Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia. - Fallout AAR

Temat na forum 'Inne Gry AAR' rozpoczęty przez Nuke, 7 Kwiecień 2011.

?

Czy nie masz nic przeciwko dwóm różnym zakończeniom?

  1. Tak, nie mam nic przeciwko

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  2. Nie, nie mam nic przeciwko

    0 głos(y/ów)
    0,0%
Status Tematu:
Zamknięty.
  1. kosmodrom i promy do Krypty Księżycowej?:D

    skądinąd, ciekawym, co w Ameryce...
     
  2. Kentucky

    Kentucky Ten, o Którym mówią Księgi

    Ja na miejscu Nuke'a (tak głośno sobie myślę/piszę) bym znalazł tę małą flotę okrętów podwodnych i z tym i kim się da uciekł do, właśnie, Ameryki (bo przecież tam pustka totalna).
     
  3. matigeo

    matigeo Ten, o Którym mówią Księgi

    Ciekawe, czy chodzi o konkretnego firera czy ogólnie o stanowisko w państwie?
     
  4. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Ale w Ameryce nie ma wujka Heńka;)

    Pisałem już, że akcja aara będzie rozgrywać się tylko w Niemczech i Austrii. Desant na USA jest bezsensowny, bo jak sam dobrze zauważyłeś nic tam nie ma (aha, jeszcze wam zrobię niespodziankę:Devil:). W Linzu natomiast będzie wątek familijny, a i trochę czasu minie zanim Adi tam dotrze.

    A i zobaczcie sobie na mapie jaka jest odległość między Kilonią i Hamburgiem i zgadnijcie kto już tą flotę OP przejął...

    matigeo - chodzi o konkretnego
     
  5. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Ciekawie się zaczyna robić - Skorzeny jako Horrigan i Himmler jako Lou - ciekawie to może wypaść ;)
    Jedyna rzecz, jak mi się nie podoba, to te informacje prasowe - niektóre są zbyt emocjonalne (chociaż to nie jest do końca dobre słowo).
     
  6. Kentucky

    Kentucky Ten, o Którym mówią Księgi

    No lol, bym się nie domyślił :p
    Łeee..... :(
    Atak Latynosów-Indian-Mutantów z Ameryki na Europę? o_O
    Nuda...
    zUy Otto? :eek:
     
  7. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Biuletyn NSDAP miał być pisany ciut luźniej i mniej oficjalnie - w końcu była to tylko broszurka z codziennymi wydarzeniami ze świata, którą otrzymywała niewielka liczba członków partii (góra 50).

    Oj Kentucky, Kentucky. Nie łee tylko bardzo fajnie, to jest tylko Tour de Reich. Z niespodzianką amerykańską chodziło mi o to, że COŚ tam jednak będzie (różne pomysły chodzą mi po głowie). I nie nuda i nie Otto, tylko (Reichs)Fuhrer (SS) HH.
     
  8. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    No dobra, skoro to docierało do tak małej liczby odbiorców, to ok - a jeśli pisał to nie wydział prasowy, a jakiś samozwańczy dziennikarz z wierchuszki, to już w ogóle wszystko styka ;)
     
  9. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Odcinek X

    [video=youtube;Ot3T5ac_Dq4]http://www.youtube.com/watch?v=Ot3T5ac_Dq4[/video]

    - Tak, to ja.
    Żołnierze opuścili broń.
    - Cholera, dobrze, że cię znaleźliśmy. Enklawa Himmlera już od dłuższego czasu kręciła się po Monachium. Chyba szukają krypty - rzekł jeden z żołnierzy.
    - Byłem w krypcie... Nikogo w niej nie było, znalazłem tylko świeże ślady krwi.
    - Niech to szlag! Więc porwali mieszkańców... Ach, nie przedstawiliśmy się... Kapral Gabcke z bazy Werwolfu nr 23... A to szeregowy Sauberzweig... Kilka dni temu otrzymaliśmy rozkazy z Drezna by wypatrywać cię w okolicach Monachium. Ubiegłej nocy nad centrum miasta pojawiły się śmigłowce Enklawy. Pewnie w końcu namierzyli kryptę i przyszli porwać mieszkańców.
    - Po co mieliby ich porywać?
    - Panie kapralu... - wtrącił się Sauberzweig. - To chyba nie jest odpowiedni moment na pogaduszki...
    - Masz rację Otto... Ruszajmy do bazy.
    - Poczekajcie, muszę... muszę pochować mojego przyjaciela.
    - Nie ma na to czasu. Zresztą i tak nikt tu nie zagląda. Ukryjmy tylko jego ciało.
    Zanieśliśmy Viktora do pobliskiego dołu i zasypaliśmy jego ciało gruzem i ziemią. Dość lichy pogrzeb w porównaniu z tym, który urządziliśmy Erichowi i Heinzowi... Po drodze razem z żołnierzami zabraliśmy sprzęt i prowiant z brahmina. Na szczęście we trzech daliśmy radę unieść to wszystko.

    Słońce już wschodziło gdy dotarliśmy do bazy Werwolfu. Wejście było ukryte w pobliskim wąwozie. Podobnie jak w jaskini złotych gekonów najpierw długi korytarz wyłożony cegłami, a w końcu stalowe drzwi. Gabcke wcisnął przycisk przy drzwiach, a po chwili z głośnika wydobył się głos:
    - Podaj hasło!
    - Condor Panzer - powiedział Gabcke.
    Drzwi rozsunęły się bezgłośnie i weszliśmy do środka. Na przeciwko była winda, którą zjechaliśmy na niższy poziom.
    - Zaprowadzę cię do podpułkownika Ochsnera, jest dowódcą tej bazy. Da ci dalsze instrukcje jak dotrzeć do Drezna - powiedział Gabcke gdy wychodziliśmy z windy.
    Ruszyliśmy kolejnym korytarzem. Po drodze minęliśmy kilka kwater mieszkalnych. Na końcu były kolejne drzwi. Gdy do nich doszliśmy Gabcke wcisnął przycisk.
    - Panie podpułkowniku, przyprowadziliśmy Adolfa Hitlera.
    - Wejść!
    Drzwi rozsunęły się i weszliśmy do gabinetu podpułkownika. Ochsner był młodym oficerem, na oko trzydziestoparoletnim. Poderwał się zza biurka i podszedł uścisnąć mi dłoń.
    - A więc to ty jesteś prawnukiem Fuhrera... Goebcke, zostaw nas samych. - Kapral wykonał hitlerowski salut i wyszedł z gabinetu. - Usiądź, mam ci wiele ważnych rzeczy do przekazania.
    Usiadłem na krześle, a Ochsner stanął za biurkiem.
    - Chyba jestem ci winien wyjaśnienie. Od tego niespodziewanego skontaktowania się z tobą w Werwolfie panuje niezwykłe poruszenie.
    - Może ktoś mi wreszcie wyjaśni czym jest ten Werwolf?
    - Werwolf to organizacja militarna skupiająca dawnych żołnierzy Wehrmachtu. Kilka dni po wybuchu wojny straciliśmy łączność z centralami jak i z frontem na Uralu. Wówczas grupa wyższych oficerów zdecydowała się zorganizować istniejące jeszcze jednostki i ukryć się w bazach wojskowych na terenie całej Rzeszy.
    - Używaliśmy wówczas starych radiostacji... Takich jak ta, którą znalazłeś. Dzięki temu uzyskaliśmy łączność z innymi jednostkami. Otrzymaliśmy lokalizacje niektórych baz. Każdy z żołnierzy mógł zabrać ze sobą tylko żonę i dzieci. W bazach było mnóstwo zapasów. W ten sposób udało nam się przetrwać. Ja sam urodziłem się w tej bazie.
    - Na początku, gdy jeszcze nie nazywaliśmy się Werwolfem, naszym dowódcą był Reichsmarschall Manstein. Nie ukrył się w Krypcie Drezno, podobno zbudował sobie kryptę pod swoją posiadłością, gdzieś na południe od Berlina. Po wybuchu wojny zawiesił emeryturę i zorganizował tą zbieraninę w sprawną organizację. Jednak musiał nas opuścić...
    - Dlaczego?
    - Mówił, że był niedaleko Berlina gdy spadły bomby. Udało mu się przeżyć, ale został napromieniowany. Brał końskie dawki Anty Radów, ale to nie zdało się na nic. Zaczął mutować. Zdecydował, że spróbuje dostać się do Berlina i skontaktować się z Fuhrerem. Niestety słuch o nim zaginął. Przed odejściem przekazał nam kody dostępu do Krypty Drezno. Zdecydowaliśmy się tam dotrzeć i znaleźć dowódcę Wehrmachtu, marszałka Allmendingera. Na szczęście udało nam się to. W Dreźnie ustanowiliśmy naszą kwaterę główną.
    - A czy Drezno nie zostało zniszczone?
    - Zostało, ale posiadaliśmy dużą ilość kombinezonów ABC. Znaleźliśmy wejście do krypty, a marszałek pokazał nam tajne wyjście kilka kilometrów na południe, gdzie promieniowanie nie było odczuwalne. Tak więc przez lata powoli rozwijaliśmy nasze siły. Marszałek Allmendinger zdecydował, że nie będziemy ujawniać się cywilom, a jedynie starać się eliminować zagrożenia. Zabijaliśmy zmutowane zwierzęta, rozbijaliśmy bandy rozbójników, ustawialiśmy znaki informujące o promieniowaniu... Aż w końcu pojawiło się prawdziwe zagrożenie...
    - Enklawa Himmlera?
    - Tak. Kilka lat po wojnie odkryliśmy ich obecność na północy. Nie mam pojęcia jak udało mu się wrócić, w każdym razie szybko zaczął dawać się nam we znaki. Marszałek Allmendinger próbował wysłać na terytoria opanowane przez Enklawę kilku zwiadowców, ale żaden z nich nie wrócił. Gdy zmarł marszałek jego następcą został generał Magnus. Zaczęliśmy ostrzej reagować na Enklawę, rozpoczęliśmy przejmowanie nowych baz Wehrmachtu, ale Enklawa była za silna. Mają prototypowy sprzęt, który nie wszedł przed wojną do użytku. Północna część Rzeszy nie została mocno zniszczona, więc Himmler przejął dużo fabryk i stoczni w nienaruszonym stanie. My mamy tylko to co udało nam się zebrać przed wojną i co znaleźliśmy w bazach.
    - Co więc zamierzacie zrobić?
    - Na razie mamy rozkazy robić to co do tej pory. Gdy generał Magnus dowiedział się o tobie wstąpił w niego nowy duch. Chyba ma wobec ciebie jakieś plany. W każdym razie musisz dotrzeć do Drezna.
    - Mam trafić sam?
    - Oczywiście, że nie. Mamy stare transportery opancerzone, w nocy przewieziemy cię do Drezna. Weź ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy... Chociaż w Dreźnie i tak pewnie dostaniesz lepszy sprzęt.

    [​IMG]

    Podróż na szczęście przebiegała spokojnie. Rankiem dotarliśmy do lasu na północ od Sudetów. Wjechaliśmy polną drogą w głąb puszczy. W końcu dotarliśmy do małej leśniczówki. Zeszliśmy do piwnicy, a tam żołnierze pokazali mi zejście na dół. Gdy zszedłem po drabinie moim oczom ukazał się długi tunel oświetlony lampami. Ech, kilka kilometrów drogi...

    Wreszcie wejście do krypty. Okrągły właz z Reichsadlerem na środku. Tylko że nie było żadnego panelu do otwarcia włazu... Hmm... Stukanie w wejście nic nie da, tam jest metr stali. Co by tu zrobić...
    - Halt!
    Rozejrzałem się. Nigdzie nikogo nie było. Nad włazem zauważyłem kamerę i mały głośnik.
    - Nazywam się Adolf Hitler, przybyłem spotkać się z generałem Magnusem.
    - Potwierdź swoją tożsamość.
    - Eee... Ale jak mam to zrobić?
    - Zdejmij z szyi Reichsadlera i przysuń go do kamery.
    Zrobiłem tak jak nakazał mi ów głos. Po chwili rozległ się głośny syk, a właz krypty powoli zaczął się cofać. W końcu wrota zostały otwarte. Wszedłem do środka. Właz krypty zamknął się, a przede mną rozsunęły się drzwi, z których wyszedł żołnierz.
    - Heil Hitler! Przepraszam, że musiał pan czekać na wejście, Herr Hitler, ale takie otrzymałem rozkazy.
    - W porządku. I eee... Nie mów mi per pan, nie nawykłem do tego.
    - Tak jest, Herr... eee... Tak jest Adolfie!
    - Czy ktoś może mnie zaprowadzić do generała?
    - Oczywiście, już się robi!
    Podeszliśmy do jego biurka, na którym stał mały monitor i mikrofon. Żołnierz zdjął ze ściany słuchawkę.
    - Melduje się szeregowy Matzky, Adolf Hitler własnie przybył!
    - Dobrze, już po niego idę.
    Matzky odłożył słuchawkę.
    - To mój przełożony, sierżant Hartmann. Zaraz przyjdzie i zaprowadzi cię do generała.
    Po kilku minutach do stróżówki wszedł sierżant.
    - Heil Hitler! Herr Hitler, proszę za mną. Generał Magnus już na pana czeka.
    Czułem, że nie powinienem prosić sierżanta o mówienie do mnie po imieniu. Wydawał się być zupełnym przeciwieństwem swojego podwładnego. Wsiedliśmy do windy i zjechaliśmy na najniższy poziom. Przed gabinetem generała stał wartownik.
    - Heil Hitler! Czy to Adolf Hitler? - Zapytał.
    - Heil Hitler! Tak, czy może wejść?
    - Oczywiście, generał już go oczekuje.

    Wszedłem do gabinetu. Za biurkiem siedział generał czytając jakieś raporty.
    - Heil Hitler!
    - Heil Hitler!
    Więc jesteś wreszcie - rzekł generał, wstając zza biurka. - Generał Reinhard Magnus, rozmawialiśmy przez radio kilka dni temu - uścisnął mi rękę. - Usiądź, może się czegoś napijesz?
    - Poproszę. Tylko... Niezbyt mocnego.
    - Ha, słaba głowa do alkoholu! Zupełnie jak twój pradziadek. On też stronił od mocniejszych trunków - wyjął z biurka karafkę i dwa kieliszki. - Mamy trochę spraw do omówienia. Przede wszystkim - dlaczego opuściłeś Berghof?
    - W pobliżu Berghofu była wioska jakichś dzikusów. Gdy byłem jeszcze niemowlęciem zaatakowali Berghof i zabili moich rodziców. Później wychowywała mnie babka Walkiria, córka Fuhrera. Kilka tygodni temu dzikusy porwali jednego z moich przyjaciół, kaprala Harpego. Wyruszyliśmy do wioski by go odbić. Podczas walki kapral Harpe został ranny. Przed śmiercią powiedział mi żebym wyruszył do Berlina. Babka zgodziła się na to, a moja ciotka Germania poprosiła mnie o znalezienie w Berlinie syna Fuhrera Goebbelsa, Helmuta.
    - Rozumiem. A w jakich okolicznościach zdobyłeś radio z naszej bazy?
    - Po drodze natknąłem się na wioskę Dargen. Tam dowiedziałem się o człowieku imieniem Viktor, który po wojnie podróżował po południowych Niemczech. Liczyłem, że wskaże mi drogę. Był jednak więziony przez lokalnego watażkę, Metzgera. Razem z mieszkańcami Dargen obaliliśmy go i uwolniliśmy Viktora. Okazało się, że był więziony, bo miał naprawić wasze radio. Naprawiłem je ja i właśnie wtedy nawiązaliśmy kontakt.
    - Ale jak to radio trafiło w ręce tego... Metzgera?
    - Viktor powiedział mi tylko, że radio pochodziło z jednej z wiosek w pobliżu Dargen. Prawdopodobnie Metzger zdobył je podczas ataku na którąś z nich.
    - Hmm... Od dłuższego czasu nie mieliśmy kontaktu z bazą nr 38. To jedna z większych placówek, najdalej wysunięta baza na południu. Podejrzewam, że Enklawa ją zlokalizowała i zaatakowała. Ostatnio coraz częściej interesują się południowymi rejonami Rzeszy.
    - Może pan powiedzieć mi coś więcej o Enklawie?
    - Cóż, jak zapewne wiesz po śmierci twojego pradziadka Himmler próbował przejąć władzę. Potem uciekł, prawdopodobnie do Argentyny. Jego obecność w Rzeszy odkryliśmy dopiero kilka lat po wojnie.
    - Co działo się z Himmlerem gdy wybuchła wojna?
    - Nie mam pojęcia. Gdy Berlin i Drezno zostały zniszczone straciliśmy łączność ze światem. Nie wiemy co dzieje się u naszych sojuszników, nie wiemy nawet co dzieje się ze Skandynawią czy Francją. Nie mówiąc już o łączności z frontem na Uralu.
    - Walki na Wale Fuhrera nadal trwają?
    - To bardzo mało prawdopodobne. Co prawda Wał Fuhrera był przygotowany na długoletnie oblężenie, ale czterdzieści lat... To zdecydowanie zbyt długo.
    - Jakie są plany Himmlera?
    - Nasza wiedza o Enklawie jest niewielka. Wiemy, że przede wszystkim poszukuje krypt. W nich spoczywa cała wiedza o Rzeszy, w Essen podobno są ukryte wielkie skarby, w tej znaleźliśmy sporo nowoczesnej broni... W każdym razie wiadomo w jakich miastach są poszczególne krypty, ale znaleźć je w tych gruzach, którymi są nasze największe miasta to już nie lada zadanie. Dostałem raport od podpułkownika Ochsnera, że udało ci się dotrzeć do Krypty Monachium. Podejrzewam, że Enklawa porwała mieszkańców.
    - Po co mieliby to robić?
    - Zapewne Himmler chce od nich wydusić co się da. Może liczy, że przeciągnie ich na swoją stronę. Możemy się tylko domyślać.
    - Moment... Przecież Monachium było zniszczone, ale mój licznik Geigera nie wskazał żadnego promieniowania. Wyparowało?
    - Nie mam pojęcia. Kilka tygodni temu były ogromne ulewy w tamtym rejonie. Po nich powietrze w Monachium było chyba najczystsze w całej Rzeszy.
    - To rzeczywiście dziwne... A co planuje pan, panie generale?
    - Przede wszystkim musisz dotrzeć do Berlina i znaleźć kryptę. Być może syn Fuhrera jeszcze żyje.
    - Dlaczego przez tyle lat nie wysłaliście nikogo kto znalazł by kryptę?
    - To nie takie proste. Znaleźć kryptę to jedno, ale wejść do niej to zupełnie inna rzecz.
    - Nie bardzo rozumiem...
    - Widzisz, dostęp do tej krypty mieli tylko Hitlerowie, Goebbelsowie i Reichsmarschallowie. Jesteś pierwszą osobą po Reichsmarschallu Mansteinie, która może wejść do krypty.
    - Ale o co chodzi? Wejście do krypty jest chronione hasłem?
    - Niezupełnie. Reichsmarschallowie posiadali specjalne karty dostępu, natomiast ty swoją masz na szyi.
    - Chodzi o Reichsadlera?
    - Tak. Z tego co mówił nam Reichsmarschall Manstein właśnie w ten sposób chroniona jest krypta. Więc zadanie, która wyznaczyła ci twoja ciotka nie zmienia się.
    - Jak mam tam dotrzeć? No i gdzie mam szukać krypty?
    - W ten sam sposób w jaki dotarłeś do Drezna. Podstawimy cię pod Berlin, dalej będziesz musiał radzić sobie sam. Krypta jest pod Kancelarią Rzeszy. Zresztą, znalazłeś tą w Monachium to i teraz sobie poradzisz.
    - Tak, zwłaszcza, że Kancelarię Rzeszy będzie bardzo łatwo znaleźć w tej kupie gruzów.
    - Z tego co mi wiadomo to istnieje jakieś przejście do krypty przez metro. Być może nie zostało zniszczone i uda ci się dotrzeć tam pod ziemią.
    - Co mam zrobić gdy już znajdę kryptę?
    - Przeczesz ją metr po metrze. Wypatruj wszystkiego co może mieć związek z Fuhrerem. Może nawet uda ci się znaleźć jakiś ślad Reichsmarschalla Mansteina.
    - Uhm... Kiedy wyruszę?
    - Dziś w nocy. Kazałem już przygotować ci kwaterę, prześpisz się parę godzin i jedziesz do Berlina. Może masz jakieś pytania?
    - Ja... Co jest w Krypcie Linz?
    - Krypta Linz? To taka w ogóle istnieje?
    - Eee... Nieważne. Do zobaczenia, panie generale...

    [​IMG]
    Generał Magnus

    Żołnierz zbudził mnie z drzemki. Spojrzałem na zegarek - zbliżała się dziesiąta wieczorem. W tym miejscu ciężko odróżnić dzień od nocy... Pojechaliśmy na najwyższy poziom, gdzie znajdowały się garaże. Kolejny transporter był już gotowy do drogi.

    - Herr Hitler, jesteśmy na miejscu.
    Wyszedłem z transportera. Staliśmy w jakimś szczerym polu. W ciemności niewiele było widać...
    - Gdzie my do cholery jesteśmy?
    - Dalej nie jedziemy - odpowiedział mi żołnierz.
    - Przecież mieliście zawieźć mnie do Berlina!
    - Dalej nie możemy jechać, kilometr dalej zaczyna się już skażona strefa.
    - Świetnie. Jak daleko stąd jest Berlin?
    - Jakieś dwa kilometry. Radzę panu założyć kombinezon i zażyć trochę Rad-X. Najlepiej co godzinę łykać jedną tabletkę.
    - Będę pamiętał.
    - No więc powodzenia, Herr Hitler. Heil Hitler!
    - Heil Hitler!

    Założyłem kombinezon i połknąłem trzy Rad-X. Zerknąłem na zegarek. Była trzecia nad ranem. Ależ się wlekliśmy. Wyjąłem z plecaka latarkę, kompas i mapę Berlina. Założyłem maskę, zarzuciłem na siebie plecak i karabin i ruszyłem na północ. Dopiero gdy słońce pojawiło się na horyzoncie ujrzałem ruiny stolicy Wielkiej Rzeszy. Nawet po atomowych zniszczeniach budziły podziw swoim ogromem.

    Na mapie była zaznaczone wejście do metra... Gdzieś niedaleko... Nagle usłyszałem furkot śmigieł. Cholera, znowu ta przeklęta Enklawa! Pobiegłem przed siebie... Byle gdzieś się schować, żółty kombinezon będzie świetnie widoczny z powietrza... Uf, udało się. Wyjrzałem ze swojej kryjówki. Śmigłowiec wylądował tuż u podnóża wielkiej góry gruzu jakim był teraz Berlin. Wysiadło z niego trzech żołnierzy... Jeden wyjątkowo wysoki... Świetnie, znowu Skorzeny. Cóż, nie ma co się zastanawiać, trzeba wiać póki jeszcze mnie nie zauważyli. Głosy żołnierzy były coraz bliżej. Ogarnęła mnie panika, nie patrzyłem przed siebie tylko co chwila oglądałem się...
    - Co jest ****aaaaaaa
    Spadałem już do jakiegoś wielkiego dołu. Na szczęście maska stłumiła mój krzyk. Cholera, tak łatwo się wpieprzyłem w jakąś dziurę... Moment, co to jest... Coś jak stalowe kraty... Odgrzebałem trochę gruzu i ujrzałem wąskie przejście... Hmm, nawet jeśli to nie jest metro to będzie świetna kryjówka przed Enklawą. Odsunąłem jeszcze trochę pustaków i wsunąłem się do środka.

    Widocznie upadki będą mnie prześladować przez cały dzień. Oczywiście zaraz za warstwą gruzu były schody. **** bolała mnie jeszcze przez parę godzin. Zapaliłem latarkę i rozejrzałem się. Rzeczywiście, stacja metra. Pod ścianą stała jakaś rozlatująca się ławeczka. Posiniaczony tyłek nie pozwalał mi na odpoczynek. Rozłożyłem mapę na ławce i kucnąłem obok. Przyjrzałem się bliżej czerwonym kreskom, którymi była zaznaczona krypta. Jedno z wyjść wydawało się być dość blisko... Nagle usłyszałem znajomy charkot... Obróciłem się w pośpiechu i rozejrzałem się. Światło latarki padło na jeden z filarów. Obok czaił się... Jak TO nazywał Viktor? Ghul? Bez zastanowienia zdjąłem z ramienia StG i puściłem serię w bestię. Ghul padł na posadzkę i zaczął dygotać. Zerknął jeszcze na mapę i zwinąłem ją. Jeśli jest tu ich więcej lepiej żebym szybko znalazł wejście do krypty. Nie zamierzałem podzielić losu biednego Heinza.

    Dobiegłem do peronu cały czas trzymając w pogotowiu karabin. Ze stojącego w pobliżu wagonu wypadły kolejne dwa ghule. Seria z biodra załatwiła problem. Zeskoczyłem na tory i zacząłem biec. Po chwili z peronu rzucił się na mnie kolejny ghul. Uderzyliśmy o przeciwległą ścianę i zaczęliśmy się szarpać. Wyrwałem się i walnąłem go w... gębę? W każdym razie kolejny ghul był martwy. Rozejrzałem się. Od strony wejścia zbliżało się do mnie kilkanaście ghuli. Cholera, jest ich zbyt wielu... Rzuciłem się do ucieczki. Nie przebiegłem jednak więcej niż dwustu metrów gdy nagle poczułem, że podłoże ucieka mi spod stóp. Po chwili leżałem już poziom niżej. Kostka bolała niemiłosiernie, chyba ją sobie skręciłem... W oddali zamajaczyły okrągłe wrota z czarnym orłem...

    - ***** mać!
    Dopiero gdy wstałem zauważyłem, że ghul rozerwał mi kombinezon na nadgarstku. Szybko wyjąłem z plecaka torbę lekarską i znalazłem Anty Rady. Wbiłem igłę w rękę. Kroplówka dość szybko się skończyła. Wyjąłem jeszcze Med-X i Stimlief. Kolejne dwa ukłucia na ręce. Omotałem byle jak bandażem krwawiącą rękę i pobiegłem do do wejścia. Panel kontrolny... Jest! Wsunąłem rękę pod maskę i zerwałem z szyi Reichsadlera. W panelu było specjalne wgłębienie w kształcie orła. Włożyłem wisiorek i docisnąłem go. Wrota krypty zasyczały... Byle prędzej do środka, tam opatrzę się dokładniej. Wewnątrz nie paliło się żadne światło. Gdy wejście się zamknęło spojrzałem na licznik Geigera. Promieniowanie nadal było wysokie... Hmm, chyba najbezpieczniej będzie na samym dole... Pobiegłem do windy i zjechałem na sam dół. Przed wyjściem z windy były kolejne drzwi... Gdy tylko przekroczyłem próg drzwi za mną zatrzasnęły się. Z rur pod sufitem zaczął wydobywać się jakiś biały gaz. Co to do cholery jest!? Po chwili jednak gaz zniknął. Spojrzałem na licznik Geigera. Wskazówka zatrzymała się na zerze. Jakaś śluza usuwająca promieniowanie... Ruszyłem dalej korytarzem gdy doszedłem do pierwszego rozgałęzienia po lewej zauważyłem migocące w ciemności światło... Podszedłem bliżej. Co tam może być...?

    [​IMG]
     
  10. Kentucky

    Kentucky Ten, o Którym mówią Księgi

    FFFFFFFFFFUUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!!!
    W takim momencie musiałeś przestać pisać?! :mad:
     
  11. matigeo

    matigeo Ten, o Którym mówią Księgi

    Rzeszowska wojna domowa? Z jednej strony AH & spółka, z drugiej Himmler i jego krypty...
     
  12. Zoor

    Zoor Ideolog gender

    Coś niezbyt dobrze wygląda ta berlińska Krypta.
     
  13. Marcex

    Marcex Znany Wszystkim

    Jak zawsze mocny odcinek, ciekawie rozwijasz akcję, chociaż zdaje mi się, że nieco skróciłeś odyseję Adolfa tymi jego podróżami pojazdem opancerzonym. Czyżby AAR miał być krótszy niż planowano pierwotnie?
    Zgadzam się z Kentucky'm i Zoorem. Takie myśli też mi przeszły przez głowę podczas czytania ;)
     
  14. Kentucky

    Kentucky Ten, o Którym mówią Księgi

    Jak dla mnie to Nuke unika opisywania małowartościowych rozmów z żołnierzami w pojeździe. Albo zbliżył się do niebezpiecznej granicy ilości znaków w poście :p
     
  15. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Zoor - więcej o tej krypcie w następnym odcinku. Będą wyjaśnienia;)
    Marcex - nie, po prostu zbliżyłem Berlin. Parę rzeczy, które planowałem przed Berlinem przeniosłem na po.
    Kentucky - Tysz, a ilości znaków w poście (20k?) chyba nigdy nie przekroczę:)
     
  16. Marcex

    Marcex Znany Wszystkim

    Magnus wydaje mi się kojarzyć z jakiegoś filmu. Słusznie?
    A tak w ogóle, nie sądzisz że Adolf jest trochę zbyt wulgarny? Pewnie ze względu na pozycję został nieco lepiej wychowany... Nie żeby jakoś mi to przeszkadzało.
    Czy skombinowałeś już sposób, w jaki dawna gwardia przeżyła? Jeżeli nie, to mam dość ciekawą koncepcję idealnie dopasowaną do obu AAR-ów, ale to już Twoja decyzja, czy jesteś zainteresowany.
     
  17. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Niesłusznie. Nazwiska biorę z listy dowódców niemieckich z HoI2. Adolf wychowywał się wśród żołnierzy, zresztą w tym przypadku miał powód do bluzgania - tyłek musiał go rozboleć od ciągłych upadków;)

    Co do przeżycia Himmlera - jeszcze nie zdecydowałem, zresztą to ujawni się na samiutkim końcu. Możesz mi podesłać na pw swoją propozycję:)
     
  18. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Odcinek XI

    [video=youtube;eB_Safe9QAs]http://www.youtube.com/watch?v=eB_Safe9QAs&feature=related[/video]

    - Halt!
    Zatrzymałem się gwałtownie w progu. Zerknąłem w lewo i ujrzałem staruszka na wózku inwalidzkim, który celował we mnie z karabinu Kar98k.
    - Podnieś ręce do góry! - Krzyknął staruszek.
    Rzuciłem karabin na podłogę i podniosłem ręce. Starzec wpatrywał się we mnie uważnie.
    - Kim jesteś? Kogoś mi przypominasz...
    - Nazywam się Adolf Joseph Hitler, jestem prawnukiem Fuhrera.
    - Co!? To niemożliwe!
    - A jednak. Urodziłem się w Krypcie Berghof.
    - Niesamowite... Po tylu latach ktoś odnalazł tą kryptę... Führerbunker...
    - Czy... Kim pan jest?
    - Cóż, ja również jestem spokrewniony z Fuhrerem - starzec sięgnął ręką za koszulę i wyjął Reichsadlera. - Nazywam się Helmut Goebbels.
    - Syn Fuhrera Goebbelsa... Co tu się stało? To jedyny poziom, który nie jest napromieniowany.
    - Och... To długa historia... Usiądź...
    Podniosłem z podłogi karabin, oparłem go o ścianę i usiadłem na krześle.
    - Wiesz o projekcie Sichere Haus?
    - Tak.
    - Eee... Znasz jego oficjalną wersję czy tą prawdziwą?
    - Znam obie. W Krypcie Monachium znalazłem dokumentację projektu wraz z listą krypt.
    - Monachium... A więc dotarłeś i tam... Cóż, jak wiesz Krypta Berlin miała być schronieniem dla rodziny Fuhrera... Po śmierci twojego pradziadka ta krypta stała się naszym schronieniem...
    Starzec przerwał na chwilę. Wydawało się jakby mówienie sprawiało mu ból.
    - Gdy wybuchła wojna wszyscy byliśmy tutaj. Mój ojciec, matka, siostry... Ta krypta stała się naszym wspólnym grobem...
    Znów przerwał.
    - W końcu bomby spadły... Nie powiem żebym był tym zaskoczony... Ale... Chociaż ta krypta powinna być najlepiej zbudowana i pozbawiona usterek, to właśnie nam przytrafiło się to nieszczęście. Właz krypty był nieszczelny. Promieniowanie dostało się do środka. Musieliśmy opuszczać kolejne poziomy. W końcu został nam tylko ostatni. Na szczęście śluza przed windą działała...

    - Po kilku tygodniach wysłaliśmy na górę zwiadowców. Wrócił tylko jeden. Wyższe piętra były opanowane przez zmutowanych żołnierzy...
    - Chyba wszyscy wypełzli do metra...
    - Nie dziwię się... W końcu wszystkie zapasy były tu, na samym dole... W końcu zabrakło im pożywienia...
    - Co działo się dalej?
    - Żołnierz, który wrócił, również zaczął mutować. Pojmaliśmy go i odizolowaliśmy... Ale udało mu się uciec. Zabił jedną z moich sióstr... Aż w końcu ja zabiłem jego...

    [​IMG]
    Helmut Goebbels

    - Zaczęło robić się naprawdę ciężko... Pewnego... Pewnego dnia mutanty w jakiś sposób uruchomiły windę... Zjechały na dół i zaczęły dobijać się do śluzy... Ubraliśmy kombinezonu i poszliśmy je przegonić... Jeden z nich uszkodził mi kręgosłup... Zostałem sparaliżowany od pasa w dół...

    - W końcu pogodziliśmy się z tym, że zostaniemy w krypcie do końca życia... Zmarli moi rodzice, zmarły moje siostry, zmarli pozostali żołnierze... W końcu zostałem sam.
    - I... I siedział tu pan sam przez tyle lat?
    - Dokładnie trzydzieści trzy lata, dwa tygodnie i pięć dni. Od trzydziestu trzech lat nie miałem do kogo się odezwać. Od trzydziestu trzech lat siedzę tu sam, zamknięty w kilku pomieszczeniach.
    - Nie próbowaliście wydostać się z krypty innym wyjściem? Na mapie były zaznaczone co najmniej trzy.
    - Z tego poziomu jest tylko jedno wyjście. Prowadzi do garażów, ale okazało się, że po zrzuceniu bomby na Berlin korytarz jest trochę... nieprzejezdny. Zresztą po kilku latach sprawny był tylko jeden kubelwagen. Jak mieliśmy ewakuować stąd tyle osób jednym kubelwagenem? Wcześniej baliśmy się promieniowania, baliśmy się nawet wyjść z tego poziomu...
    - A później? Gdy... Gdy został pan już sam?
    - Wtedy to już nie miało znaczenia. Nie miałem dokąd uciekać, nie miałem po co uciekać... Nie miałem też odwagi skończyć ze sobą... Wegetowałem tu aż do twojego przybycia...

    - A co działo się zaraz po rozpoczęciu wojny? Nie mieliście kontaktu z innymi kryptami, z frontem?
    - Straciliśmy łączność zaraz po zrzuceniu bomby... Zresztą myślisz, że ktoś miał do tego głowę? Musieliśmy walczyć o życie...
    - A... A co z innymi bombami?
    - Co masz na myśli?
    - No... Czy my też zrzucaliśmy bomby atomowe... Na Chiny.
    - W pokoju obok jest komputer. Tam dowiesz się wszystkiego.


    Ech... Nie ma tu nic ciekawego... Jakieś szczegółowe raporty o rozmieszczeniu i liczebności sił Unii... Dane o projekcie Sichere Haus...
    - I jak, znalazłeś to, co cię interesowało? - Helmut wjechał do pokoju, na kolanach miał tacę z herbatą.
    - Nie do końca. Nic tu nie ma o konkretnych celach w Azji.
    - Jest to gdzieś w dalszych plikach, ale nie sądzę, żeby chciało ci się tego szukać. Lepiej napijmy się herbaty.
    Wziąłem od Helmuta filiżankę. Pijąc gorący płyn przypomniałem sobie o czymś...
    - Herr Goebbels... Czy... Czy Fuhrer wspominał panu coś o Krypcie Linz?
    - Krypta Linz? Hmm... Była na liście krypt, ale nie udało mi się dostać do tego pliku.
    - Może na numer na Reichsadlerze pana ojca? Może to jest hasło?
    - Próbowałem, nie działa.
    - Hmm... Przecież dostęp do tego pliku miał mieć Fuhrer...
    - Może chodzi o twojego pradziadka. Komputery zostały zaprogramowane jeszcze przed jego śmiercią, a potem pewnie zapomniano o nadaniu dostępu mojemu ojcu. Wiesz... Może teraz ja zacznę zadawać pytania?
    - Yyy... Oczywiście, Herr Goebbels.
    - Czego szukasz w Berlinie? Czego tak naprawdę szukasz w tej krypcie?
    - No... Szczerze mówiąc to szukałem pana, Herr Goebbels.
    - Mnie?
    - Tak, pana... Moja ciotka Germania poprosiła mnie o znalezienie pana. Mówiła, że jest pan jej dawnym przyjacielem...
    - Germania? Germania Hitler?
    - Tak.
    - Hahaha! - Helmut odgiął głowę do tyłu i głośno się zaśmiał. - Germania mnie szuka po tylu latach! Germania moją dawną przyjaciółką! A to dobre!
    - Nie bardzo rozumiem...
    - Cóż młodzieńcze, albo zalazłeś jej za skórę tak bardzo, że pod byle pretekstem chciała się ciebie pozbyć z domu, albo Germania oszukała cię.
    - Nadal nie rozumiem.
    - Widzisz, po pierwsze twoja ciotka nie jest osobą martwiącą się o innych. Może te parę lat w krypcie ją zmieniło, ale szczerze w to wątpię. Więc nie sądzę żeby nagle zaczęła się przejmować moim losem.
    Helmut uśmiechnął się krzywo po czym kontynuował.
    - Po drugie ja i Germania szczerze się nienawidziliśmy. Zresztą chyba wszyscy jej nie lubili, tylko twoja prababka Eva i babka Walkiria miały dla niej resztki sympatii. Nawet twój pradziadek ją przeklinał. Od dziecka była chamska, podła i po prostu zła.
    - Ciotka Germania? Jest trochę opryskliwa i zimna, ale...
    - Czy wiesz co wydarzyło się jakieś sześćdziesiąt lat temu w Wenecji?
    - Niezbyt...
    - Mój ojciec nas tam zabrał. Na zaproszenie twojego pradziadka. To było tuż po upadku Waszyngtonu. Germania i Walkiria miały wtedy po parę lat. Oficjalnie Walkiria o mało się nie utopiła, a uratowała ją siostra. Jednak ja widziałem jak było naprawdę. Widział to Fuhrer, widział to mój ojciec...
    - Ale co się naprawdę stało?
    - Germania próbowała utopić Walkirię. Na szczęście nic się nie stało twojej babce... Fuhrer chciał to zatuszować, żonie powiedział, że był to tylko wypadek. Ale od tej pory... Znienawidziłem Germanię.
    - A moja babka? Wybaczyła to jej?
    - Walkiria była mała, po kilku dniach nawet nie pamiętała, że coś jej się stało. Ale ja nie zapomniałem...
    - Więc czego chce od pana moja ciotka?
    - Pojęcia nie mam. Ale jak znam Germanię to niczego dobrego dla mnie.
    - Cóż... To rzeczywiście zastanawiające...
    - Więc to jedyny powód, dla którego przebyłeś prawie całe Niemcy? Znaleźć mnie na polecenie apodyktycznej ciotki?
    - Nie do końca... Jeden z żołnierzy z Berghofu przed śmiercią kazał mi wyruszyć do Berlina by dowiedzieć się prawdy.
    - No i ją usłyszałeś.
    - Myśli pan, że w ten sposób chciał mnie... ostrzec przed ciotką?
    - Bardzo możliwe.
    - Jest jeszcze coś...
    - Tak?
    - W drodze do Berlina napotkałem organizację złożoną z dawnych żołnierzy Wehrmachtu. Nazywają się Werwolf. Ich dowódcą jest generał Reinhard Magnus.
    - Magnus... Pamiętam go. Był członkiem OKW...
    - Generał Magnus opowiedział mi o wojennych losach Reichsmarschalla Mansteina. Podobno gdy Berlin został zniszczony próbował dostać się do krypty by znaleźć Fuhrera.
    - Stary Manstein... Nie mam pojęcia, nie widziałem go po wybuchu wojny...
    - Generał prosił mnie o znalezienie jakichkolwiek ważnych informacji. Liczył także, że znajdę pana.
    Helmut zamyślił się na kilka minut.
    - Masz ładunki wybuchowe?

    - Myśli pan, że ten kubelwagen będzie jeszcze działał?
    - Spokojnie, co jakiś czas go odpalam żeby nie rozkraczył się do reszty tak jak inne pojazdy. Zresztą przez tyle lat miałem dosyć czasu żeby o niego zadbać.
    - Hmm, bomba gotowa. Gdzie mam ją podłożyć?
    - Idź tunelem wyjściowym. Z tego co jest na mapach to zasypane jest tylko wyjście, jakieś trzy kilometry stąd. Podłożysz tam bombę i uciekaj. Gdzieś tu stał rower, możesz go wziąć, będzie szybciej.
    - Nie ma tam promieniowania? Mam uszkodzony kombinezon.
    - Nie, sprawdzałem trzy lata temu. Czyściutko, przy samym wyjściu również.
    Wsiadłem na rower i ruszyłem tunelem. Po dwudziestu minutach byłem z powrotem w garażu i usłyszałem wielki huk.
    - Cóż, pozostaje nam liczyć, że udało się zniszczyć to gruzowisko - rzekłem z nadzieją.
    - Zaraz to sprawdzimy. Pomóż mi wsiąść do samochodu. Wózek schowaj do bagażnika.
    Po chwili już jechaliśmy tunelem. Stary kubelwagen nie jechał z zawrotną prędkością, ale po kilku minutach byliśmy na powierzchni.
    - Ach, świeże powietrze... - Helmut wydawał się być zachwycony.
    Pędziliśmy na południe. Nie ujechaliśmy jednak więcej niż kilkudziesięciu kilometrów gdy nad nami zafurczał śmigłowiec Enklawy.
    - Niech to szlag, tylko nie teraz!
    - Czyje to śmigłowce? Luftwaffe?
    - Nie, Enklawy Himmlera!
    - Enklawy Himmlera!? Co to jest do diaska!?
    - Później panu opowiem, teraz musimy uciekać!
    Daleko jednak nie uciekliśmy. Działko śmigłowca przebiło jedną z opon. Gwałtownie skręciłem w lewo i wypadliśmy z drogi. Kubelwagen zaczął koziołkować. Po chwili leżałem na ziemi, kilkanaście metrów od samochodu. Ostatnie co pamiętam przed utratą świadomości to płonący kubelwagen i furkot śmigłowca...

    [​IMG]
     
  19. gall2

    gall2 Ten, o Którym mówią Księgi

    Fabuła wciągająca, ale czemu urywa się w takim momencie? Argh. Zdecydowanie za krótki odcinek :p. Dobrze się Go jednak czyta.
     
  20. Kentucky

    Kentucky Ten, o Którym mówią Księgi

    Zgaduję że staruszek nie przeżył wypadku :( Inaczej przecież być nie przerywał...
     
  21. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Gall - uznałem, że najlepiej przerywać odcinki w najbardziej emocjonujących momentach - tak dla zwiększenia adrenalinki;) A odcinek krótki, bo nie chciałem już zaczepiać o kolejny wątek.
    Ken - nie spojleruj mi tu:p

    Dodam, że po zakończeniu tego aara wezmę się za jeszcze jednego w tym klimacie - wyjdzie całkiem ładna "trylogia";) Ale na razie cicho sza, zwłaszcza Zoor, którego poprosiłem o pomoc;)
     
  22. Marcex

    Marcex Znany Wszystkim

    I tak oto nadszedł czas na mój komentarz.
    Brakuje mi słów, już kilka razy mówiłem, co mi się szczególnie podoba. W sumie to jak się zastanowiłem, budowa napięcia jest lepsza.
    Nigdy nie miałem do czynienia z serią Fallout, zachęciłeś mnie do zagrania :)
    Coś czuję, że w następnym odc <szszszszszsz> ... Przeklęta Enklawa, nawet na spojlerowanie nie pozwoli...
     
  23. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Odcinek XII

    [video=youtube;RFO4rr5wKhE]http://www.youtube.com/watch?v=RFO4rr5wKhE[/video]

    Moja głowa...

    Leżałem na jakiejś pryczy. Z trudem rozwarłem powieki. Od razu oślepiło mnie światło lamp pod sufitem. Lamp zupełnie takich samych jak w krypcie...
    - Leż spokojnie i nie wstawaj - usłyszałem obok chrapliwy głos.
    Lekko przekręciłem głowę. Niewiele widziałem przez zmrużone oczy. Nie, to nie mogło być... Otworzyłem oczy szerzej. Po chwili byłem dosłownie przyklejony do ściany, a z mojego gardła wydobył się krzyk przerażenia.
    - Uspokój się. Pewnie nigdy nie widziałeś gadającego mutanta, co?
    - Ja... Widziałem zmutowanych ludzi... Ghuli... Ale... Ale żaden z nich... żaden z nich nie...
    - Żaden z nich nie uratował ci życia, żaden z nich nie przygarnął cię do swojej krypty, ale za to każdy dobierał się do twojego gardła, to chciałeś powiedzieć? - Zarechotał ghul.
    - No... Tak... Ale co się stało? Jak się tu znalazłem?
    - Dorwał was śmigłowiec Enklawy. Wpadliście do rowu, samochód zaczął się palić. Zestrzeliliśmy śmigłowiec z panzerfaustów. Zabraliśmy cię do naszej krypty.
    - A co z Helmutem? To znaczy z tym mężczyzną, który był ze mną w kubelwagenie?
    - Goebbels nie żyje. Nie zdążyliśmy go uratować.
    - Eee... Skąd wiesz, że to był Helmut Goebbels?
    - Na Reichsadlerze są wygrawerowane imię i nazwisko, Adolfie. Swoją drogą masz ładną kolekcję orzełków.
    - No tak... Te pozostałe dwa należały do moich rodziców.
    - Domyśliłem się.
    - Gdzie ja w ogóle jestem? Kim... yyy... ty jesteś?
    - Erich von Manstein, do usług. To moja prywatna krypta.

    [​IMG]

    - Reichsmarschall Manstein!? Ja... Proszę mi wybaczyć - próbowałem wstać z łóżka żeby stanąć na baczność i wykonać hitlerowski salut, ale gdy tylko się podniosłem zakręciło mi się w głowie.
    - Leż, nie musisz odstawiać tego cyrku z salutowaniem - rzekł Manstein gdy opadłem na poduszkę. - Tak, to ja, marszałek Wielkiej Rzeszy, legenda Panzerwaffe, bla bla bla. Nie spodziewałeś się, że zamiast staruszka w mundurze wojskowym zobaczysz mutanta ubranego w stary kombinezon?
    - Ja... Generał Magnus opowiedział mi pana historię, Herr Reichsmarschall. Wiem, że zaczął pan mutować, ale myślałem, że jest pan martwy od czterdziestu lat!
    - Heh, ja też parę razy myślałem, że jestem już martwy. Więc spotkałeś starego Magnusa - Manstein nagle złapał się za głowę i zamilkł na kilka chwil. - Przepraszam. Jak miewa się mój Werwolf?
    - Niedobrze. Enklawa Himmlera coraz bardziej daje się im we znaki.
    - Tak... Heinrich pozwala sobie na coraz więcej... Zupełnie jak pół wieku temu...
    - Powiedział pan, że zestrzeliliście śmigłowiec. Jest tu ktoś jeszcze?
    - Tak, mieszkam z moją prawnuczką Evą. Jest w twoim wieku, również straciła rodziców gdy była dzieckiem.
    - Jak udało wam się zestrzelić śmigłowiec?
    - Mówiłem ci już, użyliśmy panzerfaustów.
    - Czy przeszukaliście wrak?
    - Oczywiście. Dwóch szeregowców SS i pilot Luftwaffe. Nikt godny zainteresowania. Znaleźliśmy za to rozkazy - Manstein wyjął z kieszeni kartkę. - Proszę, przeczytaj je.
    Hmm... Całodobowe patrole w rejonie Berlina... Nakaz schwytania żywcem Adolfa Josepha Hitlera... Znalezienie Krypty Berlin... Dowództwo nad oddziałami w Berlinie obejmuje SS-Obergruppenführer Otto Skorzeny... Podpisano: Heinrich Himmler, Fuhrer Wielkiej Rzeszy Niemieckiej... Enklawa widocznie depcze mi po piętach...
    - Chyba Himmler nie darzy cię sympatią... - uśmiechnął się krzywo Manstein gdy podniosłem głowę znad kartki.
    - Nie wiem czego chce ode mnie Enklawa. Niedaleko Berghofu znalazłem rozbity śmigłowiec. Według rozkazów, które tam znalazłem, żołnierze mieli znaleźć nie tylko mnie, ale też pozostałych Hitlerów.
    - Kiedy to było?
    - Śmigłowiec znalazłem jakieś dwa tygodnie temu, a rozbił się ponad pół roku temu.
    - Czy później natknąłeś się jeszcze na Enklawę?
    - Tak, w pobliżu Monachium... Napadli na jakieś miasteczko... Był z nimi Skorzeny. Później widziałem go w Berlinie gdy szukałem krypty.
    - Cóż... Albo Himmler chce cię złapać i zabić albo złapać i przeciągnąć na swoją stronę. Mając poparcie prawnuka Fuhrera łatwiej byłoby Enklawie zająć Niemcy.
    - Herr Reichsmarschall... Jak udało się panu przeżyć tyle lat?
    - Efekt promieniowania. Gdy Chińczycy zrzucili bombę na Berlin byłem niedaleko stolicy. Zacząłem mutować. Szprycowałem się Anty Radami, ale to nie pomagało. W końcu zrozumiałem, że nie pozostało mi zbyt wiele życia. Zdecydowałem się udać do Berlina by odnaleźć Fuhrera.
    - Ale nie udało się to panu.
    - Niestety nie. Miasto było kompletnie zniszczone, nie znalazłem wejścia do krypty. Po kilku dniach poszukiwań zrozumiałem, że to bezcelowe. Wyruszyłem więc do swojej rezydencji na południu.
    - Co było dalej?
    - Okazało się, że jest zupełnie opustoszała. Wszyscy ukryli się w krypcie. Gdy znalazłem się pod ziemią... myślałem, że już stamtąd nigdy nie wyjdę. Ale po kilku tygodniach stawałem się coraz mniej... ludzki. Skóra złaziła ze mnie płatami, straciłem resztkę włosów, moje oczy zaczęły się zmieniać... W końcu stałem się tym czym jestem teraz.
    - Domyśla się pan jakim cudem udało się panu przeżyć?
    - Nie jestem lekarzem czy fizykiem, zresztą nigdy specjalnie się tym nie interesowałem. Myślę jednak, że to przez Anty Rady. Brałem ogromne ilości kroplówek... Uratowały moje życie, ale nie uratowały mojego organizmu...
    - Myśli pan, że Himmler przeżył w ten sam sposób?
    - Nie sądzę. Jeśli wierzyć pogłoskom, że był w Argentynie gdy wybuchła wojna to nigdy nie miał styczności z promieniowaniem.
    - Więc jakim cudem przeżył tyle lat?
    - Nie mam pojęcia. Wątpię by w sposób naturalny. Ach, Eva jesteś już.
    Do pokoju weszła wysoka blondynka, na oko dwudziestoletnia. Jakby to powiedzieli żołnierze z Berghofu? Niezła sztuka?
    - Poznaj naszego gościa - kontynuował Manstein. - Adolf Hitler, prawnuk Fuhrera.
    Podniosłem się z łóżka pomimo słabości w nogach i podszedłem do Evy.
    - Bardzo mi miło - powiedziała, podając mi rękę. - Eva von Manstein, prawnuczka Reichsmarschalla.
    - Moja droga, może przyniesiesz nam coś do jedzenia? Adolf na pewno jest głodny.
    - Oczywiście - rzekła, wychodząc z pokoju. W progu obejrzała się na chwilę i obrzuciła mnie dziwnym spojrzeniem.
    - Co o niej sądzisz? - Zapytał Manstein gdy kroki Evy ucichły.
    - Ja... Eee... Jest bardzo ładna...
    - Widać wpadłeś jej w oko - zachichotał Reichsmarschall.
    - Herr Reichsmarschall... Ja...
    - Proszę, nie zwracaj się do mnie w ten sposób. Już dawno przestałem być marszałkiem Rzeszy. Mów mi po prostu Erich.
    - Ja... Nie śmiałbym...
    - Daj spokój, Adolfie. Tak będzie wygodniej, zresztą... Przez te wszystkie lata życia jako mutant nabrałem dystansu do siebie, jak wy to młodzi mówicie... Wyluzowałem się?
    - No dobrze, więc Erichu, co wiesz o Unternehmen Valhalla?
    - Wszystko. Jestem jednym ze współautorów pro... - Manstein znów złapał się za głowę i zamilkł tym razem na dłuższą chwilę. Gdy znów przemówił wydawało mi się, że przez moment widziałem w jego zamglonych oczach ogromne cierpienie. - Przepraszam cię. Pracowałem nad tym planem razem z Heinzem.
    - Reichsmarschallem Guderianem?
    - Tak, z nim.
    - W komputerze Fuhrera przeczytałem, że rozważaliście... eee... doktrynę zmasowanego odwetu?
    - Tak, Guderian to zaproponował. Chciał użyć bomb gdy tylko Chińczycy zaatakują któregoś z naszych sojuszników.
    - A co ty o tym sądziłeś?
    - Byłem przeciwny. Obawiałem się, że wystrzelamy się ze wszystkich bomb. Wolałem zostawić duży zapas na wypadek gdyby Chińczycy przełamali Wał Fuhrera. Na szczęście udało mi się przekonać Fuhrera by odrzucił ten pomysł Guderiana.
    - To Guderian rozporządzał bombami podczas wojny z Ameryką?
    - Tak. Twój pradziadek dał mu takie uprawnienia jako głównodowodzącemu wojsk w Ameryce. Na szczęście wraz z Rundstedtem i Rommlem powstrzymaliśmy go od wystrzelenia wszystkich rakiet od razu.
    - Jak wybieraliście cele?
    - Cele strategiczne wybierał Fuhrer. Na początku chciał zniszczyć największe miasta Ameryki. Nie wiem dlaczego zabronił używać bomb atomowych przeciwko Waszyngtonowi. Gdyby zginął Truman i wierchuszka amerykańskiego rządu to może udałoby się uniknąć rzezi, która nastąpiła.
    - Rzezi?
    - Tak, rzezi. Wiem, że w podręcznikach historii o tym nie pisano. Chcesz usłyszeć o tym co wyrabiały nasze wojska w Ameryce?
    - Tak.
    - Pierwsi zaczęli Etiopczycy. Byłem przeciwny ściąganiu tej bandy dzikusów, ale Fuhrer się uparł. Chciał pokazać jaki jest tolerancyjny wobec mieszkańców Afryki. Armię etiopską uzbroiliśmy my, a szkoleniem zajęło się Gebirgswaffe SS. To po części wyjasnia dlaczego wyżywali się na cywilach.
    Przerwał na chwilę.
    - Raport, który otrzymałem był... był straszny. Niektóre sceny, które widziałem na zdjęciach do dziś mi się śnią. Polacy na początku też trochę dokazywali, ale ich generałowie szybko wzięli żołnierzy za mordę. Później nie było z nimi problemów.
    - A nasi żołnierze?
    - Fuhrer, podjudzany przez Himmlera wydał rozkaz mordowania jeńców i wypędzania cywilów z zajętych terytoriów. Według Himmlera miało to zapewnić spokój na tyłach naszych wojsk. Przez to, że musieliśmy bawić się w rozstrzeliwanie Amerykanów, nasza ofensywa zaczęła się ślimaczyć. W końcu powiedziałem Himmlerowi, żeby przysłał tu swoje kochane SS jeśli chce żebyśmy pokonali Amerykanów. Na szczęście posłuchał się i rzeziami zajęli się te bydlaki w czarnych mundurkach.
    - A Waffen-SS?
    - Ta banda tchórzy częściej zajmowała się odwrotem niż zabijaniem cywili. Rommel szybko popadł w niełaskę Fuhrera. Okazało się, że US Army to nie węgierskie czy szwedzkie bandy partyzantów.
    - I mój pradziadek na to wszystko pozwalał?
    - Tak. Uważał, że musimy zniszczyć Amerykanów, bo tylko tak zapewnimy bezpieczeństwo Rzeszy. Pieprzenie... Po tym, co im zrobiliśmy, Amerykanie nie podnieśliby się nawet za sto lat. Ale Fuhrerowi ciągle było mało...
    - Co było później?
    - Front zaczął się załamywać. Fuhrer pozwolił Guderianowi użyć bomb przeciwko US Army. Byłem przeciw. Wolałem zrzucić te wszystkie cholerne bomby na Waszyngton niż narażać naszych chłopców. Ale przyszły rozkazy z samej góry, z OKW. Udało mi się tylko powstrzymać Guderiana przed użyciem wszystkich bomb jakie mieliśmy. Musiałem zaatakować napromieniowane miasta. Setki... Nie, tysiące! Tysiące Niemców zmarło kilka dni później, kolejne tysiące zmarło kilka lat później na chorobę popromienną! I ja musiałem na to pozwolić.
    Głos Mansteina zbliżał się do krzyku. Wyglądał jakby wpadł w szał.
    - Ale co to obchodziło Guderiana czy Himmlera!? Dla nich liczyło się tylko to, że Waszyngton jest coraz bliżej. Tylko to...
    Manstein opadł na krzesło.
    - Przecież to nie twoja wina! Otrzymałeś rozkaz, musiałeś go wykonać!
    - Nie musiałem. Mogłem złożyć dymisję, zrobić cokolwiek. A zrobiłem najgorszą rzecz jaką mogłem.
    Przerwał.
    - W końcu dotarliśmy do Waszyngtonu. Amerykanie zastawili na nas pułapkę. Ale to nic, musimy atakować dalej, pomimo że kolejne tysiące żołnierzy zostało straconych. Później ta rzeź w mieście... Tysiące rakiet, które zniszczyły prawie całe miasto... I kolejne tysiące ludzi, którzy zginęli. Wiesz ilu zginęło Amerykanów? Blisko milion. Milion ludzi w ciągu tygodnia. Niezły wynik, nie sądzisz? Potem wróciliśmy do Niemiec, jako bohaterowie. Fuhrer wydał tajny rozkaz, w którym zabronił opowiadać o tym co działo się w Ameryce. Goebbels opracował własną historię wojny. Jakże inna była od tej prawdziwej! Wszędzie bohaterstwo niemieckich żołnierzy i amerykańskie kobiety witające nas kwiatami. Fuhrer obsypał nas medalami. Ale... najważniejszy... prezent dostałem od włoskich lotników. Po upadku Waszyngtonu latali nad miastem i robili zdjęcia. Jedno dali mi. Zachowałem je do dzisiaj.
    Manstein wstał, sięgnął na półkę pod sufitem i podał mi zdjęcie.

    [​IMG]

    Do pokoju weszła Eva niosąc tacę z jedzeniem.
    - Idź przygotować transporter do drogi. Ten najcięższy. Załaduj go bronią i prowiantem. Czas na... czas na Fall Schwarz - rzekł Manstein.
    - D-dobrze - wyjąkała Eva. Wydawało mi się, że w jej oczach dostrzegłem łzy.
    - Co to jest Fall Schwarz?
    - Pomówimy o tym za chwilę. Najpierw chcę dokończyć opowieść - powiedział gdy Eva wyszła. - Poprosiłem Fuhrera o wcześniejszą emeryturę. Zgodził się pod warunkiem, że pomogę Guderianowi stworzyć plany na wypadek wojny z Chinami. I tak powstał Unternehmen Valhalla...
    - Co działo się po wybuchu wojny z Chinami?
    - Mówiłem już, zostałem napromieniowany. Z centralami nie było kontaktu więc zebrałem wokół siebie grupkę oficerów i żołnierzy, która szybko zaczęła się rozrastać. I tak powstał Werwolf...
    - Gdy wróciłeś z Berlina nie chciałeś znów stanąć na czele Werwolfu?
    - Może i chciałem... Ale jak wyobrażasz sobie moje życie wśród normalnych ludzi?
    - Przecież byłeś marszałkiem Rzeszy. Na pewno byłbyś szanowany.
    - Może... Może. Ale... Po prostu w pewnych chwilach myślałem o śmierci. Gdy wybuchła wojna miałem osiemdziesiąt lat. Gdyby Chińczycy nie zaatakowali to może dane byłoby mi odejść w normalny sposób... Pogrzeb ze wszystkimi honorami... - Manstein rozmarzył się na chwilę. - Ale ta przeklęta wojna przywiązała mnie do życia na kolejne czterdzieści lat. Musiałem zaopiekować się swoją rodziną, w końcu zostaliśmy tylko ja i Eva... Wmawiałem sobie, że mam po co żyć, ale... Ale pojawiłeś się ty.
    - Nie bardzo rozumiem...
    - Widzisz... Ktoś musi zaopiekować się Evą.
    - A co z tobą?
    - Widziałeś mutanty takie jak ja. Wiesz co z czasem ze mną się stanie. Coraz częściej tracę nad sobą kontrolę. Nie chcę skończyć gdzieś w ruinach Berlina polując jak dzikie zwierzę na przygodnych wędrowców. Zabierz stąd Evę. Jedźcie do Drezna, do generała Magnusa. Niech się nią zaopiekuje. Ty masz do wykonania misję...
    - Ale co z tobą?
    Manstein wyciągnął pistolet.
    - Dobrze wiesz, co ze mną. Idź na górę, Eva już na ciebie czeka. Nie pozwól jej tu wracać.

    Zbliżałem się już do drzwi transportera gdy w oddali usłyszałem huk wystrzału. Wsiadłem do pojazdu i bez słowa wyruszyliśmy na południe...
     
  24. Barlow

    Barlow Znany Wszystkim

    Haha, Erich von Manstein jako Ghul :D
    Świat fallouta daje takie możliwości, że wszyscy którzy nie zginęli mogliby żyć nadal. Co za pomysł :D
     
  25. matigeo

    matigeo Ten, o Którym mówią Księgi

    Next... Himmler jako duch:D
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie