Kataklizm XX wieku - II wojna Światowa AAR

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez Mandeel, 6 Sierpień 2007.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część trzydziesta ósma: Prowokacja II
    Rzeczpospolita Polska

    [​IMG]

    [​IMG]

    Sierpień 1939



    Gliwice, godzina 19:59, 31 sierpnia 1939 roku

    Słońce powoli chowało się za horyzont wśród efektownych czerwonych i pomarańczowych łun, sprawiających wrażenie wielkiego pożaru na niebie. Dotkliwie opalana cały dzień ciepłymi promieniami ziemia wreszcie miała okazje odetchnąć i rozkoszować się przyjemnym chłodem wieczoru.
    Alfred Naujocks spojrzał w kierunku budynków radiostacji, na których skupiło się światło zachodzącego słońca. Wyglądały spokojnie i ospale. Nikt nie miał prawa spodziewać się przedstawienia jakie za kilkanaście sekund miało się rozpocząć. Operacja Tannenberg była częścią szeroko zakrojonej akcji mającej propagandowo udowodnić winę Polski w sprawie eskalacji konfliktu oraz dostarczyć pretekstu do zbrojnej interwencji. Wydawało się, iż operacja ta w ogólne nie dojdzie do skutku. Komando Naujocksa blisko dwa tygodnie oczekiwało na sygnał do rozpoczęcia działań. Kiedy wreszcie ich dowódca zwrócił się do Heydricha z prośbą o powrót do Berlina, ten przekazał mu zaskakujący rozkaz. Naujocks miał wyjechać do Opola, gdzie oczekiwał na niego Heinrich Müller, wysoki funkcjonariusz Gestapo wtajemniczony w cały plan. Przedstawił on swoja wizję całej akcji. Zakładał on wykorzystanie kompanii Wehrmachtu, a także około tuzina więźniów-kryminalistów, których przebrano by w polskie mundury, po czym rozstrzelano pozostawiając ślad rzekomej agresji Wojska Polskiego.
    Naujocks odrzucił tą wersję planu ataku jako zbyt dużą i niebezpieczną. On zaplanował dużo mniejsze przedsięwzięcie. Na czele niewielkiej grupy ludzi mówiących płynnie po polsku oraz ubranych w cywilne ubrania zamierzał opanować budynek radiostacji na kilkanaście minut. Udając powstańców śląskich chciał wydać apel i rozkaz do generalnego powstania w Rzeszy oraz rychłej interwencji polskiej. Jako dowód zgodził się na pozostawienie w pobliżu budynku jednego tylko więźnia, „konserwy” – jak nazywał go Müller.
    Machina planowania ruszyła. Sygnał do działania przyszedł z Berlina około południa 31 sierpnia. Około godziny 20:00 miano przejść do akcji…
    Radiostacja w Gliwicach mogła być powodem do lokalnej dumy każdego mieszkańca niemieckiego Śląska. Zbudowana w latach 1934-1935 przez firmę Lorenz przy współpracy m.in. Siemensa i Telefunkena wyróżniała się od innych wielką na ponad sto metrów drewnianą wieżą nadawczą, która górowała nad całą okolicą. Mimo swoich sporych możliwości akurat 31 sierpnia 1939 roku zamiast własnych audycji przekazywała jedynie program z radia wrocławskiego. Naujocks wiedział o tym spoglądając na zegarek z fosforującymi wskazówkami, pokazującymi dokładnie godzinę 20:00. Nie mógł już jednak nic zrobić. Było za późno, a jedyną szansą napastników był mikrofon burzowy, za pomocą którego przerywano program podczas burz i polecano słuchaczom uziemianie anten.
    Minutę po 20 Naujocks dał znać trójce mężczyznom stojącym kilkaset metrów od niego, by powoli ruszyli. Sam w towarzystwie czterech innych także skierował się w stronę budynku radiostacji.
    - Od tej pory obowiązuje tylko język polski. Macie w nim wrzeszczeć i wyzywać pracowników radia. Po niemiecku zwracacie się do mnie tylko i w wyłącznie w momencie jakiś komplikacji bądź kiedy wykluczone jest podsłuchanie nas przez personel. Czy to jasne ? – instruował.
    W odpowiedzi usłyszał niemrawe pomruki, oznaczające przyjęcie rozkazu do wiadomości.
    Ochrona budynku nie stawiła oporu. Na sam widok grupki uzbrojonych mężczyzn podnieśli ręce do góry i posłusznie zeszli z drogi prowadzącej do studia. Tam również jeden dyżurujący pracownik po uprzednim zerwaniu się z krzesła na równe nogi podniósł w czytelnym geście ręce do góry.
    - Dalej ! Dalej pod ścianę ! – krzyczeli po polsku napastnicy popychając pracowników pod jedną ze ścian pomieszczenia.
    Pierwsza część planu została zrealizowana bezbłędnie. Udało się opanować budynek wraz ze studiem praktycznie bez walki i zwracania na siebie niepożądanej uwagi. Lecz na tym działanie zgodnie z planem się zakończyło. W celu nadania komunikatu niezbędny był mikrofon burzowy, którego ludzie Naujocksa szukali przez ponad 12 minut. Nie był on często używany, więc nie znajdował się w miejscu ogólnodostępnym. Kiedy wreszcie udało się go odnaleźć jeden z napastników odczytał czterominutowy komunikat. Niestety. Szczęście znów odwróciło się od niemieckiego komanda. Z powodu najpewniej źle podpiętego mikrofonu zaledwie część znajdujących się z bezpośrednim sąsiedztwie radiostacji odbiorców mogła usłyszeć jedynie:
    Uwaga! Tu Gliwice. Rozgłośnia znajduje się w rękach polskich...
    Dalej jedynie szum zakłóceń. Po wypełnieniu zadania Niemcy oddali kilka strzałów w sufit i wycofali się z budynku. Przed wejściem rzucili na ziemię i zastrzelili dostarczoną przez Müllera „konserwę”. Był nią Franciszek Honiok, uczestnik trzeciego powstania śląskiego, aresztowany poprzedniego dnia i odurzony narkotykami. Miał to być dobitny dowód na to, iż za akcją tą stali Polacy.
    Po wykonaniu zadania Alfred Naujocks udał się do Haus Oberschlesien, gdzie telefonicznie zamierzał zdać swojemu szefowi relację z misji. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu, Heydrich oznajmił, iż akcja zakończyła się niepowodzeniem, bowiem o omówionej godzinie zamiast prowokacyjnego komunikatu większość Niemców usłyszała jedynie program Radia Wrocław. Wściekły Naujocks przekazał tą wiadomość swoim ludziom…

    Mimo tego niemal natychmiast ruszyła machina propagandowa Rzeszy. Agencja prasowa Deutsches Nachrichtenbüro jeszcze w tym samym dniu o 22.30 rozpowszechniła następujący komunikat:



    Równocześnie z akcją w Gliwicach doszło do dziesiątek podobnych akcji o mniejszej lub większej skali. Podczas napadu na leśniczówkę w Byczynie czy na niemiecki Urząd Celny w Stodołach k. Raciborza niektórzy napastnicy byli przebrani w polskie mundury co miało imitować atak regularnych wojsk polskich na terytorium Rzeszy. Wojna stała się kwestią godzin…

    [​IMG]

    Zielonka k. Warszawy, miejsce stacjonowania 112 Eskadry Myśliwskiej, 31 sierpnia 1939 roku, godz. 21:30

    - Może kiedyś innym razem, dziś na razie nie. Dzisiaj głowa jest pod gazem, nie wie czego chce. Dni się robią coraz krótsze, może jutro czy pojutrze, będzie lepiej dziś jest jeszcze źle… - charakterystyczny głos Mieczysława Fogga odbijał się delikatnym echem w na wpół otwartej kantynie oficerskiej pilotów 112 i 111 Eskadry Myśliwskiej III/1 dywizjonu Brygady Pościgowej.
    Mimo późnej pory i postępującego zmroku okolice kantyny kipiały życiem niczym centrum Warszawy. Oficerowie oraz podoficerowie, piloci i członkowie obsługi naziemnej prowadzili ożywione rozmowy, czytali gazety, pili lub jedli, albo śpiewali wraz z Mieczysławem Foggiem słowa piosenki, która od kilkunastu miesięcy cieszyła się wielką popularnością.
    Nieco dalej przy pasie startowym stały w rzędzie starannie zamaskowane samoloty myśliwskie P11c, P11a oraz P7.
    - Fajnie, ciepło jest. – rzucił podporucznik Witold Łokuciewski siadając przy stoliku.
    Jego kolega podporucznik Jan Daszewski nie odezwał się tylko spojrzał na niego bez wyrazu.
    - Co jest Janek ? Coś taki ponury ?
    - Wojna będzie. – Daszewski podniósł szklankę i wychylił do dna.
    - Ee tam takie gadanie… Będzie nie będzie. Dzisiaj w radiu mówili, że odprężenie ma nastąpić. Negocjować będą. Na 8 września powinny być przepustki do Warszawy. Gadałem ze starym. – teraz to Łokuciewski upił łyk. – Pojedziesz do domu. Odpoczniesz.
    Daszewski znów oderwał wzrok od pustej szklanki. Dało się w nim dostrzec jakąś iskierkę. Natychmiast wychwycił to Łokuciewski.
    - No, bo powiedz co tu od nas zależy, co ? Co nam z tego, że się będziemy gryźli ? Wojnę czy pokój zostawmy politykom, tam na górze… - wskazał palcem symbolicznie ku górze – Od nas nic nie zależy w tej materii. No… No więc śpiewaj ! Ja pod gazem, Ty pod gazem wszystko jedno innym razem. W każdym razie dzisiaj nie…

    [​IMG]
    Samoloty P11c 112 Eskadry Myśliwskiej na lotnisku w Zielonce

    [​IMG]
    Mobilizacja Powszechna...​

    31 sierpnia polski ambasador w Berlinie Józef Lipski zgłosił swemu rządowi gotowość do prowadzenia bezpośrednich rozmów z Niemcami. Również rząd w Warszawie pozytywnie odniósł się do brytyjskich starań o rozpoczęcie rozmów pokojowych. Już wcześniej ambasador Lipski próbował nawiązać negocjacje z głównymi przedstawicielami rządu Rzeszy, lecz prośbę o audiencję odrzucono. Dopiero o 8:30 rano 31 sierpnia polskiego ambasadora przyjął minister spraw zagranicznych von Ribbentrop, który ograniczył się do wysłuchania deklaracji o gotowości podjęcia rozmów. Wobec jednak braku oficjalnych pełnomocnictw polskiego dyplomaty rozmowa trwała zaledwie dwie minuty.

    [​IMG]

    [​IMG]
    Rozmieszczenie Wojska Polskiego na granicy 31 sierpnia 1939 roku​

    Niemal w tym samym czasie Radio Berlin podało do publicznych wiadomości treść 16-punktowego niemieckiego ultimatum dla rządu polskiego od którego zaakceptowania mają rozpocząć się negocjacje odprężeniowe. Po godzinie 21 ich treść zostaje także oficjalnie przekazana ambasadorom Anglii i Francji.
    Treść niemieckiego ultimatum brzmiała:



    Wobec braku odpowiednich pełnomocnictw ambasadora Lipskiego, Niemcy ogłaszają, iż Polacy odrzucili propozycje rozmów.
    Późną nocą z 31 sierpnia na 1 września oddziały Wojska Polskiego rozbiły grupę ok. 200 dywersantów w rejonie Chorzowa i Michałkowic. Na całej granicy polsko-niemieckiej liczącej ok. 1600 km napięcie osiągnęło punkt kulminacyjny. Sztaby poszczególnych jednostek zostały dosłownie zasypywane informacjami o wzmożonym ruchu w sektorze przygranicznym, o odgłosach motorów. Plan Fall Weiss miał rozpocząć się o godzinie 4:45 pierwszego września 1939 roku. Wraz z nim zakończył się czas powersalskiej Europy…


    Koniec Rozdziału Pierwszego...​
     
  2. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    A oto swego rodzaju zakładka oddzielająca obie części i zwiastująca przyszłe wydarzenia;)

    KATAKLIZM XX WIEKU

    autor: Mandeel


    [​IMG]


    Swoją pracę dedykuję dwóm kobietom. Mojej matce, która zawsze z całych sił wspierała mnie w moich dążeniach oraz mojej dziewczynie, która nieraz była moim natchnieniem i motorem napędowym do dalszych działań. Dziękuję Wam.
     
  3. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    KATAKLIZM XX WIEKU


    ROZDZIAŁ DRUGI "A WIĘC WOJNA"


    Część Pierwsza: „Pierwsze godziny”

    - Przemówienie Prezydenta Warszawy, Stefan Starzyńskiego 1 września 1939 roku



    [​IMG]

    1 września 1939


    W nocy z 31 sierpnia na 1 września 1939 roku mimo wciąż trwających negocjacji angielsko-niemieckich stało się jasne, iż konfliktowi niemiecko-polskiego nie uda się zapobiec. Wykorzystując jako pretekst incydent z radiostacją w Gliwicach, który miał być rzekomo koronnym dowodem wrogiej postawy Polaków i ich parcia ku wojnie wojska niemieckie przeszły do działania. Już około godziny 3:30 oddziały Wehrmachtu przekroczyły graniczną rzekę Liswartę w rejonie Krzepic. O godzinie 4:15 na stację kolejową w Szymankowie wjechał pociąg, który zamiast pasażerów przewoził niemiecką grupę uderzeniową, mającą za zadanie opanować dworzec. Niespełna kwadrans później pierwsze samoloty bombowe zrzuciły bomby na most w Tczewie.

    Natomiast o godzinie 4:40 na pięć minut przed czasem rozpoczęcia głównych działań wojennych na całej długości granicy, nad niewielkie, zaledwie 15-tysięczne polskie miasteczko Wieluń w województwie łódzkim nadleciało 29 bombowców nurkujących Junkers Ju-87B Stuka. Startujące z lotniska Nieder-Ellguth (miejscowość między Opolem a Wrocławiem) maszyny należące do 2 i 76 eskadry bombowców nurkujących realizowały bezpośredni rozkaz dowódcy 4 Floty Powietrznej gen. Wolframa von Richthofena zakładający zaatakowanie rzekomej brygady kawalerii, która stacjonowała w mieście. W rzeczywistości chodziło o bojowe sprawdzenie maszyn oraz wywołanie psychologicznego efektu paniki u przeciwnika.

    Głównym celem pierwszego nalotu stał się Szpital pod Wezwaniem Wszystkich Świętych, doskonale oznakowany symbolami czerwonego krzyża. W wyniku bombardowania zginęło 32 osoby, w tym 26 chorych. Zniszczony został również budynek położniczy, który personel szpitala ewakuował już podczas ataku.

    [​IMG]
    Niemieckie bombowce Ju-87B Stuka

    Niemieckie bombowce powracały nad Wieluń o godzinie 6:00 i 9:00, a celem bombardowania stało się już samo miasteczko. Całkowicie pozbawiony obrony przeciwlotniczej Wieluń był praktycznie bezbronny wobec terrorystycznych nalotów. Podczas pierwszego ataku na Szpital i cele wokół niego spadło ponad 40 ton bomb. W kolejnych nalotach drugie tyle. W dzienniku bojowym 77 pułku lotniczego o godz. 6:00 rano 1 września zanotowano jedynie: Wielun brennt (Wieluń płonie).

    W wyniku tego niespodziewanego ataku na bezbronny i cywilny cel, jakim było miasteczko Wieluń zniszczeniu uległo całe śródmieście. Zniszczone zostały zabytkowe kościoły farny i poaugustiański, oraz XIX wieczna synagoga. Nie ocalał klasycystyczny ratusz z Bramą Krakowską oraz kamieniczki z XVIII wieku stojące w rynku. Miasto zostało zrównane z ziemią w 75%. Pod gruzami i od niemieckich bomb zginęło 1200 mieszkańców.

    [​IMG] [​IMG]
    Ruiny miasta Wieluń po nalotach z 1 września 1939 roku​

    Zupełnie inaczej wygląda relacja nalotu na Wieluń oczami niemieckich lotników. Zdawali się oni wierzyć w fałszywe informacje na temat silnie bronionych pozycji brygady kawalerii lub byli po prostu obłudni. Tak przedstawia się sytuacja nad Wieluniem około godziny 5:00 według jednego z pilotów Ju-87:



    Tak prezentował się swego rodzaju wstęp do wojny polsko-niemieckiej…

    Most w Tczewie

    Ze znaczenia strategicznego mostu kolejowego w Tczewie dla całości przyszłych operacji wojskowych w północno-zachodniej Polsce zdawały sobie sprawę obie strony. Sztab Główny Wojska Polskiego już w 1936 roku rozkazał sformowanie samodzielnego 2 Batalionu Strzelców, który miał na stałe stacjonować w Tczewie i bronić mostu w wypadku wojny. W czerwcu 1939 roku wobec narastającego napięcia w stosunkach polsko-niemieckich i przy stale zwiększającym się ryzyku konfliktu most zaminowano. Dla Niemców zdobycie mostu tczewskiego już w początkowej fazie kampanii było zadaniem arcyważnym. Zabezpieczenie przeprawy przez Wisłę w tym miejscu mogło w znacznym stopniu ułatwić dalszy ciąg działań wojennych przeciwko Wojsku Polskiemu i drastycznie skomplikowałoby jego sytuację na tym odcinku.

    W celu zajęcia mostu zdecydowano się użyć podstępu, połączonego z zaskoczeniem. W nocy w Malborku, na terytorium Rzeszy aresztowano załogę jednego z polskich parowozów. Wkrótce później niemiecka grupa uderzeniowa przebrana częściowo w mundury polskich kolejarzy wyruszyła w kierunku stacji Szymankowo. Opóźnienie pociągu zaniepokoiło polskich kolejarzy, którzy podejrzewając niebezpieczeństwo skierowali pociąg na boczny tor. O godzinie 4:30 dyżurny ruchu Alfons Runowski wystrzelił rakietę ostrzegawczą i nawiązał połączenie z polskimi żołnierzami broniącymi mostu. Niestety nalot niemieckiego lotnictwa, które przystąpiło do ataku niemal w tym samym momencie uniemożliwił zniszczenie obiektu. Bomby poprzerywały kable ładunków wybuchowych. W tym właśnie momencie do Tczewa powinna wkroczyć grupa uderzeniowa, której zadanie polegało na zdławieniu resztek oporu i opanowaniu mostu, jednakże ta została unieruchomiona w Szymankowie… To umożliwiło polskim żołnierzom ponowne połączenie kabli ładunków wybuchowych. W godzinie 5:30 dowódca 2 Batalionu Strzelców ppłk. Stanisław Janik wydał rozkaz wysadzenia mostu w powietrze. Kilka minut później ppor. Norbert Juchtman odpalił ładunki wybuchowe. Cztery filary oraz tony żelaza z przerażającym hukiem runęły do Wisły…

    [​IMG]

    [​IMG]
    Moment wysadzenia i skala zniszczenia mostu w Tczewie​

    Gdańsk

    Noc 1 września 1939 roku na półwyspie Westerplatte była raczej spokojna. W kanale portowym nieśmiało majaczyła otulona mgłą sylwetka pancernika Schleswig-Holstein, a z daleka słychać było poszczekiwanie psów. W momencie kiedy zegar pobliskiego kościoła pokazał godzinę 4:30 rano polskich wartowników alarmuje pojedynczy strzał pistoletowy. Nerwowość ustępuje jednak dość szybko wobec powrotu ciszy i spokoju. Nagle i niespodziewanie w ten błogi wczesny poranek rozbrzmiewa niesamowity huk i grzmot. Salwa za salwą pociski pancernika pokrywają teren półwyspu rozrywając na strzępy niewielki, młody lasek porastający okolice składnicy.

    Pancernik otworzył ogień ze wszystkich swych dział (4 działa kal. 280 mm, 12 dział kal. 150 mm i 4 działa kal. 88 mm) z prędkością 5-10 strzałów na minutę. Kiedy zamilkł do ataku ruszyli żołnierze z kompanii piechoty SS Danziger-Heimwehr, święcie przekonani, iż nic nie mogło przetrwać tego ostrzału. Cały teren półwyspu został okrążony. Stojące w pobliżu kanału portowego budynki zostały przez Niemców przekształcone w pozycje strzelców karabinów maszynowych i obserwatorów artyleryjskich. Niespodziewanie dla napastników obrońcy, których liczba wynosiła ok. 200 ludzi stawili nad wyraz zacięty i twardy opór. Całkowicie zaskoczeni i przyduszeni do ziemi ogniem broni maszynowej Niemcy wpadli w panikę co wykorzystali Polacy. Patrolowi z Westerplatte udało się zająć wartownię policji gdańskiej przy murze okalającym placówkę i z niej odeprzeć jeden z ataków, po czym wysadzili budynek w powietrze. Obrońcom udało się wytoczyć jedyne działo kal. 75 mm, z którego pomocą zlikwidowali stanowiska strzelnicze w latarni morskiej i spichlerzach portu. Pierwsze natarcie zostało odparte przy wielkich stratach atakujących. Rozpoczął się drugi, morderczy ostrzał artyleryjski, po którym ruszyły nowe natarcia. Zostały one również odparte przy wsparciu ognia moździerzy z okolic koszar. Ceną z ten sukces była śmierć 4 obrońców oraz utrata działa, które zostało zniszczone po oddaniu zaledwie 28 strzałów. Straty niemieckie pierwszego dnia bitwy o Westerplatte wyniosły 82 zabitych i przynajmniej drugie tyle rannych…

    [​IMG] [​IMG]
    Schleswig-Holstein otwiera ogień o godzinie 4:45 oraz Niemieccy żołnierze wycofują się z terenu Westerplatte po załamaniu się pierwszego natarcia​

    Wraz z atakiem na Westerplatte siły niemieckie w Gdańsku rozpoczęły akcję przeciw pracownikom Poczty Polskiej. Osłaniając ogniem broni maszynowej grupy uderzeniowe napastnikom udało się zniszczyć część muru otaczającego budynek. Do ataku ruszyło trzy grupy piechoty z SS Danziger-Heimwehr. Polacy odpowiedzieli ogniem broni ręcznej i rzucanymi granatami. Mimo tego udało im się wysadzić drzwi i wedrzeć do paczkarni. Tam zostali odparci ogniem erkaemu. Dwóch napastników zginęło, a 7 zostało rannych. Niemcy wycofali się osłaniani ogniem karabinów maszynowych wozów pancernych. Wkrótce później pocztowcy zostali zmuszeni do odparcia ataku od strony II Rewiru Policji, gdzie udało się Niemcom przebić przez ścianę. Zatrzymał ich granatem ppor. „Konrad”, lecz sam zginął od jego odłamków. Dowództwo obrony przejął Alfons Flisykowski. Pod jego dowództwem polscy pocztowcy odparli dwa kolejne natarcia o godzinie 9:00 i 10:00.

    [​IMG]
    Niemieccy żołnierze przy wsparciu wozu pancernego atakują Pocztę Polską w Gdańsku​

    Zaskoczony tak twardym oporem Polaków, dowodzący całą akcją pułkownik Willi Bethke został zmuszony skontaktować się ze sztabem gen. Eberharda i poprosił o wsparcie. Jeszcze przed południem ogień do obrońców otworzyły dwa działa kal. 75 mm. Mimo tego kolejny atak przy wsparciu samochodów pancernych również został odparty. Zniecierpliwieni Niemcy wezwali pocztowców do poddania się, jednocześnie ewakuując mieszkańców pobliskich budynków. Sprowadzono haubicę kal. 105 mm, którą ustawiono w odległości 140 metrów od pozycji Polaków. Równocześnie saperzy wykonali podkop i podłożyli pod ścianą budynku 600 kg ładunek wybuchowy.

    [​IMG]
    Ostrzał gmachu Poczty przez samochód pancerny​

    Wobec braku odpowiedzi na żądanie kapitulacji o godzinie 17:00 Niemcy przystąpili do generalnego szturmu. Odpalono ładunek wybuchowy, a haubica rozpoczęła ostrzał, który spędził pocztowców do piwnic. Żołnierze niemieccy wdarli się do budynku i zajęli kolejne piętra, z piwnic jednak nadal padały strzały. Godzinę później z podciągniętej motopompy napastnicy wylali na fronton gmachu benzynę i podpalili ją. W piwnicach żywcem spłonęło 5 obrońców, a kolejnych 6 zostało ciężko poparzonych (wkrótce później zmarli w szpitalu). Około 19:00 na progu budynku pojawił się Jan Michoń dzierżąc w ręku białą flagę. Został zastrzelony. Również naczelnik Józef Wąsik został zabity przy próbie wyjścia z gmachu. Dopiero wówczas Niemcy zezwoli całej załodze na wyjście na zewnątrz. Zostali przewiezieni do Prezydium Policji, a później obozu przejściowego Victoria Schule. Trwająca 14 godzin heroiczna obrona, dobiegła końca.

    Do ataku na Polskę Wehrmacht skoncentrował dwie grupy armii:

    Grupa Armii „Północ”

    Dowódca: gen. płk. Fedor von Bock

    Skład:

    3 Armia (gen. Georg von Küchler)
    Siła: 7 dywizji piechoty, 1 dywizja pancerna.
    Zadanie: Natarcie na Warszawę od północy i od wschodu.

    4 Armia (gen. Günther von Kluge)
    Siła: 5 dywizji piechoty, 1 dywizja pancerna, 2 dywizje zmotoryzowane
    Zadanie: Przecięcie „polskiego korytarza”

    Odwody Grupy Armii:
    4 dywizje piechoty, 1 dywizja pancerna

    Wsparcie lotnicze:
    1 Flota Powietrzna (gen. Albert Kesselring)

    Grupa Armii „Południe”

    Dowódca: gen. płk. Gerd von Rundstedt

    Skład:

    8 Armia (gen. Johannes Blaskowitz)
    Siła: 4 dywizje piechoty
    Zadanie: Szybki marsz w kierunku Warszawy.

    10 Armia (gen. Walter von Reichenau)
    Siła: 6 dywizji piechoty, 2 dywizje pancerne, 2 dywizje zmotoryzowane, 3 dywizje lekkie (zmechanizowane)
    Zadanie: Przełamanie obrony na styku dwóch polskich armii i szybki marsz w kierunku Warszawy.

    14 Armia (gen. płk. Wilhelm List)
    Siła: 6 dywizji piechoty, 2 dywizje pancerne, 1 dywizja lekka, 1 dywizja strzelców górskich
    Zadanie: Zniszczenie polskich armii zgrupowanych na południu.

    Odwody Grupy Armii:
    5 dywizji piechoty

    Wsparcie lotnicze:
    4 Flota Powietrzna (gen. Alexander Löhr)

    Łącznie (razem z odwodami OKH) 6 dywizji pancernych, 4 dywizje zmotoryzowane, 4 dywizje lekkie, 3 dywizje piechoty górskiej oraz 37 dywizji piechoty. Wojska niemieckie dysponowały więc siłą ok. 3195 czołgów i wozów pancernych, 2000 samolotów myśliwskich i bombowych oraz 1,8 mln żołnierzy wspartych przez 10 tys. dział i moździerzy.

    Kriegsmarine – niemiecka marynarka wojenna do działań przeciwko Polsce oddelegowuje 1 pancernik, 4 lekkie krążowniki, 10 niszczycieli, 10 okrętów podwodnych, 6 ścigaczy i 7 trałowców, a także 56 samolotów lotnictwa morskiego.

    W ataku na polskie terytorium obok armii niemieckiej czynny udział bierze także armia słowacka. Do 1 września w wyniku powszechnej mobilizacji zmobilizowanych zostało ponad 50 tys. Słowaków. Stanowili oni trzon nowoutworzonej Słowackiej Armii Polowej pod dowództwem gen. Ferdinanda Catlosa, podpułkownika przedwojennej armii czechosłowackiej. Siły słowackie liczyły trzy dywizje piechoty oraz utworzoną 5 września grupę szybką składającą się z I dywizjonu kawalerii, II dywizjonu kolarzy oraz III dywizjonu zmotoryzowanego. Dysponowała ona siłą 13 czołgów czechosłowackiej produkcji LT-35 oraz 6 wozów pancernych OA wz. 30.

    [​IMG]

    Zadaniem wojsk słowackich była ochrona wschodniego skrzydła niemieckiej 14 Armii oraz obrona terytorium kraju przed możliwym zaczepnym działaniem ze strony Polaków. Jako uzasadnienie wypowiedzenia wojny 1 września Polsce podano „okupację” od 1918 roku rdzennych słowackich terytoriów Spiszu i Orawy, a także poparcie jakie polscy politycy udzielili Węgrom w ich próbach aneksji Słowacji.

    [​IMG]
    Powszechna Mobilizacja 30 sierpnia 1939 roku. Scena pożegnania żołnierzy wyruszających do swych jednostek​

    Siłom agresorów Wojsko Polskie mogło przeciwstawić 24 dywizje piechoty (zmobilizowane do 1 września. Polski plan mobilizacyjny, plan „W” zakładał zmobilizowanie 30 dywizji piechoty ze służby czynnej oraz 9 dywizji piechoty złożonych z rezerwy), 10 brygad kawalerii (wobec 11 planowanych), 1 brygadę pancerno-motorową (wobec 2 planowanych) oraz 3 brygady górskie. Łącznie jest to nieco ponad milion żołnierzy, wspieranych przez 800 czołgów i wozów pancernych (w większości przestarzałych) oraz 400 samolotów (również w olbrzymiej większości przestarzałych).
    Siły te zostały rozciągnięte wzdłuż całej granicy polsko-niemieckiej i polsko-słowackiej liczącej ok. 1800 km. W celu obrony newralgicznych części zachodniej Polski oraz stawienia zaciętego oporu już na granicach utworzono siedem armii:

    Armia „Modlin”
    (gen bryg. Emil Karol Przedrzymirski-Krukowicz)
    Siła: 2 dywizje piechoty, 2 brygady kawalerii
    Zadanie: obrona północnego podejścia do Warszawy od strony Prus Wschodnich.

    Armia „Pomorze”
    (gen. dyw. Władysław Bortnowski)
    Siła: 5 dywizji piechoty, 1 brygada kawalerii)
    Zadanie: obrona Pomorza przed atakiem z kierunków zachodniego i wschodniego.

    Armia „Poznań”
    (gen. dyw. Tadeusz Kutrzeba)
    Siła: 4 dywizje piechoty, 2 brygady kawalerii
    Zadanie: obrona Wielkopolski oraz współdziałanie z sąsiednimi siłami.

    Armia „Łódź”
    (gen. dyw. Juliusz Rómmel)
    Siła: 5 dywizji piechoty, 2 brygady kawalerii
    Zadanie: obrona centrum kraju oraz współdziałanie z sąsiednimi siłami.

    Armia „Kraków”
    (gen. bryg. Antoni Szyling)
    Siła: 5 dywizji piechoty, 1 brygada kawalerii, 1 brygada pancerno-motorwa, załogi forteczne
    Zadanie: obrona Małopolski.

    Armia „Karpaty”
    (gen. dyw. Kazimierz Fabrycy)
    Siła: 3 brygady górskie
    Zadanie: obrona przełęczy karpackich.

    Armia „Prusy”
    (gen. dyw. Stefan Dąb-Biernacki)
    Siła: 6 dywizji piechoty, 1 brygada kawalerii, 2 bataliony czołgów
    Zadanie: największy polski odwód wojskowy, mający zapobiec przedarciu się wojsk niemieckich na styku Armii „Łódź” i Armii „Kraków”.

    Dodatkowo utworzono Samodzielne Grupy Operacyjne oraz grupy odwodów, które miały za zadanie wesprzeć walczące wojska podczas bitwy granicznej:

    Samodzielna Grupa Operacyjna „Narew”
    (gen. bryg. Czesław Młot Fijałkowski)
    Siła: 2 dywizje piechoty, 2 brygady kawalerii
    Zadanie: obrona północno-wschodniego odcinka frontu w oparciu o granicę litewską oraz utrzymanie linii rzeki Narwy.

    Grupa Operacyjna „Wyszków”
    (gen. bryg. Stanisław Skwarczyński)
    Siła: 3 dywizje piechoty
    Zadanie: odwód Naczelnego Wodza, obrona linii Narwi od strony Prus Wschodnich

    Grupa Odwodów „Kutno”
    (odwód Naczelnego Wodza)
    Siła: 2 dywizje piechoty
    Zadanie: w dyspozycji Naczelnego Wodza

    Grupa Odwodów „Tarnów”
    (odwód Naczelnego Wodza)
    Siła: 1 dywizja piechoty, 1 dywizja piechoty górskiej
    Zadanie: w dyspozycji Naczelnego Wodza

    Wybuch wojny zastał Wojsko Polskie jeszcze w fazie mobilizacji. Formowanie blisko 1/3 wszystkich sił zostało 1 września 1939 roku zakłócone przez naloty, ostrzały artylerii czy chaos pierwszych dni konfliktu. Odbiło się to głównie na wartości bojowej jednostek w głębi kraju, które nie były do końca przygotowane do walki, kiedy stanęły oko w oko z przeciwnikiem.
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), z piątku 1 września 1939 roku:

    W toku niemieckich działań wojennych na kierunku Śląska, Pomorza i Prus Wschodnich już dziś pojawiły się na wszystkich frontach spodziewane pierwsze sukcesy:
    Oddziały posuwające się z południa przez góry osiągnęły linię Nowy Targ-Sucha

    Na południe od Morawskiej Ostrawy przekroczono pod Cieszynem Olzę. Na południe od regionu przemysłowego nasze wojska nacierają sprawnie na wysokości Katowic. Oddziały ze Śląska posuwają się płynnie w kierunku Częstochowy i na północ od niej.

    W Korytarzu nasze wojska zbliżają się do Brdy i osiągnęły już pod Nakłem Noteć.

    Trwają walki w pobliżu Grudziądza.

    Wojska nacierające z Prus Wschodnich wdarły się głęboko na polskie terytorium.
    Niemieckie siły powietrzne w toku ponawianych potężnych akcji zaatakowały i zniszczyły urządzenia wojskowe na licznych polskich lotniskach, tak jak np. w Rumii, Pucku, Grudziądzu, Poznaniu, Płocku, Łodzi, Tomaszowie, Radomiu, Rudzie, Katowicach, Krakowie, Lwowie, Brześciu i Terespolu. Ponadto liczne eskadry bombowe wspierały skutecznie natarcie wojsk lądowych.

    Tym samym niemiecka flota powietrzna zapewniła sobie dziś panowanie w powietrzu nad obszarem Polski, mimo, iż znaczne jej siły pozostały w Niemczech środkowych i zachodnich.

    Część okrętów Kriegsmarine zajęła pozycje nad Zatoką Gdańską i ubezpiecza Bałtyk.

    Zakotwiczony przed Nowym Portem okręt szkolny Schleswig-Holstein ostrzeliwuje obsadzone prze z Polaków Westerplatte. Siły powietrzne bombardowały port wojenny w Gdyni.


    Komunikat nr 1 Sztabu Naczelnego Wodza, Warszawa, 1 września 1939 roku:

    W dniu 1 września 1939 roku, około godziny 5:00 wojska niemieckie wkroczyły na terytorium Rzeczpospolitej i rozpoczęły działania zaczepne. (...) Lotnictwo nieprzyjacielskie bombardowało w ciągu dnia liczne obiekty. (...)
     
  4. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część druga: „Pogranicze w ogniu walk”​



    - Orędzie Prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego z 1 września 1939 roku

    [​IMG]

    1 września 1939


    Niemiecki plan wojny z Polską uwzględniał wszelką możliwą przewagę jaką nad obrońcami mogli mieć agresorzy, z niekorzystnym dla defensywy układem granic na czele. Fall Weiss zakładał przeprowadzenie dwóch potężnych i szybkich uderzeń wojsk pancernych oraz zmotoryzowanych w kierunku Warszawy. Pierwsze z nich miało wyjść z Prus Wschodnich, z których odległość do polskiej stolicy była stosunkowo niewielka. Drugie natomiast miały przeprowadzić wojska szybkie zgrupowane na Śląsku Opolskim, które przez Radomsko, Piotrków i Tomaszów Mazowiecki miały dojść do Warszawy od południa. Sukces takiego zamierzenia oznaczałby okrążenie większości sił polskich jeszcze na terenach na zachód od Wisły, co uniemożliwiłoby im przeprowadzenie odwrotu i utworzenia nowych linii obronnych w oparciu o rzekę.
    Kilka uderzeń pomocniczych miało za zadania odciąć i zniszczyć część wojsk polskich w Korytarzu Pomorskim czy uniemożliwić Polakom stworzeni linii obronnych na Dunajcu, Wisłoku czy Sanie. Przewidywano, iż szybkie zajęcie Warszawy, centrum administracyjnego komunikacyjnego i wojskowego atakowanego kraju powinno zakończyć kampanię. Cała operacja miała potrwać ok. dwóch tygodni.

    [​IMG]
    Fall Weiss - założenia niemieckiego planu ataku na Polskę​

    Polski plan obrony, tzw. Plan „Z” („Z” – Zachód) opracowywany od marca 1939 roku, zakładał stoczenie bitwy obronnej z agresorem już na długiej, nie nadającej się do defensywy granicy. Decydowały o tym względy polityczne. Obawiano się, iż po szybkim opanowaniu spornego terytorium: Pomorza, Wielkopolski i Śląska Niemcy zechcą zasiąść do stołu rokowań, które nie miałyby w takiej sytuacji szans na korzystne rozstrzygnięcie. Sztab Główny planował przyjęcie pierwszego impetu ataku na granicach, maksymalne wstrzymanie czy opóźnienie go w oparciu o umocnienia polowe i stałe (w rejonie Mławy czy Śląska Cieszyńskiego) po czym wycofanie się na główną linię obrony, czyli rzeki: Wisłę, Narew i San. Do tego czasu państwa sojusznicze Anglia i Francja zgodnie z zawartymi porozumieniami miałyby zakończyć mobilizację i rozpocząć na zachodzie działania odciążające front polski.
    W razie przełamania głównej linii obrony z czym się liczono, Plan „Z” miał wejść w fazę tzw. „Przedmościa Rumuńskiego”, czyli obszaru wzdłuż granicy z sojuszniczą Rumunią, przez którą spodziewano się otrzymywać wsparcie od sojuszników.
    Jedną z głównych wad planu obrony, opracowanego przez generałów: Tadeusza Kutrzebę, Juliusza Rómmla, Władysława Bortnowskiego i Leona Berbeckiego była zbyt duża decentralizacja dowodzenia, która kłóciła się z planami marszałka Rydza-Śmigłego i w rezultacie przyniosła organizacyjny chaos. Sama koncepcja stoczenia z przeważającymi siłami nieprzyjaciela bitwy obronnej na granicy, choć usprawiedliwiona politycznie z wojskowego punktu widzenia skazana była na niepowodzenie.

    Obrona Wybrzeża

    Pierwszego dnia wojny niemieckie lotnictwo zbombardowało Hel, Gdynię, Oksywie oraz bazę dywizjonu lotnictwa morskiego w Pucku. Straty wynikające z zaskoczenia były dosyć znaczne. Zginął m.in. kmdr ppor. Szystowski, dowódca dywizjonu lotnictwa morskiego. W ataku Luftwaffe na Gdynię, główny port wojenny zatopione zostały: okręt artyleryjski ORP Mazur, okręt pomocniczy ORP Nurek oraz holownik Wanda, a uszkodzona została kanonierka ORP Generał Haller. Celem niemieckich lotników stał się również niszczyciel ORP Wicher

    1 września 1939 roku, Zatoka Gdańska

    Świtało. Pierwsze promienia słońca nieśmiało wydzierały się zza linii horyzontu rozświetlając pomarańczową łuną niebo i morze. Wiatru niemal nie było. Jedyne co mogły zarejestrować ludzkie uszy to kojący szum morskich fal i popiskiwanie mew, nieodzownie związanych z krajobrazem zatoki.
    ORP Wicher – duma niewielkiej i skromnej Polskiej Marynarki Wojennej stał na dryfie w wodach zatoki. Kotwica nie była rzucona, co wraz z maszynami przygotowanymi do nagłego rozruchu świadczyło o natychmiastowej możliwości uruchomienia silników i manewrowania w przypadku ataku z powietrza. Taki stan nie był dla załogi niczym niezwykłym. Od początków sierpnia zdążyła już ona przywyknąć do męczących alarmów bojowych oraz unikania portów, gdzie okręt mógł stać się łatwym celem dla lotnictwa. Ciągłe pogotowie bojowe choć kosztowało wiele energii przygotowywało do prawdziwej walki, co do której uniknięcia łudzili się tylko nieliczni.
    Porucznik Zbigniew Kowalski nie łudził się. Mimo, iż podczas swych kurtuazyjnych wizyt w Niemczech jako jeden z reprezentantów ORP Wicher miał okazję spotkać się z samym Adolfem Hitlerem nie uległ tak łatwo jego czarowi. Wiedział, iż sytuacja w jakiej znalazła się Polska w drugiej połowie 1939 roku mogła skończyć się tylko w jeden sposób. Pozostawało jedynie pytanie kiedy.
    Wychodząc wczesnym rankiem na mostek okrętu nie spodziewał się znaleźć tam odpowiedzi na to pytanie. Na bezchmurnym niebie dostrzegł trzy niewielkie, czarne punkty, zbliżające się w kierunku Wichra ze znaczną prędkością. Były jeszcze za daleko, by rozpoznać ich kształty nie mówiąc o typach czy przynależności państwowej, lecz mogło się to zmienić w ciągu kilkudziesięciu sekund. Na mostku inni oficerowie wymieniali między sobą poglądy:
    - Samoloty. Nasze ?
    - Eee... Dziwne jakieś. Może Anglicy.
    Maszyny zbliżyły się na odległość, z której Kowalski mógł rozpoznać ich typ. Wiele miesięcy uczył się na pamięć sylwetek samolotów niemieckich. Teraz nie miał wątpliwości. To były niemieckie hydroplany. Kubek z gorącą herbatą wyślizgnął się z dłoni i roztrzaskał o pokład.
    - Na stanowiska biegiem !!! – ryknął nie swoim głosem do oficerów, którzy spojrzeli na niego spłoszonym wzrokiem. – Obrona przeciwlotnicza na nogi !!! Strzelać bez rozkazu ze wszystkiego z czego się da !!!
    Oficerowie stali chwilę jak wryci po czym biegiem ruszyli wykonać rozkaz porucznika. To była niezwykła sytuacja. Kowalski nie mógł wydać takiego rozkazu bez porozumienia z dowódcą okrętu komandora porucznika Stefana de Waldena, który odsypiał nieprzespaną noc. Mimo tego zrobił to. Mało tego, jego polecenie zostało wykonane przez podwładnych w ciągu kilkudziesięciu sekund...
    Czterdziestomilimetrowe działa Boforsa natychmiast wzięły na cel hydroplany i dosłownie plunęły ogniem. Całe zamieszanie, którego ukoronowaniem była salwa przeciwlotnicza zerwały na równe nogi komandora de Waldena, który momentalnie pojawił się na pomoście bojowym z twarzą czerwoną ze złości.
    - Czy pan zwariował !? To były nierozpoznane samoloty !! Ja pana oddam pod sąd wojenny !! – krzyczał ledwo dostrzegając sylwetkę Kowalskiego, który przez lornetkę oglądał skuteczność ognia baterii przeciwlotniczych. – Otrzymaliśmy wczoraj meldunki o przelocie polskich samolotów nad Bałtykiem !! Jeżeli otworzył pan ogień do naszych... – nie dokończył, bowiem w tej samej chwili jakby na potwierdzenie słuszności decyzji porucznika hydroplany otworzyły ogień do okrętu z broni pokładowej.
    Kule ze świstem przecięły powietrze, trafiając w blachę nadbudówki statku przebijając ją na wylot, tuż nad głową komandora. Wszyscy instynktownie przywarli płasko do pokładu. Nawet nie dostrzegli kiedy podpełznął do nich marynarz – łącznościowiec, który ściskając mocno w dłoni zmiętą i mokrą od potu kartkę papieru krzyknął do dowódcy:
    - Panie komandorze !! Panie komandorze !! Otrzymaliśmy wiadomości o ataku na Westerplatte i zbombardowaniu portu wojennego w Gdyni !! To wojna !!
    Ostatnie słowo zadźwięczało w ich uszach dziwnym, nieopisanym echem. Porucznik Zbigniew choć nie umiał sobie tego wyjaśnić poczuł ulgę. W końcu zniknął strach napiętnowany niepewnością, napięcie, które stopniowo sięgało zenitu i granic możliwości ludzkiej tolerancji. Wojna. Teraz wszystko stało się jasne. Wszyscy wiedzieli co mieli robić. Przygotowywali się bowiem do tego niezliczonej ilości tygodni i miesięcy.
    Dalsze rozważania w tej materii rozwiały natychmiast okrzyki radości marynarzy obsługujących jedno z działek przeciwlotniczych.
    - Dostał ******** ! Dymi się ! Zaraz spadnie do wody ! – przekrzykiwali się podekscytowani marynarze.
    Rzeczywiście jeden z niemieckich hydroplanów wyraźnie zwolnił, ciągnąc za sobą sznur czarnego dymu. Pozostałe dwa również zwolniły, lecz by nie narazić się na trafienie po chwili znów zwiększyły prędkość. Uszkodzony hydroplan zwolnił jeszcze bardziej, po czym z jego silnika buchnęły płomienie. Maszyna momentalnie zaczęła tracić wysokość po czym zniknęła z pola widzenia żegnana wszelkimi możliwymi przekleństwami i wyzwiskami.

    Po niemieckim ataku Obszar Nadmorski został przeformowany w Lądową Obronę Wybrzeża. Jej dowódcy płk. Stanisławowi Dąbkowi podlegały: 1 i 2 Morski Pułk Strzelców, Morska Brygada Obrony Narodowej oraz trzy bataliony rezerwowe. Łącznie ok. 15 tys. żołnierzy, wspieranych przez 40 dział, 34 moździerze i 192 ckm-y. Przeciw tym skromnym siłom Niemcy mogli wystawić blisko 30 tys. żołnierzy, 60 haubic, 254 działa, 72 moździerze oraz ok. 700 karabinów maszynowych. W każdej chwili napastnicy mogli też liczyć na wsparcie lotnictwa oraz artylerii okrętowej.

    Natychmiast po otrzymaniu wiadomości o rozpoczęciu działań wojennych polskie okręty podwodne Sęp, Ryś i Żbik realizując tzw. Plan Worek udały się na pełne morze do wyznaczonych rejonów patrolowania. Okręty Orzeł i Wilk wyruszyły w kierunku Zatoki Gdańskiej.
    Okręty nawodne Marynarki Wojennej po południu otrzymały rozkaz realizacji założeń Planu Rurka – zaminowania wód Zatoki Gdańskiej. Plan nie powiódł się w wyniku ingerencji niemieckiego lotnictwa, które zaatakowało jednostki w drodze do Helu. Mocno uszkodzone zostały stawiacz min ORP Gryf (w wyniku trafienia bombą lotniczą zginęło 22 marynarzy i dowódca kmdr ppor. Kwiatkowski) oraz trałowiec ORP Mewa. Wszystkie okręty wcześniej awaryjnie zrzucając miny do Bałtyku zawitały na Hel. Pierwszy dzień bitwy o Bałtyk zakończył się, więc w cieniu dość znacznych sukcesów niemieckich.

    Mława

    [​IMG]
    Niemieckie siły pancerne otrzymują rozkaz zaatakowania polskich pozycji pod Mławą​

    Wczesnym rankiem główne siły 3 Armii gen. Küchlera przekroczyły granicę i rozpoczęły natarcie wzdłuż najkrótszej drogi prowadzącej do Warszawy. Posuwające się w kierunku Mławy jednostki I Korpusu oraz Korpusu Wodrig (łącznie 4 dywizje piechoty, Dywizja Pancerna Kempf i brygada kawalerii) natknęły się niespodziewanie na silnie umocnione pozycje obronne pod samą Mławą i Rzęgnowem, bronione przez 20 Dywizję Piechoty (płk. Wilhelm Liszka-Lawicz). Jako pierwsza do natarcia ruszyła niemiecka 61 Dywizja Piechoty, która skierowała się ku odcinkowi bronionemu przez 3 Batalion 80 Pułku Piechoty. Niemcy zaskoczeni celnym ogniem broni maszynowej ponieśli ciężkie straty i musieli wstrzymać atak. Świetnie spisała się też polska artyleria, która niezwykle celnym ogniem zasypała zmierzające w kierunku pozycji wyjściowych ugrupowanie zmotoryzowane nieprzyjaciela. Po kolejnych zakończonych niepowodzeniem natarciach piechoty, do akcji wkroczyły niemieckie czołgi. Około południa od strony wsi Windyki pojawiło się nagle blisko 50 czołgów i samochodów pancernych. Na ich nieszczęście wjechały wprost pod pozycje polskiej zapory przeciwpancernej, która natychmiast otworzyła ogień. Po utracie 6 maszyn Niemcy wycofali się.
    Nie inaczej sytuacja przedstawiała się na odcinkach bronionych przez polskie 78 i 79 Pułk Piechoty, które odparły silne ataki niemieckiej 1 Dywizji Piechoty.
    Na zachodnim skrzydle całości polskiego ugrupowania obronnego z powodzeniem walczyła także Nowogródzka Brygada Kawalerii (gen. Władysław Anders), do której pozycji zbliżyły się jednostki niemieckiej 217 Dywizji Piechoty.
    Niepokojąca sytuacja wytworzyła się na wschodnim skrzydle obrony, gdzie walczyła Mazowiecka Brygada Kawalerii (płk. Jan Karcz). Tam oddziałom 12 Dywizji Piechoty udało się przełamać polską obronę i zagrozić tyłom brygady. Późnym wieczorem płk. Karcz podjął decyzję o odwrocie na drugą linię obrony, jednak brak łączności uniemożliwił mu zameldowanie o tym dowódcy armii.

    [​IMG]
    Bitwa pod Mławą​

    Korytarz Pomorski

    Zdecydowana większość sił niemieckiej 4 Armii (XIX Korpus Pancerny, II i III Korpus Piechoty – 3 dywizje piechoty, 2 zmotoryzowane i 1 pancerna) uderzyły w pasie od Chojnic po Noteć w celu przecięcia „korytarza” i zniszczenia znajdujących się w nim wojsk polskich. Naprzeciw nich znajdowało się jedynie północne skrzydło Armii „Pomorze”, które stanowiły 9 Dywizja Piechoty (płk. Józef Werobej) oraz Grupa Operacyjna „Czersk” (gen. Stanisław Grzmot-Skotnicki), na którą składały się Pomorska Brygada Kawalerii oraz kilka batalionów Obrony Narodowej. 27 Dywizja Piechoty, znajdująca się 1 września w Borach Tucholskich otrzymała rozkaz przejścia w rejon Chełmna jako odwód armii.

    Pierwsze walki przyniosły kilka sukcesów Polakom. Niemcom nie udało się zdobyć mostu w Tczewie oraz Chojnicach, w których oddziały Wojska Polskiego zniszczyły pociąg pancerny awizowany jako pociąg pośpieszny relacji Berlin-Królewiec. Po tych niepowodzeniu do ataku na Chojnice ruszyły główne siły niemieckiej 20 Dywizji Zmotoryzowanej (gen. por. Mauritz von Wiktorin), które zmusiły dwa broniące się polskie bataliony do odwrotu za rzekę Brdę. Aby ułatwić wycofanie się polskim żołnierzom 18 Pułk Ułanów (płk. Kazimierza Mastalerza) otrzymał rozkaz kontrataku i zatrzymania niemieckiego natarcia.


    Sztab 18 Pułku Ułanów Pomorskich, 1 września 1939, godz. 17:30

    Mają d**y jak z mosiądza, to ułani są z Grudziądza !
    - Żurawiejka 18 Pułku Ułanów

    - Są rozkazy z dowództwa !! – głos jednego z oficerów sztabu przerwał grobową ciszę przerywaną tylko głuchym dudnieniem dział na północy.
    To niemiecka artyleria ostrzeliwała polskie pozycje w pobliżu Chojnic. Od wczesnych godzin rannych toczyła się tam zacięta walka z oddziałami 20 Zmotoryzowanej Dywizji Piechoty. Dwa bataliony broniące miasta biły się dzielnie, lecz nie mogły na długo zatrzymać przeciwnika dysponującego wielką przewagą ilościową. Z ciężkimi stratami oba bataliony rozpoczęły odwrót w stronę rzeki Brdy. Jej przekroczenie przez Niemców oznaczałoby odcięcie wszystkich polskich sił na Pomorzu. Generał Grzmot-Skotnicki zdawał sobie z tego sprawę, dlatego powstrzymanie nieprzyjaciela pędzącego ku rzece stało się zadaniem priorytetowym…
    - Tutaj. – palec młodego kapitana stuknął o mapę i przesunął się wzdłuż czerwonej linii. – Nieprzyjaciel przemieszcza się drogą Chojnice-Rytel. Generał Grzmot-Skotnicki poleca wykonanie natychmiastowego przeciwuderzenia całością sił pułku, w celu zahamowania jego marszu.
    Pułkownik Kazimierz Mastalerz, dowódca 18 Pułku nie odrywając wzroku od mapy podrapał się nerwowo palcem wskazującym po nosie.
    - Dziękuję panie kapitanie. – rzekł po chwili.
    Młody oficer odsunął się od stołu, lecz nie opuścił pomieszczenia. Widać miał rozkaz pozostać także na nardzie taktycznej sztabu pułku, by zdać z niej relacje generałowi. Żaden z oficerów nie zwrócił na niego uwagi. Otoczyli oni półkolem pułkownika skupiając na nim pełne niepokoju oczy.
    - Atak czołowy na nieprzyjaciela jest wykluczony. – zaczął Mastalerz pewnym głosem. – Na pewno straż przednia jest silna, a zaangażowanie się w walkę przed osiągnięciem głównych sił wroga unicestwi czynnik zaskoczenia, a w konsekwencji uniemożliwi wykonanie zadania generała Grzmota-Skotnickiego. Dlatego… - przerwał na chwilę jakby samemu zastanawiając się nad dalszymi działaniami. Było to jednak złudzenie. – Dwa szwadrony, pod dowództwem majora Małeckiego obejdą skrzydło nieprzyjaciela i zaatakują szarżą od flanki. Dla wzmocnienia przydzielę im jeszcze dwa plutony. Kiedy szwadrony majora Małeckiego zaatakują przeciwnika wówczas ruszy reszta pułku i zaatakuje czoło zgrupowania nieprzyjaciela.
    - Panie pułkowniku ! – wtrącił się nagle wyraźnie podekscytowany kapitan. – Z całym szacunkiem, ale ten plan jest zbyt karkołomny, by go przeprowadzić. Nieprzyjaciel dysponuje…
    - Ile pan ma lat kapitanie ? – przerwał spokojnie aczkolwiek stanowczo Mastalerz.
    - Dwadzieścia siedem… - odpowiedział zupełnie zbity z tropu oficer.
    - Za młody pan jest, aby mnie uczyć jak się wykonuje niewykonalne rozkazy… - uśmiechnął się pułkownik. – Wszystko jasne ? – zwrócił się do swych oficerów, odpowiedziało mu twarde „tak jest” – Wykonać.

    [​IMG]
    Polska kawaleria​

    Około godziny 19:00 wieczorem 1 września 1939 roku pułkownik Mastalerz wydał rozkaz do ataku. Dowódca wydzielonej grupy kawalerzystów, major Małecki uniesioną ku górze szablą dał sygnał do natarcia.
    Ułani wypadli z niewielkiego lasku wprost na żołnierzy II batalionu zmotoryzowanego 76 Zmotoryzowanego Pułku Piechoty, którzy odpowiedzieli chaotycznym ogniem broni maszynowej. Z koni spadli pierwsi zabici kawalerzyści. Inni z wyciągniętymi szablami, mocno przyciśnięci do końskich karków galopowali w pełnej szybkości przez niemal idealnie płaski teren. Gdy do ataku przyłącza się reszta sił, w kierunku niemieckich żołnierzy zmierza ok. 250 jeźdźców.
    Panika i szok wśród Niemców wzięły górę. Całkowicie zdezorganizowani rzucili się do ucieczki przed polskimi szablami. Kilkunastu nie zdołało. Zostali oni stratowani przez konie lub rozsiekani przez ostre ułańskie szable.
    Sukces szarży kawalerii trwał bardzo krótko. Niemal natychmiast Niemcy wprowadzili do walki posiłki w postaci wozów pancernych i moździerzy, które niemal natychmiast pokryły ogniem polskie ugrupowanie. Na ułanów spada grad pocisków. Trafione konie padają z przeraźliwym skowytem inne wloką za sobą bezwładne ciała rannych i zabitych. Zanim Polakom udaje się wycofać pułk stracił 84 żołnierzy, w tym 25 zabitych. Wśród nich znalazł się również pułkownik Mastalerz oraz rotmistrzowie Świeciak i Godlewski.

    Straty niemieckie są nieporównywalnie niższe. Wyniosły 11 zabitych i 9 rannych żołnierzy, w większości w wyniku szarży kawalerii. Mimo tego marsz 20 Dywizji Zmotoryzowanej ku Brdzie został zahamowany. Po całym XIX Korpusie Pancernym (gen. Heinz Guderian) lotem błyskawicy rozeszła się wieść o śmiałej szarży polskiej kawalerii, która na szablach i lancach rozniosła niemieckich żołnierzy. Spowodowało to trudny do wytłumaczenia lęk wśród żołnierzy przed niespodziewanym atakiem szalonych ułanów. Przełamywać go musiał osobiście sam gen. Guderian.

    [​IMG] [​IMG]
    Bitwa w Borach Tucholskich i mapa sytuacji wieczorem 1 września​

    O ile 20 Dywizja Zmotoryzowana odniosła pierwszego dnia wojny dość ograniczone sukcesy to inne jednostki XIX Korpusu Pancernego popędzane charyzmatyczną postawą dowódcy posunęły się znacznie dalej. 3 Dywizja Pancerna trafiła na dwudziestokilometrową lukę w polskiej obronie między rzekami Kamionka i Sępolenka i ruszyła szybkim marszem drogą z Sępólna na Grudziądz. Pod Gostycynem drogę zagrodził jej 34 Pułk 9 Dywizji Piechoty, który utrzymał swe pozycje do zmroku. Jednak pod Pruszczem niemieckie czołgi rozbiły jeden z jego batalionów i opanowały most przez Brdę, który Polacy nieudolnie próbowali podpalić. Do późnych godzin nocnych położenie wojsk polskich w „korytarzu” uległo dalszemu pogorszeniu. Niemcy przeszli na drugi brzeg rzeki Brda i dotarły aż do Świekatowa, wnikając tym samym na głębokie tyły Armii „Pomorze”. Chcąc utrzymać linię obrony na rzece generał Bortnowski rozkazał 9 i 27 Dywizji Piechoty przeciwnatarcie…
    ______________________________________________________________________________
    Przemówienie Hitlera w Reichstagu, Berlin, 1 września 1939 roku:

    (...)poleciłem mym siłom powietrznym, aby w atakach ograniczyły się do celów wojskowych. Jeśli przeciwnik zechce to jednak potraktować jako list żelazny, wówczas otrzyma taką odpowiedź, że żyć mu się odechce. Polska strzelała dziś w nocy na naszej ziemi także z udziałem regularnych żołnierzy. Od 5:45 odpowiadamy strzałem na strzał. Od tej godziny płacimy bombą za bombę. Kto walczy z użyciem gazu, ten zazna trującego gazu.
     
  5. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Od autora: Odcinek miał ukazać się jutro, ale ze względu na historyczną rocznicę tak samej bitwy, którą tu opisuje jak i rozpoczęcia Kampanii Wrześniowej, publikuję go dzisiaj. Życzę miłej lektury.

    [​IMG]
    (Na zdjęciach płk. Filipowicz - dowódca Wołyńskiej Brygady Kawalerii oraz gen. Reinhardt - dowódca 4 dywizji pancernej


    - Relacja Hartiego Effenbergera - kierowcy Pzkpfw 38(t) w czasie bitwy pod Mokrą

    1 września 1939​

    Kiedy rano 1 września 1939 roku pierwsze niemieckie oddziały przekraczały granicę na odcinku bronionym przez Armię „Łódź”, dysponowała ona tylko częścią przewidzianych dla niej sił. 2 Dywizja Piechoty Legionów wciąż znajdowała się w transportach kolejowych, a 44 Dywizja Piechoty wedle przewidywań miała osiągnąć gotowość bojową nie wcześniej niż 9 września. Generał Rómmel dysponował jedynie trzema dywizjami piechoty (10, 28 i 30) oraz Wołyńską Brygadą Kawalerii. Zgodnie z założeniami Armia „Łódź” miała zatrzymać nieprzyjaciela na linii obronnej biegnącej wzdłuż Warty i Widawki, w pasie liczącym nieco ponad 90 km. To miało dać cenny czas siłom mobilizującym się w głębi kraju. Główny pas obrony znajdował się w odległości średnio 76 km od granicy. Oznaczałoby to, iż niemieckie oddziały pancerne i zmotoryzowane mogłyby pokonać go w ciągu trzech, czterech godzin i niemal z marszu przystąpić do jego przełamywania. Generał Rómmel nie miał wystarczających sił, które mogły mu zagwarantować utrzymanie tej linii na wypadek takie scenariusza. Dlatego zdecydował się maksymalnie opóźnić marsz nieprzyjaciela w kierunku Warty i Widawki, kierując na granicę wojska, którymi dysponował.

    Naprzeciw jego skromnych sił znajdowały się jednostki niemieckich 8 i 10 Armii, na których spoczywał ciężar głównego natarcia kampanii. Miały one przełamać opór przeciwnika na granicy i ruszyć w kierunku Warszawy. Kluczowym etapem całej operacji było przedarcie się na tyły wojsk polskich dwóch dywizji pancernych, które miały zaatakować dokładnie na styku armii „Łódź” i „Kraków”. Gdyby ten manewr się powiódł oznaczałby konieczność odwrotu dla niemal całego ugrupowania polskiego na centralnym odcinku frontu już w pierwszych dniach bitwy.
    Na drodze, niemieckiej 4 Dywizji Pancernej (gen. Georg-Hans Reinhardt) ze składu XVI Korpusu Pancernego (4 i 1 Dywizja Pancerna, 14 i 31 Dywizja Piechoty) generała Ericha Hoepnera znajdowały się pozycje obronne Wołyńskiej Brygady Kawalerii (płk. Julian Filipowicz) wzmocnionej dodatkowo batalionem piechoty 30 Dywizji. Niemcy nie spodziewali się większego oporu. Generał Reinhardt był przekonany, że jego czołgi bez najmniejszego problemu poradzą sobie nawet z okopanym przeciwnikiem. Jego żołnierze jechali po zwycięstwo…

    Sztab gen. Reinhardta, 1 września, godz. 7:00

    Dowódca niemieckiej 4 Dywizji Pancernej trzymając w dłoniach kubek z kawą spoglądał na mapę, na której zaznaczono postępy podległych mu jednostek. Tuż obok jeden z oficerów dostojnymi ruchami dłoni wyjaśniał sytuację jaka wytworzyła się na nowopowstałym froncie. Reinhardt pomimo wyraźnie skupionej miny nie słuchał go. Nie docierał do niego sens tych słów. Doskonale sam potrafił czytać mapę i jeden rzut oka na nią wystarczał, by zrozumieć i ogarnąć sytuację. Był jednak oficerem starej, pruskiej szkoły, w której składanie meldunków czy raportów traktowano niemal jako uroczysty obrządek. Nie chciał przerywać.
    - Od godziny 5:00, kiedy nasze oddziały przekroczyły granicę, skierowały się zgodnie z planem ku miejscowości… Kr…zepice… - wymowa trudnych nazw polskich miejscowości sprawiała oficerowi niemały problem, dlatego dla podparcia swych słów natychmiast skierował dłoń ku mapie, aby wskazać dziwnie brzmiącą miejscowość. – W pierwszej linii nacierały 12 Pułk Strzelców oraz 12 Pułk Piechoty ze składu 31 Dywizji. Pokonały one słaby opór polskich wojsk osłony granicy po czym opanowały rejon Staro…kr…zepic…. Tutaj…. Wieś zdobył II batalion 12 Pułku Piechoty. Po przekroczeniu rzeki oddziały skręciły na południe, w kierunku Kr….zepic.. Walka o miasto była gwałtowna, Polacy bili się twardo, ale ostatecznie zostali rozbici. Straty jak do tej pory minimalne. W tej chwili oddziały dywizji dotarły do skrzyżowania nieopodal wzgórza 256. Tutaj podzieliły się na dwie kolumny. Jedna atakuje w kierunku na Rębielice i Zawady, druga na Wilkowiecko i Mokrą. Natknęliśmy na oddziały rozpoznawcze nieprzyjaciela za Kr..ze…pi…cami… – oficer uśmiechnął się, że udało mu się wypowiedzieć tą nazwę szybciej niż dotychczas – Kilka wozów pancernych i polskich małych czołgów. Zostały one pobite i odepchnięte. Z zeznać jeńców wynika, iż mamy przed sobą jedynie brygadę kawalerii.
    Słysząc to ostatnie zdanie generał Reinhardt wyraźnie ożywił się. Odłożył kubek z parującą kawą, po czym wstał rozprostowując zdrętwiałe nogi.
    - Siły przeciwnika są niezwykle słabe. Aż dziw, że styk ich dwóch armii broni jedynie brygada kawalerii. – dodał oficer. – Nie powinniśmy mieć problemów z dotarciem na drogę piotrkowską.

    [​IMG]
    Zniszczony polski samochód pancerny wz.34 stał się obiektem zainteresowania maszerujących dalej na wschód niemieckich żołnierzy​

    Pułkownik Julian Filipowicz, dowódca Wołyńskiej Brygady Kawalerii mimo skromnych siły, jakimi rozporządzał zajął doskonałe pozycje obronne, szczelnie blokując nieprzyjacielowi możliwość wyminięcia czy obejścia jednostek brygady. Przed główną linią obrony rozstawiono również w miarę silne oddziały ubezpieczenia, które były w stanie przyjąć na siebie pierwszy impet niemieckiego uderzenia, po czym wycofać na kolejne pozycje. To gwarantowało, iż na żadnym kierunku nie uda się nieprzyjacielowi przedrzeć niepostrzeżenie.
    Najdalej na południe w ugrupowaniu polskim znajdował się IV batalion 84 Pułku Piechoty (ze składu 30 Dywizji Piechoty, przydzielony do brygady kawalerii). Obrona na tym odcinku była ułatwiona przez uwarunkowania terenowe: wzniesienia, liczne rowy melioracyjne i sadzawki. Tam też już ok. godziny 6:30 rano pojawiły się pierwsze niemieckie oddziały rozpoznawcze, lecz zostały one zmuszone do pośpiesznego odwrotu przez ogień ckm-ów. Utarczki z polskimi oddziałami ubezpieczenia przed główną linią obrony brygady trwały do godz. 10:00. Dopiero wówczas generał Reinhardt był w stanie skierować ku wsi Mokra 36 Pułk Pancerny z zadaniem jej zdobycia i przełamania polskiej obrony. Jednocześnie na w większości drewniane zabudowania wsi spadł ogień niemieckiej artylerii, który wzniecił pożar. Nie próżnowało także lotnictwo wobec którego polskie oddziały pozbawione broni przeciwlotniczej były bezsilne. Bombowce nurkujące Stuka nie zaatakowały jednak przednich pozycji obronnych, lecz zaplecze brygady kawalerii, powodując co prawda znaczne straty, lecz nie osłabiając zupełnie przednich rubieży polskiej defensywy. Głównie to sprawiło, iż niemieckie natarcie załamało się w ogniu artylerii oraz broni przeciwpancernej: doskonałych działek kal. 37mm oraz karabinów przeciwpancernych wz.1935 „Ur” 21 Pułku Ułanów Nadwiślańskich. Również ataki na 19 Pułk Ułanów Wołyńskich i IV batalion zostały krwawo odparte. Do godziny 11:00 kiedy Niemcy ostatecznie wycofali się na pozycje wyjściowe zostawili za sobą przed pozycjami polskimi kilkudziesięciu zabitych oraz dwanaście płonących wraków czołgów i wozów pancernych.

    [​IMG]
    Karabin przeciwpancerny wz.35 'Ur". Jego obsługa nie różniła się zbytnio od obsługi zwykłego karabinu, a przeszkolenie żołnierza trwało ok. kilkunastu minut. Głównym mankamentem był brak koncepcji wykorzystania tego karabinu, choć pod Mokrą mógł on na swoje konto zaliczyć wiele udanych trafień​

    Około południa do ataku rusza niemiecki 35 Pułk Pancerny wsparty zmotoryzowaną piechotą. Rubieże obronne we wsi Mokra stały się ciągłym celem dla artylerii oraz bombowców nurkujących. Impetu natarcia nie wytrzymał 21 Pułk Ułanów, który został zmuszony do odwrotu. Tym samym niemieckie czołgi wyjeżdżają wprost na pozycje 2 Dywizjonu Artylerii Konnej. Polscy kanonierzy nie wycofują się jednak. Działa kal. 75mm otwierają ogień bezpośrednio na wprost do posuwających się ku nim pojazdom pancernym. Kilka zostaje trafionych i eksploduje płomieniami. Innym natomiast udaje się gąsienicami zgnieść trzy działa wraz z ich obsługą. Kiedy wydaje się, że linia obronna polskiej kawalerii została ostatecznie przełamana do akcji wkroczył pociąg pancerny nr 53 „Śmiały”, który ogniem swych dział kal. 75mm i 100mm zatrzymał nieprzyjacielskie czołgi. Równocześnie spadł na nie kontratak odwodowego 12 Pułku Ułanów Podolskich, który zmusił je do odwrotu z ciężkimi stratami.

    [​IMG]
    Pociąg pancerny nr 53 "Śmiały"​

    Okolice wsi Mokra, 1 września, godz. 12:46

    - Ogień ckm-u na lewo !! Odcinać piechotę !! – krótkie, lakoniczne rozkazy wachmistrza Jóźwiaka było świetnie słychać mimo przeraźliwego terkotu karabinu maszynowego i odgłosów szalejącej wkoło bitwy.
    Potężna eksplozja niemal tuż przed pozycją Tomasza zmusiła do mocniejszego przywarcia do ziemi. Poczuł na hełmie Adrian odbijające się grudki ziemi wyrzucone najpierw wysoko w powietrze, a teraz spadające na dół.
    - S****iel… - zaklął cicho, nie słysząc nawet swojego głosu przez przenikające dzwonienie w uszach.
    Podniósł głowę i dostrzegł jak cztery niemieckie czołgi osłaniając się nawzajem ogniem próbuje wycofać się na wstecznym biegu z polany, na którą przed chwilą wjechały na pełnym gazie. Gdzieniegdzie było jeszcze widać niemieckich żołnierzy w charakterystycznych hełmach, którzy próbowali uciekać lub wyciągać spod ostrzału swoich rannych kolegów. Wszędzie kończyli podobnie, bezlitośnie koszeni przez rkm-y i ckm-y kawalerzystów.
    Jeden z niemieckich czołgów niespodziewanie eksplodował, rozpadając się na kawałki, trafiony pewnie pociskiem jednego z potężnych dział pociągu pancernego. Drugi zatrzymał się w kłębach czarnego dymu. Otworzył się właz wieży. Tomek dostrzegł sylwetkę człowieka w czarnym mundurze, który niezgrabnie próbował wydostać się z pojazdu. Nie zastanawiając się długo mocniej ścisnął swojego Mausera i wziął na cel niemieckiego czołgistę. Sam nie do końca wiedział kiedy tak naprawdę nacisnął spust. Trafił. Niemiec stracił równowagę i bezwładnie zsunął się po pancerzu swej maszyny…

    [​IMG]
    Obsługa polskiego działka Bofors wz.36 na stanowisku​

    [​IMG]
    Niemiecka piechota w odwrocie po kolejnej nieudanej próbie przełamania polskiej obrony pod Mokrą​

    Kolejny nieudane natarcie rozwścieczyło generała Reinhardta. Realizacja celu jakim było dotarcie do drogi piotrkowskiej już pierwszego dnia stała się niemożliwa. Mimo to między godziną 15:00 a 15:30 miał ruszyć generalny szturm pozycji polskiej siłami całej 5 Brygady Pancernej (35 i 36 Pułk Pancerny) poprzedzony huraganowym ostrzałem artylerii i zmasowanym bombardowaniem Sztukasów.
    Podobnie jak w przypadku poprzedniego ataku obrona 21 Pułku Ułanów załamała się i niemieckie czołgi znów zalały pozycje 2 Dywizjonu Artylerii Konnej… Lecz tym razem oddziały pancerne wjeżdżają w pułapkę starannie zastawioną przez pułkownika Filipowicza. W momencie gdy gros niemieckich sił znalazł się już na polanie na ich skrzydło spada kontratak 21 Dywizjonu Pancernego, uzbrojonego w lekkie czołgi TKS i wozy pancerne wz.34. Tuż za nimi podążają szwadrony 2 Pułku Strzelców Konnych, trzymanego dotychczas w odwodzie brygady. Kiedy zaskoczeni Niemcy starają się zorganizować obronę swojego zagrożonego skrzydła torem kolejowym nadjeżdżają pociągi pancerne nr 52 Piłsudczyk i 53 Śmiały. Rozpoczyna się masakra niemieckiego ugrupowania pancernego…
    Jeden po drugim czołgi zatrzymują się trafione przez broń przeciwpancerną lub eksplodują pod wpływem bezpośrednich trafień dział pociągów pancernych. Piechota wspierające niemieckie maszyny rzuca się panicznej ucieczki bezlitośnie ścigana celnymi seriami broni maszynowej. Wrogie natarcie załamuje się w wyniku całkowitego chaosu jakie ogarnął jego oddziały. Zanim dwóm pułkom czołgów udaje się wycofać z pola bitwy, trafionych i zniszczonych zostaje ponad 40 maszyn. Dla ludzi generała Reinhardta to prawdziwa klęska.

    Okolice wsi Mokra, 1 września, godz. 17:32

    Grupka niemieckich czołgistów oraz żołnierzy piechoty siedzących z ponurymi minami pod drzewem przedstawiała posępny widok. Kilku paliło papierosy otrzymane od polskich kawalerzystów. Jeden opatrywany przez sanitariusza pojękiwał cicho. Żołnierze brygady przyglądali im się z zaciekawieniem. Nie mieli dotąd okazji z bliska przyjrzeć się ludziom, z którymi przez cały dzień toczyli krwawą walkę.
    Niemcy nie byli zbyt rozmowni co było w pełni zrozumiałe. Na wszelkie zaczepki słowne odpowiadali milczeniem albo wzruszeniem ramion, co miało znaczyć, że nic nie rozumieją.
    - Trzeba ich zabrać do sztabu. – rzucił niespodziewanie wachmistrz Jóźwiak podchodząc do grupki kawalerzystów od tyłu. – Nie mogą tu sobie siedzieć jak dziewice na weselu. Orłowski zajmiesz się tym.
    - Ja ? – zdziwił się Tomasz.
    - A kto Marszałek Rydz-Śmigły ? Nie róbcie sobie jaj tylko wykonać rozkaz. Kulaszczyk i Zawada pójdą z tobą.
    - Tak jest.
    - Uważajcie na cywilów. Zostało tu trochę uchodźców z Krzepic i Starokrzepic, które Niemcy podpalili. Gotowi są ich rozszarpać. – dodał beznamiętnie wachmistrz. – Aha. Kulaszczyk !
    - Tak jest panie wachmistrzu ?
    - Wiem ilu jest jeńców. Mają dojść do sztabu żywi. Jak się dowiem, że… - nie dokończył. Nie musiał.
    - No… Dalej Fritz aufstehen **** w górę. – ponaglał Niemców do powstania z miejsc Tomasz. – Jeszcze się u nas nasiedzicie…

    [​IMG] [​IMG]
    Zniszczony niemiecki sprzęt gęsto zaległ na polach pod wsią Mokra​

    Sztab generała Reinhardta, 1 września, godz. 18:00

    - Panie generale. Generał Hoepner na linii. – głos radiooperatora przerwał niezręczną ciszę jaka od pewnego czasu panowała w sztabie.
    Dowódca 4 Dywizji Pancernej nieruchomo stał nad mapą, na którą naniesiono czerwonym ołówkiem pozycje polskiej kawalerii. Gdzie niegdzie pojawiały się nawet numery jednostki, w większości jednak obok symbolicznych półkoli znajdowały się znaki zapytania. Po stole walały się też pojedyncze kartki papieru: raporty bojowe, listy strat itp. Generał Reinhardt natomiast nadal bezruchu stał nad mapą wpatrując się gniewnymi oczami w sobie tylko znany jej fragment.
    - Panie generale… - powtórzył cicho radiooperator nerwowo przełykając ślinę.
    Reinhardt odwrócił się szybko i pewnym uściskiem wyrwał z ręki żołnierza słuchawkę. Przez ułamek sekundy starał się opanować gniew w głosie po czym odezwał się powoli, starannie akcentując każde słowo:
    - Reinhardt. Słucham panie generale.
    - Generale Reinhardt ! W świetle meldunków z pana sztabu widać, iż nadal tkwi pan nad granicą ! Podczas gdy zgodnie z planem, pana czołgi powinny sunąć drogą piotrkowską na północ ! Na Warszawę !
    - Nie udało nam się przebić przez polskie pozycje. Napotkaliśmy bardzo silny opór…
    - A czego się pan spodziewał ?! Że przywitają pana kwiatami ?! To nie Austria ! Od kilkunastu godzin trwa wojna !
    - Proszę wybaczyć panie generale. – przerwał nagle Reinhardt stanowczym i twardym tonem. – Zostałem wprowadzony w błąd w ocenie siły polskiego ugrupowania. Teren idealnie sprzyja na tym odcinku obronie, natomiast współpraca z lotnictwem jest póki co na poziomie zerowym. Nasze samoloty….
    - Niech pan nie zrzuca winy na lotnictwo ! Co ja mam powiedzieć dowódcy armii ?! Że część jego korpusu, która miała już pierwszego dnia przełamać linię frontu i ruszyć na Warszawę utknęła, bo na jego drodze stanęła brygada kawalerii ?!
    - Wzmocniona brygada kawalerii oraz dwa pociągi pancerne, o których nikt nie raczył wspomnieć w raportach, a które okazały się tak prawdziwe, że zmasakrowały moje czołgi !! – zapadła cisza. Reinhardt zastanawiał się czy jego wybuch nie zaowocuje ściągnięciem go z dowództwa dywizji.
    - Jakie ma pan straty ? – zapytał po chwili Hoepner spokojniejszym niż dotychczas głosem.
    - Około tysiąca ludzi zabitych, rannych i zaginionych oraz pięćdziesiąt pojazdów pancernych w tym ok. czterdziestu czołgów.
    -Niech pan przegrupuje swoje siły i przygotuje się do ataku jutro. Polacy powinni się wycofać, 1 Dywizja Pancerna Schmidta osiągnęła znaczne postępy i Polakom będzie grozić przeskrzydlenie.
    - Tak jest panie generale.
    - Nie musze panu przypominać, że szybkość ma tutaj znaczenie decydujące. Bo jak dotąd szybciej poruszaliśmy się w 1914 roku w ofensywie na Paryż, a nie mieliśmy wówczas ani jednego czołgu tylko konie ! Nie chce więcej słyszeć o jakiś nieprzewidzianych zastojach ! Bez odbioru !
    Generał Reinhardt oddał słuchawkę radiooperatorowi i powrócił nad mapę. Stał nad nią przez dłuższą chwilę po czym z całej siły uderzył w nią zaciśniętą pięścią.
    - Szybciej w 1914… - zasyczał.

    [​IMG]
    Bitwa pod Mokrą​

    Późnym wieczorem 1 września główne siły Wołyńskiej Brygady Kawalerii zostały zmuszone pozostawić swe pozycje obronne i odejść na drugą linię obrony pod Łobodno. Cena za niewątpliwy i krzepiący sukces w walce z dywizją pancerną wroga była bardzo wysoka. W ciągu 10 godzinnej bitwy poległo ponad 200 kawalerzystów, 300 zostało rannych. Największe straty poniosły 2 Dywizjon Artylerii Lekkiej (30% stanu), 21 Pułk Ułanów (25% stanu) oraz 12 Pułk Ułanów (15% stanu). Zniszczonych zostało sześć dział, trzy działka ppanc oraz kilka tankietek i samochodów pancernych.
    Jednakże wieść o bitwie polskiej kawalerii z niemieckimi czołgami pod wsią Mokra rozeszła się echem błyskawicy po całym Wojsku Polskim walczącym na granicach. Wszędzie dodawała otuchy obrońcom i dowodziła, iż niemieckie czołgi można pokonać.

    Tego dnia wszystkie trzy dywizje Armii „Łódź” walczyły na wysuniętych pozycjach nad granicą stawiając czoło 6 dywizjom niemieckim. Mimo trudnej sytuacji generał Rómmel wysłał do marszałka Rydza-Śmigłego niezwykle optymistyczny meldunek sytuacyjny. Twierdził, iż udało mu się zatrzymać pierwszy impet uderzenia niemieckiego i to na wysuniętych pozycjach. Zamierzał na niej wytrzymać jak najdłużej, po czym odskoczyć na główną linię oporu wzdłuż Warty. Nie wspomniał o niepokojącej sytuacji na północ od Częstochowy, gdzie znaczny niemiecki oddział pancerny przedarł się przez polskie pozycje i otworzył lukę dokładnie na styku Armii „Łódź” i „Kraków”, kierując się ku Warcie. Co gorsza nie było czym go zatrzymać…

    W czasie kiedy główne niemieckie uderzenie wyszło na Armię „Łódź”, stojąca na północy, w Wielkopolsce Armia „Poznań” generała Tadeusza Kutrzeby była niemal wcale atakowana.
    1 września lotnictwo zbombardowało przede wszystkim Poznań, Gniezno i Wrześnię. Po tym ataku nie nastąpiło jednak spodziewane natarcie na polskie pozycje. Jednostki Landwery i Grenzschutzu wykonały jedynie, co sztab generała Kutrzeby odgadł od razu, natarcia pozorujące. Do największych walk doszło jedynie o Krotoszyn, Rawicz i Leszno. W okolicach Krotoszyna polskie oddziały Straży Granicznej i Obrony Narodowej zaatakował 183 Pułk Landwery i bez większych problemów, głównie za sprawą wsparcia artylerii przełamał linię obronną. Dostępu do samego miasta bronił już jednak I batalion 56 Pułku 25 Dywizji Piechoty. Niemcy kilkukrotnie bezowocnie starali się zdobyć Krotoszyn, a wobec pojawienia się na polu walki pociągu pancernego nr 12 wycofali się ku granicy.

    Walki o Rawicz trwały już od godz. 2:00 w nocy, kiedy Niemcy przez zaskoczenie opanowali przedpole miasta. Jednak dopiero o 5:00 podjęli próby dalszego ataku. Słabe i pozbawione wsparcia artyleryjskiego natarcia zostały przez Polaków odparte, ale groźba oskrzydlenia obrony miasta od północy, z kierunku Bojanowa i Kaczkowa sprawiła, iż Rawicz został opuszczony. Po paru godzinach do miasta wkroczyli Niemcy.
    Ich sukces był jednak krótkotrwały. W kontrataku oddziałów polskich udało się odbić Bojanowo i Kaczkowo, gdzie rozbito kompletnie kompanię Grenschutzu. Ostatecznie Rawicz udało się odebrać w wyniku krwawej bitwy III batalionu 55 Pułku, który stoczył w mieście 2 września ciężką walkę uliczną. Niemcy zostali odrzuceni, a samozwańczy burmistrz miasta, który dzień wcześniej triumfalnie ogłosił powrót do Fatherlandu został aresztowany. Momentalnie znikły z ulic czerwone flagi ze swastykami, które tak gęsto pojawiły się po wkroczeniu do Rawicza wojska niemieckiego. Było jeszcze za wcześnie na świętowanie.

    Leszno i okoliczne miejscowości stały się celem dywersji niewielkiego oddziału V kolumny, który już późnym wieczorem 31 sierpnia przeniknął przez granice. Kiedy do dowództwa garnizonu w Lesznie dotarły wiadomości o atakach na placówki Straży Granicznej w Henrykowie, Starych i Nowych Długich, Tarnowej Łące czy Jabłonnie z miasta natychmiast wyszły oddziały z odsieczą. W tym momencie na Leszno posypał się grad nieprzyjacielskich pocisków artyleryjskich, a w wielu punktach miasta dywersanci rozpoczęli strzelaninę. Jednakże garnizon Leszna był na tyle silny, by stłumić ruchawkę niemiecką. Decydujące okazało się przystąpienie do walki szwadronu czołgów lekkich TKS, z których pomocą udało się opanować sytuację.

    Wszędzie na odcinkach bronionych przez siły Armii „Poznań” dochodziło do podobnych incydentów. Do 2 września udało się jednak zlikwidować niemal wszystkie niemieckie przyczółki na pograniczu i przejąć inicjatywę. Generał Kutrzeba, wciąż nie mający pełnego obrazu sytuacji i siły stojącego pod drugiej stronie granicy nieprzyjaciela, zdecydował się przeprowadzić w następnych dniach własne działania rozpoznawcze, mające ustalić skalę zagrożenia jednostek armii.
     
  6. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część czwarta: „Przełamanie”


    - porucznik Frank Neubert, pilot Ju-87 z I grupy 2 Pułku Bombowców Nurkujących Immelmann

    [​IMG]

    1 września 1939


    Okolice miasta Olkusz, Małopolska, 1 września 1939, godz. 7:21

    P-11c, który do tej pory zręcznie, niemal akrobatycznie unikał ognia niemieckiego samolotu nagle nienaturalnie dla powietrznej walki zastygł w locie prostym. Wystarczyło kilka sekund. Seria Junkersa dosięgła maszynę i rozpruła jej poszycie niemal na całej długości. Musiała dotrzeć aż do silnika, bowiem chwilę później samolot eksplodował rozpadając się na dwa duże i setki małych kawałeczków. Podporucznik Gnyś przyglądający się tej walce z pewnej odległości nie dostrzegł spadochronu swego dowódcy kapitana Medweckiego. Obserwował natomiast jak płonące resztki myśliwca spadają na ziemię w gwałtownym korkociągu
    Atakować samemu dużej grupy niemieckich bombowców Ju-87 nie było sensu. Niemcy mieli przewagę w powietrzu i co dokumentowała ostatnia walka, w starciu z polskimi maszynami Ju-87 mógł równie dobrze odegrać rolę myśliwca. Podporucznik Gnyś zdecydował wycofać się pozwalając nieprzyjacielowi świętować niedawny triumf. Nie zamierzał jednak również od razu powracać na lotnisko.
    Udał się na pierwotnie zaplanowany lot patrolowy po okolicy. Na horyzoncie widać było kłęby czarnego dymu, które wzbijały się w niebo. Płonęły zbombardowane obiekty podkrakowskiego lotniska. Tak jak był szkolony rozglądał się bacznie dookoła starając się wypatrzyć wrogich bądź polskich samolotów. Niebo było lekko zachmurzone, ale wschodzące wrześniowe słońce rokowało dzień pogodny i słoneczny. Gdy już miał zawrócić maszynę w kierunku lotniska kątem oka dostrzegł dwa niewielkie czarne punkty sunące po niebie. Przyjrzał się bliżej. Nie było wątpliwości, że były to samoloty. Nie czekając długo skierował swoją „jedenastkę” w ich stronę, jednocześnie wznosząc się na wyższy pułap, by przy ewentualnym ataku zyskać przewagę wysokości.
    Nie potrafił ocenić ile czasu zajęło mu dotarcie do samolotów. Bardzo nieprzyjemnym okazało się uczucie bezsilności wobec ich szybkiego oddalania. Były one szybsze od myśliwca na jakim latał. Przez chwilę przyglądał się im, dopóki znów nie oddaliły się na tyle, że koniecznym było zmusić „jedenastkę” do osiągnięcia maksymalnej prędkości. Nie przypominały znanych mu sylwetek Łosi a tym bardziej Karasi. Rzucił maszynę w dół, by nabrać szybkości umożliwiającej dogonienie osobników. „Jeżeli są to Niemcy dlaczego nie rozdzielają się jak nakazywałaby to logika ? Nie dostrzegli mnie ? Niemożliwe.” – przemykało mu przez głowę, a myśli rozwiewały się niczym powietrze, które ze świstem przecinał.
    Silnik pracował na pełnych obrotach. Wyczuł drżenie drążka sterowania. Nagle dostrzegł wielkie czarne krzyże na skrzydłach. Niemcy. Kciuk odruchowo powędrował na mechanizm spustowy. Jeszcze za daleko… Za duże ryzyko pudła… Dwa ołówkowate samoloty zwiększyły prędkość, a z tylnych karabinów maszynowych otworzyli ogień strzelcy. Gnyś nie słyszał świstu kul, choć zdawało mu się, że dostrzega błyski lecących w jego kierunku pocisków.
    Sylwetka wrogiego samolotu wyraźnie powiększyła się w okrągłym celowniku. Gdy zajęła większą jego część, kciuk z całą siłą nacisnął spust. Samolotem nieco zatrzęsło. Teraz dostrzegł błyski własnych pocisków, podążających z niesamowitą szybkością w kierunku niemieckiego bombowca. Trafił ! Seria podziurawiła skrzydło i zahaczyła o silnik, z którego zaczęła wydobywać się lekko szarawa smuga dymu. Ale samolot leciał dalej, jakby nie reagując na ostrzał. Gnyś odbił w lewo, aby uniknąć staranowania wrogiej maszyny. W pościg za nim podążyły kule strzelców karabinów bombowców.

    [​IMG]
    Niemieckie bombowce Dornier Do-17​

    Zwrotny P.11 zgrabnie zawrócił, lecz pilot dostrzegł, iż nie zdoła dogonić bombowców nawet na pełnej szybkości. Aby ponowić atak niezbędne było wzbicie się na odpowiednią wysokość i atak z jej przewagą. To zajęło trochę czasu, który być może nieco uśpił załogi niemieckich samolotów. Nadal leciały one w sztywnej formacji. Widocznie pilotom zależało na wzajemnym wspieraniu się ogniem karabinów. A może po prostu bagatelizowali zagrożenie ze strony polskiego myśliwca.
    Podporucznik Gnyś zaatakował w identyczny sposób jak poprzednio, wykorzystując przewagę wysokości i maksymalnie zwiększając obroty silnika. Tym razem jednak szybciej otworzył ogień, zdecydowany nawet w przypadku wyczerpania amunicji staranować niemiecki bombowiec. Kilka sekund wstrzeliwał się w nieprzyjacielski bombowiec, cały czas celując w dymiący silnik. Strzelcy naturalnie odpowiedzieli ogniem, lecz dziwnie chaotycznym i niecelnym. Wreszcie niespodziewanie nawet dla niego długa seria niemal w całości rozharatała skrzydło bombowca wraz z silnikiem, z którego buchnęły płomienie i brązowo-czarny, gęsty dym. Niemiecki pilot chyba całkowicie stracił panowanie nad maszyną, bo samolot gwałtownie przechylił się na lewe skrzydło niebezpiecznie zmniejszając odległość od drugiego bombowca.
    To co później ukazało się oczom polskiego pilota wprawiło go w osłupienie. Trafiony przez niego Niemiec nienaturalnie przewracając maszynę na grzbiet dosłownie staranował prawym skrzydłem lecącego obok towarzysza. Nastąpiła potężna eksplozja, która jednemu bombowcowi urwała potężny płat skrzydła, drugiemu natomiast odcięła niemal cały kokpit i nos maszyny. Niemieckie samoloty runęły na ziemię, rozpadając się po drodze na mniejsze kawałki. Gnyś zauważył jedynie dwa spadochrony. Wyraźnie podekscytowany swoim pierwszym zwycięstwem zawrócił „jedenastkę” w kierunku lotniska. Podczas drogi powrotnej długo rozpamiętywał cały pojedynek, tak by nie zapomnieć ani jednego szczegółu.
    Zestrzelił dwa niemieckie bombowce Dornier Do-17. Były to pierwsze zestrzelenia polskiego lotnika podczas rozpoczynającej się wojny…

    [​IMG] [​IMG]
    podporucznik Gnyś i porucznik Neubert - pierwsi lotnicy z potwierdzonymi zestrzeleniami wojny polsko-niemieckiej

    [​IMG]
    Walka podporucznika Gnysia widziana oczami malarza​

    Walki w pasie operacyjnym Armii „Kraków” generała Szylinga rozpoczęły się na Górnym Śląsku już nocą z 31 sierpnia na 1 września, kiedy to wojsko wsparte przez ochotnicze oddziały byłych powstańców śląskich zdecydowanie przystąpiło do rozprawy z niemieckimi dywersantami.
    Pozycje obronne armii Szylinga atakowały jednostki niemieckiej 14 Armii generała Wilhelma Lista. Miały one za zadanie zabezpieczenie skrzydła 10 Armii podążającej na Warszawę oraz opanowanie przepraw na Dunajcu. Armia generała Lista składała się z trzech korpusów armijnych:
    VIII Korpus (gen. E Busch.) składający się z dwóch dywizji piechoty oraz 5 Dywizji Pancernej uderzył 1 września ze rejonu koncentracji w okolicy Gliwic na miejscowości Mikołów i Pszczyna. Zgodnie z założeniami planu do zmroku polskie pozycje obronne winny zostać przełamane, a nieprzyjaciel zmuszony do odwrotu. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Niemieckie 8 i 28 Dywizja Piechoty utknęły w ciężkich walkach z 55 Rezerwową Dywizją Piechoty o wsie Kobiór i Wyr. Również natarcie 5 Dywizji Pancernej zostało zatrzymane przez dwa polskie bataliony 6 Dywizji Piechoty w miejscowościach Brzeźce i Wisła Wielka.
    XVII Korpus (gen. W. Kienitz), w skład którego wchodziły trzy dywizje piechoty zaatakował na kierunkach z Morawskiej Ostrawy i Frydka na Dziedzice i Bielsko-Białą oraz z Cadcy na Żywiec. Pierwszego dnia wojny silne uderzenie 7 Dywizji Piechoty zostało wstrzymane przez niewielki pododdział KOP-u, dowodzony przez porucznika Romana Talarka, który w obliczu gigantycznej przewagi wroga zmuszony został do wycofania się w rejon Baraniej Góry.
    Najdalej na wschód wysunięty został XVIII Korpus (gen. E. Beyer) składający się z 2 Dywizji Pancernej, 4 Dywizji Lekkiej oraz 3 Dywizji Strzelców Górskich. Atak tych sił z rejonu zachodnich Karpat, skierował się ku Krakowowi przez Jordanów, Rabkę i Nowy Targ.
    Mimo tego, iż na niemal na całej długości południowej granicy Polski Niemcy przystąpili do ofensywy, to najgorsza sytuacja wytworzyła się pierwszego dnia wojny na północnym skrzydle Armii „Kraków”. Tam 7 Dywizja Piechoty (gen. J. Gąsiorowski) oraz Krakowska Brygada Kawalerii (gen. Z. Piasecki) w wyniku niemieckiego uderzenia zaczęły tracić styczność ze skrzydłem wojsk walczących na Śląsku. Zagrożenie oskrzydlenia armii generała Szylinga już w pierwszych dniach wojny było bardzo realne.

    [​IMG]
    Niemiecki czołg w rejonie koncentracji przy granicy z Polską


    [​IMG]
    Przygraniczna wieś w płomieniach. Na drodze widać niemiecki oddział zmotoryzowany​

    Kwatera Główna Naczelnego Wodza, Warszawa, ul. Rakowiecka, 1 września, godz. 19:58

    - Zgodnie z ostatnimi meldunkami jednostki Armii „Kraków” biją się dzielnie i na większości kierunków zatrzymały lub odparły niemieckie uderzenie. – referował generał Wacław Stachiewicz siedzącemu przy mapie marszałkowi. – Jednakże… Na kilku kluczowych odcinkach w wyniku przewagi nieprzyjaciela wytworzyła się trudna sytuacja. Te odcinki to Pszczyna oraz północne skrzydło armii. – Stachiewicz kolejna wskazał oba miejsca na mapie.
    Marszałek z obydwoma łokciami na stole milczał podpierając brodę skrzyżowanymi dłońmi. Jego oczy wyraźnie przygaszone zmęczeniem wolno wędrowały po mapie, pokreślonej masą kolorowych linii i strzałek.
    - Jak wygląda tam sytuacja ? – spytał cicho po dłuższej chwili nie mogąc doczekać się kontynuacji Szefa Sztabu.
    Stachiewicz odchrząknął i poprawił okulary w eleganckich czarnych oprawkach.
    - Sytuacja jest oględnie mówiąc… Niejasna. – rozpoczął przeciągle. – Mamy wielkie problemy z łącznością. Pułkownik Cepa robi co może, ale… - generał urwał w połowie zdania. Uznał, iż zbędne jest dokańczanie tej oczywistej myśli.
    Pułkownik Heliodor Cepa, naczelny dowódca łączności w Kwaterze Głównej był postacią niezwykle fachową i pewną. Dość powiedzieć, że swoją pracę z łącznością zaczynał jeszcze podczas Wielkiej Wojny w armii niemieckiej. Pracował w Wydziale Łączności Głównego Dowództwa Sił Zbrojnych Wielkopolski podczas Powstania Wielkopolskiego. W czasie wojny polsko-bolszewickiej został dowódcą kompanii łączności, a później szefem łączności w Syberyjskiej Brygadzie Piechoty. Po wojnie studiował w Paryżu we francuskiej Szkole Łączności, później został mianowany dyrektorem nauk w Centrum Wyszkolenia Łączności w Zegrzu.
    Swoją obecną funkcję pełnił od 1934 roku. Dostrzegał wagę i znaczenie ataku wymierzonego w ten właśnie newralgiczny element dowodzenia. Od pierwszych godzinnych rannych jego obawy sprawdzały się w stu procentach…
    - Pod Pszczyną na grupę wydzieloną 6 Dywizji Piechoty generała Monda uderzyło potężne ugrupowanie pancerno-motorowe wroga. – kontynuował Stachiewicz – Generał Szyling wysłał w ten rejon główne siły 6 Dywizji, ale wszystko wygląda na to, że kierunek ten będzie potrzebował dalszych wzmocnień w nadchodzących dniach. Natomiast dywizje rezerwowe dopiero rozpoczęły mobilizację…
    - Muszą wytrzymać dwa-trzy dni. – odezwał się niespodziewanie Śmigły – Musimy z całą pewnością rozpoznać główne kierunki uderzenia. Później spróbuje czymś wesprzeć Szylinga.
    - Obawiam się, że wsparcie dla Armii „Kraków” jest niezbędne już teraz. – odparł szybko generał – Bardzo trudna sytuacja wykształca się bowiem na jej północnym skrzydle. Wysunięte oddziały 7 Dywizji Piechoty i Krakowskiej Brygady Kawalerii zostały odrzucone impetem uderzenia niemieckich związków pancerno-motorowych. Obie jednostki powoli tracą kontakt z Grupą Operacyjną „Śląsk”.
    Marszałek momentalnie ożywił się. Wstał i zaparł się mocno rękami o stół, spoglądając uważnie na wskazany przez Stachiewicza kawałek mapy.
    - Jeśli 7 Dywizja i Krakowska Brygada Kawalerii zostaną odrzucone do tyłu, wówczas zagrożone zostaną…
    - Tak wiem generale ! – przerwał nerwowo Śmigły-Rydz, machając pogardliwie dłonią. – Zagrożone zostaną skrzydło i tyły całej armii… W tym głównie Grupy Operacyjnej „Śląsk”… - dodał cicho, jakby mówił sam do siebie.
    Generał Stachiewicz pod wpływem nerwów marszałka zamilknął i cofnął się o krok.
    - Armia „Prusy” Biernackiego jest dopiero w stadium koncentracji, nie jest zdolna do oddania choćby dywizji nie mówiąc o przeprowadzeniu kontrataku… - myślał głośno Śmigły. – Jak wygląda sytuacja z odwodami generała Szylinga ?
    - Generał Szyling nie ma już odwodów. 6 Dywizja Piechoty została skierowana w rejon Pszczyny. Natomiast 10 Brygada Kawalerii ubezpiecza wyjścia z wąwozów górskich pod Myślenicami i Dobczycami. – odpowiedział śmiertelnie poważnym tonem Stachiewicz.
    Marszałek zacisnął pięści.
    - Co możemy mu wysłać w tej chwili, by zabezpieczyć to chwiejące się skrzydło ?
    Generał zapowietrzył się i wypuścił powietrze nosem. Wzrok utkwił w mapie nie chcąc spotkać spojrzenia Śmigłego-Rydza, które ten mu posłał.
    - 45 Dywizja Piechoty dopiero się mobilizuje… Wojsk generała Fabrycego też nie możemy uszczuplać… W rejonie Sandomierza mamy 22 Dywizję Piechoty Górskiej gen. Engel-Ragisa. Miała być odwodem Armii „Łódź”…
    - Oddać pod dowództwo generała Szylinga. Natychmiast ! – oznajmił władczo marszałek. – Rómmel radzi sobie póki co bardzo dobrze, a tu sytuacja jest skomplikowana. – dodał jakby usprawiedliwiając swoją decyzję. - Niech pan się tym zajmie generale. To sprawa priorytetowa.
    - Rozkaz panie marszałku.

    [​IMG]
    Marszałek Rydz-Śmigły. Na drugim planie generał Wacław Stachiewicz​

    Okolice Sandomierza, 1 września, godz. 22:15

    - Dupa już mnie boli od tego siedzenia. – prychnął Artur podnosząc się niezgrabnie z zaimprowizowanego łóżka. – Stoimy tutaj już kilka godzin, co to ma być ?
    - Pewnie tory przed nami zerwane. – odpowiedział flegmatycznie Marcin krzyżując ręce na klatce piersiowej i wygodniej układając się na posłaniu.
    Wagon kolejowy, którym podróżowali od Sanoka nie miał zbyt wielu wygód. Większość musieli zorganizować sami. Całe szczęście lato było jeszcze ciepłe i noce wrześniowe nie dawały im się tak we znaki, choć niektórzy i tak narzekali na zimno. Posłania zrobiono w wojskowych koców oraz kurtek mundurowych. Za poduszki służyły plecaki. W takich surowych warunkach Podhalańczycy zmierzali na front. 2 Pułk Strzelców Podhalańskich, do którego należeli był dumą całej 22 Dywizji Górskiej. Sformowany na bazie austriackiego batalionu 32 Pułku Obrony Krajowej jeszcze w 1918 roku brał udział w walkach z Ukraińcami w Galicji. W 1920 roku w składzie 1 Brygady Górskiej triumfalnie wkroczył do Kijowa, a po odwrocie wojsk polskich z Ukrainy wsławił się bohaterską obroną Brześcia nad Bugiem przed Armią Czerwoną. Brał również udział w polskiej kontrofensywie wyzwalając takie miejscowości jak Kock, Łuków, Siedlce, Gródek i Grodno. We wrześniu 1920 roku stoczyła z ciężki bój z bolszewikami o Kuźnice. To właśnie od tej ostatniej bitwy jej żołnierze przyozdabiali swe czapki orlimi piórami, co miało być symbolem męstwa, nieustępliwości i siły. Po wojnie w nagrodę za zasługi nowy sztandar pułku wręczył żołnierzom osobiście generał Lucjan Żeligowski. Duma jednak nie mogła wypełnić żołnierskiego żołądka w ten wrześniowy wieczór…
    - Bombardowali dzisiaj cały dzień. Nie ma co się dziwić, że tory zerwane. – dodał kapral Jabłoński zapalając papierosa. – Bardziej dziwne jest to, że naszych orłów coś widać nie było…
    - Kit im w oko, elita z bożej łaski… - parsknął pogardliwie Artur. – Bardziej niż oni martwi mnie to, że ciepłego koryta jak dotąd nie było.
    - Masz suchy prowiant to jedz. Chyba, żeś wcześniej zżarł to teraz nie płacz. – rzucił ostro Jabłoński spoglądając na młodego, niespełna dwudziestoletniego żołnierza.
    - Coś się dzieje na zewnątrz ! – oznajmił podekscytowanym głosem Artur stojąc przy drzwiach.
    Nie zwracając na nic uwagi otworzył je lekko. Masywne, drewniane drzwi wagonu towarowego pisnęły przeciągle, a do środka wpadło chłodniejsze, rześkie powietrze. Tuż przy ich wagonie stał kolejarz w granatowym mundurze z przyciemnioną latarką w ręku. Krzyczał coś niezrozumiałego w sobie tylko znanym kierunku. Zagłuszył go donośny pisk gwizdka lokomotywy.
    - Panie kochany, co się dzieje ? Co to za poruszenie ? – spytał cicho Artur wychylając z wagonu niemal całą głowę.
    Zawiadowca najwidoczniej trochę przestraszony skierował w jego stronę wąski strumień światła z latarki. Widząc wykrzywioną w grymasie twarz żołnierza uśmiechnął się pod nosem.
    - Rozkazy nowe przyszły. Transport idzie na Kraków. – odpowiedział.
    - Na Kraków ? – zdziwił się Artur. – Przecież do Łodzi nas kierowali… A pies to trącał. Nie macie może czegoś ciepłego do jedzenia panie zawiadowco ? Kilka godzin tu stoimy a żołądki do kręgosłupa się kleją.
    Kolejarz spojrzał na niego przygaszonymi oczami. Spod granatowej czapki z metalowym orzełkiem i symbolu Polskich Kolei Państwowych wystawały mu kosmyki siwych włosów.
    - Ciepłego nic do jedzenia nie mam, a i przyrządzić nie zdążę, bo za dziesięć minut odjazd macie… Ale zaczekajcie postaram się coś skombinować.
    Odwrócił się i podążył w stronę pobliskiego budynku, w którym zza ciemnych zasłon widać było światło. Chociaż próbował maksymalnie wytężyć wzrok Artur nie mógł rozczytać jak nazywała się niewielka stacyjka, na której się zatrzymali.
    Zawiadowca wrócił po chwili tak jak obiecywał. W torbie na maskę gazową miał jedzenie, które udało mu się zebrać od innych kolejarzy, a być może i nielicznych pasażerów czekających na dworcu. Mimo, iż nie było tego wiele, dla głodnych żołnierzy był to prawdziwy róg obfitości. Chleb, wiejski smalec, kilka plasterków szynki, parę dekagramów żółtego sera i nieco owoców.
    - Macie panowie żołnierze, jedzcie na zdrowie. – powiedział szczerze wręczając torbę Arturowi.
    To była mała uczta. Nawet kapral Jabłoński, dotychczas sceptycznie podchodzący do niemal wszystkiego co go otaczało kilka razy uśmiechnął się pod wpływem smaku chleba ze smalcem.
    Chwilę później parowóz ciągnąc za sobą wagony ze chrzęstem wyruszył w dalszą drogę.

    [​IMG]
    Rozmieszczenie sił Armii "Kraków". Na północ od Krakowskiej Brygady Kawalerii znajdowały się pozycje 7 Dywizji Piechoty​

    Okolice miasta Żółkiew, województwo lwowskie, południowo-wschodnie Kresy Rzeczpospolitej, 1 września

    Przeźroczyste szklanki do połowy napełnione charakterystycznie mętną cieczą zderzyły się głośno szczękając. Bohdanowi wydawało się, że któraś z nich lada chwila pęknie, a znajdujący się w niej bimber z chlustem rozpłynie się po stole. Nic takiego jednak nie miało miejsca, a trzej mężczyźni przy akompaniamencie zawodzących śpiewów jednym duszkiem opróżnili zawartość szklanek.
    - Nalyvajmo bratnia ! Kryshtalevi chashi ! Shchob shabli ne braly ! Shchob kuli mynaly ! Golivon'ky nashi !
    Lech Hładowiak odłożył szklankę na stół i gestem dłoni dał znać kilku domorosłym muzykom, by się uciszyli. Chwiejąc się lekko wstał za stołu, lecz zmuszony został chwycić się o jego blat, aby utrzymać równowagę.
    Bohdan przyglądał mu się z ciekawością. W głębi duszy miał nadzieję, że Lech będzie chciał przemówić, roztoczyć przed nimi swoją wizję. Uwielbiał go słuchać jak opowiadał o przyszłości, o Wolnej Ukrainie, o walce o nią. Często też odwoływał się do przeszłości. Porównywał ich do Kozaków Chmielnickiego, którzy pod Żółtymi Wodami, Korsuniem czy Piławcami własną krwią gruntowali w narodzie poczucie dumy i niezależności.
    - Bracia ! – zaczął spoglądając po twarzach siedzących w izbie osób.
    Zebrało się ich kilkunastu. Znacznie więcej niż przewidywał zdrowy rozsądek w kraju ogarniętym wojną, tym bardziej, że byli przecież elementem „politycznie niepewnym” w Drugiej Rzeczpospolitej. Świadczył o tym najdobitniej Ołeksandr, który wciąż paradował wokół w wojskowych spodniach i szelkach zawadiacko spuszczonych z ramion. Otrzymał powołanie 30 sierpnia. 1 września w południe był już z powrotem w rodzinnej wsi, ale musiał ukryć się przed żandarmerią. Mauser wz.1898a, którego ku wielkiej radości Lecha przyniósł ze sobą stał teraz w kącie oparty o ścianę.
    - Bracia ! – powtórzył Lech, chcąc nadać swojej wypowiedzi jeszcze większy ładunek emocjonalny. – Powiadam wam, że oto nadchodzi nieubłaganie godzina wolnej i niezawisłej Ukrainy ! Godzina spełnienia snów naszych dziadów i ojców. Wojna zawsze jest kresem pewnej epoki. Dla nas ta wojna jest kresem epoki niewoli i nędzy !!
    - Urrrraaaa !! – odpowiedziało mu donośnym rykiem kilkanaście gardeł.
    - Musicie być gotowi. – powiedział, gdy już ucichli. – Musicie być gotowi do walki. Wolności nie dostaje się w prezencie ją można tylko wywalczyć. Nadszedł kres państwa Lachów. Niech ich kres będzie początkiem dla nas !! Chwała Ukrainie !! – wrzasnął z całych sił podnosząc w górę szklankę, którą ktoś już zdążył napełnić bimbrem.
    - Chwała Ukrainie !! – odkrzyknęli mu wszyscy zrywając się na równe nogi i również wznosząc ku górze swoje szklanki.
    -Bo kozac'ka dolia, jak u poli ruta: Sichena dosychamy, Hleshchena gromamy, Shche j vitramy gnuta !! – zaśpiewali tym razem wszyscy bez wyjątku.
    Śpiewał również Bohdan, wciąż z wielką zazdrością spoglądając na stojącego w kącie Mausera oraz nie mogącego pozbyć się nieprzyjemnego uczucia ciepła i mrowienia w żołądku, do którego dotarł już palący przełyk bimber.
     
  7. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część Piąta: „Reakcja”

    Artykuł 1 Układu o Wzajemnej Pomocy między Polską a Wielką Brytanią

    [​IMG]

    1-2 września 1939​


    Społeczeństwo polskie wybuch wojny przejęło w miarę spokojnie, choć do ostatnie chwili żywiono nadzieję, że do konfliktu ostatecznie nie dojdzie, że potężni sojusznicy Polski odwiodą Hitlera od planu ataku na wschód. Kiedy jednak Polskie Radio wczesnym rankiem 1 września podało wiadomości o walkach na całej granicy, a na niebie pojawiły się niemieckie samoloty nadzieja ta musiała ustąpić energicznemu działaniu. Stefan Starzyński jako Prezes Miast Polskich wezwał władze każdego miasta w kraju do organizowania opieki nad ludnością cywilną oraz uchodźcami z rejonów walk. W cień odeszły również spory polityczne, tak charakterystyczne dla młodego państwa. Władze Stronnictwa Ludowego, Obozu Sanacyjnego czy Socjalistycznego w apelach zwróciły się do jedności i wspólnej walki o ziemię ojczystą. Do tej akcji przyłączyły się również koła żydowskie, które wezwały współwyznawców aby „stanęli do boju o kraj ojczysty”. Od pierwszych dni wojny nie było wątpliwości jak traktować nową rzeczywistość. Tę wojnę należy uważać za świętą; Żadne ofiary nie będą zbyt wielkie napisano w jednym z wrześniowych numerów Kuriera Codziennego.

    [​IMG] [​IMG]
    Przedwojenna Warszawa była kwitnącą metropolią​

    Mimo echa wydarzeń nadgranicznych obejmujących tak zacięte walki jak i okrucieństwo agresora (tylko pierwszego dnia wojny i tylko w województwie katowickim w 15 egzekucjach zginęło 200 Polaków) życie w większości polskich miast położonych z dala od granicy nadal toczyło się normalnym trybem. W Wilnie zgodnie z planem otwarto Ogólnopolskie Targi Ziół Leczniczych, Grzybów i Konserw Roślinnych. W Warszawie trwał ósmy dzień jesiennego sezonu filmowego 1939/1940, który rozpoczęły głośne premiery filmów Na skrzydłach sławy ze słynną parą tancerzy: Fred Astaire i Ginger Rogers (kino „Europa”) czy Mała księżniczka z dziesięcioletnią Shirley Temple (kino „Bałtyk”). Przede wszystkim starano się unikać paniki i chaosu. Władze bezlitośnie obeszły się ludźmi próbującymi zarobić na cenach żywności. Oskarżonym o to sklepikarzom stawiano zarzuty przestępstwa gospodarczego, a ich sklepy zamykano i „przyozdabiano” tabliczkami, które miały odstraszyć ewentualnych naśladowców:
    Właściciel paskował i siedzi w Berezie
    Do kampanii tępienia spekulantów aktywnie włączyła się prasa, która nie zawahała się publikacją zdjęć i danych osobowych skazanych.

    [​IMG]

    [​IMG] [​IMG]
    We wrześniu 1939 roku na ulicach, które poczęły zmieniać się nie do poznania pojawiło się wojsko. Wojna okrutnie wkraczała w codzienność​

    Ta normalność pierwszych dni wojny była jednak pozorna. Coraz więcej polskich miast pokrywało się siecią rowów przeciwlotniczych. Zarząd Telefonów apelował, aby nie korzystać z aparatów podczas alarmów przeciwlotniczych i po pół godzinie od ich zakończenia. Dozorcy i policjanci rozpoczęli szczegółowe kontrole zaciemnień mieszkań. Pojawiły się plany ewakuacji na wieś dzieci z miast oraz osób starszych. Również imprezy kulturalne czy sportowe zaplanowane na wrzesień były po kolei odwoływane przez organizatorów:
    - Międzynarodowy Kongres Przedstawicieli Towarzystw i Organizacji Turystycznych (miał się odbyć w dniach 2-8 września)
    - Międzynarodowe zawody o Puchar Gordona-Benneta (miały się odbyć 3 września)
    - Międzynarodowy Motocyklowy Wyścig o Grand Prix Polski (miał się odbyć 3 września)
    - towarzyski mecz piłkarski Polska-Bułgaria (miał się odbyć 3 września)
    - mecze bokserskie Polska-Irlandia (miały się odbyć 5 i 9 września)
    - Tydzień Gór (miał się odbyć w dniach 7-12 września).

    Równocześnie z wybuchem wojny rozpoczął się dramatyczny exodus ludności polskiej z jej zachodnich rejonów, zagrożonych pośrednio lub bezpośrednio wojną na wschód. Uchodźcy ze swoim dobytkiem na prowizorycznych wozach zapełnili większość dróg, znacznie utrudniając lub też nawet paraliżując dokończenie mobilizacji wojska. Uciekinierzy blokując drogi utrudniali przemarsze jednostek zmierzających na front lub zmieniających pozycje. Sami natomiast stali się idealnym celem na niemieckiego lotnictwa, które nie waha się ostrzeliwać czy nawet bombardować długich kolumn uchodźców, pogłębiając tym samym panikę i chaos.

    Tymczasem Niemcy swoją interwencję w Polsce starali się propagandowo przedstawić jako obronę uciskanej mniejszości niemieckiej oraz swego rodzaju „misję humanitarną” dla ludności polskiej. Kamery operatorów filmowych czy zdjęcia korespondentów przedstawiały wiwatujące na widok niemieckiej armii tłumy miejscowych Niemców, co często miało pokrycie w rzeczywistości. Jednocześnie bardzo często posługiwano się widokiem żołnierzy dzielących się swym racjami żywnościowymi z biednymi polskimi dziećmi.
    Sam konflikt przedstawiano niemal bezkrwawo, chyba że ukazując gigantyczne straty i przestarzałość polskiej armii w starciu z nowoczesną machiną wojenną Rzeszy. Jednakże obłudę zapewnień Hitlera, iż nie będzie on prowadził wojny przeciw kobietom i dzieciom czy Odezwy Głównodowodzącego Niemieckimi Siłami generała Walthera Brauchitscha, w której zapewniał on, że żołnierze niemieccy będą przestrzegać w walce prawa międzynarodowego, ukazywali zachodni korespondenci wojenni. Lloyd Lherbas, pracownik biura amerykańskiej agencji Associateg Press za swój reportaż z jednego z nalotów na Warszawę po kilku miesiącach otrzymał prestiżową nagrodę Pulitzera. Julien Brian wstrząsnął amerykańską publicznością swoimi filmami z życia oblężonej przez wojska niemieckie Warszawy. Ich dzieła zadawały kłam niemieckiej propagandzie i walnie przyczyniły się do ukazania konfliktu polsko-niemieckiego takiego, jakim był w rzeczywistości.

    Na łamach prasy angielskiej i francuskiej dyskusja o cel i zasadność wojny toczyła się już od wiosny 1939 roku. Pisarze i politycy obu krajów, będących sojusznikami Polski spierali się i przedstawiali swoje argumenty „za” lub „przeciw” ewentualnemu udziałowi w konflikcie. Angielski Times dowodził, że Gdańsk w żadnej postaci nie jest wart wojny. Francuski L'œuvre ustami Marcela Deat’a głosił, że francuscy wieśniacy nie mają najmniejszej ochoty umierać za Żuławy. New York Daily News w jednym ze swych felietonów napisał:

    Roland Dorgeles, francuski pisarz już po rozpoczęciu wojny zwracał uwagę, że:

    Jeszcze bardziej stanowczy był Paul Faure, który miał powiedzieć, że:

    Charles Maurras w swojej wypowiedzi zachował dużo więcej taktu, choć jej przesłanie było identyczne:

    Naturalnie nie brakowało również głosów domagających się zdecydowanej reakcji na kolejny, tym razem siłowy zabór Hitlera w Europie. Był to po części pogłos spektakularnej klęski zachodniej polityki „uspokojenia” jaką obrały Anglia i Francja już w 1936 roku, a której trzymały się właśnie do wiosny 1939 roku.

    Pierre Dominique na łamach francuskiej La Republique pisał:

    W podobnym tonie wypowiadał się były socjalistyczny premier Francji Leon Blum:

    L’Intransigeant w jednym z artykułów głośno domagał się zdecydowanego działania wobec Niemiec:

    Edward Bure w L’Ordre przekonywał:

    W innym numerze L’Intransigeant niczym proroczą przepowiednię Francuzi mogli przeczytać:

    Pomimo z pozoru jasnej sytuacji premierzy tak Francji jak i Wielkiej Brytanii zwlekali z jednoznacznymi działaniami wobec Niemiec. Nadzwyczajne posiedzenia obu gabinetów odbyły się dopiero późnym popołudniem i nie zakończyły niczym konkretnym. Doszło do sytuacji, w której przedstawiciele rządu brytyjskiego dali wiarę wyjaśnieniom ambasadora niemieckiego w Londynie, który twierdził, iż konflikt ma charakter zamieszek na granicy aniżeli raportom własnej placówki dyplomatycznej, która donosiła o bombardowaniach Warszawy.

    Zwłoka w niezwłocznym przystąpieniu do wojny jakie przewidywały traktaty sojusznicze z Polską podyktowana była głównie dwoma względami:
    Tak Anglia jak i Francja nie były przygotowane do wojny. Francja ogłosiła powszechną mobilizację 1 września, Wielka Brytania uczyniła to dzień później. Musiały minąć dni, jeśli nie tygodnie, aby armie obu krajów osiągnęły zadowalający poziom gotowości bojowej. Brytyjski Korpus Ekspedycyjny, mający walczyć na kontynencie w wypadku wojny nie był jeszcze nawet sformowany ! Stany Marynarek Wojennych czy lotnictwa Aliantów były niewiele lepsze. Wypowiadanie wojny w takim momencie było słusznie krytykowane przez koła wojskowe.
    Drugim względem była wciąż tląca się nadzieja na uratowanie pokoju. W roli mediatora w europejskim konflikcie gotowe były wystąpić Włochy, a ich przywódca Benito Mussolini otwarcie proponował zwołanie nowej konferencji międzynarodowej, podobnej do tej z Monachium niemal dokładnie sprzed roku.

    [​IMG]

    [​IMG]
    Mobilizacja Powszechna we Francji. Tłum ludzi w Paryżu z zaciekawieniem czyta obwieszczenie ją ogłaszające. Wkrótce później dworce zapełniają się rezerwistami​

    Tymczasem brak zdecydowanej reakcji wobec Niemiec ze strony premiera Chamberlaina wywołała burzę w angielskim środowisku politycznym. Przedstawiciele Partii Pracy, a nawet część zaplecza politycznego premiera Chamberlaina z Partii Konserwatywnej zarzucała mu uległość wobec Hitlera oraz działanie na szkodę honoru Wielkiej Brytanii, która nigdy nie pohańbiła traktatu sojuszniczego. Złość brytyjskich polityków skupiła się również na Francji i jej rządzie, któremu stawiano podobne zarzuty. Ta stanowczość polityków Izby Gmin oraz waga zarzutów jakie mu stawiano, zmusiła premiera Chamberlaina do działania. Wkrótce jego śladem podążyła całkowicie zależna od polityki Londynu Francja.
    Pierwszego dnia wojny rządu obu krajów ograniczyły się do zagrożenia wypowiedzeniem wojny w wypadku, gdyby Niemcy nie wycofali swych wojsk z zajętych do tej pory polskich terytoriów. Groźba Londynu i Paryża pozostała pozostawiona bez odpowiedzi przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rzeszy.
    Swojego oburzenia wobec flegmatycznej reakcji sojuszników nie krył ambasador Polski w Paryżu Antoni Łukasiewicz, który podczas dramatycznej rozmowy z szefem francuskiego MSZ, Georgesem Bonnetem miał krzyknąć: Tu już nie chodzi o słowa, pannie Bonet. Chodzi o to, aby bić się. Gdzie jest Pańskie wojsko ?! Gdzie jest Pańskie lotnictwo ?! Właśnie udowadnia Pan światu, że Francja nie dotrzymuje słowa !

    [​IMG]
    Mobilizacja Powszechna w Wielkiej Brytanii. Scena pożegnania​

    2 września 1939 roku z kolejnymi deklaracjami neutralności wobec konfliktu polsko-niemieckiego wystąpiły rządy Litwy, Danii, Szwecji, Islandii, Finlandii oraz Portugalii. Rząd w Kownie uczynił to mimo silnych nacisków Berlina, który w zamian za możliwą akcję wojskową obiecywał poparcie w sprawie sporu o przynależność terytorialną Wilna. Po stronie Rzeszy oficjalnie opowiedziała się Słowacja, co było już tylko czystą symboliką, bowiem z jej terenu Niemcy zaatakowali polskie armie „Kraków” i „Karpaty”. Słowacy nie poprzestali jednak tylko na deklaracjach. Wydzielony oddział wojska słowackiego zajął Zakopane, a po drugiej stronie Przełęczy Dunkielskiej koncentrowały się główne siły 1 Armii Polowej.

    W tym czasie głównie w brytyjskiej Izbie Gmin trwała płomienna dyskusja nad reakcją wobec ataku na sprzymierzoną Polskę. Premier Chamberlain zdawał się rozumieć, iż nie uda mu się uciec przed odpowiedzialnością, którą wziął na siebie w momencie udzielania gwarancji Polsce. Z wielkim sceptycyzmem przyjęto również nad Tamizą propozycję Mussoliniego, która zakładała zwołanie międzynarodowej konferencji do San Remo, która miałaby rozstrzygnąć spór polsko-niemiecki. Francja zareagowała inaczej. Minister spraw zagranicznych w rządzie Daladiera, Georges Bonnet, wiązał wielkie nadzieje z włoską ofertą pokojowego rozwiązania konfliktu. Aby zapobiec rozdźwiękom na łonie samego sojuszu trzeba było zdecydować się na działanie.

    Późnym wieczorem 2 września gabinet Chamberlaina uzgodnił treść ultimatum, jakie następnego dnia miano przedstawić Niemcom. W przypadku jego odrzucenia Wielka Brytania miała oficjalnie wypowiedzieć Rzeszy wojnę. Kolejny spór wydawał się narastać w przypadku czasu jako pozostawiono Berlinowi na reakcję. Przedstawiciele rządu francuskiego naciskają opcję 48 godzinną. Premier Chamberlain zdecydował się wybrać opcję o wiele krótszą.

    W Polsce tymczasem wciąż trwały zacięte walki na granicach, a optymistyczna sytuacja pierwszego dnia wojny zaczęła się diametralnie zmieniać. Pogłębiały się kryzysy na odcinkach obrony, które już wcześniej niepokoiły Naczelnego Wodza. Niemieckie lotnictwo z powodzeniem paraliżowało linie komunikacyjne i centra dowodzenia. Czołgi powoli przedzierały się przez linie obronne lub po prostu przełamywały je i wnikały na tyły polskich ugrupowań. Bitwa graniczna, na którą stoczenie zdecydował się Marszałek Rydz-Śmigły wchodziła w swoją decydującą fazę i niewiele przesłanek wskazywało, że zakończy się inaczej aniżeli pełnym niemieckim zwycięstwem.
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Agencji United Press, Londyn, 1 września 1939:

    Zgodnie z urzędowym doniesieniem strony polskiej ambasador Raczyński złożył dziś wizytę lordowi Halifaxowi; strona polska powołuje się na artykuł pierwszy Układu o sojuszu brytyjsko-polskim, który przewiduje, że w przypadku bezpośredniej napaści sojusz wchodzi w życie.
     
  8. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Oczami świadków


    [​IMG]
    Leopold Pamuła - zastępca dowódcy Brygady Pościgowej

    Opis walki lotniczej podpułkownika Leopolda Pamuły w książce Jerzego Pawlaka Brygada Pościgowa - ALARM !



    [​IMG]
    P.11c w barwach 113 Eskadry Myśliwskiej Puchaczy

    [​IMG]
    Messerschmitt Bf109 - podstawowy myśliwiec Luftwaffe w czasie kampanii w Polsce​

    Źródło: Jerzy Pawlak, Brygada Pościgowa - ALARM !, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1977, s. 90-94.

    Od autora: Może nie jest to klasyczna relacja świadka, ale bardzo dobrze opisana i myślę, że warto ją w tym momencie przytoczyć.

    Pozdrawiam, Mandeel
     
  9. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część szósta: „Odwrót”


    [​IMG]

    1-3 września 1939​


    W drugim i trzecim dniu wojny na północnym odcinku frontu sytuacja wojsk polskich uległa gwałtownemu pogorszeniu. Armia „Modlin” dotychczas z powodzeniem hamująca marsz niemieckiej 3 Armii w oparciu o umocnienia mławskie zmuszona została do wycofania się, a towarzyszący odwrotowi chaos doprowadził do dezorganizacji części jej sił. Dobiegała również końca dramatyczna bitwa w Borach Tucholskich, gdzie część sił Armii „Pomorze” została praktycznie unicestwiona w walce z niemieckimi dywizjami zmotoryzowanymi i pancernymi.
    W rezultacie obie polskie armie utraciły możliwość dalszego powstrzymywania nieprzyjaciela na granicy i rozpoczęły odwrót, utrudniony przez tłumy uchodźców na drogach, działania dywersantów oraz ciągłe ataki niemieckiego lotnictwa. Załamanie się już w trzecim dniu wojny północnego odcinka frontu zagroziło nie tylko Warszawie, lecz także całości polskiej obrony i praktycznie przekreśliło możliwość dalszego prowadzenia walki na granicy.

    Odwrót Armii „Modlin”

    2 września niemiecki I Korpus Armijny generała Waltera Petzela nadal bezowocnie starał się przełamać obronę 80 i 78 Pułku 20 Dywizji Piechoty. Znacznie lepiej wyglądała natomiast sytuacja Korpusu „Wodrig” (gen. Albert Wodrig), którego dywizjom udało się w ciężkich walkach pokonać polską obronę i opanować dwie kluczowe miejscowości: Żaboklik i Górę Kamieńską. W tym samym czasie Mazowiecka Brygada Kawalerii, mająca już poprzedniego dnia wielkie problemy z niemiecką 12 Dywizją Piechoty, została odrzucona na Przasnysz. Oznaczało to, iż w polskiej obronie powstała kilkunastokilometrowa luka, zagrażająca dalszemu trwaniu na umocnieniach w rejonie Mławy. Dostrzegając to niebezpieczeństwo, dowódca Armii „Modlin”, generała Przedrzymirski zdecydował się sięgnąć po pozostającą dotychczas w odwodzie 8 Dywizję Piechoty (płk. Teodor Furgalski), którą zamierzał wprowadzić do walki na odsłoniętym odcinku.

    Możliwości płynące z odsłonięcia wschodniego skrzydła wojsk polskich dostrzegł jednak także generał Küchler, który postanowił przegrupować siły i przenieść ciężar uderzenia właśnie na chwiejący się odcinek obrony. W nocy z 2 na 3 września Dywizja Pancerna „Kempf” została przerzucona z zachodniego skrzydła ugrupowania niemieckiego w rejon miejscowości Chorzele. Ten manewr dał Niemcom wielką przewagę nad i tak już ustępującymi w obronie Polakami.
    Kiedy 3 września żołnierze 80 i 78 Pułku nadal odpierali natarcia I Korpusu, a 79 Pułk Piechoty zatrzymał Niemców próbujących od wschodu wedrzeć się do Mławy, do akcji miała wejść 8 Dywizja Piechoty, która zgodnie z planem generała Przedrzymirskiego miała zaryglować lukę w obronie. W rzeczywistości zadanie to okazało się niezwykle trudne dla zmęczonych całonocnym marszem w rejon koncentracji polskich żołnierzy. Trudności te pogłębił jeszcze chaos wywołany zmieniającymi się rozkazami ze sztabu armii. Doprowadziło to do sytuacji, w której część sił dywizji (21 Pułk Piechoty) zaatakował w kierunku Przasnysza, aby odciążyć w obronie Mazowiecką Brygadę Kawalerii, natomiast reszta (13 i 32 Pułk Piechoty) uderzyła w całkowicie innym kierunku, na skrzydło wojsk niemieckich atakujących Mławę.
    21 Pułk Piechoty, którym dowodził pułkownik Stanisław Sosabowski w walce z oddziałami niemieckimi osiągnął pewne sukcesy, natomiast uderzenie reszty sił dywizji zakończyło się kompletnym niepowodzeniem i chaotycznym odwrotem, wkrótce zamienionym w paniczną ucieczkę. 8 Dywizja Piechoty po tym nieudanym kontrataku przez pewien czas przestała funkcjonować jako zorganizowana jednostka, a wartość bojową zachował jedynie pułk pułkownika Sosabowskiego.

    Po klęsce polskiego przeciwnatarcia do ataku ruszyli Niemcy, którzy ponownie odrzucili Mazowiecką Brygadę Kawalerii na południe i dotarli aż do Ciechanowa, poważnie zagrażając otoczeniem całej Armii „Modlin”. Wobec tego niebezpieczeństwa generał Przedrzymirski wydał późnym wieczorem 3 września rozkaz odwrotu wszystkim podległym sobie jednostkom w rejon Sulmierzyc.
    W wyniku tego przedwczesnego wycofania się koniecznym stało się zorganizowanie obrony nad Wisłą i Bugo-Narwią.

    [​IMG]
    Polskie jednostki w odwrocie​

    Co ciekawe, w momencie kiedy Armia „Modlin” była uwikłana w ciężkie walki z atakującymi korpusami 3 Armii sąsiednia Samodzielna Grupa Operacyjna „Narew”, generała Młota-Fijałkowskiego nie była w ogóle atakowana. Doszło do sytuacji, kiedy polskie oddziały rozpoznawcze po odrzuceniu słabych sił ochrony granicy wdarły się na kilkanaście kilometrów w głąb terytorium Prus Wschodnich. Mimo tego, generał Młot-Fijałkowski nie zdecydował się na kontratak mogący odciążyć łamiącą się obronę Armii „Modlin” i dać jej czas na konieczne przegrupowanie… Ten brak współdziałania zaowocował wkrótce odrzuceniem kolejnych, walczących pojedynczo sił na południe.

    [​IMG]
    Żołnierze niemieccy przyglądają się kolumnie pancernej, które podąża w głąb polskiego terytorium​

    Lądowa Obrona Wybrzeża

    Na Wybrzeżu Niemcy wprowadzili do walki rezerwową 207 Dywizję Piechoty, która już następnego dnia przystąpiła do ataku na pozycje 4 Batalionu Obrony Narodowej w Kartuzach, lecz została odparta. Dowodzący Lądową Obroną Wybrzeża pułkownik Dąbek, który główne siły skoncentrował wokół Gdyni i Oksywia prowadził elastyczną obronę, wyprowadzając kilka kontrataków na pozycje niemieckie. Jeden z nich przeprowadzony nocą z 3 na 4 września zadał znaczne straty zgrupowaniu gdańskiemu pod dowództwem gen. Eberhardta.
    Wciąż trwała heroiczna obrona załogi Westerplatte, która 2 września odparła kolejne dwa ataki niemieckie wsparte przez huraganowy ostrzał artyleryjski oraz potężne bombardowanie lotnicze, w wyniku którego zniszczone zostały wszystkie moździerze, a około 10 obrońców zginęło. Tego dnia obrońcy Składnicy Tranzytowej byli bardzo blisko złożenia broni jednak postawa zastępcy majora Henryka Sucharskiego, porucznika Henryka Dąbrowskiego scementowała wolę dalszej walki.

    Okolice Gdyni, 2 września 1939 roku

    - Wiem, że mieliście nadzieję na innego rodzaju służbę. Od kilku lat szkolono was abyście walczyli jako marynarze. Niestety… Los bywa przewrotny. – w kąciku ust kapitana dało się widzieć cień ironicznego uśmiechu. – Do Bydgoszczy wrócić nie możecie. Choć pewnie szkoła i tak została ewakuowana.
    Kapitan miał rację. Szkoła Podchorążych Marynarki Wojennej została pierwszego dnia wojny ewakuowana na wschód. Nieoficjalnie mówiło się o Pińsku, co byłoby logiczne ze względu na bazę flotylli rzecznej w tym mieście. Część podchorążych średniego rocznika wyokrętowano na ląd jeszcze pod koniec sierpnia i odesłano do Bydgoszczy. Część pozostała na szkoleniu unitarnym na Oksywiu, gdzie zastała ich wojna.
    - Jesteście potrzebni tu na miejscu. – kontynuował kapitan przechadzając się wzdłuż krótkiego szeregu podchorążych, wyprężonych przed nim jak przed samym Marszałkiem Rydzem-Śmigłym. – Zostaniecie rozdysponowani jako uzupełnienia jednostek frontowych. Żywię nadzieję, że nie zawiedziecie i rozsławicie imię Szkoły Podchorążych wśród obrońców polskiego wybrzeża. To wszystko. Rozejść się.
    Marynarze zgodnie z wcześniej wydanym poleceniem skierowali się w stronę magazynów amunicyjnych, aby odebrać broń i oporządzenie polowe. Większość milczała. Jedynie podchorąży Roman Lech „Rudy” co chwile wyklinał pod nosem całą sytuację w jakiej się znaleźli. Dopiero stanowcze „zamknij się” uciszyło go.
    Tomek również miał ochotę kląć i wrzeszczeć ze wściekłości jako go przepełniała. Dopiero po chwili uzmysłowił sobie, że jego dłonie drżą…

    W kolejnych dniach wojny nie ustawały naloty Luftwaffe na porty Marynarki Wojennej w Gdyni i na Helu. 2 września niemieckie Stukasy zatopiły okręt ORP Gdynia służący jako baza dla polskich kutrów oraz ciężko uszkodziły bliźniaczy ORP Gdańsk, który w konsekwencji dwa dni później został zatopiony przez własną załogę. 3 września był bez wątpienia dniem największych sukcesów nieprzyjacielskiego lotnictwa. W ciągu nalotów na port zatopione zostały największe okręty Polskiej Marynarki Wojennej ORPGryf oraz ORP Wicher. Oprócz nich na dnie portu helskiego spoczęły także trałowiec ORP Mewa i kanonierka ORP Generał Haller również zniszczone przez bomby Luftwaffe. Te potężne straty oznaczały w praktyce kres istnienia polskiej floty nawodnej…

    Niewiele lepiej wyglądała sytuacja floty okrętów podwodnych. Realizacja planu Worek sprawiła, iż zamiast stać się zagrożeniem dla nieprzyjacielskich statków, polskie załogi musiały toczyć rozpaczliwe walki o przeżycie. Wobec słonecznej pogody, spokojnego morza i zdecydowanie zbyt płytkiego akwenu Zatoki Gdańskiej okręty podwodne stały się doskonałym celem dla niemieckich niszczycieli i lotnictwa. ORP Sęp po nieudanym ataku torpedowym tylko cudem uniknął zatopienia już 2 września. Uszkodzone przez niszczyciele Kriegsmarine zostały okręty ORP Wilk i Ryś i tylko temu pierwszemu udało się postawić zaporę minową w Zatoce Gdańskiej. W wyniku właśnie tych niewątpliwych sukcesów w walce z polską marynarką oraz faktu wypowiedzenia wojny Niemcom przez Anglię i Francję część niemieckich niszczycieli, trałowców i okrętów podwodnych została przerzucona na Morze Północne. Dowództwo Kriegsmarine nie przewidywało już większego zagrożenia ze strony sił morskich przeciwnika.

    Klęska w „Korytarzu Pomorskim”

    Równie fatalnie wyglądała sytuacja w „Korytarzu”. Już 1 września w wyniku błyskawicznego ataku 3 Dywizji Pancernej Niemcom udało się zająć most na Brdzie, co groziło wniknięciu na głębokie tyły całej Armii „Pomorze” i w konsekwencji załamaniu się polskiej obrony. Generał Bortnowski zaplanował, więc przeciwuderzenie wzdłuż Brdy z północy i południa na niemiecką dywizję pancerną siłami 9 i 27 Dywizji Piechoty. Grupa Operacyjna „Czersk” generała Grzmota-Skotnickiego miała w tym czasie bezpiecznie wycofać się na południe, aby uniknąć odcięcia od reszty kraju w „Korytarzu”. Kontratak, po który miał w zamyśle generała Bortnowskiego wyprzeć Niemców za Brdę i umożliwić zbudowanie linii obronnej w oparciu o rzekę nie przyniósł jednak spodziewanych skutków. 27 Dywizja Piechoty (gen. Juliusz Drapella) uderzyła na pozycje 3 Dywizji Pancernej pod Świekatowem i Tuszynem, lecz w ciężkich walkach nie udało się jej odrzucić Niemców do tyłu. Nocą z 2 na 3 września jej dowódca podjął decyzję o odwrocie na przedmoście bydgoskie. Przez chaos jaki zapanował w polskim ugrupowaniu rozkaz ten nie dotarł do 50 Pułku Piechoty, który pozostał na swych pozycjach i później dołączyć do 9 Dywizji Piechoty.

    [​IMG]
    Zabity podczas walk w Borach Tucholskich polski piechur​

    Przeciwnatarcie tej dywizji również nie odniosło sukcesu, a przysporzyło jedynie dodatkowych strat i pogłębiło zamieszanie, potęgowane przez działanie nieprzyjacielskiego lotnictwa. Wobec tego dowódca 9 Dywizji, pułkownik Werobej również rozkazał odwrót na przedmoście bydgoskie śladem 27 Dywizji Piechoty. Niestety odwrót dywizji zamienił się w pogrom w wyniku intensywnych działań niemieckiego lotnictwa bombowego. Dwa pułki dywizji zostały rozproszone, a swą organizację zachował jedynie 35 Pułk Piechoty, który dopiero po dwóch dnia i z olbrzymimi stratami przedarł się do polskich linii. Podobny los spotkał Pomorską Brygadę Kawalerii oraz inne jednostki Grupy Operacyjnej „Czersk”, która poniosła gigantyczne straty podczas przeprawy przez Wisłę pod Świeciem. Polskie jednostki były praktycznie bezbronne wobec działań Luftwaffe, bowiem posiadały tylko szczątkową ilość broni przeciwlotniczej, absolutnie nie wystarczającej na należyte osłonienie żołnierzy.

    Bydgoska Krwawa Niedziela

    Dotkliwa klęska w Borach Tucholskich gwałtownie odbiła się na położeniu całości Armii „Pomorze”. Rozkaz odwrotu na linię Brdy i Kanału Bydgoskiego otrzymała 15 Dywizja Piechoty (gen. Zdzisław Przyjałkowski), która dotychczas z powodzeniem odpierała ataki niemieckiego III Korpusu Armijnego na przedmościu bydgoskim. Podczas jej odwrotu przez miasto miał miejsce jeden z najtragiczniejszych epizodów polskiego września.
    Zbigniew Raszewski, wówczas młodych chłopak był naocznym świadkiem tamtych wydarzeń:

    [​IMG]
    Po walkach gdzieś na Pomorzu. Zniszczona polska tankietka stała się obiektem zainteresowania ze strony miejscowych Niemców​

    3 września około godziny 10 rano wycofujące się ulicą Gdańską tabory 15 Dywizji Piechoty oraz rzesza uchodźców zostały niespodziewanie ostrzelane przez broń maszynową. Wybuchła panika, spowodowana przypuszczeniem, iż to oddziały Wehrmachtu wkraczają już do Bydgoszczy. Niemal natychmiast na miejscu zdarzenia zjawił się major Wojciech Albrycht, komendant obrony miasta. Dostrzegł on, że strzały padają gęsto od strony zabudowań ulicy Gdańskiej i Jagiellońskiej oraz, że celem są także cywile, których na ulicy martwych leżało już kilku. Natychmiast zameldował o tym dowódcy 15 Dywizji Piechoty, generałowi Przyjałkowskiemu, który bezzwłocznie przydzielił majorowi dwie kompanię 62 Pułku Piechoty jako siły, mające oczyścić miasto z dywersantów. Do akcji niemal natychmiast przyłączyli się żołnierze 82 Batalionu Wartowniczego, a także harcerze i ochotnicy cywilni.

    Do godziny 16:00 sytuacja w Bydgoszczy była już opanowana. W koszarach 62 Pułku zebrano prawie 600 podejrzanych o dywersję Niemców. Niektórzy nie mieli dokumentów, byli ubrani w nieprzemakalną odzież lub nawet polskie mundury ! Oszacowano, iż w wyniku ich akcji zginęło około 40 polskich żołnierzy. Straty niemieckiej V kolumny wahały się w granicach 100 zabitych.
    W nocy wojsko otrzymało rozkaz opuszczenia miasta, pozostawiając jako ochronę tyłową słabą Straż Obywatelską złożoną z weteranów i rezerwistów. Wycofujące się polskie oddziały zostały ponownie ostrzelane przez dywersantów tym razem strzelających od strony ulic Grunwaldzkiej, Nakielskiej i Kujawskiej. Tym razem żołnierze polscy przy współpracy ze Strażą Obywatelską nie dali pardonu członkom V kolumny. Pochwyconych z bronią rozstrzeliwano na miejscu, bez sądu. Zniszczono także protestancki kościół przy ulicy Leszczyńskiego, który był jedną z pozycji strzeleckich Niemców.
    Bilans tej tragicznej niedzieli wyniósł ostatecznie 240 zabitych Polaków oraz 300 Niemców, tak zabitych w walce jak i skazanych na śmierć wyrokami sądów. Dywersja została krwawo stłumiona.

    Katastrofalna sytuacja wojsk polskich pobitych przez oddziały szybkie niemieckie 4 Armii odbiła się dotkliwie na położeniu strategicznym Grupy Operacyjne „Wschód” generała Mikołaja Bołtucia, składającej się z 16 i 4 Dywizji Piechoty. Od 1 września grupa ta toczyła zaciętą bitwę z niemieckim XXI Korpusem pod Grudziądzem. W ich wyniku udało im się utworzyć niewielki przyczółek nad rzeką Osą, którego wykrwawione Pułki 16 Dywizji (płk. Stanisław Świtalski) nie były w stanie zlikwidować. W tej sytuacji generał Bołtuć zdecydował się rzucić do przeciwnatarcia 4 Dywizję Piechoty i wypchnąć Niemców z powrotem za rzekę. Niestety plany te pokrzyżował nieprzyjaciel, który 2 września wznowił ataki właśnie w oparciu o wspomniany przyczółek. Rozpoczęły się krwawe walki o Mełno, Annów i Grutę. Na niewiele zdało się polskie wsparcie lotnicze. Głównym tego powodem było wydelegowanie do bombardowania niemieckich pozycji myśliwców P.11 z 141 Eskadry Myśliwskiej zamiast bez wątpienia lepiej się do tego nadających maszyn PZL 23 „Karaś”. Polskie myśliwce zupełnie nieprzystosowane do takich zadań, starały się w lotach koszących ostrzeliwać Niemców. Skutki tego były opłakane. Z 9 rzuconych do walki maszyn 4 zostały zestrzelone.
    Plany przeciwnatarcia generała Bołtucia zawisły na włosku również wobec niespodziewanego odwrotu jednostek wykrwawionej 16 Dywizji Piechoty. Jej dowódca pułkownik Świtalski załamał się i decyzją generała został zdjęty z dowództwa. Zastąpił go pułkownik Zygmunt Bohusz-Szyszko, który zatrzymał wycofujące się oddziały i wspólnie z pułkami 4 Dywizji Piechoty (płk. Tadeusz Niezabitowski) wyprowadził kontratak na pozycje niemieckie po Mełnem i Grutą. Ponownie o obie miejscowości rozpętały się mordercze, wielogodzinne walki. O ich wyniku zadecydowała dopiero Luftwaffe, która w potężnych bombardowaniach zadała obu polskim dywizjom wielkie straty. Przeciwnatarcie załamało się. Wieczorem 3 września generał Bołtuć otrzymał ze sztabu Armii „Pomorze” rozkaz odwrotu…

    [​IMG]
    Szybkie i zdecydowane zwycięstwo stało się okazją do zabawnych przebieranek...

    [​IMG]
    ...oraz możliwością okazania pogardy pokonanym​

    Klęska Armii „Pomorze” była druzgocząca i załamała jej dowódcę, generała Bortnowskiego. W ciągu trzech dni walk niemal całkowitej zagładzie uległa część podległych mu sił: 9 Dywizja Piechoty utraciła 70% a 27 Dywizja Piechoty 50% stanów. Na całej długości frontu jednostki armii cofały się nie będąc w stanie skutecznie zatrzymywać niemieckich ataków. Luftwaffe, która zdążyła opanować niebo na polami bitew dziesiątkowała cofające się oddziały. Obrazu grozy dopełniały dodatkowo kolumny uciekinierów na drogach, którzy razem z wojskiem cofali się przed nacierającymi Niemcami…

    [​IMG]
    Po walkach na polu bitew pozostały niezliczone ilości zniszczonego polskiego sprzętu​

    Okolice Tucholi, 3 września 1939

    Podporucznik Weise zaczął tracić cierpliwość. Jego podkomendni od kilkudziesięciu sekund czekający w gotowości z palcami na spustach również. Polacy osaczeni w pobliżu niewielkiego zagajnika milczeli, nie odpowiadając na wezwanie do poddania się.
    - Arnold ! Poślij im eine Fahrkarte ! – krzyknął do leżącego obok żołnierza, obsługującego MG-34. Eine Fahrkarte, dosłownie „bilet” było żargonowym określeniem strzału posłanego w dal.
    Karabin zaterkotał głucho i ściął kilka gałązek młodych drzewek. Seria była krótka i miała charakter ostrzegawczy. Następna mogła już dosięgnąć kryjących się Polaków.
    - Granatem ich panie podporuczniku ! – krzyknął któryś z leżących żołnierzy, lecz Weise nie miał zamiaru korzystać z jego rady.
    Chciał wziąć Polaków żywcem i liczył na pojmanie jakiegoś oficera, którego mógłby odstawić do sztabu jako cenne źródło informacji o siłach polskich pozostałych w „Korytarzu”.
    Podporucznik zerwał się na nogi z pistoletem w ręce krzykiem zażądał poddania się. Jego słowa natychmiast na łamaną polszczyznę przetłumaczył któryś z jego ludzi. Minęło jeszcze kilka sekund po czym tuż przed nimi wyrosły jedna po drugiej sylwetki ludzi w mundurach barwy zgniłej zieleni. Ręce trzymali w górze.
    Żołnierze kompanii momentalnie doskoczyli do Polaków, zabierając im karabiny, a także okradając z co cenniejszych zegarków, papierosów, a nawet charakterystycznych guzików z polskimi orzełkami. Jeńcy nie protestowali. Na ich twarzach wymalowany był strach, a oprócz niego zmęczenie i rezygnacja. Nie było ich wielu. Około ośmiu jak szybko policzył Weise. Wydał polecenie ustawienia ich w szeregu tak, aby mógł się im dokładniej przyjrzeć.
    - Oficerowie wystąpić ! – rozkazał, a jeden z żołnierzy niczym echo powtórzył to w rodzimym języku jeńców.
    Przed szereg wyszło dwóch żołnierzy. Dystynkcje jednego z nich wskazywały na to, że jest kapitanem, mundur drugiego miał zerwane pagony. Weise podszedł do nich bliżej i prześwidrował wzrokiem.
    - Macie szczęście. Dla was wojna się skończyła. – rzucił lekko kpiącym głosem.

    [​IMG]
    Sytuacja na północnym odcinku frontu 3 września 1939 roku​

    Tak szybkie załamanie się polskiego oporu na odcinku uderzenia Grupy Armii „Północ” zaskoczyło niemieckie dowództwo. Mimo przejściowych trudności udało się odrzucić i rozproszyć znaczną część wojsk polskich w ciągu trzech dni. Sukces ten wpłynął niewątpliwie na późniejszą zmianę pierwotnej koncepcji wykonania planu Fall Weiss. Dla Naczelnego Wodza opuszczenie umocnień pod Mławą, częściowa dezorganizacja Armii „Modlin” oraz klęska w „Korytarzu Pomorskim” była dotkliwym ciosem w całą koncepcję obrony. Opór Polski, który miał dać Aliantom czas na zmobilizowanie i przygotowanie się do ofensywy załamywał się już po 72 godzinach. W głębi kraju siły rezerwowe były dopiero w stadium koncentracji i nie mogły sama zahamować impetu niemieckiej ofensywy. Niezbędne do poprawy sytuacji w Polsce były działania odciążające na zachodzie. A na te póki co nie można było co liczyć…
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), sobota, 2 września 1939:

    Niemieckie wojska odnoszą sukcesy na wszystkich frontach. (...)

    Komunikat Agencji Havas, Londyn, 2 września 1939:

    Polskie koła w Londynie stwierdzają, że wojska niemieckie w żadnym punkcie nie zdołały przełamać stanowisk obronnych armii polskiej.
     
  10. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część siódma: „Droga Zwycięstwa”


    [​IMG]

    2-3 września 1939

    Armia „Łódź” generała Juliusza Rómmla, która pierwszego dnia wojny skutecznie powstrzymała niemieckie natarcie na wysuniętych pozycjach obronnych, 2 września starła się głównymi siłami niemieckimi. 30 Dywizja Piechoty (gen. Leopold Cehak) na odcinku Krzeczot-Działoszyn stoczyła całodzienną, zaciętą walkę z niemieckimi 18 i 19 Dywizją Piechoty i dopiero w godzinach wieczornych nieprzyjaciel był w stanie utworzyć niewielki przyczółek pod Działoszynem. 28 Dywizja Piechoty (gen. Władysław Bończa-Uzdowski) skutecznie odpierała natarcia 1 Dywizji Lekkiej na pozycji pod Masłowicami i Raczynem. 10 Dywizja Piechoty (gen. Franciszek Dindorf-Ankowicz) opierała się atakom trzech dywizji piechoty niemieckiej 8 Armii, wspartej dodatkowo lotnictwem. O ile te wiadomości mogły napawać optymizmem to coraz bardziej niepokoiła niewyjaśniona sytuacja na południowym skrzydle, gdzie już pierwszego dnia duża nieprzyjacielska jednostka pancerna niepowstrzymanie parła na Wartę.

    Sztab „Armii Łódź”, Julianów k. Łodzi, 2 września 1939 roku, godz. 13:03

    - Jest połączenie ze sztabem Grupy Operacyjnej „Piotrków” ! – krzyknął doniośle telefonista z pomieszczenia łączności.
    Generał Rómmel nerwowo krążący po jednym z wystawnych pomieszczeń pałacyku, szybkim krokiem skierował się w stronę pomieszczenia łączności.
    - Podpułkownik Wilczewski na linii, panie generale. – dodał kiedy Rómmel stanął nad nim i wyciągnął dłoń po słuchawkę.
    Podpułkownik Mieczysław Wilczewski był szefem sztabu Grupy Operacyjnej, dowodzonej przez generała Wiktora Thommée, składającej się z 30 Dywizji Piechoty i Wołyńskiej Brygady Kawalerii oraz mniejszych jednostek. Była południowym zgrupowaniem Armii „Łódź” i jej zadanie polegało na osłonie kierunku na Piotrków oraz utrzymaniu kontaktu z północnym skrzydłem sąsiedniej Armii „Kraków”.
    - Niech pan słucha uważnie… - rzucił zdecydowanym tonem generał. – Na północ od Częstochowy rozpoznano bardzo długą kolumnę czołgów, nie wiem w którym kierunku się posuwa, bardzo możliwe, że przerwała front i idzie na Piotrków. Proszę sprawdzić moje obawy, rozpoznać lotnikiem ten rejon i natychmiast meldować. Koniec.
    - Rozkaz panie generale. – padła odpowiedź po drugiej stronie, ale Rómmel już jej nie słyszał, ponieważ oddał słuchawkę telefoniście.

    Sztab Grupy Armii „Południe”, 2 września 1939 roku, godz. 13:58

    Generał Erich von Manstein, szef sztabu Grupy Armii „Południe” przełożył słuchawkę do drugiego ucha i gestem wolnej dłoni dał znać oficerowi, aby podał mu trzymane papiery. Szybkim rzutem oka przyjrzał się im, wynajdując słowa kluczowe i po chwili oddał oficerowi znacząco kiwając głową. Ten zasalutował i odszedł. W tej właśnie chwili po drugiej stronie generał Manstein usłyszał ściszony głos generała Friedricha Paulusa, szefa sztabu 10 Armii.
    - Generale Paulus. Sztab Grupy Armii domaga się dokładnego raportu sytuacyjnego z pasu działania XVI Korpusu. Jak wygląda sytuacja na tym odcinku ?
    - XVI Korpus atakuje dwoma dywizjami pancernymi w pierwszej linii. – odpowiedział flegmatycznie Paulus. – Dywizja pancerna generała Reinhardta napotkała przejściowe trudności i jej marsz został znacząco zwolniony. Natomiast z ostatnich meldunków wynika, że Dywizja pancerna generała Schmidta sforsowała Wartę pod miejscowościami Gidle i Plawno. Droga Piotrowska jest w jej zasięgu.
    Manstein nie odzywał się, co sprawiało wrażenie jakby to notował.
    - Rozumiem. – odpowiedział po chwili. – Proszę pamiętać, że ten odcinek jest kluczowy dla dalszych działań. Należy maksymalnie przyśpieszyć działania.
    - Jesteśmy tego świadomi panie generale. – odpowiedział z lekkim przekąsem Paulus. – Ta droga zaprowadzi nas do zwycięstwa.

    Pod wieczór 2 września 1939 roku sytuacja na odcinku Armii „Łódź” zmusiła generała Rómmla do wydania rozkazu odwrotu na główną linią oporu, gdzie zgodnie z instrukcjami Naczelnego Wodza miano wytrzymać jak najdłużej dając czas na koncentrację Armii „Prusy”. A ta nadal była w stadium początkowym. Ze zgrupowania północnego do drugiego dnia wojny względną gotowość bojową przejawiała jedynie 19 Dywizja Piechoty (gen. Józef Kwaciszewski). 29 Dywizja Piechoty (płk. Ignacy Oziewicz) wciąż czekała na dywizjon artylerii oraz pułk piechoty. Również niekompletna była Wileńska Brygada Kawalerii (płk. Konstanty Drucki-Lubecki), a z 13 Dywizji Piechoty (płk. Władysław Zubosz-Kaliński) zdołały skoncentrować się jedynie czołowe elementy.

    [​IMG]
    Niemieckie czołgi przejeżdżają przez polską miejscowość​

    Niestety nocny odwrót armii nie wszędzie doszedł do skutku. W wyniku zapchanych uchodźcami dróg, działań dywersantów braku łączności, który pogłębiał chaos większa część sił dotarła do głównej pozycji oporu dopiero po zmroku 3 września. Nie było czasu na konieczne umocnienie pozycji. Żołnierze zmęczeni wielogodzinnym marszem, zakłócanym przez nieprzyjacielskie lotnictwo, przysparzające wielkich strat, praktycznie bez chwili wytchnienia zmuszeni zostali do zmierzenia się z nieprzyjacielem.
    W czasie odwrotu częściowo zdezorganizowana została 28 Dywizja Piechoty, która zmuszona została toczyć ciężkie walki z niemiecką 1 Dywizją Lekką. Dodatkowo zmotoryzowanym oddziałom przeciwnika wielokrotnie udało się wyprzedzić wycofujące się polskie jednostki i stanąć na drodze ich odwrotu.

    Armia „Łódź”, która wedle planów generała Rómmla na głównej linii obrony nad Wartą i Widawką miała wytrzymać około tygodnia załamywała się. Z każdą godziną stawało się jasne, że niezbędne jest wykonanie kontruderzenia odciążającego jej skrzydła. Armia „Prusy” przewidziana do tego zadania przez Naczelnego Wodza nie była jednak jeszcze gotowa. Powagę tej sytuacji doskonale dostrzegał dowódca Armii „Poznań” generał Tadeusz Kutrzeba.

    Gniezno, Sztab Armii „Poznań”, 3 września 1939 godz. 14:00

    - Są meldunki dotyczące wypadu Wielkopolskiej Brygady Kawalerii na Wschowę i Załęcze panie generale. – oznajmił pułkownik Stanisław Lityński, gdy tylko przekroczył próg gabinetu generała Kutrzeby.
    Kutrzeba podniósł wzrok znad starannie analizowanego dokumentu i zdjął okulary. Gestem pokazał szefowi swojego sztabu, aby ten kontynuował.
    - W Załęczu naszym oddziałom udało się zniszczyć kolumnę osiemdziesięciu samochodów. Wzięto jeńców. Aktywności ze strony wroga brak. Mamy przed sobą głównie jednostki rezerwowe i oraz straż graniczną…
    Kutrzeba gestem dłoni dał znak, aby szef sztabu przestał czytać. Już pierwsze zdania potwierdzały słuszność jego toku myślenia, nie było więc żadnego powodu, poza próżnością, aby słuchać go do końca. A na próżność nie było czasu.
    - Łączyć ze sztabem Naczelnego Wodza. – rozkazał chociaż wiedział, że będzie to łatwe zadanie. Centra łączności od pierwszych dni wojny stały się celem nalotów. Druty telefoniczne w głębi kraju bardzo często przecinali dywersanci. Nawiązanie łączności z dalszymi placówkami coraz bardziej graniczyło z cudem. – Łączyć, łączyć, łączyć. – powtórzył szybko, poganiając pułkownika, który najpewniej właśnie na to chciał zwrócić uwagę.
    Pomysł przeciwuderzenia na skrzydło wojsk atakujących Armię „Łódź” zyskał znaczne szanse realizacji wobec słabości sił stojących naprzeciw armii generała Kutrzeby oraz impetowi uderzenia na południowego sąsiada. Plan kontrataku zakładał stoczenie wraz z generałem Rómmlem wielkiej bitwy nad przedpolach Sieradza, aby zatrzymać niemiecki marsz na Warszawę, a także przysporzyć agresorom możliwie największych strat. Jedyne czego było potrzeba do przeprowadzenia tego manewru to zgoda Naczelnego Wodza.
    - Jest połączenie juzowe z Warszawą panie generale. – oznajmił po chwili podekscytowanym głosem pułkownik Lityński, pojawiając się nagle w drzwiach.
    Generał szybkim krokiem skierował się w stronę pokoju radiotelegrafistów. Możliwie najbardziej szczegółowo przedstawił położenie własnych wojsk, wyniki rozpoznania oraz plan ataku jaki przewidział na 6 września. Do wykonania tego zadania proponował 17 i 25 Dywizję Piechoty oraz całą Wielkopolską Brygadę Kawalerii.
    Szef Sztabu Generalnego, generał Wacław Stachiewicz długo milczał. Zaszło nawet podejrzenie, że połączenie zostało niespodziewanie zerwane. Kiedy odezwał się znów Kutrzeba z niedowierzaniem czytał jego słowa:
    - Plan przeciwnatarcia odrzucony. Polecam natychmiast przystąpić do odwrotu na główną linię oporu.
    Dowódca Armii „Poznań” zupełnie zaskoczony spojrzał na pułkownika Lityńskiego i zapytał wciąż pełnym niedowierzania głosem:
    - Czy pan coś z tego rozumie pułkowniku ? Mamy wycofać się choć nikt nas nie atakuje, podczas gdy sąsiednia Armia „Łódź” bliska jest załamania… Ja nic z tego nie rozumiem… - powtórzył odchodząc.

    [​IMG]
    Odwrót wojsk polskich​

    Akcja, która zgodnie z zamysłem generała Kutrzeby mogła znacząco wpłynąć na odciążenie części sił Armii „Łódź” została przez sztab Naczelnego Wodza odrzucona. Marszałek Śmigły-Rydz obawiał się zaangażowania wszystkich swych sił już w fazę bitwy granicznej, której szala znacząco przechylała się na korzyść Niemców. Potrzebne mu były, świeże, wypoczęte wojska, głodne walki i bitne w spodziewanej bitwie na linii Wisły. Armia „Poznań” zamiast wykrwawiać się w przegranej już i tak bitwie granicznej miała zostać oszczędzona do kluczowego momentu kampanii.

    Tymczasem uderzenie, które z pewnością poprawiłoby położenie armii generała Rómmla nie miało szans realizacji 3 września i jeszcze przez kolejne dni. Armia „Prusy”, do której z wyrwy w polskiej obronie zbliżał się nieprzyjaciel nie była gotowa na jego powstrzymanie, nie mówiąc już o kontrataku…

    [​IMG]
    Wyrwa w polskiej obronie w okolicy Częstochowy otworzyła niemieckim jednostkom pancernym drogę w głąb kraju​

    2 września 1939 roku 7 Dywizja Piechoty ze składu Armii „Kraków” broniła się zacięcie na przedpolach Częstochowy. Jej sytuacja była niezwykle trudna. Oskrzydlona, straciła kontakt z osłaniającymi jej skrzydła Wołyńską i Krakowską Brygadą Kawalerii, którą nad Wartę zepchnęła 2 Dywizja Lekka. Późnym wieczorem, dowódca dywizji generała Janusz Gąsiorowski nakazał odwrót jednostki w kierunku Janowa. Tam następnego dnia okazało się, że dywizja jest całkowicie okrążona przez wojska niemieckie. Krwawa całodzienna bitwa doprowadziła do rozbicia 7 Dywizji Piechoty. Nie powiodły się próby przerwania pierścienia 2 i 3 Dywizji Lekkiej podjętej przez Krakowską Brygadę Kawalerii. Z potrzasku do polskich linii przedarło się zaledwie kilkuset żołnierzy. Sam generał Gąsiorowski 4 września dostał się do niemieckiej niewoli podczas próby wyjścia z okrążenia wraz z garstką ocalałych podkomendnych.

    [​IMG]
    Luftwaffe mimo, iż nie udało jej się zniszczyć polskiego lotnictwa na ziemi, już od początku września wywalczyło niepodzielne panowanie w powietrzu i przesądzało o losach wielu bitew​

    Katastrofalna porażka, w wyniku której utracono całą dywizję zmusiła do dalszego odwrotu Krakowską Brygadę Kawalerii oraz doprowadziła do jeszcze większego odsłonięcia skrzydła Armii „Kraków”. A nie było to jedyne miejsce przełamania w pasie działań armii generała Szylinga…

    Las Brzezina, Ćwiklice koło Pszczyny, 2 września 1939 godz. 10:46

    - Jak to mam wyprowadzić batalion z lasu i kontratakować !? Na niemieckie czołgi !? – głos kapitana Alfreda Mikèe załamał się nienaturalnie.
    Musiał dłonią zatkać jedno ucho, aby lepiej słyszeć w słuchawce głos podpułkownika Rudolfa Matuszka, dowódcy 16 Pułku Piechoty. Kątem oka dostrzegł pełen grozy wzrok swoich podkomendnych.
    - Przecież to samobójstwo ! I na dodatek kłóci się z rozkazem jaki osobiście wydał mi pułkownik Misiąg !
    - To jest rozkaz pułkownika Misiąga ! Natychmiast rozpocząć kontratak na nieprzyjaciela w Ćwiklicach !
    - Proszę o przekazanie mi tego rozkazu na piśmie. – odparł kapitan.
    Rozkaz rzeczywiście był absurdalny. Piechota zajmująca bardzo dobre pozycje w lesie miała je opuścić i przypuścić kontratak na niemiecką czołówkę pancerną. Wątpliwości dotyczące jego autentyczności nasuwały się same, tym bardziej, że zdarzały się już wypadki kiedy niemieccy dywersanci włączali się do polskiej sieci radiotelegraficznej i celowo wywoływali zamęt w oddziałach.
    Kapitan Mikèe odłożył słuchawkę i spojrzał na wpatrzonych w niego dowódców kompanii. W ich oczach dostrzegł mieszaninę wielu uczuć. Jednym z nich był także strach.

    Miedźna kilka kilometrów od Ćwiklic, 2 września godz. 10:30

    Generał Mieczysław Boruta-Spiechowicz, dowódca Grupy Operacyjnej „Bielsko” wysiadł z cywilnego, czarnego samochodu. W ustach miał nieodzowną długą fajkę, z której co jakiś czas buchał niewielki dymek. Niedbale odpowiedział na salut jednego z oficerów po czym natychmiast rozkazał, aby zaprowadzono go do dowódcy piechoty 6 Dywizji Piechoty, który miał swój sztab we wsi.
    - Panie pułkowniku Misiąg nie muszę panu wyjaśniać jak trudna jest sytuacja. – rozpoczął ledwie wkraczając do niewielkiego pomieszczenia, w którym oczekiwał na niego pułkownik. – Niemiecki czołgi są w tej chwili nie do zatrzymania. Cały plan, aby zwabić je w pułapkę i zniszczyć okazał się psu na budę. – przerwał na chwilę, aby na nowo rozpalić dogasający ogień w fajce. – Ma pan mapę tego regionu ?
    - Oczywiście panie generale. – pułkownik otworzył mapnik i wyciągnął z niego starannie złożoną mapę. Jej centrum pokrywała wielka zielona plama – Las Brzezina.
    - Tutaj w oparciu o osłonę leśną przygotowuje obronę 16 Pułk Piechoty. Jego wydzielone oddziały próbowały zatrzymać nieprzyjacielskie czołgi w Ćwiklicach, ale z całą pewnością nie wytrzymały zbyt długo. Natarcia na pozycje 16 Pułku spodziewamy się lada chwila.
    Generał Boruta-Spiechowicz spojrzał na pułkownika gniewnym wzrokiem przeszywając go niemal na wylot. Jego pięści zacisnęły się, oparte na blacie stołu, a fajka przewędrowała z jednego kącika ust do drugiego.
    - I pan pułkowniku spodziewa się, że Niemcy rzucą czołgi do lasu na umocnione pozycje obronne piechoty, tak ? Niech mi pan nie przerywa. – rzucił ostro, kiedy Misiąg chciał coś jąkliwie odpowiedzieć. – Powiem panu jak będzie wyglądała ta bitwa. Niemcy obejdą pozycje 16 Pułku od południa i ruszą ku miasteczku Góra. – dłoń generała wskazała przypuszczalną trasę ruchu nieprzyjacielskich czołgów. – A w miasteczku Góra jest most na Wiśle, pomiędzy Lasem Brzezina a tym mostem nie ma żadnych jednostek ! Jest luka ! – zaciśnięta pięść mocno uderzyła o blat stołu, wprawiając go w drganie. – Jeśli niemieckie czołgi wejdą w tą lukę… - generał urwał.
    Nie musiał dopowiadać co się stanie. Poważnie zagrożona zostanie nie tylko 6 Dywizja Piechoty, ale cała Grupa Operacyjna. Gdyby czołgi wniknęły w głąb polskiego ugrupowania i przy wsparciu lotnictwa zaczęły siać zniszczenie i chaos najpewniej skończyłoby się to rozbiciem broniących się oddziałów.
    - W takim razie co pan generał rozkaże ?

    [​IMG]
    Generał Boruta-Spiechowicz (z fajką)​

    Las Brzezina, Ćwiklice koło Pszczyny, 2 września 1939, godz. 11:41

    Kapitan Mikèe spojrzał wymownie na adiutanta pułku Józefa Inslera. Chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego mocno zacisnął zaschnięte i popękane usta. Bez słowa oddał mu niewielki kawałek papieru, na którym pułkownik Misiąg wypisał potwierdzenie rozkazu o kontrataku.
    - Wiecie co macie robić. – zwrócił się do dowódców kompanii. – Przygotować ludzi do przeciwnatarcia na niemieckie czołgi. Wykonać.
    Oficerowie strzelili obcasami i zasalutowali jak podczas uroczystego apelu. Po chwili znikli gdzieś w wśród gęsto rosnących drzew.
    - Będę przy pierwszej kompanii panie podpułkowniku. – rzekł sucho do dowódcy pułku, podpułkownika Matuszka, który wraz ze sztabem pośpiesznie wycofał się z Ćwiklic i dołączył do reszty swych oddziałów w lesie Brzezina.
    - Kapitanie Mikèe. – odezwał się cicho dowódca pułku. – Nie musi pan iść do tego ataku. Za żołnierzami pójdą telefoniści, będzie pan mógł dowodzić z lasu.
    Kapitan wyprostował się, a jego usta przybrały grymas, który z największym trudem można było odczytać jako uśmiech.
    - Panie podpułkowniku… Moje miejsce jako dowódcy batalionu jest przy moim ludziach. – po tych słowach zasalutował i odwrócił się na pięcie. Po chwili i on zniknął wśród drzew.

    [​IMG]
    Niemieckie czołgi, choć stosunkowo słabo uzbrojone i opancerzone umiejętnie użyte rozstrzygnęły na korzyść Wehrmachtu bitwę o granice​

    Świadkiem samobójczego kontrataku na niemieckie czołgi był żołnierz 16 Pułku Piechoty, starszy sierżant Wojciech Mleczko. Oto co zapisał on w swoim dzienniku:

    [​IMG]
    Zabici w walce żołnierze polscy​

    Czołgi 5 Dywizji Pancernej przełamały obronę polską pod Pszczyną i wdarły się w głąb ugrupowania szykującej się dopiero do obrony 6 Dywizji Piechoty. Rozgorzała chaotyczna walka, która zdezorganizowała całą dywizję, pozbawiając ją większości ciężkiego sprzętu. Do Krakowa, do sztabu generała Szylinga dotarła późnym popołudniem 2 września wiadomość o zniszczeniu jednostki. Nie była to prawda, ale w głównej mierze zadecydowała o rozpoczęciu odwrotu Armii „Kraków” na linię Nidy i Dunajca.
    Tymczasem lukę pod Pszczyną można było zlikwidować zdecydowanym kontratakiem 21 Dywizji Piechoty, która zagrażała skrzydłu niemieckiej dywizji. Generał Szyling w obliczu jednak wyraźnych informacji o klęsce na Śląsku wydał rozkaz wycofania się.

    Odwrót ten, w nocy z 2 na 3 września umożliwiła ofiarna postawa byłych powstańców śląskich, harcerzy czy nawet gimnazjalistów którzy m.in. w Katowicach po wycofaniu się Wojska Polskiego związali postępujące naprzód oddziały niemieckie walką. Ich opór, którego symbolem jest katowicka wieża spadochronowa został jednak stosunkowo szybko stłumiony.
    O godzinie 11:00 do centrum Katowic entuzjastycznie witane przez miejscowych Niemców wkroczyły dywizje Wehrmachtu…

    [​IMG] [​IMG]
    Potyczki na ulicach Katowic i triumfalne wkroczenie do miasta wojsk niemieckich​

    Również 3 września, wieczorem zakończyła się ofiarna walka kompanii fortecznej Batalionu KOP „Berezwecz”, pod dowództwem kapitana Tadeusza Semika, która w oparciu o umocnienia pozycji pod Węgierską Górką na 36 godzin zatrzymała pochód niemieckiej 7 Dywizji Piechoty. Broniący się tam żołnierze KOP-u nie poddali się, atakującym Niemcom zadali straty szacowane na 300 zabitych i rannych.

    Niestety te pojedyncze miejsca heroicznego oporu ginęły w chaosie odwrotu i klęsk, jakie zadawali obrońcom postępujący agresorzy. Bitwa o granice powoli dobiegała końca. Nie było najmniejszych wątpliwości co do tego jakim zakończyła się wynikiem…
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat radzieckiej Agencji Prasowej TASS, Moskwa, 2 września 1939:

    Na wczorajszym posiedzeniu Rady Najwyższej przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych i ludowy komisarz spraw zagranicznych Mołotow powiedział między innymi: "Niemiecko-radziecki pakt o nieagresji został zawarty z myślą o usunięciu powszechnego niebezpieczeństwa wojny. Rząd traktuje tą umowę jako pakt pomiędzy narodem sowieckim a narodem niemieckim. Niezadowoleni z zawarcia układu mogą być jedynie podpalacze. Do nich należą przede wszystkim socjaliści w Ameryce i Anglii, którzy pragną służyć kapitalistom. Rosja i Niemcy najmocniej ucierpiały w wyniku traktatów pokojowych roku 1918. Polityczny kunszt Związku Sowieckiego polega na tym, aby wczorajszych wrogów przekształcić w dzisiejszych przyjaciół, a to w interesie ludzi pracy całego świata. Dziś Niemcy nie odważą się zaatakować Rosji Sowieckiej. (...)

    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), niedziela 3 września 1939:

    Wczoraj po południu i dzisiaj w godzinach rannych wojska niemieckie posuwały się skutecznie na wszystkich frontach w głąb polskiego terytorium.

    Częstochowa zastała zajęta.

    Na wschód od Wielunia przekroczono Wartę.

    Próba przebicia się na południe oddziałów polskich, odciętych w Korytarzu, została odparta. Kościerzyna znajduje się w niemieckich rękach.

    Po wczorajszych decydujących akcjach Luftwaffe samoloty obu skierowanych przeciwko Polsce flot panują niepodzielnie nad polskim obszarem powietrznym i stoją gotowe do akcji na lotniskach polowych.


    Komunikat Agencji PAT, 3 września 1939 roku:

    Nasze oddziały przeszły do natarcia w rejonie Rawicza i Leszna w dniu 2 września o godzinie 13-tej. Wyparły nieprzyjaciela za granicę. W pościgu za nim podjazdy nasze wkroczyły na terytorium niemieckie. (...) Zbąszyń, zajęty przez Niemców bez walki w nocy z 31 sierpnia na 1 września, a więc zajęty zdradziecko bez wypowiedzenia wojny, został odebrany w dniu 2 września. Dokonała tego nasza piechota brawurowym atakiem, którego Niemcy od razu nie wytrzymali. Oddali miasto uciekając w popłochu, pozostawiając na polu walki 17 zabitych. Nasze straty są bardzo nieznaczne. (...)
     
  11. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część ósma: „Wojna światowa”


    [​IMG]

    3-6 września 1939


    -Komunikat Agencji Havas z 3 września 1939 roku


    Pod trzech dniach burzliwych dyskusji i niejednoznacznego zachowania w sprawie jawnej agresji wojsk niemieckich w Polsce rządy Wielkiej Brytanii i Francji decydują się wreszcie na wypowiedzenie wojny III Rzeszy. Przekreśla to ambitne plany Mussoliniego, którym znacznego poparcia udzieliła Francja, aby w San Remo zwołać Konferencję Pokojową, mającą zakończyć konflikt polsko-niemiecki, który tym samym przekształca się w konflikt światowy.

    Wiadomości o przystąpieniu do wojny Anglii i Francji wywołały falę entuzjazmu w Polsce. W Warszawie mimo groźby nalotów pod ambasadą brytyjską gromadzą się tłumy, aby wyrazić szczerą radość z faktu, iż Polska nie została przez sojuszników osamotniona. Równocześnie rozpoczyna się oficjalna współpraca wojskowa między sprzymierzonymi państwami. Do Paryża i Londynu (przez Sztokholm) wyruszają misje wojskowe, mające koordynować wspólne działania. Marszałek Rydz-Śmigły podczas odprawy ich członków stwierdził:

    Wieść o rozpoczęciu wojny z Niemcami we Francji i Wielkiej Brytanii opinia publiczna przyjęła ze zrozumieniem, ale bez oznak entuzjazmu tak charakterystycznego dla poprzedniej, Wielkiej Wojny. W obu krajach trwała mobilizacja powszechna. W Anglii rozpoczęło się formowanie Korpusu Ekspedycyjnego, który miał być przerzucony do Francji. W życie kolejno wchodziły wcześniej opracowane plany ewakuacji dzieci i osób starszych z miast czy ochrony ludności cywilnej przed atakami lotniczymi lub gazowymi. Ulice miast powoli aczkolwiek systematycznie zapełniają się workami z piaskiem oraz możliwie najbardziej widocznymi oznaczeniami schronów przeciwlotniczych…

    [​IMG]
    Wiadomości z Polski trafiały na pierwsze strony angielskich gazet​

    Grozę ataku powietrznego mieli okazję zasmakować mieszkańcy Londynu już kwadrans po wypowiedzeniu wojny przez rząd brytyjski. Na całe szczęście alarm okazał się fałszywy. Okazało się, że zastępca attache wojskowego przy ambasadzie francuskiej w stolicy Anglii, który wracał z Paryża swym sportowym samolotem, zapomniał zgłosić trasę swego lotu. Wydarzenie to stało się później obiektem kpin prasy angielskiej, jednak niepokoił brak przygotować w odparciu ewentualnego ataku lotniczego.

    Tymczasem już nocą z 3 na 4 września ujawniło z całą mocą kolejne niebezpieczeństwo wypowiedzianej wojny…

    Norweski tankowiec Knut Nelson, Rockhall, Atlantyk, 3 września 1939, godz. 21:07

    Frode zaklął cicho i założył ręce na piersiach odchylając się na krześle. Zimno w pomieszczeniu było przeszywające. Ukrył twarz w szarym wełnianym golfie niemal po sam nos, ale nawet to nie było w stanie zapobiec zimnym dreszczom jakie go przechodziły.
    W słuchawkach panowała całkowita cisza. To utwierdziło go w przekonaniu, że może spokojnie udać do pomieszczenia kuchennego i zaparzyć sobie gorącej herbaty. Chociaż jego dyżur rozpoczął się zaledwie pół godziny wcześniej, wiedział już ponad wszelką wątpliwość, że nie uda mu się tu wytrzymać bez ciepłego napoju.
    Właśnie miał zdjąć słuchawki, nieustająco uciskające skroń i uszy, kiedy usłyszał w nich ciche sygnały. Zastygł w bezruchu, przyciskając mocniej słuchawki radiostacji. Po chwili chwycił za pokrętło starając się namierzyć źródło sygnału. Kiedy to się udało sięgnął po leżący nieopodal ołówek i na kartce papieru zaczął zapisywać powtarzający się dźwięk nadawany w alfabecie Mors’a. Komunikat nie był długi, ale spowodował, że przeszywające zimno gdzieś znikło, ustępując miejsca fali ciepła.
    SOS Athenia storpedowana 56.42N 14.05W
    Energicznym ruchem wyrwał kartkę z notatnika i biegiem ruszył w kierunku mostka kapitańskiego…

    [​IMG]
    Parowiec pasażerski Athenia

    Brytyjski statek pasażerski Athenia, który wyszedł 1 września z portu w Glasgow i kierował się ku wybrzeżom Kanady, został storpedowana przez niemiecki okręt podwodny U-30, dowodzonym przez porucznika Lempa dokładnie o 19:40 3 września 1939 roku. U-boot posłał w kierunku Athenii łącznie pięć torped, z której tylko jedna osiągnęła cel. Reszta albo go minęła albo wskutek usterek technicznych nie wybuchły. To jednak wystarczyło. Okręt trafiony w lewą burtę, bliżej rufy zaczął nabierać wody i tonąć. Mimo zrozumiałej w takich sytuacjach paniki jaka ogarnęła pasażerów do godziny 22:00 udało się ewakuować niemal wszystkich pasażerów, a na statku pozostał jedynie kapitan i część załogi. Kiedy zyskali pewność, że w miejsce katastrofy zmierza pomoc również i oni opuścili wolno tonący okręt.
    Około północy do akcji ratunkowej wkroczył norweski tankowiec Knut Nelson, który rozpoczął wyławianie rozbitków z wody. Nie obeszło się niestety bez tragicznego w skutkach wypadku. Jedna z łodzi z pasażerami zatopionej Athenii została zmiażdżona przez śruby napędowe tankowca, w wyniku czego śmierć poniosło 40 osób. Dwie godziny później do akcji włączyły się brytyjskie niszczyciele. Głównie za sprawą ich sprawnego działania bilans tragedii zamknął się w liczbie 118 ofiar (w tym 28 Amerykanów).

    [​IMG]
    Ewakuacja rozbitków​

    Wieść o zatopieniu bez ostrzeżenia statku pasażerskiego przez niemiecki okręt podwodny obiegła świat lotem błyskawicy, wszędzie wywołując szok i oburzenie. Admiralicja Brytyjska z miejsca porównała ten atak do podobnego zniszczenia Lusitanii podczas poprzedniej wojny i zarzuciła stronie niemieckiej zerwanie Protokołu Londyńskiego i rozpoczęcie nieograniczonej wojny podwodnej.
    W Berlinie obawiano się, że incydent z zatopieniem Athenii oraz śmiercią obywateli Stanów Zjednoczonych może zaowocować przystąpieniem tego kraju do wojny. Dlatego niemal od razu rozpoczęto zakrojoną na szeroką skalę akcję propagandową mającą uzmysłowić światu, iż ta tragedia była w rzeczywistości brytyjską prowokacją mającą przekonać prezydenta Roosevelta do wypowiedzenia wojny Rzeszy. 7 września 1939 roku Oberkommando der Kriegsmarine wydało specjalny komunikat, w którym informowało:

    Großadmiral Erich Raeder, głównodowodzący Kriegsmarine spotkał się w Berlinie z amerykański attache morskim przy ambasadzie USA i osobiście zapewnił go, iż żaden niemiecki okręt podwodny nie znajdował się tego feralnego wieczoru na trasie jaką poruszał się brytyjski statek. Równocześnie prasa niemiecka kontynuowała wątek oskarżania o tą katastrofę Pierwszego Lorda Admiralicji (od 3 września 1939 roku) Winstona Churchilla. Völkischer Beobachter zamieścił artykuł wstępny pt.: Churchill zatopił Athenię, w którym pod ilustracją przedstawiającą Athenię napisał:

    Prawda była jednak inna. Mimo wszelkich kontrowersji wokół tematu zatopienia brytyjskiego parowca winę za tę katastrofę należy przypisać dowódcy U-30 por. Lempowi, który jak sam to później tłumaczył wziął Athenię za nieprzyjacielski krążownik pomocniczy. Niemcy w obawie przed i tak już wystarczająco nieprzychylną im opinią międzynarodową zdecydowali się zataić całą sprawę.

    [​IMG]
    Niemiecki U-boot na patrolu​

    Zgodnie z ustaleniami polsko-francuskiej umowy sztabowej z maja 1939 roku armia francuska miała przystąpić do „działań ofensywnych o ograniczonych celach” w trzy dni po ogłoszeniu mobilizacji powszechnej (Art. I pkt. 2). 15 dnia po mobilizacji wojsko francuskie miało przeprowadzić główne działania ofensywne przeciwko Niemcom (Art. I pkt. 3). W związku, z tym, że mobilizację powszechną we Francji ogłoszono 2 września 1939 roku, generalnej ofensywy na zachodzie, mającej w założeniu odciążyć front polski spodziewano się nie wcześniej jak 17 września. Działania powietrzne przeciw potencjałowi militarnemu Rzeszy Francuzi mieli rozpocząć natychmiast po wypowiedzeniu wojny.
    Niestety lotnictwo francuskie pod względem jakościowym znacząco ustępowało maszynom jakimi dysponowała Luftwaffe. Myśliwiec Dewoitine D.510 nie mógł równać się z Me-109, a co za tym idzie zapewnić skutecznej osłony bombowcom Amiot 143 oraz Bloch MB.131 w planowanych wielkich nalotach na niemieckie centra przemysłowe. W dowództwie lotnictwa francuskiego zwyciężyła także obawa przed możliwą akcją odwetową ze strony Luftwaffe, na którą Francja nie była gotowa. W obawie przed stratami ze strony niemieckiego lotnictwa myśliwskiego oraz artylerii przeciwlotniczej, a także możliwością kontrakcji, zrezygnowano z planu bombardowania Rzeszy. Ograniczono się do lotów rozpoznawczych nad Zagłębiem Saary, w którym zamierzano przeprowadzić ofensywę oraz wielkiej akcji propagandowej polegającej na zrzucaniu nad terytorium niemieckim ulotek ośmieszających Hitlera oraz władze w Berlinie. Do podobnych wniosków doszli Anglicy.

    [​IMG] [​IMG]
    Francuskie bombowce Amiot 143 i Bloch MB.131

    Lotnisko 51 Dywizjonu Bombowego RAF-u, Anglia, 3 września 1939 roku

    Bombowce Armstrong Whitworth Whitley stały na lotnisku w równym rzędzie, czule „dopieszczane” przez mechaników przed ich pierwszą bojową akcją. Wokół nich mrówki kłębiła się masa ludzi, pilotów, oficerów sił powietrznych, a nawet person w cywilnych ubraniach. Nikt nie starał się nawet specjalnie ukrywać oznak zdenerwowania czy lekkiego zamieszania towarzyszącemu pierwszemu bojowemu startowi.
    - Wiozą nasz ładunek… - zauważył z przekąsem kapitan McDermott wskazując na tony ulotek propagandowych jadących na specjalnym wózku, zazwyczaj używanym do załadunku bomb.
    - I za to mamy narażać życie. – dodał sierżant Hateley, ze wzrokiem utkwionym w ulotki. – Pieprzona wojna.
    - Hej Harry ! – McDermott zwrócił się członka personelu naziemnego, który kręcił się przy wózkach z ulotkami. – Mam prośbę. – wyciągnął paczkę papierosów i poczęstował go jednym.
    - Jeżeli szkopy nas zestrzelą, a to bardzo prawdopodobne, bo leci nie cały dywizjon tylko cztery maszyny… - urwał na chwilę przykładając zapalniczkę do papierosa. – Upewnij się, że na następny lot zamiast ulotek załadujecie majora. To będzie dopiero akcja propagandowa…
    Harry zaśmiał się pogodnie i przymrużył zaszklone oczy. Klepną przyjacielsko pilota w ramię i wrócił do swoich zadań.
    - Przede wszystkim uważajcie. – z tyłu dobiegł charakterystyczny ton głosu majora przy akompaniamencie ściszonych śmiechów. – Uważajcie na wszystko. Uważajcie, aby nie zrzucić ulotek spakowanych. To jest wojna, ale możecie przecież kogoś zabić…

    [​IMG]

    6 września wojsko francuskie wciąż nie do końca zmobilizowane i gotowe do walki przystąpiło do realizacji postanowień punktu 2 aktu I polsko-francuskiej umowy wojskowej z maja 1939 roku. Rozpoczęto ofensywę w Zagłębiu Saary, potężnie ufortyfikowanym odcinku niemieckiej Linii Zygfryda obsadzonym przez 13 dywizji piechoty 1 Armii. Siły te mogły zostać również wsparte przez dywizje z innych, niezagrożonych atakiem odcinków. W oparciu o umocnienia Wału Zachodniego silnie rozbudowywanego w latach 1938/1939 ich obrona dla wojska nie dysponującego artylerią odpowiednio ciężkiego kalibru była niemożliwa do przełamania. Francuska 2 Grupa Armii, która przystąpiła do ataku w tym rejonie 6 września dysponowała jedynie 19 dywizjami piechoty (z 34 planowanych). Zadaniem tych skromnych sił nie było przełamanie Linii Linii Zygfryda, lecz przygotowanie podstaw do wypełnienia 3 punktu aktu I polsko-francuskiej umowy wojskowej. Plan ten został zrealizowany. Wojska francuskie przełamały słabą obronę niemieckich siły opóźniających i na szerokości 25 km weszły na 8 km w głąb niemieckiego terytorium zatrzymując się przed główną, ufortyfikowaną linią obrony Wehrmachtu. Teraz wraz z każdym dniem armia francuska zbliżająca się do końca mobilizacji przygotowywała się do podjęcia zaplanowanej na 17 września głównej ofensywy, mającej przełamać Wał Zachodni. Gromadzono głównie artylerię najcięższych kalibrów zdolną zniszczyć żelbetonowe bunkry stojące naprzeciw sił francuskich.

    Tymczasem w samej Francji pogłębiały się nastroje antywojenne, umiejętnie wykorzystywane przez Francuską Partię Komunistyczną, która od końca sierpnia 1939 roku prowadziła szeroką kampanię pacyfistyczną. W ich hasłach propagandowych zdecydowano się nawet wzywać mobilizowanych żołnierzy do dezercji. Deputowani FPK jako jedyni 2 września 1939 roku zagłosowali w Izbie Deputowanych przeciwko kredytom wojennym. Jej sekretarz generalny Maurice Thorez, który otrzymał powołanie do wojska zdezerterował i uciekł do Związku Radzieckiego, za co został zaocznie skazany przez sąd wojskowy na karę śmierci. Te wszystkie antypaństwowe wobec sytuacji kraju wystąpienia zaowocowały oficjalnym zdelegalizowaniem Francuskiej Partii Komunistycznej, co miało miejsce 26 września 1939 roku. Mimo tych działań władzom w Paryżu nie udało się całkowicie uniemożliwić jej akcji propagandowych, które kierowane były głównie do żołnierzy.

    [​IMG]
    26 września 1939 roku, delegalizacja Partii Komunistycznej we Francji​

    Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w Wielkiej Brytanii. Zarówno Komunistyczna Partia Wielkiej Brytanii jak i Brytyjska Unia Faszystów zgodnie opowiedziały się przeciw polityce nazistowskich Niemiec, nie zaprzestając jednak ataków na premiera Chamberlaina i działań na rzecz przywrócenia pokoju. Organizowano wiece pacyfistyczne czy nawoływano do negocjacji pokojowych, lecz nie przyjęło to nigdy rozmiarów takich jak w sąsiedniej Francji. Mimo wojny z III Rzeszą parlament brytyjski nie zdecydował się również na delegalizację partii sir Oswalda Mosleya, nie kryjącego swych sympatii faszystowskich. Głównie dlatego, iż lider Brytyjskiej Unii Faszystów zdecydowanie potępił Hitlera za rozpętanie wojny, która mogła jedynie, zdaniem Mosleya, doprowadzić do rozszerzenia komunizmu w Europie i walnie przyczynić się do rozpadu Imperium Brytyjskiego. Działania brytyjskich komunistów całkowicie komplikował fakt zawarcia w sierpniu niemiecko-radzieckiego paktu o nieagresji, do którego wciąż nie wiedziano jak się odnosić, zwłaszcza wobec wybuchu wojny.
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Associated Press, 3 września 1939:

    Sowiecka misja wojskowa, wysłana do Berlina, przybyła w sobotę wieczorem na lotnisko Tempelhof, trasą przez Sztokholm. Na czele pięcioosobowej misji oficerów stoi generał Maksym Purkajew. Ponieważ w związku z realizacją nowej polityki przyjaźni, ZSRR dokonuje jednocześnie wymiany ambasadorów w Berlinie, tym samym samolotem przybył również nowy ambasador Szkwarcew. Szkwarcew był dotąd urzędnikiem Komisariatu Spraw Zagranicznych w Moskwie. Na powitanie ambasadora i oficerów stawili się na lotnisku podsekretarz stanu Woermann z innymi urzędnikami Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz trzej oficerowie, na czele z komendantem Berlina, generałem Seifertem. Po wylądowaniu Sowieci przeszli przed frontem kompanii honorowej.

    3 września 1939 roku Ambasada polska w Paryżu komunikuje:

    Radio polskie doniosło, że Częstochowa, polskie Lourdes, stanęła w ogniu. Słynny klasztor z XVI wieku, gdzie znajduje się sławny obraz Matki Boskiej, cel pielgrzymek całej Polski i wszystkich katolików środkowej Europy, 2 września został obrzucony przez niemieckie lotnictwo wielokrotnie bombami.
     
  12. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część Dziewiąta: „Dramat”

    [​IMG]

    4-8 września 1939


    Fakt wypowiedzenia wojny Rzeszy przez mocarstwa zachodnie znacząco podniósł morale polskiego społeczeństwa oraz armii zmagającej się od trzech dni z przygniatającą przewagą nieprzyjaciela na ziemi i w powietrzu. Z wielką ulgą przyjęto go również w środowiskach wojskowym i rządowym, bowiem wypełniony został zamiar przełamania regionalnego znaczenia konfliktu polsko-niemieckiego. Wraz z deklaracjami wojny Wielkiej Brytanii i Francji do walki przystąpiły także kolonie i dominia obu mocarstw. Teraz nadrzędnym celem Sztabu Naczelnego Wodza było takie pokierowanie obroną Wojska Polskiego, aby zdołało ono wytrzymać na głównej linii obrony dwa tygodnie. Tyle bowiem czasu zarezerwowali sobie sojusznicy Polski dla przygotowania realnych działań odciążających. Po wyraźnie przegranej bitwie granicznej zadanie to wydawało się niezwykle trudne do zrealizowania.

    Po zakończonej niepowodzeniem obronie pozycji mławskiej Armia „Modlin” generała Przedrzymirskiego znalazła się w odwrocie na całej długości frontu, a dwie z jej dywizji piechoty zostały rozbite i potrzebowały czasu do reorganizacji. Było jasne, że Armia „Modlin” nie będzie w stanie zatrzymać dalszych niemieckich ataków w kierunku Wisły i Bugo-Narwi, co z kolei groziło załamaniem całego północnego odcinku frontu. Aby temu zapobiec marszałek Rydz-Śmigły rozkazał wykonanie przeciwnatarcia siłami Grupy Operacyjnej „Wyszków” (gen. Wincenty Kowalski) liczącej dwie dywizje piechoty (1 Dywizja Piechoty Legionowej oraz 41 Dywizja Piechoty), wspartej dodatkowo Mazowiecką Brygadą Kawalerii. Kontratak z rejonu Pułtuska miał zostać wykonany w bok niemieckiej 3 Armii, która wedle wszelkich założeń Naczelnego Wodza miała kierować się na południe, ku Warszawie.
    Rzeczywistość okazała się inna. Niemieckie dywizje zamiast skierować się prosto na stolicę, przełamując przy tym resztki oporu Armii „Modlin” skierowały się w stronę Narwi i Bugu, nosząc się z zamiarem sforsowania tych rzek i wyjście na głębokie tyły polskiej obrony. Ten manewr całkowicie zaskoczył Sztab Naczelnego Wodza…
    Rozkaz marszałka Rydza-Śmigłego zakładał kontratak nocny z 5 na 6 września 1939 roku, lecz w wyniku braku łączności dotarł on do polskich jednostek dopiero 6 września rano. 41 Dywizja Piechoty (gen. Wacław Piekarski) rozpoczęła przemarsz do regionu koncentracji jednak większa część jej 115 Pułku Piechoty została związana walką z Dywizją Pancerną Kempf w Różanie i wkrótce później została zmuszona do wycofania się na wschodni brzeg Narwi. W wyniku chaosu nie wysadzono nawet mostu, który w stanie nienaruszony zajęli Niemcy. 6 września mimo, iż 115 Pułk w desperackiej obronie odparł ataki 12 Dywizji Piechoty oraz Dywizji Pancernej Kempf jednostkom niemieckim udało się sforsować Narew na północ i południe od jego pozycji.
    Kiedy wieść o tej porażce dotarła do marszałka Rydza-Śmigłego ten wydał rozkaz utrzymania linii Narwi bez względu na straty. Przyczółki na wschodnim brzegu miały został zlikwidowane kontratakami 41 i 33 Dywizji Piechoty ze składu Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew”.
    Jednakże działanie niemieckiego lotnictwa, które cały czas nękało polskie jednostki, chaos organizacyjny oraz działania dywersantów uniemożliwiły zniszczenie niemieckich przyczółków, a także przyczyniły się do dezorganizacji obu dywizji, które pod wpływem zaskakującego ataku 22 Pułku Kawalerii Wehrmachtu w panicznym odwrocie skierowały się nad Bug. Tym samym jedyne siły mogące powstrzymać na jakiś czas postępy niemieckie na północy polskiej obrony zostały rozbite i zmuszone do ucieczki.
    Jedynie 1 Dywizja Piechoty Legionowej zachowała wartość bojową, odpierając ataki dwóch niemieckich dywizji piechoty oraz elitarnego pułku SS Deutschland na przedmościu pułtuskim. Jednakże i ona została zmuszona do wycofania się wobec zagrożenia oskrzydleniem ze strony jednostek niemieckich, które przekroczyły Narew pod Gnojnem. O Pułtusk cały dzień trwały zacięte walki, zakończone ostatecznie odwrotem z miasta, lecz utrzymaniem przepraw przez Narew. Na północ od Wyszkowa w tym czasie koncentrowały się resztki rozproszonych 41 i 33 Dywizji Piechoty. Pierwsza posiadała jedynie 35% stanu osobowego, z drugiej pozostało jedynie 5 przerzedzonych batalionów. Generał Wincenty Kowalski natychmiast zdecydował się przejąć dowództwo nad tymi jednostkami i wraz ze swoją improwizowaną grupą bojową nakazał odwrót na linię Bugu. Wkrótce później dołączyły do niego oddziały 1 Dywizji Piechoty Legionowej oraz Mazowieckiej Brygady Kawalerii.

    [​IMG]
    Śmiertelnie skuteczny podczas kampanii w Polsce, bombowiec nurkujący Ju-87B​

    Okolice Wyszkowa, 8 września 1939 roku

    Droga była zakorkowana aż po horyzont. Tłumy uchodźców z wozami, na których wieźli cały swój ocalały dobytek, przemieszane oddziały wojskowe, które daremni chcieli uporządkować oficerowie. Ludzie, zwierzęta i nieliczne pojazdy wolno przemieszczające się na południowy wschód w nadziei znalezienia bezpiecznego miejsca spoczynku. Czarny CWS T1 w wersji „kareta” wolno przeciskał się między zobojętnianymi uchodźcami, którzy z wyraźnym trudem ustępowali mu miejsca słysząc dźwięk klaksonu.
    - Ten będzie dobry panie chorąży ? – spytał szeregowy Markiewicz wskazując palcem w kierunku samochodu.
    - Dobry. – odpowiedział lakonicznie chorąży i gestem dłoni wydał polecenie aby go zatrzymać.
    Dwaj żołnierze z karabinami przewieszonymi przez ramię skierowali się w stronę pojazdu, przeciskając się przez płynącą rzekę ludzi. Jakiś chłop ciągnął za sobą na łańcuchu krowę, inny mężczyzna w elegancko skrojonym garniturze pchał przed sobą na rozklekotanym dziecięcym wózku toboły z rzeczami wyciągniętymi z mieszkania.
    - Stać ! – krzyknął chorąży zastępując drogę czarnej „karecie”. – Chorąży Deuerman. – zasalutował regulaminowo, przykładając dwa palce prawej dłoni do orzełka na furażerce. – Mam rozkaz konfiskaty samochodu, proszę wysiąść.
    - Jak to ?! Jakiej konfiskaty ?! Pan wie kim ja jestem !? – oburzył się kierowca wśród histerycznych skomleń żony i kilkuletniej córeczki.
    - Nie, nie wiem, ale taki otrzymałem rozkaz, proszę wysiąść z samochodu, szeregowy Markiewicz wypisze panu potwierdzenie konfiskaty.
    - Panie, pan wie co mi po tym dokumencie ?! – nie ustępował kierowca – Złożę skargę do Dowództwa Okręgu na was chorąży ! To bezprawie i skandal !
    - Ja to załatwię panie chorąży. – wtrącił szeregowy Markiewicz podchodząc bliżej i poprawiając karabin wiszący na ramieniu. – Dzień dobry. Poproszę dokument ewakuacyjny oraz kartę wozu.
    - Że co proszę ?
    - Dokument ewakuacyjny. To potwierdzenie z miejsca pana pracy, że otrzymał pan służbowe polecenie opuszczenia placówki, a nie porzucił go pan po prostu. Tak samo karta samochodu. Samochody cywilne były rekwirowane jeszcze w sierpniu w ramach mobilizacji. Musimy mieć pewność, że nie ukradł go pan najzwyczajniej mówiąc. – wyjaśnił spokojnie Markiewicz.
    - Ukradł ?!
    - Czy ukradł to rozstrzygnie żandarmeria.
    Na te słowa kierowca zmieszał się nerwowo przełknął ślinę. Bez słowa wysiadł z samochodu i zaczął wyciągać z niego dobytek, mrożącym krew w żyłach wzrokiem uciszając lamentującą żonę. Szeregowy uśmiechnął się znacząco w kierunku chorążego Deuermana, który z wyraźnym uznaniem pokiwał tylko głową.
    - Wy to w łóżku nie umrzecie szeregowy. Macie gadane.
    - Z ludźmi trzeba po ludzku panie chorąży. – odparł przesuwając hełm na tył głowy. – U nas jest takie powiedzenie… - Nikt nie dowiedział jakie powiedzenie popularne jest w rodzinnych stronach szeregowego.
    Na bezchmurnym niebie pojawiły się z przeraźliwym wyciem samoloty, wywołując nieopisaną panikę i chaos. Ludzie rzucając wszystko biegiem ruszyli w stronę niewielkiego lasku, by tam znaleźć schronienie przed pociskami i bombami. Niektórzy zalegli na ziemi i w rowach melioracyjnych. Spłoszone konie gnały przed siebie taranując drewniane wozy wypełnione dobytkiem. Krzyki i pisku zlały się w jeden ogłuszający ryk.
    Niemieckie samoloty szybko zbliżały się do falującego w panice tłumu. Zaimprowizowany karabin maszynowy otworzył ogień, lecz nie był w stanie dosięgnąć szybko pikującej maszyny. Zamiast tego jego trzyosobowa obsługa została rozstrzelana pociskami z drugiego samolotu, lecącego lotem koszącym od strony lasku. Ich podziurawione ciała bezwładnie padły na ziemię, przewracając karabin maszynowy.
    Jednym z pierwszych celów wrogiego lotnictwa stały się tabory wojskowe cofających się jednostek Wojska Polskiego. Już wkrótce niewielkie fontanny ziemi i kamieni pojawiły się w pobliżu działka przeciwpancernego z zaprzęgiem konnym oraz drewnianego wozu pokrytego brezentem z wielkim namalowanym czerwonym krzyżem. Ludzie, którzy znaleźli się w pobliżu tych celów, a było ich niemało tak żołnierzy jak i cywilów zostali skoszeni niczym kłosy dojrzałych zbóż. Gdzieś po chwili dało się słyszeć eksplozję, w niebo wzbił się czarny, dym.
    Ciała w przeróżnych ekwilibrystycznych pozach, zmasakrowane, często niekompletne gęsto zaścieliły drogę. Obraz zniszczenia dopełniła druga eksplozja tym razem czarnego CWS T1 w wersji „kareta”, który wzbił się kilka metrów nad ziemię, po czym runął do góry podwoziem zajmując się płomieniami.

    [​IMG]
    Polscy cywile z niepokojem spoglądający w niebo, gdzie może czaić się mordercze niebezpieczeństwo​

    Walki na wybrzeżu

    Gros polskich sił nawodnych został unicestwiony przez lotnictwo do 3 września, co umożliwiło części niemieckiej eskadry skierowanej przeciw Polskiej Marynarce Wojennej zmianę rejonu operacyjnego na Morze Północne, które stało się polem bitwy po wypowiedzeniu Rzeszy wojny przez Anglię i Francję. Również polskie okręty podwodne nie odniosły znaczących sukcesów w starciu z niemieckimi jednostkami. 5 września ORP „Sęp” ciężko uszkodzony bombami głębinowymi został zmuszony udać na szwedzkie wody terytorialne w rejonie wyspy Gotlandii, by tam dokonać choć częściowych napraw. Działania niemieckich niszczycieli doprowadziły również do ciężkich uszkodzeń okrętów ORP „Wilk” i ORP „Ryś”, z których ten ostatni został nawet zmuszony złamania rozkazu i wejścia do portu helskiego, aby dokonać napraw. ORP „Orzeł” natomiast z niewyjaśnionych dla dowództwa przyczyn udał się na szwedzkie wody terytorialne.

    W Gdańsku trwała bohaterska obrona WST na Westerplatte. 4 września do działań przeciw załodze włączył się niemiecki torpedowiec, który bezskutecznie starał się zniszczyć magazyny amunicyjne. Sytuacja obrońców pogarszała się z godziny na godzinę. Zwiększała się liczba rannych, których nie można było ewakuować, a wobec braku medykamentów odpowiednio hospitalizować. Kończyła się amunicja, której znaczne ilości broni maszynowej pochłaniały w gigantycznych ilościach. Niemcy nie atakowali załogi do 6 września, przygotowując generalny szturm i ograniczając się jedynie do ostrzału artyleryjskiego oraz działań wywiadowczych i nękających. Szóstego dnia walk po miażdżącym ostrzale z dział pancernika Schleswig-Holstein ruszyło generalnie natarcie na polską placówkę. Równocześnie Niemcy wpuścili na teren Westerplatte kilka cystern wypełnionych benzyną, które miały eksplodować w pobliżu stanowisk obrońców. Polacy zniszczyli jednak większość z nich ogniem dział przeciwpancernych, kiedy te znajdowały się jeszcze w daleko przed ich liniami, powodując tym samym straty wśród samych napastników. Natarcie niemieckie mimo początkowych sukcesów załamało się w huraganowym ogniu polskiej broni maszynowej. Po raz kolejny agresorzy zostali zmuszeni do odwrotu tracąc kilkudziesięciu zabitych i rannych. Następnego dnia nad ranem na całym półwyspie rozpętało się prawdziwe piekło. Rozwścieczeni wielkimi stratami oraz brakiem sukcesu Niemcy oświetlili cały teren placówki wielkimi reflektorami lotniczymi i otworzyli do niej ogień ze wszystkich posiadanych dział. Po tym morderczym ostrzale ponownie do ataku ruszyła niemiecka piechota. Ponownie rozpętała się zacięta walka, w której znów lepsi okazali się obrońcy. Kolejny szturm został krwawo odparty.
    Mimo tego wobec krytycznej sytuacji rannych oraz kończącej się amunicji oraz braku nadziei na odsiecz major Sucharski zdecydował się skapitulować. Heroiczna obrona zamiast planowanych 12 godzin trwała 174…
    Straty obrońców wyniosły 16 zabitych oraz około 50 mniej lub bardziej rannych. Straty niemieckie nie są do końca znane, choć nieoficjalnie wspominano o prawie 200 zabitych i kolejnych 100 rannych.
    Marszałek Rydz-Śmigły w uznaniu zasług za wytrwały opór awansował każdego obrońcę Westerplatte o jeden stopień. Niemcy odnosili się do pokonanej w końcu załogi z wielkim szacunkiem i respektem. Majorowi Sucharskiemu pozwolono w dowód uznania zachować oficerską szablę po rozbrojeniu. Sama bitwa o półwysep przez propagandę została ochrzczona mianem „małego Verdun”, a Niemcy tłumacząc tak długi opór polskiej placówki wskazywali na rzekomą obecność francuskich inżynierów, specjalistów od linii obronnych przy lokowaniu i planowaniu polskiej obrony. Teren Westerplatte szybko stał się obiektem odwiedzin większości korespondentów wojennych, piszących relację w frontu polsko-niemieckiego.
    Jeszcze tego samego dnia w Gdańsku, uroczyście włączonym do Rzeszy już 1 września odbyła się wielka defilada wojskowa, którą zakłócił jednak pojedynczy wodnosamolot Lublin R-XIIIter z Morskiego Dywizjonu Lotniczego, którego pilotowali por.mar.pil. Józef Ródzki i por.pil.obs. Zdzisław Juszczakiewicz. Obrzucili oni bombami i ostrzelali z karabinów maszynowych niemiecką paradę, wywołując panikę oraz przypominając o trwającej wojnie.

    [​IMG]
    Kapituluje załoga Westerplatte...

    [​IMG]
    A nad niedawnym polem bitwy powiewa już flaga niemiecka​

    Okolice Gdyni, 8 września 1939 roku

    - Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co wygadujesz ?! – Roman Lech przezywany pogardliwie „Rudym”, wybałuszył oczy, nie starając się nawet ukryć olbrzymiego zaskoczenia.
    Tomek patrzył na niego beznamiętnym wzrokiem i dopalał papierosa, chociaż wojskowy regulamin wyraźnie zabraniał palić w pobliżu pierwszej linii. W jego niebieskich oczach, zazwyczaj radosnych oczach było coś niepokojącego…
    - Człowieku przecież słyszałeś, że jesteśmy odcięci ! Całe Pomorze ! Nie przedarli się póki co do nas z kraju, a ty chcesz sam w pojedynkę… - urwał jakby obawiając się samego wypowiedzenia tego słowa. – I to do Warszawy… Po drodze możesz dostać w czapę tak od Niemców jak i od naszych ! Zastanów się !
    - Muszę to zrobić. – odparł podejrzanie spokojnym tonem Tomek.
    - Nie uda ci się.
    - Może. – zgasił papierosa i błotnistą ścianę okopu. – A może się uda. Szanse są pół na pół.
    - Odbiło ci.
    - Rudy. – Tomek z wyraźnym trudem starał się zapanować na łamiącym się głosem. – Ja cię nie proszę żebyś szedł ze mną. Nie proszę też byś to zrozumiał. Proszę byś mi pomógł.
    - Prosisz mnie o współudział w twojej dezercji Tomek. Nazywajmy rzeczy po imieniu, za to jest czapa. – Rudy wbrew przypuszczeniom Tomka wytrzymał ciężar jego wzroku i nie spuścił oczu.
    - Pójdę bez twojej pomocy Rudy. Tylko nie pudłuj i nie wzywaj mnie do zatrzymania, bo możesz być pewny, że tego nie zrobię. – głos Tomka przybrał nienaturalny ton, pełen determinacji, zawziętości, ale i żalu.
    Zerwał się na równe nogi, chwycił karabin i zdecydowanym krokiem ruszył przed siebie, mijając zaskoczonego Romana. Nagle poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
    - Poczekaj.

    5 września 1939 roku do opuszczonej przez oddziały Wojska Polskiego Bydgoszczy wkroczyły wojska niemieckie, a konkretnie żołnierze 123 pułku 50 Dywizji Piechoty. Teraz z kolei oni zostali ostrzelani z okien bydgoskich budynków. Odpowiedź ze strony agresorów była natychmiastowa. Na rynku zgromadzono zakładników Polaków, nad którymi przeprowadzono sąd za wydarzenia z poprzednich dni. Niemcy zamieszkujący Bydgoszcz w charakterze świadków wskazywali winnych mordów w charakterze naocznych świadków lub ofiar. Tylko w trakcie pierwszych czterech dni rozstrzelano 400 Polaków. Później ta liczba urosła do 28 tysięcy, którzy zostali wymordowani lub zesłani do obozów koncentracyjnych. Stanowiło to ok. 14% przedwojennej populacji miasta.

    Niemal natychmiast ruszyła niemiecka machina propagandowa, która wydarzenia „Bydgoskiej Krwawej Niedzieli” (Bromberger Blutsonntag przedstawiła jako krwawy odwet polskiego wojska i mieszkańców na bezbronnej niemieckiej ludności. Nazistowska prasa pisała o śmierci 60 tysięcy Niemców, nie zważając na fakt, iż liczba ta przekraczała sześciokrotnie ich populację w mieście. Do miasta zapraszano korespondentów wojennych innych krajów oraz dziennikarzy, by na własne oczy przekonali się o „barbarzyństwie Polaków” oraz słuszności „niemieckiej misji na wschodzie”.

    [​IMG]
    Wojska niemieckie wkraczają do Bydgoszczy

    [​IMG]
    Zaraz po tym następuje fala aresztowań​

    Oto relacja dziennikarza szwedzkiej gazety Christa Jäderlund:

    [​IMG]
    Rozstrzelanie Polaków na bydgoskim rynku​

    Do 8 września 1939 roku wojskom niemieckiej 3 i 4 Armii z Grupy Armii „Północ” udało się całkowicie przełamać polskie pozycje obronne i częściowo rozproszyć siły przeciwnika. Związki pancerne i zmotoryzowane wniknęły głęboko w terytorium atakowanego kraju, a Luftwaffe całkowicie zdominowała niebo nad polami bitew. Droga na Warszawę oraz na tyły całej polskiej obrony została otwarta. Walki wkroczyły w nową fazę…
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), poniedziałek 4 września 1939:

    Spośród wojsk nacierających ze Śląska i z południa znaczne siły prą na północ od Wysokich Tatr i na południe od okręgu przemysłowego w ślad za cofającym się na Kraków przeciwnikiem.

    Na wschód od Pszczyny wywalczono przejście przez Wisłę.

    Na północ od okręgu przemysłowego nasze wojska postępują na linii Koniecpol-Kamieńsk oraz przez Wartę na północny wschód od Wielunia za cofającym się wrogiem. Wśród ostrych starć podeszły na 20 km od Sieradza.

    Grupa wojsk w Korytarzu znacznymi siłami dotarła do Wisły pod Chełmnem. Tym samym odcięto znaczne siły polskie, znajdujące się na północy. Niemieckie natarcie na twierdzę Grudziądz przełamało na północnym wschodzie linię fortów.

    Grupa sił następujących z Prus Wschodnich zajęła Przasnysz. Kawaleria polska, która na północ od Oleska próbowała wedrzeć się na terytorium niemieckie została odrzucona.

    Na zachodzie nie ma dotąd działań wojennych.


    Komunikat Agencji PAT, 5 września 1939:

    Nasza brygada kawalerii wkroczyła na terytorium Prus Wschodnich. Opanowawszy Klarheim (Długi Kąt) i Kowalewo, posuwa się dalej w głąb Prus. Nieprzyjaciel wycofuje się bezładnie. W dniu 3 bm. wzięto jeńców: 1 oficera i 30 szeregowych. W nocy z 3 na 4 bm. nasza brygada kawalerii dokonała brawurowego natarcia na pancerne jednostki nieprzyjaciela, które poprzedniego dnia spaliły Częstochowę.

    Komunikat Agencji PAT, 5 września 1939:

    Dziś rano 30 polskich samolotów ukazało się nad Berlinem i obrzuciło bombami obiekty wojskowe, wyrządzając ogromne szkody. Wszystkie samoloty wróciły bez strat.

    Komunikat Agencji DNB, 5 września 1939:

    Dementuję się wiadomość, jakoby polskie samoloty dokonały nalotu na Berlin.

    Komunikat Agencji United Press, 5 września 1939:

    Dekret Rady Najwyższej wprowadza w życie ustawę o obowiązkowej służbie wojskowej, umożliwiając powołanie pod broń dodatkowo około miliona ludzi, tak iż liczebność Armii Czerwonej wzrośnie do ponad 3 milionów żołnierzy.
    Kompetentne źródła oświadczają, że ZSRR nie planuje żadnych działań zaczepnych, a chodzi jedynie o obronę granic.
     
  13. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Oczami świadków - Westerplatte, Małe Verdun 1-7 września 1939

    [​IMG]
    Major Henryk Sucharski w galowym mundurze udaje się do niemieckiej niewoli, 7 września 1939 roku​

    Źródło: wspomnienia porucznika Leona Pająka

    Źródło: Der Sieg In Polen, Berlin 1939

    [​IMG]
    Żołnierze SS Heimvehr Danzig podczas walk o Westerplatte

    [​IMG]
    Kikuty drzew po siedmiodniowej walce​

    Źródło: Francois Maret, korespondent brukselskiej gazety La Libre Belgique

    [​IMG]
    Oberleutnant Carl Henke, dowódca szkolnego batalionu saperów przyjął kapitulację załogi WST

    [​IMG]
    Niemcy przed budynkiem koszar​
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Agencji United Press, 7 września 1939:

    ...polski garnizon na Westerplatte w Gdańsku poddał się dziś przed południem o godzinie 10:20 po dzielnej walce. Ministerstwo Wojny odniosło się z pełnym uznaniem do odwagi polskich żołnierzy.

    Oficjalny nekrolog obrońców Westerplatte, Kurier Warszawski, 10 września:

    Cześć pamięci bohaterów Westerplatte ! W ósmym dniu wojny polsko-niemieckiej, dnia 8 września b.r. o godz. 11 min. 40 przed południem, po niesłychanie bohaterskiej walce zginęli na posterunku śmiercią walecznych ostatni z załogi na Westerplatte w obronie Polskiego Bałtyku.
     
  14. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część Dziesiąta: „Początek końca kampanii”

    [​IMG]

    4-8 września 1939

    -komunikat Agencji Havas, 5 września 1939

    Bitwa nad Wartą i Widawką

    Walka o główną linię oporu Armii „Łódź”, linię rzeki Warty rozpoczęła się 4 września 1939 roku. Przewaga niemieckiego sprzętu motorowego sprawiła, że zanim jednostki polskie zdołały obsadzić swoje pozycje cofając się z wysuniętych rubieży, Niemcy przystąpili do ich przełamywania. Tak było w przypadku 10 Dywizji Piechoty (gen. Dindorf-Ankowicz), która została zaatakowana przez trzy niemieckie dywizje piechoty 8 Armii podczas zajmowania pozycji obronnych na wschodnim brzegu Warty. Po całodziennych, chaotycznym boju nieprzyjacielowi udało się utrzymać przyczółki pod Dzierzązą i Glinnem, wcześniej niszcząc doszczętnie, stawiający zacięty opór pluton 28 Pułku Piechoty.

    Kresowa Brygada Kawalerii, która miała za zadanie osłaniać północne skrzydło dywizji generała Dindorf-Ankowicza po krótkiej walce w nie do końca jasnych okolicznościach wycofała się na wschód, odsłaniając skrzydło polskiej dywizji. Oprócz tego Niemcy przeprawili się przez Wartę pod Mnichowem oraz na południu pod Beleniem i pomimo silnym przeciwnatarć polskich nie dali się z nich zepchnąć na zachodni brzeg. Tym samym główna linia oporu Armii „Łódź”, na której ta miała walczyć tak długo jak się da została przełamana w ciągu zaledwie 24 godzin. Równie krytyczna sytuacja wykształcała się na południowym skrzydle armii generała Rómmla, osłanianej tylko przez improwizowane jednostki pod dowództwem pułkownika Czyżewskiego. Siły te zostały odrzucone na wschód przy ciężkich stratach przez niemiecką 1 Dywizję Pancerną, co niosło ze sobą zagrożenie głębokiego oskrzydlenia całej armii.

    Kwatera Główna Naczelnego Wodza, Warszawa, ul. Rakowiecka, 4 września, godz. 23:11

    [​IMG]

    Generał Wacław Stachiewicz urwał nienaturalnie przedstawianie sytuacji na odcinku Armii „Łódź”, choć zawsze starał się dorzucić kilka swoich sugestii na temat możliwych działań. Tym razem tego nie zrobił, co nie uszło uwadze marszałka. Pole manewru dla decyzji dowódcy było niezwykle małe, front na centralnym odcinku załamywał się i tylko jedno mogło go ustabilizować chociaż na parę dni. Parę dni ! Tylko tyle potrzebowało Wojsko Polskie, by złapać oddech, zreorganizować linie obrony i mocniej się na nich usadowić. Niestety nieprzyjaciel parł na wschód niczym niepowstrzymany walec.
    - Konieczne jest przeciwnatarcie. – rzucił Śmigły zrywając się na nogi i podchodząc do mapy. – Generał Kutrzeba sygnalizował taką możliwość.
    - Tak jest. Proponował kontratak siłami Grupy Operacyjnej generała Knolla-Kownackiego na skrzydło Niemców nacierających w rejonie Sieradza. – Stachiewicz bez przeszkód wskazał ów manewr na mapie.
    - To za mało. Rómmel jest w krytycznej sytuacji. Niezbędne jest uderzenie z południa, ze strony Armii „Prusy”. Ten manewr zaskoczyłby Niemców, związał ich główne siły pancerno-motorowe i dał Rómmlowi parę chwili oddechu na uporządkowanie szyków. Gdyby do akcji włączyć jeszcze nasze lotnictwo bombowe…
    - Ten plan realne szanse powodzenia, ale… - Stachiewicz zawahał się. – Potrzebujemy czasu na skoncentrowanie sił mających przeciwuderzenie wykonać.
    - Ile ?
    - Generał Kutrzeba wspominał, że potrzebuje przynajmniej 24 godzin.
    Śmigły zamknął oczy i wziął głęboki wdech, wypuszczając powietrze nosem.
    - Pozostaje nam modlić się, aby Armia „Łódź” tyle wytrzymała.

    [​IMG]
    Grupa Operacyjna gen. Knolla-Kownackiego​

    Pociąg Sztabowy Niemieckiego Naczelnego Dowództwa, Polska, 4 września 1939 roku

    - Szybki odwrót wojsk polskich z zachodniej części kraju ku Wiśle stawia pod znakiem zapytania szansę realizacji pierwotnej koncepcji planu Fall Weiss, zniszczenia sił nieprzyjaciela na zachód od Wisły. Może się okazać, że kleszcze zostaną wbite zbyt płytko i Polacy po prostu się wymkną, stwarzając nową, silną pozycję obronną w środkowej części kraju, w oparciu o rzekę i ośrodki zapasowe. – referował generał Halder, Szef Sztabu Generalnego.
    - Ma pan wobec tego jakieś sugestie ? – spytał nie kryjąc ciekawości generał Brauchitsch, prostując się w fotelu i splatając dłonie na brzuchu.
    Halder uśmiechnął się, wyraźnie oczekując takiego obrotu sprawy.
    - Uważam, iż powinno się rozważyć możliwość zmiany planu. – rozpoczął, bacznie obserwując reakcji słuchaczy. – Zasadnie wydaje się pogłębienie kleszczy: z południa, z Małopolski Wschodniej w kierunku Lublina i Brześcia oraz z północy, z Prus Wschodnich również ku Brześciowi. Taki manewr choć ryzykowny, powinien doprowadzić do całkowitej dezintegracji większej części sił polskich. Oczywiście świetnie rokujące uderzenia 8 i 10 Armii powinny być kontynuowane, w celu jak najszybszego wyjścia na Wisłę i Warszawę.
    - Tak… - odparł Brauchitsch przeciągle. – Celem nadrzędnym jest zwycięstwo w kampanii i jeśli będzie trzeba odrzucimy plan Fall Weiss i opracujemy nowy. Chcę poznać opinię generałów von Bocka i von Rundstedta w tej kwestii. Proszę dostarczyć mi ją niezwłocznie.

    [​IMG]
    Nowe założenia niemieckie planu działań przeciwko Polsce

    [​IMG]
    Stanowisko niemieckiego kaemu w walce​

    Plan Naczelnego Wodza, zakładający przeciwuderzenie z dwóch skrzydeł na naciskających bezlitośnie na Armię „Łódź” Niemców załamał się zanim tak naprawdę się rozpoczął. Już w południe 5 września zreorganizowane na prędce 10 Dywizja Piechoty oraz Kresowa Brygada Kawalerii wsparte dodatkowymi siłami bezskutecznie próbowały zniszczyć niemieckie przyczółki na wschodnim brzegu Warty. Do ciężkich walk doszło pod Bieleniem i Strońskiem, gdzie bili się bitni żołnierze 4 Pułku Piechoty Legionowej z 2 Dywizji Piechoty Legionów. Mimo wyczerpania forsownym 100 kilometrowym marszem (odległość tą przebyli w czasie 27 godzin) Polacy momentalnie przeszli do kontrataku i zatrzymali dalszy marsz wojsk nieprzyjacielskich. Na zlikwidowanie przyczółka nie starczyło już siły. Wyniszczone w krwawych walkach jednostki polskie musiały w końcu ustąpić z linii Warty, która ostatecznie została przełamana w godzinach popołudniowych. Generał Rómmel został zmuszony do odwrotu zanim wojskom polskim ze składu armii „Poznań” i „Prusy” udało się skoncentrować do przeciwnatarcia.

    Na południu najcięższe walki toczyły się o Borową Górę, zespół trzech wzniesień (ok. 278 m.n.p.m.) na południowy zachód od Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie drogę niemieckiemu XVI Korpusowi Pancernemu zagrodziły oddziały 2 Pułku 2 Dywizji Piechoty Legionów wsparte mniejszymi jednostkami. 5 września Niemcom trzykrotnie udało się wedrzeć na szczyt, lecz za każdym razem zmuszeni zostali wycofać się w wyniku kontrataku polskich żołnierzy. Ostatecznie pod wieczór czwarty raz udało im się przełamać obronę i wedrzeć w głąb polskich pozycji, a także odeprzeć rozpaczliwy kontratak. Wykrwawiony morderczymi walkami pułk zmuszony został w końcu ustąpić z pola walki pozostawiając 580 zabitych (30% stanu osobowego). Straty niemieckie ocenia się na 650 zabitych oraz ok. 100 wziętych do niewoli. Bijący się pod Piotrkowem 146 Pułk Piechoty z 44 Dywizji Piechoty również mimo wielkiej zaciekłości nie był w stanie stawić dłuższego oporu 1 Dywizji Pancernej i do wieczora został rozproszony przez niemieckie czołgi. W samym mieście ofiarną walkę stoczył 86 Pułk Piechoty z 19 Dywizji Piechoty, lecz i on wieczorem 5 września został zmuszony do odwrotu, nękany nieustannie przez lotnictwo oraz ciężką artylerię.

    Zajęcie przez nieprzyjaciela Piotrkowa oraz przebicie się na głębokie tyły zmotoryzowanych jednostek w rejonie Wolborza dramatycznie pogorszyło sytuację północnego zgrupowania Armii „Prusy”, którego dodatkowo nie umiał opanować dowódca generał Stefan Dąb-Biernacki, którego dynamiczny rozwój sytuacji na froncie najzupełniej przerósł. Generał bohater skądinąd wojny polsko-bolszewickiej, w której wykazał wielką odwagą (uhonorowany orderem Virtuti Militari klasy III, IV i V) nie potrafił dowodzić tak wielkim zgrupowaniem wojsk. Gubił się w sytuacji, chciał mieć wpływ na każdą decyzję podejmowaną przez dowódców niższego szczebla, a także co znamienne całkowicie lekceważył przewagę niemieckiej broni pancernej. Te wszystkie cechy w połączeniu z całkowitym chaosem informacyjnym, brakiem łączności oraz pierwszymi objawami paniki doprowadziło ostatecznie do całego szeregu klęsk.

    [​IMG]
    Po walce o polską miejscowość, widoczne ślady zaciętych walk.

    [​IMG]
    Zniszczony polski sprzęt po walkach o Piotrków​

    Późnym wieczorem 5 września sztab generała otrzymał rozkaz od Naczelnego Wodza przerwania przygotowań do przeciwnatarcia na zgrupowanie niemieckie, mające odciążyć uwikłaną w ciężkie walki Armię „Łódź”. Zamiast tego marszałek polecał koncentrację sił w rejonie Tomaszowa Mazowieckiego. Pogłębiło to i tak już nie małe zamieszanie, w którym rozkaz o wstrzymaniu natarcia nie dotarł do 76 Pułku Piechoty 29 Dywizji, który o świcie 6 września uderzył samotnie w kierunku Milejowa i znalazł się na tyłach 1 Dywizji Pancernej. Zaskoczeni takim obrotem sprawy Niemcy kontratakowali niszcząc w krwawej walce cały polski pułk. Po stronie polskiej zginęło 32 oficerów oraz 652 szeregowych. Niemcy utracili około 200 zabitych oraz prawie 40 czołgów. Tego samego dnia niemieckie czołgi w rejonie Tomaszowa Mazowieckiego rozbiły 13 Dywizję Piechoty. Tym samym w ciągu trzech dni w bitwach pod Piotrkowem i Tomaszowem Mazowieckim niemiecki XVI Korpus Pancerny rozbił niemal całe północne zgrupowanie Armii „Prusy” (13, 19 i 29 Dywizja Piechoty) nie do końca zmobilizowane, fatalnie ześrodkowane oraz źle dowodzone. 7 września resztki tych sił na rozkaz generała Dąba-Biernackiego wycofywały się ku przeprawie pod Maciejowicami. Jednak zanim udało im się osiągnąć cel zostały rozproszone i de facto przestały istnieć jako związki taktyczne. Przeprawy na drugi brzeg Wisły podjęli się oficerowie dowodzący mniejszymi grupami żołnierzy. Podobny los spotkał południowe zgrupowanie Armii „Prusy” (3, 12 i 36 Dywizja Piechoty), które zostało rozgromione koncentrycznym uderzeniem niemieckich IV Korpusu, XIV Korpusu Zmotoryzowanego i XV Korpusu Lekkiego. Oskrzydlone jednostki polskie, zmuszone zostały przebijać się przez pierścień sił niemieckich ku Wiśle. W zaciętych walkach o miejscowości Piłatka i Iłża dywizje te zostały rozbite i do 9 września przestały istnieć jako zorganizowane związki taktyczne. Tylko nielicznym mniejszym jednostkom udało się przedrzeć i przekroczyć Wisłę. Tym samym największa polska armia mająca za zadanie kontratakować lub skutecznie bronić dojścia do stolicy została dosłownie zmiażdżona i rozpędzona. Dla Niemców droga na Warszawę i środkową Wisłę została „wyważona”…

    4 września 1939 roku dowództwo nad nielicznymi, skoncentrowanymi w środkowym biegu Wisły oddziałami objął generał Tadeusz Piskor, tworząc nowy związek operacyjny Wojska Polskiego – Armię „Lublin”. Jej trzon miała stanowić Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa (płk. Rowecki) dodatkowo wzmocniona cofającymi się oddziałami rozbitej Armii „Prusy”. W rzeczywistości siły te okazały się niezdolne do kontynuowania walki i zostały przesunięte w rejon Chełmna dla reorganizacji. Armia generała Piskora otrzymała tylko 39 Dywizję Piechoty Rezerwy oraz jednostki improwizowanej Grupy „Sandomierz”. Było to wysoce niewystarczające dla zablokowania nieprzyjacielowi przejścia przez środkową Wisłę. Jednostki Armii „Lublin” były w stanie jedynie dozorować miejsca możliwych przepraw. O ich dłuższej obronie nie mogło być mowy…

    [​IMG]
    Armia Lublin​

    Tego samego dnia Naczelny Wódz zezwolił w końcu samolotom Brygady Bombowej na wejście do akcji. Najnowocześniejsze polskie bombowce PZL.37 Łoś X i XV dywizjonu bombowego (łącznie ok. 27 samolotów) rozpoczęły naloty na jednostki XVI Korpusu Pancernego w rejonie Radomska. Kluczami po trzy maszyny w odstępach parominutowych nad niemieckimi czołgami i wozami pancernymi pojawiły się niespodziewanie polskie samoloty i zadały nieprzyjacielowi dość poważne straty, choć meldunki skierowane do Warszawy były nazbyt optymistyczne. Pisano w nich o 40% stratach niemieckich, co było wynikiem niemożliwym do uzyskania przez dwa dywizjony bombowe.
    Hrabia von Kielmansegg zapisał tego dnia w dzienniku:

    Naloty polskich bombowców trwały cały dzień. Po zapadnięciu zmroku do walki wkraczają dodatkowo samoloty PZL.23 Karaś, które w nocnych atakach spowalniają marsz nieprzyjaciela w rejonie Ciechanowa i Pułtuska. Działalność polskich eskadr bombowych załamuje się niestety już 6 września w wyniku rosnących strat, braku paliwa i części zamiennych oraz postępującego chaosu. Pozostałe, sprawne maszyny używa się już tylko sporadycznie do działań rozpoznawczych.

    [​IMG]

    Brygada Pościgowa licząca 31 sierpnia 54 samoloty myśliwskie typu PZL.11 i PZL.7 w ciągu sześciu dni walk nad Warszawą, której obronę powietrzną jej powierzono, straciła 24 maszyny. Straty niemieckie zadane im przez polskich pilotów szacuje się na 14 zestrzeleń oraz 7 uszkodzeń. Jednym z jej największych sukcesów było uniemożliwienie ataku całością sił potężnego ugrupowania niemieckiego, liczącego ponad 80 bombowców oraz 20 myśliwców na Warszawę w dniu 1 września 1939 roku. O 7:00 rano nad wioską Nieporęt rozpętała się trwająca około 50 minut zacięta bitwa powietrzna, największa do lata 1940 roku. Ostatecznie za cenę 9 utraconych maszyn udało się poważnie osłabić nieprzyjacielskie uderzenie powietrzne na stolicę.
    W nocy z 6 na 7 września ocalałe jeszcze samoloty zostały przeniesione na lotniska polowe pod Lublinem. Warszawa została tym samym całkowicie pozbawiona obrony powietrznej.

    [​IMG]
    Polskie bombowce PZL.37 Łoś na lotnisku polowym przed startem...

    [​IMG]
    ...i skutek ich nalotu w okolicy Radomska​

    Klęska Armii „Prusy” i załamanie się polskiego frontu wpłynęły na sytuację w samej stolicy, która już od 3 września przygotowywała się na odparcie niemieckiego ataku. Tego właśnie dnia na dowódcę obrony miasta został mianowany dotychczasowy szef Straży Granicznej, generał Walerian Czuma. Jednocześnie prezydent Warszawy, Stefan Starzyński otrzymał nominację na komisarza cywilnej obrony. Dwa dni później prezydent Rzeczpospolitej Ignacy Mościcki wraz z rządem opuścili stolicę i udali się do Lublina. Rezerwy złota banku polskiego zostały ewakuowane specjalnym pociągiem do Lwowa. Na Dworcu Głównym specjalne pociągi wywożą z miasta przedstawicieli korpusu dyplomatycznego oraz archiwa najważniejszych urzędów. Mniej ważni urzędnicy uciekają z Warszawy na własną rękę. Tylko z największym trudem udaje się uniknąć paniki. Nie mała w tym zasługa charyzmatycznego prezydenta stolicy, który swą niezłomną postawą wlewa w serca mieszkańców nadzieję i odwagę. 5 września zwrócił się do społeczności miasta z następującym apelem:



    Następnego dnia rano pod Pałacem Mostowskich gromadzi się blisko 6000 ochotników. W miarę możliwości wydaje się im broń i przekształca w Straż Miejską, której zadanie polegać ma na utrzymywaniu porządku w Warszawie. Tworzone są również Bataliony Robocze do budowy barykad i umocnień ulicznych. Zupełnie nie przygotowana do obrony stolica w ciągu kilku dni w wyniku bardzo dobrego dowodzenia i organizacji poczęła zamieniać się w twierdzę.

    Dowództwo Obrony Warszawy, 6 września 1939 roku

    [​IMG]

    - Rozpoznanie lotnicze melduje, że Niemcy są w Grójcu panie generale ! – generał Tadeusz Tomaszewski, szef sztabu dowództwa nie zważając na konwenanse, dosłownie wpadł do pomieszczenia łączności, w którym przebywał generał Walerian Czuma. – To 60 km od Warszawy. – dodał po chwili z trudem stabilizując oddech.
    Generał Czuma zamyślił się przez chwilę jakby trawiąc niepokojącą wiadomość jaką ogłosił mu szef sztabu. Nie trwało to długo. Po paru sekundach odzyskując charakterystyczny dla siebie spokój i stanowczość podniósł się z miejsca, czując na sobie skupiony wzrok gromady oficerów.
    - Trzeba maksymalnie przyśpieszyć prace fortyfikacyjne. – polecił przeciągle. – Głównie na południowo-zachodnim i zachodnim odcinku, bo tam należy spodziewać się pierwszego uderzenia. Generale Tomaszewski… - zwrócił się do swojego szefa sztabu. – Proszę o potwierdzenie informacji o Niemcach w Grójcu. Czy są to tylko siły rozpoznawcze czy może już ich główne siły.
    - Tak jest. – oficer strzelił obcasami.
    - I jeszcze jedno. Jakie większe jednostki znajdują się obecnie w Warszawie ?
    - W chwili obecnej z większych jednostek to tylko 40 Pułk z 5 Dywizji Piechoty.
    - Natychmiast zatrzymać i skierować do obrony miasta.
    - Ale…
    - Nie ma żadnych „ale”. – uciął stanowczo Czuma. – Otrzymałem rozkaz od generała Kasprzyckiego zorganizowania obrony miasta. Nie wypełnię go nie mając wojska. Obrona Warszawy to w tym momencie rzecz absolutnie najważniejsza. Czy pan to rozumie generale ?
    - Tak jest. – przytaknął posłusznie Tomaszewski.
    - Proszę wykonać rozkaz.

    Komunikat Radia Warszawa z 6 września 1939 roku:

    Tego samego dnia Naczelny Wódz, marszałek Edward Rydz-Śmigły opuścił Warszawę, kierując się na Brześć nad Bugiem, gdzie przygotowywano dla niego nową kwaterę główną. Z Brześcia, mimo fatalnej łączności oraz postępującego zamieszania marszałek zamierzał kierować dalszą obroną. Nim jednak rozpoczął ewakuację z Warszawy wydał jeszcze rozkaz odwrotu armiom: „Pomorze”, „Poznań”, „Łódź” i „Modlin” na nową linię oporu, przebiegającą na prawym brzegu Wisły, Sanu, a także Narwi i Biebrzy. Rozkaz ten niewątpliwie spóźniony, choć konieczny zmusza polskie jednostki do wyścigu ze zmotoryzowanym nieprzyjacielem.

    Na południu znajdująca się w odwrocie Armia „Kraków” podzieliła się na dwa zgrupowania po obu stronach Wisły. Na północy znalazła się Grupa Operacyjna „Jagmin” generała Jana Jagmina-Sadowskiego (23, 55, 22 Dywizja Piechoty, Grupa Forteczna i Krakowska Brygada Kawalerii). Na południu natomiast Grupa Operacyjna „Boruta”, dowodzona przez generała Mieczysława Borutę-Spiechowicza (6, 21 Dywizja Piechoty, 1 Brygada Górska, 10 Brygada Kawalerii). Obie grupy wycofywały się przez napierającym przeciwnikiem. W nocy z 5 na 6 września ewakuowano Kraków, do którego dzień później wkroczyły wojska niemieckie. 10 Brygada Kawalerii pułkownika Maczka przy wsparciu poddziałów KOP-u toczyła zacięte walki z niemieckim XXII Korpusem, zadając mu znaczne straty. Nie mogła jednak zapobiec przełamaniu swej obrony i zajęciu przez nieprzyjaciela Myślenic, co w znaczący sposób poprawiło jego sytuację operacyjną. Wkrótce później 2 Dywizja Pancerna oraz 4 Dywizja Lekka z całym impetem ruszyły w kierunku Dunajca, zajmując po drodze Bochnię i kierując się na Tarnów, gdzie dopiero koncentrowała się 24 Dywizja Piechoty. Już 6 września na polską dywizję natarły niemieckie czołgi, lecz zostały odparte. Wydawało się, że Polacy są w stanie zatrzymać Niemców do czasu przeprawy całości Grupy Operacyjnej „Boruta” przez Dunajec i uporządkowania obrony na linii rzeki. Niestety. Generał Fabrycy, dowódca Armii „Karpaty” łamiąc jednoznaczny rozkaz Naczelnego Wodza rozkazał opuścić linię Dunajca i wycofał 24 Dywizję Piechoty na Wisłok. Decyzja ta była podyktowana coraz trudniejszą sytuacją w Karpatach, gdzie na nieliczne polskie jednostki natarły dwie niemieckie dywizje górskie. Tym samym Grupa Operacyjna „Boruta” została zmuszona wywalczyć sobie przejście przez Dunajec w ciężkich walkach z niemieckimi oddziałami zmotoryzowanymi i pancernymi.

    [​IMG]
    Potwornie zniszczona polska tankietka jako "bohater" pamiątkowego zdjęcia​

    W równie krytycznej sytuacji znalazła się Grupa Operacyjna „Jagmin”, która wycofują się w kierunku rzeki Nidy została głęboko przeskrzydlona przez Niemców na linii Nida-Dunajec.
    Decyzją marszałka Rydza-Śmigłego Armie „Kraków” i „Karpaty” zostały połączone w jedną Armię „Małopolska” pod dowództwem generała Fabrycego. Jej zadaniem miało być utrzymanie linii Dunajca, choć w zasadzie było to już niewykonalne.
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), wtorek 5 września 1939:

    Niemieckie wojska przełamały 4 września opór wroga na wszystkich frontach i nacierały niepowstrzymanie. Przeciwnik cofa się miejscami chaotycznie, poważnie wstrząśnięty. Liczby jeńców oraz zdobyczy wojennych rosną, na razie nie sposób ich ogarnąć. (...)

    Marynarka Wojenna planowo realizowała zadanie ochrony niemieckiego wybrzeża.

    Siły powietrzne panują w powietrzu. Zestrzelono 40 polskich samolotów, w tym 15 w toku walk powietrznych. Naloty na kolumny marszowe u transporty kolejowe przeciwnika w coraz większym stopniu uniemożliwiają planowe cofanie się.


    Komunikat nr 6 polskiego Sztabu Generalnego, 7 września 1939:

    Działania lotnicze: Niemieckie samoloty kontynuują bombardowanie naszych wojsk i linii komunikacyjnych. Kilkakrotnie bombardowały Warszawę. Nasze samoloty bombardowały kolumny pancerne nieprzyjaciela. W walkach powietrznych zestrzelono w środę 15, a we wtorek 20 niemieckich samolotów, gdy nasze straty sprowadzają się do 6 maszyn.
    Operacje na lądzie: Zaciekłe walki toczą się okolicy Łodzi, Piotrkowa, Tomaszowa Mazowieckiego oraz na zachód od Tarnowa.


    Komunikat Agencji DNB, Katowice, 7 września 1939 roku:

    W budynkach naprzeciwko gmachu Urzędu Wojewódzkiego, których ulokowano obecnie komendę Sicherheitspolizei (Policji Bezpieczeństwa), powstańcy strzałami w głowę zabili w nocy z wtorku na środę obu wartowników. Na dachu hotelu Monopol schwytano 30 powstańców, w tym kobiety, strzelających z tego miejsca do żołnierzy niemieckich.
     
  15. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Oczami świadków

    [​IMG]

    generał Heinz Guderian
    generał Heinz Guderian – dowódca XIX Korpusu Pancernego, wspomina wizytę Adolfa Hitlera na froncie polskim


    Źródło: Heinz Guderian, Wspomnienia Żołnierza

    [​IMG]
    Adolf Hitler na froncie

    [​IMG]
    Niemieckie kolumny pancerne w pościgu za cofającym się nieprzyjacielem

    [​IMG]
    Porzucony polski sprzęt wojskowy​
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Agencji DNB, 5 września 1939 roku:

    W drodze na front Führer przekroczył wczoraj przed południem granicę byłego polskiego Korytarza i wczesnym przedpołudniem znalazł się pod Chełmnem nad Wisłą, gdzie obserwował przeprawę niemieckiej straży przedniej. Podczas ponad 250 km przejazdu towarzyszyły Führerowi owacje ludności, biły dzwony kościelne.
     
  16. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część Jedenasta: „Szturm”

    [​IMG]

    8-13 września 1939

    -komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), 8 września 1939

    Warszawska dzielnica Ochota, 8 września 1939 roku, godz. 17:30

    Kolumna czterech niemieckich czołgów typu Panzer I i Panzer II w otoczeniu kilkudziesięciu żołnierzy piechoty wolno przemieszczała się brukowanymi ulicami, wśród opustoszałych budynków. Gdzieś w połowie drogi, na torach stał pozostawiony przez motorniczego i pasażerów czerwony tramwaj. Ciszę zakłócała tylko praca motorów niemieckich pojazdów oraz krótkie komendy oficerów piechoty.
    Kapitan Florian Tripp z niepokojem przyglądał się otoczeniu przez wizjer czołgowy, co jakiś czas wycierając krople potu pojawiające się na czole i skroniach. Pogoda była tego dnia piękna i mimo późnej pory utrzymywała się na zewnątrz wysoka temperatura, która pod pancerzem rosła jeszcze bardziej.
    - Falke Ein do gniazda. Falke Ein do gniazda. Wjeżdżamy do Warszawy. Brak aktywności bojowej nieprzyjaciela. – wyrecytował do słuchawki radiostacji nie spuszczając wzroku z sytuacji na zewnątrz.
    Dzielnica wyglądała na wymarłą. Nie nosiła też śladów zniszczeń jakie mogły do tej pory wyrządzać niemieckie bombowce. Jedynie porozrzucane gdzieniegdzie sprzęty domowe, walizki i inne podobne rzeczy świadczyły o pospiesznej ewakuacji ludności cywilnej.
    Niespodziewanie z bramy wyłoniła się jakaś postać, która zgięta w pół szybko przebiegła na drugą stronę ulicy, kryjąc się za ścianą budynku. Wieżyczka prowadzącego czołgu obróciła się w ślad za nią, lecz nie była w stanie dosięgnąć ogniem karabinów maszynowych, który tylko rozorał ceglaną ścianę.
    - Niech to cholera ! – zagrzmiał Tripp. – To ma być ochrona piechoty !? Podciągnęliby nam pod dupę działko przeciwpancerne a oni by nawet tego nie spostrzegli.
    Wyraźnie zdenerwowany podniósł właz wieży i wychylił się z niej do połowy wrzeszcząc na oficera piechoty, idącego z boku czołgu.
    - Co wy ślepi jesteście ?! Przebiegają wam pod nosem a wy nic ?! Proszę wydać rozkaz sprawdzenia okolicznych budynków ! Nie wpakuje swojego plutonu wprost po lufy polskich dział ! – wrzeszczał na wyraźnie pobladłego podporucznika, który utkwił w nim przestraszone oczy. – Zatrzymaj się ! – krzyknął teraz do środka pojazdu.
    Niewielka kolumna zatrzymała się, a żołnierze piechoty rozpoczęli wyważanie drzwi pobliskich budynków. Zapanowało małe zamieszanie. Nagle okiennice jednego z mieszkań na wyższym piętrze otworzyły się z trzaskiem i ukazała się w nich lufa rkm-u, która ułamek sekundy później plunęła ogniem. Po drugiej stronie ulicy na mniej więcej takiej samej wysokości również odkryło się stanowisko polskiej broni maszynowej.
    Wzięci w krzyżowy ostrzał żołnierze niemieccy jeden po drugim w całkowitym zaskoczeniu koszeni byli seriami kaemów. Początkowo próbowali kryć się przy ścianach budynków, lecz nie dawały one żadnej gwarancji osłony, więc szybko skierowali się ku czołgom. Nim znaleźli schronienie w miejscach, gdzie nie dosięgały ich kule około tuzina z nich zaległo na brukowanej ulicy, wśród szybko powiększających się kałuż krwi. Paru wyło rozpaczliwie wznosząc swe ręce ku górze lub próbując się podnieść, ale celne serie polskich strzelców bezlitośnie kładły kres ich życiu.
    Tripp błyskawicznie skrył się pod pancerzem swego wozu i zatrzasnął właz wieży. Wkrótce później niemieckie czołgi skierowały swe działka i karabiny ku pozycjom kaemów, zmuszając je do zaprzestania ostrzału. Gdy wydawało się, że zasadzka została pokonana z jednego z okien runęła na ostatni czołg butelka z benzyną, która rozlała się po maszynie i zapłonęła śmiercionośnym ogniem. Kryjący się wokół pojazdu żołnierze zamienili się w żywe pochodnie, które rycząc przeraźliwie rozbiegły się po ulicy. Inni próbowali ich ratować, lecz znowu odezwały się kaemy, najwyraźniej co jakiś czas zmieniające pozycje. Z płonącego czołgu w oparach krztuszącego dymu wydostało się dwóch czołgistów w czarnych mundurach, natychmiast ruszając w kierunku wyważonej bramy, która stała się doskonałą kryjówką przed kulami.
    Chaos uniemożliwiał jakąkolwiek reorganizację, a także komplikował dalszą obronę. Z okien na ulice posypało się parę granatów, z których jeden uszkodził gąsienicę drugiego czołgu. To był koniec. Zachrypłym od krzyku głosem kapitan Tripp wydał załodze ostatnie pojazdu rozkaz odwrotu w stronę niemieckich pozycji. Dowództwo natomiast poprosił o ogień moździerzowy, mający zapewnić osłonę temu manewrowi.
    Wśród huku eksplozji i terkotu broni maszynowej oraz smrodzie palonej skóry i metalu do zmroku Niemcy wycofali się na pozycje wyjściowe.

    [​IMG] [​IMG]
    Wojska niemieckie w walkach na przedmieściach Warszawy​

    Nieudanej próby zdobycia Warszawy z marszu podjęła się niemiecka 4 Dywizja Pancerna (gen. Reinhardt), należąca do XVI Korpusu Pancernego. Wojska te po rozgromieniu Armii „Prusy” od poprzedniego dnia bez zakłóceń zmierzały ku polskiej stolicy, coraz bardziej pewne ostatecznego zwycięstwa w czasie niewiele dłuższym niż tydzień od rozpoczęcia kampanii. Wydawać by się mogło, że miasto, pogrążone w fali ewakuacji najwyższych instytucji państwowych i wojskowych nie będzie w stanie odeprzeć silnego ataku niemieckiego. Raporty wywiadu donosiły o wzmagającej się panice oraz dezorganizacji i tak niewielkich sił obrońców. Prawda okazała się zupełnie inna o czym przekonali się niemieccy pancerniacy 4 Dywizji wieczorem 8 września.

    Pięć dni wcześniej, Dowództwo Obrony Warszawy pod komendą generała Czumy miało do dyspozycji na terenie stolicy zaledwie: 4 bataliony marszowe, batalion stołeczny oraz cztery baterie artylerii lekkiej. Dzięki usilnym zabiegom generała, który wstrzymywał i przejmował dowodzenie nad jednostkami przechodzącymi przez miasto do 8 września garnizon Warszawy powiększył się do: dwóch kompanii pancernych (czołgi 7TP), kompanii tankietek, 2 kompanii działek przeciwpancernych, trzech pułków piechoty, pułku artylerii ciężkiej oraz dwóch pułków artylerii lekkiej. Łącznie: 7 batalionów liniowych, 3 marszowych, 7 improwizowanych, 40 dział lekkich, 16 ciężkich, 27 czołgów oraz 10 tankietek. Było to jednak wciąż za mało aby zapewnić skuteczną osłonę całemu miastu, dlatego zdecydowano się oprzeć obronę o przedni skraj zwartej zabudowy, a więc wzdłuż dzielnic: Sielce, Mokotów, Ochota, Czyste, Wola, Koło, Powązki, Izabelin, Marymont. Natychmiast rozpoczęto przygotowywania drugiego rzutu obrony oraz sił mających bronić Pragi.

    Przeciwko tym siłom Niemcy skoncentrowali ok. 260 czołgów, cztery bataliony piechoty zmotoryzowanej oraz trzy dywizjony artylerii. Mimo złudnych porównań liczb przewaga znajdowała się po stronie atakujących, którzy mogli liczyć na wsparcie lotnictwa, a także dysponowali już oddziałami zaprawionymi w walkach. Żadna z polskich jednostek, które 8 września stawiły opór w Warszawie nie brała jeszcze udziału w walkach.

    [​IMG]
    Stolica stała się celem nie tylko dla rozbitych jednostek wojskowych, ale także dla uciekających przez agresorami cywilów​

    Mimo niepowodzenia pierwszego ataku Niemcy nie tracili optymizmu. Już wieczorem 8 września Radio Berlin podało informację o zajęciu polskiej stolicy. Dowodzący 4 Dywizją Pancerną generał Reinhardt uznał za możliwe zdobycie Warszawy szturmem następnego dnia i ostatecznym potwierdzeniu nie do końca prawdziwej wiadomości. W tym celu do swojego sztabu w Raszynie zaprosił dowódców XVI Korpusu Pancernego oraz 10 Armii na okoliczność „zajęcia nieprzyjacielskiej stolicy już dziewiątym dniu wojny”. Zdobycie stolicy oprócz gigantycznego ładunku propagandowego, który definitywnie przekreśliłby zasadność dalszego polskiego oporu i skłonił Stalina do jak najszybszego wkroczenia do Polski, miałoby również rozstrzygające znaczenie strategiczne. Warszawa była centrum polityczno-administracyjnym okupowanego kraju, ośrodkiem przemysłowym oraz największym węzłem komunikacyjnym między Bałtykiem a Karpatami. To właśnie tam znajdowały się ośrodki zapasowe wielu jednostek Wojska Polskiego czy główne jego składnice: sanitarna lub saperska.

    Dlatego decyzję o szturmie Warszawy podjęto niezwłocznie w chwili, gdy tylko pierwsze niemieckie jednostki znalazły się na jej rogatkach…

    O wielkiej determinacji obrońców świadczył wydany jeszcze późnym wieczorem 8 września komunikat komendanta obrony miasta, generała Czumy:

    Po nieudanym wieczornym szturmie, który rozbił się o pozycje obrońców kompanii porucznika Kazimierza Orłowskiego następnego dnia tuż po godzinie 7:00 rano rozpoczął się 45-minutowy ostrzał stolicy. Po nim ponownie do walki ruszyły oddziały 4 Dywizji Pancernej. 35 Pułk Czołgów i 12 Pułk Strzelców Zmotoryzowanych uderzyły na Ochotę, a 36 Pułk Czołgów i 33 Pułk Strzelców Zmotoryzowanych na Wolę.
    Najbardziej zacięte walki rozpętały się na ulicy Grójeckiej (dzielnica) Ochota, gdzie polską obroną dowodził oficer gruziński Artemirsz Aroniszydze. Nie udało się również Niemcom opanować barykad na ulicach Częstochowskiej oraz Żwirki i Wigury. Na Woli znaczny sukces odniosła 8 kompania 40 Pułku Piechoty, dowodzona przez porucznika Zdzisława Pacaka-Kuźmierskiego, która na ulicy Wolskiej z pomocą wcześniej rozlanej terpentyny spaliła 13 a uszkodziła dalszych 15 czołgów.
    Pod wieczór kontratak polski wyparł Niemców z zajętych wcześniej budynków przy ulicy Opaczewskiej. Szturm, który miał rozstrzygnąć losy wojny zakończył się gigantycznymi stratami atakujących i scementowaniem woli walki obrońców.

    [​IMG]
    Piechota niemiecka kryjąc się pod osłoną wozu pancernego wkracza na przedmieścia​

    Niewątpliwy sukces garnizonu Warszawy, odniesiony 9 września, kosztował 4 Dywizję Pancerną utratę 45 czołgów. Stłoczone na wąskich uliczkach, pozbawione osłony piechoty i możliwości manewrowania stały się one doskonałym celem dla polskich obrońców. W niszczeniu niemieckiej broni pancernej bardzo dobrze sprawdziły się lekkie działa kal.75 mm, które strzelały ogniem na wprost do nadjeżdżających pojazdów. Wobec niedostatków broni przeciwpancernej Wojsko Polskie z powodzeniem wykorzystywało w walce ulicznej butelki z benzyną, a także różnego rodzaju fortele jak choćby słynne spalenie czołgów terpentyną czy podłączenie do prądu torów tramwajowych. Znaczne sukcesy odniosła też polska ciężka artyleria, która zadała atakującym poważne straty oraz o mały włos nie zabiła samego generała Reinhardta (poległo trzech oficerów z jego sztabu). Niemcy powoli zaczynali rozumieć, iż nie uda im się zając stolicy z marszu. Następny dzień ostatecznie to potwierdził…

    Po nieudanym, kosztownym ataku na dzielnice Wola i Ochota, które okazały się dobrze przygotowane do obrony, generał Reinhardt postanowił obejść te pozycje i skierował swoje czołgi do ataku na dzielnicę Mokotów (dwa dni wcześnie zdobyto lotnisko Okęcie, co umożliwiło zintensyfikowanie ataków lotniczych na Warszawę). Mordercze walki rozgorzały o ulicę Rakowiecką. Jednak także i tam ataki nie przyniosły rezultatu, a przyczyniły się jedynie do powiększenia strat atakujących o kolejne 5 czołgów.

    Sztab 4 Dywizji Pancernej, Raszyn, 11 września 1939 roku

    Generał Reinhardt zatrzymał się i utkwił wzrok w pobłyskującym co chwilę horyzoncie. Do uszu dochodziły stłumione grzmoty, w które w innej sytuacji normalnie zapowiadałyby burzę. W tych wyjątkowych okolicznościach jednak dawały dowód toczącej się nie tak daleko wojnie…
    Od 9 września Warszawa była poddawana niszczycielskiemu ostrzałowi artyleryjskiemu. Teraz miał on charakter odwetu za zdecydowany i zacięty opór na jaki natrafiły niemieckie czołgi w poprzednich dniach.
    - Straty jakie ponieśliśmy uniemożliwiają kontynuowanie akcji o charakterze zaczepnym panie generale… - głos szefa sztabu wydawał się jakby z innego wymiaru.
    Reinhardt posłał mu jedynie krótkie niezbyt uważne spojrzenie.
    - W związku z tym podległe jednostki przeszły do defensywy. Przygotowania do wycofania w rejon Sochaczewa są bliskie ukończenia.
    - A jak przebiega luzowanie pozycji i przekazywanie ich 31 Piechoty ? – generał zapytał niespodziewanie, choć wydawał się całkowicie nie zainteresowany tym co mówi jego szef sztabu.
    - Bez większych zakłóceń… - padła odpowiedź.
    - To miasto… - Reinhardt nie odrywał wzroku od impulsywnych błysków na horyzoncie. – Powinno zostać starte z powierzchni ziemi…

    [​IMG] [​IMG]
    Wraki wypalonych niemieckich czołgów gęsto zaległy na warszawskich ulicach​

    Dowództwo Obrony Warszawy, 12 września 1939 roku

    [​IMG]

    - Odcinek Warszawa Zachód wymaga dalszego wzmocnienia. 11 batalionów w większości zaimprowizowanych to zbyt mało, aby oprzeć się kolejnemu, zdecydowanie lepiej już przygotowanemu natarciu nieprzyjaciela, które możemy być pewni nastąpi. Pułkownik Porwit zwracał już na ten fakt uwagę w poprzednich dniach.
    - Jak wygląda sytuacja Ochotniczych Batalionów Obrony Warszawy ? – oczy generała Rómmla, dowódcy nowoutworzonej Armii „Warszawa” powędrowały w kierunku szefa sztabu, pułkownika Aleksandra Pragłowskiego.
    Ten speszył się lekko, chcąc zyskać parę sekund na ułożenie w głowie możliwie najpełniejszej odpowiedzi.
    - Podobnie jak Legii Akademickiej. To ochotnicy, morale jest wysokie, lecz braki w wyposażeniu i wyszkoleniu są na tyle poważne, iż nie powinno się ich traktować jako pełnowartościowe jednostki wojskowe.
    - Proszę więc sprowadzić broń ze składów w Dęblinie, a amunicję z Palmirów. – odparł generał Rómmel tonem jakby udało mu się właśnie rozwiązać wszelkie problemy walczącej załogi.
    - Już to zrobiono panie generale. – włączył się generał Czuma. – Jednak to wciąż za mało. Powinniśmy wzmóc działania mające na celu nawiązanie łączności z jednostkami Armii „Modlin” i „Łódź”, które przecież muszą znajdować się w okolicy. Mogę one w sposób znaczący podnieść wartość garnizonu.
    - Armia „Łódź” przestała istnieć generale Czuma. – odpowiedział z wyraźną irytacją Rómmel. – Sądząc z tego co dzieje się na północy to samo dotyczy Armii „Modlin”.
    - Łączność z okolicznymi ośrodkami obrony choćby były one zaimprowizowane jest niezbędna. – ton Czumy przybrał nad wyraz stanowczą formę. Każda kompania w tej chwili jest na wagę złota. Tym bardziej wobec postępującego zagrożenia Pragi. Grupa Operacyjna generała Zalaufa nie jest w stanie zapewnić osłony tego odcinka i wycofuje się. W ślad za nią podążają znaczne siły niemieckie.
    - Wartość tych sił… - zaczął ironicznie Rómmel.
    - Jaka by nie była. – przerwał Czuma. – Praga pozostała praktycznie bez obrony. Tymczasem zagrożenie rysuje się od północy i północnego wschodu. – spojrzał na oficerów ponurym wzrokiem. – Panowie za kilkanaście godzin zostaniemy otoczeni…

    13 września 1939 roku jednostki niemieckiej 3 Armii sforsowały Bug czym zmusiła Grupę Operacyjną generała Zalaufa (20, 21 Dywizja Piechoty, 26 Pułk Piechoty) do ostatecznego odwrotu w kierunku Warszawy. Jeszcze tego samego dnia pierścień okrążenia wokół stolicy zacisnął się ostatecznie. Miasto zostało odcięte od reszty kraju. Generał Küchler również nie dostrzegając możliwości stawienia przez Polaków wielkiego oporu rozpoczął przygotowywanie szturmu prawobrzeżnej dzielnicy Warszawy – Pragi. Do dyspozycji miał 4 Dywizje Piechoty (łącznie 36 batalionów wspartych silną artylerią i lotnictwem). Siły polskie na Pradze, których trzonem były wojska generała Zalaufa mogły im przeciwstawić niewiele ponad 24 bataliony piechoty wspartych przez ok. 80 dział.

    Dla walczącej stolicy następne dni miały stanowić ciężką próbę. W chwili gdy obrońcy przygotowywali się do odparcia kolejnego natarcia, tym razem od strony wschodniej, dochodziły do nich echa innej bitwy, rozgrywanej nad nie znaną wcześniej rzeką. Do historii miała ona przejść jako największa bitwa kampanii…
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Agencji PAT, 11 września 1939:

    Natarcie polskich oddziałów odrzuciło operujące na południe od Warszawy niemieckie formacje pancerne, niszcząc około osiemnastu czołgów. Wszystkie południowe przedmieścia oraz dalsze peryferie stolicy znowu są w polskich rękach. Dzięki przybyciu wojsk wycofanych z rejonu Poznania opór polskich sił zbrojnych wydatnie się usztywnił.

    Komunikat Agencji PAT, 11 września 1939:

    Podpułkownik Lipiński, szef propagandy Obrony Warszawy, mówił wczoraj przez rozgłośnię warszawską: "Warszawa przeżywa trudne dni. Od godziny 5:00 trwają naloty lotnicze".
    Ulotki zrzucane z niemieckich samolotów, wzywające Polaków do poddania się, zostały publicznie spalone na Placu Piłsudskiego w obecności tłumów.


    Radio Warszawa, 10 września 1939, wypowiedź kapitana pilota Polesińskiego:

    Żołnierze niemieccy dotychczas szli tylko naprzód, gdyż nasi żołnierze zostali zaskoczeni przez nowe, szybkie bronie pancerne. Jednak dziś, po dziesięciu dniach walk, nasi żołnierze już się oswoili. W naszym kraju jest jeszcze wprawdzie dużo żołnierzy niemieckich, ale ich liczba maleje z każdym dniem z uwagi na załamanie się niemieckiego frontu na granicy zachodniej. Wojska francusko-angielskie prą bez ustanku naprzód. 600 francuskich czołgów zniszczyły w natarciu umocnienia wokół Saarbrucken. Bombowce francuskie wysadziły w powietrze największe niemieckie składnice paliw pod Kolonią. I od tej pory brakuje Niemcom paliwa, tak bardzo potrzebnego w kampanii. Siły niemieckie są dziś rozproszone na bardzo szerokim froncie. Każdy następny krok na polskiej ziemi powoduje dalsze ich kruszenie się.
     
  17. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Oczami Świadków



    [​IMG]
    szeregowy Julian Wisse - żołnierz 8 kompanii 40 Pułku Piechoty​

    Źródło: Wspomnienia Juliana Wissego z września 1939 roku.

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]
    Niemcy podczas walk o Warszawę 8-10 września 1939 roku​
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), sobota 9 września 1939 roku:

    Również wczoraj pobite polskie wojska kontynuowały odwrót na niemal wszystkich frontach. Najbardziej wysunięte czołówki Wehrmachtu, przebijające się wielokrotnie przez tylne straże wroga, osiągnęły w różnych miejscach Wisłę pomiędzy Sandomierzem i Warszawą, a po po południu wtargnęły do polskiej stolicy od południowego zachodu. (...)

    Pod Sandomierzem udało się zdobyć także przyczółek na wschodnim brzegu Wisły. (...)

    Łódź zostanie dziś zajęta przez jednostki skierowane na tyły, podczas gdy masa walczących tam wojsk przesunie się po obu stronach miasta, następując na południe od Bzury na cofającego się przeciwnika. (...)

    Luftwaffe atakowała w ciągu całego dnia przede wszystkim drogi odwrotu wroga na zachód i wschód od Wisły. Polskie lotnictwo ujawniło się nieznacznie, jeśli nie liczyć kilku myśliwców nad mostami na Wiśle między Sandomierzem a Warszawą.

    Na zachodzie nad niemieckim terytorium strącono dwa francuskie samoloty.


    Artykuł w warszawskim Ekspresie Porannym, 14 września 1939 roku:

    (...) Przy ulicy Radomskiej spotykamy pierwszy unieszkodliwiony czołg niemiecki. Nieco dalej drugi czołg, stalowe 12 - milimetrowe ściany okopcone, wewnątrz zwęglone szczątki załogi. O kilka metrów dalej dwa czołgi rozbite. Na ulicy Opaczewskiej domy podziurawione granatami. Z jednego ze zburzonych budynków dochodzą dźwięki fortepianu. Na polu ludzie kopią ziemniaki nie zważając na strzały. Gdy salwa jest ostrzejsza, chowają się na chwilę w bruzdach. Pożarów na Ochocie było stosunkowo niewiele. Od pocisków armatnich ucierpiał trochę Dom Akademicki. Kolonia Staszica i całe sąsiedztwo wyszło z ognia artyleryjskiego bez większych strat. Cała dzielnica nie wiedziała nawet, że na sąsiednim Placu Narutowicza byli Niemcy.
     
  18. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dwunasta: „Słońce wschodzi”

    [​IMG]

    9 – 12 września 1939 roku


    Niemieckie sukcesy pierwszych dni kampanii w Polsce sprawiły, iż nad stacjonującą w Wielkopolsce Armią „Poznań” zawisło widmo okrążenia. Zmusiło to Naczelnego Wodza do wydania rozkazu odwrotu z zagrożonych pozycji na wschód, mimo iż żadna jednostka armii nie wzięła jeszcze udziału w walce. Marszałek Rydz-Śmigły odrzucił tym samym projekt przeciwuderzenia, opracowany przez generała Kutrzebę, które w założeniu miało odciążyć rozbijaną powoli Armię „Łódź”.

    Pomysł kontrataku na skrzydło niemieckiej 8 Armii, idącej ku Warszawie powrócił kilkadziesiąt godzin później, kiedy sytuacja armii generała Rómmla stawała się niemal krytyczna i pojawiła się realna groźba całkowitego załamania frontu polskiego. Było już jednak za późno. Obrona Armii „Łódź” została ostatecznie przełamana po bitwie nad Wartą i Widawką. Zmuszone do przyjęcia ciężkich walk odwrotowych, nieustannie nękane przez lotnictwo jednostki armii opuścił dodatkowo dowódca, generał Rómmel, który pod pozorem konsultacji ze Sztabem Naczelnego Wodza udał się do Warszawy, gdzie pozostał przejmując dowodzenie nad nowoutworzoną Armią „Warszawa”. Opuszczone oddziały zebrał pod swoją komendę generał Wiktor Thommèe, dotychczasowy dowódca Grupy Operacyjnej „Piotrków”, który skierował je ku stolicy.

    [​IMG]
    Jednostki Armii "Łódź", które zebrał pod swoim dowództwem generał Thommèe​

    Mimo tego niepowodzenia generał Kutrzeba nie porzucał myśli o przeciwnatarciu na niemieckie skrzydło. Sytuacja była o tyle dobra, że jego armia w dotychczasowym odwrocie nie uzyskała jeszcze styczności z nieprzyjacielem, co doprowadziło do uśpienia jego czujności i wzmocnienia przekonania, że wojska z Wielkopolski wycofały się już ku Wiśle. Zdawał sobie jednak sprawę, iż taki stan rzeczy nie mógł utrzymać się długo. Prędzej czy później wielka masa wojska musiała zwrócić uwagę niemieckiego rozpoznania tym bardziej, iż z każdym dniem Niemcy zaciskali coraz bardziej kleszcze wokół drogi odwrotu armii na Warszawę. Realną siłę Armii „Poznań”, na którą składały się bitne, wielkopolskie dywizje, nie biorące jeszcze udziału w walkach wzmocniły dodatkowo jednostki Armii „Pomorze”, która po klęsce w Korytarzu Pomorskim również wycofywała się na wschód. 7 września 1939 roku doszło do spotkania obu dowódców: generała Bortnowskiego i Kutrzeby, na którym ten ostatni przedstawił plan kontrataku oraz dalszego wspólnego przebijania się ku stolicy.

    Sztab generała Bortnowskiego, 7 września 1939 roku

    - Grupa Operacyjna generała Knolla, w sile trzech dywizji piechoty i pułku artylerii ciężkiej, uderzy z północnego brzegu Bzury, między Łęczycą a Piątkiem, w ogólnym kierunku na Stryków. Trafi ona według wszelkiego podobieństwa początkowo tylko w niemiecką 30 Dywizję Piechoty i powinna uzyskać szybkie powodzenie. – generał Kutrzeba, charyzmatycznym, pewnym siebie głosem przedstawiał główne założenia swojego planu kontrataku.
    Co jakiś czas jego wzrok podążał ku generałowi Bortnowskiemu, który w ciszy z kamienną twarzą przyglądał się pokreślonym różnymi kolorami mapom sztabowym. Kutrzeba zdawał sobie sprawę jak wielki wpływ na kondycję psychiczną generała miała niedawna klęska jego armii na Pomorzu, wierzył jednak, iż spodziewane sukcesy wojska przywrócą Bortnowskiemu tak konieczną równowagę.
    - Uderzenie będzie to od zachodu obramowane przez grupę kawalerii, tj. Podolską Brygadę Kawalerii wraz z oddziałami Pomorskiej Brygady Kawalerii. Uderzy ona poprzez Uniejów oskrzydlając tym samym front przeciwnika. Od wschodu działać będzie Wielkopolska Brygada Kawalerii, kierując się na Głowno. W dalszym rozwoju operacji Grupa generała Knolla przejdzie do wykorzystania na południowy wschód, nie tykając Łodzi, a wówczas Armia „Pomorze” skieruje się na Warszawę. Jednakże gdyby natarcie Grupy Generała Knolla trudno się posuwało, postaramy się na jej wschodnim skrzydle zająć przynajmniej obszar Głowna przy udziale 4 Dywizji, ewentualnie 16 Dywizji Piechoty ze składu Armii „Pomorze”, po czym Grupą Operacyjną Knolla odskoczyć za Bzurę, poczynając od zachodu. Wówczas Armia „Pomorze” weszłaby w akcję w kierunku na Skierniewice i obie armie mogłyby działać równocześnie, wzajemnie torując sobie drogę ku Warszawie. – Kutrzeba zakończył uderzając ołówkiem w blat stołu.
    Była to niezwykle ryzykowna operacja, lecz miała szansę powodzenia. Jej podstawowym czynnikiem było zaskoczenie przeciwnika, co w przypadku wojny stanowi już znaczny procent sukcesu. Niemcy nie mieli pojęcia o sile, celach i położeniu polskiego zgrupowania. Wobec ogromu ich przewagi technicznej szybkość miała znaczenie decydujące.
    - To dobry plan. – odpowiedział po chwili dowódca Armii „Pomorze”. – Jeśli uzyska aprobatę Naczelnego Wodza będziemy mogli przystąpić do jego realizacji. – dodał przeciągle.

    Kwatera Główna Naczelnego Wodza, Warszawa, ul. Rakowiecka, 8 września 1939 roku

    [​IMG]

    W schronie panowało spore zamieszanie spowodowane przygotowaniami do ostatecznej ewakuacji z Warszawy reszty sztabu. Marszałek Rydz-Śmigły opuścił stolicę wcześniej i udał się Brześcia nad Bugiem, gdzie zamierzał założyć swoją nową kwaterę główną. W narażonej na niemiecki atak Warszawie pozostał jednak szef jego sztabu, generał Stachiewicz, który miał nadzorować kończący się proces ewakuacji, a także realizację ostatnich rozkazów, zakładających odwrót na linię wielkich rzek.
    - Panie generale uzyskaliśmy łączność juzową z Naczelnym Wodzem.
    Stachiewicz szybkim krokiem podszedł do aparatu i chwycił w dłonie cienką wstążkę papieru, na której wypisany został rozkaz marszałka. Stał tak chwilę przeciągając papier pomiędzy palcami, po czym energicznie odwrócił się do dowódcy sekcji łączności.
    - Spróbujcie tak szybko jak to tylko możliwe nawiązać połączenie ze sztabem Armii „Poznań”. – rozkazał. – Sprawa absolutnie priorytetowa.

    Sztab Armii „Poznań”, 8 września 1939 roku, godzina 21:34

    - Wciąż brak łączności z Armią „Łódź” ? – dopytywał się generał Kutrzeba nerwowo krążąc po pomieszczeniu sztabowym.
    - Niestety. – odpowiedział pułkownik Lityński. – Połączenia z Warszawą również nie udało się dotąd nawiązać.
    Generał machnął pogardliwie ręką. To był w tej chwili jego najmniejszy problem. Podczas poprzednich rozmów z Szefem Sztabu Naczelnego Wodza obaj ustalili, że kontratak rozpocznie się także w wypadku braku łączności nie później niż 10 września. Kutrzeba miał więc wolną rękę. Bardziej martwił go fakt, że nie udaje się nawiązać kontaktu ze sztabem Armii „Łódź”, której pomoc w drugiej fazie planowanej bitwy mogła okazać się decydująca. Dowódca Armii „Poznań” zdawał sobie sprawę, że inicjatywa, którą zamierzał wkrótce przejąć bardzo szybko powróci do Niemców wskutek ich wielkiej przewagi ilościowej i sprzętowej. W jego koncepcji bitwy armie „Poznań”, „Pomorze”, „Łódź” i garnizon Warszawy musiały współpracować niezwykle sprawnie aby uniknąć druzgoczącej klęski. I maksymalnie długo utrzymać inicjatywę…
    - Próbować do skutku. – rozkazał stanowczo. – Armia „Pomorze” posuwa się ku pozycjom wyjściowym bez problemów ?
    - Póki co tak. Za dwa góra trzy dni osiągnie wyznaczone pozycje.
    Dwa, trzy dni. Na tyle czasu dywizje Armii „Poznań” miały związać jednostki niemieckie, zajmujące pozycje na południu od polskiego zgrupowania. Była to również górna granica działania czynnika zaskoczenia, na który tak liczył Kutrzeba.

    [​IMG] [​IMG]
    Wojska polskie, które wzięły udział w pierwszej fazie kontrataku​

    Natarcie polskie, które miało ruszyć wcześnie rano 10 września zostało przez generała Kutrzebę przyśpieszone o 12 godzin. Tym samym 9 września o godzinie 10 rano polski batalion 69 Pułku Piechoty uderzył na niemieckie pozycje pod Łęczycą. Była to ostatnia próba przed generalnym kontratakiem, mająca dać odpowiedź o sile nieprzyjacielskiej obrony. Batalion przygwożdżony do ziemi ogniem broni maszynowej musiał się wycofać. Kilka godzin później ogień otworzyła artyleria oraz moździerze. Bitwa nad Bzurą, przez Niemców ochrzczona mianem Bitwy pod Kutnem oficjalnie rozpoczęła się.

    25 Dywizja Piechoty (gen. Franciszek Alter) uderzyła trzema pułkami na niemiecką obronę w Łęczycy, którą stanowił 46 Pułk 30 Dywizji Piechoty, którym dowodził pułkownik Wittke. Rozpoczęła się zacięta walka, która przeciągnęła się do późnych godzin nocnych. Po godzinie 21:00 Polacy wreszcie wdarli się do miasta.

    Sztab niemieckiej 30 Dywizji Piechoty, 9 września 1939 roku, godzina 22:00

    - Panie generale, sytuacja pułkownika Wittke’go w Leczycy wciąż się pogarsza. Nieprzyjaciel przeciął szosę Leczyca-Piatek i nadal mocno naciska na 46 Pułk.
    - Jakimi siłami nacierają ? – generał Kurt von Briesen, dowódca 30 Dywizji Piechoty nie wydawał się szczególnie przejęty niepokojącymi meldunkami płynącymi z Łęczycy. Ufał informacjom zwiadu 8 Armii, mówiąc o braku poważniejszych sił przeciwnika w okolicy, a atak przypisywał częściowo rozbitym grupom Wojska Polskiego chcącym przedrzeć się przez zaciskający się pierścień jego wojsk.
    - Pułkownik nie umie powiedzieć. Twierdzi jednak, że nieprzyjaciel ma nad nim przewagę liczebną.
    - Panie generale ! Pułkownik Reichert na linii ! – oficer łączności wyciągnął dłoń ze słuchawką ku dowódcy dywizji i odruchowo wyprężył się jakby sam składał meldunek.
    Von Briesen niedbale sięgnął po słuchawkę i przyłożył ją do ucha.
    - Panie generale… Kolumna marszowa 8 Pułku został znienacka zaatakowana przez znaczne siły polskie pod miejscowością Michalowice… Panie generale… Oni tu mają nawet czołgi…
    - Pułkowniku Reichert ! Pułkowniku Reichert !
    - Połączenie zostało przerwane. – powiedział oficer łączności przełączając coś przy radiostacji.
    - Panie generale meldunek 6 Pułku Piechoty. – inny z oficerów wręczył von Briesenowi kartkę papieru.
    Dowódca 30 Dywizji Piechoty spojrzał na nią coraz bardziej zdenerwowany rozwojem sytuacji.
    Kompania idąca w szpicy bocznej pułku bije się z nieprzyjacielem pod Glupiejewem. Pod Zagajem rozpoznano polskie wozy pancerne.
    Generał zgniótł kartkę i rzucił nią energicznie na podłogę.
    - Mapa ! Dawać mi tu natychmiast mapę ! I łączyć ze sztabem armii !
    Stało się jasne, że Polacy nie próbują przedrzeć się tylko pod Łęczycą, ale atakują na szerokim froncie…

    [​IMG] [​IMG]
    Obrazy klęski niemieckiej 30 Dywizji Piechoty, która stanęła na drodze polskiego natarcia​

    Natarcia polskich 17 i 14 Dywizji Piechoty rozwijały się pomyślnie odrzucając słabe niemieckie siły osłonowe i kierując się w stronę swoich celów. Powodzenie uzyskały także działające na skrzydłach ugrupowania brygady kawalerii. Grupa Kawalerii generała Grzmota-Skotnickiego z sukcesem atakowała Wartkowice i Parzęczew, a Wielkopolska Brygada Kawalerii Sobotę.

    Generał von Briesen starał się nie tracić głowy i opanować fatalnie rozwijającą się sytuację. Za największe zagrożenie dla swoich jednostek szybko uznał opanowaną przez Polaków Łęczycę, którą polecił odbić kontruderzeniem dwóch batalionów 6 Pułku. Niestety w momencie kiedy planował szczegóły uderzenie dotarły do niego wiadomości o walkach w rejonie Czarnego Pola, Balkowa i Piekar. O przeciwnatarciu nie mogło być już mowy, a i dalsza obrona stawała się coraz mniej celowa.
    Po godzinie 23:00 9 września sztab pułkownika Wittke’go wysłał do generała dramatyczny meldunek:

    Von Briesen nie chciał jednak słyszeć o odwrocie. Wydał rozkaz stanowczego kontrataku i odebrania Polakom Łęczycy. Było już jednak za późno. Natarcie niemieckie zostało odrzucone i kiedy do ataku znów przystąpiły jednostki polskie odwrót zamienił się w paniczną ucieczkę. Do rana 10 września Niemcy zostali ostatecznie odrzuceni z okolic Łęczycy, ponosząc przy tym wielkie straty.
    Do południa tego samego po ciężkiej bitwie Polakom udaje się odbić miejscowość Piątek. Do północy 68 Pułk Piechoty zdobył także Górę św. Małgorzaty, co ostatecznie załamało obronę niemieckiej 30 Dywizji Piechoty. Wycofywała się ona, częściowo ulegając panice i na pewien czas straciła możliwość spójnego działania jako związek taktyczny. Za uchodzącym nieprzyjacielem polskie dywizje rozpoczęły pościg…

    [​IMG]
    Niemiecki ranny, wzięty do niewoli żołnierz w polskim taborze

    [​IMG]
    Załoga polskiego działa na pozycji bojowej​

    Dowódca niemieckiej 8 Armii, prącej na Warszawę, generał Blaskowitz nie od razu zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji w jakiej znalazły się jego wojska. Wydawało się, że XI i XVI Korpusy Armijne skierowane dodatkowo w rejon walk powinny ostatecznie zatrzymać nacierających Polaków, a nawet przejść do kontrataku i rozbić nierozpoznane wcześniej ugrupowanie nieprzyjaciela. Zanim jednak oba korpusy weszły do bitwy sytuacja rozciągniętej w obronie i poważnie przerzedzonej 30 Dywizji stała się bliska krytycznej…
    Kronika dywizji w takich słowach określiła położenie jednostki:

    [​IMG] [​IMG]
    Polska piechota w natarciu​

    Fatalna, a na dodatek wciąż pogarszająca się sytuacja na odcinku 30 Dywizji Piechoty zmusiła generała Blaskowitza do zmiany stanowiska wobec polskiego kontrataku. Dał temu wyraz w rozkazie dzienny armii z dnia 10 września:

    W dalszej części generał informował o wycofaniu kwatery korpusu z Ozorkowa do Zgierza oraz kwatery armii z Łodzi do Brzezin. To zdradzało realną skalę zagrożenia jaką zdawali się dostrzegać Niemcy.
    Posiłki jakie dowódca 8 Armii skierował do Łęczycy, głównie w postaci 221 Dywizji Piechoty zostały zatrzymane przez Polaków już pod Uniejowem i nie były w stanie wpłynąć na poprawę sytuacji 30 Dywizji. W tej sytuacji generał Blaskowitz wstrzymał maszerujący ku Warszawie cały XIII Korpus Armijny i skierował dwie jego dywizje pod Zgierz i Ozorków. Również dowódca Grupy Armii „Południe” dostrzegł niebezpieczeństwo jakie zawisło nad 8 Armią i posłał jej 213 Dywizję Piechoty z odwodów. Generał von Rundstedt polecił skoncentrować maksymalnie duże siły w rejonie Łowicza i potężnym uderzeniem na skrzydło odciąć Polakom drogę na Warszawę. Wiązało się to naturalnie z odstąpieniem od pościgu pobitej Armii „Łódź”, co okazało się dla niej zbawienne.

    [​IMG]

    [​IMG]
    Samochody pancerne i tankietki w wyzwolonym w wyniku ataku polskim miasteczku​

    11 września niemal równocześnie do walki weszły polskie i niemieckie posiłki. Grupa Operacyjna generała Bołtucia z Armii „Pomorze”, która tego dnia weszła do walki zdobyła siłami 4 i 16 Dywizji Piechoty miejscowości Sobota i Łowicz pokonując świeżo przybyłą w ten rejon niemiecką 24 Dywizję Piechoty. Kolejne sukcesy w ofensywie odnosiła grupa operacyjna generała Knolla Kownackiego, choć tempo jej posuwania się naprzód wyraźnie spadło.
    Polskie natarcie w wyniku bardzo szybkiego wejścia do bitwy niemieckich posiłków zaczęło wyraźnie zwalniać, stawiając pod wielkim znakiem zapytania cele wyznaczone przez generała Kutrzebę. Straty dywizji rosły w przerażającym tempie, a łączności z Armią „Łódź” mogącą odciążyć polskie zgrupowanie nadal nie udawało się nawiązać. Mimo tego większe niepokoje panowały raczej w sztabie niemieckiej Grupy Armii „Południe”, której dowódca poważnie rozważał możliwość przełamania frontu i wyjścia znacznych sił polskich na tyły wojsk atakujących Warszawę i odcinek środkowej Wisły.

    [​IMG]
    W każdej wyzwolonej przez Polaków miejscowości czy wsi miejscowa ludność na miarę możliwości odwdzięczała się żołnierzom​

    12 września walki przeniosły się pod Ozorków, Sokolniki i Stryków. Grupa Kawalerii generała Grzmota-Skotnickiego rozbiła tego dnia doszczętnie niemiecki 375 Pułk Piechoty, a 25 Dywizja Piechoty ostatecznie opanowała rejon Celestynowa. Poza odwodową 26 Dywizją Piechoty wszystkie siły polskie walczyły w pierwszej linii. Nie było czym i jak wesprzeć tracącego tempa ataku. Generał Kutrzeba zrozumiał, że należy zmodyfikować plan tak, by umożliwił on uniknięcie całkowitej klęski obu polskich armii.
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), poniedziałek 11 września 1939:

    Wielka bitwa w Polsce zbliża się do punktu szczytowego, trwa niszczenie polskiej armii na zachód od Wisły. (...) Polska artyleria ciężka dużych kalibrów otworzyła ogień ze wschodnich części Warszawy przeciwko naszym oddziałom znajdującym się w zachodniej części miasta. (...)

    Luftwaffe ponownie z sukcesem atakowała drogi i linie kolejowe na wschód i północny wschód od Warszawy oraz w rejonach Lwowa i Lublina-Chełma, niszcząc tam kolumny marszowe i transporty wojskowe. (...)

    Na zachodzie artyleria francuska ostrzelała opuszczone lotnisko w Saarbrucken. Nad terytorium Rzeszy zestrzelono trzy francuskie samoloty.


    Radio Warszawa, dnia 11 września podaje:

    Komunikat frontowy polskiego Naczelnego Dowództwa:

    Pokonując zacięty opór wojsk niemieckich, wojska francuskie przełamały front około 20 km na wschód od Saary.

    Nie powiodły się wszystkie niemieckie usiłowania przełamania polskiej linii obrony na Narwi i Bugu. Zmotoryzowane jednostki, które przystąpiły do niszczenia domów mieszkalnych, zostały unieszkodliwione przez oddziały drugiej linii.

    Dowództwo Obrony Warszawy komunikuje: podczas nalotów na Warszawę strącono mniej więcej 20% samolotów wroga.

    Dziś w centrum miasta rozbił się bombowiec. Na północ od Warszawy odparto nieprzyjaciela.


    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), wtorek, 12 września 1939:

    Dobiega końca wielka bitwa w Polsce na zachód od Wisły. Grupa Armii Południe przeszła forsownymi marszami w kierunku Sanu i przekroczyła go. Oddziały górskie na skrajnym południowym skrzydle osiągnęły Chyrów na południe od Przemyśla. (...) Udaremniono desperackie próby przebicia się na południe silnych jednostek przeciwnika, walczących pod Kutnem. Również wokół tego zgrupowania przeciwnika krąg został zamknięty. Na północ od Warszawy nasze wojska zbliżają się do twierdzy Modlin. (...)
     
  19. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część trzynasta: „Wojna na wyniszczenie”

    [​IMG]

    Wrzesień-październik 1939 roku



    -Reinhard Heydrich, 8 września 1939 roku


    Wojna w Polsce od samego początku nie była zwykłą wojną. Zgodnie z wytycznymi Adolfa Hitlera miała być ona prowadzona wszelkimi możliwymi sposobami, umożliwiającymi wyniszczenie przeciwnika. Zgładzenie nie tylko jego siły zbrojnej, ale także warstwy przywódczej, substancji narodowej. W tym celu już w maju 1939 roku w Głównym Urzędzie SD utworzono specjalną komórkę Zentralstelle II/P (Polen), której zadanie polegało na utworzeniu listy obywateli polskich (Sonderfahndungsbuch Polen), których z racji ich publicznej działalności oraz „antyniemieckości” uznano z wrogich III Rzeszy. Zawierała ona blisko 61 000 nazwisk działaczy duchowieństwa, kultury, nauki, sztuki, polityków, powstańców wielkopolskich i śląskich, członków Związku Polaków w Niemczech czy Polskiego Związku Zachodniego. Niemcy z właściwą sobie dokładnością rozpoznawali „elementy niepożądane” w nowym porządku jaki zamierzali wprowadzić na ziemiach polskich. Nieocenionych informacji (ponad 90% całości) na temat ludzi, którzy znaleźli się na liście dostarczali przedstawiciele mniejszości niemieckiej w Polsce. Umożliwiło to pełne rozeznania służb bezpieczeństwa Rzeszy w sytuacji i głębokie spenetrowanie owych środowisk.

    W lipcu tego samego roku doszło do oficjalnego porozumienia pomiędzy Oberkomando des Heeres (OKH), a centralami Sicherheitspolizei i Sicherheitsdienst, na których czele stał wówczas SS-Obergruppenführer Reinhard Heydrich. Porozumienie precyzowało założenia współpracy wojsk lądowych z aparatem bezpieczeństwa, której przejawem miało być utworzenie specjalnych grup operacyjnych, składających się z Gestapo, Kripo (Kriminalpolizei) i SD (Sicherheitsdienst) mających działać na zapleczu każdej z pięciu armii. Zadania tych grup z kolei określały założenia tzw. Operacji Tannenberg (Unternehmen "Tannenberg") mającej na celu likwidację polskich warstw przywódczych. Jej pierwsza faza miała zostać przeprowadzona jeszcze w trakcie kampanii pod pozorem szeroko pojętych działań wojennych. Sama wojna również miała być prowadzona w sposób niezwykle brutalny i masowy. Zapowiedzią tego było zbombardowanie już w pierwszych godzinach inwazji pozbawionego obrony miasteczka Wieluń czy wielu polskich miast. Już 2 września podczas nalotu na Lublin zginęło blisko 200 osób. Tydzień później niszczycielskim bombardowaniom poddane zostały Warszawa, Łomża, Zamość oraz ponownie Lublin (podczas nalotu ginie poeta Józef Czechowicz). 13 września niewielkie miasteczko Frampol w pobliżu Biłgoraju stało się poligonem doświadczalnym dla nowego typu bomb zapalających. 125 samolotów obróciło w gruzy i dopalające się zgliszcza 90% zabudowy. Śmierć w wyniku ataku poniosło 1500 cywilów…

    [​IMG]

    [​IMG]
    Aresztowania nie omijały nie tylko żołnierzy, ale i zwykłych cywilów​

    Mimo odezwy generała Brauchitscha, głównodowodzącego niemieckich wojsk lądowych, który 1 września zapowiedział, że jego żołnierze będą w Polsce przestrzegać postanowień prawa międzynarodowego, Wehrmacht oraz specjalne grupy Einsatzgruppen już pierwszych godzin dopuszczały się czynów zbrodniczych. W ataku na Polskę wzięły udział następujące grupy specjalne:
    Einsatzgruppe I (dowódca – SS-Standartenführer Bruno Streckenbach, mająca działać przy 14 Armii)
    Einsatzgruppe II (dowódca – SS-Obersturmbannführer Emanuel Schäfer, mająca działać przy 10 Armii)
    Einsatzgruppe III (dowódca – SS-Obersturmbannführer und Regierungsrat dr. Hans Fischer, mająca działać przy 8 Armii)
    Einsatzgruppe IV (dowódca – SS-Brigadeführer Lothar Beutel, mająca działać przy 4 Armii)
    Einsatzgruppe V (dowódca – SS-Standartenfürer Ernst Damzog, mająca działać przy 3 Armii)
    Einsatzgruppe VI (dowódca – SS-Oberführer Erich Naumann, mająca działać na terenie Wielkopolski)
    Einsatzgruppe z. B.V (dowódca – SS-Obergruppenführer Udo von Woyrsch i SS-Oberfürer Otto Rasch, mająca działać na Górnym Śląsku i Śląsku Cieszyńskim)
    Einsatzkommando 16 (dowódca – SS-Sturmbannführer dr. Rudolf Tröger, samodzielna grupa mająca działać na Pomorzu).
    Rodowód tej formacji sięgał marca 1938 roku, kiedy to wojska niemieckie wkroczyły do Austrii. Wówczas to do Wiednia skierowano Einsatzkommando Österreich pod dowództwem SS-Standartenführer prof. dr Franz Six’a z zadaniem aresztowania i w konsekwencji zlikwidowania „elementów niepożądanych”, głównie Żydów i austriackich działaczy lewicowych. Podczas zajmowania Sudetenlandu parę miesięcy później z podobnym zadaniem sformowano dwie kolejne grupy: Einsatzgruppe Dresden (dowódca – SS-Standartenführer Heinz Jost) i Einsatzgruppe Wien (dowódca – SS-Standartenführer dr Franz Stahlecker). W marcu 1939 roku podczas zajmowania reszty Czech i Moraw liczbę grup powiększono o jedną także ich struktura wyglądała następująco: Einsatzgruppe I Prag (Praga), Einsatzgruppe II Brünn (Brno), Einsatzkommando 9 Mies (Stříbro), Sonderkommando Pilsen (Pilzno). Mimo licznych reorganizacji cel owych grup pozostawał ten sam.
    Już pierwszego dnia wojny Wehrmacht współpracując z specjalnymi grupami operacyjnymi przystąpił do przeprowadzania masowych egzekucji na wziętych do niewoli jeńcach oraz ludności cywilnej, m.in. w Czastarach czy Mieleszynie (powiat kłobucki). Na Śląsku próbujących poddać się żołnierzy polskich czołgiści 5 Dywizji Pancernej po prostu rozjeżdżali… Liczba zbrodni wydłużała się wraz z każdym dniem walk:

    2 września do masowych rozstrzeliwań doszło w Parzymiechach, Wieruszowie, Łaziskach, Torzyńcu, Skomielnej Białej czy Rokicinach. Kolejnego dnia do tych miejsc dołączyły także wsie w powiatach piotrowskim, radomskim i częstochowskim, na Śląsku miejscami egzekucji stały się Góra św. Anny czy Park Kościuszki w Katowicach, gdzie rozstrzelano ponad 300 Polaków. 4 września spacyfikowane zostały Częstochowa, Żarki i Serock (w Serocku zorganizowano tymczasowy obóz przejściowy dla jeńców wojennych, w którym rozstrzelano 66 żołnierzy polskich). W Opatowcu (powiat Pińczów) żołnierze niemieccy rozstrzelali 45 polskich jeńców wojennych.
    Następnego dnia generał Brauchitsch wydał rozkaz organizowania na zajętych ziemiach polskich sądów specjalnych tzw. Sondergerichte, które łamiąc przy tym prawo międzynarodowe, miały stosować niemieckie prawo karne. W ramach tego dla wszystkich cywilów, u których znaleziono broń miał zostać zastosowany najwyższy wymiar kary. Jako uzasadnienie podano konieczność walki z „partyzantami”, którzy z ukrycia atakowali niemieckie wojska. Kolejne dni przyniosły tym samym kolejne miejsca masowych rozstrzeliwań ludności polskiej i żydowskiej: 6 września w Wieliczce, Kielcach, Komorowie, Wolbromiu czy Szczyrzycku. Tego dnia w pobliżu wsi Moryca żołnierze niemieckiej 4 Dywizji Pancernej rozstrzelali 20 wziętych do niewoli polskich oficerów z 76 Pułku Piechoty, a kilkudziesięciu szeregowych spalili żywcem w zabudowaniach wsi. 8 września doszło do jednej z największych zbrodni wojennych podczas trwania kampanii w Polsce. Pod Ciepielowem, w pobliżu Zwolenia żołnierzom niemieckiego III batalionu zmotoryzowanego z 15 Pułku Piechoty Zmotoryzowanej (29 Dywizja Zmotoryzowana) silny opór stawił I batalion 74 Pułku Piechoty, pod dowództwem majora Józefa Pelca. Polską obronę w końcu udało się przełamać, lecz za cenę wysokich strat. Do niewolo dostało się 450 żołnierzy polskich. Wówczas to w akcie swego rodzaju zemsty za wysokość strat żołnierze niemieccy rozstrzelali w przydrożnych rowach ok. 250 żołnierzy. Pozostałych popędzono szosą w kierunku punktu zbornego jeńców pod eskortą wozu pancernego, który po chwili otworzył ogień do maszerującej kolumny. Zginęło kolejnych 50 żołnierzy.

    [​IMG]

    [​IMG]
    Od pierwszych dni inwazji masowe egzekucje towarzyszyły oddziałom niemieckim gdzie tylko się pojawiały​

    W sierpniu 1950 roku do siedziby Polskiej Misji Wojskowej d/s Badania Zbrodni Wojennych w Berlinie dotarła przesyłka z Konsulatu Polskiego w Monachium, zawierająca anonimowy list oraz kilka zdjęć przedstawiających zbrodnie niemiecką w Ciepielowie.

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]
    Zdjęcia autorstwa jednego z niemieckich żołnierzy, dokumentujące mord w Ciepielowie​

    Tego samego dnia żołnierze 4 Dywizji Pancernej w Mszczonowie na targowisku zorganizowali publiczną egzekucję 11 jeńców wojennych. Dwa dni później Piaseczno pod Warszawą również dołączyło do długiej listy miejsc egzekucji i zbrodni wojennych armii niemieckiej w Polsce. Na dziedzińcu kościoła, nad rowami przeciwlotniczymi ustawiono 30 jeńców, których następnie zastrzelono pojedynczym strzałem w potylicę. 12 września w Szczucinie żywcem spalono kilkudziesięciu jeńców w budynku miejscowej szkoły. Tego samego dnia w obozie przejściowym w pobliżu Zambrowa pod pozorem masowej ucieczki wziętych do niewoli rozstrzelano blisko 200 żołnierzy i oficerów. Trzy dni później oddziały Wehrmachtu zabijają w okolicach Medyki 500 Żydów… Masakry bezbronnych cywilów, często dzieci i starców, a także jeńców towarzyszą żołnierzom niemieckim wszędzie, gdzie tylko front posuwa się na wschód, a także na jego zapleczu. Nie sposób wymienić ich wszystkich, lecz ich skala i brutalność z jaką były prowokowała do interwencji generalicję Wehrmachtu przerażoną udziałem wojska w pospolitych mordach oraz ewentualnym splamieniem honoru niemieckich sił zbrojnych.

    Okolice Bydgoszczy, 16 września 1939 roku

    Wyraźnie sfatygowane zdjęcie drobnej, szczerze uśmiechniętej blondynki w długich sięgających ramion włosach zawsze wymuszało uśmiech na przyzwyczajonej do grymasu bólu i zwątpienia twarzy. Tomek przetarł kciukiem po zdjęciu tak jakby oczami wyobraźni dotykał jej delikatnego policzka. Z trudem zapanował nad łzami, które niespodziewanie napłynęły mu do oczu. Poczuł za sobą czyjąś obecność, pod wpływem której szybko odgonił obezwładniającą gorycz.
    - Dziewczyna ? – zapytał ochrypły głos.
    Tomek odwrócił się, gdy zyskał pewność, że wstydliwy efekt szklistych oczu zniknął na dobre.
    - Tak… - odpowiedział lekko zmienionym głosem. – Jest w Warszawie. – dodał.
    Żołnierz w mundurze kaprala piechoty uśmiechnął się.
    - Masz wiele szczęścia mając to zdjęcie. Moje jakiś fryc zabrał przy rewizji. – wyciągnął paczkę niemieckich papierosów Ramzes z charakterystyczną podobizną egipskiego faraona. – Częstuj się. Nie to co nasze, ale i tak można zapalić.
    - Nie, dzięki… - Tomek przez chwilę zdawał się wahać i walczyć z wielką chęcią zapalenia papierosa.
    Dalszą rozmowę niespodziewanie przerwało pojawienie się niemieckiej ciężarówki, która podskakując na wybojach szosy powoli zmierzała ku folwarkowi, w którym zorganizowano niewielki obóz przejściowy dla wziętych do niewoli żołnierzy. Było ich kilkudziesięciu, w większości szeregowych i podoficerów piechoty, ale nie brakowało także przedstawicieli artylerii, ułanów czy nawet lotnictwa.
    - Będą nas przewozić. – rzekł beznamiętnie kapral, zapalając papierosa.
    - Dokąd ?
    - Pewnie do Rzeszy do stałych stalagów i oflagów.
    Ciężarówka zatrzymała się w centralnej części folwarku rozpraszając uprzednio grupkę jeńców przyglądających się jej z ciekawością. Z szoferki wysiadł młody oficer w nieznanym dotychczas Tomkowi krojowi munduru. Na patkach jego kołnierza dostrzegł jedynie coś co mogło przypominać dwie błyskawice. Z tyłu ciężarówki wyskoczyło kilkunastu żołnierzy niemieckich, momentalnie ustawiając się w szeregu i wyprężając przed oficerem. Ten starannie poprawił mundur, a nawet pogładził ręką blond włosy, po czym naciągnął mocno na głowę czapkę.
    Z miejsca doskoczył do niego porucznik, dowodzący oddziałem pilnującym jeńców i zdał szczegółowy meldunek. Oficer pokiwał z uznaniem głową i grzecznym tonem poprosił o coś. Porucznik natychmiast wydał rozkazy podwładnym. Wydawał się podekscytowany, a może nawet lekko przestraszony wizytą nietypowego oddziału.
    Żołnierze niemieccy szybko rzucili się ku jeńcom i często popychając ich kolbami oraz ponaglając jedynym najpewniej znanym słowem po polsku: „dalej” ustawili w długim szeregu. Obaj oficerowie rozmawiali jeszcze przez chwilę ściszonymi głosami, po czym młody blondyn wystąpił dwa kroki naprzód i zadał pytanie po niemiecku. Zostało ono natychmiast przetłumaczone na język polski przez jedynego cywila w otoczeniu, zapewne jakiegoś okolicznego Volksdeutscha:
    - Pan Hauptsturmführer pyta który z was wstąpił do wojska na ochotnika. Niech wystąpi.
    Zapanowała pełna napięcia cisza. Oficer SS spokojnie przemierzał kolumnę jeńców wzrokiem z dłońmi skrzyżowanymi na plecach.
    - Keiner? – zapytał po paru sekundach.
    Przed szereg wystąpiło trzech szeregowych. SS Hauptsturmführer przyjrzał się im spokojnie po czym dał znak kilku swoim podkomendnym, którzy chwycili polskich żołnierzy siłą przeciągnęli pod ścianę jednego z budynków i ciosami kolb zmusili do klęknięcia. Oficer SS spokojnie i powoli, nie śpiesząc się wyciągnął z swojej kabury pistolet, odbezpieczając go. Potem podszedł do klęczących jeńców i bez większych oporów strzelił każdemu w potylicę. Ciała kolejno bezwładnie zwaliły się na piaszczystą ziemię.
    Szok jaki towarzyszył temu szybko ustąpił miejsca przerażeniu, ponieważ SS-mani rozpoczęli wyciąganie z szeregu jeńców kolejnych żołnierzy. Było ich dziesięciu. Tomek czując paniczny strach i nie mogąc opanować płytkiego i szybkiego oddechu zaczął cicho się modlić. Poruszenie wśród wziętych do niewoli było tak wielkie, że kilku stawiających opór musiało zostać dotkliwie pobitych, aby się uspokoili. Wśród wybranych na śmierć nie było Tomka. W osłupieniu patrzył jak tamci starali się coś tłumaczyć czy błagać o darowanie życia. Uciszano ich ciosami w twarz lub rykami: Ruhe ! Kiedy wydawało się, że to wszyscy, którym tego dnia pisana była śmierć, oficera SS zatrzymał Volksdeutsch, który półgłosem zwrócił mu na coś uwagę. Hauptsturmführer widać przyznał mu rację, bo gestem dłoni dał znać, że nie ma nic przeciw. Ubrany po cywilnemu Niemiec podszedł do Tomka i nienaganną polszczyzną, choć ze słyszalnym obcym akcentem spytał:
    - Ty jesteś ze szkoły marynarzy z Bydgoszczy, tak ?
    Tomek nieudolnie starając się opanować fale nerwowych drgawek przytaknął cicho.
    - Ja Herr Hauptsturmführer. Er ist aus Bromberg – krzyknął do oficera.
    - Erschießen. – odpowiedział SS-man nie patrząc nawet w stronę jeńca.
    Tomka wyciągnięto z szeregu i razem z dziesięcioma innymi żołnierzami zabrano za zabudowania folwarku w pobliże uprzednio wykopanych rowów przeciwlotniczych.
    - Ci żołnierze winni są pogromu bezbronnych Niemców w Bydgoszczy i zostają wyrokiem specjalnego sądu natychmiast skazani na karę śmierci ! – wyjaśniał pozostałym wziętym do niewoli Volksdeutsch.
    Stanęli przy skraju rowu, na wprost formującego się właśnie plutonu egzekucyjnego. Było cicho. Niektórzy modlili się cicho lub pojękiwali coś niezrozumiałego. Tomek odruchowo chwycił za kieszeń, w której trzymał wyraźnie sfatygowane zdjęcie. Chciał je wyciągnąć, aby jeszcze raz spojrzeć na łagodny i kojący uśmiech. Kula trafiła go w pierś nim zdołał odpiąć guzik kieszeni. Poczuł jak dziwna siła spycha go do rowu, a przed oczami mignął jeszcze błękit nieba, gdzieniegdzie zakłócony przez kłębiaste chmury. Sekundę później nie czuł już nic.

    [​IMG]
    Zabity polski jeniec​

    Podobnych przypadków na mniejszą i większą skalę podczas walk w Polsce było znacznie więcej. Często zdarzało się, że żołnierze niemieccy z czystego lenistwa po prostu zabijali pojedynczych jeńców nie chcąc tracić czasu na odprowadzanie ich na tyły. Dokładna liczba rozstrzelanych po wzięciu do niewoli żołnierzy i oficerów polskich jest niemożliwa do ustalenia. Wiadomo jedynie, że przytoczone tutaj przykłady tego rodzaju zbrodni to jedynie wierzchołek góry lodowej. Podobnie jak masowe rozstrzeliwania ludności cywilnej, szczególnie żydowskiej, którą natychmiast wyjęto spod prawa. Wśród niezliczonej ilości egzekucji w mniejszych miastach czy wsiach na pierwszy plan wysuwają się zbrodnie w trzech wielkich miastach: Katowicach, Gdańsku i Bydgoszczy gdzie wielokrotnie zbrodnie przeprowadzane były w majestacie prawa, choć w rzeczywistości łamiąc prawo zarówno międzynarodowe jak i nawet niemieckie. Ostatecznie do 25 października niemieckie władze wojskowe przeprowadziły 760 oficjalnych egzekucji na ziemiach polskich, w których życie straciło ok. 20 000 Polaków. Spalono ok. 55 mniejszych miasteczek oraz 476 wsi. Taki był bilans administracji wojskowej na terenie okupowanego kraju.

    [​IMG]
    Kler katolicki był jednym z priorytetowych celów Operacji Tannenberg

    Mimo wciąż trwających walk już 8 września 1939 roku na ziemiach zajętych w dotychczasowych działaniach wojennych utworzono okręgi wojskowe: zachodniopruski (gen. Walther Hertz), poznański (gen. Alfred von Vollard-Bockelberg), krakowski (gen. Wilhelm List) oraz łódzki (gen. Johannes Blaskowitz). 25 września, kiedy wojna w Polsce powoli zbliżała się ku końcowi Adolf Hitler wydał dekret, w którym całością administracji wojskowej na dawniej polskich obszarach miał zarządzać Naczelny Dowódca Wschodu (Oberbefehlshaber Ost). Od 3 października to stanowisko zajmował generał Gerd von Rundstedt, natomiast 20 października zastąpił go generał Johannes Blaskowitz, który sprawował je przez sześć dni, do wycofania administracji wojskowej i zastąpienia ją cywilną. Był to oczywisty dowód na to, że Berlin uznał kampanię w Polsce za definitywnie skończoną.
    _____________________________________________________________________________
    Z dziennika pułkownika Sztabu Generalnego Grosscurtha, 8 września 1939:

    Admirał Canaris doniósł I Kwatermistrzowi Generalnemu, generałowi von Stulpnagelowi, że Heydrich, szef Sipo (Policji Bezpieczeństwa) i SD (Służby Bezpieczeństwa) oświadczył, iż codziennie dokonuje się już dwustu egzekucji. Jeśli sądy wojenne działałyby zbyt wolno, on wolałby z nich zrezygnować.

    Ludzi ma się rozstrzeliwać bądź wieszać natychmiast, bez procesu. Prostych ludzi należy oszczędzać. Zlikwidować inteligencję, kler i Żydów
     
  20. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część czternasta: „Front Północny”

    [​IMG]

    8-19 września 1939


    - Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), piątek 15 września 1939 roku


    Na północnym odcinku frontu absolutnym priorytetem po dotkliwych klęskach Armii „Modlin” stała się obrona linii Wisły i Bugu na odcinku Dobrzyń-Brok. Marszałek Rydz Śmigły zdawał sobie sprawę, że powierzenie tego zadania wykrwawionej i częściowo zdezorganizowanej armii generała Przedrzymirskiego nie może rokować sukcesu, dlatego 8 września 1939 roku zdecydował o przekazanie pod dowództwo generała dwóch dywizji Grupy Operacyjnej „Wyszków” generała Kowalskiego. 33 i 41 Dywizja Piechoty skoncentrowały się na linii Bugu pomiędzy miejscowościami Liwc a Brok. 1 Dywizja Piechoty Legionów od Wyszkowa do Kamieńczyka a Mazowiecka Brygada Kawalerii od Wyszkowa po Serock.

    Już następnego dnia o przeprawy na Bugu rozgorzała walka z podchodzącymi oddziałami niemieckimi, które zamierzały z marszu, niejako siłą rozpędu pokonać tą przeszkodę wodną. Zamiary te udaremniła artyleria polska oraz, kiedy Niemcom udało się przekroczyć rzekę, energiczne przeciwnatarcia odwodów. Niewątpliwe sukcesy obrońców zaprzepaściła postawa dowódcy 33 Dywizji Piechoty, pułkownika Tadeusza Zieleniewskiego, który pozostawił niestrzeżoną przeprawę pod Brokiem. Niemiecka 1 Brygada Kawalerii skwapliwie wykorzystała tą okazję, natychmiast tworząc silny przyczółek, wzmacniany systematycznie jednostkami piechoty. Poza tym przyczółkiem Wehrmachtowi nie udało się nigdzie indziej przedrzeć przez obronę Armii „Modlin”.
    Jednakże osamotniona armia nie miała możliwości długo wytrzymywać rosnącego w siłę naporu nieprzyjaciela. Generał Przedrzymirski liczył w tym względzie na pomoc sąsiedniej Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew” generała Młota-Fijałkowskiego, która bija się dzielnie i w dniach 7-8 września z sukcesem odparła uderzenia XIX Korpusu Pancernego Heinza Guderiana na Łomżę i Nowogórd.
    Niestety możliwość współpracy obu związków przekreślił definitywnie nowy rozkaz Naczelnego Wodza, który polecał opuszczenie linii Bugu i odwrót w kierunku Brześcia Litewskiego. Wiązało się to z powoli wdrażaną w życie koncepcją „rumuńskiego przedmościa” w oparciu o które Marszałek Rydz-Śmigły planował zorganizowanie stałej linii obrony i oczekiwanie na ofensywę na zachodzie. W takiej sytuacji opór tak znacznych sił na północy kraju, nie dość, że skazany był na niepowodzenie to niósł ze sobą ryzyko utraty kolejnych cennych dywizji, zaprawionych w bojach.
    O świcie 10 września Armia „Modlin” oraz SGO „Narew” rozpoczęły odwrót. Wówczas to stało się coś niezwykłego, co w szerszej perspektywie walnie przyczyniło się do pogłębienia chaosu. Na wniosek generała Stachiewicza Naczelny Wódz odwołał swój wcześniejszy rozkaz i polecał możliwie najdłużej utrzymać linię rzeki Bug siłami obu związków.

    Było już jednak stanowczo za późno. Niemcy przekroczyli rzekę w wielu miejscach, a XIX Korpus Pancerny po niepowodzeniach pod Łomżą skierował się na Wiznę, gdzie z kolei opór stawiła mu niewielka 700-osobowa załoga odcinka warownego „Wizna”, dowodzona przez kapitana Władysława Raginisa. Bez broni przeciwpancernej, zgromadzeni w ośmiu betonowych schronach żołnierze polscy do rana 10 września stawiali zacięty opór piechocie zmotoryzowanej, czołgom, artylerii oraz lotnictwu niemieckiemu. Niewyobrażalna dysproporcja sił sięgająca 40:1 nie zapewniła Guderianowi łatwego zwycięstwa. Ostatecznie w wyniku groźby samego dowódcy XIX Korpusu, że odmówi on udzielenia pomocy rannym Polakom kilkudziesięciu ostatnich obrońców skapitulowało. Kapitan Raginis zginął w swoich schronie samobójczą śmiercią. Znikła ostatnia przeszkoda, tak uporczywie broniona, na drodze Korpusu Guderiana ku Brześciowi. Pomimo tak fatalnemu obrotowi sytuacji dowódca SGO „Narew” nie porzucił długo przekładanej w czasie myśli o zaskakującym przeciwnatarciu na prących przed siebie Niemców. Wobec tego, że Dywizja Pancerna „Kempf” powoli zaczęła zagrażać tyłom grupy to na nią nocą z 9 na 10 września 1939 roku spadł niewielki, lecz dotkliwy cios. Batalion 71 Pułku Piechoty przy wsparciu dwóch dywizjonów artylerii przedarł się w niespodziewanym wypadzie aż do miejscowości Jakać, gdzie zatrzymała się na odpoczynek niemiecka kolumna pancerna. Całkowicie zaskoczeni żołnierze dywizji „Kempf” wycofali się nie podejmując zwartej obrony. W pobliżu miejscowości Jakać Polacy zdobyli kilkadziesiąt samochodów, kilkanaście czołgów oraz 12 dział. Wzięto także jeńców. Zdobyczny sprzęt w wyniku braku możliwości zabrania zniszczono. Podobne sukcesy odniosły oddziały wypadowe Suwalskiej Brygady Kawalerii. SGO „Narew” cofała się przed naporem Niemców, lecz udowadniała, że sama potrafi wyprowadzić dotkliwe ciosy…

    [​IMG] [​IMG]
    Walczące z olbrzymią ofiarnością jednostki polskie ponosiły w toku walk gigantyczne straty​

    Ceną za sukcesy tych niewielkich zwrotów ofensywnych było jednak dramatyczne zmniejszenie szansy uniknięcia okrążenia przez wrogie wojska szybkie. Kiedy po zmroku 10 września 18 Dywizja Piechoty rozpoczęła odwrót w kierunku Zambrowa natknęła się tam na niemiecką 20 Dywizję Zmotoryzowaną. Próby zdobycia miasta przeprowadzone następnego dnia nie przyniosły niczego poza gigantycznymi stratami wykrwawionych pułków. Nie mogąc ryzykować utraty większej części swych sił, generał Młot-Fijałkowski polecił kontynuowanie odwrotu, a 18 Dywizji Piechoty rozkazał ominąć Zambrowa. Ten manewr niezwykle ryzykowny przesądził o losie jednostki. Generał Guderian dostrzegając szansę unicestwienia znacznych sił polskich skierował w rejon Zambrowa dodatkowo część 10 Dywizji Pancernej, a 21 Dywizja Piechoty odcięła jej drogę odwrotu. 12 września pod Andrzejowem dywizja polska stoczyła całodzienny bój bezskutecznie próbując przedrzeć się przez niemiecki pierścień okrążenia. Ranni zostali dowódca dywizji, pułkownik Stefan Kossecki oraz dowódca piechoty pułkownik Aleksander Hertel. Jako, że sytuacja szybko stała się beznadziejna (zaczęło brakować amunicji, a w taborze znajdowało się już 5 tysięcy rannych żołnierzy) 13 września rano okrążona dywizja poddała się.

    Jej losu uniknęły dwie brygady kawalerii SGO „Narew”, choć uczyniły to za cenę wielkich strat i częściowej dezorganizacji. Dowództwo nad tymi siłami, które 16 września osiągnęły Puszczę Białowieską przejął generał Zygmunt Podhorski. SGO „Narew” przestała istnieć.
    Nim wiadomości o unicestwieniu grupy generała Młota-Fijałkowskiego dotarły do Naczelnego Wodza, podjął on decyzję o utworzeniu Frontu Północnego, który miał obejmować wycofujące się znad Bugu i Narwi oddziały SGO „Narew” oraz Armii „Modlin”, a także Armię „Lublin”. Dowodzenie nad frontem powierzył on generałowi Dębowi-Biernackiemu wcześniej odpowiedzialnemu za klęskę Armii „Prusy”. Nim nowy dowódca zdołał choćby nawiązać łączność z podległymi sobie oddziałami większa ich część uległa rozproszeniu lub zniszczeniu. SGO „Narew” już po klęsce 18 Dywizji Piechoty przestała istnieć jako zorganizowany związek. Grupa Operacyjna generała Piekarskiego, licząca resztki 33 oraz 41 Dywizji Piechoty została pod Stoczkiem i Żulinem zmasakrowana przez niemieckie czołgi Dywizji Pancernej „Kempf”. Również Mazowiecka Brygada Kawalerii w bitwie pod Głęboczycą została rozproszona przez przeważające siły niemieckie. Jedynie 1 Dywizja Piechoty Legionowej, dowodzona przez generała Kowalskiego w morderczych i wyniszczających walkach przedzierała się na południe. W nocy z 11 na 12 września dywizja niespodziewanie uderzyła na Kałuszyn, który zdobyła doszczętnie rozbijając niemiecki 44 Pułk Piechoty. Następnego dnia pod Serockiem dywizja przedarła się przez pierścień okrążenia Dywizji „Kempf”, ponosząc przy tym jednak dotkliwe straty (ponad 300 zabitych, straty niemieckie szacowane są na 160 zabitych). Dywizja generała Kowalskiego niemal niepowstrzymanie przebijała się przez Podlasie unikając bądź po prostu przedzierając się przez linie niemieckie. 14 września osiągnęła miejscowość Jagodno, gdzie znów drogę zagrodziły jej silne oddziały nieprzyjaciela. Po zaciętej walce również i tą przeszkodę udało się pokonać. Kiedy spadkobiercy Legionów osiągnęli wreszcie w miarę bezpieczny teren okazało się, że z całej dywizji pozostały trzy przerzedzone bataliony oraz dywizjon artylerii. Wyrazy uznania dla żołnierzy polskich za tą nieustępliwość pojawiły się nawet wśród dowódców niemieckich, którzy ochrzcili jednostkę generała Kowalskiego mianem „Żelaznej Dywizji”.

    14 września Marszałek Rydz-Śmigły wydał rozkaz pozostałym jeszcze jednostkom Frontu Północnego do ogólnego odwrotu w kierunku Lwowa, zgodnie z koncepcją obrony tzw. przedmościa rumuńskiego. Manewr ten ułatwiła postawa Niemców, którzy skierowali siły główne 3 Armii na Warszawę. Niestety XIX Korpus Pancerny generała Guderiana po pokonaniu obrony Wizny i zniszczeniu 18 Dywizji Piechoty nie zamierzał zatrzymywać się natarciu na Brześć Litewski. Już 14 września jednostki korpusu uderzyły na garnizon cytadeli twierdzy, liczący zaledwie trzy bataliony marszowe, dwa bataliony wartownicze oraz dywizjon saperów. W swoich wspomnieniach generał Guderian tak opisywał zaciętą bitwę o Brześć:

    [​IMG]
    Żołnierze niemieccy z zainteresowaniem przyglądają się zdobytemu w toku walk o Brześć czołgowi francuskiej produkcji​

    W rejonie zagrożonej niemieckim atakiem Włodawy i Chełma od dłuższego czasu formowano nowe oddziały w oparciu o ośrodki zapasowe lub reorganizowano te poważnie uszczuplone wcześniejszymi walkami. Z niedobitków Wileńskiej Brygady Kawalerii utworzono Brygadę Kawalerii pod dowództwem pułkownika Adama Zakrzewskiego. Oprócz brygady udało się sformować dodatkowo pięć pułków piechoty, nad którymi dowodzenie objął generał Jerzy Wołkowicki, jednak ze względu na całkowity brak artylerii i broni przeciwpancernej, siły te nie mogły stawić potencjalnemu agresorowi znaczniejszego oporu.

    Sztab Główny Naczelnego Wodza, Włodzimierz Wołyński, 13 września 1939 roku

    - Niestety pierwotna koncepcja planu obrony przedmościa rumuńskiego, zakładająca przegrupowanie wojsk na linię San-Wisła – dolny Wieprz, Prypeć nie może w obecnej sytuacji zostać zrealizowana. – głos zastępcy szefa sztabu, generała Tadeusza Malinowskiego przybrał niezwykle ponury ton. – Dzisiaj rano otrzymaliśmy wiadomość o podejściu Niemców pod Lwów i o rozpoczęciu przez nich walk o miasto. Zwiad lotniczy melduje o ruchu znacznych kolumn pancernych i zmotoryzowanych w kierunku Zamość – Hrubieszów. Są to najpewniej te same jednostki, które zmusiły do odwrotu brygadę kawalerii pułkownika Maczka. W wyniku takiego rozwoju sytuacji, pod wielkim znakiem zapytania stawia się przystępność linii komunikacyjnych do Małopolski Wschodniej.
    Rydz natychmiast zerwał się z miejsca i utkwił wzrok w mapie, szeroko rozstawiając ręce na blacie stołu. Przez moment panowała cisza. Po chwili Marszałek wskazał palcem linie dwóch rzek Dniestru i Stryja.
    - Tutaj skupimy wszelkie możliwe do dalszej obrony siły. – powiedział jakby sam do siebie. Warszawa, Modlin i Brześć mają wytrzymać możliwe najdłużej aby skupić na sobie maksymalnie dużo uwagi nieprzyjaciela. Umożliwi to wojskom Frontu Północnego i Południowego przebicie się na przedmoście.
    Nikt nie oponował, chociaż wszyscy oficerowie sztabu zdawali sobie sprawę jak trudne do wykonania jest to zadanie dla jednostek bijących się z Niemcami w głębi kraju. Miały one niekiedy do przebycia odległość 200-300 kilometrów, często przez terytorium zajęte już przez nieprzyjaciela. Realną szansę przedarcia się na linie rzeki Dniestr i Stryj miały jedynie 10 Brygada Kawalerii Zmotoryzowanej, pułkownika Maczka oraz część sił Frontu Południowego generała Kazimierza Sosnowskiego (utworzonego 11 września).
    Nie lepiej przedstawiała się sytuacja wojsk dopiero formowanych w Małopolsce Wschodniej w oparciu o tamtejsze ośrodki zapasowe. Generał Stefan Dembiński, któremu Marszałek powierzył organizację obrony przedmościa dysponował zaledwie 9 batalionami bez artylerii…
    - Panowie naszym zadaniem jest bezwzględne dalsze prowadzenie walki na terenie Polski, choćby tylko na tak małym jej skrawku i doczekanie tam skutków ofensywy francuskiej, która w myśl umowy ma ruszyć piętnastego dnia mobilizacji francuskiej, a więc… Za trzy dni. Za trzy dni odczujemy realną poprawę sytuacji na froncie. – argumentował swój pomysł Śmigły.

    [​IMG]
    Sytuacja na froncie polskim, 16 września 1939 roku​

    Nie ustawały walki na zupełnie odciętym od reszty kraju Wybrzeże. Po kapitulacji Westerplatte jedynymi punktami obrony polskiej pozostały Kępa Oksywska i Hel. 10 września oddziały niemieckiej 207 Dywizji Piechoty zaatakowały Redę, Białą Rzekę, Zagórze i Rumię. Dostrzegając gdzie skupi się główne natarcie nieprzyjaciela, pułkownik Dąbek ściągnął z niezagrożonych odcinków obrony trzy bataliony, którymi zamierzał kontratakować i zniszczyć niemieckie siły w rejonie Redy. Niestety świetnie zapowiadający się plan, mający wszelkie prawdopodobieństwo realizacji nie udał się w skutek braku koordynacji. Mimo tego wojska polskie odniosły znaczny sukces. 1 Batalion Obrony Narodowej zniszczył batalion niemieckiego 368 Pułku Piechoty i wysunięte stanowisko dowodzenia dywizji, sprawiając, iż jej dowódca wraz ze sztabem musieli ucieczką ratować się przed niewolą.
    Niestety wobec przygniatającej przewagi nieprzyjaciela oraz braku nadziei na odsiecz, pułkownik Dąbek podjął decyzję o opuszczeniu rejonu Gdyni i skupieniu wszystkich dostępnych sił na Kępie Oksywskiej. Nie było tego wiele: ok. 9 000 żołnierzy polskich, 120-140 ckm, 14 moździerzy, 23 działa piechoty, oraz bardzo wielu cywilów, dezerterów, maruderów czy nawet dywersantów.
    Oddziały polskie broniące się na Oksywiu były rozpaczliwie słabo uzbrojone, cały czas reorganizowane pod wpływem strat oraz cały czas narażone na niszczycielską siłę nieprzyjacielskiego lotnictwa i artylerii. Brakowało wszystkiego: wody, medykamentów, żywności, uzbrojenia, a nawet łopat i saperek. O chwili odpoczynku z dala rejonu walk dla wyczerpanych oddziałów nie mogło być mowy.
    Najgorszy był jednak niemal zupełny brak łączności, który opierał się na łączności drutowej i gońcach, które w warunkach niemal ciągłego bombardowania nie mogły działać sprawnie. Efektem tego był brak koordynacji działań pomiędzy Morską Brygadą Obrony Narodowej (ppłk. Brodowski) a sztabem Lądowej Obrony Wybrzeża (płk. Dąbek). Obaj dowódcy wydawali często sprzeczne rozkazy, co pogłębiało i tak nie mały już chaos dowodzenia. Mimo to walki trwały o każdy metr terenu. Straty po obu stronach były gigantyczne. Polacy podczas całego trwania obrony Oksywia stracili ponad 2000 zabitych oraz 3500 rannych i zaginionych. Stanowiło to blisko 20% stanu oddziałów Lądowej Obrony Wybrzeża. W bitwie poległo 874 Niemców a 1234 zostało rannych. Pułkownik Dąbek strzałem z własnej broni odebrał sobie życie w chwili, gdy załamanie obrony było już pewne, 19 września 1939 roku. Po jego śmierci ostatni obrońcy skapitulowali. Heroiczną obronę mimo krytycznej sytuacji docenili także Niemcy. Zezwolili na uroczysty pogrzeb dowódcy obrony Oksywia, oddelegowując na nią czterech własnych oficerów. Ostatnim punktem oporu nad Bałtykiem pozostał Hel.

    [​IMG] [​IMG]
    Oddziały niemieckie wkraczają do niebronionej Gdyni...

    [​IMG]
    Kilka dni później kapitulują obrońcy Kępy Oksywskiej​

    Mimo osamotnienia i stopniowo pogarszającej się sytuacji, a także braku jakiejkolwiek nadziei na odsiecz, obrońcy Helu trwali w obronie. 9 września Niemcy zdobyli Puck i przystąpili do ataku na Swarzewo, które zdobyli następnego dnia. Tym samym Półwysep został odcięty od zaplecza lądowego. 11 września rozgorzały walki o Władysławowo i Chałupy, które obrońcy po morderczej walce utrzymali. Niemcy przerwali działania na tym odcinku frontu na niemal dwa tygodnie, koncentrując się na zniszczeniu sił polskich na Oksywiu. Był to bezcenny czas dla garnizonu helskiego, który wykorzystano na umocnienie obrony. 12 września baterię 32 "grecką" zdjęto ze stanowiska i przesunięto w rejon Juraty od strony Zatoki; jednocześnie podjęto decyzję przygotowania żelbetowych stanowisk artyleryjskich między Helem a Juratą i ustawienia na nich 2 dział zdjętych z rufy zatopionego stawiacza min Gryf (1 wieża jednodziałowa, 1 wieża dwudziałowa 120 mm), jako 34 baterii. Jej dowódcą został por. mar. Edmund Pappelbaum, pomysłodawca budowy nowej baterii; włączono do obrony nowo-zbudowaną na górze Szwedów baterię przeciw-desantowa z nr 44 wyposażoną w dwa działa 75 mm Schneider wz.97 zdjęte z zatopionej kanonierki Gen.Haller. Dowódcą baterii jest por.mar. Zbigniew Kowalski - I oficer zatopionego Wichra. Jeszcze 10 września podjęto decyzje o zbudowaniu 1 km na wschód od Chałup zagrody minowej z niewykorzystanych głowic torpedowych. Prace ukończono po dziesięciu dniach. 19 września komandor Steyer podjął decyzję o wysadzeniu w powietrze latarni morskiej, która była świetnym punktem orientacyjnym dla celowniczych z okrętu Schleswig-Holstein, który rozpoczął ostrzeliwanie Helu.
    Do aktywnej obrony włączono też resztki sił nawodnych Polskiej Marynarki Wojennej w postaci trałowców ORP Jaskółka, Rybitwa i Czajka. Okręty te wspierały ogniem artylerii obrońców Kępy Oksywskiej, a także postawiły zaporę minową na południe od Półwyspu. Niestety 14 września Luftwaffe dokonała zmasowanego ataku na port w Jastarni niszcząc Jaskółkę i Czaplę a pozostałe trałowce ciężko uszkadzając. Ich załogi zasiliły wkrótce później garnizon obrony Helu.

    [​IMG]
    Na obszarach zamieszkanych przez mniejszość niemiecką po wycofaniu się administracji polskiej władzę przejmowały niemieckie bojówki oraz samorządy

    [​IMG]
    Niemcy w Gdyni. Widok agresorów przyciąga rzeszę cywilów przepełnionych przerażeniem ale i ciekawością​

    Bydgoszcz, 18 września 1939 roku

    Oficer w mundurze Hauptsturmführera SS sprężystym krokiem wszedł do niewielkiego pomieszczenia, w którym centralne miejsce zajmowało masywne, drewniane biurko. Na ścianie za nim zawieszono już portret Hitlera oraz pozłacanego orła trzymającego w szponach swastykę. Postać zza biurka nie zwróciła na niego uwagi. Był to podstarzały pułkownik Wehrmachtu z monoklem w oku. Z daleka widać było pruską szkołę i wojskowy dryl. Mundur bez śladu wymięcia, buty lśniące tak, że mogące spokojnie służyć za lustro oraz maniery, które z pewnością zrobiłyby wrażenie na dworze Króla Wielkiej Brytanii.
    SS-man stanął na baczność i wyprężył się salutując.
    - Haupsturmführer Gerd Häßler. – odezwał się po chwili pułkownik Wehrmachtu nie podnosząc oczu znad dokumentów.
    - Zgadza się Herr Oberst.
    - Wiem, że się zgadza. – odpowiedział sucho pułkownik, podnosząc wreszcie wzrok i bacznie przyglądając się oficerowi SS. – Otrzymałem raport, w którym napisano, iż 16 września bieżącego roku w folwarku… - spojrzał do dokumentów starając się znaleźć trudną do wypowiedzenia polską nazwę. - Nieważne jakim. Doskonale wie pan o czym mówię. Wydał pan rozkaz rozstrzelania czternastu jeńców wojennych. W tym trzech zastrzelił pan osobiście. – pełne wrogości oczy zatrzymały się na twarzy SS-mana.
    - Zgadza się Herr Oberst
    - Czy zdaje pan sobie sprawę, że dopuścił się pan zbrodni wojennej, rozstrzeliwując tych ludzi ?
    - Ci żołnierze zostali rozstrzelani, ponieważ miejscowy osadnik niemiecki rozpoznał w nich sprawców mordów dokonanych na mniejszości niemieckiej przed odwrotem polskiego wojska. Wykonałem zatem rozkaz. Trzech najbardziej agresywnych rozstrzelałem osobiście, aby uspokoić resztę.
    - Bzdura ! – wykrzyknął pułkownik podnosząc się z miejsca. – Miał pan obowiązek odprowadzić ich do nas, gdzie czekałby ich sąd wojskowy.
    - Który wydałby wyrok śmierci. Oszczędziłem niepotrzebnych i całkowicie zbędnych w polowych warunkach biurokratycznych zabiegów.
    Na te słowa stary, pruski oficer aż cały poczerwieniał ze złości. Widząc, iż dalsza rozmowa nie ma najmniejszego sensu usiadł z powrotem na krześle.
    - Sprawa zostaje skierowana do rozpatrzenia przez SS-Brigadeführera Lothara Beutel’a.
    Na ustach młodego Haupsturmführera pojawił się uśmiech mający wszelkie znamiona bezczelności. Nie uszło to uwadze pułkownika, który drżącym ze zdenerwowania i bezsilności głosem spytał:
    - Coś pana rozbawiło ?
    Obaj doskonale wiedzieli, że to praktycznie koniec tej sprawy. SS-Brigadeführer Lothar Beutel zwykł nie reagować w takich sytuacjach, a nawet w pewien sposób nagradzać co aktywniejszych oficerów swojego Einsatzgruppe, czym doprowadzał do szału służbistów Wehrmachtu przerażonych tym co dzieje się na zapleczu frontu.
    - Nie Herr Oberst !
    - Jest pan plamą na honorze niemieckiej armii. Pana metody postępowania są obrzydliwe i zasługują na wszelkie możliwe potępienie. Sprowadzacie Wehrmacht do bandy rzeźników i rzezimieszków… - wycedził przez zaciśnięte zęby pułkownik. Był tak zdenerwowany, że nie zauważył nawet, że z oka wypadł mu monokl i zawisł na srebrnym łańcuszku tuż nad blatem biurka.
    - Wykonuje tylko rozkazy moich przełożonych Herr Oberst. Nie mam sobie nic do zarzucenia. O mojej winie zadecydują wyższe władze a nie pan. Z całym szacunkiem oczywiście.
    - Precz !!! – zagrzmiał pułkownik. – Wynoś się z tego pomieszczenia !!!
    Haupsturmführer wyprężył się salutując i z uśmiechem zwycięzcy na twarzy odwrócił się na pięcie, po czym wyszedł z gabinetu.
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Agencji PAT, 14 września 1939 roku:

    Nadeszły wiadomości o zbombardowaniu wielkiego lotniska niemieckich bombowców, założonego przez Niemców na terytorium polskim. Wydarzyło to się już cztery dni temu, ale wiadomość do Warszawy dotarła dopiero wczoraj. Zniszczenia lotniska niemieckiego dokonała eskadra naszych samolotów typu Łoś z Poznania. Przeprowadziły one na lotnisko śmiały nalot nocny, całkowicie je niszcząc. Miarą brawurowej odwagi naszych lotników jest to, że nie bacząc na niebezpieczeństwo posługiwali się reflektorami, aby zapewnić swojemu bombardowaniu jak największą skuteczność. Temu nalotowi przypisać należy w znacznej części, to, że niemieckie napady powietrzne na Warszawę są stosunkowo znacznie rzadsze...

    Komunikat radzieckiej Agencji TASS, 14 września 1939 roku:

    W ostatnich dniach mnożyły się przypadki naruszania granicy przez polskie samoloty wojskowe, które podejmowały nawet próby wtargnięcia w głąb sowieckiego terytorium. We wtorek polskie samoloty naruszyły granicę w obwodach Szepietówka (Ukraina) i Itkowicze (Białoruś). Myśliwce radzieckie zmusiły polskie samolotu do powrotu na obszar Polski. Tymczasem nadchodzą meldunki o dalszych przypadkach naruszania granicy. I tak w środę w obwodach Krzywina i Jampol (Ukraina) wtargnęły do naszego obszaru powietrznego polskie bombowce. Jeden dwusilnikowy samolot został przechwycony przez radzieckie myśliwce i zmuszony do lądowania. Trzyosobowa załoga została zatrzymana. Tego samego dnia 3 polskie bombowce naruszyły przestrzeń ZSRR w rejonie Mozyrza na Białorusi. I w tym wypadku wymuszono lądowanie polskich maszyn, a ich załogi, łącznie 12 ludzi, zatrzymano.

    Komunikat Agencji Associated Press, 14 września 1939 roku:

    Na horyzoncie Europy wschodniej rysuje się coraz wyraźniej i groźniej cień rosyjskiej interwencji. Kiedy żądne zdobyczy terytorialnych państwo trzyma w pogotowiu swoje armie, Moskwa nie myśli krępować się i wymyśla incydenty graniczne, acz czyni to niezbyt subtelnie. Sądząc po relacjach rozpowszechnianych przez oficjalną agencję TASS, należałoby przyjąć, że polskie siły powietrzne wystartowały całymi eskadrami, aby sprowokować na granicy sowieckiej całe serie incydentów i zaciemnić pokojowe sowieckie niebo. Skoro źródła niemieckie podały już kilka dni temu, że polskie siły powietrzne zostały, poza nielicznymi wyjątkami, zniszczone i skoro rozumie się przez to, iż Polacy potrzebują wszystkich pozostałych samolotów na froncie, nie trudno zrymować w całość trywialne manewry sowieckich służb informacyjnych. Czerwone wojska są gotowe do skoku na Polskę, zaś pretekst, który miałby to uzasadnić, nie odgrywa w prostackim sumieniu sowieckich władców żadnej roli.

    Komunikat Agencji DNB, 14 września 1939 roku:

    Pod tytułem "Wewnętrzne przyczyny militarnej klęski Polski" dziennik "Prawda" odnosi się do kwestii narodowej w Polsce. Gazeta pisze o "terrorystycznej polityce Polski" na terenach zamieszkałych przez ludność białoruską i ukraińską, o podejmowanych przemocą próbach kolonizacji, o pozbawieniu praw kulturowych, o okrutnym wyzysku gospodarczym przez polskich wielkich właścicieli ziemskich, sprowadzających niewypowiedzianą nędzę na 8 milionów Ukraińców i 3 miliony Białorusinów. Polskie koła rządowe nie respektowały nawet najbardziej podstawowych norm, umożliwiających istnienie państwa wielonarodowego. Toteż nie należy się dziwić, że mniejszości narodowościowe nie stały się bezpiecznym oparciem dla państwa polskiego. Państwo wielonarodowe, które nie dba o przyjaźń i równość między swoimi ludami, lecz zasadza się na ucisku i wyzuciu mniejszości z praw, samo w sobie naturalnie nie tworzy solidnej bazy militarnej. Taka jest słabość państwa polskiego i takie są zasadnicze przyczyny jego militarnej klęski
     
  21. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część piętnasta: „Front Południowy”

    [​IMG]

    8-17 września 1939



    - Radio Lwów, 15 września 1939 roku


    W momencie kiedy niemieckie czołówki pancerne podchodziły do granic Warszawy, a na północy powoli załamywał się zorganizowany opór sił polskich, na południowym odcinku frontu trwał rozpaczliwy odwrót jednostek nowoutworzonej Armii „Małopolska” do linii Sanu. Zadanie jakie postawiono przed polskimi żołnierzami było niewykonalne. Po ponad tygodniowych walkach, wobec całkowitej przewagi nieprzyjaciela w powietrzu, postępującego chaosu oraz przede wszystkim braku szans w wyścigu ze zmotoryzowanymi oddziałami Wehrmachtu, Wojsko Polskie miało, w założeniu, obsadzić kluczową dla obrony południowego odcinka linię rzeki San oraz powstrzymać tam niemieckie natarcie w kierunku Lwowa oraz południowo-wschodnich rejonów kraju.

    Trzon Armii „Małopolska”, której dowództwo objął generał Fabrycy, czyli Grupy Operacyjne „Boruta” oraz „Jagmin”, składające się do niedawna na Armię „Kraków” znajdowały się w zbyt wielkiej odległości od Sanu. Stale zagrożone przez działania oskrzydlające niemieckich związków szybkich, nie miały ze sobą jakiejkolwiek łączności, a warto dodać, że wycofywały się na wschód po obu stronach Wisły. W tej sytuacji rozkaz odwrotu 24 Dywizji Piechoty z okolic Tarnowa, jaki wydał generał Fabrycy 7 września 1939 roku był wstępem do katastrofy. Jednostki byłej Armii „Kraków” zamiast przeprawić się przez Dunajec po zabezpieczonych i osłanianych przeprawach zostały zmuszone do chaotycznej i pospiesznej przeprawy niemal tuż pod nosem nacierającej 2 Dywizji Pancernej, która naturalnie nie pozostała bierna wobec tego faktu. 21 Dywizja Piechoty (Grupa Operacyjna „Boruta”) została rozbita podczas prób przeprawy pod Bobrownikami. 6 Dywizja Piechoty po przerzuceniu zaledwie jednego pułku została wyparta z okolic Biskupic i musiała stoczyć morderczą walkę o odzyskanie mostu. Gdy to się nie udało wraz z resztkami 21 Dywizji Piechoty oderwała się od nieprzyjaciela i ostatecznie przekroczyła Dunajec pod Otwinowem. Straty jakie poniosły obie dywizje były jednak ogromne.

    Także 24 Dywizja Piechoty, wycofana spod Tarnowa wobec rysującego się zagrożenia została poważnie poturbowana podczas odwrotu przez lotnictwo oraz pododdziały 4 Dywizji Lekkiej. Rozbite zostały trzy jej bataliony czym poważnie zakłócono odwrót. Osłabienie wojsk polskich natychmiast wykorzystał XXII Korpus generała Kleista, który forsownym marszem ruszył w kierunku Sanu, stopniowo wyprzedzając cofające się dywizje piechoty.
    Zgodnie z planem generała Fabrycego rzekę San miały obsadzić główne siły Armii „Małopolska”: GO „Boruta” od ujścia po miejscowość Jarosław do czasu nadejścia GO „Jagmin”. Przemyśl miał być broniony przez naprędce zebrane jednostki odwodowe i tyłowe Okręgu Korpusu nr X. Dowództwo nad nimi objął generał Wacław Wieczorkiewicz. Natomiast 24 i 11 Dywizja Piechoty miał zająć pozycje pomiędzy Chyrowem a Niżankowicami. Częścią działań opóźniających niemiecki marsz do Sanu miały być przeciwuderzenia jednostek 11 Dywizji Piechoty oraz 38 Rezerwowej Dywizji Piechoty. Plan choć dobrze przygotowany nie mógł wejść ostatecznie w życie wobec nadspodziewanie szybkiego marszu nieprzyjaciela na wschód. Już wieczorem 9 września niemiecka 1 Dywizja Górska sforsowała San pod Sanokiem. 10 Brygada Kawalerii, dowodzona przez pułkownika Maczka musiała wycofać się pod naporem przeważających sił pancernych Kleista z Łańcuta. To wszystko sprawiło, iż w momencie kiedy od Jarosławia dzieliło Niemców niespełna kilka godzin marszu polskie jednostki mające bronić tego rejonu znajdowały się daleko z tyłu. Nie było w stanie poprawić sytuacji nawet oddelegowanie pod dowództwo Fabrycego 35 Dywizji Piechoty oraz dwóch dyonów artylerii najcięższej. Potrzeba było czasu, by te jednostki skoncentrowały się w wyznaczonych rejonach, a tego Polakom brakowało najbardziej. Marszałek Rydz-Śmigły zdawał sobie sprawę, że przełamanie linii Sanu oznaczać będzie katastrofę stawiającą pod znakiem zapytania także jego plany obrony Przedmościa Rumuńskiego. Do walk rzucono resztki Brygady Bombowej, która miała opóźnić marsz czołgów Kleista lub ograniczyć go tylko do przyczółka pod Sanokiem. 10 i 11 września łącznie dziewięć maszyn typu PZL.37 Łoś dokonało nalotów na kolumny pancerne nieprzyjaciela. Niestety bez większych rezultatów. Jeszcze 10 września XXII Korpus przekroczył San pod Jarosławiem, a XVIII Korpus Górski mocno usadowił się pod Sanokiem.

    [​IMG]
    Niemieccy lotnicy dumnie pozują do zdjęcia z symbolem pokonanego w przestworzach przeciwnika...

    [​IMG]

    [​IMG]
    ...Podobnych symboli nie brakuje w pobliżu lotnisk polowych czy na polach walk...​

    Wówczas to załamał się generał Fabrycy. Odwołał on dokładnie zaplanowany kontratak GO generała Kazimierza Łukoskiego (11 i 24 Dywizja Piechoty) na przyczółek 1 Dywizji Górskiej pod Sanokiem, choć istniała jeszcze realna szansa wyparcia stamtąd Niemców. Zamiast tego skierował ją na Przemyśl, czym odsłonił zupełnie kierunek na Lwów. San popołudniu 10 września bez ostrzeżenia ani konsultacji ze sztabem udał się do Lwowa, pozostawiając podległe sobie wojska bez dowództwa.

    Jeszcze tego samego dnia Naczelny Wódz utworzył Front Południowy, którego dowódcą miał zostać generał Kazimierz Sosnkowski. Front miał składać się z całości sił Armii „Małopolska” oraz koncentrujących się w południowo-wschodnich rejonach kraju jednostek nowej Armii „Karpaty”. Niestety generał Sosnkowski z racji braku własnego sztabu, łączności czy jakichkolwiek służb nie był w stanie sprawnie koordynować odwrót podległych sobie wojsk za San. Nie porzucił on natomiast pomysłu kontrataku pod Sanokiem. Niestety kolejny raz świetnie zapowiadającą się akcję polskiego wojska zaprzepaścił chaos oraz błędy dowódców niższych szczebli. Niemcy rozbijali kolejne dywizje, które nie potrafiły współpracować między sobą, nie mówiąc już o przeprowadzeniu jakiejś skoordynowanej kontrakcji. Taki los spotkał m.in. 24 Dywizję Piechoty w bitwie pod Birczą, którą stoczyła z niemiecką 2 Dywizją Górską bez jakiejkolwiek pomocy ze strony 11 Dywizji Piechoty, która niespodziewanie odeszła na Przemyśl. W wyniku przewagi nieprzyjaciela w lotnictwie i artylerii, dywizja pułkownika Schwarzenberga-Czernego straciła niemal 1/3 swych sił. Strat tych naturalnie można było uniknąć, jednak paraliż łącznościowy był tak daleko posunięty, że polskie dywizje nie miały pojęcia o tym, że w ich pobliżu gromione są inne związki taktyczne, z którymi można by pokusić się o utworzenie zwartej linii obrony.

    [​IMG]
    Niemieckie czołgi podczas przerwy w walkach​

    Tymczasem 12 września niemiecka 1 Dywizja Górska rozgniotła słaby opór polskiej 3 Brygady Górskiej i wdarła się do Lwowa, gdzie została zatrzymana dopiero improwizowanymi siłami odwodowymi. Sytuację pogorszył dodatkowo fakt, iż 10 Brygada Kawalerii pułkownika Maczka zmuszona została do odwrotu spod Jaworowa, pod naporem całej siły XXII Korpusu. Tym samym cała koncepcja stworzenia tzw. rumuńskiego przedmościa stanęła w obliczu załamania. Upadek Lwowa przekreśliłby możliwość utrzymania się w południowo-wschodniej Polsce na czas potrzebny do przebicia się w ten rejon chociaż części sił Wojska Polskiego. Natomiast jednostki tworzone na samym przedmościu były zbyt słabe, by choćby nadzorować cały powierzony sobie teren. Sytuacja stawała się, więc coraz bardziej niebezpieczna, a do spodziewanego odciążenia frontu działaniami na zachodzie pozostawał prawie tydzień…

    Nie wszędzie jednak sytuacja była beznadziejna. Bardzo pozytywne i napawające nadzieją meldunki nadeszły niespodziewanie ze strony GO „Jagmin”, z którą od kilku dni generał Sosnkowski nie miał łączności. W dniach 8-10 września 22 Dywizja Piechoty generała Leopolda Endel-Raginisa stoczyła wyniszczający bój z niemiecką 5 Dywizją Pancerną oraz 27 Dywizją Piechoty pod Broniną i Staszowem, który zakończył się jej unicestwieniem, lecz pozwolił reszcie zgrupowania (23, 55 Dywizja Piechoty, Grupa Forteczna oraz Krakowska Brygada Kawalerii) przeprawić się przez Wisłę pod Osiekiem (11 września) oraz skierować się ku przeprawom na Sanie pod Radomyślem i Rozwadowem (13 września). Mogło rokować to nadzieję na dość znaczne wzmocnienie Frontu Południowego oraz uporządkowanie jego obrony.

    [​IMG]
    Polska piechota w marszu​

    Okolice Przemyśla, 13 września 1939 roku

    - Odblokować Lwów. – głos generała Sosnkowskiego, pełen zdecydowania i determinacji przypominał swoim tonem rozkazy jakie niewątpliwie nieraz padały z ust dowódców polskich na przestrzeni dziejów. – To cel nadrzędny i wszystko inne powinno być temu podporządkowane. – dodał. – Gdzie dokładnie jest generał Szyling ?
    - Pod Biłgorajem. Zbiera swoje wojska po przeprawie przez San. – odpowiedział siedzący obok generała oficer. – Udało się nam nawiązać z nim łączność.
    - Natychmiast po zakończonej koncentracji ma wyruszyć w kierunku Lwowa. Osiągniemy tym samym znaczną przewagę nad nieprzyjacielskim zagonem, który przedarł się pod miasto i będziemy mogli go pobić.
    - Jesteśmy na miejscu, panie generale. – oznajmił szofer zatrzymując wojskowego łazika i gasząc silnik, co podyktowane było koniecznością oszczędzania bezcennej benzyny.
    Sosnkowski zgrabnie wyskoczył z pojazdu i oddał salut grupce oficerów, którzy na jego widok stanęli na baczność. Wśród nich był generał Wieczorkiewicz, który otrzymał wcześniej rozkaz formowania garnizonu twierdzy Przemyśl z ośrodków zapasowych Dowództwa Okręgu Korpusu nr X.
    - Jaką przebiega zbieranie garnizonu ? – spytał Sosnkowski, odbierając od swojego adiutanta mapnik.
    - Improwizujemy panie generale. Nieznośny jest brak broni przeciwpancernej oraz artylerii, ale formowanie przebiega sprawnie. – padła zdecydowana odpowiedź.
    W Przemyślu znajdowała się ciężka artyleria. Były to baterie artylerii ciężkiej grupy pułkownika Bokszczanina, które jednak zostały tego dnia z miasta ewakuowane do Mościsk. Nigdy nie osiągnęły celu, bowiem po drodze zostały zniszczone przez panujące na niebie niemieckie lotnictwo.
    - Morale ?
    - Wojska dość wysokie, chociaż obniża je trochę niedostatek uzbrojenia. Ludności cywilnej nieco niższe aczkolwiek brak jakichkolwiek objawów paniki. W pełni panujemy nad sytuacją.
    Dowódca Frontu Południowego pokazał generałowi, by przeszli kawałek dalej i otworzył przed nim mapnik, pokryty całą gamą różnych znaków i zakreśleń.
    - Generale Wieczorkiewicz. Obrona pana załogi musi osłonić koncentrację Armii „Małopolska”, która zbiera się tutaj. W okolicy Sądowej Wiszni. Potrzebujemy jeszcze góra dwóch dni, aby móc ruszyć dalej na wschód. Bardzo wiele zależy od tego czy Niemców uda się spowolnić pod Przemyślem.
    - Rozumiem.
    - Jeżeli Niemcy z marszu zajmą miasto to nic nie stanie im na przeszkodzie, by rozbić dywizje Armii „Małopolska” i spokojnie ruszyć na Lwów. A jak ze Lwowem to pan chyba wie.
    Wieczorkiewicz nie odpowiedział tylko potwierdził ruchem głowy. Jako dowódca twierdzy Przemyśl miał do dyspozycji siedem batalionów piechoty (II batalion 53 Pułku Piechoty, batalion marszowy 38 Pułku Piechoty, dwa improwizowane bataliony 39 Pułku Piechoty, batalion marszowy 61 Pułku Piechoty, improwizowany batalion 67 Pułku Piechoty z Ośrodka Zapasowego 4 Dywizji Piechoty i batalion z Ośrodka Zapasowego 24. Dywizji Piechoty), sześć plutonów artylerii ciężkiej (12 dział) oraz dwie baterie artylerii lekkiej, a także kompanię saperów. Naprzeciw tych sił zmierzały ku Przemyślowi oddziały wydzielone 44 i 45 Dywizji Piechoty oraz główny siły 7 Dywizji Piechoty.

    Sztab Główny Naczelnego Wodza, Włodzimierz Wołyński, 13 września 1939 roku

    Trzy dni. Tyle pozostało czasu do wyczekiwanej ofensywy francuskiej, która miała natychmiast odciążyć front polski i pozwolić wojsku złapać oddech, przegrupować się i ugruntować obronę. W drodze były już zapewne konwoje z amunicją i sprzętem wojennym z Francji, które wzięły kurs na rumuńskie porty. Należało za wszelką cenę wytrwać w uporczywej acz chaotycznej obronie…
    - Sosnkowski musi za wszelką cenę przebić się na przedmoście. Bez jego wojska cała koncepcja obrony na tej reducie jest guzik warta. – Śmigły przetarł chusteczką mokre czoło i wziął głęboki oddech.
    Nie czuł się najlepiej. Czy to pod wpływem alarmujących wiadomości z frontu, stresu i ogromu odpowiedzialności czy zadawnionych problemów ze zdrowiem.
    - Z generałem Sosnkowskim nie ma łączności radiowej. – odpowiedział szybko pułkownik Heliodor Cepa.
    - Wobec tego proszę przekazać ten rozkaz przez lotnika. Pułkowniku Grabisz czynie pana za to odpowiedzialnym.
    - Tak jest.
    - Jeżeli Sosnkowski nie przebije się do nas cały front południowy załamie się. Wojska walczące na północy zostaną odcięte od granicy rumuńskiej. – wilgotna już od potu chusteczka znów znalazła się przy czole marszałka.

    14 września 1939 roku jednostki niemieckiej 7 Dywizji Piechoty dotarły na przedni skraj obrony polskiej pod Przemyślem, w okolicach Ostrowa. Przekonani o braku większego oporu ze strony Polaków żołnierze niemieccy próbowali zająć miejscowość z marszu jednak zostali odrzuceni do tyłu ogniem karabinów maszynowych oraz sporadycznym acz celnym ogniem artylerii. Nie uzyskały powodzenia podobne natarcia oddziałów wydzielonych 44 i 45 Dywizji Piechoty od strony Jarosławia, które rozbiły się o silną defensywę wojsk polskich. Następnie gwałtowne walki rozpoczęły się w pobliżu Kruhela Małego i Kruhela Wielkiego, gdzie Niemcom udało się nie tylko wyprzeć przeciwnika na południowy brzeg Sanu, ale także sforsować rzekę. Padły Prałkowice i Kruhel Wielki. O Kruhel Mały stoczono tego dnia największą bitwę. Oddziały polskie dwukrotnie odparły nieprzyjacielskie ataki, lecz za trzecim razem zmuszone zostały opuścić miejscowość. Dopiero silny kontratak odwodów zmusił Niemców do zatrzymania się. Na pozostałych odcinkach nieprzyjaciel również nie uzyskał spodziewanego powodzenia i został odparty ze znacznymi stratami. Załoga Przemyśla powstrzymała pierwszy impet uderzenia i umożliwiła jednostkom Armii „Małopolska” oderwanie się od wroga. Wieczorem 14 września, generał Sosnkowski wydał rozkaz opuszczenia miasta. Oddziały garnizonu zasiliły 11 i 24 Dywizje Piechoty.
    Przemyśl został zajęty przez Niemców bez dalszych walk następnego dnia. W wyniku tej krótkiej lecz gwałtownej bitwy określili oni siły broniące miasta na pięć dywizji.

    [​IMG]
    Oddziały niemieckie wkraczają do Przemyśla

    [​IMG]
    Tak w mieście jak i na wsiach Niemcy stosowali masowe rekwizycje czy nawet pospolity rabunek. Pełnymi garściami czerpano z praw przysługujących zwycięzcom​

    Lwów przygotowywał się obrony już od 7 września. Pierwsza linia obrony miała być oparta o rzekę Wereszycę. Dwa dni później generał Langner rozkazał utworzyć zaporę z kompanii asystencyjnych na linii: Żółkiew, Janów, rzeka Wereszyca, Gródek Jagielloński, Wereszyca, Komarno, rzeka Dniestr. Wkrótce później powołano Dowództwo Obrony Obszaru Lwowa z generałem Rudolfem Prichem na czele. Nie posiadał on początkowo sił wystarczających do walki na całym powierzonym terenie (oprócz samego Lwowa także obszar na północ od Żółkwi, z wysuniętym punktem oporu w Rawie Ruskiej, a na zachodzie nad Wereszycą przez Janów-Gródek Jagielloński do Lubienia Wielkiego. Wkrótce obronę przedłużono dalej do Komarna). W skład garnizonu miasta wchodziło: dwa bataliony wartownicze, kompania asystencyjna, kompania wartownicza lotnictwa, dwa bataliony marszowe (z ośrodków zapasowych), niepełna kompania saperów KOP "Czortków", Batalionu Obrony Narodowej „Lwów I”, a także Ośrodka Zapasowego Artylerii Lekkiej nr 6, który wystawił trzy baterie. Dodatkowo pod dowództwo generała Pricha przydzielono Grupę „Żółkiew” pułkownika Stefana Iwanowskiego (bataliony marszowe 53 Pułku i 40 Pułku Piechoty, I batalion 53 Pułku Piechoty, szwadrony piesze i szwadron ckm z Ośrodków Zapasowych Kresowej Brygady Kawalerii, batalion utworzony z niedobitków, szwadrony konne i pluton ckm, plutony saperów (pieszy i konny), bateria artylerii lekkiej i artylerii ciężkiej oraz batalion utworzony w Centrum Szkolnym Straży Granicznej w Rawie Ruskiej) oraz Grupę pułkownika Ludwika Dmyszewicza. Były to przeważnie formacje tyłowe, zebrane na prędce o niepełnych stanach osobowych oraz z poważnymi brakami w wyposażeniu. Również ich liczebność nie rokowała długiej obrony wobec przeważającej sile nadchodzącego nieprzyjaciela. Generał Langer liczył jednak na uzupełnienia siły załogi jednostkami wycofującymi się z frontu oraz na front zmierzającymi.

    Tymczasem Niemcy, którzy późnym wieczorem 11 września zajęli Sambor zdecydowali się na utworzenie zmotoryzowanej grupy pościgowej 1 Dywizji Górskiej, której zadanie miało polegać na przedarciu się do Lwowa i jego opanowanie poprzez zaskoczenie i chaos wywołany w szeregach wojsk polskich. Na jej czele stanął dowódca 98 Pułku Strzelców Górskich, pułkownik Ferdinand Schörner.

    [​IMG]
    Niemiecka piechota górska w marszu na wschód przez Małopolskę​

    Sambor, Sztab 1 Dywizji Górskiej, noc z 11 na 12 września 1939 roku

    - Rozumiem, że chce pan zająć Lwów z marszu. – głos gen. Ludwika Küblera, dowódcy 1 Dywizji Górskiej przybrał ton lekkiego zdumienia.
    - Tak jest, Herr General. Wojska polskie znajdujące się przed nami zostały pobite i cofają się. To nic więcej jak gromady w luźnym szyku. Nie możemy pozwolić, by się zreorganizowały i utworzyły obronę w mieście, którą musielibyśmy przełamywać tracąc czas i środki.
    Generał zmierzył Schörnera przenikającym wzrokiem, przygryzając dolną wargę.
    - Widzę, że wszystko macie dokładnie zaplanowane. – rzekł po dłuższej chwili milczenia.
    - Tak jest, Herr General.
    - Jakie siły planuje pan włączyć w skład tej grupy ?
    - Drugi batalion 99 Pułku, mieszany batalion ze składu 98 i 100 Pułku, kompanię pionierów, dwie baterie haubic zmotoryzowanych z 79 Pułku Artylerii, pluton dział kaliber 100 mm, pluton haubic kaliber 150 mm z 445 Dywizjonu Artylerii Ciężkiej oraz dwa plutony dział przeciwlotniczych. Wszystko to naturalnie na transporcie zmotoryzowanym.
    - Niech pan pokaże w jakich kierunkach zamierza pan uderzać tymi siłami. – Generał wstał i rozłożył na drewnianym stole mapę z zaznaczonymi, rozpoznanymi pozycjami wojsk polskich.
    - Do Lwowa jest 66 kilometrów. – zaczął Schörner, pochylając się nad mapą i wskazując palcem miasto. – Straż przednia, którą tworzyć będzie 16 Kompania z 98 Pułku, kompania pionierów oraz pluton haubic kaliber 150 mm, ruszy na Kaltwasser i Gross Lubien poprzez miejscowość… Rudki. Jej śladem ruszy reszta grupy, wspomagając w razie potrzeby. Do miasta wejdziemy właśnie od strony Kaltwasser. Jest ono nie przygotowane do obrony i nie powinniśmy mieć problemu z opanowaniem głównych punktów w centrum. Tam umocnimy się, paraliżując polską obronę od środka, czekając na połączenie się z resztą dywizji.
    - Która będzie jak kawaleria w amerykańskim westernie. – zaśmiał się generał.

    Lwów, ulica Gródecka, 12 września 1939 roku

    Niewielka grupka żołnierzy niemieckich sprintem przebiegła na drugą stronę ulicy i momentalnie skryła się w bramie ścigana gęstym ogniem polskiego kaemu. Świst pocisków oraz odgłosy odbijających się rykoszetów zagłuszyły nieprzebraną falę przekleństw jakimi obdarzyli czujną załogę wrogiego stanowiska.
    - Trzeba zlikwidować to cholerstwo, bo zaczyna mi już działać na nerwy ! – wydarł się wyraźnie ogłuszony szeregowiec Brehme.
    - Mamy, więc pierwszego ochotnika. – parsknął pogardliwie inny szeregowy, Jürgen Seeler.
    - Do mnie mówisz ?!
    - Spokój ! Obydwaj ! – unterfeldwebel Linke nie wytrzymał tej dziecinnej sprzeczki. – Osłaniajcie wejście do budynku ! Adler i Willi pójdą ze mną. Zobaczmy czy nie uda się tego skurczybyka oskrzydlić i załatwić z góry.
    Strzelcy górscy natychmiast przystąpili do wprowadzania rozkazów unterfeldwebla w życie. Brehme i Seeler mocno przywarli do ściany z bronią wycelowaną w kierunku wejścia. Obaj przygotowali sobie także granaty, na wypadek gdyby przyszło im walczyć z przeważającym oddziałem wroga.
    Willi i Adler jedynie spojrzeli na siebie porozumiewawczo i na znak podoficera ruszyli drewnianymi schodami na pierwsze piętro, starając się narobić przy tym jak najmniej hałasu. Schody jednak skrzypiały przeciągle pod wpływem kroków podkutych wojskowych butów. Kamienica wydawała się być wymarłą. Poza walającymi się po podłodze starymi gazetami czy fragmentami umeblowania nie było w niej śladów na obecność kogokolwiek.
    Były to jednak pozory. Gdy tylko trójka żołnierzy znalazła się na półpiętrze tuż pod ich nogami wylądowały dwa granaty obronne. Adler i Linke natychmiast chwycili je i odrzucili z powrotem na piętro, padając równocześnie na podłogę. Budynkiem wstrząsnął potężny wybuch, a ze ścian i sufitu posypał się tynk oraz pył.
    - Na górę ! Biegiem ! – wrzasnął Linke, chcąc przekrzyczeć nieznośne dzwonienie w uszach. – Sam wspiął się na piętro, odrzucając na ramię karabin i wyciągając z kieszeni pistolet, który swą szybkostrzelnością lepiej nadawał się do walki na małe odległości.
    Dwaj pozostali żołnierze ruszyli za nim kaszląc przeraźliwie pod wpływem wielkich ilości pyłu jakie szczelnie pokryły korytarz i ograniczyły widoczność do minimum. Strzelali niemal na oślep do wszystkiego co dawało znaki życia, więc mogło nieść dla nich zagrożenie. Wyważali drzwi do mieszkań i wrzucali do środka granaty. Czasami przeraźliwe krzyki towarzyszące eksplozji były potwierdzeniem powodzenia ich działań. Zdążyli w taki sposób oczyścić zaledwie dwa mieszkania gdy z parteru dobiegły ich wrzaski, strzały i głuche eksplozje granatów.
    Natychmiast zbiegli po schodach na dół. Linke zobaczył Seelera leżącego na ziemi w ciemnoczerwonej powiększającej się kałuży. Nie poruszał się. Brehme nie mógł mu pomóc. Klęczał trochę dalej, mocno przyciśnięty do ściany i strzelał do próbujących wedrzeć się do bramy Polaków. Robił to niezwykle sprawnie. Na oczach Linkego trafił jednego żołnierza, który padł na podłogę szeroko rozrzucając ramiona. Obok niego w podobnych pozach leżało już dwóch innych.
    - Za dużo ich !!! Spróbujcie mnie osłonić !!! – wrzasnął nienaturalnym głosem Brehmer, nawet nie patrząc w kierunku schodów.
    Adler odbezpieczył granat przytrzymał go dwie sekundy i wyrzucił przez otwarte na oścież drzwi bramy na zewnątrz. Granat wybuchł niemal natychmiast w akompaniamencie krzyków rażonych odłamkami ludzi.
    - Na górę !! Bierz Seelera !! Willi pomóż mu na miłość boską !! – rozkazał Linke wystrzeliwując cały magazynek swojego pistoletu w kierunku wyjścia z kamienicy. Ostatni.

    [​IMG]
    Walki uliczne we Lwowie​

    Niemcy wtargnęli do Lwowa około godziny 14:00 licząc na zaskoczenie i brak skoordynowania działań obrońców. Faktycznie część punktów strategicznych w mieście nie została jeszcze przez Polaków obsadzona i musiała zostać zajęta już w trakcie walki, często pod ostrzałem. Najcięższe tego dnia walki stoczono na Bogdanówce przy ulicy Gródeckiej, której obronę stanowił pluton piechoty, pluton ckm oraz pluton artylerii, którego dwa działa 75 mm, świetnie sprawdzały się jako broń przeciwpancerna. Na polskie pozycje dosłownie wpadła niemiecka kolumna zmotoryzowana, składająca się z 14 ciężarówek i 7 motocykli. Została ona poważnie przetrzebiona celnym ogniem cekaemów i dział… Wkrótce jednak ocaleni z tego pogromu Niemcy otrzymali wsparcie, wznawiając atak w kierunku centrum. Po godzinie 17:00 polska obrona załamała się a nieprzyjaciel wdarł się do centrum, dochodząc aż do kościoła św. Elżbiety. Dopiero odwody polskie zatrzymały niemiecki pochód i na powrót ustabilizowały sytuacje. Obie strony zastygły w obronie oczekując na dalsze posiłki.

    Jeszcze tego samego dnia do miasta stopniowo napływały polskie oddziały z Dowództwa Obrony Korpusu nr III w Grodnie w postaci trzech pułków piechoty (ok. 6500 żołnierzy i oficerów), dwóch batalionów 35 Rezerwowej Dywizji Piechoty, oraz szwadronu kawalerii. Było to realne wzmocnienie garnizonu Lwowa, które natychmiast zostało rozdysponowane na najbardziej zagrożone odcinki obrony. Przekreśliło to niemieckie szanse na opanowanie miasta z marszu poprzez zaskoczenie. Mimo wzmocnienia wojsk, które umocniły się na ulicy Gródeckiej, pułkownik Schörner nie zdecydował się na wznowienie natarcia następnego dnia. Miasto miało zostać oblężone.

    13 września rozgorzały walki o Kortumową Górę, która wznosiła się nad Lwowem, w związku z czym idealnie nadawała się na pozycje dla artylerii oraz obserwacji ruchów nieprzyjacielskich wojsk. Do południa góra została przez Niemców opanowana, a chaotyczne polskie kontrataki przyniosły tylko częściowe powodzenie, w postaci odbicia Cmentarzy Janowskich na jej zboczach.
    Jednocześnie postępowało okrążenie Lwowa od północy i od południa. Sytuacja obrońców stała się trudna. Jednakże nastroje pobudziły wieści o spodziewanej odsieczy wojsk generała Sosnkowskiego…

    Dwa dni później skoncentrowane wojska ze składu Armii „Małopolska” zostały przemianowane na Grupę Operacyjną generała Sosnkowskiego i wyruszyły na odsiecz Lwowa, kierując się przez Lasy Janowskie. Walki przeciągnęły się do zmroku 16 września. Znacznym sukcesem jaki zanotowała 11 Dywizja Piechoty było rozbicie pod Jaworowem pułku SS Germania, który poniósł ciężkie straty i został praktycznie wyłączony z walki na kilka dni. Jednocześnie generał Langer wydał rozkaz ataku na pierścień oblężenia miasta, aby tym samym ułatwić grupie generała Sosnkowskiego przebicie się do Lwowa. Przez krótki okres czasu wydawało się, że działania te zakończą się sukcesem…
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Agencji Havas, 14 września 1939 roku:

    Ambasada polska w Londynie podaje co następuje: według meldunków prasowych kwatera główna Hitlera ogłosiła komunikat, w którym grozi się bombardowaniem przez samoloty niemieckie i ciężką artylerię otwartych miast i wsi, w odwecie za opór ludności cywilnej wobec najeźdźców.

    Ambasada oświadcza również, że od początku wrogich działań Luftwaffe systematycznie i bezlitośnie bombarduje polskie miasta. (...) W ciągu ostatnich dwóch dni Niemcy systematycznie bombardowali bezbronne miasta, leżące daleko na tyłach frontu.


    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), Sobota, 16 września 1939:

    Południowa grupa walczących na wschodzie wojsk niemieckich także i 15 września pędziła przed sobą rozproszone oddziały polskiej armii na południu. Dalej na wschodzie nasze zmotoryzowane oddziały osiągnęły Włodzimierz. Przemyśl został zajęty.

    Z udziałem nowych niemieckich sił wzmocniono pierścień wokół okrążonej pod Kutnem armii polskiej i zaciśnięto go w natarciach.

    Białystok został wzięty. Trwa jeszcze walka o cytadelę w Brześciu.

    Luftwaffe udaremniła próby ostatnich polskich ruchów transportowych w kierunku granicy wschodniej.

    Nie było nalotów na teren Rzeszy niemieckiej.


    Komunikat Agencji Prasowej PAT, 16 września 1939:

    Polskie siły powietrzne bombardowały z sukcesem niemieckie obiekty militarne. Warszawa broni się energicznie. Odparto natarcia, prowadzone przez przeciwnika w północno-wschodniej części miasta.

    Niemiecka akcja skierowana na Białystok i Brześć spotyka się ze zdecydowanym oporem polskich oddziałów. Sytuacja na tym odcinku nie zmieniła się od dwóch dni. Również w Gdyni i na Helu oddziały nasze nadal stawiają zacięty opór. Gwałtowne walki toczą się w rejonie Łowicza-Skierniewic, gdzie polskie wojska zadały przeciwnikowi wielkie straty.


    Komunikat węgierskiej Agencji Prasowej MTJ, 16 września 1939:

    Relacje docierające przez Bukareszt z Kijowa informują o sowieckich koncentracjach wojsk, głównie w okolicy Mińska. Opinie w kwestii daty sowieckiego ataku na Polskę są bardzo rozbieżne. Często słyszy się pogląd, że Związek Sowiecki pragnie wpierw poczekać na całkowity rozpad polskiej armii, aby potem oświadczyć, że niegdysiejszy pakt o nieagresji nie tylko został przez Polskę naruszony, ale zupełnie stracił ważność, skoro partner układu, Rzeczpospolita Polska, przestał de facto istnieć.
     
  22. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część szesnasta: „Zagłada”

    [​IMG]

    12-23 września 1939 roku



    -Przemówienie radiowe prezydenta Warszawy, Stefana Starzyńskiego, 15 września 1939


    12 września mijał czwarty dzień bitwy nad Bzurą, największej batalia kampanii Dotychczasowe walki dywizji Armii „Poznań” mimo niewątpliwych sukcesów oraz znacznych strat zadanych nieprzyjacielowi, ku trwodze generała Kutrzeby, wciąż nie przynosiły ostatecznego rozstrzygnięcia. Wręcz przeciwnie. Niemcy choć pobici w początkowej fazie bitwy, poważnie wzmocnili swoje siły, powoli odzyskując inicjatywę i w paru miejscach groźnie kontratakując. Na wieczornej naradzie w sztabie Armii „Poznań” zapadła decyzja przerwania uderzenia na południe, które z racji wciąż nadciągających posiłków niemieckich przestało rokować szansę powodzenia. Generał Kutrzeba podjął decyzję wycofania Grupy Operacyjnej generała Knolla-Kownackiego z powrotem za Bzurę, przegrupowania jej i skierowania do uderzenia na wschód, przez Sochaczew do Warszawy. Manewr ten miała osłonić Armia „Pomorze”, która 4, 16 i 26 Dywizją Piechoty miała rozpocząć natarcie przez Łowicz na Skierniewice.

    Także Niemcy, poważnie zaniepokojeni rozwojem sytuacji w rejonie Kutna przystąpili do modyfikacji dotychczasowych planów i zamierzeń. Mimo, iż w momencie kontrataku Armii „Poznań” 9 września uznano przesunięcie w rejon bitwy XVI Korpusu Pancernego za niepotrzebne, teraz nad Bzurę szybko przerzucano gros sił 10 Armii. Wstrzymano przygotowania do przeprawy przez Wisłę w jej środkowym biegu. Z rejonu Kielc na północ wyruszyły 1, 2 i 3 Dywizja Lekka. Z północy ściągnięto 29 Dywizję Zmotoryzowaną. Spod Warszawy wycofano 4 Dywizję Pancerną, a z okolic Góry Kalwarii 1 Dywizję Pancerną i 31 Dywizję Piechoty. Z odwodów Grupy Armii „Południe” wydzielono jednostki artylerii ciężkiej. Wszystkie te siły zamierzano rzucić do walki z dwoma polskimi armiami.

    Rozkaz dowódcy Armii „Poznań” choć uzasadniony, wywołał konsternację w sztabie Grupy Operacyjnej generała Knolla-Kownackiego, a także co ważniejsze, okazał się brzemienny w skutkach. Ranek 13 września zastał polskie oddziały nadal w odwrocie, bowiem nie zdołano dotrzeć do Bzury w ciągu kilku godzin nocy. Spełniły się najczarniejsze obawy generał Knolla. Na jego wojska spadło potężne uderzenie niemal całej 4 Floty Powietrznej Luftwaffe. W ślad za wycofującymi się dywizjami Armii „Poznań” postępowały oddziały Grupy Operacyjnej generała Bołtucia, oddając Niemcom teren dopiero co zdobyty w wyniku ciężkich walk. Opuszczono także Łowicz, który w nadchodzącej bitwie miał mieć znaczenie decydujące. Dowódca 8 Armii po zaskakującym odwrocie wojsk polskich wnioskował, że zostały one poważnie uszczuplone i zdezorganizowane. Nie podejrzewał, że są one w stanie przejść jeszcze do działań ofensywnych. Generał Blaskowitz pewny zwycięstwa polecił skierować przybywające posiłki w rejon pomiędzy Łowiczem a Piątkiem, aby tam przejść Bzurę i uderzyć na Polaków od tyłu, w konsekwencji rozbijając ich całkowicie. Los chciał, że plan ataku niemal w tym samym czasie opracowywał generał Bortnowski, który zamierzał przeprowadzić natarcie siłami 26, 16 i 4 Dywizji Piechoty na Łowicz i po przełamaniu obrony niemieckiej zdobyć Lasy Skierniewickie. Tam w zależności od sytuacji zapadłaby decyzja o koncepcji dalszej walki. W grę wchodził dalszy atak na Sochaczew lub obrona w oparciu o lasy i osłona Armii „Poznań” w jej marszu na Warszawę.

    [​IMG]
    Pamiątkowe zdjęcie - jakich niemieccy żołnierze zrobili podczas walk w Polsce setki, jeśli nie tysiące...​

    Kontratak wojsk generała Bortnowskiego ponownie zaskoczył niemieckie dowództwo. Mimo zaciętego oporu blisko czterech dywizji, Polacy przeprawili się przez Bzurę i zdobyli kilka miejscowości. Najcięższe walki toczyła 16 Dywizja Piechoty pułkownika Bohusza-Szyszki o Łowicz. Do południa miasto znalazło się w polskich rękach, lecz gwałtowny kontratak niemiecki ponownie wypchnął ich z zabudowań. Około 17:00 do natarcia ponownie przeszły wykrwawione pułki 16 Dywizji. Mimo początkowego powodzenia artyleria i odwody przeciwnika przeważyły szalę zwycięstwa na jego korzyść. Kiedy do sztabu dowódcy Armii „Pomorze” dotarła wiadomość o rozpoznaniu znacznej kolumny pancernej na od strony Sochaczewa, nakazał on natychmiastowe przerwanie działań ofensywnych i przejście do obrony. Generał Bortnowski uniemożliwił tym samym kontynuację dobrze zapowiadającego się natarcia 4 Dywizji Piechoty, która powoli wychodziła na tyły niemieckiego zgrupowania i mogła ostatecznie rozstrzygnąć losy bitwy pod Łowiczem. Ostatecznie w nocy z 14 na 15 września 1939 roku polskie dywizje wycofały się z powrotem za Bzurę z nadzieją utrzymania tam pozycji obronnych. Straty w 16 Dywizji Piechoty były miażdżące. Stan osobowy pułków stopniał do nieco ponad tysiąca ludzi w każdym. W 4 Dywizji straty były mniejsze, lecz nie mniej poważne.

    [​IMG]
    Grupa Operacyjna generała Bołtucia​

    Pętla wokół dwóch polskich armii zaciskała się. Utrata Łowicza dotkliwie ograniczyła swobodę manewrową wojsk, a na północy, pod Płockiem pojawiło się zagrożenie dla tyłów całego zgrupowania. Niemiecka 3 Dywizja Piechoty, która przekroczyła tam Wisłę, utworzyła silnie broniony przyczółek na jej zachodnim brzegu. Kontrataki polskie nie dały pozytywnych rezultatów, więc generał Kutrzeba przerzucił w zagrożony rejon 15 i 27 Dywizję Piechoty. Przeciwnatarcie ze strony tych związków mimo, iż nie doprowadziły do zlikwidowania przyczółka przysporzyły niemieckiej dywizji znacznych strat i zniechęciły ją na jakiś czas do akcji zaczepnych.

    Tymczasem Grupa Operacyjna Generała Knolla-Kownackiego kierowała się na Sochaczew. Maszerowano głównie nocami, aby uniknąć niszczycielskiej siły wrogiego lotnictwa. Dnie wykorzystywano na odpoczynek. Dowódca Armii „Poznań” wiązał z Grupą generała Knolla plan przerwania niemieckiego pierścienia pod Sochaczewem (w tym celu miała ją wzmocnić 26 Dywizja Piechoty) i przebicia się do Warszawy. Grupa generała Bołtucia miała osłaniać ten manewr z rejonu Łowicza, a później wycofać się w ślad za Knollem. Próba przerwania pierścienia byłaby również spotęgowana oskrzydlającym atakiem kawalerii z południowego skraju Puszczy Kampinoskiej (z jednostek Podlaskiej i Wielkopolskiej Brygady Kawalerii utworzono Grupę Operacyjną Kawalerii Generała Abrahama). Również postawa garnizonów Warszawy i Modlina miała ułatwić realizację tego planu. Generał Kutrzeba zakładał, że w momencie ataku na Sochaczew Armia „Warszawa” wykonana przynajmniej częścią swych sił natarcie pomocnicze.
    Wielkopolska Brygada Kawalerii już od 13 września walczyła o przeprawy nad Bzurą na północ od Sochaczewa, w Brochowie. Żołnierzom polskim udało się je zdobyć, a później obronić w krótkich acz gwałtownych potyczkach m.in. z batalionem Pułku SS Leibstandarte oraz oddziałami 4 Dywizji Pancernej. Na południu dywizje generała Bołtucia znalazły się w podobnej sytuacji, wystawione na kontrataki znacznych sił 10 Armii. Lecz także i one utrzymały swe pozycje.

    Sztab Armii „Poznań”, Ślesiny, 14 września, godzina 16:10

    - Grupa Bołtucia nie jest w stanie dalej atakować na Skierniewice. Czwarta i szesnasta są wyczerpane i wykrwawione. Nie mam pewności czy są w stanie bronić choćby brzegów Bzury. – ton głosu generała Bortnowskiego zdradzał całkowite załamanie i rezygnacje.
    Kutrzeba przyglądał mu się wstrząśnięty. Dowódca Armii „Pomorze” wydawał się wrakiem człowieka. Podkrążone, pozbawione życia oczy, głębokie zmarszczki na twarzy oraz przychodzące niespodziewanie ataki drgania dłoni spowodowane stresem dobitnie świadczyły o stanie jego ducha. W takim stanie nie był nawet po klęsce w Borach Tucholskich – przemknęło przez myśl generałowi, który szybko spuścił wzrok ku mapie, chcąc za wszelką cenę uniknąć pustych oczu Bortnowskiego.
    - … Zdolna do działań jest jedynie dwudziesta szósta… - skończył dowódca Armii „Pomorze” i ciężko usiadł na drewnianym krześle, podpierając głowę dłonią. – To koniec. Mają nas jak w butelce… - dodał ściszonym głosem.
    Generał nie odpowiedział. Doskonale zdawał sobie sprawę w jak poważnej sytuacji znalazło się całe polskie zgrupowanie, ale nie miał zamiaru rezygnować bez walki. Mocno zacisnął pięści oparte na stole.
    - Grupa Knolla musi się przebić. – wycedził przez zaciśnięte zęby.
    - Sama ? – zaśmiał się nerwowo Bortnowski. – Nie da rady. Pod Sochaczewem…
    - Razem z Abrahamem, Strzeleckim i Przyjałkowskim.
    Dowódca Armii „Pomorze” wyszczerzył oczy i utkwił zdumiony wzrok w Kutrzebie.
    - Odsłaniasz całkowicie nasze tyły. Przecież Tokarzewski i Skotnicki się nie utrzymają !
    - A mam wybór ? – głos Kutrzeby przybrał niezwykle twardy, szorstki ton. – Jeżeli masz lepsze rozwiązanie to je przedstaw, rozważymy je wspólnie. A jeśli nie.. – nie dokończył. Niejako sam zrozumiał, że tak ostra wypowiedź może przynieść skutek odwrotny od zamierzonego. – Musimy się przebić albo nas zmiażdżą.

    Rozkaz ataku na niemiecki pierścień w rejonie Sochaczewa został wyznaczony dywizjom Grupy Operacyjnej gen. Knolla-Kownackiego na godzinę 12:00 16 września. Polacy dysponowali siłami pięciu (choć wyraźnie uszczuplonymi poprzednimi walkami) dywizji piechoty (14, 15, 17, 25 i 26 Dywizją Piechoty) oraz dwoma brygadami kawalerii. Po drugiej stronie frontu do podobnego manewru szykowali się Niemcy, którzy posiadali na miejscu dwie dywizje piechoty oraz dwie dywizje pancerne. Ich natarcie ruszyło półtorej godziny przed przygotowywanym atakiem polskim, co wywołało w wojskach generała Knolla nie małe zamieszanie. Czołgi 1 Dywizji Pancernej wniknęły głęboko w ugrupowanie 14 Dywizji Piechoty i zadały jej wielkie straty. Podobnie 4 Dywizja Pancerna, która skierowała gros swych sił na linię styku 25 i 17 Dywizji Piechoty i przedarła się przez ich pierwsze linie.

    [​IMG]
    Niemieckie czołgi w ogniu polskiej artylerii​

    Ostatecznie bitwa pod Sochaczewem zakończyła się bez rozstrzygnięcia. Niemcom nie udało się przełamać polskiego oporu i musieli oni wycofać się na pozycje wyjściowe pozostawiając na polu walki blisko 30 zniszczonych czołgów. Lecz i Polacy nie mogli czuć się zwycięzcami tego starcia. Straty i tak duże, dramatycznie wzrosły. Wyczerpane dywizje generała Knolla z trudem utrzymywały swoje dotychczasowe pozycje, o jakimkolwiek działaniu zaczepnych nie mogło być mowy.

    [​IMG] [​IMG]
    Walki uliczne w Sochaczewie​

    Sztab niemieckiej 8 Armii, Brzeziny, 16 września 1939, godzina 22:46

    - XVI Korpus nie uzyskał powodzenia pod Sochaczewem, Polacy odparli atak, lecz za cenę dość znacznych strat. Generał Höpner zamierza powtórzyć atak jutro.
    - Można by ten atak zsynchronizować z działaniem dywizji XV Korpusu i uzyskać szybki i zdecydowany sukces w skali całej bitwy.
    Generał Blaskowitz w milczeniu przyglądał się nieprzeniknionemu mrokowi nocy za oknem. W głębi ducha rozbawiały go plany „szybkich i zdecydowanych” sukcesów w walce z tym przeciwnikiem. Dowódca, który dowodził polskimi wojskami pod Kutnem nie był idiotą, co udowadniał wiele razy w poprzednich dniach. Wiedział, że tak długo jak w jego ręku znajdowała się inicjatywa nie jest pobity. Manewrował, kontratakował, sprawnie operował odwodami. Teraz kiedy przewaga Wehrmachtu powoli zaczęła przechylać szalę zwycięstwa z pewnością nie zamierzał siedzieć z założonymi rękami i czekać na ostateczne ciosy „szybkiego i zdecydowanego” przeciwnika.
    - Herr General ? – głos adiutanta wyrwał Blaskowitza z zamyślenia. – Co pan o tym myśli ?
    - Sztab Armii „Południe” podał nam wiadomość, że na osobisty rozkaz Führera 4 Flota Powietrzna zaprzestanie atakowania Warszawy a skupi całość swych sił na zgrupowaniu polskim pod Kutnem. – oznajmił jeden z oficerów głosem przepełnionym pewnością. – Zwycięstwo jest w zasięgu ręki.
    Blaskowitz uśmiechnął się nieznacznie.

    [​IMG]
    Okrążone i nieustannie bombardowane wojska polskie nad Bzurą​

    Ataki Luftwaffe rzeczywiście przybrały rozmiary dotychczas w polskiej kampanii niespotykane. Stłoczone na niewielkiej, ciągle kurczącej się powierzchni dwie armie oraz gigantyczna rzesza uchodźców stały się idealnym celem dla lotnictwa niemieckiego, które od 17 września skupiło się na systematycznym niszczeniu polskiego zgrupowania. Siły generała Kutrzeby topniały w zatrważającym tempie, a dodatkowo coraz gorsze wiadomości dochodziły do niego z zachodniego odcinka bitwy. Tam, mając za przeciwnika osiem niemieckich dywizji piechoty, Grupa Operacyjna generała Grzmota-Skotnickiego zmuszona została wycofać się z Kutna. Poważnie osłabiony wcześniej odcinek groził załamaniem dosłownie w każdej chwili.
    Dowódca Armii „Poznań” zdecydował się, więc przerwać bitwę i stopniowo wycofać swoje wojska do Puszczy Kampinoskiej, która była naturalnym sprzymierzeńcem w walce z lotnictwem i czołgami. W zgrupowania miała podążać Grupa Kawalerii generała Abrahama, która otrzymała rozkaz „przeczesania i utorowania” drogi do Puszczy. W ślad za nią Grupa Operacyjna generała Knolla-Kownackiego miała pod osłoną nocy przekroczyć Bzurę powyżej Sochaczewa i do świtu 18 września osiągnąć bezpieczny rejon. Najtrudniejsze zadanie spoczywało na 15 Dywizji Piechoty, której zadanie polegało na opanowaniu przeprawy pod Witkowicami i utrzymaniu jej do momentu aż cała Armia „Pomorze” wycofa się spod Łowicza i dołączy do Grupy generała Knolla.

    [​IMG]
    Niszczycielska siła Luftwaffe w Bitwie nad Bzurą ujawniła się z całą mocą​

    Mimo dotychczasowego braku jakiejkolwiek pomocy ze strony garnizonu stolicy, generał Kutrzeba liczył, że przy okazji ostatniej fazy bitwy, Armia „Warszawa” aktywnie włączy się do bitwy i umożliwi jego wojskom przedarcie się przez linie niemieckie.

    Przedmoście Warszawy, 18 września 1939 roku, godzina 13:26

    Głuche echo dudniących eksplozji odbijało się wśród ścian kamienic. Odgłosy szalejącej bitwy było słychać niezwykle wyraźnie. Zdawało się, że nawet w momencie, kiedy wokół zapanuje absolutna cisza, da się usłyszeć terkoty karabinów maszynowych, choć zapewne był to już dodatek wyobraźni, poddawanej tak widowiskowym bodźcom wzrokowym. Długie, spasłe słupy czarnego dymu na horyzoncie nie były jednak dodatkiem wyobraźni.
    Pułkownik Marian Porwit odjął od oczu lornetkę, nadaremnie starając się nieco bardziej przyjrzeć się sytuacji jaka rozgrywała się u bram stolicy. Widoczność poza pikującymi bezlitośnie niemieckimi bombowcami i skutkami ich ataków w postaci dymu, był zerowa.
    - Na północnym i południowym odcinku nieprzyjaciel przestał napierać na nasze pozycje. Na środkowym ogranicza się tylko do pozorowania. – wyrecytował niczym z kartki młody kapitan stojący obok pułkownika. – Również lotnictwo zaprzestało ataków na sektor.
    - Bo ma lepsze rzeczy do roboty… - westchnął ciężko Porwit. – Tam mają ich jak na tacy…
    Bezsilność porównywalna z tą jaka towarzyszyła mu kiedy do Warszawy próbował przedrzeć się generał Thomeè z rzekomo nieistniejącą już Armią „Łódź” gryzła niemiłosiernie. Pułkownikowi zdawało się, że widzi jak żołnierze dwóch polskich armii rozpaczliwie starają się przedrzeć przez gęstą Puszczę Kampinoską pod nieustannym ostrzałem artylerii i bombardowaniem lotnictwa. Z meldunków zwiadu lotniczego wiedział o świeżych siłach, jakie Niemcy kierowali w ten rejon. Szansa przebicia się malała z każdą godziną…
    Tym bardziej wydawało się, iż nie można pozwolić, aby nieprzyjaciel za cenę kilku dni spokoju unicestwił wielkie zgrupowanie wojsk polskich w chwili, kiedy nad Wisłą liczył się każdy żołnierz. W nocy z 16 na 17 września Porwit przedstawił w Dowództwie Obrony Warszawy plan własnego autorstwa, który przewidywał uderzenie południowym pasem Puszczy na spotkanie wojsk generała Kutrzeby. Przekonywał on, że do utworzenia oddziału wydzielonego pod jego osobistym dowództwem wystarczy 7 batalionów piechoty, 3 dywizjony artylerii oraz pododdział czołgów. Pomysł zyskał aprobatę generała Czumy, stanowczo zaoponował jednakże generał Rómmel, dowódca Armii „Warszawa”. Uznał on, że przeciwuderzenie planowane przez Porwita skupiało zbyt wielkie siły. Zdecydował on, że natarcie przeprowadzi 18 września siłami zaledwie trzech batalionów bez wsparcia artylerii i czołgów. Na dowódcę wyznaczono podpułkownika Leopolda Okulickiego. Atak jak nietrudno sobie wyobrazić nie zdołał przełamać pozycji niemieckich.

    Jeszcze mniejszą pomoc ze względu na trudną sytuację Armii „Łódź” mógł okazać generał Thomeè, który wysłał w pobliże Puszczy Kampinoskiej oddział wielkości batalionu, wsparty oddziałem działek przeciwpancernych. Był to symboliczny manewr, który nie miał najmniejszych szans ułatwienia armiom „Poznań” i „Pomorze” przedarcie się przez niemieckie linie. Batalion w wyniku zrozumiałej przewagi niemieckiej, wkrótce powrócił na pozycje wyjściowe. Generał Kutrzeba i jego wojska zostali pozostawieni samym sobie.

    Los polskiego zgrupowania powoli dopełniał się. Oddziały niemieckich 8 i 10 Armii przeszły do zdecydowanych działań ofensywnych na całej długości linii frontu nad Bzurą, dążąc do odcięcia drogi odwrotu na Warszawę oraz zniszczenia obu armii. 25 Dywizja Piechoty (gen. Franciszek Alter) jako pierwszej udało się przekroczyć Bzurę pod Brochowem i osiągnąć Puszczę Kampinoską. Poddana jednak potężnemu uderzeniu Luftwaffe, dywizja poniosła gigantyczne straty, które uniemożliwiły osłonę przeprawy reszty wojsk. 15 Dywizji Piechoty nie udało się w wyniku tego utworzyć przyczółka na wschodnim brzegu rzeki. Pokonana w walce z niemieckimi czołgami XVI Korpusu Pancernego dywizja wycofała się śladem związku generała Altera w kierunku zbawiennych lasów.
    14 i 17 Dywizja Piechoty zostały już odcięte od brzegów Bzury niemieckim pierścieniem. Na obie jednostki stłoczone w masie taborów spadł niszczycielski atak niemieckiego lotnictwa, przed którym nie było jak się bronić. Kiedy 18 września dowódca 14 Dywizji Piechoty, generał Franciszek Wład starał się zebrać podległe sobie oddziały i zorganizować obronne został śmiertelnie ranny. Wkrótce później dywizja, pozbawiona dowódcy przestała istnieć jako zorganizowany związek taktyczny…

    Podobny los spotkał 17 Dywizję Piechoty, której tylko w szczątkowym składzie udało się na wschodni brzeg Bzury pod Witkowicami. Klęska Grupy Operacyjnej generała Knolla-Kownackiego oznaczała zagładę dla dywizji Armii „Pomorze”, które maszerowały na wschód z nadzieją, że przeprawy przez Bzurę zostały już opanowane i nie pozostanie im nic innego jak tylko oderwać się od nieprzyjaciela i przejść do Puszczy. 18 września sytuacja stała się jasna. Zamiast spodziewanych oddziałów polskich nad rzeką napotkano czołgi niemieckiego XVI Korpusu Pancernego oraz huraganowy ostrzał ciężkiej artylerii. Całkowicie zaskoczone oddziały Armii „Pomorze” niemal natychmiast poszły w rozsypkę. Jedynie niewielkie jednostki na własną rękę próbowały przedrzeć się do Kampinosu. Większość z nich została zniszczona po morderczych walkach. Pozostałe oddziały, łącznie z rannym generałem Bortnowskim złożyły broń w nocy z 18 na 19 września. Niewoli udało się uniknąć generałowi Kutrzebie, który przeprawił się przez Bzurę jeszcze 17 września pod Witkowicami i następnego dnia dotarł w okolice Modlina.

    [​IMG] [​IMG]

    [​IMG]
    Od góry: pozostałości polskiego sprzętu po bombardowaniach przeprawy przez Bzurę. Na samym dole: opatrywanie rannego żołnierza​

    Tym oddziałom, którym udało się dotrzeć do Puszczy przyszło stoczyć rozpaczliwe walki o otworzenie drogi na Warszawę. W szpicy szła Grupa Kawalerii generała Abrahama, która z powodzeniem przedzierała się przez kolejne pierścienie okrążenia niemieckich oddziałów zmotoryzowanych oraz piechoty pod Górkami, Zamościem czy Sierakowem. 19 września 14 Pułk Ułanów Jazłowieckich (żurawiejka: „Hej dziewczęta w górę kiecki, jedzie Ułan Jazłowiecki) ze składu Podolskiej Brygady Kawalerii (płk. Edward Godlewski) wraz z częścią 9 Pułku Ułanów Małopolskich (żurawiejka: „Na Podolu wśród zbóż łanów, strzeże granic pułk ułanów) niespodziewanie pod Wólką Węglową natknęły się na oddziały niemieckiej piechoty. Pułkownik Godlewski podjął decyzję o przebijaniu się szarżą. Do ataku na zaskoczonych nagłym pojawieniem się polskiej kawalerii Niemców poprowadził ułanów dowódca 3 szwadronu 14 Pułku, porucznik Marian Walicki. Zebrana na prędce i chaotyczna obrona niemieckich żołnierzy załamała się niemal natychmiast. Wielu zostało rozsiekanych szablami lub stratowanych przez konie, lecz w tym decydującym momencie bitwy na szarżującą kawalerią posypał się silny ogień maszynowy ze strony nierozpoznanych wcześniej w rejonie Mościsk wozów pancernych. Mimo ciężkich strat (105 zabitych i 100 rannych, tj. 20% stanu) obu pułkom udało się przebić do stolicy.

    Tak szarżę polskich ułanów przedstawił naoczny świadek tych wydarzeń, włoski korespondent wojenny, Mario Appelius:

    Straty niemieckie w tej potyczce sięgnęły 52 zabitych oraz 72 rannych.

    [​IMG] [​IMG]
    Obraz pola bitwy po przejściu polskiej kawalerii​

    20 września Grupa Kawalerii generała Abrahama dotarła do Bielan, skąd przeszła do Warszawy. Straty w pułkach po gwałtownych bitwach przekraczały 50%.
    Generał Kutrzeba w Puszczy Kampinoskiej zreorganizował mocno przetrzebione oddziały 15 i 25 Dywizji Piechoty oraz resztek 14 i 17 Dywizji Piechoty. 19 września zgrupowanie odpowiadające sile około dwóch dywizji wyruszyło korytarzem „wyrąbanym” przez kawalerzystów generała Abrahama. Następnego dnia idąca szosą na Łomianki 25 Dywizja osiągnęła rogatki stolicy. 21 września do Warszawy dotarła 15 Dywizja, po stoczeniu ciężkiej walki z niemieckimi oddziałami w pobliżu miejscowości Laski.

    [​IMG]
    Resztki oddziałów Armii "Poznań" wkraczają do stolicy, by zasilić jej garnizon, 20 września 1939 roku​

    Dowództwo Obrony Warszawy, 20 września 1939, godzina 17:42

    Generał Kutrzeba z widocznymi oznakami wyczerpania wielodniowymi walkami, wkroczył do pomieszczenia, w którym znajdowali się już generałowie Czuma i Rómmel oraz pułkownik Porwit. Cała trójka momentalnie skierowała wzrok na niego, patrząc z niedowierzaniem jak patrzy się na ducha lub cudem uratowaną z wypadku osobę.
    Kutrzeba uśmiechnął się z wyraźnym wysiłkiem, starając się nadać temu gestowi jak najwięcej naturalności.
    - Witam panów. – rozpoczął. – Melduje doprowadzenie do Warszawy Armii „Poznań”. Dokładny raport z przebiegu walk od dnia 9 września złoże na ręce pana generała w ciągu dwudziestu czterech godzin. – zwrócił się do Rómmla.
    Dowódca Armii „Warszawa” nie odezwał się, jedynie podszedł do Kutrzeby i mocnym, męskim uściskiem chwycił jego dłoń.
    - Dobrze, że pan zdołał się do nas przedrzeć. – przerwał chwilę nazbyt patetycznego milczenia generał Czuma. – Będziemy w nadchodzącym czasie potrzebować pana żołnierzy. – Jasnym dla wszystkich jest fakt, że przyszła kolej na nas.

    Zanim generał Kutrzeba wraz z oddziałami 25 Dywizji Piechoty przedarł się do Warszawy, zdecydował się pozostawić niewielkie siły w Palmirach, dla osłony tamtejszych składów amunicyjnych. Trzonem tych sił był 146 Pułk Piechoty wsparty dodatkowo kilkoma działami. Całością sił w Palmirach dowodził pułkownik Julian Skokowski.
    21 września tuż przed godziną 12:00 do oddziału przybył wraz z resztkami 16 i 4 Dywizji Piechoty, generał Mikołaj Bołtuć. Łącznie całość wojsk polskich w rejonie Palmirów liczyła około 600 żołnierzy (oprócz grupy płk. Skokowskiego były to niedobitki 68 i 69 Pułku Piechoty oraz I batalion 14 Pułku Piechoty). Kiedy wezwanie do poddania się ze strony nadchodzących Niemców pozostało bez odpowiedzi na pozycje obronne spadł gęsty ogień artylerii, po którym do ataku ruszyły oddziały 29 Dywizji Zmotoryzowanej oraz elementy 1 i 2 Dywizji Lekkiej. Wbrew pozorom na jakie wskazuje dysproporcja sił, walki były niezwykle zacięte i przeciągnęły się aż do wieczora. Największym sukcesem tego dnia były wypad kompanii porucznika Skrzydły z 68 Pułku Piechoty, który w Janówku rozbił oddział zmotoryzowany 29 Dywizji. Zginęło 36 żołnierzy niemieckich i 8 polskich. Wzięto kilku jeńców.
    Ostatecznie jednak po zmroku generał Bołtuć zaproponował odwrót w kierunku Warszawy, wskazując na brak faktycznego sensu dalszej obrony. Doszło do gwałtownej wymiany zdań, bowiem część oficerów optowała za kontynuowaniem obrony. Ostatecznie jednak około godziny trzeciej w nocy grupa kawalerii dowodzona przez majora Juniewicza oraz grupa piechoty, pod dowództwem pułkownika Skokowskiego wycofały się z Palmir.

    [​IMG] [​IMG]
    Polscy jeńcy wzięty do niewoli w ostatniej fazie bitwy​

    Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Polacy wykorzystując efekt zaskoczenia odbili w nocy z 21 na 22 września Łomianki, nacierając wzdłuż szosy na Modlin. Niespodziewanie jednak w bok polskiego ugrupowania uderzyły zmotoryzowane odwody niemieckie, a od strony Palmir do natarcia przeszła 29 Dywizja Piechoty Zmotoryzowanej. Rozpoczęła się mordercza bitwa, której epilogiem była rozpaczliwa walka wręcz w okolicy Dąbrowy Leśnej. Na polu walki, prowadząc swych żołnierzy do ataku zginął generał Bołtuć oraz 36 innych oficerów w tym major Juniewicz. Ostatecznie całe zgrupowanie wojsk polskich zostało rozbite. Tylko nielicznym grupkom lub nawet pojedynczym żołnierzom udało się przedrzeć w następnych dniach do walczącej stolicy.

    Ocalałe z pogromu nad Bzurą oddziały Armii „Poznań” w Warszawie zostały po raz wtóry zreorganizowane. Z Wielkopolskiej, Pomorskiej i Podolskiej Brygady Kawalerii (a raczej tego co z nich zostało) utworzono Brygadę Kawalerii, na której czele stanął generał Abraham. Jednostka liczyła 3600 żołnierzy, 15 dział oraz 20 dział przeciwpancernych, dysponowała więc realną siłą jak na warunku garnizonu. 25 Dywizja Piechoty została uzupełniona rozbitkami z 14 i 17 Dywizji Piechoty. Jej stan sięgał 6800 żołnierzy, 17 dział oraz 18 działek przeciwpancernych. Do 15 Dywizji Piechoty włączono resztki oddziałów Armii „Pomorze”, dzięki czemu osiągnęła ona liczbę 7 tysięcy żołnierzy, dodatkowo wspartych przez 4 działa i 11 działek przeciwpancernych.

    Było to niezwykle cenne wzmocnienie Armii „Warszawa”, który powoli szykowała się do stoczenia decydującej bitwy o stolicę; bitwy, której wymiar po 17 września mógł być już tylko symboliczny…
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Agencji DNB, 16 września 1939:

    W starciu z działającymi z zasadzki polskimi strzelcami poległ pod Tomaszowem Lubelskim Generalny Inspektor Niemieckiej Żandarmerii, Roettig. Dziś odbył się pogrzeb.

    Komunikat radiowy BBC, 16 września 1939:

    Wedle relacji, która dotarła do Paryża, dotychczasowe straty niemieckie w Polsce obejmują 100 tysięcy zabitych i rannych

    Gazeta Daily Express, 16 września 1939:

    Saarbrucken, stolica najbogatszego regionu przemysłowego Niemiec, jest otoczone przez armię francuską. Paryż oczekuje w końcu tygodnia upadku miasta.

    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), niedziela, 17 września 1939 roku:

    16 IX kontynuowano oczyszczanie Galicji (Małopolski) wschodniej. Lwów jest otoczony z trzech stron, siłom polskim pomiędzy Przemyślem a Lwowem odcięto drogi odwrotu na południowy-wschód. Dęblin został zajęty. Pod Włodawą na południe od Brześcia podały sobie ręce wysunięte zwiady armii, idących z Prus Wschodnich oraz z Górnego Śląska i Słowacji.

    Bitwa pod Kutnem przyjmuje planowany obrót. Od zachodu zajęto Kutno, przekroczono Bzurę w kierunku północnym. Warszawa jest ciasno otoczona.

    Aby mieszkańcom polskiej stolicy oszczędzić największych cierpień i grozy, Wehrmacht podjął przez parlamentariusza próbę nakłonienia wojskowego dowódcy obrony Warszawy do rezygnacji z bezcelowego oporu w milionowym nie przygotowanym do obrony mieście. Polski dowódca wojskowy nie zgodził się przyjąć niemieckiego oficera


    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), środa, 20 września 1939 roku:

    Bitwa na Łuku Wisły, która rozpoczęła się mniej więcej tydzień temu pod Kutnem, przesuwając się następnie na wschód ku Bzurze, objawia się dziś jako jedna z największych wyniszczających bitew wszystkich czasów.

    W całej zajętej przez nas Polsce poważniejszy opór stawiany jest teraz już tylko w Modlinie i na południe od Modlina, a także w Warszawie.

    Na zachodzie jedynie lokalne akcje grup zwiadowczych
     
  23. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część siedemnasta: „Braterska dłoń”

    [​IMG]

    17 września 1939 roku



    - Przemówienie Wiaczesława Mołotowa, Ludowego Komisarza Spraw Zagranicznych w Radiu Moskwa, 17 września 1939 roku

    Odcinek batalionu KOP Borszów, posterunek nr 4 (Skała Podolska), 17 września godzina 2:55

    Stojący przy otwartym oknie i wyraźnie nadsłuchujący wszelkiej maści odgłosów kapral Juszczak nie odwrócił się nawet, gdy za jego plecami pojawił się sierżant Cwojdziński. Również i on zastygł w bezruchu jakby przysłuchując się klaśnięciu jakiegoś ptaka w sitowiu.
    - I jak ? – zapytał po chwili odchodząc od otwartego okna.
    - Cisza. Znów cisza. – odpowiedział kapral. – Ale taka…
    - Jaka ?
    - Dziwna panie sierżancie. Oni coś szykują…
    - Nie kraczcie Juszczak. – Cwojdziński machnął pogardliwie ręką, choć była to jedynie gra pozorów.
    On sam bardzo niepokoił się tym co działo się za pobliską granicą. Zaczęło się jakoś cztery dni temu i trwało od tamtej pory każdego dnia oraz przez większą część nocy. Niby nic niepokojącego. Jakieś szumy, warkoty motorów, pokrzykiwania. Po zmroku dochodził do tego blask kilkudziesięciu ognisk, czego we wcześniejszych dniach września nie obserwowano. Wkrótce później na niebie zaczęły pojawiać się radzieckie samoloty. Małe, wolne dwupłatowce z wyraźnymi czerwonymi gwiazdami na skrzydłach. Sierżant meldował o przypadkach naruszenia przestrzeni powietrznej do sztabu batalionu i na tym kończyła się jego wiedza o dalszym toku postępowania w takich sytuacjach.
    Wszystko to jednak w całości napawało jego i podległych mu żołnierzy posterunku niepokojem i coraz większym napięciem. Wiele wskazywało, że coś wisi w powietrzu, choć nikt nie chciał tego głośno przyznać, jakby obawiano się sprowokowania tych zdarzeń.
    - Od kilku dni tłuką się jak Żydzi po pustym sklepie i nic z tego nie wynika.
    Zerwał się lekki wiaterek, załopotała biało-czerwona flaga wisząca na maszcie stojącym przed budynkiem posterunku.
    Obaj zareagowali na to nerwowym, pełnym trwogi wzrokiem w kierunku okna. Po chwili na zewnątrz znów zapanowała cisza, przerywana tylko rytmiczną melodią świerszczy.
    - Już prędzej nas na zachód przerzucą niż tu się coś zacznie. – odezwał się w końcu sierżant. – Podobno…
    Nie dokończył. Nagle i zupełnie niespodziewanie zrobiło się jasno jak w dzień, a zaskoczenie jakie się w wyniku tego pojawiło unieruchomiło ich na ułamek sekundy. Raca. Choć wydawało się, że czas zatrzymał się w momencie pojawienia się światła, niemal natychmiast o ściany budynku zaczęły dudnić kule. Z przeraźliwym hukiem wypadło z zawiasów strzaskane okno, a wokół zaczęły latać odłamki szkła i drewna. Żołnierze momentalnie przywarli do ziemi, kryjąc głowę w ramionach. Do pomieszczenia wbiegł szeregowy Białach, ale ledwie pojawił się w drzwiach padł skoszony w pół jedną z bijących po ścianach serią.
    - Kłos !! Kłos !! Bierzcie erkaem i na dół !! Migiem !! – wykrzyczał rozkaz sierżant Cwojdziński, kiedy ustał w końcu huraganowy ostrzał ciężkiej broni maszynowej.
    Momentalnie skoczył też w stronę w leżącego nieruchomo szeregowca, by sprawdzić jak poważne są jego rany. Okazały się śmiertelne.
    Juszczak ostrożnie wyjrzał przez potłuczone okno, by zobaczyć co stało się z innym żołnierzem stojącym na warcie przed posterunkiem w momencie, kiedy posypał się na nich grad kul. Nie dojrzał go, bowiem od razu całość jego uwagi skupiła na sobie długa na kilkadziesiąt metrów tyraliera żołnierzy w mundurach koloru zgniłej zieleni, która truchtem zbliżała się ku budynkowi.
    - Matko Boska…
    - Co się dzieje ?! – sierżant Cwojdziński w mgnieniu oka również znalazł się przy oknie. – Atakują ! Kłos gdzie ten erkaem ??!!
    - Jest panie sierżancie !!
    - Ustawiaj go i ognia !! Cele masz jak na dłoni !! No rusz się, nie stój jak wryty, bo nas wezmą na bagnety !!
    Szeregowy Kłos nie potrzebował dalszych słów zachęty. Momentalnie rozstawił erkaem na stole i nie celując nawet specjalnie rozpoczął systematyczne „omiatanie” obszaru przed posterunkiem. Kilku agresorów trafionych runęło na ziemię. Widać było jak ranni wznoszą ku górze ręce lub próbują się podnieść. Tyraliera atakujących po kilku sekundach również przywarła do ziemi i zaczęła odpowiadać ogniem. Podstawowy cel został jednak osiągnięty. Atak nieprzyjaciela został zatrzymany.
    - Juszczak, granaty i zapasowe magazynki do erkaemu !! Na jednej nodze !! – rozkazał sierżant, starając się przekrzyczeć strzelający erkaem.
    - Długo ich nie utrzymam ! – pisnął szeregowy Kłos, uchylając się od odłamków trafiających w tuż nad jego głową. – Za dużo ich !! Chyba cały batalion !!
    - Osłonimy się granatami i odskoczymy do tyłu !! Postaraj się trzymać ich na dystans !!
    Terkot erkaemu ponownie zagłuszył niemal wszystkie inne odgłosy walki.

    Moskwa, Komisariat Spraw Zagranicznych, 17 września, godzina 2:10

    Ambasador Wacław Grzybowski słuchał w skupieniu treści noty dyplomatycznej Związku Radzieckiego, którą zimnym, beznamiętnym tonem czytał zastępca Ludowego Komisarza Spraw Zagranicznych, Władimir Potiomkin. Wraz z każdym kolejnym zdaniem, pełnym przeinaczeń, błędów lub po prostu zwyczajnych kłamstw jego twarz nabierała coraz to bardziej marmurowego wyrazu. Już wcześniej podczas powitalnej rozmowy usłyszał od zastępcy Mołotowa, że rząd polski „zwiał” do Rumunii, a państwo polskie de facto przestało istnieć. Nie było, więc już polskich dyplomatów, a jedynie grupą Polaków w Związku Radzieckim, którzy podlegają radzieckiemu prawu karnemu. Już ten wstęp przerósł wszelkie, nawet najczarniejsze oczekiwania ambasadora Grzybowskiego, choć jak właśnie się przekonywał, dalej miało być jeszcze gorzej.
    - Wojna polsko-niemiecka ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa polskiego. W ciągu dziesięciu dni operacji wojennych Polska utraciła wszystkie swoje regiony przemysłowe i ośrodki kulturalne. Warszawa przestała istnieć jako stolica Polski. – czytał Potiomkin. - Rząd polski rozpadł się i nie przejawia żadnych oznak życia. Oznacza to, iż państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć. Wskutek tego traktaty zawarte między ZSRR a Polską utraciły swą moc. Pozostawiona sobie samej i pozbawiona kierownictwa, Polska stała się wygodnym polem działania dla wszelkich poczynań i prób zaskoczenia, mogących zagrozić ZSRR. Dlatego też rząd sowiecki, który zachowywał dotąd neutralność, nie może pozostać dłużej neutralnym w obliczu tych faktów. – tutaj przerwał na chwilę, spoglądając bacznie na reakcję polskiego dyplomaty. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, po którym zastępca Mołotowa, kontynuował odczytywanie noty - Rząd sowiecki nie może również pozostać obojętnym w chwili, gdy bracia tej samej krwi, Ukraińcy i Białorusini, zamieszkujący na terytorium Polski i pozostawieni swemu losowi, znajdują się bez żadnej obrony. Biorąc pod uwagę tę sytuację, rząd sowiecki wydał rozkazy naczelnemu dowództwu Armii Czerwonej, aby jej oddziały przekroczyły granicę i wzięły pod obronę życie i mienie ludności zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi. Rząd sowiecki zamierza jednocześnie podjąć wszelkie wysiłki, aby uwolnić lud polski od nieszczęsnej wojny, w którą wpędzili go nierozsądni przywódcy, i dać mu możliwość egzystencji w warunkach pokojowych. Podpisano: komisarz ludowy spraw zagranicznych, Wiaczesław Mołotow. – skończył czytać, po czym podsunął kartkę papieru Grzybowskiemu.
    - Oficjalnie odmawiam przyjęcia tej noty ! – odparł oburzony ambasador, niemal krzycząc na Potiomkina. – Jest ona pełna wierutnych kłamstw i oszczerstw pod adresem rządu polskiego. Żądam natychmiastowego spotkania z Ludowym Komisarzem Obrony.
    Potiomkin nieco zaskoczony gwałtowną reakcją Grzybowskiego zawahał się.
    - Ludowy Komisarz Obrony nie jest w stanie w tej chwili spotkać się z panem ambasadorem. – powiedział wolno, wyraźnie akcentując każdy wyraz. – Otrzymałem od niego polecenie odczytania i przekazania panu ambasadorowi tej noty.
    - Odmawiam jej przyjęcia ! Oraz składam stanowczy protest przeciwko bezprawnemu złamaniu przez Związek Radziecki umów międzynarodowych zawartych z Rzeczpospolitą !
    - Proszę przyjąć tę notę ambasadorze. – rzekł z wyczuwalnym naciskiem Potiomkin.
    - Nie. Skoro nie jest pan w stanie umożliwić mi rozmowy z Ludowym Komisarzem Spraw Zagranicznych, spotkanie uważam za zakończone. Żegnam.
    Grzybowski odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając nadal całkowicie zaskoczonego takim obrotem spraw radzieckiego dyplomatę. Kiedy Potiomkin zdał sobie sprawę z konsekwencji jakie niesie ze sobą odmówienie przyjęcia tej noty, natychmiast chwycił za słuchawkę telefonu i pośpiesznie wykręcił krótki numer.
    - Halo ? Mówi Potiomkin. Macie natychmiast wysłać ostatnią notę dyplomatyczną towarzysza Mołotowa do polskiej ambasady. Nie ustępować. Sprawa najwyższej wagi.

    Przygotowania do radzieckiej interwencji w Polsce rozpoczęły się już pod koniec sierpnia 1939 roku. Autorem planu działania był szef Sztabu Generalnego, komandarm Borys Szaposznikow. Głównym jego założeniem było możliwe szybkie osiągnięcie linii demarkacyjnej przewidzianej w Pakcie Ribbentrop-Mołotow oraz odcięcie Wojska Polskiego od granic Litwy i Łotwy na północy oraz Rumunii i Węgier na południu. W tym celu wydzielono z całości sił przeznaczonych do ataku tzw. Grupy Szybkie („Połocką”, „Mińską” i „Dzierżyńską”) na północy, a na południu najsilniejszej 12 Armii przydzielono korpus pancerny, dwa korpusy kawalerii i dwie samodzielne brygady pancerne. Już 3 września Ludowy Komisarz Obrony, marszałek Kliment Woroszyłow wydał stosowne dyrektywy, wprowadzające stan podwyższonej gotowości w Leningradzkim, Kalinińskim, Białoruskim, Kijowskim, Moskiewskim oraz Charkowskim Okręgu Wojskowym. Trzy dni później rozpoczęła się mobilizacja. W dniach 8-13 września kolejno związki taktyczne przewidziane w Planie nr 22 A (uderzenie na Polskę) osiągały gotowość bojową. Pod wieczór 16 września marszałek Woroszyłow wydał tajny rozkaz nr 16634 o treści: Uderzać siedemnastego o świcie.

    [​IMG]

    Od godziny 3:00 rano 17 września 1939 roku oddziały Armii Czerwonej rozpoczęły przekraczanie granicy polskiej niemal na całej jej długości. Siły dwóch radzieckich frontów (Białoruskiego, komdarma II rangi Michaiła Kowalowa, składającego się z 3, 11 i 4 Armii oraz Ukraińskiego, komdarma I rangi Siemona Timoszenki, w składzie 5, 6 i 12 Armii) obejmowały 2 korpusy pancerne, 9 samodzielnych brygad pancernych, 14 dywizji kawalerii oraz blisko 40 dywizji piechoty. Łącznie 60 wielkich jednostek, 620 tysięcy żołnierzy, 5 tysięcy czołgów, 4 tysiące dział oraz tysiąc samolotów. Wojska polskie osłaniające granicę wschodnią składały się z 17 baonów oraz 6 szwadronów Korpusu Ochrony Pogranicza. Bez broni przeciwpancernej, bez artylerii…

    Tego dnia ostatecznie zakończyła się dyplomatyczna gra Moskwy, która od podpisania paktu o nieagresji z III Rzeszą starannie zwodziła i wprowadzała w błąd opinię międzynarodową oraz korpusy dyplomatyczne większości państw. Już 27 sierpnia 1939 roku, czyli zaledwie cztery dni po podpisaniu Paktu Ribbentrop-Mołotow, marszałek Kliment Woroszyłow udzielił radzieckiej gazecie Izwiestii wywiadu, w którym nie wykluczył możliwości dostaw do Polski w wypadku wojny. Także broni. W momencie kiedy niemieckie bomby spadały na Warszawę, 2 września ambasador ZSRR w stolicy, Mikołaj Szaronow zwrócił się do ministra Becka z zapytaniem dlaczego rząd polski nie korzysta z tej możliwości. Kiedy do sprawy powrócono tydzień później radziecka dyplomacja rozpoczęła grę na zwłokę, wciąż jednak mamiąc Polaków możliwością dostaw broni. Ostatecznie wysłany w celu negocjacji nad zakupem uzbrojenia major Zarębski przybył do Moskwy 17 września o godzinie 9 rano, w momencie kiedy sowieckie czołgi wdzierały się w głąb terytorium Rzeczpospolitej.

    Pierwsze wiadomości o przekroczeniu granicy przez wojska radzieckie dotarły Sztabu Głównego o godzinie 6:10. Była to depesza dowódcy pułku KOP „Podole”, podpułkownika Marceli Kotarba.

    [​IMG]
    Propagandowy...

    [​IMG]
    ... i rzeczywisty obraz agresji radzieckiej​

    O godzinie 11:00 dotarła z Moskwy do ministra Becka wiadomość o przebiegu spotkania ambasadora Grzybowskiego z zastępcą Ludowego Komisarza Spraw Zagranicznych, Władimira Potiomkina. Nikt wśród polskich wojskowych czy polityków przebywających w południowo-wschodniej Polsce nie miał już złudzeń w jakim charakterze przekraczała granicę Armia Czerwona. Tymczasem sami żołnierze radzieccy celowo dezorientowali pracowników polskiej administracji czy wojska wymachując w wielu wypadkach białymi chustami czy głosząc, iż przybywają z pomocą i zamierzają walczyć z Niemcami. W Zaleszczykach radzieckie czołgi udekorowano czerwonymi i biało-czerwonymi flagami. Z oficerami polskimi oficerowi radzieccy zawierali fikcyjne umowy o współdziałaniu czy zgodzie na ewakuację. Dochodziło do sytuacji kiedy wkraczający Sowieci byli przyjmowani wiwatami przez samych Polaków, przekonanych o szczerości ich zapewnień o pomocy. Rzeczywistość szybko weryfikowała te złudzenia. W ślad za postępującą naprzód Armią Czerwoną szły zbrodnie, gwałty i rabunki. Nie sposób wymienić wszystkich. Lecz należy wspomnieć o tych najważniejszych:

    24 września czerwonoarmiści rozstrzelali całą zmotoryzowaną kompanię policji z dowódcą, kapitanem Franciszkiem Orłowskim we wsi Jeziorko na wschód od Kamienia Koszyrskiego. W Mokranach nad Bugiem zamordowano 30 oficerów i podoficerów Flotylli Pińskiej oraz 2 oficerów 135 Pułku Piechoty Rezerwy z dowódcą II dywizjonu flotylli komandorem podporucznikiem Sierkuczewskim na czele. Po bitwie pod Szackiem żołnierze radzieccy również dopuścili się zbrodni na jeńcach, zabijając grupę 80 żołnierzy i oficerów (zginął m.in. podpułkownik Ferencewicz). Ofiarami ślepej agresji najeźdźców padali nie tylko umundurowani funkcjonariusze państwa polskiego, choć to na nich głównie skupiła się nienawiść Sowietów. W Pińsku niemal natychmiast po wkroczeniu Armii Czerwonej na podstawie list proskrypcyjnych aresztowano i wywieziono w nieznanym kierunku 60 nauczycieli tamtejszego gimnazjum. W tragicznych dniach września to miasto stało się świadkiem jeszcze jednej straszliwej zbrodni. Kiedy na ulicach pojawili się czerwonoarmiści, na spotkanie z nimi wyruszyła w idealnym szyku kompania młodzieży komunistycznej z Górnego Śląska, która uciekła aż tutaj na fali pośpiesznej ewakuacji ze strefy walk. Dowodzący hufcem młody mężczyzna natychmiast skierował się w stronę oficera radzieckiego, aby złożyć mu raport. Ten jednak nie chcąc słuchać ani słowa, po prostu strzelił z rewolweru Polakowi w twarz. Równocześnie do kompanii otworzyli ogień żołnierze, zabijając większość od razu, a resztę dobijając później bagnetami. Wytyczne z Moskwy były jasne: żadnej współpracy z Polakami. Pańsko-burżuazyjna, faszystowska Polska miała zostać raz na zawsze wymazana z mapy Europy. Pierwszym etapem jej likwidacji przez Stalina była eksterminacja członków Komunistycznej Partii Polskiej na fali czystek w 1938 roku pod zarzutem infiltracji jej szeregów przez wywiad państw imperialistycznych.

    [​IMG]

    [​IMG]
    Armia Czerwona przekraczająca granicę polską 17 września 1939 roku​

    Bardzo często fakt niemal zupełnego załamania dyscypliny w wkraczającymi do Rzeczpospolitej oddziałach działał alarmująco na samych oficerów, którzy poczęli słać do komisarzy politycznych pełne zgrozy meldunki o przestępstwach popełnianych przez własnych podkomendnych:

    [​IMG]

    [​IMG]
    Już w pierwszych dniach w wyniku zaskoczenia do niewoli radzieckiej dostały tysiące polskich żołnierzy​

    Pomimo chaosu i zamieszania jakie niosło ze sobą przekroczenie granicy przez Armię Czerwoną, wiele polskich placówek wojskowych, nie czekając na stosowne instrukcje stawiło opór żołnierzom radzieckim. Miażdżąca przewaga szybko doprowadzała do rozstrzygnięć tych krótkich aczkolwiek gwałtownych potyczek na strażnicach. Najdłużej broniły się baony „Ludwikowi”, „Sienkiewicze”, „Dawidgródek” (wszystkie z Brygady KOP „Polesie”) oraz pułki KOP „Sarny”. Kilka godzin trwała walka z żołnierzami pułków KOP „Wilejka” i KOP „Podole”.

    Marszałek Rydz-Śmigły, kiedy tylko dotarły do niego wieść o wkroczeniu Armii Czerwonej wydał rozkazy generałom Łuczyńskiemu w Tarnopolu i Jatelnickiemu w Mikulińcach, aby ich oddziały stawiły zdecydowany opór Rosjanom na rzece Seret, osłaniając tym samym kadrze oficerskiej i podoficerskiej z ośrodka zapasowego ewakuację za Dniestr. Były w przygotowaniu kolejne rozkazy, przewidujące stawienie zdecydowanego oporu wojskom radzieckim… Niestety przesadzone meldunki o postępach Armii Czerwonej (oficerowie misji francuskiej donosili, że Sowieci przekroczyli już Dniestr pod Uścieczkiem, ok. 40 km od Kołomyi, co było oczywistą nieprawdą), naciski szefa misji francuskiej generała Faury’ego oraz premiera Składkowskiego, spowodowały wydanie tragicznej w skutkach dyrektywy:

    Rozkaz, który w założeniu miał uratować Wojsko Polskie od bezsensownej rzezi w przegranej już kampanii w praktyce pogłębił jedynie chaos i zamieszanie, spowodowane wkroczeniem wojsk radzieckich. W rezultacie próby „negocjacji” z bolszewikami kończyły się według starannie zaplanowanego przez NKWD schematu: podpisanie porozumienia, po czym cyniczne jego złamanie w wyniku „zmiany sytuacji ogólnej”. Tak było choćby we Włodzimierzu Wołyńskim, gdzie po południu 19 września pojawili się żołnierze Armii Czerwonej i otoczyli oddziały polskie w koszarach Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii. Dowódca okręgu, generał Smorawiński wysłał do Rosjan parlamentariuszy, którzy mieli wynegocjować wolne przejście do Rumunii w zamian za oddanie miasta. Komdiw Bogomołow przyjął polskie warunki, po czym kiedy oddziały generała Smorawińskiego zdały ciężką broń, oznajmił, że oficerowie są uznawani za jeńców wojennych i muszą zostać rozbrojeni.
    Podobny scenariusz powtórzył się w Tarnopolu.

    [​IMG]
    Polskie pojazdy na granicy rumuńskiej

    [​IMG]
    Mapa podziału ziem polskich wydrukowana przez radziecką Izwiestię 18 września​

    Około godziny 11:30 17 września w kwaterze głównej Naczelnego Wodza odbyło się nadzwyczajne posiedzenie z udziałem Rydza-Śmigłego, Józefa Becka i Felicjana Sławoj-Składkowskiego. Trwało blisko 45 minut. Po jego zakończeniu Marszałek oznajmił swojemu szefowi sztabu, generałowi Stachiewiczowi, iż podjęto decyzję o zwolnieniu Rumunii z obowiązków sojuszniczych względem wkroczenia Armii Czerwonej do Polski w zamian z obietnicę wolnego przejazdu przez jej terytorium do Francji dla rządu oraz Wojska Polskiego.
    O godzinie 13:00 Naczelny Wódz znalazł się w miejscowości Kuty, gdzie odbył naradę z prezydentem Mościckim. Prezydentowi z najwyższym trudem udało się odwieść Rydza-Śmigłego od jego planów przebicia się do generała Sosnkowskiego czy nawet walczącej Warszawy. Mościcki przekonywał, że doświadczenie jakie Marszałek wyniósł z kampanii w Polsce będzie bezcenne dla sojuszników i, że we Francji potrzebny będzie ktoś kto będzie potrafił odtworzyć Wojsko Polskie, tak by u boku armii francuskiej i brytyjskiej mogło wiosną przeprowadzić ofensywę na Niemcy. Ostatecznie podjęto decyzję o ewakuacji do Rumunii najwyższych władz państwowych i wojskowych. Nastąpiło to w nocy z 17 na 18 września 1939 roku.
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Sztabu Generalnego Armii Czerwonej, 17 września 1939 roku:

    Dziś rano armie sowieckie przekroczyły granicę polską na całej jej długości od Dźwiny na północy po Dniestr na południu. Po pokonaniu słabego oporu polskich placówek granicznych zajęto na północy miejscowości Głębokie, Młodeczno i inne, w kierunku na Baranowicze przekroczono Niemen i osiągnięto miejscowości Mir i Snów. Na Zachodniej Ukrainie w radzieckich rękach są już miasta Równe, Dubno, Zbaraż, Tarnopol i Kołomyja. Przez natarcie na Kołomyję w znacznej mierze odcięto granicę między Polską a Rumunią. Sowiecki siły zbrojne zestrzeliły ponadto siedem polskich myśliwców i trzy polskie bombowce, których załogi zatrzymano. Jednostki Armii Czerwonej zostały owacyjne przyjęte przez miejscową ludność białoruską i ukraińską.

    Doniesienie E.W Beatty'ego, specjalnego wysłannika United Press, Czerniowce, 17 września 1939 roku:

    Dziś po południu rząd polski rozpoczął przekraczanie granicy rumuńskiej. Urzędnicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych opuścili Kuty autobusami, samochodami, wozami i wszelkimi możliwymi pojazdami. Minister spraw zagranicznych Beck zapewne też przekroczy granicę w najbliższych godzinach. Podobnie oczekuje się, że prezydent Rzeczpospolitej Mościcki już tego popołudnia wyruszy ze Śniatynia do Rumunii.

    Komunikat Agencji United Press, Londyn, 17 września 1939 roku:

    W tutejszych oficjalnych kołach polskich mówi się, że już rozpoczęły się walki pomiędzy wkraczającymi do Polski wojskami sowieckimi a oddziałami polskimi. Polskie wojska stawiły opór w Młodecznie, ważnym węźle kolejowym na linii Mińsk-Wilno.
     
  24. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Oczami Świadków

    [​IMG]

    Emil Szirer (Schürer), dziennikarz Czerwonego Sztandaru, organu lwowskich komunistów, wspomina na łamach gazety swoje pierwsze spotkanie z wkraczającą na „Zachodnią Ukrainę” Armią Czerwoną



    Źródło: Emil Szirer (Schürer), Oręż walki i pracy, Czerwony Sztandar, Lwów, 5 XII 1939 roku

    [​IMG] [​IMG]

    [​IMG]
    Wkraczająca na Kresy Wschodnie Armia Czerwona. "Wczoraj kołchoźnicy, dziś żołnierze-wyzwoliciele"

    [​IMG]
    Część społeczności ukraińskich, białoruskich i żydowskich zamieszkujących wschodnie województwa Polski przyjmowało żołnierzy radzieckich ze szczerym i niewyreżyserowanym entuzjazmem jako wyzwolicieli spod panowania Polaków​
     
  25. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część osiemnasta: „Walki na wschodzie”

    [​IMG]

    17 września -1 października 1939 roku


    -Orędzie prezydenta Ignacego Mościckiego, Kossów, 17 września 1939 roku

    [​IMG]
    Główne kierunki ataków Armii Czerwonej we wrześniu 1939 roku​

    Sytuacja polityczna jaka wytworzyła się na ziemiach polskich po wkroczeniu Armii Czerwonej była niezwykle skomplikowana. Z jednej strony rząd polski nie ogłosił stanu wojny ze Związkiem Radzieckim, a władze wojskowe wydały rozkaz „nie walczyć !”. Z drugiej wiele oddziałów Wojska Polskiego toczyło od wczesnych godzin porannych regularne walki z czerwonoarmistami, którzy nierzadko sami rozpoczynali działania zaczepne.
    Wielce niejasna stała się także sytuacja międzynarodowa. Traktaty sojusznicze z Anglią i Francją jakie zawarła Polska nie przewidywały pomocy tych państw w wypadku ataku innego agresora niż ten określony w tajnym protokole. Tym agresorem były Niemcy. Stąd wynikało dwuznaczne stanowisko jakie zajęły rządy w Paryżu i Londynie wobec faktu ataku Armii Czerwonej. Politycy godzinami debatowali nad treścią not protestacyjnych, starannie ważąc słowa, aby nie urazić zbytnio władz w Moskwie. Celowo odrzucano sformułowania „agresja”, aby nie stawiać Związku Radzieckiego w jednym szeregu z nazistowskimi Niemcami. Dopiero 19 września rząd brytyjski wydał deklarację, w której odrzucił argumenty strony radzieckiej o rzekomym „nieistnieniu państwa polskiego”. Rząd francuski ograniczył się do domagań wyjaśnienia charakteru „akcji” zapoczątkowanej dwa dni wcześniej. Odpowiedź z Moskwy była natychmiastowa i druzgocząca. ZSRR nie zamierzało nikomu tłumaczyć się z posunięć w zakresie własnych spraw suwerennych, co świadczyłoby o tym, że zabór niemalże połowy terytorium przedwojennej Rzeczpospolitej traktowano na Kremlu jako „sprawę wewnętrzną”.
    W podobnym tonie wypowiedział się dla jednej z gazet Pierwszy Lord Admiralicji w rządzie Nevilla Chamberlaina, Winston Churchill, który zwrócił uwagę, że terytorium zajęte przez Rosjan we wrześniu 1939 roku z grubsza odpowiada uznanej przez Wielką Brytanię Linii Curzona, mającej stanowić granicę wschodnią Polski.
    Te akademickie rozważania potwierdziły jednie tragizm sytuacji w jakiej znaleźli się w połowie września Polacy na Kresach Wschodnich.

    Na wschodzie oprócz jednostek KOP-u Wojsko Polskie dysponowało znacznymi ośrodkami zapasowymi, w oparciu o które przystąpiono już do formowania nowych jednostek. Ogólne Polacy dysponowali blisko 300 działami, 100 działami przeciwpancernymi, 100 działami przeciwlotniczymi, 70 czołgami oraz samochodami pancernymi oraz 3 pociągami pancernymi. Dodatkowo na lotniskach południowo-wschodnich województw Rzeczpospolitej skoncentrowano 160 samolotów. Nie były to duże siły, lecz umiejętnie wykorzystane mogły opóźnić postępy wkraczającej Armii Czerwonej. Niestety chaos i zamieszanie przekreśliły tę możliwość…

    [​IMG] [​IMG]
    Ulotki niemiecka i radziecka, skierowane do żołnierzy polskich.​

    Wilno i Grodno

    Na północy po rozbiciu nad granicą baonów KOP „Wieniec”, „Krasne” i „Budsław” podjęto decyzję o demobilizacji ośrodka zapasowego 19 Dywizji Piechoty w Lidzie. Większość żołnierzy polskich przekroczyła granicę litewską, gdzie zostali internowani, część natomiast wycofała się w kierunku Wilna i Grodna.
    W Wilnie już od 10 września przygotowywano miasto na wypadek ewentualnego podejścia wojsk niemieckich. Garnizon miasta składał się z 8 batalionów, 14 dział oraz 2 działek przeciwlotniczych. Dzięki pomocy ludności cywilnej przystąpiono do wykonywania polowych prac fortyfikacyjnych. Kiedy na horyzoncie pojawili się żołnierze radzieccy, załogę Wilna wzmocnili żołnierze pułku KOP „Wilno”, ośrodka zapasowego Wileńskiej Brygady Kawalerii, 20 Baterii Przeciwlotniczej, Baonu Obrony Narodowej „Podstawy” oraz improwizowane dwie kompanie ckm-ów przeciwlotniczych. Łącznie do obrony miasta gotowych było 7 tysięcy żołnierzy, którym jednak dotkliwie doskwierał brak broni ciężkiej, a także amunicji, nie wspominając już o sprężystym dowodzeniu. Pułkownik Jarosław Okulicz-Kozaryn, dowódca OPL w Okręgu Korpusu III, jako najstarszy stopniem oficer przejął ogólną komendę nad wszystkimi jednostkami w mieście. Na wieść o zbliżającej się Armii Czerwonej wydał rozkaz ewakuacji podległych sobie wojsk na Litwę, po czym samo opuścił Wilno. Mimo wydania tego rozkazu doszło do walki z wkraczającymi do miasta oddziałami radzieckimi. Symbolem tej chaotycznej bitwy stała się obrona grobu z sercem Marszałka Piłsudskiego na Cmentarzu na Rossie, którą pojął batalion KOP „Troki”, majora Krasowskiego, wsparty przez wartę honorową oraz harcerzy. Ostatecznie do wieczora 19 września Armia Czerwona ostatecznie opanowała Wilno, tracąc w wyniku walk zaledwie 13 zabitych i 24 rannych żołnierzy, 5 czołgów i samochód pancerny. Szefem garnizonu miasta został kombrig Achlustin.

    Diametralnie inaczej sytuacja rozwinęła się w Grodnie. Trzonem obrony był tutaj Okręg Warowny „Grodno”, którym dowodził pułkownik Bronisław Adamowicz. Zamierzał on wykonać rozkaz generała Olszyny-Wilczyńskiego, zakładający ewakuację wszystkich dostępnych sił na Litwę, zdając sobie sprawę, że poważnie osłabiony Okręg Warowny nie będzie w stanie spełnić swojego zadania polegającym na utrzymaniu łączności z tzw. Korytarzem Wileńskim oraz zabezpieczenia mostów na Niemnie. 11 września główne jednostki stanowiące trzon wojsk okręgu zostały wysłane do Lwowa lub Wilna. Oddziały, które pozostały nie przedstawiały wartości bojowej rokującej długotrwałą obronę. Innego zdania był wiceprezydent Grodna Roman Sawicki, który nie zamierzał poddawać miast bez walki. Z jego inicjatywy ludność cywilna oraz oddziały rezerwy przystąpiły do budowy umocnień polowych, przygotowując Grodno do obrony.

    [​IMG] [​IMG]
    Nie wszędzie radzieckie czołgi, wkraczające do polskich miast były udekorowane kwiatami...​

    20 września do miasta wjechał batalion rozpoznawczy (11 czołgów i samochód pancerny) 27 Brygady Pancernej kombriga Bogdanowa. Wykorzystując lukę w południowej linii polskiej obrony wozy te wdarły się na most drogowy na Niemnie, gdzie jednak zostały ostrzelane przez dwa działka kal. 40 mm Bofors z 94 Baterii Artylerii Przeciwlotniczej. Trafiony i zniszczony został samochód pancerny, w którym najpewniej znajdował się dowódca batalionu, w rezultacie czego pozbawione dowodzenia czołgi rozjechały się po centrum miasta. Tam zaczęło się na nie polowanie ze strony żołnierzy oraz ochotników, harcerzy i uczniów miejscowych gimnazjów, uzbrojonych w butelki z płynem zapalającym. Wedle polskich relacji zniszczono wszystkie czołgi. Wedle strony radzieckiej tylko cztery.
    To niepowodzenie nie zraziło Rosjan, którzy rzucili na miasto główne siły brygady pancernej, liczące ponad 65 czołgów. Walki rozgorzały na nowo i osiągnęły swoje apogeum w momencie, kiedy do akcji weszła radziecka piechota oraz artyleria. Mimo druzgoczącej przewagi czerwonoarmistom nie udało się wyprzeć Polaków z ich głównych pozycji obronnych, a jedynie zdobyć podstawy wyjściowe do przyszłych działań. Wydawało się, że Grodno bronią znaczne siły polskie, świetnie dowodzone i koordynowane, zaprawione w bojach. Rzeczywistość była zupełnie inna. Garnizon miasta składał się z zaledwie dwóch niepełnych batalionów piechoty, improwizowanej kompanii piechoty, najróżniejszych sił żandarmerii i policji oraz baterii artylerii przeciwlotniczej, z której jedno (z dwóch posiadanych dział) zostało zniszczone już na początku walk.
    Straty sowieckie pierwszego nieudanego ataku na miasto zamknęły się liczbą 15 zabitych i 11 rannych. Dodatkowo utracili oni 3 zniszczone czołgi oraz wóz pancerny oraz 6 czołgów uszkodzonych.

    [​IMG]

    [​IMG]
    ...Bardzo często witane były przez improwizowane siły obrońców butelkami z benzyną i granatami​

    W nocy z 20 na 21 września obrońców Grodna zasiliły oddziały zgrupowania „Wołkowysk” (Rezerwowa Brygada Kawalerii i spieszony 103 Pułk Szwoleżerów Rezerwy), generała Wacława Przeździeckiego, który przejął dowództwo obrony. Rano, po przygotowaniu artyleryjskim do ataku ruszyli żołnierze Armii Czerwonej. Po kilkugodzinnych zaciętych walkach czołgi radzieckie przerwały obronę polską i wdarły się do centrum miasta. Ponownie, podobnie jak poprzedniego dnia do akcji wkroczyli pojedynczy żołnierze i ochotnicy, którzy butelkami z benzyną atakowali sowieckie wozy. Symbolem tych walk stał się trzynastoletni Tadeusz Jasiński, cywilny obrońca schwytany przez Rosjan i przywiązany do pancerzu czołgu w charakterze żywej tarczy. Ciężko rannego chłopaka udało się odbić, niestety zmarł wkrótce potem w ramionach swojej matki.

    Walki przeciągły się do wieczora. Sowietom udało się zlikwidować większość punktów oporu w mieście. Broniły się już tylko Zamek Królewski, Zespół Szkół Zawodowych oraz budynki koszar 81 Pułku Piechoty. Widząc beznadziejne położenie, generał Przeździecki nakazał ewakuację sił na Litwę. Następnego dnia do Grodna weszła Armia Czerwona ostrzeliwana jeszcze sporadycznie przez niedobitki obrony polskiej. Za długotrwały opór i związanie w walce znacznych sił XV Korpusu Pancernego oraz XVI Korpusu Strzeleckiego czerwonoarmiści powetowali sobie zbrodniami. Wziętych do niewoli jeńców rozjeżdżano czołgami lub wleczono za wozami po bruku. Rozpoczęły się także represje wobec ludności cywilnej, której symbolem stały się miejsca egzekucji na Psiej Górce i „Krzyżówce”. Łącznie zabito już po zakończeniu walk około 300 Polaków. Straty sowieckie w walkach o Grodno wyniosły 53 zabitych i 160 rannych, a także 20 czołgów i 3 wozy pancerne.

    Tragicznym epilogiem walk w rejonie Grodna stał się los generała Józefa Olszyny-Wilczyńskiego, który ignorując niebezpieczeństwo ze strony jednostek Armii Czerwonej, pozostał w Polsce do 22 września, starając się zorganizować pierwsze zręby konspiracji na tych terenach. Podczas jego przejazdu na Litwę wpadł w ręce oddziału radzieckiego.
    Dalszy jego los opisuje małżonka, z którą podróżował Alfreda Olszyna-Wilczyńska:

    [​IMG]
    Generał Olszyna-Wilczyński. W czasie wojny polsko-bolszewickiej był wojskowym komendantem Kijowa.​

    Janowo pod Kolnem, 28 września 1939 roku

    Resztki oddziałów 110 Pułku Rezerwy ze składu Rezerwowej Brygady Kawalerii przedstawiały przygnębiający widok. Po dwóch starciach z Armią Czerwoną pozostali przy życiu żołnierze sprawiali wrażenie chodzących zwłok. Nienaturalnie bladzi, małomówni i słabi tak, że często nie mogli utrzymać się w końskich siodłach. Pułk miał wielu rannych, którzy pozbawieni profesjonalnej opieki medycznej umierali w męczarniach. Dalszy marsz w kierunku Warszawy wydawał się samobójstwem. Ci ludzie nie byli w stanie dalej walczyć. Byli zbyt nieliczni i słabi. Każdy bój z nieprzyjacielem mógł zakończyć się tylko i wyłącznie katastrofalnymi stratami oraz rozbiciem pułku. Podpułkownik w stanie spoczynku Jerzy Dąbrowski, sędziwy staruszek, groteskowo wyglądający w mundurze ułana chciał za wszelką cenę uniknąć wielce prawdopodobnej masakry swoich ludzi. Za wszelką cenę.
    - Panowie oficerowie. Trzeba postawić sprawę jasno. Dalszy marsz na Warszawę jest niemożliwy. Z wojskowego punktu widzenia, wobec wielokrotnej przewagi nieprzyjaciela nie mamy szans na przedarcie się… - zwrócił się do oficerów sztabu podpułkownik Dąbrowski. – Szwadron Moczulskiego jak sami panowie wiedzą… Został rozbity… Nie widzę innej możliwości jak tylko rozwiązanie pułku.
    Zapanowała chwila ciszy, którą przerwał major Dobrzański, zrywając się na równe nogi.
    - Rotmistrzu Sołtykiewicz ! – rzucił podniesionym głosem. – Proszę zebrać pułk !
    - Majorze Dobrzański !! – teraz zerwał się podpułkownik. – To jest niesubordynacja !!
    - Rotmistrzu Sołtykiewicz… Proszę wykonać rozkaz. – powtórzył major, ignorując wyraźnie krzykliwy ton podpułkownika.
    Oficerowie bacznie zmierzyli obu wzrokiem.
    - Tak jest… - odpowiedział cicho rotmistrz.
    - Panowie oficerowie… Przejmuję dowództwo nad pułkiem.

    Inny pułk Rezerwowej Brygady Kawalerii, 101 pod Koziowcami stoczył całodzienną (uznaną przez Rosjan za największą bitwę z Wojskiem Polskim) walkę z Armią Czerwoną, która poniosła straty sięgające blisko 800 zabitych i rannych oraz 22 zniszczonych czołgów.

    Na Polesiu w oparciu o siły Okręgu Korpusu nr IX generał Franciszek Kleeberg przygotowywał obronę już od 9 września na linii Brześć-Pińsk. Do 17 września miał on pod swoją komendą wojska liczące 20 batalionów, wspartych zaledwie 10 działami oraz kilkunastoma działami przeciwpancernymi. Zgrupowanie „Kobryń” pułkownika Adama Eplerta (7 batalionów piechoty, 10 dział i kilka dział ppanc.) miało okazję walczyć już Niemcami pod Kobryniem. Reszta sił nie brała jeszcze udziału w bitwie.
    W momencie wejścia do Polski Armii Czerwonej do walki weszły słabe oddziały osłonowe KOP na granicach. Zostały one w większości zniszczone lub zmuszone do odwrotu. 18 września generał Kleeberg otrzymał wydany dzień wcześniej rozkaz Naczelnego Wodza o przebijaniu się na Węgry lub do Rumunii. Zdecydował się on przejść wraz z podległymi sobie oddziałami do rejonu na zachód od Kowla. Po reorganizacji jego wojska otrzymały nazwę Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”. W Kowlu natrafiono na oddziały Armii Czerwonej. Próbowano nawiązać pertraktacje, zgodnie z rozkazem Marszałka Rydza-Śmigłego o wolnym przemarszu do Rumunii, jednak Sowieci nie zgodzili się na polskie warunki. W zaistniałej sytuacji generał Kleeberg, dostrzegając tworzący się korytarz pomiędzy wycofującymi się na zachód oddziałami niemiecki a prącymi na wschód radzieckimi, postanowił ruszyć na Włodawę. Jego celem była Warszawa – jedyny pewny punkt obrony polskiej.

    [​IMG]

    [​IMG] [​IMG]
    Symbol sojuszu niemiecko-radzieckiego we wrześniu 1939 roku. 22 września. Generał Heinz Guderian (dowódca XIX Korpusu Pancernego) i kombrig Kriwoszein (dowódca radzieckiej brygady pancernej) wspólnie odbierają defiladę wojskową w zajętym Brześciu nad Bugiem​

    22 września w rejonie Mokran natrafiono na zgrupowanie piechoty podpułkownika Ottokara Brzozy-Brzeziny, które włączono do Grupy Operacyjnej jako 50 Dywizję Piechoty „Brzoza”. Dwa dni później, nie czekając na oddziały KOP generała Wilhelma Orlika-Rückemanna, koncentrujące się w rejonie Moroczna, SGO „Polesie” wyruszyła ku Włodawie. 3 Pułk Piechoty KOP (płk. Zdzisław Zajączkowski), który zamierzał dotrzeć do miejsca koncentracji wojsk generał Kleeberga po zwycięskich potyczkach pod Borowiczami i Hruziatyniem, został otoczony w Radoszynie i 23 września poddał się Armii Czerwonej.
    W dniu kiedy SGO „Polesie” wyruszała na Włodawę, w Brześciu odbywała się uroczysta defilada zaprzyjaźnionych armii niemieckiej i radzieckiej. Miasto zostało oficjalnie przekazane pod jurysdykcję Związku Radzieckiego, mimo iż do 26 września w Twierdzy Brzeskiej walczył jeszcze Fort V obsadzony przez batalion marszowy 82 Pułku Piechoty. 25 września do rangi bohatera sowieckiego urósł dowódca 29. Brygady Pancernej kombryg Siemion Kriwoszein. Jego oddziały w Brześciu nad Bugiem wzięły bowiem do niewoli 1030 polskich oficerów, 1220 podoficerów i 34 tys. szeregowych żołnierzy. W jaki sposób do tego doszło ? W sposób niezwykle kuriozalny. Na dworzec kolejowy w Brześciu w bałaganie odwrotu ku bezpiecznym granicom przybyło kilkadziesiąt polskich transportów wojskowych z żołnierzami i ze sprzętem. Wysiadali z wagonów wprost w ręce czerwonoarmistów…

    [​IMG]
    Polskie lotnictwo mimo szczupłości sił przystąpiło do walki z lotnictwem radzieckim. Już 17 września zestrzelono 2 bombowce typu Tupolew SB-2 oraz 5 myśliwców I-16. Tutaj warta czerwonoarmisty przed zestrzelonym polskim samolotem łącznikowym PWS-26, który nie zdołał dostać się do Rumunii​

    27 września wojska generała Kleeberga wkroczyły do Włodawy, gdzie zostały entuzjastycznie przywitane przez miejscową ludność. Grupę wzmocniła tego dnia dwubrygadowa Dywizja Kawalerii „Zaza”, generała Podhorskiego, która znajdowała się pod Ostrowem Lubelskim. Tym samym generał Kleeberg stanął na czele największego zgrupowania Wojska Polskiego w regionie. Dysponował realną siłą, którą zamierzał wykorzystać na przebicie się do Warszawy. Niestety następnego dnia z nadsłuchu radiowego dowiedziano się o jej kapitulacji. Dowódca SGO „Polesie” zakazał informować o tym fakcie swoich żołnierzy, aby nie załamać morale. Zamiast na stolicę, zdecydował przebijać się na Dęblin, by w tamtejszych składach broni, uzupełnić amunicję, a następnie dalej przedrzeć się w Góry Świętokrzyskie, gdzie wojsko miało rozpocząć działania partyzanckie. 29 września wyruszono na Radzyń. Tego samego dnia 60 Dywizja Piechoty „Kobryń” (płk. Eplert) stoczyła zwycięską bitwę pod Jabłonną z Armią Czerwoną, a 30 września pobiła oddziały radzieckie pod Milewem. Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie” przełamała tym samym rosyjskie próby odcięcia jej od reszty kraju i wyruszyła na zachód.

    Kiedy generał Kleeberg podejmował kluczową decyzję o kierunku dalszego marszu, pod Szackiem Grupa KOP generała Orlika-Rückemanna szykowała się do ataku na stacjonujące w pobliżu oddziały radzieckie. Wcześniej atak podjęli czerwonoarmiści, lecz zostali krwawo odparci przez żołnierzy polskich, tracąc kilkunastu zabitych i 8 czołgów. Teraz do przeciwnatarcia sposobili się Polacy. Rozpoczęło się ono rano 29 września od ostrzału miejscowości przez artylerię. Wkrótce później na pozycje obronne Rosjan ruszyła piechota. Doszło do walki na bagnety, w której swoją wyższość udowodnili żołnierze KOP-u. 52 Dywizja Strzelecka, będąca przeciwnikiem generała Rückemanna przestała istnieć jako zwarty związek taktyczny. Następnego dnia oddziały polskie działając w pościgu za wycofującymi się rozbitymi grupkami czerwonoarmistów rozbiły straż przednią kolejnej radzieckiej dywizji. Straty Grupy KOP-u wyniosły ok. 350 zabitych i 900 rannych. Rosyjskie ponad 500 zabitych, 1600 rannych oraz blisko 40 czołgów.
    Po tym sukcesie generał Rückemann przekroczył Bug i skierował się ku lasom na południe od miejscowości Parczew. 1 października podczas próby przekroczenia szosy Włodawa-Lublin i przedostaniu się do Samodzielnej Grupy „Polesie” oddziały polskie napotkały duży radziecki oddział pancerny pod miejscowością Wytyczno. Doszło do kilkugodzinnej bitwy, w której natarcie jednostek KOP-u zostało zatrzymane wskutek wyczerpania amunicji. Polacy wycofali się do lasów pod Sosnowicą, gdzie dowódca podjął decyzję o rozwiązaniu oddziału. Część żołnierzy przeszła do walki partyzanckiej. Inni z generałem Rückemannem na czele podjęli próbę przebicia się na Litwę w niewielkich, kilkuosobowych grupach.

    Jednym z ostatnich oddziałów walczących na Kresach Wschodnich była grupa pułkownika Tadeusza Zieleniewskiego, składająca się z 4 pułków piechoty oraz pułku kawalerii. Oddział ten próbował przedrzeć się do granicy węgierskiej, lecz na drodze do wykonania tego zadania stanęła niezwykle płynna współpraca pomiędzy Armią Czerwoną a Wehrmachtem. W dniach 29-30 września grupa stoczyła szereg potyczek pod Polichną Górą, Krzemieniem, Flisami czy Janowem Lubelskim. 2 października 1939 roku po wyczerpaniu się zapasów amunicji pułkownik Zieleniewski złożył broń przed Armią Czerwoną, która zagwarantowała oficerom i szeregowcom prawo przejazdu na Węgry. Umowa jednak została złamana.

    Kapitulacja Lwowa

    19 września oddziały radzieckie znalazły się pod Lwowem. Dowódca Samodzielnej Brygady Pancernej kombrig Iwanow, niemal natychmiast wystosował do dowódcy obrony, generała Langera prośbę o wpuszczenie czerwonoarmistów do miasta. Pod wieczór 20 września kiedy nie nadeszła w tej sprawie odpowiedź polska, sowieckie czołgi przypuściły próbę wtargnięcia do Lwowa. Rozgorzały walki w wyniku których jeden z wozów został zniszczony.

    [​IMG]
    Defilada Armii Czerwonej w zdobytym Lwowie​

    Mimo, iż zapasów żywności było w mieście na 2-3 miesięcy walk, a amunicji na 2-3 tygodni obrony, generał Langer uznał, iż dalszy opór w tak beznadziejnej sytuacji może mieć tylko wymiar symboliczny i doprowadzić do niepotrzebnego rozlewu krwi. Nad ranem 22 września 1939 roku delegacja polskich oficerów podpisała w Winnikach protokół przekazania miasta Armii Czerwonej w zamian za swobodny przemarsz oddziałów garnizonu do Rumunii. Na zakończenie rozmów kapitulacyjnych, generał Langer miał powiedzieć do oficera radzieckiego:

    Niestety strona sowiecka nie po raz pierwszy złamała warunki kapitulacji i żołnierze polscy broniący Lwowa znaleźli się w obozach jenieckich. Samo miasto zostało wystawione na kilkudniową grabież i rabunek ze strony oddziałów Armii Czerwonej.

    [​IMG]
    Inwentaryzacja polskiego sprzętu zdobytego przez wojska sowieckie w Polsce​

    W wyniku radzieckiego ataku na Polskę 17 września 1939 roku przekreślona została dotychczasowa koncepcja obrony w południowo-wschodnich rejonach Rzeczpospolitej. Wejście Armii Czerwonej powiększyło i tak już gigantyczną dysproporcję sił na froncie i faktycznie rozstrzygnęło losy całej kampanii. W toku działań wojennych wojska radzieckie zdobyły według najnowszych danych: 247 000 karabinów, 8500 karabinów maszynowych, 13 000 szabli, 740 dział różnych typów, 36 czołgów, 64 samochody pancerne, 131 samolotów oraz 4580 pojazdów różnych typów. Dodatkowo w sowieckiej niewoli znalazło 452 000 polskich żołnierzy i oficerów.

    [​IMG]

    Komunikat Agencji TASS, 18 września 1939 roku:

    Według doniesień z dawnych terenów Polski wschodniej sowieckie wojska są przyjmowane z entuzjazmem jako wyzwoliciele spod polskiego jarzma. Wszędzie zrywa się flagi i tablice polskich urzędów, zawieszając naprędce z resztek materiału flagi radzieckie. Ludność, która sprawia wrażenie straszliwie biednej i wynędzniałej, odziana często jedynie w łachmany, znosi jednak swe skromne zapasy żywności aby godnie przyjąć oddziały sowieckie. Ta sytuacja gospodarcza jest straszliwym oskarżeniem polskiego rządu, który z zimną krwią skazał rozległe obszary na nędzę.

    Komunikat Agencji TASS, 19 września 1939 roku:

    Jak donoszą z Leningradu, w portach państw bałtyckich ukrywają się za wiedzą i poparciem ich rządów polskie okręty podwodne. Naczelny dowódca Floty Bałtyckiej podejmie stosowne działania przeciwko możliwym akcjom okrętów podwodnych.

    Artykuł w szwajcarskiej gazecie Neue Zucher Zeitung, 19 września 1939 roku:

    Poselstwo RP zostało upoważnione do zdementowania podanej przez stronę niemiecką wiadomości, wedle której marszałek Rydz-Śmigły miał uciec do Rumunii. Naczelny Wódz Armii Polskiej przebywa wśród swoich wojsk.

    Komunikat Agencji Havas, 19 września 1939 roku:

    Sowieci zatrzymują swoje wojska ! Rządy Anglii i Francji skierowały do rządu sowieckiego energiczną notę protestacyjną, wzywającą Sowietów do wycofania swych wojsk z Polski i oświadczając, że dalsze posuwanie się na terenie Polski pociągnie ze sobą automatyczne wypowiedzenie wojny przez te państwa Związkowi Sowieckiemu, zgodnie z polsko-brytyjskim i polsko-francuskim układem o sojuszu.

    Komunikat Naczelnego Dowództwa Armii Czerwonej, 21 września 1939 roku:

    W dniu 20 września oddziały Armii Czerwonej nadal wypierały wojska polskie i zajęły do końca dnia:
    Na północy (Zachodnia Białoruś) miasto Grodno, na południu (Zachodnia Ukraina) miasta Kowel i Lwów. Między 17 a 20 września Armia Czerwona rozbroiła trzy polskie dywizje piechoty, ponadto dwie brygady kawalerii i liczne mniejsze zgrupowania.
    Według niepełnych danych wzięto do niewoli ponad 60 tysięcy żołnierzy i oficerów. Umocnienia Wilna, Baranowicz, Mołodeczna i Sarn zdobyto z pełnym wyposażeniem, artylerią i amunicją. Wśród obfitego zdobycznego materiału wojennego znajdowało się, według dotychczasowych szacunków, 280 dział i 1200 samolotów. Trwa nadal obliczanie zdobyczy.


    Artykuł w radzieckiej gazecie Izwiestia, 22 września 1939 roku:

    Czołgi wyruszyły do natarcia tak niespodziewanie, ze udało się błyskawicznie zająć południowo-wschodnią część miasta. Podczas walk o Tarnopol polscy oficerowie strzelali ze spichrzów, z okien, rzucali granaty na nasze czołgi. Załogi czołgów napotkały twardy opór przeciwnika, który oszańcował się w ciasnych uliczkach. Polakom udało się nawet otoczyć oddział pancerny, odcinając go od jego jednostki. W odpowiedzi oddział zajął stanowiska na głównej ulicy i ostrzelał oficerów, którzy z dachów zasypywali czołgi gradem kul i granatów.
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie