Zapomniany weteran - AAR od 1938, głównie Węgrami

Temat na forum 'HoI II - AARy' rozpoczęty przez Milka, 2 Kwiecień 2010.

?

Co sądzisz o pomyśle zamiany 2 punktów umiejętności dziadka na konkretną zdolność??

Poll closed 19 Grudzień 2010.
  1. TAK to fajny pomysł (czarodziej logistyczny)

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  2. TAK to fajny pomysł (myśliwy)

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  3. TAK to fajny pomysł (specjalista do walk na wzgórzach)

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  4. TAK to fajny pomysł (specjalista do walk w terenie zurbanizowanym)

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  5. TAK to fajny pomysł (specjalista do walk w górach)

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  6. TAK to fajny pomysł (inżynier)

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  7. TAK to fajny pomysł (sztukmistrz)

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  8. TAK to fajny pomysł (doktryna defensywna)

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  9. TAK to fajny pomysł (specjalista zimowy)

    0 głos(y/ów)
    0,0%
  10. NIE to głupi pomysł, może kiedy indziej

    0 głos(y/ów)
    0,0%
Status Tematu:
Zamknięty.
  1. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    PROLOG


    [​IMG]


    Technikalia:
    *HoI 2 Arm patch 1.2
    *Skif
    *Flagpack 1.06
    *Normalny/normalny
    *Counterpack_1_00
    *parafix12
    *własne modyfikacja pliku „models”
    *przejmowanie TT
    *trochę „własnych” eventów i jednostek
    *drobne poprawki w pliku "misc"
    ===============================



    „Ta babka od historii to się chyba na mnie uwzięła. Nie dość, że mnie trzeci raz pod rząd pytała to jeszcze kazała mi napisać to głupie wypracowanie. O kim ja właściwie mam napisać.” Rozmyślał Marek wracając do domu po siedmiu godzinach lekcji. Gdy po dwudziestu minutach marszu dotarł do drzwi swojej ostoi od progu poczuł zapach domowego rosołu. Uwielbiał tą zupę jak mało, którą.


    Kiedy cała rodzina usiadła do stołu jak zwykle rozpoczęły się rozmowy, wymiany poglądów i opisywanie swojego dnia. Mama Marka – Agnieszka - od razu wyczuła, że coś poszło nie tak i stawiając przed synem talerz zupy zapytała:

    -Czy mi się wydaje czy ty dzisiaj nie powinieneś skakać z radości przecież miałeś dwa
    W-Fy?

    -Tak, ale miałem też historię i ta baba popsuła mi humor.
    -Co tym razem? - Zapytała spokojnie mama
    -Kołek - odpowiedział Marek z ustami pełnymi klusek.
    -Nie mów z pełnymi ustami. - Skarcił do ojciec. - A za co ją dostałeś?
    -Za odpowiedź, bo, mimo że podałem prawie wszystkie daty to nie mogłem sobie przypomnieć nazwiska jakiegoś tam dowódcy.
    -No to musisz się wyuczyć tematu i się zgłosić, ja tak robiłem, kiedy dostałem kiepski stopień.
    -Wiem tato, zamierzam tak zrobić, ale najpierw muszę napisać wypracowanie.
    -Na jaki temat?
    -„Bohater, którego niewielu zna.”
    -Hmmm... - Zamyślił się tata. - Jakoś nie mam pomysłu. Wszyscy bohaterowie, o których słyszałem są znani. Z jakiej on ma być epoki?
    -Z drugiej wojny światowej.
    -To może dziadek. - Odpowiedziała mama, która przez cały ten czas jadła, przysłuchując się rozmowie. - On walczył w czasie drugiej wojny światowej, ale masz szczęście po obiedzie właśnie do niego i babci jedziemy. Weź zeszyt, długopis i popytaj dziadka jak to było.
    -No dobrze. -Powiedział Marek i dokończył swoją porcję zupy. Nie chciało mu się jechać do dziadka jednakże świadomość kolejnego kołka z historii go przekonała.


    Godzinę później wysiadł z samochodu a z werandy na spotkanie wyszła im babcia. Była znacznie niższa od Marka, z siwymi włosami i wielkimi okrągłymi okularami na nosie. Nosiła jak zwykle jedną z swoich starych sukienek, na której był przewiązany kuchenny fartuch. Przytulił babcie i razem z rodzicami weszli do domu. W salonie na starym fotelu siedział dziadek oglądający jakiś program ogrodniczy. Babcia zaciągnęła rodziców do kuchni a Marek poszedł do dziadka.

    -Cześć dziadku.Co tam oglądasz? - Zagadną, aby jakoś rozpocząć rozmowę.
    -Program o przesadzaniu iglaków.
    -I co? Ciekawe?
    -Tak. Siadaj i oglądaj. - Dziadek poklepał poręcz fotela, który znajdował się obok niego.
    Marek grzecznie usiadł, popatrzył chwile jak jakiś mężczyzna w telewizji wyciąga kolejną sadzonkę z doniczki i wsadza ją do drugiej. Postanowił przejść do sedna.
    -Dziadku muszę napisać pracę na historię. Czy mógłbyś mi pomóc?
    -Dobrze tylko pozwól mi skończyć oglądać.
    -Dobrze. - Odpowiedział Marek wiedząc, że i tak nie ma wyboru.
    Na szczęście dla chłopaka program skończył się dziesięć minut później.
    -To, co to za praca? - Dziadek odwrócił wzrok w jego stronę a w jego oczach widać było pełne skupienie na rozmówcy.
    -Muszę napisać wypracowanie na temat: „Bohater, którego niewielu zna.”
    -No dobrze a kogo wybrałeś do tego opisu.
    -Pomyślałem o tobie dziadku.
    -O mnie? Dlaczego? - Zapytał zaskoczony dziadek.
    -Przecież jesteś weteranem wojennym, walczyłeś na wielu frontach i dosłużyłeś się wysokiego stopnia.
    -Tak, ale nie chcę do tego wracać to było i minęło.
    -Proszę cię dziadku, muszę to napisać. Zrozum, że jeżeli tego nie napiszą to dostanę kolejnego kołka i będę zagrożony z historii. Proszę.
    -Dobrze. Niech ci będzie. - Odpowiedział niechętnie dziadek.

    ============================================================================
    Zgodnie z ankieta z poprzedniego AARa rozpocząłem pisanie następnego. Odcinki nie będą ukazywać się często i regularnie, ale co poradzić. Do takiej formy AARa przymierzałem się już od dłuższego czasu, więc raczej jej nie zmienię tak jak miało to miejsce w poprzednim AARze. Wierzą że wytykając mi błędy pomożecie mi rozwinąć moje zdolności twórcze aby dało się go czytać. Nie będzie to taki konkretny AAR Węgrami (może się zdarzyć że zmienię kraj) tylko coś w rodzaju relacji weterana.
     
  2. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek I
    Wprowadzenie
    Wrzesień-Grudzień 1938

    -No to jak to dziadku z tobą było. Opowiadaj. – Marek wyciągnął zeszyt oraz ołówek i przygotował się do pisania.
    -Jeśli chcesz poznać moją historię to muszę najpierw ci opowiedzieć jak do tego wszystkie doszło.
    -Śmiało. Zamieniam się w słuch.
    -Moja kariera wojskowa nabrała tempa, gdy maju 1938 po Anschluss Austrii zostałem awansowany na Generalmajor i objąłem dowództwo na 8 Brygadą Pancerną. W lipcu wezwano mnie do Berlina gdzie dowiedziałem się, że wraz z moimi czołgami mam się udać do Budapesztu.
    -Do Budapesztu? Przecież III Rzesza nie walczyła z Węgrami.
    -Też się na początku zdziwiłem, ale okazało się, że nie jest to akcja zbrojna tylko pokojowa. Ja, jako jeden z najlepszych uczniów szkoły oficerskiej, świetnie znający się na wykorzystaniu zgrupowań pancernych miałem wziąć udział w tajnym projekcie.
    - Tajnym? – Zapytał lekko niedowierzający Marek.
    - Tak. Węgrzy popierający niemiecki żądania terytorialne zapytali Hitlera czy mógłby „wypożyczyć” jednego z swoich oficerów, aby ten szkolił ich kadrę oficerską w prowadzeniu wojny z użyciem czołgów, w czym oni nie mieli doświadczenia. Wybór padł na mnie i moją brygadę. Na początku września przybyłem do Budapesztu i od razu przystąpiłem do pracy.

    [​IMG]

    -Od, czego zacząłeś? – Zapytał Marek przekręcając kartkę w zeszycie.
    -Od poznania tego kraju. Jak tylko przybyłem do stolicy zapoznałem się z stanem gospodarczym kraju oraz możliwościami węgierskiego przemysłu. Oczywiście nie robiłem tego sam tylko z pomagającymi mi przemysłowcami.
    -Ale, po co ci to dziadku było potrzebne?
    -Chciałem wiedzieć czy mają oni możliwości na formowanie całych dywizji pancernych czy może zaledwie brygad. To wbrew pozorom ważne w przygotowywaniu planu szkolenia.
    -Ale, po co?
    -Po to, że jak ich przemysł nie byłby w stanie wyprodukować odpowiedniej liczby czołgów, części zamiennych i innych potrzebnych elementów, aby utworzyć a potem utrzymać dywizje pancerną to, po co mam szkolić generałów w ich używaniu jak i tak najwięcej czołgów ile będą w stanie wykorzysta, to brygada.
    -No dobrze już rozumiem.- Odpowiedział Marek, choć i tak uważał, że dziadek coś kręci.

    [​IMG]

    -A potem, co zrobiłeś? – Zapytał Marek przekręcając kartkę w zeszycie.
    -Najpierw, jak porządny oficer zapoznałem się z składem i wyposażeniem armii węgierskiej. Musze przyznać, że to, co zastałem przeraziło mnie. Ich armia była w iście muzealnym stanie. Praktycznie wszystkie jednostki poza reprezentacyjnymi używały sprzętu jeszcze z okresu I Wojny Światowej.
    - I co z tym zrobiłeś.
    - Ja? Nic, co miałem zrobić. To był oddzielny kraj i ja nie mogłem ingerować w jego politykę, ale do dziś pamiętam reakcję jednego z węgierskich oficerów, który zauważył moje politowanie nad jego żołnierzami.
    -Co powiedział? – Zapytał zaciekawiony chłopak.
    -Powiedział: „Wiem, że ustępują oni twoim, ale są godni walczenia u waszego boku, zwłaszcza ze rozpoczęliśmy projekt modernizacji.”
    -A ty, co mu na to odpowiedziałeś?
    -„Również uważam ich za godnych walki obok żołnierzy Wehrmachtu i cieszę się, że rozpoczęliście projekt modernizacji.” Co miałem powiedzieć? „Moim zdaniem oni nadają się jedynie jako mięso armatnie.” Byłem u nich gościem i wszelkie nie poprawne zachowania mogły popsuć stosunki pomiędzy oboma krajami. W pewnym sensie na mnie spoczywała odpowiedzialność za zbliżenie się obu państw do siebie.

    [​IMG]

    -No nieźle dziadku. A czym się zająłeś potem. Po zorientowaniu się w składzie armii.
    -Zapoznałem się z żądaniami Węgier wobec innych państw. Szczerze mówiąc nie przypuszczałem, że rząd w Budapeszcie żąda od każdego praktycznie sąsiada jakichś ziem utraconych po I Wojnie Światowej. Od samej Czechosłowacji chcieli odzyskać całą Słowację. Wtedy zrozumiałem, po co jest im potrzebna wykwalifikowana kadra oficerska umiejąca dowodzić czołgami. Chcieli oni tak jak i Rzesza odegrać się na każdym, kto zabrał im coś po Traktacie Wersalskim.

    [​IMG]

    -Ja cię. Nie no, Węgry miały olbrzymie plany.
    -No i ja miałem im w nich pomóc.
    -A jak ci z tym szło.
    -Na początku trochę opornie, bo mogłem polegać tylko na swoich czołgach i przestarzałej piechocie węgierskiej. Sytuacja trochę się zmieniła w listopadzie, 1938 kiedy został zmobilizowana pierwsza węgierska dywizja piechoty z nowoczesnym jak na ten kraj wyposażeniem. Została ona skierowana do Pecs gdzie miała stacjonować i w razie wojny z Jugosławią stanowić zaporę w drodze wojsk Jugosławii na Budapeszt. Od razu przeniosłem tam moje ośrodki szkoleniowe, aby móc współpracować z jej dowódcą.

    [​IMG]

    -A on chciał z tobą współpracować?
    -Nie miał wyboru. Miałem specjalne upoważnienie od szefa węgierskiego sztabu, dzięki któremu wszyscy napotkani przeze mnie dowódcy węgierskiej armii mieli mi pomagać.


    Jak rozwijała się współpraca dziadka z węgierskimi oficerami??

    ==========================================================================
    I jak wam się podoba ten odcinek? Nie może dużo tekstu, ale to, dlatego że wciąż jest pokój sytuacja zmieni się z momentem rozpoczęcia wojny. Mam nadzieje że tym razem nie ma dużo błędów, poniewaz napisałem to w openoffice potem przeniosłem do worda a na końcu jeszcze przed wstawieniem sprawdzałem dwa razy. :)
     
  3. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek II
    Bierzemy to, co nasze.
    Styczeń-Maj 1939

    -To jak się układała twoja współpraca z tym generałem.
    -Nieźle, choć muszę przyznać, że bardzo sceptycznie podchodził do wszystkich treningów, ćwiczeń i manewrów, jakie przeprowadzałem.
    -Dlaczego?
    -Nie mam pojęcia. Zawsze starał się udowodnić mi, że jest lepszym dowódcą niż ja. Co gorsza nic nie mogłem zrobić bo jak wspominałem miał najlepiej uzbrojoną dywizje w całej armii węgierskiej. Sytuacja zmieniła się dopiero pod koniec stycznia.
    -Co się stało?
    -Zmodernizowano kolejne dwie dywizje piechoty i to stacjonujące w Budapeszcie. Od razu przeniosłem soją „szkółkę” do stolicy. Takie ciągłe wędrówki mogą się wydąć dziwne, ale wbrew pozorom kolejna przeprowadzka do Budapesztu opłacała się nam z kilku względów.
    -Na przykład?
    -Stolica zawsze jest najlepiej przygotowana do obrony, więc znajdowało się w niej wszystko, czego potrzebowałem do dalszych szkoleń.
    -I tylko ciągle ganiałeś ich po tych poligonach i nic więcej?- Zapytał od niechcenia Marek.
    -Tak, ale tylko do połowy lutego. Wtedy pewnego dnia przybył do mojej kwatery węgierski szef sztabu i oznajmił mi, że Węgry porzuciły stosowane do tej pory doktryny i są w pełni otwarty na koncepcję szybkiej wojny. Oznaczało to, że spoczął na mnie obowiązek przystosowania niemieckich doktryn do węgierskich możliwości. Napisałem specjalny list do szefa sztabu w Niemczech z prośbą o przesłanie mi planów i koncepcji naszych doktryn, ale w odpowiedzi przeczytałem ze Niemieckie doktryny to nie cukierki, aby je rozdawać na prawo i lewo.
    -I, co zrobiłeś.
    -Bazowałem na całym moim doświadczeniu i umiejętnościach aż do marca. Wtedy właśnie III Rzesza razem z Węgrami weszły w sojusz i podzieliły Czechosłowację miedzy siebie.

    [​IMG]

    -Co to zmieniło w twojej sytuacji?
    -To, że Niemcy od razu podesłały swojemu sojusznikowi część planów technologii, co miało zbliżyć poziom jednej armii do drugiej. Moje apele do Szefa sztabu węgierskiego oraz niemieckiego dodatkowo skończyły się zawarciem umowy pomiędzy oboma krajami, dzięki której pozyskałem plany niemieckiej doktryny opierającej się na mobilności oddziałów.

    [​IMG]

    -A jak ci szło „nauczanie”?
    -Dobrze. Powiedziałbym, że wręcz bardzo dobrze. Węgierscy generałowie szybko kojarzyli fakty i czasami zaskakiwali mnie.
    -Tak?
    -Tak. Kiedyś na jednym z wykładów tłumaczyłem jak przeprowadzić natarcie na siły nieprzyjaciela znajdujące się za rzeką, gdy nagle jeden z oficerów wstał i zapytał mnie czy nie lepiej byłoby przeprowadzić atak tędy a tamtędy. W pierwszej chwili byłem zbity z tropu, potem spojrzałem na mapę i miał rację. Zwróciłem się do jego przełożonych o nadanie mu jakiegoś odznaczenia lub awansowanie go.
    -I, co dostał?
    -Tak, dostał medal.

    -To spoko. Mam jeszcze pytanie dotyczące wojska węgierskiego.
    -Pytaj.
    -Jak Węgrom szło modernizowanie armii.
    -Musze przyznać, że nadzwyczaj sprawnie. Szybko wyposażyli dywizje w nowy sprzęt a wspomniany już przez mnie generał dostał nowo utworzoną brygadę jego ukochanej artylerii. Sformowali oni również kolejną dywizje piechoty oraz dzięki planom z Niemiec opracowali nowy sprzęt dla swoich jednostek a co za tym idzie rozpoczęli kolejny projekt modernizacji swoich sił.
    -No nieźle zmodernizowali armię po to, aby znów ją modernizować.
    -Może i to głupie, ale ważne, że ich armia zaczęła przypominać przynajmniej wyposażeniem naszą.

    [​IMG]

    -Zaraz, zaraz. Powiedziałeś, że dzięki planom Niemiec opracowali nowy sprzęt?
    -Tak, co w tym dziwnego. Węgry tak jak ci już wspominałem dostały od Rzeszy sporo planów no, więc dlaczego mieliby ich nie wykorzystać?
    -Nie no trochę mnie to zaskoczyło.
    -To była zwykły handel z tą różnicą, że Rzesza nie oczekiwała nic w zamian.
    -Nie, no spoko zrozumiałem.
    -Na pewno. –Dziadek spojrzał na wnuczka i lekko się uśmiechną.
    -Tak, tak, tak. Opowiedz lepiej, co oni tam opracowali.
    -A, bo ja wiem. Z tego, co mi się wydaje to zostałem poinformowany o ukończeniu prac na trzema projektami: piechotą, kawalerią i coś z przemysłu, ale co mnie to obchodzi.

    [​IMG]

    ===============
    I jak się podoba? Czekam na opinie, komentarze i inne wasze wypowiedzi
     
  4. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek III
    Ostatnia prosta
    Maj-Sierpień 1939


    - Dziadku a czy mógłbyś mi coś więcej opowiedzieć o zajęciu Słowacji, bo opowiedziałeś mi o tym tak jakbyś po prostu podjechał swoimi czołgami do szlabanu granicznego a stojący tam strażnik sprawdził ci po prostu dokumenty i przepuścił a na pytanie czy tę droga dostaniesz się do Bratysławy odpowiedział: „Tak tylko za jakieś 10 kilometrów musi pan skręcić w prawo a by ominąć roboty drogowe.” Czy mam rozumieć, że tak było?
    -Pewnie, że nie. Jak chcesz dokładniejszych wyjaśnień to mów w miarę możliwości będę ci opowiadał. Co do zajęcia Słowacji było to mniej więcej tak…

    …Dobra granicę przekroczymy w tym miejscu – wskazałem leśny trakt powstały w czasie wycinki lasów.- Noc jest naszym sprzymierzeńcem, więc im większy dystans pokonamy pod jej osłoną tym lepsza będzie nasza sytuacja rano. – Jeszcze raz wskazałem leśną dróżkę i przesuwając po niej palcem wskazałem chatkę leśniczego. Wtedy padło pytanie jednego z oficerów.
    -Co zrobimy z leśniczym? Nie możemy go tek pozostawić, bo zawiadomi policję ta wojsko i wszystko się wyda.
    –Tak wiem, dlatego gdy będziemy gdzieś w tej okolicy- wskazałem punkt jakieś 800 metrów od chatki.- Zatrzymamy się i do akcji pójdzie pluton piechoty uciszą leśniczego i po problemie. Kiedy tylko wykonają zadanie dadzą nam znać i ruszymy dalej zgarniając ich po drodze. Wszystko jasne?
    -A, jeżeli napotkamy siły wroga?
    -Wywiad donosi, że nie ma w tym rejonie nikogo dopiero w Bratysławie są jakieś dywizje a do miasta jest trochę drogi, więc spokojnie.
    Wieczorem wszyscy byli na swoich pozycjach i o godzinie 19:00 ruszyliśmy wyznaczoną przez mnie trasą. Wszystko szło jak po maśle do momentu, kiedy dostaliśmy meldunek od wysłanej piechoty: „Zadanie wykonane. Mamy rannego.” Był on krótki, ale wystarczył, aby popsuć nam humory. Wydałem rozkaz do dalszej drogi i zacząłem się zastanawiać, co się tam mogło stać. Gdy dotarliśmy do chatki zaskoczyłem z mojego wozu i spojrzałem na domek. Był bardzo ładny. Zbudowany z dębowych bali z pół piętrem i werandą. Miał pięknie zdobione poręcze na schodkach, widać było, że to jakaś doświadczona ręka robiła. Drzwi wykonano równie starannie a zdobiona klamka nadawała im wdzięku. Pięknie wyglądał ten domek musiało się w nim bardzo przyjemnie mieszkać.

    -Dziadku ty mi nie mów o jakiejś leśniczówce tylko o tym jak do tego doszło, że jeden z twoich żołnierzy został ranny.
    -Tak, tak już mówię. Czekaj, na czym to ja skończyłem a tak…

    …Zeskoczyłem z wozu i ruszyłem do drzwi. Gdy je otworzyłem, zobaczyłem jednego z moich żołnierzy siedzącego w fotelu i trzymającego dłoń na ramieniu. Przed nim przodem do ściany z kneblem w ustach klęczał mężczyzna jak się potem okazało leśniczy oraz kobieta i dwoje dzieci. Szybko zapytałem:
    -Co tu się stało?
    -Kiedy weszliśmy do budynku on do nas strzelił.-Żołnierz wskazał leśniczego.
    -Mówiliście mu coś?
    -Nic. Dostał kolbą w potem go zakneblowaliśmy następnie przeszukaliśmy dom i opatrzyliśmy rannego.
    -Rana jest poważna?
    -Nie. –Odpowiedział ranny.
    Nie zwracając uwagi na rannego powtórzyłem pytanie do stojącego przed mną żołnierza.

    -Rana jest poważna?
    -Tak jak powiedział, nie jest. Praktycznie to tylko draśnięcie. Niedługo powinien wrócić do pełni sił.
    Bardzo dobrze. Bardzo dobrze. – Powiedziałem w lekkim zamyśleniu. – Dobrze, wy trzej zostajecie razem z rannym i tym pseudo komandosem- wskazałem na żołnierzy stojących obok rannego i leśniczego z rodziną. – Reszta na pojazdy i jedziemy dalej. Jak tylko zakończy się cała operacja przyślemy po was transport.– Rzuciłem na odchodne piechurom zostającym w domku i zamknąłem drzwi.
    Trzy minuty później ruszyliśmy dalej. Nad ranem byliśmy już jakieś dwadzieścia pięć kilometrów od Bratysławy. Zatrzymałem nasz pochód i zwołałem oficerów.
    -Dobra panowie jesteśmy już prawie na miejscu. Za ile dowlecze się węgierska piechota?
    -Z tego, co mówili to za jakieś trzy i pół do czterech godzin.
    -Za długo. Musimy ryzykować.

    -Chce pan zaatakować na miasto.
    -A, co w tym dziwnego.
    -Nie no nic poza tym, że nasze czołgi mogą sobie nie poradzić w trudnym terenie zurbanizowanym.
    -Spokojnie. Przecież my nie uczestniczymy w wojnie. My wkraczamy na tereny, które Węgry dostały w ramach porozumień dyplomatycznych, więc Czechosłowacy nie powinni stawiać oporu.
    -A, jeśli?
    -To wtedy będziemy kombinować i czekać na Węgrów.
    -Dobrze, więc co mamy robić?
    -Tak jak mówiłem wjeżdżamy do miasta tędy, tędy i tędy. W razie jakiegoś oporu z strony czechosłowackiej wycofujcie się, ale bez paniki. Zrozumiano?

    -Tak jest.
    -Wykonać.
    Dwie godziny później burmistrz miasta uznał Węgrów za zwierzchników a stacjonujący w mieście garnizon podał się. To by było wszystko z moich działań w procesie odzyskiwania przez Węgrów ziem utraconych po I Wojnie Światowej na rzecz Czechosłowacji.

    -Wszystko?
    -Tak, jak chcesz to mogę dać ci jeszcze zdjęcie piechoty węgierskiej, jaka nam towarzyszyła.
    -O to może się przydać na historię. Dzięki.


    [​IMG]


    -Mimo to nie mogę uwierzyć, że tak łatwo ci poszło. Tam prawie nic się nie działo.
    -Spokojnie dziać to się dopiero będzie, ale o tym później.
    -Opowiadaj teraz.- Mówią ożywiony Marek.
    -Poczekaj. Co ty taki w gorącej wodzie kąpany?
    -Ok., Dajesz dziadku, co tam się działo dalej?
    -Kiedy Słowacja została wcielona do Węgier. Rząd węgierski obawiał się, że miejscowa ludności może zacząć się organizować w grupy partyzanckie, dlatego też postanowił dać Słowakom dużą swobodę.
    -Na przykład? – Marek przekręcił kolejną stronę w zeszycie.
    -Język słowacki uznano za język urzędowy na terenach Słowacji, ludzie mogli się nim też posługiwać normalnie na ulicach, w urzędach i różnych innych instytucjach a co chyba najważniejsze Słowaków nadano pełne obywatelstwo, przez co nie mieli większych powodów do przeprowadzania działań sabotażowych. Jedyne, czego od nich wymagano to informowanie odpowiednich służb o pobycie Cyganów, których Węgrzy chcieli uczynić swoimi niewolnikami.
    -Naprawdę?
    -Tak. Słowacy można powiedzieć, że przystali na takie warunki i już nie długo po wkroczeniu Węgrów zaczęli donosić na Cyganów ukrywających się w miastach i wsiach. W sierpniu Węgrzy przeprowadzili pierwszą wywózkę do fabryk zbrojeniowych.


    [​IMG]


    -Ale czy tak można?
    -Wtedy można było i szczerze mówiąc nie dziwie się Węgrom, że tak zrobili. Była to końcu tania siła robocza, która mogła zająć miejsce mężczyzn, wcielanych do wojska.
    -A, co ty dziadku robiłeś po udziale w zajęciu Czechosłowacji.
    -Ja? Wróciłem do Budapesztu. To piękne miasto. Z dużą ilością zabytków, z wąskimi uliczkami i pięknymi kamieniczkami. Czy ty wiesz, że niektóre były wybudowane jeszcze przed 1870.
    -Dziadku, znów odpływasz i zaczynasz mówić nie na temat.
    -A tak, tak. No, więc jak tylko wróciłem do Budapesztu kontynuowałem prace nad doktryną kładącą szczególny nacisk na mobilności wojsk. Pod koniec maja do mojego gabinetu przyszedł adiutant…

    …puk,puk
    -Proszę.-Podniosłem wzrok znad dokumentów, które właśnie analizowałem.
    -Panie generale. Melduję, że Węgrzy prosili, aby powiadomić pana, że ukończyli właśnie prace nad częściowym zmotoryzowaniem swoich oddziałów kawalerii.
    -Ale przecie z tego, co wiem oni nie mają kawalerii.
    -Tak jest panie generale. Chcieli tylko poinformować pana o tym fakcie, bo nie wiedzieli czy nie byłoby to panu potrzebne przy pracach nad nowym sposobem walk.
    -Ale jak mi to może pomóc skoro oni nie mają nawet pułku.
    -Tak wiem, poinformowali mnie o tym i prosili abym przekazał, że jeżeli w pana planach jest używanie kawalerii to postarają się oni zmobilizować kilka oddziałów, aby można było nowe plany wprowadzić w życie.
    -Przekaż, że będę miał to na uwadze.
    -Tak jest panie generale.
    -A i przekaż, że za dwa tygodnie chciałbym przedstawić im ostateczną wersję nowej doktryny, na której im tak zależało.
    -Tak jest panie generale.


    [​IMG]

    Dwa tygodnie później po zapoznaniu węgierskiego sztabu z moją koncepcją zaproponowałem zorganizowanie wielkich manewrów, w których można by było przetestować cały plan. Pomysł został zaakceptowany z wielkim entuzjazmem i już trzy dni później jechałem w mojej limuzynie w stronę największego węgierskiego poligonu. Przed bramą zatrzymał mnie wartownik, po okazaniu mu dokumentów zasalutował i podniósł szlaban. Wjechałem na drogę porośniętą po obu stronach gęstym lasem. Teren ten bardziej przypominał jakiś ogrodzony las niż poligon do momentu, gdy skręciłem skleciłem w prawo i po przejechaniu jakichś 800 metrów zatrzymałem się przed następną bramą. Tam po ponownym skontrolowaniu dokumentów wjechałem na teren w pełni wyposażonego miejsca ćwiczeń. Przywitali mnie sami najważniejsi sztabowcy węgierscy i zaprosili na kieliszek czegoś mocniejszego. Pół godziny później wszyscy siedzieliśmy w schronie a ja przez lornetkę podziwiałem jak węgierska piechota współpracując z moimi czołgami świetnie wykonuje podstawowe założenia nowej doktryny. Po całym dniu obserwowania zmagań żołnierzy na wyimaginowanym polu walki poczułem się lekko zmęczony i wsiadając do limuzyny myślałem już tylko o kąpieli i pójściu spać.
    -Czy mogę się z panem zabrać? - Wytrąciło mnie z letargu. Obróciłem głowę i zobaczyłem szefa sztabu węgierskiego.
    -Oczywiście. –Odpowiedziałem.
    -Świetnie się pan spisał z tą nową doktryną. To przełomowe dzień w historii węgierskich sił zbrojnych.
    -Dziękuję. –Odpowiedziałem i klepnąłem lekko w ramie mojego szofera, co było znakiem, aby ruszył.
    -Mam do pana pytanie a zarazem wielką prośbę.
    -Słucham?
    -Czy nie zechciałby pan dalej pracować dla Węgier, aby nasza armia była jeszcze bardziej skuteczna w działaniu.
    -Osobiście chętnie. Macie tu inteligentną kadrę oficerską i szybko się uczących żołnierzy, ale nie od manie to zależy czy będę mógł tu zostać. Ostateczną decyzję musi podjąć moje dowództwo.
    -Rozumiem, ale czy jeżeli ono wyraziłoby zgodę to czy zostałby pan.
    -Jeżeli by się zgodziło to tak. Nie ma żadnego problemu.
    Resztę drogi rozmawialiśmy o mijanym przez nas krajobrazie, pogodzie i postępach w szkoleniu armii. Gdy dotarliśmy do siedzibę szefa sztabu pożegnałem się z nim i wróciłem do siebie. Zacząłem się zastanawiać czy już się pakować czy może jeszcze poczekać, gdy zadzwonił telefon. Była już dość późna pora jak na telefony a mi się już nie chciało z nikim mówić, więc byłem trochę zniesmaczony, ale odebrałem.

    -Słucham.
    -Witam to znów ja. –Po głosi poznałem, że to szef sztabu, z którym rozmawiałem jakieś pół godziny wcześniej.
    -Tak?
    -Przepraszam za taką porę, ale czy nie zechciałby pan wybrać się z naszą delegacją do Berlina?
    -W, jakim celu?
    -Nasi dyplomaci będą podpisywać ważne dla obu krajów porozumienia a pan mógłby osobiście porozmawiać z swoimi przełożonymi w sprawie dalszego pobytu u nas.
    -To interesująca propozycją, ale czy odpowiedź mogę dać jutro.
    -Oczywiście. Do widzenia.
    Poszedłem spać a rano zacząłem się zastanawiać, co zrobić. Przy śniadaniu, jakie jadłem z moim adiutantem i kilkoma sztabowcami postanowiłem jechać. Poinformowałem ich o tym, że nasz pobyt tutaj może się przedłużyć, na co oni zareagowali z należytym oficerowi dystansem.
    Okazało się, że delegacja leci jeszcze tego samego dnia, więc musiałem się zbierać. Spakowałem najważniejsze rzeczy i ruszyłem na lotnisko. Tam zastałem wszystkich dyplomatów oraz ku mojemu zaskoczeniu szefa sztabu.
    -Witam pana. –Powiedział zapraszając mnie ręką do samolotu.
    -Pan tutaj?
    -Pomyślałem, że mogę się przydać przy negocjacjach w sprawie sprzętu a jak nie to przynajmniej pozwiedzam tą waszą stolicę.
    -Na pewno będzie miał pan, co robić. – Odpowiedziałem lekko zdziwiony jego obecnością.
    Dwadzieścia minut później byliśmy już w powietrzu. Nie przepadam za latanie, dlatego kiedy wylądowaliśmy poczułem ulgę, że jesteśmy już na ziemi. Na miejscu czekała na nas delegacja. Wszystkie znane mi osoby z Hitlerem na czele. Wreszcie mogłem go zobaczyć na żywo i nawet uścisnąć mu rękę.
    Cały nasz pobyt w Niemczech trwał trzy dni. W tym czasie rozmawiałem z szefem niemieckiego sztabu, dowódcą wojsk lądowych i kilkoma innymi osobistościami w naszej armii. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że skoro są postępy to należy kontynuować projekt, jako że Węgrzy są naszymi sojusznikami. W rozmowie z dowódcą wojsk lądowych poruszyłem temat planów doktryn. Powiedział, że będzie rozmawiał na ten temat w czasie najbliższej rozmowy z Hitlerem i innymi odpowiedzialnymi za tak ważne sprawy osobami. Usatysfakcjonowała mnie te odpowiedź i po otrzymaniu zgody od naczelnego dowództwa na przedłużenie mojego pobytu miałem wreszcie wolne.
    W drodze powrotnej czytałem jedną z zakupionych w Berlinie książek, gdy ku memu zaskoczeniu naprzeciwko mnie usiadł jeden z węgierskich posłów.
    -Przepraszam, czy mogę zamienić z panem słówko? – Zapytał bardzo grzecznie, wręcz powiedziałbym, że z lekkim strachem w głosie.

    -Słucham.- Zamknąłem książkę zaznaczając, na której stronie skończyłem.
    -W czasie negocjacji z waszym ministrem spraw zagranicznych i dowódcą wojsk lądowych oraz szefem sztabu została nam złożona propozycja odsprzedania nam planów jednej z waszych doktryn.
    -Tak? Jakiej?
    -Nie bardzo się na tym znam. Proszę – wręczył mi teczkę pełną dokumentów- przekazuję ją panu zgodnie z wolą szefa naszego rządu oraz proszę, aby jak tylko dolecimy rozpoczął pan prace nad jej przystosowaniem do naszych warunków.
    Wstał i przesiadł się o kilka miejsc do przodu. Rozwiązałem supełek zamykający teczkę i pobieżnie zapoznałem się z zawartością pierwszej strony oraz kilku następnych. Była to doktryna kładąca szczególny nacisk na atak jednostek przednich

    -Czyli? –Zapytał Marek wyglądający na lekko zbitego z tropu
    -Czyli takich, co się znajdują z przodu – Dziadek uśmiechnął się – wprowadzał ona między innymi taką jednostkę taktyczną jak pluton oraz jak większość naszych doktryn kładła nacisk na mobilność oraz inicjatywę niższych rangą oficerów.
    -Ok. Opowiadaj dalej. –Skomentował krótko Marek.

    [​IMG]

    -Na, czym to skończyłem, a tak …

    … Byłem zadowolony i pełen podziwu dla nich, że udało im się to wynegocjować. Przeczytałem jeszcze kilka linijek, zamknąłem teczkę i wróciłem do lektury.
    Gdy tylko dotarłem do mojej rezydencji znajdującej się na obrzeżasz Budapesztu przywitał mnie mój wierny adiutant.
    -Witam pana, panie generale jak udała się podróż.
    -A powiem ci, że bardzo dobrze. Zwołaj natychmiast do mnie dowódców poszczególnych pododdziałów.
    -Tak jest.
    -Powiedz, że mam bardzo interesujące materiały do omówienia.
    -Tak jest. – Już miał odchodzić, gdy go zawołałem.
    -Ej Gerard, trzymaj. – I kiedy się odwrócił, rzuciłem mu jedną z książek, które kupiłem.
    -Dziękuje panie generale. – Uśmiechnął się i ruszył wykonywać swoje obowiązki.

    -Dlaczego dałeś mu książkę?
    -A, dlaczego nie? Wiernie mi służył przez cały ten czas i z tego, co wiem lubił czytać, zwłaszcza kryminały a kupując sobie książki w jednej z księgarni zobaczyłem, że właśnie wydali jakąś nową powieść. Pomyślałem, że jak mu się nie spodoba i jej nie przeczyta to ja ją od niego pożyczę „bezzwrotnie” i sobie przeczytam. – Dziadek uśmiechnął się.
    -I, co dalej?- Zapytał Marek dając ewidentnie do zrozumienia, że to go nie interesuje i chce przejść dalej.
    -Dalej są ciasteczka. – Rozległ się głos babci wnoszącej na tacy dzbanek kompotu, dwie szklanki i miskę pełną pysznych amoniaczków, które Marek razem z dziadkiem uwielbiali.
    -Dzię-ku-je-my! – Odpowiedzieli jak wychowankowie przedszkola z wielkimi uśmiechami na twarzach.
    -Jak dzieci, jak dzieci. – Babcia postawiła tacę na stoliku, na którym Marek pisał odeszła rozweselona zachowaniem „jej przedszkolaków”.
    Po zjedzeniu kilku ciasteczek i łyku kompotu dziadek kontynuował.
    -Tak jak mówiłem wezwałem wszystkich moich pododdziałów, którzy tak samo jak znali się na wprowadzaniu naszych doktryn w życie…


    -Witam panów.
    -Dzień dobry panie generale. Jak się udała podróż?
    -Bardzo dobrze. Mam dla panów dwie wiadomości, dobrą i mam nadzieje, że dobrą. Od której zacząć.
    -To może od tej może dobrej. Odpowiedział jeden z oficerów.
    -Proszę się nie pakować zostajemy tu i to na długo.
    -A ta druga?
    -W związku z naszym pobytem tutaj naczelne dowództwo zgodziło się odsprzedać Węgrom kolejne plany naszych doktryn.
    -To, co przystępujemy znowu do roboty papierkowej.
    -Dokładnie. Liczę, że mi pomożecie i w miarę szybko będziemy mogli ją przedstawić Węgrom. Szybko to nie znaczy po łebkach macie to zrobić jak prawdziwi profesjonaliści a nie jak jakieś patałachy. Zrozumiano?
    -Tak jest panie generale.
    -Dobrze w takim razie proszę o to plany i bierzemy się do pracy.

    -Tak rozpoczęliśmy pracy na kolejną doktryną dla Węgrów.
    -No to nieźle…
    -Czekaj zapomniałbym ci opowiedzieć o ważnym wydarzeniu. –Dziadek przerwał Markowi w połowie zdania.
    -No to mów, słucham.
    -Otóż gdzieś tak w połowie lipca zadzwonił do mnie dowódca węgierskich sił lądowych z dość zaskakującą informacją.

    -Dzień dobry Henrik Werth z tej strony.
    -Dzień dobry.
    -Chciałem poprosić pana do mnie do sztabu jak najszybciej.
    -Czy coś stało?
    -Można tak powiedzieć.
    -Dobrze będę za 45min.
    -Zatem czekam. Do widzenia.
    -Do widzenia.
    Po tej krótkiej rozmowie wyszykowałem się i zadzwoniłem po mojego szofera, który stawił się 5min po rozmowie. Kiedy jechałem do dowódcy węgierskiego rozmyślałem, o co może chodzić? W głowie miałem mętlik. Różne rzeczy przychodziły mi na myśl, od krytyki mojej ostatniej doktryny po przestępstwo popełnione przez jednego z moich czołgistów, co szczerze mówiąc wydawało mi się mało prawdopodobne. Gdy dotarłem na miejsce i stanąłem przed drzwiami gabinetu Henrik Werth wziąłem głęboki oddech i pomyślałem, że jakby, co to i tak odpowiadam przed moim dowództwem a nie przed ich i otworzyłem drzwi. Zobaczyłem sporą część generalicji naszego sojusznik oraz kilku nieznanych mi mężczyzn.
    -Witam pana. Widzę, że jest pan punktualny aż do przesady. - Uśmiechnął się szef sił lądowych. – Mam przyjemność przedstawić panu naszych ekspertów od spraw napędu, uzbrojenia oraz innych elementów związanych z pracą i niezawodnością maszyn, jakie znajdują się bądź będą się znajdować w naszej armii.
    -Miło mi panów poznać.
    – Nie będę ci wymienił wszystkich nazwisk, bo to i tak ci się do niczego nie przyda. A więc tak jak mówiłem. Ale, w jakiej sprawie ja zastałem wezwany.
    -Otóż dostaliśmy propozycję zakupu od jednego chłopa czechosłowackich planów. Zapłaciliśmy mu i oto te plany czy mógłby pan jako doświadczony czołgista wyrazić swoją opinię, co do nich.
    -Oczywiście, ale ja raczej się na tym nie znam tak dobrze jak panowie, więc proszę nie traktować jej wiążąco. Dobrze?
    -Dobrze.
    -A, zatem co my tu mamy? – Podszedłem do stolika i zacząłem czytać plany. Po chwili zastanowienia wydałem werdykt. – To są bardzo konkretne lany i bardzo konkretnego projektu. Praktycznie pozostaje tylko zbudować prototyp i rozpocząć testy. Ja bez rozpoczął to wszystko od razu.
    -Dziękujemy jest pan wolny. Powiedział dowódca wojsk lądowych.
    -Do widzenia.
    -Do widzenia.

    -Trzy dni później Węgrzy rozpoczęli prace nad znaleźnym projektem czołgu.
    -Ale mieli farta z tymi planami. –Krótko skomentował Marek pochłaniając kolejnego amoniaczka.


    [​IMG]


    ============================================================
    To jest jak do tej pory najdłuższy odcinek w historii moich dwóch AARów. Mam nadzieje że się podoba zwłaszcza że jedną trzecią pisałem z złamaną ręką. Proszę was o wytykanie błędów a dla osób, które myślały że ten AAR w przeciwieństwie do poprzedniego umarł bardzo szybko informuję że i ten postaram się ukończyć:D
     
  5. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek IV
    Przygotowania do chwili prawdy
    Sierpień 1939


    -Mieli, mieli, ale to był już sierpień, 1939 czyli ostatni dzwonek przed wybuchem wojny.
    Marek dał dziadkowi znak ręka, aby kontynuował samemu pijąc kolejny kubek kompotu, aby poradzić sobie z zalegającymi w ustach resztkami ciasteczek.
    - No, więc jak już wiesz mocarstwa zachodnie pozwalały Niemcom na coraz to kolejne żądania terytorialne. A to Rzesza zajęła Austrię, a to razem z Węgrami Czechosłowację, a to znów Kłajpedę i tak byłoby bez końca gdyby nie Polska. Otóż Alianci obawiając się, że Polska gotowa jest wejść w sojusz z Niemcami zaoferowali jej przymierze. Polacy zgodzili się mamieni obietnicą pomocy militarnej w razie ewentualnej wojny, dlatego też Hitler spodziewał się, że mogą oni w przeciwieństwie do innych narodów stawić opór. Wiedział również, że na wszelkie zawirowania i słabości w Europie czyha Stalin z swoją ogromną Armią Czerwoną gotową w każdej chwili ruszyć na zachód. Dlatego też 23 sierpnia 1939 podpisany został pakt o nieagresji pomiędzy III Rzeszą a ZSRR. Oznaczało to, że Niemcy pozbyły się zagrożenia, jakim był Stalin.
    -Ale przecież ten mógł zerwać pakt i jak tylko Niemcy nie będą przygotowane ruszyć swoje dywizje.
    -Owszem, ale to mu się nie opłacało z kilku powodów. Po pierwsze dzięki paktowi, który posiadał tajny protokół dzielący Europę wschodnią na niemiecką i radziecką strefę wpływów mógł on w swoim „rewirze” robić, co chce bez obawy, że Niemcy będą się z tym nie zgadzać bądź rozpoczną działania mające na celu zatrzymanie jego ekspansji. Po drugie oba kraje rozwinęły swoją współprace gospodarczą i każdy coś na tym zyskał a po trzecie podpisanie tego dokumentu pozwoliło na rozpoczęcie współpracy pomiędzy Gestapo i NKWD. Tak, więc jak już wspominałem III Rzesza nie obawiała się już ZSRR. Zagrożeniem pozostała jedynie Francja i Anglia.
    -Z tego mi facetka od historii mówiła to oni nic nie zrobili.
    -Owszem, ale skąd Führer mógł o tym wiedzieć, dlatego też na Linii Zygfryda ciągle stacjonowały dywizje Werhmahtu.
    -Chciałbym kiedyś zobaczyć te umocnienia.
    -Teraz to już chyba nic z nich nie zostało. Wróćmy do tematu. – Dziadek ożywił się, co zainteresowało Marka.
    -Dobrze, ale dlaczego nagle się tak ożywiłeś i szybko chcesz zmienić temat?
    -Po prostu nie chcę zmyślać. Opowiem ci jakieś głupoty, których wcale nie było i będzie problem. Wiesz starość nie radość. Tak, więc, na czym to ja skończyłem? – Dziadek zamyślił się.
    -Dobrze już dobrze opowiadaj. – Marek skitował krótko, przyglądając się pomarszczonej twarzy dziadka i starając się odgadnąć, dlaczego ten tak szybko chciał zmienić temat. – Skończyłeś na tym, że Niemny podpisały pakt z ZSRR i że Hitler nie obawiał się Stalina.
    -A no tak! No, więc jak ci już mówiłem Hitler miał pewne plany, co do Polski. No i nie miał całkowitej pewności, co do reakcji Węgrów na wojnę. Chcą uzyskać od nich zapewnienie, że wywiążą się z sojuszu i w razie jakiejkolwiek wojny wesprą III Rzesze zaprosił do swojej siedziby w Berchtesgaden premiera Węgier, oraz jeszcze kilka osób. Wraz z nimi miałem się udać również ja.
    -A ty dziadku, po co?
    -A ja po to, że jako generał Werhmahtu dostałem rozkaz spotkania się z dowódcą wojsk lądowych i szefem sztabu, którzy również znajdowali się Berchtesgaden.
    -I po cóż mój dziadek, dowódca zaledwie brygady, miał przybyć do siedziby samego Hitlera w tym samym momencie, co delegacja węgierska. Hmm?
    Dziadek lekko zakłopotany odpowiedział:
    -Otóż miałem złożyć raport z postępów mojej misji na Węgrzech oraz poinformować czy moja brygada nie potrzebuje czegoś.
    -Tylko tyle? Przecież mogłeś to wszystko podać telefonicznie a jeżeli było to aż tak tajne to listownie.
    -Tak masz rację, ale przełożonym zależało abym zrobił to osobiście a skoro nadarzyła się okazja zabrania się z Węgrami to skorzystałem.
    -Dziadek ty coś kręcisz. Nie mówisz mi wszystkiego. Chyba chcesz żebym dostał kołka z historii. - Marek wiedział, że dziadkowi na pewno nie zależy na tym, aby on dostał kołka, ale nie miał innego wyboru, jeżeli chciał się dowiedzieć o prawdziwym celu wizyty w Alpach.
    -Dobra powiem ci. – Widać było, że dziadek „walczy” z sobą. Po chwili ciszy powiedział. –Zostałem wezwany w związku planowaną wojna z Polską. Zostały mi przekazane tajne rozkazy.
    -Jakie? –Marek nadstawił ucha.
    -Chodź na strych to coś ci pokażę.
    -Dobra, tylko wezmę kilka amoniaczków.
    -To weź i mi. –Powiedział dziadek zmierzający już na górę.
    -Ok. Nie ma problemu.
    Około 10 minut później…
    Marek razem z dziadkiem patrzyli się na zamknięta szkatułkę.
    -Co to jest.
    -Tu trzymam wszystkie pamiątki z tamtego okresu. A oto i mapa, która chciałem ci pokazać.
    Dziadek wyciągnął starą mapę, ale o dziwo bardzo dobrze zachowaną.


    [​IMG]


    -To oryginalna mapa z sierpnia, 1939 jaką dostałem od przełożonych. Zaznaczono na niej planowane kierunki natarci naszych wojsk o tu, tu i tu. – Dziadek wskazał na mapie kierunki natarcia wojsk znajdujących się na południu. –Oraz tu, tu i tu. – Przejechał delikatnie palcem po północnym odcinku frontu.
    Marek nic nie powiedział, siedział tylko z wytrzeszczonymi oczami i słuchał dziadka.
    -Tak jak mówiłem przyłączyłem się do delegacji węgierskiej, więc …

    …Widziałem, że byli lekko zakłopotani faktem tak nagłej propozycji spotkania się Hitlera z premierem Węgier. Ja i mój stoicki spokój wcale ich nie pocieszał, co wydało mi się już dziwne. Przecież Führer nie planował ich zjeść. Lot był spokojny. Udało mi się nawet zdrzemnąć. Kiedy wylądowaliśmy na miejscu oczekiwał nas sam kanclerz Rzeszy oraz wysocy ranga dowódcy Niemieccy. Po oficjalnym przywitaniu każdy zasiadł w jego limuzynie i ruszyliśmy do rezydencji. Ja jechałem razem z Fedorem von Bockiem głównodowodzącym siłami lądowymi. Było to dla mnie wielkie wyróżnienie.
    -Jak tam minęła panu podróż? – Zapytał mnie generał von Bock.
    -Dobrze, dziękuję. – Odparłem grzecznie. – Muszę przyznać, że chyba znacznie lepiej niż Węgrom, którzy wyglądali na lekko przestraszonych.
    -Naszego Führer boi się cały świat. – Stwierdził Fedor lekko się uśmiechając.
    Rozmowa toczyła się jeszcze jakieś 20 min kiedy to dotarliśmy do celu. Wyszliśmy z limuzyny i udaliśmy się do rezydencji gdzie miała się odbyć część oficjalna wizyty…

    [​IMG]


    -Nie będę ci wszystkiego opisywał, bo szczerze mówiąc nie pamiętam dobrze, więc od razu przejdę do rzeczy.
    …Po zjedzonym posiłku, dyplomaci węgierscy udali się na negocjacje razem z Hitlerem i jeszcze kilkoma osobami do sali obok natomiast ja razem rzeczonym już Fedorem von Bockiem oraz Erichem Höpnerem (dowódca sztabu) do specjalnego pokoju. To właśnie w nim została mi przedstawiona ta mapa.
    -Jak pan zapewne wie – Mówił Erich Höpner- do wojny z Polską dojdzie lada dzień. Hitler właśnie teraz rozmawia z przywódcami Węgier, aby ci przyłączyli się do tej wojny i zaatakowali Polaków, co wzmocniłoby nasze natarcie z południa. Dlatego też mamy dla pana specjalne zadanie.
    -Specjalne? Słucham.-Odpowiedziałem.
    -Jeżeli Węgrzy się zgodzą ruszy pan razem z ich wojskami w kierunku Przemyśla. Jeżeli się nie zgodzą, w co osobiście wątpię skieruje pan swoją brygadę na Kraków.
    -Dobrze.
    -Pana brygada jako jedyna jest wysunięta najdalej na wschód w porównaniu do innych naszych dywizji a co za tym idzie to pana czołgi mają największe szanse na przecięcie drogi wycofującym się oddziałom polskim. Jeżeli zająłby pan tą wieś – Tu Fedor wskazał na mapie małą wioskę a Höpner kontynuował.- Utrudniłby pan wycofanie się żołnierzom wroga.
    -Tak. – Skwitowałem oczekując dalszych instrukcji.
    -Podejrzewamy, że Polacy mogą tędy przewozić również cenny ładunek.
    -Czy mogę się zapytać, co to za ładunek?
    -Tego dokładnie nie wiemy, ale z tego, co donosi wywiad Polakom bardzo zależy, aby nie dostał się w nasze ręce, dlatego też konwój będzie miał silną obstawę.
    -Dobrze, ale czy nie jest za wcześnie, aby to wszystko planować.
    -Nie! Musimy mieć pewność, że wszystko będzie przygotowane w najdrobniejszych szczegółach. Rozumie pan?
    -Tak jest! Zadbam, aby moi ludzie byli przygotowani do tej akcji.
    -Bardzo dobrze. Takiej postawy od pana oczekiwaliśmy. Po zameldowaniu o powodzeniu lub nie misji dostanie pan kolejne rozkazy.
    -Czy mogę o coś jeszcze zapytać?
    -Proszę bardzo, lepiej teraz niż w czasie misji.
    -Czy mamy jakieś konkretniejsze informacje, co do trasy transportu oraz w jakim kierunku będzie on zmierzał.
    -To bardzo dobre pytania.- Stwierdził generał von Bock.- Niestety trasa ewentualnej ewakuacji jest trzymana w ścisłej tajemnicy i nie jesteśmy w stanie jej ustalić, ale z tego, co nam się wydaje zajęcie tej wsi- Tu von Bock ponownie wskazał wieś.- Pozwoli panu na kontrolowanie sytuacji w tym obszarze a co za tym idzie szybką reakcje w razie pojawienia się konwoju. Oczywiście gdybyśmy dostali jakiekolwiek informacji zastaną one panu natychmiast dostarczone.
    -Nie będzie łatwo, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby wykonać to zadanie.
    -Bardzo dobrze. Może pan odejść.

    -Co? To wszystko? –Zapytał lekko rozczarowany Marek.
    -A, czego ty się spodziewałeś? Że dostane miniaturową radiostację i fiolkę z trucizną?
    -No mniej więcej.
    -Wnusiu…
    -Nie mów do mnie tak. Wiesz, że tego nie lubię.
    -Dobrze.- Dziadek uśmiechnął się.- Marku ja byłem Niemieckim generałem a nie tajnym agentem. Mnie nie zrzucali na spadochronie kilometry za linią wroga abym sam zdobył sztab wroga i znajdujące się tam dokumenty. Na oglądałeś się za dużo filmów.
    Marek zrobił minę rozczarowanego i lekko zniechęconego, ale, na co dziadek zareagował śmiechem.
    -W czasie naszej rozmowy Hitler „przekonywał” Węgrów do przyłączenia się do tej wojny, co dla niech jak się okazało było wręcz oczywiste. Wiedzieli, że jeżeli pomogą III Rzeszy to ta pomorze im. Po zakończeniu naszej wizyty, która trwała do późnego wieczora wsiedliśmy do samolotu i ruszyliśmy w drogę powrotną…

    …W pierwszej chwili chciałem usiąść na swoim ulubionym miejscu jednakże znajdował się tam pewna dama.
    -Przepraszam. Kim pani jest i dlaczego zajmuje pani moje miejsce?- Zapytałem jak zwykle grzecznie, ale i stanowczo.
    -Nazywam się Ewa Schneider i jestem nową sekretarkę nie, jakiego generała Heinza Haldera.
    -A to ciekawe, bo jakoś nic mi nie wspominano o nowej sekretarce.
    Spojrzała się na mnie i chyba dopiero wtedy spostrzegła moje pagony.
    -O! Najmocniej pana przepraszam!- Wykrzyknęła aż się węgierscy dyplomaci zainteresowali.
    -Spokojnie nie ma potrzeby tak hałasować.
    -Proszę to pana miejsce. Bardzo przepraszam. Nie wiedziałam.
    -Spokojnie niech pani siedzi. Nie róbmy zamieszania. –Położyłem rękę na jej ramieniu dając do zrozumienia żeby siedziała a sam usiadłem obok.
    -A, więc jest pani moją nową sekretarką?
    -Tak. –Odpowiedziała trochę spięta.
    -A to, dlaczego taka zmiana? Moja poprzednia sekretarka jakoś nie komunikowała mi jakichś zmian.
    -Tak to prawda, ale w czasie pańskiej wizyty u Hitlera, zachorowała.
    -I, co w związku z tym? –Zapytałem dla zasady, choć znałem odpowiedź.
    -No, więc na czas jej choroby zastępuje ją.
    -Mam nadzieje, że będzie nam się dobrze współpracować.
    -Też mam taką nadzieje. Jeszcze raz pana przepraszam. –Odpowiedziała lekko zawstydzona.
    -Nie ma, o czym mówić. Pomyłki się zdarzają. Lepiej taka niż coś poważniejszego. Czy mi się wydaje czy jest pani nadal spięta?
    -Tak, to prawda.
    -A, co ja przed chwila mówiłem oj, bo będę musiał wyciągnąć konsekwencje w związku z nie wykonaniem rozkazu.- Uśmiechnąłem się.
    -Nie to nie dla tego. Boje się latać.
    -To tak jak ja. To jest chyba mój piąty lub szósty lot w życiu i boję się jak za pierwszym razem. No może trochę mniej. Podobno da się przyzwyczaić.
    –Mówiąc szczerze kłamałem. To był mój czwarty lot i bałem się jak za pierwszym razem.
    -Tak pan myśli, panie generale.
    -Tak i proszę nie dodawać ciągle tego generała. Po co wytwarzać sztuczny dystans. Chciałaby pani, abym mówił „-Proszę przygotować dokumenty dotyczące czegoś tam pani sekretarko?”. Chyba nie? Tak, więc proszę w takich rozmowach nie dodawać słówka „generał”.
    -Dobrze, panie gene…
    -Ej, powiedziałem coś tak. Czy muszę rozmawiając z panią dodawać słowa „to rozkaz”? –Uśmiechnąłem się.
    -Nie, oczywiście, że nie.
    –To dobrze.

    -Ty, dziadku, ty ją normalnie wyrywałeś.
    -Co robiłem?
    -No podrywałeś.
    -Aaaa, nie no skąd.
    -Dobra, dobra. Podobała ci się, co? Ładna była?
    -A ty coś się tak ożywiłeś, co? Nie za młody jesteś?
    -No, co normalny jestem tak. A tak poza tym mam już 17 lat. To chyba normalne, że w takim wieku interesuje się dziewczynami zwłaszcza ładnymi. Lepiej mi tu nie praw kazań tylko opowiadaj, jaka była.
    -No muszę przyznać, że bardzo ładna.

    -Skąd pochodzisz? Bo ja z Monachium.
    -Ja? Z Lipska.
    -Byłem tam kiedyś. Niestety bardzo krótko i nie miałem czasu na zwiedzanie.
    -O to musi się tam pan kiedyś wybrać na dłużej. Jeżeli będzie możliwość to chętnie pana oprowadzę po ciekawszych zabytkach.

    -Rozmowa nam tak umilała czas, że a ani się nie obejrzeliśmy a pilot oznajmił, że za 10 minut mamy lądować. Ewę jakby ktoś zahipnotyzował. Siedziała i ani się nie odezwała ani nie poruszyła. Wydało mi się to dziwne, bo o takich reakcjach związanych z strachem nie słyszałem.
    -Czy wszystko dobrze?
    -Boję się?
    -Spokojnie. Będę cały czas obok pani, więc będzie nam raźniej w naszym strachu.
    Dziękuję.- Popatrzyła mi prosto w oczy i uśmiechnęła się.

    -Fajnie się akcja rozwija. Opowiadaj, opowiadaj.
    Chwile później pilot podszedł do lądowania. Lekko uderzył kołami o pas startowy, ale w porównaniu z innymi lądowaniami to było chyba najbardziej delikatne. Pomimo tego Ewa gwałtownie chwyciła mnie za nadgarstek i nie puściła do momentu zatrzymania się samolotu. Gdy się zorientowała, że trzyma mnie za rękę odskoczyła jak oparzona.
    -Oj przepraszam. Nie chciałam.
    -Nic się nie stało. Pomóc pani z bagażami. –Zapytałem widząc jej wielka torbę.
    -Będę wdzięczna.

    -Nie uważałem się w tedy za atletę, ale trzymałem formę, więc nieźle się zdziwiłem, kiedy mając swoje bagaże starałem się podnieść jeszcze bagaż Ewy. W końcu po małej roszadzie walizkami podniosłem wszystko i wyszedłem na zewnątrz. Przed mną szła moja nowa sekretarka. Musze ci powiedzieć, że określenie ładna to mało powiedziane.
    -Opisuj, jestem ciekawy jakąż to piękność niemiecką spotkałeś na swojej drodze.
    -Miała jakiś 1,80m, długie ciemnobrązowe włosy, długie nogi i ładne wcięcie w tali. Tyle mogę ci powiedzieć idąc za nią, co do przodu to cześć byłem w stanie spostrzec już w samolocie resztę przy obserwowałem w samochodzie.- Dziadek wyglądał na dumnego z siebie, że mógł przyjrzeć się z bliska jego nowej sekretarce.
    -E to nieźle się zapowiada. Mów dalej chcę mieć pełen obraz jej wizerunku.
    -Poczekaj coś ty w takiej gorącej wodzie kąpany. Boże, jaka ta dzisiejsza młodzież nie wyżyta. Najpierw podbiegł do mnie mój adiutant, który od razu pomógł mi z bagażami oraz jak to miał w zwyczaju rozpoczął sprawozdawanie z wydarzeń, jakie miały miejsce pod moją nie obecność.

    -Panie generale oficerowie poinformowali mnie, że ukończyli prace nad doktryną jednostek przednich.
    -Już? Przecież dopiero, co zaczęli.
    -Też się zdziwiłem, ale mówili, że plany były na tyle obszerne, że nie musieli wiele zmieniać.
    -No to wspaniale. Umów mnie na jutro z dowódcą sztabu węgierskiego muszę mu przedstawić nasze osiągnięcia.
    -Tak jest panie generale.
    -A oto moja nowa sekretarka, Ewa. Będzie z nami pracować do czasu powrotu poprzedniej sekretarki. Mam nadzieje, że współpraca miedzy wami będzie układać bardzo dobrze.
    -Nie sądzę, aby były jakieś większe problemy.
    -No to bardzo dobrze.
    Następnie wsiedliśmy do mojej limuzyny ja i Ewa z tyłu a mój adiutant obok szofera. To wtedy mogłem się jej lepiej przyjrzeć. Miała piękną owalną twarz, nieduży nos i piękne usta. Oczy miała koloru ciemnobrązowego. Jej czerwona bluzka podkreślała bardzo ładne piersi a spódniczka długie nogi.

    -Dziadku czy ona żyła naprawdę?
    -A, co to za pytanie?
    -Bo opisujesz jakąś piękność, którą nie wiem czy kiedykolwiek widział świat a co najlepsze była Niemką.
    -To nie prawda, że Niemki są brzydki mają po prostu oryginalną urodę. Koniec tematu mojej sekretarki.
    -Dobra, dobra jeszcze do niego wrócimy.- Marek wyraźnie dał do zrozumienia, że będzie wracał do tego wątku.


    [​IMG]


    Następnego dnia udałem się do siedziby szefa sztabu, aby przedstawić wszystko, co ustaliłem razem z moimi podwładnymi. Kiedy wszedłem do biura zobaczyłem, że już ktoś tam jest.
    -Zgadnij kto?
    -Nie wiem. Może jakiś inny generał niemiecki, którego zadaniem miało być zastąpienie ciebie.
    -Nie aż tak źle nie było.

    -Dzień dobry.- Przywitał mnie ten sam generał, który tak sceptycznie podchodził do jednostek mobilnych a z którym musiałem przez jakiś czas współpracować.
    -Dzień dobry.- Odpowiedziałem lekko zbity z tropu.
    -Pan generał przyszedł przedstawić projekt nowej taktyki z użyciem artylerii.- Wyjaśnił mi jego obecność szef sztabu.
    -Tak. Przeprowadziłem wiele testów i gier wojennych. Uważam, że to znacząco podniesie skuteczność naszej artylerii.
    -To ciekawe, bo ja właśnie przyniosłem projekt doktryny ataku jednostek przednich tak jak obiecałem i nie ma w niej nic o nacisku na szkolenie w ostrzale artyleryjskim.
    -Panowie, spokojnie. Przedstawcie mi oba projekty i wybiorę ten lepszy.
    -Proszę bardzo. Taktyka zakłada wprowadzenie czegoś takiego jak ogień pełzający. Artyleria będzie dokładnie i metodycznie ostrzeliwać jakiś obszar cały czas zmieniając kąt ostrzału, przez co szybciej zniszczy wroga na danym obszarze.
    -A pańska?
    -Moja jak łatwo się domyślić kładzie szczególny nacisk na mobilność wojsk. Dzięki jej wprowadzeniu będziecie w stanie zwiększyć zorganizowanie swoich dywizji a co za tym idzie również morale żołnierzy. Przy dobrej polityce gospodarczej i założeniom zawarty w tym projekcie uważam, że jesteście w stanie zmniejszyć koszty produkcji lekkich czołgów nawet o 10%. Dodatkowo w projekcie zawarte są wytyczne jak szkolić oficerów, aby ci chętnie stosowali kontrataki i zasadzki, co muszą obaj panowie przyznać jest ważnym elementem współczesnej wojny.
    -I to wszystko zawarł pan w tej jednej teczce.-Zapytał z ironią „spec od artylerii”
    -Tak. Uważam, że nie należy się w takich sprawach rozpisywać, bo to nie poezja tylko wojsko.
    -Dobrze panowie, spokój. Panie Halder czy nie można by było połączyć obu projektów.
    -Nie.- Odpowiedziałem krótko, aby nie dać im szans na propozycje zmian.
    -No nie wiem. Bardzo długo stosowaliśmy taktyki walk z użyciem artylerii.
    -Ale są one przestarzałe. Era artylerii skończyła się razem z Wielka Wojną.
    -Nie mogę się z panem zgodzić.-Skomentował generał Heszlenyi, bo tak właśnie nazywał się „spec od artylerii”- Artyleria jest powszechnie używana w wszystkich armiach świata nawet w waszym wspaniałym Werhmahcie.
    -Owszem, ale nie kładziemy szczególnego nacisku w rozwijanie taktyk jej stosowania w przeciwieństwie do tego, co pan proponuje.
    -Spokój.-Krzyknął dowódca węgierskiego sztabu.- W życie wprowadzony zostaje plan generała Haldera. Koniec, kropka. Odmaszerować.
    Wychodząc z siedziby szefa sztabu Heszlenyi powiedział mi jeszcze na odchodne:
    -Jeszcze zobaczysz, na co mnie stać Niemiaszku.
    Nie chciałem się wdawać z nim w kolejne dyskusje, więc nic nie odpowiedziałem tylko wsiadłem do samochodu i ruszyłem do swojego pałacyku gdzie mieściła się moja siedziba.


    -Trzy dni przed rozpoczęciem wojny z Polską zostałem poinformowany, że Węgrzy zgodzili się uszanować sojusz z III Rzeszą i w przypadku wojny staną po jej stronie. Jednocześnie dostałem informacje, że Niemcy przekazali Węgrom kolejne plany technologii. Wśród nich znajdował się projekt ciężarówki przystojnej do transportu piechoty oraz sporo rad jak używać i stosować tak mobilne jednostki w walce.

    [​IMG]


    ========================
    Ostatni odcinek przed wojną. Przepraszam, że musieliście tak długo czekać, ale ciężko się pisze z złamana ręką. Z tego też względu może być wiele literówek. Jeżeli jakąś znajdziecie piszcie to będę poprawiał. Mam jeszcze pytanie: Czy chcecie abym kontynuował wątek generał i jego sekretarki? :D
     
  6. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek V
    Pierwszy cel
    Wrzesień 1939


    -31sieprpnia o 20:00 każdy z moich żołnierzy już wiedział, że za kilka godzin przekroczy granice z Polska, co oznacza wojnę. Wydałem oprócz normalnych rozkazów oficerom, specjalną tak jakby odezwę do moich żołnierzy, co miało poprawić ich morale i zwiększyć w nich ducha walki. Miała ona być odczytana wszystkim żołnierzom czy to szeregowym czy to dowódcom.
    -I, co pomogło?
    -Trudno powiedzieć. Mam nadzieje ze tak.
    -A, co w niej zawarłeś?
    -Poczekaj mam ją chyba gdzieś tu.
    Dziadek wyciągnął starą teczkę i ostrożnie zaczął przeglądać znajdujące się w niej dokumenty. W końcu wyciągnął pożółkłą kartkę.
    -Masz przeczytaj sobie.


    [​IMG]

    -No nieźle. Mogę ją sobie wziąć.
    -Nie. Po co ci ona?
    -Pokazałbym w szkole.
    -To tym bardziej nie.
    -Trudno i co było dalej.
    -Dalej? Razem z dowódcami węgierskimi jeszcze raz uzgodniliśmy kierunki natarcia i rozpoczęliśmy „pakowanie się”. W ciągu godziny wszystko było przyszykowane lepiej niż bardzo dobrze. Rozkazałem jeszcze podległem mi dowódcom, aby ci przekazali niżej w hierarchii naszej brygady, że nie życzę sobie żadnych gwałtów, rabunków na własną rękę i mordowania ludności cywilnej. Chciałem, aby moi żołnierze nie uchodzili za jakieś wygłodniałe krwi i złota hieny tylko za żołnierzy. O 22:00 ruszyliśmy w kierunku granicy. Moim pierwszym celem miało być uchwycenie kluczowej drogi, dzięki której większość oddziałów węgierskich mogłaby w miarę szybko i bez większych strat „wlać się” do Polski. Zadanie wykonaliśmy o 23:46 bez żadnych strat. A już pół godziny później dotarli Węgrzy. Co najlepszy wszystkie te działania wykonywaliśmy, mimo że oficjalnie wojna jeszcze nie wybuchał. Dopiero nad ranem świat obiegła wiadomość, że Niemcy wypowiedział wojnę Polsce. Gdy tylko wszystko stał się jasne ruszyłem razem z piechotą węgierską na Przemyśl. Planowałem jak najszybciej zająć miasto lub nawet pozostawić je Węgrom i skierować się dalej na północ w kierunku Zamościa, aby wykonać moje tajne zadanie.
    Marek nic się nie odzywał tylko notował, na co dziadek zareagował lekkim uśmiecham na ustach, ale zajęty wnuk nie zauważył tego, więc weteran wrócił do opowiadania…

    …-Do miasta mamy pięć kilometrów. My ruszty tędy.- Zaznaczyłem luk na zachód od miasta.-Odetniemy w ten sposób Polakom możliwość ucieczki. W tam samym czasie wy zaatakujecie a że żołnierze polscy nie zdążyli jeszcze się przygotować, walki nie powinny trwać długo.
    -Dobrze. –Odpowiedział jeden z węgierskich dowódców.
    Po chwili wszyscy wyszli a w „sztabie” pozostałem tylko ja, mój adiutant i kilku moich oficerów.
    -Oni jeszcze o tym nie wiedzą, ale nie zamierzam wcale obstawiać tyłów miasta.
    -Panie generale, dlaczego?
    -My podlegamy dowództwu niemieckiemu a nie węgierskiemu, więc jak Węgrzy atakują jakieś miasto a my mamy rozkazy od naczelnego dowództwa to priorytetem są nasze rozkazy dopiero potem możemy wspierać Węgrów w ich działaniach.
    -W takim razie, jakie są rozkazy?
    -Ruszmy wyznaczoną przez mnie droga, ale nie zatrzymujemy się tylko kierujemy się do tej wsi.-Tu wskazałem ta samą wieś, o której rozmawiałem z naczelnym dowódcą i szefem sztabu.
    -Czy można zapytać, w jakim celu?
    -Wszystko w swoim czasie. Powiem wam tylko, że macie jej nie zniszczyć.
    -Tak jest.
    -Odmaszerować.

    15min później ruszyliśmy w drogę. Kiedy my omijaliśmy Przemyśl a Węgrzy go atakowali na lewo od nas trzy dywizje wraz z szesnastoma niemieckimi walczył o Kraków. Taka sytuacja była dla nas bardzo korzystna, ponieważ nie musieliśmy się martwić, że Polacy wejdą na nasze tyły. Co prawda walki o to miasto i okolice trwały potem jeszcze chyba z tydzień albo i lepiej, ale dzięki nim my nie musieliśmy się martwić o nasze bezpieczeństwo.

    [​IMG]


    -I jak Węgrom szedł ten szturm?
    -Powiem ci, że nie najgorzej. W miarę szybko zajęli przedmieścia i kierowali się do centrum.
    -A ty jak tam? Nie byłeś atakowany?
    -Co ciekawe nie. Gdy byliśmy jakiś kilometr od wsi zatrzymałem swoje czołgi i wysłałem dwie grupy zwiadowców, aby sprawdziły, jaka jest sytuacja…

    …-Ile można na nich czekać.- Powiedziałem po trzydziestu minutach czekania.
    -Spokojnie. –Odpowiedział jeden z pułkowników.

    -O tak wszyscy bez pardonu do ciebie dziadku?
    -Wszyscy w takich sytuacjach mówiliśmy do siebie jak dobrzy znajomi. W końcu nimi byliśmy. Musiałem na nich polegać, więc chciałem mieć u nich coś takiego jak autorytet a to można uzyskać tylko na dwojaki sposób.
    -Jaki?
    -Albo strachem albo przyjaźnią i stanowczością. Nie przepadając za strachem, który na dłuższą metę nie ma szans z przyjaźnią wybrałem tą drugą. Dlatego właśnie mogli oni się tak do mnie zwracać, mimo że byłem ich przełożonym.
    -Aha. Dobrze wiedzieć do tej pory myślałem, że dowódca powinien być taki, którego boją się podwładni.
    -Nonsens. Wystarczy, że żołnierz boi się, że zginie, że strzelają do niego, po co ma bać się jeszcze swojego przełożonego. Musi czuć wobec niego respekt, co nie jest równoznaczne z strachem zapamiętaj to.
    -Dobrze. Opowiadaj dalej…

    …-Jak mam być spokojny jak musimy jeszcze przygotować zasadzkę a nie wiemy, kiedy oni będą jechać.
    -Spokojnie jak na wojnie …
    -Nie kończ znam dalszy ciąg. –Uśmiechnąłem się.

    Po chwili usłyszeliśmy warkot silnika. To jechali na motocyklu zawiadowcy…
    …-No nareszcie, co wam tyle to zajęło.
    -Przepraszamy panie generale, ale musieliśmy przeczekać aż przejdzie tamtędy oddział polskiej piechoty.
    -Duży on był?
    -Nie. Około 60-70 ludzi raczej nie więcej.
    -Dobrze mówcie jak się przedstawia sytuacja
    -We wsi nikogo nie ma, wszyscy zostali chyba ewakuowani, bo zostawili wszystkie rzeczy.
    -Nie jest źle. A jak się przedstawia z terenem?
    Zwiadowca podszedł do mapy.
    -Tak jak na mapie droga przechodzi wzdłuż tego lasku. Po drugiej stronie znajdują się zabudowania. Około sześciu domków i jakieś stodoły. Tu…-Wskazał na mapie miejsce trochę ponad wsią na granicy lasu.- Znajduje się leśny trakt.
    -Czołgi nim przejadą?
    -Nie sądzę, aby miały jakieś problemy.
    -Dobrze się spisałeś razem z twoim kumplem. –Zwróciłem się do niego a następnie do swoich oficerów.-Weź swój pułk i jedziemy tą dróżką, ty z swoimi ludźmi i dwa czołgami chowacie się w wsi i nie strzelacie, jeśli nie dostaniecie rozkazu a ty bierzesz pluton piechoty i chowacie się tutaj na granicy lasu tylko tak, aby nie było was widać. Zrozumiano?
    -Tak jest.
    -Reszta zostanie w odwodzie. Nie spodziewam się, aby Polacy mieli tak duże siły, aby byli was w stanie pokonać. Odmaszerować.
    -Tak jest.
    -A, jeszcze jedno. Niech nikt nie zniszczy żadnej ciężarówki. Do mojego przyjazdu cały ocalały ich sprzęt mam być nieruszony i niech żaden żołnierz nie waży się tknąć tego, co tam będzie. Zrozumiano?
    -Tak jest.
    -Pamiętajcie, że wy za to odpowiadacie.
    -Tak jest.
    40min później
    -Panie generale, wszyscy oficerowie meldują zajęcie i przygotowanie pozycji. Oczekują na dalsze instrukcje.
    -Niech czekają, jak tylko będzie trzeba to podam je im. A jak tam oddziały zwiadowcze.
    -Żaden nie zameldował ani obecności konwoju ani jednostek polskich.
    -Trudno, czekamy
    15min później
    -Panie generale jeden z zwiadowców właśnie zameldował, że konwój zbliża się od zachodu do wsi.
    -Prostu w nasze ręce.- Uśmiechnąłem się.- Jaki jest skład konwoju?
    -Dwa pojazdy pancerne, trzy ciężarówki i około trzydziestu ludzi.
    -Coś czuję, że nie będzie to trudne zadanie.
    -Miejmy nadzieje panie generale.
    -Przekaż żeby wszyscy byli przygotowani i czekali na rozkazy a i przygotuj mój czołg do drogi.
    -Tak jest.
    Chwile później byłem już na tym samy trakcie, na którym pochowana była cześć mojej brygady

    -Po, co jechałeś w stronę wsi?
    -Bo ja jako jeden z niewielu generałów lubiłem dowodzi praktycznie z pierwszej linii a nie siedzieć dziesięć kilometrów za linią frontu i dowodzić ludźmi. Wyznaję zasadę, że jak chcesz, aby coś było zrobione dobrze to zrób to sam albo, chociaż to nadzoruj.
    -Nie głupie, ale kontynuuj…

    -Panie generale konwój wjeżdża do wsi. –Zakomunikowała jedna z załóg czołgów schowanych między budynkami.
    -Czekać na pozycjach.
    Wysiadłem z maszyny i ruszyłem piechota w stronę drogi, gdy byłem mniej więcej pięćset metrów od ostatnich domów, czyli wystarczająco daleko, aby mi się nic nie stało a żeby miał wszystko na oku kucnąłem razem z radiotelegrafistą, który cały czas szedł ze mną pod drzewem i patrząc przez lornetkę obserwowałem Polaków. Gdy ostatni pojazd wjechał pomiędzy budynki a las wydałem przez radiostację rozkaz:
    -OGNIA!
    W jednej chwili wszyscy żołnierze, którzy do tej pory byli pochowani otworzyli ogień do niczego się niespodziewających Polaków. W ciągu pierwszych dwóch minut na ziemię padło około 15-20 żołnierzy wroga. Ich pojazdy pancerne chciały strzelać do nas, ale w tym samym momencie z zabudowań wyjechały czołgi i otworzyły ogień. Mały kaliber działa jak na tamte czasy wystarczył i wozy wroga nie zdążyły nikogo zabić. Piechota chciał się schować pomiędzy budynkami, ale gdy tylko któryś wbiegł na podwórek jakiegoś gospodarstwa z okien sypał się grad kul. Poleciały granaty. Kilka eksplozji i na ziemi znajduje się kolejny pięciu poległych. Wróg odpowiedział tym samym. Małe bombki poleciały w las znów kilka eksplozji jęki moich żołnierzy i wołanie o pomoc. Jeszcze kilka minut wymiany ognia i następuje głucha cisza przerywana okrzykami rannych i warkotem silników. Szybko pobiegłem w stronę skąd dochodziły okrzyki moich żołnierzy. Zobaczyłem leżącego żołnierza. Podbiegłem do niego.
    -Już dobrze jestem przy tobie. MEDYK! Jak masz na imię?
    -Olaf.
    -Spokojnie Olafie zaraz wszystko będzie dobrze. MEDYK! Gdzie on jest.
    -Wyliżę się z tego?- Wymamrotał.
    -Oczywiście.- Spojrzałem na jego ranę, na którą do tej pory nie miałem czasu zerknąć. Nie wyglądało to dobrze. Jego mundur robił się czerwony w okolicy prawego boku. W tym momencie przybiegł medyk.
    -Spokojnie już ci pomagam nie bój się. Panie generale czy może mi pan pomóc go podnieść.
    -Oczywiście.- Ustawiliśmy rannego w pozycji siedzącej a sanitariusz rozciął jego mundur w miejscu czerwonej plamy.
    -Nie jest źle. Masz trzy odłamki i zwaliste szczęście. Żaden nie przebił się do środka i wszystkie są na wierzchu. Trochę zaboli, ale jak chcesz wrócić do formy to musisz po cierpieć.
    Sprawną ręką chwycił pierwszy odłamek i do wyciągnął potem następnym i następny. Nie wiem czy tak powinien zrobić, ale wiem, że po tym Olafowi zrobiło się lepiej. Przybiegło jeszcze dwóch żołnierzy i zaczęli pomagać, więc ja mogłem odejść i zobaczyć stan innych. W pierwszej chwili wydawało się, że poza kilkoma rannymi nie mamy większych strat. Ruszyłem w kierunku ciężarówek, gdy zobaczyłem jak jeden z żołnierzy podnoś broń i chce dobić leżącego Polaka a ten macha rękami, aby go powstrzymać.
    -Co wy chcecie zrobić żołnierzu?
    -Dobić go a co innego, po co ma żyć na naszym świecie.
    -Nie wolno wam.- Ukląkłem nad Polakiem i chwyciłem jego rękę.- Już dobrze zajmiemy się tobą i będziesz żył. A ty, co się tak gapisz biegnij po medyka. To rozkaz.- Rzuciłem do żołnierza.
    -Tak jest panie generale.
    -Jak masz na imię żołnierzu?- Zwróciłem się do Polaka.
    -Mi-Michał.- Odpowiedział z trudem i ku memu zaskoczeniu z wyraźnym niemieckim akcentem.
    Ogółem w ataku na konwój rannych zostało sześciu moich żołnierzy. Do niewoli wzięliśmy trzech żołnierzy wroga a dziesięciu odesłaliśmy do szpitala. Zniszczyliśmy dwa pojazdy pancerne a wszystkie ciężarówki przechwyciliśmy.

    -Niezły sukces. Tylko, dlaczego tak litowałeś się nad tymi polskimi żołnierzami.
    -Uważam i zadnie nie zmienię, że wojna to starcie pomiędzy armiami i nikim więcej, ale to starcie musi mieć jakiś choćby najmniejszy ludzki charakter. Czy jakbyś na ulicy zobaczył rannego człowieka to nie podszedłbyś do niego i mu nie pomógł.
    -No podszedłbym.
    -A czy interesowałoby cię, kim on jest normalnie w życiu.
    -No nie.- Odpowiadał Marek słuchając uważnie dziadka.
    -No właśnie. Moim zdaniem tak samo powinno się prowadzić wojny. Owszem walka, walką, ale gdy wygrasz nie powinieneś się znęcać dalej nad pokonanym. Często sam fakt porażki jest już wystarczająco hańbiący.
    -Mądrze powiedziany. Ty dziadku powinieneś uczyć ludzi człowieczeństwa a nie siedzieć tu i być ogrodnikiem.
    -Oj weź przestań gadać takie rzeczy. Ludzie to wszystko wiedzą tylko często dla zasady i aby nie wypaść na osobę słabą udają przed innymi twardzieli. A ja ci miałem opowiadać o mojej wojennej historii a nie prawić kazania. Tak?
    -Tak, więc opowiadaj, co było w tych skrzyniach.
    -A, więc tak jak mówiłem…

    …-Udało nam się przejąć wszystkie ciężarówki a razem z nimi dwadzieścia skrzyń.- Zameldował jeden z pilnujących żołnierzy.
    -Doskonale.- Odpowiedziałem wskakując na jedną z ciężarówek.
    Wyciągnąłem pistolet przestrzeliłem kłódkę i otworzyłem skrzynie. Znajdowały się w niej sztaby złota. Spojrzałem a stojących niedaleko żołnierzy. Rozmawiali o czymś i nie zwracali na mnie uwagi szczęśliwi, że przeżyli swoją pierwszą bitwę. Zamknąłem wieko i podszedłem do drugiej skrzyni tym razem kilka razy uderzyłem kolbą o „zabezpieczenie” i pojemnik był otwarty. Tu też znajdował się złoto. Stwierdziłem ze widocznie cala ciężarówka jest nim wypełniona. Na miejsce otwartych skrzyń szybko przestawiłem nie otwarte i wyskoczyłem na zewnątrz.
    -I, co tam jest?
    -Nie ważne. Pilnujcie tego i żeby nikt tam nie wchodził.
    W drugiej ciężarówce też było złota. Natomiast, gdy wskoczyłem do trzeciej i otworzyłem przykładową skrzynkę znalazłem dokumenty. W pierwszej chwili nie wiedziałem, co to za papiery, bo przecież nie znałem polskiego, ale po rysunkach domyśliłem się, że chodzi o coś związanego z rakietami.

    -Co? Polacy pracowali nad bronią rakietową?
    -Okazało się, że tak i co ciekawe ich prace były znacznie bardziej zaawansowane niż nasze.
    Marek zrobił wielkie oczy.
    -Co ty gadasz.
    -Na serio, ale po kolei....

    …Wyskoczyłem z ciężarówki i podszedłem do mojego adiutanta.
    -Słuchaj potrzebuje twojej rady.
    -Słucham panie generale.
    -Nie rozmawiamy teraz oficjalnie, więc się uspokój nie potrzebne mi tu zamieszanie. W dwóch z trzech ciężarówek znajduje się złoto i kosztowności i nie wiem, co z nimi zrobić. Oficjalnie powinienem oddać je dowództwu, ale taka ilość złota może już nigdy mi się w życiu nie zdarzyć. No i nie wiem, co zrobić.
    -No, no. Nie wiem, co ci doradzić. Niby można by było podać w dokumentach, że podczas ataku jedna z ciężarówek wyleciała w powietrze, ale jak wyjaśnisz takie nagłe wzbogacenie się.
    -To jest najmniejszy problem. Po prostu głupio by mi było gdybym miał sam zabrać sobie cała ciężarówkę a ludziom nić nie dać.
    -A oto ci chodzi. No to jest akurat prosta sprawa. Wystarczy, że przez zaufaną osobę wymienisz część złota na pieniądze a potem…
    -A potem mogę im powiedzieć, że to premia od naczelnego dowództwa za wykonanie misji.
    -Waśnie.
    -Dobra jedź, zajmij się dokumentami. Ja tu pozbieram ludzi i wycofujemy się zanim przyjdą jakieś odziały polskie.
    -Dobra. Powiem ci, że jesteś chyba jedynym dowódcą w armii niemieckiej, który nie chce całego złota dla siebie tylko chce podzielić się z swymi podwładnymi.
    -Taka moja natura.- Uśmiechnąłem się i poklepałem go po ramieniu. -Na razie.
    -Do zobaczenia w sztabie.
    Wsiadł na motocykl i odjechał stronę naszego ”sztabu”
    -Wszyscy, zbierać się, ruszamy!- Krzyknąłem i ręką dałem znak trzem oficerom, aby do mnie podeszli.
    -Wszyscy mają jak najszybciej być gotowi do drogi. Niech wchodzą na czołgi, motocykle, wszystko, dzięki czemu będziemy mogli się wycofać jedynie niech do ciężarówkę niech nikt nie wchodzi.
    -Tak jest panie generale.
    20 minut później wszyscy byliśmy już w drodze. Wszystko przebiegło bez większych problemów i po niedługim czasie wszyscy dotarliśmy na miejsce. Tam już czekały na nas siły, które do tej pory były w odwodzie.
    -Zbierz ludzi i jedź za nami. Wycofujemy się do Przemyśla. Pewnie Węgrzy już go zajęli.- Krzyknąłem do dowodzącego nimi oficera.
    -Czy coś się stało?
    -Nie. Wykonać.
    -Tak jest.
    Moja kolumna ruszyła natomiast reszta miała nas dogonić. Tak jak myślałem Węgrzy bez większych problemów zajęli miasto i wieczorem wszyscy wreszcie mogliśmy odpocząć po naszych chrzcie bojowym. Wszyscy oprócz mnie.

    -Dlaczego?...
    …-Panie generale.
    -Tak.
    -Dowódca sił węgierskich chce się z panem widzieć.
    -W, jakim celu.
    -Nie powiedział, ale chyba nie jest w dobrym humorze.
    -Dobrze powiedz mu, że spotkam się z nim jutro po śniadaniu.
    -On nalega na spotkanie już dziś.
    -Dobrze powiedz, że za 20 minut będę.
    20 min później
    -Dobry wieczór.
    -Dobry wieczór.
    -Przejdźmy od razu do konkretu. Rano, gdy atakowaliśmy na miasto zaoferował się pan, że wraz z swoimi żołnierzami obejdziecie miasto łukiem i odetnie Polakom możliwość ucieczki.
    -Tak. To prawda.
    -Dlaczego pan tego nie zrobił?
    -Ależ zrobiłem, gdy obchodziliśmy miasto spostrzegłem, że jedna z polskich jednostek ucieka, więc wysłałem za nią część sił a reszta pozostała w odwodzie gotowa do zaatakowania wroga od tyłu niestety żaden z waszych oficerów nie zgłosił się do mnie z prośbą, życzeniem abyś rozpoczęli atak. Zrozumiałem, że widocznie radzicie sobie na tyle dobrze ze nie potrzebna jest wam moja pomoc. Teraz, jeśli pan pozwoli pójdę spać, bo jestem zmęczony.

    -Węgierski dowódca wyglądał na bardzo zdenerwowanego, ale co więcej mógł mi zrobić. Nic.- Tu dziadek się uśmiechnął z wyraźną satysfakcją…
    ...Nie dając mu czasu do namysłu zasalutowałem i wyszedłem. Następnego dnia dostaliśmy nowe rozkazy.

    ===
    Wiem że ta odezwa to może nie spełnia jakichś norm i nie jest najlepsza ale chciałem coś takiego wstawić więc będę wdzięczny za słowa co powinno być zrobione aby wyglądała lepiej. Sorry za literówki w tej odezwie ale dopiero teraz je zauważyłem:eek:
     
  7. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek VI
    Pierwsza porażka
    Wrzesień 1939


    -Jakie to były rozkazy…

    …-Panie generale.
    -Tak.
    -Przyszły rozkazy z naczelnego dowództwa.- Adiutant podał mi kartkę.
    -Jesteśmy z was dumni …bla bla bla …To wielki sukces … bla bla bla …Proszę się przygotować do opuszczenia miasta i skierować się w stronę Kielc. Ma pan na przygotowania dokładnie 24 godziny, po czym proszę natychmiast wyruszyć. Pańskim zadaniem jest zajęcie dwóch kluczowych skrzyżowań. Dzięki opanowaniu ich nasze oddziały nie będą miały większych problemów z zaopatrzeniem i opanowaniem rejonu. Hmm.- Zamyśliłem się.- Czy mi się wydaje czy jeszcze wczoraj dostaliśmy meldunek, że pomimo opanowania większości miasta, Kraków jeszcze nie został zdobyty?
    -To prawda panie generale.
    -I czy mi się wydaje czy nasze oddziały nie zajęły też Częstochowy.
    -Tak to też prawda.
    -To, po jaką cholerę mam się gdzieś pchać na tyły wroga nie mając ani wsparcia innych dywizji ani lotnictwa?
    -Tego nie jestem panu wytłumaczyć.
    -No nic. Naczelne dowództwo ma pewnie jakieś plany, co do tych pozycji. Przekaż wszystkim dowódcom żeby zbierali żołnierzy, nie mamy dużo czasu.
    -Tak jest.- Zasalutował i wyszedł.
    Chwile posiedziałem w fotelu i patrzyłem na ogród za oknem. Postanowiłem się przespacerować. Kiedy szedłem korytarzem zobaczyłem moją sekretarkę Ewę skrzętnie wypełniająca jakieś dokumenty.
    -Dzień dobry Ewo.
    -Dzień dobry panie generale.
    -Jak tam wojenne życie?- Zażartowałem.
    -Da się przeżyć, choć nie jest łatwo.- Odpowiedziała również żartem.
    -Idę na spacerek. Wrócę za jakieś 10-15 min czy mogę ci prosić, aby czekała na mnie w tedy gorąca kawa.
    -Oczywiście.- Uśmiechnęła się.
    -Dziękuję.-Odparłem i wyszedłem.
    Ogród za domem, który zajęliśmy na kwaterę był naprawdę piękny. Duży, z zadbanymi ścieżkami między klubami. Na środku znajdowało się oczko wodne z pięknymi liliami wodnymi.

    -Dziadku wiem, że jesteś zamiłowanym ogrodnikiem, ale mnie nie obchodzi ogród i jakie tam były kwiatki.
    -Jesteś po prostu nieczuły na piękno przyrody.
    -Jakoś mi to nie przeszkadza.
    Dziadek wyraźnie był niezadowolony z takiego zachowania swojego wnuka…

    …Po powrocie do domu wszedłem do swojego gabinetu. Chwile później weszła Ewa niosąc tacę z filiżanką kawy.
    -Proszę panie generale. Oto kawa, o którą pan prosił.
    -Dziękuję. Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę.
    -Słucham.
    -Wyślij te dwa listy, najlepiej jeszcze dzisiaj. Koszty nie są ważne. Mają dotrzeć pod podane adresy jak najszybciej.
    -Dobrze.- Wzięła od mnie oba listy i spojrzała na adresy.- Ale panie generale ten jest zaadresowany do Szwajcarii.
    -Tak.- Upiłem trochę kawy.- To jakiś problem?
    -Nie, ale to będzie trochę trwać i sporo kosztować ze względu na działania wojenne.
    -Wiem. Tak jak mówiłem mają one dotrzeć do adresatów jak najszybciej. Nawet jakbyś miała przepłacać.
    -Dobrze panie generale.
    -A tak a propos, wspaniała kawa.
    Ewa uśmiechnęła się. W tym momencie do gabinetu wszedł mój adiutant.
    -Przepraszam panie generale, ale mam bardzo pilną wiadomości.
    -Dziękuję Ewo możesz odejść.
    Ewa wyszła a adiutant podszedł szybkim krokiem do mojego biurka. Dałem mu znak, aby usiadł. Ten wręczył mi kartki i z wyraźną ulgą spoczął w fotelu.
    -Wywiad donosi, że w okolicach Kielc nie ma żadnych jednostek polskich. Jednak nie to mnie martwi.- Pokazał mi ręką abym zaczął czytać.
    -W związku z postępami, jakie odnoszą jednostki węgierskie na południu wspierane przez waszą brygadą postanowiliśmy wysłać z wizytą do was generała Maxa Hoffmanna. Jest to świeżo awansowany pułkownik i chcielibyśmy, aby poduczył się dowodzenia pod waszym okiem.- Przeczytałem.
    -Właśnie albo dowództwo uważa nas za jakichś wybitnych, w co osobiście nie wierzę albo wysyłają go, aby nas pilnował.
    -Ale to jakiś szczyl, więc nie ma się, co martwić.
    -Nie byłbym taki spokojny na pana miejscu. Chcąc dalej awansować może napisać to i owo do dowództwa o tym, co się dzieje z naszej jednostce a sam pan dobrze wie, że nie każdemu podoba się pański sposób dowodzenia.
    Zamyśliłem się.
    -A, co jeśli wspomni o polskiej ciężarówce znajdującej się przed naszą kwaterą.
    -O cholera, masz rację. On może nam przynieść więcej problemów niż korzyści.
    -Właśnie. Nawet, jeśli nie doniesie do dowództwa o ciężarówce to pewnie będzie chciał część złota.
    -Dobra trzeba coś z nią zrobić.- Zamyśliłem się na chwile.- Mam zbierz z 20 maksymalnie 30 zaufanych żołnierzy przed budynkiem za 15 min.
    Adiutant poderwał się z fotela.
    -Tak jest panie generale.
    -Za 10 min.
    -Tak jest.- Odpowiedział i szybkim krokiem wyszedł.
    10min później
    -Żołnierze mam dla was ważne zadanie, o którym nikt poza nami nie może się dowiedzieć. Zrozumiano?
    -Tak jest panie generale.
    -Widzicie tą ciężarówkę.- Tu wskazałem na polski wóz.- Znajdują się w niej skrzynki. Waszym zadanie jest przeniesienie ich do piwnicy i umieszczenie ich w wskazanym przez mnie miejscu.
    -Tak jest panie generale.
    -A, więc do roboty.
    Wszyscy żołnierze ruszyli do ciężarówki i rozpoczęli rozładunek. Ja w tym samym czasie udałem się z moim adiutantem i dowódcą wojaków do piwnicy naszej siedziby. Kiedy ją zajmowaliśmy wszedłem do niej, aby sprawdzić, co jest w środku i znalazłem mała wnękę w jedne z ścian.
    –Tu umieścicie wszystkie skrzynie. Weźcie też jakieś cegły i zaprawę i zamurujcie to. Nie musi to być jakaś gruba ściana. Taka, aby można było łatwo ją rozbić. Kiedy to wykonacie zastawcie to miejsce jakimiś rupieciami, aby nikogo nie kusiło tu zaglądać.
    -Tak jest panie generale.
    -Mam nadzieje, że pan i pańscy ludzie umiecie zachować dyskrecje.
    -Oczywiście.
    -O tym, że coś tu chowaliście nikt się nie może dowiedzieć nawet inni generałowie.
    -Tak jest.
    -Dobrze. Możecie wrócić do swoich podwładnych.
    Podoficer odszedł a ja zwróciłem się do swojego adiutanta.
    -Idę teraz na górę szykować się do wymarszu wszyscy już pewnie są gotowi do drogi. Zostań tu z nimi i pilnuj ich, aby nie zaglądali pod wieka.
    -Myślisz, że mogliby cię oszukać.
    -Nie sądzę, ale wiesz jak z tym jest. Sztabka złota potrafi zmienić człowieka.
    -Dobrze zostanę tu.
    -No to na razie. Pilnujesz pod moją nie obecność całej kwatery. Zostanie z tobą jeszcze Ewa i logistyka.
    -Nie rozumiem.
    -Wyjeżdżam wykonać rozkaz a nie wiadomo, kiedy ten żółtodziób przyjedzie. Musi ktoś tu być i się nim zająć. Zostawię ci jeszcze tych żołnierzy, którzy teraz noszą skrzynie i może jeszcze z pluton. Pod moją nie obecność to ty tu dowodzisz i jak przyjedzie nasz gość to nie bój się mu o tym powiedzieć.
    -Ale…
    -Żadnych, ale. Nie pozwolę, aby jakiś, Hoffmann panoszył mi się tu bez mojej wiedzy. Jakby mu się coś nie podobało to niech dzwoni do mnie będę miał przecież radiostację.
    -Dobrze.
    Odszedłem a jego zostawiłem, aby pilnował rozładunku, który przebiegał sprawnie i bez większych problemów. Udałem się do mojego gabinetu i kiedy byłem już na korytarzu usłyszałem znajomy dźwięk maszyny do pisania.
    -A ty dalej coś piszesz?- Zapytałem Ewy lekko wychylając głowę do jej pokoju.- Mogę wejść.
    -Tak. Proszę.- Odpowiedziała lekko przestraszona.
    -Kiedy rano wychodziłem na spacer pisałaś, kiedy teraz wychodziłem pisałaś, teraz piszesz. W życiu nie myślałem ze prace sekretarki to tyle roboty.
    -Nie niestety. Tyle dokumentów jest do napisania, przepisania od pisania, że schodzi się z tym trochę.- Westchnęła.
    -Chodź przejdziemy się. Zrób sobie przerwę.
    -Nie mogę panie generale. Muszę to dokończyć.
    -Później dokończysz, chodź.
    -Naprawdę, nie mogę.- Spojrzała na mnie takim wzrokiem, że nie byłem wstanie dalej jej namawiać.
    -Dobrze, ale obiecaj mi, że zrobisz sobie przerwę jak tylko napiszesz te dokumenty.- Tu wziąłem trzy pierwszy kartki papieru i lekko pomachałem nimi.
    -Dobrze.- Uśmiechnęła się do mnie.
    Wstałem i ruszyłem do drzwi.
    -Ma do nas przyjechać nowy generał. Liczę, że nie sprawi ci problemów pod moją nie obecność.
    -Też mam taką nadzieje.- Odpowiedziała.
    Tego samego dnia około osiemnastej wraz z praktycznie całą brygadą ruszyłem z drogą, która zajęła nam prawie sześć godzin. Do celu dotarliśmy około północy. Musieliśmy jeszcze sforsować rzekę i można już było zajmować pozycje, więc dałem chłopakom się zdrzemnąć, aby rano byli przytomni i wszystko szybko przebiegło. Sam zorganizowałem w swoim namiocie „naradę”.
    -Według rozkazów mamy zająć te dwa skrzyżowania i obstawić mniej więcej obszar między nimi.
    -A, co z miastem? Czy nie powinniśmy go zająć zamiast obstawiać jakieś drogi.
    -Też o tym myślałem, ale wedle rozkazów mamy obstawić te drogi, aby zbliżająca się piechoto mogła bez problemowa zająć miasto.
    -Bezproblemowo to my go możemy zająć. Zwiadowcy donoszą, że w mieście nie ma żadnych wojsk nieprzyjaciela.
    -Tak wiem, ale jeżeli nie wykonamy rozkazu to będzie nie przyjemnie.
    -Panie generale, bo to pierwszy raz czytamy rozkazy inaczej niż są napisane.
    -Ale przyjeżdża do nas inny generał. Żółtodziób. Jeżeli zobaczy, że rozkazy są takie a my robimy tak może o tym donieść dowództwu i moje tłumaczenia na nic się zdadzą. Ludzie dla kariery zrobią wszystko nawet przeinaczą prawdę.
    -A więc nie ma szans.
    -No niestety ja też wolałbym zająć miasto, bo i łatwiej się bronić i moim zdaniem ma ono większe znaczenie strategiczne o tu proszę.
    -No trudno a więc co mamy robić.
    -To tak ty ze swoimi ludźmi zajmiesz lewą stronę i to skrzyżowanie, ja wezmę środek i ty prawą flankę i drugie skrzyżowanie.
    -Tyle nić więcej.
    -A, co więcej mam wam powiedzieć. Macie zając ten obszar, okopać się i czekać na nadejście naszych.
    -No dobrze.
    -Dobra idźcie spać każdy musi być jutro wypoczęty.
    -Tak jest panie generale.
    Zostałem z namiocie sam. Popatrzyłem na mapę i na zaznaczone na niej cele oraz miasto. Byłem zły, że przez tego nowicjusza nie mam pełniej swobody działania.
    Rano, około piątej obudził mnie goniec.
    -Przepraszam pana, panie generale, ale mam dla pana złe wieści.
    -Słucham.- Odpowiedziałem lekko zaspany zakładając moją kurtkę.
    -Zwiadowcy donoszą o obecności polskiej brygady kawalerii znajdującej się za rzeką.
    -Co?- Wykrzyknąłem.- Przecież wywiad donosił, że nikogo tu nie ma.
    -Tak, ale widocznie żołnierzy polscy wycofali się to w nocy.
    Opanowałem się i podszedłem do mapy.
    -Czy oni wiedzą o naszej obecności?
    -Zwiadowcy twierdzą ze chyba nie, bo nie widać u nich żadnych przygotowań ani do ataku ani do obrony.
    -Tyle dobrze. Zwołaj do mnie wyższych stopniem oficerów.
    -Tak jest.
    Po około 10min. Przyszli wszyscy, którzy brali udział w nocnej naradzie.
    -Wiecie, co się stało w nocy?
    -Nie.
    -Polacy wycofali tutaj swoją brygadę kawalerii.
    -Co?- Odpowiedzieli chórem.
    -I jak łatwo się domyślić musimy ich pokonać, aby wykonać zadanie. Dlatego też proponuję przeprowadzić atak tędy, tędy i tędy. Są to idealne miejsca do przeprawienia się czołgów. Jeden pułk czołgów pójdzie tędy a drugi tędy ja z swoimi siłami oraz większością piechoty uderzę centralnie. Jeżeli dobrze pójdzie Polacy będą zaskoczeni i zanim się zorientują to będą już zmuszeni do ucieczki, aby nie zostać zamkniętym w kotle. Co wy na to?
    -Dobrze, proponuję tylko przerzucić na prawe skrzydło więcej piechoty z środka, aby nie uciekli do miasta.
    -Dobrze niech tak będzie. Na lewe skrzydło pójdą te dwa pułki.
    -Dobra no to do roboty.
    -Tylko starajcie się jak najdłużej być cicho to Polacy się niczego nie domyślą.
    -Tak jest.
    -Odmaszerować i do roboty.
    -Tak jest.
    W pół do szóstej wszyscy byli już gotowi. I rozpoczęliśmy atak. Tak jak przypuszczałem Polacy byli całkowicie zaskoczeni naszym nagłym pojawieniem się. Jednak pomimo tego zdążyli przygotować prowizoryczne punkty ostrzału. Już w czasie przeprawiania się przez rzekę ponieśliśmy pierwsze straty. Następne przy samym natarciu. Lewe skrzydło tak jak przypuszczaliśmy nie zostało prawie w ogóle zaatakowane, ale prawe trafiło pod zmasowany ogień poległo około dwudziestu naszych żołnierzy. Nie lepiej było na środku. Straciłem dwa czołgi a jeden był uszkodzony. Czterdziestu żołnierzy nie ujrzało już zachodu Słońca. Bitwa nie była długa Polacy przygwożdżeni naszą przewagą wycofali się i już około ósmej teren należał do nas. Zgodnie z rozkazami zabezpieczyliśmy skrzyżowania i okapaliśmy się, czekając na przybycie piechoty.


    [​IMG]

    Do końca dnia nikt już nas nie zaatakował. Spokojnie przebiegła tez noc. Polacy zaatakowali dopiero następnego dnia. Nie był to jakiś zmasowany atak, ale świadczył o tym, że nieprzyjaciel nie odpuści nam tych terenów. Takich „próbnych ataków” wróg przeprowadził w ciągu czterech dni około siedmiu a my nawet nie mogliśmy ich skontrować czekając na posiłki. Codziennie nadawałem o przysłanie jakichkolwiek oddziałów lub chociażby skierowanie w nasz rejon jakichś bombowców. Zawsze dostawałem odpowiedź, że mam czekać i że jak tylko będą możliwości to ktoś nas wesprze. Piątego dnia Polacy nie zaatakowali, co mnie zaskoczyło. Rozkazałem żołnierzom być w pełnym pogotowiu. Nad ranem szóstego dnia wróg zaatakował. Polacy ściągnęli przeciwko nam całą dywizje piechoty i dwa oddziały wsparcia.
    -Oddziały wsparcia? Co to jest?
    -Ja tak nazywałem oddziały piechoty sformowane naprędce z mężczyzn, którzy są w stanie nosić broń. Takie pospolite ruszenie. Nie przedstawiało ono dużej wartości bojowej, ale jakąś zawsze, co dlatego też były one tworzone w momencie wybuchu wojny.
    -Aha. Kontynuuj.

    Przeciwko takiej ilości nawet moje czołgi nie miały szans. Po prawie dwudziestogodzinnej walce zarządziłem odwrót. Nie byłem w stanie utrzymać tych pozycji. Straciłem 12 czołgów i około 134 ludzi a 239 miałem rannych. Może patrząc z perspektywy innych oddziałów nie były to duże straty, ale dla mojej brygady, która do tej pory nie miała szczerze mówiąc poważnego chrztu bojowego było to straszne. Polacy dali mi krwawą lekcje.

    [​IMG]

    Po przegranej wycofałem się aż do naszej głównej bazy. Stamtąd musiałem się gęsto tłumaczyć zwierzchnikom, dlaczego przegrałem bitwę i opuściłem pozycje. Nie było to przyjemne, ale ze względu na fakt, że podawałem rzeczowe argumenty i przyczyny mojej porażki szybko „pogodzono” się z nią. W Przemyślu miałem oczekiwać na uzupełnienia oraz dalsze rozkazy. Kiedy po jednej z ostatnich takich rozmów z dowództwem wychodziłem z gabinetu na korytarzu siedział jakiś oficer. Przepatrzyłem się na jego mundur i od razu rozpoznałem generała.
    -Dzień dobry. Max Hoffmann?
    -Tak, skąd pan wiedział?
    -Byłem uprzedzony o pańskiej wizycie. Może przejdźmy sobie na ty. Hainz. To, w jakim konkretnie celu pan został do mnie przysłany.
    -Max. Uważają cię za jednego z lepszych dowódców brygady a ja zanim otrzymam swój oddział mam nabyć kilku rad i cennych uwag od ciebie. Krótko mówiąc będziesz moim tak jakby nauczycielem.
    -Aha. No dobrze nie poczuwam się być dobrym pedagogiem, więc będziesz musiał się starać. Dobrze?
    -Dobrze.
    -Chodźmy, więc na pierwszą lekcji.- Tu ruszyłem z miejsca.- Ale najpierw pozwolisz, że jeszcze załatwię jedną sprawę.
    Nie czekając na jego zgodzę ruszyłem do gabinetu Ewy.
    -Dzień dobry Ewo.
    -Dzień dobry panie generale.
    -Czy są może odpowiedzi na moje listy.
    -Nie, panie generale. Kiedy je wysyłałam powiedzieli, że postarają się je dostarczyć jak najszybciej tak jak pan prosił.
    -Dobrze. Jakby przyszły odpowiedzi to mnie natychmiast poinformuj.
    -Dobrze panie generale.
    -Na razie.
    -Do widzenia.
    -No to chodźmy.- Zwróciłem się do Maxa.
    Wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy uliczkami miasta w stronę jednego z olbrzymich budynków znajdującego się niedaleko.
    -Co to za miejsce?- Spytał Hoffmann
    -Szpital. Odpowiedziałem sucho.
    Weszliśmy do środka i od razu udaliśmy się na jedną z sal, w których znajdowali się ranni.
    -Jeśli chcesz być dobrym dowódcą musisz wiedzieć, czym jest wojny.- Wskazałem ręką salę pełną łóżek i krzątające się obok potrzebujących pielęgniarki.- Wojna to nie defilady, medale i żołd. To cierpienie i śmierć żołnierzy, płacz matek i ojców, dzieci bez ojców i żony bez mężów. Myślisz, że łatwo jest wysyłać ludzi w bój? Za każdym razem zastanawiam czy aby na pewno zrobiłem wszystko, aby im tego oszczędzić.
    Podszedłem do jednego z łóżek.
    -Co tam? Jak się czujesz?
    -Nieźle, ale bywało lepiej.
    -Domyślam się.- Uśmiechnąłem się, aby dodać otuchy rannemu.- Wyliżesz się z tego, spokojnie. Już nie długo będziesz znów grał w piłkę.
    -Skąd pan generał wie, że gram?
    -Trochę już służysz w mojej brygadzie.- Znów się uśmiechnąłem.
    Widać było, że to poprawiło mu humor. Wstałem i poszedłem dalej a zaraz za mną Max. Podszedłem do kolejnego łóżka i znów rozmawiałem z żołnierzem jak z dobrym przyjacielem. Taka sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy, po czym wyszedłem na korytarz.
    -Widziałeś tych ludzi? Każdy z nich liczy, że wróci do pełnej sprawność no może do prawie pełnej. A ja wiem, że w niewielu przypadkach będzie to możliwe.
    -Czy zawsze tak chodzisz do szpitala?
    -Do tej pory nie miałem zbytnio okazji. To była moje pierwsza krwawa bitwa. Do tej pory miałem tylko kilku rannych, ale ich też odwiedzałem. Czemu pytasz?
    -Nie, tak sobie. Ja nie mogę znieść szpitala. Tego jego nastroju, zapachu i tego, co się tu dzieje.
    -Moim zdaniem dobry dowódca powinien od czasu do czasu przyjść na taką sale, porozmawiać z rannymi i poczuć, choć minimalnie ich ból, aby nie stać się zimnym i nieczułym sztabowcem, który widzi tylko brygady, dywizje i armie. Musi on wiedzieć, że ma on w rękach ludzkie życie.
    -Ciekawe.- Odpowiedział, ale widać było że go to nie interesuje. Już wtedy wiedziałem, że będzie on zwykłem sztabowcem a nie dowódcą żołnierzy i że on patrząc na mapę będzie widział tylko oznaczenia dywizji i innych związków taktycznych.
    Z szpitala ruszyliśmy do powrotem do kwatery. Praktycznie do końca września nie ruszaliśmy się już z Przemyśla. Codziennie spędzałem sporo czasu w szpitalu, na boisku grając z żołnierzami a piłkę nożną oraz na rozmowach z Maxem dzieląc się z nim swoimi spostrzeżeniami. Dopiero około 28 września dostałem rozkaz wyruszenia w stronę Krakowa. Miasto było już zdobyte jednakże duże siły polskie znajdujące się na północ od niego zagrażały naszym oddziałom. Miałem za zadanie wesprzeć obronę w razie ewentualnego kontrataku. Jednak, kiedy byłem już w drodze do celu zostałem poinformowany, że rozkaz jest odwołany, ponieważ Polacy zostali pokonani w tym rejonie i miasto jest już bezpieczne. Wróciłem z moimi żołnierzami do Przemyśla a dwa dni później ruszyłem do Zamościa zajętego przez Węgrów. Uznaje to za koniec mojego udziału w kampanii wrześniowej.



    [​IMG]

    ============================================================
    Nie wiedziałem jak wpleść odkrycie do fabuły, dlatego znajduje się tak bez komentarza. Mam nadzieje, że odcinek się podoba. Liczę na jakieś komentarze :p W związku z tym ze kończy się rok szkolny możliwe że odcinki będą się pojawiać częściej. W następnym wstawię podsumowanie kampanii wrześniowej
     
  8. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinak VII
    Podsumowanie Fall Weiss
    Wrzesień/Październik 1939


    -Tak jak mówiłem wkroczenie do Zamościa uważam za koniec mojego udziału w Wariancie Białym.
    -Jak to? Przecież z tego, co wiem wojna trwała dalej.
    -Tak. Ja do miasta wkroczyłem 29 września a wojna skończyła się 6 października, ale do tego czasu nie dostałem już żadnego rozkazu, więc nie mogę powiedzieć, że brałem czynny udział w walkach.
    -To, co robiłeś przez ten okres.
    -Spędzałem go z Maxem na rozmowach o taktyce i takich rzeczach.- Dziadek odpowiedział wyraźnie znudzony na samą myśl o tym okresie…


    -Tak, więc jak widzisz moim zdaniem przeprowadzenie ataku tędy jest głupim pomysłem.
    -Dlaczego, przecież dzięki temu można by było odciąć wojskom przeciwnika drogę ucieczki.
    -Ale twoim zadaniem nie jest odcinanie drogi ucieczki przeciwnikowi tylko jego pokonanie, więc w pierwszej kolejności musisz myśleć jak przeprowadzić atak tak żeby nie ponieść dużych strat i zmusić przeciwnika do odwrotu.
    -No dobrze, ale atak tędy na pewno zmusi przeciwnika do odwrotu.- Obstawał przy swoim Hoffmann
    -Owszem. Każdy widząc nacierające na jego flanki czołgi może się zląc i chcieć uciec, problem w tym, że zanim oddasz pierwszą salwę wróg już dawno cię zobaczy i skieruje tu swoje działa, o których zapomniałeś.
    -No faktycznie.- Odpowiedział drapiąc się po brodzie.
    Jak tak patrzyłem na jego pomysły i to jak on chciałby prowadzić swoich ludzi to stwierdziłem dwie rzeczy. Po pierwsze, że nie chciałbym pod nim służyć po drugie, że jak to jest możliwe, aby został awansowany na stopień generała.
    -Zróbmy tak, ja się wcielę w rolę twojego przeciwnika a ty będziesz dowodziły tymi oddziałami.- Tu wskazałem na figurki jednostek.- Ja teraz wyjdę, ty sobie wybierz, kogo będziesz potrzebował do misji i poczekaj na mnie. Potem ja przyjdę i szybko wybiorę swoje jednostki i się zabawimy.- Uśmiechnąłem się.- A! Bym zapomniał. Wywiad donosi tylko tyle, że nie mam czołgów i że moich jest mniej niż twoich.
    Wyszedłem i odetchnąłem z ulgą zadowolony, że choć na chwile uwolniłem się od niego. Po korytarzu roznosił się charakterystyczny dźwięk maszyny do pisania. Ruszyłem do gabinetu Ewy.
    -Dzień dobry.
    -Dzień dobry panie generale.
    -Co tam, znów papiery do wypełnienia.
    -No niestety. Choć z drugiej strony jeżeliby ich nie było to straciłabym pracę.
    -Zatrzymalibyśmy cię pod jakimś pretekstem.
    -Tak? Dlaczego?
    -Abyś swoim pięknem łamała naszą męską monotonię w brygadzie.
    -A dziękuje.- Odpowiedziała wyraźnie rozbawiona.
    -Może się przejdziemy. Taki piękny dzień, wyjątkowo piękny jak na październik.
    -Nie mogę muszę jeszcze napisać parę rzeczy.
    -Ewo ostatnio, kiedy cię prosiłem o spacer również migałaś się papierami czyżbyś unikała mojego towarzystwa?
    -Nie skądże znowu tylko, że…- Wiać było, że jest zakłopotana.- że musze to napisać jak najszybciej i wysłać do naczelnego dowództwa a poza tym pan chyba właśnie prowadzi „lekcje”
    -Ha ha ha. Bardzo śmieszne. Dobrze, kończ szybko wypełnianie tych papierów a gdy skończysz błagam cię wejdź do mnie i uwolnij mnie od niego, bo coś czuję, że mi zejdzie się dłużej niż tobie.
    -Dobrze.- Uśmiechnęła się szeroko i wróciła do pracy.
    -Do zobaczenia.
    -Do zobaczenia.
    Wyszedłem na korytarz a tam zobaczyłem mojego adiutanta idącego śpiesznym krokiem w moją stronę.
    -Panie generale.
    -Tak?
    -Naczelne dowództwo chcę, aby jak najszybciej zadzwonił pan do nich i poinformował jak najszybciej o postępach naszego gościa.
    -Dobrze zrobię to wieczorem.
    -Nie wydawałoby mi się jakby chcieli czekać do wieczora.
    -Dobrze zaraz to zrobię. Powiedz mi lepiej jak tam przygotowania do transportu.
    -Wszystko tak jak pan sobie zażyczył. Jedna z naszych ciężarówek pod eskortą dwóch motocykli i samochodu pancernego odłączy się od nas w Przemyślu. Jeżeli wszystko pójdzie tak jak przypuszczamy powinni do nas dołączyć już na pierwszym postoju, jaki pan zarządzi.
    -Ludzi wybrałeś zaufanych.
    -Tych samych, co chowali skrzynie.- Mówił przyciszony głosem.
    -Bardzo dobrze powiedz ich dowódcy, że chce się z nim jeszcze dzisiaj widzieć.
    -Tak jest panie generale.
    -Dobra idź już ja muszę jeszcze zadzwonić i pobawić się z naszym Maxem.
    Obaj uśmiechnęliśmy się. Adiutant odszedł a ja udałem się do pokoju, w którym siedział Max. Uchyliłem drzwi i poinformowałem go o telefonie.
    -Niestety będziesz musiał jeszcze poczekać. Musze zadzwonić do dowództwa. Dopracuj wszystkie taktyki.
    -Dobrze.
    Zamknąłem drzwi i udałem się do swojego gabinetu. Tam zamknąłem drzwi i włączyłem radio. Po chwili oczekiwania i formalności w słuchawce odezwał się głos przełożonego.
    -Prosił pan abym się niezwłocznie skontaktował.
    -Tak. Interesują mnie postępy w szkoleniu Maxa Hoffmanna. Czy przekazał mu pan swoje doświadczenie i cenne rady?
    -Jestem w trakcie.
    -To dobrze.
    -Panie generale czy mogę być szczery.
    -Oczywiście.
    -Moim zdaniem Max Hoffmann nie nadaje się na dowódcę. W czasie wielu rozmów, których celem było sprawdzenie, jakie podjąłby decyzje popełniał on karygodne błędy, które w rzeczywistości mogły się zakończyć tragicznie i dla jego żołnierzy i operacji, w jakich brałby on udział.
    -Chce mi pan powiedzieć, że przez przypadek udało mu się ukończyć szkoły oficerskie.
    -Nie. Po prostu nie ma on zmysłu przywódczego. Nie potrafi weryfikować swoich rozkazów i dostosowywać ich do sytuacji. Działa schematycznie. Chyba takich oficerów armia niemiecka nie powinna mieć w sowich szeregach.
    -Nie panu o tym decydować, mimo to wezmę pana opinie pod uwagę przy ewentualnym przydzielaniu mu oddziału. To wszystko?
    -Tak, raczej nic więcej nie mam do dodania.
    -Zatem do widzenia.
    -Do widzenia.
    Gdy tylko odłożyłem słuchawkę udałem się do Maxa, aby zrobić to, co obiecałem. Kiedy wszedłem był już gotowy. Kątem oka zauważyłem, jakie jednostki wybrał. Tak jak przypuszczałem wziął sporo czołgów i tylko trzy oddziały piechoty.
    -Daj mi chwilę. Musze się zastanowić, co tu na ciebie przygotować.
    -Dobrze.
    Po 10 min byłem już gotowy. Wziąłem cztery działa przeciwpancerne i sporo piechoty.
    -No dobrze, jako że się bronię jako pierwszy wybiorę pozycje. Zgoda?
    -Dobrze.- Odpowiedział pewny siebie.
    Planszę, na której „działaliśmy” przecinała w poprzek rzeka, przez, którą przechodziły trzy mosty. Jeden z brzegów był lekko wzniesiony. Postanowiłem rzucić go na głęboką wodę i ustawiłem swoje działa na wzniesieniu a piechotą obstawiłem dwa mosty, trzeci pozostawiając niechroniony.
    -Dobrze zaczynajmy.

    -Nie będę ci tłumaczył wszystkich zasad, jakie występowały w tej „grze”, bo nie pamiętam, ale wiem, że bardzo źle zrobił biorą tyle czołgów. Kiedy tylko ruszył „zniszczyłem” mu czołg i tak jak mówiłem dowództwu zgłupiał, nie wiedział co robić a ja w najlepsze się bawiłem i „strzelałem” obok jego czołgów i piechoty. Taka „strzelanina” trwała w najlepsze i kiedy miał zniszczone chyba cztery, a może pięć czołgów ruszył w końcu wszystkie swoje siły na mosty. Akurat na te dwa, które były obstawione prze moją piechotę. Zakorkował się na nich i „wybiłbym” go, co do nogi gdyby nie zlitowała się nad nim Ewa…

    puk puk
    -Proszę.– Powiedziałem.
    -Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy nadal jest pan zainteresowany wspólnym spacerem.
    -Wynocha!- Krzyną Max
    Spojrzałem na niego demonicznym spojrzeniem.
    -Co proszę? Mama nie nauczyła cię jak się odnosić do kobiet? Masz ten sam stopień, co ja, ale to nie upoważnia cię do samowoli w mojej brygadzie, zwłaszcza, że jesteś tylko gościem. Nie pozwalam na takie zachowanie ani moim żołnierzom, ani oficerom, więc ty nie będziesz wyjątkiem. Do twojej wiadomości, kiedy zostałeś o mnie przysłany zostałeś tak jakby oddany pod moje dowództwo, więc jakbym chciał to mógłby cię tak jakby zdegradować lub postawić przed sąd wojenny.- Mówiłem podniesionym głosem.
    (Wiesz, że nie lubię krzyczeć.)- Więc albo przeprosisz w tej chwili Ewę albo zobaczysz, do czego jestem zdolny.
    -Z tym sądem i degradacją to przesadziłem. Nie wolno mi było czegoś takiego, ale on o tym nie wiedział i się zląkł.- Dziadek uśmiechnął się.
    Marek odwzajemnił mu uśmiech i gestem ręki zachęcił do powrotu do historii…


    -Nie trzeba panie generale.- Ewa chciała mnie uspokoić.
    -Trzeba, bo jak go matka nie umiała wychować to ja jako przełożony widocznie muszę.- Znów spojrzałem na niego spode łba.
    -Dobrze już dobrze. Przepraszam panią, pani Ewo. Nie powinienem tak się zachować to nie przystoi niemieckiemu generałowi.
    -No. Mam nadzieje, że to już się nigdy nie powtórzy ani wobec Ewy ani wobec jakiejkolwiek innej kobiety.- Odpowiedziałem całkowicie spokojny.- Chodźmy Ewo, a ty przeanalizuj błędy, jakie popełniłeś.
    Wyszliśmy.
    -Nie potrzebnie się pan tak uniósł.- Powiedział Ewa.
    -Po pierwsze nie rozmawiamy teraz oficjalnie, więc nie mów do mnie „pan”, a po drugie nie uniosłem się. Cały czas byłe spokojny.
    -No nie wydaj mi się. Wyglądałeś jakbyś chciał zaraz rzucić mu się do gardła.
    -Ja wiem. Jakoś nie słyszałem, aby nazywali mnie wampirem.
    Weszliśmy do jakiegoś parku i usiedliśmy na ławce. Wokół nie było widać śladów walki, widocznie Węgrzy zajęli go bez jednego wystrzału.
    -Pięknie. Można uciec na chwile, że od myśli, że trwa wojna.
    -Masz rację. Pięknie.- Posiedzieliśmy chwile patrząc na spadające liście i zachodzące Słońce.- Wchodząc do twojego gabinetu zauważyłem otwartą książkę.
    -A tak. Przepraszam, mama mi przysłała i nie mogłam się doczekać, aby zacząć czytać, więc w przerwie na kawę pozwoliłem sobie na przeczytanie kilku stron.
    -Spokojnie.- Delikatnie położyłem rękę na jej ramieniu w geście uspokojenia.- Ja też lubię czytać. Pytam, bo może mogłabyś mi coś polecić do czytania.
    -Oj nie wiem. Ja raczej czytam książki obyczajowe. Od czasu do czasu jakiś kryminał.
    -O! Ja też czytam kryminały.

    -Tutaj rozprawialiśmy jakiś czas o różnych tytułach. Na moje szczęście czytałem wszystkie, które ona znała, więc rozmowa bardzo dobrze nam się rozwijała.
    -Wyrywanie na książki tego jeszcze nie próbowałem. Trzeba spróbować. Może podziała.
    -A ty tylko o jednym.
    -No co? Składam, wszystkie poszlaki w jedno. Po pierwsze „atak”, na Maxa za chamstwo wobec Ewy, po drugie wspólny spacer, po trzecie rozmowa o książkach…- Tu Marek uśmiechnął się.- … po czwarte ciągłe proszenie aby nie mówiła do ciebie „pan” tylko po imieniu. To wszystko daje nam normalny, ludzki podryw płci pięknej.
    -Oj weź.-Dziadek wyraźnie był speszony.
    -Dobra, dobra Casanova. Opowiadaj dalej.

    Po tej miłej rozmowie postanowiliśmy wracać do kwatery. Jednakże ani ja ani Ewa nie śpieszyliśmy do niej, więc szliśmy trochę okrężną drogą. Kiedy dotarliśmy na miejsce było już późno. Odprowadziłem Ewę do jej pokoju.
    -Dziękuję za wspólny spacer.- Powiedziałem grzecznie.
    -Nie to ja dziękuję. Przydała mi się taka przerwa w pracy.
    -Na mnie zawsze można liczyć.- Uśmiechnąłem się, co udzieliło się również Ewie.
    -Dobranoc.
    -Dobranoc.
    Odszedłem od drzwi i udałem się do gabinetu. Kiedy tam dotarłem przypomniałem sobie o spotkaniu z dowódcą. Natychmiast zszedłem na dół do pokoju mojego adiutanta.
    Puk, puk
    -Proszę.
    Wszedłem do pokoju, w którym stały częściowo nie rozpakowane walizki.
    -Już się pakujesz czy jeszcze się nie rozpakowałeś?- Zagadnąłem
    -A! Wypakowuje się systematycznie. Po co mam wszystko wyciągać jak może się okazać, że nie będę tu tak długo, aby z wszystkiego skorzystać.
    -Nie głupie też chyba będę tak robił, bo denerwuje mnie to ciągłe pakowanie, rozpakowywanie i tak w kółko, ale słuchaj ja nie w tej sprawie. Miałem porozmawiać dzisiaj z tym dowódcą od eskorty i załadunku.
    -A tak. Chwilę dobrze.
    -Dobrze.
    Gerard chwilę przepakowywał jakieś swoje ubrania i w końcu po jakichś 10 min skończył.
    -Przepraszam, że to tak długo trwało, ale musiałem to zrobić inaczej później nie połapałbym się, co i jaka a ja nie lubię mieć bałaganu zwłaszcza w garderobie.
    -Spokojne jak na wojnie.- Odpowiedziałem.- Ja też lubię mieć wszystko pod kontrolą.
    Udaliśmy się do kwatery oficerów i tam do dowodzącego całą „operacją”. Zapukałem i po odpowiedzi „mieszkańca” weszliśmy.
    -O pan generał! Proszę usiąść.
    Wskazał nam dwa wolne krzesła.
    -Dziękuję. Przejdę od razu do konkretów, bo późna pora już i chcę się udać spać. Swoją drogą wam też to zalecam.- Zwróciłem się do obu panów.- Jak pan zapewne już wie został pan wybrany do specjalnej misji.
    -Tak wiem.
    -Ma to związek z skrzyniami, jakie ukrywaliście w Przemyślu. Musicie je teraz stamtąd wydobyć załadować i przetransportować do naszej kwatery na obrzeżach Budapesztu.
    -Rozumiem.
    Po omówieniu wszystkich szczegółów zapytałem czy oficer ma jakieś pytania odpowiedział, że nie. Wtedy razem z moim adiutantem wyszliśmy z jego pokoju i udaliśmy się na spoczynek. Następnego dnia niemieckie oddziały piechoty wkroczyły do Warszawy a rząd Polski przekroczył granice z Rumunią. Oznaczało to koniec kampanii w Polsce.


    [​IMG]

    -W brygadzie wszyscy byli szczęśliwi. Pierwszy wielki test armia niemiecka zdała celująco. Straty, co prawda wynosiły około 17 000 zabity oraz 37 000 rannych i zaginionych, ale patrząc na ogólną skalę walk mieściły się one w normie. Choć dla mnie każde starty są poza normą.
    -A jak wyglądał stan twojej brygady?
    -W Polsce nie prowadziłem wielkich bitew, więc i starty nie były duże. Ogólnie z tego, co pamiętam straciłem coś koło 180-200 osób a prawie 300 było rannych, ale dokładnych danych ci nie powiem, bo nie jestem w stanie. Po za tym szybko dostałem uzupełnienia, więc sam rozumiesz.
    -Aha, czyli praktycznie rzecz biorąc wyszedłeś z walk w Polsce bez szwanku?
    -Nie można tak powiedzieć. Przecież straciłem ludzi oni już nie wrócili do domu a ich rodziny przeżywały dramat.
    -No, tak, ale chodzi mi z punktu widzenia brygady.
    -Z punktu widzenia brygady to też były straty, choć nie groziły ona na przykład utratą zdolności bojowej jednostki.
    -No o to mi chodziło.
    -Najważniejsze dla mnie było, że mój oddział zdobył doświadczenie, które miało mu się przydać w późniejszym okresie.

    [​IMG]

    -A, co z paktem Ribbentrop-Mołotow? Przecież w nim było zapisane, że ZSRR otrzyma wschodnią część Polski a w momencie kapitulacji Rzeczpospolitej te tereny były w rękach III Rzeszy i Węgier.
    -Tak masz rację, ale niezupełnie. Polska oficjalnie nigdy nie skapitulowała. Tak po za tym to wszystko, co mówisz pokrywa się z prawdą.

    [​IMG]
    Mapa w momencie „kapitulacji” Polski

    -No to przecież mówię. Co na to ruscy? Chyba nie byli zadowoleni, co?
    -Nie byli i dlatego wysunęli żądania abyśmy uhonorowali pakt, jaki zawarli nasi dyplomaci. Hitler odpowiedział, że nie mam nic przeciwko. I praktycznie zaraz po zakończeniu działań zbrojnych Armia Czerwona przekroczyła dawną granicę Polski i zaczęła zajmować, co „swoje” przy jednoczesnym wycofywaniu się sił niemieckich i węgierskich. Muszę przyznać ze taka sytuacja nie podobała się części generalicji niemieckiej i chyba wszystkim Węgrom.
    -Dlaczego?
    -Niemieckim generałom, bo uważali, że te tereny są ważne, jeśli chce się myśleć o dalszej ofensywie na wschód a Węgrom, ponieważ nic nie wiedzieli o pakcie i zostali postawienie przed faktem dokonanym a co za tym idzie nie mieli na nic wpływu.


    [​IMG]

    -Wcale im się nie dziwie też byłbym wpieniony jakby ktoś mi zabierał coś, co sam sobie wziąłem.
    -Oni pewnie myśleli podobnie, ale tak jak mówiłem nie mogli nic zrobić. Uhonorowali pakt a Polska znalazła się w trzech strefach okupacyjnych. Podobna sytuacja już raz zdarzyła się w historii tego kraju. Wtedy też został on podzielony pomiędzy trzech sąsiadów.
    -Tak?
    -Tak. Wtedy to byli… poczekaj przypomnę sobie… a tak wiem: Rosja, Austria i Prusy.
    -No, ale teraz nie było żadnego z tych państw.
    -Jak to nie. Niemcy powstały z Prus i innych państw niemieckich, Rosja zmieniła praktycznie tylko nazwę i ustrój a Węgry były takim jakby odpowiednikiem Austrii.
    -Aha, no może i tak ja tam się nie znam dobrze na historii.


    [​IMG]
    IV Rozbiór Polski

    -I to by było na tyle z mojej opowieści na temat Wariantu Białego.
    -No, ale opowiedz, co z tym złotem. To mnie ciekawi.
    -A, co miało być? Tak jak się umówiliśmy w Przemyślu odłączyła się od nas ciężarówka i jej eskorta. Na szczęście nikt poza mną i adiutantem tego nie zauważył, więc nie było problemów z tłumaczeniem…

    ...
    -Jesteś pewny, że im się uda?- Zapytałem Gerarda.
    -Na pewno. Proszę się nie martwić.
    -A może jednak lepiej było im dać jeszcze czołg?
    -Po co? Aby tylko zwracał na nich uwagę?
    -No niby racja. Za ile mieliśmy zrobić ten postój?
    -Za jakieś pół godziny. Postoimy z kolejne pół i będą mieć ponad godzinę, aby wszystko zrobić i do nas dołączyć.
    -No dobrze. Może i masz rację. Zdrzemnę się to mi dobrze zrobi.
    -Bardzo dobry pomysł.- Odpowiedziała Ewa siedząca obok mnie.
    -Tylko mnie obudźcie.
    -Dobrze obudzę pana.- Odpowiedziała uprzejmym głosem.
    Po chwili siedzenia z zamkniętymi oczami, usnąłem w mojej limuzynie. Nie wiem ile spałem, a ile wydawało mi się, że śpię, ale wiem, że kiedy się obudziłem nadal jechaliśmy.
    -To musiała być naprawdę krótka drzemka skoro zdążyłem jeszcze przed postojem.
    -Już po.- Odpowiedziała Ewa.
    -Jak to? Przecież prosiłem was abyście natychmiast mnie obudzili jak tylko zameldują się.
    -Ale jeszcze tego nie zrobili, więc, po co mamiliśmy cię budzić.
    -Dobrze mówi.- Skwitował Gerard.
    -Jak to jeszcze się nie zameldowali. To tym bardziej powinniście mnie obudzić.
    -Ale my dosłownie trzy minuty temu ruszyliśmy dalej.
    Spojrzałem na zegarek. Szybko policzyłem minuty i stwierdziłem, że mieli rację. Ewa widząc moją lekkie zdezorientowanie chwyciła mnie delikatnie za rękę.
    -Spokojnie zaraz pewnie się zameldują. Wszystko będzie dobrze. A co oni właściwie mają zrobić, że tak ci zależy na jak najszybszym meldunku?
    Dotyk jej dłoni uspokoił mnie. Nie myślałem już przez sen i zmartwienia tylko trzeźwym okiem na sytuację.
    -Nie ważne. Może kiedyś ci powiem. Na razie nie jest do tego ani czas ani miejsce.
    -Dobrze nie naciskam.
    Po 10 minutach nadal nikt się nie meldował i wtem z boku samochodu pojawił się motocyklista.
    -Panie generale.- Krzyczał głosem, aby przekrzyczeć silnik motocykla i innych pojazdów wokoło. Widząc, że bez informowania osób postronnych nie przekaże mi informacji podniósł tylko kciuk i skinął głową.
    -To wspaniale.- Odkrzyknąłem mu.
    -No widzisz. Mówiliśmy ci, że wszystko będzie dobrze.- Mówił Gerard.
    -Robimy postój na najbliższej polanie.
    -Tak jest.- Odpowiedział i skinął szoferowi głową.

    -Na postoju omówiłem wszystko z dowódcą ekipy. Cieszyłem się, że mam takich żołnierzy, bo wiedziałem, że mogą na nich polegać. To by było jak na razie wszystko, jeśli chodzi o złoto. Wróciliśmy do mojej kwatery w Budapeszcie i schowaliśmy je do piwnicy za skrzynki z winem i dżemami.
    -Nie no nie ma, co. Skrytka lepsza od banku szwajcarskiego.
    Dziadek nic nie odpowiedział tylko się uśmiechnął.


    I taka ciekawostka specjalnie dla wiernych czytelników :D
    Tak to mojego autorstwa. Mam nadzieje że nie odszukacie się wielu błędów:D Liczę na konstruktywną krytykę i rzucanie pomysłów co jeszcze można dodać a co wyrzucić.
    [video=youtube;nQ9D31WGgks]http://www.youtube.com/watch?v=nQ9D31WGgks[/video]

    ================================================== ==============
    Już wiem, że są osoby, które czytają mojego AARa, ale pomimo tego prosiłbym o jakieś większe ożywienie w tym temacie. Będę bardzo wdzięczny :D Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, aby zrobić zdjęcie doświadczenia mojej brygady zagrałem trochę do przodu, aby się uzupełniła i zorganizowała, co nie oznacza, że ten okres gry jest już rozegrany wręcz przeciwnie jeszcze go nie ruszyłem.
     
  9. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek VIII – SPECJALNY
    Poprawiona historia
    (w grze październik 1939)


    -Marek!- Tata krzyczał z dołu.- Gdzie ty jesteś? Jedziemy już.
    -Co?- Marek zapytał z przerażeniem.
    -Spokojnie.-Uspokoił go dziadek.- Z tego, co ci powiedziałem napiszesz już jakieś wypracowanie.
    -Ale to nie jest skończone.
    -To zakończenie wymyślisz. Ja się nie obrażę, jeśli ubarwisz trochę moją historię. Po za tym całkiem ładnie nam to wyszło. Idealnie skończyłem ci opowiadać kampanie w Polsce i na tym koniec.- Dziadek uśmiechnął się.
    -No dobra.- Chłopak odpowiedział bez przekonania.
    -Marek.- Tata wystawił głowę przez wejście na strych.- No chodź jedziemy już.
    -No już, już tylko zbiorę notatki.
    Szybko zebrał kartki, które miał luzem i włożył je do zeszytu.
    -Dzięki dziadku.
    -Nie ma sprawy. Tylko jak nie zdasz pomimo tego to zobaczysz.- Pomachał groźnie palcem, ale widać było, że nie mówi tego na poważnie.
    Chłopak zniknął z dziurze, którą wchodzi się na strych a już dziesięć minut później siedział w samochodzie i był w drodze do domu.
    -Dobra, co my tu mamy.- Mruczał do siebie przeglądając notatki.- …My podlegamy dowództwu niemieckiemu a nie węgierskiemu…, … Tak wiem, dlatego gdy będziemy gdzieś w tej okolicy…, … Jak mam być spokojny jak musimy jeszcze przygotować zasadzkę…, … OGNIA….
    Na takim mruczeniu spędził całą drogę i jak przyjechał do domu to już miał przygotowane, co chce napisać i co zawrzeć w wypracowaniu. Postanowił opisać dziadka jako jednego z niemieckich generałów biorących udział w walkach z Polakami, pomijając takie rzeczy jak złoto, relacje z sekretarką czy naukę Maxa. Chciał się skupić praktycznie tylko na aspekcie militarnym.
    -Kochanie jak tam.- Zapytała mama lekko uchylając drzwi jego pokoju.
    -Dobrze mamo. Mam już koncepcję, plan i notatki jeszcze tylko napisać i mogę iść do szkoły.
    -To wspaniale. Zejdziesz na kolację?
    -Nie dziękuję. Nie jestem głodny.
    -No to ci już nie przeszkadzam. Pisz sobie.
    Marek wrócił do pisania.

    Następnego po śniadaniu jeszcze raz sprawdził czy na pewno zabrał swoje wypociny i wyszedł na autobus. Ten niedługo potem przyjechał. Marek był lubiany w klasie, więc kiedy koledzy i koleżanki go zobaczyli od razu po przywitaniu pytali czy jest przygotowany.
    -Tak jestem. Mam tu wypracowanie na grubo ponad 15 stron. Jeżeli jej się nie spodoba to się chyba pochlastam.
    -Pokaż.
    -Nie. Nie chce mi się wyciągać.
    -Dobrze będzie nie przejmuj się.- Uspokajała go jego przyjaciółka Magda.
    Spojrzał na nią wzrokiem w stylu „ta akurat”, ale jej to nie zraziło tylko się uśmiechnęła i zapytała.
    -O, kim napisałeś?
    -O moim dziadku.
    -A, dlaczego akurat o nim zapytał.- Kumpel z tyłu.
    -Bo jest weteranem wojennym i był generałem.
    -A, w jakiej wojnie brał udział? W Korei? W Wietnamie?- Ponownie zapytała Magda.
    Marek nie wiedział, co jej odpowiedzieć. Jej rodzice byli z pochodzenia Polakami i mimo że tak jak on urodziła się już w Stanach to zostały jej przekazane różne wartości w tym miłość do ich prawdziwej ojczyzny. Obawiał się, że na wiadomość, że jego dziadek najechał jej kraj ich relacje popsują się.
    -No, w jakiej?- Naciskała
    -Nie ważne.- Odpowiedział dyplomatycznie Marek.
    -Mów śmiało i tak się wszyscy dowiemy na lekcji jak cię będzie pytać i komentować to, co napisałeś.
    -Walczył w czasie drugiej wojny światowej w niemieckich siłach zbrojnych.
    -W Wehrmachcie, mówiąc wprost. Co nie?- Powiedział jeden z kolegów interesujący się tym okresem.
    Magda popatrzyła na niego wielkimi oczami. W tym momencie uświadomił sobie jak bardzo przypomina Ewę z opisu dziadka. Też miała około 180cm wzrostu, ciemno brązowe włosy i oczy.
    -Co się stało?- Zapytał.
    Widać było, że chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła. Marek czuł się jakby widział w jej oczach wszystkie historie o Niemcach palących wioski, gwałcących kobiety i mordujących dzieci. Magda popatrzyła jeszcze chwile na niego i odwróciła się do swojej koleżanki, która jak zwykle z resztą odsypiała w autobusie długie nocne kucie. Nie wiedział, o co konkretnie chodzi Magdzie.
    -„Przecież to nie ja tak robiłem tylko żołnierze III Rzeszy”.- Myślał.
    Przez cała resztę drogi Magda zwracała na niego uwagi, mimo że on chciał pogadać o tym, co ją tak zabolało. Na domiar złego koledzy cały czas pytali go o to gdzie dziadek walczył i z kim.

    Trzy godziny po tym jak dotarli do szkoły rozpoczęła się historia. Po około 10 minutach od rozpoczęcia zajęć, Marek i jego wypracowanie stały się głównym „punktem” lekcji.
    -No zapraszam cię tu Marku. Masz oczywiście swoje wypracowanie?
    -Tak, mam proszę pani.- Marek nerwowo zabrał swoje kartki i udał się w stronę biurka nauczycielki.
    Znajdowało się ono po przeciwległej stronie sali. Stare, ale jednocześnie utrzymane w bardzo dobrym stanie. Wyglądało jakby je wyciągnięto z jakiegoś muzeum lub biura starego milionera. Obok niego znajdowała się mapa przedstawiająca walki III Rzeszy na froncie wschodnim. Nauczycielka siedziała bokiem obserwując każdy krok Marka. Kiedy podszedł do niej zlustrowała go wzrokiem znad okularów i zaczęła czytać. Chłopak stał potulnie obok i tylko od czasu do czasu zaglądał jej przez ramię, aby sprawdzić gdzie jest. Po 10 pełnych napięcia minutach profesor odezwała się.
    -No ładnie. Świetnie się wkomponowałeś w okres, jaki omawiamy. Tylko, czemu ja nic nie wiem o jakimś niemieckim generale walczącym pod węgierskim dowództwem?
    -Nie wiem pani profesor.- Odpowiadał niezwykle grzecznie Marek.- Chciałem jednocześnie zaznaczyć, że dziadek nie walczył pod dowództwem węgierskim tylko niemieckim.
    -Ach tak. Czyli jeżeli chciałabym sprawdzić czy taki dowódca w ogóle istniał musiałabym szukać w niemieckich dokumentach.
    -Wydaje mi się, że tak.
    -Wydaje ci się, że tak… A powiedz mi a takim razie czy kampania wrześniowa była jedyną, w jakiej brał udział.
    -Yyyy…- Marek nie wiedział, co powiedzieć. Dziadek nie zdążył mu nic więcej opowiedzieć. Postanowił zaryzykować.- Nie.- Odpowiedział najbardziej stanowczym tonem, jakim umiał.
    -To gdzie jeszcze walczył twój dziadek?- Widać było, że nauczycielka wyraźnie chciał go jeszcze pomęczyć.
    -W Francji, Jugosławii i ZSRR.
    -No proszę. Ogromny szlak bitewny. Praktycznie cała Europa. A czy w Anglii walczył?
    -Nie przecież Niemcy nigdy nie wylądowali na wyspach.
    -Dobrze.- Nauczycielka zwróciła wzrok do karetek, aby ukryć to, że jest niezadowolona z tego że nie udało jej się zagiąć spanikowanego prawie ucznia.
    Marek rzucił okiem na klasę. Jedni rozmawiali korzystając z faktu, że nauczycielka nie patrzy inni słuchali, ale tylko na jednym spojrzeniu Marek zatrzymał się na dłużej. Magda cały czas się na niego patrzyła, słuchała go i nad czymś rozmyślała. Spojrzał znów na nauczycielkę, aby nie patrzeć przyjaciółce w oczy.
    -No dobrze. Może i nie istniał taki generał, ale niech ci będzie postarałeś się masz tą dwóje.
    -Jak to nie istniał przecież to mój dziadek.
    -Siadaj nie dyskutuj.
    Marek wrócił na swoje miejsce wyraźnie zaskoczony tym, co powiedział nauczycielka.

    Po lekcjach wychodząc z szkoły był szczęśliwy, że udało mu się poprawić historię a zarazem zaintrygowany zachowaniem Magdy. Poszedł do niej, kiedy wychodzili przez bramę szkoły.
    -Możemy pogadać?
    -O czym?
    -O tym, co się stało. Rano w autobusie było wszystko dobrze. Potem…
    -Marek idziesz z nami do Tomka?- Zapytał jeden z kolegów.
    -Nie dzięki… Potem powiedziałem, że mój dziadek walczył w Wehrmachcie i diametralnie się zmieniłaś. Co się stało?
    -Brawo stary.- Znów odezwał się jakiś kumpel.
    -Dzięki. Przejdźmy się. Tam jest taka fajna, mała pizzeria. Siądziemy pogadamy nikt nam nie będzie przeszkadzał.
    Magda po chwili milczenia zgodziła się. Pizzeria znajdowała się po drugiej stronie ulicy jakieś sto metrów przed nimi. Największe oblężenie przezywała w czasie długich przerw, kiedy to znudzeni szkolnym jedzenie uczniowie biegali do niej na wspólną pizze. Usiedli przy jednym z stolików i zamówili jedną małą pizze.
    -No to słucham, o co chodzi? O to, że mój dziadek walczył dla III Rzeszy?
    -Tak o to. Widzisz moi dziadkowie byli Polakami. Kiedy w ’39 Niemcy zaatakowały nasz kraj dziadek wstąpił do armii aby go bronić. Po przegranej udało mu się razem z babcią przedostać do Francji gdzie też walczył i w końcu musiał uciekać do Wielkiej Brytanii. Przez cały ten czas musiał uciekać przed okrucieństwami, jakie wyrządzała armia niemiecka, w której służył twój dziadek.
    -Ale on nigdy nie wyrządził żadnej a przynajmniej starał się nie wyrządzić żadnej krzywdy cywilom. Zawsze mi powtarzał, że wojna to starcie się dwóch armii a cywile nie powinni brać w niej udziału.
    -Ale to wy wprowadziliście terror u nas i wielu innych krajach Europy.
    -Tak. Owszem niektórzy dowódcy wydawali rozkazy wymordowanie jakieś wioski lub jej spalenia, ale nie mój dziadek. On nie był taki. Liczył się z cierpieniem ludzi tak swoich jak i przeciwnika. Nie napisałem tego w wypracowaniu, bo ona i tak by tego nie zrozumiała, ale mam taki fragment, w którym wyraźnie mój dziadek pomaga polskiemu żołnierzowi.
    -Co ty nie powiesz? A nie przyszło ci do głowy, że może on kłamie żeby nie wyszło, jakim jest zbrodniarzem i że się ukrywa przed sprawiedliwością.
    -Nie sądzę, Jeżeli ktoś od wielu lat pomaga innym, tłumaczy mi, że II wojna światowa to był szczyt upodlenia ludzkiej rasy a przewodzili w tym Niemcy wywołując ją to nie może on być zbrodniarzem, który się ukrywa swoje przewinienia. Po za tym nawet, jeżeli on by coś takie robił to nie oznacza, że ja też taki jestem. To nie ja walczyłem w tamtej wojnie tylko nasi przodkowie.
    -Tak wiem.- Magda uspokajała się.- Przepraszam. Wiem, że ty nie jesteś niczemu winien. Nawet twój dziadek nie jest niczemu winien. To wina polityków tamtych czasów. Nie powinnam być taka dla ciebie, ale kiedy sobie przypomniałem wszystkie opowieści dziadka odruchowo obwiniłam ciebie za nie, co nie było w porządku.
    -Spoko. Nie ma, o czym mówić. Ja pewnie też bym tak zareagował.- Marek nie był tego całkiem pewny, ale stwierdził, że to może pocieszyć jego przyjaciółkę.- To, co kupimy jeszcze po coli i idziemy na kręgle.
    -Ok.- Uśmiechnęła się dziewczyna.
    Zapłacili za posiłek i poszli pograć. Do domu Marek wrócił około dwudziestej. Rodzice na początku nie byli zadowoleni, że ich nie uprzedził o spóźnieniu, ale jak się dowiedzieli, że wszystko, z powodu poprawionej historii wybaczyli mu to.
    -Tylko następnym razem zadzwoń zanim wpadniesz w euforię.
    -Dobrze. Mam takie pytanie.
    -Słucham.
    -Kiedy znów jedziemy do dziadków?



    oto moja modyfikacja
    [​IMG]
    ========================================================================
    Wiem, wiem spodziewaliście się, że w tym odcinku będzie o sprawie południowych terenów Polski, ale nie było o tym ani słowa. W czasie gry nic się nie działo przez ten okres, dlatego też postanowiłem, że nie będę opisywał tych wydarzeń oraz że trochę zmienię formułę AARa, dlatego też musiałem napisać ten odcinek specjalny. Dalej będą to wspomnienia dziadka, ale nie będzie to jedna rozmowa a wiele urywków. Mam nadzieje, że się nie zawiedliście na tym odcinku, mimo że był inny niż wszystkie. Do sprawy Polski jeszcze wrócę.
     
  10. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek IX
    Awans
    Listopad-Grudzień 1939

    -Cześć dziadku. Co tam u ciebie?
    -Wszystko po staremu. Lepiej powiedz mi jak ci poszła poprawa z historii.
    -Udało się.- Marek prawie wykrzyknął do słuchawki telefonu.
    -Tak, to się cieszę. Opowiadaj.
    -Sporo opowiadania. W sobotę możliwe, że przyjedziemy to ci wszystko opowiem.
    -No dobrze, poczekam. Niech ci będzie.- Dziadek odpowiedział wyraźnie zadowolony, choć w jego głosie można było wyczuć lekką nutkę zniecierpliwienia.

    Cztery dni później.

    -No opowiedz mi wreszcie jak to było.
    -No, więc podszedłem do niej, dałem jej moje wypracowanie i długo czekałem aż przeczyta?
    -Pytała cię o coś?
    -Tak.
    -O, co?
    -Nie chciała mi uwierzyć, że w ogóle istniejesz.
    -Co?
    -No mówię ci. Zaczęła mnie pytać gdzie walczyłeś? Chciała mnie nawet zagiąć i zapytała czy walczyłeś w Anglii.
    Dziadek wybuchł śmiechem a chwile później Marek.
    -I, co jej powiedziałeś?- Zapytał wciąż lekko dyszący się z śmiechu dziadek
    -Stwierdziłem fakt, że Niemcy nie wylądowali w Anglii.
    -Było powiedzieć, że walczyłem. Latałem na czołgu i strzelałem do brytyjskich myśliwców.- Dziadek znów wybuchł śmiechem.
    -Wolałem nie ryzykować.- Odpowiedział rozweselony Marek.- Za to później powiedziała mi coś takiego. Poczekaj przypomnę sobie żeby nic nie pomylić. „Może i nie istniał taki generał, ale niech ci będzie postarałeś się masz tą dwóje.”
    -Co? Stwierdziła, że nie istnieję? A to dobre. Może powinienem tam pójść ubrany w mundur, Wehrmachtu to może by ci uwierzyła.
    -Spokojnie dziadku. Olałem tą jej uwagę i nie ma, co robić z igły widły. Za to najciekawsze w moim zdaniem wydarzyło się nie w trakcie lekcji tylko przed i po niej.
    -A, co się wydarzyło?
    -Pamiętasz tą moja koleżankę, Magdę?
    -Tą twoją przyjaciółkę, tak?
    -Tak. Ona jest Polką i kiedy się dowiedziała, że służyłeś, w Wehrmachtcie automatycznie mnie obwiniła za zbrodnie, jakie popełnili Niemcy w czasie drugiej wojny światowej.
    -To się często zdarza. Ludzie myślą, że szukanie konfliktu, wywoływanie wojen i najeżdżanie innych, kraii to podstawa naszego życia a przecież tak nie jest. Najwięcej urazy do nas żywią właśnie Polacy, ale i inne kraje mają do nas o coś żal.
    -Dlaczego właśnie Polacy?
    -Tak jakoś się złożyło, że przez tyle stek lat nasi politycy zawsze chcieli powiększać kraj i jego potęgę idąc na wschód a jakby nie patrzeć przez większą część historii pierwszym napotkanym krajem była Polska. Pamiętasz jak ci kiedyś wspominałem o rozbiorach.
    -Chodzi o to wydarzenie, kiedy Prusy, Rosja i Austria wchłonęły Polskę?
    -Tak. Polacy stracili niepodległość aż do czasu pierwszej wojny światowej. Po jej zakończeniu znów mieli swój kraj, ale w 1939 znów ich najechano a kto to zrobił. Tak my Niemcy, dlatego właśnie Polacy nas nie lubią.
    -Ale przecież jest tyle lat po wojnie. Polska i Niemcy współpracują ze sobą, są w NATO i Unii Europejskiej, więc dlaczego nadal żywią do nas urazę.
    -To prawda. To się zmienia, ludzie się zmieniają, ale nie jest łatwo odciąć się od tych wszystkich rzeczy. Czy jak kolega cię kopnie to mu to wybaczasz od razu?
    -No nie.- Marek chciał powiedzieć, że nie jest dzieckiem i że koledzy nie kopią go, bo zabrał im samochodzik, ale szybko uzmysłowił sobie, że to tylko metafora i że dziadek nie ma zamiaru porównywać go do przedszkolaka. Nic nie powiedział słuchał tylko, co dziadek mówi dalej .
    -Właśnie. A jak znowu ci coś zrobi to tym prędzej mu nie wybaczysz ot tak sobie.
    -No tak.
    -Dokładnie tak samo dzieje się z narodami tylko, że trawa to znacznie dłużej. Po jakimś czasie wybaczysz koledze, że cię kopnął może nawet zaczniesz się z nim znów bawić i przyjaźnić, ale potrzebujesz na to czasu.
    -Szczerze mówiąc nie zastanawiałem się nad tym w ten sposób. To, co mówisz ma sens. Szkoda, że inni tego nie rozumieją tylko nadal żyją w nienawiści do nas lub do innych, którzy coś im kiedyś zrobili.
    -No szkoda. Co zrobić, taka ludzka natura. Dobra powiedz mi lepiej czy się pogodziliście.
    -Tak, ale jakoś nie chciała mi uwierzyć, że nie popełniłeś żadnej zbrodni wojennej.
    -Tak? To ciekawe jak zareagowałaby jakby się dowiedziała, że pomagałem załatwić lewe papiery Polce, z którą chciał się ożenić mój adiutant.
    -Co?- Marek zrobił wielkie oczy.
    -To było chyba w listopadzie a może w grudniu. Nie, w listopadzie…


    -Panie generale mogę z panem porozmawiać?
    -Śmiało, mów.
    -Zależałoby mi na rozmowie w cztery oczy.- Tu Gerard spojrzał na pułkownika, z którym rozmawiałem.
    -Dobrze poczekaj na mnie w moim gabinecie. Jak skończymy rozmawiać to do ciebie przyjdę. Poproś Ewę o filiżankę kawy czy co tam chcesz.
    -Dziękuję.
    Po dziesięciu minutach wszedłem do gabinetu. Na fotelu przed biurkiem siedział mój adiutant. Wyraźnie było widać, że jest zdenerwowany.
    -Słucham, o co chodzi?
    -Zakochałem się.
    -I o tym nie chciałeś mi powiedzieć przy pułkowniku Schneiderze. Cieszę się. Jak ona się nazywa? Znam ją?
    -Alicja Wasilewska. Nie sądzą abyś ją znał.
    -Jest Polką?
    -Tak.- Tu adiutant spuścił wzrok.- Poznaliśmy się jak wkroczyliśmy do Przemyśla.
    -No nieźle. Co planujesz teraz zrobić?
    -Chciałbym wziąć z nią ślub.
    -Co?- Prawie krzyknąłem.- Ale przecież to zabronione.
    -No właśnie i nie wiem co zrobić. Przyszedłem do ciebie, aby prosić cię o radę.
    -No cóż nie wiem, co ci poradzić. Bardzo ci na niej zależy? Jesteś pewny, że to ta jedyna?
    -Tak, tak.
    -No dobra. Zna niemiecki?
    -Trochę. Uczyła się w szkole.
    -To dobrze.
    -Co chcesz zrobić?
    -Nie ma możliwości abyś wziął z nią ślub, jeżeli jest Polką chyba, że załatwi się jej odpowiednie papiery.
    -Czy wiesz, co robisz? Jeśli ktoś się dowie to raczej będziemy musieli, pożegnać się z armią.
    -Co zrobić? Takie życie. Wolę zaryzykować i cieszyć się twoim szczęściem niż nie zaryzykować, dalej awansować i widzieć ciebie jak cierpisz.
    -Dziękuję.- Wydawało mi się jakby chciał się do mnie po przyjacielsku przytulić, ale się powstrzymał. Szczerze mówiąc nie jestem jakiś specjalnie wylewny, więc się ucieszyłem, że tego nie zrobił, bo nie wiedziałbym jak zareagować.
    -Nie ma, o czym mówić. Idź się spakować. Czeka nas długa droga.
    Po tej rozmowie Gerard od razu poszedł się spakować, aby jak najszybciej wyruszyć w drogę. Stałem w oknie swojego gabinetu i patrzyłem na, zewnątrz gdy zapukał a następnie wszedł do mojego gabinetu pułkownik Schneider.
    -Dobrze, że pan przyszedł. Musimy dokończyć naszą rozmowę. Sprawa awansu nie może być przedyskutowana o tak gdzieś na korytarzu, gdy się mijamy lub na porannej gimnastyce.
    -Tak, wiem.- Pułkownik usiadł na fotelu naprzeciwko mnie.
    -Przejrzałem akta wszystkich moich pułkowników i stwierdzam, że w walkach w Polsce znacząco się pan i pańscy ludzi wyróżnili w porównaniu do całej brygady.
    -Dziękuję panie generale.
    -Dlatego też chciałbym, pana poinformować że zostaje pan awansowany do stopnia generała brygady. Obejmie pan dowodzenie nad moją 8 Brygadą Pancerną. Mam nadzieje, że będzie pan dbał o chłopaków tak jak ja o was dbałem.
    -Dziękuje panie generale. Postaram się pana nie zawieść. Czy mogę zadać panu pytanie związane z moim awansem?
    -Słucham.
    -Jeżeli ja obejmuję dowództwo na 8 Brygadą to gdzie pan będzie służył.
    -Obejmuje dowództwo nad 7 Dywizją Pancerną, w której skład będzie wchodzić 8 Brygada, więc tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.- Uśmiechnąłem się szeroko, na co on odpowiedział mi tym samy.
    -To wspaniale. Szczerze mówiąc nie chciałbym, aby pana przenosili gdzieś nie wiadomo gdzie. Bardzo dobrze mi się z panem pracuje i nie sądzą, aby z jakimś innym dowódcą udało mi się mieć tak wzorowe relacje.
    -Cieszę się twoim szczęściem.- Odpowiedziałem wciąż uśmiechnięty.
    Obaj wstaliśmy i uścisnęliśmy sobie dłonie, po czym pułkownik, Schneider wyszedł a ja zostałem jeszcze chwile w gabinecie, po czym wyszedłem, aby też się spakować.Dwie godziny później jechałem w limuzynie a obok mnie mój adiutant. Po obu stronach drogi rósł gęsty las.
    -Będziesz musiał ją nauczyć niemieckiego wiesz o tym.
    -Słucham? Zamyśliłem się, przepraszam.
    -Mówiłem, że będziesz musiał nauczyć ją niemieckiego.
    -A no wiem, wiem. W razie, czego będziemy mówili, że jest małomówna.
    -To dobrze. Rozmawiałem z jednym moim kolegą, który nam pomoże. Co prawda powiedział że nie zna nikogo z komisji w Przemyślu ale powiedział że znając ich nie będę miał dużych problemów z ich przekonaniem. Wszystko jak dobrze pójdzie załatwimy do jutra rana. Jeden podpis, potem papiery i będziecie mogli się cieszyć sobą legalnie. Pewny jesteś, że tego na pewno chcesz?
    -Tak. Oboje tego chcemy.
    -To dobrze.
    Droga do Przemyśla zajęła nam cały dzień i na miejsce dojechaliśmy pod wieczór. Gdy tylko dostaliśmy nocleg w DSH zadzwoniłem do szefa komisji wpisującej na Volkslistę. Na początku pytałem go o jakieś bzdety
    (Nie pamiętam, o co dokładanie, bo to dawno było. Czekaj może sobie przypomnę. Nie, nie ma szans) potem przeszedłem do konkretów. Zapytałem czy zechce się ze mną spotkać jeszcze dziś wieczorem.
    -Chętnie panie generale, ale jest już późno a jutro mam dużo pracy.
    -Mimo to nalegam. Spotkajmy się w jakiejś restauracji, w jakiej czasami pan jada.
    -No dobrze niech będzie.
    Pół godziny później wszedłem do restauracji. Siedziało w niej tylko kilka osób i wchodząc w mundurze generalskim ściągnąłem spojrzenia, co poniektórych. Szef komisji siedział przy ścianie. Wokół niego nie było nikogo innego. Kiedy podszedłem do niego wstał i się przywitał ze mną.
    -Witam pana, panie generale.
    -Witam.
    -To, w jakiej sprawie nalegał pan na tak szybkie spotkanie.
    -Powiem wprost. Jutro do pana przyjdzie pewna Polka. Zależy mi, aby została wpisana na listę najlepiej z II lub ewentualnie III kategorią.
    -Rozumiem pana, jeśli jest tego warta to na pewno da się coś z tym zrobić.
    -Myślę, że jest tyle warta.- Tu podsunąłem w jego stronę serwetkę z napisaną liczbą.
    -Tak myślę, że da się to załatwić. O której przyjdzie?
    -Jak przyjdzie od razu będzie pan o tym wiedział.
    -Mam jeszcze takie pytanie skąd mam wiedzieć że mogę panu ufać i że mnie pan nie wyda?
    -Jeżelibym to zrobił to mógłby mnie pan oskarżyć o próbę przekupstwa i omijanie przepisów a tego raczej bym nie chciał. Ale aby pana uspokoić, bo widzę, że się pan trochę boi to proszę oto poła pieniędzy reszta jutro po wpisaniu jaj na listę.
    -Dobrze niech jutro przyjdzie a na pewno to jakoś załatwimy.
    -Do widzenia
    -Do widzenia.

    -Następnego dnia Alicja stawiła się przed komisją. Za drzwiami stał Gerard. Rozkazałem mu, aby zachował kamienną twarz jak jego wybranka wyjdzie z pokoju. Sam siedziałem w mojej limuzynie zaparkowanej niedaleko. Jeżeli ktoś by wiedział z boku, co się dzieje to mógłby być przekonany, że to jakaś akcja szpiegowska. Kiedy Alicja wyszła z pomieszczenia z komisją Gerard wczuł się w rolę i z kamienną miną prowadził ją przed sobą z dłonią przygotowana aby chwycić za broń. Jak mi potem opowiadał taka scena utwierdziła ludzi że nic ich nie łączy poza służbowymi relacjami. Oboje wyszli z budynku i ukradkiem udali się w moją stronę trochę nadkładając drogi. Wróciliśmy do naszych pokoi w DSH i przygotowaliśmy się do drogi powrotnej. Ja się nie rozpakowywałem, więc szybko wstawiłem moją walizkę do samochodu i kazałem szoferowi zawieść mnie w to samo miejsce, w którym czekaliśmy na zakochanych. Następnie udałem się do budynku z komisją i pewnym krokiem wkroczyłem do pokoju gdzie siedział szef tego wszystkiego.
    -Jestem człowiekiem słownym. Proszę tak jak się umawialiśmy druga połowa.
    -Dziękuję.- Wziął od mnie kopertę z pieniędzmi i szybko sprawdził czy są prawdziwe. Gdy stwierdził, że wszystko się zgadza podniósł głowę.- Polecam się na przyszłość.
    -Mam nadzieję, że nie będę musiał.

    -Wyszedłem i udałem się do samochodu. Dziesięć minut później byłem przed DSH i czekałem na adiutanta i Alicję. Zeszli chwilę później. Udaliśmy się w drogę powrotną. Dzięki dokumentom, jakie dostała przy zapisie nie mieliśmy żadnych problemów na granicy i około drugiej w nocy byliśmy już na miejscu. Podziękowałem mojemu szoferowi i udałem się spać. „Misję” uważałem za zakończoną.
    -O ja cię. Ale dziadku jesteś dzielny.
    -A, co w tym takiego dzielnego, że dałem w łapę jakiemuś szaremu urzędasowi. Zrobiłem to, co uważałem za słuszne.
    -I, co było dalej.
    -Dalej nic. Alicja mieszkała w naszej siedzibie razem z Gerardem i uczyła się niemieckiego. Szczerze mówiąc to się do tej pory dziwię jak od tak zakochała się w nim przecież był dla niej jednym z najeźdźców no, ale miłość nie wybiera.
    -A, co ty robiłeś w tym czasie.
    -Ja? Wypełniałem dokumenty, które Ewa nieustannie do mnie przynosiła i odwiedzałem moich żołnierzy. W połowie listopada zostałem zaproszony przez Węgrów na pokaz ich nowej ciężarówki przystosowanej specjalnie do przewozu żołnierzy i sprzętu wojskowego. Miał to być początek ich oddziałów zmotoryzowanych. Trochę w to nie wierzyłem, ale skoro tak uważali no to ich sprawa.
    -Dlaczego nie wierzyłeś, że to może rozpocząć tak jakby nową epokę w węgierskiej armii?
    -Bo widziałem, jaki przemysł mają Węgrzy. Kiedy dzięki Czechosłowackim planom opracowali nowy model czołgu i rozpoczęli produkcję tych maszyn to nie byli w stanie praktycznie nic więcej robić, więc jak tu myśleć o tak kosztownej w sprzęcie i zaopatrzeniu modernizacji armii?
    -To, dlaczego im pomagałeś z doktrynami?
    -Taki dostałem rozkaz, więc musiałem go wykonać i muszę przyznać, że bardzo dobrze wspominam okres działania tam.
    -Aha no, ale mimo to możesz mi dokładniej opowiedzieć jak wyglądał ten pokaz.
    -Nie pamiętam dobrze. Byłem wtedy trochę zmęczony. Po za tym to, co w tym ciekawego. Wydaje mi się, że jeździli tą ciężarówką po jakichś wertepach, potem po jakimś wzniesieniu a potem ładowali do niej skrzynie z zaopatrzeniem, aby pokazać ile mieści. Mniej więcej tyle tam było.
    -No to może i mało ciekawe.- Odpowiedział trochę zmartwiony Marek.


    [​IMG]

    -I, co do stycznia nic już więcej się nie działo?
    -U nas praktycznie nic. Dostałem oficjalnie już awans i objąłem dowodzenia nad 7. Dywizją Pancerną. Ogłosiłem w związku z tym „konkurs” na naszywkę dywizji. O dziwo nie było wielu chętnych a ci, co się zgłosili pochodzili z mojej byłej, 8 Brygady. Wybrałem jedną z propozycji i zgłosiłem zapotrzebowanie na naszywki z nowym znakiem dywizji. Oczywiście żołnierz, którego propozycja wygrała dostał od mnie przepustkę na 24 godziny. Nie wiele, ale zawsze coś.

    [​IMG]

    -Na wschodzie Stalin rozpoczął działania w swojej strefie wpływów.
    -Co? Opowiadaj.- Odpowiedział ożywiony Marek.
    -To jak to nie wiesz o wojnie zimowej?
    -No wiem, ale nie od ciebie.
    -No to od mnie tez się wielu rzeczy nie dowiesz, bo jej uważnie nie śledziłem. Wiem tylko, że wybuchła pod koniec listopada. Praktycznie na początku grudnia i nie poszła po myśli ZSRR.
    -Aha no, ale powiedz coś więcej.
    -Później teraz zaczyna się kolejny odcinek mojego programu ogrodniczego.
    -Co? Dziadku ja tu czekam na kolejny zdania opisujące twoje losy a ty mi tu z jakimś programem wyjeżdżasz. No proszę cię.
    -Nie! Powiedziałem, że jak skończę oglądać to jak skończę oglądać.

    [​IMG]

    ================================================================
    Mam nadzieję, że odcinek się podoba, bo długo nad nim pracowałem. Wiem, że historia Alicji nie jest może idealna, ale jedyne, co mogę powiedzieć to, to, że się starałem:) Co do sprawy terenów Polski to sama fabuła powinna wam zasugerować coś z nimi stało ale oficjalne losy powinienem przedstawić jak tylko napisze odpowiedni ewent.(o ile napiszę). Może napiszę jakiś odcinek specjalny opisujący działania wszystkich zainteresowanych stron, ale nie obiecuję. Chciałem też bardzo podziękować userowi Nikt ważny za przybliżenie realiów związanych z „zakochanymi”. Dziękuję również userowi McFlash za jego aktywność i zgłoszenie jako jedyny propozycji na naszywkę. Liczę konstruktywną krytykę:)

    Czyszczę i zamykam.

    Dżemik
     
  11. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek X
    Zmiany zaczynają owocować
    Styczeń - Marzec 1940


    Na ekranie telewizora pojawiły się napisy końcowe.
    -No nareszcie dziadku możesz mi opowiedzieć coś więcej o tej Wojnie zimowej.
    -A, co tu wiele opowiadać. Stalin rzucił na ten mały kraj około miliona żołnierzy i ponad 6000 czołgów, ale i tak przegrał. Finowie, którzy mieli chyba coś koło 250 000 obronili się i zdołali zachować suwerenność, mimo że musieli oddać część swoich terenów. To przekonało między innymi mnie, że Armia Czerwona jest bardzo słaba i nie stanowi dla nas zagrożenia.
    -I tyle masz mi do odpowiedzenia?- Zapytał lekko rozczarowany chłopak.
    -A, co spodziewałeś się, że opowiem ci dokładnie o ruchach poszczególnych pułków obu armii. Marku ja mogę nie pamiętać niektórych faktów z działań, w jakich ja brałem udział a co dopiero z wojny, o której wiem tylko z gazet i informacji, jakie dochodziły do nas drogą radiową.
    -No dobrze. Rozumiem cię przecież. W takim razie opowiadaj, co tam u ciebie na Węgrzech się działo.
    -O tu więcej szczegółów znam.- Dziadek uśmiechnął się.
    -No to zamieniam się w słuch.
    -No to na początku stycznia Niemcy i Węgrzy zakończyli rozmowy dotyczące południowych terenów Polski. O ten obszar od początku zakończenia się kampanii wrześniowej - jak później zaczęto nazywać wojnę pomiędzy III Rzeszą a II Rzeczpospolitą – toczyła się wojna dyplomatyczna. Wielka Brytania i polskie rząd, który zdołał do niej zbiec namawiali rząd w Budapeszcie do zachowania tych terenów w graniach Węgier w zamian oferując namawianie mieszkającej tam ludności do współpracy. Nie była to konkretna obietnica, przez co nie przekonała byłych sąsiadów Polski. Zachęciło to Hitlera do złożenia własnej propozycji. Führer przedstawił konkrety, których w połączeniu z dominująca w sojuszu pozycją Niemiec Budapeszt nie mógł odrzucić. W zamian za oddanie ziem polskich Niemcy zaoferowały, że większość wydobywanych stamtąd surowców będzie wysyłana na Węgry. Oprócz tego obiecano dołożyć wszelkich możliwych starań w przyspieszeniu rozwoju technologicznego kraju nad Balatonem.
    -I to przekonało Węgrów? Przecież na terenach Polski mieli dodatkowe zakłady przemysłowe, ludzi i surowce. To wszystko bardzo się przydaje w czasie działań wojennych.
    -To prawda, ale Węgrzy nie mieli odpowiednio dużej bazy surowcowej, aby zakłady pracowały pełną parą a co za tym idzie ich potencjał marnowałby się a tak Niemcy je wykorzystywali. W tym okresie byliśmy w stanie utrzymać każdy nowy zakład z jak najwyższą wydajnością.
    -Aha.


    [​IMG]

    -Muszę przyznać, że już praktycznie od razu zaczęliśmy się wywiązywać z umowy.- Dziadek sam podjął dalsze opowiadanie.- W dwa tygodnie później Węgry podpisały z III Rzeszą umowę w ramach, której dostały plany dwóch naszych doktryn. W zamian miały przekazać Niemcom sporą ilość amunicji i części do pojazdów.
    -A to były jakieś ważne doktryny?
    -Owszem. Nad jedną z nich pracowałem już od dłuższego czasu i na wieść o planach byłem humor mi się bardzo poprawił.- Dziadek uśmiechnął się…


    -Panie generale.- Do gabinetu wszedł mój adiutant. – Z Niemiec przyszły plany, które wykupili Węgrzy.
    -To wspaniale. To przyśpieszy nasze prace. Pokaż, co my tu mamy.
    Wziąłem teczkę do ręki i zacząłem przeglądać dokumenty i ilustracje przedstawiające przykładowe manewry.
    -No na tym mi najbardziej zależało tego nie mogłem w jakiś konkretny sposób przedstawić, aby Węgrzy zrozumieli, o co tu chodzi. Jest coś jeszcze?
    -Tak jest tego całe pudło i jest jeszcze jedno.
    -Tak? Jakie?
    -Z dokumentów wynika, że powinno ono zawierać plany doktryny spowalniania wroga.
    -No nasi przełożeni spisali się. Właśnie nad nią planowałem potem pracować. Tą pewnie skończymy dzięki planom w ciągu tygodnia i rozpoczniemy prace nad tą drugą. Czy coś jeszcze?
    -Nie już nic.
    -Na pewno?- Zapytałem dociekliwie.
    -Tak. O co chodzi?
    -O nic. Tak tylko myślałem, że zaprosisz mnie na swój ślub, ale skoro nie to no trudno.
    -A to chodzi. Nie no pewnie, że pana zaproszę. Musimy tylko wybrać datę a tego jeszcze nie zrobiliśmy, więc rozumie pan.
    -Nie no oczywiście, ale śpieszcie się. Każdy dzień zwłoki w waszym przypadku nie jest dobrym pomysłem.
    -Wiemy, ale mimo to chce poczekać chociażby do pierwszych cieplejszych dni.
    -Czyli na zaproszenie mam czekać gdzieś tak do kwietnia?
    -Tak, gdzieś tak.
    -No dobrze będę cierpliwy.

    -Po dokładnym przeanalizowaniu planów okazało się, że nie wielka ich ilość mi się przyda, ale zawsze lepsze to niż nic. Jakiś czas później Niemcy posłali na Węgry kolejny transport materiałów do ich analizowania. Nie były to już przydatne dla mnie projekty, ale Węgrzy ochoczo zabrali się do ich analizowania i wymyślania wykorzystania.

    [​IMG]

    -Jednak nie to jest najważniejsze.
    -A co?
    -Największy postęp Węgrzy odnotowali w produkcji. Na początku lutego udało im się sformować pierwszą dywizję pancerną. Byli z niej strasznie dumni. Zaproszono mnie na manewry gdzie ich czołgiści działali zgodnie z doktrynami, jakie sam opracowałem a potem na defiladę, jaka odbyła się ulicami Budapesztu.
    -I jak to wyglądało?
    -Podobnie jak inne tego typu defilady. Czołgi jechały ulicami miasta w równym szyku. Dowódcy poszczególnych maszyn wystawali przez właz w wieży dumnie prężąc piersi. Mężczyźni rozmawiali i chwalili „żelazne bestie”, kobiety rzucały kwiaty i dyskutowały na temat urody żołnierzy a dzieci z otwartymi ustami przypatrywały się czołgom, jakie mijały je o zaledwie kilkadziesiąt centymetrów. Pięknie to wyglądało z resztą jak każda dobrze przygotowana defilada.


    [​IMG]

    -No to nieźle nie ma, co. Wielka reforma, jaką chcieli przeprowadzić zaczynała wchodzić w życie.
    -No. I to z wiekiem hukiem. Spodziewałem się, że nie uda im się utworzyć tej dywizji i poprzestaną na brygadzie a tu proszę. Utworzyli ją i to w pełnym składzie etatowym zupełnie na wzór naszych. Oprócz tego zdołali jeszcze rozbudować sieć dróg i linii kolejowych. Wybudowali również pierwszą autostradę łączącą Budapeszt i słowackie Koszyce.


    [​IMG]

    -Naprawdę? Jak to możliwe przecież mówiłeś że mieli nie porównywalnie mniejszy przemysł od III Rzeszy a tu proszę i dywizja pancerna i infrastruktura.
    -Owszem, ale w czasie, kiedy oni byli w stanie to wszystko zrobić my formowaliśmy kilka dywizji pancernych, piechoty oraz brygad wsparcia a po za tym rozbudowywaliśmy lotnictwo i marynarkę.
    -Aha. No tak to zmienia obraz rzeczy, ale tak czy siak musisz przyznać, że jak na swoje możliwości to robili, co mogli.
    -Owszem to musze przyznać. Zwłaszcza jak się popatrzy na to, co zaczęli robić jak tylko skończyli z tą dywizją i infrastrukturą.
    -A, co zaczęli robić?
    -Rozpoczęli formowanie pierwszych trzech dywizji zmotoryzowanych a chyba z trzy dni później kolejnych trzech dywizji piechoty oraz brygad inżynieryjnych.
    -Co ty gadasz? Na serio?
    -A, co ty się tak wszystkiemu dziwisz? Przecież mówię trzy dywizje piechoty zmotoryzowanej, trzy dywizje piechoty „zwykłej” i trzy brygady inżynierów.


    [​IMG]

    [​IMG]

    -Nie no spoko.- Marek wydał się trochę zbity z tropu taka odpowiedzią dziadka.
    -No to się cieszę.- Odpowiedział dziadek i widząc, że wnuk trochę zmarkotniał powiedział.- Zaskoczyć cię jeszcze bardziej?
    -Dajesz.- Ożywił się lekko Marek.
    -W miesiąc po rozpoczęciu produkcji sprzętu dla oddziałów inżynieryjnych zdołali sformować już pierwszą brygadę, którą dołączyli do swojej dywizji pancernej. Wiesz, co jest w tym najlepszego?
    -To, że udało im się stworzyć ta brygadę?
    -To też, ale najlepsze jest to, że twój dziadunio podejmował tą decyzję.
    Marek się jeszcze bardziej ożywił.
    -Co ty mówisz?
    -No serio…


    Był już wieczór. Właśnie wychodziłem z gabinetu, kiedy zadzwonił telefon. Podszedłem i podniosłem słuchawkę.
    -Generał Hainz Halder słucham.
    -Witam panie generale. Gratuluję awansu.- W słuchawce odezwał się głos znanego ci dobrze generał sztabu.
    -Dziękuję. W jakiej sprawie pan dzwoni.
    -Otóż chciałem pana zaprosić na jutrzejsze posiedzenie sztabu. Pańska wiedza bardzo nam się przyda i pozwoli się czegoś poduczyć. Czy może pan jutro przyjechać do kwatery naszego dowódcy wojsk lądowych?
    -Dobrze. O której mam przyjechać?
    -Pasuje panu 11:00.
    -Dobrze. Przyjadę.
    Po tej krótkiej rozmowie zszedłem na dół i zjadłem kolację z moimi oficerami. Następnego dnia pojechałem na spotkanie. W drzwiach przywitał mnie dowódca sztabu. Ten człowiek zawsze był dla mnie miły i bardzo mi ufał. Nie wiedziałem, dlaczego ale i ja jakoś nie potrafiłem do niego pałać jakimiś złymi uczuciami. Weszliśmy do obszernego gabinetu. Naprzeciwko drzwi stało wielkie dębowe biurko. Po prawej wisiał obraz przedstawiający jakąś wielką bitwę. Natomiast po lewej przy wielkich oknach stał stolik z różnymi trunkami na nim.
    -Zapraszam pana.- Powiedział mężczyzna z wieloma odznaczeniami na mundurze jak się później okazało dowódca wojsk lądowych.- Napije się pan czegoś?
    -Nie dziękuję.
    -Poprosiliśmy, aby pan tutaj przybył, ponieważ chcielibyśmy zasięgnąć pańskiej rady. Wczoraj oficjalnie sformowaliśmy brygadę inżynieryjną. Niestety nie wiemy, do której dywizji ją najlepiej przyłączyć. Czy do którejś z oddziałów piechoty, aby zwiększyć ich mobilność? Czy Mozę do naszej dywizji pancernej, aby była ona jeszcze? Jak pan uważa?
    -Moim zdaniem nie ma się, nad czym zastanawiać. Inżynierami należy wspomóc czołgi. Z tą brygadą wasi czołgiści znacznie szybciej i lepiej będę pokonywać na przykład przeszkody wodne. Po za tym takie oddziały będą mogły lepiej wesprzeć ewentualną obronę dywizji.
    -Tak, ale obawiamy się, że jak zwiększymy mobilność naszej i tak już mobilnej dywizji pancernej to, że nie będzie w stanie zapewnić jej dostatecznego wsparcia, ponieważ będzie poruszać się znacznie szybciej niż inne oddziały.
    -Chyba jesteś w stanie zapanować nad porywczością swojego dowódcy. Jeżeli tak to wystarczy mu powiedzieć, aby się zatrzymał i okopał do czasu przybycia jakichś oddziałów i tyle. Jeżeli natomiast nie macie kontroli nad jego temperamentem to musicie zmienić dowódcę.
    -No tak, ale obawiamy się, że takie stopowanie dywizji z powodu wolniejszych tyłów może negatywnie wpłynąć na jej wojowniczość.
    -Zapewniam was, że zmniejszenie ryzyka okrążenia jest ważniejsze niż utrzymanie wysokiej agresywności dywizji.
    -No dobrze może i ma pan rację jeszcze przedyskutujemy pańską propozycję. Na razie dziękuję za przybycie do nas.
    -Ja też dziękuję. Do widzenia i mam nadzieję, że zrobicie tak jak wam radzę, bo to będzie najlepsze połączenie.

    -Jak się później okazało posłuchali się i połączyli dywizję pancerną z inżynierami. Powstała bardzo dobra moim zdaniem dywizja, która mogła sobie poradzić znacznie lepiej w trudnym terenie niż normalna.

    [​IMG]

    -No dobra to jest mam nadzieje wszystko z osiągnięć węgierskiego przemysłu zbrojeniowego jak na razie.
    -Tak to wszystko.
    -No to w takim razie opowiedz mi coś o na przykład niech pomyślę. O! Wiem. O postępie technologicznym Węgrów. Opracowali oni coś w ciągu tych trzech miesięcy.
    -Owszem. Licząc z moją doktryną to łącznie 3 duże projekty.
    -O to fajnie a jakie to były projekty.
    -Czekaj niech pomyślę.- Po minie dziadka można było się domyśleć, że w jego głowie zachodzi poważny proces myślowy.- Już wiem opracowali nowe działo dla swoich brygad artylerii oraz coś z magazynami. Nie pamiętam, co dokładnie, ale wiem, że to znacząco wpłynęło na ilość zaopatrzenia, jaka docierała do dywizji oraz na tempo jego dostarczania.

    [​IMG]

    -No to chyba dobrze.
    -Jak dla nich bardzo dobrze. Co prawda tej klasy sprzęt nasi żołnierzy mieli już w ataku na Polską ale najważniejsze jest że Węgrzy modernizowali swoje siły do coraz nowocześniejszych.
    -A, co się działo na świecie?
    -Nie pamiętam dobrze. Wiem za to, że na początku marca Hitler rozpoczął kampanię przeciwko Norwegii i Danii.


    [​IMG]

    ==============================================================
    Wiem drodzy czytelnicy, że długo musicie czekać na moje odcinki, ale mam nadzieje, że ich jakoś wam to rekompensuje. Niestety mam dla was przykrą wiadomość. Wraz z zbliżającym się rokiem szkolnym muszę zawiesić prace nad AARem:(. Wiem, że nie będę miał czasu na pisanie odcinków, więc nie chce wam obiecywać gruszek na wierzbie lub pisać tandetnych odcinków. Mam nadzieje, że mnie zrozumiecie. Odcinki będę się starał wstawiać, co większe przerwy (święta, ferie). Administrację proszę aby jeżeli jest to możliwe zrobiła wyjątek i po 30 dniach zamknęła AARa ale nie usuwała postów.
     
  12. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XI
    Na zachodzie zmiany
    Marzec – Kwiecień 1940


    -Czy byłeś jakoś związany z atakiem na północ?
    -Co rozumiesz przez sformułowanie „byłeś związany”?
    -Czy brałeś udział w walkach, doradzałeś komuś. No ogólnie mi chodzi.
    -Nie, nie uczestniczyłem w tej kampanii. Szkoliłem w tym czasie kolejnych oficerów węgierskich w współdziałaniu oddziałów mobilnych.
    -To musiało być nudne.
    -Dlaczego? Mi się podobało. Nie musiałem wiele robić. Wystarczyło, że odbywałem z nimi każdego dnia kilku godzinne rozmowy i dywagacje, co jak wiesz bardzo lubię. Poprawił się mój węgierski i niejednokrotnie prostsze rozmowy przeprowadzaliśmy w ich ojczystym języku.
    -Tylko tym się zajmowałeś?
    -Nie. Nieustannie pracowałem nad przystosowywaniem naszych doktryn do warunków węgierskich. W kwietniu skończyłem prace nad doktryną, o której ci już wcześniej wspominałem.
    -Doktryną spowalniania?
    -Tak.
    -Dziwna nazwa brzmi jakbyście pracowali nad tym jak spowolnić swoje siły.
    -Raczej odwrotnie. Doktryna zakładała takie działanie naszych sił i współpracę z lotnictwem, aby w jak największym stopniu spowolnić przeciwka.
    -Jednak i tak uważam ze powinniście zmienić jej nazwę.
    -No teraz to możemy sobie rozmawiać nad tym, jaka powinna być nazwa jak już dawno ona nie obowiązuje.
    -Czemu nie? Przecież lubisz dywagacje.
    -Jak tam chcesz, ale myślałem ze bardziej cię interesują moje działania na Węgrzech.
    -No tak. Opowiadaj.- Powiedział poważnie Marek, po czym się uśmiechnął.
    -Otóż pod koniec kwietnia Max dostał przeniesienie.
    -Ten nieudacznik? Gdzie? Do kuchni?
    -Nie. Miał być zastępcą jednego z generałów brygady stacjonującej koło Holandii. Nawiasem mówiąc zastępcą generała, który miał żelazne zdrowie i swoją pracę traktował bardzo poważnie, więc zawsze był na stanowisku.
    -Aha.- Marek uśmiechnął się.
    -W tym samym mniej więcej czasie, kiedy ja kończyłem prace nad doktryną, węgierski zespół zajmujący się przemysłem i możliwościami zwiększenia jego wydajności ukończył prace na swoim projektem. Oba te osiągnięcia były bardzo ważne dla węgierskiej armii i gospodarki.

    [​IMG]

    -A wracając do twojej działalności…- Marek dał dziadkowi do zrozumienia, że bardziej go interesują inne fakty.
    -Moja działalność była taka jak ci już mówiłem w tym okresie-nie wielka.
    -O matko, ale na pewno robiłeś coś ciekawego.
    -No właśnie nie zbyt. W połowie kwietnia mój adiutant ożenił się. Uroczystość była skromna, ale bardzo przyjemna. Przybyłem na nią z Ewą, z która już oficjalnie zacząłem... Jak w to mówicie? Chodzi? … z Ewą, którą już oficjalnie zacząłem chodzić.
    -O nie dziadku. Nie opisuj mi sukni ślubnej panny młodej, wystroju kościoła i takich rzeczy.
    -To właściwie, czego ty chcesz?
    -Jakiejś akcji.
    -A ja, co? Rambo? Jak chcesz akcji to idź do kina na jakiś ciekawy film.
    -Oj dziadku wiesz, o co mi chodzi. No dobra opowiadaj po kolei, co się działo a ja będę cierpliwie czekał.
    -No dobrze, na czym to ja skończyłem? A tak na postępie technologicznym. Nie był on jednak jedyny. Dzięki nowym technologiom i dobremu zarządzaniu Węgrzy do maja zdołali sformować i ulepszyć spore siły. Najważniejsze jednak było moim zdaniem to, że utworzyli dywizje piechoty zmotoryzowanej i połączyli ją z swoją dywizją pancerną.
    -Dlaczego?
    -Bo dzięki temu dywizja miała wsparcie piechoty nie tracąc przy tym na swojej mobilności. Takie związki były stosowane u nas, ale w nie wielkim stopniu. Dopiero po zwycięskiej kampanii w Polsce gdzie tego typu oddziały bardzo dobrze się spisywały postanowiono zacząć je powszechniej stosować.


    [​IMG]

    -Wspominałeś, że udało im się sformować spore siły. Zakładam, że nie miałeś na myśli jedynie tej jednej dywizji.- Marek wykazywał zainteresowanie, co ucieszyło dziadka.
    -Tak. Masz rację. W mniej więcej tym samym czasie skończyli szkolenie brygady saperów, która wzmocniła szeregi jednej z dywizji piechoty.

    [​IMG]

    -Dodatkowo tą dywizję połączono z nowo sformowaną i powstał całkiem niezły związek taktyczny. Mniej mobilny niż ten, o którym ci wcześniej mówiłem, ale jak na węgierskie możliwości całkiem niezły. Po za tym nie każda armia jest w stanie mieć same dywizje pancerne, piechota była, jest i coś czuję, że będzie podstawą każdej armii.

    [​IMG]

    -No dobrze. To przemysł węgierski i badania technologiczne mamy już z głowy. Co nam jeszcze zostało? Aaa. Polityka zagraniczna. Co tam Węgrzy działali na arenie międzynarodowej?
    -No na arenie międzynarodowej to nie byli jacyś bardzo aktywnie nie licząc oczywiście dwóch umów podpisanych z III Rzeszą.
    -Co to za umowy?
    -Głównie gospodarcze. Niemcy przekazywali im swoje technologie w zamian za część węgierskiego zaopatrzenia dla armii.
    -Po, co Niemcom węgierskie zaopatrzenie?
    -Wielka armia wymaga wielkiej ilości zaopatrzenia, więc każda jego ilość się przyda.
    -Aha. Z takie założenia wychodzili a nie, że na przykład węgierskie zaopatrzenie było dobre czy coś.
    -Nie, tu tylko i wyłącznie chodziło o to, aby go nie zabrakło i tyle.


    [​IMG]

    -No dobrze a teraz to, na co czekałeś- akcja.
    -Tak?
    -Tak a co nie wiesz, co się wydarzyło na początku maja 1940?
    -Yyyy.- Na twarzy Marka rysował się, wyraźny proces myślowy.
    -O Matko, czego was tam uczą w tej szkole. Na początku maja państwa Osi uderzyły na zachód wprowadzając w życie założenia planu żółtego.
    -A to! A ja już szukałem w pamięci jakichś szczegółów.
    -Ta akurat.- Skitował krótko dziadek.
    -Oj przestań. Wiedziałem to.
    -Tak? To powiedz, co zakładał Fall Gelb?
    -Tak z biegu to nie pamiętam…
    -Oczywiście.- Dziadek znacząco pokiwał głową dając wnukowi znak, że mu nie wierzy.- Otóż Fall Gelb zakładał zajęcie Francji poprzez agresję na neutralną w tym okresie Belgie, Holandię i Luksemburg. Następnie wojska niemieckie oskrzydlając linię Maginota od północnego wschodu miały „wlać się” na teren Francji.
    -No i?
    -No i w ten sposób mieliśmy wygrać kampanię na zachodzie.
    -A ty miałeś brać w tym udział?
    -Tak. Każda dywizja pancerna była potrzebna, więc w drugiej połowie kwietnia zostałem skierowany na granicę z Luksemburgiem. Moja dywizja miała brać udział w walkach już od pierwszych dni ofensywy.
    -Nieźle. Opowiadaj dalej.


    [​IMG]

    -Spokojnie.- Dziadek ewidentnie starał się budować napięcie, co mu w bardzo dobrze wychodziło.

    ==========================
    Witam po przerwie. Co myśleliście pewnie że dołączyłem do osób które zaczynają AARa i nie kończą a tu proszę:). Mam nadziej, że choć mała część moich czytelników, którzy mnie wspierali i krytykowali przedtem ponownie zainteresuje się moim AARem. Wiem, wiem mało tekstu. Postanowiłem, że nie ma, co się rozpisywać na 2 500 słów, bo nawet ja sam nie jestem w stanie przeczytać tak długiego odcinka:p. Tekstu będzie mniej(no chyba, że będziecie bardzo nalegać, abym powrócił do starej koncepcji AARa), ale mam nadzieje zawierać równie dużo informacji, a jedyne miejsca gdzie będę się rozpisywał to opisy bitew. Szczególne chciałem podziękować mojej koleżance, która czyta moją „twórczość” od początku i która, pomimo że jestem, jaki jestem (wiesz, o co chodzi:)) zachęciła mnie do wznowienia prac. Dzięki Kaśka:D
     
  13. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XII
    Początek Fall Gelb
    03.05 -23.05 1940


    -No powiadaj.- Marek naciskał na dziadka.
    -Jak wiesz ofensywa zaczęła się już trzeciego maja jednak ja swój szlak bojowy w tej kampanii zacząłem dopiero siódmego maja.
    -Dlaczego?
    - Wcześniej musiałem czekać na ten węgierski odział mobilny, o którym ci już wspominałem. Niestety wyruszyli w drugiej połowie kwietnia i nie byli w stanie dotrzeć na czas, dlatego też moje rozkazy uległy zmianie i przesunęły się w czasie.
    -Ale, dlaczego musiałeś na nich czekać?
    -Musiałem, bo jako jedyny w naszej armii byłem tak jakby pośrednikiem pomiędzy Węgrami a nami. Po za tym Węgrzy zgodzili się abym „otoczył opieką” ich siły, co w skrócie oznacza, że miałem ich wspierać rada i oddziałami. Co gorsza naczelna dowództwo zaakceptowało ten pomysł i musiałem ich „niańczyć”.
    -To jakaś masakra.
    -No niestety. Piątego maja Hitler zaanektował Luksemburg a nasze siły na północy atakowały Rotterdam. Ja natomiast musiałem czekać.


    [​IMG]

    -W końcu dowództwo nie wytrzymało. W nocy z szóstego na siódmego maja skierowano mnie do Bastogne w Belgii. Stamtąd około południa wyruszyliśmy wraz z trzema naszymi dywizjami piechoty w stronę Arlon. Wieczorem jakieś 5 kilometrów od miejscowości napotkaliśmy zmierzające na północ dywizje francuskie. Mimo mojego natarcie na prawe skrzydło i wsparcia piechoty nie udało nam się przełamać obrony nieprzyjaciela i musieliśmy się wycofać. To była moja pierwsza bitwa tej kampanii i od razu przegrana.

    [​IMG]
    -Dlaczego przegraliście.
    -Trochę głupie pytanie. Wiesz? Nie mieliśmy przewagi na dodatek na ich korzyść przemawiał zmierzch i las, jaki porastał znaczną część tego obszaru.
    -Nie mogliście wezwać wsparcia lotniczego.
    -Próbowaliśmy, ale okazało się, że żadna jednostka nie jest nam jego udzielić, ponieważ wszystko jest na misji lub z niej wraca.
    -No to mieliście niezłego pecha nie ma, co.
    -No mieliśmy, niestety. Następnego dnia Francuzi i Belgowie przypuścili kontratak, który na szczęście udało nam się odeprzeć. W nasz rejon skierowano dodatkowe chyba dwie dywizje no i Węgrom wydano rozkaz, aby od razu skierowali się do Bastogne a nie do Koloni jak wcześniej planowano.
    -To chyba dobrze.
    -Bardzo dobrze, bo ten kontratak nie był jedynym. Wróg przeprowadził ich chyba jeszcze z, dwa ale przy ostatnim przejęliśmy inicjatywę i razem z Węgrami prowadząc błyskawiczne natarcie rozbiliśmy ich siły na trzy części, które razem z wsparciem piechoty albo zostały całkowicie rozbite albo zostały zmuszone do odwrotu. Arlon zostało zdobyte a my staliśmy przy granicy z Francją.
    -Super, mów dalej.
    -Siedemnastego maja.. Tak to chyba było wtedy. A może… Nie. Siedemnastego maja Węgrzy i ja uderzyliśmy na nic niespodziewających się Francuzów stacjonujących w Remis. Były tam dywizje rezerwowe, które miały zacząć działaś dopiero gdyby Wehrmacht zaatakował na Linię Maginota. Opór nie był długi i po kilku godzinach walk, których nie można nazwać bardzo zaciekłymi zajęliśmy miasteczko.


    [​IMG]

    -No nareszcie jakieś sukces.- Marek wyglądał na wyraźnie zadowolonego z tego sukcesu dziadka.
    -Nie chciałbym gasić twojego entuzjazmu, ale już następnego dnia, kiedy nasze siły okopały się tyle o ile Francuzi przypuścili kontratak. Meldowałem do dowództwa, że potrzebne jest nam wsparcie, na co oni powiedzieli, że musimy wytrzymać cztery godziny i przybędą posiłki. Wytrzymaliśmy cztery, pięć i w końcu sześć godziny a nikt nie przybywał, więc dałem rozkaz odwrotu. Nikt nam nie pomógł nawet lotnictwa nie wysłano, więc nie wiedziałem sensu wykrwawiania moich oddziałów.

    [​IMG]

    -Kiedy się wycofywaliśmy spotkaliśmy cztery dywizja piechoty, które miały nam pomóc. Ich dowódca powiedział, że dopiero godzinę temu dostał informacje, że ma nam udzielić wsparcia i że od razu wydał rozkaz do marszu. Najprawdopodobniej w sztabie było jakieś zamieszanie i zapomnieli o nas.
    -Co? Zapomnieli o was.
    -Tak. Tak się czasami zdarza jak się dużo dzieje w jednej chwili. Człowiek nie jest w stanie tego ogarnąć i coś musi mu umknąć.
    -No nieźle. Ciekawe o ilu jeszcze dowódcach zapomniano.
    -Oj nie ma, co przeżywać błędy się zdarzają. Wracając do walk ustaliliśmy z dowódcą naszego wsparcia, że teraz w pierwszej chwili to jego piechota pójdzie do ataku a kiedy zwiąże przeciwnika walką my z naszymi czołgami ruszymy z boków, aby dodatkowo osłabić morale i wywołać w nim wrażenie, że jest nas znacznie więcej niż mógł przypuszczać. Wszystko poszło tak jak zaplanowałem i po kolejnych czterech godzinach walk opanowaliśmy miasteczko i tym razem utrzymaliśmy je dłużej niż dobę.- Dziadek uśmiechnął się.- Po tym zwycięstwie dowództwo dało nam chwile odetchnąć. Przysłano trochę uzupełnień i mogliśmy się wreszcie zorganizować. Po dwóch dniach podesłano dodatkowe dwie dywizje, które miały wspomóc nas w razie ewentualnych walk. Front na chwilę zamarł a większość ciężaru walk spadła na siły walczące w Belgii.- Dziadek wstał i poszedł do kredensu. Otworzył jedną z szafek i wyciągną jakąś książkę. Jak się okazało był to album.- Trzymam tu trochę zdjęć z tego okresu. Nie wiele udało mi się ocalić, ale kilka mam. O tutaj. Moi żołnierze odpoczywający w Remis.- Dziadek dał Markowi stare i mocna zniszczone zdjęcie.

    [​IMG]

    -Dlaczego ci cywile leżą na ziemi?
    -Nie wiem. Może zostali o coś oskarżeni. Takich szczegółów nie pamiętam.
    -To skąd masz w takim razie to zdjęcie?
    -Mieliśmy fotografa w dywizji, z którym się umówiłem żeby wszystkie zdjęcia, jakie zrobi najpierw pokazywał mi a ja będę wybierał najlepsze do albumu dywizji.
    -Aha. Do kiedy mieliście „wolne”
    -Do dwudziestego drugiego maja, kiedy to zwiadowcy donieśli, że na zachód od nas nie ma żadnych oddziałów. Od razu wydałem rozkaz przygotowania się do wymarszu.
    -A zgoda dowództwa?
    -Stwierdziłem, że jeśli uda mi się zająć te pozycje to będzie to sporym sukcesem a jeśli nie to przynajmniej na jakiś czas zwiążę walka część sił francuskich zmierzających na północ, więc tak czy siak nie będzie źle i nagany nie powinienem dostać. Po za tym zawsze mogłem się tłumaczyć tym, że nasze doktryny kładły nacisk na inicjatywę podoficerów a ja może i nie jestem podoficerem, ale inicjatywę miałem i starałem się ja wykorzystać. Tak czy siak jeszcze tego samego dnia wieczorem wyruszyłem wraz z węgierskimi siłami w stronę Compiegne. Następnego dnia byliśmy już prawie na miejscu, gdy okazało się, że akurat przejeżdżała tamtędy francuska dywizja. Niestety jak na złość wykryli naszą obecność za wcześnie i musieliśmy z nimi walczyć na niekorzystnych dla nas pozycjach. Dzięki przewadze w sprzęcie oraz ludziach udało nam się przejąć inicjatywę i pod koniec dnia wydawało się, że wygramy. Niestety na pomoc Francuzom wysłano chyba z cztery dywizje piechoty, czego pokonać już nie byliśmy w stanie a co za tym idzie zostaliśmy zmuszeni do odwrotu.


    [​IMG]

    -I tak się skończył błyskotliwy plan napsucia Francuzom krwi.- Skwitował Marek.
    -Owszem, ale muszę tutaj zaznaczyć, że tak jak przypuszczałem dowództwo nie tylko nie wysłało mi nagany, ale wręcz przeciwnie pochwalę za wykazanie się inicjatywą.

    W tym samym czasie sformowałem kolejną brygadę inżynieryjną.
    [​IMG]
    ==
    Miałem chwile, więc skrobnąłem, co nie, co. Mam nadzieje, że podoba się tyle o ile. Niestety nie wiele mogę poradzić na fakt powolnego nacierania Niemców. Jakby to od mnie zależało to już dawno zajęliby oni Paryż a tak więcej walk ->więcej pisania ->więcej akcji :D
     
  14. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XIII
    Fall Gelb w pełni (1)
    23.05 1940 – 16.06.1940


    -Po błyskotliwym a zarazem nieudanym ataku na Compiegne dałem moich chłopcom odpocząć. Nigdzie się nie ruszaliśmy, do czego dodatkowo zmuszały nas rozkazy z dowództwa brzmiące krótko: „Utrzymać pozycje”. Francuzi natomiast nie mieli zamiaru pozwolić nam się okopać i umocnić. Już od czasu naszego zajęcia Remis zaczęli zbierać wokół wojska, o czym donosili nasi zwiadowcy. Atak na Compiegne utwierdził ich, że nasze siły w tym miejscu należy jak najszybciej pokonać. Dwudziestego piątego maja, czyli niecałe trzy dni po naszym ataku na zachód przypuścili pierwszy atak. Przeciw naszym osiemnastu dywizjom rzucili z tego, co pamiętam dwadzieścia osiem. Bitwa trwała nieprzerwanie cały dzień i skończyła się późno w nocy. Mimo przewagi liczebnej Francuzi nie byli w stanie przełamać naszej obrony. Nie chcę się chwalić, ale duża zasługa w tym przypadała moim czołgom. Na bieżąco rzucałem moich pułkowników w rejony najbardziej zapalne i gdy tylko sytuacja się stabilizowała przerzucałem ich gdzie indziej. To podnosiło morale piechoty i pozwalało nam na uniemożliwienie Francuzom osłabienia jakiegoś fragmentu linii obrony. Dodatkowo dzięki takiej taktyce szybko objąłem ważną funkcje w sztabie. Niejednokrotnie działania jakichś oddziałów zależały od mnie a nie od ich prawdziwego dowódcy. Ponieśliśmy ogromne straty, zwłaszcza piechota, ale udało nam się obronić. Na wieść o tak zmasowanym ataku Francuskim na nasze siły, dowództwo postanowiło podesłać nam dodatkowe oddziały.

    [​IMG]

    -Niestety następny atak nastąpił już dwudziestego siódmego maja, czyli zaledwie czterdzieści osiem godzin po pierwszym i brało w nim udział trzydzieści dywizji francuskich i belgijskich. Przeciwko nim mogliśmy wystawić osiemnaście poważnie zdezorganizowanych i wyniszczonych dywizji plus jedna, która zdążyła nam przyjść z pomocą. Mimo, że robiliśmy, co w naszej mocy po prawie ośmiu godzinach zaciekłych walk postanowiliśmy się wycofać, aby nie tracić na darmo żołnierzy. Ja z Węgrami wycofałem się, do Namur.

    [​IMG]

    -Tam mogliśmy wreszcie odsapnąć.
    -To musiał być ciężki okres dla ciebie i twoich żołnierzy?
    -Owszem. Nie było łatwo straciliśmy wielu doskonałych ludzi. Wiele załóg, które znałem osobiście, ale nie mogliśmy się oglądać wstecz. Chodziłem do moich żołnierzy, rozmawiał z nimi, starałem się żartować o ile się dało. Wszystko, aby nie zaczęli myśleć tylko i wyłącznie o śmierci i jej bliskości. Wydaje mi się, że to im wiele pomagało. Jednym wystarczyło, że z nimi posiedziałem przy stole przy obiedzie inni opowiadali mi o swoich rodzinach inni o tym jak łowili ryby. Ogólnie można powiedzieć, że zżywałem się z moją dywizją a ona ze mną. Pamiętam jak pewnego dnia, kiedy siedzieliśmy przy stole i jedliśmy obiad jeden z żołnierzy zapytał…

    -Panie generale, kiedy wreszcie powalczymy. Mam pewien dług do spłacenia tym żabojadom.
    -Właśnie. Ja też cos dla nich mam.- Tu poklepał się po kaburze pistoletu.
    -Spokojnie. Przyjdzie na nas czas.-Odpowiedziałem.
    -Ale kiedy? Ja chcę skopać parę francuskich tyłków już teraz.
    -Obiecuję wam ze w następnej bitwie będziecie mieli, co kopać. Tym razem nie damy im uciec
    -Huuuuaa!- Krzyknęli wszyscy przy stole.

    -Ta rozmowa mi uświadomiła jak łatwo można porażkę obrócić na swoją korzyć. Wystarczy tylko lekko połechtać ludzką ambicję. Teraz za każdym razem wystarczyło, że po bitwie dla nas przegranej dałbym żołnierzom chwilę wytchnienia a potem powiedział, że wróg musi za to zapłacić i to najlepiej krwią a automatycznie w każdego z nich wchodziłaby dzika bestia żądna zemsty.

    [​IMG]
    Żołnierz umilający sobie czekanie na odwet

    -Na zemstę musieli czekać do czwartego czerwca. Kiedy to zakomunikowałem im żeby się przygotowywali do wymarszu bo idziemy skopać kilka francuskich tyłków. Praktycznie wszyscy zareagowali okrzykami radości. W godzinę później większość ludzi była gotowa i praktycznie mogliśmy wyruszać, ale poczekałem i wyruszyliśmy dwie godzinki później. Zmierzaliśmy do Mons. Nasze natarcie było jednym z elementów małej ofensywy mającej na celu zajęcia Ghent. Największego portu Belgii. Mieliśmy zaatakować broniących się tam nocą. Bitwa nie trwała długo i po krótkich w miarę walkach zajęliśmy miasteczko i okolice.

    [​IMG]

    -Chłopaki rozochoceni zwycięstwem chcieli z marszu zająć port, ale rozkaz to rozkaz. Musieliśmy czekać, co tylko jeszcze bardziej ich denerwowało i „rozwścieczało”. Taka sytuacja trwała cztery dni. W tym czasie dostaliśmy małe uzupełnienia i udało się zapełnić część stanowisk po poległych podoficerach. Dziewiątego czerwca dostaliśmy rozkaz do przygotowania się do ataku. Niedługo potem wyruszyliśmy w stronę wybrzeża. Naszym zadaniem było sforsowanie rzeki na południe od miasta a następnie uderzenie na nie. Kiedy wszyscy byli na miejscach wydałem rozkaz do natarcia. Moi żołnierze ruszyli z wielkim impetem. Początkowo Belgowie i wspierający ich Francuzi cofali się i nie stawiali wielkiego oporu przerażeni naszą siła, ale kiedy ich dowództwo zaczęło ogarniać sytuacje i wezwało posiłki nasza sytuacja nie była już tak różowa. Atak załamywał się i po kilku godzinach walk tylko moja dywizja już nacierała przy wsparciu Węgrów na północy atak przerwano. Zdenerwowałem się tym faktem strasznie, ale co miałem zrobić, wydałem rozkaz do odwrotu.

    [​IMG]

    -O dziwo moi żołnierze nie mieli żalu, że przerwałem im mordowanie Francuzów. Kiedy jadłem kolację z jedną z drużyn pewien żołnierz powiedział mi:
    -Chciałem zająć to przeklęte miasto i zrobić tam porządek a pana rozkaz mi w tym przeszkodził.
    -Priorytetem dla mnie jest dobro dywizji. Musiałem nas wycofać, bo by nas zdziesiątkowali.-
    Mniej więcej tak mu powiedziałem, ale pewny nie jestem. Takich rozmów wiele przeprowadziłem w tamtym okresie z resztą później też. W ogóle stało się zwyczajem, że nieoczekiwanie zjawiałem się w stołówce jakiegoś pododdziału i jadłem posiłek razem z żołnierzami.
    -Właściwie to nie mam do pana żalu. Wiem, że wykonuje pan swoją prace bardzo sumiennie i chce dla nas zwykłych żołnierzy jak najlepiej, za co darze pana dużym szacunkiem.
    -Dziękuję.-Odparłem, na co żołnierz obok odezwał się.
    -Ja też.
    -I ja
    -I ja

    Ogólnie cały stół i jeszcze kilka osób stwierdziło, że darzy mnie szacunkiem większym niż innych generałów i że jeszcze dokopią przeciwnikowi gdzie by on nie był. Nawet się nie spodziewali, że Francuzi sami dadzą im tą szansę. Już dwa dni po naszym nieudanym szturmie w okolicach Mons zaczęli się pojawiać zwiadowcy. Część udało nam się złapać, część od razu zabić, ale niestety niektórzy nam umknęli i wróg stopniowo zbierał informacje na temat naszych sił i planów obrony. Jako, że Węgrzy byli pod moim zwierzchnictwem to, mimo że ich dowódca miał teoretycznie wyższy stopień to tak naprawdę podlegał mi. Dzięki temu mogłem rozporządzać siłami naszych sojuszników jak uważałem za słuszne, co bardzo ułatwiało pracę przy planowaniu obrony na wypadek ewentualnego ataku. Takowego się spodziewałem w najbliższych dniach a wszystko przez rzeczonych już wcześniej zwiadowców. Wielokrotnie meldowałem do dowództwa ze należałoby podesłać mi jakieś dodatkowe siły, bo mając zaledwie trzy dywizje mogę wiele nie zdziałać, jeśli wróg znów zastosuje taktykę zmasowanego ataku. Obiecano mi, że coś podeślą. Piętnastego czerwca przybyła do nas dywizja generała Heinz Guderiana Właściwie to nie można jej było nazwać dywizją. Ludzi i sprzętu miał on tyle, co węgierski pułk zmotoryzowany, no może trochę więcej. Na razie musiało mi to wystarczyć.
    -Czy Guderiana to nie ten, co opracował Blitzkrieg?
    -Tak to ten sam. Twórca podwalin nowego sposobu walk.
    -No nieźle. Musiałeś się pewnie nieźle stresować przy nim.
    -Starałem się nie, aby nie wyjść na jakiegoś nowicjusza. Atmosfera odpoczynku i rozluźnienia trwała do osiemnastego czerwca, kiedy to tak jak myślałem Francuzi zmasowanym atakiem uderzyli na nasze pozycje. Mi żołnierze jakby na to czekali. Nie odpuszczali praktycznie w ogóle. Niektórzy jak potem się doczytałem w raportach walczyli jak szaleńcy. Mimo to widziałem potrzebę wycofania się, ponieważ nie było szans abyśmy się obronili. Już miałem wydać rozkaz odwrotu, gdy wtem z naszego prawego skrzydła można było usłyszeć kanonadę dział a chwilę później na polach dzielącym nasze pozycje od zbliżających się Francuzów zaczęły spadać pociski artyleryjskie. Gdy zażądałem raportu, kto strzela dowiedziałem się, że to dwie dywizje SS skierowane, aby nam pomóc właśnie przybyły
    *. Ich żołnierze od razu rozpoczęli atak, na lewe skrzyło Francuzów. Tempo w jakiem je przeprowadzili nawet mnie zaskoczyło. Wróg był osłupiały i po chwili rozpoczął odwrót, mimo że posiadał większe siły.

    [​IMG]

    -Muszę przyznać, że moi żołnierze chyba poczuli jakąś urazę na ich ego, bo od razu zaczęli mnie wypytywać, kiedy będzie jakaś bitwa, bo chcę udowodnić, że nie są gorsi od SS-manów. To już zaczęło mnie zastanawiać, bo nie było to normalne, aby ludzie chcieli krwi, cierpienia, bólu i śmierci.
    -No nie jest to normalne. Masz rację. A czekaj, co się w tym okresie wydarzyło na Węgrzech?
    -A nie wiem. Pamiętam tylko ze dzięki współpracy z Guderianem szybko ukończyłem prace na „węgierskim blitzriegiem”


    [​IMG]

    -A coś jeszcze?
    -Nie wiem. Nie miałem czasu się tym zajmować, bo cały czas jak nie Francuzi nas to my ich atakowaliśmy, więc wiesz.
    -Aha no dobra i co się działo dalej.


    Umowa zawarta z Niemcami, o której dziadek nie wiedział.
    [​IMG]

    ==========
    *-na screenie ich nie ma, bo się pojawiły w ostatniej chwili i nie zdążyłem zrobić fotki. Przeprasza

    =====================================
    Mam nadzieję, że się podoba. Nie jest może historycznie, ale myślę, że to nawet lepiej a wy jak sądzicie?
     
  15. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XIV
    Fall Gelb w pełni (2)
    16.06.1940 – 16.07.1940


    -Dalej? To poczekaj muszę sobie przypomnieć, aby ci nie namieszać. Potem chyba uderzyliśmy na… a tak pamiętam. To było chyba dwudziestego trzeciego czerwca. Zaraz po tym jak Holandia skapitulowała. Nasze wojska ponownie przeprowadziły atak na Ghent. Tym razem atak się nie załamał i zdziesiątkowani Francuzi musieli wycofać się z ostatniego ważnego miasta Belgii. Spora ich część dostał się do naszej niewoli. Kiedy jechałem do sztabu pamiętam że mijałem jedną z kolumn jeńców. Wyglądali szczerze mówiąc żałośnie. Mundury jakieś takie stare, poszarpane i zniszczone, ale pomimo tego dalej burzliwie rozmawiali na jakieś bliżej mi nieznane tematy. Idąc swoim luźnym krokiem rozmawiając jeden przez drugiego i ciągle gestykulując można by pomyśleć, że oni nie idą do niewoli tylko gdzieś na jakiś spacerek. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że tym razem to oni muszą przegrać wojnę.

    [​IMG]

    -Po zwycięstwie pod Ghent skierowaliśmy się na południowy-zachód, aby przełamać front pod Lille. Udało nam się to bez większych problemów. Francuzi byli tak zaskoczeni najpierw kapitulacją Holandii potem błyskawicznym atakiem na, Ghent że gdy uderzyliśmy na miasto uciekali praktycznie bez walki. Na jego obrzeżach znajdowało się lotnisko wojskowe, z którego startowały myśliwce osłaniające ich bombowce i atakujące nasze maszyny. Tam też popłoch był ogromny słyszałem, że gdy nasi wjechali na lotnisko to w hangarach stało jeszcze chyba z dwadzieścia parę maszyn gotowych do startu a ich piloci pili kawę.
    -Co? Jak to?
    -Tak to. Nikt im nie powiedział, aby uciekali a odgłosy kanonad artylerii uznali za nie groźne. Wszystkie samoloty zniszczono a pilotów odesłano do obozów jenieckich. Po tym sukcesie front na chwile zamarł. Masowo dostarczano do nas zaopatrzenie i uzupełnienia. Dowództwo wiedziało chyba, że takiej okazji nie można zaprzepaścić i sukcesy z końca czerwca mogą pozwolić wyjść z impasu, jakim robił się powoli front zachodni. Pierwszego lipca była piękna, słoneczna pogoda. Wspiąłem się na wzgórze i przez lornetkę obserwowałem równinę przed nami. To właśnie tego dnia rozpoczęła się nasza wielka ofensywa, w której nie chwaląc się moja dywizja odegrała kluczową rolę. Za wzniesieniem czekały moje czołgi, piechota oraz dwie dywizje węgierskie. Dodatkowo jakiś kilometr w prawo i z dwa w lewo znajdowały się inne dywizje niemieckie. Łącznie piętnaście dywizji dobrze wyposażonych i przeszkolonych żołnierzy. Na równinie pośród pól znajdowało się miasteczko Amiens i kilka wsi a za nimi droga na Paryż. Opór nam miało stawić jak donosił wywiad sześć dywizji dopiero, co wycofanych z innych odcinków frontu. Okolica wyglądała na bardzo spokojną. Nadałem do dowództwa, ze jestem gotowy a w odpowiedzi usłyszałem kanonadę dział. Ponownie spojrzałem przez lornetkę i wtedy dopiero zobaczyłem jak Francuzi biegają po mieście. Wyglądali jak mrówki, kiedy rozgrzebie im się mrowisko. Totalna panika. Ostrzał trwał około pięciu minut i gdy tylko się skończył ruszyłem do ataku. Wywiad tym razem się nie pomylił i rzeczywiście przeciwko nam walczyły jakieś wycieńczone oddziały francuskie. Bitwa nie trwała długo i zakończyła się wielkim sukcesem.


    [​IMG]

    -Zdziesiątkowaliśmy i tak już nieźle przetrzebione oddziały francuskie a te dywizje, którym udało się uciec „rozjechały się” się na boki otwierając nam drogę na Paryż.
    -Co masz na myśli mówiąc, że „rozjechały się” na boki?
    -Nie wycofywały się do stolicy tylko na północ lub południe, przez co powstała dziura w obronie francuskiej, której nie omieszkałem wykorzystać.- Tu dziadek zrobił minę wyraźnie dumnego z siebie.- Od razu jak tylko dostałem potwierdzenie, że przed nami nie ma żadnych sił wroga ruszyłem na stolicę. Dotarłem tam już czwartego lipca. Miasto poddało mi się bez żadnych problemów a władze miejskie uznały moje jako przedstawiciela III Rzeszy zwierzchnictwo. Jednym słowem zająłem stolicę Francji.


    [​IMG]

    -Jeszcze tego samego dnia dotarły do miasta dywizje węgierskie. Wykorzystując fakt totalnej dezorganizacji w dowództwie francuskim postanowiłem uderzyć na Auxerre gdzie znajdowały się dwie, rezerwowe dywizje piechoty. Dlaczego akurat to miejsce chciałem zaatakować? W Auxerre znajdowało się kolejne lotnisko wojskowe, z którego Francuzi wysyłali swoje samoloty w niebo. Zajęcie go byłoby bardzo dużym sukcesem propagandowym no i jakby na to nie patrzeć pomogłoby naszemu lotnictwu. Dwie godziny po przybyciu Węgrów ruszyłem z moimi ludźmi na wroga. Sojusznicy mieli nas wspierać w tym wypadzie pilnując cały czas miasta.
    -W wypadzie? Mówisz tak jakbyś szedł do sklepu po chleb a nie po to, aby zająć wrogie lotnisko.
    -Chodziło mi o to, że nie planowałem zając tego miasta i bronić się do upadłego. Moim celem było szybko wbić się na lotnisko zniszczyć, co się da i wrócić do Paryża.
    -I, co udało się?
    -Tak. Muszę przyznać, że zaskoczenie i dezorientacja to chyba cechy narodowe Francuzów. Przy tym ataku też wpadli w panikę i nie byli w stanie nic zrobić przeciwko nam. Walki trwały jakieś dwie, trzy godziny i tak jak planowałem zakończyły się zniszczeniem lotniska, maszyn i czego tam się jeszcze dało oraz naszym błyskawicznym odwrotem.

    [​IMG]

    -Dowództwo pochwaliło mnie za inicjatywę i poinformowało o przyznaniu mi Krzyża Żelaznego II Klasy.
    -No to nieźle. Co nie?
    -No było mi bardzo miło i zmotywowało mnie to do dalszego działania. Dodatkowo zostałem poinformowany, że muszę wytypować kilkunastu oficerów i pod oficerów do nominacji do Krzyża Żelaznego I Klasy a ci z kolej muszą wytypować dowódców poszczególnych plutonów i innych mniejszych związków do awansu, co również w pewnym sensie było dla mnie wyróżnieniem, ponieważ oznaczało, że naczelne dowództwo uznało nie tyle mnie osobiście odpowiedzialnego za sukces, ale całą dywizję.

    [​IMG]

    -Z awansami i odznaczeniami przybył również rozkaz wymarszu w stronę Dieppe. Mieliśmy wzmocnić obronę dopiero, co zajętego miasta i przygotować się do dalszych etapów ofensywy. Dotarliśmy tam już dziewiątego lipca i otrzymaliśmy do obrony sektor powiedzmy od strony Paryża a więc stojąc przodem do Francuzów to po lewej stronie od miasta. Trzeba przyznać, że teren był bardzo sprzyjający obronie, ale ewidentnie nie nadawał się do działań ofensywnych. Niby był on równinny jednak wysokie żywopłoty, jakie oddzielały poszczególne posiadłości nie pozwalały prowadzić szybkich ataków. Znaczy wiesz. Nie pozwalały. Jeśli ktoś nie umiał atakować to obszar ten się nie nadawał dla nie go natomiast dla nas i naszych czołgów nie był to większy problem. Chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o wrogu organizowałem, co nocne wypady denerwując tym chyba Francuzów, którzy cięgle gdzieś byli atakowani i nigdy nie wiedzieli czy jest to konkretny atak czy też nie. Prawdziwa bitwa rozpoczęła się dopiero dwunastego lipca, kiedy to naszych jedenaście dywizji rozpoczęło zmasowany atak na miasto La Havre. Walki trwały nie przerwanie dwa dni i kto wie czy nie zakończyłaby się naszą porażka, ale na szczęście przybył Feldmarszałek von Rundstedt z dziewięcioma dywizjami, jakie znajdowały się pod jego dowództwem. Szybko przełamaliśmy obronę na południe od miasta i szerokim łukiem zaczęliśmy je okrążać. Francuzi bojąc się okrążenie wycofali się.

    [​IMG]

    -Następnie idąc za ciosem pokonaliśmy ich pod Caen i szesnastego lipca uderzyliśmy na Avranches aby odciąć Cherbourg. Wróg nie stawiał zbytniego oporu dlatego też po kilku godzinach walk wygraliśmy a ja skierowałem moje czołgi w stronę portu. Niestety uprzedziła mnie jedna z dywizji SS. Chcieli się popisać zajmując ważny port a zamiast tego mogli jedynie pochwalić się tym, że ich żołnierze złupili kilka piwnic pełnych butelek wina, po czym po ich opróżnieniu urządzili sobie polowanie na mieszkańców. Co ciekawe aby dodatkowo uatrakcyjnić sobie zabawę ganiali ich czołgami i samochodami pancernymi. Jak się za pewne domyślasz nie spodobało się to dowództwu i wyciągnięto wobec nich surowe konsekwencje.

    [​IMG]

    -W czasie naszej spektakularnej ofensywy, kiedy to węgierskie dywizje zdobywały cenne doświadczenie w tym jak się prowadzi współczesną wojnę u nich w kraju sformowano dwie nowe dywizje. Jedna to była tradycyjna dywizja piechoty doposażona w brygadę artylerii.

    [​IMG]

    -Natomiast druga to była utworzona na wzór pierwszej dywizja zmotoryzowana, którą również doposażono w saperów.

    [​IMG]

    -Węgrzy odnotowali również kolejny sukces technologiczny. Na początku lipca ukończyli pracę nad pierwszym modelem czołgu średniego. Nazwali go Turen I i rozpoczęli produkcję maszyn, które miały utworzyć trzy nowe dywizje.

    [​IMG]

    -Z tego, co wiem to podpisali oni również umowę z Włochami, którzy już oficjalnie przyłączyli się do wojny po naszej stronie. Szczegółów umownie znam, ale znając Włochów to cudów nie było.

    [​IMG]

    ==============================================================
    Wiem, wiem. Jak zwykle trzeba było długo czekać a cudów wielkich nie ma. Niestety nic na to nie poradzę, że piszę tylko gdy mam wenę i jakiś pomysł( teraz doszedł jeszcze WoT :D). To właśnie, dlatego tak długo się schodzi z kolejnymi odcinkami. Mam jednak nadzieję, że jesteś w stanie mi wybaczyć tak powolne wydawanie odcinków.

    Mam jeszcze pytanie czy wolicie aby zdjęcia na grafikach miały czarne obwódkę (tak jak w ostatnich dwóch bitwach) czy może tak jak do tej pory aby ich nie miały??
     
  16. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XV
    Podsumowanie Fall Gelb
    16.07.1940 – 10.08.1940

    -Dwa dni po tym jak wygraliśmy pod Avranches a SS-mani zajęli Cherbourg dostaliśmy rozkaz o wstrzymaniu walk, ponieważ Francja wystosowała prośbę o rozpoczęcie rokowań pokojowych. Właściwie to wcale im się nie dziwię. Stolica zajęta, na północy frontu praktycznie nie było a jedynym nadal silnie bronionym obszarem była linia Maginota, którą stopniowo okrążaliśmy. Negocjacje rozpoczęły się dwudziestego lipca w Compiegne w tym samym wagonie, w którym 22 lata wcześniej Niemcy podpisali rozejm kończący I wojnę światową, przedstawiciel dowództwa pokonanych wojsk francuskich gen. Charles Huntziger podpisał w obecności Adolfa Hitlera i dowódcy Lufftwaffe marszałka Rzeszy Hermanna Goeringa oraz szefa OKW gen. Wilhelma Keitla zawieszenie broni na warunkach przedstawionych przez gen. Alfreda Jodla.* Kapitulacja zakładała natychmiastowa zawieszenie broni oraz poddanie się wszystkich wciąż istniejących oddziałów wroga. Utworzono również Francję Vichy, która jak łatwo się domyślić była całkowicie uzależniona od Niemiec.

    [​IMG]

    -A jak ty wyszedłeś na tej kampanii dziadku?- Zapytał Marek.
    -Ja? A jak ja mogłem wyjść. Moim zdaniem bardzo dobrze. Zostałem odznaczony, co oznacza, że zauważyli mnie w sztabie, zdobyłem cenne doświadczenie a o moim stylu dowodzenia stało się głośno.
    -Jakim stylu?
    -Stylu przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka.- Dziadek wybuch śmiechem.- Chodzi mi oczywiście o wykorzystywanie wszelkich możliwych luk w obronie przeciwnika i atakowaniu w nie nawet, jeśli nie ma rozkazu z dowództwa. Moją dywizję pod koniec kampanii w Francji zaczęto nazywać dywizją duchów, bo mało, kto wiedział gdzie teraz jest i gdzie uderzy. Takie działanie z jednaj strony podobało się dowództwu z drugiej jednak strony budziło pewne wątpliwości.
    -Dlaczego?
    -Nikt nie chce mieć w swojej armii oszołoma, który jest nie obliczalny.
    -Ale przecież ty nie jesteś taki.
    -No nie jestem, ale niektórzy obawiali się, że mogę się nim stać, jeżeli tak dalej pójdzie.
    -No i co w związku z tym.
    -Nic.- Dziadek uśmiechnął się.- Trzeba przyznać, że miałem niezłe plecy na samym szczycie hierarchii dowodzenia. Wiesz wszystko dzięki misji w Polsce i mojej działalności na Węgrzech.
    Aha.- Marek powiedział to z wyraźnym podziwem.


    [​IMG]

    -Nieźle poszło też Węgrom. Ich dowódca, który był jednym z moich „uczniów” zdobył sporo cennego doświadczenia, które jak się później miało okazać, bardzo pozytywnie wpłynie na jego zdolności dowódcze. Również sami żołnierze dostali wiele odznaczeń i awansów, co nie tylko podniosło ich morale, ale i uwidaczniało, że dowództwo ceni sobie weteranów.

    [​IMG]

    A oto kolejny prezencik dla moich wiernych a przed wszystkim cierpliwych czytelników
    [video=youtube;UZY7MvC2RY8]http://www.youtube.com/watch?v=UZY7MvC2RY8[/video]
    ======================================
    *- fragment zaczerpnięty z Wikipedii.
    AAR był, jest i będzie puki dziadek nie skończy opowiadać swojej historii lub nie rozsadzi mi kompa:pWięc nie martw się Snufkin. Przepraszam że tak długo, ale były dwa powody tego opóźnienia. Pierwszy to World of Tanks i mój tygrysek a drugi to ten filmik, z którym miał trochę zachodu. Szkoły i takich rzeczy nie liczę oczywiście choć one czasu zeżarły chyba najwięcej :p
     
  17. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XVI
    Dyplomacja działa, ale nie zawsze
    10.08.1940 – 12.10.1940


    -A no i zapomniałbym. Ach ta starość chyba zaczyna po woli mnie toczyć skleroza.
    -Dziadku, co się stało?
    -Nic po za tym, że pominąłbym fakt kursu, na jaki zostałem wysłany po wygranej z Francją.
    -Co to za kurs był?
    -Tak jak ci mówiłem pod koniec kampanii zaczęto moją dywizję nazywać „Dywizją Duchów”. Przydomek osiągnęliśmy dzięki temu, że nikt, często nawet moje dowództwo nie wiedziało gdzie się aktualnie znajdujemy ani gdzie zaatakujemy. Po zakończeniu kampanii dostałem propozycję udziału w kursie, który pomógłby mi rozwinąć moje zdolności „ukrywania „moich oddziałów.
    -Brzmi interesująca. O co w tym konkretnie chodziło?
    -Yyyyyy- Dziadek starał się sobie przypomnieć.- Nie wiem. Było coś z fałszywymi komunikatami o pozycji i stanie sił oraz inne tego typu rzeczy. Nie powiem, co dokładnie, bo nie mogę sobie przypomnieć. Grunt, że kurs przeszedłem i zdałem bardzo dobrze a co za tym idzie znałem kilka użytecznych sztuczek na zaskoczenie przeciwnika.- Dziadek uśmiechnął się szeroko.


    [​IMG]

    -Jednak ukończenie przez mnie kursu można powiedzieć, że utonęło w morzu wydarzeń międzynarodowych. Pod koniec sierpnia Węgrzy wystosowali do Niemiec prośbę o zgodę na zajęcie Transylwanii, która to kraina znajdowała się w granicach Rumunii. Jak znam ciebie to zaraz zapytasz „Jak to wystosowali prośbę, przecież byli wolnym krajem?”. Otóż musieli uzyskać zgodę Hitlera, ponieważ Rumunia i Węgry znajdowały się w sojuszu, w którym to III Rzesza grała pierwsze skrzypce. Jeżeli zrobiliby to bez zgody Berlina to mogłoby to się skończyć wkroczeniem Wehrmachtu na teren Węgier a tak byli zabezpieczeni. W razie, czego mogli powiedzieć „Ej no przepraszamy bardzo, ale sam Adolf zgodził się na przyłączenie naszych ziem z powrotem do naszego kraju.” Tak, więc na początku września północna część Transylwanii znalazła się w granicach Węgier.

    [​IMG]

    -Jednak ci chcieli odzyskać cały region, dlatego też trzy dni po podpisaniu pierwszej umowy przywódcy obu państw w obecności Niemieckiego przedstawiciela podpisali aneks do powyższej umowy, w którym to Rumunia zrzekła się na korzyść Węgier reszty terenów spornej krainy. Takie postępowanie przywódcy Rumunii nie spodobało się generalicji tego państwa i w połowie września wszczęli oni bunt. Na ich nieszczęście zbyt mała część armii się do nich przyłączyła i tak samo szybko jak się zbuntowali tak samo szybko zostali rozstrzelani.

    [​IMG]

    -No to ciekawie zaczęło się na Bałkanach robić. Węgry zaczęły wyrastać na mocarstwo tego regionu.
    -Jakieś ¾ ich rozrostu mamy już za sobą. Teraz już z górki.- Dziadek znów się uśmiechnął, na co Marek odpowiedzieć równie sympatycznym wyrazem twarzy.
    -Jednak zanim do tego przejdziemy musze ci opowiedzieć, co jeszcze się wydarzyło tym czasie. Otóż Niemcy, Włochy i Japonia podpisały Pakt Trójprzymierza. Był to kolejny z dokumentów pogłębiający współpracę pomiędzy trzema mocarstwami a co za tym idzie zwiększający siłę sojuszu.

    [​IMG]

    -A czy Węgrzy zorganizowali sobie w tym czasie jakieś nowy dywizje.- Zapytał Marek chcąc trochę zmienić temat.
    -Tak udało im się sformować dwie nowe dywizje. Jedną to było piechota zmotoryzowana i ona dołączyła do ich szybkiego korpusu.

    [​IMG]

    -Natomiast druga to zwykła piechota wsparta brygadą artylerii i ona natomiast została dołączona do korpusu „speca od artylerii”. Pamiętasz gościa?
    -Tak kojarzę go.- Skłamał Marek.

    [​IMG]

    -No to wszystko. Niestety ich przemysł nie pozwalał na większe inwestycje. Pod koniec września ukończyłem dostosowywanie naszej „Doktryny elastycznej obrony” do możliwości węgierskich. Wziąłem sobie wtedy też wolne na jakiś czas od tych teoretycznych zagadnień. Węgrzy nie mieli mi nic za złe, ponieważ wiedzieli, że skoro nie mam badań z Niemiec to ciężko mi będzie coś ociągnąć a płacić by musieli. Skupili się na jakimś innym ważnym dla nich zagadnieniu.

    [​IMG]

    -A, co ty w tym czasie robiłeś?
    -Wizytowałem moje pododdziały, przeprowadzałem małe manewry i różne takie rzeczy, aby moi ludzie mimo przerwy nie zapomnieli jak się walczy. Również pod koniec września ożywiła się współpraca na linii Rzym-Budapeszt.
    -Ale dziadku mnie to mało interesuje.
    -A chcesz wiedzieć jak Węgrzy rozrośli się do miana małego mocarstwa?
    -No chcę.
    -No to nie dyskutuj tylko słuchaj. Pierwszą tego oznaką była złożona przez Włochów propozycja wymiany handlowej. Przekazali oni tym samym Węgrom plany dywizji górskiej. W zamian nie oczekiwali nic po za ewentualnym wsparciem Gdyby Włosi go potrzebowali w najbliższym czasie. Węgrzy się zgodzili nie sądząc, aby mogli w jakiś sposób wesprzeć Włochów, bo niby gdzie? W Afryce?

    [​IMG]

    -Nie wiedzieli, że ich pomoc będzie potrzebna jeszcze w ciągu miesiąca.
    -Jak to?
    -Otóż kilka dni po podpisaniu tej umowy Banito wypowiedział wojnę Grecji. Co oznaczało rozszerzenie się wojny na teren Bałkan. Jeszcze nie bezpośrednio na Węgry, ale Władze w Budapeszcie wiedziały, że to tylko kwestia czasu.

    [​IMG]

    -Co ciekawe nie zamierzali się wycofywać z obietnicy a wręcz przeciwnie postanowili to wykorzystać i wysunąć żądani terytorialne wobec Jugosławii. Duce wiedząc, że Węgrzy mogą mu się jeszcze przydać zwłaszcza, że sam tez miał żądania wobec Jugosławii postanowił ich poprzeć. Nie chętne do kolejnego frontu Niemcy zostały praktycznie postawione przed faktem dokonanym, ponieważ gdy tylko rząd w Belgradzie odrzucił pretensje Węgrów ci ogłosili pełną mobilizację. Co prawda ich armia i tak już była w pełni zmobilizowana ale chcieli chyba w ten sposób przekonać Jugosławię, że są gotowi do zbrojnego zagarnięcia ziem.


    [​IMG]

    -I, co było dalej? Jugosławia ustąpiła czy doszło do konfliktu?
    -To nie wiesz? Nie uczyli was tego?
    -Może i uczyli, ale nie słuchałem.- Przyznał szczerze Marek.
    -No to jak nie słuchałeś to musisz poczekać zresztą i tak byś musiał, bo idę do kuchni po coś do zjedzenia. Przynieść ci coś?
    -Dziadku. Ty tylko jesz i jesz.
    -Ale za to, jaką formę mam.- Dziadek uśmiechnął się szeroko.- To jak chcesz coś?
    -Nie dzięki poczekam.


    =========================================
    Ze względu na fakt, że niektórzy upominają się o odcinek a administracja straszy zamknięciem wstawiam kolejny okres mojej rozgrywki:) Ma nadzieje, że miło się czytało:)
     
  18. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XVII
    Gdzie kończy dyplomacja, tam wkracza armia.
    12.10.1940 – 01.12.1940


    Po około dziesięciu minutach dziadek wrócił z talerzem pełnym kanapek.
    -No to jak to było z tą Jugosławią?
    -Po ogłoszeniu przez Węgrów mobilizacji to samo uczynili Jugosłowianie niestety ich archaiczna armia nawet jeżeliby liczyła dwa razy więcej ludzi to nie mogła się porównywać do armii węgierskiej, która systematycznie była modernizowana i rozwijana. Trzy dni później pierwsze oddziały Węgrów przekroczyły granice sąsiada. Wojna na Bałkanach wkroczyła w decydującą fazę.


    [​IMG]

    -Moje pierwsze walki rozegrały się niedaleko miejscowości Bjelovar gdzie razem z trzema dywizjami węgierskimi sforsowałem rzekę i pokonałem oddziały przygraniczne wroga.
    -A jak wyglądała bitwa?
    -Powiem ci, że nie była jakaś spektakularna. Zaraz po zbudowaniu przez saperów mostu szybko przeprawiłem moje czołgi i zająłem kilka kluczowych pozycji, aby ubezpieczać przeprawę piechoty. Szło im całkiem nieźle, gdy nagle odezwały się jugosłowiańskie działa. Ostrzał nie był długi, ale wprowadził u nas niezłe zamieszani. Węgrzy od razu odpowiedzieli ogniem i jak się po bitwie okazało, mimo że strzelali praktycznie na ślepo to zdołali trafić w pozycje wroga i wywołać tam większy popłoch niż oni u nas. Gdy skończyli przeprawę ruszyliśmy do ataku. Oni prowadzili główne natarcie ja natomiast objechałem wroga bokiem. Perspektywa okrążenia zmusiła przeciwnika do odwrotu. I już trzy godziny po przekroczeniu rzeki zajęliśmy miasteczko a ja z moimi ludźmi ruszyłem w stronę Zagrzebia.


    [​IMG]

    -Miasto poddało się bez walki, dlatego przejechałem prze nie praktycznie nie zatrzymując się. Celem mojego rajdu byłą nadmorska miejscowość Rijeka. Jeżeliby ją zajął odciąłbym kilka dywizji wojsk Jugosławii znajdujących się na północy. Uderzyłem na miasteczko i okolice nocą, przez co uzyskałem efekt zaskoczenia. Jednak wróg miał spora przewagę w ludziach. Walki trwały praktycznie cała noc. Jeżeli gdzieś się przełamywałem to gdzie indziej musiałem się zacząć cofać. W końcu około ósmej nad ranem. Ósmej? Tak ósmej.- Dziadek ewidentnie starał się sobie przypomnieć konkretną godzinę a widząc minę wnuczka dodał.- Tak to była ósma, bo już chciałem siadać do śniadania, gdy wpadł goniec i powiedział, że na północ od miejscowości czołgiści wreszcie przełamali ostatecznie obronę wroga i okrążają resztki broniące się w mieście. Ten moment był kluczowym dla całej bitwy, bo zaraz potem, padło południowe skrzydło obrony i bitwa była już praktycznie wygrana.


    [​IMG]

    Po zajęciu miasta okopaliśmy się i czekaliśmy na dalsze rozkazy. Te nadeszły już niecałe trzy dni później.
    -A jak ona brzmiały.
    -Mieliśmy posuwając się wzdłuż wybrzeża zajmować kolejne miasta nadmorskie. A następnie skierować się w stronę Podgoricy gdzie z tego, co donosił wywiad wycofał się rząd Jugosławii. W miedzy czasie mieli do nas dołączyć Węgrzy z swoim szybkim korpusem i siłami dwóch dywizji pancernych oraz dwóch zmotoryzowanych mieliśmy zająć miasto. Na wzgórza jakieś cztery kilometry od miast dotarliśmy sześć dni później po drodze pokonując nieznaczne siły wroga. Zajęliśmy najdogodniejsze pozycje i gdy wszystko było zapięta na ostatni guzik ruszyliśmy do ataku. Na nasze nieszczęście wróg był bardzo dobrze okopany przy okazji wykorzystując sprzyjające obronie wzgórza oraz poszczególne szczyty gór. Walki trwały około dwóch dni w ciągu, których mimo naszych szczerych chęci nie udało nam się przełamać obrony miasta.


    [​IMG]

    -W miedzy czasie wspierające Węgrów i Włochów oddziały niemieckie i bułgarskie pokonywały kolejne resztki armii Jugosławii w Macedonii oraz południowej Serbii. Wojna z Jugosławią skończyła się 12.11.1940 zwycięstwem państw Osi
    .

    [​IMG]

    -Najwięcej terytoriów zyskały oczywiście Węgry, ale i Włochom sporo się dostało, ponieważ w ramach rezolucji pokojowych dostali oni całe wybrzeże Jugosławii od terenów Słowenii po granice z Albanią. Swoją część wzięli oczywiście również Niemcy, ale i Bułgarom coś przypadło.


    [​IMG]

    -Tydzień po zaanektowaniu Jugosławii padła Grecja. Fakt ten zakończył działania wojenne na Bałkanach na blisko cztery lata. Nie mówię tu oczywiście o jakichś buntach i powstaniach, jakie to ciągle urządzali Jugosłowianie, ale o walkach regularna armia kontra regularna armia.

    [​IMG]

    -Tak jak ci wspominałem to był też moment szczytowej potęgi Węgrów. Ich kraj praktycznie wrócił do granic sprzed wojny a nawet powiększył się o nowe ziemie. Ich armia była chyba najnowocześniejszą w tym rejonie z dobrze zaprawionymi w boju żołnierzami. Pamiętam, że podczas wielu rozmów w sztabie, kiedy mówiono o Węgrzech to wielu naszych generałów twierdziło, że ich armia mimo ze mniejsza to wydaje się lepiej zorganizowana od włoskiej. Inni odważali się nawet twierdzić, że Węgrzy są gwarantem stabilności na Bałkanach oraz tego, że Rumunia i Bułgaria pozostaną w Osi. To był dla nich piękny okres. Hitler w podzięce za „zaopiekowanie się” Jugosławią podpisał z nim umowę, w której Rzesza za nic dosłownie nic oddawała im kilka ważnych odkryć technologicznych. Ogólnie żyło im się lepiej.

    [​IMG]

    -Ich zespoły naukowców po długich staraniach wymyślili w końcu jak można skrócić budowę takich obiektów wojskowych jak lotniska, umocnienia lądowe i nadbrzeżne. Co powiem już nie długo miało im się bardzo przydać.


    [​IMG]

    -Już niedługo? Co masz namyśli?
    -Dowiesz się w swoim czasie.
     
  19. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XVIII
    Powoli, powoli i bach.
    01.12.1940 – 03.02.1941


    -No to, co z tymi umocnieniami. Kiedy i gdzie ich potrzebowali?
    -Oj powiedziałem ci, że będą ich potrzebowali a ty już: Kiedy? Gdzie? Przeciwko komu?
    -Właśnie: Przeciwko komu?
    -Do budowy umocnień jeszcze wrócimy. Teraz chcę ci opowiedzieć o innym, ale również ważnym wydarzeniu.
    -Jakim?
    -O pierwszy powstaniu w Jugosławii.
    -Marek!- Odezwał się głos taty gdzieś sprzed pokoju.- Jedziemy! Koniec zamęczania dziadka pytaniami.
    -Za chwile!- Odkrzyknął chłopak.- Dobra dziadku opowiadaj.
    -Ale..
    -Oj tam, opowiadaj.
    -Dobra powiem ci jak do niego doszło a jak przyjedziesz znowu to dokończę. Wszystko zaczęło się zaraz po zakończeniu kampanii w Jugosławii. Każdy myślał, że będzie spokojnie i nie będzie żadnych problemów. Węgrzy przesunęli praktycznie wszystkie swoje siły pod granice z ZSRR pozostawiając dwie dywizje piechoty w Belgradzie. Można powiedzieć, że w kraju była cisza i pokój. Podpisano dwie ważne dla Budapesztu umowy z III Rzeszą.


    [​IMG]

    -Oraz ukończono prace nad z tego, co pamiętam moździerzem i karabinem maszynowym dla piechoty. Poprawiono też trochę taktykę samej formacji. Powiem ci, że wyraźnie podniosło to skuteczność armii węgierskiej. Miałem okazje uczestniczyć w manewrach, z tą nową piechotą i naprawdę spisywali się świetnie.

    [​IMG]
    -No dobra, ale jak doszło do powstania?
    -Marek chodź!
    -Jak się łatwo domyśleć Serbom, Bośniakom i innym narodowościom zamieszkującym dawną Jugosławię nie podobał się fakt podbicia ich. Zaczęli oni organizować grupy rebeliantów, które atakowały nie tylko konwoje węgierskie, ale również niemieckie, atakowały patrole czasami nawet wdawały się w otwarte walki z oddziałami węgierskimi. Nie mieli oni jednak zorganizowanej struktury tak jak na przykład Polacy. Można powiedzieć, że każda narodowość a nawet każdy region miał swoją organizację wyzwoleńczą, dlatego pokonanie ich nie było wielkim wyzwaniem. Jednak już w połowie stycznia 1941 w Serbii pojedyncze grupki zaczęły tworzyć oddziały działające na określonym obszarze, mające hierarchie dowodzenia. Z nimi walka była już cięższa, bo mieli plan działania oraz zaopatrzenie, które do tej pory nie wiem jak dostarczali im Sowieci. Mniej więcej od 20 stycznia ataki partyzantki serbskiej znacząco się nasiliły. Na początku lutego jeden z oddziałów węgierskich patrolował jakąś wieś, gdy został zaatakowany. Zginęło coś koło pięciu żołnierzy a sześciu zostało rannych czy coś takiego. Węgrzy w odwecie nocą okrążyli wieś i ją spacyfikowali paląc większość domów i pozostawiając przy życiu praktycznie tylko kobiety i dzieci. Dodatkowo Hitler nalegał, aby Budapeszt zrobił coś z tą partyzantką, bo jego oddziały w Macedonii nie dostają całego wysyłanego do nich zaopatrzenia. To się uznaje za główne przyczyny represji wobec Serbów a co za tym idzie wybuchu powstania.
    -Marek!
    -Już idę! Dobra, to już wiem. Kiedy znów przyjadę to mi opowiesz, co i jak tam się działo ok.?
    -Ok.


    [​IMG]

    Marek wstał z fotela i szybko pobiegł założyć buty. Chwile później siedział w samochodzie i machał dziadkom na pożegnanie.



    Tutaj taki mały gratis, którego pomyślałem, że nie będę na upartego d odcinak wstawiał:)
    [​IMG]
    nowa dywizja pancerna
    [​IMG]
    I dowód na to, ze nie skończyłem z SS na trzech dywizjach tylko powstają kolejne:)
    =========================================================
    Odcinek krótki, ale za to szybciej niż ostatnio wydany:) Mam nadzieje, ze się podoba:D

    Od miesiąca nie pojawił się nowy odcinek więc zamykam aar. W razie chęci kontynuowania skontaktuj się z którymś z moderatorów działu.
    Pozdrawiam, N.
     
  20. Milka

    Milka Ten, o Którym mówią Księgi

    Odcinek XIX
    Pierwsze powstanie w Jugosławii
    03.02.1941 – 13.03.1941


    Jakiś czas później Marek przyjechał do dziadka na dłużej. Wakacje trwały w najlepsze dlatego namówił rodziców, że chce je spędzić u niego. Babcie jak zwykle przywitała go na werandzie a weteran na piętrze ścierając kurze z pułki.
    -Cześć dziadku!- krzyknął Marek jak tylko wszedł do pokoju.
    -Cześć, cześć co tak krzyczysz? Stało się coś?
    -Nic tak po prostu chciałem się z tobą przywitać.
    -A ciszej nie można?- zapytał dziadek.
    Marek w pierwszym momencie nie wiedział czy dziadek się złości czy żartuje ale po chwili kiedy zobaczył lekki uśmiech na jego twarzy zrozumiał, że była to świetna gra aktorska.
    -Co tam u Ciebie?- Zapytał Marek również się uśmiechając.
    -A nic. Siedzę i ścieram kurze bo babcia mi kazała.
    -He he.- Marek z wyraźnym przerysowaniem zaśmiał się no co dziadek spojrzał na niego złowieszczym wzrokiem.- Taki weteran jak ty i pozwalasz aby babcia Ci rozkazywała.
    -Babcia zawsze była i jest dla mnie najważniejsza dlatego słucham się jej rozkazów. Podobnie zresztą było w lutym 1941.
    -A właśnie nie skończyłeś mi opowiadać jak się potoczyły wydarzenia na Bałkanach.
    -To Ci opowiem teraz pod warunkiem, że weźmiesz drugą ścierkę i będziesz wycierał regał.
    Marek niezbyt był pocieszony tym faktem ale był bardzo ciekawy dalszych wydarzeń więc zrobił tak jak kazała dziadek.


    Wszystko zaczęło się jak może pamiętasz na początku 1941 dokładnie mówiąc na początku lutego. W Europie można powiedzieć że było pozamiatane. Niemcy razem z sojusznikami panowały nad większością kontynentu. Alianci mieli tylko Wielką Brytanię i Gibraltar. Państw neutralnych było perę na krzyż a te co nie należały do żadnej z wymienionych opcji było pod radziecką dominacją. Dlatego każdy mimo porozumień między Rzeszą a ZSRR każdy spodziewał się konfrontacji obu mocarstw a nawet jeżeli nie to było oczywiste, że główne siły obu państw będą stać na granicy. Węgrzy jako, że posiadali niewielką granicę z Związkiem Radzieckim również skierowali tam wszystkie swoje główne siły pozostawiając w niedawno podbitej Jugosławii zaledwie dwie dywizje piechoty. To stworzyło Serbom dogodną sytuację do powstania.

    [​IMG]
    (Na niebiesko państwa neutralne. Vichy uznałem zgodnie z mechaniką gry za neutralne)

     Do pierwszej bitwy doszło na wzgórzach otaczających miasteczko Novi Pazar. Węgrzy tam stacjonowali a nie w Belgradzie aby zabezpieczyć drogę transportu zaopatrzenia dla wojsk niemieckich w Macedonii i Gracji. Bitwa z przerwami trwała cztery dni a kolejne wzgórza przechodziły z rąk do rąk. Jednak słabe wyszkolenie jednostek węgierskich plus współpraca okolicznej ludności z partyzantami przeważyły na korzyść powstańców i już 08.02.1941 wojska węgierskie musiały wycofać się na północny-wschód.


    [​IMG]

    Tam w mieście Nis Węgrzy postanowili się zreorganizować po czym przypuścić zmasowany atak na nową stolicę powstańców. Niestety dwie dywizje piechoty mimo wsparcia artyleryjskiego nie dały rady pokonać powstańców w bitwie z 14.02.1941, która już 16.02.1941 przerodziła się w kolejną porażkę Węgrów po tym jak załamał się ich atak i powstańcy ściągnęli dodatkowe siły. Ci nie czekając ruszyli z kontrą i 17.02.1941 Węgrzy kierowali się do Belgradu aby tam przygotować się do obrony, poczekać na wsparcie a na końcu uderzyć na buntowników. W między czasie rząd bułgarski zaoferował, że może pomóc Węgrom w Jugosławii a nawet objąć pewien obszar swoją kontrolą tym samym odciążając stacjonujące w Serbii i nie tylko oddziały węgierski. Była to oczywiście subtelna sugestia, że skoro Budapeszt sobie nie radzi to Bułgaria chętnie weźmie część ich nowych ziem dla siebie. Jak łatwo się można domyślić Węgrzy odmówili.

    [​IMG]

    Zwycięstwo i zajęcie miasta Nis zaowocowało zasileniem szeregów powstańców kolejnymi ochotnikami. Raporty, które czytałem z tamtego okresu mówiły, że z samego miasta i okolic do nowej armii Jugosłowian wstąpiło coś koło 3 czy 4 tysięcy mężczyzn i dzieci.


    [​IMG]

    Jak łatwo się domyślić sukcesy na południu zaowocowały bojowym nastawieniem mieszkańców północnej części Jugosławii. Kiedy powstańcy zajęli Uzice bunty wybuchły w Sarajewie i Zanicy tym samym w rękach rebeliantów znalazły się wszystkie kluczowe miasta po za Belgradem.


    [​IMG]

    Na początku marca sytuacja nie wyglądała ciekawie. Powstańcy zajęli większość środkowej i północno-zachodniej strefy okupacyjnej Węgier. Próbowali nawet zajęć Macedonię jednak stacjonująca tam niemiecka dywizja górska zmasakrowała ich atak. Wydarzenie to zaowocowało tym, że Hitler wydał specjalną notę dyplomatyczną do rządu w Sofii w której prosił o udzielenie pomocy militarnej wojskom węgierskim w walce z rebelią. Budapeszt za to dostał notę w której został poinformowany, że „wypadałoby” przyjąć tą pomoc. Będąc w takiej sytuacji obaj mali sojusznicy III Rzeszy przygotowali wspólny plan ataku. Z Belgradu na Sarajewo przy wsparciu piechoty miał uderzyć korpus szybki, który został ściągnięty specjalnie z okolic Presowa. W tym samym czasie dywizja bułgarskie miał zaatakować na Nis.

    [​IMG]

    Tak oto Węgrzy przejęli inicjatywę bo już 06.03.1941 ich wojska były w Sarajewie i szykowały się do ataku na Zanic. Tam jednak gęsta mgła pomogła powstańcom i Węgrzy nie zajęli miasteczka i wzgórz. Zwycięstwo to powstańcy okupili jednak taką ilością krwi, że kiedy niecałą dobę później węgierskie czołgi jechały na ich pozycję Chorwaci nie mieli praktycznie kim bronić swoich szańców. Raporty były dość sprzeczne odnośnie liczby rebeliantów ale wszystkie potwierdzały fakt, że w nocy z 9 na 10 marca miasteczko zostało opanowane.


    [​IMG]

    W tym samym czasie „pechowa” piechota jak zaczęto nazywać dywizje, które do tej pory walczyły z powstańcami razem z Bułgarami zajęła Nis i Nowi Pazar. A dnia 12.03.1941 razem z korpusem pancernym wracającym z Zanic zaatakowała a następnie rozbiła ostanie oddziały Serbsko-Bośniackie a lasach pomiędzy miastem Uzice a wzgórzami na pónocnym-wschodzi. Ta bitwa ostatecznie zakończyła pierwsze powstanie w Jugosławii . Kiedy wojskowi skończyli swoje zadania do działania przeszli politycy. W Budapeszcie powstały dwie koncepcje rozwiązania niepodległościowych zapędów mieszkańców tego regionu. Pierwsza popierana przez Niemcy i Włochy opierająca się na terrorze i odpowiadaniem atakami na ataki i druga preferowana przez większość polityków węgierskich czyli polityka ustępstw w zamian za obietnicę ciszy i spokoju. Logiczne, że Węgrzy nie mieli z kim się tak układać bo Jugosławia nie miała żadnego przedstawiciela a przywódcy powstania już dawno byli rozstrzelani dlatego postanowiono utworzyć rząd składający się głównie z polityków serbskich i chorwackich, którzy ewidentnie byli gotowi współpracować z Węgrami licząc na jakieś profity. Tak oto postało państwo a raczej twór, który nazwano Związkiem Państw Bałkańskich. Niby to było państwo a niby strefa zmilitaryzowana. Niby poszczególne państwa miały swoich przedstawicieli w „rządzie” a niby tylko kilku polityków pod warunkiem zgody Budapesztu decydowało o wszystkim. Jednym słowem coś co niby jest wolne i tylko formalnie połączone z silniejszym sojusznikiem a niby teren nierozerwalnie połączony z silniejszym a tylko formalnie wolny.

    [​IMG]

    Jak łatwo się domyślić to nie mogło się udać ale na pewien okres czasu zapanował na Bałkanach spokój. Co ciekawe Węgrzy dzięki takim działaniom wytrącili Bułgarom z rąk argument, o nie umiejętności panowania nad tym terenem i Bułgarzy mimo swojego zaangażowania poza uściskiem dłoni nic nie dostali.


    Marek tylko siedział i wycierał od piętnastu minut to samo miejsce a kiedy dziadek to zobaczył to się przestraszył, że wnuk lakier starł. Na szczęście do tego nie doszło ale widać było, że chłopak się wyłączył i jeszcze siedzi w Jugosławii razem z Węgrami. Kiedy się „obudził” uśmiechnął się tylko i zapytał:
    -A gdzie w tym wszystkim była nasza babcia.
    -Ano w tym, że w połowie lutego dostałem rozkaz, w którym zostałem poinformowany o skierowaniu swojej dywizji do Belgradu. Babcia jednak poprosiła mnie abym coś wymyślił i nie jechał i tak oto musiałem się nagłowić i kupić kilka butelek najlepszego węgierskiego trunku wysoko procentowego aby zwierzchnicy mi uwierzyli, że nie jestem w tym okresie w stanie ruszyć się z Budapesztu.
    -I niby oni to łyknęli?
    -Wiesz praktycznie każdy z nich chciał być uznawany za konesera dobrych trunków więc kiedy stawiano przed nim dwie butelki specjalności węgierskiej był w stanie na różne rzeczy przymknąć oko.
    Obaj wybuchli śmiechem i wrócili do wycierania kurzu.


    [​IMG]

    ======
    Tak oto wróciłem z AARem. I tak oto kończy się AAR. Niestety gdzieś w sierpniu komp mi nawalił i musiałem oddać go do naprawy a co za tym idzie straciłem wszystko co było związane z AARem. Po za tym odcinkiem który miałem na pendrivie już od bardzo dawna. Powiedziałem jednak kiedyś, że kończę to co zaczynam tak więc kończę mój drugi AAR. Co prawda trochę wcześniej niż planowałem ale co trudno się mówi. I tu się pojawia moje pytanie do was. Osobiście planowałem napisać ten odcinek i epilog ale może jesteście zainteresowani kilkoma odcinkami czysto fabularnymi bez screenów tylko średniej jakości moje opisy i fotki historyczne. Jeśli nie to napiszę w wolnej chwili w święta epilog i będzie można uznać kolejny AAR za skończony. Decyzja należy do was.

    PS sorry za obrazki ale coś mi się musiałem zwalić przy zapisywaniu i nie maiłem jak tego naprawić :(

    Wyczyszczone i zamknięte [N]
     
Status Tematu:
Zamknięty.

Poleć forum

  1. Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam.Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
    Zamknij zawiadomienie