Kataklizm XX wieku - II wojna Światowa AAR

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez Mandeel, 6 Sierpień 2007.

Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Oczami Świadków

    [​IMG]

    generał Heinz Guderian, dowódca niemieckiego XIX Korpusu Pancernego, wspomina spotkanie z radzieckimi wojskami w Brześciu oraz zakończenie walk w Polsce.


    Źródło: Heinz Guderian, Wspomnienia Żołnierza

    [​IMG]
    Przyjacielska pogawędka sprzymierzeńców w kampanii polskiej

    [​IMG]
    Żołnierze niemieccy z zainteresowaniem przyglądają się sprzętowi jakim dysponuje Armia Czerwona

    [​IMG]
    Symbole państwowości polskiej służą jako materiał do żartów i pamiątkowych fotografii ze zwycięskiej wojny

    [​IMG]
    Tak sytuację z końca września 1939 roku w Polsce widzi angielski karykaturzysta​
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Agencji DNB, 18 września 1939 roku:

    Jak się dowiadujemy, w poniedziałek pod Brześciem nad Bugiem spotkały się jednostki wojsk niemieckich i sowieckich. Oficerowie wymienili pozdrowienia.
     
  2. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dziewiętnasta: „… O honor…”

    [​IMG]

    17 września – 2 października 1939



    - przemówienie radiowe prezydenta Warszawy, Stefana Starzyńskiego, 19 września 1939 roku

    Sowiecka agresja 17 września przekreśliła faktycznie wszelkie możliwości dalszej, skutecznej obrony kraju. Walczące jeszcze wojska polskie rozpoczęły, zgodnie z rozkazem Marszałka Rydza-Śmigłego, przebijanie na Rumunię i Węgry oraz w miarę możliwości na Litwę i Łotwę, tocząc staczając przy tym szereg potyczek oraz regularnych bitew z Wehrmachtem oraz Armią Czerwoną. Broniące się w izolacji punkty oporu takie jak Hel, Warszawa czy Modlin przystąpiły do ostatniej fazy swej walki; walki o obronę honoru Wojska Polskiego.

    Dwie bitwy pod Tomaszowem Lubelskim

    W dnia 13-15 września generałowi Szylingowi udało się ponownie zebrać w całość działające dotychczas oddzielnie grupy Armii „Kraków”. Koncentracja wojska postępowała w rejonie Janowa Lubelskiego oraz Biłgoraja. Nieco dalej na północ w okolicy miejscowości Frampol znajdowała się Armia „Lublin” (Grupa „Sandomierz” oraz Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa), pod dowództwem generała Piskora. Wkrótce później oba związki nawiązały kontakt i postanowiły wspólnie przebijać się przez coraz bardziej zaciskający się pierścień niemieckiego okrążenia. Dowództwo nad całością sił, nazwanych od tej pory Frontem Środkowym przejął generał Piskor, który planował skierować wojska obu armii na Lwów. Generał Szyling opracował w tym czasie plan stoczenia z nieprzyjacielem walnej bitwy, która miała utorować dywizjom Frontu drogę na południe. Zamierzał on uderzyć pod Narolem, na styku 2 Dywizji Pancernej oraz 28 Dywizji Piechoty, najczulszym miejscu niemieckie pierścienia. Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa miała zostać zgodnie z jego zamysłem skierowana pod Tomaszów Lubelski, aby wprowadzić wroga w błąd co do głównego kierunku ataku polskich armii. Taki plan bitwy stanowczo odrzucił generał Piskor. Zamierzał on właśnie na Tomaszów skierować główne siły Frontu: brygadę pułkownika Roweckiego oraz dywizje Grupy Operacyjnej „Jagmin”. Całe zgrupowanie miały osłaniać: od południowego zachodu Grupa Operacyjna „Boruta”, od zachodu słaba Grupa „Sandomierz” a od północy Krakowska Brygada Kawalerii.
    18 września ruszyło polskie natarcie. Początkowo w wyniku czynnika zaskoczenia odniosło ono znaczne sukcesy. Oddziały polskie wdarły się i zdobyły Tomaszów Lubelski, gdzie wzięły wielu jeńców oraz zniszczyły znaczne ilości niemieckiego sprzętu. Niestety błyskawiczny kontratak wyparł ich z większości zajętych pozycji. Straty były gigantyczne. Z 22 czołgów 7TP Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej sprawnych pozostało zaledwie 10. Kompanie tankietek utraciły ponad 80% sprzętu. Mimo tego w nocy z 18 na 19 września resztki brygady wsparte dodatkowo pułkami 23 i 55 Dywizji Piechoty ponownie przystąpiły do ataku. I tym razem załamał się on w silnym ogniu niemieckich dział i karabinów maszynowych.
    Zgrupowanie polskie niemal natychmiast zostało otoczone przez jednostki VII Korpusu, który zagroził skrzydłu oraz tyłom armii generała Piskora. Nocą z 19 na 20 września wykrwawione dywizje ponowiły rozpaczliwą próbę przedarcia się przez pierścień okrążenia. Walki były mordercze i niezwykle zacięte, lecz nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Wobec wyczerpujących się zapasów amunicji i ciężkiej sytuacji w taborach, gdzie znajdowało się tysiące rannych, generał Piskor zdecydował się rankiem 20 września na kapitulację. Tak zakończyła się Pierwsza Bitwa pod Tomaszowem, która kosztowała stronę polską 950 zabitych i 1200 rannych. Do niewoli dostało się 20 tysięcy żołnierzy z generałami Piskorem i Szylingiem na czele.

    [​IMG]

    [​IMG] [​IMG]
    Po bitwie pod Tomaszowem Lubelskim, okoliczne pola zostały zasłane wrakami polskiego sprzętu​

    Pojedyncze polskie dywizje z Grup „Boruta” i „Jagmin” próbowały samodzielnie przedrzeć się na południe, lecz zostały unicestwione w ciągu dwóch dni. Jedynie nielicznym udało przedostać się do kapitulującego właśnie przed Armią Czerwoną Lwowa.

    W momencie kiedy poddawały się połączone w Front Środkowy armie „Kraków” i „Lublin”, zaledwie 35 kilometrów od Tomaszowa znajdowały się już czołowe jednostki idącego z północy Frontu Północnego, generałów Dęba-Biernackiego i Przedrzymirskiego. A dysponowali oni siłami, mogącymi realnie wpłynąć na losy kończącej się właśnie bitwy: 1 Dywizja Piechoty Legionów (uzupełniona niedobitkami z 3 Dywizji Piechoty Legionów), 41 Dywizja Piechoty (uzupełniona resztkami sił z 33 Dywizji Piechoty), dwubrygadowa grupa piechoty generała Jerzego Wołkowickiego, grupa piechoty generała Jana Kruszewskiego (39 Dywizja Piechoty, 10 Dywizja Piechoty oraz 29 Brygada Piechoty), spieszony oddział kawalerii pułkownika Edwarda Wani, grupa kawalerii generała Władysława Andersa (resztki Nowogródzkiej, Wołyńskiej i Kresowej Brygady Kawalerii) oraz brygada kawalerii pułkownika Adama Zakrzewskiego.
    18 września generał Dąb-Biernacki otrzymał wiadomość o wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej oraz rozkaz Naczelnego Wodza o przebijaniu się na Rumunię bądź Węgry. Natychmiast wspólnie z generałem Przedrzymirskim zdecydował, że najlepszą drogą będzie marsz przez Zamość do Małopolski Wschodniej, a stamtąd ku granicy.

    Pojawienie się drugiego tak dużego zgrupowania w tym rejonie kompletnie zaskoczyło niemieckie dowództwo, które jeszcze nie uporało się z oczyszczaniem terenu po poprzedniej bitwie. Rankiem 21 września 39 Dywizja Piechoty (gen. Brunon Olbrycht) zaskoczyła podczas postoju oddziały 4 Dywizji Lekkiej w Cześnikach i zadała jej poważne straty. Do akcji natychmiast włączyła się 27 Dywizja Piechoty oraz oddziały 68 Dywizji, a także większa część artylerii VII Korpusu. Rozgorzała dwudniowa bitwa, w której Niemcom nie udało się zniszczyć polskiej dywizji i ostatecznie ustąpili z pola walki. 39 Dywizja straciła blisko 800 poległych oraz 30 dział, lecz zdobyła pokaźne ilości sprzętu oraz wzięła jeńców.
    Dowództwo VII Korpusu oceniło siłę polskiego zgrupowania na 2-3 dywizji piechoty oraz przynajmniej dwie brygady kawalerii. Generał Wilhelm List, dowódca 14 Armii niemal natychmiast skierował w rejon walk VIII Korpus wsparty dodatkowo 2 Dywizją Pancerną. Niemal w tym samym czasie do ataku szykowały się wojska polskie. Wieczorem 22 września do ataku ruszyła Grupa Kawalerii generała Andersa. Natarcie trafiło w lukę pomiędzy VII VIII Korpusem, w którą wdarli się kawalerzyści. Nowogródzka i Kresowa Brygada Kawalerii zdobyły Krasnobród, kierując się dalej ku Huty Różanieckiej. Z kolei Wołyńska Brygada Kawalerii i brygada pułkownika Zakrzewskiego związała walką pułki niemieckie 68 Dywizji Piechoty. Z obu jednostek przez pierścień okrążenia przedarł się tylko 19 Pułk Ułanów Wołyńskich, który później złożył broń przed Armią Czerwoną.

    [​IMG]

    [​IMG] [​IMG]
    Resztki polskiego sprzętu po walkach i kapitulacji Frontu Północnego​

    1 Dywizja Piechoty Legionów, ochrzczona przez Niemców mianem „Żelaznej Dywizji” w nocy z 22 na 23 września w walce wręcz zdobyła miejscowość Antonówka, gdzie wzięła jeńców oraz wiele sprzętu. O świecie przekroczono szosę Zamość-Tomaszów, gdzie napotkano pozycje niemieckie. Wywiązała się zacięta walka, która trwała aż do godzin popołudniowych. Ostatecznie wieczorem dywizja przestała istnieć jako zwarty związek taktyczny. Część oddziałów poddała się, niektóre przedarły się w niewielkich grupkach przez pozycje nieprzyjaciela. Ranny generał Kowalski dostał się do niewoli. Zaskoczeni niemieccy oficerowie nie ustawali w pytaniach o sens niemal samobójczego natarcia. Generał z rozbrajającą szczerością i konsekwencją miał za każdym razem odpowiadać, że chodziło o honor 1 Dywizji.

    Dywizja generała Wołkowickiego sama nie zdołała przystąpić do ataku, bowiem w rejonie Tarnawatki zaatakowały ją pułki 28 Dywizji Piechoty. Ostatecznie bitwę rozstrzygnęły czołgi niemieckiej 2 Dywizji Pancernej, które rozproszyły oddziały polskiej piechoty, zadając jej gigantyczne straty. Podobna sytuacja wytworzyła się w ugrupowaniu generała Jana Kruszewskiego, na którą spadło uderzenie 27 Dywizji Piechoty pod Łabuniami.

    Pod wieczór 23 września 1939 roku po naradzie ze swoim sztabem, generał Dąb-Biernacki nakazał rozformowanie Frontu Północnego oraz upoważnił generała Przedrzymirskiego do podpisania kapitulacji. Sam zrzucając mundur i przebierając się w cywilne ubranie podjął próbę przejścia do Rumunii lub na Węgry. Był to już drugi przypadek dezercji tego oficera i pozostawienia podległych sobie oddziałów na pastwę nieprzyjaciela. Wcześniej generał Dąb-Biernacki mający przed wojną opinię jednego z najzdolniejszych wojskowych w kraju porzucił dywizje Armii „Prusy” jako przyczynę podając kłamliwie, że oddziały nie chciały walczyć z Niemcami.
    Więcej zimnej krwi i honoru oficerskiego zachował generał Przedrzymirski, dowódca byłej Armii „Modlin”. Opracował on plan oderwania się od nieprzyjaciela i w nocnym marszu przeprawić się przez Wieprz pod Krasnobrodem, aby później ruszyć w kierunku Węgier. W nocy z 23 na 24 września oddziały polskie po krótkiej reorganizacji uderzyły w kierunku miejscowości Suchowola, by otworzyć sobie dalszą drogę na Krasnobród. Przy niewyobrażalnych stratach atakujących Suchowola została zdobyta, ale okazała się szczytem możliwości wyczerpanych i wykrwawionych dywizji. Tym bardziej, że aby kontynuować marsz trzeba było przedrzeć się przez pozycje niemieckiej 8 Dywizji Piechoty, co wykraczało poza możliwości bojowe wojsk generała Przedrzymirskiego. Ostatecznie na wieść o szybkim marszu na zachód Armii Czerwonej, generał rozpoczął pertraktacje z Niemcami w sprawie kapitulacji.
    Dywizje Frontu Północnego poddały się 27 września 1939 roku.

    Warszawa i Modlin
    -ppłk. Wacław Lipiński

    Od 13 września garnizon Warszawy ulegał stopniowemu powiększaniu wskutek wycofywania się do stolicy oddziałów Wojska Polskiego pobitego w pobliżu miasta. Tego dnia na Pragę wkroczyła Grupa Operacyjna generała Zalaufa (20 Dywizja Piechoty, 21 Dywizja Piechoty), która wydatnie wzmocniła jej obronę. Dwa dni później na dowódcę przedmościa praskiego, dowódca Armii „Warszawa”, generał Rómmel wybrał właśnie Zalaufa, któremu oddano do dyspozycji 24 bataliony piechoty oraz blisko 80 dział. Niemiecka 3 Armia, która przygotowywała się do szturmu prawobrzeżnej dzielnicy Warszawy do ataku skoncentrowała 4 dywizje piechoty (łącznie 36 batalionów), wspartych dodatkowo bronią pancerną i artylerią.
    Jak pokazały nadchodzące dni generał Küchler nie wyciągnął wniosków z niedawnej sromotnej porażki próby zajęcia stolicy Polski z marszu. W dniach 15-17 września jego żołnierze zostali odparci przez obrońców Pragi, ponosząc przy tym wielkie straty. Rozwścieczeni silnym oporem Warszawy Niemcy, który jasno kontrastował z ich wersją propagandową przebiegu walk w Polsce zrekompensowali sobie wysokie straty systematycznym i huraganowym ostrzałem artyleryjskim miasta. Tylko 17 września na Warszawę spadło ponad 5 tysięcy pocisków różnych kalibrów. Poważnie uszkodzony został wówczas m.in. Zamek Królewski, a około 500 osób zostało zabitych lub rannych.

    [​IMG]

    [​IMG] [​IMG]
    W broniącej się nadal Warszawie znalazło się wielu niemieckich jeńców wojennych. Zestrzelonych lotników czy żołnierzy wziętych do niewoli podczas poprzednich nieudanych szturmów.​

    Wielkie zamieszanie wywołała wieść o wkroczeniu na wschodnie tereny Rzeczpospolitej Armii Czerwonej. Generał Rómmel w rozmowie z oficerami swego sztabu uznał wojska radzieckie za sojusznicze i posłał nawet delegację wojskową do ambasady ZSRR, aby nawiązać stosowne kontakty. Niestety rzeczywisty charakter interwencji Armii Czerwonej szybko stał się jasny.

    Kampania wobec braku jakichkolwiek większych działań armii francuskiej na zachodzie była przegrana. Oczywistym było, że dalsza obrona stolicy może mieć wymiar jedynie propagandowy, bowiem próżno było szukać szans na jakikolwiek sukces. Najlepiej grozę tamtego czasu oddał generał Kutrzeba, który po przebiciu do Warszawy został zastępcą Rómmla:

    Po wzmocnieniu garnizonu miasta przez resztki armii „Poznań” i „Pomorze” ocalałych z pogromu nad Bzurą, obrońcy dysponowali 72 tysiącami żołnierzy, 300 działami (w tym 76 ciężkich), 100 działek ppanc. oraz kilkunastoma czołgami i tankietkami. Na przeszkodzie pełnego wykorzystania tej niemałej przecież siły stał zatrważający brak amunicji, której zapasy wystarczyłyby na zaledwie 15 dni obrony. Już 15 września generał Czuma rozkazał możliwie najbardziej oszczędzać posiadaną amunicję. Tyczyło się to głównie pocisków artyleryjskich.

    Warszawa, 18 września 1939 roku, godzina 23:53

    Z drewnianej centralki telefonicznej wydobył się charakterystyczny, jednostajny dźwięk, sygnalizujący połączenie. Podchorąży Musiał podniósł z wyraźnym trudem głowę i przetarł zaspane oczy. Czekał tak chwilę, aby zorientować się czy dźwięk mu się przyśnił czy rzeczywiście go słyszał.
    Bzzzzttt ! – a więc jednak. Jest połączenie. Szybko chwycił odpowiedni kabel i włożył do jednego z kilkunastu niewielkich otworów w pulpicie centrali. Drugą dłonią trzymał już słuchawkę, która wydawała się ważyć tonę.
    - Izabela słucham… - zwrócił się do osoby czekającej na połączenie, starając się maksymalnie ukryć rozespany ton głosu.
    -Jeszcze raz mi tam przyśniecie to wam nogi z dupy powyrywam Izabela! – rozmówca, zapewne w randze oficera nie dał się zwieść. – Łączcie z Wiktorem ! Tylko migiem !
    Podchorąży wyraźnie już rozbudzony, otrzeźwiającym krzykiem ze słuchawki, sprawnie przełączył odpowiedni kabelek i wcisnął odpowiedni przycisk. Nie odłożył jednak słuchawki jak w takiej sytuacji nakazywał regulamin. Zamiast tego zasłonił jej dolną część dłonią, aby nie zdradzić się odgłosem oddechów albo niespodziewanym dźwiękiem połączenia centrali. Robił to bardzo często, dzięki czemu miał dość dobre rozeznanie w ogólnej sytuacji w mieście i nad przedpolu. Czasami przeklinał się za tą ciekawość, za sprawą wyzbył się już wszelkich złudzeń.
    - Słucham tu Wiktor… – odezwał się w końcu ściszony, wyraźnie zmęczony głos.
    - Tu Magdalena. Jest potwierdzona rozpoznaniem informacja, że Niemcy podprowadzili w pobliże Fortu Czerniakowskiego kolumnę samochodów ciężarowych, zapewne z zaopatrzeniem i amunicją dla wysuniętych oddziałów.
    - No i ?
    - Warto by było dać im bobu i przysunąć artylerią.
    Przez dłuższą chwilę ze strony „Wiktora” panowała złowroga cisza. Podchorąży kątem oka spojrzał czy połączenie nie zostało przypadkiem zerwane. Ale nie. Cisza wynikała zapewne z konieczności skonsultowania decyzji.
    -Dobra. Nasze siedemdziesiątki szóstki dostały cztery pociski. – odezwał się po chwili „Wiktor”. – Zaczynają koncert za pięć minut…
    - Cztery pociski !? – głos po drugiej stronie zdradzał mieszankę zaskoczenia, złości i bezsilności. – Oni w Czerniakowski walą czterystoma !
    - A my czteroma ! – odparł „Wiktor” tonem nie znoszącym sprzeciwu i dalszej polemiki. – Koniec Magdalena.
    Podchorąży Musiał również odłożył słuchawkę. Tej nocy już nie zasnął do końca pełnionego dyżury przy centralce telefonicznej.

    [​IMG] [​IMG]
    Pozycje obrońców Warszawy​

    19 września 1939 roku, generał Blaskowitz wydał rozkaz przygotowania szturmu broniącej się Warszawy siłami XI i XIII Korpusu. Jako odwód przewidział dwie dywizje piechoty oraz 3 Dywizję Lekką. Po drugiej stronie Wisły naprzeciw Pragi, do ataku przygotowywały się trzy dywizje ze składu 3 Armii generała Küchlera. Jako wsparcie zmiękczające polską obronę przewidziano artylerię w niespotykanej w całej kampanii skali: 675 dział przeciwko lewobrzeżnej i 288 przeciwko prawobrzeżnej Warszawie.
    Nie próżnowała także Luftwaffe, która po zakończeniu bitwy nad Bzurą znów cały impet działań przeniosła nad stolicę Polski. 20 września miasto zostało dwukrotnie zbombardowane. Obrona przeciwlotnicza zestrzeliła 7 samolotów. W następnych dniach ataki nie ustawały. Zestrzelono kolejne 4 samoloty. Od 19 do 22 września w wyniku ostrzału artylerii oraz ataków lotnictwa śmierć w Warszawie poniosło 1530 osób. Tego dnia generał Blaskowitz wyznaczył termin ostatecznego szturmu na miasto na dzień 25 września.

    Z beznadziei sytuacji ogólnej zdawano sobie w dowództwie polskim. Aby uchronić miasto od dalszych zniszczeń generał Kutrzeba oraz szef sztabu Dowództwa Obrony Warszawy zaproponowali przebicie się załogi przez pierścień niemieckiego oblężenia i stoczenie ostatniej bitwy w polu, do momentu wyczerpania amunicji. Jednakże pułkownik Porwit, prezydent Stefan Starzyński oraz co najważniejsze generał Rómmel byli stanowczo przeciwni takiemu rozwiązaniu. Miasto miało bronić się do wyczerpania wszelkich ku temu możliwości. Dopóki w eter radiostacji na całym świecie szedł komunikat o walczącej stolicy dopóki tliła się nadzieja, że mocarstwa zachodnie przystąpią wreszcie do działania i znacząco odciążą front polski. Kapitulacji w tym momencie w ogóle nie brano pod uwagę. Biorąc pod uwagę nastroje w mieście zarówno wśród żołnierzy garnizonu jak i wśród zwykłych mieszkańców, rozkaz złożenia broni niósł ze sobą realne zagrożenie buntem. Przeważała opinia, umiejętnie wykreowana i podtrzymywana przez propagandę, że to Niemcy nie obrońcy znajdują się u kresu sił i lada dzień nadejdzie długo wyczekiwana odsiecz. Czy ze strony Wojska Polskiego czy Anglii i Francji.

    23 września niemiecka artyleria przystąpiła do morderczego ostrzału miasta. Atakowano nie pozycje obrońców, lecz urządzenia komunalne: filtry wody pitnej, elektrownię, centrale telefoniczne. Niemcy postanowili bezwzględnym terrorem zmusić stolicę Polski do kapitulacji. Nie ustawały również bombardowania Luftwaffe, która następnego dnia zniszczyła stację filtrów. Obrona przeciwlotnicza zanotowała zestrzelenie 5 samolotów.
    Dzień 25 września przeszedł do historii oblężenia jako „lany poniedziałek”. Wówczas to stolica została poddana niemal nieustającym niszczycielskim bombardowaniom oraz ostrzałowi artylerii. Od godziny 7:10 do 18:00 na Warszawę spadło blisko 560 ton bomb burzących, 72 tony bomb zapalających oraz ponad 500 tysięcy pocisków artyleryjskich. Bez przerwy nad miastem krążyło 400 samolotów (obrona przeciwlotnicza zanotowała 13 zestrzeleń). A mimo tego Warszawa wciąż się broniła – cytując fragment jednego z radiowych przemówień charyzmatycznego prezydenta miasta.
    Dowództwo niemieckie dostrzegając, iż te niszczycielskie działania nie odniosły pożądane skutku, nie złamały ducha obrońców, zdecydowało się przesunąć datę ostatecznego szturmu z 25 na 26 września. Przez kolejne 18 godzin stolica Polski miała być poddawana dalszej dewastacji w wyniku ataków lotnictwa i artylerii.

    [​IMG]
    Niemiecka artyleria bezlitośnie ostrzeliwująca miasto​

    Rankiem 26 września XIII i XI Korpus przystąpiły do szturmu umocnień. Gwałtowne walki rozgorzały o budynki przy ulicach Banacha, Oraczewskiej i Kopińskiej. Przy stratach sięgających blisko 40% w kompaniach 40 Pułk Piechoty „Dzieci Lwowskich” zatrzymał niemieckie natarcie, a z pomocą odwodowego batalionu z 56 Pułku Piechoty zdołał nawet odzyskać część utraconych pozycji.
    Na południu na głównej osi bitwy znalazł się Fort Czerniakowski, którego załoga już od wczesnych godzin rannych odpierała ataki niemieckiej 46 Dywizji Piechoty. Tuż przed południem, dzięki wielkiej przewadze liczebnej nieprzyjacielowi udało się przedostać na wierzch Fortu i odpalić ładunki wybuchowe, które pogrzebały pod gruzami 20 obrońców. Około 40 udało się przebić do polskich linii. Reszta poddała się.
    Po zajęciu Fortu Czerniakowskiego, uskrzydleni tym sukcesem Niemcy pokonali słaby garnizon willowej dzielnicy Sadyba, której dowódca, kapitan Zbijewski popełnił samobójstwo. 10 Dywizja Piechoty dotarła aż do skrzyżowania ulicy Niepodległości z ulicą Ursynowską, gdzie zatrzymał ją silny opór 21 Pułku Piechoty, które nie złamała mimo wsparcia przez czołgi.
    Ostatecznie pierwszy dzień szturmu zakończył się umiarkowanym sukcesem Polaków. Nieprzyjacielowi nigdzie nie udało się przełamać głównej linii obrony. Wojsko choć wykrwawione biło się dzielnie i ani myślało składać broni. Czynnikiem jeśli nie przekreślającym to na pewno ograniczającym możliwości dalszej walki były szybko kurczące się zapasy amunicji oraz brak filtrowanej wody, co niosło ze sobą ryzyko wybuchu epidemii w ponad milionowym mieście.
    Głównie z tego powodu na odprawie sztabu Dowództwa Obrony Warszawy, generał Rómmel zdecydował się nawiązać rozmowy o zawieszeniu broni. Po południu 26 września nadeszła niemiecka odpowiedź. Generał Blaskowitz żądał bezwarunkowej kapitulacji stolicy, co było warunkiem nie do przyjęcia dla obrońców. Walki trwały nadal.
    Po nocnym ostrzale artyleryjskim rano 27 września XI Korpus ponowił natarcie na polskie pozycje obronne. Jednak i tym razem bez większych rezultatów. 60 Pułk Piechoty twardo trzymał Bielany, odpierając krwawo wszystkie ataki 18 Dywizji Piechoty. Podobnie sytuacja wyglądała na Sielcach, gdzie kilka prób przełamania obrony 62 Pułku Piechoty, zakończyło się jedynie dłuższą listą strat 46 Dywizji Piechoty.
    Brak jakichkolwiek oznak załamania garnizonu wpłynął na zmianę stanowiska niemieckiego wobec negocjacji o zawieszeniu broni. Generał Blaskowitz zrozumiał, że siłowe łamanie oporu polskiego w terenie silnie zurbanizowanym może potrwać jeszcze wiele dni i kosztować setki, jeśli nie tysiące ofiar. Po południu 27 września przyjęto delegację polską w składzie: generał Kutrzeba, pułkownik Pragłowski oraz kapitan Wojciechowski. O godzinie 14:00 zawieszenie broni weszło w życie.

    [​IMG] [​IMG]
    I skutki jej ostrzału...​

    28 września 1939 roku o godzinie 13:00 w fabryce „Skoda” na Rakowcu obie strony podpisały umowę kapitulacyjną. Mimo protestów generała Kutrzeby w dokumencie tym Niemcy zawarli sformułowanie Festung Warschau – Twierdza Warszawa, co miało usprawiedliwić bezlitosne bombardowania i ostrzały artyleryjski w opinii światowej. Stronie polskie zapewniono prawa honorowej kapitulacji. Oficerowie mieli zachować broń białą, a żołnierze, po załatwieniu wszelkich formalności zwolnieni do domów. Wymarsz blisko 90 tysięcznej załogi Warszawy wyznaczono na godzinę 20:00 29 września. Wówczas też do miasta miały wkroczyć oddziały niemieckie.

    Mimo beznadziejnego położenia obrońców rozkaz kapitulacji wstrząsnął żołnierzami. Nie były odosobnionymi przypadkami samobójstwa wśród oficerów. W wielu jednostkach tylko cudem udało się uniknąć buntu. O śmierć otarł się także dowódca Armii „Warszawa”, generał Rómmel. 29 września zgłosił się do niego podchorąży, który przedstawiał się jako Piłsudski. Generał Rómmel sądząc, iż jest to ktoś z krewnych Marszałka polecił go wpuścić. Do siedziby dowództwa wkroczył żołnierz w pełnym rynsztunku. Na pytanie generała na jakim odcinku walczył, młody podchorąży rozpłakał się i wyciągnął pistolet, kładąc go na stole. Wstrząśnięty Rómmel usłyszał, że żołnierz przychodzi z pozycji, której Niemcom nie udało się sforsować przez cały czas oblężenia. Że on i jego towarzysze z kompanii rozkaz kapitulacji uznali za zdradę. I że jemu polecono zastrzelić generała Rómmla.
    Przed wejściem do miasta Niemców żołnierze polscy rozmyślnie ukrywali posiadaną resztkę amunicji i uzbrojenia w piwnicach zburzonych domów. W taki sposób udało schować m.in. trzy działka ppanc. oraz dwie tankietki.

    [​IMG] [​IMG]
    Rozmowy kapitulacyjne i wejście oddziałów niemieckich do stolicy​

    W momencie kiedy stukot podbitych żołnierzy niemieckich rozlegał się już na ulicy Marszałkowskiej, kapitulowała Twierdza Modlin, o którą od 13 września toczone były zaciekłe krwawe walki. Trzon załogi stanowiły dywizje Armii „Łódź” (2, 28 i 10) oraz 8 Dywizja Piechoty z Armii „Modlin”. Niemcy do zdobycia twierdzy przeznaczyli początkowo dwie dywizje 32 i 228, a po zakończeniu bitwy nad Bzurą dwie kolejne: 213 i 221. 17 września Modlin przeżył najcięższe bombardowanie artyleryjskie i lotnicze. Nad miastem pojawiło się ponad 100 samolotów. Mimo to szturm 228 Dywizji Piechoty został przez obrońców odparty.
    Dziesięć dni później po miażdżącym przygotowaniu artyleryjskim oraz atakach Luftwaffe oddziały II Korpusu ponownie przystąpiły do szturmu twierdzy. I tym razem zostali jednak odparci. Kiedy do dowódcy obrony, generała Wiktora Thommèe dotarła wieść o kapitulacji Warszawy i on polecił rozpocząć rozmowy na temat poddania się załogi. Walki dobiegły końca 29 września.

    [​IMG]
    Obrońcy Modlina w drodze do obozów jenieckich​

    Jednym z ostatnich punktów oporu Wojska Polskiego pozostawał Półwysep Helski. W dniach 12-29 września Niemcy ograniczali się jedynie do bombardowania i ostrzału artyleryjskiego pozycji polskich, przez co zyskały one czas na przygotowanie zwartej obrony. 25 i 27 września bateria cyplowa stoczyła pojedynek ogniowy z pancernikami Schleswig-Holstein i Schlesien, po którym oba okręty wycofały się. Polacy zanotowali trafienie Schleswiga.
    30 września doszło do generalnego szturmu pozycji polskich pod Chałupami, które po zaciętej walce opanowano. Wysokie straty oraz odpalenie zapory minowej przez obrońców powstrzymały Niemców przed dalszym posuwaniem się naprzód. Jednak wobec braku sensu dalszej obrony, kończących się zapasów amunicji, żywności oraz środków opatrunkowych, a także otwartym buntem w części załogi (która domagała się zakończenia walk), kontradmirał Józef Unrug podjął decyzję o kapitulacji. 2 października obrońcy Helu jako jedni z ostatnich złożyli broń.
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Agencji Havas, 18 września 1939 roku:

    Podczas walk w okolicy Gródka pod Lwowem całkowicie zniesione zostały 2 Wiedeńska Dywizja Pancerna i 45 Dywizja Piechoty z Linzu. Dowódca 134 Pułku Piechoty, Oberst Goritz, został wzięty do niewoli. Generał Pritwitz-Gaffron poległ podczas tych walk.
    Trudne jest położenie bawarskich strzelców górskich pod Lwowem oraz w paśmie jezior pod Gródkiem jeszcze bardziej się pogorszyło.


    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), czwartek 21 września 1939 roku:

    Nadal nie sposób ocenić w pełnym wymiarze wyników bitwy na łuku Wisły. (...)

    Na południu po twardym boju pod Zamościem i Tomaszowem Lubelskim poddały się wojskom niemieckim silne oddziały polskie, w tym głównodowodzący Armii Południowej. (...)

    Opór stawiany jest już tylko w Warszawie i Modlinie, na południowy-wschód od Warszawy pod Górą Kalwarii oraz na półwyspie Hel. (...)


    Odezwa prezydenta miasta Warszawy, Stefana Starzyńskiego, nadana przez Radio Warszawa 26 września 1939 roku:

    Warszawa płonie. Warszawa, bombardowana bez chwili przerwy z powietrza i ziemi, zamienia się w miasto ruin. Nie mamy światła, nie mamy wody, nie mamy żywności. 60 tysięcy poległych i 100 tysięcy rannych - oto plon straszliwego działa zniszczenia, dokonanego przez napastnika. Dziś wystrzelili Niemcy na Warszawę dziesięć wagonów amunicji. Mogą wystrzelić i dziesięć razy więcej. A stolicy naszej i tak nie dostaną. Po raz ostatni zwracam się do naszych sojuszników. Nie proszę o pomoc. Na to nie ma już czasu. Domagam się odwetu. Za spopielone kościoły, za zrujnowane zabytki, za łzy i krew niewinnie pomordowanych, za męczarnie tych, którzy rozszarpani przez bomby, spaleni w ogniu fosforowych pocisków, udusili się we własnych zasypanych schronach (...) Niech wszystkie stacje radiowe, a zwłaszcza słyszące nas nadajniki francuskie powtórzą wobec całego świata: Warszawa walczy ! Jeszcze Polska nie zginęła !

    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), środa 27 września 1939 roku:

    Na wschodzie wojska nasze zbliżają się do uzgodnionej z rządem sowieckim linii demarkacyjnej. Z rozproszonych części armii polskiej, znajdujących się pomiędzy wycofującymi się oddziałami niemieckimi a zbliżającymi rosyjskimi, wczoraj wzięte do niewoli zostały na wschód od Biłgoraju: polska 41 Dywizja oraz 1 Brygada Kawalerii.
    Przewidywana od początku działań wojennych jako otwarte miasto i zgodnie z tym odpowiednio traktowana stolica Polski w wyniku decyzji dowództwa, przez wykorzystanie starych fortów i uzbrojenie części ludności cywilnej, przekształcona została w twierdzę. Wczorajsze natarcie na miasto, pozwoliło nam zawładnąć w północnej dzielnicy pierwszą, a w dzielnicy południowej drugą linią obrony. Pod wrażeniem tego natarcia polski dowódca wystąpił dziś przed południem z propozycją poddania miasta i załogi. Naczelny dowódca wojsk lądowych upoważnił generała Blaskowitza do prowadzenia negocjacji w sprawie kapitulacji. Luftwaffe zaatakowała ważne z wojskowego punktu widzenia cele w Modlinie.
    Na zachodzie jedynie znikome utarczki (...)
     
  3. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Oczami Świadków

    [​IMG]

    Korespondent wojenny Reinhard Sauer, relacjonuje zacięte i krwawe walki pod Modlinem we wrześniu 1939 roku



    Źródło: Reinhard Sauer Bunker Modlin, w: Bewährung, Berlin 1941

    [​IMG] [​IMG]
    Niemiecka piechota podczas walk pozycyjnych w Polsce​

    [​IMG] [​IMG]
    Niemcy nie zdobyli podczas kampanii wrześniowej żadnego sztandaru polskich jednostek. Musieli zadowolić się na użytek propagandowy sztandarami z muzeów lub instytucji o charakterze cywilnym

    [​IMG]
    Polscy jeńcy w drodze do obozu przejściowego​
     
  4. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dwudziesta: „Finis Poloniae”

    [​IMG]

    Październik-grudzień 1939 roku



    Komunikat Agencji DNB, 16 października 1939 roku

    Ostatnia bitwa kampanii

    Po kapitulacji garnizonów polskich w Warszawie, Modlinie i na Helu, ostatnim regularnym zgrupowaniem Wojska Polskiego została Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie”, generała Franciszka Kleeberga. Licząca niespełna 17 tysięcy żołnierzy grupa kierując się ku dęblińskim składom amunicyjnym pod miejscowością Kock napotkała oddziały niemieckiej 13 Dywizji Zmotoryzowanej, które silnym impetem odrzuciła do tyłu, niszcząc trzy czołgi i biorąc ponad 200 jeńców. Po tym sukcesie zgrupowanie polskie ruszyło na Adamów, następnego dnia spotykając się z głównymi siłami niemieckiej dywizji. Doszło do całodziennych, ciężkich walk, w których żołnierzom generała Kleeberga nie udało się ostatecznie przełamać nieprzyjacielskich pozycji. W tej sytuacji dowódca SGO „Polesie” zatrzymał natarcie i przystąpił do reorganizacji podległych sobie jednostek. 4 października do kontrataku przystąpili Niemcy, zdecydowani rozbić polskie zgrupowanie. Krwawe walki rozgorzały o miejscowości Adamów i Wolę Gułowską, gdzie mimo twardej obrony, nieprzyjacielowi udało się odrzucić oddziały polskie.

    Zapasy amunicji topniały w zatrważającym tempie. Równie szybko pogarszała się sytuacja wojsk generała Kleeberga, bowiem z północnego-zachodu, w celu wsparcia 13 Dywizji Zmotoryzowanej, nadchodziła 29 Dywizja Zmotoryzowana. Dowódca SGO „Polesie” opracował, więc niezwykle ambitny plan rozbicia 13 Dywizji poprzez rzucenie do walki, trzymanej dotychczas w odwodzie 60 Dywizji Piechoty „Kobryń”. Po tym sukcesie zgrupowanie polskie miało całością swych sił skierować się ku zbliżającej się 29 Dywizji Zmotoryzowanej.
    Natarcie rozpoczęło się 5 października w godzinach rannych. Ponownie mordercze walki rozgorzały o Wolę Gułowską i Helenów. Polacy odnieśli kilka znacznych sukcesów. Zadano Niemcom znaczne straty, wzięto jeńców. W sztabie 13 Dywizji dało się już odczuć pierwsze objawy paniki, kiedy dotarły doń meldunki o przebiciu na tyły związku znacznego polskiego zgrupowania. Na przeszkodzie do całkowitego rozbicia niemieckiej dywizji stanął niemal całkowity brak amunicji, który uniemożliwił prowadzenie dalszej walki. Wieczorem 5 października 1939 roku, generał Kleeberg podjął decyzję o złożeniu broni. Następnego dnia rano wystosował do podległych sobie żołnierzy rozkaz następującej treści:

    6 października 1939 roku, ostatni regularny oddział Wojska Polskiego, walczący w Kampanii Wrześniowej skapitulował.

    [​IMG]
    Olbrzymie ilości broni zdobytej przez wojska niemieckie w toku walk w Polsce​

    Podsumowanie walk w Polsce

    Niewiele ponad miesięczna kampania w Polsce zakończyła się miażdżącą klęską armii polskiej i w konsekwencji likwidacją państwa. Europa i świat po raz pierwszy zobaczyły zastosowaną w praktyce teorię wojny błyskawicznej, Blitzkriegu, będącą obiektem analiz niemieckiej kadry generalskiej w latach trzydziestych. Szybkie działanie wojsk pancernych i zmotoryzowanych, wsparte niszczycielską przewagą w powietrzu przyniosły nadspodziewanie pozytywne rezultaty. Alianci zachodni liczyli, iż Wojsko Polskie utrzyma się do miesięcy zimowych lub nawet wiosennych. Niemcy z kolei zakładali, iż walki w Polsce potrwają ok. dwóch miesięcy. Wynik kampanii zaskoczył, więc wszystkich.

    [​IMG]
    Wiadomość o kapitulacji Warszawy po blisko miesięcznej walce lotem błyskawicy obiegła agencje prasowe większości krajów​

    Nie był to jednak sukces osiągnięty stosunkowo niewielkim kosztem. Wehrmacht poniósł w toku walk straty sięgające 50 tysięcy ludzi zabitych, rannych i zaginionych (w tym ok. 18 tys. zabitych). Zniszczeniu uległo blisko tysiąc czołgów i samochód pancernych (część wozów udało się naprawić i powróciły one do jednostek), 370 dział i moździerzy oraz 600 samolotów. Dużo poważniejszy był ubytek zapasów amunicji. Niemcy zużyli w miesięcznych walkach 406 milionów sztuk amunicji karabinowej, 2 miliony pocisków artyleryjskich, 400 tys. sztuk bomb oraz ok. 270 tysięcy metrów sześciennych paliwa. W głównej mierze właśnie te straty w połączeniu z załamującą się pogodą powstrzymały Hitlera przed rozpoczęciem kampanii na zachodzie jeszcze w listopadzie.

    [​IMG] [​IMG]
    Mercedes z Adolfem Hitlerem na ulicach zniszczonej Warszawy w październiku 1939 roku​

    Armia Czerwona z racji walki z formacjami tyłowymi Wojska Polskiego poniosła dużo mniejsze straty. Według szacunków samych Sowietów w czasie walk w Polsce zginęło lub zostało rannych zaledwie 2,5 tysiąca czerwonoarmistów.

    Co zrozumiałe największe straty w kampanii poniosła armia polska: 97 tysięcy zabitych, zaginionych lub zmarłych z ran. 452 tysiące żołnierzy wziętych do niewoli niemieckiej, 250 tysięcy wziętych do niewoli radzieckiej. Ilość żołnierzy, którym udało się wydostać z Polski poprzez przekroczenie granic neutralnych państw sąsiednich szacuje się na ok. 80 tysięcy (Liwa i Łotwa – 12 tysięcy, Rumunia – 32 tysiące, Węgry – 35 tysięcy). Zniszczeniu uległa także większa część wyposażenia Wojska Polskiego. Do Rumunii udało się ewakuować 119 samolotów (które zostały przejęte przez armię rumuńską i wcielone do sił powietrznych tego państwa). Okręty podwodne ORP „Sęp”, „Ryś” i „Żbik” po wyczerpaniu możliwości dalszej walki na Bałtyku zostały internowane w Szwecji. Do Wielkiej Brytanii udało się poprzez cieśniny duńskie przedostać jedynie dwóm innym: ORP „Wilk” oraz ORP „Orzeł”. Z tym ostatnim wiążę się jedna z najciekawszy historii całej II wojny światowej.

    [​IMG]
    Żołnierze niemieccy wkraczają do Warszawy, 30 września 1939 roku​


    Odyseja ORP „Orła”

    14 września 1939 roku wskutek sygnalizowania choroby przez dowódcę, kmdr. ppor. Henryka Kłoczkowskiego, okręt podwodny ORP „Orzeł” wpłynął na redę neutralnego portu w Tallinie. Zgodnie z prawem międzynarodowym, jednostka państwa walczącego mogła przebywać w porcie państwa neutralnego przez czas 24 godzin celem naprawy uszkodzeń i uzupełnienia zapasów. Władze estońskie wyraziły zgodę na pobyt „Orła” w porcie tallińskim, sygnalizując jednocześnie, że czas zatrzymania może wydłużyć się dwukrotnie w związku z przebywaniem w porcie niemieckiego okrętu „Thalassa”. Polskiego dowódcę odwieziono do szpitala.
    Niespodziewanie 15 września wokół okrętu polskiego zjawili się uzbrojeni oficerowie i marynarze estońskiej marynarki wojennej, którzy przybyli z rozkazem internowania „Orła”. Było to bezceremonialne pogwałcenie wielu umów międzynarodowych, a przez to działanie absolutnie pozbawione podstaw prawnych. Niestety w tych dnia mała bałtycka republika jaką była Estonia została poddana brutalnym naciskom ze strony Związku Radzieckiego, którym nie była w stanie się sprzeciwić.
    Polakom zabrano dziennik nawigacyjny oraz mapy. Przystąpiono także do rozbrajania okrętu. Mimo wszelkich starań estońskich marynarzy do 17 września udało się wyładować na brzeg 14 z 20 torped. Tego właśnie dnia o godzinie 2:00 załoga ORP „Orzeł” dowodzona przez porucznika Piaseckiego podjęła spektakularną próbę ucieczki, zakończoną sukcesem.

    Brawurowa ucieczka polskiego okrętu wywołała gwałtowną reakcję ZSRR, który natychmiast oskarżył władze estońskie o sprzyjanie Polakom i współudział w działaniach pirackich ich okrętów podwodnych. 27 września podano do wiadomości, że w Zatoce Fińskiej niezidentyfikowany okręt zatopił radziecki statek handlowy „Metallist” i doprowadził do śmierci 5 marynarzy. Dzień później miało rzekomo dojść do kolejnego nieudanego tym razem ataku torpedowego na statek „Pionier”. To wszystko posłużyło Sowietom za pretekst do ogłoszenia, iż Estonia nie jest w stanie ochronić własnych wód terytorialnych i zaszła konieczność wprowadzenia na nie okrętów Radzieckiej Floty Bałtyckiej.

    ORP „Orzeł”, którym dowodzenie objął kapitan Grudziński mimo braku map, zdecydował się przedostać do Wielkiej Brytanii. Wcześniej aby zaprzeczyć kłamliwym oskarżeniom o zabójstwo pilnujących okrętu estońskich marynarzy, dwoje z nich wziętych w charakterze jeńców na pokład wyokrętowano. Po tym podjęto wielce niebezpieczną próbę przepłynięcia do Anglii poprzez cieśniny duńskie co wobec braku map wydawało się niemożliwe (posiadano jedynie spis latarń morskich).

    Tak rozpoczęła się legendarna niemal odyseja polskiego okrętu, obfitująca w zwroty akcji, jakich nie powstydziłbym się dobry pisarz sensacyjny. Ostatecznie ORP „Orzeł” dotarł na angielskie wody terytorialne 14 października, wcześniej próbując nawet znaleźć jakiś cel na 6 pozostawionych na pokładzie torped. Wkrótce później udało się nawiązać kontakt z Royal Navy. Licząca 44 dni podróż dobiegła końca.

    IV Rozbiór Polski

    [​IMG]

    Mimo, iż nadal trwały walki w Polsce, 28 września 1939 roku do Moskwy z kolejną wizytą przybył niemiecki minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop. Celem jego wizyty było wyjaśnienie sytuacji, która wykształciła się w toku kampanii, mianowicie zajęcia przez Wehrmacht województwa lubelskiego oraz wschodnią część województwa warszawskiego, które zgodnie z układem z 23 sierpnia miały przypaść ZSRR.
    Do zmian w postanowieniach Paktu Ribbentrop-Mołotow dążył także Stalin, zdając sobie sprawę, że zajęcie terytorium polskiego po rzekę Wisłę, wobec uznania Litwy za niemiecką strefę wpływów niesie ze sobą ryzyko stworzenia niebezpiecznego klina, wbijającego się jak cierń niemal w serce Białorusi. Dyktator Związku Radzieckiego zgodził się więc na ustępstwa w Polsce (granicę miano oprzeć na rzece Bug) w zamian za włączenie Litwy do strefy wpływów Moskwy. Ribbentrop przystał na to rozwiązanie. I jeszcze tego samego dnia podpisano dokument, którego oficjalna nazwa brzmiała: Pakt o Przyjaźni i Granicach, a który do historii przeszedł jako II Pakt Ribbentrop-Mołotow (od nazwisk sygnatariuszy). Regulował on kwestię wspólnej radziecko-niemieckiej granicy, a także precyzował strefy wpływów ZSRR na terytoria państw: Finlandii, Estonii, Łotwy i Litwy oraz części państwa rumuńskiego (Besarabia). Poza tym w kwestii polskiej dokument stanowił:

    Była to podstawa współpracy policji politycznych obydwu krajów, która realne kształty przybrała na przełomie 1939/1940 podczas czterech głównych konferencji NKWD-Gestapo w sprawie zwalczania polskiej konspiracji.

    [​IMG]
    Nowe słupy graniczne na nowej granicy Tysiącletniej Rzeszy i Związku Radzieckiego​

    Terytorium państwa polskiego po klęsce jego armii zostało podzielone pomiędzy cztery państwa. Największe korzyści terytorialne odniosły naturalnie ZSRR oraz Rzesza, jednakże pewne ziemie przypadły w udziale także Słowacji (Spisz i Orawa) oraz Litwie. Na podstawie umowy litewsko-radzieckiej 10 października 1939 roku ZSRR przekazał miasto Wilno oraz wąski pas byłego terytorium polskiego władzom w Kownie, z zastrzeżeniem, że na tych ziemiach konieczne jest pozostawienie baz Armii Czerwonej. Litwini chętnie przystali na te warunki. Dziesięć dni później armia litewska rozpoczęła zajmowanie Wileńszczyzny.

    [​IMG]

    [​IMG] [​IMG]
    Wojska litewskie zajmują Wileńszczyznę​

    Okupacja niemiecka

    Po zakończeniu działań wojennych w Polsce, koniecznym stało się wycofanie zarządzającą dotychczas okupowanymi terytoriami, administracji wojskowej. Uregulował to szereg dekretów Adolfa Hitlera, który w dwóch pierwszych (8 i 12 października) zarządził włączenie do Rzeszy ziem byłych województw polskich: pomorskiego, śląskiego, poznańskiego, łódzkiego (wraz z Łodzią) oraz zachodnich części krakowskiego i kieleckiego. Ponadto Niemcy anektowali także Suwalszczyznę, a także zachodnią część Mazowsza. Ziemie te zostały albo przyłączone do już istniejących regionów Rzeszy (Prusy Wschodnie, Górny Śląsk) lub same utworzyły nowe jednostki administracyjne (Kraj Warty czy Prusy Zachodnie).
    Niemal natychmiast rozpoczęły się represje ludności narodowości polskiej, którą brutalnie terroryzowano i zastraszano niezwykle restrykcyjnym prawem karnym. Polakom zabroniono posiadania odbiorników radiowych czy telefonów. Nie można im było korzystać z komunikacji miejskiej czy samochodów. Całkowicie ograniczono dostęp do kultury i oświaty.
    Zimą 1939/1940 roku rozpoczęły się przymusowe przesiedlenia, które objęły ponad 860 tys. obywateli polskich. Wysyłano ich do tzw. Generalnego Gubernatorstwa, które utworzono z reszty zajętego terytorium. Z kolei na tereny włączone do Rzeszy przesiedlano Niemców z krajów bałtyckich, wschodniej Polski czy Besarabii.

    [​IMG]
    Zamek Królewski w Warszawie, zima 1939/1940 roku. Niemcy celowo zdemontowali część zdewastowanego dachu, pozostawiając zabytek na pastwę zimy​

    Generalne Gubernatorstwo zostało utworzone na podstawie dekretu Adolfa Hitlera z 12 października, który miał nabrać mocy urzędowej z dniem 26 października. Miało ono obejmować całość ziem polskich, nie włączonych bezpośrednio do Niemiec. Sprzeczny z prawem międzynarodowym twór był przedziwną i nie do końca sprecyzowaną mieszanką polskiej i niemieckiej administracji. Formalnie ani nie był częścią Rzeszy ani też jednostką autonomiczną, sami naziści mówili o nim jako „rezerwacie” i „bazie taniej siły roboczej”, co zasadniczo pokrywało się z prawdą.
    Siedzibą władz Generalnego Gubernatorstwa został Kraków. Tam też, na Zamku Wawelskim swoją siedzibę zainstalował mianowany przez Hitlera Generalny Gubernator, dr Hans Frank, dotychczasowy szef Wyższego Zarządu Okupowanych Ziem Polskich przy Naczelnym Dowództwie Wehrmachtu, a wcześniej m.in. minister sprawiedliwości Bawarii oraz Komisarz Rzeszy do Spraw Ujednolicenia Wymiaru Sprawiedliwości.
    Mimo, iż nowy twór administracyjny posiadał pozory samorządności. Od Niemiec było oddzielone granicą i strefą dewizową, posiadało własną walutę wydawaną przez Bank Emisyjny w Polsce z siedzibą w Krakowie. W grudniu 1940 roku powstał także szczątkowy rząd, będący organem doradczym dla Generalnego Gubernatora. Na jego czele stanął zastępca Hansa Franka, Josef Bühler.
    Podobnie jak w przypadku ziem bezpośrednio włączonych do Rzeszy, także w G.G. wobec ludności narodowości polskiej zastosowano niezwykle brutalną politykę okupacyjną. Jej głównymi przejawami był terror policyjny oraz sądowy, choć nie tylko. Jak zauważali sami Niemcy:

    Natychmiast zaczęła się grabież polskich dzieł sztuki. ciągu pierwszych 6 miesięcy okupacji niemieckiej ograbiono Generalne Gubernatorstwo z dzieł sztuki niemalże całkowicie, Hans Frank w końcu 1942 raportował o "zabezpieczeniu" 90% polskich zbiorów sztuki i kolekcji. Ołtarz Wita Stwosza z Krakowa wywieziono do Norymbergi, najcenniejsze eksponaty, w tym obrazy autorstwa Rafaela, Rembrandta i Leonardo da Vinci z Muzeum Narodowego, zbiory wojskowe z Muzeum Wojska oraz warszawskiej Zachęty wywieziono do Rzeszy w ostatnim kwartale 1939, wstawiano także wybrane eksponaty do siedzib nazistowskich dygnitarzy. Przedmioty zabytkowe z Zamku Królewskiego w Warszawie znalazły się w Muzeum Drezdeńskim. Adolf Hitler otrzymał w prezencie polską kolekcję 30 rysunków Albrechta Dürera z kolekcji Lubomirskich i Czartoryskich, zagrabionych ze Lwowa.

    [​IMG]
    Symbol upadku Rzeczpospolitej w październiku 1939 roku, defilada w Alejach Ujazdowskich w Warszawie z udziałem samego Adolfa Hitlera​

    Okupacja radziecka

    Jeszcze w czasie trwania walk we wrześniu i październiku 1939 roku, wkraczająca na Kresy Wschodnie Armia Czerwona powoływała (całkowicie bezprawnie) tzw. tymczasowe zarządy obwodowe, pokrywające się z granicami przedwojennych polskich województw. W ich skład wchodzili przedstawiciele armii, funkcjonariusze NKWD, przedstawiciele robotników i reprezentanci lewicowej inteligencji. Niemal natychmiast przystąpiono także do powoływania tzw. Gwardii Robotniczej, która miała nadzorować „odebranie ziemi obszarnikom” i rozdzielenie jej chłopom.
    1 października 1939 roku, już po podpisaniu Paktu o Przyjaźni i Granicach z Niemcami, władze radzieckie podjęły decyzję o zwołaniu zgromadzeń ludowych: ukraińskiego we Lwowie i białoruskiego w Białymstoku, które miały podjąć decyzję o dalszym losie ziem zajętych przez Armię Czerwoną w toku walk wrześniowych.
    Tydzień później ruszyła kampania wyborcza, mająca wyłonić członków zgromadzeń, która była niemal jawną kpiną z demokracji. Głównymi jej hasłami były: konfiskata ziemi obszarników, nacjonalizacja oraz włączenie „Zachodniej Ukrainy” i „Zachodniej Białorusi” do Związku Radzieckiego

    Wobec fali terroru, aresztowań i manipulacji wyborczych wynik kampanii mógł mieć tylko jeden skutek: na Zachodniej Ukrainie głosowało 92,83% uprawnionych, zaś na Zachodniej Białorusi aż 96,7%. Na kandydatów promowanych przez władze paść miało ponad 90% głosów… Wyłonieni w ten sposób deputowani weszli do Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Ukrainy, które obradowało we Lwowie od 26 do 28 października 1939, oraz do Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Białorusi, zwołanego w Białymstoku w dniach 28–30 października. twarcia obrad zgromadzenia lwowskiego dokonał prof. Kiryło Studynśkyj a białostockiego rolnik Stepan Strug.
    27 października we Lwowie, Zgromadzenie Ludowe Zachodniej Ukrainy, obradujące pod hasłem Śmierć Białemu Orłowi ! podjęło następującą uchwałę:

    Jak nietrudno się domyślić całe to propagandowe przedstawienie zmierzały do jednego: do rzekomo usankcjonowanego prawem wprowadzenia na obszarach wschodniej Polski władzy radzieckiej. I tak oba zgromadzenia jako końcowe ustalenia, uchwaliły prośbę, którą skierowano do Rady Najwyższej Związku Radzieckiego, o połączenie Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi z „siostrzanymi” Białoruską Socjalistyczną Republiką Radziecką (BSRR) oraz Ukraińską Socjalistyczną Republiką Radziecką (USRR). Prezydium Rady Najwyższej łaskawie przychyliło się do tych próśb i w dniach 1-2 listopada 1939 roku przyłączono zajęte we wrześniu tereny do BSRR i USRR. 29 listopada kolejnym dekretem Prezydium Rady Najwyższej ZSRR uchwaliło nadanie obywatelom polskim zamieszkującym zachodnie obwody Ukrainy i Białorusi obywatelstwa ZSRR.

    [​IMG]
    Wojenne zniszczenia​

    Zanim jeszcze oficjalnie (łamiąc prawo międzynarodowe) włączono Kresy Wschodnie do Związku Radzieckiego, aparat bezpieczeństwa przystąpił do rozprawy z ludnością polską. Już w październiku 1939 roku blisko 55 000 uchodźców z centralnej i zachodniej Polski, przesiedlono do wschodnich obwodów Białoruskiej i Ukraińskiej SRR, w ramach tzw. rozładowywania miast kresowych. W grudniu władze radzieckie na mocy uchwały nr 1001-558 przystąpiły do wysiedlenia osadników i służby leśnej z Polski wschodniej. Działanie to miało uniemożliwić powstanie uciążliwej partyzantki leśnej, która pozbawiona oparcia w przychylnej służbie leśnej została skazana na porażkę.

    [​IMG]
    Podział ziem polskich w 1939 roku​

    Pierwsze formy oporu

    Niezwykle szybko w obliczu kompletnej klęski i unicestwienia państwa polskiego jesienią 1939 roku rodziła się na jego okupowanych terenach konspiracja. Na przełomie 1939 i 1940 roku działało już około 150 organizacji konspiracyjnych, działających w oparciu o środowisko partii politycznych, organizacji społeczno-kulturalnych oraz naturalnie jednostek wojskowych. Miejscami, gdzie zbiegały się wszystkie nitki rodzącej się sieci konspiracyjnej były wielkie miasta, na czele z Warszawą, ale także z Krakowem, Poznaniem, Wilnem czy Lwowem.
    Pierwsze miesiące okupacji zapisały się także działaniem znacznych oddziałów partyzanckich, złożonych z jednostek, które we wrześniu i październiku 1939 roku nie złożyły broni. Było ich kilkadziesiąt. Spośród nich największym rozgłosem odbiły się w kraju walki oddziału dowodzonego przez majora Henryka Dobrzańskiego ps. Hubal, który działał w południowo-zachodniej części Kielecczyzny aż do maja 1940 roku oraz oddziału podpułkownika Jerzego Dąbrowskiego (byłego przełożonego Hubala i dowódcy 110 Rezerwowego Pułku Ułanów), operującego w Puszczy Augustowskiej.
    Znaczna część oddziałów partyzanckich została zlikwidowana przez siły policyjne obu okupantów, a część rozwiązała się sama przechodząc do konspiracji. Niektóre jednak trwały nadal, działając w oparciu o duże kompleksy leśne wielokrotnie przypominały o swoim istnieniu.
    Zdecydowanie najdonioślejsza rola w tworzeniu i co najważniejsze jednoczeniu podziemia wojskowego przypadła, utworzonej w nocy z 26 na 27 września 1939 roku, w Warszawie, Służbie Zwycięstwu Polski. Jej inicjatorem i pierwszym Komendantem został generał Michał Karaszewski-Tokarzewski, a szefem sztabu pułkownik Stefan Rowecki. SZP, która do końca roku objęła swym zasięgiem tereny województw łódzkiego, lubelskiego, krakowskiego i kieleckiego wzorowana była na powstałej w 1914 roku Polskiej Organizacji Wojskowej. Także koncepcja walki zbrojnej opierała się na założeniach POW-u. W pierwszej fazie okupacji planowano ograniczyć się do działań dywersyjnych i wywiadowczych, a także przygotowaniach do spodziewanego powstania, które miało wybuchnąć w momencie zbliżania się Aliantów do ziem polskich.

    [​IMG]
    Fotografia pamiątkowa oddziału majora Henryka Dobrzańskiego "Hubala", zima 1939/1940 roku​

    Nie tylko obóz przedwojennej Sanacji przystąpił do organizowania ruchu oporu. Na przełomie października i listopada działacze Polskiej Partii Socjalistycznej powołali do życia organizację Wolność Równość Niepodległość wraz z jej zbrojnym ramieniem Gwardią Ludową WRN. Podobnie jak podziemie organizowane przez działaczy Stronnictwa Ludowego, szybko podjęto współpracę ze Związkiem Walki Zbrojnej, powstającym z polecenia władz polskich na emigracji.

    Brak współpracy uniemożliwił powstania jednej organizacji wywodzącej się z obozu Stronnictwa Narodowego. Do dwóch najważniejszych filarów zbrojnych należała obok późniejszych Narodowych Sił Zbrojnych także Organizacja Narodowo-Ludowa.

    Rząd polski na emigracji

    Mimo polsko-rumuńskich układów sojuszniczych, a także postanowień V umowy haskiej, władze Rzeczpospolitej, które 17 września 1939 roku przekroczyły granicę rumuńską (w wyniku nacisków zarówno Niemiec, Związku Radzieckiego jak i Francji) zostały poddane brutalnemu szantażowi. Władze rumuńskie w zamian za wolny przejazd przez swoje terytorium zażądały zrzeczenia się przez prezydenta oraz Naczelnego Wodza, a także premiera swych legalnych prerogatyw rządowych pod groźbą internowania. Wobec ich odmowy spełniono tą groźbę. Ignacy Mościcki 24 września jako swojego legalnego (zgodnie z zapisami Konstytucji Kwietniowej) następcę wskazał ambasadora polskiego w Rzymie, generała Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego, jedną z czołowych postaci obozu piłsudczykowskiego. Ta decyzja została przyjęta z oburzeniem we Francji, gdzie powoli organizowały się władze polskie na emigracji. Przeciwko kandydaturze Wieniawy-Długoszowskiego rozpętano prawdziwą kampanię nienawiści, posuwając się do oskarżenia go o zdradę (wskazywano na jego doskonałe stosunki z ministrem spraw zagranicznych Włoch Galezziano Ciano). Ostatecznie w wyniku sprzeciwu władz francuskich, generał zrezygnował z przyjęcia godności prezydenta. 30 września oficjalnie następcą prezydenta Mościckiego został Władysław Raczkiewicz, dotychczasowy prezes Związku Polaków z Zagranicy. Nowy prezydent powierzył misję sformowania koalicyjnego gabinetu (w jego skład mieli wejść przedstawiciele Stronnictwa Narodowego, Stronnictwa Pracy, Stronnictwa Ludowego, Polskiej Partii Socjalistycznej oraz obozu sanacyjnego) generałowi Władysławowi Sikorskiemu.

    [​IMG]
    I rząd generała Władysława Sikorskiego​

    W październiku do Francji poprzez Węgry przedostał się generał Kazimierz Sosnkowski, starszy rangą od Sikorskiego i to właśnie jemu według części środowiska polskiego należała się władza nad wojskiem i scheda po Marszałku Rydzu-Śmigłym (Śmigły zrezygnował z funkcji Naczelnego Wodza i Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych 27 października). Generał Sikorski nie zamierzał jednak oddawać kontroli nad wojskiem w ręce swojego politycznego rywala. 7 listopada przyjął urząd Wodza Naczelnego, pozostawiając generałowi Sosnkowskiemu urząd ministra bez teki oraz funkcję przewodniczącego Komitetu Ministrów do Spraw Kraju. Generał został także mianowany pierwszym komendantem tworzonego w kraju ruchu oporu – Związku Walki Zbrojnej, lecz z racji przebywania poza jego granicami nie miał realnego wpływu na jego funkcjonowanie. Przez prezydenta Raczkiewicza, generał został także mianowany oficjalnym następcą.

    [​IMG]
    Droga prowadząca do granicy rumuńskiej we wrześniu 1939 roku​

    9 grudnia ministerstwo spraw wewnętrznych objął bliski współpracownik Sikorskiego, Stanisław Kot, który rozpoczął misję „oczyszczania wojska z elementów sanacyjnych”. Jej głównym orężem w walce czysto politycznej stała się specjalna komisja do spraw zbadania przyczyn klęski kampanii wrześniowej, na której czele stanął generał Józef Haller. Działalność zarówno resortu spraw wewnętrznych jak i spec. komisji nosiła znamiona politycznej zemsty na obozie sanacyjnym za odsunięcie od sterów władzy w wyniku zamachu majowego w 1926 roku. 9 grudnia 1939 Prezydent RP powołał Radę Narodową Rzeczypospolitej Polskiej - organ doradczy rządu i prezydenta - substytut parlamentu z nominacji Prezydenta RP. W jej skład wchodziło 12-24 członków. Na czele Rady stanął Ignacy Paderewski, a wiceprzewodniczącymi zostali: Tadeusz Bielecki (SN), Stanisław Mikołajczyk (SL) i Herman Lieberman (PPS). Jej pierwsza deklaracja zapowiadała dalszą walkę o wyzwolenie Polski u boku koalicjantów i utworzenie armii polskiej na Zachodzie, zawierała ogólnikowe stwierdzenia w sprawie kształtu Polski powojennej, a także zapowiedź konsolidacji i kierowania podziemiem niepodległościowym w kraju.

    [​IMG] [​IMG]
    Rumunia po wrześniowej klęsce stała się dla wiele polskich żołnierzy przystankiem w drodze na zachód, do Francji. Sama również odniosła z tego faktu pewne korzyści, np. przejmując polski sprzęt wojskowy​

    Klęska wrześniowa okazała się więc jedynie początkiem walki Polski i Polaków w drugiej wojnie światowej. Nic nie zapowiadało jednak jak ciężka i skomplikowana miała to być walka oraz, że u jej kresu być może wcale nie leżało zwycięstwo…
    _____________________________________________________________________________
    Ostatni rozkaz Naczelnego Wodza, Marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, 20 września 1939 roku:

    Żołnierze!

    Najazd bolszewicki na Polskę nastąpił w czasie wykonywania przez nasze wojska manewru, którego celem było skoncentrowanie w południowo-wschodniej części Polski tak, by mając do otrzymania zaopatrzenia i materiału wojennego komunikację i łączność przez Rumunię z Francją i Anglią móc dalej prowadzić wojnę.

    Najazd bolszewicki uniemożliwił wykonanie tego planu.

    Wszystkie nasze wojska zdolne do walki były związane działaniem przeciwko Niemcom. Uważałem, że w tej sytuacji obowiązkiem moim jest uniknąć bezcelowego rozlewu krwi w walce z bolszewikami i ratować to, co się da uratować. Strzały oddane przez KOP do bolszewików przekraczających granicę stwierdziły, że nie oddajemy naszego terytorium dobrowolnie. A ponieważ w pierwszym dniu bolszewicy do naszych oddziałów nie strzelali, ani też ich nie rozbrajali, więc sądziłem, że możliwym będzie przez pewien czas wycofać dość dużo wojska na terytorium Węgier i Rumunii.

    A chciałem to zrobić w tym celu, by móc Was następnie przewieźć do Francji i tam organizować Armię Polską. Chodziło mi o to, by polski żołnierz brał w dalszym ciągu udział w wojnie i by przy zwycięskim zakończeniu wojny istniała Armia Polska, która by reprezentowała Polskę i Jej interesy.

    O tym najważniejszym dziś celu musicie pamiętać.

    Choćby warunki Waszego życia były najcięższe, musicie trwać, nie zapominając, że jesteście żołnierzami, których obowiązuje dyscyplina i honor żołnierski. Ci, którzy, ulegając słabości ducha albo podszeptom obcych agentów, sieją wśród Was zwątpienie i chcą w Wasze szeregi wprowadzić rozprężenie - ci ludzie są na usługach wroga. Trzeba zacisnąć zęby i przetrwać. Położenie się zmieni, wojna jeszcze trwa. Będziecie jeszcze bić się za Polskę i wrócicie do Polski przynosząc Jej zwycięstwo.
     
  5. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Oczami Świadków

    [​IMG]

    Adolf Hitler, Kanclerz Rzeszy Niemieckiej w liście do Benito Mussoliniego przedstawia dotychczasową sytuację w Polsce:


    Źródło: M. Tomala Sprawa polska…., PIW 1990, s. 82-83


    [​IMG]

    Fragmenty dziennika dr Hansa Franka – Generalnego Gubernatora okupowanych ziem polskich

    Źródło: Dziennik Hansa Franka, Warszawa 1956.

    [​IMG]
    Proklamacja Generalnego Gubernatorstwa, 26 października 1939 roku

    [​IMG] [​IMG]
    Niszczący niemieckie dzieło odbudowy byli skazywani na karę śmierci. Zdjęcie z ulicy włączonej do Rzeszy Łodzi oraz egzekucja publiczna wykonana w Bochni, 18 grudnia 1939 roku

    [​IMG]
    Przesiedlenia objęły znaczną część Polaków mieszkających na ziemiach włączonych do Rzeszy. Kierunek deportacji był jeden: Generalne Gubernatorstwo​
    ===============

    Dodano:
    Odpowiem, aby nie łączyć tej wypowiedzi z "Oczami Świadków" w osobnym poście. Mam nadzieję, że administracja nie uzna tego za spam. (ehhh Moderacja ma swoje metody:))

    Dziękuję. Każde miło słowo pod adresem mojej pracy jest zawsze mile widziane:) Podobnie jak wytykanie błędów. Ech gdzie te czasy, kiedy Larry 2903 w niemal każdym swoim komentarzu wskazywał na jakąś literówkę lub błąd stylistyczny;) Teraz specjalnie nawet zastawiam dla niego takie małe "błędziki" a On nic... Milczy... (Żart naturalnie).

    Zobaczymy. Na pewno każdy oddany na mój AAR głos będzie dla mnie ważny jako właśnie wyraz docenienia tej pracy. A żadna praca nie przychodzi mi tak łatwo i przyjemnie jak pisanie AAR'a;)

    Tak AAR miał własne forum, lecz powstało ono w momencie kiedy eufi miało kłopoty techniczne. Postanowiłem, więc przenieść tam dotychczasowe odcinki. Teraz jednak obrosło nieco pajęczynami, bo bardzo długo tam nie zaglądałem.
    Natomiast co do rozpowszechnienia AAR'a gdzieś poza eufi... No cóż. Nie zastanawiałem się jeszcze nad tym.

    Pozdrawiam, Mandeel
     
  6. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dwudziesta pierwsza: „Zwycięstwa i klęski”

    [​IMG]

    [​IMG]

    Wrzesień – grudzień 1939 roku


    Równocześnie z przystąpieniem do wojny Wielkiej Brytanii i Francji, a także w następnych dniach dominiów brytyjskich, rozpoczęła się pierwsza faza bitwy o Atlantyk. Początkowo toczona była jedynie w formie pojedynczych akcji niewielkimi siłami, pomiędzy Gibraltarem i Hybrydami oraz na zachód od Kanału La Manche. Działanie niemieckiej floty początkowo ograniczył specjalny rozkaz Hitlera, który zabraniał łamania reguł Konwencji Genewskiej. Na tym etapie Kanclerz III Rzeszy liczył jeszcze na możliwość porozumienia się z Aliantami, a każda akcja niezgodna z prawem międzynarodowym wyraźnie oddalała Anglików i Francuzów od stołu rokowań.

    Jak na ironię w nocy z 3 na 4 września 1939 roku jeden z niemieckich okrętów podwodnych, U-30 porucznika Fritza Lempa zatopił omyłkowo brytyjski liniowiec pasażerski Athenia, który zidentyfikował jako krążownik pomocniczy. Ginie 112 pasażerów w tym 28 Amerykanów. W wyniku tego brutalnego ataku wybucha międzynarodowy skandal, który jak pokazał poprzedni konflikt mógł mieć niezwykle opłakane skutki dla Niemiec. Niemal natychmiast na oskarżenia brytyjskie o rozpoczęcie przez Kriegsmarine nieograniczonej wojny podwodnej, odpowiedziało Ministerstwo Propagandy Rzeszy, które całą winę za śmierć pasażerów, w tym obywateli amerykańskich przypisało Winstonowi Churchillowi, który 4 września objął urząd Pierwszego Lorda Admiralicji. W Berlinie incydent z Athenią nazwano prowokacją Royal Navy, która w ten sposób chciała wymóc, podobnie jak w 1917 roku, przystąpienie do wojny Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie cała sprawa oprócz nikłych konsekwencji politycznych niesie ze sobą potężny ładunek propagandowy, umiejętnie wykorzystany przez obie strony.

    Dwa dni po zatopieniu Athenii, niemiecki U-boot U-47 (kapitan Günter Prien) zanotował pierwszy sukces Kriegsmarine w walce z brytyjską flotą handlową na Atlantyku. Na dno poszedł niewielki frachtowiec Bosnia. Jeszcze tego samego dnia ofiarą innego U-boota, U-48 (kapitan Herbert Schultze) padł uzbrojony angielski statek handlowy Royal Sceptre. Mimo zakazu załoga statku użyła radia, podając swoją pozycję i meldując spotkanie z niemieckim okrętem podwodnym zanim została storpedowana. Meldunek z tego zdarzenia, który dotarł bezpośrednio do Hitlera zaowocował jego rozkazem, aby bez ostrzeżenia zatapiać statki, które po zatrzymaniu zdecydowały się skorzystać z radia.

    Wojna na morzu zastała niemiecką flotę handlową niemal nieprzygotowaną na taką ewentualność. Pokutowało tu przekonanie Hitlera, że Wielka Brytania nie przystąpi do wojny. Tak, więc 3 września kiedy Royal Navy oficjalnie rozpoczęła traktowanie niemieckich okrętów handlowych jako wrogich jednostek, setki z nich znajdując się na pełnym morzu lub w portach poza granicami Rzeszy. Łącznie 325 okrętów udaje się schronić w portach neutralnych, a zaledwie 100 dane jest powrócić do Niemiec. Podobnego błędu nie popełniają ani Anglicy ani Francuzi, którzy zawczasu wycofali swoje jednostki handlowe, ostrzegając je przed spodziewanymi działaniami wojennymi.

    [​IMG] [​IMG]
    [​IMG] [​IMG]
    Jedynie część sukcesów niemieckich U-bootów w pierwszej fazie wojny​

    Od samego początku zmagań dla obu stron stało się jasne z jakim przeciwnikiem przyjdzie mu walczyć. Kriegsmarine było zbyt słabe by móc niczym podczas Wielkiej Wojny pozwolić sobie na wielką bitwę morską z okrętami Royal Navy. Zamiast tego w pierwszej fazie walk, Niemcy decydują się skupić na wojnie podwodnej, co również rodzi pewne trudności z racji posiadania zaledwie 57 U-bootów, z czego 31 ma zbyt ograniczony zasięg, by działać w rejonach poza Morzem Północnym czy brytyjskimi wodami przybrzeżnymi. Anglia, czerpiąc z doświadczeń poprzedniej wojny, natychmiast skupiła całą swoją uwagę przeciw niemieckiej flocie podwodnej. Do akcji od pierwszych dni września weszło Coastal Command, które rozpoczęło loty zwiadowcze. Royal Navy do patrolowania wód terytorialnych przeznaczyło własne także okręty podwodne. Do walki z flotyllą niemieckich U-bootów zdecydowano się rzucić nawet lotniskowce, co jak pokazały wydarzenia kolejnych dni było decyzją brzemienną w negatywne skutki…

    Okolice zachodniego wybrzeża Irlandii, 17 września 1939 roku, godz. 19:45

    - Jest kontakt ! Dwieście czterdzieści jeden ! – ten okrzyk zawsze stawiał całą załogę w pogotowiu bojowym.
    Podobnie było i tym razem. Na niewielkiej przestrzeni niemieckiego U-29, okrętu podwodnego typu VII A dało odczuć się objawy postępującego chaosu. Były to jednak pozory. W rzeczywistości każdy marynarz kierował się ku z góry przewidzianej dla niego pozycji, tak jak robił to dziesiątki razy wcześniej na ćwiczeniach.
    - Wszystkie maszyny stop ! – rozkazał kapitan Otto Schuhart, postawny mężczyzna o kilkudniowym, ostrym zaroście, pokrywającym większą część brody i policzków. – Peryskopowa i peryskop w górę.
    W kilka sekund obrócił peryskop na wskazany namiar i zaklął cicho, choć wyjątkowo plugawie pod nosem.
    - Mam następne kontakty ! Mniejsze. Dwieście czterdzieści jeden, dwa i trzy. Odległość dwa tysiące czterysta… I Maleje, kapitanie ! – dobiegło z sąsiedniego pomieszczenia.
    - Jorg ! – krzyknął kapitan nie odrywając oczu od peryskopu.
    - Tak jest !
    - Ustaw się dokładnie pod kątem prostym do największej rozpoznanej jednostki.
    - Rozkaz !
    - To lotniskowiec.
    Reakcja na mostku kapitańskim na to stwierdzenie była mieszanką radości i strachu. Radość wynikała z faktu, iż zatopienie brytyjskiego lotniskowca byłoby wielkim osiągnięciem i ciosem w prestiż Royal Navy. Strach potęgowany był przekonaniem, że ten atak może być jednocześnie pierwszym i ostatnim w historii akcji bojowych U-29…
    - Jesteśmy na wskazanej pozycji kapitanie.
    - Zalać wyrzutnie torpedowe numer jeden dwa i trzy.
    Schuhart chwycił wiszący mu na szyi stoper i nastawił odpowiedni czas oczekiwania na trafienie torped. Tylko z najwyższym trudem udało mu się zapanować nad drżeniem rąk.
    Po chwili, gdy usłyszał potwierdzenie zalań wyrzutni, kciuk mocno zacisnął się na jednym z przycisków…

    - Ognia !! – komendę otwarcia ognia zagłuszyła salwa z kilku karabinów, które natychmiast z idealną synchronizacją ześlizgnęły się z ramion strzelców. – Ognia !! – kolejna salwa. – Ognia !!
    Nim echo wystrzałów ucichło zabrzmiała ponura, żałobna pieśń. Judith poczuła, że kręci się jej w głowie, a całe ciało paraliżuje dziwne osłabienie. Nie miała sił, by płakać. Płakała nieustannie od momentu kiedy radio podało komunikat o zatopieniu lotniskowca HMS Courageous oraz o stracie ponad 500 marynarzy i oficerów z okrętów. Podświadomie czuła, że wśród tej liczby znajdował się także jej syn, niespełna dwudziestopięcioletni Andrew, który od momentu wstąpienia do Royal Navy był dumą całej rodziny. Teraz po zaledwie dwudziestu dniach wojny nad jego trumną zebrała się cała rodzina oraz oficjalna delegacja admiralicji. Kompania honorowa oraz odgłos salwy sprawiły, że na nowo powrócił ten przeraźliwy i nieopisany ból jaki zaznać jest jedynie matce, która chowa własne dziecko.

    [​IMG]
    Lotniskowiec HMS Courageous w 1937 roku​

    Zatopienie lotniskowca HMS Courageous, 17 września 1939 roku było potężnym ciosem dla Royal Navy. Z załogi okrętu, który do 1938 roku był flagową jednostką brytyjskiej floty lotniskowców, liczącej 1260 ludzi zginęło 514. Wśród nich był kontradmirał W.T. Makeig-Jones.
    Po tej stracie Anglicy pośpiesznie wycofali pozostałe lotniskowce ze służby przeciwko okrętom podwodnym. HMS Glorious oraz HMS Hermes zostały odesłane na Ocean Indyjski, natomiast na Atlantyku pozostał jedynie HMS Ark Royal, najnowszy okręt tego typu w arsenale brytyjskiej Royal Navy

    Także niemiecka flotylla U-bootów poniosła we wrześniu pierwsze straty. 14 września 1939 roku do wynurzenia i opuszczenia okrętu przez załogę został zmuszony U-39, który dopadły niszczyciele z eskorty HMS Ark Royal. Sześć dni później inny niemiecki U-boot, U-27 (kpt. Johannes Franz) został zatopiony przez niszczyciele Fortune i Forrester. Kapitan wraz z całą załogą dostali się do brytyjskiej niewoli.
    Wojna na morzu szybko dała o sobie znać także jednostkom neutralnym. Pierwszym statkiem państwa nie biorącego udziału w konflikcie, który został posłany na dno (prawdopodobnie w wyniku wpadnięcia na minę, postawioną przez niemieckiego U-boota) stał się belgijski frachtowiec motorowy Alex von Opstal.

    Rozwój wypadków coraz szybciej zdawał się prowadzić w kierunku nieograniczonej wojnie podwodnej. 23 września Adolf Hitler wydał admirałowi Erichowi Raederowi rozkaz zatapiania bez ostrzeżenia statków, które po zatrzymaniu przez jednostki niemieckie odważą się użyć radia. Trzy dni później Pierwszy Lord Admiralicji, Winston Churchill zapowiedział uzbrojenie wszystkich brytyjskich statków handlowych. Odpowiedzą na to jest kolejny rozkaz Hitlera na „atakowanie bez ostrzeżenia wszystkich uzbrojonych okrętów morskich”.
    Przeciwko alianckiej flocie handlowej Kriegsmarine rzuciła nie tylko nieliczne w 1939 roku okręty podwodne. Do akcji o charakterze „dezorganizacji żeglugi nieprzyjaciela przy wykorzystaniu wszelkich dostępnych środków” zostają rzucone niemieckie jednostki, które z racji swej małej wyporności zostają ochrzczone mianem „pancerników kieszonkowych”. To KMS Deutschland (kmdr Paul Wendeker) i KMS Admiral Graf Spee (kmdr Hans Langsdorff).

    [​IMG]
    Hans Langsdorff, dowódca niemieckiego pancernika kieszonkowego Admiral Graf Spee

    [​IMG]

    3 października w Panamie odbyła się ogólnoamerykańska konferencja z udziałem przedstawicieli 21 państw, której skutkiem jest powstanie tzw. amerykańskiej strefy bezpieczeństwa, czyli pasa wód o szerokości od 300 do 600 mil morskich od amerykańskich wybrzeży, w których niedozwolone są wszelkie działania o charakterze zbrojnym. Na straży egzekwowania postanowień konferencji ma stanąć nowoutworzona eskadra atlantycka US Navy. Trzy dni później niemiecki pancernik kieszonkowy KMS Deutschland zatapia w amerykańskiej strefie bezpieczeństwa brytyjski frachtowiec Stonegate

    Do jednego z najbardziej spektakularnych ataków brytyjsko-niemieckiej wojny morskiej doszło w nocy z 13 na 14 października 1939 roku. Wówczas to niemiecki okręt podwodny U-47 (kpt. Günter Prien.) przeniknął niepostrzeżenie do jednej z głównych baz brytyjskiej Home Fleet w Scapa Flow i w niemal dramatycznych okolicznościach torpeduje pancernik HMS Royal Oak, który idzie na dno wraz z 833 marynarzami i oficerami. Wśród zabitych są m.in. kontradmirał Blagrove i komandor Benn. Korzystając z całkowitego zaskoczenia wśród Brytyjczyków, U-47 udało się w iście filmowy sposób umknąć naprędce formowanej pościgowej grupie niszczycieli. Dowódca niemieckiego okrętu, kapitan Günter Prien, stał się bohaterem Rzeszy. Natychmiast po tej brawurowej akcji zyskał on przydomek „Der Stier von Scapa Flow” (Byk ze Scapa Flow), a rysunek szarżującego, wściekłego byka znalazł się na kiosku U-47. Sam kapitan został odznaczony wcześniej Krzyżem Żelaznym II klasy (25 września), został uhonorowany Krzyżem Żelaznym I klasy (17 października) oraz Krzyżem Rycerskim Krzyża Żelaznego (18 października), stając się jednym z dwóch dowódców okrętów podwodnych, którym nadano to odznaczenie w czasie całej wojny.
    Październik 1939 roku upływa dla Kriegsmarine pod znakiem utraty trzech U-bootów (U-12, U-40 i U-16) oraz 34 zatopionych statków handlowych na Morzu Północnym i Atlantyku.

    [​IMG]
    Rajd na Scapa Flow...

    [​IMG] [​IMG]
    Oraz jego bohater i ofiara​

    15 listopada do Kilonii po rajdzie na północnym Atlantyku powrócił niemiecki okręt KMS Deutschland. Dwa dni później otrzymuje on nową nazwę Lützow oraz zostaje przemianowany na ciężki krążownik. Działanie to ma na celu ukrycie planowanej na wiosnę 1940 roku sprzedaż krążownika Lützow Związkowi Radzieckiemu oraz uniknięcie bez wątpienia propagandowej katastrofy jaką byłaby utrata pancernika o dumnej nazwie Deutschland.
    Kilkanaście dni później w morze wychodzą bliźniacze pancerniki KMS Gneisenau i Scharnhorst, których zadaniem jest odwrócenie uwagi od działającego na południowym Atlantyku rajdera Admiral Graf Spee oraz prowadzenie działań przeciwko brytyjskim okrętom z Northern Patrol. Tego samego dnia w wyniku wpadnięcia na minę magnetyczną ciężko uszkodzony został lekki krążownik HMS Belfast, który jedynie cudem uniknął losu Royal Oak’a w Scapa Flow. Ten nowy rodzaj min okazał się tajną i niszczycielską bronią na płytkich wodach przybrzeżnych. Zapłon takiej miny następował pod wpływem impulsu elektromagnetycznego, gdy stalowy kadłub okrętu zakłócał działanie pola magnetycznego.
    23 listopada brytyjski krążownik pomocniczy Rawalpindize składu Northern Patrol zameldował o Admiralicji o nawiązaniu kontaktu z niemieckim pancernikiem Deutschland w rejonie pomiędzy Islandią a Wyspami Owczymi. W rzeczywistości był to pancernik Gneisenau, który potrzebował zaledwie kwadransa, aby zatopić słabo uzbrojoną jednostkę Royal Navy. Natychmiastowy pościg za niemieckim okrętem, przeprowadzony przez brytyjskie krążowniki Newcastle i Delhi zakończył się fiaskiem.

    Ostatecznie w listopadzie niemieckim U-bootom udaje się posłać na dno 27 statków alianckich przy stracie zaledwie jednej jednostki. Sytuacja ta była nie do przyjęcia dla brytyjskiej Admiralicji. Poza dotkliwymi stratami w flocie handlowej, ucierpiał także prestiż Royal Navy, która otrzymała dwa silne ciosy, w postaci zatopienia lotniskowca Courageous oraz pancernika Royal Oak. Na domiar złego, grudzień 1939 roku wcale nie rozpoczął się lepiej. Już pierwszego dnia tego miesiąca, flagowy okręt admirała Forbesa, dowódcy Home Fleet, pancernik HMS Nelson wpadł na niemiecką minę i na wiele miesięcy został wyeliminowany z walki.
    Dopiero drugi tydzień grudnia przyniósł namiastkę wyczekiwanego sukcesu brytyjskiej floty. 14 grudnia angielski okręt podwodny Salomon przeprowadził udany atak torpedowy na niemieckie krążowniki KMS Nürnberg oraz Leipzig(pierwszy wyszedł z doku remontowego w maju natomiast drugi dopiero w listopadzie 1940 roku), lecz wskutek błyskawicznej kontrakcji niemieckich niszczycieli nie był w stanie ostatecznie zatopić żadnej z tych jednostek.
    Więcej szczęścia miał U-30 (kpt. Lemp), któremu udało się 28 grudnia ciężko uszkodzić brytyjski pancernik HMS Baham
    W grudniu na dno, w wyniku ataków niemieckich okrętów podwodnych na Atlantyku i Morzu Północnym poszło dalszych 37 statków handlowych. Kolejne 33 zostały zatopione przez miny. Z akcji bojowej ponownie nie powrócił zaledwie jeden U-boot. Pierwsze miesiące nowej wojny okazały się niezbyt pomyślne dla Royal Navy, choć nie pozbawione pewnych sukcesów…

    [​IMG]
    Niemiecki U-Boot powraca do bazy po zakończonym patrolu. W tle pancernik Gneisenau

    Sztab Admiralicji Brytyjskiej, Londyn, 2 października 1939 roku

    - Proszę wskazać mi to miejsce na mapie. – Churchill z nieodłącznym cygarem w buzi, wygodnie rozsiadł się w obitym skórą fotelu i gestem dłoni polecił oficerowi Royal Navy pokazanie miejsca zatopienia frachtowca Clement.
    - To tutaj sir… W pobliżu Pernambuco.
    Pierwszy lord wyraźnie zmrużył oczy, mimo założonych na nos okularów. Jego i tak już groteskowa mina, zniekształcona cygarem wyraźnie spochmurniała.
    - Według raportów załogi frachtowca mamy do czynienia z niemieckim pancernikiem Admiral Scheer.
    Churchill nie odpowiedział. Zamiast tego wyjął z ust cygaro, mlaskając przy tym wyjątkowo głośno.
    - Potrzebujemy sukcesu. – podjął wreszcie. – Coś czym moglibyśmy zagłuszyć utratę Courageous’a. Ten cholerny pancernik świetnie się do tego nadaje.
    - Na środkowym Atlantyku mamy w tej chwili lotniskowiec, dwa krążowniki i dwa pancerniki. Francuzi gotowi są nas wesprzeć jednym lotniskowcem i krążownikiem. Na południowym Atlantyku z kolei dysponujemy pancernikiem i lotniskowcem oraz sześcioma lekkimi i ciężkimi krążownikami. Ocean Indyjski mogą zablokować Francuzi, mają tam dość znaczne siły.
    - Dodatkowo możemy wysłać w ten rejon pancernik Malaya oraz lotniskowiec Glorious. – uzupełnił inny oficer.
    Churchill uśmiechnął się z wyraźnym przekąsem i wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem.
    - Sir ?
    - Cholernie irytuje mnie fakt, konieczności użycia tak nieproporcjonalnych środków do dorwania tego drania. – odparł Pierwszy Lord Admiralicji, strzepując popiół z cygara do kryształowej popielniczki.

    W rzeczywistości okrętem, który swymi rajdami na południowym Atlantyku zwrócił uwagę brytyjskiej Admiralicji nie był Admiral Scheer, lecz Admiral Graf Spee, który zręcznie, w niemalże korsarskim stylu zmienia nazwy i bandery. 10 października 1939 roku, kapitan brytyjskiego parowca Huntsman dostrzega sylwetkę okrętu wojennego pod francuską banderą. Święcie przekonany, iż ma do czynienia z pancernikiem Dunkerque uspokaja oficerów na mostku, których wcześniej ostrzegano przed obecnością w tym rejonie niemieckich rajderów. Jak wielkie jest jego zdziwienie wie tylko on sam, gdy nagle przyjazny Dunkerque zmienia banderę na barwy Kriegsmarine i przystępuje do atakowania parowca. Niedługo później załoga Huntsmana znajduje się w niewoli, a ich statek na dnie.

    Dwanaście dni później Admiral Graf Spee zatopił inny angielski parowiec Trevianion, a niesamowicie pomysłowa i przemyślana dezinformacja wyprowadza w pole eskadrę brytyjską, której zadanie polega na przechwyceniu niemieckiego rajdera.
    Zaopatrzenie i paliwo dla tak długiego pobytu na pełnym morzu dostarczał okrętowi specjalnie przystosowany do tego statek Altmark, który z równie dużą zręcznością podawał się za amerykański okręt Delbar. Cała ta akcja dezinformacyjna odnosi skutek. Kolejne sygnały od zatapianych frachtowców różnią się na tyle, że Admiralicja nie miała do końca pewności jakimi siłami dysponuje Kriegsmarine w tym rejonie konfliktu, a niezgodne z prawem wojennym podszywanie się pod inne okręty uniemożliwiały wytropienie przeciwników. 28 listopada Komandor Hans Langsdorff ponownie polecił zmienić maskowanie jednostki. Graf Spee poprzez szereg prac zyskał podobieństwo do sylwetki ciężkiego krążownika liniowego HMS Renown, a na dwóch stronach jego burty załoga wymalowała nazwy jednostek: Admiral Scheer oraz Deutschland. Kiedy jego ofiarą padły kolejne alianckie frachtowce dla Admiralicji stało się jasne, iż odpowiedzialny za ich zatopienie jest jeden rajder. Na podstawie miejsc jego ataków, udaje się wyznaczyć kierunek jego działania oraz potencjalne przyszłe rejony działania. Brytyjski zespół tzw. Force „G”, pod dowództwem komodora sir Henry’ego Harwooda, składający się z ciężkich krążowników HMS Exeter i Cumberland oraz lekkich krążowników HMS Ajax i HMNZS (nowozelandzki) Achilles rozpoczął koncentrację w Rio de la Plata, gdzie jak przewidywał komodor Harwood kierował się niemiecki pancernik kieszonkowy. Jego intuicja okazuje się niezawodna. 13 grudnia 1939 roku okręty brytyjskie wchodzą w styczność z Grafem Spee

    [​IMG]
    Bitwa u Ujścia La Platty

    [​IMG]
    Rząd Urugwaju w 1939 roku​

    Wbrew wszelkim przewidywaniom komandor Langsdorff nie przystępuje do pościgu po bitwie za uchodzącymi okrętami brytyjskimi. Zamiast tego bierze kurs na Montevideo, do którego przybywa po godzinie 23:00. Straty jakie poniósł rajder są znaczne. Zginęło 36 członków załogi a 60 zostało rannych. Jedno z trzech dział kal. 280 mm zostało zniszczone, a jedno kal. 150 mm zostało uszkodzone. Znaczny jest też ubytek amunicji. To wszystko sprawia, iż Niemcy występują z prośbą do władz Urugwaju o przedłużenie pobytu okrętu w neutralnym porcie z 24 do 72 godzin.
    Taki stan rzeczy odpowiada także Brytyjczykom, którzy rozpaczliwie ściągają zewsząd tylko się da dodatkowe okręty do blokady Grafa Spee w Montevideo. Ich siły są jednak dramatycznie małe. Ciężko uszkodzonego Exetera zastąpił co prawda Cumberland, który przybył z Falklandów, lecz jest on jedynym prawdziwym wzmocnieniem Force G. Na inne okręty komodor Harwood zmuszony jest czekać…

    Mimo tego w wyniku koronkowej akcji brytyjskiego wywiadu oraz dalece posuniętym kamuflażu szczupłych sił w pobliżu Montevideo, do komandora Langsdorffa docierają informację o przybyciu w rejon walk krążownika liniowego Renown, lotniskowca Ark Royal oraz paru niszczycieli. Rozumiejąc, iż bitwa z takimi siłami nie może skończyć się inaczej jak tylko klęską i masakrą wśród załogi, dowódca niemieckiego rajdera staje w obliczu dylematu czy zatopić okręt czy poddać się internowaniu. Rozkaz z Berlina jest jednoznaczny: zatopić !

    [​IMG]

    [​IMG]
    Płonące szczątki niemieckiego pancernika kieszonkowego Admiral Graf Spee

    W niedzielę, 17 grudnia 1939 roku około godziny 20:00 Admiral Graf Spee wylatuje w powietrze, wysadzony przez własną załogę.

    Buenos Aires, Argentyna, 20 grudnia 1939 roku

    Jedynie moją śmiercią mogę dowieść, że marynarze Trzeciej Rzeszy są gotowi umrzeć broniąc honoru bandery…

    Średniego wieku mężczyzna w śnieżnobiałym mundurze niemieckiej Kriegsmarine, z rzędem medali przypiętych do piersi, odłożył pióro i starannie złożył niewielką kartkę papieru. Pusty i pozbawiony emocji wzrok skierował ku rozłożonej na podłodze banderze marynarki wojennej.

    …Ponoszę odpowiedzialność za zatopienie pancernika "Admiral Graf von Spee"...

    Pochodziła ona z okrętu, który trzy dni wcześniej został zatopiony przez własną załogę w neutralnym porcie Montevideo w Urugwaju. Upiorny widok pogrążonego do połowy w wodzie potężnego pancernika, ponownie stanął przed jego oczami, jak zawsze potęgując przypływ bólu i wstydu.

    …Jestem szczęśliwy płacąc moim życiem za jakiekolwiek możliwe uchybienie honoru bandery…

    Wolnym ruchem, sięgnął po pistolet leżący na stole przed nim. Wprawnie odbezpieczył broń i przyjrzał mu się dokładnie jakby szukając nieistniejącego zabrudzenia czy śladów rdzy. Wstał od stołu i klęknął na rozpostartej na podłodze banderze. Tkwił w takiej pozycji przez parę sekund, po czym podniósł głowę, mocno, niemal do krwi zagryzając wargi.

    Wychodzę naprzeciw mojemu losowi z głęboką wiarą w sprawę, przyszłość narodu i Mojego Führera.

    Pojedynczy strzał odbił się głuchym echem w pustym pokoju, płosząc kilka gołębi siedzących dotychczas spokojnie na parapecie hotelowego pokoju. Wkrótce po tym zapanowała cisza; cisza, która zdolna jest rozsadzić bębenki uszu…
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW) czwartek, 13 grudnia 1939 roku:

    Pancernik Admiral Graf Spee, jeden z okrętów, który od wybuchu wojny operuje w akwenie Oceanu Atlantyckiego na drodze konwojów prowadzącej od La Platy do akwenów europejskich zatopił brytyjskie parowce Tairoa (7983 BRT) i Streonshall (3895 BRT). Podczas operacji okręt wszedł w kontakt bojowy z brytyjskim ciężkim pancernikiem Exeter i lekkimi krążownikami Ajax i Achilles. Podczas walki okręt zdołał zadać przeważającym siłom przeciwnika poważne straty. Exeter po ciężkim trafieniu musiał wycofać się z walki. Jeden z krążowników także został poważnie uszkodzony. Pancernik Admiral Graf Spee otrzymał kilka trafień. Obecnie okręt znajduje się w porcie Montevideo (Urugwaj).

    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW) poniedziałek, 18 grudnia 1939 roku:

    Pancernik Admiral Graf Spee nie uzyskał od rządu urugwajskiego zgody na pozostanie w porcie do czasu usunięcia szkód. Führer i najwyżsi dowódcy Wehrmachtu wydali w tej sytuacji dowódcy okrętu rozkaz wysadzenia i zniszczenia okrętu poza wodami terytorialnymi. Rozkaz został wykonany 17 grudnia około godziny 20.00
     
  7. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dwudziesta druga: „Dziwna Wojna”

    [​IMG]

    [​IMG]

    wrzesień – grudzień 1939 roku


    -fragment refrenu piosenki Maurice’a Chevaliera, zima 1939/1940


    Podczas gdy od 1 września 1939 roku trwała wojna w Polsce, dwa dni później na zachodzie przyjęła ona miana dziwnej wojny (drôle de guerre), nudnej wojny (bore war), zabawnej wojny (funny war) lub przewrotnie brzmiącego Sitzkriegu – „wojny siedzącej”, przeciwieństwa Blitzkriegu.
    Korzeni takiego stanu rzeczy należało upatrywać w niezwykle silnych od 1918 roku nastrojach pacyfistycznych w społeczeństwach angielskim i francuskim, a także wciąż odczuwanych skutkach wielkiego kryzysu, w którego pokonaniu wojna nie pomagała.

    Ze spokojem, ale i postępującą rezygnacją przyjęto nad Tamizą i Sekwaną rozkazy mobilizacji oraz ewakuacji z wielkich miast dzieci. Na podatny grunt trafiła, więc propaganda niemiecka, która bezlitośnie wykorzystywała koła pacyfistyczne na zachodzie. Starano się podzielić sojuszników, przedstawiając wojną jako cel Anglików, którzy nie zamierzali sami brać w niej udziału. I rzeczywiście we wrześniu 1939 roku zaledwie 4 brytyjskie dywizje piechoty ze składu Korpusu Ekspedycyjnego znajdowały się na kontynencie. Reszta dopiero organizowała przerzut do Francji.
    Wbrew wydawałoby się idealnej okazji do zadania Rzeszy niszczycielskiego ciosu, kiedy jej armia związana jest walką na wschodzie, dowództwo francuskie w wyniku przeciągającej się mobilizacji, decyduje się przyjąć postawę defensywną, zgodnie ze zdaniem generała Gamelina, wyrażonym 9 września, iż „oczekiwanie leży w naszym interesie”. Ograniczono się jedynie do I fazy zaplanowanych operacji przeciwko Niemcom.

    [​IMG]
    Francuski żołnierz pomagający przy pracach w polu, jesień 1939 roku​

    Ofensywa w Zagłębiu Saary

    Wbrew powszechnie przyjętym opiniom kilkudniowa ofensywa francuska, rozpoczęta 6 września w Zagłębiu Saary nie miała wcale łagodnego przebiegu. Szybko przerodziła się w dość intensywne walki, kosztujące armię francuską ponad 2 tysiące zabitych. Nikłe postępy terenowe atakujących (na szerokości 25 km posunięto się o 8 km do przodu) spowodowane były natrafieniem na pierwszą linię niemieckich umocnień, które bez ciężkiej artylerii nie można było próbować sforsować.
    Działania armii francuskiej we wrześniu miały, więc charakter wstępny wobec konieczności zmobilizowania większych sił do zakrojonych na szerszą skalę działań ofensywnych. A ta miała nastąpić po około miesiącu. Dopiero po tym czasie należało się spodziewać większych akcji mogących skutecznie odciążyć front polski. Niestety do tego czasu Wojsko Polskie zostało już pokonane…

    Co ciekawe wiele mitów narosło także wokół konferencji w Abbeville, która miała miejsce 12 września 1939 roku i rzekomo przesądziła o braku pomocy dla walczącej Polski. Jest to nieprawda. Oddziały francuskie pozbawione ciężkiej artylerii do przełamania umocnionych pozycji tzw. Wału Zachodniego istotnie zatrzymały się, lecz nadal przygotowywały się do natarcia dywizje 3 Armii nad Mozelą, której natarcie odwołano dopiero 18 września w wyniku fatalnej pogody. Decyzja o zatrzymaniu bezsensownego szturmu na niemieckie umocnienia była podyktowana także stosunkiem sił, który nie rokował nadziei na osiągnięcie sukcesu. Podczas kiedy Francuzi mogli skierować do walki w pierwszej fazie zaledwie 12 dywizji po drugiej stronie broniło się 9 niemieckich i to w oparciu o solidne pozycje obronne, w których mogły z łatwością oprzeć się natarciu. Na pełne rozwinięcie się francuskiej machiny wojennej potrzeba było czasu, a tego wbrew przewidywaniom sztabowców nie dostarczyła walcząca Polska. Na konferencji w Abbeville z udziałem najważniejszych person wojskowych i politycznych Anglii i Francji uznano zatem, iż jeżeli ofensywa niemiecka na wschodzie będzie nadal przebiegać w tak błyskawicznym tempie Alianci nie będą w stanie uczynić niczego aby walczących Polaków odciążyć.

    [​IMG]
    Francuzi dumnie prezentują zdobyte w Zagłębiu Saary trofea​

    Także działanie wojsk lotniczych było ograniczone przez obawę przed podobną reakcją Niemiec oraz faktem, że już od 3 września dowództwo Luftwaffe rozpoczęło powolne przerzucanie na zachód dywizjonów myśliwskich, które w praktyce uniemożliwiały sprawne działanie przestarzałego lotnictwa francuskiego i brytyjskiego. Zamiast tego Alianci ograniczyli się więc do bombardowania Niemiec ulotkami propagandowymi. Na sugestię jednego z oficerów francuskiego lotnictwa aby zaatakować niemieckie zakłady przemysłowe, gen. Vuillemin miał odpowiedzieć: „Czy zdaje pan sobie sprawę, że jest to własność prywatna !?” Mimo tej chęci uniknięcia konfrontacji sporadycznie dochodziło do walk powietrznych nad granicą. 8 października w okolicy Landau, pięć myśliwców Curtiss Hawk z eskadry „Czerwonych Diabłów” (GC II/4) stoczyło bój spotkaniowy z czterema niemieckimi Me-109. W jego wyniku francuskiej wojska powietrzne odniosły pierwsze w tej wojnie zwycięstwa powietrzne: piloci Villey i Casenobe strącili po jednym niemieckim samolocie.
    Bezczynni nie pozostawali także Niemcy. 16 października I grupa 30 pułku lotnictwa wykonuje atak na bazę Royal Navy w Firth of Forth. W jego wyniku uszkodzone zostały krążowniki HMS Edinburgh i Southampton. Z akcji nie powracają dwie maszyny zestrzelone przez myśliwce z 602 i 603 Eskadry.

    [​IMG]
    Myśliwce Curtiss Hawk produkcji amerykańskiej w barwach francuskiego lotnictwa. Mimo zakupu nowoczesnych maszyn myśliwskich i bombowych, Francuzi nadal dysponowali w większości przestarzałymi maszynami​

    Do największej konfrontacji powietrznej doszło jednak dopiero w grudniu nad Zatoką Helgolandzką kiedy to eskadra 24 bombowców typu Wellington została przechwycona przez 10 eskadrę z 26 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego. Dochodzi do masakry, w wyniku której zaledwie w ciągu 30 minut zestrzelonych zostaje 15 brytyjskich samolotów. Ta klęska zmusza RAF do przejścia w tryb wykonywania nalotów nocnych…
    W okresie od września do grudnia na miasta takie jak Dortmund, Hamburg, Berlin, Norymberga, Monachium czy nawet Praga i Wiedeń zrzucono kilkaset ton ulotek, wzywających do obalenia partii nazistowskiej oraz przystąpienia do rokowań pokojowych. Jako, iż obrona przeciwlotnicza Rzeszy oraz siły myśliwskie sporadycznie przystępują do kontrakcji, głównym przeciwnikiem Aliantów w tych działaniach jest pogarszająca się pogoda. Zyskują oni jednak cenne doświadczenie w lotach nad wrogim terytorium, które jak pokażą przyszłe miesiące nie będzie wcale bez znaczenia…

    Poza pewnym okresem aktywności we wrześniu i październiku 1939 roku armia francuska ostatecznie pogrąża się w marazmie. Stopniowo zaprzestaje się wszelkich przejawów jakiejkolwiek działalności bojowej, nawet tej wymaganej przez rozkazy. Morale żołnierzy zmuszonych przeżyć zimowe miesiące z dala od domu w ciężkich, polowych warunkach spadło do niezwykle niskiego poziomu, który zdawał się zdumiewać nawet Brytyjczyków. Żołnierze francuscy, którym dowództwo za wszelką cenę stara się zorganizować nadmiar czasu wolnego z dnia na dzień coraz bardziej gnuśnieją…
    Przyczyniają się do tego także akcje specjalnych niemieckich komórek propagandowych. Co pewien czas za pośrednictwem wielkich megafonów na drugą stronę Renu nadawane są apele do Francuzów, a niemiecki brzeg rzeki zdobią różnej wielkości transparenty, przygotowane przez żołnierzy niemieckich o treści: Chcecie umierać za Anglię ?, Powiedzcie stop wojnie rozpętanej przez angielskich handlarzy bronią !, Nie będziemy strzelać jeśli i Wy nie będziecie !. W takiej sytuacji nawet częste wizyty gwiazd francuskiej estrady czy bujny rozwój teatrów polowych nie są w stanie uratować dyscypliny wojskowej.

    [​IMG]

    [​IMG]
    Artyleria i piechota francuska w drodze na front. W latach trzydziestych armia tego kraju była uznawana za największą potęgę na kontynencie. Jesienią 1939 roku pogląd ten należało zrewidować​

    Okolice Orleanu, 31 grudnia 1939 roku

    Stare radio, które najwyraźniej lata swojej świetności miało już bezpowrotnie za sobą trzeszczało niemiłosiernie. Kilkoro żołnierzy ze składu drugiego plutonu zdążyło już przyzwyczaić się do trzasków i pisków, które przeważnie zastępowały audycje i muzykę. Niektórzy położyli się już spać. Inni przy świetle świec pisali listy do domu, co należało poza przyrządzaniem posiłków do głównych przejawów aktywności oddziału na polu trwającej wojny…
    - Mam ! – oznajmił triumfalnie Jacques, wieńcząc tym samym wielominutową batalie z wysłużonym odbiornikiem. – To przemówienie noworoczne.
    Na przypomnienie, iż oto właśnie mijał stary rok kilka par oczu otworzyło się. Podniosły się nawet niektóre głowy, spoczywające dotąd na poduszkach albo spuszczone nad niewielkimi kartkami papieru.
    - Kto będzie mówił ? Lebrun ?
    - Nie, Giraudoux, szef propagandy.
    - Żołnierze Francji śpiący w kazamatach !
    - No to mamy pewność, że zwraca się do nas…
    - Zamknij dziób !
    - Nasze myśli są przy was w pierwszych dniach nowego roku, w którym Anioł Śmierci składać wam będzie wizytę…
    - Co takiego ? Jaki kurna Anioł Śmierci ? – już pierwsze zdania szefa propagandy Jeana Giraudoux wywołały szum i zamieszanie.
    Dotychczas senna atmosfera niewielkiego domku, w którym stacjonował pluton nagle zamieniła się w burzę dyskusji i kłótni, w których całkowicie umknęła dalsza treść noworocznego wystąpienia. Jacques przekręcił gałkę radia, wyłączając je i spojrzał na debatującą grupę żołnierzy.
    - A żeby się wysrać jutro nie mógł ! Odbiło mu i tyle ! Do nas z takich orędziem ? – gotował się Hugues, gestykulując energicznie.
    - Wizytę to mu złożą… Chłopaki z paryskiego garnizonu… Palant… - wtrącił nieodzownie spokojnym tonem Pauli.
    - Ty Jacques ! Ty znasz tego Giraudouxa ?
    - To dobry pisarz. Napisał sztukę „Nie będzie wojny trojańskiej”…
    - Jakiej ? Trójańskiej ?
    - No tak. Wojny trzech mocarstw: Francji, Anglii i Niemiec… - uprzedził wszelkie wyjaśnienia Jacquesa Hugues, kierując dyskusję na bliższe intelektualnie reszcie oddziału tory.
    - Bez sensu… - włączył się niespodziewanie do dyskusji Luis – Skoro wiedzą, że nie będzie tej wojny to po nas trzymają w tej norze ? Dlaczego nie puszczą nas do domu ?

    Reakcje zachodu na upadek Polski

    O tym, że kampania polska została ostatecznie przez obrońców przegrana stało się jasne 17 września 1939 roku, kiedy do potężnego agresora z zachodu dołączył Związek Radziecki. Wówczas to chaos i załamanie się systemu informacyjnego rządu polskiego sprawił, iż o przebiegu walk donosiła już tylko jedna strona konfliktu, a w komunikatach OKW od 28 września słychać było już tylko o przemieszczaniu się wojsk za linie demarkacyjną…
    To wszystko sprawiło, że na zachodzie pozbawiona wiadomości z Polski prasa za koniec walk uznała kapitulację Warszawy. Brak było informacji o heroicznej walce wielu oddziałów wojskowych czy to przeciwko Armii Czerwonej czy Wehrmachtowi. To dotkliwie zniekształciło obraz zmagać z września i października 1939 roku. Przykładowo już 18 września korespondent brytyjskiego Times’a w artykule pod wiele mówiącym tytułem Upadek Polski przedstawił zgoła nieprawdziwą opinię, że do tak szybkiego załamania się struktur państwowych doprowadził brak woli walki wśród żołnierzy oraz nieopisanie przestarzałe uzbrojenie armii.

    [​IMG]
    Nawet gwiazdy wizytujące oddziały na froncie nie były w stanie podnieść morale żołnierzy francuskich​

    Na szczęście nie brakował także bardziej rozsądnych głosów, podsumowujących kampanię wrześniową. Pierre Flandin, francuski dyplomata, miał w październiku zwrócić uwagę, że:

    Naturalnie pozostaje pytanie na ile była to szczera wypowiedź dyplomaty i do jakiego stopnia przesiąknięta była kurtuazją…

    Wiele niejasności budził udział Związku Radzieckiego w wydarzeniach w Polsce. Z jednej strony, niektóre media posuwały się nawet do stwierdzeń, iż „skoro Niemcy dobiły ofiarę, Rosja radziecka porwała część łupu, którego Rzesza nie mogła spożytkować. Przypadła Rosji zaszczytna rola hieny u boku niemieckiego lwa” (New York Times). Z drugiej jednak strony z ust części prominentnych polityków (zwłaszcza brytyjskich), takich jak były premier Lloyd George było zdania, iż radziecki atak miał charakter pokojowy, pozbawiony znamion agresji. „Jest chyba jasne dla każdego, że Rosja nie mobilizowała 4-milionowej armii tylko po to, aby umożliwić Niemcom przełamanie polskiego oporu. Jest faktem, że ta ogromna siła jest skierowana nie przeciwko Polsce, lecz przeciwko Niemcom” (Lloyd George w Sunday Express, 24 września 1939). Stwierdzenia te pokrywały się ogólnie z propagandową wersją forsowaną przez Moskwę, która utrzymywała, iż „wyzwoliła” spod polskiej okupacji ziemie białoruskie i ukraińskie. Wszystko to dość szybko uciszyło buńczuczny ton prasy brytyjskiej, która niekiedy domagała się nawet wypowiedzenia wojny Związkowi Radzieckiemu…

    Nim jeszcze ucichły całkowicie walki w Polsce zaczęto snuć plany powrotu do stołu rokowań. Nawoływali do tego niektórzy politycy zachodni (Lloyd George, Lord Halifax, Georges Bonnet i Pierre Laval), a w nieoficjalnych rozmowach chętnie pośredniczyli dyplomaci włoscy i szwedzcy. Nastroje pacyfistyczne umiejętnie podgrzewali sami Niemcy, którzy wyrażali gotowość odtworzenia jakiejś formy państwowości polskiej (Reststadt), naturalnie pozbawionego ziem włączonych do Rzeszy i ZSRR. Wzajemne sondaże rozbiły się jednak o zdecydowany sprzeciw Kremla przeciwko wskrzeszaniu Polski oraz naciski zachodu na podobny krok w stosunku do Czech. Na takie ustępstwa Niemcy nie mogli już sobie pozwolić. Chociaż propozycja pokojowa Hitlera z 6 października 1939 roku została przez mocarstwa zachodnie odrzucona, pewne rozmowy toczyły się nadal nieoficjalnymi kanałami. Z oficjalną misją pośredniczenia w zawarciu pokoju wyruszył do Europy także amerykański Sekretarz Stanu Summer Wells w marcu 1940 roku.

    [​IMG]
    Generałowie Gamelin i Lord Gort jesienią 1939 roku​

    Kielecczyzna, październik 1939 roku

    - Podobno na początku miesiąc poddał się generał Kleeberg.
    - To było ostatnie wielkie zgrupowanie polskie walczące jeszcze z Niemcami. – w tonie głosów wypowiadających te słowa oficerów oddziału dało się poznać pewną nutę rezygnacji, a nawet strachu.
    Kampania została ostatecznie przegrana. Mimo, iż wieściły to hiobowe wieści kolejnych dni. Zajęcie przez Niemców i Sowietów kolejnych miejscowości, klęski w wielkich bitwach, kapitulacje. Dopóki jednak walczył gdzieś ostatni regularny oddział tliła się nadzieja; nadzieja, że lada dzień ruszy zapowiadana wcześniej ofensywa francuska, że potężna Royal Navy wpłynie na Bałtyk i odwrócą się losy przegranej wojny. Teraz i ta irracjonalna przecież iskierka nadziei jaką wielu żywiło ostatecznie zgasła.
    Major Dobrzański wstał od ogniska i odszedł kawałek dalej, skupiając na sobie wzrok oficerów swojego sztabu. Nie udało się pomóc Warszawie. Nie było sił, by przedzierać się na Rumunią lub Węgry, chociaż to od początku nie wchodziło w rachubę. Major był zdecydowany pozostać w kraju i walczyć na miejscu.
    - Panowie… - odwrócił się niespodziewanie i zawiesił głos w próżni spoglądając w ich puste, pozbawione wyrazu twarze. – A więc w całej Polsce… Tylko my.
    Zaległa cisza, zakłócona tylko przez trzaski palącego się ogniska.
    - Oddziału nie rozwiążę. Munduru nie zdejmę. Nikt ani mnie ani was od żołnierskiej przysięgi nie zwolnił. Rozkazu złożenia broni nie wydał. Zamierzam dalej prowadzić walkę jako dowódca Wydzielonego Oddziału Wojska Polskiego.

    Wojsko Polskie we Fracji

    Po upadku Polski naturalnym celem dziesiątków tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego, którzy uniknęli niewoli, stała się Francja, w której już pod koniec września 1939 roku odtworzył się rząd pod przewodnictwem generała Władysława Sikorskiego. Podstawą prawną organizacji polskiego wojska u boku francuskiej armii była konwencja wojskowa, podpisana przez obydwa kraje w maju, a ratyfikowana przez Parlament Republiki 4 września. Przewidywała ona utworzenie, w wypadku wybuchu wojny, polskich jednostek wojskowych, oddanych dowództwu francuskiemu, lecz dowodzonych przez polskich generałów. Mobilizować je miano spośród licznej polonii mieszkającej we Francji, co niemal automatycznie wywołało pewien sprzeciw Francuzów, ze względu na konieczność poboru obywateli zatrudnionych w kluczowych gałęziach przemysłu. Ostatecznie, po niemal tygodniowych negocjacjach osiągnięto kompromis.
    21 września na miejsce formowania pierwszej polskiej dywizji piechoty wyznaczono stary, pamiętający jeszcze czasy Wielkiej Wojny obóz wojskowy w Coëtquidan w Bretanii. Jego pierwszym komendantem został generał Ferek Błeszyński.

    Impulsem do dalszej rozbudowy wojska polskiego we Francji okazało się objęcie przez generała Sikorskiego dowództwa nad armią. Jego plan zakładał utworzenie dwóch dwudywizyjnych korpusów piechoty, jednostki pancernej, a także silnego lotnictwa. Dążenia te wykraczały dość znacznie poza postanowienia umowy z września 1939 roku, więc generał Sikorski w styczniu 1940 roku przystąpił do jej renegocjowania. Tymczasem armia polska powiększała się dynamicznie, wskutek kolejnych fal żołnierzy przybywających z Rumunii i Węgier, a także państw bałtyckich. 2 listopada komendantem obozu w Coëtquidan został pułkownik Stanisław Maczek (15 listopada awansowany do stopnia generała), który jednocześnie przejął dowództwo na 1 Dywizją Piechoty. W tym samym czasie w Parthenay rozpoczęło się formowanie 2 Dywizji Piechoty, której dowódcą wyznaczono generała Bronisława Prugara-Ketlinga. W grudniu nastąpiła zmiana na stanowisku dowódcy 1 Dywizji. Generała Maczka zastąpił pułkownik Zygmunt Bohusz-Szyszko. Dla byłego dowódcy 10 Brygady Kawalerii w kampanii wrześniowej, generał Sikorski przeznaczył stanowisko w planowanej jednostce pancernej.

    [​IMG]

    [​IMG]
    Generał Sikorski wizytujący polskie oddziały we Francji​

    Formowanie wojska polskiego we Francji od samego początku spotkało się z niechęcią wśród francuskich polityków oraz dowódców wojskowych. Z jednej strony obawiano się zbyt dużego odpływu robotników z przemysłu. Z drugiej do wartości nowotworzonej armii podchodzono z dużą rezerwą na co rzutował głównie przebieg kampanii w Polsce. Francuzi w najmniejszym stopniu nie czuli się winni wobec zarzutów o brak pomocy sojusznikowi, a jego klęskę tłumaczyli słabością polskiego wojska.

    Poza tym rząd francuski pokrywał koszty tworzenia się armii. Zabezpieczeniem tej operacji było złoto polskie zdeponowane we francuskich sejfach, co de facto całkowicie uzależniało generała Sikorskiego oraz członków jego rządu od wielkiego sojusznika…

    [​IMG]

    7 października 1939 roku ostatecznie zakończył się przerzut wojsk Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego do Francji. W jego skład weszło 160 tysięcy żołnierzy, z czego 10 tysięcy to personel RAF-u. Na czele dywizji, które ponownie tak jak w poprzedniej wojnie będą musiały zmierzyć się z Niemcami na francuskiej ziemi stanął generał Lord Gort, były Szef Sztabu Imperialnego (19 września zastąpił go generał Ironside).

    W tym czasie Niemcy, którym udało się złamać francuski kod wojskowy zyskali rozeznanie w słabych punktach obrony alianckiej. Jednym z nich, może nawet największych wydaje się Sedan, którego mają bronić dywizje złożone w większej części z rezerwistów. To właśnie tam OKH zdecydowało się skoncentrować część dywizji pancernych, aby uzyskać przełamanie frontu. Plan inwazji na Francję oficjalnie otrzymuje kryptonim Fall Gelb (Plan Żółty). Hitler wielokrotnie naciskał na natychmiastowe wcielenie nowego planu w życie, bez zważania na pogodę oraz dość znaczne straty poniesione w kampanii w Polsce. Niemieckiej generalicji tylko z największych trudem udało się wymóc na Kanclerzu stosowny okres oczekiwania aż całość niemieckich sił zbrojnych odzyska pełną wartość bojową.
    _____________________________________________________________________________
    Komunikat wojenny dowództwa armii francuskiej, 24 października 1939 roku:

    Dziś na froncie nie działo się nic godnego uwagi.

    Komunikat Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW), 2 listopada 1939 roku:

    Poza pojedynczymi wystrzałami artyleryjskimi po obu stronach frontu zachodniego panuje spokój.
     
  8. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dwudziesta trzecia: „Suma sukcesów w porażce"

    [​IMG]

    listopad-grudzień 1939



    Adolf Hitler w ciągu pierwszych lat od przejęcia władzy w Niemczech kilkakrotnie stawał się celem zamachowców. Już w marcu 1933 roku, czyli zaledwie miesiąc po tym jak został mianowany kanclerzem Gestapo aresztowało komunistę Kurta Luthera, którego podejrzewano o próbę zamachu na życie Führera podczas jego wizyty w Królewcu. Niestety sąd wobec braku solidnych dowodów odstąpił od wymierzenia kary, co natychmiast nasunęło myśl, iż wszystko to było tylko staranną mistyfikacją o charakterze propagandowym.

    O ile można mieć wątpliwości co do faktycznych zamiarów Kurta Luthera to cel straconego w 1937 roku Helmuta Hirscha, obywatela amerykańskiego pochodzenia żydowskiego był jasny już dla wszystkich. Powiązany z tzw. Czarnym Frontem, frakcji zrzeszającej byłych członków NSDAP, która została zdelegalizowana po konferencji w Bambergu (1926) oraz praktycznie unicestwiona podczas tzw. Nocy Długich Noży, 29/30 czerwca 1934 roku. Na jej czele stał Otto Strasser, brat zamordowanego wówczas przez SS Gregora Strassera, uważanego za jednego z głównych przeciwników Hitlera na łonie samego NSDAP.
    Wedle ustaleń Gestapo Hirsch miał zamiar wysadzić w powietrze główną kwaterę partii nazistowskiej w Norymberdze oraz redakcję antysemickiego pisma Der Stürmer. Jednakże w wyniku przecieku lub nawet działalności w Czarnym Froncie podwójnego agenta cały plan został udaremniony przez niemiecką policję polityczną, a Helmut Hirsch został aresztowany 21 grudnia 1936 roku w Stuttgarcie.
    Mimo międzynarodowych apeli o ułaskawienie oraz interwencji dyplomacji amerykańskiej, niedoszły zamachowiec został skazany na karę śmierci. Adolf Hitler nie skorzystał z przysługującego mu prawa łaski i Hirsch został zabity 4 czerwca 1937 roku przez ścięcie toporem.

    Jeszcze w tym samym roku, w listopadzie do Kancelarii Rzeszy wtargnął z pistoletem niejaki Josef Thomas, który w wyniku śledztwa przyznał, iż zamierzał zastrzelić Hitlera. Działał on jednak sam i jego zachowanie nosiło znamiona choroby psychicznej, dlatego nie łączono jego czynu z żadnymi innymi siłami opozycyjnymi czy wrogimi nazistom.

    [​IMG]
    Adolf Hitler wielokrotnie znajdował się na celowniku potencjalnych zamachowców. Za każdym razem udawało mu się jednak uniknąć śmierci, co zręcznie wykorzystywała niemiecka propaganda, poszerzając szeregi poparci dla "męża opatrznościowego Niemiec"​

    W listopadzie 1938 roku Maurice Bavaud student teologii urodzony w Lozannie również postanowił podjąć próbę zamachu na wodza III Rzeszy. Podobnie jednak jak Josef Thomas działał on sam i nie był w stanie realnie zagrozić życiu Hitlera. W 1939 roku został on aresztowany i skazany na karę śmierci, a wyrok wykonano dwa lata później.

    Co ciekawe również opozycja na łonie armii czyniła przygotowania do obalenia władzy nazistów w Niemczech w obawie przed rozpętaniem przez Hitlera wojny w Europie, która dla Niemiec mogłaby mieć fatalne konsekwencje. We wrześniu 1938 roku grupa oficerów Abwehry z generałem Hansem Osterem, szefem sztabu kontrwywiadu wojskowego zamierzała dokonać zamachu stanu wobec groźby wybuchu wojny z Czechosłowacją. Niestety działania dyplomatyczne polityków Anglii i Francji, których ukoronowaniem stała się konferencja monachijska udaremniła ten zamiar. Tak wielki sukces na arenie międzynarodowej cementował pozycję kanclerza w społeczeństwie i skazywał na niepowodzenie wszelkie próby jego usunięcia.

    Następną próbę zgładzenia Adolfa Hitlera podjęła konspiracyjna Służba Zwycięstwu Polski, kiedy ten odbierał defiladę zwycięstwa w Alejach Ujazdowskich w Warszawie, 5 października 1939 roku. Zamach ten nie doszedł do skutku przez przypadek lub czynnik ludzki, faktem jednak jest, iż był to jeden z lepiej przygotowanych zamachów na życie kanclerza mimo niezwykle trudnych warunków. Nie był jednak ostatnim…

    Granica szwajcarsko-niemiecka, 9 listopada 1939 roku, godz. 0:22

    - Halt ! Hände hoch ! – krzykliwy głos rozbrzmiał natychmiast z pojawieniem się słupa światła latarki jaki Johan instynktownie poczuł na plecach. Odwrócił się posłusznie i spokojnie wolno podnosząc ręce do góry. Nie widział ludzi, którzy natychmiast doskoczyli ku niemu, oślepiło światło.
    - Przemytnik ? – zapytał wyrywkowo jeden z żandarmów rozpoczynając pobieżną rewizję jego kieszeni. – A może pospolity przestępca, co ?
    - Johan Georg Elser. – przeczytał na głos drugi żandarm, trzymając w dłoni jego dokumenty i świecąc na nie latarką.
    Rutynowo zerknął na wykrzywioną w grymasie oślepienia twarz, by porównać ją ze zdjęciem.
    - Czysty. W kieszeniach miał tylko to: jakieś klucze, portfel i pocztówkę.
    - Burgerbraukeller ?
    - Tak.
    - Dobra swoją wersję przedstawisz na posterunku. Idziemy ! Szybko !
    Ciężka kolba wylądowała na plecach Johana, o mały włos nie powodując utraty równowagi. Nie próbował stawiać jakiegokolwiek oporu. Nie miało to sensu. Mógł jedynie przeklinać w duchu swoje szczęście. A raczej kolejny już przejaw jego braku.

    [​IMG]
    Johan Georg Elser, na krótko przed wybuchem wojny​

    Pogranicze holendersko-niemieckie, 9 listopada 1939 roku, godz. 0:11

    Telefon w wynajętym pokoju niewielkiego hoteliku zabrzęczał metalicznym głosem. Po chwili zrobił to znów, rozwiewając naiwne nadzieje zaspanego mężczyzny, iż może być to pomyłka w centrali. Powoli zwlókł się z łóżka i przecierając oczy sięgnął po słuchawkę. Do tego czasu dzwonek aparatu zdążył już rozbudzić przynajmniej współlokatorów na piętrze jeśli nie w całym domu.
    - Halo ?
    - Schellenberg ? Mówi Himmler.
    - Herr Reichsführer… - dzięki świetnej modulacji głosem udało mu się ukryć senność, wyolbrzymiając jednocześnie zaskoczenie.
    - Kilka godzin temu w Monachium w starej piwiarni Burgenbraukeller miał miejsce zamach na Führera. Tylko dzięki opatrzności wyszedł z tego bez szwanku, ale zginęło kilku partyjnych towarzyszy, a budynek jest poważnie uszkodzony.
    Schellenberg nie odezwał się jakby potrzebując czasu, aby przyswoić sobie te niesamowite nowiny.
    - Za zamachem stali Brytyjczycy to oczywiste. Dał się im pan podejść jak dziecko ! – kontynuował Himmler. – Za ochronę Führera ma odpowiadać Sicherheitsdienst a nie opatrzność Schellenberg !
    - Ale Herr Reichsführer… - próbował odpowiedzieć, kiedy w końcu znalazł odpowiednie słowa.
    - Bez żadnych „ale”. Już i tak całe RSHA musi świecić oczami za waszą zabawę w kotka i myszkę z brytyjskimi agentami. No ale koniec z tym. Führer polecił, a ja rozkazuję, aby podczas jutrzejszego spotkania aresztować ich i natychmiast przewieźć do Niemiec. Czynie pana osobiście odpowiedzialnym za tę misję i jednocześnie zapewniam, że jeśli coś pójdzie nie tak to nie znajdzie pan obrońcy w mojej osobie. Czy rozumiemy się Schellenberg ?
    - Tak jest Herr Reichsführer.
    - Świetnie. Dobrej nocy.
    Odłożył słuchawkę i usiadł skrywając głowę w dłoniach. Kilka sekund później podniósł wzrok przeklinając cicho.

    Koronkowa akcja niemieckiego kontrwywiadu, która mogła i zapewne doprowadziłaby do rozpracowania starannie zakonspirowanej opozycji w najwyższych kręgach władzy musiała zostać przerwana w kluczowym momencie…

    [​IMG]
    Walter Schellenberg​

    W 1936 roku wywiadowi angielskiemu udało się nawiązać kontakt z wysoko postawionym w strukturach państwowych człowiekiem, który deklarował się jako zagorzały przeciwnik Hitlera i gotów był współpracować w planach jego obalenia. Był to admirał Wilhelm Canaris, szef Abwehry. Niestety nieufność oraz ślepe dążenie do uratowania pokoju za wszelką cenę spowodowało, iż współpraca mimo wielkich wysiłków admirała nie układała się najlepiej. Sytuację zmienił dopiero wybuch wojny we wrześniu 1939 roku. Wówczas to zmierzający do szybkiego zakończenia wojny Alianci podjęli zaproszenie Canarisa do gry…

    Plany Adolfa Hitlera, który natychmiast po zakończeniu kampanii w Polsce zamierzał uderzyć na Francję wywołały osłupienie generalicji. Wehrmacht potrzebował kilku tygodni na reorganizację i uzupełnienie sił, które pomimo buńczucznej propagandy zostały znacznie nadszarpnięte w miesięcznych walkach z Polakami. Poza tym atak w październiku czy listopadzie nie mógł zakończyć się inaczej jak katastrofą wobec pogarszającej się szybko pogody. Niemieckie czołgi niechybnie utknęły w błotach, a walki szybko przerodziłyby się w krwawą wojnę pozycyjną, niewiele różniącą się od tej z lat 1914-1918. Führer jednak odrzucał tą argumentację. Wierzył, że Wehrmacht zdoła odnieść w tej kampanii zwycięstwo nie mniej okazałe niż na wschodzie…
    Kiedy stało się jasne, że Hitlera nie uda się odwieźć od jego planów grupa generałów przy współpracy Abwehry opracowała karkołomny plan zamachu stanu. Miały go dokonać dwie dywizji pancerne, które przerzucane na front zachodni z Polski miały niespodziewanie skręcić na Berlin i rozbić wierne nazistom oddziały SS. Adolf Hitler miał zostać aresztowany, a jego najbliżsi współpracownicy tacy jak Goebbels, Göring, Himmler, Ribbentrop czy Heydrich natychmiast zlikwidowani. Aby uniknąć wojny domowej, generał Ludwik Beck, były szef sztabu miał ogłosić się regentem odtworzonego Cesarstwa, na którego tron ponownie zaproszono by Hohenzollernów. Nowa Rzesza miałaby natychmiast zasiąść do stołu rokowań z Anglią i Francją, lecz pod stanowczym warunkiem uznania jej granic na wschodzie wzdłuż ich przebiegu w 1914 roku. Ten nieco fantastyczny scenariusz miał pewne podstawy rokujące powodzenie. Świadczy o tym choćby fakt, że tajne służby Wielkiej Brytanii faktycznie podjęły współpracę ze spiskowcami. Premier Chamberlain nie ukrywał, że w realiach końca lat trzydziestych dużo większe zło niż nazizm w Niemczech stanowi Związek Radziecki i komunizm.
    John Colville, sekretarz brytyjskiego premiera zanotował w swym pamiętniku 16 października 1939 roku:

    Na swojego łącznika z Aliantami admirał Wilhelm Canaris wybrał żonę byłego polskiego attachè wojskowego w Berlinie, pułkownika Antoniego Szymańskiego. Halina Szymańska pod koniec grudnia 1939 roku znalazła się w Bernie w Szwajcarii, gdzie z pomocą polskiego wywiadu szybko udało się jej nawiązać kontakt z Brytyjczykami. Kanał kontaktowy został, więc otwarty…
    Jednakże działania te nie uszły uwadze szefowi Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) Reinhardowi Heydrichowi, który orientował się w grze admirała Canarisa, lecz nie miał dowodów mogących jednoznacznie świadczyć o jego zdradzie. Szef Abwehry był w o tyle komfortowej sytuacji, że zawsze mógł powiedzieć, iż prowadzi skomplikowaną grę wywiadowczą, w której kreuje nieistniejącą opozycję w Rzeszy po to aby zadać cios brytyjskiemu wywiadowi. Także udostępnienie nieprzyjacielowi części prawdziwej tajnej dokumentacji broniło się samo. Zawsze aby zdobyć zaufanie przeciwnika trzeba było nieco odsłonić karty, by później móc łatwo podsunąć mu spreparowane materiały. Była to taktyka tak stara jak wywiad.
    Jednakże SD (Sicherheitsdienst) udało się poznać plany spiskowców poprzez własnych agentów. Heydrich miał, więc dość znaczny wgląd w grupę opozycjonistów oraz przygotowywane przez nich działania. Wkrótce zyskał także kontakt z tajnymi służbami Wielkiej Brytanii, tkając staranną intrygę, w której swoich agentów pozorował na wysłanników antyhitlerowskiej generalicji.

    We wrześniu 1939 roku Stewart Menzies bliski współpracownik sir Hugha Sinclair’a, Dyrektora Generalnego Tajnej Służby Wywiadowczej Jego Królewskiej Mości MI6 zlecił dwójce najlepszych agentów: majorowi Best’owi i kapitanowi Stevensonowi nawiązanie stałego kontaktu z rozpoznaną i działającą od dawna grupą niemieckich opozycjonistów. Pośrednikiem w tych rozmowach miał być dr Fischer, niemiecki uchodźca, który uciekł do Paryża w 1933 roku. Tym samym brytyjski wywiad połknął przynętę zastawioną przez Heydricha. Tajemniczy dr Fischer, znajdował się na usługach SD…

    [​IMG]
    generał Stewart Menzies od końca września 1939 roku szef brytyjskich służb specjalnych​

    Oorschot, Holandia, 17 października 1939 roku

    - To ci dwaj. Mają papiery na nazwiska Schaemmel i Hausmann. Obaj w randze kapitana. – głos niewysokiego mężczyzny o starannie przystrzyżonych blond włosach nosił wyraźne znamiona obcego akcentu.
    Jego towarzysz przyjrzał się beznamiętnie dwóm przybyszom po cywilnemu, opuszczających właśnie posterunek holenderskiej straży granicznej. Po chwili osuną się lekko w samochodowym fotelu i strzepnął popiół z papierosa przez odsuniętą szybę.
    - Czyści. Żadnej broni, radiostacji czy podsłuchów. – kontynuował blondyn nie spuszczając z nich wzroku. Następny autobus do Arnhem mają za półtorej godziny.
    Porucznik Dirk Klop z holenderskiego wywiadu uśmiechnął się szeroko i chwycił za klamkę samochodowych drzwi.
    - Są wasi. Jakby co mamy na nich oko. – machnął na pożegnanie i zręcznie wyskoczył z samochodu zaparkowanego tuż przy chodniku. Kawałek dalej kupił lokalną gazetę i zniknął w którymś zaułku niewielkiej holenderskiej mieściny.
    Siedzący na fotelu kierowcy mężczyzna nie odpowiedział mu. Skinął jedynie w geście pożegnania, po czym wyrzucił niedopałek za opuszczoną szybę. Choć nie chciał tego mówić głośno charakterystyczny, niemiecki akcent płynnie mówiącego przecież po angielsku Holendra działał mu na nerwy.
    Parę minut później odpalił silnik samochodu i nieśpiesznie opuścił Oorschot, kierując się drogą na Arnhem.

    [​IMG]
    holenderski rząd pod koniec 1939 roku​

    Właśnie w Arnhem miały odbyć się pierwsze rozmowy w sprawie pokoju oraz możliwości obalenia Hitlera. Wkrótce doszło do kolejnych. Agenci SD jako swoich mocodawców wskazywali wysoko postawionych oficerów Wehrmachtu, m.in. na generała Gustawa von Wietersheima, dowódcy XIV Korpusu Pancernego. Brytyjczycy jako warunek wsparcia dla opozycji wskazywali powrót do granic sprzed Monachium. Niemcy natomiast zapewniali, iż uwięzienie Hitlera oraz rozprawienie się z SS jest w zasięgu możliwości armii, którą rzekomo mieli dysponować. Żądali oni jednak, by premier Chamberlain uznał nowy rząd Rzeszy z Adolfem Hitlerem jako figurantem, rzekomo, aby zapobiec społecznym niepokojom w kraju. Był to ostatni dzwonek, ostrzegający przed zaciskającą się pułapką. Doświadczeni Best i Stevens wiedzieli, iż dotychczas w negocjacjach nie było mowy o innej roli Hitlera jak tylko więzień. Dlaczego opozycjoniści mieliby nagle zrezygnować ze wcześniejszych planów, które przedstawili agentom MI6 ?

    Bez wątpienia obaj Brytyjczycy zorientowali się, że znaleźli się w środku starannie zastawionej pułapki. Mimo wszelkich wątpliwości, polecono im nadal stanowczo prowadzić rozmowy. Presja polityczna na wywiad była zbyt wielka, aby móc po prostu wycofać się z kontaktów z niemiecką opozycją.
    4 listopada 1939 roku Niemcy przesłali szyfrogram, w którym informowali, że „generał”, co mogło oznaczać generała von Wietersheima lub Becka, jest gotów, aby poprowadzić główne rozmowy w Londynie. Pozostawało jedynie ustalenie szczegółów tajnej wizyty. Jako miejsce kontaktu, wskazali kawiarnie Cafè Bachus w niewielkim, przygranicznym miasteczku holenderskim Venlo, z którego „generał” miał udać się na lotnisko, a następnie do Anglii. Przybysza należało się spodziewać 9 listopada.
    Jak do tej pory SD po mistrzowsku rozgrywała toczącą się partię, choć nie udało się jej zupełnie przezwyciężyć pewnych wątpliwości ze strony dwójki agentów MI6. Mimo tego Heydrich znalazł się dosłownie o krok od zdobycia szczegółowych informacji o faktycznej opozycji antyhitlerowskiej w niemieckiej armii. Gdyby mu się udało los admirała Wilhelma Canarisa oraz wielu czołowych przedstawicieli generalicji zostałby przesądzony…

    Rano 8 listopada 1939 roku Adolf Hitler przybył swoim specjalnym pociągiem America do Monachium. W południe odwiedził w szpitalu panią Unity Valkyrie Milford, brytyjską arystokratkę i zagorzałą nazistkę, która w momencie wypowiedzenia wojny przez Wielką Brytanię Rzeszy postanowiła popełnić samobójstwo. O godzinie 20:00 przybył do piwiarni Burgerbraukeller, gdzie każdego roku, w rocznicę nieudane listopadowego puczu 1923 roku spotykał się z towarzyszami partyjnymi i wspominał trudną drogę do władzy. Swoje przemówienie zawsze rozpoczynał około godziny 20:30. Tym razem jednak zaczął kwadrans wcześniej. Nie pozostał także po wygłoszeniu przemówienia, zaraz udając się na monachijski dworzec, by stamtąd natychmiast wyruszyć w stronę Berlina. O godzinie 21:30, czyli w momencie kiedy, zgodnie ze starym harmonogramem, Hitler nadal powinien znajdować się w piwiarni, eksplodowała bomba, ukryta w centralnym filarze sali, powodując zawalenie się stropu. Na miejscu zginęło sześciu ludzi (siódmy zmarł w szpitalu), a 63 zostało rannych.

    [​IMG] [​IMG]
    Sala Burgerbraukeller podczas wcześniejszych uroczystości rocznicowych oraz po zamachu bombowym 8 listopada 1939 roku


    Kanclerz o nieudanej próbie zamachu dowiedział się będąc w Norymberdze. Początkowo nie wierzył w prawdziwość tej informacji, podejrzewając mistyfikację. Kiedy została ona potwierdzona, zarządził natychmiastowe śledztwo, samemu nie ukrywając jednak zadowolenia. „To znak opatrzności. Ona chce bym osiągnął cel, który sobie postawiłem !” – grzmiał przez Goebbelsem.
    Natychmiastowe śledztwo przyniosło spodziewane rezultaty. Jeszcze tej samej nocy na granicy szwajcarskiej złapano tajemniczego mężczyznę, w którego kieszeni znaleziono pocztówkę ze zdjęciem Burgerbraukeller. Nazywał się Johan Elser i był stolarzem w Monachium. Gestapo nie musiało mocno naciskać, by przyznał się do winy. W toku śledztwa okazało się również, iż Elser był członkiem Roter Frontkämpferbund – komunistycznego Związku Bojowników Czerwonego Frontu. Swój zamach przygotowywał od 2 listopada, starannie umieszczając ładunek wybuchowy w wydrążonym otworze w głównym filarze. Ustawiając mechanizm zegarowy nie przewidział jednak, że Hitler zmieni swój wieloletni harmonogram i opuści piwiarnię wcześniej…
    Żadem trop nie wskazywał na powiązania Elsera z tajnymi służbami Wielkiej Brytanii. Jednak naziści potrzebowali natychmiastowego oszałamiającego sukcesu, który można by powiązać z nieudaną próbą zamachu na Führera. Materiału propagandzie miała dostarczyć SD…

    [​IMG] [​IMG]
    Adolf Hitler podczas uroczystości pogrzebowych ofiar listopadowego zamachu​

    Venlo, granica holendersko-niemiecka, 9 listopada 1939 roku, godz. 14:02

    Niebieski samochód wyłonił się nagle zza wąskiego zakrętu i wolno sunął w kierunku budynku, w którym na parterze mieściła się Cafè Bacchus. Kierowca umyślnie jechał dość wolno, aby trójka pasażerów mogła dokładnie rozejrzeć się po opustoszałych ulicach. Widocznie nie dostrzegli niczego niepokojącego, bowiem samochód zatrzymał się tuż przed drzwiami wejściowymi kawiarni. To był sygnał dla grupy SS-manów, którymi dowodził Alfred Naujocks, którzy ukryci w trzech czarnych mercedesach po niemieckiej stronie granicy z piskiem opon ruszyli ku Cafè Bachus. Ułamek sekundy później w powietrze wystrzeliła seria broni maszynowej, która zmusiła holenderską straż graniczną do ukrycia się w budynku posterunku.
    Pasażerowie niebieskiego samochodu natychmiast zorientowali się w sytuacji i próbowali ucieczki. Niestety było już za późno. Dwa mercedesy zagrodziły im drogę z przodu oraz z tyłu uniemożliwiając kierowcy jakikolwiek manewr. Z trzeciego samochodu wyskoczyła grupa ubranych po cywilnemu mężczyzn uzbrojonych w broń maszynową i w momencie dopadła do drzwi niebieskiego pojazdu.
    Napastnicy bezceremonialnie wyciągnęli pasażerów, siedzących na tylnym siedzeniu, skuwając ich kajdankami. Po tym, wyraźnie poganiani przez najprawdopodobniej przywódcę całej akcji przeciągnęli ich do czarnego mercedesa.
    Jedynie niewysokiemu blondynowi udało się wydostać z niebieskiego samochodu i uniknąć pochwycenia. Korzystając z zamieszania ukrył się za kołem, dobywając broni. Parę sekund później niespodziewanie poderwał się z miejsca celując dokładnie w głowę jednego z porywaczy. Nie zdążył jednak nacisnąć spustu. Seria z pistoletu maszynowego dosięgła go wcześniej dziurawiąc fragment karoserii samochodu. Trafiony przynajmniej trzema pociskami w klatkę piersiową, padł na ulicę niczym rażony piorunem.
    Schellenberg stanął jak wryty zaskoczony tak szybkim rozwojem sytuacji oraz niemal instynktowną reakcją. Trwało to jednak zaledwie ułamek sekundy. Zaraz potem rzucił się w kierunku jednego mercedesa i w niewybrednych słowach pogonił kierowcę do jazdy. Nie mając wystarczającego miejsca manewru, samochód na wstecznym biegu ruszył w kierunku niemieckiej granicy, a jeden SS-man wychylony przez okno posłał jeszcze długą serię tuż ponad głowami żołnierzy holenderskiej straży granicznej, którzy najwyraźniej ochłonęli po początkowym szoku i zamierzali przy użyciu broni zatrzymać napastników.
    Chwilę później ponownie wszystko ucichło. Czarne mercedesy skryły się za bezpieczną niemiecką granicą, a gwałtownej strzelaninie świadczyło tylko kilkadziesiąt łusek oraz nieruchome ciało, leżące na ulicy…

    [​IMG]
    Pocztówka przedstawiająca ulice Venlo w końcu lat trzydziestych​

    Jeszcze tego samego dnia porwani agenci brytyjskiego wywiadu: major Payne Best oraz kapitan Henry Stevenson zostali przewiezieni do kwatery Gestapo przy Prinz Albrechtstrasse w Berlinie. Tam podczas wielu brutalnych przesłuchań zdradzili wiele tajemnic wywiadu Wielkiej Brytanii. Dzięki nim Niemcy uzyskali wiadomości o rezydentach MI6 w Europie Zachodniej i Środkowej, a także kilku szpiegach działających w Rzeszy.

    Podczas brawurowej akcji w Venlo zginął porucznik Dirk Klop, współpracujący w agentami brytyjskimi. Jego śmierć, a także fakt pochwycenia dwóch czołowych funkcjonariuszy MI6 omal nie doprowadził do przerwania dopiero rozpoczynającej się kariery generała Stewart’a Menzies’a, który objął stanowisko szefa wywiadu po zmarłym admirale Sinclair’ze. Zaważył także na działaniu holenderskich służb specjalnych, których szef, pułkownik van der Plassche postanowił ograniczyć współpracę z nieudolnymi Anglikami…

    [​IMG]
    major Payne Best i kapitan Henry Stevenson​

    Kwatera Główna MI6 w Londynie, 31 grudnia 1939 roku, godz. 12:16

    - Wejść. – generał Menzies niemal automatycznie odpowiedział na dźwięk delikatnego pukania do drzwi jego gabinetu.
    Złożył kartki dokumentu jaki starannie przeglądał i odłożył go do tekturowej teczki, zamykając ją. Był to już niemal bezwarunkowy odruch, przestrzegania regulaminu dotyczącego akt poufnych i tajnych.
    Po chwili w drzwiach pojawił się jego adiutant kapitan Whitmoore i z kamienną twarzą wręczył generałowi pojedynczą kartkę papieru. Nie odzywając się słowem, nie wyszedł także z gabinetu, co świadczyło, że jest to wiadomość niezwykłej wagi.
    Menzies szybkim wzrokiem omiótł szeregi liter, zapisanych odręcznie na firmowym papierze, w rogu którego widniał symbol wywiadu brytyjskiego.
    - Wiadomość jaką odebraliśmy za pośrednictwem ON-4, panie generale. – oznajmił Whitmoore, nie czekając aż generał podniesie wzrok znad rozszyfrowanej depeszy. – Zaiste niesamowite poczucie humoru…
    Treść ostatniej informacji nadanej za pośrednictwem radiostacji, którą w Holandii agenci Stevens i Best przekazali przedstawicielom niemieckiej opozycji antyhitlerowskiej rzeczywiście mogła rozbawić postronnego czytelnika. Lecz Menzies, którego kariera wisiała teraz na włosku nie miał ochoty się śmiać.
    Negocjacje, jakkolwiek długo by nie trwały, z zarozumiałymi i głupimi ludźmi są nudne. Dlatego zapewne rozumiecie, że przerywamy je. Załączamy serdeczne pozdrowienia od waszej kochanej niemieckiej opozycji. Gestapo.
    - Niech pan schowa to do archiwum. – polecił beznamiętnym głosem generał, oddając kartkę papieru.
    - Rozkaz.
    Mimo dotkliwego ciosu jakim była utrata dwóch świetnych agentów oraz konieczności przełknięcia niewybrednego żartu SD, Menzies zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę miał sporo szczęścia. Niemcy mogli spokojnie dalej kontynuować tę grę, co mogło zaowocować dużo większymi konsekwencjami dla brytyjskich służb specjalnych. Zdecydowali się jednak na brawurową akcję w Venlo, która choć mogła robić wrażenie w rzeczywistości rujnowała ich kilkumiesięczną, staranną intrygę. Dlaczego ? Tego Menzies nie wiedział. I tak po prawdzie nie był ciekaw…
     
  9. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dwudziesta czwarta: „Walka Niedźwiedzia z Lwem”

    [​IMG]

    [​IMG]

    październik – listopad 1939




    - Nota dyplomatyczna Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych, 30 listopada 1939 roku


    Podpisanie w Moskwie tzw. Drugiego Paktu Ribbentrop-Mołotow, 28 września 1939 roku, ostatecznie skrystalizowało podział Europy Środkowej i Wschodniej na strefy wpływów dwóch najpotężniejszych państw regionu: III Rzeszy oraz Związku Radzieckiego. W przeciwieństwie do Hitlera, który gros swojej uwagi skupił na zachodzie, gdzie przynajmniej teoretycznie, trwała wojna z Anglią i Francją, Stalin począł natychmiast wcielać w życie postanowienia zawartych tajnych protokołów, nie dbając zbytnio o reakcję opinii międzynarodowej czy rządów innych państw europejskich. Jeszcze 22 września do Moskwy wezwano ministra spraw zagranicznych Estonii, na którym wymuszono podpisanie porozumienia, zezwalającego na stacjonowanie Armii Czerwonej na terytorium tego kraju. Jako pretekst przedstawiono incydent z polskim okrętem podwodnych ORP Orzeł, który działając rzekomo „za wiedzą i aprobatą” władz w Tallinie dokonał szeregu ataków na okręty radzieckie na Morzu Bałtyckim. W rzeczywistości porozumienie estońsko-radzieckie przekształcało bałtycką republikę w radziecką satelitę i stanowiło idealne podwaliny pod planowaną w przyszłości całkowitą aneksję. 5 października identyczny układ podpisał rząd łotewski, a 10 października – litewski.

    Pierwszy etap faktycznej likwidacji niezależności państw bałtyckich został więc zakończony pełnym sukcesem i to bez jakichkolwiek konsekwencji na arenie międzynarodowej. Zgodnie z ustaleniami z 28 września pomiędzy ZSRR a III Rzeszą Litwa, Łotwa i Estonia miały znaleźć się po radzieckiej stronie strefy wpływów i działalność tego państwa w tym regionie oficjalnie nie wzbudzała zainteresowania Niemców.

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG] [​IMG]

    Był to jednak dopiero początek w zamierzeniach Józefa Stalina, bowiem następnym celem brutalnego i bezpardonowego nacisku ze strony Związku Radzieckiego miała stać się Finlandia. Jej niejasne stanowisko oraz wieloletnia zażyłość z Niemcami od dłuższego czasu niepokoiła władze na Kremlu, zwłaszcza, że jedno z najważniejszych miast ZSRR – Leningrad oddalone było o zaledwie 30 kilometrów od granicy radziecko-fińskiej i w przypadku agresji z tej strony było faktycznie nie do obronienia…

    Finlandia ogłosiła niepodległość 15 listopada 1917 roku, kiedy to fala rewolucji komunistycznej postawiła Carską Rosję na krawędzi wojny domowej. Władza radziecka nie miała dostarczających sił ani możliwości, żeby zareagować na ten krok toteż Lenin uznał fińską niepodległość zaledwie trzy dni po jej ogłoszeniu.
    Nowopowstałe państwo nie uniknęło niepokojów wewnętrznych spowodowanych katastrofalną sytuacją gospodarczą, do której doprowadził europejski konflikt. Niezwykle szybko rosła w siłę tzw. Gwardia Czerwona, którą zasilali miejscowi komuniści, niezadowoleni chłopi i robotnicy, a także stacjonujący w Finlandii żołnierze rosyjscy. Wkrótce jej szeregi liczyły już 40 tysięcy żołnierzy.
    Jej przeciwwagą była Biała Gwardia, która stanowiła zbrojne ramię ziemiaństwa oraz burżuazji, przeciwnych rewolucji społecznej. Na jej czele stał, były generał armii carskiej i weteran wojny japońsko-rosyjskiej (1904-1905) Carl Gustaf von Mannerheim. Czerwoni szybko opanowali główne ośrodki kraju: stolicę Helsinki oraz główny ośrodek przemysłowy w południowej części kraju Tampere. Wojska białych były jednak lepiej zorganizowane oraz zostały niemal natychmiast wsparte przez korpus ekspedycyjny Cesarstwa Niemiec, który przybył do Finlandii w kwietniu 1918 roku. Sześć tygodni po ich przybyciu wojna domowa została praktycznie zakończona a Gwardia Czerwona starta z powierzchni ziemi.

    W 1920 roku w Dorpacie delegacje fińska oraz radziecka oficjalnie potwierdziły postanowienia wcześniejszych rozmów. Władze w Moskwie oprócz uznania niepodległości kraju, wyrażały zgodę na włączenie w granice Finlandii arktycznego portu Petsamo w zamian żądając zniszczenia wszelkich fortyfikacji na wyspach Zatoki Fińskiej. Nie załatwiono jednak sprawy mieszkańców wschodniej Karelii, którzy bardziej związani czuli się z państwem fińskim, a pozostawiono ich po stronie radzieckiej.

    Kreml bardzo szybko zaczął żałować swoich ustępstw w kwestii północnego sąsiada. Podczas wojny domowej władze w Helsinkach pozwalały wojskom białogwardyjskim oraz flocie brytyjskiej korzystać ze swojego terytorium jako bazy dla operacji przeciwko radzieckiej Rosji. Było wielce prawdopodobne, że taki scenariusz może się powtórzyć. Także demilitaryzacja wysp Zatoki Fińskiej okazała się wielkim błędem, bowiem w praktyce ułatwiała ich przejęcie przez wrogie mocarstwo i wykorzystanie przeciwko Związkowi Radzieckiemu na Bałtyku. Ponadto w połowie lat dwudziestych w rejonie Petsamo odkryto wielkie złoża niklu. Finowie przyznali koncesje wydobywcze konsorcjum brytyjskiemu. Oznaczało więc pojawienie się potencjalnego wroga bardzo blisko jednego z najważniejszych portów radzieckich – Archangielska.
    Niepokoić władze w Moskwie mogły także sygnały pochodzące ze sceny politycznej Finlandii. Skrajna prawica otwarcie domagała się przesunięcia granicy kraju i przyłączenia doń Wschodniej Karelii. Naturalnie nie wchodziło w grę, aby rząd fiński otwarcie poparł te dążenia, lecz mógłby być to argument przetargowy w ramach współpracy z wrogim ZSRR mocarstwem, np. z Niemcami. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, w której władze niemieckie wykorzystując fińskie pretensje co do wschodniej Karelii, popierając je uzyskując w zamian dogodne bazy do ataku na Leningrad.

    Helsinki naturalnie zapewniały o swojej neutralności, lecz neutralność tą gorąco popierał Hitler. Zachodziło, więc podejrzenie czy aby Finlandia nie jest swego rodzaju pośrednikiem pomiędzy Niemcami a państwami skandynawskimi. Tym bardziej, że skrajna prawica tego kraju gorąco namawiała rząd do takiej właśnie postawy.
    Wywiad radziecki przeceniał poparcie oraz siłę przebicia jaką reprezentowały skrajne prądy fińskiej sceny politycznej. Faszystowski Ruch Lapua, kierowany przez zapatrzonego w Mussoliniego Kosolę ograniczał swoją działalność do chuligańskich wybryków wobec działaczy lewicowych. Doszczętnie skompromitowała go natomiast nieudana próba puczu oraz porwania w 1931 roku prezydenta Finlandii profesora K.J. Stahlberga.
    Rok później były generał wojsk białych Kurt Wallenius, korzystając ze współpracy z faszyzującą Gwardią Obywatelską podjął próbę zamachu stanu, lecz zamiar ten został udaremniony przez władze.
    Jako, że pod koniec 1931 roku zdelegalizowano w Finlandii partie komunistyczne, faszyści stracili swojego pierwszoplanowego wroga, a działania przeciw demokratycznym formom rządów sprawiły, iż utracili jakiekolwiek szerokie poparcie społeczne.
    Mimo to w głowach prawicowych fanatyków rodziły się kolejne coraz bardziej fantastyczne i niestworzone pomysły. Karelskie Towarzystwo Akademickie stworzyło pojęcie tzw. Wielkiej Finlandii czyli tworu, który miał obejmować oprócz właściwego kraju także Estonię oraz oprzeć swą granicę na Uralu. Takie prądy choć nie mające żadnego szerszego poparcia wśród Finów były starannie odnotowywane po drugiej stronie granicy i napędzały i tak już znaczne obawy przed możliwością pojawienia się zagrożenia dla Związku Radzieckiego.

    W 1938 roku dyplomacja radziecka złożyła rządowi w Helsinkach propozycję przekazania lub dzierżawy pewnej liczby pozbawionych wartości wysepek w Zatoce Fińskiej, leżących na morskich podejściach do Leningradu. Wówczas to minister spraw zagranicznych Finlandii Rudolf Holsti oraz premier Cjander stanowczo odrzucili taką możliwość. Do rozmów powrócono w marcu 1939 roku, kiedy sytuacja w Europie jednoznacznie wskazywała na bliską możliwość wybuchu wojny. Wówczas to Związek Radziecki skonkretyzował swoje żądania: Finlandia miała wydzierżawić ZSRR na okres trzydziestu lat wyspę Suursaari oraz cztery inne wyspy w Zatoce Fińskiej w zamian zyskując część spornej Karelii Wschodniej. Propozycja ta wydawała się sprawiedliwa i głównodowodzący sił zbrojnych marszałek Mannerheim naciskał na rząd, aby została przyjęta. Helsinki jednak nie chciały słyszeć o żadnych dobrowolnych ustępstwach terytorialnych na rzecz Moskwy.

    [​IMG]
    Armia fińska na stopie pokojowej liczyły zaledwie 17 tysięcy żołnierzy. Po mobilizacji mogła wystawić około 9 dywizji​

    Sytuację zmieniła się diametralnie w wyniku porozumienia radziecko-niemieckiego oraz wybuchu wojny. Zmienił się także ton dyplomacji Kremla, która w październiku 1939 roku poleciła rządowi fińskiemu przysłanie do Moskwy delegacji, która miała omówić „konkretne kwestie polityczne”. Podobne „zaproszenia”, choć w istocie były to polecenia wysłano także do Tallina, Rygi oraz Kowna.
    12 października, kiedy delegacja fińska stawiła się w Moskwie usłyszała konkretne żądania Stalina:

    - przesunięcie na zachód granicy pomiędzy ZSRR a Finlandią w Przesmyku Karelskim do linii rozpoczynającej się 30 kilometrów na wschód od Viipuri,
    - zniszczenie wszelkich fortyfikacji w Przesmyku Karelskim,
    - przekazanie ZSRR przez Finlandię wysp Suursaari, Lavansaari, Tytarsaari i Koivisto leżących w Zatoce Fińskiej wraz większą częścią Półwyspu Rybackiego na wybrzeżu arktycznym,
    - wydzierżawienie ZSRR przez Finlandię półwyspu Hanko i zezwolenia na założenia tam bazy wojskowej obsadzonej przez 5 tys. żołnierzy.

    W razie przyjęcia tych żądań Finlandia stałaby się praktycznie bezbronna wobec dalszych nacisków Związku Radzieckiego i niechybnie musiałaby przeistoczyć się w państwo satelickie, tak jak to miało miejsce w przypadku Estonii, Łotwy oraz Litwy.
    Fiński MSZ był głęboko przekonany, iż Stalin blefuje, a stanowcza postawa zmusi go do rezygnacji z wygórowanych żądań. Powszechnie ignorowano fakt, iż nie było najmniejszych podstaw do takiego optymizmu.

    [​IMG]
    Dla żołnierzy Armii Czerwonej to miała być krótka, zaledwie dwunastodniowa kampania. Prasa umiejętnie podsycała przekonanie, że Finlandia znajduje się na krawędzi rewolucji i tylko czeka na "bratnią dłoń radzieckiego proletariatu"​

    Mieszkanie marszałka Mannerheima, Helsinki, 18 listopad 1939 roku

    - Z całym szacunkiem, ale pan marszałek chyba nie rozumie sytuacji w jakiej znalazła się Finlandia. Związek Radziecki i Stalin po kompromitujących na arenie międzynarodowej posunięciach w Polsce i w państwach bałtyckim zwyczajnie nie mogą sobie pozwolić na jakąkolwiek wrogą nam akcję. Co więcej jak dowodzą bieżące wydarzenia polityka ministra Erkko zdaje się zdawać egzamin… - Mannerheim słuchał słów młodego członka delegacji Partii Narodowej z kamiennym wyrazem twarzy, choć w jego oczach uważny obserwator dostrzegłby płomienny gniew, który palił jego wnętrze.
    - Czy znana jest panom lektura rosyjskiej prasy ? – zapytał grzecznym tonem marszałek, jakby zmieniając temat rozmowy w parku w słoneczne popołudnie. – Naturalnie jestem pewny, iż ministerstwo spraw zagranicznych prowadzi staranną obserwację komunikatów Agencji TASS oraz głównych dzienników rosyjskich, jednak dla pewności… - sięgnął po plik kartek leżących na jego biurku. – Krasnaja Gazeta pod datą ósmego listopada pisze: Armia fińska, która w większości składa się z chłopów i robotników, wcale nie ma ochoty przelewać krwi za obszarników i burżujów. Jest pewne, że w razie wybuchu wojny z Krajem Rad, demokratyczne odłamy społeczeństwa są gotowe zwrócić broń przeciwko faszystom. Dalej jest o rzekomych dowodach na to, iż terytorium Finlandii jest przygotowywane do spełnienia roli bazy dla przeprowadzenia imperialistycznego ataku na ZSRR. Jedna z gazet otwarcie zaatakowała nasz rząd nazywając ministra Erkko piejącym kogutem, oślizgłą żmiją oraz znerwicowanym szczurem. – odłożył gazetę urywając wypowiedź, kiedy głos począł niespokojnie drgać, targany nerwami.
    - Trudno na podstawie doniesień prasowych formować wnioski co do dalszych planów rządu danego państwa. – odparł spokojnie inny członek delegacji, podstarzały mężczyzna z wielkimi wąsami.
    - Przewidziałem, że nie docenią panowie nastrojów w społeczeństwie rosyjskim jakie komunikaty, takie jak te mają rozbudzić i pobudzić. Skoro to do panów nie trafia… - Mannerheim podszedł do okna i utkwił wzrok w zaśnieżonej helsińskiej ulicy. – Odwołam się do bliższych mi osobiście argumentów. Armia fińska nie jest w stanie walczyć. Nie mamy artylerii przeciwpancernej ani przeciwlotniczej. Nie mamy czołgów, a nade wszystko nie mamy rezerw materiałowych. Nieliczny sprzęt, którym dysponujemy jest przestrzały i w praktyce nie nadaje się do użytku. – odwrócił się i bacznie zmierzył wszystkich elegancko ubranych mężczyzn w jego gabinecie. – Jeśli Rosjanie rozpoczną akcję zaczepną w Przesmyku, Karelii oraz środkowej i północnej Finlandii nie wytrzymamy dłużej jak tydzień. Po tym czasie zostaniemy zgniecieni…

    Finlandia powinna jak najszybciej powrócić do stołu rokowań, w przeciwnym razie nie pozostanie po niej nic poza wspomnieniem jej bohaterskiego oporu – tak obrazowo przedstawił sytuację w rozmowie z marszałkiem Mannerheimem niemiecki attachè wojskowy. O słuszności tych obaw przekonywały także doniesienia wywiadu oraz zdjęcia lotnicze zdradzające potężną koncentrację wojsk w Przesmyku Karelskim. Mimo to fiński rząd stanowczo odrzucał możliwość wybuchu wojny ze Związkiem Radzieckim i uparcie trwał przy swoim stanowisku nieustępliwości. 9 listopada 1939 roku ostatecznym niepowodzeniem zakończyły się negocjacje fińsko-radzieckie w Moskwie.
    Kolejne spokojne dni zdawały się utwierdzać głównego architekta polityki zagranicznej ministra Erkko w słuszności obranej strategii. Na nic zdawały się powtarzane przez głównodowodzącego armii apele do powrotu do rokowań. Mannerheim rozwścieczony naiwnością członków rządu 27 listopada 1939 roku złożył rezygnację na ręce prezydenta Kallio.
    Odejście tego zasłużonego, lecz mającego opinię „rusofobia” marszałka i polityka przyjęto w kole rządowym z pewną ulgą. Wielu uważało, że Mannerheim siał jedynie niepotrzebną panikę, która do zguby doprowadziła polityków państw bałtyckich. Podczas kiedy w tych dniach potrzeba było przede wszystkim spokoju…

    [​IMG]
    Próbny alarm przeciwlotniczy w Helsinkach

    [​IMG]
    W połowie listopada przeprowadzono ewakuację ludności cywilnej z rejonu przygranicznego...

    [​IMG]
    ...Gdzie zastosowano taktykę spalonej ziemi​

    Okolice miejscowości Mainila, pogranicze fińsko-radzieckie, listopad 1939 roku

    Wysoko podniesiona dłoń idącego na przedzie Ari’ego sprawiła, że reszta żołnierzy fińskich zatrzymała się i błyskawicznie znalazła potencjalną osłonę wśród zaśnieżonych pni drzew lub za zaspami. Sam Ari również przyległ do zmrożonej na kamień ziemi i wycelował swojego Mosina w kierunku dostrzeżonej postaci.
    Kątem oka dostrzegł jak Kari Nykänen, dowodzący patrolem zajął pozycje w jego pobliżu i z pomocą lornetki dokładnie zlustrował teren przed nimi. Po chwili Kari pokazał mu, że wszystko w porządku i podniósł się zgrabnie, otrzepując śnieg z munduru.
    - To stary Kantee. – oznajmił Ari’emu, gdy ten powstał i zarzucił karabin na ramię. – Każ reszcie zostać i choć ze mną.
    Obaj żołnierze wyszli z lasu i przedzierając się przez śnieg sięgający niekiedy do kolan, skierowali się ku samotnej, przygarbionej postaci, która drewnianym kijem dłubała w ziemi.
    - Co pan tu robi panie Kantee ? – zapytał Nykänen, gdy podeszli bliżej. – Przecież był rozkaz ewakuacji. Wczoraj zabraliśmy pana do miasta.
    Ari rozejrzał się po pogorzelisku, które najwyraźniej do wczoraj musiało być gospodarstwem. Poczerniałe kawałki drewna kontrastowały niemiłosiernie z śnieżnobiałym otoczeniem, które powoli niczym morze zdawało się wchłaniać wszelkie przejawy innych barw w pobliżu. „Pustynia” – przebiegło mu przez myśl.
    Niilo Kantee był sędziwym, bo już prawie siedemdziesięcioletnim mężczyzną, który mieszkał tutaj odkąd Ari sięgał pamięcią. Czasem przychodził do jego gospodarstwa pomóc mu w różnego rodzaju pracach, które zniedołężniały staruszek nie był w stanie sam wykonywać: narąbać drewna na opał, poprawić lekko już wysłużony płot okalający zagrodę i tym podobne.
    Wczoraj inny oddział otrzymał rozkaz ewakuacji gospodarza i spalenia zabudowań tak, aby nie mogły posłużyć potencjalnym agresorom zza drugiej strony granicy. Był to straszliwy rozkaz i Ari w duszy dziękował Bogu, że to nie jego oddział musiał go wypełnić. Teraz jednak los rzucił go w to miejsce, aby niejako ocenił jak fińscy żołnierze wywiązali się z tego zadania. A trzeba przyznać, że wywiązali się wzorowo…
    - A wróciłem… - w głosie starca nie było słychać wyrzutów czy żalu z powodu tej bolesnej przecież straty.
    - No widzimy właśnie…
    - Wiesz Kari… Moje gospodarstwo zostało dwukrotnie spalone podczas wojny domowej. Tak przez czerwonych jak i białych. – Kantee pogrzebał w zgliszczach kijem jakby wskazując miejsce, w którym stała jego chata. – Za każdym razem własnymi rękami je odbudowałem. Chciałem mieć pewność, że dobrze wykonaliście swoją robotę.
    Nykänen uśmiechnął się lekko i chwycił starszego mężczyznę za ramię.
    - Panie Kantee obiecuje panu, że po tej całej aferze z Ruskami osobiście odbuduje pański dom i zagrodę. A teraz choćmy. Odprowadzimy pana z powrotem do miasta. I proszę, zrezygnować z takich samowolek. Pod granicą robi się coraz niebezpieczniej…
    Jakby na potwierdzenie tych słów niespodziewanie rozległy się głuche grzmoty, odbijające się przejmujących echem wśród lasów. Wydawało się, że to grzmoty zapowiadające burzę. I rzeczywiście tak było.
    Niilo od razu rozpoznał, iż jest to odgłos artylerii i nie miał wątpliwości czyjej. Na fińskim pograniczu, siły osłonowe nie dysponowały ciężką bronią, a poza tym z dowództwa nadszedł niedawno rozkaz stanowczo zakazujący angażowania się w wszelkie możliwe prowokacje nadgraniczne.
    - To jakby po tamtej stronie… - wskazał Ari w kierunku oddalonej o parę kilometrów granicy. – Nasi ? – zapytał z niedowierzaniem.
    - Ruszamy. – Niilo nie zdobył się na odpowiedź na to pytanie. – Odprowadzimy pana Kantee do miasta i przy okazji zdamy meldunek z patrolu. Pogoń chłopaków.

    [​IMG]
    Rozmieszczenie wojsk fińskich i radzieckich pod koniec listopada 1939 roku​

    26 listopada 1939 roku radziecka prasa doniosła o brutalnym i niespodziewanym ataku artyleryjskim na pograniczne miasto Mainila, w wyniku którego zginęło czterech czerwonoarmistów a dziewięciu zostało rannych. Nie pozostawiano złudzeń, że za tą prowokacją stali „fińscy faszyści”, dla których rzekomo miał być to sygnał do generalnego ataku na Kraj Rad.
    Władze w Helsinkach natychmiast pośpieszyły z wyjaśnieniami, iż nie było możliwe, aby armia fińska mogła przeprowadzić tego typu akcję, bowiem nie dysponowała artylerią o tak dalekim zasięgu w pasie przygranicznym. Najwyraźniej przeoczono fakt, iż w wyniku ataku na cywilną przecież miejscowość ucierpieli jedynie czerwonoarmiści. Kreml nie odpowiedział na te zapewnienia. W chwili gdy minister Erkko otrzymał na biurko treść noty dyplomatycznej oznajmującej o wycofaniu z Helsinek przedstawicieli politycznych i ekonomicznych nad stolicę Finlandii zmierzały już eskadry bombowców z czerwonymi gwiazdami na skrzydłach. Tak nieprawdopodobna jeszcze parę dni wcześniej wojna brutalnie wdzierała się świadomości Finów wraz z bombami jakie wkrótce spadły na Helsinki…

    Od autora: Przepraszam za opóźnienia w publikacji kolejnego odcinku, ale są one spowodowane zamieszaniem na uczelni oraz koniecznością podjęcia pracy w ferie. W związku z tym zmuszony jestem zaznaczyć, że kolejne odcinki przedstawiające teraz głównie wojnę zimową będą pojawiać z dużą nieregularnością przynajmniej dopóki wiele spraw wokół mnie nie powróci do zbawiennej równowagi;)

    Przy tej okazji pragnę także podziękować wszystkim czytelnikom Kataklizm XX wieku za ich cenne głowy w konkursie na Najlepszy AAR Eufi. To dla mnie powód do wielkiej dumy, ale i solidny ciężar zaufania, że AAR ten zostanie doprowadzony do końca. Zostanie. To przy kolejnej okazji jestem Wam gotów obiecać. Jestem to winny wszystkim tym, którzy zagłosowali na Kataklizm w konkursie. Dziękuję.

    Pozdrawiam, Mandeel
     
  10. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dwudziesta piąta: „Wojna zimowa”

    [​IMG]

    grudzień 1939




    - Regulamin prowadzenia działań w warunkach zimowych dla Armii Czerwonej, wydanie z 1939 roku


    Wojna fińsko-radziecka, która do historii z racji okresu, w którym trwała, przeszła pod nazwą wojny zimowej, w rzeczywistości była sumą około dziesięciu różnych kampanii. Od Przesmyku Karelskiego aż po rejon Petsamo wraz z przekroczeniem granicy przez Armię Czerwoną rozgorzały zaciekłe walki, które diametralnie różniły się od siebie natężeniem, warunkami w jakich były toczone oraz siłami jakie były prowadzone.
    Najważniejszy z punktu widzenia Finów był jednak Przesmyk Karelski, przez który biegła najkrótsza droga do Helsinek oraz którym miał wyznaczyć główną oś kilkumiesięcznych krwawych walk.

    [​IMG]

    [​IMG] [​IMG]

    Przesmyk Karelski

    Komndarm Miereckow, dowódca radzieckiej 7 Armii, skoncentrowanej w Przesmyku Karelskim miał pod swoim dowództwem blisko 120 tysięcy żołnierzy (12 dywizji piechoty) wspartych przez przeszło tysiąc czołgów (trzy brygady pancerne i korpus zmechanizowany) oraz 600 dział. Ta gigantyczna siła na początku grudnia przekroczyła granicę, po czym skierowała ku głównym pozycjom obronnym Finów, tzw. Linii Mannerheima.
    Aby opóźnić jej marsz i dać oddziałom inżynieryjnym dodatkowy czas na przygotowanie umocnień, Finowie rozmieścili przed linią cztery grupy ubezpieczenia, liczące w sumie 21 tysięcy ludzi. Grupy U, M, L i R stosując taktykę spalonej ziemi oraz umiejętnej obrony niewielkimi środkami stawiły pierwszy, często niezwykle twardy opór wkraczającym Sowietom. Już w nocy z 30 listopada na 1 grudnia doszło do zaciętych walk o miejscowość Terijoki, którą stoczyła Grupa Osłonowa U. Została szybko zmuszona do odwrotu, lecz wysadzenie mostu umożliwiło wstrzymanie pościgu na około dziesięć godzin. Właśnie takie drobne zwycięstwa i działania stricte opóźniające były celem fińskiego sztabu, a warto zaznaczyć, że było ich więcej. Miny pułapki i obawy przed nimi znacząco opóźniały działania wojsk radzieckich. Mając do dyspozycji tak dużą liczbę pojazdów pancernych musiały one trzymać się głównych dróg, przez co zbijały się w wielkie masy, narażone na ataki ze skrzydeł. Czasami nawet symboliczny opór garstki żołnierzy był w stanie zatrzymać kolumnę wojskową Armii Czerwonej na kilka godzin.

    Jednakże w wyniku przewagi psychologicznej jaką dostarczały czołgi w takiej ilości oraz chaosu informacyjnego fińskie oddziały osłonowe spełniły swe zadanie tylko częściowo, zbyt szybko oddając teren postępującym wojskom radzieckim. Do 7 grudnia przeciwnik na całej długości Przesmyku znalazł się już naprzeciw głównej linii umocnień, co niweczyło plany marszałka Mannerheima, maksymalnego wykrawienia Sowietów w tzw. „strefie osłonowej”.
    Co ciekawe pierwsza próba sforsowania linii fińskich umocnień nie została podjęta na odcinku „wrót do Viipuri”, czyli w okolicy miejscowości Summa, lecz na najdalej wysuniętą część lewego skrzydła, w sektorze Taipale, którego broniły elementy fińskiej 10 Dywizji Piechoty. Komndarm Miereckow zamierzał zmusić wroga do ściągnięcia w tej rejon odwodów, a następnie skierować potężne uderzenie na Summa i przełamać Linię Mannerheima.
    Od 6 do 26 grudnia 1939 roku Armia Czerwona bezskutecznie próbowała przełamać pozycje obrony fińskiej pod Taipale, mimo iż w końcowej fazie bitwy do walki dowództwo radzieckie posyłało siły czterech dywizji. Ta pierwsza wielka bitwa wojny zimowej stała się ponurym prognostykiem przebiegu całej kampanii. Dla żołnierzy sowieckiej była to rzeź. Doskonale wstrzelana w teren fińska artyleria raz gniazda ciężkich karabinów maszynowych dokonywały istnych pogromów oddziałów, które rzucano do walki w tyralierach na całkowicie otwartym i płaskim terenie. Najbardziej wymownym obrazem tej bitwy była próba szturmu 17 grudnia, która załamała się w czasie krótszym niż godzina, a kosztowała życie ponad tysiąca czerwonoarmistów oraz dwudziestu siedmiu czołgów… W przeciągu całej bitwy 10 Dywizja Piechoty straciła 2250 zabitych i rannych, ale swoich pozycji nie opuściła do końca walk w marcu 1940 roku. Straty radzieckie spod Taipale nie są dokładnie znane. Szacuje się, iż wyniosły ok. 9 tysięcy zabitych i rannych.

    Dostrzegając, iż nie uda się przełamać obrony fińskiej po Taipale, dowódca 7 Armii zdecydował się przesunąć ciężar głównego uderzenia na odcinek Summa, obsadzony przez 5 Dywizję Piechoty. Natarcie ruszyło 17 grudnia, a poprzedził je niszczący ostrzał artyleryjski oraz bombardowanie lotnicze. Żołnierze radzieccy wsparci przez liczne czołgi, rzucili się do ataku, lecz skosił ich celny ogień broni maszynowej. Odcięte od własnej piechoty czołgi, mimo iż zadały obrońcom poważne straty musiały wycofać się, gdyż pozostając na wysuniętych pozycjach ryzykowały zniszczenie przez „łowców czołgów” – pojedynczych żołnierzy fińskich uzbrojonych w granaty lub nawet tylko butelkę z benzyną. Atak załamał się, lecz następnego dnia został powtórzony. Ostatecznie do 20 grudnia, kiedy to dobiegły końca kolejne szturmy umocnionej linii obronnej, na przedpolu pozostało sześćdziesiąt wypalonych wraków czołgów oraz kilka tysięcy zamarzniętych ciał. Finowie nie ustąpili nawet na parę metrów.

    [​IMG]
    Pozycja fińskiego ciężkiego karabinu maszynowego podczas walk w Finlandii​

    Ten pierwszy szturm Armii Czerwonej podjęty w grudniu przeciwko umocnieniom Linii Mannerheima siłami siedmiu dywizji piechoty i dwóch brygad pancernych nie powiódł się. Kolejne nieskoordynowane natarcia załamywały się w ogniu broni maszynowej i artylerii, ujawniając niemal wszystkie słabości armii ZSRR. Brak doświadczenia kadry oficerskiej, jakiejkolwiek inicjatywy, paraliżująca władza oficerów politycznych nad jednostkami oraz nieumiejętność zastosowania odpowiednich taktyk, w trudnych warunkach zaowocował gigantycznymi stratami, załamaniem się morale oraz brakiem powodzenia w dotychczasowych walkach.

    Z listu radzieckiego oficera, któremu udało się przeżyć te bezsensowne ataki, które marszałek Mannerheim określił jako „natarcia z niezrozumiałym dla Europejczyka fatalizmem”:

    Tolvajärvi

    Zdecydowanie najgorzej dla Finów sytuacja rozwijała się w rejonie Ładogi-Karelii, na północ od Jeziora Ładoga, w pasie działania IV Korpusu. Tutaj Armia Czerwona spotkała się jedynie z symbolicznym oporem, który szybko pokonała kierując się ku ważnemu centrum komunikacyjnemu w miejscowości Tolvajärvi, którego zdobycie oznaczałoby nie tylko przełamanie linii obronnej Finów w tym sektorze, lecz także umożliwiało wyjście na tyły Linii Mannerheima i zdobycie jej „kuchennymi drzwiami”. Broniące dojścia do Tolvajärvi oddziały fińskie zostały do 5 grudnia pobite i zmuszone do chaotycznego odwrotu. Ponaglania marszałka Mannerheima do przeprowadzenia przeciwnatarć zostały albo zignorowane albo nie przyniosły spodziewanych sukcesów. Szybko stało się jasne, że Finowie będą zmuszeni stoczyć główną bitwę na przedpolu miasta.
    Na większe posiłki dla rozbitych wojsk nie można było liczyć. Będące w odwodzie 6 i 9 Dywizja nie osiągnęły jeszcze pełnych stanów osobowych, a sytuacja na Przesmyku była nie mniej trudna niż ta w rejonie Ładogi-Karelii.

    [​IMG]
    Zniszczony radziecki czołg T-26. Mimo niedostatków w broni przeciwpancernej, taktyka Armii Czerwonej wykorzystywania czołgów sprzyjała ponoszeniu przez nie wielkich strat w atakach na umocnione pozycje piechoty​

    Marszałek Mannerheim mógł skierować na zagrożony odcinek zaledwie jeden pułk z odwodowej 9 Dywizji. Zdecydował się także na zmianę na stanowisku dowódcy IV Korpusu. Generał Heiskanen, wyraźnie nie radzący sobie w trudnej sytuacji został zastąpiony przez błyskotliwego generała Woldenmara Hägglunda. Wybór okazał się świetnym posunięciem. Nowy dowódca uporządkował i opanował pokonane oddziały, a także stworzył zwartą linię obrony, która oparła się blisko dziesięciu dywizjom radzieckim.
    Zatrzymanie ofensywy Armii Czerwonej było jednak niewystarczające, wobec jej przewagi materiałowej i ilościowej. Marszałek miał pewność, iż potrzebuje ona kilku dni na ściągnięcie większych sił, po czym ostatecznie przełamie front fiński, wlewając się do wnętrza kraju niczym fala powodziowa. Koniecznym było przeprowadzenie przeciwnatarcia, które zadałoby przeciwnikowi poza stratami materiałowymi także cios psychiczny o zdecydowanie donioślejszej sile. Mannerheim potrzebował na tym odcinku sukcesu, którego oddziaływanie moralne przynajmniej w części zrównoważyłoby przewagę Sowietów. Ojcem tego sukcesu miał okazać się płk. Pajari, który już w połowie grudnia przeprowadził udany kontratak na pozycje Armii Czerwonej pod Kivisalmi w sile zaledwie dwóch kompanii. Oficer ten dobrze znający teren oraz odporny na katastroficzne i defetystyczne wizje jakie ogarnęły część sztabu fińskiego potrafił umiejętnie operować skromnymi siłami w taki sposób, że zadawały one wielkie straty znacznie silniejszemu od siebie przeciwnikowi. Kiedy niepowodzeniem zakończyło się manewr wzięcia w kleszcze radzieckiej 139 Dywizji Piechoty, płk. Pajari zdecydował się uderzyć czołowo na ugrupowanie nieprzyjaciela. Przy wydatnym wsparciu pogody oraz umiejętności improwizacji (Finowie z łatwością przemieszczali się po zamarzniętych taflach jezior) w krótkim czasie obrona radziecka została przełamana, a 139 Dywizja rozproszona. Straty Armii Czerwonej były duże: około 4 tysięcy zabitych. Dodatkowo Finowie zdobyli blisko 20 czołgów oraz baterię dział. Do 23 grudnia 1939 roku 139 Dywizja Piechoty przestała praktycznie istnieć, systematycznie niszczona przez mobilne siły obrońców, a przybyła jej na pomoc 75 Dywizja poniosła ciężkie straty.

    [​IMG]
    Marszałek Carl Gustav Mannerheim, naczelny dowódca armii fińskiej w 1939 roku

    [​IMG]
    Ulica Helsinek po nalocie radzieckich bombowców​

    Front pod Tolvajärani ustabilizował się, a nazwa tej niewielkiej miejscowości stała się symbolem, miejscem pierwszej wielkiej klęski Armii Czerwonej w wojnie zimowej.
    Nie wszędzie jednak wojskom fińskim udało się zatrzymać i odeprzeć z tak wielkimi stratami agresora. Często przewaga techniczna i ilościowa Rosjan wywoływała panikę w niedoświadczonych oddziałach, zupełnie nieprzygotowanych na spotkanie z bronią pancerną i to w ilości w jakiej wojska radzieckie rzuciły ją na Finlandię.
    Na północ od Tolvajärani, w charakterystycznym wypustku, jaki tworzy granica fińska wbijając się w tereny Związku Radzieckiego głównym punktem obrony miało być miasteczko Suvilahti, którego okolic broniły wojska straży granicznej w sile batalionu oraz dwa pułki 12 Dywizji Piechoty. Na początku grudnia, kiedy ruszyła ofensywa Armii Czerwonej, Finowie ograniczyli się do działań opóźniających, ostatecznie wycofując się na zachód od miasta. Tam utworzono linię obrony, w oparciu o którą pułkownik Teittinen, dowódca JR-34 (34 Pułku Piechoty) zamierzał powstrzymać nacierających Rosjan.
    Sztab Mannerheima miał jednak inne plany. Uznano, iż zbyt pochopnie oddano nieprzyjacielowi Suvilahti wraz z okolicami oraz polecono obu pułkom 12 Dywizji przeprowadzić kontratak, w celu odzyskania wcześniejszych pozycji. Rozkaz ten był niemożliwy do wykonania nie tylko ze względu na czas jaki Sztab Główny pozostawił pułkownikowi Teittinenowi na jego przygotowanie (pięć godzin), ale także dysproporcję sił, brak należytego wsparcia artyleryjskiego, a także ogólne zmęczenie zwykłych żołnierzy, którym długi odwrót oraz walki opóźniające wyraźnie dały się we znaki.

    [​IMG]
    Sytuacja w Finlandii widziana oczyma karykaturzysty za Oceanem...​

    Mimo to, dowódcy 34 Pułku nie pozostało nic innego jak tylko go wykonać, choć wiązało się to z możliwością poniesienia gigantycznych strat.

    Droga Loimola - Suvilahti, 3 grudnia 1939 roku, godzina 6:27

    Przeciwnatarcie rozpoczęło się z opóźnieniem, lecz to nikogo nie było w stanie zaskoczyć. Krótko po 6:00 rano wysłano przodem oddziały rozpoznawcze, a kwadrans po nich wyruszyły bataliony 36 Pułku Piechoty, idącego w szpicy. Oficerowie z trudem wyciągali żołnierzy z okopów i kopniakami czy przekleństwami poganiali w kierunku linii frontu. Nie było żadnego przygotowania artyleryjskiego, aby nie zaprzepaścić czynniku zaskoczenia, choć w pododdziałach szybko rozeszła się wieść, iż w rzeczywistości chodzi o brak amunicji, która wciąż czekała na rozładowanie na stacji kolejowej w Loimoli.

    Szeregowy Korhonen niechętnie kroczył na przód, instynktownie schylając się jakby w oczekiwaniu na ostrzał, aby jak najszybciej runąć na ziemię. W jego kompanii żołnierzom nie rozdano peleryn maskujących. Bywało, że dla pojedynczych ludzi brakowało nawet karabinów. On miał to szczęście, choć ilość amunicji jaką mu wydano zatrważała.
    Atak wolno posuwał się do przodu jakby tylko oczekując na pierwsze strzały, mogące być usprawiedliwieniem dla jego załamania. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Dopiero później okazało się, że Finowie trafili akurat w czas luzowania oddziałów radzieckich pierwszego rzutu, czym całkowicie zaskoczyli czerwonoarmistów.

    [​IMG]
    Fińscy żołnierze. Mimo wielkiej ofiarności i patriotyzmowi Finom nie zawsze udawało się sprostać przewadze technicznej oraz ilościowej przeciwnika.​

    Dopiero kilkadziesiąt metrów od pozycji Rosjan przystąpili oni do chaotycznego ostrzału, który nie mógł już jednak zatrzymać fali nacierających batalionów. Kiedy wydawało się, że nic nie powstrzyma Finów przed przebiciem się przez cienką linię radzieckiej obrony, niczym pocisk najcięższego kalibru gruchnęło wśród szeregów krótkie przerażające słowo:
    - Czołgi !!!
    Krzyk rozniósł się momentalnie wśród atakujących powodując zwolnienie natarcia, a kiedy pojawiły się dodatkowo dowody na jego prawdziwość, w postaci dwudziestu lekkich pojazdów pancernych wyjeżdżających z lasu, atak całkowicie się zatrzymał. T-26 i BT-5 nie czekając długo otworzyły ogień z kaemów w kierunku doskonale widocznych na śniegu Finów. Efekt był piorunujący.

    Mimo, iż kule dosięgły tylko kilku żołnierzy, a pociski z dział poraniły odłamkami równie nieznaczną ich liczbę, samo pojawienie się czołgów w takiej ilości wywołało panikę w atakujących, którzy rzucili się do chaotycznej ucieczki. Momentalnie też skostniał opór zaatakowanej sowieckiej piechoty.
    Korhonen biegł ile sił w nogach. Uciekający obok żołnierze zostali skoszeni serią z ckm-u i z krzykiem zapadli się w śnieg. Nie było widać nikogo kto spróbowałby chociaż okiełznać ten chaos. Żołnierze biegali we wszystkich możliwych kierunkach krzycząc i ginąc od odłamków czy kul karabinów. Jeden z oficerów, próbujący zgromadzić wokół siebie paru ludzi w celu odpowiedzenia ogniem został dosłownie rozerwany na pół bezpośrednim trafieniem z pocisku czołgowego działa. Korhonen widział to na własne oczy. Widział rannych pozostawionych samym sobie, mimo że błagali, aby im pomóc. Zostali później zmiażdżeni przez gąsienice posuwających się do przodu radzieckich pojazdów pancernych.
    Jeżeli ktokolwiek zastanawiał się kiedyś jak wygląda klęska to teraz mógł przekonać się na własne oczy.

    - Co się dzieje ? – lornetka natychmiast powędrowała ku oczom fińskiego oficera stojącego na niewielkim pagórku. Za jego plecami rozciągał się wspaniały widok na zamarznięte jezioro Naistenjärvi, który w czasach pokoju mógł łapać za serce. Teraz jednak dla żołnierzy odwodowego batalionu 36 Pułku było to po prostu kolejna pozycja obronna.
    - Pierwszy, drugi i trzeci batalion cofają się panie majorze.
    - Cofają się ?! Oni spie… - adiutant majora nie dosłyszał ostatniego słowa swego przełożonego, choć bez wątpienia mógł domyślić się jaki miało charakter.
    Swój wzrok utkwił w wielkiej masie ludzi, która w gigantycznym nieładzie niczym stado spłoszonej zwierzyny gnała przed siebie ku pozycjom batalionu. Pojedynczy żołnierze przewracali się i siali przerażające wieści o klęsce czy nawet rozbiciu całego pułku. Strach i panika są najbardziej zaraźliwymi chorobami w wojsku toteż wśród żołnierzy 36 Pułku również dało się widzieć pierwsze stadia paniki.
    - Wezwać natychmiast pociąg pancerny na ten odcinek ! – polecił major niemal wrzeszcząc. – I zapanować na tym burdelem ! Przecież ci ludzie gotowi są potopić się w wodzie byleby spieprzyć na tyły !
    - Tak jest ! – odpowiedział kapitan.
    - Przygotować się do wysadzenia drogowego mostu. Nie utrzymamy go w takiej sytuacji !

    Szeregowy Korhonen poczuł potężne uderzenie w prawy policzek tak mocne, że na chwile stracił równowagę, a przed oczami zrobiło się ciemno. Nim zdążył dojść do siebie, kolejny cios tym razem nogą wylądował na jego pośladkach, powodując, że padł na kolana.
    - Gdzie masz broń tchórzu !? – głos porucznika, ubranego w białą maskującą pelerynę mimo minusowej temperatury mógł zmrozić krew w żyłach, tym bardziej, że znalazł on wsparcie w rewolwerze wycelowanym wprost w korpus Korhonena.
    - Czołgi… Ostrzał… - próbował wydukać drżącym głosem szeregowy.
    - W dupie mam czołgi ! – kolejny cios, lecz na szczęście otwartym wierzchem dłoni wylądował na policzku żołnierza. – Masz trzydzieści sekund, żeby znaleźć jakiś karabin albo inaczej zastrzelę cię jako dezertera ! Czy to jest jasne ?!
    - Tak jest…
    - Nie słyszę !!
    - Tak jest !!
    - Wstawaj żołnierzu !! Na nogi !! – porucznik chwycił Korhonena za ramiona i silnie wyrwał do góry, stawiając w pionie. Zbliżył się do niego, po czym spojrzał mu prosto w oczy. Mimo strachu, który objawiał się wciąż drgawkami przeszywającymi ciało oraz uniemożliwiającymi wypowiedzenie zdania dłuższego niż na trzy wyrazy, szeregowy nie spuścił wzroku. Oficer uśmiechnął się.
    - Po to tu jesteś, żebyś walczył. Jeszcze raz zobaczę jak uciekasz, a bez oporów strzelę ci w głowę. A trafię na pewno, choćby miała być to ostatnia rzecz jaką zrobię przed śmiercią. Jesteś fińskim żołnierzem !! Finowie nie uciekają !!

    Dalszą część krótkiego monologu przerwała eksplozja wysadzonego w powietrze mostu oraz łoskot zbliżającego się pociągu pancernego. Ostatecznie Finowie dzięki wsparciu jego dział szczęśliwie zatrzymali pościg radzieckich czołgów. Kilka udało im się nawet zniszczyć. Śmiały manewr kontrataku, wymyślony w Sztabie Głównym, okupili oni jednak stratą kilkudziesięciu zabitych oraz koniecznością odwrotu na dalsze pozycje. Linię rzeki Kollaa musieli już utrzymać…
     
  11. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dwudziesta szósta: „Jedna mała Finlandia”

    [​IMG]

    grudzień 1939




    - Winston Churchill, styczeń 1940


    Radzieckie działania wobec Finlandii oraz cynizm z jakim je uzasadniano wzbudziły w opinii światowej oburzenie i falę sympatii dla zaatakowanego kraju. 3 grudnia, czyli cztery dni po rozpoczęciu wojny, przedstawiciele rządu fińskiego przy Lidze Narodów wystąpili z dramatycznym apelem o interwencję. W tym czasie od dwóch dni działał już marionetkowy rząd Fińskiej Republiki Demokratycznej, pod przywództwem O. W. Kuusinena, uznawany przez Kreml za jedyną prawną reprezentację mieszkańców Finlandii.
    Proklamację nowego rządu ogłoszono we wsi Terijoki, pierwszej większej miejscowości „wyzwolonej” przez Armię Czerwoną. Kuusinen był czołowym przywódcą frakcji „czerwonych” w czasie wojny domowej 1918 roku, a po jej zakończeniu uciekł do Rosji Radzieckiej, gdzie sprawował później funkcję sekretarza generalnego Kominternu.

    W dokumencie jaki Kuusinen podpisał uroczyście 1 grudnia 1939 roku w Moskwie z Ludowym Komisarzem Spraw Zagranicznych Wiaczesławem Mołotowem można było przeczytać:

    Retoryka tego dokumentu oraz okoliczności jego podpisania natychmiast wykluczały jego uznanie przez państwa o ustroju innym niż radziecki. W dalszej części prezydent Kuusinen wspaniałomyślnie zrzekał się na korzyść ZSRR wszystkich ziem spornych w zamian otrzymując część radzieckiej Karelii. Cynizm tej dyplomatycznej farsy ze strony Kremla wprawił w osłupienie światową opinię publiczną. Tym bardziej, że na stanowcze stanowisko Ligi Narodów wzywające Związek Radziecki do nawiązania rozmów pokojowych z Finlandią, przedstawiciel ZSRR odpowiedział, że władze w Moskwie utrzymują przecież dobrosąsiedzkie stosunki z rządem fińskim. Tyle, że prezydenta Kuusinena…

    [​IMG]
    Rząd Fińskiej Republiki Demokratycznej​

    Sam Kuusinen niezwykle poważnie potraktował dziejową szansę jaką wyznaczył mu towarzysz Stalin i niemal natychmiast rozpoczął działanie propagandowe mające zjednać mu fiński proletariat. W ulotkach zrzucanych na większymi miastami czy audycjach radiowych, obiecywał on, iż „po zwycięskiej misji wyzwoleńczej Armii Czerwonej” nastąpi parcelacja wielkich majątków ziemskich oraz wprowadzenie ośmiogodzinnego czasu pracy. Mimo, iż z punktu widzenia ideologii komunistycznej były to słuszne postulaty, wśród Finów naraziły Kuusinena na śmieszność. Nie wiedział on bowiem, że ośmiogodzinny dzień pracy wprowadzono w kraju już przed 25 laty, a program reformy rolnej w 1939 roku był tak dalece zaawansowany, iż w całej Finlandii pozostało zaledwie kilkaset majątków ziemskich o powierzchni większej niż 120 hektarów…

    Największym osiągnięciem prezydenta Fińskiej Republiki Demokratycznej było utworzenie tzw. Fińskiej Armii Narodowej, która u boku Armii Czerwonej miała walczyć przeciw „białogwardzistom” i „imperialistom”. Komizm całej sytuacji polega na tym, iż w szczytowym momencie władzy Kuusinena osiągnęła ona zawrotną liczebność niespełna dwóch tysięcy ludzi… Wstąpili do niej mieszkańcy radzieckiej Karelii Wschodniej, weterani Czerwonej Gwardii 1918 roku oraz kilkunastu faktycznych komunistów fińskich. Za najbardziej obrazowy niech posłuży fakt, iż w największym obozie dla jeńców w Związku Radzieckim przebywało ok. 600 Finów. Spośród nich zaledwie 16 zgłosiło się na ochotnika dla zasilenia Fińskiej Armii Narodowej.
    Dowództwo Armii Czerwonej słusznie wątpiło w wartość bojową takiego wojska i celowo obcinało dla niego dostawy umundurowania czy uzbrojenia. Przykładem ich pomysłowości był, bardzo chętnie przytaczany przez fińskie źródła, fakt, iż członkowie straży przed Kwaterą Kuusinena w Terijoki ubrani byli w… Mundury żołnierzy Karola XII, zrabowane z miejscowego muzeum…

    [​IMG]
    Radziecka ulotka propagandowa, adresowana do żołnierzy fińskich. W zgodnych relacjach weteranów papier, na którym była napisana nie nadawał się nawet do użycia w latrynach...​

    Agresja Związku Radzieckiego na Finlandię, farsa z nowym rządem oraz dramatyczny apel o pomoc polityków fińskich wywołał szereg debat na forum Ligi Narodów. Co ciekawe ton i ostrość sformułowań potępiających Moskwę za ten atak rosła wraz z odległością danego kraju od granic ZSRR. Przykładowo przedstawiciele Argentyny w swoim potępieniu polityki Stalina nie zawahali się użyć języka pełnego furii. Za to, np. Szwecja i Norwegia ograniczyły się jedynie do stosownych oświadczeń.
    Państwa członkowskie Ligi Narodów zdecydowały sięgnąć się po największą broń znajdującą się w ich arsenale. Wobec braku sensu nakładania na ZSRR sankcji gospodarczych jak to było w przypadku Włoch w 1935 roku, postanowiono wyrzucić Związek Radziecki z tej organizacji. Trudno wyobrazić sobie, aby zrobiło to wrażenie na Kremlu, lecz było to wszystko co Liga Narodów mogła w tej sytuacji uczynić. Przykład wojny fińsko-radzieckiej dobitnie zatem pokazał, iż bez środków przymusu w postaci chociażby międzynarodowych sił zbrojnych organizacje tego typu skazane są jedynie na symboliczne działania. 14 grudnia 1939 roku Związek Radziecki został oficjalnie wydalony z poczetu państw członkowskich Ligi Narodów.

    [​IMG]
    Mimo niepowodzeń na froncie propaganda radziecka roztaczała przed społeczeństwem zupełnie inną wizję konfliktu​

    W rządzie fińskim w tym czasie także doszło do pewnych roszad. Poza oczywistą nominacją marszałka Mannerheima na naczelnego wodza sił zbrojnych, honorową rezygnację złożyli premier Cjander oraz minister spraw zagranicznych Erkko, którego część środowiska politycznego obwiniała za minimalizowanie zagrożenia wojną. Nowym architektem polityki zagranicznej został Väinö Tanner, lider Socjaldemokratycznej Partii Finlandii. Premiera Cjandera zastąpił prezes Banku Finlandii Risto Ryti. Właśnie ci ludzie utworzyli swego rodzaju triumwirat, rządzący krajem w czasie najważniejszej próby: obrony niepodległości. Nie ma przesady w twierdzeniu, że od dyplomatycznych zabiegów Tannera, ekonomicznego drygu Rytiego oraz taktycznych zdolności Mannerheima zależał całkowicie los Finlandii.

    [​IMG]
    Nowy rząd Finlandii w grudniu 1939 roku​

    Wraz z pierwszymi zwycięstwami armii fińskiej, dowodzącymi, że kraj nie jest skazany na szybką zagładę, rosło poparcie oraz sympatia dla obrońców przed brutalną agresją. Początkowo organizacje cywilne starały się zbierać pieniądze i datki pod hasłem „Pomóż Finlandii”, mające wesprzeć służby sanitarne oraz zapewnić pomoc uchodźcom z ogarniętych wojną terenów.
    Stopniowo też zaczęła napływać pomoc innego rodzaju, która armii fińskiej była nieporównywalnie bardziej potrzebna. Nie była ona zbyt wielka, choć propaganda radziecka we właściwy sobie sposób umiejętnie je wyolbrzymiała, podając jako przykład: „imperialistycznego spisku”. Przykładowo Francuzi wobec stanowczej odmowy generała Gamelina w grudniu na posłanie w rejon walk oddziałów ekspedycyjnych, ograniczyli się do wysłania kilkudziesięciu armat, zdobytych w Sewastopolu jeszcze w czasie interwencji Ententy podczas wojny domowej w Rosji. Podobnie było z innym uzbrojeniem nadsyłanym w skąpych ilościach z Europy. Z reguły było ono wysłużone i przestarzałe, a mnogość typów powodowała nieustający ból głowy dla fińskich służb zaopatrzeniowych.

    Dużo cenniejszymi wyrazami wsparcia był wielki przypływ zagranicznych ochotników do walki z Armią Czerwoną. Największym tego typu oddziałem był Szwedzki Korpus Ochotniczy (Svenska Frivilligkåren), pod dowództwem generała Ernsta Lindera, składający się z trzech batalionów piechoty, kompanii strzeleckiej, kompanii saperów i dwóch baterii artylerii, łącznie 8 tysięcy żołnierzy. Do oddziałów fińskich przydzielono także blisko 800 ochotników z Norwegii oraz tysiąc z Danii. Oprócz Szwedów inną zwartą jednostkę lądową stworzyli Węgrzy. Batalion Ochotniczy liczył 356 żołnierzy dowodzonych przez kapitana Imre Keméri-Nagy’ego. Do Finlandii przybył jednak dopiero 2 marca 1940 roku i do zakończenia działań wojennych stacjonował w Laponii. Poza tym udział innych narodowości wśród ochotników wynosił:

    [​IMG]

    [​IMG]
    Norweski plakat apelujący o pomoc Finlandii​

    Całego kolorytu tej narodowej „Wieży Babel” dodawali dodatkowo Murzyn z Jamajki oraz grupka Japończyków. O nastrojach wśród ochotników najlepiej świadczył przykład ulotki zachęcającej Szwedów do wstępowania do Korpusu Ochotniczego, który zwracał się do nich w Sztokholmie tymi słowami:

    Choć dopływ ochotników dla fińskiej armii w obliczu jej skromnych rezerw ludzkich był dużym wzmocnieniem, znacznie większym miało okazać się dozbrojenie walczących w linii oddziałów fińskich, nawet jeśli była to broń przestarzała. Szczegółowa rozpiska dostarczonej broni wyglądała następująco:

    W przypadku Włochów warto zaznaczyć, iż wraz z samolotami przybyło kilkunastu pilotów, którzy wyróżnili się w podniebnych pojedynkach z myśliwcami radzieckimi, za co jeden z nich zapłacił najwyższą cenę.

    Wsparcie materiałowe czy udział tysięcy ochotników w walce u boku Finów nie był w stanie jednak przesłonić wielkiej bierności państw europejskich wobec wojny u bram Skandynawii. Alianci dopiero pod koniec stycznia przystąpili do opracowywania planów interwencji w Finlandii Korpusu Ekspedycyjnego, choć bardziej mieli oni na względzie szwedzkie kopalnie rudy niż samych Finów. Niezwykle raziła bezczynność rządu szwedzkiego, który obawiał się wyjścia poza ramy neutralności w najgorszym możliwym momencie, kiedy nad Skandynawią powoli zawisała groźba inwazji niemieckiej, a zatarg ze Związkiem Radzieckim mógł mieć nieobliczalne skutki. Rząd w Sztokholmie robił co mógł, aby pomoc zaatakowanemu sąsiadowi nie ściągnęła na niego gniewu Kremla. Polityka ścisłej neutralności była konsekwentnie przestrzegana mimo nacisków międzynarodowych czy presji własnej opinii publicznej, domagającej się bardziej zdecydowanych działań.
    Po interwencji ambasadora radzieckiego ze wspierania Finlandii wycofały się Niemcy, natomiast najgorętszego poparcia udzieliły jej Węgry i Włochy. Ambasady Związku Radzieckiego w Rzymie i Budapeszcie kilkakrotnie stały się celem ataku, niekiedy agresywnych, demonstrantów. Zabrakło z ich strony jednak pomocy, na którą najbardziej liczył rząd w Helsinkach: mediacji pokojowych, na które ani Horthy ani Mussolini nie wyrazili zgody. Przyklepywanie pokoju, który rozszerzałby wpływy komunizmu w Europie nie leżało w ich interesie politycznym.
    Tak, więc mimo szczerych chęci pomocy oraz wielu ich przejawów w newralgicznych punktach, w których Finowie rzeczywiście liczyli na pomoc, zostali zdani na siebie. Nie pozostało im nic innego jak walką dowodzić zasadności sprawy, o którą walczyli i być może swoim uporem zmusić świat do większego zakresu pomocy.

    [​IMG]
    Najlepsi przyjaciele fińskiego żołnierza: zima i noc

    Wojna zimowa – jak szybko zaczęto nazywać konflikt radziecko-fiński niczym magnez przyciągała zagranicznych korespondentów, łaknących informacji z pierwszej linii frontu heroicznej walki Dawida z Goliatem w XX wieku. Jego specyfika oraz dysproporcje działały na wyobraźnie czytelników na całym świecie, którzy w tej wojnie zaczęli dostrzegać cechy klasycznej walki dobra ze złem. Nie trudno określić jak proporcjonalnie układały się sympatie opinii międzynarodowej…

    Hotel Kemp, Helsinki, 22 grudnia 1939 roku

    Niewielki hotelik położony w centrum stolicy Finlandii z racji swojego położenia w mieście szybko stał się główną siedzibą prasy zagranicznej, relacjonującej przebieg walk. To właśnie tutaj, a dokładnie w eleganckim barze hotelowym, spotykali się korespondenci wszystkich liczących się europejskich i światowych gazet, aby wzajemnie dzielić się najświeższymi informacjami, plotkami czy przypuszczeniami dotyczącymi wojny, które pod wpływem ich pracy nabierały kształtów relacji „z pierwszej linii”, mających elektryzować czytelników i napędzać sprzedaż.
    Informacje udzielane przez fińskie Naczelne Dowództwo były lakoniczne i suche, pozbawione dramatyzmu czy emocji tak charakterystycznych dla tonu słanych z Helsinek relacji. To dziennikarze dbali o to, aby nabrały one niezbędnego dla tego fachu kolorytu.

    Carl Mydans z amerykańskiego magazynu Life skinął na barmana, aby podał mu jeszcze raz Whisky on the rocks, które z miłą chęcią popijał mimo siarczystych mrozów na zewnątrz. W hotelu było ciepło, a temperaturę podnosiły dodatkowo kolejne plotki roznoszące się wśród dziennikarzy lotem błyskawicy. Kolejny tysiąc zabitych Rosjan. Kolejne sto czołgów zniszczone w motti… Czy było to prawdą czy nie, warto było o tym wspomnieć w kontakcie z szefem, siedzącym wygodnie w biurze redakcji setki kilometry stąd.
    - Pan Mydans ? – młody chłopak w eleganckim fraku, pracujący na recepcji wyrwał go z odrętwienia nad kolejną szklanką Whisky.
    Mówił z charakterystycznym „metalicznym” akcentem jak zdążyli już ochrzcić fiński akcent w angielskim inni dziennikarze.
    - Tak.
    - Telegram do pana. Z Nowego Jorku. – chłopak położył na blacie obok szklanki białą kopertę z logiem hotelu.
    Nie śpiesząc się zbytnio Mydans upił jeszcze łyk Whisky, po czym niedbałym ruchem wyciągnął z koperty złożoną na pół kartkę telegramu. Nie zważając na obecność barmana i recepcjonisty, ogólnie za nic mając tajemnicę korespondencji przeczytał na głos treść wiadomości jaką otrzymał z Nowego Jorku:
    - Zostaw wiadomości ogólne. Stop. Przejdź do kwatery sztabu. Stop. Nawiąż kontakt z Mannerheimem. Stop. Przysyłaj artykuły i reportaże. – kończąc czytać telegram Carl wykrzywił usta w coś co tylko z dużą dozą prawdopodobieństwa można było uznać za uśmiech.
    - Wyśle pan wiadomość powrotną ? – zwrócił się do recepcjonisty, nadal stojącego przy nim.
    - Oczywiście.
    - Niech pan zanotuje. Jest pan gotów ? Świetnie. Z Mannerheimem nie da rady. Stop. Spróbować z Jezusem Chrystusem ?
    Widząc zszokowany wyraz twarzy młodego Fina, Mydans upił kolejny łyk Whisky i beztroskim, spokojnym głosem spytał:
    - Czegoś pan nie zrozumiał ?
    - Nie proszę pana… Dopilnuje, aby zostało to wysłane do Nowego Jorku jeszcze dziś wieczorem…
    - Niech się pan nie śpieszy ! – rzucił za pośpiesznie wycofującym się do hallu pracownikiem hotelu Carl.

    [​IMG] [​IMG]
    Typowy plakat apelujący o pomoc ofiarom wojny w Finlandii oraz typowy przykład plakatu propagandy z drugiej strony barykady: Krwawy Mannerheim

    Obie walczące strony, co zrozumiałe, niemal natychmiast po ataku wprawiły w ruch potężną machinę propagandową, mającą zjednoczyć społeczeństwo w walce i zdobyć międzynarodowe poparcie (w przypadku Finlandii) oraz uzasadnić drastyczne kroki wykraczające poza ramy dyplomacji (Związek Radziecki). I w jednym i drugim przypadku działania propagandowe były delikatnie mówiąc średnio profesjonalne. ZSRR nie był w stanie uciec od wizerunku agresora w tym konflikcie, a zrzucanie tej odpowiedzialności na malutkiego sąsiada bardziej jedynie ośmieszały niż pomagały. Także szeroko podjęty zakres działań w oparciu o struktury zagranicznych partii komunistycznych przyniósł ograniczone skutki. Partie komunistyczne czy ugrupowania lewicujące we Francji czy Stanach Zjednoczonych jednoznacznie zareagowały na wybuch wojny radziecko-fińskiej. Doskonałym przykładem tych nastrojów była akcja, którą przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych w wielkich ośrodkach produkcyjnych w Pittsburgu oraz Detroit. Na ścianach fabryk rozklejono plakaty przedstawiające groteskową, niesmaczną karykaturę Mannerheima, pod którą wydrukowano tekst:

    O skali poparcia dla takich argumentów niechaj zaświadczy średnia żywotność takich plakatów, które nie przetrwały średnio więcej niż godzinę.

    [​IMG]
    Wojna zimowa widziana oczyma karykaturzysty zza Oceanu*...

    [​IMG]
    Oraz rozszyfrowanie fińskiej "cudownej broni", za pomocą której odnosili wspaniałe zwycięstwa nad Armią Czerwoną**​

    Fińska propaganda miała ułatwione zadanie. Przedstawiając się w słusznej roli ofiary, domagającej się w pełni potrzebnej pomocy międzynarodowej. Toteż Finowie gros swoich wysiłków w tej materii skierowali na drugą stronę frontu – do wysyłanych na bezsensowne rzezie czerwonoarmistów. Z racji niezwykle silnego aparatu policyjnego w Armii Czerwonej działania takie były z góry skazane na porażkę, choć ich pomysłowość zasługiwała na uwagę.
    Przykładowo na ulotkach zachęcających radzieckich lotników do „dezercji” przedstawiono ujęcie z filmu Brawura z 1938 roku, na którym Clark Gable i Spencer Tracy w towarzystwie Myrną Loy spacerowali po pasie startowym, zapełnionym samolotami. Wszystko co musisz zrobić – informowała ulotka – to wylądować bezpiecznie na fińskim lotnisku swoim samolotem. Później czekała na ciebie żona aktorka, willa z basenem oraz życie w dostatku.
    Być może na szczęście na fińskiego budżetu obronnego chętni na taką ofertę nie znaleźli się do końca wojny…
    ____________________________________________________________________________
    * - gra angielskich słów Finnish (fiński) oraz Finish (koniec)
    ** - To nie narty. To nie śnieg. To nie mróz. To nie długie arktyczne noce. To nie 60 tysięcy zamarzniętych jezior. To ŻOŁNIERZ na nartach w śniegu, w mrozie w długie arktyczne noce przemierzający 60 tysięcy zamarzniętych jezior. - Fińska tajna broń.
     
  12. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dwudziesta siódma „Motti”

    [​IMG]

    grudzień 1939 – styczeń 1940




    - z listu radzieckiego żołnierza, Finlandia, grudzień 1939 roku


    Plan działania Armii Czerwonej w Finlandii opracowany przez dowódców Leningradzkiego Okręgu Wojskowego, zakładał uporanie się z przeciwnikiem w ciągu maksymalnie dwunastu dni i to wyłącznie dywizjami wchodzącymi w skład sztabu leningradzkiego. Mimo wątpliwości szefa sztabu armii, komdarma 1 stopnia Szaposznikowa, wyrażonych w tajnym raporcie jaki trafił na biurko towarzysza Stalina na kilka tygodni przed inwazją, wojska radzieckie miały zaatakować niemal na całej długości granicy, wykorzystując po prostu brutalną przewagę techniczną i ilościową.
    Ku wielkiemu zaskoczeniu marszałka Mannerheima sztab Armii Czerwonej całkowicie odrzucił – oczywisty wydawało się fakt – kluczowego znaczenia Przesmyku Karelskiego w nadchodzących walkach. Zamiast skupić gros sił na tym odcinku i ostatecznie przełamać opór fiński, otwierając sobie drogę na Helsinki, Sowieci zdecydowali się przystąpić do potężnych ofensyw w rejonie Ładogo-Karelii, a także środkowej Finlandii, z zamiarem przecięcia jej na pół.

    [​IMG]
    Radziecki plan zajęcia Finlandii w ok. 12 dni​

    Na papierze ten plan wyglądał przyzwoicie. Jednakże w rzeczywistości teren na jaki Armia Czerwona rzuciła swoje jednostki oraz co ważniejsze czas w jakim to uczyniła niwelował w stopniu całkowitym wszystkie przewagi wynikające z ilości zastosowanych środków. Wojsko radzieckie zimy 1939 roku po prostu nie było w stanie prowadzić skutecznej ofensywy w skrajnie niesprzyjających warunkach zimowych wobec braku specjalistycznego przeszkolenia żołnierzy oraz odpowiedniego przygotowania sprzętu. Rezultatem tego nieprzemyślanego działania władz wojskowych ZSRR był szereg klęsk poniesionych przez radzieckie dywizje w starciu ze zdeterminowanym i co ważniejsze, gotowym do skutecznej walki w tych warunkach przeciwnikiem.

    Motti

    Spośród setek relacji zagranicznych korespondentów opisujących konflikt radziecko-fiński na przełomie lat 1939/1940 najczęściej wymienianymi słowami w obcym i dziwnie brzmiącym języku było zdecydowanie sisu – dosłownie jako iskra, tłumaczona jako cecha twardego, fińskiego charakteru oraz motti – oznaczające… Paliki drewna przygotowywane na opał.
    Motti to nazwa nadana taktyce oddziałów fińskich, prowadzącymi walkę z kolumnami radzieckich dywizji, którym udało się zapuścić w głąb terytorium atakowanego kraju, gdzie następnie zostały unieruchomione przez trudne warunki pogodowe oraz działania obrońców. W ten sposób tysiące czerwonoarmistów oraz setki czołgów, dział i samochodów z siły ofensywnej przeistoczyło się w paliki drewna, które stopniowo rozdzielano na mniejsze kawałki, tak aby nadały się do spalenia w fińskim piecu.
    Trudno określić czy taktyka motti była w Finlandii obiektem przedwojennych studiów czy stała się swego rodzaju wytworem chwili. Faktem jednak jest, iż w warunkach surowej zimy oraz elastyczności armii marszałka Mannerheima okazała się niszczycielską bronią w starciu z zamarzającą machiną wojenną Armii Czerwonej.

    [​IMG]
    Rzeczywiste radzieckie zdobycze terytorialne na początku stycznia 1940 roku​

    Po ustabilizowaniu się sytuacji na froncie pod Tolvajärvi oraz w rejonie Ładogo-Karelii, generał Hägglund, dowódca fińskiego IV Korpusu zdecydował się przejść do działań ofensywnych przeciwko dwóm sowieckim dywizjom, które wbiły klin w pozycje fińskie w rejonie Kitelä. Trzon uwięzionych w śniegu sił rosyjskich stanowiły dwie dywizje piechoty: 168 i 18, do których przydzielono jako wsparcie 34 Brygadę Czołgów. Po serii rozpoznawczych ataków, mających wyszukać możliwe słabe miejsca w pozycjach radzieckich dywizji, drugiego dnia świąt rozpoczęło się fińskie uderzenie. Grupy Operacyjne pułkowników Hannukselka oraz Autii’ego w impecie natarcia udało się rozciąć pozycje Armii Czerwonej na szereg izolowanych kotłów, którym wkrótce później odcięto drogi zaopatrzenia.
    Mimo, iż sytuacja wyglądała na beznadziejną dla Rosjan ich nieustępliwy opór w okrążonych motti całkowicie zaskoczył Finów i pokrzyżował ich plany. Zamiast odeprzeć nieprzyjaciela, izolowali znaczną część jego sił, lecz nie byli w stanie dokonać dzieła zniszczenia ani nawet szczelnie zamknąć pierścieni okrążenia. Oddziały radzieckie choć beznadziejnie radziły sobie w ataku, to w defensywie były niezwykle trudnym orzechem do zgryzienia. Żołnierze bronili się fanatycznie, zyskując wsparcie w ponad dwustu czołgach oraz samochodach pancernych, przeciwko którym Finowie byli praktycznie bezradni. Także odcięcie linii zaopatrzenia nie spowodowało, iż Rosjanie zdecydowaliby się na odwrót. Wewnątrz motti znalazło się dużo końskiego mięsa, a radzieckie lotnictwo zapewniło dostawy zaopatrzenia z powietrza. Tym samym potężne kotły w rejonie Lemetti i Kitelä zamiast wielkim sukcesem okazały się kulą u nogi fińskich wojsk, które po zwycięstwie miały zostać przerzucone na inne, bardziej zagrożone odcinki. Zamiast tego, do sektora IV Korpusu kierowane były posiłki, aby uszczelnić cieniutką linię okrążenia dwóch dywizji.

    [​IMG]
    Pozycja fińskiego ciężkiego karabinu maszynowego podczas walk w lasach​

    Dowódca 168 Dywizji Piechoty, kombryg Bondariew znalazł się w tzw. Wielkim Motti w pobliżu Kitelä. Nie zamierzał on kontratakować, aby przebić się z powrotem do radzieckich sił. Nie zamierzał także kapitulować. Zgodnie z doktryną Armii Czerwonej, teren zdobyty na wrogu stawał się automatycznie terenem Związku Radzieckiego, z którego rozkazy zabraniały się cofać. W rezultacie cała dywizja biernie oczekiwała na dostawy zaopatrzenia oraz poprawę pogody, która mogła przynieść działania odblokowujące ze strony innych radzieckich dywizji.
    Jednak nie we wszystkich motti tak było.

    Okolice na wschód od Lemetii, 17 stycznia 1940 roku, godz. 13:46

    - Teraz !!
    Granat dymny, których dziesiątki dotychczas wskazywały pozycje żołnierzy radzieckich lotnictwu poszybował w powietrze po czym upadł bezgłośnie w śnieg i z sykiem wydał z siebie kłęby czerwonej pary. Dla czerwonoarmistów kulących się przed oczami fińskich obserwatorów w długich okopach był to znak do ataku.
    Z tysiąca gardeł niczym grom wydarł się nagle potworny, zagłuszający wszystko krzyk: „Urrra !!!”, z którym żołnierze rzucili się w kierunku nieprzyjacielskich pozycji. Jednym z nich był Iwan Lebiediew, który momentalnie wydarł się z okopu i podobnie jak tysiące innych Rosjan z krzykiem ruszył przed siebie. Gdzieś na przedzie zamajaczył czerwony sztandar, który miał prowadzić wszystkich do ataku. Gdzieś z tyłu dało się słyszeć ledwie przedzierające się przez ryk tysięcy gardeł ponaglania oficerów politycznych:
    - Dalej towarzysze !! Bijmy białogwardzistów !!
    W jednej chwili, spokojna, malowniczo przyprószona śniegiem okolica wypełniła się morzem mundurów koloru zgniłej zieleni, które niczym podczas przypływu poczęło wdzierać się coraz bardziej w głąb niewielkiego lasku.

    Nie dalej niż 200 metrów znajdowały się pozycje Finów. Gniazdo rkm-u Lahti wraz z trzema żołnierzami. Echo potężnego wrzasku dobiegło ich bardzo szybko, nie pozostawiając złudzeń co do jego pochodzenia.
    - Atakują !! Ruski atakują !! – piszczał nienaturalnie młodziutki szeregowy Launo Vuokko, naciągając biały kaptur peleryny maskującej.
    - Na pozycje !!
    - Vuokko ! Polecisz do dowództwa batalionu i ostrzeżesz ich, że idzie na nich ruskie natarcie ! – polecił kapral Niinistö, odbezpieczając zamek rkm-u i wcelowując go w stronę skąd dobiegało coraz wyraźniejsze „uuuraa”.
    - Nie chce uciekać !! Chce zostać i walczyć !
    - Chłopcze !! Od ciebie zależy los całego batalionu ! Jeśli nie ostrzeżesz sztabu Ruscy przejdą przez nas jak gówno przez gęś ! Leć !! Jazda !!

    - Jak to atakują ? – dowódca 4 Batalionu Jegrów, pułkownik Aarnio nie próbował nawet ukryć zdumienia jakie wywołał u niego rozpaczliwy meldunek od jednego z oddziałów, wyposażonych w radio.
    - Atakują !! I to całymi falami !! Połknęli już wysunięte placówki i teraz walą na nas !!
    Pułkownik jakby dla upewnienia się rzucił błyskawiczne spojrzenie, w kierunku swojego polowego biurka, na którym spoczywały meldunki zwiadu donoszące o całkowitym spokoju wewnątrz motti.
    - To nie możliwe… - wyrwało mu się z gardła, zapominając, iż po drugiej stronie słyszy go dowódca jednej z kompanii.
    - Chryste Panie to choć i sam zobacz !! Dawajcie nam tu natychmiastowe wsparcie albo za kwadrans będziesz ich miał pod drzwiami swojej latryny !!
    - Zrozumiałem… Bez odbioru…

    [​IMG]
    Unieruchomione czołgi wewnątrz motti stały się swego rodzaju bunkrami, które stały się przeszkodą niezwykle trudną dla Finów​

    Opór wysuniętych posterunków fińskich został szybko złamany. Kilkoro żołnierzy w okopach z bronią maszynową nie miało prawa dłużej się bronić, choć udało im się zabić kilkunastu atakujących. Iwan Lebiediew wciąż jeszcze miał przed oczami niesamowity błękit oczu człowieka, którego głowę niemalże przybił bagnetem do ściany okopu. To był strzelec rkm-u. Naciskał spust swojej broni niemal do ostatnich sekund życia, kosząc kilku czerwonoarmistów, którzy weszli w jego pole strzału. Wcześniej od jego kul zginęło paru innych. Pociski prześwidrowały ich ciała i przeszły na wylot raniąc tych idących za nimi. Drugi Fin z okopu próbował się poddać, ale jeden z oficerów politycznych bezpardonowo wypalił mu w sam środek czoła ze swojego Naganta. Trzeci zginął gdzieś poza wzrokiem Iwana, lub może w ogóle go nie było. Ale to nie było już istotne.
    Najważniejszym był fakt, że ogromna fala żołnierzy radzieckich choć minimalnie uszczuplona przez pierwszych zabitych i rannych sunęła teraz niepowstrzymanie przez lasek w kierunku głównych pozycji obronnych Finów.
    Ponownie ktoś zaintonował gromkie „uuurraaa”, a żołnierz z czerwonym sztandarem znów znalazł się na czele ataku. Także i Iwan wydał z siebie przeraźliwy krzyk, choć czuł powoli narastającą niczym strup na strunach głosowych, ciężką chrypę. Adrenalina jednak niemalże rozsadzała mu żyły i całkowicie eliminowała wszelkie oznaki zmęczenia organizmu.

    Pułkownik Aarnio po początkowym osłupieniu próbą wyrwania się z okrążenia przez przeciwnika szybko doszedł do siebie i polecił rzucić na pierwszą linię wszystkich zdolnych do walki żołnierzy. Do okopów ruszyli kucharze, kwatermistrzowie, żołnierze formacji tyłowych, a nawet lżej ranni. Rosjanie nie mogli przedrzeć się przez linie batalionu, bowiem oznaczałoby to jego zniszczenie. Natychmiast też wezwano wsparcie moździerzowe.

    Żelazne nerwy. To był podstawowy warunek utrzymania linii obrony. Ludzka psychika została poddana niezwykle ciężkiej próbie, kiedy Finowie biernie oczekując na swoich pozycjach słyszeli narastające stale, niepowstrzymanie „uuurrraaa”, przypominające grom podczas burzy. Chwilę później ich oczom ukazało się setki radzieckich żołnierzy, doskonale wyróżniających się na tle zimowe krajobrazu mundurami o kolorze zgniłej zieleni…
    - Spokojnie ! Strzelać dopiero na sygnał !
    - Podpuścić ich bliżej ! – wzywali fińscy oficerowie przechodząc się wzdłuż linii okopów.
    - Jeszcze nie… Jeszcze chwila…

    Uciszone fińskie pozycje, niespodziewanie plunęły przerażającym jadem ołowiu, który skosił pierwsze radzieckie szeregi niczym źdźbła zboża. Urwało się nagle potężne „uuurraaa” wraz z krzykami pierwszych rannych i umierających żołnierzy. Trafiony został czerwonoarmista dumnie niosący sztandar. Kule z ciężkich karabinów maszynowych dosięgły oficerów politycznych, których ciała bezwładnie runęły w głęboki śnieg. Lecz najgorsze miało dopiero nadejść. Kilka sekund później na niepoliczalną masę radzieckich żołnierzy, wylewających się z lasku spadł ogień moździerzowy, powodujący gigantyczne straty. Odłamki pocisków i rozrywały iszarpały ciała, zamieniając całą okolicę w obraz niczym z piekła Dantego. W powietrze wraz z zamarzniętą ziemią oraz śniegiem wylatywały pourywane kończyny czy korpusy wciąż żyjących ludzi. Siła tego morderczego uderzenia była niszczycielska.

    Launo Vuokko ogłuszony i oszołomiony kanonadą moździerzy, przepełniony niesamowitą mieszanką przerażenia oraz podniecenia skulił się w okopie nerwowo okładając swoje skronie pięściami. Jego gardło wyrzucało z siebie przeraźliwe krzyki, nad którymi nie umiał zapanować. Dopiero gwałtowna interwencja kolegi z okopu, którego cios nieomal złamał mu szczękę przywrócił go do stanu jako takiej równowagi. Ostrzał moździerzowy dobiegł końca i Rosjanie ponownie podnosili się z ziemi, aby ostatecznym doskokiem dopaść pozycji fińskich, w których ich liczebna przewaga przesądziłaby o zwycięstwie walki wręcz. To właśnie teraz obrońcy powinni zintensyfikować ogień.
    - Strzelaj Vuokko !! Strzelaj !! Nie pozwól by dopadli do okopu !!
    Drżącymi rękoma podniósł karabin i przyłożył go do ramienia. Nie musiał specjalnie celować. Masa nacierających, wąsko skupionych Rosjan wykluczała możliwość chybienia. Ułamek sekundy później nacisnął spust, czując jak karabin odskakuje do tyłu i mocno uderza w ramie. Załzawione oczy zamknęły się mocno pod wpływem huku i gryzącego dymu…

    Kula z impetem rozerwała kilka warstw ubrań, jakimi z zimna obłożył swe ciało Iwan. Z przeraźliwym pluskiem przeszła przez skórę i utkwiła w ciele, powodując oszałamiający i osłabiający ból. Momentalnie też miejsce trafienia wypełniło się ciepłem oraz lepką wilgocią krwi. Iwan puścił karabin i runął na miękki śnieg, wydobywając z siebie jęk bólu. Jego ciałem wstrząsnął przenikliwy dreszcz. Chciał coś powiedzieć, krzyknąć, lecz zamiast tego czuł tylko postępujące błyskawicznie osłabienie. Widział jak pojedynczy żołnierze rzucają się do ucieczki z powrotem do lasu. Słyszał jak ktoś niedaleko krzyczał za nimi histerycznym głosem:
    - Towarzysze !! Wracajcie !! Nie zostawiajcie nas tak !!
    Po chwili biel śniegu zaczęła przysłaniać wszystko. Powoli robiło się coraz ciszej i ciszej. Aż w końcu nie było słychać już nic.

    [​IMG] [​IMG]
    Po walkach w rejonie Lemetti​

    Rozpaczliwa próba przerwania pierścienia oblężenia ostatecznie zakończyła się niepowodzeniem. Nieliczni czerwonoarmiści, którym udało się przebić znaleźli się w mniejszym motti, zdobytym jakiś czas później przez Finów. Mordercza i krwawa bitwa szalała tutaj przez ponad godzinę. Kiedy strzały ucichły patrole jednostek pułkownika Aarnio doliczyły się ponad 400 ciał zabitych Rosjan na przestrzeni 250 metrów jakie dzieliły sztab batalionu od zewnętrznych linii obronnych motti. Jedno ciało przykuło ich szczególną uwagę. Były to zwłoki kombriga Siepana Iwanowicza Kondratiewa, dowódcy 34 Brygady Czołgów. Oprócz niego od kul obrońców zginęli wszyscy członkowie jego sztabu nie wyłączając czterech maszynistek uzbrojonych w karabiny.
    Ostatecznie na całej linii obrony 4 Batalionu Jegrów poległo około 3 tysięcy żołnierzy radzieckich, w tym 310 oficerów. W ręce Finów po likwidacji resztek oporu w motii w rejonie Wschodniego Lemetii wpadło 105 czołgów, 12 samochodów pancernych, 237 ciężarówek, 31 aut typu cywilnego, 10 traktorów, 6 dział oraz tony amunicji. Pojazdy te nie wzięły udziału w próbie przebicia, gdyż zabrakło dla nich niezbędnej benzyny.

    [​IMG]
    Żołnierze radzieccy podczas próby przebicia​

    Ostatecznie w pasie działania IV Korpusu udało się zlikwidować wszystkie mott poza trzema: Wielkim Motti w okolicach Kitelä, motti w pobliżu wsi Uomaa oraz tym przy skrzyżowaniu na drodze Siira. Do końca kampanii tkwiące w nich wojska utrzymywały swoje pozycje nie pozwalając wojskom generała Hägglunda na żaden znaczniejszy manewr oraz wymuszając na marszałku Mannerheimie konieczność posyłania w ten rejon dodatkowych sił, których brakowało na innych odcinkach. Mimo tego sukces w pobliżu Lemetti uznany został za wspaniały przykład wyższości fińskiej taktyki nad znacznie lepiej uzbrojonym i liczniejszym przeciwnikiem.

    W zdumionych zaskakującą nieporadnością Armii Czerwonej głowach fińskich oficerów niemal natychmiast wraz z kolejnymi sukcesami w walkach, zrodził się plan kontrataku oraz dalszej destrukcji jednostek radzieckich.
    Od jeńców czy z przechwyconych dokumentów jasno wynikało w jakim stanie znajdują się dywizje rzucone na front fiński. Morale było zatrważająco niskie. Zaopatrzenie nie docierało do wojsk, mimo iż odległość od Leningradu wynosiła zaledwie kilkadziesiąt kilometrów, a plutony egzekucyjne NKWD pracowały niemal bez przerwy. Taki stan przeciwnika rokował sukces w przypadku błyskotliwego i zdecydowanego uderzenia. Jednakże fińscy oficerowie w znacznej mierze dali się ponieść fantazji oraz przestali doceniać wartość bojową przeciwnika, która choć była niska, nadal mogła sprawić wiele przykrych niespodzianek.

    [​IMG]
    Dzięki świetnie zorganizowanej służbie sanitarnej wielu rannych fińskich żołnierzy zostało uratowanych od niechybnej śmierci i mogło po pewnym czasie powrócić do walki​

    Kwatera Główna marszałka Mannerheima, Mikkeli, na zachód od Viipuri, 22 grudnia 1939 roku

    - Śnieżne Kanny. – generał Östermann uśmiechnął się szeroko, upajając się idealnym w jego mniemaniu porównaniu, odnoszącym się do jednego z największych zwycięstw punickiego wodza Hannibala na rzymskimi legionami w drugim wieku przed naszą erą. – Plan zakłada przeciwnatarcie siłami 5, 1, 6, 4 oraz 11 Dywizji w sektorze Summa w Przesmyku. To będzie podwójny manewr oskrzydlający. Krótsze ramiona stanowić będą 6 i 1 Dywizja natomiast dłuższe 4 i 11. 5 wykona szereg uderzeń pomocniczych na oskrzydlonego nieprzyjaciela tak, aby związać jego siły walką i uniemożliwić mu wycofanie się z pułapki.
    Mannerheim nie czuł nawet potrzeby podchodzić do mapy. Znał na pamięć rozmieszczenie wszystkich dywizji w na głównej linii obrony w Przesmyku i doskonale rozumiał jak w teorii miałoby wyglądać uderzenie proponowane przez generała Östermanna. - Kiedy nasze wojska atakujące z tych kierunków połączą się trzy radzieckie dywizje zostaną zmuszone do odwrotu, albo nawet zniszczone. To powinno w diametralny sposób odłożyć w czasie nieprzyjacielski szturm na linię obrony. – kontynuował generał.
    Wydawał się niezwykle pewny siebie. Upajał się perspektywą odniesienia największego zwycięstwa w fińskich dziejach, które wydawać by się mogło, było tylko na wyciągnięcie ręki.
    Mannerheim jak to miał w zwyczaju milczał dłuższą chwilę, nie dając poznać rozmówcy co myśli o jego pomyśle. Przypominał trochę akademickiego profesora, która znęca się nad studentami oschłością oraz brakiem najmniejszej reakcji, mogącej zdradzić jego pozytywny lub negatywny stosunek do udzielanej wypowiedzi. Östermann znał jednak marszałka i wiedział, że w takiej chwili należało wykazać cierpliwość oraz zdecydowanie. Stary Baron lubował się bowiem w tego typu „próbach sił charakterów”.
    - Co o tym sądzisz ? – marszałek zwrócił się do generała Öhuista, szefa sztabu generalnego.
    - Plan kontrataku w bieżących warunkach rzeczywiście ma szanse powodzenia. Jeżeli mogę przedstawić swoje zdanie w tej kwestii…
    - Proszę. – odpowiedział Mannerheim, wskazując porozumiewawczo Östermann’owi, żeby usiadł. Mów. – zwrócił się teraz do szefa sztabu.
    - Z cały szacunkiem plan ten wydaje mi się zbyt ambitny. Nie dysponujemy należytym rozpoznaniem tego co znajduje się za radziecką linią obrony. Może się zdarzyć, że wpadniemy w pułapkę i stracimy gros sił, które powinniśmy trzymać na głównej linii obrony. A to byłaby katastrofa.
    - Co proponujesz ?
    - Uważam, że powinniśmy wykonać kontratak na dużo mniejszą skalę i to wyłącznie siłą świeżej 6 Dywizji. Jej żołnierze dość się okopali rowów w pobliżu Viipuri i czas pchnąć ich do walki. W przypadku niepowodzenia tej operacji wciąż dysponujemy na głównej linii obrony wojskami, mogący oprzeć się sowieckim atakom jeszcze przez parę tygodni.
    Baron spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem tak świdrującym, że Öhuista przeszył zimny dreszcz.
    - Ryzyko dalej cię mierzi, co ? – uśmiechnął się zgryźliwie marszałek.
    Generał również uśmiechnął się kurtuazyjnie, chociaż na tą niby żartobliwą uwagę Mannerheima w środku niemal się zagotował. Od wielu lat zmagał się z opinią dowódcy nie umiejącego podjąć odpowiedniego ryzyka. Lub nawet jakiegokolwiek ryzyka. Mannerheim, który był jednym z głównych orędowników tej tezy nie marnował żadnej okazji, aby o tym Öhuistowi przypominać. On, stary kawalerzysta najbardziej potępiał w wojskowych niezdecydowanie oraz zbyt daleko posuniętą zachowawczość.
    - Dobrze. Generale Östermann. Ma pan wolną rękę.
    ____________________________________________________________________________
    Od autora: Przepraszam za dość duży poślizg, ale większą część czasu poświęcił w poprzednich dniach na pracę licencjacką, którą muszę wybronić w lipcu. Jednakże znalazłem chwile czasu, aby ten odcinek dokończyć i wrzucić;)
    Proszę też mi nie zarzucać, że Was katuje. Katować to katuje nas wszystkich Nasza Reprezentacja dzisiejszą grą z Irlandią Północną...
     
  13. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dwudziesta ósma „Największe ze zwycięstw”

    [​IMG]

    grudzień 1939 – styczeń 1940




    - relacja jednego z korespondentów wojennych w Finlandii, styczeń 1940 roku


    Fińska kontrofensywa w Przesmyku

    Mimo całkowitego chaosu wśród wojsk, które z dnia na dzień otrzymały rozkaz przygotowania się do przeprowadzenia kontrataku, wszechobecnego pośpiechu oraz bałaganu organizacyjnego, o godzinie 6:30, 23 grudnia 1939 roku nieliczna fińska artyleria rozpoczęła 10-minutową kanonadę, mającą być wstępem do ataku.
    Od tego momentu wszystko co wcześniej zostało zaplanowane w Kwaterze Głównej przez marszałka Mannerheima oraz generałów Öhquista i Östermanna rozsypało się jak domek z kart. Już na samym początku ataku padła przeciążona wyraźne łączność telefoniczna, powodując zerwanie kontaktu z dwoma atakującymi dywizjami. Także opór na jakie trafiały poszczególne oddziały fińskie był różny. Niekiedy bataliony posuwały się szybko do przodu, innym razem trafiały na umocnione pozycje przeciwnika przez co opóźniały natarcie całej jednostki.

    Najdalej, bo aż dwa kilometry w głąb obrony radzieckiej wdarła się 6 Dywizja Piechoty, lecz i ona została wkrótce zatrzymana przez silny opór. Ostatecznie do godziny 10:00 wszystkie zaangażowane w kontratak fińskie jednostki zostały zatrzymane. Straszliwe mściła się szybkość z jaką zaplanowano kontrofensywę, naciągając do granic możliwości służby zaopatrzenia. Bataliony piechoty, które rozpaczliwe potrzebowały wsparcia moździerzy, by skruszyć nieprzyjacielskie umocnienia, dowiadywały się ku własnemu przerażeniu, iż nie będzie to możliwe do spełnienia. Powód ? Moździerzom dostarczono pociski produkcji szwedzkiej, które nie pasowały do luf. Nie próżnowała za to artyleria radziecka, która od samego początku zasypała atakujących lawiną ołowiu i stali.

    Stanowisko artylerii fińskiej 4 Dywizji Piechoty, 23 grudnia 1939 r., godz. 13:40

    - To jest jakiś pieprzony kawał ! – kapitan Tuhkasaari zdjął z głowy ocieplaną futrem czapkę i cisnął nią o ścianę drewnianego wału ziemnego.
    Żołnierze spojrzeli na niego bezsilnym wzrokiem, bojąc się odezwać chociaż słowem. Od pół godziny, średnio co pięć minut, obserwatorzy artyleryjscy dostrzegali niezwykle podatne na ostrzał cele: siedziby dowództw wrogich batalionów, składy paliwa i amunicji, magazyny żywności, radiostacje czy baterie artylerii. Nie mogli jednak zrobić niczego poza naniesieniem ich pozycji na mapę. Łączności żadną sąsiednią baterią nie było. Idący do przodu żołnierze oraz konie pozrywali kable telefoniczne. Nie funkcjonowało także zaopatrzenie, które tuż przed atakiem wydało artylerzystom pociski zupełnie innego kalibru oraz typu. Ogólnie panował wszechwładny bałagan, którego nikt nie był w stanie opanować.
    - Mamy kolejny namiar. Najpewniej magazyn amunicyjny.
    - Chryste… Gdyby tak mieć chociaż pięć pocisków… Przypieprzyłoby się im na wiwat tak, że do Wielkanocy by popamiętali… - lamentował Tuhkasaari przykładając oczy do lornetki. - Leppälä ! Spróbuj jeszcze raz wywołać dowództwo ! Przecież to nie może się tak skończyć. Tam trzeba posłać skoncentrowany ogień wszystkich dywizyjnych baterii !
    - Rozkaz panie kapitanie !

    Kiedy nawet szczątkowe informacje o przebiegu dotychczasowych walk dotarły do Naczelnego Dowództwa wywołały tam osłupienie. Zamiast spodziewanego błyskotliwego przełamania linii frontu powoli rodziła się spektakularna klęska, mogąca zaważyć na losach całej kampanii. O godzinie 15:00 do walczących dywizji dotarł rozkaz, polecający odwrót na pozycje wyjściowe. Nie miał on już jednak większego znaczenia, bowiem część dowódców na własną rękę podjęło decyzję o przerwaniu ataku oraz stopniowym wycofaniu się z powrotem na Linię Mannerheima.
    Taki był koniec fińskich marzeń o spektakularnym zwycięstwie w toku błyskotliwej ofensywy.

    [​IMG]
    Żołnierze fińscy przygotowują się do przeciwnatarcia​

    Nieudany kontratak poza tym, że kosztował życie około 2 tys. żołnierzy obnażył także rozpaczliwe braki fińskiej armii w niemal każdej dziedzinie, niezbędnej do prowadzenia nowoczesnej wojny. Wszystko co mogło zawieść, zawiodło i dotkliwie nadwyrężyło wizerunek niepokonanych obrońców oraz podważyło zaufanie szeregowych żołnierzy do swoich dowódców.
    Na szczęście dla Finów dla Armii Czerwonej ofensywa, czy raczej próba jej przeprowadzenia była tak wielkim zaskoczeniem, że nie zdołano w toku własnego kontrataku rozbić nacierających wojsk i w konsekwencji przełamać umocnienia Linii Mannerheima. Manewr ten jednak nie uszedł uwadze radzieckiego dowództwa i posłużył jako cenny materiał do analizy przebiegu dotychczasowych walk oraz braków przeciwnika.
    O ile w Przesmyku Karelskim, jak się wcześniej spodziewano, głównym teatrze toczącej się wojny zapanował względny spokój, o tyle w innych miejscach dochodziło w tym czasie do niszczycielskich walk na wielką skalę, które może nie decydowały o losach całej kampanii, lecz oddziaływały na nią w szeregu innych aspektów. Szczególnie jedna z tych bitew, słusznie urosła do rangi symbolu całej wojny, stanowiąc niezwykle dokładny przykład całego jej charakteru.

    Suomussalmi

    Przed wojną Suomussalmi było niewielkim miasteczkiem, liczącym niespełna 4 tys. mieszkańców. Żadnemu z jego mieszkańców w najbardziej szalonych snach nie śniło się, iż kiedyś, ta trudna do wypowiedzenia dla obcokrajowca nazwa osady, znajdzie się na czołówkach gazet oraz w pierwszych zdaniach najbardziej niezwykłych relacji z frontu całej wojny zimowej.
    Niezwykle trudne warunki pogodowe, w połączeniu z wybitnie niesprzyjającymi działaniom ofensywnym, sprawiły, że Finowie nie przewidywali większych działań wojskowych w tym sektorze. Tym większe było ich zdziwienie, kiedy okazało się, że Armia Czerwona skoncentrowała tam siły o liczebności dwóch dywizji piechoty, przeciwko którym w pierwszej fazie walk mogło walczyć zaledwie 50 żołnierzy z kompanii straży granicznej.
    163 Dywizja, dowodzona przez kombriga Zielencowa ku jeszcze większemu zaskoczeniu fińskiego Naczelnego Dowództwa wybrała gorszą z dwóch tras prowadzącą ku środkowej części kraju, dzięki czemu zyskała czynnik zaskoczenia oraz gigantyczną przewagę lokalną, lecz za cenę mobilności swego marszu. Miasteczko Suomussalimi dywizja Zielencowa osiągnęła dopiero 9 grudnia, napotykając już na poważnie wzmocnione siły obrońców.

    Na zagrożononym odcinku frontu utworzona została Grupa Operacyjna Susi pod dowództwem podpułkownika rezerwy (nieco wcześniej zwolnionego z obowiązków posła do fińskiego parlamentu) Paavo Susitaivala. Mimo przytłaczającej przewagi ilościowej przeciwnika, dowódca Grupy Operacyjnej miał w zanadrzu niezwykle cenny atut w ramach zbliżającej się bitwy. Finowie złamali szyfr jakim posługiwała się dywizja kombriga Zielencowa i zyskali tym samym niemal pełny wgląd w jej sytuację zaopatrzeniową oraz moralną. Pomagało w sposób nieoceniony wybrać czas oraz najsłabsze miejsce przeciwnika, do zadania miażdżących ciosów. I tak z rozszyfrowanych wiadomości wysyłanych przez 662 radziecki pułk do sztabu dywizji wynikało, iż żołnierze nie dysponują zimowym wyposażeniem (głównie obuwiem) oraz odpowiednimi racjami żywnościowymi. O kondycji morale jednostki najlepiej świadczył fakt, iż jeden z dywizyjnych politruków został zastrzelony przez własnych żołnierzy, a dotychczasowe potyczki z niewielkimi przecież siłami fińskimi kosztowały pułk 160 zabitych.

    [​IMG]
    Valkoinen kuolema - Biała śmierć. Postrach radzieckich oficerów oraz żołnierzy​

    14 i 15 grudnia 1939 roku 163 Dywizja ponownie przeszła do działań zaczepnych, próbując odzyskać utraconą inicjatywę. Jednak z powodu rozszyfrowania rozkazów, Finowie doskonale zorientowali się w radzieckich planach i mimo, iż dysponowali mniejszymi siłami zadali nacierających dotkliwe straty (662 pułk stracił 150 zabitych). W walkach obronnych doskonale sprawdziły się ciężkie karabiny maszynowe Maxim wz. 1910 roku, które przy wsparciu moździerzy walnie przyczyniły się do niepowodzenia sowieckiego ataku.
    W momencie kiedy straty w niektórych pułkach sięgnęły 20% stanu wyjściowego, kombrig Zieleńców zdecydował się przejść do działań defensywnych, w nadziei na poprawę pogody lub wsparcie ze strony innych dywizji. Przed skromnymi siłami Fińskimi otworzyła się możliwość przejęcia inicjatywy i zażegnania niebezpieczeństwa przecięcia kraju w pół, bowiem było jasne, że to właśnie Oulu jest zasadniczym celem ofensywy radzieckiej w tym rejonie.

    Kajaani, sztab 9 Dywizji Piechoty, 9 grudnia 1939 roku

    Pułkownik Hjalmar Siilasvuo, dowódca 27 pułku szybko wskoczył do sań i skinął na żołnierza trzymającego wodze, aby ruszył. W trudnych warunkach terenowych to właśnie sanie z zaprzężonym w nie reniferem okazywały się najlepszych środkiem lokomocji, pozwalającym swobodnie przemieszczać się pomimo zasp śnieżnych, sięgających niekiedy nawet dwóch metrów. Pogoda od dłuższego czasu nie rozpieszczała walczących. Padał śnieg, który w połączeniu z zimnym, północnym wiatrem zamieniał się w ostre kryształki lodu, zmuszając ludzi do skrywania każdego fragmentu skóry za ciepłymi szalami i płaszczami.

    Generał Mróz choć pomocny nie oszczędzał także fińskich żołnierzy, zwłaszcza tych z pułku Siilasvua. 7 grudnia 27 pułk 9 Dywizji został na rozkaz marszałka Mannerheima załadowany do wagonów i wysłany w rejon walk. Pośpiech z jakim to uczyniono sprawił, iż jednostka cierpiała z braku tak podstawowych środków jak namioty czy białe peleryny maskujące, niezbędna do skutecznej walki w tych warunkach. Teraz to jednak miało się zmienić. Pułk Siilasvua miał stać się trzonem nowotworzonej jednostki o sile zbliżonej do brygady, której zadanie polegało na zniszczeniu unieruchomionej w śniegach 163 Dywizji radzieckiej. Było to zadanie arcytrudne, zważywszy na przewagę nieprzyjaciela choćby w czołgach i artylerii, lecz możliwe do wykonania. Pułkownik, który przed wojną był zwyczajnym prawnikiem jednej z kancelarii w Helsinkach wierzył, że jego żołnierze, bitni drwale z wiosek przypominających Suomussalmi osiągną stawiane przed nimi cele. Mieli bowiem zasadniczy atut, który sprawiał, iż w tych warunkach mogli stać się najbardziej mobilną jednostką w okolicy – narty.
    - Idzie siarczysta zima, panie pułkowniku. – odezwał się nagle żołnierz, chcąc w jakiś sposób zagaić rozmowę.
    - Jesteś wierzący ? – spytał Siilasvuo.
    - Tak… Ale jaki to ma związek z zimą ?
    - Módl się, żeby była jak najbardziej mroźna. To rozkaz.

    Finowie już od 12 grudnia przeszli do działań zaczepnych wobec 163 Dywizji, uderzając i izolując jej poszczególne części w rozciągnięte wokół drogi motti. Scenariusz takich ataków był niemal zawsze taki sam. I za każdym razem sprawiał, że czerwonoarmiści ponosili ciężkie straty.

    [​IMG]
    Zniszczony radziecki czołg służy za trofeum na zdjęciu dumnego fińskiego żołnierza. Po walce kilkadziesiąt takich trofeów zaległo na polu bitwy. Większość udało się wyremontować w fińskich zakładach i powróciły one do boju już jako wsparcie dla drugiej strony​

    Okolice Suomussalmi, motti 163 Dywizji, 14 grudnia 1939 roku, godzina 15:20

    Namiary przekazane przez wysuniętych zwiadowców okazały się niezwykle dokładne. W jednej chwili na centrum radzieckiej obrony posypał się grad pocisków moździerzowych oraz karabinowych, całkowicie je dezorganizując. Krzyki rannych i zabijanych Rosjan szybko utonęły w ogłuszającym huku kolejnych eksplozji.
    Trwało to zaledwie dwie minuty. Po tym czasie moździerze i cekaemiści obrali nowe współrzędne, przenosząc niszczycielską nawałę ognia i stali o sto metrów w prawo i sto metrów w lewo od poprzedniego miejsca ataku. To był znak dla grupy szturmowej, dokładnie zamaskowanej w śniegu tuż na krawędzi lasu.

    W jednej krótkiej chwili, kilkudziesięciu Finów doskoczyło do radzieckich pojazdów na drodze, omijając wciąż reorganizujące się i pogrążone w chaosie pozycje obronne. Los żołnierzy, którzy przeżyli ostrzał był przeważnie taki sam: kończyli rozszarpywani przez kule pistoletów maszynowych Suomi lub zabijani w walce wręcz przez śmiercionośne ostrza fińskich noży.
    Dopiero wówczas rozpętywało się prawdziwe piekło. Niewielki oddział agresorów, działając z całkowitego zaskoczenia zazwyczaj obrzucał granatami i ostrzeliwał seriami pistoletów maszynowych wszystko i wszystkich, mogących stawić jakikolwiek opór. I tak kule dziurawiły karoserie, szyby i płachty wojskowych ciężarówek, dosięgając siedzących w środku ludzi. Granaty lądowały w okopach, na pozycjach moździerzy czy w otwartych włazach czołgów, zabijając załogi. Nie oszczędzano także, a może nawet zwłaszcza kuchni polowych, rozmyślnie pozbawiając żołnierzy wroga ciepłego posiłku, który w takich warunkach był na wagę złota.

    Był to czas najcięższych walk, bowiem w tym chaotycznym boju, Rosjanie starali się zorganizować rozpaczliwą obronę i zatrzymać fiński atak. Nie było mowy o ucieczce. Każdy zdolny do walki rzucał się na Finów z każdą możliwie dostępną bronią. Jeśli można było jeszcze odeprzeć natarcie to był to właśnie ten moment. Dochodziło do brutalnych walk wręcz, podczas których walczono nie na broń palną lecz noże, saperki czy pięści.
    Głównym celem atakujących było wyrąbanie sobie przejścia na drugą stronę drogi oraz zabicie tylu czerwonoarmistów podczas tego boju ilu się da. Kiedy pierwsza część planu została zrealizowana z lasu wychodziły oddziały odwodowe, które umiejętnie poszerzały i oczyszczały z wroga zdobyty przyczółek. Saperzy natychmiast stawiali wzdłuż drogi barykady, w czym niezwykle pomocny okazywał się zniszczony bądź uszkodzony sprzęt radziecki. I tak powstawał przyczółek o szerokości 300 do 400 metrów drogi, który dzielił na mniejsze motti pułki, bataliony oraz kompanie. Dziennie Finowie przeprowadzali dwa do trzech takich ataków, konsekwentnie ćwiartując rozciągniętą kolumnę dywizyjną niczym gigantyczną kiełbasę na mniejsze kawałeczki.

    [​IMG]
    Po likwidacji jednego z ognisk oporu​

    16 grudnia wobec pomyślnego rozwoju sytuacji marszałek Mannerheim posłał w rejon walk ze 163 Dywizją wsparcie: cztery działa kal. 76,2mm (pochodzących sprzed wojny rosyjsko-japońskiej), a dwa dni później kolejne cztery działa oraz co najważniejsze parę bezcennych działek przeciwpancernych kal. 37mm Bofors. Ogółem po dość znacznych wzmocnieniach (oprócz artylerii pułkownik Siilasvuo otrzymał także pułk i dwa bataliony piechoty) wszystkie siły pod dowództwem pułkownika zostały włączone w skład nowej 9 Dywizji, gdyż po starej nie pozostało nic prócz grupki oficerów tyłowych w Oulu. Do Bożego Narodzenia radziecka 163 Dywizja została praktycznie unieruchomiona i rozbita na mniejsze ośrodki oporu, nie mogących podjąć działań innych niż wybitnie defensywnych. Jednakże niemal pewne, jak się wydawało, zwycięstwo zaczęło się od Finów oddalać wraz z kolejnymi meldunkami o odsieczy jaka nadciąga dla oblężonych czerwonoarmistów.

    Zgodnie z rozpoznaniem lotniczym śladem unieruchomionej dywizji nadciągała druga, znacznie lepiej wyszkolona i wyposażona – 44 Dywizja Piechoty, która mogła liczyć na pokaźne wsparcie artyleryjskie oraz pancerne. Na jej drodze do odblokowania 163 Dywizji stały zaledwie dwie fińskie kompanie i trudno było się spodziewać, aby tak skromne środki mogły zatrzymać na dłużej cały wielki związek taktyczny. Mimo to pułkownik Siilasvuo wydał kapitanowi Mäkinenowi rozkaz przejścia do aktywnej obrony i wyprowadzenia kilku lokalnych kontrataków na maszerującą kolumnę. Ich rezultaty, choć niewielkie z materialnego punktu widzenia niewielkie, zaskoczyły samych Finów. Kombrig Winogradow, dowódca 44 Dywizji pod wpływem ataków na skrzydła oraz sporadycznych ostrzałów moździerzowych uznał, że znalazł się w pułapce, w której wabikiem na jego siły była oblężona dywizja radziecka. Nakazał natychmiastowe zatrzymanie podległych sobie sił i zakazał podejmowanie jakichkolwiek prób przebicia się do sto sześćdziesiątej trzeciej. Ten niespodziewany prezent pozwolił fińskiej 9 Dywizji spokojnie rozprawić się z oblężonymi siłami radzieckimi. Te w dniach 23, 24 i 25 grudnia podjęły ograniczone próby wyrwania się z okrążenia, wytracając przy okazji resztkę posiadanej amunicji. Kiedy kontrataki te zakończyły się niepowodzeniem stało się jasne, że los 163 Dywizji został przesądzony.

    [​IMG]

    Ostateczna ofensywa fińska ruszyła 27 grudnia 1939 roku przy całkowitej bierności Rosjan z sąsiedniej, czterdziestej czwartej dywizji. Ku znacznemu zaskoczeniu pułkownika Siilasvuo natarcia natrafiły na zacięty, miejscami skuteczny opór Armii Czerwonej, wikłając żołnierzy fińskich w przedłużające się krwawe potyczki. Przełom nastąpił jednak następnego dnia, kiedy w obronie radzieckiej dostrzeżono pewne luki i natychmiast wykorzystano. Zacięte walki rozgorzały o miejscowości Hulkoniemi i Suomussalmi, które jednak do rana 29 grudnia znalazły się ostatecznie w rękach Finów. Wówczas to opór pozostałych ośrodków obrony załamał się, resztki 163 Dywizji zostały ostatecznie rozgromione do Nowego Roku. Pod Suomussalmi Sztab Armii Fińskiej rzucił do walki nawet niewielkie siły powietrzne (dwa bombowce Bristol Blenheim, stanowiące 1/10 całości bombowców na stanie armiii). Zwycięstwo było absolutne. Armia Czerwona straciła blisko 5 tys. żołnierzy zabitych i co najmniej drugie tyle zaginionych. Jednak wciąż pozostawała kwestia drugiej radzieckiej dywizji unieruchomionej przez pogodę i niekompetencję własnego dowódcy, który nie uczynił nic, aby pomóc walczącym rozpaczliwie resztkom 163 Dywizji.

    Na jego obronę przemawiał fakt, iż dowodził jednostką niemal całkowicie zmotoryzowaną i przystosowaną do wojny manewrowej, która w tym terenie nie mogła wykorzystać nawet części swojego potencjału. Poza tym dywizja była zupełnie nieprzygotowana do walki w warunkach zimowych. Tuż przed wymarszem kwatermistrzostwo wydało jej kilkaset par nart, lecz nikt nie postarał się opracować skutecznej taktyki wykorzystania oddziałów narciarzy.
    Takich problemów nie mieli Finowie, o czym świadczy fakt, iż dwie kompanie stopniowo wspierane kolejnymi jednostkami sprawiały z racji swej mobilności wrażenie siły nieporównanie większych i silniejszych.

    [​IMG]

    [​IMG]
    Wzięci do niewoli radzieccy żołnierze maszerują do obozów jenieckich w głębi Finlandii​

    Nie czekając długo, pułkownik Siilasvuo rzucił swoje coraz bardziej wyczerpane nieustającym bojem jednostki przeciwko unieruchomionej dywizji radzieckiej. Podobnie jak w przypadku poprzedniej bitwy, po serii rozpoznawczych ataków nastąpiło uderzenie generalne 5 stycznia 1940 roku, które co prawda nie zniszczyło sił radzieckich, lecz zupełnie uniemożliwiło im skuteczne manewrowanie. Trzymając się sprawdzonego scenariusza „krojenia” większych motti na coraz mniejsze i mniejsze aż do całkowitej likwidacji, żołnierze fińscy zaangażowali się w mordercze walki z rozpaczliwie broniącymi się Rosjanami. Wśród zupełnie okrążonych i naciskanych z każdej strony czerwonoarmistów zaczęła szerzyć się panika, której nie były w stanie opanować siły NKWD. Coraz więcej ludzi porzucało pozycje i na własną rękę próbowało wycofać się w kierunku granicy ZSRR. Ich los w gruncie rzeczy sprowadzał się do jednego: ginęli. Bądź to od kul radzieckich czy fińskich lub zamarzali w lasach. 6 stycznia opór wojsk podległych Winogradowowi począł chwiać się coraz bardziej, zmuszając kombriga do wydania rozkazu o generalnym odwrocie z zajmowanych pozycji. Było już jednak za późno. 44 Dywizja pogrążona w chaosie, okrążona i rozsiekana na pojedyncze punkty oporu była koncentrycznie niszczona przez szczuplejsze, aczkolwiek niezwykle mobilne siły fińskie. Do 8 stycznia 1940 roku było po wszystkim. Dwa wielkie związki taktyczne Armii Czerwonej przestały istnieć.

    [​IMG]
    Fińscy żołnierze pozują do zdjęcia ze zwłokami zamarzniętego czerwonoarmisty​

    Straty w tych niszczycielskich walkach były zatrważające. Wedle szacunków fińskich na polu bitwy pozostało blisko 28 tysięcy poległych czerwonoarmistów. Zdobyto 43 czołgi oraz 270 innych pojazdów, 48 dział różnych kalibrów, 600 karabinów oraz 300 ciężkich karabinów maszynowych. Straty 9 Dywizji wyniosły 900 zabitych i 1770 rannych.

    Kombrigowi Winogradowowi udało się wydostać z okrążenia i przebić do granicy ZSRR. Jego los był jednak przesądzony. W doraźnym procesie sądu wojskowego były dowódca 44 Dywizji został skazany na karę śmierci, którą niemal natychmiast wykonano. Jako główny zarzut jaki mu postawiono służyło oskarżenie o utratę 55 kuchni polowych, zdobytych przez Finów.
    Co stało się z dowódcą 163 Dywizji, Zielencowem niewiadomo. Nigdy nie odnaleziono jego zwłok. Najprawdopodobniej zginął jako bezimienny szeregowy żołnierz podczas którejś z prób wyjścia z okrążenia.

    [​IMG]
    Jeden ze zdobytych sztandarów radzieckiej jednostki​

    Bitwa pod Suomussalmi była największym zwycięstwem fińskim w dotychczasowych zmaganiach z Armią Czerwoną. Echo tak miażdżącej klęski radzieckiej w starciu z potencjalnie słabszym przeciwnikiem szybko obiegło cały świat, wzbudzając nową falę sympatii dla małego narodu, który tak heroicznie stawiał opór potężnemu sąsiadowi. Dla wszystkich ludzi walczących o wolność Finlandia stała się symbolem i nadzieją na zwycięstwo. Dla wojskowych wszystkich krajów z kolei wspaniałą możliwością analizy prowadzenia skutecznej obrony przeciwko nieprzyjacielowi posiadającemu przytłaczającą przewagę we wszystkich niemal dziedzinach wojskowości. Jednak tak dla jednych jak i dla drugich było jasne, że bez pomocy z zewnątrz żarliwy płomień fińskiego oporu zgaśnie szybko pod wpływem coraz to silniejszych podmuchów potężnego Związku Radzieckiego.
    ____________________________________________________________________________
    Od autora: No więc w końcu udało mi się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Przepraszam, że tyle to trwało, ale ze spokojnym sercem mogę polecić Wam kolejny odcinek Kataklizmu.
    W następnym z racji kończącego się roku skupię się na podsumowaniu 1939 roku po czym powrócimy jeszcze na front fiński. Gdy w Finlandii już umilkną działa znaczyć to będzie, że Rozdział Drugi został zakończony;)

    Pozdrawiam, Mandeel.
     
  14. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część dwudziesta dziewiąta: „W centrum uwagi”

    [​IMG]

    Październik 1939 – kwiecień 1940



    Fragment instrukcji Pierwszego Lorda Admiralicji dla dowódcy niszczyciela HMS Cossack

    Po ataku Związku Radzieckiego na neutralną Finlandię północna część Europy znalazła się w centrum uwagi walczących mocarstw. Nie było to jedynie spowodowane wojną sowiecko-fińską, lecz możliwością przeniesienia teatru działań wojennych na Skandynawię. Niemiecka gospodarka była niemalże całkowicie uzależniona od dostaw szwedzkiej rudy żelaza, którą zimą wysyłano przez norweski port w Narviku. Stamtąd bezpieczne na neutralnych wodach terytorialnych Norwegii niemieckie okręty przewoziły ją do kraju. Możliwości potencjalnego sparaliżowania niemieckiego przemysłu poprzez zajęcie głównych norweskich portów, a zwłaszcza Narviku dostrzegały obie walczące strony.

    Powoli stawało się jasne, że oto rozpoczyna się wyścig o Skandynawię, która w przeciągu kilku miesięcy zyskała kluczowe znaczenie dla układu sił w Europie. Gdyby udało się tam wkroczyć Aliantom, wówczas sparaliżowaliby zimowe dostawy rudy żelaza do Niemiec, zadając tym samym dotkliwy cios gospodarce Rzeszy. Gdyby natomiast ten region znalazł się pod kontrolą Niemców, wówczas zyskaliby oni doskonałe bazy lotnicze i morskie do działań przeciwko Wielkiej Brytanii. Uznawanie neutralności Danii, a zwłaszcza Norwegii było więc już jedynie kwestią czasu.

    Same te kraje, które błyskawicznie po wybuchu wojny ogłosiły neutralność, liczyły się z możliwością niemieckiej agresji od dłuższego czasu. W Danii od 1937 roku, na podstawie ustawy o obronie systematycznie i w miarę możliwości rozbudowywano niewielką armię tak, by była ona choć w niewielkim stopniu gotowa do obrony terytorium kraju. Utworzono naczelne dowództwo wojskowe oraz zaplanowano sformowanie dwóch dywizji (jednej dla Jutlandii i jednej dla Zelandii) oraz niewielkiego garnizonu na wyspie Bornholm. Reorganizacji uległo lotnictwo, które do 1940 roku liczyło 4 eskadry, dysponujące 21 myśliwcami, 27 samolotami rozpoznawczymi, 19 samolotami szkolnymi oraz jednym wiropłatem. Utworzono także, głównie pod wrażeniem charakteru walk w Hiszpanii jednostki obrony przeciwlotniczej chroniącej główne miasta kraju.

    [​IMG]
    Na przełomie 1939 i 1940 roku teatr przyszłych działań wojennych pomiędzy Aliantami a Trzecią Rzeszą przestawał budzić wątpliwości​

    W Kopenhadze zdawano sobie jednak sprawę z braku szans w samotnej walce przeciwko potężnemu sąsiadowi, dlatego głównym działanie mające zapobiec inwazji spoczęło na barkach polityków. To oni blokowali jakiekolwiek próby podniesienia stopnia obronności kraju w przeddzień ataku, jako mogące sprowokować Niemców do działania. Politycy duńscy ślepo wierzyli w postanowienia paktu o nieagresji jaki zawarli z Rzeszą latem 1939 roku. To on miał zapewnić krajowi bezpieczeństwo, pomimo dostrzegania upodobania z jakim Hitler łamał zawarte wcześniej umowy.

    W podobnym fanatyzmie neutralności jak rząd Danii, tkwił rząd norweski, który za wszelką cenę nie chciał dostarczyć pretekstu do jakiejkolwiek agresji na swoje terytorium. Stąd też intensywne działania skromnej marynarki norweskiej, która poprzez liczne patrole na wodach terytorialnych i nie tylko miała sprawiać wrażenie, że władze nie cofną się przed obroną swojej neutralności nie tylko przed zagrożeniem niemieckim, lecz również angielskim. Jakie w rzeczywistości mają pole manewru Norwegowie pokazał dobitnie incydent z Altmarkiem, który odsłonił całą słabość dotychczasowej polityki obronnej kraju oraz procesu decyzyjnego.

    Berlin, Kancelaria Rzeszy, 10 października 1939 roku

    - Kwestia zabezpieczenia wybranych norweskich portów, głównie Trondheim i Narviku, staje się w obecnej sytuacji priorytetowa. Nie tylko ze względów gospodarczych, lecz czysto strategicznych. Zajmując ten porty poszerzylibyśmy bazy operacyjne Kriegsmarine, co wobec przewagi Royal Navy na Morzu Północnym miałoby niezwykle istotne znaczenie. Pozwoliłoby uniknąć blokady floty w portach tak jak miało to miejsce w przypadku Kaiserliche Marine w poprzedniej wojnie. - Grossadmiral Erich Raeder w stojąc w typowej dla siebie pozycji, z rękami założonymi za plecami spokojnie wykładał główne tezy swojego generalnego raportu, podczas gdy Hitler z ramionami szeroko rozłożonymi na blacie stołu, wnikliwie studiował mapę Norwegii.
    - Czy uważa pan, Grossadmiral Raeder, że Kriegsmarine stać na wykonanie takiej operacji? – zapytał po chwili Hitler, ściągając z nosa prostokątne okulary.
    - Mein Führer… - dowódca marynarki wojennej, uśmiechnął się z zadowoleniem, jakby oczekiwał takiego pytania – Przewaga Royal Navy na morzu nie podlega dyskusji. Jednakże śmiała akcja w zaskakującym wykonaniu ma wielkie szanse powodzenia.
    Hitler również się uśmiechnął, po czym powrócił do mapy Skandynawii wpatrując się w nią jakby starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Po chwili kiwając potakująco głową ponownie nieznacznie się uśmiechnął i cicho powtórzył słowa Raedera:
    - Śmiała akcja w zaskakującym wykonaniu… Tak…

    [​IMG]
    Grossadmiral Erich Raeder, głównodowodzący niemiecką marynarką wojenną i główny orędownik zajęcia Norwegii​

    Londyn, 24 stycznia 1940 roku

    Czarny Rolls-Royce Phantom III wolno sunął zaśnieżonymi ulicami stolicy Wielkiej Brytanii, kierując się w stronę dzielnicy City of Westminster. Główny pasażer luksusowego samochodu, Pierwszy Lord Admiralicji Winston Churchill, ubrany w czarny płaszcz sięgający do kolan, wnikliwie przeglądał kilkustronicowy dokument, w tekturowej teczce z napisem Tajne. Brak cygara w kąciku ust lub kieliszka ulubionej Brandy w dłoni, którą uwielbiał popijać bez względu na porę dnia, doskonale wskazywało na wagę dostarczonych mu materiałów.
    - Vidkun…
    - Quisling sir. – dopowiedział po chwili pytającej ciszy szczupły mężczyzna, siedzący obok Churchill na tylnym siedzeniu samochodu.
    - Co o nim wiemy? – spytał Pierwszy Lord Admiralicji mimo, iż dokument zawierał szczegółowy życiorys tej postaci.
    - Norweski major i przywódca faszystowskiej partii Nasjonal Samling, czyli Narodowa Jedność. Były attaché wojskowy w Piotrogradzie, w pierwszej połowie lat dwudziestych działający w bolszewickiej Rosji. Kawaler Orderu Imperium Brytyjskiego. W latach 1927-1929 dyplomata w Moskwie. W świetle relacji świadków z tamtego okresu, zafascynowany komunizmem.
    - Doprawdy?
    - W latach 1931-1933 minister wojny w rządzie norweskiej Partii Chłopskiej. Od maja 1933 roku główny założyciel i działacz Nasjonal Samling, w której przyjął tytuł Førera, czyli wodza. Partia w kolejnych wyborach zyskała jednak niewielkie poparcie społeczne, w 1936 uzyskując zaledwie 2% głosów. Struktura tej partii to niemal dokładna kopia NSDAP, także w sferze doktryn. Sam Quisling proponował już powstanie utworzenie Wielkiego Imperium Nordyckiego czy Ligi Narodów Nordyckich, których częścią oprócz państw skandynawskich miałyby być także Niemcy i Wielka Brytania.
    - Liga Narodów Nordyckich? Co za nonsens… - parsknął Churchill.
    - Dał poznać także jako pacyfista. W październiku wystąpił z apelem do premiera Chamberlaina, aby ten podjął dialog z Niemcami, który umożliwiłby zwołanie ogólnoeuropejskiego kongresu. Następnym krokiem miałaby być Wspólnota Narodów Europejskich ze wspólną konstytucją…
    - Faszysta internacjonalista.
    - Można tak to określić sir.
    - I chce mi pan powiedzieć, że ten utopijny… - Churchill długo szukał odpowiedniego określenia, mogącego zastąpić te najbardziej dobitne – …Norweski komuno-faszysta miałby stanąć na czele nowego rządu z poparciem Hitlera?
    - Wiele na to wskazuje. W czerwcu zeszłego roku Quisling brał udział w odbywającym się w Lubece kongresie Towarzystwa Nordyckiego. 11 grudnia gościł w Berlinie, gdzie został przyjęty przez samego Hitlera. Wedle niepotwierdzonych jeszcze danych wywiadowczych, Niemcy zgodzili się wspomóc działalność Nasjonal Samling sporymi funduszami. – wyjaśnił szczupły mężczyzna. – Możliwy scenariusz dalszych wypadków to wojskowy pucz w Norwegii i prośba do Niemców o ochronę przed zagrożeniem anglo-francuskim.
    - Pucz z 2 tys. członków? To niemożliwe. – Churchill pogardliwie machnął ręką. – Żeby przejąć władzę w kraju potrzebowałby natychmiastowego wsparcia niemieckiego i to nie tylko w postaci finansowego zastrzyku…

    [​IMG]
    Vidkun Quisling podczas rozmowy z Adolfem Hitlerem w grudniu 1939 roku​

    Pierwszy Lord Admiralicji zamyślił się. Wyglądało na to, że Niemcy dostrzegający niebezpieczeństwo odcięcia od dostaw szwedzkiej rudy, faktycznie zamierzali wkroczyć do Norwegii i przygotowywali sobie odpowiedni polityczny grunt. A to dowodziło jedynie, że przygotowania wojskowe albo już zostały rozpoczęte albo rozpoczną się w najbliższym czasie.

    Jedyna droga do zaatakowania Norwegii wiodła przez morze. Wiązało się to z koniecznością przygotowania wielkiej akcji desantowej, która musiałaby być osłaniana przez największe okręty Kriegsmarine. Trudno wyobrazić sobie lepszy cel dla Royal Navy, która otrzymywała możliwość przechwycenia głównych sił niemieckiej marynarki i ich unicestwienia. Tak spektakularna klęska mogłaby realnie wpłynąć na losy wojny, może nawet przesądziłaby o końcu Hitlera… Trzeba było jedynie utrzymać Niemców w przekonaniu, że do podobnej akcji desantowej w Norwegii przygotowują się Alianci.
    - Proszę jak najszybciej przygotować tajną konferencję dla attachés prasowych ambasad państw neutralnych w Londynie. – odezwał się nagle Churchill, zamykając teczkę i oddając ją szczupłemu mężczyźnie.
    - Sir?
    - Żadnych pytań.

    [​IMG]
    Rolls-Royce Phantom III, luksusowy samochód, będący środkiem lokomocji większości członków angielskiego rządu​

    Pierwszy Lord Admiralicji nie mylił się. Niemcy faktycznie byli przekonani o konieczności zabezpieczenia Norwegii przed spodziewaną interwencją aliancką, a dalszy rozwój wypadków jedynie ich w tym utwierdził. 27 stycznia 1940 roku Hitler odrzucił dość pobieżny wstępny plan OKW nazwany Studie Nord i polecił przygotować nowy, dokładniejszy plan działań, któremu nadał kryptonim Weserübung – Ćwiczenia na Wezerze. Po miesiącu intensywnych prac niemieccy sztabowcy zakończyli pracę nad planem zajęcia Norwegii oraz Danii, która miała niebagatelne znaczenie strategiczne w koncepcji obrony przeciwlotniczej Rzeszy oraz doskonale nadawała się jako zaplecze dla dalszych działań w Norwegii.

    W tym samym czasie Winston Churchill nieopatrznie ujawnił możliwość podjęcia interwencji w Skandynawii, podczas tajnej konferencji dla attachés prasowych ambasad państw neutralnych, która miała miejsce 2 lutego 1940 roku. Dwa tygodnie później brytyjski niszczyciel Cossack łamiąc prawo międzynarodowe dokonał ataku w norweskim fiordzie Jǿssing (w pobliżu Stavanger) na niemiecki okręt zaopatrzeniowy Altmark, który dostarczał zaopatrzenie pancernikowi kieszonkowemu Admiral Graf Spee, podczas jego rajdów na Południowym Atlantyku. W wyniku brawurowej akcji brytyjskich marynarzy uwolniono 229 jeńców (z jednostek zatopionych przez Graf Spee). Władze norweskie ograniczyły się jedynie do dyplomatycznych protestów, a dowodzący całą akcją komandor Philip Vian otrzymał Distinguished Service Order. Dobitnie świadczyło to o tym, że atak na Altmark nie był jedynie samowolną decyzją nieposłusznego oficera, lecz akcją mającą pełne poparcie rządu brytyjskiego…

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]
    Brytyjski niszczyciel HMS Cossack oraz niemiecki okręt Altmark

    Reakcja Niemiec była natychmiastowa. Dziesięć dni po incydencie z Altmarkiem, Hitler wydał dyrektywę, która ostatecznie precyzowała cele zbliżającej się kampanii oraz wyznaczała głównodowodzącego całej operacji. Został nim generał Nikolaus von Falkenhorst, awansowany do stopnia generała po wojnie w Polsce, za dowodzenie XXI Korpusem Armijnym, a podczas Wielkiej Wojny będącym oficerem sztabowym w Finlandii. Von Falkenhorst orientował się, więc w specyfice prowadzenia wojny w Skandynawii i był świetnym kandydatem na to stanowisko. Wówczas też stało się jasne, że inwazja niemiecka na Danię i Norwegią została przesądzona i to pomimo przygotowań do operacji Fall Gelb.

    Informacje o planowanej kampanii niezwykle szybko wyciekły do Brytyjczyków… I to za sprawą Abwehry…

    Amsterdam, Ministerstwo Wojny, 2 kwietnia 1940 roku

    Kapitan Kruls, asystent holenderskiego ministra wojny nie miał tego dnia zbyt wiele pracy toteż mógł ze spokojem oddać się rozkładaniu pasjansa talią sędziwych, wyraźnie pożółkłych już kart. Był to jeden z ulubionych sposobów spędzania wolnego czasu kapitana, który w połączeniu z papierosowym dymem oraz filiżanką gorącej kawy tworzył nastrój błogiego relaksu.

    Ciszę przerwał piskliwy dzwonek telefonu. Kruls wolno sięgnął po słuchawkę, nie odrywając wzroku od układu kart z drugą ręką, trzymającą kartę zastygłą w powietrzu, jakby szukając możliwości alternatywnego jej rozegrania. Stąd też jego głos w słuchawce był obcy i oderwany od rzeczywistości.
    - Kruls, słucham.
    - Panie kapitanie, mam pilną rozmowę z ambasady w Berlinie. Łączyć?
    - Berlinie? – zapytał zdziwionym tonem Kruls, dopiero teraz wyrwany z ciekawej rozgrywki.
    - Tak jest. Łączyć?
    - Tak, oczywiście.
    Po dłuższej chwili, w słuchawce dało się usłyszeć daleki i zagłuszony przez metaliczne skrzypnięcia głos majora Jacoba Gijsbertusa Sasa, attaché wojskowego ambasady Królestwa Holandii w Berlinie.
    - Witaj Robin.
    - Jacob. Czemu zawdzięczam tak niespodziewaną możliwość porozmawiania z tobą po długim okresie zapomnienia?
    - Słuchaj Robin, przyjeżdżam na parę dni. Będę dziewiątego kwietnia.
    - Na długo?
    - Nie wiem, bo potem będę musiał pojechać do Oslo. – odpowiedział niespodziewanie major Sas.
    Ta odpowiedź zaskoczyła kapitana Krulsa na tyle, że o mały włos nie spytał po co niby attaché wojskowy z Berlina miałby wybierać się do stolicy Norwegii. W porę jednak zorientował się, że major nie mówi zwyczajnym językiem tylko specjalnym kodem, jaki kiedyś dla zabawy obaj opracowali. Nie było najmniejszych wątpliwości, że rozmowa jest podsłuchiwana przez Niemców toteż wszystko musiał brzmieć jak najbardziej naturalnie, aby nie dać im podstaw do jakichkolwiek podejrzeń.
    - Dobrze, że mnie powiadamiasz. – odparł po chwili kapitan – Wyjdę na dworzec. Podaj mi tylko godzinę przyjazdu pociągu.
    - Zrobię to później. Ale pamiętaj, że przyjadę dziewiątego kwietnia.
    Rozmowa dobiegła końca. Nie mogła wzbudzić niepokoju postronnych słuchaczy, gdyż z pozoru nie zawierała żadnych istotnych informacji. Ot pracownik holenderskiej ambasady planuje w najbliższych dniach powrót do kraju i powiadamia o tym swojego dobrego znajomego w Amsterdamie. W rzeczywistości jednak major Sas przekazał za pośrednictwem kapitana Krulsa wiadomość o dziennej dacie rozpoczęcia niemieckiej inwazji na Norwegię, którą otrzymał od swojego najważniejszego informatora – szefa wywiadu admirała Wilhelma Canarisa, pułkownika Hansa Ostera.

    Było tylko kwestią kilkunastu godzin zanim ta informacja zdobyta przez holenderski wywiad zostanie przekazana Brytyjczykom i Francuzom. O poinformowanie o niebezpieczeństwie najbardziej zainteresowanych postarał się sam major Sas, który jeszcze tego samego dnia spotkał się z attaché morskim ambasady Królestwa Danii, van Kjolsenem oraz attaché ambasady Królestwa Norwegii w Berlinie, Stangiem. Wiadomość ta jednak nie dotarła ostatecznie do Oslo. Została zablokowana przez Norwega, który w rzeczywistości był niemieckim agentem…

    Mimo wszystko wydawało się, że Alianci dysponują wszelkimi niezbędnymi atutami mającymi zapewnić im druzgoczące zwycięstwo nad Kriegsmarine. 5 kwietnia 1940 roku dowiedzieli się o dokładnej dacie rozpoczęcia inwazji. Jak przewidywano w Londynie dysponowali także efektem zaskoczenia oraz miażdżącą przewagą ilościową i jakościową nad flotą niemiecką. Zgodnie z zasadami sztuki wojennej Niemcy nie mieli prawa odnieść sukcesu. Jednak stało się zupełnie inaczej…

    Od autora:Kataklizm powrócił;)
     
  15. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    Część trzydziesta „Gorzki pokój”

    [​IMG]

    Styczeń – marzec 1940 roku




    - prezydent Finlandii Kyösti Kallio cytując Biblię podczas podpisywania układu pokojowego w Moskwie


    Punkt kulminacyjnyWojny Zimowej

    Koniec roku 1939 roku na głównym froncie wojny - Przesmyku Karelskim upłynął pod znakiem chwilowego spokoju i obustronnej reorganizacji mocno przerzedzonych sił. Z jednej strony Dowództwo Armii Czerwonej zrozumiało, iż należy zweryfikować plany wojny błyskawicznej przeciwko Finlandii, którą do tej pory z wielkim uporem, pomimo zatrważających strat starano się przeprowadzić. Fińskie umocnienia Linii Mannerheima, a przede wszystkim wartość bojowa dywizji przeciwnika okazały się bowiem diametralnie silniejsze od wcześniejszych przewidywań. Armię należało przygotować do żmudnych działań przełamujących linię obrony na wybranych kierunkach, mogących zapewnić sukces bez gigantycznych strat.

    W tym celu utworzono 13 Armię, w której składzie znalazły się dotychczasowe 7 i 13 Armia działająca w Przesmyku Karelskim. 7 stycznie powstał także Front Północno-Zachodni, na którego czele stanął komandarm I stopnia Siemion Timoszenko (A. Mielnikow został jednym z członków Rady Wojennej Frontu). W ramach wzmocnienia siły uderzeniowej armii, skierowano do niej 12 dywizji strzeleckich oraz kilkanaście innych samodzielnych jednostek takich jak bataliony pancerne, narciarskie czy pułki artylerii ciężkiej. Nowi żołnierze na froncie przechodzili kilkunastodniowe szkolenie w ramach współpracy z innymi rodzajami wojsk. Poprawiono także fatalnie spisujące się do tej pory zaopatrzenie, co wydatnie wpłynęło na morale czerwonoarmistów. Dużo większą wagę przywiązywano teraz do rozpoznania fińskich pozycji obronnych poprzez liczne patrole oraz wypady niewielkich oddziałów.

    Długo oczekiwane natarcie wojsk Frontu Północno-Zachodniego rozpoczęło się 11 lutego 1940 roku wzdłuż linii kolejowej oraz szosy Viipuri – Leningrad. Na skutki bardziej szczegółowego niż dotychczas przygotowania ofensywy nie trzeba było długo czekać. Już 14 lutego wojska radzieckie przełamały fińską linię obrony i odparły rozpaczliwy kontratak 5 Dywizji Piechoty. W ciągu trzech kolejnych dni środkowy odcinek Linii Mannerheima został pokonany na całej szerokości.

    [​IMG]
    Rusza natarcie wojsk Armii Czerwonej​

    Sztab Frontu Północno, Zachodniego, Leningrad 22 lutego 1940 roku

    - Nasze wojska utknęły na zawczasu przygotowanych przez nieprzyjaciela pozycjach opóźniających, których nie są w stanie pokonać z marszu towarzyszu dowódco Frontu. Jednostki są wyczerpane intensywnymi walkami, zaopatrzenie natomiast nie jest w stanie pokryć wszystkich braków. Nasze natarcie jest wyhamowywane przez nieprzyjaciela i wygląda na to, że bez wsparcia zostanie zatrzymane w połowie drogi do Viipuri. – komandarm Timoszenko podszedł do mapy do dłońmi założonymi na plecach i dłuższą chwilę przyglądał się wyrysowanym czerwonym strzałkom, których groty wskazywały niewielkie, niebieskie półokręgi.
    Ofensywa choć doprowadziła do przełamania głównych pozycji Finów na Linii Mannerheima daleka była od pomyślnego zakończenia, a nikt nie wątpił, że tylko na takie wieści oczekiwano w Moskwie z coraz większą irytacją.
    - Dziękuję towarzyszu lejtnancie. – dowódca Frontu skinął na młodego oficera, który trzymał w dłoni długi, drewniany wskaźnik. – Możecie usiąść.
    - Sytuacja wydaje się czytelna. – rozpoczął niemal natychmiast Kirył Miereckow, do stycznia 1940 roku dowódca Leningradzkiego Okręgu Wojskowego, który nie mógł dotychczas skruszyć oporu Finów w Przesmyku Karelskim, obecnie członek Rady Wojennej Frontu – Powinniśmy wzmocnić uderzenie odwodami i jednym, silnym uderzeniem pchnąć Białofinów aż do Viipuri, a później do samych Helsinek.
    - Wydaje mi się Kiryle Afanasjewiczu, że nie ma słuszności w takim rozumowaniu. – odparł spokojnym tonem Timoszenko nie odwracając się od mapy – Skoro zaopatrzenie już teraz dociera do walczących wojsk z wielkimi problemami to czy wysłanie kolejnych jednostek na pierwszą linię poprawi sytuację? – zapytał retorycznie.
    - Białofinów trzeba tłuc Siemionie Konstantynowiczu! Przetrącić im kręgosłup i pognać na północ! Nie pozwolić im zbudować nowej linii obrony! Za długo dreptaliśmy w jednym miejscu…
    - Otóż to. – dowódca Frontu przerwał zapowiadający się na zbyt długi i niezbyt wzniosły monolog Miereckowa – Cieszę się, że dostrzegliście, że za długo wojska dreptały w miejscu. Dostrzeżono to także w Moskwie, stąd moja obecność tutaj. – Timoszenko odwrócił się i zmierzył wzrokiem rozmówce, dostrzegając przy tym lekkie uśmiechy na twarzach innych członków sztabu.
    Bardzo lubił podkreślać niekompetencję swojego poprzednika. To sprawiało, że czuł się niczym tajna broń Stalina, wysłana w to miejsce, by ratować beznadziejną wręcz sytuację.
    - Cóż, więc proponujecie Siemionie Konstantynowiczu? – zapytał wyraźnie przygaszony, a przez to zdenerwowany Miereckow.
    - Natarcie trzeba będzie wstrzymać. Na parę dni. Przegrupować jednostki. Usprawnić zaopatrzenie. Uporządkować tyły. Dopiero wówczas będzie można je wznowić. I jak dobrze pójdzie zakończyć wojnę w Helsinkach.
    - Wstrzymać natarcie?! Teraz?! – Miereckow zerwał się na równe nogi, a krzesło na których dotychczas siedział z hukiem uderzyło o podłogę.
    Dowódca Frontu Północno-Zachodniego nie zareagował. Patrzył z nieskrywaną ciekawością na ten teatralny wybuch złości, który miał w założeniu ratować resztki godności byłego dowodzącego wojskami Leningradzkiego Okręgu Wojskowego.
    - Popełniacie błąd Siemionie Konstantynowiczu. I to wielki. Jestem pewny, że towarzysz Stalin…
    - Towarzysz Stalin podobnie jak Ludowy Komisarz Obrony oraz Szef Sztabu Armii Czerwonej wysłali mnie tutaj do Leningradu, bym naprawił sytuację, z którą między innymi wy, Kiryle Afanasjewiczu nie potrafiliście sobie poradzić. – ponownie nie pozwolił Miereckowowi dokończyć Timoszenko.
    Mówił spokojnie, ale głośno i pewnie, co zdradzało jego poczucie siły i kontroli nad sytuacją.
    - Finowie narazili na śmieszność całą Armię Czerwoną. Kapitaliści obserwują to wszystko i pytają To jest ta wielka i niepokonana armia? To ona ma wyzwolić masy pracujące? W jakim świetle u naszych potencjalnych sojuszników wśród ciemiężonych robotników w innych kapitalistycznych krajach stawia nas taka sytuacja? Pomyśleliście o tym? Przez ponad dwa miesiące nie potrafiliście pobić armii, której dywizje można policzyć na palcach obu rąk. Czy to Czerwona Armia jest tak słaba czy też może jej dowództwo nie sprostało wymaganiom jakie nałożył na nie towarzysz Stalin i Partia?
    Timoszenko spokojnie punktował przeciwnika niczym sprawny bokser, powoli spychając go do narożnika i kolejnymi ciosami zmuszając, by opuścił gardę. Siła jego argumentów była niepodważalna, mimo że nikt nie mógł wiedzieć, iż użył niemal dokładnie takich słów jaki kilka tygodni temu Józef Stalin, od którego przyjmował to zadanie. Nie miało to jednak żadnego znaczenia. Miereckow musiał się ugiąć pod presją. Nie miał innego wyjścia. Doskonale wiedział, że potencjalnie tego jego głowa jako pierwsza spadnie po nowych procesach i czystkach w armii. Niekompetencja, nieudolność, a może nawet współpraca z obcym wywiadem i celowe działanie na szkodę Armii Czerwonej. Za takie zarzuty wyrok mógł być tylko jeden…
    - Nie przyjechałem tu, by was oceniać towarzysze. – zwrócił się Timoszenko do wszystkich członków sztabu – Na to przyjdzie inny czas inne miejsce i przede wszystkim nie mi dane będzie dokonywać ocen. Najważniejsze w tej chwili to pokonać Finów. Cel jest w zasięgu ręki. Musimy tylko mierzyć siły na zamiary i działać rozważnie. Temu właśnie służy mój rozkaz o wstrzymaniu natarcia cztery-pięć dni. Ufam, że Rada Wojenna przychyli się do mojego punktu widzenia, gdyż rozumie całość sytuacji.
    Uśmiech zagościł na okrągłej twarzy komandarma. Niezbicie dowodził, że czuł się zwycięzcą tego pojedynku. Od niego właśnie miał rozpocząć się jego osobisty marsz zwycięstwa…

    [​IMG]
    Fińska artyleria podczas prowadzenia ostrzału​

    27 lutego 1940 roku Armia Czerwona wznowiła swoje natarcie, w wyniku którego Finowie zostali odepchnięci aż pod Viipuri. Wówczas to dowódca Frontu Północno-Zachodniego wydał swoim podkomendnym rozkaz:

    Marszałek Mannerheim zrozumiał, że powoli dobiega końca czas, w którym jego niewielka acz bitna armia może stawiać czoła potężnemu przeciwnikowi. Dywizji fińskie ponosiły gigantyczne straty, próbując za wszelką cenę powstrzymać wojska radzieckie. Niemal wszystkie skromne rezerwy zostały już rzucone do walki, bądź właśnie kierowane na front. Tylko negocjacje pokojowe mogły uratować Finów od całkowitej klęski. Lecz, aby rządowa delegacja w Moskwie mogła wynegocjować przystępne warunki potrzebowała niezbitych argumentów. Tych z kolei mogła dostarczyć jedynie armia, która resztką sił utrzymywała sypiący się front…

    1 marca jednostki Armii Czerwonej osiągnęły zabudowania Viipuri. Trzy dni później ruszyła ostateczna ofensywa radziecka na ostatnią linię obrony w Przesmyku Karelskim – tzw. Linię T.

    [​IMG]

    [​IMG]

    [​IMG]
    Walki o zabudowania Viipuri​


    Kwatera Główna marszałka Mannerheima, Mikkeli, na zachód od Viipuri, 5 marca 1940 roku

    Marszałek Carl Gustav von Mannerheim w rozpiętym mundurze, co było u niego widokiem niesamowicie rzadkim ukrył twarz w dłoniach, ciężko oddychając. Na jego biurku spoczywał plik raportów poszczególnych jednostek, zestawienia dotychczasowych strat, informacje wywiadowcze. Z niemal każdej kartki papieru dosłownie bił tragiczny obraz sytuacji w jakiej znajdowali się Finowie. Dowódcy dywizji pilnie prosili o posiłki lub zezwolenie na odwrót. Generał Erik Heinrichs, który zastąpił na stanowisku dotychczasowego dowódcę Armii Przesmyku Karelskiego, generała Hugo Östermana, przechodzącego ciężkie załamanie nerwowe gwałtownie nalegał na rozpoczęcie odwrotu, w przeciwnym razie jego wojska, jak prorokował, w ciągu trzech-czterech dni czeka całkowita zagłada.

    Stało się jasne, że Rosjanie skończyli żarty i rozpoczęli prawdziwą wojnę, na którą Finlandia zwyczajnie nie miała już siły. Lecz tylko rozpaczliwa walka o każdy cal ziemi mogła umożliwić zawarcie rozejmu, o którego rozpoczęli już starania politycy z prezydentem Kallio na czele. Czas w tym starciu był na wagę złota, a dać go mogła jedynie wielka danina żołnierskiej krwi.
    - Panie Marszałku. – głos adiutanta wyrwał Mannerheima z letargu i rozmyślań. Na wielkim, ściennym zegarze wskazówki wskazywały godzinę dwudziestą trzecią czterdzieści.
    - Słucham… - głównodowodzący przetarł wyraźnie zaczerwienione oczy, które były dowodem na to jak dawno dane im było pogrążyć się w kojącym śnie.
    - Jest kolejny raport wywiadowczy Armii Przesmyku. Tym razem z meldunkiem zwiadu lotniczego.
    - Co w nim piszą?
    - Wygląda na to, że sowiecki korpus piechoty, wsparty przez czołgi sforsował zamarzniętą Zatokę Fińską.
    Mannerheim nie spodziewał się dobrych wiadomości, lecz ta wprawiła go w zdumienie. Rosjanom nie wystarczała miażdżąca przewaga jaką ich wojska miały w starciu na Linii T. Oni dodatkowo zamierzali oskrzydlić walczące dywizji fińskie, odciąć je od Helsinek i zniszczyć w pierścieniu okrążenia jaki wykreowałby się tym samym pod Viipuri.
    - Generał Heinrichs ponowił prośbę o wydanie rozkazu odwrotu. Twierdzi, że jego wojskom nie uda się utrzymać Viipuri przy tak wielkiej przewadze nieprzyjaciela.
    - Wiesz co mu wysłać… - odparł Mannerheim tonem nie znoszącym sprzeciwu.

    [​IMG]
    Marszałek Mannerheim podczas odznaczania żołnierzy fińskich, wyróżniających się w walce wybitnym męstwem. W ostatnich dniach Wojny Zimowej zmuszony był posłać dziesiątki z nich na śmierć...​

    Okolice miejscowości Tali, 13 marca 1940 roku

    - Trzecia kompania dziś rano otrzymała rozkaz odbicia tego wzgórza i odtworzenia linii frontu z wczoraj…
    - Trzecia kompania liczy dwunastu ludzi. – kapral Wiljakainen w mocno wysłużonym i wybrudzonym ziemią oraz błotem kombinezonie maskującym, utkwił pusty wzrok w postaci majora w regulaminowym umundurowaniu i śnieżnobiałym kombinezonie maskującym.
    Biała jego oczu stanowiły niesamowity kontrast z czarną od brudu, obdrapaną i zarośniętą twarzą.
    - Nie przerywajcie kapralu. – odparł niezrażonym tonem major Setälä dalej wskazując dłonią niewielkie wzniesienie na horyzoncie, które poprzedniego dnia udało się zdobyć Rosjanom wspartym przez saperów, lotnictwo i artylerię. – Jako wsparcie druga kompania uderzy bardziej od skrzydła…
    - Druga kompania liczy osiemnastu ludzi. – znów odezwał się Wiljakainen, po czym zamilkł nie spuszczając wzroku. Jego wyraz twarzy przybrał formę całkowitej wręcz obojętności.
    - Kapralu. Jeszcze raz przerwiecie mi przedstawianie wytycznych z dowództwa pułku, a osobiście dopilnuje byście trafili pod sąd wojskowy. Czy to jasne?
    Wiljakainen nie odezwał się. Również major nie miał siły na kolejny pojedynek słowny ze swoim podkomendnym, który prowadził jedynie do obniżenia i tak już niskiego autorytetu dowódcy jaki posiadał w batalionie.
    - Nie ja jestem autorem tych rozkazów. – podjął po chwili jakby chcąc się wytłumaczyć – Takie wytyczne dostaliśmy z pułku. W tej chwili Ruski na tym wzgórzu to zagrożenie dla całej dywizji. Musi ono za wszelką cenę znaleźć się z powrotem w naszych rękach jeśli nie chcemy za kilka dni maszerować na Syberię.
    Setälä rozejrzał się po twarzach swoich podkomendnych, na których niczym na pergaminie rysowały się trudy poprzednich walk. Nie spali już czwarty dzień. Ciepły posiłek ostatni raz otrzymali ponad dziesięć dni temu. Tak oni, pełniący obowiązki dowódców kompanii jak i zwykli żołnierze popadli w niewyobrażalny marazm i obojętnienie. Rzadko kiedy rozmawiali między sobą. Nie śmiali się nie płakali. Byli jak bezduszne maszyny, pracujące jeszcze na oparach paliwa…
    - Ruszamy za kwadrans. Za około dziesięć minut moździerze Niskavaara przykryją wzgórze. Przygotujcie ludzi. Odmaszerować.

    Do wychodzącego z punktu dowodzenia batalionu kaprala Wiljakainena po zakończonej odprawie podszedł podporucznik Närhi, jeden z nielicznych ocalałych oficerów batalionu, dowodzących na linii. Wyglądem niewiele różnił się od Wiljakainena, a o jego stopniu zaświadczały jedynie niewielkie dystynkcje niedbale przyszyte do polowej czapki.
    - Odpuść mu, faktycznie rozkazy ani kroku w tył przychodzą z samej góry i to nie tylko do nas. – zagaił rozmowę częstując papierosem.
    - Powiedz mi jaki jest sens rzucać do samobójczego natarcia trzydziestu ludzi kiedy w obronie tej pozycji każdy żołnierz jest na wagę złota?
    - Myślisz, że on tego nie dostrzega?
    - On na pewno. Szczególnie w tym swoim śnieżnobiałym uniformie kreśląc strzałki na mapie. – kapral splunął soczyście tytoniem z papierosa pozbawionego filtra.
    - Wolisz, żeby osobiście dowodził na linii?
    - Ja nic…
    Rozmowę przerwał ogłuszający świst, który rozległ się nagle i niespodziewanie, niemal rozdzierając bębenki w uszach. Po chwili urwał się w potężnym huku, który targnął ziemią dokładnie w miejscu, gdzie znajdował się punkt dowodzenia batalionu, rozrywając wszystko wokół na kawałki.
    Impet eksplozji był tak wielki, że zarówno podporucznik Närhi jak i kapral Wiljakainen przelecieli kilka metrów, odrzuceni siłą wybuchu. Obaj najpewniej utracili świadomość.
    Jako pierwszego dławiący kaszel do życia przywrócił kaprala, który resztką sił zmusił obolałe ciało do ruchu, w kierunku leju po pocisku mogącego zapewnić zbawienną osłonę. Nie słyszał kolejnych eksplozji. Część z nich rozlegała się niebezpiecznie blisko niego, lecz on całą swoją energię i pozostałe zmysły skoncentrował tylko na jednym celu – znaleźć schronienie.
    Podporucznik Närhi leżał nieopodal z szeroko rozłożonymi ramionami. Nie poruszał się. Dopiero później w jego plecach znaleziono odłamek wielkości pięści, który przebił płuco i połamał większość żeber. Nim ostrzał dobiegł końca oficer po prostu udusił się własną krwią…
    Sowiecka artyleria długo ostrzeliwała fińskie pozycje. Nikt z tych, którzy przeżyli nie potrafił jednak choćby w przybliżeniu określić jak długo. Godzinę, dwie, pięć? Zaskakujące jak szybko ludzki umysł traci poczucie czasu w tak ekstremalnych sytuacjach… Jak się okazało był to ostatni ostrzał tej wojny, który zakończył się punktualnie o godzinie jedenastej, w chwili, kiedy w życie weszło zawieszenie broni…

    [​IMG]
    Żołnierze radzieccy świętują zakończenie wojny​

    W nocy z 12 na 13 marca 1940 roku w Moskwie prezydent Finlandii Kyösti Kallio jako szef fińskiej delegacji podpisał traktat pokojowy. Na jego mocy władze w Helsinkach zrzekały się praw do 35 tys. km² swego terytorium (głównie na obszarze Karelii, razem z miastem Viipuri), zamieszkiwanych przez blisko pół miliona mieszkańców (stanowiło to 12% całej populacji kraju). Większość z tych ludzi nie zamierzała pozostać na terenach przekazanych Związkowi Radzieckiemu i przeniosła się do centralnej części Finlandii. Dla umęczonego wojną kraju zapewnienie tym ludziom środków do życia stało dodatkowym, priorytetowym zadaniem.

    [​IMG]
    Nowa granica radziecko-fińska na mocy porozumień pokojowych z marca 1940 roku

    [​IMG]
    Oddziały Armii Czerwonej wkraczają do Viipuri. Wkrótce miasto zostanie przemianowane na Wyborg​

    Bilans wojny był dla strony radzieckiej miażdżący. Armii Czerwonej nie udało się podbić Finlandii, a stosunkowe niewielkie korzyści terytorialne okupiono gigantycznymi stratami. Szacuje się, że Sowieci utracili w Wojnie Zimowej 230 tys. żołnierzy, blisko 500 czołgów i drugie tyle samolotów. Badania niemieckie z 1941 roku wykazały stratę 273 tys. zabitych oraz ok. 800 tys. rannych (również w wyniku odmrożeń). Sam Nikita Chruszczow zapisał w pamiętnikach, że podczas wojny w Finlandii Związek Radziecki stracił milion żołnierzy (zabitych i rannych). Oprócz Armii Czerwonej niewspółmierne do korzyści straty poniósł także jej prestiż. Finowie bezwzględnie wykazali i wykorzystali wszystkie słabości wojsk radzieckich, które stały się cennym materiałem badawczym dla Niemców. Na arenie międzynarodowej skandynawska awantura stała się dla Kremla katastrofą. ZSRR został w jej wyniku uznany za agresora nie mniejszego niż nazistowskie Niemcy. Stosunki z mocarstwami zachodnimi, a także szeregiem państw neutralnych uległy zupełnemu ochłodzeniu. Samej Finlandii zaś nie udało się przekształcić w satelitę, a co więcej wroga postawa ze strony Moskwy sprawiała, że w przyszłości Helsinki będą szukali sojuszników we wrogach Związku Radzieckiego. Urzeczywistniało się, więc to czego Józef Stalin za wszelką cenę chciał uniknąć…

    Malutka Finlandia również poniosła w tej wojnie ciężkie straty. Zginęło blisko 23 tys. żołnierzy, 45 tys. zostało rannych. Zniszczeniu uległa znaczna część sprzętu jaką przed wojną dysponowała armia fińska. Celami radzieckich bombowców przez wszystkie tygodnie walk stały się miasta i ośrodki cywilne, które również zostały poważnie dotknięte. W wyniku terrorystycznych nalotów na same tylko Helsinki zginęło 860 cywili. Nie była to jednak zbyt wygórowana cena za wartość dla Finów najważniejszą – niepodległość. Wojna Zimowa zakończyła się gorzkim pokojem dla obu stron. Jednak zachodni obserwatorzy nie mieli wątpliwości kto okazał się faktycznym zwycięzcą tej walki.

    Koniec Rozdziału Drugiego...​

    Od autora: Niestety nie udało mi się wprowadzić kolejnego odcinka w zapowiadanym terminie, a to ze względu na mnogość zajęć na studiach oraz kilka ciekawych pozycji książkowych, które się ostatnimi czasy ukazały. Niemniej jednak postaram się, aby przynajmniej jeden odcinek w miesiącu ukazywał się do chwili kiedy będę mógł Kataklizmowi poświęcić więcej czasu. Tymczasem pragnę zakomunikować, że oto dotarliśmy do końca Drugiego Rozdziału. Graficzny wstępniak do trzeciego jest w fazie produkcji:)

    Pozdrawiam, Mandeel
     
  16. Mandeel

    Mandeel Ten, o Którym mówią Księgi

    KATAKLIZM XX WIEKU

    autor: Mandeel


    [​IMG]


    Rozdział dedykowany wszystkim Fanom i Miłośnikom Kataklizmu XX Wieku. AAR istnieje dzięki Wam i dla Was i chociaż autor wielokrotnie wystawia Waszą cierpliwość na dużą próbę wiele dla niego znaczą Wasze opinie. Dziękuję Wam za pomoc i wsparcie w pisaniu tej pracy.


    Czyszczę i zamykam. W razie chęci kontynuacji proszę o kontakt z funkcyjnymi działu.

    Pozdrawiam
    Goliat
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie