Tak, tak, to ten! - Czyli SimCity 4 AAR

Temat na forum 'Inne Gry AAR' rozpoczęty przez Szlachcic, 29 Styczeń 2011.

  1. Szlachcic

    Szlachcic Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]

    Tak, tak, to ten! – Czyli SimCity 4 AAR – Nowy Porządek​

    ODCINEK: 17 – „Jeśli ktoś wygląda jak Chuck Norris i cię nie lubi to porzuć wszelką nadzieję” – prof. Mózgowiec

    Godzina 22:49, motel w Grubmahu

    SER po dotarciu do Grubmahu stwierdził, że za dnia nie dojdzie do armii Karabaistów, a na dodatek ranny Banas nie miał siły dalej iść, więc zatrzymali się w jednym z nielicznych moteli z jadalnią w mieście, gdyż niezbyt uśmiechało im się szukać restauracji o zmroku w nieznanym mieście. Gdy już zasiedli przy dużym stole w jadalni zaczęli rozmawiać rozmawiając jednocześnie.

    Banas: Więc co zamierzamy?
    Karab-Buu: Przede wszystkim trzeba dotrzeć do naszej armii.
    DDDK: Jeśli nie będzie [wdech, wydech] żadnych niespodzianek po drodze [wdech, wydech] to łatwo nam [wdech, wydech] pójdzie przez resztę Grubmahu [wdech, wydech] i Źdołu – zaś w Conłópie w [wdech, wydech] którym jesteśmy poszukiwani lepiej się [wdech, wydech] nie pokazywać.
    Weteran 1: Spokojnie można go ominąć i dojść nieco dłuższą drogą do naszej armii.
    Zoor: Nawet jak się dostaniemy do naszej armii (w co nie wątpię), to co? Powiemy dowództwu wszystko i co wtedy? Nasza armia w żadnym wypadku nie jest w stanie przeprowadzić jakiejkolwiek ofensywy – po prostu brak nam zapasów.
    Weteran 4: Nie martwmy się na zapas – będziemy o tym myśleć jak tam dotrzemy.

    [​IMG]
    Grubmah najwyraźniej przeżywał okres rozkwitu – gdzie tylko nie spojrzeć starsze budynki były zastępowane lepszymi, większymi i wspanialszymi.​

    Potem nie działo się już nic godnego większej uwagi. Po dotarciu do Źdołu o godzinie 8:24 SER wyruszył do swojej armii omijając Conłóp-Smuls w którym, nawiasem mówiąc, wybrano już nowego burmistrza. SERowi zajęło trochę czasu dotarcie do Armii Karabaistycznej, ale nie było nacechowane jakimikolwiek ważniejszymi wydarzeniami. Gdy zgłosili się do sztabu zastali w nim Baraka-Uub…

    Godzina 12:17, sztab Armii Karabaistycznej

    Barak-Uub: Gdzie wyście się podziewali przez ten czas?!
    Karab-Buu: Wykonywaliśmy misję – niestety, ruch oporu został zmiażdżony tuż przed naszym przybyciem do Nimołowu, a teraz Muichanomu.
    Barak-Uub: Co?
    Zoor: Nimołow został przemianowany przez Kcramsibistów na Muichanom.
    Barak-Uub: Czyli nie będzie wsparcia z północy?
    DDDK: Nie [wdech, wydech] będzie.
    Weteran 1: Myślę, że należy się spodziewać rychłej próby rozszerzenia granic przez Kcramsibistów o ziemie, na których aktualnie się znajdujemy.
    Barak-Uub: Sporządziliśmy mapę w tym czasie jak was nie było w oparciu obserwacje i dane wywiadowcze.
    Karab-Buu: Już utworzyliście siatkę wywiadowczą?
    Barak-Uub: No ba. Jesteście pewni, że nikt was nie śledził?
    Weteran 4: Wątpię, żeby ktoś nas śledził. Zauważylibyśmy go w wielu miejscach.
    Barak-Uub: To zostańcie tu, ja idę porozmawiać z oficerami.
    Weteran 1: Uff… było źle, ale teraz już nic nam nie grozi.
    Zupełnie jak na zaprzeczenie tym słowom rozległo się kilka wielkich huków od strony rzeki, a następnie wszędzie wkoło spadały pociski artyleryjskie w oddali zaś widać było pojedyncze błyski świadczące o rozpoczęciu walk. SER próbował się porozumiewać między sobą w czym jednak wybitnie przeszkadzały odgłosy wybuchów pocisków artyleryjskich.
    Weteran 1: Jak nas tu znaleźli?!
    Weteran 4: Trzeba wiać!!
    Zoor: Chcesz ich sprać?!
    Karab-Buu: Co mówicie?! Nic nie słyszę!
    DDDK: Co mówisz? Nic [wdech, wydech] nie słyszę!
    Dialog ten trwał jeszcze trochę aż w końcu jakoś w tym całym zamieszaniu odnalazł ich Barak.
    Barak-Uub: Co wy tu robicie?! Jesteście za blisko frontu! Musimy się stąd jak najszybciej zabierać!
    Zoor: Co?! Grzyby chcesz zbierać?!
    Weteran 1: Po prostu chodź!

    [​IMG]
    Kcramsib rozpoczął wielką operację.​

    Barak-Uub [biegnąc z SER-em]: Jakimś cudem wróg niepostrzeżenie przeprawił się przez Ałsiw i atakuje nasze pozycje na całej długości. Sytuację znacznie utrudnia ostrzał artylerii dalekosiężnej. Nasze oddziały są zbyt zmęczone, zdezorganizowane a przede wszystkim niedozbrojone, by móc odnieść zwycięstwo, jednak wiedzą, że to już koniec i dadzą z siebie wszystko, by zabić jak najwięcej Kcramsibistów.
    Karab-Buu: Konkrety, bracie, konkrety. Ile czasu się utrzymają? Ilu żołnierzy na nas atakuje? Ilu naszych jest w stanie walczyć?
    Barak-Uub: Nie wiadomo, ilu ludzi wysłał na nas nieprzyjaciel, jednak można śmiało szacować na trzy dywizje. Mniej więcej każdy nasz żołnierz może walczyć, niestety rzadko u którego można spotkać się z posiadaniem chociażby dwóch pełnych magazynków. Mogą utrzymać się wystarczająco długo, byśmy mogli uciec przed otoczeniem naszej bazy przez wroga.
    DDDK: Nie! Nie będziemy [wdech, wydech] uciekać! Dziś zapewne przyjdzie nam [wdech, wydech] ponieść śmierć, jednak[wdech, wydech] będzie to chwalebna[wdech, wydech] śmierć. Śmierć na polu[wdech, wydech] chwały o której marzy[wdech, wydech] każdy bohater!
    Zoor: Tchórze jednak często żyją dłużej…
    Karab-Buu: Ale to do odważnych świat należy! Dalej, panowie, jesteśmy SER-em! Jednostką specjalną! Do broni i na wroga!
    Barak-Uub: Zwariowaliście! Brak wam piątej klepki! Jak chcecie! Ja idę, SAM!
    Weteran 1: Chodź z nami!
    Barak-Buu: Powiedziałem – uciekam z wami, lub bez was!

    I w tej chwili odwrócił się od nich i zaczął się oddalać, jednak nie trwało to długo, gdyż za moment pocisk artyleryjski eksplodował jakieś trzy metry od niego rozrywając go w bliżej nieokreśloną ilość kawałków. Linia frontu cofała się dosyć szybko, jednak Kcramsibiści będący zbyt pewni siebie ponosili dotkliwe straty za każdy zdobyty metr gruntu. Bitwa została zakończona, gdy rozeszło się, ze wszyscy liderzy frakcji Karabaistów zostali zabici, oprócz DDDK który to został pojmany przez Otta, któremu z ponad trzydziestu tysięcznej armii został siedmiuset osobowy oddział, doszedł do wniosku jednak, że jeżeli to była cena pokoju i jego supremacji, to było warto. Wyruszył w stronę swojego kraju – Zjednoczonego Cesarstwa. Jednak stało się coś, czego przewidzieć nie był w stanie. Jakiś kilometr przed granicą Wielkiego Imperium jego wyniszczony oddział został zaatakowany przez pluton żołnierzy Tobiasowistycznych. Z Wielkim Comodorem i Szlachcicem na czele wykańczali armię Otta. Po zabiciu ponad trzystu żołnierzy Kcramsiba Tobias dobił się do jego samego. Kcramsib odrzucił DDDK którego targał ze sobą cały czas i spojrzał na Tobiasova który zaczął mówić.

    WCTvT: Nareszcie się spotykamy... Dziś stajemy twarzą w twarz, ty, przedstawiciel rois finéants i ja, twój nemezis. Dziś nadchodzi moment twojej klęski. Dziś ostatecznie wyjaśni się komu należy się władza nad tymi ziemiami. Nadejdzie koniec tego qui pro quo. Szanse są równe, amunicja mi się skończyła – w tym momencie odrzucił swój karabin - mamy tylko po rapierze. Stawaj do walki.
    Otto nov Kcramsib: Chętnie bym cię poszlachtował, jednak osoba mojego formatu nie będzie walczyć z takim rzucającym się prowokatorem, znajdź sobie lepsze zajęcie chłopczyku, śpieszy mi się do domu. – Rzucił w stronę swego przeciwnika i cofnął się nieznacznie jednak wyciągając na wszelki wypadek rapier którym wyłącznie walczył.
    WCTvT: O tempora! O mores! Jakże śmiesz zwracać się tak do członka dumnego rodu von Tobiasovów. Quo iure? En garde!
    Otto nov Kcramsib: Was? Hahaha... Życie ci niemiłe najwyraźniej paniczu... – Zaczął się cofać, ale w najmniej spodziewanej chwili, lub też właśnie najbardziej rzucił się na Tobiasa, ten jednak skutecznie odparł ten atak. Otto zdziwiony nieskutecznością swojego uderzenie zamyślił się przez chwilę, która to drogo go kosztowała, gdyż stracił szansę na szybkie pokonanie Comodora, który zachwiał się po obronieniu się. Szybko jednak pozbierał się i zaczął nacierać na Otta który rozpaczliwie się bronił, ale nie trwało to długo – ze względu na jego wiek błyskawicznie opadł z sił i nie był w stanie dotrzymywać kroku swojemu oponentowi, który wpierw kilkukrotnie go zranił, potem powalił na ziemię.
    Otto nov Kcramsib: Nie, litości, ja nigdy nie chciałem z tobą walczyć! Ja tylko tak sobie najechałem na ten kawałek ziemi, nie wiedziałem że aż tyle tu zażarcie walczących frakcji! Ja chciałem być neutralny, ja jestem niewinny, nie zabijaj mnie, jestem za młody na śmierć! Skończyłem raptem dziewięćdziesiąt cztery lata!
    WCTvT: A wiesz co, całe życie postępowałem zgodzie z zasadą - qui non est mecum, conta me est. - Następnie przebił pierś Otta rapierem po czym wyjął go i odszedłi. Nie szedł jednak długo bowiem drogę zastąpił mu DDDK który najwyraźniej oswobodził się. Tobias niewiedzący czy nadal mu ufa nie był pewien co zrobić lub powiedzieć.
    WCTvT: Kentucky... Odstąp jeśli łaska.
    DDDK: Za kogo się [wdech, wydech] uważasz, że mówisz [wdech, wydech] do mnie po imieniu [wdech, wydech], do tego mi rozkazujesz? Jesteś [wdech, wydech] nikim! Buntownikiem [wdech, wydech] nie uznającym zasad! Zaślepionym [wdech, wydech] wizją władzy człowiekiem! Nie [wdech, wydech] zasługujesz nawet, by nazywać cię [wdech, wydech] człowiekiem! Dlatego dziś [wdech, wydech] poniesiesz śmierć z mojej [wdech, wydech] mechanicznej dłoni... – po wypowiedzeniu tych słów uaktywnia swój miecz świetlny który najwyraźniej znalazł gdy Kcramsib walczył z WCTvT.
    WCTvT: Za kogo ja się uważam? A wiesz kim był pradziadek mego pradziadka? Nie wiesz... Ale skoro chcesz walki. – chwyta pewniej rapier – Quos ego!
    DDDK: Twoja szpilka nic [wdech, wydech] nie jest w stanie zrobić [wdech, wydech] mojemu nowemu mieczowi świetlnemu z [wdech, wydech] wzmocnionym wielordzeniowym reaktorem! –do czerwonej klingi dochodzi jeszcze niebieska i zielona – To ostatnia [wdech, wydech] chwila, w której możesz [wdech, wydech] sie poddać, a może zabiję [wdech, wydech] cię szybko!
    WCTvT: Wiedz, że wysoko cenię sobie twoją przyjaźń, ale honor rodziny jest dla mnie ważniejszy. Sześć pokoleń von Tobiasovów patrzy na mnie z góry. Nie chcę z tobą walczyć, ale jeżeli zaatakujesz, będę się bronił.
    DDDK: Jaką przyjaźń?! Zawsze [wdech, wydech] cię nienawidziłem z całego serca [wdech, wydech] jako wroga Karaba, a ostatnio po [wdech, wydech] prostu pojawiła się grubsza ryba, więc [wdech, wydech] należało współpracować, jak głupi musisz [wdech, wydech] być (zatem i twoi przodkowie którym się tak chwalisz tacy byli) ze tego nie zauważyłeś? Uciekaj [wdech, wydech] lub giń! – Zaczął dusić potomka rodu von Tobiasovów Mocą, ale ten okazał się na to być zbyt silny więc zaszarżował na Tobiasa z wściekłością w oczach. Comodor jednak nie dał się zaskoczyć, odbił w lewo i świsnął rapierem by skontrować cios. Niczym gwizd tartej paznokciami tablicy, odgłos który usłyszał wbił mu się głęboko w mózg. Ustąpił i odskoczył. W miejscu, gdzie rapier dotknął miecza świetlnego, widać było tylko rozżarzoną do czerwoności stal. Broń była jednak cała, nie takie ognie już przetrwała hartowana w kilkutysięcznych temperaturach. Nie posiadając pancerza takiego jak DDDK ani broni tak silnej jak miecz świetlny nowego rodzaju, Comodor postanowił grać na zwłokę, zmęczyć Kentuckiego, by móc zadać cios. Narazie jednak wróg bronił się świetnie Nie było sposobu by dojść do niego, zwłaszcza, że trzeba było odpierać szarże wściekłego przeciwnika. Co więcej, to Comodor był zmuszony do ucieczki, więc po kilkunastu minutach walki, to on był bardziej zmęczony. Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna, Tobias dyszał już ciężko, rapier rozżarzony do czerwoności, wywoływał nieprzyjemny zapach w objętej wokół rękojeści skórzanej rękawicy. Ostatkiem sił wywinął się od kolejnego ciosu DDDK. Cóż... Czy taki miał być koniec? Czy tak miał zginąć potomek najwybitniejszego rodu jaki kiedykolwiek chodził po ziemi? Zapewne tak by się to skończyło gdyby nie, o ironio, pokonany przeciwnik Otto. Czując sprzyjające wiatry, Comodor zebrał w sobie resztki sił, i pobiegł w stronę, jeszcze żywego, Kcramsiba. Wyszarpnąwszy mu z dłoni rapier, odepchnął go i zwrócił się w stronę DDDK. Uaktywniło się w nim coś niezwykłego. Tę jedyną szansą na ratunek wyzbył się zmęczenia i ponownie stanął do bitwy. I tym razem przejął inicjatywę... Zadawane za pomocą dwóch rapierów uderzenia zaskoczyły Kentuckiego. Wycieńczony niemal przeciwnik, rzucił się na niego z wielką furią. Bardzo szybko okazało się, że nawet najlepszy miecz świetlny nie zatrzyma dwóch ostrzy. Comodor zatrzymał jednym rapierem miecz, po czym drugim uderzył w rękojeść. Broń przeciwnika nie wytrzymała takiego uderzenia. Przecięty na pół miecz stracił swą moc, i upadł na ziemię.


    PS: No i jakoś z pomocą Tobiego udało się napisać ten odcinek. Następne zamierzam pisać w oczyszczonym stylu, gdyż były za duże wpływy z zewnątrz na styl pisania ;)
     
  2. Szlachcic

    Szlachcic Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]
    Tak, tak, to ten! – Czyli SimCity 4 AAR – Nowy Porządek​

    ODCINEK: 18 – „Są takie dni kiedy nic ci się nie chce. Twoi wrogowie mają je rzadziej” – prof. Mózgowiec



    Jak mówiłem, byłem zajęty między innymi tworzeniem moda do HoI2, którego jednak jeszcze wcale nie ukończyłem, jednakże stwierdziłem ze już za dużo czasu upłynęło od ostatniego odcinka… co tu więcej gadać… jedziemy ;)
    --------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    WCTvT: Ha! – Krzyknął spadkobierca rodu von Tobiasovów – Ha! – Usłyszał opadający z nóg wierny sługa Karaba.
    DDDK: Argh! [wdech, wydech] Mój miecz! Zniszczony! [wdech, wydech] Niemożliwe!
    WCTvT: No. A teraz sobie grzecznie porozmawiamy!
    DDDK: Chyba nie mam [wdech, wydech] innego wyboru...
    WCTvT: Więc powiedz, czy jesteś gotów ukorzyć się i przejść na jedyną właściwą stronę?
    DDDK: Nigdy! – Krzyknął z furią dawnych czasów. Czasów Pierwszej Karabaistycznej Wojny o Niepodległość, czasów gdy przeciwnikiem numer jeden Wielkiego Imperium również był ten Sam Tobiasov.
    WCTvT: Nie bądź taki. Dołącz do mnie a urządzimy pir na wies' mir która przekształci się w dziką orgię!
    DDDK: Jedyna osoba licząca się dla mnie [wdech, wydech] nie żyje i mam iść na [wdech, wydech] dziką orgię?!
    WCTvT: A dlaczego by nie. W razie czego możemy poprzestać na uczcie.
    DDDK: Jedyny cel mojej egzystencji [wdech, wydech] znikł w obłokach kurzu i krwi. [wdech, wydech] Żadna rozkosz mnie już [wdech, wydech] nigdy nie zadowoli!
    WCTvT: Zapewniam cię, że jestem w stanie zapewnić ci pis aller, wobec utraty bliskiej ci osoby, mój drogi.
    DDDK: Karab nigdy [wdech, wydech] by się nie zgodził [wdech, wydech] na to!
    WCTvT: Ale ty, ty jesteś de facto żywą myślącą i samodzielną istotą. In fraudem legis mogę cię osadzić na miejscu mojego doradcy.
    Szlachcic: Comodorze! Zwyciężyliśmy! Wrogie wojska albo zostały pokonane, albo uciekają we wszystkie kierunki! Zabij teraz tego niewdzięcznika i cieszmy się władzą i zwycięstwem! – Krzyczał radośnie nadbiegając z pola bitwy i puszczając co chwilę serię z karabinu w powietrze.
    WCTvT: Zamilcz Szlachcicu! Ten oto dżentelmen jest dla mnie przyszłym doradcą. Okaż mu szacunek!
    DDDK: Jestem, a raczej byłem [wdech, wydech] stworzony tylko w jednym [wdech, wydech] celu - pomocy Karabowi! Jak niby [wdech, wydech] moja pomoc tobie [wdech, wydech] mogła by to [wdech, wydech] zastąpić? A ty [wdech, wydech] uważaj co mówisz, chłopczyku!
    Szlachcic: Zmieni zdanie, nie martw się Comodorze Tylko nie wolno skąpić jak będziemy mu podsypywać.
    WCTvT: Kentucky, gloria victis - chwała zwyciężonym, tyś odniósł większe zwycięstwo niż ja. Chcę tylko być służył mi swą radą i doświadczeniem a wynagrodzę cię hojnie.
    DDDK: Nigdy! Choćbym [wdech, wydech] dostał tony złota [wdech, wydech] nie zdradzę swych idei!
    Szlachcic: To był twój ostatni błąd kolego... – zaszeptał do DDDK.
    WCTvT: Kentucky, aczkolwiek niechętnie, ale wobec takiego twojego zachowania muszę cię skazać na banicję. Dopóki nie zmienisz swoich przekonań, nie ma tu dla ciebie miejsca, jednak jeżeli twe poglądy drgną, pamiętaj, że u mojego boku zawsze będzie dla niego miejsce. A teraz, idź, won do Ainably.
    DDDK: I tak [wdech, wydech] już nie mam po co tu żyć. – Powiedział smętnie po czym noga za nogą powłóczył się gdzieś w nieznane w kierunku północy.
    WCTvT: Odszedł...
    Szlachcic: Szkoda, ze nie dało się go zatrzymać, we dwójkę trudno nam będzie to wszystko ogarnąć, a on tu jest znany i lubiany...
    WCTvT: Szkoda... No to co, organizujemy te dzikie orgie roz********* panienek?
    Szlachcic: Pokój prezydencki w najlepszym hotelu gotowy...

    Wiele godzin dzikich orgii później, pokój prezydencki

    WCTvT: Eubeu... Po co ja piłem aż 3 butelki tego szampana. – Powiedział po czym poszedł do łazienki
    Szlachcic [obejmując nogę łóżka]: Tsyy... nie wiesdziałem, żeee maszsz bliźniaczkę...! – Gdy tylko skończył próby komunikowania się z nogą łóżka drzwi od pokoju wyleciały z hukiem, a zza kurzu przez nie wznieconego widać było zarysy dobrze zbudowanej postaci ludzkiej.
    Kentucky: Dzień dobry!
    Szlachcic: Tsyy... te drzwi znowu do mnie mówią... ale czaaaad...
    WCTvT: Powiedz temu akwizytorowi, że dziękujemy, bracie.
    Ken: Ooo Comodorze! Wyjdź proszę!
    Szlachcic: Bardzo nam psykro, ale [hik!] akwizytatoratorom dzsiękujeeemy...! – Wybełkotał tym samym wielokrotnie opluwając siebie i podłogę, w tym samym czasie jego brat wyszedł z łazienki
    WCTvT: O w mordę, naprawdę za dużo wypiłem...
    Ken: Nareszcie się pojawiłeś Comodorze! Pamiętasz mnie?
    Szlachcic: A ja bym się napił jesce...
    WCTvT: Prezes klubu krótko z przodu, długo z tyłu?
    Kentucky: Nah... akurat teraz muszą być pijani... <bierze butelkę trunku i rozbija ją o ścianę>
    Szlachcic: A wiecie, że jedną nogę mam dłuższą od [hik!] drugiej?! Mam wstawkę w kości metalową, zawsze miałem problemy na lotnisku... – powiedział po czym zerwał się z podłogi, ale tylko po to by po chwili paść na łózko - A ci pijani tso niby gdzie?!
    WCTvT: Nieee! Why is the shampagne always gone? - ruszył w kierunku Kena, lecz chwiał się i zszedł na bok - Ach, dlatego...
    Kentucky: Starczy tego! Jestem tutaj stawić swoje warunki waszej bezwarunkowej kapitulacji!
    Szlachcic: Zaraaaz zadzwonię po więcej... co to za hałasy tam na ulisssy...? Dawaj koleś lepiej kaskę, bo się [hik!] flaszka skończyła...hihihi... –po czym Kentucky szturchną go by się obalił co też uczynił
    WCTvT [wyglądając przez okno]: Ooo. Nasi poddani czczą nas tradycyjnym biciem kukieł... ale czekaj, jedna ma przyklejoną moją twarz i rapier a druga twoją...
    Szlachcic: To taki teatsyk... Co mnie sturchas zboczeńcu?! – rzucił gniewnie w kierunku Kentuckiego
    Kentucky: Ty! Siedź cicho! A ty Comodorze powiedz mi, poddajesz się?
    WCTvT: Ja? Ken? To ty? Jesteś normalny... – Powiedział zaczynając coś kojarzyć
    Szlachcic [zrywając się i wymachując palcem]: Zostaw mojego brata! Jak on cię przestrzeli... przebije rapierem...! Cso? Jaki Kę?
    Kentucky: No długo kminiłeś Comodorze! Żądam waszej kapitulacji tu i teraz! Te ziemie wrócą pod prawowitą koronę!
    Szlachcic: Hej! KEN! Wisisz nam dobrego szam...[hik!] szampana za odmowę wtedy po bitwie!
    WCTvT: Mojej kapitulacji? Zaraz dostaniesz mój rapier! <chwiejąc się wyciąga rapier jednak nie jest w stanie ukryć dygotania dłoni i ustalić który Ken jest prawdziwy>
    Szlachcic: ten trochę w prawo jest mniej przeźroczysty! [hik!]
    Kentuvky [wyciągając na wszelki wypadek zwykły miecz świetlny]: Proszę, poddaj się a nikomu nie stanie się krzywda.
    Szlachcic: To sssschowaj tą latarkę! – Ken najwyraźniej mocno zirytowany postawą Szlachcica rozbija drugą butelkę szampana na jego głowie.
    WCTvT: Przez to rozumiesz, że zabijesz nas szybko... Pff... Nie dziękuję! <wyprowadza pchnięcie, Ken nawet się nie rusza a Comodor macha rapierem metr obok>
    Kentucky: Ty ostatnio darowałeś mi życie, to ja okażę to samo i pozwolę wam wrócić tam skąd przybyliście!
    Szlachcic [zlizując szampan z twarzy]: NIE SZAMPANEM *****! – utrata alkoholu widać zdenerwowała go tak bardzo, że rzuca się na Kena, jednak nie tego, co trzeba, uderza głową w ścianę z której na dodatek spada mu na tył czaszki wielki obraz; brat Comodora błyskawicznie traci przytomność.
    WCTvT [zamykając jedno oko]: Ha, tu jesteś łotrze! - świst pchnięcia ściął kosmyk z czupryny Kena
    Kentucky: Ej, lubiłem ten kosmyk! –częstuje Comodora kopniakiem z półobrotu- Porozmawiamy spokojnie? – po czym Wielki Comodor szarżuje na Kena, lecz ten robi krok w bok, rapier wbija się w ścianę a Comodor uderza zaraz obok niego.
    Kentucky: Daj spokój Comodorze. Zrobisz sobie większą krzywdę niż ja mogę zadać podczas tej walki.
    WCTvT [nie mogąc wyciągnąć rapieru ze ściany]: Ugh... Ty... Niegodziwcze... - następnie odbija się od ściany i z gołymi rękoma rzuca się na Kena, który jednak zrobił perfekcyjny uskok.
    Kentucky: Uprzejmie proszę, poddaj się. Nie masz szans! – WCTvT najwyraźniej nie słuchając go już uderza się z rozpędu o przeciwległą ścianę, powolnym krokiem idzie w stronę Kena, upada, podnosi się i idzie dalej na kolanach, potem się czołga, w końcu dochodzi do Kena, i łapie go za stopę po czym traci przytomność
    Kentucky: Oh Comodorze... mogłeś tego uniknąć...

    W ten oto właśnie sposób Comodor i jego brat kolejny raz stracili władzę w Wielkim Imperium dzięki Kenowi, rozwścieczonemu tłumowi no i oczywiście własnemu pijaństwu. Ocknęli się w jakimś małym, zagraconym pomieszczeniu do którego światło wpadało przez niewielką szparę na wysokości głowy stojącego człowieka, oni jednak siedzieli na zimnej kamiennej podłodze związani jak baleron zetknięci plecami. Ktoś oświetlił ich twarze źródłem mocnego światła, najprawdopodobniej lampy lub ledowej latarki. W mocnym świetle nie można było dostrzec rysów twarzy jednak po głosie dało się łatwo rozpoznać, ze jest to śmiejący się Kentucky…


    PS: Wybaczcie, że tak długo i bez gry, ale muszę zakończyć szybko niektóre wątki by dało się sprawnie wrócić do dawnego rozbudowywania i usprawniania miast ;)
     
  3. Szlachcic

    Szlachcic Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]
    Tak, tak, to ten! – Czyli SimCity 4 (Civilization V) AAR – Seria Specjalna
    ODCINEK: 1 – Początek wszystkiego

    Kilenem XI: Cóż to za dziwo! Pojmać przybysza, a metalowy wehikuł przejąć!
    Malsi: Tak jest! Żołnierze, słyszeliście!
    Oregon: Ej, chwila moment! Puszczać mnie wy dzikusy!
    Kentucky: Władco, ja chyba poznaję ten wehikuł... I głos gościa też brzmi znajomo...
    Kilenem XI: Kentucky! Jesteś moim źródłem wiedzy o przeszłości i teraźniejszości, wiesz też najwięcej spośród wszystkich Kilenemian. Jesteś pewien, że to nie jakiś demon piekielny?
    Oregon: Ken? Kentucky, to ty? Jak się cieszę że cię widzę! Powiedz im aby mnie wypuścili. To ja, Oregon.
    Kentucky: Oregon... Tak, tak, to ten! Wojownicy, puścić go!
    Malsi: Uwolnijcie go! Przybysz zda się być naszym przyjacielem. Jest-li on czy też nie?
    Kentucky: Tak, jest naszym przyjacielem. I nie radzę wam go denerwować, bo zna groźniejsze sztuczki ode mnie.
    Oregon: Właśnie tak, zabierać te łapska. Ken, możesz mi powiedzieć co się tutaj dzieje? Co to za jakiś regres?!
    Kilenem XI: O czym on mówi mój doradco?
    Malsi: Sam nie wiem. Kenie, co on raczy mówić?
    Kentucky: On, tak jak ja, widział to co się działo dawno temu. Oregonie, przez te wieki wiele się pozmieniało na świecie. A i pamięć zaczęła mi sprawiać problemy... - Ken w tym momencie opowiedział co nieco Oregonowi co się działo przez ostatnie 1000 lat.
    Kilenem XI: Owóż to tak? Niechajże zatem zostanie z nami i zdradzi sekrety legendarnych czasów Wielkich Comodorów i Mansów...
    Oregon: Nie mogę zostać. Co najwyżej zostawię wam parę nowinek.
    Kentucky: Władco, czas przyjąć swe dziedzictwo i odbudować Wielkie Imperium. Wszystko zgodnie z tradycjami jakie pozostawił nam Wielki Mansa.
    Kilenem XI: Jawa to czy sen? Przybysz z daleka pamiętający mitycznego Mansy zamierza podzielić się z naszym ludem tajemnicami dawnego świata. Ale czy szczep nasz może liczyć na twój powrót? Czy możemy być pewni, że wrócisz jeszcze kiedyś i orzekniesz, czy chwałę czy też hańbę osiągnął?
    Oregon: Przybędę, ale dopiero za jakieś 4000 lat. Kenie, pilnuj ich.
    Kentucky: Postaram się.
    Malsi: Od teraz nasza władza powinna się opierać na tradycji, a jej spuścizna uznawana być powinna za spuściznę po wielkim Mansie.

    [​IMG]
    Obecny wygląd Kena.​

    Zaraz potem Kilenem XI wraz z resztą dworu zaprowadził Oregona do pobliskiego Nowego Awaszrawu – stolicy Nowego Imperium. Tam przybysz wyjaśnił im parę rzeczy wymaganych do założenia jakiejkolwiek struktury którą dałoby się nazwać państwem. Wtajemniczył ich między innymi w tajniki garncarstwa, łucznictwa, a nawet hodowli zwierząt. Poza rzeczami praktycznymi wytłumaczył korzyści płynące z badania ziem na których przyszło Kilenemianom żyć w celu przekonania się co do prawdziwości legendy o mitycznym Wielkim Imperium. Powiedział też, jak kierunkować dalej powinni rozwój po czym podziękował za gościnę i opuścił ich swoim tajemniczym wehikułem.

    [​IMG]
    Efekt wtajemniczania Kilenemian w największe osiągnięcia ludzi neolitycznych.​

    Dzięki świeżo poznanym technologiom Kilenemianie ostatecznie porzucili koczowniczy tryb życia, a stałe osady zaczęły powstawać nie tylko wkoło Nowego Awaszrawu wraz z jego koloniami. Dzięki temu zaczęły się pojawiać pierwsze malowidła które nie były wykonane wielce starannie, jednak były pierwszymi dziełami sztuki tego ludu.

    [​IMG]
    Malowidło to powstało aż dziesięć lat po zilustrowanym na nim wydarzeniu.

    [​IMG]
    Wraz z wybraniem osiadłego trybu życia istniejące już osady zaczęły się dynamicznie rozwijać. Najbardziej z nich oczywiście Nowy Awaszraw – jedyna namacalna pozostałość po czasach legendarnego Mansy który to według podań przekazywanych z dziada pradziada miał w okresie szczytowej szczytności wysłać ekspedycję która miała założyć kolonię zwącą się Nowy Awaszraw właśnie. Miał on się stać wkrótce jednym z większych miast imperium jednak w wyniku jego upadku same zaczęło podupadać aż zmieniło się półstałą osadę myśliwych i zbieraczy.

    [​IMG]
    Według licznych legend Eciwotak miał zostać założony tuż po upadku macierzystego Wielkiego Imperium by współtworzyć swego rodzaju gospodarkę z Nowym Awaszrawem którego świetność dobiegała już wtedy końca.

    [​IMG]
    Nie powiedziane jednak jest słowo na temat powstania Aniydga. Wiadomo jedynie tyle, że dawno temu prowadzone o niego były zaciekłe boje przez żołnierzy z metalowymi rurami z których wydobywały się pioruny śmierci.

    [​IMG]
    Nowe Imperium w pierwszych latach po odejściu Oregona nadal nie dysponowała odpowiednim potencjałem by móc utrzymywać tempo rozwoju.​

    Rok 3960 Przed Powrotem Oregona (P.P.O.)

    Malsi II: Mój panie, rozumiem twój żal po ojcu, Kilenemie XII, jednak powinieneś jak on wypełniać wolę jego ojca, a twego dziada, zgodnie z którą lud nasz rozwijać się powinien i podążać ścieżkami legend i opowiadań Kena o mitycznym Mansie.
    Kilenem XIII: Masz rację, ojciec twój był do śmierci mądrym jego doradcą, ty zaś przez lata był wiernym doradcą i sługą mego ojca, dlatego w pełni się zdaję na doświadczenie twoje i Kentuckiego.
    Malsi II: Oczywiście, mój panie. Niechaj zatem lud nasz wzniesie budowle przez Oregona farmami zwanymi by ulepszyć nasze uprawianie ziemi!

    [​IMG]
    Dworscy niewolnicy od razu zabrali się do roboty, nim jednak ukończą pracę minie wiele dekad.

    [​IMG]
    Kilka pokoleń później zostały wydane pierwsze dekrety o legalizmie.

    [​IMG]
    Oprócz tego dziesięć pokoleń po Kilenemie IV szczep jego odkrył sposób obróbki brązu. Dzięki temu Kilenemianie mogą formować teraz oddziały włóczników które byłyby jedynymi większymi oddziałami poza garnizonowymi łucznikami na każde miasto.

    PS: W końcu udało mi się zrobić tego moda do Civa, może nie takiego jak początkowo chciałem, ale też powinien być dobry. Odcinek może nienajlepszy, ale jest bardziej eksperymentalny niż normalny.
     
  4. Szlachcic

    Szlachcic Ten, o Którym mówią Księgi

    Liczę właśnie na to :)

    ---------- Post added 30-06-2012 at 00:36 ---------- Previous post was 29-06-2012 at 13:27 ----------

    [​IMG]
    Tak, tak, to ten! – Czyli SimCity 4 (Civilization V) AAR – Seria Specjalna
    ODCINEK: 2 – Pierwsze kroki…

    3720r.p.p.o.

    Kilenem XXI: Drogi Kentucky, jeszcze nigdy mnie, ani żadnego z moich przodków nie zawiodłeś. Powiedz proszę, w którym kierunku nasze imperium powinno się rozwinąć? Stary już jestem, a mój umysł ociemniały i bez takiego doświadczenia jak ty, żywo legendo.
    Kentucky: Uważam, że naszemu ludowi żyłoby się lepiej gdyby potrafił korzystać z drzemiących dóbr morza. Znajduje się w niej pokaźna zwierzyna nadająca się do zjedzenia.
    Kilenem XXI: Rozkażę tak, skoro uważasz to za słuszne, choć wizja przemieszczania się po morzach jest raczej nieprawdopodobna.
    Kentucky: Zaufaj mi. Ta decyzja będzie miała wpływ na nasz lud jeszcze przez tysiące lat…

    [​IMG]
    Rozpoczęto prace nad opracowaniem żeglugi.

    [​IMG]
    Zasoby morskie w pobliżu Nowego Awaszrawu.

    [​IMG]
    Mimo opracowywania zdolności żeglugi lud Kilenemiański nie zapomniał o rozwoju prawnym i pokolenie po Kilenemie XXI wprowadzono w życie dekret o właścicielach ziemskich na wzór tego z legend z czasów Mansy.

    [​IMG]
    Ponad sto lat później po trzystu latach pracy zaczętej przez dziadów ich dziadów wyzwoleni niewolnicy (od teraz zwani robotnikami), przywiązani do ziemi, zgodnie z prawami właścicieli ziemskich, ukończyli tworzenie pierwszych farm, jednak tuż po tym został wydany im rozkaz zrobienia kolejnej tym samym dając im zajęcie na kolejne trzysta lat.

    [​IMG]
    Ponad dwieście lat po zaczęciu prac nad żeglugą można było śmiało powiedzieć, że ludzie po odpłynięciu od brzegu nie będą tonęli (zbyt często) i wytrwają znaczną większość sztormów (które akurat nie są obecne w kawałku morza na którym znajduje się dany delikwent).

    [​IMG]
    Prawie pięćset lat po przybyciu Oregona ciężko było nie tracić rachubę w zliczaniu lat do jego powrotu toteż zaczęto prace nad formalnym kalendarzem opartym o obiecaną datę powrotu.

    [​IMG]
    Gdy już ukończono pracę nad młynem wodnym w Nowym Awaszrawie od razu zaczęto się za konstrukcję kutrów których przeznaczeniem byłoby ulepszenie jednego z dwóch zasobnych pól morskich w jego pobliżu.

    [​IMG]
    Blisko dwieście lat po rozpoczęciu opracowywania kalendarza ukończono nad nim prace. Teraz Kilenemianie będą wiedzieli w którym konkretnie roku przed powrotem Oregona żyją.

    [​IMG]
    Mniej więcej w tym samym czasie robotnicy ukończyli budowę drugiego kompleksu farm po czym zostali skierowani do utworzenia pastwiska w pobliżu Nowego Awaszrawu co zapewniłoby zwiększenie jego możliwości produkcyjnych.​

    [​IMG]
    Parę lat później rozpoczęto prace nad graficznym zapisem głosek i wyrazów o którym tak wylewnie opowiadał Oregon i nalegał by zostało to opracowane.​

    [​IMG]
    Parędziesiąt lat później ludzie zamieszkujący Eciwotak będący o wiele większym miastem niż za czasów przybycia Oregona poprosili aktualnie panującego Kilenema XXIX o dostarczenie surowca luksusowego zwanego „bawełną” który był niegdyś sprowadzany przez najbogatszych ludzi z egzotycznych krain zza Kytłabu, jednak towar ten przestał już tam występować.​

    [​IMG]
    W ślad za Eciwotakiem poszedł Nowy Awaszraw proszący o kamienie szlachetne…​

    [​IMG]
    …wraz z Aniydgiem proszącym o „kadzidła”. W zasięgu Kilenema były jednak wyłącznie kamienie szlachetne które wydobyć można było z góry będącej kilka rzutów kamieniem za północną granicą terytorium Aniydgu. Wystarczyło sfinansować ekspedycję która rozszerzyłaby nieco granice tak, by góra owa znalazła się na terytorium Nowego Imperium.​

    [​IMG]
    Tak też się wkrótce stało. Nim jednak będzie można wydajnie eksploatować to złoże upłynie dużo czasu.​

    [​IMG]
    W międzyczasie Kilenem XXIX nie mając w podeszłym wieku żadnego wiedział, że umrze bezdzietnie w związku z czym uporządkował prawo dziedziczenia tronu tak, by jego bratanek mógł bez problemów zasiąść na tronie po jego śmierci.​

    [​IMG]
    120 lat potem, za panowania Kilenema XLIII ostatecznie ukończono prace nad graficznym zapisem wszelkich głosek zwanym później „pismem”​
    .

    [​IMG]
    Zaraz po tym zaczęto prace nad zwiększeniem wydajności polowań ze względu na cały czas rosnące potrzeby żywieniowe rozrastających się miast.​

    [​IMG]
    Ponad sto lat później ukończono w końcu kutry których koncepcje konstrukcji na okrągło były zmieniane. Po ukończeniu prac nad nimi w Nowym Awaszrawie zaczęto budować biblioteki same kutry zaś zajęły się połowem wielorybów których tłuszcz ma dobre właściwości pod względem medycznym.​

    [​IMG]
    Wiek później łowiectwo było już udoskonalone niemalże do perfekcji.

    [​IMG]
    Zaczęto wtedy niemal od razu prace nad murarstwem co by domy mieszkańców Nowego Imperium nie rozpuszczały się podczas większych ulew.​

    [​IMG]
    Po około 120 latach ukończono nad nim prace.​

    [​IMG]
    W bardzo niewielkim odstępie czasu zaczęto też budowanie kopalni kamieni szlachetnych któ]ra znacznie zwiększy dochody Imperium a także zadowolenie zarówno mieszkańców Nowego Awaszrawu jak i całego narodu.​

    [​IMG]
    Podczas tworzenia kopalni zauważono, że narzędzia z brązu szybko się zużywają i potrzebny jest jakiś trwalszy ich budulec. W związku z tym zaczęto eksperymenty z różnymi kowalnymi materiałami.​
     
  5. Szlachcic

    Szlachcic Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]
    Tak, tak, to ten! – Czyli SimCity 4 (Civilization V) AAR – Seria Specjalna
    ODCINEK: 3 - …nie bywają prostymi

    2800r.p.p.o.

    Kilenem LX: Wiekopomny Kenie! Mądry Malsi! Podziwiajcie dzisiejszy dzień, gdyż oto dziś właśnie następuje ważna dla naszego ludu chwila.
    Kentucky: A jakaż to jest chwila?
    Malsi LXII: Właśnie, cóż to za chwila?
    Kilenem LX: Jest to chwila ustanowienie specjalnych praw i obowiązków dotyczących najbogatszych i najbardziej wpływowych spośród naszych mieszkańców, by przyczyniali się ku dobrobytowi ludu naszego wysyłając wszystkie swoje sługi do budowy tak wielkich, jak wspaniałych budowli.
    Malsi LXII: Czy ta decyzja ich nie rozgniewa?
    Kentucky: Raczej nie zdarza się, by najbogatsi chcieli tak bezinteresownie pomagać naszemu ludowi, czyż nie?
    Kilenem LX: Nie powiedziałem wam czegoś jeszcze. Za taką pomoc wynagrodzę każdego takiego dobroczyńcę nadając mu różne tytuły i specjalne przywileje.
    Malsi LXII: Skoro tak…

    [​IMG]
    Uregulowanie praw i obowiązków najwyższej warstwy społeczeństwa kilenemskiego wpłynie zwiększenie jej zadowolenia i przyśpieszenie budowy wspaniałych budowli.

    [​IMG]
    Około pół wieku później, gdy za panowania Kilenema XLIV ukończono budowę biblioteki, ten sam władca nakazał rozpoczęcie konstrukcji kutrów. Ze względu na bardzo mizerne umiejętności Kilenemian pod tym względem, konstrukcja tych jednostek nawodnych może ciągnąć się wiekami.

    [​IMG]
    Z kolei gdy cztery dekady później ukończono budową kopalni kamieni szlachetnych rozpoczęto budowę sieci dróg, owe kamienie szlachetne mogły być dostarczane do Aniydgu, a z niego – dystrybuowane do całego kraju, w tym do szczególnie pożądającego go Nowego Awaszrawu.

    [​IMG]
    W międzyczasie, po ponad stu latach eksperymentów w końcu udało się otrzymać lepszy budulec narzędzi, a co ważniejsze – broni. Było nim odpowiednio hartowane i nawęglane żelazo. O ile na produkcję narzędzi wystarczą niewielkie pokłady żelaza wydobywane niemal na własną rękę przez ludzi, o tyle na produkcję broni znaleźć trzeba by było jakieś większe źródło żelaza, by można było zapewnić jego stały dopływ.

    [​IMG]
    Gdy tylko Kilenem XLIV wspomniał najbogatszym o zaszczytach czekających ich gdy wypełnią jego żądanie jakim jest znalezienie dużych pokładów żelaza, szybko wielu z nich zorganizowało z własnej kieszeni wyprawy których celem było właśnie odnalezienie tego złoża. Po jakimś czasie jedna z nich wróciła z wieścią o odkryciu żelaza na północ od farm znajdujących się w połowie drogi z Nowego Awaszrawu do Aniydgu. Pan ją organizujący otrzymał nazwisko Kyczjilam.

    [​IMG]
    Gdy tylko Kilenem ukończył nadawanie nazwiska i szlachectwa, zabrał się za rozwijanie technologii. Wprawdzie nim ruszy wydobycie żelaza z tego złoża minie jeszcze wiele czasu, jednak już teraz może się zająć rozwijaniem umiejętności rachowania wśród najmądrzejszych Kilenemian by byli oni w stanie odpowiednio zarządzać w przyszłości wydobywanym żelazem.

    [​IMG]
    Z kolei wiek później zakończono budowę spichlerzy w Aniydgu, a rozpoczęto budowę bibliotek w celu rozpowszechniania zdolności czytania wśród ludzi, gdyż lud kilenemski wchodzi w czasy, w których najbardziej liczyć zaczynają się nie ci, którzy mają siłę, lecz ci, którzy posiadają wiedzę. Parędziesiąt lat później, za panowania Kilenema LXIIX ukończono w końcu konstrukcję łodzi rybackich po niemal trzystu latach prac.

    [​IMG]
    Wkrótce Nowy Awaszraw skupił się na budowie Koszar mających na celu szkolenie nowych żołnierzy. Ich wybudowanie otworzy alternatywne możliwości zdobywania doświadczenia przez rekrutów – gdy zostaną wybudowane łucznikami kilenemskimi będą mogli zostać nie tylko wyśmienici myśliwi.

    [​IMG]
    Niewiele czasu upłynęło, nim ukończono opracowywania nowych metod rachowania. Co ciekawe, rozwinięcie matematyki doprowadziło do opracowania przez uczonych wykorzystujących logiczne zdolności nabyte przy matematyce do stworzenia prawa cywilnego oraz planów potężnej machiny mającej służyć przy zmuszania miasta wroga do kapitulacji zwanej „katapultą”.

    [​IMG]
    Gdy tylko ukończono prace nad machiną do walki i prawem, rozpoczęto ulepszanie technik budowlanych oraz wprowadzanie standardów architektonicznych zaczynając badania nad murarstwem.

    [​IMG]
    I w końcu, blisko dwieście kolejnych lat później ukończono prace nad budownictwem, a było to za panowania Kilenema LXXII.

    [​IMG]
    Mniej więcej w tym samym czasie w Eciwotaku ukończono budowę młyna wodnego, a rozpoczęto budowę spichlerzów. Ze względu na niski potencjał produkcyjny tego miasta budowa będzie trwała dużo czasu.

    [​IMG]
    A w międzyczasie zaś największe umysłu ludu kilenemskiego po opanowaniu praktycznej zaawansowanej matematyki wzięły się za rzeczy bardziej abstrakcyjne, głównie za dalsze poszerzanie swojej wiedzy o życiu i świecie.

    [​IMG]
    W Nowym Awaszrawie po ukończeniu budowy Koszar parędziesiąt lat później wzięto się za tworzenie olbrzymiej konstrukcji zbudowanej z wielkich kamieni. Budowę tego pomnika mającego służyć jako wielki i bardzo dokładny kalendarz wybitnie przyśpieszają możni Nowego Awaszrawu pomagający za specjalny przywilej – ilu robotników wyślą na budowę, tyle miejsc w najbliższej kolejce w jakiej będą stali będą mogli pominąć. Działo się to wszystko w roku 2200p.p.o., za panowania Kilenema LXXIII.

    [​IMG]
    W tym samym czasie zabrano się za budowę kamieniołomu z którego pozyskiwałoby się marmur będący dobrem luksusowym cenionym przez możnych.

    [​IMG]
    Z kolei w roku 2160p.p.o. kilenemscy uczeni określili swoje dotychczasowe zdobywanie wiedzy o życiu i świecie nazywając je „zamiłowaniem do nauki” i dodając je do grona pozostałych nauk. Owa „filozofia” promowana przez wielkich ówczesnych uczonych zyskała duży rozgłos wśród inteligencji całego narodu kilenemskiego. Jej pogłębianie doprowadziło do spisania reguł religii Kilenemian – tzw. Karabaizmu.

    [​IMG]
    W niemal tym samym czasie wybudowana część wielkiego pomnika którego budowę zaczęto ledwie pół wieku wcześniej wstrzymano, a sam Stonehenge określono przez „filozofów” jako „niebawiący i brzydki”, gdyż wśród nich panowało przekonanie, że sens ma jedynie piękno, szczęście i radość, a pomnik ten nie spełniałby żadnych spośród tych wymogów. Zamiast niego w Nowym Awaszrawie (tym razem bez pomocy bogatych ludzi którym przywilej pomijania kolejek cofnięto) rozpoczęto budowę wielkiego cyrku w którym odbywałyby się walki tzw. „gladiatorów” – wojowników wystawianych przez wielkich panów. Filozofom pomysł ten się bardzo spodobał, gdyż widok ich walczących sług wielce ich bawił. Przy budowie cyrku wykorzystana zostanie wiedza nabyta podczas opracowywanie lepszego budownictwa.

    [​IMG]
    Uczeni o praktyczniejszym podejściu do życia stwierdzili, że przydałoby się wynaleźć jakiś sposób utrzymania jeźdźca na koniu tak, by byle popchnięcie nie zrzucało go z niego. Gdyby to się udało Kilenemianie uzyskaliby potężną broń przeciw koczowniczym ludom, które plądrują od czasu do czasu przygraniczne obszary państwa, a skromna armia Kilenemian nastawiona na obronę miast nie jest w stanie temu zapobiec.​

    [​IMG]
    Aniydg po wybudowaniu bibliotek poszedł w ślady Nowego Awaszrawu i ku uciesze tamtejszych filozofów rozpoczął budowę cyrku podobnego do tego budowanego w Nowym Awaszrawie.​

    [​IMG]
    Po dwóch wiekach po tym, jak zaczęto poszukiwać tego sposobu na utrzymanie się na koniu, znaleziono go. Na grzbiet konia zaczęto kłaść skórzane „siodło” na którym siadał jeździec. Było ono przywiązane do konia. Ważniejszym od siodła wynalazkiem były lejce służące do komunikacji jeźdźca z koniem– dzięki tym dwóm rzeczom jeździec mógł utrzymać się w warunkach bitewnych i na odpowiednio wytresowanym koniu byłby w stanie atakować jednostki piechoty. Konnica powstała w ten sposób była wyjątkowo zabójcza w swoim okresie i dotrzymać kroku mogli jej wyłącznie włócznicy posiadający włócznie których długość sięgała około sześciu metrów. Za ich pomocą włócznicy nadziewali nacierającego na nich jeźdźca i w ten sposób eliminowali go.​

    [​IMG]
    W tym samym czasie jeden z filozofów mieszkających w Nowym Awaszrawie, potomek jednego z panów który w zamian za wysłanie robotników do budowy Stonehenge otrzymał nazwisko, niejaki Sedilkue, rozpoczął opisywanie światła, zasad na których podstawie są widzialne oraz jak są zniekształcane zależnie od kąta patrzenia na nie. Zastosowanie ma to znaleźć mocno ograniczonej żegludze kilenemskiej dzięki czemu ma się stać bezpieczniejsza, ale jeszcze nie do końca wiadomo jak.​

    [​IMG]
    Pod wpływem rozwoju kulturowego powodowanego przez nieustannie pracujących filozofów opracowany został nowy ustrój panujący od dwudziestego drugiego stulecia przed powrotem Oregona zwany oligarchią – filozofowie widzący niekompetencję swojego władcy, Kilenema LXXV, wymusili na nim, by powołał radę składającą się z najmądrzejszych spośród nich, której obowiązkiem by było doradzanie swojemu królowi. Oprócz tego rada miała możliwość weta przygotowanego jako ostateczność jeśli władca zamierzałby zrobić coś, co według niej byłoby szkodliwe dla ludu. W takim wypadku cała dziesięcioosobowa rada musiałaby się sprzeciwić decyzji króla.​

    [​IMG]
    Podążanie ścieżką tradycji wskazanej przez na wpół-legendarnego Kilenema XI doprowadziło do znacznego zwiększenia się miast i kultury.​

    [​IMG]
    Gdy ukończono budowę kamieniołomów na wschód od Aniydgu od razu podjęto się budowy sieci dróg którą to marmur ten byłby dostarczany.​
     
  6. Szlachcic

    Szlachcic Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]
    Tak, tak, to ten! – Czyli SimCity 4 (Civilization V) AAR – Seria Specjalna
    ODCINEK: 4 – Pierwszy kontakt


    [​IMG]
    Sedilkue, a właściwie jeden z jego potomków ukończył dzieło opisywania działań optyki. Według niego dzięki temu można będzie budować wielkie słupy z niemal równie wielką pochodnią na szczycie dzięki czemu śmiałkowie, którzy wyruszają na wodę wracaliby częściej, niż dotychczas.

    [​IMG]
    Wkrótce potem środowisko filozofów uległo całkowitemu rozłamowi. Dzielą się teraz na tych, którzy słuszne uważają skupienie na zagadnieniach dotyczących głównie sensu życia i innych sprawach niematerialnych, oraz na tych, którzy z kolei za słuszne uważają skupienie właśnie na rzeczach materialnych i praktycznych. Zostali oni nazwani przez samych siebie „naukowcami”, zaś przez filozofów – „jajogłowymi”. Z pierwszego otwartego starcia tych dwóch idei zwycięsko wyszli filozofowie nakłaniając władcę i radę złożoną przez ich członków do sfinansowania ich prac dotyczących pogłębiania wiedzy o Karabaiźmie.

    [​IMG]
    Około dwa wieki później królewscy budowniczy skierowani zostali do utworzenia obozów w lasach między Nowym Awaszrawem a Eciwotakiem. Dostarczałyby one zwierzyny łownej, która zwiększyłaby potencjał żywieniowy stolicy.

    [​IMG]
    Wraz z postępem prac filozofów nad nauką o wierze i ukończeniem robót przy Koloseum w Nowym Awaszrawie rozpoczęto prace nad zbudowaniem świątyni w kształcie niewielkiej piramidy.

    [​IMG]
    Za to w Aniydgu rozpoczęto tworzenie zakładu kamieniarskiego, by zacząć czerpać poważniejsze korzyści z marmuru tam wydobywanego.

    [​IMG]
    I w końcu, blisko trzy wieki po rozpoczęciu opracowywania nauki o religii, za panowania Kilenema LXXXIV, ukończono je. Wśród filozofów wyodrębniła się grupa ludzi dalej badających i rozwijających Karabaizm nazywanych „teologami”. Za panowania tego samego władcy weszło w życie nowe prawo, mówiące o tym, że w radzie mogą zasiadać nie tylko filozofowie, ale także inni mądrzy ludzie wybrani przez lud. W ten sposób filozofowie tracili większość swoich wpływów w kolejnych latach na rzecz preferowanych przez władców i ludzi tego okresu naukowców.

    [​IMG]
    Już po pół wieku naukowcy w radzie zdobyli większość i przy ich aprobacie Kilenem LXXXV sfinansował prace nad dalszym doskonaleniem zdolności budowlanych swego ludu przez dodanie matematyki do budownictwa w roku 1610p.p.o.

    [​IMG]
    Za panowania kolejnego władcy, Kilenema LXXXVI, ludzie zaczęli donosić o dziwnych ruinach wystających spod ziemi. Ruiny te nie przypominały zbytnio budowli wznoszonych przez Kilenemian. Władca ogłosił lokację ludności w tamte tereny by powiększyć terytorium Nowego Imperium na tyle, by ruiny owe znalazły się w jego zasięgu, to jednak może jeszcze potrwać.

    [​IMG]
    Uznaje się tamto wydarzenie za początek złotej ery Nowego Imperium, choć na jej wystąpienie wpłynęła praca wszystkich władców poprzedzających Kilenema LXXXVI.

    [​IMG]
    Jeszcze za panowania tego samego władcy, w roku 1520p.p.o. w Aniydgu rozpoczęto budowę świątyni mającej być podobnej do tej już budowanej w Nowym Awaszrawie.

    [​IMG]
    Sto dwadzieścia lat później ignorując zdanie rady zalecającej budowę latarni jeziornej której koncepcję opracował Sedilkue przychylając się do prośby Kentuckiego, Malsiego i garstki filozofów w radzie, Kilenem XC rozpoczął budowę kompleksu świątynnego zwanego „Angkorem” w którego centrum stałaby największa świątynia z przygotowanym dla wyraźnie słabnącego Kentuckiego sarkofagiem zwana „Angkor Watem”. Oczywiście przy jego budowie pomogą robotnicy oddani przez możnych w zamian za możliwość pominięcia kolejek i nieustępowaniu kobietom w jeździe konno.

    [​IMG]
    Pewien czas potem rozpoczęto od dawna odkładaną budowę kopalni żelaza.

    [​IMG]
    Kilenem XIXC przychylił się do prośby garstki filozofów w radzie i rozpoczął budowę świątyni w Aniydgu mimo pewnego sprzeciwu naukowców w radzie. Przez ponad trzy wieki od rozpoczęcia tej budowy żaden władca nie zwracał już uwagi na filozofów.

    [​IMG]
    Zaś za panowania Kilenema CI spotkano po raz pierwszy grupę wojowników z innej cywilizacji. Na czele łuczników którzy zawitali w nowym Imperium stał władca owej innej cywilizacji, niejaki Friedrich VIII nov Kcramsib. Swój kraj określił jako „Zjednoczone Cesarstwo” zwane też „Niemcami”. Kilenem CI będąc bardzo schorowanym człowiekiem nie był w stanie godnie go przyjąć, mimo to Friedrich był zadowolony, że spotkał w końcu jakąś cywilizowaną grupę ludzi od których mógł dostać świeże wyposażenie i zapasy jako podarunek na przywitanie. W zamian opowiedział nieco Kilenemowi o swoim kraju położonym wśród gór daleko od Nowego Imperium.

    [​IMG]
    W tym samym czasie naukowcy ukończyli opracowywanie zaawansowanego budownictwa wykorzystującego matematykę. Według uczonych, ma o pozytywnie wpłynąć na obronność kraju, prędkość przeprawiania się przez rzeki oraz dostęp do wody. Kilenem CI jeszcze na łożu śmierci głowił się, jak.

    [​IMG]
    Kolejnym ruchem podwładnych Kilenema CI było rozpoczęcie prac związanych z towarem, który byłby na tyle lekki i niewielki, by dało się go nosić cały czas przy sobie, a jednocześnie byłby na tyle wartościowy, ze można by było wymienić go na cokolwiek innego. Miałoby to ożywić gospodarkę imperium.

    [​IMG]
    Ponad wiek później, za panowania Kilenema CV, rozpoczęto budowę dróg łączących nową kopalnię żelaza z istniejącym już szlakiem Nowy Awaszraw-Aniydg.

    [​IMG]
    Sześćdziesiąt lat później filozofowie widząc, że niedługo stracą jedynego reprezentanta w dziesięcioosobowej Radzie kraju, wysunęli wspólnie prośbę skierowaną do Kilenema CX o utworzenie Rady Uczonych w której zasiadać by miało dziesięciu antagonistów filozofów oraz Rady Filozofów, w której dziesięciu spośród nich miałoby zasiadać. Obie rady miałyby być sobie równe i zajmowałyby się tym samym, co dotychczasowa Rada. Władca nie przystał na tą prośbę, a jedynego filozofa w Radzie stracił i zastąpił uczonym. Fakt ten oburzył środowisko filozofów na tyle, że ci postawili kraj na granicy wojny domowej. Wtedy to dopiero Kilenem CX mimo wielkiej dezaprobaty uczonych przystał na żądania filozofów. Nie wiedział, do czego to doprowadzi w odległej przyszłości.

    [​IMG]
    W Aniydgu w tym czasie zaś rozpoczęto rekrutację Zbrojnych – pierwszej poważnej jednostki Kilenemian która walczyć by miała w zwarciu. Początkowo produkcja szła jak po grudzie, co spowodowane było niewybudowanymi jeszcze drogami z kopalni.

    [​IMG]
    Gdy w końcu ukończono tej drogi, kilenemscy robotnicy wzięli się za budowę pastwisk owiec, tym razem na południe od środka szlaku Nowy Awaszraw-Aniydg.

    [​IMG]
    Podczas gdy Aniydgowi kowale w pocie czoła pracowali nad uzbrojeniem zbrojnych, a dworscy robotnicy nad budową pastwisk, uczeni też nie próżnowali i ukończyli tworzenie owego uniwersalnego środka płatniczego zwanego „walutą”, której jednostką będzie po prostu złoty płaski krążek o wielkiej wartości.

    [​IMG]
    W następnej kolejności rozpoczęto prace nad ulepszaniem kilenemskiej administracji by zwiększyć wydajność całego narodu.

    [​IMG]
    Po wielu latach ciężkiej pracy wielu ludzi powstała pierwsza armia zbrojnych w Nowym Imperium. Następnie rozpoczęto pracę nad jednostką przeznaczoną specjalnie do odkrywania nowych terenów oraz poszukiwania śladów Wielkiego Imperium, choć rozpoczęcie formowania owych zwiadowców nie było takie proste. O ile Rada Uczonych bardzo popierała ten pomysł, o tyle Rada Filozofów jednogłośnie wyrażała sprzeciw. Ich argumentem miałoby być to, że za Górami Bliskimi ziemia miałaby być płynna, drzewa zjadać ludzi, a powietrze wrzeć. Ich teoria wywodziła się z podań ludowych dotyczących terenów położonych na północ od Nowego Imperium. Ostatecznie jednak jednego spośród filozofów udało się przekonać, że tak nie jest, więc RF straciła jednomyślność, a tym samym możliwość zablokowania czynności władcy. Tym razem spór nie był nadzwyczaj wielki i udało się go szybko w pokojowy sposób rozwiązać, incydent ten jednak rozwiał wszelkie złudzenia związane z pełnią władzy władcy. Od wtedy od grupy dwudziestu skłóconych ze sobą mężczyzn zależeć zaczęły dalsze losy Nowego Imperium, choć władcy oczywiście jeszcze daleko było do funkcji jedynie reprezentacyjnej.​
     
    Maciej-Kamil lubi to.
  7. Szlachcic

    Szlachcic Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]
    Tak, tak, to ten! – Czyli SimCity 4 (Civilization V) AAR – Seria Specjalna
    ODCINEK: 5 – Za Góry Proste!


    [​IMG]
    W roku 875p.p.o. ukończono budowę świątyni w Eciwotaku i zaczęto budowę Koloseum na podobieństwo Nowego Awaszrawu i Aniydgu.

    [​IMG]
    W samym Aniydgu zaś jakiś czas później zaczęto wznosić mury. Kcramsib sprawiał wrażenie sympatycznego, ale nigdy nic nie wiadomo.

    [​IMG]
    I w końcu, po raz pierwszy od tysiącleci, Kilenemianie pokonali Góry Proste. Wydarzenie to było przedmiotem mnóstwa dyskusji. Rada Filozofów wciąż wetowała decyzje Rady Uczonych związane z dalszą eksploracją, nie można było jej jednak przerwać z uwagi na to, że nie pozwalali na to uczeni. Filozofowie uważali, że Góry Proste, które wzięły swoją nazwę od prostego pasma, powstały jako granica między światem ludzkim, a nieludzkim. I mimo, że zwiadowcy je pokonali i przeszli na drugą stronę, to wciąż antagoniści uczonych wierzyli we wrzenie ziemi, ogromne potwory i inne niebezpieczeństwa czyhające na cywilizację kilenemski. Ostatecznie spór rozwiązał władca, Kilenem CXIX, stając po stronie Rady Uczonych. Tylko dzięki temu wmieszaniu się władcy dalsza eksploracja miała miejsce.

    [​IMG]
    W międzyczasie po wielu latach trudów pokoleń budowniczych i architektów w końcu ukończono budowę Angkoru Wat mającego być olbrzymim grobowcem umierającego Kentuckiego.

    [​IMG]
    W Nowym Awaszrawie od razu zabrano się za budowę targowiska. Być może ekspedycja odkrywcza przyniesie jakieś wymierne dobra wymienne na złoto?

    [​IMG]
    W wyniku ciągłych przeszkód stawianych przez RF ekspedycja niemal nie poczynała postępów, jednak w miejscu też nie stała i co jakiś czas kolejne obszary na mapie przestawały być białe.

    [​IMG]
    Dopiero po parunastu latach filozofowie przestali przeszkadzać w eksploracji w zamian za specjalne przywileje związane z ograniczeniem weta władcy względem ich postanowień. Dzięki temu odkryto niewielkie państwo uważające się za spadkobiercę Wielkiego Imperium. Państwo to, mimo, że składało się z ludzi tej samej rasy oraz o podobnej kulturze, stało na o wiele niższym poziomie cywilizacyjnym. Oprócz tego odkryto nową dużą rzekę. Była to czwarta taka znana Kilenemianom (obok Ardo przepływającego przez Nowy Awaszraw, Atrawu do niego wpadającego oraz na wpół-bagiennego Gubu przepływającego przez Eciwotak). Z uwagi na misję zwiadowców (poszukiwanie pozostałości Wielkiego Imperium) rzekę tą nazwano Nowym Ałsiwem (Ałsiwem miała być największa rzeka Nowego Imperium).

    [​IMG]
    W tym samym czasie ukończono rozwijanie administracji Nowego Imperium tworząc zalążek pospolitego ruszenia, które miałoby być uzbrojone w piki. Jak na razie element zbędny.

    [​IMG]
    Natychmiast oczywiście rozpoczął się spór między RF a RU związany z kierunkiem dalszego rozwoju. Ostatecznie spór ten wygrali uczeni podejmując badania nad jeszcze lepszym odlewaniem metali.

    [​IMG]
    Upłynęło nieco wody do kolejnego ważnego wydarzenia w Nowym Imperium, choć miało ono miejsce poza jego granicami. A wydarzeniem tym było przyłączenie owego niewielkiego państewka do Nowego Imperium. Z uwagi na słaby jego rozwój, jego mieszkańcy ruszyli na południe i osiedlili się wokoło Nowego Awaszrawu.

    [​IMG]
    W 750 roku przed powrotem Oregona zwiadowcy idąc w górę Nowego Ałsiwu napotkali się na dziwne struktury przy nim się znajdujące. Wyglądały one jak prostokątne budowle, tylko, że zrujnowane, choć w niektórych miejscach budowla zachowały się stosunkowo dobrze. Zwiadowcy wysłali poselstwo do Nowego Awaszrawu, którym to przekazali, że owe ruiny mogłyby być ruinami miast Wielkiego Imperium

    [​IMG]
    Przez następne lata zwiadowcy odnajdywali kolejne ruiny. Niektóre były mniejsze, niektóre większe, ale wszystkie były w podobnym stylu. Miasta były zaskakująco proste - zbudowane z mniejszych i większych prostokątów w których znajdowały się budynki. A przynajmniej tyle zostało.

    [​IMG]
    W międzyczasie w Aniydgu zakończono budowę Murów, po czym rozpoczęto tworzenie lepszych stajni dla hodowanych w pobliżu owiec.

    [​IMG]
    W 700 roku przed powrotem Oregona Friedrich nov Kcramsib (co ciekawe, ród ten porzucił numerację władców) zaproponował Nowemu Imperium publiczne ogłoszenie przyjaźni między Zjednoczonym Cesarstwem, a krajem Kilenemian. Kilenem CXXIV przystał na propozycję Friedricha.

    [​IMG]
    Parę lat później kilenemscy zwiadowcy napotkali sporą grupę ludzi całych poubieranych w lśniące żelazo tak, że nawet oczu im widać nie było. Na ich czele stał jeszcze dziwniej ubrany, bo w zieloną skórę owiniętą pasem ze złotym elementami, złoty sznur na tej skórze oraz barbarzyński ubiór w kolorach lasu wkładany na nogi młodzieniec. To wszystko było jednak niczym przy jego nienaturalnej fryzurze oraz szkiełkami na pręciku wkładanym na nos tak, że szkiełka znajdowały się przed oczami. Przedstawił się on jako pochodzący z daleka Timmoty von Tobiasov. Rozmowa z nim była dla przedstawicieli Nowego Imperium szalenie niemiła z uwagi na jego pogardę do „podludzi”, jak ich nazwał. Zanim obrażeni zwiadowcy opuścili jego obozowisko dowiedzieli się, ze przybył tutaj poszukiwać swoich dwóch dawno zaginionych krewnych pochodzących, którzy podobnie jak i oczywiście on, pochodzili od, jak to Timmoty określił, „najwspanialszego rodu jaki stąpał kiedykolwiek po ziemi. Rodu von Tobiasovów”. Dowiedzieli się też, że Timmoty lubi czarne porzeczki z uwagi na sok z nich wyglądający jak wino oraz, że bardzo nie lubi czerwonych - jedynych, jakie rosły w Nowym Imperium.

    [​IMG]
    Z zupełnie innym nastawieniem do NI znów przybył Kcramsib, tym razem z propozycją otworzenia granic obu narodów dla siebie. Wprawdzie Kilenemianie nie mieli zaznaczonego na mapach Zjednoczonego Cesarstwa, wiedzieli jednak w jakim kierunku należy iść, by tam dotrzeć, wiec gdy zwiadowcy ukończą swoją misję na północ od Nowego Awaszrawu, ruszą na zachód, w górskie Zjednoczone Cesarstwo. Friedrich zapytany o Timmotiego powiedział, że on taki już i jest, i jeśli się go nie zaczepia, to raczej nie zaczyna konfliktów zbrojnych. Po prostu jest skupiony na poszukiwaniu swoich krewniaków.

    [​IMG]
    Z uwagi na niską produktywność Eciwotaku, Kilenem CXXVI rozpoczął budowę kopalni na południe od tego miasta. Miałyby one zwiększyć ową niską produktywność.

    [​IMG]
    W tym samym czasie w Nowym Awaszrawie rozpoczęto, zgodnie z wolą obu rad, budowę akweduktu – długiej budowli będącej rurą na czymś w rodzaju mostu na łukach. I rzeczywiście, oprócz dostarczenia świeżej wody do południowych krańców miasta, akwedukt w niektórym miejscach spełniał rolę mostu.

    [​IMG]
    W sześćsetnym roku rachuby Kilenemian pod naciskiem Rady Filozofów za ukończone uznano rozwijanie zdolności odlewnicze kilenemskich kowali, choć tak naprawdę pozostawiało jeszcze wiele do życzenia.

    [​IMG]
    Po tym wydarzeniu Rada Uczonych spierała się przez wiele tygodni z Radą Filozofów o kierunek dalszego rozwoju. Spór zakończono kompromisem rozpoczynając prace nad upowszechnieniem nauki zarówno wykładanej przez uczonych, jak i filozofów.

    [​IMG]
    Jeszcze w tym samym roku Rada Filozofów uporządkowała stopnie duchownych karabaistycznych by powstała swego rodzaju hierarchia.

    [​IMG]
    W 575r.p.p.o. Aniydg, choć będący najmniejszym z trzech miast kilenemskich, w ślad za Nowym Awaszrawem po wybudowaniu murów również zaczął budowę akweduktów.

    [​IMG]
    Do 525 roku przed powrotem Oregona przez bez mała trzy wieki kilenemska mapy świata powiększyły się o nieco więcej niż połowę. Nie jest to imponujący wynik, jednak w obliczu chaosu powodowanego rozdarciem władzy między władcę, uczonych, a filozofów i tak jest to wyczyn godny podziwu.



    PS: Muszę wymyślić jakiś lepszy sposób zaznaczania nowo odkrytych terytoriów…
     
    Maciej-Kamil lubi to.
  8. Szlachcic

    Szlachcic Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]
    Tak, tak, to ten! – Czyli SimCity 4 AAR

    ODCINEK: 13 – Co racja, to racja

    Godzina 09:12, pałacyk Hindenegildy w Conłóp-Smulsie

    Kentucky wraz z Karabem-Buu zajadali śniadanie w pałacyku Hindenegildy omawiając sprawy wagi państwowej.
    Kentucky: Przepraszam, ale byli tacy szybcy i zorganizowani, nie dałem rady ich powstrzymać.
    Karab-Buu: No, jest to duża strata, ale nic tam. To było oczywiste, ze prędzej czy później się to stanie.
    Kentucky: A tu nastąpiło zdecydowanie prędzej, niż później. Szkoda nawet, że niczego się nie dowiedzieliśmy. – w tym momencie przerywając rozmowę Kena i Mansy do jadalni weszła spóźniona Karabica-Buu
    Karabica-Buu: Wybaczcie spóźnienie, ale musiałam się umalować.
    Kentucky: Na śniadanie we własnym pałacyku?
    Karabica-Buu: Jakoś trzeba wyglądać.
    Karab-Buu: Miło mi cię widzieć, śniadanie masz już na talerzu.
    Karabica-Buu [z przekąsem]: Mmm… tost z masłem i wylana na to szklanka wody.
    Karab-Buu: Wielka mi rzecz. Wylało mi się trochę, jak stawiałem.
    Karabica-Buu [siadając]: Sam stawiałeś? Nie masz od tego jakiegoś sługi? Powiedz mi, czy my ostatnimi czasy przypadkiem nie żyjemy gorzej od przeciętnego twojego poddanego?
    Karab-Buu: Co do kelnera, to się przeziębił, a co do diety to zimna woda zdrowia doda, a tost ci zupełnie starczy, nie przytyjesz.
    Karabica-Buu: W ten sposób to prędzej umrę z głodu… - nadgryziwszy kompletnie niechrupiącego, przesiąkniętego tosta – ale o czym to rozmawialiście zanim przyszłam?
    Kentucky: O tym jak to w nocy Tobi i Szlachcic…
    Karabica-Buu: Ach tak, tak… Może przepadną gdzieś po drodze do swojego płaskowyżu.
    Kentucky [z wyraźnym naciskiem]: Już ich nie lubisz…?
    Karabica-Buu: Nie rozmawiajmy o tym, wybrałam was.
    Karab-Buu: Nie wyobrażałbym sobie innego scenariusza.
    Karabica-Buu: Ale nadal się z nimi będę komunikowała, role się odwróciły.
    Karab-Buu: Tylko się nie przeginaj, bo nabiorą podejrzeń.
    Karabica-Buu: Chodźmy do Platynowych Tarasów!
    Karab-Buu: Chętnie.
    Kentucky: Mój Manso! Dopiero co odzyskaliśmy to wszystko, a ty tak sobie po prostu idziesz do Platynowych zamiast cieszyć się z ludźmi i planować rozbudowę stolicy?
    Karab-Buu: Hm… dobrze, ze o tym powiedziałeś…
    Kentucky: Wiedziałem, że przemówię Najjaśniejszemu do rozsądku.
    Karab-Buu: Ano przemówiłeś. Czyli ustalone, my idziemy do Platynowych, a ty tu zostaniesz i odwalisz całą robotę.
    Kentucky: Wiesz, jak chętnie to robię, ale czy to nie są twoje obowiązki? Ludzie zaczną tęsknić za swoim ukochanym władcą…
    Karab-Buu [wymachując nad głową jakby odganiał się od much]: Powiedz im że przeziębiłem sobie głowę w związku z czym tak mnie bolą nogi, że nie mogę oddychać.
    Kentucky: Ale będziesz wtedy w Platynowych…?
    Karab-Buu: Nie chrzań już tak! Kto tu jest Mansą? Więc rób jak każę, a nie…!
    Kentucky [w myślach]: Karab zmienił się nie do poznania! Ale wiem, czyja to wina. To przez tę diablicę przeklętą! Muszę znowu w jakiś sposób ją przyłapać na czynieniu zła przeciw Mansie. Tylko jak? Gdybym miał wolną rękę jak kiedyś… ale kiedyś nie było też tej poczwary, a teraz jest i wolności za to nie ma. Ale już ja jej się pozbędę… - Ken nie zauważył, ze gdy tak sobie myślał cały czas gapił się na Hindenegildę i robił różne dziwne miny nie świadczące o nim zbyt dobrze
    Karabica-Buu: Czyżby do reszty ci już odbiło, Kentucky?
    Kentucky: Nie, po prostu to jest mój odruch jak widzę twój krzywy ryj.
    Karabica-Buu: Karab! Słyszałeś?! Wyrzuć go przez okno jak komputer wczoraj!
    Karab-Buu: Nie kłócić mi się tutaj! No! Ken, przekaż Radzie Starszyzny, że pełnisz dziś moje obowiązki. Karabica, idź się ubierz jakoś i idziemy do tych Platynowych. Ile to trzeba się natrudzić, by wszystkim dogodzić…
    Kentucky [w myślach, odchodząc od stołu]: Biedny Karab… Jak tylko znajdę jakieś rozwiązanie… Muszę przedstawić całą sprawę na Face-Buu Specjalistom z Ordy Ałaskiej! Tak, to jest dobra myśl…

    Przez następne dwie godziny Karab wraz z Karabicą byli w Platynowych Tarasach, a Kentucky szykował przemówienie do ludzi, którzy chcieli zobaczyć swojego ukochanego władcę. Nie szło mu to najlepiej, ale w końcu coś wymyślił.

    Godzina 11:23, Conłóp-Slums

    Na mównicy stał Kentucky, a przed nim cały Conłóp-Smuls i dziennikarze domagający się ujrzenia Mansy.
    Kentucky: Ekhm! A zatem… wiem, że chcecie ujrzeć swojego władcę, ale uwierzcie mi, nie chcecie. Tak, nie chcecie tego bardzo, nawet tego nie wiecie. Nie chcecie bo… bo… bo on jest chory. Tak, ciężko chory…
    Dziennikarz z Kapsztadu: A co mu dolega?
    Kentucky: Hm… dolega mu… no widzicie… dolega mu straszna choroba.
    Dziennikarz z Kapsztadu: Ale dokładnie, co mu jest?
    Kentucky: To… przeziębienie… tak, przeziębienie… wiecie, boli go nos, nie może chodzić, odpadają kończyny… paskudna… ta… no… sprawa…
    Dziennikarz z Kapsztadu: Odpadają kończyny?
    Kentucky: No… robią się czarne i ten… no… odpadają… no wiecie…
    Dziennikarz z Kapsztadu: I to jest przeziębienie?
    Kentucky: Tak, dokładnie… to jest… przeziębienie… tak. Nawet jeśli nie, to Mansa nie chodzić, a nawet jakby był, to ten… no… na pewno by nie poszedł do Platynowych Tarasów i na pewno już nie z Karabicą-Buu. Tak, tak myślę.

    W wyniku nieumiejętnego tłumaczenia nieobecności Karaba-Buu przez Kena, prasa zainteresowała się tą sprawą i działający na tym obszarze jeszcze od czasów Pierwszej Karabaistycznej Wojny o Niepodległość Dziennikarz z Kapsztadu wytropił Mansę razem z jego towarzyszką jak razem jedli lody na ostatnim piętrze centrum handlowego spoglądając na ludzi na dole. Wspinaczka na ostatnie piętro była dla dziennikarza prawdziwym wyzwaniem z uwagi na wiecznie niedziałające windy, schody ruchome i klimatyzację wciąż nieskutecznie naprawianą przez Drugiego Zaufanego Architekta. Gdy Karab wieczorem po odprowadzeniu Karabicy do pałacyku wrócił do swojej rezydencji w Conłópie, czekał tam już na niego wiadomy dziennikarz…

    Godzina 22:14, rezydencja Karaba-Buu w Conłóp-Smulsie

    Dziennikarz z Kapsztadu: Manso najwspanialszy! Pozwól na chwilkę…
    Karab-Buu: No dobra, ale tylko na chwilkę…
    Dziennikarz z Kapsztadu [uśmiechając się fałszywie]: Niech Mansa spojrzy na te zdjęcia… - w tym momencie dziennikarz pokazał Karabowi zdjęcia na których wyraźnie widać jego oraz Karabicę-Buu, a także wielki zegar za nimi pokazujący nie tylko godzinę, ale i datę. – te zdjęcie wykonałem dzisiaj i nie opublikuję ich pod pewnym warunkiem…
    Karab-Buu: Nie dostaniesz pieniędzy…!
    Dziennikarz z Kapsztadu [wciąż fałszywie przyjaźnie]: Ja ich nie chcę. Wystarczy, że Mansa ustali prawnie iż „Głos Wielkiego Imperium” ma wyłączność na publikowanie gazet w stolicy oraz wolną rękę w ustalaniu jej ceny. Jeśli Mansa się nie zgodzi, „Głos” opublikuje szokujące zdjęcia, a to nie wpłynie raczej pozytywnie na wizerunek Mansy…
    Karab-Buu: Chyba nie mam wyboru jak ugiąć się pod tym paskudnym szantażem…
    Dziennikarz z Kapsztadu: „Szantaż” to takie moce słowo… Nazwijmy to… umową biznesową. Ja Mansie pozwolę zachować twarz, a Mansa mi duże zarobki. Czysty biznes.
    Karab-Buu: Jeszcze odbije się to wam ciężką czkawką…
    Dziennikarz z Kapsztadu: Wezmę na siebie pełną odpowiedzialność. Tymczasem – żegnam, liczę, że doszliśmy do porozumienia…
    Karab-Buu: Żegnam…

    W wyniku tych wszystkich zajść Najwspanialszy musiał nadać ustalone wcześniej przywileje „Głosowi Wielkiego Imperium” co oczywiście rozjuszyło pozostałe redakcje, były one jednak bezsilne wobec uporu władcy powodowanego wątpliwymi moralnie pobudkami. W następnych dniach cena „Głosu” wzrosła z dwóch simoleonów za sztukę do dwudziestu simoleonów za sztukę. Co więcej, wzrosła ilość reklam oraz spadła jakość artykułów w gazecie, co spowodowało drastyczny spadek zainteresowania kupnem tej gazety przez ludzi. Pod ponownym naciskiem redakcji Karab wprowadził nakaz codziennego nabywania zwolnionego już z podatku „Głosu” za którego łamanie wprowadzono karę grzywny w wysokości 1000 simoleonów, które trafiały do i tak już pękającej w szwach kasy „Głosu Wielkiego Imperium”. Po dalszych presjach na Karabie, Mansa powołał do życia „Gazecianą Policję” zajmująca się wykrywaniem i likwidacją jakichkolwiek innych redakcji niż „Głosu Wielkiego Imperium” w Conłópie. Całe to zamieszanie zaczęło poważnie odbijać się na już i tak wcześniej nadwerężonym budżecie miasta. Apogeum tego wszystkiego było wprowadzenie podatku na rzecz „Głosu” uiszczanego co miesiąc przez każdego mieszkańca. Karab mimo niepublikowania nieciekawych zdjęć i tak stracił cały posłuch wśród niegdyś kochających go conłópinianach, którzy zaczynali się otwarcie wypowiadać przeciw jego władzy. Teraz jednak nie był już w stanie niczego zrobić, cała nadzieja pozostała w przestrzegającym go przed niefortunnym wyjściem do Tarasów Kentuckim.

    Godzina 15:32, tydzień później

    Karab-Buu: Ken! Gdzieżeś się podziewał cały tydzień?! Pilnie potrzebuję twojej pomocy!
    Kentucky: Cały czas siedziałem przecież na Fejs-Buu…
    Karab-Buu: Nie miałem czasu tam wejść.. Cały tydzień cię szukałem i twoich Specjalistów.
    Kentucky: Oni też byli zajęci… Ale słucham cię, Manso, w czym rzecz?
    Karab-Buu: Wpadłem w tarapaty! Wtedy, jak poszedłem do Platynowych z Karabicą jakiś dziennikarzyna z Kapsztadu zrobił nam zdjęcie i zaszantażował mnie!
    Kentucky: Dzięki temu „Głos” ma takie poparcie w Conłópie?
    Karab-Buu: Dokładnie tak! Pomóż!
    Kentucky: Mam pomysł! Nie myślmy teraz o tym!
    Karab-Buu: Ale…
    Kentucky: Żadnych „Ale”! Idziemy do Grubmahu, trzeba pozałatwiać tam parę spraw administracyjnych. Słyszałem, że ludzie coś mówią o jakimś wielkim mieście na zachód od Grubmahu, trzeba to sprawdzić! Weźmy ze sobą jeszcze Banasa i Zoora, jak dwa tygodnie temu!
    Karab-Buu: No, dobra…

    W ten sposób SER znów został sformowany, tym razem już nie w celach bojowych. Karab z resztą ruszył do Grubmahu by dać mieszkańcom znać, że teraz on, a nie Otto jest właścicielem tego miasta, może nie być łatwo, ale przecież ma ze sobą znający ich język Banasa…

    Godzina 20:13, Grubmah

    Karab-Buu: No, nie poszło tak źle.
    Banas [chodząc z mównicy; mówiąc jak zawsze jak umierający]: Nawet… całkiem dobrze… nieprawdaż…?
    Karab-Buu: Tutejsi ludzie są tacy przyjemni w porównaniu z tymi ze stolicy.
    Kentucky: W sumie to nie dziwne, po tym wszystkim, co ostatnio się dzieje…
    Karab-Buu: Co racja, to racja. Może tutaj przeniósłbym stolicę, tym razem już na stałe?
    Kentucky: Co racja to…?
    Karab-Buu: …to racja.
    Kentucky: Nie rozumiem.
    Karab-Buu: Tak się mówi.
    Kentucky: Serio? Nie przypominam sobie tego.
    Karab-Buu: Tak się mówi, jak się komuś przyznaje rację, na przykład mi.
    Kentucky: Nie rozumiem.
    Karab-Buu: Nie ważne. Przeniesienie tutaj stolicy mogłoby być dobrym posunięciem.
    Kentucky: To byłby trzeci raz w przeciągu sześciu lat.
    Karab-Buu: Tym razem może już ostatni raz.
    Kentucky: Mam nadzieję… to przenoszenie jest męczące organizacyjnie.
    Karab-Buu: Ale zajmijmy się istotnymi sprawami.
    Zoor: Wypadałoby coś tutaj zbudować.
    Banas: Może… dzielnicę?
    Karab-Buu: Tak, to dobry pomysł. Zobaczmy…

    [​IMG]
    Karab-Buu: Hm… no miejsca nie brakuje A fundusze?

    [​IMG]
    Karab-Buu: No, z funduszami gorzej, trzeba się śpieszyć, póki rezerwy są jeszcze duże.
    Zoor: Skoro mamy deficyt to chyba trzeba by wybudować trochę mieszkań. Widziałem, że ludzie pracować mieliby gdzie, wiec na przemyśle można oszczędzić.
    Banas: Ja za to nie widzę wystarczająco dużo… sklepów… trzeba według mnie mniej wybudować mieszkań, a więcej sklepów.
    Kentucky: Ja bym się skłonił ku Zoorowi, według mnie trzeba tu więcej mieszkań. Przyniosą duże zyski. A resztę gdy już będzie więcej pieniędzy.
    Karab-Buu: Masz rację Ken. Już nawet wiem, gdzie zostaną wybudowane.

    [​IMG]
    Karab-Buu: To miejsce wydaje się idealne. Odpowiednio blisko od dzielnicy przemysłowej, by mieszkańcy mogli bez problemów dojechać, ale wystarczająco daleko, by smog nie wdawał się zbytnio im we znaki.

    Karab-Buu wraz z resztą rozgościł się w dotychczasowej rezydencji Otta by osobiście móc nadzorować prace nad budową nowej dzielnicy prowadzone przez Drugiego Zaufanego Architekta, a następnie wyruszyć na sprawdzenie sprawy Nilrebu.

    Godzina 09:06, plac budowy

    Kentucky: Drugi Zaufany Architekcie, oddałem ci do użytku wszystkich stu SOA, liczę, że z ich pomocą skończysz przed wpół do dziesiątej z infrastrukturą i z budynkami państwowymi.
    DZA: Zdążę, zdążę, przed wszystkim nawet napiję się kawy.

    Po kawie

    Kentucky: Oczekuję, że na bieżąco będziesz mnie informował o postępach.
    DZA: Się rozumie! Teraz na przykład SOA zbudowali drogi?
    Kentucky: Drogi?
    DZA: Nie, teraz już szkołę.
    Kentucky: Szkołę?
    DZA: Przychodnię, nie szkołę.
    Kentucky: Nie rozumiem. Wybudowali przychodnię czy co?
    DZA: No… nie. Parki. Cztery konkretnie.
    Kentucky: Cztery?
    DZA: Dziękuję za SOA, teraz ich zwracam w identycznym stanie, w jakim ich otrzymałem.
    Kentucky: Czyli dzielnica gotowa do budowy domów?
    DZA: Dobra, to ja idę, bo już teraz nic tu po mnie
    Zoor: Poszedł sobie.
    Kentucky: Coś mu chyba na mózg siadło.
    Banas: Ważne… że dzielnica gotowa…
    Zoor: A co to, tam po drugiej stronie alei?

    [​IMG]
    Kentucky: To… to pomnik Otta nov Kcramsiba!
    Banas: Jak Mansa… go zobaczy, to nie będzie… wesoły…
    Kentucky: Jak najprędzej go trzeba zburzyć!
    Zoor: Gdzie SOA?
    Kentucky: Chyba sobie poszli do Źdołu.
    Banas: I co… teraz?
    Kentucky: Jak to co? Do Źdołu trzeba.
    Zoor: Ale tak… bez wiedzy Karaba?
    Kentucky: Jakby się dowiedział, że przeoczyliśmy ten pomnik to raczej nie byłby zadowolony.
    Banas: Co racja, to racja.
    Kentucky: Co?
    Zoor: Co racja, to racja.
    Kentucky: Nie rozumiem.
    Banas: Tak się… mówi…
    Kentucky: Już Karab to mówił, ale nie rozumiem.
    Zoor: Jak przyznajesz komuś…
    Kentucky: …rację, wiem. Ale to bez sensu.
    Zoor: To ma sens, ale nie ważne. Ważne, że mamy mało czasu. Jest za kwadrans dziesiąta, a o trzynastej Karab ma wrócić z Nilrebu, o którym tak tu głośno.
    Kentucky: Źdół nie jest znowu tak daleko stąd, kwadrans samochodem i jesteśmy na miejscu.
    Zoor: A powiedz, jesteś obecnie w posiadaniu jakiegoś?
    Banas: Możemy złapać taksówkę…
    Kentucky: A jest ktoś przy kasie?
    Zoor: Nikt. Musimy iść na piechotę.
    Banas: A stopem?
    Kentucky: Nam nie wypada.
    Zoor: Co racja, to racja.
    Kentucky: Przestań!
    Zoor: Ale…
    Kentucky: Po prostu przestań.
    Zoor: No, dobra…

    W ten sposób trójka bohaterów ruszyła na południe do Źdołu. Ich podróż trwała półtorej godziny z uwagi na zakorkowane przejścia dla pieszych.

    Godzina 11:18, przed ratuszem SOA

    [​IMG]
    Kentucky: W międzyczasie Specjaliści wybudowali ratusz przeznaczony specjalnie dla nich, by ci wraz z Drugim Zaufanym Specjalistą mogli jeszcze łatwiej rozbudowywać miasta Wielkiego Imperium. Obecnie pewnie znajdują się w środku i omawiają rozwój budownictwa w Grubmahu.
    Zoor: Chyba im przeszkodzimy…
    Banas: Ich sprawy poczekać mogą… nasze nie!
    Zoor: Co racja…
    Kentucky: Ani słowa więcej! Idziemy!

    Godzina 11:20, ratusz SOA

    Dziennikarz z Władywostoku: Dzień dobry, witam państwa bardzo serdecznie, obawiam się, że narrator się przeziębił i odpadły mu nogi, wiec nie może mówić, ale ja postaram się szanownemu państwu go zastąpić. A zatem, naszych trzech bohaterów weszło do Czerwonego Ratusza Specjalistów z Ordy Ałaskiej. Hol, w którym się znaleźli ma wysoki sufit, marmurową podłogę na której był czerwony dywan prowadzący do korytarzu oraz schody ze złoconymi poręczami prowadzące na górę. Po prawej stronie znajdowały się z uwagi na sezon letni, puste szatnie, a po lewej zaś biurko i portier w uniformie. Nasza trójka spytała go o SOA.

    Portier: Obawiam się, że musicie państwo poczekać na Specjalistów aż skończą obradować. Bardzo prosili, żeby im nie przeszkadzać.
    Zoor: A ile czasu im to jeszcze może zająć?
    Portier: Jeszcze… hm… - Dziennikarz z Władywostoku: Portier spojrzał na zegarek – cztery i pół godziny.
    Zoor: No nie, to już będzie dużo czasu po tym, jak Karab wróci z Nilrebu.
    Kentucky: A przecież jeszcze trzeba dotrzeć to Grubmahu i zburzyć to szkaradzieństwo.
    Banas: Dodatkowo dobrze by było jeszcze postawić pomnik Karaba…
    Kentucky: To co robimy?
    Zoor: Wychodzi na to, że czekamy na rozwój wypadków.
    Dziennikarz z Władywostoku: Mówiłem „kawa”, nie „herbata”! Co, na linii?! <odchrząknięcie> Hm, no cóż, wygląda na to, że są w martwym punkcie. Przenieśmy się w tym czasie do Mansy i jego dwóch weteranów.

    Godzina 11:27, Nilreb

    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Mansa już od dłuższego czasu w towarzystwie dwóch Weteranów i lokalnego Przewodnika przechadzał się po Nilrebie. Okazało się, że było to błyskawicznie wybudowane miasto przez Otta nov Kcramsiba, a po przepędzeniu sił Zjednoczonego Cesarstwa z tych okolic miasto ogłosiło niepodległość, powołało własny rząd, a nawet liczniejszą od karabaistycznego wojska milicję. Karab nie zamierzał wszczynać z nimi konfliktu. Co więcej, czuł, że ktoś niezależny może się przydać do nawiązania kontaktów handlowych. Lecz te wszystkie jego przemyślenia były spychane na dalszy plan w obliczu podziwiania drapiących chmury cudów architektury śródmieścia. Ale wróćmy teraz do naszej trójki w Ratuszu.

    Godzina 11:49, Ratusz Specjalistów z Ordy Ałaskiej

    Dziennikarz z Władywostoku: „Kawa” to była taka metafora od herbaty! Znowu na linii? <odchrząknięcie> Nasza trójka przyjaciół oczekiwała na rozwój wypadków w holu ratusza jednocześnie nudząc się niemiłosiernie. Doczekali się jednak w końcu jakichś pomyślnych wiatrów. Drugi Zaufany Architekt wyszedł z gabinetu z dzbankiem w ręku. Przyjrzyjmy się zatem rozwojowi wypadków…
    Kentucky: DZA! W końcu ktoś wyszedł stamtąd!
    DZA: No… tak.
    Zoor: Potrzebujemy Specjalistów!
    DZA: Wybaczcie, ale jesteśmy bardzo zajęty projektowaniem.
    Kentucky: Tak? A co robiliście konkretnie?
    DZA: No, przed chwilą na przykład skończyliśmy partyjkę w pokera. Kto pierwszy przegrał wszystko idzie po kawę dla reszty.
    Kentucky: I przegrałeś ty?
    DZA: Dokładnie. Właśnie idę po kawę.
    Kentucky: A poradzicie sobie chociaż bez dziesięciu?
    DZA: No nie wiem… zaraz będą zespołowe rozgrywki w SimCity 4 – która drużyna pierwsza zbuduje stutysięczne miasto w pół godziny tej drużyny lider pierwszy zabierze głos.
    Kentucky: Jak jedna drużyna wam zniknie na parę godzin to nic się nie stanie,
    DZA: No, niech będzie.
    Kentucky: Nie „Niech będzie” tylko „Tak jest”! Jestem waszym przełożonym! No, każ tu jakimś dziesięciu przyjść!
    DZA: Robi się. – Dziennikarz z Władywostoku: Drugi Zaufany Architekt wychylił się za drzwi do gabinetu – Hej, kto chce się wyrwać? Hm… niech zliczę… dobra, ty zostajesz bo mnie ograłeś, a reszta niech idzie, akurat dziesięciu. – Dziennikarz z Władywostoku: W tym momencie dziesięciu SOA stanęło przed znaną nam trójką. – Dobra, to ja już lecę po tę kawę, a wy róbcie sobie co chcecie, tylko dobrze by było, jakby wrócili na godzinę przed końcem obrad, to jest na piętnastą. Mamy zaplanowane na wtedy grupowe naparzanie się trzepaczkami do dywanów, każdy na każdego. – Dziennikarz z Władywostoku: Rzucił Architekt po czym pognał po kawę
    Kentucky: Ciekawe macie te obrady – Dziennikarz z Władywostoku: Westchnął – Dobra, chodźmy, dwunasta już, została nam tylko godzina.
    Zoor: Tym razem pożyczmy od SOA jakiś samochód.
    Dziennikarz z Władywostoku: No, ciekawe jak im z tym pójdzie, przekonajmy się.

    Godzina 12:11, parking Ratuszu SOA

    Dziennikarz z Władywostoku: No cóż, mogło być gorzej…
    Zoor: Oczywiście to znów ja muszę jechać będąc przywiązanym do dachu, ale dla odmiany limuzyny, tak?
    Kentucky: W końcu masz już doświadczenie w tej kwestii… cholera... gdzie to się… aha! Dobra, jedziemy!
    Zoor: A może byśmy się zamienili miejscami, co?
    Banas: Och, nie marudź już … Zoor… w końcu masz tam towarzystwo…
    SOA: Co racja, to… - Dziennikarz z Władywostoku: Próbował powiedzieć jeden spośród sześciu przywiązanych jak Zoor do dachu Specjalistów.
    Kentucky: Nie waż się mi nawet tego kończyć…!
    Dziennikarz z Władywostoku: Chyba możemy pominąć dwudziestominutową podróż do celu całą usianą bluzgami Zoora, prawda? A zatem, gdy już dotarli…

    Godzina 12:31, przy pomniku Otta nov Kcramsiba

    Kentucky: No, jesteśmy… w końcu…
    Zoor: Może by mnie tak ktoś ***** ściągnął stąd, co? – Dziennikarz z Władywostoku: Przez kolejne 10 minut Ken i Banas zajęci byli ściąganiem Zoora i reszty z dachu, dialogów jednak państwu nie przedstawię z uwagi na ich nad wyraz wulgarną treść.
    Zoor: Dobra, uspokoiłem się już, zabierzmy się zatem za ten pomnik. A właściwie niech SOA się za niego zabiorą.
    Jeden z SOA: A co właściwie mamy zrobić?
    Kentucky: Wpierw obalić to szkaradzieństwo.
    Jeden z SOA: Ale…
    Kentucky: Żadnych „ale”, mamy mniej niż dwadzieścia minut nim Mansa tu wróci.
    Jeden z SOA: Ale…
    Kentucky: Głuchy jakiś jesteś czy co? Szybko, weźcie się do roboty, jak wtedy w Awaszrawie, gdy Karab wyjechał na wycieczkę do Krajów Zjednoczonych Akyremy Południowej. A nie, was tutaj jeszcze nie było. Nie ważne, poradziliście sobie kiedyś z Susru, to i z tym sobie poradzicie.
    Jeden z SOA: Ale…
    Kentucky: No co?!
    Jeden z SOA: Nie mamy narzędzi!
    Dziennikarz z Władywostoku: Hm, i znów wygląda na to, że są w martwym punkcie. Zobaczmy zatem, co tam nowego u Mansy.

    Godzina 12:54, Nilreb

    Dziennikarz z Władywostoku: Pozwolę sobie państwu przedstawić sytuację. Karab w towarzystwie dwóch Weteranów rozmawia z przedstawicielem władz Wolnego Miasta Nilrebu Nabuchodonozorem Twardobydlakowskim bratem Henryka Twardobydlakowskiego, a nie, sory, nie ten AAR, po prostu Nabuchodonozorem Twardobydlakowskim, w sprawie nawiązania oficjalnych stosunków dyplomatycznych.

    Karab-Buu: Zatem w najbliższym czasie Wielkie Imperium będzie posiadało własną placówkę dyplomatyczną na terenie Wolnego Miasta Nilreb?
    NT: A także WMN na terenie WI.
    Karab-Buu: Doskonale! Postaram się jeszcze w tym tygodniu wysłać kogoś by pozałatwiać wszystkie formalności.
    NT: Oczywiście.
    Karab-Buu: Dobrze… o moja limuzyna. Zatem będę się z panem żegnał, do następnego spotkania, miło spędziłem tu czas!
    NT: Jest nam niezmiernie miło, do widzenia.
    Dziennikarz z Władywostoku: Za dwie minuty wybije trzynasta, a Karab już w drodze na szerokiej, niezakorkowanej alei prowadzącej pod sam pomnik Otta - to nie zapowiada się dobrze. Ale zobaczmy co tam u Kentuckiego, Zoora i Banasa…

    Godzina 12:53, przy pomniku Otta nov Kcramsiba

    Dziennikarz z Władywostoku: Jak państwo zaraz sami się przekonacie, naszym bohaterom nie idzie najlepiej. Powiem już teraz, że cała trzynastka zaczęła pchać marmurowy pomnik w nadziei, że się wywróci. Nic z tego, podczas jego tworzenia został zakopany na trzy metry.
    Zoor: To na nic. – Dziennikarz z Władywostoku: Powiedział ocierając sobie głową chusteczkę i opadając na ziemię będąc podpartym plecami o pomnik – Podczas tworzenia został zakopany na trzy metry.
    Kentucky: Próbujmy dalej.
    SOA: On ma rację, to nie ma sensu. Musimy znaleźć inne rozwiązanie.
    Banas: Ale… jakie?
    Zoor: Hm… Kcramsib ma otwarte ramiona. Jeśli rzeczywiście są takie porządne, jak się wydaje, niech SOA na nich usiądą, w ten sposób sprawią wrażenie, jakby siedzieli na piętrowej ławce. Wiem, jak to brzmi, ale ma ktoś lepszy pomysł? No właśnie.
    Kentucky: No, Specjaliści, słyszeliście, co powiedział. Na ręce. – Dziennikarz z Władywostoku: Wszystkich dziesięciu SOA wskoczyło na ramiona, barki i głowę Otta – W samą porę! Widzę na horyzoncie limuzynę Karaba! Jak któryś zejdzie może sobie stąd iść już na zawsze, zrozumiano?
    SOA: Tak jest!
    Dziennikarz z Władywostoku: Pomińmy pełne emocji oczekiwanie na przybycie Mansy i przejdźmy od razu do jego przywitania.
    Kentucky: Karab! Jak dobrze cię tu widzieć!
    Banas: Dzielnica… gotowa do budowy mieszkań…
    Zoor: A co z tym Nilrebem? Istnieje to w ogóle?
    Karab-Buu: Powoli, panowie, pojedynczo proszę, wpierw Ken.
    Kentucky: Em… miło mi cię tu widzieć powrotem!, Bez ciebie nie dajemy sobie rady!
    Karab-Buu: Co racja, to… ach tak… Banas?
    Banas: Dzielnica gotowa… DZA pracuje właśnie nad planami jej zabudowy…
    Karab-Buu: Bardzo dobrze. Zoor, twoja kolej.
    Zoor: Co to jest ten cały Nilreb?
    Karab-Buu: Nilreb to porzucone przez Zjednoczone Cesarstwo wielkie miasto, które wybrało drogę niepodległości, planuję nawiązać z nimi oficjalne stosunki dyplomatyczne.
    Zoor: Bardzo mądre posunięcie. Myślę, że… - Dziennikarz z Władywostoku: Zoorowi nie dane było jednak dokończyć ponieważ przerwał mu odgłos łamiących się ramion i głowy pomniku Kcramsiba.
    Karab-Buu: A co to takiego?
    SOA: Er… ławka piętrowa!
    Karab-Buu: Ławka piętrowa?
    SOA: Tak! Nasz najnowszy wynalazek, musimy go jeszcze udoskonalić, jaki widać. Niech Mansa sobie nie przeszkadza.
    Karab-Buu: Dobrze zatem, niech DZA natychmiast zabierze się za budowę mieszkań w tej dzielnicy. W tym wypadku czas to pieniądz.
    Kentucky: Ale…
    Karab-Buu: Żadnych „Ale”. Nie stać nas na zwłokę. No, ruszajcie się i przyprowadźcie go tutaj.

    Później, w Ratuszu SOA

    Kentucky: DZA!
    DZA: No co jest? – Dziennikarz z Władywostoku: Powiedział biegnąc już po raz któryś z dzbankiem pełnym kawy
    Kentucky: Mansa mówi, że masz natychmiast stawić się z SOA w Grubmahu i dokończyć tę dzielnicę!
    DZA: Przed naparzanką na trzepaczki nie ma mowy! A teraz przepraszam, ale dla nikogo mnie nie ma. – Dziennikarz z Władywostoku: Powiedział zatrzaskując drzwi. Hm, wygląda na to, że znów są w martwym punkcie. Przenieśmy się zatem do Karabicy-Buu będącej w swoim pałacyku.

    Godzina 13:38, Pałacyk Karabicy-Buu

    Dziennikarz z Władywostoku: Nudząca się dziewczyna Mansy postanowiła do niego zadzwonić. Przyjrzyjmy się rozwojowi wypadków.

    Karabica-Buu: No… odbierz… odbierz pókim cierpliwa… NO ODBIERZ *****! – Dziennikarz z Władywostoku: Powtarzała w ciszy Karabica nim Karab odebrał telefon zgodnie z jej subtelnym życzeniem – O, odebrałeś w końcu.
    Karab-Buu: …
    Karabica-Buu: Tak, tak, to ten, no wiem, że jesteś zajęty.
    Karab-Buu: …
    Karabica-Buu: Co zrobisz?
    Karab-Buu: …
    Karabica-Buu: Kupisz?
    Karab-Buu: …
    Karabica-Buu: Chomika?
    Karab-Buu: …!
    Karabica-Buu: Wcale nie jestem głucha!
    Karab-Buu: …
    Karabica-Buu: Co?
    Karab-Buu: …
    Karabica-Buu: No co „No właśnie…”?
    Karab-Buu: …
    Karabica-Buu: A ty głupi!
    Karab-Buu: …
    Karabica-Buu: Co?
    Karab-Buu: …!
    Karabica-Buu: Jakie jajco?
    Karab-Buu: …
    Karabica-Buu: Mam tego dość. Dziś śpisz w kuchni!
    Karab-Buu: …
    Karabica-Buu: No wiem, że mnie kochasz.
    Karab-Buu: …
    Karabica-Buu: No wiem, że jestem piękna.
    Karab-Buu: …
    Karabica-Buu: Buty?
    Karab-Buu: …
    Karabica-Buu: Nie, nadal śpisz w kuchni.
    Karab-Buu: …!
    Karabica-Buu: No dobra, nie śpisz w kuchni…
    Karab-Buu: …!
    Karabica-Buu: Śpisz na wycieraczce. – Dziennikarz z Władywostoku: Po tym zdaniu Karab rozłączył się – A teraz to ci nawet obiadu nie wydam.

    Dziennikarz z Władywostoku: Hm, wygląda na to, że tym razem to Karab jest w martwym punkcie. Przenieśmy się zatem czym prędzej do niego i obserwujmy rozwój wypadków z nim związanych.

    Godzina 14:02, gdzieś w Conłóp-Smulsie

    Dziennikarz z Władywostoku: Mansa idzie właśnie ulicą wspominając sobie zaszłe przed chwilą zdarzenia…
    Karab-Buu: Grrr…! Co za baba, mam dziś taki ciężki dzień w pracy a ona co?! Chomiczka *****! A jak się fochnęła to nawet buty nie zadziałały! Co za babsztyl jeden, ugh, aż mnie rozsadzi zaraz ze złości. – Dziennikarz z Władywostoku: Idąc tak chodnikiem nie zauważył schodów przed nim i nie będąc zbyt świadom, co się dzieje sturlał się nimi trzy metry, nim dotarł do końca. Nic poważnego mu się nie stało, nieco nawet poprawiła mu nastrój kobieta, która pomogła mu wstać, ale nadal był niezadowolony. Gdy dotarł do swojej służbowej rezydencji, czekał tam już na niego jego niemiły znajomy – Dziennikarz z Kapsztadu.
    Karab-Buu: Czego tu szukasz?! Mam zły dzień!
    Dziennikarz z Kapsztadu: Ale po co te nerwy w ogóle?
    Karab-Buu: Nic cię to nie obchodzi! Czego chcesz?
    Dziennikarz z Kapsztadu: Jak się zaraz nie uspokoisz, to wiesz, co zrobię.
    Karab-Buu: Wtedy ja anuluję wszystkie przywileje twojej durnej gazecie, a nawet zakażę jej wydawania!
    Dziennikarz z Kapsztadu: Nie odważyłbyś się…
    Karab-Buu: Tak?! Powiem więcej, teraz idę i to zrobię! Trafię do waszej redakcji sam!

    Później, redakcja „Głosu Wielkiego Imperium”

    Karab-Buu: Gdzie kierownik?!
    Dziennikarz z Kapsztadu: W więzie… samochodzie, straszne korki.
    Karab-Buu: A zastępca?!
    Dziennikarz z Kapsztadu: Też w wię… ekhm, znaczy się, razem z nim.
    Karab-Buu: No to się zdziwią jak tu przyjadą. Niniejszym uznaję cię za redaktora naczelnego tej gazety i informuję cię, że jest już nielegalna. Jak choć jeszcze jeden egzemplarz trafi do jakiegokolwiek sklepu, to osobiście dopilnuję, by w zestawie z nim znalazła się twoja głowa. Teraz ja się pobawię w szantaż, i tak śpię dziś na wycieraczce i nie jem obiadu.

    Dziennikarz z Władywostoku: Tą niemiłą kwestią kończymy dzisiejszą audycję i zapraszamy na kolejną, w której między innymi:
    - Powrót Tobiasa von Tobiasova i jego brata!
    - Bolesna bijatyka na trzepaczki!
    - Dziura budżetowa Grubmahu!
    - I wiele innych!
    A tymczasem… do widzenia, bo już mi język schnie od tej paplaniny.
     
  9. Szlachcic

    Szlachcic Ten, o Którym mówią Księgi

    [​IMG]
    Tak, tak, to ten! – Czyli SimCity 4 AAR – Historia mieszana
    ODCINEK: 23 – Tobias powraca

    Dziennikarz z Władywostoku: Dzień dobry, witam państwa bardzo serdecznie. Moje źródła donoszą, że narrator już wyzdrowiał, ale wziął sobie zdrowotny i, póki co, będę go zastępował z czego jestem bardzo zadowolony. Ostatnio omawialiśmy problemy Karaba i osób skupionych wokół niego. Teraz skupimy się na sprawach związanych z jego antagonistami.

    Godzina 11:57, gdzieś między Wódęwsem, a Wielkim Imperium

    Dziennikarz z Władywostoku: Cóż… chyba nie mają się najlepiej. Tobias, a obok niego Szlachcic idą na południowy wschód do Wódęwsa przez prerię bez wody i prowiantu. Ogólnie rzecz biorąc mogło być gorzej, no ale… Przyjrzyjmy się temu z bliska…
    WCTvT: Uch… ile już tak idziemy?
    Szlachcic: Czekaj, niech zobaczę… to już będzie osiem godzin.
    WCTvT: Kiedy to się skończy… zaraz tu uschnę, ale żar, a w pobliżu żadnej rzeczki lub drzewa. Niczego.
    Szlachcic: Musimy już być blisko, widzę nasz płaskowyż.
    WCTvT: Widzimy go od bardzo dawna, ale to nie znaczy, że jest blisko.
    Szlachcic: Ale widać już na nim nasz poligon rakietowy!
    WCTvT: No to dobrze… Dawno tak sucho w gardle nie miałem.
    Szlachcic: Ale nieźle nam to wyszło, nie?
    WCTvT: Ale co…? Ach, tak. Nie no, jasna sprawa, wykonanie pierwsza klasa, długo będą się jeszcze zastanawiali, co się tak naprawdę stało… hehehe…
    Szlachcic: A przypadkiem nasz płaskowyż nie znajduje się teraz w ich jurysdykcji?
    WCTvT: Nie. Przecież po tym, jak go zajęli, cała ich armia ruszyła na północ, gdzie została rozbita.
    Szlachcic: Czyli jest to teraz taka jakby ziemia niczyja?
    WCTvT: Dokładnie. Ale ludzie na pewno przyjmą nasz powrót z radością.
    Szlachcic: Oh, z pewnością.
    Dziennikarz z Władywostoku: Pomińmy może ten mało ciekawy dialog braci i ich wędrówkę w stronę płaskowyżu i przejdźmy do Grubmahu, w którym to nie ma już nawet śladu po rzeźbie Otta, a Karab z resztą planuje budowę kolejnej drugiej strefy handlowej.

    Drugi dzień, Godzina 12:02, Grubmah, rezydencja burmistrza

    Kentucky: Wygląda na to, że ta okolica cieszy się dużą popularnością.
    Karab-Buu: Dobrze, że mamy SOA, inaczej nie postawilibyśmy tylu domów.
    Zoor: To gdzie będzie ta nowa strefa handlowo-biurowa?
    Kentucky: Jak na mój gust, to po drugiej stronie tej szosy.
    Zoor: Masz na myśli przedłużenie wybudowanej właśnie strefy mieszkalnej o Obszar handlowy?
    Kentucky: Tak, aż do końca starej strefy mieszkaniowej.
    Karab-Buu: Dobrze, zróbcie tak zatem, ja mam dziś o czternastej spotkanie w Nilrebie w sprawach dyplomatycznych.
    Kentucky: No nie… i ile czasu tam będziesz?
    Karab-Buu: No, więcej, jak cztery godziny, to raczej nie. A teraz przepraszam, ale muszę się przygotować, a wy chyba macie co robić, prawda? Jak wrócę, chcę widzieć nową strefę handlową gotową do rozpoczęcia budowy. Dziennikarz z Władywostoku: Powiedział Karab nieco zdenerwowany, po czym wyjechał gdzieś z rezydencji.

    Godzina 12:20, Grubmah, przed rezydencją burmistrza

    Kentucky: Na pewno dobrze zamknąłeś te drzwi?
    Banas: Na trzy… spusty…
    Zoor: Gdzie są teraz SOA? Miło by było ominąć ten cały cyrk, który mieliśmy ostatnio…
    Kentucky: Obawiam, że nie obejdzie się bez tego. SOA wraz DZA ostatnimi czasy bardzo mocno pracują nad kolejnym etapem rozbudowy Źdołu.
    Banas: SOA są dla całego… Wielkiego Imperium… nie tylko dla DZA…
    Zoor: No, cóż, jakby nie patrzeć, Źdół jest częścią Wielkiego Imperium…
    Kentucky: …a Architekt działa w jego służbie.
    Banas: Tak, czy siak, SOA są nam potrzebni.
    Kentucky: No, dobra, to chodźmy do ich Ratuszu.
    Zoor: Chodźmy?
    Kentucky: No przecież nie pojedziemy.
    Zoor: A dlaczego nie? Przecież jesteśmy przed rezydencją, możemy pojechać limuzyną Mansy.
    Kentucky: Tak? A czym pojechał Mansa na miasto? Rowerem?
    Zoor: Ach, co racja, to…
    Kentucky: Przestań!
    Banas: To co… robimy...?
    Kentucky: Nie mam drobnych przy sobie, wy pewnie też, więc taksówka odpada.
    Zoor: A rowery?
    Kentucky: Co?
    Zoor: Rowery.
    Banas: Ale jakie… rowery…?
    Zoor: No, te rowery, co Mansa trzyma w garażu.
    Kentucky: Skąd Mansa ma rowery?
    Zoor: Eee… nie wiem, ale czy to ważne? Na pewno możemy je sobie pożyczyć.
    Banas: W sumie… dlaczego by nie?
    Kentucky: OK., Banas, czas otworzyć rezydencję, by wydostać te rower.
    Banas: A tyle czasu ją zamykałem…

    Godzina 13:27, Grubmah, garaż rezydencji burmistrza

    Dziennikarz z Władywostoku: Zdaję się, proszę państwa, że przez godzinę nasza trójka wcale nie wyruszyła, co więcej, Banas i Zoor kłócą się o rowery. Przyjrzyjmy się rozwojowi wypadków…
    Kentucky: Na wszystko zostały nam cztery i pół godziny, a wy godzinę się kłóciliście o rowery!
    Zoor: Ale ja nie chcę jechać składakiem.
    Banas: Mi by tam składak… nie przeszkadzał… ale jeśli mogę wybrać górala zamiast składaka, to wybór jest oczywisty.
    Kentucky: Zoor, dwukrotnie jechałeś przywiązany d dachu samochodu, poradzisz sobie i na składaku. No, zwijamy się, niemała droga przed nami.
    Zoor: Ech… jak zawsze to ja mam najgorzej… no nic, jedźmy już!
    Dziennikarz z Władywostoku: Odpuśćmy sobie wysłuchiwania narzekań Zoora na jego rower i przenieśmy się z powrotem do braci von Tobiasovów.

    Godzina 13:33, Wódęws

    WCTvT: Wreszcie dotarliśmy!
    Szlachcic: Miałeś rację, teraz to ziemia niczyja.
    WCTvT: Już najwyższy czas, by stała się czyjaś, nie sądzisz?
    Szlachcic: Sądzę, sądzę. Nawet wiem czyja.
    WCTvT: Dobra, czas objąć te ziemie w posiadanie.

    Wódęws, na tarasie widokowym poligonu rakietowego

    Przewodniczący Samorządu Miasta Wódęws (PSMW): Podczas nieobecności Wielkiego Comodora i brata, władzę chwilowo sprawowali Karabaiści, jednak gdy ich armia została rozbita na północy, a garnizon został ściągnięty nad Ałsiw, tymczasowo władzę nad Wódęwsem przejął Samorząd Miasta Wódęws, którego jestem przewodniczącym, a dziś, w obliczu powrotu Comodora z bratem, przekazuję mu oficjalnie sprawowanie pieczy nad miastem, oraz melduję o zaszłych zmianach.
    WCTvT: Zmianach?
    PSMW: Tak, zmianach. Mianowicie w czasie walk z Ottem na północy SMW podjął decyzję o budowie dodatkowej strefy mieszkaniowej, handlowej i ciężkiego przemysłu. Wszystkie trzy są zaznaczone kolorem na tej mapie.

    WCTvT: I to tyle?
    PSMW: Tak, to już jest wszystko.
    Szlachcic: Dziękujemy panu za wszystko, co uczynił pan w imię ojczyzny, może pan wrócić do pana dotychczasowych obowiązków. –Dziennikarz z Władywostoku: Powiedział zanim odszedł PSMW, a po jego odejściu dorzucił- Zdaje się, że nastąpił powrót do status quo ante.
    WCTvT: Nie szpanuj już tym gęsim językiem i tak, zdaje się, że masz rację.
    Szlachcic: Hm, jak tak patrzę na tę mapę…
    WCTvT: To…?
    Szlachcic: To tak myślę, że ten cały PSMW zapomniał nam powiedzieć o tym, że pod naszą nieobecność tuż przy naszej strefie 5.1 powstało wysypisko.
    WCTvT: Nie szkodzi, nawet łatwiej będzie ukryć nieudane prototypy…
    Dziennikarz z Władywostoku: Nie, to nie jest moja rejestracja. Co? Na linii? <odchrząknięcie> No i tak to właśnie proszę państwa wygląda, ale powróćmy do Zoora, Banasa i Kentuckiego, którzy dotarli już pod ratusz SOA.

    Godzina 14:02, Źdół, pod ratuszem SOA

    Zoor: Wygląda na to, że zamknięte.
    Banas: W sumie… niedziwne. Ktoś musi pracować na tej budowie za ratuszem.
    Kentucky: Nieźle się urządzają, nie ma co.
    Zoor: Pewnie te bijatyki na trzepaczki tak ich inspirują.
    Banas: …i zespołowe rozgrywki SimCity.
    Zoor: Co racja…
    Kentucky: Ile razy mam mówić, żebyś tego nie mówił?!
    Zoor: To co robimy?
    Kentucky: Źdół może zaczekać, a Grubmah – nie.
    Banas: Może znajdziemy gdzieś DZA…?
    Zoor: Pewnie z dzbankiem kawy, bo znowu coś przegra, na przykład ubranie.
    Kentucky: Nie przesadzaj, nie może być aż taki kiepski.
    Banas: Co ra…, ekhm, poszukajmy go lepiej.
    Zoor: Placów budowy trochę tu jest, od którego zaczynamy?
    Kentucky: Od tego najbliższego, chodźcie.

    Później, po przeszukaniu niemal wszystkich placów budowy

    Kentucky: DZA! W końcu cię znaleźliśmy!
    DZA: Miło mi, że ktoś mnie szuka, ale, jak zapewnie widzicie, jestem dosyć zajęty.
    Kentucky: A co wy takiego tu robicie?
    DZA: Strefę biurową, czyli tę tutaj, strefę mieszkalną, tą taką co będzie za tą i przedłużenie strefy handlowej, tej na górze.
    Kentucky: Cieszę się, że Źdół się rozwija, ale potrzebujemy SOA!
    DZA: No nie no, znowu? Gdy ostatnio mi ich odstawiliście, byli cali poobijani, przez co nie mogli uczestniczyć w bijatyce na trzepaczki, a do tego jak się ich spytałem, co się stało, to mówili coś o piętrowej ławce, co za chore rzeczy wy wyprawiacie?
    Kentucky: To nie tak… zresztą, nieważne. Daj mi dwa tuziny Specjalistów i budujcie sobie nawet i Empire State Building!
    DZA: A, planujemy, planujemy… Ale nie mogę ci dać ich aż tylu! Potrzebuję ich!
    Kentucky: Dobra, daj dwudziestu.
    DZA: Ech… dobra… Ej, wy tam, ten biurowiec może poczekać, właściciel nie wpłacił jeszcze zaliczki, a my nie jesteśmy wolontariuszami! Pójdziecie z nimi!
    Zoor: Ej, ale jak oni dotrą do Grubmahu?
    Banas: Niech złapią stopa, spotkamy się… w miejscu przeznaczenia…!
    Kentucky: Niech będzie.
    Dziennikarz z Władywostoku: Jak to, „odholowany”? Nie, nie mój! Znowu na linii? <odchrząknięcie> A zatem, proszę państwa, za stosowne uznaję pominięcie powrotu do Grubmahu i przejście od razu do sedna sprawy.

    Później, Grubmah

    [​IMG]
    Kentucky: Zaznaczyłem na mapie miejsce, w którym widzi mi się nowa strefa handlowa.
    Zoor: Nieźle, ale gdzie są SOA?
    Banas: Powinni się już tu zjeżdżać!
    Zoor: A jak nie złapali stopa?
    Banas: Albo… nie zrozumieli, gdzie znajduje się miejsce spotkania?
    Kentucky: Wszystko im kilka razy wytłumaczyłem! Nie ma nawet takiej opcji, żeby czegoś nie zrozumieli!
    Zoor: To co w takim razie się mogło stać?
    Kentucky: Nie wiem, ale jeśli szybko się to nie zmieni, to nie będzie dobrze.
    Zoor: Patrzcie, jakiś samochód się tu zatrzymał!
    Kentucky: Wysiada z niego trzech SOA, dowiedzmy się czegoś.
    Zoor: Hej, chodźcie tu! –Dziennikarz z Władywostoku: Zakrzyczał, a gdy podeszli, dodał:
    Zoor: Co tak długo?
    Kentucky: Gdzie reszta?
    Banas: Macie narzędzia?
    SOA: Wszystko mamy. My też nie wiemy, gdzie reszta, a przyjechaliśmy tak późno, bo jako ostatni złapaliśmy okazję.
    Kentucky: Do cholery, siedemnastu SOA nie mogło się tak bez wieści rozpłynąć.
    Banas: Wiecie, co macie robić?
    SOA: Będziemy budowali nową strefę handlowo-biurową.
    Zoor: No, to możecie zaczynać, miejmy nadzieję, że zaraz reszta dołączy.
    SOA: Ale wśród nas nie ma inżyniera, nie poradzimy sobie bez niego.
    Kentucky: Ech… coś czuję, że bez DZA się nie obejdzie.
    Zoor: A ja coś czuję, że nie będzie zadowolony…
    Kentucky: Trudno, mamy pilną potrzebę.

    Godzina 15:50, Źdół, na placu budowy

    DZA: I jak tam SOA? Nadal są potrzebni?
    Kentucky: Tak samo, jak na początku.
    DZA: To dajcie mi znać, jak już ich odstawicie.
    Zoor: Z tym może być pewien problem.
    DZA: Jakiż to znowu?
    Banas: Siedemnastu SOA nie dotarło do punktu spotkania.
    DZA: Jak to możliwe?!
    Zoor: Nie wiemy. Kazaliśmy im złapać stopa i przyjechać do umówionego miejsca w Grubmahu. Z dwudziestu przyjechało tylko trzech, nie mamy pojęcia, co z resztą.
    DZA: Dałem wam jedynego inżyniera! Dopóki się nie odnajdzie nie będę mógł wam pomóc, bo nie będzie nikogo, kto mógłby mnie zastąpić na placach budowy. Liczę, że szybko odnajdziecie pozostałych SOA. A właściwie, to gdzie ta trójka?
    Zoor: Zostawiliśmy ich w motelu.
    DZA: Wyślijcie może na poszukiwania Weteranów, oni się znają na rzeczy.
    Kentucky: Są z Karabem w Nilrebie.
    Zoor: No nic, musimy przeszukać Wielkie Imperium, wiemy, że w Grubmahu ich nie ma.
    Banas: A skąd? Poza tym – we trójkę to raczej nie poradzimy sobie.
    Kentucky: Musimy jakoś sobie poradzić, nie mogli zapaść się pod ziemie. Osobiście przeszukam Conłóp-Smlus, Zoor niech przeszuka Nimołow (czy tam – Muichanom – na jedno wychodzi), a ty, Banasie, przeszukasz Awaszraw. Widzimy się tutaj za godzinę.
    Zoor: Zrozumiałem.
    Banas: No, niech będzie.

    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Hm, wygląda na to, że znów są w martwym punkcie. Przenieśmy się zatem natenczas do Wódęwsa, by zobaczyć, co tam u braci von Tobiasovów. A nie, chwileczkę, proszę państwa…
    OSOBISTY SKRYBA: …
    Dziennikarz z Władywostoku: Co?
    OSOBISTY SKRYBA: …
    Dziennikarz z Władywostoku: Nowy pomysł?
    OSOBISTY SKRYBA: …
    Dziennikarz z Władywostoku: Ach! Dobra, rozumiem już! <odchrząknięcie> A zatem, szanowni państwo, okazuje się, że Wielki Comodor wpadł na pomysł rozszerzenia granic kraju o ziemie niczyje styczne z północno-wschodnimi granicami administracyjnymi Wódęwsa. Przejdźmy zatem tam.

    Godzina 15:58, Rzegiz, posiadłość von Tobiasovów

    Dziennikarz z Władywostoku: Chcąc się czegoś więcej się o tym wszystkim dowiedzieć, umówiłem się z braćmi von Tobiasov w ich dopiero co wybudowanej posiadłości by przeprowadzić z nimi wywiad na temat Rzegizu.

    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Dzień dobry, witam was.
    Szlachcic: Dzień dobry.
    WCTvT: Dzień dobry.
    Dziennikarz z Władywostoku: Powiedzcie mi, jeszcze rano byliście na stepach Beduinów?
    WCTvT: Zgadza się.
    Dziennikarz z Władywostoku: Więc jakim cudem udało wam się zbudować takie duże miasto w tak krótki czas? Przecież jest to niemożliwe!
    WCTvT: Dla przeciętnych budowniczych!
    Dziennikarz z Władywostoku: A wy macie nieprzeciętnych?
    Szlachcic: Nieprzeciętnych, nadprzeciętnych, dobrych, a wręcz wspaniałych. To nie byle budowniczy, to istni specjaliści.
    Dziennikarz z Władywostoku: Specjaliści?
    Szlachcic: Tak, specjaliści. Ale nie te dzikusy z Ordy Ałaskiej służące Karabowi. Sam rozkazałem ściągnięcie naszych specjalistów.
    WCTvT: …z Ordy Czechosłowackiej.
    Dziennikarz z Władywostoku: Specjaliści z Ordy Czechosłowackiej?
    WCTvT: Tak.
    Dziennikarz z Władywostoku: Czyżby to byli ci specjaliści, których imienia stała statua w Awaszrawie przed ponownym przezwaniem na Statuę Karabaizmu i Specjalistów z Ordy Ałaskiej?
    WCTvT: Tak…
    Dziennikarz z Władywostoku: I ilu ich macie?
    Szlachcic: O ile dobrze pamiętam, ściągnąłem ich pół tysiąca.
    WCTvT: Tak, pięć setek. Zbudowalibyśmy więcej, ale skończyły nam się narzędzia i materiały budowlane, tutejsza dzielnica przemysłowa działa już na pełnych obrotach, ale, niestety, trochę jeszcze wody w Ałsiwie upłynie, nim znów będziemy w stanie budować kolejne budynki.
    Szlachcic: Dobrze, ze zaczęliśmy od tej posiadłości.
    Dziennikarz z Władywostoku: A czy Rzegiz jest, podobnie jak Wódęws, miastem nastawionym na gospodarkę wojenną?
    Szlachcic: Nie, Rzegiz będzie miastem wszechstronnym, w którym będzie można znaleźć naprawdę wiele gałęzi przemysłu, choć na razie kładziemy nacisk na budownictwo.
    WCTvT: Oczywistym jest jednak, że Rzegiz posiada własny garnizon, jak każde miasto położone w enklawach należących do Eiksjyzenodni Murepmi.
    Dziennikarz z Władywostoku: Enklawach?
    Szlachcic: Długo by tłumaczyć.
    Dziennikarz z Władywostoku: Zostało mi jeszcze jedno pytanie.
    WCTvT: Tak?
    Dziennikarz z Władywostoku: Czy Rzegiz będzie odtąd stolicą waszego terytorium?
    WCTvT: Najprawdopodobniej tak, choć jeszcze nie jest to pewne.
    Dziennikarz z Władywostoku: Dobrze, dziękuję zatem za wywiad, do widzenia.
    WCTvT: Do widzenia.
    Szlachcic: Do widzenia.

    [​IMG]
    WCTvT: Ostatnie wydarzenia nauczyły zarówno mnie, jak i ciebie, że nagła inwazja armią może i jest szybka i skuteczna, ale tylko na krótszą metę. Ci przeklęci Karabaiści prędzej czy później powracają ze spotęgowaną siłą. Wpierw myślałem, że Friedrich nov Kcramsib, syn Otta, nam pomoże w zemście na Karabie (w końcu oficjalnie to on zabił jego ojca), ale po tej upokarzającej porażce, jaką doznał poprzedni cesarz, Kcramsibiści podzielili się na rojalistów i republikanów, a Zjednoczone Cesarstwo pogrąża się właśnie w wojnie domowej w wyniku której kolejne kraje związkowe, na wzór Nilrebu, opuszczają Cesarstwo i proklamuję Zjednoczoną Republiką Federalną (ZRF). Dopóki sytuacja tam się nie wyjaśni, nie możemy liczyć na wsparcie.
    Szlachcic: A Eiksjyzenodni Murepmi?
    WCTvT: Nie da rady, nie pamiętasz, dlaczego nas tu wysłano? Tam się dzieje źle, a wręcz tragicznie. Komuniści, promieniowanie, łańcuchy kraterów nuklearnych… bez szans, i tak dostaliśmy dużo.
    Szlachcic: Ech. A co z Akyremą?
    WCTvT: Od zakończenia twojego niechlubnego powstania straciliśmy z nią kontakt. Podejrzewam, że po śmierci Baraka albo opustoszała, albo rządzą w niej samorządy, coś jak w Wódęwsie, gdy nas nie było.
    Szlachcic: A Mongołowie?
    WCTvT: Już zapomniałeś, co zostało z Ratob-Nału, po tym, jak Banas ukarał ich za niesubordynację?
    Szlachcic: Ach, no tak. A co właściwie jest na wschód od Wielkiego Imperium.
    WCTvT: Północne granice stepów Beduinów.
    Szlachcic: A dalej?
    WCTvT: Nie wiem, co się mnie pytasz? Ja stąd nie pochodzę.
    Szlachcic: Wyślijmy może tam jakąś ekspedycję?
    WCTvT: O ile pokonanie Gór Prostych wyznaczających oficjalną granicę zasięgu działań Mansy nie będzie jakimś wielkim wyczynem, o tyle nie wiemy, co czeka nas dalej.
    Szlachcic: A północ? Tam, skąd przyszliśmy?
    WCTvT: Jakieś puszcze, nie pamiętam dokładnie.
    Szlachcic: To może tam wyślemy jakąś ekspedycję?
    WCTvT: Zwariowałeś? Tam po drodze jest Wielkie Imperium. Nie sięga wprawdzie wschodnich Gór Prostych, ale tam są największe skupiska Beduinów, lepiej nie ryzykować.
    Szlachcic: Skąd oni tu naleźli? Kiedyś nie było ich tu.
    WCTvT: Ee… sprawdzasz moją wiedzę. Nie jestem pewien, chyba naleźli zza południowych Gór Prostych, tam same jakieś wyżyny są według naszego satelity. Szkoda, że w czasie którejś z wojen zginęła jedyna osoba potrafiąca go obsługiwać, teraz nie jesteśmy w stanie nim sterować, codziennie robi jedno zdjęcie regionu bez skrajnie północnych obszarów, za to z niewielkim pasem za południowymi Górami Prostymi, dzięki temu wiemy, co bezpośrednio za nimi się znajduje.
    Szlachcic: Czyli jedyny kierunek, jaki nam pozostaje do eksploracji, to wschód. Lepiej nie ryzykować spotkania większych ilości Beduinów na południu.
    WCTvT: Na razie musimy powiększać terytorium o znane nam ziemie na południe od Ałsiwu, a na północ od Wódęwsa i Rzegizu!
    Szlachcic: Racja.

    Godzina 16:49, Źdół, na placu budowy

    Dziennikarz z Władywostoku: Powróćmy jednak do Zoora, Banasa i Kentuckiego.
    Kentucky: No, i jak wam poszło?
    Zoor: Nikogo nie znalazłem…
    Banas: Ja zaś znalazłem jednego SOA, a mianowicie… inżyniera.
    Kentucky: I gdzie on jest?
    Banas: A, odprowadziłem go do pozostałych trzech SOA w Grubmahu… powiedział, że się zajmie budową.
    Zoor: A gdzie go znalazłeś?
    Banas: W areszcie na posterunku… w Susru.
    Kentucky: Jak to?
    Banas: Kierowca jechał za szybko, a nie miał… papierów, więc go zatrzymali razem z inżynierem.
    Kentucky: Rozumiem, pozostało jeszcze szesnastu. Ja sam, podobnie jak Zoor, nikogo nie znalazłem.
    Zoor: Cholera, gdzie oni się podziewają?
    Kentucky: Bez Mansy to nic nie idzie tak, jak powinno. Właśnie, Mansa! Za godzinę będzie już wracał, a my jeszcze w lesie.
    Zoor: Obawiam się, Ken, że dowie się o całej sytuacji jeszcze wcześniej.
    Banas: Zoor ma rację. Trzeba pojechać do Nilrebu i zdać mu relację z całej sytuacji. Bez… weteranów nie odnajdziemy SOA… Poinformowałem policjantów, by rozpoczęli poszukiwania, ale powiedzieli mi, że na raz maja maksymalnie tylko jeden radiowóz wolny, więc to jeszcze może… potrwać.
    Zoor: A armia?
    Kentucky: Garnizony nie opuszczą jednostek, a reszta na ćwiczeniach w Desutach, nie wolno im przeszkadzać.
    Zoor: Pamiętam, że Tobias von Tobiasov miał satelitę, może zgodziłby się nam udostępnić dzisiejsze zdjęcie Wielkiego Imperium?
    Kentucky: Ech… skąd ty wziąłeś tak głupi pomysł? No nic, trzeba ruszać do Nilrebu powiadomić Mansę o zaistniałej sytuacji.
    Banas: Przy okazji rzucimy okiem na tę czwórkę SOA, którzy pracują by zobaczyć, jak im… idzie.
    Zoor: Wątpię, jest nam to nie po drodze.
    Banas: Szkoda…

    Godzina 17:52, Nilreb, przed budynkiem Samorządu Miasta Nilreb

    Dziennikarz z Władywostoku: Ken z resztą znajduje się teraz przed budynkiem Samorządu Miasta Nilreb, z którego wychodzą już członkowie samorządu.
    Zoor: I co teraz?
    Kentucky: Czekamy na Mansę.
    Banas: Wszyscy już wychodzą, on pewnie jeszcze rozmawia… z Twardobydlakowskim…
    Kentucky: Oby szybko skończył, nie chce mi się tu wiecznie sterczeć.
    Zoor: O, patrzcie, już wychodzi!
    Karab-Buu: O, a co wy tu robicie?
    Kentucky: Mamy nagły wypadek!
    Karab-Buu: Co się dzieje? Tobias atakuje?
    Kentucky: Nie. Tymczasowo utraciliśmy SOA.
    Karab-Buu: Co to znaczy?
    Zoor: Z dwudziestu SOA na miejsce spotkania w Grubmahu dotarło tylko trzech. Czwarty znalazł się na posterunku w Susru.
    Karab-Buu: Jak to?
    Banas: Bo kierowca, z którym podróżował, jechał za szybko, więc zatrzymała go policja, nie miał papierów, więc wsadzili go do aresztu razem ze Specjalistą.
    Zoor: A konkretnie był to inżynier.
    Kentucky: Mamy wielkie szczęście, że go znaleźliśmy, inaczej SOA staliby się bezużyteczni.
    Karab-Buu: Chwila, przecież DZA ma kwalifikacje inżyniera.
    Kentucky: Ale razem z osiemdziesięcioma SOA rozbudowuje Źdół.
    Zoor: No, będzie z niego drugi Nimołow. Ale ten sprzed wojny.
    Banas: ja bym tam powiedział, że planowany… Grubmah…
    Kentucky: Tak, czy siak, SOA podróżowali stopami, tylko jeden pojazd, w którym przebywało trzech SOA, dotarł na miejsce spotkania, dodatkowo jeden SOA znalazł się w trakcie poszukiwań, tak podsumowując.
    Karab-Buu: Dlaczego podróżowali autostopami?
    Kentucky: Bo w garażu były tylko trzy rowery, zresztą, i tak jakby było ich więcej, to nie mielibyśmy jak ich je dostarczyć do Źdołu.
    Karab-Buu: Ech… rozumiem. Od razu wyślę Weteranów na ich poszukiwania, ale to musi potrwać. Weterani, mam już eskortę, a dla was mam nowe zadanie.
    Weteran 1: Tak?
    Karab-Buu: Macie znaleźć szesnastu zaginionych Specjalistów z Ordy Ałaskiej.
    Weteran 4: Tak jest!
    Kentucky: A jak tam dyplomacja?
    Karab-Buu: Powoli, ale skutecznie. Ustaliliśmy termin otwarcia ambasady Nilrebu w Wielkim Imperium. Będzie to pierwsza ambasada w Wielkim Imperium, a my zgubiliśmy SOA… DZA będzie musiał poczekać ze Źdołem…
    Dziennikarz z Władywostoku: Tym akcentem kończę ten odcinek, ponieważ widzę, że policja odholowuje mój samochód, a ja muszę ich przekonać, żeby go nie odholowywali, ale nie chcę się zdradzić, że to mój, bo nie chcę płacić mandatu, dlatego nie starczy mi czasu na zajęcie się sprawami, które zapowiedziałem w poprzednim odcinku, a teraz przepraszam, ale muszę kończyć, do widzenia w następnym odcinku!
     
  10. Szlachcic

    Szlachcic Ten, o Którym mówią Księgi

    Tak, tak, to ten! – Czyli SimCity 4 AAR – Historia mieszana
    ODCINEK: 24 – Déjà vu


    Dziennikarz z Władywostoku: Cóż… mandaty za nieprawidłowo zaparkowany samochód są zdecydowanie za wysokie i musiałem odrobić te trzy lata na pracach społecznych… Tak czy owak, cieszę się z powrotu – mogę znów opisywać przygody Mansy w Wielkim Imperium. Skupmy się na tym zatem. Ostatnio wielki Mansa Karab-Buu wysłał dwóch Weteranów (pierwszego i czwartego) wojen karabaistyczno-tobiasovistycznych na poszukiwania zaginionych Specjalistów z Ordy Ałaskiej.


    Grubmah


    Weteran 1: Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, gdzie jeszcze można ich szukać. No szesnastu nietuzinkowo wyglądających Specjalistów z Ordy Ałaskiej nie mogło się tak po prostu rozpłynąć.
    Weteran 4: Chodźmy do baru, ciągle biegamy tam i z powrotem, niektóre problemy czasem same się rozwiązują.
    Weteran 1: Co racja, to racja.

    Bar szybkiej obsługi, Grubmah

    Weteran 1: Tak, to nie był zły pomysł. Już nie mogę patrzeć na niesmakujące niczym racje.
    Weteran 4: Też się cieszę, że tu zawitaliśmy. Ale kolejka…!
    Weteran 1: Patrz… Czy to nie nasza zguba?
    Weteran 4: Czy to są…?
    Weteran 1: SOA, tak.
    Weteran 4: Halo, panowie? Czy wy nie mieliście teraz wykonywać rozkazów Mansy?
    Specjalista z Ordy Ałaskiej: Niby tak, ale nasi kierowcy dowieźli nas raptem do granic Grubmahu i jeszcze zgłodnieliśmy, a stąd tak ładnie pachniało…
    Weteran 1: I stoicie w tej kolejce cały ten czas?
    SOA: Tak, dzisiaj zniżka.
    Weteran 4: Skorzystacie z niej, gdy wreszcie wykonacie rozkazy Mansy! W Grubmahu jest co robić!

    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Rzeczywiście, znam ten bar. „U Sampsona”, najlepsze burgery w Grubmahu, ale na jednego to chyba z godzinę trzeba czekać. Jakkolwiek jednak, Specjaliści znajdowali się tylko kilka przecznic od planowanej dzielnicy handlowo-biurowej i musieli jak najprędzej rozpocząć budowę. Rdzenne miasta Wielkiego Imperium po licznych wojnach zostały całkowicie zdemolowane i rozwój nowoprzyłączonego Grubmahu był promykiem nadziei w tej sytuacji.

    SOA: A więc to tutaj mamy przygotować teren? Nawet nie wiecie, jak szybko powstanie ta dzielnica! – Dziennikarz z Władywostoku: Krzyknął ochoczo inżynier, po czym wziął się do pracy.


    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Prace rozpoczęto od stworzenia podstawowej siatki ulic…


    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Następnie podłączyli zagospodarowywany obszar do kanalizacji oraz wybudowali budkę policyjną, by zapewnić lepsze bezpieczeństwo na obszarze dzielnicy. W międzyczasie dostępny teren został podzielony na działki.


    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Nie minął miesiąc nim nowy teren został całkowicie zabudowany. Nowe miejsca pracy i handlu poprawiły ogólny grubmaski dobrobyt pod każdym kątem. Wielkie Imperium składa się jednak nie tylko z dobrze rozwiniętego Grubmahu, więc Specjaliści po zakończeniu wszystkich prac wrócili do Źdołu, którego nadzór przebudowy, na życzenie Mansy, przerwali.


    Źdół


    Dziennikarz z Władywostoku: Wygląda na to, że ekipa zarządzana przez Drugiego Zaufanego Architekta nie popsuła pracy. Źdół został do końca odbudowany, a oprócz tego znacznie się powiększył.

    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Nowe dzielnice biurowe i mieszkaniowe generują duże dochody przewyższające wydatki o bez mała 2000 simoleonów, a po wybudowaniu dodatkowej pompy wody, miasto może swobodnie się rozwijać. Od czasu zniszczenia Awaszrawu to w odbudowanym Źdole znajduje się administracyjna stolica Wielkiego Imperium, do którego właśnie powrócili z misji dyplomatycznej w Nilrebie, Mansa Wielkiego Imperium, Karab-Buu wraz ze swoimi towarzyszami: Zoorem i Kentuckim. W dynamicznie rozwijającym się Źdole zostali przywitani przez Banasa, Weteranów i Specjalistów z Architektem.

    Zoor: Jak szybko będziemy w stanie odbudować północne i północno-wschodnie tereny Wielkiego Imperium?
    Banas: Masz na myśli… Awaszraw i Nimołow?
    Zoor: Od ostatniej wojny Nimołow, a właściwie to, co z niego zostało, nazywa się Muichanom, ale tak, to mam na myśli.
    Drugi Zaufany Architekt: Widziałem niedawno zdjęcia tych terenów – O ile Nimołow jest zagruzowanym miastem i naruszoną infrastrukturą, o tyle Awaszraw praktycznie przestał istnieć, trzeba będzie go zbudować w zasadzie od niczego.
    Kentucky: Mansa mówi!
    Karab-Buu: Uważam że najpierw powinniśmy odbudować Nimołow, a w następnej kolejności Awaszraw. W Nimołowie wciąż jest wielu mieszkańców, a dawna stolica legła niemal bezludna, składa się głównie z kraterów.
    Kentucky: Doskonale, wybiorę się jeszcze dziś ze Specjalistami do Nimołowa.
    Karab-Buu: Dobrze, ja odbiorę raport finansowy Źdołu i wyruszę do Karabicy, czeka na mnie w naszej rezydencji w Conłóp-Smulsie.
    Dziennikarz z Władywostoku: Jak widać, wszystko idzie zaskakująco po myśli Karabaistów, co więcej, są oni wyjątkowo zorganizowani. Zobaczmy, czy tak dobrze pójdzie w tych dwóch zdezelowanych miastach.


    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Muichanom jest w złym stanie. Mieszkańcy są pozbawieni podstawowych dóbr, a infrastruktura miejska została zniszczona. Potrzeba w nim gruntownej odbudowy, nim wszyscy uciekną z miasta.


    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Najbardziej palącym problemem wydaje się kompletny brak prądu.
    Drugi Zaufany Architekt: Specjaliści, jak widać, w tym mieście nie istnieje nic, co by produkowało prąd, a Nimołow potrzebuje go najwięcej ze wszystkich miast Wielkiego Imperium.
    SOA: Jesteśmy na to przygotowani, dysponujemy sporymi funduszami, a w magazynach przemysłowych jest wciąż dużo odpowiednich materiałów. Jesteśmy w stanie przywrócić światło na ulicach tego miasta.

    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Dzięki ogólnej zaradności Architekta i jego Specjalistów kryzys energetyczny prędko został zażegnany. Kolejnym zadaniem zdaje się być naprawa miejskiej kanalizacji pozostającej w strzępach po bombardowaniach.


    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Kanalizacja wydawała się być nie do odbudowy, ale niezawodni Specjaliści i Architekt bez większych problemów odtworzyli cały system wodny. Wprawdzie rury są niskiej jakości, ale są. Kolejnym problemem są nieprzejezdne drogi, rumowiska i sterty gruzów.


    [​IMG]
    Dziennikarz z Włądywostoku: Nie było problemów z odbudową zniszczonych szlaków, trudniej jednak było usunąć wszystkie gruzowiska.


    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Mimo że wszyscy wiedzą, w jak trudnym położeniu gospodarczym po ostatniej wojnie znalazło się Wielkie Imperium, to nie wszyscy chcą współpracować na rzecz odbudowy państwa. A niektórzy, poprzez działalność przestępczą, szkodzą mu. Na taki wypadek, jeszcze przed wojnami powstały oddziały POLiCJA-ów (Państwowych Oddziałów Likwidacji i Capania Jegomościów Antymansów). Dwa komisariaty zostały zbudowane w północnej i południowej części Muichanom.


    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Nie każde niebezpieczeństwo w mieście jest sprawką mieszkańców. W miastach z silnie rozwiniętym ciężkim przemysłem, takich, jak Muichanom, ryzyko pożaru jest bardzo wysokie. Na taką ewentualność Drugi Zaufany Architekt również przygotował miasto. Prace nad zapewnieniem bezpieczeństwa zostały zakończone. Jednak nie jest to koniec prac w Nimołowie.


    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: W mieście jednak potrzeba czegoś więcej, niż remiz i komisariatów, Wielkie Imperium nie jest państwem policyjnym. Już nie jest. Jakkolwiek by jednak nie patrzeć, każdy doświadczony władca (a Karab-Buu bez wątpienia nim jest) wie, że wykształcenie mieszkańców to podstawa sukcesu. Nikt się jednak tego sukcesu nie doczeka, jeśli w kasie miasta zaświecą pustki.


    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Taki stan finansowy miasta zastali specjaliści przed odbudową miasta. Gotówki nie brakuje, ale miasto szybko ją traci. Tutaj będzie trzeba rozszerzenia zabudowy miejskiej w celu sprowadzenia do miasta nowych podatników.


    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Wracając do edukacji, znalazłem kilka tabelek i wykresów dotyczących ludności i wykształcenia. Dobrze widać powojenny spadek wykształcenia oraz wojenny niż demograficzny. Są to problemy, których najpewniej Nimołow prędko się nie pozbędzie.
    Kentucky: Dobrze się spisaliście w odbudowie Nimołowa. Mamy jednak dwa duże problemy: niż demograficzny i topniejące zasoby finansowe miasta. Pierwszy problem nie jest do rozwiązania w krótkim terminie, ale budżet można poprawić poprzez rozwój powierzchniowy miasta.
    DZA: Racja, SOA szacują, że w mieście jest duży popyt na mieszkania, biura i sklepy. Myślę, że wystarczy odpowiedzieć na te prośby mieszkańców, a kasa miasta sama się uzdrowi.
    Kentucky: To wszystko prawda, ale wymaga dużo czasu, a z miasta odpływają pieniądze. Trzeba będzie wybudować bramkę drogową na drodze łączącej Muichanom z Grubmahem. Trasa ta jest na co dzień bardzo zatłoczona – mieszkańcy jeżdżą do pracy do sąsiadującego miasta. Myślę, że można to wykorzystać. Prawda, nie będzie to popularne rozwiązanie wśród mieszkańców, ale oni i tak będą musieli tędy przejeżdżać, a my zdobędziemy pieniądze chociażby na załatanie dziury budżetowej.
    Dziennikarz z Władywostoku: Jak widać, ekipa remontowo-budowlana do całego zagadnienia podchodzi tak poważnie, jak poważny jest problem finansowy.


    [​IMG]
    Dziennikarz z Władywostoku: Radykalne czasy wymagają radykalnych rozwiązań – jednak pieniądze uzbierane w bramce posłużą ratowaniu budżetu miasta. Tymczasem kończę już tę relację wydarzeń w Wielkim Imperium i do przeczytania w przyszłym odcinku!

    PS: Wielki powrót - zobaczymy, czy jest jeszcze miejsce dla dinozaurów ;)
     
    Ostatnia edycja: 14 Marzec 2016
  11. Pozwolę sobie skomentować odcinek, a ze jeden filmik to tysiąc słów nie będę strzępił klawiatury :p
     
  12. Maciej-Kamil

    Maciej-Kamil Ten, o Którym mówią Księgi

    Łał... po trzech latach... to chyba jakiś rekord.
     

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie