrótce przeważające siły Kalifa zmasakrowały Krzyżowców pod Barceloną. W walce poległ dowódca frankijski, Henryk III, książę Berry.

    HENRYK III

    Strach.
    Na początku go czułem. Był paraliżujący – niczym oślizgły pasożyt, który zalągł się w moich trzewiach, zatruł żyły, przyćmił osąd. Kiedy starły się siły krucjaty z awangardą Saracenów, wybuchła straszna wrzawa, ale ja słyszałem tylko szybkie bicie swego serca. Obserwowałem z wysokości siodła jak ludzie odważniejsi ode mnie ścierają się w tym strasznym boju i umierają, oddając życie w imię nagrody w wieczności. Widziałem akty wielkiej odwagi i poświęcenia, widziałem pokaz tchórzostwa, braku honoru, ale nade wszystko widziałem…
    Śmierć. Wszędzie tylko śmierć.
    Nasze siły czekały w odwodzie. Mogliśmy tylko czekać na papieski rozkaz i obserwować jak pole bitwy zostaje zroszone krwią Bawarczyków, Czechów i weneckich najemników. Oczekiwanie stało się jeszcze gorsze, gdy obserwowaliśmy w milczeniu, jak do bitwy włącza się hufiec diuka Berry, Henryka.
    - Niech Pan prowadzi jego ostrze… - szepnął jeden z moich gwardzistów, wuj młodego księcia – Niech przyniesie chlubę swemu rodowi!
    Skinąłem głową. Również miałem nadzieję, że Henryk się wykaże – nie dlatego, że pragnąłem wzrostu znaczenia jego rodu… Jeśli jego szarża odwróci bieg bitwy, być może nie będę musiał stawać w szranki z niewiernymi.
    - Amen! – dodałem jeszcze odruchowo, obserwując szarżę frankijskich rycerzy.
    Odwróciłem wzrok dopiero wtedy, gdy szarża ugrzęzła w zwartym szyku niewiernych, a Saraceni ściągnęli diuka Berry z wierzchowca. Nie musiałem tego oglądać by wiedzieć, jaki los spotka młodego szlachcica. Znacznie trudniej było obserwować cierpienia własnych poddanych, dla których tyle się poświęciło…
    Miałem dość. Strach został zastąpiony przez gniew.
    - Piotrze? – zwróciłem się do krewnego zabitego diuka – Wydaj rozkaz. Atakujemy.
    - Ale… - siwiejący rycerz zawahał się – Nie było rozkazu od…
    Uniosłem dłoń we władczym geście.
    - Dostałeś rozkaz od swojego króla! – warknąłem – Zamierzasz mu się sprzeciwiać?
    Rycerz otworzył usta by coś powiedzieć, ale zrezygnował. Był lojalnym sługą i nie zamierzał się sprzeciwiać, nawet, jeśli sam miał wątpliwości, jeśli chodziło o słuszność podjętej przeze mnie decyzji. A ja… Ja o tym nie myślałem. Czułem frustrację i gniew. Tyle straconych żyć, to wszystko, cały ten wysiłek… Na próżno?
    Skoro tak…
    Spróbujmy przynajmniej pomścić poległych towarzyszy.

    [​IMG]

    Mimo początkowej porażki, nowe siły sprawiły, iż Krzyżowcy byli w stanie przeciwstawić się saraceńskiej nawale.​

    [​IMG]

    W jednej z bitew król został zraniony.​

    [​IMG]

    Krzyżowcy potrafili się podnieść po porażce pod Barceloną. Czy uda im się stawić opór po porażce pod Pau?​

    [​IMG]

    Po ośmiu latach zaciekłych walk, krucjata zakończyła się niepowodzeniem.

    BREGIDA III

    Słowa nie potrafiły wyrazić mojej ulgi.
    Krucjata się zakończyła, to prawda. Krzyżowcy wracali do domów. W mniejszej liczbie, skrwawieni, pozbawieni kończyn, złamani na ciele i duchu. Niewielu było takich, którzy unieśli głowy z rzezi pod Barceloną i Pau. Nie sposób było oszacować ogromu strat, jakie poniosły wszystkie chrześcijańskie królestwa, które wspomogły papieża w jego wyprawie. Akwitania nie odzyskała ziem, które zajęli niewierni.
    Ale to wszystko nie liczyło się dla mnie…
    Ważnym było to, że Henryk wrócił.
    Nadworny medyk szybko opatrzył jego rany. Tylko jedna z nich była głęboka, bohaterski król omal nie stracił nogi potykając się z Saracenami pod Pau. Kiedy tylko medyk opuścił królewską komnatę, sama do niej wkroczyłam. Musiałam go zobaczyć, jak najszybciej! Minęło osiem długich lat, w których każdy dzień wypełniony był strachem – w każdej chwili mogłam zostać poinformowana o jego śmierci…
    - Bregido… - kiedy tylko weszłam do pomieszczenia, próbował się unieść.
    Przypadłam do niego, delikatnym ruchem przyciskając go do łoża. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się słabo.
    - Noga pod Pau… - wskazał oszczędnym ruchem głowy opatrunek na lewej nodze – I ramię pod Barceloną.
    Przyjrzałam się opatrunkom. Nadworny medyk zrobił wszystko, co było w jego mocy. Rany potrzebowały teraz czasu na zasklepienie. A ja… Miałam ten czas i nie zamierzałam teraz opuszczać małżonka choćby na krok.
    - Zagoją się… - wyszeptałam, sięgając dłońmi do jego twarzy – I pozostaną po nich blizny. Godne króla-krzyżowca.
    Uśmiechnął się, sięgając zdrową dłonią ku mojej twarzy. Pozwoliłam mu pogładzić się po policzku, a chwilę później nakryłam jego dłoń własną. Dopiero teraz, kiedy był przy mnie, zrozumiałam, jak bardzo mi go brakowało.
    - Żałuję… - powiedział cicho, patrząc mi w oczy – Żałuję, że dałem się namówić legatowi.
    - Robiłeś to, co uznałeś za słuszne! – próbowałam go pocieszyć – Przecież nie mogłeś wiedzieć, jak to się skończy.
    Przez chwilę milczał, pogrążony w myślach.
    - Mogłem… - posłał mi niepewne spojrzenie – Mogłem użyć… Gdybym ich nie zgubił…
    Uciszyłam go jednym gestem. Nie rozumiałam, dlaczego tak wielką wiarę pokładał w tych runach, dlaczego były dla niego takie ważne. Po prawdzie… Nie chciałam zrozumieć. Było w nich coś, co mnie przerażało. W jednym król Franków się mylił – nie zgubił ich. Nie było w tym jego winy. Winą należało obarczyć moje wątpliwości.
    To one sprawiły, że je ukryłam.
     
  24. vantikir

    vantikir Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    Brat króla, książę Karol, po udziale w krucjacie, zapragnął dołączyć do niedawno sformowanego zakonu Templariuszy.

    KAROL I

    Wiedziałem, że to będzie trudna rozmowa.
    Brata zastałem na dziedzińcu. Towarzyszyło mu kilka osób – dworzanie, marszałek królestwa oraz najstarszy syn, Jakub. Ten ostatni potykał się z jednym z synów księcia Szampanii. Pozostali obserwowali tę walkę, podziwiając sprawność obu pojedynkujących się młodzieńców. Stanąłem w pewnej odległości od towarzyszącej królowi grupy, cierpliwie czekając aż pojedynek dwóch młodzików się zakończy.
    - Całkiem nieźle! – mruknąłem, obserwując obu walczących – Jak na kogoś, kto nigdy nie brał udziału w prawdziwej walce.
    Przed oczami stanęły mi obrazy przeszłości – walki pod Barceloną i Pau, rzezie, których byłem świadkiem. W tamtych dniach, ledwo uszliśmy z życiem. Henryk przypłacił obie porażki poważnymi ranami, ja nie odniosłem wielu obrażeń… Tak przynajmniej wtedy mi się wydawało. I chociaż moje ciało pozostało nienaruszone, umysł wciąż nawiedzały przebłyski tamtych dni. Nie zranił mnie saraceński miecz, ale krucjata pozostawiła znacznie głębszą ranę.
    Wspomnienia zraniły moją duszę.
    - Bracie… - kiedy pogrążyłem się we wspomnieniach, król podszedł do mnie – Chciałeś ze mną mówić?
    Tak… A temat tej rozmowy ci się nie spodoba, starszy bracie.
    - To prawda… - przytaknąłem – Mam do ciebie prośbę.
    Wiedziałem, że bratu nie spodoba się moja prośba. Ale była ona czymś więcej niż tylko kaprysem młodego księcia. Kalifat musiał zostać powstrzymany. A tylko jedna grupa poświęcała się temu celowi, tylko oni byli zdecydowani poświęcić wszystko by osłabić niewiernych. Było to również moim celem – dlatego chciałem do nich dołączyć.
    - Chcę dołączyć do Zakonu Templariuszy! – oznajmiłem bez ogródek – Jedyne, czego potrzebuję… To twoje pozwolenie, Wasza Wysokość.
    Na twarzy mojego brata pojawiła się osobliwa mozaika zaskoczenia i dezaprobaty.
    - Karolu… Przecież wiesz, z czym to się wiąże! – zawołał król – Nie tego chciałem.
    Westchnąłem.
    - A czego? – zapytałem, spoglądając na brata.
    Wyczuł wyzwanie w moim tonie.
    - Kiedy mnie zabraknie… - powiedział powoli – Moi synowie będą potrzebować przewodnika. To twoja rola!
    Skrzywiłem się. To dla mnie zaplanowałeś, Henryku? Rolę guwernanta, do tego najbardziej niewdzięcznego – królewskiego? Nie będę dla tych młodzieńców przewodnikiem, zostanę jedynie kolejną ofiarą bagna polityki, spisków i intryg. Takiego życia dla mnie chciałeś? Ile było w tym braterskiej miłości, a ile wyrachowania?
    To nie sprawi, że wspomnienia znikną.
    - Co noc śni mi się Barcelona… - powiedziałem cicho – Ja… Nie mogę. Nie mogę zostać w Paryżu. Rozumiesz, bracie?
    Skinął głową, chociaż w jego oczach widziałem odpowiedź – nie rozumiał. Nie był w stanie...
    - Rób, co musisz, braciszku… - powiedział tylko – Masz moją zgodę. Ale pamiętaj… Paryż zawsze będzie twoim domem.
    Byłem mu wdzięczny. Mimo oporów, dał mi szansę. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by zniszczyć Kalifat. A może wtedy…
    Wspomnienia wreszcie znikną.

    [​IMG]

    Po tylu latach panowania, Henryk w końcu osiągnął swój cel. Jego królestwo odrodziło się niczym feniks z popiołów.​

    [​IMG]

    Królową Bregidę pokonała choroba. Jej włości odziedziczyli młodsi synowie królewskiej pary – Wilhelm oraz Jan.​

    [​IMG]

    W 1132 roku król zapragnął zmazać hańbę przegranej krucjaty i wypowiedział wojnę Kalifowi. Po stronie Franków stanęło Bizancjum.

    KAROL II

    Dobrze było znów zobaczyć brata.
    Co prawda, nie tak wyobrażałem sobie nasze spotkanie. Król Henryk nie zmienił się przez te lata – chociaż jego czarne włosy gdzieniegdzie przetkała siwizna. Największym zaskoczeniem byli ludzie, którzy go otaczali. W jego namiocie zastałem nie tylko znanych mi dowódców – z rodów de Braga, Welfów i Karolingów – ale również kapitana Gwardii Wareskiej oraz dwóch Bizantyjczyków.
    - Posłaniec Wielkiego Mistrza! – zaanonsował mnie sługa.
    Spojrzenia wszystkich mężczyzn skupiły się na mnie. Na twarzy Henryka dostrzegłem delikatny uśmiech – zapewne rozpoznał mnie, mimo ubioru. Wiele się zmieniło przez te kilka lat. Nie byłem już jednym z wielu braci w naszym Zakonie – Wielki Mistrz mi ufał, zostałem jego prawą ręką. Szeptano, że to ja zostanę wybrany na jego następcę, choć sam w to nie wierzyłem… Osiągnąłem wiele, a sukcesy przysparzają również wrogów.
    - Bracie! – Henryk ominął stół, nakryty mapami Gaskonii i podszedł do mnie – Jak dobrze cię widzieć!
    Nim zdołałem udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi, starszy brat uściskał mnie serdecznie. Nieco zaskoczony tą nagłą wylewnością, odwzajemniłem uścisk.
    - Mogę powiedzieć to samo… - zacząłem ostrożnie, gdy tylko wyswobodziłem się z braterskiego uścisku – Ale jestem tutaj jako wysłannik Wielkiego Mistrza, nie książę Franków.
    Król momentalnie spoważniał i skinął głową. Odsunął się na wyciągnięcie ręki, odchrząknął i zapytał:
    - Masz jakąś wiadomość od Wielkiego Mistrza?
    - Tak… - odpowiedziałem, przemykając spojrzeniem po wszystkich mężczyznach obecnych w namiocie – Templariusze wspomogą siły Franków w kampanii.
    Kampania, którą przeciwko Kalifatowi przeprowadził mój brat, była pomysłowa. Siły Franków uderzyły z północy, rozbijając lokalne oddziały Saracenów w Gaskonii. Kiedy Kalif zebrał swoje siły i posłał je na spotkanie Franków, dwie armie bizantyjskie uderzyły na jego włości w Afryce i Andaluzji. Kalif musiał podzielić swoją armię, tym samym ułatwiając zadanie swoim przeciwnikom – jeśli moi zakonni bracia wspomogą połączone siły frankijsko-bizantyjskie, zwycięstwo można uznać za pewne!
    - Zapoznaj się z naszymi planami! – król obrócił się i wskazał dłonią na stół, na którym spoczywał stos map.
    Uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu. Podszedłem do stołu, witając się z każdym ze zgromadzonych tam dowódców prostym skinieniem głowy. Pochyliłem się nad mapami, zapoznając się z planami mojego brata. Kiedy Wielki Mistrz zdecydował, że to ja zostanę posłany do obozu sił Franków, nie byłem zadowolony. Nie chciałem wracać do przeszłości, byłem teraz przecież Templariuszem. Ale…
    Jakaś część mnie cieszyła się, że dane mi było wrócić.
    Chociaż na chwilę.

    [​IMG]

    Niespełna dwa lata później, siły bizantyjsko-frankijskie oswabadzają Gaskonię, odnosząc pierwsze zwycięstwo (chrześcijan) - od niemal 300 lat - w walce z Kalifatem.​

    [​IMG]

    Doszły nas słuchy, iż fińscy poganie zreformowali swoje wierzenia, upodabniając je do nowoczesnych wierzeń.

    [​IMG]

    Król umiera w 1156 roku, zostawiając tron swemu najstarszemu synowi – Jakubowi.​

    Pierwszą żoną Henryka została księżna Akwitanii, Bregida. Para doczekała się dziewięciorga dzieci:
    - Izabeli, która poślubiła księcia Szymona Tyrolskiego.
    - Jakuba, koronowanego na króla Franków, Jakuba II.
    - Emmy, która poślubiła wpływowego hrabiego, Dietmara von Babenberga.
    - Małgorzaty, która poślubiła dziedzica księcia Bourbon.
    - Katarzyny, która poślubiła cesarza bizantyjskiego, Filoteusza.
    - Wilhelma, który odziedziczył po matce hrabstwo Narbonne.
    - Amelii, która postanowiła zostać zakonnicą.
    - Jana, który odziedziczył po matce hrabstwo Tuluzy.
    - Hugona, który poślubił hrabinę Gloucesteru.
    Drugą żoną Henryka została Gizela, księżna Geldrii. Para doczekała się jednego syna:
    - Filipa zwanego Pięknym, księcia geldryjskiego.
    Po śmierci Gizeli, Henryk poślubił księżną Majorki, Filomenę. Para nie doczekała się potomków.
     
    Piterdaw lubi to.
  25. ers

    ers Ten, o Którym mówią Księgi

    Można prosić o mapkę?
    I czy zamierzasz zrobić konwersję do EU4?
     

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie