Ostatni Rzymianie - AAR sparteński

Temat na forum 'EU III - AARy' rozpoczęty przez Zoor, 30 Kwiecień 2013.

  1. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    AAR jest kontynuacją "Ostatniego Bastionu" -> link

    [​IMG]

    Ostatni Rzymianie
    AAR sparteński

    Intermezzo IV
    Świat w roku 1450


    [​IMG]


    Europa w roku Pańskim 1450 w niczym nie przypominała kontynentu sprzed kilku stuleci. W przeciągu czterech wieków, słusznie nazwanych przez polskich historyków mrocznymi, upadły niemal wszystkie wielkie królestwa – i choć na ich miejscu narodziły się nowe państwa, częstokroć nawiązujące do tradycji swych poprzedników, w znaczącym stopniu odbiegały od wyobrażeń o przyszłości, jakie snuli Wilhelm Zdobywca, Bolesław Śmiały, czy Sergiusz V. Jedynie potomkowie skandynawskich Wikingów przetrwali zawieruchę dziejową silniejsi, niż do tej pory, choć potrójna korona Szwecji, Danii i Norwegii zaczyna coraz bardziej ciążyć rudowłosym monarchom z dalekiej Północy.
    Pozostała część cywilizowanego świata i jego obrzeży została doszczętnie złupiona i zrujnowana przez rozpoczęte w połowie XI wieku najazdu Turków Seldżuckich, którzy dosłownie przetoczyli się przez Europę, nie mogąc znaleźć dla siebie dogodnego miejsca do życia – Cesarstwo Rzymskie, Węgry, Polska, Italia, a nawet Anglia i Irlandia padały ich łupem, niektóre po wielokroć i dopiero gdy już nie było innych ziem na zachodzie, które można by złupić, śniadoskórzy najeźdźcy osiedlili się na Zielonej Wyspie, zakładając tam kilka wzajemnie zwalczających się państw, które, dzięki Bogu, unicestwili waleczni Szkoci zjednoczeni wokół thana Fife, który dał początek nowemu królestwu – koronacja króla Irlandii dała nadzieję na wyjście z mroków średniowiecza całej chrześcijańskiej wspólnocie.

    Jeżeli zaś chodzi o sytuację w poszczególnych częściach świata, w połowie XV stulecia prezentuje się ona następująco:

    Wyspy Brytyjskie zdominowane są przez królestwo Irlandii obejmujące Zieloną Wyspę, Szkocję i Kornwalię, czyli, wyłączywszy Walię, wszystkie ziemie celtyckie zdobyte w przeszłości przez muzułmanów, lub takie, co do których wyznawcy Allaha mieli mniej lub bardziej uzasadnione pretensje. Północne wybrzeża Szkocji pozostały niezależnym ostatnim (lub jednym z ostatnich) bastionem islamu w regionie, ale zęby ostrzą sobie na nie zarówno Irlandczycy, jak i papież, władający Hebrydami. Kraj zwany niegdyś Anglią podzielony jest między trzy państwa – Królestwo Francji i Walii, którego władza jest jednak nieugruntowana i wciąż bardzo słaba, czego dowodem są ciągle powtarzające się bunty chłopstwa i lokalnego rycerstwa, domagającego się praw przysługujących mu w dawnej monarchii angielskiej, Szejkanat Yorku, niezależne wolne miasto utrzymujące się z handlu, które jednak, jako enklawa muzułmańska na chrześcijańskim terytorium, ma niewielkie szanse na przetrwanie następnych kilku stuleci, a prawdopodobnie upadnie znacznie szybciej, oraz Księstwo Lancaster – zjednoczone wokół wspólnego przywódcy zdecentralizowane ziemie, wciąż pozostające pod władaniem angielskim, aczkolwiek wydaje się, że wysiłki Celtów i Francuzów doprowadzą do jego likwidacji w dłuższej perspektywie.

    Jeżeli już o Francji mowa – dziedzictwo Merowingów zostało poddane w przeciągu kilku ostatnich stuleci wielu próbom, kilka razy ocierając się o upadek. Skutkiem tego były częste zmiany dynastii panującej – Kapetyngowie odeszli w niepamięć wieki temu, a obecnie suwerenem jest Świętopełk, przedstawiciel dynastii akwitańskiej, która powoli zmienia obraz kraju, upodabniając środkową Francję do jej południowej części – kultura okcytańska znajduje się w pełnym rozkwicie. Ciągłe wojny, rozpady oraz najazdy pozostawiły na tych ziemiach swoje piętno – obok monarchii ze stolicą w Chartres istnieje także kilka mniejszych samodzielnych państw.

    Tereny Świętego Cesarstwa Rzymskiego to obecnie kilkanaście wrogich sobie państw, powstrzymywanych przed niekończącą się wojną jedynie przez dominującą pozycję cesarza. Cesarza, który od dawna nie jest li tylko przedstawicielem świeckiej władzy – od momentu wybrania na papieża dziedzica tronu imperatorskiego jasne stało się, że powstaje właśnie ośrodek niekwestionowanej władzy – i tak, po odziedziczeniu ojcowskich ziem, Ojciec Święty stał się królem Niemiec i Burgundii oraz cesarzem Rzymian, a jego stolica, którą nie jest już Rzym, ale, po wielu dziesięcioleciach tułaczki, Lubeka, stanowi główny ośrodek polityczny w całej katolickiej Europie. Wśród możnych chodzą jednak pogłoski o forsownej zmianie tego systemu i odebraniu papieżowi najwyższej władzy – skandale, jakie przetoczyły się przez Kościół, w tym wybranie kobiety na następczynię świętego Piotra, a także pojawienie się nowych prądów myślowych wśród duchowieństwa, sprawia, że scenariusz taki staje się całkiem realny, Pytanie tylko, kto zdobędzie koronę i czy okaże się wystarczająco silny, by ją utrzymać? Najsilniejszym pretendentem wydaje się być monarchia czesko-wenecka, jednakże powszechnie występująca w Rzeszy niechęć do Wenecjan, połączona z podkopywaniem pozycji króla przez praktycznie niezależnych Przemyślidów stwarza szansę na przystąpienie pomniejszych księstw do rywalizacji.

    W okolicach rzek Odry i Nysy przebiega linia rozdzielająca wpływy niemieckie i polskie, choć nie przekłada się ona dokładnie na skład etniczny ziem po obu stronach. Polska, będąca jednym z ostatnich opierających się w tej części świata Turkom państw, upadła w połowie XIII wieku, lecz odrodziła się, pod zgoła inną postacią sto kilkadziesiąt lat później. Obecnie państwo polskie stanowi cierń w chrześcijańską Europę – jedyne państwo, w którym obok niegdysiejszych najeźdźców rządy sprawuje lokalne rycerstwo, które masowo przeszło na islam. Pewne jest, że papiestwo nie pozwoli na zbyt długie tolerowanie takiej sytuacji, tym bardziej, że za Wisłą prosperuje wciąż katolicka część polskich ziem, zjednoczona wokół wielkiego księcia Krakowa, który nie ukrywa zbytnio chęci poszerzenia swego terytorium, szczególnie, jeżeli uzyska błogosławieństwo prosto z Lubeki.

    O ziemiach położonych na wschód od Krakowa wiadomo tak naprawdę niewiele – przez kilkaset lat stanowiły one pole bitwy między wszystkimi możliwymi do wyobrażenia siłami. Muzułmanie, plemiona ze stepów i zza Uralu, Finowie, Rurykowicze, Polacy, a nawet Litwini przemierzali Ruś plądrując, zabijając i gwałcąc. Dziś jest to prawdziwa mozaika etniczna, złożona z pozostałościach po wyprawach wojennych i zbiegów z różnych części Europy, którym bardzo atrakcyjne wydawały się wielkie połacie bezpańskiej ziemi, na której nie pamięta się już o rządach prawa, niezależnie od tego, jak by to prawo miało wyglądać. Obecny stan polityczny ziem ruskich to wynik najazdów, szumnie zwanych krucjatami, kilkukrotnie organizowanych przez znudzonych arystokratów rekrutujących zubożałe zachodnioeuropejskie rycerstwo. Najsilniejsze ośrodki polityczne powstały w Astrachaniu, Nowogrodzie Wielkim i Moskwie, która do niedawna była jeszcze niewiele znaczącym miastem. Ruska nowa klasa królewiąt traktuje podporządkowane sobie ziemie głównie jako źródło bogactwa i rozrywki, nie wykazując przy tym większych ambicji politycznych.

    Półwysep Bałkański wraz z przyległościami stanowi, jak nakazuje tradycja, istny kocioł, w którym wręcz gotuje się lokalny gulasz z różnych ludów i religii – Węgrzy, Słowianie, Bułgarzy, Grecy, potomkowie Pieczyngów i Turków, muzułmanie, katolicy i prawosławni – taka mieszanka może okazać się zaiste wybuchowa. Najważniejsze regionalne potęgi to Związek Węgierski, luźna federacja lokalnych komitatów ze stolicą w Szekesfehérvarze, Siedmiogród, którego władcy posiadają iście imponującą listę tytułów i roszczeń do okolicznych (i nie tylko) ziem, a także muzułmańska Republika Raguzańska, której mieszkańcy, wzbogaciwszy się na handlu, spożytkowali złoto na podporządkowanie sobie terenów nie tylko należących do ich sąsiadów, ale nawet części Italii.

    Italia, la bella Italia... Półwysep Apeniński to chyba jedyny region, który swoim wyglądem przypomina swój odpowiednik z podręczników historii wydawanych w niektórych wszechświatach równoległych – mnóstwo księstw i republik, rozdrobnienie niesamowite wręcz. Na Północy karty rozdają Mediolan, Mantua i Wenecja, natomiast południe stanowi strefę wpływów sparteńskich. Sojusze są tu nietrwałe, łatwo wpaść w dyplomatyczne pułapki, a każda wojna może okazać się ostatnią.

    Południowe części Europy, Lewant i północna Afryka zdominowane zostały przez dynastię sparteńską, panująca obecnie w trzech państwach: Cesarstwie Rzymskim, zwanym przez ludy Północy Bizantyjskim, Królestwie Jerozolimskim oraz właściwej monarchii sparteńskiej, na którą składa się kilkanaście królestw, księstw i mniejszych elementów składowych. Owo odnowione dziedzictwo starożytnego Rzymu stanowi najpotężniejsze państwo od czasu cezarów. W ambicji nie ustępują mu także młodsi bracia z Jerozolimy i Konstantynopola – i chociaż Grób Pański otoczony jest ze wszech stron przez dybiących na święte miejsca muzułmanów, wszystko wskazuje na to, iż w niedługim czasie to chrześcijanie na stałe zdominują Bliski Wschód, tak samo, jak zdominowali na powrót Iberię oraz Azję Mniejszą. Jedyną zadrą we wzajemnych stosunkach jest przyjęcie korony cesarskiej przez Konstantynopolitańczyków, roszczących sobie prawo do zwierzchnictwa nad wszystkimi gałęziami rodu – i, chociaż w Tunisie plany te stanowią ciągły obiekt drwin, o tyle samozwańczy Rzymianie traktują je śmiertelnie poważnie. Jak się później miało okazać, ów przerost ambicji stanie się jednym z głównych katalizatorów umożliwiających zajście procesu budowania nowoczesnego państwa sparteńskiego w Afryce i przyległościach.

    [​IMG]

    Mapa religijna Europy przedstawia się inaczej, niż choćby sto lat temu – działalność misyjna głównych wyznań doprowadziła dość nieoczekiwanego obrotu spraw.
    Na Rusi umocnione zostały wpływy Kościoła katolickiego – po okresie islamizacji oraz reakcji pogańskiej przyszedł czas na supremację papieża, skutecznie wspieraną przez dynastie krzyżowców, z książętami de Toeny na czele. Raz po raz pojawiają się pogłoski, jakoby wiarę w Chrystusa mieli również przyjąć mieszkańcy ziem znajdujących się za Wielkim Morzem Wschodnim, lecz poważni ludzie zwykli takowe plotki wkładać między bajki. Wschodnie królestwa, które przyjęły zachodnie (lub, jak zaczyna się mówić, północne), chrześcijaństwo, to Gruzja pod władzą węgierskiej dynastii Hontpazmany oraz Azów i Astrachań, w których panują przybysze z Niemiec.

    Niespodziewanie dobrze ma się islam, w szczególności na terenach, przez które przetoczył się seldżucki taran – i, o ile w Europie zachodniej, czy na Bałkanach (poza Raguzą) muzułmańskie społeczności stanowią jedynie wyspy na chrześcijańskim oceanie (chociaż kilka szejkanatów dotrwało do dnia dzisiejszego, szczególnie we Francji), o tyle działalność misjonarska doniosłe skutki odniosła na ziemiach polskich, niemalże całkowicie zdechrystianizowanych na zachód od Odry. Muzułmańska Polska, której władcy z rodu Brochowiczów przyjęli w ostatnim czasie tytuł królewski, stanowi sól w oku papieża, którego państwo graniczy bezpośrednio z wyznawcami Allaha. Od wschodu natomiast na poważnego rywala Polaków wyrasta Kraków, którego władcy poidniesieni zostali przez papieża do godności wielkich książąt. Jeżeli zaś o Polskę chodzi, w wydanej w roku 1439 bulli, zwanej krakowską, papież Honoriusz IV potępił islamskiego monarchę, wzywając do odzyskania ziem niegdyś chrześcijańskich ii ustanowienia tam nowej władzy, odżegnującej się od tradycji piastowskich, czy polskich w ogóle. Jak czytamy w dokumencie papieskim: „możni ziemie dawniejszego Królestwa Polskiego zamieszkujący, wiarę świętą chrześcijańską porzuciwszy, bałwanowi bisurmańskiemu kłaniać się zaczęli, lud cały za sobą wiodąc. Ów człek zaś, któren królem polskim zwać się nakazał, radość wielką śród pogan spowodowawszy, za syna Szatana uznany przez Kościół Święty będzie i na wieki wieków potępion, razem ze swym królestwem. Ogłaszamy przeto, że ani za naszego, ani tez naszych następców żywota, Królestwo Polskie nie powstanie, albowiem to, co od Boga dane zostało, Bogu na chwałę poświęcone, teraz zbrukane postępkiem szatańskim leży”.

    Wiara prawosławna rozwija prężnie pod panowaniem sparteńskim we wszystkich królestwach rządzonych przez potomków Sergiusza V – prawdziwi chrześcijanie stanowią większość w Iberii, w Azji Mniejszej i w południowej Italii. Ostały się również ostatnie bastiony na Rusi, jednak wydaje się, że mogą być zagrożone przez ekspansywny katolicyzm. W pewnym stopniu straty te rekompensuje rozrost społeczności prawosławnej na Węgrzech i jej decydujący wpływ na rządy – nieprzypadkowo od kilkudziesięciu lat na księcia węgierskiego obierany jest szlachcic otwarcie odżegnujący się od jakichkolwiek związków z lubeckim biskupem.

    [​IMG]

    Na koniec kilka słów o kompozycji etniczno-kulturowej Europy sparteńskiej: rozwój śródziemnomorskiej monarchii przyniósł powstanie całkowicie nowej kultury stanowiącej mieszankę wpływów południowoitalskich, greckich, arabskich, a także, w mniejszym stopniu, dawnych lokalnych, jak na przykład w części Iberii.
    Jeżeli o sam Półwysep Iberyjski chodzi, widać wyraźną granicę niegdysiejszej rekonkwisty (nieudanej zresztą, muzułmanie długo panowali praktycznie na całym wspomnianym obszarze) – północne rejony zdominowane są przez kultury asturyjską i portogalską. Nie da się również nie zauważyć Basków, dzielnie opierających się wszelkim próbom podporządkowania w swojej górskiej ojczyźnie oraz Katalończyków, skupionych przy granicy Spartenii z Francją. Wydaje się jednak, że historia zgotowała im los lokalnej ciekawostki – górali mówiących ciekawym dialektem. Tradycyjne rejony Królestwa Aragonii, gdzie kiedyś mówiło się po katalońsku, dziś stanowią tereny kulturowo bliskie Andaluzji.
    Pozostałe warte odnotowania zmiany względem OTL to przetrwanie Słowian Połabskich na Pomorzu Zachodnim, a po części także w Brandenburgii – język słowiański usłyszeć można nawet (i nie jest to rzadki przypadek) na ulicach Lubeki. Niejako dla równowagi historia postanowiła jednak wyeliminować niemal całkowicie kulturę czeską – język czeski używany jest jedynie przy granicy krakowskiej (a z czasem uznany zostanie za dialekt języka polskiego), natomiast pozostała część kraju została doszczętnie zgermanizowana.
    Kultura niemiecka dominuje także na obszarze północnej Italii, w szczególności w okolicach Wenecji, która jest jednym z największych i najbogatszych miast niemieckich na świecie.
    Pozostałością po najazdach tureckich są terytoria zamieszkane przez Turków – Wołoszczyzna i część Mołdawii. Bardziej na wschód, na stepach ruskich i na Krymie, utrzymały się kultury sprzed ekspansji Rusinów. Mieszkańcy tych terenów są zwyczajowo, choć błędnie, nazywani Tatarami.


    =========================================================================================
    No to wracam, jak widać. Ciekawe, czy komuś chciało się to wszystko przeczytać :p
     
    Ostatnia edycja: 17 Luty 2014
  2. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Odcinek XXIII - Antemios II (1444-1460)

    [​IMG]

    Ostatni Rzymianie
    AAR sparteński

    Odcinek XXIII
    Antemios II (1444-1460)

    część II

    [​IMG]
    Portret wykonany w czasach, które pamiętają tylko najstarsi górale - wybaczcie więc jego jakość.


    W roku 6959 (1450 od narodzenia Chrystusa) monarchia sparteńska znajdowała się u szczytu swej dotychczasowej potęgi – stabilne wewnętrznie państwo oddzielone było od potencjalnych nieprzyjaciół bądź to morzem, bądź buforowymi królestwami, w których panowały poboczne gałęzie dynastii. Zasiadający na tronie od sześciu lat Antemios II starał się przede wszystkim ten ład utrzymać, niezależnie od ceny, jaką przyszłoby mu za to zapłacić. Monarcha był wciąż stosunkowo młodym człowiekiem, a jego panowanie zapowiadało się na dosyć długie – podejrzewano, zaledwie roczny następca tronu zastąpi ojca dopiero po osiągnięciu wieku dojrzałego. Takie stanowisko prezentowali przynajmniej najbliżsi współpracownicy basileusa – byli to wówczas marszałek Nuno Alvares Pereira, Iberyjczyk od wielu lat mozolnie wspinający się po szczeblach kariery wojskowej i uważany za genialnego dowódcę, uwielbianego przy okazji przez żołnierzy, Ibn-Hajar al-Asqalani, patriarcha Tunisu i zwierzchnik Kościoła prawosławnego oraz Theophilos Basileus, szara eminencja dworu – początkowo malarz najęty przez rodzinę królewską, który z czasem stał się największym specjalistą od rozgrywania nieprzychylnych monarsze stronnictw jednego przeciw drugiemu.

    [​IMG]
    Doradcy królewscy w całej okazałości.

    Chociaż to w Tunisie i Lubece znajdowały się dwa największe centra życia chrześcijańskiego, do przywództwa wśród wyznawców Chrystusa aspirowały również i inne kraje – w połowie wieku XV ukonstytuował się zwyczaj obwoływania tak zwanymi obrońcami wiary władców, którzy dysponowali wystarczającą ilością złota „na świece do kościołów”. I tak, święta Narodzenia Pańskiego roku 6958 (1449) przyniosły ogłoszenie pretensji francuskich do pierwszeństwa wśród katolików. Prawosławie nie pozostało dłużne i już na Wielkanoc 6959 (1450) patriarcha Konstantynopola ogłosił cesarza bizantyjskiego „obrońcą prawdziwej wiary i ludu bożego, pogromcą pogan, pierwszym wśród władców chrześcijańskich”. Kiedy wieści o tak nabrzmiałym tytule trafiły na ziemie sparteńskie, wzbudziły niemałą konsternację wśród politycznie wyedukowanej części ludu. Duchowieństwo niższego szczebla, nie wiedząc, za kogo modły zanosić podczas nabożeństw, słało do biskupów listy z prośbami o wyjaśnienia, a sami biskupi (poza większością hierarchów iberyjskich, sprawujących zwierzchnictwo nad oddalonymi od stolicy diecezjami) zebrali się w Tunisie na bezprecedensowym w historii afrykańskiego prawosławia soborze, podczas którego potępili wszelkie „wykroczenia przeciw porządkowi od Boga danemu” i złożyli hołd wiernopoddańczy basileusowi Antemiosowi. Podobnego charakteru poruszenie zapanowało także w Państwie Kościelnym – papież, a jednocześnie cesarz rzymsko – niemiecki, Aleksander IV, nie mógł znieść podważania jego autorytetu. Powstała w ten sposób zadra między Lubeką i Chartres była pierwszym etapem sporu, który przynieść miał niezwykle doniosłe skutki.

    [​IMG]
    Bóg sam się nie obroni - potrzeba mu potężnych protektorów.

    Aby zneutralizować niekorzystny wpływ obrad soboru na stosunki z Konstantynopolem, a jednocześnie zapewnić właściwy tor w przedłużaniu dynastii, posłowie basileusa udali się do cesarza z ofertą zawarcia małżeństwa między zaledwie rocznym księciem Demetriuszem i niewiele starszą cesarzówną. Zamiast z podpisanym porozumieniem, powrócili jednak z niczym. Bizantyjczycy, nie dopuszczając nawet do spotkania Sparteńczyków z imperatorem, przekazali jedynie jeden warunek – uznanie zwierzchności cesarstwa i uczynienie ze Spartenii wasala. Na to, rzecz jasna, zgody być nie mogło. Co więcej, dyshonor, jakiego doświadczyli wysłannicy królewscy na konstantynopolitańskim dworze, doprowadził de facto do zerwania stosunków między dwoma największymi państwami rządzonymi przez potomków Sergiusza V. Okres niechęci, przerywany wybuchami wojen, trwać miał przez najbliższe stulecia z kilkoma krótkimi przerwami. Basileus Antemios postanowił zagrać na nosie swojemu krewniakowi, posyłając ofertę mariażu Węgrom, którzy jako silny kraj prawosławny stanowić mogliby przeciwwagę dla Konstantynopola. Tu reakcja była znacznie bardziej przychylna – dość powiedzieć, że gdy książę węgierski usłyszał w Székesfehérvárze tę propozycję, nakazał ugościć przybyszy z Afryki trwającym niemal tydzień bankietem, podczas którego kontakty między oboma państwami weszły na zupełnie nowy poziom.

    [​IMG]
    Na Węgrów zawsze można liczyć.

    Pod wpływem Theophilosa Basileusa, Antemios II podejmował raz po raz działania mające na celu wsparcie szeroko pojętej kultury – za istotne uważał pielęgnowanie pozytywnego wizerunku dynastii, a także, czy nawet przede wszystkim swojego własnego, za pośrednictwem lokalnych artystów – chociaż wysiłki te pochłaniały wielkie ilości złota, które można było przeznaczyć na dyplomację, czy choćby broń, monarcha gdzie indziej upatrywał siły swojego królestwa. Niekiedy jeden, czy drugi artysta stawał się sławny nie tylko w swojej okolicy, ale także w tym, czy innym kraju składającym się na sparteńskie państwo – większość z nich zapraszana była na dwór w Tunisie, gdzie prezentowano ich basileusowi. W roku 6959 (1450) jeden z takich znanych i docenianych wędrownych minstreli, którego sława dotarła z Iberii aż do podstołecznych regionów, który szczególnie spodobał się Antemiosowi, otrzymał propozycję (za którą poszła pękata sakwa pełna złota) rozgłaszania dobroci i wspaniałości domu panującego przy okazji swoich występów, gromadzących często całe miasta. Na wszelki wypadek, gdyby pieśniarz odmówił – choć nie podejrzewano, żeby był aż tak nierozważny – sieć informatorów uzyskała kompromitujące go informacje, które, dopuszczone do uszu kościelnych, mogłyby sprowadzić na nieszczęśnika kary gorsze od piekielnego ognia. Na całe szczęście, nie zaszła jednak konieczność sięgania po tak drastyczne środki, a Spartenia zyskała dodatkowy czynnik stabilizujący.

    [​IMG]
    Jaskry można dostać od patrzenia na tych śpiewaków...​

    O ile monarchia sparteńska przez trzy stulecia budowała swoją pozycję na podbojach, o tyle od kilkudziesięciu lat dało zauważyć się znaczne zmiany w kierunku polityki. Ekspansja zamieniona została na ożywione kontakty handlowe i efektywne wykorzystywanie zasobów lezących na ogromnym przecież terytorium. Szczególnie dochodowym rodzajem działalności okazał się handel sprowadzanymi z głębi Afryki czarnymi niewolnikami. Chociaż w Europie praktyka niewolnictwa nie była stosowana, w krajach sparteńskich kwitła w najlepsze i powoli rozprzestrzeniała się, choć na mniejszą skalę, także w ościennych królestwach. Niewolnictwo dostarczało swego rodzaju dobra luksusowego – Murzyni nie stanowili taniej siły roboczej, jaką stali się w wieku XIX, ale, ze względu na cenę, szczególnie osobników pochwyconych w młodym wieku, służbę domową, której powierzano najważniejsze zadania. Nie brakowało wśród niewolnych nauczycieli, muzyków, artystów, czy uzdolnionych rzemieślników. Zupełnie osobną kategorię stanowili „czarni do towarzystwa” obojga płci, których posiadanie oficjalnie potępiane było przez Kościół – ale w praktyce nie niosło za sobą żadnych konsekwencji i przez pewien czas stanowiło modną praktykę nawet wśród zamożnego duchowieństwa.

    [​IMG]
    Murzynek Bambo w Spartenii mieszka, jest niewolnikiem ten nasz koleżka.

    Podboje, które stanowiły o sile sparetńskiego państwa w okresie średniowiecza, oprócz korzyści gospodarczych i prestiżu, nastręczały także licznych problemów. Szczególnie widoczne były one w prowincjach najbardziej odległych i najpóźniej włączonych pod panowanie Tunisu, które zachowały wyraźną odrębność kulturową, a niekiedy także i religijną. Lokalne elity wciąż ceniły sobie wielce czasy niepodległości, raz po raz stawiając opór zarządzeniom płynącym ze stolicy. Zazwyczaj protesty te udawało się zdusić w zarodku, jednak raz po raz przeradzały się one w groźby regularnego buntu. W czerwcu roku 6960 (1451) sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli w Salamance i okolicznych miejscowościach. Wzburzenie lokalnej populacji wzbudzały głównie przywieje, jakimi cieszyli się nieliczni na tych terenach Grecy, a które pozwalały im w praktyce kontrolować większą część kastylijskiej gospodarki, za czym szły, oczywiście, korzyści majątkowe. Mieszkańcy dość mieli już dominacji przybyłych stosunkowo niedawno rodów, klanów i koterii zza morza. Przywódcy oburzonego tłumu żądali wyrugowania obcych wpływów, obniżenia należnych koronie danin i ukrócenia samowładztwa sprawowanego przez skorumpowanych urzędników. By nie dopuścić do zbrojnego wystąpienia przeciw właściwej władzy, postanowiono rozmówić się z Kastylijczykami w sposób dyplomatyczny, zapraszając ich do negocjacji, których wynik nie był trudny do przewidzenia – zaznajomieni z arkanami polityki doradcy basileusa, za cenę niewielkiego zwolnienia podatkowego, uzyskali odstąpienie od wszystkich postulatów. Sytuacja na Półwyspie Iberyjskim zdawała się wracać do normy, przynajmniej na pewien czas.

    [​IMG]
    Kto to widział - buntować się przeciw tym dobrym...

    Remedium na nadużycia prowincjonalnych możnych miała stanowić reforma administracji w królestwie – każde z państw składowych Spartenii w myśl nowych praw miało otrzymać podobnie zbudowany aparat biurokratyczny, przekształcający de facto udzielne księstwa we właściwie zorganizowane prowincje. Jedyne zasadnicze różnice obejmowały nazewnictwo poszczególnych funkcji w różnych rejonach monarchii – nowe urzędy powstały bowiem z przekształcenia tradycyjnie występujących, choć często tylko tytularnych godności. W początkowej fazie przekształcenia te służyć miały przede wszystkim podniesieniu ściągalności podatków – dotychczasowy model pozwalał, zdaniem tuniskiego dworu, na zbyt duże przekłamania przy wysyłaniu złota do królewskiego skarbca. Dopiero na dalszych pozycjach plasowały się bardziej szczytne cele, jednak i w tym wymiarze widoczne było dążenie do podporządkowania władzom centralnym jak największych obszarów działalności poddanych basileusa. O ile na południowym wybrzeżu morza Śródziemnego i w Italii działania te przyjęte zostały pozytywnie, o tyle w Iberii lud traktował je jako zamianę jednych ciemiężców na drugich – co prawda, urzędnicy królewscy przyglądali się bacznie działalności grekoiberyjskiej elity, jednak dotychczasowi władcy tych ziem szybko znaleźli sposoby na zapełnienie trzosów poza oficjalnym obiegiem.

    [​IMG]
    Chińczycy biurokrację mieli od tysięcy lat. Spartenia nadrabia zaległości cywilizacyjne.


    =========================================================================================
    Oto i pierwszy pełnoprawny odcinek - numerację zachowuję sobie po "Bastionie", bo tak ;), natomiast nie do utrzymania jest forma jeden odcinek - jeden władca. Za dużo się dzieje, pomimo tego, że w tej grze nie dzieje się nic. W związku z tym, spodziewajcie się więcej mojej pisaniny.
     
  3. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Odcinek XXIV - Antemios II (1444-1460) - część trzecia

    [​IMG]

    Ostatni Rzymianie
    AAR sparteński

    Odcinek XXIV
    Antemios II (1444-1460)

    część III

    [​IMG]
    Jego Zaimportowana z CK Wysokość, basileus Antemios II


    W roku 6961 (1452) Spartenia, państwo miłujące pokój ponad wszystko, wezwana została przez swych jerozolimskich sojuszników do udziału w wojnie z muzułmańską koalicją składającą się z Syrii, Persji i Raguzy. Nie był to pierwszy tego typu konflikt w Lewancie – wszak właśnie w celu walki z islamem i odgrodzenia Egiptu i dalszych sparteńskich posiadłości od pogan stworzono niezależne Królestwo Jerozolimskie.
    Działania wojenne prezentowały się nadzwyczaj skromnie – kilkutysięczna armia syryjska kierująca się na Aleksandrię rozbita została przez siły chrześcijańskie w trzech następujących po sobie bitwach, chociaż już pierwsza z nich, stoczona pod Gazą, przesądziła o przykrym losie mahometańskich żołnierzy – siły egipskie odcięły im bowiem drogę odwrotu, zmuszając do skierowania się nad Nil, gdzie, na przedpolach Kairu, ostatecznie starły na proch przeciwnika.
    Za Jordanem, gdzie rozciągało się terytorium syryjskie, swobodnie maszerowali żołnierze jerozolimscy, wspomagani przez towarzyszy ze Spartenii. Nikt nie spodziewał się nadejścia Persów – i było to założenie ze wszech miar słuszne – szach nie zamierzał mieszać się w konflikt rozgrywający się de facto na krańcu świata.

    [​IMG]
    Nowa wojna, stary teatr działań.​

    Problemy mieli nie tylko Arabowie, ale także ich bałkańscy sojusznicy. Republika Raguzańska, otoczona z wszech stron przez wrogów, nie odważyła się wystąpić w obronie swoich posiadłości na Półwyspie Apenińskim – Abruzzi wraz z przylegającymi doń terenami stało się polem treningowym dla armii sparteńskiej. Pochodzący głównie spod Neapolu żołnierze przemaszerowali, nie niepokojeni przez nikogo, pod mury samej twierdzy i rozpoczęli oblężenie. Rozkazy były jasne: czekać na kapitulację – nie zbliżano się do murów zanadto, by nie dopuścić do ostrzału sił chrześcijańskich. Zablokowano jedynie wszelkie drogo dostaw żywności, a do samego miasta przerzucano raz po raz martwe zwierzęta i ciała pochwyconych Raguzańczyków. Próby wzniecania pożarów nie powodziły się, jednak i tak stanowiły cios w morale przeciwnika. Ostatecznie, po prawie jedenastu miesiącach oblężenia, twierdza poddała się, a obrońcom pozwolono honorowo wycofać się za Adriatyk, jeśli tego tylko chcieli. Uczyniło tak jednak niewielu ludzi – większość załogi Abruzzi stanowili miejscowi, którym nie w smak było zostawiać domy dla niepewnej przyszłości w obcym kraju.

    Dalsze wypadki w tej wojnie potoczyły się dość szybko – na wieść o upadku swego jedynego przyczółka w Italii, Raguzańczycy z marszu wystosowali poselstwo z prośbą o pokój, które przyniosło ofertę następujących koncesji: zrzeczenia się praw do właśnie utraconych ziem, a także obietnicy pokrycia koszty żołdu wypłacanego sparteńskiemu wojsku przez ostatni rok. Dla basileusa, który nie widział sensu dalszej walki, przynajmniej nie w tym regionie, takowa oferta jawiła się niezwykle interesująco, toteż, po krótkich, toczonych w zasadzie jedynie dla formalności pertraktacjach, przystano na warunki z grubsza odpowiadające początkowym propozycjom. Konflikt miał się więc ku końcowi, pozostały jedynie walki na arabskich ziemiach. Także i tu jednak prędko podpisano układy pokojowe, na których zależało zarówno Persom, jak i Sparteńczykom. Ku wielkiemu niezadowoleniu Syryjczyków i Jeruzalemitów, postanowiono zachować status quo ante, pozwalając jednak pielgrzymom na wędrówki do świętych miejsc ich religii, zażegnując, przynajmniej na jakiś czas, jeden z podstawowych powodów do wszczynania kolejnych konfliktów.

    [​IMG]
    Italia w całości pod chrześcijańskim panowaniem.

    W czasie, kiedy Spartenia wojowała z muzułmanami, a także w latach następujących po tej wojnie, w chrześcijańskiej Europie po raz kolejny w bólach rodził się nowy porządek. Pierwsze symptomy przemian, jakie miały nastąpić, widoczne były na niwie religijnej – królowie francuscy, tolerujący w swoim sąsiedztwie szejkanaty stanowiące pozostałości po tureckiej inwazji, utracili szacunek i względy na lubeckim dworze papieża. Biskup w bieli postanowił więc odebrać im tytuł obrońców wiary. Nowych protektorów poszukał natomiast w miejscu zupełnie nieoczekiwanym, choć, biorąc pod uwagę wartość złożonych darów, całkowicie uzasadnialnym – od tego momentu to Moskowia stawiana miała być za przykład dla wszystkich katolickich władców na całym świecie. Dziwić mogło, że to nie jeden z władców niemieckich obdarzony został tą zaszczytną godnością – jednak polityka papiestwa odnośnie Rzeszy pozostawała niezmienna – korzyści i bezpieczeństwo zapewnić miały nieustające konflikty między poszczególnymi książętami, w których Ojciec Święty, jako cesarz, mógłby występować jako rozjemca. W roku 6962 (1453) przyszedł jednak moment, w którym konieczne stało się odejście, przynajmniej częściowe, od tak postawionych założeń. Po raz pierwszy od wieków, elektorzy Rzeszy postanowili skorzystać z prawa do samodzielnego wyboru imperatora – ku przerażeniu Lubeki nie został nim nowo obrany papież, a książę bawarski Rudolf.

    [​IMG]
    Niemcy buntujący się przeciwko władzy - zaiste, rzeczywistość alternatywna.​

    Spokój na granicach sparteńskiej monarchii nie przekładał się na sytuację wewnętrzną. Winni powstałemu zamieszaniu byli, jak wiele razy później w historii świata (aczkolwiek ten przypadek jest pierwszym odnotowanym w kronikach), studenci. Dokładniej rzecz biorąc, absolwenci Uniwersytetu Aleksandryjskiego z roku 6962 (1453), wyjątkowo uzdolniona grupa, która, za zachętą rektora, a także przedstawicieli monarchy w Egipcie, rozlała się po całym właściwie państwie. Idea „tysiąca kwiatów”, której byli wierni aleksandryjczycy obrazowała swobodę intelektualną panującą w ówczesnym środowisku uniwersyteckim. Swoboda ta obróciła się jednak przeciwko władzy, przejawiającej inny pogląd na działanie królestwa, szczególnie zaś w obszarze ujednolicania administracji i reform biurokratycznych przeprowadzonych dwa lata wcześniej. Intelektualiści, których nie potrzebowała administracja, szybko trafili na dwory arystokratyczne, gdzie, choć zapewnioną mieli zazwyczaj wolność w tworzeniu swych dzieł, pracowali jednak na rzecz swoich mocodawców, wydając traktaty polityczne wychwalające poprzedni porządek. Rozpowszechnienie się wynalazku machiny drukarskiej spowodowało błyskawiczne rozejście się nowych tez po całej Spartenii, a nawet za jej granicami.
    Wkrótce niezadowolenie dotarło również do Tunisu, gdzie nawet doradcy Atemiosa II w większości popierali aleksandryjskie postulaty. Przedstawienie ich monarsze wywołało jednak reakcję krótką, acz zdecydowaną. „Nie. Ma. Mowy” - tak przedstawił odpowiedź króla Errikos Guliemakis w „Antemiosie II” - jednym z najbardziej znanych siedemnastowiecznych dramatów sparteńskich.
    Niezadowolenie, które w ten sposób zostało zasiane, wypleniono tą samą metodą, która posłużyła do jego powstania – drukiem. Nuno Alvares Pereira, największy umysł wśród wojskowych epoki, w swoim traktacie poświęconym prowadzeniu wojny zawarł również rozdział polityczny, w którym bezlitośnie krytykował wszelkie ruchy zmierzające do podkopania roli Tunisu i osłabienia tym samym Spartenii. Ten stary żołnierz, mający posłuch nie tylko na polu bitwy, dokonał, jak się zdaje, rzeczy niemożliwej. Jak się wydaje, w ostatecznym rozrachunku studenci zawsze przegrywają z wojskiem – nawet, jeżeli walka odbywa się na papierze.

    [​IMG]
    Nuno z Portugalii - wielki powrót po kilku latach i wiekach zarazem?​

    Prawidłowa data w evencie z uniwersytetem to 1453.


    Papież postanowił jednak odzyskać przynajmniej część swego wpływu i prestiżu przez zorganizowanie krucjaty przeciwko Polakom. Ta, kolejna już wyprawa na ziemie polskie na rękę miała być w szczególności Czechom i Krakowianom, choć i sam papa żywił skryte nadzieje na zagarnięcie części polskiego Pomorza. Jak się jednak okazało, odzew wśród rycerstwa niemieckiego, które stanowić miało główną siłę militarną, podporządkowaną słowiańsko - papieskiemu dowództwu był tak znikomy, że w zasadzie niezauważalny. Potyczki graniczne, do których raz po raz dochodziło na spornych terytoriach, nie przeradzały się w konflikt na skalę, jakiej życzyła sobie Lubeka. W związku z tym, Innocenty XIII postanowił przeprowadzić wyprawę w innym kierunku – widząc, że Niemcy stracili szacunek dla Stolicy Świętej, udać się zapragnął do źródeł papieskiej władzy, zostawiając niemieckie włości kardynałom, którzy zaczęliby wreszcie spiskować przeciwko sobie nawzajem, a nie przeciwko Ojcu Świętemu. Oto następca świętego Piotra, zastępca Chrystusa na ziemi ogłosił ekskomunikę króla czesko-weneckiego, w którego posiadaniu znajdował się wówczas Rzym. Po raz kolejny jednak, zamiast wpierw znaleźć sojuszników, papież postanowił działać pospiesznie i pochopnie – w efekcie Wenecjanie jedynie śmiali się z rzucającego się jak ryba w sieci biskupa lubeckiego. Papiestwu pozostało czekać na lepsze czasy.

    [​IMG]
    Nie zielona, nie laicka, tylko Polska katolicka!​

    Zgoła inaczej wyglądała współpraca na linii tron-ołtarz w Spartenii. Kościół prawosławny od zawsze (z krótką przerwą w trzynastym stuleciu) podporządkowany był koronie i wiernie wywiązywał się z nakładanych nań obowiązków. W połowie wieku piętnastego skupiał się przede wszystkim na działalności misyjnej w Iberii i Mauretanii – wszystko, oczywiście w interesie i na prośbę władzy świeckiej – o ile bowiem jeszcze islam można było tolerować jako zabobon w zasadzie nikomu nie szkodzący (poza Kościołem, który właśnie muzułmanów zwalczał najżarliwiej), o tyle już wyznawcy katolicyzmu stanowili jawny element niepewny. Powoli jednak sytuacja ulegała zmianie na lepsze – heretycy przechodzili, często wraz ze swoimi pasterzami, skuszonymi obietnicami władzy lub pieniędzy, na stronę Tunisu. Prawdziwe zagrożenia czyhały jednak wewnątrz samej organizacji kościelnej. Wszystko znów rozbijało się o nowy wynalazek, którym był druk. Mnisi, mający w swych klasztorach zbyt dużo czasu na przemyślenia, otrzymali możliwość głoszenia swych poglądów teologicznych na wielką skalę – dla prostego ludu, który porwać można byle obietnicą lub groźbą bożego gniewu, mogło wystarczyć to do przyjęcia nauki stojącej w jawnej sprzeczności z oficjalnym stanowiskiem hierarchów, a co za tym idzie – z oficjalnym stanowiskiem monarchii. Wszelkie próby nawracania już nawróconych były więc piętnowane, a autorzy nieprawomyślnych pism – zsyłani do klasztorów na pustyni lub śródziemnomorskich wyspach, gdzie do woli mogli poświęcać się rozmyślaniom i kontemplacji.

    [​IMG]
    Minister Zdrowia ostrzega: myślenie szkodzi zdrowiu.

    Spokój, jaki towarzyszył schyłkowemu okresowi rządów Atemiosa II przerwany był przez wydarzenia, które można policzyć na palcach jednej ręki. Najbarwniejszymi z nich były dwa kontrakty małżeńskie, które na dość długi czas wyznaczyły kierunki polityki zagranicznej Spartenii. Choć sam monarcha nie posiadał dzieci, które mogłyby posłużyć za kartę przetargową, to jednak rodzina królewska, która rozrosła się do pokaźnych rozmiarów służyła za rezerwuar ewentualnych kandydatów i kandydatek do małżeńskich przysiąg. I tak – bratanica króla wydana została za najmłodszego brata władcy francuskiego. Początkowo plan ten wywołał oburzenie na dworze w Tunisie – Francja, jako kraj katolicki postrzegana była wciąż w kategoriach potencjalnego przeciwnika. Szybko jednak buntownicze stronnictwa zostały uciszone – nie tylko złotem i groźbami, ale także uświadomieniem możnym, że Francuzi, owszem, wyznają północne chrześcijaństwo, ale są jednocześnie tymi, którzy najbardziej papieża nienawidzą.
    Drugie małżeństwo zaaranżowane zostało między Sparteńczykiem a księżniczką etiopską – postrzegano je głównie w kategoriach przyrodniczej ciekawostki, a czarnoskóra kobieta pojawiająca się od czasu do czasu na dworze wywoływała początkowo poruszenie – ale racje, które przemawiały za tak egzotycznym, jak na owe czasy aliansem, nie dawały się obalić w żaden sposób. Podejrzewano, że w Etiopii znajdują się wielkie kopalnie złota, nad którymi pieczę mogliby objąć Sparteńczycy. Chociaż okazało się to legendą na miarę królestwa prezbitera Jana, to jednak od tej pory związki między Tunisem a wędrownym obozem króla etiopskiego zaczęły się zacieśniać.

    [​IMG]
    Zaletą małżeństwa z etiopską księżniczką jest z całą pewnością niemożność przebywania z teściową.​

    Antemios II został w roku 6968 (1459) wplątany w kolejną wojnę jerozolimsko-arabską. Tunis zdążył się do tego stanu rzeczy już przyzwyczaić i, pomimo wysłania do walk w Syrii armii egipskiej nie bardzo przejmowano się awanturami krewniaków z Palestyny. W tej atmosferze, wypełnionej wewnętrznymi intrygami, ucztami i gromadzeniem bogactw płynących z prowincji dzięki reformie administracji monarcha odszedł niespodziewanie z tego świata, zadławiwszy się podczas posiłku kością. 10 października 6969 (1460) w stolicy wszystkie kościelne dzwony rozpoczęły wybijanie żałobnego rytmu, a władzę w imieniu małoletniego Demetriusza przejęła rada regencyjna z Nunem Alvaresem Pereirą na czele.

    [​IMG]
    Świat w chwili śmierci Antemiosa II


    =========================================================================================
    Pochowałem kolejnego władcę - już niedługo regencja, a po niej - łohoho, dopiero zaczną się dziać dziwne rzeczy. I będą nowe, porządniejsze mapki. Może przy okazji papieżowi uda się też skończyć z sytuacja geopoliczną jak z Kapitana Bomby. Ale o tym już innym razem.
     
  4. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Odcinek XXV - Nuno Alvares Pereira (1460-1464)

    [​IMG]

    Ostatni Rzymianie
    AAR sparteński

    Odcinek XXV
    Nuno Alvares Pereira (1460-1464)


    [​IMG]


    Po nieoczekiwanej śmierci basileusa Antemiosa II, władzę, zgodnie z obyczajem, przejęła rada regencyjna złożona z najbliższych doradców monarchy. Stanowisko regenta przypadło Nunowi Alvaresovi Pereirze, najbardziej szanowanemu z członków triumwiratu. Miał odtąd sprawować władzę w imieniu Demetriusza IV, do czasu, aż ten osiągnie pełnoletność, to znaczy lat szesnaście. Sytuacja, w jakiej nastąpiło przekazanie rządów, nie nastręczała politycznych problemów – wojna prowadzona na jerozolimskich rubieżach szła zgodnie z planem, ponadto zreformowany aparat administracyjny usprawnił zarządzanie państwem, zwiększając wpływy Tunisu w prowincjach, a w samym Tunisie – wpływy z podatków. Wyglądało na to, że zapowiadają się cztery lata stabilizacji, podczas których nie wydarzy się nic, co mogłoby znacząco wpłynąć na stan państwa. Co prawda, na granicach jerozolimskich i na Adriatyku toczyła się wojna, ale, dopóki wrogowie nie byli w stanie zagrozić bezpiecznym do tej pory sparteńskim ziemiom, Tunis traktował tę kwestię jako drugorzędną.

    [​IMG]
    Regencję czas zacząć!​

    Pierwszym sygnałem do podjęcia zdecydowanych działań był niespodziewany desant wojsk Szejkanatu Akwilei na Malcie. Kontyngent nieprzyjacielski nie prezentował się, co prawda, zbyt okazale – liczył niespełna dwa tysiące zbrojnych – jednak wiadomość o oblężeniu maltańskiej twierdzy została odczytana w stolicy jako jawna potwarz – obnażyła bowiem wszystkie słabości królewskiej floty wojennej, niezdolnej do zatrzymania inwazji. Skoro nieprzyjaciel bez problemu mógł przepłynąć z Zatoki Weneckiej pod sam nos dowództwa sparteńskiego, to równie dobrze następnym razem rozpocząć mógł oblężenie samego Tunisu. Ryzykując taką ewentualność, Rada Regencyjna postanowiła posłać armię stacjonującą zazwyczaj w stolicy na Maltę w celu wskazania muzułmanom ich miejsca w tej części świata. O ile po niespełna miesiącu udało się odzyskać kontrolę nad wyspą, wkrótce miało się okazać, że Akwileja nie zamierza spocząć na laurach. Kolejnym celem ataku stała się Sardynia, położona jeszcze dalej na zachód. Powtórne zastosowanie tego samego fortelu nie mogło jednak się powieść – kosztem trzydziestu trzech zapalczywych kawalerzystów, którzy z własnej winy wpadli w zasadzkę i dali się wybić, położono trupem równy tysiąc zbrojnych akwilejskich.

    [​IMG]
    Obrona wysp zakończona powodzeniem - oby to samo było z całością państwa.

    Nadszedł czas na wzięcie odwetu. Dziesięć tysięcy żołnierzy sparteńskich wysłanych zostało na wybrzeże Zatoki Weneckiej, gdzie ostatecznie, niejako u źródła problemu, złamany miał zostać kręgosłup akwilejskiego państwa. Wysłany do boju przeciw Afrykanom oddział poddał się na sam widok nadciągających od morza sił, wielokrotnie przewyższających liczebnie obrońców. Taki rozwój wypadków dla miasta oznaczać mógł tylko jedno – zamknięcie bram i przygotowanie się na długotrwałe oblężenie. Choć rozważano poddanie stolicy szejkanatu bez walki, ostatecznie zrezygnowano z pohańbienia się tak jawnym uznaniem wyższości Sparteńczyków. Teatrum, które miało w tym czasie pod Akwileją miejsce, powtarzało się w historii wielokrotnie – otoczone szczelnym kordonem miasto, w którym kończyły się zapasy żywności, zaczynały szerzyć choroby i niezadowolenie, wybuchały pożary, a w końcu brakowało nawet wody, podczas gdy za murami znudzeni Grecy niejako od niechcenia wprawiali w ruch katapulty. Honoru radzie miejskiej wystarczyło na 276 dni, po których (prawdopodobnie na wiadomość o podpisaniu pokoju z Syria i pogłosce o zbliżających się wielkich siłach, które szturmem wezmą miasto) uroczyście wpuszczono w obręb murów nowych żołnierzy garnizonu, wraz z ich dowódcą, który przynajmniej przejściowo przejąć miał pełnię władzy. Niektórym mieszkańcom naturalne wydało się przejście pod obce sztandary, jako że spodziewali się likwidacji szejkanatu – likwidacji, która, prawdę mówiąc, wcale nie miał nastąpić. Regentowi Pereirze wystarczyło uznanie porażki przez przeciwnika, pozostawionego na łasce silniejszych sąsiadów.

    [​IMG]
    Ponoć wojna nigdy się nie zmienia.​

    Sąsiedzi pokonanej Akwilei – przede wszystkim Wenecja, utrzymywali ze Spartenią co najmniej poprawne stosunki, które okresowo stawały się wręcz kordialne. Tak było i w czasach regencji Nuno Alvaresa Pereiry, który, korzystając z politycznego zbliżenia podczas kolejnej wojny z muzułmanami, wynegocjował w roku 6970 (1461) zawarcie mariaży z Jerozolimą, Wenecja i Genuą. Pierwsze z tych małżeństw podyktowane było osobistymi ambicjami portogalskiego regenta, pragnącego związać swój ród ze Spartenosami. W związku z tym, córka marszałka została zoną następcy tronu jerozolimskiego – jeżeli weźmie się pod uwagę rozmiar pomocy wojskowej udzielanej obrońcom Grobu Świętego, cena wydaje się w zasadzie niezbyt wygórowana. Jeruzalemici nie mieli zresztą wielkiego wyboru – wycofanie się wojsk sparteńskich oznaczałoby dla nich oblężenie stolicy i niebezpieczeństwo wymazania kraju z mapy świata.
    Związki z Genuą zacieśnione zostały przede wszystkim z uwagi na handel śródziemnomorski, cierpiący wyraźnie przez protekcjonistyczne zapędy Konstantynopola, nakładającego embarga na wszystkie większe potęgi regionu. Polityka ta, izolująca cesarstwo na arenie międzynarodowej, ciążyła również państwom takim, jak Spartenia, desperacko potrzebujących rynków zbytu dla swoich towarów. Wenecję uważano wówczas za zbyt niepewną – a co ważniejsze – zbyt potężną, by negocjować handel za jej pośrednictwem. Genua natomiast do tego celu nadawała się idealnie.
    Jeżeli już o Wenecji mowa, porozumienie z nią podpisane należy uznać za największy sukces dyplomatyczny w tym okresie, już choćby ze względu na osoby, których dotyczyły ustalenia. Za córkę monarchy czesko-weneckiego wyjść miał nie kto inny, jak sam basileus Demetriusz. Choć do osiągnięcia pełnoletności pozostały królowi jeszcze przeszło dwa lata, aranżowanie małżeństwa z wyprzedzeniem nie stanowiło niczego niezwykłego. Choć w Spartenii zwyczaj ten praktykowany był jedynie sporadycznie, na dworach europejskich nierzadko przeprowadzano symboliczne ceremonie, w trakcie których zawierano małżeństwa między dziećmi ledwo zaczynającymi chodzić. W tym przypadku o absurdzie tego rodzaju nie mogło być mowy – obie strony były w tym samym wieku, a dla uniknięcia ewentualnych nieporozumień, księżniczka wenecka wraz ze swoim dworem sprowadzić miała się do Tunisu w przeciągu kilku miesięcy, by na miejscu poznawać obyczaje panujące wśród greckiej arystokracji.

    [​IMG]
    Renesansowa turystyka małżeńska.

    Regent Pereira wiele uwagi poświęcał sprawnemu działaniu aparatu administracyjnego, zreformowanego przez Antemiosa II. Zdawał sobie sprawę z ogromnego wręcz zapotrzebowania na urzędników, jakie spowodowały reformy – z tego też powodu (oraz, o czym nie należy zapominać, również dla uniknięcia fermentu sianego przez intelektualistów, podobnego wydarzeniom sprzed dziesięciu lat) polecił wyszukiwanie wybitnych jednostek wśród studiującej młodzieży i proponowanie im stanowisk, niejako w zamian za lojalność wobec korony. Szczególnie udane żniwo udało się zebrać w 6970 (1461), kiedy to mury Uniwersytetu Granadyjskiego opuściła niezwykle uzdolniona grupa.
    Poszukiwanie wybitnych jednostek mogących zarządzać działaniami administracji nie wystarczały jednak w państwie tak rozległym, jak Spartenia – stąd też kolejne posunięcia księcia regenta – gratyfikacje finansowe dla kandydatów, którzy zgłoszą się w wyznaczonych miejscach i przejdą z powodzeniem egzaminy. Dzięki pieniądzom otrzymywanym w chwili rozpoczęcia pracy urzędnik stawał się niezależny od petentów, a przede wszystkim – od własnych chęci uszczuplenia podległego mu skarbca. Można stwierdzić, że przez podniesienie uposażeń zostało zalegalizowane podbieranie pieniędzy prowadzone dotychczas po kryjomu – jednak cel podstawowy został osiągnięty – państwo pracowało skuteczniej i w zgodzie ze stanowionym w Tunisie prawem.

    [​IMG]
    Tanie państwo to to nie jest...​

    Werbowanie urzędników wśród uzdolnionych intelektualistów nie wyeliminowało problemu rozpowszechniania nieprawomyślnych poglądów. Szczególnie widoczne było to w działalności Kościoła, który, po błogosławieństwie udzielonym przez Antemiosa II na walkę z duchownymi kwestionującymi nauki głoszone przez hierarchów, zaczął przejawiać takie same zamiary co do myślicieli świeckich. Obserwując sytuację (i otrzymując skargi od podwładnych, zaniepokojonych zapędami duchowieństwa), regent podjął decyzję o zakazaniu dotychczasowej praktyki. Działalność wymierzona w interesy korony ścigana miała być przez urzędników królewskich, Kościół natomiast trzymać miał się od niej z daleka, ograniczając się do tępienia jawnej herezji wśród swoich członków. Na pewien czas uspokoiło to bardziej liberalnie nastawioną część świadomego społeczeństwa – zdawano sobie jednak sprawę, że ewentualny spór tronu z ołtarzem może przynieść jedynie szkody dla wszystkich zaangażowanych w niego stron.

    [​IMG]
    Bezbożni liberałowie chcą Polskię sprze... oh, wait.

    Regencja Nuno Alvaresa Pereiry zakończyła się 1 stycznia 6973 (1464). Portogalczyk kończył sprawowanie urzędu z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku. Wiedział, że historycy jego rządy opisywać będą jako pomyślne i bezpieczne – rządy ostatniego regenta w królewskiej Spartenii.


    =========================================================================================
    Kolejny odcinek, jak widać. Ogłoszeń parafialnych nie ma, jest jedynie ciekawostka historyczna:
    Nuno Alvares Pereira istniał naprawdę - link do Wiki - i nawet żył w okresie mniej więcej odpowiadającym akcji AAR-u. Jego obecność w grze i AAR-ze nie jest jednak spowodowana żadną moją ingerencją.
     
  5. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Odcinek XXVI - Demetriusz IV (1460-1490) - część pierwsza

    [​IMG]

    Ostatni Rzymianie
    AAR sparteński

    Odcinek XXVI
    Demetriusz IV (1460-1490)

    część I

    [​IMG]
    Demetriusz IV, władca bardzo wielu krain, ziem i oceanów (wyłączając Pacyfik, z którym prowadzimy wojnę).


    Według panującego w Spartenii obyczaju, objęcie rządów przez nowego monarchę dokonywało się w trakcie koronacji. W okresie między śmiercią poprzedniego władcy, a nabożeństwem koronacyjnym monarcha panował, ale nie rządził – dlatego też uroczystości koronacyjne organizowano pospiesznie, zazwyczaj w pierwszą niedzielę panowania – i były to uroczystości bardzo skromne w porównaniu z ich odpowiednikami w Europie. W roku 6973 (1464) kwestia ta wyglądała zgoła inaczej – Antemios II nie żył od prawie czterech lat, a jego następca, Demetriusz IV, właśnie wchodził w wiek dojrzały, pozwalający na ujęcie steru państwa w swoje ręce. Przygotowania do całej serii uroczystości trwały wiele miesięcy – regent Nuno Alvares Pereira wraz z młodym basileusem zaplanowali wydarzenie, które zadziwi i zachwyci cały znany świat. Do Tunisu zaproszono gości z niemalże całej chrześcijańskiej Europy – zarówno prawosławnych, jak i katolików (znalazło się miejsce nawet dla przedstawicieli papieża), a także, niejako w geście przyjaźni i dobrej woli, monarchów muzułmańskich panujących w rozlicznych królestwach i księstwach Bliskiego Wschodu.*

    Mrówcza praca dyplomatów, wysłanych na dwory z zaproszeniami, przyniosła ogromny sukces – nigdy przedtem w historii nie udało się zgromadzić tylu koronowanych głów w jednym miejscu i czasie. Swą obecnością Demetriusza zaszczycili między innymi cesarz bizantyjski Demetriusz I, król czesko-wenecki Albrecht II, król jerozolimski Aleksy I, król bułgarski Manuel I, król serbski Michał I, król etiopski Dawid I (który swoim pojawieniem się wzbudził w Tunisie wielką sensację, a mieszkańców zachwycił bogactwem swojego orszaku), regenci Genui, Prowansji, Syrii, Hidżazu i wielu przedstawicieli dworów z całej Europy. Rola gościa honorowego przypadła Wenecjaninowi, którego córkę miał, po ponaddwuletnim okresie zaręczyn na przyszłość, poślubić wstępujący na tron Spartenos. Przeprowadzenie ceremonii według obrządku prawosławnego i w zgodzie z tradycją panująca w Spartenii zagwarantowane było w kontrakcie wynegocjowanym niegdyś przez regenta Pereirę, jednak z punktu widzenia katolickich Wenecjan stanowiło to osobliwą ciekawostkę – wedle panującego w Europie obyczaju, uznanie takiego związku za ważny wystarczała konsumpcja małżeństwa (która, co nie stanowiło na tuniskim dworze żadnej tajemnicy, nastąpiła już wcześniej), co stało w sprzeczności z nauczaniem ortodoksyjnego kleru sparteńskiego.

    Kulminacyjnym momentem uroczystości stanowiła właściwa koronacja – i w tym też momencie zebrani goście zaskoczeni zostali w najwyższym stopniu – ujawnił się bowiem prawdziwy powód zgromadzenia tak wielu świetnych osobistości – nie była nim chęć uświetnienia ceremonii, bynajmniej. Składając zwyczajowe przysięgi, Demetriusz nie posługiwał się tytułem króla – basileusa, lecz cesarza – autokratora. Również korona, która została nałożona na jego skronie, odzwierciedlała nową rangę sparteńskiego władcy. Niezaznajomieni z tradycyjnym protokołem katoliccy Europejczycy dostrzegli zmianę dopiero w momencie wkroczenia tłumaczy i doradców do akcji. Inaczej sprawa wyglądała natomiast w przypadku cesarza bizantyjskiego, który, jak twierdzą kronikarze, spurpurowiał, przybierając kolor szat, które nosił. Również przedstawiciele papieża, biegli w grece z racji wykształcenia, wykazywali oznaki zaniepokojenia, jednak dyplomatycznie powstrzymywali się od komentarzy. Pozostali widzowie spektaklu odbywającego się właśnie w tuniskiej katedrze podeszli do sprawy z zaciekawieniem, ale i życzliwością, przejawiająca się szczególnie w przyprawiającym dyplomatów o białą gorączkę wydłużaniu wyrazów szacunku składanych świeżo ukoronowanemu cesarzowi.
    Oto, po tysiącleciu nieistnienia, wracało bowiem cesarstwo zachodniorzymskie.

    [​IMG]
    The Empire strikes back!

    Młody cesarz, choć już w pełni niezależny, korzystał z rad członków dawnej rady regencyjnej, przede wszystkim zaś – Nuna Alvaresa Pereiry. Niegdysiejszy regent, za rządów którego polityka zagraniczna państwa święciła sukcesy, musiał obecnie temperować młodzieńcze zapędy suwerena. Spór, który zaistniał między nimi, przybierał na sile i nawet podczas audiencji udzielanych arystokratom i przedstawicielom ościennych państw monarcha wysłuchiwać musiał uwag człowieka, który cieszył się zbyt silną pozycją. Z jednostkami tego formatu nie można było poradzić sobie za pomocą kata, skrytobójstwo również nie wchodziło w grę, a gdyby Pereira wstąpił do klasztoru, dalej byłby w stanie knuć swoje intrygi. Demetriusz miał już szczerze dość człowieka, który zapewnił mu cesarską koronę, ale na razie postanowił znosić te wszystkie małe zniewagi – czas grał tu zdecydowanie na jego korzyść. Rywal, który podczas regencji mocno się postarzał, musiał wkrótce udać się w zaświaty, a jeżeli nawet by się to nie wydarzyło – cóż, po okrzepnięciu władzy cesarza zawsze mógł przydarzyć mu się jakiś wypadek. Niezależnie jednak od zastosowanego rozwiązania problemu zwycięzca mógł być tylko jeden. Jak miało się jednak okazać, późniejsze wydarzenia utemperowały nieco porywczość autokratora.*

    [​IMG]
    Soon...​

    Jeżeli niespodziewane przyjęcie tytułu cesarskiego stanowiło, przynajmniej dla części cywilizowanego świata, powód do zakłopotania, a niekiedy też i oburzenia, to wydarzenie, które nastąpiło niespełna dziesięć miesięcy później, wprawiło wszystkich w osłupienie. Historycy do dziś spierają się o powody postępowania autokratora, trudno jednak dojść w tym sporze do jakiegokolwiek porozumienia. Któregoś pięknego dnia bowiem Demetriusz powrócił z polowania... z dzieckiem. Nie było by w tym nic dziwnego, wszak zdarzało się czasem uratowanie tej, czy innej osoby od czyhającego niebezpieczeństwa – a jeżeli czynił to jeden z dworzan – wówczas udzielano uratowanemu schronienia w jednym z budynków kompleksu pałacowego, by mógł wydobrzeć i spokojnie udać się do domu. W tym przypadku było jednak zgoła inaczej: cesarz ogłosił bowiem, że chłopiec, którego przywiózł, jest jego synem. I to można zrozumieć, arystokraci mieli przecież swoje potrzeby, lecz i tu nie znaleziono wyjaśnienia. Gdyby było to dziecko Spartenosa i jakiejś przygodnie spotkanej kobiety – w przeszłości z takich przelotnych związków urodziło się wielu wspaniałych biskupów, czy dowódców armii. Jedynie cesarzowa mogłaby wyrażać swoje niezadowolenie – cóż, taki już spadł na nią los. To dziecko jednakże, nie dość, że, według relacji imperatora, okazało się zwyczajną znajdą, to jeszcze wyznaczone zostało na następcę tronu jako pierworodny syn. Nie dały nic próby przekonania Demetriusza przez żonę, Pereirę, patriarchę, a nawet przez poselstwo weneckie, wysłane przez wściekłego ojca imperatorowej. Nie powiodły się także próby pozbycia się dziecka – od tej pory Sergiusz, bo takie nadał mu imię przybrany ojciec, stał się drugą najważniejsza osoba w państwie.

    [​IMG]
    Sergiusz? On powinien mieć na imię Romulus. Albo Mojżesz...

    Nie tylko dworzanie sprzeciwiali się decyzji imperatora. Wydawało się bowiem, że sam Bóg stanął po ich stronie (a przynajmniej tak tłumaczyli to w swych kazaniach duchowni) – po uznaniu Sergiusza za dziedzica korony sparteńskiej, przez państwo, od Egiptu aż po starożytne królestwo Leonu przetoczyła się seria buntów i rebelii wywoływanych nie przez arystokrację, ale przez zwykłych poddanych, którym nie mieściło się w głowach, że monarcha, nawet tytułujący się cesarzem, może w tak ordynarny sposób zakpić z praw ustanowionych przez samego Stwórcę. Po raz pierwszy od wielu dziesięcioleci Spartenia usłyszała hasła wyrwania poszczególnych prowincji z uścisku bluźnierczego Tunisu. Chociaż w pierwszych latach istnienia odnowionego cesarstwa postulaty tego rodzaju nie znajdowały posłuchu, to ziarno raz zasiane musi w końcu wydać plon, o czym monarchia przekonała się boleśnie kilkadziesiąt lat później.*
    Głównym powodem pojawiających się teorii o boskiej karze nie były jednak bunty, lecz zaraza, która rozpleniła się w Kairuanie, pierwszej stolicy sparteńskiej w Afryce. Miasto zostało odizolowane od świata – zadbały o to specjalnie dobrane oddziały wojska – dzięki czemu choroba nie rozprzestrzeniła się na sąsiednie obszary, ale dwóch na dziesięciu mieszkańców po zaledwie kilku tygodniach od pierwszej fali zachorowań opuściło ten padół łez. Wyglądało na to, że ofiar jest coraz mniej, ale, na wszelki wypadek, postanowiono wyłapywać wciąż ewentualnych uciekinierów i dopiero, gdy nikt nie przejawiał już niepokojących symptomów, otwarto miejskie bramy.*

    [​IMG]
    Ma czar karma...​

    Niepokojące wieści dochodziły nie tylko z prowincji, ale również z zagranicy: Cesarstwo Bizantyjskie, które od dłuższego już czasu prowadziło wojnę z węgierskim Siedmiogrodem, zdawało się zupełnie nie dawać rady przeciwnikowi, który był nie tylko lepiej wyszkolony, ale również liczniejszy. Od niemalże pół roku wojska siedmiogrodzkie oblegały Konstantynopol – stolica sparteńskiego, mimo wszystko, państwa, nie mogła upaść w tak haniebny sposób. Demetriusz zaczął rozważać wysłanie pomocy krewnym zza morza, jednak otwarty sojusz z Bizantyjczykami nie wchodził w grę, choćby ze względu na tytuł cesarski, którego nad Bosforem nie chciano uznać. W tym momencie jednej ze swych nieocenionych rad udzielił Pereira, który wskazał na inny potencjalny cel przyszłej wojny – prowincjonalne i znaczące w zasadzie niewiele miasto w Italii – pozostający pod czesko-weneckim panowaniem Rzym. Wenecjanie zobowiązani byli do udzielenia pomocy Siedmiogrodzianom, więc to na nich spadłoby odium niesławy po wypowiedzeniu wojny państwu rządzonemu przez zięcia króla Albrechta II. W Tunisie jedynym zgrzytem byłoby kolejne upokorzenie cesarzowej, która z pewnością nie zapomniała mężowi przywleczenia znikąd następcy tronu, ale w tym przypadku rozwiązanie, choć radykalne, było bardzo proste – zamknięcie jej w areszcie domowym, a jeśli to by nie poskutkowało – wysłanie na pokutę do któregoś z klasztorów na pustyni. Dla tej młodej, pięknej i inteligentnej kobiety, której jeszcze niedawno wydawało się, że zostanie władczynią świata, tak przedmiotowe potraktowanie stanowiło kolej rzeczy istnie niepojętą. Dla Siedmiogrodzian natomiast iście niepojętą wydała się deklaracja wojny, jaką przywieźli przybywający ze Spartenii posłowie.

    [​IMG]
    A więc wojna.​


    ========================================================================================
    No to kolejny odcinek za nami. Przepraszam za zwłokę, ale w stanie permanentnego niewyspania nic nie jestem w stanie napisać. I wydaje mi się, że nowa mysz działa gorzej, niż poprzednia, więc w screenach pojawiły się artefakty. Jeżeli komuś zależy na ładniejszym wyglądzie, niech wróci jutro rano, wszytko będzie się aż błyszczeć.
     
  6. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Odcinek XXVII - Demetriusz IV (1460-1490) - część druga

    [​IMG]

    Ostatni Rzymianie
    AAR sparteński

    Odcinek XXVII
    Demetriusz IV (1460-1490)

    część II

    [​IMG]
    Jego Wysokość cesarz Demetriusz IV


    Przygotowania do wyprawy za morze podjęto jeszcze przed wysłaniem posłów do Siedmiogrodzian. Tysiące żołnierzy sparteńskich – zarówno w Afryce, jak i w Italii – szykowały się do wymarszu i gdy rozkaz nadszedł, cała machina wojenna ruszyła sprawnie niczym dobrze naoliwiona lokomotywa. Spod Neapolu pod mury Rzymu, z Tunezji i Egiptu do Grecji i na Bałkany. Trzeba przyznać, że przeciwnik nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń – wojska Styrii kilka dni po lądowaniu w Epirze głównych sił pod wodzą cesarza Demetriusza wmaszerowały do wyniszczonego długim oblężeniem Konstantynopola, wieści o monarsze bizantyjskim nie było, a, według rozprzestrzeniających się wśród kupców pogłosek, Wenecjanie szykowali swą wielką armadę w celu odcięcia drogi powrotnej Afrykanom. Krótko mówiąc, sytuacja wyglądała gorzej, niż źle i na pewno nie poprawiała jej niechętna neutralność Bizantyjczyków, którzy tolerowali, co prawda, wojska Spartenii w myśl zasady „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”, ale sami odmawiali jakiejkolwiek współpracy, pomni zniewagi, jaką uczynił im monarcha sparteński, gdy przyjął tytuł imperatora.

    [​IMG]
    Wojna - zdaje się, że gdzieś to już widzieliśmy.​

    Imperator jednak zdawał się nie przejmować tak trywialnymi kwestiami – ważniejsze było dla niego rozbicie sił nieprzyjacielskich i odzyskanie tych twierdz, które załogi bizantyjskie nieroztropnie poddały wojskom Siedmiogrodu. Pierwsza okazja do zamiany spokojnych wzgórz Epiru w pole bitwy zdarzyła się stosunkowo szybko, bo już kilka tygodni po rozpoczęciu oblężenia stolicy regionu. Naprzeciw sił sparteńskich stanęła armia bośniacka pod dowództwem księcia Meho Gradascevicia – pięć tysięcy zbrojnych, o połowę mniej od wojsk cesarskich. Efekt starcia nie był więc trudny do przewidzenia – atakujących od porażki mógł ocalić tylko cud – cud, który jednak nie nadszedł. Jeżeli siły wyższe sprzyjały komukolwiek, to z pewnością nie byli to Bośniacy, którzy zostali wyrżnięci w pień podczas próby rozbicia oddziału broniącego dostępu do głównej bramy twierdzy. Pięć tysięcy najlepszych synów Bośni nigdy nie powróciło do swych domów, rodzin, żon i kochanek, a co więcej – straty, jakie zadali Spatreńczykom na zawsze okryły ich hańbą – tylko osiemdziesięciu dwóch zbrojnych zza morza wyprawili na tamten świat, najwyraźniej w celu zapewnienia sobie eskorty wprost do bram piekielnych. Okoliczna ludność, widząc pobojowisko, jakie urządzili Afrykanie, zaczęła patrzeć na ogorzałe twarze wojów z nadzieją i szacunkiem, w przeciwieństwie do dostojników bizantyjskich, którzy widzieli przede wszystkim potencjalne zagrożenie dla niezależności wschodniorzymskiego imperium.

    [​IMG]
    Epir nazywany Albanią - skandynawscy geografowie stosują bardzo dziwne nazewnictwo...​

    Obawy te nie znajdowały jednak potwierdzenia w zachowaniu wojsk sparteńskich – gdy bowiem tylko na horyzoncie pojawiały się siły bizantyjskie, Sparteńczycy, po uprzednim wysondowaniu zamiarów Bizantyjczyków, rozpoczynali przygotowania do odstąpienia od oblężenia, by nie prowokować konfliktu z Konstantynopolem. Kiedy więc Grecy rozkładali swoje obozy, Afrykanie odchodzili w kierunku kolejnej okupowanej twierdzy – ostatnie rzecz, jakiej obie strony potrzebowały, to bratobójcza wojna. Z Epiru oddziały cesarskie przeszły więc do Kosowa, natomiast druga armia, operująca do tej pory we wschodniej Macedonii skierowały się na terytorium nieprzyjaciela, nie spodziewając się oporu ze strony zorganizowanej armii. Dowódcy sparteńscy nie pomylili się w tej kwestii – nieniepokojeni przez nikogo, rozpoczęli oblężenie Tîrgovişte, stolicy Wołoszczyzny. Wkrótce jednak okazać się miało, że w regionie działa trzecia siła, która postara się dać we znaki najeźdźcom – lokalna szlachta, widząca szansę na wyrwanie się spod jarzma Siedmiogrodu, zorganizowała powstanie, które skończyło w najtragiczniejszy możliwy sposób – zduszone przez żołnierzy kraju, o którym większość z nich zaledwie tylko słyszała. Nie wiadomo, dlaczego w zasadzie doszło do bitwy, choć za najbardziej prawdopodobną hipotezę uznaje się błędne rozpoznanie nadchodzącego oddziału przez patrol Sparteńczyków. Rezultat prezentował się jednak druzgocąco – trzy tysiące martwych ciał zaległo na wołoskich polach, a oblężenie trwało nadal, aż do dwieście osiemdziesiątego dnia, kiedy to załoga miasta złożyła broń i w honorowy sposób przekazała władzę nowemu garnizonowi.

    [​IMG]
    Cóż, że pięknie, gdy obco? Kiedyś tu będzie Rumunia...​

    W czasie oblężenia Tîrgovişte na Bałkany ściągnięta została armia neapolitańska, która zdobyła, bez większych przeszkód zresztą, Rzym. Wenecjanie, o dziwo, wręcz cieszyli się z wkroczenia wojsk prawosławnych do dawnej stolicy świata, odczytując to nie jako przejaw swojej słabości, lecz jako policzek wymierzony znienawidzonemu przez von Zahringenów papiestwu. Siedmiogród, praktycznie pozbawiony już armii, miał zatem upaść w mgnieniu oka. Szybkości rozwoju zdarzeń Sparteńczycy jednak zdecydowanie nie docenili – przeciwnik bowiem swe początkowe sukcesy wojenne okupił słono – jego skarbiec od dłuższego czasu zawierał jedynie pustkę, a żołnierze zapomnieli już miłego dla ucha dźwięku monet z żołdu. Nie było już twierdzy, której ktokolwiek chciałby bronić – nieliczni lojaliści w poszczególnych miastach szybko zakrzykiwani byli przez ludność cywilną, której wyraźnie we znaki dawało się wojsko gwałtem odbierające żywność, a wobec opornych dopuszczające się czynów, o których przyzwoitość nie pozwala wspomnieć. W tej skrajnie niesprzyjającej sytuacji król siedmiogrodzki, Grzegorz I wydał Afrykanom ostatnią, rozpaczliwą bitwę, z góry skazaną jednak na porażkę – znaczna część podległych mu oddziałów rozpierzchła się już w początkowej fazie starcia, a ci, którzy nie salwowali się ucieczką, zaszczycili swoją obecnością ucztę w Walhalli.

    [​IMG]
    Tu nawet husaria by nie pomogła.​

    Ostatnim zadaniem do wypełnienia było zajęcie Bośni, stanowiącej wasala Siedmiogrodu – dopóki terytorium bośniackie pozostawało wolne, Grzegorz I nawet nie chciał słyszeć o rozpoczęciu rozmów pokojowych. Kampania w tym bałkańskim kraju trwała przeszło rok i po bezproblemowym rajdzie po siedmiogrodzkich twierdzach stanowiła niezwykle nieprzyjemną niespodziankę dla wojsk sparteńskich. Dodatkowo armię królewską podgryzać próbował Meho Gradascević, ukrywający się w lasach z doskonale znającymi teren żołnierzami, rekrutowanymi nierzadko wśród mieszkańców lokalnych wsi i miasteczek. Ich działania przyrównać można jedynie do prób użądlenia słonia przez pszczołę – cesarz Demetriusz ledwie czuł ich efekty.
    Kiedy przystąpiono wreszcie do rokowań pokojowych w październiku roku 6977 (1468), Sparteńczycy postawili dość łagodne żądania. Nie zależało im na zdobyczach terytorialnych, tym bardziej, że Wenecjanie przysięgali, że nigdy nie oddadzą Rzymu, chyba że spłonie bazylika św. Marka (a tę i całą Wenecję skutecznie chroniła wielka flota), tak więc zażądali kilku bardzo prostych do spełnienia, lecz bardzo upadlających króla Grzegorza obietnic: konwersji na prawosławie oraz zerwania wszelkich umów i traktatów, które wiązały Siedmiogrodzian z sojusznikami. Na ten ostatni warunek pokonani najbardziej nie chcieli się zgodzić, więc dla dodania im kurażu pojawił się kolejny postulat – rezygnacja z roszczeń terytorialnych do ziem zajmowanych przez Związek Węgierski. W razie czego, na przedpolach Sarajewa, w którym prowadzono rozmowy, stało dziesięć tysięcy żołnierzy, gotowych w każdej chwili wykazać się dyplomatycznym kunsztem. Siedmiogrodzianie skapitulowali w końcu po kilku dniach, ponoć tylko dlatego, że ich poselstwo w czasie jednej z uczt do szczętu upojono, tak iż nie wiedzieli nawet, co podsunięto im do podpisu.

    [​IMG]
    To nie pokój, to zawieszenie broni na dwadzieścia lat.​

    Demetriusz IV znów triumfował i z radością szykował się do powrotu do Tunisu. Nie wiedział jednak jeszcze, jakie wiadomości czekają nań w domu...


    ===========================================================================================
    Kolejny odcinek za nami. Następny powinien ukazać się szybciej - mam przy czym pisać, więc muszę wykorzystać ten czas.
     
  7. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Odcinek XXVIII - Demetriusz IV (1460-1490) - część trzecia

    [​IMG]

    Ostatni Rzymianie
    AAR sparteński

    Odcinek XXVIII
    Demetriusz IV (1460-1490)

    część III

    [​IMG]
    Jego Wysokość cesarz Demetriusz IV


    Cesarz Demetriusz powrócił do kraju jako niekwestionowany zwycięzca wojny z Siedmiogrodem, wojny, która nie tylko ocaliła Bizancjum, ale także wydarła spod władzy papistów rozległe połacie ziemi. Triumfator triumfował więc, przewodząc w Tunisie wielodniowemu świętu. Uczty, parady, hołdy składane przez przedstawicieli wszystkich chyba ludów, zawodów i warstw społecznych to tylko część zajęć imperatora w tym okresie. Gdy zapadał zmrok, autokrator do późnych godzin nocnych omawiał z doradcami bieżące sprawy państwa, zaniedbane w czasie wyprawy do Europy. Na samym początku zażądał (o czym wiemy z zachowanej korespondencji) zdania relacji z najważniejszych wydarzeń na dworze oraz ogólnej sytuacji wewnętrznej – raportów słuchał z niezwykłą uwagą, tym bardziej, że ukazywały wszystkie słabości władzy sparteńskiej, zarówno w stolicy, jak i w prowincjach. Nie mógł jednak wiedzieć, że wydarzenia, o których słuchał, stanowiły zapowiedź problemów, które w pełni ujawnić się miały dopiero za panowania jego następcy.

    Jeżeli już o następcy mowa – nie da się ukryć, że cesarzewicz Sergiusz nie cieszył się w wyższych, sferach zbytnią popularnością. Uważany był, z racji swego niepewnego pochodzenia, za dzikie dziecko, syna małp pozbawionego zdolności myślenia. Chociaż w późniejszych latach możni zrewidowali swoje poglądy na temat następcy tronu, wyraźna, choć nigdy nie wyrażona wprost, niechęć pozostała. Niektóre stronnictwa na dworze w Tunisie opowiadały się za radykalnym rozwiązaniem problemu – a nieobecność monarchy stwarzała ku temu doskonale warunki. Któregoś dnia, z bliżej nieznanych przyczyn, chłopiec poważnie zaniemógł – chociaż podejrzewano próbę otrucia, w żaden sposób nie można było jej dowieść. Przez trzy dni stan dziedzica nie poprawił się ani o jotę. Każdy bał się podjęcia jakiejkolwiek decyzji, by nie zostać posądzonym o zdradę w przypadku śmierci dziecka, jedynie duchowni zachęcali do modlitw i postów w intencji uzdrowienia. Jedyny, jak się zdaje, trzeźwo myślący na dworze człowiek, Nuno Alvares Pereira, sprawujący tymczasowo władzę w związku z nieobecnością cesarza, posłał w końcu po medyków, którzy zdołali sonie tylko znanymi sposobami odratować małego pacjenta. Dziwnym zbiegiem okoliczności, wszyscy trzej z przyczyn, jak się zdaje, najzupełniej w świecie naturalnych, umarli w kilka tygodni po przeprowadzeniu terapii.

    [​IMG]
    Lekarzu, lecz się sam.

    Niepokoje nie ustawały wciąż w Iberii, gdzie poczucie przynależności do sparteńskiej monarchii nigdy nie wykształciło się w wystarczającym stopniu. O ile jednak dotychczas wystąpienia przeciwko władzy, czy nawet otwarte bunty, jeżeli już występowały, skierowane bywały przeważnie przeciwko poborcom podatkowym gnębiącym lokalną ludność ponad miarę (co ukrócone zostało poprzez wprowadzenie reform administracji przez Antemiosa II), to obecnie rebelianci domagali się coraz wyraźniej odłączenia od Spartenii i utworzenia niezależnego państwa – nie umiejąc jednak przy tym porozumieć się co do jego przyszłego charakteru. Brak organizacji cechujący wojska rebelianckie stanowił ich główna słabość, dlatego też utrzymywanie licznej armii nawet w tak niestabilnym rejonie nie stanowiło konieczności – trzydzieści tysięcy zbrojnych wiernych Tunisowi bez problemu tłumiło wszelkie przejawy nieposłuszeństwa wobec cesarza – tak było i tym razem – chociaż w Kantabrii i Kastylii wybuchły powstania, szybko zakończyły się one klęską, a Kastylijczycy dodatkowo zmuszeni zostali do pozostania w nieprzychylnej im Aragonii, gdzie zadany im został ostateczny cios. Kastylia, Kantabria, Aragonia – niewielu podejrzewało, że nazwy te stracą znaczenie znacznie szybciej, niżby ktokolwiek się spodziewał...
    Sytuacja na Półwyspie Iberyjskim nie wyglądała źle przynajmniej pod jednym względem – o ile władze polityczne raz po raz napotykały na trudności i opór ze strony ludności miejscowej, o tyle misjonarze prawosławni, w większości wychowani w Iberii, odnosili sukces za sukcesem. Wydawać się mogło, że ostatnie bastiony islamu i katolicyzmu padną w okamgnieniu – a gdyby można było wykorzystać religię do ugruntowania poczucia przynależności do Spartenii, w znaczący sposób ułatwiłoby to kontrolowanie krnąbrnej prowincji. Problem polegał jednak na tym, że, o ile głoszący Słowo Boże mnisi w swych naukach pod względem teologicznym nie odbiegali zbytnio od wykładni patriarchatu, o tyle w ocenie sytuacji politycznej bliżej im było do ziomków, niż do zwierzchników znajdujących się gdzieś za morzem.

    [​IMG]
    Niby wszyscy prawosławni, a Boga w sercu nie mają...​

    Do spraw, które omawiał z doradcami cesarz, należała także polityka zagraniczna i ogólna sytuacja polityczna świata. Chociaż od wydarzeń europejskich większość Spartenii chroniło Morze Śródziemne, nie można było pozwolić sobie na ignorowanie najważniejszych zmian. Do uszu Demetriusza podczas wyprawy przeciwko Siedmiogrodzianom dochodziły, co prawda, wieści przekazywane przez handlarzy lub podróżników, którzy znaleźli się w objętym działaniami wojennymi regionie, jednak nigdy nie były to informacje kompletne, a wielokrotnie stanowiły de facto jedynie plotki, w których dostrzec można było, co prawda, skrawki odbicia rzeczywistości, zniekształcone jednak przez wielokrotne przekazywanie ich dalej.
    Najpewniejsze wieści przychodziły do Siedmiogrodu z północy, gdzie pod patronatem papieża Czesi, Krakowianie, Pomorzanie i Niemcy walczyli przeciw muzułmańskiemu królowi Polski. Ponoć wojnę wygrali chrześcijanie, a papiestwo zyskało nowe terytoria na wschód od rzeki Odry, jednocześnie torpedując czeskie ambicje odnośnie zajęcia Ślaska. Awantury na dalekiej Północy, szczególnie między papieżem a spadkobiercami tureckiej nawałnicy sprzed dwustu lat niewiele jednak obchodziły mieszkańców Afryki – stanowiły raczej ciekawostkę, której znajomością można było pochwalić się w teatralnych rozmowach na cesarskim dworze.
    O wiele bardziej ważnym (i po części równie z papiestwem związanym) wydarzeniem było wezwanie wystosowane na zjeździe w Regensburgu przez cesarza rzymsko-niemieckiego. Samo katolickie, północne cesarstwo nie mogło równać się ze Spartenią, ani nawet z Bizancjum – stanowiło podzielony na zwalczające się królestwa, księstwa i wolne miasta organizm, niewydolny do granic możliwości. Przez wieki dzierżenia korony przez papieży władza cesarska zdegenerowała się i obecnie stanowiła niewiele ponad tytuł honorowy – tymczasem wobec zgromadzenia władców wszystkich tych lilipucich państewek imperator proklamował uroczyście wezwanie do odnowy – niewielu wierzyło w faktyczne powodzenie takiego projektu, tym bardziej, że Bawaria nie stanowiła wcale kraju, który w sposób militarny mógłby narzucić swoją wolę.

    [​IMG]
    Rzesza przechodzi na dietę.

    Po zakończeniu wojny siedmiogrodzkiej Spartenia wkroczyła w okres pokoju, podczas którego walka przeniosła się z Europy do Afryki. Był to jednak spór bez wykorzystania broni – jak zwykle napięcia narastały między Tunisem a prowincjami – szczególnie wyraźnie było to widoczne w próbach dopełnienia reform administracyjnych Antemiosa II. Starania te przybierały formę edyktów wydawanych przez cesarza – edyktów, które obowiązywać miały w całym państwie jednakowo, niezależnie od lokalnego ustawodawstwa. Taki rodzaj ingerencji w wewnętrzne sprawy poszczególnych królestw składających się na cesarstwo nie został jednak przyjęty życzliwie – o ile w samej Tunezji i większej części Afryki nie odnotowywano znaczących przejawów sprzeciwu, o tyle w prowincjach zamorskich, z Neapolem włącznie, zarządzenia autokratora zwyczajnie ignorowano, koncentrując się głównie na wysłaniu do skarbca odpowiednich ilości złota. Zdaniem niektórych doradców Demetriusza IV, postępowanie takie ocierało się o zdradę i obrazę majestatu, a wszelkie nowe prawa powinny zostać, jeżeli okaże się to konieczne, wprowadzone nawet siłą. Nie wszyscy podzielali tę opinię, wskazując na praktyczną niemożność zarządzania tak rozległymi połaciami ziemi za pomocą wydawanych bez poszanowania dla tradycji, niekiedy dramatycznie rozbieżnej na przeciwległych krańcach imperium. Cesarz przychylał się do stanowiska tej drugiej grupy – po fali buntów, która przetoczyła się przez Spartenię po ogłoszeniu następcy tronu, lepiej było dmuchać na zimne, ewentualne dalsze zmiany zostawiając na inne czasy, kiedy dotychczasowy system okrzepnie.

    [​IMG]
    Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni...

    Skutki pobłażania prowincjom pokazały się stosunkowo szybko – w roku 6983 (1474) na południowych rubieżach Mauretanii, stosunkowo niedawno zasiedlonych, pojawił się ruch, domagający się odstąpienia korony od narzucania praw poszczególnym częściom składowym imperium i powrotu do tradycyjnego systemu rządów. Jak miało się później okazać, zwolennicy takiego rozwiązania w momencie wystosowania petycji do Tunisu dysponowali już niewielką armią i otwarcie grozili rebelią, jeżeli ich żądania nie zostaną spełnione. Cesarz nawet nie raczył zapoznać się z postulatami kolonistów i, poleciwszy wysłanie wojsk do stłumienia w zarodku tego absurdalnego powstania, zakończył swoje zaangażowanie w sprawę. Dużo ważniejsze w tym momencie było zapewnienie sprawnej sukcesji księciu Sergiuszowi, Wenecjanie i Bizantyjczycy co rusz odmawiali Spartenii i reszcie świata handlu w swoich portach, a tu jakaś rebelia z końca świata postanawia wywrócić do góry całe państwo...
    Niewrażliwość monarchy na problemy i żale poddanych być może nigdy nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie rodzony brat imperatora, Jan – znany w Tunisie i nie tylko kobieciarz, hulaka i hazardzista. Ów poczciwy mąż stanowił zakałę i czarną owce dla całego rodu, jednak na samym zainteresowanym nie wywierało to większego wrażenia. Dopóki jednak przegrywał pieniądze w karty, trwonił je w burdelach i mordowniach najgorszego sortu – można było przymknąć na to oko. Problem pojawił się, gdy do uszu cesarskich doszły pogłoski, jakoby Jan przyjmował pokaźne ilości złota od kupców i posłów, w zamian oferując sekrety zasłyszane w pałacowych komnatach. Dziwnym zbiegiem okoliczności, lotem błyskawicy po kraju rozeszła się wieść o nieczułym potraktowaniu mauretańskich kolonistów, a dyplomaci podczas rozmów ze zdumieniem odkrywali, że nawet najbardziej kompromitujące fakty dotyczące sparteńskiej arystokracji znane były wszystkim bez wyjątku. Gdyby podobnych czynów dopuścił się zwykły dworzanin, zostałby niechybnie skrócony o głowę. W tym jednak wypadku, z racji pokrewieństwa podejrzanego z cesarzem postanowiono ukręcić sprawie łeb i wyciszyć wszystko, nie doprowadzając do kompromitacji domu panującego. Przyzwoitość nakazywała bowiem, aby wobec praw wszyscy byli równi... ale niektórzy równiejsi.

    [​IMG]
    Play it again, Johnny Guitar...


    ===========================================================================================
    Zastanawiam się, ile odcinków jeszcze pójdzie na Demetriusza...
     
  8. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Odcinek XXIX - Demetriusz IV (1460-1490) - część czwarta

    [​IMG]

    Ostatni Rzymianie
    AAR sparteński

    Odcinek XXIX
    Demetriusz IV (1460-1490)

    część IV

    [​IMG]
    Demetriusz (nie Dymitr - bardzo ważne) IV


    Ustabilizowawszy nadszarpniętą nieodpowiedzialnością księcia Jana sytuację wewnętrzną w cesarstwie, Demetriusz IV postanowił zadbać o właściwe przekazanie władzy po swojej śmierci. Chociaż był wciąż człowiekiem dość młodym, obawiał się o los swojego następcy, księcia Sergiusza, który nie tylko nie był jego biologicznym synem – ale też przed zaadoptowaniem go przez imperatora, znaleziony został w lesie podczas polowania. Wstąpienie na tron cesarski człowieka o takiej proweniencji wywołałoby niechybnie bunt, a być może nawet wojnę domową – tym bardziej, że lista potencjalnych kandydatów do trony wydłużała się z każdym dniem. Należało więc działać – i to działać szybko. Zamierzenia autokratora były pod tym względem dość precyzyjne, aczkolwiek po raz kolejny wywołujące skandal złamaniem obyczaju: za życia ojca, syn miał zostać uroczyście ukoronowany (nie jednak na cesarza, wszak dwóch monarchów w jednym państwie to sytuacja niebezpieczna, a w tym wypadku – wywołująca również niepotrzebną rywalizację), ale na króla Neapolu. Tytuł ten, otrzymany od imperatora, wiązałby młodego basileusa i uzależniał go od Tunisu, a z drugiej strony – choć godność, którą planowano nadać miała charakter, jak się zdawało, wyłącznie honorowy – to jednak podczas całej uroczystości zaplanowano niezwykle istotny punkt – złożenie przysięgi na wierność przyszłemu dzierżcy Spartenii. I, chociaż tylko głupiec mógłby uwierzyć w solenne nawet zapewnienia czynione przez arystokrację, to wprowadzenie zamieszania wśród możnych i dodatkowe utrwalenie go za pomocą złota zapewniło względny spokój przez następne lata.

    [​IMG]
    Księstwo Walii to może nie jest, ale i Neapolem nikt by nie pogardził - o ile nie leży akurat pod górami śmieci.

    Demetriusz IV, starając się zapewnić swojemu następcy jak najmniej problematyczna sukcesję, zawczasu postanowił poszukać mu na dworach Europy odpowiedniej kandydatki na żonę. Listy rozsyłane w tej sprawie do najważniejszych stolic chrześcijańskiego świata zaowocowały odzewem dalece większym, niż spodziewali się dyplomaci imperatora. Poselstwa, prezentujące sylwetki swoich córek wysłali bowiem nie tylko powiadomieni o fakcie królowie, ale także władcy posługujący się niższymi tytułami, a nawet kilku weneckich kupców, liczących najwyraźniej na przywileje handlowe wywalczone dzięki tej niesłychanej zuchwałości. Obok nich swoje relacje zdawali także dyskretnie posłani wraz z listami szpiedzy, których głównym zadaniem była weryfikacja zgodności przedstawionej na portretach urody potencjalnych małżonek Sergiusza ze stanem faktycznym. Ostateczny wybór padł na księżniczkę francuską, Marie de la Porte, córkę króla Roberta V. Przy okazji zawarcie wstępnych umów z Francuzami, monarcha kokietował również wysłanników przybyłych z innych stron świata, przedstawiając im mniej znaczących członków dynastii sparteńskiej. Udało uzgodnić się jedynie mariaże z przedstawicielami bocznych linii Spartenosów z Bizancjum, Bułgarii i Serbii, dzięki czemu Tunis miał nadzieję na dalsze zacieśnienie współpracy z prawosławnymi krajami z Bałkanów. Jak się zdaje, wydatnie w osiągnięciu tego akurat celu pomogła toczącą się wojna z Raguzą, w której armie afrykańskie po raz kolejny dały dowód swej przydatności – w tej sytuacji budowanie stabilnych relacji ze Spartenią, choć wyglądało na obłaskawianie dzikiej i nieprzewidywalnej bestii, stanowiło najlepsze rozwiązanie.

    [​IMG]
    Gdzie te czasy CK, kiedy można było dobrym mariażem zdobyć niejedna koronę...​

    W kwietniu roku 6990 (1481) na dwór w Tunisie przybyło dość osobliwe poselstwo z dalekiej Etiopii. Mieszkańcy stolicy mieli jeszcze w pamięci przepych orszaku ciemnoskórego króla, rozrzucającego złoto w drodze na uroczystości koronacyjne Demetriusza IV, teraz jednak Kuszyci prezentowali się dużo skromniej, nie wyróżniając się bardzo od murzyńskich kupców z dalekich ziem, czy nawet niektórych dobrze utrzymywanych niewolników. Jedynie sporządzone na modłę grecką sztandary zdradzały tożsamość przybyszów. Cel wizyty posłów okazał się równie niezwykły, jak i oni sami – okazało się bowiem, że po bezpotomnej śmierci władca etiopski postanowił przesłać koronę Spartenosom, o ile ci uszanują odrębność jego królestwa. W ten sposób cesarz stał się jednocześnie basileusem ziemi, o której miał niewielkie pojęcie. Mimo zaskoczenia, jakie wywołała owa ni to prośba, ni to donacja, imperator postanowił uhonorować życzenie swych nowych poddanych. Ugościł więc Etiopczyków najlepiej, jak to było możliwe i przez kilka dni uważnie wysłuchiwał opowieści ich zwyczajach, sposobie życia, religii i języku, który wzbudził w nim wielką ciekawość. Czarni Afrykanie zabawili w stolicy prawie miesiąc – zwieńczeni ich pobytu stanowiły uroczystości koronacyjne, jakie postanowił przeprowadzić Demetriusz. Sama ceremonia przebiegła w części według tradycji greckiej, w części – abisyńskiej. Fakt ten wynikał z braku odpowiednich duchownych, którzy mogliby poprowadzić nabożeństwo według obrządku etiopskiego – nawet jednak, gdyby takowi zostali znalezieni, przedstawiciele patriarchy zaprotestowaliby przeciw „zabobonom i gusłom”. Kuszyci ukontentowani odeszli więc do swej ojczyzny, natomiast Tunezyjczycy i przedstawiciele innych nacji przebywający w tym czasie w Tunisie ujrzeli widowisko szeroko komentowane później na dworach całego chrześcijańskiego świata.

    [​IMG]
    Wszyscyśmy dziećmi Jah.​

    Budowanie pozytywnego wizerunku Spartenii na Bałkanach miało jeszcze jeden, nieoczywisty cel – zatrzymanie rozwoju terytorialnego Bizancjum w Azji. Demetriusz IV w planach miał wzmocnienie Jerozolimy, by stworzyć przeciwwagę dla „przyjaciół” znad Bosforu. Do tego jednak, przynajmniej przejściowo, potrzebny był spokój w północnych regionach Lewantu – a ten spokój najlepiej zagwarantować mógł sojusz sparteńsko-bizantyjski. W roku 6692 (1483) udało się doprowadzić do podpisania układu, wzmacniającego dotychczasowe więzy między oboma cesarstwami i de facto tworzącego po raz pierwszy od podziału monarchii przymierze obejmujące swoim zasięgiem wszystkie ziemie rządzone niegdyś przez Arkadiusza I.
    Politycy w Tunisie na wieść o podpisaniu układu nie posiadali się z radości – najważniejsi doradcy cesarza natomiast momentalnie przystąpili do działania, kierując wojska do Egiptu, skąd uderzyć miały na państwa arabskie – a przede wszystkim – na rosnący w potęgę Hidzaz. Wojna rozpoczęła się dość leniwie, wrogowie nie przejawiali wielkiej aktywności, gromadząc zapewne siły gdzieś w pustynnych kryjówkach, natomiast główny wysiłek po stronie chrześcijańskiej spocząć miał na Bizantyjczykach i Jeruzalemitach. Sparteńczycy natomiast wyznaczyli sobie na cel Mekkę, licząc na szybkie podpisanie pokoju po upokorzeniu mahometan przez okupację ich najświętszego miasta.
    Sama Mekka padła dość szybko – po zaledwie czterech miesiącach oblężenia i niespełna rok po rozpoczęciu działań. Na północy ostatnie twierdze mahometańskie trzymały się ostatkiem sił i lada dzień wpaść miały w ręce chrześcijan. Hidżaz nie chciał jednak nawet słyszeć o negocjacjach pokojowych, a wśród wyznawców Allaha zaczynało mówić się o dżihadzie. Niezrażony tym Demetriusz IV polecił dalsze upokorzenie Arabów – armia, która przemocą wdarła się w obręb murów Mekki, tym razem zdobyć miała Medynę – i z postawionego jej zadania wywiązała się doprawdy wzorowo. Tego było dla przeciwnika już za wiele. Upokorzeni i pobici muzułmanie sami poprosili o pokój – i, niejako w akcie łaski, potraktowani zostali dość łagodnie. Jerozolima zyskać miała ziemie Transjordanii, na których niegdyś rozpościerało się księstwo frankijskich krzyżowców. Oczywiste było, że przecięcie państwa hidżaskiego to tylko i wyłącznie rozwiązanie tymczasowe, a prędzej, czy później, Syria wraz z okolicznymi ziemiami wpaść będzie musiała w ręce Jerozolimy.

    [​IMG]
    Od dziś wieprzowina w ofercie knajp na Wschodnim Brzegu Jordanu!

    Po zdobyciu świętych miejsc muzułmanów, Demetriusz IV patrzył chciwie na jeszcze jedno miasto, którego posiadanie wzmocniłoby jego pozycję w chrześcijańskim świecie. Jak powiadają, okazja czyni złodzieja, a okazja nadarzyła się pierwszorzędna. Mieszkańcy rzeczonego grodu, zmęczeni panowaniem króla zza morza, dręczącego ich podatkami i poborem do armii toczących wiecznie przegrane wojny, postanowili zrzucić jarzmo i dołączyć do swych pobratymców. Cóż z tego, że pobratymcy owi sami nie byli silni, a z wież najwyższych kościołów widać było posterunki obserwacyjne obcego mocarstwa... Ceną wolności jest odpowiedzialność – i odpowiedzialność za swe lekkomyślne działania mieszkańcy Miasta mieli ponieść już wkrótce.
    Wojska sparteńskie od dawna pozostawały w stanie gotowości, czekając jedynie na rozkaz do wymarszu – i w końcu rozkaz ten padł. Pod wodzą swego cesarza wielotysięczna kolumna zbrojnych ruszyła na Rzym. Samemu imperatorowi jednak nie było dane zobaczyć niegdysiejszej stolicy świata – spadłszy z grzbietu spłoszonego konia, przez kilka dni umierał i wyzionął ducha na włoskiej ziemi, podczas gdy armia maszerowała dalej, by zwycięstwem uczcić pamięć wodza.

    [​IMG]
    Marsz na Rzym - tylko duce nie ten.​


    [​IMG]


    ==========================================================================================
    Demetriusz wreszcie gryzie glebę, teraz powinno wszystko trochę się ruszyć. Jeszcze słowo co do mapy: sorry za taki półprodukt, ale zwyczajnie nie mam czasu na tworzenie czegoś lepszego w tej chwili. Do następnego razu.
     
  9. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Odcinek XXX - Sergiusz VII (1490-1505) - część pierwsza

    [​IMG]

    Ostatni Rzymianie
    AAR sparteński

    Odcinek XXX
    Sergiusz VII (1490-1505)

    część I

    [​IMG]
    Sergiusz - pierwszy tego imienia od prawie czterech stuleci


    Wstąpienie na tron sparteński cesarza Sergiusza VII zbiegło się z wojną o Rzym, rozpoczętą przez poprzednika monarchy. Aby zapewnić w zgodzie z tradycją sprawne przejęcie rządów, Sergiusz, wówczas król neapolitański, pozostawiony został przez ojca w Tunisie. Rozwiązanie takie oszczędzało nieukoronowanemu jeszcze autokratorowi podróży do stolicy w środku działań wojennych. W przypadku Sergiusza przebywanie w Tunezji ważne było z jeszcze jednego, bardzo szczególnego powodu – imperator nie był biologicznym synem swego ojca i jakakolwiek zwłoka w wyniesieniu na tron oznaczać mogła pojawienie się pretendentów. Zrozumiałe było więc przeprowadzenie uroczystości w wielkim pośpiechu – list informujący o śmierci Demetriusza IV w glorii chwały podczas bitwy z Urbińczykami dotarł do jego następcy w niedzielę rano, a już wieczorem na skroniach przybranego syna zmarłego Spartenosa spoczęła korona. Ceremonie przeprowadzane były pospiesznie, bez udziału osób nie zaliczających się do najbliższej rodziny Sergiusza. Zanim więc ktokolwiek wdrożyłby wcześniej przygotowany plan zamachu stanu – a trzeba w tym miejscu wspomnieć, że, istotnie, szpiedzy donosili o kilku przygotowywanych spiskach, jego zamiary już zostały udaremnione.

    [​IMG]
    Władca Spartenii i Etiopii - gdziekolwiek ta Etiopia się znajduje...

    Zanim jeszcze Sergiusz wyruszył przez Morze Śródziemne, by stanąć na czele sparteńskich wojsk w Italii, polecił swoim doradcom dokonanie przeglądu administracji państwowej – zarządzanie tak wielkim terytorium w sposób efektywny wymagało dokończenia reformy, podjętej kilkadziesiąt lat wcześniej. Dotychczas bowiem, pomimo ujednolicenia struktur prowincjonalnych, cały system działał niedoskonale – brakowało przede wszystkim nadzoru nad już urzędnikami niższego szczebla, a raporty spływające do stolicy ginęły w gąszczu koterii pałacowych i pajęczynie osobistych zależności między arystokratami. Celem młodego cesarza było, jak się wydaje, skonstruowanie machiny przekształcającej Spartenię w dobrze funkcjonujący mechanizm – alby jednak zrealizować ten dość ambitny plan, potrzebni byli przede wszystkim ludzie, pełniący rolę trybików w machinie. Rozwiązaniem miała okazać się dalsza rozbudowa biurokracji, która kontrolować miała wszystkie aspekty funkcjonowania państwa. W efekcie w przeciągu kilku lat rzeczywista władza przeszła z rąk obwieszonych złotem bogaczy na rzecz zasuszonych, obwieszonych papierami urzędników, skrupulatnie czytających raporty i wyszukujących najmniejszych uchybień w działalności podległych im instytucji. W karierze nie miało też pomagać wysokie urodzenie – niezależnie od nazwiska, herbu czy posiadanej ziemi, kandydat do służby państwowej wykazać się miał przede wszystkim intelektem i jego praktycznym wykorzystaniem – w celu wyłonienia najlepszych stworzono specjalny system egzaminacyjny.

    [​IMG]
    Biurokracja jest dobra - tworzy w końcu zupełnie zbędne miejsca pracy.​

    Podczas gdy w Afryce największe umysły epoki dumały nad reformami administracyjnymi, po drugiej stronie morza toczyła się wojna - wojna niesprawiedliwa i z góry wygrana dla jednej strony, jednakże i tak nastręczająca Sparteńczykom licznych problemów. Nie wszystkie bitwy można było wygrać, nie wszystkich żołnierzy uwięzionych w potrzasku uratować, a nowy autokrator organizować musiał swą armię w zasadzie od początku. Niemniej jednak, nad Rzymem zawisł wreszcie czerwono – zielony sztandar ze złotym orłem, a Urbińczycy, choć bitni, zmuszeni zostali do uznania się za pokonanych. W zawartym w roku 7002 (1493) pokoju oddawali Wieczne Miasto odrodzonemu Cesarstwu Zachodniorzymskiemu, natomiast Sienę, leżącą na północ od siedmiu wzgórz niegdysiejszej stolicy świata, uwalniali jako kolejne niepodległe księstwo, urozmaicając i tak już barwną mozaikę polityczną na Półwyspie Apenińskim.
    Wieści o opanowaniu jednego z najważniejszych dla chrześcijan miejsc (nie tylko dla katolików, których papieże wywodzili swój urząd od świętego Piotra, pierwszego biskupa rzymskiego, lecz również dla prawosławnych) przez Spartenię rozeszła się po ówczesnym świecie lotem błyskawicy. W niedługim czasie w pobliżu bazyliki watykańskiej, wzniesionej jeszcze w czasach konstantyniańskich, powstała akademia teologiczna, z której wyszło wielu świętych i czcigodnych kapłanów, w znacznej mierze przyczyniających się do ewangelizacji pogan i heretyków w sparteńskiej monarchii, a także poza jej granicami.

    [​IMG]
    Roma Aeterna.​

    Spokój basileusa zakłóciło wydarzenie wpisujące się w dość niechlubną tradycję w sparteńskiej dynastii – w roku 7003 (1494) dziedzic korony, młody książę Demetriusz spadł z pałacowego muru podczas zabawy z przyjaciółmi. Spekulowano, że tak naprawdę ktoś pomógł mu w pożegnaniu się z żywotem, lecz drobiazgowe i długie śledztwo nie przyniosło żadnych rezultatów, pomimo wytężonej pracy wykwalifikowanych specjalistów. W Tunisie powiadano, że krzyki i płacz przesłuchiwanych niosły się po cesarskich korytarzach jeszcze długo po odejściu autokratora z tego świata. Sergiusz przez kilka tygodni wzbudzał w dworzanach przerażenie – nie było wiadomo, kiedy, kogo i za co wszechwładny monarcha postanowi zesłać do podziemi. Przed kazamatami nie było ucieczki i zasada ta odnosiła się tak do chłopców stajennych, jak i do urzędników, arystokratów i duchownych. Rozbijający się po swej rezydencji cesarz szukał ujścia gniewu w doczesnych przyjemnościach – wieczorami upijał się na umór z dobranymi siłą kompanami (libacje te kończyły się zazwyczaj uszkodzeniem ciał biesiadników), a kiedy nudziło mu się już picie, rozładowywał napięcie na napotkanych w pałacu kobietach. Dopiero kiedy zaspokoił już swoje żądze, nakazał strzec swego drugiego syna, Sergiusza, jak oka w głowie, grożąc szafotem, gdyby młodemu cesarzewiczowi cokolwiek się stało.

    [​IMG]
    Giną jak muchy, to w sumie niedobrze.​

    Siódmego stycznia na tron jerozolimski wstąpił basileus Aleksy III. Jego pierwszą decyzją stało się wypowiedzenie wojny muzułmańskim sąsiadom, tak więc posłowie, wysłani do Tunisu z doniosłą wiadomością, przywieźli również wezwanie do stawienia się po stronie chrześcijan i obrońców Grobu Świętego. Sergiusz niechętny był pakowaniu się w awantury krewnego z Jerozolimy, zgodził się jednak posłać swe egipskie wojska na pomoc. Stacjonujące pod Kairem oddziały liczyły sobie zaledwie dwanaście tysięcy zbrojnych, uznano jednak, że liczba ta w zupełności wystarczy. Szybko okazało się, że to właśnie Sparteńczycy stanowić mieli kręgosłup antymuzułmańskiej koalicji, jednak ani ich przywódcy, ani pozostali sojusznicy nie podzielali entuzjazmu Jeruzalemitów. Niemniej jednak, Egipcjanie wzięli na siebie większość trudów związanych z wojną – to oni rozgromili nieliczne wojska syryjskie pod Damaszkiem, a następnie zdobyli miasto, choć sukces przypisał sobie samemu butny król Aleksy. Oni też odegrali główną rolę w krwawych walkach ulicznych w Deir ez Zoor, które w wyniku zaciętego oporu straciło ponad połowę mieszkańców. To w końcu oni dokonali pozorowanego ataku na Armenię, tylko po to, by ich krewniacy z Palestyny mogli zdobyć Van, stolicę konfederacji Ak Koyunlu. Wszystko przez, dla i w imię Jerozolimy, upośledzonej córki sparteńskiego rodu.
    Wojna zakończyła się w roku 7006 (1491). Jeruzalemici przyłączyli w jej wyniku całość ziem Ak Koyunlu oraz wykrwawione Deir ez Zoor, scedowane przez Kara Koyunlu (nawiasem mówiąc, dla pustynnych koczowników ten stos ruin nie miał już żadnego znaczenia). Sparteńczycy po długiej kampanii ruszyli wreszcie do domów.

    [​IMG]
    We invaded Syria before it was cool.

    Sergiusz VII od samego początku swojego panowania wykazywał skłonności do zwiększania zasięgu swojej władzy – nie jednak w wymiarze terytorialnym (choć kolonizacja wybrzeża zachodniej Afryki powoli postępowała), lecz czysto politycznym. W roku 7009 (1500), kiedy przygotowywał się do przeniesienia części prowincjonalnych urzędów do stolicy i poddania ich osobistemu nadzorowi monarszemu, dotarły doń stosunkowo interesujące wiadomości z dalekiej Północy. Ostatecznie bowiem, jak się wydawało, zlikwidowane zostały resztki muzułmańskiego Królestwa Polskiego dynastii Brochwiczów – odtąd na ziemiach Wielkopolski panować miał wielki książę krakowski. Jego państwo sięgnęło również po władze nad Pomorzem, zyskując tym samym dostęp do Bałtyku. Ponoć nadworny kronikarz krakowski ułożył z tej okazji pieśń, która stała się popularnym elementem repertuaru wędrownych śpiewaków. Kiedy jednak usłyszano ją w Tunisie, pomimo dobrego wrażenia, które sprawiła z początku – rytm wydawał się interesujący, a melodia udana – po przetłumaczeniu na afrykańskich twarzach wywołała uśmiechy politowania – nie do pojęcia dla Tunezyjczyków było śpiewanie o rybach... w Spartenii pieśni układano wówczas inne i zbliżał się czas ich wykonania.

    [​IMG]
    Co kogo obchodzą zwyczaje żywieniowe ludów północy, naprawdę...


    ======================================================================================
    Wracam po wakacjach, dość tego obijania się. Komentarze do odcinka mile widziane, jak zawsze zresztą.
    tl;dr? To chociaż obrazki skomentuj :p
     
    Ostatnia edycja: 18 Wrzesień 2013
  10. R3fr3Sh

    R3fr3Sh Znany Wszystkim

    Mógłbyś z Krakowa Polskę zrobić? Odcinek okej
     
  11. Gieromaker

    Gieromaker Aktywny User

    Świetne jak zwykle :)
     
  12. Maciej-Kamil

    Maciej-Kamil Ten, o Którym mówią Księgi

    Naprawdę fajny AAR :clap:
     
  13. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    R3fr3Sh: Czy zrobię z Krakowa Polskę? Nie potwierdzam, nie zaprzeczam - jak z tym Krakowem wygląda opiszę szerzej w odcinku podsumowującym zmiany w ostatnim stuleciu (ale to za jakiś czas).

    Gieromaker: Dzięki :D

    arcyżużel: w sumie to i tak przeczytasz to najwcześniej jutro, bo nie widzisz, ale i tak dzięki ;)

    Maciej-Kamil: Dziękuję bardzo :)
     
  14. Darne

    Darne Ten, o Którym mówią Księgi

    To koniec marzenia o polskim dżihadzie ;-; ? Ale przynajmniej polskie dzieci z XX wieku będą miały radochę przy czytaniu podręcznika do historii... jak wygląda mapa wyznaniowa Polski?
     
  15. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Darne: Koniec marzenia o polskim dżihadzie? Niekoniecznie ;) Co do mapy wyznaniowej - na pewno muzułmańskie jest jeszcze Mazowsze i Wielkopolska, na Pomorzu też jakieś niedobitki jeszcze się znajdą.
    "Polskie dzieci z XX wieku"... :lol2:
     
  16. John Miller

    John Miller Znany Wszystkim

    No ej, nie możesz (lub EU :p) nam zabrać tak po prostu polskiego dżihadu :( My chcemy polskich terrorystów w XX wieku biegnących z bombami i krzyczących "Allah jest wielki!". A tak swoją drogą, mógłbyś przemianować muzułmańską Polskę na Lechistan? Było by to bardziej klimatyczne :D
     
  17. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    John Miller: Ależ oczywiście, że mogę zabrać polski dżihad, zresztą EU też może i to w sumie decyzja AI, a nie moja, ja się takimi dalekimi regionami naprawdę nie zajmuję. Co do nazwy muzułmańskiej Polski - nie zamierzam jej zmieniać. Polacy (tzn. świadoma część społeczeństwa identyfikująca się z muzułmańskim państwem nad Wisłą) Polakami pozostaną. Co do samej Polski jednak mam pewien plan, w którym istotną rolę odegra instytucja od zawsze aktywna w nadwiślańskiej polityce.
     
  18. noname

    noname Ten, o Którym mówią Księgi

    Przecież wiadomo było że Polsza szans nie miała. Z samym Krakowem byłoby jej ciężko a co dopiero resztą Europy. Przynajmniej szybko padła, krzyżowcy pewnie wyplenią kilka rodów uznanych za zdrajców a władcy Krakowa ogłoszą wielkie zwycięstwo, koniec rekonkwisty, zwycięstwo jedynej słusznej ścieżki.

    Fajnie by było gdyby nowa zjednoczona Polska (jakby jej nie nazwać, ale obstawiałbym że władcy Krakowa już dawno temu zapewnili sobie tytuł królów Polski) zachowała w jakimś stopniu niebieską barwę. W końcu jest to kolor związany z Niebem czy też Królestwem Bożym i to pod taką barwą walczyli Polacy z południa.
     
  19. Milven

    Milven Ten, o Którym mówią Księgi

    Przepraszam - ale... o rybach?
     
  20. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    noname: Polski, jeżeli nie uformuje jej AI, nie będzie - papież się nie zgodzi, a wielcy książęta krakowscy nie mają interesu w konflikcie z papiestwem, które szleje za ich zachodnią granicą. Co do barw natomiast - zostają biało-niebieskie, choćby dlatego, że dwie pierwsze dynastie zasiadające na krakowskim tronie szczycą się herbami w tych właśnie kolorach.

    Milven: o rybach, cóż w tym dziwnego? Ot, taka pieśń wojów Krzywoustego, tylko kilkaset lat później ;)
     
  21. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Odcinek XXXI - Sergiusz VII (1490-1505) - część druga

    [​IMG]

    Ostatni Rzymianie
    AAR sparteński

    Odcinek XXXI
    Sergiusz VII (1490-1505)

    część II

    [​IMG]
    Sergiusz - pierwszy tego imienia od prawie czterech stuleci


    Pod koniec piętnastego stulecia Półwysep Iberyjski stanowił najmniej spokojną część sparteńskiego imperium – stulecia nieustannych wojen, zapoczątkowane przez ekspansję islamu, nieudaną Rekonkwistę, a także późniejsze rozbicie dzielnicowe kordobańskiego emiratu, zakończone podbojem Iberii przez Greków w drugiej połowie trzynastego stulecia, wytworzyły niespotykaną nigdzie indziej strukturę społeczną, w której o wpływy walczyli potomkowie muzułmańskich możnowładców, zarówno wyznający wiarę Proroka, jak i przechrzty, rycerze ze starożytnych ziem Kastylii, Leonu, Galicji i Aragonii, napływowa ludność grecka, a nawet sefardyjscy Żydzi, w których rękach znajdowała się większa część handlu. Tę egzotyczną potrawę podlano jeszcze sosem z bocznych gałęzi sparteńskiej dynastii, których przedstawiciele sprawowali władzę w niezliczonych hrabstwach i udzielnych księstwach, na jakie podzielono tę nieszczęsną ziemię. Cesarze pozwalali swoim pociotkom na wiele, licząc w zamian na spokój i stały napływ brzęczącej monety. Porządek panował w Kordobie, Toledo i Barcelonie przez długi czas, niekiedy kosztem kilku wiader przelanej krwi, jednak lokalni egzarchowie pozwalali sobie na coraz więcej.

    Miejscowe elity upatrywały poprawy sytuacji w reformach administracyjnych wprowadzonych przez cesarza Demetriusza, jednak, w przeciwieństwie do innych prowincji imperium, w czterech iberyjskich królestwach scementowane zostały dotychczasowe zależności. Zmianie tytulatury i teoretycznego zakresu obowiązków poszczególnych urzędników nie towarzyszyła likwidacja nadużyć, których władze nagminnie się dopuszczały. Niemniej jednak, Tunis wysoko cenił sobie uporządkowanie gąszczu tytułów, niezadowolenie społeczne postanowiwszy przeczekać – kiedy jednak w pierwszych latach panowania Sergiusza VII okazało się, że Iberia, zamiast uspokoić się, zaczyna wrzeć, postanowiono wprowadzić dokładniejszą kontrolę nad poczynaniami prowincjonalnych przedstawicieli cesarstwa. Stało się to jednak o wiele za późno...

    [​IMG]
    Ludowi powinno się mówić, co ma myśleć.

    W czasie, gdy w Tunisie kreślono plany przykręcenia śruby prowincjonalnym wielkorządcom, na południu Iberii mnożyły się tajne stowarzyszenia, których członkowie rekrutowali się ze wszystkich warstw społeczeństwa. Szczególnie potężną organizacją stał się szybko Związek Zielony, zrzeszający głównie świeżo nawróconych na chrześcijaństwo szlachciców. Tajemnicę poliszynela stanowił fakt sprzyjania przez nowych wyznawców Chrystusa muzułmanom, najbardziej uciskanym przez greckie władze. W kościołach, meczetach i synagogach lokalni duchowni, pochodzący już nie zza morza, lecz z ziem, na których nauczali, wpajali wiernym niechęć do Cesarstwa, kreśląc jednocześnie utopijne wizje sprawiedliwego królestwa, które miałoby nastać po rozpędzeniu Greków na cztery wiatry. Nic więc dziwnego, że prosty lud, nie znający świata poza swoją wsią i najbliższym miastem, w którym znajdował się plac targowy, ochoczo poparł szlachtę. Miało to, oczywiście, swoją cenę – po wsiach krążyć zaczęli wędrowni mnisi, głoszący nie tylko zmianę władzy, ale wręcz nastanie Królestwa Bożego – niektórym z tych radykałów udało się przekonać do swoich idei pokaźne rzesze ludzi. Pojawienie się milenarystycznych sekt i zakorzenienie się ich dogmatów w świadomości ludowej miało wpływać na pobożność w Andaluzji jeszcze przez wiele stuleci.

    Spiskowcy zrzeszeni w Związku Zielonym i jemu podobnych organizacjach po kilku latach wzajemnej niechęci i podejrzeń zdołali się porozumieć u progu nowego stulecia. Uznano bowiem, że nadszedł czas publicznego ogłoszenia żądań wobec okupantów zza morza – w związku z tym rozmowy między przywódcami poszczególnych grup nie stanowiły już formy wystarczającej, Należało spotkać się publicznie i ogłosić światu przesłanie Andaluzyjczyków. Na miejsce ogłoszenia manifestu wybrano Kadyks – pierwsze znaczące miasto, które ugięło się wobec naporu sparteńskiej armii, a także jeden z najważniejszych ośrodków kulturalnych i gospodarczych tej części świata. Dwudziestego trzeciego listopada roku 7009 (1500) na głównym placu miasta odczytany został tekst listu zaadresowanego do cesarza Sergiusza, w którym to liście domagano się stanowczej reformy lokalnej administracji i odsunięcia od władzy skorumpowanych i wyzyskujących ludność przedstawicieli bocznych gałęzi Spartenosów. Odpowiedź z Tunisu nigdy nie nadeszła – autokrator doskonale zdawał sobie sprawę z kruchości swojego panowania nad iberyjskimi prowincjami, a niezadowolenie w obrębie dynastii mogło kosztować go nie tylko utratę władzy, ale także głowę. Lepiej dla niego było poczekać, aż sprawa nieco przycichnie, jak wiele podobnych wybuchów niezadowolenia.

    [​IMG]
    Buntować się będą, a buraki kto pozbiera?​

    Zlekceważenie głosu poddanych przez Sergiusza VII miało odbić się cesarstwu czkawką niemal natychmiast – już po kilku miesiącach zauważono, że wpływy z podatków nie osiągnęły poziomu z lat ubiegłych. Ludność iberyjska konsekwentnie odmawiała uiszczania ich poborcom podatkowym, zazwyczaj pobierającym dodatkowo haracz dla siebie i swoich mocodawców. W tym antypaństwowym działaniu widoczny był otwarty bunt wobec ówczesnych struktur władzy, Tunis jednak wciąż odmawiał uznania zagrożenia za realne, stawiając egzarchom jedno tylko zadanie: zapewnienie nieprzerwanego dopływu złota do skarbca. Odtąd należności zbierać miało w Iberii wojsko podlegające wielkorządcom, a wszelkie przejawy niesubordynacji miały zostać surowo ukarane. Odpowiedź społeczeństwa na represje nietrudno było przewidzieć – w Lizbonie i Walencji lokalni sympatycy zielonych wzniecili zbrojne powstania, szturmując twierdze, uwalniając więźniów i zagrabiając zgodnie z prawem należące się koronie pieniądze. Armie stacjonujące na terenie Półwyspu Iberyjskiego zostały natychmiast wysłane w celu zduszenia rebelii i pochwycenia jej przywódców, jednak szyki Sparteńczykom pokrzyżowało uderzenie z najmniej spodziewanej strony.

    [​IMG]
    Meh...


    Na wieść o rewolcie w Walencji mieszkańcy całej Aragonii, dotychczas spokojnie szanujący swoje obowiązki względem cesarstwa, gremialnie chwycili za broń. Przez wiele lat historycy zastanawiali się, czy zryw ten zaplanowany był przez przywódców Związku Zielonego – dziś wiemy jednak, że nie miał z nimi nic wspólnego. Choć siła buntowników z początku wydawała się znacznie większa, niż możliwości wiernych cesarzowi sił, szybko okazało się, że nawet największe armie rebeliantów przegrywają w starciu z dobrze wyszkolonymi i zaprawionymi w boju wojskami Spartenii. Dzięki temu udało się obronić Barcelonę, jednak za cenę straszliwej rzezi rojalistów. Po bitwie dowódca był w stanie doliczyć się jedynie niespełna czterech tysięcy żołnierzy z niemal dwudziestu, którymi dysponował przez starciem. Najważniejsze jednak stało się samo utrzymanie miasta – na wieść o zwycięstwie w oddziały walczące przy granicy z Francją wstąpił nowy duch, którego nie załamało nawet nadejście z północy wojsk baskijskich powstańców, marzących od dawna o własnym państwie.

    [​IMG]
    Jeszcze jeden powód, dla którego Barcelone należałoby zbombardować.

    Na początku roku 7011 (1502) sytuacja w Iberii wyglądała nie najlepiej, jednak widać było pewne symptomy poprawy – wojska rebeliantów, choć sprawiały problemy, panosząc się po całym półwyspie, raz za razem ulegały sile sparteńskiego oręża. Jedynie w Aragonii Sparteńczycy zmuszeni zostali do oddania przeciwnikowi kilku twierdz, przy czym Sergiusz, który osobiście zaangażował się w walkę, uznał taki rozwój wypadków za pożądany – oblężenia prowadzone przez poszczególne armie buntowników dawały szansę na rozbicie ich jedna po drugiej. Cesarstwo w swojej historii toczyło już większe konflikty i wychodziło z nich zwycięsko – wszystkie znaki na niebie i ziemi zapowiadały zwycięstwo lojalistów, okupione jednak znacznymi stratami w ludziach. Jednocześnie na prowincji ludność wciąż niechętnie odnosiła się do urzędników i wojska. Nie lepiej było w miastach – rajcy większości z nich kategorycznie odmawiali odprowadzania należnych podatków, lecz było to z reguły jedyne działanie, na które sobie pozwalali.
    Kryzys można było najwyraźniej rozwiązać dotychczasowymi metodami – wystarczyło uporać się z Aragończykami, stanowiącymi w tamtym czasie największe zagrożenie, a Związek Zielony nie stanowiłby już soli w oku iberyjskich urzędników – przy obecnym stosunku sił nie przetrwałby nawet kilku lat. Imperator snuł plany wzmocnienia wojsk w Iberii na wypadek dalszych niepokojów i ani on, ani też nikt z jego otoczenia nie był przygotowany na to, co miało nastąpić...

    Związek Zielony i jego sprzymierzeńcy dysponowali znacznie szerszym poparciem, niż wyobrażali to sobie doradcy Sergiusza. Ciągłe ignorowanie żądań ludu doprowadziło jego przywódców do podjęcia kroku ostatecznego – na przełomie lutego i marca 7011 (1502) z Kadyksu wyruszyło kilkunastu posłańców z zalakowanymi listami. Wyruszyli do wszystkich ważniejszych miast iberyjskich – wszystkich, w których działały kamaryle spiskowców. Treść wiadomości, którą ze sobą nieśli, nie pozostawiała wiele pola do interpretacji – nadszedł czas prawdziwego zrywu przeciwko panowaniu sparteńskiej dynastii i wykorzystywaniu przez nią Iberii w charakterze dojnej krowy. Skoro cesarz nie zamierzał ugiąć się przed spokojną perswazją, ugnie się przed mieczem...

    Szóstego marca ulice miast w całej Andaluzji spłynęły krwią niczego nie spodziewających się sparteńskich żołnierzy – dobrze przygotowani i popierani z reguły przez miejscową ludność buntownicy zaatakowali twierdze i urzędy, przejmując znaczną część z nich. O ile w miastach zabarykadowani w zamkach obrońcy mieli szanse na utrzymanie się, o tyle na wsiach rebelianci rządzili niepodzielnie – ich oddziały spotkać można było wszędzie, a liczebność sił szacowano na dziesiątki tysięcy. Mimo wszystko jednak, cesarz zalecał zachowanie spokoju – prawdą było, że znaczna część półwyspu pogrążała się w chaosie, jednak nie był to chaos nie do opanowania. Wydawało się, że owo powstanie potrwa dłużej, niż zakładano początkowo, lecz jego uczestnicy nie zdołają wyprzeć legalnych władz z większej części Iberii. Powoli dogasał bunt Aragończyków, więc z północy lada dzień nadciągnąć miały dodatkowe siły.

    [​IMG]
    Rozmów z wichrzycielami nie będzie - niech Iberia spłynie krwią!

    Przez pierwsze kilkanaście miesięcy sytuacja w Iberii rozwijała się po myśli autokratora – buntownicy, co prawda, obejmowali rządy nad kolejnymi twierdzami, lecz nie było ani jednej bitwy, w której pokonaliby Sparteńczyków. Można więc było liczyć na stopniowe wykrwawienie zielonych i stopniowe odzyskiwanie władzy nad utraconymi prowincjami. Porządek jeszcze raz miał zapanować w Toledo, jednak niepokoje zaczęły rozprzestrzeniać się także na inne części imperium – wszystko za sprawą maszyny drukarskiej, wynalazku niejakiego Jana Gutenberga z Moguncji, który, choć posłużyć miał głównie do wytwarzania świętych ksiąg, używany był przede wszystkim w walce politycznej. Europę i Afrykę w niedługim czasie zalewać zaczęły pamflety i nieobyczajne teksty. Wynalezienie machiny drukarskiej okazało się dla chrześcijańskiego świata prawdziwą rewolucją. W Spartenii niechętni Sergiuszowi niegodziwcy drukowali przesadzone doniesienia z ogarniętych walkami regionów, przychylnie przedstawiając w nich rebeliantów. Konieczne stało się przejęcie kontroli nad tym szkodliwym i potencjalnie niebezpiecznym procederem – w związku z tym Sergiusz wydał edykt, w którym zobowiązywał właścicieli maszyn drukarskich do ich rejestrowania oraz uzyskania odpowiednich pozwoleń na dystrybuowanie już przygotowanych materiałów. Jeżeli natomiast ktoś postanowiłby wydać cokolwiek w drugim obiegu, ryzykował nie tylko wyposażeniem warsztatu, ale również swoją wolnością.

    [​IMG]
    Gutenberga zapraszamy na Mysią.​

    Sytuacja w Iberii pogarszała się z dnia na dzień – w ogniu stały już nie tylko ziemie południowej i wschodniej Andaluzji – bunt rozszerzał się także na muzułmańskie niegdyś obszary Portogalii, a w królestwach Kastylii i Leónu macki Związku zielonego sięgały coraz bardziej na północ. Armie wciąż wierne Tunisowi wygrywały wciąż bitwy przeciwko niezdyscyplinowanym i źle wyszkolonym buntownikom – jednakże ludzi pod cesarskimi sztandarami wciąż ubywało, a przeciwnik powoływał nowe armie w zastraszającym tempie. Sergiusz nie był głupcem – widział, że Iberia pogrąża się w chaosie na tyle, że być może nie warto już o nią walczyć. Z najbliższymi sobie doradcami ukuł więc plan przebicia się do morza i ewakuacji reszty sił na spokojniejsze i lojalne ziemie afrykańskie. Ów „strategiczny odwrót” przeprowadzony musiał jednak zostać w zasadzie na ślepo – ptaki wysyłane do dowódców najważniejszych twierdz z reguły nie powracały lub przynosiły niepomyślne wiadomości. Rebelianci nierzadko toczyli wojny między sobą, ale to nie ułatwiało zadania – większość twierdz między sercem Półwyspu, gdzie znajdowała się armia cesarska a bezpiecznymi portami znajdowała się w rękach nieprzyjaciela – i, co gorsza, niektórych z nich nie można było obejść – być może kilkuset ludziom udałaby się ta sztuka – ale nie kilkunastu tysiącom, których prowadził autokrator. Trzeba było więc walczyć, prowadzić oblężenia i szturmy, przeciągając tylko czas wycofywania się z ogarniętego wojenną pożogą kraju. Zamki padały pod starannie zaplanowanymi uderzeniami sergijskiej armii, lecz w końcu kosa trafiła na kamień – szturm na La Manchę, zakończony wielkim sukcesem – Sparteńczykom w ręce wpadło złoto i piękne kobiety, a miasto za swą niewdzięczność zostało surowo ukarane – o pożarach weń szalejących i runięciu najwyższej z wież twierdzy jeszcze wieki później śpiewali minstrele – okazał się dla władcy ostatnim w życiu. Sergiusza w samym już mieście ranił wystrzelony z kuszy bełt – rana okazała się na tyle poważna, że medycy byli w stanie jedynie przedłużyć życie swego pana, ale uratowanie go leżało poza ich możliwościami. Dwa tygodnie trwała więc powolna agonia Bożego pomazańca, który nigdy nie miał już wrócić w rodzinne strony – 16 kwietnia roku 7014 (1505) tron sparteński opustoszał – w stolicy zaś, zgodnie z odwiecznym zwyczajem, powołano radę regencyjną, na czele której stanął cesarski starszy nad monetą, Prokopiusz Hasan.

    [​IMG]
    Jeszcze tylko pretendentów z Koziej Wólki mi brakuje.
     
  22. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Dla ludu eufi wszystko ;)
     
  23. Maciej-Kamil

    Maciej-Kamil Ten, o Którym mówią Księgi

    Na jednym ze screenów widzę bunty w Francji, co eliminuje zagrożenie z jej strony- będzie jakiś najazd innego państwa?
     
  24. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Jeżeli ktoś zechce zaatakować tego mojego bloba, to będzie ;) Sama Francja natomiast trzyma się nieźle, choć jej poczynania, a raczej ich brak są nadzwyczaj denerwujące. Za jakiś czas sytuacja na ziemi Galów zacznie się zmieniać, ale o tym napiszę już kiedy indziej.
     
  25. Maciej-Kamil

    Maciej-Kamil Ten, o Którym mówią Księgi

    A co z tym pretendentem na ostatnim screenie?
     

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie