Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia. - Fallout AAR

Temat na forum 'Inne Gry AAR' rozpoczęty przez Nuke, 7 Kwiecień 2011.

?

Czy nie masz nic przeciwko dwóm różnym zakończeniom?

  1. Tak, nie mam nic przeciwko

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  2. Nie, nie mam nic przeciwko

    0 głos(y/ów)
    0,0%
Status Tematu:
Zamknięty.
  1. matigeo

    matigeo Ten, o Którym mówią Księgi

    Podłączony do kroplówki? :lol2:
     
  2. Asalutt

    Asalutt Znany Wszystkim

    Może himmler jako iż tam wierzył w jakieś zabobony i inne okultyzmy znalazł jakąś fontannę młodości....ale żeby np móc życ dłuzej czy cóś musi w ofierze złożyć potomków adolfa:D
     
  3. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Wiele rzeczy wyjaśni się w kompleksie (za trzy odcinki).

    Tak poza tym to do lipca muszę niestety przystopować z odcinkami (sesja).
     
  4. Marcex

    Marcex Znany Wszystkim

    Poczekamy. Studia są ważniejsze :)
    A tak przy okazji, wracając do przedostatniego odcinka: Adolf nie mógł wstać, wykonać salutu, wszystko go bolało, ale kiedy Erich kazał mu uciekać razem z Evą to skoczył cudownie uzdrowiony. Takie małe spostrzeżenie :)
     
  5. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Bez przesady, trochę się wyleżał, odpoczął, a nie był aż tak poobijany żeby doturlać się do transportera. Zresztą jak Eva weszła to od razu nabrał sił:)
     
  6. gall2

    gall2 Ten, o Którym mówią Księgi

    Jego pojazd chyba się przewrócił gwałtownie... Mocno optymistyczny wariant to brak złamań. Rozumiem, że Eva daje Mu +50 do str jak ampułki z testosteronem, ale bez przesady, potłuczenie, pęknięcia kości (np żeber) czy zerwanie ścięgien to kwestia odleżenia kilku dni i samozaparcia do godnego zaprezentowania się potencjalnej partnerce. Naturalnie Twój AAR - Twoja rzeczywistość.
    Zresztą napisałeś ;) :
    Powodzenia w sesji i obyś szybko znalazł czas na skrobnięcie kolejnego odcinka.
     
  7. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Zapomnieliście o stimpakach:)
    A dziękuję;)
     
  8. Kentucky

    Kentucky Ten, o Którym mówią Księgi

    Nie cierpię sesji. Zawsze zabierają komuś czas na pisanie aara.
     
  9. infantryman

    infantryman Ten, o Którym mówią Księgi

    Właśnie! W czasie sesji zawsze jest największa różnica pomiędzy popytem na AARy, a ich podażą. Nikt nie ma czasu pisać, a wielu ogarnia ogromne pragnienie ich czytania w ramach prokrastynacji ;).
     
  10. matigeo

    matigeo Ten, o Którym mówią Księgi

    To zależy od tego, ile egzaminów...:x
     
  11. gall2

    gall2 Ten, o Którym mówią Księgi

    Hmm.. Fakt, masz rację.
    Ja nie mam przed sobą rzadnych już egzaminów poza jednym - magisterskim... Nie tylko ilość (na UEKu potrafią mieć po 8 egzaminów i w sesji uczyć się 6 dni w sumie :D) się liczy, ale i jakość :p.
     
  12. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Odcinek XIV

    [video=youtube;dlcBBN1Ofkk]http://www.youtube.com/watch?v=dlcBBN1Ofkk&feature=related[/video]

    Podczas podróży z Monachium do Drezna nie miałem okazji podziwiać widoków. Teraz, prowadząc transporter, mogłem do woli napatrzeć się na zupełnie opustoszałą okolicę. Na horyzoncie od czasu do czasu majaczył kikut uschniętego drzewa. Nigdzie nie było widać żadnej ludzkiej osady, ba, nie widziałem nawet zwierząt...
    - Dlaczego nie chciałeś żebym z tobą jechała? - Zapytała w pewnym momencie Eva.
    - Już ci mówiłem, nie chciałem cię narażać. Wiesz do czego zdolna jest Enklawa. Poza tym...
    - Tak?
    - Może wyda ci się to śmieszne, ale chyba nade mną wisi jakieś fatum. Odkąd opuściłem Berghof zbyt często umierają dookoła mnie ludzie.
    - I boisz się, że ja też umrę? - Roześmiała się.
    - Tak, boję się - powiedziałem zupełnie poważnie. - Nie chcę żeby coś ci się stało. To nie jest twoja wojna.
    - Cóż, twój pradziadek często włączał się do nieswoich wojen.
    - Zawsze miał w tym swój cel.
    - Może i ja mam jakiś... - Uśmiechnęła się zalotnie.
    Zatrzymałem transporter.
    - Dlaczego stanąłeś?
    - Wyjmij mapę.
    - Chyba nie chcesz powiedzieć, że się zgubiliśmy!
    - Chcę. Przejeżdżamy koło tamtego drzewa już trzeci raz.
    - Daj spokój, przecież wszystkie wyglądają tak samo. Odpalaj silnik i jedziemy dalej.
    Wyjąłem ze schowka mapę i przyjrzałem się jej. Nie miałem pojęcia gdzie jesteśmy.
    - Zostań tutaj, rozejrzę się - powiedziałem wyciągając lornetkę.
    - Nie ma mo... - próbowała zaprotestować Eva, ale ja już wdrapywałem się na dach transportera. Przyłożyłem lornetkę do oczu i rozejrzałem się.
    - I co, widzisz tam coś?
    W oddali zamajaczyły kontury jakiegoś domku...
    - Niedaleko stąd jest jakiś domek - rzekłem, schodząc na dół. - Wsiadaj, pojedziemy tam.

    - Myślisz, że ktoś tu mieszka? - Zapytała Eva gdy dojechaliśmy na miejsce.
    - Nie mam pojęcia. Z drugiej strony domek jest w całkiem niezłym stanie.
    Podeszliśmy do schodków prowadzących na werandę. Gdy tylko postawiłem stopę na najwyższym stopniu przede mną otworzyła się zapadnia. Szybko cofnęliśmy się i wyjęliśmy broń. Po chwili drzwi się otworzyły, a ze środka wyszedł jakiś starzec ze strzelbą.
    - Czego tu!? Won stąd, bo powystrzelam! - Zaczął wydzierać się dziadek.
    Zza szerokich pleców starca wyjrzała jakaś staruszka.
    - Uspokój się Fritz, uspokój! Jak ty witasz gości! Proszę, proszę, wejdźcie - zaprosiła nas do środka.
    - Wyglądają niegroźnie - mruknąłem do Evy.
    - Tak, zwłaszcza ten dziadek wywijający strzelbą.
    - W razie czego mamy broń, nie martw się. Zresztą ta babka wydaje się być w porządku.
    Weszliśmy do środka. Starzec burczał coś pod nosem, ale po paru chwilach zamilkł. Gdy usiedliśmy w salonie odezwała się kobieta.
    - Rozgośćcie się moi drodzy. Pewnie jesteście głodni? Zaraz przyniosę wam coś do jedzenia.
    - Wybaczcie mi moje zachowanie - powiedział Fritz, gdy jego żona wyszła do kuchni. - Ale ludzie w tej okolicy są rzadkością.
    - A ta zapadnia przed drzwiami to niby taka niespodzianka powitalna, tak? - Zapytała Eva.
    - Och, przecież musimy się jakoś ochronić przed niechcianymi gośćmi.
    - Może nam pan powiedzieć gdzie jesteśmy? - Zapytałem.
    - Eee... Gdzie jesteście? No u nas w domu.
    - Ekhm... A gdzie jest państwa dom?
    - No... My sami do końca nie wiemy. Nie zapuszczamy się dalej niż dwa-trzy kilometry stąd.
    Do pokoju wróciła żona Fritz niosąc tacę z kanapkami.
    - No, smacznego moi drodzy. Zaraz przyniosę wam herbatę.
    - Proszę pani... Skąd macie mięso? - Zapytała Eva.
    - Mój mąż je upolował - odrzekła z dumą żona Fritza.
    - Uhm... Gdzie jest łazienka? - Zapytała Eva, tym razem lekko odsuwając tacę z kanapkami ode mnie.
    - Korytarzem i w lewo moja droga. Fritz, może pójdziesz przygotować pokój dla naszych gości? Niedługo noc, przecież nie będę jechali po ciemku.
    Eva i Fritz wyszli. Staruszka usiadła naprzeciw mnie.
    - No, dlaczego nie jesz? Nie smakuje ci?
    - Ja... eee... Nigdy nie jem przed snem...
    - Och, rozumiem. Ale herbaty się napijesz?
    - Eee... Tak, chętnie...
    - O, już chyba zagotowała się woda.
    Wychodząc z pokoju minęła się w drzwiach z Evą.
    - Zjeżdżamy stąd, byle szybko! - Szepnęła gdy tylko kroki staruszki ucichły.
    - Co? Dlaczego?
    - Słuchaj, ci ludzie są kanibalami!
    - O czym ty mówisz!?
    - A widziałeś w okolicy jakiekolwiek zwierzę? Skąd mieliby mięso? Zresztą... Poszłam do kuchni, a nie do łazienki. I zgadnij co znalazłam w lodówce!
    - Yyy... jedzenie?
    - Ludzką głowę w słoiku! To po to jest ta zapadnia przed drzwiami. Łapią ludzi, zabijają ich i jedzą!
    Na zewnątrz rozległ się furkot śmigłowca.
    - Cholera, Enklawa!


    [​IMG]

    Do pokoju wpadło małżeństwo kanibali.
    - Co to za furkot? - Zapytał Fritz.
    - Lepiej łap za strzelbę i pomóż nam rozwalić tych żołnierzy!
    Podbiegliśmy do okien. Kolbą rozbiłem szybę i wystawiłem lufę StG na zewnątrz. Lekko wyjrzałem i zobaczyłem trzech żołnierzy SS. Eva stanęła z drugiej strony okna i odbezpieczyła swojego Mausera.
    - Co robimy? Wystrzelamy ich czy wiejemy od razu do transportera?
    - Poczekaj, niech podejdą bliżej...
    Jeden z żołnierzy już wchodził na werandę. Tym razem Fritz w odpowiednim momencie uruchomił zapadnię i po chwili SS-man zniknął nam z oczu. Usłyszeliśmy tylko urwany krzyk i głuche uderzenie. Pozostali dwaj ukryli się za transporterem i zaczęli ostrzeliwać dom. Śmigłowiec podniósł się z ziemi, obrócił i po chwili zaczął strzelać ze znacznie większego kalibru niż żołnierze.
    - Cholera, co teraz!? - Wydarła się Eva, przekrzykując hałas śmigłowca.
    - Strzelaj, nie zastanawiaj się - krzyknąłem, puszczając serię z StG w śmigłowiec. Usłyszałem tylko brzęk naboi odbijających się od pancerza maszyny. Po chwili leżałem już na podłodze - śmigłowiec właśnie zniszczył rakietą pół domu. Kanibale leżeli martwi raptem dziesięć metrów ode mnie. Eva schowała się pod parapetem.
    - Uciekamy do transportera, tutaj zginiemy!
    Wybiegliśmy z domu, potykając się o gruz z rozwalonych ścian. Eva dobiegła pierwsza i szybko usadowiła się na miejscu kierowcy. Nie pozostało mi nic innego jak tylko obiec transporter wsiąść z drugiej strony. Gdy tylko zatrzasnąłem drzwi Eva przekręciła kluczyk w stacyjce i ruszyliśmy. Śmigłowiec po chwili wisiał kilkanaście metrów za nami.
    - Wyłaź na dach i go zestrzel! - Krzyknęła Eva, wykonując ostry skręt.
    Przeczołgałem się do tylnej części transportera i otworzyłem klapę. Wyszedłem na górę i obróciłem działko w stronę śmigłowca. Nie zdążyłem nawet wycelować, bo musiałem szybko złapać się krawędzi osłony - Eva po raz kolejny skręciła. Gdy złapałem równowagę zniszczyłem jedno z działek śmigłowca. Maszyna zaczęła się niebezpiecznie chwiać. Wycelowałem w jedno ze śmigieł i puściłem kilka serii. Po chwili jednak działko się zacięło. Szybko uciekłem do środka.
    - Jedź szybciej, działko się zepsuło - powiedziałem.
    - A mówiłam ci żebyś je dobrze sprawdził! Gdzieś z tyłu walał się stary MG-3, łap za niego i wracaj na górę!
    Zrobiłem jak kazała. Ustawiłem cekaem i zacząłem puszczać serie po śmigłach maszyny. Po chwili śmigłowiec zaczął się dymić, a po dwóch minutach rozbił się kilkaset metrów za nami. Wróciłem do kabiny.
    - Długo ci to zajęło - powiedziała zgryźliwie Eva.
    - Następnym razem wyślę cię z twoim panzerfaustem - odgryzłem się.
    Mieliśmy chwilę spokoju. Jednak po kilkunastu minutach w oddali pojawiły się kolejne trzy śmigłowce.
    - Wracaj na górę, trzeba je zestrzelić! - Krzyknęła Eva.
    - Oszalałaś!? Musimy wiać!
    - Niby dokąd!? Myślisz, że ten stary transporter wytrzyma taki ostrzał?
    Przed nami coraz częściej zaczęły pojawiać się uschnięte drzewa. W końcu ujrzałem w oddali jakiś budynek, na oko dwupiętrowy.
    - Schowajmy się w tamtym budynku!
    - A co potem?
    - Zastanowimy się nad tym jak już dojedziemy.
    Z boku budynku zauważyłem jakiś zjazd. Pokazałem go Evie.
    - Tam chyba jest podziemny parking... Wjedź tam...
    Po kilku minutach byliśmy już na dole. Dookoła stały pordzewiałe wraki samochodów. Wysiadłem z transportera. Kilka chwil później na zewnątrz wygramoliła się też Eva. W rękach nie miała swojego Mausera, tylko MG-3. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
    - No co, lubię duże zabawki...
    Nie było jednak czasu na rozmowę. Ze schodów zaczęły zbiegać ghule.
    - Cholera, jeszcze ich tu brakowało...
    Eva nie rozstawiła nawet cekaemu na ziemi, tylko zaczęła walić seriami z biodra. Ja przyłożyłem karabin do policzka i zdejmowałem kolejne ghule jeden po drugim. Po chwili ghule przestały się pojawiać.
    - Chodź na górę, zobaczymy co tam się dzieje.
    Na zewnątrz ucichł furkot śmigłowców. Żołnierze Enklawy pewnie wchodzą już do budynku...
    - Poczekaj, niech mutanty i SS zajmą się sobą. Wtedy zwiejemy - powiedziała Eva.
    - Dobry pomysł... Schowajmy się gdzieś.
    Wbiegliśmy po schodach i ukryliśmy się za jakąś kupą gratów. Po chwili usłyszałem pierwsze strzały i krzyki.
    - Mutanci pewnie nieźle dają im do pieca - ucieszyła się Eva.
    - Ciekawe jakbyś gadała, gdyby to na nas się rzucali - uśmiechnąłem się.
    Obok nas przebiegł jakiś zabłąkany żołnierz. Eva szybko wyszarpnęła rewolwer i strzeliła nad moją głową. Charkot ghuli był coraz bliżej.
    - Dobra, już czas. Uciekamy.


    [​IMG]

    Dobiegliśmy do transportera. Tym razem to ja pierwszy zająłem miejsce przy kierownicy. Odpaliłem silnik i wyjechaliśmy z podziemi. Przejechaliśmy obok śmigłowców. Piloci wydawali się być zaskoczeni naszym widokiem. Ruszyliśmy drogą między drzewami. W międzyczasie Eva wyciągnęła kompas i mapę.
    - Gdy wyjedziesz z tego lasku skręć w prawo...
    Byliśmy już na skraju lasu gdy usłyszeliśmy furkot śmigłowców. Tym razem mieliśmy chwilę przewagi nad nimi, ale i tak po kilku minutach znów siedzieli nam na ogonie.
    - Trzeba było załatwić pilotów, uziemilibyśmy ich tutaj - powiedziała Eva.
    - Lepiej powiedz mi gdzie mam jechać. Ledwo widzę drogę.
    - Byle dalej od tych przeklętych śmigłowców!
    W oddali ujrzałem jakieś błyski. Po kilku chwilach usłyszałem za nami wybuch. Eva uchyliła drzwiczki i wyjrzała na zewnątrz.
    - Jeden ze śmigłowców szlag trafił! - Ucieszyła się.
    Byliśmy coraz bliżej tajemniczych błysków. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że to artyleria przeciwlotnicza... Na horyzoncie zamajaczył kształt jakiegoś bardzo dużego budynku i... czegoś wyglądającego jak kominy. Po dwóch minutach widziałem już ogrodzenie i oświetloną bramę. Przejechaliśmy przez nią i zatrzymaliśmy się. Gdy tylko wysiedliśmy z transportera oślepiło nas światło reflektorów. Usłyszałem czyjś charkot:
    - Ach... Gładkoskórki...


    [​IMG]
     
  13. Kentucky

    Kentucky Ten, o Którym mówią Księgi

    Lol, baza kontrolowana przez mutanty? o_O
     
  14. matigeo

    matigeo Ten, o Którym mówią Księgi

    Jeden nawet się świeci...
     
  15. Kentucky

    Kentucky Ten, o Którym mówią Księgi

    Chodziło mi o ten budynek i p-loty z charkaczem "Ach... Gładkoskórki..." ;)
     
  16. Milven

    Milven Ten, o Którym mówią Księgi

    He, he, "duże zabawki"...

    ...

    OK, OK, wiem, jestem trochę perwersyjny.
    No ale naprawdę, czyż to nie brzmi dwuznacznie?!
     
  17. gall2

    gall2 Ten, o Którym mówią Księgi

    Milven, wybacz, ale pomimo szczerych chęci nie jestem w stanie wyczytać tej perwersyjnej dwuznaczności. Duże zabawki kojarzą mi się tylko z bronią i teatrem lalek czyli polityką z punktu widzenia dyktatora :p.
     
  18. Kentucky

    Kentucky Ten, o Którym mówią Księgi

    To było wyjątkowo niesmaczne. Doprawdy, wstyd mi za ciebie. ( :p )
     
  19. Marcex

    Marcex Znany Wszystkim

    Zobaczymy kiedyś facjatę Adolfa czy mamy się stale domyślać? Może wpleciesz jakiś opis?
     
  20. adammos

    adammos Guest

    Pewnie tak wygląda Adi:
    [​IMG]
     

    Załączniki:

  21. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Łoo, wreszcie ktoś zaskoczył, że wrzuciłem motyw z 'Księgi ocalenia'. Gęby Adiego nie będzie, ale możecie być pewni, że nie nosi kretyńskiego wąsika i nie ma emo grzywki:p
     
  22. Tobi

    Tobi Ten, o Którym mówią Księgi

    Emo grzywka była straszna, ale wąsik mógłbyś zostawić. :p

    Ale wiesz co, jednak trzeba mieć porządną banie żeby wymyślać takie rzeczy. Kanibale staruszkowie, baza mutantów, bitwa SS i ghuli. :D Jest coraz lepiej i lepiej i lepiej. ;)
     
  23. matigeo

    matigeo Ten, o Którym mówią Księgi

    Ładna opalenizna...:geek:
     
  24. Nuke

    Nuke [heinkel intensifies]

    Odcinek XV

    [video=youtube;g1s-N1-xafA]http://www.youtube.com/watch?v=g1s-N1-xafA[/video]

    Zamrugałem kilka razy i rozejrzałem się. Dookoła nas stali... ghule. Wszyscy ubrani w jednakowe niebieskie kombinezony i uzbrojeni w stare mausery. Podszedł do nas jeden z nich.
    - Witajcie, gładkoskórki - rzekł. - Czy macie Rad-X i Anty Rady?
    - Eee... Ta-ak - wyjąkałem zszokowany widokiem tylu normalnych ghuli.
    - Więc zażyjcie kilka sztuk tych swoich śmiesznych tabletek, bo długo tu nie pożyjecie.
    - Eee... A gdzie my w ogóle jesteśmy.
    - Za chwilę zaprowadzę was do naszego szefa, Harolda. Tylko weźże wreszcie te tabletki. Chyba nie chcesz za parę wyglądać jak ja? - Zapytał ghul.
    - Yyy... Dobrze - skierowałem się do transportera. Wyciągnąłem plecak, a z niego wygrzebałem pudełeczko z Rad-X. Wziąłem całą garść i manierkę z wodą. Do kieszeni schowałem też dwie kroplówki.
    - Weźcie po trzy, wystarczy wam do rana - rzekł ghul gdy wróciłem.
    Dałem Evie trzy sztuki i manierkę. Sam również połknąłem trzy tabletki, a resztę włożyłem do kieszeni.
    - Chodźcie ze mną.

    [​IMG]

    Po kilkunastu minutach weszliśmy do budynku, który w ciemności wydawał się być małym barakiem. W środku za biurkiem siedział kolejny ghul. W świetle lampki ujrzałem, że różni się od pozostałych. Z boku głowy wyrosła mu... gałąź. Jego ciało wydawało się być pokryte jakimś zielonym szlamem - dopiero po chwili zrozumiałem, że jego skóra przybrała taki odcień. Nawet Eva, która mieszkała przez piętnaście lat z ghulem wydawała się być zaskoczona wyglądem tego.
    - Haroldzie, przyprowadziłem tych gładkoskórków, których ścigała Enklawa.
    - Ach, świetnie - wycharczał Harold. - Zostaw nas samych, proszę.
    Ghul wyszedł na zewnątrz.
    - A więc macie na pieńku z Enklawą - zarechotał Harold. - Spokojnie, mnie też znienawidzili. Marzy im się przejęcie elektrowni, ale już parę razy połamali sobie zęby na naszej artylerii.
    - Elektrowni? Jesteśmy w elektrowni?
    - Tak. Ściślej mówiąc w Elektrowni atomowej nr 5, jednej z ośmiu ocalałych na terenie Rzeszy.
    - A... kim ty jesteś?
    - Nazywam się Harold, jestem... jakby to powiedzieć... pozostali nazywają mnie szefem, więc z braku lepszego słowa można uznać, że jestem szefem tej elektrowni.
    - Elektrownia należy do ciebie?
    - Nie, elektrownia jest własnością wszystkich mutantów... a raczej ghuli, jak wolimy siebie nazywać.
    - Skąd was tu tylu jest?
    - Większość to pracownicy elektrowni. Pozostali przywędrowali z całych Niemiec. To ostatnie znane mi tak duże skupisko ghuli.
    - Gdzie jeszcze były wasze siedziby?
    - W Niemczech tylko jeszcze na północy, niedaleko Kilonii...
    - W Kilonii... Moment, przecież tam jest siedziba Enklawy!
    - No właśnie... Enklawy... Naszych braci spotkał straszny los...
    - Możesz mówić jaśniej?
    - Gdy Himmler wrócił do Niemiec obrał sobie za kwaterę właśnie Kilonię... Główną bazę Kriegsmarine... Ghule ukrywały się w pobliskiej elektrowni atomowej, zupełnie takiej jak nasza. Nie chciały współpracować z Himmlerem. To było raptem dwa-trzy lata po wojnie. Himmler ich wymordował. Tylko garstce udało się przetrwać.
    Przerwał na dłuższą chwilę.
    - Są też mniejsze osady. Choćby Bruchwalde kilka kilometrów stąd. Ale nie mam złudzeń. Nasza populacja się zmniejsza. Mimo, że jesteśmy niesamowicie długowieczni to nie możemy się rozmnażać. Jesteśmy pierwszym i ostatnim pokoleniem ghuli. A bez odpowiednich medykamentów i tak wymrzemy w ciągu następnych dwudziestu-trzydziestu lat.
    - A czy... - zaczęła Eva, ale zawahała się. Po chwili jednak ciągnęła dalej. - A czy nigdy nie myśleliście żeby... żeby skrócić swoje męki?
    - Mielibyśmy popełnić zbiorowe samobójstwo? - Zarechotał Harold. - Dość łatwo ci o tym mówić jak na młodą dziewczynę, przed którą jest całe życie.
    - Mój pradziadek był ghulem. Kilka dni temu zastrzelił się.
    - Cóż, jestem przyzwyczajony do śmierci. Co jakiś czas zabijamy kogoś, kto stracił już kontrolę nad sobą. Wolimy oszczędzić tym biedakom wegetacji. Czeka to wszystkich z nas. W końcu na świecie nie zostanie ani jeden ghul.
    Nastało kilkanaście sekund ciszy.
    - Możesz nam powiedzieć gdzie konkretnie jesteśmy? W tych ciemnościach zupełnie zgubiliśmy drogę.
    - Hmm... Ciężko mi to określić. Znamy tylko okoliczne miejscowości.
    - Podaj ich nazwy, może o którejś słyszałem.
    - Jak już mówiłem niedaleko stąd jest Bruchwalde, a trochę dalej na południe Raudnitz.
    - Raudnitz? Gdzieś już słyszałem tą nazwę... A coś więcej?
    - Daleko na zachód stąd jest osada łowców niewolników. Ich przywódca zwie się... Mager? Nie, Meger...
    - Metzger?
    - O, tak właśnie. Metzger. Nazwy miasta nie pomnę. Wiem, że na południowym zachodzie jest jeszcze jakaś mieścina... Górnicy z Raudnitz z nią handlują...
    - Chodzi o Klaukendorf?
    - To bardzo możliwe...
    - Więc jesteśmy już niedaleko. Rano wyruszamy na południe.
    - Nie tak szybko... Najpierw musicie odwdzięczyć się za naszą pomoc. Myślisz, że mamy tyle dział i pocisków, że będziemy ratować tyłek każdego gładkoskórka, którego ściga Enklawa? Poza tym ściągnęliście te cholerne śmigłowce nad naszą elektrownię, mamy szczęście, że nic nie zniszczyły.
    - Niby jak mamy się odwdzięczyć?
    - Widzisz, nasza elektrownia jest już dosyć stara i potrzebuje napraw. Nie mamy jednak pewnej części. Chodzi o Hydroelektryczny Regulator Magnetosfery. Dosyć rzadka zabawka.
    - Wiesz gdzie ją znaleźć?
    - Tak. Mają ją te dupki z Raudnitz.
    - Więc czemu ich od nich... eee... nie kupicie albo nie wymienicie na coś innego?
    - Myślisz, że nie próbowaliśmy? Te głupie ****y nawet nie chcą o tym słyszeć. Pieprzeni rasiści.
    - Więc jak mam to coś zdobyć?
    - To już twój problem. W każdym razie nie wyjedziecie stąd dopóki nam tego nie przyniesiesz.
    - Akurat - odezwała się Eva. - Zaraz wsiadamy do transportera i zjeżdżamy stąd.
    - To będzie dosyć trudne. Wasz transporter jest już strzeżony przez moich ludzi. No chyba, że chcecie odejść stąd na piechotę, to proszę bardzo. Tylko że za parę godzin dorwie was śmigłowiec Enklawy.
    - Chyba nie mamy wyjścia - mruknąłem do Evy.
    - Chcesz się zgodzić?
    - A co innego możemy zrobić? Piechotą dotrzemy do Berghofu za tydzień. Nie mamy tyle czasu.
    - Więc jak, zgadzasz się? - Zapytał Harold.
    - Dobrze... Zrobię to.
    - Świetnie. Może chcesz jeszcze o coś zapytać?
    - Yyy... Czemu wyrosła ci na głowie gałąź?
    - Chodzi ci o Herberta? - Zaśmiał się Harold. - Żartuję. Tak naprawdę nazywam go Bob i to wcale nie jest żadna gałąź tylko drzewko. A już tak najzupełniej poważnie to porozmawiaj z Marcusem z Bruchwalde, on wyjaśni ci to lepiej. Idź na zewnątrz, przygotowaliśmy dla ciebie kubelwagena żebyś nie musiał iść do Raudnitz na piechotę. Tylko najpierw odwiedź Marcusa. Pamiętaj o tym.
    Podszedłem do drzwi i otworzyłem je, Eva ruszyła za mną. Ledwie przekroczyłem próg, a znów usłyszałem charkot Harolda.
    - Hola hola, dziewczyna zostaje tutaj.
    - Słucham!? - Krzyknęła Eva.
    - Musimy mieć jakieś zabezpieczenie gdyby twojemu chłoptasiowi zachciało się zwiać. Nie martw się, nic ci nie zrobimy.
    Eva wyglądała na zrezygnowaną. Spojrzała na mnie i syknęła cicho:
    - A tylko spróbuj zwiać do tego swojego Berghofu.

    [​IMG]

    Na zewnątrz czekał na mnie już kubelwagen. Za kierownicą siedział ten sam ghul, który przywitał nas w elektrowni.
    - Wsiadaj, gładkoskórku, nie będę czekał w nieskończoność.
    - Eee... To już mam jechać? Przecież jest jeszcze ciemno.
    - Po pierwsze to MAMY jechać. Chyba nie sądziłeś, że Harold puści cię samego? A po drugie to co za różnica czy jest ciemno czy jasno?
    - Taka, że w nocy zwykle się śpi.
    - Fakt, my nie musimy spać. Już zapomniałem jak to jest być gładkoskórkiem.
    Wsiadłem do samochodu i wyjechaliśmy z elektrowni. Na horyzoncie powoli pojawiała się zielona poświata...
    - Zapomniałem się przedstawić - powiedział po kwadransie jazdy. - Jestem Franz von Boehm-Bezing, potomek niemieckiego arystokraty z Prus, a teraz paskudny mutant, na widok którego gładkoskórki odwracają się ze wstrętem.
    - Adolf Hitler, prawnuk Fuhrera.
    - Co ty pieprzysz? Prawnuk Fuhrera? Fuhrera Hitlera?
    - Tak.
    - Uuu, gdybyśmy wiedzieli, że ratujemy tyłek tak ważnej personie... O, już się zbliżamy do Brauchwalde!
    W oddali pojawiły się niskie, parterowe budynki. Po kilku minutach kubelwagen zatrzymał się.
    - No, jesteśmy na miejscu - powiedział Franz. - Idziemy do Marcusa, on też ma do ciebie pewną sprawę.
    Ruszyliśmy do budynku wyglądającego na największy w mieście. Widocznie ten Marcus musiał być jakąś ważną szychą w Brauchwalde. W końcu doszliśmy do solidnie wyglądających dębowych drzwi. Franz zapukał i weszliśmy.
    - Witaj, Marcusie, przyprowadziłem tego gładkoskórka, o którym rozmawiał z tobą Harold.
    To co zobaczyłem przeszło moje wyobrażenia na temat istot żyjących w Niemczech. Marcus miał dobrze ponad dwa metry wzrostu, zieloną skórę, a budową ciała przypominał kulturystę. Czarny mundur jaki miał na sobie był ciasno na nim opięty, a w wielu miejscach miał dziury.
    - Witaj, Franz. A więc to ciebie ściga Enklawa? - Zwrócił się do mnie Marcus.
    - Eee... Tak... Ale...
    - Uważaj do kogo mówisz, Marcus - wtrącił się Franz. - To prawnuk Fuhrera Hitlera.
    - Ty... Ty jesteś jednym z Hitlerów?
    - Tak, ale...
    - Franz, zostaw nas samych.
    Ghul wyszedł z pokoju. Marcus wydawał się być zaniepokojony.
    - Franz nie kłamałby... - powiedział w zamyśleniu Marcus. - Chyba, że ty jesteś oszustem.
    - Nie jestem. Mam ci pokazać Reichsadlera?
    - Nie trzeba... W twoich oczach widać prawdę...
    - Powiedz mi... Kim ty jesteś? Nie jesteś ghulem, prawda?
    - Nie... Nie jestem ghulem. Chociaż akurat z Haroldem wiele mnie łączy...
    - Gdy zapytałem Harolda dlaczego tak się różni od innych ghuli, kazał mi zapytać się o to ciebie.
    - Tak... Zapewne wiesz wiele o Enklawie, skoro Himmler kazał cię ścigać. Tak samo jak Harolda, mnie i moich pobratymców.
    - Pobratymców? To takich... istot... jak ty jest więcej?
    - Tak. Nazywamy siebie supermutantami, by odróżnić się od ghuli.
    - Ale czym się od nich różnicie oprócz wyglądu?
    - Widzisz, ghule powstały w wyniku promieniowania. Zapewne wiesz jak to działa. Duże dawki promieniowania w połączeniu z Anty Radami i Rad-X zniszczyły ich ciała, ale znacznie przedłużyły życie. My natomiast jesteśmy efektem eksperymentu.
    - Eksperymentu? Jakiego eksperymentu?
    - Gdy Enklawa pojawiła się na północy, nad wielkimi morzami... Zaczęli łapać ludzi. Szczególnie zainteresowali się tymi żyjącymi w kryptach w Kilonii i Hamburgu. Mimo, że te miasta zostały zniszczone podczas wojny, to krypty przetrwały w nienaruszonym stanie... aż do przybycia Enklawy. Żołnierze otworzyli krypty. Zabrali wszystkich mieszkańców na lotniskowiec. Byłem wśród nich także i ja...
    Przerwał na chwilę.
    - Najpierw nas badali. Sprawdzali czy nie jesteśmy napromieniowani. Później wszyscy... wszyscy...
    Głos mu się załamał.
    - Wsadzili nas do wielkiej kadzi z jakąś zieloną mazią. Nie jesteś w stanie wyobrazić sobie tego bólu. Zaczęliśmy mutować.
    - Chcesz powiedzieć, że jesteście efektem jakiegoś chorego eksperymentu Enklawy!?
    - Tak. Później poddawali nas praniu mózgu. Widać mieli już opracowaną całą procedurę. Wśród żołnierzy byli już inni supermutanci. Większość z nas przeciągnęli na swoją stronę, resztę zabili.
    - Z tobą im się jakoś nie udało...
    - Po jakimś czasie przejrzałem na oczy. Poznałem Harolda. Trzymali go w zamknięciu, bo nie zmienił się w supermutanta tylko w ghula. Nie wiem jak to się stało.
    - Co było dalej?
    - Zorganizowałem ucieczkę dla paru osób, które udało mi się przekonać. Uwolniliśmy Harolda i jakoś wydostaliśmy się z łap Enklawy. Dwóch naszych zginęło. W końcu byliśmy już dostatecznie daleko.
    - Yyy... Ten twój czarny mundur... Czy to mundur SS?
    - Tak. Jako że byłem jednym z niewielu inteligentnych supermutantów szybko awansowałem. Zrobili mi nawet tatuaż. Ale po ucieczce z Enklawy zerwałem z munduru oznaczenia SS, a tatuaż usunąłem. Po kilku dniach rozstaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.
    - Jak powstało Brauchwalde?
    - Wędrowałem wiele dni po pustkowiach. W końcu spotkałem żołnierza Wehrmachtu, Jacoba. Próbował mnie zabić. Walczyliśmy dłuższy czas. W końcu uznaliśmy, że żaden z nas nie pokona drugiego. Zaprzyjaźniliśmy się i zaczęliśmy wędrować razem. W końcu dotarliśmy do tego miejsca i założyliśmy Brauchwalde. Po kilku miesiącach w okolicy pojawił się Harold z gromadką ghuli, ale woleli zamieszkać w elektrowni. Powoli Brauchwalde zaczęło się rozrastać. Przybyło tu kilku supermutantów. Powiadali, że przybyli z południa, ale pewnie coś im się pokręciło. Część ghuli zamieszkała razem z nami.
    - Z czego się utrzymujecie?
    - Mamy kopalnię rudy uranu. Pewnie dlatego niedaleko postawiono tą elektrownię. Utrzymujemy stosunki handlowe z Klaukendorfem i okolicami Dargen. Całkiem nieźle prosperujemy.
    - Czy... Czy tak samo jak ghule jesteście bezpłodni?
    - Hehe... Musi upłynąć kilka lat po przemianie, żeby płyny znowu mogły zacząć płynąć - zaśmiał się Marcus. - Jeśli chcesz jeszcze dowiedzieć się czegoś o mutantach to porozmawiaj z doktor Abernetty, ona powie ci więcej ciekawych rzeczy.
    - Dobrze... Franz mówił, że masz do mnie jakąś sprawę.
    - Tak... Harold wysłał cię z misją do Raudnitz, więc i dla mógłbyś coś niecoś załatwić.
    - O co chodzi?
    - Widzisz, popsuł nam się filtr powietrza w kopalni. W Raudnitz mają odpowiednie części żeby go naprawić. Pogadaj z komendantem Sinnhuberem. To jeden z niewielu neutralnie nastawionych do nas ludzi.

    [​IMG]

    Przed domem oprócz Franza czekało na mnie dwóch supermutantów. Widocznie jako gładkoskórek stałem się lokalną ciekawostką.
    - O patrz, to ten gładkoskórek - wydukał jeden z supermutantów.
    - Dobra panowie, pozachwycacie się nim kiedy indziej, teraz ten gładkoskórek musi załatwić części to tej waszej chędożonej kopalni - zaśmiał się Franz. - To co, gotowy na podróż do Raudnitz?
    - Chciałbym jeszcze porozmawiać z tą doktor Abernetty, czy jak jej tam.
    - Aaa, nasza droga pani doktor. Gdyby nie to, że twoja panienka została w elektrowni powiedziałbym, że pasowałbyś do Anne, ale niestety... Ta blondyna wygląda na taką, która wydrapałaby oczy każdej, która na ciebie spojrzy.
    - Eva nie jest żadną moją panienką!
    - Tak tak, ty mi mów. Znam się na tym, leci na ciebie - zarechotał ghul.
    Uznałem, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Ruszyliśmy wgłąb wioski. Z niemal każdego domu wyglądali ghule i supermutanty. W końcu doszliśmy do domu doktor Abernetty. Zapukałem do drzwi i wszedłem do środka. Franz oznajmił, że poczeka na zewnątrz, bo nie chce nam przeszkadzać. Po raz kolejny go zignorowałem.
    - O, kogo moje oczy widzą! Gładkoskórek!
    Doktor Abernetty była średniego wzrostu szatynką z długimi kręconymi włosami. Ubrana była w brudny fartuch. Ogólnie sprawiała wrażenie lekko zbzikowanej.
    - Eee... Tak, Marcus mnie do pani wysłał.
    - Aj, jaka tam pani. Mów mi Anne. A ty jak się nazywasz?
    - Adolf Hitler.
    - O, to musi być jakieś popularne nazwisko. Kiedyś spotkałam już jakiegoś Hitlera... Daleko na południu...
    - Tak? Gdzie to dokładnie było?
    - Ach, już nie pamiętam, wiesz, lekarze muszą pamiętać tyle rzeczy...
    - No dobrze... Chciałem się dowiedzieć czegoś o ghulach i supermutantach... Właściwie to wszystkiego.
    - Och, wspaniale, tak rzadko ktoś chce o tym słuchać - zaszczebiotała Anne. - Zacznijmy od ghuli, dobrze?
    - Dobrze...
    - No więc ghule powstają poprzez silne napromieniowanie, a następnie przyjmowanie dużych dawek Anty Radów. Anty Rady zawierają substancje, które ograniczają skutki promieniowania, ale jednocześnie doprowadzają do degeneracji wszystkich komórek w organizmie. Ten proces trwa nawet jeśli zaprzestanie się przyjmowania Anty Radów. Ostatecznie ghule stają się coraz mniej ludzkie, a ich mózgi kurczą się coraz bardziej. W efekcie powstają z nich dzikie, bezrozumne bestie, których jedynym celem jest zabijanie.
    - To wiem, ale czy da się jakoś zatrzymać ten proces?
    - Nie znam niestety takiej metody, bo mogłabym ulżyć w cierpieniu tym biednym ghulom. Mogę im podawać tylko Med-X i Odlot, które trochę zmniejszają odczuwany ból. Mam jednak pewną teorię, ale niestety nie jestem w stanie jej sprawdzić.
    - Jaką?
    - Czy nasz drogi Marcus opowiadał ci jak powstały supermutanty?
    - Tak.
    - No więc pomyślałam, że skoro ta zielona maź, w którą został zanurzony, została zaaplikowana ghulom to ten proces można by odwrócić.
    - W jaki sposób?
    - Ta zielona maź znacznie zwiększyła możliwości fizyczne supermutantów. Stały się większe, silniejsze. Ale z drugiej strony znacznie ograniczyła ich możliwości umysłowe. Nie licząc oczywiście Marcusa.
    - Jak to się stało, że Marcus jest jedynym inteligentnym supermutantem w Brauchwalde?
    - Na pewno wpływ na to miały uwarunkowania sprzed mutacji. Innymi słowy idiota pozostał idiotą, a bystrzak stawał się jeszcze bystrzejszy.
    - Czyli mutacja wzmacnia cechy każdego człowieka, tak?
    - Niekoniecznie. Marcus wspominał, że wielu jego inteligentnych przyjaciół po mutacji stawało się głupkami. Myślę, że to kwestia szczęścia, jeśli w ogóle można mówić o szczęściu w takiej sytuacji.
    - A Harold? Jak to się stało, że zmienił się w ghula, a nie w supermutanta? I skąd wzięła się ta gałąź na jego głowie?
    - Pewnie te bydlaki z Enklawy coś pokićkały. A Bob... Cóż, podejrzewam, że Harold miał styczność z jakąś roślinką - zachichotała Anne.
    - Tak... No dobrze, dziękuję za poświęcony mi czas.
    - Och, nie ma za co. Tylko odwiedź mnie jeszcze!

    Wyszedłem na zewnątrz i razem z Franzem poszliśmy do kubelwagena. Ruszyliśmy do Raudnitz, żegnani przez grupkę mutantów. Jakieś pół kilometra przed osadą górników Franz zatrzymał się.
    - Słuchaj, ja tu na ciebie poczekam, bo jak zbliżę się do ich, pożal się Boże, miasta to mnie wywieszą za to, co kiedyś było moimi jajami. Tylko nie siedź tam za długo. Masz tu swój karabin w razie gdybyś musiał coś lub kogoś rozwalić. Podobno jakieś cholerstwo rozlazło im się po kopalni. I pamiętaj, wal od razu do komendanta Sinnhubera!
    Wysiadłem z samochodu i piechotą ruszyłem w kierunku Raudnitz. Po dziesięciu minutach byłem na miejscu. Postanowiłem zapytać któregoś z krążących po okolicy mężczyzn o drogę do komendanta.
    - Yyy... Przepraszam, gdzie znajdę komendanta Sinnhubera? - Zagadnąłem jednego z nich.
    - A po **** ci on potrzebny, co? - Zapytał agresywnie mężczyzna. - Tak w ogóle to prosto i w prawo, jedyny piętrowy budynek w tym *********** mieście. A teraz *********j!
    Odszedłem bez słowa. Teraz już wiedziałem dlaczego Franz kazał mi iść prosto do komendanta. Poszedłem do wskazanego budynku. W środku mieściło się biuro komendanta.
    - Dzień dobry, czy to pan jest komendantem Sinnhuberem? - Zapytałem mężczyznę ubranego w stary wypłowiały mundur.
    - Tak, a czego chcesz?
    Komendant Sinnhuber był lekko siwiejącym, potężnie zbudowanym mężczyzną. Pewnie pracował w kopalni zanim trafił do tego biura.
    - Przybywam tu, bo podobno ma pan pewne... rzeczy, których potrzebuję.
    - A niby jakie to są rzeczy?
    Wyciągnąłem z wewnętrznej kieszeni małą karteczkę, na której zapisałem sobie nazwę tego ustrojstwa, którego potrzebował Harold.
    - Eee... Hydroelektryczny Regulator Magnetosfery i... części do naprawy filtru powietrza.
    - Aaa, mutanty cię wysłały. No cóż, swoją drogą to nie dziwię się, że przyszedłeś tu ty, a nie ten cały drzewopodobny Harold.
    - Więc... Dogadamy się jakoś w kwestii tych zabawek?
    - Posłuchaj mnie, młodzieniaszku. Gdyby to zależało tylko ode mnie to dałbym im ten złom nawet za darmo. Mamy go w ***** i jeszcze trochę. Tylko że ci pieprzeni górnicy się na to nie zgodzą. Kutasom zachciało się demokracji. O wszystkim decydują przez głosowanie. W każdym razie mógłbym ci jakoś przemycić te części, ale musisz coś dla mnie zrobić.
    - Ech... Niby co?
    - Niby co? Człowieku, wyjrzyj za okno to zobaczysz! Wczoraj w nocy ktoś pochlastał nożem prostytutkę, jakieś ***** zalęgło nam się w kopalni, a tydzień temu gekon upieprzył mnie w nogę i jestem tu uziemiony jeszcze na kilka dni. A i odkąd ktoś sprzątnął tego cholernego Metzgera to górnicy szaleją, bo nie ma nikogo kto dostarczałby im ten ********* Odlot. I ty się pytasz co możesz dla mnie zrobić?
    Przerwał na chwilę żeby się uspokoić.
    - Słuchaj, zajmij się tą przeklętą kopalnią, a dostaniesz ten swój złom. Resztę ogarnę już jakoś sam. Dam ci dwóch ludzi i miotacz ognia. I mi tu ***** nie wracaj dopóki ta kopalnia nie będzie czysta jak **** mojej córeczki. Na co jeszcze czekasz? **********j pod ziemię!

    [​IMG]

    Wyszedłem z budynku, gdzie czekało na mnie dwóch mężczyzn w szarych mundurach.
    - A więc komendant znalazł wreszcie jakiegoś frajera, który zgodził się oczyścić kopalnię z tego ścierwa? - Zagadnął mnie jeden z nich.
    - A wy jesteście tymi frajerami, którzy mają mi pomóc, tak? - Odgryzłem się.
    - Dobra dobra, nie bądź taki cwany. Słuchaj, plan jest taki: włazimy do tej kopalni i każdy korytarz fajczymy tym miotaczem. Jak coś będzie się jeszcze rzucać to walimy z kaemów. Mam powtórzyć czy zrozumiałeś?
    - Niewiele jest tu do zrozumienia. Jak to cholerstwo wygląda?
    - A **** go wie. A podejrzewam, że nawet i on nie wie. Nikt kto to ***** zobaczył na oczy nie zdążył nam o tym opowiedzieć.
    - Dobra, nie traćmy czasu. Jesteście gotowi?
    - Taaa... Już zdążyliśmy się pożegnać z naszymi dziwkami z burdelu.
    Ruszyliśmy do kopalni. Weszliśmy do środka i zjechaliśmy windą na dół. Jeden z żołnierzy założył na plecy butle z paliwem, drugi załadował taśmę z nabojami do MG-3. Ja zdjąłem z ramienia swojego StG, a w drugą rękę wziąłem latarkę.
    - Nie baw się z tą latarką, mam coś lepszego... - powiedział jeden z żołnierzy. Podszedł do skrzyni stojącej tuż przy windzie i wyjął z niej trzy hełmy z lampami. Założyliśmy je i zapaliliśmy światła. Ruszyliśmy korytarzem. Po kilku minutach w oddali usłyszałem coś jak mlask. Żołnierze zaczęli panikować.
    - Cholera, po co my chlaliśmy na służbie - zajęczał jeden z nich.
    - Nie ******* tylko weź się w garść - odpowiedział drugi.
    Z mroku wyłoniło się... coś jak... sam nie wiedziałem co. W każdym razie długo nie mogłem przyglądać się bestii, bo jej widok przysłonił mi ogień z miotacza. Odgłosy bestii ucichły. Ruszyliśmy dalej. Boczne korytarze traktowaliśmy miotaczem. Przez dłuższy czas było spokojnie, ale gdy tunel zaczął się zniżać pojawiało się coraz więcej potworów. Do spotykanych poprzednio dołączyły teraz inne, które swoim wyglądem również nie przypominały mi żadnego ze znanych zwierząt. Po odparciu kolejnej zmasowanej fali bestii oparłem się zmęczony o ścianę.
    - Dużo tych korytarzy jeszcze zostało? - Zapytałem.
    - Nie, przed nami jest jeszcze tylko jedna duża komora. Sprawdzimy co tam jest i wracamy.
    Poszliśmy dalej. W końcu doszliśmy do komory. W środku było... Coś dużego i szarego. Wyglądało na królową wysiadującą jaja. Bez zastanowienia zaczęliśmy strzelać, ale pociski karabinu wydawały się nie robić królowej krzywdy. Po chwili bestia wyciągnęła w naszym kierunku długie macki. Cofnęliśmy się za ich zasięg.
    - I co teraz zrobimy? Wystrzelamy w nią całą amunicję? - Zapytał jeden z żołnierzy.
    - Mam lepszy pomysł. Trzeba podłożyć jej pod **** butle z paliwem - odpowiedziałem.
    - P********iło cię!? Rozpieprzysz pół kopalni!
    - W butlach jest już niewiele paliwa, wystarczy by zaczęła się palić.
    - No dobra. Dobra! Zacznijcie do niej strzelać, a ja zabiegnę ją od tyłu i podłożę jej butle. Tylko nie strzelajcie w nie dopóki nie wrócę.
    Jak powiedział tak zrobiliśmy. Zaczęliśmy strzelać w królową by ściągnąć jej uwagę na nas. Żołnierzowi z butlami udało się przemknąć i wrócić w ciągu niespełna minuty.
    - Dobra, **********cie jej ****!
    Zaczęliśmy strzelać w kierunku jaj. Po chwili któryś z nas trafił w butle, a królową ogarnął ogień. Staliśmy jeszcze przez kilka minut patrząc, jak potwór kona.
    - Cholera, myślałem, że *****m się w gacie jak tam biegłem.
    - A nie ze****eś się? Coś mi tu brzydko pachnie...
    Wróciliśmy na powierzchnię. Skierowałem się prosto do biura komendanta.
    - O cholera, już wróciłeś? Tylko mi nie mów, że nie oczyściłeś kopalni, bo ci jaja urwę!
    - Oczyściłem, oczyściłem... Może pan tam pójść i się przekonać...
    - Dobra, wierzę ci. Masz te swoje graty i żebym cię tu więcej nie widział.

    [​IMG]
    [​IMG]

    Wróciłem do kubelwagena. Franz wydawał się być już znudzonym długim oczekiwaniem.
    - Nosz do cholery, ile można czekać...
    Pojechaliśmy do Brauchwalde, gdzie skrzętnie unikałem kontaktu z Anne. Oddałem Marcusowi części do filtru, a następnie wróciliśmy do elektrowni. Zastałem tam Evę pijącą herbatę wraz z Haroldem.
    - O, szybko się uwinąłeś, zupełnie jak nie ty - powitała mnie Eva.
    - Widzę, że się nie nudziłaś.
    - Tu wcale nie jest tak źle. Harold zabawiał mnie opowieściami o roślinach. To prawdziwy znawca!
    - Taak - wyharczał Harold. - Masz moją zabawkę?
    - Bez niej nie wracałbym - powiedziałem, wręczając mu ten... no... regulator.
    - No to świetnie. Marcus poprosił mnie żebyśmy dali ci eskortę do Klaukendorfu. Dalej już się chyba nie zgubicie, co?
    - Pewnie nie... Eee... A skąd wiesz, że pomogłem Marcusowi?
    - Głuptasie, przecież mają radio - powiedziała Eva.
    - Ach, no tak... Więc możemy jechać?
    - Jasne. Ghule mają kilka transporterów i samobieżną baterię artylerii rakietowej. Bardzo fajna, chciałabym kiedyś z niej postrzelać.
    - O, może będziesz miała okazję wcześniej niż myślisz - zarechotał Harold. - Chodźcie, wszystko jest już gotowe do drogi.
    Wyjechaliśmy z elektrowni kwadrans później w eskorcie ghuli. Rozstaliśmy się przed Klaukendorfem, a ja i Eva ruszyliśmy pod górkę do Berghofu...
     
  25. Kentucky

    Kentucky Ten, o Którym mówią Księgi

    Ciekawe jak Aldi ustawi Ghule i Supermutanty gdy już przejmie władzę w Rzeszy...? ;)
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie