Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia. - Fallout AAR

Temat na forum 'Inne Gry AAR' rozpoczęty przez Nuke, 7 Kwiecień 2011.

?

Czy nie masz nic przeciwko dwóm różnym zakończeniom?

  1. Tak, nie mam nic przeciwko

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  2. Nie, nie mam nic przeciwko

    0 głos(y/ów)
    0,0%
Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Barlow

    Barlow Znany Wszystkim

    I co to zdjęcie zmienia w fakcie że miał 150 cm wzrostu?
    Właściwie wyczytałem tak w jednej z książek, ale mam sprzeczne informacje. Na pewno był niższy od Hitlera.
    Niemniej potwierdzanie swojej tezy (a stawiasz ją) taki zdjęciem jest co najmniej głupie ;)

    Co do odcinka to sountrack z fallouta jako podkład jest świetnym pomysłem ;)
     
  2. Tobi

    Tobi Ten, o Którym mówią Księgi

    Ależ Barlowku. Nie stawiałem żadnej tezy. :) Ale mimo wszystko zdaje mi się, że miał 167 cm a Hitler 173cm albo 176cm. Więc jednak żadnej tezy stawiać nie będę, ale będę oponował. Goebbels miał by być niższy od 13-latka?
     
  3. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Goebbels miał półtora metra wzrostu - wynik choroby z dzieciństwa (zdeformowana prawa noga tyż). Zresztą ze "sławnych" ludzi tego okresu nie był jedynym niskim - Jeżow też miał skromne metr pięćdziesiąt.
     
  4. Tobi

    Tobi Ten, o Którym mówią Księgi

    Ale w filmikach na 4FunTV to Hitlera przedstawiają jako kurdupla. Jaka niesprawiedliwość. :p
     
  5. Marcex

    Marcex Znany Wszystkim

    [​IMG]
    Daaaaaj odcinek :)
     
  6. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Nie, nie dam.
     
  7. Marcex

    Marcex Znany Wszystkim

    Dobra, niech ci będzie. A później?
     
  8. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Nie wiem kiedy i przestańcie o to pytać. To naprawdę jest denerwujące. Nie jestem jakąś maszyną do pisania aarów, kiedy mam ochotę i wenę wtedy piszę odcinek.
     
  9. Marcex

    Marcex Znany Wszystkim

    Nie traktuj tego typu postów (zwłaszcza moich) poważnie. Piszesz na prawdę świetne AARy i dlatego cieszą się one popularnością. Budujesz w sposób genialny napięcie, dlatego czytelnicy są głodni dalszego ciągu. Z drugiej strony Cię rozumiem, przez moją wrodzoną powolność znam wściekłość jaką budzi pospieszanie.
    Od teraz cierpliwie czekam :)

    Marcexa i innych męczących Nuka o aar informuję - to autor jest Bogiem w AAArze i wasze ciągłe pytanie "kiedy, kiedy", go denerwuje. Wyraźnie do zaznaczył i prosił żebyście przestali. Tym razem robię to ja i informuje, że takie dalsze postępowanie będzie karane upomnieniami za spam.
    Sasza
     
  10. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Odcinek VII

    [video=youtube;Cdk0HQAS6Ec]http://www.youtube.com/watch?v=Cdk0HQAS6Ec[/video]

    - No kochanie, to na którą z nich miałbyś ochotę?
    Wydarzenia dzisiejszego popołudnia w wąwozie skłoniły mnie do skorzystania z usług Łaźni. Musiałem odpocząć, odprężyć się, a to miejsce wydawało się najlepsze. Jutro chciałem na spokojnie wszystko sobie przemyśleć. Dziś zamierzałem się dobrze zabawić.
    - Ekhm... Może najpierw zapytam o ceny...
    - Ręczne Namydlanie jest najtańsze, kosztuje dwadzieścia Reichsmarek. Najczęściej korzystają z niego traperzy. Szybki Prysznic kosztuje pięćdziesiąt Reichsmarek. No i nasza specjalność zakładu - Długa Wszechstronna Królewska Kąpiel z Natryskiem, doglądana przez naszą śliczną i utalentowaną Eselin, świeżo po szkoleniu w jednym z najlepszych domów w Dargen. Jedyne sto Reichsmarek.
    - Yyy... Sam nie wiem... A niech to, raz się żyje. Poproszę tą Eselin.
    - Wspaniale. Płatne z góry.
    Wyjąłem portfel i wręczyłem właścicielce Łaźni banknot.
    - Taak... Eselin już czeka w swoim pokoju... To ten na końcu korytarza. Masz zabezpieczenie?
    - Yyy... Zabezpiecznie? Ale po co?
    - Ja już dobrze wiem po co. Parę lat temu było tu kilku mężczyzn w mundurach podobnych do twojego. Po miesiącu okazało się, że dwie dziewczyny zaszły w ciążę. Akurat rozkręcałam ten interes, a wcale nie jest łatwo znaleźć kogoś do pracy w tej okolicy... Musiałam ściągnąć dziewczyny z Dargen, a przez jakiś czas sama świadczyłam klientom usługi. Więc jak, masz prezerwatywy czy nie?
    - Yyy... Nie mam.
    - No to będzie kolejne pięć Reichsmarek. Proszę bardzo.
    Dałem jej monetę, a w zamian otrzymałem małe pudełko. Ruszyłem do pokoju Eselin. Nie ma co się oszukiwać, w kontaktach damsko-męskich byłem nowicjuszem. W Krypcie nie było dziewczyn w moim wieku - albo były to nastolatki, albo kobiety przed trzydziestką. Mimo że niedługo kończyłem dwadzieścia lat to wcale nie myślałem dotąd o dziewczynach. Babka i ciotka próbowały mnie zeswatać z którąś z młodszych dziewczyn, ale te ******** zupełnie mnie nie interesowały, nawet nie miałem o czym z nimi rozmawiać. Zresztą od dziecka uczono mnie raczej konserwatywnych poglądów na te sprawy. Całą wiedzę wyniosłem z książek i podsłuchanych rozmów podchmielonych żołnierzy. Cóż. Kiedyś musi być ten pierwszy raz.
    - Witaj, marynarzu - powitała mnie kobieta w pokoju. - Nazywam się Eselin, ale to pewnie już wiesz. Masz ochotę na małe... szorowanko?
    - Yyy... No tak, po to tu przyszedłem...
    - Oj, widzę, że jesteś bardzo spięty... Może się napijemy - powiedziała, wyciągając z szafki butelkę bimbru produkcji Flaschego. Kolejna nowość - w Berghofie piliśmy tylko piwo i wino, mocniejsze alkohole były zabronione, zresztą i tak nie mieliśmy możliwości nabycia lub wyprodukowania takowych. Nie chciałem jednak wyjść na mięczaka, więc otworzyłem butelkę i napełniłem dwie szklanki stojące na szafce. Jedną z nich podałem Eselin, a zawartość drugiej wlałem sobie do gardła. Z trudem powstrzymałem się od krzyknięcia, ale nie udało mi się ukryć grymasu na twarzy. Eselin chyba tego nie zauważyła, bo po szybkim opróżnieniu swojej szklanki od razu zapytała:
    - No to co, może jeszcze po jednym?
    Nalałem jej kolejną szklankę. Po wypiciu drugiej kolejki musiałem usiąść na łóżku. Po trzeciej urwał mi się film.


    [​IMG]

    - Ja ********, moja głowa...
    Obudziłem się rano z potwornym bólem głowy. Z trudem otworzyłem oczy i przekręciłem się na bok. Eselin siedziała tyłem do mnie robiąc sobie makijaż. Po chwili spostrzegła, że już nie śpię.
    - O, obudziła się nasza śpiąca królewna. Muszę ci powiedzieć, że były to najłatwiej zarobione pieniądze w moim życiu. Nie było z ciebie wielkiego pożytku w nocy. Nie to co z mojego Sommera.
    - Uch... Lepiej daj mi wody...
    - Idź do holu, mamy tam mały barek.
    - Czekaj... Powiedziałaś "Sommer"?
    - Tak, traper Sommer. Odwiedza mnie dość często.
    - Ten Sommer, który zaginął kilka dni temu?
    - Tak, on.
    - Przecież... Przecież on jest niby z Anette Brückner - z trudem zmuszałem się do myślenia.
    - No tak oficjalnie to z nią jest - powiedziała Eselin malując sobie paznokcie. - Ale wiesz jacy są traperzy, muszą się czasem zabawić, w końcu mają takie niebezpieczne życie.
    - Uch... Nie mówił ci może gdzie się wybiera?
    - Mówił, że nie będzie go kilka dni, ale potem przyniesie mi w prezencie skórę złotego gekona.
    - Taak... Niezły z niego amant...

    Ubrałem się i wyszedłem z pokoju. W holu stała właścicielka Łaźni i rozmawiała z jakimś poznaczonym bliznami mężczyzną.
    - O, a to właśnie jest nasz klient - zapowiedziała mnie kobieta.
    - Witam, nazywam się Mager, jestem jednym z traperów. Doszły mnie słuchy, że całkiem nieźle radzisz sobie z gekonami.
    - Tak, parę już ubiłem.
    - No to świetnie, może masz ochotę na zarobienie trochę forsy? Dziś w nocy pewnie trochę się spłukałeś - puścił do mnie oko.
    - Co proponujesz?
    - Chodź, przejdźmy się, na świeżym powietrzu będzie ci się lepiej myślało - uśmiechnął się pod nosem. - Uszanowanie pani - pożegnał się z właścicielką.

    - Nasze miasteczko ma pewne... problemy ze szczurami. Mamy tu małe podziemia, podejrzewam, że tam jest ich główne gniazdo. Potrzebuję kogoś kto się tym zajmie.
    - Ekhm... Z tego co zauważyłem jest tu dość dużo traperów, nie możecie dać sobie rady sami?
    - Myślisz, że chodzi o takie małe, zwykłe szczury? Z nimi dajemy sobie radę bez problemu. W tych podziemiach siedzą o wiele większe potwory, wyglądają jak duże prosiaki. To z nimi jest największy problem. Więc jak, bierzesz tą robotę?
    - Ile?
    - Jeśli oczyścisz podziemia ze szczurów dostaniesz pięćset Reichsmarek.
    - Uhuu, niezły szmal, biorę to.
    - Dobra, chodźmy do wejścia do podziemi. Masz chyba latarkę?
    - Tak.
    - Świetnie. A, i jeszcze coś. Czasem... Czasem ze studzienek kanalizacyjnych dochodzą jakieś jęki... ryki... No ogólnie nic przyjemnego. Nie wiem co to może być, ale na pewno szczury nie wydają takich odgłosów.
    - Dobrze, będę uważał.

    Przesunąłem klapę w podłodze i zszedłem po drabinie. Zapaliłem latarkę i moim oczom ukazał się tunel. Ściany pokryte pleśnią, pajęczyny zwisające z belek podtrzymujących strop... Nic przyjemnego. Wyjąłem Walthera i powoli ruszyłem naprzód. Ledwo doszedłem do pierwszego zakrętu gdy usłyszałem coś w rodzaju świńskiego pisku. W oddali zauważyłem zarys... czegoś. Skierowałem tam światło latarki i ujrzałem... Nie to nie była świnia, ale i nie szczur. Bez namysłu wycelowałem Walthera i wystrzeliłem, a to paskudztwo bezgłośnie padło na ziemię. Podszedłem bliżej. Potwór miał rozmiary dużej świni, długie pazury, szczurzy pysk i niewielkie ilości sierści. Ruszyłem dalej. Przeszedłem zaledwie kilkanaście metrów gdy z ciemności rzuciły się na mnie kolejne dwa świnioszczury. Zraniłem pierwszego, ale drugi skoczył na mnie i powalił mnie na ziemię. Latarka wypadła mi z ręki i zgasła. Na twarzy poczułem odór z pyska potwora. Wolną ręką przytrzymałem go za szyję, a Walthera przyłożyłem do jego głowy i strzeliłem. Po omacku znalazłem latarkę i zapaliłem ją. Drugi świnioszczur leżał pod ścianą i mocno krwawił. Wyjąłem nóż i dobiłem go. Nie uszedłem jednak daleko, bo już po chwili zaatakował mnie kolejny potwór. Strzeliłem do niego, ale nie trafiłem. Światło latarki padło na dalszą część tunelu, a tam dostrzegłem kolejne szczury, o wiele większe od dotychczasowych. Pierwszy szczur był już blisko mnie. Zamachnąłem się i kopnąłem go, odrzuciło go na ścianę i na chwilę znieruchomiał. Schowałem Walthera do kieszeni i wyjąłem karabin. Przyłożyłem do niego latarkę. Szczury były już kilka metrów ode mnie. Krótka seria z StG i oba padły martwe. Podszedłem do ogłuszonego i uderzyłem go w głowę kolbą. Przyjrzałem się nowym szczurom. Były większe od świnioszczurów, miały brązową, gęstą sierść i długie ostre szpony. Wyglądem przypominały przerośniętego kreta. W oddali usłyszałem jakiś ryk i tupot czegoś o wiele większego. Belki podtrzymujące strop zaczęły trzeszczeć... Skierowałem latarkę i karabin na kranie tunelu. Po chwili z ciemności wybiegł potwór wielkości małego niedźwiedzia. Przykucnąłem, oparłem karabin na kolanie i zacząłem strzelać. Kilka pocisków trafiło potwora w brzuch, ale ten nie zatrzymywał się. Po chwili z jego ryku zacząłem wyłapywać pojedyńcze słowa "Mięso... mięso!". Przyłożyłem karabin do twarzy, wycelowałem w głowę i strzeliłem. Potwór poderwał się i padł na plecy. Zaczął drżeć w kałuży krwi. Podszedłem do niego, wyjąłem Walthera i strzeliłem mu w głowę. Potwór przestał się poruszać. Dopiero teraz mogłem mu się przyjrzeć. Miał kremową sierść i duże, przekrwione oczy. Trudno mi było uwierzyć, że był efektem napromieniowania. Ruszyłem dalej. Po przejściu kilkudziesięciu metrów zobaczyłem, że tunel kończy się. Było tam coś w rodzaju legowiska, na środku leżała kupka słomy, a dookoła mnóstwo kości. W kącie zauważyłem stary, zardzewiały karabin i pudełko naboi do mojego StG. Kawałek dalej była drabina. Wszedłem po niej i odsunąłem klapę. Rozejrzałem się. Byłem kilkaset metrów od Klaukendorfu. Ruszyłem więc z powrotem do miasteczka.

    [​IMG]

    - Już jesteś? Tak szybko uwinąłeś się z tymi szczurami? - Mager powitał mnie przy wejściu do obozu traperów.
    - Tak, ale łatwo nie było.
    - No widzę, widzę, jesteś trochę podrapany... Co siedziało w podziemiach?
    - Trochę dużych szczurów i jeden wielkości niedźwiedzia.
    - CO!?
    - Ten ostatni musiał być ich przywódcą. Był naprawdę twardy, wpakowałem w niego kilka naboi i nadal żył. Poza tym potrafił... gadać.
    - Słucham!? Gadać!?
    - No tak. Oprócz tych ryków potrafił wypowiadać pojedyńcze słowa.
    - Cholera... - Mager wyglądał na wstrząśniętego. - Dobra, masz tu swój szmal, zrobiłeś dziś dla nas dobrą robotę. A tak przy okazji - dowiedziałeś się czegoś o Sommerze?
    - Tylko tyle, że poszedł polować na złote gekony do jakiejś jaskini.
    - Kurde... Mamy na północy jaskinie, ale nikt się tam nie zapuszcza. Nawet kupcy z Dargen wolą zasuwać naokoło niż przechodzić koło tych jaskiń.
    - Rozumiem. A co możesz mi powiedzieć o jego kontaktach z Eselin?
    Mager lekko się zmieszał.
    - No... Wiesz.... My, traperzy, lubimy się czasem zabawić. Ale nie mów nic Anette, przecież szlag ją trafi jak się dowie! Słuchaj, może umówimy się tak. Ty nie powiesz nic Anette, a ja zaprowadzę cię do tych jaskiń, co ty na to?
    - No dobrze, niech będzie.

    - Jesteśmy na miejscu.
    - To na pewno ta jaskinia?
    - Tak sądzę. Nie odkryliśmy innego wejścia, a i Sommer wiedział pewnie tylko o tym.
    - No więc chodźmy.
    - Oszalałeś? Ja wracam do Klaukendorfu. Nie mam ochoty nadstawiać **** za Sommera.
    - Jak sobie chcesz - powiedziałem wyciągając latarkę i Walthera.
    - Radzę ci wyjąć jakiegoś lepszego gnata niż pistolet. Te złote gekony są naprawdę bardzo silne.
    - Skoro tak mówisz... - schowałem pistolet i zdjąłem z ramienia karabin.
    - Powodzenia... I nie zapomnij o skórowaniu tych gadów, u Schellerta dostaniesz za nie niezłą sumkę.
    - Będę pamiętał.

    Wszedłem do jaskiń. Na samym początku zdziwiła mnie murowana posadzka i ściany. Te jaskinie na pewno nie powstały naturalnie... Po przejściu kilkunastu metrów zauważyłem zielone plamy na podłodze i beczki z symbolem radioaktywności. Spojrzałem na licznik Geigera. Wskazówka niezmiennie pokazywała zero, ale wolałem nie ryzykować. Wróciłem na zewnątrz, wyjąłem z plecaka kombinezon ABC i założyłem go. Ponownie wszedłem do jaskiń. Starałem się omijać kałuże. Zdziwiło mnie, że nie napotkałem na żadne ślady gekonów. Doszedłem do końca groty. Była tam drabina do zejścia na dół. Gdy tylko znalazłem się poziom niżej rzuciły się na mnie dwa złote gekony. Seria z biodra załatwiła sprawę. Przeładowałem broń i powoli ruszyłem dalej, teraz trzymając karabin przy twarzy. Za zakrętem zastrzeliłem jeszcze jednego gada, a przy rozwidleniu kolejnego. Wreszcie dotarłem do jeziorka zielonej mazi. Kręciły się tam trzy gekony. Widocznie nie zauważyły światła mojej latarki. Wyglądały na podniecone ciągle kręciły się dookoła i próbowały coś wywęszyć. Wycelowałem i zastrzeliłem najbliższego. Pozostałe w końcu mnie dostrzegły i pokracznym biegiem ruszyły na mnie. Nacisnąłem spust, ale StG się zaciął. Odrzuciłem go na bok, wyjąłem Walthera i zacząłem na oślep strzelać do gekonów. Jeden z nich oberwał w nogę i zwolnił, drugiego nie trafiłem. Szybko przeładowałem pistolet i znów strzeliłem. Zdrowy dostał w brzuch i upadł, ranny powoli się do mnie zbliżał. Wycelowałem w głowę i strzeliłem. Podniosłem karabin i kolbą dobiłem leżącego gada. Zrepetowałem StG i na próbę wystrzeliłem. Na szczęście działał. Schowałem pistolet i zbliżyłem się do jeziorka. Bałem się, że maź może przepalić mój kombinezon. Czubkiem podeszwy dotknąłem mazi. Kombinezon był nienaruszony. Przebiegłem przez jeziorko i zobaczyłem... Nie, to niemożliwe... Za jeziorkiem kończyła się murowana posadzka, a zaczynała się stalowa podłoga, jaką widziałem jedynie w krypcie. Na lewo była winda, a na prawo zamknięte drzwi. Podszedłem do nich i nacisnąłem przycisk.

    [​IMG]

    - Stój, bo cię zastrzelę!
    - Spokojnie, przyszedłem cię uratować! - Powiedziałem zdejmując maskę kombinezonu.
    - Cholera, myślałem, że to jakiś potwór, w życiu nie widziałem kogoś tak ubranego! Nazywam się Sommer, Anette cię wysłała?
    - Tak, szuka cię od kilku dni.
    - Szlag by to... Poszedłem do tych jaskiń żeby upolować trochę gekonów. Jeden z nich dziabnął mnie w nogę. Ledwo udało mi się zwiać i zamknąć w tym pomieszczeniu.
    - Wiesz co to za winda, tam naprzeciwko?
    - Nie mam pojęcia. Jest tu jakiś komputer czy coś, ale zupełnie się na tym nie znam.
    - Dobra, poczekaj tu, sprawdzę windę i komputer.

    [​IMG]

    Podszedłem do komputera. Identyczne mieliśmy w krypcie, więc nie miałem problemów z jego obsługą. Włączyłem go. Hmm... Co my tu mamy... Wyłącz generator awaryjny i włącz generator główny... Proszę bardzo... Po chwili w pomieszczeniu zapaliło się światło. Zerknąłem przez otwarte drzwi. W holu z windą również paliły się lampy... Świetnie... Wyłącz systemy zabezpieczające... Uruchom windę... O, to jest ciekawe. Historia Bazy Werwolfu nr 37... Werwolf? Co to jest do cholery? 28 kwietnia 2001 r. - Utworzenie Bazy nr 37 w opuszczonej tajnej kwaterze Wehrmachtu... 13 lipca 2003 r. - Użycie radioaktywnych beczek do zabezpieczenia jaskiń... 5 października 2003 r. - Pojawienie się w jaskiniach złotych gekonów... 19 października 2003 r. - Rozpoczęcie eksterminacji gekonów... 27 grudnia 2003 r. - Ewakuacja bazy wobec coraz częstszych ataków gekonów i pojawienia się w pobliżu jaskini mieszkańców pobliskiego miasteczka... Ewakuacja bazy... Może zostawili na dole jakiś sprzęt, warto byłoby się tam wybrać... Jeszcze jedna rzecz zwróciła moją uwagę. Złote gekony pojawiły się kilka miesięcy po rozlaniu tej mazi w jaskiniach. Może to jest w jakiś sposób powiązane? Cóż, ten komputer nic więcej mi nie powie... Ruszyłem do windy i zjechałem nią poziom niżej. Kilka pomieszczeń sypialnych, kuchnia... i zbrojownia. Wszedłem do środka. Otworzyłem skrzynie. W środku było sporo przerdzewiałych karabinów. W szafkach znalazłem dużo amunicji do Walthera i StG. Wziąłem jej trochę. Było tam też kilka granatów, które również sobie przywłaszczyłem. W dużej stalowej szafie znalazłem parę kombinezonów ABC. W sumie nic specjalnego. Wróciłem na górę.

    [​IMG]

    - No, możemy ruszać. Dasz radę wstać?
    - Tak, ale sam daleko nie ujdę.
    - Pomogę ci dojść do miasteczka. Tak w ogóle to jak udało ci się przejść przez to jeziorko mazi?
    - Mam buty na grubej podeszwie. Troszkę się przypaliła, ale powinny wytrzymać jeszcze jedno przejście.
    - No to świetnie. Masz skórki dla Eselin?
    - Ja... eee... Skąd o tym wiesz.
    - Nieważne. Nie sądzisz, że to nie w porządku?
    - Yyy... Słuchaj, ja wiem, że nie powinienem chodzić do łaźni, ale...
    - Ale co? Anette powinna wiedzieć, że ją zdradzasz na boku.
    - Nie, tylko nie to! Słuchaj, dam ci trochę kasy, tylko nic jej nie mów!
    - Lepiej obiecaj mi, że przestaniesz spotykać się z Eselin.
    - Ja... No dobra.

    Po drodze do wyjścia obdarłem ze skóry zabite gekony. Po powrocie do miasteczka ruszyliśmy najpierw do baru Brücknerów. Anette niemal oszalała ze szczęścia gdy zobaczyła Sommera. Dała mi moje sto Reichsmarek. Później poszedłem do knajpy Schellerta i sprzedałem skóry gekonów za kolejne trzysta pięćdziesiąt Reichsmarek. Wynająłem pokój na noc u Brücknerów, a rano ruszyłem w drogę do Dargen...
     
  11. Ta pani d\od kąpieli to ma strasznie męski wygląd.
     
  12. adammos

    adammos Guest

    Bo to "Niemka" :p
     
  13. Marcex

    Marcex Znany Wszystkim

    Początek odcinka trochę marnotrawny, smutne że Adi chciał skorzystać z takich usług i jeszcze na tym stracił. Ale reszta wprost genialna ze względu na swoją treść. Teraz mogę to powiedzieć, bez najmniejszego cienia wątpliwości: masz talent literacki :)
     
  14. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]



    Odcinek VIII

    [video=youtube;6aXTcFByVS8]http://www.youtube.com/watch?v=6aXTcFByVS8[/video]

    Gdy dotarłem do Dargen słońce już zachodziło. Już po kilku chwilach zrozumiałem dlaczego Maria odradzała mi odwiedzenie tego miasta. Wszędzie ganiały brudne i wygłodzone dzieciaki, w rynsztokach leżeli ogołoceni z ubrań nieprzytomni ludzie, inni odziani w jakieś szmaty zataczali się po chodnikach bełkocząc coś pod nosem. Na rogach ulic stali uzbrojeni strażnicy w zielonych mundurach. Ruszyłem do najbliższego baru. Byłem już prawie przy drzwiach gdy podbiegł do mnie jakiś dzieciak i złapał mnie za kaburę. Obróciłem się i odepchnąłem go. Chłopak upadł na ziemię.
    - Co ty odwalasz mały?
    Z baru wybiegło dwóch mężczyzn.
    - Ee, koleś, masz jakiś problem z tym dzieciakiem?
    - Chciał mi p*********ć pistolet!
    - No ja widzę, że trzeba cię nauczyć tutejszych manier - powiedział jeden z nich wyjmując nóż.
    - Nie radzę...
    - No to chodź, przekonamy się - warknął.
    Rzuciłem plecak na ziemię. Facet rzucił się na mnie próbując mnie dźgnąć. Uchyliłem się i kopniakiem wytrąciłem mu nóż z ręki. Zatoczył się, kopnąłem go w kolano i przewrócił się. Drugi mężczyzna podniósł nóż i nim zdążyłem się do niego odwrócić rozciął mi mundur na plecach. Wyszarpnąłem z kabury Walthera i z bliska wycelowałem prosto w jego twarz.
    - Rzuć nóż.
    - Dobra, koleś, spokojnie - powiedział i odrzucił nóż.
    - Co tu się do cholery dzieje?
    Z baru wyszedł strażnik ubrany w szary mundur ze strzelbą w ręku.
    - Yy... Małe nieporozumienie - wybełkotał pierwszy z mężczyzn powoli zbierając się z ziemi. - Nic poważnego...
    - Tak, ja już was znam, śmiecie. Pewnie znowu nasłaliście jakiegoś dzieciaka żeby okradał podróżnych. *********jcie stąd i żebym was tu dzisiaj już nie widział!
    Mężczyźni szybko zniknęli mi z oczu. Schowałem pistolet i sięgnąłem ręką za plecy. Dotknąłem rozcięcia w mundurze. Zapiekło. Cofnąłem rękę i zobaczyłem na palcach krew.
    - Trochę cię poharatali... Choć do środka, moja żona cię opatrzy - rzekł strażnik.
    - To twój bar?
    - Tak, prowadzę go razem z żoną. Nazywam się Johannes Schirlitz.
    Podniosłem plecak i wszedłem do baru. Wewnątrz stało kilka stołów do ruletki i parę automatów. W kątach i za barem stali strażnicy. Podeszliśmy do lady.
    - Berta, jacyś szmaciarze trochę uszkodzili tego faceta - odezwał się Johannes. - Możesz go opatrzyć?
    - Dobrze, chodźcie na zaplecze... Helene, możesz stanąć za barem? - Zawołała wolną krupierkę.
    Poszliśmy do pokoju w głębi baru. Berta kazała mi usiąść na stołku i zdjąć górną część munduru. Johannes wszedł razem z nami.
    - Dobra, teraz gadaj kim jesteś. Jeszcze nie widziałem nikogo w takim mundurze w tym mieście.
    - Nazywam się Adolf Hitler... aaau! - Berta polała mi właśnie ranę spirytusem. - Pochodzę z krypty w Alpach.
    - Krypty... coś mi się obiło o uszy... Co robisz w Dargen?
    - Zmierzam na północ, do Berlina.
    - Do Berlina? Czy to nie była kiedyś stolica... eee... Rzeszy? Dziadek mi o tym opowiadał jak byłem mały.
    - Masz jakieś opatrunki? - wtrąciła Berta.
    - W plecaku jest torba lekarska... Tak, chodzi o stolicę III Rzeszy Niemieckiej - zwróciłem się ponownie do Johannesa. - Wiesz o niej coś więcej?
    - Hmm... Viktor wiele podróżował, może kiedyś odwiedził to miejsce.
    - Gdzie go znajdę? - Berta wyjęła opatrunek i przyłożyła go do rany.
    - Jest w niewoli u Metzgera... Ach, ale ty pewnie nie wiesz kim jest Metzger.
    - Podnieś ręce, muszę cię owinąć bandażem - powiedziała Berta.
    - Ano nie wiem - podniosłem ręce do góry. - To jakaś miejscowa szycha?
    - To przywódca łowców niewolników. Trzęsie całym Dargen, ma całą armię najemników... to te łepki w zielonych mundurach. Wokół miasta jest cała masa różnych wiosek, co jakiś czas wyprawia się tam żeby porwać trochę ludzi. Potem sprzedaje ich w niewolę. Viktora uwięził, bo ma jakieś problemy z radiem znalezionym w jednej z wiosek. Chce żeby Viktor je naprawił. Wątpię żeby cię do niego dopuścił, zresztą z uwięzionego nie będziesz miał wiele pożytku.
    - No, gotowe. Rana jest powierzchowna, szybko się zagoi - rzekła Berta. - Przynieść ci coś do jedzenia?
    - Chętnie.
    Berta wyszła. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi Johannes zwrócił się do mnie przyciszonym głosem.
    - Słuchaj, tylko żeby to zostało między nami.
    - Oczywiście.
    - Jak zapewne się domyślasz Metzger nie jest zbyt popularny w Dargen. Jednak wszyscy boją się go na tyle, że nikt mu się nie sprzeciwia... Ale jeśli udałoby ci się usunąć Metzgera...
    - Mam go sprzątnąć?
    - Wiesz, mniejsza o to jak to zrobisz - Johannes zniżył głos jeszcze bardziej. - Ale jeśli uda ci się usunąć Metzgera to całe Dargen byłoby ci dozgonnie wdzięczne... A my potrafimy wymiernie okazać naszą wdzięczność. Porozmawiaj z Liselotte. Współpracuje z Metzgerem, ale jeśli sytuacja będzie sprzyjająca to pierwsza wystąpi przeciwko niemu...
    - Dlaczego sam tego nie zrobisz?
    - Słuchaj, to nie takie proste. Mam paru ludzi, ale to za mało żeby obalić Metzgera. Poza tym on szybko skapowałby się gdybym zaczął coś kombinować. A ty jesteś człowiekiem z zewnątrz, nikt cię tu nie zna...
    Do pokoju weszła Berta niosąc talerz z posiłkiem i kufel piwa.
    - O czym wy tu już szepczecie, co? Ech, te wasze męskie sprawy. Adolf - mamy pokój gościnny na górze, może chcesz go wynająć?
    - Dobrze, nie będę musiał włóczyć się po nocy szukając noclegu.
    - No to świetnie, rano przyjdź do baru, pogadamy o zapłacie i... chyba będę miała dla ciebie pewną robótkę.

    Berta zaprowadziła mnie do pokoju. Zapaliła świecę, życzyła mi dobrej nocy i wyszła. Całkiem miła kobieta. Wyjąłem z plecaka nici i zszyłem mundur oraz koszulę. Wyjąłem Walthera oraz latarkę i schowałem je pod poduszkę. Nigdy nic nie wiadomo. Zgasiłem świecę i położyłem się spać. Widocznie przeczucie mnie nie myliło. W pewnym momencie przez sen usłyszałem jakieś skrzypienie i trzaski. Zerwałem się z poduszki. W pokoju była jakaś ciemna postać.
    - Halt! - Krzyknąłem wyciągając Walthera i latarkę. Nie zdążyłem jej nawet jednak zapalić. Drzwi otworzyły się z hukiem i usłyszałem brzęk pękającej szyby.
    - Co tu się dzieje, do ***** nędzy!? - Johannes wpadł do pokoju i od razu rzucił się do rozbitego okna. Szybko podszedłem do niego. Na dole zobaczyłem zgiętą wpół postać, która szybko oddalała się w kierunku pobliskich krzaków.
    - To pewnie jeden z tych ******, którzy wieczorem chcieli cię okraść - krzyknął Johannes. - Pieprzone śmiecie, więcej nie wpuszczę tych gnojków do baru! Nic ci nie zrobił?
    - Nie, zwiał od razu gdy się obudziłem.
    - Cholera, moi strażnicy schlali się i wszyscy teraz śpią na dole. Za co ja im płacę...
    Johannes wyszedł z pokoju bluzgając pod nosem. Dalsza noc upłynęła spokojnie. Rano ubrałem się, spakowałem i zszedłem na dół.

    - O, jesteś już. Johannes opowiedział mi o tym co działo się w nocy - powitała mnie Berta.
    - Nic się nie stało. Mogę zamówić śniadanie?
    - Jasne, już podaję.
    Po kilku minutach Berta przyniosła mi jajecznicę i chleb. Nie czekają aż skończę jeść zagaiła:
    - Słuchaj, mam dla ciebie pewną robotę. Jak wiesz w Dargen jest masa ćpunów. Nie wpuszczamy ich do baru, ale paru... świeżych nałogowców nadal ma u nas długi. Ciężko jednak wyegzekwować od nich kasę, bo ciągle są na haju.
    - Rozumiem, mam odzyskać twoją forsę, tak?
    - Tak. Szczególnie zależy mi na jednym dłużniku. Facet nazywa się Friedrich, wisi mi sto Reichsmarek. Z tymi drobniejszymi sobie poradzę. Za robotę dostaniesz dziesięć procent tego co od niego wyrwiesz i odpuszczę ci zapłatę za jedzenie i pokój. Co ty na to?
    - To uczciwy układ. Gdzie znajdę tego kolesia?
    - Dwie ulice stąd jest taki duży dom. Tam zbierają się wszystkie ćpuny. Friedrich ćpa od niedawna, powinien wyglądać porządniej niż reszta.

    [​IMG]
    Melina ćpunów

    Wyszedłem z baru i udałem się do do meliny ćpunów. Pod ścianą leżało nieprzytomne dziecko, w progu kolejne. Wszedłem do środka. Na brudnych zawszonych materacach spali ubrani w łachmany nałogowcy. Po całym domu pałętali się ludzie, którzy najwidoczniej stracili poczucie rzeczywistości. Jak mam znaleźć w tym burdelu tego Friedricha?
    - O patrzcie patrzcie, mamy nowego kolegę - podszedł do mnie jakiś facet w skórzanej kurtce. - Masz wkupne?
    - Wkupne? O co ci chodzi?
    - Noo, jak chcesz tu spać to musisz przynieść nam trochę gorzały albo odlotu hehe.
    - Musiałoby mnie do reszty popieprzyć żebym tu się przespał.
    - To po jakiego ***** tu przylazłeś, co?
    - Szukam faceta, który nazywa się Friedrich, jest tu taki?
    - A Friedrich, Friedrich... Tak, jest tu od niedawna... A czego od niego chcesz?
    - Nie twój interes - warknąłem. Atmosfera tego miejsca coraz bardziej mnie męczyła i chciałem jak najszybciej załatwić tą sprawę.
    - Nie cwaniakuj koleś, tutaj łatwo dostać ******** - mężczyzna zrobił groźną minę.
    - Tak, ciekawe kto miałby mi ********ić. Może te ćpuny, które ledwo trzymają się na nogach? - Zapytałem szyderczo, kładąc dłoń na kaburze.
    - Taki cwany jesteś... Dobra, poczekaj tu, przyprowadzę ci Friedricha.
    Facet wszedł po schodach na górę i po kilku minutach wrócił, prowadząc innego mężczyznę z mocno podkrążonymi oczami.
    - Co-o ty ***** ode mnie chc-e-esz? - Zapytał Friedrich.
    - Przyszedłem po pieniądze, które wisisz Bercie Schirlitz.
    - No chyba cię ********, ja nie mam żadn-y-ych pieniędzy. Lepiej kopsnij mi trochę kasy na odl-o-ot.
    - To chyba ciebie ********. Dawaj forsę, bo pogadamy inaczej!
    - Dobra-a, ile ta suka ode mnie chce-e?
    - Sto Reichsmarek.
    - Ale ja nie mam stu Reichsma-arek.
    - No to masz problem.
    - Słuchaj, ja ci dam po-ołowę, a ty zapłacisz za mnie resztę, co ty na to?
    - Ja ********, co za ludzie... - zakląłem pod nosem. - Dawaj to co masz i chodź ze mną.
    - ******* się, nigdzie nie pójdę!
    - I tu się mylisz - złapałem Friedricha za kołnierz i popchnąłem w kierunku drzwi. Drugą ręką wyjąłem Walthera. - Pójdziesz dobrowolnie czy mam cię zmusić siłą?
    - Dobra, dobra, już idę.
    - Tylko nie próbuj nigdzie zwiać, bo cię zastrzelę - zagroziłem.

    [​IMG]
    Friedrich

    Dotarliśmy do baru Schirlitzów. Przy wejściu stał Johannes paląc papierosa.
    - A co to za śmiecia mi tu prowadzisz? - Zapytał widząc Friedricha.
    - To jeden z tych gnojków, którzy wiszą wam kasę.
    - Poczekaj, zawołam Bertę, nie chcę żeby ten ćpun zarzygał mi pół baru czy coś.
    Po chwili wrócił z żoną.
    - O widzę, że dorwałeś tego gagatka - Berta z mściwym uśmiechem przyglądała się Friedrichowi. - Ma moją forsę?
    - Mówi, że ma tylko połowę.
    - No to zaraz strażnicy wyduszą z niego drugą połowę. Masz tu pięć Reichsmarek.
    Z baru wyszło dwóch strażników, złapali Friedricha za fraki i zaciągnęli go na podwórko za barem. Więcej już go nie widziałem.
    - Słuchaj, gadałeś z Liselotte? - Zwrócił się do mnie Johannes gdy tylko Berta weszła do baru.
    - Jeszcze nie.
    - Więc lepiej zrób to szybko. Metzger zaczyna się coraz bardziej panoszyć.
    - Gdzie ją znajdę?
    - Mieszka na przeciwko - Johannes wskazał ręką, w której trzymał papierosa. - Rozmawiałem już z jej ludźmi, wpuszczą cię.

    - A więc to ty jesteś tym człowiekiem od Johannesa?
    Strażnik zaprowadził mnie do pokoju na drugim piętrze. Liselotte, ciemna brunetka w skórzanej kurtce od razu wydała mi się kolejną kobietą z jajami jaką spotkałem w tym mieście.
    - Tak, opowiedział mi o waszych problemach z Metzgerem.
    - Więc mniej więcej wiesz jaka jest sytuacja. Metzger już wie, że jesteś w mieście, więc musimy się pośpieszyć.
    - Co mam robić?
    - Musisz pamiętać, że samo sprzątnięcie tego ****** nic nam nie da. Jego najemnicy zrobię w tym mieście jeszcze większy ********** niż jest teraz. Musimy zabić większość z jego ludzi.
    - Co proponujesz?
    - Najpierw musimy dowiedzieć się paru rzeczy o Metzgerze. Handel niewolnikami nie daje aż tak dużych zysków żeby wypłacić żołd tylu ludziom. Musi mieć jeszcze inne źródło dochodów. Prawdopodobnie handluje też narkotykami, ale tego nie jestem pewna. W kościele w centrum miasta ma magazyn. Pilnuje go Troeber. Jest takim idiotą, że wyśpiewa ci wszystko o co go zapytasz. Idź do niego i dowiedz się co trzyma w kościele Metzger.

    [​IMG]
    Liselotte

    Najpierw wstąpiłem jednak do baru Schirlitzów i kupiłem dwie butelki piwa. Ruszyłem do kościoła. Przed wejściem stał barczysty facet o tępym wyrazie twarzy.
    - Hej, kolego - zagadnąłem Troebera. - Nie za gorąco ci na tym słoneczku?
    - Oj gorąco, gorąco - z uśmiechem odpowiedział. - Strzeliłbym sobie zimne piwko.
    - Akurat mam ze sobą dwie butelki, skusisz się?
    - No pewnie, dawaj.
    Wyjąłem butelki z plecaka i jedną podałem Troeberowi. Otworzył ją i pociągnął dużego łyka.
    - Czego tu tak pilnujecie?
    - Ech, nie wolno mi o tym mówić.
    - No daj spokój, nikomu się nie wygadam.
    - No dobra... - Troeber zniżył głos. - Metzger trzyma tu skrzynie z odlotem i jakieś chemikalia.
    - Odlot? Co to jest?
    - To narkotyk. Czekaj, mam jeden przy sobie... - pogrzebał chwilę w kieszeniach i wyjął coś w rodzaju inhalatora. - Może chcesz spróbować?
    - Nie, dzięki, jestem czysty.
    - Żałuj, to wspaniała rzecz. Dziś w nocy robimy wielką imprezę w kościele, zamierzam ******* się jak świnia.
    - Heh, wypij moje zdrowie.
    - Masz to jak w banku... Tylko co to do cholery jest ten bank?

    [​IMG]
    Odlot

    - I jak, wiesz już co trzymają w kościele? - Liselotte zapytała gdy tylko wszedłem do jej pokoju.
    - Tak, mają tam odlot i jakieś chemikalia. Wieczorem zamierzają się upić, więc jeśli chcesz działać to dzisiaj.
    - Doskonale! Właśnie dowiedziałam się, że jutro Metzger wyśle większość najemników do okolicznych wiosek. Jakaś większa akcja, więc w mieście będzie miał mało ludzi. Tymczasem zajmijmy się kościołem... Znasz się trochę na materiałach wybuchowych?
    - To zależy.
    - Umiałbyś podłożyć bombę?
    - Tak, umiałbym.
    - Świetnie. Mam ich trochę w zbrojowni. W nocy zakradniesz się do kościoła. Wszyscy będą nachlani, więc nikt cię nie zauważy. Podłożysz bombę tuż przy skrzyniach. Muszę mieć pewność, że te narkotyki trafi szlag. Jak już podłożysz bombę ********j jak najszybciej do mnie. Będziesz musiał się ukryć, Metzger na pewno domyśli się, że to twoja sprawka. Masz jeszcze jakieś pytania?
    - Co robić gdy bomba nie wybuchnie?
    - Tym będziemy się martwić JEŚLI nie wybuchnie. Idź do piwnicy i powiedz strażnikowi, żeby dał ci bombę... A najlepiej to dwie. Te skrzynie muszą zostać zniszczone.
    - Co będzie potem?
    - Metzger pewnie dostanie szału. Jutro pomyślimy jak załatwimy tego *****.

    Po północy tylnym wyjściem opuściłem dom Liselotte. Opłotkami dotarłem do kościoła. Dzwi były otwarte na oścież, w środku paliło się światło. Że też Metzger płaci takim ludziom. Podkradłem się do drzwi i zajrzałem do środka. Wszyscy strażnicy leżeli na podłodze, po której walały się puste butelki. Woń gorzały było czuć nawet na zewnątrz. Wszedłem do kościoła, uważając żeby nie nadepnąć na któregoś z najemników. Za ołtarzem stały skrzynie. Bomby umieściłem pod nimi i ustawiłem liczniki na dziesięć minut. Wybiegłem na zewnątrz. Gdy mijałem melinę ćpunów usłyszałem za sobą ogromny huk. Nie zatrzymując się dotarłem na domu Liselotte.
    - Uhuu to było coś! - Liselotte powitała mnie w dzwiach. - Właź szybko, nikt nie może cię zobaczyć.
    Weszliśmy do środka i ruszyliśmy do jej pokoju.
    - Słuchaj, musisz schować się w piwnicy. - Powiedziała gdy usiedliśmy. - Rano przyleci tu pewnie Metzger. Przetrząśnie całe miasto żeby znaleźć tego kto rozpieprzył jego magazym - zaśmiała się. - Jak sobie pójdzie przyjdę po ciebie i obmyślimy jak go sprzątnąć.

    - Dobra, poszedł sobie.
    Resztę nocy przespałem na materacu w zbrojowni. Rano zjadłem konserwę i parę sucharów w oczekiwaniu na przybycie Liselotte. Poszliśmy na górę.
    - Metzger na szczęście mi uwierzył. Wmówiłam mu, że nie mam pojęcia kim jesteś i że w życiu cię na oczy nie widziałam. Poszedł teraz do baru Schirlitzów.
    - Mam nadzieję, że oni mnie nie sypną.
    - Spokojnie, Berta to twarda babka. Johannes też cię nie wyda. Najwyżej powiedzą, że przespałeś u nich jedną nockę. Weźmy się teraz za Metzgera. Jego ludzie wyruszyli już z miasta i wrócą dopiero za kilka dni. Dziś w nocy zabijemy gnoja.
    - Jak chcesz to zrobić?
    - Pomyślałam sobie, że możemy powtórzyć manewr z kościoła. Podłożysz razem z moimi ludźmi bomby wokół tego jej zasranej siedziby. Jak to wszystko ********** wrzucimy przez okna trochę granatów. Potem wejdziemy do środka i rozwalimy tych, którzy przeżyli. Co ty na to?
    - Dobrze, ale jest pewien problem.
    - Jaki?
    - Metzger trzyma u siebie mężczyznę o imieniu Viktor. Jest mi potrzebny.
    - Niby do czego potrzebny ci jest ten stary cap?
    - Podobno wiele podróżował, a mi przyda się przewodnik.
    - To trochę komplikuje sytuację. Czyli bomby odpadają. Hmm... Będziemy musieli zrobić to po cichu. Wieczorem większość strażników zwykle jest albo pijana albo na haju... Co trochę ułatwia nam robotę. Chociaż po odlocie to cholera wie jak będą się zachowywać. W każdym razie Johannes i jego ludzie mają się zająć strażnikami na ulicach. My zakradniemy się pod dom Metzgera i zrobimy mu małą pobudkę. Weźmiemy ze sobą trochę granatów...
    - Przecież mówiłem, że Viktor ma przeżyć!
    - Nie sraczkuj się, zaraz wyślę dwóch chłopaków, żeby zorientowali się gdzie Metzger go trzyma... Jak znam życie to w piwnicy. Obudzimy ich granatami, wejdziemy do środka i rozpieprzymy resztę. Potem pójdziesz po tego swojego Viktorka i będziesz mógł go pocałować w ****.

    [​IMG]
    Siedziba Metzgera

    Zapadł zmierzch, a my siedzieliśmy w piwnicy Liselotte i przygotowywaliśmy się do bitwy. Nie zdradziłem jej, że mam własne granaty. Zostawiłem plecak na dole, wziąłem tylko karabin i Walthera, na którego założyłem tłumik. Kieszenie wypchałem granatami. Gdy minęła północ wyruszyliśmy do domu Metzgera, który mieścił się niedaleko kościoła. Przed nami szli ludzie Johannesa, którzy po cichu zabijali najemników i od razu chowali ich ciała w ciemnych zaułkach. Dotarliśmy na miejsce. Jedyny strażnik przed dzwiami drzemał oparty o ścianę. Liselotte podbiegła do niego i dźgnęła go nożem w żebra. Najemnik osunął się po ścianie. Ludzie Johannesa i Liselotte ustawili się pod oknami. Ona sama wraz ze mną została przy drzwiach. Wyjąłem granat. Gdy Liselotte kopniakiem otworzyła drzwi zębami wyciągnąłem zawleczkę i wrzuciłem granat do środka. Po pierwszym wybuchu nastąpiły kolejne. Liselotte wbiegła do środka strzelając na ślepo ze swojego Mausera. Ruszyłem za nią odbezpieczając StG. Przez okna już włazili strażnicy. Zajęli się oczyszczaniem parteru, a ja i Liselotte wbiegliśmy na piętro.
    - Pamiętaj, Metzger jest mój! - Szepnęła.
    Ruszyliśmy korytarzem. Na końcu widać było uchylone drzwi, przez które wpadała smuga światła. Doszliśmy do nich i przylgnęliśmy do ściany. Liselotte lufą Mausera pchnęła drzwi. Nagły warkot cekaemu, brzęk rozbijanej szyby w oknie na drugim końcu korytarza i serie pocisków lecące tuż obok nas.
    - *****, ten wariat zaraz nas rozpieprzy! - Liselotte wydarła się mi do ucha przekrzykując hałas.
    Wyjąłem z kieszeni granat, wyciągnąłem zawleczkę i poturlałem go do środka. Granat wybuchł i po chwili wszystko ucichło.
    - Cholera, mówiłam ci, że Metzger jest mój!
    - Ciesz się, że nas nie zabił.
    Wszedłem za Liselotte do środka. Na podłodze stał cekaem, a obok leżały rozciągnięte zwłoki mężczyzny. Liselotte wymierzyła w nie Mausera i puściła serię.
    - A masz draniu!
    Do pokoju wszedł jeden ze strażników Liselotte.
    - I jak, wszystko w porządku? - Zapytała.
    - Tak, na dole było kilku najemników, ale nie było z nimi problemów - odpowiedział strażnik.
    - No to ********** - ucieszyła się Liselotte. - No, to teraz możesz spokojnie szukać Viktora - zwróciła się do mnie.

    W kuchni znalazłem schody do piwnicy. Wyjąłem latarkę i zszedłem na dół. Znalazłem się w dużym pomieszczeniu. Poświeciłem po ścianach. Na przeciwległej były jakieś drzwi. Podszedłem i nacisnąłem klamkę, ale były zamknięte. Cofnąłem się i kopnąłem je wyłamując zamek. W środku czekał na mnie starszy mężczyzna. Przysłonił ręką twarz, widocznie siedział w ciemnościach dość długo i światło latarki raziło jego oczy.
    - Kim jesteś?
    - Nazywam się Adolf Hitler. A ty jesteś Viktor tak?
    - Tak... Hitler... Hitler... Znajome nazwisko...
    - Jestem prawnukiem Fuhrera Wielkiej Rzeszy Niemieckiej.
    - Niech to... Miałem jakieś... dwadzieścia lat? Tak... Miałem dwadzieścia lat, gdy twój pradziadek zmarł. Byłem wtedy w Berlinie... na uroczystościach...
    - Rocznica zakończenia wojny?
    - Tak! Tak... I ty jesteś jego prawnukiem... Co za spotkanie...
    - Posłuchaj, czy znasz drogę do Berlina?
    - Droga do Berlina... Nie, po wojnie nie byłem aż tak daleko od Alp. Mogę cię zaprowadzić do... powiedzmy Monachium?
    - Monachium... Tam jest jedna z krypt... - mruknąłem do siebie pod nosem. - Słuchaj, Metzger trzymał cię tu, bo chciał żebyś naprawił jakieś radio, tak?
    - Tak... Mam je tutaj, ale nie znam się na radiach. Ten idiota nie chciał w to wierzyć, więc mnie zamknął. Powiedział, że mnie wypuści dopiero jak je naprawię.
    - Metzger nie żyje... Mogę obejrzeć to radio?
    Viktor wyjął spod pryczy radio razem z głośnikiem i mikrofonem. Poszliśmy do kuchni żeby je obejrzeć. Postawiłem sprzęt na stole i zacząłem przy nim majstrować. Po kilku minutach udało mi się odpowiednio ustawić antenę, a z głośnika zaczął wydobywać się szum.
    - Drezno do bazy numer 38, zgłoście się. Odbiór.
    - Yyy... Tu baza numer 38. Odbiór.
    - Niech to szlag, co się z wami dzieje? Dlaczego od miesiąca się z nami nie kontaktujecie? Odbiór.
    - Yyy... Nie mam pojęcia. Znalazłem to radio... Yyy...
    - W jednej z wiosek w pobliżu Dargen - szepnął Viktor.
    - Znalazłem to radio w jednej z wiosek w pobliżu Dargen. Odbiór.
    - Kim ty do cholery jesteś? Czy jesteś żołnierzem z bazy numer 38? Odbiór.
    - Nazywam się Adolf Joseph Hitler, jestem prawnukiem Fuhrera Hitlera. Odbiór.
    - Jaja sobie robisz? Rodzina Fuhrera Hitlera siedzi teraz w Krypcie Berghof. Odbiór.
    - Absolutnie nie. Pochodzę z tej krypty. Mój ojciec Joseph zginął podczas ataku jakichś dzikusów. Wychowywała mnie babka Walkiria, córka Fuhrera. Odbiór.
    - Cholera... Poczekaj, muszę ściągnąć kogoś wyższego stopniem. Odbiór.
    - Czekam. Bez odbioru.
    Zacząłem się zastanawiać co to wszystko ma znaczyć. Najpierw pomyślałem, że może to żołnierze Himmlera, ale zaraz przypomniałem sobie, że jego baza jest w Kilonii. Z drugiej strony ten Werwolf... Viktor siedział w milczeniu.
    - Posłuchaj, wiesz co to jest Werwolf? - zapytałem.
    - Nie... Nigdy o czymś takim nie słyszałem.
    - Powiedziałeś, że gdy umarł mój pradziadek byłeś w Berlinie. Himmler potem przejął na krótko władzę. Opowiedz mi o tym.
    - Cóż, chyba nie powiem ci nic więcej ponadto czego dowiedziałeś się z podręczników. Himmler ogłosił się Fuhrerem i zabarykadował się w Berlinie. Oczywiście partii i armii to się nie spodobało. Do dziś pamiętam jak spadochroniarze desantowali się koło Bramy Branderburskiej.
    - Co się stało z Himmlerem?
    - Udało mu się uciec. Dotarł do głównej bazy Kriegsmarine w Kilonii i podpierdzielił okręt podwodny. Cała flota rzuciła się w pościg za nim, ale nie zdołali go zatopić. Podobno ukrył się w Argentynie... ale tam była chyba jakaś wojna... Nie wiem, nie pamiętam dokładnie.
    - Drezno do Adolfa Hitlera, zgłoś się. Odbiór.
    - Zgłaszam się. Odbiór.
    - Tu generał Reinhard Magnus, najwyższy dowódca Werwolfu. Jakie jest wasze obecne położenie? Odbiór.
    - Najpierw chcę się dowiedzieć co to jest ten Werwolf. Odbiór.
    - Nie mamy wiele czasu. Enklawa Himmlera niedługo zagłuszy tą częstotliwość. Odbiór.
    - Jestem w mieście Dargen, jakieś sto kilometrów na północ od Berghofu. Odbiór.
    - Cholera, aż tak daleko? Kiedy opuściliście Berghof? Odbiór.
    - Jakiś tydzień temu. Zmierzam w kierunku Monachium. Odbiór.
    - Posłuchaj, Adolfie. Nie mamy żadnych wiadomości Krypcie Monachium. Możliwe, że jest zajęta przez Enklawę. Odbiór.
    - Więc co mam robić? Odbiór.
    - Na północ od Monachium jest baza Werwolfu numer 23. Gdy miniesz Monachium połącz się z nami na innej częs <szszszszsz> wości. Zrozumiałeś? Odbiór.
    - Zrozumiałem. Odbiór.
    - Uważaj na <szszszszsz> Wokół większych miast jest mnóstwo ich <szszszszsz> I nie idź na zachód! Odbiór.
    - Zrozumiałem. Słabo was słyszę. Odbiór.
    - Enklawa <szszszszsz> częst <szszszszsz> ość. Musimy za <szszszszsz> czyć roz <szszszszsz> wę. Bez odbioru.
    Głośnik umilkł. Spojrzałem na Viktora i zapytałem:
    - Znasz drogę do Drezna?
     
  15. Marcex

    Marcex Znany Wszystkim

    Wunderbar! (czy jak to się pisze). Genialny odcinek, czekam na następny, ale nie poganiam, już jestem grzeczny ;)
     
  16. Dawid

    Dawid Nowy

    Yeah, fabuła się rozkręca!
     
  17. McBride88

    McBride88 User

    Pomysł nader oryginalny: ++
    Fabuła interesująca: +
    Czcionka klimatyczna ale bardzo utrudniająca czytanie: -
    Reasumując: Powodzenia
     
  18. Marcex

    Marcex Znany Wszystkim

    Już wymyśliłeś sposób, w jaki Himmler przeżył? Tak, z ciekawości tylko pytam.
     
  19. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Coś mi się taracze po głowie, ale jeszcze nie zdecydowałem. W każdym razie wykluczyłem ghula i "naturalny" sposób przeżycia ponad 100 lat. W każdym razie w najbliższym odcinku (dziś/jutro) pojawi się jeszcze jedna postać z poprzedniego aara, która przeżyła w Heńkowym stylu;)

    Tylko nie zgadywać mi tu kto to jest.
     
  20. matigeo

    matigeo Ten, o Którym mówią Księgi

    Może mózg wgrany do kompa? Włączasz komputer, a tu na dzień dobry buzia Heiniego... :D
     
  21. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Mówiłem żeby nie zgadywać -.-

    Tyczy się to też tego jak przeżyje Himmler, żeby nie było wątpliwości;)
     
  22. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Odcinek IX

    [video=youtube;3jxn1sqAQ-c]http://www.youtube.com/watch?v=3jxn1sqAQ-c[/video]

    Wyruszyliśmy z Dargen o świcie następnego dnia. Po śmierci Metzgera dosłownie spadł na mnie deszcz prezentów, wynagrodzeń i podziękowań. Od Schirlitzów dostałem zapas prowiantu na tydzień, Liselotte nagrodziła mnie bronią ze swojej zbrojowni: dostałem dwa pistolety maszynowe MP 40, karabin Gewehr 41 (W) i ukaem MG 42. Oprócz tego skrzynkę granatów i parę ładunków wybuchowych. Jeden z bogatszych rolników podarował mi brahmina, który szybko został objuczony sprzętem i zapasami. Pozostali mieszkańcy przekazywali mi drobne pieniężne upominki, z których uzbierała się całkiem niezła sumka. W końcu opuściliśmy miasto i skierowaliśmy się na północ, do Monachium.

    [​IMG]
    Viktor

    Przez cały dzień Viktor się nie odzywał. Zdawał się ciągle napawać wolnością i cieszyć słoneczną pogodą. Dopiero gdy wieczorem dotarliśmy do skraju małego lasku, gdzie postanowiłem rozbić obóz, staruszek nawiązał ze mną rozmowę.
    - Co zamierzasz zrobić gdy już dotrzemy do Monachium?
    - Hmm... W Monachium jest jedna z krypt, chcę ją sprawdzić. Może znajdę tam coś ciekawego.
    - A potem?
    - Cóż... jeśli uda mi się znów nawiązać kontakt z Werwolfem to pójdę do ich bazy, jeśli nie skieruję się do Drezna, a potem do Berlina.
    - A co ze mną?
    - Jeśli chcesz możesz iść ze mną. Wiele podróżowałeś, będę potrzebował twojej pomocy.
    - Wiesz, po wojnie nigdy nie byłem aż tak daleko na północy. Dotarłem tylko do Sudetenlandu.
    - Mimo to chciałbym żebyś poszedł ze mną.
    - Mi to pasuje, i tak nie mam za wiele do roboty tu, na południu.
    - Wiesz co jest na zachód od Monachium? Ten generał zabronił mi tam iść.
    - Nie mam pojęcia. Od czasu wojny nie opuszczałem Bawarii.
    - A co robiłeś przed wojną?
    - Byłem żołnierzem, służyłem w piechocie. Mój pułk został wybrany do defilady w Dzień Zwycięstwa. Wiesz, wtedy gdy zmarł twój pradziadek. Gdy w '69 rozpoczęto wielką mobilizację i prawie całą armię przerzucono do Azji ja zostałem przeniesiony do służby w garnizonie w Monachium. Gdy wybuchła wojna...
    Przerwał na dłuższą chwilę.
    - To było straszne. Panika na ulicach, chaos w państwie, nikt nie wiedział co się dzieje. Pierwszy oberwał oczywiście Berlin. Nie dostawaliśmy żadnych rozkazów z góry. W końcu dowódca garnizonu zdecydował się ewakuować miasto. Dzień później bomba spadła na Monachium. Byliśmy już daleko od miasta... Zresztą i sam wybuch wydawał nam się dość... mały. Potem było jeszcze gorzej.
    Znów przerwał.
    - Później... Później z nieba zaczął padać... Nie, to nie był śnieg. Coś w rodzaju pyłu zaczęło spadać na ziemię. Słońce skryło się za chmurami na wiele miesięcy... A my ukrywaliśmy się po jaskiniach i lasach. Co jakiś czas wychodziliśmy żeby coś upolować. Rośliny przestały rosnąć, więc musieliśmy przeżyć tylko na tych coraz bardziej zmutowanych zwierzętach. Wielu z nas zmarło z głodu... W końcu po długim czasie słońce znów zaczęło być widoczne. Coraz częściej wychodziliśmy z kryjówek. Powoli zaczęliśmy się organizować w większe grupy. Ja porzuciłem swoją jednostkę i rozpocząłem życie kupca. Podróżowałem tu i tam, zacząłem całkiem nieźle prosperować. Gdy zacząłem się starzeć ograniczyłem się do Dargen i okolicznych wiosek. Pewnego dnia najemnicy Metzgera pojawili się w jednej z nich i porwali mnie razem z resztą. Ot i cała historia.
    - A co z Rzeszą? Nikt nie myślał o jej odbudowie? - Zapytałem po kilku minutach milczenia.
    - Daj spokój. Wszyscy martwili się tylko jak przeżyć kolejny dzień. Gdy już jako tako ustabilizowaliśmy życie niewielu pamiętało o Rzeszy. Zresztą nikt nie miał dość siły by to zrobić. Nawet Metzger pomimo posiadania armii najemników nie miał kontroli nad terenami dalszymi niż dwadzieścia-trzydzieści kilometrów od Dargen.
    - Znasz więcej szczegółów z wojny z Chinami?
    - Niezbyt. Jak mówiłem po zniszczeniu Berlina straciliśmy łączność z centralą. Nie mieliśmy pojęcia co się dzieje. Niektórzy ludzie gadają, że na Uralu wciąż toczą się walki, ale ja w to nie wierzę. No bo jakim cudem mieli walczyć przez czterdzieści lat?
    - Byłeś po wojnie w Monachium?
    - Nie. Byłem tylko w moim rodzinnym Nischwitz, leżącym jakieś dziesięć kilometrów od Monachium. Dalej na zachód nie wędrowałem, bałem się promieniowania.
    - Czy spotkałeś napromieniowanych ludzi?
    - Tak, tuż po zrzuceniu bomb wielu ludzi zostało napromieniowanych. Mój garnizon był dobrze wyposażony w Anty Rady. Nie przypominam sobie by przeżył ktoś kto chorował na chorobę popromienną. Chociaż...
    - Tak?
    - Słyszałem historie o ludziach, którzy podobno przeżyli tą chorobę i stali się mutantami... Podobno nazywają ich Ghulami...
    - Hmm... Chyba widziałem kogoś takiego.

    Rankiem wyruszyliśmy w dalszą drogę. Viktor po kilku godzinach marszu stwierdził, że zbliżamy się do jego rodzinnej miejscowości. Dalej na zachód rozciągały się już terytoria dotknięte skutkami bomb atomowych. W końcu wieczorem dotarliśmy na miejsce.
    - Nie!
    Krzyk Viktora przerwał ciszę trwającą od kilku godzin. W oddali widać było płonące ruiny miasta. Na ile pozwalały na to siły staruszka pobiegliśmy do bram miasta. Ruszyliśmy główną ulicą. Na jej końcu majaczył budynek ratusza. Gdy byliśmy bliżej zobaczyliśmy ustawione wzdłóż drogi krzyże, na których konali ludzie.
    - Mój Boże, co tu się stało... - jęknął Viktor.
    W oddali usłyszałem dźwięk przypominający śmigłowiec. "Enklawa Himmlera" - pomyślałem. Złapałem za rękę Viktora i chwyciłem sznur u szyi brahmina. Zaciągnąłem ich do pobliskiej szopy. Gdy tylko się ukryliśmy usłyszałem nad nami wyraźny szum śmigieł. Zajrzałem przez szparę między deskami. Na głównej ulicy wylądował śmigłowiec trochę mniejszy od tego, który rozbił się w kanionie w Klaukendorfie. Wysiadło z niego trzech żołnierzy ubranych w czarne mundury... Cholera, przecież to mundury SS! Do diabła, co SS robi w Bawarii? Przecież nie istnieje od pięćdziesięciu lat... Żołnierze ruszyli ulicą. Jeden z nich był ogromny, na oko miał jakieś dwa metry wzrostu. Podchodzili kolejno do każdego krzyża i dobijali tych, którzy jeszcze żyli.
    - Dziwię się Otto, że chce ci się wyruszać w takie długie podróże by pobawić się z tym robactwem. - Rzekł jeden z żołnierzy.
    - Wiesz, że uwielbiam zabijać. Od dziecka się tego uczyłem. - Zaśmiał się Otto. Nawet gdy padł na niego blask z pobliskiego ogniska nie byłem w stanie zobaczyć jego twarzy.
    - Hehe, Skorzeny nigdy nie odpuści sobie tej zabawy. Pamiętasz jak Fuhrer wyliczał ilu ważnych ludzi sprzątnął Otto podczas wojny? - Powiedział trzeci żołnierz.
    - Taak... Trochę ich było... - Rozmarzył się Skorzeny.
    Żołnierze odeszli dalej i nie słyszałem dalszej rozmowy. Po kwadransie wrócili w milczeniu do śmigłowca i odlecieli na północ. Po kilku minutach zdecydowałem się wyjść na zewnątrz. Viktor ruszył za mną cały rozstrzęsiony.
    - Sły-słyszałeś kto t-to był? - Zapytał.
    - No tak. Facet nazywał się Otto Skorzeny. - Odpowiedziałem.
    - T-ty naprawdę nie wiesz kim było Ot-otto Skorzeny?
    Zastanowiłem się przez chwilę. To nazwisko rzeczywiście było mi znajome...
    - T-ten człowiek to rze-rzeźnik. O-on zabił dwóch papieży! - Krzyknął Viktor.
    Teraz sobie przypomniałem. Słynny Otto Skorzeny, Standartenfuhrer SS. Specjalny człowiek mojego pradziadka od usuwania niewygodnych ludzi.
    - Dobrze, uspokój się. Oni już odlecieli i nic nam nie zrobią. Może... Może przejdźmy jeszcze kilka kilometrów, jakoś niezbyt mam ochotę tu nocować.

    [​IMG]
    Nischwitz

    W południe następnego dnia wkroczyliśmy już na skażone ziemie. Wskazówka na liczniku Geigera niezmiennie wskazywała zero. Jednak widok tego co zobaczyliśmy był już mniej przyjemny. Stąpaliśmy po poczerniałej trawie, otaczały nas uschnięte kikuty drzew. Nigdzie nie było widać żadnego śladu życia. Okolica była zupełnie opustoszała. W końcu dotarliśmy do tego, co czterdzieści lat temu było Monachium. Monumentalne budynki, które widziałem dotąd wyłącznie na zdjęciach zniknęły, a ich miejsce zajęły sterty gruzu. Ciężko było nawet rozróżnić gdzie kiedyś była ulica, a gdzie budynek. Jak ja mam tu znaleźć kryptę? Zdziwiło mnie, że licznik Geigera nie zareagował. Czyżby promieniowanie w magiczny sposób zniknęło? Cóż, nie miałem już siły nad tym się zastanawiać. Uznałem, że nie ma sensu szukać po ciemku. Znaleźliśmy dobre miejsce na rozbicie obozu. Przy blasku ogniska dokładnie obejrzałem mapę krypt od Stauffenberga. Na odwrocie były plany poszczególnych miast, w których zbudowano krypty: Berlina, Monachium, Linzu, Wiednia, Drezna, Kilonii, Hamburga i Essen. Przyjrzałem się planowi Monachium... Krypta powinna być umiejscowiona gdzieś pomiędzy Hofgarten i Bawarskim Muzeum Narodowym. Jeśli się nie myliłem obozowaliśmy niedaleko Ostparku, jakieś dwanaście kilometrów na południowy wschód... Ech, rano czeka nas długa droga.

    Poszukiwania krypty zajęły nam większość kolejnego dnia. Mogę mówić o szczęściu w nieszczęściu, bo wejście znalazłem wpadając po pas w gruz. Gdy Viktor pomógł mi się wydostać zaczęliśmy grzebać w tym miejscu. Po dwudziestu minutach ukazała nam się długa drabina.
    - No to schodzimy...
    - Ja tu zostaję! - Zaprotestował Viktor.
    - Słucham?
    - Ja... Mam klaustrofobię. Po tym jak Metzger trzymał mnie przez kilka miesięcy w piwnicy znacznie się pogłębiła.
    - No dobrze, weź brahmina i ukryjcie się gdzieś niedaleko. W razie czego masz przy sobie trochę broni, ja wezmę tylko karabin i pistolet.
    - W porządku. Nie siedź tam długo.
    Wziąłem latarkę w zęby i zacząłem schodzić po drabinie. Wędrówka trwała dobre kilka minut, widocznie było to tylko jakieś awaryjne wyjście z krypty. W końcu znalazłem się na dole. Po przejściu kilkunastu metrów zauważyłem boczny korytarz prowadzący do schodów. W na ich szczycie prześwitywało blade światło. "No to świetnie, najwygodniejsza droga była tuż obok" - pomyślałem ze złością. Ruszyłem głównym korytarzem. Szedłem tak dobre pół godziny. W końcu ujrzałem okrągłe wejście do krypty. Otwarte wejście. Zdjąłem z pleców karabin i odbezpieczyłem go. Powoli wszedłem do środka. Lampy wewnątrz paliły się na czerwono. Wiedziałem, że to oznaka alarmu, ale nigdzie nie było nawet śladu ludzi. Dopiero gdy minąłem pierwsze drzwi zobaczyłem na podłodze kałużę krwi. Pochyliłem się i dotknąłem jej. Była dość świeża. Ruszyłem dalej. Przeszukanie całej krypty zajęłoby jakieś dwa dni, więc skupiłem się na znalezieniu drogi do miejsca, które interesowało mnie najbardziej - głównego komputera, mieszczącego się na najniższym poziomie. W Berghofie dostęp do niego miały babka i ciotka, a także pułkownik Stauffenberg. Przy wejściu do serwerowni zawsze stało dwóch uzbrojonych strażników. Dotarłem do windy i wcisnąłem odpowiedni przycisk. Zjechałem na dół i włączyłem komputer. Wiedziałem, że alarm wyłącza zabezpieczenia w głównym komputerze, więc nie zdziwiłem się, że nie zażądał hasła. Hmm, co my tu mamy...



    Uch, same propagandowe bzdety... Hmm, a co to jest? Wewnętrzny biuletyn prasowy dla kierownictwa NSDAP...

    Więcej biuletynów już nie było. Pogrzebałem jeszcze trochę w komputerze... Moment, Projekt Sichere Haus...


    Hmm, wersję oficjalną znam wystarczająco dobrze...



    Hmm, lista krypt... No to może po kolei...

    Dostęp tylko dla Fuhrera... Ciekawe co to może być... Cóż, więcej pewnie się nie dowiem. Czas wracać na powierzchnię.

    [​IMG]

    - Viktor!
    Nie było żadnej odpowiedzi. A mówiłem mu żeby nie odchodził za daleko. Powoli zapadał zmrok. Zapaliłem latarkę i ruszyłem na poszukiwania. Na czymś co kiedyś było ulicą zauważyłem ślady krwi. Pobiegłem naprzód. Zbliżałem się do miejsca, nad którym wisiały resztki piętra. Przy jednym ze zwałów gruzu leżał zabity brahmin. Teraz już poważnie się zaniepokoiłem. Podszedłem bliżej "daszka". Światło latarki odbijało się od kilku dużych kawałków rozbitego lustra. W końcu zauważyłem leżące ciało...
    - Viktor!
    Podbiegłem do niego i przewróciłem go na plecy. Miał poderżnięte gardło. Przez dłuższą chwilę stałem w bezruchu. Viktor może nie zawsze był zbyt rozmowny, ale miło było podróżować w czyimś towarzystwie. Nie miałem jednak więcej czasu na gorzkie rozważania, bo nagle poczułem ostrze na swoim gardle. Latarka wypadła mi z ręki.
    - I co eleganciku, znów sie spotykamy, co?
    - Kim ty do cholery jesteś!?
    - Zaraz ci powiem kim ja jestem. Pamiętasz tego dzikuska, który przywitał cię w wiosce? Pamiętasz tego dzikuska, którego palnąłeś w łeb kolbą? Pamiętasz tego dzikuska, którego próbowałeś utopić ze swoimi koleżkami, co?
    - *****, jak udało ci się zwiać?
    Padł strzał. Poczułem jak dzikus powoli osuwa się na ziemię.
    - Halt!
    - Spokojnie...
    - Podnieś ręce do góry!
    Światło latarek oślepiło mnie. Spod przymrużonych powiek zobaczyłem zbliżających się do mnie dwóch żołnierzy.
    - Czy ty jesteś Adolf Hitler?
     
  23. Marcex

    Marcex Znany Wszystkim

    Ale budujesz napięcie ;) Osobiście wolałbym, żebyś kończył w momentach mniej wywołujących adrenalinę, bo to tylko potęguje niecierpliwość (którą w moim wykonaniu doskonale znasz).
    A tak to jest bardzo dobrze - ostatnio jedyny temat, dla którego zaglądam na forum. Wprawdzie kilka literówek, ale ze względu na tak długie odcinki jest to wybaczalne.
    Notabene - Skorzeny był raptem osiem lat młodszy od Himmlera, czy przeżyli tym samym sposobem?
     
  24. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Pisałem o tym parę postów wyżej.
     
  25. Kentucky

    Kentucky Ten, o Którym mówią Księgi

    Mnie ciekawi ubertajny link TYLKO DLA FIRERA ;)
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie