Sturmovik AAR

Temat na forum 'Inne Gry AAR' rozpoczęty przez Peeguła, 4 Maj 2011.

?

Co mam teraz zrobić? Czas na głosowanie - 2 tygodnie

Poll closed 12 Wrzesień 2011.
  1. Zostań w Luftwaffe

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  2. Zabij Klausenberga i zmień stronę na VVS (ZSRR)

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  3. Jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  4. I want You for US Army

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  5. Za chwałę cesarza

    0 głos(y/ów)
    0,0%
Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Milven

    Milven Ten, o Którym mówią Księgi

    Właśnie, jak wygląda w tej grze kwestia życia po zestrzeleniu? Co możesz robić, co się dzieje, itepe?
     
  2. Peeguła

    Peeguła Ten, o Którym mówią Księgi

    Życie po zestrzeleniu jest jak życie zombie - znaczy że go nie ma. Sejw kampanii padł, zatem będę musiał zaczynać jeszcze raz, ale jakoś sobie tak zrobię sejwa, żeby mieć te 11 zestrzeleń. Nic nie mogę robić, w oryginalnych kampaniach mogłem odczekać dwa miesiące i znów zaczynałem latać. Teraz muszę coś wymyślić, żeby przedstawić czas spędzony w niewoli. Właśnie po to was się pytam, co teraz mam robić, bo tak czy inaczej dalej będę latał: czy przedstawić fabułę i ucieczkę z obozu jenieckiego, czy poczekać dwa miesiące i jakby nic nie było?
    Tobi, zaraz poprawię.

    ...kurde, robię ankietę, zapraszam do głosowania.
     
  3. Peeguła

    Peeguła Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]
    Sturmovik AAR

    Baza wojskowa w Laroche
    15 lutego 1940


    Gdy spadłem z nieba, straciłem przytomność i leżałem zawinięty w swój spadochron przez prawie godzinę. Walka się już dawno skończyła, i po okolicy zaczęły krążyć patrole brytyjczyków.
    Poczułem potworny ból w prawej nodze i wszystko zobaczyłem bardzo ostro. Przede mną stał żołnierz brytyjskich sił zbrojnych i trzymał mnie za obie nogi. Po obu moich stronach stało kilku żołnierzy, celując do mnie z karabinów. Jeden zaczął mnie przeszukiwać - zabrał mi dokumenty i Lugera, po którego właśnie sięgałem. Byłem w takim szoku, że nie byłem w stanie zrozumieć nic, co do mnie mówili, ale po którymś ciosie w korpus w końcu zacząłem go słyszeć. Wysoki, z potężnymi czarnymi wąsami żołnierz uklęknął obok mnie i podał mi trochę wody. Ledwo udało mi się przełknąć, lecz on się tym nie przejmował. Zaczęły się pytania.
    -Jaka jest twoja jednostka? - zapytał anglik, zapalając papierosa.
    -Jagdgeschwader Siebenundzwanzig, erste gruppe - odpowiedziałem, zaciągając się papierosem podanym przez anglika.
    -To nie Berlin, masz mi to powiedzieć normalnie - powiedział rozzłoszczony żołnierz. Dzięki Bogu, że umiem mówić po angielsku. Podałem nazwę dywizjonu.
    -A co ty tutaj robisz, co? Nie powinieneś czasem obmacywać jakiejś francuski?
    -Takie oskarżenia uwłaczają mojej czci!
    -Dobra, dobra, zamknij ryj. Kto cię zestrzelił?
    -Nie wiem, a ty byś zauważył? Rozstrzeliwują ci ****, i mam jeszcze zwracać uwagę na oznaczenia?
    Otrzymałem silny cios kolbą w kręgosłup. Zamroczyło mnie lekko, ale nie straciłem przytomności.
    -Szacunku trochę! Masz szczęście, że cię zabieramy, inaczej byś sobie długo nie pożył. - Odwrócił się do innego żołnierza z radiem, który stał lekko na uboczu i rozglądał się po drodze, która biegła tuż obok. - Kiedy przyjedzie ta cholerna ciężarówka? Ten szwab zaczyna mnie już denerwować.
    -Już są niedaleko.
    Ciszę zimowego wieczoru rozwiało nagle rosnące wycie silników. To nie były czołgi, ani żadne pojazdy - to leciały dwa myśliwce, widoczne z oddali. Hansowi serce zamarło, gdy zauważył, że to dwa messerschmitty. Zaczęły krążyć nad miejscem, gdzie go ostatnio widziano. Jeden z nich krążył tuż nad nimi, i wydaje się, że w końcu ich zauważył, stojących obok drogi. Już chciał zaatakować, gdy nagle skręcił tuż nad nimi i odleciał, kręcąc zamaszystą beczkę. Dołączył do formacji z drugim myśliwcem i skierowali się nad miasto, lecz teraz słychać było także inne silniki: buczące niżej, i najwidoczniej się zbliżały. Wtem nad Laroche z niskich chmur wynurzyły się cztery Hurricany, które natychmiast rzuciły się na messerschmitty. Również z miasta trzy działa przeciwlotnicze otwarły ogień, tworząc wokół dwóch niemców prawdziwe pole minowe. Mimo stosowania uników, nagłych skrętów i ratowania się ucieczką do chmury, jeden z nich został trafiony prosto w silnik przez szrapnel z działa przeciwlotniczego. Ciągnął za sobą gruby sznur dymu i płaskim lotem kierował się w centrumy miasta, gdzie ustanowione były działa przeciwlotnicze. Tuż nad ziemią wyskoczył pilot, wpadając do lodowatej wody. Samolot leciał dalej, aż rozbił się o ratusz. Wieżyca, ustawiona na jego dachu, runęła pod naporem siedmiu ton stali prosto na przerażone załogi dział. Drugiemu naszemu udało się uciec, kierując się do chmury.
    Nadjechała ciężarówka. Podnieśli mnie za ramiona i wpakowali na pakę, nie zwracając uwagi na obrażenia. Jechaliśmy może z pół godziny, gdy dotarliśmy do (jak mi się zdaje) koszar Laroche. W okolicy mnóstwo francuzów i brytyjczyków, którzy patrzyli na mnie jak na zło wcielone. Zatrzymaliśmy się przed wysokim domem z czerwonej cegły. Teraz wyciągnęli mnie o wiele delikatniej, od razu ładując na nosze i wciągnęli do środka. Położyli w jednej z sal i dostałem jakiś zastrzk, po którym straciłem przytomność.

    [​IMG]

    *****​

    Obudziłem się trzy dni później. W okna zawzięcie walił śnieg na przemian z deszczem. Ku mojej radości, rana na nodze była zszyta i wyleczona, ale noga była przywiązana do boku łóżka i nie mogłem się ruszyć. Po paru godzinach przyszedł jakiś oficer i powiedział mi, że zaraz przesłucha mnie porucznik wywiadu. Żebym jeszcze coś im powiedział... cały czas wypytywał mnie o warunki panujące w vaterlandzie, jak mi się tam żyło, i czy dobrze jest w lotnictwie. Nie odpowiadałem mu, bo wiem, że za udzielanie informacji przeciwnikowi grozi rozstrzelanie. W końcu najwidoczniej anglik uznał, że nic nie wskóra i poszedł sobie, mówiąc coś w rodzaju "jeszcze porozmawiamy".
    Na sali leżało jeszcze pięciu pilotów, wszyscy z myśliwców. Większość była wyleczona, jeden tylko miał rękę na temblaku. Czekali na transport do jednego z obozów jenieckich gdzieś w głębi Francji, gdzie pewnie spędzą resztę wojny, jeśli będzie ona szła jak dotychczas. Najciekawszą osobą wydał mi się Gustav. Pochodził z dawnego zaboru pruskiego na terenie Polski, a po powstaniu wielkopolskim został wraz z rodziną relokowany do Konigsberga. Do Luftwaffe dołączył po pół roku szkolenia w Wehrmahcie, gdzie miał dołączyć do dywizji pancernej SS. Jednak jego instruktorzy dostrzegli w nim potencjał myśliwca i wysłali go, by polował na wroga w powietrzu. Służył w JG II/51, a zestrzelony został trzy tygodnie temu podczas nalotu na Laroche. Twierdził, że od razu po wylądowaniu w Laroche przejęli go żołnierze i umieścili tutaj - i tak czeka na relokację lub ratunek.Trzej inni byli małomówni i nie chcieli ze mną rozmawiać. Gustav powiedział mi, że to załoga jakiegoś bombowca, który musiał lądować na zamarzniętej rzece. Próbowali bronić siebie i swojej maszyny. Całkiem nieźle im szło, ponoć zabili cały pluton atakujących brytyjczyków, ale w końcu, gdy nad ich głowami pojawiły się Hurricany, musieli się poddać. Oficjalnie czekają na rozstrzelanie, ale nie przyszedł jeszcze wyrok wojenny od sądu polowego.

    Tamten pilot, który spadł do rzeki podczas mojego przyjazdu do obozu, został przywieziony do naszego obozu dzień później. Wyglądał jak chodząca śmierć, miał odmrożone uszy, nos i większość palców. Udało mi się z nim zamienić zaledwie kilka słów. Był pilotem JG II/27 na rutynowym patrolu. Drugi pilot przekazał o mnie wieści do dowództwa. Godzinę później widziałem go, jak rozmawiał z komendantem obozu. Mówił spokojnie i wyważonym tonem, ale widać było, że życie z niego uchodzi. Nie starał się mówić niskim tonem, po prostu, powiedział, że chce umrzeć, obojętnie jak. Nie chce być tylko rozstrzelany. Komendant powiedział mu, że zostanie mu wstrzyknięta trucizna - nie poczuje bólu i nie będzie cierpiał... bardziej niż teraz. Jego ciało ma zostać przesłane za linię frontu, gdzie zostanie pochowany. Więcej go nie widzieliśmy.

    Dni w obozie mijały mi bardzo szybko - noga goiła się w niezłym tempie, mogłem już swobodnie chodzić. Na zewnątrz zrobiło się znacznie cieplej, a niebo niekiedy robiło się błękitne zupełnie jak podczas upalnego lata. Z rzadka przecinane było tylko przez smugi z przelatujących wysoko samolotów. Nie nękały już Laroche, miasteczko odzyskało dawny spokój i tempo życia.

    Obóz jeniecki w Laroche
    27 lutego 1940


    Dziś przyszła poczta. Otrzymałem list od dowódcy dywizjonu, jednak został tak ocenzurowany, że udało mi się tylko zrozumieć, iż wciąż na mnie czekają w jednostce, a mój samolot cały czas stoi w hangarze. O wiele lepsze wieści otrzymali załoganci bombowca - sąd polowy stwierdził, że jest to obowiązek żołnierza i pozostaną w obozie jenieckim (sądownictwo w Wielkiej Brytanii jest doprawdy niezwykłe). Udało mi się z nimi porozmawiać - mieli wiele do powiedzenia i opowiadania. Służyli w KG III/55, zostali przeniesieni z jednego z dywizjonów szturmowych. To był ich pierwszy lot na He-111, wcześniej latali tylko na Stukach. Przed Laroche zostali osaczeni przez trzy francuskie myśliwce. Pomimo celnego ostrzału (zestrzelili jeden myśliwiec) ich silniki zostały tak poszatkowane, że paliwo lało się z nich strumieniami i musieli lądować na rzece. Dodatkowo podczas zejścia stracili nawigatora i górnego strzelca, także lecieli w trójkę. Wylądowali na rzece, tracąc prawe skrzydło, które stworzyło prowizoryczną osłonę przed kulami ze strony Laroche. Wynieśli KMy z luk strzeleckich i zaczęli się ostrzeliwać z atakującymi ich żołnierzami. Nie mieli szans, ale mimo wszystko bronili się, kosząc nadchodzących żołnierzy z karabinów maszynowych. Do czasu, gdy nadleciały alianckie myśliwce, zdołali zabić ok. 50 żołnierzy brytyjskich, którzy próbowali zdobyć bombowiec. Dopiero ostrzał z Hurricanów zmusił ich do poddania się. Na dzień dobry potraktowano ich z kolby i obudzili się w obozie. Po zakończeniu pobytu w obozie jeden chciał wrócić do domu, kolejny wyjechać do Włoch, a jeszcze jeden stwierdził, że jak ucieknie, to rzuci to wszystko w cholerę, zapuści brodę, potnie sobie twarz i zamieszka gdzieś w Szwajcarii. Dziwni ludzie.

    [​IMG]

    12 marca 1940
    10.45

    Noga zupełnie przestała mnie boleć, rany się zagoiły. Nie muszę już chodzić o kulach i nikt nie musi mi pomagać na schodach. Do obozu przybyło kilku żołnierzy, w większości zwiadowców, kilku też odeszło do innych rejonów. Na zewnątrz śnieg zdążył się roztopić i widać już pierwsze przebiśniegi, a ptaki zaczęły robić sobie gniazda w gołębnikach w zabudowaniach. Mogę już grać w nogę, mamy nawet specjalnie wydzielony do tego fragment okolicznych pól - ale za to jesteśmy pilnowani przez trzy plutony żołnierzy, a raz chyba nawet mignął mi czołg schowany gdzieś w jakiejś stodole. Mimo wszystko jakoś lecą te dni w niewoli. Chyba urządzimy sobie turniej z żołnierzami, bo ci chętnie z nami grają i nawet zdarza im się wygrać. Żeby tylko nie było tych ciągłych wizyt u oficera propagandy... za wszelką cenę próbuje nas przekonać, że wojna dla nas się skończyła i nie mamy szans na powrót do domu. Mamy się do tego przyzwyczaić, bo jeśli się nie przystosujemy, może to się źle skończyć. Jego słowa zazwyczaj są kwitowane śmiechem rozpoczętym przez Gustava, a po nim cały obóz się śmieje, nie wykluczając mnie - czy oni naprawdę wierzą, że można złamać naszego twardego, niemieckiego ducha? Półtora miesiąca w obozie mnie nie złamało, to takie gadki tym bardziej na mnie nie działają.

    12 marca 1940
    13.22

    Ze wschodu słychać potężny pomruk silników. Na słuch myślę, że to bombowce, bo wydają bardzo niski odgłos. Na razie ich nie widać, ale nad naszymy głowami krąży już ze trzydzieści myśliwców. Po symbolach poznałem, że to myśliwce z mojej jednostki. Nic sobie nie robili z ostrzału artylerii przeciwlotniczej, krążąc na kilkudziesięciu metrach nad miastem i widocznie czegoś wypatrując. Co to może być? Brytyjczycy nakazali nam się schować w głównym budynku, a sami wylegli na okoliczne pola i widocznie na coś czekają. Mam nadzieję, że nasi nie zrównają z ziemią naszego obozu...


    ----------------
    Okej, wróciłem. W końcu, przez dziwny układ planet, usiadłem do pisania AARa i oto jest . Nie będę obiecywał gruszek na wierzbie, nie wiem, kiedy będzie nowy. Może być jutro, jak i za tydzień. W każdym razie stay tuned.
    Na razie AAR nie jest pisany z gry, bo nie ma tam opcji "obóz jeniecki", ale powinienem do niej za niedługo wrócić.

    PS Mam nadzieję, że nie posypią się na mnie gromy za odcinek.
     
  4. John Miller

    John Miller Znany Wszystkim

    Fajny AAR. Co jak co, ale dialog mnie rozwalił. Łap repa.
     
  5. Tobi

    Tobi Ten, o Którym mówią Księgi

    No wiesz. Przerwać w takim momencie? A gdzie monstrualna ofensywa i czołgi wyzwalające obóz?
     
  6. Peeguła

    Peeguła Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]
    Sturmovik AAR

    Obóz jeniecki w Laroche
    12 marca 1940
    13.25


    [​IMG]
    Zrzut... oby nas uratowali

    Zobaczyliśmy, co tak głośno buczało. Na niebie pojawiło się około dwudziestu bombowców, na oko przestarzałe Ju-52, które nie powinny już służyć w lotnictwie bombowym. Przeleciały nad centrum miasta i zaczęły zataczać kręgi. Myśliwce w tym czasie zrzuciły bomby, które mieli podwieszone pod kabinami na przerażonych żołnierzy alianckich. Runęło kilka budynków, a z wielu miejsc widoczny był gęsty,czarny dym. Nasz obóz praktycznie opustoszał, wszyscy żołnierze wylegli do okopów i zaczęli strzelać do naszych myśliwców. Jeden został trafiony w silnik i zaczął dymić, po czym uciekł nad lasem na wschód, do naszego lotniska. Bombowce tymczasem zbiły się w płaską formację i przeleciały nad naszym obozem. Na tle białego nieba widać było jakieś brązowe spadochrony, które leciały w naszym kierunku. Dobrze, pomyślałem, w końcu jakieś zaopatrzenie od naszych. Tyle, że to nie było zaopatrzenie. Do spadochronów podwieszeni byli żołnierze - Fallschirmjager. Wspaniałe wojska spadochronowe Vaterlandu. Na oko było ich z 400, wszyscy lądowali w mieście. Nieniepokojeni przez żołnierzy aliantów, natychmiast wpadali do budynków, i próbowali się z nimi ostrzeliwać. Całe Laroche zmieniło się w strefę wojny, pociski leciały w każdym kierunku. Krótka seria wybiła szyby w naszym budynku, tak że ledwo uniknąłem odłamków szkła. Przed naszym barakiem stało z dziesięciu anglików, którzy celowali w centrum miasta, gdzie dziesiątki niemców przemykało od budynku do budynku, unikając ostrzału i zabójczych granatów, rzucanych gęsto i często przez anglików. Ci przed naszym barakiem powoli się wycofywali, pod ciężkim ogniem prowadzonym przez naszych żołnierzy. W końcu gdzieś z centrum miasta odezwał się karabin maszynowy i część żołnierzy, którzy nas pilnowali, padli na ziemię ścięci ogniem maszynowym. Rykoszety odbijały się od ścian naszego obozu, z całej okolicy dało się słyszeć hałas walki. Na podwórko wbiegło kilku spadochroniarzy i zaczęli otwierać wszystkie drzwi, korzystając z klamki uniwersalnej. Otwarli też nam i szybko nam nakazali wybiec na zewnątrz. Podbiegł do nas jeden z żołnierzy, który pewnie był sierżantem.
    Stało nas na zewnątrz siedmiu z naszego baraku, i przywołał każdego z nas.
    -Wkrótce wrócicie do Luftwaffe, ale teraz musimy uciec. Strzelaliście kiedyś?
    -Ja tylko na szkoleniu podstawowym - powiedziałem, patrząc na załogę bombowca. - Ale oni nie powinni mieć z tym problemów.
    Podszedł do nich, przywołując do siebie dwóch żołnierzy z wielką skrzynią.
    -Umiecie strzelać?
    -Przed przejęciem zabiliśmy mnóstwo anglików na ziemi, używając karabinów z bombowca.
    -No to wspaniale - ucieszył się, a jednocześnie kopniakiem otwarł skrzynię. W jej wnętrzu był jakiś karabin maszynowy - nie znam się dokładnie - ale wyglądał na ciężki i solidny. - Bierzcie to i ustawcie go gdzieś w pobliżu, czekamy na kontratak anglików. A wy - wskazał mnie i resztę pilotów - zaraz dostaniecie zwykłe karabiny i też będziecie walczyć. Jak chcecie żyć, musicie walczyć.
    Pod karabinem maszynowym było kilka karabinów, które dali nam. Sierżant zaprowadził nas do pobliskiego baraku należącego do anglików. W środku siedziało kilku żołnierzy, którzy palili papierosy i rozmawiali ze sobą. Każdy miał przy pasie kilka granatów i jakieś pakunki, a na plecach mieli przewieszone pistolety maszynowe. Na zewnątrz walka powoli cichła, widocznie anglicy postanowili uciekać. Na placu na zewnątrz wciąż zbiegali się żołnierze, każdy w szarym mundurze. Kilku krwawiło, ale było ich bardzo niewielu.

    [​IMG]
    Jeden z żołnierzy Fallschirmajager

    12 marca 1940
    15.15


    Przez godzinę nauczyli mnie, jak obsługiwać mój karabin, jak rzucać granatami i pokazali, gdzie mam być w razie ataku. To dla nas tu przybyli, i mieli nas chronić. Nasza pozycja znajdowała się najbliżej miejsca, z którego mieliśmy odlecieć podczas ewakuacji, która miała nastąpić za jedną lub dwie godziny.
    Nad miastem cały czas krążyło minimum dziesięć naszych myśliwców, a co jakiś czas przelatywał bombowiec, który niszczył niektóre budynki. Chyba przez to przygotowywali nam wały obronne, czy coś w tym rodzaju. W naszym kierunku zostało już wysłane prawie 50 transporterów, które miały zabierać poszczególne grupy żołnierzy i uratowanych jeńców. Mogli tu lądować tylko i wyłącznie dzięki płaskim polom, które są tak zmarznięte, że ciężko w nich wykopać jakikolwiek dół. Głównie dzięki temu nasi żołnierze nie byli w stanie wykopać sobie okopów - musieliśmy polegać tylko na ruinach budynków i poszczególnych wrakach pojazdów, ściągniętych tu z okolicy. Załoga bombowca ustawiła się w jednym z ocalałych budynków tak, że mogą ostrzeliwać wszystko przed nami. Ustawiliśmy się wszyscy na naszych pozycjach i czekamy na załogi ewakuacyjne.

    12 marca 1940
    15.48


    Da się słyszeć niskie buczenie i daleki klekot gąsienic w czołgach. Byle to nie byli anglicy, bo jak tak będzie, nie przetrwamy ich ataku. Nad miastem zrobiło się bardzo tłoczno, nasze siły to teraz ok. 25 myśliwców i kilkanaście stukasów krążących nad miastem. Czekają na pojawienie się wroga. Załóg ewakuacyjnych dalej nie widać.

    12 marca 1940
    16.03


    Na najdalszych odcinkach obrony rozpoczęła się strzelanina. Trwało to może z minutę, gdy do naszych pozycji przybiegło z 20 żołnierzy z całym swoim sprzętem - czterema CKMami i wieloma sztukami broni i przygotowali się do dalszej obrony. Twierdzą, że alianci prowadzą wiele czołgów i setki żołnierzy przeciwko nam. Oni nie chcą nas przejąć, chcą nas zniszczyć. Przygotowywujemy się na najgorsze. Słychać już komendy anglików, w wyrwach w murach widać czasami przebiegających szybko żołnierzy wroga. Samoloty nad naszymi głowami zaczęły się formować po trzy maszyny w kluczu i wodcznie szykują się do ataku na czołgi.
    Są! Wytoczyli przeciwko nam chyba wszystkich żołnierzy w okolicy. Aż zielono było od ich mundurów. Nie zdążyli otworzyć ognia, gdy nasze CKMy plunęły na nich kulami śmierci. Pierwsze rzędy padły na ziemię, a idący za nimi żołnierze błyskawicznie schowali się za zwałami gruzu i w budynkach, które jeszcze stały. Starali się do nas strzelać, jednak nasz ogień był nieporównywalnie silniejszy, tak że nie mogli się wychylać ze swoich kryjówek, bo ryzykowali śmiercią. Gdy tylko przycichł nasz ogień, żeby przeładować, wychynęli i spróbowali biegu bliżej naszych pozycji. Wtedy zaczęli strzelać karabinierzy, łącznie ze mną. Przyznam się, strzelec ze mnie żaden, ale pomimo tego trafiłem jednego z żołnierzy prosto w pierś - z rany trysnęła krew, która zrosiła budynek przed którym przebiegał. Ale to był tylko jeden, a wroga było znacznie więcej. CKMy dalej nie strzelały, a powinny już zacząć. Obok mnie przebywało dwóch żołnierzy, którzy pomagali sobie nawzajem, dopóki w polu naszego widzenia nie pojawił się czołg. Z jego wzierników popłynęły setki pocisków, które zryły najpierw ziemię przede mną, a potem przemknęły tuż nad moją głową, którą w ostatniej chwili schowałem za nasyp. Tych dwóch żołnierzy nie miało takiego szczęścia - jeden padł na ziemię z kilkoma ranami postrzałowymi na klatce piersiowej, a drugi dosłownie stracił głowę. Ten czołg stał już 30 metrów ode mnie i cały czas przeczesywał ogniem z karabinu całe moje przedpole i okolice, tak że nie mogłem się wychylić. Musiałem się wycofać - jedyny sposób na przeżycie. Nie byłem jedyny, wszyscy uciekali ze swoich pozycji w kierunku miejsca, gdzie miały wylądować samoloty ewakuacyjne. Po drodze stało kilka budynków z czerwonej cegły, gdzie już znajdowało się kilkadziesiąt żołnierzy, którzy zaczęli ostrzeliwać wroga. Czołgi ruszyły za nami, starając się pozabijać nas głównymi działami. Nagle nisko na niebie pojawiły się dziesiątki naszych maszyn. Zaczęli strzelać do nadciągającego wroga, bombowce spuściły swój ładunek i uciekły do góry, unikając fali uderzeniowej. Cztery czołgi eksplodowały, a reszta została zablokowana przez te wraki. Wróg musiał walczyć sam, bez wsparcia pancernego. Równocześnie nasze mysliwce ostrzelały z karabinów piechurów, dziesiątkując ich i zmuszając do ponownego ukrycia. Nasze CKMy znów zaczęły strzelać do zdesperowanych żołnierzy wroga, zmuszając ich do pozostania w ukryciu. W jednym z budynków znalazłem małe okienko na poddaszu, z którego zacząłem strzelać. Miałem ich jak na dłoni, przebiegali tuż przed moim budynkiem. Szkoda że nie miałem CKMa, bo wtedy pozabijałbym ich wszystkich. A tak strzelałem, dopóki nie skończyły mi się magazynki w kieszeniach - wtedy musiałem uciekać. Usłyszałem niskie buczenie, a gdy wybiegłem na zewnątrz, zobaczyłem na polu stojące kilka transporterów. Załoga bombowca już do niego się władowała, Gustav już tam biegł. Rzuciłem swój karabin i też podbiegłem do najbliższego samolotu. W środku siedziało już dwóch żołnierzy, którzy wzywali mnie do siebie szybkimi gestami. Nie przebiegłem dziesięciu metrów, gdy nagle jego kadłub zmienił się w sito, silniki stanęły w ogniu, a siedziący w środku żołnierze i piloci zginęli, przestrzeleni pociskami. Rozejrzałem się za ich źródłem - na niebie znikąd pojawiły się dwa Hurricany, które zaczęly strzelać do naszych transporterów. Tych jednak wciąż przybywało, kilka kołowało po polu. Kilka messerschmittów wsiadło na ogon anglikom i zaczęli walkę kołową. Nie miałem czasu na podziwianie walki, musiałem uciekać. Wpakowałem się do kolejnego transportera, a za mną kilku żołnierzy. Natychmiast ruszyliśmy, samolot szybko się rozpędził i wzbił w powietrze. Nie słyszeliśmy już walki, wszyscy zdążyli się ewakuować. Przelecieliśmy raz nad miastem i zobaczyłem ogrom zniszczeń.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Praktycznie całe miasto stało w ruinie, ulice zasłane były trupami obu stron. Niedaleko miejsca,z którego nas ewakuowano, stało kilka wraków czołgów. Odetchnąłem z ulgą - już wkrótce wrócę do swojej jednostki i będę walczył ramię w ramię z moimi przyjaciółmi z dywizjonu.
     
  7. Tobi

    Tobi Ten, o Którym mówią Księgi

    Bahaha. Witwa powietrzno-lądowa. :D
    Rep leci.
     
  8. John Miller

    John Miller Znany Wszystkim

    Niezła masakra, nawet w Call of Duty nie uświadczysz czegoś takiego. Ciekawy odcinek, ciekawy AAR.
     
  9. PIAJR

    PIAJR Ten, o Którym mówią Księgi

    Z tego co wiem w Ile 2 po zestrzeleniu trzeba od nowa rozegrać misję, chyba że Peegula ma nową, zupełnie inną wersję gry. Oczywiście wszystko zależy gdzie zostaniesz zestrzelony i w przypadku skoku na spadochronie, gdzie wylądujesz - jeśli po swojej stronie frontu, to następna misja panie dziejku, a jeśli u wroga, no to cóż - finito. W czasie lotu można zostać jeszcze rannym, ale tu akurat rozwiązali to głupio - bez względu na to jak ciężko oberwałeś, zaczynasz następną "operację" (kampania dzieli się na kilka takich), nawet jeśli są od siebie oddalone w czasie o dwa - trzy dni.
     
  10. Szlachcic

    Szlachcic Ten, o Którym mówią Księgi

    Świetnie! Teraz tylko czekam na odcinek z gry! :)
     
  11. Peeguła

    Peeguła Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek dopiero po przeszkoleniu nowego pilota. Spodziewajcie sie gdzies kolo pazdziernika.
     
  12. Kentucky

    Kentucky Ten, o Którym mówią Księgi

    O Jezu, czemu taki kawał czasu?! :(
     
  13. Peeguła

    Peeguła Ten, o Którym mówią Księgi

    Bo szkolenie pilota, ktory umie strzelac tylko do nieruchomych klocow w powietrzu (czyt. TB-3) i nie umie nawiazac walki mysliwskiej, zajmuje duzo czasu. Ja sam sie szkolilem prawie rok, zatem on bedzie mial bardzo szybkie szkolenie. O ile sie nie przerazi, gdy go poprosze, zeby ze mna zaczal walczyc :) Ale moze, gdybym mial jakiekolwiek nadwyzki czasu (beda takie?) to uda mi sie wypuscic odcinek. A tak BTW, to fajnie, ze ktos czeka :D
     
  14. Peeguła

    Peeguła Ten, o Którym mówią Księgi

    Mam pytanie do byłych i nieobecnych czytelników. Do głowy ostatnio mi wpadło, że możnaby zmienić stronę, pozbywając się Klausenberga, a wtedy przerzuciłbym się na aliantów bądź ZSRR. Wybór należy do was.
     
  15. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    Trzymaj pan panie Klausenberga panie! Chcę go widzieć w '44 na Me262 :D
     
  16. Szlachcic

    Szlachcic Ten, o Którym mówią Księgi

    Tak, u Niemców będą fajne samoloty. I trochę nie rozumiem (znaczy się: nie przemawia do mnie) elementu ze szkoleniem pilota w grze :)
     
  17. PIAJR

    PIAJR Ten, o Którym mówią Księgi

    Wiesz Peegulo, nie wiem jaki sens jest robić AARa z kampanii DGEN, podczas gdy chcesz w niej opisywać misje coop graną przez dwóch ludzi. Dla mnie głupota - wybacz za ostre słowo.
    Co do samego Iłka to może przesiądziesz się na DBW, z UP.3.0 bo z tym gierka naprawdę wymiata. Robię właśnie kampanię statyczną dla 1 PLM "Warszawa", więc widzę od strony FMB jakie ma możliwości ta gra z tym modem... i co najważniejsze jak wygląda. Jak to pisze w nagłówku UP.3.0 Il-2 bytes back!

    Co do sondy, skoro koniecznie chcesz grać inną kampanię dynamiczną - spoko, ale nie podajesz jakie kampanie masz na myśli. Bo jeśli rozmawiamy o deflautach to tak Japsem będziesz albo latał z lotniskowców, albo Burma te sprawy i potem obrona wysp macierzystych, w grę wchodzą jeszcze bombowce średnie Betty, nurkowce z lotniskowca i kampania dla "Rufe".
    Jeśli myślisz o DGEN dla VVS, to wyjść też jest kilka albo Tb-3, albo Ił-2 (Leningrad i reszta fronta), albo myśliwiec, parszywie (Leningrad i reszta fronta)... Podobnie z Luftwaffe Bf 110, Front Centrum, Północ i Południe, do tego JABO, STUKAS no i He 111... Wyjść jest sporo.
     
  18. Peeguła

    Peeguła Ten, o Którym mówią Księgi

    mnie chodzi o to, jaki kraj ma być moją ojczyzną do obrony. Misje z DGen ssą, sam będę je sobie robił.
     
  19. PIAJR

    PIAJR Ten, o Którym mówią Księgi

    Ta? Zrobienie dobrej misji wymaga a) znajomości przebiegu linii frontu na danej mapie i to w stosunku do każdej wioski.
    b) grając przez FMB wiele rzeczy nie działa tak jak powinno, to narzędzie służy tylko do testowania misji,
    c) aby dostawać medale musisz mieć postawioną kampanię, tak samo z awansami,
    d) nalegam na UP 3.0 i DBW 1.6 bez tego gra wiele traci,
    e) a może po prostu przyjmijmy, że ten zły Niemiec ;) po powrocie do służby dostał... jakiejś choroby, albo dostał propozycję nie do odrzucenia i jest maglowany przez wywiad wojskowy, dostaje przydział bojowy tuż przed Barbarossą, albo w jej trakcie trafia do jakiejś jednostki i jechać dalej.
    Misje z DGEN nie ssą, są po prostu pomyślane o inaczej i tak aby nie przeładowywać kompa ilością samolotów w powietrzu, pozycji opel., konwojów, obietków statycznych, kamer statycznych i innych rzeczy, które możesz przez FMB postawić na mapie. Nie bez znaczenia jest też sama mapa jej rozmiar, ilość obiektów itd.. A kampanie w dużej mierze są przerzucone z Il-2 FB, gry z trochę innej epoki dużo słabszych komputerów.
     
  20. Peeguła

    Peeguła Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]
    Sturmovik AAR


    Centrum 2. Floty Powietrznej Luftwaffe, Kolonia
    19 marca 1940
    godz. 21.30


    Dziś miałem robione badania. Wyszło, że jednak nie jestem tak zdrowy, jak myślałem. Miałem mnóstwo odłamków w prawym biodrze, niektóre utkwiły w kościach. Lekarz stwierdził, że długo nie polatam. Muszę przejść operacje, wszystko trzeba wyciągnąć. Ma to potrwać minimum 9 miesięcy. A w tym czasie tyle może się zmienić... Rzesza może rozrosnąć się o Francję i Wielką Brytanię, komunistyczna zaraza może lec pod nazistowskim butem... nie chciałem tego. Ale lekarz się uparł, stwierdził, że nie dopuści mnie do lotów, i postawił stosowną pieczątkę w mojej książeczce. Jestem usadzony. Nie wolno mi nawet latać starym Storchem zwiadowczym, bo to grozi zbyt wielkimi przeciążeniami i mogę uszkodzić sobie nogę na zawsze. Nie pozostało mi nic innego, jak zgodzić się na takie warunki. Muszę wrócić w powietrze, obojętnie jakim kosztem.

    ******

    24 maja 1940

    Francja upada. Cały mój dywizjon bombarduje Dunkierkę, niszcząc siły brytyjczyków. Francuzi są na kolanach, nie ma żadnej siły, która by powstrzymała siły niemieckich dywizji pancernych. Nasze lotnictwo niszczy każdy opór wroga, łącznie z tym w powietrzu. A ja zalegam w tym szpitalu. Prawa noga jest w gipsie od stopy do bioder, nie mogę nią ruszać. Nie dam rady nawet sam wstać ze szpitalnego łóżka. Mam olbrzymi żal do przełożonych i opieszałości lekarzy, którzy pomylili się podczas operacji i nie wyjęli wszystkich odłamków. Teraz czekam na kolejną, mam nadzieję ostatnią. Potwornie się nudzę, nie mam nic porządnego do roboty. Tylko czekać, jak mnie wypuszczą.

    ******

    18 listopada 1940

    W nodze nie mam już odłamków. Większość ran się już zagoiła, zostało ich naprawdę niewiele. Wg lekarzy będę mógł opuścić szpital już za miesiąc, do tego czasu pozostając pod obserwacją. III Rzesza panuje nad większością Europy, eksterminując podludzi i ludy podbite.
    Poczułem straszliwe ukłucie w serce, gdy dowiedziałem się, że Luftwaffe zostało zmasakrowane nad Anglią. Straciliśmy mnóstwo samolotów, a jeszcze więcej ludzi. Muszę jak najszybciej dołączyć do Luftwaffe i wznowić loty.

    ******

    1 stycznia 1941
    Wypuścili mnie ze szpitala! Dziś po raz pierwszy stanąłem o własnych siłach i wyszedłem z tego przygnębiającego budynku. Żegnałem go bez żalu i od razu skierowałem się do komendy sił lotniczych. Tam powiedzieli mi, że czekają na nowe samoloty. Mam zgłosić się w lutym, gdy pogoda będzie odrobinę lepsza i będą mogli mnie doszkolić bez żadnego niebezpieczeństwa. Ten wolny czas mogę poświęcić na spotkania z rodziną. Otrzymałem przepustkę do Drezna i mam wolny miesiąc.

    ******

    7 lutego 1941

    Dziś w końcu wsiadłem do samolotu. Mają nowe maszyny, Bf 109 F-2, które różnią się od E-4, muszę się doszkolić w ich pilotowaniu i walce powietrznej. Jak na razie nie wysyła się mnie do walki, szkolę się na poligonie i starych szybowcach. Idzie mi całkiem nieźle, tylko mam pewne problemy z wyczuciem maszyny, jednak po odpowiednim czasie będę bardzo dobrym pilotem.

    ******

    7 kwietnia 1941
    Wczoraj wojska III Rzeszy wkroczyły do Jugosławi, a ich głównym celem jest obalenie rządów Piotra II Karadziordziewića i eksterminacja słowiańskich podludzi. Wystąpiłem o zmianę jednostki, jednak dowództwo enigmatycznie odmówiło, stwierdzając, że będę bardziej potrzebny w kraju. Dalej się szkolę i czekam na rozkaz dołączenia do walki.

    ******

    17 czerwca 1941<guess what :)>
    Zostałem przeniesiony na wschód, do Przemyśla w starej Polsce. Poznałem tu swojego nowego dowódcę, który stwierdził, że w krótkim czasie zasmakuję walki. Nie wiem o co chodzi, ale wierzę mu na słowo. Pogoda jest doskonała, słońce praży i przypieka, nie zamierzając nam odpuścić. Samoloty tak się nagrzewają, że można się poparzyć przy wsiadaniu do kadłuba. Rzadko z nich korzystamy, czekamy na rozkaz wylotu bądź wyruszenia do walki.


    ----------

    I'm back! Przepraszam za ewentualną kiepską jakość odcinka i brak jakiejkolwiek akcji w powietrzu. Przysięgam, że w kolejnym odcinku będzie jej o wiele więcej. Postaram się wrzucić odcinek jeszcze dziś wieczorem, koło dziesiątej. Jeśli nie, będzie on jutro.
     
  21. Kentucky

    Kentucky Ten, o Którym mówią Księgi

    Hura! :D Peguła wraca do żywych :D
     
  22. ziom14PL

    ziom14PL Zbanowany

    A ja chcę prototypy :(
     
  23. Peeguła

    Peeguła Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]
    Sturmovik AAR


    Lotnisko polowe 45 km na zachód od Przemyśla
    22 czerwca 1941
    0500 hrs


    "Wojna. W końcu, ponownie ruszamy, by niszczyć wroga naszego wspaniałego wodza i pięknej ideologii naszego kraju. Jesteśmy w pełni do tego przygotowani, nie lękamy się wroga, który jest zwyczajną rewolucyjną tłuszczą, która w swoim zaślepieniu nie widzi największego wroga. Oni też są naszymi wrogami. Każdy bolszewik musi zginąć, obojętnie: generał, szeregowiec, cywil. Każdy z nich jest wrogiem nazizmu, jedynej prawdziwej ideologii tego świata. Według naszego dowództwa w Moskwie będziemy za pół roku, jeszcze przed zimą. Nasze wysiłki sprawią, że dotrzemy tam jeszcze prędzej, a Kreml zostanie zrównany z ziemią. Stalin zostanie zastrzelony przez samego Hitlera, aby poczuć to upokorzenie z jego ręki. Sieg Heil!"

    Piękne przemówienie obersta Baslera do końca mnie rozbudziło. Wsiadaliśmy do samolotów, które stały już na pasie pewni zwycięstwa, rwaliśmy się do walki. Mieliśmy walczyć na messerschmicie F-2, i nie miał sobie równych na radzieckim niebie. Teraz tylko musieliśmy ich wymordować jak najwięcej. Ale nasza jednostka nie miała brać udziału w bezpośredniej, frontowej walce. Mieliśmy zabezpieczać nasze lotnisko, bo było więcej niż pewne, że sowieci wyślą na nas, i to bardzo prędko, naloty bombowe. Nasze wojska już przedarły się przez ich linie obronne, mordując dziesiątki tysięcy czerwonych. My też chcemy osiągnąć taki wynik.
    Miesiąc temu otrzymałem awans na oberleutnanta. Miałem lecieć jako drugi w drugim kluczu po cztery maszyny, zatem dwóch pilotów za mną miało robić to, co ja im powiem. Bardzo przydatna rzecz, a najbardziej podczas samodzielnych wypadów na radzieckie pociągi i konwoje. Siedząc w kabinie myśliwca, myślałem, jak potoczy się ten lot. Jestem pewien, że uda mi się coś zestrzelić.

    Misja 11
    cel: osłona pojazdów naziemnych
    0500 hrs


    Siedząc w kokpicie, rozejrzałem się wokół. Ten samolot zapewniał idealną widoczność, w każdym kierunku. Pozbyto się płyt pancernych, dzięki czemu mogłem zauważyć, czy czasem ktoś nie siedzi mi na ogonie. Nie powiem, bardzo przydatny ruch, tylko teraz trochę boję się o to, czy czasem nie trafi mnie jakiś pocisk.

    [​IMG]


    [​IMG]

    Włączyłem pełne obroty, zdając się na blokady założone na koła. Czułem wibracje samolotu, ale czekałem cierpliwie. Gdy samolot przede mną ruszył, kazałem je zwolnić, a samolot gwałownie wyrwał do przodu. Już po stu metrach postawiło go na przednie koła, i zobaczyłem wszystko przed sobą.
    Zamiast zauważyć myśliwce, przyleciało coś innego - bombowce SB-3. Zmierzały na pozycje naszych wojsk transportowych. Nic im nie zrobią, dopóki ja jestem w pobliżu. Otwarłem przepustnicę na max, i zacząłem nabierać wysokości. Musiałem mieć minimum 200 metrów przewagi w wysokości, bo inaczej mógłby to być samobójczy atak.

    [​IMG]

    W powietrzu znalazłem się jakieś 150 metrów przed końcem pasa. Schowałem podwozie, dołączyłem do klucza i polecieliśmy w kierunku celu.
    Nad Dobromil dotarliśmy bez żadnych problemów, na wysokości dwóch i pół kilometra. Zaczęliśmy robić wielki trójkąt, poszukując wzrokiem wroga, o którym meldowały już jednostki frontowe. Nie zdołali ich policzyć, jednak było ich "sporo". Musieliśmy się przygotować na trudną przeprawę. Krążąc nad Dobromilem, miałem przeczucie, które kazało mi lecieć w kierunku frontu, ale dyscyplina mi nie pozwalała.
    "Do wszystkich maszyn Luftwaffe, tu 16. pułk transportowy. Jesteśmy atakowani, wzywamy natychmiastową pomoc!"
    Są. Natychmiast skręciłem prosto na pozycje naszych wojsk. Dowódca klucza chyba miał zepsutą radiostację, bo nie zmienił kierunku lotu, dalej lecąc według wytyczonej linii na odprawie. Podczas gdy reszta dywizjonu walczyła na dole z myśliwcami, ja rzuciłem się na bombowce. Nie udało mi się zdobyć wysokości, bo te też leciały cały czas do góry. Zaatakowałem ostatni samolot. Wypuściłem długą serię w kadłub, licząc na uszkodzenie silnika i steru wysokości.

    [​IMG]

    Jest! Moje pociski rozerwały wiązania w kadłubie i samolot poleciał w dół. Niestety, stało się to sekundę po wypuszczeniu przez niego bomb - teraz nasi chłopcy na dole mogą zginąć. To wzmogło we mnie furię. Przymierzyłem w kolejny samolot, który był nade mną, ale to nie problem.
    Poczułem wstrząs, gdy krótka seria z karabinu strzelca pokładowego przeszła przez mój samolot. Trafił tylko jeden pocisk, ale uszkodził lufę, która eskplodowała - jeden karabin wyłączony z walki. Ale mam jeszcze działko i mam zamiar zrobić z niego użytek.

    [​IMG]

    w momencie, gdy wrogi samolot otrzymał zabójczy cios w silnik, który eksplodował, glikol prysnął na owiewkę. Dalej widziałem, ale nie za wiele. Mimo to znów zakręciłem w kierunku wroga. Teraz było ich tylko dwóch, uciekających przed moimi karabinami i działkiem. Lecąc za nimi, dostałem meldunek, że nisko nad ziemią lecą stare I-153 z bombami. Mam je przechwycić, bo mają precyzję podobną do Stukasów. Odpuściłem ciężkim maszynom, którymi zainteresowali się moi towarzysze broni, ale nie zmieniałem wysokości, bo zamierzałem zaatakować z dużą przewagą wysokości. Leciałem jakąś minutę i w końcu zauważyłem, jak tuż nad ziemią przemykają cztery z pozoru myśliwce, ale przenosiły bomby. Jeden z nich nagle eksplodował, ale pozostały dla mnie jeszcze trzy. Leciały z prędkością zaledwie 250 km/h, więc nie byli trudnym celem.

    [​IMG]

    [​IMG]

    Krótka seria spowodowała pożar jednej z maszyn oraz prawdopodobnie śmierć pilota, gdyż samolot zaczął spadać, nie starając się nawet wyrównać lotu. Reszta błyskawicznie zrzuciła bomby, ale to im na wiele nie pomoże. Zmierzałem już za kolejnym, gdy nagle silnik zaczął świergotać - uszkodzili mi łożyska. Zacząłem gwałtownie tracić prędkość i moc, aż w końcu silnik stanął. Musiałem przymusowo lądować gdzieś na jakimś polu, niedaleko rzeki. Dobrze, że przynajmniej po naszej stronie frontu. Zszedłem na maleńką wysokość, otwarłem klapy i modliłem się o dobre lądowanie. Długo utrzymywałem się na maleńkiej wysokości, aż przyziemiłem, łamiąc śmigło. Nie było tak źle, jak się tego spodziewałem.

    [​IMG]

    Wynik misji:
    Hans von Klausenberg: 3 zestrzelenia (myśliwiec, 2 bombowce)
    Reszta dywizjonu: 6 zestrzeleń, strata czterech myśliwców
    Łącznie: 14 zestrzeleń (10 myśliwców, 4 bombowce), zniszczone transport piechoty i pociąg, uszkodzony pociąg

    ----------
    Peeguła strikes again. Proszę o komentarze, to odcinek będzie jeszcze wcześniej :)
     
  24. SaS TrooP

    SaS TrooP Znany Wszystkim

    I leci znów rep, jest to jedyny AAR z tak nudnego zajęcia, jakim jest latanie, który czytam :p
     
  25. Peeguła

    Peeguła Ten, o Którym mówią Księgi

    Jako bonus: oto co widzę, jeśli wyjdę z kokpitu bez zwolnienia czasu u jak by wyglądały screeny.

    [​IMG]

    A, i jeszcze jedno, jeśli nie będzie komentarzy, to nie będzie AARa, bo ja nie wiem, dla kogo to robię. Ja wiem, że dla siebie, ale fajnie by było, jakby była jakaś publika :)
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie